|
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sro Kwi 30, 2014 1:40 am | |
| Szczęśliwie nieświadomość Bertrama miała zostać przedłużona do stosownej chwili, czyli zerwania kontaktu, a wtedy jej stan cywilny nie powinien go obchodzić lub oficjalnego ich ogłoszenia, które mogło nieść za sobą ciekawe reakcje. -Mała gra słowna. -skwitowała krótko jego słowa, nie zamierzając wgłębiać się w temat swojej tęsknoty, bo dobrze wiedziała, że choć mogła mieć wielu, to jeden drugiemu był nierówny. Nietykalność męskich genitaliów... To teraz tak określało się słabe punkty. Najwyraźniej Melanie nie miała oporów również i przed takimi posunięciami, bo przecież uważała, że jej wolno (prawie) wszystko. Czy właśnie nie w taki sposób poznała swojego narzeczonego, gdy strzelała w krocze jednego ze swoich podwładnych, a Gerard to zobaczył? Lecz mniejsza o historię z przeszłości, kiedy rzeczywistość wciąż trwała, zaskakując na każdym kroku nowymi niespodziankami. Uniosła brew na jego słowa i spojrzała nieco drwiąco, choć możliwe, że było to odruchowe. -Chciałeś dowiedzieć... -powtórzyła i uśmiechnęła rozbawiona jego odpowiedzią. -Dopiero teraz widać, komu w rzeczywistości zabrakło zabaweczki. -i nazywanie samej siebie zabaweczką nie było dla niej czymś dziwnym, bo fala rozbawienia i kpiny wdarła się w to zdanie, wypaczając z niego resztki przyzwoitości. Oczywiście nie zamierzała go dusić... Jeszcze nie. Szkoda było krawatu, choć dobrym pomysłem byłoby powieszenie Bertrama na tej właśnie części ubioru i następnie ubranie go w niego na pogrzeb. Ciekawa koncepcja na śmierć i pożegnanie. Brakowało tylko szubienicy, bo stryczek już był. Coin początkowo myślała, że Graveworth jest dość domyślną bestią, która nieco bardziej zaangażuje się w poszukiwanie swego prześladowcy, ale z przykrością musiała stwierdzić, że był on jedynie nieszkodliwym kotkiem, który nieświadomie stał przed nią, próbując coś ugrać i sprowokować do zabawy. Niestety Melanie od zawsze prowadziła własne rozgrywki i Bertram był ich częścią, przy czym musiała naprawić parę błędów i go o wszystkim uświadomić. Mogła natomiast nieco złagodzić karę podwładnych, którzy chociaż umieli utrzymać język za zębami. Bardzo łatwo pozwoliła na układ rąk w miejscu, w którym nie powinny się znaleźć czy zbliżenie. Mogłaby tak bawić się w uległość, gdyby była bardziej cierpliwa. Szczęśliwie przez cały ten czas, w którym nie widziała mężczyzny, zdążyła trochę tej cierpliwości zgromadzić, nie musząc jej tracić na jego osobę. Może dlatego, gdy poczuła dotyk na biodrach, puściła jego krawat i złapała go za podbródek, każąc spojrzeć na siebie, po czym palcami tej samej dłoni powędrowała wyżej i delikatnie przesunęła po dolnej wardze mężczyzny, jakby sprawdzając jej fakturę. Następnie zbliżyła się do jego twarzy i uśmiechnęła sarkastycznie, po czym przesunęła nieco w bok. -Już tego dokonałam. A przynajmniej miałam zamiar. -szepnęła wprost do jego ucha bardzo słodkim głosem i ze sztuczną niewinnością, którą łatwo dało się odgadnąć po tym tonie głosu, który nie pasował do Coin. Czyż odcięcie się od mężczyzny i nasłanie na niego wojskowych, nie było do tego rozpadu dobrym wstępem. Teraz jednak stwierdziła, że chce się z nim spotkać. Dlaczego? Dobre pytanie, na które tylko ona znała odpowiedź. Chciał krwi? Oczywiście nie musiał czekać długo, bo gdy Melanie chwilę później objęła jego szyję oboma ramionami i ugryzła w czubek ucha do którego szeptała, mógł poczuć ciepłe krople czerwonej cieczy spływające po skórze. Zaraz odsunęła się od jego twarzy i spojrzała w oczy, jednocześnie oblizując wargi, na których zawieruszyło się kilka kropel czerwonej cieczy. -Nie postarali się, kiedy kazałam im się z tobą rozprawić. -kolejny porzucony kochanek, który miał otrzymać swoją zapłatę. -Otrzymają za to należytą nagrodę. -dodała, lecz już bardziej do siebie, przypominając w myślach o planach dotyczących podwładnych. Czy dbała o to, że Bertram poczuje się urażony? Raczej nie, bo gdyby tak było nie odezwałaby się ani słowem, ani również nie zrobiła tego, co następujące. Coin puściła Bertrama i powędrowała za jego rękami na własne biodra, po czym złapała ujmujące ją dłonie i przeniosła je na własny biust. -Kotek się stęsknił za mleczkiem? -zapytała prowokująco rozbawiona, bo zaraz odepchnęła jego dłonie, mierząc kolanem w krocze mężczyzny, ale zatrzymała się na spodniach, nie robiąc mu nic, a jedynie niewinnie przechylając głowę w bok, jakby zastanawiając się, czy powinna kontynuować to, co zaczęła. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sro Kwi 30, 2014 3:03 am | |
| Reakcje z pewnością byłyby różnorakie. Oto nagle piękna, buntownicza i wydawałoby się, że wolna Melanie Coin, córka prezydent, wychodzi za mąż. Toż to hit roku! - Za to trafna. - odparł z cwaniackim uśmieszkiem. Trafił w pewien punkt i policzył sobie za to kilka plusów. Faktem było jednak to, że ta sama wypowiedź odnosiła się do niego. Chyba nikt nigdy nie traktuje swoich kochanków i kochanek na równi. Jedna kobieta odpowiadała mu bardziej od drugiej i vice versa. Musiał też przyznać, że Melanie znajdowała się całkiem wysoko w rankingu, ale pozostanie to tajemnicą. Tak samo jak Bertram szczyciłby się takim zestawieniem, tak samo pewnie panna Coin wykorzystywałaby to z wielką lubością. A jeśli zaś chodzi o sposób poznania Gerarda, to był on doprawdy... romantyczny. Zakochani od pierwszego odstrzelenia jaj żołnierza. Czyż to nie zasługiwało na ekranizację, czerwony dywan i oscary? Oczywiście, że tak! Tylko czekać aż do Mel i Gera zlecą się zainteresowane osoby. Producenci, scenarzyści i cała ta zgraja, co stoi za kręceniem kolejnych "hitów". - Dziesięć punktów dla Coin. - w jego głosie dało się ponownie słyszeć rozbawienie, więc nie do końca było wiadomo czy właśnie się do tego przyznał czy też po prostu poszedł za Melanie posuwając grę o jedno pole do przodu. Jeśli zaś chodzi o domyślność i zaangażowanie Bertrama, to o takie fakty nie należy się martwić. Najwidoczniej skoro nie poczynił żadnych kroków w tym kierunku, to zapewne nie uznał tego za istotne zagrożenie, nieprawdaż? Graveworth zwyczajnie nie lubi broni i zbędnej przemocy. Z pewnością chęć zemsty byłaby u niego znacznie większa, gdyby faktycznie poniósł jakieś większe szkody, a tak? Zero złamań, tylko same obicia i siniaki. Chłopcy się nie postarali, a on miał przy okazji podkładkę pod swoje barowe historyjki na podryw. Przejdźmy jednak do rzeczy ważniejszych, bo najwyraźniej w tej kobiecie pod ścianą nadal zostało coś z dawnej Melanie. Wreszcie zachowywała się tak, jak to zapamiętał. Ten sam odważny, a przy okazji zmysłowy sposób, który wielokrotnie go już nakręcał. Teraz już w sumie nawet nie pamiętał czemu nagle przestała do niego przychodzić. Wiedział jednak, że jemu taka sytuacja też jakoś specjalnie nie zawadzała. W końcu była to dość luźna relacja bez zbytnich rozmów i poznawania się. Była pewna granica, której nie przekraczali. Dobrze, że istniała tylko w konwersacjach. Brew Gravewortha uniosła się delikatnie ku niebu, kiedy usłyszał słowa Coin. Próbowała zepsuć mu życie? Niby czym? Ten facet miał jedną, małą słabość. Zbytnio ufał ludziom, których choć trochę polubił i w tym momencie blondynka była doskonałym, podręcznikowym wręcz przykładem. Nie miał jednak zbyt wiele czasu na rozmyślania, bowiem jego usta wykrzywiły się w delikatnym grymasie, a przez zaciśnięte zęby wydobyło się ciche syknięcie. Czy ona właśnie zrobiła to co myślał? - A to suka. - skwitował w myślach, widząc jak oblizuje usta z jego krwi. To jednak było nic w porównaniu do tego, co wyjawiła zaraz. Dopiero teraz wszystkie puzzle zaczęły dokładnie pasować do układanki. Każdy kawałeczek odnalazł drugi, sąsiedni i razem tworzyły coraz to większy obraz, aż wreszcie osiągnęły apogeum. Uprzykrzanie życia, nieudolność, ONI. Nie było wątpliwości, że chodzi tutaj o facetów, którzy wtedy na niego napadli. Nic innego w ostatnim czasie sobie nie przypomina, poza oczywiście tym całym Jackiem. Nie podejrzewał jednak, żeby Coin była aż tak głupia i wysyłała na niego jednego wymoczka. Bert jednakże na razie zdusił w sobie złość, w czym był całkiem dobry, i udawał, że dalej daje się sterować za pomocą sznureczków Melanie. Igrała sobie. Zwyczajnie sobie z nim pogrywała i o ile byłoby to wskazane przy normalnym humorze Gravewortha, tak teraz było to ryzykowne. Czy blondynka kiedykolwiek widziała poddenerwowanego Berta? No właśnie! Nie. Mało kto miał nieprzyjemność widzieć ten obrazek, a prawda była taka, że może do kipiącej złości było mu daleko, ale tańczyć też nie chciał. Teraz jednak przyłożył prawą rękę do ucha, jakby chcąc sprawdzić czy krew naprawdę z niego nadal ucieka. I tak było. Jego palce przez krótką chwilę stały się czerwone. - Melanie, Melanie, Melanie. - zaczął spokojnie, przejeżdżając swoimi dłońmi po rękach Coin. To nic, że prawdopodobnie na jednej stronie zostawiał ślady krwi. Teraz zmierzał bezpośrednio do jej dłoni, które zaraz chwycił w swoje. To jednak nie był koniec, bowiem zaraz przycisnął jej lewą rękę w okolicy nadgarstka swoim własnym kolanem, jednocześnie dając krok do przodu i napierając swoim ciałem na jej. Może i Coin była agresywna, ale czy da radę komuś prawdopodobnie dwa razy cięższemu? W dodatku kiedy ma unieruchomione obydwie dłonie? Bertram się tym jednak nie przejmował. Wiedział, że jego krocze przy takiej odległości jest bezpieczne, a sama Melanie nie ma zbytnio jak się wyszarpać. Właśnie dlatego wolną ręką ponownie znaczył kolejny, czerwony ślad. Tym razem zaczynał się on na dekolcie kobiety, a kończył na jej wargach. - Myślałem, że nie jesteś na tyle naiwna, żeby bawić się w pobicia. A jeśli już, to wyślesz kogoś porządnego, a nie moczymordy, które uciekły w tym samym momencie, w którym nie pozostałem bierny. - zaczął wyjaśniać, lokując swoją dłoń na jej szyi i delikatnie ją ściskając. Daleko było jeszcze do chociażby próby uduszenia, ale sama świadomość tego, że jej wątła szyjka mogłaby teraz od tak się uszkodzić, była całkiem satysfakcjonująca. Tymczasem Graveworth pozwalał sobie na coraz więcej. Przejechał swoim językiem po brodzie i wardze Coin, smakując własnej krwi. - Czemu to zrobiłaś? Chciałaś mnie odstraszyć, bo za bardzo się przywiązałaś? - zapytał spokojnym, aczkolwiek nie do końca normalnym głosem. Dało się wyczuć, że nie jest zadowolony z tej rozmowy. Miał jednak świetny sposób na rozładowanie napięcia. Po prostu pozwolił sobie pocałować Melanie, aby zaraz chwycić jej dolną wargę w swoje zęby. Chyba nie myślała, że zostawi od tak sobie to, co zrobiła z jego uchem? Również przegryzł się zębami przez warstwę skóry, aby zaraz uwolnić szkarłatną ciecz, która zmiesza się z resztkami jego, pozostającymi jeszcze na twarzy Coin. Bert spodziewał się jednak, że jego zabaweczka nie będzie siedziała cicho, więc jeszcze przed całą zabawą przycisnął ją mocniej do ściany, a jego zajęta ręka zacisnęła się, być może już boleśnie, na drugim nadgarstku dziewczyny. Porozmawiamy? |
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sro Kwi 30, 2014 6:06 pm | |
| Fetysze w dręczeniu ludzi, choć każdy miał swoje własne, łączyły ją z narzeczonym i chyba nic nie zdołałoby tego podważyć. Może dlatego tak bardzo komplikowała sobie życie, bo każdy kolejny podobny Bertramowi obiekt, był tylko umileniem sobie czasu, gdy było go aż nazbyt dużo. Nie łatwo było jednak wyłowić z tłumu ten wyjątkowy okaz i trzeba się głębiej zastanowić, czy miała przy tym na myśli Bertrama czy Gerarda. Uśmiechnęła się ironicznie na jego stwierdzenie. Najwyraźniej oboje dobrze się bawili, ale... No właśnie, zawsze musi być jakieś 'ale', które w tym wypadku należało do Coin. Młodej, destruktywnej kobiety, która nie widziała ograniczeń w tym, co robiła i jak to robiła. Jej sposoby, jej reguły, jej zabawa. Była egoistką, zawsze i łatwo można to było zauważyć i tylko niewielu mogło spostrzec jej normalne zachowanie. Dobierała sobie towarzystwo bardzo ostrożnie, bo była typem osoby, która zemstę stawiała w nadrzędnym zbiorze wartości. Odbiegamy jednak od tematu, bo okręg nasilenia znajomości, w którym Bertram do niedawna się znajdował, był bardzo daleko poza myślami młodej Coin. Melanie wielokrotnie była nazywana suką, więc nawet gdyby Bert powiedział to głośno, nie obraziłaby się. Nie należała do osób, które przestają się do kogoś odzywać za bzdury. Prędzej sprzedałaby komuś kulkę w łeb, by tylko dostać w gratisie fontannę krwi. To zabawne, jak obserwacja jego reakcji sprawiała jej przyjemność, podczas gdy składał wszystkie wątki w całość. Uświadomiła sobie, że powiedziała mu to wszystko dla własnej uciechy, przerywając poprzednią i tak już popsuta grę, a zaczynając nową, która już nie potrzebowała sznureczków, których Bertram tak się obawiał, że aż pozwolił jej na swobodne myślenie, ale wystarczyło teraz kilka słów, by popchnąć go w nurt płynącej rzeki, by ta porwała go swoim prądem i niepostrzeżenie powoli zaczęła wchłaniać. Właśnie do takich osób należała Melanie. Podpuszczała, knuła lub otwarcie się bawiła. Jeśli ktoś chciał skorzystać z jednej z opcji i tak dostawał w nagrodzie inną, bo przewidywalność również nie bywała jej domeną. Może dlatego wprowadzanie Bertrama w złość wcale nie było jej nie na rękę i traktowała to bardzo lekceważąco, jakby prosząc się, by zaczęło się w nim gotować. Coin miała różne pomysły, a nawet te budzące najdziwniejsze instynkty czy stąpające po krawędzi, nie były jej obce. Nawet, gdy powinna czuć, że stała pod względem siły fizycznej na przegranej pozycji. -Aż tak podoba ci się moje imię? -zapytała, czując dotyk na rękach, lecz pozostawiając to bez odpowiedzi, nie zwracając nawet uwagi na krwawy ślad pozostawiony przez Bertrama. Coin nie była agresywna, a jedynie uroczo dzika, co mężczyzna powinien odróżniać. Zwłaszcza, gdy wzrokiem pełnym lekceważenia patrzyła mu w oczy po tym, jak ją unieruchomił. W normalnej sytuacji inna kobieta zaczęłaby płakać lub krzyczeć, ewentualnie błagać o litość, a ona spoglądała na niego, trochę rozjuszona, czując na sobie jego ciało, które przygniatało ją do ściany z tyłu. Z gardła Melanie dobyło się głębokie warknięcie niezadowolenia, co również mógł wyczytać z jej twarzy, ale zaraz gdy zaczął mówić znów włożyła maskę obojętności, która wskazywała na opryskliwość w jego stronę i to jak bardzo go lekceważy. -Nie musisz się o nich martwić. Z pewnością dostana nagrodę za swoją niesubordynację. -stwierdziła na jego słowa, całkowicie ignorując przekaz Bertrama dotyczący jej naiwności, który wydał się dla niej zabawny. Na ustach Melanie pojawiłby się uśmiech rozbawienia, gdyby nie dłoń na szyi, która wywołała jej niezadowolenie i w tej chwili gdyby tylko miała jak, wyciągnęłaby swój ulubiony nóż, który miała przy sobie i obcięła mu wszystkie palce owej ręki. Dopiero wtedy by się przekonał, czym jest zabawa w stylu młodej Coin, bo na razie tylko się droczyli. Dodatkowo Melanie mogła przyznać, że osoba Bertrama nie była jeszcze godna zostania jej ofiarą. Wciąż znajdował się na etapie rozważań, pomiędzy dawną pozycją a tą przyszłą. Smakowanie