|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Dworzec kolejowy Sob Cze 08, 2013 12:53 am | |
| First topic message reminder :Ponieważ dostawy żywności docierają do Kwartału bardzo rzadko, a podróże dla mieszkańców pozostają całkowicie poza zasięgiem, jeszcze do niedawna dworzec używany był jedynie w trakcie dożynek. Po ogłoszeniu likwidacji getta jest jednak miejscem, z którego odjeżdżają transporty robotników, kierujące się do obozów pracy.
Ostatnio zmieniony przez Ashe Cradlewood dnia Wto Lis 04, 2014 12:32 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Wto Kwi 01, 2014 4:31 pm | |
| Kiedy Randall rozpoczął samotną podróż po Panem ludzie, których spotykał, pytali go, dokąd zmierza, czego szuka i dlaczego wybrał takie życie. Zawsze zbywał ich krótkimi odpowiedziami, często nieco tajemniczymi myśląc, że to nie ich sprawa. Jednak na początku sam dokładnie nie wiedział, czego pragnie. Był pewny, że chce wolności, ale co więcej? Podążał na ślepo, wiedziony jedynie głosem swojego serca. Był zagubiony w świecie, którego tak naprawdę nie znał. Młody i głupi, niemal pewny, że może osiągnąć wszystko, co sobie wymarzy. Żył z dnia na dzień, przed każdym snem bojąc się, że może nie ujrzeć już wschodu słońca. Bez większych planów. Chciał być wolny i był wolny, mimo że samotny i głęboko zraniony. Dniami przemierzał kilometry, opadając z sił, nocami kładł się spać na gołej ziemi i podlewał ją swymi łzami, zamknięty w pokoju bez klamek, pełnym obrazów przeszłości nękającymi jego duszę. Nigdy nie planował wrócić do Kapitolu ani do Dziewiątki, nie zamierzał nawet osiedlić się na stałe. Koczowniczy tryb życia jak najbardziej mu odpowiadał, a przynajmniej kiedy było ciepło. Na zimę szukał zazwyczaj schronienia w dystryktach, łapiąc jakąś pracę. Wmawiał sobie, że takie życie jest odpowiednie dla tego, kim się stał i przez to, co zrobił. Na początku swojej tułaczki nie myślał jeszcze o zemście. Zrezygnował z pobytu w Trzynastce tylko dlatego, że nie chciał zobowiązań. Nie podobała mu się wizja kontroli i wykonywania czyiś rozkazów, chciał być sam dla siebie panem. Jego zdanie na ten tematu znacznie ukształtowało się w czasie podróży, a ostateczną decyzję podjął podczas nawiązywania przyjaźni w Czwórce. To wszystko, co wydarzyło się potem jeszcze bardziej wzmocniło jego przekonanie o tym, że to nie tego chce. Snow był okropny, ale Coin wydawała się być gorsza. Podobnie jak nigdy nie myślał nad powrotem do miasta, które ściągnęło na niego nieszczęście, nigdy nie myślał o miłości. Był święcie przekonany, że na nią nie zasługuje. Obawiał się, że mógłby kogoś zranić i nie chciał sam się zranić. Może nie myślał wówczas racjonalnie, ogarnięty poczuciem winy i łapą przeszłości, która zaciskała wokół niego palce. Chciał jedynie sprawić, że Panem będzie wolne, bezpieczne i spokojne dla każdego, nie tylko dla wybranych. Jednak miłość przyszła, choć usilnie starał się temu zaprzeczać. Złapała go, kiedy był słaby, przestraszony i przybity, przygnieciony przez nocne koszmary i dzienne wizje. Zakochał się i, szczerze mówiąc, był to jeden z najlepszych okresów jego życia. Od tak dawna nie czuł szczęścia, że czuł się jak nowo narodzony. Miał się, aby żyć dla niej. Ona pomogła mu się podnieść, była w przy nim w najgorszych momentach. Wcześniej jedynie uciekał myślami w przeszłość, choć widział, że to go niszczy. Wiedział to, a jednak postanowił żyć z tym piętnem, które przejęło nad nim władzę, do końca życia. Hugh Randall był świadomy swoich czynów, a jednak postąpił tak a nie inaczej. Dopiero kiedy pozostał sam, stracił już wszystko, na czym mogło mu zależeć, nadzieja opuściła jego serce, a jej miejsce zajęła złość żądza zemsty, która stała się jego nową obsesją. Teraz stał w Kwartale czekając na kogo, o kim nie wiedział nic i tracąc jakąkolwiek nadzieję na to, że ta osoba się zjawi. I myślał o tym, o czym nie powinien. I znów, tak jak przed laty wiedział, czym to grozi, a jednak zapuścił się w tą część swojego umysłu. Pozwolił sobie na chwilę słabości, pozwolił sobie jeszcze raz ujrzeć w wyobraźni jej twarz. Niemal czuł jej zapach, widział uśmiech... a zaraz potem to pękło. Zobaczył krew i siebie samego, tak jak tamtego dnia, kiedy musiał pożegnać się z ostatnią osobą, z którą chciałby się żegnać. Zamknął oczy i przetarł je dłońmi. Odetchnął głęboko i odrzucił te bolesne wspomnienia od siebie. I wtedy to poczuł. Ktoś zacisnął dłoń na jego kurtce, opierając głowę obok, niemal na środku jego kręgosłupa. Po jego ciele przeszedł dreszcz, jednak nie strachu ani złości. Poczuł coś dziwnego, co kazało mu jeszcze przez chwilę pozostać w miejscu, w którym stał. Był zdziwiony tym, co się wydarzyło. Pierwszym, co przyszło mu do głowy, był jakiś głupi żart Sabriel, która przyszła potowarzyszyć w spotkaniu albo powiedzieć, że w ogóle się nie odbędzie. Po chwili zebrał się na odwagę, aby się odwrócić. Zrobił to powoli bojąc się, co może zobaczyć. A to co zobaczył na pewno było ostatnią rzeczą, której się spodziewał. W pierwszej chwili miał wrażenie, że jego umysł płata mu figle. Że znów cofa się do stanu urojeń i snów na jawie, w których widzi osoby, które stracił. Kiedyś potrafił w tłumie dostrzec znaną mu twarz czy sylwetkę i gonił za tą osobą aby przekonać się, że to tylko zwidy. Tym razem było inaczej. Ta osoba stała przed nim i byli tutaj jedynymi żywymi duszami. W jego głowie powstało tornado. Czuł, jak jego solidna bariera obronna pęka pod wpływem uderzeń pytań bez odpowiedzi i uczuć bez odzwierciedleń. Rozpadał się na małe kawałeczki, szwy trzymające jego serce pękały jeden po drugim a on stał patrząc na swoją ukochaną, która przecież była martwa. A przynajmniej myślał że była aż do chwili, kiedy się nie odwrócił. Cofnął się o mały krok, aby lepiej widzieć. Była szczuplejsza, niż ją zapamiętał. Jej twarzy wyrażała ból i zmęczenie, ubrana w ciemną bluzę i kurtę oraz podarte spodnie, ale to dalej była ona. Rysy jej twarzy wiele się nie zmieniły, kolor oczu pozostał ten sam. Hugh nie mógł uwierzyć, ale chciał. Nawet jeśli to był tylko sen, halucynacja czy cokolwiek innego, nie chciał, aby się kończyło. Kiedy otrząsnął się z pierwszego szoku szoku, mimo niewiedzy i wewnętrznego bólu, pragnienia odejścia coś kazało mu zostać. Przyglądał się ukochanej, dziewczynie, której śmierć widział na własne oczy i nie mógł uwierzyć. Czy to możliwe, aby była prawdziwa? Czuł, jak jego serce rozrywane jest strzępy, jego umysł buzuje i wszystko, co budował przez ten rok rozpada się w jednej sekundzie. - To niemożliwe - szepnął, walcząc ze strachem i rozpaczą. Mrugnął kilkakrotnie bojąc się, że za każdym razem, gdy otworzy oczy ona zniknie lub będzie kimś innym, osobą, która prosiła go o spotkanie. W myślach jeszcze raz odtwarzał wydarzenia z tamtego dnia - postrzał, jej ciało leżące przed nim, krew wylewająca się z jej rany tak blisko serca, jego dłonie starające się powstrzymać krwawienie i łzy, które ściekały mu po twarzy prosto na nią. Błagalne słowa, aby go nie opuszczała, że bez niej sobie nie poradzi. A teraz stała tu, w Kwartale Ochrony Ludności Cywilnej, parę miesięcy po tym, patrząc na niego z bólem. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego to się dzieje. I miał tylko jeden sposób aby się o tym przekonać. Zbliżył się do niej, starając się uśmiechnąć. - Nie rozumiem - powiedział, a jego głos zaczął się załamywać. Wszystkie emocje wylewały się z niego i sprawiając, że znów zamieniał się w starego siebie. Do oczu napływały mu łzy. Szczęścia? Smutku? Bólu? Przerażenia? A może wszystkiego po trochu? - Jeśli to sen, to nie chcę się budzić. A jeśli prawda, no cóż... Jak to możliwe? - Udało mu się wykrzywić wargi w lekkim uśmiechu - Muszę to sprawdzić - dodał i uniósł dłoń, dotykając jej policzka. Poczuł szarpnięcie w żołądku, ciepło jej ciała, gładką skórę pod jego palcami. Zamknął oczy, a przed oczami zobaczył wszystkie ich wspólne chwile - pamiętał ten dotyk, bo czynił to już nie raz. Jego ciało zareagowało tak, jak nigdy by się nie spodziewał. Uspokoiło się. Strach ustąpił miejsca szczęściu ale i poczuciu winy. Pojedyncza łza spłynęła mu po policzku kiedy pomyślał o tym, że gdy odchodził, ona jeszcze żyła. Że mógł ją uratować, a zostawił ją tam martwiąc się o siebie. Jej twarz nie zdradzała za wiele, nie wiedział, czy ma mu to za złe. Był na siebie wściekły za to, co jej zrobił. Znowu ją zranił - cierpiała i to przez niego. A jednak gdzieś w głębi serca cieszył się, że tu jest. Dalej nie wierzył, dalej nie ufał swoim oczom ani dotykowi, jego serce przyspieszało z każdą sekundą a krew dudniła mu w żyłach tak głośno, że niemal mógł to usłyszeć, ale głęboko w sercu się cieszył. Kochał ją cały ten czas kiedy sądził, że nie żyje. Nigdy nie przestał jej kochać i teraz tylko to uczucie się wzmocniło. Było jedynym, które zdołało go zniszczyć, ale jednocześnie pomóc mu się podnieść. Silniejszym uczuciem było jednak poczucie winy, które spychało go na krawędź przepaści. Bał się spojrzeć jej w oczy i powiedzieć, że ją zostawił. Bał się, że go nie zechce, że brzydzi się nim i jego tchórzostwem. Miał wrażenie, że jej skóra wypala w jego dłoni ślad, ciepło jej policzka było najprzyjemniejszym, czego ostatnio doświadczył. Po chwili odważył się unieść wzrok i stawić czoło temu, co czuł i co ona czuła. - Victorio... przepraszam - wyszeptał i wraz z ostatnią sylabą tego słowa załamał się. Łzy spływały z jego oczu, znów czuł się słaby i bezbronny. Nie był w stanie nawet ich otrzeć, zdjąć okularów czy położyć torby na ziemi. Nie mógł powiedzieć nic więcej, bo każde kolejne słowo byłoby jeszcze mniej warte niż poprzednie. A tyle chciał jej zdradzić. Chciał, aby wiedziała, że wciąż ją kocha, że nigdy o niej nie zapomniał, a przede wszystkim że żałuje tego, co zrobił. Ale nie mógł, nie potrafił. Wszystkie uczucia, które kiedyś były dla niego codziennością, przez długi czas spoczywające w ukryciu, teraz znów go przygniotły. Nie następowały stopniowo, ale uderzały niczym fala podczas sztormu i zwalały na kolana. Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. |
| | | Wiek : 29 lat Przy sobie : Scyzoryk wielofunkcyjny, fałszywy dowód tożsamości
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Wto Kwi 01, 2014 7:10 pm | |
| W przeciwieństwie do niego, miała dużo czasu na to, by poukładać w sobie wszystkie emocje, jakie ją przepełniały i mimo, że wiele razy dawała im ujść, wypłakując oczy, zamykając się sam na sam w pustym pomieszczeniu, gdzie mogła zamknąć powieki i zacząć wspominać, to miała tą majaczącą się w tle świadomość, jak wygląda cała ta sytuacja. Często spędzała dni w samotności, nie chcąc wychodzić do ludzi, zamieniając światło w ciemność. Wiedziała, że stoi dokładnie tam gdzie stała parę lat wstecz, lecz jej oczy zgubiły po drodze gdzieś dawny blask. Nie umiała znaleźć w sobie światła, nawet w świetle gwiazd, które tak wiele jej kiedyś dawały. Pojawiła się w niej obsesja na punkcie broni, huku strzału, który wyrządził jej tak wiele krzywd. Nie czuła potrzeby uczestnictwa w życiu innych ludzi, w pewnym momencie nawet przestała pożądać zemsty na tych wszystkich osobach, które jej to zrobiły. Zapominała, że gdy leżała skąpana w bólu i ciemności, przeklęła każdego, nawet najbardziej niewinnego zwolennika Coin. Innym razem siadała na łóżku i patrzyła w martwy punkt. Przed oczami pojawiały się obrazy z przeszłości, lecz w żadnym z nich nie było Randalla. Oczami wyobraźni widziała całkowicie żywego, uśmiechniętego Lucasa, który wręczał jej pierścionek zaręczynowy, by chwilę później zamienić się w pijanego kata, który raz za razem uderzał ją i kopał i nawet, gdy leżała na podłodze w płaczu i krwi, błagając by przestał, on tylko się śmiał i powtarzał, że nikt jej nie pomoże. W pewnym momencie zaczęła zauważać, że znów zaczyna zaprzyjaźniać się ze swoją przeszłością i na jej twarz wpływał uśmiech i mocne postanowienie, w którym obiecywała Hugh, że nigdy więcej się tak nie stoczy, by kilka dni później historia zatoczyła koło. Nie trwało to oczywiście przez cały czas, jednak porównywanie dawnego życia z obecnym, ukazałoby jak ogromna przepaść pojawiła się między tymi odcinkami w życiu. Gdy się odwrócił, przeszyła ją fala niepewności, która