IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Bar 'Cave' - Page 2

 

 Bar 'Cave'

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
AutorWiadomość
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyPią Maj 03, 2013 7:00 pm

First topic message reminder :



Miejsce ciemne i dosyć zapuszczone, położone na uboczu, a mimo to trzymające się na rynku od bardzo dawna. Jeśli ktoś nie szuka kłopotów, raczej się tu jednak nie pojawia.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyNie Gru 29, 2013 1:19 pm

Nie była pewna czy to milczenie, które chwilami między nimi zawisło było tym co w tym momencie chciała. Jednak nie potrafiła zdobyć się na podniesienie wzroku, na wykonanie jakiegokolwiek zachęcającego gestu. Czuła się przytłoczona tym co krążyło po jej głowie, zmęczona tym, że nie miała z kim, w pełni, podzielić się swoimi przemyśleniami. W końcu... Rory zniknęła z frontu, odeszła przed najgorszym. Ona nie będzie w stanie zrozumieć jakie uczucie towarzyszyło jej, kiedy strzelała do kogoś nieuzbrojonego, bezbronnego. Nie zrozumie, nie do końca, czemu chwilami budziła się w nocy drżąc na całym ciele, mając problemy z zapanowaniem nad oddechem, zalana potem próbując zapanować nad szalejącym sercem i drżącymi rękoma. Adam za to był żołnierzem, żył inaczej niż ona, jego przelana krew aż tak nie przeraziła.
Dlatego też to jedno słowo które padło z ust Malcolma przyniosło jej ulgę. Bo była pewna, że on naprawdę ją rozumie, że nie jest to marna próba pocieszenia, którą serwowali ją wszyscy, którzy choć w nieznacznym stopniu zauważali w jakim stanie znajduje się jej psychika. A i tak nie widzieli ją w gorsze dni, bo wtedy właśnie zaszywała się w swojej sypialni, wraz z kotem, z butelką wina i walczyła ze swymi potworami w samotności. Innego wyjścia nie widziała.
W końcu podniosła wzrok, przyglądając się mężczyźnie, ciekawa jego reakcji na odbicie piłeczki. Przypuszczała, że w tej chwili on również bije się z myślami, wiedziała, że wchodzi w najprywatniejsze strefy jego życia, że żąda od niego szczerości, której normalnie oczekiwać można od przyjaciół. I to pewnie tych najbliższych. Jednakże, on sam to rozpoczął, sam poprosił o ten gest z jej strony. A skoro ona powiedziała prawdę...
Mimo wszystko podchodziła do tego z dystansem, nie nastawiała się na dłuższą wypowiedź, na dokładność. Dlatego jego słowa ją poruszyły. Szczególnie gdy wspomniał o rodzinie. Na chwilę znowu stanęła jej przed oczami tamta scena, znów w jej uszach zabrzmiał krzyk bólu matki. Spuściła wzrok i złapała kilka głębszych oddechów by zapanować nad sobą, nie chcąc aby szczypanie oczu przerodziło się w coś więcej.
Odruchowo wyciągnęła przed siebie rękę i musnęła jego dłoń palcami, jakby w geście pocieszenia, jednakże, gdy zdała sobie sprawę co zrobiła szybko cofnęła ją i ponownie zacisnęła na już pustej szklance.
- Każdy popełnia błędy - wyszeptała.
Ona też miała ich dużo na koncie. Odkąd zamieszkała w Kapitolu jej relacje z ojcem mocno się ochłodziły, straciła parę bliskich osób przez to, że nie potrafiła wrócić do tego co było wcześniej, nawet częściowo. Na początku wręcz potykała się o skutki błędów, teraz jednak nad tym zapanowała.
Zdawała sobie jednak sprawę, że Malcolmowi musi być o wiele ciężej.
Fakt, że udało jej się rozluźnić atmosferę bardzo ją pocieszył. Szybko zapanowała nad resztką niepotrzebnych emocji, spychając je na skraj umysłu. Postanowiła cieszyć się chwilą.
Uśmiechnęła się figlarnie słysząc odpowiedź mężczyzny.
- Nie znam go za dobrze, aczkolwiek wydaje się całkiem przyzwoity - przyznała i puściła oczko mężczyźnie.
W duchu śmiała się z całej sytuacji. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek znajdzie się sam na sam ze sławnym tryumfatorem, prowadząc z nim takie rozmowy. Ktoś postronny, w tym momencie, mógłby ją oskarżyć nawet o flirt. Jednak nie potrafiła się tym zbytnio przejąć.
- Muszę przyznać, że nie zasługujesz na to co mówią o tobie ludzie - przyznała nagle, poważnym tonem, patrząc na niego z namysłem.
Malcolm był o wiele lepszym człowiekiem niż mogłaby przypuszczać.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyNie Gru 29, 2013 3:08 pm

Od zawsze unikałem jak ognia pokazywania ludziom własnych słabości. Nie do końca świadomie, bo przecież kwestia, co powiedzieć, a czego nie, nie spędzała mi jakoś specjalnie snu z powiek. Nawet kiedy jeszcze Kapitol wydawał mi się szczęśliwą oazą, pełną życzliwych mi ludzi, istniały w moim życiu sprawy, które mimowolnie zachowywałem dla siebie. Kiedy myślę o tym teraz, wydaje mi się, że jest to po prostu swego rodzaju system obronny, opracowany przez organizm w odpowiedzi na realia, w jakich się znalazł. Bo wbrew temu co moglibyście pomyśleć, nie byłem w tym osamotniony. Fakt, że czasem bezpieczniej jest pewne rzeczy przemilczeć, był oczywisty, a osoby, które go ignorowały, uważane były za nieostrożnych głupców. Swoją drogą ciekawe, czy zawsze tak było. Czy ludzie, którzy żyli na długo przed nami i mieli w posiadaniu państwo wolne i bezpieczne, również stąpali wśród innych jak po polu minowym, czy może nie znali uczucia, jakim jest podejrzliwość i strach?
Jeśli prawdziwa była opcja numer dwa, szczerze im zazdrościłem.
Bo tamtego wieczoru, siedząc z Nicole przy stoliku w Cave, przez chwilę - krótką, nic nie znaczącą chwilę - poczułem się właśnie tak. Jakbym nie musiał z niczym się ukrywać, jakby to, co powiem, miało nigdy nie zostać wykorzystane przeciwko mnie. I nie wiem, czy sprawiła to specyficzna chwila, czy ulotny dotyk jej dłoni na mojej własnej - tak lekki, że mogłem przypuszczać, że sobie go wyobraziłem - ale był moment, w którym najzwyczajniej w świecie czułem, że mogę jej zaufać. Przynajmniej dopóki w moim mózgu nie włączyły się lampki alarmowe i nie kazały mi wrócić na ziemię, przypominając jednocześnie, gdzie się znajdowałem.
Każdy popełnia błędy.
Prawda. Ale niektóre mogą kosztować nas więcej, niż chcielibyśmy zapłacić.
Przytaknąłem z wdzięcznością, bo żadne więcej słowa nie były potrzebne. Rozumiała, przynajmniej częściowo, tak samo jak ja rozumiałem ją. Może też zrobiła w życiu kilka głupstw, których żałowała, bo kto z nas tego nie robił? Ale w tamtej chwili nie było potrzeby wyciągać ich na światło dzienne; miały leżeć pogrzebane i niegroźne, może już na zawsze, a może tylko czasowo, ale w każdym razie unieszkodliwione.
Jej kolejne zdanie jednocześnie mnie rozbawiło, jak i wprawiło w coś w rodzaju konsternacji i mimowolnie zacząłem się zastanawiać, co takiego słyszała na mój temat od innych ludzi. Wiedziałem, że nie były to raczej superlatywy, zresztą większość z tego, co krążyło o mnie wśród różnych środowisk, znajdowało jakieś uzasadnienie w moim życiorysie.
- Teraz może nie - powiedziałem, zmuszając się do oderwania wzroku od szklanki i spojrzenia jej w oczy. Mogłem po prostu przyjąć jej uwagę milczeniem, ale ponieważ oboje daliśmy sobie coś w rodzaju czystego konta, nie chciałem zaczynać mojego od fałszywych niedopowiedzeń. Skoro już postawiłem w jej wypadku na szczerość, miałem zamiar trzymać się jej do samego końca. - Ale niestety na wszystko, co o mnie słyszałaś, najprawdopodobniej w którymś momencie mojego życia zasłużyłem - dodałem, wciąż nie opuszczając wzroku i obserwując jej reakcje. Nie wiem, co spodziewałem się zobaczyć na jej twarzy - przekonałem się, że w domysły i gdybania średnio się tu sprawdzają - ale byłem tego ciekawy.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyNie Gru 29, 2013 5:03 pm

Dawniej jej życie było łatwiejsze, pozbawione większości problemów, odcięte od zła świata. Jej rodzice wychowywali ją pod specyficznym kloszem, uchronili ją od największych trudów. Dbali o jej edukacje, pozwalali na rozwój pasji. Żyjąc w Trójce nie musiała się bać o to co mówi, nie musiała uważać na swoje słowa, była szczera, radosna, oddana wszystkiemu co ją otaczało. Żyła pełną piersią,
A potem nastała rebelia.
Wszystko co działo się przez ostatni rok niemalże zmieniło ją, jej podejście do sprawy. Nauczyła się kłamać, nauczyła się trzymać pewne wartości dla siebie. Straciła zaufanie do większości otaczających ją osób, co dawniej było do niej niepodobne. Musiała przywyknąć do myśli, że samotność stała się teraz drugą naturą człowieka, w końcu z problemami niemal zawsze pozostawała sama. Tym razem nikt nie mówił jej, że świat jest dobry, tym razem nie było ciepłych uśmiechów rodziny.  Rebelia pozbawiła jej większości dobrych rzeczy.
Aż dziwne, że tak krótko po niej rozważała ponowny bunt.
Przyjrzała się uważnie mężczyźnie, gdy ten pokiwał głową w odpowiedzi na jej słowa. Chciałaby jakoś bardziej go pocieszyć, jednakże miała świadomość, iż było to poza jej zasięgiem. Przecież, na dobrą sprawę, w ogóle go nie znała. Nie wiedziała o nim nic poza tym co mówili ludzie, a dziś doskonale przekonała się, że większość z tych słów nie było prawdą. Nie miała przed sobą myślącego tylko o sobie, gburowatego kobieciarza.
Kolejne jego słowa przywołały na jej twarz wyraz powątpiewania. Patrzyła mu prosto w oczy z delikatnym uśmiechem na twarzy, zupełnie nie przejmując się tym, że właśnie potwierdził plotki o sobie. Jak dobrze powiedział, tak było kiedyś.
- Dla mnie liczy się teraz - odparła, kręcąc głową z rozbawieniem. - Nie oceniam ludzi po tym co się działo wcześniej. To nie ma sensu - dodała z naciskiem.
Polubiła go, w ciągu tego krótkiego już wieczoru naprawdę stwierdziła, że warto będzie dalej utrzymać tą znajomość. Malcolm był zupełnie inny niż ludzie którzy ją otaczali. Może to przez doświadczenia, może dlatego, że czuła, iż mają podobne nastawienie do tego co teraz się dzieje. Nie była pewna, jednak nie chciała też doszukiwać się dziury w całym. Wszystko się kiedyś wyjaśni.
Zamyśliła się na chwilę, po czym zerknęła na szklankę i roześmiała się, gdy w pełni uświadomiła sobie, że naprawdę zdążyła już wszystko wypić. Coś za szybko jej poszło.
- Sądzisz, że ten miły pan chciałby jeszcze raz zrobić mi drinka? - spytała żartobliwie, głową wskazując na barmana, choć wzroku nie odrywała od mężczyzny siedzącego naprzeciwko niej.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyPon Gru 30, 2013 11:47 am

To było dziwne.
Przez całe życie zdawałem sobie sprawę z faktu, jaką reputację i jakie komentarze ciągnę za sobą. Były nieodłączne, jak cień, towarzyszące mi wszędzie, gdzie tylko postawiłem stopę, a miały swoje źródło tak daleko, że gdybym dzisiaj miał wskazać, gdzie dokładnie, zapewne zamotałbym się w datach i wydarzeniach. Zresztą, nie to było w tym wszystkim istotne, w dezorientację wprawiało mnie coś innego. Otóż do tej pory to, co myśleli o mnie ludzie, absolutnie mnie nie obchodziło. Więcej - wolałem, żeby wierzyli we wszystkie plotki na mój temat, bo w ten sposób trzymali się na dystans, a ja nie musiałem szukać wymówek, żeby ich unikać. Byłem tym zwycięzcą, który się nie uśmiecha ani nie macha do widowni, który nie mówi o sobie, ani nie dementuje przekazywanych przez brukowce faktów. Który pozwala, by ludzie wierzyli w to, w co chcieli wierzyć, a nie w to, co było prawdą. Tak było zawsze i to było normalne - dlaczego więc nagle zacząłem się przejmować, co pomyśli o mnie Nicole? I dlaczego ucieszyłem się, kiedy zdecydowała się zostawić przeszłość przeszłości?
- Sprawiedliwe podejście - zauważyłem, co prawda nadal uważając, że oceniała mnie zbyt wysoko, ale poddając już próby udowodnienia jej pomyłki. Nie chciałem pogrążać się w nieprowadzącej donikąd dyskusji na mój temat, bo a) nigdy nie byłem najlepszy w mówieniu o sobie i b) wciąż istniały kwestie, których mimo wszystko nie powinienem poruszać. Odkąd związałem swoje życie z Kolczatką, musiałem pogodzić się z faktem, że niektóre jego części zawsze będą pogrążone w cieniu. - Tylko trochę trudne do zrealizowania, nie uważasz? - Uniosłem wyżej jedną brew, przyglądając jej się z autentycznym zainteresowaniem. - To tak jakby próbować zakryć jakąś część pola widzenia. I jasne, możemy to zrobić, ale czy damy radę zapomnieć, że ona tam jest? - Uśmiechnąłem się, ciekaw jej odpowiedzi. Często zdarzało mi się zagłębiać w podobne rozważania, rzadko jednak wciągałem w nie osoby trzecie.
Kiedy zadała kolejne pytanie, w pierwszej chwili nie zrozumiałem o co chodzi. Historyjka o miłym barmanie wyleciała mi z głowy, wyparta stamtąd przez nowe kwestie i dopiero po sekundzie ciszy, coś w moim umyśle zaskoczyło. Uśmiechnąłem się szeroko, podnosząc się z miejsca i zgarniając ze stolika obie szklanki, teraz już puste.
- Zawsze mogę go zapytać - powiedziałem, siląc się na poważny ton, ale zdolności aktorskie przychodziły mi z coraz większym trudem. Wróciłem do stolika niedługo później, tym razem odpuszczając sobie upewnianie się, że wszystko jest w porządku. Czy to ze względu na odprężające działanie alkoholu, czy towarzystwo Nicole, na jakiś czas przestałem się obawiać, że w ktokolwiek ośmieli się zaatakować nas dzisiaj wieczorem.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyPon Gru 30, 2013 5:30 pm

