|
| Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sro Lip 31, 2013 11:56 pm | |
| Pomnik postawiony na dużym placu, równo siedemdziesiąt pięć lat temu. Miał on uczcić zwycięstwo nad zbuntowanym narodem i ponowne zjednoczenie całego Panem. Mieszkańcy, nawet w starym Kapitolu patrzyli na tą inicjatywę, pomnik i plac z przymrużeniem oka. Chętniej przychodzili do sporego parku rozciągającego się na planie koła w okół niego. Podczas rebelii jakiś cudem ocalał. Aktualnie, sam plac, jak i park jest zaniedbany i rzadko odwiedzany przez ludność Kwartału. Alma Coin chciała przyłączyć go do Dzielnicy rebeliantów, ponieważ obawiała się, że Pomnik Zjednoczenia i Zwycięstwa może zostać zniszczony. Jednak jego umiejscowienie w KOLCu uniemożliwiło to nowym władzom. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Czw Sie 01, 2013 1:07 am | |
| Od wczesnego ranka grupa mężczyzn ubrana w czarne kurtki pracowała na pełnych obrotach. Podawali sobie metalowe pręty i mocowali je z jeszcze większą werwą. Tak, po kilku godzinach, na Placu Zjednoczenia i Zwycięstwa stanął dużych rozmiarów telebim zakrywający całkowicie pomnik. Po kilku próbach sprzętu i nagłośnienia, gdy wszystko było w jak najlepszym porządku, praca została wykonana. Mężczyźni odeszli, by zająć się kolejnymi sprawami, pozostawiając transmitowany obraz z lokalnej telewizji na żywo. Wokół samego telebimu stało kilku Strażników Pokoju, a od kilku do kilkunastu innych kręciło się po parku. Na telebimie wyświetlana jest relacja z Igrzysk od punktacji podczas pokazu indywidualnego, aż po ogłoszenie zwycięzcy, a potem jego przemówienie. Mieszkańcy Kwartału, bawcie się dobrze i pamiętajcie, zwycięzca jest tylko jeden. Wesołych 75. Igrzysk Głodowych!
|
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sro Sie 14, 2013 1:52 pm | |
| /Brama
Był przybity. Jego podchody do wydostania się z KOLCa jak na razie nie przyniosły rezultatów. Zresztą musiał przerwać bo przyszła śnieżyca. Noc przesiedział w domu przytulając się do kominka i po raz kolejny przeglądając wszystkie materiały o rodzinie Levitt jakie znalazł. Zaczynał wierzyć w swoją własną bajkę na temat tego kim był. Nie, nie przypomniał sobie jeszcze, ale tyle razy powtarzał "Jestem Benjamin Levitt", że zaczynał w to wierzyć i myśleć o sobie jako o Benjaminie, a nie o Maxie. Gdy tylko śnieżyca się skończyła postanowił wyjść z domu. Musiał wyjść z domu. Nie tylko po to, żeby się przewietrzyć, ale chciał sprawdzić, czy z jego uczniami wszystko w porządku, czy szkoła stoi i czy śnieżyca nie odebrała im za wiele. Gdy już wszystko sprawdził przyszedł na plac zwycięstwa. Miejsce było przygotowane do transmitowania igrzysk... Bena skręciło w środku. Miał nadzieję, że nie będzie musiał patrzeć na śmierć Cordelii. Było mu przykro trochę, że tak to się skończyło. Nie chciał jej do niczego zmuszać, ale też nie chciał by stała jej się krzywda. Nie chciał by komukolwiek stała się krzywda. Nie chciał oglądać Igrzysk. Wewnątrz go aż skręcało na myśl o Igrzyskach. Miał dziwne uczucie, że już coś przez nie stracił... Trzymał ręce w kieszeniach, bo było zimno, ale nie miał rękawiczek. Zastanawiał się czasem gdzie się podziały... może go opuściły, uciekły od niego? Jego długi płaszcz końce miał mokre od śniegu, gdy czasem musiał wejść w jakąś zaspę. Zadarł głowę i spojrzał na telebim, wzdychając ciężko. - Ehhh... - pokręcił głową ze smutkiem. Gdyby tylko wiedział... miał pomysł jak skontaktować się z Jasmine. Kusiło go zadzwonić, mógłby znaleźć jej numer w szkolnych aktach. Chciał ją zobaczyć, porozmawiać z nią. |
| | |
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sro Sie 14, 2013 2:32 pm | |
| // Targ
Exo po spotkaniu nieznajomej blondynki poszedł do domu i ją oczywiście zagubił. W sumie miał gdzieś co się z nią stało. Czy sobie poszła z własnej woli, czy też nie, jego to nie obchodziło. Każdy dbał o siebie i swoich bliskich, a nie o obcych. Takie jego doświadczenie było. Nie widział ostatnio sensu w pomaganiu nieznajomym. Oskubywali tylko nie dając nic w zamian, więc Exo przestał bawić się w matkę Teresę. Szedł wolnym krokiem zadowolony z faktu, że śnieżyca się skończyła. Noc spędził w opuszczonym budynku. Stworzył sobie tam ognisko i siedział przy nim nie zmrużając oka. Nie miał nikogo komu mógłby bezwarunkowo ufać. Ufał kilku osobom, ale nie aż tak bardzo, by móc z nimi porozmawiać o wszystkim. Potrzebował kogoś. Choć usilnie próbował sobie wmówić, że nie potrzebuje towarzystwa to jednak wiedział, że potrzebuje. Nie byle jakiego towarzystwa. Potrzebował przyjaciela, bo mieszkanie samotnie w miejscu, gdzie kolejna śnieżyca się wedrze jak nieproszony gość to nic przyjemnego. W końcu dotarł do parku, gdzie ustawiono ogromny telebim. Już niedługo pojawi się obraz areny i trybutów, którzy zaczną się zabijać. Na szczęście nikt z jego rodziny i znajomych nie był trybutem, więc aż tak bardzo nie ruszało go to, że ujrzy ich śmierć. Tyle razy już widział rzeź niewinnych, że zdążył się przyzwyczaić, a czy to z Dystryktu, czy z Kapitolu to nie miało już najmniejszego znaczenia. Dziecko to dziecko. Nikt nie zasługuje na taką śmierć. Dystrykczycy doskonale o tym wiedzą, a jednak pozwolili nowej władzy zrobić kolejne Igrzyska. Exo musiał w końcu zabrać się do roboty. Musiał znaleźć kogoś, kto poprze jego plan zbuntowania KOLCa. Kwartał musiał się zbuntować, ale nie tylko o to tu chodziło. Potrzebował kogoś z zewnątrz, kto pomoże mu dostać się do Coin. Miał w planach ją zamordować. Nie obchodziło go to, czy zostanie za to osądzony, czy nie. Chciał ją unicestwić za wszelką cenę. Nawet za cenę własnej śmierci. Chciał, by powstał nowy świat. Świat w którym rządzić będą zarówno Kapitolińczycy jak i Dystryktczycy. Świat, który będzie pracował wspólnymi siłami, bez wyzyskiwania... Spojrzał na telebim. Kto zwycięży? Nikogo nie typował. Najmłodsi uczestnicy mieli marne szanse, ci starsi wydawali się być zbyt zuchwali, albo zbyt miękcy. Kto będzie miał na tyle szczęścia, by przeżyć do końca? Tego nie wiedział. Rozejrzał się dookoła i zauważył znajomą twarz. Co prawda wiele znajomych twarzy widywał, ale ta twarz nie należała do Kapitolińczyka. Przynajmniej do żadnego, którego Exo zna. Max Stone. - Jak myślisz? Kto zdoła przeżyć? - Zapytał beznamiętnie. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sro Sie 14, 2013 2:49 pm | |