zniknęła zaraz w momencie, gdy ujrzała jego twarz. Milczała i patrzyła się na niego, chłonąc wszystkie emocje, które przepływały przez mężczyznę. Nie potrafiła, a może lepiej powiedzieć, że powstrzymywała się od rzucenia się w jego ramiona. Przez te kilka miesięcy jej siła woli została postawiona przed bardzo dużym wyzwaniem, by teraz zdać z niego egzamin. Chciała by oswoił się z tym widokiem, uwierzył, że ona, Victoria Rose, stała przed nim i patrzyła się na niego z ciepłym, choć niewyraźnym uśmiechem. Nie chciała, by wyglądało to jak spotkanie po latach dawnych przyjaciół, lecz nie umiała powstrzymać tej prostej reakcji, wykrzywionych delikatnie ust. Nie mogła ukryć bólu, obaw, zmęczenia i skutków wielu nieprzespanych nocy, jednak nadal stanowiła tę samą osobę. - To niemożliwe. -po tych słowach w jej umyśle pojawiło się widmo jego zacierającej się twarzy, która była ostatnim, co widziała podczas tamtego zamachu. Uczucia sprowadziły się do nieprzystępności, a dziewczyna zrobiła krok w tył, jakby rozpaczliwie chciała uciec, lecz coś mocno trzymało ją w tym miejscu, nie pozwalając zniknąć. Nie wiedziała, czy Hugh będzie w stanie uwierzyć, że tam była. Może nie powinna się pojawiać, a zostawić go w spokoju, nie sprawiając po raz kolejny zawodu. Przecież poradziłaby sobie w Kwartale. Może za dziesięć lat by zapomniała o tym wszystkim, co ją spotkało. Nie mając jego zdjęcia, a jedynie puste wspomnienia, mogłaby zacząć sobie wmawiać, że ta miłość była jedynie jej wyimaginowanym stworem, który miał zapełnić pustkę, po utracie Lucasa. - Jeśli to sen, to nie chcę się budzić. A jeśli prawda, no cóż... Jak to możliwe? -a ona wciąż milczała, nie chcąc udzielić żadnych wyjaśnień. Czuła jakby zamiast niej, stał tam ktoś obcy, a może jakiś obłok, duch, którego Randall próbował przywołać. A później poczuła delikatny dotyk na policzku, który zaczął rozpływać się po jej ciele, niosąc ze sobą ciepło drugiego człowieka, drażniąc każdy najmniejszy nerw i wtedy zrozumiała, że tam naprawdę stoi. Uwierzyła pierwszy raz od tych kilku miesięcy, że żyje i na dobrą sprawę jej ciało ma się dobrze, bo dusza była jak rozbite lustro, a w każdym kawałku można było znaleźć jakąś jej część. Już nie uciekała wzrokiem jak kiedyś, gdy się poznali. Jej niebieskie tęczówki obserwowały jego twarz, gdy zamknął oczy, dostrzegając po chwili spływającą łzę. Uniosła rękę i delikatnie przesunęła palcami, po dłoni mężczyzny, która dotykała jej policzka. -Nie płacz, Hugh, proszę, nie płacz. -błagała go w myślach, wiedząc, że jeśli to zrobi, to sama nie będzie umiała powstrzymać łez, które powoli zaczęły napływać jej do oczu. Scena jak z bajki, kiedy wychwyci się moment całkowitej ciszy. Dwójka ludzi samotnie stojących na opuszczonej stacji, skąpani promieniami słońca, a powietrze nieruszane nawet najmniejszym powiewem wiatru. Jedynym czego brakowało, to księcia, księżniczki i szczęśliwego zakończenia, bo tej sytuacji nie można było taką nazwać. Nie potrafiła zrozumieć, jak przez tak długi czas udaje jej się zachować spokój, bo przeważnie to ona miała tendencje do wybuchów emocji. Tym razem jednak tylko stała i wpatrywała się w niego ze spokojem, a na twarzy igrał się kojący uśmiech, jakby chciała dać mu chwilę na zrozumienie tej sytuacji. W końcu spojrzał na nią, na co serce Victorii podskoczyło do gardła, gwałtownie uciskając. Czuła jakby ktoś zaczął ją dusić, lecz po chwili to wszystko ustało, a ona utonęła w głębi jego oczu. - Victorio... przepraszam. -otworzyła szerzej usta, lecz żaden dźwięk się z nich nie dobył, a jedynie czuła, że jej mina musi być równie zaskoczona. Nie miała pojęcia za co była przepraszana. Przecież to nie on do niej strzelał, nie on wysłał do tego miejsca. Wtedy, gdy leżała tak, czując jak życie z niej uchodzi, chciała tylko jednego, by on przeżył, by uciekł i nie rozpaczał, przynajmniej nie zbyt długo. Chciała by żył dla siebie i dla niej. Nic więcej. Widząc łzy spływające po policzkach mężczyzny, jego bezradność i bezsilność, ten cały spokój, który chciała utrzymać, nagle posypał się niczym domek z kart. W jednej chwili znalazła się przy nim i ułożyła dłonie na mokrych policzkach. -Nie płacz. Proszę. -i mimo tych słów, jej oczy w sekundę później zaszkliły się, by zaraz po jej bladej cerze zaczęły spływać łzy. -Nie masz mnie za co przepraszać Hugh, to ja powinnam za to, że cię tu sprowadziłam. -dodała zbolałym głosem, nie mogąc powstrzymać płaczu ani swojego, ani jego. Zrozumiała, że tak naprawdę nie chciała znów uciekać i ponownie go tracić. Mimo iż w jej sercu pojawił się żal, to gdy pomyślała o tym, że mogłaby nie dać mu znaku życia, byłaby nie tylko egoistką, zostawiając go samemu sobie, ale też niedosłownie wyrwałaby sobie serce z piersi. Wiedziała, że tylko jego i nikogo innego potrafiła obdarować tym najważniejszym w życiu uczuciem i nic tego nie zmieni. Kochałaby go wiecznie, nawet po śmierci... przecież kiedyś mu to obiecała. -Ja tu jestem, naprawdę jestem. Musisz w to uwierzyć. -jej głos był rozpaczliwie błagający, a na języku poczuła słony smak łez, zdając sobie sprawę, że jej własny oddech zrobił się ciężki, jakby z trudem łapała każdy haust powietrza. Nie zniosłaby tego, gdyby nie mógł sobie czegoś wybaczyć z jej powodu i cały czas obwiniał za swoje decyzje. Wiedziała, że nic co się zdarzy nie będzie proste, ale przecież oboje wiedzieli, że życie nie jest drogą bez przeszkód. Zwłaszcza oni, tak bardzo świadomi swoich wzajemnych demonów przeszłości, które połączyły również ich teraźniejszość. Nie mogła dłużej tylko na niego patrzeć, nie, gdy była świadoma jego obecności, czując na dłoniach spływające łzy. Cały ten krótki plan, w którym miała stanowić dla wszystkiego podporę, tą, która nauczyła się w KOLCu panować nad emocjami -wszystko to spadło w przepaść, zostawiając jej nagą duszę, ubraną jedynie w najszczersze emocje. -Tęskniłam, bałam się, że z czasem o Tobie zapomnę, bo będąc tutaj z każdym dniem, zatracałam część namacalnych wspomnień, które nas łączyły. -wybuchnęła łamiącym się głosem, bo gdy stała przy nim, czując ten wyrazisty zapach jego obecności, szorstki zarost pod palcami, wzrok, którym tylko on umiał tak na nią patrzeć, nie mogła już dłużej wyobrazić sobie tego, że nie będzie go obok niej. Załkała, zsuwając dłonie z twarzy Randalla i objęła go za szyję, by zaraz przysunąć się i mocno do niego przytulić. Całe ciało poczuło ten palący dotyk, lecz nie ten z rodzaju nieprzyjemnych, a wręcz przeciwnie, kojący i wpływający pozytywnie na każdą komórkę, która się z nim stykała. Nie przejmowała się, że jej łzy spływają na jego idealną koszulę. Jedyne czego pragnęła, a wręcz pożądała, to jego obecność. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że mógłby odejść, czy że za kilka godzin znów będą musieli się rozstać. -Jestem tu. -szepnęła w jego koszulę, choć nie wiedziała, czy tymi słowami bardziej próbowała przekonać jego czy samą siebie, zagubiona wśród własnych myśli, próbowała zdać sobie sprawę z prawdziwości tej sytuacji. -To naprawdę Ty, przyszedłeś. -w jej myślach właśnie to zdanie wciąż przerywało każdą nową myśl. Dziękuję. |
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Wto Kwi 01, 2014 8:32 pm | |
| Randall nigdy nie starał się żyć marzeniami. Owszem, czasem pozwalał sobie na bujanie w obłokach, zwłaszcza za czasów mieszkania w Czwórce, gdy razem z przyjacielem snuł plany obalenia Coin. Później jednak szybko do niego dotarło, że to nic nie daje, a wręcz przeciwnie - sprawia, że człowiek zatraca się w rzeczach nierealnych i zapomina o priorytetach. Dlatego w późniejszym życiu nie pozwalał sobie na marzenia. Może i pragnął znów zobaczyć Victorię, spotkać się z ukochanym rodzeństwem, ale przez jego głowę nigdy nie przeszła myśl, że to może się kiedyś stać. No, przynajmniej nie kiedy już udało mu się pozbierać, jak myślał, na dobre. A jednak się stało, choć trudno nazwać to spełnieniem marzeń. Jego ukochana stała przed nim, żywa, cała i zdrowa. Patrzyła na niego i cierpliwie wysłuchiwała jego słów, jakby dawała mu czas na oswojenie się z nową sytuacją. Łzy płynęły mu z oczu z każdym kolejnym słowem i widział, że kobieta też długo nie wytrzyma. Jej oczy zaczęły się szklić. Bolał ją widok płaczącego mężczyzny, jednak dalej milczała. Z każdą sekundą Hugh coraz bardziej przekonywał się, że ona jest prawdziwa. Jej policzek pod jego dłonią był wyraźnym na to dowodem i nic nie mogło sprawić, że będzie inaczej. Jego serce wariowało, umysł szalał z radości, a jednak łzy dalej płynęły a on dalej czuł się winny. Nigdy nie ukrywał swoich uczuć przed nią, bo czemuż by miał? I czemu miałby robić to teraz, skoro widziała go już w gorszych stanach psychicznych. Więc nie ukrywał, pozwalał swojemu ciału robić to, co uważało za słuszne. Chciał jej powiedzieć, jak bardzo ją kocha. Jak cieszy się, że tu jest. Że żyje. Jednak miał gulę w gardle, jego głos odmawiał mu posłuszeństwa i jedyne co mógł robić to patrzeć na nią, cieszyć się jej widokiem i liczyć, że w końcu się odezwie. Kiedy czuł, jak łzy skapują mu na rękaw koszuli, ona nagle zbliżyła się do niego i ujęła jego twarz w dłonie. Jego ciało zareagowało natychmiastowym dreszczem, aby chwilę później rozsypać się pod wpływem jej ciepłego dotyku. Miał wrażenie, że jej dłonie wpasowały się tam niczym puzzle, tworząc z nim jedność. Czuł się tak, jakby tego pragnął przez cały czas, kiedy był sam. Jakby brakowało mu tego bardziej niż jedzenia. Jak spragniony wędrowca na pustyni, który wreszcie napił się wody. Tyle że jego pustynią był Kapitol, pełny ludzi, a jednak pusty i smutny, bo jedyną osobą, którą zauważał w tłumie była ta kobieta. -Nie płacz. Proszę - powiedziała, patrząc mu w oczy. Sama była bliska płaczu, jednak on też nie mógł go powstrzymać. Był urządzeniem, które ktoś odłączył od prądu, niezdolny do kontrolowania samego siebie. Znowu - Nie masz mnie za co przepraszać Hugh, to ja powinnam za to, że cię tu sprowadziłam - Nie, nie... To ja. Zostawiłem cię tam, kiedy jeszcze żyłaś. Cieszę się, że chciałaś, abym przyszedł. Chciał jej to powiedzieć, aby wiedziała, że dobrze zrobiła. Inaczej żyłby obok niej tak blisko, nie będąc tego świadomym. Z każdym dniem stając się coraz zimniejszym i bezdusznym człowiekiem. Ale nie potrafił, bo uczucia wypełniały mu gardło niczym poduszka powietrzna. Dusił się słowami, które były niezdolne do wyjścia na powietrze, do przekazania komukolwiek. -Ja tu jestem, naprawdę jestem. Musisz w to uwierzyć - błagała, a on żałował, że nie może usłyszeć jego myśli. Czuł ją całym sobą - jej ciepło bijące od dłoni, zapach, kolor oczu i delikatny dotyk na jego policzku. Gdzie się podziała jego siła? Przy pierwszym spotkaniu to on był filarem, starał się ją podtrzymywać, aby nie upadła, pomógł wstać na nogi, kiedy była prawie na samym dnie. A teraz? Był jak dziecko, które nie potrafi się pohamować. Którego jedyną reakcją jest płacz. Serce biło mu zdecydowanie za mocno i zdecydowanie za szybko, tak blisko jej serca, które też biło. I to była chyba najpiękniejsza rzecz, jaką potrafił sobie wyobrazić. Jej bijące serce, widok jej twarzy i dźwięk jej głosu. Powoli dochodził do siebie, oczy wciąż miał mokre, głos wciąż niewyraźny, ale zbierał się w sobie. Starał się przygotować na chwilę, w której będą mogli normalnie porozmawiać. Ale aktualnie nie chciał przerywać tego momentu - trwali razem, złączeni swoimi dłońmi, wylewając razem łzy i zapewniając o wzajemnej obecności. Mimo smutku, który nosili w swoich sercach, czuć było radość i miłość, której Hugh od dawna nie zaznał. Coś, za czym tęsknił i czego pragnął. -Tęskniłam, bałam się, że z czasem o Tobie zapomnę, bo będąc tutaj z każdym dniem, zatracałam część namacalnych wspomnień, które nas łączyły - powiedziała, a jej głos łamał się przy każdym wyrazie. Patrzył na nią i czuł, że dotyk jej dłoni mu nie wystarcza. Chciał ją pocieszyć, powiedzieć, że jest przy niej. I nigdy jej nie zostawi... Już raz jej to obiecał. I znowu miał wrażenie, że te słowa byłyby jedynie pustymi naczyniami, nic nieznaczącymi. Próbował sobie wmówić, że jej nie zostawił. Że zrobił to, co musiał, ale poprzez chmurę emocji te racjonale wytłumaczenia do niego nie docierały. Kiedy skończyła mówić, jej dłonie