IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5

 

 Sala Główna i Róg Obfitości

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
AutorWiadomość
the odds
Game over
Game over
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptySob Wrz 27, 2014 10:54 am

First topic message reminder :

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 800px-The_Great_Dining_Room

Opis pomieszczenia pojawi się w pierwszym poście Mistrza Gry.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptyWto Paź 07, 2014 11:46 pm

Chaos. Tylko to słowo dobrze obrazowało wszystko, co działo się na sali. Ale przecież tego się spodziewała, gdy stawiała niepewne kroki w kierunku drzwi i chwytała za mosiężną klamkę modląc się w duchu, aby przeżyła to, co dla nich przygotowano. Jak na razie miała się dobrze, będąc lekko oszołomioną rozwojem wydarzeń. Wszystko działo się zdecydowanie za szybko, w jednej chwili kradła Delilah pistolet i szepcze zdanie które, jak miała nadzieję, da dziewczynie znać, iż tak naprawdę nie jest przeciw niej, żeby po chwili poczuć, jak inna trybutka wykręca jej rękę i kradnie zabraną wcześniej broń. Chyba nawet nie zdążyła się porządnie wystraszyć, bo już po chwili poczuła, jak znów jest wolna i niczym zombie oddaliła się od dziewcząt nie zarejestrowawszy wcześniej, co się wydarzyło. Odnosiła wrażenie, iż odkąd upadł stół, opadły także łańcuchy, które wcześniej krępowały ich ruchy przed wzajemną walką. Jednak teraz? Teraz zachowywali się jak zwierzęta, a ona stała i obserwowała, dziwnym trafem nie zostawszy zaatakowaną. Jeszcze. Sprawdziła, czy wciąż ma przy sobie swój dobytek i owszem, plecak bezpiecznie spoczywał na plecach, a komplet noży, przymocowany był do jej bioder tak, jak powinien,.
Podniosła swój, lekko oszołomiony ale czujny, wzrok na salę, dostrzegając scenę jak z zoo. Ci ludzie, walcząca grupa nastolatków, wyglądali jak zwierzęta różnych ras wrzucone do zamkniętej klatki i pozostawieni sami sobie. Tak naprawdę bardzo się od nich nie różnili, ukryci i otoczeni, bez możliwości ucieczki. A przede wszystkim rządni krwi.
Do jej oczu doszedł dość niecodzienny widok. W miejscu, gdzie niedawno stał stół, rozgrywała się zacięta walka… mieszaniny ciał. Dosłownie. Widziała błysk ostrza, gdzieś dostrzegła plamy krwi oraz coś, co wyglądało jak resztki jedzenia… a następnie niewielka grupka (w końcu rozpoznała w nich konkretne cztery osoby) przewaliła się na ziemię, turlając w różne strony. Walczyli wzajemnie, a Mayi wszystko mieszało się przed oczami. Alex atakowany był przez jednego z trybutów i to właśnie na nich, a nie na dziewczynach, brunetka skupiła swoją uwagę. Chwilę później dołączył do nich Emrys, a gdy znów kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie, usłyszała swoje imię gdy strzała drasnęła Amitiela w ramię, ruszyła w tamtą stronę, dobywając jeden nóż (tym razem czysty, nie chciała nikogo narazić na zakażenie). Widziała, jak Emrys stara się odciągnąć trybuta od jednego z ich sojuszników i dobrze wiedziała, w kogo powinna wymierzyć cios. Ale czy aby na pewno? Może nie powinna się zastanawiać, dobrze wiedziała, na czym zależy jej najbardziej, jednak zabiła już dwie osoby. Niestety, może nie przepadała za matematyką, ale to równanie było za proste. Aby wygrać, musiała żyć, a żeby żyć, musiała zabić. Kolejnego trybuta.
Szczerze mówiąc myślała, że będzie jej łatwiej. Że przeczeka gdzieś wszystko spokojnie, aż trybuci pozabijają się sami. Schowa się w kącie i prześpi, jak niedźwiedzie przesypiają zimę. Rzeczywistość była o wiele trudniejsza, nie tylko do zniesienia, ale i do przeżycia. Dlatego zamachnęła się srebrnym ostrzem celując w szyję chłopaka, będącą jedną z bardziej odsłoniętych części ciała. Chciała trafić, a zarazem bardzo nie chciała.

pogubiłam się w tym wszystkim, mam nadzieję, że bardzo nie namieszałam!
Powrót do góry Go down
the odds
Game over
Game over
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptySro Paź 08, 2014 12:07 am

Uwięziony w mocnym uścisku Emrysa Matthew nie miał szans na obronę przed atakiem Mayi. Nóż wbił się gładko w załamanie szyi chłopaka, z rany trysnęła krew, zalewając Emrysowi ręce, a Alexowi klatkę piersiową i część twarzy. Jeśli krwotok nie zostanie zatamowany, chłopak wykrwawi się w ciągu dwóch minut.

Kolejka: Carly, Daisy, Lucy, Alex, Delilah, Matthew, Amanda, Pandora, Raphael, Emrys, Maya.
Powrót do góry Go down
the victim
Carly Coin
Carly Coin
https://panem.forumpl.net/t2355-carly-coin
https://panem.forumpl.net/t2357-relacje-last-minute#33396
Wiek : 17 lat
Zawód : Leży i pachnie na pół etatu.
Przy sobie : Trzy banany, łyżka, antybiotyk, ząbkowany nóż, zapałki, igła z nitką
Obrażenia : Obtarte kolana, poparzone, ale opatrzone łapki, skręcona kostka, a poza tym to nadal jej cycki nie urosły.

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptySro Paź 08, 2014 7:56 pm

Tu był zbyt wielki chaos. Nawet jeśli w nim nie uczestniczyłam, bo stałam się cichym obserwatorem, patrzącym z przerażeniem na dokonującą się tu masakrę, nie potrafiłam tego ogarnąć. I w sumie nie chciałam. Tyle razy mówili mi, bym nie wściubiała nosa w nieswoje sprawy, więc tym razem postanowiłam wziąć sobie to do serca. Jakoś nie widziało mi się zgrywanie bohaterki ratującej uciśnionych z objęć śmierci niesionej z rąk wrogów. Nie miałam takich zdolności; zresztą - albo oni, albo ja.
Chciałam zerwać się na równe nogi i pobiec, ale stwierdziłam, że lepiej nie przeceniać swojej uszkodzonej nogi. Pozostałam w dziwnej pozycji przy podłodze, trudno było powiedzieć, że idę na czworakach, ale też nie kucałam. Grunt pod stopami wydawał mi się teraz jedyną pewną rzeczą, jedyną, którą rozumiałam, więc wolałam trzymać się blisko. W końcu niżej się już nie da upaść.
Mój ładunek wybuchowy trafił szlag, jak zwykle zresztą wszystko, co próbuję od siebie dać. Byłam zawiedziona, ale nie zaskoczona. Mówią, żeby nie płakać nad rozlanym mlekiem (lub sosem?), więc po prostu obserwowałam dalszy przebieg sytuacji. I niestety nie było zabawnie. Może ci przed telewizorami się świetnie bawili, ale w moim mniemaniu toczył się tu horror. A ja chciałam się z niego jak najszybciej wydostać. Strach o własne życie zwyciężył nad moją wrodzoną empatią, która zresztą z każdą chwilą coraz bardziej znikała. Chwyciłam leżący tuż obok mnie plecak Matta (jemu się już raczej nie przyda...), założyłam go sobie na ramiona, ale z przodu (w końcu tutaj też mam plecy, wiecie, cycki - error 404 not found), po czym trzymając się nisko ziemi, obeszłam przeszłam obok przewróconego stołu. Zgarnęłam cztery banany, wcisnęłam je do plecaka Matta i weszłam za mebel. Schowałam się za nim, licząc, że nikt mnie nie zauważy i ruszyłam do drzwi numer dwa. W końcu nacisnęłam klamkę i nie podnosząc się z ziemi wyniosłam się na zewnątrz, zamykając za sobą.

[no to Carls z/t, jeśli to nie problem]
Powrót do góry Go down
the odds
Game over
Game over
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptySro Paź 08, 2014 8:03 pm

Carly, lądujesz na korytarzu w skrzydle wschodnim. Plecak i banany zostały dopisane do ekwipunku.