| Gdy oddychał z jego ust wydobywały się obłoczki pary. Że też ta zima musiała być taka paskudna. Przynajmniej pogoda się poprawiła. Słońce po śnieżycy zupełnie nie pasowało do krajobrazu i nieprzyjemnie kuło w oczy. Jego rozmyślania o Jazz przerwał znajomy głos. - Jak myślisz? Kto zdoła przeżyć? - przeżyć, nie wygrać... subtelna różnica, ale jednak. - Cholera wie. Trzymam kciuki za Cordelię... Ale raczej nie pozwolą jej wygrać. Jakby to wyglądało, gdyby ukochana wnuczka wroga narodu zwyciężyła? Może któryś z chłopaków. Booker... - wzruszył obojętnie ramionami. Nie chciał o tym myśleć, wolał myśleć o czymkolwiek innym. Wyciągnął rękę do Exo. - Witaj stary druhu. Nie zmiotło się w nocy, widzę. - uśmiechnął się lekko. Nie mógłby powiedzieć, że ufał temu gościowi, bo nie ufał już chyba nikomu, ale był kimś kto był najbliżej miana przyjaciela. A Ben-Max teraz przyjaciela potrzebował. Jak chyba każdy w tych ciężkich czasach. |
| | |
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sro Sie 14, 2013 3:00 pm | |
| - Cholera wie. Trzymam kciuki za Cordelię... Ale raczej nie pozwolą jej wygrać. Jakby to wyglądało, gdyby ukochana wnuczka wroga narodu zwyciężyła? Może któryś z chłopaków. Booker... Prychnął cicho na te słowa. - Och nie. Jej nie dadzą dożyć do końcówki. Za bardzo kojarzy się ona z Drake'em Snowem oraz z dziadkiem. Chyba tylko Jasmine nie pasuje do wzorca Snowa. - Powiedział tak jakby mówił o pogodzie. Właściwie on tak zawsze gadał. Nie do końca tak jak należałoby. Trudno. To, że jest ekscentrykiem to chyba już każdy wie. - Z dziewcząt chyba, żadna nie ma szans w tym roku. De'Ath nazbyt pewna siebie... Zapewne straci czujność. Z mężczyzn. Wydawałoby się na początku, że trzech z nich ma szanse. W tej chwili jednej odpadł w chwili, gdy powiedział, że nie będzie zabijał. Pozostała dwójka. Zobaczymy, czy nie potkną się o coś. - Dodał po chwili milczenia. Spojrzał na Max'a. Wyciągnął rękę i uścisnął mocno dłoń mężczyzny. - Nie zmiotło, ale coś czuję, że następna taka śnieżyca nie tylko zapuka mi do okien, ale i wprowadzi się do mnie bez pytania. - Tak. Exo żartował nawet wtedy, gdy jego stan był opłakany. W sumie lepiej, że traktował życie i świat z żartem, bo przynajmniej nie popełni samobójstwa z rozpaczy. - A co u ciebie Max? Gdzieś tam słyszałem, że ruszenie było w szkole. Czyżby awans? - Zapytał z uśmiechem na twarzy. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sro Sie 14, 2013 3:16 pm | |
| Nie lubił obstawiania zwycięzców. Miał wrażenie, że dawniej... zanim stracił pamięć też tego nie lubił. Że nie lubił Igrzysk. W tym roku ich nienawidził. To zabawne jak nagle zaczyna Ci na kimś zależeć jeśli wiesz, że prawdopodobnie umrze. Chociaż nie... w dziwaczny sposób zawsze, przez cały czas jak był z Cord, zależało mu na niej. Po prostu jej nie kochał... nie tak jak dziewczynę ze snu. - Taaa... wcale się nie zdziwię, jak nikomu nie pozwolą wygrać. Ostatniego zje jakiś zmiech i w ten sposób pokażą, że jedynym dopuszczalnym zwycięzcą jest Coin. - rozejrzał się zaniepokojony czy nie ma wokół nich jakichś strażników. Na szczęście brak było tej zarazy. Ostatnio nieźle go poturbowali jak go odciągali od bramy. - Wiesz... zawsze możesz pomieszkać u mnie. Teraz raczej mi w niczym ważnym nie przeszkodzisz, skoro Cordi będzie na arenie. - trochę smutku dało się wyczuć w jego głosie. Zakładam, że Exo wiedział o tym, że byli parą - Rozstaliśmy się... - dodał po chwili. Po raz pierwszy powiedział to na głos i zabrzmiało to dziwnie obco. I definitywnie. Tak jakby właśnie teraz ostatecznie nastąpił koniec ich związku. - Taaa... awans. Na wicedyrektora. Mam wrażenie, że to się źle skończy. Jak ktoś Cię mianuje kapitanem, gdy statek już tonie, to nic raczej nie zrobisz. Ale dla dzieciaków się postaram. - zagryzł wargi. Będzie niedługo musiał zabrać się za swoją pracę. Zorganizować jakiś opał, żeby dzieci nie marzły na lekcjach, może obiady... niektórzy przez cały dzień nie jedzą nic ciepłego. |
| | |
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sro Sie 14, 2013 3:31 pm | |
| - Też się nie zdziwię. Właściwie to by było do niej podobne skoro już zorganizowała Igrzyska. - Mruknął trochę ciszej widząc jak Max się rozgląda w poszukiwaniu strażników. Ta... Strażnicy. Nic się nie zmienili. Dawniej byli skurwielami i teraz też tacy są. Exo dobrze pamiętał wycieczkę do Dystryktu z przybranym ojcem. Pamiętał Strażników i przerażonych mieszkańców Dystryktu. Widział jak niechętnie przechodzili obok białych mundurów. Teraz było dokładnie tak samo z tym, że zmienił się rodzaj mieszkańców. Dawniej Dystryktczycy, teraz Kapitolińczycy. Słowa trochę rozbawiły Exodusa, aczkolwiek nie okazał rozbawienia. Domyślał się, że słowa "w niczym ważnym nie przeszkodzisz, skoro Cordi będzie na arenie" oznaczały, że ta dwójka musiała się zabawiać zanim dziewczyna została wybrana na trybutkę. - Rozstaliście... - Powtórzył słowa chłopaka. - To nic nie zmienia. I tak będziesz odczuwał stratę po niej. - Tak, Exo już ją zapisał do osób martwych. Prawdopodobieństwo, że z tego wyjdzie było bardzo bliskie zeru. Można nawet było policzyć granicę przeżywalności. Była jak jeden do nieskończoności, czyli zero. Wicedyrektor. Fiu, fiu. Przynajmniej sobie radził. - Dla dzieciaków wszystko, nie? Matka podniesie samochód, by uratować swoje dziecko. Ojciec zabije każdego, kto skrzywdzi jego maleństwo. Podobno moja córka mieszka w Dzielnicy Rebeliantów... - Ostatnie zdanie wypowiedział dość szybko i niezrozumiale, więc jeśli Max nic nie zrozumie z tego bełkotu to nic się nie stanie. - Skołować drewno na opał? - Zapytał po chwili. Tam, gdzie mieszkał było dość sporo jeszcze drewnianych paneli i innych drewnianych rzeczy, które nadawały się do palenia. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Czw Sie 15, 2013 4:01 pm | |
| Tak to już jest jak ktoś dostanie odrobiny władzy, zaczyna myśleć, że jest bogiem, albo, że może poniżać innych. Tak było w przypadku strażników pokoju. Ich władza była niewielka, więc rekompensowali to sobie poniżaniem innych, tych którzy stali niżej niż oni w hierarchii Panem. - Wiem. Po tych dzieciakach które zginą też. To nie fair. Sam rok wcześniej się jeszcze mieściłem w granicach wieku na trybuta... - Daniel Levitt lat osiemnaście, brat Benjamina Levitta... wiek pasował. Dlatego tamten chłopak brał udział w igrzyskach. Jeśli Max faktycznie był Benem, co zaczynał dopuszczać do świadomości, to już rok wcześniej mógł się znaleźć na Igrzyskach. Wzdrygnął się. - Swojej rodziny nie mam, to chociaż im pomogę. Nie można przez życie iść samemu. - stwierdził ciut filozoficznie. -Nie mów, że wiesz skąd?! - trochę nie wierzył w to co Exo zaproponował. Drewno na opał... drewno nie było tak dobre jak węgiel, krócej się paliło, ale lepsze było to, niż nic. - Jasne. - nie zastanawiał się długo. Zerknął ponownie na telebim -Niedługo się zacznie.
