|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Odbudowany most Pią Maj 03, 2013 3:17 pm | |
| First topic message reminder :
Po wybuchu i całkowitym zniszczeniu mostu nad Moon River, władze zdecydowały nie oddawać go ponownie do użytku samochodów. Zamiast odnowić stalową, nowoczesną konstrukcję, zbudowano coś w stylu drewnianej kładki, co prawda wciąż łączącej dwa brzegi, ale przeznaczonej tylko dla pieszych. Wzdłuż traktu znajdują się wkomponowane w most ławki i kosze z kwiatami, a na samym środku stoi ogromna tablica pamiątkowa, zawierająca nazwiska i zdjęcia ofiar katastrofy oraz nieżyjących trybutów 75. Głodowych Igrzysk. Konstrukcję oświetla sto sześćdziesiąt osiem żaróweczek, symbolizujących sto czterdzieści osiem poległych w zamachu, oraz dwudziestu zawodników krwawego turnieju.
Pamiętacie jak kiedyś wyglądał most? |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Odbudowany most Wto Lis 19, 2013 10:49 pm | |
| W całym tym świecie wielkiej polityki Cordelia była tylko marionetką. Chociaż bardzo nie chciała tego przyznać, nie była dopuszczona do głównej rozgrywki. Prowadziła swoją własną grę, owszem, ale tak naprawdę niewiele mogła zdziałać. Należało zatroszczyć się o sojusze, ale jak je zdobyć w dobie niepewności i całkowitego braku zaufania do drugiej osoby? Czy Seya już działała? Czy należała do którejś ze stron? Panna Snow próbowała ją rozgryźć już od pierwszych słów, ale niestety nie miała w tym tyle doświadczenia. Pozostawało jej więc gorliwe chłonięcie słów swojej towarzyszki, a te były ciekawym spojrzeniem na aktualną sytuację. -Gdyby kilka znanych nazwisk zebrało się otwarcie po jednej stronie... - rzuciła niby od niechcenia udając, że obserwuje tłum, a tak naprawdę kątem oka chciała zaobserwować reakcję Crane. Ruch oporu już istniał, teraz wystarczyło tylko do niego przeniknąć. Cordelia popuściła wodze fantazji... gdyby to ona dowodziła rebeliantami, postarałaby się o nazwiska z najwyższej półki. Oczywiście, sprawdziłaby z pięć razy zanim komukolwiek powierzyłaby jakieś zadanie, byłaby wyczulona na podwójnych agentów, ale przede wszystkim zaczęłaby działać. Ten rzeczywisty przywódca nie mógł myśleć inaczej, prawda? W takim razie proszę, niech ją zwerbuje! Panna Snow stoi na kładce i czeka na jakiś sygnał! - Skoro już o nich mówimy. Wiadomo coś o Twoim dziadku? Pytanie kobiety sprowadziło ją na ziemię. Przygryzła wargę, jak zwykle, kiedy była skonfundowana. Na początku tylko wzruszyła ramionami, bo niekoniecznie chciała rozmawiać o dziadku, ale zaraz potem doszła do wniosku, że milczenie nie będzie oznaką dobrego wychowania. A, bądź co bądź, Cordelia była przecież młodą, wykształconą damą. -Odkąd wylądowałam w Kwartale nie miałam żadnych wiadomości. Ale to oznacza, że żyje, bo inaczej Coin na pewno pochwaliłaby się swoim sukcesem - ani jedna, nawet najmniejsza plotka o dziadku nie dotarła jeszcze do uszu Cordelii. To było nienaturalne, ale całkiem nieźle wróżyło na przyszłość. Uśmiechnęła się, słysząc zabawną uwagę o szczypaniu. Podczas tej krótkiej chwili poczuła, że ją i Seyię łączy więcej, niż można było przypuszczać. W pewnym sensie były nawet do siebie podobne. -Może uda mi się podstawić jej nogę - kontynuowała żart. - O ile rzeczywiście raczy ukoronować nas osobiście. To akurat nie dziwiło wcale panny Snow. Stara Alma była przez niektórych najbardziej niepożądaną osobą w Panem, nic więc dziwnego, że nie wystawiała nosa ze swojej norki. A kto wie, może już dawno spakowała manatki i uciekła do Dystryktów, a swoje rozkazy przesyła do podwładnych mailem albo hologramem? -Ciekawe, czy cały sztab przeżył te Igrzyska? - zastanowiła się, bo wcale nie zdziwiłoby jej nagłe zniknięcie kilku osób związanych z organizacją rzezi, która nie do końca wypaliła zgodnie z planem - Moja mentorka... ta druga, bo pierwsza jest chyba na macierzyńskim, zajęła się nieco innymi aspektami mojego samopoczucia. Albo po prostu też nic nie wiedziała na ten temat. Wzruszyła ramionami wyrzucając sobie, że nie wycisnęła z Catrice nic więcej. Chociaż fałszywe dokumenty i tak były pewnie szczytem jej możliwości. Nie oszukujmy się, Coin nie dopuściłaby w okolice Cordelii kogoś, kto faktycznie mógłby się przyczynić do utraty przez nią stołka. -Mam dach nad głową, pełną lodówkę, a czasem myślę, że wolałabym się z nimi zamienić - wskazała na mieszkańców Kwartału, którzy swoim wyglądem wyróżniali się na tle reszty zgromadzonych na kładce. Nie chciała wracać do KOLCa, o nie, ale nawet dziwki Fransa miały w Violatorze większą swobodę niż ona teraz. |
| | | Wiek : 33 Zawód : Chirurg Plastyk, Urazowy.
| Temat: Re: Odbudowany most Wto Lis 19, 2013 11:43 pm | |
| Kolejnym ciekawym zagadnieniem było to kogo można byłoby postawić w miejscu Coin. Bo w zasadzie jaką mieliśmy alternatywę? Nawet jeśli do czegokolwiek by doszło to trzeba by potem zatroszczyć się o dalszą organizację życia Kapitolu. I to bynajmniej nie życia towarzyskiego. Przywódcą zostałby lider rebeliantów, tak jak stało się to w przypadku Coin? A może na pierwszy plan zostałaby wysunięta jedna z wnuczek Snowa? To nazwisko miało tak samo magiczne działanie jak nazwisko "Kennedy" w dwudziestym i dwudziestym pierwszym wieku w Ameryce. W Kapitolu to krótkie, białe słowo znaczyło dawniej tyle co potęga. Teraz dawało nadzieję. Na krótki moment moje brwi powędrowały o parę milimetrów wyżej. I tak jak chciałam posiadać wiedzę, to nie zastanawiałam się nigdy poważnie nad stanięciem po którejkolwiek ze stron. Podczas ostatniej rebelii miałam szczęście - byłam trudna do usunięcia, bo nie zabierałam otwarcie głosu w sporze i grzecznie siedziałam w szpitalu zajmując się tym, co akurat trafiało na stół. Jeśli bym się zaangażowała mogłoby to się nie skończyć tak szczęśliwie. - Miałoby to swoje zalety - zaczęłam ostrożnie. Wszystko zależało od szans. Nigdy nie zaangażowałabym się w spisek, który z góry byłby skazany na niepowodzenie. Równie niechętnie dołączyłabym się do organizacji, która nie dawała mi szybkiej drogi ucieczki. Bardziej obchodziło mnie własne dobro niż sprawa i wiele trudu trzeba by włożyć w wyplenienie tego podejścia. Albo podarowanie nadziei wystarczająco silnej by przygasiła blask mojego ego. Nie byłam typem osoby zdradzającej tajemnice, ale nie od dziś wiadomo, że niektórzy dysponują odpowiednimi środkami perswazji by wydostać z człowieka co tylko im się zamarzyło. I chyba to mnie najbardziej przerażało. To i możliwość utracenia materialnych udogodnień, którymi tak lubiłam się otaczać. Praca w terenie była ciekawa do momentu, w którym siedzisz czwarty dzień z rzędu w kanale i żywisz się czerstwym chlebem, a Twoja higiena osobista woła o pomstę do nieba. - Miałam podobne nadzieje dotyczące Seneki, ale teraz już nie jestem taka pewna. Może zabili go przypadkiem i nie było co chwalić się takim "wyczynem"? Albo się zaszył - skrzywiłam się lekko. Wbrew pozorom to ta druga możliwość bardziej mnie drażniła. To, że mój własny brat mógłby nie chcieć się ze mną skontaktować... Pogardzam. Po prostu pogardzam. - Nawet jeśli by nie chciała to na pewno można ją odpowiednio... poprosić. Z radością podarowałaby nam nieco swojego cennego czasu - mróz drażnił skórę moich dłoni, ale w tym momencie uznawałam to nawet na tyle przyjemne by nie wydobyć rękawiczek z torby. - biorąc pod uwagę alternatywę. Sztab organizacyjny Igrzysk... Te osoby, które po raz kolejny zajmowały w nim miejsca wiedziały jak się zachowywać, co nie znaczyło że to robiły. Przykłady same się mnożyły, a więc i ciężko byłoby zakładać, że chociaż w stosunku do niektórych konsekwencje nie zostały wyciągnięte. - Nie sądzę, ale nie interesowałam się tym za bardzo. - Największą szansę na nieszczęśliwy koniec miały osoby, które otwarcie występowały przeciwko Coin. Zaraz za nimi znajdowali się Ci, którzy znaleźli się w sztabie po raz pierwszy. Nie było ich wielu, ale ta gra była ich pierwszą. Jak im poszło? Trudno powiedzieć. - Ponieważ ciężej ich kontrolować? Życie pod ciągłą obserwacją może być męczące, ale nie wierzę że nie potrafisz obrócić tego na własną korzyść. Pomyśl o tym jako o... nachalności prezenterów telewizyjnych, redaktorów gazet, paparazzi. Osób, które chciały dotknąć Twoich włosów i spić trochę bajecznego blasku, w którym żyłaś. - Lekko wzruszyłam ramionami.- Gra trwa, po prostu niektóre zasady uległy zmianie. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 11:37 am | |
| Przybycie Cordelii na memoriał z miejsca spowodowało falę szeptów, jednych przyjaznych, innych raczej nieprzyjemnych. W trakcie gdy Zwyciężczyni rozmawiała z Seyą, zbliżyła się do nich starsza, przygarbiona kobieta, ubrana w czarną, elegancką sukienkę i drogi płaszcz. Jej wyraz twarzy nie zapowiadał niczego dobrego, a kiedy znalazła się tuż obok dziewczyny, odezwała się - na tyle głośno, że z pewnością usłyszało ją kilka otaczających ich osób. - Jak śmiesz tu przychodzić! - zaskrzeczała, wygrażając palcem. - Masz na rękach krew tych wszystkich ludzi, to twoja wina, że nie żyją! Kilka głów odwróciło się w stronę Cordelii, szukając źródła zamieszania, ale na razie nikt nie zareagował na słowa kobiety.