własnej krwi dla mężczyzny było naprawdę takie przyjemne? Sama nie wiedziała jak dobrze to nazwać, bo ona mogła jedynie powiedzieć, że już ciekawszy był sam fakt tego, że mogła czuć jego język na własnej skórze. Czemu? Czemu to zrobiła? Czemu chciała się go pozbyć? Zadawał zbyt dużo pytań, na które Melanie nie miała ochoty odpowiadać i szczęśliwie lub nie, nie musiała tego robić od razu, bo poczuła na ustach jego dotyk, by zaraz poczuć własną krew płynącą z wargi. Cholera, kolejny raz. Facetów aż tak to podniecało? Dopiero co zagoiła jej się warga po ugryzieniu Gerarda, a teraz Bert musiał zrobić to samo. Czuła czerwoną ciecz, która powolnie zaczęła napływać jej do ust, bo nie pozwoliła, by zbyt dużo wydostało jej się na zewnątrz. A że nie miała ochoty na jedzenie własnej krwi, to zaraz splunęła nią w twarz Bertrama, nie będąc przy tym ani zezłoszczoną ani zadowoloną. Zorientowała się, że jej ciało jedynie odruchowo reaguje na mocniejszy uścisk i nieświadomie chciała wyrwać nadgarstek z jego dłoni, ale szybko z tego zrezygnowała. Jedynym co zrobiła, to przysunęła się do twarzy mężczyzny i wciąż nie przerywając kontaktu wzrokowego, uśmiechnęła się pobłażliwie, bo dobrze wiedziała, że gdyby próbowała odegrać się za wargę, nie zdołałaby, będąc w obecnej sytuacji. -Czemu? Dla rozrywki, ze znudzenia, z braku zajęć, by wprowadzić do twojego życia jakichś mężczyzn, a nie jedynie kolejne zabaweczki przynoszące uciechę. Wybieraj co chcesz. -mruknęła mu w usta, po czym oddaliła głowę, opierając ją o ścianę za sobą. Loteria, w której wynik losowania był odgórnie ustalony, ale przecież mężczyzna nie musiał znać prawdy, a przynajmniej nie całej, bo postanowiła przyznać się jedynie do części, co mógł zauważyć w jej wypowiedzi, jeśli potrafił dobrze wnioskować. -Długo zamierzasz mnie tak trzymać? Nie stać cię na nic więcej? A może właśnie tak okazujesz zdenerwowanie? -zadała jedno pytanie po drugim, jakby jeszcze bardziej chcąc go podjudzić do dalszych działań, a może miała też nadzieję, że takie przetrzymywanie szybko mu się znudzi i nie będzie musiała dłużej czuć na własnym ciele jego, które przyprawiało ją o niepohamowany dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Do wyboru miał również opcję, w której zacznie nadużywać zasobów zebranej cierpliwości, która mogła się wyczerpać w każdym momencie, bo Coin najwyraźniej nie była skora do rozmowy i wyznań, a z pewnością nie tych ustanowionych przez samą siebie. Dlatego jeśli Graveworth chciał się dowiedzieć czegoś ciekawszego, z pewnością obrał do tego średnio skuteczną metodę. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sro Kwi 30, 2014 9:04 pm | |
| Dręczenie ludzi można rozumieć dwojako. Bertram nigdy jednak nie pojmie co za przyjemność sprawiać może fizyczne okaleczanie. Pewnie, że to może przez moment i jest fajne, ale szybko się nudzi. Dodatkowo to takie nieeleganckie. Garnitur i koszula się brudzi, a przecież można do tego wynająć ze dwóch drabów i końcowy rezultat jest prawie identyczny. O wiele lepsze są subtelne zagrywki, nakłanianie i mieszanie w głowie tak, żeby otrzymać malutkie kukiełki chodzące za palcem jak na sznurku. I w takim razie pojawił się tutaj niewielki, tyci problem, bowiem Bertram też niezbyt lubił grać na zasadach innych. Może nie okazywał tego w sposób aż tak ordynarny, ale naginał wszelkie reguły do tego stopnia, że te prawie pękały. To jemu musiało być wygodnie, a wszelakie niedogodności mógł znosić jedynie wtedy, kiedy mu się to opłacało. Może i mógł ją tak nazwać, ale jaki byłby w tym cel poza pewną dozą satysfakcji dla młodej Coin? Tutaj się różnili, bo Bertram wolał czegoś nie zrobić, niż zrobić to za szybko i bez namysłu. Dobre relacje z Melanie mogły mu się jeszcze kiedyś przydać. No... Dobra. Takie na umiarkowanym stopniu, ale nie zamierzał sobie robić wrogów, którzy mogli stać tak blisko samej Almy Coin. Musiał o niej zbierać informacje i nawet jeśli jest na to tylko malutki cień nadziei, to musi brać taki fakt pod uwagę. Do gotowania było natomiast dość daleko. Bertram pozwalał sobie na wybuchnięcie, ale w całkowitej samotności. Przy innych ludziach nie należało okazywać żadnej słabości, bo ta może być skrzętnie odnotowana, a następnie wykorzystana. Nawet gdyby jego dzieci, gdyby takowe miał, umarły na jego oczach, to i tak zachowałby kamienną twarz. Trzeba jednak przyznać, że Mel szło całkiem nieźle. Miała tupet, żeby powiedzieć mu prosto w twarz, że nasłała na niego ludzi. To było coś, na co nawet niektórzy faceci nie znaleźliby jaj, a dla niej była to norma. Czyżby jednak coś kolekcjonowała przy odstrzeliwaniu skarbów? Mały fetysz pewnie. - Osoba, która je nosi. - szybko odpowiedział, z lekką nutką sarkazmu w głosie. Głupie pytanie. Czyż to nie właśnie Melanie była na ustach tak wielu mężczyzn, którzy nie mieli nawet jaj na to, żeby do niej podejść, a po nocach kończyli w chusteczkę myśląc o niej? Córka pani prezydent, zamożna, bezpruderyjna, seksowna. Coin pewnie zdawała sobie sprawę ze swojej popularności, ale Bert mógłby się zastanawiać czy aby na pewno była świadoma jej skali. Wreszcie jakaś odpowiednia reakcja! Nie podobało się? Nie lubiła kiedy to mężczyzna miał większą władzę nad sytuacją? A może po prostu nie odpowiadało jej to, ze nie mogła rozgrywać tego wszystkiego po swojej myśli? Niezależnie od odpowiedzi dało się wyczuć od Bertrama pewną aurę, której normalnie nie roztaczał. Zazwyczaj potulny jak baranek, stroniący od używania siły, teraz tak bezpardonowo pokazuje, ze jednak pomimo tego wrażenia nie należy go lekceważyć. W końcu czy ktokolwiek widział dzikie zwierze i był jednocześnie pewny, że to nigdy go nie zaatakuje? Jeśli tak, to z pewnością teraz już nie żył, a w zaświatach użalał się nad swoją naiwnością. Melanie najwyraźniej nadal myślała, że ma tutaj cokolwiek do powiedzenia, albo chciała to tylko udowodnić, bo zaraz szkarłat przyozdobił twarz Bertrama. Skwitował to szczerym, szerokim uśmiechem i sięgnął do kieszeni marynarki po jedwabną chusteczkę, którą zaraz wszystko starł i schował na swoje miejsce. - Gustuję tylko w kobietach. Zabaweczki natomiast porzucam po jednej nocy. Tylko takie osoby służa mi do zabawy. - odpowiedział dość prosto, dając jasno do zrozumienia, że jedno sformułowanie tu nie pasuje. Mógłby się nawet pokusić o stwierdzenie, że Melanie nie była mu tak do końca obojętna, ale to na razie nie przeszłoby mu przez gardło. Zresztą było doskonale widać, że nie obchodzi się z nią tak, jak z kimś kogo istnienie jest mu obojętnie. Nadal stała przy ścianie, praktycznie przy tym nienaruszona. Nie licząc oczywiście wargi, która stała się obiektem ataku, jak się okazuje, nie tylko Bertrama. Najwidoczniej nie bez powodu on i Gerard są tak dobrymi znajomymi. Coś w końcu musi ich łączyć. - Emocje są czymś, co można bardzo łatwo sprowokować i następnie wykorzystać. Odbieraj to jak chcesz, ale przy Tobie nie opłaca się popuścić im wodzy. Mam za to inne sposoby. - skwitował spokojnie, a jego ręka zaczęła swobodnie badać ciało, którego tak dawno przy sobie nie miał. Palce wodziły po dekolcie, piersiach, aż wreszcie dostały się pod bokserkę, badając fakturę skóry panny Coin. Bertram nie był przy tym ani trochę brutalny. Ciało kobiety zawsze należało traktować z należnym szacunkiem i właśnie dlatego nie posuwał się zbyt daleko. Oczywiście nie przeszkadzało to w dalszym, swobodnym badaniu zakątka ciała Melanie. - Oczekujesz, żebym się na Tobie mścił po czymś takim? Że niby będę miał satysfakcję z pobicia kobiety? Wiedz tylko, że gdyby to był ktoś inny, mogłabyś już jęczeć ze spodniami w okolicach kostek. Ja jednak zadowolę się tym. - dodał jeszcze, w ogóle nie przejmując się Coinową i pozwalając sobie kolejny ruch. Jego usta znalazły się przy żuchwie kobiety, od czasu do czasu zahaczając o jej skórę, aż wreszcie znalazły się przy jej wargach. Przez dłuższą chwilę Bert po prostu się nie ruszał, utrzymując tę kilkumilimetrową odległość dzielącą ich usta. Wpatrywał się przy tym prosto w oczy Melanie, przy czym było widać, że podoba mu się bezbronność jaką przejawia córka prezydentowej. - Wiem, co chciałem. Możesz już iść. - wypalił nagle i zwyczajnie puścił Melanie, przy czym to wszystko zabrzmiało tak, jakby zwracał się raczej do podwładnego niż kogoś o jej pozycji. Jednocześnie wyraźnie dał do zrozumienia jak traktował całą sytuację. To on tutaj rządził, a Coin mogła jedynie przytakiwać głową i lepiej, żeby się z tym pogodziła. Oczywiście był świadomy tego, że ona pewnie tak po prostu się nie wycofa, ale co innego miał zrobić? Przecież nie będzie jej tutaj trzymał skrępowanej do samego ranka. Po głowie kłębiła mu się już jedna myśl jak mogliby sobie umilić czas, ale szybko zepchnął ją w kąt umysłu. Jeszcze wyszłoby na to, że jednak czuje do niej coś więcej niż do przeciętnej kobiety. I nie chodzi mi tutaj o jakąś miłość, a pożądanie, które z pewnością w nim wzbudzała. Obecność Melanie wprawiała go w dziwny, całkiem przyjemny nastrój, któremu musiał dawać upust przy najbliższej okazji z inną. Co teraz? Bertram sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, wyciągając z niej piersiówkę, aby następnie łyknąć sobie trochę jej zawartości. Jeśli zaś chodzi o tę dwójkę, to pewnie musieli wyglądać razem całkiem udanie. Ona we krwi, on we krwi i jeszcze znajdują się ustronnym miejscu. Gdyby przybyli tutaj teraz strażnicy, to z pewnością byłoby to co najmniej dziwne, a Bertram nie znalazłby się w ciekawej sytuacji. Jego słowo przeciwko córeczce prezydent. Wszystko było dość jasne. |
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Czw Maj 01, 2014 6:39 pm | |
| Przemoc fizyczna? Oczywiście każdy miał swoje upodobania, a to właśnie prezydencka córka uwielbiała brutalność i wszelakie jej odmiany. Moment, w którym szła do zamkniętego pomieszczenia, sam na sam, tylko ofiara i jej oprawca. Widok krwi wzbudzał w niej dziwne instynkty, wywoływał ekstazę i jednym co było od tego lepsze, był seks, ale taki naprawdę dobry. Córka Coin wiecznie szukała uciech w dwóch rzeczach i wtedy wydawało jej się, że jej życie jest spełnione, po czym okazywało się, że czegoś brakuje i znów zaczynała szukać. Była katem, który wysyłał do odwalania czarnej roboty ludzi, dopiero gdy nie zamierzała na kogoś dłużej marnować czasu. To właśnie zawsze dzieliło i dzielić będzie ją z Bertramem, który przemoc odbierał w inny sposób, lecz Melanie nie mogła go dobrze określić, bo na dobrą sprawę nie znała go zbyt dobrze. Ich wcześniejsza relacja opierała się na fizyczności i było to wystarczające. Jeśli tak było, to dlaczego to wszystko się działo? Dlaczego stała przyciśnięta przez mężczyznę do ściany, czując emanującą od niego wyższość? Widziała jak bardzo jest opanowany, jak z łatwością wykonuje każdy kolejny krok swego planu. Nie wiedziała, co ją tu ściągnęło. Chciała go wkurzyć? Wywoływała kolejne fale złości, które i tak trzymał wewnątrz siebie. Wyczuwała, że nie chce jej pokazać swoich słabości, bo gdy pozwoliła mu na tak wiele, poczuł się panem sytuacji. Dziwne, bo to przecież zawsze Melanie górowała i było tylko kilka wyjątków, kiedy role były odwrotne -kiedy szła z kimś do łóżka, lecz nie zawsze. Czując na sobie jego ciało, nie tylko to zaczęło ją podburzać, czego nie pokazywała, ale również fakt, że próbował być na równym poziomie jej gry, a nawet wyżej. Zarejestrowała jego szczery uśmiech po tym jak go opluła i miała ochotę skierować w jego twarz pięść, ale po pierwsze nie miała jak, a po drugie wiedziała, że okazanie chociażby najmniejszego objawu wściekłości, oznaczałoby triumf Bertrama. Nie skomentowała jego słów o zabaweczkach uśmiechając się ironicznie. Mógł to nazywać jak chciał, ale Melanie najwyraźniej miała na tą sprawę nieco inny pogląd. A wszystko rozbijało się o nazewnictwo. Nie zamierzała jednak wgłębiać się w umysł Bertrama, bo mogłoby się to skończyć skokiem ze spadochronu, szkoda tylko, że nigdy by się nie otworzył, a lot byłby krótki z efektem bolesnego upadku. Emocje... Miał rację i właśnie sęk leżał w prowokacji i jej dobrym wykorzystaniu, przy czym najwyraźniej żadne z owej dwójki nie zamierzało odpuścić i próbowali osiągnąć własne cele. -Każdy ma swoje limity. Kiedyś uda mi się je przekroczyć. -to była groźba? Obietnica? Sama dobrze nie wiedziała, bo ręka Bertrama wędrująca po jej ciele, skutecznie zdołała zdezorientować Coin, tak, że dopowiedzenie czegoś bardziej w jej stylu było chwilowo uniemożliwione. Chciała łamać granice, doprowadzić mężczyznę do irytacji, a jednocześnie miała świadomość, że on próbuje zrobić jednocześnie to samo i ulegając mu (przy czym dużego wyjścia nie miała) działała tylko na swoją niekorzyść, pokazując, że dotyk na ciele nie został do końca zapomniany, a teraz zostawiał po sobie niewidoczny, palący ślad ciepła. -Po tobie nie oczekuję niczego. Zresztą chyba wyraziłam to dostatecznie jasno. A gdyby to był ktoś inny.. -przerwała, śmiejąc się gardłowo, acz prawie niesłyszalnie. Nie zdążyła dokończyć, bo twarz mężczyzny zawisła przed jej, przy czym patrząc się w jego pewne siebie oczy, nie zamierzała pozostać dłużna, bo mimo swej bezbronności, wciąż pozostawała tą samą osobą, a oczy młodej Coin dostrzegalnie emanowały wiecznie panujący tam chodem, jakby emocje i iskra żywotności zamieniły się w sopel lodu. A później poczuła luz na nadgarstku i to, jak ciało Bertrama oddala się od jej. W jednej sekundzie na jej twarzy pojawił się lisi uśmiech, jakby te wszystkie wcześniejsze zabiegi, bezbronność i prawie całkowita bierność miały doprowadzić do tego momentu. -Nie potrzebuję ani rozkazu, ani przyzwolenia. -odpowiedziała stanowczym głosem i wcale nie zamierzała ruszać się z miejsca. Natomiast (znów) mogła przyznać mężczyźnie rację, bo dobrze przewidział, iż nie zamierzała odpuścić. Była na to zbyt charakterna i nie odeszłaby, będąc na przegranej pozycji. Nawet gdy wiedziała, że Bert był w tej sytuacji górą, nigdy otwarcie by tego nie przyznała. Była na to zbyt dumna, a przytakiwanie komuś głową, nie leżało w jej naturze. Nawet gdyby mieli zamknąć dzikie zwierzę w klatce, ono i tak jeśli będzie na tyle sprytne, to wymyśli coś, by w zamknięciu być sobą. Przez chwilę w ciszy śledziła ruchy Bertrama, patrząc jak popija z piersiówki i poczuła, że jej usta są suche i pragną w tej chwili alkoholu bardziej niżeli wizyty Strażników. Szybko jednak odepchnęła tą myśl gdzieś daleko i zrobiła krok do przodu, odrywając się od ściany. Można by powiedzieć, że była bardzo powtarzalna, bo znów złapała Bertrama za krawat, ale tym razem nie zamierzała go poprawiać, a pociągnęła na tyle mocno, że jeśli miał jeszcze coś w buzi (a miała nadzieję, że nie miał), to trunek szybko opuścił swe miejsce. Zbliżyła się do niego jeszcze kawałek, nie chcąc czuć za sobą ściany i znów pociągnęła za krawat, zacieśniając go na tyle dużo, by utrudnić mężczyźnie oddychanie. Nie chciała go zabić, tego mógł być pewien, bo mogła już to zrobić wcześniej. Gdyby pragnęła jego śmierci, wyciągnęłaby broń i najzwyczajniej w świecie pociągnęła za spust, a później wrzuciła jego ciało do rzeki lub równie dobrze mogła rozkazać