|
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Bar 'Cave' Sob Sty 25, 2014 4:47 pm | |
| Obserwowała chłopaka uważnie, jakby chciała się dowiedzieć co on sam sądzi o wciągnięciu jej w szeregi ruchu oporu. Byli już przecież częścią jednej rebelii, walczyli po tej samej stronie, a teraz oboje zdecydowali się na zmianę obozu. Czy kierowały nimi podobne powody? Tego Rory nie wiedziała, ale może kiedyś nadarzy się okazja, by zapytać o to Jacksona. Teraz rozmawiali służbowo. -Nie podobają to mało powiedziane - mruknęła, zerkając w bok, jakby było jej wstyd, że kiedykolwiek popierała Coin - W Trzynastce wszystko było w porządku, ale władza uderzyła niektórym do głów. Czekała na magiczne słowo, czekała na to aż Jackson wreszcie przyzna, że należy do jakiejś organizacji i zagra z Rory w otwarte karty. I doczekała się. Przytaknęła gorliwie, spijając każde słowo z jego ust. Musiał zauważyć jak bardzo jest skora do współpracy, skoro samo tylko wspomnienie o zorganizowanym działaniu zaświeciły jej się oczy, a kąciki ust uniosły w górę. -Miałam wystarczającą ilość czasu do namysłu - oznajmiła pewnym głosem, spoglądając chłopakowi prosto w oczy - Wchodzę w to. Powiedz mi, co mam robić, z kim się skontaktować, a zrobię to. To naprawdę zaczynało się dziać, Rory Carter, wzorowa obywatelka Trzynastki i Kapitolu, (nie zawsze) sumienna pracownica Capitol's Voice miała zostać członkiem ruchu oporu, który skierowany był przeciw władzy. I była z tego powodu niezmiernie zadowolona. Czy ktoś mógłby ją podejrzewać? Nie wydawało jej się, jakoby była na celowniku rządu, dotychczas przecież nigdy im nie podpadła, więc dlaczego mieliby zwracać uwagę akurat na nią? A wojskowe doświadczenie i praca w redakcji gazety sprawiały niesamowite możliwości, rudowłosa aż rwała się do działania.
|
| | | Wiek : 20 Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków
| Temat: Re: Bar 'Cave' Pią Sty 31, 2014 7:44 pm | |
| Pokiwał głową ze zrozumieniem, naprawdę ciesząc się z tej "zgody". W końcu wykonał pierwszy element misji, mógł zabrać się do kolejnego. Jego zadanie miało skończyć się w Kwaterze i tam też zamierzał zabrać Rory. Uniósł brwi, widząc malującą się na jej twarzy determinację. Nie znał jej od tej strony. Jasne, walczyli razem, ale wtedy skupiał się raczej na wytycznych, nie poszczególnych osobach. - Świetnie - odparł, starając się nie stracić kontaktu wzrokowego. Naprawdę było mu ciężko, ale praca to praca. Chciał wywiązać się z obowiązku. A chcieć to móc. - Musisz zdać się na mnie - dodał poważnie. Wstał, podszedł do baru i uregulował rachunek bez słowa. Jak dobrze, że ten człowiek nie pałał chęcią rozmowy z nim. Nie wchodzili sobie w drogę. Doceniał takie osoby. - Pierwsza toaleta od wejścia, musisz mocno szarpnąć. Potem otworzysz właz, a ja zejdę za tobą, żeby to wszystko zamknąć. Widzimy się po drugiej stronie za pięć minut - powiedział rzeczowo, stając za jej plecami. Chwycił w dłonie swoją kurtkę i wrócił na miejsce, czekając na jej reakcję. Patrzył na nią wzrokiem "jeszcze możesz się wycofać", jednak z nadzieją, że wszystko pójdzie gładko. // myślę, że zt od razu do Kwatery Głównej, hmm? Tutaj:) |
| | | Wiek : 45 Zawód : pan minister Znaki szczególne : zachowuje się jak żołnierz Obrażenia : trzęsą mu się policzki przy jedzeniu
| Temat: Re: Bar 'Cave' Pią Lut 28, 2014 9:34 pm | |
| Rozpowiadam wszem, iż dobiłem targu i idę odebrać wygraną rzecz. Wszem czyli dwóm ludziom, którym zależy na błahych informacjach z moich ust płynących - potocznie zwie się osoby takie przyjaciółmi. Kontekst przyjaciela niezmiennie w tych czasach wciąż graniczy skrajność w skrajność z definicją niezdobytą, zapomnianą, w naszych genach gdzieś zakorzenioną - nieistniejącą. Ale granica jest, jest jeszcze krok, który zabierze nas do formy w której przyjaźń jest prawdziwą. Czekam niezmiennie na ten moment w czasie. Wszyscy moi przyjaciele, gdzie poszliście. Jeden z was polecił mi trzymać się dobrze i nie wydać dobitego targu w pobliskim barze, drugi sceptycznie unosił się dumą i rzucił, żebym się nie dał naciągnąć na coś jeszcze. Przyjaciele, jak wiele wiecie i jak mało wiecie. Nie dziwi mnie zmiana kuriera, wszakże w moim zawodzie niezmienne są tylko prawidłowości. I to, że świadkowie zawsze się znajdą. Leonard M, mój nowy znajomy. Zjawi się za równy kwadrans, więc mam czas na złożenie zamówienia i wypicie drugiej kawy. Mam czas by uciąć pogawędkę z kelnerką i zapytać o godzinę. Siedząc przy stoliku (wcześniej ustalonym: z zielonymi serwetkami i niebieskim kwiatkiem w wazoniki, pod drugim oknie po lewej) zastanawiam się kim może być mój nowy kurier. Kurierzy to tylko element pośredniczy pomiędzy moimi zwierzchnikami a mną samym i pewnie woleliby pozostać anonimowi, ale interesuje mnie niezwykle zawsze ich życie. Czy wiedzą kim jestem i jak zarabiam. Czy ich podsłuchuję. Jak na ironię okazało się przecież, że wsypałem swojego ostatniego kuriera. Ale chciał szmuglować ludzi z kolca. Nie mogło ujść mu to płazem. Kim jest ów Leonard? Ile ma lat, czy myśli o zdobyciu pieniędzy dla dziewczyny, czy słucha dobrej muzyki. Ile ma sióstr i kiedy ostatnio czytał książkę. Żyję w takim zabawnym małym zamkniętym świecie w którym ludzie nie boją się tego jak ich oceni rzeczywistość i są wyzbyci z każdego uprzedzenia. Tam są książki, muzyka i żarty. Lubię takich ludzi. I zarazem szczerze ich nienawidzę. Zamówiłem śniadanie angielskie. |
| | | Wiek : 18 Zawód : Płatny zabójca, kurier Przy sobie : przy sobie: zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), zwiększenie szansy na skuteczną obronę (kości), idealna celność, zdobiony sztylet W plecaku: nóż ceramiczny niewykrywalny dla detektorów metalu, paczka zapałek, noktowizor, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka pierwszej pomocy, zapas jedzenia
| Temat: Re: Bar 'Cave' Pią Lut 28, 2014 9:55 pm | |
| Koń miał zostać w zaułku obok knajpy. Ludzie w dzielnicy rebeliantów przyzwyczaili się już, że czasem po ulicy wędruje kary koń, postukując kopytami, prowadzony za wodze lub obciążony dziewczyną w kostiumie z czarnej skóry. Minko zrzuciła kurtkę, zrolowała i przerzuciła przez siodło, razem z rozpiętym popręgiem - niech koń się nie zapopręży w wypadku dłuższego zabawienia w barze, a dziewczyna niech nie sprawia wrażenia kogoś ważnego czy niebezpiecznego. Specjalnie założyła swój bladoliliowy golf z lejącej się bawełnianej dzianiny, rozpuściła włosy. Wiedziała, że w ten sposób sprawia wrażenie uroczej dziewczynki przekraczającej dopiero próg dorosłości, tylko że z biednej dzielnicy. Wyciągnęła spomiędzy tobołków niepozorną teczkę z gładkiej, białej tektury bez żadnego podpisu. Przesunęła językiem po zębach, przeczesała palcami jednej dłoni włosy nad czołem. Odetchnięcie, spokojny, opanowany oddech. Knajpa to złe miejsce na takie spotkania - wielu ludzi dookoła, wielu ludzi widzi. Ściany mają uszy. Sprawdziła czy dobrze zawiązała wodze konia na słupku płotu, pociągnęła w dół krawędź rozciągniętego golfu. Być może nie będzie widać na czarnym tle równie co same spodnie czarnej pochwy na nóż. Poklepała konia po szyi, mrucząc: "zaraz wrócę", po czym skierowała się ku drzwiom baru. Zamknęły się za nią powoli, bez większego hałasu. Wzrokiem zmierzyła wnętrze knajpy, z teczką trzymaną w dłoni jak gdyby nie była niczym ważnym, jak gdyby w środku nie było papierów, które mogłyby złamać czyjeś życie. Zobaczyła ustalony stolik. Zielone serwetki, niebieski kwiatek, jakiś facet w średnim wieku - wszystko jak być powinno. -O, dzień dobry!- podeszła, witając się jednocześnie, z radosnym uśmiechem wymalowanym na twarz, jak gdyby był on dawno, dawno ostatnio widzianym przyjacielem rodziny, a nie całkowicie obcym facetem... |
| | | Wiek : 45 Zawód : pan minister Znaki szczególne : zachowuje się jak żołnierz Obrażenia : trzęsą mu się policzki przy jedzeniu
| Temat: Re: Bar 'Cave' Nie Mar 02, 2014 8:07 pm | |
| To ja jestem uszami, nie martw się. To ja wiem co kto gdzie, wiem dlaczego i po co. Na każde z pytań stu znam odpowiedź. Umiem scharakteryzować delikwenta po sposobie wymawiania słów, po geście ręki, po wąsie który zapuścił. Ale to nie znaczy, że jestem dziwakiem wszechwiedzącym. To nie tak. Nie ma ludzi wszechwiedzących, gdyby któryś był, żylibyśmy w lepszym kraju. Albo i w gorszym. Ja po prostu znam swój fach. I przykładam się do szlifowania swojej intuicji. Prawie kobiecej! Swoją drogą, mam najwyraźniej coś w sobie z kobiety. Co wcale nie jest rzeczą złą, jak mniemam. Oto i ona. Zaczepia mnie, a ja unoszę wzrok znad (kotleta!) bekonu i fasolki rozgotowanej. Odsuwam widelec z nabitą kiełbaską od ust i szybko analizuje co mnie teraz czeka. Najwyraźniej dziewcze mnie pomyliło z jakimś swoim znajomym, może się zgubiła i chce poprosić o drogę, albo może o godzinę. Mam na nadgarstku zegarek zaciśnięty, ale czy zdołała go dojrzeć spod swetra i kurtki? Nagle mnie oświeca, już rozumiem że pewnie jest moją nową sąsiadką. To córka Harodssów, tak to na pewno ona! Nie przyglądałem się ich córce prawie wcale, chociaż nie umknęło mi, że ma podobny wzrost i ciemne włosy. - Dzień dobry! - odpowiadam radosnemu dziewczęciu, natomiast jestem zbity z tropu kiedy moja "sąsiadka" wciąż stoi nad moim stolikiem, ba! Przysiada się i z półuśmiechem przygląda mojej twarzy. Jestem brudny? - Właściwie to czekam na kogoś - zauważam zdekoncentrowany i speszony tym, że muszę w taki sposób postępować z młodą i widocznie pragnącą zacieśniania więzi sąsiedzkich przemiłej dziewczynie. Wciąż zawieszone w powietrzu mam widelec z nożem. Musztarda skapła mi na talerz. |
| | | Wiek : 18 Zawód : Płatny zabójca, kurier Przy sobie : przy sobie: zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), zwiększenie szansy na skuteczną obronę (kości), idealna celność, zdobiony sztylet W plecaku: nóż ceramiczny niewykrywalny dla detektorów metalu, paczka zapałek, noktowizor, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka pierwszej pomocy, zapas jedzenia
| Temat: Re: Bar 'Cave' Nie Mar 02, 2014 8:21 pm | |
