|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Brama główna Nie Lip 28, 2013 5:21 pm | |
| First topic message reminder :Jeden z trzech możliwych (i jedyny legalny) sposób na dostanie się do Kwartału. Żeby przekroczyć tę bramę, trzeba mieć ważną przepustkę lub naprawdę dobre znajomości.
Ostatnio zmieniony przez Ashe Cradlewood dnia Wto Lis 04, 2014 12:44 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Brama główna Pią Lip 31, 2015 5:01 pm | |
| Każda, nawet najbardziej pojebana sytuacja jest dobra do rozmów o modzie. Vivian przesunęła wzrokiem po sylwetce Corinne, z uznaniem rejestrując szczegóły jej ubioru. Po raz kolejny w życiu miała to śmieszne uczucie, że przy starszej znajomej wygląda jak nastolatka, która nie do końca wie, czym jest moda – zresztą, w dniu takim jak ten miała naprawdę gdzieś to, jak wygląda – stąd pomysł założenia bluzy do wysokich, sznurowanych butów i narzucenie na to płaszcza, który jakiś czas temu przysłał jej kochający tatuś. Nawiasem mówiąc, kolejny facet w jej życiu, o którym miała czelność twierdzić, że ją ostro wyrolował. Bo przecież wszyscy wiemy, do kogo należało pierwsze miejsce. Znała go już chyba na pamięć, od miękkich, długich włosów i elektryzująco niebieskich oczu aż po każdy wzór, jaki tusz tworzył na jego skórze. Conrad Gustav Dillinger, oficer w służbie państwa Panem, alkoholik, jej przyjaciel i kochanek. Nie widzieli się od chwili, w której wyznała mu, że go kocha – może to i lepiej? Przynajmniej rana na jej głowie zdążyła się już zasklepić. Kątem oka dostrzegła podchodzącego do nich mężczyznę, któremu podała dłoń. - Vivian Darkbloom, miło mi pana poznać – powiedziała uprzejmie, przywołując na twarz łagodny uśmiech, będący tak naprawdę ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowała. Dlatego też ów grymas raczej szybko znikł z jej twarzy, tuż po tym jak puściła rękę nieznajomego. Brata Corinne – jeśli dobrze pamiętała, jej znajoma miała brata bliźniaka, który, podobnie jak ona, zwyciężył w Igrzyskach i piastował jedno ze stanowisk w rządzie. I nagle – kolejna osoba, piękna blondynka, opatulona boskim czarnym szalem (nawet w tej chwili Vivian musiała poczuć niemy zachwyt, bowiem szukała czegoś w tym stylu), kolejna rządowa dusza na tej jakże wesołej imprezie o wiadomym zakończeniu. Egzekucje. Może czas w końcu przywyknąć do Śmierci? - Vivian Darkbloom – drugi uścisk dłoni, następny uśmiech, spojrzenie, omiatające ludzi, gromadzących się na miejscu i szubienicę. – Bardzo mi miło. - Mogli się chociaż przyłożyć, to wygląda jak psu z gardła wyjęte – rzuciła cicho, nie przejmując się tym, że jest dookoła niej tylu ludzi.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Brama główna Pią Lip 31, 2015 5:33 pm | |
| - Do innego sektoru. Przepustki do innego sektoru. Względy bezpieczeństwa. - Bardziej burknął niż odpowiedział, taksując młodą pannę wzrokiem. Widział coś takiego nie po raz pierwszy i zapewne także nie ostatni, za każdym razem czując podobne zniesmaczenie. Co też było po stronie zapchlonego getta, że ciągnęły tam nawet niewinne dzieci? Przez bliskie spotkania z podobnymi sytuacjami, przekonywaniami i próbami przejścia, obawiał się o swoją własną córkę. Ta tutaj mogła być w zbliżonym wieku, może trochę starsza, lecz z pewnością niewiele. Mae nigdy by na to nie pozwolił, choć wiedział, że mimo wszystko wierciłaby mu dziurę w brzuchu. Tacy już najwyraźniej byli przedstawiciele młodego pokolenia. Sami musieli się sparzyć, by nabrać potrzebnego rozsądku. - Dobrze. - Kiwnął głową, machając ręką w stronę Strażnika stojącego w tłumie gettowiczów. - Skoro to tylko towarzyska rozmowa, dodatkowa kompania nie powinno być przeszkodą. - Przesunął barierkę nieco w bok, dając Cordelii znak, że może przejść. Oczywiście, w towarzystwie wspomnianego wcześniej żołnierza, który zbliżył się do granicy sektorów. - Pięć minut. I dowód... W zastaw.
Z głównym postem czekam na resztę zgłoszonych. Spokojna głowa, Mistrz o nikim nie zapomni. :> |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)
| Temat: Re: Brama główna Pią Lip 31, 2015 5:50 pm | |
| Wyobrażam sobie życie ludzkie jako przestrzeń fazową wszystkich możliwości duszy i ciała. Człowiek absolutnie wolny jest w niej nieodróżnialny od człowieka absolutnie pustego: bez właściwości, bez charakteru. Każdy czyn i każda myśl jednakowo prawdopodobne. Równo rozsmarowany, jak dżem na kanapce. Jego funkcje życiowe ograniczają się do płaszczyzny czysto fizjologicznej. Leży w bezruchu godzinę. Drugą. W trzeciej wstaje, idzie do łazienki. Potem kładzie się z powrotem. Zasypia w ubraniu. Budzi się. Wstaje, idzie do łazienki. Kładzie się z powrotem. Budzi się. Spoglądając na ponury szkielet szubienicy, na corpus deliciti, stanowiące dzisiaj epicentrum stołecznej rozrywki, dochodzę do dość prostego wniosku – człowiek z natury dąży do destrukcji. Za dużo gier, za mało książek. Słowo pisane, myśli, idee - najlepszy nawóz, którym każdy z nas użyźnia sobie grób. Kiedy do tego doszło? Kiedy ludzie porzucili zwykłe, brudne (hołubione przez Hesslera) rozrywki na rzecz nie tylko ponurego, ale – o zgrozo – niebezpiecznego dla porządku przedstawienia? Wyjść, upić się, zgejdżować, wypłaszczyć, wyplajać, wyszlajać jak pies, rżnąć do upadłego, byle gdzie, byle z kim. Sporty ekstremalne - o, zalecane, zalecane! Albo chociaż występki jakieś uliczne, napaść z bronią w ręku. Ale szubienica, egzekucja, dwaj wisielcy, których wina była oczywista? Co z dobrym, starym provocabat ad populum? Co z rzeczą najistotniejszą – uznaniem przewinienia w oczach ludu? Po raz kolejny w przeciągu kwadransa marszczę brwi, przesuwając spojrzeniem po falującej, wzbierającej masie ludzkiej. Jako Strażnik Pokoju nie tyle mogłabym, co powinnam przytakiwać każdej decyzji władzy. Tyle, że to też błąd. Potakiwacze są źle widziani, potakiwacze są wczorajsi. Dzisiejsi są ekscentrycy. A ja przecież siedzę w biznesie jutra, dla mnie dzisiaj to wczoraj. W chwilach skrajnej wątpliwości zaczynam zadawać sobie pytania (to źle, kiedy trybik systemu rozpoczyna samodzielne myślenie): czy jest już za późno? Czy mogę się jeszcze cofnąć - cofnąć do czegoś, do kogoś, do jakiejś innej części mnie? Czy mogę wyjechać? Gdzie? Do Dwójki? Po co? Stoję i myślę: a gdybym rzuciła pracę. A gdybym ruszyła się z miejsca i odeszła. A gdybym lunęła Adlerowi perrierem w mordę. Nie ma żadnego momentu w przeszłości, który, cudownie zmieniony, odwróciłby bieg mego życia, żadnej katastrofy, która mi się przydarzyła, wskutek czego jestem inna, niż być powinnam; niczego takiego nie potrafię wskazać. A już na pewno nie Igrzysk. Jest wręcz dokładnie na odwrót: do kiedykolwiek sięgnęłabym wspomnieniem, zawsze odnajdę pod cienkim naskórkiem mych słów i czynów tę samą zasadę, muskuł niepokoju, nadziei i wstrętu napięty w tym samym kierunku, gdy miałam lat trzy, trzynaście i dwadzieścia trzy. Nie uczucie, coś innego, nie myśl - ucieka, wymyka się, wyślizguje, niematerialne, nieopisywalne - stój! spójrz mi w oczy! - ty, ty - nazwę cię Wstydem, choć nim nie jesteś, nazwę cię Wstydem, bo nie ma lepszych słów w języku międzyludzkim. Wspominam zachowania, posługuję się drugim językiem... muszę sama dla siebie stać się obcą. Oto i wniosek ostateczny w finalnym rachunku sumienia: moim życiem rządzi Zasada Paradoksu. Sami zawsze ostatni się dowiadujemy, jakiego idiotę zrobiliśmy z siebie w towarzystwie. Lepiej znamy intencje naszych czynów niż owe czyny. Lepiej wiemy, co chcieliśmy powiedzieć, niż co naprawdę powiedzieliśmy. Wiemy, kim chcemy być - nie wiemy, kim jesteśmy. |
| | | Wiek : 30 Zawód : Wiceminister Finansów i Skarbu Państwa Przy sobie : Dokumenty, klucze, telefon, drobne, cygaro, zapalniczka Znaki szczególne : Blizna na prawym policzku.
