|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Dwa Światy Nie Sie 11, 2013 1:07 am | |
|
Po raz pierwszy zobaczył ją o wschodzie słońca. Była taka piękna a zarazem krucha. Wkrótce usłyszał, że jest chora i już wtedy, choć mieli po zaledwie kilka lat, wiedział, że nie opuści jej do końca swoich dni. Zauroczyła go. Nie była to miłość, bo kilkuletnie dziecko nie ma pojęcia czym jest takie uczucie, wyjątkiem jest miłość do rodzicieli, jednak przecież to nie to samo, ale to uczucie, które go ogarnęło, było tak silne, że chłopiec postanowił, iż nigdy go nie straci. Wkrótce dowiedział się kim była, Madison Red. Podążał za nią niczym cień, później ramię w ramię, kolejno trzymając się za ręce, przemierzali świat razem. Już tak bywa, że świat dzieci ma dużo prostszą składnie, niż świat dorosłych. Wtedy wszystko wydawało im się tak piękne, klarowne i nie wymagające wysiłku. Żyli w bańce, która mieniła się kolorami, sprawiając, że ich rzeczywistość miała milion barw.
Jav jak zwykle w słoneczny dzień wolny od obowiązków i rodziców przemierzał pobliską polanę i uśmiechał się szeroko. Na swojej zaciśniętej dłoni czuł ciepło drugiej osoby i brnęli tak razem między trawami, otoczeni ciepłymi promieniami słońca. Malutka Madison spoglądała z tyłu na plecy swojego przewodnika, uśmiechając się delikatnie i czując niezwykle bezpiecznie. Zawsze tak było w obecności tego chłopca. Nie wiedziała skąd pojawił się w jej życiu, ani jak długo w nim pozostanie, ale była szczęśliwa jak nigdy. Ciepło nie tylko rozchodziło się po jej ciele, ale parzyło od środka, a mrowiące palce ściskanej ręki, chciały wyrywać się z radości. Potrafili w ciszy siedzieć na polanie godzinami, nie zamieniając ze sobą ani jednego słowa, a jednak czując, że nie jest to rodzaj ciszy krępującej. Było to wspaniałe, kojące ich dusze milczenie. Tak było również tym razem. Leżeli na trawie w cieniu drzewa, gdy tą ciszę przerwał cichutki głos dziewczynki.
-Nie zostawisz mnie, prawda?
Zdezorientowany chłopiec uniósł się na rękach i spojrzał w dal przed siebie, widząc pustkę. Choć miał zaledwie niecałe jedenaście lat, wiedział, że świat jest bardziej skomplikowany, niż oboje potrafią sobie wyobrazić. Mimo to pamiętał o swoim postanowieniu: być przy tej malutkiej istocie zawsze. Jeszcze wtedy nie był świadomy, że życie nie jest tak łatwe i ta błogość nie będzie trwała wieki, ale mógł mieć nadzieję.
-Zawsze będę przy Tobie. Przecież wiesz.
I gdy tak odrzekł, to zaraz odwrócił w jej stronę głowę, by obdarzyć Mad jednym z tych szczerych, dziecięcych uśmiechów. Po czym znów pogrążyli się w swojej melancholii. Natchnieni własnymi obietnicami, wierząc, że świat będzie taki jak zapragną. Javier wtedy naprawdę wierzył, że uda mu się zmienić przyszłość. Wierzył, że Kapitol zawsze będzie tym bezpiecznym miejscem. Wierzył, że znajdą lekarstwo na schorowane ciało Madison. Wierzył, naprawdę wierzył w wiele rzeczy...
