|
| Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sro Lip 31, 2013 11:56 pm | |
| First topic message reminder :Pomnik postawiony na dużym placu, równo siedemdziesiąt pięć lat temu. Miał on uczcić zwycięstwo nad zbuntowanym narodem i ponowne zjednoczenie całego Panem. Mieszkańcy, nawet w starym Kapitolu patrzyli na tą inicjatywę, pomnik i plac z przymrużeniem oka. Chętniej przychodzili do sporego parku rozciągającego się na planie koła w okół niego. Podczas rebelii jakiś cudem ocalał. Aktualnie, sam plac, jak i park jest zaniedbany i rzadko odwiedzany przez ludność Kwartału. Alma Coin chciała przyłączyć go do Dzielnicy rebeliantów, ponieważ obawiała się, że Pomnik Zjednoczenia i Zwycięstwa może zostać zniszczony. Jednak jego umiejscowienie w KOLCu uniemożliwiło to nowym władzom. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 24 lata Zawód : Artysta malarz Przy sobie : nóż ceramiczny, gaz pieprzowy
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Czw Paź 24, 2013 9:04 pm | |
| Zdaniem Lenny’ego zdecydowanie było za co dziękować. Po pierwsze dlatego, że Fredowi w ogóle chciało się mu pomagać… przecież na dobrą sprawę wcale nie musiał tego robić, mógł go zostawić na pastwę losu. Inna sprawa, że Lenny pewnie by się na niego śmiertelnie obraził, gdyby tego nie zrobił (zostawić przyjaciela w potrzebie – hańba! ). Dodatkowo zdawał sobie sprawę, że takie „okazywanie litości”, na jakie pozwolił sobie Räikkönen, nie zdarza się często. Albo Fred po prostu dobrze się z tym kryje. Chociaż określenie „okazywać litość” bardzo go mierziło, szczególnie, jeśli było używane z myślą o nim. Zdecydowanie bardziej wolał „udzielić pomocy”. Naprawdę nie lubił, kiedy ktoś okazywał mu litość, czuł się wtedy taki beznadziejny i bezbronny, a przecież wcale taki nie był! Nie znosił, kiedy wychodził na takiego, który nie może poradzić sobie sam. Zdecydowanie o wiele bardziej wolał nieść pomoc, niż ją otrzymywać. Lepiej to o nim świadczyło. Tyle dobrze, że Fred tę litość okazywał na swój, szorstki sposób, który Lenny był w stanie przyjąć bez większych (ale i wyraźnie tak widocznych) grymasów. – Dzięki… naprawdę stukrotne dzięki – wymamrotał, chwytając przyjaciela za rękę i z jego pomocą podnosząc się ze śniegu. Nadal czuł nieznośną słabość w nogach, dlatego nieco oparł się na ramieniu Räikkönena, ale lekko, w miarę możliwości lekko, żeby nie obciążać fredowej nogi. Czuł się bardzo niezręcznie, dlatego całą mozolną drogę przebył niemal w zupełnej, co jak na niego jest niezwykłe, ciszy.
z/t
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sro Lis 06, 2013 11:39 am | |
| Park... świadectwo zwycięstwa Kapitolończyków, sukcesu w walce z resztą państwa. A może, nie dokładnie sam park, a ten pomnik. Niby, dawny powód do dumy. Parsknąłem pogardliwie patrząc na monument, po czym zacisnąłem zęby na filtrze papierosa. Nigdy nie widziałem w tym czegoś wspaniałego. W sumie, za każdym razem kiedy tu byłem, kiedy patrzyłem na tą... ozdobę... widziałem w tym jedynie perspektywę przyszłego buntu, chęci zemsty za popieprzony układ w naszym chorym kraju. Kto by, kurwa, pomyślał, że kiedyś stanę przed nim ze świadomością, iż moje przypuszczenia się spełniły. Zemsta się dokonała. Prychnąłem ponownie, po czym zaciągnąłem się mocno dymem tytoniowym. Dziś zdecydowanie nie dopisywał mi humor. Wręcz, z czystym sumieniem mogłem stwierdzić, że byłem wkurwiony. Moje spojrzenie wbijało się w kamień z taką mocą i niechęcią, iż dziwiło mnie, że pomnik jeszcze nie padł. Mina i postawa, dłoń wbita głęboko w kieszeń, zniechęcały nielicznych przechodniów. Nikt mnie nie zaczepiał. Nikt nie prowokował. Żałowałem. Miałem ochotę wybić komuś zęby. Westchnąłem, po czym westchnąłem i pokręciłem głową próbując zapanować nad rosnącym gniewem. Moja matka przeszła dziś samą siebie. Naprawdę, chwilami miałem wrażenie, iż obrała sobie ona za swój cel niszczenie mojego życia. W tym momencie zastanawiałem się nawet, czy nie wolałem kiedy była pijaczką. Wtedy przynajmniej nie starała się mnie perfidnie wykorzystać, mając przy tym pełną świadomość swoich czynów. Zaciągnąłem się ponownie dymem, oddając się na chwilę mojemu nałogowi. Przynajmniej to był swoisty rodzaj ucieczki od rzeczywistości. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sro Lis 06, 2013 8:50 pm | |
| Park… dla wielu oczywiste świadectwo zwycięstwa starego Kapitolu, ale w obecnej chwili, dla Fransa, znaczyło to tyle co nic. Był za bardzo pochłonięty całą masą różnych problemów, żeby zwracać chociażby uwagę na to, gdzie się znajduje. Musiał ochłonąć, odetchnąć, nabrać powietrza, więc spacerował i marszczył czasem nos, bo było mu zimno jak jasna cholera, aczkolwiek tylko w twarz. A tak poza tym? Musiał jeszcze pozałatwiać parę spraw, głównie tych telefonicznych, związanych z ostatnim zamachem na Nowy Kapitol.
Chodziło między innymi o jedną bardzo ważną sprawę, w którą zamieszany był Mathias i nie tylko… Nie tylko, bo razem z nim – do pracy – nie wróciło w ciągu kilku ostatnich dni kilka kolejnych osób. To, po ostatnim wydarzeniu na moście mogło oznaczać jedno: albo byli aresztowani, albo już zamordowani. I co tu zrobić? Nie wiedział. Liczył na szczęśliwy traf. Sam bowiem mógł wpaść i skończyć gorzej niż oni wszyscy. Znacznie gorzej, tragiczniej, et cetera. A miał przecież spotkać się jeszcze z Cordelią… Jeszcze! Od tego jak potoczy się ich areszt, ich zeznania zależało to, co w przyszłości spotka Lyytikäinena.
Nic dziwnego, że Frans chwytał się niemal ostatniej deski ratunku, czyli… Frobishera. Nie wiedział co zrobić. Miał co prawda ułożone w głowie to, jak on powinien się zachowywać, etc., ale zaraz też przypominał sobie, że to może jebnąć, po prostu jebnąć, na przekór losu. Trzeba więc było zacząć brać pod uwagi alternatywy, ale okazywały się nieco zgubne… Jeżeli nie bardzo zgubne. Frans więc chciał poradzić się Frobisherowi.
Dlatego też szedł powoli, stukał w klawiaturę swojego nieco rozwalającego się, starego telefonu i pisał SMSa. I z tego całego zamyślenia wszedł w człowieka, a dokładniej – swojego byłego pracownika, z jednego z jego pierwszych barów. Ohoho!
– Że tak niemiło zapytam, zamiast cię przywitać – masz zapalniczkę?
