IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Odbudowany most - Page 4

 

 Odbudowany most

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 11, 12, 13  Next
AutorWiadomość
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptyPią Maj 03, 2013 3:17 pm

First topic message reminder :





Po wybuchu i całkowitym zniszczeniu mostu nad Moon River, władze zdecydowały nie oddawać go ponownie do użytku samochodów. Zamiast odnowić stalową, nowoczesną konstrukcję, zbudowano coś w stylu drewnianej kładki, co prawda wciąż łączącej dwa brzegi, ale przeznaczonej tylko dla pieszych. Wzdłuż traktu znajdują się wkomponowane w most ławki i kosze z kwiatami, a na samym środku stoi ogromna tablica pamiątkowa, zawierająca nazwiska i zdjęcia ofiar katastrofy oraz nieżyjących trybutów 75. Głodowych Igrzysk. Konstrukcję oświetla sto sześćdziesiąt osiem żaróweczek, symbolizujących sto czterdzieści osiem poległych w zamachu, oraz dwudziestu zawodników krwawego turnieju.


Pamiętacie jak kiedyś wyglądał most?
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the civilian
Sonea Hastings
Sonea Hastings
https://panem.forumpl.net/t1975-sonea-hastings
https://panem.forumpl.net/t3571-heart-breaker-dream-maker
https://panem.forumpl.net/t3573-sonea-hastings#56065
https://panem.forumpl.net/t1166-she-will-be-loved
https://panem.forumpl.net/t3574-sonea#56066
Wiek : 21 lat
Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów
Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód
Obrażenia : częste bóle brzucha

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptyNie Paź 20, 2013 7:47 pm

W duchu odliczałam sekundy.
To aż dziwne, być tak spokojnym w obliczu własnej nadchodzącej śmierci. Ale jednak byłam jak zaklinowana w klatce tego pełnego niedowierzania spojrzenia czarnych oczu, dziwnie przytomnych i świadomych wszystkiego, co się działo. On też się nie bał. Wątpiłam w to, że Mathias le Brun w ogóle wiedział, czym jest strach. Być może pobyt w Kwartale pozbawia wszystkich jego mieszkańców tej definicji. Ale nie, on nie był tylko mieszkańcem. Był cholernym szaleńcem, czasem durniem, który próbował wszystkiego, czego mógł i tego, czego nie mógł też. Igrał ze śmiercią tyle razy, więc czemu teraz miała go przestraszyć ta drobna, krucha blondynka o aroganckim uśmiechu, która przelatywała wzrokiem po naszych twarzach, najwyraźniej próbując podjąć decyzję? Ale nie było jej to dane, problem rozwiązał się sam. Poczułam, jak ktoś łapie mnie za ubrania; mocno, nieustępliwie, bez krztyny delikatności. Potem poczułam taki sam nacisk z drugiej strony. Zachłysnęłam się powietrzem, z przerażeniem szarpiąc głową w bok. Dwóch mężczyzn o twarzach zaciętych furią wyszczerzyło się do mnie w grymasie imitującym uśmiech, który bynajmniej mi go nie przypominał. Potem usłyszałam odgłosy strzałów.
Mathias, przemknęło mi przez myśl i powiodłam wzrokiem do miejsca, w którym stał jeszcze chwilę temu, z nadzieją, że będzie mi dane zobaczyć go jeszcze raz. I stał tam, uwolniony z uścisku wykrwawiającej się na ziemi blondynki. Potem jednak silne dłonie szarpnęły mną do tyłu, szorując po powierzchni podłoża. Wtedy dopiero przebudziłam się z pewnego rodzaju letargu i zaczęłam się szarpać, wyrywać, drapać po ich spracowanych dłoniach i rzucać głową, wciąż nie odrywając spojrzenia od oczu Mathiasa. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz, pomyślałam, kiedy wreszcie zniknął za zwartą masą tłumu. Czułam piekący ból, kiedy moje plecy tarły o podłoże, jednak zaciskałam zęby. Nie chciałam krzyczeć, nie zamierzałam dać im tej satysfakcji. Ryłam paznokciami po ziemi, rozkrwawiając delikatną skórę palców, kiedy próbowałam schwycić się jakiekolwiek dekoracji i przytrzymać, wyrwać z żelaznego imadła uścisków nienawistnych dłoni, które ciągnęły mnie na sam środek placu. Przeklinałam, kopałam i plułam, jednak napastnicy pozostawali niewzruszeni.
A więc tak umrę. Nawet nie miałam szansy się pożegnać, to nie może się tak skończyć, to nie może się tak skończyć, do cholery!
Wreszcie chwyt poluzował się, napastnicy puścili. Spróbowałam rzucić się w bok, ale byłam zbyt wolna, zbyt opieszała. Usłyszałam tylko świst powietrza, a potem noga jednego z oprawców wymierzyła mi silnego kopniaka w brzuch. Jęknęłam cicho, kiedy moje wnętrzności eksplodowały bólem. Skuliłam się na ziemi, trzęsły mi się ręce. Mimowolnie uniosłam dłonie, zasłaniając głowę w wyuczonym przez lata odruchu. Kolejny świst powietrza, zapowiedź nieuchronnego bólu; najpierw usłyszałam trzask, a dopiero potem moja noga wystrzeliła bólem. Jak przez mgłę słyszałam, że krzyczę, przed oczami zamigotała mi czerwona mgiełka. Wiedziałam, że któraś z kości nie wytrzymała i pękła. Drugi cios, tym razem w bok, kolejny chrzęst pękającego żebra. Całe moje ciało pulsowało piekielnym bólem i słyszałam swój wrzask, na moich ustach słone łzy mieszały się z gorzką miedzią krwi. Byłam przygotowana na śmierć. Wszyscy wiedzieliśmy przecież, jak to się musi skończyć.
Wtem ktoś podniósł mnie gwałtownie i przycisnął plecami do siebie, jęknęłam cicho, kiedy złamana noga bezwładnie ugięła się pode mną, nie wytrzymując ciężaru. Na skroni poczułam chłodny pocałunek metalu. Ktokolwiek mnie trzymał, właśnie przyciskał mi lufę do głowy. W duchu dziękowałam Losowi, że da mi czystą śmierć. To więcej, niż kiedykolwiek ośmieliłam się marzyć.
-A teraz kochana pokażesz nam co za skarby skrywasz pod tymi rzeczami.
Kiedy myślałam, że nie mogę znieść większej dawki bólu, zrozumiałam, że to Casper mnie trzyma. Że właśnie mnie ratuje, mimo tego, że wszystko spieprzyłam, mimo wszystkich kłamstw. Usłyszałam jednak odgłosy przeładowywanej broni i podświadomie wiedziałam, że to w niego celują.
Casper zginie. Przeze mnie.
Noga paliła mnie nieludzkim bólem, po brodzie wolno ciekła strużka krwi, ale nie mogłam pozwolić sobie na chociażby chwilę nieuwagi. Musiałam myśleć. Musiałam ratować brata. Musiałam jeszcze raz zobaczyć Mathiasa i błagać go o przebaczenie.
Nie wiedziałam jednak, że miało to nadejść tak szybko.
-Gówno ci pokaże. To nie jest jakiś pieprzony cyrk, odstaw ją idioto i zajmij się sobą.
Czarne oczy, pełne gniewu i czegoś jeszcze... żalu? Nienawiści? Nie, to było coś zupełnie innego, coś, czego nie potrafiłam zinterpretować. Widziałam też jego rękę, a w niej broń wycelowaną prosto w głowę Caspera. Poczułam, że znowu płaczę. Nie słyszałam tego, jednak słony smak mógł świadczyć tylko o jednym. Właśnie wtedy tak bardzo, jak nigdy wcześniej, chciałam, żeby Mathias po prostu mnie objął, spojrzał mi w oczy z tym swoim zawadiackim uśmiechem, który nosił niemal na codzień i obiecał, że będzie dobrze, że to tylko sen, że zaraz się z niego obudzę, a on będzie zaraz obok mnie, na przesiąkniętym zapachem nikotyny łóżku w Kwartale, i że będziemy mogli zacząć nowy dzień z czystą kartą. Nigdy nie wiedziałam, co dokładnie do niego czułam, nigdy nie wiedziałam, jak poważne i głębokie to było.
Ale właśnie wtedy zrozumiałam, że byłam gotowa umrzeć, żeby był szczęśliwy.
Czy mogłabym zrobić dla niego coś więcej niż to?
-Puść mnie, Cas. Puść mnie i popchnij, no już, do cholery, już. Dam sobie radę, a jeśli tego nie zrobisz, zginiemy oboje.- Wyszeptałam, zwieszając głowę, tak, że tylko mój brat mógł mnie usłyszeć. Kiedy ją podniosłam, po raz kolejny napotkałam wzrok kogoś, kto przecież stanowił dla mnie cały świat, ktoś kogo miałam za przyjaciela, a kto okazał się kimś znacznie ważniejszym. Najważniejszym. Słyszałam, że ktoś na podeście krzyczy, ale nie obchodziło mnie to. Musiałam ich tylko wydostać żywych i nie umrzeć z bólu.
Przyszedł. Przyszedł tu i znowu mnie ratuje, chociaż zdradziłam go w najgorszy możliwy sposób. Mathias... wybacz mi, bo zgrzeszyłam.
Odmierzałam sekundy dzielące mnie od ostatecznej decyzji, nie odrywając wzroku od niego, mając nadzieję, że w jakiś cholerny sposób ochroni go to przed przypadkowym strzałem. Noga i żebro bolały mnie tak, jak nic dotychczas w moim marnym, niepotrzebnym życiu.
Ja po prostu chcę wrócić do domu, zapłakała głupia dziewczynka gdzieś wewnątrz mnie, a ja zapłakałam razem z nią.
Powrót do góry Go down
the civilian
Nikola Tesla
Nikola Tesla
https://panem.forumpl.net/t3401-nikola-tesla
https://panem.forumpl.net/t3404-pan-tesla
https://panem.forumpl.net/t3403-nikola-tesla#54147
https://panem.forumpl.net/t3405-tesla
https://panem.forumpl.net/t829-nikola-tesla-i-eva-magnus
Zawód : Naukowiec

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptyNie Paź 20, 2013 9:30 pm

Całe swoje życie Nikola spędził w przeświadczeniu, że jest istotą dość zapobiegawczą. Umiał przewidzieć zagrożenie na chwilę, nim nadeszło i zawsze udawało mu się wyjść z opałów. Ale tylko raz w życiu czegoś nie przewidział.
Nie przewidział temperatury tej pieprzonej wody.
Impet wcisnął jego i trzymanej przezeń Sunny pod lodowato zimną toń Moon River, z której wynurzyli się kilka sekund później, parskając i krztusząc się. Nikola uśmiechnął się do blondynki.
- Hej, Sunny, jak miło cię widzieć, chociaż szkoda, że w tak niemiłej sytuacji. Jak tam? – westchnął cicho. – Chyba dałem ciała z tym pomysłem co do rzeki… Gdzie Cilia? – odwrócił głowę, szukając wzrokiem brunetki. – Cholera!
Puścił Sunny na chwilę, by zanurzyć się jeszcze raz, tym razem głębiej. Już po chwili udało mu się złapać dłoń Loem i wyciągnąć ją na powierzchnię.
- Kurwa. – zaklął po raz pierwszy w swoim życiu. – Kurwa, kurwa, jasny szlag!
Dopiero teraz dostrzegł błędy swojego planu. Zimna woda. Lód. Szansa postrzelenia. Żadnej łódki w pobliżu, jeśli nie licząc jakiegoś starego, nieco omszałego pontonu nieopodal. Najwidoczniej nieprzedziurawionego, o czym świadczył fakt, że unosił się swobodnie na powierzchni. Tesla poklepał policzki Cilii, by ją ocucić i złapał z powrotem dryfującą Sunny; przytulił obie kobiety do siebie i wskazał im głowami ponton.
- Moje piękne panie, najmocniej przepraszam za zakłócenia w eterze – spuścił smutno głowę. – Nie przewidziałem temperatury wody i lodu. Ale nie martwmy się, mamy w odwecie pontonik.
Z każdą chwilą coraz bardziej docierało do niego to, w jakie tarapaty wpędził siebie i towarzyszki. Ich jedyną szansą schronienia były filary mostu i cała przestrzeń pod nim. Oraz ten biedny mały ponton, który mógł pomieścić trzy osóbki – w sam raz!
Dopiero po dłuższej chwili dostrzegł krew na powierzchni wody.
Swoją krew.


