|
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sob Lis 15, 2014 2:06 am | |
| Przeskok czasowy przenosi nas do pierwszej połowy września 2283. Rozgrywka może zostać dokończona w retrospekcjach. |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pon Lut 23, 2015 9:53 pm | |
| /początek
Poruszanie się po Dzielnicy Wolnych Obywateli stało się dla niego niezwykle uciążliwe, przede wszystkim przez nowe prawo dzielące obywateli na nowe kategorie, zwłaszcza na tych wolnych i niewolnych jak zwykł ich nazywać. Niestety, zaliczał się do tej drugiej grupy, więc musiał szczególnie uważać na patrole, a już zwłaszcza na chcących wylegitymować go strażników. Nie miał dokumentów i to stanowiło jego główny problem. Nie wiedział nawet, czy w ogóle jakikolwiek Charlie Smith figuruje w oficjalnych dokumentach, przecież tak naprawdę nikt go nigdy nie rejestrował, po rebelii wszystko działo się niezwykle szybko i chaotycznie. Poza tym ludźmi z Ziem Niczyich nikt się wtedy nie interesował, więc równie dobrze mógł uważać się za nieistniejącą w systemie jednostkę, ale to w żaden sposób nie poprawiało jego sytuacji. Musiał znaleźć Lowella. Wiedział, że ten pracował w gazecie, ale dotarcie tam nie było wcale takie proste. Kilka razy zastanawiał się, czy nie wparować do redakcji i nie oznajmić kuzynowi, że jest jego najbliższą rodziną i powinien się nim zająć, ale szybko dochodził do wniosku, że to byłoby głupie. Ważny naczelny w najlepszym wypadku wyrzuciłby go za drzwi, w najgorszym kazał aresztować i tyle byłoby z jego wolności. Postanowił, że spróbuje znaleźć pracę w redakcji Charlesa, powoli zdobyć jego zaufanie i dopiero wtedy wyjawić swoją tajemnicę. Nie był pewien w jakich stosunkach ich rodziny się rozstały, ale nie mogły być najlepsze, skoro rodzice Smitha uciekli z Kapitolu przepłacając to życiem. Na razie jednak musiał jakoś wejść w posiadanie dokumentów, które umożliwiłyby mu bezpieczne pomieszkiwanie w DWO, a do tego potrzebował kontaktów, których... nie miał. Nie sądził, że przyda mu się znajomość z jakimś fałszerzem... Niemniej, dzisiejszego ranka nie zaprzątał sobie tym głowy. Musiał kupić sobie jedzenie, czy chociaż jakieś ukraść, więc w tym celu wybrał się nad rzekę, gdzie czasami można było spotkać samotnych spacerowiczów. Idealny cel dla kieszonkowca. Z daleka od miasta, z raczej rzadko obecnymi strażnikami... Tak, zamierzał dzisiaj zjeść porządną kolację! Nie musiał długo czekać, bo już po chwili zauważył siedzącą nieopodal dziewczynę. Pod pachą miała coś, co wyglądało na zeszyt, czy małą teczkę, w której teoretycznie mogły być jakieś pieniądze. Zakradł się do niej po cichu i wyrwał nieświadomej jeszcze niczego ofierze kradzieży jej notatnik. Chwilę później rzucił się do ucieczki. |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sro Lut 25, 2015 12:20 pm | |
| A Ewangelina szła i szła. Znamy już teorię dziewczyny, jako że dolne kończyny w przypadku ludzi często myślą samodzielnie. Dlatego za to, że znalazła się tutaj a nie przykładowo gdzie indziej, posądzała nogi. Tylko. A miejscem, gdzie te zaniosły szesnastolatkę, jest ląd nad rzeką. Lewy brzeg rzeki, ujmując to dokładniej. Po dość krótkim zastanowieniu stwierdziła, że jednak dobrze się stało. Okolica była dość urodziwa. Nie dał się temu w żaden możliwy sposób zaprzeczyć. Chociaż inaczej mają ci, którzy odmiennie odczytują bodźce za pomocą zmysłów. I chodzi tutaj głównie o zmysł wzroku, po tym jest zapach, aż w końcu – dotyk. Można przykucnąć i przegrzebać ręką glebę, poczuć smyranie trzciny na wewnętrznych stronach dłoni. Szła i szła, aż w końcu zdecydowała się na odpoczynek. Krótki, bo po co komu długo tu siedzieć? Trzeba wiedzieć, że Ewangelina nie lubowała się zbytnio w dłuższym sterczeniu w jednym i tym samym miejscu. Jednego w takim razie ukryć się nie da. A mianowicie tego, że szesnastolatka była nieco nadpobudliwa. Nie nieznacznie i nie bardzo – ot,, w stopniu umiarkowanym. Tak czy owak, na odpoczynek wybrała pewną, pomalowaną na zielono ławkę. Pod pachą wciąż dzierżyła zeszyt, jej największy w świecie skarb. No, może gdyby nie wliczyć w to jej matki. Rodzicielki, która, mimo niezbyt komfortowych warunków, robi wszystko, by jej córce było jak najlepiej. Opiekowała się nią, bo co by tu owijać w bawełnę, Ewangelina potrzebowała opieki, przez wzgląd na jej neurologiczne schorzenie. Uraz, który dotknął ją przez stratę przyjaciela, który zdołał uciec rebeliantom. Ale to nie był jedyny czynnik. Jest ich wiele, doprawdy wiele i tym samym nie sposób określić, co na jej zachorowanie miało największy, czołowy wpływ. Próbowała się odprężyć, ale, niestety, marnie jej to szło. Kto wie, może przez fakt, że czuła na sobie czyiś świdrujący wzrok. Nie odwróciła głowy w tym kierunku. Może się bała, albo uznała, że nie będzie sobie tym głowy zaprzątać? Kto to wie. Chyba nawet sama Ewangelina nie zdawała sobie z tego sprawy. Położyła zeszyt obok siebie na ławce. I nie wiedziała, że to był jej wielki, kolosalny wręcz błąd. Siedziała tak, nieświadoma tego, co się za chwilę wydarzy... napawała się widokiem rzeki oraz jej typowo morskim zapachem. Świdrowała wzrokiem ludzi, którzy tędy przechodzili i zastanawiała się nad ich losem, nad ich