|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Lewy brzeg rzeki Pią Maj 03, 2013 3:14 pm | |
|
Lewy brzeg rzeki to najczęściej po prostu strome, betonowe nabrzeże, o które rozbijają się szare wody Moon River. Nie ma tu nic ciekawego, a brzeg jest w większości zaniedbany i po prostu brudny. Niewielkie przestrzenie za betonowymi występami upodobali sobie bezdomni i pijacy. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : Mentorka
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 02, 2013 12:13 am | |
| Na miejsce spotkania przybyła nawet przed wyznaczoną godziną. Zdarzyło się to chyba pierwszy raz w życiu, że panna Marberry nie spóźniła się. Jednak nawet to miało swój powód. Dziewczyna chciała się upewnić, że punkt, w którym miało nastąpić spotkanie nie jest pułapką. Na szczęście nic na to nie wskazywało. Wokół było sporo wolnego pola gdzie ewentualnie mogła uciec. Z drugiej strony znajdowała się rzeka, która obijając się o brzeg skutecznie zakłócała dźwięki na około. Nawet gdyby została otoczona mogła skoczyć do wody. Jej rwący prąd skutecznie uniemożliwiał pokrywanie się powierzchni lodem. W dzieciństwie nauczyła się pływać i w razie czego była gotowa skorzystać z tej umiejętności. Może kąpiel w rzece w środku zimy nie była najmądrzejszym rozwiązaniem i być może nie udałoby jej się wyjść cało z tej sytuacji, ale przynajmniej nie zostałaby złapana. A to najważniejsze. Podobno niedługo po jej odejściu w KOLCu odbyła się rutynowa kontrola. Co by się stało gdyby wtedy jej rozmowa z Cordelią przeciągnęła się o kilka minut? Nawet nie chciała myśleć jaki to byłby kłopot i czy w ogóle udałoby się jej z niego wyjść. Nie mogła dopuścić do sytuacji kiedy zostałaby przyłapana.. Dlatego kiedy tylko te informacje dotarły do jej uszy rozpoczęła poszukiwania osób, które mogłyby jej pomóc. Prawdziwe przepustki były prawie niemożliwe do zdobycia. Te fałszywe tylko trudne, ale nie dla osoby zapoznanych już z tym światem, fałszerzy i oszustów. To nieprawdopodobne co może zdziałać kila rozmów z odpowiednimi osobami. Najpewniej to właśnie było powodem przyszłego spotkania. Komizmem całej sytuacji było to, że Alyssa nie wiedziała kogo ma oczekiwać. Jej informator powiedział tylko, że jest to osoba, której się nie będzie spodziewać. Stary, garbaty starzec o trzęsących się rękach, niezdolny do pisania? Młoda dziewczynka, która nie powinna jeszcze znać liter? Tylko te i podobne pomysł przychodziły na myśl dziewczynie. Jednak jak już zostało powiedziane, nie będzie się tego spodziewać. Dlatego wszystkie opcje, które przychodziły jej do głowy mogła spokojnie odrzucić i czekać. Czekać na rozwój wydarzeń, na to co przyniesie jej los.
Ostatnio zmieniony przez Alyssa Marberry dnia Nie Cze 02, 2013 3:02 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 02, 2013 7:02 am | |
| /krótko przed ślubem
Johanna trwała w biernej bezczynności. W stanie zupełnej i niepodważalnej apatii, co nie miało prawa - jako brak jakiejkolwiek aktywności - przynieść korzyści. Nikomu. Uważała jednak swoje zdystansowanie jako element uzdrawiający. Nic dziwnego, każde jej przedsięwzięcie kończyło się spektakularnym fiaskiem i pewną nerwowość wywoływał fakt braku celu. Czując, że coś wisi w powietrzu, Jo przez długi czas nie była pewna co ma ze sob zrobić i jak to zrobić. W stanie lekkiej desperacji zastała ją nietypowa propozycja, chociaż określenie to zbyt wyraziste i jasne jest wobec faktycznego stanu rzeczy. Bo Johanna również nie miała pojęcia, czego się spodziewać. Wiedziała jedynie, że jej umiejętności miały być znów i na powrót wykorzystane, że przyszedł czas żeby się wykazać - przywołując słowa wypowiedziane przez kontakt pośredni. Bo z bezpośrednim i prawdopodobnie zleceniodawcą miała się zobaczyć już za siedem minut - przyspieszyła energiczny marsz - w strategicznym miejscu. I byłoby prawdopodobnie wszystko w porządku i nie denerwowałaby się tym spotkaniem za bardzo, gdyby nie to, że nie wiedziała j a k i e jej umiejętności mają zostać wykorzystane. Ściągając lekko brwi wcisnęła ręce głębiej w kieszenie pikowanego płaszcza,chowając się głębiej w odmętach obszernego kaptura. Miała jeszcze te kilka minut. To dobrze. Chciała być na miejscu pierwsza - wolała się rozejrzeć. Upewnić, że punkt, w którym miało nastąpić spotkanie nie jest pułapką. Że znajdzie fragment niskiego murku przy brzegu wciśnięty jak najdalej od lekko wzburzonej wody. Chciała przyjrzeć się jej nurtowi, ocenić czy woda magicznym cudem jej nie dosięgnie i... zaklęła siarczyście pod nosem - na miejscu już ktoś był. Dziewczyna. Jo wcale nie poczuła się pewniej. Wiadomo, że jeśli z tym całym zaaranżowanym spotkaniem jest coś nie tak to nie jest sama i Mason niekoniecznie ma przewagę. Poza tym dziewczyny są bardziej spostrzegawcze. Hmm. - Zbliża się zamieć - rzuciła stojąc w niewielkiej acz bezpiecznej odległości od rudej, podejrzliwie mrużąc oczy w oczekiwaniu na odzew-hasło. Konieczność tego elementu, narzucona przez kontaktującego się z nią Darrenem tylko wzmagała jej niepokój i dezorientację. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : Mentorka
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 02, 2013 2:00 pm | |
| Po sprawdzeniu miejsca mogła z czystym sumieniem zająć się obserwowaniem rzeki dopóki nie przybędzie osoba, z którą miała się spotkać. Fale uderzały równomiernie o brzeg uspokajając Alyssę. Była w tym pewna monotonia i niezmienność. Woda zawsze sprawiał, że ogarniał ją spokój. Kiedy miała jakiś problem do rozwiązania, kiedy musiała przemyśleć pewne sprawy lub kiedy pokłóciła się z kimś i musiała ochłonąć, zazwyczaj wybierała się nad wodę. Czy to jezioro, rzeka, czy po prostu staw. Zdarzały się nawet sytuacje kiedy zamykała się w łazience i puszczała wodę w kranie, aby móc w ten sposób wyciszyć myśli. Rzeka sprawiała również, że nie słyszy się wyraźnie tego co ją tacza. Dlatego dopiero kiedy ktoś zbliżał się do niej, usłyszała go dopiero kiedy dzieliła ich odległość kilku metrów. Odwróciła z niechęcią wzrok od płynącej przed nimi wody i przyjrzała się przybyszowi. Był on ubrany w wielki płaszcz, który ukrywał go w większości. Skarciła się w duchu, że sama wcześniej nie pomyślała o ukryciu własnej tożsamości. Ze swoimi rudymi włosami zawsze wyróżniała się z tłumu co teraz było jej najmniej do życia potrzebne. Ona także zarzuciła kaptur na głowę mając nadzieję, że zminimalizuje tym straty. Dopiero kiedy jej towarzysz się odezwał rozpoznała po głosie, że ma do czynienia z kobietą. - Więc powinnaś założyć kalosze. Była to chyba najgłupsza odezwa jaką w życiu słyszała. Osoba, która to wymyśliła musiała być porządnie pijana, a teraz najpewniej śmiała się z nich wyobrażając sobie jak rozmawiają wspólnie. Nie powinna się jednak zajmować takimi błahostkami tylko szybko załatwić co ma do załatwienia i stąd odejść. Z każdą chwilą wzrastało niebezpieczeństwo wykrycia tego spotkania. Może to już nawet podchodziło nie pod ostrożność, a nawet pod paranoje. - Przyniosłaś wszystko co potrzebne czy przyszłaś jedynie poznać szczegóły? – zapytała przyglądając się nowo przybyłej dokładnie. Wydawało jej się, że już gdzieś widziała tą kobietę. Nie mogła sobie jednak przypomnieć gdzie. W dodatku twarz miała ukrytą pod kapturem płaszcza co jeszcze bardziej utrudniało Alyssie rozpoznanie swojej rozmówczyni.