|
| | |
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Czw Sie 15, 2013 4:23 pm | |
| - W zeszłym roku była silna ekipa. Zawodowcy byli silni i starsi. W ogóle większość trybutów była przy górnej granicy wieku. W tym roku jest odwrotnie. Oby nie musieli cierpieć jak Everdeen. - Powiedział wzruszając ramionami. Jego osobiście to nie ruszało. Żal oczywiście mu było dzieciaków, ale nie będzie po nich płakał. Spojrzał po raz kolejny na Max'a i uśmiechnął się. - Mam swoje sposoby. To, że byłem Kapitolińczykiem z toną makijażu i dziwnymi ubraniami nie znaczy, że nic nie potrafię. - Powiedział trochę poważniej. Uważano go za stereotypowego Kapitolińczyka, który zna się jedynie na modzie i makijażu. Cóż... Pozory mylą. Exo wiedział to i owo. - Powiedz tylko kiedy chcesz. Co prawda to nie węgiel, ale lepsze to niż nic, nie? - Spojrzał na telebim. - Niedługo się zacznie Max wyprzedził jego myśli. Faktycznie niedługo się zacznie. Ciekawe, kto pierwszy odpadnie. Chwilę później pojawiło się logo i rozbrzmiała muzyka. Znowu pojawili się trybuci z ocenami i innymi takimi. Exo znał na pamięć to. Może i było kilka zmian w porównaniu do poprzednich lat, ale schemat był ten sam. Chwilę później pojawił się widok areny, która była łudząco podobna do Kapitolu. - Nono. Postanowili pobawić się emocjami. - Cmoknął niezadowolony widokiem. - Szkoła, ulice z drogimi sklepami i cała ta reszta świetności Kapitolu. - Kątem oka widział, że ludzie się zbierają, by obejrzeć Igrzyska. Najłatwiej patrzeć było tym, których dzieci stały bezpiecznie obok nich. Najgorzej tym, których dzieciaki były na arenie. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Czw Sie 15, 2013 10:25 pm | |
| - Za dużo dzieci... - pokręcił smutno głową. To go dobijało. Everdeen... jego rzekomy brat miał zabić tamtą dziewczynę. Czy mógł być spokrewnionym z kimś tak okrutnym? Wsadził ręce do kieszeni płaszcza jeszcze głębiej, jakby w ten sposób mogło mu się zrobić cieplej czy lżej na duszy. - Nie pamiętam jakim Kapitolińczykiem byłem ja, ale raczej makijaż to nie w moim stylu. Byłem żołnierzem. - rzadko myślał o swojej przeszłości w Kapitolu. I tak nic nie pamiętał. Nie potrafił sobie jednak wyobrazić siebie w typowo Kapitolińskiej stylistyce. Taki był jak teraz... długi płaszcz, trochę przedarte miejscami dżinsy, wojskowe buty. - Okej, odezwę się. Patrzył na telebim wstrzymując oddech. Wokół nich było już sporo ludzi, teraz nie będą mogli bezpiecznie porozmawiać. Teraz mogli co najwyżej oglądać "widowisko". - Świetność Kapitolu... - prychnął cicho. Zaczynał wątpić w świetność Kapitolu. Już chyba w nic nie wierzył. Kapitol był zły, rebelia była zła. Potrzebował jakiegoś punktu zaczepienia. Czegoś trzeciego. - Jak myślisz... jak można by się skontaktować z kimś spoza KOLCa nie mając do tego kogoś numeru? - zapytał nagle mając na myśli oczywiście Jazz. |
| | |
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Czw Sie 15, 2013 10:51 pm | |
| Rzekomy brat zostawił list do braciszka, ale o nim będzie mowa później. - Mnie nie pytaj. Myślałem, że znam wszystkich mieszkańców Kapitolu, a tu się nagle Ty zjawiłeś i mi zaburzyłeś mój światopogląd. - Zaśmiał się cicho. Nie kojarzył chłopaka w ogóle. Pytanie chłopaka zdziwiło trochę Exodusa. Najwyraźniej Max potrzebował kontaktu z kimś kto nie jest z KOLCa. Ciekawe... - To zależy, czy ta osoba pracuje jako wolontariusz w KOLCu, czy nie. Jeśli nie to jest jedna lekarka, która nie jest z KOLCa, ale często przychodzi do Kwartału leczyć naszych. Z tego co wiem ma gdzieś politykę, więc mogłaby pomóc. Jeśli ta osoba pracuje w KOLCu to nie będziesz miał żadnego problemu ze skontaktowaniem się. Po prostu nawiedzisz i tyle. - Powiedział bacznie obserwując chłopaka jak gdyby chciał wyczytać z jego myśli co mu chodziło po głowie. Nagle usłyszał odliczanie z areny. Zwrócił wzrok w tą stronę i patrzył na telebim. 3, 2, 1... Obserwował akcję na arenie. Niewidoma córka Flickermana zginęła schodząc za wcześnie z tarczy. Przynajmniej jej śmierć była krótka i prawie bezbolesna. - I grono aniołków zostało zasilone... - Mruknął cicho. Żal mu było tej małej. Była niewidoma i w dodatku razem z siostrą trafiła na arenę. Cholernie niesprawiedliwe. Potem kolejne trzy osoby zostały zabite. Kilka osób uciekło spod Rogu. Dwie udały się na południe, ktoś pobiegł na wschód, a ktoś inny w stronę szkoły. Ciekawe co dalej będzie. Na Rogu formował się sojusz. Nono! Może i nie byli zawodowcami, ale kto wie, czy nie uda im się pożyć. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Czw Sie 15, 2013 11:40 pm | |
| - Sorry. - wzruszył ramionami, nie wyjmując rąk z kieszeni - Jestem jeden na milion. - dodał nieskromnie. - Pracuje w szkole. Kusi mnie zajrzeć do jej akt i zdobyć jej numer, ale to chyba niezgodne z etyką zawodową. No i nie wiem czy by sobie tego życzyła. A teraz ciężko powiedzieć jak to będzie z lekcjami w szkole. - wyjaśnił pobieżnie. Chciał się spotkać z Jazz, przeprosić za swoje zachowanie, dowiedzieć się czegoś więcej o tym całym Benjaminie Skręcało go na widok tego co się działo na ekranie. Biedna Blue... Hope zdawała się w pierwszym momencie nie zauważyć śmierci siostry. Cordelia za to okazała się bardziej bezwzględna niż się spodziewał. Trochę był tym faktem zawiedziony. Cieszył się, że żyła, ale jednak właśnie została morderczynią... - Chyba nie dam rady tego oglądać. - odwrócił wzrok i zaczął rozglądać się po tłumie, szukając kogoś... sam nie wiedział kogo. |
| | |
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pią Sie 16, 2013 12:07 am | |
| - Hmm... Mam załatwić jej numer? - Uśmiechnął się chytrze. On tam się nie krępował zbytnio. - Ewentualnie napisz do niej list i jej podeślij za pomocą jakiegoś dzieciaka. Zaskoczysz ją i może przeczyta. - Dodał po chwili. Patrzył na to co działo się na telebimie bez większego problemu. Jednakże Max zdawał się być przybity patrzeniem. W dodatku jego słowa tylko potwierdziły przypuszczenia Exo. Założył rękę na jego ramieniu. - Może pójdziemy na piwo? Udało mi się zachować dwie butelki najlepszego piwa z Panem... Spoko, nie upijesz się nim. Za to pomoże Tobie przebrnąć przez to dzisiaj... I wiesz co? Może lepiej będzie, gdy nie będziesz oglądał Igrzysk. Mogę zdawać krótkie relacje z nich, bo mnie to nie rusza. - Powiedział. Po chwili puścił Bena i wzruszył ramionami. - Jakoś nigdy mnie to nie ruszało. Chyba dlatego, że widzę to na telewizorze, albo na telebimie. Na żywo pewnie inaczej bym reagował, a tak... - A tak mój mózg udaje, że to się nie dzieje naprawdę i wszystko jest okej, chociaż jest zupełnie odwrotnie, dokończył w myślach. - To jak? Skusisz się? Nie sądzę byś się uzależnił od tego. - Uśmiechnął się wesoło jak gdyby za jego plecami wcale nie odbywała się rzeź na telebimie. |
| | |
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pią Sie 16, 2013 12:41 pm | |