| Temat: Re: Brama główna Pią Lip 31, 2015 6:26 pm | |
| |przepraszam za tę słabiznę ;=; pisałam to szykując się do pracy
Nie chciałem być w tym miejscu, obserwować zbędnego teatrzyku otaczającego niezbędną karę, nie zmierzałem jednak manifestować swojego niezadowolenia wobec przymusowej obecności na wydarzeniu. Nie pozwoliłem zatem by nawet drobny grymas zagościł na mojej twarzy, choć byłem pewien, że i tak nie oszukam w ten sposób Cori. Wystarczyło jedno wymienione z nią spojrzenie, by rozgryzła mnie i moje zagrania. - Cassian Lancaster, również mi miło - odpowiedziałem równie uprzejmym, co kobieta, tonem, ściskając wyciągniętą w moją stronę rękę. Kiedy ta jednak wycofała dłoń przez chwilę stałem jeszcze bez ruchu nie wiedząc zbytnio jak się zachować, nie byłem dobry w zawieraniu nowych znajomości, a dzisiejszy dzień tym bardziej temu nie sprzyjał, nie chciałem, jednak zachować się jak mruk, jeśli rudowłosa miała okazać się bliższą znajomą Corinne. Z opresji uratował mnie znajomy głos. Nim cisza, na którą sobie pozwoliłem stała się w jakimkolwiek stopniu niewygodna, pojawienie się Valerie Angelini okazało się prawdziwym wybawieniem. Mimo iż nigdy nie byliśmy wybitnie bliskimi znajomymi oprócz skinienia głowy powitałem ją przyjacielskim uśmiechem. W normalnych warunkach łączyły nas pozytywne stosunki, które raczej nie wykraczały poza teren siedziby Rządu, zważywszy jednak na okoliczności mogłem jednak zmienić trochę panujące zasady. - Witaj, Valerie - odpowiedziałem na jej przywitanie. Choć wydarzenie zapowiadało się nie do końca zadowalająco, wszystko wskazywało na to, iż spędzę je przynajmniej w dobrym towarzystwie. Zauważywszy ruch bliźniaczki bez słowa przesunąłem się w jej stronę, zajmując miejsce u jej boku. Sama jej bliskość, nawet ograniczona przez obecność innych osób, była dla mnie czymś przyjemnym. Działała na tyle uspokajająco, bym mógł odetchnąć głębiej, odsuwając w swoim umyśle całe to zniechęcenie w jakieś odległe jego zakamarki. Nie podjąłem jednak żadnej rozmowy, na razie zdając się na rolę biernego słuchacza. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Brama główna Pią Lip 31, 2015 8:34 pm | |
| Zacisnęła zęby, by powstrzymać się przed mało przyjemnym komentarzem wyartykułowanym w stronę Strażnika. Jasne, że mogłaby się wykłócać na temat jego kompetencji, wypomnieć, że wcześniej nikt nie znał miejsca, w którym odbędą się egzekucje, jak więc miał się postarać o przepustkę. Jednak to nie był czas na walkę z błędami systemu, a na rozegranie tej sytuacji w taki sposób, by dopiąć swego. Cordelia na szczęście nie musiała uciekać się do słodkich minek i udawania słodkiej trzpiotki, mężczyzna nie wyglądał na typ człowieka, którego skuszą sarnie oczęta. Wyglądało na to, że zależało mu na konkretach, a takie panna Snow mogła mu sprzedać. Oczywiście wcześniej doprawiając je odpowiednią dawką kłamstw. Z ulgą powitała jego następne słowa, a na jej twarzy zakwitł uśmiech. Nie sięgnęła z powrotem po swój dowód osobisty, pozostawiając go w rękach Strażnika. Zanim jednak przekroczyła granicę sektorów okazało się, że pomiędzy Bezprawnych nie będzie przedzierać się sama. Jej nadzorcą miał być żołnierz, pełniący przy okazji funkcję ochroniarza i przyzwoitki. - Dziękuję – rzuciła tylko na odchodne, skinęła Strażnikowi i powędrowała w kierunku Fransa. Jak długo się już nie widzieli? Kiedy spotkali się po raz ostatni? Pod blond czupryną panny Snow pojawiły się nagle wspomnienia z hotelu, które pospiesznie odgoniła nie chcąc, by jej mina zdradziła ją w jakikolwiek sposób. Miała ogon, żołnierz szedł za nią tylko po to, by nie zrobiła żadnej głupoty, na dodatek święcie przekonany, że dziewczyna odwiedza swojego nauczyciela. Tęskne spojrzenia nie wchodziły więc w grę, choć Cordelia nie mogła do końca pozbyć się zadziornego uśmieszku ze swojej twarzy. W miarę zbliżania się do Fransa czuła się tak, jakby tajemnicza zawartość wewnętrznej kieszeni ją paliła. Jak przekazać mu dokumenty pod okiem niańki w mundurze? Zamachała mu z daleka i miała nadzieję, że szybko zorientuje się, że nie zmierza w jego kierunku sama, jednocześnie nie mając jej za złe tego dodatkowego towarzystwa. A gdy wreszcie przystanęła obok niego, nie wykonując żadnych gestów, choć dłonie wprost ją świerzbiły, zadarła głowę do góry i przywitała się grzecznie i formalnie. - Dzień dobry, profesorze – brzmiało powitanie i pierwsza podpowiedź odnośnie tego, że dziś na placu przed bramą nie mogą być sobą. Póki nie wiedziała, jak zareaguje mężczyzna, odgrywanie ról niespecjalnie ją kręciło – Zobaczyłam pana z daleka i Strażnik umożliwił mi wycieczkę między sektorami – wskazała głową na mężczyznę, który stanął za nią, oficjalnie potwierdzając obecność osoby trzeciej podczas całej rozmowy – Jak się pan miewa?
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Brama główna Pią Lip 31, 2015 9:52 pm | |
| Rozmowa z jednymi z najbardziej zaniedbanych osób w Kwartale była dla niego bardziej interesująca niż się tego spodziewał. Kiedyś zdecydowanie pogardziłby tymi ludźmi, ich obnoszenia się z tymi cholernymi fryzurami, nawet jeżeli był jednym z nich. Jedyne co go nich wtedy różniło to sposób ubioru. Wiedział jednak, że bieda nieco ich zmieniła, słyszał to w trakcie rozmowy z nimi. Miał wrażenie, że podobnie zmieniło go zajmowanie się Violatorem. Przynamniej teraz będzie lepszym biznesmenem, może któryś z profesorów byłby z niego dumny. Sam nie był z siebie zadowolony, był przyzwyczajony do wykorzystywania, może i nawet za bardzo. Zresztą nie ważne… chciał przecież usłyszeć co ludzie myślą na temat tej egzekucji, a nie wpadać w rozmyślenia na temat życia w Getcie.
Jednak w trakcie tego całego krążenia wokół ludzi i czekania na właściwą część tego całego zgromadzenia zauważył, że po przeciwnej tłumie Cordelię. Uśmiechnął się do niej w tym jego wrednym stylu. Nie miał zamiaru skupiać się tylko na niej. Miał swoją dolę do zrobienia. Tylko od czasu do czasu zawiesił na nią oko, jeżeli w ogóle ponownie widział ją po drugiej stronie. I tak nie mogli się spotkać przez tych cholernych Strażników. Dlatego po chwili takie zerkania, skupił się tylko na swoi aktualnych zadaniu.
Nie spodziewał się jednak, że ona w tym czasie znajdzie Strażnika a potem podejdzie z nim. Nie zauważył tego, dopóki się nie odezwała. Stąd też wzięło się jego zaskoczenie. Jak to w ogóle się stało? Niby jak ten funkcjonariusz dał się udobruchać? I dlaczego Cordelia nazwała go „profesorem”? Taka przykrywka mogła nie wypalić, szczególnie że wielu Strażników doskonale go znało. Może to kolejna pieszczotliwa nazwa dla niego? A co tam, jeżeli Snownówna nazwała go w ten sposób prawdopodobnie miała do niego biznes i nie był to „czysty” biznes. Wkręciła Strażnikowi niezły kit. A on mógł go obalić. W końcu Frans był dość znaną persona wśród szanownych funkcjonariuszy prosto z rządu. Oby akurat ten nie miał o nim najmniejszego pojęcia.
– Kogo moje oczy widzą… – zaświergotał radośnie. – No proszę, witam szanowną Panienkę i szanownego Pana funkcjonariusza na służbie. Miło, że Pan eskortuje taką buźkę – wydawał się zadowolony z jakże niespodziewanego spotkania. Jak miał się do diabła zachowywać? Jakby Cordelia nie mogła dać mu innej „roli”… – Wie Panienka… myślę, że moja profesura trzyma się lepiej ode mnie – zmniejszył nieco uśmiech, ale posłał Snownównie takie spojrzenie, żeby tylko ona zrozumiała, że postawiła go w naprawdę nieciekawej sytuacji. |
| | | Wiek : 45 Zawód : minister zdrowia, dyrektor szpitala, właściciel firmy w D8 Przy sobie : drobna apteczka, morfalina, przepustka, telefon
| Temat: Re: Brama główna Sob Sie 01, 2015 12:03 am | |