|
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 2:13 pm | |
| Rzeczywiście, to była ciekawa zagwozdka. W obozie rebeliantów nie było chyba teraz nazwiska, które byłoby choć w połowie tak szanowane (lub znienawidzone, zależy, jak patrzeć), jak Coin. Kto był jej prawą ręką? Komu ufała? Kogo należałoby zlikwidować razem z nią? Ruch oporu także nie wystawił konkretnego 'kandydata' do objęcia stołka prezydenta, ale temu akurat chyba nikt się nie dziwił. Nawet gdyby prawdziwa demokracja zapanowała na ziemiach Panem, kto nadawałby się na jej głównego przedstawiciela? Czy rzeczywiście sławne nazwisko mogło tutaj pomóc? Gdy Cordelia była mała, na pytanie o to, co chciałaby robić w przyszłości, odpowiadała bez zająknięcia: "Będę prezydentem." Dziadek był wtedy taki dumny, a ona strzelała oczami po wszystkich zebranych, którzy podziwiali jej dziecięce oddanie. Z upływem czasu pełnienie tak ważnej funkcji przestało ją kręcić, ale wciąż uwielbiała rozstawiać innych po kątach. Gdyby była teraz choćby dziesięć lat starsza, mogłaby całkiem poważnie myśleć o opozycji względem Starej Almy, a tak... miała związane ręce. Nie skomentowała już odpowiedzi Seyi, nie chciała jej także ciągnąć za język. Odpowiedź kobiety usatysfakcjonowała ją, więc po prostu uśmiechnęła się pod nosem. Metoda małych kroczków. -Może nie chce narażać siebie i pani? - zapytała, rozmyślając nad motywami, jakimi mógł się kierować Seneca Crane, jeśli rzeczywiście zaszyłby się gdzieś w Panem. - Wiem, brzmi to naiwnie, ale szesnaście lat na tym świecie wystarczyło mi żeby się przekonać, że nawet najdziwniejsze scenariusze czasem się spełniają. Nie traktowała tego jako pocieszania swojej towarzyszki, mówiła szczerze to, co przyszło jej na myśl. Nie wierzyła, że jej dziadek nie żyje, a chociaż o Senece nie myślała wcześniej ani trochę, jemu także wróżyła jeszcze przyszłość w Panem. -Wyślę jej wiadomość, na pewno się nią zainteresuje - sięgnęła do kieszeni płaszcza i wyciągnęła z niej swój nowiutki telefon - Podarowała nam komórki, ale nikt z nas nie jest na tyle naiwny. Podsłuch, GPS... ciekawe, czy zamontowała tam też mini ładunki wybuchowe? Mania Cordelii na punkcie bycia obserwowaną rosła z każdym dniem. Cały jej nowy dom był pod obserwacją, wiedziała to. Nie mogła szczerze porozmawiać z Hope, czy Bookerem, ani nawet z Katy bo doskonale wiedziała, że wszystko, co powie, może być wykorzystane przeciwko niej. -Powrót do przeszłości? To może być rzeczywiście pomocne, dziękuję za... Nie zdążyła dokończyć zdania, bo nagle tuż obok niej i Seyi pojawiła się jakaś starsza kobieta. Była ubrana elegancko, ale mimo to wciąż wyglądała nieco złowieszczo. Cordelia natychmiast oceniła, że może to zwiastować kłopoty i wcale się nie pomyliła. -Ciebie nie powinno tu w ogóle być. To miasto jest bardziej moje niż twoje - warknęła, spoglądając z pogardą na nieznajomą. Nie wyglądała na mieszkankę Kwartału, więc na pewno musiała stać po stronie Coin, gdy rebelia dotarła do Kapitolu. Już samo to dyskredytowało ją w oczach panny Snow. -Oczywiście, to ja posłałam dzieciaki na śmierć, a potem zgłosiłam się na ochotnika. Oszczędź sobie oddechu. - podniosła nieco głos i spojrzała wyzywająco na wszystkich tych, którzy obserwowali ją z daleka i z bliska, nie reagując. Cofnęła się o krok i sięgnęła ręką do kieszeni, bo w domu zabezpieczyła się* na taką ewentualność. Nie wyciągnęła jednak dłoni, czekając cierpliwie na reakcję kobiety.
* zakupy last minute - zrobione! |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 2:20 pm | |
| Już w momencie, w którym dotarłem na most i zobaczyłem kłębiący się na nim tłum, miałem ochotę zawrócić. Z wielu powodów. Po pierwsze i najważniejsze - nienawidziłem dużych zbiorowisk. Kojarzyły mi się nieprzyjemnie z czasami moich własnych Głodowych Igrzysk, kiedy jako piętnastoletni gówniarz po raz pierwszy zobaczyłem Kapitol, a w oczach jego mieszkańców widziałem jedynie żądzę krwi. Nie mieściło mi się w głowie, że mogę wygrać, jechałem na pewną śmierć. Dopiero później przekonałem się, jaki los potrafi być przewrotny. I jak kiepskie ma poczucie humoru. Mimo wszystko jednak, nie zatrzymałem się. Nie mogłem. Niektórzy mogliby pomyśleć, że skoro oficjalnie należałem do Dzielnicy Rebeliantów, nie musiałem przejmować się pozorami ani dbaniem o własny tyłek, ale nic bardziej mylnego. Coin może i była okrutna, ale na pewno nie była głupia. Jedynym powodem, dla którego nie wysłała mnie do Kwartału (albo, co bardziej prawdopodobne - do piachu) z całą resztą Kapitolińczyków był strach przed opinią publiczną. Byłem jednym ze Zwycięzców, urodzonym w dystrykcie, ocalałym z igrzyskowej rzezi i zamordowanie mnie raczej nie przysporzyłoby świeżo upieczonej pani prezydent poparcia. Ona to wiedziała, wiedziałem to ja i oboje wiedzieliśmy również, że gdyby przyszło do kolejnej rewolucji, wcale bym jej nie poparł. Dlatego musiałem uważać. Odpuściłem sobie brylowanie po bankietach i tego typu wydarzeniach kulturalnych, ale jeśli chodziło o oddawanie hołdu ofiarom rzekomej opozycji - nie mogłem pozwolić sobie na nieobecność. Krzywiąc się nieznacznie, wszedłem na drewniany pomost, kierując się prosto w stronę marmurowej tablicy. Wiedziałem, że nie znajdę na niej nikogo nowego, listę poległych znałem już kilka dni wcześniej, ale pozory należało zachować, kupiłem więc pojedynczy znicz u stojącego nieopodal handlarza i postawiłem go obok pomnika, odpalając wygrzebaną z kieszeni zapalniczką. Wszystko to na pokaz. Wszystko to bez sensu. Odwróciłem się na pięcie, w myślach odmierzając czas, jaki wypadało mi spędzić wśród ludności obu stron barykady, żeby zaprezentować swoje przybycie odpowiedniej ilości osób. Osób, które niestety w większości były dla mnie znajome. A może nie tak całkiem niestety? Uśmiechnąłem się pod nosem, zauważając przemykającą między sylwetkami dziewczynę, trzymającą w dłoniach aparat fotograficzny. Nie znałem jej za dobrze, ale od pewnego czasu podejrzewałem, po której stronie muru leży jej serce i miałem nadzieję w przyszłości nakłonić ją do wsparcia Kolczatki. Powoli, bez pośpiechu, ale - skutecznie. Ruszyłem w jej kierunku, kątem oka rejestrując niewielkie zamieszanie, które wybuchło gdzieś po mojej prawej. Rzuciłem przelotne spojrzenie w tamtą stronę i bez większego zdziwienia zorientowałem się, że ma swoje źródło w pobliżu Cordelii Snow. Nie zatrzymałem się. Cordelia znajdowała się co prawda w kręgu osób, z którymi miałem w najbliższym czasie nadzieję zawrzeć znajomość, ale jeszcze nie teraz i z pewnością nie na oczach tylu osób. - Capitol's Voice jak zwykle na posterunku? - zapytałem, kiedy znalazłem się na tyle blisko Nicole, że mogłem mieć pewność, że mnie usłyszy. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 2:57 pm | |
| Oderwawszy się od Javiera, krążyła, jak jej się zdawało, bez celu, robiąc kolejne to zdjęcia, wypatrując w tłumie chwil wartych uwagi. Liczyły się emocje, tak to widziała, o tym usilnie przypomniano jej w redakcji. Wiadomo, żadne zdjęcie bez przekazu nie miało sensu. A emocji tutaj dało znaleźć się naprawdę wiele i to skrajnie różnych. Rozpacz, obojętność, nienawiść. Tych ostatnich starała się jednak unikać, chociażby dlatego, że w niej samej tliła się teraz iskra gwałtownego gniewu, która przedstawiona zbyt szerokiej publiczności mogłaby jej zaszkodzić. Nie chciała więc by inni cierpieli za to, iż ujawnione zostało to, co powinno trwać wewnątrz nich. W pewnym momencie zabrzęczał jej telefon, dlatego zatrzymała się w tłumie by spokojnie przeczytać wiadomość i odpowiedzieć na nią, marszcząc przy tym brwi, po trochu zatroskana, po trochu skupiona na wrzących w niej emocjach. Rory zdawała się myśleć podobnie do niej. Miała nadzieję, że wkrótce będą mieć okazję by wymienić zdanie na ten temat, nawet kilka. Ale w sposób spokojny... nie chciała się zbytecznie wychylać. Znajomy głos, który nagle wybił się ponad tłum, wyrwał ją ze stanu zamyślenia. Pośpiesznie schowała telefon do kieszeni i obróciła się na pięcie przybierając dość obojętną minę. Starała się zapanować nad kołaczącym sercem, czuła się jak dziecko przyłapane na jakimś psikusie. - Oczywiście - odpowiedziała i pokiwała głową, uśmiechając się delikatnie. - Ktoś musi informować ludzi o tym co się dzieje w naszej stolicy - dodała. Przez jej oczy, na chwilę, przemknął ironiczny błysk, na tyle krótki, by ikt nie zwracający na nią uwagi, nie miał prawa go zauważyć. A co dopiero zrozumieć. Przyjrzała się mężczyźnie, zastanawiając się czemu ją zaczepił. Rozmawiali ze sobą, raz czy dwa, w Kwartale, natknęli się na siebie kilka razy. Nie była pewna kim tak naprawdę jest, z chaosu myśli nie potrafiła nawet wyrwać imienia, jednak jego twarz wbiła jej się w pamięć. Może dlatego, iż od początku miała wrażenie, iż on sam musiał mieć wątpliwości związane z aktualnym stanem rzeczy. Otworzyła usta, by coś jeszcze powiedzieć, jednak w tym momencie dotarło do niej, iż niedaleko panuje jakieś zamieszanie. Rzuciła mężczyźnie przepraszając spojrzenie, trzeba zachować pozory pracy, po czym na chwilę wmieszała się w tłum. Cordelia Snow, no proszę! Dominic nie darowałby jej, gdyby nie uwieczniła tego momentu, dlatego uniosła aparat i zrobiła kilka ujęć młodej zwyciężczyni, szybko jednak wycofała się z miejsca. Nie lubiła karmić się aferami. Skandale bardziej działały jej na nerwy, niźli wzbudzały instynkt łowcy, żaden z niej paparazzi. Poza tym współczuła dziewczynie. Naprawdę wiele przeżyła przez ostatnie tygodnie. - Narobi sobie problemów -wyraziła z lekkim niepokojem swoją opinię, znowu zatrzymując się przy mężczyźnie. Na moście byli Strażnicy, dla młodej panny Snow mogło się to skończyć źle. Zajęła się przeglądaniem zrobionych przed chwilą zdjęć, przygryzając przy tym lekko wargę. Dobrze, efekt był odpowiedni, powinni być zadowoleni. Westchnęła cicho i opuściła urządzenie, zaciskając usta w wąską kreskę i wbijając spojrzenie w ukrytą za ludźmi tablicę. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 3:49 pm | |
| Ludzie otaczający Cordelię i pomstującą kobietę, powoli zaczynali okazywać coraz większe zainteresowanie. Kilkoro z nich odwróciło się w ich stronę, nieznacznie zacieśniając coś w rodzaju kręgu i chociaż nikt z nich nie odważył się jeszcze wtrącić, to atmosfera robiła się coraz bardziej gęsta. Rozległy się ciche szepty. - Myślisz, że nie zdajemy sobie sprawy, o co w tym wszystkim chodzi? Smarkulo, Coin powinna wysadzić was wszystkich na arenie! - Podeszła kilka kroków do przodu, po czym złapała blondynkę za ramię. Uścisk miała silny i wyglądało na to, że nie odpuści sobie tak łatwo. - Nie chcemy was tu, wracajcie do Kwartału! - warknęła, nachylając się do przodu.