|
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 02, 2013 2:35 pm | |
| Zachowanie dziewczyny, zastanej na brzegu rzeki, nie rozwiewało wątpliwości Johanny tylko wyjątkowo mocno je potęgowało. Najpierw ten kaptur. Fakt, że rudowłosa ukryła się pod nim w momencie rozpoczęcia rozmowy mógł być przypadkiem. Mógł wynikać z potrzeby osłonięcia twarzy przed wirującym w powietrzu śniegiem. Mógł chronić przed ostrym wiatrem. Mógł ale nie musiał. A Mason z natury uwagę zwracała na gorszą, niekorzystną stronę medalu. I niczego przypadkowego i naturalnie podjętego w tym przypadku się nie spodziewała. Ruch dłoni dziewczyny był zbyt nerwowy. A jej słowa? Ani trochę nie poprawiały sytuacji. Darren stwierdził, że Jo wpadnie do kieszeni kilka ekstra groszy a póki co niewiele musi wiedzieć i wszystko zostanie wyjaśnione podczas tego tutaj obecnie rozgrywanego spotkania. Cóż, nie zanosiło się na to. Jo poczuła jak po karku pełznie jej nieprzyjemne zdenerwowanie. - Co przyniosłam? - wycedziła nieco zbyt obcesowo, szperając w kieszeni w poszukiwaniu paczki papierosów. Zmierzyła dziewczynę nieufnym - czyli codziennym - spojrzeniem. - Słuchaj... dziewczyno... nie wiem po co tu jestem. Byłoby cudnie, gdybyś była łaskawa wyjaśnić mi o co chodzi. Niepokoi mnie to miejsce, wybrane po to żeby... - urwała, samej nie znajdując konkretnej i racjonalnej przyczyny - żeby uniknąć gapiów? Świadków? C z e g o? Wlepiała przez kilka sekund ostre spojrzenie prosto w oczy rozmówczyni, szukając w nich, hmm, zrozumienia. Następnie ulokowała papierosa między wargami i podpaliła końcówkę, automatycznie zasłaniając płomień zapalniczki dłonią. - Widocznie osoba, która nas kontaktowała mocno nawaliła, bo nie mam zielonego pojęcia czego szczegóły mam znać - dodała spokojniejszym, chociaż wciąż nieprzyjemnym tonem zajmując się chwilowo odprężającą czynnością palenia. Teraz czas na rudą. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : Mentorka
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 02, 2013 3:02 pm | |
| Nerwowe ruchy. Kto by się tak nie zachowywał w tej właśnie sytuacji. Nie było to pierwsze tego typu spotkanie w życiu rudowłosej, ale pierwsze kiedy nie znała wcześniej osoby, z którą miała zawrzeć umowę. A takie sytuacje zawsze były niebezpieczne. Wcześniej wymieniona znajomość nie znaczyła bynajmniej, że wie jaką kawę bądź herbatę pija dana osoba codziennie. Znała tylko lub aż słabe i mocne strony tej właśnie postaci. A to było najważniejsze. - Jesteś fałszerzem, więc powinnaś mieć… Zresztą nieważne. W ten sposób niczego nie osiągniemy. Masz za zadanie sfałszować przepustkę. Według naszego pośrednika jesteś odpowiedzią osobą na to stanowisko. Mam nadzieję, że się nie mylił. – nie miała zielonego pojęcia dlaczego komuś mogło nie odpowiadać to miejsce. Czyżby kobieta kiedyś tu była i miała złe wspomnienia związane z tym krajobrazem? Zgadując nic nie osiągnie, a pytać nie miała zamiaru. – To miejsce nie dość, że jest na uboczu to w dodatku zostało sprawdzone. Poza tym nikogo tu nie spotkamy. Nie musisz się o to martwić. Następnie jej rozmówczyni wyjęła papierosa. Nigdy ich nie znosiła. Ani papierosów, ani narkotyków, ani alkoholu. Wszystkie te używki tylko osłabiały człowieka i sprawiały, że nie był sobą. Nie myślał trzeźwo czy też nie potrafił skupić się na odpowiednim zadaniu. Alyssa dawniej próbowała tego typu przygód, jednak nigdy nie przypadły jej do gustu. Nie miała również pojęcia co inni widzą w tych używkach, że do nich wracają. - Osoba, która nas kontaktowała nas nie podała ci żadnych szczegółów, ponieważ sama ich nie znała. Im mniej osób wie o tej sprawie, tym lepiej. Im mniej osób o wszystkim wie, tym lepiej. To było jej motto przez ostatnie kilka miesięcy. Cały ten czas starała się tylko ograniczać ewentualne straty i brnąć do przodu o kilka centymetrów jak tylko nadarzyła się okazja. Może nie był to najlepszy z możliwych plan, ale przynajmniej skuteczny nawet jeśli osiągnięcia byłe minimalne. - Jak już mówiłam, chcę abyś podrobiła przepustkę. Do KOLCa dokładniej rzecz ujmując. Chcesz zająć się tym czy wolisz zrezygnować już na wstępie? – dodała. Nie chciała przekazywać poufnych informacji osobie, która jednak powie - nie dzięki, jednak sobie odpuszczę. – Kiedy ona już wszystko powie. |
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 02, 2013 4:32 pm | |
| Słowa rudowłosej sprawiły, że Johannie nieco ulżyło. Pokręcona sytuacja stała się sensowna dzięki wzmiance o jej fałszerskich tendencjach. Teraz wysłuchiwała z większym spokojem i pełną uwagą kolejnych słów, które - mimo że dotyczyły, wiadomo, zupełnego przeciwieństwa dozwolonych działań - sprawiały, że Jo czuła się bardziej legalnie. Zdążyła się przecież nieźle przestraszyć a jeszcze chwilę temu głowiła się o jakie zdolności, które posiada a które mogłyby być wykorzystane mogło chodzić. Była mentorem, ale to słaba koncepcja - za jej rządów od śmierci uchowała się tylko para z Siódemki i to w dodatku, co pogłębiało depresję, nie dzięki niej a działaniem rebeliantów. Cóż, zabijać za to potrafiła i to wręcz biegle. Jakkolwiek to brzmi. Naprawdę taka opcja przemknęła jej przez myśl. Ale nie. Chodziło o podrobienie dokumentu. O fach, który posiadła jako dziewiętnastolatka i wykorzystywała przy każdej możliwej okazji. Nieomal odetchnęła. - Rozumiem zlecenie i potrafię je wykonać, tylko wiesz... - zaciągnęła się mocno, doprowadzając do ładu niesforne kosmyki rozpuszczonych włosów, które uciekły spod kaptura - brakuje jednej, podstawowej kwestii. Po co? - zmrużyła oczy, wypuszczając kątem ust dym. - Nie zwykłam pracować dla każdego, kto o mnie słyszał i mnie potrzebuje. I nie lubię pokrętnych odpowiedzi, więc "żeby tam wejść" mnie nie zadowoli. Wiem że - ostrożnie dobierała słowa, podejrzewając że od jednego złego ruchu może zależeć nieco więcej niż kwestia jednorazowego zarobku - ludzie mają różne poglądy polityczne. I nie chcę popełnić błędu - zmarszczyła brwi, zaciskając nieświadomie pięść na pęku kluczy w kieszeni. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : Mentorka
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 02, 2013 5:03 pm | |
| Wątpliwości. Brak pewności dopada każdego z nas, ale jej towarzyszka wybrała chyba najgorszy moment, żeby okazywać niepewność. Mogła zastanowić się przed przyjściem tutaj dwa razy. Z drugiej strony, lepiej teraz niżby miała to zrobić po ich rozejściu się. - Codziennie rano uprawiam jogging, a KOLC stoi mi na drodze mojej codziennej ścieżki. Czy to Cię zadowala. – powiedziała sarkastycznie. Szybko jednak uświadomiła sobie, ze niewiele tym sposobem osiągnie, a nawet tylko zaszkodzi. Dlatego dodała szybko już spokojnym głosem. – Potrzebuję jej do podobnego celu co spora ilość ludzi. W getcie znajduje się… pewna ważna dla mnie osoba, a ja nie mam jak jej na razie pomóc. Nie musiała dokańczać wypowiedzi. Chyba każdy domyśliłby się o co jej chodzi. Chciała uwolnić kogoś z KOLCa. Może gdyby to uczyniła byłaby to jedna z niewielu powiedzionych prób. Może, bo sama nie wiedziała czy wykorzysta ten sposób. Poza tym miała więcej planów w getcie niż tylko uwolnienie kilku nieznaczących osób. - Wiem, że ludzie mają różne poglądy polityczne. I nie chcę popełnić błędu. Czyżby dziewczyna uważała, że Alyssa jest szpiegiem Coin i próbuje ją przyłapać na oszustwie. Byłby to największy przekręt losu. Nie dość, że panna Marberry… Najkrócej mówiąc miała po prostu inne poglądy niż obecna pani prezydent. - W takim razie pomożesz mi? – Czy może mam już iść i nawrzeszczeć na pośrednika, że przysłał do mnie niewłaściwą osobę? Tym razem jej głos był beznamiętny. W głowie rozbrzmiały jej dawne słowa wypowiedziane w jej kierunku. Świetna z ciebie aktorka, Alysso.