Ostatnio zmieniony przez Javier Hughes dnia Pią Paź 18, 2013 10:54 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Dwa Światy Pon Sie 12, 2013 11:00 am | |
|
" ... OUR WORLD a compound of "man" and "age" x people die every second worldwide x people die per minute worldwide one person commits suicide every 40 second there are 2 bullets for every person on the planet "be brave" "i'll wait for you" "stay safe" "i miss you" HOWEVER ... "
W życiu wielu ludzi nadchodzi taki moment, że wiedzą na tyle o realiach prawdziwego świata, iż mieliby nadzieję cofnąć czas i żyć w błogiej nieświadomości. W takiej właśnie sytuacji znalazł się Javier. Mając niespełna lat dwadzieścia lub bardzo blisko tego, ponieważ nie wiek tu jest najważniejszy, był świadkiem rozgrywającej się w jego świecie rebelii. Był to zarówno nowy początek, jak i koniec, choć jemu wydawało się, że dzieje się to gdzieś daleko poza nim.
*** rok wcześniej
-Madison, chodź. Muszę ci pokazać coś pięknego. Przecież nie mogą wciąż trzymać Cię w szpitalu. Musisz być!
Jakby słowa 'Musisz żyć!' nie chciały się wydostać z jego gardła. A ona tylko uśmiechnęła się i podążyła za nim, jak to robiła od wielu lat. Nie było miejsca i czasu, by sobie nie towarzyszyli. Tym razem Jav zabrał dziewczynę na obrzeża Kapitolu. Był to chłodny, zimowy ranek. Mróz szczypał w policzki, a śnieg cicho chrupał pod naciskiem stóp. Po niedługiej, choć męczącej wędrówce, znaleźli się na wysokim wzniesieniu, gdzie chłopak złapał Mad za dłoń i odwrócił ją w stronę miasta. Widok zapierał dech w piersiach. Szary świat okalany bielą, wznoszące się budynki i dym wydostający z kominów. Szara rzeczywistość na dole i zachmurzone niebo, które poprzez zimowy poranek zrzucało na ziemię przebijające się promienie słońca, dające waniliową poświatę nadziei. Ani Madison, ani Javier nie potrafili znaleźć słów, by opisać to zjawisko. Wciąż żyli w swoim własnym śnie sztucznej rzeczywistości. Minęła niespełna godzina, gdy niebo przysłoniły na tyle ciemne chmury, by ukraść ostatnie promienie słońca. Madison otulona ciepłem Javiera czuła się dobrze, choć nie widziała jego twarzy, bo stał za nią, oplatając ją rękami, wiedziała, że się uśmiecha. Tak samo było w drugą stronę.
-Jav, znaleźli odpowiednie leki. Jeśli będę je zażywać, to zostanę z Tobą już zawsze.
Jej głos koił jego uszy. A najnowsza wiadomość zdawała się rozświetlić to ledwie tlące się światełko w tunelu. Dawno tak intensywnie nie rozlało się po jego ciele to mrowiące ciepło, które czuł wiele razy gdy byli dziećmi.
-To wspaniała wiadomość.
Stwierdził to bez zastanowienia, uśmiechając się od ucha do ucha. Jego świat zdawał się krążyć wokół tej jednej, trzymanej w objęciach osóbki. Macie rację jeśli powicie, że to głupota. W dodatku Javier próbował trzymać na wodzy myśli o nadchodzących czasach. Odkładał to na daleką przyszłość, wierząc, że rebelia nigdy nie nadejdzie.
-Wracajmy do domu.
Szepnął cicho i widząc jak dziewczyna zaczyna trząść się z zimna, pod wpływem chwili, nadal rozentuzjazmowany wiadomością, którą otrzymał, wziął ją na ręce i popędził wzdłuż zbocza do domu.
