|
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 31 Zawód : Prowadzę kasyno Przy sobie : karty do gry, zapałki, prawo jazdy
| Temat: Re: Aleja Czasu Pon Mar 24, 2014 6:53 pm | |
| Cały czas wydawało mi się, że za chwilę dziewczyna parsknie śmiechem i, jak w wielu przypadkach, odejdzie. Wbrew pozorom, wydaje się odmienna. Nie taka, jak kolejna cegłówka w murze. Skoro przez cały ten czas jeszcze nie odwróciła się i nie poszła, chyba zmierzamy w dobrym kierunku. I miejmy nadzieję, że tak pozostanie. - O, tak. Jesteś idealną inspiracją - powiedziała, przerywając uprzejmym uśmiechem - Rozumiem więc, że mogę się inspirować…? - Do woli - odpowiedziałem, krótko i treściwie. Czas płynie powoli i przyjemnie. Jak na długim, leniwym rejsie , gdzieś daleko od kapitolińskiego przepychu, poróżnień których nie brakuje na co dzień, i rządowej konspiracji na każdym kroku. Wyjątkowo myślami nie odchodzę nigdzie indziej; ciekawe, dlaczego. Koniec końców, dawno ostatnio nigdzie nie ruszałem się spoza pracy. To miła odmiana. Zwłaszcza biorąc pod uwagę takie wyborowe i przemiłe towarzystwo. Ale... wciąż nie znam nawet jej imienia. - Więc, jak się nazywasz? - rzekłem do kobiety z przebłyskiem przyjaznego uśmiechu. Nareszcie - Chyba, że jest to jakaś tajemnica. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Aleja Czasu Pon Mar 24, 2014 11:07 pm | |
| I Ty uważasz, że nie umiesz pisać... ><
Spacerowali powoli, nieśpiesznie, idąc w kierunku, który najwidoczniej odpowiadał towarzyszowi Catrice. Nie był jak inni mężczyźni, nie gadał natrętnie, nie gapił się otwarcie na jej nogi czy pośladki, był taki spokojny i cudownie nieskomplikowany, przynajmniej na razie. Uśmiechnęła się lekko. Obcy mężczyzna, w dodatku przystojny, chce być jej inspiracją. Nozdrza Catrice rozszerzyły się leciutko, gdy wyczuła jego zapach, zmieszany z łagodnym, lekkim zapachem. Pachniał przyjemnie, bardzo przyjemnie. Zamknęła oczy na sekundę. O tak, podobał jej się coraz bardziej. - Cat. Catrice – powiedziała, po raz kolejny zerkając na zachód słońca. Z kimś tak wyjątkowym, był jeszcze piękniejszy. – A pan…? Czy może to tajemnica? – spytała, uśmiechając się przekornie. Zastanawiała się, czy skojarzy imię i twarz z Igrzyskami.
|
| | | Wiek : 31 Zawód : Prowadzę kasyno Przy sobie : karty do gry, zapałki, prawo jazdy
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Mar 26, 2014 11:11 pm | |
| Lepiej nie będę na nią jakoś dogłębnie spoglądał, przynajmniej nie teraz. Jeśli będzie skrępowana, to tylko wyjdzie mi na złe, a do wszystkiego trzeba przechodzić stopniowo. Nie jestem przecież pochopnym typem. Po chwili, idąc, zauważyłem, że dziewczyna lekko przymyka oczy i nad czymś się rozmarza. Może odpowiada jej dzisiejsza pogoda, albo cieszy się jutrzejszym dniem. Albo po prostu w końcu się zainspirowała. Ale chyba nie pójdzie sobie tylko przez to, prawda? Po dłuższej chwili rozmarzenia, szatynka dodała - Cat. Catrice - Faktycznie, kocica. - A pan...? Czy może to tajemnica? - wciąż zamyślona i jakby w innym, odgrodzonym niewidzialną powłoką świecie, rozwinęła. - Moje imię... - chwila zawahania. Wydaje mi się, że powinienem przedstawić się jej drugim imieniem, tym dla osób bliskich. Z drugiej strony nie wiem, czy powinienem ufać jej do końca. Mimo wszystko, fundamentalną wartością jest ostrożność - Tak. Widzisz, moje imię jest tajemnicą. Poznasz je, kiedy będziesz gotowa.Skarciłem się w myślach za pokrętną alternatywę, którą wymyśliłem. Na zewnątrz zachowywałem pogodny, kamienny uśmiech, a w środku było coś typu 'co ja teraz zrobię'. Ale to zawsze jakieś wyjście. Mam tylko nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli. Po kilkunastu minutach dalszej wędrówki przez betonową autostradę Alei Czasu natrafiliśmy na jej koniec. Było już dosyć ciemno, latarnie uliczne rozpoczynały wykonywanie swoich obowiązków, jedna po drugiej. Pozostały dwie opcje: iść razem dalej lub wracać do domu. Wynik głosowania: 1:0. Kobiety nie mają prawa głosu (tym razem). - Słuchaj, co powiesz na pójście o tam? - przybliżyłem się do perspektywy Catrice i praktycznie z jej punktu widzenia wskazałem gestem dłoni nowopowstały dokładniej godzinę temu, trololo klub. Wyglądało na to, że w środku coś się dzieje. Zza okien biły delikatne lasery, silne światła oraz bicie muzyki typu easy listening. Do niczego jej przecież nie zmuszałem, więc jako dżentelmen pozostawiłem to jako luźną propozycję, a decyzję zostawiłem jej. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Aleja Czasu Pią Mar 28, 2014 10:22 am | |
| W spojrzeniu nieznajomego mężczyzny, którego spotkała, było coś niezwykłego. Nuta żalu, obleczona lekkim błyskiem, może jakiś nieokreślony smutek, a może po prostu ciekawość, pomieszana z milionem innych uczuć? Cat nie uważała się nigdy za wybitnie uczuciową osobę – a regularne wizyty w rezydencji Snowa upewniały ją, że uczucia to czysta destrukcja – ale niekiedy nie umiała oprzeć się emocjom. Z małymi wyjątkami, takimi jak Cordelia, Hope czy Joseph, nie bardzo interesowała się długotrwałymi relacjami z ludźmi. To zapewne oznaczałoby przejmowanie się jakimiś konwenansami, tak dobrze znanymi jej z bankietów u zdetronizowanego prezydenta. Ach, tamte czasy! Śliczne sukienki, urocze przyjęcia, trucizny, tortury, zgony… Niekiedy za tym tęskniła, chociaż pomieszkiwanie kątem u Salingera, robienie mu obiadów i te słodkie smsy, które jej niekiedy wysyłał, sprawiały, że czuła się bardziej… ludzka. Wróćmy jednak do tematu pana, który szedł obok. Słysząc jego niejednoznaczną odpowiedź, uśmiechnęła się kusząco. Zapadał zmrok, ona czuła się wyjątkowo dobrze, pomijając brak jakiegoś ciekawego zlecenia, a przystojny facet chciał towarzyszyć jej tego wieczoru. - Nie mogę się doczekać – odparła, mrugając do niego. Kiedy przybliżył się, Cat przeszedł leciutki dreszcz ekscytacji. - Brzmi interesująco… - zerknęła w stronę, którą wskazał. „Buggying Snow”. Klub, muzyka, tańce… Brzmiało bardzo, bardzo kusząco. – Chodźmy.