|
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 02, 2013 6:02 pm | |
| Strach przed sprawującymi władzę i szeregiem poddanych, bezgranicznie wierzących w pomyślność nowego systemu doprowadzał do tak skrajnych sytuacji. Ociekająca sarkazmem wypowiedź rudowłosej delikatnie uszczypnęła Jo. A dlaczego było to uszczypnięcie krzepiące? Otóż każdy, kto uważa podejrzliwość podobną do tej reprezentowanej przed Johannę za idiotyzm, nie bierze skrajnych możliwości (jak wyszperanie zdrajców przykładowo) pod uwagę. A skoro nie bierze - raczej nie ma zbyt wiele wspólnego z rządami Almy. Wystarczyło. Johanna czuła, że granica informacji możliwych do uzyskania jest blisko. Za blisko. Jeszcze chwila i rzuci się do gardła rudowłosej, wymuszając obietnicę oddalenia w niepamięć całego niezobowiązującego spotkanka. - Pieprzone szyfry i spotkania na brzegu rzeki - burknęła, oddychając spokojnie pomiędzy kolejnymi pociągnięciami skoncentrowanej nikotyny. Cała otoczka i pełna konspiracja jawiła się upiornie. Mason nie przywykła, bo nie angażowała się w sprawy polityczne pod żadnym pozorem. Żyjąc przeszłością nie wdrażała się w zasady rządzące życiem w nowym Kapitolu, miejscu które choć tak różne od jej domu, musiało się nim stać. Każdy chciał zmiany porządku. Każdy potrzebował pomocy. A Jo musiała sprawdzić czy na pewno każdy. A jeśli już - komu ją oferuje. - Pomogę ci - skinęła głową, wyrzucając dogorywającego papierosa za siebie, ale wzrok utrzymując na poziomie oczu rozmówczyni. - Ale zapłata nie będzie materialna... w pewnym sensie. Chcę dokładnej rozpiski wart strażników KOLCa do końca lutego. Dokładnej. To ta część, którą dostarczysz mi na papierku. Druga sprawa - zapomnisz o mnie. Nie istnieję - wyartykułowała. Musiała wyrazić się jasno. - I nie chodzi mi tylko o ewentualne konsekwencje wynikające z niepowodzenia - Johanna była pewna, że wykona swoją pracę doskonale, ale... cóż, liczyła na rozsądek rudowłosej i to że będzie obchodziła się z dokumentem ostrożnie. - Po prostu rozpływam się w powietrzu. Jeśli się zgadzasz - wyrwała kawałek papieru z paczki papierosów i wyciągnęła go w kierunku dziewczyny - zapisz dane. Podstawowe, datę użytkowania przepustki, wiesz czego potrzebuję. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : Mentorka
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 02, 2013 9:59 pm | |
| Nie podobał jej się stosunek kobiety do tego wszystkiego. Jej praca, jej warunki. Nie była jej sprawa jak ktoś dyktuje warunki ani co się komu podoba, a co nie. W dodatku jej rozmówczyni paliła papierosa, a dym papierosowy drażnił Alyssę. Nie powiedziała jej tego. Co to, to nie. Kontem oka ujrzała jak dziewczyna porusza ustami mrucząc coś pod nosem. Tego było już za wiele, to było jak dolanie oliwy do ognia. Nie dała się jednak sprowokować, nie kiedy już tyle osiągnęła i tyle wytrzymała. - Rozpiska wart strażników... –prawie że wykrzyknęła te słowa. Już chciała dodać, że jest to niewykonalne, ale się powstrzymała się. Uspokój się, kłótnią nic nie osiągniesz. Poza tym ona najpewniej już postanowiła i swojego zdania tak łatwo nie zmieni. Powróciła wzrokiem na płynącą wodę starając się uspokoić i wyciszyć myśli. – Dobrze, niech Ci będzie. Co do drugiej sprawy i tak miałam to zrobić. I vice versa oczywiście. Następnie wzięła od fałszerki kawałek papieru i wyjęła z kieszeni zagubiony długopis. Szybko nabazgrała swoje dane. Te, które miała w fałszywym dowodzie, a nie te które nadali jej rodzice. Martwi rodzice. Przez jej ciało przeszedł dreszcz. Otrząsnęła się jednak i oddała kartkę towarzyszce. - Jeśli to wszystko, to pójdę już. Spotkamy się w tym samym miejscu kiedy zdobędę to czego pragniesz. Czas podam Ci poprzez pośrednika. Do tego czasu przygotuj potrzebne mi dokumenty. Po tych słowach ruszyła szybkim krokiem w stronę wyjścia. Miała już dosyć tego miejsca, a tym bardziej tej sytuacji. Nie mogła się doczekać kiedy będzie po wszystkim i będzie mogła zapomnieć o tym spotkaniu.
[zt] |
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 02, 2013 10:28 pm | |
| Zaskakujące, jak Johanna potrafiła uspokoić się końcówką spotkania (które śmiało można okrzyknąć najdziwaczniejszym tego sezonu), oczywiście biorąc pod uwagę stres, który zżerał ją na początku. Wystarczyło trzeźwo myśleć - dziewczyna dokonała niebywałego odkrycia, ujarzmione bezpodstawne agresiarskie zapędy dawały rozsądkowi większe pole do popisu. Właściwie nie mogła zaprzeczyć, że posunęła się do podstępu. Tylko tak mogła zorientować się w sytuacji. Bezceremonialnie rzucane prowokacje nie przyniosły efektu. W końcu dziewczyny są bardziej spostrzegawcze... Johanna pożegnała dziewczynę skinięciem głowy, składając kawałek papieru na pół. Przez dłuższą chwilę nie ruszała się z miejsca. Odprowadziła wzrokiem zleceniodawczynię, zastanawiając się czy wzburzenie w jej głosie, reakcja na narzuconą formę zapłaty była autentyczna. Jeśli tak - naprawdę nie musiała się za bardzo przejmować i obawiać. Tendencja do węszenia podstępu (nawet w nierówno przyklejonej etykiecie na paście do butów) w tym przypadku mogła wyłącznie się przysłużyć. Być może nie tylko bezpieczeństwu samej Jo. Utrzymując równowagę na jednej nodze, wcisnęła między zimowy trep a skarpetkę kartkę z danymi, naskrobanymi przez rudowłosą, po czym żywym krokiem ruszyła, oddalając się z każdym krokiem od brzegu rzeki i zastępując myśli o spodziewanych pułapkach i podstępach wyobrażeniem jutrzejszego wieczoru, a konkretniej ślubu Michaela i Reiven. Michael i Reiven. Nadal ciężko było jej uwierzyć. Musi zobaczyć to - ich - jego - na własne oczy.
zt |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Czw Cze 13, 2013 11:04 pm | |
| Ufanie innym. Troszkę naiwne, naprawdę. Bo mimo, że świat jest pełen ludzi o szczerych i dobrych sercach, to oni omijają cię szerokim łukiem, jeśli jesteś zagubionym biednym dzieckiem. Czasami zerkną z politowaniem, kiedy leżysz na polbruku lub rzygasz w jednej z cudownych uliczek. Innym razem odwracają wzrok, bo myślą, że to nieuprzejme i złe, tak naprawdę sprawiając wrażenie, jakby się Ciebie brzydzili. Świat można interpretować na różne sposoby, a jedną z definicji Mathiasa na ten temat to teatr, zapewne znana wszystkimi często powtarzana w ludzkich umysłach. Świat to scena, ludzie ot aktorzy i każdy ma przypisany jakąś rolę, dlatego wszystko toczy się tak gładko i pięknie układa w logiczną całość. Zawsze pojawią się ofiary, zawsze gdzieś w zakamarkach swoich drogocennych i wyidealizowanych fantazji skrywać się będą ci, którzy czerpią z nieszczęścia innych korzyści lub po prostu są kimś więcej, niż oni. Bo tak naprawdę bogaci są bogaci, bo biedni są biedni. Gdyby to biedni byli bogaci, wówczas bogaci byliby biedni. W końcu, kiedy udało mu się jakoś przecisnąć, otrzepał się i nic nie powiedział. Jasne, nie był szczuplutką Ashe, a po prostu chłopakiem-już mężczyzną, który jako tako ma więcej masy. Ale mimo chwilowej irytacji po prostu przemilczał te chwile grozy i ruszył za dziewczyną poprawiając szelki plecaka, aby lepiej leżały na ramionach. Z jednej strony poczuł się dziwnie i… uznał, że to może być podejrzane, ale zanim wpadł na to, żeby zdjąć z pleców śmieszny pakunek, odezwała się dziewczyna. Dożynki. Brzmiało znajomo, ale odlegle. Słowo po drodze ugrzęzło na strychu, pośród innych staroci, które le Brun odrzucił daleko za siebie i zapomniał. A on miał taka ciekawą umiejętność, że gdy chciał o czymś zapomnieć, to wspomnienia ulatywały z jego głowy niczym za powiewem lekkiego wiatru. Tym razem jednak obraz powrócił, a przede wszystkim jedno, wciąż żywe w jego umyśle hasło: Igrzyska, a może po prostu Głodowe Igrzyska czy Igrzyska Śmierci. I tak naprawdę nawet dokładnie nie zwracał na to uwagi, nie myślał o tym… dzieciaki miały pojawić się na dworcu, i tyle. Zresztą Anne mieściła się w przedziale, ale czy taki drobiazg go interesował? Dbała sama o siebie, on jej tylko pomagał i często wspierał, ale już dawno zadbał o to, aby poradziła sobie bez niego, jeśli zajdzie taka potrzeba. I nagle dotarło do niego to, że on idzie sobie jakąś rebeliancką uliczką razem z Ashe, a Anna zapewne stoi gdzieś tam, daleko… i czeka na werdykt irytując się, że Mathias nie wspiera ją w takim momencie, a ona może przecież zostać wylosowana. Nie no, jest tysiąc innych dzieci, każde ma te same nadzieje. Dlaczego więc ona? Ale i tak otrzyma niezły opieprz, nawet jeśli przyniesie jej jakieś smakołyki –choć wtedy mu wybaczy. Może. -Myślę, że jakoś to przeżyje – mruknął bez większych emocji zerkając na moment za siebie. Jakby nerwowo, z obawy przed strażnikami. Ale niepokój był wywołany czymś innym, o czym Mathias nawet nie śmiał