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sro Lis 06, 2013 10:33 pm | |
| Nie żebym nienawidził całego świata za to co się działo. Choć może... jednak. Chwilami naprawdę nie trawiłem tłumów, żywiłem niechęć wobec ludzi wokół mnie. Nie miałem ochoty na żaden kontakt z nimi, nie chciałem ich widzieć. Pycha, duma, wszystko to bardzo mnie drażniło. A niektórzy wciąż zadzierali nosa, wciąż unosili się, jakby byli tymi lepszymi. Jakby urodzenie dało im pierdolone prawo do przywilejów. I nadal nie mogli się pogodzić się z tym, że odebrano im je, obdarto z nich brutalnie, w taki sam sposób w jaki nasi, równie pyszni, poprzednicy obdarli z dumy ludzi z dystryktów. Nie żebym popierał rebeliantów, ich również uważałem za winnych tej sytuacji. Po prostu uważałem, że zasłużyliśmy sobie na to. Należało się z tym pogodzić. Poza tym. Dziś wszytko doprowadzało mnie do furii. Po przedstawieniu, które urządziła mi matka moja cierpliwość była w strzępach, niewiele dzieliło mnie od wybuchu, wyładowaniu nerwów na bogu winnej ofierze. Kurwa, naprawdę miałem ochotę komuś porządnie przyjebać. Dobrze, że dziś w pracy miałem wolne. Gdy ktoś zderzył się ze mną w pierwszym odruchu miałem ochotę zarzucić niewiadomego napastnika wiązanką obelg, za miast tego jednak wyrzuciłem z siebie jedynie pojedyncze przekleństwo i cofnąłem się o krok z niechęcią patrząc na mężczyznę. No zajebiście. Frans. - Kurwa, Frans, uważałbyś jak chodzisz - parsknąłem na przywitanie, jednocześnie przeszukując kieszenie zapytany o zapalniczkę. - Wleziesz na jakiegoś bachora i jego matka narobi wrzasku - dodałem, po czym podsunąłem mu pod nos ogień. Mój ton był trochę niechętny, usta wygięły się w pogardliwym półuśmieszku. Nie miałem dziś ochoty na towarzystwo, nie miałem, jednak, również zamiaru odpędzać Fransa. Nie powiedziałbym, że był moim zajebistym kumplem, jednak przez wzgląd na dawne czasy i przez, trochę, podobne koleje naszych losów żywiłem do niego coś na kształt szacunku i sympatii, niestety - lub stety - wymieszanej z pogardą. - Nie samym telefonem człowiek żyje - dodałem wskazując na jego komórkę, chuchając przy tym dymem w przestrzeń. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sro Lis 06, 2013 11:14 pm | |
| Nic dziwnego, że Frans tak bardzo był zapatrzony w telefon, jeżeli to właśnie od niego zależała jego spokojna dusza. Na co dzień miałby pewnie wyrąbane, byłby zwykłym, nieco walniętym Fransem. Byłby taki, jak niemalże codziennie. Tylko, że tu nie tylko chodziło o jego pracowników, ale o firmę, o to jak potem jego tabliczki losu mogą się ułożyć. A przecież były tylko dwie drogi kontynuacji tej sytuacji: dobra i zła… a wyjaśniać już chyba nie trzeba było. Pisał więc do Frobishera, ale ten debil nawet nie chciał go wspomóc w myśleniu, tylko wszystko mieć na tacy. WSZYSTKO. Lyytikäinen wściekł się niewyobrażalnie po kolejnym SMSie. Albo to było tępe albo takie udawało… albo… Odyn jeden wie tylko co…
Idealnym momentem na nie wybuchnięcie falą gniewu, przekleństw i metaforycznego gradobicia było więc zderzenie z Jackiem. Frans momentalnie oprzytomniał, oderwał się od telefonu i wlepił swoje spojrzenie w Caulfielda. Chodzić? Co chodzić? Uważać? Jakimś dziwnym trafem nie potrafił zrozumieć tego, co Jack ma mu do powiedzenia. Nie byłoby takiego problemu, gdyby nie telefon. Mimo to, Frans wpatrywał się (z początku) w Jacka i coraz bardziej mrużył oczy. Nie wiedział jak odpowiedzieć, skoro nie skupił się na tym, co mówił do nieco mężczyzna.
– Ale po co? – Zapytał, choć owe pytanie w ogóle nie pasowało do całego kontekstu. Lepiej już było nie umieć chodzić niż natykać się na ludzi, Frans.
Co do bachora…. Cóż. Różnie z nimi bywa. Bardzo różnie. Podziękowałby za użyczenie zapalniczki, ale... za teraz tylko zaciągał się co chwilę papierosem i buchał dymem, jak jakiś mini smok. W sumie... to może dobrze, że spotkał tutaj akurat Jacka? A może nie? Kto tam wie. I tak trzeba będzie skupić się na tym, żeby uratować Mathiasa. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sob Lis 09, 2013 4:36 pm | |
| Fala gniewu, wiązanka przekleństw, to wszystko wywołało u mnie, na chwilę, niechęć wobec atakującego. Prychnąłem głośno, z pogardą, patrząc na niego nieprzychylnie, w końcu jednak się opanowałem. Niektórym ludziom, pewne rzeczy, się wybacza. A o innych rzeczach po prostu się zapomina, odpuszcza. Czasem nawet mi się to udawało. Dopaliłem papierosa, wyrzuciłem peta na ścieżkę, po czym wbiłem ręce w kieszenie i posłałem byłemu pracodawcy ironiczne spojrzenie. Proszę bardzo, widać mocno chodził z głową w chmurach. Żaby aż tak, kurwa, nieogarniać... Równie dobrze mógł wpaść na jakiegoś Strażnika Pokoju i narobić sobie problemów. Idiota. - Żeby nie pogorszyć swojej sytuacji? - parsknąłem, marszcząc brwi, po chwili jednak wzruszył ramionami. Skoro ten chciał się narażać bez potrzeby... jego sprawa. Choć, nie dało się ukryć, że teraz, kiedy Coin bardziej pilnowała wszystkiego dookoła naprawdę nie warto było się wychylać. O ile było człowiekowi życie miłe. Albo to co miał. Zabrałem zapalniczkę, schowałem ją do kieszeni i przez chwilę pozwoliłem na tą cisze. Bo w sumie, nie wiedziałem o czym mam mówić. Frans nie był dla mnie jakimś strasznie bliskim kumplem, dziś miałem zryty humor... Jednak, im dłużej tak stałem tym bardziej zastanawiało mnie, co mogło być powodem takiego zamyślenia. W końcu ciekawość wygrała. - Oprócz tego, czemu prosisz się o problemy, zastanawia mnie fakt, cóż aż tak bardzo cię pochłonęło, hm? Spojrzałem na niego badawczo, unosząc jedną brew w ironicznym wyrazie zamyślenia. Ciekawe, co sprawiło, że Frans aż tak bardzo odpłynął. Zawsze wydawał mi się twardziej stąpającą po ziemi osobą.
//sorki, że tak słabo... nie wiem czemu moja wena umiera ;-; |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sob Lis 09, 2013 5:45 pm | |
| Gdyby on tylko mógł jeszcze bardziej pogorszyć swoją sytuację! Oj, gdyby tylko mógł! Chociaż… było to możliwe, jeżeli tylko Coin dowiedziałaby się o jego sprawstwie w ubiegłych wydarzeniach. Póty co wciąż pozostawał anonimowy i mógł posiadać tylko nadzieję na to, że nadal tak zostanie. A co jeżeli nie? Wtedy dopiero zacznie się zabawa! Nieogarnięty chaos, pogrom i zniszczenie… Wtedy dopiero zrobi się naprawdę zabawnie, szczególnie dla tych lubiących czarny humor. Frans tylko machnął ręką, kiedy usłyszał przestrogę Jacka. Nie było się czym przejmować. Dotychczas żaden włos mu z głowy nie zleciał, więc dlaczego teraz miałoby się tak stać? Nie było mowy o pogarszaniu swojej sytuacji!
– Pod latarnią najciemniej – odpowiedział mu jakże pewny tego, o czym mówił. – Spokojna głowa, kochasiu – uśmiechnął się szeroko i mrugnął do niego zalotnie, czy zrobił to dla zabawy, czy z jakiegoś innego powodu… cóż, trudno było ot tak ocenić.
Popalał papierosa, w milczeniu. Trzeba było przyznać, że zbyt często ze sobą nie rozmawiali. Ani Frans, ani Jack najwyraźniej nie uznawali siebie nawzajem za nikogo więcej niż byłego pracownika/szefa. To jednak nie przeszkadzało Lyytikäinenowi w złym samopoczuciu. Zresztą… i tak jeszcze pisał i pisał z Frobisherem, by w końcu wywołać na nim chęć pomocy. I dobrze. Może uda się coś zrobić w związku z tą częścią personelu, która utknęła prawdopodobnie w jakimś areszcie. Pytanie tylko – w jakim? I czy na pewno? Czy nie zostali straceni? A co jeżeli? Psia krew. To jednak nie było tak proste, jakby mogło się wydawać przed całą tą akcją.
I wtedy Jack ponownie „obudził” Fransa z zamyślenia. Ten zerknął na mężczyznę i tylko pokręcił głową. Problemy… przecież nie powie mu prawdy, bo to by było niedorzeczne. Jak miał więc mu odpowiedzieć na to pytanie? Myślał chwilę, kombinował, udawał, że jeszcze czyta jakiegoś SMS-a.
– Praca, interesy… to co zawsze… – Jednak czy brzmiało to przekonywująco?
