|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Dworzec kolejowy Sob Cze 08, 2013 12:53 am | |
| First topic message reminder :Ponieważ dostawy żywności docierają do Kwartału bardzo rzadko, a podróże dla mieszkańców pozostają całkowicie poza zasięgiem, jeszcze do niedawna dworzec używany był jedynie w trakcie dożynek. Po ogłoszeniu likwidacji getta jest jednak miejscem, z którego odjeżdżają transporty robotników, kierujące się do obozów pracy.
Ostatnio zmieniony przez Ashe Cradlewood dnia Wto Lis 04, 2014 12:32 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Nie Sie 10, 2014 2:14 pm | |
| Zignorował słowa Royce’a, gdyż tuż po zadaniu przez niego pytania odpowiedź pojawiła się na telebimie. Kolejne Igrzyska Głodowe. Przemówienie szanownej pani prezydent, a po nim losowanie. 24 osóbki na rzeź, czego się nie robi dla zabawy pani prezydent. Pierwsze nazwiska już padły, pierwsza para dzieci została skazana na arenę. Tymczasem już w drugiej padło nazwisko Morta. Miał nadzieję, że jednak go nie wylosują. Najwidoczniej nie poszczęściło mu się. Royce pewnie się z niego śmiał w myślach, jak to miał w zwyczaju. Albo nawet na głos, tylko był zbyt zajęty przeciskaniem się przez tłum, żeby to słyszeć. Kolejne pary były wywoływane, ale niezbyt przykładał do tego uwagę. Gdy już był w pociągu usłyszał, że panicz Peterson również został wylosowany. Uśmiechnął się tylko. Marne pocieszenie, ale przynajmniej nie będzie sam. W Ośrodku Treningowym oczywiście, bo na arenie będzie sam tak czy siak. Chyba, że powstaną sojusze, które rozpadną się w momencie pozostania tylko kilku osób na arenie. |post luj długi w chuj .-. //pociąg/ośrodek/cokolwiek |
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Nie Sie 10, 2014 7:26 pm | |
| //jakiś czas po wizycie u Delilah
Z powodu tej zacnej okazji, która miała przedstawić nazwiska dwudziestu czterech ludzi, a właściwie dzieci, prowadzonych na rzeź, zmobilizowano strażników i prawie wszystkich ściągnięto na dworzec kolejowy. Oczywiście na dzisiejszy dzień i kilka przyszłych następnych oddelegowano do KOLCa kolejne jednostki stróżów prawa, którzy mieli pomagać w czuwaniu i ewentualnemu przeciwdziałaniu jakimkolwiek oznakom buntu. Gdzie on to już słyszał? Gdzieś, kiedyś... Bardzo znany był mu ten schemat, jednakże kiedyś ludzie buntowali się w dystryktach, a teraz jedynie w jednym miejscu, w Kwartale. Jeśli chodziło o władzę, to kompletnie nic się nie zmieniło, jeśli przymknąć oko na fakt, że Kapitolończycy byli teraz bydłem, a Rebelianci elitą. Reszta scenariusza przedstawiała się tak samo. Właśnie w takich momentach zastanawiał się, o co tak właściwie walczył? Hasła rebelianckie, które, nawet teraz, wszędzie rozbrzmiewały, sprawiały, że czuł żal. Ba!, gdyby tylko o żal tu chodziło, ale cholerne wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. To jakaś pomyłka! Jakaś parodia! Właśnie dla czegoś takiego stracił definitywnie swoją kochaną Tabby, swoją jedyną przyjaciółkę, która teraz zasługiwała na miano arcywroga... Nie, nigdy nie miała mu być wrogiem, ale on jej już tak. Chyba. Zapewne byłby pewny, gdyby nie te sprzeczne sygnały, które non stop mu wysyłała. Gubił się w tym wszystkim, nie mając pojęcia, czy powinien mieć jakąkolwiek nadzieję, czy też nie. Chyba i tak ją miał. Tak, jak miłość, którą ją nadal darzył. To właśnie dla niej bacznie obserwował wejścia, by śledzić każdy jej ruch. Jej i oczywiście Amandy, bo obie trzymały się siebie i, ku jego nieszczęściu, obie mogły zostać wylosowane na trybutów. Jak na razie starał się nie myśleć o najgorszym scenariuszu i jedynie kręcił się w pobliżu, ale... Był w razie potrzeby. Nie chciał, by któraś z nich zrobiła coś głupiego. Jeszcze tego im brakowało, by wpakowały się w jeszcze gorsze kłopoty. - Ja pierdolę! – Zaklął, pozostając dla zebranych tu ludzi anonimowym strażnikiem. Jeden z wielu, który, ich zdaniem, miał rzekomo pilnować porządku. Sam miał teraz opory przed wkładaniem munduru, bo jakoś przestawał wierzyć w sprawiedliwość. Motywował go fakt, że jeśli kiedyś awansuje, to będzie mógł nieco wpływać na decyzje innych, a poza tym była też Tabitha, której mógł pomagać, mając stałą przepustkę do Kwartału. Cóż, jego „ja pierdolę” raczej nie odnosiło się do oceny swego stroju wyjściowego, a twarzy, która pojawiła się na telebimie, a zaraz pod nią nazwisko, które świetnie znał. Świetnie je znał, było dla niego cholernie ważne, a nie wziął pod uwagę faktu, że niedawno odnaleziona siostrzyczka znajdowała się w przedziałach wiekowych... DELILAH MORGAN. Wielkie i czytelne litery, nazwisko jest siostry, które mówiło jasno, że miał stracić kolejną osobę ze swojej rodziny. Kolejną... OSTATNIĄ! Nie miał niestety okazji rozczulać się nad swoją zranioną duszą, ani nad ewentualnymi drogami pomocy dla siostry na Igrzyskach. Musiał zająć się tym później, bo pojawiło się, ku jego kolejnemu nieszczęściu, następne ważne dla niego nazwisko, ważne dla Tabithy. Kolejne czytelne i ogromne słowa: AMANDA GAUTIER oraz zdjęcie uśmiechniętej Mandy na ekranie. A Tabby... Jej reakcję łatwo można było przewidzieć, dlatego zareagował automatycznie, podbiegając do niej od tyłu i zatykając usta, które już zdążyły wykrzyczeć kilka razy imię siostry, która to biegła już do pociągu. Była daleko. Złapał ukochaną w pasie, unosząc ją i starając się odciągnąć od pociągu możliwie jak najdalej. Nie pomagało mu jej szarpanie się. - Tabby! Tabby, uspokój się! – Krzyknął możliwie jak najciszej prosto do ucha, by nikt nie zorientował się, że się znają. – Tak jej nie pomożesz. Nie masz szans – warknął, siłą zatykając jej usta. Nawet ugryzła go w dłoń, ale się nie poddawał, mimo że niechętnie używał względem niej przemocy. Przemocy... Chyba musiał być nad wyraz przekonywujący, bo inaczej miał go spotkać jej jeszcze gorszy wściek. - Uspokój się, albo cię uśpię – szepnął ostro i poważnie, potrząsając nią gwałtownie, by jego słowa do niej dotarły, by dotarł do niej ich sens i fakt, że gotów był to zrobić. |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Nie Sie 10, 2014 8:46 pm | |
| - Puszczaj! Jasna zasrana cholera! Puszczaj! - Wywrzaskiwała, starając się przekrzyczeć tłum bezmózgich owieczek, które tak grzecznie stały na peronie, ciesząc się lub płacząc z powodu wyników losowania. Nikt nic jednak nie robił. Wszyscy tylko stali, całkowicie poddając się temu, co robiła z nimi Alma Coin. Bezwolne marionetki w jej łapskach, które może i nie chciały tego wszystko, ale były tylko w stanie gadać. Ona nie mogła. Nie mogła tego wszystkiego tak zostawić. Cholera! To była jej siostra! Jej bliźniaczka, zupełnie jakby ktoś zabierał kawałek własnej duszy Tabithy. Lepszy kawałek, bardziej niewinny i zupełnie warty jak najdłuższego życia. Nie to, co ona sama. Była zła i wiedziała o tym. Wiedziała też doskonale, że to ona powinna zostać wylosowana do udziału w kolejnych Igrzyskach, nie jej mała Mandy, która dopiero co pokonała wyjątkowo paskudną chorobę. Ona sama może by sobie jakoś poradziła, jednak Amanda była niczym łagodny kotek bez pazurków. Jej siostra zasługiwała na długie życie pełne szczęścia i radości, a nie na morderczy wyrok w tak młodym wieku. Ona sama może i tak, ale z pewnością nie Amy. Przecież robiła dosłownie wszystko, by zapewnić ukochanej bliźniaczce to, czego ta mogła kiedykolwiek potrzebować. A nawet i często to, co niekoniecznie było potrzebne do przeżycia, ale zwyczajnie uszczęśliwiało blondynkę. Pokonała nawet większość własnych problemów, schowała koronę i honor do kieszeni, znajdując dosyć dobrze płatną pracę, która nie należała jednak zdecydowanie do tych najbardziej godnych. Wszystko tylko po to, by Amy żyła jeszcze długo i mogła być tak bestroska, jak tylko to było możliwe. Tymczasem teraz... Nie mogła jej tak zostawić, jednak Valerius uparcie trzymał ją w swym stalowym uścisku, nic nie robiąc sobie z jej kopnięć i szarpania się. Nawet go ugryzła! A on dalej nie pozwalał jej pobiec za Amandą, by odciągnąć ją od pociągu nawet siłą. Zamiast tego wynosił ją jak najdalej. - A co ty możesz wiedzieć?! Sukinsynu, co ty możesz wiedzieć o miłości i poświęceniu?! To moja siostra! To moja mała Amanda! Nie mogę jej zostawić! Nie jestem tobą! Ja angażuję się w uczucia, zawsze! - Wysyczała wściekle mimo zasłoniętych ust i była pewna, że to usłyszał. - Ona mnie potrzebuje! Nie zostawiam ludzi, na których mi zależy! Amanda! Mandy! - Rzucała się wściekle w ramionach Angeliniego, kopiąc go i starając się ponownie wściekle go ugryźć. I nie przejmowała się wcale jego groźbą uśpienia jej. |
| | | Wiek : skończona osiemnastka. Zawód : rzeźnik, zajmuje się też szmuglowaniem. Przy sobie : kurs pierwszej pomocy, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz oraz zwiększenie szansy na skuteczną obronę. Obrażenia : psychiczne? Za mało miejsca.