| Dobrze pamiętała to miejsce. Piękny park, zawsze z idealnie przystrzyżonymi rzeźbami z żywopłotu, z wspaniałymi hologramami śpiewających ptaków, z całą śmietanką towarzyską Kapitolu, spacerującą tutaj w swoich wspaniałych sukniach i dopasowanych, świecących rubinami marynarkach. Długie, leniwe popołudnia z matką, co chwila przystająca by porozmawiać z jakąś gwiazdą ekranu. Ukochane buty Daisy na obcasie, nieskazitelnie białe z niewidocznymi diodami, podświetlającymi nienaturalnie długie nogi, którymi zachwycali się nawet przypadkowi przechodnie. Słodkie lata młodości, zabrane jej brutalnie przez idiotycznie siwą (to było modne dwadzieścia lat temu, Daisy widziała zdjęcia!) Almę Coin i całą rzeszę dzikusów z Szesnastego Dystryktu (chyba tyle ich naprawdę było? liczenie i geografia były słabymi stronami Di). Zniszczyli jej rodzinę, zniszczyli jej życie i zepchnęli ją do pełnego brudu Kwartału. Po którym dzisiaj wyjątkowo się NIE błąkała. Dziś miała cel, jasny i prosty, który rozświetlił się nad jej głową żółtą żarówką. Rozpoczęcie Igrzysk. Telebim przy dawnym, ukochanym Parku. Tłum ludzi. Tak, to było coś, czego potrzebowała. To nic, że potwornie marzła z zimna w długiej, soczyście różowej sukni bez ramiączek (lata świetności miała za sobą, ale kolor dalej był zjadliwy) i to nic, że miała na sobie dopasowanych butów tylko sportowe trampki, znalezione gdzieś na śmietniku przy Bramie Głównej. I tak wyglądała lepiej od tego szarego tłumu, milcząco wpatrującego się w rzeź, rozgrywaną na ich oczach. Weszła na plac odrobinę spóźniona, akurat w chwili, w której na telebimie pokazana została z bliska twarz jej ukochanej siostry.- Cordelia - krzyknęła głośno, dość rozpaczliwie, przepychając się przez tłum. Uderzyła łokciem Exodusa i prawie staranowała Bena, ale biegła ku przodowi Placu. Ludzie rozstępowali się na boki, trudno było zignorować różową wariatkę o białej skórze i piskliwym głosie. - CORDELIA - wrzasnęła ponownie, donośniej, zatrzymując się przy samym ekranie, jakby Snow mogła ją usłyszeć. Daisy czuła jak serce wali jej w piersi; nie obchodzili ją inni trybuci, liczyła się tylko Cord, którą ktoś właśnie zaatakował. Jęknęła głośno, wstrzymała oddech; okropne sekundy podczas których Snow walczyła z jakimś dzieckiem i...nic się jej nie stało. Co tylko wzmogło rozpacz i wściekłość Dignault. Powinny siedzieć razem w loży, oglądając brzydkich trybutów i komplementując nawzajem swoje stroje, a nie być oddzielone kilometrami i skazane na śmierć. W normalnej sytuacji do oczu napłynęłyby jej łzy i zaczęłaby szlochać, ale tutaj, w tym milczącym tłumie poczuła chorą wściekłość, rozpierającą ją od nienaturalnych nóg po końcówki długich, włosów, idealnie rozczesanych - wczoraj sprzedała ostatnią porcję żywności za grzebień i odżywkę. Mądry wybór, w końcu dziś miała wystąpić przed tłumem. Nie myślała zbyt wiele (jak zawsze), tylko zaczęła chwiejnie wspinać się na podwyższenie po prawej stronie ekranu. Strażnicy Pokoju spacerowali poza tłumem, przy Pomniku, sądząc pewnie, że nikt nie będzie na tyle głupi, żeby próbować czegoś, co robiła właśnie chuda piętnastolatka. Wdrapała się w końcu na podest i stanęła na nogi; wysoka, widoczna, jaskrawa, kiczowaty symbol przeszłego Kapitolu. - JESTEŚCIE IDIOTAMI - wrzasnęła do tłumu, z trudem przekrzykując głośniki. - Przychodzicie tutaj oglądać jak pieprzona Alma Coin zabija waszych przyjaciół, przecież jej o to chodzi, chce Was zastraszyć - urwała w połowie zdania, biorąc głęboki oddech i obejmując się ramionami. Trzęsła się potwornie, jak w gorączce i z zimna i z wzburzenia. - Czemu nie atakujecie Rebeliantów? To głupie zwierzęta z któegośtamdystyktu, które siedziały po ziemią kilkadziesiąt lat! - kontynuowała swoją płomienną przemowę, prawie spadając z podwyższenia, co tylko dodało jej uroku piętnastoletniej wariatki. Nie patrzyła, czy Strażnicy już biegną w jej stronę; czuła się całkowicie wypełniona dziką wściekłością. Gdyby nie była tak dobrze wychowana, zaczęłaby pluć i szarpać ekran. |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : Strażniczka Pokoju.
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pią Sie 16, 2013 1:20 pm | |
| Wcale nie mineło tyle czasu odkąd Greir sama oglądała trybutów na ogromnym telebimie w jej dystrykcie. Widziała młodych ludzi z którymi chodziła do szkoły, z którymi dorastała, śmiała się, bestialsko mordowanych. Nie tyle co dla sławy a co dla wolności, pewności, że ma się jakąś przyszłość. Dzisiaj role były odwrócone. Nie siedziała przed wielkim ekranem, będąc obserwowana przez Strażników Pokoju którzy z radością wyczekiwali aż ktoś popełni jakiś błąd. Dzisiaj to ona obserwowała innych. Zaczęło się spokojnie. Nikt nie był na tyle głupi aby urządzić jakąś scenę pod czujnym okiem tylu Strażników. Greir nie wiedziała, co o tym sądzić. Myślami wróciła do owych Igrzysk kiedy zginął jej brat. Żadne inne Igrzyska tak na nią nie podziałały jak tamte. Nie obchodziło ją jak ginęli ludzie, którzy nic dla niej nie znaczyli. Tak, to było smutne, że oddawali własne życie, żeby zapewnić komuś innemu rozrywkę, ale co ją to obchodziło? Aż nie zobaczyła własnego brata na tarczy. Teraz, oglądając początek tegorocznych Igrzysk, zacisnęła pięści. Dobrze im tak. Niech zobaczą, jaka to zabawa. Nie miała na sobie typowego stroju Strażników, nie ochroniłby jej przed takim zimnem. Końcówki jej rudych włosów zamieniły się w sople. Jedyne co świadczyło o tym, że była na służbie to to, że przy pasie miała broń której pilnowała jak oka w głowie. Nie chciała, żeby jej służbowa broń trafiła w ręcę tych z KOLCa. Czasem byli nieobliczalni. Z każdym oddechem para w postaci małej mgiełki wydobywała się z jej ust. Miała już dość tego zimna. Stała po prawej od ekranu, uważnie oglądając tłum. Jej uwagę przykuła na chwilę jakaś wariatka która biegła przez tłum w różowej sukience. Greir westchnęła, wzruszając ramionami i mamrocząc coś pod nosem o głupocie i pysze kapitolończyków. Czasami tak miała, gadała sama do siebie z braku innego towarzystwa. Zachowanie dziewczyny nie dziwiło jej - w końcu to byli dawni obywatele Kapitolu. Teraz nie wyglądali jak kolorowe papugi, jednak jak widać starych przyzwyczajeń czasem trudno się pozbyć. Obserwowała ją jeszcze przez chwilę, po czym odwróciła wzrok. Kawałek dalej, dwójka nastolatków zaczęła się przepychać, słychać było ich podniesione głosy. Greir już miała ruszyć w jej stronę, kiedy dziewczyna w różowej sukience nie zaczęła wykrzykiwać imię jednej z trybutek. Greir nie była złą osobą, jednak nie mogła powstrzymać uśmiechu - tak samo i ona kiedyś stała i krzyczała za bratem. Oko za oko, ząb za ząb, tak? Kiedy znowu spojrzała na nastolatków, ktoś inny się nimi zajął. Zaczęła spacerować, chcąc się rozgrzać. Zbliżała się do ekranu, kiedy dziewczyna zaczęła się wspinać na podwyższenie. Tego nie wolno jej było robić. Stała w osłupieniu, słuchając dziewczyny. Stała zaledwie kilka metrów dalej. Greir miała bardzo mieszane uczucia co do wszystkiego. Z jednej strony pragnęła zemsty, tak jak większość innych rebeliantów. Jednak w takich sytuacjach jak ta rozumiała, że mieszkańcy Kapitolu również byli jedynie ofiarami systemu. Gdzieś trzeba pociągnąć granice. W głębi duszy wiedziała, że dziewczyna ma rację, choć nie chciała się do tego przyznać. Wiedziała jednak, że dziewczyna właśnie wydała na siebie wyrok śmierci. Nie była złą osobą. Kiedy patrzyła na to drobne, wymarzniętę ciało, wymachujące rękoma i krzyczące ile tchu w piersiach coś w niej pękło. Nie czekając ani chwili dłużej, wspięła się na podwyższenie za dziewczyną, znajdując się tuż za nią. Złapała ją od tyłu, wyginając ręce za plecami i przytrzymując je jedną ręką, drugą zaś zakleblowała usta dziewczyny. Zbliżyła usta do jej ucha. - Dla własnego dobra, zamknij się już - warknęła. Nie chciała wcale być miła, na nic by się to nie zdało. Teraz liczyło się jedno. Jak najszybciej zdjąć dziewczynę z podwyższenia nim zwróci na siebie jeszcze więcej uwagi. |
| | |
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pią Sie 16, 2013 1:51 pm | |
