IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Brama główna - Page 7

 

 Brama główna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyNie Lip 28, 2013 5:21 pm

First topic message reminder :



Jeden z trzech możliwych (i jedyny legalny) sposób na dostanie się do Kwartału. Żeby przekroczyć tę bramę, trzeba mieć ważną przepustkę lub naprawdę dobre znajomości.


Ostatnio zmieniony przez Ashe Cradlewood dnia Wto Lis 04, 2014 12:44 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the leader
Victor Sean
Victor Sean
https://panem.forumpl.net/t2295-victor-sean#31792
https://panem.forumpl.net/t2297-victor-sean#31798
https://panem.forumpl.net/t2296-victor-sean#31797
https://panem.forumpl.net/t2298-victor-sean#31799
Wiek : 22
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta
Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela
Obrażenia : zrastający się złamany nos.

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyPią Sie 14, 2015 9:51 pm

/nie zabijajcie za jakość

Panem, kraj, w którym nawet najspokojniejsza imprezka musi zamienić się w akcję typu „a teraz getto pokaże światu, jak nienawidzi rządu”. A może nie chodziło wcale o to, kto wie? Victor przyszedł na tę egzekucję z prostym zamiarem, wpaść, zrobić, co należy i wracać do siebie. A tu tymczasem… No cóż.
Moment wcześniej dostrzegł Benner, której skinął głową; teraz zaś oboje mieli na głowie coś poważniejszego niż słodkie rozmówki i pocałunki, które mogły się przydarzyć.
- Kurwa. – mruknął Sean, sięgając do pasa, tuż przy którym przypiął kaburę. Odruchowo sprawdził broń – wciąż na swoim miejscu, nadal czekająca na użycie, jeśli zajdzie konieczność. Miał nadzieję, że wcale nie będzie musiał sięgać po pistolet i strzelać w stronę tłumu ludzi z getta. A nawet jeśli… To trudno.
Poniekąd sami się prosili, pomyślał, kierując się w stronę sektora Bezprawnych i usiłując odnaleźć osobę, która jako pierwsza zapaliła flarę, tym samym podżegając do buntu.
Powrót do góry Go down
the civilian
Leonard Madden
Leonard Madden
https://panem.forumpl.net/t3237-leonard-madden#50661
https://panem.forumpl.net/t3239-leo
https://panem.forumpl.net/t3238-leonard-madden#50682
https://panem.forumpl.net/t3299-leo#51581
https://panem.forumpl.net/t3314-leonard-madden
Wiek : 27 lat
Zawód : menadżer 'Vanillove' oraz działacz społeczny
Przy sobie : dowód, telefon, prawo jazdy
Znaki szczególne : nieobecne spojrzenie, lekko powiększona tarczyca
Obrażenia : problemy z tarczycą

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptySob Sie 15, 2015 1:39 pm

/ przepraszam za nieogar i sianie zamętu ;__;

Wdawanie się w przyjacielskie rozmówki podczas takiego wydarzenia jak publiczna egzekucja wydawało mu się co najmniej nie na miejscu. Jego zdaniem nikt normalny nie powinien wykorzystywać podobnych okoliczności do wymieniania plotek czy uśmieszków ze znajomymi, których przecież można spotkać w zupełnie innych, zwyczajnych sytuacjach. Dlatego właśnie, dotarłszy na swoje miejsce, skrzyżował lekko ramiona na piersiach, od czasu do czasu pochrząkując cicho, a gdy akurat jeden z rozmawiających zwrócił na siebie jego uwagę, piorunował go spojrzeniem na tyle, na ile pozwalała mu jego nieśmiałość. Oczywiście efekt nie do końca wyglądał tak jak sobie wymarzył – większość ignorowała go lub patrzyła jak na idiotę, lecz starał się tym nie przejmować.
Przestał interesować się innymi, gdy niespodziewanie owionął go ciepły oddech drugiej osoby, najwyraźniej zwracającej się do niego. Wzdrygając się mimowolnie, spojrzał w stronę, z której doszedł go głos i, nie kryjąc radość wlewającej się uśmiechem na jego twarz, dostrzegł Victora. Powstrzymując się przed rzuceniem się mu w objęcia lub innymi, w tej chwili bardzo niestosownymi gestami, odpowiedział bez ani chwili pomyślenie. – Jeśli odpowiedziałbym to samo, skłamałbym – zażartował, zdając sobie sprawę, że te słowa o wiele lepiej brzmiały w jego głowie. No i tam nie sugerowały tego, że przyszedł tu tylko dlatego, żeby się z nim spotkać. – To znaczy… nie żebym wiedział, że tu będziesz, po prostu obecność członków Rządu i strażników na takich wydarzeniach wydaje mi się w pełni normalna – wytłumaczył szybko, zerkając na niego nerwowo. Miał nadzieję, że nie pomyślał sobie, że go obserwuje albo, co gorsza, śledzi. Otarł niewidzialną kropelkę potu z czoła i uśmiechnął się nieśmiało. – Dobrze cię widzieć, szkoda tylko, że los zawsze popycha nas ku sobie w tak niesprzyjających okolicznościach – stwierdził, myśląc o pierwszym spotkaniu po paru latach, kiedy oboje byli tak bardzo swoimi sprawami, że nie starczyło im czasu nawet na krótką pogawędkę. Teraz pewnie wcale nie będzie lepiej, w końcu Victor był w pracy.
Przez chwilę nie mówił nic, oglądając scenę rozgrywającą się przy bramie wejściowej, która sprawiła, że wśród wszystkich sektorów zapadła cisza. Wysłuchał spokojnie krótkiej, aczkolwiek treściwej przemowy (z którą nie zgadzał się do końca, ale nie chciał wdawać się w polityczne dyskusje ze swoim przyjacielem), żeby zaraz potem przenieść spojrzenie na skazańców. Którym naprawdę współczuł i gdyby tylko mógł coś zrobić… Nie. Stop. Tym razem nie będzie się wychylać. Będzie stał z resztą, w spokoju oglądając przedstawienie, na które się wybrał, a potem wróci do domu i zapomni o tym. Boże, chociaż raz, niech będzie pod tym względem normalny.
Niestety, jego plan i tak nigdy nie miał się ziścić. Zamieszanie, jakie powstało w sektorze mieszkańców getta stanowczo temu przeszkodziło. Z niedowierzaniem przeniósł wzrok na samo epicentrum wydarzeń. Odruchowo zaczął się oddalać od barierek na jak najbardziej bezpieczną odległość, mając nadzieję, że strażnicy wezmą sprawy w swoje ręce i zapewnią wszystkim bezpieczeństwo.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptySob Sie 15, 2015 9:39 pm

Sytuacja zagęszczała się z minuty na minutę, jakby podpalenie flar stało się swoistym zapalnikiem do znacznie gorszych rzeczy. Nikt, nawet sama Kendra – prowodyrka całej akcji, nie mógł przewidzieć rozwoju wydarzeń idącego w aż tak brutalnym kierunku. Ci, którzy nie byli w stanie zdobyć znaków sprzeciwu, rzucali się w stronę swoich kompanów, by osłaniać ich własnymi ciałami. Któż by pomyślał, że tyle osób w getcie gotowych było do otwartego okazywania niechęci wobec rządu i walki przeciw niemu. Bowiem tak, to była walka. O coś, co teoretycznie nie miało większej wartości, jednak dla niektórych z tych ludzi liczyło się znacznie bardziej niż cokolwiek innego. Ich własny symbol niepodległości. Kiedy młoda Irvine wreszcie postanowiła opuścić swoje dotychczasowe miejsce, wcześniej igrając sobie ze Strażnikiem Pokoju, kilka osób przesunęło się nieznacznie, robiąc jej odrobinę miejsca, aby następnie ponownie zamknąć za nią szereg. Wbrew pozorom, w zamkniętym okręgu nie mieszkali sami nieczuli ludzie, którzy nie byli skłonni nawet do tak drobnej pomocy. Teraz dziewczyna mogła się o tym przekonać…
Nieświadomie zbliżając się jednak w stronę Strażnika Seana, który wcześniej mógł zobaczyć lecącą flarę. Po chwili gdzieś obok niego rozległ się krzyk, to ta ciemna!, jaki teoretycznie mógłby odnosić się zarówno do koloru skóry, jak i włosów lub ubrania poszukiwanej. Traf jednak chciał, że Kendra była jedyną ciemnowłosą kobietą w najbliższym towarzystwie. Większość z tłumu stanowiły bowiem blade, jasnowłose i jakby wyblakłe kobiety oraz równie zabiedzeni mężczyźni.
Tymczasem drugiemu Strażnikowi (Valeriusowi) szło nawet aż nazbyt łatwo. Trzymająca flarę osoba, która okazała się być drobną dziewczynką z mysimi włosami w dwóch kucyczkach, nie miała zbyt wiele siły w wątłych ramionach, toteż bardzo łatwo poddała się brutalnemu uderzeniu, upadając na ziemię obok flary. Kiedy Angelini deptał butem to, co zostało jej wyrwane, ona sama kuliła się na brudnej glebie, wlepiając mściwe spojrzenie w jego nogi. Nie mogła mu nic zrobić, jednak najwyraźniej Los był po jej stronie. Kiedy bowiem Kendra rzuciła flarę w kierunku rządowców, ta wcale tam nie dotarła, tylko uderzyła Valeriusa w głowę, ześlizgując mu się po ramieniu i upadając u stóp. Mężczyzna na chwilę został oślepiony przez jej blask, odczuwając jednocześnie także słaby ból koło szyi, gdzie kończył się jego wytrzymały mundur. Kiedy jednak wreszcie odzyskał wzrok, zobaczył obok siebie ogień. I to nie byle jaki ogień, bo oto paliło się ubranie młodej kobiety obok niego. Ciasnota sprzyjała rozprzestrzenianiu się pożaru.
Tymczasem reszta osób, które przebywały w sektorze getta, została porwana przez tłum. Przepychanki Conroya przyniosły skutek wprost przeciwny do tego, jaki chciał osiągnąć. Popchnięty przez jakiegoś otyłego sklepikarza, jaki postanowił wzbogacić się na sprzedaży swoich towarów podczas egzekucji, poleciał na ziemię, uderzając głową wprost w skrzynkę nieświeżych owoców. A przynajmniej czegoś, co przypominało przemarznięte owoce. Równie dobrze mogło być czymś innym. Tak czy inaczej, ze śmierdzącej paćki jego twarz wyrwało nagłe szarpnięcie za włosy. Kiedy przetarł upaćkane oczy, mógł zobaczyć przed sobą zdecydowanie otyłą, czerwoną ze wściekłości twarz sprzedawcy.
Marne skutki szaleństwa tłumu odczuła także Catrice, która starała się przecież stać zupełnie spokojnie. Nie wzięła jednak pod uwagę tego, że zdezorientowany, wściekły i zdesperowany tłum odruchowo skieruje się w stronę potencjalnych dróg ucieczki. W tym wypadku były nimi choćby same barierki, których wytrzymałość można było dosyć mocno kwestionować. Zwłaszcza w zetknięciu z chmarą ludzi na nie napierających, gotowych zrobić dosłownie wszystko, by nie zostać poparzonym przez flary lub też wręcz przeciwnie – nie uciekając, lecz mając chęć masowo przedrzeć się do innych sektorów. Stanie w miejscu nie było zatem zbyt dobrym pomysłem. Zaledwie kilka chwil później, Catrice została szarpnięta w tył i wyrwana ze swojego miejsca. Tłum ludzi pociągnął ją w głąb placu. Odpychana, popychana, potrącana, wpadła wreszcie nogami na przeszkodę, przez którą straciła równowagę. Była nią dokładnie ta sama nieszczęsna skrzynka, z jaką spotkał się wcześniej Conroy, który to zresztą stał obok, trzymany przez zdyszanego furiata.
Cordelia nie miała więcej szczęścia, otoczona przez masę mężczyzn, którzy gnieździli się przy przejściu. Warknięcia, jakie towarzyszyły jej przepychankom, wyraźnie wskazywały na to, co osobnicy ci sądzili o podobnych działaniach. Kiedy jednak któryś z nich złapał ją za ubranie, unosząc kilka centymetrów w górę, Strażnik przy bramce zauważył zamieszanie i zadziałał dokładnie tak jak mu przykazano. Wycelował i… Strzelił, trafiając gettowicza w sam środek czoła. Mężczyzna zachybotał się przez chwilę, puszczając panienkę Snow, a następnie padając na ziemię. Wokół jego głowy zaczęła tworzyć się krwawa plama. Tymczasem jego zabójca ruszył przez tłum w stronę dziewczyny.
Alois, jako dosyć drobny i szczupły dzieciak, został niezauważony w całym tym chaosie. Wyglądało na to, że nikt nie zwrócił na niego nawet najmniejszej uwagi. Wszyscy, którzy mogliby go powstrzymać, byli zajęci opanowywaniem tłumu lub kryciem się przed bluzgami i nienawiścią ludzi. Podest pozostawał chwilowo pusty, gdyż mówca opuścił go pospiesznie, stając z boku wraz z obstawą w postaci dwóch Strażników.
Tymczasem osoby w sektorze rządowym mogłyby uznać się za całkowicie bezpieczne, ponieważ obiecano im jak najlepszą ochronę. Nikt nie wziął jednak pod uwagę tego, co mogą zrobić zdesperowani gettowicze. Kiedy nagle przez bramkę przeleciała szklana butelka z prowizorycznym zapalnikiem, uderzając nie więcej jak cztery metry od skupiska członków rządów, ci mogli zrozumieć, że było źle. Pierwszy koktajl nie trafił. Nikogo też nie zranił, jednak kolejne…? Było bardzo prawdopodobne, że się pojawią.
Zdecydowanie najwięcej szczęścia mieli Leonard i Victor, bowiem oddalenie się od zamieszek pomogło im zachować zdrowie. Jednak… Na jak długo?
Tymczasem posępny korowód ze skazańcami powoli ruszył w stronę podwyższenia…
Powrót do góry Go down
the pariah
Conroy Hunt
Conroy Hunt
https://panem.forumpl.net/t3436-conroy-hunt
https://panem.forumpl.net/t3438-conroy
https://panem.forumpl.net/t3437-conroy-hunt
https://panem.forumpl.net/t3439-what-doesn-t-kill-you-fucks-you-up-mentally
Wiek : 28 lat
Zawód : obecnie brak aka poszukuje; kradnie
Znaki szczególne : zielono-niebieskie oczy w zależności od światła, ogólny wygląd ćpuna
Obrażenia : blizny na torsie i plecach