Kolejka: Daisy, Lucy, Alex, Delilah, Matthew, Amanda, Pandora, Raphael, Emrys, Maya.
Powrót do góry Go down
the victim
Daisy Daignault
Daisy Daignault
https://panem.forumpl.net/t1952-daisy-daignault#24688
https://panem.forumpl.net/t1786-zlote-dziecko-dawnego-kapitolu-zaprasza#22519
https://panem.forumpl.net/t1644-daisy-daignault#21160
https://panem.forumpl.net/t2602-stayin-alive#37670
https://panem.forumpl.net/t2515-daisy#36305
Obrażenia :

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptySro Paź 08, 2014 8:41 pm

Daisy podejrzewała, że wszyscy w tej chwili – niezależnie od wybranych sojuszy albo ich braku – mają w głowie to samo. Chaos, chaos, chęć przeżycia, chaos. Oczywiście nie była w stanie przeprowadzić teraz badań statystycznych, ale wręcz wyczuwała w powietrzu ostry zapach strachu i zdezorientowania. A może to woń pikantnego sosu? Nie zdążyła wybrać, co przeraża ją bardziej – brak Alexa w polu widzenia, kalorie jedzenia przenikające jej przez skórę, krew czy nagłe pojawienie się innych osób – bo…wszystko podziało się za szybko. Banał nad banały, ale przecież tak było. W jednej chwili ściskała w dłoni ostry, dziwaczny nóż – chyba dostał się jej tasak – a w drugiej coś obrzydliwie lepkiego zwalało się na nią. Z dość małą siłą, więc zorientowała się, że to raczej dziewczę i…ach tak. Amanda.
Dobrze, że trzymała w ręku owe narzędzie bankietowej zbrodni. Nie znała się na żadnych dziwnych sztukach walki, ale pamiętała słowa Alexandra sprzed rozpoczęcia Igrzysk – miała walczyć za wszelką cenę. I to robiła, mając przewagę żywotności, wypoczęcia i braku ran. Cięła nożem po omacku, ale sama Amanda działała chyba przeciwko sobie, blokując swoim przygniatającym ją ciałkiem dostęp do dolnych części jej ciała – atakowana Daisy miała dostęp tylko do amandowej szyi i buzi, machając swoją uzbrojoną dłonią tylko w tych gautierowych rejonach, jednocześnie kopiąc i…czując nagle potworny ból w obojczyku. Tak mocny, że aż pisnęła i…znów, świat zawirował jak w tandetnej i kiczowatej piosence miłosnej, ktoś ją popchnął i wylądowała w innym miejscu. Wolna od przygniatającego ją chudego ciała, ale dalej z pulsującym bólem zranionego miejsca. Wypuściła też z rąk tasak, ale…to się nie liczyło, znów ktoś do niej podchodził i miała nadzieję, że to Alex, ale usłyszała nie-znajomy głos. Kogoś kto…jej pomagał? W całym tym chaosie i zamieszaniu dopiero po chwili zorientowała się, że to przystojny panicz Grant, wciskający jej w dłoń inny nóż i prowizorycznie opatrujący jej ranę. Nie widziała jak głęboką, ból pulsował, Raphael nagle się oddalił i…
Pewnie zostałaby na środku pokoju w tym durnym otumanieniu, oddychając jak po maratonie (wyjątkowo nie filmowym), ale…zobaczyła Alexandra. Całego we krwi, turlajającego się i…wstała chwiejnie, znów opadając na kolana, co pewnie uratowało jej głowę, bo w tej skulonej pozycji była trudniejszym celem. Szybko przemieściła się w stronę kotłującego się towarzystwa, ale kiedy zorientowała się, że przy Alexandrze jest już Emrys i Maya, odwróciła się w drugą stronę, zauważając Pandorę. I Amandę. I chyba to właśnie nienawiść rozogniła się w jej pobolałym ciele gwałtowniej od miłości i niepokoju; bardzo przykre psychologiczne doświadczenie, ale nie panowała nad sobą, w ciągu sekundy znajdując się tuż przy Gautier. Na szczęście znajdowały się po przeciwnej stronie stołu niż Delilah, stojąca dalej z łukiem i chyba rozmawiająca z Raphaelem? Nie potrafiła ich rozpoznać, ale to było mniej ważne. Wiedziała, że Pandora potrzebuje pomocy. Dalej więc kuląc się za blatem podniosła rękę z nożem (zdrową, rzecz jasna; obojczyk z drugiej strony pulsował zbyt silnym bólem), wręczonym jej przez Granta i wbiła ostrze w okolice szyi Amandy, korzystając z chwili przerwy w metodycznym uderzaniu skronią blondynki o blat. Nie było to łatwe, ale musiała dać ujście swojej frustracji i bólowi, na razie nie wyciskającymi z jej oczu łez. Była zbyt napięta i nakręcona, by poddać się rozpaczy, chociaż zamiast spokojnego oddechu z jej ust wydobywały się jakieś chrapliwe piski. Towarzyszące niezbyt sensownemu działaniu, bo zamiast rozejrzeć się za kolejnymi nożami, wyciągała obydwa znajdujące się w ciele Amandy, opadając znów na kolana, zmęczona nawet tak minimalnym wysiłkiem. Plecak zaczynał jej ciążyć, ale nie zamierzała go zdejmować, pilnując, by znajdywał się cały czas przy niej. Ciało Daisy napinało się jak struna i ból zaczynał płonąć coraz silniej, ale adrenalina sprawiała, że rozglądała się wokół siebie jak dzikie zwierzątko, szykując się na ewentualną reakcję obronną. Albo dalszą pomoc Pandorze.

trochę długo i niegramatycznie, ale musiałam nadrobić czas ataku na dejzi, wybaczcie!
Powrót do góry Go down
the odds
Game over
Game over
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptySro Paź 08, 2014 10:07 pm

Ocena obrażeń zadanych przez Daisy zostanie dodana po poście Amandy i ewentualnej reakcji.

Kolejka: Lucy, Alex, Delilah, Matthew, Amanda, Pandora, Raphael, Emrys, Maya, Daisy.
Powrót do góry Go down
Lucy Crow
Lucy Crow
Wiek : 17 lat
Zawód : prostytutka/kwiaciarka
Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet
Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptyCzw Paź 09, 2014 6:08 pm

To była sekunda, gdy znalazła się przy nim. Przylgnęła i pomyślała, że mogłaby tak pozostać. Ale świat dał jej kolejny raz znać, że czas się wybudzić i ona nie była już taka lekkomyślna jak kiedyś i nie wierzyła, że to co minęło, chętne było powrócić. Usłyszała głos, podniosła wzrok, aby uchwycić jego własny i nie wierzyła własnym oczom i szczęściu, które uśmiechnęło się do niej na sekundę i mimo dziwacznej niechęci, mimo tego lęku, mimo pożogi, która miała miejsce tuż obok, odebrała od niego kule. Usłyszała polecenie i zareagowała intuicyjnie. Jego ciepło odpłynęło, zelżało, a ona gorączkowo zaczęła ładować pistolet sześcioma nabojami przypominając sobie liczne sytuacje zasnute co prawda mgłą, ale nadal świeże i dotkliwe, znajome i jakby bliskie – Violator. To były ułamki sekundy, słyszała w tle krzyk Amandy, ale nie zważała na to, była spokojna, jak zwykle. Stres stał tuż obok, ale ona otoczyła się murem, zdystansowana do niego, pozbawiona lęku przed śmiercią, z której widmem pogodziła się na wstępie. Podniosła wzrok, zauważyła w tle Raphaela, podbiegł do Daisy. Czyżby chciał ją zabić? Chciała krzyknąć. Widziała jak tuż obok w śmiertelnym uścisku plączą się inni trybuci, nie poznała ich, a mimo to parła do przodu. Widziała jak Pandora rzuca się ku Mandy, jak uderza jej głową o kant stołu i widziała właśnie ją – Mandy. A Raphael zniknął, została po nim jedynie Daisy, i to wszystko. Wszystko znieruchomiało na moment, słyszała bicie własnego serca. To był chaos, chaos w najokrutniejszej postaci. I krew. Tyle krwi. Znajdowała się po drugiej stronie stołu niż Delilah, czyli tam, gdzie niedawno był Raphael wraz ze swoim... sojuszem. Serce szybciej zabiło. Dłoń drgnęła. Daisy i Pandora przysłaniały Mandy ciałami. Coś dławiło w gardle. Tak nagle. Coś spadło na nią. Ciężko przygniotło. Coś. Coś. Coś. Napięcie. I ten świat, który trwał w miejscu, a ona poruszała się zbyt wolno. Przyciskała broń do piersi i czuła bicie własnego serca, serca. Serca? Pistolet drżał wraz z tymi uderzeniami.
Mandy, Mandy, Mandy. Proszę.
Królowo króliczków?
To takie żałosne.
To przecież bal, na balach się nie umiera. Dlatego nikt dzisiaj nie umrze.
Podniosła szybko broń, odsłoniła ją światu, jej dłoń wystrzeliła w kierunku Pandory i Daisy. Była kilka metrów od nich, na tyle daleko, aby zdążyć uciec i na tyle blisko, aby móc trafić. Przypomnij sobie, skarbie, strzelanie z łuku. Takie proste. Takie naturalne. Obie się pochylały, znajdowały nad leżącą Mandy. Leżącą Mandy? Leżącą...? Odbezpieczyła broń nadzwyczaj pewnie, natychmiast, strzeliła raz jeden, w stronę Pandory, w jej plecy, a potem drugi, w stronę Daisy. W tym samym momencie wydobyła z siebie cichy jęk, ciężar nie spadł, stres nie pojawił się, nie zgotował jej serca, nadal tkwił gdzieś obok, rwał się do umysłu, rwał się do tego wszystkiego, ale ona jedynie od razu odsunęła się i ruszyła w stronę Raphaela, który był tuż przy niej, bo wrócił, prawda? Wrócił. Od razu złapała go za rękę i ruszyli do Delilah.
-Przepraszam – szepnęła ściskając broń, celując nią nadal w grupkę ludzi, obserwując Alexa który nadal wił się na ziemi. Matt go już chyba nie trzymał.
Matt, powiedz ty mi, jak ja się wytłumaczę Fransowi.
Biegli.
-Tak bardzo przepraszam – kontynuowała nadal celując bo gdyby ktoś chciał ich atakować, gdyby ktoś chciał atakować Raphaela, strzelałaby do momentu, kiedy zagrożenie zostałoby zniwelowane – Naprawdę, naprawdę... naprawdę!
W końcu znaleźli się przy Delilah (musieli dojść do drugiej strony przewróconego stołu), usłyszała jego głos. Teraz już przestała zwracać uwagę na Granta, na złotowłosą dziewczynę z łukiem i wpatrywała się w splątany krwią organizm, splątane krwią i nienawiścią ciała. Była wściekła, tak, tak można to nazwać. Nie, nie wściekła. Chwila. Czujna. Skupiła się całkowicie na nich, ściskając broń, naprawdę, jakby była ostatnią deską ratunku. Nie bała się o siebie, naprawdę nie bała się o siebie, ale... co właściwie sprawiało, że tak paskudnie się czuła i że była nader spokojna?