| Vivian Darkbloom – powtórzyłam w myślach, zwracając szczególną uwagę na twarz kobiety. Pragnęłam ją zapamiętać. Nie wyglądała aktualnie na kogoś, kto mógłby mi się przydać, ale nigdy nie było wiadomo, co przyniesie przyszłość. Mogła mnie uzależnić równie dobrze od drogiego Cassiana, jak też od Vivian Darkbloom czy którejś z tych kapitolińskich owieczek, którym pozwolono brać udział w oglądaniu tej publicznej egzekucji zdrajców państwa. – Mi również miło – odpowiedziałam, oczywiście uprzejmie, rudowłosej kobiecie i z uśmiechem patrzyłam jak rozgląda się wśród tłumu. Wtedy właśnie postanowiłam zwrócić swą uwagę na Corinne. Wiedziona instynktem wiedziałam, że nieomal przesadziłam z przyglądaniem się nowopoznanej kobiecie. – Corinne, muszę cię najwyraźniej zgłosić odpowiednim władzom, gdyż, kochana, czytasz mi w myślach! Oczywiście, że chciałam przeforsować użycie zastrzyku! Bardziej higieniczne, etyczne i nawet estetyczne. Patrz, jak skazańcy będą walczyć o ten ostatni haust powietrza, a patrz, jak ich ciała bezboleśnie i humanitarnie! zwiotczeją, gdy oni sami opuszczą ten świat na zawsze... Ogólnie jestem zdania, że dzieci, nawet społeczności z getta, nie powinny oglądać tak brutalnej ręki sprawiedliwości. Szafot w miejscu publicznym zdecydowanie skreśla taki scenariusz. – Pokręciłam głową, odwracając się w kierunku konstrukcji. Ziała chłodem na tle szarego nieba... Piękny widok. Taki spokojny, mimo gwaru. – Faktycznie wygląda... nieciekawie, Vivian – skomentowałam, zgadzając się z nowopoznaną. Oczywiście wróciłam wzrokiem do znajomych, stając gdzieś obok Cassiana. Nie chciałam Corinne zasłaniać widoku, zwłaszcza że wyglądała olśniewająco. – Corinne, masz przecudowną spódnicę! Ten kolor... Jestem zazdrosna, gdyż ten materiał z pewnością nie pochodzi z moich fabryk, a powinien! – skomentowałam z zachwytem. Prawdziwym. Podobnie jak kilka moich znajomych, ja również interesowałam się modą. I czasem... Kiedy w końcu przejdą do rzeczy? |
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Brama główna Sob Sie 01, 2015 12:59 am | |
| //jakoś po ciężkiej pracy z Catrice
Miałem wrażenie, że wylądowałem w samym sercu dramatu psychologicznego. Główny bohater, czyli ja, balansował sobie od jakiegoś czasu, chodząc do pracy i z niej wracając, wspominając to, co było, i żałując tego, co nie nadejdzie, popijając zimne piwko przed ekranem telewizora czy też patrząc z żałosnymi łzami w oczach na liczne fotografie, które nadal zdobiły jego regał, by w końcu wpaść... w coś. Obudził się? Można tak rzec. Na nowo odetchnął zgniłym powietrzem getta i otrzymał następną szansę od swojej wstrętnej psychiki, która pakowała go w kolejne kłopoty, gdy to otrząsnął się niby z poprzednich. Może zacznijmy od nowa, gdyż wspomniałem poprzedni akt spektaklu, a gdzie aktualny? Miał być kolejny, a nie powtórka z rozrywki czy jak tam to się mówiło... Westchnąłem, zwyczajowo sprawdzając, czy mój ekwipunek jak zwykle spoczywa na swoim miejscu... Ja, Valerius Ian Angelini, nie mogłem nie iść w dzień wolny od pracy do pracy, gdy szykowane było tak niebywałe widowisko. Ludność Kapitolu, zawszone getto oraz Catrice... Ja również. Wszyscy mieliśmy brać w tym udział. Mniemałem, że znajdzie się niejeden buntownik wśród tłumu, który podważy wyrok samego prezydenta... A to potrafiło mi dostarczyć tego, czego usilnie potrzebowałem - przyspieszonego bicia serca, a może nawet patrzenia prosto w oczy samej Śmierci. Przedstawienie czas zacząć! Miałem wrażenie, że wylądowałem w samym sercu dramatu psychologicznego. Odziany w białą zbroję wkroczyłem pewnym krokiem na teren zbiorowiska. Parłem na przód, nie rozglądając się na boki, jeszcze nie stojąc i nie wypatrując w tłumie potencjalnych członków Kolczatki. Parłem na przód w jedynie sobie znanym kierunku, by w końcu ukłonić się podoficer Benner, jedynej kobiecie, z którą mi się dobrze współpracowało, po czym zająłem swoje stanowisko. Widziałem ją z niego. I nie tylko ją, jak się potem miało okazać. Odziany w białą zbroję, nie wyróżniam się niczym szczególnym spośród innych Strażników Pokoju. Patrzę w niebo i stwierdzam, że, mimo bieli, jestem szary wśród tłumku mych współpracowników, że jestem niczym szare chmury, które wisiały nad naszymi głowami. Mam dość tej maskarady, choć muszę przyznać, że podoba mi się wiszenie chmur w towarzystwie konstrukcji rozłożonej tu nie z byle powodu... Uśmiechnąłem się pod nosem, nie pozwalając sobie na mimowolne pokręcenie głową. Dostrzegłem ją ze swego miejsca. Nie trudno było jej zlokalizować, skoro rząd miał specjalnie wyznaczone miejsce wśród publiczności. Można było powiedzieć, że czekali tam na własną egzekucję... Gdyby nie ochrona w naszej postaci. Moja matka. Pokręciła głową, gdy spojrzała na szubienicę i nie miała pojęcia, że na nią patrzę. A patrzyłem i w każdej chwili mogłem wyciągnąć broń i do niej strzelić... Powód? Mogłem chociażby pomścić śmierć Julki, za którą odpowiadała. Byłem tego pewien. Byłem pewien, że to właśnie ona ją zabiła. Naumyślnie... Wiedziałem, byłem pewien, a mimo to ani drgnąłem. Może miałem nadzieję, że się jednak spotkamy, że pogadamy i że wyjaśni mi ten dzień, że powie, co tak naprawdę zaszło wtedy w sypialni mojej siostry? |
| | | Wiek : 27 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, broń palna, magazynek z 15 nabojami, zezwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Brama główna Nie Sie 02, 2015 9:17 pm | |
| |z czarnej dziury Jeju przepraszam za zwłokę, nie bijcie ;___; Przykrą częścią obowiązków wchodzących w zakres jego zadań była obecna na tego typu wydarzeniach. Gdyby miał wybór zapewne zostałby w domu. Ewentualnie zabrał psa na długi spacer, z dala od tego miasta i wszystkiego, co było z nim związane. Gdyby mógł po prostu odizolowałby się na ten jeden dzień, wyciszył swój umysł i przestał myśleć o tym, że ktoś ma stracić tego dnia życie. Dokładnie dwie osoby. Zmusił się więc do wstania rano i wyjęcia z szafy nieskazitelnie białego munduru. Wypił gorącą kawę nie zjadając śniadania mając wrażenie, że z nieznanych powodów jego żołądek ściska się w wielki supeł. Nie żeby go to obchodziło. Nie żeby jakoś specjalnie przejmował się skazańcami czy tym, że na własne oczy będzie przyglądał się ich śmierci w stroju, który sam za siebie mówi o jego nastawieniu do całej sprawy. Z ociąganiem zatrzasnął za sobą drzwi marząc jedynie o powrocie do ciepłego łóżka. W tym momencie naprawdę nienawidził swojej pracy. Było tłoczno i przez chwilę zaczął zastanawiać się, czy oby nie przyszedł spóźniony. Ustawianie konstrukcji wciąż jednak trwało, dookoła zauważyć można było białe mundury otaczające i mieszające się z tłumem, który zapewne zaciekawiony czekał na to, co ma się za chwilę wydarzyć. Victor nie był ciekawy. Mimo wszystko zbliżył się bardziej do tłumu, kiwając beznamiętnie głową w stronę swoich współpracowników, przede wszystkim jednak przesuwając wzrokiem po czubkach głów, starając się odnaleźć kogoś znajomego. Nie trudno było domyślić się, w których miejscach ustawieni są jacy ludzie. Różnice pomiędzy mieszkańcami getta a wolnymi obywatelami naprawdę mocno rzucała się w oczy i dopiero w tym momencie Blythe zdał sobie sprawę, jak wielkie były te różnice. Wcześniej, przebywając w towarzystwie albo jednych albo drugich był świadomy, że oddzielone murem światy są zupełnie inne, jednak nigdy tak naprawdę nie starał się ich porównywać. Nie było kryteriów. Nie było niczego, co można by ze sobą połączyć. Życia tych grup w pewnym momencie po prostu rozbiegły się w dwóch zupełnie przeciwnych kierunkach i gdy ci pierwsi byli w zupełności zdani na łaskę bądź niełaskę losu, ci drudzy w pewien sposób mogli kontrolować swoje życie w bardziej niezależny sposób. W pewien sposób, ponieważ większość z nich i tak poddała się władzy rządu, ślepo podążając za jego decyzjami i niczym bezmózgie stworzenia powtarzając słowo za słowem, nie zastanawiając się nad ich znaczeniem. Victor nie miał pojęcia, jak zakwalifikować siebie samego. Starał się, i to bardzo, zachować odrębność od tego, co działo się u władzy, patrząc na wszystko dookoła przez pryzmat własnego sumienia, jednak z drugiej strony stał tam, w białym mundurze z bronią przy pasku, nie próbując zrobić czegokolwiek, co mogłoby jakoś odwrócić sytuację. Jak każdy, obawiał się o swoje życie, swoją pracę, swoich bliskich, ale jeśli nie był na tyle odważny, aby podjąć należyte ryzyko, czy miał prawo nazywać siebie dobrym i uczciwym człowiekiem? Czy w ten sposób nie stawał się także marionetką systemu, która zastraszona chowała swoje własne zdanie pod dywan? W końcu milczenie w wielu przypadkach oznaczało cichą zgodę na to, co się dzieje, a on nie robił nic innego poza milczeniem. Przechadzając się powoli wzdłuż gęstniejącego tłumu zauważył znajomą mu sylwetkę. Zatrzymał się na chwilę, zastanawiając się nad tym, czy jest to odpowiedni moment na kolejne spotkanie z przyjacielem. Szczerze mówiąc nie był to także odpowiedni moment na publiczną egzekucję, a mimo wszystko ktoś postanowił ją zorganizować. W końcu ruszył w jego stronę, przepraszając stojących mu na drodze ludzi i uśmiechając się do Strażników pilnujących tego sektora. Po chwili zatrzymał się za jego plecami, wpatrując się w ciemne włosy mężczyzny i myśląc o tym, czy w końcu uda im się spotkać w bardziej sprzyjających okolicznościach. - Nie spodziewałem się tu ciebie zobaczyć – powiedział cicho, tak aby tylko Leo mógł go usłyszeć. Oczywiście ich znajomość nie była wielką tajemnicą, czuł się jednak pewniej mając świadomość, że nikt inny nie miesza się w jego rozmowy.