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyNie Sie 16, 2015 1:22 pm

Nic nie było tak, jak to sobie zaplanował. Oczywiście, ludzie byli wredni i cholernie uciążliwi nawet nieświadomie. Dlatego gdy jakaś gruba świnia, która najwyraźniej była sprzedawcą, popchnęła go swoim tłustym cielskiem na własny towar, zaklął głośno. No cóż za pech. Chwilę potem, niestety, z jego ust wydobył się też krótki jęk bólu, gdy ktoś pociągnął go za włosy. Nie dość, że bolała go głowa od walnięcia w te owoce czy cokolwiek to było, to jeszcze jakiś debil był na niego wściekły. Chłopak szybkim gestem przetarł swoją twarz z paćki, która na kilka dłuższych chwil przysłoniła jego oczy.
Conroy silny nie był, ale szybko myślał i nie miał zamiaru być obiektem na którym sprzedawca będzie się wyżywał. Zareagował prawie od razu. Niezależnie od tego czy sprzedawca zamierzał puścić jego włosy, Con był szybszy i pewny siebie przy okazji. Jako że facet musiał być stosunkowo blisko niego, wyciągnął rękę w stronę jego kołnierza czy cokolwiek on na sobie miał. Błyskawicznie złapał go za ubranie i przyciągnął do siebie, jednocześnie odchylając głowę w tył, coby rozpędu nabrać. Potem zaś, wkładając w to tyle siły, ile tylko miał, przywalił mu głową w twarz. Wszystko zrobił w zaledwie kilka sekund, więc sprzedawca raczej nie miał zbyt wielkich szans na reakcję czy obronę, tym bardziej przy takiej odległości. Conroy starał się wycelować w nos; jeśli miał szczęście, będzie złamany, co da mu wystarczająco czasu na ucieczkę.
Naturalnym odruchem byłoby złapanie się za ten nos, bo tak złamana kość boli naprawdę mocno. Jeżeli więc wszystko się udało i tak właśnie zrobił sprzedawca, Hunt korzysta z okazji i odpycha go rękami w tył tak, aby stracił równowagę i się przewrócił. To powinno wykluczyć go z jakiejkolwiek walki i dać wolne przejście.
Jeśli więc wszystko poszło zgodnie z planem, Conroy omija sprzedawcę i ponownie zaczyna biec, a przynajmniej stara się przecisnąć między tłumem. W tamtym momencie nawet nie bardzo wie czy jest sens biec w stronę jakiejkolwiek osoby z flarą, niemniej i tak nie miałby zapewne szans za wydostanie się z tego chaosu.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cordelia Snow
Cordelia Snow
https://panem.forumpl.net/t273-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t3572-cordelia
https://panem.forumpl.net/t1280-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t1611-the-capitol-s-sweetheart
https://panem.forumpl.net/t1369-cord
https://panem.forumpl.net/t1911-cordelia-snow
Wiek : siedemnaście
Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon.
Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you?
Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyNie Sie 16, 2015 8:53 pm

Od barierek dzieliło ją już tylko kilka metrów, jednak przeszkodę stanowili Bezprawni, stoczeni pomiędzy Cordelią a wyjściem, do którego zmierzała. O dziwo, ostatnią do pokonania grupę ludzi stanowili wyłącznie mężczyźni, między którymi przecisnąć się było jeszcze trudniej. Nie pomna na przeciwności losu, panna Snow parła jednak przed siebie, jednak jej ambicja nie spodobała się chyba mijanym osobnikom. Jeden coś warknął, drugi prychnął pod nosem, a trzeci obdarzył ją niewybrednym komentarzem, jednak żadną z tych rzeczy nie przejmowała się nawet w najmniejszym stopniu. Dopóki ktoś nie chwycił jej za kołnierz.
Chciała natychmiast się odwrócić, zamordować mężczyznę spojrzeniem i wyszarpnąć płaszcz z jego paskudnej łapy, jednak osiłek okazał się na tyle zirytowany jej obecnością, że postanowił unieść ją do góry. Co on chce zrobić, do cholery? Przez myśl przebiegły jej ze dwa scenariusze, ale absolutnie żaden z nich nie podobał jej się choćby w niewielkim procencie. Tracąc grunt pod stopami, w pierwszej reakcji wierzgnęła nogami i szarpnęła ramionami, jednak te zabiegi nic nie dały.
- Puszczaj! – krzyknęła więc na tyle głośno, by jej Strażnik usłyszał ją z odległości tych kilku metrów.
Chciała sięgnąć ręką do tyłu, dźgnąć napastnika palcem w oko, zadrapać mu policzek – zrobić cokolwiek, by wypuścił ją ze swoich przebrzydłych łapsk. I już miała sięgnąć do tyłu, gdy w tłumie mignęła jej nagle znajoma twarz. Catrice.
Momentowi zawahania najprawdopodobniej zawdzięczała życie, a na pewno sprawność dłoni. Gdyby nie zagapiła się na pannę Tudor, przy okazji oczywiście pomstując ją w duchu, najprawdopodobniej dosięgnęłaby palcami twarzy mężczyzny. Ale zamiast tego po kilku sekundach usłyszała huk wystrzału, a na policzek, włosy i ubranie trysnęła szkarłatna ciecz. Niemal natychmiast wylądowała z powrotem na ziemi, a gdy obejrzała się za siebie, zauważyła ślad po kuli, znajdujący się na samym środku czoła opryszka. Martwego.
Szybko podniosła głowę, ujrzała swojego wybawcę i poczęła czym prędzej przepychać się w jego kierunku. Nigdy nie podejrzewała, że będzie zawdzięczała tyle jednemu Strażnikowi.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerie Johanna Angelini
Valerie Johanna Angelini
https://panem.forumpl.net/t2798-valerie-johanna-angelini#42848
https://panem.forumpl.net/t3074-it-s-the-beat-that-my-heart-skips-when-i-m-with-you#47605
https://panem.forumpl.net/t3075-valerie-j-angelini#47607
https://panem.forumpl.net/t3076-walka#47608
Wiek : 45
Zawód : minister zdrowia, dyrektor szpitala, właściciel firmy w D8
Przy sobie : drobna apteczka, morfalina, przepustka, telefon

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyPon Sie 17, 2015 1:31 am

Jeśli w grę wchodzą tak piękne materiały, jestem jak najbardziej za – stwierdziłam bez zastanawiania się, gdyż z takich okazji należało korzystać bez zawahania. Biznes to biznes, kochani! Im lepsza technologia, im lepsze wyroby, tym szlachetniejszy rynek zbytu, tym większą przedsiębiorstwo zdobywało renomę. I kontakty... Nie miałabym nic przeciwko, gdyby moich materiałów zaczęli używać najsłynniejsi projektanci Panem. Wręcz przeciwnie, miałabym o czym mówić z dumą.
Nie znałam Corinne dostatecznie dobrze, by wiedzieć, cóż słodkiego przedstawiają jej myśli. Ba!, gdybym potrafiła w nich czytać, z pewnością znalazłybyśmy więcej ciekawych tematów do porannej kawy, lunchu czy na wspólną kolację na nietuzinkowym koncercie. Kto wie? Może wtedy też znalazłybyśmy więcej kobietek o podobnych guścikach, zapewne również będących dumnymi Zwyciężczyniami Igrzysk Głodowych oraz preferentkami wysokich stanowisk i założyłybyśmy jakieś ociekające klasą Stowarzyszenie Beztroskich Sadystek? Ciekawe, ciekawe... Byłoby to piękne.
Niestety, rozmarzanie się i rozmyślanie o tym, co kłębiło się w główkach moich towarzyszy, przerwało mi niemałe zamieszanie, które wybuchło wśród getta. Jakieś flary... Niby co miały one im dać? Znak do buntu? Nadzieję dla kogoś, kto już zapomniał, co to jest? Heh, niech próbują, niech giną przepełnione zarazkami gnidy. Corinne oraz Vivian miały rację, ci odszczepieńcy powinni zginąć w Dwunastce, więc nie dodawałam nic już w tym temacie od siebie, obserwując z ciekawością ruchy Lancasterów, by następnie przypomnieć sobie o tym, że być może gdzieś wśród tych pięknych, odzianych w biel, chłopców, stał mój Valeriusek i dzielnie pracował na rzecz dobra naszego państwa. Zwróciłam więc swe oblicze na interweniujących żołnierzy, próbując wychwycić gdzieś wśród nich ruchy, których sama nauczyłam swojego synusia. Ciekawe, czy miałam mieć szansę go rozpoznać w ten sposób... Wszystko działo się tak szybko, było ich tak wielu...
Pewnie dalej bym próbowała, gdyby nieopodal nas nie wybuchła rzucona butelka. To zadziałało na mnie niczym płachta na byka. Choć ani drgnęłam, wiedziałam, że czas się stąd ruszyć i, niestety, przełożyć egzekucję na później. Nie rozumiałam jednak, czemu jeszcze tego nie ogłoszono? Czemu skazańcy nadal byli prowadzeni w kierunku podwyższenia? Pokazano już, że nasz sektor jest strzeżony niezbyt skrupulatnie. Zamierzałam złożyć skargę na tę lukę. Oburzające! I mimo tego, nadal prowadzono więźniów... Nie podobała mi się taka sytuacja.
Powrót do góry Go down
the civilian
Alois Owen
Alois Owen
https://panem.forumpl.net/t3349-alois-owen
https://panem.forumpl.net/t3365-alois-owen
https://panem.forumpl.net/t3364-alois-owen
Wiek : 12 lat
Przy sobie : tablet, rower, gaz pieprzowy, aparat fotograficzny, telefon komórkowy, karty do gry, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : Wybujała wyobraźnia, znakomity mówca