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pon Lis 11, 2013 12:36 am | |
| O proszę! Wreszcie jakoś logicznie ułożone zdanie. Nawet, na chwilę, z mojej twarzy zniknęły oznaki ironii, w końcu Frans oprzytomniał, szybko jednak przekonałem się, że nie powinienem na to pozwolić. Krótkie mrugnięcie wystarczyło by w moich oczach, na chwilę, zakwitł wyraz niezadowolenia, wymieszany z lekką niechęcią. Kurwa, nie dość, że Lenny, to jeszcze Frans zaczyna swoje. Udałem, że nie widzę tego spojrzenia. I że nie słyszę słowa "kochasiu". Nosz kurwa. - Nie jesteś jeszcze pod samą latarnią - mruknąłem. Kolejny papieros pomógł mi zignorować w pewne fakt, wyrzucić z głowy myśli. Cóż, przynajmniej na chwilę odrzuciłem od siebie myśli o domu. Zasadniczo, nie myślałem o niczym, starałem się wyciszyć, zepchnąć w głąb siebie zszargane nerwy, wściekłe impulsy. Jeszcze skończyłoby się tym, że coś bym odwalił... szkoda, że nigdzie nie było Mathiasa pod ręką. Przydałby się towar od niego... Zmarszczyłem brwi, widząc reakcje Fransa i słysząc jego odpowiedź. Może nie znałem go za dobrze, ale coś mi tu nie pasowało. Był moim szefem jakiś czas, nigdy nie widziałem go w takim stanie tylko ze względu na prace, poza tym... Nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Ale w sumie... co ja tam mogłem wiedzieć. - Praca - powtórzyłem i potaknąłem głową, choć miałem wrażenie, iż nie brzmiałem na osobę, która potwierdza fakt. Prędzej na niedowiarka. Ponownie zaciągnąłem się buchem z papierosa. Cóż, dziś nie należałem do specjalnie rozmownych towarzyszy. Jednak Fran nie był też jakąś ładną laską, o której względy należało się starać. Więc po co się wysilać? - Zatem jak idzie interes? - spytałem, nawet trochę grzecznie. Skoro kiedyś był moim szefem, byłem ciekaw jak sobie teraz radzi.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pon Lis 11, 2013 12:57 am | |
| Rzeczywiście nie był jeszcze pod samą latarnią. Za to był niemal blisko tego najciemniejszego miejsca. Bliziuteńko, ale wciąż daleko, bowiem trochę brakowało do bycia w pewnej pozycji, do bycia w cieniu. Nie chciał chwalić się tym, do czego dopuścił swoimi marzeniami i planami. Nie chciał krzyczeć na ulicy, że to on był pomysłodawcą – jakby się wydawało – chorej idei lub pomysłu wysadzenia mostu. Co prawda uważał, że było to konieczne, jednak nie chciał ponosić za to odpowiedzialności. On tylko podpuścił ludzi, a teraz… cóż, przez swoją na wpół głupotę borykał się z tym, że czworo nastolatków żyje, ale z życiem mogą niedługo pożegnać się jego pracownicy, którzy nie wracali od kilku dni do pracy, a to mogło oznaczać, że złapano ich… i kto wie czy za niedługo nie zostaną straceni? Nie, nie żałował tego, że Flickerman, Rodwell, Snow i le Brun żyją – wręcz przeciwnie, cieszył się i to nie tylko ze względu na to, że ta lista nazwisk zawierała w sobie Cordelię. Jednak musiał też myśleć o biznesie i o tym, że przez wyższe idee – być może – straci część swoich pracowników! A to i tak było niekorzystne. Ba, nawet bardziej odczuwalne na jego skórze.
Co mógł na to poradzić? Otóż nic. Kompletnie nic. Nie mógł się wychylić… z kilku powodów – przyznanie się do winy oznaczałoby zamknięcie w więzieniu, a następnie stracenie. Nawet, jeżeli za niego mogliby uwolnić resztę, to równie dobrze Strażnicy lub/i Coin mogliby do tego nie dopuścić. Wtedy wszyscy zostali by postawieni przed plutonem egzekucyjnym i rozstrzelani. Chyba, że inaczej dokonywano kary śmierci na poszczególnych osobach… kto tam wie. Mógł więc tylko przytaknął Jackowi, choć i tak zrobił to po sporej pauzie na przemyślenie tego wszystkiego, co kłębiło mu się po głowie gorzej niż dym w zamkniętym pomieszczeniu.
– Jeszcze – powtórzył mimowolnie i uśmiechnął się gorzko. Nie dawało mu to satysfakcji, ale było pieprzoną prawdą, której nie dało się, ot tak, pominąć.
I tu kolejne „rzeczywiście!”, bo Frans – jako biznesmen – nigdy nie chodził z „głową w chmurach”. A ostatnie dni były dla niego dziwne. Bardzo dziwne. Cordelia, sytuacja z mostu, ludzie… i musiał to wszystko godzić z pracą… jak tu można „nie wyłączyć się na świat”? Nigdy nie miał tak posranej i chorej sytuacji! Nigdy! Nic dziwnego, że odpowiadał tak dziwne albo kłamał. Nic dziwnego, że kłamał w tym, co się działo, bo co miał powiedzieć? „Słuchaj, doprowadziłem do ludobójstwa, po trochu… chociaż część twierdzi, że to przypadek”. Oczywiście, że nie… chociaż mógłby, w innym nastroju, w innym czasie.
– Raz na wozie, raz pod wozem, jak to w biznesie bywa… szczególnie w KOLCu. A u ciebie?
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Czw Lis 14, 2013 9:09 am | |
| Cisza, która zapanowała po moich słowach, trochę mnie rozdrażniła. Przyglądałem się byłemu pracodawcy, memląc w ustach końcówkę papierosa. Jego zamyślenie, na tyle ile go znałem, naprawdę nie było czymś naturalnym. Jednakże nie miałem prawa, ani w sumie powodu, by to drążyć. Jednak ciekawość robiła swoje, dlatego zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, cóż tak naprawdę krąży po głowie Fransa. Pokiwałem głową w odpowiedzi na jego uśmiech, po czym wzruszyłem ramionami. Cóż poradzić, taka prawda. Każdy z nas, chwilami, niebezpiecznie balansował na granicy. W dzisiejszych czasach chwila nieuwagi wystarczyła by wpaść z najgłębszego cienia prosto w światło latarni, przed oczy wygłodniałych bestii, gotowych człowieka rozszarpać na sztuki. Kurwa, kto by pomyślał, że dożyje takich lat. Czasem miałem wrażenie, że nasza rzeczywistość, to takie, dobrze ukryte, głodowe igrzyska. Getto było idealną arena, a my, wszyscy - i rebelianci i mieszkańcy starego Kapitolu - byliśmy trybutami, laleczkami grającymi ku uciesze Coin i jej świty, na nieznanych nam zasadach. I choć sam pogodziłem się dawno z tym punktem widzenia chwilami szkoda mi było niektórych ludzi. Chociażby, taki Lenny, on naprawdę kiepsko sobie radził w tych warunkach. A na to nie zasłużył. Kurwa, zacząłem się robić sentymentalny... - Nic rewelacyjnego - mruknąłem i wzruszyłem ramionami, gdy padło pytanie. W tym czasie, dzięki - najpewniej - dłuższemu milczeniu Fransa zdążyłem dopalić już drugiego papierosa. Pstryknięciem palca posłałem peta w przestrzeń. Nawet trochę wkurwiająco... Ale nie będę się przecież żalił Fransowi na popierdoloną relację z moją matką. - Pracuje - dodałem. To akurat, przynajmniej w KOLCu, była rewelacyjna informacja. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia. A, zdecydowana, większość pracujących była pod skrzydłami stojącego przede mną faceta... Cudownie, miałem wrażenie, że moja rozmowność, tego dnia, przekraczała wszelakie granice. - Jakoś brnie się do przodu. Wbiłem dłonie w kieszenie i ponownie wzruszyłem ramionami. Co tu dużo, kurwa, mówić. Robiłem to co mogłem żeby przetrwać. Starałem się trzymać głowę w miarę wysoko. Może i uważałem, że na to wszystko sobie zasłużyliśmy, może i widziałem pewien sens w istnieniu getta, ale... nie miałem zamiaru rezygnować z dumy. Do kurwy nędzy, nie. - Nie brakuje wam klientów w takich czasach? - spytałem, marszcząc trochę brwi. Ludzie nie mieli pieniędzy na jedzenie, co dopiero na kobiety... czy też facetów. Jeden chuj. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Czw Lis 14, 2013 1:11 pm | |
| Nic szczególnego? Kiedy w KOLCu zawsze coś się dzieje? I on, Frans, napotyka na taką odpowiedź ze strony swojego byłego pracownika? Aż spojrzał na niego, jakby chciał powiedzieć: „Serio?”, jakby kompletnie nie dowierzał w słowa wypowiadane przez mężczyznę. No, ale w sumie… Jack mógł też obrać technikę „pomijania prawdy”, tak jak to miał zwyczaj robić Lyytikäinen. Im mniej osób wie o twoim życiu prywatnym, tym lepiej, szczególnie w getcie… Może to więc i lepiej dla samego Caulfielda, że uogólniał to, co się u niego działo? A to pewnie mógł wiedzieć tylko i wyłącznie on. To, mimo wszystko nadal nie wypełniało wrodzonej ciekawości Fransa. Cóż, taka natura, za którą chrześcijanie umieściliby go w piekle, gdyby tylko umarł. Pomijając to, że większość Panem była ateistyczna.