| Och! Mężczyznom zawsze wydawało się, że mają szóste a nawet i siódme zmysły! Nawet mężczyzna, który wie zbyt wiele, między innymi przez ludzi takich jak Minko, nie jest wolny od wady zbyt dużej wiary we własne możliwości. Dziewczyna, jak gdyby chcąc okazać wbrew wyraźnym oznakom niezadowolenia z jej towarzystwa, że ma zamiar przy stoliku zostać wsunęła się głębiej na krzesło, poufnie pochyliła nad blatem, podpierając nań łokieć, z dłonią zwieszoną przez krawędź. Zarzuciła nogę na nogę, wyprostowana. Zmierzyła obcego rozbawionym wzrokiem. Z całą, całą pewnością wciąż pozostała nierozpoznana. Ludzie niemal zawsze reagowali w podobny sposób: zwyczajnie nie brali pod uwagę, że niesławnym Leonardem może być niespełna dziewiętnastoletnia dziewuszka w swetrze o obszernym lejącym się kołnierzu i barwie brudnego różu. Czyżby zbyt wysoki poziom abstrakcji? Teczka zawierająca akta spoczywała na kolanie Minko, niewidoczna dla oczu mężczyzny. -Wiem, proszę pana- skinęła nieznacznie głową, obserwując dalej nieznajomego i oczekując tego nagłego przebłysku zrozumienia bądź pełnego konsternacji stężenia twarzy, gdy pojmie, kto przed nim siedzi. -Smacznego- pożyczyła mężczyźnie po chwili ciszy, jak gdyby nie dawała mu więcej czasu do rozmyślania: kto? Ona? Nie wierzę. Wygląda zbyt młodo, niewinnie. Powinna czytać książki, rozwijać się zamiast zarabiać zabijaniem i transportem nie do końca nadających się na światło dzienne przedmiotów oraz dokumentów, pakunków, czasem nawet dzieci. Ona? |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Bar 'Cave' Sob Mar 15, 2014 1:16 pm | |
| W związku z fabularnym przeskokiem na forum, wątek został przeniesiony do retrospekcji. Zapraszamy do tego tematu. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Bar 'Cave' Czw Kwi 03, 2014 7:24 pm | |
| | bilokacja, gra z tatą przyblokowana
Wreszcie udało jej się wygospodarować wolny wieczór, bez ślęczenia do późna nad materiałami do artykułu, wybrała więc szybko numer Nicole i umówiły się w Cave, który ostatnimi czasy stał sie ulubionym barem Rory, nie tylko ze względu na to, co znajdowało się pod nim. Tak dawno już nie wychodziła wieczorem, że prawie zapomniała, jak to jest czuć tę nutkę podniecenia przed obiecującym spotkaniem czy imprezą, ale gdy tylko zaczęła się szykować, uczucie szybko do niej wróciło. Miała dobre przeczucia dotyczące tego wyjścia, chciała się zrelaksować po męczącym tygodniu, potańczyć, porozmawiać z dawno niewidzianą znajomą, może poznać kogoś nowego. Od zawsze była otwarta i towarzyska, nie miała problemu z nawiązywaniem nowych znajomości, które później często przeradzały się w przyjaźnie. Przed wyjściem z domu dała znać Jackowi, że może wrócić później lub dopiero nad ranem i zastrzegła, żeby kompletnie się tym nie przejmował, ponieważ umiała o siebie zadbać. Dotarcie do baru nie zajęło jej dużo czasu, a już przy wejściu miło zaskoczył ją niewielki tłumek, który zastała. Uśmiechnęła się pod nosem, mijając młodych, elegancko ubranych ludzi. Ona sama także nie odstawała strojem, mała czarna idealnie nadawała się na taki wieczór i to właśnie ją Rory postanowiła założyć. Skoro była jeszcze sama, nie było sensu zajmować osobnego stolika, rudowłosa usiadła więc przy barze, na jednym z wysokich stołków. Posłała ciepły uśmiech barmanowi, a ten odpowiedział podobnym, co mogło dobrze wróżyć na przyszłość. Założyła nogę na nogę i już miała odwrócić się w stronę drzwi i oczekiwać Nicole, gdy w jej torebce zawibrowała komórka. Okazało się, że to nowa wiadomość od przyjaciółki, która nie mogła pojawić się jednak dziś w Cave, ale obiecała wyjaśnić wszystko później. Panna Carter zrobiła lekko zawiedzioną minę, ale nie byłaby sobą, gdyby ta jedna przeszkoda miała zepsuć jej wieczór. Postanowiła zamówić drinka i zobaczyć, co przyniesie czas. W razie czego zawsze mogła ewakuować się do domu. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Bar 'Cave' Czw Kwi 03, 2014 8:12 pm | |
| Bertram już na dobre zaaklimatyzował się w Dzielnicy Rebeliantów. Może i nie mieszkał tutaj kilka lat, ale czuł się tak, jakby prawie się tutaj urodził. Ten przepych, luksus i wyższe sfery. Zupełnie inne towarzystwo niz to, które miał okazję poznać w Drugim Dystrykcie. Proszę tego jednak nie traktować jako zachłyśnięcie się chwilą bogactwa, bo do tego było mu daleko. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jest jeszcze multum ludzi bogatszych od niego i będzie się trzeba nimi powoli zająć. Budowanie imperium czas zacząć. Imperium może jednak poczekać, bo człowiek ma czasem ważniejsze, bardziej przyziemne potrzeby. Tak, tak. Graveworth również nie był od nich wolny, ale co zrobić? Nic! Tak było nawet lepiej. Teraz ulicami przechadzał się dość elegancko ubrany facet, który od czasu do czasu przyciągał czyjś wzrok. Może to przez jego wzrok, a może przez zarost? Tego nie wiedział, ale też za długo się nad tym nie zastanawiał. Ważniejsze dla niego było to, gdzie zmierza, a udawał się prosto do baru. Co prawda wcześniej go nie odwiedzał, ale od znajomych słyszał same pochlebne opinie, więc dlaczego miałby go nie sprawdzić? Szklaneczka, a może nawet i dziesięć w końcu go nie zabiją, a przynajmniej miło spędzi czas. Takie przynajmniej było założenie, a dopiero życie zweryfikuje jego naiwność. Przechodząc przez próg Bertram zdjął z oczu swoje okulary, które zaraz zaczepił za kieszonkę marynarki. Na razie nie przechodził dalej, tylko rozejrzał się dookoła. Trzeba przyznać, że to miejsce miało klimat, ale przecież to nie wszystko czego się od baru wymaga, nie? Najważniejszy jest alkohol i interesujący goście, a tych na razie Bercio nie widział, więc zasiadł przy ladzie. - [n]Whisky z lodem, bez coli. Sam alkohol.[/b] - powiedział do kelnera i zaczął rozglądać się dookoła. To był dobry ruch! W jego oczy niemalże natychmiast rzuciły się rude włosy, których do tej pory nie widział. Tylko jak to możliwe? Pomasował swoje skronie przez pewien moment, aż w końcu otrzymał swój trunek. Jeszcze przez dłuższą chwilę bezceremonialnie zerkał na Rory, aż upił łyk whisky i ruszył w jej kierunku. Usiadł na krzesełku obok tak, jakby w ogóle nie przybył do niej. Dopiero po paru sekundach obrócił się na bok i uśmiechnął delikatnie. - Sama? W taki wieczór i w takim stroju? To dość nieprawdopodobne. - zagadnął ciepłym, ale za to głębokim i lekko ochrypłym głosem. No co? Przecież Graveworth ma prawo się dziwić, że taka kobieta nie ma towarzystwa, a tym bardziej ma prawo do tego, żeby jej go dotrzymać. Ba! To w tej sytuacji jest jego obowiązek. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Bar 'Cave' Pią Kwi 04, 2014 10:29 am | |
| Kwestia budowania imperium przez Berta nie różniła się zbytnio od pragnienia Rory, która chciała wypromować swoje nazwisko w dziennikarskim i pisarskim świecie. Przybywając do Kapitolu, każdy chciał zostać kimś, osiągnąć sukces lub co najmniej prowadzić dostatnie życie, tak było od zawsze, tego nie zmieniła nawet Rebelia. Obecnie Dzielnica była mekką dla przybyszów z Dystryktów, którzy przejmowali mieszkania po dawnych mieszkańcach stolicy (martwych lub zamkniętych w gettcie) i próbowali osiągnąć taki poziom życia, jaki oni kiedyś reprezentowali. Rory nie była wyjątkiem, po skończonej rebelii, gdy nie musiała już uczestniczyć w żadnych wojskowych manewrach, sama zdecydowała się na zamieszkanie w Centrum. Obiecała sobie, że teraz, gdy walki ustały i zapanował pokój, zajmie się swoją karierą, wyciągnie swoje prace z szuflady i postara się wreszcie którąś skończyć, a może nawet wydać. W kwestii dziennikarskiej także ustawiła poprzeczkę wysoko marząc, że pewnego dnia zasiądzie na fotelu redaktora naczelnego. Jej marzenia uległy szybkiej weryfikacji, gdy polityka Almy Coin zaostrzyła się, zorganizowano kolejne Igrzyska, a w prasie rozpoczął się wyścig na pochwały ku czci pani prezydent. Carter nie mogła stać z boku i pozwalać na to wszystko, więc kariera pisarki została odstawiona na dalszy tor, a do głosu doszła jej dusza rebeliantki, która w końcu doprowadziła ją do Kolczatki. Taki wieczór, jak dziś, nie był dobry na roztrząsaniem swoich życiowych wyborów, w końcu rudowłosa przyszła się tu zrelaksować i zabawić, a pogrążanie się w myślach i weryfikowanie swoich decyzji nie mogło być częścią udanego wypadu do baru. A wypad ten właśnie przestawał być samotny. Rory od razu zauważyła, że na krześle obok niej usiadł mężczyzna, ale nie zwróciła na niego większej uwagi, ot rzuciła tylko okiem na jego garnitur i szklankę z alkoholem, którą trzymał w dłoni. Rządowiec. Tak brzmiała jej pierwsza myśl, więc gdyby nieznajomy nie odezwał się po chwili, ona zapewne także by tego nie zrobiła. Ale teraz sytuacja uległa zmianie. - Sama? W taki wieczór i w takim stroju? To dość nieprawdopodobne. Rory uśmiechnęła się delikatnie, zwracając głowę w kierunku mężczyzny. Dawno już nie miała okazji do flirtu, a była prawie pewna, że słowa, które usłyszała, miały być swoistym komplementem. Dlaczego więc nie zaryzykować i nie zagrać w tę grę? - To samo mogłabym powiedzieć o Tobie - oznajmiła, odrzucając włosy lekko na plecy i przyglądając się mężczyźnie siedzącemu obok - A w domu pewnie czeka jakaś zazdrosna narzeczona. Nie zabrzmiało to złośliwie, a po minie rudowłosej można było poznać, że zaczyna się dobrze bawić, drocząc w ten sposób. A jeśli przy okazji miała wybadać, czy nieznajomy jest singlem, tym lepiej. - Przyjaciółka mnie wystawiła, ale postanowiłam nie rezygnować z dobrej zabawy - obdarzyła go zadziornym spojrzeniem, jakby próbowała sprowokować do zapewnienia jej dalszej rozrywki tego wieczoru. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Bar 'Cave' Pią Kwi 04, 2014 11:52 am | |