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyPon Sie 17, 2015 11:51 am

Tak więc, Alois wciąż przybliżał się do swojego celu. Dziwne, jednak po jakimś czasie przestał odczuwać chłód. Może to za sprawą tego niezbyt modnego, jednak całe szczęście, ciepłego odzienia, kupionego przez jego opiekunkę? Mało prawdopodobne, zważywszy na fakt że chłopak uznał, iż może kontynuować swój idealny plan w samym swetrze. Uznał jednak, że poczeka z tym, wpadając na genialny pomysł, który zostanie już wkrótce poznany przez wszystkich obecnych na egzekucji. Wydarzenia, gdzie spotkały się rożne warstwy społeczeństwa, a każda ma swoje własne, jasno określone poglądy na temat tego, co się tutaj dzieje, chociaż?... Może nie do końca, przecież Alois mieszka w Dzielnicy Wolnych Obywateli, więc de facto jego myślenie powinno być nieco inne od tego, jakie reprezentują upchnięci w jednym z sektorów bezprawni. Można jednak to zrozumieć, jeżeli tylko się zauważy, że dwunastolatek kiedyś mieszkał w tym niedzisiejszym bogatym centrum miasta. To było trochę śmieszne, że getto było kiedyś tym, czym było... zadziwiające, jak bardzo pewne rzeczy potrafią ulec zmianie!
Alois nie lubił szablonowego rozumowania i zawsze z czymś takim walczył. Jednak nie to zajmowało aktualnie jego myśli. Nie było to też coś, co dzieje się tu i teraz, gdyż chłopak niezbyt zwracał na to uwagę, uznawszy że nie jest to zbyt istotne. Tak właśnie uważał, nie inaczej. Dlatego nie można się zdziwić, widząc jak ten wciąż powoli kroczy w kierunku podestu. Podczas tej całej wędrówki miał, oczywiście, chwile zwątpienia, jednak te ulatywały z jego myśli natychmiast, sprawiając że młody Owen coraz bardziej przekonywał się co do słuszności tego, co za chwilę zrobi. Nie bał się. W sumie dość rzadko odczuwał strach, jako osoba niepełnoletnia, przecież nie od dzisiaj wiadomo, że to dzieci rzadziej boją się, nie wiedząc jeszcze, jaki skutki mogą nieść pewne wydarzenia czy też zachowania. Dorośli zaś, osoby nieco bardziej doświadczone, odczuwają go zdecydowanie częściej i intensywniej, będąc w pełni świadomymi możliwych skutków.
Miał niesamowite szczęście, nikt nie zwracał uwagi na to, co robił (jednocześnie miał nadzieję, że zmieni to się, kiedy już znajdzie się na upragnionym podeście), więc przyspieszył własny chód. Był do tego zdolny, emanował niewyczerpanym zapasem energii, i nie chodzi tutaj tylko o siłę fizyczną.
Zapomniał nawet o swoim rowerze, opartym uprzednio o jakieś drzewo, którego nawet nie przypiął, nad wyraz zainteresowany tym, co się tutaj dzieje, i natychmiast ruszył na miejsce zdarzeń. Mimo tego, nawet nie wiedział, co właściwie nim kierowało, że przyjechał na miejsce egzekucji. Może w jego podświadomości kryły się jakieś ukryte cele? I nie, nie mógł do nich dołączyć swojego wielkiego planu. Wymyślił go niedawno, uznając że ten jest zbyt idealny i wspaniałomyślny, by go porzucić. Tak więc, szedł dalej, coraz szybciej i szybciej...
Zdziwił się, zauważając że przeszedł już zdecydowaną większość początkowego dystansu, a nikt jak na razie nie zwrócili na niego uwagi. Owszem, widział jakieś zamieszanie, co jednak wcześniej nie miało u niego miejsca, jednak nie zgłębiał się zbytnio, co właściwie spowodowało taki bajzel. Wiedział jedno: sam stworzy coś podobnego. Uśmiechnął się nikczemnie od nosem, aż w końcu stał już naprzeciwko podestu, który był pusty. To dobrze, pomyślał uznając przy tym, że to wszystko działa na jego korzyść.
Nie mógł uwierzyć we własne szczęście! Stał już na podeście, twarzą zwrócony do zebranych. Jego wzrok przykuła czyjaś sylwetka, martwo spoczywająca na ziemi, której czoło zdobiła wielka dziura, zapewne od wystrzału z pistoletu. Był wściekły, dzisiaj mieli zginąć tylko ci skazani (z czym również nie mógł się pogodzić), a nie (nie)winni obywatele, obserwujący całe to wydarzenie. Zdecydowanie za dużo ofiar, i wiedział że na tym się nie skończy... chyba. To był straszny dzień, straszne miejsce, gdzie podstawowe prawo człowieka – prawo do życia – zostało mocno nadwyrężone. Alois był wielkim wyznawcą sprawiedliwości. Nie uznawał kary śmierci uważając, że to nie jest rozwiązanie problemu.
Dziwne było też to, że w umyśle tak młodej osoby kłębią się tak dojrzałe przemyślenia i poglądy. Alois zachowywał się różnie, zależnie od zaistniałych okoliczności: czasami zachowywał się jak rozpuszczony bachor, który potrzebuje nieustannej opieki, a innym razem snuje myśli niczym prosto z głowy osoby dorosłej. W sumie nie da się ukryć, że bywały chwile, gdy do głosu dochodziły naraz te dwie odmiany jego osobowości. Ah ten Alois.
Stojąc na podeście, miał szansę obserwować wszystko nad wyraz dokładnie, zrobił to bardzo wnikliwie mimo że stoi tutaj od zaledwie paru sekund. Uśmiechnął się przebiegle. Już wiedział, co powie. Całą regułkę wymyślił podczas tego spaceru, który początkowo zdawał się nie mieć końca.
- Słuchajcie mnie! - krzyknął, z zamkniętymi oczami (w takiej pozie lepiej mu się przemawiało), zdejmując czym prędzej płaszcz i rzucając go na widownię, nie dbając nawet o to, gdzie upadł. Nie było mu zimno, mimo że na sobie miał jedynie cienki sweter. Można uznać, że ogrzały go emocje, adrenalina... - tak nie wolno! Nie wolno zabijać ludzi, weźcie coś z tym zróbcie, i to zaraz!
Kończąc, otworzył oczy i zlustrował nienawistnym spojrzeniem rządowców. Nienawidził ich, chętnie pozbawiłby ich życia, zupełnie ignorując dotyczący prawa życia. Jednak fakt faktem, czasami trzeba coś poświęcić dla większej sprawy, dla dobra ogółu i uznał, że to był właśnie ten moment. Skończywszy, na jego obliczu ponownie wykwitł uśmieszek, a następnie z jego krtani zaczął wydobywać się nieposkromiony śmiech. Nawet sam Alois nie wiedział zbytnio, co ten miał wyrażać. No ale nieważne. Oni wszyscy odczytają go tak, jak będą chcieli, miał to gdzieś. Inaczej sprawa miała się z reakcją ludzi na jego słowa, wobec tego nie zachował obojętności.
Powrót do góry Go down
the leader
Victor Sean
Victor Sean
https://panem.forumpl.net/t2295-victor-sean#31792
https://panem.forumpl.net/t2297-victor-sean#31798
https://panem.forumpl.net/t2296-victor-sean#31797
https://panem.forumpl.net/t2298-victor-sean#31799
Wiek : 22
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta
Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela
Obrażenia : zrastający się złamany nos.

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyPon Sie 17, 2015 11:53 am

Victor przedzierał się przez tłum ludzi. Spanikowanych, zaniepokojonych, złych. Na ich twarzach widział rozmaite uczucia, od zaskoczenia poprzez zadowolenie z nagłego obrotu spraw. Strażnik wiedział jednak, że te flary, ten bunt, nie zdadzą się na nic – egzekucja miała być przeprowadzona niezależnie od rozwoju wypadków.
Widział doskonale tę lecącą flarę, która trafiła gdzieś nieopodal Valeriusa. Widział kobietę, która raptownie odwróciła się i zdawała przedzierać przez tłum, jakby planując ucieczkę. Słyszał cichy krzyk i nieznaczny ruch głowy jednego z mężczyzn, wskazującego ową brunetkę… która chyba miała ochotę wpaść prosto w jego zimne i nieczułe objęcia, dodatkowo okraszone opaskami uciskowymi i kajdankami. Wyróżniała się w tym bladym tłumie.
Zaczaił się na nią. A gdy była już zbyt blisko, raptownie odsunął dwóch mężczyzn, którzy oddzielali go od prowodyrki i uśmiechnął się. Ona jednak tego nie widziała, mogła za to poczuć uścisk jego dłoni, która nagle zacisnęła się na jej nadgarstku, silnie i mocno, zupełnie tak, jakby miał zamiar zmiażdżyć kruche kości.
- No pięknie – rzucił spokojnie, a jego głos tłumił hełm. – Witam panią prowodyrkę, co słuchać?
Jego ręka mocniej ścisnęła nadgarstek. Jeśli go zmiażdży, pół biedy, nie miałby nic przeciwko temu… Wystarczy, że doprowadzi ją na posterunek żywą.
A „żywa” to przecież bardzo szerokie pojęcie…
Powrót do góry Go down
the leader
Catrice Tudor
Catrice Tudor
https://panem.forumpl.net/t1914-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t741-catrice
https://panem.forumpl.net/t1285-catrice-tudor
https://panem.forumpl.net/t1231-you-saw-her-walking-over-poison-ivy-leaves
https://panem.forumpl.net/t740-catrice
https://panem.forumpl.net/t3453-kwatera-catrice-tudor#55562
Wiek : 20
Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca]
Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator,
Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku
Obrażenia : -

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyPon Sie 17, 2015 12:15 pm

Napór tłumu spowodował, że Cat nagle została przyciśnięta do barierki (bolało, ale nie aż tak bardzo), a następnie gwałtownie pociągnięta w głąb sektora dla Bezprawnych. Doprawdy, była zachwycona tym, co aktualnie działo się w wyznaczonym dla nich miejscu – chciała sobie popatrzeć na wieszanie ludzi, a zamiast tego… Szlag by to.
Przez kilka sekund widziała Cordelię Snow, patrzącą jej w oczy. Z zaskoczeniem, być może nawet nienawistnie; nie przeszkadzało to jednak w tym, by morderczyni skłoniła głowę z szacunkiem. Niezależnie od tego, czy wylądowała w getcie dzięki Snow czy nie, należał się jej szacunek.
Ciągnięta przez tłum, znienacka straciła równowagę, potykając się o jakąś skrzynkę. Wylądowała na kolanach, podpierając się dłońmi, po czym błyskawicznie wyprostowała się i spojrzała w oczy jakiegoś gościa – właściciela skrzynki?
- Kto o takiej porze sprzedaje owoce, proszę pana? – zapytała grzecznie, udając zdziwienie i przyoblekając twarz w niewinną minkę. – Najmocniej przepraszam za to potknięcie, to przez ten tłum…
Dygnęła lekko, z gracją, po czym znienacka obróciła się i zaczęła przedzierać przez tłum, torując sobie drogę łokciami i sprzedając kilkanaście (a może kilkadziesiąt?) kopniaków, wyjątkowo celnych. Ktoś mógłby powiedzieć, że mała psychopatka stęskniła się za widokiem trupów… Ale ona widziała wcześniej tę znajomą sylwetkę.
Parła do przodu, chcąc znaleźć Angeliniego i upewnić się, że jest cały.
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyPon Sie 17, 2015 1:12 pm

