IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Klub "Buggying Snow"

 

 Klub "Buggying Snow"

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptySro Mar 26, 2014 9:24 pm



Jeden z bogatszych i bardziej luksusowych klubów w Kapitolu, przeznaczony głównie dla klientów, którzy nie zawahają się zostawić tam grubych pieniędzy w ciągu jednego wieczora. Oczywiście nikt nie sprawdza przy wejściu stanu Twojej karty kredytowej, ale w lokalu obowiązuje formalny dress code.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyNie Kwi 13, 2014 8:43 pm

dzień, kilka dni po wydarzeniach w knajpie - > z mieszkanie, tak sądzę.


Miesiąc, prawie cały miesiąc, aby poznać Kapitol wzdłuż i wszerz, jednak ilekroć mijał sklepy, których nie znał, przypominał sobie nagle, jakby za machnięciem czarodziejskiej różdżki, że to ten sam Kapitol, w którym się urodził, te same witryny, te same kolekcje, ludzie się zmienili, owszem, ale to nadal świat, który znał, w którym się wychowywał. I nawet gdyby bardzo tego pragnął, nie potrafiłby wyzbyć się przywiązania do wspomnień, niemiłych i nieprzyjemnych, ale nadal prawdziwych i będących częścią jego życia. To jednak dzieciństwo, to okres poniżenia. Co z tego. Całe życie nim jest – żałosną listą uczynków do spełnienia, a na samym wspaniałym końcu zwanym triumfem znajduje się jedynie zawód, że to już koniec, a przecież zdążyliśmy wykonać jedynie jedną setną naszych naiwnych postanowień i zrealizować cele, które kiedyś tam w odległej przeszłości sobie wyznaczyliśmy. Źle się zabraliśmy? A może to jedynie złośliwość świata? Lepiej jest zgonić na ludzi, na przeznaczenie, które nie istnieje, ale lubimy w nie wierzyć, gdy się nie powodzi, niż na samych siebie, bo to od nas zależy, jaką ścieżką podążymy. Oczywiście gówno prawda, oczywiście – nas los jest z góry przesądzony. I tego się trzymajmy!
Skądś znał nazwę, rzucił ją po prostu, ot tak, ciekaw, gdzie tym razem powiedzie go losowy przypadek. Na miejscu wcale się nie rozczarował, a wręcz przeciwnie, poczuł nieco pewniej, gdy się okazało, że w pobliżu nie kręcą się Strażnicy. Ale to tylko przyzwyczajenie, o ile na obrzeżach pojawiali się rzadko, bo nie chcieli przykładać ręki do nędzy, za którą był odpowiedzialny Snow, bo jak to tak bałaganić na swoim własnym podwórku, to w Kwartale znajdowali się na każdym kolejnym zakręcie, kochał to, gdy wyłaniali się nagle z za betonowego muru i zabawiali się w pedoberów, obmacywali i puszczali lub nie, innym razem wyłaniali się z przytulnych cieni, jakby właśnie na to czekali, że skryjesz się w jednym z nich, skulisz i postanowisz spędzić te kilka chwil sam na sam ze sobą, krótko mówiąc – byli wszędzie. Za czasów świetności Kapitolinskiej byli spokojniejsi, mniej uciążliwi, czasem chwytali za fraki, wpychali do jakiejś uliczki i kazali spierdalać, ale nie zaciągali do więzienia, nie postrzelali z przyczyn tak banalnych, brzmiących „bo tak”, nie torturowali, bo lubili, nie zabijali. Panował rygor, ale kto wówczas przejmował się dilerem i złodziejem? To tylko drobny pyłek wśród uciążliwych skał zwanych Dystryktami. Nieistotny, nieważny, w końcu doszedł do tego etapu, o dziwo, że miał wybór. Mógł porzucić dawne życie, pozostawić za sobą to, co wiecznie pakowało go w kłopoty. To proste, że uczynił na przekór wszystkiemu, czyli znajdujemy się znowu w punkcie wyjścia.
Oparł się o zimną betonową ścianę spoglądając na przechodniów bez wyrazu. Zapalił papierosa i stał tak, na przemian zaciągając się i wypuszczając dym ustami.
Piekielnie mu się nudziło.
Powrót do góry Go down
the civilian
Frans Lyytikäinen
Frans Lyytikäinen
https://panem.forumpl.net/t1955-frans-lyytikainen
https://panem.forumpl.net/t3422-relacje-fransa
https://panem.forumpl.net/t1264-frans-lyytikainen
https://panem.forumpl.net/t853-frans-violator
https://panem.forumpl.net/f68-violator
Wiek : 34
Zawód : właściciel VIolatora, sutener
Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy
Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyNie Kwi 13, 2014 9:10 pm