czytałam wszystko po milion pięćset sto dziewięćset razy i nie wiem naprawdę, czy czegoś nie pominęłam, ALE NO, CHAOS I ROZPIERDUCHA. : C ALE TO BAL, NIKT NIE UMRZE.
Powrót do góry Go down
the odds
Game over
Game over
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptyCzw Paź 09, 2014 7:20 pm

Ponieważ karta postaci Lucy nie wspomina nic o tym, jakoby przeszła przeszkolenie w strzelaniu z broni palnej, ośmielę się zakwestionować celność oddanych przez nią strzałów. Z postu wynika, że Lucy, stojąc kilka metrów od (ruchomego, w końcu dziewczyny się szamoczą) celu, wyciąga w pośpiechu rękę, celuje i strzela. Nie przyjmuje koniecznej do oddania strzału pozycji, nie wstrzymuje oddechu, pistolet przytrzymuje tylko jedną ręką, w związku z czym o ile jeszcze pierwszy strzał miał szanse trafienia w pobliże celu (choć raczej wyżej, niż prosto w niego), to już drugiemu uniemożliwił to odrzut (nieuwzględniony w poście, gdybym była złośliwa, mogłabym napisać, że wybił Lucy oko).

W tej sytuacji pozwolę posłużyć się sześcienną kostką. Losuje osoba następna w kolejce (tj. Alex) żeby nie było, że kantuję.

1 - pocisk trafia w lewą łopatkę Pandory, siła wystrzału popycha ją na posadzkę, a kula pozostaje w ranie, która zaczyna mocno krwawić i wymaga szybkiego opatrzenia,
2 - pocisk trafia nieco powyżej celu, w ucho Pandory; odrywa spory kawałek małżowiny, powodując bardzo silne krwawienie i ból,
3 - pocisk mija cel, wbijając się w ścianę naprzeciwko,
4 - pocisk trafia w stolik, przy którym kucają trybutki, odbija się rykoszetem i trafia Amandę w lewy obojczyk; kula zostaje w ranie,
5 - pocisk trafia w stolik, odbija się rykoszetem i trafia Pandorę w prawy bok, kula zatrzymuje się między żebrami, ale nie przebija płuca; rana jednak mocno krwawi, a wyciągnięcie kuli może być mocno problematyczne,
6 - pocisk zbacza z kursu, trafia Daisy w przedramię; kula przechodzi na wylot, rana jednak krwawi dosyć mocno i wymaga natychmiastowego opatrzenia.


Ponadto dwa wystrzały, oddane w niezbyt dużej sali, na kilkanaście sekund ogłuszają wszystkich obecnych, a przez kilka następnych minut dzwoni Wam w uszach.


Kolejka: Alex, Delilah, Matthew, Amanda, Pandora, Raphael, Emrys, Maya, Daisy, Lucy.
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptyCzw Paź 09, 2014 7:24 pm

Losujemy.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptyCzw Paź 09, 2014 7:24 pm

The member 'Alexander Amitiel' has done the following action : Rzuć kostkami

'Sześć oczek' : 2
Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptyCzw Paź 09, 2014 8:48 pm

Byłby hipokrytą, gdyby uderzył się w pierś i stwierdził, że czuje się winny wywołania chaosu. Właśnie o to chodziło. Być może większość tu młodych ludzi miała tendencję do racjonalnego zachowania, ale Alexander najlepiej organizował się w nieporządku. Nie umiał być dzieckiem, które radzi sobie w normalnych warunkach, bo nigdy ich nie zaznał. Ani w Kapitolu, ani tym bardziej w Kwartale. Nic dziwnego, że przyświecała mu idea urządzenia sobie raz jeszcze orgii przy Rogu. Nie zamierzał znowu nikogo nie zabijać, chciał tylko zminimalizować ryzyko, w którym Amanda sięga po swoje noże - naprawdę bardzo cenił śledzionę Daisy (właściwie cenił ją całą)i nie chciał, by skończyła jak Catrice - i doprowadzić do tego, by mogli powrócić w powiększonym gronie na stare szlaki.
Cudowna, sielsko-anielska wizja, która spaliła na panewce, począwszy od wybuchu (niedokonanego, dzięki ci, Boże za ostry sos!), a skończywszy na podłodze. Tak właśnie to odczuwał, bo cała reszta wydarzeń mknęła mu przed oczami. Wiedział, że jego nóż znajduje się w ciele blondynki i że próbowała dosięgnąć jego dziewczyny (właściwie już była trupem i Alex zamierzał tego dopilnować), ale nie dostrzegł już Pandory, bo ktoś próbował go unieruchomić na tej podłodze. Tym sposobem zaliczał kolejny raz z trybutem, co jeszcze bardziej go zdenerwowało. Nie przywykł do bliskości, zwłaszcza mężczyznami, nie był pedalskim Sebastianem, więc szarpał się w najlepsze przy pomocy Emrysa... A potem już była tylko krew, która sprawiła, że chęć uwolnienia się była jeszcze silniejsza.
Zwłaszcza, że coś piekło go jak cholera, a jak każde dziecko, miał absolutny problem z ujarzmieniem bólu, który rozchodził się po jego ciele. Dlatego odsuwał bezwładnego Matta ze swojego ciała.
Być może robił źle, nie zostając przy umierając chłopaku, ale musiał dotrzeć za stół. Wiedział, że wszyscy sądzili, że idzie do Daisy, ale i tak chował się za krzesłami i innymi skutkami swojej głupoty, będąc przekonanym, że prędzej czy później ktoś się na niego rzuci. Nie kierował się jednak w stronę swojej dziewczyny (Pandora sobie poradzi, ufał jej jak nikomu), a do towarzystwa, które ucięło sobie salonową rozmowę. Robił to jednak niezwykle ostrożnie, spełniając się jako kabel idealny. Mentalnie znowu był na jednym z tych przyjęć, gdzie nie powinien być widoczny, więc dotarł do przewróconego stołu bez najmniejszego szelestu, czołgając się niemal po podłodze wśród mebli i kurzu.
Będąc już za tą drewnianą zasłoną, przesuwał się, skulony i szybki, do samego brzegu, najbliżej rozmawiającej grupki. Nie zamierzał celować w Raphaela, nie po tym wszystkim, ale już Delilah nie była taka bezpieczna. Dobrze wiedział, że obie nie odpuści Amandy, więc skorzystał z zamętu i z tego, że wszyscy sądzili, że znajduje się obok Daisy, szamoczącej się nieco dalej z Gautier. Daignault musiała sobie poradzić; teraz skupiał się bardzo mocno, ignorując ból ran i mięśni, sięgając zwinnie po trujące strzałki. Cordelia nie była głupią blondynką, znała go; lubił rzucać, lubił wydmuchiwać wszystko, co wpadło mu w usta (bez skojarzeń) jeszcze w redakcji, drwiąc z pedała Lowella papierowymi kulkami wystrzelanymi z tubki po długopisie. Alex był stworzony do dmuchania i na tych Igrzyskach udowodnił to już pod każdym względem, więc teraz mógł przygotować się do cichego ataku, który przeprowadzał, maskując się tak, by go nikt nie dostrzegł.
Głośny huk wybił go z rytmu tylko na sekundę; skulił się mocniej za blatem, osłaniającym go od…Lucy? Tak, znalazła się po niewłaściwej stronie; był jeszcze zbyt ogłuszony, żeby zorientować się, że to ona strzelała. Musiał skupić się wyłącznie na celu a dzwoniąca w uszach cisza paradoksalnie pomagała mu zachować maksimum koncentracji. Alex nie bawił się w bohatera filmów akcji, nie potrafił posługiwać się bronią, ale…dziecięcymi dmuchawkami? Nie było nic lepszego dla tego wiecznego rozrabiaki. Czas się zatrzymał, uszy dalej pękały mu ciszą, ale już przykładał naładowaną rurkę do ust, wychylając się na sekundę za stół. Dmuchnął z całej siły w stronę Lucy, celując jej w szyję. Mógł tylko być wdzięczny Strażnikowi Pokoju za oduczenie go palenia, miał teraz sporo powietrza w płucach, by nieść truciznę w stronę tej, która zmieniła nagle strony. To była cicha i skuteczna broń, przynajmniej miał taką nadzieję, kiedy – po schowaniu się i szybkim naładowaniu dmuchawki- kolejna śmiertelnie trująca strzałka mknęła w kierunku twarzy Delilah. Wszystko trwało zaledwie ułamki sekund; znów chował się za grubym blatem stołu, oddychając ciężko i czujnie rozglądając się dookoła.
Powrót do góry Go down
the odds
Game over
Game over
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptyCzw Paź 09, 2014 9:13 pm