wcześniej wojskowym, by go zabili podczas napaści, a jednak wciąż był tu przed nią. Stał cały, zdrowy i najwyraźniej nie potrafiła się go pozbyć. Do czego oczywiście nie mogła się przyznać, a nawet nie chciała. -Jeśli teraz pójdę, nie zobaczysz mnie już więcej. -uświadomiła go, patrząc prosto w oczy i nie przejmując się, że zaciska dłoń na krawacie ciągnąc go w dół, niebezpiecznie zbliżając się do momentu, w którym trudności w oddychaniu przekształciłby się w coś o wiele gorszego. Dopiero po chwili przerywając kontakt wzrokowy, puściła jego część ubioru i zbliżyła dłoń do szyi, by poluźnić pętlę, nie dbając przy tym o fakt, że może naruszyć skórę jego szyi własnymi paznokciami, bo jej ruchy nie były specjalnie delikatne. -Gdybyś był kimś innym... -zaczęła, jakby chcąc pokazać mu drugą stronę karty, którą sam przed nią odsłonił. -Nie stałbyś tu teraz przede mną, a tylko stęsknione kochanki szukałby czegoś, co już dawno odeszło. -swoje słowa zwieńczyła zwykłym uśmiechem, który zaraz zbladł. Dopiero teraz spostrzegła, że uścisk mężczyzny na nadgarstku zostawił po sobie delikatny ślad. Mruknęła coś prawie niesłyszalnie niezadowolona i ułożyła obie dłonie na klapach marynarki Berta. Nie mogła pozwolić, by uważał, że tylko on sam na ma oporów, bo jedna jej dłoń zaczęła wędrować w dół, po jego brzuchu, zaczepiając o szlufki spodni, aż na krocze mężczyzny, na którym zacisnęła palce i spojrzała mu w oczy. Jeśli nie mogła go przewyższyć siłą, to co mogło być gorsze od pobicia? Tylko pozostawienie pobudzonego mężczyzny samemu sobie, bez możliwości upustu wszystkich emocji. Twarzą zbliżyła się do jego, dokładnie naśladując jego ruch, z tą różnicą, że droga do ust mężczyzny została naznaczona linią pozostawioną przez język, na którym wciąż czuła resztki własnej krwi. Będąc już z nim twarzą w twarz, pozostawił tą samą kilkumilimetrową odległość, uśmiechając się zadziornie i jednocześnie puściła jego krocze, lecz nie dała mu zbyt długo spokoju, bo w przeciwieństwie do Bertrama nie przycisnęła go do ściany i nie uwięziła, ale przeniosła jedną z dłoni na jego plecy i zacisnęła na marynarce, by móc zgiętą nogą sunąć po wewnętrznej stronie uda Berta i drażnić go bardziej i bardziej, zachowując przy tym całkowicie niewinny wyraz twarzy. -Powinieneś wiedzieć, że ja nigdy nie odpuszczam. -mruknęła mu w usta i odsunęła od niego twarz. Dobrze wiedziała, że w przeszłości musiała godzić się na kompromisy i również teraz był on całkiem możliwy, choć to spotkanie mogło się skończyć w każdej minucie. A jednak młoda Coin wciąż stała przy mężczyźnie, teraz już na obu nogach drażniąc jego kręgosłup palcami dłoni, by zawędrować nimi wyżej do szyi, która mogła być nieco obolała od krawatu i jej niezbyt delikatnego traktowania. Skrywana agresja mieszała się w jej oczach z dziwnym pożądaniem, które już dawno próbowała odeprzeć. Mogła się śmiać z własnej głupoty, bo wyglądało to, jakby dopiero teraz potwierdzała racje mężczyzny o tym, że się przywiązała, a przecież była to nieprawda, bo chciała się go pozbyć. Tylko dlaczego wciąż tam stała... |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pią Maj 02, 2014 3:37 pm | |
| Dla Bertrama to wszystko wydawało się aż nazbyt proste. Jedno uderzenie ręki, jedno kopnięcie. To było takie przewidywalne, prostolinijne i niemające na celu jakichś długofalowych skutków. Oczywiście można tutaj podnieść, że są przecież różne, wymyślne tortury, ale to nic nie zmienia. Bert cenił sobie elegancję, a widok zakrwawionej, pobitej do nieprzytomności ofiary z licznymi złamaniami z pewnością nie znalazłby się na pierwszej stronie Vouge. Tymczasem subtelne namieszanie w łepetynie dawało to uczucie bezkarności. W końcu kto Ci udowodni, że właśnie torturowałeś ofiarę? Zero zadrapań, zero siniaków, zero wewnętrznych uszkodzeń. Wszystko w jak najlepszym porządku, a jednak ktoś boi się własnego cienia. Wystarczy zapewnić jeszcze odpowiedniego psychologa i zostanie stwierdzona choroba psychiczna. Czyż to nie jest piękne? Fizyczności niestety nie da się całkowicie oddzielić od uczuć. Zawsze będzie się kogoś lubiło, pożądało, bądź nienawidziło i wszystkie te emocje mogą prowadzić do jednego. Tak samo teraz chęć opanowania sytuacji i danie Melanie do zrozumienia, że tak naprawdę nie ma tutaj zbyt wiele do powiedzenia było celem Bertrama. Zazwyczaj potulny jak baranek potrafił też czasem wziąć sprawy w swoje ręce, a może bardziej zmuszała go do tego sytuacja? W każdym razie lubił i tę stronę swojej wysokiej pozycji. Niektórzy ludzie po prostu musieli się mu podporządkować nawet wbrew swojej woli. Okazanie wściekłości oznaczałoby triumf? A czy mężczyzna już go nie odniósł? Miał córkę prezydentowej jak na widelcu. Wystarczyłoby teraz wyjąć z kieszeni scyzoryk i delikatnie nacinać jej skórę, a ona i tak by nic z tym nie zrobiła. Byli tutaj sami, przygwoździł ją do ściany, nie miała jak się ruszyć, a Bertram był jeszcze znacznie silniejszy. Czy Coin nadal łudziła się, że wypuści ją za sprawą jej dyplomatycznego podejścia? A może z czystej sympatii? Prawda była taka, że wszystko zależało od jego zachcianki, przewrotnego uczucia, które pojawia się w najmniej spodziewanym momencie, a sama Melanie musiała to zwyczajnie przeczekać z nadzieją, że do głowy nie przyjdzie mu za ten czas inna myśl. - Kiedyś? Twierdzisz, że spotkamy się w takiej sytuacji jeszcze więcej razy? - zapytał rozbawiony i w tym momencie jego delikatny dotyk lekko się zmienił, bowiem teraz opuszki palców zamieniły się w paznokcie, niewinnie znacząc białą linię na jej skórze. Trwało to jednak dosłownie chwilę. Betram upatrywał w subtelnym droczeniu się, podpuszczaniu i przypominaniu Coin o swoim dotyku pewnego zwycięstwa. W końcu o wiele łatwiej zmusić człowieka do czegoś, co mu się niezwykle podobało, niż na odwrót. Mężczyzna był pewien, że Melanie doskonale pamięta ich wspólne noce, bo te z pewnością były udane. Nie chce tego powtórzyć? Nie chce odświeżyć wspomnień? - Niczego? Więc twierdzisz, że nie dam rady, albo bym tego nie chciał? Zapewniam Cię, że w jednej chwili możesz mnie nienawidzić, ale w drugiej jęczałabyś już pode mną i prosiła o więcej. - może i był zbyt pewny siebie, ale wierzył, że tak właśnie by było. Coin może zgrywać twardą, ale co jej z tego przyjdzie? Nic. Dla potwierdzenia swoich słów Bertram delikatnie przejechał czubkiem języka po jej policzku zupełnie tak, jakby smakował właśnie jakiś deser i chciał ocenić czy jego starania będą coś warte. W tym przypadku odpowiedź mogła być tylko jedna i z pewnością była ona pozytywna. Ale co to za zabawa, kiedy ofiara jest bierna? Właśnie dlatego Bertram poluźnił uścisk i zwyczajnie odszedł na jakiś kawałek. Teraz przyszła tura Melanie. Niech pokaże na co ją stać, o ile nadal nie jest pod wpływem zdziwienia z powodu nagłej zmiany położenia, w którym przed chwilą się znalazła. - Oczywiście, że nie. Córka Pani Prezydent może robić co chce. - odpowiedział z wyczuwalną ironią w głosie i szelmowskim uśmiechem wymalowanym na ustach. Jakoś jej nie wierzył? Być może. Pewnym było to, że Bertram miał własny pogląd na tę całą sprawę i najwyraźniej różnił się on trochę od zapatrywań Melanie. Jednak teraz skupmy się raczej na akcji kobiety, bowiem ta wreszcie zechciała zaprezentować się tak, jak zawsze. Tak, jak to lubił Bertram. Właśnie dlatego mężczyzna po prostu stał i nie protestował, chociaż krawat na szyi faktycznie zaciskał się dość mocno. Graveworth musiał nawet odchrząknąć, żeby wypuścić trochę powietrza, ale nie było tragedii. Ale zaraz, zaraz. Czy ona mu właśnie groziła? Mieli się już nigdy nie zobaczyć? Przecież to niemożliwe. No chyba, ze Coin założyłaby specjalną siatkę wywiadowczą i unikała go jak ognia, ale z kolei wtedy zaczęto by plotkować, że obawia się mężczyzny. To z kolei nie wróżyłoby dobrze dla jej reputacji niegrzecznej dziewczynki, która nie obawia się nikogo i niczego, prawda? Tutaj sprawa była więc wygrana. - Oh, doprawdy? Za dużo nas do siebie ciągnie, Coin. - odpowiedział z uśmieszkiem, który zaraz ponownie zrzedł z powodu krawata. Naprawdę ciężko było tak mówić, a Melanie pewnie jeszcze sprawia to przyjemność. Nie zmienia to jednak faktu, że Bertram miał tutaj rację. Z pozoru inni, z dwóch różnych światów, a mimo wszystko zawsze znajdą w sobie coś, co pociąga drugą osobę, co jej odpowiada. Graveworth uświadomił sobie to już dawno i właśnie między innymi dlatego teraz do niej napisał. Tylko czy dumna, a nawet zadufana w sobie, Melanie również się do tego przyzna? Już Berta w tym głowa, żeby sobie przynajmniej to uświadomiła. Nie musiała niczego mówić na głos, o ile będzie się zachowywała zgodnie z tym, co sobie wymyśli. - Co raz odeszło, może jeszcze wrócić. - odpowiedział niemal natychmiast, poprawiając swój lekko zmierzwiony krawat. Nieważne czy stał w obliczu śmierci przez uduszenie, ale garnitur i jego części składowe były czymś, co zawsze powinno być ustawione w określonym ładzie. Niektóre ubiory po prostu muszą być idealne, bo inaczej ich właściciel obraża całą sztukę i kunszt wykonania. Melanie jednak przeszła do zademonstrowania swojej wyższości. Problem jednak w tym, że w przypadku mężczyzn taka gierka może zostać odebrana zupełnie inaczej. Podobnie było u Bertrama, który nie widział nic złego w tym, co wyczynia właśnie jego rozmówczyni. Nakręcenie faceta samo w sobie złem nie było. Zostawienie go w takim stanie mogło być diabelskim posunięciem, ale jest tutaj pewien mankament. Bertram nie musi się ograniczać do jednej kobiety i z łatwością może znaleźć sobie kolejną. To jednak tyczyło się również Melanie i jej mężczyzn. Czy był więc jakikolwiek sens w nakręcaniu ich o ile sami nie mieli dać upustu emocjom? Bo chyba do tego to wszystko dążyło. Nie muszę raczej wspominać, że dotyk Melanie działał pobudzająco na Bertrama? Zwyczajna, męska reakcja, która ukazywała się kiedy facet miał tylko okazję na chwilę zabawy. Zresztą brak reakcji na dotyk Coin źle świadczyłby o stanie zdrowia Gravewortha. Szczerze mówiąc był tutaj w patowej sytuacji, bo czego by nie zrobił, to i tak córeczka będzie zadowolona. Dobry ruch! - I co zrobisz teraz? - zapytał retorycznie, bowiem jego dłonie momentalnie spoczęły na jej pośladkach, zaciskając je dość mocno. Jakby tego było mało, mężczyzna przyciągnął jej biodra do swoich, przez co doskonale wyczuwalne było jego pobudzenie. - Weźmiesz za to odpowiedzialność czy uciekniesz z podkulonym ogonem? Nie będę Cię winił za te słabości. - dodał zaraz, praktycznie uniemożliwiając Melanie jakikolwiek wybór. Gdyby się wycofała, to czy czasem nie oznaczałoby to właśnie tego, ze zwyczajnie się obawia? Mogłaby sobie twierdzić co tylko zechce, ale wydźwięk byłby dość jasny. Zawsze wkradłoby się tutaj jakieś zamieszanie, które źle rzutowałoby na jej decyzję. Bertram jednak nie czekał na nić, bowiem niewielka odległość dawała mu niemałe pole manewru. A niech Coin go gryzie, bo teraz o to nie dbał. Zwyczajnie wpił się w usta córki prezydentowej nie przejmując się ani jej krwią, ani wrodzoną brutalnością. Co więcej uniósł ją delikatnie do góry, żeby znowu przyprzeć ją do ściany. Chciała tego czy też nie, ale zamierzał to zrobić po swojemu i wkrótce się o tym przekona. A jeśli nie, to... Właśnie teraz Coin miała najlepsza okazję na to, żeby zgnieść Gravewortha. Wyśmiać go i pokazać, że jego wszystkie starania spełzły na niczym. Pozostaje tylko pewna kwestia do rozstrzygnięcia. Czy naprawdę chce z tego zrezygnować? Skoro krew i dobry seks były jej celami, to czemu miałaby z tego rezygnować? Oba czynniki może od Berta z łatwością dostać. Jeden już nawet się pojawił! Decyzja należy do panny Coin. |
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pią Maj 02, 2014 6:49 pm | |
| Widziała, że gra toczy się teraz na zasadach Bertrama. Dostrzegała to aż nazbyt dobrze i ulegała mu, jakby był kimś ważnym, a przecież rzeczywistość była odwrotna. Każdym swoim słowem i ruchem, a nawet najmniejszym gestem mężczyzna wzbudzał w niej żądzę zabójstwa. Chciał sprawić by tygrys z pazurami, przerodził się w kotka, a Melanie się na to nie godziła. Buntowała się wewnętrznie, mimo, że sprawa już jakiś czas temu była przegrana. Była zbyt sprytna, by namieszać jej w głowie, ale Bert na tyle odkrył jej słabości, że wykorzystywał je aż nazbyt idealnie, bo oto przed nim stało teraz tygrysiątko, które próbowało gryźć, drapać i pozostawiało prawie niewidzialne ślady. Przejawy pozornej normalności, spokoju i opanowania, krucha maska obojętności na twarzy były teraz jedynie podkładem pod utrzymanie własnego wizerunku. Gdyby ktoś przyszedłby teraz w to miejsce i zobaczył samą córkę prezydent, przypartą do muru przez jakiegoś mężczyznę, stała by się numerem jeden na ustach wszystkich ludzi. Oczywiście było jej obojętne, jak ludzie ją postrzegają, była zbyt zapatrzona w siebie i egoistyczna, ale sam fakt czegoś takiego przyprawiał o ciarki. W jej życiu pojawiało się zbyt wielu mężczyzn, którzy próbowali ją podporządkować. Wielu z nich leżało teraz trzy metry pod ziemią, a tego jednego nie mogła się pozbyć. Czy spotkają się w takiej sytuacji więcej razy? Nie zamierzała odpowiadać, bo odpowiedź i tak stanowiła kategoryczne NIE. Nie zamierzała więcej dopuścić do takiego zachowania. Grając w czyjąś grę czuła się dziwnie, nie lubiła, gdy wszystko szło nie po jej myśli, a ona bez wyboru, spętana niewidzialnymi więzami musiała podążać za czyimiś postanowieniami. Było niewiele osób, które potrafiły ją do tego zmusić. Jedną z nich była również Alma Coin. Mimo buntowniczego nastawienia, prezydencka córka i tak kończyła zazwyczaj na tej przegranej pozycji, w której matka próbowała ją ustawić do pionu, a ona i tak robiła swoje, lecz w zamkniętym pokoju, bez zbędnych spojrzeń i podsłuchu, wszystko działo się naprawdę i nikt by nie chciał widzieć, jak Melanie w samotności wyładowuje cały stres, który się z tym wiązał. Była tylko człowiekiem, który lubi zabawę, lubi mordować, lubi uwodzić, ale już wiele lat temu zdała sobie sprawę, że trzymanie wszystkiego wewnątrz jest bezsensowne. Dlatego ujście w tym wszystkim znalazła w przemocy, co odróżniało ją od Bertrama, którego miała ochotę udusić własnymi dłońmi, bo nie umiała przyswoić faktu, że człowiek taki jak on, może stąpać po tym świecie. -Ocenianie mnie w kategoriach prezydenckiej córki nie wyjdzie ci na dobre. -odpowiedziała spokojnie, jakby to zdanie stało się dla niej mantrą. Powtarzane tak wiele razy. Była tylko i wyłącznie sobą, więc jeśli ktoś wrzucał ją do jednego z worka z matką, był przegrany w jej oczach. Może urodziła się jako jej córka, ale rodziny się nie wybiera. A poglądy już tak i te, które reprezentowała sobą Alma Coin były dla Melanie świętą księgą, za którą gotowa była zabijać, jak wielu już się o tym przekonało. To co łączyło ją z Bertramem... A może lepiej powiedzieć, to co łączyło ją z innymi ludźmi, to poszukiwania czegoś niepowtarzalnego. Nie interesowała się kimś, jeśli nie był wart uwagi, więc Bertram nie musiał jej uświadamiać, że coś ich do siebie ciągnęło. Bardzo dobrze to wiedziała od momentu, w którym pierwszy raz spędzili