myśleć, bo graniczyło to z jego najgorszymi obawami. Dlatego po prostu milczał, skupił się na drodze i dopiero, kiedy wyszli na uliczkę tuż przy rzece, uznał, że ledwo pamięta Kapitol, naprawdę… nie tak dobrze, jak mu się wydawało do tej pory. -Co? – znowu spojrzał na Ashe i zmarszczył brwi – O czym ty do cholery gadasz? – mruknął i poczuł jak jego żołądek ściska niewidzialna pięść, a słowa same wypowiadają kolejne słowa – Nie przeżywaj tego tak, to tylko kolejne Dożynki – wyglądał chyba na zbyt zatroskanego, aby dziewczyna mogła nabrać się na to, że jednak nic go nie obchodzi. Bo nie obchodzi, ale kiedy powoli zaczyna docierać do niego powaga sytuacji… No nie, przecież będzie dobrze. Frans się nią zaopiekuje, trochę powęszy, to wszystko. On tam jest, zajmie się nią w razie potrzeby. -Pierdole, nienawidzę Kapitolu – rzucił zatrzymując się raptownie uświadamiając sobie coś smutnego. Frans to Frans do jasnej ciasnej, Frans to po prostu Frans. Co on mógłby zrobić? Kiedyś owszem, ale teraz? A Anne to Anne, jakaś szara mysz w morzu grubych szych Kapitolu. I aż zrobiło mu się tak smutno, tak bardzo, bardzo smutno, że coś mogłoby się jej stać, że nagle zapragnął wrócić i dowiedzieć się, czy wszystko z nią w porządku. -Czemu akurat dzisiaj? To jest chore… powinienem tam być i… cicho, nie wracam się, nawet nie waż się śmiać, bo to żałosna i głupia sytuacja, ale... – zakasłał lekko – co powiesz na znalezienie jakiegoś telebimu i ogarnięcie co i jak? Chyba jednak miał nadzieję, że Ashe pokaże swoje dobre serduszko i postanowi poświecić trochę czasu na pomoc Mathiasowi. Jeśli nie – poradzi sobie sam. Zresztą chyba i tak nie musiał rzucać żadnej głupiej propozycji, a po prostu ruszyć własną drogą, ale wolał mieć przy sobie kogoś, kto w razie czego powstrzymałby go od wymordowania stojących w pobliżu rebeliantów, gdyby coś jednak poszło nie tak. Ale nie pójdzie – będzie okej. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pią Cze 14, 2013 12:47 am | |
| Nie zdążyła w porę zorientować się, dokąd idą, a kiedy to zrobiła - było już za późno. Fala wspomnień napłynęła tak nagle, jak fale Moon River w trakcie burzy. I tak jak one uderzają o betonowe nabrzeże, tak i ta rozbiła się o umysł Ashe, zalewając go powodzią emocji i obrazów. Niby odległych i wyblakłych, ale tak rzeczywistych, jakby miały miejsce tu i teraz, a nie w zamierzchłej, lepszej przeszłości. Ona i Mammon, siedzący na chłodnym murku, ona rysująca plan centrum dowodzenia na kawałku papieru. Strach, niepewność, zaufanie i jego brak. Obietnice lepszego życia, złamane i nigdy nie dotrzymane. Początek końca. Pierwszy schodek na równi pochyłej. Nieco wytrącona z równowagi, potrzebowała chwili, żeby zorientować się, że Mathias coś mówi. - ...ienawidzę Kapitolu. Odwróciła głowę w stronę mężczyzny, ale nie zobaczyła go obok siebie. Zatrzymała się gwałtownie i obróciła. Stał kilka kroków za nią, najwidoczniej zatrzymany nagłą myślą. Spojrzała na niego nieprzytomnie i już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć... ale zamarła, wytrzeszczając oczy. Niemożliwe. Zamrugała kilka razy, wciąż jednak widziała przed sobą nie Mathiasa, a kogoś innego, kogoś, o kim zdawałoby się, dawno zapomniała. - Co ty tu robisz? - zapytała odruchowo, marszcząc brwi. Wezbrała w niej nagła fala nienawiści. Miała ochotę podbiec do rebelianta, popchnąć go, zrzucić z nabrzeża, prosto w szare, lodowate wody Moon River. I już zrobiła nawet krok w przód, kiedy trybiki w jej mózgu wskoczyły z powrotem na swoje miejsce i znów widziała tylko Mathiasa. Opuściła ramiona, zdezorientowana, uświadamiając sobie, że zrobiła z siebie idiotkę. - To znaczy... nieważne - mruknęła, odwracając wzrok i robiąc kilka kroków w stronę metalowej barierki, tak samo zardzewiałej, jak osiem miesięcy temu. Duchy przeszłości wciąż krążyły dookoła, ale potrząsnęła głową, odpychając je od siebie jak najdalej. Z zamyślenia ponownie wyrwał ją Mathias. Spojrzała na niego badawczo, mając na końcu języka jakiś złośliwy żart na temat przewrażliwionych starszych braci, ale w ostatniej chwili zacisnęła usta, widząc zmianę na twarzy mężczyzny. Nie była aż tak okrutna. No dobra, może czasami bywała, ale w tej sprawie - nie potrafiła. Doskonale rozumiała jego obawy, nawet jeśli wzbraniał się przed wypowiedzeniem ich na głos. Ona sama nie miała co prawda rodzeństwa, z którym by rozmawiała - jej brat zniknął w otchłaniach wojny i nie wiadomo było, czy w ogóle żyje - ale kiedyś istniał ktoś, za kim bez chwili wahania skoczyłaby w tę lodowatą, śmiercionośną wodę. - Okej - odpowiedziała, siląc się na obojętność i wzruszając ramionami. Wzrok wbiła w łuszczącą się farbę, która już prawie w całości zeszła z barierki. - Przy moście powinien stać telebim, a przynajmniej zazwyczaj tam był. W trakcie Igrzysk - dodała. Wciąż nie patrząc na mężczyznę, odepchnęła się od chłodnego metalu i bez kolejnych, zbędnych pytań, ruszyła w odpowiednim kierunku. W połowie drogi między chodnikiem, a barierką zatrzymała się jednak i spojrzała w końcu na Mathiasa. - I nie przejmuj się, jest ich tam tysiące - rzuciła. Przez moment miała ochotę dodać coś w stylu "wszystko będzie dobrze", ale to były chyba najgłupsze i najbardziej naiwne słowa, jakie można było wypowiedzieć w Kapitolu. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sob Cze 15, 2013 5:36 pm | |
| Wspomnienia najgorszą zmorą, z jaką człowiek musi się borykać. Czasami uczą, innym razem dają nauczkę, ale często po prostu ranią napływając falą do umysłu wraz z nastraszniejszymi rzeczami, z którymi nie chcielibyśmy mieć cokolwiek wspólnego. Ale takie jest życie... Przedziwne w swej naturze, mówi się, że piękne, ale reasumując wszelakie momenty oraz wydarzenia w końcu dochodzi się do wniosku, że to tylko bajka wciskana ludziom, którzy nie wierzą w to piekno i widzą uroki egzystencji. Inni powiadają, że najważniejsze są te chwile, najkrótsze ze wszystkich, ale najpiękniejsze ze wszystkich. I właśnie w nich widzą piekno życia, spoglądają w głąb siebie i wyłapują pojedyncze sytuacje, które wzbudziły w nich krztę pozytywnych emocji. Ale Mathias wie, dlaczego wciąż walczy o przerwanie. Nie chodzi o to, gdzie człowiek spędzi ponure lata, ale ważne jak i z kim, a on wciąż brnął przed siebie z nadzieją, że chociaż jedna rzecz mu się uda. W tym momencie ona uciekała, wymykała się pomiędzy jego palcami, stawała się coraz bardziej odległa. Anne. Dotąd blisko i zawsze w pogotowiu, teraz chłopak miał wrażenie, jakby po prostu zniknęła. Nie mógł jej uchwycić. Może właśnie to uczucie, desperacka wiara, że jednak wróciła już do domu i leży sobie spokojnie w łóżku, podtrzymywała go, aby nie odwrócił się i nie wyskoczył za barierkę. Po chwili jednak zdał sobie sprawę z faktu, że jest głupim szczęściarzem. Zawsze. Kiedykolwiek coś się działo, za każdym razem unikał konsekwencji, za każdym razem umykał śmierci oraz prawu. A tyle razy ich brudne łapska po niego sięgały, próbowały chwycić i wciągnąć w otchłań zapomnienia. Przecież wizja jej śmierci była zbyt niemożliwa, zbyt odległa, to się nigdy nie zdarzy. Nie dziś, nie teraz... Nieco zdziwiony jej pytaniem i tonem, którym go wypowiedziała, uniósł jedynie brwi i wzruszył ramionami. Nieważne... Jasne, zapomni... Przecież to tylko głupi spacer, z jakąś dziewczyną u boku, laską którą ledwo znał i tak naprawdę powoli zaczął się obawiać, czy powinien w ten sposób się przed nią osłaniać. Chociaż... Oboje wiedzą, że to co się tu wydarzy, nie może wyjść poza tą dwójkę. Prawda Ashe? Ty też masz swoje problemy, zachowajmy je dla siebie. Tak będzie lepiej dla wszystkich. Oczywiście, Kapitol zawsze będzie narzucał wspomnienia, zawsze będzie przypominał o niedoli i o tym, o co warto walczyć. O ile walka na coś by się zdała. O ile w ogóle po drugiej stronie nie czeka na nich po prostu śmierć. Ciągle jednak, gdy szedł, myślał o Igrzyskach. Dawno ich nie oglądał, tylko wtedy, jak był mały i krnąbrny, i rzadko rozumował w prawidłowy sposób, czasami się upierał i włączał telewizor. Tym razem jednak dotyczą ludzi, których zna, zapewne pojawią się twarze, za którymi będzie tęsknił, ale nie załamie się. To tylko śmierć, czeka wszystkich. Więc po co żyć, skoro celem naszej egzystencji jest to po prostu koniec wszystkiego? Koniec nas, naszych ambicji i wypowiedzianych słów. Nikt nas nie będzie pamiętał. Pozostaną tylko akta, akta urodzenia i śmierci. Początku i końca. -Wszystko w porządku - odparował natychmiast czując wstyd po prostu z powodu... Tego że przyjął jej wsparcie. To złe... Wewnętrznie czuł ulgę, że jest przy nim, że nie musi patrzec na to sam, że nawet nie wiedząc o tym dodaje mu otuchy. Ale przecież będzie