| Nie można powiedzieć. żeby Bertram miał złe warunki życia w Dystrykcie, ale fakt. Kapitol to była inna bajka. Miasto ludzi z dużymi ambicjami, które każdy stara się jakoś wypełnić. Dzielnica Rebeliantów to już szczególna mieszanka ego, pragnień i samolubstwa. Niemniej jednak Graveworth lubił to miejsce. Czuł, że ma szanse tutaj naprawdę coś zdziałać, a jednocześnie zdeptać kilka mniejszych marzycieli. Ale czy nie taki jest już ten świat? Albo się wygrywa, albo przegrywa. Rywalizacja i nienawiść nie znikną dopóki na świecie będzie istniało takie rozróżnienie. A dopóki to się nie stanie, to trzeba grać na obecnych zasadach choćby się to nie podobało. I... naprawdę? Jemu daleko było do rządowca! Swoją drogą uważał Coin za przeszkodę, którą trzeba nieco osłabić, więc dobrze, że Rory nie powiedziała tego na głos, bo jeszcze by się oburzył. A tak poważnie jakoś nigdy nie ciągnęło go do jawnej władzy. Zdecydowanie bardziej wolał siedzieć w cieniu i pociągać za poszczególne sznurki niż wystawiać się na widok i niepotrzebne niebezpieczeństwo. Przecież znacznie bezpieczniej narażać na to swoje marionetki, niż siebie samego, prawda? Tymczasem jednak po barze rozległ się delikatny śmiech Bertrama. Narzeczona? Zazdrosna? On w życiu nie miał narzeczonej i chyba nie zanosi się, żeby jakąkolwiek kiedyś dorwał. Zresztą po co? - Dokładnie tak. Musiałem uciec od tej trójki hałaśliwych dzieci. - westchnął, dalej z uśmiechem na ustach, który od razu zdradził jak bardzo poważnie o tym mówi, czyli... wcale. Dzieci go przerażały! Znaczy sama świadomość, że mógłby zostać ojcem. Nie był na to na pewno gotowy, więc na razie o nich nie ma najmniejszej mowy. - A to wredna przyjaciółka. Co Ty teraz biedaczko zrobisz? - odpowiedział, a jego usta ułożyły się w szelmowski wzorek. Oczywiście wiedział, co miało znaczyć to spojrzenie, ale dlaczego się jeszcze trochę nie podroczyć? Przecież to właśnie najlepsza zabawa w całym flirtowaniu. Tajemniczość, zwodzenie drugiej osoby, intrygowanie. Może nawet dojdzie do tego, że spędzą w swoim towarzystwie większość wieczoru. - Bertram Graveworth - powiedział wreszcie, delikatnie sie uśmiechając i wyciągając rękę w stronę kobiety. Przynajmniej się przedstawi, skoro już rozmawiają, chociaż kusiło go zmyślenie jakiegoś nazwiska. Tymczasem trunek w szklance powoli się ogrzewał, jednak Bert na razie nie zwracał na to uwagi. W innych okolicznościach pewnie siedziałby już przy jego drugiej porcji, ale przecież nie wypada przerywać tak miłej rozmowy swoim zamiłowaniem do alkoholu. Graveworth nie chciał, aby Rory poczuła się mniej ważna od samego alkoholu, bo tak nie było. Prawdę mówiąc, mężczyzna skupiał teraz na niej prawie całą swoją uwagę, co było widać, bowiem jego błękitne oczy nawet na moment nie spoglądały gdzieś indziej, niż na samą kobietę. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Bar 'Cave' Pią Kwi 04, 2014 2:11 pm | |
| O tak, granie na obecnych zasadach to coś, pod czym oboje mogliby się teraz podpisać. Rząd mógł się nie podobać, ale dla własnego dobra lepiej było nie wychylać się przed szereg. Zwłaszcza, gdy miało się wiele do stracenia. No i przy okazji jakoś trzeba było się utrzymać. Dlatego Rory dalej pracowała dla Capitol’s Voice, choć zdobyte tam informacje nierzadko podawała dalej, a Bertram sprzedawał swoją broń na boku… i oby obojgu udało się utrzymać swoje grzeszki w tajemnicy. No i proszę, niektórzy uznaliby porównanie do rządowca za komplement, ale widocznie nie wszyscy byli tak ograniczeni. Za to na pewno należałby się Bertramowi plus, więc może szkoda, że nie poruszyli jednak tego tematu. Mężczyzna miał przyjemny śmiech, a chwilę później Rory zawtórowała mu, słysząc jego odpowiedź o hałaśliwych dzieciakach. A więc mieli podobne poczucie humoru, tak? Los widocznie chciał, żeby natknęli się na siebie w tym barze, choćby po to, by mogli się podroczyć i pożartować. -Ach, to zwracam honor – odpowiedziała oficjalnym tonem, jednak w jej oczach można było dostrzec wesołe błyski – Wieczór w barze kontra zmienianie pieluch? Wybór jest oczywisty. Rudowłosa nie miała często do czynienia z dziećmi, ale w przeciwieństwie do Berta, nie widziała w nich nic przerażającego. Nie oznaczało to oczywiście, że pragnęła swoich, co to, to nie, zakładanie rodziny zdecydowanie nie było jej planem na nadchodzące lata. - Poszukam odpowiedniego zastępstwa – na jego szelmowski uśmiech musiała odpowiedzieć podobnym, kąciki jej ust same uniosły się w górę, gdy nieznajomy tak się w nią wpatrywał – Polecisz mi kogoś? Nie mogła sobie odpuścić dalszych podchodów, w końcu była to bardzo przyjemna część poznawania nowej osoby. A gdy mężczyzna wyciągnął do niej rękę, uścisnęła ją niemal od razu. - Rory Carter – ją także przez chwilę korciło użycie fałszywego nazwiska, ale gdy skojarzyła imię Bertrama z jakimś artykułem w gazecie, szybko zarzuciła ten pomysł. Oczywiście, że wiedziała, kim jest mężczyzna, przecież cały magazyn broni w koszarach był po brzegi wypchany produktami sygnowanym nazwiskiem Graveworth. Rudowłosa nie miała jednak zamiaru poruszać tematów związanych z jego pracą, przecież nie po to przychodzi się do baru. Rory zdecydowała się wreszcie na zamówienie alkoholu, wybrała Martini z lodem, które po chwili barman postawił na ladzie przed nią. Obróciła się nieznacznie w stronę swojego towarzysza, dzielnie wytrzymując jego spojrzenie i nie przerywając kontaktu wzrokowego, upiła z kieliszka mały łyk trunku.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Bar 'Cave' Pią Kwi 04, 2014 8:17 pm | |
| Nie wychylać? Co to, to nie! Bertram miał zamiar siedzieć cicho tylko do pewnego momentu. Na razie nie jest jeszcze wystarczająco silny, ale to dopiero początek. Może przecież zbroić rząd, zbroić dystrykty, terrorystów. Wszystkich! Oni sami się powybijają, a to on ostatecznie będzie nietknięty i gotowy do przejęcia władzy. Właśnie tak to miało teoretycznie działać. Kiedy jeden i drugi zacznie się wykrwawiać, wtedy Graveworth usiądzie w fotelu i będzie obserwował całe przedstawienie jakby był jedynym VIPem w teatrze. I pewnie poruszyłby ten temat, ale niestety nie umie czytać w myślach innych osób. On nawet we własnych się gubi. Ciekawe tylko co by jeszcze znalazł w głowie Rory? Może jakieś przemyślenia na temat niego samego? No i czy byłby wtedy zadowolony? Zbyt dużo niewiadomych. Los jest przewrotny i bardzo możliwe, że splecie ich ścieżki ze sobą jeszcze nie jeden, nie dwa, a nawet więcej razy. Nie możemy być pewni w jakich okolicznościach, ale najlepiej byłoby, żeby dorównywały obecnym. Mogą być nawet jeszcze lepsze. Bertramowi naprawdę to przeszkadzać nie będzie. Trzeba być otwartym na nowe znajomości i przyjmować je jak najcieplej. - Zmienianie pieluch, robienie głupich min i udawania kucyka. - westchnął teatralnie, upijając kolejny łyk. - Piękna towarzyszka jest zdecydowania o wiele milszą perspektywą. - dodał jeszcze, jakby tę uwagę puszczał mimochodem, prosto w eter. Skoro cały czas grają, to czemu nie podkręcić trochę obrotów, żeby zrobiło się jeszcze ciekawiej? Przecież od tego nikt jeszcze nie umarł, a co najwyżej dostał w twarz. Zastępstwa? Czyli udajemy, że Pana Bertrama tutaj nie ma? To Bercio przyłączy się do tej zabawy. Powoli odwrócił się plecami do baru i zaczął rozglądać po wszystkich stolikach i ścianach. Kogo by tutaj... Kobieta pewnie odpada, więc.... - Może on? Wysoki, czarnoskóry w marynarce. Kobiety chyba takich lubią? - zapytał. wskazując przez moment palcem na jednego jegomościa po czym znowu upił swojego trunku. Jego ilości drastycznie się zmniejszały więc uwaga. Czerwony alarm! Ale o nim za chwilę, bowiem Bertram trzymał teraz delikatną dłoń Rory i nie mógł się powstrzymać przed tym, żeby się delikatnie nachylić oraz ucałować jej wierzch. - Naprawdę się cieszę, że się spotkaliśmy, Panno Carter. - zagadnął specjalnie, aby dowiedzieć się czy ma męża. W końcu narzeczony albo chłopak to nic uciążliwego i zawsze da się go odczepić. Jak wagon, który za bardzo obciążą lokomotywę. Zawsze jakiś sposób się znajdzie. No i Bercio zapomniał o tym, że niektóre osoby powinny go znać. Może za bardzo przyzwyczaił się do życia w Dwójce? - Oczywiście proszę to dopisać do mojego rachunku. - rzekł do kelnera, kiedy ten przyniósł martini. Przecież to niepodobne, żeby kobieta w barze płaciła sama za alkohol. Od tego był tutaj Bertram, żeby takie gafy się nie zdarzały. - Więc kogo z całego baru wybierasz? - zagadnął raz jeszcze, mając na myśli oczywiście osobę do towarzystwa. Trzeba podjąć decyzję jak najszybciej! |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Bar 'Cave' Pią Kwi 04, 2014 11:39 pm | |
| Odkąd tylko sięgała pamięcią, przeważającą większość jej znajomych stanowili mężczyźni. Nie było tak tylko podczas rebelii, gdzie żołnierzy płci żeńskiej i tak było jak na lekarstwo. Ale wcześniej, w Trzynastce i później, już w Dzielnicy, Rory wolała ich towarzystwo. Jasne, miała przyjaciółki, z którymi lubiła spęczać czas, ale to pośród mężczyzn czuła się swobodniej. Flirtowanie przychodziło jej naturalnie, bo umiała z nimi rozmawiać, nie peszyły jej dwuznaczności, podteksty czy zgrabnie zaprezentowana ironia. Wiedziała, kiedy wciskają jej kit, sztuczne komplementy nie robiły na niej wrażenia, ale potrafiła docenić starania. Może więc jej przemyślenia na temat Bertrama spodobałyby się samemu zainteresowanemu, gdyż uznała go za niezwykle intrygującego człowieka. A jeśli Rory Carter kwalifikowała kogoś do tej kategorii, równało się to chęci poznania go bliżej. W związku z tym było już wiadome, jak zamierzała spędzić ten wieczór. Na kolejny komplement zareagowała już jedynie uśmiechem, dając swojemu towarzyszowi znać, że podziela jego zdanie na temat towarzystwa. Kontynuacja zaczętej gry przyszła jej prosto, rudowłosa podążyła wzorkiem we wskazanym kierunku i przyjrzała się uważnie mężczyźnie, którego zaproponował Bertram. - Nie jest w moim typie – przyznała, lustrując go sceptycznie – A poza tym, on chyba wolałby towarzystwo innego mężczyzny. Nie mogła darować sobie tej niewinnej uwagi, mrugając niewinnie i prezentując jeden z szerszych uśmiechów. Naprawdę zaczynała się dobrze bawić. Gdy mężczyzna ujął jej dłoń i delikatnie ją ucałował, automatycznie zapulsował u Rory, która ceniła prawdziwych dżentelmenów i ich szarmanckie zachowania zawsze w pewien sposób ją kręciły. No bo która kobieta nie chciałaby być traktowana w ten sposób? - Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedziała, patrząc mu prosto w oczy, bez zająknięcia o żadnym mężu, narzeczonym czy chłopaku, bo nikogo takiego nie było na horyzoncie. Dopisanie jej Martini do swojego rachunku było kolejną z tych rzeczy, które upewniały Rory o tym, że prawdziwi dżentelmeni jeszcze nie wyginęli. Wieczór zapowiadał się naprawdę dobrze, podobnie jak znajomość z mężczyzną, który siedział na krześle obok niej. Przyszła do baru w jednym celu, miała ochotę na dobrą zabawę, a skoro Bertram pragnął tego samego, czemu by nie połączyć sił? - Wygrywasz w przedbiegach – oznajmiła z rozbrajającą szczerością, przyznając tym samym, że to z nim zamierza spędzić resztę wieczoru. Nie miała zamiaru ukrywać, że bardzo podoba jej się taka perspektywa – Proponuję więc wznieść toast na dobry początek znajomości. Za dzisiejszą noc! Uniosła swoją szklankę, kierując ją lekko w stronę Bertrama, nie odrywając oczu od mężczyzny.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Bar 'Cave' Sob Kwi 05, 2014 2:27 am | |