|
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Brama główna Nie Sie 02, 2015 9:52 pm | |
| Co na publicznej egzekucji mógł robić ktoś taki, jak Frans? Nie spodziewał się jej, więc jego pojawienie się pod bramą mogło być wynikiem przypadku, nudy, ciekawości… lub okazją do ubicia interesu. Snow poczuła się nagle z niego dumna, dość irracjonalnie, bo przecież za chwilę dwoje ludzi miało tu oddać swoje ostatnie tchnienie i tylko zdemoralizowani ludzie wykorzystywali tę okazję do zrobienia biznesu. Tak, jak ona. Obecność Strażnika bardzo jej przeszkadzała i nie musiała się nawet domyślać by wiedzieć, że jej towarzysz także nie jest z tego powodu zadowolony. Nie było jednak czasu na tłumaczenia, na wspominanie, że wciśnięcie kitu przy bramkach było jedyną opcją do przedostania się tutaj. Nawet z mapą podziemnych tuneli nie poradziłaby sobie w kanałach sama, a w chwili obecnej nie mogła liczyć na nikogo, kto dołem przeprowadziłby ją do getta. Dlatego przekazanie dokumentów musiało się odbyć w ten, a nie inny sposób, a Cordelia miała nadzieję, że kiedyś Frans wybaczy jej ten mały dyskomfort. Zwłaszcza, jeśli będzie mógł bez przeszkód wędrować po Dzielnicy Wolnych Obywateli. Radosny głos mężczyzny mógł zmylić Strażnika, ale nie ją. Wiedziała, że namieszała, ale na odkręcenie tego wszystkiego było już za późno. - Proszę się nie przejmować, to już nie potrwa długo – odparła enigmatycznie, niby świergocząc wesoło, próbując odwrócić uwagę od faktu, że właśnie powoli rozpięła oba guziki swojego szarego płaszcza. Nie miała pojęcia, jak inaczej mogłaby mu przekazać te dokumenty, a nie chciała ryzykować jawnej bezczelności przez najzwyklejsze wyciągnięcie ich z kieszeni. Strażnik wydawał się być znudzony, ale kto wie, czy to tylko nie poza i tak naprawdę nie obserwuje i nie słucha ich uważnie? - Dostałam się na ekonomię. To wszystko dzięki panu! – teoretycznie rzecz biorąc, swego czasu prowadziła handel wymienny z Violatorem, a że w jej przypadku nauka nie szła w las, rzeczywiście mogła zawdzięczać coś w tej kwestii Lyytikainenowi. Wyciągnęła ręce przed siebie, celem objęcia mężczyzny w podzięce, jednak nie zrobiła tego gwałtownie, czekając na ewentualną reakcję Strażnika na ten nieoczekiwany kontakt. - Lewa kieszeń – poinstruowała Fransa niemal bezgłośnie, gdy jednak była już na tyle blisko, by mógł sięgnąć po dokumenty. I przepraszam za ten cyrk.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Brama główna Pon Sie 03, 2015 1:44 am | |
| Tłum w getcie powiększał się z minuty na minutę. Nie dało się przy tym nie zauważyć sporej dysproporcji między ilością osób z poszczególnych grup społecznych. Jak zwykle zresztą, najgorsze warunki panowały po stronie mieszkańców zamkniętego okręgu, gdzie cisnęło się ze sobą wielu marnie wyglądających ludzi. Trudnością byłoby upchnięcie tam nawet najmniejszej szpilki, jednak najwyraźniej nie stanowiło to dla Strażników zbyt wielkiego problemu, bowiem raz po raz przeciskali się oni przez zbitą masę, by zajmować dodatkowe pozycje. Cóż, nieustanne stykanie się z czymś takim najwyraźniej robiło swoje. Kolejnym, nieco mniej zapełnionym, sektorem był ten, gdzie zbierali się przedstawiciele władzy. Rządowcy zdecydowanie nie mogli cierpieć przy tym na brak miejsca. Wręcz przeciwnie - w strategicznej części terenu, nieco z tyłu, umieszczono nawet kilka rzędów wygodnych foteli. Wszystkie z nich ustawione zostały tak, aby zajmujący je mieli jak najlepszy widok na szubienicę, nie ryzykując przy tym bólu karków. Brakowało tylko ludzi rozdających napoje, choć zamiast nich pojawił się wąski, długi stolik z poustawianymi równo butelkami wody. I to właśnie w tym miejscu kończyły się równość i identyczne traktowanie. Sytuacja mieszkańców DWO miała się zaś pośrednio. Nie pojawiło się ich zbyt wielu, przez co miejsca było dużo. Dzięki temu osoby te mogły poczuć się dosyć swobodnie, patrząc na ciężką dolę gettowiczów i wygodę rządowców. U nich bowiem pojawiły się tylko pojedyncze krzesła z plastiku, które najwyraźniej inni ludzie przynieśli z własnej inicjatywy. Niezależnie jednak od wszystkiego wydarzenie przebiegało chwilowo całkiem spokojnie. Chwilowo, ponieważ prawie wszyscy w mniejszym lub większym stopniu zdawali sobie sprawę z tego, że najgorsze jeszcze nie nadeszło. Wyznaczona godzina zbliżała się jednak coraz bardziej i wreszcie wysoki, szczupły mężczyzna w garniturze wszedł na prowizoryczną mównicę, którą umieszczono tuż obok podpory przy szubienicy. Jego czarne włosy zalśniły niebieskawo w promieniach zimowego słońca, kiedy on sam zastukał kilka razy w mikrofon. Oczy wszystkich Strażników, w tym również ochroniarza Cordelii, na moment zwróciły się ku niemu, kiedy zaczął. - Szanowni członkowie rządu, drodzy obywatele. - Odrzchąknął, zerkając przelotnie w stronę gettowiczów. - Wszyscy wiemy, w jakiego powodu zebraliśmy się dziś w tym miejscu. Wolność, jaką dało nam zakończenie wielopokoleniowego terroru, z pewnością możemy nazwać najcenniejszym darem. Jednakże niektórzy mają w sobie tyle czczej wrogości, tyle nienawiści i bezsensownych pokładów bezcelowej frustracji, by ów wartość niszczyć. Dla nich działania wojenne nie mają końca. I nie będą mieć, jeśli oni sami nie wydrą władzy z prawowitych, odpowiedzialnych rąk, aby następnie obrócić Panem w perzynę. To wrogowie społeczeństwa, zagrażający nam wszystkim. A my nie zamierzamy stać bezczynnie. Dosyć. DOŚĆ. Wystarczająco krwi zabrała ta ziemia. Zbyt wielu bliskich pogrzebaliśmy i nie pozwolimy, by ktoś bezkarnie atakował tych, którzy nam pozostali. Jeśli wolą terrorystów jest walczyć, my damy im znak. Nie będzie już rozlewu krwi. Budujemy bezpieczną przyszłość bez takich jak ONI. - To mówiąc, wycelował ręką w stronę drzwi budynku strażniczego, z którego wyłonili się uzbrojeni po zęby żołnierze. Po czterech na każdego skazanego - dwóch z tyłu i dwóch po bokach, ciągnących ze sobą tych, na których miał zostać wykonany wyrok. Twarze aresztantów były zaś puste, ich ciała bezwładne i tylko obite, spuchnięte oczy mogły mówić wszystko o ich stanie.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : obecnie brak aka poszukuje; kradnie Znaki szczególne : zielono-niebieskie oczy w zależności od światła, ogólny wygląd ćpuna Obrażenia : blizny na torsie i plecach
| Temat: Re: Brama główna Pon Sie 03, 2015 2:14 pm | |
| To, jak byli traktowani gettańczycy, w tym Conroy, nie było dla niego zbyt dużym zdziwieniem. W porządku, może z miejsca, w którym stał, nie widział zbyt dobrze reszty grup społecznych - tym bardziej, że wokół niego było strasznie tłoczno. Domyślał się jednak, jak dobre warunki musieli mieć rządowcy. Pewnie jakieś wygodne krzesełka, może jeszcze im jakieś przystawki dadzą, coby głodni nie byli. Ci z DWO też najpewniej mieli lepiej. Zresztą, niczego nie można było porównywać do sytuacji gettańczyków i to było to, co denerwowało Conroya najbardziej. Pieprzenie o wolnym społeczeństwie - to było dopiero ironiczne. Tym bardziej, że rządowcy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że równości wcale tutaj nie ma. Dość prędko przybywało jeszcze więcej "towarzyszy niedoli" z KOLCa, a z każdą chwilą mina Hunta stawała się coraz bardziej poirytowana. To jakiś człowiek obok wydawał z siebie dziwne dźwięki, kolejni obok ciągle do siebie szeptali, jeden śmierdział jeszcze bardziej niż on sam, a co najgorsze wszyscy stali ściśnięci tak, że praktycznie nie było miejsca. Con nie nawidził, gdy obcy ludzie go dotykają czy chociażby stoją obok. Zdecydowanie nie miał ochoty tutaj być. Śnieg pod stopami już dawno się roztopił i błoto oblepiało jego buty, swoją drogą niezbyt szczelne. Przynajmniej nie było tak zimno, ale Con nie uważał tego za specjalnie cudowny plus. Stał jednak w miarę spokojnie, od czasu do czasu wiercąc się w miejscu i powarkując na ludzi, żeby się odsunęli. Niewiele to dawało, ale przynajmniej szybciej zleciał mu czas i nim się obejrzał, wyznaczona godzina nadeszła. Zwrócił wzrok ku facetowi w garniturze, który wygłosił standardową mowę. Choć Con najchętniej by jej nie słuchał, wolał nie zwracać na siebie uwagi i po prostu patrzył się na tego idiotę. Nawet jeśli bardzo chciał, mimowolnie wśród tej ciszy jego umysł skupiał się na każdym ze słów. Słysząc ten magiczny wyraz, "wolność", który od czasu przebywania w gettcie niszczył mu nerwy, przewrócił oczami. "Prawowite, odpowiedzialne ręce", "wystarczająco krwi zabrała ta ziemia", "nie będzie już rozlewu krwi", "bezpieczna przyszłość". Conroy ścisnął pięści i założył ramię na ramię, powstrzymując się od ponownego przewrócenia oczami. Naprawdę nie mógł znosić takich mów, które wręcz ociekały naiwnością, kłamstwem i rządową władzą. Czy ktoś naprawdę mógł w to wierzyć? Hunt może nie należał do osób, które robiły wiele przeciw ich działaniom - może przez brak możliwości, może przez to, że zatracił się w narkotykach i nigdy nie był w stanie zrobić nic więcej. Uznał, że po prostu nie będzie się mieszał. Aczkolwiek słysząc tak powalone mowy miał ochotę strzelić tym zadufanym w sobie dupkom w łeb. Nie pożyłby długo, ale przynajmniej miałby z czegoś satysfakcję. Stał tam, zmrużonymi z irytacji oczyma patrząc na tych, na których padł wyrok. Po czterech strażników uzbrojonych po zęby na dwie poobijane, słabe osoby? Ohoho, czyżby rząd się bał? Zdecydowanie zachowywali ostrożność i nie dało się tego nie zauważyć. Być może naprawdę nie chcieli doprowadzać do rozlewu krwi... a przynajmniej nie swojej. |