Drogi MG, prosiłabym o informację o to, w którą część ciała Nikoli trafiła kula. Z góry dziękuję *;
Powrót do góry Go down
the victim
Cilia Loem
Cilia Loem
https://panem.forumpl.net/t1941-cilia-loem
https://panem.forumpl.net/t1182-cilii
https://panem.forumpl.net/t1307-cilia-loem
Wiek : 20
Przy sobie : W PLECAKU: butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka // PRZY SOBIE: Leki przeciwbólowe

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptyNie Paź 20, 2013 11:44 pm

Jak wiele będzie teraz zawdzięczała Tesli? Najpierw trafiła na niego na moście, potem pomógł jej uciec z tego przeklętego miejsca i wskoczyć do wody, teraz - z tego co zrozumiała, bo chyba straciła na chwilę świadomość - uratował ją od niechybnego utopienia się. Zawsze wydawało jej się że chociaż trochę umie pływać, jednak ta lodowata woda zupełnie ją sparaliżowała. Gdyby utonęła teraz, byłoby to naprawdę ironicznym zagraniem ze strony losu. Uciec z ramion śmierci i wpaść w nie spowrotem w przeciągu minuty?
Bez tego szalonego mężczyzny zapewne zginęłyby na moście - i ona i ta druga dziewczyna, której pomógł. Będą teraz miały wobec niego ogromny dług wdzięczności, którego pewnie nie spłacą całe życie.
O ile oczywiście uda im się wydostać...
Umysł Cilii nie funkcjonował do końca tak jak powinien. Ledwo docierało do niej, co działo się dookoła. Zimna woda, chwilowa utrata świadomości, bolące ciało... Wszystko to sprawiało, że ledwo myślała. Jej koordynacja ruchowa również była na bardzo niskim poziomie,  gdyby Tesla jej nie przytrzymywał, z pewnością znowu zaczęłaby spadać na dno.
Kręciło jej się w głowie. Nikola coś mówił, ale w uszach jej szumiało, nie rozumiała, o co mu chodzi. Dostrzegała jakiś ciemny kształt przy filarach mostu. Może to... ratunek?
A może nie?
Może już umarła, a to wszystko to tylko sen? Może jakaś kula trafiła ją prosto w głowę? A może wtedy, pod wodą, przestała oddychać?
To nie może być prawda. Jakim cudem miałaby znaleźć się w takiej sytuacji.
Jeśli była już martwa, to czy ktoś będzie ją pamiętał? Chociaż, czy gdyby była martwa, zastanawiałaby się nad tym?
Oczy same jej się zamykały. Wszystko tak potwornie bolało. I było tak zimno, strasznie zimno.
Od dziecka miała słabe zdrowie, była delikatna. Dlatego chciała pomagać innym...
Przed oczyma stanął jej obraz jej matki, Fern. Była to Fern którą Cilia pamiętała sprzed lat. Gdzie teraz była? Czy... Czy żyje? I dlaczego wydaje jej się, ze stoi tam, na brzegu rzeki?
Cilia powoli zaczynała tracić świadomość - nie tyle z powodu obrażeń fizycznych, co wszystkiego, co kumulowało się w niej od dłuższego czasu. Teraz, gdy stanęła ze śmiercią twarzą w twarz, jej umysł zaczął płatać jej figle tak, jakby była to tylko zabawa.


A ja proszę MG o informację w jak złym stanie jest Cilia, żebym wiedziała co z nią potem robić.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptyNie Paź 20, 2013 11:57 pm

Na moment, jakby ktoś uciszył szepty, jęki oraz płacze magiczną różdżką, wszystko milknie, kiedy w 56-tej sekundzie nagle rozbrzmiewa noszący się po rzece hymn panem. Po nim następuje zaskakująco entuzjastyczne ogłoszenie brzmiące następująco:
-Panie i Panowie! Pragnę przedstawić Wam Zwycięzców 75. Głodowych Igrzysk, Katy le Brun, Hope Flickerman, Bookera Rodwella oraz Cordelię Snow! – w tym samym czasie na telebimie ukazują się: umazana zaschniętą krwią twarz Katy oraz jej naszyjnik z palców, zaskoczony i ledwo dochodzący do siebie po śmierci Floriana Booker oraz stojące obok siebie Cordelia i Hope, które ledwo stoją na nogach. Chwilę potem ukazano wyświetlający się na niebie herb Panem i nagle pojawił się sam Logan Vandeviere, nieco pobladły i podenerwowany, zaczął mamrotać coś to kamery, gdy ekran nagle zgasł.
W tłumie rozległy się pojedyncze wiwaty i okrzyki Kapitolczyków, jednak najstarszy z mężczyzn stojących na scenie rozejrzał się zaniepokojony po wszystkich nie do końca wiedząc, co ma zrobić.
-Coś jest nie tak – zabrzmiały jego ostatnie słowa, tuż przed tym jak jedna z części mostu eksplodowała z potężnym i przeszywającym powietrze hukiem. W powietrze wystrzeliły drobiny gruzów oraz metalowe części konstrukcji wraz z palącymi się ciałami ludzi. Nic dziwnego, że cały most zatrząsł się i zaczął powoli, uszkodzony w kluczowym miejscu podparcia, sypać niczym domek z kart porywając za sobą uciekających w popłochu ludzi. Chwilę potem rozległ się kolejny wybuch, którego jednak nikt nie usłyszał wśród rozlegających się wśród tłumu wrzasków oraz zawodzeń.




    Jackson Blomwell, Nymira Black, Sasha Chernikov, Rosemary Garroway – znajdowaliście się najdalej od miejsca wybuchu, zatem mieliście czas, aby zorientować się w sytuacji. Ucieczka jednak byłaby bezcelowa, bo kilka chwil potem spadliście prosto w do wody wraz z pozostałościami bo niegdyś monumentalnej budowli.
    Peregrin Hawkeye, Lindsay Fitzgerald, Rufus Frobisher, Casper Hastings, Sonea Hastings, Mathias le Brun – znajdowaliście się na środku mostu niedaleko epicentrum wybuchu, więc zostaliście częściowo poranieni przez metalowe i skalne odłamki zanim wraz z całą sypiącą się budowlą runęliście prosto do lodowatej wody Moon River.
    Anafiel Delaunay, Evelyn Noel – znajdowaliście się najbliżej wybuchu, zatem zostaliście częściowo poparzeni przez gorące powietrze i poranieni odłamkami, w kwestii runięcia do wody – bez zmian.
    Cilia Loem, Sunny Shepard, Nikola Tesla – kiedy konstrukcja runęła do rzeki, silna dala wody poniosła was kilkanaście metrów od miejsca, w którym dawniej znajdował się most.
    Cilia i Sunny– nie posiadacie większych obrażeń prócz dokuczającego wam zimna.
    Nikola – nie potrafisz zidentyfikować miejsca, w którym znajduje się rana postrzałowa, ponieważ ból rozchodzi się po całym ciele – zapewne z powodu znalezienia się w lodowatej wodzie.

    Macie okazję, aby zareagować – jeśli chcecie. Jutro wieczór pojawi się szczegółowy opis waszych obrażeń i miejsca, do których zostaniecie przetransportowani. NIE MOŻECIE WYCHODZIĆ Z TEMATU, NIE MOŻECIE SAMI OKREŚLAĆ SWOJEGO STANU, MOŻECIE PRÓBOWAĆ DOPŁYNĄĆ DO BRZEGU.
Powrót do góry Go down
Casper Hastings
Casper Hastings
https://panem.forumpl.net/t1962-casper-hastings#24751
Wiek : 20 lat
Zawód : płatny zabójca
Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptyPon Paź 21, 2013 12:26 am

Zakładając, że Casper nie dotarł do podestu, a tylko zrobił kilka kroków usłyszał zacne słowa jegomościa, którego sława wyprzedzała go już. Tak, tak moi państwo. Wystarczyło powiedzieć ćpun i każdy wiedział, że chodzi o Mathiasa. "Gdzie idziesz? Do ćpuna. I wszystko jasne."
-Gówno ci pokaże. To nie jest jakiś pieprzony cyrk, odstaw ją idioto i zajmij się sobą.
Odwrócił się z Soneą w stronę chłopaka, który celował prosto w jego twarz.
- Puść mnie, Cas. Puść mnie i popchnij, no już, do cholery, już. Dam sobie radę, a jeśli tego nie zrobisz, zginiemy oboje.
- A jeśli to zrobię zginę tylko ja... - Mruknął jej do ucha. To byłby dobry układ. Jej życie za jego życie. Życie Sonei za jego pogrzeb. Byłby w stanie coś takiego zrobić. Była jego siostrą, a jeśli jedynym sposobem na jej uratowanie byłaby śmierć to zrobiłby to z uśmiechem na ustach. Choć przez tyle lat zdawałoby się, że ma gdzieś rodzinne więzi, albo nawet nimi gardzi to mimo wszystko właśnie Sonie była jego prawdziwą i jedyną rodziną. Matkę i ojca zostawił daleko w tyle. Nie miał nic do powiedzenia ojcu, gdy już umrze. Matkę tylko by pozdrowił i odszedł dalej. W przypadku Sonei zatrzymałby się i przytulił mocno jak to dawniej robił, gdy była dla niego guru. Wtedy, gdy nachodził ją, bo bardzo lubił jak mu opowiadała różne historie, nawet te, które były kompletnie nierealne.
Spojrzał na Mathiasa z kamienną twarzą.
- No proszę! Zabij mnie! Ale jak mnie zabijesz to ona Tobie tego nigdy nie wybaczy. - Powiedział do niego przesuwając się tak, że teraz Sonie była trochę nim zasłonięta, ale tylko trochę, bo musiał ją utrzymywać w pionie. Czuł, że sama nie ustanie, a nie chciał jej puszczać, by upadła.
Czekał. Czekał na reakcję chłopaka. Strzeli do niego? Zabije go? Jeśli tak to niech chociaż z łaski swojej zaopiekuje się Soneą, bo jeżeli będzie taka możliwość do Casper postara się, by Mathias miał co noc najgorsze sny z możliwych. Zostanie koszmarem z ulicy, który sprawi, że całkiem oszaleje.
Mijały sekundy, a Casper stał czekając na wyrok śmierci. Był spokojny, jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Po prostu czekał, aż Mathias naciśnie w końcu ten cholerny spust, a kula przeszyje czoło blondyna i uszkodzi mózg na tyle, że padnie trupem zaraz po wystrzale. Takiej śmierci pragnął. Szybkiej. Nie było to dla niego ważne, czy to śmierć bolesna, czy nie. Ważne, że szybka. Nigdy nie chciał umierać śmiercią powolną...
Nagle usłyszał znany wszystkim dźwięk.
"Hymn Panem" - Powiedział bezgłośnie i zwrócił swoją głowę w kierunku telebimu.
-Panie i Panowie! Pragnę przedstawić Wam Zwycięzców 75. Głodowych Igrzysk, Katy le Brun, Hope Flickerman, Bookera Rodwella oraz Cordelię Snow!
Coś za szybko się zgodzili. Za łatwo im poszła ta wygrana. Casper był z natury nieufny, a takie zagrywki otaczał szczególnym brakiem zaufania. Niewiele czasu minęło. Właściwie to nawet nie bardzo Casper się zorientował ile sekund minęło od momentu, kiedy wyczuł, że coś jest nie tak. Wybuch na moście niedaleko nich był ogromny. Jedyne co Casper zdołał zrobić to zasłonić Soneę własnym ciałem. Przyjął na siebie odłamki, które pędziły prosto na nich. Czuł jak jego ciało w niektórych miejscach jest rozdzierane przez metal i kamień. Czuł palący ból w tych miejscach.
Potem poczuł, że spada. Czyżby umarł i spadał teraz w otchłań Mordoru? W otchłań Piekieł? Nie... Gdyby trafił do piekła to nie byłoby mu cholernie zimno. Otworzył oczy. Woda. Wszędzie woda. Miał ją w nozdrzach, uszach, w gardle. W każdym zakątku jego ciała. Nie czuł uderzenia wody. Nie bardzo pamiętał kiedy to się stało. Po prostu otworzył oczy, a wokół niego jawiła się woda. Woda wymieszana z krwią, kamieniami, ubraniami, ciałami, metalem i ognistą poświatą nad jego głową. Spojrzał ponad siebie i zobaczył ogień. Ogień ponad poziomem wody. Nie miał wiele czasu, bo czuł, że woda wlatuje mu do płuc. Musiał płynąć ku górze. To liczyło się najbardziej dla niego teraz. Musiał dostać się na powierzchnię.
Począł machać rękoma i nogami. Zdawało mu się, że zamiast zbliżać się ku życiu opadał na dno. Po jakimś czasie zaczął tracić nadzieję, że kiedykolwiek wypłynie. Chwilę później poczuł na swoim barku silną dłoń. Nie wiedział czyja to dłoń, ale wiedział, że ciągnie go ku górze. Nie wiedział ile czasu minęło, ale w końcu jego twarz była ponad wodą. Wypluł i wykasłał całą wodę z płuc. Rozejrzał się i ujrzał swojego przyjaciela. Żył. Był pokaleczony, ale żył. Gdzie jest zatem Sonea?
- Sonie! - Krzyknął głośno w poszukiwaniu swojej siostry. Swojej ukochanej siostrzyczki, która była całym jego światem. Teraz tylko ona się liczyła. Zrobi wszystko byle tylko odnalazła się żywa. Zanurkował mając nadzieję, że nie znajdzie jej na dnie. Miał nadzieję, że dopłynęła już do brzegu, albo ktoś jej pomógł. Cokolwiek byle tylko była żywa i bezpieczna. Nie zwracał uwagi na własne obrażenia. Zdawało mu się, że nie czuje bólu. Może to tylko reakcja obronna jego organizmu, a może jego rany nie były takie poważne. W każdym bądź razie ani myślał płynąć do brzegu. Teraz musiał ratować siostrę. Choćby sam miał zginąć.
Powrót do góry Go down
the victim
Sunny Shepard
Sunny Shepard
Wiek : 26
Zawód : psycholog kliniczny