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pon Sie 11, 2014 1:49 pm | |
| Powolny, rozkoszny wdech. Rozejrzał się wokół siebie, chłonąc całą powierzchnią ciała wibrujące wokół niego emocje. Dzisiaj były niemal namacalne. Dotykał strachu, oddychał rozpaczą, wydychał zdezorientowanie, widział błaganie w oczach stojącego obok niego chłopaczka w o wiele za dużym ubraniu. Even włożył ręce do kieszeni, gdy już dotarł na swoje miejsce w tłumie prowadzonych na rzeź owiec. Stał za jakimś dryblasem, który – sądząc po przerośniętej budowie – mógłby sobie całkiem nieźle poradzić na arenie. W głowie Irvinga pojawiły się obrazy. Ten sam schemat. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to sobie wyobrażał, gdy jeszcze był po drugiej stronie ekranu i spijał z monitora widok trzęsących się ze strachu kandydatów do walki. Ta cała szopka połączona z rosnącym napięciem stojących ramię w ramię z nim nastolatków zaczęła go irytować. Doprawdy, po chuja zebrało im się nagle na sentymenty i postanowili losować wśród osób od czternastego do dwudziestego roku życia? Gdyby nie przesunięta granica wiekowa miałby to już za sobą i mógłby po prostu stać w trzeciej kolumnie, a potem odprowadzić wzrokiem wylosowanych szczęśliwców, jak to miał w zwyczaju kilka lat temu. Nie przeszło mu przez myśl, że to mógłby być on. On przecież... Przecież takie rzeczy się nie dzieją. Nie miały prawa się wydarzyć. Nie jemu. Był panem sytuacji. Dlatego też zignorował uczucie niepokoju. Małą, chwilową, ulotną igiełkę, która wbiła się w jego żołądek. Tuż przed wyświetleniem się na telebimie nazwisk... Czas chyba stanął w miejscu. A przynajmniej takie miał wrażenie. Że odwieczne prawa wszechświata zostały zmienione. Porządek wybity z rytmu. A wszystkie spojrzenia skoncentrowały się na jednym punkcie. Coś albo raczej ktoś kurczowo chwycił go za rękę spoconą dłonią. Even zamarł, obrzucając stojącego obok niego szczeniaka wzrokiem, w którym dało się wyczytać obrzydzenie. Strącił jego dłoń, wycierając swoją o koszulę i próbując się pozbyć wszelkich dowodów na to, że ten gest współczucia i jedności miał miejsce. Palce, które oplatały jego dłoń zdawały się krzyczeć, że... Że tam, na tym ekranie, mogło pojawić się nazwisko każdego. Nawet... Jego. Ułamek sekundy. Pierwsza linijka. I wszystko inne przestało już mieć znaczenie. Znalazł się w niewidzialnej bańce, która wyciszyła odgłosy ulgi i okrzyki przerażenia. Trwał w stanie inercji, bezwiednie poruszając ustami i odczytując dwa słowa. Even Irving. Reszta liter zamazała się. Nie obchodziło go już nic więcej. Nikt więcej. Tylko to, co wypowiadał na głos, upewniając się, że to nie zwidy. - Kurwa mać – tylko tyle był w stanie z siebie wydusić, gdy zdał sobie sprawę, że to dzieje się naprawdę. A potem wszystko potoczyło się tak, jakby sterował swoim ciałem z jakiegoś panelu kontrolnego. Musiał zmusić się do ruchu. Krok do przodu, pociągnięcie kogoś z bara (chwilowe wyładowanie wściekłości na jakimś pyle na jego drodze), beznamiętne spojrzenie, drugi krok, a potem kolejny i jeszcze jeden. Pierwszy raz w życiu miał pustkę w głowie. Desperacko potrzebował planu. Nie ma takiej opcji, że zginie. /pociąg/ |
| | | Wiek : 19 Przy sobie : kurs pierwszej pomocy Obrażenia : poparzona kwasem prawa dłoń, dodatkowo opuchnięta od ugryzienia szczura, głębokie rozcięcie na czole, poderżnięte gardło, śmierć
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pon Sie 11, 2014 8:21 pm | |
| /moje nieogarnięcie sięga zenitu :/
Dożynki. Pamiętał jeszcze te za czasu Kapitolu, gdy przychodził popatrzeć jak spośród mieszkańców poszczególnych dystryktów losowani są kolejni trybuci. Jako dziecko nie bardzo rozumiał o co w tym wszystkim chodzi, a ojciec nie kwapił się do tego, by mu to wyjaśnić. Wiedział jedno - było w tym wszystkim coś okrutnego, ale jednocześnie pociągającego. Oglądanie zmagań na arenie dostarczało sporo rozrywki, zwłaszcza, gdy siedziało się w wygodnym zaciszu domu, gdzie nie groziły żadne niebezpieczeństwa. Role się odwróciły. W zasadzie to już od dawna nic nie było takie, jak dawniej. Bogaty Kapitol zastąpił im Kwartał Ochrony Ludności Cywilnej. Swoją drogą, po co taka myląca nazwa? 'Ochrony'. Dobre sobie. Matt należał do tej grupy kapitolińczyków, którzy przystosowali się do nowych realiów w dość bezbolesny sposób. Wprawdzie wszelkie wprowadzane przez władze ograniczenia były niezwykle irytujące i utrudniały życie, ale nie na tyle, by przestać egzystować. Nie rozumiał jednego. Coin i jej oddani współpracownicy (czy też partnerzy w zbrodni, jak to Matt lubił ich nazywać) obiecywali zakończenie 'okrutnego' procederu Igrzysk. Tymczasem mają już do czynienia z kolejnymi. Czyżby zwyczaje starego Kapitolu wcale nie były takie złe i przypadły nowej władzy do gustu? Trudno powiedzieć, ale pewne jest jedno. Po raz kolejny wchodził na plac niepewny, czy wyjdzie z niego cały. Wprawdzie wykluczał to, że zostanie wylosowany, bo taka opcja wydawała mu się po prostu nierealna. Jednak gdzieś w środku obawiał się, że to, co nieprawdopodobne tak naprawdę może okazać się rzeczywistością. Stanął w tłumie obserwując wielki ekran. Nadeszła pora wystąpienia, a następnie losowania. Wpatrywał się w telebim z niepokojem za każdym razem wstrzymując oddech, gdy miały pojawić się na nim kolejne nazwiska. W pewnej chwili pojawiło się tam dobrze znane mu imię. Czyżby... Czy to możliwe, że ona tu jest? Zaczął gorączkowo rozglądać się na wszystkie strony próbując dostrzec w tłumie jej znajomą twarz, ale ludzi na dworcu było zdecydowanie zbyt wielu. Zrezygnowany znów wbił wzrok w ekran. Z ulgą odczytywał na nim brak swojego imienia, aż w końcu pojawiło się na nim to jego. Pierwszą reakcją było wyparcie i niedowierzanie. Niemożliwe. To jakiś błąd. Dopiero po chwili zorientował się, że to naprawdę on. Cały otaczający go świat przestał na chwilę istnieć. Wpatrywał się tępo w obraz i litery tworzące jego imię i nazwisko. Ruszył. Nie był to pewny krok, który zawsze mu towarzyszył. Tym razem stawiał niepewnie stopy wciąż jeszcze nie bardzo wierząc, że to co się dzieje to prawda. Nie zginie. Tego był pewien. Nie po to przetrwał rebelię, by teraz dać się zabić jakiemuś dzieciakowi na arenie.
/pociąg |
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pon Sie 11, 2014 11:50 pm | |
| Ponownie usłyszał słowa, które miały go jak najbardziej dotkliwie zranić. Bo co, taki sobie ktoś jak on, mógł wiedzieć o miłości i poświęceniu? Co mógł wiedzieć o utracie kogoś kochanego? O utracie najbliższej jego sercu siostry, za którą oddałby życie? Małej, niewinnej, roześmianej i pełnej energii siostrzyczki, która po prostu zniknęła z jego życia? Julka jednego dnia żyła, a drugiego słyszał płacz matki, ojca i strażników. Znaczy strażnicy i ojciec krzyczeli. Powiedziano mu, że nie żyje, że nie powinien się tym przejmować, że... Julka umarła, pozostawiając po sobie pustkę nie do wypełnienia i nikt o tej pustce nie miał pojęcia, prócz samego zainteresowanego i Tabithy, którą poznał krótko po jej śmierci. Minęły już te lata, w których mógł być pewien, że go wysłucha, zrozumie i pocieszy. To minęło i minął też sens wszelkich zdań, jakie miał na jej temat. Nie mógł jednak jakoś do tego przywyknąć. Gdy ją widział, nie widział tej Tabithy Gautier, a swoją przyjaciółkę i ukochaną z ich ulubionego miejsca, której wiedział, że może powiedzieć wszystko. Powinien się już dawno otrząsnąć i przejrzeć na te swoje oczka... Dla niej teraz był osobą, która zostawia ludzi, na których mu zależy. Był zdrajcą. Mimo wszystko nie mógł pozwolić na to, by rzuciła się w kierunku pociągu, by wyrwać z macek Coin swoją siostrę. To skończyłoby się źle. Zastanawiał się, czy chociaż zdążyłaby złapać Amandę w ramiona, nim dobiegli by do niej strażnicy lub strzelili prosto w jej... Nie, nie mógł o tym myśleć, a tym bardziej na to właśnie jej pozwolić. Nie chciał, by jakakolwiek kula przebiła tą kochaną przez niego główkę. Nie zamierzał na to pozwolić, robiąc wszystko, co w jego mocy. Nawet, jeśli już kompletnie by go znienawidziła, o ile mogła jeszcze bardziej. Może miał się stać tym razem facetem do natychmiastowego odstrzału? Zbył na tę chwilę wszelkie słowa, które padły jej z ust. Ona wiedziała swoje i on wiedział swoje. Nie myślała teraz o Julce, którą wiedziała, że kochał nad życie, a co tu mówić o Delilah i... To już nie zaliczało się do pojedynczej straty! Miał stracić dwie istotki. Poza tym nawet sama Amanda nie była mu obojętna i nie tylko dlatego, że miała zostać jego żoną. To była bliźniaczka Tabby! Cholernie dla niej ważna osoba. Tak, jak dla niego Julka, mama czy Del i to się naprawdę dla niego liczyło, mimo że ona uważała inaczej. - Miłych snów – szepnął, wbijając jej w szyję szybko wyjętą strzykawkę ze środkiem nasennym. Przytulił do siebie odlatującą dziewczynę, a gdy ta straciła przytomność, zarzucił ją sobie z łatwością na ramię i ruszył ku wyjściu. Teraz jeszcze przejść obok strażników i zabrać ją do swojego mieszkania. Pikuś. - Hey, Norman! Nie widziałem cię dziś jeszcze. Ten chaos... – Rzucił do jednego z jego rzekomych bliskich kumpli. Nie przepadał za Normanem. Obdarował go przyjacielskim uśmiechem i przywitał się. – Chłopie, wiesz, że świetny z ciebie kumpel? Gdyby ktoś o mnie pytał, to musiałem urwać się do domu. Problemy z mięśniem dwugłowym uda... Tak paskudnie dokucza – stwierdził, puszczając do niego oczko. – Pomyślałem, że poznam się bliżej z pewną panną hałaśliwą. Będziesz mnie krył? Jesteś wielki, Norman! Do jutra! – Pożegnał się i odszedł z nieprzytomną Tabithą na ramieniu. Miał nadzieję, że nie obudzi się w trakcie drogi do jego mieszkania. Na razie chciał pomyśleć w ciszy, a miał znów wiele do myślenia. [z/t dla Vala i Tabby] |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Nie Lut 01, 2015 12:43 am | |
| Punktualnie z wybiciem godziny dziesiątej, na dworzec kolejowy w getcie wjechał pociąg, który już niebawem miał przetransportować drugą turę Przesiedleńców prosto do Dystryktu Dwunastego. Pojazd wyglądał na nowoczesny, niektórzy zebrani na peronie mogli rozpoznać go z ostatniego tournee Zwycięzców Igrzysk, wprowadzono jednak kilka istotnych zmian. Zniknęły luksusowe sypialnie i jadalnie, zastąpiono je prostymi przedziałami, w których mieściły się wygodne siedzenia lub kuszetki. - Miejsca na pewno nie zabraknie! - informowali Strażnicy, którzy już od jakiegoś czasu rozporządzali tłumem zebranym na Dworcu. Ludzi ciągle przybywało, choć wciąż była to tylko niewielka część mieszkańców getta. Ilu wywózek potrzeba będzie, zanim to miejsce opustoszeje i zostanie zrównane z ziemią? Na to pytanie znał odpowiedź tylko Rząd. Deszcz bębnił w dach dworca, gdy kolejne osoby wsiadały do pociągu ze świadomością, że już niebawem zostawią za sobą coś więcej, niż kupę gruzów. Zapraszamy do gry wszystkich wytypowanych do wywózki. Z listy oficjalnie wykreślono Catrice Tudor, która znalazła pracę. Annika Lyberg, Ewangelina Stirling i Iliya Aris podjęły próbę ucieczki . Pozostali nie zareagowali, zakładamy więc, że znajdują się na terenie getta (w mieszkaniach) lub niebawem pojawią się na peronie. Brak reakcji oznacza wizytę Strażników Pokoju w miejscu zamieszkania i doprowadzenie na pociąg oraz przetransportowanie do Dwunastki. Pełna lista wytypowanych znajduje się tutaj.