/Violator

To było bardzo ekscytujące południe z którego Frans jak najbardziej był zadowolony, choć i tak był już nieco zmęczony. Poza tym bolała go twarz i brzuch od tego małego poświęcenia dla dobra ludzkości, jakie to musiał odbębnić, dając się pokopać Strażnikom. Potem było już z górki. Szczególnie kiedy mógł nieco zabawić się ze swoim gościem w grę zwaną „Chirurg” w kuchni. Trzeba było przyznać – ubaw po pachy, ale chyba tylko dla Fransa, który po raz pierwszy poczuł się totalnie wyzwolony od przygnębiającej rzeczywistości. Jednak owa gra zapewnie nie będzie miła dla pracowników, którzy będą musieli wyczyścić kuchnię i biuro podczas jego nieobecności.

W każdym razie – kiedy już poznęcał się nad jedynym, żyjącym Strażnikiem z inspekcji, która nawiedziła Violator – Lyytikäinen musiał pójść się wykąpać, przebrać w jakieś w miarę eleganckie ciuchy i zapakować towar, który obiecał Mathiasowi… No dobra, teoretycznie obiecał, bo zawartość była kompletnie inna od tej, którą zapewnie le Brun wyczekiwał. Tak czy siak – Frans zwyczajnie schludnie się ubrał, uczesał, jakby szedł do spowiedzi, komunii świętej czy coś w tym stylu…

Jak zwykle musiał odbębnić swoje przy wyjściu, pokazać przepustkę, powiedzieć to i owo, żeby tylko dostać się do Dzielnicy i załatwić pewną rzecz. Pobłądził trochę po Kapitolu, szukając tego jakże kochanego durnia, Mathiasa, a kiedy go w końcu odnalazł – wyszczerzył się, co w połączeniu z siniakami wyglądało dość komicznie… Przystanął nad nim, ale nie odezwał się, a jedynie stał ze swoim kartonikiem, który wyglądał jak prezent i czekał aż le Brun chociaż spojrzy na niego albo coś tam wymruczy… cokolwiek. Byleby go nie bił, bo to by była już totalna ironia losu.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyNie Kwi 13, 2014 11:23 pm