– Mphm… – przytaknął Frans, nieco ironizując i tworząc jakieś zabawne miny. – To dobrze, bardzo dobre – dodał, słysząc w końcu jakiś konkret. – Ale gdzie pracujesz, jeżeli można o to spytać, hm? – Tu uśmiechnął się serdecznie. Nadal był rozbawiony tym wszystkim, co Jack miał do powiedzenia… czyli tymi szczątkowymi informacjami… a raczej informacją. Cóż, za zabawny człek.
Jednak pytanie, które zadał Caulfield, sprawiło że Frans musiał na chwilę oderwać się od swojej ciekawskiej natury i skupić się na jakiejś konkretnej odpowiedzi. Ba, musiał przeanalizować wszelkie słupki, diagramy, zarobki, straty, by ocenić jak to w rzeczywistości wygląda. Papiery też nie były do końca dokładne. Tu gdzieś były wtrącane znajomości, gdzieś tam upusty… jak to wszystko naprawdę wyglądało? Huh, powoli zaczął mu się kształtować cały rys sytuacji w Violatorze.
– Widzisz… – zaczął, dając sobie jeszcze kilka sekund przerwy. – To jest tak, że zależy od tego jaki jest dzień, miesiąc, etc. Aczkolwiek klientów jest wystarczająco. – Tu puścił oczko, jakby miał zamiar uspokoić lub nasycić ciekawość, która pewnie wywołała u Jacka tę chęć do zadania takiego, a nie innego pytania. – Dlaczego pytasz? Chcesz się przenieść do nas? Byłoby nawet miło, bo… ostatnio mam problemy z pewną barmanką, Brunhildą. Tym bardziej, że wiem na co cię stać w pracy. Ludzi czasem nie ma, ale to norma w barach. Liczy się klimat…
I to, że Frans miał zamiar niedługo wykorzystać ten lokal do niecnych zamiarów. Bardzo niecnych. Dlatego nawet, jeżeli klienci mieli coraz mniej pieniędzy, to i tak niedługo mieli pojawić się nowi. Całkiem nowiusieńcy.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Czw Lis 14, 2013 6:37 pm | |
| Zmarszczyłem brwi zaskoczony reakcją Fransa. Skąd ta jego ironia? Prychnąłem cicho pod nosem i pokręciłem głową patrząc na niego. Nie mógł mieć mi do zarzucenia takiego, a nie innego zachowania. Sam nie był jakoś specjalnie wylewny z odpowiedzią, nie mógł zatem oczekiwać, że ja sam rozgadam się przed nim jak jakaś baba na spowiedzi. Nawet, kurwa, nie byłem religijny. - W barze - odpowiedziałem lakonicznie na jego pytanie. Kolejne wzruszenie ramionami. Powinien się raczej domyśleć, że nie szwendałem się po żadnych, skrajnie dobijających miejscach. Miał może z dwie czy trzy miejsca, które mógł wziąć pod uwagę po tej odpowiedzi. W czasie, kiedy mężczyzna rozmyślał nad odpowiedzią zacząłem skakać wzrokiem po nielicznych przechodniach. Większość ze skulonymi ramionami, rękoma ukrytymi w kieszeniach, głowami spuszczonymi w dół, nieobecnym spojrzeniem. Idealny obraz typowego mieszkańca KOLCa, nie wychylać się, nie rzucać w oczy, przemykać starając się przetrwać. Rzucać można się wtedy, gdy ma się szansę coś osiągnąć, gdy jest się w sytuacji w miarę bezpiecznej dla wyskoków... Choć... Czy tu w ogóle można mówić o pierdolonym bezpieczeństwie? Uśmiechnąłem się gorzko do moich myśli. Co się wiele okłamywać, każda z tych osób mogła być, za chwilę lub dwie, martwa, trafić do więzienia, zostać okradziona. Takie czasy, Powróciłem do rzeczywistości, gdy Lyytikäinen zaczął mówić. Pokiwałem głową, potwierdzając, że zrozumiałem jego słowa, ignorując puszczone przez mężczyznę oczko. Po chwili jednak uniosłem brwi zaskoczony ofertą, która padła. Proszę, proszę. Kto by pomyślał, że mieszkając w KOLCu będę miał szansę przebierać w ofertach pracy. To naprawdę wydawało się wręcz niesamowite. Obróciłem zapalniczkę między palcami kilka razy zastanawiając się nad tym co usłyszałem. W takiej sytuacji aż głupio było odmawiać. Musiałbym być popierdolonym idiotą by nie rozważyć tej opcji. - Ile? W sensie, ile oferujesz? - spytałem w końcu, uśmiechając się pod nosem ironicznie i wbijając w byłego pracodawcę twarde spojrzenie. Jak by nie patrzeć Violator miał większą szansę na przetrwanie niż bar w którym obecnie pracowałem, jednak... nie miałem zamiaru rezygnować z lepiej płatnej pracy i Frans powinien sobie z tego zdawać sprawę. Co prawda, nie kaprysiłem zbytnio jeśli chodzi o pensje, jednakże nie dawałem się też wykorzystywać, jeśli miałem szansę zawalczyć o swoje. Dobrze wiedziałem, że byłem dobry w tym co robie. - I jakie warunki proponujesz? Interesy to interesy, nie zamierzałem owijać w bawełnę. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Czw Lis 14, 2013 7:33 pm | |
| „W barze”! Ha! Cóż za „wybitna” i wybitna odpowiedź – w zależności od tego, jak można by było na nią spojrzeć. „Wybitna”, ponieważ była tak bardzo ogólnikowa i niepełna, że aż beznadziejnie śmieszna i wybitna pod tym względem, że równie dobrze Jack mógł mu nie ufać i ukrywać to, u kogo pracował… albo mógł też się tego wstydzić… cokolwiek! Mógł mieć byle jaki powód, ale ważny dla niego samego, przez który chciałby dać tak bardzo nieszczegółową odpowiedź, która nie satysfakcjonowała Lyytikäinena. Kompletnie! Nie zamierzał jednak zagłębiać się w to dlaczego Caulfield chciał ukryć dane dotyczące baru swojego pracodawcy. Uznał, że czasem trzeba odstąpić od swojej ciekawości, skoro ktoś wyraźnie wyznacza granicę swojej prywatności. No trudno!...
Tak czy inaczej – po trochu zazdrościł temu, kto zatrudniał Jacka. Dlaczego? Ponieważ ten mógł być oklęty… i nietypowy, ale znał się na swoim fachu. Przynajmniej nie zmyślał w pracy, tak jako to potrafili robić niektórzy… i chwała mu za to! Nic dziwnego, że Frans poczuł małe drobne ukłucie, które świadczyłoby o jego jakże drobniusiej zazdrości, która może i była mała, ledwo zauważalna, ledwo odczuwalna, ale istniała i w obecnej chwili była jak kilkumilimetrowa drzazga w palcu, albo jak drobne przecięcie papierem na skórze – czyli mimo wszystko bolało jak jasny gwint. Może to byłby przełomowy moment dla tego drobnego kryzysu Violatora, który dostrzegał w statystykach, które prowadził w swoim laptopie? Może i tak… kto wie.
KOLC w sumie nie był dobrym miejscem na wybijanie się z tłumu jako pracownik… ale było dobrą szkołą przetrwania, nauczenie pracy wszystkich tych osób, które były dotychczas leniwe, ale miały potencjał. Reszcie, cóż, pozostawało tylko zginięcie. Ci, których getto rozbiło, byli niewarci niczyjej uwagi w przyszłości, gdyby nastąpiło zlikwidowanie podziału na Stary i Nowy Kapitol.
Z kolei dla Fransa Violator był dobrą, czasem surową klasą. Owszem, były w tym lokalu bardzo przyjemne chwile, które kończyły się chlaniem hektolitrów wódki, ale żeby do tego dojść, trzeba było przejść czasem bardzo złe chwile. Te z kolei mogłyby równie dobrze doprowadzić do kompletnego wykończenia. A jak to możliwe? Bo trzeba było się czasem nieźle nabiegać, wytężyć wszystkie możliwe mięśnie, żeby wyrobić się na czas, a przede wszystkim – użyć właściwie mózgu, żeby móc dokonać dwóch poprzednich rzeczy. Logicznie poskładać wszystkie możliwe opcje, żeby zrobić coś dobrze i szybko. A wydawałoby się, że jest to coś bardzo łatwego…
Stąd właśnie przyszedł Fransowi taki pomysł, żeby zaproponować Caulfieldowi pracę, a wyrzucić z miejsca Brunhildę. Nie potrzebował ślamazar. Ta barmanka była dobra na czas, kiedy nie miał nikogo innego. Teraz jednak spotkał odpowiednią personę, która przeszła już raz przez to, co tworzył Lyytiäinen. Ba, wybrnęła z tego z całkiem pozytywną „oceną” na koniec. Dlaczego by nie spróbować zagarnąć go jeszcze raz? No właśnie! Nic więc dziwnego, że Frans poczuł się niemożliwie uradowany, kiedy usłyszał takie, a nie inne pytanie.