dobrze, bo jest ich tysiące. Jest ich tysiące. To było tylko stwierdzenie faktu, słowa rzucone na wiatr - żadna obietnica. Ale on tak je odebrał. Jako obietnicę i postanowił jej uwierzyć, zwykłej Ashe, dziewczynie z KOLCa. Powoli zaczął się robić tłum, ludzie mijali ich nawet nie spoglądając na dwójkę Kapitonczyków. Niektórzy byli zbyt zabiegani, inni rozmawiali o czym z przejęciem i Mathias często napotkał się że słowem "trybut/trybutka". I w końcu dotarli do miejsca, gdzie co chwila ktoś się zatrzymywał, aby skupić swój wzrok na telebimie. Tyle sprzecznych emocji, tyle wspomnień... Salwy śmiechu, głośne okrzyki i atmosfera, która panowała na trybunach. Niepokój, a jednocześnie ciekawość. Co znajduje się w pudełku? Pierwszą twarz, którą poznał z daleka była "dziewczyna Fransa". Chyba nici że współpracy, co słodziutka? Zobaczył Candy i poczuł dziwne ukłucie w żołądku. Szkoda. Była urocza. Tak samo jak... Pamiętał ją, kiedy prosiła go o pieniądze. Chyba poczuł się wtedy taki bezbronny i jednocześnie żałośnie bogaty w stosunku to biednej pracownicy burdelu. Pamiętał te kilka chwil spędzonych z dziewczyną, pamiętał zapłatę, którą mu oferowała. I pamiętał, że ją przyjął. Powinien był odejść, odmówić, zachował się jak obleśny bogacz, choć tak naprawdę był nikim. Dalej jest. Koniec listy się zbliżał, co chwila migał ktoś znajomy, aż pojawił się ktoś, czyją twarz pamiętał zbyt dobrze, by mógł ją przeoczyć, choć chciałby po prostu jej nie zauważyć. Wtedy właśnie zatrzymał się raptownie wpatrując intensywnie w ekran. W takich momentach jak właśnie ten, Mathias zawsze sypał przekleństwami na wszystkie strony i... robił burdel. Teraz był jednak zbyt wstrząśnięty tym, na co patrzył, aby chociażby zrobić krok do przodu, ruszyć się... cokolwiek. Nie zwracał uwagi na otoczenie, na Ashe, liczyła się tylko jedna twarz widniejąca na telebimie i... Ludzie. Stali obok niego, śmiali się, komentowali. Miał wrażenie, że wszystkie obelgi dotyczą jego siostry, że patrzą na Anne i drwią właśnie z niej. Mathias rozejrzał się nieorzytomnie po wszystkich, jakby byli tylko zjawami istniejącymi w jego wyobraźni.Zrozumiał, że musi stąd odejść, znaleźć się daleko od tego przeklętego telebimu, od wzroku ciekawskich ludzi... Od ich słów. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sob Cze 15, 2013 7:10 pm | |
| Odpychanie od siebie wspomnień jest jak upychanie ubrań do przepełnionej już szafy. Wydaje się, że mebel pomieści wszystko - wystarczy tylko odpowiednio się postarać, użyć nieco siły i przystawić drzwiczki czymś ciężkim. Puf, wspomnienie znika. Nie widać go, a więc można spokojnie udawać, że go nie ma. Nigdy nie istniało. Nie musimy się nim przejmować. Żyjemy dalej, beztroscy. Problem pojawia się wtedy, gdy ktoś robi nam na złość i zabiera przedmiot, przytrzymujący drzwi szafy. Biegniemy wtedy, żeby uratować katastrofę, ale nic z tego - otwierają się szeroko, a wszystko, co było w środku, wysypuje się nam na głowę. Im cięższe rzeczy tam upchnęliśmy, tym gorzej dla nas. A kiedy jest już po wszystkim, pozostaje nam tylko załamać ręce i patrzeć z rosnącym poczuciem beznadziejności, na panujący bałagan. Ale po kolei. Gdy dotarli do telebimu, Ashe wiedziała jedno - było tam stanowczo zbyt dużo ludzi. Tłum dobrze ubranych rebeliantów kłębił się jak gdyby zaoferowali im darmową kawę, a każdy jeden z nich mógł ją rozpoznać. Przysunęła się do Mathiasa, próbując schować się za jego plecami. Skutek był marny. Jedyna nadzieja widniała w tym, że większość zgromadzonych osób wolała wlepiać oczy w losowanych na żywo trybutów, niż rozglądać się dookoła. Właśnie, trybuci. Skupiona na własnym przetrwaniu, nawet nie zwróciła uwagi na twarze pierwszej dwójki. Kiedy zerknęła w końcu w górę, właśnie znikali, zastąpieni przez dwa prostokątne pola, z szybko zmieniającymi się nazwiskami. W prawym dolnym rogu kwadratowy zrzut kamery pokazywał wnętrze pomieszczenia, które rozpoznała natychmiast - Centrum Dowodzenia. Wysoki, piegowaty trybut - wróć, były trybut - podchodził właśnie do konsoli, żeby nacisnąć przycisk i wybrać w ten sposób własnych podopiecznych. Znała jego twarz. Gdyby wystarczająco się skupiła, wyłowiłaby z pamięci nawet imię - ale raczej nie miała na to ochoty. - Zmieniłam zdanie. Przebywanie w miejscach publicznych nie jest najlepszym pomysłem - mruknęła do Mathiasa, ale wątpiła, żeby ją usłyszał. Wpatrywał się w ekran podobnie jak reszta. Przewróciła oczami, gotowa zwyczajnie odwrócić się i odejść. Przecież nie była do niego uwiązana, prawda? Dbała o siebie, jak zawsze. - Dobra, spadam - dodała. Zrobiła krok do tyłu, rzuciła ostatnie spojrzenie na telebim... i zamarła. - O, kurwa. W ułamku sekundy była z powrotem przy mężczyźnie, który wyglądał, jakby właśnie dostał w głowę sporych rozmiarów kowadłem. Przez moment, jeden krótki moment, zapomniała o ostrożności, trzymaniu własnych emocji na wodzy i o tym, że Mathias kompletnie nic dla niej nie znaczy. Chwyciła go za ramię, ciągnąc do tyłu, uparcie, mimo, że nie chciał nawet drgnąć. - Le Brun, idziemy - powiedziała. - Rusz się, do cholery. Nie moż... - Urwała, bo znów zobaczyła coś, co wytrąciło ją z równowagi. Twarz Anny, siostry Mathiasa, zniknęła, ponownie zastąpiona przeskakującymi nazwiskami. Nie to jednak zwróciło ją uwagę, a postać, która pojawiła się właśnie w polu widzenia. Postać, którą na żywo widziała tylko raz, ale rozpoznałaby ją wszędzie. Sam Quillin, były trybut Trzeciego Dystryktu, naciskał właśnie przycisk zatrzymujący losowanie. Ostatnie osiem miesięcy sporo go zmieniło - wyglądał doroślej i jakby poważniej, zupełnie jakby życie porządnie go przez ten czas skopało. Ashe zacisnęła usta. Drzwi szafy uchyliły się niebezpiecznie, ale docisnęła je z powrotem, wiedząc, że nie może sobie pozwolić na powrót wspomnień. Pociągnęła mocniej Mathiasa za ramię. - No chodź - mruknęła, odwracając na sekundę oczy od telebimu, po czym - tym razem ciekawa, kto przypadnie w udziale Samowi - spojrzała na niego ponownie i poczuła, jak kolana się pod nią uginają. Nie rozpoznała twarzy dziewczyny, widniejącej na ekranie. Była pewna, że nigdy wcześniej jej nie widziała, ani na żywo, ani na fotografii. Nazwisko jednak wwierciło się w jej mózg, a każda z siedmiu liter w słowie Terrain wywołała z pamięci pięćdziesiąt osobnych obrazów. Drzwi szafy odskoczyły na dobre, zalewając Ashe wspomnieniami, których stanowczo nie chciała do siebie dopuścić. Mimowolnie puściła rękę Mathiasa i przycisnęła dłoń do serca, nagle pulsującego dziwnym, trudnym do określenia bólem, rozrywającym jej klatkę piersiową przy każdym jednym wdechu. Przed oczami jej pociemniało, miała wrażenie, że osuwa się w pustkę. - Muszę go znaleźć - wymruczała nieprzytomnie. Zrobiła kilka kroków w tył, potknęła się na czyjejś stopie i upadła, w ostatniej chwili podpierając się obiema dłońmi i zdzierając skórę do krwi na chropowatym betonie. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Sob Cze 15, 2013 10:18 pm | |
| Nie jest najlepszym pomysłem. Nie powinni byli tutaj przychodzisz. Nie Mathias. Dlaczego nie został w domu? Cholera, dlaczego po prostu nie rzucił Fransowi dyszki i nie wpakował się do pokoju jakiejś pięknej prostytutki? Dlaczego…? Dlaczego dowiedział się tego w tym miejscu, z tą osobą u boku, dlaczego wśród tych wszystkich ludzi, których tak bardzo nienawidził. Ale tę złość, wręcz wściekłość przysłaniało… nic. Zwykła pustka. Był po prostu pusty, bo uświadomił sobie w pewnym momencie, że wszystko na NIC. Zawsze żył po to, aby ją wychować, od najmłodszych lat biegał po najciemniejszych uliczkach Kapitolu, żeby coś ukraść lub po prostu zarobić. Matka wszystko to, co zarabiała, wydawała na narkotyki zostawiając dwójkę dzieci samych sobie, dlatego le Brun wychował Anne samodzielnie, bez niczyjej pomocy. To było żałosne, ale przewijał jej często pieluchy, uczył chodzić i mówić, a pierwsze słowo, które wymówiła brzmiało „kupa”, nie „mama” lub „tata”, jak u większości dzieci. Chyba ją kochał, zawsze i wszędzie. Ale rzadko to okazywał, z reguły bywał chłodny, zwłaszcza, gdy dorósł i zaczął wtajemniczać ją do swoich własnych spraw, do interesów, w których maczał palce. Nigdy nie zabierał ją na Igrzyska, bo uważał to za stratę czasu, a nawet jeśli już się tam pałętali podczas ich trwania, to byli zajęci kradzieżami, niż jakimś bezmyślnym wpatrywaniem się w mordujące się nawzajem dzieci. Kiedy znaleźli się w KOLCu, załatwił jej własny pokój, często przynosił pieniądze i walczył o to, aby nie rozpoczęła hańbiącej pracy w burdelu Fransa. Często miewał koszmary, że wchodzi do jednego z tych ponurych, a jednocześnie barwnych pokoików i spotyka na szczupłą, wręcz