| - T-to jest bestialskie, zamykanie nas tutaj, bez jedzenia, bez ogrzewania, bez prądu, bez... - kontynuowała, trzęsła się cała, słowa drżały w jej sinych ustach i właściwie wyglądała trochę jak roztrzepotany różowy koliber, który zaraz zostanie zdmuchnięty przez lodowaty wiatr. Głos się jej załamał, może i dobrze, bo miała zamiar uzupełnić litanię o fryzjerów, masażystów, chirurgów plastycznych i awoksów, co brzmiałoby dość groteskowo. Nie mogła jednak wychrypieć ani jednego słowa więcej. Przełknęła ślinę, wpatrując się w szare twarze kapitolińczyków, próbujących dokonać zeza rozbieżnego, żeby ogarnąć zarówno rzeź przy Rogu jak i małą, pstrokatą wariatkę, chwiejącą się na podeście, z cekinami sukni odbijającymi światło. Daisy uwielbiała być w centrum uwagi, została stworzona do wystąpień i prezentowania się przed publicznością, ale to nie przypominało pokazów gimnastycznych ani studia telewizyjnego Flickermana. Wszyscy byli bierni, przerażeni, smutni, wychudzeni, okutani w kilka warstw starych dywanów i śmierdzących koców. Gdzieniegdzie widziała ostatnie pasemka kolorowych włosów i wyblakłą, pomarańczową tkaninę, użytą teraz jako ochrona przed zimnem. Tylko tyle zostało po dumnych kapitolińczykach. Wściekłość nie opuszczała Di nawet na sekundę, całkowicie ją zaślepiając. Nie przestałaby wrzeszczeć nawet, gdyby zobaczyła cały pluton Strażników Pokoju, celujących w jej głowę. Nic dziwnego, że nie zaczęła uciekać, kiedy mignęła jej jakaś ruda czupryna, przepychająca się przez tłum w jej stronę. - Alma Coin przyszła wyswobadzać, tak? Wprowadzać pokój, sprawiedliwe rządy a tymczasem zamyka nas w gettcie, morduje i łże o swojej wspaniałości - zaczęła zapowietrzona zupełnie, już ogarniając, że ktoś wspiął się za nią na podest. Ostatnie kilka sekund. - Coin to pieprzona - ciach, komunikat urwany w najbardziej nieodpowiednim momencie, sucha dłoń na jej ustach. Ciepły powiew oddechu na uchu i bolesne wygięcie rąk za plecami. Nie mogła nawet jęknąć z dyskomfortu ani wykonać żądnego pożegnalnego gestu w kierunku tłumu, bo poczuła, że traci równowagę i zostaje dość brutalnie ściągnięta z podestu. Oczywiście nie poddała się bez walki, ale dzisiaj, po nieprzespanej nocy i dobie bez jedzenia nie miała zbyt wielu sił. Skończyło się na gorączkowym kopaniu nogami i dziecinnych wyrywaniach, bezskutecznych przy wysportowanej i silnej Strażniczce.
Ostatnio zmieniony przez Daisy Daignault dnia Pią Sie 16, 2013 2:34 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : Strażniczka Pokoju.
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pią Sie 16, 2013 2:19 pm | |
| Greir naprawdę była pod wrażeniem odwagi dziewczyny. Potrafiła stanąć przed tłumem i wyraźnie wyrazić swoje zdanie. Mało kto tak potrafił w dzisiejszych czasach. Co prawda, być może wisząca w powietrzu groźba o karze śmierci za nieodpowiednie sprawowanie miała coś z tym wspólnego. Nieważne po której stoi się stronie, nikt nie jest wolny. Greir przygnębiał ten fakt. O co tak naprawdę walczyli? Tysiące ludzi zginęło podczas rebelii, w nadziei o lepsze życie - dla wszystkich. W czym jest błąd? Czy to ludzie wybrali zły symbol dla powstania? A może taka po prostu jest natura ludzka? Jawne pokazywanie siły wobec słabszych organizmów. Zawsze tak było, nawet przed Panem. Wojny, głód, choroby. A wystarczyłoby po prostu dojść do porozumienia. Przecież sama Greir nie należała do najlepszych. Gdyby miała gorszy dzień, nie rzuciłaby się dziewczynie na pomoc. Nie przywykła do użycia siły wobec innych, naprawdę! Była w miarę spokojnym człowiekiem, unikającym konfliktów. Walczyć nauczyła się dopiero podczas rebelii. Tak bardzo chciała być wtedy pomocna, a to była jej jedyna szansa. Jej ciało od małego było skazane na ciężką pracę, tak więc słaba nie była. Młoda dziewczyna, którą Greir teraz przytrzymywała, od urodzenia wychowująca się w wygodach i nigdy nie zmuszana do pracy, w dodatku wygłodzona, nie miała z nią nawet najmniejszych szans. Greir nie miała zamiaru szarpać się z małolatą, nie chciała przyciągać uwagi. Gdy tylko znalazły się na normalnym gruncie, Greir podcięła jej nogi kolanem, obalając dziewczynę i przyciskając ją do ziemi, twarzą do dołu. Kilku innych Strażników zauważyło ich szamotaninę i zaczęło iść w jej stronę, chcąc pomóc Greir. Może chcieli wypełnić swój obowiązek, a może podobała im się myśl gnębienia młodej mieszkanki KOLCa. - Powiedziałam: cicho! - powiedziała już spokojniejszym tonem - Co ty wyrabiasz? Zbrzydło ci już życie? Nie wiedziała co ma z nią zrobić. Czuła, że jest obserwowana przez Strażników, nie mogła tak po prostu wypuścić dziewczyny. Nie chciała jej jednak karać za okazanie odwagi. Nie chciała gasić nadziei. Ruchem głowy zasygnalizowała Strażnikom, że ma sytuacje pod kontrolą. Odwrócili się i wrócili na swoje stanowiska, choć niechętnie. Greir znów schyliła się, zniżając głos. - Poluzuję uścisk, jeśli tylko obiecasz, że nie zaczniesz się wyrywać - mruknęła cicho, a na dowód swoich słów przestała ściskać ręce dziewczyny za jej plecami. |
| | |
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pią Sie 16, 2013 2:56 pm | |
| Czuła, że szarpie nią kobieta, dłoń, którą zacisnęła na jej ustach była delikatna, zmarznięta i łagodniejsza. Daisy potrafiła już rozpoznać uściski większości Strażników, opiekujących się KOLCem. To na pewno nie był brutalny Dan, któremu przed tygodniem ledwo uciekła ani ta zołza Mary, która policzkowała ją przy każdym przewinieniu. Nie skupiała się na razie jednak na dokładnym rozpracowaniu swojego oprawcy - a może wybawcy? - starając się utrzymać w pionie. Co nie było takie proste, miała wygięte ręce, podest był stromy i do tego była wycieńczona. Gdy poczuła pod trampkami ziemię już-już chciała się wyrwać, nawet poczyniła kilka psychicznych przygotowań, ale świat zawirował przed jej oczami i po chwili znalazła się już na ziemi, w pozycji horyzontalnej. Niemalże czuła, jak kości rąk wyginają się jej pod naciskiem dłoni Strażniczki, ale nie jęknęła, z prostego powodu - buzię miała w zamarzniętej ziemi. Lodowaty ziąb owionął jej ciało w jednej sekundzie i przez chwilę czuła się jak na podłodze w salonie, w swoim dawnym domu, gdzie ciepło płynęło przez marmury, rozgrzewając jej ciało po długim spacerze. Mara senna; teraz po prostu trzęsła się z zimna, ostatnie pięć pereł na jej obojczykach uderzały o podłoże i prawie nie słyszała słów kobiety nad sobą. Zauważyła tylko pobłysk jej rudych włosów i...uspokoiła się, może niezupełnie ale jednak nie kopała już i nie wrzeszczała przez zaciśnięte wargi. Nie chciała tego robić przy Greir, jednej z niewielu Rebeliantek, którą...szanowała. Pamiętała jej surowe spojrzenie, mocno kontrastujące z łagodnymi słowami i jabłkiem, które dwa tygodnie temu uratowało ją od śmierci głodowej. Teraz znowu Duncain ratowała jej życie. Słyszała kroki pozostałych Strażników, chaos wśród widzów, ale wszystko to było tłumione przez przejmujące zimno. Zdążyła jednak zauważyć, że ma wolne ręce. Nie rzuciła się jednak do ucieczki, leżąc przez dłuższą chwilę na ziemi, jakby chciała w nią wsiąknąć albo jakby zbierała siły. Powoli się podniosła, na łokciach, potem na kolanach i po chwili znów stała za telebimem, oddzielona od tłumu zabudowaniami zrujnowanego Placu Zjednoczenia i Zwycięstwa. Podciągnęła różową sukienkę, która przed chwilą zjechała z jej piersi aż do brzucha i otrzepała ją z brudnego śniegu, dopiero po chwili podnosząc wzrok na rudowłosą Strażniczkę. - Aresztujesz mnie? Za mówienie pieprzonej prawdy? - wychrypiała słabym tonem, podnosząc jednak głos na końcówce zdania i tak niesłyszalnego z powodu jęku jakiegoś mordowanego trybuta. Mężczyzny, nie musiała się więc obawiać, że to Cordelia. |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : Strażniczka Pokoju.