W tej heroinowej czasoprzestrzeni, gdy czas dłużył się niemiłosiernie, oprawiony w istne barwy, liczne ozdoby, które upiększały świat, sprawiały, że stawał się piękniejszy, bardziej interesujący i niesamowity, le Brun spędził te kilka minut, zanim sylwetka Fransa zamajaczyła w oddali. Oczywiście nie dostrzegł go w ogóle, zanim mężczyzna nie wyrósł przed nim z tym szerokim i dziwacznym uśmiechem na twarzy, na które widok poczuł dziwaczne znajome ukłucie, jakby tęsknotę, ale nie do końca, bo do tego też w życiu przyznać by się nie mógł, ale także dziwaczny niepokój, jakby stał przed kimś, kogo rozpoznawał, ale nie wiedział do końca, czy to konkretnie ta osoba. Niby ta sama, niby tak, ale nadal nie potrafił przypasować imienia „Frans” do twarzy, która się szczerzyła i szerzyć się nie przestawała. Albo to ten czas, przedłużające się w minuty sekundy, albo wina głębokiego zamyślenia. Dopiero kiedy spuścił wzrok, aby przyjrzeć się pakunkowi, a potem wrócił do twarzy bladego pana sutenera, uśmiechnął się, jakby rozbawiony. Zaciągnął się po raz ostatni, rzucił papieros na ziemię i przydeptał go czubkiem ciężkiego buta jednocześnie wypuszczając dym przez nozdrza.
-Witaj kochanie, przyniosłeś mi prezent? – naszła go ochota nie tylko na wygłupy, bo dowcip, może i ostry, chaotyczny i upośledzony, ale zawsze, towarzyszył mu o każdej porze dnia i nocy. Czysta gra, choć wątpił, aby ktokolwiek ich obserwował. Choć przecie le Brun to kryminalista, nieprawdaż? Kryminalista znajdujący się na wolności. Wystarczyłby jeden jedyny wypatrzony przez Coin błąd, aby ponownie wepchnąć go do czterech żelaznych ścian zwanych celą. Lub białych i jasnych nadal błąkających się w jego spaczonym umyśle. Wracały w snach, jasne i puste klatki, pomieszczenia bez wyjścia, bez drzwi, drzwi bez klamek. I śnieżne ściany, sufit, jasna ale mięciutka podłoga – dywan, w którym mógłby utonąć. Ale to nieważne, teraz już nieistotne. Takie myśli, czyli nieprzyjemne, niewygodne, wprawiające w uporczywe i drażniące swędzenie, odpychał, zatapiał się w sprawach o wiele bardziej miękkich, nie zimnych i białych, a ciepłych i wygodnych. Lubił Kapitolinskie łóżka i nadal nie wiedział, jak będzie w stanie się z nimi pożegnać. O ile będzie w ogóle. O ile nadarzy się taka okazja, ale wątpił jednak, aby widok kolorowych ludzi o okrągłych pulchnych twarzach równoważył jedną z licznych wygód. Nigdy nie był materialistą, nie potrzebował poduszek wypchanych pierzyną, wykwintnych obiadów. Czas wolny kusił. Niezliczony i prawdziwy. Perspektywa długiego i pobłażliwego życia. Ale czym świat idealny był dla kogoś, kto w taki świat nie wierzył i, ba, nawet wiedział, że owa kraina nie istnieje. To tylko ułuda, słodka i rozkoszna. Takim nie ulegał, nie miał zwyczaju.
-Z jakiej to okazji, naszej rocznicy? Wybacz, tyle to dni, przestałem liczyć – wzruszył ramionami i użyczył mu, jak przykładny dżentelmen, swojego ramienia – Rezerwuję pierwszy stolik po prawej, ciekawe czy będzie wolny.
Klasyczna zabawa.
Zajęty czy wolny? Pytanie egzystencjalne.
Powrót do góry Go down
the civilian
Frans Lyytikäinen
Frans Lyytikäinen
https://panem.forumpl.net/t1955-frans-lyytikainen
https://panem.forumpl.net/t3422-relacje-fransa
https://panem.forumpl.net/t1264-frans-lyytikainen
https://panem.forumpl.net/t853-frans-violator
https://panem.forumpl.net/f68-violator
Wiek : 34
Zawód : właściciel VIolatora, sutener
Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy
Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyPon Kwi 14, 2014 5:58 pm

Cholernie dawno go nie widział, a to trzeba było przyzna. Uśmiech związany z tym co działo się jakieś półtorej godziny temu w Violatorze mieszał się z uśmiechem typowego szczęścia, a całość tworzyła jeszcze bardziej psychodeliczną wersję Fransa. Ten patrzył na le Bruna cały czas, mrugając naprawdę rzadko. Nie odpowiedział zbyt szybko, bo wpierw musiał się napatrzeć, poznęcać się psychicznie nad swoim (testamentowym) następcą.

Mphm – odpowiedział w końcu z entuzjazmem, pomijając to, że nawet nie użyć konkretnego słowa, a jedynie mruknął. Nie był teraz zbyt wylewny, bo w końcu ulżył sobie na jednym ze Strażników, którego w sumie przywlókł na to spotkanie ze sobą… oczywiście nie całego, tylko w części, w tym pudełku, które to trzymał.

Jednak jeszcze mu go nie podał. To nie był odpowiedni czas na wręczanie prezentów w postaci „misji” do wykonania. Jeszcze! Usiądą na spokojnie, porozmawiają czy tam pomruczą lub uchleją się i wtedy będzie można coś załatwić. Wszystko na spokojnie, bez pośpiechu. Frans skorzystał z ramienia Mathiasa, bo w końcu uwielbiał tego typu ironie i zabawy, et cetera. Poza tym… z nimi to chyba było różnie, ale zawsze komicznie, choćby i gonili się z siekierami po podwórku Violatora albo i po samym barze.