Tłum Bezprawnych, rozbiegających się we wszystkie strony, nie ruszał Vivian. Patrzyła na nich kątem oka, świadoma paniki i złości, które ogarniały tłum… A mimo to jednak stała na swoim miejscu, tuż obok Corinne, jej brata i Valerie, w tłumie innych rządowców, bezpieczna… Ale czy na pewno?
Nagle nieopodal niej i zgromadzonych rządowców wylądowało coś… Jakby butelka? Coś, co w każdym bądź razie było pomysłowym zapalnikiem – może nawet prowizorycznym koktajlem Mołotowa? Vivian westchnęła, nie cofnęła się jednak o krok, spoglądając na Corinne; nieco pytająco, ale i z rosnącym rozbawieniem.
- Spójrzcie, getto chce nas zabić. – stwierdziła ze spokojem, poprawiając włosy. – Szkoda, że nie można spuścić na nich jakiejś bomby…
To była… Całkiem niczego sobie wizja, nawet dosyć przyjemna. Mimo to, Darkbloom patrzyła na gettowiczów jak na skończone śmieci, choć jeszcze niedawno im współczuła… Westchnęła i podążyła wzrokiem za spojrzeniem Valerie, dopiero dostrzegając, że procesja do szubienicy trwa nadal.
Ciekawe, zabiją tych skazańców w miarę szybko, czy do tego czasu wszystko pójdzie w pizdu?
Powrót do góry Go down
the pariah
Kendra Irvine
Kendra Irvine
https://panem.forumpl.net/t3353-kendra-irvine#53453
https://panem.forumpl.net/t3371-kendra
https://panem.forumpl.net/t3370-kendra-irvine
Wiek : 22 lata
Zawód : butnowniczka z wyboru, profesjonalny muromazacz i kamieniorzucacz, drobny złodziejaszek
Przy sobie : dwa papierosy w kieszeni kurtki, zapalniczka, kilka plastrów, chusteczki
Znaki szczególne : za każdym razem inne
Obrażenia : ogólne osłabienie; stłuczona kość ogonowa po upadku z ogrodzenia, siniaki na nogach, strupy po obtarciach na rękach

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyPon Sie 17, 2015 7:06 pm

Nie podejrzewałam, że to wszystko potoczy się w ten sposób, że niewinne zasygnalizowanie solidarności ze skazanymi zamieni się w przepychanki pod szubienicą. Kiedy jednak przepychałam się w tłumie całkowicie obcych mi ludzi, nie mogłam nie poczuć choćby cienia dumy. Udało się, getto pokazało pazurki. Nie powstało, jeszcze nie teraz, ale kto wie, czy drobnymi kroczkami nie uda nam się dojść również i do tego celu.
Rozstępujący się przede mną ludzie byli najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w tym miesiącu. Zaraz potem zwierali szyki i nie pozwolili, by dopadł mnie któryś ze Strażników. Nie mogłam podziękować teraz im wszystkim, musiałam uciekać stamtąd czym prędzej, nie oglądając się za siebie. Maszerowałam co sił w nogach, byłam już bliska odrzucenia pozorów i puszczenia się do biegu, gdy nagle zmroził mnie czyjś okrzyk. To ta ciemna!
Zaklęłam szpetnie pod nosem, przypadkiem szturchnęłam ramieniem jakąś blondynkę i już byłam gotowa rzucić się przed siebie co sił w nogach, gdy nagle, ni stąd ni zowąd, tuż przed moim nosem wyrósł biały mundur. Zderzenie nie było tak bolesne jak wykręcenie mojego nadgarstka, na szczęście zareagowałam już po chwili, przerywając zaczepkę mężczyzny. Chciał pogadać? Tylko, jeśli uda mu się zaciągnąć mnie na posterunek, a nie zamierzałam poddać się tak łatwo.
- Pomocy! – krzyknęłam co sił w płucach – Obezwładnijcie go, inaczej zacznie strzelać! – starałam się uaktywnić ludzi stojących nieopodal. Część z nich jeszcze przed chwilą mi pomagała, sama nie miałam zbyt wielu szans w starciu ze Strażnikiem.
Mimo wszystko spróbowałam uderzyć pięścią w jego hełm i rozbić szybkę, przy okazji szarpiąc drugą ręką i usiłując się uwolnić.
Powrót do góry Go down
the leader
Corinne Lancaster
Corinne Lancaster
https://panem.forumpl.net/t3097-corinne-lancaster-budowa#48005
https://panem.forumpl.net/t3162-corinne#49456
https://panem.forumpl.net/t3161-corinne-lancaster
https://panem.forumpl.net/t3163-corinne#49461
https://panem.forumpl.net/t3191-corinne-lancaster
Wiek : 31 lat
Zawód : wiceminister Kultury & bizneswoman
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, nóż motylkowy.
Obrażenia : złamany kręgosłup moralny, początki leukopenii

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyPon Sie 17, 2015 11:09 pm

Podobnie, jak Valerie, Corinne niestety nie potrafiła czytać w myślach. Gdyby tak było, gdyby wiedziała, że jej towarzyszki mają takie, a nie inne poglądy na sprawę, być może odezwałaby się głośniej i śmielej. Dobrze byłoby dzielić poglądy z kimś, kogo uważało się za ludzi wartych szacunku. Niestety, Cassian chyba nie podzielał jej zdania, choć połową sukcesu było samo stawienie się jej brata na dzisiejszej uroczystości.
Oczywiście, że musiał ją odsunąć, nie dać się wykazać i osłonić go w razie czego. Zgrzytnęła zębami, ale to nie było miejsce i czas na kłótnie ani szarpaninę. Zamierzała pozwolić mu grać dżentelmena tak długo, jak faktycznie ich życiu nic by nie groziło. Czyli chyba do następnej rzuconej butelki.
- Kto tu rządzi, gdzie wasz dowódca?! – krzyknęła do najbliżej stojących Strażników, rozdrażniona ich opieszałością oraz brakiem podjęcia jakichkolwiek konkretnych kroków.
Dlaczego rzucali się w tłum i ganiali za dziećmi z flarami, skoro mogli po prostu odciąć im drogę ucieczki? Czemu w ruch nie poszły pałki i pistolety, dlaczego zapanował chaos, a mundurowi wyglądali tak, jakby nie mieli zielonego pojęcia, co robią. Na domiar wszystkiego, egzekucja trwała w najlepsze, a korowód ze skazańcami w najlepsze posuwał się do przodu, nawet pomimo tego, że jakiś dzieciak wdarł się na pomieszczenie. Skarga to za mało, za doprowadzenie do takiego chaosu powinny polecieć głowy.
Dłoń zaczęła dziwnie ją świerzbić, a Corinne poczuła przemożną ochotę sięgnięcia po jeden ze swoich noży i ciśnięcia go w osobę, która rzuciła w stronę jej sektora koktajl z benzyną. Powstrzymała się i zamiast tego złapała Cassiana za nadgarstek.
- Czas się zbierać – mruknęła, spode łba obserwując sytuację pomiędzy Bezprawnymi a Strażnikami Pokoju – Przysięgam, że jeśli zaraz tego nie załatwią, wejdę tam i im pomogę – rzuciła pełne pogardy spojrzenie w stronę skazańców, jednocześnie ciągnąc brata za sobą i powoli wycofując się w bezpieczną stronę.
Powrót do góry Go down
the leader
Valerius Ian Angelini
Valerius Ian Angelini
https://panem.forumpl.net/t2317-valerius-ian-angelini#32768
https://panem.forumpl.net/t2324-valowowowowowe-znajomosci#32881
https://panem.forumpl.net/t2321-valerius-ian-angelini#32835
https://panem.forumpl.net/t2328-valbomb-valbomb#32888
https://panem.forumpl.net/t3045-valerius-ian-angelini#46834
Wiek : 24
Zawód : Szeregowy
Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka
Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach
Obrażenia : ogólne osłabienie

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyWto Sie 18, 2015 11:21 pm

Chołota naciskała na mnie z każdej strony. Zamiast ustępować przed jedną z silniejszych i brutalniejszych rąk rządu i pierzchać z dala niczym myszki przed kotem, oni kłębili się wokół zaciekawieni egzekucją czy też eleganckimi członkami rządu i nie pozwalali mi na swobodną pracę, gdy jakaś, jak najbardziej nielegalna, grupa zorganizowana zaburzała spokój w tym zgromadzeniu. Kapitolińskiemu brudowi zachciało się walczyć, okazać niezadowolenie, dowód istnienia... Wszystko na nic. Zamierzałem to zdusić wraz ze swoimi Braćmi Pokoju.
Skrzywiłem się zniesmaczony i uderzyłem dziewczynę w rękę, nie przejmując się aż zanadto tym, czy przypadkiem nie złapię jej cieniutkiej rączki. Takowa myśl pojawiła się w mojej głowie, ale była jedynie oznaką kłębiącego się we mnie sadyzmu, chęci zadania bólu temu niewdzięcznemu ludowi, tej grupie, która nie powinna istnieć. Bez zawahania zrobiłem ten krok i zadeptałem palącą się flarę. Niech zniknie! Niech przepadnie! Dopiero po moim trupie mogli bawić się w bunty. Na mojej warcie nie mieli żadnych szans.
Kurwa! – zakląłem, gdy wyprostowawszy się, dostałem jedną z flar w głowę. Nie miałem pojęcia, kto to zrobił. Nie wiedziałem nawet, z którego kierunku nadleciał ten paskudny przedmiot. Poparzył mnie nieco, nim spadł na ziemię. Również zdeptany... Trochę zbyt późno przez zaskoczenie. Strój jakieś kobiety zdążył się zająć, zaś tłum nadal nieuważnie się ściskał.
Zakląłem ponownie, odsuwając się krok od niej oraz od dziewczynki, którą chwilę wcześniej chciałem jeszcze przesłuchiwać. Pchnąłem kilka osób, by się ogarnęło i odsunęło, ale... To getto! Bydło, nie ludzie. Wyjąłem więc broń i strzeliłem w górę, nad teren getta, by w końcu dostrzeżono zagrożenie i zrobiono miejsce wokół palącej się dziewuchy.
Ściągaj tę kurtkę – warknąłem do jakiegoś faceta. – I jej pomóż – rzuciłem, opuszczając dłoń z bronią i wskazując na niego drugą. – Szybko! – ponagliłem zniecierpliwiony, szukając dziewczynki od flary. Musiała zostać przesłuchana. Ktoś musiał wpaść na ten głupi pomysł, ktoś musiał zebrać ludzi, namówić ich...
Powrót do góry Go down
the leader
Victor Blythe
Victor Blythe
https://panem.forumpl.net/t3164-victor-blythe
https://panem.forumpl.net/t3187-victor#49890
https://panem.forumpl.net/t3186-victor-blythe
https://panem.forumpl.net/t3188-victor#49893
https://panem.forumpl.net/t3189-victor-blythe#49896
Wiek : 27
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, broń palna, magazynek z 15 nabojami, zezwolenie na posiadanie broni