| | | Wiek : 22 lata Zawód : butnowniczka z wyboru, profesjonalny muromazacz i kamieniorzucacz, drobny złodziejaszek Przy sobie : dwa papierosy w kieszeni kurtki, zapalniczka, kilka plastrów, chusteczki Znaki szczególne : za każdym razem inne Obrażenia : ogólne osłabienie; stłuczona kość ogonowa po upadku z ogrodzenia, siniaki na nogach, strupy po obtarciach na rękach
| Temat: Re: Brama główna Czw Sie 06, 2015 6:57 pm | |
| / za pozwoleniem
Nie planowałam tego, nie snułam w głowie wizji rozniesienia tej imprezy, nie przewidywałam nawet kręcenia się po okolicy tego dnia, od dawna planując małą wycieczkę na drugi koniec miasta. A później dotarły do mnie komunikaty, dowiedziałam się o egzekucji i usłyszałam to jedno nazwisko, które na chwilę zmroziło krew w moich żyłach. Layla Coben. Nie mogłam jej nazwać najlepszą przyjaciółką, ale niewątpliwie łączyło nas coś więcej, niż tylko wspólne imprezowanie, jak to było w przypadku większej części moich znajomych. Z Laylą pomagałyśmy sobie nawzajem, to ona załatwiła mi kilka kompletów fałszywych dokumentów i nie raz udzielała schronienia, gdy nie chciałam koczować w opuszczonych budynkach. Była dobrym tego Kapitolu, którego powoli zaczynałam nienawidzić, a teraz i jej miało zabraknąć. Nie wiedziałam nawet, że wpadła, nie usłyszałam o tym wcześniej, a przecież nawet i mi czasem zdarzało się zagadać (lub okraść, ale to inna bajka) opozycjonistę. Wiadomość o jej planowanym straceniu i uczynienie z tego widowiska dla innych, była szokiem. Gdy ten przeminął, natychmiast odezwała się we mnie wściekłość – byłam gotowa na wiele, chciałam zrobić cokolwiek by przeszkodzić władzy, by nie dopuścić do egzekucji. Jednak nie miałam broni, nie miałam takich znajomości i wykorzystałam tylko to, co było pod ręką – niezadowolenie społeczeństwa w getcie. Nakręciłam kogo mogłam, wałęsałam się po ulicach, nagabywałam ludzi, szeptałam we wszystkich lokalach, które jeszcze pozostawały otwarte. Nastawiałam ludzi przeciwko władzy, choć właściwie sama niewiele musiałam robić, to rządzący sami skierowali przeciwko sobie Bezprawnych. Nie mogłam być pewna, że mój plan zadziała, pozostawała mi ta głupia nadzieja, że jednak nie wszyscy są już pogodzeni z losem… i że kogoś jednak stać na flary. Pod bramę podeszłam od strony getta, przeciskając się już w tłumie, bo sporo osób przyszło zobaczyć, jak moja przyjaciółka i ten drugi członek Kolczatki wydają ostatnie tchnienie. Czy ktokolwiek z tego tłumu był po mojej stronie? Niebawem miałam się o tym przekonać. Nie wzięłam ze sobą wiele, plecak i śpiwór ukryłam w bezpiecznym miejscu, w kieszeniach poupychałam tylko niezbędne rzeczy – zapalniczkę, parę kastetów, papierosy oraz flarę. Otulona płaszczem, który niekoniecznie nadawał się na tak mroźne dni, przepchnęłam się do przodu, zadarłam głowę do góry i spojrzałam na szubienicę akurat w momencie, w którym wprowadzano na nią skazanych. Starając się na patrzyć na Laylę zagryzłam wargi, wyciągnęłam flarę z kieszeni, odpaliłam ją i uniosłam rękę wysoko, a głowę razem z nią. Nie ruszałam się z miejsca, a dumny wyraz mojej twarzy był oświetlany czerwonymi promieniami. Czy ktokolwiek postanowił iść w moje ślady? Tego jeszcze nie wiedziałam.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Brama główna Pią Sie 07, 2015 10:29 am | |
| Z żywym zainteresowaniem przyglądał się Strażnikowi, który stanął za Cordelią. Wyglądał tak samo jak jego koledzy po fachu, co było „zasługą” tego ich jednakowego kombinezonu-munduru. Ciekawe czy funkcjonariusz w ogóle domyślał się kim jest Cordelia i on, Frans? W sumie, jeżeli w ogóle pozwolił jej tutaj podejść to zapewne się nie domyślał… albo będzie chciał potem coś ugrać… Albo domyślał się tylko jednej osoby… Kto wie… W sumie, obecność funkcjonariusza mu nie przeszkadzała, bo nie wiedział jeszcze czego chciała od niego Snownówna. Skąd miał się domyślać, że chodzi o dokumenty? Zapomniał o nich w natłoku spraw administracyjnych Violatora.
– Przestań – mruknął, kiedy Cordelia zaczęła się tłumaczyć co do długości tego spotkania. – Zawsze mam ochotę i czas na rozmowę ze swoją ukochaną uczennicą. Szkoda, że drugi uczeń udał się w swoją życiową podróż… – „do Dwunastki, wcześniej rozwalając pół baru”, chciał dodać, ale ugryzł się w język i znowu wyszczerzył swoje zęby, jak gdyby nic się nie stało. Wolał słuchać blefu(?), a może i prawdy co do tego, że dziewczyna dostała się na studia. – Naprawdę? Wspaniale!... – Na Odyna, brzmiał tak idiotycznie, że bardziej idiotycznie już się nie dało. On i tego typu teksty? Mimo to, wolał słodko pierdzieć w stylu swojego belfra z czasów studiów niż zachowywać się jak typowy Frans. Wtedy nie spodobałoby się to Strażnikowi, a on nie miał ochoty na sprzeczki i areszt. W innym wypadku bardzo chętnie. – Dobrze, dobrze, kształć się – kontynuował swoją rolę „kochanego belfra”.
Nie spodziewał się jednak uścisku, a raczej prośby o przytulenie. Coś tu było nie tak. W normalnej sytuacji, nawet przy Strażniku, Cordelia po prostu by się przytuliła (przynajmniej tak mu się wydawało). Tu jednak zachowywała się tak, jak gdyby musiała zapewnić pełną ostrożność i miała coś ważnego do przekazania Fransowi. Tak, uważała na wszystko, nawet na swoje słowa. Przechylił nieco głowę na bok i wydawałoby się, że przypominał w tym zachowaniu kruka, który czymś się zainteresował. Co miała mu do powiedzenia Cordelia?
– Och, no dobrze!... – Westchnął i przytulił Snownównę, mocno ją ściskając. Wtedy właśnie usłyszał instrukcję dotyczącą kieszeni. Zaraz więc przycisnął dziewczynę mocniej i prawą ręką, wyciągnął dokumenty z lewej kieszonki w uścisku, przy okazji wciskając je pod rękaw swojego grubego swetra pod płaszczem. W pierwszej chwili nieco się zdziwił, ale zaraz też uśmiechnął się szeroko, tak jakby uścisk przyniósł mu trochę radości. W rzeczywistości też tak było, ale do tego dochodziło niewyobrażalne zadowolenie ze swojej szmuglerki. Zaraz też ją puścił, żeby tylko Strażnik nie domyślił się, że zaszło w tym wszystkim coś więcej niż tylko trochę otuchy. – Jestem z ciebie bardzo dumny – „bo jeżeli dostałaś się na studia to dobrze, ale ważniejsze jest to, że zaryzykowałaś i dostarczyłaś papiery, które w przyszłości postawią Violator na nogi”, dopowiedział sobie w myślach.
Usłyszał po chwili słowa pewnego urzędnika, zerknął na Cordelię i westchnął. – Powinnaś już iść, Funkcjonariusz też ma swoje zadania do wypełnienia, nie może pilnować tylko ciebie – poklepał Cordelię po ramieniu, ale jednocześnie puścił jej oczko, jak gdyby chciał dodać, że może niedługo się zobaczą, jak pozwoli okazja. – Dziękuję Panu za eskortę – zwrócił się zaraz do Funkcjonariusza. Czy powinien dodać, że może liczyć u niego na darmowe piwo? Niee…
Frans żałował jednak, że nie mógł akurat w tym momencie spędzić trochę więcej czasu z Cordelią. Miał jednak zadanie do zrobienia, którym było przekonanie do siebie większej ilości osób, w tym również Strażników, z Kwartału. Znajdzie trochę czasu później, w trakcie załatwiania interesów po drugiej stronie muru. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Brama główna Sob Sie 08, 2015 10:03 pm | |
| Wspomnienie o drugim uczniu natychmiast przywołało w pamięci Cordelii obraz Mathiasa, swego czasu kręcącego się przy Fransie niemalże cały czas. Nie umiała go rozgryźć, był dziwnym człowieczkiem, ale swoim sposobem bycia potrafił wzbudzić odrobinę sympatii u panny Snow, gdy więc dodała dwa do dwóch i okazało się, że trafił do Dwunastki, przez chwilę zrobiło się jej go nawet żal. Czy dobry był z niego przedsiębiorca? Nie jej to oceniać, ale właściciel Violatora na pewno potrzebował zaufanych ludzi, teraz jeszcze bardziej niż kiedyś. Zgodę na uścisk odebrała jako małe rozgrzeszenie za sytuację, w którą wprowadziła ich oboje. Na szczęście Strażnik zajęty był spoglądaniem w stronę podwyższenia, na które wprowadzano właśnie skazanych, nie widział więc tej drobnej szmuglerki, do jakiej doszło tuż pod jego nosem. A Cordelia nie byłaby sobą, gdyby taki rodzaj fizycznej bliskości z Fransem nie sprawił jej pewnego rodzaju przyjemności. To nie było miejsce do wyznań lub przerzucania się dwuznacznymi uwagami, musiała uważać na to co mówi, co robi i co wyraża jej mina – gdyby tylko mogła, zamiast wyuczonego uśmieszku numer osiem przywołałaby na twarz znacznie bardziej zadziorny wyraz. Ale to nie było możliwe, nie teraz, być może nawet jeszcze nie przez jakiś czas. Mężczyzna miał rację, nie mogli dłużej tego przeciągać, naginać dla własnego widzimisię, w tym przypadku czas nie był ich sprzymierzeńcem i każda minuta zwłoki równać się mogła wykryciu. Chociaż poklepanie po ramieniu i puszczenie oczka mogło zwiastować szybsze spotkanie, niż myślała. - Oczywiście, nie będę więcej nadużywać tego przywileju – kiwnęła głową, gotowa by w każdej chwili opuścić sektor Bezprawnych – Proszę na siebie uważać. Szkoda, że nie zobaczymy się w najbliższym czasie na uczelni ani na prywatnych lekcjach – na moment jeszcze zawiesiła głos, tuż po subtelnym daniu mu znać, gdzie najczęściej przebywa, w razie gdyby chciał ją odnaleźć – Pozdrowię od pana resztę. Ścisnęła jego dłoń, uśmiechnęła się na pożegnanie i dała znać Strażnikowi, że mogą wracać do właściwego sektora. Miała nadzieję, że jej mała misja okaże się owocna już niebawem.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Brama główna Pon Sie 10, 2015 11:35 pm | |