– Otóż – tu wyciągnął papierosa – podstawową stawką w KOLCu jest bodajże sześć stówek, jeżeli się nie mylę. Dość mało, no, ale to getto i takie są tutaj warunki. To jest jednak podstawa jaką gwarantuję, jeżeli nie chcesz mieszkać w Violatorze. Stawka podstawowa na początek, jaką proponuję każdemu barmanowi, odjąć dwadzieścia dolców na marne ubezpieczenie, ale jednak jakieś ubezpieczenie. Pozostaje więc pięćset osiemdziesiąt dolarów. Wynagrodzenie, rzez jasna, może zostać podniesione, ale z czasem… muszę pozostawać fair wobec innych pracowników. – Tu odpalił papierosa i milczał przez chwilę. – Wiem, że to mało, ale… istnieją jeszcze napiwki, do których się nie wtrącam. One czasem bardziej podnoszą wynagrodzenie, czasem mniej… doskonale wiesz jak to bywa z klientami. A w KOLCu… cóż. To nie Nowy Kapitol, ale odwiedzają nas Strażnicy. Więc… – tu przemilczał resztę wypowiedzi, pozostawiając Jackowi tę kwestię do dopowiedzenia sobie w myślach.
Na chwilę przerwał, pozwalając w ciszy przetrawić Caulfieldowi wszelkie informacje. Spalił w tym czasie połowę papierosa, a także bardziej zasłonił gardło szalikiem, jak gdyby bał się, że jego nie do końca wyleczona choroba nawróci się z jeszcze gorszym efektem.
– ALE – tu niespodziewanie się odezwał. – Jest też druga opcja. Z tym, że wiąże się z ograniczeniem prywatności. Już tłumaczę dlaczego. Otóż, możesz zamieszkać w Violatorze, w pokoju, na piętrze, ale po stronie pracowników, którzy nie widnieją w rejestrze pod tytułem: „Panie i panowie do towarzystwa”. Wiąże się to z tym, że połowa wynagrodzenia, które mógłbyś dostać wędruje do mnie jako ubezpieczenie, opłacenie gazu, prądu i wody oraz wynajmowanie ode mnie mieszkania… Reszta, czyli… około trzysta pięćdziesiąt… dobrze mówię?... idzie do ciebie, razem z napiwkami. Mieszkanie w Violatorze gwarantuje ci podstawowe środki typu podstawowe jedzenie, trochę alkoholu i jakieś mydło do mycia się. I tak dalej… wiesz o czym mówię. Reszta jest dla ciebie, na jakieś inne jedzenie, na jakieś drobne zakupy, et cetera. To dość korzystna oferta, szczególnie jeżeli ostatnio wzrastają ceny normalnych mieszkań i opłat. Z tym że… niektóre panie i niektórzy panowie dość głośno pracują w nocy… czasami, zależy od klienta. No i Violator jest czynny niemalże dwadzieścia cztery godziny na dobę… klienci w barze czasem hałasują bardzo głośno i nawet mój rewolwer nie potrafi ich nieco uciszyć. – Tu wyszczerzył się, mając nadzieję, że robi to jako tako „uroczo”. – Co o tym myślisz?
Był ciekawy opinii Caulfielda. Nie wiedział bowiem gdzie ten pracuje, nie wiedział jaka jest tam podstawowa stawka dla barmana. Albo jak cenny dla innego pracodawcy był Jack… ale był nawet gotów negocjować. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Czw Lis 14, 2013 11:08 pm | |
| W sumie, moją pierwszą pracą w życiu była właśnie praca w barze. Miałem wtedy szczęście, byłem niedoświadczonym szczeniakiem, który potrzebował pieniędzy, żeby przetrwać, ale dobrze trafiłem. Trafiłem na kurs, gdzie okazało się, że... "mam talent" i dalej jakoś wszystko zleciało. Teraz, gdyby nie fakt, że mieszkałem w KOLCu, mógłbym spokojnie przebierać w ofertach. Ale mieszkałem. Dlatego też imałem się wielu prac by w jakiś sposób zarobić, ale teraz, cudem, udało mi się znaleźć w miejscu, gdzie byłem naprawdę doceniany. Co prawda, harowałem dość ciężko, gdyż właściciel doszedł do wniosku, że lepiej utrzymać ledwo paru dobrych barmanów, niż kilku do bani. Zatem, skończyło się na tym, że w tym momencie byłem tylko ja i ten dzieciak, który w sumie się uczył, ale dobrze prosperował i miał lepszy kontakt z klientami niż większość innych ludzi. Co, niestety, skończyło się tak, iż moim jedynym wolnym w tygodniu dniem był poniedziałek. Wysłuchałem spokojnie wszystkiego co Frans ma do zaoferowania, ponownie zaczynając się bawić zapalniczką. Fakt, sześć stów to nie było dużo, jak by spojrzeć na to przez dawne standardy, wręcz chujowo mało, ale każdy pieniądz się liczy... Jednak w tym momencie, będąc u siebie w barze, zarabiałem więcej. Co prawda, najpewniej, była już to maksymalna stawka, wyrobiona dzięki paru premiom. Na dodatek zaczynałem z o wiele mniejszym funduszem do ręki. Więc... czy byłem gotów spróbować, na dłuższą metę, poprawić swoje warunki, w końcu zarobki u Fransa pewnie w końcu przekroczyły by te aktualne... w końcu... Nim jednak zdążyłem się odezwać mężczyzna zaczął kontynuować wywód. Tym razem jednak od razu zmarszczyłem brwi i pokręciłem z dezaprobatą głową. Rumie, odpuść mi, w życiu nie zamieszkałbym w tamtym miejscu. Mie miałem ochoty słuchać pieprzących się ludzi przez całą noc. Poza tym, za moje mieszkanie nie płaciłem żadnego czynszu. Bo było... moje. I w kamienicy. Dało się przeżyć, nawet dobrze, bez pomocy z zewnątrz. - Wiesz... - mruknąłem, po chwili ciszy, wyjmując jednak trzeciego papierosa i z uporem trąc między palcami jego filtr. Zamyśliłem się jeszcze na chwilę, w końcu jednak wyciągnąłem zapalniczkę i odpaliłem papierosa. A chuj z tym, można zawsze spróbować się targować. - W tym momencie zarabiam więcej... Nie jest łatwo porzucić wyższych zarobków, a co za tym idzie, lepszego utrzymania, nawet dla większej pewności przetrwania w interesie. Uśmiechnąłem się ponownie, może ździebko cynicznie, po czym zaciągnąłem się dymem i zamilkłem na chwilę. Obserwowałem jednocześnie Fransa, ciekaw czy nie wkurwią go moje zagrania. Uniosłem jedną brew do góry i spojrzałem na niego, może trochę zaczepnie. - Wiem, że jesteś dobrym pracodawcą, Frans, ale wiesz... dbam o swój interes. Każdy w dzisiejszych czasach musi to robić. - Znowu przerwa. Parę zaciągnięć się papierosem. Trochę ironii w spojrzeniu. - Mógłbym rozważyć tą propozycję, gdybyś, jednak - z całym twą wyrozumiałością - podbił trochę stawkę. Wiedziałem, że mam o co się targować. Frans znał moje umiejętności, doceniał mnie wcześniej. A nie można zapomnieć, że człowiek uczy się cały czas. Odkąd nasze drogi się rozeszły sporo nadgoniłem. - Ale, to już twoja decyzja. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Sob Lis 16, 2013 10:10 am | |
| To było do przewidzenia, że rzeczywiście Jack mógł zarabiać więcej w jakimś innym barze. Aczkolwiek i tak chodziło o to, żeby zacząć negocjacje. Frans zaczął od minimum i oczekiwał od swojego byłego i być może przyszłego pracownika ceny nie za wysokiej, która jednocześnie przypasowałaby i temu drugiemu. Ale jak to zrobić, żeby tak wyszło? Cóż… trzeba próbować i tyle. Ot, cała filozofia.
Milczał więc chwilę, kiwał głową ni to odruchowo, ni to trochę jak nakręcona lalka… ale przestał nagle. Wtedy spojrzał na twarz Caulfielda, uśmiechnął się naprawdę skromnie i delikatnie. A niech to… czasem może trochę stracić, byleby zyskać więcej klientów… tylko ile by tu podnieść wypłatę? O ile? Nie był pewny, ale w sumie… później, gdyby nie znaleźli żadnego kompromisu, to można by było ewentualnie spróbować i nieco zaryzykować.
– Ile zarabiasz w tym barze, w którym obecnie pracujesz? – Zapytał. – Wiesz, muszę trochę pociągnąć ciebie za język, Inaczej nie będę wiedział czy stać mnie na podbijanie stawki.