W sumie to dość zabawne, że znowu przybył do Dzielnicy… ciekawe czy znowu dostanie kulką w jakąś część ciała bądź też czy oberwie z pięści…
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyPon Kwi 21, 2014 2:04 am

Ku rozczarowaniu Mathiasa stolik był pusty. Cóż. Liczył na rozrywkę, jakąkolwiek, bo ostatnimi czasy cierpiał na jej niedobór. Oczywiście wygodne i pachnące łóżko (o ile poprzednio się na nie nie zrzygał), sterylna łazienka z regulacją temperatury wody i miękkie puszyste ręczniki były jego prawdziwymi przyjaciółmi, których za nic w świecie nie chciałby opuszczać, ale cząstką siebie, tą przesączoną dzikim instynktem dziecka ulicy, tęsknił za tymi obitymi w hełmy mordami. Tymi które kiedyś miał ochotę obić przy każdej nadarzającej się okazji, kiedy łapali go na kolejnym zakręcie, prosili o dokumenty nie zważając na to, że przecież przecznicę dalej tę samą procedurę przeprowadzał inny miły pan w białym cholernym kombinezonie. Uwielbiał ich, tacy nieuprzejmi, nieznośni, ale kochani, gdy nie było ich obok. Oczywiście zaraz miał się dowiedzieć, prawda?, że Frans na ten temat ma inne zdanie. Na pewno, w Kwartale nienawiść jest obowiązkowa, niewiernych pali się na stosie lub wiesza na szubienicy.
To dziwne, że nie widząc go od tak długiego czasu, nie skupiał się na jego osobie tak, jak generalnie powinien. To prawda, że tęskno mu było do ponownego ujrzenia tej znajomej kochanej gęby idioty, na którego widok miał ochotę go przytulić. Nie dlatego, że był namiastką czegoś nieidealnego, prawdziwego, za czym nadal wołało jego zmordowane serduszko, ale dla samego faktu ujrzenia przyjaciela, bo tak był powinien. Ale nie podołał, zadanie zbyt ciężkie, za wiele szczęścia w jednej chwili, należy rozgraniczyć. Dlatego użyczył jedynie swojego ramienia. Szkoda jeszcze, że nie klepnął go w tyłek, aby zaczerpnął z tej bliskości jeszcze więcej. A przyszło mu to na myśl, naprawdę, ale w ostatnim momencie się powstrzymał, bo w końcu dotarli do celu swej podróży. Dlatego zgrabnie odsunął się, zasalutował i podstawił krzesełko po jakże zgrabny tyłek Fransa, aby chwilę potem opaść na siedzenie naprzeciw niego.
-Mizernie dziś wyglądasz skarbie – słowa na pozór troskliwe, ale jego rozmówca wiedział doskonale, no tak, wiedział wszystkoTeraz jestem celebrytą… – duma, zuchwalstwo?
Sięgnął do kieszeni nowiutkiej czarnej kurty, aby wyrzucić na blat obity folią biały proszek, gdzieś w pomiędzy czasie zgasił papierosa o oparcie krzesełka i rzucił go na podłogę, niby przez przypadek.
-…nie mogę pokazywać się na mieście z kimś… - czyżby to kpina?
Chwilę potem kupka zmieniła się w trzy kreski. Magia? Nie, to tylko dowód i sprawna ręka wprawionego dilera.
-…kto wygląda jak gówniane pomiocie – tak, to był zawód! I oczywiście wyrzut, bo jak to tak, bez humorów i kwaśnych uśmiechów.
Nie spuszczał wzroku z przyjaciela bawiąc się zwitkiem papieru i kształtując go w ładną rurkę.
-Nie ma mnie zaledwie miesiąc, a już was wyruchali? – nie było mu do śmiechu, choć tak mogłoby się zdawać, bo parsknął. Ale to dlatego że jakiejś tańczącej w oddali pani obsunęła się bluzka. Przyszło mu na myśl, że mógłby podejść do niej i ją w tym uprzejmie uświadomić, ale doszedł do wniosku, że jednak wolałby się pochylić na swoim heroinowym skarbem, czego zresztą nie uczynił, gdy przypomniał sobie o kwasku w kieszeni oraz kolejnej działce czekającej na dnie kieszeni.
Wyciągnął rękę jakby w uroczystym geście w stronę Fransa w prowizoryczną papierową rurką.
-Czyń honory - …i opowiadaj. Ale chyba tego nie musiał dodawać. Rozsiadł się wygodnie na swoim krzesełku i czekał na bajeczkę.
Powrót do góry Go down
the civilian
Frans Lyytikäinen
Frans Lyytikäinen
https://panem.forumpl.net/t1955-frans-lyytikainen
https://panem.forumpl.net/t3422-relacje-fransa
https://panem.forumpl.net/t1264-frans-lyytikainen
https://panem.forumpl.net/t853-frans-violator
https://panem.forumpl.net/f68-violator
Wiek : 34
Zawód : właściciel VIolatora, sutener
Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy
Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyPią Kwi 25, 2014 9:44 am