myślami. Życiem. W sumie to bardzo lubiła to robić, to fakt niezaprzeczalny. Czasami, patrząc na mężczyzn, zastanawiała się, jakby wyglądało ich potencjalne dziecko, jeżeliby doszło do stosunku. Oczywiście, wiedziała, że to się nie stanie. Nigdy. A jednak często myślała nad tym, co rzekome potomstwo odziedziczyło od niej, a co od takiego typka. Może szczupłą sylwetkę jej, a garbaty nos jego? Nie potrafiła się uwolnić od tego natręctwa. Takie jej małe zboczenie. W sumie, kto nie ma żadnych zboczeń? Chyba tylko człowiek idealny... stop. Nie ma ideałów i Ewangelina doskonale zdawała sobie sprawę również z tego, że można starać się do tego przybliżyć, ale nigdy się tego nie osiągnie. A przybliżanie się do jasno określonego przez społeczeństwo ideału to takie ludzkie. Typowe dla rasy człowieczej. To chyba główny cel każdego z nas. Co jak co, ale mogą być wyjątki, które jednak nie dążą do ideału albo po prostu niczego. Wegetują, marnują swój żywot, przemknęło dziewczynie przez myśl. W końcu jakiś człowiek zabrał jej dziennik, doskonale się przy tym zakradając i natychmiast rzucając się do ucieczki. Ewangelina natychmiast wstała i pobiegła za nim. Dobrze, że potrafi szybko biegać, bo już po chwili dogoniła go, powalając go na ziemię swoim drobnym ciałem. Zeszyt upadł głucho na podłogę. - Jakie miałeś w tym cel, co? - wycedziła przez zęby, wciąż leżąc na złodziejaszku. Ewangelina nie trawiła kieszonkowców. A zwłaszcza tych, którzy kradną rzeczy osobiste zamiast pieniędzy. Co jak co, ale sama nie kradła. Nigdy. I to chyba się prędko nie zmieni, bo szesnastolatka to osoba nad wyraz uczciwa. Wie, że na życie należy samemu zapracować ciężką pracą. Ale... jedno ją zastanawiało. Czemu akurat zeszyt? Jej zeszyt? Jakby nie patrząc, dla Ewangeliny ten typ był co najmniej dziwny. Po co mu jej notatnik? A może... myślał, że to nie notes, a coś o wiele bardziej drogocennego. Tylko co mogło się w jego głowie na ten temat uroić? Dziewczyna zaprzątała sobie tym głowę w tym stopniu, że zupełnie zapomniała o bożym świecie. Jednak już wkrótce jej myśli powróciły do obecnej sytuacji. Tak, powróciły, sprawiając, że Ewangelina mocniej przycisnęła złodzieja zeszytu do ziemi. Wykręciła nu ręce na jego plecach, czekając na odpowiedź nie myśląc zupełnie o tym, że może go to boleć. A nawet gdyby sobie to uświadomiła... to nie puściłaby jego nadgarstków. Chciała, my był chłopak poczuł ból. W końcu na to zasłużył! Trzymała go tak i trzymała, czekając na jakąś reakcję. Najlepiej słowną, adekwatną do jej pytania. A pytanie to bynajmniej nie miało zabarwienia retorycznego. |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sro Lut 25, 2015 7:36 pm | |
| Dawno już nie był na zwykłej spokojnej przechadzce, podczas której mógłby się cieszyć pięknem okolicy i niczym niezmąconą harmonią, która z pewnością biła od tego miejsca. Wprawdzie ostatnie ulewy uczyniły z rzeki rwącego z zawrotną prędkością potwora, który zdecydowanie wylał poza swoje naturalne koryto pokrywając wodą najbliższy teren. To jednak działało na korzyść Charliego, któremu w takich warunkach było zdecydowanie łatwiej kraść. W końcu szum płynącej wody zagłuszał większość odgłosów, więc nawet gdyby okradany zaczął krzyczeć to usłyszałby go tylko ktoś stojący kilka kroków od niego. Właśnie dlatego wybrał samotną ofiarę, która nie miała z pozoru szans na wyjście z tego bez szwanku dla swojego dobytku. Musiał działać szybko, jeśli chciał coś dla siebie ugrać, zwłaszcza, że patrole po przejęciu władzy przez Adlera nasiliły się, choć nowy prezydent obiecał wszystkim mieszkańcom szansę na nowy start. Cóż... widocznie nie obejmowało to kieszonkowców i ludzi wyjętych spod prawa, czyli w gruncie rzeczy samego Charliego. Oczywiście, że rzuciłby to wszystko, gdyby miał inną opcję. Nie musiał mieszkać w takim mieszkaniu, jak to, w którym się ukrywał, wystarczyłby mu mały pokoik, a jedyne z czego by się cieszył byłby status Wolnego Obywatela. Czyż to nie brzmi piękne? Właśnie o coś takiego walczył, a tymczasem już kolejny rok błąkał się po mieście unikając aresztowania i kłopotów, oczywiście na tyle, na ile było to możliwe, choć jak na prowadzony przez Smitha styl życia zdarzało mu się to dość nieczęsto. Musiał mieć szczęście, choć może nie zawsze na to wyglądało. Gdyby go nie miał leżałby pewnie teraz martwy gdzieś pod murami miasta albo, co gorsze, siedział w wiezieniu nadzorowanym przez ojca Maisie. Wciąż nie wierzył, że ktoś taki jak on mógłby być spokrewniony z dziewczyną, którą Charlie traktował jak siostrę. Choć trzeba zauważyć, że niekiedy targały nim wewnętrzne dylematy natury dość przyziemnej, najniższe instynkty, z którymi naprawdę ciężko było walczyć, zwłaszcza, gdy było się dorastającym nastolatkiem. Wydawało mu się, że był całkiem niezłym złodziejem, ale jego 'sukcesy' mówiły co innego. Zwykle okradany orientował się odpowiednio wcześnie i nic z napadu nie wychodziło. Tym razem miał wrażenie, że wszystko idzie po jego myśli. Dziewczyna nie była świadoma, że ją obserwuje (oczywiście, że była), w dodatku coś zaprzątało jej uwagę, więc w spokoju mógł robić swoje. Nie zastanawiał się długo przed tym, gdy sięgnął po jej notatnik. Pewnie, gdyby to zrobił doszedłby do