Na Dworzec zapraszamy także wszystkich Strażników Pokoju, zainteresowanych interakcją z wywożonymi, a także odważnych gapiów lub opozycjonistów. Przypominamy o możliwości wpłynięcia na wskaźnik popularności oraz oczywiście dalszą fabułę. Niech los Wam sprzyja! |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Sob Lut 07, 2015 4:31 pm | |
| Na nic zdały się starania opozycji, rozpuszczanie nieprawdziwych plotek, ankiety i radiowe audycje - wszystko przebiegało zgodnie z planem. Większość wyznaczonych osób stawiła się na dworcu i bez żadnych przeszkód zajmowała miejsca w pociągu. Nawet Strażnicy Pokoju, spodziewający się chociaż jednej niedogodności w postaci manifestacji, podburzania tłumów lub nawet otwartego ataku, byli zaskoczeni ładem, jaki panował tego dnia. Musieli interweniować tylko kilka razy, w większości przypadków chodziło wyłącznie o niedozwoloną ilość bagażu lub dowiezienie na miejsce tych wytypowanych, którzy nie stawili się sami. Kilkorga nie potrafili jednak odnaleźć, nie było to jednak nic na tyle poważnego, by wstrzymywać wywózkę, wszakże Dwunastka czekała już na swoich odnowicieli. Równo z wybiciem godziny piętnastej, gdy na pokładzie znajdowały się już wszystkie (poza trzema) wyznaczone osoby, pociąg ruszył, kierując się na wschód. Stolica żegnała swoich dawnych mieszkańców ulewnym deszczem, opłakując ich wyjazd.
W Dwunastce znajdują się: Avery Levittoux, Effy Wilde, Evelyn Noel, Harold Fang, India Ross, Jack O'Leary, Jaycee Cholderton, Kieran Altan Hughes, Kieran Middle, Kimberly Noel, Matthew Osborne, Nancy Folly, Noel Demarchelier, Orfeusz Zatrisky, Quentin Volker, Sasha Chernikov, Tom Fiddelblack, William Hazel.
Wszyscy zainteresowani gracze odnieśli sukces w ucieczce z getta lub znalezieniu pracy, niezainteresowani z biegiem czasu zamienili się w nieaktywnych. Gra w Dystrykcie Dwunastym jest oczywiście możliwa, prosimy jednak skontaktować się z Mistrzem Gry przed jej rozpoczęciem.
Termin następnej wywózki i osoby wytypowane zostaną ogłoszone już niebawem. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Czw Maj 14, 2015 5:36 pm | |
| Chociaż miał to być już trzeci z kolei transport ludności do Dystryktu Dwunastego, niewiele rzeczy wyglądało tak, jak poprzednim razem. Ostatnie wydarzenia w getcie sprawiły, że liczebność Strażników Pokoju patrolujących dworzec i okolice podwoiła się, znacznie ograniczono także możliwość pobytu gapiów, a technicy zdołali już kilka razy sprawdzić pociąg w poszukiwaniu nawet najdrobniejszej usterki. Listopadowy poranek powitał wszystkich przymrozkiem, dlatego wytypowani nie ociągali się przed wsiadaniem do pojazdu, który miał odjechać już za kilkadziesiąt minut. Każdy chciał jak najszybciej zająć miejsce i ogrzać się w przedziale. Na korytarzach pociągu rozdawano ciepłą herbatę, a był to luksus, na który w ostatnich dniach niewielu mieszkańców getta mogło sobie pozwolić. Wiadomości szybko się rozeszły i chyba wszyscy Bezprawni wiedzieli już o niedawnej próbie odbicia ciężarówki z żywnością. Napad ten zakończył się śmiercią siedmiorga uczestników, nic więc dziwnego, że dzisiejsze nastroje były nieco nerwowe. Czy Kolczatka tym razem zareaguje na los ludzi wywożonych do Dwunastki? Czy w Dystrykcie rzeczywiście wiedzie się tak dobrze, jak to sugerowały media? Pytania te padały w szeptach i półsłówkach, ale nikt nie miał odwagi wypowiedzieć ich na głos.
Zapraszamy do gry wszystkich wytypowanych do wywózki. Z listy oficjalnie wykreślono Gavina Annesley, a Ashe Cradlewood podjęła próbę ucieczki. Pozostali nie zareagowali, zakładamy więc, że znajdują się na terenie getta (w mieszkaniach) lub niebawem pojawią się na peronie. Brak reakcji oznacza wizytę Strażników Pokoju w miejscu zamieszkania i doprowadzenie na pociąg oraz przetransportowanie do Dwunastki. Przypominamy, że do trzeciego planowanego transportu z getta wytypowano: Amarę Maxwell, Arlene Haradwaith, Ashe Cradlewood, Athenę Chese, Audrey Cameron, Bai Ling Einardóttir, Caspra Hastings, Elsę Dimgast, Florence Blanchard, Gavina Annesley, Georgię Wilde, Henry'ego Valmount, Jaimiego Hearsta, Jake'a Moore'a, Jamesa McCoin, Jessicę Highway, Librę Rosemary Leander, Lili Mafety, Logana Cohen, Ricka Highway, Rosemary Garroway, Sadie Hestvik, Saoirse McIver.