*** pamiętny grudzień
Javier właśnie pędził na złamanie karku do domu, gdy tylko dowiedział się, że rebelianci wkroczyli do miasta. Cała nadzieja na to, że nie dojdzie do takiego zwrotu w historii miasta, bańka okalająca jego świat, prysnęła, jakby nigdy jej nie było. W głębi zawsze czuł, że do tego dojdzie, choć starał się nie dopuszczać do siebie tej myśli. Tak właśnie kończyła się ciekawość, odkrywanie tajemnic pracy rodziców i wiedza, o której nigdy nie powinien mieć nawet najmniejszego pojęcia. Wpadł na podwórze tylnym wejściem i zaczął przeciskać się koło płotu naprzód domu. Wystarczyło żeby tylko wyjrzał zza rogu, a zobaczył jak jego rodzice z bronią przystawioną do tyłu głowy zabierani się do wielkiego, napakowanego innymi ludźmi auta. W tej sekundzie zadawał sobie tysiące pytań Dlaczego się nie ukryli? Musieli wiedzieć, co się stanie. Dlaczego do końca postanowili trzymać przed nim wszystko w tajemnicy? Dlaczego tak łatwo dali się uprowadzić? Dlaczego...? Mógł tak gdybać godzinami i czekać, aż żołnierze go spostrzegą i również zostanie zabrany. Jednak jego wzrok zetknął się ze wzrokiem matki i od razu zrozumiał niemy przekaz jej ust 'Uciekaj! Nie myśląc wiele, nie mają przy sobie kompletnie nic, wycofał się tą samą drogą, którą przyszedł i popędził przed siebie, nawet się nie odwracając. Nie minęła godzina, gdy prawie bez tchu wpadł do domu Madison. Nie wiedział jak wyglądał jego dom we wnętrzu, nie zdążył do niego wejść, ale ten należący do młodej Red i jej rodziców był istnym pobojowiskiem. Na ziemi leżało ciało. Chłopak nie miał odwagi się do niego zbliżyć, ale z dali zdołał rozpoznać ojca Madison. Zapewne stawiał zbyt duży opór. Ślad po matce Mad i po niej samej zaginął. To był koniec spokojnego życia jakie prowadzili. Zdawało się, że świat zmienił się już na zawsze.
Ostatnio zmieniony przez Javier Hughes dnia Pią Paź 18, 2013 10:54 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Dwa Światy Pią Sie 23, 2013 1:09 pm | |
|
„Byłam pewna, że znajdę wówczas odpowiednie słowa, żeby wyrazić to, co mnie dręczy, wytłumaczyć mu, dlaczego jestem tak okropnie przerażona, dlaczego mam uczucie, jak gdyby mnie siłą wpychano coraz głębiej i głębiej do czarnego dusznego worka, z którego się już nigdy nie wydostanę. A potem ten dobry lekarz rozparłby się wygodnie w fotelu, złożył czubki palców dłoni, tworząc małą kościelną wieżyczkę, i wytłumaczył mi, dlaczego nie mogę spać, dlaczego nie mogę jeść, dlaczego nie mogę czytać i dlaczego wszystko, co inni ludzie robią, wydaje mi się idiotyczne, bo cały czas myślę o tym, że na końcu czeka mnie nieuchronnie śmierć.”
Minęło zaledwie kilka tygodni od pierwszego dnia rewolucji. Javier Hughes jako jeden z niewielu (lub bardzo wielu, o czym nie wiedział) przez kaprys losu lub szczęście nie został wywieziony do KOLCa. Pomoc innych czy nagła chęć do egzystencji, przywiązanie do własnego życia i poszukiwania, dawały naprawdę dużego kopa. Takim sposobem młody Hughes trwał w tamtej teraźniejszości. Dni mijały szybko. Początkowo nie miał pojęcia, co powinien ze sobą zrobić. Życie powoli mieniło się odcieniami szarości.