dość oczywistego wniosku mówiącego, że raczej nie kupi za coś takiego chleba. Co najwyżej będzie miał czym rozpalić ognisko, ale gazet po mieście walało się dość sporo, więc nie było to żadne zwycięstwo. Wiatr rozwiewał mu włosy, a wilgotne powietrze siekało w twarz, gdy uciekał tak szybko jak tylko potrafił. Nie robił tego jednak na tyle szybko, by uciec, bo w pewnym momencie poczuł jak ktoś powala go na ziemię. Dobrze, że dziewczyna miała dość drobną budowę, bo w innym wypadku pogruchotałaby mu kości. Żebra wciąż nie były jakoś szczególnie zrośnięte i wystarczył tylko nieco silniejszy nacisk, by znów je nadwyrężyć. Niestety na tym jego szczęście się kończyło. Przyłapanie na kradzieży było chyba najgorszą z możliwych opcji. Okradana wyda go teraz strażnikom, a ci zaprowadzą do aresztu. Stamtąd już prosta droga do więzienia, w którym już czekał na niego Ginsberg ze swoim metalowym prętem. Zaczął się wyrywać z uścisku, choć były to raczej dość nieporadne próby. Może na to nie wyglądała, ale dziewczyna miała naprawdę sporo siły. Ktoś u kiedyś mówił, żeby nie oceniać ludzi po pozorach... - Ja... - rzucił dysząc ciężko i wciąż się szamocąc - To nie tak! - ciężko mówić, żeby obrana taktyka miała jakiekolwiek szanse na powodzenie. Jęknął, gdy wykręciła mu ręce na plecy i ostatecznie poddał się zdając sobie sprawę z tego, że raczej już jej się nie wyrwie. Co gorsza wciąż ropiejąca rana na barku dała o sobie ponownie znać, a koszulka ukryta pod kurtką zaczęła powoli nasiąkać krwią. - Puść mnie! - wydyszał przechylając na bok głowę, by nie nałykać się błota, w którym teraz leżał. |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Czw Lut 26, 2015 1:04 pm | |
| Ewangelina nie rozumiała takich ludzi. Takich, to znaczy tych którzy byli podobni do tego mężczyzny chociażby tylko pod względem chęci szkodzenia innym. Tym szkodzeniem innym była, oczywiście, kradzież. Dlatego nadal trzymała w dłoniach jego wykręcone ręce, które umieściła na plecach winowajcy. Napawała się jego bólem. Ale nie, nie była sadystką, a tym bardziej masochistką. Nie, te sprawy nie dotyczyły jej osobowości. Mimo, że wiemy iż jej osobowość często zmienia swoje oblicze. Jednak nie będziemy tutaj się nad tym dłużej zastanawiać. Będziemy się zajmować sytuacją obecną. Podsumujmy ostatnie wydarzenia. Pewnego dnia pewien chłopak, w wieku około osiemnastu lat jak się zdawało przynajmniej Ewangelinie, dotarł nad lewy brzeg rzeki. Miał złe zamiary, zamiary by coś komuś ukraść, jednak dziewczyna nie mogła tego wiedzieć. Ewentualnie coś tam jej się w głowie rozjaśniło, kiedy zabrał jej dziennik. Zastanawiała się, kiedy, po jego zbrodni, biegła w jego kierunku, by już po chwili powalić złoczyńcę na ziemię, przygniatając go do podłoża swoim ciałem. Było lekkie, ale mimo tego mężczyzna nie potrafił jej odepchnąć, a tym bardziej wstać o własnych siłach. Cofnijmy się nieco w czasie. Szesnastolatka przybyła tutaj, by się nieco odprężyć, dlatego usiadła na ławce. Aż w końcu chłopak zabrał jej zeszyt i natychmiast rzucił się do ucieczki. I koło opowiadania się zakręca. Jesteśmy teraz w jednym i tym samym punkcie. Ewangelina wciąż leżała na chłopaku. Przycisnęła jego ręce jak najmocniej się dało. Miała w tym podwójny cel. Po pierwsze, sprawić mu jak najwięcej bólu, po drugie, nie chciała by ten uciekł. Co prawda mogła puścić go, zabrać dziennik, ten jej wielki skarb, i pójść sobie. Ale nie, taki pomysł nie ustał w jej głowie na dłużej. Pragnęła się z nim nieco podroczyć. Słyszała błagania winowajcy. To tylko napawało ją swego rodzaju podnieceniem. Dlatego czym prędzej odwróciła jego ciało, by ich spojrzenia spotkały się i... korzystając z tej a jakże kuszącej okazji, napluła mu na lewe oko. Była z tego zadowolona, była z siebie zadowolona. Pragnęła, by cierpiał. W końcu na to zasłużył, nie? Wiatr szastał gałęziami drzew, wprawiając w ruch również liście, podopieczni tych monumentalnych oraz tych drobniejszych drewnianych tworów. Dźwięk jakby wtórował temu wszystkiemu, całemu zajściu. W Ewangelinie odezwał się syndrom skurwysyństwa. Zapragnęła zniszczyć mu psychikę. I to jeszcze jak! Przez chwilę jakby się zastanawiała, jednak już po paru sekundach miała w głowie ułożoną wypowiedź. - No więc? - uśmiechnęła się złowieszczo. - więc? Jaki miałeś w tym cel? - dziewczyna nadal nie potrafiła zmazać malującego się na jej obliczu uśmiechu, pełnego chęci zemszczenia się. - może myślałeś, że mam tutaj jakieś pieniądze? Głodny jesteś tak? - teraz wpadła na istnie szatański pomysł, który znalazł swoje odzwierciedlenie w tym, co następnie powiedziała. - nie dziwię się. Rodzice na pewno uznali że jesteś takim niedołęgą, że uznali nie dawać ci żadnego jedzenia, bo szkoda kasy, i tym samym musiałeś dzielić żarcie ze świniami, w korycie. Była ze swojej wypowiedzi nad wyraz zadowolona. Teraz zastanawiała się: puścić go? Była ciekawa, co ten typ zrobi. Ba – była bardzo ciekawa, tego nie dało się ukryć i sama dziewczyna nie ukrywała tego w swojej świadomości. Zwolniła uścisk, wstając i tym samym dając mężczyźnie swobodę ruchów. Przypatrywała się złodziejaszkowi i uznała, że ten jest co najmniej przystojny... jednak po chwili zbyła tę myśl, przypominając sobie kim ten jest i co takiego zrobił, a przynajmniej starał się zrobić. A zeszyt jak leżał na ziemi, tak leżał... |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pią Lut 27, 2015 1:57 pm | |