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptySob Sie 22, 2015 1:41 am

Spotkanie z Leonardem sprawiło, że ten dzień wydał się o wiele lepszy. Jakby ktoś zapalił światło w ciemnym pokoju. Oczywiście, wszystko dookoła wciąż spowite było smutkiem i zapachem śmierci, jednak kiedy na horyzoncie zaczęła majaczyć mu znajoma twarz pierwszej osoby, którą chciał spotkać w ciągu ostatnich dni, po raz pierwszy odkąd otworzył oczy o poranku zaczynał cieszyć się z tego jednego dnia. Co nie zmieniało faktu, że i tak wolałby, aby dobiegł już końca.
Naprawdę chciałby, aby mogli spotkać się w jakimś wygodnym miejscu. Usiąść przy stoliku w cichej kawiarni, gdzie z każdych stron nie napieraliby na nich ludzie, gdzie czas stanąłby w miejscu i gdzie nie mieliby tej świadomości, że już za kilka minut ktoś na ich oczach zostanie pozbawiony życia. On nie miałby na sobie białego munduru i nie musiałby utrzymywać czujności, aby nikt nie oskarżył go o zaniedbywanie swoich obowiązków. Nie chciał nawet myśleć o tym, że każde kolejne spotkanie odbywałoby się w podobnych okolicznościach. W końcu mogłoby im przecież zabraknąć osób, których rząd mógłby publicznie zabijać.
Kiedy mężczyzna odwrócił się w jego stronę, a Blythe zobaczył na jego twarzy jakże zaskakujący, biorąc pod uwagę okoliczności, uśmiech, jego wargi również mimowolnie powędrowały w górę. Nie wypadało się cieszyć, nie w tym momencie, ale nie potrafił powstrzymać się od okazania radości. Był niemal pewien, że tłum dookoła nich powoli przybierał na liczbie osób. Nie miało to jednak większego znaczenia, w tamtym momencie Victor Blythe chwilowo nie istniał dla świata na zewnątrz.
Słysząc drugą wypowiedź Leo i odnosząc wrażenie, że mężczyzna czuje się lekko zdenerwowany, trochę rozbawiony uniósł brwi w górę, przyglądając się mu wciąż nie dowierzając, że naprawdę stoją w tym miejscu razem. Kilka tygodni temu nie chciałby nawet wyobrażać sobie spotkania z przyjacielem, nie chcąc myśleć o czymś, co przecież nigdy nie miało się wydarzyć. Pozostawienie jego twarzy i głosu wspomnieniem w stanie, w którym widział go po raz ostatni, wydawało się o wiele łatwiejsze niż imaginowanie zupełnie nierealnej, alternatywnej rzeczywistości, w której z pewnością wolałby się znaleźć.
- Uwierz mi, też wolałbym, żebyśmy spotkali się w innym miejscu – powiedział, uśmiechając się jednak. Życie wciąż wydawało mu się za krótkie i nie zamierzał marnować żadnej okazji, starając się wykorzystać każdą daną mu sekundę – Wciąż jednak wierzę, że kiedyś uda nam się spotkać z naszej własnej woli, a nie woli losu i przypadku – dodał po chwili, uśmiechając się trochę szerzej. Przez chwilę udało mu się także zapomnieć, że wciąż jest w pracy i że do jego obowiązków należy pilnowanie porządku.
Ten jednak zdawał się nie panować w miejscu jak to, gdzie pierwszy raz mieszkańcy getta postawieni zostali niemalże twarzą w twarz z tymi, których zapewne nazywali oprawcami. Kiedy do jego uszu dotarł dźwięk, który zdawał się nie pasować do tego, który otaczał ich jeszcze przed chwilą, powędrował wzrokiem w kierunku, w którym zwrócone były oczy niemalże wszystkich zgromadzonych. Nie miał pojęcia, co się wydarzyło chwilę wcześniej, będąc za bardzo skupionym na rozmowie z Leonardem. Zdążył jedynie zauważyć gdzieniegdzie błyski flar, gdy ludzie, w tym także jego przyjaciel, zaczęli powoli wycofywać się ze swoich miejsc. Gdy obrócił się ponownie w stronę mężczyzny ten był już kilka osób dalej. Victor zrobił kilka kroków, wymijając ludzi przed nim, po czym ścisnął nadgarstek Leo, aby zatrzymać go na chwilę w miejscu. Pochylił się, aby ten usłyszał go wyraźniej poprzez szmer tłumu i dobiegające krzyki strażników.
- Muszę wracać do pracy – uśmiechnął się, jakby za ich plecami nie kipiało prawdopodobne źródło buntu – Do zobaczenia później – rzucił na odchodnym, mrugając do przyjaciela, aby po chwili pospieszyć w przeciwnym kierunku, przeciskając się przez zbite grupy wolnych obywateli.
Po jakimś czasie dotarł do miejsca, w którym Victor, nie tylko kolega po fachu ale i dawny znajomy, ściskał za rękę ciemnowłosą, zupełnie nieznajomą mu dziewczynę. Zatrzymał się przed nimi, zdyszany od męczącego przeprawiania się przez tłum.
- Victor – wydyszał, patrząc skonsternowany to na Sean’a to na dziewczynę – Co się, do cholery, tutaj dzieje? – dokończył, domyślając się, że to prawdopodobnie ona musiała zapalić pierwszą flarę. Niemalże natychmiast odciął się więc od całej reszty swojego życia, wcielając się w rolę Strażnika i skupiając tylko i wyłącznie na pracy. Nie mógł pozwolić, aby ucierpieli niewinni ludzie, a jeśli to wszystko dalej będzie trwało, a reszta takich jak on sięgnie po broń, ten dzień mógłby zakończyć się śmiercią nie tylko dwójki skazańców.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyPon Sie 24, 2015 12:01 am

Mężczyzna, który poniósł materialne szkody za sprawą Conroya, nie wydawał się skłonny do jakichkolwiek ludzkich sposobów rozwiązania całej sytuacji. Wyraźnie miał ochotę do bitki, mimo że nie wyglądał przy tym na osobnika dysponującego zbyt dużymi siłami fizycznymi. Wręcz przeciwnie, jego tusza z pewnością wpływała na problemy ze zdrowiem, łatwiejsze męczenie się bądź też zwykłe zasapywanie. Było to widać od samego początku – głównie po jego twarzy przypominającej czerwony, dyszący parowóz. Większość energii wkładał właśnie w pokazywanie światu własnego gniewu, przez co Conroy zyskał szansę na wykonanie swojego planu, który zadziałał prawie bezbłędnie. Prawie, bowiem faktycznie złamał sprzedawcy nos, jednak ten nie wywrócił się pod jego naciskiem, lecz tylko zrobił kilka kroków w tył. Niszczyciel owoców zdążył zaś przez ten czas przepchnąć się przez tłum, choć to właściwie tłum pchnął jego…
Wprost w kierunku płonącego człowieka i Valeriusa. Nic zatem dziwnego, że to właśnie w stronę Conroya ten skierował swoje krzyki o zdejmowanie kurtki i pomaganie palącej się kobiecie. Zamiast zrobić to osobiście, jak każdy człowiek z chociaż odrobiną empatii w środku serca, Strażnik zwalił to na biednego gettowicza. Tymczasem dziewczynka zdążyła już podnieść się z ziemi, znikając głęboko w tłumie. Do uszu Angeliniego mogły dojść tylko wołania ojca, które być może dotyczyły rodziciela wspomnianego dziecka. Tymczasem ofiara nieszczęsnej flary nadal stała w ogniu, wrzeszcząc przeraźliwie, aby zbliżyć się do dwóch mężczyzn, wyciągając ręce w stronę Strażnika Pokoju. Swąd palonego ciała uderzył w nosy wszystkich dookoła, dźwięk wystrzału zabrzmiał w powietrzu, a tłum wreszcie zaczął się wycofywać.
To zaś skutkowało jeszcze większym jego naciskiem na inne części placu. I choć Catrice udało się opuścić okolicę sprzedawcy owoców, nim ten przerzucił na nią swój gniew, wchodzenie w masę ludzi nie było zbyt dobrym pomysłem. Cóż, przynajmniej jej ruchy dawały jakieś skutki, bo ludzie dosyć niechętnie przyjmowali kolejne ciosy od kogoś, w kim chwilowo nie rozpoznali jeszcze znienawidzonej zabójczyni. Nie mogło być jednak tak dobrze. Wreszcie natrafiła na kogoś, kto wcale nie zamierzał dawać się bić i kto też zdecydowanie pamiętał jej twarz. Na dodatek osobnik ten miał przy sobie dwóch postawnych towarzyszy.
- Księżniczko, gdzie ci tak spieszno? – Rzucił wysoki, zarośnięty mieszkaniec getta, przeczesując palcami swoje siwe włosy, kiedy jego koledzy złapali dziewczynę za obie ręce, unieruchamiając je w żelaznych uściskach. – Czyżby do piachu, gdzie twoje miejsce? – Zbliżył się o krok, co w tym tłumie nie było zbyt trudne. Lukę, powstałą po jego miejscu, natychmiast wypełnili inni gettowicze. I choć z pozoru człowiek nie wyglądał groźnie, prędzej dużo bardziej nieszkodliwie od swych kumpli, wkrótce Catrice mogła przekonać się, że prawda była inna. Kiedy zacisnął zęby, mrużąc gniewnie oczy i wymierzając cios pięścią w jej szczękę, w której coś chrupnęło nieprzyjemnie… Młoda dziewczyna poczuła w ustach smak krwi, a on uśmiechnął się nieco bardziej zadowolony. – Zabiłaś mi przyjaciółkę, wywłoko. A teraz przyszła pora odebrać dług. Jeśli myślisz, że twoi Strażniczkowie ci pomogą, to ostro się mylisz. Oj, naprawdę ostro. Patrz, co się dzieje… Z pewnością będą po tym zadowoleni, że pozbyli się choć takiego problemu. – Rzucił jeszcze oziębłym głosem, patrząc jej w oczy. A nikt z tłumu nie zaprotestował. Ba!, nikt nie zwrócił nawet uwagi w ogólnym wrzasku, krzykach i przy masowym akcie sprzeciwu.
Tak samo zresztą nagle obojętni stali się ludzie w okolicy Kendry. Kiedy natomiast dołączył do niej drugi Strażnik, wszyscy dookoła cofnęli się o krok, zamierając i obserwując rozwój sytuacji. Zbiorowa znieczulica, chciałoby się rzec. Prawda była jednak taka, że w tej okolicy stało znacznie mniej osób zaangażowanych jakoś w całą sprawę. To było miejsce szarych mieszkańców getta, pseudorewolucja wybuchała gdzieś indziej…
Znacznie bliżej miejsca, gdzie prowadzono skazańców. Znacznie bliżej podestu, gdzie postanowił wskoczyć Alois. I choć samo przejście tam zdawało mu się czymś dziecinnie prostym, później wszystko znacznie się pokomplikowało. Chłopiec zdążył wykrzyczeć zaledwie jedno krótkie zdanie, kiedy na scenę wskoczył Strażnik Pokoju, chwytając go w pasie i dosłownie zrzucając na ziemię, o którą Owen uderzył swoimi chudymi plecami. Kiedy zaś wreszcie odzyskał oddech, wyrwany z jego płuc przez siłę zderzenia z gruntem, mógł zobaczyć broń wycelowaną wprost w swoje gardło. Chwilowo nikt nie strzelał, jednak… Co miał zrobić? Co powiedzieć?
Sytuacja rządowców, choć nadal jedna z najlepszych, z minuty na minutę się pogarszała. Za pierwszym koktajlem poleciały kolejne i chociaż getta nie było z pewnością stać na zbyt długi atak, a nikomu jeszcze nic się nie stało, każdy następny pocisk trafiał coraz bliżej. Obecni tam Strażnicy postanowili więc swoje szefostwo, ocinając mu całkowicie widok na najbliższą okolicę. To najwyraźniej wydało się jednak niewystarczające, bo już po chwili rozległy się głosy o ewakuowaniu wszystkich obecnych w sektorze. Nikt z władzy nie miał w tym momencie nic do powiedzenia. Zwyczajnie zaczęto zapędzać ich w stronę wejścia do budynku Strażniczego, gdzie mieli być tymczasowo bezpieczni. Nie wszyscy zdążyli jednak to zrobić. Ostatni koktajl uderzył zaskakująco daleko… Na tyle daleko, że jego płonący fragment przesunął się po górnej części ubrania Corrine, które momentalnie zajęło się ogniem. Nie chciała chyba zostać kolejną ludzką pochodnią…?
Cordelii udało się zaś dotrzeć jakoś do Strażnika, który również dzielnie brnął przez tłum w jej stronę, po drodze załatwiwszy jej nawet jakąś chustkę do przetarcia twarzy. A kiedy wrócili do odpowiedniego sektora, Strażnik podał jej zarekwirowany dokument, jednocześnie rozglądając się dookoła w poszukiwaniu kogoś, komu mógłby przekazać dziewczynę w szoku. On sam zwyczajnie się do tego nie nadawał.
- Ej! Ty! Właśnie ty! Pomóż pani. – Zwrócił się wreszcie do najprzyjaźniej wyglądającej osoby, którą to był Leonard, samemu momentalnie się ulatniając. Jakoś ciężko mu było zebrać myśli, kiedy zaczynało do niego dochodzić to, co zrobił. Znał żonę tamtego człowieka… Jego dzieci… Dobre dzieci…
Posępny korowód nie przerwał zaś swojej podróży, zmierzając nieustępliwie w stronę podwyższenia. Kiedy Strażnicy wreszcie doprowadzili skazańców na podium, mijając przy tym Aloisa i wycelowany w niego pistolet, rząd mógł odetchnąć z ulgą. I faktycznie, sam wcześniejszy mówca wyraźnie nabrał kolorów, uśmiechając się pod nosem. Jednak nie na długo…
Dwa strzały… Dwa nagłe strzały rozległy się bardzo wyraźnie w powietrzu, a ich dźwięk spotęgował dodatkowo włączony mikrofon. Nawet we wrzawie dało się słyszeć te odgłosy… We wrzawie, która nagle ucichła… Tłum zamilkł, ostatnie flary zgasły, a lud jakby wstrzymał oddech, zwracając wzrok w stronę podestu akurat w tej chwili, kiedy dwa ciała kolczatkowiczów z hukiem zwaliły się na deski. Nikt nie musiał pytać, kto to zrobił… Jeden ze Strażników stał nadal na scenie, trzymając przed sobą wyciągniętą broń, którą nagle obrócił w palcach… Trzeci strzał był jak wybuch… Jak wybuch krwi stróża prawa, która trysnęła z jego głowy, kiedy martwe ciało spadło z podwyższenia, uderzając o ziemię tuż obok Owena. A ludzie patrzyli w milczeniu… Świat wstrzymał oddech.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cordelia Snow
Cordelia Snow
https://panem.forumpl.net/t273-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t3572-cordelia
https://panem.forumpl.net/t1280-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t1611-the-capitol-s-sweetheart
https://panem.forumpl.net/t1369-cord
https://panem.forumpl.net/t1911-cordelia-snow
Wiek : siedemnaście
Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon.
Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you?
Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyWto Sie 25, 2015 6:15 pm