W większości historii pojawia się nagły punkt zwrotny, który każe bohaterowi, nawrócić się i brnąć w przód, by odmienić swoją przyszłość. W tej opowieści taka chwila nigdy nie następuje. Godziny zdawały się sekundami, bezsensowna egzystencja bardzo powoli przemieniała się w konkretny twór, uświadamiając młodemu mężczyźnie, że musi odnaleźć się w tym nowym świecie. Nigdy nie chciał żeby coś połączyło go z Rebeliantami. Nosił w sobie tak głęboki uraz, który zdawał się wykańczać go od środka. Z drugiej strony nie miał wyjścia, musiał podjąć pracę, wtopić się w tło i dziwną rzeczywistość przeistoczonego miasta. Mimo to nie zapomniał i już wkrótce, potajemnie zaczął drugie życie. Przemykając się do getta, przyprawiając o ból głowy strażników, z których niektórzy zdawali się już zapamiętać jego twarz i podążali za nim, gdy tylko pojawiał się w okolicy. Zabawa w kotka i myszkę, która choć nie powinna, z czasem wydała się zabawna.
***
Był to naprawdę pogodny dzień. Javier bez problemu dostał się na ulice KOLCa, posługując jedną ze zdobytych przepustek. Rozglądał po ulicach, na których spustoszenie i bieda aż kuły w oczy. Chłopak zdążył się do tego przyzwyczaić. Tyle razy bywał w okolicy, szukając znajomych twarzy, że stał się na to obojętny.
Był niezmiernie szczęśliwy, gdy znalazł rodziców, będąc w tym miejscu za którymś z pierwszych razy. Początkowo chciał zostać, ale wiadomo, że lepsze życie było w nowym Kapitolu i tam mógł więcej zdziałać oraz bardziej pomóc. Nigdy nie udało mu się jednak znaleźć Madison. Jakby zapadła się pod ziemię wraz z matką. Nikt jej nie widział, nikt nie słyszał, nawet rodzice, którzy mieszkali wewnątrz getta.
Siedział w gronie osób z jednego z domów, gdy ujrzał przez zabrudzone okno kobietę, która uczepiła się jednego ze strażników, a ten najwyraźniej uważał ją za bardzo natrętną. Taki widok nie był nowością i Jav niezbyt by się tym przejął, gdyby nie to, że kobieta popchnięta przez drugiego strażnika, przewróciła się, a Hughes zobaczył jej twarz. To był odruch, kiedy wyszedł z domu i podążył w jej stronę, by odciągnąć ją od tamtych mężczyzn i przeprowadzić w jakieś zaciszne miejsce. Była w niezbyt dobrym stanie, jej oczy przypominały jego własne, które wskazywały na wiele nieprzespanych nocy, ale był w nich ogromny ból, co dodawało jeszcze większego dramatyzmu, jakiego mężczyzna by sobie nie życzył zobaczyć na jej twarzy. Nigdy nie widział matki Madison w tak złym stanie. Była naprawdę dumną kobietą, a przynajmniej zanim trafiła w to miejsce. Zawsze zmartwiona, myślała o swojej schorowanej córce.
-Pani Red, Pani Red!
Krzyknął do zdezorientowanej kobiety, która wpatrywała się w niego z niewyraźną miną. Najwyraźniej nie poznała chłopaka i gdy nagle uświadomiła sobie kto przed nią stoi, jej twarz nie była ani szczęśliwa, ani smutna. Jakby nagle wszystko stało się obojętne.
-Dlaczego? Co Pani robiła? Gdzie jest Mad? Co z nią? Pani mąż... -nasuwało mu się setki pytań i stwierdzeń, lecz żadne w obecnej chwili nie wydawało się tak ważne jak to, że znalazł kobietę. Przez całkowity przypadek, a mimo to przez jego żyły przepłynął jakby nagle gorętszy strumień krwi. Kobieta patrzyła na niego chwilę w ciszy po czym wybuchnęła nagle, prawie krzykiem:
-Ona potrzebuje lekarstw, potrzebuje! Wy wszyscy jesteście tacy nieczuli. To straszne. Irytujące. Nie mogę nic zrobić. Po czym wybuchnęła płaczem, a w jej oczach było widać początki obłąkania. Jav wiedział, że była delikatną kobietą, ale nigdy by nie pomyślał, że to miejsce aż tak ją zmieni. Przysporzy tylu problemów, co z pewnością wzmocniła śmierć męża i choroba córki.