| Wyżsi rangą oficerowie, całkowicie zadowoleni ze spokojnego przebiegu akcji, uśmiechali się do siebie, stojąc w obrębie rządowego sektora i tylko od czasu do czasu odrywając spojrzenie od dwójki skazańców, by skinąć głową w kierunku jakiejś mniej lub bardziej znanej osobistości, która nieco spóźniła się na przedstawienie. Warto bowiem dodać, że właśnie tym to dla nich było. Odpowiednio ustawioną sztuką, jaką wystawiano na podwyższeniu przy szubienicy zamiast na deskach teatru. Propaganda wciąż żyła, choć przybierała teraz nieco inny wymiar. Była czymś, co wielu określiłoby jako coś upiornego – nie bardzo krwawą, acz nadal śmiertelną grą, przy której dominowały fałszywe uśmiechy i pokrzepiające słowa o zapewnianiu bezpieczeństwa. Czy ktoś w to jeszcze wierzył? Być może. Samo istnienie takiego stanu wskazywało przecież na to, że nadal żyła wystarczająca ilość ślepców całkowicie zapatrzonych w to, co dla innych zdawało się być tylko marnie sprzedawanym fałszem. I choć być może niektórym otwierały się powoli oczy, większość z nich za nic miała ponowną walkę o sprawiedliwość, jeśli miałoby to oznaczać upadek z piedestału. Nawet najzwyklejsi Strażnicy Pokoju dostawali wystarczająco dużo funduszy, by opłacać sobie odpowiedni wikt i opierunek oraz część z możliwych zachcianek, choć na te zazwyczaj nie mieli zbyt wiele czasu. Tak czy inaczej, najlepszym stanem był dla nich święty spokój, jakiego właśnie doznawali, tylko od czasu do czasu zwracając komuś błahą uwagę. Zainteresowany tłum nie sprawiał z pozoru nawet najmniejszych kłopotów, co może i było dziwne, lecz zostało też przyjęte z bezgłośnym westchnieniem ulgi. Tak samo zresztą zareagował Strażnik, który towarzyszył Cordelii podczas jej rozmowy. Wcześniej stojąc w milczeniu i przyglądając się tłumowi, nagle drgnął, by spojrzeć na dziewczynę i nauczyciela. Kiedy zaś wyraźnie rozmowa została zakończona, machnął ręką w stronę przejścia, gotów przeprowadzić blondynkę przez tłum i bezpiecznie dostarczyć ją do prawidłowego sektoru. Jego pierwotne plany nie miały jednak pokrycia w rzeczywistości, bowiem nagle stało się coś, w wyniku czego mężczyzna całkowicie stracił głowę. Jako dosyć młody stażem Strażnik, nie spotkał się jeszcze z podobną sytuacją, większość czasu spędzając na posterunku lub też patrolując mniejsze rejony. Kiedy pojawiła się pierwsza flara, uniesiona przez Kendrę, Strażnik Pokoju ruszył w jej stronę, przedzierając się przez tłum i pozostawiając Cordelię samą sobie. Nim jednak dotarł do Irvine, pośród gettowiczów poczęły rozbłyskać kolejne światła, co nie pozostało niezauważone. Żołnierze, dotąd milczący i spokojni, ruszyli w stronę buntowników, chcąc jak najszybciej zakończyć ten objaw sprzeciwu. Gęsta masa ludzi utrudniała im ruchy, choć torowali sobie przez nią drogę, jednocześnie utrudniając także ucieczkę potencjalnych aresztowanych. Obstawa, jaka prowadziła więźniów ku ich miejscu ostatecznego wyroku, stanęła zaś momentalnie, zasłaniając sobą parę skazańców i wyraźnie zastanawiając się, co też należy zrobić. Nikt ich nie atakował, nie musieli więc wracać do punktu wyjścia. Nie chcieli jednak narażać się na kolejną niespodziankę, jaka mogła czekać na nich z przodu. Część tłumu zamarła w napięciu, a powietrze wypełniło się krzykami tych, którzy wpadli w ręce Strażników. Kendra była chwilowo bezpieczna, chroniona przez tłum, ale na jak długo…? Przez hałas przebił się głos mężczyzny, który wcześniej wygłaszał mowę. Tym razem zapewnienia o bezpieczeństwie i panowaniu nad sytuacją także się pojawiły. Czy ktoś w nie wierzył? Kendra, Strażnicy przedzierają się w Twoim kierunku, torując sobie drogę czym popadnie. Masz zaledwie kilka chwil na podjęcie próby ucieczki, co w gęstym tłumie może być jednocześnie łatwe i trudne do wykonania. Do Ciebie należy decyzja, co zrobisz. Cordelia, jesteś mniej więcej dziesięć metrów od barierek, które odgradzają od siebie sektor Bezprawnych i Wolnych Obywateli. Chwilowo nikt ze Strażników nie zwrócił na Ciebie uwagi, choć dwóch nadal stoi przy samej linii. Tłum mieszkańców getta zagęszcza się wokół, co grozi stratowaniem. Ponadto ktoś niedaleko odpalił flarę, wymachując nią energicznie w powietrzu i całkowicie nie zwracając uwagi na innych ludzi. Frans, Conroy, Catrice, jesteście w samym środku zawieruchy, całkiem niedaleko siebie i Cordelii. Atmosfera coraz bardziej się zagęszcza, a Strażnicy nie patrzą już nawet na to, co robią. Reszta cywili, chwilowo jesteście bezpieczni, mogąc obserwować tłum i wycofać się w odpowiedniej chwili. Mieszkańcy getta zaczynają jednak napierać na barierki, co grozi ich zniszczeniem. Reszta Strażników Pokoju, niezależnie od miejsca pobytu - koledzy zdecydowanie Was potrzebują. Czy zainterweniujecie? To zależy już tylko od Waszej decyzji. |
| | | Wiek : 12 lat Przy sobie : tablet, rower, gaz pieprzowy, aparat fotograficzny, telefon komórkowy, karty do gry, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : Wybujała wyobraźnia, znakomity mówca
| Temat: Re: Brama główna Wto Sie 11, 2015 3:01 pm | |
| Dołączam za zgodą MG.
Alois nawet nie wiedział, jak się tu znalazł. Ewentualnie nie pamiętał, uznając, że nie jest to warte zapamiętania. Tak czy owak, był tu i teraz, z czego jednak zdawał sobie sprawę doskonale. W miejscu, gdzie stał, nie mógł narzekać na niewygodę - ludzi z Dzielnicy nie było wiele. Jednak nie tym się teraz przejmował. Obserwował uważnie bezprawnych i rządowców, od razu zauważając wyraźną różnicę - w przypadku pierwszych tłok był niemiłosierny, a ci drudzy mogli wygodnie rozsiąść się na fotelach. No ej, to przecież niesprawiedliwe!, pomyślał. Już chciał wykrzyczeć podane słowa, jednak zachował na tyle zdrowego rozsądku, że jak na razie był jedynie cichym obserwatorem. Nieważne, że nie zwracał zbytniej uwagi na to, co się dzieje. Zaistniałe zamieszanie nie sprawiło, że Alois skupił się na tym, do czego doszło. Był całkowicie zajęty swoimi myślami. To dość dziwne, zważywszy że zakłócenie spokoju skupiło na sobie uwagę chyba wszystkich obecnych. Czemu tak bardzo bolało go traktowanie ludności getta? Odpowiedź jest prosta i nad wyraz oczywista! Przecież sam Alois był niegdyś mieszkańcem tej ogrodzonej wysokim murem części Panem. Mimo że sam dwunastolatek miał oczywiście inne spojrzenie na pewne sprawy, był zdecydowanie świadom, że życie w getcie, jako osoba bezprawna, nie należy do czegoś łatwego. Nieważne, że za sprawą swojej zaawansowanej (na dodatek zdecydowanie nietypowej) mitomanii całym sobą wierzył w te wszystkie samodzielnie skonstruowane brednie. W jego umyśle mimo wszystko tliło się gdzieniegdzie jakieś tam prawidłowe poczucie rzeczywistości. Można by uznać, że sytuacja może powoli, nieznacznie się poprawiać, jeżeli zauważy się, iż chłopak miał dopiero dwanaście lat. Dopiero, a może... już? Każdy patrzy inaczej. Otulił się szczelniej płaszczem zdobytym przez Helen. Może nie był zbyt modny, jednak doskonale chronił chłopaka przez zimnem, które z każdą narastającą sekundą stawało się coraz bardziej dotkliwe. Czemu się dziwić, nie ruszał się w ogóle. Po jakimś czasie do jego uszu dotarł jakiś głos. Dziwne, że dopiero teraz, przecież od chwili przemówienia minęło zdecydowanie sporo czasu. Tak czy owak, był dość donośny i na pewno docierał do ludzi z każdego sektora. Kurwa, on chyba gada naćpany, przeleciało mu przez myśli, słuchając mężczyzny z czarnymi włosami. Jego frustracja wzrosła w sile, kiedy zobaczył skazańców... a raczej sobie ich przypomniał, jakimś niewyjaśnionym sposobem dopiero teraz zdawał sobie sprawę z tego, do czego doszło. Nie mógł wtedy na nich patrzeć. Po prostu nie potrafił. Może bał się tego, co ujrzy w ich oczach? Może bał się widoku strażników, którzy prowadzili skazanych? Aż czterech na jedną osobę? Nie, to lekka przesada, powiedział cichutko pod nosem, orientując się, że wypowiedział je również na głos, nie tylko w myślach. Przeklął w myślach. Chociaż, w sumie?... może lepiej by było, gdyby wiedzieli, co myśli Alois? Chłopak zazwyczaj mówił, co myśli. Nawet – a raczej zdecydowanie – wtedy, gdy chodzi o jedną z samodzielnie sklepanych kłamstewek, bzdur bez pokrycia w rzeczywistości, w które jedna nierzadko trudno nie uwierzyć, przez wzgląd na jego tonację głosu. Ah ten Alois. Wpadł na iście diabelski plan, jednak już prędzej ci wszyscy rządowcy mieli więcej wspólnego z diabłem, niż on sam. Wertował wzrokiem