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptyPon Paź 21, 2013 1:42 am

Zawsze wydawało mi się, że to chwila spadania jest najgorsza. Błąd. W tym wypadku, lądowanie okazało się o wiele boleśniejsze.
Uderzenie zimna było tak niespodziewane i gwałtowne, że w pierwszym momencie wycisnęło z moich płuc całe powietrze. Cienki lód załamał się pod naszym ciężarem, na krótką chwilę wciągając nas pod wodę, ale to wystarczyło, by w moje ciało wbiły się tysiące maleńkich igiełek bólu i nawet wynurzenie głowy na powierzchnię nie przyniosło ulgi. Chłód napierał z każdej strony, zdawał się przedostawać przez pory w skórze do wnętrza organizmu, paraliżując wszystkie organy i sprawiając, że przez dobre pół minuty nie byłam w stanie złapać oddechu. Każda dostawa tlenu rozdzierała płuca i oskrzela, dezorientowała i sprawiała, że obraz wirował mi przed oczami. Gdzieś obok widziałam twarz Nikoli, czułam jego ramiona, wciąż utrzymujące mnie na wodzie. Na początku. Bo w pewnym momencie i one zniknęły, a do mnie dotarła kolejna, porażająca prawda.
Nie umiałam pływać.
Zaledwie mężczyzna mnie puścił, znów znalazłam się pod powierzchnią, wciskana pod wodę przez obezwładniające zimno i najzwyczajniejszy, ludzki strach. Zamachałam histerycznie ramionami, na krótkie sekundy wynurzając się na powietrze, po czym ponownie lądując w całości w Moon River. Wiedziałam, że szarpanie się w niczym mi nie pomoże, ale powoli zaczynała ogarniać mnie panika. Miałam wrażenie, że otaczająca mnie woda ma kolor krwi oraz że do brzegu pozostało mi co najmniej kilka kilometrów. Nie było mowy, żebym dostała się tam sama.
- Nikola! - krzyknęłam. A przynajmniej miałam taki zamiar, bo głos, który wydobył się z mojego gardła, był tak zachrypnięty, że nawet mnie trudno było rozróżnić poszczególne głoski. - Ratunku - powiedziałam już ciszej, bo lodowata woda ponownie pociągnęła mnie w dół.
A więc właśnie tak miałam umrzeć? Utonąć w Moon River? Gdyby nie nieustanna walka o każdy oddech, z całą pewnością parsknęłabym śmiechem. Nie wyobrażałam sobie żałośniejszej śmierci. Jedyny plus, że wciąż miałam na sobie sukienkę, chociaż w kontakcie z wodą i tak straciła pewnie cały urok.
Gdzieś nad sobą słyszałam dźwięki hymnu Panem i dobiegający z głośników głos Logana, ale nie potrafiłam zrozumieć ani słowa z jego paplaniny. Zresztą - byłam zbyt zajęta tonięciem, żeby przejmować się Głodowymi Igrzyskami. Statystyczny trybut miał większe szanse na przeżycie, niż ja w tamtym momencie. Obróciłam głowę, chcąc jeszcze raz spróbować odszukać Nikolę, kiedy poczułam, jak przyciąga mnie do siebie, a po jego drugiej stronie zauważyłam nieznajomą kobietę. Otworzyłam usta z zamiarem wygłoszenia jakichś podziękowań, ale zanim cokolwiek zdołało się z nich wydobyć, świat wokół nas eksplodował.
Najpierw powietrze rozdarł huk. Zacisnęłam powieki, desperacko pragnąc ochronić się przed tym przeszywającym wszystko dźwiękiem, ale rzecz jasna - nie mogłam. Jeśli wcześniejsze strzały przywołały z moich wspomnień skojarzenie z zamieniającą się w gruzy Trzynastką, to odgłos pękającej konstrukcji mostu stanowił niemalże idealne odzwierciedlenie tamtych wydarzeń. Otworzyłam oczy w idealnej chwili by zobaczyć, jak tony betonu i stali chwieją się w posadach, a następnie w jakiś dziwny i groteskowy sposób pędzą prosto w stronę częściowo zamarzniętej rzeki. Widok był jednocześnie piękny i przerażający, taki, który zostaje w pamięci na długo.
A przynajmniej na tyle długo, na ile pozwoli mu zagnieździć się tam życie.
Nie wiedziałam, ile potrwa jeszcze moje. Nie miałam czasu, żeby się nad tym zastanowić, bo pół minuty później powstała na skutek eksplozji fala, z impetem pociągnęła całą naszą trójkę w tył, pchając w tylko sobie znanym kierunku i zalewając nam twarze kolejnymi potokami płynnego lodu.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptyWto Paź 22, 2013 12:22 am

Do akcji ratunkowych od razu ruszyły specjalne służby i rozpoczęła się walka z żywiołem. Wyławianie zmarzniętych i ledwo poruszających się ludzi nie było łatwe, a zidentyfikowanie zamachowców - tym trudniejsze. Prace jednak trwały w najlepsze, bo w takiej sytuacji liczyły się minuty jeśli nie sekundy.

    Jackson Blomwell - plus jest taki, że na moment przestałeś czuć ból, a minus, że... straciłeś z oka siostrę. W momencie, kiedy zderzyłeś się z powierzchnią wody pochłonęło cię zimno oraz odrętwienie, poczułeś ocierające się o twoje ciało fragmenty betonu, ale gdy wynurzyłeś się to zorientowałeś, że ledwo uniknąłeś zmiażdżenia przez olbrzymi blok skalny. Mimo licznych skaleczeń i rany postrzałowej miałeś siłę dopłyną do brzegu, gdzie w kilka chwil się Tobą zajęto. Boli cię głowa, a rana paskudnie krwawi, posiadasz także liczne zadrapania i głębsze rany.
    Nymira Black - mimo wsparcia brata wylądowała w wodzie w dużej odległości od niego, ale miała szczęście, bo gdy wypłynęła na powierzchnię, fala wody odepchnęła ją w stronę brzegu, gdzie ratownicy w kilka chwil ją wyciągnęli. Dzięki szczęściu udało ci się unikną większych kontuzji, oczywiście prócz kilku lekkich zadrapań.
    Sasha Chernikov - podczas ciężki właz nie pozwolił wydostać Ci się na powierzchnię, jednak, czyjeś dłonie pomogły ci się wynurzy, aby chwilę potem wywlec do łodzi, a następnie skuć i aresztować. Bolą cię płuca i ledwo łapiesz powietrze, w dodatku obficie krwawisz z nogi i gdy na nią spoglądasz, widzisz zwisający płat skóry. Zostajesz przetransportowana do więzienia. Zostajesz aresztowana.
    Rosemary Garroway - podczas upadku udaje ci się wypłyna na powierzchnię i dzięki odpowiedniemu szczęściu bardzo szybko wychodzisz na ląd. Tam jednak czekają na ciebie strażnicy, którym ledwo umykasz, jednak zostajesz schwytana, po dużej szarpaninie, w jednej z uliczek Kapitolu. Jesteś umazana we krwi, kuśtykasz na jedną nogę i masz rozciętą wargę. Zostałaś aresztowana.
    Peregrin Hawkeye - podczas eksplozji zostajesz mocno poraniony nadlatującymi odłamkami i zaraz potem, nim się orientujesz, walczysz o życie wśród spychających cię pod wodę kawałków dryfującego gruzu. To cud, że przeżyłeś. Chwytasz się jednego z dryfujących metali i czekasz na ratunek, kiedy on nadchodzi, okazuje się jednak, że twoja prawa noga jest w fatalnym stanie i nie możesz nią praktycznie poruszyć i kiedy odrętwienie mija, przysparza ci ona wiele cierpienia, posiadasz także liczne rany cięte na skórze.
    Lindsay Fitzgerald - masz ogromne szczęście, bo pewien mężczyzna osłania cię swoim ciałem dzięki czemu eksplozja nie wyrządza ci większych szkód. Czujesz jednak, że spadasz w dół, a potem... budzisz się w karetce z wstrząsem mózgu oraz okropnie wyglądającą raną tuż poniżej barku na plecach.
    Rufus Frobisher - jak całą resztę ranią cię skrawki metali oraz betonu, a potem nastaje ciemność i uświadamiasz sobie, że nie możesz wypłynąć na powierzchnię, bo drogę ku światłu toruje ci wpychający Cię coraz głębiej blok skalny, który powoli zmierza w kierunku dna. Jednak udaje ci się wydostać spod spodu i ostatkami sił wydostać nad wodę. Oprócz bólu głowy i płuc oraz licznych ran po eksplozji nic ci nie jest.
    Casper Hastings - jednak nie możesz nigdzie znaleźć siostry, bo zaraz potem znów znajdujesz się pod wodą porwany przez niewidzialny wir. Przez jakiś czas walczysz z żywiołem, aż w końcu udaje ci się na stałe wydostać, kiedy pojawiają się ratownicy i zabierają cię prosto do wozu Strażników Pokoju. Posiadasz na ciele liczne rany a także bolą cię plecy i nie możesz usta - czy to złamanie, czy zwykłe nadwyrężenie? Zostałeś aresztowany.
    Sonea Hastings - nie masz wiele szczęścia, bo pomimo ochrony brata spadasz prosto na blok skalny i zsuwasz się prosto ze zimnego betonu do wody. Utonęłabyś, gdyby jakiś chłopak nie udzielił Ci szybkiej pomocy. Okazuje się, że poruszanie którąkolwiek z kończyn sprawia potworny ból - czyżby były złamane? Zostajesz przetransportowana do szpitala.
    Mathias le Brun - odłamki ranią cię i tak samo jak inni wpadasz prosto do wody. Udałoby ci się zwyczajnie wypłynąć, gdyby nie pewna spanikowana kobieta, która obejmując cię za szyję, zaczęła sprowadza was oboje na dno. Jednak udało ci się wyswobodzi z jej uścisku i wypłynąć, a także dostać samemu na brzeg, gdzie chwilę potem zostałeś zbity pałkami i wciśnięty do wozu Strażników Pokoju. Posiadasz liczne rany i kilka bolesnych siniaków. Zostałeś aresztowany.
    Anafiel Delaunay - potężny wybuch okaleczył mocno twoje ciało i wydawałoby się, że spotkanie z zimną wodą ukoiło twój ból, ale chwilę potem pojawił się kolejny problem, gdyż zaplątałeś się w jedną z tonących dekoracji i gdyby nie pomoc Evelyn Noel, zapewne dawno niechybnie poszedłbyś na dno. Jednak zaraz po wypłynięciu zostaliście wciągnięci na ponton, a na brzegu wrzuceni do wozu Strażników pokoju. Straszliwie bolą cię płuca i z powodu oparzeń ledwo możesz się poruszać, do tego możemy dodać liczne rany cięte na skórze. Zostałeś aresztowany.
    Evelyn Noel - podmuch powietrza zepchnęła cię prosto na towarzyszkę i obie wpadłyście do wody w mocnym uścisku. Jeśli nie zabiły was masywne skały, to kobieta najwidoczniej próbowała cię udusić, jednak udało ci się wyswobodzić i odpłynąć, a przy okazji pomóc tonącemu Anafielowi. Potem, kiedy wydawało się, że wszystko dobrze się skończyło, zostałaś zawleczona z pontonu ratowniczego prosto do wozu Strażników Pokoju. Twoja prawa ręka została mocno poparzona, a włosy nieco podpalone, posiadasz także liczne i dokuczające rany cięte oraz ślady zadrapania na szyi oraz twarzy. Zostałaś aresztowana.
    Cilia Loem, Sunny Shepard, Nikola Tesla - nie mija kilka chwil, a zostajecie wyłowieni i prócz rany postrzałowej u Nikoli, wszystkim innym praktycznie nic nie dokucza - oczywiście jedynie ból głowy oraz płuc.

    Rebelianci mogą już pisać w szpitalu w Dzielnicy Rebeliantów, natomiast Kapitolczycy czekają na dalsze instrukcje, które niebawem pojawią się w PW.

    I oto koniec - nastał finał Głodowych Igrzysk, ale czy za właściwą cenę? Niemniej jednak dziękuję za owocną i ciekawą współpracę i niechaj los zawsze Wam sprzyja!
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptyPią Lis 15, 2013 10:08 pm

14 marca 2283





Po wybuchu i całkowitym zniszczeniu mostu nad Moon River, władze zdecydowały nie oddawać go ponownie do użytku samochodów. Zamiast odnowić stalową, nowoczesną konstrukcję, zbudowano coś w stylu drewnianej kładki, co prawda wciąż łączącej dwa brzegi, ale przeznaczonej tylko dla pieszych. Wzdłuż traktu znajdują się wkomponowane w most ławki i kosze z kwiatami. Żywymi. Jak udaje im się przetrwać ujemną temperaturę i zimowe warunki pozostaje tajemnicą kapitolińskich kwiaciarzy, ale w każdym razie rośliny są żywe, kolorowe i roztaczają wokół siebie delikatny, słodki zapach.

W dniu memoriału, na samym środku kładki, ustawiono potężną tablicę pamiątkową, zawierającą krótki opis wydarzeń, które miały miejsce dwa tygodnie temu oraz imiona, nazwiska i zdjęcia wszystkich ofiar katastrofy. W domyśle - stu czterdziestu ośmiu. W momencie odsłonięcia tablicy, co uważniejsi mogą jednak zauważyć pewną nieprawidłowość w postaci dodatkowych dwudziestu nazwisk, należących... do poległych na tegorocznej arenie trybutów. Tablicę najprawdopodobniej podmieniono, odsłaniający ją Strażnicy Pokoju zdają się jednak niczego nie spostrzegać. A nawet jeśli to robią - nie reagują.

Sam most oświetlony jest stu sześćdziesięcioma ośmioma lampkami, rozmieszczonymi wzdłuż jego konstrukcji i pozostawiającymi ją w delikatnym, przymglonym świetle. Jest wieczór, panuje więc półmrok i... nadzwyczajna cisza. Nie gra żadna muzyka, kilku Strażników pilnuje porządku, na razie nie widać jednak nikogo, kto chciałby go zakłócić. Ludzie zaczynają się zbierać, niektórzy z nich zapalają znicze pod tablicą bądź zostawiają wiązanki kwiatów. Rozmawiają ze sobą. I czekają na oficjalne przemówienie. Nie wiadomo jednak czyje, bo zrezygnowano z rozstawienia jakiegokolwiek telebimu, więc obecność - choćby duchem - pani prezydent, wydaje się wątpliwa.


Zapraszam wszystkich do zbierania się na wydarzeniu. Na razie macie całkowitą dowolność, co do interakcji - Mistrz Gry pociągnie rozgrywkę dalej, kiedy dołączy co najmniej kilka osób. Ciągle czuwa też nad interakcjami i najprawdopodobniej będzie się wtrącał, ale nie bójcie się - tym razem wstrzymamy się od wysadzania Was w powietrze. Możecie przybywać więc  bez obawy, że zostaniecie pozbawieni kończyn.