Lyytikäinen nie był zdenerwowany na tę próbę podniesienia przez Jacka propozycji dotyczącej tego ile mogłaby wynosić jego pensja. Nie miał o co, a był świadom, że akurat Jack ma prawo do targowania się. Nie to co inni, których często nie znał i musiał ich przetestować, wystawić na wszelkie możliwe sytuacje. Tu był pewny, że gdyby Caulfield pojawił się w Violatorze, to zapanowałby jako taki porządek po pewnym czasie, a przynajmniej na jego zmianach.
Z tym, że teraz gonił go poniekąd czas. Zerknął na stary zegarek na nadgarstku. Westchnął cicho i zerknął się z niemrawą miną na Jacka.
– Albo inaczej... zastanów się nad tym ile chcesz i czy chcesz zrezygnować ze swojej dotychczasowej posady. Jak będziesz miał wątpliwości lub chęci do potargowania się o miesięczną wypłatę, przyjdź do Violatora, do mojego biura na piętrze, ale po prawej stronie, jeżeli wejdziesz głównymi schodami. Po lewej są pokoje moich ukochanych pracownic – puścił mu oczko. – Idę, muszę jeszcze podliczyć parę rzeczy i zamówić towar do kuchni. Trzymaj się! – Zaczął się cofać. – I porządnie się zastanów, bo jestem w stanie dać ci nawet dość wygórowaną pensję, byleby była choć trochę w granicach rozsądku! – Poniekąd już krzyczał, bo znajdował się dość daleko. Następnie zasalutował na pożegnanie, po czym obrócił się na pięcie i odszedł szybkim krokiem.
/Violator |
| | | Wiek : 35 Zawód : księgowy
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Wto Gru 24, 2013 3:19 pm | |
| | początki.
Jak nie wiedział, gdzie ma iść, zawsze kończył w tym cholernym parku. Tajfun w jego myślach wybierał wciąż i wciąż nowe retrospekcje z odmętów wspomnień. Nie był w dobrym nastroju. Psioczył na Joannę, wyzywając ją w myślach wszystkimi znanymi mu wulgaryzmami. North był podminowany. Ale jeszcze wtedy nie wiedział, że byle komu się nie ufa. Że w ogóle nikomu nie powinno się ufać. Kilka wdechów było mu potrzebnych, żeby ogarnął myśli. Ta głupia cząstka jego świadomości nadal wierzyła, że Joanna nie zrobiła tego specjalnie. A to ci dopiero. Jeszcze kilka wdechów i wydechów. Już po złości. Nie chciał zatruwać siebie niepotrzebnymi emocjami. Co nie zmienia faktu, że tematu Joanny i wyrwania się z KOLCa nie odpuści teraz i nie odpuści nigdy. Powinieneś się zainteresować stanem swojego portfela, baranie. Nie mógł się zapuścić. Nie mógł zostać w tyle. Idzie wiosna, idzie nowe, może trzeba zainteresować się możliwością zarobku, co? Lucas miał pewien pomysł. Tylko musi go dopieścić... Ale to już nie w parku.
| zt. |
| | | Wiek : 17 Zawód : praca w sklepiku i pisanie do szuflady
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Nie Sty 05, 2014 9:45 pm | |
| When he shall die, Take him and cut him out in little stars, And he will make the face of heaven so fine That all the world will be in love with night And pay no worship to the garish sun. Jo żyła coraz ciszej i coraz mniej. Nie wiedziała jak długo ta monotonia zdoła trzymać ją przy życiu. Egzystowała tak od dość długiego czasu i powoli traciła powód do wstawania z łóżka i udawania, że jej byt cokolwiek znaczy. Cierpiała, to było pewne. Od jakiegoś czasu nie napisała ani jednego słowa w swoim zielonym zeszycie. Nie widziała swojego obiektu westchnień od kilku dni. Zawsze mija sklepik, w którym pracuje idąc nie wiadomo dokąd. Przypatrywała mu się przez te kilka sekund, które musiały jej starczyć do kolejnego ranka. Oczywiście, że cierpiała. Tęskniła za nim, a jednocześnie nienawidziła sama siebie za to, że sama sobie wbija igły miłości. Jednakże od kilku dni nie widziała go ani razu. Czyżby odkrył, że obdarowała go uczuciem i uciekł? Albo co gorsza... czyżby go porwali? Josephine byłaby wtedy jak dama czekająca na swojego ukochanego, który wyruszył w kolejny bój. Żyłaby w niepokoju o jego zdrowie i życie. Wyczekiwałaby jego powrotu, a gdyby już nigdy nie wrócił, zapadłby w jej pamięć jako mężny żołnierz, walczący z niesprawiedliwością tego świata. Niemniej jednak, musiała jakoś żyć, a leżenie w łóżku nie było zbyt zdrowe. Postanowiła więc, że wybierze się na spacer i w końcu zrobi kilka zdjęć, które wpasowałyby się klimatycznie do jej ostatniego wiersza właśnie o jej ukochanym. Wysoki brunet, który urodą przyćmił nawet Narcyza - to jedno z określeń użyte w jej pamiętniku. Znalazła się na Placu Zjednoczenia i Zwycięstwa. Nie było zbyt ciepło, ale na szczęście miała płaszcz, który ją ogrzewał. Wyjęła aparat z etui i sprawdziła czy wszystko jej w porządku, wszystko działa, bateria jest cała. Rozejrzała się po placu, który był tak samo pusty jak większość ludzi, którzy przypominają Jo syreny. Są piękni lecz zabójczy. Nagle ktoś chwycił za aparat, który trzymała w prawej dłoni i szarpnął, a ona, pod wpływem siły mężczyzny, poleciała na ziemię, lądując na kolanach, z bałaganem przed nią. - Poczekaj! - Udało jej się tylko wydusić z siebie. Porywacz zwolnił, widząc zdesperowaną i bierną dziewczynę. Usłyszała tylko jego szyderczy śmiech. Zrezygnowana i załamana zezwierzęceniem ludzkim, zaczęła wpatrywać się w otwarty, zielony zeszyt przed nią. Lekki wiatr przewracał strony pamiętnika, a Josephine poczuła narastające zawiedzenie światem i samą sobą. |
| | | Wiek : 19 Zawód : piekarz w 'Votre Mammy'/kradzieże
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Nie Sty 05, 2014 11:19 pm | |
| Will miał dość. Ostatnimi czasy wszystko szło nie tak. Od paru dni musi się ukrywać, bo zadarł z nie tymi ludźmi, z którymi był powinien. Zaczynało go to irytować, więc postanowił dać sobie spokój. Co ma być, to będzie. Poza tym, kończyła mu się żywność. Nie będzie głodować, bo jakieś typki chcą go dorwać. To nie w jego stylu. Zadrżał, gdy lodowate powietrze smagnęło go po twarzy. Szedł właśnie w odludne miejsce. Nie był na tyle szalony, by pokazać się w tłumie, gdzie łatwo zostałby wypatrzony. Na Placu Zjednoczenia nie było wielu ludzi, a właściwie nikogo. No, prawie. Jakaś dziewczyna z aparatem stała na środku. Kolejne zagubione dziecko. Zignorował ją i poszedł dalej. Już miał skręcić w uliczkę, gdy usłyszał wołanie. Jako, że nie było nikogo innego, Will założył, że to jego woła nieznajoma. Gdy się jednak odwrócił, zobaczył klęczącą na ziemi, wśród rozsypanych rzeczy dziewczynę. Podążył za jej wzrokiem. Zauważył oddalającą się sylwetkę mężczyzny. Z czarnym przedmiotem w ręce. Aparat. Will westchnął ciężko przeklinając samego siebie i ruszył w pogoń. Żal mu było dziewczyny. Wyglądała jakby miała za chwilę się rozpłakać. A tego Will nie zniesie. Ani nie zignoruje. Dopadł kolegę po fachu, złapał za kołnierz i zdzielił z całej siły w twarz. Złodziej zachwiał się mocno, a Will skorzystał z okazji i wyrwał mu aparat z dłoni. -Wybacz stary. Nic do ciebie nie mam, ale okradanie bezbronnych dziewczyn to już przesada. Wyświadczam ci przysługę. - Zasalutował i skorzystał z okazji, że gość stał zbity z tropu. Wrócił do nadal klęczącej nieznajomej. Przez chwilę przyglądał się jak dziewczyna wpatruje się w otwarty zeszyt na ziemi, jakby zapisane w nim były odpowiedzi na wszystkie zagwozdki tego chorego świata. Ponownie ciężko westchnął, przykucnął i podniósł tajemniczy notes. Już miał jej go wręczyć, gdy rzucił mu się w oczy fragment o wysokim brunecie mijającym codziennie jakiś sklep. Mało prawdopodobne, by to o nim pisała dziewczyna, ale zaintrygowany przejrzał pobieżnie parę stron. Po chwili zyskał pewność, że to jego tak namiętnie i do obrzydzenia opisywała nieznajoma. |
| | | Wiek : 17 Zawód : praca w sklepiku i pisanie do szuflady