anorektycznie zbudowaną dziewczyną. Spoglądała na niego wielkimi oczami, uśmiechała się nerwowo w charakterystyczny dla siebie sposób. Była naga, z zapadniętymi policzkami, wyraźnie zarysowanymi liniami żeber oraz kościstymi ramionami, łokciami. Widział jej skórę, twardą i napięta na wychudzonym ciele. Był tylko on i ta durna szafa. Tylko on i rozwarte przed nim, niczym zdjęcia w albumie, wspomnienia. Przewracał kartki spoglądając na każde z osobna, na momenty, w których razem z Anne rozbił rozróbę w barze, a właściwie to była jego wina, ona stała tylko z boku i przyglądała się jak rozbija innym facetom szczęki metalową nogą od krzesła. Potem trafił do aresztu, przesiedział tam jakiś czas, trochę się powkurwiał na ludzi, którzy nazywali go „ładną buźką” lub „dobrą dupą”. Bywało różnie, często się kłócili, on robił jej na złość. Chyba jednym z bardziej wyraźnym wspomnień było to, w którym wrócił do domu ledwo doczołgując się do drzwi, a ona po prostu zamknęła mu je przed nosem. Świetnie, była kochaną, ale złośliwą siostrą. Była po prostu sobą, zbyt podobna do niego, aby mogli się dogadać. I nagle wszystko prysło. Ludzie spoglądali na niego. Nie, nie na niego. Mathias odwrócił się i zobaczył Ashe leżącą na ziemi z dłońmi skąpanymi krwią. Wszelakie dziwne myśli natychmiast wyparowały, głośne krzyki w jego głowie zwrócone przeciwko rebeliantom ucichły w jedną sekundę, kiedy pochylił się i podniósł ją za łokcie. Jego ramiona ledwo ją utrzymywały, drobną i kruchą, ale w tym momencie był zbyt słaby na umyśle i w tym także na ciele, aby podejmować jakieś wymagające większego wysiłku działania. Chwycił ją za rękę i ruszył w stronę, z której przyszli. Musiał wrócić do domu. Teraz. Natychmiast. Nie. Musi coś zrobić. Musi ją uratować. Nie pozwoli jej umrzeć. Frans. Frans mu pomoże. Frans na pewno będzie wiedział, co zrobić. On zawsze wie, zawsze go wspiera. Mathy przyspieszył kroku mijając slalomem rebeliantów, którzy odwracali się, aby na nich spojrzeć. Zaskoczeni i podejrzliwi. Ale nie zwracał na to uwagi, wciąż brnął przed siebie, w niewyobrażalnym bóle w piersi i jakąś niewidzialną siłą rozrywającą go od środka. Jednocześnie starał się po prostu nie rozpłakać jak małe dziecko, bo doskonale wiedział, że już nic nie da się zrobić. Jego siostra i tak umrze. Tak ma być. To jest Kapitol. Tutaj rządzą Igrzyska. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 16, 2013 1:55 pm | |
| Ashe, wstań. Podnieś się i wstań. Zabiją mu siostrę. Boże, zabiją mu siostrę. Nie, im. Zabiją IM siostry. Wszyscy na ciebie patrzą, wstań do cholery. Przecież im pomagał, powinien być nietykalny. Powinien być bezpieczny. Nie teraz. Podnieś się i odejdź. Czyjeś dłonie złapały ją za łokcie i uniosły do góry. Wstała chwiejnie, jakimś cudem znajdując oparcie we własnych nogach, podczas gdy wzrok wciąż płatał figle, kręcił obrazem jak podczas jazdy na karuzeli, zlewając wszystkie zwrócone w jej stronę twarze w jedną, rozmazaną plamę. Upchnięte do szafy wspomnienia nadal się wysypywały i wydawało się, że nie mają końca. A rebelianci stali dookoła i na nią patrzyli, podejrzliwie, nieprzyjaźnie, jak dzikie kojoty na pustyni. Poczuła jak ta sama osoba, która ją podniosła, łapie ją za rękę i ciągnie w przeciwną stronę. Twarze zaczęły się oddalać, ale wciąż nie potrafiła powstrzymać się od nerwowego zerkania przez ramię. To wszystko wyglądało jak jeden z tych odrealnionych snów, które wydają się realistycznie w trakcie śnienia, ale później, po przebudzeniu, okazuje się, że były zupełnie bez sensu. Tyle, że tym razem przebudzenie miało nigdy nie nadejść. - Zaczekaj - mruknęła cicho, gdy opuścili tłum całkowicie i znaleźli się z powrotem na pustym i szarym brzegu Moon River. Jej głos był dziwnie zachrypnięty, jakby przez ostatnie dziesięć minut krzyczała, a nie milczała jak zaklęta. Pojedyncze słowo utonęło w szumie rozbijających się o nabrzeże fal. Odchrząknęła lekko. - Zaczekaj - powiedziała, tym razem głośniej i bardziej stanowczo. Oswobodziła rękę z jego uścisku. Czuła się słaba i krucha i nienawidziła tego uczucia. Nienawidziła go tym bardziej, że ktoś był jego świadkiem. To nie powinno nigdy się wydarzyć, to był jeden z największych błędów, jakie można było popełnić. Nikt nie jest niepokonany, ale inni ludzie powinni myśleć, że jest inaczej. Zeszła z chodnika, wchodząc chwiejnie na żwirowany brzeg, teraz pokryty śniegiem. Tym razem nie zatrzymała się przy barierce, przeskoczyła nad nią zgrabnie i uklękła na betonowej skarpie, o którą w równych odstępach uderzały fale. Zanurzyła dłonie w lodowatej wodzie, czując jednocześnie, jak przenika je elektryzujące zimno, ale nie zwracała na to uwagi. - Muszę zmyć tę krew, ludzie robią się podejrzliwi - rzuciła, nie wiedząc właściwie, czy ktoś ją słyszy. Równie dobrze Mathias mógł ją zostawić, wzruszyć ramionami i odejść w stronę getta. Miał teraz własne problemy, ważniejsze, niż rozchwiana emocjonalnie dziewczyna, robiąca z siebie wariatkę w tłumie rebeliantów. Kiedy skończyła myć ręce, nabrała wody i ochlapała nią twarz, mając nadzieję, że to w jakiś sposób pomoże jej się ogarnąć - że podziała jak dobrze wymierzony policzek, przywróci jej zdolność racjonalnego myślenia i nie pozwoli na dalsze robienie z siebie kretynki. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła szczękać niekontrolowanie zębami, zresztą zimno nie było teraz kwestią, na którą była w stanie zwrócić uwagę. Jej starannie układane życie niczym nie przejmującej się mieszkanki KOLCa legło w gruzach, uświadamiając jej tylko, jak naiwna była sądząc, że uda jej się oszukać samą siebie i raz na zawsze zamknąć drzwi tej durnej, pieprzonej szafy. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 16, 2013 4:48 pm | |
| Powoli ochłonął. O ile można to tak nazwać… bo wściekłość, graniczącą z szaleństwem rozpacz powoli zastąpiła rezygnacja, obojętność na wszystko. Przed chwilą brnął przed siebie starając się zostawić za plecami Kapitol, pragnął znaleźć się w Violatorze, walnąć się na łóżko i po prostu ryczeć. Tak, po prostu ryczeć, z przypływu emocji, przez wszystkie uczucia rozsadzające go od środka. Było ich za wiele, zbyt silne i piorunujące. Ale to już zniknęło, bo Mathias nagle poczuł, że to nieważne, przecież płacz, wrzaski, kopanie ludziom tyłków i bezmyślne wyżywanie się na innych niczego nie zmieni, jego siostra i tak znajdzie się w końcu na arenie, zamordują ją, wyprują flaki, a on będzie musiał to wszystko oglądać. A może… może on nigdy nie miał siostry? Może to tylko zły sen? Może za chwilę obudzi się po transie narkotykowym i zrozumie, że jest zwykłym jedynakiem. Tak, to prawda… a nawet jeśli nie, to jakie to ma znaczenie? Powoli wrócą sobie do KOLCa nie martwiąc się niczym, on wmówi sobie, że nigdy nie posiadał czegoś takiego jak siostra, nie wychowywał Anny, że ona nie istnieje, zapomni o Igrzyskach i koniec, początek nowego życia, życia pozbawionego celu, walki o cokolwiek. Przecież ona nie żyje… kto? Anna? Jaka Anna? Pamiętamy jakąś Annę? Oboje się zatrzymali, a Mathias spoglądał bezmyślnie jak Ashe przeskakuje przez barierkę. Chce się zabić, na pewno, zrobi to za chwilę. No rusz się, rusz. Przecież ta dziewczyna zamierza się utopić! Ale on stał, bo po co reagować, po co uszczęśliwiać innych na siłę? Ale chociaż mogła mu powiedzieć, złapałby ją za rękę, ścisnął ją i oboje zanurzyliby się w zimnych czeluściach wody. -Muszę zmyć tę krew, ludzie robią się podejrzliwi. -W porządku – odpowiedział machinalnie nie zastanawiając się nad tym, co właśnie powiedziała. Ale wciąż żyła, wciąż walczyła. Ale z czym, do cholery mogła walczyć? Może tak naprawdę była szczęśliwa? Chciała żyć. Ale i tak wciąż coś było nie tak, wciąż coś leżało jej na wątrobie, coś ciężkiego i niemiłosiernie nieznośnego. Le Brun nie zamierzał dawać po sobie poznać, że coś jest nie tak, o ile jeszcze tego nie zauważyła, więc wziął głęboki wdech i rzucił, niby od niechcenia. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego głos się załamał – Ciężki dzień. Otrzepał swoją kurtkę z niewidzialnego kurzu spoglądając na dziewczynę i zdając sobie sprawę z tego, że drży. Nie miał żadnych dżentelmeńskich odruchów, zatem po prostu wzruszył wewnętrznie ramionami i wtopił swoje ciemne oczy w przestrzeń nad jej głową. Anna nie istnieje. Igrzyska nie istnieją. Raz. Dwa. To tylko iluzja. Raz. Dwa. Cholerna iluzja. -Chcesz coś jeszcze załatwić? – spytał się nieco naiwnie zważywszy na to, że do niczego właściwie nie doszli, a oni tak już nie miał tutaj nic do roboty. Jego dzisiejszym celem było uszczęśliwienie pewnej dziewczyny. Ale jakiej? Jak miała na imię? Czyżbyś zaczął zapominać? Anna. Jaka Anna? Żadna.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 16, 2013 5:15 pm | |