Po wielu prośbach, jeszcze tego samego dnia udało mu się przekonać, by matka Mad zaprowadziła go do miejsca w którym przebywa dziewczyna. Gdy ją ujrzał spała. Wydawała się tak słaba i delikatna, jak w momencie, gdy ujrzał ją po raz pierwszy. Siedział przy niej w ciszy i samotności, czekając aż się obudzi, lecz jakby ta chwila miała nie nadejść. W końcu gdy młoda Red otworzyła oczy, zdała się Hughes'owi schorowana jeszcze bardziej niż wcześniej i się nie mylił. Była na tyle słaba, że nie ruszała się z łóżka, a mimo to jej oczy promieniały widząc znajomą twarz chłopaka. Jednak on widział wokół niej tą złowrogą aurę, która z każdą sekundą skracała jej życie. Dawno nie był tak szczęśliwy i zarazem zrozpaczony. Dowiedział się, że nawet leki już nie pomogą, a matka Red wpadła w rozpacz i obłęd, gdy się dowiedziała. Nadal trzymała się nadziei, błagając ludzi o pomoc, w tym i strażników. Dopiero po chwili przyjrzał się miejscu w jakim przebywają. Obskurne mieszkanie, pozbawione większości umeblowania, stare drewniane okiennice i szare wnętrze przyprawiało o ciarki. Javier wiedział wcześniej, jak i w tym wypadku, że jest niemożliwym zabrać kogokolwiek jak i Madison poza mury getta.
Czas przyspieszył, zabierając im nieubłagany czas. Godziny rozmów jak za dawnych czasów i przesiadywania z Red, sprawiały, że czuli się znów jak dzieci. Nie myśleli o tym co będzie, ile czasu im zostało.
Pewnego dnia Javier bardzo się spieszył, chcąc szybko przekroczyć granicę KOLCa, gdy został pojmany przez strażników. Nie był to pierwszy raz, lecz ten był inny od wszystkich, bo gdy parę dni później wypuszczono go z aresztu i przeszedł przez bramę za sprawą wykupionej przepustki, zastał matkę Red w rozpaczy jakiej dawno nie widział. Czuł co mogło się stać, lecz nie dopuszczał do siebie tej myśli.
Wszedł do pokoju Madison. Powoli, ze zmartwioną miną, by ujrzeć na łóżku dziewczynę, o blond włosach, bladej jak śnieg cerze i spierzchniętych ustach oraz klatce, która zapomniała, jak się unosić w górę i w dół, dostarczając organizmowi tlenu niezbędnego do życia. Nie płakał, był na to zbyt odporny, nie mówił, bo jakby sytuacja odebrała mu głos. Tylko siedział, wpatrując się w porcelanową lalkę godzinami, nie próbując jej dotykać, bo czuł, że gdyby to zrobił, zakłóciłby jej spokój.
***
Życie jakby śmiejąc się z wybryków śmierci toczyło się dalej. Rozmazując fragmenty przeszłości i zmuszając do zmierzania się z teraźniejszością.
„Tęsknię za tym chłopakiem, którym byłem przy niej, tęsknię za tymi wszystkimi ludźmi, którymi byliśmy. Już nigdy nimi nie będziemy. Ona zabrała ich wszystkich ze sobą.”
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Dwa Światy Sob Paź 26, 2013 1:22 am | |
|
„Chociaż my, ludzie, mamy swoje życie osobiste, przecież z drugiej strony jesteśmy poniekąd reprezentantami, ofiarami i poplecznikami jakiegoś zbiorowego ducha, którego lata życia są wyznaczane przez stulecia. Oczywiście, możemy w ciągu całego życia sądzić, iż trzymamy się swoich przekonań, i nigdy nie odkryć, że w istocie byliśmy statystami na scenie teatru świata.”