| Bertram słyszał już, że jest aroganckim dupkiem, pyszałkiem, nowobogackim, dziwakiem albo ekscentrykiem. Jeszcze nikt nigdy nie powiedział mu, że jest niezwykle intrygującym człowiekiem. To z pewnością byłaby miła odmiana i Graveworth zaznaczyłby sobie tę noc w kalendarzyku, ale niestety zanosiło się na to, że takie stwierdzenie nie padnie, a szkoda. Bardzo dobrze, że Rory nie peszyły takie sprawy, bo zanosiło się, że dzisiejszego wieczora się bez nich nie obędzie. No, ale nie oszukujmy się. Rzadko kto zaczyna rozmowę w barze po to, żeby dywagować nad działaniami człowieka, a ich wpływem na klimat. Do takich miejsc przychodzili ludzie żądni zabawy, rozerwania się, a może nawet i odrobiny uwagi? Bertram nie miał nic przeciwko, żeby jej część poświęcić rudowłosej. Prawdę mówiąc był z tego powodu bardzo zadowolony, bo już dawno nie miał okazji na tak miłą pogawędkę. - Nie w Twoim typie? Szkoda, szkoda, bo w moim tez nie. - odpowiedział z początku tak, jakby nawet rozważał możliwość głębszej znajomości z czarnoskórym,. ale zaraz delikatnie się skrzywił - zdecydowanie preferuję kobiety. Delikatniejsze, piękniejsze i mają niebagatelną mowę ciała. Czasami nas omamiacie, wiesz? - zręcznie przeszedł z jednego tematu, na drugi. Nie mógł dopuścić do tego, aby do rozmowy wdarła się jakaś stagnacja. Przecież to momentalnie zabija zainteresowanie druga osobą, a to trzeba jak najdłużej podtrzymywać. Dżentelmenów jest więcej, niż kobietom mogłoby się wydawać! Niestety często znajdują się w miejscach, do jakich one nie chodzą, albo spotykają się z jedną lub dwiema przedstawicielkami płci pięknej, które wcale nie popierają kultywowania dobrych obyczajów. Jeśli zaś chodzi o Gravewortha, jego ojciec był dość surowy. Nie chodziło tutaj tylko o naukę czy pracę. Ojczulek czuwał nad każdym aspektem zachowania swojego syna, więc nauczył go jak obchodzić się z kobietami. I nie mam tu na myśli zwyczajnego podrywu, a raczej traktowania ich tak, jak naprawdę się im to należy. - Mógłbym się o to kłócić całą noc. - zagadnął z delikatnym uśmiechem, kiedy wspomniała o przyjemności. Nie sądził, żeby Rory miała problem ze znalezieniem towarzystwa w tym barze, ale mimo wszystko Bert dziękował sobie w duchu, że podszedł do niej tak szybko. Właśnie dzięki temu nikt nie zdążył go uprzedzić! Straciłby naprawdę dobrą okazję. Ale, ale... Bingo! Dziewczyna była singielką, więc i sam Bertram nie musiał się hamować. Czułby się jakoś nieswojo ze świadomością, że właśnie odbija jakiemuś facetowi jego kobietę, a tak? Tak będzie prowadził swobodna konwersację i zobaczy gdzie go to zaprowadzi. - Dostanę jakiś puchar? A może wierną fankę? - skwitował to roześmianym tonem głosu. Widocznie oboje nawet nie musieli się ścigać, żeby przyciągnąć uwagę drugiej osoby. Całkiem możliwe, ze fortuna maczała w tym swoje palce i celowo przywiała ich do tego samego baru, o zbliżonej porze. Na razie jednak nie było się co nad tym rozwodzić, bowiem czekał toast. - Żeby trwała jak najdłużej! - dodał jeszcze sam od siebie i stuknął delikatnie w naczynko panny Carter. Zaraz po tym przechylił swoje whisky i opróżnił ją do samego dna. Jak wznosić toast to porządnie. Szklanka nie może być sucha. - Chyba muszę wysłać Twojej koleżance bukiet kwiatów z podziękowaniami za to, że nie dotarła. - powiedział zaraz i gestem przywołał barmana - Tym razem zdaję się na Ciebie. Jaki alkohol najbardziej do mnie pasuje? - zadał jeszcze jedno pytanie, żeby dodatkowo się czegoś dowiedzieć. W końcu jeśli przyrówna go do jakiegoś taniego trunku, to nie będzie to o nim dobrze świadczyło. A może dostanie coś wymyślnego i niecodziennego? Wszystko w rekach panny Carter. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Bar 'Cave' Sob Kwi 05, 2014 9:12 pm | |
| Czy Rory była jedną osób żądnych zabawy, którzy według Berta przychodzili wieczorami do barów i klubów? Choć na rozrywkę ostatnimi czasy nie mogła narzekać, prawdą było, że już dawno nie miała okazji wyluzować się w barze, przy szklaneczce alkoholu i w towarzystwie kogoś, kogo poznała dopiero przed paroma minutami. Pewnego razu zarzucono jej, że życie w konspiracji ograniczyło u niej zdolność logicznego myślenia, ale Rory uważała, że jedyną rzeczą, jaką jej zabrało była właśnie możliwość dobrej zabawy. Spędzenie wieczoru w dawnym stylu, nie bacząc na konsekwencje? Doskonały plan, czemu by nie wykorzystać go właśnie dziś? - My? Omamiamy? – udała święte oburzenie, nachylając się jednak nieznacznie w stronę Bertrama, co było swoistym nawiązaniem do jego stwierdzenia o kobiecej mowie ciała – Myślisz, że przechodzimy jakieś kursy, czy już rodzimy się z taką zdolnością? A może to wy, mężczyźni, macie czasem klapki na oczach? Posłała mu wyzywające spojrzenie, choć tak naprawdę nie chodziło tu przecież o walkę płci. Jeszcze czego, żeby podczas miłej pogawędki wdawać się w dywagacje zahaczające o równouprawnienie, feminizm i wyższość kobiet nad mężczyznami lub odwrotnie. Oboje wiedzieli, że są to tylko niewinne żarty. - Mógłbym się o to kłócić całą noc. Proste komplementy sprawiały jej dużą przyjemność, dlatego uśmiech nie znikał z jej twarzy, w przeciwieństwie od alkoholu, którego wciąż ubywało z jej szklanki. Gdy zdecydowała się zostać w barze pomimo nieobecności Nicole, rzeczywiście liczyła na nawiązanie nowej znajomości, nawet niekoniecznie na flirt. Ale teraz była zadowolona, że sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej. Toast za noc został wzniesiony, więc los nie miał już wyboru, musiał uczynić ją wartą zapamiętania. Tyle możliwości czaiło się w samych tylko zakamarkach tego baru, a przecież mogło być i tak, że Bertram i Rory zdecydują się o przeniesieniu w jakieś inne miejsce. Był w końcu maj, wieczory coraz cieplejsze, co by szkodził krótki spacerek w bliżej nieznanym kierunku? - Tequila dwa razy – rzuciła barmanowi, a gdy ten dostarczył jej shoty, sól i limonki, uśmiechnęła się tylko zwycięsko – To mój pierwszy strzał, ale kto wie, może jeśli poznamy się bliżej, zaproponuję coś bardziej… wytwornego. A potem nie czekała już dłużej, nasypała sól na dłoń przy złączeniu kciuka, zlizała ją, wypiła swój kieliszek i zagryzła szybko naszykowaną wcześniej limonką. - No właśnie, wiem już, że preferujesz kobiety i lubisz whisky – zaczęła, a w jej głowie kiełkował już pomysł zaproponowania mu zabawy, której nauczyła się w wojsku – Ale to wciąż mało. Znasz zasady ‘Nigdy nie’? W ten sposób nie tylko ja mogę dowiedzieć się więcej. Miała nadzieję, że jej propozycja nie wyda się zbyt śmiała, zasady gry były w końcu proste, wystarczyło jedynie zamówić butelkę czegoś mocniejszego i takie urozmaicenie wieczoru na pewno wyszłoby wszystkim na dobre. Rory oparła łokcie na ladzie, a brodę na złączonych dłoniach i spoglądała prowokująco na swojego towarzysza.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Bar 'Cave' Nie Kwi 06, 2014 12:11 am | |
| Chyba każdy żył teraz w konspiracji, prawda? Miała przyjść wielka zmiana, a wyszło na to, że tylko świnia przy korycie uległa tej zmianie. Coin wcale nie jest lepsza od poprzednich rządzących. Wystarczy powiedzieć przeciwko niej złe słowo, a już ląduje się na zesłaniu w KOLCu. Właśnie dlatego Bertram bardzo rzadko rozmawiał podczas interesów o swoich prywatnych przekonaniach. Dopóki ktoś kupuje jego broń, to może być nawet i kebabem. On udostępnia jedynie narzędzia, a to od ludzi zależy jak je wykorzystają. Rączki czyste! Teraz Graveworth nachylił się jednak dość znacznie tak, ze jego usta znajdowały się milimetry od ucha Rory. Z pewnością mogła poczuć jego delikatne perfumy i oddech, który lądował na jej skórze. - Dokładnie tak. Wystarczy jeden uśmiech, subtelne dotknięcie dłoni, a może nawet perlisty śmiech, żeby facet przez następne godziny był gotów dla takiej wskoczyć w ogień. Ale Ty chyba o tym dobrze wiesz, prawda? - zapytał, na sam koniec uśmiechając się szeroko, czego już niestety panna Carter nie mogła dostrzec. Sugestia? Niewinne rozwinięcie tematu? A może coś innego? Pewne jest tylko to, że on znał te wszystkie sztuczki, a przynajmniej ich większość. Jednak ze smutkiem musi stwierdzić, że nawet jeśli jest ich świadom, to nadal na niego w pewnym stopniu działają. Nie da się wyłączyć męskich instynktów, a płeć piękna skrupulatnie wykorzystuje to przy każdej nadarzającej się okazji. No, ale Bercio teraz usiadł już w normalnej pozycji. Nie mógł sobie przecież tak pogrywać.- Każda kobieta ma w sobie pewnego rodzaju piękno. Wystarczy je dobrze podkreślić, a samiec nie ma zbyt wiele do gadania. Prawda jest taka, że jesteśmy dość prości, a kobiety niezwykle utalentowane. - może znowu trochę za bardzo się rozgadał, ale tutaj właśnie wychodził na wierzch jego podziw dla płci pięknej. Kłótni chyba zbyt wielkiej by z tego nie było, bowiem Bercio zgodnie by przyznał, że mężczyźni może i wygrywają jeśli chodzi o czystą siłę, ale w innych dziedzinach ponoszą klęskę. No, a w końcu nie sama siła jest najważniejsza, nie? Tequilla? Bardzo dobry wybór! Można ją pić na wiele sposobów, a przy tym nie sączy się jej godzinami. Szybki szot i można przejść do następnego rarytasu. - Więc może zanim to nastąpi, jakoś Cię do tego przekonam? - zapytał z cwaniackim uśmieszkiem i przysunął się bliżej do Rory. Delikatnie odgarnął rękoma jej włosy, żeby zrobić sobie dobre dojście do szyi. Dał znać gestem, żeby dziewczyna się trochę odchyliła i to był moment sprawdzianu. Równie dobrze próba Berta może spełznąć na niczym, ale jeśli panna Carter protestować nie będzie, wtedy na jej szyję dostanie się niewielka ilość soku z limonki, aby następnie nasypana sol nie spadła na dół. - Twoje zdrowie. - powiedział i zabrał się do picia, zlizując powoli kryształki ze skóry towarzyszki. Trzeba przy tym dodać, ze jakoś za specjalnie się mu przy tym nie spieszyło. Dopiero później przez gardło przelał się sok z limonki poprzedzony oczywiście alkoholem. Musiał przyznać, że taki sposób delektowania się trunkiem naprawdę mu odpowiadał. W końcu otrzymywał podwójną przyjemność. - Oprócz tego dobra poezja i muzyka, ale dobrze. Zagrajmy na Twoich zasadach. Najpierw jednak trzeba się przygotować. Butelkę wódki z żurawiną! - ostatnie zdanie zostało oczywiście skierowane do kelnera, który zaraz też pojawił się z zamówionym alkoholem. Bertram uznał, że wobec takiej zabawy nie trzeba wybierać jak najmocniejszego alkoholu, a sama wódka starczy. W końcu nie będzie zmuszał kobiety do picia śliwowicy. - Więc.... Nigdy nie bywam zazdrosny. - na początek coś prostego, bo z pewnością później dojdą do ciekawszych tematów. A jeśli chodzi o zazdrość, to fakt. Zastępuje ją zawiścią, a przy tym nie brudzi sobie nawet rąk. Idealne wyjście! |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Bar 'Cave' Nie Kwi 06, 2014 4:09 pm | |