Następną osobę z kolejki (Delilah) proszę przed napisaniem postu o rzucenie sześcienną kością (opcja: 'Sześć oczek', w 'Dice rolls' wpisz '2'). Pierwszy wynik odnosi się do Lucy, drugi do Delilah. W zależności od ilości wyrzuconych oczek:

1 - strzałka trafiła do celu, tj. w szyję; w ciągu minuty od ukłucia następuje utrata przytomności; w razie nie podania antidotum, śmierć nastąpi w ciągu godziny od utraty przytomności,
2, 3 - strzałka trafiła w prawe ramię; w przypadku Delilah, bluza, którą ma na sobie, pełni rolę amortyzatora, strzałka ledwie przebija skórę, następuje paraliż prawej ręki, trwający następną godzinę; w przypadku Lucy strzałka wbija się w ramię, dziewczyna nie traci przytomności, ale odczuwa mrowienie, a w ciągu kilku minut traci czucie w górnej części ciała, stan utrzymuje się przez dwie godziny,
4, 5 - strzałka trafiła w prawe udo; w przypadku Delilah, spodnie, które ma na sobie, pełnią rolę amortyzatora, strzałka ledwie przebija skórę, następuje paraliż prawej nogi, trwający następną godzinę; w przypadku Lucy strzałka wbija się w udo, dziewczyna nie traci przytomności, ale odczuwa mrowienie, a w ciągu kilku minut traci czucie w dolnej części ciała, stan utrzymuje się przez dwie godziny,
6 - strzałka chybia.


Kolejka: Delilah, Matthew, Amanda, Pandora, Raphael, Emrys, Maya, Daisy, Lucy, Alex.
Powrót do góry Go down
the pariah
Delilah Morgan
Delilah Morgan
https://panem.forumpl.net/t2389-delilah-morgan#33936
https://panem.forumpl.net/t2394-when-you-pee-all-over-my-chippendale-suite-delilah-delilah#33971
https://panem.forumpl.net/t2392-delilah-morgan
https://panem.forumpl.net/t2761-morgan#41745
Wiek : 18
Zawód : chodzący kłopot (?)
Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą
Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan
Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptyCzw Paź 09, 2014 9:18 pm

Rzekł ktoś rzucając chudą żonę:
- Kości zostały rzucone! Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 543741144
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptyCzw Paź 09, 2014 9:18 pm

The member 'Delilah Morgan' has done the following action : Rzuć kostkami

'Sześć oczek' : 2, 5
Powrót do góry Go down
the pariah
Delilah Morgan
Delilah Morgan
https://panem.forumpl.net/t2389-delilah-morgan#33936
https://panem.forumpl.net/t2394-when-you-pee-all-over-my-chippendale-suite-delilah-delilah#33971
https://panem.forumpl.net/t2392-delilah-morgan
https://panem.forumpl.net/t2761-morgan#41745
Wiek : 18
Zawód : chodzący kłopot (?)
Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą
Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan
Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptyCzw Paź 09, 2014 10:43 pm

Jak wszyscy przede mną: przepraszam, jeśli coś poknociłam. Czytałam posty innych kilka razy, ale toto Armagedon jest.