Ach, i jeszcze jedno. Tradycyjnie na czas trwania wydarzenia bilokacja zostaje włączona.
Powrót do góry Go down
the civilian
Seya Crane
Seya Crane
https://panem.forumpl.net/t465-seya-crane#1644
https://panem.forumpl.net/t470-i-m-not-a-paper-crane#1678
https://panem.forumpl.net/t1319-seya-crane#15502
https://panem.forumpl.net/t898-saved-crane#7891
https://panem.forumpl.net/t875-seya#7394
Wiek : 33
Zawód : Chirurg Plastyk, Urazowy.

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptyPią Lis 15, 2013 11:02 pm

//Mogę się wbić, jeśli zapomniałam się zapisać? Jeśli tak to z domku. <3 Jasne, zapisy niekonieczne <3

Wyjście z domu, przekręcenie klucza w drzwiach, samotny spacer ulicami. Byłam bardziej zła niż nerwowa lub smutna. Gniew był moim przyjacielem. Widząc Strażników poprawiłam jedwabny, błękitny szalik tak, by opatulał nie tylko moją szyję, ale też brodę, a w razie potrzeby dolną część twarzy. Wszyscy zapomnieli o Crane'ach gdy pomarli, zaginęli lub zaszyli się w zaciszach własnych domostw. Nie zmieniajmy tego stanu rzeczy. Pasowało mi to, do pewnego stopnia oczywiście. Tegoroczne Igrzyska znajdowałam... przykrymi. Nie tylko ze względu na Sawyer'a i Floriana, ale też na wygranych. Gorzki smak przegranej.
Weszłam na kładkę z pewnym wahaniem. Miałam tu być, wtedy gdy most runął. Miałam tu być. Teraz byłam sobie bardzo wdzięczna za niefrasobliwe zarządzanie czasem. Gdybym tu była moje imię znalazłoby się obok imion braci. Trzech martwych Crane'ów.
Jeśli szatan istnieje to ma z nas niezły ubaw.
Krok za krokiem, panno Crane. Trzeba iść. Trzeba przezwyciężyć naturalny strach przed miejscami katastrofy. Przeżyłaś w Kapitolu i wiedzie Ci się dobrze. Nie obawiaj się nikogo. W pysze tkwi Twoja siła. Tak... Moja siła. Mój własny, prywatny pokoik szaleństwa zakopany głęboko w moim umyśle. Cztery ściany, w których tylko ja mogę krzyczeć.
W myślach zabrzmiało to tak negatywnie, ale przecież nie takie było moje podejście. Nie byłam smutna ani zagubiona. Byłam podirytowana. I z takim właśnie nastawieniem zbliżyłam się do tablicy. Moje jasne brwi powędrowały o parę milimetrów w górę.
Crane Florian
Crane Sawyer

Odwróciłam się i podeszłam do najbliższego kwiaciarza. Kupiłam dwa samotne świadectwa. Dwa śliczne, białe tulipany. Najlepsze jakie znalazłam. Ich łodyżki zagrzały się od moich dłoni, gdy wróciłam na miejsce. Patrząc na tablicę sięgnęłam do torby i gładkim ruchem wyjęłam długie, ciemne pióro. Przywiązałam je do obu tulipanów, a następnie złożyłam na ziemi wśród innych podarków dla zmarłych. Spoczywajcie w pokoju. Śpijcie. Innego końca już dla was nie będzie.
Schowałam dłonie do kieszeni i po prostu tam stałam, czytając nazwiska zabitych. Niesamowite.
Powrót do góry Go down
Finnick Odair
Finnick Odair
Wiek : 25 lat
Zawód : myślę
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptySob Lis 16, 2013 1:16 am

Coś nienazwanego i nieokreślonego budziło w nim odrazę do tego miejsca, do rzeki, nad którą górował most i ludzi, którzy go mijali. Nie powinien się tu znajdował, ale on wciąż naiwnie brnął w sprawy, których potem nie potrafił rozwiązać. Ale mimo to nie potrafił przemóc się wewnętrznie, pozostać na wygodnej i ciepłej kanapie, aby nie ujrzeć jej jeszcze raz i chociaż porządnie pożegnać. Bo żyła, dawała mu znaki i to trzymało go na duchu jednocześnie uświadamiając, z jakiego materiału został zbudowany. Budulcem były kłamstwo i egoizm, który z każdą nowszą to decyzją cechował go i dręczył, a on, niczym skończona sierota, nie potrafił odeprzeć od siebie pokus, ktoś rzekłby – piekielnych. Nie potrafił tego nazwać, nie potrafił przemóc niepokoju i jednoczesnego uczucia, którym prawdopodobnie darzył dziewczynę. Ale tak nie powinno być, ponieważ kochał Annie i był tego pewien. Nie dlatego, że tak jest, że tak było i że tak będzie, nie dlatego, że wpoił sobie do świadomości jedną ważną prawdę i cechę – pomagać Creście, nie dlatego, że czuł się do tego zobowiązany, bo gdyby tak było i ich znajomość nie byłaby podparta z jego strony czymś głębszym i potężniejszym niż samozaparcie to zapewne dawno odszedłby i opuścił ją, aby przez kolejną wieczność walczyła i przegrywała ze swoimi koszmarami. Ale teraz, kiedy się nad ty zastanawiał, milczał, nie odzywał się do niej i mogłaby nawet sądzić, że nie żyje, że odszedł i już go nie ma. Ale to nieprawda, on wciąż był gdzieś niedaleko, czuł jej obecność w Kapitolu, ale nie potrafił przemóc się, aby w końcu spojrzeć jej w twarz, bo bał się, że to na niej będą wypisane wszystkie jego postępki oraz zdrady, a wielu się ich dopuścił. Nawet teraz, kiedy Sabriel zapuściła już swe korzenie w jego życiu i zdawało się, że nie zamierza odpuścić, przypominał sobie o Reiven, o Isabelle, z która nie miał kontaktu i żadnych wieści od niej. Wszystko łącząc się w logiczną układankę obrazowało go jako zdradzieckiego zwycięzcę Igrzysk, który nie zasługuje ani na mniej, ani na więcej niż dostał od losu. Ale to wciąż mimo wszystko bolało, jej wiadomości, jej twarz, która się pojawiała i sny, bo kiedy chciał śnić o Annie, to nie potrafił się jej doszukać w ciemnych zakamarkach jego nocnego umysłu. Nie wiedział, jak mógłby to odebrać, ale z pewnością nie nader pozytywnie.
Kochał Annie, tak ma być, tak będzie. To jego przeznaczenie, to jego właściwa droga.
I ten most, przeklęty most. Znów tu był, po raz kolejny i tym razem nie tylko w pospolitym celu przemierzenia go, a po prostu spotkania się z dziewczyną, z którą zdradzał Annie. To niedopuszczalne, nie dla niego, nie dla nich. Powinni przestać, po prostu odejść od siebie i chyba dziś ma zamiar jej to powiedzieć. Nie wiedział, jak mógłby obrać swoją wypowiedź w słowa, jak przekazać tę bolesną prawdę o jego życiu. Bo to co go spotkało powoli zahacza o komizm.
Był odświętnie ubrany lecz nieco ponuro, przeszedł przez strzeżoną bramkę i zniknął w tłumie różniących się od siebie ludzi: dawnych świetnych i bogatych niegdyś, a urzędnikach, którzy wybili się dzięki wsparciu Trzynastki. Jaki to miało cel i czemu służyło? To spotkanie? Chcieli zaostrzyć konflikt?
Przystanął przy bufecie i sięgnął po kieliszek zdrową ręką.
Powrót do góry Go down
the victim
James Wollner
James Wollner
https://panem.forumpl.net/t1198-james-wollner
https://panem.forumpl.net/t1213-przygarnij-jamesa
https://panem.forumpl.net/t1318-james-wollner
https://panem.forumpl.net/t1631-james-wollner#21001
Wiek : 32
Zawód : Żołnierz
Przy sobie : noktowizor, tabletki do uzdatniania wody, broń palna, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, para kastetów

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptySob Lis 16, 2013 4:05 am

Patrzyłem. Bo tylko to mogłem na razie robić. Stałem w mundurze, z wysoko uniesioną głową i lustrowałem tłum wzrokiem. Nie byłem do końca zadowolony z tego memorialu, wzbudzał on we mnie niepokój. Fakt, ludziom się to należało, trzeba było uczcić pamięć tych wszystkich biedaków, którzy znajdowali się tutaj podczas wybuchu, którzy zginęli w imię nie zrozumiałego dla mnie aktu agresji. Jednak... To dawało szanse na zaostrzenie sytuacji. Mogło podsycić płomień i spowodować jeszcze większą wojnę. Sprowokować.
W końcu rzadko rebelianci mieli okazję na spotkanie się twarz w twarz z mieszkańcami starego Kapitolu.
Przeczesałem palcami włosy i westchnąłem cicho, rozglądając się za innymi żołnierzami czy też Strażnikami Pokoju. Choć nie chciałby by ktokolwiek z nas interweniował, obawiałem się, że sytuacja na moście będzie wymagać naszej kontroli. Czasem wystarczył tylko ciężki oddech kogoś ze służby na karkach obecnych, by powstrzymać ludzi od głupich zagrań, czy też zbytecznych wyskoków. Miałem nadzieję, że i tym razem tak będzie.
W zasadzie, na razie nie było co robić. Uroczystość się jeszcze nie rozpoczęła, ludzie dopiero się schodzili, a ja nie widziałem żadnej bliskiej mi osoby, dlatego zacząłem się kręcić między ludźmi, kiwając głową i uśmiechając się do tych, których akurat kojarzyłem. W ten sposób czas leciał mi szybciej niż na zwykłym staniu w miejscu. W końcu dotarłem do stoiska z kwiatami, gdzie kupiłem bukiecik małych róż i z nimi już skierowałem się prosto pod tablice. Na dobrą sprawę nie zginął tutaj nikt, za kim mogłem płakać, jednak... Los tych ludzi naprawdę był przykry. Tyle niewinnych dusz umarło przez kaprys paru osób.
Przyklęknąłem kładąc kwiaty wśród innych i, na chwilę, zadumałem się nad naszym losem. Przyszłością moją, mojej poczciwej matuli, tych wszystkich którzy tutaj byli. Od jakiegoś czasu powietrze wręcz drżało, czułem pod skórą, że szykuje się coś większego, w sumie, każdy z nas spodziewał się, że w końcu może wybuchnąć kolejna rebelia. Wolałbym jednak tego uniknąć, kolejny przelew krwi nie przyniesie za sobą niczego poza bólem i cierpieniem. Nie wierzyłem w to, co pewnie szeptali sobie do uszu przyszli buntownicy. Wcale kolejna walka nie sprawi, że będzie lepiej.
Trzeba zaufać aktualnej władzy.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptySob Lis 16, 2013 8:39 am

Przyszła i ona. Miała swoje obowiązki. Odpowiednio wcześniej przekazała instrukcje strażnikom, aby pilnowali bezpieczeństwa zebranych. Mieli się zachowywać jak przystało na dorosłych, odpowiedzialnych ludzi, mieli szanować zebranych. Mieli zadbać o to, by nic złego tym razem się nie stało.
Ubrana w ciepły, długi płaszcz, z rękoma w kieszeniach starała się nie pokazywać po sobie emocji. Od kilku dni czuła się pusta w środku. Nadal nie zdobyła się na odwagę, by porozmawiać z Jasmine. Udawała, że ten temat nie istnieje. Wiedział więc tylko Pippin. Tęskniła za przyjaciółmi, za beztroską z początku swojego ślubu, zanim wybuch zniszczył to poczucie bezpieczeństwa. Tęskniła za Jofferym, za Finnem, za Jazz. Liczyła na to, że ich tu spotka. Zwłaszcza Finicka. Nie mogła znieść tego, że ostatnią ich rozmową, była kłótnia w kanałach. Ale w końcu kilka dni temu odpisał. Żył. A to znaczyło, że może był tutaj. Dlatego złapała się na przeczesywaniu wzrokiem tłumu zebranych. Na razie ich wielu nie było, ale ludzie przychodzili i przychodzili.
Na widok najlepszego przyjaciela aż ją coś ukuło w sercu. Tak dawno go nie widziała. Czy ją zauważył? Podeszła bliżej. Przełknęła ślinę. To nie było odpowiednie miejsce na to by mówić o rozwodzie. Dlatego tylko bez słowa podeszła i przytuliła go, na chwilę, na krótką chwilę.
- Cześć. Spotkajmy się po memoriale... proszę. To dla mnie bardzo ważne. - popatrzyła mu w oczy. Czy widział w nich bezkresny smutek? Ona widziała, że coś jest nie tak. Czuła to przez skórę. Znała go zbyt dobrze, nie mógłby przed nią ukryć, że coś go trapi. - Muszę iść, sprawdzić zabezpieczenia. Po memoriale... pamiętaj. - położyła dłoń na jego policzku i uśmiechnęła się smutno do niego. Niechętnie zostawiła go samego, ale obowiązki wzywały.
Nim jednak poszła zająć się pracą podeszła do tablicy. Jej wzrok zaskakująco szybko wyłapał z listy imię Blue. Kolejny powód ukłucia w sercu. Jak wiele jeszcze osób straci życie, nim w Kapitolu zapanuje pokój? Wzięła głęboki wdech i ruszyła dalej. Strażników było niewielu w mundurach, bo nie chciano zapewne, by całość miała charakter militarny. Ale wielu z nich było tu dziś po cywilnemu, a kilku dostało od Rei instrukcję, by w razie czego pomóc kolegom. Warunek - nikt nie mógł być traktowany lepiej, czy gorzej, dziś wszyscy byli równi.
Sama wyglądała dość uroczyście. Włosy miała ułożone w delikatne fale i spięte na górze, by nie wpadały jej do oczu. Sukienka pod płaszczem prosta, czarna, ale elegancka, do kolan, z lekko rozszerzonym dołem. Kozaki kobiece, na niewysokim obcasie, w miejsce tradycyjnego obuwia wojskowego. Jej strój jednocześnie był elegancki i odpowiedni na tą okazję, ale też pozwoliłby jej biec, walczyć itd. w razie konieczności. Miała jednak nadzieję, że ta konieczność nie nadejdzie.
Powrót do góry Go down
the civilian
Frans Lyytikäinen
Frans Lyytikäinen
https://panem.forumpl.net/t1955-frans-lyytikainen
https://panem.forumpl.net/t3422-relacje-fransa
https://panem.forumpl.net/t1264-frans-lyytikainen
https://panem.forumpl.net/t853-frans-violator
https://panem.forumpl.net/f68-violator
Wiek : 34
Zawód : właściciel VIolatora, sutener
Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy
Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptySob Lis 16, 2013 11:24 am