/zt dla obojga c:
|
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Aleja Czasu Czw Kwi 10, 2014 2:17 pm | |
| / z Cave
Ginsberg. Dziwnym trafem, wszyscy ludzie, którzy słyszeli to nazwisko, zdawali się mieć przedziwnie spaczone pojęcie o tym człowieku. Czy był jakiś dwulicowym gościem, który sadyzm chował za maską „wujaszka dobra rada”? Niewątpliwie, skoro Bert, jeszcze nim wyszli z Cave, zwrócił uwagę na nazwisko, które padło w zdaniu wypowiedzianym niewątpliwie w stronę Mathiasa. - Tak, chodzi o Gerarda. – posłała nieco karcące, a i zarazem rozbawione spojrzenie w stronę bruneta; wystarczające do tego, by zaznaczyć, że średnio ma ochotę rozmawiać o tym incydencie. Zresztą, co kogo obchodziło, co robiła w Kwartale i za co podpadła kolejnemu pieskowi pokojowemu Almy Coin? Zaraz jednak zaprzestała tych myśli, gdyż zjawił się jej towarzysz i oznajmił, że mogą już iść. Wyszli na zewnątrz; zapadł zmrok, i po ulicach nie przechadzały się tłumy ludzi. Vivian skierowała się ku Alei Czasu, nieopodal której mieszkała. Lubiła to miejsce; kojarzyło jej się ze spokojem i bezpieczeństwem. Jednak mimo wszystko nie ufała już życiu w Kapitolu, gdyby mogła, chętnie przeniosłaby się do jakiegoś dystryktu. Może do Czwórki? Albo do Siódemki? Kto wie, może tam żyłoby się lepiej. Powiał mocny wiatr, porywając pasma jej długich, rudych włosów. Chociaż nadal odczuwała ból, uśmiechnęła się lekko do siebie – i do idącego obok niej Bertrama. - Lubię wiatr. – stwierdziła mimochodem, chcąc przerwać panującą ciszę. Nie do końca wiedziała, jak ma się zachować. Oto bowiem szła ramię w ramię z mężczyzną, który jakąś dłuższą chwilę temu podrywał jej najlepszą przyjaciółkę; zresztą, Vivian mogła się założyć, że Carter nie miała nic przeciwko. Była urocza, inteligentna i przebojowa, a cięty język tylko dodawał jej charyzmy, która czyniła Rory wyjątkową. Może właśnie dlatego Darkbloom tak uwielbiała dziennikarkę – była jedną z niewielu osób, które potrafiły naprawdę dotrzeć do sedna sprawy, umiały argumentować i przede wszystkim – były godne zaufania. Patrząc na Rory w klubie, nie miała ochoty jej oceniać. Chciała, by przyjaciółka była szczęśliwa. Nic dziwnego, że zainteresowała się Bertramem. Przystojny, ładny uśmiech, postawny i zbudowany nad wyraz proporcjonalnie, wydawał się być dobrym kompanem na wieczór. Rudowłosa uśmiechnęła się po raz kolejny, ignorując ból nozdrzy. Wiatr stawał się coraz silniejszy, a Viv – coraz bardziej świadoma tego, że ma na sobie tylko cienki sweter. Było jej zimno do tego stopnia, że zaczęła lekko drżeć.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Aleja Czasu Czw Kwi 10, 2014 4:03 pm | |
| Bo może i tak faktycznie było. Bertram jakoś nigdy nie dochodził do tego czym zajmuje się Ginsberg i vice versa. Dobrze im się rozmawiało, fajnie piło razem piwo i oceniało kobiety w barze, ale nic poza tym. Istniała cicha zasada, że nikt nie wspomina o swoim zyciu osobistym i pracy, co chyba im pasowało. A gdyby jeszcze Gerard dowiedział się o podejściu Gravewortha do Coin! Uhuhuh. Dopiero by się działo. Zabawa w kotka i myszkę. - Niepokojące. - tylko tyle odpowiedział, bowiem nie miał zamiaru ciągnąć tematu, który nie pasuje jednej stronie. Co prawda był ciekawy co takiego robił Ginsberg i dlaczego akurat okaleczył Vivian. W końcu to kobieta i nie wydawała się jakaś szczególnie groźna, żeby musiał się przed nią bronić. Może i przy następnym spotkaniu poruszy ten temat i zdoła wyciągnąć od niego trochę więcej informacji, ale to daleka przyszłość. Nie było potrzeby za bardzo się nad nią rozwodzić, czyż nie? Na zewnątrz panował już mrok, co tylko dodawało uroku Alei Czasu. Jednak Bertram czuł, ze kierunek, w którym się udają, był mu jakoś dziwnie znajomy.. Zupełnie tak, jakby szli do jego mieszkania! A może ta kobieta była niebezpieczna, wiedziała gdzie mieszka Graveworth, chciała go tam zaciągnąć, zgwałcić i okraść? Wszystko jest możliwe, ale przy ostatniej rzeczy Bertram będzie stawiał opór, dzielnie broniąc swojego dobytku! Reszta jest dyskusyjna i zależy od sposobu przeprowadzenia poszczególnych punktów. - Wiatr? A co w nim takiego pięknego? - zapytał, ale zaraz kontynuował - Nie żebym go nie lubił w letnie, gorące popołudnie, ale skąd taka nagła fascynacja? - dodał jeszcze, ale w jego głosie nie bylo ani nutki złośliwości. Zwyczajne ciepło, które miało zachęcić do dalszej rozmowy. W końcu Graveworth nie był jakimś dzikusem, który by jedynie bluźnił na lewo i prawo, w przeciwieństwie do niektórych. Wiatr jednak przybierał na sile i oczywistym było to, ze przez jego działalność temperatura odczuwalna była znacznie niższa od faktycznej. I najwidoczniej Vivian była tego doskonałym przykładem, bo zaczęła lekko drzeć. Nie było mowy o tym, żeby Bert przeoczył tak ważny szczegół! W mgnieniu oka zdjął swoja marynarkę i delikatnie okrył nią plecy Darkbloom. - Chłód jest równie niebezpieczny co potencjalni opryszkowie. - zagadnął z uśmiechem - Nazywam się Bertram Graveworth, bo chyba nie przedstawiłem się wcześniej przez to całe zamieszanie. - dodał, dalej dziarsko idąc przed siebie. Ta okolica naprawdę mu coś przypominała! Może jednak faktycznie idą do jego domu? To byłoby ciekawe! No, ale jeszcze jedna kwestia go nurtowała i to dość poważnie. Musiał się czegoś dowiedzieć o tym troglodycie, który ledwo co sklejał kolejne zdania. Doprawdy dziwne, ze wtedy mu się ten język nie poplątał, a do tego również dojść mogło! - Znacz tego całego... Jacka? Jak się nazywa? Chciałbym coś wiedzieć o facecie, który stara się mnie pobić. - zapytał bez jakiejś złości w głosie. Nie miał mu za złego tego uderzenia, bo nawet dobrze go nie poczuł. Musiał znać jednak jego dane, bo to było kluczowym elementem. Niespodzianka! |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Aleja Czasu Czw Kwi 10, 2014 11:58 pm | |
| Czasami wystarczy spojrzeć na człowieka, by odgadnąć, jakie było jego życie. Kilka ukradkowych spojrzeń może zdziałać więcej niż najbardziej dociekliwe pytania. A, jak wszyscy wiemy, istnieją pytania, których nie należy zadawać. Jaki był idący obok niej mężczyzna? Z pewnością pochodził z dobrego domu, chociaż nie umiała oszacować, gdzie mieszkał i z jakiego dystryktu się wywodził. Jego głosowi nie towarzyszył pretensjonalny kapitoliński akcent. Wysoki, elegancko ubrany, kulturalny… Mogła założyć się, że był dość wpływowy. I do tego wyraźnie zaciekawiony jej miłością do wiatru. - Ciężko to wyjaśnić – stwierdziła, z wdzięcznością przyjmując od niego okrycie. – Może dlatego, że większość swojego życia spędziłam w Trzynastce i dopiero od niedawna mam okazję zaznajamiać się ze światem. Westchnęła. Jak naprawdę wyjawić mu tę pasję? Jak oddać uczucia, by zrozumiał, że dziewczyna kochała ten żywioł, uwielbiała jego siłę i potęgę, czuła się wolna i niezależna, nieskrępowana więzami swojej pracy i zawodu? Nie sądziła, żeby zrozumiał. Nie, na pewno nie. Znając życie, dzieciństwo spędził na powierzchni, uczony przez matkę i ojca, zafascynowany światem, jaki poznawał. - Vivian Darkbloom – odwdzięczyła się pięknym za nadobne, ofiarując brunetowi swoje imię i nazwisko. Brawo, niech teraz jeszcze dopasuje imię i nazwisko do areny 75 Głodowych Igrzysk i bęc!, będzie wiedział, z kim ma do czynienia. Szli obok siebie; Vivian, zerkając w niebo, dostrzegła kilka gwiazd. Uśmiechnęła się lekko, ale gdy dostrzegła spojrzenie Bertrama, zasępiła się nieco. Co, jeśli miała do czynienia z jakimś psychopatą, który ją skrzywdzi? Czemu rozglądał się tak po Alei, jak gdyby kogoś szukał? - Wiem, że ma na imię Jack i że Rory przedstawiła mi go jako swojego kuzyna jakiś czas temu. – doprawdy, pytania o kumpla Rory, który być może wcale nie był jej kuzynem, były nadzwyczaj ciekawe. Do tego stopnia, że alkohol zaczął umykać z jej organizmu, a ona sama przystanęła i przeciągnęła się leniwie. Powoli, bardzo powoli, robiła się senna. - Już niedaleko – powiedziała, uśmiechając się do Bertrama.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Aleja Czasu Nie Kwi 13, 2014 9:57 pm | |