Pytania Malcolma trochę ją zaskoczyły. Ludzie zazwyczaj przyjmowali jej podejście jako fakt, pewnik, nie wypytywali ją o szczegóły. Dlatego też najpierw zmarszczyła brwi i zamyśliła się na chwilę, zastanawiając się jak dobrze ująć swoje podejście. Nie chciała nikogo oceniać po przeszłości, chociażby dlatego, by nikt nigdy nie oceniał jej w ten sposób. W końcu mordowała, czasem bez litości, czasem dzieci. Bo jak nazwać ledwo pełnoletnie chłystki z pistoletami w dłoni? Nie chciała by ktokolwiek wypominał jej momenty, w których stawała przed człowiekiem i strzelała w niego, patrząc mu prosto w oczy.
I chociaż wojna rządziła się swoimi prawami nie dało się zmyć niektórych win. Nie wszystko można było usprawiedliwić tym co się działo na froncie. Nie na wszystko można było spuścić, bez obaw o konsekwencje, zasłonę myślenia.
- Czy ja wiem... - mruknęła, przygryzając na chwilę wargę z namysłem. - Nigdy nie zapominam o przeszłości. Rzecz w tym, że ludzie się zmieniają. To, że kiedyś popełnili błędy, nie oznacza, że teraz ich nie żałują. To, że dawniej szaleli, nie oznacza, że teraz nie mogą być najbardziej stałą podporą w naszym życiu. Ocenianie kogoś po tym co zrobił jest jak próba przewidzenia samej przyszłości - dodała i uśmiechnęła się rozbawiona. - A ja nie lubię porywać się z motyką na słońce - dodała.
Rozsiadła się wygodnie, czekając na Malcolma, gdy ten poszedł po kolejne drinki. Czuła się przyjemnie rozluźniona, mimo tematów, które poruszali, mimo wspomnień które wracały, naprawdę wieczór był miły. Zerknęła ukradkiem w stronę mężczyzny, gdy ten czekał na zamówienie. Było w nim coś co sprawiało, iż łatwiej jej było wyciszyć wszystko co negatywne, cieszyć się tym co jest teraz. W sumie, to było trochę dziwne. Nie znała go, nie tak naprawdę, a zaufała mu. Może nie w stu procentach, nie była na tyle szalona, jednakże i ta opcja ją kusiła. To że ją rozumiał, fakt, iż duże im się rozmawiało... To wszystko zachęcało ją do tego by jak najdłużej utrzymać tę znajomość.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością, gdy szklanka ponownie znalazła się przed nią na stole, jednakże nie zdążyła odezwać się nawet słowem, gdy rozdzwonił się jej telefon. Zaskoczona sięgnęła do plecaka i wciągnęła z wewnętrznej kieszeni komórkę, tylko przelotnie zerkając na ekran.
- Tato? Co jest? Niezbyt mogę rozmawiać... - odchrząknęła nerwowo i spojrzała przepraszająco na Malcolma. Niepewnym ruchem przejechała palcami po materiale plecaka, ukryta w nim jednorazówka cicho zaszeleściła. - Jestem na ważnym spotkaniu - szepnęła. Chciała go zbyć, znów. Ktoś kto na nią patrzył łatwo mógł to zauważyć. Jej spojrzenie był nieobecnej, jednak na twarzy tańczył wyraz niezadowolenia pomieszany z rozżaleniem. Nie podobała jej się ta myśl. Nie podobało jej się to, że musi tak traktować swojego ojca. Jednak nie widziała innego sposobu na uchronienie go przed kapitolińską trucizną. - Tato musisz zrozumieć, że... - zamilkła nagle, gdy w pełni dotarło do niej co mówił mężczyzna. Podenerwowana z początku nie mogła wydobyć z siebie głosu. Nie podobało jej się to w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa. - O co Ci chodzi? Jak to co się stało między Tobą a mamą..? Tato...? - głos zdradził jej podejrzliwość. Zerknęła przelotnie na Malcolma, skupiając się na wypowiedzi ojca. A kiedy i te w pełni do niej dotarły pobladła gwałtownie. Przerażenie i poczucie zdrady zakuły jej umysł. Domyślała się co dalej nastąpi.
Poderwała się na równe nogi i pośpiesznie oddaliła od stolika, wymknęła się na chwilę z baru. Mimo iż wyszła na krótki rękaw nawet nie poczuła zimna. Nie docierało do niej to co się dzieje na zewnątrz. Skupiła się tylko na tym co powiedział jej ojciec. I na tłumieniu jęku rozpaczy, który rodził się w jej gardle.
- Coś ty narobił, tato...
Kolejne jego słowa tylko potwierdziły jej najgorsze przypuszczenia. Stała, ze spuszczoną głową, palcami wolnej dłoni jeżdżąc po karoserii samochodu Malcolma. Nawet nie zorientowała się, kiedy do niego podeszła.
- Chan? Ta Chan, która mieszkała niedaleko nas...? - zapytała szeptem, ledwo wydobywając z siebie słowa. I w tym samym momencie zalała ją wściekłość. Nawet nie czekając na odpowiedź kontynuowała: - Wstyd za siebie? Naprawdę?! Tylko tyle teraz potrafisz powiedzieć? Przyznaj się... Mama chociaż wiedziała?! Powiedziałeś jej, że ZDRADZIŁEŚ ją, kiedy mieliście po prostu od siebie odpocząć?! - warczała do słuchawki. Jej głos drżał od nadmiaru emocji, bólu, wściekłości, poczucia zdrady, smutku. - Zresztą! Nie obchodzi mnie to, naprawdę... To Twoje życie... A teraz daj mi święty spokój, mam spotkanie! - parsknęła rozwścieczona.
Rozłączyła się gwałtownie, ledwo powstrzymując się od ciśnięciem telefonem w dal.
Jej ukochany ojciec. Człowiek dla którego byłaby w stanie tyle poświęcić. Dla którego zapominała o swoim własnym bólu, którego starała się chronić swoim kosztem. Ten mężczyzna okłamywał ją niemal całe jej życie. Zrobił sobie dziecko na boku, kiedy miała ledwo pięć lat. W oczy zapiekły ją łzy wściekłości i bólu, dłoń zacisnęła się w pięść z całej siły.
Jak on mógł?!
Do baru wróciła po dobrym kwadransie, nadal roztrzęsiona, jednak nie mając już łez w oczach. Usiadła przy stoliku i sięgnęła po szklankę, bez słowa wypijając całą jej zawartość jednym duszkiem. A gdy już skończyła odstawiła ją na stół i wbiła wzrok w blat milcząc. W jej umyśle nadal trwała wojna. Wściekłość mieszała się z bólem, poczucie zdrady z niechęcią. W końcu ukryła twarz w dłoniach, pozwalając by włosy opadły do przodu odcinając ją od świata. Wiedziała, że nie powinna zachowywać się tak przy Malcolmie, jednak nie potrafiła się opanować. Nie do końca. Nie tak szybko.
Powinna iść do domu...
Jednak nie miała siły ruszyć się z krzesła.
- Kurwa mać - jęknęła cicho, po czym opuściła dłonie i zaczęła się bawić stojącą przed nią szklanką. Nie mogła się zdobyć by ponieść wzrok na mężczyznę.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyWto Gru 31, 2013 12:23 am

Była jakaś dziwna dojrzałość w tym, co mówiła. I nie chodziło może o same słowa czy zdania, właściwie ciężko było mi stwierdzić, o co dokładnie. W jej wypowiedziach czaiło się coś ulotnego, zupełnie jakby każda głoska podszyta była doświadczeniem i wspomnieniami, których nie powinno tam być. W cywilizowanym świecie, osoba mająca dwadzieścia kilka lat, nie miałaby prawa wiedzieć tego wszystkiego, co w oczywisty sposób kryło się za odpowiedziami Nicole. Może dlatego od czasu do czasu łapałem się na tym, że trudno mi było dopasować jej przemawiającą czystym głosem duszę, do młodej twarzy. A jednocześnie nie potrafiłem wyobrazić sobie niczego, co mogłoby współgrać bardziej harmonijnie.
Drgnąłem, zaalarmowany, kiedy chwilową ciszę przerwał dzwonek jej telefonu. Chyba nigdy nie miało być mi dane reagować bez zdenerwowania na wszelkie dźwięki, wydawane przez urządzenia elektroniczne. To była swego rodzaju fobia naszych czasów, w których niegroźna melodyjka mogła równie dobrze oznaczać dzwonek do drzwi, jak i śmiertelną pułapkę, wybuchającą w twoich rękach, gdy tylko jej dotkniesz.
Wziąłem głębszy oddech, rozluźniając się prawie automatycznie i mając nadzieję, że zaaferowana przychodzącą rozmową kobieta niczego nie zauważyła. Wzrok wbiłem w szklankę, bawiąc się nią od niechcenia i cierpliwie czekając, aż skończy rozmowę. Nie chciałem sprawiać wrażenia, jakbym podsłuchiwał, ale oczywiste było, że i tak słyszałem każde wypowiadane przez nią słowo.
I o ile pierwsze zdanie udało mi się bez problemu zignorować, to wypowiedziane szeptem zapewnienie o rzekomym ważnym spotkaniu już nie uszło mojej uwadze.
Podniosłem wzrok na Nicole, nie mogąc nic poradzić na nagłe i nieuzasadnione rozbawienie, które mnie ogarnęło i mimowolnie uniosłem wyżej brwi w znaczącym geście. Przyłożyłem dłoń do twarzy, nieudolnie starając się ukryć widniejący na niej uśmiech i żeby jeszcze bardziej go zakamuflować, pociągnąłem łyk ze stojącej przede mną szklanki. Nie chciałem wprawić kobiety w zakłopotanie, zwłaszcza że - co zauważyłem dopiero chwilę później, w pierwszym momencie zamroczony własnym spaczonym poczuciem humoru - nie wyglądała na zachwyconą odbywaną właśnie rozmową.
To nie twoja sprawa, przypomniałem sobie w myślach, ponownie wbijając wzrok w blat stolika, ale coraz bardziej zdenerwowany głos dziewczyny i tak z łatwością przebijał się przez dzielącą nas przestrzeń, sprawiając, że mimowolnie zacząłem się zastanawiać, co takiego zaszło między nią, a jej ojcem, że rozmawiała z nim w ten sposób. Ostro przykazałem sobie jednak, żeby o to nie pytać - przynajmniej dopóki nie zdecyduje się powiedzieć mi tego sama. Czego oczywiście nie musiała robić. A ja nie miałem prawa tego wymagać.
Poczułem, jak podrywa się z miejsca i automatycznie podniosłem głowę, sprawdzając, co się stało, ale jedynym, co zdążyłem zobaczyć, była jej pobladła twarz, znikająca za drzwiami lokalu. Nie mogąc nic na to poradzić, również się podniosłem i, odprowadzany zdziwionym spojrzeniem barmana, podszedłem do wyjścia. Widok Nicole, stojącej przy moim samochodzie nieco mnie uspokoił, a przynajmniej pozwolił przypuszczać, że nie przyjdzie jej do głowy wracać samotnie (i pieszo) do mieszkania. Zresztą, o ile moja obecność przy stoliku nie wydawała się wystarczającym powodem do zostania, o tyle pozostawiony w środku plecak - już tak.
Wciąż co jakiś czas zerkając przez ramię, wróciłem na swoje miejsce, decydując się po ludzku poczekać, aż kobieta skończy rozmowę, ale moje zachowanie i tak z całą pewnością znajdowało się daleko od 'po ludzku'. Po opróżnieniu całej szklanki, przyniesieniu sobie kolejnej i opróżnieniu jej do połowy, ostatecznie odsunąłem ją od siebie tak daleko, jak pozwoliła przestrzeń stolika, zastępując picie nerwowym stukaniem palcami o blat. Przez cały ten czas nie potrafiłem sobie również odpowiedzieć na pytanie, co właściwie wytrąciło mnie z równowagi i ta kwestia tylko spotęgowała efekt.
A powrót Nicole bynajmniej w niczym nie pomógł.
Już kiedy weszła do baru było jasne, ze jest roztrzęsiona. Co prawda nie płakała, ale twarz wciąż miała bladą i coś mi mówiło, że nie z zimna. Podeszła do stolika bez słowa. Otworzyłem usta, chcąc zabłysnąć jakąś rozładowującą atmosferę uwagą, ale zmieniłem zdanie widząc, jak zawartość szklanki dziewczyny znika w ułamku sekundy. Na zmianę rozchylając i zamykając wargi, musiałem wyglądać jak wyciągnięta z wody ryba, ale wątpiłem, by Nicole zwróciła na to uwagę. Podobnie jak ja wcześniej, wbiła wzrok w blat stolika, po to by po chwili schować twarz w dłoniach, sprawiając, że nie wiedziałem, co zrobić z własnymi. Coś mówiło mi, żeby wziąć ją za rękę, ale inna część mózgu nie chciała o tym słyszeć, w efekcie czego po prostu czekałem, mając nadzieję, że kobieta sama przerwie coraz silniej ciążące milczenie. I owszem, przerwała - chociaż to, co wyrwało się z jej ust, ciężko raczej było nazwać wypowiedzią.
Pozostałem w bezruchu jeszcze kilkanaście sekund, czując się jak ostatni kretyn. Zapytanie o powód jej zdenerwowania wydawało mi się strzałem w stopę, z kolei zmiana tematu byłaby tak subtelna, jak uderzenie obuchem. Idioto, warknąłem do siebie w myślach i nie mogąc już dłużej usiedzieć w miejscu, podniosłem się z siedzenia, by w następnej chwili podejść do Nicole i zarzucić jej na plecy własny płaszcz - nawet jeśli wiedziałem, że lekkie drżenie ramion wcale nie musiało być spowodowane kilkunastominutowym przebywaniem na mrozie.
- Chcesz wyjść? - zapytałem bezradnie, wypowiadając pierwsze zdanie, które przyszło mi do głowy. - Zostać? Porozmawiać? Nie-rozmawiać? - dodałem po chwili, wracając na własne miejsce i przyglądając się dziewczynie, miałem nadzieję - nie natarczywie.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyWto Gru 31, 2013 1:32 am