| Och, żeby trafić do Kwartału nie trzeba było nawet krzywo patrzeć na panią prezydent, wystarczyło pojawić się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie, a nawet najlepsze tłumaczenie było ignorowane. Swojego czasu Rory próbowała dotrzeć do ludzi w getcie, którzy zostali tam zesłani w skutek okropnej pomyłki, ale jej śledztwo urwało się mniej więcej w momencie, gdy wizyty w KOLCu przestały być dla niej bezpieczne, naczelny Capitol’s Voice zniknął, a gazeta zaczęła swoją propagandę, która trwała do dziś. No i jak tu być zadowolonym ze swojej pracy? Ależ, ależ, myślenie o pracy w takiej chwili nie przystoi, na szczęście uwaga Rory była skupiona zupełnie na czymś innym. Na kimś innym. Jak to się stało, że nagle siedzieli z Bertramem tak blisko siebie? Co robiły jego usta przy jej uchu? Nie wiedziała, ale bardzo jej się to podobało. - Nie potwierdzam, ale też nie zaprzeczam. Odkrywanie swoich talentów w tej dziedzinie to jak pokazywanie kart przeciwnikowi. A ja podobno gram całkiem nieźle – zawadiacki uśmiech, delikatne odgarnięcie włosów za ucho, nie mogła przecież zdradzić się już na początku, niech dalej trwają w tej sferze niedomówień, które mogą jedynie nakręcić ich oboje – Ale chciałabym się dowiedzieć, gdzie nauczyłeś się prawienia komplementów i słodkich słówek? Połowa mężczyzn z tego baru mogłaby się od ciebie uczyć. Oczywiście, ze rudowłosa była zaintrygowana swoim towarzyszem, przecież nie co dzień spotykała mężczyzn tak pewnych siebie, a jednocześnie szarmanckich i z tym błyskiem w oku. Mało który też odważyłby się na taką śmiałość, jaka miała chwilę później. Rory posłusznie odchyliła się lekko, kątem oka wciąż zerkając na Berta. Przyjemny dreszcz przebiegł po jej ciele, gdy mężczyzna odgarniał jej włosy. Nie powiedziała słowa, gdy jego usta dotknęły jej skóry, a sok z limonki i sól zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Sytuacja robiła się coraz bardziej elektryzująca, wieczór przyjemniejszy, a sama panna Carter coraz śmielsza. - Bardzo oryginalny sposób na tequilę – przyznała, przytrzymując włosy i pozostawiając szyję i dekolt wciąż odkrytymi – Czy przy następnej kolejce zaprezentujesz jakieś inne? Czy było coś złego w tym, że zachowanie Bertrama jej się podobało? Nigdy nie była specjalnie pruderyjna, więc rumieniec i strzelanie oczami nie miały szansy się wydarzyć. Chciała mu się podobać, chciała być adorowana i choć zaczynała powoli odczuwać skutki mieszania alkoholu, zachowała na tyle trzeźwy umysł, że doskonale wiedziałaby, kiedy należy przerwać. W tej chwili nie istniało coś takiego, jak naruszanie strefy osobistej, Rory szybko przedefiniowała to na zwykłe sprawianie obopólnej przyjemności. - Nigdy nie bywam zazdrosny. Widząc, że jej zabawa się przyjęła, nie mogła powstrzymać delikatnego, tryumfalnego uśmieszku, który zakwitł na jej twarzy. Sięgnęła po wódkę żurawinową (która swoją drogą była świetnym wyborem), wypełniła nią swój kieliszek i wypiła go za jednym razem. - Bywam – przyznała tylko, przesuwając butelkę po ladzie w stronę Bertrama – Ale nie miewam problemów z zazdrością ze strony innych osób. Być może nie było żadnej dziewczyny, narzeczonej i trójki dzieci, ale przecież to nie mógł być pierwszy wypad Gravewortha do baru, podczas którego poznawał nową kobietę. Czy któraś obiecała sobie coś więcej po kilku wspólnych godzinach, spędzonych w bardzo przyjemny sposób? Właśnie to chciała wiedzieć Carter. Martini, tequila i wódka zsumowane ze spojrzeniami i uśmiechami, jakie Rory otrzymywała od mężczyzny z naprzeciwka, wprowadziły ją powoli w iście szampański nastrój. Już oczekiwała na kolejną rundę w grze, gdy nagle zauważyła, że stół bilardowy, który znajdował się całkiem niedaleko baru, właśnie się zwolnił. I na reakcję rudowłosej nie trzeba było długo czekać. - Nigdy nie nauczyłam się grać w bilard – wtrąciła się w kolejkę, a później zgrabnie ześlizgnęła z wysokiego stołka i upewniając się, że Bertram podąża za nią wzrokiem, podeszła do stołu. Miała nadzieję, że jej towarzysz zdecyduje się dołączyć, w końcu nie od dziś wiadomo, jak bardzo kontaktowość bilardu może urozmaicić wieczór. Rory nie widziała nic złego w swojej prowokacji, chwyciła kij i opierając się pupą o krawędź stołu, oczekiwała na Berta i swoją pierwszą lekcję.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Bar 'Cave' Nie Kwi 06, 2014 5:14 pm | |
| O tym się na całe szczęście Bertram nie przekonał. Może z tego powodu, że był dość ważny dla rządu? A może zwyczajnie miał szczęście i znajomości, które dostatecznie go przed tym wszystkim ochraniały? Lepiej tego już nie rozgrzebywać, bo można dojść do różnych, niekoniecznie przyjemnych wniosków, a przeszłość Gravewortha lepiej niech zostanie ciemna i tajemnicza. Typowa kobieta, która swoim niezdecydowaniem i ukrywaniem pewnych faktów przyciąga do siebie mężczyzn jeszcze bardziej. Najwyraźniej Rory doskonale wiedziała co robić i mówić po czym można łatwo wywnioskować, że nie tylko Bert nie przesiaduje pierwszy raz w barze. Znał on doskonale taki typ i szczerze musi przyznać, że nigdy nie narzekał na takie kobiety. Ba! Nie może sobie nawet przypomnieć nawet jednej, złej sytuacji z nimi w roli głównej. - Podejrzewam, że gdybyś chciała, to męska połowa tego baru już leżałaby u Twych stóp. - odpowiedział jedynie na jej pierwsze zdanie, ukrywając fakt, ze z nim tak łatwo by nie poszło. Graveworth ma zwyczajnie silną wolę i potrafiłby się oprzeć kiedy trzeba. No, ale czy nie o to chodziło? Po co takiej kobiecie multum posłusznych facetów, skoro jeden wyłamie się z szeregu? Wtedy to on będzie bardziej intrygujący, a niewiasta będzie chciała dociec dlaczego właśnie akurat jej się oparł. Pytanie Rory sprawiło jednak, ze po barze znowu rozległ się wesoły śmiech mężczyzny. - Kwestia surowego wychowania i odpowiedniego podejścia do kobiet. Płeć piękna jest jak kwiaty. Trzeba o nią dbać, starać się i obchodzić z troską. Nie można ich po prostu wyrwać z ziemi. I sądzę, że chyba trochę przeceniasz moje możliwości. - odparł dość skromnie jak na niego, chociaż doskonale wiedział jak większość mężczyzn podchodzi do prób nawiązania kontaktu z nieznajomą. W skrócie - jak pies do jeża. A picie tequilli z ciała Rory było naprawdę przyjemnym doświadczeniem. Prawdę mówiąc Bertram lubil świadomość, że kobiecie jest dobrze w jego towarzystwie. Na pierwszym miejscu zawsze stawiał sobie jej dobro, a dopiero później inne sprawy. Jak można bowiem czegoś od nich oczekiwać, jeśli najpierw wystarczająco się ich nie rozpieści? W każdym razie reakcja Carter była naprawdę miłym zaskoczeniem i, jak do tej pory, Bertram może ją zakwalifikować jako najprzyjemniejszy punkt wieczoru. Nie należy jeszcze jednak o tym jednoznacznie przesądzać, bo do końca nocy pozostało jeszcze sporo czasu. - Coś chodzi mi po głowie, ale nie wiem czy większość z nich powinienem prezentować w barze. - zagadnął całkiem śmiele, ale tylko dlatego, że atmosfera była naprawdę luźna. Zupełnie tak, jakby znali się wcześniej, albo czuli się w swoim towarzystwie naprawdę dobrze. Z początku Graveworth nie był przekonany co do Cave, ale skoro wie, że można tu spotkać takie perełki, to pewnie będzie wpadał częściej. I proszę bardzo. Strzał w dziesiątkę, na co wskazywała butelka przesuwana teraz po ladzie. Jednakże Bertram odebrał to jako zaletę. Uwielbiał kiedy kobieta stawała się zazdrosna, co nie oznaczało, ze celowo dawał jej ku temu powody. Zwyczajnie w takich sytuacjach zazwyczaj są one bardziej zaborcze, starają zwrócić na siebie uwagę i robią coś, o czym wcześniej by nie pomyślały. - Gdy myślę, że już lepiej być nie może, Ty jeszcze mnie zaskakujesz. Tak będzie cały czas? - zapytał, przejmując butelkę. W końcu teraz będzie jego kolejka, a wolał być już przygotowany i nalać sobie swoją cześć. A jeśli chodzi o to pytanie, to czemu zwyczajnie nie skierować go do Bertrama? Z chęcią by na nie odpowiedział. No, ale proszę bardzo! Graveworth mógłby być profeta, bo jeszcze nie skończył nalewać trunku, a już musiał go wypić. Uśmiechnął się tylko na stwierdzenie Rory i przechylił kieliszek do dna. No, ale Carter też się nie pomyliła, bowiem Bercio faktycznie taksował ją wzrokiem kiedy ta podchodziła do stołu bilardowego. Wiedział o co chodzi, ale wolał jeszcze przez moment zwyczajnie na nią popatrzeć. Dopiero po chwili wstał z miejsca, zapiął guzik swojej marynarki i ruszył w stronę towarzyszki z butelka i kieliszkami w dłoniach. Te postawił na krawędzi stołu i podszedł do rudowłosej stając w niewielkiej odległości przed nią i lekko się nachylając. - Dziwnym trafem składa się, że mi akurat idzie całkiem dobrze. - rzekł, a jego głos tym razem zdradzał pewność siebie. Nie trzeba było też długo czekać na to, żeby marynarka wylądowała na pobliskim krześle, a rękawy koszuli zostały podwinięte. Musiał mieć większą swobodę ruchów. Zaraz też rozstawił na stole bile. - Spróbuj się przymierzyć, a ja ewentualnie skoryguję. - zaproponował, czekając aż Rory wykona jego instrukcje. Dopiero wtedy z uśmiechem na twarzy zbliżył się i zamienił się w trenera - Musisz się trochę bardziej pochylić. - zaczął, kładąc rękę na plecach kobiety i delikatnie na nie naciskając. - Ważne jest też ułożenie rąk na kiju. Chwyt musi być pewny, a jednocześnie nie ograniczać swobody. - dodał zaraz, kładąc swoją rękę na dłoni Rory, delikatnie przesuwając ją do przodu. Druga ręka za to objęła ją w pasie i spoczęła na końcu kija. Dzięki temu Bertram niemalże stykał się z towarzyszką policzkami, co gwarantowało tę przyjemną intymność. - Teraz wystarczy tylko wybrać cel i wyobrazić sobie jak poleci bila. Spróbujmy uderzyć w tę niebieską. - mówił już trochę ściszonym głosem do ucha partnerki. Czekał aż Carter będzie gotowa do strzału, ale nawet na moment się nie odsunął, chcąc mieć oczywiście pewność, że właściwa postawa zostanie zachowana. Nie chodziło wcale o to, że było mu przyjemnie, a bliskość i zapach dziewczyny wprawiały go w lepszy nastrój. Skąąd... |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Bar 'Cave' Nie Kwi 06, 2014 10:47 pm | |