zsunęły się z jej twarzy, obejmując go za szyję. Poczuł, jak jego serce przyspiesza jeszcze mocniej, a źrenice rozszerzają się do maksimum. Zrzucił swoją torbę na ziemię i objął ją w talii, przyciskając mocno do siebie. Czuł, jak łka w jego ramię, a jej łzy moczą jego koszulę, jednak nie przeszkadzało mu to. Nigdy mu to nie przeszkadzało, bo w ten sposób wiedział, że mu ufa. Wtulił twarz w jej szyję myśląc tylko o tym, aby jej więcej nie stracić. Nie chciał przejmować się tym, że dzieli ich mur. Niedługo będzie musiał ją opuścić, zostaną rozdzieleni, jednak będzie to mniej bolesne. Bo będą znów mogli się zobaczyć. Aż do czasu, gdy czegoś nie wymyślą. Musiał ją stamtąd wyciągnąć, za wszelką cenę pragnął, aby mieć ją przy sobie na co dzień. Jednak o tym będzie myślał później. Liczyło się tylko tu i teraz. -Jestem tu - szepnęła w jego ramię, a on uśmiechnął się. Uspokajał się, łzy przestały już płynąć, poczuł euforię, która go ogarnęła. - Wiem - odpowiedział - Wiem. Trwali chwilę w tym uścisku, po czym bardzo niechętnie Hugh ją puścił odsuwając tak, aby móc na nią spojrzeć. Otarł z jej twarzy łzy i uśmiechnął się - promiennie i wesoło, tak jak zawsze, jakby nic się nie wydarzyło. Jakby nigdy się nie rozstali, a ich życie dalej toczyło się tak samo. Jego okulary były lekko zaparowane, jednak nie trudził się, aby je zdjąć, bo wciąż mógł ją przez nie dostrzec. Poczuł w sobie siłę, aby opowiedzieć jej to, co dotąd mówił tylko w myślach. Jego serce, jeszcze przed chwilą rozszarpane, teraz leczyło swoje rany. Dusza, która od dawna już nie zaznała głębszego uczucia, teraz cieszyła się nim i składała w całość. Odgarnął z czoła kosmyk jej włosów i założył za ucho wciąż uśmiechając się. Nie chciał przerywać z nią kontaktu fizycznego, potrzebował tego do życia, do funkcjonowania, dlatego chwycił jej dłoń i splótł jej palce ze swoimi. - Nie powinienem cię tam zostawiać - szepnął niepewnie, patrząc jej w oczy - Obwiniałem się za to przez cały czas, nie mogłem sobie wybaczyć tego, że cię nie zabrałem - tłumaczył, a jego głos stawał się wyraźniejszy - Co noc miałem koszmary, budziłem się zlany potem i nie mogłem sobie poradzić, bo jedyną osobą, która potrafiła mnie wyciągnąć z samego dna, jesteś ty. Później jednak... - urwał na chwilę, zastanawiając się nad doborem słów - Coś się zmieniło. Zrozumiałem, że jeśli ciebie nie ma, powinienem być ja, aby o tobie pamiętać. I chciałem się zemścić za to, że mi ciebie odebrali. I za wszystko inne, co to miasto mi wyrządziło - powiedział i poczuł, jak gniew w nim narasta. Nowa fala uderzeniowa roztrzaskała się w jego wnętrzu powodując, że przepłynął po nim strumień negatywnych emocji. Odetchnął głęboko i odepchnął to uczucie - I nie mów mi, że niepotrzebnie mnie tu ściągałaś. Bez ciebie stałem się chłodny, bez skrupułów i wszelkich zahamowań. Jakbyś to ty była moją duszą - dodał uśmiechając się. Nie mógł wytrzymać tej odległości między nimi, potrzebował czuć, że naprawdę jest przy nim. Chciał się nią nacieszyć, zanim będzie musiał wrócić. Przyciągnął ją znów do siebie i objął, całując przy tym czule w czoło. Zamknął na chwilę oczy aby poczuć. Jego zmysły były wyostrzone, każda część jego ciała chłonęła jej obecność. Nie zapomniał tego uczucia, a ten dotyk sprawiał, że Hugh czuł się jakby wrócił do domu z dalekiej podróży. Jakby odnalazł przystań, na której może się zatrzymać. Ona była jego przystanią, jego domem, jego nadzieją i światłem w tunelu, które rozjaśniało mu drogę przez najgłębsze mroki jego życia. Kocham cię, pomyślał, wciąż tuląc ją do siebie. - Kocham cię - wyszeptał jej do ucha i uśmiechnął się. Tym razem te dwa słowa nie były bez znaczenia, zawierały w sobie przeprosiny, prośbę i obietnicę. Wszystko to, czego nie potrafił przekazać inaczej. |
| | | Wiek : 29 lat Przy sobie : Scyzoryk wielofunkcyjny, fałszywy dowód tożsamości
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Wto Kwi 01, 2014 10:43 pm | |
| Marzenia... Zimny wiatr już dawno rozwiał po nich ślad na dnie zmarzniętego serca, pozostawiając niespełnione nadzieje. Czasami czuła, że przegrała swoje życie w momencie, gdy pierwszy została zepchnięta z jego właściwej drogi. Od tego czasu błądziła pomiędzy tymi drużkami, czasami stąpając gołymi nogami po ostrych kamieniach, innym razem po zielonej, soczystej trawie, w poszukiwaniu zaginionej drogi. To co mu powiedziała, co wydobyło się cicho z jej ust, było tylko czubkiem góry lodowej, w odniesieniu do tego, co czuła. Oddech powoli się uspokajał, a zaciskające na gardle niewidzialne dłonie zanikać. Pierwszy raz od dawna nie czuła się stłamszona i przytłoczona swoim otoczeniem. Znała go, a on ją, swoboda między nimi, choć zakłócona chaotycznymi emocjami, nie zmieniła się od ostatniego razu, kiedy się widzieli. Jej myśli wciąż rwały się w jego stronę, rozjaśnione z każdym wróconym do życia wspomnieniem. Wspaniałym było to, że stali tam razem, przytuleni do siebie, chcąc zapomnieć o rzeczywistości, która niedługo przypomni im o swoich powinnościach. Jednak dla Victorii ta chwila mogła trwać wiecznie, nie chciała go wypuszczać z objęć, nie, gdy już zdołała się odzyskać. - Wiem - odpowiedział - Wiem. - a później się odsunął, co delikatnie ją ukuło, lecz uśmiech, który pojawił się na jego twarzy zrekompensował jej to w jakiejś części. Czuła jak tym razem dłonie Hugh suną po jej twarzy, ocierając łzy, dlatego starała się przestać płakać, choć przyszło jej to z dużym trudem. Zawsze musiała się rozkleić w jego obecności, gdy dochodziło do takich sytuacji, ale nie wyrzucała sobie tego. Miała prawo do łez, takie samo jak on. W końcu nie co dzień spotyka się osobę, która już dawno powinna być martwa. (Musiałam to wtrącić, bo akurat spojrzałam na av Hju xd) Nie była świadoma, że małe gesty, jak kosmyk włosów czy złączone dłonie, będą potrafiły ją tak cieszyć i wpuszczać do serca ciepłe promienie słońca. Każdy jego dotyk był jak oddech, potrzebny do prawidłowego istnienia. Z każdą chwilą była coraz bardziej pewna, że kolejna strata nie stłucze już duszy, a zmiecie ją na drobny mak, czyniąc z dwójki opakowania bez zawartości. Nie chciała, by to się stało i nie mogła dopuścić, do takiego rozwoju wypadków. Nie, od kiedy stała się silniejsza i nie pozwalała więzić w niczyim więzieniu, a przynajmniej nie z własnej woli. Patrzyła mu ufnym wzrokiem w oczy, wysłuchując każdego kolejnego słowa i poczuła jak zaczyna drżeć, choć jej ciało było spokojne, bo to tylko serce przyspieszyło swego tempa, od nadmiaru nowych wiadomości. Jakby ktoś w umyśle włączył jej lampkę alarmową, która stwierdzała, że nie powinna się zapędzać w takie odmęty swych własnych przemyśleń. W tamtej chwili postanowiła coś ważnego i zrobiła to bez zawahania. Wiedziała, że by zrozumiał, lecz obawiała się, że jeśli Hugh zacznie zbyt obwiniać się o zdarzenia z przeszłości, to nie będzie dobre ani dla niej, ani dla niego. Wierzyła, że robi to dla jego dobra, a przynajmniej taką miała nadzieję. Tym razem łamała ich niepisaną obietnicę, że mogą powiedzieć sobie wszystko, wylać żale, opowiedzieć o bólu, ale przecież nie mogła mu powiedzieć, jak bardzo cierpiała, że budziła się w nocy z krzykiem na ustach, wymawiając jego imię, że gdy gorączkowała, to widziała na jawie jego osobę, ducha, który do niej przychodził, a jego ręce były zalane krwią, jej krwią. Nie mogła mu dać świadomości, że to przez niego się tu znalazła, bo była to nieprawda, lecz nie chciała popychać do takiego myślenia. Tym razem nie mogła podzielić się z nim tym bólem, który przeżyła. To trwało bardzo krótką chwilę, kiedy przez jej myśli przebiegła każda noc spędzona na rozpaczy i tęsknocie, nie mogła powiedzieć mu o twarzach tych, którzy ją tu porzucili, chcąc uchronić od jeszcze większej chęci zemsty. Musiała to wszystko zostawić dla siebie i zacząć przepraszać w duchu już teraz. Nie zdążyła nic powiedzieć, zbyt zdekoncentrowana, gdy Hugh znów ją przytulił, całując w czoło. Znów wtuliła się w jego koszulę i gdyby powiedziała, że jest to dla niej jedyne bezpieczne miejsce na świecie w tej chwili, wcale by nie skłamała. Znów poczuła na swoim policzku ciepło łzy, która wsiąknęła w koszulę mężczyzny, lecz szybko powstrzymała się od uronienia kolejnej. - Kocham cię -dwa słowa, które sprawiły, że wewnątrz siebie usłyszała cichą melodię z pozytywki, która wygrywała najcudowniejszą muzykę w jej dzieciństwie. Świat był teraz nieważny, bo jej wyobraźnia podpowiadała, że są jak na bezludnej wyspie, karmiąc się nawzajem swoim szczęściem. Miliony różnych odczuć, jakby usłyszała te słowa po raz pierwszy, a każde z nich na swój sposób pozytywne. Wypowiedziane w ten specyficzny sposób, jakby zawierał w nich całą swoją duszę, dając jej część siebie. Upewnił ją w tym, że przez ten cały czas pamiętał i to uczucie nie umarło wraz z nią tamtego dnia, z czasem jedynie dało mu siłę, by mógł dalej żyć bez niej. -Też cię kocham. -odszepnęła, wypełniając te słowa całym szczęściem, siłą i wszelkimi innymi emocjami, które teraz wypełniały ją od środka, nadając tym pozornie prostym słowom ogromną moc. Wiedziała, że poza przeszłością, nie było takiej osoby, której mogłaby jeszcze to powiedzieć, z tak wielkim oddaniem. Wciąż kochała matkę, brata, który o niej zapomniał, w pewnej części próbowała wybaczyć Lucasowi, choć w tym przypadku nienawiść wypełniała prawie całą miarkę tej relacji, lecz przy każdej z tych osób i wielu innych, te słowa nie miałyby przekazu porównywalnego z tym, co czuła do Hugh. Wypełniał jej życie całym sobą, mając tego całkowitą świadomość. Przez chwilę ściskała go jeszcze mocniej swoimi drobnymi rękoma, jakby próbując upewnić się, czy zaraz nie zniknie, a później puściła, robiąc bardzo mały krok do tyłu i łapiąc za obie dłonie, podobnie jak on zrobił to wcześniej. -To nie twoja wina, Hugh. Wtedy gdy tam leżałam... -głos jej się na chwilę załamał, lecz po głębokim wdechu zdołała go opanować. -Czułam jak umieram, coś silnie ciągnęło mnie na tamten świat i miałam świadomość, że nie spełnię twojej prośby, nie zostanę z tobą na dłużej, choć niczego w życiu bardziej nie pragnęłam. -mówiła patrząc mu w oczy. -A później była już tylko ciemność. -dokończyła, bo przecież nie mogła powiedzieć o zawziętej walce, którą prowadziła z własnym przeznaczeniem. Tym, że wygraną zapewniał jej on, pojawiający się w jej marach i utrzymujący gasnące światełko jej duszy. Pragnęła wtedy jedynie trwać, a gdy zaczęła przegrywać tą walkę, myślała o jego bezpieczeństwie i tym, że to nie on skazał ją na to miejsce, bo był z nią do końca, do momentu w którym jej oczy się nie zamknęły, a serce nie stanęło na tą krótką chwilę. Był tym skrajnym wyobrażeniem, które trzymało ją wśród żywych. I wtedy zaczęło być coraz lepiej i lepiej, aż okazało się, że los postanowił dać jej jeszcze jedną szansę. -Nie wiem, co sprowadziło mnie ponownie na ten świat, lecz kurczowo trzymałam się świadomości, że poradzisz sobie w świecie beze mnie. -i nie mogła powiedzieć tego samego o sobie, bo jego brak wiele razy sprawił, że zaczęła staczać się na samo dno, uciekając do najróżniejszych metod osiągnięcia tego celu. Puściła jego jedną dłoń i odruchowo powędrowała na klatkę piersiową, dotykając znajdującej się pod koszulką blizny po postrzale. - I nie mów mi, że niepotrzebnie mnie tu ściągałaś. Bez ciebie stałem się chłodny, bez skrupułów i wszelkich zahamowań. Jakbyś to ty była moją duszą. -przypomniała sobie jego słowa, które nieco ją przeraziły, lecz nie dała po sobie tego poznać. Na jej ustach po chwili ciszy pojawił się wyrozumiały uśmiech. -Hugh, jeśli kiedykolwiek coś mi się stanie... -urwała, spuszczając wzrok, by zaraz zbierając w sobie odwagę, znów spojrzeć mu w oczy. -Obiecaj, że nie staniesz się złym człowiekiem. Walczyliśmy o wolne państwo, o wolnych ludzi, a nie dla zemsty. -zastanawiała się, czy nie wymaga zbyt wiele i przypomniało jej się to, jak sama pragnęła ich śmierci, tylko dlatego, że oni próbowali zabić ją. A później ułożyła sobie w głowie plan, który mówił, że jeśli zginą w walkach o dobro państwa, to nie będzie duża strata. Dopiero po kilku tygodniach nowego życia porzuciła ten podły plan, uświadamiając sobie, że kreowała w sobie okrutne cechy, jakich nigdy nie posiadała. Uniosła dłoń ze swojej klatki, cicho wzdychając, po czym zbliżyła do jego twarzy, delikatnie sunąc palcami po kościach szczęki, przypominając sobie ich anatomię. -Chciałabym zostać twoją duszą na zawsze. -powiedziała bardzo cicho. Nie wiedziała, co wydarzy się w przyszłości, ale jeśli znów miała znaleźć się w objęciach śmierci, to chciała, żeby choć mała część jej duszy pozostała przy nim i przypominała mu o tym, by nie zboczył na złą ścieżkę. Chciała zostać jego dobrym chochlikiem, który strzegł przed niebezpieczeństwem, czego wizja okazała się być dość śmieszna. |