Od momentu, w którym rozmowa z ojcem zaczęła toczyć się mniej przyjemnym torem, czyli niemal od samego początku, moje postrzeganie otaczającej mnie rzeczywistości ograniczyło się do niezbędnego minimum. Nie zwracałam uwagi na to co robi Malcolm, nie przejmowałam się tym co pomyślą inni, skupiłam się tylko na jego słowach, na szargających mną emocjach i na przeciskaniu przez zaschnięte, buntujące się gardło każdego wyrazu z osobna. Co nie było absolutnie łatwe. A gdy już w moich myślach zaczęły krystalizować się podejrzenia, fala gwałtownych emocji odcięła mnie w zupełności od tej resztki. Niezbyt zarejestrowałam fakt, kiedy znalazłam się na dworze. W zasadzie, dopiero dotyk zimnego metalu maski samochodu uświadomił mi gdzie stoję. I tyle. Nic poza tym. Całe moje rozgoryczenie, całe przerażenie i smutek, wściekłość, która zdawała się szarpać każdym nerwem z osobna był zbyt znaczące, by martwić się przy nich chłodnym wiatrem, czy też śmiechami przechodniów.
Nie istniało dla mnie nic. Oprócz mojej własnej bitwy.
W momencie w którym skończyłam rozmowę nie mogłam już ze sobą walczyć, łzy popłynęły po moich policzkach, cichy szloch wyrwał się z mojego zaciśniętego gardła. To wszystko mnie przerastało, nie potrafiłam się w tym odnaleźć. Zaczęło mnie miażdżyć, pozbawiać tlenu, upewniać, ze jestem nikim wobec systemu, który trwa już, zgoła, od wieków. Przykucnęłam kryjąc twarz w dłoniach, nawet nie próbując podejmować walki z łzami. Ta bitwa była by z góry przegrana. Zbyt długo tłumiłam w sobie wszelkie reakcje, zbyt wiele negatywnych emocji spychałam na granice swojego umysłu, by teraz, bez najmniejszych problemów, poradzić sobie i z tym. Chwilami to właśnie myśl o ojcu, moim ideale od lat najmłodszych, ratowała mnie od szaleństwa. Zawsze powtarzałam sobie, że robię to dla niego, że nie mogę stracić i jego, a przecież on nie przetrwałby, gdyby coś mi się stało. Powtarzałam sobie wtedy, że dla ukochanych trzeba walczyć, dla nich trzeba być sobą. Na tyle na ile się potrafi w danym momencie. W tej chwili, jednak, argumenty te straciły na znaczeniu. A wraz z nimi podpory chroniące tamę, która oddzielała mnie od głębin strachu, wspomnień i bólu, pękły, pozwalając by wszystko to uderzyło we mnie z potworną siłą.
Nie jestem pewna ile czasu spędziłam kucając tam, schroniona w cieniu samochodu, rozpaczając nad tym, co w rzeczywistości utraciłam już dawno. W końcu jednak dotarło do mnie, że nie mam na sobie nawet sweterka, moim ciałem wstrząsnął dreszcz, a wraz z nim przyszło pozorne opanowanie. Podniosłam się, ocierając ramiona, tępym wzrokiem rozglądając się po okolicy. Powinnam wracać do budynku.
Nie odważyłam się spojrzeć mu w twarz. Bałam się co mógł sobie o mnie pomyśleć. Dziwnym trafem jego zdanie akurat mnie obchodziło. Nie barmana, nie gości siedzących w drugim końcu sali, tylko Malcolma. Nie odezwałam się jednak słowem, pijąc szukałam zatracenia. Bo teraz tego najbardziej pragnęłam, odcięcia się od rzeczywistości, która zdawała się być koszmarem. Myśli gnały mi jak szalone, a żadna nie niosła ze sobą ukojenia. Jedynie poczucie zdrady. Przekonanie, że nie chce mieć już więcej z tamtym człowiekiem do czynienia. Nie po tym jak mnie okłamywał. Przez tyle lat... Nawet jeśli miał powód.
Nie zwracałam uwagi na ruch Malcolma, dopóki na moje plecy nie opadło coś ciepłego. Wtedy to podniosłam głowę i ze zdumieniem spojrzałam na płaszcz, potem na niego. Mały gest, niby nic nie znaczący, wyrażający jego bezradność i niepewność wobec nastałej sytuacji, jednak pomógł mi się opanować. Odrobinę, na tyle bym była w stanie spojrzeć mu w oczy. Bym otworzyła usta nie wypuszczając z nich kolejnego jęku czy szlochu, a jedynie, westchnienie. Sporo jednak brakowało mi do tego bym uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, bym odpowiedziała na jego pytanie, głosem nie drżącym od nadmiaru emocji. Dlatego, nie pozwalając by płaszcz opadł z mych ramion, podniosłam się i skierowałam w stronę baru. Zamówiłam podwójną porcję wódki i dopiero, gdy jej ogień zapiekł mnie w gardło zdałam sobie sprawę, że w końcu jestem w stanie mówić.
Zamówiłam kolejną porcję, dopiero po tym wróciłam do stolika. Kręciło mi się odrobinę w głowie. To dobrze, byłam gotowa przyjąć zapomnienie z otwartymi ramionami.
- Przepraszam - wyszeptałam w końcu, gdy usiadłam przy stoliku. Spojrzałam na Malcolma starając sie przekazać mu, chociażby w ten sposób, iż naprawdę jestem mu wdzięczna. I naprawdę nie chcę, by był tego świadkiem. Dziś wieczór miałam stoczyć się na same dno. - Ja zostanę. Ty... Wracaj do domu, Malcolm. Nie mogę zrzucać na ciebie swoich problemów - dodałam, ponownie uciekając wzrokiem od jego oczu.
Nie chciałam tego. Nie chciałam by widział jak słaba jestem, jak bardzo nie potrafię zapanować nad szargającymi mną emocjami. Jednocześnie szaleńczo pragnęłam aby tu został, bojąc się tego, co mogę zrobić, gdy będę sama. Bojąc się, w samotności, stawić czoła konsekwencją moich działań. Jednak o to nie mogłam go prosić. To byłoby zbyt egoistyczne.
Upiłam łyka z kieliszka, marząc o tym by zapomnienie przyszło jak najszybciej.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyWto Gru 31, 2013 2:24 am

Znacie to uczucie, kiedy w osobie, na pierwszy rzut oka całkowicie dla Was obcej, zaczynacie nagle dostrzegać coraz więcej podobieństw do samego siebie? To dziwne i nieco trudne do zaakceptowania, ale czasami faktycznie się zdarza i kiedy patrzyłem na siedzącą naprzeciwko mnie kobietę, nie mogłem pozbyć się ciężkiego do zdefiniowania deja vu. Nie wiedziałem, rzecz jasna, co dokładnie dzieje się w jej myślach i jaką wojnę przyszło jej toczyć, ani nawet kim są jej przeciwnicy, ale sam schemat znałem aż za dobrze. Rozmiarów cichej tragedii, która rozgrywała się w jej głowie mogłem się jedynie domyślać, a ponieważ nigdy nie uważałem Nicole za osobę słabą, podejrzewałem, że są znaczne. I choć zapytany przez kogokolwiek, bez wahania przyznałbym się do swojego egoizmu, to tym razem z jakiegoś powodu trudno mi było pogodzić się z faktem, że nie mogę nic zrobić.
Bo faktycznie - chyba nie mogłem i przeklinanie w duchu własnej bezsilności nie przynosiło tu żadnych rezultatów. Dlatego kiedy bez słowa podniosła się z miejsca i podążyła w stronę baru, pozostało mi jedynie cierpliwie czekać, aż wróci. Z nadzieją, że gdy poczuje się lepiej, zdecyduje się ściągnąć z ramion trochę ciężaru, który najwidoczniej zrzucił na nie los. Ktoś bardziej odpowiedzialny niż ja zapewne nie pozwoliłby jej zalać smutków alkoholem i prawdę mówiąc, ciężko byłoby mi się z nim nie zgodzić. Ale jednocześnie wiedziałem z autopsji, że czasami przyjęcie wszystkiego na trzeźwo jest niewykonalne, a chwilowe otępienie, jakie przynosi krążąca w żyłach substancja jest dokładnie tym, czego w danym momencie potrzebuje się najbardziej - nawet za cenę mających pojawić się rankiem wyrzutów sumienia. Istniały kwestie, którym łatwiej było stawić czoła w świetle dnia niż nocą, kiedy wszystkie perspektywy i rozwiązania uciekały z pola widzenia, a ciemność potrafiła przytłoczyć nawet najsilniejsze postanowienia.
Tak jak się spodziewałem, jakiś czas później Nicole ponownie pojawiła się przy stoliku, witając mnie krótkimi słowami przeprosin, które w żadnym wypadku mi się nie należały. Nie wiedziałem co prawda, co wywołało jej chwilowe załamanie, ale choć znałem ją krótko, to była jedną z ostatnich osób, które podejrzewałbym o histeryzowanie, czy wyolbrzymianie własnych problemów. Zresztą z zasłyszanych przez przypadek słów wywnioskowałem, że jakąkolwiek formę przybrały jej problemy, w dużej mierze dotyczyły jej ojca. A gdy w grę wchodziła rodzina - o czym również niestety wiedziałem z własnego doświadczenia - nic nie było błahostką.
- Nie musisz mnie przepraszać - powiedziałem, nie oczekując jednak, że w ogóle zwróci uwagę na moje słowa. Sekundę później zresztą ponownie podjęła swoją wypowiedź, podążając idealnie wytyczoną ścieżką schematu, który znałem. A ponieważ potrafiłem sobie wyobrazić, jak mniej więcej się czuje, zdawałem sobie też sprawę, że najprawdopodobniej zostanie samą jest ostatnią rzeczą, której potrzebowała. Dlatego też - ryzykując co najmniej nieprzyjemnym komentarzem - pokręciłem z dezaprobatą głową.
- Zapomnij - powiedziałem, i zanim zdążyłem przeanalizować w myślach mój kolejny ruch, nachyliłem się nad stolikiem, ostrożnie kładąc własną dłoń na jej. - Sama dopiero powiedziałaś, że nie zasługuję na to, co mówią o mnie ludzie. Jak wyglądałbym wobec tej opinii, gdybym zostawił kobietę samą w barze w środku nocy? - Spróbowałem się uśmiechnąć, w duchu licząc na to, że może chociaż na chwilę uda mi się oderwać jej myśli od sytuacji, w której się znalazła. Nie miałem pojęcia, co mną kierowało, ale chyba już jakiś czas temu zdecydowałem się porzucić próby zidentyfikowania swoich motywów. Siedziała przede mną osoba, która jednocześnie desperacko potrzebowała pomocy, jak i też równie desperacko tę pomoc była gotowa odrzucić, postanowiłem więc odłożyć na jakiś czas na bok własne problemy. Co zresztą nie było wcale takim krzywdzącym doświadczeniem. Odruchowo zapomniałem też o wciąż niedopitym drinku, bo jeśli miałem służyć komukolwiek za oparcie, musiałem sam zachować minimum stabilności.
Dałem jej chwilę na przyjęcie faktu, że bynajmniej nie zostanie tak szybko sama, po czym spróbowałem raz jeszcze dowiedzieć się, jakiego rodzaju wsparcia potrzebowała. Bo cóż - nigdy nie należałem do grona szczęśliwców, którzy mogli poszczycić się paranormalnym zjawiskiem, jakim była intuicja.
- A skoro już ustaliliśmy, że zostaję - zacząłem, celowo podkreślając słowo 'ustaliliśmy' - to oto jakie mamy opcje. - Przechyliłem głowę nieco na bok, starając się złapać z nią kontakt wzrokowy, po czym podniosłem wyżej drugą rękę, wyliczając na palcach. - Pierwsza: zostajemy tutaj. Druga: dzwonimy po taksówkę i przenosimy się w inne miejsce. Trzecia: dzwonimy po taksówkę, odwożę cię do domu i czekam, aż bezpiecznie znajdziesz się za drzwiami. I czwarta... - urwałem, udając, że się zastanawiam, po czym z kapitulacją pokręciłem głową. - Tutaj będziesz musiała mi pomóc - dodałem w końcu, w oczywisty sposób pozostawiając jej otwartą furtkę.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyWto Gru 31, 2013 11:20 am