/Bilokacja

To, co działo się na moście było poniekąd owiane tajemnicą, ale było też kilka ważnych faktów-pewników. Po pierwsze, część ludzi z Kwartału zaczęła szantażować grupę osób odpowiedzialnych za Igrzyska, po drugie – padły strzały, zaczęła się masakra, po trzecie – uwolniono dzięki temu czterech Trybutów, po piąte – przypadkiem, czy też i nie, wybuchła bomba, która była „wisienką” na zamachowym „torcie”, jeżeli chodzi o kolejne martwe osoby. Całe to zdarzenie mogło wywołać różnorakie reakcje wśród osób mieszkających nie tylko Nowym Kapitolu, ale też i w KOLC-u, ba, wszędzie w Panem… Tak też pojawienie się w tak szybkim tempie następnego mostu, już nieco innego było dość ciekawym doświadczeniem, a na pewno dla Fransa.

On natomiast nie był do końca przekonany o tym, czy powinien przychodzić na memoriał. Nie potrafił dostrzec w tym wszystkim sensu, a raczej diabelską ciekawość i chęć zobaczenia tego, co wywołał, za co jeszcze nie został złapany. A może jednak? Może dałoby dostrzec się w tym więcej porządnych dowodów niż ciekawości? Albo idealnego połączenia obydwóch tych części?

Jeżeli miałoby się to jakkolwiek udowodnić, to chyba najważniejszą rolę odgrywałyby powody osobiste. Byłoby to coś, czego nie można by było spodziewać się po Fransie. Głupie, banalne poczucie winy. Można by było przecież nazwać go mordercą, choć on nawet nie kiwnął palcem by uruchomić bombę, nie był wtedy w tym miejscu, nie trzymał pistoletu, nie strzelał… ale owszem zaplanował to. Zginęło wiele osób i to tylko dlatego, że on miał ideę i właśnie przez tę ideę traktował tamtego dnia zmarłych ludzi jak mięso, jak liczby statystyczne. A teraz? Stał na moście, był w miejscu, które zdawało się wręcz krzyczeć przelaną krwią.

Nie chciał takich odczuć. Były mu one niepotrzebne… więc dlaczego istniały? Dlaczego miał problem z pozbyciem się ich? Przecież poczucie winy przeszkadzało mu, czasem nie pozwalało się skupić, a on musiał być całkowicie poświęcony pracy, a nie jakiemuś bajdurzeniu o nie wiadomo czym. Problem polegał na tym, że chyba nadal chciał pozostać człowiekiem, a nie jakąś maszyną wyłączoną od uczuć, a co gorsze… to wszystko spowodowała pewna osóbka.

Krążył po moście, przyglądał się tej dziwacznej budowli. Kto ją wymyślił? Nie miał zielonego pojęcia, aczkolwiek pomysł był bardzo interesujący. Zamiast więc na rozmyślaniach, skupił się na podziwianiu tego wszystko. Mając jednocześnie nadzieję, że nie zwróci na siebie większej uwagi, mając na sobie płaszcz z logiem Violatora. Nie uśmiechał się, ale czasem wodził palcami po drewnianych elementach. Czasem też skupiał swoje spojrzenie na Strażnikach, którzy zdawali się mieć na wszystko wyrąbane… chociaż to była osobista ocena Fransa.

Wtedy też dostrzegł tabliczkę pośrodku, do której zaczął się zbliżać, poniekąd z sercem w krtani. Zaraz też przykucnął naprzeciw niej, nabrał powietrza i westchnął. Przecież to było do przewidzenia… to było wręcz oczywiste. Czytał te nazwiska – jeden po drugim, a z każdym miał wrażenie, że za chwilę udusi się od głupiego poczucia winy… dopóki nie napotkał na dodatkowe nazwiska Trybutów. Dlaczego znalazły się na tej tabliczce? Nie wiedział, nie miał pojęcia, ale nieźle go oprzytomniły. Nie ma po co czuć się winnym, skoro ci wszyscy ludzie mogli być powiązani z okropnym mszczeniem się na dzieciach i nastolatkach. Poczuł nagły przypływ ulgi. Odetchnął cicho, pokręcił głową, opuścił ją i uśmiechnął się słabo do samego siebie.

Powrót do góry Go down
the pariah
Lophia Breefling
Lophia Breefling
https://panem.forumpl.net/t1982-lophia-breefling
https://panem.forumpl.net/t514-loph
https://panem.forumpl.net/t1299-lophia-breefling
https://panem.forumpl.net/t744-wspomnienia-panny-breefling
https://panem.forumpl.net/t751-lophia
https://panem.forumpl.net/t745-lophia-breefling
Wiek : 22
Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki
Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy
Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptySob Lis 16, 2013 6:04 pm

/teoretycznie sklep
Zatrzymała się w mieszkaniu Sonei wdzięczna przyjaciółce, że zostawiła jej klucze. Nie chciała wracać do domu, rozmowa z urzędnikiem wytrąciła ją w równowagi. Szczęście, że Son miała co nieco w barku. Chciała zapomnieć, ale to się nie udało. Później przyszedł zdrowy rozsądek mówiący, że przecież tak nie można. Że miała dla kogo walczyć. I twarz Javiera pojawiająca się w tych krótkich fragmentach snu. Co się z nim działo? Miała jego numer w kieszeni. Nosiła go ze sobą, nawet wpisała do telefonu, ale jakoś nie odważyła się odezwać. Bo niby dlaczego? Może to spotkanie nic dla niego nie znaczyło, może już znalazł sobie inną?
Chodziła w ubraniach Hastings, jadła w jej kuchni, witała się nawet z jej sąsiadami, byle nie wracać do mieszkania, które będzie musiała posprzątać, usunąć rzeczy mamy, albo przynajmniej spakować je do kartonów i zamknąć na klucz w pokoju. Wiedziała, że ten moment nadejdzie, ale na razie starała się wmówić zrozpaczonej dziewczynce, że jest sama, bo chce, a nie, bo musi. Dowiedziała się, że z Rufusem wszystko w porządku, jedno zmartwienie mniej. Nie wiedziała, co z Jazz, Javem, a nawet właścicielką mieszkania. Ani ilu z jej dawnych przyjaciół (nie, to za dużo powiedziane, znajomych) zginęło tego feralnego dnia na moście.
Ogłoszono memoriał. Lophia długo wahała się, czy iść. Zdążyła się uspokoić, otoczyć murem, drutem kolczastym, a wewnątrz niej narastała coraz większa złość. Żądza zemsty. Dlatego jednego dnia po prostu zebrała swoje rzeczy, poskładała wyprane ubrania w szafie, zostawiła długi list z podziękowaniem i zamknęła drzwi. Zjechała na dół windą i wyszła na ulicę. Wszystko wyglądało normalnie. Zwyczajnie.
Otworzyła kolejne drzwi, drzwi mieszkania pań Breefling. Zabrała się za gruntowne porządki, spakowała rzeczy Cathleen, przejrzała też jej papiery po czym schowała razem z dynamitem pod łóżkiem. Czas zacząć żyć od nowa. Nie mogła do końca swych dni siedzieć w domu, prawda?
Przystanek kolejny: sklep. Teraz na jej głowie. Co dziwne, pod drzwiami nie znalazła kartek od wściekłych dostawców, numerów telefonów, niczego takiego. Wewnątrz panował zwykły spokój. Miała nawet kilku klientów, ale wiedziała, że będzie musiała poważnie zastanowić się nad znalezieniem pracownika. Nie poradzi sobie sama. Na drzwiach przykleiła kartkę Przepraszamy, nieczynne. po czym z wysoko uniesioną głową poszła wreszcie w kierunku mostu. Zauważyła go już z daleka z tym, że przestał być mostem. Teraz nazwałaby go raczej kładką. Wahała się. Ale wiedziała, że powinna, prawda? To jej matka była za to odpowiedzialna. A Lophia pomogłaby jej, gdyby tylko dostała taką szansę.
Ze zdziwieniem stwierdziła, że panuje tu niezwykła cisza. Zniknął gdzieś zwykły gwar, nawet Strażnicy wydawali się wtapiać w tłu, snuć raczej bokami. Odetchnęła z ulgą i przysiadła na jednej z osłoniętych ławek. Spojrzała na spokojną taflę rzeki, kątem oka zauważając tablicę pamiątkową. Podeszła bliżej i przeczytała wszystkie nazwiska po kolei. Znała tych ludzi. Nie wszystkich, głównie byłych mieszkańców Kapitolu. Niektórych skojarzyłaby zapewne ze sklepu, z ulicy, pewnie minęła kilka osób na ulicy. Mogła tu być. I zapewne przyszłaby na bankiet, gdyby nie ten postrzał. Być może uratował jej życie. Przykucnęła, doczytując jeszcze nazwiska trybutów. To podchodziło pod działalność antyrządowców, ale nikt najwyraźniej nie zwrócił na to uwagi. Nie miała ze sobą znicza, zapaliła za to jeden ze zdmuchniętych przez wiatr. Zmówiła cichą modlitwę i cofnęła się kilka kroków, lądując przy barierce. Czuła się trochę jak na cmentarzu. (Dodajmy, że niedługo miał odbyć się pogrzeb Cathleen.)
Dziewczyna zapaliła papierosa, po czym zauważyła stojącego obok tablicy Fransa. Skinęła mu głową, wypuszczając obłoczek dymu z ust. Wróg Rufusa czy nie, jej niczego złego nie zrobił. Nawet pomógł.
Powrót do góry Go down
the civilian
Sabriel Kent
Sabriel Kent
Wiek : 15
Zawód : bezrobotna
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk, fałszywy dowód, nóż

