Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
Temat: Malcolm Randall Pon Mar 17, 2014 12:17 am
Malcolm Randall
ft. Nikolaj Coster Waldau
data i miejsce urodzenia
12 stycznia 2244, Dystrykt Dziewiąty
miejsce zamieszkania
Dzielnica Rebeliantów
zatrudnienie
oficjalnie bezrobotny
Rodzina
- Luelle i Charles Randallowie - rodzice; w Dziewiątce pracowali przy uprawie zbóż; prości, kochający ludzie, nigdy nie odnaleźli się wśród kapitolińskiej rzeczywistości; zniknęli dwadzieścia lat temu, w czasie - jak twierdzili - samodzielnego powrotu do dystryktu, do którego nigdy nie dotarli; ich obecny los jest nieznany. - Hugh, Maisie i Libby Randall - młodsze rodzeństwo; ponieważ najprawdopodobniej cała trójka towarzyszyła rodzicom w ucieczce do Dziewiątki, ich los jest również nieznany.
Historia
Urodził się w Dziewiątym Dystrykcie.
Słyszeliście kiedyś o Dziewiątce? Zamknijcie oczy i spróbujcie sobie przypomnieć. Kojarzycie chociaż, w której części kraju leży albo jakim rodzajem przemysłu bądź gospodarki się zajmuje? Najprawdopodobniej nie. Najprawdopodobniej nie potrafilibyście wskazać nawet żadnego sławnego zwycięzcy Głodowych Igrzysk, który pochodził z tego rolniczego - tak, bo to właśnie produkcja zboża jest tym, czym trudni się tamtejsza ludność - dystryktu. I nic w tym dziwnego - bo Dziewiątka nigdy nie była ojczyzną triumfatorów.
Jak więc mógł poczuć się piętnastoletni chłopiec, który całe swoje krótkie życie spędził pracując przy żniwach, kiedy ręka prowadzącego wyciągnęła z dożynkowej kuli jego nazwisko?
Nigdy nie marzył o zwycięstwie w Głodowych Igrzyskach. Nie był wojownikiem, nie dążył do sławy ani chwały, a wyrwanie się z głodującego, biednego dystryktu, nie należało do jego ambicji. W tamtym okresie, najprawdopodobniej nigdy nie opuściłby rodziny, nawet jeśli dostałby taką szansę. Matka, ojciec oraz trójka młodszego rodzeństwa, znaczyli dla niego więcej, niż cokolwiek innego. Była też Esther, córka mieszkającej po sąsiedzku, owdowiałej kobiety, właścicielka najpiękniejszych złotych kosmyków, jakie widział w życiu. Dziewczyna, z którą jako jedyną dzielił się swoimi obrazkami i marzeniami o zostaniu malarzem, podczas gdy oboje siedzieli wśród pól pszenicy i żyta, ukryci przed prażącym słońcem i naglącym wzrokiem Strażników Pokoju.
Ale Głodowe Igrzyska same przyszły do niego, zabierając nadzieje na cokolwiek. Nigdy nie wierzył w swoją wygraną, nie wierzyli w nią również sponsorzy, nie wierzył nawet jego mentor. Mówili o nim, że nie ma w nim woli przeżycia i zwiastowali śmierć w krwawej jatce pod Rogiem Obfitości, z której zresztą ledwie uszedł z życiem, zabierając ze sobą jedynie nóż i paczkę z suchą żywnością. Przez następne dni krył się wśród drzew, unikając starć i bezpośrednich konfrontacji, licząc kolejne armatnie wystrzały. I najprawdopodobniej właśnie to, że dla współzawodników i Organizatorów stał się przezroczysty, przeważyło szalę zwycięstwa na jego stronę. Przypomnieli sobie o nim, kiedy na arenie została czwórka zawodników, ale wtedy wizja powrotu do domu stała się już na tyle realna, że Malcolm postanowił zawalczyć o swoje. To, że w przeciwieństwie do pozostałej trójki trybutów nie miał poważnych obrażeń, nie był specjalnie zmęczony ani wygłodzony, okazało się niezrównanym atutem. Zresztą, jego przeciwnicy praktycznie wybili się sami, zanim jeszcze dotarł na miejsce ostatecznego starcia.
Dzisiaj, kiedy wraca pamięcią do tamtego dnia, przeklina chwilę, w której dotknął dłońmi drabinki, prowadzącej do poduszkowca.