Amanda… Z każdą mijającą chwilą coraz wyraźniej uświadamiała sobie, że nie jest w stanie jej pomóc. W żaden sposób, zwyczajnie nie może tego zrobić i już. Choć, czy aby na pewno była w stanie tak zwyczajnie skazać przyjaciółkę na porażkę, na śmierć, stwierdzając najnormalniej w świecie, że należy to sobie odpuścić i zwiewać gdzie pieprz rośnie? Nie wiedziała. Cholera jasna!, w tej chwili sama nie miała pojęcia, co ma dalej robić.
Zdawało jej się, że nie jest już tylko strefą walk dwóch przeciwstawnych sił, a polem jakiejś znacznie większego starcia. Nawet bardziej niszczycielskiego od tego uskutecznianego teraz w sosie na podłodze. Swoją drogą… Żeby było w budyniu czy kisielu, to jeszcze by to zrozumiała, ale tak perfidnie w mieszance zup, gotowanej marchewki czy innych?! Nie przyglądała się zbytnio temu, co tam walało się po ziemi wraz z całkiem sporą grupką trybutów, którzy ścierali się w tym całym, niesamowicie pożywnym!, bagnie.
Patrząc na to wszystko, cóż, z pewnością była wręcz niesamowicie skołowana. Tu noga, tu ręka, ktoś jęczy, kolejna osoba krwawi, wyraziście czerwona posoka tryska z bliżej nieokreślonych miejsc, wrzask rozchodzi się po sali, echo jej niedawnego płaczu brzmi jeszcze gdzieś wewnątrz jej głowy… A może to ktoś inny rozpacza nad utraconym szczęściem? Może tego kogoś nawet tutaj nie ma? Czyż nie zginęło tu, już zaledwie na samym początku, tak wiele osób? Duchy nie mogące zaznać spokoju?
Nie wierzyła w zjawiska nadprzyrodzone, jednak w tym momencie nie była już pewna, w co ma wierzyć. Z pewnością nie w sprawiedliwość. Okrutny los pokazał jej bowiem ponownie to, że coś takiego najzwyczajniej nie istnieje, że jest to tylko zwykła bujda, bajeczka dla przestraszonych dzieci. Swego rodzaju odroczenie tego, z czym i tak zetkną się w bliższej lub dalszej przyszłości, by odczuć to jeszcze boleśniej. Znacznie gorzej.
Jak ona sama w tym momencie, choć przecież już dawno powinna przestać wierzyć w to, że będzie dobrze. Nie miało być. Najważniejszą i ostateczną rzeczą, na którą trzeba było zwracać uwagę, okazywało się uznawane przez nią wcześniej przetrwanie. Nie w formie opierającej się na choćby cząstkowym człowieczeństwie. Ono nie miało tutaj zbyt dużej racji bytu. Może nawet żadnej…?
Myślała wcześniej, że ma w sobie glizdę symbolizującą wszystko, co złe. Teraz dojść do tego musiało coś jeszcze. Coś, co pokazał jej ojciec tak wiele lat temu. Podczas jednej z wypraw zobaczyła coś, co do tej chwili zachowało się jakoś w jej pamięci. Choć przecież była wtedy taka mała…
Zachodząc po odbiór czegoś do jednego z laboratoriów, teraz Delilah wiedziała, że musiało być to coś związanego z jego podejrzaną działalnością, zademonstrował jej działanie jednego z ciekawszych mikroskopów. Niby tak prostego, lecz jednocześnie skomplikowanego. Pokazującego niesamowicie ciekawe detaliki, o których wcześniej nie miała nawet pojęcia. Pantofelka reagującego na bodźce. Uciekającego przed czymś, co jakby mu nie pasowało. Polaryzacja i depolaryzacja przypominające coś w rodzaju pierwotnych instynktów, choć przecież na takie nie było go stać.
Jednak w tej chwili Delilah zaczynała coraz wyraźniej dostrzegać w tym sens. W najzwyklejszej prostocie, jaką w którymś momencie igrzyskowej przygody zatraciła, teraz jakby do niej powracając. Akcja i reakcja, proste myśli, instynktowne działania. Było to jeszcze jednak wciąż coś nie do końca przez nią na powrót przyjętego. Wciąż jeszcze przecież stała w miejscu, próbując z całych sił pomóc Amandzie, gdy nie miało to dać efektów.
Wystrzelona przez nią strzała nie spełniła swego zadania, nie zraniła wyraźnie żadnego z przeciwników Dee, czyniąc praktycznie znikome szkody. Delilah zaś traciła tylko tak niesamowicie cenny czas. Ryzykując nie tylko sobą, lecz również życiem Sarenki. Nie mogła na to pozwolić. Nie mogła, jednak to była Amanda. Przecież jeszcze nie tak dawno… Co ona robiła?! Cholera jasna! Co ona takiego wyprawiała?!
Obserwując towarzystwo, lecz dostrzegając tylko te niezbędne rzeczy, bez zbyt wielkiej ilości niepotrzebnych drobnostek, które potrzebne jej były do… Niczego. Dokładnie, bo przecież nic takiego nie robiła. Stała, próbując ustrzelić kogoś, kto nie dawał się tak łatwo. Oczekując cudu i bawiąc się w bohaterskie myśli, gdy sama jej sytuacja wskazywała na położenie głęboko w czarnej dupie. Może nie tak jak większość igrzyskowego towarzystwa, jednak wystarczająco. Dlatego też…
Mgnienie oka, chwila, krótki moment zakończony rozbłyskiem światełka w tunelu. Częściowo wciąż jeszcze nie pojmowała tego, co się działo, w pewnym sensie potrafiła tylko zrozumieć, że chwilowo nic jej nie jest, bowiem nikt nie zwraca na nią uwagi.
Powinna była zwiewać, jednak nie wynosiła się. Przynajmniej do czasu, w którym to ktoś inny częściowo nie postanowił przejąć za nią sterów. Czyżby była już tak zupełnie słaba? Chcąc z początku wycelować w nadchodzącą parę, jednak później posiadając tylko siły na kiwnięcie głową, choć wewnątrz siebie prowadziła przecież zażartą dyskusję z tłuściutką glizdą śmierci, aby postanowić im zaufać. Przecież już wcześniej po części zaufała dziwnej pannicy. Dlaczego teraz miałaby tego nie zrobić?
- Okej. – Odezwała się, drgając na dźwięk własnego głosu. Brzmiał tak odlegle. Jak zza grubej kurtyny, zupełnie jakby nie należał do niej samej, a do jakiejś innej osoby. Niesamowicie zmęczonej życiem osoby, która łapała się każdej… drzazgi, nie deski, ratunku, by się nie poddać. Miała przecież o co walczyć. Zdecydowanie.
- Spieprzamy. – Powiedziała już pewniej, na ułamek sekundy powracając do swojego dawnego stylu bycia. Nadzwyczaj bezpośredniego i unikającego jak ognia zabaw w przestrzeganie zasad choć cząstkowej kultury. Może inaczej – budującego własny rodzaj tego, co można i czego należy się wyzbyć. Kultura rynsztokowa… Połączona teraz z naprawdę, ale to naprawdę mocną nadzieją, na udane zwianie z tego parszywego miejsca. Wraz ze sporym bochenkiem chleba, który pochwyciła, wpychając go sobie pod, wciśniętą w spodnie, bluzę podczas ostatnich słów rozmowy.
I wtedy to zauważyła… To… Alexandra, któremu najwyraźniej jakimś cudem udało się tak niesamowicie szybko wyswobodzić z kotłującego się ze sobą grona walczących, dopadając do nich niczym w stu procentach sprawne dzikie zwierzę. Nie dając im nawet zbyt dużo czasu na reakcję. Nie zastanawiając się zbyt wiele, spróbowała jakoś umknąć strzałce, z pewnością nie mającą przynieść jej niczego dobrego, jednak to nie wyszło. Strzałka mimo wszystko trafiła. Zapewne nie w planowany cel, jednak…
Delilah aż nazbyt dobrze poczuła jej draśnięcie na swoim prawym udzie, a następnie paraliż nadzwyczaj szybko obejmujący jej nogę. Zachybotała się, odruchowo zagryzając dolną wargę aż poleciała z niej krew, by przerzucić swój ciężar na drugą, starając się jakoś sobie poradzić. Z prostym skurwielu!, skuliła się w sobie – przyciskając brodę do szyi i usiłując tym samym zmniejszyć odkrytą powierzchnię i próbując połączyć ze sobą kilka czynności na raz. Podzielna uwaga, tak? Zobaczymy. Stanie, oddychanie i uniesienie łuku, na którym, cholerne szczęście! tak kurewsko dobrze znowu cię widzieć!, utrzymywała wcześniej niewystrzeloną strzałę. Patrząc na Amitiela, którym to zająć się miała jedna z osób z jej sojuszu (wyjaśnienie chwilowo zostawiam kochanym sojusznikom <3), wciąż jeszcze jej nie wykorzystywała. Była na to w jakimś stopniu przygotowana i gotowa, jednak… Cóż, znacznie bardziej wolała wycofywać się powoli, nie spuszczając z niego wzroku i podpierając się wszystkiego, co tylko było możliwe, aby spróbować zwiać z sali. Ciągnąc za sobą sparaliżowaną nogę, wyglądając zapewne jak trzęsący się piesek z przednich szyb samochodów, jednak mając to głęboko gdzieś. Nie chciała umierać, zaś godność po śmierci z pewnością nie miała jej się przydać.
Dlaczego więc marnować siły na coś takiego? Spierdalać, ot co, spieprzać gdzie pieprz rośnie i nie oglądać się na to, czy wygląda jak chodzący przychlast. Było ciężko, niesamowicie trudno, nie musiała utrudniać tego sobie jeszcze dodatkowym myśleniem o lustereczkach i odbiciach w nich. Usiłowała nie potknąć się i dotrzeć jakoś do drzwi numer dwa. Nawet jeśli miałaby się do nich czołgać. Sarenka, kurwa! Przeżyją!

[z/t czy nie z/t - oto jest pytanie :)]
Powrót do góry Go down
the odds
Game over
Game over
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptyCzw Paź 09, 2014 11:03 pm

Częściowy paraliż następuje dopiero po kilku minutach, więc Delilah udaje się dojść do drzwi; już na korytarzu w skrzydle wschodnim czuje jednak lekkie mrowienie, a chwilę później traci czucie w nodze całkowicie. Samodzielne chodzenie w takim stanie jest niemożliwe, chyba że przy pomocy ściany/czyjegoś ramienia/laski etc.; nawet w jaki sposób jednak dziewczyna jest znacznie spowolniona.

O ustąpieniu paraliżu poinformuje post GO.