| Najwidoczniej Bertram takiego daru nie posiadał, bowiem według niego życie było zbyt zawiłe, żeby po samym wyglądzie ocenić wszystkie perypetia człowieka. W końcu równie dobrze Graveworth mógł być żebrakiem, który dopiero wspiął się na szczyt dzięki znajomościom lub też nieczystym zagrywkom. Wszystko jest możliwe! Tym bardziej, że w młodzieńczych latach Bercio z pewnością nie wyglądał jak dzieciak z dobrego domu. Ręce w smarze, ubrania niezbyt gustowne, wiecznie spracowane lico. Na wszystko co teraz ma musiał zapracować, bo inaczej ojciec oddałby majątek komuś innemu. Prosta zasada - nie pracujesz, nie jesz. Wpływy zresztą też przychodzą z czasem. A tu sprzeda się komuś broń, a to znajdzie się na kogoś haka, a jeszcze innemu się pomoże. Zawsze można też przespać się kilkukrotnie z córką prezydent, ale to już jest tajne! - W trzynastce? To trochę daleko, ale wyjaśniałoby jak się tutaj znalazłaś. - odpowiedział spokojnie, doskonale wiedząc jaką role odgrywała Trzynastka w całej rebelii. Ciężko, żeby był tego nieświadomy skoro widział kwitki, faktury i zapiski, z których jasno wynikało kto otrzymywał nieoznakowaną broń i od kogo. Ale czy przez to Graveworth miał krew na rękach? Oczywiście, ze nie! Gdyby tak rozumować., to piekarz powinien być winny tego, że jedna osoba zabiła drugą czerstwą bagietką, a tak jednak się nie dzieje. A jeśli chodzi o żywioły, to Bertram zdecydowanie bardziej wolał wodę. Cicha, spokojna i niepozorna, ale przede wszystkim stanowcza. Kiedy wpadnie w furię, to nie ma nikogo, kto mógłby się jej przeciwstawić. Daje życie i życie też odbiera. Jest źródłem i końcem wszystkiego, co ma miejsce na ziemi. Prawdziwa arche, bez której nie zaistniałoby nic. Właśnie taką wodą chciał być i miał nadzieję, ze kiedyś dopnie swego. Na razie znajduje się za tamą, ale kiedy tylko ta puści, to zaleje chronione miasto i będzie na samym szczycie. Tylko czekajcie! - Vivian? Ciekawe imię. Dźwięczne, zwiewne. Na pewno zapada w pamięć. - skwitował swobodnie, wcale nie kojarząc tej Pani. Niestety Bertram igrzyskami sie nie interesował. Uważał je za zwyczajne pokazy dla barbarzyńców. Osobiście nie popierał takich przedsięwzięć, ale już oficjalnie nie miał nic przeciwko. W końcu człowiek musi nauczyć się odróżniania życia prywatnego do pracy, ale z powodu swojej niechęci Graveworth ograniczał do minimum swoje zainteresowanie głodowymi igrzyskami tak, jakby ich wcale nie było. O wiele lepiej w ten sposób zachować twarz. - Jack, Jack... No nic! - mruknął, a zaraz za tym imieniem podążył uśmiech. Bertram miał już w głowie swój mały plan, a wszystko to, co się zdarzyło w barze sprawiało, że miał i pretekst do jego wykonania. Należy tylko czekać na odpowiednią chwilę, a następnie zwyczajnie umyć ręce i nie przyznawać się do niczego. Taka z niego cwana bestia! - Naprawdę? Sam mieszkam w okolicy. Może jesteśmy sąsiadami? - zażartowął, wcale nie przeczuwając, że może być to prawda. Niespodzianka, Panie Graveworth! |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Aleja Czasu Nie Kwi 13, 2014 10:48 pm | |
| Chociaż wywodziła się z Trzynastki, Vivian coraz częściej zastanawiała się nad tym, jak mogła żyć pod ziemią. Dopiero teraz, po kilku miesiącach mieszkania w Kapitolu, widziała dokładne różnice, jakie dzieliły mieszkańców podziemnego dystryktu od tych, którzy zamieszkiwali większość terenów Panem. I nie, nie chodziło tutaj o bardzo podstawową różnicę, jaką było mieszkanie pod powierzchnią i na powierzchni. Ilekroć spotykała dawnych współmieszkańców, dostrzegała, że – podobnie jak ona – niekiedy zachłystywali się otaczającym ich światem, a źrenice rozszerzały się lub kurczyły ze zdumienia, gdy oczy napotykały coś dotąd nieznanego. Ludzie z Trzynastki byli za pan brat ze ścisłymi regułami, niekiedy bardziej żelaznymi, niż te, jakie okalały zniewolone dystrykty. Ale czasy się zmieniły, złamano reżim dawnych władz, Trzynastka już nie istniała, a jej mieszkańcy swobodnie przechadzali się po miastach. Jedynie zmora w postaci Igrzysk pozostała. - Pierwsza rzecz, którą o sobie wiemy, poza naszymi imionami – rzuciła swobodnie, odrzucając włosy do tyłu. – Ja wychowałam się na ziemi, Pan natomiast na jej powierzchni. Uśmiechnęła się, nieco rozbawiona. Kto w takiej sytuacji miał gorzej? Oczywiście, nie wiedziała, skąd pochodził jej towarzysz, nie mogła więc założyć, jakie było jego dotychczasowe życie. Umiała jednak obserwować; na takiej podstawie rudowłosa zorientowała się, że Bertram z pewnością miał nieco lepiej niż jego towarzysze z dzieciństwa. Być może nie znacznie lepiej, ale odrobinkę, tego nie mogła wykluczyć. Zresztą, czy to było ważne? Podobno teraz, po rebelii, ludziom miało wieść się lepiej. Podobno wszyscy mieli być szczęśliwi. Podobno miało już nie być Igrzysk. Zauważyliście, że tylko część zdań, rozpoczynających się od tego słowa, jest prawdą rzeczywistą? Pozostałe to tylko puste zdania, zintensyfikowane, by podnieść rangę słów, jakże często kłamliwych. Ale tak naprawdę to jedno słowo, „podobno”, jest ludziom potrzebne do życia. - Imię… Jak imię. Normalne. Typowe. – o mały włos, a palnęłaby, że jej imię jest wyjątkowo schematyczne. Podobno (znów to słowo!) niejedna kobieta w jej rodzinie miała nadane imię Alayne bądź Vivian. Tak samo, jak jej ojciec nie był jedynym Thomasem. I na pewno był też jakiś Dominic, poza jej kuzynem. Nick… Na myśl o nim rudowłosa poczuła silne ukłucie bólu, gdzieś w okolicy mostka, silne i nieprzyjemne. Nick, gdzie jesteś? Co się z Tobą dzieje…? Odetchnęła z ulgą. Jej nazwisko najwidoczniej nic mu nie mówiło, zresztą wzajemnie. Ale być może to kwestia tego, że Vivian za krótko przebywała w Kapitolu, by znać wszystkich. Nawet, jeśli dla niektórych ludzi – w tym, jak podejrzewała, zniewolonych w Kwartale Kapitolińczyków, którzy z dnia na dzień zdawali się być coraz bardziej buntowniczy – jej nazwisko było powszechnie znane, cieszyła się, że Graveworth nie kojarzył jej z areną i Igrzyskami. Przynajmniej przy jednej osobie mogła czuć się anonimowa. Zupełnie tak, jakby była kolejną rebeliantką, która ma względny spokój; co nie było do końca prawdą, nadal bowiem była zatrudniona w rządzie Almy Coin, zarówno jako architekt z ramienia rządu, jak i archiwistka. - Rozumiem, że jesteś na niego wściekły – stwierdziła, ze spokojem okręcając pasmo włosów na palcu. Dzięki okładowi i kostce lodu, którą przedtem ssała, zranienia nie bolały tak bardzo. Przez moment zastanawiała się, czy Bertram oberwał równie mocno, jak ona. Ale ta wiedza nie była fascynująca na tyle, by chciała ją z niego wydobyć. - Prawdę mówiąc, mieszkam tutaj – wskazała palcem na jeden z budynków przy końcu alei. – W zasadzie od niedawna. Zignorowała jego wzmiankę o tym, że mogli być sąsiadami; obdarzyła go jednak długim spojrzeniem i lekkim przygryzieniem wargi. Jeśli chcesz flirtu, postaraj się bardziej.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Aleja Czasu Nie Kwi 20, 2014 3:43 pm | |
| Wątek Bertrama i Vivian zostaje przeniesiony do tego tematu. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : poszukiwana Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech
| Temat: Re: Aleja Czasu Wto Sie 12, 2014 4:07 pm | |
| Jakiś czas po spotkaniu z Rory
Wrażenie, że nieustannie coś jej umyka pojawiło się dosyć niedawno. Co prawda nie towarzyszyło Libby cały czas. Właściwie, biorąc pod uwagę codzienność, odczuwała je rzadko, a jeśli nawet, dotyczyło raczej błahych spraw, którymi nie miała czasu zaprzątać sobie głowy. Niestety, gdy zaczynało dziać się coś większego, zwykle okazywało się, że o czymś zapomniała lub zauważyła to w ostatniej chwili. I o ile każdy normalny człowiek, nie szczególnie przejmował się takimi sprawami, ona musiała. Pewnie miała też na to wpływ ilość wolnego czasu dziewczyny, która sprzyjała przesadnym rozmyślaniom. Jednak ostatnimi razy zaczęło ją to irytować. Na przykład doskonale wiedziała o zbliżających się Igrzyskach. Właściwie wszędzie było o tym głośno: w gazetach, telewizji, a także wśród ulicznych rozmów przypadkowych osób. Trudno było nie być na bieżąco w związku z ich organizacją. Mimo to o tym, że Malcolm został mentorem dowiedziała się całkiem niedawno. Ktoś mógłby zapytać, co z niej za siostra? Pewnie miałby sporo racji zadając to pytanie. Ona sama też nie była z siebie dumna. Wszyscy wokół od dawna zachwycali się, ekscytowali. Randall stała oniemiała, oglądając to całe widowisko i w duchu złorzecząc odpowiedzialnym za zniszczenie Dnia Wyzwolenia. Oczywiście była na siebie wściekła, więc pierwsze, co zrobiła to zadzwoniła do brata. Co prawda ten telefon nie uspokoił kobiety, nie przyniósł też wyzwolenia od wyrzutów sumienia, ale przynajmniej sprawił, że znów się uśmiechnęła. A jak znalazła się w Alei Czasu? Właściwie był to przypadek. Wyszła z domu z zamiarem zrobienia małych zakupów i akurat przechodziła niedaleko. Rzeźba przedstawiała dwa ramiona wznoszące się kilka metrów nad chodnikiem. Co prawda nie łączyły się, ale stwarzały wrażenie, jakby próbowały zamknąć przechodniów, którzy akurat szli pod nimi. Libby zatrzymała się i podeszła bliżej. Już nie raz mijała to miejsce, lecz właściwie nigdy się nie zastanawiała nad jego historią. W tej chwili przypomniały jej się bańki mydlane, które widziała w dzieciństwie. Mniej więcej od zakończenia rebelii miała wrażenie, że została w takiej zamknięta. Hm, raczej sama się zamknęła. Choć na początku czuła się w niej bezpiecznie, z czasem Randall zaczęła doskwierać samotność. Podczas ostatniego spotkania z Rory miała nadzieję, że w końcu zaczęła się z niej wydostawać. Tymczasem chyba znów coś usiłowało wpędzić ją do środka. Być może tym, co całkowicie mogło zniszczyć bańkę było wrócenie do służby. W zamyśleniu dotknęła chłodnej stali i spojrzała do góry, mrużąc oczy przed słońcem.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Aleja Czasu Wto Sie 12, 2014 5:31 pm | |