Priorytetem było przedostanie się w miarę bezpieczne miejsce oraz odzyskanie dowodu, dlatego zdeterminowana Cordelia przepychała się przed siebie niestrudzenie, używając łokci, głosu, a raz nawet kolana. Była drobna, jednak nie bezbronna, a na jej twarzy malowały się przecież ślady zabójstwa sprzed chwili. Nie obejrzała się nawet za siebie, tamto zdarzenie należało do przeszłości tak samo, jak jej napastnik do świata umarłych. Musiał liczyć się z tym, że podnosząc na nią rękę, poniesie karę, choć pewnie nie spodziewał się, że aż tak dotkliwą. Czyżby Strażnicy Pokoju po roszadach na stanowisku dowódcy nabrali nowej pewności siebie?
Wreszcie udało jej się dotrzeć do celu, natychmiast porwała w dłonie swoje dokumenty i schowała je bezpiecznie w wewnętrznej kieszeni, gdzie jeszcze nie tak dawno temu znajdowały się fałszywki dla Fransa. Przyjęła też podaną jej chusteczkę i w pierwszym odruchu chciała podziękować Strażnikowi, jednak jego mina ukazała jej coś, czego nie lubiła prawie najbardziej na świecie - słabość. Mężczyzna najzwyczajniej w świecie przeżywał falę wyrzutów sumienia, które musiały dopaść go po chwyceniu za broń i celnym strzale, wymierzonym w czoło Bezprawnego. Skoro nie liczył się z tym, że kiedyś kogoś zabije, dlaczego w ogóle rozpoczynał karierę mundurowego? Zniesmaczona tą niekonsekwencją panna Snow nie powiedziała więc nic i już miała czym prędzej odejść w swoją stronę, gdy otrzymała kolejnego opiekuna.
Zerknęła na Leonarda nieufnie, nie przejmując się tym, że nie zdążyła jeszcze wytrzeć twarzy i musiała wyglądać trochę przerażająco ze śladami krwi w najbardziej widocznych miejscach.
- Naprawdę nie trzeba – odpowiedziała szybko, odprowadzając wzrokiem niewiernego Strażnika z moralnymi problemami – Po prostu stąd odejdźmy.
Nie potrzebowała opieki, potrafiła radzić sobie sama, wydawało jej się jednak, że mają z nieznajomym ten sam cel, jakim było opuszczenie placu. Dlatego też wskazała mu głową drogę, którą byliby w stanie przecisnąć się w miarę szybko… i wtedy padły kolejne strzały.
Snow odwróciła swoją blond głowę akurat w momencie, gdy Strażnik, który przed chwilą mianował się katem, dokańczał dzieła. Wszyscy dookoła zamarli, a atmosfera zrobiła się nagle tak ciężka, że mogła zwiastować jedynie kolejny wybuch buntu. A na ten Cordelia nie zamierzała czekać, dlatego popychając lekko Leonarda, ruszyła czym prędzej przed siebie, byle dalej od placu.
Powrót do góry Go down
the leader
Victor Sean
Victor Sean
https://panem.forumpl.net/t2295-victor-sean#31792
https://panem.forumpl.net/t2297-victor-sean#31798
https://panem.forumpl.net/t2296-victor-sean#31797
https://panem.forumpl.net/t2298-victor-sean#31799
Wiek : 22
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta
Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela
Obrażenia : zrastający się złamany nos.

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyWto Sie 25, 2015 9:39 pm

Nieomal zaśmiał się, gdy brunetka usiłowała uderzyć w jego hełm, który – bądź co bądź, był pancerny. Przypłaciła to mocnym ściśnięciem nadgarstka; tak silnym, że Victor poczuł, że coś pęka. Może kość? Miał nadzieję, z każdą chwilą czuł się coraz bardziej poirytowany. Zupełnie jak na Igrzyskach, kiedy instynkt mordercy wygrał z moralnością nastolatka.
- Zamknij się, dziewczyno. – powiedział spokojnie, zastanawiając się, czy pannie od flar spodobałby się jego wyraz twarzy – spokojny, nieco kpiący… Zdecydowanie nie łagodny.
W tej samej chwili usłyszał bardzo znajomy głos.
- Victor, mamy dziewczynę, która zapaliła pierwszą flarę. – szarpnął brunetką w stronę swojego imiennika i kolegi z pracy – żeby nie wspomnieć o tym, że znali się od dawna. Zdawało mu się, że słyszy kolejne subtelne chrupnięcie w jej dłoni.
- Musimy ją chyba odeskortować do jakiejś przyjemnej celi, nie sądzisz? – zapytał, o mały włos nie mówiąc na głos, że do takiej buntowniczki przydałby się im Ginsberg.
Powrót do góry Go down
the civilian
Leonard Madden
Leonard Madden
https://panem.forumpl.net/t3237-leonard-madden#50661
https://panem.forumpl.net/t3239-leo
https://panem.forumpl.net/t3238-leonard-madden#50682
https://panem.forumpl.net/t3299-leo#51581
https://panem.forumpl.net/t3314-leonard-madden
Wiek : 27 lat
Zawód : menadżer 'Vanillove' oraz działacz społeczny
Przy sobie : dowód, telefon, prawo jazdy
Znaki szczególne : nieobecne spojrzenie, lekko powiększona tarczyca
Obrażenia : problemy z tarczycą

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyWto Sie 25, 2015 9:50 pm

Początkowo zamierzał ulotnić się stamtąd po cichutku, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. W końcu nie potrzebował problemów – kto normalny miałby ich potrzebować, a już szczególnie podczas tak hucznej imprezy jak egzekucja? – a w tamtej chwili nowe wciąż narastały, jakby nikomu nie wystarczała nikomu dwójka skazańców, która już wkrótce miałaby okazję wąchać kwiatki od spodu. No cóż, Leonard zdecydowanie nie zamierzał do nich dołączyć. Jego wewnętrzny radar mówił mu, że niebezpieczeństwo przekroczyło granicę normalności mniej więcej w chwili, gdy gettowicze rozpoczęli swoje przedstawienie, więc fakt, że nadal tu był prawdopodobnie spowodowała tylko i wyłącznie troska o swojego przyjaciela. No i o chłopaczka, który pchał się na mównicę.
Nie żeby znał tego drugiego i pewnie dlatego powinien obchodzić go jego los w takim samym stopniu, co reszty uczestników wydarzenia. A jednak ta reszta miała na tyle rozumu, aby nie pchać się w sam ogień wydarzeń. Kto w ogóle wpuszczał dzieciaki na takie wydarzenia? Czy podobne sceny nie powinny mieć jakiś ograniczeń wiekowych? A co się stało z żółtymi trójkącikami?
Chciał podejść do niego i ściągnąć go z tej przeklętej mównicy zanim ktokolwiek inny (na przykład strażnik pokoju) zrobi to za niego. Na szczęście nim zdążył przepchać się w tamte okolice, i zapewne samemu wpakować się w najgorsze możliwe położenie, ktoś go zawołał. W innych okolicznościach zapewne pomyślałby, że to wcale nie chodzi o niego. W tłumie było tyle innych osób, zapewne bardziej rozgarniętych i zdecydowanych, jednak wskazanie dłonią na jego osobę nie mogło budzić zbyt wielu wątpliwości. Może jeszcze, gdyby udał, że nie usłyszał czy nie zauważył strażnika, jakoś uszłoby to w tłumie. Niestety jak głupi zareagował, a tym samym, został zmuszony porzucić swoje misterne plany uratowania świata i wypełnić polecenie mężczyzny.
Swoją towarzyszkę zmierzył równie nieufnym spojrzeniem, co ona jego, tym bardziej, że na jej twarzy widniały jeszcze ślady krwi. Chyba nie chciał pytać do kogo należy. Im mniej wiedział, tym spał spokojniej, prawda?
Skinął głową na jej słowa i zamierzał podążyć we wskazanym kierunku, gdyby tylko jego uwagi na moment nie odwróciło parę strzałów dobiegających ze sceny. Z walącym w piersi sercem odwrócił się w tamtą stronę, głupio obawiając się zobaczyć, że Victor został postrzelony. Na szczęście (albo i nie?) to nie młody strażnik stał się żywą tarczą, a dwójka skazańców. Mimo wszystko nie mógł pozbyć się głupiego uczucia ulgi, które ogarnęło go po zdaniu sobie z tego sprawy. Może i taki los od początku był im przeznaczony, ale…
Nie zdążył dokończyć myśli, bo blondynka popchnęła go nagląco, sugerując tym samym, żeby już ruszyli. Nie zamierzał się opierać i, próbując iść bardziej z boku, mniej wypełnionymi ludźmi szlakami i w odpowiedniej odległości od wydarzeń, zgodnie z poleceniem wyprowadzał młodą dziewczynę.

zt x2?
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyWto Sie 25, 2015 9:53 pm

chwilowo nie stać mnie na nic więcej, wybaczcie

Sytuacja, w której znajdowali się mieszkańcy Kapitolu – Bezprawni, rządowcy, wolni obywatele – zdawała się pogarszać z chwili na chwilę. Rozgardiasz, jaki jeszcze chwilę temu wydawał się czymś błahym, obecnie urósł do rangi prawdziwego pandemonium, którego opanowanie mogło być niemożliwe.
Vivian wraz z innymi ruszyła do wyjścia, które im wskazano, starając się w dalszym ciągu ignorować krzyki, padające zewsząd rozkazy Strażników i te cholerne imitacje koktajli Mołotowa. Idąc tuż za Corinne, wpatrywała się w tył głowy znajomej, w dalszym ciągu obojętna na środowisko zewnętrzne…
Dopóki jeden z koktajli – a raczej jego fragment – nie trafił w Corinne.
Vivian zaczerpnęła gwałtownie tchu i, wyprzedziwszy brunetkę, gwałtownymi ruchami zaczęła uderzać dłońmi o jej płaszcz, usiłując stłumić ogień.
- Tylko stój spokojnie – poprosiła, ni to z rozbawieniem, ni z odrobiną zaniepokojenia, całkowicie skupiona na swoim zadaniu.
Powrót do góry Go down
the leader
Cassian Lancaster
Cassian Lancaster
https://panem.forumpl.net/t3093-cassian-lancaster?nid=1#49688
https://panem.forumpl.net/t3172-relacyjne-cassa
https://panem.forumpl.net/t3173-cassian-lancaster#49692
https://panem.forumpl.net/t3174-cassianowe-wspomnienia#49695
https://panem.forumpl.net/t3175-cassian#49697
https://panem.forumpl.net/t3198-cassian-lancaster
Wiek : 30
Zawód : Wiceminister Finansów i Skarbu Państwa
Przy sobie : Dokumenty, klucze, telefon, drobne, cygaro, zapalniczka
Znaki szczególne : Blizna na prawym policzku.