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Wto Kwi 01, 2014 11:50 pm | |
| Jako dziecko Hugh lubił obserwować naturę. Często całe dnie spędzał wśród pól, obserwował ptaki, drzewa poruszanie wiatrem czy gwiazdy. Czuł się wówczas bezpieczny, wolny i spokojny. Chciał być wówczas jak zwierzę, wolne, żyjące własnym życiem. Myślał, że mają one to wszystko, czego jemu brakuje - niezależność. Teraz jednak wie, że się mylił. Patrząc na świat z perspektywy dziecka nie dostrzegał tego, co prawdziwe życie może mu zaoferować. Zwierzęta nie mają aż takie zdolności do uczuć, nie potrafią kochać ani ich okazywać tak samo jak człowiek. Kiedyś tego nie doceniał, nie zależało mu na tym, aby kochać i być kochanym. Chciał żyć wolnym życiem. Jednak Victoria pokazała mu nową drogę. Pojawiła się w jego życiu w jednym z najgorszych momentów jego życia, nagle i niespodziewanie. Oboje mieli problemy, a mimo to potrafili nawzajem się podtrzymywać. Uświadomiła mu, że życie nie składa się jedynie z bieli i czerni - są w nim również odcienie szarości i kolory, które czynią je o wiele piękniejszym. Był jej za to niezmiernie wdzięczny, miał u niej dług wdzięczności i obawiał się, że nie potrafiłby go wystarczająco dobrze spłacić. Nie był też pewien, czy kobieta jest świadoma tego, jak wiele dla niego zrobiła. Rozpaliła w jego sercu ogień, który powoli przygasł z chwilą, gdy myślał, że odeszła na zawsze. Potrzebował on tlenu, żeby wciąż się palił i to ona była tym tlenem. Często zastanawiał się, czy jest dla niej wystarczająco dobry. Czy to, co dla niej robi jest adekwatne do tego, co ona robi dla niego. Takie wątpliwości nachodziły go często, zdecydowanie zbyt często, jednak nigdy jej o tym nie powiedział. Wiedział, że by zaprzeczyła. Była cudowna, a on był facetem z problemami, z przeszłością, która wisiała nad nim czarną chmurą. Potrafił obudzić się z nocy z krzykiem, a ona była przy nim, czuwała niczym matka przy swoim dziecku. W momencie, kiedy znów się z nią spotkał, kiedy dotarło do niego jak bardzo za nią tęsknił, jak staczał się bo nie miał nikogo, kto stanowiłby jego oparcie zrozumiał, że nigdy wprost jej nie podziękował. Nigdy nie powiedział jej, jaki jest jej wdzięczny za każdą sekundę, którą z nim spędziła, kiedy był bezużyteczny i słaby. Nie miał pojęcia, co przeżyła w Kwartale i nie chciał na nią naciskać. Znał ją na tyle dobrze i ufał jej tak mocno, że wiedział, że jeśli będzie chciała sama mu to opowie. Mimo czasu, który spędzili oddzielnie nic między nimi się nie zmieniło. Było tak, jakby nigdy się nie rozstali. Jej słowa sprawiły, że poczuł się odrobinę lepiej. Nadal sądził, że po części przyczynił się do jej trafienia tutaj, jednak nie chciał już o tym wspominać. Kochał ją właśnie za to, że potrafiła być wyrozumiała i cierpliwa. I szczera, jeśli przyszła taka potrzeba. Mimo wszystko jednak jej opowieść o momencie, w którym umierała sprawił, że przeszedł go dreszcz. Nie chciał już widzieć tych obrazów, które nawiedzały go tak często po tym wydarzeniu. Miał szansę się wyleczyć, wrócić do stanu sprzed jej odejścia. Nie mógł odpędzić koszmarów, ale mógł sobie z nimi znowu poradzić, jeśli tylko ona będzie przy nim. Czuł, jak jej obecność wpłynęła na niego. Mimo że byli razem tylko chwilę odczuł to natychmiast, jak odzyskał fragment samego siebie, obudził się z transu, w którym dotąd przebywał. Nie mógł powstrzymać uśmiechu za każdym razem, gdy na nią patrzył. -Hugh, jeśli kiedykolwiek coś mi się stanie... - powiedziała i spuściła wzrok, po czym ponownie na niego spojrzała. On zamknął na chwilę oczy przygotowując się na to, co zaraz może usłyszeć. Bał się uderzenia, które mogą mu wymierzyć jego słowa. Starał się jednak nastawić policzek, złagodzić ból, który może nagle przyjść. Wciąż trzymał jej dłonie i teraz ścisnął je trochę mocniej, jakby musiał się ich trzymać, aby się nie przewrócić -Obiecaj, że nie staniesz się złym człowiekiem. Walczyliśmy o wolne państwo, o wolnych ludzi, a nie dla zemsty - przed oczami przeleciały mu wieczory, podczas których siedział na kanapie ze szklanką w dłoni i wymyślał coraz to brutalniejsze sposoby rozprawienia się z tymi, którzy przyczynili się do jego straty. Chciał jej to obiecać, chciał ją zapewnić, że może być na tyle silny, aby powstrzymać gniew. Jednak nie był tego pewny. Pamiętał jakie uczucie go ogarniało, gdy widział na ulicy strażnika czy wojskowego. Musiał się mocno pilnować, aby nie rzucić się na niego i nie zabić na miejscu. Gniew i ból mieszały się w nim, powodując miksturę uczuć, która w każdej chwili mogła go wysadzić. Spojrzał jej w oczy, z bólem i błaganiem pragnąc, aby zrozumiała, jak mu jest ciężko. Jak było mu ciężko, kiedy jedynym celem była zemsta, a nie samo życie. - Nie pozwolę, aby ktokolwiek cię skrzywdził - powiedział tylko i spuścił wzrok. Nie mógł znieść jej spojrzenia. Kochał ją i pragnął, aby była szczęśliwa, przy jego boku. Chciał otulić ją swoim skrzydłem, ochronić przed całym złem tego świata, jakie mogło ją spotkać. Wiedział jednak, że poczuje się lepiej a i on sam chciał jej to obiecać - Jednak jeśli taka jest twoja prośba, więc dobrze - uśmiechnął się smutno, gładząc palcami jej dłonie - Obiecuję, ale musisz mi w tym pomóc. Bez ciebie... myślałem o okropnych rzeczach. Chciałem zrobić okropne rzeczy tym, którzy mi ciebie zabrali - miał wrażenie, że zaraz znowu się załamie. A nie chciał już tego. Czuł, jak do oczy napływają mu już łzy. Mrugnął kilkakrotnie i pozwolił, aby pojedyncze krople spłynęły na ich złączone dłonie - Przepraszam - dodał i odetchnął głęboko - Przepraszam.
Odważył się na nią spojrzeć i nie mógł powstrzymać wrażenia, że ona naprawdę nie ma do niego żalu. Przełknął gulę, która tkwiła w jego gardle i uśmiechnął się, nie chcąc widzieć łez, ani już ich ronić. - Co zamierzamy teraz zrobić? - zapytał z lekkim żartem wyczuwalnym w jego głosie - Bo chyba nie zamierzamy stać tutaj cały dzień... Chociaż najważniejsze jest to, abyśmy robili to razem. Cokolwiek - powiedział i poczuł silną potrzebę ponownego przytulenia jej. Powstrzymał się jednak, aby znów się nie rozkleić. Zamiast tego przyjrzał jej się uważnie, analizując każdy fragment tej twarzy, którą przecież znał tak dobrze jak żadną inną. Był z nią i nic nie mogło ich rozdzielić. Dawne przekonanie o sile ich związku, jakim kierował się także w dzieciństwie, powróciło. Tym razem był jednak w stanie to utrzymać i sprawić, że nie będą to jedynie słowa, a czyny. Że naprawdę nic nie będzie w stanie ich rozdzielić, dopóki oboje stąpają po tym świecie.
|
| | | Wiek : 29 lat Przy sobie : Scyzoryk wielofunkcyjny, fałszywy dowód tożsamości
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Czw Kwi 03, 2014 7:58 pm | |
| Nie powinni myśleć negatywnie, nie powinni się zamartwiać, ale czy tak naprawdę w przypadku tej dwójki było to możliwe? Każde z nich posiadało swoją historię, której nie dało się zmienić. Życie wiele razy zmuszało ich do podejmowania decyzji i podcinało skrzydła, z każdym nowym potknięciem odrywając od nich pióro, z których każde oznaczało co innego. Później jakby chcąc zabawić się ich losem, obdarowywało namiastką szczęścia i gdy człowiek zaczynał się cieszyć, znów bywał brutalnie przywoływany do rzeczywistości. Widma przeszłości kroczyły za Victorią już od dawna, lecz ona w pewnym momencie postanowiła stawić im czoła. Pierwszy raz podjęła tak odważną decyzję, spotykając Hugh i już w tamtej chwili wiedziała, że jakoś sobie poradzi. Odrodzona na nowo w KOLCu, miała ponownie doświadczyć samotności, jakby przeznaczenie wyrwało z jej umysłu tą barierę, która oddzielała ją od dawnej historii. Stojąc tu przy nim, przypomniało jej się, jak wiele jej dał i nie wyobrażała sobie życia bez niego. W pewnym sensie stał się jej nałogiem, a kiedy go zabrakło, niezdrowe szaleństwo powoli zaczęło ogarniać wszystko, co było dla niej wyjątkowe. Po własnych słowach uświadomiła sobie, że wymaga od niego bardzo wiele. Dostrzegała wzrok jakim na nią patrzył, lecz jej własny był pewny siebie. Nie chciała i nie mogła pozwolić mu na takie postępowanie. Nie dziś, kiedy nareszcie go odzyskała i mimo, że dobitnie postanowiła postawić przed nim fakt, iż kiedyś z pewnością umrze, to pragnęła aby pozostał sobą, choć nie wiedziała, jak mógłby zareagować na ponowną stratę. Przez te kilka chwil, kiedy znów przebywali blisko siebie, zdążyła dostrzec, jak bardzo Hugh uległ wpływom własnego instynktu. Była świadoma, że czas pozwolił mu się uporać ze stratą, ale bała się, że kiedyś to do niego wróci i postanowi zniszczyć życie. Dostrzegała wiele, ale i również to, że jego uczucia się nie zmieniły, a wyznanie było na tyle głębokie, że pozwalało jej myśleć o mężczyźnie jak o swoim opiekunie. Próbował zapewnić, że nie dopuści do ponownych zajść, które miały ich rozłączyć, a ona już na tą chwilę wiedziała, że to i tak, prędzej czy później, się stanie. - Obiecuję, ale musisz mi w tym pomóc. Bez ciebie... myślałem o okropnych rzeczach. Chciałem zrobić okropne rzeczy tym, którzy mi ciebie zabrali -słuchała go w ciszy, z delikatnym uśmiechem na twarzy, który był bardzo wyrozumiały. Czuła na ich dłoniach jego łzy, ale pozwoliła mu na tą reakcję, słysząc ponowne przeprosiny. -Nie przepraszaj. Dotrzymaj słowa. -szepnęła cicho, wpatrując mu się w oczy i próbując przepełnić tą mocą i siłą, która nagle uderzyła w jej ciało. Chciała wierzyć, że jakoś to będzie. Może nie myślała, że uda im się w dużym stopniu zmienić świat, ale mogli naprawić swój własny. Oczyścić go z wszystkich śmieci i przeszkód oraz ludzi, którzy nie byli warci uwagi. Nie chciała mieć na rękach krwi, która pochodziła z zemsty. Wolałaby stać z dłońmi zaciśniętymi w pięści, tak żeby jej własna krew zaczęła płynąć od zbyt mocnego ucisku, niż wstąpić na ścieżkę, która prowadziła do jednego -krew za krew, śmierć za śmierć. - Co zamierzamy teraz zrobić? Bo chyba nie zamierzamy stać tutaj cały dzień... Chociaż najważniejsze jest to, abyśmy robili to razem. Cokolwiek -uśmiechnęła się na jego słowa, lecz wyraźnie można było w tym grymasie ujrzeć smutek. Pomyślała o tym, że wkrótce i tak będą musieli się rozstać, lecz szybko wyrzuciła te myśli z głowy. Puściła jedną jego dłoń i spojrzała mu w oczy wzrokiem pełnym nadziei i szczęścia, po czym w ciszy pociągnęła za sobą mocno ściskając za dłoń, za którą wciąż go trzymała.
zt x2 |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pią Sie 08, 2014 8:01 pm | |
| Na peron można dostać się przez jedno z trzech pilnowanych wejść. Jednym dla dziewczynek, drugim dla chłopców, trzeci - dowolny mieszkaniec Kwartału może pojawić się na Dożynkach. Tożsamość każdego jest skrupulatnie sprawdzana, torby przeszukiwane, podejrzani gości odpędzani lub aresztowani. Pierwszy w oczy rzuca się telebim, zawisł nad głowami mieszkańców kwartału, szeroki na kilkanaście metrów i proporcjonalnie do tego wysoki. Zdawałoby się, że zszargany rebelią sufit budowli ledwo utrzymuje ciężar konstrukcji, która kołysała się na delikatnym letnim wietrze. W wielu miejscach znajdują się także kamery, dosyć niecodzienny widok. Najbardziej dziwi fakt, że peron nie został podzielony na sektory, nastoletnie dziewczynki stoją koło nastoletnich chłopców, a nieopodal znajdują się starzy podpierający się na laskach ludzie. Pociąg bezszelestnie wtoczył się na peron, zimny i połyskujący, idealnie kontrastujący z ponurym tłem Kwartału tak dalekim dawnej świetności i elegancji. Póki co - nie musicie się bać, ale lista trybutów zostanie ogłoszona już niebawem! Cieszcie się ostatnimi chwilami wolności. |
| | |
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pią Sie 08, 2014 8:22 pm | |
| |początek.