| Dla Thomasa, strzegącego tego dnia okolic lewego brzegu rzeki to był kolejny z niekończących się, nudnych patroli. Wciąż nie był w stanie zrozumieć, za jakie grzechy musi codziennie robić obchód w tym miejscu, skoro kontrola zdarzyła mu się do tej pory tylko raz, na dodatek okazało się, że był to jedynie pijany rebeliant. Tym razem też nic nie zapowiadało zdarzeń wykraczających poza rutynę. Strażnik ze zniecierpliwieniem spojrzał na zegarek - jego zmiana kończyła się za 15 minut, ale dobrze wiedział, że nie może wcześniej odejść z posterunku. Gdyby nie ten GPS w mundurze, już dawno by go tutaj nie było. Gdy z ciężkim westchnieniem po raz kolejny rozejrzał się dookoła, zauważył dwójkę młodych ludzi w podniszczonych ubraniach. - Proszę, proszę... Czyżbyśmy mieli zbiegów? - wymamrotał pod nosem z lekkim uśmiechem. Nareszcie jakaś rozrywka. Jeszcze raz uważnie przyjrzał się postaciom, by wykluczyć ryzyko napastowania pełnoprawnych obywateli, ale doszedł do wniosku, że na rebeliantów nie wyglądają na pewno. Powoli podszedł do dwójki, udając że ich nie zauważył, a gdy był już wystarczająco blisko, by go dostrzegli, głośno powiedział: - Witam Państwa, poproszę Wasze karty identyfikacyjne. - po czym oparł palce na broni, dając im do zrozumienia że jakikolwiek opór nie ma najmniejszego sensu. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 16, 2013 6:05 pm | |
| Wdech, wydech. Chcesz coś jeszcze załatwić? O tak, chciała. Zacisnęła palce na krawędzi nabrzeża, czując ostre pieczenie po wewnętrznych stronach dłoni. Ból był jak najbardziej realny i chyba to pomogło jej wrócić do rzeczywistości. Wdech, wydech. Przecież nic takiego się nie stało. To tylko kolejne Igrzyska. Kolejne Igrzyska, w których w dodatku nie uczestniczy nikt, na kim by jej zależało. Dlaczego w ogóle zareagowała tak impulsywnie? Głupia, głupia. - Tak, już idę - odpowiedziała cicho. Wdech, wydech. Wiedziała już, że Mathias stoi nad nią i najprawdopodobniej na nią patrzy. Nadszedł czas, żeby zakończyć atak histerii, roześmiać się i udać, że wszystko to było tylko chwilą nieuzasadnionej słabości, która minęła tak szybko, jak się pojawiła i nie ma potrzeby o niej pamiętać. Miała ochotę roześmiać się wariacko, ale zdusiła tę chęć w sobie, parskając tylko dziwnym śmiechem, w którym nie było ani krzty radości. - Idę - powtórzyła, tym razem do siebie, jakby chcąc się utwierdzić w tym przekonaniu - że zaraz podniesie się, wstanie i będzie dawną sobą, chłodną i obojętną, która na wiadomość o Głodowych Igrzyskach po prostu wzruszyłaby ramionami. I już prawie jej się to udało, kiedy nagle jej uwagę zwróciło coś dziwnego. Na sekundę dookoła zapanowała cisza. Nie taka typowa, bo fale nadal szumiały, rozbijając się o brzeg, a z oddali wciąż dobiegał szum podnieconych głosów. Ta cisza była inna, namacalna, miała kształt i strukturę i przypominała tę chwilę grozy, która w horrorach oznaczała, że za moment zza uchylonych drzwi wyskoczy morderca. Ashe poczuła mrowienie na karku, kiedy spoczął na nim czyjś wzrok, i była pewna, że nie był to wzrok Mathiasa. A sekundę później usłyszała też coś, co zmroziło ją bardziej niż lodowata woda w Moon River. - Witam państwa, poproszę Wasze karty identyfikacyjne. Nie, nie, nie. Tylko nie znowu. Serce dziewczyny zamarło, kiedy uświadomiła sobie, do kogo należy ten głos. Przymknęła na sekundę powieki, prosząc bogów o... właściwie sama nie wiedziała o co. Nie była na tyle naiwna, żeby liczyć na ratunek. Wiedziała też - i ta myśl sprawiła, że po raz pierwszy od dawna była niebezpiecznie bliska płaczu - że oto nadszedł koniec wszystkiego. Dać się złapać bez dokumentów to jedno, ale dać się złapać w Dzielnicy Rebeliantów, to zupełnie inna sprawa. Sprawa karana śmiercią. Odwróciła się powoli, starając się przybrać na twarz maskę spokoju i lekkiego zdziwienia, jakby była zwyczajną obywatelką, którą poproszono o dowód tożsamości. Zawiesiła wzrok na twarzy mężczyzny i powoli wstała, próbując nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów i jednocześnie podejmując w myślach decyzję, że spróbuje uciec. Co miała do stracenia? Jeśli by jej się nie udało, zginęłaby tak czy siak. Przez myśl przemknął jej Mathias, ale nie miała odwagi na niego spojrzeć. Zdawała sobie sprawę, że próbując ucieczki, tym samym ściąga zagrożenie na mężczyznę i to wywołało w niej lekkie wahanie. Myśl o sobie, przykazała sobie stanowczo. Wyprostowała się całkowicie i spojrzała strażnikowi w oczy. - Dzień dobry - powiedziała chłodno, a przynajmniej starając się, żeby tak to zabrzmiało. W rzeczywistości jej głos podskakiwał niebezpiecznie i nie trzeba było być super inteligentnym, żeby zorientować się, że jest zdenerwowana. Zrobiła w myślach przegląd własnych kieszeni, ale oprócz fałszywki i kapsułki z cyjankiem, nie było tam nic godnego uwagi. Układając na szybko plan, sięgnęła do zapięcia kurtki i wyciągnęła stamtąd kartę identyfikacyjną. Wiedząc, że właśnie pozbywa się swojego jedynego dowodu tożsamości, wyciągnęła ją w stronę mężczyzny, ani na moment nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Kiedy jej ręka osiągnęła połowę drogi między nimi, wypuściła dokument. - Ups - powiedziała, zakrywając dłonią usta i z udawanym zdziwieniem obserwując, jak prostokątny kawałek papieru spada na ziemię, lądując dokładnie obok butów strażnika. Podnieś ją, podnieś ją, podnieś ją, powtarzała w myślach, tworząc z tych dwóch wyrazów swoisty rodzaj modlitwy, jakby mogła w ten sposób zahipnotyzować mężczyznę, żeby zrobił to, czego chciała. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 16, 2013 7:13 pm | |
| Jako iż autor ów postu nie ma największej ochoty na pisanie epopei na kilka stron, bo okropnie boli go głowa, zmusi się do wydukania maksymalnie pięciuset słów i na tym koniec! Nie liczcie na więcej, bo jeśli miałabym trzeciego posta pisać o tym, jak mu jest smutno, i jak uchodzi z niego energia – umarłabym. Niemniej jednak le Brun nie miał najmniejszego humoru i ten, kto czytał poprzednie opowiadanka, doskonale o tym wie, choć w tym momencie uparcie próbował odgonić od siebie wszystkie negatywne myśli, cokolwiek, co wpłynęłoby na jego psychikę w sposób zapalający. Ale tak naprawdę z każdą chwilę niechęć oraz obojętność powoli się wypalała, o ile można to tak nazwać. Może to efekt wstrząsu, nagłego zaskoczenia w chwili, w której stracił wszystko. To tak, jakby był kulawym z laską i ktoś wytrącił mu ją z dłoni. W efekcie jego psychika zaczęła chwiać się na różne boki, a on sam w jednej chwili był niesamowicie zdołowany, w drugiej jego wściekłość przekraczała wszelkie granice, a w trzeciej wpadał w stan martwicy. I zapewne trwałby w nim aż do momentu, w którym ktoś by go nie potrącił i nie zakołysałby się w drugim kierunku ponownie tracąc stabilizację. I chyba właśnie pojawienie się strażnika było swego rodzaju kopem. Co prawda Mathy od pewnego czasu zmagał się z niepokojem, chociaż nie zwracał uwagi na instynkt, który podpowiadał mu natychmiastową ewakuację oślepiony przerażeniem dalszej egzystencji, wciąż próbując sobie wmówić, że wielu osobom tak się przytrafia w życiu, że umierają im siostry. I chyba najokrutniejsze z jego strony było to, że zawsze entuzjastycznie do wszystkiego nastawiony i względnie pozytywnie – teraz nie dawał jej żadnych szans. W starciu z rzeczywistością poczuł się nagi i słaby niczym liść na wietrze, targany na wszystkie strony i sponiewierany. -Witam pana serdecznie – rzucił niezbyt entuzjastycznie, uśmiechnął się tylko kwaśno czując swego rodzaju przypływ adrenaliny, tak dobrze znajomy i samoistny. Zapewne, nawet gdyby Ashe nie wypuściła swojego identyfikatora, jego pięść i tak wylądowałaby na twarzy strażnika. Ale, że nadarzyła się okazja i mężczyzna właśnie zwrócił uwagę na dokument powoli opadający na ziemię, chłopak skorzystał z okazji. To znaczy… chyba był w tym nieco dobry, w końcu nieraz brał udział w bójkach ulicznych, ucieczkach i przeróżnych starciach męsko-męskich. Tym razem jednak był zły, po prostu wkurwiony na cały świat, nabuzowany i całe jego emocje wyleciały wraz z tymi kilkoma uderzeniami, kiedy zamachnął się ponownie drugą pięścią mając nadzieję zwalić mężczyznę. Za trzecim razem pchnął go kopniakiem w krocze mając nadzieję, że wywoła to pożądany efekt i facet będzie już leżał. Generalnie następnie zaczął szarpać się jak wściekły pies, warcząc i kopiąc leżącego lub stojącego strażnika. Poczekajcie, mógł umrzeć. Ale kurcze,jakie to miało znaczenie? Liczyła się zemsta, namacalna, z krwią, w krzykiem na ustach i czyimś cierpieniem wymalowanym na twarzy. Niech zginie, niech umrze.