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptySro Sie 26, 2015 7:21 pm

Narastające w coraz szybszym tempie zamieszanie potwierdziło moje obawy, które roiły mi się w głowie od początku dnia. Przecież to było niemal oczywiste, przy tym jak bardzo ostatnio ludzie zaczęli się buntować niemal pewnym był fakt, że i tym razem ci z getta nie pozostaną cicho. Ich działanie było niebywale głupie, w końcu czy nie potwierdzali swoim zachowanie przekonań wszystkich im przeciwnych osób? Czy nie utwierdzali reszty w tym, że nie zasługują na los lepszy od szubienicy?
Głupota tego działania raziła mnie wręcz, sprawiała, że na mojej twarzy pojawił się już grymas obrzydzenia, nie miałem jednak czasu nad rozmyśleniami, bo oto siostrzane palce zacisnęły się na moim nadgarstku, a nim sam zdążyłem w jakikolwiek sposób skomentować jej słowa, choćby potwierdzić fakt, iż najlepszym wyjściem jest opuszczenie terenu, zostałem pociągnięty przez nią w stronę wyjścia. Nie zaprotestowałem, nie widziałem sensu w walce z jej nadopiekuńczym zachowaniem w takim momencie, choć po paru chwilach delikatnie wyswobodziłem swój nadgarstek, posyłając jej uspokajające spojrzenie. Nie chciałem by gniewała się na ten gest.
Rzuciłem spojrzenie przez ramię, by po chwili puścić pod nosem wiązankę przekleństw. Nie dość, że wydarzenie zorganizowane było mimo wyraźniej możliwości [i]szczucia[/b] bezprawnych, na dodatek jeszcze nie zadbano o poprawną ochronę. Przyśpieszyłem kroku, powstrzymując w sobie chęć złapania siostry za rękę, na wszelkie czułości będzie czas później.
- Zaparkowałem niedaleko stąd, możemy pójść do... - zacząłem, chcąc zaproponować inną opcję, niż narzucali nam Strażnicy, skrycie się w ich budynku nie wydawało mi się dobrym rozwiązaniem, jednak zanim zdążyłem skończyć wypowiedź tuż za nami rozbrzmiał brzdęk tłuczonego szkła, a odłamek? Czy sama zawartość butelki zderzyły się z płaszczem Cori. Ubranie szybko zajęło się ogniem.
Tym razem pozwoliłem sobie na głośne przekleństwo, powtórzone po raz kolejny, gdy znajoma siostry zaczęła uderzać o jej płaszcz dłońmi. Czy ona zwariowała i chciała poparzyć sobie całe ręce, do cholery?
- Zrobisz sobie tak krzywdę - warknąłem zirytowany w stronę Vivian, w chwili w której znalazłem się przy siostrze, bez zastanowienia chwytając za płaszcz i ściągając go z jej ramion. Rzuciłem płonący materiał na ziemię. I tak był już stracony.
Stałem przez chwilę bez ruchu, przyglądając się drobnym jeszcze płomieniom, w końcu westchnąłem starając się uspokoić, po czym ściągnąłem z siebie płaszcz i podałem go siostrze. Nim jednak ta zdążyła go przyjąć trzy wystrzały przecięły powietrze. Automatycznie odwróciłem głowę w ich stronę, spinając się cały, gotów w razie czego... Właściwie, co zrobić? Nie miałem żadnej broni, byliśmy bezradni wobec pistoletów. Należało się zbierać.
Na szczęście jedynymi ofiarami strzałów byli skazańcy.I samobójczy Strażnik Pokoju. Wypuściłem wstrzymywane przez chwilę powietrze z ust, po czym pokręciłem głową z niedowierzaniem i niesmakiem. Od początku wiedziałem by tu nie przychodzić.
- Chodźmy do mojego samochodu. - Tym razem mój głos zabrzmiał już o wiele spokojniej. Teraz nie było sensu marnować swoich nerwów na dodatkowe dysputy, na to przyjdzie czas później, kiedy spróbuję się dowiedzieć jakim cudem doszło do takiej niekompetencji.


Ostatnio zmieniony przez Cassian Lancaster dnia Czw Sie 27, 2015 2:56 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the leader
Corinne Lancaster
Corinne Lancaster
https://panem.forumpl.net/t3097-corinne-lancaster-budowa#48005
https://panem.forumpl.net/t3162-corinne#49456
https://panem.forumpl.net/t3161-corinne-lancaster
https://panem.forumpl.net/t3163-corinne#49461
https://panem.forumpl.net/t3191-corinne-lancaster
Wiek : 31 lat
Zawód : wiceminister Kultury & bizneswoman
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, nóż motylkowy.
Obrażenia : złamany kręgosłup moralny, początki leukopenii

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptySro Sie 26, 2015 9:17 pm

Kto zajmował się ochroną tego miejsca, komu powinni podziękować za kompletny brak kompetencji? Gdzie był Minister Obrony, który w takich sytuacjach sprawował pieczę nad Strażnikami, niemającymi dotychczas nowego dowódcy? I wreszcie, dlaczego Brud usiłował solidaryzować się z terrorystami? Nowa skala zepsucia i hipokryzji jawiła się właśnie przed oczami Corinne, która uświadomiła sobie wreszcie, że w porównaniu z tym, jej zachcianki i dziwaczna moralność to dopiero pikuś.
Wycofywała się, bo nie miała zamiaru oglądać tego marnego przedstawienia, tej próby sił i nieudolności mundurowych. Gdy usłyszała pierwsze strzały, zaklęła szpetnie pod nosem i pomyślała, że gdyby opozycyjne media były ostatnimi czasy aktywnie, na pewno poużywałyby sobie na rządzie po tym wydarzeniu. Na szczęście jednak wszelkie głupawe rozgłośnie radiowe i pseudo waleczne blogerki milczały w najlepsze.
Brnęła dalej przed siebie, a gdy Cassian uwolnił nadgarstek z jej uścisku, obejrzała się i obdarzyła go pytającym spojrzeniem, jednak wzrok brata ją uspokoił. Bywała nadopiekuńcza i zaborcza, ale musiał jej to wybaczyć – oboje swoje przeszli i nawet takie błahostki, jak zamieszki w okolicy, aktywowały w niej określone odruchy. Upewniła się jednak, że bliźniak znajduje się tuż za nią, miała także oko na rudowłosą oraz koleżankę po fachu. I być może dlatego nie zdążyła uskoczyć przed kolejnym koktajlem.
Poczuła ciepło i zareagowała natychmiast, chociaż Vivian i Cassian już rzucili się jej na pomoc. O ile metoda kobiety pozostawiała wiele do życzenia (mogła przecież poparzyć sobie dłonie!), reakcja brata była identyczna do jej własnej – czym prędzej pomogła zsunąć mu z siebie płaszcz i odskoczyła możliwie jak najdalej. Patrzyła tęsknym wzrokiem za drogim futrem, które teraz stanęło w płomieniach, a poziom zdenerwowania tylko w niej wzrastał. Chwyciła swoje włosy by sprawdzić, czy końcówki są całe i nienadpalone, a później już miała odwrócić się napięcie i kazać najbliższemu Strażnikowi przyprowadzić tego durnia, który rzucił butelką, jednak odgłosy wystrzałów sprawiły, że na chwilę zaniemówiła.
Głowy wszystkich w ich sektorze odwróciły się na raz, a spojrzenia rządowców powędrowały w stronę szubienicy. Dwa martwe ciała były satysfakcjonującym widokiem, a na ustach Lancaster zatańczył złowrogi uśmieszek, jednak trzeci strzał i upadający samobójca tylko ją zniesmaczyły.
Przyjęła więc płaszcz od bliźniaka bez żadnego gadania i skinęła do koleżanek, by pożegnać się z nimi jeszcze zanim chaos pod podestem rozpocznie się na nowo. Tym razem to Cassian prowadził, podążyła więc za nim posłusznie, otulając się szczelniej jego ciepłym odzieniem.

| zt x 2 ?
Powrót do góry Go down
the pariah
Kendra Irvine
Kendra Irvine
https://panem.forumpl.net/t3353-kendra-irvine#53453
https://panem.forumpl.net/t3371-kendra
https://panem.forumpl.net/t3370-kendra-irvine
Wiek : 22 lata
Zawód : butnowniczka z wyboru, profesjonalny muromazacz i kamieniorzucacz, drobny złodziejaszek
Przy sobie : dwa papierosy w kieszeni kurtki, zapalniczka, kilka plastrów, chusteczki
Znaki szczególne : za każdym razem inne
Obrażenia : ogólne osłabienie; stłuczona kość ogonowa po upadku z ogrodzenia, siniaki na nogach, strupy po obtarciach na rękach

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptySro Sie 26, 2015 9:43 pm

Nikt się nie ruszył, nikt nawet nie drgnął ani słowem nie odezwał się by mi pomóc. Tak oto umierała solidarność sprzed chwili, gdy byłam Mojżeszem w tłumie ludzi, a jej miejsce zajmowała znieczulica, jedna z najgorszych chorób współczesnego świata.
Zaklęłam szpetnie pod nosem w odpowiedzi na okoliczną ciszę i w tej chwili życzyłam wszystkim okolicznym Bezprawnym szybkiej wycieczki do Dwunastki. Nie ma co, byłam niewdzięcznicą, ale przecież tu chodziło o moją wolność! Dlaczego miałabym zasłaniać się jakąkolwiek etyką?
Gdy nie udało mi się wybić szybki, splunęłam prosto na nią, za co zarobiłam jeszcze mocniejszy uścisk i usłyszałam złowrogie skrzypnięcie w nadgarstku. Jeśli ten skurwysyn mi go złamał, dopadnę go w najciemniejszej uliczce i załatwię, choćbym miała tę sprawiedliwość wymierzać sama.
- Zapalenie flary, o Losie, największe przestępstwo na świecie! – krzyknęłam, próbując zyskać na czasie, przy okazji hałasem robiąc dookoła siebie niezłe zamieszanie. Może jednak ktoś zdecyduje się mi pomóc? No i nie oszukujmy się, teraz do głosu dochodziła ta zbuntowana część mnie – Przynajmniej nikogo nie zabiłam, w przeciwieństwie do Was! – wolną ręką wskazałam kierunek, z którego dobiegły mnie pierwsze strzały.
Nie wiedziałam nawet, czy ktoś rzeczywiście padł martwy, ale krzyki ludzi musiały mi wystarczyć za ocenę sytuacji. I już miałam zamachnąć się po raz kolejny, nie bardzo nawet wiedząc, co zamierzałam zrobić, gdy to ze strony podwyższenia rozległ się kolejny hałas.
Odwróciłam twarz w kierunku szubienicy akurat wtedy, gdy martwe ciało Layli upadało na deski. Ktoś ją… jakiś gnojek… Oczy momentalnie zaszły mi łzami, zacisnęłam żeby i całą swoją złość postarałam się przemienić na swoją korzyść. Nie widziałam nawet Strażnika, który po chwili popełnił spektakularne samobójstwo, skupiłam się tylko na osiągnięciu swojego celu. Skoro mundurowy już i tak trzymał mnie blisko siebie, a nadgarstek był zapewne skręcony, co mi szkodziło spróbować? Zamiast wyrywać się, momentalnie przesunęłam się do niego i wykorzystując element zaskoczenia, spróbowałam wyciągnąć  pistolet z jego kabury. Byłam złodziejką, do cholery, wyjmowanie różnych rzeczy z kieszeni i nie tylko miałam już doskonale opanowane.
Musiałam uważać na nowoprzybyłego Strażnika, ale wycelowanie lufy w udo jego kolegi (Victora S) powinno chyba sprawić, że nie zacznie się rzucać.