Dożynki, w trakcie których spośród mieszkańców Kwartału Ochrony Ludności Cywilnej zostanie wyłonionych dwanaście par zawodników, odbędą się piętnastego czerwca na dworcu kolejowym w Kwartale, punktualnie o godzinie dwunastej. Obowiązek stawienia się mają wszyscy mieszkańcy Kwartału w wieku od 14 do 20 lat. Było gdzieś koło za piętnaście dwunasta, gdy Jason, powłócząc nogami, wszedł na teren dworca w KOLC-u. Niegdyś pięknego, pamiętał go z czasów dzieciństwa, bowiem tutaj wraz z rodzicami wsiadał do pociagu, który wiózł go na areny. Tam hasał sobie radośnie, szczęśliwy, rozpieszczony gówniarz, który co rusz podbiegał do matki i ojca, żądając kolejnych pamiątek. Cudowne wspomnienia, bo przecież rodziców już nie miał. Przeszedł kontrolę, nie komentując w żaden sposób jej skrupulatności, nawet gdy Strażnik przeszukiwał kieszenie jego spodni. Bo i co mógł znaleźć? Chyba jakiś kawałek sznurowadła, który pałętał się w tej kieszeni od bardzo dawna. Przeszedł przez przejście i powoli wszedł na peron, wbijając wzrok w kafle na podłodze. Ktoś zawadził o niego ramieniem. Mruknął coś pod nosem, stając z boku, obojętny na to, co się stanie. Dookoła niego gromadzili się ludzie, chłopcy, dziewczyny i dorośli, młodzi i starzy, ohydny, bezładny tłum. Gdyby tylko miał morfalinę, która uśmierzyłaby wszystko...! Wystarczyłby jeden porządny niuch, jedna strzykawka, i byłoby po wszystkim. Nie żyłby, a jego starzy nawet by o tym nie wiedzieli, bo czy to ich obchodziło? Zawiesił wzrok na telebimie, czekając, aż ta stara wydra Coin pokaże swoją japę i zacznie chrzanić kolejne pierdoły. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : złodziej, przemytnik Przy sobie : nóż ceramiczny, trochę owoców, miska z sałatką, kilka kawałków ciasta, widelczyk do ciasta, łyżka, szkatułka, 6 tabletek do uzdatniania wody, plecak nr 3: jabłko, paralizator, śpiwór, zestaw plastrów i bandaży, leki przeciwbólowe; (kurs pierwszej pomocy, zwiększenie szansy na skuteczną obronę, zwiększenie szans na powodzenie podczas walki wręcz) Obrażenia : siniak na lewej skroni, powierzchowna rana na prawym ramieniu (zaklejona plastrem)
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pią Sie 08, 2014 8:35 pm | |
| /zakładamy, że jesteśmy już po sesji z Di <3
Pojawił się wcześnie, ale chyba nikt nie miał złudzeń, że wcale nie po to, że tak mu było spieszno do Igrzysk. Jako młodzian wybitnie zdrowy na umyśle, szczerze wierzył, że pojawi się, porozmawia, postoi, posłucha i pójdzie do domu. To znaczy - próbował wierzyć. Bo tak naprawdę się bał. Bał jak diabli. Bał się tak, jak bali się wszyscy trybuci z poprzednich lat, podczas których on bać się nie musiał. I... Deli powiedziałaby, że to głupie. Ba, on sam powiedziałby, że to głupie, gdyby przeczucie nie dotyczyło jego samego. Przeczucie, że pójdzie do pociągu jak świnia ciągnięta na rzeź. Dokładnie tak. Bez godności, a jedynie sparaliżowany strachem. Przeszedł odpowiednim przejściem, wcześniej poddając się przeszukaniu. Nóż, ten ceramiczny, profilaktycznie przypiął w nogawce spodni. Nie to, żeby szczególnie liczył na jego przydatność, ale - przecież nigdzie nie ruszał się bez niego. Kto wie, kiedy trafi się jakaś okazja zdobycia czegoś ciekawego dla Kwartału? Musiał być przygotowany, a nóż był przecież jednym z jego narzędzi pracy. Minął więc wejście, wkroczył na peron i... Bez żartów. To nigdy tak nie wyglądało. Gdy zmuszony był ślęczeć przed transmisjami poprzednich Igrzysk, były sektory, podział, segregacja. Co to więc miało być, ten chaos? Parodia sprawiedliwości? Nie udało mu się ukryć gorzkiego grymasu, w jaki ułożyły się jego usta, gdy przechodził przez tłum w bliżej nieokreślone miejsce. W całym tym spędzie nie wyłowił jeszcze nikogo wartego szczególnej uwagi, za to nie mógł nie zauważyć gapiów. Tych, którym wiek wreszcie się na coś przydał, stał się czymś więcej, niż datą wpisaną w metryczce narodzenia. Magiczna granica dwudziestu lat, co? Sebastianowi zostały jeszcze trzy lata, ale szczerze wątpił, by miał je przeżyć. W końcu przeczucie, nie? Przeczucie, że tym razem nie wróci do domu. Wcisnął dłonie w kieszenie dżinsów, zatrzymał się gdzieś w kącie, spod byka patrzył na pociąg. Generalnie uznałby, że to niezwykle uroczy pojazd. Przykuwający uwagę. Wart zainteresowania. To naturalne spostrzeżenia, typowe dla młodzieńca interesującego się technologią w każdym jej aspekcie. A jednak nie dziś. Dziś nic takiego sobie nie pomyślał. Podobne komplementy mógłby prawić siedząc tylko bezpiecznie przed telewizorem, wiedząc, że wieczorem zaśnie w swoim łóżku tak, jak poprzedniej i jeszcze wcześniejszej nocy. Teraz, nie mając takiej pewności, mógł tylko zaciskać zęby, zaciskać pięści i czekać. Czuł się jak skazaniec i naprawdę, chyba nawet nie potrzebował oficjalnego potwierdzenia tego, że istotnie nim był. Ten cholerny strach... Ten cholerny strach nie mógł być silniejszy, niż był. Nie mógł być bardziej wymownym. W końcu - przeczucie. Mówią, że intuicja nigdy się nie myli, a jego szósty zmysł ewidentnie przepowiadał mu rychły zgon, którego tak bardzo się bał. |
| | | Wiek : 18 Zawód : chodzący kłopot (?) Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pią Sie 08, 2014 9:26 pm | |
| /po wydarzeniach z wątku w chacie ^.^
Jeszcze jakiś czas temu usilnie starała się wierzyć w to, że kolejnych Igrzysk miało już nie być. Nigdy więcej czegoś takiego, czego istnienie samo w sobie przyprawiało ją o ciarki na całym ciele. Odkąd jednak władzę przejęli Rebelianci... Wystarczy chyba powiedzieć, że w tym wypadku była tylko kolejną ze skrajnie głupich osób, które dawały wiarę czemuś, co jednak okazało się być tylko kolejnym kłamstwem. Może i by nim nie było, ale w grę wchodziła tutaj durna zasada mówiąca, że jeden brał odpowiedzialność za czyny wszystkich, a wszyscy brali odpowiedzialność za te jego. Toż to czyste durnoctwo! No i chyba tylko kolejna z wielu wymówek, które pozwalały śmiało powiedzieć o tym, że rząd po rebelii praktycznie wcale nie różnił się od tego przed nią. Zmienili się tylko ludzie w nim zasiadający, nic poza tym. Dzisiejsze Dożynki były tylko kolejnym z wielu przykładów tego, choć tym razem już przykładem sprawiającym, że czara goryczy zdecydowanie zaczynała się przelewać. A wszystko to przez grupę ludzi, którzy może i walczyli o lepsze życie, ale zamiast tego zapewnili im tylko kolejny koszmar. I Delilah mogła być prawie pewna, że tego dnia w puli nie miało być imienia nikogo, kto tak naprawdę przyczynił się do podjęcia przez Coin decyzji o ponownej organizacji Igrzysk. Ci ludzie raczej nie mieli czternastu lat, choć niektóre ze skrajnie nieprzemyślanych zachowań mogłyby wskazywać na to, że jednak więcej nie mieli, z pewnością też zdążyli przekroczyć magiczną dwudziestkę, która pozwalała na spokojne oddychanie i obserwowanie losowania bez cienia strachu, że padnie akurat na ciebie. Pozwolenie na to, by cała masa niewinnych i młodszych ludzi brała na siebie odpowiedzialność za czyny, których się nie dopuściła... To był tylko kolejny chory przykład spychactwa, które sprawiało, że w Di wszystko dosłownie się gotowało. A jeszcze w połączeniu z mimowolnym strachem przed wylosowaniem jej imienia... Tworzyło to zdecydowanie mieszankę wybuchową. Jednak Delilah nie mogła się przecież nie stawić na miejscu. Niektórych zasad zwyczajnie nie dało się obejść, z niektórymi zasadami nie dało się walczyć. I nie było niczego, co mogłoby tutaj pomóc, więc zgrywała grzeczną dziewczynkę, która pojawia się zgodnie z zaleceniami. Przepychała się przez, chwilowo jeszcze niezbyt duży, tłum, przy okazji szukając wzrokiem kogoś znajomego. Nie miała zbyt wielu odpowiednich osób w swoim towarzystwie, ale z pewnością nie chciała stać sama. Bała się. Po raz pierwszy od dawna i to było tak bardzo druzgocące. Miała też wybitnie nieznośne wrażenie, że tym razem szczęście mogło nie być po jej stronie. I choć nie chciała się do tego przyznać sama przed sobą, najzwyczajniej w świecie potrzebowała w tej chwili wsparcia. Zarówno psychicznego, jak i również fizycznego, bo czuła się wyjątkowo źle.
Ostatnio zmieniony przez Delilah Morgan dnia Pią Sie 08, 2014 10:19 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : trybutka
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pią Sie 08, 2014 10:01 pm | |
| Po wejściu na peron stanęła razem z resztą dziewcząt. Rozejrzała się dyskretnie, czy wśród tłumu nie widać żadnych znajomych twarzy. Jeszcze nie. Młodzież dopiero się zbierała. I do kogo tu usta otworzyć? Molly była dziś zupełnie spokojna. Dzień jak co dzień, myślała sobie. Jedyne co jej groziło to znudzenie spowodowane brakiem towarzystwa do rozmowy. A gdyby tak któryś z jej bliższych znajomych został wybrany do Igrzysk? No, to byłaby wielka szkoda, bo Molly niespecjalnie paliła się poznawania nowych ludzi, którymi mogłaby zastąpić tych starych. Zawieranie przyjaźni to przecież taki pracochłonny proces. Marnowanie czasu, ośmieliłaby się pomyśleć Molly. Kiedy przypomniała sobie o zeszłorocznych Dożynkach, uśmiechnęła się lekko. To były ciekawe czasy. Wtargnięcie rebeliantów do Kapitolu i ich zemsta na mieszkańcach dystryktu. Tyle zmian w tak krótkim czasie. Molly dobrze pamiętała strach, który czuła podczas pierwszych wyborów - teraz wydawał się jej tak obcy. Jakby to wspomnienie wcale nie należało do niej. Może to prawda? Molly nie byłaby zaskoczona, gdyby ktoś jej uświadomił, że wcale nie przeżyła tego sama, a jedynie słyszała czyjąś relację. Swojej siostry, na przykład. Powoli zaczynało się robić coraz bardziej tłoczno. Niekomfortowo. A widok tych wszystkich przerażonych twarzy tylko pogarszał humor Molly. Wolałaby mieć to już za sobą. Wysłuchać imion trybutów, wzruszyć ramionami, odejść i zająć się czymś ciekawym. Może spróbowałaby wymyślić piosenkę? Tutaj nie da rady, za dużo szumu. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : prostytutka/kwiaciarka Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pią Sie 08, 2014 10:26 pm | |
| Była osobą, która potrafiła ładnie obrać w słowa to, co chciała przekazać. Zawsze mi się wydawało, dobrze się wydawało!, że to właściwa umiejętność, choć kłamstewka i przekręty zawsze ładnie wyglądają, ładnie brzmią, ale trzeba posiadać tę przydatną umiejętność, aby dodać im nutki tajemniczości i czegoś, co przywiedzie, co zwabi. Tegoż tytułowego zapachu kwiatów, ich barw przywodzących owady. Nie musiałam być kimś spostrzegawczym, aby wiedzieć, że bez tego żadna Alma Coin nie utrzymałaby się na powierzchni, bez pontonu, który budowali prości mieszkańcy, ich naiwne sumienia lub idee, które z nią podzielali. Nada tacy istnieli? Pytałam siebie, ykhm, czasami. Kiedy nie zastanawiałam się, którą suknię ubrać na wieczór, a którą dać do prasowana, aby zarzucić ją na siebie rankiem. To luksus - mieć wybór. Ale po jakimś czasie przestałam doceniać. Nie musiałam się martwić, to przecież nic takiego, to tylko Kwartał, a ja nadal bawiłam się w tej brudnej piaskownicy, oglądałam ponure programy, chociaż obrazy często znikały, słuchałam melodyjnych komunikatów, w które uwierzyłabym, gdybym była po drugiej stronie, To bolało, świadomość, że chcę dla siebie jak najlepiej, a czasami nie potrafię poświęcić nikogo innego, aby mu cokolwiek odebrać. To udawanie jest samolubne, to wyciąganie pustych flaszek spod łóżka już nudne. Rzeczywiście. Wszystko mogło się potoczyć inaczej i nie mogłabym mieć pretensji, że Alma istnieje, że Evelyn jest tam, gdzie powinna, a ja tęsknię, że jest tam z kimś, kogo kocha, a ja nienawidzę, bo mi ją odebrał. Znowu ustawiłam się w kolejce, instynktownie wyciągnęłam identyfikator, uśmiechnęłam się nieśmiało, a przynajmniej zdawało mi się, że tak było i najszybciej jak potrafiłam, ruszyłam w stronę ściśniętych w kupę ludzi. Kamery płoszyły, to przytłaczało. I ten olbrzymi telebim. Przypomniałam sobie lata, które były wspaniałe, kiedy telewizor działał dwadzieścia cztery godziny na dobę, a ja milczałam, siedziałam wciśnięta w kanapę między Ozzym a Evelyn, czasem sama, kładłam się, bo wierzyłam, że zasnę. Ale to było ciekawe. Stresujące, bo kibicowałam tym, którzy przecież ocierali się o śmierć, to jasne, że mogą przegrać. Jeden zwycięzca, jeden zwycięzca dla mnie. Czułam się wówczas źle, obiecywałam sobie, że to koniec, następny rok będzie inny, bo stres, to wszystko, ból, że tajemniczy wybranek przegrał. Zawsze przegrywali. Ale i tak było bajecznie, bo wracałam do domku dla lalek, kuliłam się w nim i czytałam książki, które kończyły się lepiej. A potem zasypiałam i nie miałam żadnych koszmarów. Nigdy. To chyba uwarunkowane. Dla mnie. Instynktownie, gdy zaczęły otaczać mnie cudze sylwetki, zaczęłam szukać czyjejś znajomej twarzy, promyka, który dałby pretekst, aby podejść do tych ramion, objąć je i pozostać tak do końca, a potem westchnąć, pożegnać odjeżdżających i zapomnieć. Tak jak o Theo. Pierwsza szpilka. Tak jak o Amandzie. Kolejna. Tak jak o Evelyn, która odeszła bezpowrotnie. To koniec, tego co było, już nie będzie. Logiczne, z pozoru, ale przez pewien czas wierzyłam, że pojawi się w drzwiach Violatora, przetrze kilka stołków niedbale, a potem pójdziemy do Freda, który zaserwuje zupę z serem, dlaczego nie? Podniosłam wzrok i go dostrzegłam. Nie zadałam sobie pytania - po co? może za wysoki? Nie, brnęłam przed siebie aby w końcu dotknąć jego ramienia i odwrócić go w swoim kierunku, aby zorientować się, trochę za późno, że Will nie był Willem, tylko jakimś panem-niespodzianką. -Myślałam, że jesteś Willem, mój błąd - zaśmiałam się, ponuro, brzmiało ponuro - Przepraszam, wcale nie jesteś do niego podobny. |
| | | Wiek : 15 lat Zawód : Ociekanie zajebistością Obrażenia : Brak
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pią Sie 08, 2014 10:30 pm | |
| //Start