Na Dworzec zapraszamy chętnych do interakcji Strażników Pokoju, a także odważnych gapiów lub opozycjonistów. Przypominamy o możliwości wpłynięcia na wskaźnik popularności oraz oczywiście dalszą fabułę. Niech los Wam sprzyja! |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pon Maj 18, 2015 1:12 am | |
| Był rozbawiony całą tą sytuacją. Nakręcił się pozytywnie, wymuszał zewnętrzny śmiech, który zagłuszyłby ewentualne podszepty strachu, jeśli ten jakkolwiek chciałby opętać jego umysł, zmusić do histerycznego odwrotu, ucieczki z pola walki. Nie był nawet pewien, czy powinien pisać się na takie szaleństwo, chociaż zdarzało mu się brać udział w wielu ciekawych i niebezpiecznych przedsięwzięciach, za każdym razem bawił się na swoim podwórku. Niepewność dopadała go ze względów takowych, że wybierał się daleko hen poza las, że był zdany na łaskę lub niełaskę losu, że po prostu mógł kurwa umrzeć. Mimo to uśmiechał się tworząc idealną abstrakcję do ponurych, otaczających go ludzi, do tej jednolitej masy, która trwała w niemym oczekiwaniu na rzeź. On jednak poruszał się niespokojnie, co chwila poprawiał kapelusz i gwizdał wśród cichych, niemrawych szmerów, które go otaczały próbując w jakiś sposób zatuszować wydobywający się na wierzch niepokój. Dlatego uśmiechał się, nawet gdy stanął przed jedną z tych służbowych ohydnych mord, aby rzucić w przestrzeń swoje imię i nazwisko i czekać na jakąś godną zapamiętania reakcję mając jedynie nadzieję, że mężczyzna nie zacznie go przeszukiwać, bo wokół klatki piersiowej miał zawiniętą w folii heroinę, której królowa nocy (bo tylko wtedy można było uwierzyć, że jest ładna) nie zmieściła w swojej torebce ze skarbami. -Chce mnie pan obmacać? - dodał na samym końcu poszerzając swój zadziorny uśmiech i mając nadzieję, że speszy nim strażnika – a w dupie przemycam bombę atomową, tak tylko, jakbyście chcieli tam zajrzeć, panowie. Miał tylko nadzieję, że go przepuszczą, że ten żałosny i poniżający teatrzyk za moment się skończy, a strażnik nie będzie dojrzewającą kopią Ginsberga. Na ukoronowanie swej udręki rzucił mu jedynie plecak, w którym nie znajdowało się nic poza przedmiotami codziennego użytku i dodał spokojniejszym, składającym się z żalu i lodu głosem wypowiadając zdanie tak, jakby sprawiało mu to niezwykłą trudność, jak też było w rzeczywistości. Czuł żenadę, krótko mówiąc. -Jadę z dziewczyną – te kilka słów brzmiało ciężko, niepoprawnie, ledwo je przełknął – Adler będzie miał mnie z głowy, ale bez obaw... wyślę mu wybuchową pocztówkę prosto ze słonecznej Dwunastki – rzucił na koniec tonem przesyconym sarkazmem uśmiechając się przy tym pociesznie, aby dodać – Mogę iść? |
| | | Wiek : dzwadzieścia jeden Zawód : tancerka... dorywczo podróżniczka po dystryktach Przy sobie : zdobiony sztylet, leki przeciwbólowe, kawałek ćpuńskiego arsneału matfjasa, pistolet, kamera, trochę dolarów, fałszywy dowód tożsamości [barbie strauss], potwornie okrojona garderoba, przytojny mąż Znaki szczególne : ruda głowa i ogormna duma Obrażenia : nos po złamaniu idelanie nastaiwony, heh
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Wto Maj 19, 2015 12:10 am | |
| | Podróż życia przede mną! Czy brakowało mi nuty szaleństwa w tym tańcu na rurze? A może przebywałam w otoczeniu, które zupełnie nie spełniało moich oczekiwań? Nie pokusiłam się o żaden wybór, mierząc wzrokiem zniszczony dworzec. Do jasnej i niczym nie zmąconej cholery - jak mogłam się zgodzić na takie… gówno? Nie znajdywałam innego słowa na określenie tego planu. Nikt normalny nie pchał się do piekła na bilecie w jedną stronę. Ha, żeby to w ogóle było piekłem. Ten mityczny twór ludzkiej wyobraźni miał przynajmniej bliższy kształt. Przepowiednie proroków znudzonych zwykłą egzystencją nadawały mu groteskowy kolor, postacie, temperaturę. Jednak naszej szlachetnej grupie, którą musiałam dowodzić (do wyboru mieliśmy jeszcze ćpuna, męską dziwkę i skrzywdzonego przez los artystę… no właśnie) nie potrzebowała żadnych wskazówek. Niemniej mówiąc pierwsze słowo, musiałam dokończyć całe zdanie złożone. Oby nie ostatnie w moim życiu. Znudzona chwilą postoju, poprawiłam swój czarny kapelusz. Konstrukcja dachu prezentowała się fatalnie w porwaniu z moim strojem. Właściwie to nie wyglądałam jak biedna kobieta skazana na wywózkę, tylko jak ktoś udający się na wakacje życia. Ogromne, czarne, okrągłe okulary, spod których nie sposób dojrzeć nawet zarysu tęczówkę. Połyskująca w jesiennym świetle czerwona szminka. Elegancka sukienka przed kolano i nice dłuższy płaszcz, połączony z niebezpiecznie wysokimi botkami. Cmoknęłam teatralnie, wchodząc w rolę całą sobą. Ruszyliśmy ku Strażnikom kontrolującym całe to zamieszenia. Torba, wbrew przypuszczeniom nie ciążyła mi na zgięciu lewej ręki aż tak jak się tego spodziewałam. Prawie nasz cały asortyment został wewnątrz niej dobrze ukryty. Gruntowna rewizja trwałaby w nieskończoność. Przy jej otwarciu jedyne, co można ujrzeć to złote litery składające się na nazwę marki, sznur pereł, zapasową parę szpilek… No co? Założyłam, ze zapewnią nam jakaś imprezę integracyjną - niech żyje bal! Nie żebym oprócz kamery przemycała jeszcze z pół kilograma kokainy oraz nielegalnie pozyskaną broń. Przynajmniej nie dostałam roweru w pakiecie. Resztę naprawdę przydatnych rzeczy dźwigał Lewis. - Trzymaj mnie, bo zaraz się zabiję - wyszeptałam mu do ucha, ściskając materiał jego płaszcza wyglądającego na więcej dolarów niż pensja urzędnika średniego szczebla. Nie warto było zagłębiać się w szczegóły jego pozyskania. Nie mogłam rozumieć, kto oddał ten obiekt do użytku, tak okropnie nierówne posadzki! - Kochanie - dorzucałam mimochodem, przecież ślubowaliśmy sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Kontroler biletów (jakie to ironiczne, cha przestałam siebie doceniać) zmierzł naszą parę wzrokiem. Pewnym ruchem podałam mu dwa komplety dokumentów. - Barbara Strauss - zaakcentowałam głoski, a palcem wskazującym ściągnęłam okulary na sam czubek nosa. - Ale mów mi Barbie, złotko… - kokieteryjnie uśmiechnęłam się, próbując wypaść wybitnie przekonywająco. - To mój nieziemsko przystojny mąż. Tak, tak, nasze bagaże mają łącznie czterdzieści kilogramów, chociaż pakowanie się było dra-ma-tem. Wypadałam kapitolińsko do granic możliwości. Akcent rozpoznawalny na kilometr, gesty ćwiczone od najmłodszych lat, mimika damy z wyższych ser, przerażająco drogi strój. Wszystko pasowało do wykreowanego przeze mnie obrazu. Absolutnie wszystko. |
| | | Wiek : 57 Zawód : męska dziwka Przy sobie : wielofunkcyjny scyzoryk, karty do gry, gram dowolnego narkotyku, zwój liny
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Sro Maj 20, 2015 8:22 am | |
| Wywózki trwały, a Ferris wprost nie mógł się doczekać, kiedy dołączy do grona wybranych, którzy otrzymali nagrodę w postaci podróży życia do Dwunastki. W Kapitolu mieszkało już coraz mniej jego rdzennych mieszkańców, a na terenie getta próżno doszukiwał się rozrywek, do jakich przywykł. Częściej on służył zaspokajaniu potrzeb innych i gdyby nie zdehierarchizowana piramida wartości, oszalałby, egzystując w taki sposób. Nie narzekał jednak, bo w sumie (w rekinie?) był całkiem szczęśliwy i gdyby nie pędzący jak galopujące żółwie hedonizm warunkujący cały jego byt, mógłby nazwać się rzeczywiście spełnionym. Na razie tylko wypełnionym; po ciężkim dniu pracy miał wrażenie, że coś w nim chlupocze i bynajmniej nie w żołądku. Dlatego pomimo braku zaproszenia, pchał się do pociągu na chama, by odbyć cudowną Panemtrip, o jakiej zawsze marzył. W pustawym getcie nie miałby za wiele okazji do robienia kariery, a w Dwunastce wietrzył szanse na sukces. Praca, bieda i nuda - lekarstwo istniało tylko jedno i doktor Ferris chętnie wystawiłby receptę każdemu zarażonemu. Na peronie pojawił się szeroko uśmiechnięty, obnażający krzywe zęby w pełnej krasie. Wyglądał jak biedny Poloczek wracający z Anglii: miał na sobie trzy swetry, koszulę i dwie pary spodni. Oraz skórzany płaszcz, jedyna ekstrawagancka rzecz, jaka mu pozostała (resztę wymienił na prezerwatywy). W przepastnych kieszeniach okrycia poupychał najpotrzebniejsze rzeczy (karty - gra w rozbieranego pokera stanowczo umili im podróż), a w dłoni trzymał butelkę bourbona, wymachując nią beztrosko. Używki zakazane skitrał w jedynym sensownym miejscu, ogromnie żałując, że nie posiada innych otworów, w których mógłby coś przemycić. To była jedyna operacja nad jaką poważnie się zastanawiał - perspektywa drugiej dziury czującej tak samo jak naturalna wydawała mu się jednak zbyt surrealistyczna, nawet jak na wysoko rozwiniętą kapitolińską chirurgię, więc wolał nie ryzykować. - Wsiąść do pociągu byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet... - podśpiewywał zachrypniętym głosem, puszczając oczko ćpunowi nad ćpunami, uzależniomemu od prochów równie silnie jak Lovercraft od dupczenia po kątach. Mężczyzna dostrzegł też Lewisa obładowanego walizami jak juczny osioł i z rozbawieniem przypomniał sobie o ich pierwszym spotkaniu, kiedy wziął ładnego chłoptasia za konkurencję. Mylił się, aczkolwiek młody zdołał przygruchać sobie cizię, która jako jedyna z całej ich ferajny jechała na wycieczkę na pełnym legalu. I wyglądała na iście nieświadomą losu, jaki czeka w Dwunastce - nawet Ferris był pod wrażeniem charakteryzacji na głupiutką dziunię. Westchnął ciężko, machając strażnikowi, który niedawno ślizgał mu podjazd (teraz sam będzie musiał creed'ować assassyna) i podszedł do gbura prowadzącego śmieszny rejestr, w jakim na pewno nie znajdował się jego dane. - Pan powinien wiedzieć, kim ja jestem - obruszył się, gdy zapuszkowany mundurowy zażądał dowodu tożsamości - ale już nie rozdaję autografów, podbijam wartość, bo ceny idą w górę - dorzucił bezczelnie, poprawiając włosy, rozsypujące się na wietrze. - Nie byłem w domu od czterdziestu lat, trochę się stęskniłem - wyjaśnił, wzruszając ramionami i otwierając butelkę, z której pociągnął tęgi łyk - napij się pan i psuć w obieg - zaproponował, podając strażnikowi flaszkę i uśmiechając się kołtuńsko, prowokująco. Jakby czekał, aż facecik ze złości rozbije butelkę. Na jego czerepie. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Etatowy muzyk Przy sobie : zapalniczka, trzy paczki papierosów, fałszywy dowód tożsamości