ze sobą noc. Po prostu później, najzwyczajniej w świecie chciała się tego pozbyć, znudzona, bo chciała czegoś bardziej interesującego i otrzymała, tylko z tym wyjątkiem, że wciąż od tej samej osoby. Specjalna siatka wywiadowcza i unikanie kogoś jak ognia? Nie, to nie było w stylu młodej Coin. Nie obchodziła ją pozycja Bertrama, właśnie w takich sytuacjach wykorzystywała swoje więzy krwi, bo odgrodzenie się od niego byłoby czymś bardzo prostym. Chociażby umieszczenie mężczyzny w Kwartale i pozbawienie całego majątku. Co by wtedy zrobił? Jak poradził sobie w takiej rzeczywistości? Synuś bogatego ojczulka, który nigdy nie zaznał życia pod ziemią. A przynajmniej tyle młoda Coin wiedziała, bo nie interesowała się zbytnio jego kartką z przeszłości, która była jedną z wielu, tonąc w głębinach stosu innych dokumentów, na które nie zwracała uwagi. Wiedziała tyle ile chciała. -Nie jestem jak bumerang. Nie wracam. -i miała rację, bo wciąż kroczyła przed siebie i jedynym jej zajęciem było palenie za sobą mostów. Jedynie działo się to, co napotykała przed sobą, nie pozwalając gonić się przez demony przeszłości. Jeśli faktycznie by teraz odeszła, z urażoną dumą, podkulonym ogonem, nie wróciłaby, ale Bertram otrzymałby za to stosowną karę. Nie teraz, to kiedyś i musiał być tego świadom. Zadzierał z kimś, do kogo wielu chociażby bało się odezwać, więc pewność siebie i odwaga, również miały swoje granice. Co chciała zrobić? Sama jeszcze dobrze nie wiedziała. Początkowo miała zamiar go zabić, później chociażby okaleczyć za zniewagę, a teraz patrzyła mu się w oczy z niezadowoloną miną, po tym jak usłyszała, jaki wybór przed nią postawił. A jednocześnie nie zaprotestowała temu, by złapał ją za pośladki i przyciągnął do siebie. Brawo Coin, tylko go podjudziłaś. -warknęła na siebie w myślach. Nawet nie zdążyła nic powiedzieć, a jedynie syknęła po tym, jak Bert wpił się w jej usta, naruszając rozerwaną wargę, by kilka sekund później znaleźć się znów pod ścianą. -Odpowiedzialność? -spytała, kiedy już udało jej się nieco odepchnąć od siebie Bertrama i sprawić, by przestał ją całować. Chyba chciała coś jeszcze dopowiedzieć, ale patrząc mu w oczy, tylko uśmiechnęła się zawadiacko. Właśnie pozwalała mu robić ze sobą, co chciał. Na jego warunkach, biorąc na barki konsekwencje tego, co próbowała dokonać. Ale czy naprawdę tak było? Tylko po części, bo uświadomiła sobie, że Bert może mieć coś, czego tak bardzo pragnęła i jeśli był na to chętny, to nie zamierzała mu odmawiać. W końcu czy jeśli to spotkanie właśnie tak się zakończy, to czy obie strony nie będą zadowolone? Wspomniany kompromis, o którym nie trzeba było mówić głośno był już bardzo blisko. Nie mogła mu o tym powiedzieć głośno. Musiał wiedzieć, że Melanie Coin nie będzie zdolna przyznać się do przegranej czy podobnych temu rozwiązań, a już z pewnością nie do uległości, która znów postawiła ją pod ścianą -w przenośni i dosłownie. Przesunęła dłońmi po jego klatce piersiowej, by zaraz podążyć palcami niżej i znaleźć pod koszulą mężczyzny na brzuchu, gdzie mógł mieć pewność, że zostawiła widoczne ślady po paznokciach, badając dawno zapomniane ciało Bertrama. -Jesteś najgorszym typem człowieka, jakiego udało mi się poznać. -powiedziała po chwili i wcale nie było to jakoś specjalnie kąśliwe. Nawet nie myślała teraz o Gerardzie, bo on należał do całkowicie innej bajki. Wolała zająć się tym oto okazem przyciskającym ją do ściany i nie przejmują się raną na ustach zbliżyła się do jego warg, by w gratisie za powyższe słowa obdarować go pocałunkiem, który o dziwo nie miał zamiaru kończyć się pogryzieniem. Niemniej jednak jedna dłoń, która wywędrowała spod koszuli Bertrama (Oczywiście nie miała zamiaru pozostawić po sobie nienaruszonego ubioru Bertrama, który tak uwielbiał. Chociaż tyle mogła się z nim podroczyć.), znalazła się na jego szyi, wodząc palcami po śladzie duszenia. Miała dużą chęć to powtórzyć, ale pozwoliła sobie jedynie na wbicie paznokci na karku Bertrama, jakby sama prosząc się o rozwój tej sytuacji. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sob Maj 03, 2014 4:18 pm | |
| Czyli Bertram nie był nikim ważnym? Sam fakt, że produkował znaczną część broni dla armii kapitolu była chyba dość ważnym faktem. W każdym momencie mógł to wszystko po prostu zniszczyć i zacząłby się pewien deficyt. Oczywiście rząd zadbałby o inne fabryki, ale łatwiej postawić fabrykę i skonstruować broń czy też wystrzelać każdą amunicję? Odpowiedź chyba była prosta. A co do tygryska, to nawet i jego da się udomowić. Wystarczy go odpowiednio podejść, przypiłować trochę pazurki i wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Zresztą takie niegroźne tygryski są naprawdę słodkie. Tak! Dokładnie tak. Melanie z pewnością takie określenie przypadłoby do gustu. Już widzę jej pięść na twarzy Bertrama. Tak! Tylko tego tutaj jeszcze brakowało. Przydałby się jakiś reporter z Capitol Voice i piękna pierwsza strona gazety. Z początku zastanawiano by się kim jest ten mężczyzna, aż w końcu ktoś rozpoznałby na zdjęciu producenta broni. Później wystarczyłoby tylko czekać na te rzekome skandale, wybujałe kontrakty rządu z dostawcą broni i wyimaginowaną role jaka miała odgrywać w tym wszystkim córka Coin. Bo kto by im uwierzył, że wcale nie chodziło o to? Nikt. Jak to nie? Ależ oczywiście, że tak! Bert będzie miał swoje sposoby, żeby znowu zagonić Melanie w kozi róg. Może być pewna, że jeszcze kiedyś mu się to uda, a wtedy będzie przeklinała siebie w myślach za to, że znowu do tego dopuściła. Jednak Graveworthowi nie chodziło tylko o to. Chciał zobaczyć jaka ona jest naprawdę. Czy cały czas trzyma maskę buntowniczej kobiety? Zapewne nie. Sam Bert, który uchodził za opanowanego i nieokazującego emocji oddawał je doskonale w swoim mieszkaniu. Czekały tam na niego skrzypce i fortepian. To naprawdę rozluźniało i pomagało się uspokoić. Wobec tego jaki sposób ma Mel? Tego był ciekaw! Nie chciał samej cielesności. Chciał ją również poznać. Może do ślubu im cholernie daleko, ale lepsze poznanie nie powinno w niczym przeszkadzać. Kolejnych słów nie skomentował, a tylko się uśmiechnął. To zabrzmiało bardziej jak groźba, co już podobało się Bertowi. Najwidoczniej Coin nie straciła jeszcze pazurków do końca. Ciekawym jest jednak jej podejście do matki, którego jeszcze niestety nie rozgryzł. Co musiało pomiędzy nimi zajść, że tak jej broni, chociaż wydaje się, że jej nienawidzi? To właśnie było zaskakujące w ich relacji. Czyżby córka myślała, że cały czas znajduje się w cieniu matki? A może sama miała ciągotki do władzy, ale udawała posłuszną, żeby zdobyć ją w najmniej oczekiwanym momencie? Była to jedna z zagwozdek Berta, nad którą często rozmyślał. Nie miało to jednak służyć niczemu szczególnemu. Po prostu był on często ciekaw zachowań ludzkich, bowiem każdego uważała za kogoś interesującego. O ile nie zepsuł tego otworzeniem swojej gęby czy pierwszym zachowaniem, a to było dość proste. Kwartał nie wydawał się karą dla Bertrama. Może Coin faktycznie nie czytała dobrze jego akt, ale przed samym odziedziczeniem fabryki pracował jak każdy inny. Składał broń na taśmie, rozwoził palety i na dodatek się uczył. To nie tak, że miał luksusy w domu, bowiem ich nie posiadał. Właśnie to było zasługą ojca, że żył jak każdy, normalny dzieciak, a nawet miał jeszcze więcej obowiązków. Dzięki takiemu podejściu jest teraz tym, kogo widzi Melanie. Nie roztrwonił majątku, nie jest aroganci i wie czego chce. Dlatego też umieszczenie w getcie nie byłoby dla niego aż tak wielką kara. Z pewnością zorganizowałby się na tyle, żeby Coin jeszcze o nim usłyszała. Być może jak obalałby rzad z resztą wrogo nastawionych ludzi. Przysporzenie sobie kolejnego wroga raczej nie byłoby dobrym posunięciem. - A jednak wciąż stoisz tutaj, przede mną. Ironia losu. - odezwał się, wskazując na dość istotny fakt. Skoro nie wraca, to niby dlaczego teraz do niego przyszła? Miała zerwać definitywnie wszystkie więzi w momencie wydania rozkazu wojskowym, a jednak tego nie zrobiła. No i najwidoczniej Bert miał albo niepoukładane w głowie, albo był cholernie odważny skoro tak traktował Coin. Nigdy nie postrzegał jej jako kogoś śmiertelnie niebezpiecznego. Zawsze uważał, że coś za tą brutalnością musi się kryć i za cel postawił sobie odkrycie tego. Czyli plan najwyraźniej działał. Bertram dobrze założył, że sama Melanie chce tego tak samo mocno, jak on. Skoro nadal nie jest okaleczony, nie leży martwy w kałuży krwi lub jego ciało nie spływa w dół rzeki, to najwyraźniej trafił w samą dziesiątkę. Wreszcie mógł poczuć przy sobie jej ciało, które nie wydawało się protestować. Sama Coin również jakoś wypogodniała. Bertramowi przemknęło nawet przez myśl, że wielu facetów zdolnych byłoby zabić za sytuację, w której teraz on sam się znajduje. Jednak wcale się temu nie widział, bo Mel naprawdę warta była zbrodni. Ależ nie musiała niczego mówić. On sam doskonale to widział i czuł swego rodzaju satysfakcje. W końcu to on dyktował teraz warunki i stał na wygranej pozycji. Co prawda korzyści będą w tym przypadku obustronne, ale wszystko to za jego sprawą. Jeśli mielibyśmy prowadzić wyniki, to obecnie jest 1:1. Wliczam w to oczywiście pobicie Berta przez wojskowych, które jest zasługą Melanie. Jeszcze jej się kiedyś za to odpłaci tylko na razie nie wiedział jak. Być może niekoniecznie w brutalny i bezpośredni sposób? Coś już zaczęło mu w głowie świtać, ale prysło niczym bańka mydlana, kiedy poczuł na swoim brzuchu palce kobiety. - Nie sądziłem, że kiedyś doczekam się komplementów z Twoich ust. - odpowiedział z nieskrywanym zadowoleniem, nie przejmując się teraz już niczym. Skupił się teraz na pocałunku zainicjowanym przez Melanie. Było już jasne, że obydwie strony odrzuciły wszelakie ograniczenia i zamierzają skupić się teraz tylko na tym, co za chwilę się wydarzy. Bertram nie chciał dłużej się droczyć czy czekać. Obiekt jego pożądań stał przecież kilka centymetrów od niego, droczył się z nim i zachęcał do dalszego działania. Jak wobec tego mógł odmówić? Przeniósł teraz pocałunki na szyję Coin, ściągając z niej skórzaną kurtkę. Nie była im przecież potrzebna, a przy okazji odwiedzie ją od pomysłu ponownego duszenia Berta. W to mogą się pobawić już bez ubrań, ale na razie było zbyt wiele odzienia do zrzucenia. Właśnie dlatego Graveworth zajął się również jej białą bokserką. Najpierw chciał nacieszyć się widokiem jej ciała, każdego tatuażu i tego, jak stoi przed nim bezbronna, naga i gotowa. To miał być dopiero wstęp do zabawy, ale paradoksalnie był jedną z najlepszych jej części. Nie zamierzał jednak odwalać całej roboty samemu. Oczekiwał też jakiejś inicjatywy od Melanie, ale wydawało mu się, że nie będzie musiał na nią długo czekać. Może właśnie teraz kobieta będzie chciała się odegrać za swoją bezsilność sprzed kilku chwil? |
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sob Maj 03, 2014 9:42 pm | |
| Czymże byłby dodatkowy skandal, w którym Melanie Coin sypia z mężczyznami za plecami narzeczonego. Najzabawniejszym był fakt, a przynajmniej dla Coin, że przecież Bert nic nie wiedział o jej stanie cywilnym i nie zamierzała mu mówić, bo... Właśnie, bo co? Po prostu nie była to ważna kwestia, choć w zaistniałej między nimi sytuacji, było to dość interesujące. Poznanie Melanie nigdy nie kończyło się dobrze. Wychodziły na jaw jej najskrytsze sposoby upustu emocji, a przecież obdzieranie kogoś ze skóry, nie było graniem na fortepianie. Nie pokazywała się w innej odsłonie. Teraz przy Bertramie była słaba, ale wciąż jej nie znał. Nie wiedział i nie mógł wiedzieć, że w otoczeniu Mel jest osoba (ukochana siostra), którą darzy prawdziwą miłością, o tym jak ułożyły się jej stosunki z matką, co robi, kiedy nie jest na publice. Te wszystkie rzeczy zahaczały o prywatność, której wypuszczenie na światło dzienne byłoby zbrodnią. Gdyby do tego doszło, młoda Coin stałaby się kozłem ofiarnym, bo wszyscy znaliby jej słabości. Kto wie, czy Bert kiedyś nie stanie się jej wrogiem, a gdyby wiedział zbyt dużo, Coin stanowiłaby prosty cel. Musiała również dbać o wizerunek matki, bo wielu widziało w Melanie diabelskiego potomka, na którego zawsze się kreowała. Nie mogła się zgubić. Pozwoliła sobie na udział w jego grze, ale wciąż obowiązywały dawne zasady. Nawet gdyby dała się poznać, to tylko na poziomie, z którego mężczyzna nie mógłby wyciągnąć korzyści. Taka była i jest cała Melanie, nigdy nikomu nie ufa. Jest to jej największa zaleta i równocześnie wada, bo nikt nie powiedział, że przez taką postawę nie zostanie kiedyś sama w wiecznej walce o własne przekonania. Na miejscu Melanie, Graveworth nie dziwiłby się, że kobieta nie zna całej jego historii. Gdyby miała zająć się każdym na równi, doprowadziłoby ją to do utraty nie tylko czasu, ale i nerwów. Myśl wysłania mężczyzny do Kwartału nadal pozostawała jedną z opcji. Każdego dało się kimś zastąpić, a robienie sobie wrogów było specjalnością Coin. Zdawało jej się, że niektórzy już się rodzili z takim nastawieniem wrogości do jej osoby. Zdawała sobie również sprawę, że jej opinia zawędrowała już dalej, niż ona sama. Mimo tego wszystkiego nadal uważała, że eliminacja jest najbardziej skuteczna. Byłaby nawet na tyle łaskawa, że gdyby musiała zabić Bertrama, zrobiła by to szybko i bezboleśnie. Nie przepraszałaby, ale z pewnością uśmiechała i to nie szyderczo czy złośliwie, acz przyjaźnie. W głowie Melanie układał się właśnie taki plan, że jeśli miałaby kiedykolwiek go pożegnać, to zrobiłaby to właśnie w powyższy sposób. Dziwne, bo śmierć innych była dla niej uciechą, którą nagradzała wiankiem złośliwości i upustu negatywnych emocji. Nie mogła powiedzieć, że się przywiązała, ani również o tym, że w jakiś sposób jej pojawienie się tutaj było powrotem. Była typem kobiety, która nie przyznaje się do takich rzeczy i Bert z pewnością dobrze to wiedział. Nie zdawała sobie oczywiście sprawy z jego planów. Odkrycie prawdziwej Melanie? A czy przypadkiem nie stała przed nim? Czy nie takiej jej pragnął? Uległej a jednak z wysuniętymi pazurami, gotowymi rozciąć skórę? Gdyby wiedziała, nie uwierzyłaby, że mężczyzna może mieć takie myśli. Czuła teraz tylko to, że obojgu zależało im w tej chwili na tym samym -fizyczności. Nie myślała o tym wszystkim w innych kategoriach, jak tylko o kolejnej przyjemności, którą dostała po długiej przerwie. Nie chciała już dłużej rozmyślać o tym wszystkim, o czym przed chwilą rozmawiali. Wolała się skupić na tym, co działo się teraz, jeśli to wszystko tak daleko zaszło. Bert osiągnął swój cel i mógł się tym cieszyć, a Melanie pozostawiła swe postanowienia tylko dla siebie, bo w innym wypadku, zaprowadziłoby ją to na drogę człowieczeństwa, którą przecież dawno porzuciła. -Odbieraj to jak chcesz. -zdążyła jeszcze odpowiedzieć, choć podejrzewała, że Bert odbierze jej słowa w zbyt pozytywnym sensie, biorąc je za komplement, a nie do końca tak było. Istniała taka jej część, która naprawdę miała go w tej chwili ochotę udusić. Nie potrafiła poradzić sobie z chłodnym spojrzeniem, jakim go obdarowywała, chyba był on zawarty w komplecie z młodą Coin i jej usposobieniem do życia. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że pocałunki na szyi nie sprawiając jej przyjemności. Nie przeszkadzała Bertowi w pozbywaniu się kurtki, a wręcz przeciwnie jeszcze mu pomogła i tak samo było w przypadku bokserki. Poczuła na ciele delikatny chłód wieczornego powietrza, ale szybko zostało ono zastąpione przez ciepło bijące od mężczyzny. Tak jak się spodziewał, nie pozostała mu dłużna, bo wędrując dłońmi po jego torsie, zaraz pozbawiła go marynarki. Chwilę później poluźniła krawat, który zaraz znalazł się na ziemi. Z przykrością musiała stwierdzić, że elegancja Bertrama była w tej sytuacji bez znaczenia. Znów wpiła się w jego usta, dając do zrozumienia, że nie ma dość pocałunków, a równocześnie zajęła koszulą mężczyzny, wcale nie obchodząc się z nią delikatnie, bo czuła jak za mocniejszym pociągnięciem jej palców guziki są rozpinane przez rozerwanie. Nie martwiła się jednak o ten fakt, z pewnością miał takich wiele w swojej garderobie. Przesunęła dłońmi po nagim torsie mężczyzny, badając jego strukturę i zawieszając tam na chwilę wzrok, przy czym na twarzy Coin pojawił się zadziorny uśmieszek. Nie, nie miała tak brutalnych zamiarów odwdzięczania się za postawienie ją pod murem, choć wciąż nie można było sądzić, że stała się całkowicie potulna. Pazurki wciąż były ostre i jeśli nie działały teraz, to mogły mieć do tego okazję za chwilę. -Pamiętaj, że wciąż jesteśmy na ulicy. -mruknęła Bertramowi do ucha, zbliżając się do niego. Może dlatego nie zdjęła z niego koszuli, pozostawiając ją rozpiętą na jego ciele. Skandal skandalem, ale marzeniem Melanie nie było lądowanie na pierwszej stronie gazety nago. Zapewne gdyby Gerard zobaczył taki artykuł w gazecie, rozerwałby kobietę na kawałki, nie zwracając uwagi na jej stanowisko i pochodzenie. Wtedy Bert mógłby jedynie poznawać dokładnie jej anatomię wnętrzności, a nie wnętrza. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Maj 04, 2014 9:31 pm | |
