Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| |
Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Dworzec kolejowy Sob Cze 08, 2013 7:38 pm | |
| Widzicie tę osobę, niby samotną figurkę, błąkającą się po dworcu? Ma na sobie znoszony, krótki już płaszcz, a wokół szyi owinięty wełniany szalik, który jakoby powinien chronić przed dmącym wiatrem, zimnem i śniegiem, a tym czasem wcale tego nie robi. Osoba ta przez ramię przewiesiła sobie torbę podróżną, wglądającą tak, jakby lada moment miała się rozlecieć i niewiele nitek ją przed tym chroni. Krążąca po dworcu postać ma bladą twarz z głębokimi cieniami pod oczami, a same oczy, podobno niegdyś ładne i niebieskie, są przekrwione i pełne łez. Nieustannie usiłuje unieść lewą dłoń i otrzeć choć część z nich, jednak za każdym razem krzywi się z bólu i zaprzestaje prób, jakby nie mogła unieść ręki wyżej niż na wysokość talii. W jej chudej sylwetce co chwila można dostrzec nerwowość i strach, gdy drobnymi krokami cofa się bądź próbuje dokądś zmierzać. Jedak sądząc po jej zachowaniu, nie bardzo wie, gdzie ma się udać. Dworzec jest zupełnie pusty, jeśliby pominąć i ją, i starego kolejarza, który naprawia coś przy torach. Budka, w której jeszcze pół roku temu można było kupić bilety, jest zamknięta. Osoba ta zerka nieustannie w jej stronę z nieodgadnionym wyrazem twarzy i gdy już wszystko wskazuje na to, że ma się ku niej udać, nagle odwraca się i idzie w zupełnie inną stronę. Czasem jednak spogląda w lewo lub w prawo, wychylając się w stronę torów, i patrzy, czy nie zbliża się jakiś pociąg, choć robi to bez większego przekonania. Tą osobą jestem ja. Dobrze zdaję sobie sprawę z tego, jak wyglądam i ile beznadziejności tkwi w tym kręceniu się po dworcu praktycznie bez celu. Wychodząc z domu, byłam zbyt roztrzęsiona, by pomyśleć, że przecież nie mam pojęcia o pociągach odchodzących do Kapitolu. Właściwie to nie mam pojęcia o żadnych pociągach. Rozkład jazdy został zdjęty ze ściany dworca, a zastąpiła go tabliczka, która głosi, że opracowywanie nowego jest wciąż w toku i uprasza się pasażerów o cierpliwość. Ja cierpliwa raczej nie jestem i podejrzewam, że tabliczka ta wisi tutaj już od początku wojny. Co chwila pocieram o siebie zziębnięte dłonie, które robią się bardziej blade niż czerwone. Kieszenie płaszcza mają dziury, więc nie mogę ich w nie zgłębić. Jedyny plus jest taki, że przynajmniej nie muszę stać w śniegu, choć nie chcę też siadać na dworcowej ławce w obawie, że do niej przymarznę. Zdaję sobie sprawę, że być może trochę przesadzam z tym zimnem, jednak mój organizm od pewnego czasu nie funkcjonuje już najlepiej, więc wszystko odczuwam jakby podwójnie. Wzdycham głęboko, wciągając do płuc arktyczne powietrze, które natychmiast powoduje u mnie kaszel. Łzy, które wcześniej spływały mi po policzkach, teraz już zupełnie wyschły, a może raczej zamarzły. - Przepraszam panienko, dokąd panienka się wybiera? - słyszę niespodziewanie. Odwracam się szybko i napotykam wzrokiem starego kolejarza, którego widziałam już wcześniej przy torach. Starzec ma łagodny wyraz twarzy i jasnobrązowych oczu, a ubrany jest... odpowiednie na tę porę roku, nie to co ja. Na dodatek jego dłonie tkwią w grubych, najwyraźniej puchowych rękawicach, co momentalnie powoduje u mnie zazdrość. - Do Kapitolu - odpowiadam lakonicznie zachrypniętym głosem. Strzec przygląda mi się przez chwilę, skupiając wzrok na zaczerwienionych oczach i torbie podróżnej. Dobrze wiem, jak muszę wyglądać w jego oczach. - Wielu tam wyjeżdża - odpowiada w zamyśleniu, wciąż mi się przypatrując. A niewielu powraca. Nie wypowiadam tego na głos, lecz śledzę, jak kolejarz podciąga rękaw kurtki i spogląda na zegarek, po czym wychyla się w stronę torów i obraca głowę to w lewo, to w prawo, jakby chciał sprawdzić, czy w oddali nie widać przypadkiem nadjeżdżającego pociągu. - Panienka musi jeszcze kilka minut poczekać - odzywa się po chwili, odwracając się w moją stronę z tym samym łagodnym wyrazem twarzy co wcześniej. - Tylko dwa pociągi kursują stąd i tutaj. Oba rano i oba wieczorem. Kursowałyby częściej, ale takie jest rozporządzenie pani prezydent Coin. Zbliża się dziesiąta, zatem pociągi za chwilę tutaj będą. Niestety, nie kupi panienka biletu, bo te nabywa się już gdzie indziej, jak postanowiła pani prezydent, a ja sam nie wiem, co to za miejsce... Ale pomówię ze znajomym kontrolerem biletów w pociągu, żeby panienkę przepuścił. Gdy starzec kończy mówić, zdobywam się jedynie na kiwnięcie głową i wymamrotanie czegoś pod nosem na kształt podziękowania. Wtem daje się słyszeć odgłos nadjeżdżającego pociągu, dokładniej dwóch, i pisk hamowania. Po chwili z obu stron wyłaniają się dwie maszyny, po czym zatrzymują się na środku torów. Stoję wciąż tam, gdzie stałam, i obserwuję, jak stary kolejarz wchodzi do pociągu, który znajduje się po naszej stronie. Moment później słyszę, jak z kimś rozmawia i coś tłumaczy, a trwa to wyjątkowo krótko, więc już po chwili strzec daje mi ręką znak, bym wsiadała. Sam schodzi po schodkach na ziemię, ale gdy mijam go, podążając do wejścia, ten zatrzymuje mnie ręką. Ze zdumieniem śledzę, jak mężczyzna ściąga swoje grube rękawice, po czym wciska mi je w zmarznięte ręce. - Panience bardziej się przydadzą - mówi i spogląda mi prosto w oczy. - W państwie jest zimno. Otwieram na moment usta, zupełnie zaskoczona, jednak starzec uśmiecha się nieco smutno i kręci nieznacznie głową. Następnie odchodzi w swoją stronę, zostawiając mnie z podarowanymi rękawicami. Przypatruję się im przez chwilę, po czym, wsuwam w nie zmarznięte dłonie, a następnie wchodzę po schodkach do pociągu.
// pociąg Dystrykt Czwarty - Kapitol.
|
|