Obecnym w tłumie Strażnikom Pokoju radziłabym zachować teraz czujność. :>
|
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 5:29 pm | |
| By odciągnąć swoje myśli od skoku w ciemność, który tak bardzo kusił ją w tym momencie, zaczęła obserwować ludzi na moście. Zawsze była dobrym obserwatorem, niewiele rzeczy mogło umknąć jej uwadze. Starała się też zachowywać kontakt wzrokowy ze strażnikami, tak na wszelki wypadek. Jej obserwacje przerwało jednak pojawienie się Ethana Cavendisha. Człowiek którego kojarzyła. Wśród rebeliantów był znany jako ten, który podpisał wyrok śmierci na ponad dwadzieścia osób, podając ich nazwiska w zamian za życie żony. Rei go nie potępiała za to co zrobił, ale też nie była z tego zadowolona. Był czas, że bała się, że to on wydał jej rodziców, ale choć jej małe dochodzenie na razie nie doprowadziło jej do zdrajcy, to jednak wykluczyło Ethana jako tego, kto był winny ich cierpienia. - Jak ci się żyje? - to pytanie prawie ją rozbawiło. Ethan na pewno nie należał do osób którym zamierzała się zwierzać z własnych problemów. - W porządku. Dziękuję. Awansowałam, jestem teraz dowódcą strażników pokoju. A Tobie jak się żyje? Podobno trafiłeś do KOLCa. - zerknęła na niego, ale nie spuszczała oczu z zebranych na moście. W pewnym momencie jej uwagę przykuło jakieś zamieszanie. Spojrzała na stojącego najbliżej strażnika pokoju i dała mu znak dłonią, żeby był przygotowany do interwencji. - Muszę Cię na moment przeprosić. - skinęła głową Ethanowi i podeszła do zbiegowiska. Starała się, by jej twarz wyglądała łagodnie. Stanęła tak, żeby móc rozmawiać i widzieć obie strony "konfliktu". Zauważyła, że Cordelia sięga po coś do kieszeni. Rei zmarszczyła brwi i pokręciła głową. Minę miała taką, jaką miała zawsze gdy uczyła trybutów. Cordelia była zwycięzcą, ale nadal była dzieciakiem, któremu czasem trzeba wskazać drogę. Odwróciła głowę do kobiety. - Proszę pani, dziś każdy ma prawo tu być. - brzmiała łagodnie, nie chciała by kobiecina bardziej się zdenerwowała. - Nie chcemy, żeby zebrani tutaj zaczęli panikować, albo żeby zaczęto się przerzucać oskarżeniami i wyzwiskami, prawda? Dziś jesteśmy tu po to, żeby upamiętnić tych, którzy tu zginęli. Nie mi i nie pani osądzać, kto jest winny. - patrzyła jej w oczy, z dużą cierpliwością, gotowa przyjąć to co kobieta miała do powiedzenia. Miała nadzieję, że w razie czego strażnicy zainterweniują tak, jak ich prosiła, czyli delikatnie, choć stanowczo. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 5:38 pm | |
| Chwilę po tym jak Nicole odeszła i zostawiła go samego, wypatrywał ją między ludźmi, ale szybko odpuścił. W tłumie ubranym na czarno, zniknęła szybko. Stał w miejscu jeszcze chwilę, rozglądając się w różne strony powolnym wzrokiem. Kilka razy spojrzał również na Lophię, przy czym nie wiedział czy to dostrzegła. Nie zamierzał jej przeszkadzać. Pozostał na dany moment sam, lecz nie odczuwał samotności. Właściwie wciąż nie miał ochoty na bliższe rozmowy z kimkolwiek. Już od samego patrzenia na zrozpaczonych ludzi, dopadało go dziwne odczucie. Nie było to obrzydzenie, ale niechęć, tak silna, że aż potrafiła zepsuć humor, który i tak w ten dzień nie był w dobrej kondycji. Nie minęło wiele czasu, gdy zaczął odczuwać nieprzyjemny chłód, więc postanowił się przejść. Znów zbliżył się do tłumu, wodząc wzrokiem po szarych twarzach. Przystanął obok grupki jakichś ludzi, którzy rozmawiali szeptem. Był do nich odwrócony tyłem. Przed sobą widział ciągle przemieszczające się osoby. Zamierzał zostać jeszcze chwilę, by zaraz skierować się do domu, twierdząc, że nic tu po nim. Wszystko wydawało się nader spokojne. Już odwracał się na pięcie, chcąc opuścić Memoriał, lecz usłyszał z bliskiej okolicy jakiś uniesiony ton głosu kobiety. Mimo, że był dość niedaleko, rozumiał tylko urywki wypowiedzi. Zwrócił swoją uwagę w tamtą stronę, gdzie zdążyła się zebrać grupka ludzi. Stali dookoła jakiejś osoby, lecz niezbyt wiele widział. Z całego zajścia zrozumiał jedynie tyle, że kobieta, która wszczęła zamieszanie jest negatywnie nastawiona do obecności osób z Kwartału. Nie chciał tymczasowo się wtrącać, choć odruchowo przejechał dłonią po kurtce w miejscu, gdzie miał schowaną broń i podszedł kilka kroków bliżej. Mimo, że nie był na służbie, był zawsze zabezpieczony. Nie mógł sobie tego oszczędzić, zwłaszcza, że przez cały czas kłębiły się w nim dziwne uczucia odnośnie całego zajścia na moście. Ponownie wsunął dłonie do kieszeni kurtki. Postanowił na razie się nie wtrącać. Nie widział również osoby, w którą zostały skierowane oskarżenia, ale stwierdził, że można było się spodziewać takich incydentów. W końcu ludzi z Kapitolu i Kwartału dzieliła bardzo duża przepaść, przy czym przyszło im tego dnia spotkać się wspólnie na moście podczas opłakiwania zmarłych. Dodatkowo dostrzegł Reiven, która zainterweniowała. Z tego co słyszał była bardzo łagodna. Zrobił nieco kwaśną minę. Przynajmniej nie musiał mieszać się w to zbiegowisko, ale nie miał związanych z tym zbyt dobrych przeczuć. |
| | | Wiek : 33 Zawód : Chirurg Plastyk, Urazowy.
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 5:50 pm | |
| Ostatnimi czasy coraz częściej myślałam o bracie. Stawało się to wręcz moją obsesją, a nie przynosiło ani nic dobrego ani konkretnego. Kolejny sposób, by całą noc leżeć i bezproduktywnie patrzeć się w sufit. Niepokój zabijała tylko praca i spotkania ze znajomymi, gdy zwyczajnie nie miałam czasu ani siły o nim myśleć. Nikt nic nie wiedział, nikt nic nie mógł. Moja frustracja sięgała zenitu. A pragnęłam takich prozaicznych, pozornie prostych rzeczy. Zobaczyć jak się uśmiecha, dotknąć jego włosów. Mieć go materialnie obok siebie chociaż na krótki moment. Ludzka tęsknota... Nie sądziłam, że to mnie będzie ona dotyczyła. Mogłam gardzić bratem za brak kontaktu, ale moje słabości wcale nie były lepsze od jego. To był ten jeden czuły punkt, w który wystarczało umiejętnie wbić igłę by sparaliżować cały organizm. - Mam taką nadzieję, choć wolałabym jakikolwiek znak życia od absolutnie niczego. Już on wie, że uspokoiłby moje sumienie nie nawet jego widok, ani żaden list. Próbka skóry mi wystarczy. Symbol. DNA. Cokolwiek. - Zgrzytnęłam zębami i rozplotłam zmarznięte dłonie, by schować je do kieszeniach płaszcza. Rzadko byłam smutna, gdy o wiele prościej mogłam negatywne i ponure emocje przekształcić w irytację i gniew. - Jeśli nie są spersonalizowane możecie je wymienić albo sprzedać w KOLCu. Zanim by się spostrzegli komórka byłaby w częściach lub podróżowała po miejscach, które im się nie śniły. - Wzruszyłam lekko ramionami. KOLeC gromadził w sobie zadziwiająco przedsiębiorczych ludzi. - Choć pewnie wtedy wszczepiliby Wam chipy. Te też się prosto wyjmuje. Wszystko było takie proste gdy stało się obok, a nie w centrum wydarzeń. Albo gdy umiało się wyciągać takie małe cacka i nie zostawiać śladów. Cóż. Uprzedzałam, ze ani nie jestem skromna, ani nie potrzebuję aprobaty. Z wewnętrznej samoadoracji wytrąciło mnie podejście starszej, przygarbionej kobiety o dostatnim wyglądzie. Kolejna nowobogacka, czy może osoba, która miała się za tak sprytną jak ja? Na mojej twarzy pojawił się cień niesmaku gdy ta tylko otworzyła usta. Nie. Nie była tak sprytna jak ja. Była o wiele głupsza. To miejsce i ten czas - uważaj, panno Crane. Wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane niż chciałabyś przyznać. Odsunęłam się od kobiety, na którą spoglądałam z góry. Co prawda jej agresja słowna była skierowana w stronę Cordelii, ale nie wiadomo było co zaraz może jej przyjść do głowy. I chyba nie miałam ochoty się przekonywać. - Oczywiście, że nie zdajecie sobie o niczym sprawy - sarknęłam przenosząc wzrok z kobiety na tłum. Maść na ból dupy potrzebna od zaraz. - przemknęło mi przez myśl. To by było na tyle z pozostawania poza uwagą postronnych. Cóż, Cordelii żadna popularność nie była już w stanie zaszkodzić, ale ja nie miałam ochoty się w to pchać. Teraz było już jednak nieco za późno na wycofanie się, więc trwałam u boku blondynki jak wysoki, lodowy posąg. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Artysta malarz Przy sobie : nóż ceramiczny, gaz pieprzowy
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 6:07 pm | |