| Łatwo było powiedzieć, że się kogoś nie rozumie, czy oceniać z góry jego czyny nie znając dokładnie powodu, dla którego to robi. W innych warunkach, innej sytuacji Smith byłby przykładnym obywatelem. Wspaniałym synem i jeszcze lepszym przyjacielem, ale los sprawił, że został tym, a nie kimś innym. Kradzieże pozwalały mu przetrwać kolejne dni. Oczywiście z czasem zaczął kraść również inne rzeczy (należałoby wspomnieć chociażby jego ukochany aparat), ale szybko coś takiego wchodzi w nawyk i zanim się obejrzymy jesteśmy już pełnoprawnymi przestępcami uciekającymi przed, wątpliwej jakości, sprawiedliwością. Do bólu nie można się przyzwyczaić. Smith już coś o tym wiedział i pomimo tylu lat wciąż wszystko bolało tak samo. Może gdyby miał jakieś masochistyczne zapędy to wówczas sprawa wyglądałaby inaczej, ale ku jego nieszczęściu był całkiem normalnym nastolatkiem, który po prostu natykał się zbyt często na niezbyt przyjemne sytuacje. Oczywiście część winy leżała po jego stronie, w końcu nie mógł się spodziewać, że osoby, które okradał będą na to pozwalać przypatrując mu się biernie. Jednak kontrataku, zwłaszcza ze strony dość drobnej dziewczyny, się nie spodziewał. Być może właśnie to działało na jej korzyść, bo pozwolił sobie na uśpienie własnej czujności. Tak, z pewnością tu popełnił błąd! Jeżeli wciąż będzie dawał się obijać to nigdy mu się te rany nie zagoją, a w takim stanie nigdy nie będzie w pełni sił, by kraść dalej, a co za tym idzie umrze w końcu z głodu albo, osłabiony z niedożywienia, będzie dostawał jeszcze częściej łomot. Koło bez wyjścia, z którego próbował się wydostać, choć z góry był skazany na porażkę. Jak zwykle... W pewnej chwili został gwałtownie odwrócony na plecy, co z szerszej perspektywy dawało mu większe szanse na ucieczkę, którą postanowił podjąć w chwili, gdy dziewczyna straci czujność. Niestety, nie miał na to szansy, bo ta postanowiła napluć mu w twarz. W ostatniej chwili zamknął oczy próbując odchylić na bok głowę, ale niewiele mu to dało, bo i tak dostał w lewą powiekę. - Oszalałaś?! - krzyknął całkowicie taką reakcją zaskoczony. Uchylił lekko prawe oko gotów w każdej chwili je przymknąć, gdyby tej wariatce znów coś strzeliło do głowy i postanowiłaby wszystko powtórzyć. Przez sekundę chciał zacząć się szamotać, ale doszedłby do wniosku, że jeśli to zrobi, to dziewczyna mocniej zaciśnie dłonie, a tego przecież nie chciał jeżeli liczył na ucieczkę. Dlatego też leżał w bezruchu obserwując ją jednym okiem. Chciał coś odpowiedzieć na temat jedzenia, ale rzuciła uwagę o rodzicach chłopaka, która zabolała go bardziej niż się tego spodziewał. Nie miał rodziców. Nigdy się nad sobą nie użalał z tego powodu, w końcu zginęli chcąc dać mu lepsze życie, ale może lepiej zrobiliby zostając na Kapitolu? Nie wiodłoby im się najlepiej, ale przynajmniej byliby wszyscy razem, we trójkę. - TAK! DOKŁADNIE TAK! - warknął gotów, by zrzucić ją z siebie powalając na ziemię, ale ta chwilę wcześniej postanowiła go puścić. Znów coś, czego się nie spodziewał. Natychmiast, gdy tylko z niego zeszła otarł brudnym rękawem bluzy oko, po czym przewrócił się na bok, by poderwać się z ziemi i uciec. Wcześniej jednak jego wzrok padł na otwarty notatnik. Gdyby udało mu się go złapać przed nią, miałby przewagę, z której mógłby skorzystać. Jeszcze nie do końca wiedział co miałoby mu to dać, ale jak pomyślał tak też zrobił. Zerwał się na nogi łapiąc na zeszyt i odsuwając się kilka kroków od niej. - Skoro nie ma tu pieniędzy to po co ci jakiś stary notatnik? - zapytał otwierając go, by chwilę później wyczytać jedno zdanie: Nazywasz się Ewangelina Stirling oraz chorujesz na zanik pamięci. - Och... - wydusił nieco zaskoczony. |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sob Lut 28, 2015 12:18 am | |
| Zachodziła w głowę, co teraz roi się w umyśle złodziejaszka. A żeby się tego dowiedzieć, dałaby naprawdę wiele. Nawet swoje zdrowie. W sumie przestało ją obchodzić to, czy kiedykolwiek jej neurologiczne zaburzenie opuści jej umysł. Nie wierzyła, że kiedykolwiek jeszcze będzie żyć normalnie, jednym słowem godząc się ze swym losem. Nie wierzyła w zbawienną moc leków. Jak inaczej mogłoby być, skoro z zeszytu dowiedziała się, że prochy łyka już od dłuższego czasu i nie widać poprawy? No właśnie. Nie chodziła do lekarza już od pewnego czasu, o czym świadczyła również treść jej notatek. Ale jedno wiedziała na pewno. Nie chciała, by ktokolwiek, no może poza matką oraz nią samą, autorką, zapoznał się z tymi treściami. Jej choroba to bardzo intymna część jej samej i chciała, by tak pozostało. Ewangelina zaśmiała się złowieszczo. Ponownie, tym razem przez wypowiedziane – a może raczej wykrzyczane? - słowo. „Oszalałaś” - nie zrobiło to na dziewczynie żadnego, chociażby najmniejszego wrażenia, ba – spodobało jej się to! Spodobało jej się to, co teraz dzieje się na lewym brzegu rzeki, pomiędzy szesnastolatką a zapewne nieznacznie starszym od niej mężczyzną. Napięcie wzrastało. Tak samo, jak waga sytuacji, która zaczęła ją ewidentnie