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pon Sty 06, 2014 12:26 am | |
| Marność nad marnościami, wszystko marność chciałoby się powtórzyć za Koheletem. Przynajmniej Josephine miała taką ochotę. Świat nie miał dla niej sensu. Nigdy nie miał. Był tylko kłębkiem przyrody, która w mniejszym lub większym stopniu była okrutna. Josie nie mogła liczyć na chociaż odrobinę romantyzmu w tej szarej, niedopalonej rzeczywistości. Mimo to, musiała przyznać, że jest w tym coś metafizycznego. Te snujące się, szare postaci nieszczęśliwców, którzy stracili cały dorobek życia. Ich jedynym pocieszeniem była noc, która otulała ich do snu i zapewniała złudne bezpieczeństwo. Tak samo i Josie, poczuła się zbyt pewna i bezpieczna; właśnie w tamtej chwili straciła świadomość w jakiej rzeczywistości się znajduje. Że to nie dworem magnacki w XVII w, a ona nie jest ani odrodzeniową Laurą, ani średniowieczną Izoldą Złotowłosą. Zamiast tego klęczała pośrodku obskurnego placu, który reprezentował wszystko, co kojarzyło jej się z przeszłością. Z tym, o czym nie chciała pamiętać, i czego wręcz nienawidziła. Jej puste ręce były jak symbol życia, które teraz prowadziła. Były puste i brudne. Nie miała nic, nigdzie nie zmierzała; była puchem marnym. Aż cień osłonił jej ramiona. Podniosła wzrok badając czy to aby nie innowierca, opisany w Pieśni o Rolandzie, który przyszedł wbić jej sztylet w serce. W jej biedne, obolałe serduszko, w którym komory pracowały bezustannie, mimo że czasami Jo tego nie cierpiała. I tym razem też zabiły, mocniej niż zwykle, bo oto nad nią znajdował się rycerz, z pióropuszem w ręku. Oddał jej aparat, a ona nawet nie wydusiła z siebie słowa. Patrzyła się na niego bez przerwy i zastanawiała czy to nie dar od niebios. Później wydarzyło się coś, czego nie przewidziała nawet w najczarniejszych snach. Zaczął czytać jej pamiętnik, jej najwartościowszą rzecz, której pilnowała jakby był Świętym Graalem. - Cóż za błahostki. Nie należy tego czytać. To nie dla publiki. Nie mogę się mierzyć z Petrarką czy nawet Byronem. - Wyszeptała, używając ostatku sił. Udało jej się wstać i wyciągnąć rękę po zeszyt, ale ten powędrował do góry razem z oczami przystojnego nieznajomego. - Zaklinam cię! Oddajże mój zeszyt. - Zawołała, a tak naprawdę powiedziała piskliwie. Jej skarb właśnie wyśliznął się z jej dłoni i trafił w ręce najmniej odpowiedniej osoby. Oczy Jo zaszkliły się i próbowała opanować przypływ uczuć, ale nie była nigdy w tym dobra. Na jej policzku zalśniła łza jak diament. |
| | | Wiek : 19 Zawód : piekarz w 'Votre Mammy'/kradzieże
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pon Sty 06, 2014 5:52 pm | |
| Will nie miał w zwyczaju ruszać cudzych rzeczy bez pytania. Jednak schludne pismo i poetyckie zwroty przyciągały jak magnes. Nikt nigdy nie mówił o nim w ten sposób. Lektura pochłonęła go bez reszty. Dopiero szept dziewczyny wyrwał go z transu. Mało nie parsknął śmiechem. Kto w dzisiejszych czasach mówi w ten sposób? Albo nieznajoma cierpi na zaburzenia psychiki, albo urwała się z choinki. Gdy sięgnęła po swoją własność, Will nie wiedział czemu odruchowo odsunął ją z zasięgu jej dłoni. Czuł nieodpartą chęć zagłębienia się ponownie w lekturze pamiętnika. Pierwszy raz odkąd pamiętał, chciał przeczytać tekst dłuższy niż dziesięć zdań. Nieznajoma znów zabawnie pisnęła. Kwartał serio niszczy ludzką psychikę… –pomyślał Will. Nagle coś przykuło jego uwagę. Po policzku nieznajomej spłynęła pojedyncza łza, która uchwyciła te nieliczne promienie słońca, które zdołały się przebić przez poszarzałe od przytłaczających swoją obecnością chmur niebo. Will wystraszył się nie na żarty. Płacz kobiety to była jedna z niewielu rzeczy, z którymi nie radził sobie William. Można by pomyśleć, że po conocnym szlochaniu matki, chłopak zdążyłby się przyzwyczaić. Prawda była jednak inna. Ogarniała go wtedy ludzka niemoc i bezsilność. Dlatego też czym prędzej oddał dziewczynie zgubę, mając nadzieję, że w ten sposób zaprzestanie płaczu. Nie chciał mieć nic do czynienia z rozklejającymi się bez powodu zagubionymi dziewczynkami. Miał dość własnych problemów. -Na przyszłość przywiązuj większą wagę do swojego otoczenia, jeśli nie chcesz powtórki z rozrywki. – burknął cicho Will i się odwrócił. Wyjął paczkę papierosów z kieszeni płaszcza, zapalił jednego i mocno się zaciągnął. Kiedyś rzucę to świństwo, serio. Marnotrawstwo pieniędzy i mojego zdrowia. – pomyślał i skierował się do wyjścia z placu. Pora załatwić sobie coś do jedzonka. Zatopił się w swoich myślach próbując opracować plan kradzieży żywności, dlatego dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że słyszy za sobą ludzkie kroki. Zerknął do tyłu. Był to nie kto inny jak panna od pamiętnika. Pięknie, jeszcze tego mu było trzeba. Zignorował młodą osóbkę i przyspieszył, wydłużając swoje kroki dwukrotnie. Usłyszał truchtanie małych stópek za sobą. Jak tak dalej będzie dreptać, to zaliczy glebę i zacznie ryczeć. –przemknęło mu przez myśl. Gwałtownie się odwrócił. Nieznajoma wpadła na niego i się zachwiała. Przytrzymał biedaczkę, a gdy złapała równowagę, czym prędzej puścił i zmierzył groźnym spojrzeniem. -Długo masz jeszcze zamiar za mną łazić? –zagrzmiał złowrogo z papierosem w ustach, nadal nie odrywając od dziewczyny wzroku. |
| | | Wiek : 17 Zawód : praca w sklepiku i pisanie do szuflady
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pon Sty 06, 2014 8:09 pm | |
| Łza ściekła jej po policzku i zapewne zalśniła w słońcu, pozostawiając smugę na jej drobnej twarzy. Jej rycerz ocalił jej aparat, gdyby nie on, musiałaby zbierać pieniądze od nowa, a przecież teraz ma inne wydatki niż taki aparat. Musi płacić za wynajem mieszkania, a także coś musi jeść. Tak więc zabawka musiałaby poczekać; z drugiej jednak strony, zabrał jej najcenniejszą rzecz jaką posiada - jak zeszyt. Nie był już nienagannym 'paniczem' na miarę Laury Petrarki. Mimo wszystko magia, która wokół niego krążyła, sprawiała, że Josie lgnęła do niego, jak ćma do ognia. Sama nie wiedziała dlaczego podążyła za nim. Może po to by mu podziękować, ale ani jedno słowo nie wyszło z jej ust. Może po to by jakoś odpłacić, ale żaden gest nie został wykonany. Po to, żeby spędzić chociaż jeden ułamek sekundy dłużej, przyglądając się jego plecom, tak, to pewnie to. Szła za nim, a w jej głowie układały się kolejne wersy, epitety, anafory i apostrofy. Wszystkie dotyczące jego. Nawet nie wiedziała jak ma na imię... Kiedy na niego wpadła, wszystko co do tej pory ładnie ułożyła zniknęło, tak samo jak jej równowaga. I wtedy nastąpiło coś, czego w życiu nie wyobrażała sobie nawet w najśmielszych snach. Jej wybranek właśnie położył na jej ramionach swoje dłonie. Serce zabiło mocniej w jej piersi, a na bladych policzkach pojawił się lekki róż. Mogła to porównać do wierszy Johna Donna takich jak 'Mistress going to bed' czy innych erotyków. Nie zrozumcie tego źle, to nie było coś cielesnego. Mimo że to wszystko działo się w sferze fizyczności, ona myślała o tym, jak o czymś bardzo nadnaturalnym. Przecież to nie przypadek, że to właśnie wtedy znalazł się na placu i poczuł chęć pomocy jej. Spojrzała na niego lekko przestraszona, ale też zmieszana i pokręciła głową. Szybko spuściła głowę i pogrzebała chwilę w torbie, po czym wyciągnęła jabłko i jogurt. - D-dziękuję. Za pomoc. - Głos jej się trząsł, bo nie dość, że jej miłość właśnie stała przed nią, to jeszcze on, we własnej osobie, był jej wybawcą. A ona miała tylko to bezwartościowe jedzenie jako podziękowanie. Nic poza tym. - Jo... Josephine. - Wyszeptała, żeby nie zwracał się do niej bezosobowo. To chyba byłoby zbyt bolesne; żeby ktoś, kim jest zauroczona, mówił do niej jak do nic nieznaczącej kobiety na ulicy. Nie chciała tego. Przecież ona może znaczyć dużo. Trzeba tylko to odkryć. |