Życie toczyło się dalej, jakby nigdy nic się nie stało. Jednostka jaką był w tym zakłamanym świecie, nie znaczyła nic. Poznawał nowych ludzi, śmiał się, wściekał, rozmyślał. Próbował być, próbował żyć. Z każdym kolejnym dniem zapominał o przeszłości. Z każdym kolejnym dniem dowiadywał się o nowych zmarłych. Z każdym kolejnym dniem coraz rzadziej odwiedzał getto. Czasami zastanawiał się, co mu pozostało w tym świecie. Nie mógł rozpaczać przez wieczność, więc zatracał swoje wspomnienia, jak i związane z nimi emocje. Nie był jednak wrakiem człowieka, choć bliżej mu było do żywej maszyny, niż przepełnionego szczęściem mieszkańca Nowego Kapitolu. Każdy się zmienia. Jedni w mniejszym stopniu, inni w większym. Od pewnego momentu, którego sam nie potrafił dokładnie określić, również i on padł ofiarą tych rewolucji. Zaczął się uśmiechać, podejmować decyzje. Z każdym dniem upewniał się w tym, że ani Nowy ani Stary Kapitol nie jest mu bliski. Czuł się od tego oddzielony, nie miał swojego miejsce w tym państwie.
Początkowo nie miał pojęcia dlaczego to zrobił, dlaczego wstąpił do wojska. Od dawna działał jako szpieg, lecz na własną rękę, chciał wiedzieć więcej i więcej, lecz wszystkie informacje zachowywał dla siebie, aż z czasem stało mu się to obojętne. Przestał widzieć sens w dalszych poszukiwaniach. Przeszkolony, zmieniony przyjął los takim jakim miał, porzucając swoje dawne zajęcia.
Pamiętne wydarzenia na moście zmieniły wszystko i dostawiły tak bardzo upragnioną kropkę nad i. Wszystko potoczyło się szybko. Wydawałoby się, że te kilkanaście dni nie będą znaczyły nic, ale w człowieku jakim był Javier zdążyła się wypalić cierpliwość, a pojawiła nowa żądza, by w państwie zapanował względny spokój. By uskutecznić swoje postanowienie wybrał najgorszą z możliwych opcji. Przemoc i brutalność. Przyjął jasne stanowisko, w którym nie ufał buntownikom, ponieważ oskarżał ich za ostatnie zdarzenia na Moon River, nie ufał również Rebeliantom, ponieważ ich działania były zbyt pokręcone. Ostatnią przystanią pozostał Rząd. Hughes nigdy nie był przeciwko Igrzyskom, nie ważne kto brał w nich udział. Mogli ginąć jego rodacy, jak i Rebelianci. Tego nienawidzili w nim wszyscy, włącznie z ludźmi, których znał od dzieciństwa, że popierał te brutalne zawody. Było mu więc obojętne, że Coin popierała takie wybory. Sam nie wiedział czemu, może nie tyle co zaczął ufać, ale stał się zwolennikiem wyborów Rządu, jego częścią. Nie zapomniał o krzywdach jakie mu wyrządzili, ale uważał, że to najlepsze rozwiązanie, by mógł coś osiągnąć.
Nastał tydzień rozczarowań, aresztowań, buntu i egzekucji, które były mu tak bliskie. Jako żołnierz był tam, widział to i musiał się z tym zmierzyć. O dziwo wszystko przyszło z przesadnym, stoickim spokojem. Pewnego dnia odwiedził getto. Mógł spojrzeć na marne życie swoich rodziców i ostrzec, by nie wychylali się ponad prawo. Zdołał również wypytać o matkę Madison, by dowiedzieć się, że kilka dni wcześniej została stracona. Obłęd i rozpacz doprowadziły ją do tego, że posunęła się zbyt daleko i naraziła Strażnikom Pokoju.