bawić! Tak! Rozbawiać ją do granic możliwości. Cieszyła ją nieporadność złodzieja. Zwłaszcza, że zazwyczaj to ona, nikt inny, uchodziła za taką. A to wszystko za sprawą jej choroby oraz faktu, że jej wciąż zmieniająca swe oblicze osobowość często odznaczała się naiwnością, która w znacznym stopniu zmieniała punkt widzenia względem jej samej ludzi, którzy z nią obcują albo jedynie znają. Uchodziła nieraz za śmieszną, albo wartą bądź nie, uwagi innych. To trochę jak z błaznem królewskim. Władca siedzi na tronie i z tego właśnie punktu widzenia obserwuje „imprezę”, przypatrując się to tańczącym ludziom, to błaznowi. W jego oczach komediant był nikim. Los biedaka był obojętny dla osoby bogacza. I z Ewangeliną też tak nieraz było. Konkretyzując, kiedy uwydatniał się jej infantylizm, ludzie albo niej z niej niezłą polewkę, albo ignorowali jej osobę, tym samym uznając że nie jest ona warta jakiejkolwiek, nawet najbardziej nieznacznej, uwagi. Czasami to Ewangelinę cieszyło, ale nieraz przyprawiało również o smutek. W jej głowie nieraz dochodziło do ewidentnych sprzeczności i nie dało się tego ukryć. Tak. Uznała, że wstanie jednak ze złodziejaszka. Jak pomyślała, tak też zrobiła. Korzystając z okazji, winowajca czym prędzej poderwał się, stając na nogach. Ewangelina obserwowała to wszystko z miną świadczącą o jej aktualnym stanie ducha – zamyśleniu. Zbyła wszystko, co on niej w ogóle mówił. Tak, wszystko – bez wyjątków, jednak faktem niezaprzeczalnym jest to, że już wkrótce może się to zmienić. Powoli i bez pośpiechu, jak to mówią ludzie rozsądni, albo szybko i drastycznie, o czym prawią miłośnicy ekstremalnych przygód. Aż w końcu stało się to, czego dziewczyna się nie spodziewała. Chłopak podbiegł do leżącego nieopodal otwartego (psia krew!) zeszytu, i, chwytając, odsunął się nieco od dziewczyny. - Nie twój interes, ten notatnik, więc oddaj mi ten zeszyt -krzyknęła instynktownie na niego i spoliczkowała go. Cios był tak silny, że z jego nozdrzy wypłynęła czerwono-krwista ciecz. Zeszyt upadł na podłoże, otwierając się w przypadkowym miejscu. Ewangelina właśnie schylała się, by podnieść z ziemi swój skarb, tym samym otrzepując go z wszechogarniającego kurzu przemieszanego z piachem. |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sob Lut 28, 2015 5:58 pm | |
| Prawdę mówiąc tok myślowy Charliego nie był nigdy jakoś szczególnie skomplikowany. Dobrego wykształcenia nigdy nie otrzymał (dobrze, że w ogóle umiał pisać i liczyć), a rzeczami, które głównie zaprzątały jego mały rozumek były walka o przeżycie i zdobycie czegoś do jedzenia. Jeszcze w sierocińcu w Trzynastce musiał walczyć o siebie, chociaż było to dość trudne, zważywszy, że był od zawsze mniejszy od swoich rówieśników, którzy nie wahali się przed wykorzystywaniem tej przewagi. Był może nieco niedożywiony i brudny, ale jakoś dawał sobie radę i nikt nie mógł mu zarzucić, że poległ w walce o... no właśnie. Właściwie to nie było już o co walczyć, bo przegrał wszystko, co mógł, chociaż gdzieś w oddali tliła się jeszcze iskierka nadziei w postaci kuzyna, który wcale nie był tak daleki. Syn siostry matki to bliska rodzina, prawda? Tak, z pewnością, a przynajmniej zdaniem Charliego, który zamierzał wykorzystać to jako swoją główną kartę przetargową. Oboje chyba należeli do grupy ludzi, której inni woleli nie zauważać. Tak było po prostu łatwiej. W końcu kto chciałby się martwić losem bezdomnego (no, już od niedawna nie) chłopaka, czy dziewczyny z problemami? Chyba tylko Strażnicy Pokoju ciągle byli nimi zainteresowani, ale im płacono za to, by wyłapywali takich ludzi jak Charlie, czy Ewangelina. Żyli na uboczu unikając schwytania i licząc, że kolejny dzień okaże się nieco lepszy od poprzedniego. Właściwie ciężko było to nazwać życiem, a raczej czymś na pograniczu egzystencji i niebytu. - Mój, czy nie mój to się jeszcze okaże! - rzucił nieco wyzywająco przelatując wzrokiem przez kolejne linijki tekstu, ale proces ten został mu brutalnie przerwany przez dziewczynę, która znów posunęła się do rękoczynów. Za co to?! Przecież on jej nic nie zrobił! Poczuł metaliczny smak i zapach szybko orientując się, że ten pochodzi z krwawiącego nosa. Tego mu jeszcze brakowało! Jęknął oburzony jej zachowaniem wypuszczając z rąk dziennik. Otarł rękawem bluzy strużkę krwi spływającą mu do ust, po czym dość zwinnie doskoczył do nieznajomej po raz kolejny wyrywając jej należący do niej zeszyt. Właściwie to było to dość dziecinne zachowanie, ale poczuł się nieco urażony atakiem, który na niego przypuściła. Za jakiś głupi zeszyt! Przecież mogła sobie takich dziesięć kupić! |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sob Lut 28, 2015 7:10 pm | |