Fakt, iż mężczyzna nie naciskał, iż nie posłał mi spojrzenia pełnego dezaprobaty, a jedynie trwał tam, bez słowa, niczym ostoja tego wieczoru był naprawdę zdumiewający. I miły. I, mimo iż nie miałam siły na to, by rozmyślać o celu jego zachowania, ono, samo w sobie, mi nie umknęło, a wręcz przeciwnie, wbiło się gdzieś głęboko w moją jaźń i już tam zostało, stanowiąc dla mnie punkt oparcia. Chociaż naprawdę chciałam go wyrzucić z tego baru, mimo silnej niechęci przed okazaniem przy nim słabości, nie mogłam zaprzeczyć, że nic, w tym momencie, nie mogło mi sprawić większej, górnolotnie to nazywając, przyjemności, niźli jego towarzystwo.
Byłam mu wdzięczna za to, iż nie podszedł za mną do baru. Mogłam bez zbędnego wstydu przełknąć alkohol i powalczyć chwilę z moim głosem. To, iż nie spojrzał karcąco na kolejny kieliszek, który postawiłam przed sobą na stoliku też sprawiło mi ulgę. Bo chyba, najbardziej z konsekwencji mojego zachowania bałam się, że on zmieni o mnie zdanie. Zniosłabym niemal wszystko, poza tym jednym faktem. A to dlatego, iż tego wieczoru, Malcolm, chcąc czy nie chcąc, stał się jedną z najbliższych mi osób. W jakiś tajemniczy sposób los zakpił sobie z nas, ze mnie, sprawiając, iż więcej zrozumienia mogłam znaleźć u kogoś, kto jeszcze niecałą godzinę temu był mi niemal obcy, kogo imienia - w pierwszej chwili - nie potrafiłam sobie przypomnieć, mimo wszelkich starań. Kogoś, kto z początku, paradoksalnie, wzbudził mój niepokój.
Słowa mężczyzny wyrwały mnie z nijakiego otępienia, które towarzyszyło mojej wypowiedzi. Przywołało na moją twarz wyraz zdumienia, spotęgowany jeszcze przez dotyk jego dłoni. Patrzyłam mu prosto w oczy, czując niesamowitą wręcz wdzięczność, że mimo wszystko, nie zgodził się z moją prośbą. Mimo iż wrzała we mnie bitwa, mimo iż jakaś uparta strona umysłu nadal pragnęła go odepchnąć, powoli wygrywała ulga. Nie chciałam być dzisiaj sama. Nie chciałam patrzeć w cztery ściany mojego mieszkania nie mając nikogo przy sobie. Szczere powiedziawszy, bałam się tego. Przerażała mnie perspektywa kolejnej nocy, która mogła zostać naznaczona przez nocne mary. Wiedziałam, że dzisiaj doszłyby one do głosu. Nie chciałam również samotnie patrzeć w dno kieliszka. Chociażby dlatego, że znałam się dobrze. I wiedziałam, że to mogłoby się dla mnie źle skończyć. Bez zewnętrznego impulsu gotowa byłam zapomnieć o głosie rozsądku.
I chyba właśnie z tego powodu skinęłam głową, co prawda nie odpowiadając na pytanie Malcolma, jednak potwierdzając jego słowa. Nie miałam zamiaru protestować ani też uciekać przed jego obecnością. Tym bardziej, iż ciepło jego dłoni było mi miłe, pomagało mi utrzymywać się na powierzchni tego wszystkiego, a nie tonąć wśród nadmiaru emocji.
- Nie chcę wracać do domu - odezwałam się w końcu, gdy usłyszałam jego propozycje. Spojrzałam mu błagalnie w oczy, dając mu do zrozumienia, iż odstawienie mnie do mieszkania wcale nie było tak wspaniałym pomysłem jak mogło się wydawać. Wbrew pozorom dom tutaj, w Kapitolu, nie był moim azylem. Co prawda, czułam się w nim bezpiecznie, jednak w najgorszych chwilach wcale nie marzyłam o tym by znaleźć się tam, zagłębić pod pościelą na łóżku i odciąć się od świata. Kiedy było najgorzej chciałam stamtąd uciekać bardziej kojarząc sobie pomieszczenia z klatką. Może to kwestia tego, iż mieszkałam tu jeszcze tak krótko, ledwo trzy miesiące, a może wina leżała w fakcie, iż znalazłam się tam zupełnie sama, tuż po powrocie z frontu. Iż tam dopadały mnie wszystkie demony. Dopóki nie przygarnęłam z ulicy Shadowa niczego nienawidziłam tak mocno, jak tych ścian.
Wolną dłonią sięgnęłam po stojący wciąż na stoliku kieliszek, początkowo jeszcze się wahając, skacząc wzrokiem od niego na twarz mężczyzny, jednak... zapomnienia nie potrafiłam sobie odmówić. Pociągnęłam spory łyk, w zasadzie opróżniając już naczynie, po czym zamknęłam oczy i opuściłam na chwilę głowę, oddychając głębiej. Czekałam aż alkohol, choć w drobnym stopniu, rozniesie się po moim organizmie.
- Zostańmy tutaj - poprosiłam szeptem.
Nie chciałam wracać do domu, nie wiedziałam też jakie miejsce mogłoby być lepsze i, w sumie, bezpieczniejsze niż ten bar. Zarówno dla naszego zdrowia, jak i psychiki. A czwartej bramki po prostu nie widziałam. I nie chciałam jej szukać na siłę. Zbyt kiepsko wychodziło mi rozwiązywanie kłopotów właśnie w taki sposób, wystarczyło przypomnieć sobie wydarzenia sprzed tygodnia. Na samą myśl o spędzonej z Javierem nocy poczułam gwałtowne wyrzuty sumienia i nawet lekko zarumieniłam się na twarzy. Miałam jednak nadzieję, że Malcolm albo tego nie zauważy, albo zwali to na krab aktualnych problemów.
Powędrowałam tęsknym spojrzeniem w stronę baru do listy rzecz do zapomnienia dopisując sobie jeszcze właśnie tamto wydarzenie.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptySro Sty 01, 2014 12:35 am

Walka.
To pierwsze słowo, jakie przyszło mi do głowy, kiedy milcząco wpatrywałem się w zmarszczone czoło Nicole, czekając na jej odpowiedź. Czas wydawał się stanąć w miejscu, a ja prawie widziałem trybiki, obracające się w błyskawicznym tempie za warstwą bladej skóry. Nachylony nad stolikiem, znajdowałem się na tyle blisko jej twarzy, żeby być w stanie dostrzec emocje, odbijające się w jej oczach - tak znajome, a jednocześnie tak bardzo przypominające echa przeszłości. Tkwiła tam jakaś bezradność, jakby to, co się stało, przepełniło czarę, przekroczyło granicę i przerwało tamę gromadzonych od dłuższego czasu problemów. Zacisnąłem usta, zmuszając się do milczenia, nie tylko dlatego, że nie chciałem naruszać jej prywatności - bo choć byłem ciekaw, co takiego zdarzyło się w jej życiu, to jednocześnie bałem się, że dowiedziawszy się tego, najzwyczajniej w świecie nie wiedziałbym, co powiedzieć. Istniały przecież takie wiadomości, na które nie było magicznych słów, mogących zdjąć ciężar z czyichś barków, a każde możliwe zdanie, tylko pogarszało sprawę. Wiadomości, których zawsze się obawiałem, nie tylko gdy przychodziły do mnie, ale również gdy dotyczyły otaczających mnie osób. Wiadomości, którym niestety musiałem stawiać czoło coraz częściej.
Drgnąłem nagle, wyrwany z transu przez ledwie zauważalne skinięcie głową. Gest, na który postronny obserwator zapewne nawet nie zwróciłby uwagi, a który dla mnie oznaczał jedno - walka dobiegła końca. A przynajmniej zawieszono broń, bo mało prawdopodobne, by skończyło się na jednej potyczce. Uśmiechnąłem się lekko, starając się w jakiś sposób dodać jej otuchy. Zdawałem sobie sprawę, że pewnie wolałaby przebywać w tej chwili w towarzystwie przyjaciela, który zrozumiałby naturę wszystkich jej demonów bez zadawania zbędnych i rozdrapujących rany pytań, ale ponieważ nie znałem nikogo, kogo mógłbym poprosić o pomoc, postanowiłem spełnić tę rolę najlepiej, jak się dało. Nie wiedziałem, dlaczego - zadawanie sobie tego pytania dawno przestało mieć sens. Może wiązało się to z faktem, że mi również ktoś kiedyś pomógł, w momencie, w którym znajdowałem się w najciemniejszym miejscu, w jakim mogłem się znajdować, a może po prostu był to naturalny odruch, którego nie potrafił zdusić nawet Kapitol. I choć co prawda już dawno pogodziłem się z faktem, że nigdy nie będzie mi dane tak naprawdę opuścić Areny, to przecież i tam można znaleźć sojuszników - tak czy nie?
- Nie chcę wracać do domu.
Głos Nicole był cichy, ale po długim milczeniu, jakie panowało między nami, zabrzmiał tak wyraźnie, jakby wypowiedziała te słowa prosto do mojego ucha. Przytaknąłem, w mig łapiąc podwójne znaczenie jej słów: nie chciała wracać do domu tutaj. Do domu, który tak naprawdę nigdy na to miano nie zasługiwał, bo ten prawdziwy został daleko za nią i najprawdopodobniej opuściła go dawno temu, pozwalając, by Kapitol spalił za nią wszystkie mosty. Tak samo jak zrobił to za mnie po Igrzyskach, i tak samo jak robił to teraz, pozbawiając bezpiecznego azylu niegdysiejszych mieszkańców stolicy. Mówiąc o pokoju, stworzył pokolenie bezdomnych, ograbiając słowo dom ze wszystkich wyższych wartości i ograniczając jego znaczenie do czterech ścian i dachu nad głową.
- W porządku - powiedziałem, dla uzupełnienia własnych gestów, bez słowa komentarza obserwując, jak opróżnia kolejną szklankę, po czym wzrokiem wędruje w stronę baru. Zawahałem się tylko na moment. Nicole z pewnością zaczynało się już kręcić w głowie i było więcej niż pewne, że miała pożałować wizyty w barze jutro z rana, ale z drugiej strony kim byłem, żeby prawić jej morały? Była dorosła, zmuszona zbyt wcześnie do zmierzenia się z życiem, miała więc prawo do podejmowania własnych decyzji. A ja nie miałem zamiaru odbierać jej środków przeciwbólowych, skoro sama zdecydowała się po nie sięgnąć. Moje zadanie na dzisiaj ograniczało się do upewnienia się, że nie zrobi sobie przy tym krzywdy. Dlatego też z krótkim westchnięciem wstałem od stolika, by po chwili wrócić do niego z butelką alkoholu.
- Miły pan barman uznał, że za dużo biegamy w tę i z powrotem - powiedziałem, starając się delikatnie nawrócić rozmowę na poprzednie tory, dając kobiecie jasno do zrozumienia, że nie mam zamiaru o nic ją wypytywać. Jeśli będzie chciała, powie mi sama, a ja będę słuchał - ale póki co, przypominanie jej o czekającej za drzwiami budynku rzeczywistości, leżało daleko poza moimi planami.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptySro Sty 01, 2014 7:07 pm

- W porządku.
Westchnęłam słysząc te słowa. Żadnego nacisku, zero przymusu. Jakby i on w tym momencie wyłączył głos rozsądku. W tym momencie byłam pewna, iż nie zastąpiłaby Malcolma żadną z bliskich mi osób. Oni, najpewniej, próbowali by mnie powstrzymać, odciągnąć od szklanki, zawlec na siłę do domu. Nie słuchaliby moich protestów, nie brali pod uwagę tego, iż jako osoba dorosła mogę podejmować takie decyzje za siebie. Zawlekliby mnie, najpewniej głośno protestującą, wsadzili do łóżka, bądź też pod prysznic, prawili morały o tym, że rano będę tego żałować.
Sęk w tym, iż chciałam żałować. W całym tym burdelu chciałam mieć choć jedną rzecz za którą od początku do końca będę mogła ponieść odpowiedzialność. Której będę mogła żałować i którą z czasem będę mogła zepchnąć w niepamięć, wyciągając z tego pewną nauczkę, jednakże, nie czując piętna tego zachowania przez długie lata. Ale oni by tego nie zrozumieli. Ani Javier, którego światopogląd był tak różny od mojego, ani Rory, która w takiej sytuacji starałby się kierować zimnym rozsądkiem. Oni by tylko oceniali, nie próbowaliby się postawić na moim miejscu. Choć nie miałabym im tego za złe, nie na dłuższą metę, cieszyłam się, że tego uniknęłam.
Wbrew temu co inni mogliby sobie pomyśleć, naprawdę wiedziałam co robię.
Podążyłam wzrokiem za podnoszącym się Malcolmem, marszcząc brwi, zaalarmowana jego westchnięciem. Patrzyłam jak staje przy barze i jak wraca po chwili niosąc butelkę alkoholu. Wbiłam w nią wzrok, początkowo ignorując jego słowa, tocząc, chyba ostatnią tego dnia, małą bitwę. Bo, mimo że wiedziałam co robię, było mi wstyd, że to właśnie mężczyzna kupił mój "środek do celu". Starałam się przypomnieć sobie ile pieniędzy zostało mi w portfelu, przeliczyć czy suma wystarczy mi na zwrot pieniędzy mężczyźnie, jednak narastające zawroty głowy skutecznie mi to utrudniały. Poddałam się w końcu, stwierdziwszy, że to nie było nasze ostatnie spotkanie (a przynajmniej miałam taką nadzieję) i, iż nadarzy się jeszcze okazja by uregulować dług. Dlatego też posłałam mu pełne wdzięczności spojrzenie, przywołując na twarz coś, co z wielkim przymrużeniem oczu dałoby się nazwać uśmiechem, po czym napełniłam stojącą przede mną szklankę. Ciepło które zalewało moje gardło z każdym łykiem przynosiło mi ulgę. Zamknęłam oczy rozkoszując się nim, pozwalając sobie na popadanie w coraz większe otępienie.
Nie chciałam pamiętać. Nie tego wieczoru.
Jednak imię Chantelle dość uparcie tkwiło w moim umyśle.
- Znasz może Chantelle Troy? - odezwałam się w końcu. Mówienie przychodziło mi z nijakim trudem, miałam wrażenie, iż usta zakleiła mi melasa, a ja musiałam walczyć o każde poruszenie ociężałym językiem, o każde słowo z osobna. Szczególny problem miałam z wymówieniem samego imienia.
Wbiłam mało przytomne spojrzenie w twarz Malcolma, starając się skupić na niej wzrok. Bo oto w pełni dotarło do mnie, że siedzę naprzeciwko tryumfatora. Zwycięzcy jednych z Igrzysk Głodowych, który na bankietach i balach musiał mieć kontakt z innymi szczęściarzami, którym udało się opuścić Arenę żywym. Nie miałam pojęcia o tym jak ostatnio wyglądało ostatnio jego życie publiczne, czy miał szansę widzieć się z nią chociaż raz ostatnimi czasy. Jednak łudziłam się, liczyłam na to, że zaspokoi moją ciekawość. Powie mi o niej parę słów nim spije się kompletnie i zapomnę o tym wieczorze.
Ponownie zamknęłam oczy i upiłam alkoholu. Coraz mocniej kręciło mi się w głowie, myśli pałętały się bezwładnie po umyśle, opierając się przed stworzeniem logicznej całości. Potarłam skronie i potrząsnęłam głową, próbując zrobić z tym jakiś porządek, jednak to okazało się moim największym błędem. Zawroty w głowie, które miałam chwilę temu były pikusiem przy tym co zaatakowało mnie teraz. Żołądek zacisnął mi się od spazmu mdłości, a ja musiałam oprzeć głowę na drżących rękach i odetchnąć kilka razy głębiej by upewnić się, iż nie pożegnam się z resztkami mojego obiadu.
Nieprzyjemny posmak, który pojawił się w moich ustach spłukałam po paru chwilach kolejnym łykiem alkoholu.
- To kręcenie głową nie było dobrym pomysłem - mruknęłam, a moje usta wygięły się w lekkim uśmiechem.
Przez dość mocno już zamglony alkoholem umysł przebiła mi się jednak pełna satysfakcji myśl, że w tym momencie wszystko jest mi już obojętne.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptySro Sty 01, 2014 9:36 pm