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Czw Maj 21, 2015 7:41 pm | |
| Gdy dostał wezwanie do wyjazdu z getta, wiedział, że musi coś zrobić. Nie chciał już dłużej być bezbronną ofiarą systemu. Owieczką, którą aktualna władza przestawiała zgodnie ze swoimi upodobaniami. Gdy poznał Conrada to jakby obudził się ze snu, snu prawdziwego Kapitolińczyka. Człowieka, który nie zadaje pytań, nie interesuje się niczym więcej poza czubkiem własnego nosa. Strażnik pokazał mu, że jest ubezwłasnowolniony przez państwo i, co gorsza, sam się na to zgodził. Kiedy po raz kolejny w jego życiu pojawił się Mathias uznał to za znak. Takiej propozycji, jaką mu złożył nie dostaje się codziennie, być może tylko raz w życiu. Postanowił pójść za ciosem i skorzystać. Teraz jednak czuł, że z jednego stadia idioty wpadł w kolejne. Dał się porwać nagłej, wręcz młodzieńczej chęci zmiany własnego życia o sto osiemdziesiąt stopni. Widocznie z Kapitolu można się wydostać, ale wykorzenić go z siebie jest o wiele trudniej. Dlatego stał teraz na opustoszałym dworcu kolejowym, ubrany jak kretyn (no dobra, płaszcz od Amelle był fantastyczny) i obładowany jak juczna klacz. Gdyby jakiś nadgorliwy strażnik postanowił go teraz przeszukać to z radością rzuciłby w niego torbami. Prawdopodobnie biedak przypłaciłby to życiem, jeśli szczęśliwie trafiłby na mordercze buty jego żony albo gitarę. Właśnie, instrument. Lewis dostał chyba dwa razy w głowę zanim się na to zdecydował. Mieli do zabrania dwadzieścia kilo bagażu na osobę, a on zabrał trzy kilową gitarę. W dodatku przecież to właśnie ona była przez długi czas źródłem wszelkich jego problemów. Od kiedy trafił do getta miał ją w ręku może pięć razy. Nie wiedział jednak czy wróci do domu, a nawet jeśli to czy cokolwiek tam zastanie. Instrument był jedną z niewielu rzeczy, jakie zachował z poprzedniego życia. Jej czarne pudło poorane rysami było swego rodzaju kroniką. Obojętnie jak bardzo jej nienawidził, nie mógł jej zostawić. Wiedział, że podjął dobrą decyzję, gdy dźwigał swoją torbę podróżną, na której dnie znajdowała się gitara. Chociaż tyle mógł zrobić, skrzypce, których nigdy nie zdołał zabrać z Kapitolu były pewnie teraz kupką popiołu. Jego żona wyrwała go z tych rozmyślań. Złapał ją więc pewnie pod łokieć i ostrożnie podprowadził do strażników. Gdy zaczęła odgrywać swoją rolę poczuł przemożną chęć sięgnięcia po papierosa. Nie mógł uwierzyć, że sypiał kiedyś z całym tabunem kobiet o takim stanie umysłu. - Joseph Strauss – rzucił automatycznie swoją fałszywą tożsamość, którą nadały mu papiery, jakie dostał. Wciąż kurczowo trzymał Amelle jakby bał się, że ich rozdzielą. Mimo groteski całej tej sytuacji czuł niemiłosierne napięcie w karku. Chociaż, gdy usłyszał chropowaty głos Ferrisa nie mógł powstrzymać uśmiechu. To będzie niezapomniana podróż.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Czw Maj 21, 2015 10:15 pm | |
| Strażnicy uwijali się jak w ukropie, by jednocześnie sprawdzić wszystkich podróżnych, zadbać o bezpieczeństwo i nie dopuścić do kolejnego incydentu, który mógłby położyć się cieniem na ostatnich opiniach o ich profesji. Część oddziału zajęła się osobistym dostarczeniem na dworzec osób, które nie raczyły się pojawić, w każdej chwili więc, spodziewano się małego zamieszania, mogącego wybuchnąć w związku z przypuszczalnymi uciekinierami.
Być może dlatego śmiałość Mathiasa zadziałała na jego korzyść - Strażnik, który przepuszczał go do pociągu, był wyraźnie zdenerwowany i najprawdopodobniej chętnie udałby się już do domu. Rzucił tylko okiem na wagę plecaka, która wyświetliła mu się na małym ekranie, po czym machnął ręką i przepuścił le Bruna, notując błędnie jego nazwisko.
Mniej szczęścia mieli Amelle i Lewis, udający małżeństwo. Wygląd i zachowanie panny Ginsberg przykuwały uwagę mieszkańców getta oraz oczywiście Strażników. Nazwiska Straussów szybko zostały odnalezione na specjalnej liście osób przeznaczonych do wywózki, jednakże waga bagażu pozostawiała wiele do życzenia. - Kilogram za dużo - oznajmił ostro starszy i pulchny mężczyzna w białym, strażniczym uniformie, wpatrując się w rudowłosą dziewczynę - Sama wyrzucisz zbędą parę butów, czy mam to zrobić za Ciebie? - zapytał, dając jej ostatnią szansę przed przetrząśnięciem torby osobiście. Lewis nie napotkał większych nieudogodnień, jednakże przyglądając się wymianie zdań Amelle i Strażnika mógł zauważyć, jak z kieszeni płaszcza jego "żony" wysuwa się mała, dziecięca rączka. Czyżby ktoś właśnie usiłował okraść jego lubą? Lewis, jeśli się odwrócisz, ujrzysz małą dziewczynkę, która niespiesznym krokiem i z niewinną miną oddala się od Waszej grupki. Zareagujesz?
Strażnik rejestrujący Ferrisa nie grzeszył poczuciem humoru, a dziś nie miał także za grosz cierpliwości. Spojrzał na mężczyznę obojętnym wzrokiem, odbierając butelkę z jego ręki i podając ją szeregowemu, stojącemu nieopodal. Alkohol został skonfiskowany, a i żart miał lada moment się zakończyć. - Nazwisko - wycedził przez zęby, stając na drodze pomiędzy Lovercraftem a pociągiem. Proszę o uzupełnienie pola "przy sobie", które będzie brane pod uwagę już od Waszych następnych postów. Przypominam także, że obecnie trwa trzecia wywózka, Amelle, Lewis i Mathias zostali wytypowani do czwartej - klik! |
| | | Wiek : 57 Zawód : męska dziwka Przy sobie : wielofunkcyjny scyzoryk, karty do gry, gram dowolnego narkotyku, zwój liny
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pon Maj 25, 2015 5:25 am | |
| To, że ludzie nie mieli poczucia humoru, było rzeczą obligatoryjną i zależną od jednostki. Zaś to, że nie posiadali go strażnicy, stanowiło oczywistą oczywistość i Ferrisowi nawet powieka nie drgnęła w trakcie pokazu "kto tutaj rządzi". Samiec alfa mógł być tylko jeden, a w ich gronie... Cóż. Najpoważniejszą konkurentką spaślaka w mundurze była chyba Amelle - dziweczka, zniewieściały chłoposzek i bezuchy narkoman raczej nie epatowali testosteronem. Tak czy owak, Lovercraft przybrał pokorny wyraz twarzy, wysłuchał reprymendy i odbił się jak piłka od brzucha mężczyzny, gdy spróbował go wyminąć i załadować się do pociągu. W geście zrezygnowania uniósł ręce w górę, jakby zapewniając, że więcej podobnego numeru nie wywinie. - John Smith. Niezbyt oryginalnie, ale rodziców nie było stać na nic innego - powiedział, uśmiechając się przepraszająco i chwytając strażnika za tłuste ramię - dla przyjaciół jestem Ferrisem Lovercraftem. Oddasz mi pan butelkę, to możemy się kumplować. Nie chcesz pan wiedzieć, ile mnie kosztowała - produkował się naczelny zmarszczacz Fredów. Godzinę pod kolesiem o dwa razy większych gabarytach niż ty - dopowiedział w myślach, rumieniąc się z radości i podniecenia na samą myśl. Impotencja mu nie groziła - świat prawie sześćdziesiątletniego Lovercrafta kręcił się dookoła jednego i to nadal na pełnych obrotach. Wierzył w teorię Freuda (a może Ferrisa? To i to na F) o układzie wackocentrycznym, choć nie gloryfikował tego narządu do roli bóstwa, sprowadzając do funkcji narzędzia. Miał przecież wiele zalet, w tym złote usta (klienci dochodzili prędko po pieszczeniu... sutków), więc sądził, że zdziała nimi tyle, ile strażnik swoją pałką . - Wiesz pan, niewiele osób chce jechać do Dwunastki. Lenie i nygusy, ot co! - Ferris urabiał się po łokcie (werbalny fisting?), żeby jakoś wkręcić się do wesołej ekipy zmierzającej na Przygodę. - A ja serio bym mógłbym trochę pomóc, co nie? W getcie zresztą wieje smrodem kapitolińskich szczurów, co mnie po kątach rozstawiają, bo nie miejscowy. Ja się panie z nimi nie utożsamiam, toć ze mnie nadal prosty górnik - łgał jak z nut, opowiadając wymyśloną na poczekaniu historyjkę i starając się sprawiać wrażenie tępego, niedouczonego plebejusza. Który tęskni za domem i chce budować nowe, wspaniałe Panem. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Sro Maj 27, 2015 6:46 pm | |
| Specyficzne poczucie humoru Ferrisa rozbawiło szeregowca, ale niestety nie jego zwierzchnika. Starszy z mężczyzn, tuż po usłyszeniu personaliów Lovercrafta, spojrzał na niego podejrzliwie, ale już po chwili wystukał dane na tablecie, tym samym wpisując go oficjalnie na listę osób wyjeżdżających z getta.Kto powiedział, że chętni zostaną zatrzymani przy próbie wyjazdu? Wszelkie represje czekały tylko tych, którzy nie zgłosili się w swojej turze. - Szerokiej drogi - oznajmił Strażnik, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że na ochotnika nie czekają drinki z palemką, ale naprawdę ciężka praca. Nawet nie podejrzewał podstępu, dlatego ustąpił drogi mężczyźnie, jednocześnie dając znać swojemu młodszemu koledze, żeby nie ważył się oddawać Ferrisowi butelki z alkoholem. Szeregowy wykonał polecenie, ale przy tym wszystkim zdążył jeszcze mrugnąć Lovercraftowi na pożegnanie. Widocznie jego urok osobisty wciąż działał całkiem nieźle.