| Dla Berta byłoby to dość ważne, oczywiście pod warunkiem, że w jakikolwiek sposób by się o tym dowiedział. W końcu Melanie była narzeczoną Gerarda, a ten facet był dla niego kimś na kształt przyjaciela. Może i Graveworth lubi kobiety, ale znajdzie tutaj zastosowanie pewna zasada "broes before hoes". Czasem wypadałoby się do niej zastosować, a w tym przypadku już szczególnie. Wszystko jednak się zmienia, kiedy już do takiego zbliżenia doszło. Bo co powie wtedy Gerowi? Wybacz, ale przespałem się z Twoją narzeczoną? Niee. Lepiej niech Coin tego nie wyjawia, bo nie będzie zbyt ciekawie. Może i nie znał Melanie, ale to właśnie ona powinna wiedzieć trochę o nim. Przecież to kompletnie niepodobne do niego, żeby wykorzystywać siostrzaną miłość do swoich własnych celów. Zresztą czy Coin naprawdę myślała, że każdemu zależy na tym, żeby tylko ją zniszczyć? Gdyby tak było, to Bert nie stałby tutaj, a już kombinował jak się jej odwdzięczyć za pobicie. Dopóki ona bezpośrednio nie czyhała na jego życie, dopóty on do niej nic nie miał. Oczywiście nawet gdyby wyszedł jakiś powód, to i tak nie mieszałby do tego najbliższych członków jej rodziny. W końcu ma zatarg z nią, a nie ze wszystkimi z jej otoczenia. Jest to dość spora różnica dla człowieka wyznającego pewne zasady, a takim z pewnością jest Bertram Graveworth. A nad samym zaufaniem się jeszcze popracuje. Może to właśnie Bert będzie pierwsza osobą, która dostąpi tego zaszczytu? Oczywiście prawdopodobnie zaraz za Almą Coin i przyszywaną siostrą Melanie, ale to już szczegół. Prawie pierwszy! Wysłanie do Kwartału nie byłoby skuteczne, ale o tym już pisałem wcześniej. Jednak czy eliminacja Bertrama byłaby dla Melanie taka łatwa? Naprawdę pociągnęłaby za spust i bum? Znając Gravewortha nie robiłby przy tym problemów. Nawet zaproponowałby pocałunek na pożegnanie, a może nawet coś więcej. Tylko czy opłaca się zabijać jednego z niewielu ludzi, którzy zdają się nie zwracać uwagi na to, jak inni postrzegają Melanie? Bo tak było naprawdę. Graveworth nie przejmował się plotkami, ani rzekomymi sensacjami na jej temat. Może i nie znał jej dokładnie, ale te kilka dni spędzonych razem dawało mu dośc jasny obraz na jej osobę. Strach ma tylko wielkie oczy, a Melanie naprawdę dało się lubić. Zresztą kobieta chyba wiedziała, ze zachowuje się w stosunku do niej inaczej, niż reszta. Może i zganiała to wszystko na fizyczność, ale niestety nie tylko ona gra tutaj skrzypce. Wiedział o tym doskonale, dlatego tak chętnie zaczepiał o ten temat, żeby nadal próbowała wypchnąć to ze swojej głowy. A nawet jeśli się tym nie przejmowała, to zawsze warto dalej próbować. Pragnął poznać ją bez tej zbędnej maski buntowniczej dziewczynki. Bertram nie postrzegał kobiet tylko w kategoriach fizyczności. Mogłaby stanąć przed nim i najpiękniejsza modelka. Co z tego, że ciało jest jeśli nie miałaby nic mądrego do powiedzenia? W przypadku Melanie w jedno łączy się uroda, błyskotliwość, złośliwość i sarkastyczne wypowiedzi. Nie mógł też zaprzeczyć temu, że z pewnością jest inteligentna. W przeciwnym wypadku już dawno dałaby się wodzić jakiemuś facetowi za nos, a tymczasem jest ona, jak to ładnie się określa, tygrysicą. Jak widać, Graveworth nie skupia się tylko na opakowaniu, które prawdę mówiąc może się znudzić. Ważniejsze są inne niuanse niedostrzegalne na pierwszy rzut oka. Oh, ktoś tu ucinał już dyskusje. Czyżby to oznaczało, że również wkręcił się w tę całą zabawę, która stawała się coraz przyjemniejsza? I to oczywiste, że Bertram przyjmie to jako komplement. Niezależnie od pozytywnego czy negatywnego wydźwięku tego zdania paradoksalnie i tak jest to schlebianie mężczyźnie. W końcu naprawdę wątpił w to, że Melanie rzuca takimi określeniami na lewo i prawo. Byli ludzie lepsi i gorsi, a skoro Bert jest najgorszy to musiał sobie na to czymś zasłużyć. Na widok, który rozpościerał się przed nim prawdopodobnie też. Nie wiadomo czemu, ale mężczyzna lubił się nim napawać. Właśnie dlatego jego oczy teraz rak dokładnie lustrowały ciało Coin, kiedy ta zajmowała się rozrywaniem jego koszuli. Swoją drogą ciekawa sprawa, że sama przejmowała się o to, że są na ulicy, a tymczasem ubranie Berta będzie jednoznacznie wskazywało, że wdał się przynajmniej w bójkę. Właśnie dlatego postanowił, że nie będzie zwracał uwagi na ewentualnych przechodniów. - Pieprzyć ulicę. - jasno dał to do zrozumienia Coin, korzystając z okazji, że na razie to on tutaj rządzi. Co prawda po chwili się zreflektował, ale nie miał najmniejszego zamiaru informować o tym Melanie. Niech się zastanawia czy faktycznie miał to na myśli. W każdym razie dłonie Berta przeniosły się teraz na brzuch kochanki, aby następnie zająć się jej spodniami. Bieliznę zostawi już prawie na miejscu, skoro jednak tak bardzo zależy jej na zachowaniu prywatności. Jednak zanim przejdą jeszcze do finałowego aktu mężczyzna chciał zrobić jeszcze jedno. Coin miała zapamiętać dokładnie to spotkanie, wszystko czego tutaj doświadczyła i każde uczucie temu towarzyszące. Właśnie dlatego jego pocałunki przenosiły się coraz niżej, a wargi drażniły kolejno dekolt, brzuch, a następnie nawet uda. Jedna noga została zarzucona na ramię Bertrama, żeby było jeszcze wygodniej. Graveworth spodziewał się, że uwielbienie brutalności Melanie ma swoje granice. Zresztą ta nie zawsze jest pożądana, więc zaczął od czegoś innego. Nie oznaczało to oczywiście, że nie przeszli do właściwej części całego spotkania, na które zawsze był przygotowany, czego najlepszym dowodem była prezerwatywa. Nie mogli pozwolić sobie jednak na zbyt dużo w takim miejscu, wobec czego podniesienie Melanie na wysokość swoich bioder wydawało się idealnym rozwiązaniem. Dzięki temu nie będą zwracali na siebie uwagi, a dodatkowo Bertram cały czas będzie mógł na nią spoglądać. To była dość ważna część, bowiem jedynie wtedy mógł ujrzeć spełnienie na twarzy Coin. Żadne złowrogie, pełne nienawiści grymasy, a czysta rozkosz. Czyż właśnie nie o to mu chodziło? Sprawi, że Melanie z trudem będzie utrzymywała głos w gardle, jej paznokcie zaciskać będą się na jego skórze, a ciałem będą wstrząsać kolejne spazmy przyjemności. Dokładnie to na celu miała ich mała gra i oboje doskonale o tym wiedzieli. Jedno z nich mogło się do tego nie przyznawać, ale i tak było to doskonale widoczne. Zresztą dla takiego efektu Bertram mógł przymknąć oko na tą udawaną obojętność. |
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pon Maj 05, 2014 8:35 pm | |
| Z pewnością fakt ten sam kiedyś wyjdzie na jaw, a Melanie nawet dobrze wiedziała kiedy, ale póki mogła, nie uświadamiała o tym Bertrama, dając mu czas na zastanowienie się, czy będzie chciał dalej utrzymywać z nią kontakt po tym, co się okaże być prawdą. Oczywiście Melanie nigdy nie była święta i to było jasne, ale sama również nie miała pojęcia o tym, że jej narzeczony może się znać z jednym z kochanków. Chociaż nie byłoby to aż tak dużym zdziwieniem, bo jakby nie patrzeć Bertram jako producent broni nie mógł być daleko od rządowych pracowników. Melanie nie lubiła poznawać ludzi, tak jak oni nie lubili poznawać jej. Działało to właśnie na takiej zasadzie. Może dlatego sam wizerunek Bertrama jako właściciela dużej firmy, chodzącego w garniturze i manipulującego własnym otoczeniem, dał jej obraz, który był w jej mniemaniu wystarczający i wzbraniała się przed dalszym zgłębianiem jego osobowości, której znać nie musiała, gdyż ich znajomość polegała na czystej cielesności i Bertram bardzo dobrze to wiedział i zapewne wiele razy widział, gdy po udanej nocy po prostu zbierała swoje ubrania i zostawiała go samemu sobie. Dlatego Bert musiał się jeszcze wiele nauczyć, również jeśli chodzi o zaufanie, które przecież tak łatwo stracić i którym obdarowywała niewielu, a jak już to robiła, to okazywało się, że znów źle trafiła. Mogła to również stwierdzić na ostatnim przykładzie pewnego człowieka, ale nie chciała ruszać tego tematu. Postrzeganie młodej Coin bardzo często było ograniczane przez nią samą. O ludziach często myślała w kategoriach przydatności, a uczucia odstawiała na zakurzoną półkę. Umiała stać się człowiekiem, by później nagle stwierdzić, że jednak to zła droga. Nigdy na zbyt długo nie pozostawała aż nazbyt grzeczna, bo szkodziło to na jej wizerunek. Potrafiła komuś strzelić prosto w głowę i nie zwracała uwagi na to, że ten ktoś miał dzieci, rodzinę czy był jej znajomym. Jeśli kiedykolwiek miałaby dostać rozkaz zabicia Bertrama, zrobiłaby to. Wiedziała tylko, że przed wykonaniem egzekucji odwróciłaby wzrok, bo nawet ona miała duszę i nie chciałaby, by jego spojrzenie prześladowało ją do końca życia. A co do koszuli, Mel najzwyczajniej w świecie stwierdziła, że nie będzie ją obchodziło to, jak Bert będzie wyglądał podczas powrotu do domu, jeśli ona pójdzie w swoją stronę, a on w swoją. Pomijając fakt, że i tak krew na ubraniach obojga nie wskazywała na to, co się tak naprawdę działo. Ale gdyby mężczyzna chciałby kiedykolwiek bić się w jej obronie, to czemu nie. Chętnie by na to popatrzyła, a i może jeszcze jakiś mały zakład obstawiła na tego, kto by wygrywał, bo przecież nie założyłaby z góry, że Bert musi być tym dominującym w bójce. - Pieprzyć ulicę. -zarejestrowała jego słowa, ale jakoś nie rozmyślała nad nimi długo. Tak naprawdę stało jej się dość obojętne to, o co się przed chwilą martwiła, bo będąc na tym etapie nie mogła wiele zrobić z tym faktem. Bardziej wolała się zająć faktem, w którym mężczyzna pozbawiał ją spodni, a ona sama zbliżyła twarz do jego szyi, dłońmi odginając kołnierz koszuli i wykorzystując ten moment do zostawienia na jego skórze kilku drobnych śladów, które miały być widoczne przez najbliższe dni. Każdy kolejny pocałunek, dotknięcie ustami na różnych częściach ciała, wywoływały zadowolenie Coin, a z jej ust wydobyło się ciche mruknięcie. Nie zwracanie na siebie uwagi w takiej sytuacji raczej było ciężkie, ale najwyraźniej Coin przestała się tym przejmować już chwilę wcześniej, a gdy Bertram znów wrócił na wysokość jej twarzy, ta przyciągnęła go do siebie bardzo blisko za pasek spodni, tak że na własnym ciele poczuła skutki swoich wcześniejszych igraszek. Dlatego nie zdziwiła się, że już chwilę później mężczyzna uniósł ją na wysokość swoich bioder, gdzie teraz mogła patrzeć mu prosto w oczy i nie potrzebowała do tego szpilek. Zanim przeszli do sedna sprawy, Mel pocałowała Bertrama, zaczepnie zagryzając najpierw jego język, a później wargę, ale nie brutalnie, bo nie miała zamiaru doprowadzić do kolejnego krwawego aktu. (...)Kiedy znów stała na ziemi, zsunęła dłonie z pleców mężczyzny i patrzyła mu przez chwilę w oczy. Nie przeszkadzała jej nagość, ciężki oddech, czy zmęczenie. Tak naprawdę uświadomiła sobie, że chciałaby jeszcze raz do niego przylgnąć i ukryć się w ramionach, chociaż na parę sekund. Jak szybko ten pomysł pojawił się w jej głowie, tak szybko skarciła się za jakąkolwiek czułość, którą dopuściła do myśli i zaczęła się wewnątrz śmiać z własnego irracjonalizmu. Dlatego też zerwała kontakt wzrokowy i schyliła się po bokserkę, która leżała na ziemi. Dopiero gdy trzymała ją w dłoniach dostrzegła, że jej palce pozostawiają czerwone ślady na materiale. Coin założyła górną część ubioru i nie przejmując się wiele, że nie ma na sobie reszty ubrań, ominęła Bertrama i stanęła za jego plecami, przeciągając po nich dłonią. Na białej koszuli w niektórych miejscach pojawiły się wyraźne czerwone ślady krwi, które pozostawiły na ciele jej paznokcie rozcinające skórę kilka chwil wcześniej. Na ustach kobiety pojawił się rozproszony uśmiech, który bardzo szybko zniknął, gdy znów stanęła między ścianą a mężczyzną. Nie chciała by dostrzegł ten wyraz twarzy, bo to co pozostawiła na jego ciele było w większości jego triumfem, przy czym nie chciała myśleć o tym, że Bertram i tak osiągnął to co chciał, bo gdy jeszcze niedawno jej ciało drżało w jego objęciach, z ust co jakiś czas wyrywały się niepowstrzymane jęki, a ciało uginało mimowolnie pod jego ruchami -to wszystko świadczyło o jednym, że właśnie ten mężczyzna był jej spełnieniem, doprowadzającym do ekstazy, którego nie potrafiła się pozbyć. Nie czekając długo, ubrała się w resztę swoich rzeczy, oprócz kurtki, którą trzymała w dłoni, bo otarcia od ściany, którą miała za plecami były jedynym bolesnym utrapieniem, które mimo wszystkich nader pozytywnych emocji zaprzątały jej głowę. Każde z nich dostało to, co chciało, a kobieta jeszcze na chwilę zawiesiła wzrok na jego szyi, która nosiła ślady jej obecności, a następnie twarzy, by zaraz jej rozpalone wnętrze ostygło, pokrywając jej oczy chłodem, choć przecież i tak dobrze wiedziała, że zbyt dużo mu pokazała. Nie chciała dotykać jego ciała, bo samo wspomnienie parzyło ją tą ekscytacją, jaką przeżywała jeszcze chwilę temu, a przecież okazywanie emocji po udanym seksie nie było w jej stylu. Wystarczająco sama była zmieszana tym, że potrafiła się tak zachowywać i czuć się dziwnie, patrząc mu teraz w twarz i zbierając się do tego, by odwrócić się i odejść w stronę z której przyszła. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sro Maj 07, 2014 6:56 pm | |