wszystkich zebranych, a przynajmniej tych, których był w stanie dojrzeć, by już po chwili przenieść spojrzenie na skazańców. Widok tego strachu, kumulującego się na ich obliczach był dogłębnie przejmujący, więc Alois nadal opracowywał w myślach swój idealny plan. Chciał wszystkiemu zaszkodzić... o jak bardzo tego pragnął! Uznał, że ruszy w kierunku niewielkiego podestu, stanie przed tym tłumem ludzi i powie, co myśli. Nie wpadł na to, że ktoś może mu przeszkodzić... a może nawet sam zostanie powieszony? Strach został pokonany przez żądzę zrobienia czegoś dla skazańców. Uznał, że jeszcze nie teraz. Musi trochę odczekać, powinien najpierw trochę poobserwować sytuację, by zorientować się, jakie ma szanse, i czy w ogóle wypada to zrobić. Wiedział, że nie, a mimo tego pragnął tego coraz bardziej i bardziej. Nawet zaczął zastanawiać się, co powie, kiedy już znajdzie się na podeście, nie myśląc nawet, że może nie udać mu się pokonać nawet połowy dystansu, zatrzymany przez strażników. No trudno, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w życiu trzeba podejmować ryzyko. Nie mógł dłużej na to patrzeć. Zaczął iść powoli w kierunku podestu, jednak początkowo nie uczynił więcej niż kilku kroków, przy okazji otulając się płaszczem jeszcze bardziej szczelnie. Całe szczęście, wszystko wyglądało na to, że nikt tego nie zauważył (a przynajmniej tak mu się wydawało, jednak bardzo możliwe, że nikt go o nic nie podejrzewa.. na razie), głównie przez to iż w jego sektorze nie można było dojrzeć tłumów. Miał szczęście, że tu i teraz należy do Dzielnicy Wolnych Obywateli. I że w ogóle jest pod opieką Helen, nawet nie myśląc, że jego opiekunka może być za to zła. Wściekła na Aloisa za to, co zapewne zrobi. W kieszeni płaszcza miał fałszywy dowód tożsamości. Abraham Bush. Tak się nazywał, gdyby ktoś się zapytał, gdyby ktoś zapragnął oprosić go o dokumenty. Uznał, że z tymi papierami jest zupełnie bezpieczny, nawet nie myśląc o tym, że niekoniecznie tak musi być. Przystanął, zastanawiając się, co zrobi dalej... i czekał na stosowny moment. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Brama główna Wto Sie 11, 2015 9:28 pm | |
| Ledwo zdążyła się odwrócić i postąpić kilka kroków w stronę czekającego na nią Strażnika, a kilka rzeczy wydarzyło się po sobie tak szybko, że mogła tylko stać i się im przyglądać. Najpierw usłyszała, jak ktoś obok niej głośno wstrzymuje powietrze, ale nie zwróciła na to specjalnej uwagi. Dopiero, gdy ludzie zaczęli rozmawiać ze sobą jeszcze bardziej podekscytowanymi głosami, panna Snow odwróciła głowę. W sam raz by zobaczyć, że jej Strażnik rzuca się w tłum, zapomina o swojej podopiecznej i biegnie w bliżej nieznanym kierunku. A później zauważyła, że ludzie unoszą w górę ręce z zapalonymi flarami. Z jednej strony była szalenie dumna z mieszkańców getta, że nawet w taki dzień, jak dziś, odnaleźli w sobie chęć i siłę, by przeciwstawić się obecnej władzy. Bo czymże innym była ta demonstracja? Być może komuś rzeczywiście zależało na życiu tej konkretnej dwójki ludzi, która czekała na wykonanie wyroku na podeście, ale należało być realistami. Czy to Kolczatka nakręciła Bezprawnych? Z drugiej jednak strony, nie mogli wybrać sobie gorszego momentu. Gdyby poczekali dosłownie pięć minut, do dobra, nawet dwie, Cordelia byłaby bezpieczna po drugiej stronie barierki i spokojnie zmierzałaby teraz w stronę domu, manifestację mając głęboko gdzieś. Szybko oceniając sytuację i przewidując, że za chwilę może się zrobić gorąco, blondynka zaczęła przedzierać się przez tłum, używając do tego łokci i swojego donośnego głosu. - Z drogi! – warknęła na wyjątkowo tępego mieszkańca getta, który zasłaniał jej przejście do Strażnika. Tego, który trzymał jej dowód osobisty. Musiała dostać się do niego jak najprędzej i to też próbowała teraz uczynić, nie oglądając się za siebie. A szkoda, bo w telewizji nie puszczą chyba retransmisji z tego wydarzenia. |
| | | Wiek : 31 lat Zawód : wiceminister Kultury & bizneswoman Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, nóż motylkowy. Obrażenia : złamany kręgosłup moralny, początki leukopenii
| Temat: Re: Brama główna Wto Sie 11, 2015 10:34 pm | |
| Wypowiedź Valerie obudziła sadystyczną stronę Corinne. Tak, chciała oglądać walkę o ostatni haust powietrza, chciała oglądać ich szamoczące się ciała. Chciała widzieć strach i przerażenie w ich oczach, chciała usłyszeć jak w ostatnich słowach błagają o życie i jak Strażnicy te błagania ignorują. Ciemnowłosa wpatrywała się intensywnie w szubienicę, ale nie wypowiedziała na głos swoich myśli, ograniczając się do enigmatycznego uśmieszku. Gdzie była jakakolwiek opozycja, gdy przez siedemdziesiąt lat dzieci zabijały się wzajemnie na arenach Igrzysk? Kto podniósł głos sprzeciwu, gdy powszechnie wiadomo było, jaki los czeka pięknych i młodych Zwycięzców? Dlaczego jej oprawcy mieli być teraz ratowani z getta, gdzie powinni zgnić już dawno? Lancaster sto razy bardziej wolała wspomagać tamtejsze budynki, niż ludzi, niestety nie wszyscy podzielali jej zdanie. - Ach, mój mąż, niech spoczywa w pokoju, zostawił mi w swoich fabrykach kilka takich smaczków, możemy nawiązać współpracę w przyszłości – posłała Valerie wymowny uśmieszek. Nie ma to, jak dbać o interesy, gdy w tle rozgrywa się przedstawienie publicznej egzekucji. Kilka chwil później głowy wszystkich rządowców zwróciły się w stronę podwyższenia. Przemowa mężczyzny w garniturze, którego kojarzyła chyba z korytarzy w Siedzibie Rządu nie zrobiła na niej wielkiego wrażenia, ale była na tyle trafna, by Corinne nieznacznie skinęła głową, gdy się zakończyła. Czekając z niecierpliwością na wykonanie wyroku, ciemnowłosa nie zauważyła nawet pierwszej odpalonej flary. Dopiero gdy w sektorze Bezprawnych pojawiła się ich cała masa, kobieta zorientowała się, że coś jest nie tak. Oczywiście, to było do przewidzenia, że nawet to wydarzenie nie przebiegnie bez zakłóceń. Czym miały być te czerwone światełka, majaczące w oddali? Oznaką solidarności czy zapowiedzią kolejnego przelewu krwi? Chaos w sektorze brudu robił się coraz większy, a gdy ostatnim razem Strażnicy nie umieli poradzić sobie z tłumem, ktoś zastrzelił generał Rochester. Czy właśnie o to chodziło dziś opozycji? Corinne odruchowo postąpiła do przodu, zasłaniając Cassianowi widok na Bezprawnych, ale także osłaniając jego samego od ewentualnego niebezpieczeństwa. - Powinni ich wszystkich wywieźć do Dwunastki już dawno temu – warknęła głośno, nie bacząc na to, że poza Vivian i Valerie usłyszało ją zapewne kilku innych rządowców. Przecież powinni być tego samego zdania, co ona. |
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Brama główna Czw Sie 13, 2015 2:12 am | |
| Nie rozumiałem już własnych uczuć skierowanych do tej kobiety, którą mogłem zwać matką. Jej blond włosy, perfekcyjnie ułożona fryzura, lekki, przyjazny uśmiech, gestykulacja... Były mi one niesamowicie znajome, kochane, bliskie. Chciałem do niej iść i powiedzieć jej... cokolwiek, ale w głowie nadal miałem swe stanowisko, które utrzymywałem, odkąd dowiedziałem się, że ona żyje i że ma się dobrze. Uparcie chciałem się chyba tego trzymać. Zacisnąłem zęby, szukając drugiego obiektu dla mnie niezmiernie ważnego. Tym razem swój wzrok skierowałem w kierunku sektora przeznaczonego dla getta i to w samą porę, gdyż dzięki temu miałem okazję spostrzec coś niepokojącego, coś, co zdecydowanie wymagało od nas, Strażników Pokoju, interwencji. Ruszyłem w kierunku obiektu, jakiejś dziewczyny, by po chwili stwierdzić, że występek nie dotyczy jednej osóbki, a... Catrice! Musiała stać gdzieś wśród tego tłumu! Z pewnością nie mogła darować sobie oglądania publicznej egzekucji. Czułem to, wiedziałem, jak gdybym znał ją od bardzo dawna. Catrice... Bałem się, że może jej się coś stać, jak gdyby nie była seryjną morderczynią czy tam płatnym zabójcą, który potrafi sobie radzić z ludźmi jak mało kto. Ponownie zacisnąłem zęby i, próbując opanować jakoś swe emocje, które wybuchały zbyt intensywnie, skierowałem się w kierunku sektora getta. Uderzyłem pierwszą lepszą osobę z tą pierdoloną flarą w rękę, by ją wytrącić i zdeptać butem... |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : obecnie brak aka poszukuje; kradnie Znaki szczególne : zielono-niebieskie oczy w zależności od światła, ogólny wygląd ćpuna Obrażenia : blizny na torsie i plecach
| Temat: Re: Brama główna Czw Sie 13, 2015 6:00 pm | |