| po wizycie w Ośrodku Szkoleniowym
Miał nadzieję, że prędko zapadnie zmrok i gorąco-wilgotne powietrze zamieni się w krystaliczną ciecz, która będzie obmywać ulice Kapitolu z krwi, która wkrótce miała popłynąć. Igrzyska zbliżały się nieuchronnie - czuł ich słodki oddech na swoim karku, kiedy wracał już wprost z domu rozkoszy, odbierając trybutom ostatnią szansę na przetrwanie. Nie zamierzał przecież zadawać im recepty na (nie)śmiertelność, ta i dla niego była niebezpieczną zagadką, która frapowała go bezustannie za czasów szumnej młodości. Teraz jednak odpływała gładko w stronę myślenia o kimś, kto miał przedłużyć jego ziemski żywot. Nie były to jednak spokojne myśli starca, który wybiera się na zawodową emeryturę - wręcz przeciwnie, Ginsberg już dawno nie był tak żywotny jak tego dnia, kiedy wędrował znajomymi zakątkami, zastanawiając się, gdzie podziała się jego córka i czy powinien już zgłosić oficjalnie jej zaginięcie. Na wszelkie pytania tego typu miał jedną odpowiedź - nie działo się nic alarmującego, nic takiego, czym należałoby zawracać głowę Almie Coin, więc mógł jedynie marnotrawić czas na czekanie, co przynosiło opłakane efekty w jego przypadku. Nie wyżywał się wcale w potyczkach z trybutami, ci młodzi ludzie byli absolutnie przekonani, że są już zwycięzcami i że rząd oszczędzi ich biedne dusze. Przez chwilę zastanawiał się, czy jasne wytłumaczenie im przebiegu Igrzysk ma jakiś sens i czy nie powinien zatroszczyć się o odpowiedniego chłopca, któremu na własnej skórze pokaże, co czeka go po wygranej, ale chyba starzał się niesamowicie, bo oczekiwał na telefon w napięciu. Nie zadzwonił, nie odezwał się od wczoraj i powoli zaczynał uświadamiać sobie, że Maisie nie została porwana, a z własnej i nieprzymuszonej woli odeszła od niego. Właśnie wtedy, gdy oczekiwała ich dziecka - pewnie ktoś inny na jego miejscu zacząłby wyrywać sobie włosy z głowy, ale Gerard odczuwał jedynie potężny głód, który narastał z każdą chwilą, którą tu spędzał. Mógł poczekać, aż nadejdzie chłodny wieczór i powoli mu w półmroku zapolować na kogoś odpowiedniego, ale przecież nadal pozostawał zaufanym człowiekiem Coin. Widzącym siostrę swojej ukochanej córki, która opala się w pełnym słońcu. Chętnie zdarłby jej skórę, tylko po to, by wręczyć Maisie rękawiczki po powrocie i szepnąć jej na ucho, że pochodzą z Libby i to kara, ale był przekonany, że na tak wyrafinowane tortury nie może sobie pozwolić. Na wszelkie inne? Czemu nie, podszedł bliżej, wyjmując rządową legitymację. - Dokumenty. Proszę - dwa słowa, niespotykane tutaj za często, ale każdy powód był dobry, by ustrzelić kolejnego Randalla. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : poszukiwana Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech
| Temat: Re: Aleja Czasu Wto Sie 12, 2014 11:32 pm | |
| Patrząc na rzeźbę, zastanawiała się, co takiego w niej widziano. Właściwie nie należała do szczególnie ładnych, nic oryginalnego. Ot dwa połączone ze sobą prostopadłościany, pomalowane na czerwono i podświetlone. Nie trzeba być artystą, aby wpaść na coś takiego, a mimo to przyciągała wiele osób. Wielkie ramiona zdawały się aż prosić, aby pod nimi przejść. Libby oparła się tej pokusie, postanawiając, że popatrzy na innych. W pewnym sensie rozumiała ich. Głupia potrzeba izolacji, sprawiała, że robiąc to, mogli poczuć się bezpieczniej. W pewnym sensie odgrodzeni od ciekawskich spojrzeń i ludzi wtykających nos w nieswoje sprawy. Czy to między innymi nie dlatego powstawały pierwsze budynki? Potem każdy musiał mieć swoje własne pomieszczenie. Z czasem w budowlach powstawały kolejne. Ludzie zrobiliby wszystko, aby zachować choć odrobinę prywatności, a tym czasem ona próbowała wydostać się ze swojej. Być może bańka, którą stworzyła była zbyt ciasna i za mało przezroczysta, aby swobodnie oglądać z niej resztę świata. A może po prostu dusiła się w niej, bo nie była w stanie brać czynnego udziału w życiu? Pozostawała obserwatorem czubka swojego nosa, po czasie dowiadując się o tym, co działo się tuż za nim. Może jednak warto wrócić do służby? Z zamyślenia wybudził ją czyjś głos. Sens słów dotarł do niej, gdy w końcu odwróciła się i ujrzała przed sobą postać. Rzuciła okiem na jego legitymację. Aha, Gerard Ginsberg we własnej osobie. Chyba nie mieli okazji poznać się wcześniej. Powoli sięgnęła po torebkę i jeszcze przez chwilę grzebała w niej, obserwując wnętrze. Potem najspokojniej w świecie podała mężczyźnie zażądany dokument. – Proszę – odparła. Zaraz, zaraz. Dlaczego właściwie ją o to prosił? Nie słyszała, żeby powiedział cokolwiek na ten temat. Czyżby zwykła, rutynowa kontrola? A może naczelnik więzienia nie był w nastroju i szukał kogoś, do kogo mógłby się przyczepić i wtrącić do więzienia? Jeśli to drugie to źle trafił. Libby należała do przykładnych obywateli. Nie łamała prawa, nie pomstowała publicznie na władzę i unikała wszelkich problemów. Przeniosła wzrok za Ginsberga. Przecież miała iść na zakupy. Nie będzie o nic pytać, bo cała ta głupia procedura zajmie im więcej czasu. Już wystarczająco dużo go tu zmarnowała i jeszcze teraz musiała wpaść na kontrolę dokumentów. Gdyby miała zegarek, pewnie w tej chwili by na niego spojrzała, ale skończyło się na głośnym westchnięciu.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Sie 13, 2014 5:33 pm | |
| Był daleki od podobnych myśli małego architekta, choć przecież powinien doszkalać się obecnie w zaciszu własnego domowego gabinetu z tej dziedziny, biorąc pod uwagę zadania rządowe, które zostały mu powierzone przez samą Almę Coin. Już nie myślał o niej jako o swojej teściowej - postać Melanie rozmyła się krwawą smugą na horyzoncie - co nie znaczyło jednak, że przestał ją szanować czy zaczął lekceważyć. Nie był samobójcą, preferował przetrwanie za wszelką cenę i łapał się życia pazurami, nie przejmując się zupełnie, kogo przyjdzie mu zgnieść po drodze. Dziwne, że ostatnio coraz częściej zaczynały wracać do niego myśli o jego ukochanym synu, który stanowił kropkę nad i w jego bogatym życiorysie krzywd wszelakich. Nie, Ginsberg nie zaczął odczuwać wyrzutów sumienia, te zdawały się być dla niego niedostępne - ot, towar deficytowy w jego pokręconej psychice, która obecnie domagała się czegoś bardziej popisowego niż zwykły spacer do pustego domu. Powoli zaczynał żałować, że nie oddał się we władanie Violatora, ale nie zamierzał płacić za możliwość zbicia przypadkowej dziwki. Wyuczone gesty i emocje nie dawały mu nigdy satysfakcji, więc musiał sam zadbać o swoją rozrywkę. Robił to po swojemu. Wyłaniając się nagle z mroku, nie dbając o zdjęcie rękawiczek ze szczupłych palców - tak elegancko mógł wyglądać tylko diabeł, który spoglądał na jedną z Randallów (uwielbiał to prostackie nazwisko) z poczuciem wyższości i obrzydzenia. Nie tknąłby ją nawet wówczas, kiedy by mu za to zapłacono lub Coin rozszerzyła swoją działalność o sutenerstwo. Absurdalne wizje, które towarzyszyły sprawdzaniu dokumentów były jego specjalnością. Libby nie mogła wiedzieć, że Ginsberg nie bywa osobą, którą interesuje łamanie prawa. Nigdy nie zajmował się szczególnie rewizjami, on raczej zbierał ofiary, próbując wycisnąć z ich informacje; chyba że nudził się niesamowicie - właśnie ta ostateczność sprowadziła go do roli porządnego stróża prawa, który nagle uśmiecha się rozbawiony na widok napisu na niedalekim murze. Świeżego, doskonała wymówka, by złapać za łokieć dziewczynę i porwać ją do swojego królestwa. W ręku zadźwięczały mu kajdanki. - Wiem, że to ty. Nie stawiaj oporu - wytłumaczył jej czule do ucha, próbując uzmysłowić jej tym szatańskim szeptem, że to ta pora, w której powinna zacząć się bać. Albo uciekać, chętnie zapolowałby na tę dziewczynkę według własnych zasad. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : poszukiwana Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Sie 13, 2014 10:22 pm | |