***
dziesięć lat wcześniej
-Jak czuje się Madison? -pytał natrętnie jedenastoletni Javier Panią Red o stan zdrowia jej córki. Tego dnia aż tętnił życiem. Ze wszystkiego śmiał się i biegał po mieście jak szalony, oznajmiając wszystkim znajomym o tym, że można się cieszyć bez powodu. Matka Madison przyklęknęła jedynie przy nim na kolanie i zaczęła gładzić po głowie jak własne dziecko. Jej twarz była piękna, to po niej Madison odziedziczyła urodę. Blada cera i długie blond włosy, duże oczy o ciepłych, miodowych tęczówkach, które otoczone były fioletowymi kręgami wielogodzinnych zmartwień i płaczu. Również i tym razem uśmiechała się. Jej mąż zajmował się pracami domowymi, a ona gotowała obiad, gdy Javier wpadł do ich domu.
-Z nią wszystko w porządku, niedługo wróci. Możesz na nią poczekać. -powiedziała zatroskana Pani Red i uśmiechnęła się promiennie do chłopca. Zawsze była taka opanowana i stanowcza, a przy tym uśmiechnięta i łagodna. Tak delikatna jak jej córka. Mały Hughes odwzajemnił jej uśmiech, po czym rozradowany zasiadł przy stole, machając nogami w tą i z powrotem. Ojciec dziewczynki co jakiś czas zabawiał go żartami, a matka poczęstowała przyszykowanym obiadem. Nawet jeśli żyli ze świadomością choroby ich córki i nadchodzącej rebelii, wszystko było takie spokojne i zwyczajne. Życie toczyło się własnym torem, przeplatane szczęściem i wybrykami losu.
A może to od początku były tylko pozory?
„Gdzieś tam za murami synchronicznie umierają tłumy. Nie tylko za murami, na każdym kroku można dostrzec wygasające w ludziach życie.”
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Dwa Światy Nie Mar 23, 2014 8:49 pm | |
|
„Historia zmienia się nieustannie. Nie jest jak prosta linia. To raczej skomplikowana, wciąż ewoluująca struktura.”
Urywki opinii, skróty wspomnień, zdarzenia...
Podobno to czas zmienia ludzi, lecz tak naprawdę tym czynnikiem są decyzje, jakie każdy człowiek musi podejmować. Czasami musimy zastanowić się, czy tego poranka również umyć zęby, innym razem czy o świcie zabić kolejną duszę. Wybory dzielą się na te ważniejsze i te mniej istotne, jednak z każdą godziną, dniem, tygodniem pewne granice zaczynają się zacierać i morderstwo staje się codziennością, a mycie zębów zapomnianą czynnością.
Miłość i nienawiść, jak i śmierć otaczały Javier'a od dawna. Na dobrą sprawę to od zawsze, tak jak większość członków społeczeństwa w podobnym wieku jak jego. Jedni mieli więcej szczęścia, inni mniej, a każdy posiadał własną historię.
Historię Javier'a Hughes'a można nazwać grą, do której dołączył, a może nawet sam sobie stworzył. Jej pochodzenie jest jednak najmniej ważne.
Okres po wstąpieniu do Strażników Pokoju wydawał się być w miarę spokojny. Oczywiście jak na rolę, którą musiał odgrywać. W końcu nie dla wszystkich ludzi uczestnictwom w egzekucjach, prześladowania i tym podobne czynności będą normalne. Ważnym elementem jego życia stało się również spotkanie pokrewnej duszy, która okazała się być jednocześnie jego wrogiem, lecz to opowieść na inną okazję. W oddziale Reiven Ruen był najzwyklejszym żołnierzem, który uczył się być przydatnym. Uczestnicząc w szkoleniach i różnych zadaniach, zdobywał cenne doświadczenie i równocześnie wciąż prowadził własną grę osobowości, która zaprowadziła go na nieznane granice rządowych sprawunków. Javier Hughes, człowiek, który zdawał się być najbardziej przewidywalnym człowiekiem, zawikłał się w problemy, które nie powinny go dotyczyć. Jego ciągła walka o przerwanie kręgu nienawiści, zaciągnęła go w wir brutalnej walki, przemocy i wyborów bez powrotu.