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptySob Lis 16, 2013 6:23 pm

Sama go prosiła, żeby przyszedł. Siedząc w swoim pokoju, na łóżku, pośród rozrzuconej pościeli, sponiewierana i kolejny raz pozbawiona resztek godności czuła się jak ostatnia ździra. I czuła się podle, bo prosiła go o spotkanie, bo śmiała się do niego odzywać po tym jak sama odeszła. Ale wtedy nie chciała go niczym obarczać, a już na pewno nie odpowiedzialnością za swoje życie. Teraz... Teraz, tego jednego dnia mogli się spotkać, nie obawiając się, że coś im grozi, że któreś z nich ucierpi przez to spotkanie. Prawda, ona nadal oficjalnie była uznawana za poszukiwaną, ale ludzie już dawno zapomnieli jej twarzy, przejęci Zwycięzcami, katastrofą na moście i niepokojem w Panem. Co w tym wszystkim znaczyła dziewczyna, która uciekła jeszcze zanim ktokolwiek zdołał ją dobrze poznać?
Mimo to bała się przychodzić i właśnie dlatego zabrała ze sobą Samuela. Specjalnie na tą okazję zrobiła mu obrożę z męskiego (chyba Mathiasowego) paska do spodni, do której przyczepiła prowizoryczną smycz z długiej liny, używanej na ogół przez nią do... Innego celu. Czuła się lepiej, kiedy wielki, biały wilczur szedł obok niej krok w krok. Sam zdawał się rozumieć w jakim celu z nią idzie, bo strzygł uszami, uważając na każdy dźwięk i zapach, nie wyrywał się i towarzyszył jej dzielnie. Wyglądał ładnie, bo ktoś wreszcie zafundował mu porządną kąpiel i jego futro nie było już brudne i posklejane, za białe i puszyste.
Sabriel ubrana była w czarną sukienkę do kolan, z dużą różyczką w pasie, rajstopy i wysokie, błyszczące, czarne kozaki. Na to narzucony miała prosty, acz ciepły szary płaszcz. Ten sam, w którym jechała z Finnickiem od Isabelle do Johanny. Włosy miała jednak krótkie - sięgały jej ledwie do barków - rozjaśnione i zakręcone. Na twarzy miała makijaż, mocny, charakterystyczny dla pracownicy Violatora, ale taki w którym Finn nigdy jej nie widział.
Poznała go natychmiast i ruszyła w jego stronę, ale przystanęła, kiedy zobaczyła blondwłosą kobietę, trzymającą rękę na jego policzku. Patrzył na nią, ale był odwrócony do Sab tyłem, więc nie mogła odczytać z jego twarzy emocji. Mijali ją ludzie, więc straciła ich na chwilę z oczu, a kiedy znów miała dobry widok, Finnick znów był sam. Ale ona nie potrzebowała wyjaśnień. Wiedziała, że w jego życiu jest kobieta i najwyraźniej jej były mentor był tutaj z nią, a ta odeszła na chwilę. Może zobaczyła w tłumie ich wspólnych znajomych? Albo poszła z kimś porozmawiać? Sabriel zacisnęła dłonie w pięści i przygryzła wargę.
"Co ja sobie wyobrażałam? Że on przyjdzie się ze mną zobaczyć w odpowiedzi na tego naiwnego smsa? Boże, jaka byłam głupia! Dałam się omamić złudnej nadziei, którą sama sobie wytworzyłam!"
Samuel, zaniepokojony jej bezruchem, zapiszczał cicho, trącił nosem jej rękę, a kiedy nie było odpowiedzi, polizał ją ciepłym językiem. To ją otrzeźwiło. Musiała z nim porozmawiać, a skoro tamta kobieta odeszła, to ona miała jedyną okazję.
Podeszła do niego od tyłu i... Zanim zastanowiła się nad tym co robi, przytuliła go od tyłu w pasie. Był do uścisk mocny, niemal rozpaczliwy, ale bardzo szybko go przerwała i odsunęła się. Kiedy się odwrócił, zmusiła swoje usta do uśmiechu.
Samuel zamerdał lekko ogonem i zaczął domagać się pieszczot. Widać nadal pamiętał Finnicka, pomimo tego, że od ich pierwszego i jedynego spotkania trochę wody w rzecze już upłynęło.
- Przyszedłeś. Dziękuję. Nawet jeśli przyprowadziłeś ze sobą swoją... Żonę? - ostatnie słowo było pytaniem. Kiedy już wypowiedziała te słowa, zorientowała się, że w jej glosie brzmiała... Pretensja?
Wpatrywała się uważnie w jego twarz, którą tak dobrze pamiętała, szukając na niej oznak tego samego zmęczenia, zniechęcenia i smutku jakie wcześniej na niej były. A może pojawiły się na niej nowe zmarszczki? To nic - Finnick i tak miał najpiękniejszą twarz, jaką Sab widziała w swoim życiu. Cały był piękny. Nie przystojny, bo przystojny to mógł być Casper albo Mathias - w taki pociągający kobiety, zwyczajny, męski sposób. Finnick Odair był piękny, jakby jego postać emitowała jakieś promieniowanie. Był piękny jak dzieło sztuki, które nawet jeśli nie idealne, było piękne również przez swoje wady i niedociągnięcia.
Natychmiast zapragnęła przytulić go znów, zapewnić, że nic mu już nie będzie, że zaraz pójdą do domu a ona zrobi mu jedzenie, a potem obejrzą sobie jakiś film. Albo, że wyjadą gdzieś daleko i będą szczęśliwi. Powtarzała sobie przed spotkaniem, że może coś takiego poczuć, ale nic nie było w stanie ją na to przygotować. Bo to uczucie było dla niej zupełnie nowe. Bo nawet faceci, z którymi spanie sprawiało jej jako taką przyjemność, pociągali ją jedynie fizycznie, a poza tym było jej obojętne co się z nimi stanie. A Finnicka chciała chronić, choćby miała go zasłonić własnym ciałem, choćby miała cierpieć i choćby miała nie dostać od niego w zamian żadnego miłego słowa.
Powrót do góry Go down
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptySob Lis 16, 2013 6:30 pm

// Bilokacja
Nie chciał tu wracać, ale coś wypchnęło go z Kwatery i kazało przyjść. Miał nadzieję, że obudzą się jakieś wspomnienia i rzeczywiście. W przebłyskach zobaczył strzały... Ale czy to te same strzały czy echa przeszłości? Którędy przyszedł, jak się wydostał? Obszedł dookoła tablicę, nie rozpoznając nazwisk. Był nowy w Kapitolu. Był nowy wśród ludzi, a właściwie zupełnie go wśród nich nie było. Taka natura samotnika. Kręcił się trochę, chodził z jednego krańca na drugi, wyglądając odrobinę jak nadpobudliwiec. Wzruszył ramionami, przysiadł na ławce, ale była zimna i niewygodna. Skręcił za tablicę, przeszedł koło jakiegoś mężczyzny, minął kobietę. Chuchnął w dłonie, aby je rozgrzać, zszedł z kładki. Wrócił, minął tę samą kobietę, nie patrząc na nią. Czyżby kogoś szukał? Może ta siostra, o której mu opowiadali przyjdzie? Może Jasmine? Oby nie Sonea. Przestępował z nogi na nogę, opierając się o barierkę. Zrobił kolejną rundkę, potrącając niechcący innego mężczyznę. Podniósł głowę. Nie zamierzał przepraszać, dopóki nie rozpoznał w nim Finnicka.
- Wybacz - powiedział, przypatrując mu się. Kumple z wojska. Nie przyjaciele, ale przekonani o swojej lojalności. Dlatego wypowiedział jeszcze kilka słów, chociaż nie przywykł do rozpoczynania rozmowy. Nawet nie miał takiego zamiaru, po prostu czuł się w obowiązku. - Sto lat cię nie widziałem.
Przyjrzał mu się dokładniej. Zły moment, mężczyzna nie wyglądał na szczęśliwego. Ale kto w tych czasach jest zadowolony z życia? A potem tak po prostu odszedł, zauważając zbliżającą się do Odaira. Nie zauważył też drugiej. Odwrócił się i zniknął pośród innych ludzi. Przysiadł na tej niewygodnej ławce i czekał, nie wiedząc na co.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptySob Lis 16, 2013 6:53 pm

// bilokacja. c:
 
Odległe, wiszące nisko na horyzoncie słońce rzuca promienie na falujące cicho wody Moon River, co sprawia, że nie mogę powstrzymać się od porównania rzeki, która tydzień temu była świadkiem nawet zbyt wielu nieszczęść, z morzem w Dystrykcie Czwartym. Mimo to nie sposób jest zaprzeczyć, że widziało ono znacznie więcej ludzkiego cierpienia podczas siedemdziesięciu czterech lat Głodowych Igrzysk, ale ostatecznie dochodzę do wniosku, że porównywanie jednego cierpienia z drugim nie ma sensu. Oba są identyczne, jeśli traci się bliską osobę.
Pojedyncza czerwona róża, którą kupiłam za kilka monet wygrzebanych z kieszeni płaszcza, niespodziewanie zdaje się nieznośnie ciążyć mi w dłoniach, jakby ciężar moich myśli znienacka przeniósł się na nią, uwalniając od nich umysł. Gładzę odruchowo długą i zieloną łodygę kwiatu, powstrzymując przemożną chęć oderwania czerwonych płatków jeden po drugim i ciśnięcia ich w ciemne i ponure wody rzeki. Tak jakbym chciała w ten sposób udowodnić sobie, że przyjście tutaj absolutnie nie miało sensu. Nikt, na kim by mi zależało, nie zginął w katastrofie, a przynajmniej tyle dowiaduję się z każdą chwilą z długiej listy nazwisk widniejących na pamiątkowej tablicy, z których prawie każde brzmi dla mnie tylko pustką oraz niewiedzą - i niczym więcej. Przemykam po nich wzrokiem, jakby żadna z liter nie miała znaczenia, słowa znajdujące się w opisie katastrofy zapisano w jakimś zupełnie obcym dla mnie języku, a twarze na zdjęciach nic mi nie mówiły. Mimo to nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego już od kilku minut wpatruję się w każdą linijkę tekstu, każdy płomień zapalonego znicza i każdy kwiat złożony pod tablicą. Współczucie bliskim ofiar wcale nie stanowi powodu, dla którego w ten jeden jedyny dzień ubrałam prostą, czarną sukienkę, buty na niewysokim obcasie i rozpuściłam włosy, by opadały mi falami na ramiona, po czym przybyłam tutaj. Nie jest to nawet żadne inne uczucie pozostawiające ślad w moich myślach, aż do momentu, gdy mój wzrok pada w końcu na pewne nazwisko, które wcale nie powinno znajdować się na liście.
Lorin Templesmith.
Zaciskam mocniej palce na łodydze róży, czując palący mnie żal, iż spośród wszystkich zapomnianych przeze mnie podczas Igrzysk osób, zapomniałam właśnie o Lorin. Być może nawet i w momencie, gdy jakikolwiek ruch ze strony mentora byłby dla niej ratunkiem. Mimo że fakt istnienia na tablicy nazwisk poległych tegorocznych trybutów budzi moje zdziwienie, nie równa się ono z moimi wyrzutami sumienia. Chociaż lepiej niż ktokolwiek inny wiem, co znaczy arena i Igrzyska, nie umiem pozbyć się wrażenia, że Lorin zginęła po części przeze mnie. Przez moje zaślepienie własnymi problemami. Przez moją pogoń za rozwiązaniem ich. Przez to, że to ja ją wylosowałam.
Zaciskam lekko usta, po czym schylam się, kładąc różę pod tablicą pośród wielu innych złożonych w tym miejscu przez ludzi pozbawionych szansy, by uchronić bliskich od śmierci, podczas gdy ja tak naprawdę taką szansę posiadałam.
Przepraszam, Lorin.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptySob Lis 16, 2013 7:49 pm

//Bilokacja

Nie była pewna czy chciała tu być. Most, a raczej ta... kładka... która łączyła ze sobą dwa brzegi Moon River wzbudzała w niej sprzeczne emocje. Do tej pory nie dała rady pozbyć się wątpliwości odnośnie tego czy stoi po właściwej stronie. A im dłużej przebywała w tym miejscu, tym bardziej czuła się zagubiona, tym jej myśli bardziej plątały się szukając rozwiązania dla trwającego w jej głowie chaosu.
Ale praca wymagała jej obecności tutaj.
Poprawiła ogniskową w aparacie i zrobiła kilka zdjęć na próbę. Spacerujący ludzie, stojący na baczność Strażnicy Pokoju, jakaś młodsza dziewczyna przytulająca się do pleców mężczyzny, w którym, jeśli się nie myliła, rozpoznała dawnego zwycięzcę igrzysk z 4 dystryktu, Finincka. Poprawiła jeszcze parę ustawień i ponownie zrobiła parę zdjęć, stopniowo zbliżając się do tablicy pamiątkowej. Ujęła jakąś modą kobietę, w momencie w którym ta kładła kwiat na, już dość liczny, stosik. Po czym opuściła aparat i westchnęła cicho.
Lista była taka długa. Tyle niepotrzebnej śmierci, zagubionych dusz nic nie winnych światu, nic nie dłużnych ludziom. Podeszła niepewnie do upamiętniającego tragedie pomnika i pochyliła się lekko, by lepiej odczytać nazwiska. Większość nic jej nie mówiła, należała jedynie do pustych słów, na inne musiała kiedyś natrafić w swojej karierze fotografa, gdyż, choć osobiście nie znała ich właścicieli, gdzieś w głębi umysłu świtało jej, że mogli coś znaczyć dla społeczeństwa. Lub, chociażby, dla jego części. Myśl, że jej nazwisko mogło również widnieć wyryte tutaj, na tej tablicy, że mogła się znaleźć na tym moście w dzień wybuchu, przez jej plecy przebiegł silny dreszcz.
Bała się wiszącego nad nią widma śmierci.
Dopiero po paru minutach stania obok pomnika i błądzenia po nim wzrokiem, dotarło do niej, że coś jest nie tak. Przyjrzała się mu dokładnie jeszcze raz, by, po chwili wyłapać o co chodzi. Nazwiska trybutów. Nie powinno ich tutaj być, zginęli na arenie, w imię chorej zemsty Coin, nie tutaj na moście.
Poczuła narastający od środka gniew, choć nie pozwoliła by odbił się on na jej twarzy. To było okrutne zagranie, nawet jak na panią prezydent, niesprawiedliwe... Stanowiło niemal jawną prowokacje wobec mieszkańców Kwartału, mogło nieść za sobą straszne konsekwencje.
Przełknęła gulę, która nagle, jakby znikąd, wyrosła w jej gardle i starając się ignorować lodowaty supeł w żołądku ponownie wróciła do robienia zdjęć.
Powrót do góry Go down
the civilian
Seya Crane
Seya Crane
https://panem.forumpl.net/t465-seya-crane#1644
https://panem.forumpl.net/t470-i-m-not-a-paper-crane#1678
https://panem.forumpl.net/t1319-seya-crane#15502
https://panem.forumpl.net/t898-saved-crane#7891
https://panem.forumpl.net/t875-seya#7394
Wiek : 33
Zawód : Chirurg Plastyk, Urazowy.