| Oczywiście, że egzekucja nie mogła przebiec bez zakłóceń. Conroy, który jedynie mógł stać i patrzeć, od razu zauważył pierwszą flarę, podczas gdy Strażnicy dopiero zaczynali orientować się w sytuacji. Tłum stał się niespokojny, a już kilka chwil później wybuchł chaos. Wszyscy zaczęli się przepychać i tratować, a w górę uniesiono kolejne flary, w różnych miejscach sektoru getta. Conroy tak naprawdę nie mógł zrobić wiele. Nie wyglądał nawet na specjalnie zszokowanego - ba, uśmiechnął się pod nosem. Spodziewał się tego, bo raczej wiadome było, że proces nie przebiegnie według planu. I dobrze. Bardzo dobrze. Gdy Con patrzył na flary i idiotyczne miny zdezorientowanych Strażników, poczuł, że musi coś zrobić. Cóż, mógłby spróbować odejść na bok, czekać i w nic się nie mieszać. Jednak nie miał zamiaru iść na łatwiznę. Jego życie w getcie było tak beznadziejne, że myśl o ryzyku i jakiejś rozrywce była dość interesująca. Con zaczął przedzierać się przez tłum w stronę osoby, która odpaliła pierwszą flarę, przepychając się i krzycząc, żeby odsunięto się z drogi. Mogło nie mieć to zbyt wiele sensu, jednak... będzie tam spore zamieszanie. Strażnicy bez wątpienia już tam idą. Może się na coś przyda? Przywalenie jakiemuś Strażnikowi w twarz, pomoc w czyjejś ucieczce czy coś w ten deseń byłoby satysfakcjonujące, ha. Mniejsza, nawet jeśli na niewiele się zda, poczuje trochę adrenaliny. Nudno raczej nie będzie. |
| | | Wiek : 22 lata Zawód : butnowniczka z wyboru, profesjonalny muromazacz i kamieniorzucacz, drobny złodziejaszek Przy sobie : dwa papierosy w kieszeni kurtki, zapalniczka, kilka plastrów, chusteczki Znaki szczególne : za każdym razem inne Obrażenia : ogólne osłabienie; stłuczona kość ogonowa po upadku z ogrodzenia, siniaki na nogach, strupy po obtarciach na rękach
| Temat: Re: Brama główna Czw Sie 13, 2015 6:31 pm | |
| Musiałabym być głupia aby sądzić, że moje zachowanie nie pozostawi żadnych konsekwencji. Szykowałam się do ucieczki jeszcze zanim podniosłam flarę, nie sądziłam jednak, że aż tyle osób zdecyduje się mnie wesprzeć. Cieszyłam się z tego powodu jak głupia, jednocześnie zastanawiając się, czy za zdobyte materiały nie musieli wymienić czegoś cennego lub jedzenia? Walutą w getcie były przedmioty, jak za dawnych prehistorycznych czasów. Nie rozglądałam się jednak i nie próbowałam wyłapać kto konkretnie postanowił wyrazić sprzeciw razem ze mną. Gdy tylko zauważyłam poruszenie w moim sektorze, a białe plamy zaczęły przesuwać się w szybkim tempie – wiedziałam, że czas uciekać. Najmocniej jak potrafiłam, rzuciłam flarą w stronę sektora rządowców, mając szczerą nadzieję, że trafię kogoś prosto w twarz. Nie uszkodziłabym go pewnie znacznie, jednak liczyła się satysfakcja. I wtedy usłyszałam, jak ktoś głośno daje do zrozumienia, że pragnie przedostać się w moją stronę. Kojarzyłam tego mężczyznę głównie z powodu swojego niechlubnego zachowania w przeszłości. Miałam jednak wrażenie, że tym razem nie próbuje się na mnie zemścić a raczej... dać mi czas na ucieczkę. Posłałam więc w jego stronę krótkie skinienie i dałam w długą. Starając się wykorzystać otaczający mnie tłum, czym prędzej spuściłam głowę i zaczęłam przeciskać się między ludźmi, byle dalej od punktu, w którym widziałam ostatniego Strażnika. Gdybym biegła i krzyczała, na pewno rzucałabym się w oczy. A tak, póki co, inne osoby z flarami były wciąż widoczne na tle szarej masy Bezprawnych. W duchu dziękowałam im, że w jakiś sposób mnie wsparły, ale nie mogłam zrobić nic więcej, skoro ich własny instynkt nie podpowiadał teraz ucieczki. Nie rozglądałam się nerwowo, pozostawałam jednak czujna i za wszelką cenę usiłowałam przedostać się z powrotem na ulice getta. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Brama główna Pią Sie 14, 2015 12:28 pm | |
| /wygrzebuję się z odmętów życia, przepraszam :c
W zamyśleniu skinęła głową ku Valerie, przyjmując jej odpowiedź. Mimowolnie była niemym świadkiem rozmowy, jaką blondynka prowadziła w towarzystwie Corinne i Cassiana. Przez chwilę kontemplowała szeregi Strażników Pokoju, obserwując ich ruchy. W tym zgiełku, wszyscy zdawali się być identyczni, w białych mundurach i w hełmach na głowie. Zastanawiała się nad tym, czy wśród nich jest Conrad. Mogła domyślać się tylko, iż błądzi gdzieś w tej rzece bieli, jak zawsze czujny, a mimo to smutny – bo przecież on nie zgadzał się z tym, że niektórych ludzi powinno się likwidować. - Słodka przemowa. – rzuciła w stronę znajomych, nie przywiązując tak naprawdę żadnej wagi do tego, co powiedział przedstawiciel rządu. – A mimo to bawią się w żałosną szubienicę, zamiast po prostu postawić ich pod ścianą i rozstrzelać. W jej głosie zabrzmiała jakaś dziwna złość, coś nieokreślonego. Spojrzała na tłum, wyrwana ze swoich myśli, gdy dostrzegła błysk flar. Przysunęła się bliżej Corinne i jej brata, obojętnie patrząc na tłum. - Dwunastka byłaby rajem w porównaniu z tym, co zgotowaliby niektórzy członkowie rządu. – posłała brunetce lekki uśmiech.
|
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Brama główna Pią Sie 14, 2015 12:55 pm | |
| /jak wyżej :c
Egzekucje, egzekucje, egzekucje. Ładnych parę lat temu, jeszcze przed nastaniem rebelii, Strażnicy Pokoju i rząd nie załatwiliby tego tak polubownie. Szubienica? Gdzie tam, prędzej publiczne tortury, żywcem wyjęte z epoki średniowiecza. Czasem miała wrażenie, że nawet takie nie do końca wesołe wydarzenia podniecały publiczność równie silnie, jak Igrzyska. Pot, brud, krew i śmierć, nieodłączne towarzystwo starego powiedzenia chleba i igrzysk. A teraz jeszcze te flary, coś, co rozpoczęło się dosłownie kilka metrów od niej. Stojąca w sektorze dla bezprawnych obywateli miasta Catrice nie czuła zdziwienia; domyślała się raczej, że chodzi o to, iż ludziom z getta nie spodoba się egzekucja; mało tego, najwidoczniej ci ludzie nie uczyli się na błędach. Tudor westchnęła cicho, gdy udało jej się w tłumie odnaleźć twarz Cordelii. Co ta dziewczyna tutaj robiła, nie mogła określić, niemniej jednak wiedziała jedno – Snow musiała być odważna i szalona zarazem, skoro zdecydowała się pojawić na egzekucji… w dodatku tak blisko sektora dla ludzi z getta. Flary, coraz więcej flar. Stojąca blisko barierki Cat uniosła głowę, opatulając się swoim podniszczonym okryciem. Lokalizatory pod jej skórą działały w dalszym ciągu, sprawiając, że Strażnicy Pokoju w każdej chwili mogli ją namierzyć. Dlatego też nie spuszczała wzroku z dwóch osób prowadzonych na egzekucję, nie reagując na ludzi, przedzierających się we wszystkie strony. Znając życie, Strażnicy dadzą sobie radę, a ona chętnie im pomoże.
|
| | | Wiek : 30 Zawód : Wiceminister Finansów i Skarbu Państwa Przy sobie : Dokumenty, klucze, telefon, drobne, cygaro, zapalniczka Znaki szczególne : Blizna na prawym policzku.
| Temat: Re: Brama główna Pią Sie 14, 2015 7:59 pm | |
| Korzystając z zalety tego, iż nikt nie kierował na mnie zbytniej uwagi, pozwoliłem sobie na spokojne tasowanie tłumu wzrokiem, nie skupiając się jeszcze zbytnio na niczym. Przyswajałem to, co mówiły kobiety, jednak nie wtrącałem się w ich rozmowę, pomny faktu, iż w większości dotyczy ona tematów, których nie chciałem poruszać, bądź takich na których się nie znałem. Nie podzielałem ogólnie panującego zadowolenia z przeprowadzenia publicznej egzekucji, a fakt, iż kojarzyłem fabryki należące teraz do siostry, nie oznaczał, iż miałem jakiekolwiek pojęcie o ich działaniu. Mój wzrok powędrował na chwilę w stronę getta, gdzie tłum ludzi był zdecydowanie największy. Zmarszczyłem brwi zastanawiając się czy gdzieś tam, wśród niezadowolonych, skłonnych do czczego buntu ludzi nie stoi Maeve. Kobieta, która tylko dzięki moim działaniom miała uniknąć losu innych gettowiczów dzięki przyjęciu mojego nazwiska jako własnego. I to już całkiem niedługo. Zdusiłem w sobie westchnięcie, które zrodziło się we mnie na myśl o zbliżających się zobowiązaniach i odwróciłem twarz od mieszkańców Kwartału, wyjątkowo wdzięczny za pojawienie się przy mównicy jednego z urzędników, którego kojarzyłem z widzenia z pracy. Jego przemowa dała mi pretekst do zmiany kierunku myślenia. Choć słowa mężczyzny nie zrobiły na mnie większego wrażenia, brzmiały w końcu niebywale patetycznie i dość sztucznie, jak na mój gust, nie pozwoliłem sobie na żadnego oznaki niezadowolenia. Stałem po prostu, czekając aż wyrok zostanie wykonany, nie odwracając wzroku od szubienicy, mimo iż bardzo pragnąłem być teraz gdzieś indziej, z daleka od tego nonsensu. I może właśnie przez to nie zarejestrowałem tego co działo się w sektorze po drugiej stronie muru, dopiero poruszenie Cori i jej słowa sprawiły, iż odwróciłem głowę w tamtą stronę. Niestety, siostra zdążyła zasłonić mi już cały widok. Lekko zaniepokojony wysunąłem się o krok do przodu, ignorując poprzednie - zapewne celowe -zabiegi bliźniaczki mające na celu odgrodzenie mnie od zamieszania, po czym wbiłem wzrok rozświetlające się na tle getta flary. Skrzywiłem się, zaciskając pięści, w pierwszym odruchu zastanawiając się czy aby przypadkiem wszyscy tam nie postradali rozumy. Czy Ci ludzie naprawdę chcą podpisać na siebie przyśpieszony wyrok śmierci? Czy byli takimi idiotami? I czy Maeve, mimo iż niedługo miała się stamtąd wyrwać, też dołączyła do tej farsy? Ryzykując moim dobrym imieniem? Zacisnąłem zęby, przysuwając się odrobinę w stronę bliźniaczki, tak, że niemal stykaliśmy się bokami. Co prawda, nie obawiałem się tego co się działo, liczyłem na to, iż Strażnicy poradzą sobie z tymi oznakami buntu jak najszybciej, w razie czego jednak wolałem być jak najbliżej siostry. Ramię przy ramieniu, nie zaś chować się w jej cieniu. |
| | |
| Temat: Re: Brama główna | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|