W bardzo dawnych czasach wierzono w istnienie boga, który zwał się Jagus lub Janus, dokładnie nikt tego nie pamięta, lecz nie to jest najważniejsze. Ukazywał on, że każda istota ludzka ma dwie strony, jedna patrzy na zachód, druga na wschód, jedna mówi o przeszłości, druga o stanie obecnym i z czasem jedna ta strona staje się na tyle przeważająca, że człowiek nie ma wyboru i musi jej ulec. W tej opowieści może być jakieś ziarnko prawdy, bo gdy Hughes był dawniej obojętny na spory obu stron w świecie w którym żył, nadszedł czas, że podjął decyzję, która przeważyła na jedną ze stron.
Później wszystko zaczęło iść swoim torem... Nadeszła wiosna, a z nią zmiany. Ucieczka więźniów, Rząd w coraz mniejszym stopniu panował nad sytuacją w państwie. Wszechogarniająca śmierć, zaczęła dawać się w znaki. Przełomowym momentem dla Javier'a było wcielenie Strażników Pokoju do wojska. Wcześniej taka sytuacja nie sprawiłaby mu różnicy, gdyby nie zdarzenia, które odegrały ważną rolę w jego życiu podczas minionego czasu. Okres ten był dla niego całkowitym porzuceniem życia prywatnego na rzecz obowiązków, które mnożyły się z dnia na dzień. O niektórych rzeczach wolał nie pamiętać, inne wpłynęły w pewien sposób na jego psychikę i zmieniły sposób myślenia w jeszcze większym stopniu. Ten czas nie jest takim, o którym opowiada się dla zabawy lub bez mrugnięcia okiem. Nadaje się jedynie do przemilczenia. ... Dzięki temu wszystkiemu wojskowi postanowili uhonorować go mianem podoficera. Na dobrą sprawę każdy człowiek by się ucieszył, Javier jednak przemilczał ten temat, nie mówiąc nic najbliższym, ani nie myśląc o tym zbyt dużo. Niepokojące wieści jakie doszły jego uszu oraz kilka innych powodów zmusiło go do opuszczenia dawnego oddziału, z którym szczęśliwie nie zdążył się zbytnio zżyć. Było mu to obojętne. Nie zdążył nikogo polubić, więc równocześnie oskarżenia jakie mógł wysunąć dawnej kapitan czy komuś podobnemu, były równie nieistotne. Postanowił te fakty pozostawić dla siebie i pracować według rozkazów, które dostawał odgórnie.
Ten sam bóg co wcześniej oznacza również to, że prawdziwa miłość polega na zaakceptowaniu obu stron człowieka. Niestety Javier nie był gotowy na wyznanie całkowitej prawdy... nikomu.
Może dlatego od pewnego czasu zaczął żyć w samotności, bojąc się konfrontacji z ludźmi, których znał bardzo dobrze...
***
szesnaście lat wcześniej
-Mamo?
-Tak, Javier?
-Czy w przyszłości będę dobrym człowiekiem? -spytał niepewnie dziesięcioletni chłopiec.
W pomieszczeniu zaległa cisza. Blondwłosa kobieta podeszła do swojego syna i zaczęła głaskać go po włosach.
-Oczywiście kochanie. -odpowiedziała w zadumie, myśląc nad tym, jak jej syn będzie wyglądał w przyszłości, jak będzie się zachowywał, a przede wszystkim jakim zostanie człowiekiem. Czy ktoś będzie potrafił zmienić jego charakter, osłabić ciekawość świata. Zastanawiała się nad tym, jak malująca przyszłość rebelia, przekształci to dobre serduszko, lecz odpowiedź była niewyraźna i bardzo niepewna.
„(...) Trochę trudno jest za kimś tęsknić, kiedy człowiek nie jest pewien, czy mu się spodoba, co ten ktoś zrobi albo czego zażąda. (...)”
|
| | |
| Temat: Re: Dwa Światy | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|