| – Obrażasz mnie – stwierdził spokojnie, ale tonem, który jasno wskazywał na oburzenie. Bez żadnego mrugnięcia patrzył prosto w jej oczy, odpowiadając na wyzywające spojrzenie. W duchu cieszył się z odpowiedzi dziewczyny, bo to znaczyło, że namówienie jej do wstąpienia do Kolczatki powinno się udać. Chyba, że Lophia należała do tej grupy osób, które rządu nie popierają, ale przeciwko niemu nie wystąpią. Przy tym właściwie jeszcze nie było tak źle, musiałby po prostu spędzić więcej czasu, żeby dodać jego odwagi (której brakowało jemu samemu, ale nieważne). Nie pomyślał o tym, że sama może być wtyką rządu, która bada jego poglądy, bo jakoś oczywiste mu się wydało, że nie ma takiej opcji, żeby współpracowała z Coin i jej ludźmi. Choć teoretycznie rzecz biorąc mogła. Przestąpił z nogi na nogę, chowając ręce w rękawach kurtki. Na moście wiał lodowaty wiatr, ale pomimo tego, że było mu zimno, nie chciał zapinać zamka. Nie po to zakładał najlepszą odzież, jaką posiadał w szafie, żeby teraz chować ją pod szaroburą kurtką! Już może trochę pomarznąć. Skulił ramiona i obracając lekko głowę w bok, schował nos w kołnierzu. Widząc, że Lophia odchodzi nieco od tłumu, podążył powoli za nią, próbując nie rozglądać się na boki, by zorientować się, czy ktoś na nich nie patrzy, bo na filmach widział, że to zawsze wygląda bardzo podejrzanie. Domyślał się, w jakim celu wyciąga go w mniej ludne miejsce, więc kiedy zażądała od niego „grania w otwarte karty”, pokiwał tylko głową. – Okej – powiedział luźno, uznając, że może spokojnie przejść do sedna sprawy. – Wiesz, czym jest Kolczatka? Interesowałoby Cię… dołączenie? – zapytał ostrożnie, patrząc na nią bardzo, bardzo uważnie i równie bardzo poważnie. Nie zauważył, na razie, zamieszania, jakie powstało wokół Cordelii. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 6:20 pm | |
| - Nie miałam najmniejszego zamiaru - odpowiedziała, nie spuszczając z niego wzroku. Kiedy znaleźli się w trochę luźniejszej okolicy, nie mogli już usłyszeć ani zobaczyć zbiegowiska wokół Cordelii i starszej kobiety. Znając siebie, Lo zaczęłaby pewnie bronić tej, która wyglądałaby na słabszą. Albo stojącą po jej stronie. Rebeliantka z przypadku, mieszkająca w Dzielnicy, pomagająca ludziom z KOLC-a. Która, dodajmy, straciła co najmniej troje bliskich przez działalność, którą prowadziła teraz i ona. Gdzie tu sens, gdzie logika? Czasem trzeba po prostu posłuchać serca, sumienia, a nie rozumu. Przeciągała moment, w którym będzie musiała odpowiedzieć tak długo, jak tylko mogła, wertując w myślach wszystkie nazwy, jakie znała. Kolczatki tam nie było. Etymologia mówiła sama za siebie, coś związanego z Kwartałem, więc godnego zastanowienia. Miała się nie angażować, miała o siebie dbać, tak? Nadal widziała Javiera. Zupełnie jakby ustawiła nawigację, która nieustannie wskazywała kierunek. Został sam, tamta kobieta gdzieś zniknęła. Przewróciła oczami widząc, jak Lenny stara się zachowywać spokojnie i w miarę oficjalnie. Naprawdę? Po tylu latach? Jak sobie chcesz... Pokręciła głową i zapięła płaszcz na ostatni guzik pod szyję. Zmarzła. - Jeśli wyjaśnisz mi, co to takiego, hm? - odparła trochę "luźniej". Miała dosyć poważnych rozmów. Najpierw wyjaśnienie Son postrzału, potem Javier, potem wizyta w siedzibie Coin, a teraz Lennart. Ludzie, za co? |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Artysta malarz Przy sobie : nóż ceramiczny, gaz pieprzowy
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 6:46 pm | |
| Lenny z rosnącym napięciem czekał na odpowiedź Lophii, intensywnie wpatrując się w jej twarz, jakby chciał coś z niej wyczytać. I chciał. Szukał emocji, które powiedziałyby mu już zawczasu, co sądzi o Kolczatce, czy reakcja jest pozytywna, czy negatywna. Bo dopiero teraz zaczął się zastanawiać, czy nie za szybko zaproponował jej to dołączenie… czy nie powinien zrobić jakiegoś dłuższego wstępu, iść bardziej okrężną drogą, dokładniej wybadać grunt. Ale właściwie nawet jeśli, to nie bardzo wiedział, co mógłby jeszcze powiedzieć. Nigdy nie przekonywał nikogo do wstąpienia do opozycji. Rany, chyba był w tym beznadziejny (ale tylko dlatego, że nieobeznany!). A jak zawali? A jak Lophia (choć to niedorzeczne) okaże się być kimś z rządu i za chwilę wezwie jakiś Strażników, żeby go aresztowali?! Spokój zaczął się przeradzać w lekką panikę, dopóki dziewczyna się nie odezwała, zadając mu pytanie o to, czym w ogóle jest Kolczatka. Uff… gdyby była z rządu, chyba raczej nie pytałaby o to, tylko raczej od razu wyraziła chęć dołączenia… Hmm… – Opozycja – wyjaśnił krótko, wierząc, że Lophia domyśli się, że za tym stoją takie wyrażenia jak „obalanie rządu”, „wypełnianie misji” oraz (o tym Len wolał nie myśleć) „zagrożenie życia”. – Dostaliśmy informacje, że mogłabyś być… zainteresowana – powiedział, w dalszym ciągu poważny i oficjalny. Wierzył, że składając takie propozycje, nie można się śmiać i pozwolić sobie na luz, to było coś poważnego i tak należało do tego podejść. Szlacheckie wychowanie nigdy nie pozwoliłoby mu na swawolne zachowanie w takiej chwili. W sytuacjach takiej i podobnej wagi, zawsze zachowywał, być może czasami aż przesadną, powagę.
|
| | | Wiek : 18 lat Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 6:49 pm | |
| -Powiedz, jak mam ci pomóc, bo nie mam zielonego pojęcia. Zamknęłam oczy i pozwoliłam, żeby wszechświat zniknął. Ja też nie mam, pomyślałam z łagodnym zmęczeniem. Nie miałam nawet siły na łzy ani na rozpacz czy histerię. Chciałam tylko skulić się na tej ławce i zasnąć w ciepłej łunie bijących od zniczy płomieni. Chciałam, żeby wszystko było ciche, spokojne i ciemne. Chciałam, żeby żadne słowa nie mogły mnie już zranić, ale jak zawsze mogłam tylko chcieć zamknąć oczy i już ich nie otwierać. Nigdy nie żyłam dla siebie. Dochodzenie do takiego wniosku w środku memoriału było chyba dość nieodpowiednią rzeczą, ale tysiąc lat temu przestałam się martwić o to, co było słuszne, a co nie. Zawsze istniałam dla kogoś, nie odchodziłam, żeby kogoś nie zostawić. Na początku Nia, przyjaciółka z dzieciństwa, którą zabił mój dziadek, potem... potem chyba Drake, potem poznałam Rei, Michaela, Sig, Dientię, Joffa, Finnicka, na końcu też dla Bena i Nicka. A teraz wszyscy mnie opuszczali. Niektórzy pojedynczo, niektórzy parami, ale wszyscy zgodnie zostawiali mnie samą. Miałam jeszcze Rei, jednak nie widziałam jej od dłuższego czasu, Michael przestał się odzywać, Nick zmienił się nie do poznania, więc... więc co jeszcze trzymało mnie na powierzchni? Co jeszcze kazało mi płynąć, kiedy chciałam tylko rozluźnić napięte jak postronki mięśnie i miękko opaść w ciche, ciemne głębiny wody Moon River? Sansa. Otworzyłam oczy i zaczerpnęłam oddechu, pierwszego od dłuższego czasu. Drżącymi dłońmi ponownie rozświetliłam ekran i podniosłam głowę, którą do tej pory mimowolnie opierałam o ramię Jacksona, i szybko przebiegłam wzrokiem po treści wiadomości. -Nie.- Powiedziałam cichym głosem, który brzmiał możliwie jeszcze ciszej od szeptu.- Nie, Jack, powiedz mi, że to nieprawda. Chciałabym... Zaczerpnęłam spazmatycznie powietrza i upuściłam telefon na zmarznięte kolna. -Chciałabym się obudzić. Jęknęłam, a w oczach stanęły mi łzy. Rzuciłam przyjacielowi rozpaczliwe spojrzenie, ale nie płakałam. Byłam na to zbyt silna, albo może... zbyt słaba. Konwulsyjnie zacisnęłam ręce na połach płaszcza i czekałam na to, co miało nadejść... cokolwiek to było. |
| | | Wiek : 30 Zawód : Pracownik w "Almie" Przy sobie : dokumenty, obrączka na łańcuszku, scyzoryk
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 6:56 pm | |
| Nie spodziewał się zwierzeń, chciał tylko jakoś zacząć rozmowę. No ale najwidoczniej nie może liczyć na cuda. Szczerze, to chciał się dowiedzieć, czy Trzynastka teraz stoi pusta, czy ktoś tam został,, ale dobra, lepiej nie będzie pytał. Z Rei nigdy nie łączyły go szczególne relacje. Będzie musiał dopaść kogoś innego najwidoczniej. W porządku. Dziękuję. Awansowałam, jestem teraz dowódcą strażników pokoju. A Tobie jak się żyje? Podobno trafiłeś do KOLCa. Na informację o awansie uniósł brwi z niedowierzaniem. Nie wyobrażał sobie Reiven w tej roli, ale to nie jego sprawa. -Oh, cudownie. A w Kwartale są prze mili ludzie… - Jego wywód przerwała kolejna wypowiedź pani dowódcy, na którą tylko wzruszył ramionami. Dopiero teraz zauważył, że pewna starsza pani wyżywa się na zwyciężczyni Igrzysk Głodowych, czyli na pannie Cordeli Snow. Tak. Nie ma to jak mieć wyrzuty do trybutów. Zawsze rozbrajały go oskarżenia kierowane do zwycięzców, że „zabiłeś tego niewinnego dzieciaka, bla bla bla”. Sam nie był trybutem, ale domysla się, że nikt nie patrzył na to, że zabija kogoś, tylko ratował własną dupę. Ale lepiej się podrzeć. Przecież trupom nie będą robić wyrzutów. Zaciekawiony podszedł bliżej wciskając dłonie w kieszenie kurtki. Nie mi i nie pani osądzać, kto jest winny. Winny jest organizator, ale tego na głos nie powiedział. Za dużo byłych rebeliantów, mogłoby się to dla niego skończyć dołączeniem do Alysy. A, mimo wszystko, chciał jeszcze trochę pożyć. A nuż akurat rząd się zmieni i będzie lepiej? Ha ha ha, dobry żart. Ktokolwiek by nie objął władzy nie zrobi tak, żeby wszyscy bez wyjątku byli zadowoleni. Zawsze znajdzie się ktoś mniej albo bardziej pokrzywdzony, więc jaki jest sens zmieniania co chwilę władzy, polityki i wszystkiego. Najlepsze jest to, że Coin chciała powiedzmy-że-dobrze, a wyszło jeszcze gorzej, bo ¾ Panem jest niezadowolone. No, ale cóż. Zobaczymy co zrobi babcia – rambo ze strażnikami. Może zacznie nimi rzucać jak to robią w kreskówkach dla dzieci dobrzy bohaterowie? To by zrobiło niezłą furorę. Ale raczej skończy się na tym, że Strażnicy odprowadzą rzucającą przekleństwami babcię i kopną ją w dupę na końcu mostu. Ethan na większe widowisko nie liczy.