| Nie pamiętała, kiedy ostatni raz jakiś rządowiec kazał jej pokazywać dokumenty. Odkąd zamieszkała w Dzielnicy, odnosiła wrażenie, że częściej takie rzeczy wydarzają się w Kwartale. W końcu z założenia w lepszej części stolicy mieli mieszkać ci „sprawiedliwi” lub osoby, które podczas rebelii wiedziały, po której stronie należy stanąć. Libby w tej kwestii była przekonana o swojej przynależności, do tych pierwszych. Należała do jednych z najlepszych i najbardziej pracowitych pilotów – brała udział w podniebnych starciach, bombardowała tereny przeciwników, przetransportowywała ludzi oraz broń. Stawiała się na każde wezwanie, nawet nie mrugając okiem. Mimo że chwilowo usunęła się w kąt, nadal czuła się pełnoprawną obywatelką nowego Panem. Co prawda niedocenioną, ale jednak. Dlatego właśnie Ginsber odrobinę najechał na dumę kobiety, chcąc ją wylegitymować i nie podając żadnego konkretnego powodu. Nie była kryminalistką. Fakt, że akurat się spieszyła przesądził tę sprawę i nie pozwolił Randall wypytywać o szczegóły kontroli. Dopiero po chwili zorientowała się, że był to duży błąd. Co prawda zerknął na podane dokumenty, ale zdaje się, że go nie usatysfakcjonowały. Chyba nie oczekiwał, że nie będzie ich miała przy sobie? Nie, oczywiście. Daleko było jej do poznania motywów Gerarda. Nigdy nawet nie mieli okazji się poznać. Widziała go zaledwie parę razy w życiu i słyszała kilka plotek. Żadna z nich nie była wystarczająca, aby mogła wyrobić sobie o nim jakąkolwiek opinię, co dopiero poznać tok rozumowania czy zamiary. Jedno było pewne – na pewno nie zyskiwał w oczach Libby. Nie zdążyła zareagować, a dłoń mężczyzny błyskawicznie wylądowała na jej łokciu. Zaraz potem zaczął ją gdzieś ciągnąć. W pierwszej chwili tylko wytrzeszczyła oczy. Musiała minąć kolejna minuta, aby wreszcie odzyskała rezon i przystanęła. Gwałtownie odsunęła się, kiedy zaczął szeptać słowa, których sens był dla niej niezrozumiały. - Co pan wyprawia?! – warknęła, obserwując go uważnie. Oczywiście została przy formułce „pan”, ale raczej ze względu na różnicę wieku między nimi. – Chyba musiał się pan pomylić. Nie rozumiem, o czym pan mówi i nie podoba mi się, że traktuje mnie w ten sposób – powiedziała od razu, jeszcze odrobinę zwiększając odległość między nimi. – Mam prawo wiedzieć, dlaczego pan to robi. – No tak. Znała swoje prawa i nie wahała się z nich korzystać. Randall wzięła głęboki oddech. Jeszcze nikt się tak wobec niej nie zachował. Musiała się uspokoić, zachować trzeźwość myślenia. Tę sytuację na pewno dałoby się wyjaśnić, ale trzeba podejść do niej powoli, racjonalnie, wytłumaczyć naczelnikowi, że nie zrobiła nic złego. Przez jej głowę przemknęła jeszcze myśl o ucieczce, ale od razu ją odrzuciła. Nie była głupia. Gdyby odważyła się na taki krok, mógłby pomyśleć, że jest winna i wtedy miałby podstawy, aby zabrać ją na przesłuchanie. Nie zamierzała dać mu tej satysfakcji.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Aleja Czasu Czw Sie 14, 2014 10:23 am | |
| To doprawdy zabawne, że ludzie postrzegali ustrój panujący w Panem jako ten, który zapewniał Rebeliantów szczęśliwe i długie życie oraz skazywał na powolną zgniliznę Kapitolińczyków, których oddzielono od części miasta murem. Całkiem niezły psikus historii i pstryczek w stronę ludzi z Trzynastki, którzy brzydzili się przecież postępowania Snowa, a jednocześnie zachowywali się całkiem podobnie, będąc rasistami, którzy z pogardą patrzyli w stronę getta. Gdyby był moralistą, to zapewne uraczyłby ją komentarzem w stosunku do tej sytuacji, ale każdy w Kapitolu wiedział, że Ginsberg nie potrzebuje powodów do nienawiści. Robił to automatycznie, zupełnie jakby był zaprogramowany na to jedno uczucie, które zwykle rozpalało go do czerwoności i sprawiało, że zaczynał traktować ludzi z mniejszą pogardą (paradoksalnie!) jak dotychczas. Musiał zgiąć się przecież do ich poziomu, ugiąć kark i spojrzeć na robaka, którego zwykle rozdeptałby jednym ruchem; by wiedzieć o nich jak najwięcej, by w ostateczności zadać jeden cios. Na tyle celny, że ofiara nie mogła zareagować. Ogłupiała i plącząca się we własnych sieciach bywała urocza. Podobnie jak córka Randalla - tak, to była jej cała wina, o której Libby nie mogła mieć najmniejszego pojęcia, ale ciążyła na niej i przynosiła przekleństwo - która próbowała znaleźć racjonalne wytłumaczenie tej całej sytuacji i odwołała się do instytucji, która wydawała się jej stabilna i pewna. Mgliste pojęcie o polityce Panem zawdzięczała zapewne braku rodziców. Przez sekundę, może dwie zastanowił się, jakby wyglądała rzeczywistość, w której ta brunetka byłaby jego córką zamiast Maisie. Nie w znaczeniu przeszłości, ta nie zwykła zaprzątać mu głowy, ale... Nic nie stało na przeszkodzie, żeby zabrać ją do siebie i wychować od nowa, dbając o zasady, które już wpoił swojej ukochanej pierworodnej. Z lekkim podkreśleniem kary śmierci, która spotka ją za ucieczkę. - Nie tym tonem - odpowiedział spokojnie, wyginając jej ręce do tyłu jednym ruchem. - Jestem przedstawicielem prawa i zostało ono złamane - zauważył, zaciskając kajdanki na jej nadgarstkach. Znała swoje prawa? Cudownie, Ginsberg za to doskonale orientował się w obowiązkach, a jednym z nich było pilnowanie, by w mieście nie dochodziło do kolejnych rozruchów. Mógł zatem potraktować to jako przejaw buntu i dopisać do listy przewinień, spośród których na prowadzenie wysuwało się stawianie oporu. Uśmiechnął się podekscytowany jak chłopiec, który dosłownie trzyma w ręku nową zabawkę - marną pociechę po starej - i rusza z nią, by wypróbować jej funkcje w praktyce. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : poszukiwana Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech
| Temat: Re: Aleja Czasu Czw Sie 14, 2014 11:34 am | |
| Stwierdzenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia było najbardziej wygodnym uzasadnieniem różnić w racjach rebeliantów oraz Kapitolu. Wiadomo, że łatwiej jest być po stronie lepszych, ale często zdarzało się, że wartości się zmieniły i po chwili stawałeś się tym złym. Libby nie była głupia. Początkowo rozumiała cenę rebelii – zniszczone dystrykty, Kapitol, a przede wszystkim śmierć ludzi – ale przecież chodziło o wyzwolenie. Trzeba było coś poświęcić, aby stworzyć nowe państwo. Niestety już po kilku tygodniach od zakończenia walk zaczęło ono odbiegać od utopijnych marzeń. Z czasem było tylko gorzej, ale właściwie, co mogła zrobić? Odwrócić się, zamieszkać w gettcie i tam zacząć organizować drobne akcje dywersyjne? Nie, to nie było w jej stylu. Wolała, jak każdy, przymykać na to oko i zajmować się swoim życiem, bo dopóki coś nie dotyczyło bezpośrednio jej, nie zamierzała się wtrącać. Samolubna postawa, ale wielokrotnie powtarzana przez innych. Co do bezpieczeństwa bywało różnie – Dzielnica też miała swoje ciemne strony, ale przecież nigdy nie spodziewałaby się ataku ze strony Rządu, prawda? Ludzie bywają różni, jednak chciała wierzyć, że Strażnicy Pokoju i reszta tej otoczki są po to, aby zapewnić chociażby namiastkę bezpieczeństwa. To spotkanie było dla niej lekkim szokiem, ale ktoś kiedyś i tak wyprowadziłby ją z błędu. Padło na Ginsberga i oczywiście robił to w dość ostry sposób. Mogła sobie mówić, że nie powinna teraz reagować nerwowo, ale czy ktokolwiek byłby w stanie patrzeć spokojnie, jak zakuwają cię w kajdanki? Nie szarpała się, bo wiedziała, że nie miałaby z nim szans, ale też nie uśmiechało się jej to. Do tego doszły słowa Gerarda, przez które poczuła się jak nastolatka pyskująca do ojca, z tym, że Charles nigdy nie dożył tej chwili. Może faktycznie nie powinna tego robić, lecz ona już o tym nie myślała. Naczelnik usiłował wcisnąć Randall, że złamała prawo. Gdyby nie miała krzty zdrowego rozsądku zatrzymałaby się znów i go wyśmiała. Zdążyła jednak zauważyć, iż mężczyzna nie zamierzał wdawać się z nią w dyskusje. Nie chciał jej niczego powiedzieć, ale za to bardzo spieszyło mu się na posterunek. Libby była świadoma, że będzie chciał udowodnić jakąś winę, a do tego potrzeba dowodów. Czyżby naprawdę coś na nią miał? Zdawał się naprawdę pewny swego. Z jednej strony nie miała już siły się z nim spierać, wiedząc, że i tak nie zamierza niczego powiedzieć. Do tego jeszcze pojawiła się myśl, aby nie robić przedstawienia w centrum Dzielnicy oraz że właściwie nie ma nic do ukrycia. No i przecież zapiął kajdanki na jej nadgarstkach. Dała sobie spokój z mówieniem i pozwoliła się zaprowadzić tam, gdzie chciał. Marzyła już tylko, żeby ta cała sprawa zakończyła się jak najszybciej.
zt x 2 ? |
| | | Wiek : 33 Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy
| Temat: Re: Aleja Czasu Nie Sie 24, 2014 6:58 pm | |
| Początek!