Ferris i Mathias znajdują się już w pociągu. Jeśli zmienicie zdanie, możecie założyć temat w dziale z transportem lub retrospekcjami, możecie też dać mi znać, a zrobię to sama. |
| | | Wiek : dzwadzieścia jeden Zawód : tancerka... dorywczo podróżniczka po dystryktach Przy sobie : zdobiony sztylet, leki przeciwbólowe, kawałek ćpuńskiego arsneału matfjasa, pistolet, kamera, trochę dolarów, fałszywy dowód tożsamości [barbie strauss], potwornie okrojona garderoba, przytojny mąż Znaki szczególne : ruda głowa i ogormna duma Obrażenia : nos po złamaniu idelanie nastaiwony, heh
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Czw Cze 04, 2015 1:03 pm | |
| Nigdy nie zastanowiłam się nad tym, w jaki sposób przebywały wywózki, co tak naprawdę mogli czuć ludzie stojący przed Strażnikami. W ściśle wyznaczonych dniach wolałam omijać szerokim łukiem zniszczoną halę dworca postawionego ze zwyczajnym dla nas przepychem. Udawałam obojętność, bierność, całe to przedstawienie budziło u mnie znużenie. Próbowałam być ponad wszystkimi, zazwyczaj kończąc wszystkie dyskusję na temat Dwunastki gorzkim śmiechem. Czasem nawet denerwowałam się, że poddawali się jak usłużne zwierzątka gotowe na nowy, lepszy świat. Niesamowicie irytował mnie brak szacunku dla swojego jedynego domu, wybranie najłatwiejszej opcji - ucieczki… Prawdę mówiąc, wtedy zrozumiał część tych motywów. Mechanizm działał prosto i niezbyt skomplikowanie. Ludzie stali, panowie odhaczali ich nazwiska, następnie wsiadano do pociągu, czekało się na jakąkolwiek zmianę nędznego losu... Wszystko toczyło się aż nadto naturalnie. Cóż, Kapitol się nieco zmęczył. Albo to tylko ja nim. Najzwyczajniej budziłam się w nocy i nie potrafiłam dalej oddychać powietrzem pełnym pyłów, ludzkich cierpień oraz wciąż narastających zmartwień. Przynajmniej mogłam się pocieszyć odpowiedzią na jeden wypadek. Gdyby ktokolwiek pytał - zgodnie z prawdą powiedziałabym, że wyjazd na chwilę do kopalni był wyłącznie moją decyzją. Nikt nie dałby wiary, jednak kto by się przejmował jedną, rudą głową. Przecież odcięli nas od konsultacji psychiatrycznych i stałego dostępu do środków farmakologicznych. Powinni się cieszyć, że znów kogoś nie zamordowałam… a to pewnie wyłącznie dlatego, że nie dawali nam tutaj samochodów. Niemniej powracając na ziemię, sama musiałam przeżyć to po raz pierwszy i (oby) ostatni raz. Każdy wspaniały dowódca miał plan, który kończył się powrotem pełnym glorii oraz chwały, więc nie mogłam wypaść poza ten schemat. (I tak, to prawda, że nie miałam scenariusza na okres od wysiadki z pociągu aż po powrót do stolicy. Widziałam tylko jak mieliśmy zakończyć całą sprawę.) Po słowach wycedzonych przez mężczyznę otworzyłam usta w geście autentycznego zdziwienia. Ważyłam torby z jakiś milion razy, zostawiając nawet pół kilograma wolnego miejsca (nie bądźmy aż nadto rozrzutni). Aczkolwiek nie straciłam głowy przez ten cholerny kilogram. Zgrabnie przekształciłam to w teatralny wyraz znużenia, lekkiego niezadowolenia prawie jakbym była bardziej znudzona tym wszystkim niż on, Strażnik Ostatniego Kilograma. - Mój dłuży głuptasek… - uśmiechnęłam się, ciągnąć słowa. Sięgnęłam po bagaż niesiony przez Lewisa, nie chcąc otwierać własnej torby, która stanowiła idealny przykład tego, czego nie powinno się zabierać do pieprzonej pracy w pieprzonej kopalni. Udając poszukiwania, przerzuciłam kilka swoich rzeczy. Po niespełna kilkudziesięciu sekundach wyciągnęłam męską parę spodni, omiatając ją wzrokiem zza okularów przeciwsłonecznych. - Jose, - kiwnęłam głową w bliżej nieokreślonym kierunku, spoglądając pod kątem ku mojemu ukochanemu mężowi - one i tak wszyły z mody jakieś pięć sezonów temu. Zgrabnym ruchem oddałam Strażnikowi Ostatniego Kilograma zwinięty w kłębek materiał, uśmiechając się czarująco pod nosem. Już wystarczająco pocięłam swoją garderobę na rzeczy a) po które wrócę, b) które zabieram, c) których już pewnie nie założę. Otwarcie mogłam powiedzieć, że to było gorsze niż uzyskanie przebaczenia. A wszystkie zapakowane buty były mi potrzebne. Tak swoje sprawy załatwiały prawdzie damy, proszę państwa.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Etatowy muzyk Przy sobie : zapalniczka, trzy paczki papierosów, fałszywy dowód tożsamości
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Sob Cze 06, 2015 12:55 am | |
| Gdyby był to obrazek z przyszłości to pewnie trząsłby się ze strachu. Stałby samotnie na dworcu, wśród motłochu, znamienitych osobowości, które w getcie stały się kompletnie bez znaczenia. Tak samo jak oni drżałby o swoje życie, bo strażnik pokoju mógłby zakończyć je jednym pociągnięciem spustu. Pozbyć się go jak za pomocą packi unieszkodliwia się irytującą się muchę. Bo tym właśnie ci ludzie są dla aktualnych władz Kapitolu. Małymi, bzyczącymi insektami, które skrzętnie zbierają na lep, jakim jest dystrykt dwunasty. To, co odróżnia ich od tych stworzonek to intelekt, cóż, przynajmniej powinien, bo wielu byłych mieszkańców stolicy nie może się zbytnio nim pochwalić. Nie jest to jednak przyszłość. Nie jest to pociąg, którym Lewis powinien jechać. Szczęśliwie darowano mu jeszcze jeden miesiąc wolności. Odłożono w czasie nieuniknioną wywózkę. Najwidoczniej zrobiono to całkiem niepotrzebnie, bo stał oto teraz na peronie wspaniałego dworca, spakowany i gotowy do wyjazdu. O ironio, jesteś chyba jednym bogiem, jaki ma tu rację bytu. Jeśli ktoś miesiąc temu powiedziałby mu, że pojedzie z własnej woli do dwunastki to wyśmiałby go. Przecież od dłuższego czasu planował subtelny odwrót taktyczny z getta. Mając pomoc w osobie Conrada dotychczasowa mrzonka miała szansę przeistoczenia się w rzeczywistość. Tymczasem stał spokojnie obok swojej żony uśmiechając się głupio pod nosem. Zapewne odejmowało to kilka punktów wiarygodności jego kreacji Josepha Straussa, ale nie mógł się powstrzymać. Rzadkim zjawiskiem było zobaczenie rysy na doskonałej masce Amelle, którą zazwyczaj nosiła w jego towarzystwie. W dodatku Ferrisowi udało się dostać do pociągu, miał, więc powody do zadowolenia. Jednak tylko do czasu. Sądził, że Amelle pozbędzie się jakiejś ze swoich rzeczy, a nie postanowi uszczuplić jego bagaż. W końcu i tak musiał pójść na wiele kompromisów żeby zmieścić gitarę. Tymczasem ta wredna kobieta ze słodkim uśmieszkiem postanowiła pozbyć się jego ulubionej pary spodni. Co z tego, że był doskonale świadom tego, iż wygląda w nich jak aktor ze spalonego teatru? Zmiął w ustach przekleństwo, gdy odprowadzał swoje ukochane ubranie w jego ostatecznej drodze. Z wyrzutem spojrzał na rudowłosą, planując, co jej powie, gdy będą mieli chwile prywatności. Jednak uwagę Lewisa odwróciła ręka, której nie powinno tu być, a wynurzyła się z kieszeni płaszcza jego lubej. Unosząc brew w geście zdziwienia obrócił się lekko, aby ujrzeć właściciela dłoni. Okazała się nią mała dziewczynka w ubraniach zdecydowanie nie pierwszej młodości i świeżości. Nie wyglądała jak zżerałoby ją poczucie winy. Co Amelle mogła mieć w tych piekielnych kieszeniach? Lewis wiedział, że w getcie kradnie się co popadnie, a tamto dziecko może mieć już po prostu dużą wprawę w wyglądaniu niewinnie. Nie namyślając się więcej podszedł do niej, zdecydowanie złapał za łokieć i przykucnął, aby zajrzeć jej w oczy. Lata praktyki w Kapitolu pozwoliły mu na przybranie na twarz maski idealnej obojętności i znudzenia. Osoba z boku mogłaby wziąć ich za ojca i córkę. - Oddasz mi to, co wzięłaś z kieszeni mojej żony albo zafunduję ci przejażdżkę do dwunastki w jedną stronę – powiedział cichym, pozbawionym emocji tonem. Trochę już żył, wiedział, że krzyk i groźne miny nie zrobią na wychowującym się w getcie dziecku wrażenia.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Sob Cze 06, 2015 11:46 am | |
| Nawet gdyby Strażnicy chcieli dalej kłócić się z Amelle i przeszukiwać ją, ich uwagę odwrócił Lewis, który ruszył za małą złodziejką. Mężczyźni podążyli za nim wzrokiem, a gdy zorientowali się, co właśnie miało miejsce, miny im zrzedły. Zamiast dalej zajmować się sprawdzaniem stojącego przed nimi małżeństwa, wybrali opcję wymierzenia kary dziewczynce. - Natychmiast oddaj to, co ukradłaś - zabrzmiał tubalnym głosem starszy ze Strażników - Gdzie są Twoi rodzice? Mała jednak nie miała zamiaru stać i spokojnie czekać na swój los. Mocno ugryzła Lewisa, uwalniając się tym samym z jego uścisku, a chwilę później pędziła już pomiędzy tłumem zmierzającym w stronę pociągu. Barbara (uboższa o dwa dolary) i Joseph mogli wykorzystać całe zamieszanie i bezpiecznie udać się do przedziału.