|
| | | Wiek : 17 lat Zawód : prostytutka/kwiaciarka Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 8:23 pm | |
| Słyszałam krzyk, słowa, tak pochmurne, z treścią niosącą niewyraźny płochliwy przekaz. Słyszałam samą siebie, dziewczynę, która próbowała podnieść głos ponad tłumem, ale jej pokaz zwrócił uwagę jedynie drobnej garstki ludzi. A jeśli już ktokolwiek na mnie spojrzał to lub uśmiechał się, lub wyzywał, ale bywali także tacy, którzy starali się pocieszyć mimo głośniejszej salwy sprzeciwu. I nie uważałam, żebym robiła cokolwiek źle, nie uważałam, że moje intencje były błędne, bo chciała tylko poprawić… O nie, właśnie, co chciałam naprawić? Co miało tym razem ulec zmianie? I po raz kolejny zrozumiałam, że jestem tylko tą kwiaciarką bez głosu, dziewczynką bez odpowiedniej siły przebicia, aby dotrzeć do serc słuchaczy-niesłuchaczy, aby zwrócić czyjąkolwiek uwagę. I sądzę, że odwrócili się tylko dlatego, że jakieś nastolatki wskazały mnie palcem. O nie, nie mnie, a moje kolorowe tęczowe włosy. Bardzo zabawne, zaśmiałabym się, ale gorycz przeważyła szalę i mój nastrój, jeśli mogę tak powiedzieć, znacznie się pogorszył. I nieważne, wszystko było takie nieistotne, nawet ten mężczyzna, który coś do mnie mówił, bo ja jedynie patrzyłam przed siebie, ponad tłumem, w ciemną taflę wody. I pomyślałam, że cudownie byłoby wziąć zimną orzeźwiającą kąpiel, wskoczyć prosto w czarną otchłań, która porwałaby mnie, wiedziałam to, na samo dno. Ale i tak czułam że spadałam, bo pomiędzy łkającym sumieniem a rozbitą nadzieją znajdował się betonowy kilkukilogramowy kloc, który ciążył na sercu i sprawiał, że bolało, pękało, że czułam, jak opadam. Frunę? Rozłożyłam na moment ręce i zamknęłam oczy. I nieważne, czyje ręce mnie niosą. Prawda? Nieważne gdzie. Nieważne, że zaraz umrę i… ha, skąd ta myśl? Dlaczego miałabym? Przeraziłabym się, te dwa tygodnie temu przeraziłabym się na samo wspomnienie o tak okropnej wizji, ale w tym momencie wydała mi się ona bliska, zwłaszcza, gdy lodowaty wiatr otulał moją twarz oraz rozłożone ręce, które rozpostarłam, tak, jakbym leciała, niczym ptak. Bo byłam ptakiem, byłam jaskółką, która złamała skrzydło i zaraz spadnie w zimną toń. I choć podświadomie wiedziałam, kto mnie niesie i znałam te dłonie, nie wiedziałam skąd, ale znałam, to wmawiałam sobie, że stanie się najgorsze. Jakbym tego pragnęła, jakby to mój umysł krzyczał. Niech to się stanie! Teraz! Natychmiast! Już koniec! Bo było mi źle. Piekły mnie policzki. Nie teraz ale przed chwilą. Z powodu poniżenia? Utraconej nadziei? Ale nadziei na co? Na zmianę? Dlaczego…? Po co? Dlacze… dlaczego byłam taka naiwna, dlaczego dalej coś pcha mnie w stronę tej konkretnej, stojącej nieopodal ławki. Nie, nie, nie, nie. Jest dobrze. Ćśśśś, Lucy, idź spać. Zapomnij. Wszystko będzie dobrze. Otworzysz oczy, zobaczysz jego twarz i pomyślisz, że było warto. Ale on wciąż pozostanie nieugięty, oschły, twardy ale zarazem kochany i troskliwy. Taki jaki powinien być, a jednocześnie odległy, nieosiągalny, szczególnie dla mnie. I to się nie zmieni. Nigdy. Chyba próbowałam się uśmiechnąć, potrząsnąć głową, ale jedynie dygnęłam i cofnęłam się wyrywając z czyjegoś uścisku. Słyszałam głosy, widziałam obce twarze. I nawet któryś ze Strażników, nie wiem kto, spytał się mnie o coś tak błahego, tak mało ważnego, bo przecież, gdyby ta informacja liczyłaby się cokolwiek, zakodowałabym ją. Ale mimo to słyszałam Fransa, każde jego słowo, ale nie chciałam patrzeć. Nie na tę twarz, nie na twarz człowieka zawiedzionego, nie na twarz, na której widok odzyskiwałam choć cień nadziei, że istnieją ludzie, którym usilnie pragnę zaufać. Ale chyba nie mogę. -To co mam zrobić? – spytałam i zabrzmiało to źle, bo wyzywająco, ale w końcu odważyłam się zerknąć w głąb jego oczu, zmrużyć własne i uśmiechnąć się delikatnie choć wymuszenie – Chciałabym coś zrobić, ale nie mogę, nie mogę, nie mogę, nie mogę! –tupnęłam butem, tak jak kiedyś, kiedy jeszcze cokolwiek, co znane ludzkości, nie było mi obce. Bogactwo, przepych… zepsucie? Tak to nazywali mieszkańcy Dzielnicy, ale czasami śmiałam wątpić, by mieli rację, choć z jednej strony fakt, że obarczają mnie, może nie bezpośrednio, jakąś winą sprawia, że tak się czuję. Winna i zepsuta. Na moment odwróciłam się i zerknęłam na mężczyznę, który mnie zaczepił, pytał o coś, ale nie wiedziałam dokładnie o co. I dostrzegłam zamieszanie. Przez moment wpatrywałam się w ten jeden punkt, w te kilka twarzy i jakby poprzez szum słyszałam ciężki głos staruszki. On jednak nie znikał, a po prostu rozbrzmiewał w mojej głowie, niczym dzwony – coraz ciszej i ciszej, wciąż jednak o sobie przypominając. Nieważne. Byłam zła, a może po prostu zirytowana, może po prostu miałam nadszarpnięte nerwy, ale po prostu odwróciłam się w stronę Pana Kruka i uśmiechnęłam się najszczerzej jak tylko potrafiłam i odwróciwszy się ruszyłam w stronę grupki ludzie przepychając się, wciąż jednak na tyle delikatnie, na ile było mnie stać, bo nikomu nie chciałam zrobić krzywdy. -Przepraszam bardzo! – zawołała i wepchnęła się między kobietę a Cordelię – Ale nie ma prawa Pani tak mówić ani jej obrażać! I sądzę nawet, że gdybym stanęła tu z lupą, nie dojrzałabym w Pani osobie cienia życzliwości ani skruchy! - naburmuszyła się okropnie i zmarszczyła nos. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 8:38 pm | |
| Już drugi raz tego dnia, Cordelia zdała sobie sprawę z tego, że ona i Seya są do siebie całkiem podobne. Łączyła je problematyka nazwiska, przez pryzmat którego od lat były oceniane. W tej chwili obie wydawały się być niedoinformowane i sfrustrowane, a co łączy ludzi bardziej niż wspólna niedola? -Na pewno czeka na odpowiedni moment - oznajmiła z mocą - Albo mój szósty zmysł nawala i obaj z dziadkiem siedzą teraz w celi, gdzieś w lochach siedziby Coin. Prychnęła kpiąco, przypominając sobie jaką warownię uczyniła ze swojego biura Coin. Jej dziadek nie potrzebował tego typu metod by być bezpiecznym, a na jego życie też czyhali za każdym rogiem. Nie było to może najmądrzejsze pocieszenie, ale wystarczyło by nakarmić dumę Cordelii. Spojrzała zaniepokojona na pannę Crane. -Nie pomyślałam o czipach... - powiedziała bardziej do siebie, bezwolnie przykładając dłoń do ust. No tak, teraz istniał jeszcze jeden powód do niepokoju. Przez te siedem dni w szpitalu, podczas całego procesu wybudzania i usypiania, na pewno kazano wszczepić jej coś w rodzaju lokalizatora. Jednak nie to było w tej chwili największym zmartwieniem Cordelii. Tłum wokół nich gęstniał z każdą sekundą, a nieznajoma pozwalała sobie na coraz więcej. -Myślę, że jednak nie macie pojęcia. I to Ty powinnaś wrócić do Dystryktu, z którego tu przybyłaś. No chyba, że ktoś zrównał go z ziemią. - prychnęła i przewróciła oczami, dając wszystkim do zrozumienia, że żadna stara baba nie wyprowadzi jej z równowagi. Ale ta posunęła się jeszcze dalej i szarpnęła ją za ramię. Nikt nie będzie jej dotykał bez pozwolenia. Natychmiast złapała kobietę tuż pod łokciem i z całej siły wykręciła jej rękę, próbując jednocześnie odepchnąć staruchę od siebie. -Nie rób tego więcej - wysyczała przez zaciśnięte zęby, rozglądając się szybko za Strażnikami Pokoju. Byli tam, a jakże, obserwując w najlepsze całą sytuację - Mogę wreszcie prosić o interwencję? Ta kobieta mnie zaatakowała. Zabierzcie ją sprzed... stąd. W ostatniej chwili ugryzła się w język przed dokończeniem tego zdania inaczej. "Zabierzcie ją sprzed moich oczu" mogło zabrzmieć zbyt wyniośle, a zgromadzeni dookoła ludzie na bank by to wychwycili. Obok natychmiast pojawiła się młoda kobieta, którą panna Snow doskonale pamiętała. Reien Ruen. Albo Levittoux, kto by tam nadążał za zmianą jej stanu cywilnego, jeśli miał Igrzyska do wygrania. -Czas najwyższy - mruknęła chłodno, zerkając na nowo przybyłą, ale wciąż nie wyjęła ręki z kieszeni. Kto wie, jak mogła zareagować ta dzikuska? - Możecie ją już stąd zabrać? A potem ktoś jeszcze pojawił się tuż obok, młoda dziewczyna, która przepchnęła się przez tłum i teraz stała pomiędzy Cordelią a staruchą. Ale jakie ona miała włosy! Pannie Snow aż zaświeciły się oczy, bo poczuła, że oto może mieć do czynienia z kim podobnie nastawionym do całej tej sytuacji. A potem ją rozpoznała. Lucy! -Nie przejmuj się, oni już tak mają - odezwała się do dziewczyny - Pojawiają się, pokrzyczą, a potem próbują wszystko zwalić na nas. Na kładce zaczynało robić się gorąco, ale Cordelia przynajmniej miała doborowe towarzystwo. Zerknęła jeszcze na Seyę, która wstała niewzruszona przy jej boku, po czym posłała jej delikatny uśmiech, jakby w podziękowaniu, że nie zostawiła jej na pastwę rozkrzyczanej kobiety. |
| | | Wiek : 23 Zawód : pani szpieg, hakerka Obrażenia : tabula rasa
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 8:45 pm | |
| || bilokacja, zapewne najpierw restauracja -> mieszkanie, a potem mieszkanie -> tutaj.