Poprawiłam tylko pogrubienie. ~ N. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Nie Cze 16, 2013 7:41 pm | |
| Gdy kobieta zajęła się poszukiwaniami swej karty, Thomas wyczekująco spojrzał na Mathiasa. Po chwili ponownie przeniósł spojrzenie na blondynkę, która właśnie wyciągała rękę, by podać mu swój identyfikator. Nagle upuściła go na ziemię. Strażnik wbił wzrok w blondynkę, która najwyraźniej nie kwapiła się do podniesienia karty. I tak nie uda jej się uciec, nie ma nawet po co próbować. - Chyba coś Pani upadło. - stwierdził z uprzejmym uśmiechem, stając pewniej na nogach, gdyby próbowała się na niego rzucić lub uciec. Atak nadszedł jednak z mniej spodziewanej strony. Początkowo strażnik stał bezczynnie, pozwalając się atakować - najwyraźniej zaszokowany bezczelnością chłopaka, jednak cios w krocze przelał szalę goryczy. Thomas kuląc się z bólu, zdołał oswobodzić jedną rękę, którą wyciągnął pistolet z kabury i niemalże na oślep wystrzelił dwa pociski w stronę szamoczącego się z nim chłopaka. Kule trafiły w nogę i brzuch chłopaka, czyniąc go niezdatnym do dalszej ucieczki. Strażnik zaklął pod nosem, widząc oddalającą się sylwetkę blondynki i zrezygnował z prób gonienia jej. Jedynie posłał za nią kolejną kulę, tym razem wyłącznie w celu nastraszenia dziewczyny. Zapewne i tak wkrótce złapie ją inny strażnik. Spojrzał z odrazą na leżącego Mathiasa i nie przejmując się specjalnie jego krwawiącymi ranami, niemal siłą zaczął ciągnąć go za sobą. - Zafundowałeś sobie wycieczkę sześć stóp pod ziemię, kolego. Było być grzecznym. – stwierdził sucho.Ashe - jesteś wolna, przynajmniej do czasu. Mathias - możesz pisać tutaj |
| | | Wiek : 17 Zawód : Pomaga w prowadzeniu sklepu
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pon Lip 15, 2013 5:23 pm | |
| Odkąd Nat wraz z bratem i ojcem wprowadził się do Kapitolu, często przesiadywał na brzegu Moon River. Dziś miał dzień wolny więc wybrał się tu z samego rana. Było tu dość spokojnie gdyż mało osób chodzi nad wodę w zimie. Czasami jacyś ludzie wyprowadzali psy, od czasu do czasu można było zauważyć patrole stróży prawa, lecz na ogół nic się tu nie działo. Poza tym trudno było się poruszać po nieodśnieżonym brzegu rzeki, wiec ludzie wybierali na spacery inne miejsca, przynajmniej w zime. Nataniel przysiadł sobie na ławce, położył obok siebie plecak z najważniejszymi rzeczami i zajął się czytaniem książki. Lubił czytać, dawało mu to wytchnienie od rzeczywistości i codziennych obowiązków. Nie miał jednak zbyt wiele czasu na takie lenistwo. Od poniedziałku do soboty pomagał ojcu ustawiać towar na półkach, czasami zastępował na kasie ojca gdy ten robił sobie chwile przerwy. Nie poznał tu żadnych osób w swoim wieku których mógł by nazwać przyjaciółmi, albo chociaż kolegami. Dlatego w chwilach wolnych siedział na laptopie lub czytał książki. Ojciec nakazywał mu wracać do domu przed 24:00 więc chłopak nie zawracał sobie głowy patrzeniem na zegarek. Kiedy oderwał się od lektury było już około godziny 16:00. "Czytałem już jakieś 5 godzin.... Na dzisiaj dość." pomyślał i rozglądną się po okolicy. Nie zauważył żywej duszy więc wrzucił książkę do plecaka i wyją z bocznej kieszeni kurtki odtwarzacz mp3. Wetkną sobie słuchawki do uszu i zaczął słuchać muzyki, jednocześnie przełożył sobie jedno ramie przez szelkę plecaka i zamkną oczy. |
| | | Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pon Lip 15, 2013 6:43 pm | |
| Zza skał znajdujących się około pięciu metrów od słuchającego muzyki chłopaka wyłonił się powoli jakiś mężczyzna. Ubrany był w stary, połatany płaszcz, a szerokie rondo jego wyświechtanego kapelusza skrywało mu twarz. W milczeniu rozejrzał się wokoło i utkwił wzrok w sylwetce Nataniela. Stał tak przez chwilę, po czym w ułamku sekundy pochylił się, wygrzebał ze śniegu kamień i rzucił nim w chłopaka. W momencie, w którym skałka trafiła Nataniela w plecy, mężczyzna zaczął się pospiesznie oddalać.
3 |
| | | Wiek : 17 Zawód : Pomaga w prowadzeniu sklepu
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki Pon Lip 15, 2013 10:49 pm | |
| Nat siedział sobie spokojnie na ławce zwróconej przodem do barierek chroniących przed wpadnięciem do wody. Miał zamiar tak leniuchować jeszcze ze dwie, może trzy godziny. Lecz nie taki los był mu dany. Poczuł jak jakiś twardy przedmiot uderza go w plecy. Chłopak gwałtownie otworzył oczy i pomasował się w miejscu gdzie uderzył go lecący przedmiot. Zimowa kurtka przystosowana do panemskich mrozów złagodziła nieco siłę uderzenia, ale i tak trochę go to zabolało. "Znowu jakieś dzieciaki" pomyślał bez zastanowienia rozglądając się na boki. Kątem oka dostrzegł postać mężczyzny w jakichś łachmanach i w kapeluszu zasłaniającym jego oblicze. "To on musiał rzucić ten kamień" przekalkulował w myślach. I natychmiast obrócił głowę by przyjrzeć mu się dokładnie, ale ujrzał tylko koniec połatanego płaszcza. Mężczyzna uciekał! Chłopak nie był fanem pościgów, lecz miał zamiar dowiedzieć się dlaczego jakiś obcy facet rzuca czymś w niewinnych ludzi. Nat wstał z ławki i wsadził mp3 do bocznej kieszeni kurtki, po czym z plecaka wyją pistolet i schował go za pasek spodni. "Lepiej mieć pod ręką niż później żałować" tłumaczył sam sobie. Gdy brał plecak z ławki zobaczył co go uderzyło. Był to kamień mniej, więcej wielkości dziecięcej pieści. Już w biegu zapiął plecak i założył go sobie na plecy. Śnieg utrudniał nieco pościg ale gdy tylko młody Boss przebiegł z 20 m zobaczył w dali tego samego mężczyznę który jeszcze przed chwilą w niego rzucał. Bez zastanowienia pobiegł za nim. |
| | |
| Temat: Re: Lewy brzeg rzeki | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|