Dwie godziny później wszystkie miejsca w pociągu były już zajęte. Strażnicy przegonili gapiów z dworca i urządzili jeszcze jeden, ostatni i kontrolny obchód. Nie dopatrując się żadnych nieprawidłowości, zadowoleni z powodu braku jakichkolwiek incydentów dnia dzisiejszego, dali sygnał do odjazdu, a maszyna pomknęła w stronę Dystryktu Dwunastego. Wywózka numer trzy zostaje uznana za zakończoną. Dziękuję za udział w zabawie i zapraszam do Dwunastki, gdzie w razie potrzeby możecie tworzyć własne tematy. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Nie Cze 28, 2015 1:15 pm | |
| Ten dzień był wyjątkowo mroźny. Zgromadzeni na dworcu mieszkańcy Kwartału stali skuleni w niewielkich grupach, rozcierając zmarznięte dłonie i czekając, aż Strażnicy Pokoju wpuszczą ich do pociągu. Łatwo było zauważyć, że żaden ze strażników nie miał zbyt radosnej miny - zapewne większość marzyła o tym, by znaleźć się już poza Kwartałem w ciepłym mieszkaniu. Bez większego zaangażowania wydawali więc komendy, kierując Bezprawnych do poszczególnych wagonów, a ludzie bez oporów wsiadali do pociągu. Każdy chciał się trochę ogrzać, choć najprawdopodobniej była to ostatnia przyjemność, jaka czekała wywożoną do Dwunastki ludność. W tłumie dało się słyszeć ponure szepty i pojedyncze, nienawistne spojrzenia rzucane w stronę strażników. Na twarzach mieszkańców Kwartału - a już niedługo Dystryktu Dwunastego - malowała się niepewność o to, co czekało ich w odległym dystrykcie. Niska temperatura i lekki śnieg, który zaczynał powoli sypać, skutecznie odstraszyły część gapiów, więc wydawało się, że tym razem na dworcu panował mniejszy tłok. Nie była to jednak jedyna przyczyna. Szybko okazało się, że nie wszyscy wytypowani stawili się na miejscu. Podczas gdy czwarta wywózka wciąż trwała, w innych częściach miasta wszczęto już poszukiwania.
Zapraszamy do gry wszystkich wytypowanych do wywózki. Z listy oficjalnie wykreślono Maeve Blackwood, a Johanna Mason podjęła próbę ucieczki. Na liście poszukiwanych znaleźli się również Lewis Vangeance, Rosemary Garroway, Mathias le Brun i Amelle Ginsberg. Pozostali nie zareagowali, zakładamy więc, że znajdują się na terenie getta (w mieszkaniach) lub niebawem pojawią się na peronie. Brak reakcji oznacza wizytę Strażników Pokoju w miejscu zamieszkania i doprowadzenie na pociąg oraz przetransportowanie do Dwunastki. Przypominamy, że do trzeciego planowanego transportu z getta wytypowano: Amelle Ginsberg, Andy'ego Rose, Cancer Leander, Catherine Epps, Christine Turner, Dylana Sharpe, Elliota Murdock, Emmę Swan, Freda Räikkönena, Islwyna Argall, Jay Sinclair, Johannę Mason, Jolene Ramsay, Jonathana Blake'a, Josie Rotenberg, Lewisa Vangeance, Mathiasa le Brun, Maeve Blackwood, Noelle Rhodes, Rhiannon Lancaster i Wyatta Coopera
Na Dworzec zapraszamy chętnych do interakcji Strażników Pokoju, a także odważnych gapiów lub opozycjonistów. Przypominamy o możliwości wpłynięcia na wskaźnik popularności oraz oczywiście dalszą fabułę. Niech los Wam sprzyja! |
| | | Wiek : 39 Zawód : Szarpidructwo w Violatorze Przy sobie : latarka, wybrakowana wędka Obrażenia : Bez ucha, wychudzona i mizerna
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pon Cze 29, 2015 11:40 am | |
| Zima zawsze była moją ulubioną porą roku. Kiedyś lubiłam patrzeć na niebo i czuć spadające, aksamitne płatki śniegu, muskające moją cerę. Uwielbiałam te bezcenne, zimowe pocałunki. Jako małe dziecko widziałam w zimę płaczącą dziewczynkę i jej tatę. Przewróciła się na lodzie i być może nabiła sobie siniaka na nodze. On pocałował ją w policzek, a chociaż nie przestało ją boleć i nadal trzymała się za kolano, spojrzała na niego, i zapomniała o zdarzeniu. Brakowało mi rodziców, ale wtedy odpuściłam smutek. Wtedy byłam jeszcze szczęśliwsza na śniegu, myślałam, że nieważne jak mocno boli, jak mocno czegoś ci brakuje, wystarczy mieć kogoś, kogo kochasz, a wszystko inne już się nie liczy. Wyobrażałam sobie, że z nieba są na mnie spuszczane takie zimowe pocałunki. Że nawet jeśli moich rodziców nie ma, kochają mnie taką, jaką jestem. Samotną, trochę sceptyczną, ekscentryczną. Czuwają. Chciałam w życiu siły i przyjaciół, a miałam tylko momenty, w których śnieg mógł spaść na moje rzęsy, i zamknąć mi oczy na niezmienną rzeczywistość. Mogłabym na zawsze zasnąć w śniegu. Ale nie poddawałam się. Brnęłam, prowadząc wojnę między rzeczywistością i światem, w którym marzenia mają rację istnienia. Do dnia dzisiejszego wiele się zmieniło. Zawsze zaskakiwałam siebie samą tym, jakie role mogłam zagrać w życiu innych ludzi. Potrafiłam być ponad innymi, ale i padałam im do stóp. Tak samo jak ja, zmieniło się moje podejście do marzeń i wspomnień. Już nie zatapiam się w śniegowych płatkach, już ich nie potrzebuję. Potrafię o siebie zadbać. Znalazłam jakiekolwiek źródło zarobków w Violatorze, jako muzykantka. Znalazłam przyjaciół. Znalazłam swoje miejsce na świecie, i czasami, uśmiecham się pod nosem. Pamiętam swoje słabości, ale uczę się z nimi żyć. Nikt nie jest idealny. Gdy pierwszy płatek śniegu spadł mi na nos, mimowolnie lekko przymrużyłam oczy i uśmiechnęłam się pod nosem. Moim najcieplejszym ubraniem był dziurawy, znaleziony płaszcz, musiałam więc otulić się rękami, żebym kompletnie nie zamarzła na tym dosyć pustawym dworcu. Spodziewałam się większej ilości osób. Obecni jednak nie kipieli ogromnym entuzjazmem. Wiadomo, przeżyli ogromny spadek z pozycji społecznej, od Kapitolinów do KOLC-owców, a wygląda na to, że to jeszcze nie koniec niespodzianek. Propaganda głosi, że w Dwunastce będzie jeszcze gorzej niż do tej pory, jednak i wielu ma nadzieję na poprawę swoich warunków. Jak dla mnie może to być cokolwiek. Nauczyłam się być szczęśliwa bez tych wszystkich rzeczy, które czyniły mnie zamożną Kapitolinką, poradzę sobie jeszcze raz. Mam tylko nadzieję, że na miejscu spotkam Ewangelinę. Już dosyć długo jej nie widziałam. Z jednej strony chciałam się jej odwdzięczyć za opiekę nade mną, a z drugiej nie chciałam wchodzić jej w drogę. Nie jestem pewna, czy jej mama mnie polubiła. Ale przy Ewangelinie czuję się znowu jak ta mała dziewczynka, która dopiero uczyła się żyć. Muszę ją znowu zobaczyć. Strażnicy jak zwykle byli tacy obojętni. Za to im płacą, ale zawsze przerażała mnie wizja ich życia. Jest taka tajemnicza. Mroczna. Cokolwiek robią, nie mogą się śmiać ani płakać. Czy otrzymują za to kary? Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że praca Strażnika jest prosta - pilnuj i tłum sprzeciw. Ale wydaje mi się, że wiele osób nie podołałoby zadaniu, jakim jest zachowanie kamiennej twarzy. Przynajmniej ja bym nie mogła. Nie w tym życiu. Nie był jeszcze czas na wsiadanie do pociągu, a stawałam się jakoś nerwowa. Stałam oparta o murowaną ścianę, a czułam się, jakby za mną stała ogromna tarcza zegarowa, a w mojej głowie odbijało się echem tik, tak. Czułam, że czas ucieka, a Strażnicy stoją, jakby byli poza czasem. Denerwuję się. Nie mam z kim porozmawiać. Chcę już tylko mieć to wszystko za sobą. |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : Muzyk Przy sobie : paczka zapałek, latarka z wytrzymałą baterią, scyzoryk wielofunkcyjny, kastety, apteczka, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : Brak Obrażenia : Brak
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pon Cze 29, 2015 1:47 pm | |
| /po Victorze!