| Jednym z kochanków? Może i Bertram zdawał sobie sprawę z tego, że Melanie traktuje to wszystko bardziej jak zabawę czy też spełnienie swoich fantazji, ale bycie jednym z wielu nigdy nie będzie mu odpowiadało. Nieważne jak szanował i ubóstwiał daną kobietę, to nigdy nie będzie się godził na to, żeby poza nim był ktoś jeszcze. Jest to pewna fundamentalna zasada, której zawsze ma zamiar się trzymać i będzie to robił. Właśnie dlatego tak ciężko przewidzieć co zrobi, kiedy dowie się prawdy. Być może dużo będzie zależało od podejścia samej Coin, chociaż patrząc na jej charakter, to naprawdę ciężko będzie się spodziewać czegoś wylewnego. To trochę skomplikowane - jak status na facebooku. To całe wzbranianie się przed poznaniem Melanie było takie trochę na wyrost. W końcu wiadomo, że każdy, nawet najgorszy człowiek ma jakąś dobrą stronę, a jednak niektórzy po prostu nie chcieli się trudzić. Nie inaczej było z Bertramem, który w tamtym czasie zwyczajnie nie przejmował się tym czy Melanie go opuszcza czy też nie. Kiedy jednak dzisiaj znowu ją zobaczył coś sobie uświadomił. Właśnie przed nim stała kobieta, z którą spędzał jedynie chwile i to dość specyficzne. Nawet raz się po nich nie pocałowali, nie zostali ze sobą na dłużej czy też nie rozmawiali. Oczywiście jakaś wymiana zdań była, ale w żadnym wypadku nie można tego nazwać porządnym dialogiem. Wiedział jednak, że przeszłości nie zmieni, więc chciał odpracować teraz. Całkiem możliwe, że wtedy był przytłoczony przez Coin. Wiedział, że ta nie oczekuje od ich "związku" niczego więcej, więc sam też nie chciał wychodzić naprzeciw, a przy okazji się ośmieszać. Teraz można jednak powiedzieć, że jest znacznie pewniejszy siebie i właśnie dlatego postawi wszystko na jedną kartę, nierzadko sprawiając, że blondynka się zakłopocze. To będzie najciekawsze! Jej reakcje i kolejne ruchy, a może nawet i kroki, które podejmie, żeby się go pozbyć jak stało się to ostatnim razem. Czemu niby miałoby się to nie powtórzyć? Skoro odwróciłaby wzrok to oznaczałoby to, że ma duszę. Podejrzewam jednak, że w razie takiej sytuacji Bertram znacznie ułatwiłby jej całą sytuację i albo przejął od niej broń zabijając się samemu, albo też dodałby jej trochę słów otuchy. Chociaż chyba lepiej zadziałałby tutaj prowokacja. W końcu Melanie nie dałaby się nazywać tchórzem, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wszystko poszłoby idealnie, jak po sznurku. No, ale do takich czarnych scenariuszy jest daleko. Całkiem możliwe, że też nie nadejdą. Najważniejszy jest jednak fakt, że nieważne jak bardzo wzbraniałaby się przed człowieczeństwem, to nadal w niej siedzi. Graveworth dołoży wszelkich starań, żeby je z niej wyciągnąć na światło dzienne. O ile nie w stosunku do wszystkich, to przynajmniej w stosunku do siebie. To jego cel na chwilę obecną. Nad kolejnymi jeszcze się zastanowi, bo wiele może się zmienić. No tak. Najlepiej zepsuć, a później umywać od tego ręce. Tak prosto jednak nie będzie, bo Bert już wymyślił jak sobie z tym poradzić. Co prawda będzie świecił gołą klata, ale może przy okazji przyciągnie wzrok jakichś przechodniów? O ile Ci o tej godzinie będą szlajali się po ulicach. Niemniej jednak również ta cecha Mel była urzekająca. Nie martwiła się o konsekwencje, jeśli czegoś chciała, to zwyczajnie to brała i miała gdzieś co inni o tym sądzą. To zdecydowanie, chęć dominacji i pewność siebie chyba tak bardzo pchały do niej Gravewortha. Chciał zobaczyć kto przetrwa to zderzenie charakterów. Oczywiście obstawiał siebie, a Coin niedługo się przekona jaki potrafił być upierdliwy. Każde jęknięcie czy mruknięcie było muzyką dla uszu bruneta. Uwielbiał kiedy kobieta czuła się w jego towarzystwie dobrze, a z Melanie bez wątpienia tak było. I chyba nie ma w tym nic dziwnego, że z tygrysa zamieniła się w potulnego kotka. Trzeba przyznać, że w tym wydaniu była jeszcze słodsza. Tylko jedno go zdziwiło, chociaż cudem to zarejestrował. Czy ona właśnie zrobiła mu malinki? Nigdy wcześniej się to nie zdarzało, a przecież spali ze sobą już dużo razy. Później ją o to zapyta, bo jeśli ma na celu znaczenie terenu, to przecież i tak zrobiła to już dość skutecznie. Jedyną wadą Melanie był fakt, że rzadko kiedy chciała być ze sobą szczera. Zatraciła sie do tego stopnia we własnym wizerunku, że sama wmawiała sobie coś, co jest nieprawdą. Z tego jednak też będzie dało się ją wyleczyć przy odrobinie cierpliwości. Teraz Bertram skupiał się jednak na ciele, które nie tak dawno temu znajdowało się bezpośrednio przy jego. Cały czas czuł zostawione przez nią ciepło, a mimo tego spoglądała teraz na niego tak, jak gdyby nic pomiędzy nimi się nie wydarzyło. Zaraz jednak się to zmieni, ale najpierw trzeba było ubrać spodnie. To jednak trwało chwilę i teraz Melanie znowu została przyciągnięta do Bertrama. może i się przed tym wzbraniała, ale znów musiała poczuć przy sobie jego ciało. - Możesz się tego wypierać, ale naprawdę słodko wyglądasz przy tym udawaniu. - powiedział prosto, bez ogródek, a żeby być bardziej bezpośrednim zwyczajnie ją pocałował zanim miała czasz cokolwiek odpowiedzieć. Mogła mówić co chciała, ale nie przekona go, że już nic nie czuje, skoro przed chwilą jęczała mu do ucha. Przecież to dość oczywiste. Cały pocałunek nie trwał jednak jakoś specjalnie długo, bo sam Bert musiał się ewakuować. Po takiej akcji jeszcze mu się dostanie i znowu będzie bolała go twarz. Swoją drogą, skoro mowa o bólu, to jego plecy zaczynały szczypać. I dowiedział się co było przyczyną dopiero, kiedy sięgnął do nich ręką. Były we krwi? Spojrzał na Coin pytająco, ale zaraz znowu się uśmiechnął. To był jednoznaczny dowód na to, co wcześniej powiedział.Udawała ten chłód i obojętność. To już jakiś krok do przodu. Ba! Zdecydowany krok do przodu, bowiem Bert nie przypomina sobie, żeby wcześniej coś takiego miało miejsce. Melanie zwyczajnie o nim zapominała i szła w swoją stronę. Teraz jednak się tak nie stało. - Odprowadzę Cię. - zakomunikował jeszcze, żeby nawet przez głowę jej nie przeszło, że jest inaczej. To nie była propozycja, ani też prośba. Zresztą niech teraz idzie obok Bertrama w rozerwanej koszuli, skoro sama się do tego przyczyniła. To miała być jej mała kara, bo wtedy wszystko będzie wyglądało dość jednoznacznie. W połowie roznegliżowany mężczyzna, krew, malinki na jego szyi. Łącząc to wszystko z zapędami Coin ktoś mógłby się dość łatwo połapać co właśnie pomiędzy nimi zaszło. Córce prezydent pozostało się jedynie modlić o to, żeby nikogo nie spotkali po drodze. - A może pójdziemy trzymając się za rękę? - spojrzał na nią dość wymownie, oczywiście się drocząc. W żadnym wypadku nie zamierzał się z niej naśmiewać. Zwyczajnie chciał rozluźnić atmosferę, bo jeśli Melanie będzie miała za co go opieprzać, to w mig zniknie to dziwne uczucie, które ją pożera od środka. Tak przynajmniej brzmiała diagnoza doktora Bertrama, a Coin powinna się do niej dostosować dla własnego dobra. |
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Czw Maj 08, 2014 2:05 am | |
| Wierność. Niby tak proste słowo, a słownik młodej Coin go nie zawierał. Nigdy nie zwracała uwagi na te wszystkie szlachetne wartości, które przeciętny człowiek uważał za swoich przewodników. Czystość, uprzejmość, wielkoduszność, wrażliwość, umiejętność wybaczania... W czym to ostatnie było bezwarunkowym tematem tabu. Wszystko zebrane w całość tworzyło człowieka pełnego ideałów, a Melanie była tego przeciwnością. Samo okrucieństwo i aż nad wyraz duża odwaga stawiały ją na miejscu człowieka, którego nie umieszcza się na liście przyjaciół. A jeśli nawet Coin takowych miała, to każdy z nich zaznał jej egoizmu. Zawsze uważała siebie za kogoś, kto nie powinien spoufalać się z przeciętnymi osobami, dobierając sobie doborowe towarzystwo i właśnie to doprowadziło ją do tego, jaką osobą teraz jest. Wiele razy gubiła się w sobie, ale nigdy nie doprowadzało jej to do szału. Jej dobra strona? Coin po prostu zawsze uważała, że człowiek jeśli już posiada duszę, to jest ona zwyczajnie podatna na wszystkie otaczające ją czynniki. Zachowania innych ludzi i własne. Dla Mel liczyły się tylko te drugie. Kiedy pierwszy raz zabiła, pierwszy raz torturowała -wpadła w trans, który stał się jej życiem. Ścieżka, którą podążała była usłana trupami, po których dumnie kroczyła i zawsze było jej z tym dobrze. Nie potrzebowała swojej dobrej strony. Była ona jak porzucona w dzieciństwie zabawka, która została zastąpiona narzędziami. Zaczęła sobie tworzyć własne rozrywki, które kończyły się krwią lub spazmami ekstazy. Bert myśląc o ich przeszłości nie mylił się zbyt wiele, bo Mel idąc z nim pierwszy raz do łóżka, nie darzyła go sympatią. Był po prostu intrygujący, a ona przy każdej kolejnej okazji z nim czy innym mężczyzną wykorzystywała fakt, że wielu dałoby wiele, by chociażby w minimalnej dawce doświadczyć tego, co potrafiła wyprawiać w nocy, gdy nikt nie patrzył, a Coin wpadała w swój trans. To wszystko ciągnęło się od tylu lat, że powrót do człowieczeństwa wydawał się trudny, nawet w stosunku do jednostki, a jednak tego wieczoru zdołała się złapać na odruchach, które nie świadczyły o Melanie Coin, którą każdy znał. Czas spędzony z Bertramem zawsze wydawał się ulotny i nie zamierzała tego zmieniać. Nie obchodziło ją czy miał inne kobiety, choć była tego pewna. Myśl, że coś mogłoby się zmienić wywoływała u niej zaniepokojenie, które szybko rozpływało się w wewnętrznym ironicznym śmiechu. W końcu czy nie doprowadziło ich to wszystko do cielesnej przyjemności? Może Graveworth był świadom lub nie, ale klasyfikacja mężczyzn dla Melanie opierała się na filarze przydatności, w czym Bert do niedawna ich wcześniejszej znajomości znajdował się dość wysoko, jeśli chodzi o przynoszenie przyjemności, a później okazało się, że na dłuższą metę mogłoby się to okazać niebezpieczne, o czym mogła zacząć przekonywać się w momencie, gdy postanowiła zgodzić się na to spotkanie. Zawsze wystarczył jeden, celny strzał, by pozbyć się kłopotu. Pozbawić niepotrzebnego balastu, choć była świadoma, że bycie człowiekiem wiąże się z problemem czucia. Nie wypierała tego, po prostu znajdowała odpowiednie zamienniki. Oczy były najgorszym przeciwnikiem, bo to właśnie one zostawiały ślady na duszy. Może dlatego młoda Coin wyrobiła w sobie tą maskę, która przysłaniała tęczówki całkowitą obojętnością, której tak wielu doświadczyło. Wiele razy zdarzyło się, że jej spojrzenie przecinało się z czyimś, po czym padał strzał. Widziała jak kogoś oczy w sekundzie tracą to wewnętrzne ciepło. Wiodąc takie życie przyzwyczaiła się do tego, a nawet patrzyła z satysfakcją, jak pozbawia kolejne rodziny matek lub ojców. Doświadczenia głębokich odczuć zrzucała na drugi plan, a świadomość śmierci innych była wtedy daleko w wyobraźni, bo gdy grono bliskich było zawężone, to nie musiała się o nich martwić. Rozpacz była czymś wyimaginowanym, bo przecież nie miała słabości, a świat w jakim żyli w większości polegał na ich znajdywaniu. Dlatego Bertram był wyjątkiem, w który Melanie nie wierzyła. Każdy z jej otoczenia wykorzystałby fakt, że na kimś jej zależy i posłużył się nim do zwycięstwa, dlatego osoby, którym ufała musiały być równie silne jak ona. Te wszystkie myśli zostały porzucone w przeciągu kilku sekund, gdy Melanie znów mogła poczuć przy sobie ciało Bertrama, kiedy została przez niego przyciągnięta. Nie było to coś, czego mogłaby się spodziewać, wręcz idąc za jej myślą, prościej byłoby się po prostu pożegnać, lecz przecież już to sprawiło jej wcześniej trudność, choć nie zastanawiała się nad tego przyczynami, jeszcze nie teraz. Chwilę później miała przyjemność (lub nieprzyjemność) usłyszeć zdanie, po którym wiele słów cisnęło jej się na język, jak i chęć odepchnięcia od siebie Bertrama, ale ten zrobił coś, co na tyle zdezorientowało Coin, że zapomniała o fakcie, iż nie powinna się na to zgadzać, a odruchowo odpowiedziała na pocałunek, by w tym samym momencie, w którym mężczyzna się odsunął, zrobić krok do tyłu i zetknąć się ze ścianą. Spojrzała na niego z uniesioną brwią w milczeniu, jakby miała ochotę wgryźć mu się w szyję jak dzikie zwierzę i rozszarpać wszystkie znajdujące się w niej żyły, które miałyby pięknie splamić i tak jego zakrwawioną koszulę. Zarzuciła na siebie kurtkę, którą wcześniej trzymała w dłoni, by ukryć brudną w krwi bokserkę i nie spoglądając na Berta, minęła go i zaczęła iść przed siebie, ale szybko okazało się, że ten nie da tak łatwo za wygraną, a słysząc jego słowa miała ochotę zaśmiać mu się w twarz. A jednak milczała jak zaklęta, nie komentując niczego, dopóki nie odezwał się ponownie. -Wierzę, że lubisz tą rękę na tyle, by tego nie robić. -odpowiedziała zaraz, nie mogąc się powstrzymać od obrazu, w którym ścięgna łączące dłoń z przedramieniem zostają rozłączone, a kość chrupie pod naciskiem narzędzia i siły swojego oprawcy. Niestety Coin miała odruchy takich wyobrażeń zakodowane głęboko w sobie i nic nie mogła poradzić na fakt, że jej natura przywoływała takie obrazy do umysłu. Niezawodny doktor Bertram i tak pozostawał tylko Bertramem, który drocząc się bardzo irytował Coin, więc chcąc mu się odszczeknąć za wcześniejsze słowa ugryzła się w język, wciąż nieco zdziwiona faktem pocałunku. Nawet nie wiedziała kiedy znaleźli się kawałek dalej od samej rzeki, gdzie i tak panowała głucha cisza, ponieważ miasto pogrążyło się w mroku i nocnej ciszy. Melanie szła przed siebie nie spoglądając w bok, z dłońmi wsuniętymi do kieszeni spodni, jakby to, że nosiła ślady krwi, jak i również idący obok niej mężczyzna w podobnym stanie, nie miało żadnego znaczenia. W końcu jednak zatrzymała się i stanęła do niego twarzą. -Znajdź sobie inną słodką istotę. -mruknęła w bardzo słodki sposób i mimo swych słów zrobiła to, co mężczyzna wcześniej, lecz całując go drażniła palcami podrapane plecy. Krótki pocałunek nie zmienił jednak jej nastawienia, bo chwilę później patrzyła na niego tym samym wzrokiem jak wcześniej, z tym faktem, że na jej ustach pojawił się dziwny, niby zadziorny uśmieszek, który zawsze widniał na jej twarzy po udanej zabawie, a jednak dało się wyczuć pewną niepewność, gdy odwracała się do niego tyłem i wyraźnie dała znać, że zna drogę do swojego mieszkania. Nie była nastawiona na odprowadzanie jej pod drzwi, a już z pewnością przedłużanie tego wieczoru, choć opcja jeszcze kilku przyjemnych chwil, tym razem w łóżku, mogłaby się wydawać ciekawa, a jednak niezrozumienie zachowania Berta upewniło ją w fakcie, że nie chciałaby się obudzić o poranku i uświadomić, że on wciąż jest blisko. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Czw Maj 08, 2014 7:23 pm | |