Mijały kolejne minuty, w trakcie których atmosfera między nami robiła się widocznie lżejsza. Nie miałem złudzeń, co do faktu, co było tego powodem - poziom przejrzystego płynu w butelce progresywnie malał, zdawałoby się - zabierając ze sobą wszystkie ciążące na Nicole problemy. Wiedziałem oczywiście, i ona sama z całą pewnością również, że jest to tylko chwilowe rozwiązanie, ale w tamtym momencie wydawało się wystarczające dla obu stron. Nasze role również zostały w tym wypadku jasno rozdzielone. Dziś wieczór to jej należała się pomoc, a ja stałem się tym samym odpowiedzialny za to, by jutro rano obudziła się w stanie nienaruszonym, nie licząc może pulsującego bólu w głowie. I o dziwo, wcale mi to nie przeszkadzało. Gdybym miał odpowiedzieć szczerze, musiałbym przyznać, że czułem się dobrze w jej towarzystwie, nawet ze świadomością, że jej własne postrzeganie rzeczywistości może być nieco zniekształcone.
Spodziewałem się też, że w końcu zdecyduje się wyrzucić z siebie część dręczących ją kwestii, ale kiedy się odezwała i tak przez moment nie potrafiłem ukryć zaskoczenia. Zmarszczyłem brwi, rzucając jej lekko zdezorientowane spojrzenie, jakbym nie do końca zrozumiał, o co zapytała, ale chyba niemożliwe było, żebym przesłyszał się aż do tego stopnia.
- Chantelle? Zwyciężczyni z Trójki? - powtórzyłem, upewniając się, że myślimy o jednej i tej samej osobie, po czym wysiliłem pamięć, usiłując przypomnieć sobie wszystko, co o niej wiedziałem. - Nigdy nie spotkałem jej osobiście - zacząłem powoli. - Ale przed samą rebelią było o niej głośno. Wzięła pamiętny ślub w Ośrodku Szkoleniowym z trybutem z Siódemki, później wyciągnięto ją z areny razem z innymi. Miała mentorować młodej Snowównie w Igrzyskach dla Kapitolińczyków, ale chyba przeszkodziła jej zaawansowana ciąża. - Wzruszyłem ramionami. To było wszystko, co wiedziałem. Gdyby Nicole zapytała mnie o triumfatora z jakichkolwiek innych Igrzysk, z całą pewnością miałbym więcej informacji, którymi mógłbym się z nią podzielić, ale w momencie, kiedy trwały przygotowania do Siedemdziesiątych Czwartych, byłem już poza obrazkiem.
Zamilkłem na moment, przyglądając się kobiecie z zainteresowaniem. Wahałem się nad zadaniem jej pytania, ale wiedziałem już, że jeśli nie będzie chciała, to po prostu na nie nie odpowie.
- Dlaczego pytasz? - zagadnąłem, niby od niechcenia. Nie wiedziałem, czy jej zainteresowanie byłą trybutką z Trójki przyszło samo z siebie, czy wiązało się z jakąś grubszą sprawą, dlatego nie byłem pewien, po jakim gruncie właściwie stąpałem. Ciekawość to jedno, nie chciałem jednak wykorzystywać sytuacji, w której Nicole mogłaby powiedzieć mi więcej, niż w normalnych okolicznościach. Fakt, że siedziała tu ze mną, oznaczał, że w jakimś stopniu zdecydowała się mi zaufać. I choć wciąż do końca nie wiedziałem dlaczego - nie miałem zamiaru tego zaufania nadużywać.
Drgnąłem nerwowo, kiedy pokręciła głową, by następnie zakołysać się na boki, koniec końców opierając głowę na dłoniach. Odruchowo wyciągnąłem ręce, łapiąc ją delikatnie za ramiona, w razie gdyby miała zamiar przechylić się na którąś stronę.
- Nie szarżuj tak, bo biedna głowa odwdzięczy się tym samym - zażartowałem, po krótkiej chwili opuszczając dłonie, ale wciąż przyglądając jej się uważnie. - Żyjesz? - upewniłem się, posyłając jej uśmiech (choć nie byłem do końca pewien, czy go zarejestrowała) i w myślach stwierdzając, że nasze spotkanie w barze zapewne niedługo dobiegnie końca. Wyciągnąłem więc z kieszeni telefon komórkowy i wysłałem szybką wiadomość, wzywając taksówkę. I tak miała upłynąć jeszcze chwila do jej pojawienia się, a biorąc pod uwagę wykluczenie z ruchu mostu na Moon River, może nawet spora.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptySro Sty 01, 2014 11:12 pm

Nie przejęłam się jego zaskoczeniem. Choćby dlatego, że wcale mnie ono nie zdziwiło, sama byłabym zaskoczona, gdyby ktoś w podobnym stanie do mnie wyskoczył z takim pytaniem. Trwałam więc, wpatrzona w niego uważnie, z uporem maniaka wyczekując odpowiedzi. A gdy w końcu ją usłyszałam  zmarszczyłam brwi i pokiwałam powoli głową. Fakt, wiele z tych rzeczy mi uciekło. Chociażby dlatego, że przed wybuchem rewolucji w ogóle nie interesowałam się Igrzyskami. Wolałam by były one poza moim zasięgiem, wolałam o nich nie myśleć. To była metoda na uchronienie się przed dodatkowym stresem. Teraz jednak wolałam nadgonić wszystko.
W końcu powinnam wiedzieć coś o swojej siostrze. Prawda?
Wbiłam spojrzenie w dno szklanki, kręcąc nią i przyglądając się jak falujący, przezroczysty płyn rozbija się o ścianki. Widok ten jednak szybko spotęgował zawroty w głowie, dlatego poprzestałam zabawy i dopiłam zawartość naczynia.
- Zatem będę ciocią - mruknęłam dość obojętnym tonem, nie podnosząc nawet wzroku.
Pytanie Malcolma zignorowałam. Chociażby dlatego, że moje wcześniejsze słowa, na pewien sposób, mogły mu wszystko wyjaśnić. Zamiast tego zaczęłam zastanawiać się czy posiadanie dzieci w takich czasach jest czymś rozsądnym. Co prawda, nie wisiało już nad nimi widmo Igrzysk Głodowych, jednakże zapowiedź kolejnej rebelii elektryzowała całą atmosferę, pokazując, iż ta, najpewniej, jest nieunikniona. A ja zbyt dobrze pamiętała co się dzieje z dziećmi, bądź ludźmi obarczonymi opieką nad najmłodszymi, gdy już dojdzie do walk. Częstokroć oni byli pierwszymi niewinnymi ofiarami.
Skrzywiłam się do tej myśli i szybko opróżniłam kolejną porcję alkoholu. Świat powoli zaczynał mi się kołysać przed oczami. Z umysłu uciekało znaczenie zaistniałych parę chwil temu sytuacji. Niby pamiętałam rozmowę z ojcem, ale nie mogłam do końca pojąć czemu się przejęłam. W sumie, teraz nie byłabym się w stanie przejąć niczym. Nawet tym, że w zasadzie, dobrowolnie i permanentnie urwałam wszelki kontakt z moim ojcem.
Nawet tym, że cały świat tańczył mi przed oczami, a mdłości przerastały moje najśmielsze oczekiwania.
Uniosłam lekko skołowany wzrok, gdy dłonie Malcolma znalazły się na moich ramionach. Gdzieś, na skraju umysły zaświtała mi myśl, że przecież ten brak dystansu powinien mnie skrępować. Ledwo się znaliśmy, a tego wieczora pozwoliłam mu już, po raz kolejny, na naruszenie mojej prywatnej strefy. Zamiast tego, jednak, siedziałam, szczerząc się jak głupia, doszedłszy do wniosku, że ma całkiem ładny uśmiech. Rozbawiło mnie to do tego stopnia, iż parsknęłam śmiechem. Nie do końca naturalnym, ale zawsze. A myśl o tym, że w tym momencie zachowuje się jak wariatka tylko spotęgowała efekt. Ramiona trzęsły mi się rytmicznie, a ja złapałam się za brzuch, oddychając z trudem i próbując się opanować.
- Żyję - odparłam w końcu trochę zdziwiona tym faktem, powstrzymując się, mimo silnej ochoty do pokręceniem z niedowierzaniem głową. Zaśmiałam się jeszcze raz, krótko. - Boże, przepraszam... Nie przejmuj się mną.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyPią Sty 03, 2014 7:02 pm

Przepraszam za tą kupkę, nie wiedziałam już, co napisać. :c

Chociaż byłem całkowicie trzeźwy (te dwa drinki, które wypiłem na początku naszego spotkania już dawno zdążyły osłabić swoje działanie na tyle, że mogłem spokojnie zapomnieć, że istniały), zajęło mi chwilę, nim dodałem dwa do dwóch i skojarzyłem, o czym mówiła Nicole. Być może dlatego, że na pierwszy rzut oka nie trzymało się to kupy, choć z drugiej strony - czy takie rzeczy się nie zdarzały? Nie tylko w Kapitolu, ale - wszędzie? Zdrada i kłamstwo leżały w naturze ludzkiej, bez względu na to, co widniało w rubryce miejsce urodzenia, nawet jeśli zawsze wydawało mi się, że osobiście mnie to nie dotyczy. To była jedna z tych kwestii, o których się słyszało, ale których nigdy nie brało się pod uwagę, jeśli chodziło o nasze życie. Które istniały, ale zawsze dla kogoś innego, dla sąsiada, dla nieznajomego, nie dla nas.
Tak samo jak udział w Głodowych Igrzyskach, co, Malcolm?
Zamilkłem na dłuższą chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć. Każde jedno zdanie, które przychodziło mi na myśl, z całą pewnością robiło ze mnie kretyna, koniec końców zacząłem się więc zastanawiać, czy kobieta w ogóle oczekuje jakichś słów komentarza. Może samo wyrzucenie tego z siebie, poczucie, że ktoś inny też wiedział, było wystarczające? A może nie? Może to tylko ja próbowałem w tamtej chwili usprawiedliwiać samego siebie?
Na szczęście bądź nieszczęście, moje rozmyślenia zostały przerwane, a sama Nicole pozbawiła mnie dylematu, w sposób co prawda nietypowy i nieco zbijający z tropu, ale - skuteczny. Zamrugałem zdezorientowany, zastanawiając się, co takiego ją rozbawiło. Czy wyraz bezradności na mojej twarzy był aż tak wyraźny, a może nieświadomie zrobiłem coś głupiego? Rzuciłem jej pytające spojrzenie, też odruchowo się uśmiechając, chociaż właściwie nie miałem pojęcia, z jakiego powodu.
- To jest ten moment, w którym zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie użyłem rano smaru zamiast pasty do zębów - powiedziałem, w gruncie rzeczy też nieco rozbawiony. Wyglądało na to, że śmiech Nicole - czymkolwiek spowodowany - miał rzadką zdolność do zarażania innych ludzi. Albo przynajmniej zarażania mnie.
- Nie musisz mnie przepraszać - odpowiedziałem po chwili, mając niewielkie trudności z wyłapaniem poszczególnych słów z jej wypowiedzi. Alkohol chyba już porządnie uderzył jej do głowy, chociaż musiałem przyznać, że jak na wypitą ilość, i tak nieźle się trzymała. Nie mogłem co prawda sprawdzić, co siedzi jej w myślach, ale wydawało mi się, że doskonale wie, co mówi.
Odpowiedź na jej ostatnie zdanie pojawiła się w mojej głowie niemal natychmiast, choć minęła chwila, zanim zdecydowałem się wypowiedzieć ją na głos - głównie dlatego, że zdziwiła mnie samego.
- A etap 'nie przejmowania się' przeszedłem już chyba chwilę temu - mruknąłem, zerkając to w przeszklone drzwi baru (w razie gdyby pojawiła się zamówiona taksówka), to na siedzącą przede mną kobietę.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyPią Sty 03, 2014 11:36 pm