Od czasu, gdy Lisbeth zobaczyła listę z nazwiskami osób do wywózki i odnalazła na niej Noelle to zastanawiała się poważnie, czy nie przyjść na dworzec i jej nie pożegnać. Prawda była taka, że ich relacje była naprawdę dziwna. Z jednej strony Rhodes pomagała Lis w Getcie, dawała jej wiele muzycznych porad, które dziewczyna wykorzystała nieraz. Ale z drugiej strony... cóż. Noelle była Kapitaluchem, których Echo bardzo nie lubiła i winiła ich za to, że tu się znalazła. Tak więc miała ambiwalentne uczucia co do samej kobiety, która jednak była od Lisbeth starsza i bardziej doświadczona. O prawie dwadzieścia lat. Po długim namyśle, postanowiła, że przyjdzie i powie te kilka ostatnich słów na pożegnanie, choć sama nie wiedziała, co z tego wyjdzie. Ten dzień był mroźny, zdecydowanie zapowiadał nadchodzącą zimę. A zwłaszcza ten śnieg, który padał aktualnie. Jak jeszcze mieszkała w Dystrykcie to lubiła całkiem tą porę roku. Może dlatego, że wtedy w ich mieszkaniu było względnie ciepło i nie zamarzali na kość. Jednak teraz to była zmora Lisbeth i nie chciała, żeby to kiedykolwiek nadeszło. Martwiła się o młodego, który był bardzo chorowity. W tamtym roku ledwo co przeżył zimę. Teraz nie wiedziała, jak to będzie. Jeszcze się trzymał, nie zapowiadało się na żadną chorobę. W razie czego miała w domu opakowanie antybiotyków, gorzej jak złapie coś wirusowego, wtedy wszystko będzie zależało od wytrzymałości jego organizmu, a do niego nie miała jednak zaufania. Martwiła się o brata, ale nie mogła nic poradzić jak tylko spróbować ogrzać czymś dom, tym marnym piecem kaflowym, który mieli. Lis wolnym krokiem weszła na peron, rozglądając się za Noelle. Była pewna, że tu przyjdzie, ucieczka była do niej zupełnie niepodobna. Znała już ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że kobieta pogodziła się ze swoim losem i nie miała zamiaru się buntować. A chociaż w mniemaniu Lisbeth. Dziewczyna bez problemu dostrzegła ją w tłumie osób. Stała samotna, oparta o mur i czekająca na nadchodzący ją los, na który nie miała żadnego wpływu. Glasgow podeszła do niej i spojrzała na kobietę. - Noelle... - szepnęła. Nie było jej tu od dawna... od czasu, gdy to jej rodzice zostali niemalże siłą wtargani do pociągu. Nie wiedziała, co mogła powiedzieć. "Hej, wszystko będzie dobrze! To tylko walenie kilofem w węgiel, nic takiego!"? Zdecydowanie nie brzmiało to zbyt dobrze. "Tak mi przykro" też tu jej jakoś nie pasowało. Postanowiła więc milczeć i czekać, aż kobieta sama coś powie. |
| | | Wiek : 39 Zawód : Szarpidructwo w Violatorze Przy sobie : latarka, wybrakowana wędka Obrażenia : Bez ucha, wychudzona i mizerna
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pon Cze 29, 2015 8:47 pm | |
| Wpadłam w krótki trans. Ciągle słyszałam tykanie zegara, jakbym czekała na wybuch bomby lub coś, co przerwie melancholijny stan tego zamarzniętego peronu. Z pewnym wewnętrznym zasmuceniem czekałam na jakiś sygnał głosowy czy gest od Strażników, który każe nam przenieść się do wnętrza pociągu. Przypuszczam, że w środku nie będzie przynajmniej tak wietrznie. Nie mam jednak nadziei na ogrzewanie, podróż raczej będzie się odbywać w klasie ekonomicznej. Kapitolińskie pociągi zawsze były tak pięknie ozdobione, miały dużo niepotrzebnych wagonów, które były częścią pociągu tylko jako ozdoby. Tym razem na pewno nie będzie tak wygodnie. Po prostu nie mogę doczekać się zakończenia całej tej historii. Przez śnieżne opady zobaczyłam kroczącą ku mnie osobę o rozpoznawalnej fryzurze i charakterystycznych rysach twarzy. Wybudziłam się z podświadomego snu. - Noelle... - Echo spojrzała na mnie. Nasza relacja była czymś pomiędzy nieznajome a koleżanki po fachu. Może gdybym była trochę młodsza, byłybyśmy przyjaciółkami. Tak naprawdę nie powinno mnie obchodzić, co pomyślą inni, ale też nie chcę się narzucać dziewczynie, przed którą całe cudowne życie. Praktycznie nie znałam Lisabeth, a może powinnam. Zawsze wydawała mi się samotna i zapracowana, zwłaszcza z dzieciakiem. Mam tylko nadzieję, że nie wpadnie kiedyś w kłopoty przez ten cały młodzieńczy bunt. Nawet jeśli, być może nigdy nie będzie mi dane to wiedzieć. Ale co tak naprawdę ona tu robi? Biorę pod uwagę dwie opcje: chce wszcząć zamieszki lub przyszła tu dla mnie. Jasne, wolałabym tę drugą opcję. Zawsze lubiłam Lis za jej artystyczną duszę i tą pozytywnie negatywną energię, którą kipiała. Wyglądała na niepewną, więc po prostu zapytałam ją. - Przyszłaś tutaj zaśpiewać? - rzuciłam ironicznie, trochę złośliwie, ale przyjaźnie. Nie w moim stylu, ale dzisiejszy dzień dziwnie na mnie wpływa - Tak ogólnie, to hej - dodałam trochę luźniej. Zawsze należy się przywitać na początku rozmowy. Rozmawiałyśmy cicho jak myszy, na peronie mimo wielkiego tłoku ludzie nie byli skłonni do rozmów. Było tak cicho, że wydawałoby się, że mieszkańcy i Strażnicy słyszą każde nasze słowo. - Usiądźmy - zaproponowałam. Znużyło mnie stanie w miejscu i to ciężkie, zimowe powietrze. Skuliłam się i usiadłam pod murem,peronu, ocierając dłonie o siebie dla rozgrzania. Czekałam aż dziewczyna przysiądzie się. Ściana nie była zbyt zadbana ani wygodna jako prowizoryczne miejsce siedzące, ale wszystkie ławki były już zajęte przez pazernych Kwartalanów. Nie mam ochoty nawet ich prosić o miejsce siedzące dla starszej osoby. Za dużo tutaj degeneratów. - Jak tam młody? - zapytałam niezbyt gorliwie. Odbiegałam od tematu wyjazdu i opuszczania getto. Tak naprawdę, co mnie obchodził jej brat? To prywatna sprawa Lis. Oczywiście wywózka to dobry temat do rozmowy, ale niemiło mi o tym rozmawiać, nawet jeśli w KOLCu przeżyłam na początku prawdziwe piekło z pewnym Strażnikiem. Może powinnam być szczęśliwa, ale tak naprawdę nic się nie zmieni. Znowu zostanę w grupie Kapitolinów, pośród tych samych ludzi. Zmieni się tylko otoczenie. Mam nadzieję, że gdzieś tam daleko będę mogła nadal grać dla publiczności. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Wto Cze 30, 2015 1:18 am | |
| Jeżeli Lisbeth i Noelle sądziły, że znalazły chwilę, by spokojnie porozmawiać, to były w sporym błędzie. W pewnym momencie kobiety mogły poczuć na sobie czyjś wzrok, a gdyby uważniej się rozejrzały, całkiem szybko spostrzegłyby pośród tłumu niską, lekko przygarbioną staruszkę w podniszczonym płaszczu. Pozostały gdzieniegdzie złoty brokat i fantazyjne, choć wyblakłe guziki świadczyły o tym, że kiedyś kobieta musiała należeć do bogatszej warstwy kapitolińskiego społeczeństwa... albo że Los się do niej uśmiechnął i znalazła gdzieś płaszcz bądź komuś go ukradła. To jednak liczyło się najmniej, kobieta spoglądała bowiem uważnie to Noelle, to Lisbeth, marszcząc lekko brwi. |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : Muzyk Przy sobie : paczka zapałek, latarka z wytrzymałą baterią, scyzoryk wielofunkcyjny, kastety, apteczka, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : Brak Obrażenia : Brak
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Wto Cze 30, 2015 2:01 pm | |
| Całe Getto człowieka wprowadzało w melancholię, gdy w nim przebywał kilka godzin. Gdy już się jej kilka miesięcy, to przestaje się zwracać w ogóle uwagę na wszechobecną biedę, głód i śmierć. To może wydawać się okrutne, ale Lisbeth już nie żałowała sierot siedzących gdzieś na ulicy i wyciągających swoje wychudzone ręce, prosząc o jedzenie. Nie zwracała uwagi na to, że jakieś podlotki gdzieś w zaułku gwałcili młodą dziewczynę, albo jak ktoś coś kradł. Byle to nie dotyczyło jej albo Jamiego. Jednakże wchodząc na dworzec, dech zaparło jej w piersiach. Po raz pierwszy od dawna poczuła smutek, żal i bezsilność w sprawie tego, co się dzieje z nią i wszystkimi mieszkańcami Getta, których Kapitol się pozbywał i wywoził na przymusowe prace w Dwunastce. A każdy przecież dobrze wiedział, z czego ten Dystrykt się utrzymywał. Najbardziej przygnębiającą myślą było to, że gdzieś wśród ludzi tam pracujących są jej rodzice, których nie widziała od miesiąca. Nie wiedziała, czy wciąż żyją. Nie wiedziała, jak sobie radzili. Ale była pewna jednego - kochała ich, a oni ją, Jamiego i swojego najstarszego syna, z którym Lisbeth nie miała kontaktu od czasu, gdy widzieli, jak Strażnicy Pokoju wprowadzają ich do pociągu. Glasgow i Noelle nie były były przyjaciółkami, czy nawet dobrymi znajomymi. Nie wiedziały nawet zbyt wiele o sobie. Pracowały w jednym klubie, Rhodes czasami dała Echo jakieś rady i wskazówki... tyle. Może raz czy dwa wspomniały coś więcej na swój temat. Lisbeth wiedziała, że Noelle była Kapitolinklą, jedną z tych, których obarczała winą za to, że tutaj się znalazła, ze musiała przechodzić przez to całe piekło, jakim dla młodej dziewczyny Getto było. Piekłem, z którym próbowała nieudolnie walczyć, bronić przed nim swojego młodszego brata, dla którego stała się niczym matka, której tak bardzo mu brakowało. - Przyszłam dla Ciebie. Ale jak chcesz, mogę zaśpiewać, tyle że z Tobą - powiedziała i posłała kobiecie blady uśmiech. Nie miały zbyt wiele okazji, żeby razem pomuzykować, ale kto wie, może to dzisiaj jest dla nich czas? - Postanowiłam, że się pożegnam. Jak zobaczyłam Twoje nazwisko na liście, to jakoś... smutno mi się zrobiło - odparła. Mówiła szeptem, jakby nie chciała, by ktokolwiek usłyszał ich rozmowę. W której przecież nie było niczego złego, tak naprawdę. Dziewczyna przytaknęła jedynie głową i usiadła, opierając się o zimny mur. Jednak teraz nie zważała na to ani trochę. Miała silną odporność, nie zachoruje od pięciu minut siedzenia na ziemi. Na dworcu nie było o wiele zimniej niżeli u niej w mieszkaniu. - Na razie dobrze... ale nie wiem, co będzie potem. Martwię się o niego. Jest taki chorowity - powiedziała, choć wcale nie musiała. Kim była dla niej Noelle, żeby się jej zwierzać z prywatnych problemów. Jednak Lisbeth było ciężko cokolwiek powiedzieć na temat wywózki, mimo że ją to też kiedyś czekało. Kto wie, może to właśnie jej imię i nazwisko pojawi się na kolejnej liście? Tylko kto wtedy zaopiekuje się młodym? Między kobietami zapanowała chwilowa cisza. Nie była jednak ona niezręczna, nie dla Lis. Patrzyła się przed siebie i zastanawiała, czy jej życie ulegnie jakoś zmianie, gdy zabraknie Noelle w jej życiu. Może nie grała w nim bardzo ważnej roli... co nie zmieniało faktu, że będzie za nią tęskniła. Na swój dziwaczny, zbuntowany sposób. Z zamyślenia wyrwało ją dziwne poczucie, że ktoś ją obserwuje. Glasgow rozejrzała się uważnie. Zauważyła w tłumie jakąś starszą panią, która przypatrywała się jej oraz Rhodes. - A ta starucha niby czego od nas chce? - zapytała retorycznie, wskazując na nią skinięciem głowy. Wyglądała jak zwykły mieszkaniec Getta. W zniszczonym płaszczu, który kiedyś kosztował majątek. Lis też miała trochę takich ubrań, których lata świetności już dawno miały za sobą, jednakże było w nich coś, co wskazywało na to, że wcale nie były pierwszym lepszym ciuchem ze szmateksu. |
| | |
| Temat: Re: Dworzec kolejowy | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|