| | | Wiek : 19 Zawód : piekarz w 'Votre Mammy'/kradzieże
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pon Sty 06, 2014 9:24 pm | |
| Po kiego grzyba to dziecko z miną zbitego psa podąża za Willem? Chłopak nie mógł rozgryźć zachowania dziewczyny. Zignorowała jego pytanie, ale za to z torby wyciągnęła jogurt i jabłko. Will uniósł wymownie jedną brew, ale przyjął żywność. Nie liczył na żadne podziękowania, od ludzi w KOLCu nie oczekuje się zbyt wiele. Jednak ta mała była na tyle dobrze wychowana, by mu coś podarować na znak wdzięczności. -Nie ma sprawy. -odparł odruchowo, bo jej postawa zbiła go trochę z tropu. Ni stąd, ni zowąd się przedstawiła. -Will. -odwdzięczył się tym samym. Wyrzucił wypalonego już papierosa i wgryzł się w jabłko jednocześnie przyglądając się Josephine z zainteresowaniem. Nigdy wcześniej nie spotkał tak oderwanej od rzeczywistości dziewczyny. Dawniej miał do czynienia jedynie z zadzierającymi nosa pannami na bankietach lub zbyt napalonymi i zepsutymi kobietami. Niewinność i zatracenie we własnym świecie aż biły od Josephine, a Will miał ochotę nią potrząsnąć, by się obudziła i poznała smak realiów. Odgryzł kolejny kęs jabłka, przełknął i dłonią z owocem wymierzył w brunetkę. Musiał zaspokoić swoją ciekawość. -Czemu piszesz o mnie w tym zeszycie? Wiesz, że to nie jest do końca normalne, nie? -uniósł pytająco brwi, odgryzając kolejny kęs jabłka i jednocześnie nie spuszczając z Josephine wzroku. |
| | | Wiek : 17 Zawód : praca w sklepiku i pisanie do szuflady
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Pon Sty 06, 2014 10:03 pm | |
| Nie mogła liczyć na większe błogosławieństwo z niebios jak to. Jego imię... tak idealne. Will, William, zupełnie jak William Shakespeare, czyli persona, dzięki której Josephine wciąż żyła i trzymała się całkiem dobrze. Właśnie utwierdzała się w przekonaniu, że to jest jej jedyny. Może to naiwne i infantylne, ale to nie przypadek, że obserwowała go z małego sklepiku, i to, że dzisiaj jej pomógł. Duchy przodków podarowały jej tego młodzieńca, była tego pewna. - Shakespeare... Blake... - Wymamrotała. Więcej autorów nie pamiętała, za wszystkich serdecznie dziękowała. Gdyby nie oni, kto wie, może już dawno skończyłaby ten marny żywot gdzieś w łazience, cała zakrwawiona? Nie należy jednak o tym myśleć, bo dziś jest dzień radosny; powinno się tańczyć i spożywać wino. Stała przed nim i nieśmiało kradła kolejne spojrzenia. Nigdy nie widziała go z tak bliska; Jego pociągłe rysy wydały jej się jeszcze bardziej perfekcyjne, a poruszające się jabłko adama przykuło jej uwagę na moment. Zawsze ją to dziwiło. Ona nie ma czegoś takiego. Poczuła nieodpartą chęć dotknięcia 'tego', ale powstrzymała się, przecież nie jest wariatką. Usłyszawszy jego kolejną uwagę, trochę zaniemówiła. Potem dostała nagłego przypływu energii, szybko wyjęła pamiętnik i otworzyła na ostatniej stronie. - To nie o tobie... - Powiedziała. - Nie tylko. - Wymamrotała. - “Love's not love When it is mingled with regards that stand Aloof from th' entire point.” Zobacz... to Williama Shakespeara. To moje całe życie. Jego poezja. - Zaczęła mówić szybko. Pokazała mu cytat, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, ta mina pokazywała pasję, oczy zaczęły jej się świecić. Lekko rozchyliła usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale w porę się powstrzymała. Nie może przecież być takim egocentrykiem. Spuściła znów głowę i zamknęła buzię. |
| | | Wiek : 19 Zawód : piekarz w 'Votre Mammy'/kradzieże
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Wto Sty 07, 2014 12:28 am | |
| Gdy Josephine zaczęła cytować Shakespeare'a, Will miał ochotę wsadzić jej jabłko do buzi, by się zamknęła. Nie znosi czytać książek pisanych prozą, a co dopiero poezji. Zalała go fala wspomnień, gdy jako dziecko zmuszony był recytować wiersze i monologi znanych pisarzy. Aż się wzdrygnął. Już otwierał usta, by przerwać paplaninę dziewczyny, gdy zobaczył wyraz jej twarzy. Nigdy nie widział, by komukolwiek coś sprawiało taką radość jak jej. Szczera fascynacja, nie te fałszywe uśmiechy, które serwowała elita Kapitolu na porządku dziennym. Ciemne oczy Josephine rozjaśniły się niebywałym blaskiem, a twarz rozpromienił delikatny i rozmarzony uśmiech. Mało kto w dzisiejszych czasach zdolny był do okazywania radości, ale ta dziewczyna sprawiała, że Will nie czuł ciężaru losu i niesprawiedliwości rządzącej światem. Mimowolnie uniósł lekko kąciki ust, ale w tym momencie Josephine zamilkła, a czar pięknej baśni prysł. -Kontynuuj, nie krępuj się. -machnął zachęcająco dłonią z jabłkiem. Will nie chciał by przestawała. Niech ten sen o alternatywnej rzeczywistości trwa choć trochę dłużej. Odwrócił się i pokiwał palcem, by poszła za nim.
Ostatnio zmieniony przez William Hazel dnia Wto Sty 07, 2014 12:54 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 17 Zawód : praca w sklepiku i pisanie do szuflady
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa Wto Sty 07, 2014 12:51 am | |
| Magia, czas, alternatywny świat. Znała te wszystkie określenia; słyszała je na co dzień od opiekunek, które poirytowane jej recytowaniem, zamykały książki i kazały jej się uczyć matematyki. W końcu ojciec stwierdził, że ekonomia to jej przyszłość, tak więc musiała chociaż godzinę dziennie przeznaczyć na wykresy i słupki, których nienawidziła. A przecież David nawet jej nie znał, nie wiedział jaki ból sprawiało jej liczenie oprocentowania lokat i dodawanie zysków. To co robiła było dla niej istną stratą, zaczynała wtedy recytować z pamięci kawałki Makbeta czy Wieczoru Trzech Króli. Na nic, guwernantki potrafiły zakryć jej buzię dłonią i kazać podnosić coś do kwadratu. Ot, sielanka. Zerknęła na niego i zaskoczona jego zainteresowaniem, znów się zarumieniła. Nie było jej wstyd, tylko nigdy ludzie nie przywiązywali większej wagi do jej miłości i sensu życia. Jej oczy znów zalśniły i przekartkowała szybko zeszyt. - Zobacz... Love is a smoke made with the fume of sighs. Wiesz, to też Shakespeare'a. - Uśmiechnęła się, co jest niebywałe u niej. Jednakże Will tego nie wiedział, bo przecież widział ją po raz pierwszy. Gdyby zwrócił uwagę na codzienną Josie, zauważyłby, że nie uśmiecha się zbyt często. Może kiedy akurat w przerwie uda jej się przejechać wzrokiem po zapisanych cytatach w zielonym pamiętniku. - Albo to Love is the greatest refreshment in life. To powiedział Paulo Picasso, to był malarz europejski, on przedstawiał ruch kubistyczny. Pokażę ci może jego dzieła, bo mam zdjęcia.... miałam- Pokiwała energicznie głową ale potem znowu posmutniała. Może już nigdy nie zobaczyć 'Dziewczyny z mandoliną', to wywołuje u niej stany depresyjne. Mimo wszystko bez cienia zawahania podążyła za nim. Zupełnie zapominając, że przecież żyje w KOLCu, niebezpiecznym getcie, i w każdej chwili ktoś może jej coś zrobić. A co jeśli jej przyszłym oprawcą jest Will? Śmierć z jego ręki byłaby nad wyraz romantyczna. Ukochany zabija w afekcie kobietę.
//zt [x2] |
| | |
| Temat: Re: Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa | |
| |
| | | | Plac oraz Park Zjednoczenia i Zwycięstwa | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|