Dobra. Powiedzmy sobie szczerze – nie mam blond (czy jak to tam szło) pojęcia, dlaczego te zawszone, ujadające kundelki Coin, dumnie i bezzasadnie nazywające się Strażnikami POKOJU, spędzają nas wszystkich jak jakieś bydło w bliżej nieokreślone miejsce, w jeszcze bardziej nieokreślonym dla mnie celu. Gdyby chodziło tylko o ten kwartałowy plebs, zapewne miałbym to, khem, dosyć głęboko. Ale dlaczego do k**** Almy zaciągają tam MNIE? Paige co prawda wspominała mi ostatnio o jakimś obwieszczeniu jakże kochanej prezydent, ale przejmowanie się słowami durnej staruchy roszczącej sobie prawa do władzy jest poniżej mojej godności. Petersonowie mają lepsze rzeczy do roboty, niż zwracanie uwagi na jakieś komunikaty byle kogo. Najchętniej w ogóle nie wychodziłbym z domu, ale rebelianci mają tendencję do deptania nas jak mrówki za nic, więc lepiej się niepotrzebnie nie narażać. Dlatego właśnie przeżuwając dumę, ze spojrzeniem obwieszczającym najwyższy stopień wściekłości, podążałem za wszystkimi tymi kretynami, z którymi byłem zmuszony dzielić przestrzeń. Gdzie oni nas prowadzili? Na dworzec? Próbowałem wypatrzyć gdzieś siostrę, ale Paige przepadła niczym kamień w wodę. Niemal zawsze trzymaliśmy się razem, a przez jej zniknięcie prawie zacząłem się czuć nieswojo. Tak jak przewidywałem, po kilku minutach dotarliśmy do dworca, a tłum rozdzielono na trzy kolejki. No tak, kontrola. Niechętnie podałem dłoń Strażnikowi, który rzucił mi obojętne spojrzenie i szarpnął mną w swoją stronę, by dokładnie mnie przeszukać. Skończony śmieć. Powinien całować każdy palec z osobna, z wdzięczności, że ma możliwość kontaktu z kimś z wyższych sfer, a nie zachowywać się jak wielki pan. Dawniej wszyscy oni żarli gruz, a teraz wydaje im się, że awansowali do rangi władców świata. Prychnąłem z wściekłością, widząc tworzący się na delikatnej skórze siniak i przeszedłem przez bramkę, by dołączyć do reszty zgromadzonych na dworcu osób, głównie młodych. Stałem prosto, jak przystało na Petersona, jednak wewnętrzny niepokój cały czas narastał. Paige, gdzie jesteś? |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : kieszonkowiec
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pią Sie 08, 2014 10:37 pm | |
| Dwunasta zbliżała się coraz bardziej, a Trinette nie mogła zignorować komunikatu, który obejrzała w trakcie gotowania obiadu. Obiadu, który, no cóż, najlepszy chyba nie wyszedł biorąc pod uwagę poziom rozkojarzenia kucharki. Ale nawet to przypalone jedzenie było lepsze od tego, które zaserwowałaby jej siostra. Po dłuższym zastanowieniu chyba wszystko byłoby od tego lepsze. Przynajmniej mogła narzekać na jakość jedzenia, a nie na jego brak. Wyszła na długo przed tym jak Letha w ogóle zaczęła próbować się zbierać na dożynki. Trudno się dziwić jej lekceważącemu podejściu, w końcu ona nie mieściła się w przedziale wiekowym "do odstrzału". Ale Trin za to jak najbardziej. Opuściła mieszkanie wcześniej nie dlatego, że tak bardzo spieszyło jej się na ten organizowany przez Coin spęd. Po prostu chciała się przejść po KOLCu na wypadek gdyby nie było jej dane już tu wrócić. Dopuszczała taką możliwość, nikt nie wiedział czyje nazwiska zostaną wylosowane. Dotarła do dworca jakiś czas przed dwunastą. Znała to miejsce, kilka razy, bardzo dawno temu, zdarzyło jej się jechać pociągiem. Bez protestów dała się przeszukać, okazała stosowne dokumenty i została odesłana prosto w sam środek zgromadzonych już na dworcu ludzi. Czy kogoś tam znała? Nie bardzo. Owszem, kojarzyła kilka twarzy. Tego na przykład pozbawiła kiedyś zegarka, swoją drogą bardzo drogiego zegarka. Kiedy go sprzedała dostała za niego tyle, że przez jakiś czas nie musiały się martwić o to, że będą musiały gryźć ściany. Rozglądając się po twarzach zauważyła więcej takich ludzi, których zapamiętała z "użyczenia" jej kilku swoich drobiazgów. Kiedy już zorientowała się w towarzystwie rzuciło jej się w oczy, że wszyscy są zbici w jedną grupę. O tak, nie zwróciła uwagi na telebim, bo co ją obchodziło coś, co widziała już miliard razy w swoim życiu, a aktualnie wisiało nad jej głową. Pociąg też nie był czymś niezwykłym, ale ten brak podziału już owszem. W całym swoim życiu oglądała Igrzyska kilkanaście razy i zawsze dzielono ludzi na dożynkach. Chłopcy osobno, dziewczynki osobno, gapie osobno. Teraz ten podział się zatarł, co było niemałym zaskoczeniem dla panny Rosehearty. Nie miała nic konkretnego do robienia poza czekaniem na rozstrzygnięcie dalszych losów jej i innych osób, które mieściły się w przedziale tych magicznych 7 lat. Nie znała ludzi koło których stała. Zaczęła się zastanawiać co się właściwie zmieniło w całym tym politycznym systemie. Odpowiedź brzmiała: nic. Wolała Panem za czasów Snowa. Z prostych, egoistycznych powodów. Wtedy to nie ona była stawiana w takiej sytuacji, a nieznani jej mieszkańcy dystryktów. Spojrzała na telebim jakby samą siłą woli miała sprawić, że cokolwiek się na nim pojawi poza czarną pustką.
Ostatnio zmieniony przez Trinette Rosehearty dnia Pią Sie 08, 2014 10:46 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : trybut, naczelny arystokrata Przy sobie : Plecak numer 12: śpiwór, pusta butelka, paczka jedzenia, ząbkowany nóż, dwa małe nożyki, widelec, dwie garści owoców, dwa plastry pieczeni, dwa kacze udka
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Pią Sie 08, 2014 10:41 pm | |
| // po spotkaniu z Cat. <33
Zupełnie nie miałem ochoty znaleźć się w miejscu, z którym wiązały się same nieprzyjemne wspomnienia. Prawie jak przebłyski- poprzednie Igrzyska, małe bliźniaczki o słynnym nazwisku Flickerman, blondynka nieco podobna do Nessie, która trafiła na Arenę i nie zdołała zwyciężyć. I ten obrzydliwy, ogromny telebim, który z chęcią bym rozbił, gdybym tylko miał tyle siły zdołał go dosięgnąć. Niechętnie dałem się przeszukać; i tak nie miałem przy sobie niczego cennego, oprócz sygnetu na palcu, na który nawet nie spojrzeli. Wzruszyłem tylko ramionami, bo zdecydowanie nie zamierzałem zwracać im uwagi na to przeoczenie, a potem zacząłem przeciskać się przez tłum. Dziewczęta, niektóre płakały, co od razu wzbudziło we mnie chęć ucieczki, moi byli znajomi, dorośli, którzy przyszli, żeby to obserwować, tak jakby ich obecność miała zapewnić im dzieciom bezpieczeństwo i wolność. Parsknąłem śmiechem, lekko potrącając jednego z czekających na komunikat mężczyzn. Już nic nie mogli zrobić, pieprzeni, naiwni głupcy. Ambitne pionki, oto, czym byli. Pionkami i już niczym więcej. I to nawet nie najładniejszymi pionkami, co stwierdziłem, mijając kobietę o zmarszczonej twarzy i obciętych krzywo włosach. Wreszcie zająłem miejsce w dość oddalonym od telebimu rejonie, rozpychając się przy tym łokciami i przewracając dwie trzymające się nawzajem dziewczynki. Zapiszczały gniewnie, ale nie próbowały dalej walczyć o swoje i po chwili zniknęły w tłumie. Cóż, może powinienem był poczuć coś na kształt wyrzutów sumienia, ale czułem tylko złość. Nie bałem się, Grantowie nie znają strachu, więc byłem tylko zły, i to bardzo zły, bliski wściekłości. Nie mogli mnie wybrać, nie mnie, kiedy mieli tyle innych nazwisk, ale i tak byłem wściekły, bo Coin znowu wygrała, i znowu miała nade mną władzę, nakazując mi się tu stawić i przeciskać przez tłum. Z niecierpliwością wpatrzyłem się w telebim, chcąc, żeby ogłosili już trybutów i zabrali stąd te dzieciaki, jednocześnie pozwalając mi odejść i wrócić do normalności, która nigdy nie wydawała mi się lepsza, niż w czasie oczekiwania na zakończenie Dożynek. |
| | |
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Sob Sie 09, 2014 5:06 pm | |
| gdzieś z czasoprzestrzeni c: Nie mogli dać wyższego ograniczenia wiekowego? Tylko rok wyżej, a Mo nie musiałby wlec się na zakichany Dworzec, przechodzić przez kontrolę (na której skonfiskowali mu zapalniczkę, poszaleli strażnicy, że ho ho), ustawiać się wśród pierdyrialda innych chłopców z których każdy marzył o tym, żeby akurat wylosowali tego obok, a nie jego. Dobra, Mort też miał nadzieję, że wylosują wszystkich tylko nie jego. Czy się przeliczy, to się okaże. Na razie tylko zbluzgał w myślach strażników za tą zapalniczkę, w której posiadanie wszedł zaledwie dzień wcześniej. Tak wiec wciąż rozpaczając po zapalniczce zaczął przepychać się przez tłum. Jakoś nie chciało mu się stać na samym końcu, chciał coś widzieć. Koniec końców jednak zatrzymał się gdzieś w połowie, ze względu na to, ze z przodu stali już coraz starsi ludzie. I też dlatego, że przypadkowo wrył się na Royce’a. -Cześć.-Rzucił stając obok niego.-Jak tam?-Prawdopodobnie o normalną odpowiedź będzie ciężko, ale żyje się raz. Na plac złaziło się coraz więcej osób. Im więcej osób, tym większe prawdopodobieństwo, ze nie wylosują go, czyż nie? No dobra, denerwował się, nie uśmiechał mu się udział w Igrzyskach. A czy będzie do tego zmuszony – to się okaże zaniedługo.
|
| | | Wiek : 17 lat Zawód : złodziej, przemytnik Przy sobie : nóż ceramiczny, trochę owoców, miska z sałatką, kilka kawałków ciasta, widelczyk do ciasta, łyżka, szkatułka, 6 tabletek do uzdatniania wody, plecak nr 3: jabłko, paralizator, śpiwór, zestaw plastrów i bandaży, leki przeciwbólowe; (kurs pierwszej pomocy, zwiększenie szansy na skuteczną obronę, zwiększenie szans na powodzenie podczas walki wręcz) Obrażenia : siniak na lewej skroni, powierzchowna rana na prawym ramieniu (zaklejona plastrem)
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Sob Sie 09, 2014 5:53 pm | |
| Patrzył na to wszystko i nie wierzył... Nie, wróć. Po prostu nie chciał wierzyć. Przecież jeszcze niedawno ekscytował się kolejnymi szeptanymi wzmiankami o szerzących się w dystryktach buntach. Jeszcze niedawno milczał znacząco, gdy jego rodzina okazywała coraz większy niepokój związany z rosnącym napięciem społecznym, zaciskał dłonie w pięści za każdym razem, gdy plotkowano o możliwej wojnie, zrównaniem z ziemi kolejnego dystryktu. A potem, gdy to wszystko się urzeczywistniło - walczył! Walczył u boku rebeliantów, robiąc wszystko, co mógł, by im pomóc. Chciał wierzyć, że faktycznie jego wsparcie miało jakiekolwiek znaczenie. Że przyczynił się do zmian. Chciał wierzyć, naprawdę. Ale przychodziło mu to z coraz większym trudem gdy widział, jak niewiele się zmieniło. Czasem wątpił w te nowe czasy, które miały nadejść. Nowe i piękne. Bo choć coś nowego rzeczywiście zaistniało, daleko było temu do utopii, na którą miał nadzieję. Sprawiedliwości jak nie było, tak nie ma, a Igrzyska... Tok myślenia urwał mu się w chwili, gdy ktoś chwycił go za ramię i odwrócił. Zdumienie, jakie wymalowało się na twarzy Lyberga, musiało być zabawnym. Powinien tę dziewczynę znać? Rozmawiali już kiedyś? Może prowadził z nią interesy? Nie, nic takiego. To z jednej strony dobrze, bo już zaczął oskarżać się o sklerozę. Z drugiej jednak - nie dobrze. Ludzi przecież lepiej znać niż nie znać. Zresztą, na widok ponurego grymasu na twarzy nieznajomej zrobiło mu się niemal przykro, że nie jest tym, kogo się spodziewała - taki był z niego dobry chłopak! - Hej, spokojnie, nic się nie stało. - Uśmiechnął się jakoś tak niemrawo, z rezygnacją, jak gdyby żaden uśmiech nie przysługiwał obecnej sytuacji. Bo chyba faktycznie tak było. Jak można było uśmiechać się inaczej, jak tylko wymuszenie? Jedyną emocją, której rezygnacja nie była w stanie zagłuszyć, było zdziwienie, które, o dziwo, nie ustąpiło od razu. Sebastian zmarszczył lekko brwi, intensywnie się nad czymś zastanawiając, po czym pokręcił lekko głową. Nie, chyba nie... By nie wyjść na idiotę, musiał coś jednak powiedzieć - przy czym wypowiedziane słowa nie były najwyraźniej tymi, nad którymi się zastanawiał. Swoisty mars na czole chłopaka świadczył o tym, że coś nie daje mu spokoju. - Ale cyrk, co? - mruknął na poczekaniu, ruchem głowy wskazując zbiegowisko, pociąg, telebim. - Organizują to, przeciw czemu walczyli, na sztandarach niosąc hasła o sprawiedliwości. - Skrzywił się, przez kilka chwil poświęcając swą uwagę otoczeniu. Gdy ponownie spojrzał na dziewczynę, na jego twarzy gościł gorzki uśmiech, a dłoń wyciągnął na powitanie. - Sebastian. Wiesz, gdyby nas wybrali, gdybyśmy mieli razem ginąć, dobrze przynajmniej wiedzieć, kogo posyłasz na tamtą stronę. Albo kto ciebie posyła, bo co to za różnica. - Wzruszył ramionami niedbale. Czarny humor. Tylko to im pozostało - przynajmniej do czasu, gdy wszystko stanie się jasne. Bo może wrócą jeszcze do domu i będzie fajnie. Może tylko obejrzą, jak na Arenie wyżynają się ich znajomi i bliscy. I nagle, w jednej chwili czoło wygładziło mu się w nagłym olśnieniu. Zagadka, z którą musiał się dotychczas zmagać, została rozwiązana. - Ha, wiedziałem, że już cię gdzieś widziałem. Przez te włosy, wiesz. - Uśmiechnął się nieco szerzej, chyba też nieco bardziej szczerze. - Pracujesz w Violatorze? - W jego głosie nie było nagany, najmniejszego choćby osądu. Tym samym tonem mógłby zapytać pracujesz w sklepie/księgarni/szpitalu? Nienachalnie, ot, ze zwykłej ciekawości. Bez insynuacji i sugerowania czegoś, czego sugerować nigdy nie wypada. Pytanie jak pytanie, dla zabicia kilku chwil pozostałych do losowania. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Sob Sie 09, 2014 7:05 pm | |
| W momencie, gdy wybija dwunasta, telebim rozświetla się, z głośników wydobywa się uroczysty hymn Panem. Trwa to chwilę, muzyka cichnie, na ekranie pojawia się Alma Coin. Proste włosy, spokój wymalowany na bladym licu. -Szanowni mieszkańcy Kwartału Ochrony Ludności Cywilnej - kiwa głową nieznacznie - zostaliście zebrani dziś, aby wziąć udział Dożynkach rozpoczynających 76. Głodowe Igrzyska, w których, jak i poprzednio, wezmą udział dawni mieszkańcy stolicy. Niech będzie to przestrogą dla tych, którzy w imieniu dobra kraju dopuszczają się zamachów na ludzkie życie i bezpieczeństwo zjednoczonego Państwa. Podczas Święta Wyzwolenia, które powinno służyć za symbol nowej, lepszej ery, z winy zamachowców zginęło kilkudziesięciu obywateli. To niedopuszczalne i nie może się powtórzyć nigdy więcej. - Chwila ciszy, Alma Coin zerka niedostrzegalnie na blat stolika, aby ponownie wbić wzrok w obiektyw kamery - Tak jak poprzednio, zwycięzca Igrzysk otrzyma dom w Dzielnicy Rebeliantów dla siebie i swojej rodziny. Jednak ze względów etycznych postanowione zostało, że losowanie odbędzie się w grupie wiekowej od lat 14 do 20. - Znów zapada chwila ciszy. - Za moment komputer przydzieli do dwunastu mentorów dwójkę trybutów: chłopca i dziewczynę, którzy pozostaną pod ich opieką do końca rozgrywek. Wylosowanych mieszkańców Kwartału prosi się o bezkonfliktowe wejście do pociągu, następnie zostaną oni przetransportowani do nowego Ośrodka Szkoleniowego, gdzie wezmą udział w specjalnym treningu przygotowującym ich do walki na Arenie. Wesołych Głodowych Igrzysk i niech los zawsze wam sprzyja. - Chwilę później ekran ciemnieje, pojawiają się na nim trzy prostokątne pola, dwa na dole, jeden na górze, przeznaczony dla wizerunku mentora. Pod spodem natomiast wyświetlają się imiona i nazwiska oraz twarze wylosowanych trybutów. 1. Rosemary GarrowayMargaritka Butterfield & Even Irving 2. Katy le BrunTrinette Rosehearty & Mortimer Rees 3. Noah AtterburyLucy Crow & Yves Redditch 4. Booker RodwellDelilah Morgan & Amadeus Ginsberg 5. Hope FlickermanPaige Peterson & Jason McGann 6. Johanna MasonMolly Petrel & Sebastian Lyberg 7. Malcolm RandallAmanda Gautier & Emrys Everhart 8. Cordelia SnowAdah Haggard & Alexander Amitiel 9. Cypriane SeanPandora Rouse & Matthew Turner 10. Reiven RuenMaya Griffin & Selvyn McIntare 11. Finnick OdairDaisy Daignault & Royce Peterson 12. Victor SeanCarly Coin & Raphael Grant Kolejność dodawania postów jest dowolna, po wylosowaniu trybuci powinni wejść do pociągu. Następnie zostaną poprowadzeni przez MG.