Zwycięstwo w Głodowych Igrzyskach zapoczątkowało najgorszy, trwający długie lata okres w jego życiu. Zaledwie piętnastoletni, wciąż zdezorientowany i roztrzęsiony, został zaatakowany przez blask Kapitolu, cudownej stolicy, w której marzenia się spełniają, a widmo głodu nie istnieje. Już w kilka dni po swojej wygranej zapragnął zostać w mieście na zawsze, ale to widok niewielkiej mogiły, którą zastał po powrocie do dystryktu sprawił, że nie mógł dłużej już znieść wizji mieszkania w Dziewiątce. Esther, drobna, jasnowłosa Esther, oskarżona o kradzież kilku bochenków chleba i zakatowana na śmierć przez Strażników Pokoju. Dziewczyna, która nie doczekała końca Igrzysk, której nie zdążył ochronić przed rzeczywistością. Nie miał zamiaru pozwolić, by jego rodzina podzieliła ten sam los. Sprzedał rodzicom bajkę o cudownym Kapitolu, w której wszyscy będą w końcu szczęśliwi i bezpieczni, bez widma dożynek, wiszącego nad jego rodzeństwem. Sądził, że status krewnych triumfatora zapewni im immunitet, że ludność również i ich traktować będzie jak gwiazdy. Nie mógł bardziej się pomylić.
Stolica nie przywitała ich fajerwerkami i konfetti. Stolica przygniotła ich i zdusiła do reszty radość życia, wciąż tlącą się w ich organizmach. Przyzwyczajeni do otwartych przestrzeni i rolniczej pracy, nie potrafili odnaleźć się wśród ton betonu, stali i szkła, wśród migających neonów i kolorowych, dziwacznych ubrań. To, co w pierwszej chwili zachwycało, po kilku dniach stało się mdłe, po kilku tygodniach przyprawiało o mdłości, a po miesiącach budziło chęć ucieczki. Malcolm, zawieszony pomiędzy życiem celebryty, a rodziną, zmuszony było obserwować, jak z tych drugich stopniowo umyka chęć do czegokolwiek. A kiedy matka pewnego dnia oznajmiła, że na własną rękę wracają do Dziewiątki - do której zresztą nigdy nie dotarła ani ona, ani ojciec, ani żadne z ich dzieci - młody Randall rozpoczął własną, powolną drogę w dół.
Miał dziewiętnaście lat, mnóstwo pieniędzy i ósemkę martwych podopiecznych na koncie, kiedy Kapitol na dobre pochłonął go w swoich objęciach. Straciwszy wszystko, na czym kiedykolwiek mu zależało, rozpoczął długą, nieprzerwaną serię przyjęć, śpiąc z kim popadnie, pijąc, co popadnie i odurzając się tym, co akurat było pod ręką - wszystko, by zagłuszyć tarmoszące go od środka wyrzuty sumienia. Szybko zdobył sobie sympatię władzy, otwarcie i jawnie głosząc pochwały w stronę obecnie panującego prezydenta. Chociaż nigdy nie zajmował żadnego rządowego stanowiska, robił Snowowi za swojego rodzaju reklamę, przekonując rodaków, że obecnie panujący odwalają kawał dobrej roboty i tak naprawdę chcą tylko pokoju i dobrobytu. Sam nigdy w to nie wierzył, ale nie wierzył też w podniosłe idee i tak naprawdę było mu po prostu wszystko jedno. Zadowalał się marną podróbką prawdziwego życia, bo tylko tyle mógł wyszarpnąć od losu, zresztą - wedle swojej opinii wcale nie zasługiwał na nic więcej. Miał na rękach krew, mnóstwo krwi, coraz więcej z każdym rokiem i nic nie zwiastowało, by ta spirala śmierci miała się odwrócić. Do czasu.
Poruszając się w różnych kręgach, usłyszał o rebelii wystarczająco wcześnie, by na czas usunąć się w cień, chociaż nigdy w żaden sposób nie poparł działań, prowadzonych przez Coin. Nie uwierzył też, że po przejęciu władzy przez Trzynastkę, w Kapitolu zapanuje pokój i równość, spodziewając się raczej terroru i kolejnych buntów. Nie od razu jednak postanowił zorganizować podziemny ruch oporu - przekonała go do tego Ona. Piękna i inteligentna, tak samo jak on smutna, borykająca się ze stratą rodziny, ale wciąż pragnąca coś zmienić, wciąż wierząca w ludzkie dobro. Wspólnie zbudowali siatkę kontaktów, wspólnie odnaleźli porzucony, podziemny bunkier, wspólnie przyglądali się raczkującej organizacji. Miała plany, wielkie i pozornie niemożliwe do zrealizowania, które w jej ustach brzmiały niemal namacalnie. On, nieco bardziej sceptyczny, stanowił tę stabilniej stojącą na ziemi część dowództwa. Razem świetnie się uzupełniali, współgrając niemal idealnie. Przynajmniej dopóki jej życia nie zakończył prosty strzał w tył głowy, wykonany w trakcie błyskawicznej egzekucji.
Ani przez chwilę nie pomyślał o zaniechaniu działań, całą złość, gniew i ból przelewając w planowanie kolejnych akcji, w rekrutowanie nowych członków, w kontynuowanie marzeń, które miała Ona. Oby tylko gdzieś po drodze nie zapomniał, o co walczy tak naprawdę.