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pią Sie 16, 2013 3:27 pm | |
| Greir czuła, że dziewczyna się uspokoiła i westchnęła z ulgą. Jeden problem z głowy, choć dalej nie wiedziała, co dalej. Rozluźniła uścisk, pozwalając dziewczynie stanąć na nogach. Nie wyciągnęła do niej pomocnej dłoni. Nie dlatego, że nie chciała. Po prostu z własnego doświadczenia wiedziała, że czasami człowiek chce po prostu poradzić sobie sam. Kiedy dziewczyna się już ogarnęła, Strażniczka mogła dokładniej przyjrzeć się jej twarzy - wcześniej nie miała ku temu okazji. No tak, któż by inny? Znała już tą dziewczynę. Wiele Strażników opowiadało o niej historię, uważano, że jest rąbnięta. Greir się nie dziwiła. Zaledwie dwa tygodnie temu zgarnęła ją za niepoprawne zachowanie. Zrobiło jej się wtedy żal dziewczyny i odezwały się w niej te same sprzeczne uczucia co dzisiaj - a co, jeśli to my jesteśmy tymi złymi? Dzień nie wydawał jej się niczym wyjątkowym. Pamięta, że dała dziewczynie ostrą reprymendę i puściła ją wolno, oddając jej swoją racje obiadową. Co prawda nie przypuszczała, że to tak wiele znaczyło dla tej dziewczyny. Greir wiedziała, że po skończeniu służby czeka na nią ciepły, pyszny posiłek, więc nie przejmowała się zbytnio. Gorączkowo szukała w pamięci jej imienia. Lily, Rose... Daisy! Tak, Daisy. Greir miała słabą pamięć do imion, za to twarzy nie zapomina. Przyjrzała się dziewczynie bliżej. Wyglądała jeszcze gorzej, niż zaledwie dwa tygodnie temu. Życie w KOLCu nie było łatwe. Daisy wyglądała tak, jak niegdyś Greir - brudna, wychudzona. Greir zaśmiała się, choć nie był to ani szczery śmiech, ani wesoły. Cieszyło ją, że Daisy przestała się tak rzucać. Próbowała gorączkowo wymyślić jakiś plan który pozwoliłby dziewczynie spokojnie odejść. Co prawda, Greir się będzie musiała później tłumaczyć gdzie podziała się owa dziewczyna, ale coś się wtedy wymyśli. - Aresztować cię? Nikt nie będzie opłacał twojego żywienia w więzieniu. Za coś takiego nie zabierają do więzienia, po prostu znikasz - powiedziała, spoglądając na nią surowo. Złapała ją za ramię i odciągnęła ją tam, gdzie było mniej ludzi. Teraz, gdy uwaga wszystkich była skupiona na telebimie, nie było to trudne. Czuła się pewnie, mimo, że będąc starsza o kilka lat, były niemal tego samego wzrostu. Ciężko jest patrzeć na kogoś z góry, chcąc pokazać kto tu ma władze, jednak Greir jakoś to wychodziło. Zdjęła swój brązowy płaszcz który sięgał jej do kolan i podała go Daisy. Pod spodem miała sweter, więc nie będzie tak marzła. - Trzymaj. Ta sukienka za bardzo rzuca się w oczy - mruknęła. Nie dodała, że nie podobało jej się patrzenie jak Daisy trzęsie się z zimna. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pią Sie 16, 2013 5:00 pm | |
| Gdyby miał wybierać pośród wszystkich tygodni swego życia i wskazać najgorszy - ten stałby na samej czołówce. Mogłoby się jednak zdawać, że choć na chwilę los się do niego uśmiechnął, gdy przechodząc przez jedną z zimnych uliczek prowadzących do Violatora na skróty, napotkał czyjeś zwłoki. Po szybkich oględzinach uznał, ze miał do czynienia z kobietą w kwiecie wieku i od razu, ba, że nawet nie musiał się nad tym zastanawiać, wiedział co musiał zrobić z jej zamarzniętym oraz dobrze zachowanym ciałem. Dorothea zapewne będzie zadowolona, że tym razem nie przytargał do niej w pół rozłożonego ciała kilkulatki. Zawsze powtarzała, że dzieci są niesmaczne. I w życiu, i w ciasteczkach. Ale nie odmawiała zapłaty. Nie mogłaby. W końcu kto inny byłby gotów nieść martwe ludzkie truchła przez połowę długości KOLCa? Tylko tacy głupcy oraz oswojeni ze śmiercią ludzie - a Mathias niewątpliwie należał do kategorii i pierwszej, i drugiej z obok wymienionych. Tym razem jednak zażądał więcej i rzecz jasna, tyle otrzymał. Kolejny bezwartościowy epizod z jakże niesmacznego życia le Brun. Oczywiście starał się cieszyć, podnieść na duchu. Ale jego irytacja... Nienazwany jeszcze po imieniu smutek, który starał się przeobrażać w złość oraz nienawiść - kilka godzin temu z niego wypłynęło. Ot tak. Ale to nie był najlepszy znak, bo doskonale wiedział, że jego podły humor wróci lada chwila. Dlatego uznał, że po prostu podda się emocjom, rzuci im wyzwanie stając przed telebimem wśród zebranych koło parku ludzi. Ha. Zabawne. W jego przypadku, bo znając jego mentalność do władzy, zbiorowisk oraz wielkich uroczystości - zapewne dane będzie mu wejść na jakiś podest i wygłosić Odę do Rebelianckich dziwek oraz cycojadów lub coś równie ognistego. Wciąż jednak pozostaje rozsądne pytanie, którym dane było mu się zmierzyć: czy Mathiasowi le Brun opłaca się po raz trzeci grzać ławkę w więzieniu w tym tygodniu? Przeanalizował swoją marną sytuację, liczbę not zebranych w ciągu ostatnich kilku miesięcy i uznał ze znużeniem, że przeczeka te kilka godzin, aby przypadkiem podczas przesłuchania nie natknąć się na miłego strażnika, którego poznał chwilę wcześniej. A co jeśli jeszcze nie skończył warty? To jedynie marne spekulacje, bo tak naprawdę nikt nie wiedział, jak się zachowa przyglądając się zmaganiom własnej siostry na arenie. Nie sądził, żeby w wypadku jej śmierci miał jakiekolwiek skrupuły przed wgnieceniem swojej pięści w kilka nosów Strażników oraz rozlaniem niewinnej krwi chłopaka z Kwartału. No cóż... Nie do końca niewinnej, bo to wciąż Naczelny Odważnie Głupich, więc jego śmierć prędzej przyniosłaby ludziom zbawienie niż wycisnęła łzy z ich ciemnych martwych oczu. Wątpił w to, aby przyglądając się śmierci dzieci odczuwali coś więcej prócz zwykłego egoistycznego ukłucia dumy zdeptanej wcześniej i wtartej w ziemię poprzez wrzucenie do KOLCa. On popadł w jeszcze większą znieczulicę. Naprawdę? Czy wszyscy myśleli, że przed Rebelią byłby w stanie co kilka dni nosić na ramionach rozpadające się szczątki? Nie. To brutalne zderzenie się z realiami KOLCa, początkowa władza o przetrwanie wzbudziła siedzące w nim sadystyczne zapędy. Mathias stanął gdzieś na uboczu z początku przyglądając się walce przy rogu że spokojem. Potem, kiedy kamery objęły sylwetkę oraz twarz Katy, poczuł jak siła, nad którą nie może sprawować kontroli, próbuje przejąć jego umysł i wolę. Odetchnął rozpacz naciskając dłoń na ostrzu schowanego w kieszeniach kurtki noża próbując stłumić wewnętrzny nacierający na psychikę ból. Gdzieś w tle słyszał krzyki formujące się w imię, które przecież znał. Cordelia. Nie żyje? Umarła? Co. Się. Stało. Jednak nie miał na tyle odwagi, aby podnieść wzrok. Nie miał? Być może chciał sobie udowodnić, że zniesie nawet widok konającej Katy, ale na szczęście, gdy spojrzał na telebim, zobaczył tylko jej sylwetkę znikającą w drzwiach szkoły. Wydawałoby się, że wbiegła tam niepostrzeżenie, ale ten tchórz nie miał zamiaru się o tym przekonywać. Uznał, że czysta wiara wystarczy. Ot tak. Po prostu. Kątem oka dostrzegł Strażniczkę. Tak. To była Strażniczka. I ta rudowłosa kobieta wyciągała w z tłumu młode wysokie dziewczę. Przez myśl przeszło mu, że nic go to nie obchodzi ale chwilę potem doszedł do wniosku, że nie