Padał deszcz. Wcześniej wyglądał przez szyby w swoim pokoju, w siedzibie Coin i obserwował pojedyncze krople deszczu spływające po szkle. Niektóre łączyły się w jedną większą i tak szybciej spływały w dół. W budynku nie było nikogo interesującego. Alma, zajęta poważnymi sprawami, od dłuższego czasu nie miała ochoty już na jego towarzystwo. Czuł się zresztą trochę jak błazen - zabawka, kiedy próbowała wciągać go w jakieś rokująco-przewidujące dyskusje. Nie był taki. Nie nadawał się do tego. On od zawsze działał na linii impuls-cel-działanie. Nie myślał o konsekwencjach. Od tego miał Scarlett, której swoją drogą dzisiaj też nigdzie nie było. Wszyscy poszaleli z powodu Igrzysk. Wielkie mu co. Ludzie umierają codziennie, a wszyscy szaleją, kiedy nagle ktoś ginie w świetle telewizyjnych kamer. Przecież to... Ktoś trzasnął drzwiami. Potem otworzył je znowu i przeciąg przymknął okno w pokoju Sorena. Tym samym kropla, którą obserwował tak uparcie, spłynęła zbyt szybko. Royce wściekł się i wymierzył cios pięścią prosto w szybę, która roztrzaskała się na setki małych kawałków. On sam opierał się teraz pięściami o parapet i dyszał zbyt płytko i szybko. Kontrolowanie złości tak? To o tym ostatnim razem wspominała mu Coin? Zanim postanowiła wymordować trochę dzieciaków? Przemył rękę wodą, owinął na chwilę ręcznikiem, ale dłoń nie krwawiła, chociaż widać było na jej zewnętrznej stronie kilka ranek. Zarzucił kurtkę na ramiona i wyszedł z budynku. Potrzebował rozrywki, zmiany otoczenia, czegokolwiek. Był na głodzie. Potrzebował z a j ę c i a. Kiedy znalazł się w centrum miasta nie śpieszył się, mimo deszczu, który spłoszył połowę przechodniów. Rozglądał się dookoła i przyglądał mijającym go ludziom. Wszyscy byli tak skrajnie nieinteresujący. Nie byłby nawet odrobinę zainteresowany ich życiem. Nie tylko w przenośni. Zaczynał się irytować. Że nic nie przykuwa jego uwagi, że wszystko jest tak... Zatrzymał się, kiedy gdzieś z przodu mignęła mu jakaś rudość pod ciemnym parasolem. Nigdy nie spotkał kogoś o tak pięknym kolorze włosów. Ani tak pięknej kobiety w ogóle. Nie mógł się pomylić. Obserwował ją swojego czasu tak wiele razy. Przyklejając nos do szyby w jej łazience, kiedy ta brała prysznic. Najbardziej na świecie nienawidził wtedy pary wodnej, która skraplała się na oknach powodując, że obraz nagiej Mallory Hearst stawał się tak bardzo niewyraźny, jak tylko Soren Royce życzyłby sobie tego najmniej. Lubił jej paplaninę, chociaż gubił się w tej gęstwinie słów. Jej obecność sprawiała mu przyjemność. Tego był pewien. Ruszył więc za stukaniem obcasów po betonowych chodnikach. On, w skórzanej kurtce z kapturem od ciemnej bluzy wsuniętym na głowę, jak zwykle niepozorny i jak zwykle niezauważalny. Mallory, Mally, jak zwykł zwracać się do niej jej ślubny małżonek. Podążając za nią odtwarzał w pamięci wszystko, co się z nią wiązało. Wszystko, o czym wiedział. I czego ona nigdy nie była świadoma. |
| | | Wiek : 42 lata Zawód : redaktor naczelna OUTFLOW Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, latop
| Temat: Re: Aleja Czasu Nie Sie 24, 2014 8:36 pm | |
| Zapewne lało jak z cebra, być może gęste chmury osiadały nad miastem i zamiast wyczekiwanej pogody, błyskawice przecinały niebo, powodując kolejne małe katastrofy w Kapitolu. Mallory Hearst nie zdążyła jednak czegoś takiego zauważyć, była tak szalenie zajęta życiem, że zwróciłaby uwagę na warunki astronomiczne tylko wówczas, kiedy piorun uderzyłby prosto w jej telefon, którego nie zdążyła oderwać od ucha przez ostatnią dobę. Wszyscy mówili jej, że kierowanie redakcją pisma będzie czymś w rodzaju katorgi na dalekiej i nieistniejącej już Syberii. Nie dowierzała, o wszystkim musiała przekonać się na własnej bladej skórze i obecnie tak właśnie robiła, czując się jak ostatnia wywłoka. W domu nie była od tygodnia, z mężem pozostawała w kontakcie telefonicznym, który i tak był skąpy. Nie mogła sobie pozwolić na to, by zawalić, więc pracowała we troję, nadal zbierając cały personel. Podejrzewała, że będzie miała trudności z zebraniem całego składu redakcyjnego - nikt o zdrowych zmysłach nie postawiłby w ciemno na to pismo - ale sądziła, że przynajmniej dostanie więcej czasu na kolejne roszady personale. Marzenie ściętej głowy, działo się zbyt wiele, by pozwolić sobie na jakikolwiek zastój. Złapali najlepszą chwilę na debiut, więc teraz nie mogli tego zaprzepaścić. Dlatego na bok poszły jej zobowiązania względem rządu - rezygnacja dla Coin już czekała na biurku - i własna rodzina, za którą tęskniła niesamowicie. To, co obecnie się liczyło było zamknięte w Ośrodku Szkoleniowym, który stał się jej drugim domem. To tak obecnie skupiało się życie całego miasta i nawet jeśli jej sumienie odrzucało to święto z całą mocą, to nadal pozostawała świeżo upieczoną dziennikarką, która musiała informować świat o poczynaniach trybutów. Nauczyła się walczyć z odruchem prośby o ucieczkę albo o protest, nadal krzywiła się na widok treningów, ale tego chciała, prawda? Bezstronność i obojętność to była cena, którą płaciła po raz pierwszy w życiu, ale nie zamierzała rozliczać się ze swojego postępowania. Nie teraz, kiedy rozpadało się na dobre, a ona ledwo utrzymywała parasol, czując, że i tak moknie i że jest bardzo głodna. Cały dzień na nogach uczynił z niej niemal robota, ale ludzie odruchy powracały jak bumerang, zwłaszcza kiedy narastał w niej dziwny niepokój. Rzadko czuła się śledziona czy w niebezpieczeństwie - może była zbyt odważna, ale życie nauczyło ją, że tych najgorszych katastrof (jak romans Franka) nie jest w stanie przewidzieć, więc pewnie dlatego była tak beztroska, kiedy odwracała się na sekundę i zderzała wzrokiem z... Kimś, kogo znała jeszcze za czasów Trzynastki. Być może powinna lepiej go pamiętać, ale urwanie głowy nie sprzyjało nostalgicznych spotkaniom, więc na sekundę odłożyła telefon, kiwając mu głową. Jak przystało na dobrą Mallory Hearst, którą przestawała być już dawno. |
| | | Wiek : 33 Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy
| Temat: Re: Aleja Czasu Nie Sie 24, 2014 9:23 pm | |
| Przyglądał się temu, jak deszcz moczy jej sukienkę, jak szukała czegoś w torebce z wyraźnym zapotrzebowaniem na trzecią rękę. Wiecznie przeglądała coś w telefonie, ledwo unikając innych ludzi mijających ją na chodniku. Wyminął ją i stanął niedaleko przed nią. Myślał, że go nie zauważy. Ale też nie przywiązywał do tego zbyt wielkiej uwagi. Był nieuważny, co nie zdarzało mu się już przez tyle lat. Tak bardzo chciał ją zobaczyć z bliska, że nie wziął pod uwagę przesłanek zdrowego umysłu, że ona nie powinna zobaczyć jego. Stop. Zdrowego umysłu? Podeszła bliżej, właściwie to prawie na niego weszła rzucając mu tylko przelotne spojrzenie. Dopiero po chwili wróciła z nim z powrotem udając, że go rozpoznała. Bzdura. Mallory Hearst jak widać nie zmieniła się tak bardzo, jakby sobie tego życzyła. Nadal udawała, że wszystko jest w najlepszym porządku, nawet gdyby cały świat sypał się dookoła niej. Idealna żona, matka, sąsiadka, pracownik, kobieta, człowiek... Miała bladą skórę i przekrwione oczy. Układanie włosów też nie zajęło jej dziś zbyt wiele czasu, chociaż nie można było zarzucić jej niechlujnego wyglądu. Nie nocowała dziś w domu. Royce poszedłby o zakład, że w ogóle dziś nie spała. Nie przywiązywała uwagi do mało sprzyjającej aury pogody, wyglądała na rozkojarzoną... Nie ruszył się z miejsca. Wciąż dzieliło ich kilka metrów, jak wtedy, kiedy za wcześnie przyszedł do jej mieszkania. Zabiegana próbowała w biegu zmienić bluzkę, którą najwyraźniej zalała jej czymś niespełna czteroletnia wtedy Claire. Zapamiętał to, jak piękny miały wtedy kolor jej piersi i jak zauważywszy go w odbiciu lustra wcale nie krzyknęła i nie zasłoniła się z piskiem, ale powoli założyła bluzkę i pozwoliła mu zniknąć. Chociaż czy nie powinien uznać, że właściwie to pozwoliła mu.. patrzeć? Patrzył więc i teraz. Z większą śmiałością i lekkim uśmiechem na ustach. Przez lata nauczył się rozmawiać z ludźmi. Docenił, jak kontakty z nimi mogą być pomocne w zachowaniu pozorów normalnego życia. Kobiece ciało wciąż było dla niego zagadką i czymś z pogranicza marzeń sennych... Ale nauczył się zachowywać w ich towarzystwie. No, prawie. -Mallory Hearst. Mąż wreszcie wypuścił Cię z domu? - mruknął, kiedy niemal się z nim zrównała. Dobrze wiedział, że pracuje. Już od dłuższego czasu. Uznał jednak, że nie powinien posiadać o niej innych informacji niż te, na których skończył w Trzynastce. Jak już mówiłam, uczył się jak postępować z ludźmi. |