Zdenerwowało ją to, że jej narzeczony nie chciał jej puścić samej. Poradziłaby sobie. Pływać w miarę umie, a ostatnie zdarzenia na poprzedniku tego mostu pokazały, że to dosyć przydatna umiejętność. Z pistoletem też sobie radzi. Mimo to, Nikola zdecydował się pobawić w jej niańkę. Argument o tym, że musi uważać na nogę, w ogóle na niego nie działa. Cóż, pora na samotny spacer nadejdzie później. Cieszyła się, że spotkała się z Viv i poznała Sunny, ale potrzebowała też chwil spędzonych z samą sobą. Ręce miała zajęte. Za jedną trzymał ją ukochany, a w drugiej trzymała kwiaty. Jednak najbardziej zaintrygowała ją kobieta, do której machał. Ciekawość ją zżerała, ale nie zamierzała go o to pytać. Jeśli będzie chciał, sam jej o tym powie. Miała sama złożyć kwiaty, ale pozwoliła Nikoli to zrobić. Nie chciała, żeby nadwyrężał swoją nogę, która przeżyła ostatnio niezłą przygodę. Obserwowała go z niepokojem, wydawał się być zły. - Jaki paradoks? - spojrzała na niego z troską. W tle słyszała jakieś krzyki, ale sytuacja na razie nie wymykała się spod kontroli. Oby ten wieczór pozostał spokojny, taki jak miał być. |
| | | Wiek : 33 Zawód : Chirurg Plastyk, Urazowy.
| Temat: Re: Odbudowany most Sro Lis 20, 2013 10:28 pm | |
| Nie zatrzymujcie się, nie interesujcie. To nie wasz interes. Zbiegowisko jest absolutnie zbędne. Ta kobieta jest zbędna. Skoro już sobie idziecie to weźcie ją ze sobą. Albo zrzućcie do wody. Jest zimno. Nikt nie będzie płakał. Gdy utonie. Och, Crane. Ale z Ciebie sadystka. Sadystka? Realistka. Byłabym sadystką gdybym chciała uczynić jej krzywdę. Oczywiście w samoobronie. Ale krzywdę. Może skalpelem? Odrobinę przekrzywiłam głowę, spoglądając teraz jak zafrasowany ptak na powódkę tego wydarzenia. - Siedzą w celi i grają w karty. - Skrzywiłam wargi w czymś co można było uznać za ironiczny uśmiech i tylko pokręciłam głową. - Ale pewnie masz rację. Może rzeczywiście gubienie rzeczywistości na rzecz domysłów nie miało teraz sensu. Cokolwiek by się nie działo - i tak nie byłyśmy tego w stanie zmienić. Bardzo łatwo było mi wbijać takie mądrości do głów innych, ale sama obejmowałam się nieco innymi regułami. Dlatego też dopiero słowa Cordelii odcisnęły na mnie swoje piętno możliwych zmian. Myśląc o tym i tak nie pomogę Senece, a zaszkodzę sobie. W takich momentach lepiej skupić się na tym co bezpośrednio dotyczy nas i bieżącego otoczenia. - Gdybyś coś znalazła, albo podejrzewała to mogę pomóc... - urwałam w połowie zdania. Może w końcu uda mi się zrobić coś, co dla odmiany zgadzało się z moimi przekonaniami i stylem. Byłaby to doprawdy miła odmiana. W międzyczasie jednak należało się zatroszczyć o to, by sytuacja na moście znów nie wymknęła się spod kontroli. Ciekawe czy ta młoda kobieta zapanuje nad gęstniejącym tłumem i przygarbioną elegantką? Spojrzałam na nieznaną mi z imienia blondynkę z uprzejmym zainteresowaniem. Powinna. Znikąd zupełnie pojawiło się również dziewczę w włosach barwy tęczy. Dawna mieszkanka Kapitolu, to prawie pewne. Dla mnie jednak tylko kolejna twarz bez imienia i nazwiska. Anonimowa, gdyby nie owe zadziwiające włosy. Piękne na swój sposób. Memoriał jak widać nie mógł odbyć się bez paru ciekawych akcentów, bo i coraz więcej osób zdawało się nami interesować, podzielając to przekonanie. Cóż więc pozostawało nam czynić? Trwać tam u boku Cordelii, podkreślając tym samym swoją stronniczość i mieć nadzieję, że nikt nie będzie wystarczająco skrupulatny by wyciągać z tego konsekwencje. Wyciągnęłam dłonie z kieszeni, bo i było to niespecjalnie kulturalne z mojej strony i w szybkich ruchach naciągnęłam na nie cienkie, skórzane rękawiczki. Splotłam dłonie przed sobą i w pełnym wywyższenia stanie oczekiwałam na dalszy rozwój wydarzeń. Zauważyłam uśmiech ze strony panny Snow i odpowiedziałam leciutkim kiwnięciem głowy. Show się rozwinie, czy będzie to jego ostatni akt? |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Odbudowany most Czw Lis 21, 2013 5:54 pm | |
| Zdaje się, że przez cały ten czas szukaliśmy znaków, że to w co wierzymy, to w czym tkwimy, w czym pokładamy nadzieje, czym oddychamy i czym jesteśmy - że było to najzwyczajniej słuszne. Podświadomie wypatrywałem ich we wszystkim, co nas otaczało. Potwierdzenia, że tym razem - dla odmiany, nie tkwię w błędzie. Że nawet, jeżeli ludzie nigdy nie zaakceptują tego, że dwie osoby z dwóch przeciwnych światów, mogą nie tylko egzystować obok siebie, nie tylko oddychać tym samym powietrzem, ale też żywić do siebie głębsze uczucia, nijak spokrewnione z nienawiścią; to jednak świat ten jeden, jedyny raz spojrzy na nas przychylniej. Uzna, że zbyt wiele wycierpieliśmy, że odpokutowaliśmy winy i grzechy, że odpracowaliśmy całe zło wyrządzone w poprzednich życiach. I że tym razem - tym razem, po prostu pozwoli nam być. Teraz nie mam nawet pojęcia, na co liczyłem. Czy wypatrywałem niemego sygnału? Podpowiedzi i aprobaty, której nigdy od nikogo nie uzyskałem? Cichego szeptu wiatru, podpowiadającego nam dokąd iść, czy rozejścia się czarnych chmur wiszących nad nami, od dnia naszego pierwszego spotkania? Na gwiazdy, które uraczyłyby nas swoją obecnością chociaż na krótką chwilę, i wskazały nam odpowiednią drogę? Tylko - która droga nią była? A może już zawsze mieliśmy błądzić wśród pochłoniętych ciemnością rozdroży. O ile trudniej było wypatrywać tych znaków, kiedy nie wiedziałem, jaką przybiorą postać. Może przyszedłem po nie tutaj właśnie dzisiaj? Licząc, że jej wykaligrafowane na tablicy nazwisko, albo jego brak, rozwiąże wszystkie dylematy, jakie zostały przed nami postawione. Czyżby? Czy naprawdę odnalazłem ten wewnętrzny spokój, kiedy moje oczy zdołały ją odnaleźć? Kiedy złączyliśmy się w rozmowie, a nasze ramiona zetknęły na krótką chwilę? Czy może pierwsze wypowiedziane przez nią słowo jedynie wszystko skomplikowało? Co więc było kluczowe i co mogło rozwiązać wszystkie niepewności? Pytanie. Pytanie, którego nigdy sobie nie zadałem, być może dlatego, że nie chciałem poznać na nie odpowiedzi. Może w rzeczywistości świat od zawsze podpowiadał nam, co należy zrobić? Może jedynie byliśmy głusi na jego słowa? Wmawiając sobie, że nasze kłamstwo jest lepsze, niż ta prawda, którą życie ma nam do zaoferowania. Zdaje się, że przez cały ten czas chciałem wierzyć we własną wersję wyidealizowanej rzeczywistości - gdzie wszystkie przeciwności losu zostają pokonane i gdzie ludzie są lepsi, niż zdaje się na pierwszy rzut oka. Ale co jeżeli istniała ona jedynie w mojej głowie? Może wszystko to było jedynie iluzją, w którą pokładałem niespełnione marzenia, jakby była lekarstwem na wyrządzone mi krzywdy i cały ból którego zaznałem. A teraz? Czułem się, jakby moje stare, niemal już zabliźnione rany na nowo zostały rozdarte. Po co? Całe moje życie starałem się wierzyć, że całe zło, które zostało postawione na mojej drodze - drodze, której nawet nie obrałem, na której zostałem postawiony i z pustym rękami nakazano mi iść przed siebie, potykając się i wstawając ponownie na nogi - że wszystko to dzieje się z jakiegoś wyższego powodu. Że wszystko to ma w sobie cel, o którym może jeszcze nie wiem, ale który jest tego wart. Chyba przez większość dni jedynie to pozwalało mi na ponowne otworzenie oczu i patrzenie na ten świat, który zdawał się zmierzać prosto w kierunku samozagłady. Tylko - tylko jak długo byłem w stanie się oszukiwać? Może już nie mogłem, może część tego została mi właśnie odebrana i już nigdy nie miałem jej odzyskać. Chwila rozmowy - rozmowy czy kłótni? - uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą i mogłem niemal poczuć, jak coś we mnie zostaje złamane, coś zostaje odebrane. Może chodziło o osobę, w której pokładałem swoje szczęście? Może o nie samo? Paręnaście słów przeciwko tysiącom, które padły wcześniej. Parę nasyconych nienawiścią, ścierających się z tymi które wyrażały całe nasze życia, lęki, marzenia. Zdaje się, że już o nich nie pamiętała. Jak ulotne mogą być i jak słabe. Teraz nie wydawały się niczym więcej, niż jedynie echem przeszłości rozbijającym się w moim wnętrzu, jakby żadne z tych wspomnień nigdy nie miało miejsca. A ja, nawet nie byłem w stanie myśleć, że może taki bieg wydarzeń byłby lepszy. - Co powiedziałaś? - jeżeli chociaż na chwilę odpłynąłem myślami, nieobecnym wzrokiem nadal wpatrując się w cienką linię horyzontu, teraz znów wróciłem do rzeczywistości. I znów przekonałem się, jak bolesne są te powroty. - Powtórz to - chociaż słowa mogły wydawać się przepełnione złością, wcale takie nie były. Chyba bardziej potrzebowałem usłyszeć to po raz kolejny, aby uzmysłowić sobie, że wyrazy, które wydostały się z jej ust naprawdę rozbrzmiały pomiędzy nami, na tej małej, otwartej przestrzeni, która miała dzisiaj być neutralnym terenem. Nie mogłem jednak dostrzec żadnych białych flag. Zacisnąłem palce na drewnianej barierce i w tamtym