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptySob Lis 16, 2013 7:58 pm

Odsunęłam się od tablicy, choć niechętnie. Nazwiska braci ciągnęły mnie tam jak niewidoczny magnes. Ich ciała... Moje myśli magicznie przeskoczył na następny temat - co zrobili z ich ciałami? Pracując przy poprzednich Igrzyskach nigdy się tym specjalnie nie interesowałam, bo i po co? Z żywymi było wystarczająco wiele problemów. Wracając jednak do zwłok - palili je i oddawali rodzinom? Robili z nich papkę dla zwierząt? Snow używał ich jako nawozu do róż? Co z nimi robili? No co? Zgrzytnęłam zębami chowając dłonie do kieszeni płaszczyka. Chciałabym mieć ich popioły. Żeby wrzeszczeć na Sawyera. Za to jak głupio zginął. Żeby wrzeszczeć na Floriana. Za to, że nigdy Go nie poznałam. Wspólne nazwisko i koniec historii. Dzięki tato. Mam trzydzieści lat i całe swoje dorosłe życie oparłam na żalu do ojca. Na odgrywaniu się za jego małe grzeszki. Niezwykle dorośle, panno Crane.
Odsunęłam się w jakieś mniej zatłoczone miejsce, przy przypadkowym Strażniku Pokoju. Jednym z wielu. Otoczeni powszechną niechęcią nie byli dziś raczej popularnymi osobami. Ja też nie darzyłam ich specjalnym uczuciem, ale każdy ma taką pracę, jaką może dostać. Czasem winienie ich za wszelkie grzechy tego świata to jak oskarżanie grabarza o śmierć krewnego. Desperackie działanie pozbawione sensu.
Sięgnęłam dłonią do ucha i założyłam zań blond kosmyk, który nie sięgnął niezbyt długiego warkocza opadającego mi na kręgosłup. Gdy opuściłam rękę pasmo powróciło na swoją pozycję, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Potrzebowałam takich drobnych gestów, by stać tu bez słowa i uczucia. By trwać u boku wszystkich i przy nikim konkretnym. Chyba pierwszy raz od... dzieciństwa bolała mnie samotność. Oczywiście w ostatnich miesiącach też nie byłam gwiazdką towarzystwa, ale gdy zostałam sama wszystko to się nasiliło. Wiedziałam, że już nigdy nie ujrzę Sawyera i nie poznam Floriana. Śmierć Seneci też zdawała mi się już oczywista. Nie odzywał się, nikt nie miał o nim żadnych informacji. Co innego mogło się wydarzyć? Ponoć bliźnięta czują takie rzeczy. Gówno prawda. Nic nie czułam. Ani wcześniej ani teraz. Pustka w moim sercu była spowodowana tylko niemożnością skontaktowania się. Nie znaleziono jego ciała... Na moment stanęłam na palcach. Może po prostu było tak zmasakrowane, że nikt nie kłopotał się identyfikacją. Przygryzłam dolną wargę, a oczy zaszkliły mi się na moment. Zamrugałam szybko, by odegnać niechciane łzy. Nie mogę o Nim myśleć. Nie mogę... Muszę się skupić na czymś innym.
Uniosłam wzrok na ludzkie sylwetki. Mijające mnie twarze były mi znajome, nieznajome, czasem mgliście odciśnięte w pamięci. Nie odzywałam się jednak do nikogo, nie szukałam zaczepki ni towarzystwa. Mieli własne życie i potrzeby. Ta swoista... stypa nie potrzebowała mnie ironizującej każdą poruszaną sprawę. Niech się cieszą, że to nie ich nazwiska są dziś wypisane na tablicy. Niech się smucą, że to ich znajomi i krewni są tam dziś umieszczeni. Ja jestem ponad to.
Jesteś, panno Crane?
Naprawdę jesteś?
Powrót do góry Go down
the civilian
Isabelle Scovel
Isabelle Scovel
https://panem.forumpl.net/t1937-izzy-scovel#24584
https://panem.forumpl.net/t227-panna-scovel
https://panem.forumpl.net/t1472-izzy-scovel
https://panem.forumpl.net/t259-isabelle
https://panem.forumpl.net/t593-izzy
Wiek : 23
Zawód : Doradca ds. Transportu
Przy sobie : papierosy, zapałki, pistolet, zezwolenie na broń, udana ucieczka, przepustka do KOLCa
Obrażenia : rak skóry, łysa, nie ma oka

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptySob Lis 16, 2013 11:03 pm

Co, co ze mnie zostało?
Niewiele. Wszystko w moim życiu odwróciło się do góry nogami. Jakbym wskoczyła w magiczne lustro, które przeniosło mnie na drugą stronę życia. Najpierw do mojego domu przyszedł Finnick. Udawałam, że spałam. A tak naprawdę byłam dyskretnym świadkiem tego, co dzieje się między nimi. Przeczuwałam, że to odpowiedni moment, żeby się za bardzo nie ujawniać. To przecież było przewidywalne z samej góry - są dla siebie stworzeni. Ale nie wierzę, że nauczył się czegoś nowego, i wiem, że to tylko kwestia czasu, kiedy kilka rzeczy pójdzie nie tak, a wszystko runie jak domino. Tak było z pewną brunetką. Finnick nawet nie wie, jak młody wciąż jest.
Igrzyska zakończyły się szybko. Byłam z tego ucieszona. Wiedziałam tylko, że Sabriel będzie w rozpaczy po Theo. Wyróżniła go jako swojego ulubionego kandydata podczas naszej rozmowy. Wiedziałam też, że Vivian będzie smutna z powodu wszystkich dusz, które zostały na Arenie. Jak ozdobne kamienie, zakumulowane na dnie pięknych rzek.
Kiedyś zbierałam kamienie. Kiedyś bawiłam się lalkami. Podobno kobiety dojrzewają szybciej niż mężczyźni.
Ale to ja dzisiaj bawię się lalkami.
Znalazłam stare pudełko pod biurkiem z klatką dla ptaka. Można powiedzieć, że to było takie 'jedyne miejsce'. Kącik z pamiątkami. Na blacie stał kałamarz oraz pióro, które wyglądało jak wyjęte rodem ze średniowiecza. Obok nich owa klatka mojego zwierzaka, a dalej pucharek za zwycięskie miejsce w konkursie na wypracowanie z polskiego, który został wdzięcznym przyciskiem do papieru. W szufladach były jakieś wiersze i moje spisane wyobrażenia pt. "Co, gdybym była prezydentem Panem". Przy biurku stało krzesełko, nowocześniejsze od tych wszystkich bibelotów. A pod biurkem schowany był karton, o którym zapomniałam doszczętnie. Znajdowało się w nim trochę starych zabawek, których nie miałam ochoty wyrzucić. Ze środka wyciągnęłam coś. To czarnowłosa lalka, którą zawsze utożsamiałam z sobą. Robiłam z nią prawie wszystko to, co ze sobą samą. To było tak dawno.
Po chwili zauważyłam, że jej włosy są strasznie szorstkie i suche. Jakby coś się stało. Przez chwilę mierzwiłam je w dłoni, a po chwili odpadła ich całość. Szeroko otwierając oczy odłożyłam lalkę na blat. Coś tknęło mnie, jakby niechybna wizja przyszłości. Wspomnienia przysłoniły nagle niewytłumaczalne i niespodziewane obawy. Dla sprawdzenia, tak po prostu, chwyciłam się za własne włosy. Cała kępa znalazła się w mojej garści. Czułam się, jakbym miała na głowie zwyczajne siano. Słomiany kapelusz. A to nie był przypadek. Od jakiegoś czasu przeczuwałam, że coraz gorzej się poczuwam. Kaszlę i jakby... starzeję się. Tracę siły. Pobiegłam do łazienki, żeby sprawdzić, jak źle jest. Kępy włosów leciały z mojej głowy. Ale nie chciałam płakać. A może i chciałam. Ale po prostu - nie.
Moje życie.
To wielki mur.
Wielki mur.
Pełen dziur.

***


Przegryzłam wargę i wtopiłam się w tłum. Ubrałam się ciepło, w wełniany szalik, ogrzewaną kurtkę, rękawiczki oraz ocieplane buty. Nie zapomniałam oczywiście o porządnej czapce. Ostatnie dni wpłynęły na mnie... pokrzepiająco. A może ściągnęły mnie na dno. Tak trudno znaleźć różnicę. Zrozumiałam, że muszę wyjść do ludzi i zmierzyć się ze wszystkim, co mi oferuje lub zabiera. Godność, zaufanie, żal, ludzi, szczęście, smutek, rzeczy, zmysły, życie. Nikt przecież nie zauważy jednej kobiety z przerzedzonymi włosami pod czapką i opaską na oku pośród żałobnego tabunu, hm?
Moja obecność tutaj jest obowiązkiem, jeśli nie rozkazem. Po części jestem odpowiedzialna za śmierć tych ludzi. Po części jestem tutaj dla nich, bo może mogą mnie widzieć spoza grobu. Chciałabym was wszystkich przeprosić. I tyle wam dać. Ale nie mogę. A powoli tracę wszystko.
Dlatego w przyziemnych celach tak naprawdę przyszłam tutaj, żeby spotkać jedną osobę. Ostatnią, która może mnie pocieszyć. Mam nadzieję, że nie ostatnią w moim życiu.
Powrót do góry Go down
Lucy Crow
Lucy Crow
Wiek : 17 lat
Zawód : prostytutka/kwiaciarka
Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet
Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptySob Lis 16, 2013 11:45 pm

To nie było dobre miejsce. Ani dobre, ani właściwe – dla nikogo, choć dla mnie chyba w szczególności. Każdy mógłby to odbierać różnorako, ja jednak wolałabym zostać w Kwartale, choć od kilku miesięcy to miejsce było otoczonym potężnym murem więzieniem. A Kapitol, ten memoriał, on wołał. To brzmi banalnie, gdybym to powiedziała na głos, ale czułam, że tego konkretnego dnia muszę się tu znaleźć i wiedziałam także, że jakaś część mnie chce na chwilę wrócić do miejsca, w którym się wychowałam, które pamiętam teraz jak przez mgłę. I tęsknię, tęsknię niczym za zdrajcą-kochankiem, który opuścił, uciekł i pozostawił nienasyconą. Kochałam Kapitol tylko od tej pięknej barwnej strony, kochałam Kapitol idealnym, tęczowym, bajkowym, ale powoli mój obraz tego niezmąconego przez zło świata burzy się, bo dostrzegam ciemniejsze strony egzystencji. Być może to zbyt wiele, być może ot rzucenie na głęboką wodę, bo nie powinnam się znaleźć w Violatorze, a skoro już tam jestem, mieszkam i przyzwyczaiłam się – a przynajmniej takie odnoszę wrażenie i próbuję sobie wmówić, powinnam tam pozostać i odciąć się od przeszłości, która już na pewno nie wróci. I przestać marzyć o idealnym świecie, o idealnym księciu z bajki, który weźmie mnie w ramiona i zaniesie do miejsca, w którym zapomnę, w którym będę żyła jak dawniej, zamknięta w czterech ścianach, bez okien i drzwi, po prostu ja i moje paranoje.
I teraz nadarzyła się okazja. Nie, nie na szczęście, nie na powrót, a po prostu, aby wydrzeć się z lęku i strachu przed tęsknotą i po prostu wyjść na zewnątrz, wyjść i zobaczyć to miejsce, które tydzień temu runęło, ten przeklęty i nieprawdopodobny symbol tego, za czym tęsknię, czego nienawidzę. Symbol utraty Evelyn, symbol utraty Theo. I teraz wiedziałam, to smutne, że nigdy jej nie zobaczę. Wystarczyło jedno zbolałe spojrzenie na taflę Moon River, aby przypomnieć sobie tamten wybuch, aby spojrzeć wstecz i uświadomić sobie ostatnie ze słów, które padły z moich ust. To ironia, ironia losu, która lubi objawiać się w swej najgorszej postaci w momentach, kiedy i tak już nie mam się czego podeprzeć. Jedyna dobra strona te sytuacji była taka, że Frans tu był. Może nie duchem, bo wciąż się nie odezwał, nie spojrzał na mnie, a ze znudzeniem i zamyśleniem – tka to odbierałam, przemierzał most aż w końcu dotarł do pamiętnych tabliczek.
Teraz miałam poznać odpowiedź na to pytanie.
Czy Ona żyje? Bo jeśli tak, jeśli uciekła lub ją schwytali… nie chciałabym znać takiej prawdy, ale ona jest właściwa, bo gdy przejrzałam pospiesznie wszystkie nazwiska, nie dostrzegłam jej. Oczywiście pojawiło się kilka znajomych nazwisk, ale nie chciałam przypominać sobie, skąd je znam, bo wiedziałam, że wzbudziłyby kolejną bolesną falę wspomnień. Więc dotarłam do Niego. Tego Theo, tego chłopca, tego kolejnego z niewinnych. I gdybym potrafiła darzyć czystą nienawiścią, teraz splunęłabym na nazwiska poległych Rebeliantów, ale jedynie zacisnęłam piąstki i stałam tak nie zdając sobie sprawy z tego, że mokre i zimne łzy spływają mi po policzkach. A kiedy dotarło do mnie, że czytam dalej, że wciąż przypominam sobie, że widzę ich twarze i że nie wierzę, otarłam szybko mokre policzki i uśmiechnęłam się. A przynajmniej chciałam.
Na siłę, bo tak trzeba, bo to kolejny dzień, kiedy płaczę. Bo wszystko to jest takie okropne, a ja jestem sama, bez nikogo. Bo mój dom nagle okazał się pusty. I wszystko runęło.
I stałam koło człowieka, którego ledwie znałam. I to okropne, być świadomym tego, że ten człowiek jest ostatnim, na którym możesz oprzeć teraz swoje smutki.
-Wydaje mi się, że... - zmarszczyła czoło, kiedy już opanowała potok łez, odetchnęła i dokończyła - że teraz nic nie będzie dobre. Więcej ludzi zginie. I to niewłaściwe, kiedy ludzie sami odpowiadają sobie na pytanie: dlaczego. Bo nikt tego nie wie, nikt nie wie, ja nie wiem, co będzie potem - odwróciła się w jego kierunku i podniosła wzrok, aby spojrzeć mu w oczy - Myślisz, że powinniśmy się bać?
Naiwne dziecięce pytanie.
Powrót do góry Go down
Javier Hughes
Javier Hughes
https://panem.forumpl.net/t1933-javier-hughes
https://panem.forumpl.net/t3178-jav#49764
https://panem.forumpl.net/t1304-javier-hughes
https://panem.forumpl.net/t988-dwa-swiaty
https://panem.forumpl.net/t1344-jav
Wiek : 26 lat
Zawód : Uciekinier
Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptySob Lis 16, 2013 11:47 pm

// bilokacja.