| Milczałem przez całą drogę do baru, idąc parę kroków za Vivian, popalając po drodze papieros za papierosem. Nerwowym gestem zaciągając się dymem, starając się uspokoić plączące się myśli. Nie mogłem zrozumieć czemu tak bardzo nieobecność Rory wywarła na mnie takie wrażenie, czemu przejmowałem się tym zamiast zająć się własnymi sprawami. Miałem wolny wieczór, odpowiednie papiery, mogłem wyrwać się gdzieś, poderwać jakąś laskę, spić się, załatwić sobie dragi. Cokolwiek. Ale zamiast tego wybrałem się na poszukiwania współlokatorki. A niemożliwość zrozumienia własnych intencji doprowadzała mnie do szału. Papieros za papierosem starałem się dotrzeć do sedna, jednak w końcu sobie odpuściłem. Kto by, do cholery, pomyślał, że moje akcje ratunkowe odejmą kogoś poza Lennartem? Rycerzykować mi się, kurwa, zachciało. Kiedy dotarliśmy na miejsce moja paczka zdążyła już sporo ucierpieć. Wszedłem do lokalu za przyjaciółką Rory, nadal milcząc, od wejścia lustrując salę wzrokiem. Cały bar wręcz kuł w oczy rebelianckimi naleciałościami, nie miał nic wspólnego z dawnymi lokalami ze starego Kapitolu, przez co poczułem się trochę nieswojo. Spirit przynajmniej przypominał mi dawne czasy, to miejsce było obce, pełne ludzi, którzy - najpewniej - przysłużyli się do śmierci niektórych moich znajomych, czy też wtrącenia nas do Kwartału. I, mimo że normalnie nie miałem tego nikomu za złe, tym razem poczułem wżerającą się w umysł niechęć. Po tym co zrobili Lenny'emu nie zamierzałem patrzeć na nich tak samo. Odetchnąłem głębiej i, ponownie, przejechałem wzrokiem po sali, skacząc spojrzeniem po stolikach, wzdłuż lady baru, w stronę kolejki do łazienki. Nigdzie jej nie widziałem. Już miałem zrezygnować, poddać się i wycofać ruszając na, najpewniej, bezowocne poszukiwania, gdy mój wzrok przyciągnęła para stojąca przy stoliku do bilardu. A gdy zrozumiałem co widzę zawrzał we mnie gniew. Ja się, do kurwy nędzy, zamartwiałem, a tu jakiś pierdolony chłoptaś właśnie dobierał się do Rory. Ruszyłem szybko w ich stronę, złapałem faceta za ramię i szarpnięciem odciągnąłem chuja od dziewczyny, by następnie, bez namysłu, zamachnąć się i uderzyć go w twarz. - Łapy przy sobie, lalusiu - warknąłem rozwścieczony. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Bar 'Cave' Nie Kwi 06, 2014 11:07 pm | |
| Chociaż mieszkała w Kapitolu stosunkowo długo, Vivian niekiedy gubiła się na ulicach miasta; zawsze wtedy orientacyjnie określała kierunek i wypatrywała czegoś charakterystycznego, co pozwoliłoby jej odnaleźć się w tym przedziwnym labiryncie. Jednak znalezienie baru, o który pytał kuzyn jej przyjaciółki, nie było jakąś wielką filozofią. I całe szczęście, bo jeśli Rory naprawdę tam była, Darkbloom mogła zagaić w sprawie ślubu i tego, czy na coś się przyda, czy może jednak nie. Jack milczał, idąc tuż za nią. Kilka razy Viv obróciła się, jakby upewniając, że mężczyzna wciąż za nią idzie; ten odpowiadał jej spojrzeniem i wracał do palenia papierosów. Ojciec Vivian nazywał to zbawiennym nałogiem, Tim kręcił nosem, jej było wszystko jedno. Podobno palenie uspokajało, ale to samo mówili o morfalinie i alkoholu – a to byli kumple, z którymi stanowczo nie chciała się zapoznawać, wiedząc, że Tim byłby na nią zły. To czasami oscylowało w granicach pustego, rozpaczliwego śmiechu – on nie żył, ale ona robiła wszystko pod jego dyktando, jak gdyby nagle miał stanąć przed nią i dalej prowadzić ją przez życie. Jej strażnik, jej mentor, jej kochanek. Martwy dla świata. Bar był dość zatłoczony, jednak nie na tyle, by nie mogli przecisnąć się przez tłum przy wejściu. Vivian wspięła się na palce i zaczęła rozglądać; wewnątrz było kilka rudzielców, o włosach różnej długości, ale na razie nie dostrzegała Rory. Gdzie też ona mogła się szlajać? Była w łazience? Przy barze? A może…? Jack nagle wyrwał do przodu; gdy ją mijał, Vivian dostrzegła złość, wymalowaną na jego twarzy. Ale nim zdążyła złapać go za ramię i zapytać, o co do cholery chodziło, po prostu ruszyła za nim w stronę stołu do bilardu, gdzie była Carter… Najwidoczniej zbytnio zaabsorbowana jakimś przystojniaczkiem, który zajmował się dotykaniem jej. - Jack! – krzyknęła, widząc, jak Caufield odciąga nieznajomego i wymierza mu cios w twarz. Darkbloom niemalże zachłysnęła się, jakby wyczuwając agresję domniemanego kuzyna Rory. Jednak patrząc na tę jakże ciekawą scenę, zaczęła powątpiewać w to całe kuzynostwo. Bo może i kuzyn był w stanie dać komuś w twarz – Nick zapewne też by tak zrobił – ale czy z taką nienawiścią…? Odruchowo rzuciła się w stronę facetów, ale zatrzymała się przy stole, nad którym pochylona była jej przyjaciółka. - Cześć, Rors – rzuciła Viv, kradnąc z tacy przechodzącego obok kelnera kieliszek czerwonego wina. Wypiła trunek, krzywiąc się z bólu; każda mina przypominała jej o bólu szczęki, który zaliczała do cyklu obrażeń nabytych w trakcie randki z Gerardem. – Kochanie, masz ochotę mi wyjaśnić, co tu się dzieje? – zanuciła, łapiąc drugi kieliszek. Zapowiadała się ciekawa sprzeczka.
|
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Bar 'Cave' Pon Kwi 07, 2014 12:21 am | |
| Wyglądało na to, że Rory miała do czynienia z prawdziwym czarusiem. Bertram wiedział co powiedzieć, by przypodobać się kobiecie, poprawić jej samopoczucie, samoocenę i przy okazji nie wyjść przy tym na taniego podrywacza. Jego słowa, gesty i spojrzenia zgrywały się w jedno, dając naprawdę urzekający efekt. Nic więc dziwnego, że Carter zaczynała topnieć coraz bardziej. Miała dziwne wrażenie, że prędzej czy później i tak spotkaliby się w tym barze, a nawet jeśli jakimś cudem flirt nie wchodziłby wtedy w grę, zawsze mogli zabawić się w swoich skrzydłowych. Historia zna niejeden przypadek, w którym kobieta i mężczyzna działali razem aby osiągnąć swój cel, a taka współpraca między Rory i Bertramem mogłaby się ułożyć naprawdę ciekawie. A gdyby potraktować to jako wyzwanie… ach, co to mógłby być za wieczór! Z odpowiednią dozą wyrachowania można było rzucać Cave na kolana. - Coś chodzi mi po głowie, ale nie wiem czy większość z nich powinienem prezentować w barze. Na pewno znalazłoby się dla nich jakieś ustronne miejsce, a jeśli nie… cóż, to chyba mężczyzna powinien pierwszy zaproponować zmianę lokalu, a przynajmniej tak by to widziała Rory. Zaproszenie Berta do własnego mieszkania nie wchodziło w grę, ale gdyby wieczór potoczył się tak, że naprawdę mieliby opuścić bar razem, rudowłosa wahałaby się tylko przez chwilę. - O tym już sam będziesz musiał się przekonać – patrzyła, jak nalewa sobie wódki i wypija ją potem jednym haustem. Czemu nie zapytała go wprost? A co z tą atmosferą tajemniczości i niedopowiedzeń? Zresztą, takie pytanie w ustach nowopoznanej mogło się wydawać dziwne, dlatego Rory wciąż wolała się bawić w detektywa. Przecież mają jeszcze mnóstwo czasu na wzajemne poznawanie się. Nie przestawała się uśmiechać, humor polepszał jej się z sekundy na sekundę i nie była to tylko zasługa alkoholu. Bertram był niezły w grze w bilarda? No proszę, czyż nie na to liczyła właśnie panna Carter? Te podchody chyba nigdy jej się nie znudzą, są przecież takie przyjemne. Obserwowała, jak mężczyzna pozbywa się marynarki i podwija rękawy koszuli. To śmieszne, ale właściwie dopiero teraz zwróciła uwagę na muskularną budowę jego ciała, wcześniej całkowicie skupiona na jego oczach i tym, co miał do powiedzenia. Zdecydowała się poddać całkowicie jego instrukcjom i w tej chwili dałaby sobie rękę uciąć, że wie, jaki będzie następny krok Gravewortha. Ale gdy podchodził bliżej, nawet nie drgnęła, jakby była na to przygotowana. Całkowicie zrelaksowana pochyliła się nad stołem, trzymając kij i przymierzając się do uderzenia. I wreszcie zdecydował się jej dotknąć, poczuła dłoń na swoich plecach, potem talii, a twarz Bertrama znalazła się tuż przy jej twarzy, ich policzki niemal się stykały. Czuła jego perfumy, a znajome dreszcze ponownie zaczęły wędrować po jej ciele. - Tak jest dobrze? – zapytała, przesuwając się lekko w stronę mężczyzny, zmniejszając odległość do minimum, zawadzając biodrem o jego biodro. Mocniej ścisnęła kij, strzeliła, a uderzona bila poleciała do przodu, ale Rory już nie patrzyła na stół, bardziej skupiona była na swoim towarzyszu. Chciała się odwrócić, stanąć z nim twarzą w twarz, nie uwalniając się przy tym z jego objęcia. Przy stole bilardowym robiło się gorąco i bardzo jej to odpowiadało. A chwilę później, oczywiście, wszystko musiało się zepsuć. Ręce Berta zniknęły z jej talii, jego twarz uciekła gdzieś w bok i dopiero wtedy Rory poczuła, że mężczyzna został jej dosłownie wyrwany sprzed nosa. Usłyszała czyjś głos, znajomy, ale dopiero po tym, jak zamrugała szybko, rozpoznała Jacka i rozeznała się w sytuacji. Było już zbyt późno, by zmienić rozwój wydarzeń, wskoczyć między nich, ale Carter była na tyle oszołomiona, że pewnie nawet nie dałaby rady w pierwszej chwili ruszyć się z miejsca. Pięść Caulfielda wylądowała na twarzy Gravewortha, dało się słyszeć krzyk Vivian (co ona tu robiła?), z sąsiednich stolików powędrowały ku nim ciekawskie spojrzenia, a Rory wciąż nie była pewna, co się tu wyprawia. Spojrzała na Jacka i dostrzegła żądzę mordu w jego oczach. Co on tu w ogóle robił? Dlaczego była z nim Vivian? Jakim prawem podnosił rękę na jej towarzysza? Gdyby rudowłosa była całkowicie trzeźwa, dostrzegłaby niebezpieczeństwo takiej sytuacji, zwrócenie na siebie uwagi obcych ludzi i bójka w barze nigdy nie wróżyły dobrze. Ale alkohol zdążył już uderzyć jej do głowy i powoli pomagał otrząsnąć się z początkowego szoku. - Kochanie, masz ochotę mi wyjaśnić, co tu się dzieje? - To chyba ja powinnam o to zapytać – mruknęła, profilaktycznie zbliżając się do Barta i stając między nim a Jackiem, w razie gdyby z tego uroczego spotkania miałaby wywiązać się regularna bójka. – Nic ci nie jest? Zauważyła, że barman spogląda w ich kierunku i gestem dała mu znać, że natychmiast potrzebują lodu. Mężczyzna zniknął na zapleczu, więc Rory spodziewała się, że za chwile dostanie to, o co poprosiła. - O co tu chodzi, do cholery? – warknęła, spoglądając na Jacka, a w jej oczach błyskały już groźne iskierki – Co tu w ogóle robisz i dlaczego mi przeszkadzasz? Poczucie bezsilności zablokowało wybuch gniewu i może dlatego Rory jeszcze nie rzucała się wściekła na Caulfielda, któremu należało się dokładnie to samo, co zaserwował Bertowi. - Przepraszam was najmocniej za swojego kuzyna, nie jest chyba w pełni sił umysłowych – zdarzenie sprzed chwili wciąż wydawało jej się abstrakcyjne - Viv, nie umawiaj się z nim ponownie – dopiero teraz bliżej przyjrzała się przyjaciółce i stwierdziła, że ona także nie wygląda najlepiej. Jak dużo ominęło ją ostatnimi czasy?