Wiedziałam, że takie rzeczy się zdarzają. Znaczy, nie raz byłam świadkiem kłótni młodej pary, starego małżeństwa, świeżo upieczonych narzeczonych, dość często słysząc oskarżenia sugerujące zdradę. Padające słowa wskazywały często na brak zaufania wobec jednej ze stron. Dziwiłam się temu, w końcu, w moim idealnym świecie, wykreowanym przez moich rodziców, nie było na to miejsca. Kochający ludzie nie zawodzili swojego zaufania, przynajmniej, nie aż tak. Nikt nie rzucał słów mówiących o miłości na wiatr, nikt nie naginał zasad, nie szukał możliwości na ucieczkę. Przynajmniej ja trwałam w takim przekonaniu. Nigdy nie dostrzegłam by między rodzicami działo się coś złego. Dla mnie zawsze byli wzorem, jako dziecko marzyłam o uczuciu tak silnym, jak to które połączyło tych dwoje. Nie wierzyłam by istniało coś, co mogłoby zniszczyć ich, tego co było między nimi od zawsze i wydawało się... wieczne. Widać, grubo się pomyliłam. Dałam omamić swoje zmysły, oszukać się najprostszymi zagraniami. Pozwoliłam na to by okłamywali mi całe życie. By wykorzystali moją naiwność, moją wiarę w ich słowa i stworzyli przed moimi oczami iluzje. Omam, który ciągnął się za mną latami. I ze zniszczeniem którego musiałam borykać się już całkiem sama. Żadne z nich nie stało wtedy u mojego boku.
W tym momencie jednak, trwając ze zmąconym  przez alkohol umysłem, mogłam rozkoszować się cudowną obojętnością. Gdyż... mimo iż pamiętałam o tym, mimo że wiedziałam co zrobili, nie czułam, mogłam odetchnąć, śmiać się i trwać z tą świadomością. Wspaniałe uczucie.
Zagubienie wypisane na twarzy Malcolma było czymś intrygującym, więc, nim parsknęłam śmiechem, poświęciłam temu trochę uwagi. A potem dołączyła jeszcze ta dezorientacja w odpowiedzi na moje zachowanie. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam ponownie, czując, że powoli zaczyna boleć mnie od tego brzuch. I naprawdę nie obchodziło mnie to co sobie pomyślą o mnie inni, w sumie, nie obchodziło mnie nic. Byłam wolna od zmartwień, śmiejąc się w głos i nie żałując tego.
A uwaga mężczyzny nie pomogły mi się opanować. Ani trochę.
W końcu jednak zamilkłam i spojrzałam z zastanowieniem na towarzysza, a przez mój umysł, powoli, zaczęło przebijać się znaczenie ostatnich słów. Widziałam jak skacze wzrokiem ode mnie na drzwi i czekałam cierpliwie, aż w końcu przestanie, jednak, gdy to nie nastąpiło w zadowalającym dla mnie momencie, westchnęłam i wyciągnęłam przed siebie ręce, delikatnie przytrzymując jego twarz i zmuszając go by spojrzał mi w oczy.
Proszę, teraz nie dość, że on przekroczył moje granice, jeszcze ja naruszyłam jego. Zaśmiałam się w duchu do tej myśli, na ustach zaś zatańczył mi delikatny uśmiech.
- Dziękuję - powiedziałam z całą mocą swego nietrzeźwego umysłu, na chwilę pozwalając sobie by jedna z moich dłoni delikatnie pogładziła go po zaroście. Dopiero po chwili wycofałam ją, a serce dziwnie zagalopowało w mojej piersi, gdy w pełni zdałam sobie sprawę co zrobiłam. I pewnie, gdyby nie alkoholowe otępienie, siedziałabym teraz rumieniąc się na całej twarzy zawstydzona moją śmiałością. Przecież ledwo go znałam!
Choć, naprawdę, w tym momencie absolutnie mi to nie przeszkadzało.
Ponownie zerknęłam na butelkę, w której zostało już tak mało płynu i zmarszczyłam brwi zastanawiając się, kiedy zdążyłam to wypić. Zerknęłam jeszcze na również pustą szklankę, po czym westchnęłam i odsunęłam ją od siebie.
Strasznie kręciło mi się w głowie. Jednak nadal nie chciałam wracać do domu.
- Cieszę się, że zostałeś - dodałam cicho, z nijakim trudem, jednak... jak najbardziej szczerze.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyNie Sty 05, 2014 12:39 am

Było coś dziwnego w tym naszym dzisiejszym spotkaniu. Żyjąc od ponad dwudziestu lat w Kapitolu, nauczyłem się traktować ludzi z odruchowym dystansem i ostrożnością. Wydaje mi się, że każdy, kto tu trafiał i miał nieco więcej oleju w głowie niż brylujący po parkietach celebryci, po pewnym czasie wypracowywał w sobie taką cechę. W mieście, w którym każdy Twój ruch był obserwowany, a każde słowo mogło zostać obrócone na opak i wykorzystane przeciwko Tobie, wydawało się to naturalne. Dlatego moje zwyczajowe kontakty międzyludzkie przebiegały raczej w atmosferze ochłodzonej, a nawet jeśli nie - to z minimalną chociaż dozą nieufności. Zdrowy rozsądek nakazywał zawsze zakładać u rozmówcy jak najgorsze intencje, bez względu na to, czy się do nas uśmiechał, czy nie. Biorąc pod uwagę rachunek prawdopodobieństwa, ta druga opcja była nawet groźniejsza.
Tym razem było jednak inaczej. Siedziałem nocą w barze, w towarzystwie nieznajomej prawie kobiety, zdawałoby się więc, że moje czujniki ostrożności powinny działać na najwyższych obrotach. Tymczasem te uparcie milczały, niemal pozwalając mi zapomnieć o swoim istnieniu i choć zapewne już samo to powinno wzbudzić mój niepokój, nie potrafiłem oskarżyć Nicole o jakiekolwiek złe zamiary. Najprawdopodobniej stawałem się tym samym wyjątkowo łatwym celem do oszukania, ale szczerze mówiąc - nadal nie byłem w stanie nic z tym zrobić. A może po prostu nie chciałem. Tak czy inaczej - miałem to gdzieś. Dlatego kiedy kobieta wzięła moją twarz w dłonie, w oczywisty sposób łamiąc wszelkie niepisane zasady - jeśli jakiekolwiek jeszcze istniały - po prostu się uśmiechnąłem.
- W gruncie rzeczy nic takiego nie zrobiłem - powiedziałem, w odpowiedzi na jej podziękowania. Zawiesiłem wzrok na jej oczach, które, paradoksalnie, wydawały się patrzeć na mnie wyjątkowo przytomnie, przynajmniej biorąc pod uwagę ilość wypitego alkoholu, krążącego właśnie w żyłach ich właścicielki. Zamarłem na krótką chwilę, orientując się, że zadanie polegające na rozgryzieniu, kim była Nicole, które wyznaczyłem sobie na tamten wieczór, poległo po całej linii. I, co bardziej zaskakujące, że w którymś momencie całkowicie przestało mi na nim zależeć. Może na tym właśnie polegała jej magia.
Kiedy pogładziła mnie po policzku, moja dłoń automatycznie powędrowała w kierunku jej, łapiąc ją za nadgarstek i przytrzymując ją chwilę dłużej, zanim pozwoliła opaść jej ponownie na blat stolika. Prosty gest, który w pewien sposób zdziwił mnie samego, chociaż już nie tak bardzo, jak zapewne zrobiłby to na początku naszego spotkania.
- Też się cieszę - odpowiedziałem cicho, posyłając jej jeszcze jeden niewyraźny uśmiech. Nie umknęło mi, że odsunęła od siebie szklankę, najwidoczniej uznając, że i tak wypiła już zbyt dużo. Coś, co w normalnych okolicznościach z pewnością wywołałoby u mnie co najmniej niedowierzające uniesienie brwi, w jej wykonaniu jakoś nie potrafiło mnie zdziwić. Zresztą, zrobiła to w samą porę, bo zaledwie sekundę później po fasadzie budynku przejechały żółte smugi światła, rzucane przez reflektory samochodu, które następnie znieruchomiały i zgasły, zwiastując przybycie oczekiwanej taksówki. Odchrząknąłem cicho.
- Wydaje mi się, że przyjechała nasza limuzyna - zauważyłem pół żartem, pół serio, wskazując głową w stronę drzwi. Nie chciałem, żeby pomyślała, że chcę jak najszybciej zakończyć nasze spotkanie - zresztą, szczerze mówiąc, była to ostatnia rzecz, na jaką w tamtej chwili miałem ochotę - ale jednocześnie czułem, że powinienem odstawić ją w bezpieczne cztery ściany, gdzie będzie mogła odpocząć. W następnym momencie podniosłem się z miejsca, stając obok Nicole, gotowy w razie potrzeby pomóc jej pozbierać się do kupy. - Pani pozwoli? - zapytałem, wracając do wystudiowanego tonu z przed kilku godzin.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyNie Sty 05, 2014 4:13 pm

To wszystko było... ciekawe. Patrząc na to z innej perspektywy, gdybym nie była pijana, już dawno bym się wycofała. A jeśli nie, w tym momencie, widząc uśmiech na twarzy mężczyzny wywołany najpewniej przed dotyk moich dłoni poczułabym się co najmniej niekomfortowo i próbowała jakoś wykręcić z tej sytuacji. Zamiast tego jednak patrzyłam. Wodziłam zamglonym lekko wzrokiem po jego ustach, wbiłam spojrzenie w oczy. A gdy odpowiedział na moje słowa pozwoliłam sobie nawet na bardzo powolne pokręcenie głową. Choć i tak, mimo ostrożności, mój żołądek zacisnął się na chwilę, choć tym razem dałam sobie radę nad tym zapanować. Malcolm nie miał racji. Zrobił naprawdę dużo.
Od zawsze lubiłam czytać, szczególnie książki przygodowe, skryte wśród półek mojego dawnego domu. Częstokroć zachwycałam się tym co spotykało bohaterów, tym jak przeżywając to co się dzieje. Jednak... kilka rzeczy zawsze mnie bawiło. To jak kobieta przeżywała zauroczenie, to jak opisywała swoje reakcje w niespodziewanych sytuacjach, jak mówiły o odczuciach, które wydawały mi się wręcz paradoksalne,  niemożliwe do zaistnienia. Jednakże, kiedy Malcolm przytrzymał moją dłoń na swoim policzku, poczułam się jakby moje serce zrobiło gwałtownego fikołka. Zamrugałam zaskoczona tym faktem, po czym na moich policzkach, na chwilę, pojawił się jednak delikatny rumieniec.
Widać nie byłam wystarczająco pijana, jak myślałam jeszcze parę sekund temu.
Wszystko trochę się pogmatwało, ze zwykłego, towarzyskiego spotkania przy drinku wyszło to... Coś czego nie do końca potrafiłam nazwać, coś okraszonego dziwną szczerością, przekraczaniem pewnych granic, niespodziewaną intymnością. Przez chwilę próbowałam nawet to zrozumieć, jednak zdecydowanie przerosło to zdolności mojego umysłu, przynajmniej w tym momencie. Jedyne co do mnie dotarło to fakt, iż nawet nie byłam pewna czy będąc trzeźwa też tak bym się nie zachowała. W końcu, rozmawiając z mężczyzną o przeszłości nie wypiłam jeszcze dużo alkoholu.
Słysząc kolejne słowa Malcolma uniosłam na chwilę głowę, a na mojej twarzy, ponownie, pojawił się uśmiech.  To, iż i mężczyzna cieszył się ze wspólnie do tej pory spędzonego czasu naprawdę było miłe. Łechtało moją dumę. Ale potem wspomniał o przyjeździe limuzyny. Skierowałam wzrok w stronę wyjścia, a moje źrenice rozszerzyły się pod wpływem nagłego niepokoju. Jaka limuzyna?
- Nie - bąknęłam skołowana, krzywiąc się na samą myśl o perspektywie powrotu do domu. Nie chciałam tego, nie chciałam patrzeć na puste ściany, walczyć z sobą w tamtym miejscu, gdzie z każdego kąta patrzyły na mnie potwory przeszłości. - Znaczy... wrócę... sama... Ja...
Zamilkłam i wlepiłam w niego błagalne spojrzenie, zdając sobie sprawę, że i tak już przegrałam wszystko. Malcolm wcześniej nie zgodził się zostawić mnie samej, więc, teraz, tym bardziej nie pozwoli mi wracać samotnie do domu. Zresztą, sama na jego miejscu bym sobie nie pozwoliła. Nie zaufałabym osobie w takim stanie, a tym bardziej jej zmysłowi orientacji. Tym bardziej, że tak naprawdę zamierzałam iść gdziekolwiek, byle nie tam, gdzie on chciał mnie zawieść. Zamknęłam oczy i jęknęłam cicho, po czym podniosłam się powoli z miejsca.
- Nie możemy tego rozwiązać tego w inny sposób? - poprosiłam cicho, niepewnym głosem, modląc się w duchu, by jednak ustąpił. Zechciał tutaj zostać.
Powrót do domu był ostatnim co było mi potrzebne. Nawet w tym stanie.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyPon Sty 06, 2014 12:02 am