Kolejka: Matthew, Amanda, Pandora, Raphael, Emrys, Maya, Daisy, Lucy, Alex.
Powrót do góry Go down
the victim
Matthew Turner
Matthew Turner
https://panem.forumpl.net/t2425-matthew-turner
https://panem.forumpl.net/t2444-matt
https://panem.forumpl.net/t2443-matthew-turner
Wiek : 19
Przy sobie : kurs pierwszej pomocy
Obrażenia : poparzona kwasem prawa dłoń, dodatkowo opuchnięta od ugryzienia szczura, głębokie rozcięcie na czole, poderżnięte gardło, śmierć

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptyPią Paź 10, 2014 2:17 pm

Siłował się z Alexem jakiś czas próbując go po prostu ogłuszyć, czy unieruchomić przynajmniej na chwilę, by dać szanse Amandzie na ucieczkę, choć pewnie gdyby mógł przewidzieć konsekwencje swojego postępowania, nie ruszyłby się z miejsca. Postanowił jednak zareagować i to był pierwszy błąd, który popełnił. Kolejnym było to, że wcale nie chciał zabijać, choć pewnie powinien roztrzaskać Alexowi głowę o podłogę w chwili, gdy miał do tego okazję. Taktykę, którą tak skrupulatnie układał w trakcie treningów  mógł dołączyć do setek innych niezrealizowanych projektów, których już nigdy nie będzie miał okazji zacząć, czy dokończyć. Chciał po prostu przeżyć unikając wszelakich starć z innymi uczestnikami. Cóż... nie przewidział, że arena będzie dziwną wersją kapitolińskich willi, w których sam przecież spędził wiele lat swojego krótkiego życia. Jego plan zakładał, że wylądują na jakimś pustkowiu, gdzie możliwe będzie zaszycie się w jakiejś jaskini, czy wąwozie. Na ukrywanie się w budynku nie był przygotowany.
W zasadzie to nie zdołał zrobić nic szczególnego, bo już po chwili poczuł silne szarpnięcie do tyłu. Ktoś zacisnął ramię na jego szyi przystawiając jednocześnie do niej nóż. Jego pięści zaciśnięte były jeszcze przez kilka sekund na marynarce należącej do Amitiela, ale zwolnił uścisk w chwili, gdy zaczęło brakować mu powietrza. Szarpał się jak ryba wyciągnięta z wody próbując uwolnić się z objęć Emrysa machając nogami na wszystkie możliwe strony. Niepoparzoną ręką chwycił przedramię napastnika, ale na niewiele się to zdało, bo ten zacisnął je tylko mocniej na grdyce Turnera. Chłopak poczerwieniał na twarzy, a następnie pobladł. Sinymi ustami starał się złapać chociażby najmniejszy oddech powietrza. Nie musiał się tym jednak zbyt długo przejmować, bo to wszystko nie trwało zbyt długo i właściwie to nawet nie zorientował się, gdy podbiegła do niego Maya z wyciągniętym ku niemu nożem. Krążąca w żyłach adrenalina działała jak najlepszej jakości środek znieczulający. Ostrze weszło wyjątkowo gładko i w sumie, gdyby nie tryskająca krew nie zdawałby sobie sprawy z tego, że właśnie poderżnięto mu gardło.
W tej samej chwili Emrys poluźnił uścisk, dzięki czemu Matt w końcu mógł złapać oddech, ale na to było już za późno. Nóż przebił tchawicę przez co jego gardło opuścił tylko dziwny świst pochodzący od uciekającego powietrza. Źrenice chłopaka rozszerzyły się nagle, gdy w końcu zdał sobie sprawę z tego, że... umiera.
W sumie to pewnie zasłużył sobie na to wszystko. Nie był dobrym człowiekiem, w końcu tacy nie mordują własnych ojców ani nie podkochują się z swoich macochach. Los lubił być przewrotny, ale w jego przypadku wszystko to było aż za bardzo ironiczne. Ginął tak samo jak zabity przez niego Even, w dodatku jego śmierć przypominała tą jego ojca, gdy ten umierał otoczony swoimi bogactwami. Nie tak chciał odejść. Liczył raczej, że wjedzie motocyklem w jakąś przepaść. Ale czy ktokolwiek jest w stanie zaplanować własną śmierć? Nawet jeśli, to Mattowi nie było to dane.
Próbował coś powiedzieć, ale z jego gardła wydobyło się tylko nieokreślone rzężenie. Widać Maya wbiła nóż wyjątkowo głęboko uszkadzając mu nie tylko aortę i tchawicę, ale także krtań. W ostatnim świadomym odruchu przystawił obie dłonie do szyi, z której wciąż tryskała ciepła krew zalewając wszystko i wszystkich dookoła. Jakim cudem normalny człowiek może mieć jej aż tyle?!
Przez dosłownie sekundę spojrzenia jego i Alexa się spotkały. Nie winił go, przecież to były igrzyska, z których żywa wyjść mogła tylko jedna osoba. Od samego początku wiedział, że to nie będzie on, ale spodziewał się, że uda mu się przetrwać trochę dłużej. Chociaż dzień. Miał jeszcze tyle do powiedzenia Amandzie... Naprawdę żałował, że nie zrobił tego wcześniej, gdy był w stanie. Teraz nawet, gdyby chciał nie mógł sobie na to pozwolić. Umierał niemy i przerażony. Dobrze, że nie był świadomy tego, co się właśnie działo z dziewczyną za jego plecami.
Emrys uwolnił w końcu Matta i ten prawie natychmiast opadł bezwładnie na podłogę.
Nie umarł od razu. Rzęził i wił się jeszcze przez jakąś minutę poruszając ustami zupełnie jakby chciał coś powiedzieć. Jego serce przyspieszyło gwałtownie próbując nadrobić straty we krwi, ale było to z góry skazane na niepowodzenie. Tak też musiał czuć się Even, gdy dwa dni temu wykrwawiał się na tej samej podłodze... Dopiero teraz Matt zdał sobie sprawę z tego, że na marynarce i spodniach wciąż ma jego krew.
Nie rozumiał tylko jednego. Wszyscy od zawsze powtarzali, że przed śmiercią człowiek widzi całe swoje życie, jak w jakimś filmie, czy kalejdoskopie. W przypadku Matta nic takiego nie nastąpiło. Słyszał tylko hałas wywoływany przez pozostałych przy życiu trybutów. Wzrok wbity miał w sufit, a obraz przed oczami stawał się z każdą chwilą coraz bardziej rozmazany aż w końcu zapanował kompletny mrok. Nie było już nic. Jego ciałem wstrząsnęły ostatnie krótkie drgawki.
Głowa Matta przechyliła się na bok z wciąż otwartymi oczyma i ustami, ale już się nie ruszał.
Nie musiał już się martwić tym, czy przeżyje kolejną noc, czy tym w jaki sposób zdobyć jedzenie. Na podłodze zostało tylko jego bezwładne ciało, z zastygłym na twarzy przerażeniem. Podobno zmarli wyglądają spokojnie. To nieprawda.

z/t wszystkie wątki
Powrót do góry Go down
the odds
Game over
Game over
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptyPią Paź 10, 2014 2:44 pm

Powietrze przeszył armatni wystrzał, kiedy serce Matthew przestało bić, a jego ciało stało się bezwładne.

Maya i Emrys otrzymują punkty za zabójstwo trybuta, rozpiska tutaj.

Kolejka: Amanda, Pandora, Raphael, Emrys, Maya, Daisy, Lucy, Alex.
Powrót do góry Go down
the victim
Amanda Gautier
Amanda Gautier
https://panem.forumpl.net/t2388-amanda-gautier
https://panem.forumpl.net/t2407-kroliczki-amandy#34290
https://panem.forumpl.net/t2406-amanda-gautier#34284
https://panem.forumpl.net/t2807-dee-di#43183
Wiek : 20
Zawód : słodki nożownik
Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem
Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptySob Paź 11, 2014 1:26 pm

Miałam wrażenie, że Eryda zaraz wywróci oczy ku niebiosom w geście irytacji, że puma w moim wnętrzu zaśmieje się w pomruku i wyprowadzi się ze mnie w mgnieniu oka. Zawiodłam ich. Zawiodłam też siebie, pozwalając, by jedna z ubóstwianych przeze mnie broni wbiła się w moją pierś.
Ona nie tylko się wbiła. O, nie! Ona zawitała do mego ciała, zabierając ze sobą nagły i oślepiający ból. Myślę, że właśnie dlatego ta drobna dziewczyna, Pandora miała na imię?, zdołała mnie przesunąć ten kawałek w kierunku stołu, by następnie cisnąć mnie jak lalką o jego kant. Zamroczyło to mnie jeszcze bardziej i kompletnie nie ogarniałam, co się wokół mnie dzieje i pewnie dalej bym nie ogarniała, gdyby nie wydarzyło się coś... Wydarzyło...
Właściwie ja to tylko usłyszałam. Tylko i wyłącznie usłyszałam, po tym, gdy półprzytomnie odwróciłam się przodem do swojej napastniczki. Nie ogarniałam. Niczego nie ogarniałam, póki nie usłyszałam właśnie tych huków. Huk broni i huk wystrzału armatniego, z którymi skojarzyło mi się pewne wspomnienie z treningów. Previa zgasiła światło i cisnęła bluzą w próbówki... Ona nauczyła mnie, by nie zwracać uwagi na jej odciągacze i robić swoje, korzystać z własnych instynktów i nie dać się podejść, nie dać się zwariować nagłym i złowrogim odgłosom. Teraz mogłam to wykorzystać.
Choć musiałam się jeszcze pozbyć Daisy, która parła w moim kierunku. Z lśniącym nożem. Kolejny nóż... Pandora pisnęła z bólu. Nie patrzyłam, co się z nią stało. Ja nie oberwałam. Przynajmniej nie teraz, choć zaraz mogło się to zmienić.
Działałam instynktownie. Kopnęłam w nią swoją prawą nogą, natrafiając nagle rękoma na jakiś nadtłuczony półmisek. Nie patrzyłam, co na nim jest, jaki jest, ani nic. Chwyciłam go w obie dłonie i cisnęłam w jej twarz z całej siły. Resztki sałatki zaścieliły moje nogi i trasę, którą pokonało szklane naczynie. Ja zaś, niesamowicie wręcz podjarana faktem, że w mniej więcej jednym momencie rozległy się huki, że kilku trybutów nadal stało nad martwym Mattem, że Pandora była zajęta rozwalonym uchem, o którym nie miałam pojęcia, że Daisy, o ile emgie pozwoli, miała sałatkę na głowie a nie moją osobę, poderwałam się z podłogi, wspierając się na stole i ruszyłam ku jedynemu punktowi, który mógł mnie uratować, który był ostatnią nadzieją w tym moim popapranym świecie. Przesuwałam się w kierunku drzwi, bo biegiem tego nazwać nie można było, za którymi zniknęła Delilah, a które dzięki szarpaninie z Daisy, były teraz najbliżej mnie.
Były blisko, ale trasa ku nim wydawała mi się być wiecznością, zwłaszcza z tak osłabionym organizmem i ta rana... Nie dość, że bolała, to jeszcze pozbawiała mnie krwi. Miałam wrażenie, że zaraz padnę zemdlona, że zaraz padnę na podłogę i zasnę na wieczność. Łapałam się stołu, a gdy ten mi się skończył, wpadałam na szafki, ściany, drzwi, byleby się nie przewrócić i już nie wstać. Starałam się też nie rozpraszać ogarnianiem niebezpieczeństwa. Nie było już na to czasu. Musiałam dojść.
Powrót do góry Go down
the odds
Game over
Game over
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptySob Paź 11, 2014 2:50 pm