ma nic innego do roboty. Ha. Wróci do Violatora pogrążony w żałobie i przywali swojemu organizmowi kolejną dawkę koki. Uznał, że lepszym rozwiązaniem będzie odwrócenie swojej uwagi od tego niesamowicie uroczystego wydarzenia i skupienia jej na czyjś uroczych osobach. A taka kobiecina z ciekawą urodą oraz komicznie ubrana dziewczyna wydawały się idealnym wyjściem. Dlatego szedł powoli i gdy już cała trójka znalazła się w odpowiedniej odległości od zgromadzenia, odezwał się: -Nie aresztujesz jej? - rzucił spoglądając na rudą z leciutkim uśmiechem - U Rebeliantów słuchanie można porównać z efektownym żarciem gruzu. Twardo i po trupach. Lubicie prawić kazania, ale za chuja można wam coś powiedzieć. Chora ambicja zwycięzców? - nie mówił z przejęciem, zresztą i tak musiały go słuchać, bo był jedną z trzech stojących w zwartej grupce osób. Mimo to sięgnął do kieszeni i wyjąwszy kolejnego papierosa, zaciągnął się i dmuchnął dymem prosto w twarz Strażniczki - Michael Johannsen, notowany oraz karany wróg porządku publicznego, kłaniam się. |
| | |
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pią Sie 16, 2013 5:20 pm | |
| W tłumie przynajmniej było ciepło, a tutaj, poza zasięgiem wzroku kapitolińczyków, za jednym z głośników, oddzielających ich do zgromadzenia Daisy poczuła kolejny powiew lodowatego wiatru. Miała wrażenie, że zaraz odpadną jej nagie ramiona i szyja, na perłach wtłoczonych w jej obojczyki osadzał się szron. Prezentowała się pewnie jak najdoskonalsza królowa lodu o białej (dosłownie) karnacji, długich, zadbanych włosach i...całej reszcie ciała w stanie wygłodzenia, wychłodzenia i ogólnego zniszczenia. Trzęsła się więc przed Strażniczką, co z daleka mogło wyglądać jak śmiertelne przerażenie. Jednak uczucia i emocje znikały w Kwartale na dalszy plan, ważniejszy był głód i odmrożenia, nie jakieś dumne spojrzenia prosto w oczy władzy. Może dlatego tak niewielu się buntowało, poświęcając resztki sił na próbach przeżycia? Pewnie tak, ale Daisy o tym nie myślała, dalej wściekła, teraz też na siebie, że nie została na podeście jeszcze dłużej, plując na telebim. I zapewne otrzymując ostrzegawczy strzał w tył głowy od jakiegoś brutalnego Strażnika, który na pewno nie oddałby jej ani jedzenia ani...płaszcza? Zdezorientowana Daisy zamrugała kilkakrotnie rzęsami (prawdziwymi; tak tęskniła za tymi sztucznymi z małymi perełkami na końcach, przyklejanymi każdego ranka) czując ciężar płaszcza na swoich ramionach, pozbawionych prawie czucia przez zimno. Odruchowo otuliła się szczelniej, prawie cała, zawinięta teraz w brązowy kokon, spod którego wystawał dół różowej sukni, pobrudzony jednak śniegiem i ziemią. Na jej policzkach także widniały brunatne plamy, rozmazane jak jakieś barwy wojenne. Bo przecież znalazła się właśnie na wojennej ścieżce, chociaż dobroć Greir zbiła ją z tropu. Nie potrafiła plunąć jej w twarz ani zacząć wyzywać, zamierzała więc właśnie odwrócić się na pięcie i zniknąć, zgodnie z subtelnym rozkazem, gdy obok niej zmaterializował się obcy mężczyzna. Mówiący bardzo mądre słowa; odwróciła się ku niemu z wyraźnym szacunkiem wymalowanym w niebieskich oczach. Na pewno nie przybył jej tutaj na ratunek, wyglądał trochę jak ktoś obłąkany, ale przecież Daisy także podejrzewano o postradanie piątej klepki. Albo szóstej, nie znała się na liczbach zupełnie. Ani na odpowiednim zachowaniu w rozmowach ze Strażnikami, wiedziała jednak, że bezczelne dmuchanie dymem w twarz przedstawicielki Władzy nie jest czynem pochwalnym. Zapisała sobie więc w głowie, żeby zdobyć gdzieś papierosy, nauczyć się je palić i skopiować gest Michaela, kiedy zostanie złapana przez jakiegoś gbura kolejnym razem. Do którego z pewnością dojdzie. - Widziałam Cię kiedyś z rozkładającym się ciałem przy Ruinach Pałacu Sprawiedliwości - powiedziała po chwili do bruneta cicho, powoli wycofując się w jego stronę, żeby być jak najdalej, kiedy ruda Strażniczka przestanie być sympatyczna. - Jesteś nekrofilem? - spytała z mieszaniną ostrożności, obrzydzenia i dziewczęcego zachwytu aktami niemoralności. Zerkała jednak cały czas na Greir, po dziecięcemu rozciągnięta pomiędzy wściekłością na Coin, wdzięcznością za okrycie, zafascynowaniem nowym kompanem rozmowy a ostrożnością małego królika, znajdującego się w obecności morderczego psa. Dość nerwowe połączenie.
|
| | | Wiek : 54 Zawód : Były biolog
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pią Sie 16, 2013 5:59 pm | |
| //żebym ja jeszcze wiedziała
Przyszedł tu przez przypadek. Nie zastanawiał się nad stawianymi przez siebie krokami, nie rozpamiętywał też w nieskończoność chwil odbijania się od trzaskającego pod butami śniegu. Nie płakał nad głodującymi, którzy dogorywali w rowach, nie przejmował się również dziećmi, które dookoła nich biegały, zbyt pochłonięte zabawą, by zobaczyć bez pohamowań działającą śmierć. Nie przeprosił bałwana, którego przez przypadek stratował, nie obdarzył spojrzeniem połamanego od niedawnej wichury drzewa. Nie uniósł wzroku, nawet kiedy czuł, że ktoś patrzy na niego zza zbitych szyb, ani nie przejął się, gdy roześmiane dziecko rzuciło w niego dla zabawy twardą jak skałą śnieżką. Prawdę mówiąc, w tamtej chwili niewiele go obchodziło. Kroczył bez celu, z trudem trzymając się w pionowej pozycji i całą siłą powstrzymując powieki przed opadnięciem. Burzę śnieżną spędził w starym mieszkaniu na czwartym piętrze. Wiatr i śnieg łomotały w nieszczelne, podrygujące okiennice, dach zdawał się mieć ochotę odlecieć i nigdy nie wrócić. Wyszedł na parę godzin, potem może znów zajrzałby do Teodory. Ale nie mógł. Złapała go wichura i zapędziła do pierwszego lepszego budynku, gdzie łomotał w drzwi i naciskał klamki wszystkich mieszkań po kolei, ale ustąpiły przed nim tylko jedne. Te w trzech czwartych opanowane przez pleśń, wilgoć i korniki. Spędził długie kilka godzin - nie wiedział, jaka była pora dnia, a co dopiero dzień czy miesiąc - jedyne, co nie ulegało wątpliwości, to fakt, że od dłuższego czasu szalała zima. Chyba że i to było wyłącznie dziełem żądnych zemsty Kapitolińczyków, którzy zsyłali na Kwartał coraz to nowe nieszczęścia i katastrofy. Było mu wtedy zimno. Był głodny. Prawdę mówiąc, to wszystko dalej go trzymało. Nawet wtedy, kiedy szedł już ulicą, szukając czegoś, co dałoby się zjeść. Nie miał przy sobie pieniędzy - ba, nigdy ich nie miał - tylko dokumenty zajmowały kieszeń jego wcale nie ogrzewającego już płaszcza. Doszedł na plac, sam zdziwiony, że właśnie tu zaniosły go nogi. Usiadł na jakimś murku, wpatrując się w tłum. Mógłby kogoś okraść, a przynajmniej czysto teoretycznie. Musiałby zdać się na swój czysty spryt, bo w razie czego nie dałby rady uciec szybciej niż goniąca go osoba. Wpatrywał się w jakąś awanturę z rudą strażniczką i bladą jak śmierć dziewczyną w roli głównej. Ktoś do nich podszedł, jakiś mężczyzna, ale nie mógł dostrzec szczegółów jego twarzy. Drżał z zimna, zbierając siły, aby iść dalej. I zjeść. |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : Strażniczka Pokoju.