| Nie oznacza to, że Coin musi już taka pozostać. Nieważne jak bardzo by się tego wypierała, to nadal jest człowiekiem, a ten ma pewną znamienną cechę, której nigdy się nie wyprze. Lubi się zmieniać tak samo, jak pogoda. Melanie może walczyć z tą przedziwną siłą i się jej przeciwstawiać, ale nigdy do końca w tym boju nie wytrwa. Dwojenie, a nawet trojenie się nie zapobiegnie temu, że chcąc czy też nie, zawsze odrobinę zboczy ze ścieżki, która sobie obrała. Trzeba to zawsze brać pod uwagę, bo jeśli się tego nie robi, to zwyczajnie można nazywać się naiwnym. Dlatego też można przypuszczać, że Bertram z hukiem wpadnie do tego doborowego towarzystwa i uplasuje się na dość wysokiej pozycji. Znając jednak tego człowieka, pewnie będzie chciał dotrzeć nawet tam, gdzie inni jeszcze nigdy się nie znaleźli. Oczywiście Melanie może mu przeszkadzać, ale i z nią sobie poradzi. Dał radę teraz? Da rade i później! Widać tutaj dużą, istotną różnicę w podejściu i celach obu osób. Swoją drogą nie wiem czy u kogoś można by wykazać podobieństwo do rozumowania Melanie. Może kilkunastu osób siedzących w najcięższych więzieniach? O ile jeszcze ich nie zabito. Nie należy oczywiście też zapominać o samym naczelniku więzienia, którego wielu ma za najgorszego sadystę w całym Kapitolu. Graveworth nie zna jednak tej strony. Wie, że dobrze się z nim pije i rozmawia o pierdołach przy piwie. Swoją drogą nie zna nawet dokładnie jego przeszłości czy rodziny. Nie wie, że ma córkę, narzeczoną, ani skąd pochodzi. Dlatego też nie rozumiałby ludzi, którzy tak bardzo na niego psioczą. Co zaś tyczy się panny Coin, to chyba przekonała się, że nie zawsze cielesność da się oddzielić od duchowości. Bertram zorientował się w tym już dawno temu i własnie dlatego każda kobieta, z którą poszedł do łóżka coś dla niego świadczyła. Nie chodzi mi tutaj oczywiście o miłość czy nawet zauroczenie, ale oczywiście nie były to przypadkowe jednostki, które zaciągnął do siebie po to, żeby dać upust swoim żądzom. Każda czymś go zaintrygowała i każda miała szanse na to, żeby jego spojrzenie na nią przekształciło się w coś poważniejszego. Nie zawsze oczywiście tę szanse wykorzystywały, ale to była już inna bajka. Filar przydatności? Nie wiem czy cieszyć się z tego, że Bertram plasował się dość wysoko czy niepokoić, że w ogóle się tam znalazł. Mężczyzna wiedział, że dla Melanie nie znaczy to nic szczególnego, ale nie był świadomy, że ma to aż tak wysoki stopień. Łudził się, że przynajmniej darzy go jako taką sympatią i jak widać na próżno. Lepiej jednak mu tego nie uświadamiać! Na razie niech żyje błogą nieświadomością, skoro w Coin jednak zaczyna się coś budzić. Wystarczy się odpowiednio nią zajmować i być może nawet coś z tego wykiełkuje. Strzał z broni rozwiązuje wszystkie problemy, o czym doskonale wiedział też Bertram. Jest to jednak rozwiązanie jedynie docelowe. Prawda jest jednak taka, że nie wystarczy nie czuć na sobie oczu trupa, zeby całkowicie pozbyć się tego uczucia. Nie jestem w stanie rozgryźć jak jest to w przypadku Melanie, ale Graveworth miał tutaj dość specyficzne podejście. Sam tez zabił w swoim życiu kilka osób i to niekoniecznie słusznie. Żadnych wyrzutów czy zahamowań nie odczuwał jedynie w stosunku do osób, co do których żywił szczerą nienawiść. Uczucie tak silne jak jad albo kwas. Powoli skapywało wgłąb serca człowieka, robiło w nim dziurę i dostawało się coraz głębiej, stopniowo wypalając go od środka. Nierzadko właśnie takie emocje pchają kogoś do przodu. Trzeba jednak pamiętać, że z każdym krokiem postawionym w gniewie zapadamy się o pół metra w dół i staczamy coraz bardziej. Bertram mimo to zabijał. I właśnie o to chodzi, że do tej pory pamięta twarze wszystkich, do których śmierci się przyczynił bezpośrednio lub też tylko pośrednio. Oczywiście w tym pierwszym przypadku było znacznie gorzej, bo czasem budził się z koszmaru z ich udziałem. Dawał sobie jednak radę, co zresztą widać na załączonym obrazku. Akurat o niego nie trzeba się martwić. Jest silny. Nie spodziewał się, że Melanie będzie przy tym taka potulna. Ba! Nie spodziewał się, że nawet odwzajemni jego pocałunek. O ile mogła zwyczajnie stać i czekać aż skończy ją całować, o tyle dziwnym było, że sama się do tego przyłączyła. Dlatego nie udało się ukryć satysfakcji, która malowała się na twarzy Berta, kiedy kobieta spoglądała na niego wzrokiem, w którym doskonale widać było żądzę mordu. Wyglądał przy tym jak myśliwy, który znalazł długo wyczekiwany okaz, więc doskonale się uzupełniali. Był jednak jeden, dość drobny mankament. Na wygranej pozycji był Bertram, który w żadnym wypadku nie obawiał się o swoją tętnicę, kark i inne! Gdyby miał już zostać uszkodzony, to Melanie zrobiłaby to dawno temu, a już na pewno po tym, na co sobie przed chwilą pozwolił. Ta natomiast zachowywała się trochę tak, jakby spiłowano jej pazury i stępiono kły. O nie, nie, nie! Tak łatwo mu nie ucieknie. To nic, że Bertram musiał się przez nią ubierać w drodze, ale i tak ją dogonił. To jeszcze nie był koniec męczenia jej. Wcześniej Graveworth popełniał już takie błędy i nie odzywał się słowem, kiedy byli po wszystkim. Teraz chciał za to spróbować czegoś innego, czegoś bardziej odważnego i miał nadzieję, że to wyjdzie. - Wierzę, że jest również na tyle przydatna Tobie, że będzie Ci szkoda jej się pozbywać. - odpowiedział niemalże natychmiast, być może ze zbyt duża pewnością siebie w głosie. Doskonale zdawał sobie jednak sprawę z tego, że bez jednej kończyny jego wartość drastycznie by spadła! Może i był to sposób na to, zeby Melanie się od niego uwolniła, ale on w żaden sposób nie planował jej tego ułatwiać. Chociaż może przy następnej okazji pokaże jej jak bardzo cenna jest ta ręka? Albo nie będzie jej używał, żeby przekonała się co zrobi, kiedy się jej pozbędzie. Nieważne którą opcje zastosuje, to i tak powinna przynieść oczekiwany efekt. Coin musi zdawać sobie sprawę z tego, że Bertram potrafi zastosować parę chwytów poniżej pasa (akurat teraz nie chodzi o znaczenie dosłowne!), które niekoniecznie muszą się podobać, ale swój cel spełniają doskonale. Słodką istotkę? Już miał na to odpowiadać kiedy znowu zrobiła coś, co było do niej jednocześnie niepodobne i niezwykle pasujące. Za co ten pocałunek? Oczywiście nie obyło się też bez cichego syknięcia mężczyzny, bo rany na plecach były dość świeże. W tym momencie Bertram odbierał to jedynie tak, ze Melanie nie ma jeszcze dość i stara się go skusić na kolejny raz, ale zaraz odwróciła się i zaczęła iść w swoją stronę. Jednak chyba nie oczekiwała, że mężczyzna po prostu ją tak zostawi i się odwróci? Jeśli tak, to była w wielkim błędzie. Dało się słyszeć przyspieszone kroki i już po chwili Bertram znowu zrównał się z Melanie. Lewa ręka w kieszeni, marynarka przerzucona przez ramię, a koszula nadal rozerwana. - Nie chcę innej słodkiej istotki. Zresztą gdzie ja znajdę kogoś słodszego? - znowu się odezwał, mając nadzieję, że Coin się obruszy. Jej wizerunek niegrzecznej, buntowniczej i krwiożerczej dziewczynki był właśnie powoli podkopywany, aby z każdą minutą chylić się coraz bardziej ku głośnemu upadkowi. Za to jak runie, to z wielkim hukiem! - I będziemy sobie urozmaicać drogę do Twojego mieszkania pocałunkami? To naprawdę miłe. - bum! Kolejna szpila wycelowana prosto w jej złą reputacje. Może i teraz Bertram igrał z ogniem, ale dlaczego ma nie sprawdzić limitów wytrzymałości Melanie? Działo się z nią coś dziwnego, a on chciał się przekonać na ile się zmieniła od ostatniego czasu, kiedy ze sobą sypiali. Kto wie? Może to zupełnie inna kobieta? Wszystko wyjaśni się w drodze do jej domu, bowiem on nie ma zamiaru odstępować jej nawet do krok, dopóki tam nie dotrą. Biedna Mel, oj biedna!
z.t |
| | | Wiek : 27 Zawód : lekarz pediatra Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pią Lip 25, 2014 11:51 am | |
| W momencie, w którym telefon wyświetlił mi komunikat o dostarczeniu wiadomości wchodziłem właśnie do kawiarni. Z uśmiechem na twarzy zbliżyłem się do lady i zamówiłem obiecane kawy, w skrytości ducha licząc na to, że Zoe nie postanowi mi odmówić. Co prawda rzadko się zdarzało by odrzucała ofertę ze względu na zwykły kaprys – tym bardziej, że przed takowymi dokładnie sprawdzałem czy faktycznie może sobie pozwolić , jednak starałem się być przygotowany na wszystkie możliwości. W tym i na fakt, że dwie parujące kawy, które właśnie postawiono na blacie przede mną będę musiał wypić całkiem sam. Podziękowałem kobiecie, zapłaciłem za zamówienie, po czym wyszedłem na ulicę, uśmiechając się beztrosko do świata. Pogoda była wyśmienita, słońce przyjemnie grzało, a na niebie nie plątały się żadne chmury. W sam raz na niezobowiązujący spacer wzdłuż rzeki. Uchwyciłem mocniej w dłonie torebkę z napojem i ruszyłem przed siebie powoli, nieśpiesznie, wiedząc, że i tak znajdę się na miejscu przed kobietą. Przyglądałem się otoczeniu i oddychałem pełną piersią, czerpiąc z tych paru chwil luzu. W końcu dzisiaj miałem jeszcze wrócić do szpitala, i choć ta myśl wcale mi nie przeszkadzała – wręcz przeciwnie, kochałem to co robiłem – byłem pewien, iż wieczorem byłbym zbyt zmęczony na taką formę relaksu jak ta. Gdy tylko zawędrowałem nad brzeg Moon River oparłem się swobodnie o barierkę i przymknąłem oczy, czekając na pojawienie się kobiety. Wątpiłem by miała jakiekolwiek problemy z odnalezieniem mnie, przy każdym spotkaniu w tej okolicy czekałem na nią w tym samym miejscu. |
| | |
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pią Lip 25, 2014 11:19 pm | |
| Powinnam była odpisać? Pewnie tak, ale bądźmy szczerzy, czy ja kiedykolwiek mu odpisałam kiedy się zgadzałam? Odpowiedź brzmi - nie. Jeżeli się zgadzam, to mój brak odpowiedzi jest cichą afirmacją tego, że pojawię się w wyznaczonym miejscu o wyznaczonym czasie. Jedyną niewiadomą w moim życiu jest Harold. A raczej był i nie wiem czy będzie. To skomplikowane nawet dla mnie.Na razie stałym punktem jest Artur i Jay. Pacjenci wypełniają mi poranki i południa, a oni resztę czasu. Muszę jeszcze ogarnąć na biurku i będę gotowa. Zaczęłam zastanawiać się czy Jay jak zwykle popełni faux pas i kupi mi kawę. Dlaczego faux pas? Bo nie pijam kawy, żyję na teinie, kofeinę zażywam tylko w napojach gazowanych, ale to mało istotne. Zgarnęłam swój telefon z kozetki i przerzuciłam przez ramiona plecak, po czym wybiegłam z gabinetu, machając do recepcjonistki. To jest dobry dzień. Jeszcze chwila i będę na miejscu, a tym czasem jakieś dziecko zrobiło sobie coś w nogę. Zoe, masz przerwę powtarzam sobie, ale tak się nie da. Od razu kieruję się w stronę dziecka i jak przystało na porządnego lekarza, wyjmuję z plecaka plaster, po czym klepiąc ostatni raz dziewczynkę po głowie odchodzę z miejsca, tym razem przyśpieszając kroku. - AIIII! Jaymson! - Podbiegam. Tak, wymyśliłam mu dziwną ksywkę, ale nie narzeka. Dobra, narzeka cały czas, ale mało mnie to obchodzi. - Kawa, co? - Śmieję się lekko, bo wiedziałam, że się tak skończy. Mimo wszystko uśmiecham się do niego lekko i staram się zignorować smród papierosowy, który wyczuwam na kilometr. Frajer. |
| | | Wiek : 27 Zawód : lekarz pediatra Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sob Lip 26, 2014 9:37 pm | |
| Tak jak przypuszczałem nie dane było mi długo czekać, co prawda zdążyłem w międzyczasie wypalić jednego papierosa i upić łyk gorącego napoju bogów – naprawdę, przy pracy w szpitalu nie wyobrażałem sobie życia bez kawy – jednak te dwie czynności nie zajęły mi wiele czasu. W zasadzie, może nawet żałowałem, że nie dotarłem tutaj szybciej, spokojne dumanie nad brzegiem rzeki było dla mnie miłą odmianą przy ciągłym hałasie panującym w szpitalu. Jednak nie mogłem powiedzieć złego słowa na obecność Zoe, nawet jeśli przywitała mnie w ten najmniej lubiany przeze mnie sposób. Westchnąłem lekko i spojrzałem na nią z naganą, psując szybko efekt przez uśmiech, który niemalże odruchowo pojawił się na mojej twarzy. - Cześć, młoda – przywitałem się, oczywiście odpłacając się jej w sposób najprostszy za wcześniejszą jej uszczypliwość. Co prawda, mój głos nie był podszyty kpiną, określenie wypowiedziałem raczej w ciepły sposób, niemal takim samym tonem jakim zwracałem się do Jasmine. To w sumie zadziwiające, nigdy bym nie przypuszczał, że poznam kiedyś kogoś, kto wywoła we mnie równie opiekuńcze odruchy co najmłodsza siostra, wcale nie będąc przy tym dzieckiem. Zoe miała w sobie jednak jakiś urok młodzieńczych lat, w tej swojej szczerości, zabawach słownych i – w zasadzie – całym swym byciu przemycała dawno porzucane przez ludzi w jej wieku promyki pozytywnej energii. Dlatego też w chwili w której zaczęła się śmiać nie mogłem się powstrzymać od zaprezentowania całego garnituru zębów w jeszcze szerszym uśmiechu. - Spróbuj. Tym razem jest inna, zbożowa z mlekiem i czekoladą, może ta ci zasmakuje – powiedziałem podsuwając w stronę przyjaciółki kubek i patrząc na nią zachęcająco. Jakiś czas temu podjąłem się szczytnej walki z jej niechęcią do napojów kawowy i, mimo że nadal nie dawała za wygraną, wciąż liczyłem na to, że kiedyś zaserwuje dziewczynie taką, która szybko przypadnie jej do gustu. Cóż, próbować można. |
| | |
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Lip 27, 2014 1:17 am | |
| Czyli wciąż gramy w tę grę. Westchnęłam lekko i spojrzałam na kubek z gorącym napojem. Od kiedy się przyjaźnimy Jay próbuje udowodnić mi, że kawa jest wartościowym płynem, a ja uparcie się nie zgadzam. Po co mi coś, co wypłukuje wapń i pozostawia dziwny posmak w ustach? Może jemu to odpowiada, ale na pewno nie mi. Jednakowoż wzięłam kubek w dłonie i spojrzałam niechętnie na zawartość. - Z czekoladą nie powinno być aż tak złe. - Mruknęłam i powąchałam kawę. - Muszę? - Spojrzałam na niego ostatni raz przed wypiciem łyka. Dobra, nie jest złe, jest nawet zaskakująco dobre jak na kawę, co nie oznacza, że jestem w pełni przekonana. Wzięłam następnego i po nim kolejnego. - No... może być. Na pewno lepsza od poprzednich. - I kolejny łyk. Ta kawa jest naprawdę znośna, żeby nie powiedzieć smaczna. Aczkolwiek nie przyznam się głośno. - Śmierdzisz. - Stwierdziłam bez ogródek. Wie co sądzę o jego nałogu, i że będę z tym walczyć aż sobie płuca wypluję, chyba że on będzie pierwszy, hehe. - Żadna cię nie zechce, jak będziesz palić jak smok, wielkoludzie. - Uniósł mi się lekko lewy kącik ust, który wskazywał na uciechę tym, że zaraz zacznie się nasze zwyczajowe sprzeczanie się na tematy damsko-męskie. Ja jako zagorzały singiel od... jakiegoś czasu, nie powinnam się wypowiadać, ale widząc, jak się taki dobry facet, jak mój przyjaciel, marnuje, aż mi go żal. I to nie tak, że chcę go przytulić i pogłaskać po głowie, mówiąc, że nic się nie stało i będzie dobrze. Jest mi go żal w kategoriach żal. com, czyli muszę się powstrzymywać, żeby go nie walnąć po głowie i nie zrobić wykładu na temat zmarnowanych szans i wydanych pieniędzy. No i w międzyczasie piłam sobie powoli kawę, żeby nie było, że nie smakowała. |
| | | Wiek : 27 Zawód : lekarz pediatra Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Lip 27, 2014 2:34 am | |