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Bar 'Cave' Pon Kwi 07, 2014 3:08 am | |
| Bilokacja, po spotkaniu z Minko. Mru.
Dzień dobry, to ja, rozdaję ulotki, lubię rozdawać ulotki i cukierki, dzieci lubią cukierki. Dorośli też, tylko takie inne, bezsmakowe, zresztą – one nie muszą smakować, łykasz i po sprawie, kolejny zgon albo wspaniała przygoda na liście niesamowitych doświadczeń. A to tylko początek, zresztą, lubię doradzać, lubię zachęcać, ale tego nie trzeba lubić, to trzeba umieć, a ja umiem wcisnąć Ci to gówno, bo ładnie pachnie, chociaż nie smakuje, nie błyszczy się, nie wygląda i jest drogie. Ale taki myk, bo jak coś kurwa jest drogie, to oznacza, że dobre. Może uwierzysz, może nie, ja uwierzyłem i żyję w bajce. Zero problemów. Tylko jeden. Zawsze jest ten sam problem, armia ludzi z problemem, jednym i niepowtarzalnym, każdy z tym samym bagażem emocjonalnym, czyli żadnym. Zero emocji i zmartwień, dopóki nie brakuje pieniędzy, potem możesz pocałować się w tyłek, położyć w jakimś przytulnym cieniu, pomyśleć o tym, że ci dobrze, choć poczujesz się jak szczur w klatce oblewany wrzątkiem. Ale to przecież nieważne, problem znika, jak znowu masz pieniądze. Teraz ma jeden problem, tak jak wcześniej. I żadnych innych. Prawda, że prościej? Mi takie życie smakuje, nie narzekam.
Obmył twarz zimną wodą, ale i tak nic nie poczuł, żadnego orzeźwienia, nadal tępą martwot i nic poza tym. Zero zmęczenia, zero zakłopotania czy jakiegokolwiek cienia euforii z powodu udanego zakupu. Oczywiście gdzieś tam, za kurtyną, murem, żelaznymi ścianami oraz milionami innych blokad znajdował się cień zadowolenia, ale nikły, czasem się gdzieś pojawiał, błyskał w mroku niewyraźnie, aby chwilę potem zblednąć i zniknąć i nie pojawić się już nigdy. Oczywiście moglibyśmy się nad tym zastanawiać: po co, jak dlaczego? Ale odpowiedź jest prosta – wczorajszy dzień był względnie ciężki, potrzebował odpoczynku, potrzebował… hm, tego czego potrzebował na co dzień, czyli sławetnych narkotyków, a jeśli mielibyśmy już wyszczególniać to heroiny. Oczywiście za każdym razem, kiedy kupował kolejną interesująco wyglądającą działkę, która w obietnicach miała zapewnić mu niesamowity odlot, obawiał się, że to może być ostatnia działka. Oczywiście każda ostatnia działka inne ma imię, istnieje na świecie wiele ostatnich działek, a które imię miała mieć ta? W tej pięknej chwili poczuł się jak staruszek, w tej, w której otworzył nieprzytomne oczy i zorientował się, że siedzi na opuszczonej klapie ubikacji oparty czołem o zimną ścianę kabiny z jedną ręką na kolanie, drugą zwisającą bezwładnie ku ziemi z wbitą w zgięcie łokcia strzykawką. Usłyszał kilka przekleństw i zdążył zastanowić się jeszcze, kto miał czelność się tak brzydko odezwać w jego towarzystwie, ale zanim doszedł do wniosku, że autorem wymyślnej wiązanki był on, był już w drodze do jednej z umywalek. Tam także doszedł do wniosku, że czuje się nijak, a to najgorsze uczucie, najgorsze ze wszystkich. Ni to wściekłość i rozżalenie, ostatnio tak rzadkie i mało znane, ni to spokój, który przyjąłby najchętniej. Był papierem ściernym, bez smaku, bez wyrazu, mógłby tutaj nawet zasnąć, gdyby wiedział, że nie zaśnie i przed chwilą nie odbębnił porządnej i zapewne trwającej dosyć długo drzemki. Nawet zimna woda nie sprawiała, że czuł się lepiej, nic, zero, nie ma żadnej nadziei, pozostaje tylko on i szara monotonność. Tylko on i kafelki łazienki publicznej. Wypłukał strzykawkę, schował do kieszeni kurtki i myjąc ręce, zaraz potem znalazł się w barwnym, ślicznie wyglądającym barze. Miód dla oczu, doprawdy, mieć przed nimi cokolwiek innego niż piękne martwe białe kafelki, równie sterylne co każdy kolejny automatycznie czyszczony kibel. Miał już tego dosyć, miał dosyć spojrzeń w jego kierunku, zwykle jakby pogardliwych, miał dosyć ciągłego legitymowania, jakoby on miał wyglądać podejrzanie. Nie, to on ma nierówno pod sufitem, to on zamknął za murem bandę wypolerowanych tak aż się świecą papug, biednych dziecięcych móżdżków, które w zderzeniu z krzywdą i szarością doznawały zwarcia. Nie dziw, że zdążył naoglądać się tylu samobójstw, że nawet jego oziębłe serce zaczęło współczuć tym ludziom i przy okazji także sobie, choć w jego przypadku sprawa nie uległa zmianie. Z pod rynny pod kolejną rynnę, aż los w końcu się uśmiechnął, akurat wówczas, kiedy przestał wierzyć w jego dobrotliwość. Ale on taką dobroć i litość miał głęboko tam, gdzie słońce boi się zaglądać, bo z każdym dniem dochodził do zatrważającego wniosku, że tęskni za ponurymi trupimi sylwetkami z Kwartału, ale to chyba kwestia nienawiści, niechęci do Rebeliantów. Tak, sęk w tym, że po prostu uważał się za lepszego, w pewnym sensie. Oni po prostu nie dosięgali mu do pięt, mogli go cmoknąć, nie potrzebował łaski ani specjalnej ulgi, aby robić to, na co miał ochotę. Teraz już tego nie udowodni, szkoda, i właśnie ten fakt doprowadzał go do białej gorączki. Minął kilkoro ludzi, przepchnął się przez jakąś roześmianą grupkę szukając wyjścia, źródła rzeczywistego i nie wydobywającego się z jednego z tych przedziwnych lamp światła. I pech chciał, aby natknął się, może jeszcze nie twarzą w twarz, ale dostrzegł go. Bardzo miła odmiana, aż mu się zrobiło ciepło na sercu, że nie jest w tej niedoli sam, ykhm. Nieważne, to kwestia sporna zresztą, bo zaraz z doli czy niedoli oboje mogli zmienić stan na „zlikwidowani z przyczyn selekcji naturalnej”. -Teraz lewy sierpowy pogrzebowy, Jackuś, następny rebeliancki chuj do kolekcji martwych rebelianckich chujów, czyli to co kucyki lubią najbardziej – tak na „dzień dobry”, chyba wystarczyło prawda? Nie interesowała go przyczyna bójki, nie interesował go sam czarnowłosy kolega Jacka, mógł być nawet jego kochankiem, nieważne, wizja interesująca, niezwykle, doprawdy, ale wolał nie mieć z tym nic wspólnego, tym bardziej jeśli chodziło właśnie o to. -Ano chyba że kolega jest twoim partnerem i zamierzacie wieść w przyszłości barwny żywot w sielankowym kucykowym świecie tęczy i jednorożców, to przepraszam i życzę wam kurwa skurczu odbytu przy najbliższym zbliżeniu, tak dla smaku, żebym wam się nie nudziło, choć opiekę zdrowotną to tu macie niezłą, opiekę ogólną także – nie mógł oprzeć się pokusie, aby przy okazji nie spojrzeć przelotem na Rory i Vivian, tak dla podkreślenia „opieki ogólnej”. Poczekajcie, poczekajcie, bo oto le Brun odkrył kolejny sposób na wyznawanie miłości i tęsknoty, a nie, to tylko kolejny raz chorej ćpuńskiej paplaniny, hm. Czyli witajcie w domu. -Tak, wypuścili mnie z zoo, chociaż nie, to się nazywa Kwartał, Mathias-ten-od-Katy le Brun, do usług, nie jestem rudy ani nie jestem pedziem – oczywiście musiał spojrzeć wymownie i jakby oskarżycielsko w stronę Berta oraz Jacka, haha, tak, musiał – ale lubię spotkania towarzyskie.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Bar 'Cave' Pon Kwi 07, 2014 7:02 pm | |
| A to wszystko jest również zasługą samej Carter, Z pustego i Salomon nie naleje, a Bert nie skomplementuje. Tutaj jednak mężczyzna musiał się jeszcze hamować, żeby niewinny flirt nie przerodził się w zbyt wybujałe wychwalanie przymiotów swojej towarzyszki. Przecież ładnemu we wszystkim ładnie, prawda? Taka zabawa w skrzydłowych to nie to samo, co luźna rozmowa jak teraz. Zresztą gdyby tak wszędzie ze sobą chodzili, to prędzej czy później pewnie ktoś na nich zwróciłby uwagę. I jednej i drugiemu ciężko byłoby kogoś w takiej sytuacji podrywać. Jeśli potencjalne cele będą myślały, że są parą to co im z tego przyjdzie? Niemniej jednak Cave to byłby dopiero mały kroczek dla tego duetu. Wszystkie lokale w Kapitolu byłyby ich i koniec. Później chodziliby po Dzielnicy Rebeliantów ze sznurkiem wielbicieli za sobą. Przepiękna wizja, prawda? Oh, przekonać? Czyli istnieje całkiem duża szanse, że w przypadku gdyby spróbował podjąć takie działania spotkałby się z entuzjazmem i aprobatą ze strony Rory? To była bardzo obiecująca oznaka. W końcu może i złudnie, ale liczył, że cos jednak się wydarzy po tym wieczorze w barze. Nie miał na myśli od razu czegoś bardzo konkretnego, ale już sam porządny buziak na rozstanie by go zadowolił. W końcu nie szlaja się po barach tylko po to, żeby ciągać kobiety po łóżkach. On tylko szuka sobie towarzystwa, w którym miło będzie mógł spędzić swój wolny czas. Ot cała magia. - Już niedługo. – rzekł sobie pod nosem roześmianym głosem zaraz po tym, jak alkohol przeleciał już przez jego gardło. Graveworth z pewnością nie był osobą, która wylewała za kołnierz, ale nie kwalifikował się też na alkoholika. Zwyczajny facet, który lubi sobie wypić od czasu do czasu to i owo! Jestem pewien, że cale Cave spoglądało teraz na nich jak na najbardziej dobrana parę wieczoru. Widać było, że jedno znajduje się pod wpływem drugiego i z wzajemnością. Może to sprawa feromonów, a może dobrane perfumy, ale Bert kleił się do Rory, a ona najwyraźniej jeszcze sama go do tego zachęcała. Ręka mężczyzny pewnie chwycił towarzyszkę, żeby czasem nie zachwiała się po oddaniu strzału. W końcu czuwanie nauczyciela nad swoją uczennicą był przyjemnym obowiązkiem wpisanym w ten zawód. - Jeszcze troszkę. – powiedział rozbawiony, przyciągając do siebie Rory. Co prawda nie było już miejsca, ale przecież zawsze mogli się zacząć przytulać jeszcze bardziej, a wtedy nauka gry w bilard byłaby jeszcze efektywniejsza i przyjemniejsza. Zresztą i tak Carter była pojętną uczennicą, bo biała bila poleciała dokładnie w to miejsce, w które wymierzyła dziennikarka, ale Graveworth czuł, że wcale nie o to jej chodzi. Sam też zaczął odwracać się w jej stronę z prostym zamiarem. Chciał zacząć delikatnie muskać te usta, które kusiły go cały wieczór i które tak dobrze reagowały na jego komplementy. Zresztą kto by nie chciał, znajdując się w takiej sytuacji? No i Bertram faktycznie pocałował. Dał radę! Była jednak tutaj drobna różnica, bo zamiast słodkiego smaku warg Rory poczuł na swojej twarzy pięść. Całe szczęście, że nie było za nią zbyt dużo siły, bo z pewnością skończyłoby się to inaczej. