IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Alexander Amitiel

 

 Alexander Amitiel

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Alexander Amitiel Empty
PisanieTemat: Alexander Amitiel   Alexander Amitiel EmptyPon Kwi 28, 2014 5:19 pm


Alexander Amitiel
ft.. Matt Bell
data i miejsce urodzenia
12.05.2264 r., Kapitol
miejsce zamieszkania
Dzielnica Rebeliantów
zatrudnienie
donosi Lowellowi w Capitol's Voice
Rodzina

Gabriel Amitiel - ojciec nieznany, pogardzany, wyszydzany, ale Alex zrobi wszystko, żeby go poznać i wyciągnąć od niego jak najwięcej pieniędzy.
Gertruda Stein – dziwka (pfu, śpiewaczka) operowa, która dla dobra państwa zgadzała się na wykorzystywanie syna. Obecnie dogorywa (Alex ma taką nadzieję) w Kwartale.
Więcej rodzeństwa, zależności i relacji nie pamięta, właściwie wszystko mu jedno, czy gdzieś się ktoś jeszcze pałęta.


Historia

Ojciec mnie nie kochał. Skurwysyn miał dar przewidywania tak bardzo rozwinięty, że mam ochotę kupić mu szklaną kulę, wypatroszyć kota (i zamocować na ganku) i zwołać towarzystwo, żeby odstawiał swoje jebane czary - mary i opowiadał jak przewidział to, że jego syn będzie taką okrutną szują i najlepiej będzie jak pozbędzie się go od razu.  Był strasznie napalony, fakt. Zbłądził z moją matką, zdarza się, choć przecież Kapitol był miejscem wolnym od wpadek wszelkiego typu i rodzaju. To te wieśniaki z Dystryktów miały problemy z zabezpieczeniem. Pewnie antykoncepcja u nich wyglądała tak, że wpadał strażnik i trzymał za fiuta. Nieskutecznie, ale przynajmniej obniżali średnią krajową za pomocą Igrzysk, u nas w takie cuda na kiju się nie bawili i zamiast rozwijać swoje pasje w normalny sposób zostałem zmuszony do życia pod pręgierzem spojrzeń.
Matka lubiła Snowa. Nie, nie zrobił jej kolejnego bachora, ale byłem przekonany, że podczas każdej transmisji ma kisiel w majtkach i potem masturbuje sie do snu rejestrem jego donośnego głosu, który docierał do nas po znajomości. Wysoko postawieni ludzie, mamusia, która zatraca sie w sponsoringu kolejnych idiotów z areny i syn, który od dziecka czuje się tak jakby czas przeciekał mu przez palce. Nie chodziło o to, że byłem jakiś nieszczęśliwy, biedny czy pozbawiony przyjaciół - jak po prostu nie umiałem zatamować w sobie tego uczucia obrzydzenia do wszystkiego, co mnie otacza. Wystarczała chwila, a wpadałem w histeryczny gniew, niszcząc zabawki, kolegów i nareszcie niszcząc samego siebie, coraz bardziej przekonanego, że prędzej czy później strawi mnie ta gorączka nienawiści wobec wszystkich.
Próbowałem z tym walczyć wielokrotnie - kupowałem zwierzątko i z pasją gotowałem mu wrzątek, do którego go wpuszczałem - a i tak ostatecznie wychodziło mi marnie. Zauważyłem nawet pewną częstotliwość - im częściej matka zabierała mnie na te całe imprezy z gromadą ludzi w fikuśnych sukienkach, tym częściej wpadałem w czysty gniew i rozwalałem prezenty od wielbicieli. Raz wyrzuciłem przez otwarte okno małego pieska, którego dostałem od kochanka matki. Wbił się w grunt tak uroczo, że zachowałem zdjęcia.