Choć noga Amandy trafiła Daisy w łydkę, częściowo podcinając jej nogi i na chwilę pozbawiając równowagi, to panna Gautier, znajdując się w pozycji leżącej, zamroczona silnym uderzeniem skronią w kant stołu, osłabiona bólem z rany klatki piersiowej i ogłuszona hukiem wystrzału (dźwięk rozbijanego szkła nie może być porównywany z wystrzałami z pistoletu), nie miała szans ani sił na celny rzut ciężkim półmiskiem. Nóż Daisy trafił ją w załamanie szyi, owocując długim, głębokim cięciem, natomiast wyjęte spomiędzy żeber ostrze uwolniło w końcu wstrzymywany wcześniej upływ krwi.

W tym stanie podniesienie się z ziemi było błędem; nagły wysiłek tylko nasilił krwawienie i zawroty głowy, przez co dziewczyna upadła zaledwie kilka kroków dalej, słabnąc z każdą sekundą, a w końcu tracąc przytomność. Armatni wystrzał obwieścił chwilę, w której zatrzymało się jej serce.


Punkty Amandy zostaną rozdzielone między Alexa, Pandorę i Daisy i zaktualizowane w tym temacie.

Kolejka: Raphael, Pandora, Emrys, Maya, Daisy, Lucy, Alex.
Powrót do góry Go down
the victim
Raphael Grant
Raphael Grant
https://panem.forumpl.net/t2381-raphael-grant
https://panem.forumpl.net/t2382-raphael
https://panem.forumpl.net/t2383-raphael-grant#33798
Wiek : 17 lat
Zawód : trybut, naczelny arystokrata
Przy sobie : Plecak numer 12: śpiwór, pusta butelka, paczka jedzenia, ząbkowany nóż, dwa małe nożyki, widelec, dwie garści owoców, dwa plastry pieczeni, dwa kacze udka

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptySob Paź 11, 2014 5:27 pm

Cała sytuacja już prawie zaczynała mnie bawić.
Pandora uderzająca głową Amandy o kant stołu, ręka Lucy pociągająca za spust, fontanna krwi zaraz przy twarzy tej pierwszej. Znowu Lucy, znowu dźwięk wystrzału, ale tym razem nie strzelała w stronę Pandory.
Tylko w stronę Daisy.
Zacząłem wrzeszczeć, chociaż sam nie wiedziałem, co tak naprawdę chciałem powiedzieć. W efekcie wykrzyczałem z siebie mało elegancką wiązankę przekleństw okraszoną kilkoma epitetami w stosunku do Igrzysk, i wreszcie zakończoną imieniem Ness. Rzuciłem się w stronę Lucy prawie na ślepo, skupiając się już tylko na jej kolorowych, pachnących kwiatami włosach. Co właściwie mogłem zrobić? Wyrwać jej broń, czy może strzelić sobie w głowę i zakończyć to całe przedstawienie?
W pół kroku spróbowałem sobie wyobrazić ten cholerny garnitur bez guzika zachlapany krwią i sklejone nią włosy, i musiałem skrzywić się pod nosem. Nie, zdecydowanie nie zamierzałem psuć sobie wizerunku.
Byłem już przy Lucy, złapałem ją za rękę, mocno, nawet trochę mocniej, niż zamierzałem, usta drżały mi od powstrzymywanych z trudem przekleństw. Nie wiedziała o Daisy, nie wiedziała o tym, co gwarantowało mi jej przeżycie, nie wiedziała o tym, że mogłam odzyskać Ness. Odwróciłem ją twarzą do siebie, chcąc coś powiedzieć, cokolwiek, ale nie zdążyłem. Usłyszałem cichy świst, i chwilę potem obserwowałem z umiarkowanym spokojem sterczącą jej z ramienia strzałkę. Dotknąłem jej palcem, marszcząc brwi i próbując cokolwiek zrozumieć. Strzałki.
Cholerne, zatrute strzałki.
-Kurwa!-Wrzasnąłem, nie siląc się już na jakiekolwiek konwenanse, miałem dosyć tego balu, tego i całej reszty przyjęć. Chciałem wyjść, chciałem ją wynieść i jej pomóc, Daisy na chwilę przestała się liczyć, kiedy oglądałem strach w oczach Lucy.
Nie, nie, nie, nie, nie, nie, NIE.
Odwróciłem się na pięcie i wyciągnąłem własne strzałki. Skoro nie liczyły się zasady, to nie liczyło się już nic. Wziąłem głęboki oddech, przypominając sobie trening rzucania nożami i mając nadzieję, że rzucanie strzałkami zbytnio się od niego nie różniło. Po chwili jedna z nich ze znajomym świstem poszybowała w stronę wciąż krwawiącej Pandory.
Nie patrzyłem na nią dłużej, nie zastanawiając się nad tym, czy strzałka dosięgnęła celu. Puściłem się biegiem w stronę tego, który śmiał zaatakować Lucy. Czułem, że adrenalina gwałtownie buzowała w moich żyłach, więc jedynie mocniej ścisnąłem w dłoni drugą ze strzałek, i... zatrzymałem się w pół kroku.
Wszystko na chwilę zwolniło, kiedy wpatrywałem się w twarz Alexa, próbując się nie roześmiać. Wszystko zaczęło przypominać jeden wielki żart, ale chyba nie do końca rozumiałem to poczucie humoru.
Zacisnąłem usta, z całej siły kopnąłem w stół, chcąc odrzucić go od Alexandra, i przechyliłem się w jego stronę, przyciskając czubek strzałki do jego policzka. Ręka zjechała mi niżej, musnąłem strzałką jego szyję i dopiero wtedy odsunąłem się ze wstrętem.
-Nie chcę cię więcej oglądać na oczy, Amitiel.- Głos mi nie drżał, czułem tylko gorącą furię i dziwną pustkę mieszającą się z odrazą.- Nigdy więcej, następnym razem nie będę się wahać.
Potem odsunąłem się i biegiem wróciłem do Lucy.
-Już w porządku- powiedziałem najspokojniej, jak tylko potrafiłem. Skrzywiłem się na widok jej bezwładnych rąk, i, nie zastanawiając się dłużej, wziąłem ją na ręce, biegiem kierując się w stronę drzwi numer dwa, za którymi zniknęła Delilah.
Najważniejsze było to, że znowu była ze mną, i tym razem nie zamierzałem jej zostawić.

// no to skrzydło wschodnie, jeśli GO nie chce nic dodać. <33
Powrót do góry Go down
the odds
Game over
Game over
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptySob Paź 11, 2014 6:28 pm

Drzwi numer dwa okazały się zamknięte, wygląda więc na to, że Carly i Delilah zdane są - póki co - na siebie. Dostępna pozostaje cała reszta.

Raphael i Lucy - możecie pisać bez względu na aktualną kolejkę (o ile Waszym jedynym działaniem będzie próba przejścia przez inne drzwi, jeśli macie zamiar atakować, trzymacie się kolejności).