momencie, chyba jedynie to mogło mnie zdradzić, oprócz zaciśniętych nerwowo ust i zaciętego spojrzenia. Nie jestem pewien, czy ktokolwiek inny byłby wstanie zdenerwować mnie tymi słowami. Wszystkie te zarzuty były jedynie czystymi ogólnikami, do których obciążenia zdążyłem się przyzwyczaić. Mimo to nadal chciałem wierzyć w to, że ona w nie nie wierzy. Ale Diana była do tego zdolna i gdyby każde jej słowo zostało wypowiedziane przez kogoś innego, jedynie odbiłoby się od mojej tarczy obojętności, ale usłyszane od niej zdawały się przenikać do mojego wnętrza i zostawać w nim, siejąc spustoszenie. Może tym bardziej nie chciałem pokazać niczego po sobie. Żadnych emocji, nawet śladowych. - Zdaje się, że lubisz te słowa. "Nasze", "wasze" - wycedziłem przez zęby, jakby każde z osobna powodowało we mnie niesmak. - To zabawne, bo nigdy ich od Ciebie nie słyszałem. Wychyliłem się za barierkę, spoglądając w ciemną, niemal granatową toń. Zawsze tak wyglądała? Czy nagle wszystko stało się ciemniejsze? - Czegokolwiek bym nie powiedział, niczego to nie zmieni, racja? Masz swoją wersję prawdy, zawsze miałaś - odparłem, jednak bez większego przekonania. Może sam nie wierzyłem w swoje słowa. A może nie chciałem w nie wierzyć. Nie wiem nawet, kiedy kolejne zdania niczym nabój przecięły powietrze i dopiero w momencie, w którym odrzuciła kurtkę w moją stronę; nabrały sensu, którego wcześniej nie chciałem się doszukać. Dlaczego? Czemu czasem znalezienie odpowiedzi na najprostsze pytania kosztuje nas najwięcej trudu? I czy w ogóle istniała na nie racjonalna odpowiedź? Taka, którą chcielibyśmy usłyszeć i taka która cokolwiek by zmieniła? Nie mam pojęcia, ale czy teraz miało to jakiś sens? - Nie mogę się doczekać - wyrzuciłem w końcu z siebie, kiedy mogła się już domyślić, że nie powinna spodziewać się odpowiedzi na poprzednie pytanie. Retoryczne, za takie mogła je uznać. - Podobno powinniśmy się najbardziej obawiać ludzi, którzy nie mają nic do stracenia, więc będę czekać - uśmiechnąłem się złośliwie, w odpowiedzi na jej kolejne słowa, chociaż nie mogłem nikogo oszukiwać, że poczułem się lepiej grając w jej grę. - Bo teraz - teraz naprawdę nie masz już nic, co mogłabyś stracić - zbliżyłem się o parę kroków, niemal całkowicie niszcząc przestrzeń istniejącą między nami - przestrzeń, nie dystans - i przeszła mnie fala dreszczy, tych samych, co tydzień temu. Teraz jednak zdawały się jedynie utrudniać to, co samo w sobie nie było łatwe. - Powiesz mi, jakie to uczucie? - nachyliłem się w końcu nad nią, burząc mur, którym zdawała się otoczyć, i wyszeptałem cicho, zatrzymując spojrzenie na jej drżących wargach, pozwalając sobie na cień uśmiechu. Zbyt bardzo chciałem, aby wszystko to okazało się nieprawdą. Może łudziłem się, że odtworzenie sytuacji sprzed paru dni sprawi, że kiedy mrugnę i ponownie otworzę oczy obudzę się ponownie w parku, a cała ta scena okaże się jedynie kiepskim żartem mojego umysłu? Ale mrugnąłem. Raz, drugi. Cichy szum fal wciąż przedzierał się przez napiętą atmosferę. Szum, którego nie bylibyśmy w stanie usłyszeć w centrum miasta. Słońce dopiero schowało się za horyzontem i nie miało wrócić przez najbliższe godziny. Smętna melodia grała w tle, nie zdołała się jednak przedrzeć przez słowa, które wciąż rozbrzmiewały echem w mojej głowie tworząc chaos, w którym nie mogłem żadnego wyszczególnić. Nie musiałem, zlane w jeden niemą plątaninę wydawały się mniej bolesne, a przynajmniej takie stwarzały pozory. - Kiedy ostatnim razem się widzieliśmy nie było podziału na obozy - prawie wyszeptałem, co wciąż kontrastowało ze wszystkimi wykrzyczanymi przez nią oskarżeniami. - Byliśmy tylko my dwoje, przeciwko reszcie świata - uśmiechnąłem się smutno słysząc własne słowa i czując jak ich zimno przeszywa mnie od wewnątrz. Mrugnąłem i na krótki moment, ułamek sekundy - świat spowiła ciemność. Nie ta, rozdzierana przez ostre światło lamp i jej przeszywające spojrzenie. Ciemność, w której mógłbym odnaleźć spokój, gdyby trwała dłużej; ale nie mogła. Jej ciepły oddech, teraz niemal drżący zatrzymywał się na mojej twarzy i zostałem przywołany do rzeczywistości, pozbawiony jakiejkolwiek nadziei, że mogę od tego uciec. Nie mogłem. Oboje utknęliśmy w tym przedsionku piekła. Przesunąłem swój wzrok wyżej i pozwoliłem, aby nasze spojrzenia się spotkały - tak jak wcześniej, odzyskując na krótką chwilę tamte momenty, które zawisły w przeszłości. Rozchyliłem nieznacznie usta, jakbym chciał coś powiedzieć, a moja dłoń drgnęła, jakbym zawahał się i chciał złapać jej dłoń. Ale nie zrobiłem tego, jedynie zacisnąłem rękę w pięść, usta w wąską kreskę i odwróciłem się do niej bokiem, tracąc jakiekolwiek krótkie połączenie, które udało mi się odnaleźć i nawiązać. - Ale to była tylko gra, racja? - odetchnąłem nieco głośniej i na powrót oparłem się o barierkę, wbijając wzrok w swoje dłonie. - Reguły się zmieniły i zdaje się, że wygrałaś. Nie mam tylko pojęcia, co zyskałaś. - Spojrzałem na nią przelotnie. - Mam jedynie nadzieję, że było warto, bo tylko to Ci zostało - odpowiedziałem, nawet jeżeli było to kłamstwem. Nawet jeżeli bardziej niż kogokolwiek innego, chciałem przekonać siebie. I nawet jeżeli chciałem zobaczyć jak odchodzi, tylko po to, aby być tym, który chwyci ją za rękę i zatrzyma przy sobie. Ale nie byłem osobą, która byłaby w stanie dokonać niemożliwego. |
| | |
| Temat: Re: Odbudowany most Czw Lis 21, 2013 10:17 pm | |
| Niepokoiło go zachowanie narzeczonej. Już od dłuższego czasu Eva była wybitnie tajemnicza, a gdy pytał, co się dzieje, zbywała go uśmiechem, pocałunkami lub milczeniem. Kiedy na urodziny podarował jej naszyjnik z brylantami i szafirem, oprawionymi w białe złoto, wyglądała na zadowoloną, ale zaraz między jej idealnymi brwiami pojawiła się pionowa kreseczka zmartwienia, a oczy pociemniały. To poniekąd nie wróżyło dobrze. Gdy podeszli do tablicy, zdał sobie sprawę z tego, że ukochana najwidoczniej nie ufa mu na tyle, by wyjawić, co ją dręczy. Ta świadomość ciążyła na jego umyśle, na jego barkach, powodując bolesne napięcie mięśni, sztywność karku i rwący ból w zranionej nodze. Czuł się nieszczęśliwy. I poczuł jeszcze większy smutek, widząc spojrzenie Evy. - To Cilia Loem. – wyjaśnił spokojnie. – Farmaceutka, pracuje w aptece i w szpitalu. Rozmawialiśmy na moście, nim zaczęła się strzelanina. Nie ufała mu. Nie ufała mu na tyle, by powiedzieć o tym, co ją przeraża. - Paradoks. Bo przy nazwiskach zmarłych są nazwiska trybutów. – stwierdził tylko, patrząc w pustą przestrzeń pomiędzy nazwiskami.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Odbudowany most Pią Lis 22, 2013 10:33 pm | |
| // cmentarz
Spotkanie na odbudowanym moście, obecnie przeznaczonym wyłącznie dla pieszych, było zapewne pierwszą i jedyną w najbliższym czasie możliwością spotkania się z ludźmi, mieszkającymi za murami getta. Po raz pierwszy od dość dawna (czy w ogóle była wcześniej taka sytuacja?) otworzono bramy Kwartału i pozwolono wyjść Kapitolińczykom na ulice ich niegdyś pięknego miasta, by na tej drewnianej konstrukcji oddać hołd ofiarom wybuchu. Vivian przeciskała się pomiędzy ludźmi, nie zwracając uwagi na nic dookoła, aż do chwili, gdy stanęła przed pamiątkową tablicą. Przez kilka minut śledziła wzrokiem nazwiska, których było dokładnie o dwadzieścia więcej, niż być powinno. Florian Crane. Sawyer Crane. Illisa De’Ath. Amanda Terrain. Arthur Spark. Lorin Templesmith. Mindy Mortis. Beatrice Chapman. Bob Joice. Connor Henderson. Erik Redfren. Freddie Lynn. Lee Gekon. Nina Davies. Rosana Hawkeye. Seth Vockins. Theo Madden. Jochan Kupsztal. Atena Sky. Blue Flickerman. Dwudziestka dzieci, które skazałam na śmierć. Czy robiła dobrze, obwiniając się o ich śmierć czy może było to zwykłe, ludzkie przewrażliwienie, wywołane śmiercią partnera, a następnie kuzynki, którą lubiła? Jedno z nich zginęło na jej oczach, drugie – na arenie, którą Vivian, jako architekt, przeklinała w duchu. Tim miał rację, prosząc, by porzuciła tę pracę i, zamiast do Kapitolu, udała się do jakiegoś dystryktu, który po prostu potrzebował pomocy. Mogła pojechać do Czwórki i pomagać w mozolnej odbudowie wiosek rybackich i większych miasteczek, które ucierpiały najbardziej. Zamiast tego jednak wybrała pracę w rządzie, czego być może będzie żałować do końca życia. I do tego miała na sumieniu dwadzieścia… Nie, dwadzieścia jeden osób. No po prostu pięknie. W chwilach takich, jak ta, zarówno cieszyła ją i zarazem smuciła samotność. Gdyby Tim żył, zapewne oboje staliby w milczeniu przed tablicą, słuchając muzyki, granej przez małą dziewczynkę, trzymając się za ręce, psiocząc w myślach na ten kraj. Ale to było niemożliwe, a ona stała samotnie, miętosząc w palcach końcówkę końskiego ogona, usiłując powstrzymać łzy, które znowu chciały pojawić się na policzkach. Złożyła więc kwiaty wśród innych i