Mimo wszystko, lubiłem tamte czasy - miałem dom, rodzinę, przyjaciół, a ojciec - chuj dbał o moją edukację, przysyłając mi coraz większe alimenty. Właściwie, gdyby nie ta pierdolona dojrzałość, połączona z mutacją i inicjacją, to wszystko byłoby inaczej. A tak to ją znienawidziłem - nie zrobiła niczego, wydaje mi się, że wyraziła na to swoją cichą zgodę i zamiast poprzeć mnie w moich roszczeniach... Kazała mi zamknąć gębę i nie wychylać się za bardzo, bo stawka była zbyt wysoka. Wcześniej denerwowałem się z najbłahszego powodu, ale i ta złość wreszcie mi przechodziła, wtedy wpadłem w irracjonalny gniew, który próbuję uciszyć od kilku lat. Nie było mowy o sprawiedliwości i  dociekaniu tego, co się stało. Musiałem pochylić pokornie głowę i przeprosić za zachowanie, którego sie dopuściłem. To nie mnie zaciął sie rozporek na włosach i to nie powinien czuć się zawstydzony.
Ale zwyciężyła, suka. O raz za dużo i śmiałem się donośnie, kiedy jej ukochany prezydent padał, a miasto przejmowali Rebelianci, niosąc za sobą ułudne poczucie sprawiedliwości. Ja sie kurwa zawziąłem tak bardzo, że nie dam zamknąć się tym pierdolonym Kwartale i zamiast stanąć po stronie matki, dałem jej w twarz, składając w ten sposób na jej policzku pocałunek zdrajcy. Dopełniała się kara - zamykali ją za ogrodzeniem, ja pozostawałem wierny nowej pani prezydent, która wieszczyła mi sprawiedliwość i szczęśliwe życie.
I znowu rok temu uwierzyłem w ten żałosny mit za bardzo, zapędzając się o jedną przecznicę za daleko. Śmierć nigdy nie kojarzyła mi się jakoś szczególnie dobrze, a teraz pozostałem zdany na łaskę i niełaskę wymiarowi sprawiedliwości. Który orzekł, że działałem w obronie własnej - czcze bzdury, ja po prostu po raz kolejny zdenerwowałem sie za bardzo, zatrzęsły mi się ręce... I zrobię to po raz kolejny, matka oddała mi cudowną spuściznę - każdy ruch, każdy dźwięk, każde słowo nie po mojej myśli to palnik do bomby atomowej, która zrównała niegdyś Trzynastce z ziemią. Teraz taka sama znajduje się w mojej głowie i nie mogę stwierdzić, czy pewnego dnia po prostu znowu nie wybuchnie, niszcząc to, co z trudem udało mi się wybudować w Dzielnicy Rebeliantów.
Zresztą, to niewiele - mam pokój, mam pracę, w którym smaruję łajnem tych samych Kapitolińczyków, których przyszło mi niegdyś obsługiwać; i mam fałszywe dokumenty, z których wynika, że jestem starszy. O dojrzałości nie mówię sporo - ta jest zarezerwowana jedynie dla osób, które mogą komukolwiek zaufać, a ja... Chyba jestem nowoczesnym kosmopolitą, który odnalazłby się wszędzie tam, gdzie są ludzie, którym można połamać szczękę. Urocze, nie? Komuś jeszcze wpierdol?