| | | Wiek : 42 lata Zawód : redaktor naczelna OUTFLOW Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, latop
| Temat: Re: Aleja Czasu Nie Sie 24, 2014 11:34 pm | |
| Być może powinna być bardziej ostrożna jako matka i żona, ale Mallory, która wprawdzie zachowywała się zgodnie z konsensami - elegancja i wrodzony takt nie były jej obce - czuła się wybita z rytmu swojej własnej osoby. Wiedziała, że szkodzi jej wyraźnie pobyt poza domem, ale nie mogła tego zmienić, więc jak w malignie starała się zrobić wszystko w możliwie jak najkrótszym czasie, by móc wrócić do męża i do córki. Zdawała sobie doskonale sprawę, że Claire będzie jej potrzebować wyjątkowo mocno, choć matczyna intuicja podpowiadała jej całkiem złe scenariusze. Nie skupiała jednak na nich uwagi, kiedy spotykała się twarzą w twarzą z kimś, kogo powinna znać lepiej. Nie umiała powiedzieć, czy czuje się rozczarowana czy zaskoczona - jedno było pewne, Los ostatnio nie szczędził jej spotkań z dawnego świata. Najpierw zatrudniła przyszłą żonę swojego niedoszłego kochanka i przyjaciela jej syna (brzmiało to niedorzeczne w samych myślach), a obecnie lustrowała wzrokiem kogoś, kogo musiała kojarzyć lepiej. Meandry pamięci i bezsenność na tyle jednak dawały się jej we znaki, że nie umiała powiązać oczywistych faktów. Do chwili, kiedy nie poczuła ciepłej kropli deszczu, która spłynęła na jej miękkie loki. Człowiek, którego dostrzegła w lustrze, kiedy była nago. Chłopak, który pomagał jej w pracach domowych, jedna z osób, które wzbudzały u niej paraliżujący strach, choć tak naprawdę nie znała jego przyczyny. Podglądał to. Zapewne, gdyby była młodsza i gdyby seks stanowił dla niej wiedzę tajemną, to zareagowałaby wzburzeniem albo szybkim nakryciem ciała, ale wówczas Mallory już znała męskie instynkty na tyle dobrze, że sklasyfikowała to zachowanie jako niegrzeczne i bardzo samcze, ale nie przeraziło ją. Może połechtało odrobinę jej kobiecą dumą, która wkrótce miała się rozpaść przez zdrady Franka. Który teraz został wspomniany przez tego chłopca, miał na imię Søren, nareszcie to do niej dotarło i sprawiło, że poprawiła trencz, niby w obawie przed chłodem. - Dlaczego miałby nie? - zapytała, jeszcze nie dostrzegając niebezpiecznych błysków w jego oku. - Nie wiedziałam, że jesteś w mieście. Jak ci się układa w życiu? - zapytała grzecznie i bardzo sztywno, na próżno przyśpieszając kroku. Nie uciekała, śpieszyła się, bo życie nagle zaczynało być nieznośne. |
| | | Wiek : 33 Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy
| Temat: Re: Aleja Czasu Pon Sie 25, 2014 1:19 am | |
| Może powinien ją wtedy zabić? Wtedy kiedy jawiła mu się jako tak piękna, tak idealna i przede wszystkim tak radosna. Teraz nie wyglądała równie szczęśliwie jak kilkanaście lat temu. Powinien mieć ją obok, na wyciągnięcie ręki. Setki razy, przez niezliczone, bezsenne noce fantazjował niegdyś o tym, jakby to było mieć jej życie w swoich rękach. Dopiero później, jakimś dziwnym trafem, może przez jej nieokiełznaną paplaninę, może przez jej niewątpliwy urok, może przez częste przebywanie w jej towarzystwie, może właśnie przez tą ilość życia, jaka wypełniała nie tylko ją, ale i cały jej dom, dopiero po tym wszystkim zaczął myśleć o jej ciele. To chyba właśnie dlatego stała się dla niego aż tak interesująca. Przestała jednak tak ochoczo z nim rozmawiać a później także zabrakło także prac domowych, które mógłby wykonywać w domu Hearstów. Kiedy ostatecznie zamknęła mu drzwi przed nosem, łaził za nią po mieście jeszcze trochę, zanim odpuścił. Pierwszy i ostatni raz pozwolił komuś żyć bez chociażby odciśnięcia na tym życiu jakiegoś piętna. Rozpoznała go i... zawiodła się na tym wspomnieniu. Zauważył to w jej spojrzeniu i zapragnął zapaść się pod ziemię. Bała się go? Na wszelki wypadek on także nie patrzył w jej oczy, gdyby miał tam znaleźć to, czego pożądał w każdym innym spojrzeniu oprócz tego. Przez jego głowę przebiegło właśnie jakieś tysiąc myśli. Czuł, że tonie i nie miał pojęcia czego się trzymać. Co powiedzieć. Jak zachowałby się normalny człowiek? Co mężczyźni mówią w takich sytuacjach? Czy ktoś mu opowiadał już kiedyś o czymś podobnym? Instynktownie złapał ją za przedramię. Nie mocno, jego palce ledwie zacisnęły się na jej płaszczu, szybko też cofnął dłoń. Chciał ją tylko zatrzymać. -Mallory, w zasadzie, Pani Hearst... - mruknął zsuwając kaptur z głowy. Właściwie przestało padać, deszcz już tylko lekko kropił, co nie robiło mu żadnej różnicy. - Ja... - powstrzymywał się już z trudem od darcia się wniebogłosy. Nie był szalony. Tylko za. dużo. myśli. na raz. Grzeczny chłopiec szarpał się w jego głowie z tym, który zaciągnąłby ją w najmroczniejszą ulicę tego miasta i zatrzymał jej bieg już na zawsze. Dopiero po kilku sekundach dłonie przestały mu drżeć a on podniósł spojrzenie i wlepił je prosto w rudowłosą. Z lekkim uśmiechem. Potraktuje to wszystko, to, że na jego widok ciasto okrywa się płaszczem jako anegdotkę z przeszłości, tak robią normalni ludzie. -Może powinienem przeprosić za swoją smarkatą ciekawość lata temu... Naprawdę, przepraszam, miałem wtedy 18 lat i perspektywa tego, że na mój widok najchętniej zamieniłabyś swoją elegancką kieckę na obszerny golf jest... No nie marzysz o tym spotykając po latach tak piękną, dawną sąsiadkę. - zabrzmiał przekonująco? Odsunął się od niej o krok dając jej tym samym więcej przestrzeni. Po to psychopaci obserwują ludzi - powielają ich zachowania z nadzieją, że wtopią się w społeczeństwo. Że zaprezentują się normalnie. Właśnie. Przy Mallory Hearst stał teraz dorosły nastolatek z sąsiedztwa czy mężczyzna z rozdwojeniem jaźni, którzy ponad 1/3 swojego życia spędził w zakładach psychiatrycznych? |
| | | Wiek : 42 lata Zawód : redaktor naczelna OUTFLOW Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, latop
| Temat: Re: Aleja Czasu Pon Sie 25, 2014 4:44 pm | |