odeszła, podchodząc do jednej z ławek. Z tego miejsca widziała sporo znajomych twarzy, jednak nie czuła się na siłach, by podejść do kogokolwiek i zacząć rozmowę. Bo i o czym mogłaby mówić? O arenie? Igrzyskach? Śmierci ludzi? O tym, że gdyby mogła, nigdy, po prostu przenigdy nie przyjechałaby do Kapitolu, nawet za cenę własnego życia? Wolała już milczeć i co jakiś czas rozglądać się dookoła. Gdzieś tam w oddali majaczył Charles, rozmawiający chyba z Josephem Salingerem, dzięki czemu przez kilka sekund jej myśli na powrót skierowały się ku Nickowi, z którym nie miała obecnie kontaktu. Niewykluczone, że w pewnej sekundzie przed oczami mignął jej Argent, lecz nie mogła być pewna – tyle różnych twarzy, różnych głosów… Pannie Darkbloom zdawało się, że dostrzegła któregoś ze Zwycięzców, kilku mentorów i rządowców. Ale nadal nie czuła się na tyle odważna, by rozmawiać. W pewnej chwili jej oczy zarejestrowały dwie znajome sylwetki. Jedną z nich był Noah Atterbury, z którym nie rozmawiała od bardzo dawna, drugą zaś… - Ashe. – wyszeptała cicho, wpatrując się intensywnie w blondynkę, stojącą obok znajomego. Wyglądało na to, że się kłócili, a Cradlewood była wyjątkowo poruszona, być może nawet… Wściekła. To było dość niespodziewane, ale – ku zdziwieniu rudowłosej – to pasowało do Ashe, nadając jej kruchości odrobinę hartu. Przez kilka sekund obserwowała blondynkę, zaciekawiona. Od pierwszych sekund spotkania miała wrażenie, że dziewczynę otacza jakaś niezwykła aura tajemniczości, którą Vivian za wszelką cenę chciała poznać, przedrzeć się przez wszystkie warstwy chłodu, obojętności i płochości Cradlewood i pomóc… Ale nie sądziła, by było to możliwe. Westchnęła więc tylko i uniosła głowę, patrząc w niebo. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Odbudowany most Pią Lis 22, 2013 11:11 pm | |
| Obezwładnienie kobiety przez Cordelię wywołało kolejną kakofonię wrzasków i wyzwisk, które jednak zginęły w coraz głośniej szepczącym tłumie, tak, że można było wychwycić jedynie pojedyncze słowa. Gromadzący się gapie rozstąpili się jednak bez protestów przed Reiven, chociaż sama jej obecność niewiele mogła zdziałać - staruszka zdawała się ogarnięta czymś w rodzaju szału i całkowicie przestała zwracać uwagę na otoczenie. W ogólnym rozgardiaszu, uwadze zgromadzonych umknęły natomiast dwa fakty. Brzęk szkła, kiedy naczynie o nieznanej zawartości wypadło z kieszeni płaszcza szamoczącej się z Cordelią kobiety oraz to, że wygrywana od dłuższego czasu muzyka umilkła. Sekundę później kilka rzeczy nastąpiło jednocześnie. Lucy wbiegła w sam środek chaosu, oddzielając byłą trybutkę od rebeliantki i przez przypadek kopiąc w upuszczoną butelkę, która potoczyła się kilkanaście centymetrów dalej. Rozległ się syk, szkło pękło, zastąpione przez płomień wielkości sporego ogniska, mający swoje epicentrum dokładnie w miejscu, w którym chwilę wcześniej stała Cordelia. Stała, bo w ostatnim momencie została pociągnięta w tył przez tę samą drobną dziewczynkę, która wygrywała na skrzypcach smutną piosenkę. Obie zatoczyły się do tyłu, by w następnej sekundzie upaść na deski. Nie wszyscy mieli jednak tyle szczęścia. Płomień dosięgnął rękawa Lucy, nie oszczędził też lewej nogi Reiven. Najgorzej wyszła na tym jednak starsza kobieta, której płaszcz dosłownie zamienił się w pochodnię. Zaczęła wrzeszczeć i wściekle się szamotać, próbując zedrzeć z siebie tlącą się tkaninę. Ogień tymczasem rozpoczął powolny proces rozszerzania się, bez pośpiechu liżąc drewno, z którego wzniesiono konstrukcję mostu. Uczestnikom zamieszania ciężko było zauważyć, że gdy tylko zegar wybił dwudziestą drugą, wokół memoriału pojawiły się dziesiątki złotych lampionów, wznoszących się powoli ku ciemnemu niebu - chociaż ci, którzy przebywali dalej od miejsca pożaru nie mogli nie zwrócić na nie uwagi. Wyglądało też na to, że i przy nich ktoś majstrował, bo wśród nich leniwie dryfowało dwadzieścia mniejszych i srebrzystych.
Cordelia, masz szczęście, dziewczynka najprawdopodobniej uratowała Cię od nieodwracalnych poparzeń. Zarobiłaś co prawda kilka siniaków, ale czym one są wobec nienaruszonej skóry? Lucy, ogień zapalił materiał Twojego prawego rękawa, ale jeśli szybko go ugasisz, skończy się na powierzchownych obrażeniach. Reiven, ucierpiała Twoja lewa noga od kostki do kolana. Poparzenia nie są poważne, ale skóra piecze, a za kilka minut pojawią się na niej bolące bąble. Seya, uniknęłaś pożaru, ale wycofującego się tłumu - już nie. Ktoś Cię popchnął, przez co wylądowałaś na przysłowiowych czterech literach. Przez kilka najbliższych dni może boleć Cię... kość ogonowa, ale w sumie nic poważniejszego Ci nie grozi. Co do krzyczącej kobiety - jeśli nie otrzyma pomocy w ciągu najbliższej minuty, poparzenia będą zbyt poważne, by dało się ją uratować. Nie da rady pozbyć się płaszcza sama, wygląda też na to, że nikt z tłumu nie kwapi się, by pomóc awanturnicy... Pozostali - pożar Wam nie zagraża, przynajmniej - na razie, bo należy go jak najszybciej ugasić. Najlepiej zanim dotrze do kabli ze światełkami, które oplatają cały most i których zwarcie mogłoby nie przynieść najszczęśliwszych skutków. Nie musicie jednak się ewakuować ani przystępować do gaszenia, zauważacie za to ogień albo poświatę - w zależności od tego, jak daleko stoicie. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Odbudowany most Pią Lis 22, 2013 11:50 pm | |
| To działo się zbyt szybko, a może zbyt poza kontrolą Rei. Blondynka skupiła się na rozdzieleniu Cordelii i staruszki, oraz na uspokojeniu tej drugiej, by zauważyć butelkę. Zanim się zorientowała, chaos zaczął się na dobre. Ktoś odciągnął Cordelię i Rei zauważyła, że była to dziewczynka grająca na skrzypcach. Zdążyła ledwie odetchnąć z ulgą, gdy poczuła ból w nodze. Niewyobrażalny ból wynikający z tego, że się paliła. Nie miała na sobie spodni, jedynie rajstopy, więc bariera dzieląca ją od ognia była tak cienka, jakby jej nie było. Wrzasnęła z bólu, ale szybko adrenalina zrobiła swoje. Rei ściągnęła płaszcz z siebie i ugasiła to co się paliło. Łzy popłynęły jej z oczu. Rozsądek mówił jej, że miała szczęście. Gdyby to była prawa noga... ta w której miała implant... Nie miała jednak czasu na to, by móc zająć się swoją raną. Staruszka płonęła... Nie, nie ona... jej płaszcz. Może i wszczęła awanturę, może i to jej wina, ale przecież była tylko człowiekiem, człowiekiem zagubionym w tym wszystkim. Jak wielu takich jak ona tu było? Nie myśląc o zagrożeniu Rei podbiegła do kobiety i chwyciła płaszcz. Czuła jak płomienie liżą jej ręce. To nic, to było nic w porównaniu z bólem jaki czuła w sercu po odejściu Michaela. Kilkoma szarpnięciami ściągnęła płaszcz z kobiety i rzuciła na most, by zaraz go przydeptać i ugasić płomienie. - Wezwijcie pogotowie! - krzyknęła do strażników stojących najbliżej - Już! -spojrzała na swoje dłonie. Były poparzone. Na nodze już miała bąble od poparzenia. Sama potrzebowała pomocy lekarza, ale nie pójdzie nigdzie, dopóki nie upewni się, że wszyscy byli bezpieczni.
|
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Odbudowany most Sob Lis 23, 2013 4:57 pm | |
| Zastanawiała się. Naprawdę długo. Stała całkowicie skupiona, rozważając wszystkie za i przeciw. Nie spuszczała wzroku z Lennarta. Dlaczego ona? Kto im to powiedział? Z kim kiedykolwiek rozmawiała, tak zupełnie otwarcie, na temat swoich poglądów? Odpowiedź była prosta: ostatnio ze zbyt wieloma osobami. Musiała gdzieś wyładować gniew, frustrację, a jednocześnie rozpaczliwie potrzebowała innych ludzi. Przyjaciół, szczerości. Prawdziwych było niewielu, niewielu z nich wiedziało też, co Lo wyprawia, kiedy nikt nie patrzy. Opozycja. Równa się zabijanie. Niebezpieczeństwo. Akcje. Opozycja równa się walka z Coin. Rządem. Z rządem, czyli Javierem. Zadrżała i otuliła się ciaśniej płaszczem. Chciała tego. Chciała obalenia rządu. Chciała sprawiedliwości i praw dla byłych mieszkańców Kapitolu. Chciała zakończenia krwawej tradycji Igrzysk i łez dziesiątek, setek, tysięcy rodzin. Czy siedemdziesiąt pięć lat po pierwszej rewolucji, a zaledwie rok po kolejnej przyszedł czas na następne zmiany? Kiedy to się skończy? Odetchnęła głęboko. Podjęła decyzję. Coś zakuło ją w okolicach serca, kiedy wypuszczała powietrze z płuc. Nie widziała go. Nawet nie szukała go wzrokiem. - Jestem zainteresowana. I dziękuję za zaufanie - odpowiedziała spokojnie, ale tak samo poważnie jak on. Nie chciała z tego żartować. Nie na etapie zawierania "umowy". Będziesz tego żałować, Lo. Oj będziesz - odezwał się cichy głosik w jej głowie. Jej uwagę przyciągnął mały pożar na moście. Uciekać? Wyglądał na niegroźny. Dziewczyna zaczynała się cieszyć, że ulotnili się ze środka, dla bezpieczeństwa pociągnęła Lenny'ego za rękach jeszcze dalej, na skraj mostu. |
| | |
| Temat: Re: Odbudowany most | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|