Zawsze mi się wydawało, że całkiem nieźle szło mi odczytywanie ludzkich zamiarów. Obracałem się w towarzystwie ludzi bliskich Snowowi, na bankietach uśmiechałem się do całego trzonu Organizatorów Igrzysk; umiejętność mówienia tego, co ktoś akurat chciał usłyszeć, była więc nieoceniona. Zazwyczaj wystarczało mi jedno spojrzenie, odczytanie między wierszami, ukryte znaczenie, czy nieznaczny gest i już wiedziałem, czego się ode mnie oczekuje. Z czasem przyzwyczaiłem się uznawać to za coś przydatnego, ale i oczywistego, z czego dodatkowo mogłem być w pewien sposób dumny. Zresztą, tak właśnie się czułem, za każdym razem, kiedy udało mi się wykiwać jednego z wiecznie uśmiechniętych urzędników.
Dzisiaj, patrząc na to z perspektywy czasu, zastanawiam się, czy nie była to kwestia faktu, że obracałem się tylko i wyłącznie wśród Kapitolińczyków - ludzi tak zepsutych, że ich potrzeby ograniczały się do kilku podstawowych pozycji. Być może moja pewność siebie stanowiła jedynie iluzję, zbudowaną na całkiem imponujących, ale w gruncie rzeczy nieprawdziwych fundamentach. To by tłumaczyło wiele moich pomyłek, na czele z tą największą, polegającą na fałszywym przekonaniu, że wychowana w Dziewiątym Dystrykcie rodzina, odnajdzie szczęście w Kapitolu. Tłumaczyłoby również, dlaczego pomyliłem się teraz - bo kiedy z ust Nicole wyrwało się krótkie 'nie', stało się jasne, że w pewnym momencie popełniłem błąd w moich osądach.
Spojrzałem na nią, zaskoczony, w pierwszej chwili nie wiedząc, do czego właściwie się odnosiła. Nie zdążyłem jednak o to zapytać, wyprzedzony przez kilka kolejnych wyrazów, wypowiedzianych z dziwnym błaganiem w głosie - zupełnie jakby perspektywa powrotu do domu nie tyle ją zniechęcała, ale wręcz przerażała. Zamilkłem, na krótki moment zbity z tropu, chociaż prawdę mówiąc, byłem w stanie ją zrozumieć. Cztery ściany mojego własnego mieszkania mnie również już od dawna nie dawały ulgi, ani nie kojarzyły się z domem. Nie były miejscem, do którego miałem ochotę uciec. W chwilach, w których coś szło nie po mojej myśli, o wiele bardziej wolałem schronić się w kwaterze Kolczatki, nawet mimo wiszącego w powietrzu zapachu zgnilizny i świadomości wiszących nad głową setek ton betonu i stali.
- Nie zostawię cię - powiedziałem w końcu, szukając w głowie innego rozwiązania, o które poprosiła, chociaż, jeśli miałbym być szczery - wcale nie potrzebowałem rozglądać się daleko. Kompromis leżał wprost przed moimi oczami; problem polegał na tym, że istniało wysokie prawdopodobieństwo, że jakkolwiek bym go nie sformułował, zostałby źle odebrany. Westchnąłem cicho, wyciągając rękę przed siebie i jakby z zastanowieniem odgarniając z twarzy kobiety luźny kosmyk włosów, po to, by następnie założyć go za jej ucho. - Jeśli nie chcesz wracać do siebie, możesz dzisiaj zostać u mnie. Na moje szczęście, mam całkiem wygodną kanapę - dodałem ostrożnie, mając nadzieję, że Nicole nie oskarży mnie o złe intencje. Chociaż zdecydowanie nie byłem święty, sam uważałem wykorzystanie jej nie do końca świadomego stanu za coś wartego przynajmniej porządnego prawego sierpowego. Z drugiej strony nie byłem pewien, jak daleko sięgała moja zła reputacja. - Możemy też zostać tutaj - zauważyłem asekuracyjnie, wzruszając ramionami - ale wydaje mi się, że nawet ten lokal nie jest czynny całą dobę i prędzej czy później nas stąd wygonią. - Podciągnąłem wyżej jeden kącik ust, jeszcze raz zerkając na kobietę i z niecierpliwością czekając na jej decyzję. W ostateczności mógłbym sam zanieść ją do taksówki, ale... hm, chyba wolałem wykorzystać najpierw wszystkie inne pokojowe możliwości.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyPon Sty 06, 2014 2:14 am

Zaskoczenie na twarzy Malcolma było dla mnie szansą. Poczułam ukłucie nadziei, gdy tak stałam, patrząc na niego, licząc na to, że zrozumie i to, że ustąpi. Chciałam żeby spojrzał na to inaczej, by dostrzegł to co nie do końca potrafiłam wyrazić na głos. Bo jak miałam mu wytłumaczyć, sensownie, tę próbę ucieczki? W końcu moja niechęć nie była niczym innym jak podkulaniem ogna i pośpiesznym oddalaniem się od miejsca, które nie mogło zapewnić mi spokoju. Nie tego wewnętrznego. Nie mogłabym tam zasnąć, odetchnąć, tak naprawdę, złapać tchu całą piersią. Nie tak jak tutaj. W miejscu zupełnie dla mnie obcym, z mężczyzną, którego ledwo znałam, który jednak stawał się coraz bliższy mojemu sercu.
Nie mogłabym się nazwać egoistką. Znałam siebie na tyle by wiedzieć, jak wiele znaczy dla mnie szczęście bliskich. Nie byłam też chyba osobą zapatrzoną w siebie, w końcu moi przyjaciele, znajomi, stanowili ważny element mojego życia. W sumie, nie wyobrażałam sobie siebie bez innych ludzi dookoła. Nigdy bym jednak nie przypuszczała, ze potrafię być tak otwarta. Że nawiązywanie nowych znajomości przyjdzie mi z taką łatwizną, iż tak szybko odrzucę pewne granicę, jakby zapominając o przyzwoitości. Nie pomyślałabym, że jest to możliwe tutaj, w Kapitolu. Dawniej, jeszcze za czasów Trójki moje życie naprawdę toczyło się innymi torami, reagowałam na wszystko inaczej, częściej się uśmiechałam, czerpałam więcej przyjemności ze wszystkiego. Jednak teraz, tutaj, w tym momencie, przekonałam się, że nadal tak potrafię. Mogę patrzeć bezkompromisowo, zdjąć z oczu filtr który nałożyła na nie wojna, a potem, utwierdził Kapitol.
To wszystko potoczyło się tak szybko, ledwo parę godzin temu był dla mnie tylko Malcolmem-zwycięzcą, Malcolmem-który-zaczepił-mnie-w-KOLCu. Kimś przed kim czuje się respekt, kimś na kogo patrzy się z dystansem, obawiając się o to, co może z tego wyjść. Kimś, z kim, paradoksalnie, znalazłam nić porozumienia. W moje ręce wpadł kłębek splątanych ze sobą podobieństw i, po trochu niechcący, wyślizgnął mi się on z ręki rozplątując sie przede mną w zawrotnym tempie, prezentując to co mogło się dla mnie liczyć. A ja, zamiast szybko go zebrać i zacząć rozplątywać od początku, powoli, dając sobie szansę na przemyślenie każdego kroku po kolei, podążyłam za toczącym się kłębuszkiem. W kilka godzin pozwoliłam na zmienienie wszystkiego w diametralny sposób.
Dlatego teraz, gdy jego palce dotknęły mojego policzka w tak ulotny sposób, zgarniając z niego niesforny kosmyk włosów, westchnęłam cicho i przymknęłam oczy. Mimo, że powinnam zachować obojętność, nie okazać jak bardzo spodobał mi się ten gest, mimo że wewnętrzny głosik mówił bym odsunęła twarz i spojrzała na niego twardo ukrócając to wszystko, pozwoliłam sobie czerpać satysfakcje z tej krótkiej chwili. I to wcale nie dlatego, że byłam pijana. Coś mi mówiło, że nawet bez promili we krwi nie odeszłabym w tej chwili. Było już za późno, przynajmniej dla mnie, na wycofanie się z tego.
Miałam wrażenie, że moje życie stanęło trochę na głowie.
I już nie byłam taka pewna czy wyjdzie mi to na dobre, czy na złe.
- Dobrze - odpowiedziałam, nawet w pełni nie rozważając za i przeciw propozycji która przed chwilą padła. A zdrowy rozsądek powinien wręcz wrzeszczeć w tej chwili, że powinnam to przemyśleć. W końcu, właśnie przyjęłam zaproszenie od mężczyzny na spędzenie nocy w jego domu. Na dodatek od mężczyzny z nie byle jaką opinią. Mimo wszystko nie obawiałam się go, nie martwiłam się o to, że może mieć jakieś złe zamiary. A przecież powinnam. - O ile to nie będzie problemem - dodałam, ciszej, podnosząc wzrok i patrząc mu w oczy.
Serce galopowało mi niebezpiecznie, gdy tak stałam. Malcolm obudził we mnie dzisiaj zbyt wiele dawno uśpionych reakcji. Namącił mi w głowie, nawet chyba nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Powinnam była wycofać się choćby dlatego. W końcu nie mogłam sobie obiecać, że nie zrobię niczego głupiego. Teraz, kiedy zupełnie nie przejmowałam się konsekwencjami moich zachowań, zbyt łatwo mogłam stracić nad wszystkim panowanie. Jednak wyciągnęłam tylko rękę przed siebie i, na chwilę, uściskałam jego dłoń. Jej ciepło było naprawdę przyjemne. Miałam ochotę przenieść jego palce na swoją twarz, wtulić policzek w nie. Zamiast tego jednak puściłam ją, nie spuszczając przy tym wzroku.
Miałam wrażenie, że moje oczy, w tym momencie, mogły mu za dużo zdradzić.
- Naprawdę dziękuję - mruknęłam.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyNie Sty 12, 2014 6:56 pm

Tu też przepraszam za tempo. :c

Świat pełen był głupców.
Wiedziałem to od zawsze, a przynajmniej od czasu, kiedy zrozumiałem w pełni znaczenie tego słowa. Ludzie byli nieostrożni, sami wystawiali się na cel, żyli naiwnymi ideałami i tłumaczyli to wszystko podążaniem za głosem serca. Śmiałem się gorzko, za każdym razem, gdy słyszałem te argumenty, dla mnie samego będące jedynie kiepskim usprawiedliwieniem słabości, chowaniem głupoty za barykadą jakichś rzekomych wyższych wartości. Rzeczywistość, jaka nas otaczała - rzeczywistość, jaką znałem - nie pozostawiała miejsca na tego typu błędy. Zresztą, ci, którzy je popełniali, w przeważającej większości spotykali się z niezbyt szczęśliwym losem, stanowiąc przestrogę dla reszty, chociaż większość z owej 'reszty' i tak uznawała ich za inspirację, nie za pogrożenie palcem. Wiedziałem o tym i w pewien sposób akceptowałem, po cichu śmiejąc się z nieuleczalnej naiwności otaczających mnie osób, najczęściej przy tym omijając je szerokim łukiem i uznając za oczywiste zagrożenie i niegodnych zaufania współpracowników. Wydawało mi się, że jestem ponad nimi - a może po prostu nie byłem w stanie ich zrozumieć?
Bo skoro wiedziałem to wszystko, to dlaczego od samego początku tamtego dnia zachowywałem się jak jeden z tych pogardzanych przeze mnie głupców, łamiąc po kolei wszystkie niezbędne środki ostrożności i pozwalając, by na oczy opadły mi osłaniające tę smutniejszą część rzeczywistości klapki?
Zresztą, nie tylko ja. Wyglądało na to, że oboje z Nicole postanowiliśmy nagiąć schematy i zaryzykować. Zastanawiałem się jedynie, czy zapoczątkowało to któreś z nas, czy po prostu trafiliśmy na siebie niewytłumaczalnym zbiegiem okoliczności. Jakakolwiek była prawda, nie dawała nam już możliwości odwrotu, albo to ja wmawiałem sobie, że tak było, żeby w ogóle nie musieć go rozważać. Bo choć wiedziałem, że zachowuję się głupio, pokładając zaufanie w nieznajomej kobiecie i wbrew wszelkim środkom ostrożności zapraszając ją do własnego mieszkania, które aż roiło się od śladów działalności w opozycji, to jakiś cichy głosik, umiejscowiony z tyłu mojej głowy, nie ustawał w próbach przekonania mnie, że przecież nic się nie stanie. Czy moja towarzyszka nie zrobiła dzisiaj tego samego, przyjmując moje zaproszenie - już dwukrotnie? Oczywiście mogła być świetnie wyszkolonym szpiegiem, wysłanym właśnie po to, ale coś mi mówiło, że jednak jest wobec mnie szczera. Co oczywiście byłoby jedną z cech owego świetnie wyszkolonego szpiega, ale ten fakt z wręcz chłodną premedytacją zdecydowałem się zignorować.
Uśmiechnąłem się lekko, w duchu ciesząc się, że postanowiła ustąpić oraz że wbrew moim obawom nie odtrąciła ani mojej dłoni ani zaproszenia. Ponieważ wciąż miała na sobie mój płaszcz, wziąłem do ręki jej własny, po czym - najostrożniej, jak potrafiłem - podniosłem też plecak z cenną zawartością.
- Nie mam zamiaru go ukraść, nie wyciągaj gazu pieprzowego - zapewniłem z rozbawieniem, w razie gdyby zaczęła już planować, jak mnie obezwładnić, i mrugnąłem do niej na znak, że żartowałem. Na zewnątrz rozległo się trąbienie samochodu - najwyraźniej kierowca taksówki zaczął się niecierpliwić długim czekaniem. Wywróciłem oczami. - Świat się o nas upomina - powiedziałem, zerkając przez szybę na zewnątrz, po czym ponownie skupiając uwagę na Nicole. Wyciągnąłem rękę w jej stronę, gotów pomóc jej wstać, w razie gdyby miała zawroty głowy. Szczerze powiedziawszy, byłbym więcej niż zdziwiony, gdyby ich nie miała. - W porządku? - zapytałem, patrząc na nią nieco uważniej. Pod tymi krótkimi dwoma słowami kryło się o wiele więcej niż zazwyczaj i wątpiłem, czy istniała na nie równie krótka, a jednocześnie szczera odpowiedź, zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności, ale chyba po prostu nie chciałem, żeby czuła się sama. Co prawda jeśli o mnie chodziło, byłem wyjątkowo kiepskim materiałem na ramię do wypłakania, a pocieszanie kogokolwiek leżało w tajemniczej krainie o nazwie Umiejętności Niepojęte, Nie Próbować, Grozi Katastrofą, ale cóż - jak już ustaliliśmy wyżej, dzisiejszego dnia nie należałem do ludzi rozsądnych.
Zanim wyszliśmy, położyłem na stoliku banknot, mający uregulować nasz rachunek, po czym obróciłem się jeszcze w stronę stojącego za barem mężczyzny, posyłając mu milczące, ale za to znaczące spojrzenie. Kiwnął głową, doskonale rozumiejąc, o co mi chodziło.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyNie Sty 12, 2014 10:21 pm