Jego przyjście w to miejsce nie znaczyło nic specjalnego. Nie wspominał nikogo, a same emocje związane z wydarzeniami na moście opadły. Był zadowolony, że przez szczęście uniknął całej tej katastrofy. W końcu tamtego dnia miał tutaj być. Nie zamierzał jednak rozważać tego dłużej, ponieważ nie było to szczytem jego marzeń w pogodę taką jak ta. Zimno i nieprzyjemnie, a mimo to przyszło mnóstwo ludzi.
Javier tego dnia ubrany był po cywilnemu. Miał na sobie czarną, ciepłą kurtkę i spodnie tego samego koloru, a ręce trzymał w kieszeniach, ponieważ zapomniał rękawiczek. Nie otrzymał jawnego rozkazu pojawienia się tutaj, więc i czuł się swobodnie, przychodząc z własnej woli, nie tracąc przy tym jednak czujności. W państwie działy się różne rzeczy i nie podejrzewał, by żałoba mogła coś zmienić, choć kto wie.
Jego krok był powolny, nie spieszyło mu się nigdzie. Czekał dłuższą chwilę w miejscu, gdzie stała tablica, by podejść do niej bliżej. Widział jak niektórzy się modlą, inni zostawiają kwiaty czy zapalają znicze. On nie miał nic. Z dłońmi wepchniętymi do kieszeń kurtki przecisnął się między ludźmi, zbliżając do tablicy tak, by móc cokolwiek z niej odczytać. Zaczął sunąć wzrokiem po nazwiskach, a jego mina była stale niewzruszona. Dopiero chwilę później zdał sobie sprawę, że jest ich tam zbyt dużo, doszukując się nazwisk trybutów. Skrzywił się nieznacznie. W jego mniemaniu te osoby nie powinny tam widnieć, nie byli ofiarami, a częścią gry, która nie wyłoniła zwycięzcy.
Zaraz jednak się zreflektował i znów jego twarz była taka jak wcześniej, może nieco bardziej pochmurna. Obrócił się na pięcie. Nie szukał nikogo znajomego, wtulał twarz w ciepłą kurtkę i nie rozglądając się, skierował przed siebie. Po drodze zdawało mu się, że minął jakieś twarze, które znał lepiej lub mniej. W końcu jednak przystanął samotnie w miejscu, gdzie mógł swobodnie się poruszać i nikt się o niego nie obijał. Spoglądał na tłum gnieżdżący się koło tablicy, to zaś sunął wzrokiem po najbliższej okolicy, obserwując tych wszystkich smutnych i cichych ludzi, nawet Strażnicy Pokoju wydawali mu się nader spokojni. Jav nie wiedział co powinien czuć w takiej sytuacji, ludzie wciąż ginęli. Masowo lub pojedynczo, jednak ginęli. Może inaczej czułby się, gdyby zginął ktoś bliski jego sercu.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptyNie Lis 17, 2013 1:05 am

Kolejne obce twarze przewijały się przed jej oczami. Obce, choć niektóre, znajome. Bo tej kobiecie już kiedyś robiła zdjęcia. Chyba do jakiegoś wywiadu. O, a tamta była - chyba - znajomą znajomego, tego nie była pewna. Jednak żadna z tych osób nie była jej na tyle bliska by nawet skinąć jej głową na powitanie.
Pełen profesjonalizm. Nie pozostało jej nic poza robieniem zdjęć, szukaniem dobrych ujęć, skupianiem się na wszystkim, co mogłoby ją odciągnąć od tych bezpodstawnych obaw. Bo przecież nikt nie był na tyle głupi by dwa razy podejmować próby tego samego zamach. Prawda..?
Nie była pewna skąd w niej ten lęk. Może był on echem poprzednich wydarzeń, może wynikiem chaosu wciąż panującego w jej głowie, nie była tego pewna. Nie zmienia to faktu, iż gdy przez obiektyw ujrzała znajomą sylwetkę w czerni, odetchnęła z ulgą. Opuściła lekko aparat i zaczęła przeciskać się w jej stronę.
- Pan żołnierz nie w mundurze?
Zatrzymała się o krok od niego, przyglądając się jego twarzy, analizując swoje uczucia. Nie widziała się z Javierem od tamtej nocy. Nie była nawet do końca pewna jak ma się teraz zachowywać. Jej serce trochę przyśpieszyło, w umyśle zatańczyły wspomnienia. Jednak nic poza tym. Nie czuła wstydu, nie czuła tęsknoty za bliskością z nim. Ba! Nawet pozwoliła sobie na uśmiech, gdy jej myśli na chwilę zdominowała tamta noc.
Między nimi nie zmieniło się nic. Doszło tylko trochę przyjemnych wspomnień.
- Pozwolisz? - zapytała, unosząc aparat i nawet nie czekając na odpowiedź zrobiła zdjęcie. Byl dobrym modelem, musiała mu to przyznać. Wyraz jego twarzy, strój, to wszystko pasowało do nastroju Memoriału. Może nawet redaktorzy wybiorą to zdjęcie do gazety.
Uśmiechnęła się nieznacznie, po czym opuściła dłonie, nie wypuszczając jednak sprzętu z rąk. Nie było sensu go chować. Zaraz mogła trafić się kolejna okazja do uwiecznienia czegoś.
- Jak żyjesz? - Ot, proste pytanie, ale gdzieś tam w tle zawierało obawę. Z jej strony nic się nie zmieniło... Ale jak było z nim?
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptyNie Lis 17, 2013 1:34 am

    | Bilokacja.
Powietrze było rześkie.
Wbrew pozorom, to najważniejsze spostrzeżenie tamtego dnia. Przecież nie zawsze powietrze było rześkie, prawda? Czasem było przepełnione goryczą i złością. Innym razem miłością i pożądaniem. Jednak wtedy było zdecydowanie rześkie… Może jedynie z domieszką zadumy oraz smutku, które ulatniały się ku czystemu niebu.
Pojedyncze odgłosy dobiegały do jego uszu, by niemalże natychmiast opuścić jego umysł. Zbitki słów i sylab zupełnie nic dla niego nie znaczyły. Wolał słuchać rytmicznych uderzeń podeszew zimowych butów o nowo wybudowaną kładkę. Nie zwracał uwagi na ciemne kurtki i płaszcze ludzi przebywających razem z nim. Nie patrzył na ich wyraz twarzy - uśmiechnięty, czy zasmucony. Nie widział także, czy ktokolwiek płakał. Może jedynie przez przypadek wyłapał jakieś spojrzenie pełne zadumy. Wtedy zastanowił się nad tym, o czym myślała taka osoba.
Może o tym, że życie było kruche. A było? Było.
Tablica z krótkim opisem tragicznego „wypadku” i lista poległych osób. Sto sześćdziesiąt osiem nazwisk. Chaz omiótł wzrokiem każdy wers, ale część z tych personaliów byłą mu zupełnie nienizana, część słyszał raz, a może dwa razy w życiu… Innych natomiast kojarzył z widzenia, bądź z wspominano o nich redakcji. Bardzo mały odsetek miał okazję poznać osobiście.
I co, Flo?
Zapytał sam siebie w myślach i natychmiast przywołał wspomnienie o swojej znajomej. Walczyli we wspólnym celu. Znali się. Miał przed oczyma zabieganą trzydziesto-kilkulatkę, która kiedyś wygrała Igrzyska. Doskonale pamiętał ich pojedyncze spotkana w siedzibie Coin i jej obcasy stukające głucho w posadzkę. Wieczny pośpiech. Mimo, że nie znali się wybitnie, lubił ją. Czuł się dziwnie, że nigdy więcej jej nie zobaczy. Jednak najbardziej żałował, że już nigdy nie będzie miał możliwości, by zapytać ją o jedną sprawę. Czy cel, do którego oboje dążyli, czy cel do którego dążyły całe tłumy… Czy to wszystko nie rozmyło się gdzieś po drodze?
To chyba nie najlepsze wyjście, ale przynajmniej nie musisz brać udziału w tym całym gównie. Już nigdy nie zobaczysz tego całego bólu. Nie widzisz smutku. W dodatku już wiesz, czy umieranie boli i, co wszyscy znajdziemy po przejściu przez granicę.
Mam nadzieję, że chociaż tam - gdziekolwiek jesteś, gdziekolwiek będzie - zdziałasz coś jeszcze lepszego, Flo.

Choć równie dobrze ludzie będący w zadumie wcale nie musieli się nad tym nie zastanawiać. Mogli rozmyślać o czymś zupełnie przyziemnym - zakupach, rodzinie, ciągłym braku snu, chorobach, końcu zimy.
Lowell odwrócił się. Nie zabrał nic, co mógłby złożyć pod tablicą, ani ku pamięci tych ludzi, ani ku pamięci trybutów. Nie odczuwał potrzeby pokazywania radości. Wolał przejść się w samotności na cmentarz z prawdziwej potrzeby, a nie z potrzeby… wydarzenia w Kapitolu. Powolnym krokiem zbliżył się ku krawędzi kładki i patrzył przed siebie. Na oba brzegi i lekko jaśniejące budynki.
Po dłuższej chwili rozejrzał się dookoła. Przypomniał sobie o spotkaniu z Salingerem. W gruncie rzeczy to dla niego tutaj przyszedł… może także z powodu spotkania kogoś zza muru. Ale to była motywacja zakorzeniona gdzieś głęboko w jego sercu. Rozejrzał się po tłumie, po kilkunastu sekundach zauważył, nie aż tak daleko, pana zajmującego się gospodarką Panem. Włożył rękę do kieszeni płaszcza uporczywie czegoś w niej szukając.
Szczerze mówiąc ciężko było nie zauważyć jego ciemnych okularów i blond-rudych, lekko miedzianych kłaków. Chaz wyciągnął z lewej kieszeni centa. Okręcił monetę w palcach dwukrotnie i cisnął ją prosto w tył głowy Josepha. To przecież on chciał się z nim spotkać. Charles nie miał najmniejszego zamiaru się przemęczać.
Jednak… W gruncie rzeczy go lubili.
Powrót do góry Go down
Javier Hughes
Javier Hughes
https://panem.forumpl.net/t1933-javier-hughes
https://panem.forumpl.net/t3178-jav#49764
https://panem.forumpl.net/t1304-javier-hughes
https://panem.forumpl.net/t988-dwa-swiaty
https://panem.forumpl.net/t1344-jav
Wiek : 26 lat
Zawód : Uciekinier
Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 EmptyNie Lis 17, 2013 2:01 am

Wzrok Javier'a krążył po okolicy tak, jakby próbował dostrzec coś niewidzialnego, choć wyraz twarzy był niezmienny. Pogoda nie była zachwycająca i nie zachęcała do spędzenia w tym miejscu zbyt wiele czasu. Tak naprawdę na dobrą sprawę mógłby już iść. Przyszedł, zobaczył, dziękujemy i do widzenia. Z drugiej strony jakby gdzieś bardzo głęboko tkwiła w nim chęć obserwowania wszystkiego, co się działo. Wychwycenia dziwnych zachowań, a może ktoś byłby nieostrożny, coś ktoś planował i zdradził prawdę tamtych wydarzeń. Niestety nie było to tak proste w czynach, jak wydawało się w myślach, a ludzie naprawdę wydawali się szczerze przejęci wydarzeniem i pogrążeni w żałobie.
Stał już tutaj tak dobrą chwilę, gdy ujrzał zbliżającą się w jego stronę kobietę, którą dobrze znał. Nie chciał spotkać nikogo znajomego, nie miał chęci na rozmowy, a jednak na jej widok automatycznie usta wykrzywiły mu się w ciepłym uśmiechu choć na parę sekund.
-Nie przyszedłem tutaj służbowo. -wytłumaczył się szybko. Nie miał zbyt dużego poczucia obowiązku skierowanego w stronę żałoby i zmarłych, a tym bardziej od momentu w którym ujrzał na tablicy nazwiska trybutów. Jav lubił oglądać igrzyska, kibicować, oglądać ich śmierć, lecz nie popierał tego by uznawać ich śmierć. Może było to bezwzględne i okrutne, ale Igrzyska były i pozostaną niezmienne w jego życiu jako rozrywka. Większość jego znajomych to potępiała, ale Hughes nie zważał na ich opinie. W tej kwestii był bardzo oporny.
Nicole na chwilę oderwała go od jakichkolwiek rozważań. Zawiesił wzrok na jej osobie na kilka dłuższych sekund. Na chwilę stał się widocznie rozluźniony, choć zmieniło się to chwilę później, gdy zrobiła mu zdjęcie. Powinna wiedzieć, że tego nie lubił, przy czym nie zdążył nawet zaprzeczyć. Pokiwał głową niezadowolony, lecz nie powiedział nic, wracając do swoich obserwacji.
Pomimo jego postawy i niewzruszenia, na myśl o Nicole robiło mu się cieplej. Była mu bliska, acz na swój zwykły sposób. Ich poprzednie spotkanie już jakiś czas wcześniej pogrzebał w pamięci. Oczywiście ten dzień nie byłby wspomnieniem negatywnym, ale zbytnio mieszało, więc tak jak sobie obiecali, chciał by wrócili do dawnej relacji.
-Wbrew pozorom dobrze, choć różnie bywa. -uśmiechnął się do niej blado, po czym umieścił wzrok znów w dali. Nie miał na myśli ich relacji, lecz ogół, który zdawał się być dla niego najważniejszy na obecną chwilę.
-A Ty czujesz się już lepiej? -przypominał sobie jej niedawny stan, choć sytuacja i miejsce nie były najlepsze, żeby pytać o takie rzeczy. Może dlatego zaraz po pierwszym pytaniu zadał następne, jakby bardziej neutralne. -Jakieś ciekawe ujęcia?
Przypomniał mu się ich dawny spór o ulotność chwil. Również i tego dnia w takiej sytuacji nadal nie widział tego, co dostrzegała ona. Jedynie szara, zrozpaczona masa ludzi. Nie umiał o tym powiedzieć nic innego.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Odbudowany most - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Odbudowany most   Odbudowany most - Page 4 Empty

Powrót do góry Go down
 

Odbudowany most

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 13Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 11, 12, 13  Next

 Similar topics

-
» Odbudowany most

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Moon River-