| Ewangelina nad wyraz nie lubiła, jak jakiś winowajca (i słowo „jakiś” jest tutaj na pewno słowem kluczowym, ale lepiej by było gdyby te zmieniło się we frazę jakikolwiek”, przy czym należałoby zaznaczyć, że może dotyczyć, a nawet w głównym stopniu, drobnych złodziejaszków, takich, jak ten typ) sądzi, że nie jest niczemu winien. Tak, zaprzątało to jej umysł mimo, że w więcej niż stu procentach można być pewnym jej nieumiejętności czytania w czyichś myślach. Dziewczyna wciąż napawała się tego rodzaju widokiem. A zwłaszcza, kiedy uderzyła go tak mocno, że z jego nozdrzy zaczęła cieknąc krew. Co jak co, ale faktem jest, że pragnęła mu sprawić jak najwięcej bólu. O, żeby ów delikwent wiedział, że zrobił źle, usiłując ją okraść i chciała, by chłopak, może w jej wieku, może nieco starszy, już więcej tego nie robił. Żeby doskonale zapamiętał. Ale i tak wiedziała, a raczej była przekonana, że chłopak trafi do piekła. Bo wiemy już, że Ewangelina to osoba wierząca wiarą katolicką... no może nie do końca, gdyby uwzględnić tutaj nieco jej herezji. Osobiście ona nie kradła. Nigdy i nie zamierzała tego robić, bo wiedziała, że w życiu doceniana jest uczciwość, a zwłaszcza że dzięki niej bardziej przybliży się do Boga. Wierzyła w to, że przepowiednie ludzi, którzy przeżyli śmierć kliniczną, mają swoje pokrycie w prawdzie i kiedy umrze, o ile zasłuży na niebo, a bardzo się o to starała, wówczas dosięgnie ją nieograniczona boska miłość, która byłaby zdecydowanie wszechobecną, a czasu nie będzie dało się liczyć. Będą tam funkcjonować zupełnie inne prawa fizyki, ale nie tylko. W ogóle wszystko tam będzie funkcjonowało zupełnie inną rzeczywistością. Dziewczyna szczerze wierzyła, że jej choroba to krzyż, który musi nieść. W ogóle była zdania, że każdy musi to robić. Bo gdyby tak nie było to, zdaniem dziewczyny, życie nie miałoby sensu! A jeżeli da sobie radę z niesieniem tego krzyża, to... to będzie wspaniale i za sprawą tego na pewno zasłuży na Królestwo Boże. Chciała tego – o jak bardzo pragnęła! To był jej życiowy cel. Wiemy już, że szesnastolatka przyodziewa wiele mentalnych masek, ale tego rodzaju zmiany w jej psychice nigdy nie dotykały spraw duchowych. Te ostatnie zawsze, po prostu zawsze były takie same i tym samym nie straciła nigdy wiary w Boga. To, co powiedział chwilę później, zdecydowanie rozbawiło Ewangelinę. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że to nie jest zbyt chrześcijańskie, pluć w twarz, krzycząc, policzkować. Przecież... domeną wierzącego jest umiejętność przebaczania! Świadomość tego bynajmniej nie trzymała się jej umysłu. W najmniejszym nawet stopniu i tym samym Ewangelina nie wiedziała, że to, co robi, można zaliczyć do grzechu. Może niezbyt ciężkiego, no ale... jednak, nie? To przecież nie był zwyczajny zeszyt... to istota całego jej bytu, podobnie jak wiele innych notatników, położonych na półce w kolejności od najstarszego do najmłodszego. To kwintesencja, tak, chyba można tutaj użyć tego wyrażenia... Ale chłopak nie dawał za wygraną. Ewangelina zrozumiała to, kiedy ten pierwszy wytrącił jej zeszyt z rąk, które jeszcze chwilę później oplatały niezgrabnie zeszyt swą istotą. Wiatr zaszumiał w drobniejszych gałązkach drzew. Jakby podobała im się ta scena. Scena mająca w sobie szczyptę infantylności. |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pon Mar 02, 2015 6:40 pm | |
| Zapytany, czy zawinił czymś w trakcie tej kradzieży bez zawahania odparłby, że owszem, dwóch rzeczy - pierwszej, że wybrał jako łup bezwartościowy zeszyt i dwa - faktu, że uciekał za wolno dając się złapać. Jego kodeks moralny dawno już został wypaczony i proces ten zaczął się jeszcze w Trzynastce, gdzie prawo niekoniecznie działało tak, jakby tego sobie życzyły władze. Ludzie, szczególnie ci z najniższych warstw społecznych, prędzej czy później zaczną ze sobą konkurować, u podstaw czego leżały zapewne pewne pierwotne cechy, które budziły się do życia, gdy ludzie w swej egzystencji zbliżali się do zwierzęcych standardów. Tak, w zachowaniu Charliego można było zaobserwować prymitywne zachowania charakterystyczne dla zwierząt niestadnych. Walka o przetrwanie, pokarm, czy miejsce do spania były dla niego ponurą codziennością, poza którą nie znał niczego innego. Za późno było na próby wpojenia Smithowi jakiejkolwiek lekcji, bo najzwyczajniej w świecie jego światopogląd był już ukształtowany. Może niekoniecznie w sposób dorosły i całkowicie sensowny, ale raczej ciężko byłoby go przekonać do jego zmiany. Piekło? Jego życie było piekłem i raczej nie wyobrażał sobie, żeby mogło go czekać jeszcze coś gorszego. Może jedynie wieczne przesłuchanie u naczelnika więzienia byłoby w stanie wywołać u niego prawdziwe przerażenie wiecznym potępieniem, ale przecież i tak nie wierzył w nic poza własnymi możliwościami. Żadna siła wyższa nigdy nie zainteresowała się jego losem, więc dlaczego on miałby udawać, że go interesuje istota, której istnienia nikt nigdy nie udowodnił. Liczył się świat materialny, a ten wyglądał tak, a nie inaczej. Doświadczenie nauczyło Charliego, że uczciwością nie zajdzie się daleko. Kłamstwo weszło mu już w krew i raczej niemożliwe było wyplenienie tego jakże uroczego zwyczaju, ale winić go za to nie można. Mówiąc prawdę strażnikom zostałby zamknięty i w najlepszym wypadku zesłany do jednego z dystryktów, gdzie zaprzęgnięto by go do niewolniczej pracy. Nie zamierzał na to pozwolić, a jedynym wyjściem było kłamanie. O tym, że posiada status Wolnego Obywatela, że jego dokumenty gdzieś się zapodziały, czy w końcu, że ma ważnych znajomych, którzy bez wątpienia są w stanie doprowadzić do zwolnienia jakiegoś nadgorliwego strażnika (no dobrze, to ostatnie udało mu się raz, choć i tak na koniec musiał uciekać). Łapczywie pochłonął kolejne linijki tekstu coraz bardziej rysując sobie w głowie obraz stojącej przed nim dziewczyny (a właściwie to zbliżającej się w jego stronę z niewiarygodną prędkością). Po raz kolejny odskoczył kilka kroków w tył w międzyczasie wertując zeszyt, choć nie było to wcale takie proste. - Zaraz... - chyba do niego dotarło - Ty nic nie pamiętasz? - można powiedzieć naprawdę wiele o małym Smithcie (wcale nie takim małym!), ale z pewnością nie brakowało mu empatii, nawet wobec kogoś, kto przed chwilą doprowadził go do krwotoku z nosa. |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Wto Mar 03, 2015 10:11 pm | |