| Odwieczna, a raczej po prostu długo trwająca między nami gra miała dzisiaj szansę przejść na kolejny poziom, coraz bliżej mojej wygranej, a przynajmniej na to liczyłem, gdy usłyszałem pierwszy komentarz przyjaciółki. Pokiwałem głową na potwierdzenie jej krótkiego pytania, po czym wbiłem w nią wyczekujące spojrzenie, nie chcąc przegapić nawet najmniejszego drgnięcia mięśni jej twarzy, podczas gdy ona będzie próbować napój. A widząc w jakim tempie – jak na nią bardzo szybkim – znikają w jej ustach kolejne łyki ciepłego płynu nie mogłem się nie uśmiechnąć z satysfakcją. Drobnymi krokami do celu, to najlepsza droga. Tak zawsze powtarzał mój dziadek. - Punkt dla mnie – rzuciłem wesoło, gdy Zoe ponownie się odezwała, ledwo powstrzymując się od potarmoszenia ją po włosach. Uwielbiałem ją w ten sposób irytować. Prychnąłem, gdy ponownie usłyszałem jej sugestie co do niezdrowości palenia tytoniu i rzuciłem przyjaciółce lekko ironiczne spojrzenie. No tak, wracaliśmy do klasyki, wyrzuty, dysputy i ciągły impas, gdyż żadne z nas nie chciało się przesunąć ze swojego stanowiska choćby o milimetr. Tym bardziej, kiedy na wierzch wyciągana została sprawa tematów damsko-męskich, w końcu kobieta doskonale wiedziała, a przynajmniej powinna, że najzwyczajniej w świecie nie miałem teraz czasu na plątanie się w związki, na poznawanie drugiej osoby, doskonalenie relacji. Dlatego też westchnąłem i wywróciłem oczami, wbijając spojrzenie w toń wody za barierką. - Młoda damo, na razie żadnej nie potrzebuje – zauważyłem grzecznie, unosząc brew do góry na przypomnienie, że nie mówię jej tego po raz pierwszy. Miałem nadzieję, że tym razem ominie mnie wywód na temat marnowania siebie i okazji. - Chodź, przejdziemy się – powiedziałem po chwili, znowu tym radosnym tonem, oferując przyjaciółce ramię i skinieniem głowy wskazując kierunek spaceru. |
| | |
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Wto Lip 29, 2014 7:47 pm | |
| Wywróciłam oczami na jego komentarz o punktach. - Jeśli jeden dla Ciebie to jakieś pięćdziesiąt dla mnie. - Uśmiechnęłam się zaczepnie. To prawda, kubek, który mi podstawił był chyba pięćdziesiątym kubkiem napełnionym kawą, a ja przez te ostatnie kubki odmawiałam dalszych prób, zatrzymując się na maksymalnie dwóch łykach. To był pierwszy raz, kiedy poważnie pomyślałam o wypiciu całej zawartości. Jak to zrobię, żeby Jay nie zauważył? Jeszcze nie wiem. Może wmówię mu, że się wylało i dlatego nie ma? Nie potrzebuję naśladowałam jego głos prześmiewczo w myślach. Sam nie wie czego potrzebuje, a jakby znalazł sobie jakąś przyzwoitą dziewczynę to od razu i ja nie musiałabym prawie co tydzień gotować kolacji dla nas. Znaczy, kocham te wieczory i uwielbiam gotować, ale zależy mi na jego szczęściu, a jak widzę jak popada coraz bardziej w nałóg i jeszcze do tego sam nie widzi swoim błędów, to aż nóż się otwiera w kieszeni, nie żeby nosiła jakikolwiek w kieszeni. Od czego są plecaki? - Nic nie wiesz o życiu! Jeszcze przyjdziesz z płaczem! - Wzruszyłam ramionami, biorą małego łyka już nie tak ciepłej kawy. Kurczę, chłodna też jest dobra! Mimo wszystko ruszyłam z nim na 'przejście się' czymkolwiek to jest. Nie żeby spacer bez wyznaczonego celu mi się nie podobał, wręcz przeciwnie, takie były najlepsze. - Ale serio... na pewno komuś się podobasz. Poza tym... widziałam tę recepcjonistkę, jak cię obczajała. Jest miła i ładna. Mogę was umówić. - Poruszałam znacząco brwiami i wlepiłam w niego po raz kolejny wzrok. Może tym razem da się przekonać. W końcu nie chcę dla niego źle. |
| | | Wiek : 27 Zawód : lekarz pediatra Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pią Sie 01, 2014 6:49 pm | |
| Prychnąłem na jej uwagę, po czym machnąłem ręką, uśmiechając się jednak pod nosem. Niech ma te swoje pięćdziesiąt, nie ważne ile by ich nie nabiła jeden mój punkt niebezpiecznie zbliżał mnie do sukcesu. Chociaż częściowego. Bo kto powiedział, że chce przekonać ją do tego by piła kawę regularnie? Albo by polubiła kilka jej rodzajów? Wystarczy, że chociaż jeden napój przypadnie jej do gustu na tyle by czasem po niego sięgała, a będę usatysfakcjonowany. W zasadzie, już dzisiaj byłem zadowolony, widząc w jak szybkim – jak na Zoe – tempie znika zawartość papierowego kubka nie mogłem zrobić nic innego jak się uśmiechnąć. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że w normalnych warunkach nie wypijała więcej niż kilka drobnych łyczków, czasem nawet nie więcej niż dwa, za to dziś… Nie skomentowałem tego jednak ponownie nie chcąc kusić losu i prowokować ją do wymówki od picia. Westchnąłem tylko cicho, gdy usłyszałem uwagę przyjaciółki i pokręciłem głową w odpowiedzi na zapewnienie o moim płaczu, jak widać dziewczyna musiała mieć w tej kwestii ostatnie zdanie, a nauczony przez wszystkie doświadczenia z Jen, Jasmine, matką i babcią doskonale wiedziałem, że nie należy z tym dyskutować. No może poza tak subtelnymi momentami, gdy ktoś usilnie próbuje zorganizować randkę bez zgody, ani chęci ze strony samego zainteresowanego. – Zoe, ile razy mam Ci powtarzać, że nie chcę żadnych randek w ciemno? – spytałem, trochę już zmęczonym głosem. Takie dysputy zdarzały nam się nader często, nie ważne ile razy nie wyrażałbym swojej niechęci wobec kobiecych (Zoe w sensie) zapędów. – Wierz mi, kiedy postanowię się z kimś umówić powiem Ci o tym jako pierwszej – dodałem jeszcze, w zasadzie składając jedyną obietnicę, którą w takiej sytuacji mógłbym dotrzymać. |
| | |
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pon Sie 11, 2014 2:48 pm | |
| Zaskoczyło mnie trochę to, że nie skomentował dalej tego, że piję jego napój śmierci, ale w sumie to nic mnie to nie obchodziło. Bo niby dlaczego miałoby? To tylko jeden raz, kiedy wypiłam kawę do końca i byłam pewna, że z własnej woli nie sięgnę po drugi kubek 'eliksiru' chyba... potrząsnęłam szybko głową na samą myśl, że mogłabym codziennie pić chociaż jedną kawę. Wystarczy mi teina, wystarczą mi owoce i wystarczy mi moja praca, która jest moją motywacją. Brzmi naiwnie? Może. Ludzie dziwią się, że udaje mi przetrwać ciężkie dni tylko na herbacie, a i tak jestem rozpromieniona. A co innego mam robić? Siedzieć i narzekać, że chce mi się spać? To by było bez sensu, więc ogarniam swój tyłek i daję z siebie tyle ile mogę. W końcu moja praca nie polega na naprawie kranu, nie uda ci się, to naprawisz jeszcze raz. Jestem lekarzem, może nie chirurgiem, ale jeśli nie uda mi się pomóc pacjentowi, to mogę narazić jego jego życie. Może dramatyzuję, ale czuję się odpowiedzialna za te wszystkie życia, których karty leżą u mnie na biurku. Na co dzień miła i beztroska Zoe umie być odpowiedzialna, ale nie mówcie nikomu. - No to znajdź sobie kogoś! Nie robisz się młodszy, a starszy. Tak tylko przypominam. - Wzruszyłam ramionami, niby urażona, bo ile można go zmuszać do ułożenia sobie życia. Niby taki arystokrata, a straszny odludek, przynajmniej jeśli chodzi o związki. - Gdybym była tobą to już dawno bym była w związku! Tyle fajnych dziewczyn cię otacza, debilu. - Rzuciłam na ostatek, a potem ruszyłam w stronę kosza. A co! Będę udawać obrażoną! Kto mi zabroni? No właśnie, nikt. - A spróbowałbyś tylko nie powiedzieć mi jako pierwszej! - Dostał lekko w ramię, ale nie czekałam na jego reakcję, bo wiedziałam, że znowu by zaczął jęczeć, że jestem nieznośna. I kto tu zachowuje się jak dziecko? Na pewno nie ja. Może jestem młodsza, ale przynajmniej nie jestem rozkapryszonym dzieckiem, które kręci nosem na wszystko, co mu się podstawia pod nos, o! |
| | | Wiek : 27 Zawód : lekarz pediatra Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Wto Sie 19, 2014 7:50 pm | |
| Dobrze wiedziałem na jakich zasadach działa Zoe, ta cała motywacja, dawka teiny we krwi, cudowne właściwości owoców, nie mogłem zaprzeczyć, że to za pewne jest zdrowsze (choć podałbym w wątpliwości cudownie bezpieczne dla organizmu właściwości teiny), jednak bałem się, że po prostu, pewnego dnia nie wytrzyma. I nie dlatego, że nie pije kawy, a przez fakt, iż w ogóle nie przejmowała się tym, że jej organizm może w końcu osiągnąć granice wytrzymałości. Czasem miałem wrażenie, że kobieta nie potrafiła odciąć się od swoich obowiązków, nie ważne czy miała przerwę, wolne od pracy, czy była na dyżurze zawsze była lekarzem, nigdy nie zostawiała tego za sobą. Ja co prawda też zapewne pod wieloma względami zasługiwałem sobie na miano pracoholika, jednak nie zatrzymywałem się przy każdym skaleczonym palcu i nie latałem na pomoc wszystkim. Wiedziałem, kiedy należy odpocząć. Spojrzałem rozbawiony na przyjaciółkę, gdy ta tak ostentacyjnie wzruszyła ramionami, uśmiechając się nieznacznie. Oczywiście, klasyka zachowania, jak przy każdej naszej dyskusji schodzącej na temat moich związków (a raczej ich braku) Zoe musiała obrazić się na mnie, choć na chwilę. I gdyby nie fakt, że uważałem to za nawet urocze, a na pewno zabawne, dawno już bym się zirytował tymi teatrzykami. Tak jedynie patrzyłem na nią ciepło, jak na młodszą siostrę, gdy na swój uroczy sposób obrażała się za żartobliwe wypomnienie jej prawdy. Musiałem nawet zdusić w sobie chęć poklepania jej po policzku pocieszająco. - Moja kochana, mała hipokrytka – powiedziałem niemal czułym tonem, uśmiechając się do niej szerzej. – A powiedz mi, Zoe, co z tobą i twoimi związkami? Przekrzywiłem głowę lekko na bok przyglądając jej się zaciekawiony, na razie nawet nie przejmując się powoli stygnącymi resztkami kawy. Po raz pierwszy podczas tego typu dyskusji zaryzykowałem zmianę standardowego dla nas scenariusza, więc tym bardziej byłem ciekaw w jaki sposób dziewczyna zareaguje na moje słowa. |
| | | Wiek : 35 lat Zawód : Asystentka Rufusa Ginsberga Przy sobie : telefon komórkowy, prawo jazdy, gaz pieprzowy, paczka papierosów, paczka zapałek
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Wto Wrz 23, 2014 11:12 pm | |
| Mam nadzieję, że mogę tu zacząć! ;)
Nie mogła przestać myśleć o ostatnich wydarzeniach. To, co zobaczyła na bankiecie na pewno na długi czas zostanie w jej pamięci. Nie był to pierwszy raz, kiedy widziała trupa, właściwie to żadna nowość. Do tej pory żyła w przekonaniu, że widziała wiele, ale kobieta nadziana na szkielet gigantycznego węża morskiego... cóż, robiła wrażenie. Na szczęście Ruby wypiła wówczas kilka kieliszków szampana, bo zupełnie inaczej przyjęłaby ten widok na trzeźwo. Nie potrafiła wymazać z pamięci tamtego widoku. Nie mdlała, nie panikowała, ale wzrok miała przerażony bardziej niż trup, który na chwilę otworzył oczy. Mimo wszystko starała się myśleć o czymś innym, próbowała zająć się pracą. Za każdym razem wychodziło marnie. Od kilku dni chodziła rozkojarzona i gdy tylko zaglądała do przeróżnych dokumentów, automatycznie zamyślała się i wpatrywała w martwy punkt przed sobą. Nigdy nie pomyślałaby, że mogłaby tak zareagować na śmierć obcego człowieka. To śmieszne, a może raczej smutne, że dużo lepiej przeżyła śmierć swojego ojca. Właściwie nie wywołało to na niej żadnego wrażenia. Do dzisiaj dokładnie pamięta widok matki leżącej na dywanie i histeryzującej po stracie męża. Młoda Hempstead siedziała wówczas w fotelu i nawet nie zaszkliły jej się oczy. Nie odczuła żadnej straty, ojciec właściwie nigdy nie zwracał na nią uwagi. Chociaż mieszkali w jednym budynku (który podobno nazywa się domem), to nie traktowała go jak bliskiej rodziny. Z wzajemnością. Zresztą mama nigdy nie wykazywała większego zainteresowania i być może dlatego nie utrzymują większych kontaktów. Ruby uznała, że dobrym pomysłem będzie spacer na świeżym powietrzu. Dlatego też narzuciła na siebie czarne wąskie spodnie, zwykłą szarą bluzkę i marynarkę. Włosy jak zwykle stanowiły wielką burzę loków. Nieczęsto chodziła gdziekolwiek pieszo, zazwyczaj do przemieszczania się używała samochodu. W każdym bądź razie nie potrzebowała wiele czasu, by dostać się nad rzekę. Nie bywała tu często. Rozejrzała się po okolicy, wsłuchując w uspokajający szum fal. Podeszła do barierki i oparła się o nią. Wzrok utkwiła na linii horyzontu przed sobą. Tak, chyba tego właśnie potrzebowała. Nowe miejsce to nowe obrazy, które być może wyprą te widziane kilka dni temu na bankiecie. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Wrz 28, 2014 3:08 pm | |
| zaginamy czasoprzestrzeń, jeszcze przed Igrzyskami!
Naprawdę najbardziej z tego bankietu żałował... węża morskiego. Chętnie umieściłby go w centralnej części swojego mieszkania, ale przypuszczał, że dla dziecka towarzystwo zgniłych zwłok byłej dziennikarki Capitol's Voice - naprawdę Charles tracił załogę w zastraszającym tempie, jeśli wziąć już pod uwagę martwą Nicole - może być niezdrowe, wiec porzucił ten niedorzeczny pomysł, zakasując rękawy do pracy. Po raz kolejny czyjeś morderstwo odbiło się rykoszetem na wszystkich śledczych, ale nie mógł liczyć na pomoc Avery, która zamiast łapać faktycznego sprawcy cudownej dekoracji stołowej, uparła się, by patrzeć na ręce jemu i Scarlett. Z tego też powodu pozostawał w pracy nieprzyzwoicie długo, relaksując się tylko jękami więźniów, którzy byli przesłuchiwani bez końca. Planował dołączenie ich bliskich, by przetrawić rutynę, która z wolna go opanowywała, zwłaszcza, że sprawca nadal pozostawał anonimowy, co zaczynało go irytować. Musiał odkryć, kto postanowił bawić się w marnego naśladowcę jego ojca za czasów swojej młodości. Nie sądził, że Rufus na wstępie swojego pobytu w Panem dopuściłby się podobnych czynów niedozwolonych. Może i bywał wyuzdanym, szalonym naukowcem (brał z niego przykład, kiedy rozrywał kobietę laską dynamitu i obserwował rozdarte na strzępy ciałko), ale był na tyle rozważny, by poczekać ze swoimi zwierzęcymi eksperymentami do mniej niespokojnych czasów. Igrzyska przecież odciągały w sposób naturalny parasol ochronny nad rządowcami, narażając ich na życie w pełnym świetle reflektorów. Ginsberg już dostał pokaz tej nieposkromionej chęci buntu, ale nie byłby sobą, gdyby nie potraktował tego ze stoickim spokojem, szukając informacji o swoim ojcu. Nie do końca rozumiał, czemu znajduje się w ten późny i duszny wieczór nad Moon River, która już na zawsze będzie kojarzyła mu się z krwią Noah na marynarce - przecież nie był kochającym synem, a zlikwidowanie Rufusa jeszcze nie wchodziło w grę - ale opierał się o barierkę niedaleko Ruby, spoglądając we wzburzoną toń bez słowa. Wdychał zapach papierosa, czując, że nadchodzą niezwykle ciepłe dni, podczas których krew będzie broczyła obficie, a tylko on, Alma Coin i jego popielniczka znali plany Areny, która już napawała go ekscytacją. Zupełnie jak tamten maleńki chłopczyk przed laty, który usiłował pogrzebać koleżankę żywcem. Podszedł bliżej do brunetki. Odgarnął mieszane włosy, które iskrzyły się na tle zachodzącego słońca. Nie lubił tej pory roku, nawet w jedwabnych rękawiczkach bywało mu za gorąco, ale nie brzydził się boskiego ciała Ruby, kiedy dotykał jej karku ustami, witając się z nią w sposób wylewny. Jednak nie była to erotyczna przygrywka, Gerard nie lubił bawić się zużytymi zabawkami, a tak jawiła się mu była kochanka, która teraz pracowała dla jego ojca. Spotkanie nie było przypadkowe, ale tak miało wyglądać, kiedy stał za nią i ostra woń papierosów mieszała się mu z jej perfumami. - Masz jakichś faworytów na tych Igrzyskach? - zapytał naturalnie, jakby mieli rozmawiać właśnie o tych truposzach, którzy zgniją i tak - jeśli nie pochłonie Arena, to zrobi to sam naczelnik więzienia - a nie o jego ojcu i planach na podbicie Kapitolu. Który miał już swojego pana i boga w jednej osobie. |
| | |
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|