Następną osobę z kolejki (Emrysa) proszę przed napisaniem postu o rzucenie sześcienną kością (opcja: 'Sześć oczek'). Wynik odnosi się oczywiście do Pandory. W zależności od ilości wyrzuconych oczek:

1 - strzałka trafiła w szyję; w ciągu minuty od ukłucia następuje utrata przytomności; w razie nie podania antidotum, śmierć nastąpi w ciągu godziny od utraty przytomności,
2, 3 - strzałka trafiła w prawe ramię; dziewczyna nie traci przytomności, ale odczuwa mrowienie, a w ciągu kilku minut traci czucie w górnej części ciała, stan utrzymuje się przez dwie godziny,
4, 5 - strzałka trafiła w prawe udo; dziewczyna nie traci przytomności, ale odczuwa mrowienie, a w ciągu kilku minut traci czucie w dolnej części ciała, stan utrzymuje się przez dwie godziny,
6 - strzałka chybia.


Kolejka: Emrys, Pandora, Maya, Daisy, Lucy, Alex, Raphael.
Powrót do góry Go down
Emrys Everhart
Emrys Everhart
https://panem.forumpl.net/t2555-emrys-everhart
https://panem.forumpl.net/t2557-emrysa#36607
https://panem.forumpl.net/t2556-emrys-everhart
Wiek : 19 lat
Zawód : trybut
Przy sobie : nóż, biały proszek w saszetce, latarka, ząbkowany nóż, zapałki, butelka wody utlenionej, dwie pieczenie, dwa jabłka, banan, nóż do krojenia, widelczyk do ciasta, dwa widelce
Obrażenia : 2 ukąszenia gończych os - na szyi i na policzku

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptySob Paź 11, 2014 6:37 pm

rzut
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptySob Paź 11, 2014 6:37 pm

The member 'Emrys Everhart' has done the following action : Rzuć kostkami

'Sześć oczek' : 2
Powrót do góry Go down
the victim
Amanda Gautier
Amanda Gautier
https://panem.forumpl.net/t2388-amanda-gautier
https://panem.forumpl.net/t2407-kroliczki-amandy#34290
https://panem.forumpl.net/t2406-amanda-gautier#34284
https://panem.forumpl.net/t2807-dee-di#43183
Wiek : 20
Zawód : słodki nożownik
Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem
Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 EmptySob Paź 11, 2014 8:47 pm

Miałam piękną wizję, która na chwilę zagościła w mojej głowie. Piękna wizja, w której miałam przeżyć i iść dalej przez świat, dzierżąc w swych dłoniach jakże zacne życie Amandy Gautier, swoje własne życie. Tak, Amanda Gautier to ja! Jestem niesamowita, wiem.
W tamtej chwili myślałam, że sama o nim decyduję. O swoim życiu, w sensie. Myślałam, że to ja jestem jego panią, że, jeśli zechcę, jeśli naprawdę będę tego pragnąć, przeżyję. Dokładnie, myślałam, że następnego ranka ponownie otworzę oczy, zwlekę się leniwie z kwartałowego łóżka i będę się kłócić z Tabithą, moją siostrą bliźniaczką, którą od zawsze traktowałam jak młodszą siostrzyczkę, o łazienkę, by potem ponarzekać jej na skromny posiłek, by pożegnać ją, gdy będzie wyruszała do pracy, machając jej zza okna i tęsknić właśnie za nią, czekając niecierpliwie na jej powrót, a gdy ta wróciłaby do domu, zmęczona i senna, ciągnęłabym ją na spacer... Daaaleeeki spaaaceeer, by rozprostować skrzydła po całym dniu w domu.
Myślałam, że przeżyję i że uda mi się wyjść cało z opresji nawet z nożem między swoimi żebrami. Widziałam oczami wyobraźni, jak ciskam miską z sałatką w twarz Daisy. Pełno warzyw ścieliło moje nogi i jej krótkie włosy, zaś ja nie próbowałam ich wszystkich nazwać i ocenić, czy sałatka byłaby zjadliwa, czy może wyplułabym ją po pierwszym kęsie. Ja podrywałam się w górę, wspomagając się stołem, by zacząć biec ku drzwiom. Właściwie, chciałam biec. Chciałam biec całą sobą w ich kierunku, ale... Ale... Ale...
Nie udało mi się.
Nie uniosłam miski i nie ogłuszyłam na chwilkę Daisy.
Nie udało mi się.
Nie wstałam z podłogi.
Nie udało mi się.
Łzy pociekły mi po twarzy, gdy nóż, chłodny, ostry i taki cudownie lśniący w tym ciemnym świetle, ukłuł moją szyję, by wbić się w nią jeszcze głębiej. Jedno ostrze się wbiło, zaś drugie mnie porzuciło, gdy panna Daignault ujęła je swoją dłonią. To też odczułam boleśnie. Nie rozumiałam tego. Zabrała  je... Zabrała mi ostrze, a było przecież moje. Było... Moje...
Nie wiem czemu, ale chciałam się podnieść i nawet mi się to udało. Chciałam nadal uciekać? Czy chciałam iść do Delilah, by poskarżyć się jej, że zadano mi ból? By powiedzieć jakie to złe, że wbito mi nóż, mimo że byłam Królową Noży? By przytulić się i zacząć płakać, narzekając na ten podły świat i jeszcze gorsze Igrzyska? A może wstałam, by odebrać Daisy moją własność? By zabrać jej nóż, który należał przecież do mnie? Kto wie, a może poczułam, że Mattie nie żyje i chciałam się z nim pożegnać? Czy mogłam podświadomie odczuć jego brak na tym świecie? Miałam ochotę poczochrać Lucy po tej kolorowej główce... Może do niej? Albo tę mniejszą... Carly? Była chyba jeszcze drobniejsza ode mnie. Chciałam móc się nią zaopiekować...
Niezależnie od tego, co chciałam osiągnąć, nie udało mi się. Nie udało mi się. NIE UDAŁO MI SIĘ.
To było poczucie porażki. Z pewnością to było to. Wiecie, w trakcie mojego krótkiego życia tak naprawdę nie zrobiłam niczego od początku do końca... Nie przetrwałam Igrzysk. Nie zrobiłam też niczego dobrego, czym mogłabym się chwalić.
Padłam na podłogę. Nikt mi w tym nie pomógł. Sama padłam na podłogę, bo nie miałam już sił iść. Kolejne kroki stawały się coraz cięższe i coraz mniejsze, coraz bardziej bolesne...
Tabitho, ja naprawdę już nie mogłam. Tabitho, wybacz. Zawiodłam cię, moja kochana siostrzyczko. Nie wygrałam, nie pomogłam i jedynie przeszkadzałam twojemu szczęściu. Ithy...
Ithy...
Czemu ta podłoga nie mogła być cieplutka i mięciutka jak Ithy? Chciałam się teraz do niej przytulić, bo było mi naprawdę źle. Bolało. Bardzo. I tak bardzo chciałam w końcu zasnąć. Ona mnie ostatnio tak cieplutko tuliła do snu, przykrywając kołderką pod samą szyję i mówiąc, jak bardzo się cieszy, że wyzdrowiałam i już do niej wróciłam. Chciałam usłyszeć jej głos...
Morze Krwi... Morze Krwi pojawiło się pod moim policzkiem. Rosło sobie i przypominało mi swoją barwą Pole Maków. Pamiętałam, jak stałam na jego środku, a ono otaczało mnie bezkreśnie z każdej strony. A maki kołysały się na wietrze, ocierając się o moje bose stopy... Łaskotały.
Morze Makowe znajdujące się wokół mnie było mokre. Wsiąkało mi we włosy... Czemu je brudziło? Były takie piękne i czyste, a teraz? Czemu je... Ubrudziłam się...
Czerwień...
Ithy... Ithy, kocham cię... Zawsze cię kochałam. Przepraszam...
Maki...
Wiesz, prawda?
Morze...
Ithy... Ja... Nie... Chcę...
Ithy...
Tabitho... Siostrzyczko...
Powietrze przeszył armatni wystrzał, którego nie dane mi było usłyszeć. Umarłam. Mandy umarła.

[Amanda życzy wszystkiego najlepszego Panemowej Rodzinie i ją żegna fabularnie]
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Główna i Róg Obfitości   Sala Główna i Róg Obfitości - Page 5 Empty

Powrót do góry Go down
 

Sala Główna i Róg Obfitości

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 5 z 6Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

 Similar topics

-
» Sala główna
» Lobby i sala główna
» Brama główna
» Główna Ulica
» Główna Przystań

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: 2. arena-