Charakter

Wściekły. Źle reaguje na politykę, na ludzi, na pogodę; zdarza mu się rozwalić szybę tylko dlatego, że odbijała zarys jego twarzy w niekorzystnym świetle. Swoją drogą, zawsze wydawało mu się, że jest jedną z tych postaci z kreskówek, które eksplodują ze złości i wypuszczają dym uszami. Tak byłoby chyba lepiej - nie byłoby śmiałków, którzy wchodziliby mu w paradę - ale zamiast wygląda całkiem przeciętnie, żeby nie powiedzieć: GRZECZNIE. Nie narzeka jednak zupełnie, łatwo dopasowując się do otoczenia, w którym przyszło mu egzystować. Wyrwany z kontekstu wroga Pani Prezydent wydaje się zagubiony w stronach, dlatego dla przezorności pluje na wszystkie narodowe świętości, sprzedając z uśmiechem tych, którym niegdyś służył. Ciężko ocenić go trafnie; przyzwyczaił się do etykietki znerwicowanego dzieciaka, który nie widzi problemu w nakopaniu strażnikowi i odsiedzenia kolejnego tygodnia w więzieniu, choć przecież nie jest jakimś cwaniakiem, który porywa się z motyką na słońce. To raczej kwestia jego nieujarzmionego temperamentu, który sprawia, że zazwyczaj wybucha w niewłaściwych momentach, podpalając na przykład budynek za pomocą jednego papierosa albo tłukąc kolegę do nieprzytomności za złe ustawienie krzeseł. Za czasów starego ustroju (jakby go jeszcze dobrze pamiętał!) matka próbowała go jakoś zreformować i dostosować do bogatego towarzystwa (a źli panowie wkładali mu rękę do rozporka), ale był tak samo nieopierzony i niechętny jak teraz, więc zaprzestała nauk i po jej niefortunnej wyprawie do KOLC-a w jedną stronę, mógł już całkowicie poświęcić się autodestrukcji. Po swojemu, ot, uroczy dzieciak, którego wszędzie pełno, który wpada na najbardziej kiczowate imprezy w stolicy (historia się powtarza?) i potrafi wyciągnąć wiele z podpitych rządowych. Nie tylko sekretów, ale i pieniędzy - zgubił się w rachubie i dziś nie wie tak naprawdę po czyjej stoi stronie. Chciałby znaleźć receptę na swoje nocne mary, które nie pozwalają zmrużyć mu oka, ale chyba żąda za dużo. Powinien mieć bardziej przyziemne marzenia jak ciepło domowego ogniska i bliska osoba, ale ten scenariusz wydaje mu się równie nierealny, co możliwość przebaczenia matce. Najwyraźniej nie jest taki do końca postępowy, skoro wśród zalewu czystej furii nie odnalazł metody na wieczny spokój. A może wcale go nie szuka, czerpiąc z tej nienawiści tak wiele jak tylko się da?
Pewnie jest to, że nawet milczący i uśmiechnięty, czeka na moment, w którym będzie mógł zejść z błysku fleszy i zwyczajnie się wyładować. Być może, lepiej byłoby się komuś zwierzyć, ale wyznaje twarde zasady i w świecie, w którym się znalazł nie ufa nikomu. Zresztą, sam wie najlepiej, że nawet najbliżsi mogą zdradzić w najmniej oczekiwanym momencie. Nie ma, więc, na kogo liczyć, nie ma komu się zwierzać, jak to dobrze, że nie trzeba pytać o pozwolenie, kiedy trzeba zadać komuś kolejny cios. Niekoniecznie pięścią, od czasu zatrudnienia w redakcji słowa potrafią ranić równie ostro.
*

Ciekawostki

- naprawdę MAŁO śpi – za dużo koszmarów, za dużo krwi, wreszcie za dużo irytujących go bodźców doprowadza do tego, że woli spacerować nocą po mieście;
- a w słuchawkach rozbrzmiewa mu tylko klasyczna, elektronika doprowadza go do szału;
- ciągle trzyma w szufladzie nóż, którym poderżnął gardło…pijakowi, który zaatakował go w Kapitolu;
- nieziemsko wysportowany, nie z powodu zdrowia, on musi coś robić, żeby nie zwariować;
- nie daje sobie wmówić, że agresja, która go napędza jest czymś destrukcyjnym; zwykle przecież to nie on cierpi z jej powodu;
- wegetarianin, który uwielbia znęcać się nad zwierzętami, ale brzydzi się ich zupełnie, zwłaszcza na talerzu;
- hipochondryk, którego byle katar przeraża;
- wtyczka doskonała, mieszkańcy KOLC-a są przekonani, że tęskni za matką, a on najchętniej udławiłby tą szmatą jej apaszką w grochy;
- co za tym idzie, przeklina, rozbija, niszczy, wrzeszczy, nastolatek, który właśnie przechodzi fazę buntu.


Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Alexander Amitiel Empty
PisanieTemat: Re: Alexander Amitiel   Alexander Amitiel EmptyPon Kwi 28, 2014 9:43 pm

Karta zaakceptowana!

Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz butelkę alkoholu, zdobiony sztylet i pendrive. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym wademekum.

Uwagi: Tak jak mogłam się spodziewać, świetna Karta, ale to, że kocham Twój styl, ustaliłyśmy już dawno. <3 Zauważyłam kilka literówek, ale zanim dotarłam do końca, to już zdążyłam o nich zapomnieć. Także ten, witaj panie młody gniewny, nie wybijaj wszystkich okien w Capitol's Voice.

Powrót do góry Go down
 

Alexander Amitiel

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Gabriel Amitiel
» Alexander Amitiel
» Alexander Amitiel
» Adah Haggard & Alexander Amitiel
» Amitiel & Grant

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Karty Postaci-