Charakter
Zgorzkniały - bo kto nie byłby na jego miejscu? Przez lata żyjąc w przekonaniu, że na własne życzenie utracił wszystko, na czym mu zależało - wszystko, co kochał - przestał już wierzyć w szczęście, sceptycznie patrząc na błyszczące oczy otaczających go ludzi, z przekonaniem walczących o miłość, wolność, sprawiedliwość. On sam nieco zapomniał, co kiedyś znaczyły dla niego te wartości. Walczy dla zasady, walczy, by udowodnić komuś, że może, zdobywając sobie w ten sposób zarówno wrogów, jak i zwolenników, a przedstawicieli obu tych grup traktując tak samo.
Uparty - bo tego wymaga od niego zajmowana pozycja. Nie boi się bronić swoich racji, stosując rozwiązania często niekonwencjonalne i ryzykowne, ale w większości przypadków przynoszące korzyści. Zdarza się, że zbyt zaaferowany własnym planem, nie chce słuchać nikogo innego i dopiero po jakimś czasie jest w stanie przyznać komuś rację. Zazwyczaj jednak jest głuchy na cudze argumenty i potrzeba porządnego kopa, żeby do niego dotrzeć.
Sprawiedliwy - bo jeśli komuś już się uda przebić się przez warstwę upartego gbura i dowieść słuszności własnych rozwiązań, może liczyć na przeprosiny. Nie unosi się dumą, nie ma w stylu też wywyższać siebie albo kogoś ponad innych. Potrafi przyznać się do błędu, chociaż zrozumienie, że takowy popełnił, to już zupełnie inna kwestia. Stara się traktować wszystkich jednakowo, nie kierując się uprzedzeniami ani emocjami. Stara się - co nie oznacza, że zawsze mu wychodzi. Nikt idealny nie jest, a już na pewno nie Malcolm.
Można by długo jeszcze wymieniać jego cechy, opowiadając, jaki w jednej chwili potrafi być złośliwy, rzucając uszczypliwą uwagę w ten sposób, by jak najbardziej dogryźć rozmówcy, tylko po to, by za chwilę rozładować atmosferę przyjacielskim żartem; można by skrytykować fakt, że mimo (a może z powodu?) poważnej funkcji i odpowiedzialności, spoczywającej teraz na jego barkach, wciąż zdarza mu się zagłuszyć rzeczywistość alkoholem; można by wreszcie napomknąć o nieumiejętności pogodzenia się z przeszłością, wspominając o poszukiwaniach, jakie od czasu do czasu urządza, próbując mimo wszystko dowiedzieć się, jaki los spotkał jego rodzinę. Pytanie brzmi - po co? Malcolm, w całej swojej osobie, jest człowiekiem tak przewrotnym i nieprzewidywalnym, że nawet dokładna i dogłębna analiza psychologiczna może się okazać niewystarczająca, do przewidzenia jego zachowań. On sam miewa problemy ze zdiagnozowaniem własnych myśli, a zapytany o motywy działań, z całą pewnością po prostu wzruszyłby ramionami. Jak ktoś taki mógł przez tyle lat egzystować pozostanie tajemnicą, ale faktem jest, że Randall żyje, oddycha i nie zapowiada się, by miał w najbliższym czasie wyzionąć ducha. Chociaż z drugiej strony - śmierć w Panem rzadko przychodzi zapowiedziana.
Ciekawostki
✕ Nigdy nie nauczył się pływać. Osobiście twierdzi, że nie ma żadnych fobii, ale moim zdaniem śmierć przez utonięcie spokojnie można do nich zaliczyć. ✕ W latach siedemdziesiątych przechodził okres fascynacji wojskiem, chciał zostać żołnierzem. Przeszedł nawet początkowe przeszkolenie, ale zrezygnował jeszcze przed pierwszą akcją, przerzucając się na inny obiekt zainteresowań. ✕ Kilka lat temu, po jednej z imprez, wziął szybki ślub z przypadkowo poznaną kobietą. Ceremonię unieważniono dwa dni później, ale z byłą panną młodą ma kontakt do dziś - należy do grupy niewielu osób, których nie boi się nazywać przyjaciółmi. ✕ Jedną z rzeczy, którą chciałby, ale nie potrafi wyrzucić z pamięci, są imiona wszystkich czterdziestu sześciu trybutów, którzy zginęli pod jego opieką. ✕ Pali. Jak smok. I rzuca średnio co dwie godziny. ✕ Gdzieś na świecie żyje jego nieślubna córka - pamiątka z czasów, w których rzadko bywał trzeźwy, i które dzisiaj ledwo pamięta, ale on sam nie ma o istnieniu dziecka pojęcia.