| Fantomowo wyczuwała czas, który właśnie przeciekał jej przez długie jasne palce, którymi odgarniała niesforne włosy, które za nic nie chciały jej się ułożyć. Zanosiło się na burzę stulecia - nie tylko tę atmosferyczną, która nadciągała nad ich głowami, ale tę przede wszystkim domową, kiedy jakimś cudem doczołga się do mieszkania Hearstów i nie padnie po drodze ze zmęczenia. Przynajmniej tak podpowiadał jej racjonalny umysł, który jak zwykle doradzał dbanie o siebie - Mally, masz dzieci i... cudownego męża - na przekór podszeptom serca, które wyrywało się do spełnienia idealistycznych ambicji. Które nijak się miały do spotkania z kimś, kto już dawno zniknął z jej życia. Nie chodziło o to, że spotykała się z kimś, kto niegdyś sprawił jej przykrość - aż tak wrażliwa i łatwopalna nie była - po prostu nie miała czasu na rozmowy z KIMKOLWIEK i podejrzewała, że z równą zawziętością odsunęłaby od siebie teraz Blaise'a, którego nie minęła jeszcze od czasu spotkania w windzie. Dlatego teraz trzęsła się lekko i niepokoju, który paraliżował jej ciało. Mogła usprawiedliwić tę dziwną, fizyczną niedyspozycję faktem, że najwyraźniej jej organizm tak zapętlił się w ruchu, że każdą zmianę pozycji upatrywał jako atak. Coś jak przyśpieszona ewolucja, wszak była żoną doktora i czytywała o podobnych bzdurach wielokrotnie, próbując choćby częściowo sprostać zainteresowaniach Franka. Podobnie jak i on słuchał cierpliwie o bohomazach na ścianie... Nie rozumiała, czemu nie opowiedziała mu przed laty o tym wydarzeniu i z tego też powodu teraz drgnęła niespokojnie, kiedy ręka innego mężczyzny wylądowała na jej płaszczu. Kogoś, kto oglądał ją nago. Zatrzymała się jednak, obejrzała za siebie, nadal nie mogła utrzymać parasola, który łamał się z powodu gigantycznego wiatru, a jej oczy były czujne i chciałaby uznać, że spogląda na niego wyrozumiale, ale chyba była zbyt temperamentna. - Mallory - wpadła w jego wypowiedź, poprawiając go. Dobrze pamiętała ich rozmowy, które przyszło toczyć im przy kawie pod dachami Trzynastki oraz jego nieocenioną pomoc, która sprawiała, że czuła się mniej samotna. To był zapewne pierwszy i ostatni raz, kiedy pozwoliła się komukolwiek do siebie zbliżyć i nie był ktoś, z kim dzieliła potem małżeńskie łoże. Nie rozumiała, dlaczego miałaby zapłacić za to jak za zbrodnię. Być może dlatego dała się nabrać na jego przeprosiny, które skwitowała pobłażliwym uśmiechem wiekowej matrony, która i tak nie wzbudza szybszego bicia serca, bo czasy największej świętości ma już za sobą. - Nie powinieneś mnie przepraszać. Zdarza się - odpowiedziała spokojnie, obdarzając go dłuższym spojrzeniem i starając się nie zdawać sobie sprawy, że ten dawny chłoptaś był już mężczyzną, całkiem przystojnym, zresztą. |
| | | Wiek : 33 Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy
| Temat: Re: Aleja Czasu Wto Sie 26, 2014 6:35 pm | |
| Nienawidził tych kurtuazyjnych zdań, które kobiety często wstawiają do swoich wypowiedzi. Nie powinien przepraszać? Powiedziała to naprawdę czy tak wypadało? Zaczął powoli szaleć, ale nie pokazywał tego. Nie było dobrej odpowiedzi na to, dlaczego właściwie ją zatrzymał. Gdyby pozwolił rudowłosej Mallory przejść obok siebie... -Zdarza się? - powtórzył za nią siląc się na delikatny uśmiech. Zdarza się? Najpierw cała aż sztywnieje, kiedy tylko dotyka jej płaszcza, albo na nią patrzy a teraz się zdarza?! Gdyby tylko mógł zaśmiałby się histerycznie. Może dlatego właśnie Hearst tak na niego działała? W szary dzień można było ją wypatrzyć chyba z każdego miejsca na ziemi. Tak bardzo nie wpisywała się w każdy schemat, jaki przyszło mu poznać. Wspomnienia podpowiadały mu, że przy niej rozumiał wszystko lepiej. Potrafiła opowiadać, miała dar, niewątpliwe. Nie zdziwił się wobec tego, że pracuje jako redaktor naczelna Outflow. (Zasada numer jeden: wiesz więcej, jesteś o krok przed kimś). Wzorowe małżeństwo Hearstów - żona nie mówi o podglądającym ją chłopcu, mąż nie mówi, że tego samego chłopca sprał po ryju, kiedy zauważył, że kręci się nader często w otoczeniu jego rodziny. Kontrolowany przepływ informacji. Przejął od niej parasol i ustawił go pod kątem wiatru lepiej, tak, żeby przestał się w końcu wyginać i szarpać jej ręką. -Doceniam to, że nie doniosłaś na podglądającego Cię gnojka Lou. Znając jej podejście do życia zapewne zostałbym zesłany na jakieś ciężkie roboty w jej syfiastym domu, morzony głodem iii nabawiłbym się urazu do kobiecych piersi na całe życie... - zaśmiał się. Był jak gąbka i chłonął z otoczenia różne tendencje. Ostatnio za dużo czasu przebywał z chłopcami ochraniającymi siedzibę Coin, przesiąkł im poczuciem humoru i chociaż gardził nim (i nimi w zasadzie też) tak mocno jak tylko się dało, postanowił zrobić z tego użytek. Kolejny żart w ciągu ostatnich dni, niebawem wykorzysta roczny przydział. Ale nie miał pomysłu kim mógłby się w tej sytuacji posłużyć. Ostatnio widywał tylko enigmatycznego i jakże lakonicznego Gingsberga, Franka Hearsta nigdy nie poznał zbyt dobrze, by móc odwzorowywać jego zachowanie a nie miał pojęcia kto inny przyciągnąłby uwagę Mally. Szkoda, że nie wiedział jeszcze o Blaise'ie, na przyszłość na pewno zwróci uwagę. -Ok, to było żałosne...- westchnął bardziej w komentarzu do swoich szalejących w głowie myśli, niż tego co przed chwilą wypowiedział w kierunku kobiety. -Mallory, pozwól, że Cię odprowadzę i nigdy więcej nie wrócę już do tego tematu, co powstrzyma mnie przed rozsmarowaniem swojego męskiego ego na tym mokrym betonie... - mruknął już bardziej w 'swoim' stylu. W jednej chwili wyobraził sobie ją w kałuży krwi, czy jej piękna skóra mogłaby być jeszcze bardziej blada? Zamrugał oczami wyrywając się z ułamkosekundowego otępienia. Myślał o morderstwie Mallory Hearst? Starał się zagłuszyć w sobie wszystkie takie myśli. Nie mógł pozwolić im się pochłonąć. Nie, do momentu, kiedy nie wsadzi jej do taksówki, autobusu czy czegokolwiek takiego. Nie może myśleć o nim jak o świrze. Nie ona. |
| | | Wiek : 42 lata Zawód : redaktor naczelna OUTFLOW Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, latop
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Sie 27, 2014 2:12 pm | |
| Dobrze znała swoją największą wadę, a zarazem siłę, która sprawiała, że ciężko było wytrącić ją z równowagi - Mallory zawsze wiedziała, co powiedzieć i zrobić, a chwilowe zawahanie się czy niepewność odczytywała u siebie jako słabość, którą należy przezwyciężać. Pokiwała głową na jego pytanie, wybierając jednak tym razem szczerość, a nie kurtuazję, która nakazywała jej delikatny uśmiech i wyminięcie go tak, by już za nią nie kroczył. Jasne, że miała prawo czuć się poniżona i zawstydzona, a w innych okolicznościach zapewne spoliczkowałaby go dotkliwie, ale nie zamierzała tego teraz roztrząsać. Mogłaby urządzić mu piekło na tej ulicy, stwierdzić, że jest zboczeńcem, który nie ma prawa stąpać po tej ziemi, ale... Takie historie się zdarzały i jako dorosła kobieta mogła tylko modlić się do nieistniejącego Boga, żeby jej córka nigdy nie spotykała takich ludzi na swojej drodze. Była jednak szalenie naiwna, skoro swoje dziecko chroniłaby przed tego rodzaju incydentami, a samą siebie traktowała jako niezniszczalną, stojąc oko w oko ze swoim prześladowcą z lat młodzieńczych. Nie wyczuwała zagrożenia w ogóle, najwyraźniej wojskowy rygor w domu i w Trzynastce nie wyplenił z niej tej głupiej odwagi, która sprawiała, że pozwalała mu na przelotny dotyk. - Myślę, że Lou nie miałaby nic przeciwko, gdybyś ją podglądał, ale faktycznie to musiałaby być trauma na całe życie. Chyba wtedy bym ci wybaczyła - odpowiedziała ze śmiechem, znowu bardziej prawdziwym niż wymuszonym. Miała wrażenie, że chłopak nadal się jej wstydzi, co było naturalne, biorąc pod uwagę jej wiek i pozycję społeczną. Starała się przypomnieć, czym się zajmuje, ale w głowie nadal miała pustkę. Może i ona powinna poprosić swoją asystentkę o lepsze informacje? Obecnie jednak potrzebowała kofeiny i chyba męskiego ramienia, by dotrzeć do Ośrodka Szkoleniowego. W którym już postara się przycisnąć Bergsteina w kwestii wyjaśnienia jej tego męskiego i kompletnie niezrozumiałego dla niej zachowania. - Nadal nie odpowiedziałeś mi na kilka pytań - zauważyła, przypominając mu delikatnie. W zasadzie mógł uznać wcześniejsze jej wypowiedzi za kokieterię lub zestaw zachowania dla każdego dawno niewidzianego znajomego, ale przecież interesowało ją to, czym się zajmuje. Nie była to kwestia wiodąca w jej życiu, ale skoro już się spotkali... Przyśpieszyła tempa, wskazując mu na kierunek, w którym mieli się udać. Miała pożałować tego kontaktu z nim, ale Hearst zawsze brała byka za rogi, nawet jeśli to było tak szalenie niefortunne przedsięwzięcie. |
| | |
| Temat: Re: Aleja Czasu | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|