| ...Wiatr zaszumiał w drobniejszych gałązkach drzew. Jakby podobała im się ta scena. Scena mająca w sobie szczyptę infantylności. Tak, infantylności. Jakie słowo inaczej dopasować do zaistniałej sytuacji? Mimo, że to jedynie szczypta, to dość znacząca i tym samym można to ową frazą określić. Sama Ewangelina również była dziecinna. Na swój własny, osobliwy sposób. W sumie nie zawsze, główny wpływ miało na to to, czym charakteryzowała się jej postać danego dnia. To, w jakim stanie się obudzi, mając kompletną pustkę w głowie. Głowie, w której mogła się zrodzić jakakolwiek osobowość. A od czego to zależy? Wiele czynników, ale może to się dziać równie dobrze z czystego przypadku. Tak, przypadku. Niezbadana jest psychika Ewangeliny. Zwłaszcza – a może nie? Kto to wie – przez jej chorobę. Neurologiczne schorzenie, dokładniej ujmując. Jak by nie patrzeć, dziewczyna sama chętnie udzieliłaby chłopakowi lekcji. Najlepiej moralnej. Wiedziała, że rękoczyny to jedynie ostateczne rozwiązanie. Już zdążyła zapomnieć, że sama posunęła się do tego typu czynu. Albo wiedziała, tylko skrycie zatrzymała to w najmroczniejszej czeluści swojego umysłu? Tam, gdzie trafiają porzucone nadzieje, wspomnienia, postanowienia... po prostu myśli, tak można to wszystko tym mianem określić. Zdecydowanie. Tak czy owak, tego typu moralna lekcja na pewno nie mogłaby zostać sprowadzona do tego typu czeluści umysłu chłopaka. Albo przynajmniej sama Ewangelina tak sądziła... mogła się, oczywiście, mylić, jednak fakt faktem, sama nie zaprzątała sobie tym głowy. Należałoby prędzej czy później zaznaczyć (w sumie, po co się ociągać?) że nasi bohaterowie diametralnie się od siebie różnią. Pod chyba każdym względem, no, może łączył ich fakt, że nie mają na swoim koncie zbyt wielu wiosen. Czym się różnili? Chociażby podejściem do pewnych wartości a nade wszystko po prostu do życia oraz pomysłem, jak je spędzić. Ewangelina zmierzała w jego stronę dość szybkim krokiem widząc, jak ten przegląda notatnik. Nie, nie mógł zapoznać się z jego treścią! To w żadnym wypadku nie wchodziło w grę! Nie chciała, by ten typek dowiedział się o tym problemie. A może... mimo tej lektury, nie zrozumie istoty jej schorzenia? Może był istnym tępakiem? Może ostatnie słowo znajduje swoje odzwierciedlenie w tym, że usiłował skonfiskować jej ten największy dla dziewczyny skarb (z wykluczeniem, oczywiście, rodzicielki szesnastolatki)... bo nie oszukujmy się, po jaką cholerę był mu ten dziennik do szczęścia potrzebny? No właśnie. Każdy, kto tylko zada sobie samemu to pytanie, na pewno pojmie istotę rzeczy. - A nawet jeżeli tak, to co? - uśmiechnęła się do niego zawadiacko, mimo że wcale nie planowała takiego efektu. Przeklęła siebie w duchu. - jeżeli rzeczywiście tak jest, to co? Myślisz, że w jakikolwiek to zmienisz? Marne nadzieje. Ostatnie słowo wypowiedziała ze swoistym akcentem. Tak, żeby to uwydatnić. Zbierało jej się na płacz i nagle zrozumiała, czego tak naprawdę chce. Tak, dopiero teraz, bo wcześniej myśl ta była najwidoczniej zamaskowana. A chce po prostu nieco uwagi. Nie chciała nawet o tym myśleć zwłaszcza, gdy nie chciała, by to było prawdą. Ale powoli, acz znacząco zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że oszukuje samą siebie... Łzy się nie ujawniły. Łzy zdążyły wyschnąć, zanim pojawiły się w kącikach młodych oczu. Dzięki Bogu. pomyślała. Nie chciała, by złodziejaszek poznał się na jej słabościach. |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pon Mar 09, 2015 7:52 pm | |
| Charlie zapewne broniłby się rękami i nogami przed nazywaniem scen z jego udziałem infantylnymi. Był przecież super dorosły i w ogóle, więc gdzie tu dziecinność? Tak uważał się za osobę dojrzałą, choć jego zachowanie dość często świadczyło o czymś innym. Na przykład teraz - zachowywał się jak przedszkolak wyrywający młodszej koleżance zeszycik, by wyczytać z niego tajemnicze zapiski. Na szczęście poza infantylnością, z którą starał się walczyć miał całkiem konkretną osobowość, która mogła wprawdzie w niektórych wzbudzać uczucie rozczulenia (należałoby wspomnieć chociażby Maisie), ale zachowywał się zawsze w podobny, charakterystyczny dla siebie sposób. Może nie zawsze wynikały z tego dobre rzeczy, ale nad tym panować już nie mógł. Rękoczyny akurat dla Charliego były jednym z pierwszych rozwiązań po jakie sięgał. No, może drugim, bo najpierw starał się ratować ucieczką, a gdy to nie pomagało wówczas sięgał po argument siły (której niestety nie posiadał zbyt wiele). Nie potrzebował żadnych lekcji! Oczywiście, że nie. Wystarczyły