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że Bertram uderzenia nie poczuł. Wpadł delikatnie na stół, o który opierał się ręką i niemalże natychmiast przeniósł wzrok na fagasa, który był na tyle wielką piczą, że musiał zaatakować z zaskoczenia. W jednej chwili mięśnie Berta naprężyły się, wzrok stał się zawistny, a twarz nie była już taka pogodna, jaką do tej pory oglądała Rory. Mężczyzna naprawdę wyglądał teraz jak rozwścieczony tur, który gotów był staranować pedałkowatego Jacka w jednej chwili. Wtedy jednak dojrzał swoją towarzyszkę i powoli zaczął panować nad swoimi emocjami. To nie on wyjdzie tutaj na neandertalczyka, chociaż mógłby z łatwością rozkwasić temu facetowi nos. Tylko czy był sens pokazywać tę męską, prymitywną stronę? Nie. Nie warto psuć sobie opinii i tracić potencjalnych klientów z powodu jakiegoś śmiecia, który najwyraźniej miał problem z tym, że dziewczyna potrafi się z nim tak świetnie dogadać. - Ktoś chyba ma spory problem z uzewnętrznianiem uczuć. - skwitował spokojnie, walcząc ze sobą, żeby nie zacząć wyzywać mężczyzny, który przed chwilą wymierzył cios w jego twarzyczkę. Dopiero po chwili dostrzegł, że nie przyszedł on sam, a z jakąś kobietą. Kolor jej włosów podobny był do Rory, a jednak Jack zaatakował Bertrama. Czyżby nie byli na randce? A może facet uznawał, że ta wolna dziewczyna po prostu mu się należy i chciał zaznaczyć teren? Dobrze, że maczugi wyszły z użycia, bo byłoby jeszcze ciekawiej. Tymczasem kelner przyniósł woreczek lodu, który Bert z chęcią przyjął, ale nie dla siebie. Podejrzewał, że na twarzy nawet nie będzie miał siniaka, a jeśli już, to równego wartości IQ nowopoznanego faceta. Co tu dużo pisać… Za duży z pewnością nie będzie! Zamiast tego wyciągnął rękę z lodem w stronę Vivian, wyraźnie widząc, że jej o wiele bardziej się przyda. Nie wiedział co się stało, ale jeśli potraktował ją tak jakiś mężczyzna, to nie jest kimś więcej od zwykłego śmiecia. - Proszę. Przyłóż, a powinno uśmierzyć ból. – powiedział głosem, który kompletnie nie zdradzał, że przed chwilą dostał w mordę. Jeśli zaś chodzi o Rory, to Bert tylko położył rękę na jej ramieniu kręcąc przy tym głową. Dał jasno do zrozumienia, że on się nie gniewa. Chciał przed nią pokazać, że stoi ponadto, ale kiedy tylko Carter na niego nie spoglądała uśmiechnął się pogardliwie do Jacka tak, jakby był dla niego nikim. Zwyczajny chłoptaś, który chciał się pobawić w bohatera, ale niezbyt mu wyszło. Policzy się z nim później, bez świadków i bez niepotrzebnych rozjemców, bo inaczej po prostu się nie da. Ale to nie koniec! Przyszedł jeden pajac, to musi przybyć i drugi. Jeszcze trochę, a na głowę zwali się mu cały cyrk. Cave powoli zamieniało się z przyjemnego baru w stado dziwaków i co najdziwniejsze, wszyscy byli płci męskiej! Jedynie Bertram trzymał jakoś fason i wychodził przy tych ewenementach na cywilizowanego człowieka. Graveworth stanął teraz prosto, krzyżując ręce na klatce piersiowej i mierząc wzrokiem Mathiasa. On tak na poważnie? Bert nie wiedział do końca co takiego ten dziwak wygaduje, ale wyszło na to, że jest znajomym Jacka. Nic dziwnego, że ten chłop popieprzony skoro obraca się w takim towarzystwie. Producent broni miał chyba dość dzisiejszego wieczoru. Najchętniej wyciągnąłby z tego baru pannę Carter, zabrał do siebie, nalał pełną wannę ciepłej wody i postarał się, żeby ta zapomniała o całej farsie, jaka miała miejsce w Cave. - Przepraszam Cię, Rory. Powinniśmy się już dawno przenieść do innego miejsca. Najwidoczniej standard tego baru spada z sekundy na sekundę. – zwrócił się do towarzyszki, zwyczajnie ignorując dwójkę mężczyzn tak, jakby nie byli warci wymiany zdań. No bo w końcu o czym miał rozmawiać z półgłówkiem i ćpunem, albo pacjentem zakładu? Tego ostatniego nie był Bert pewien, bo takie brednie mógł wygadywać nawet pacjent z zakładu będący pod wpływem narkotyków, więc możliwa była nawet i taka kumulacja. Świat jednak jeszcze potrafi zadziwić! |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Bar 'Cave' Pon Kwi 07, 2014 10:46 pm | |
| //Z góry przepraszam za wulgaryzmy w poście :c
Miałem gdzieś okrzyk Vivian, czy też zaszokowaną minę Rory. Byłem wściekły jak rzadko, oczy błyszczały mi morderczo, a ręka świerzbiła jakby błagając o zadanie kolejnego ciosu, o rozkwaszenie mordy tego rebelianckiego skurwiela, wybicie mu z głowy lepienie się do Rory, połamanie jego palców, które jeszcze chwilę temu ją obejmowały. Kostka po pierdolonej kostce. Obserwując każdy grymas na jego twarzy, czerpiąc z nich jebaną satysfakcję. A kiedy dziewczyna zbliżyła się do tego ścierwa rzuciłem jej tylko pełne wkurwienia spojrzenie. Miała wyjść na spotkanie z jakąś pieprzoną przyjaciółką. Spędzić z nią czas, plotkować czy chuj wie co. Ale nie, przyjaciółka nie przyszła, a ona musiała zająć sobie czas w towarzystwie... jego. Zamiast wrócić do domu, dać mi w jakikolwiek sposób znać. Bo co się miała przejmować tym, że mogłem się o nią martwić? Tym że jej znajoma mogła, nawet przez czysty przypadek, uświadomić mnie o tym, że jest sama. Straciłem czas i nerwy tylko po to by się przekonać, że lepi się do tego idioty. - Jakiekolwiek problemy możesz mieć tu tylko ty - warknąłem, gdy facet się odezwał. Jak ona mogła spędzać czas z kimś o tak idiotycznym głosie? Na dodatek kimś tak pyszałkowatym?! I chociaż miałem ochotę zupełnie zignorować kolejne słowa Rory, jej oskarżenia i gniewne spojrzenie, jednak jedno słowo w jej wypowiedzi przywołało mnie na skraj rozsądku. Kuzyn. Byłem jej kuzynem. Nie mogłem zachowywać się w taki sposób. Nie ważne jak jebany pacan mnie nie wkurwiał i jak bardzo nie miałem ochoty pozbawić go teraz jaj. Odetchnąłem głębiej i wyprostowałem się. Caulfield, nic ci nie przyjdzie z tego, że się wydasz. Jednak nic nie kusiło mnie bardziej niż ponowne uderzenie tego debila. - Nie umówiłem się z Vivian, spotkaliśmy się przypadkowo. Dobrze ci idzie, nawet udało ci się powiedzieć to w miarę spokojnie. Odetchnąłem ponownie i powoli rozluźniłem pięści, nie mogłem zwracać na siebie zbytniej uwagi. Nie teraz, nie kiedy dekonspiracja była aż tak istotnym zagrożeniem. Przeniosłem więc wzrok zupełnie ignorując nieznanego mi gościa i wbiłem w Rory wymowne spojrzenie. Może trochę prowokujące. Czekałem tylko aż zacznie na mnie naskakiwać, aż krzyknie wściekła. Wtedy mógłbym powiedzieć jej to wszystko co teraz tłoczyło się w głowie. Jednak zamiar umarł niemal w tej samej chwili, w której, tuż za mną, rozbrzmiał znajomy głos. Odwróciłem głowę, a moje brwi uciekły do góry. Spodziewałbym się wszystkich, ale nie jego. Co on, do cholery, robił w dzielnicy? - Mathias - mruknąłem, rzucając mu zaskoczone spojrzenie. A potem sens jego słów w pełni do mnie dotarł, a na ustach zatańczył rozbawiony uśmiech. Odpuściłem sobie na chwilę wściekłość i parsknąłem śmiechem. Z ulgi, bo tęskniłem za ludźmi z dawnego życia, z zadowolenia, bo cieszyło mnie to, że ten dupek wyrwał się wreszcie z zoo i w końcu w wyniku autentycznego rozbawienia. Witajcie w kucykowym świecie. - Naprawdę sądzisz, że mam aż tak zły gust? - parsknąłem, kręcąc z niedowierzaniem głową i wyciągając rękę do kumpla na powitanie. - W moim świecie nie ma miejsca na jednorożce, wybacz - dodałem i skrzywiłem się, zerkając na Berta. Nadal byłem wściekły, nadal miałem ochotę go roznieść, ale powoli udawało mi się nad tym zapanować, zepchnąć to na skraj umysłu. Chociaż kolejne słowa skurwiela niemalże zrujnowały cały efekt. Stałem przez chwilę patrząc na niego z kpiną w oczach, chcąc się upewnić, że kiedy odezwę się mój głos nie zabrzmi bardziej ironicznie niż bym sobie tego życzył. - Lokal dostosowuje swój poziom do najbardziej zaszczytnych gości - zaszydziłem, skłaniając na chwilę głowę w stronę niechcianego towarzysza.
Ostatnio zmieniony przez Jack Caulfield dnia Wto Kwi 08, 2014 3:52 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
| Temat: Re: Bar 'Cave' | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|