Wylosowani trybuci z Dzielnicy Rebeliantów otrzymają wiadomości w skrzynkach kontaktowych w przeciągu kilku następnych minut. Na chwilę obecną nikt nie wyjaśnia, dlaczego ich nazwiska w ogóle znalazły się w puli; póki co, mało kto zauważa nawet pomyłkę.
UWAGA, trybuci, którzy nie oddali jeszcze kart postaci, mogą wyjątkowo pisać bez niej, ale postarajcie się nadrobić jak najszybciej. |
| | |
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Sob Sie 09, 2014 7:22 pm | |
| Muzyka, sekunda ciszy... i wreszcie twarz wydry Coin, która zaczęła smęcić. Miał ochotę zatkać sobie uszy, nie słyszeć tego jękliwego mruczenia, które przyprawiało go o ból głowy, ale po prostu wiedział, że to zaraz minie, w momencie, w którym powie "i niechaj Los zawsze wam sprzyja". No cóż, los to zwykła żmija. Zobaczenie swojej podobizny tuż pod zdjęciem niejakiej Hope Flickerman było jak strzelenie batem w twarz. Miała się nim zajmować jakaś mierna dwunastolatka? Nim i jakąś Paige, no okej, da się przeżyć. Mimo to, nie mógł nic na to poradzić, w końcu mentora się nie wybiera, nie? Lada moment na peronie miała zacząć się przepychanka, być może wyścig do pociągu. Gdy prezentowano siódmą parę trybutów, ruszył w stronę stojącego pociągu, szurając znoszonymi trampkami. Po chwili był w pociągu.
/pociąg. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : złodziej, przemytnik Przy sobie : nóż ceramiczny, trochę owoców, miska z sałatką, kilka kawałków ciasta, widelczyk do ciasta, łyżka, szkatułka, 6 tabletek do uzdatniania wody, plecak nr 3: jabłko, paralizator, śpiwór, zestaw plastrów i bandaży, leki przeciwbólowe; (kurs pierwszej pomocy, zwiększenie szansy na skuteczną obronę, zwiększenie szans na powodzenie podczas walki wręcz) Obrażenia : siniak na lewej skroni, powierzchowna rana na prawym ramieniu (zaklejona plastrem)
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Sob Sie 09, 2014 7:40 pm | |
| Gwałtownie wciągnął powietrze w jednej, krótkiej chwili czując żal, że nie dane mu było nawet usłyszeć odpowiedzi. Nie od razu uświadomił sobie, że jeszcze będzie miał szansę, bo jego czarny żart miał przestać być tylko nim. Bo zdaje się, że faktycznie idą razem ginąć, nie? To jednak uświadomił sobie znacznie, znacznie później, bo teraz, zamarłszy w połowie ruchu, zatrzymał wzrok na jednym nazwisku. Nie swoim. Nie swojej mentorki czy współlokatorki w ośrodku. Na nazwisku, które bardzo dobrze znał. Delilah Morgan. Jezu. Wyrywając się obezwładniającemu przerażeniu, rozejrzał się. Deli. Gdzie była jego wróżka? Gdzie... ona... Gdy tylko ją dostrzegł, bez słowa zaczął się przepychać, roztrącając łokciami szlochających - czy to łzami ulgi, czy to żalu. Nie obchodzili go. Tych, z którymi miał wejść do pociągu, nie chciał poznawać. Nie chciał! Tym, którzy zostawali, nie chciał zazdrościć. Nie chciał na nich patrzeć, by nie poczuć chorej nienawiści, że to on trafi na Arenę, a nie któreś z nich. - Di! - Brutalnie odpychając jakąś przytulającą się parę szczęśliwców, dotarł do dziewczyny i bez pytania zamknął ją w swych ramionach, przytulając do siebie. Wiedział, że blondynka się boi. Wiedział, że boi się zapewne bardziej od niego. Wiedział, że nie powinna być teraz sama. Pochylił się do jej ucha, odgarnął czule pojedyncze kosmyki włosów przyjaciółki. - Poradzimy sobie, rozumiesz? - mruknął cicho, choć wcale nie był taki pewien swych słów. - Poradzimy sobie. Nie daj się im zastraszyć. Nie daj nikomu się zastraszyć. Zwlekał tylko chwilę wiedząc, że jeśli nie pójdzie teraz i jeśli nie zabierze ze sobą Delilah, zabraknie mu tchu, zabraknie mu sił. A przecież trzeba było zachować jakąkolwiek godność. Ostatki honoru. Nie dać się zgnoić już teraz, na wejściu. - Chodź. Chodź, proszę cię. Zamknął jej drobną dłoń w swojej i poprowadził za sobą, puszczając dopiero przed samym pociągiem. Tam, pewnie musieli się podzielić... Albo nie. Nie wiedział. Przecież nigdy nie brał udziału w Igrzyskach. Przecież nigdy nie musiał i zgodnie z hasłami rebeliantów - nigdy nie powinien być do tego zmuszony. Nikt z nich nie powinien. Ale szli w rządku, jak pokorne cielaki, by nigdy już tu nie wrócić. Ostatnią myślą, jaka towarzyszyła mu przy wchodzeniu do pociągu, było: nie mogłem się pożegnać. Bo przecież jego rodziny tu nie było. Rodzice nigdy nie przychodzili, a siostra... Siostra uciekła gdy tylko nie dostrzegła na liście swego nazwiska. Widział jej cień przemykający przez dworzec, ku wyjściu, z dala od zamieszania. Więc nie pożegnał się. Wszedł do pociągu, za wszelką cenę walcząc o to, by się nie obejrzeć.
/pociąg |
| | | Wiek : 20 Zawód : słodki nożownik Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Sob Sie 09, 2014 7:55 pm | |
| //jakiś czas po pożarze<3
Pisnęła z zachwytu, wchodząc na opuszczony dworzec. Wszystko przedstawiało jej się jeszcze bardziej niesamowicie niż to sobie wyobrażała w domu. Och, przez najbliższe dni wiele rozmyślała o dożynkach, nie mogąc się ich doczekać. Czekała, czekała i czekała, a te nadchodziły tak bardzo powolnymi kroczkami, a ona czekała i czekała, i narzekała do Ithy, że to tak wolno trwało... Sukienkę na tę okazję miała przygotowaną już od dawna, nie mogąc się doczekać chwili, w której w końcu wkroczy na miejsce zbiórki. Właśnie tu była! Na dworcu kolejowym, który podobno nie był już używany od rebelii, choć przecież drugą rzeczą, która sprawiła kolejny pisk wydobywający się z jej młodych piersi, był wielki pociąg, który czekał tu na nich. On i wielki telebim! Pewnie mieli im wyświetlić film z panią prezydent na tym ogromnym ekranie, który będzie im obwieszczał nazwiska ludzi. O nie, nie byle jakie nazwiska! Nazwiska ludzi biorących udział w 76 Igrzyskach Głodowych! Przyszłe legendy! Mieli zostać sławni i otoczeni chwałą do końca życia, czy to mieli zostać zabici na Arenie, czy żyć wśród elit! Gdyby tak została zwycięzcą tych Igrzysk... Nie dość, że sama tonęłaby we krwi swych arenowych towarzyszy, oglądała na żywe oczy te wszystkie morderstwa oraz otaczający ich niesamowity dziki świat, to w dodatku potem byłaby bogata, sławna, podziwiana i kochana przez wszystkich! Byłaby jak księżyc wśród gwiazd! Wyjątkowy wśród wyjątkowych! Pragnęła zostać księżycem w 76 Igrzyskach Głodowych, jednakże nie chciała też zasmucić Tabithy. Gdy krzyknęła po pierwszym ogłoszeniu, że się zgłosi, ta... Nie zareagowała zbyt przychylnie, a nagły wybuch zakończył się płaczem. Nie mogła się zgłosić sama, bo Ithy by jej nie wybaczyła, ale gdyby ją wylosowano...? To byłaby kompletnie inna kolej rzeczy. Zamierzała trzymać kciuki! Los musiał jej sprzyjać! Była Amandą! Co zaś się tyczyło pierwszego pisku, którego twórcą była ta drobniutka blondyneczka, to był spowodowany tłumem, który zastała, wchodząc na teren dworca. Choć wcześniej sporo narzekała na powolnych Strażników, gotowa zawrócić z powodu focha na nich, to teraz o nich kompletnie zapomniała, wyszczerzając się szeroko. Takiego zbiorowiska już dawno nie miała okazji widzieć i to sprawiało, że oddychała znacznie lżej, a szeroki uśmiech nie znikał z jej twarzy. Czuła się jak rybka w wodzie i w sumie nią była, jeśli inni byli wodą. Oczywiście zaraz zaczęła brnąć, całkiem umiejętnie, przez tłumek, ogarniając wszystkie twarze wzrokiem. Podniecenie jej nie opuszczało, a tak naprawdę było jeszcze bardziej podsycane. Mogła przecież mieć okazję spotkać tu kogoś z jej starych znajomych! A może kogoś sławnego? Zeszli się tu wszyscy jej rówieśnicy z KOLCa! I ich rodziny! I Tabitha też tu była, gdyż sama ciągnęła ją w nieznanym sobie kierunku. - Ithyithyithy! Czy. Ty. To. Widzisz?! To jest niesamowite! Takbardzoniesamowite! Yayayayay! Słyszysz te dziesiątki rozmów? Setki głosów, które odbijają się o ściany? To niesamowite! – Krzyczała szczęśliwa, krążąc nadal wzrokiem po wszystkich twarzach. Nie dostrzegała jednak na razie nikogo z jej byłej elity szkolnej. Choć widziała Tommiego, ale wolała milczeć, jeśli o niego chodziło. Obiecała mu, że w przyszłości będą parą, a potem musiała wyjść za mąż, przez co odjechała z Alvim. Daaaleko od swojego domu i szkoły. Ale ci wszyscy ludzie tu! Miała znów ochotę śpiewać jedną z piosenek, których chyba miała już dość jej siostra. Przynajmniej była świadoma niechęci Margaritki do jej repertuaru, choć miała wrażenie, że część jej koncertu jej się spodobała. Kto nie kochał szalonego skakania po łóżkach i po wszystkich pokojach? I tego jej wrzasku, gdy wchodziła na świetnie sobie znane refreny? Normalnie NO LIGHT! NO LIGHT i One way ticket! lubiła najbardziej. Zwłaszcza to drugie, bo pociąg na Arenę miał być już na zawsze dla dwudziestu trzech trybutów bilecikiem w jedną stronę. - Bilecikiem w jedną stronę! – Mruknęła pod nosem w towarzystwie sadystycznego uśmieszku i zaraz stanęła w miejscu, podnosząc wzrok na telebim. Zaczęło się! Słyszała te cudowne dla jej ucha dźwięki! Hymn Panem! - I niech los zawsze nam sprzyja – powtórzyła cicho po pani prezydent, oczekując listy trybutów. Trybutów wśród których była Margaritka! Szczęściara! O raaany! Rajuśku! Ona też! Usłyszała własne nazwisko! Amanda Gautier! Wylosowano ją! Nie miała pojęcia, co mogłaby powiedzieć. Może i chciała wziąć udział w Igrzyskach, ale jakoś nie wierzyła w swe szczęście. Zwłaszcza, że zapomniała trzymać kciuków, bo to działo się tak szybko. I teraz to wszystko nadal działo się tak szybko. Cmoknęła zaskoczoną siostrę w oba policzki i usta, pożegnała się krótkim: powodzenia, siostrzyczko! Niech los ci sprzyja, Ithy i już puszczała jej dłoń, by pobiec w stronę pociągu. Pociągu jej marzeń, do którego wskoczyła szybciutko, nucąc pod nosem piosenkę Boney M.