mu te, których sam się nauczył przez zdobywane latami doświadczenia. Tych, wbrew pozorom miał całkiem sporo. Pomysł na życie miał dość dobry i wykłócałby się z tym, kto twierdziłby inaczej. Przybył na Kapitol? Tak. Przeżył? Tak. Pół jego doskonałego planu zostało wykonane, została druga połowa. Znacznie trudniejsza, bo w grę wchodziło już tutaj zauroczenie kuzyna, który miałby przygarnąć Smitha pod swoje skrzydła. Nawet jako pomoc kuchenną, czy co tam akurat teraz potrzebował. Charlie mógł robić wszystko, byle tylko nie musieć uciekać cały czas przez Strażnikami Pokoju i strasznym naczelnikiem więzienia. Redaktor naczelny musi coś w mieście znaczyć! Tępakiem nie był! Przynajmniej nie jakimś strasznym, wiec co nieco na pewno zrozumie! - Co? - zaskoczyła go tym pytaniem - Nie - odparł wytrącony z równowagi - Nie, ja tylko... - chciał się wytłumaczyć, bo mu się głupio trochę zrobiło (nie był wcale taki zły!), ale coś zmieniło się w wyglądzie nieznajomej. Nie był w stanie określić co, ale z pewnością było to coś zauważalnego. Opuścił zeszyt darując sobie dalsze czytanie. Nie miał zamiaru czytać prywatnych zapisków, zwłaszcza takich. Sam nie chciałby przecież, żeby ktoś dorwał się do jego dziennika... Trochę ją może nawet rozumiał, więc w milczeniu wyciągnął ku niej notatnik. Nie zamierzał przepraszać, ale powinna docenić ten gest. |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sro Mar 18, 2015 1:08 pm | |
| Od czasu do czasu każdy z nas miewa takie chwile, kiedy nie wie co powiedzieć, nie wie, co zrobić. Nie tylko ze sobą, bo tutaj chodzi w głównej mierze o to, jak zareagować na czyny bądź słowa drugiej strony. Ale to nie wszystko. W grę wchodzi również to, jak urozmaicić sytuację, właśnie czynami bądź wypowiedzią. Ewentualnie jednym i drugim. I Ewangelina była teraz w podobnej sytuacji.Każdy aspekt ich spotkania przyprawiał ją o brak pomysłu. Na to, jak zareagować, na to, co zrobić, co powiedzieć. Owszem, nie chodziło o jedną rzecz. Prawie wszystko w zaistniałej sytuacji przyprawiało ją o dezorientację oraz kompletną pustkę w głowie. Tak więc było i w zaistniałej sytuacji, przy czym należałoby zaznaczyć, że dotyczy to w głównej mierze samej Ewangeliny. Dziewczyna jednak niespecjalnie nad tym rozmyślała, mimo że mogła, jak najbardziej, bo to dotyczyło głównie jej osoby. Jednak wiemy już, że nie zawsze myślimy o tym, o czym myśleć powinniśmy, co cechuje akurat nas samych. Jednak dosyć tych pseudo dojrzałych przemyśleń. Powróćmy do zasiniałej sytuacji, w której doszło do spotkania między dwojgiem ludzi. Stało się to nad rzeką. Oboje, zarówno on jak i ona, znaleźli się pewnego dnia w tym samym miejscu. Przypadek, a może zupełnie odwrotnie? Kto to wie... Nie będziemy jednak dłużej przechodzić przez ten temat, chociażby dlatego, bo już wcześniej to zrobiliśmy. Dziecinność to sprawa, którą każdy odbiera inaczej. No, może nie każdy. Lepiej oraz a jakże wygodniej jest tutaj napisać, że zdanie dzieli się pomiędzy określone zrzeszenia ludzi. Nieważne, jak liczne, ważne, że są. Dla jednych więc przejawem infantylności może być doprawdy wszystko, podczas gdy dla drugich musi być to szczegółowo uwarunkowane. Dlatego dla Ewangeliny zachowanie chłopaka było właśnie przejawem takiej dziecinności. To, że ukradł jej zeszyt, a przynajmniej próbował. Po co mu taki notatnik? Nie miał na pewno wartości materialnej, o ile w ogóle żadnej, a przynajmniej dla kogoś jego pokroju. Za to miał sporawą wartość dla samej Ewangeliny. Nie dało się temu w jakikolwiek sposób zaprzeczyć, chociażby z racji jej choroby, jej neurologicznego schorzenia. Dziewczyna była bliska płaczu i temu również nie dało się w jakikolwiek sposób zaprzeczyć. Chłopak zaczął się nieznacznie jąkać. Dziewczyna zauważyła, że jest najwidoczniej zakłopotany. To nieco dziwne, ale ucieszyło ją to. Podobnie jak to było wcześniej, i teraz napawała się tym doznaniem, płynącym z obserwowania jego dezorientacji. Lubiła obserwować ludzi w takim stanie. To sprawiało, ze stawała się silniejsza, pewniejsza. Chociaż dla osób, które nie znają zbyt dobrze panienki Stirling, może wydać się to dziwne, a nawet groteskowe. Uśmiechała się pod nosem, do czasu aż... Chłopak wyciągnął do niego rękę. Już myślała, że podaje jej dłoń na zgodę, ale w miarę szybko zorientowała się, że dzierży w niej notatnik. Jej notatnik. Była zaskoczona, nie wiedziała że ten odważy się na ten gest, a przynajmniej po tym, co zrobił. Dlatego czym prędzej wyrwała zeszyt spod jego uścisku. Przytuliła czym prędzej do piersi ten jej największy na świecie skarb. No, może nie największy, jednak z pewnością jeden z najcenniejszych. Patrzyła na chłopaka spode łba. I teraz nie wytrzymała. Rozpłakała się jak małe dziecko, no ale w końcu musiało do tego, prędzej czy później, dojść. Przeklęła siebie w duchu. Nie lubiła... poprawka! Nienawidziła, jak inni orientują się w jej słabości czy też słabościach. Tak nie miało być! Ale tak czy owak, było już za późno. Zdecydowanie i dziewczyna nic nie mogła na to poradzić, a tym bardziej nic na to nie mógł poradzić chłopak, będący złodziejem jej notatnika. Niedoszłym... ale jednak złodziejem, nie? |
| | |
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|