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pią Sie 16, 2013 6:04 pm | |
| Czuła wielkie zadowolenie z samej siebie. To uczucie, kiedy się wie, że zrobiło się coś dobrego. Drobny, dobry uczynek. No, może w tej sytuacji wcale nie taki mały, bo zapewne uratowała dziewczynie życie. Teraz mogła odejść, czując, że postąpiła dobrze i została bohaterką. W jakiś sposób spłaciła dług społeczeństwa. Teraz mogła wrócić do karania innych kapitolczyków. W ogóle, co to za podwójna moralność którą posiadała? Za chwile pójdzie dalej, a inny mieszkaniec KOLCu wcale nie zrobi u niej takiego wrażenia co Daisy. I w tej chwili pojawił się ni stąd ni zowąd młody mężczyzna. Dała by sobie rękę uciąć, że już go gdzieś widziała. Wraz z jego pojawieniem się, to ona została tą złą. Z lekkim smutkiem zauważyła, że Daisy się od niej odsuwa, tak jakby nagle miała ją zjeść. A ona? Poświęciła przed chwilą swój ulubiony płaszcz, tak się jej będą odwdzięczać? W sumie, nie miała się co dziwić. Przecież w oczach tych którzy mieszkali w tym ghetto była właśnie tą złą. Gdyby się nie odezwał, zostawiłaby ich w spokoju i odeszłaby w ciszy. A jednak! Zilustrowała go od stóp do głów, rzucając pogardliwe spojrzenie w jego stronę. Miała właśnie się odezwać, kiedy bezczelnie dmuchnął jej dymem w twarz. Greir nie paliła. Może od czasu do czasu, dla uspokojenia nerwów, jednak nie była uzależniona. Dla niej, taka ilość tej trucizny w postaci dymu był najgorszym co ją mogło w tej chwili spotkać. Zaczęła kaszleć, rozpaczliwie potrzebując czystego tlenu. Gdy wreszcie odetchnęła, posłała mordercze spojrzenie w stronę mężczyzny. Już nie była tą miłą strażniczką, facet wyraźnie nadepnął jej na odcisk. - Greir Duncain, dziewczyna, która może zamienić twoje życie w koszmar - powiedziała, uśmiechając się słodko. Dłużej nie czekała. Chwyciła go za nadgarstek i wykręciła rękę, drugą ręką sięgając do kieszeni i wyciągając jego paczkę papierosów. - Posiadanie jakichkolwiek środków odurzających na terenie Kwartału Ochrony Ludzkości Cywilnej jest zabronione. Poproszę twój dowód tożsamości - powiedziała swoim służbowym głosem, pozbawionym choć odrobiny ciepła. Na chwilę całkiem zapomniała o dziewczynie. Dopiero wzmianka o trupach i nekrofilii przypomniała jej o istnieniu Daisy. Słyszała pogłoski o tym, że zmarli znikali tutaj bez śladu, co tylko jeszcze bardziej utwierdzało rebeliantów o brudzie mieszkańców KOLCa. Skrzywiła się na tą myśl. No tak. Nie wyglądało to w sumie tak wesoło dla Michaela ani dla Daisy, teraz kiedy Greir straciła swój dobry humor. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pią Sie 16, 2013 6:09 pm | |
| Mieszkanie Evelyn, gdzie zrobiłam demolkę - przepraszam. ;__;
Mroźne powietrze było nieprzyjemne, ale pomogło jej się otrząsnąć. Naciągnęła kaptur na wciąż lekko wilgotne włosy i wepchnęła dłonie do kieszeni bluzy, próbując zatrzymać przy sobie jak najwięcej ciepła. Starała się nie myśleć o tym, gdzie spędzi dzisiejszą noc, bo to, że do mieszkania Evelyn wrócić nie może, było więcej niż oczywiste. I o ile z nieba nie spadnie jej nagle odnaleziony przyjaciel, skończy się na noclegu w Violatorze. Westchnęła bezgłośnie, wydmuchując z płuc obłok jasnej, gęstej pary. Ulice Kwartału były prawie puste, ale im bliżej Placu Zwycięstwa się znajdowała, tym robiło się tłoczniej. Wyglądało na to, że większość Kapitolińczyków wciąż znajduje rozrywkę w oglądaniu Igrzysk. Ta myśl początkowo wywołała w niej kolejną falę mdłości, ale po chwili dotarło do niej, że i ten medal ma dwie strony. Niektórzy z nich mogli z niepokojem obserwować walkę o przeżycie osób, które sami znali, może nawet takich, które kochali. Inni zwyczajnie nie mieli nic lepszego do roboty. Zresztą, kiedy zaczęła się im uważniej przyglądać, zauważyła, że na ich twarzach nie ma śladu po żywym zainteresowaniu czy rozrywce. Wyglądali na złych, zirytowanych, czasem na pogrążonych w smutku. Ciekawe, czy właśnie tak zachowywali się wcześniej ludzie w dystryktach, obserwując, jak ich dzieci mordują się między sobą na arenie? Odbiła nieco w lewo, omijając największe zbiorowisko. Noah chyba nie do końca przemyślał miejsce spotkania, bo odnalezienie się w tym chaosie z całą pewnością nie należało do najłatwiejszych zadań. Ona sama nie... Zatrzymała się nagle, prawie potrącając kilkuletniego chłopca, kiedy uświadomiła sobie oczywistość tego stwierdzenia. Miała wrażenie, że do żołądka wpadła jej kostka lodu. Może właśnie o to chodziło? Przełknęła głośno ślinę, starając się odpędzić od siebie myśli, które właśnie dobijały się do jej świadomości, ale stanowiło to misję niemożliwą. Jak mogła być taka głupia, żeby wziąć propozycję mężczyzny na poważnie? Propozycję rzuconą do drobnej, czekającej na śmierć dziewczyny, która chwilę wcześniej zwyzywała go od najgorszych? Co prawda wtedy wydawało jej się, że znaleźli między sobą jakieś echo wspólnego języka, może nawet nici porozumienia, ale w tamtym momencie była pewna, że właśnie zrobiła z siebie idiotkę roku. Pomijając resztę okoliczności, Noah wciąż był rebeliantem, w dodatku byłym trybutem, który prawie zginął przez takich jak ona. Niemożliwe, żeby czuł do niej cokolwiek, oprócz pogardy i obrzydzenia. W takim natomiast wypadku, jedynym powodem, dla którego mógłby pojawić się dzisiaj na placu, byłoby sprawdzenie, czy służby strażnicze faktycznie wyeliminowały ze społeczeństwa kolejny szkodliwy element. Kretynka. Westchnęła bezgłośnie, wydmuchując kolejny obłok pary i czując, jak powoli uchodzi z niej cała energia. Ostatnimi resztkami silnej woli zmusiła się do ponownego ruszenia z miejsca, po czym bezwładnie opadła na nieco oddalony od zbiorowiska i telebimu murek, obracając się na nim tak, by nie widzieć ani jednego, ani drugiego. Nie miała ochoty oglądać rzezi pod Rogiem Obfitości, w obawie, że przez przypadek mogłaby być świadkiem śmierci Amandy. Zacisnęła powieki. Biorąc pod uwagę, że Igrzyska trwały już od jakiegoś czasu, dziewczyna w tej chwili mogła być już martwa. A ona, zamiast siedzieć przy Nicku, czekała na coś, co miało nigdy nie nastąpić. Wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów. Powietrze oświetlił niewyraźny płomyczek, pstryknęło i chwilę później Ashe wydmuchała z ust następną chmurę dymu, tym razem jednak nie białą, lecz szarą i jakby rzadszą. Podążyła za nią wzrokiem, kiedy wzbiła się na kilkanaście centymetrów w powietrze, po czym rozpłynęła się w nim, tak samo, jak ostatnio rozpływało się wszystko, na czym kiedykolwiek jej w życiu zależało.
|
| | |
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa | |
| |
| | | | Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|