//pociąg |
| | | Wiek : 15 lat Zawód : Ociekanie zajebistością Obrażenia : Brak
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Sob Sie 09, 2014 9:00 pm | |
| Moje zniecierpliwienie związane z przebywaniem w tym śmierdzącym tłumie rosło z każdą chwilą, a swoje apogeum osiągnęło, gdy ktoś znajdujący się z tyłu wykorzystał moje plecy jako przystanek końcowy. - Cześć. Jak tam? Z wolna odwróciłem się, by spojrzeć na jakąś ofiarę, której najwyraźniej zdawało się, że jesteśmy na jednym poziomie w piramidzie społecznej. Ku mojemu zaskoczeniu, pociskiem okazał się być Mort. Niech stracę, gówniarz był chyba jedną z niewielu osób, którym wparowanie we mnie mogło ujść na sucho, mimo że nigdy nie przyznałbym się do jakiejkolwiek sympatii. Cóż, przynajmniej teraz miałem okazję dowiedzieć się od kogoś znajomego, po co sprowadzili nas wszystkich na dworzec. - Hej, czy przedszkolaki z ADHD nie powinny stać gdzieś indziej? Tak właściwie, co się tu dzieje? - rzuciłem pytanie lekkim tonem, jakby w rzeczywistości prawie mnie to nie interesowało. Nie zdążyłem jednak uzyskać odpowiedzi, bo niemal w tej samej chwili na telebimie pojawiła się twarz Coin. Wywróciłem pogardliwie oczami i ze znudzoną miną wsłuchałem się w komunikat, ciekaw, co też kochana prezydent ma nam do obwieszczenia. Znudzenie to szybko ustąpiło miejsca przerażeniu. Igrzyska?! Jakie Igrzyska?! Znowu? Przecież dopiero co zakończyły się poprzednie! Będzie dobrze, Petersonowie mimo wszystko mają farta, na pewno nas nie wylosują. Pocieszanie się w myślach nie do końca spełniało swoją funkcję, ale życie złudzeniami było rzeczą, która ostatnio wychodziła mi najlepiej. Głęboko oddychając, wbiłem spojrzenie w telebim, na którym widniały dane pierwszej pary. Nie kojarzyłem żadnego z trybutów, zresztą, za bardzo bałem się o siebie i Paige, by martwić się osobami idącymi na rzeź. Obraz przeskoczył, a na ekranie wyświetliło się nazwisko Morta. Biedny dzieciak. - przemknęło mi krótko przez myśl, jednak nie zaszczyciłem go nawet przelotnym spojrzeniem, gdy tłum utworzył dla niego przejście. Miałem większe problemy, bo właśnie ziszczał się najgorszy koszmar. Wylosowano Paige. Wydałem z siebie dźwięk bardziej przypominający kwiknięcie niż cokolwiek ludzkiego - gdyby nie ściśnięte gardło, z pewnością zacząłbym krzyczeć. Nie Paige, tylko nie ona! Byłbym nawet gotów zgłosić się za nią, byleby tylko zapewnić jej bezpieczeństwo. Przed oczami przewinęło mi się całe nasze dzieciństwo - myśl, że nasza więź miałaby już wkrótce stać się wyłącznie smutnym wspomnieniem, prawie łamała mi serce. Dopiero głos wymawiający moje imię, przebiający się przez szum w uszach przywrócił mnie do rzeczywistości. Nie. To jest niemożliwe. Zaraz się obudzę i okaże się, że to tylko najgorszy z możliwych koszmarów. W panice zacząłem rozglądać się dookoła, mając nadzieję, że jeszcze uda mi się uciec, jednak gęsty tłum skutecznie odwiódł mnie od tej myśli. Nie, Royce. Musisz tam iść i nie dać zginąć Paige. Petersonowie zawsze trzymają się razem. Całkowicie zrezygnowany, ani trochę nie przypominający dotychczasowego króla życia, zacząłem z wolna iść w stronę podstawionego już pociągu, obawiając się, co przyniesie następny dzień.
//Ośrodek |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : kieszonkowiec
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Nie Sie 10, 2014 1:07 am | |
| Ludzi na dworcu pojawiało się coraz więcej, a telebim nadal milczał. Trinette rozejrzała się po tłumie stając na palcach, bo niestety nie wszyscy otaczający ją mieli po metr dwadzieścia. Patrzyła na wszystkie możliwe strony, na wejścia, nawet na sufit, aż w końcu wypatrzyła znajomą szczupłą sylwetkę. Nie miała pojęcia dlaczego tak zależało jej na tym żeby Letha była na dożynkach. Nie były ze sobą blisko, nawet jakoś specjalnie jej nie lubiła, ale zawsze dawała jej jakieś poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Dopiero kiedy uspokoiła się widząc siostrę uświadomiła sobie jak szybko biło jej serce ze strachu. Po prostu przykładnie panikowała. I słusznie, jak się chwilę później dowiedziała. Kiedy wybiła w końcu wyczekiwana przez wszystkich dwunasta na ekranie pojawiła się Coin, Trin nie była jeszcze świadoma, że za chwilę przeżyje szok. Wysłuchała ze względnym spokojem przemówienia, a później... na ekranie pojawiła się jej własna twarz. Jej nazwisko przy nazwisku mentora. W około rozległy się odgłosy wydawane przez tłum oraz innych trybutów, a ruda stała w miejscu sparaliżowana tym, co przed chwilą zobaczyła i nie mogła się ruszyć. Chyba powinna płakać, a powód dla którego tego nie robiła był naprawdę idiotyczny. Tam na pewno były kamery, głupio tak usmarkać się przed kamerami, bo który sponsor później otworzy swój gruby portfel i wywali kasę na takiego umazanego trybuta? Żaden, no właśnie. A w parze z nią był chłopiec, który mógł mieć najwyżej trzynaście lat. Pięknie, kurwa. Pięknie. Ruszyła z miejsca z zadowoleniem stwierdzając, że jeszcze potrafi chodzić. Obejrzała się ostatni raz przez ramię wyszukując wzrokiem w tłumie Lethę. Dziewczyna stała z otwartymi ustami gapiąc się to na nią, to na tablicę. Chwilę później Trinette weszła do pociągu.
//Ośrodek
Ostatnio zmieniony przez Trinette Rosehearty dnia Wto Sie 12, 2014 3:02 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 18 Zawód : chodzący kłopot (?) Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Nie Sie 10, 2014 2:02 am | |
| Nie widziała nikogo, kogo chciałaby zobaczyć. Tłum na dworcu powiększał się nieustannie, a ona tkwiła wciąż w tym samym miejscu, czekając. Tak właściwie, nie miała nawet bladego pojęcia, na co tak właściwie wyczekiwała. Może na ten moment, w którym to wszystko nareszcie się skończy, a ona sama będzie mogła wrócić do domu i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku? A jednak zdecydowanie nie było. Ha! Mogła nawet śmiało stwierdzić, że było gorzej niż źle i sytuacja wcale nie zmierzała ku poprawie. Dosłownie czuła to w kościach. Jakiś taki podejrzany rodzaj przeczucia, które podsuwało jej jak najgorsze obrazy. I coś w tym z pewnością było, bo jej instynkt samozachowawczy wyraźnie wył w niej nie gorzej niż jakaś portowa syrena. Naprawdę nie chciała tu być. Z każdą mijającą sekundą miała coraz większą ochotę, by wziąć nogi za pas i uciec jak najdalej od tego wszystkiego. Może to nie była aż taka zła myśl? Może naprawdę powinna pomyśleć wyraźniej o wydostaniu się z KOLCa? Nawet samotne wędrówki po Ziemiach niczyich były z pewnością lepsze od tego. Od życia w strachu przed tym, że wybiorą ją na trybutkę w kolejnych Igrzyskach. Jednak jej nogi były dosłownie jak wmurowane w ziemię. Tak ciężkie, że nie mogła ich nawet unieść, by zrobić te kilka kroków i wymknąć się z tego miejsca. Swoją drogą, raczej niewiele by jej to dało, bo nieobecność nie była przecież gwarancją bezpieczeństwa, a nawet wręcz przeciwnie. Obecność podczas losowania była zakichanym obowiązkiem Di, więc wciąż na nim była. Z początku myśląc całkiem trzeźwo, lecz już z zalążkami zupełnego przerażenia, by dać się zupełnie otumanić strachowi, gdy zabrzmiały dźwięki świadczące o rozpoczęciu tego całego wstępu do przyszłej rzezi. Uniosła powoli wzrok, przełykając powoli ślinę i patrząc. Pierwszy mentor... Przez głowę przeleciała jej myśl, że zna tego chłopaka, dziewczyny raczej nie kojarzyła, ale Evena zapamiętała. Biedaczyna. Osób od dwóch kolejnych mentorów raczej nie znała, a przynajmniej chwilowo sobie ich nie przypominała. Zaś czwarty... Czując nagłe zawroty głowy, złapała się pierwszej lepszej osoby obok, walcząc z dusznościami i chęcią zwrócenia wszystkiego, co jadła w przeciągu kilku ostatnich lat. Nie myślała logicznie. W głowie obijały jej się tylko dwie myśli, a połączenie ich w jedną całość tylko dokładało. W uszach szumiała jej krew. Nie zwracała uwagi na nikogo i na nic. Przynajmniej dopóki nie poczuła wyraźnego uścisku i wyraźnego zapachu osoby, którą... Kochała. Teraz doszło to do niej z całą swoją siłą. Nie wcześniej, dopiero teraz. Gdy miała umrzeć. Nie odezwała się jednak, a przylgnęła tylko do piersi Bastiana, starając się powstrzymać drżenie. To nie było jej normalne zachowanie, lecz sytuacja też zdecydowanie nie należała do zwyczajnych. Zwłaszcza w chwili, w której dotarły do niej wyraźniej słowa przyjaciela. My. Nie: ty sobie poradzisz. A: my sobie poradzimy. Uniosła głowę, napotykając jego wzrok i widoczne w nim potwierdzenie, które sprawiło tylko, że jeszcze bardziej ugięły się pod nią nogi. Cały swój ciężar oparła na Bastianie, dając mu się poprowadzić bez nawet najmniejszego sprzeciwu. Wypierała to. Nie mogli iść na Igrzyska. Nie teraz. Nie.
/pociąg |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Nie Sie 10, 2014 4:45 am | |
| W dniu, w którym Alma Coin postanowiła nagle złamać swe słowo i oficjalnie oznajmić, że odbędą się kolejne Głodowe Igrzyska, Tabby całkowicie utraciła wiarę w rzekomą rebeliancką dobroć i to, że różnią się oni od ludzi sprawujących władzę przed nimi. Nie różnili się od nich ani odrobinę, a nawet byli o wiele gorsi. W końcu Snow nie składał aż tak wielu obietnic, które łamał przy pierwszej lepszej okazji. W żadnym razie nie broniła tego człowieka, ale i też nie miała najmniejszego zamiaru, jak i również powodu, by zostawać nagle wielką fanką obecnej prezydent i jej rebelianckiego przedszkola. Bowiem tak, tak to właśnie wyglądało w oczach Tabby. Jak jedno wielkie przedszkole, bo wszystko to było tak bardzo niepoważne, tak pełne czystego absurdu. Miała jednak nadzieję, że nikomu z jej najbliższego towarzystwa nie przyjdzie brać bezpośredniego udziału w całej tej, nadzwyczaj wątpliwej!, zabawie. Zwłaszcza już jej małej Mandy, która wydawała się być tak straszliwie podekscytowana całym tym wyjściem. Jakby nie mogła zwyczajnie zrozumieć, że nie była to radosna wycieczka, a już bardziej wleczenie się po śmierć. Amanda jednak zachowywała się jak duże dziecko, rozglądając się wszędzie tymi swoimi wielkimi oczami, robiąc zaciekawioną minę i dosłownie wyrywając się dalej. Zupełnie jakby jej największym marzeniem było wylosowanie jej i wrzucenie do tej bandy nieszczęśników idących na Arenę, by tam się wzajemnie mordować. Na coś takiego Tabby zwyczajnie nie mogła pozwolić, ale przecież z pewnością nie będzie musiała podejmować żadnych środków, bowiem było tyle innych osób w puli potencjalnych trybutów do losowania. Szansa była naprawdę niewielka. Śledziła losowanie jednym okiem, drugim spoglądając na Amandę i przytulając ją do siebie mocno, gdy zauważyła imię ich współlokatorki. Przełknęła ślinę, cudem pokonując napływające jej do oczu łzy i rozglądając się za Marg. Powinny przy niej teraz być. Cholera! Powinny przy niej być i powinny coś zrobić! Przecież ona nie zasłużyła na coś takiego! Nikt nie zasłużył! Jednak nie mogła nic zrobić przez tłum dookoła, który dosłownie je zgniatał. Sama może i by się przez niego przepchała, w nadziei, że znajdzie przyjaciółkę, jednak z Mandy nie była w stanie tego zrobić. Nie mogła jej za sobą ciągać z miejsca na miejsce, a zostawienia jej tutaj nie brała nawet pod uwagę. Nigdy by tego nie zrobiła. W życiu. Stała więc w miejscu, obserwując kolejne wylosowane osoby, które nierzadko znała i to czasem nawet dosyć dobrze. Jak młodszą siostrę Valeriusa, którą sama pomogła mu znaleźć nie tak dawno temu, jak jej nieprzyjaciel jeszcze ze starych czasów i jak... - Amanda! Nie! Mandy! - Wrzasnęła, chcąc odciągnąć od tego wszystkiego siostrę. Jej siostrzyczkę! Nie mogła! Nie ona, nie jej mała Amy! Jednak coś, a właściwie bardzo ktosiowate coś, co skutecznie zatrzymało ją w miejscu, zatykając jej usta i zamykając w prawdziwie stalowym uścisku, na dodatek unosząc ją w górę. Co w sumie ułatwiło jej kopanie i wyrywanie się, a nawet zaciskanie z całej siły zębów na ręce, która trzymana była na jej ustach. Amanda! Nie mogła jej tak zostawić! Więc wyrywała się jeszcze bardziej, próbując przy tym wywrzaskiwać imię siostry. Jej małej Amy, która coraz bardziej znikała jej z oczu. |
| | |
| Temat: Re: Dworzec kolejowy | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|