Wedle wszystkich zasad rozsądku ten wieczór nie powinien się zdarzyć. Nie powinnam być teraz z byłym tryumfatorem, osobą medialną, tak blisko, przekraczają powoli niespisane granice. Nie powinnam była spić się, nie z własnej woli, w końcu zawsze żywiłam prawdziwą niechęć do tego stanu. W końcu, nie powinnam była również stoczyć tej rozmowy z ojcem. Nie powinnam była dowiadywać się, że mam siostrę. Tak się nie dzieje w dobrze funkcjonującej rodzinie, wśród naprawdę kochających się ludzi. Jednakże... Życie nie raz, nie dwa udowodniło, że nie respektuje zasad tworzonych przez ludzi, los niejednokrotnie zakpił sobie z tych, którzy wierzyli w idealność świata. Dlatego miałam siostrę. Dlatego mój tata wcale nie był ideałem. Dlatego stałam patrząc na towarzysza będąc pewna, że posuwam się za daleko, mimo wszystko jednak nie przerywając tego. Dlatego zamierzałam spędzić u niego noc.
Nic nie jest idealne.
Był troskliwy. To musiałam mu przyznać. Coś w jego zachowaniu, w uśmiechu, głosie,  sprawiało, że czułam się lepiej. Tak jakby Malcolm stał się dla mnie ostoją na szarganym przez wiatry morzu. Kołem ratunkowym wśród zamętu, który niestrudzenie próbował wkraść się w moje życie. Nie wiedziałam jak bardzo świadomie to robi, ile w tym wszystkim było celowego działania, a ile... dopisków mojego własnego umysłu. Nie byłam pewna czy nie odczytałam czegoś źle, czy nie przerysowałam w swej interpretacji jego zamiarów.  W sumie, nawet nie chciałam tego dociekać. Po prostu cieszyłam się z tego, korzystałam z podpory jaką zaoferował mi los.
Tonący brzytwy się chwyta, pomyślałam, trochę zdziwiona tym wnioskiem, jednak szybko uśmiechnęłam się w duchu. Chyba ta brzytwa nie stanowiła zagrożenia.
Obserwowałam Malcolma, jak podnosi mój płaszcz - dopiero teraz do mnie dotarło, że nadal mam na sobie jego nakrycie - jednak, gdy jego ręka skierowała się w stronę mojego plecaka, moje czoło zmarszczyło się podejrzliwie. To był odruch, nic nie mogłam na to poradzić. Naprawdę nikt nie miał prawa dotykać mojego sprzętu, zbytnio bałam się skutków jego utraty. Jednak, w tym momencie, gdy usłyszałam żart mężczyzny, pozwoliłam się sobie rozluźnić, nawet uśmiechnęłam się nieznacznie. Nie miałam gazu pieprzowego, a moja jedyna broń znajdowała się w plecaku. I może właśnie świadomość tego faktu sprawiła, że, początkowo, tak się spięłam.  Zostałam pozbawiona kolejnej szansy do obrony. Której i tak nie mogłabym dobrze użyć, obraz zbytnio latał mi przed oczami.
- Mógłby jeszcze trochę poczekać - mruknęłam w odpowiedzi na słowa Malcolma. Jednak mężczyzna miał rację, czas było wrócić, chociaż po części, do normalnego świata. Może nawet tylko na czas podróży, jednak należało. Nie mogliśmy wiecznie siedzieć w tym barze.
A szkoda.
W odpowiedzi na padające, w następnym momencie, pytanie skinęłam głową, odruchowo. I tutaj popełniłam kolejny błąd, zawroty głowy ponownie mnie zaatakowały, zrobiło mi się niedobrze i, na chwilę, pożałowałam wypitego wcześniej alkoholu, jednakże przyjemne otępienie, które coraz silniej wkraczało do mojego umysłu, rekompensowało mi nawet to.
- Może jednak nie tak do końca - odpowiedziałam w końcu, lekko rozbawiona i z wdzięcznością przyjęłam wyciągniętą w moją stronę rękę.
Choć nie cieszyło mnie to, że mieliśmy stąd wyjść, naprawdę, ruszyłam za nim grzecznie w stronę wyjścia, opatulając się szczelniej płaszczem, gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz. Przez moją głowę przebiegła myśl, że Malcolm zmarznie teraz, skoro przywłaszczyłam sobie jego płaszcz, jednak, na szczęście, szybko znaleźliśmy się we wnętrzu taksówki. A tam było  już przyjemnie ciepło.


//zt [x2]? Napiszesz już coś krótkiego u Malcolma? W ogóle odgrywamy jeszcze ten poranek?
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyPią Sty 24, 2014 12:33 pm

|po wątku z pracowni


Wiadomość od Jacksona była ostatnią rzeczą, której Rory spodziewała się tego poranka.
Wczoraj wieczorem udało jej się wreszcie nadrobić wszystkie zaległości i uporządkować swoje sprawy w Capitol's Voice, dlatego na dziś nie planowała żadnych specjalnych atrakcji. Ot, spacer do centrum, odwiedziny w redakcji i zebranie zadań na przyszły tydzień. Wciąż musiała przemyśleć kilka spraw, które nie zniknęły tak łatwo, jak zaległy artykuł dla gazety. Przeprosiny Vivian. Relacja z Nicole. Swoje stanowisko w sprawie nadchodzącej rebelii.
Gdy telefon zapiszczał, oznajmiając nową wiadomość, panna Carter krzątała się po kuchni, przygotowując śniadanie. Jej brwi momentalnie powędrowały w górę. Jak długo nie widziała Jacksona?
Musiała przyznać, że nie zachowała wielu znajomości z rebelii, a już na pewno nie widziała sensu w ich pogłębianiu, w końcu kryły się za tym niekoniecznie pozytywne wspomnienia. Choć Blomwella trudno było nazwać jej przyjacielem, Rory musiała przyznać, że lubiła tego chłopaka. Był młodszy od niej, racja, ale w swoim czasie udowodnił, że wiek nie musi mieć znaczenia, jeśli tylko walczysz w imię swoich wartości.
Miała godzinę, którą wykorzystała na szybki prysznic, a potem zdecydowała się przyjść do baru na pieszo. Przezornie ubrała się nieco za ciepło, jak na dzisiejszą pogodę, ale ostatnie doświadczenia z grypą nauczyły ją, by nigdy nie lekceważyć chłodnego wiatru.
Przekraczając próg baru, rozejrzała się szybko dookoła i nie rozpoznała Jacksona w żadnym z obecnych tu mężczyzn. Uznała, że cokolwiek chciał jej powiedzieć, na pewno nie nadawało się dla uszu barmana, dlatego zamiast zwyczajowo usiąść na swoim ulubionym wysokim stołku przy barze, Rory powędrowała do dwuosobowego stolika, który znajdował się nieco na uboczu. Wstrzymała się z zamówieniem, nie wiedząc, czy spotkanie nie przeniesie się w inne miejsce. Oparła się wygodnie na krześle, zwracając twarz w stronę wejścia. Dziwnie przyjemne uczucie oczekiwania obudziło się w niej od razu po otrzymaniu wiadomości, a teraz powoli osiągało punkt krytyczny. Co takiego miał jej do powiedzenia Jackson?
Powrót do góry Go down
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyPią Sty 24, 2014 7:48 pm

// Bilokacja, formalnie po grze z Jazzy :)
Nie zamierzał urządzać sobie spotkań towarzyskich. Zwłaszcza, że niezbyt lubił ludzi, przynajmniej zaczął tolerować swoich współpracowników. W biurze spędzał mnóstwo czasu, angażując się w małe i większe akcje. To było teraz jego życie. A że dostał zlecenie, wypadało odnowić jeden ze starych kontaktów. W tym celu musiał przekopać jakieś dziesięć pięter teczek, segregatorów i luźnych kartek, żeby znaleźć numer do kobiety. Może był trochę niegrzeczny i oschły, ale powinna się do tego przyzwyczaić. Do tego, że nigdy nie zależało mu na sympatii innych osób. Wyłączając Jasmine, ale to zupełnie inna bajka. O wiele dłuższa, smutniejsza i wymagająca minimum pół litra, żeby zacząć szczerze rozmawiać. Kobieta jego życia wolała innego, a on jej kibicował, byle tylko zaznała szczęścia. Żałosne.
W ciemnej kurtce śledził Rory przez dobre pół godziny. Musiał mieć pewność, że przyjdzie sama. Wywiad pokazał, że jest po ich stronie, a potrzebowali każdej pary rąk do pracy i każdej głowy do myślenia. Dziwne, że to akurat on został wyznaczony do tego zadania. Był łącznikiem, cokolwiek to znaczyło, bo brał się do każdego rodzaju roboty, czuł się potrzebny, na właściwym miejscu. Robił coś istotnego i zgodnego z własnymi przekonaniami.
Wszedł do baru jakieś pięć minut później, niż kobieta. Teren bezpieczny. Skinął głową barmanowi, który już zaczynał go poznawać. Zamówił wodę z cytryną i podszedł do stolika, przy którym czekała na niego Rors. Odchrząknął, przewieszając kurtkę przez oparcie krzesła. Odsunął je i usiadł obok.
- Domyślasz się, że mam sprawę - zaczął, nie owijając w bawełnę. Nie był w tym dobry, nie nadawał się do kontaktów interpersonalnych, ale ktoś chyba chciał go sprawdzić. Jack nie zamierzał zawieść. Jeśli by poległ, zawiódłby przede wszystkim siebie, nie po raz pierwszy z resztą.
Poczekał, aż barman przyniesie zamówienie i upił łyk wody. Trochę zaschło mu w gardle. Nadal trochę szumiało mu w uszach po szalonej jeździe motocyklem. Potrzebował tego, zastrzyku adrenaliny.
- Tylko sprawa jest poważna i dosyć... Niejawna. Mam mówić dalej? - zapytał, podciągając trochę rękawy bluzy i patrząc na kobietę.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptyPią Sty 24, 2014 9:00 pm

Obyło się bez powitania. Żadnego 'kopę lat!' albo 'nic się nie zmieniłaś', żadnych uśmiechów, przymilnych gestów, wyłącznie czysta formalność. Rory wiedziała, że Jackson nie jest typem faceta, który z rozbrajającym uśmiechem przegadałby pół wieczoru wspominając dawne dzieje, ale jego zachowanie i tak nieco ją zdziwiło. A więc był tutaj w interesach?
Serce zaczęło bić jej szybciej, bo nareszcie zaczynała się domyślać, jakiego rodzaju sprawę ma dla niej Blomwell. Jego nagła potrzeba kontaktu mogła świadczyć o tym, że Rory dobrze odczytywała wszystkie znaki. A więc jednak ktoś ją sprawdzał? Cudownie, ruch oporu nie mógł sobie wybrać lepszego okresu do nawiązania współpracy.
-Domyślam - przytaknęła krótko, śledząc chłopaka wzrokiem.
Automatycznie przyjęła wyprostowaną postawę i skupiła uwagę wyłącznie na swoim towarzyszu. Czuła się dziwnie podekscytowana tym, co chciał jej opowiedzieć, dziennikarska ciekawość domagała się zaspokojenia.
-Będę milczeć jak zaklęta - zapewniła, kładąc ręce stół - A teraz zamieniam się w słuch.
Zastanawiała się czy coś, a może ktoś konkretny miał wpływ na to, że postanowiono skontaktować się z nią akurat teraz. Próbowała przypomnieć sobie, czy rozmawiała ostatnio o rebelii, może powiedziała głośno coś, co skupiło na niej uwagę odpowiednich osób. A może wreszcie doszukali się drugiego dna w jej artykułach?
Od kilku miesięcy dojrzewała w niej myśl o całkowitej zmianie frontu. Jeszcze kilka lat temu była wierna i oddana do bólu Trzynastce, ale rządy Coin coraz mniej jej się podobały. Do próby rozwiązania tajemnicy śmierci matki doszło kilka niefortunnych decyzji rządu, z organizacją kolejnych Igrzysk jako wisienką na torcie. Nie o takie Panem walczyła, nie tego przecież chciała. Tygodnie spędzone w domu pomogły jej zebrać myśli, uporządkować priorytety i kilka tygodni temu postanowiła, że jeśli tylko nadarzy się okazja, wystąpi przeciwko Rządowi. Czyżby takowa właśnie miała się nadarzyć?
Powrót do góry Go down
the pariah
Jackson Blomwell
Jackson Blomwell
https://panem.forumpl.net/t2040-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1030-jackson
https://panem.forumpl.net/t1301-jackson-blomwell
https://panem.forumpl.net/t1026-better-forget-it
https://panem.forumpl.net/t1029-jackson
Wiek : 20
Zawód : były żołnierz, łącznik w Kolczatce
Przy sobie : broń palna, kapsułka z wyciągiem z łykołaków

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 EmptySob Sty 25, 2014 3:04 pm

Przepraszam za jakość, ale moja głupota się włączyła i niechcący zamknęłam kartę z postem x.x
Wydawała się zainteresowana, wyglądała na zdecydowaną. Na cokolwiek, co miał jej powiedzieć. Upił jeszcze trochę wody i zerknął, czy aby nikt ich nie słucha. Po pierwsze, nie mógł przeciągać spotkania w nieskończoność. Po drugie, pozostawało pytanie, czy Rory wyrazi zgodę. Po trzecie, nie mogli oczywiście dokończyć wszystkich formalności tutaj. Musiał zabrać ją do kwatery, oprowadzić, zapoznać z ludźmi, obowiązkami, zasadami bezpieczeństwa.
- Doskonale wiem, że nie podobają ci się aktualne władze - zaczął, zerkając przy okazji, czy nikt ich nie obserwuje. Nie mogli zwracać na siebie uwagi. Podstawowe reguły bezpieczeństwa. Cave było raczej zaufanym miejscem, ale obowiązywała zasada ograniczonego zaufania.
- Należę do podziemnej organizacji, zwalczającej rząd. Szukamy nowych ludzi - ciągnął, tym razem zmuszając się do spojrzenia jej w oczy. Nienawidził tego, więc po raz kolejny musiał nieco nagiąć swoje sztywne zasady, zrobić wyłom w murze, który nie pozwalał mu zbliżać się do innych. Może właśnie dlatego wyznaczyli go do tej misji. Byłby bardziej użyteczny, gdyby potrafił nawiązywać i wykorzystywać kontakty.
- Pytanie brzmi, czy się na to piszesz. Wiem, że to trudne, ale nie dostaniesz kilku dni do namysłu - dokończył, obserwując uważnie jej reakcje. Jeśli się pomylili, mogła ich wydać. Właściwie każdy mógł zdradzić. Ryzyko, które podejmowali, wstępując do Kolczatki.
Starał się wyglądać zupełnie zwyczajnie, przeciętnie. Ciężko zachować pozory, kiedy nie jest się zbytnio rozmowną osobą. Dopił wodę, odstawił cicho szklankę na blat i splótł palce, nie spuszczając wzroku z towarzyszki. Czekał. I trzeba przyznać, że przy każdej "akcji" był tak samo podekscytowany.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Bar 'Cave' - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bar 'Cave'   Bar 'Cave' - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Bar 'Cave'

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 Similar topics

-
» Bar 'Cave'

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Centrum miasta-