Ostatnio zmieniony przez Kendra Irvine dnia Czw Sie 27, 2015 8:04 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the leader
Valerie Johanna Angelini
Valerie Johanna Angelini
https://panem.forumpl.net/t2798-valerie-johanna-angelini#42848
https://panem.forumpl.net/t3074-it-s-the-beat-that-my-heart-skips-when-i-m-with-you#47605
https://panem.forumpl.net/t3075-valerie-j-angelini#47607
https://panem.forumpl.net/t3076-walka#47608
Wiek : 45
Zawód : minister zdrowia, dyrektor szpitala, właściciel firmy w D8
Przy sobie : drobna apteczka, morfalina, przepustka, telefon

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyCzw Sie 27, 2015 2:19 am

Doprawdy, nowopoznana kobieta imieniem Vivian nieco przesadzała z tymi swoimi oskarżeniami. Nie, że wzburzona miałam ochotę zaprotestować przeciwko tak karygodnym i brutalnym przecież sposobom pozbycia się tych ludzi. Wręcz przeciwnie, gdybym była sobą na spotkaniach rządowych i gdyby padł w trakcie ich trwania podobny pomysł, zapewne byłabym jak najbardziej za szybkim i skutecznym pozbyciem się owego problemu. W tej chwili jednak przemawiała przeze mnie wyuczona przezorność, analiza ekonomiczna takiego przedsięwzięcia oraz miękkie serduszko, którego nie mogłam w tej chwili ukazać.
Ostatecznie zmierzyłam rudowłosą swym spojrzeniem i skupiłam się na zbuntowanym tłumie oraz tych rzucanych butelkach. Rzucanych między innymi we mnie! Czemu mnie kochali? Powinni mnie kochać! Tak bardzo się o nich troszczyłam, tak bardzo głowiłam i w ogóle... Hehe. Mimo wszystko powinni zwrócić uwagę na skutki takowego zachowania. Nie mieli szans ze Strażnikami, mimo że ci... Wiele było do życzenia.
Właściwie zaczęłam żałować, że mój Valerius marnuje się wśród Strażników Pokoju. Wystarczyło na nich spojrzeć. Widziało się nieudolności w ich działaniu. W tej kwestii w pełni zgadzałam się z Corinne, więc nieznacznie kiwnęłam głową, widząc te ich starania w naszej ochronie... Ewakuacja sektora rządowego? Moim zdaniem powinna rozpocząć się już dawno, dlatego tez nie oponowałam, tylko pozwoliłam się mundurowym prowadzić do tego rzekomo bezpiecznego miejsca. Nie za bardzo podobał mi się ten pomysł. Wolałabym zostać odwieziona do siedziby rządu lub własnego mieszkania... Ale nie należało dyskutować w takiej sytuacji, zwłaszcza, że robiło się jeszcze gorzej. Piękny płaszcz Corinne płonął!
Nim zdążyłam zaprotestować, Vivian już gasiła go dłońmi! Nie miałam pojęcia, czy zdążyła poparzyć sobie łapki, nim Cassian ściągnął i tak zgrabnie odrzucił okrycie na bok. Cieszyłam się jednak, że nadal nosiłam przy sobie, w torebce, drobną apteczkę, w której trzymałam podstawowe jej elementy oraz drobny skalpel... Tak na wszelki wypadek. Nie, że chciałam w tej chwili ciąć Vivian. Na ewentualne poparzenia bandaże na nic się zdawały. Należało to przemyć wodą, która zapewne znajdowała się w budynku... O ile oczywiście została poparzona. Ze swojego miejsca chwilowo tego nie dostrzegałam.
Nie miałam też okazji, gdyż mój wzrok przykuło miejsce, z którego nastąpiły trzy wystrzały z broni palnej. Wcześniej padł jeden gdzieś w tłumie, gdzie palił się jakiś człowiek. Był to jednak ostrzegawczy wystrzał Strażnika skierowany do tłumu, by ten się raczył ogarnąć. Teraz zaś podest zdobiły dwa trupy skazanych oraz nieopodal dalej znajdował się trzeci trup... Strażnika Pokoju. Interesujące.
Panno Darkbloom, wszystko w porządku z pani dłońmi? – zapytałam z troską w głosie po chwili ciszy, która nastąpiła po tych trzech wystrzałach.
Powrót do góry Go down
the civilian
Alois Owen
Alois Owen
https://panem.forumpl.net/t3349-alois-owen
https://panem.forumpl.net/t3365-alois-owen
https://panem.forumpl.net/t3364-alois-owen
Wiek : 12 lat
Przy sobie : tablet, rower, gaz pieprzowy, aparat fotograficzny, telefon komórkowy, karty do gry, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : Wybujała wyobraźnia, znakomity mówca

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyPon Sie 31, 2015 10:21 am

Co mógł teraz zrobić Alois? Dwunastolatek, obserwujący to, co dzieje się tu i teraz, stojąc na podeście, nie interesował się zbytnio tym, do czego doszło. I dochodzi nadal, przecież czas mija, a co za tym idzie – reakcje, a tym bardziej czyny innych wciąż ulegają zmianom. A powinien. Zwłaszcza, kiedy tuż obok niego przechodzili skazańcy. Pomachał im ochoczo lewą dłonią, uśmiechając się uroczo. Próbował ich jakoś pocieszyć, wcale nie zdając sobie sprawy z tego, że i tak, mimo jego starań, efekt okaże się być zupełnie odwrotny. Co mógł zrobić dla nich taki nastolatek, mieszkaniec Dzielnicy Wolnych Obywateli, trzymający w prawej, tylnej kieszeni spodni fałszywy dowód tożsamości? Tak, moi drodzy. Zanim chłopak pozbył się wierzchniego odzienia, sprytnie przeniósł nielegalny dokument w inną część ubrania. Zdawał sobie doskonale sprawę, że w sytuacji takiej jak ta taki świstek może okazać się bardzo użyteczny. Nie bał się. Na jego obliczu dał się zauważyć uśmieszek, wciąż ten sam, nie zmieniający się przez te wszystkie długie minuty. Wpatrywał się w nich i poczuł na sobie ich strach. Nie dziwił im się, w sumie doskonale znał to uczucie, mimo że jeszcze nigdy nie dane mu było być w podobnej sytuacji. I tak chyba zostanie, ale... nie możemy być tego w stu procentach pewni. Jeszcze wszystko mogło się wydarzyć. Podobnie jak to, że egzekucja zostanie odwołana. Wierzył w to w naprawdę infantylny sposób. Jak to on.
Nie przestając się uśmiechać, odwrócił się i... zobaczył lufę pistoletu, skierowaną właśnie na jego osobę. Dziwne – tym razem nie bał się w ogóle. Właściwie można powiedzieć, że to go nakręcało, sprawiało, że z każdą narastającą sekundą stawał się być o wiele śmielszy. Zaśmiał się krótko i, nie zważając na to, kto właściwie grozi mu bronią (nie znał nawet płci, nie spojrzał na tę osobę nawet na ułamek sekundy), uniósł powoli rękę i położył na spluwie, spokojnie, jakby nic się nie działo. Jego zachowanie na pewno musiało szokować.
- Hola hola – nie przestawał się szczerzyć – ten strzał nie jest przecież przeznaczony dla mnie, prawda? W sumie, nie możecie zabić osoby tak wartościowej, jak ja!
Poczuł wielką potrzebę rozmowy, do czego należy zaliczyć również jego pragnienie opowiadania swych niestworzonych, mitomańskich historyjek. Uznawszy, że to nie jest ani pora ani miejsce na tego typu wyczyny, po wypowiedzeniu powyższych słów zacisnął mocno usta, żeby tylko powstrzymać potok słów, rodzących się w jego głowie. Był tak podniecony zaistniałą sytuacją, zadowolony z własnej śmiałości, że nie zważył na następujące po sobie wystrzały. Był ponadto wszystko, uznał że ma do wykonania nie lada misję, i zamierzał doprowadzić do tego, żeby skazańcy wyszli z tego cało. Oczekiwał oczywiście nagrody. Gdyby tak nie było, to nie byłby Alois. Teraz sytuacja uległa zmianie, młody Owen tym razem zamarł, kiedy zorientował się w ogarniającej ciszy, aż nagle, tuż przy jego stopach, na ziemię zwaliło się ciało. I krew o barwie wina, kwitnąca pięknie obok niego. Co dziwne – nie bał się. Nawet go to fascynowało! W jakiś dziwny, osobliwy sposób, przyglądał się ofierze, przywoławszy na swoje młode usteczka ponownie wyraz zadowolenia. Nie wiedział, jak do tego doszło, ale czy na pewno chciał wiedzieć? Raczej tak, zważywszy kim właściwie jest Alois, na co nie da się nic poradzić. Podniósł wzrok na zszokowaną publiczność. Stojąc tutaj, czuł się taki ważny, tak wyjątkowy! Wpatrywał się w nich z niemałą dumą. Chciał coś jeszcze powiedzieć – a raczej wykrzyczeć – jednak do jego głowy, jak na złość, nie wpadały żadne pomysły. To nie było do niego podobne, chłopak zawsze dysponował sporawym zapasem opcji które może wcielić w życie, oraz słów, które może wypowiedzieć w dowolnej tonacji. Wiemy przecież, ze Owen potrafił doskonale manewrować swoim głosem, w taki sposób, że słuchacz zatraca się całkowicie w tym, co słyszy. To pewnie dlatego, gdyby nie absurdalność jego słów, każdy uwierzyłby w jego bajeczki. Westchnął głęboko, wystrzelił ręką go dóry i wykrzyczał coś jeszcze, co wpadło mu do głowy dosłownie przed chwilą.
- Koniec z tym wszystkim! Z nierównym traktowaniem! Zgadzacie się ze mną, czy nie?! - wykrzyczał, a z jego oblicza emanowała duma i samozadowolenie.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 EmptyWto Wrz 01, 2015 10:48 pm

Strażnik, który celował w Aloisa, był w wyjątkowo złym nastroju, a teksty chłopaka rozwścieczały go tylko jeszcze mocniej. I choć nie zastrzelił młodego Owena, szarpnięciem podniósł go do pionu, by bez wahania zagonić go bocznymi drogami wprost na posterunek. Tam potrzymał go jeszcze kilka godzin, puszczając wreszcie bez dodatkowych konsekwencji, kiedy jego przełożony stwierdził, że to tylko głupi dzieciak. Na pamiątkę Alois dostał zatem tylko mocno obite plecy. Jego pięć minut sławy skończyło się jeszcze przed faktycznym rozpoczęciem.
Poza incydentem z płonącym ubraniem, nikomu z rządowców nic wielkiego się nie stało. Co prawda Vivian dorobiła się niewielkich poparzeń dłoni, jednakże dobra maść i trochę odpoczynku miały zrobić swoje. Członkowie rządu, wyprowadzani również bocznym drogami, mogli wkrótce rozejść się do swoich domów, aby leczyć traumę, pisać skargę lub zwyczajnie zająć swoimi pracami.
Tak samo zresztą Leo i Cordelii wyjątkowo szybko udało się odejść na bezpieczną odległość, skąd mogli już ruszyć w wybranych przez siebie kierunkach.
Do Victora, Victora i Kendry przepchał się wkrótce kolejny Strażnik, jeszcze wyraźniej sugerując pochwycenie dziewczyny i zabranie jej na posterunek* w celu przesłuchania. Dziewczyna nie miała szans, musiała się poddać… A tłum? Tłum rozstąpił się na ten widok, szepcząc coś tylko cicho i dając tym samym wolną drogę przedstawicielom władzy.
Wkrótce wezwano także wsparcie, rozganiając tłum gettowiczów i zbierając całą imprezę. Valerius, którego dojrzano gdzieś w tłumie, dostał przy tym nieprzyjemną rolę pomagiera przy zabieraniu martwych ciał.
Wydarzenie skończyło się zupełnie nie tak, jak to planowano… Ale czy ktoś się temu dziwił?

[z/t] dla wszystkich, choć możecie jeszcze pododawać końcowe posty

*jeśli chcecie, możecie przeprowadzić tam sobie osobny wątek <3
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Brama główna - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Brama główna   Brama główna - Page 7 Empty

Powrót do góry Go down
 

Brama główna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 7 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

 Similar topics

-
» Główna ulica
» Kwatera główna
» Sala główna
» Główna Ulica
» Główna Przystań

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Getto-