Mizernie wyglądał? Przecież czuł się jak najbardziej w porządku, ba!, wróciły mu chęci do życia, do zabawy w kotka i myszkę z Coin! Tego najbardziej mu brakowało z pośród wszystkich rzeczy jakie odstawił na ten niecały miesiąc albo już miesiąc, albo nawet ponad miesiąc od wybuchu mostu. Dlaczego miałby więc wyglądać „marnie”, hm? Plus – to nie tak, że Frans potrafił się wszystkiego domyśleć, bo niektóre szyfry lub hasła były trudne do zrozumienia, aczkolwiek nie postanowił jeszcze uciekać ze spotkania. Właściwie – to nie mógł z niego uciec, jeżeli chciał osiągnąć to, co sobie na dzisiaj zaplanował. Musiał usiąść przy stoliku i wysłuchać tych marnych zarzutów pod jego adresem, ale nie mógł też przestać się uśmiechać, bo coś go przymuszało do ciągłego wyszczerza zębów.

Przez chwilę przyglądał się Mathiasowi, który raczył wypalić ze swojej gęby takie a nie inne słowa. Celebryta? Nie mógł pokazywać się z kim, kto wygląda jak gówniane pomiocie? I beg you pardon, sir? „Nie ma mnie zaledwie miesiąc, a już was wyruchali”? Dobrze, że Lyytikäinen był szaleńcem, bardzo dobrze – inaczej już dawno by się obraził, puścił focha jak kobieta czy coś w tym stylu. Patrzył tylko na towar, który Mathias rozdzielał na stole jak gdyby nigdy nic, potem wziął od niego papierową rurkę, którą normalnie wciągnąłby to, co przyszykował jego kompan… ale teraz nie było na to pory. Nie teraz. Poszperał więc w kieszeni swojej marynarki, by po chwili wyciągnąć zapalniczkę, a następnie podpalił rurkę i rzucił ją na stół.

Masz dostarczyć to w pewne miejsce – zaczął, unosząc do góry swoje cenne pudełeczko, z którym przyszedł na to spotkanie. – W pudełku są jeszcze dwa inne pudełka. Pierwszą warstwę masz otworzyć ty i przeczytać wiadomość, potem ją zniszczyć. Drugą wiadomość z drugiej warstwy przeczyta ktoś inny lub ty, jeżeli podejmiesz się wyzwania. Trzecią przeczyta właściwy adresat tego prezentu, jasne? Pierwsza i druga wiadomość mają zostać zniszczone. Pod żadnym pozorem nie masz dokopywać się do trzeciego pudełka albo spotka cię kara.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyNie Kwi 27, 2014 12:29 am

Jeśli Frans postanowiłby uciec, zapewne nie obyłoby się bez sensacyjnej pogoni złoczyńcy za swoją ofiarą i finalnego aktu przemocy dokonanego na biednym sutenerze, który okazał się na tyle lekkomyślny, aby opuszczać spotkanie z przyjacielem, którego nie widział długi i który nie widział długo jego. Tęsknota opuszczonego i rzuconego na pastwę rebelianckich ćwierćinteligentów dziecka budziła się do życia – czyli kaprysów ciąg dalszy. Le Brun miał ochotę widzieć Fransa, musiał więc mieć go na zawołanie, na długi i namiętny wieczór i kto by pomyślał – może nawet i noc? Czekał ponad miesiąc na jakikolwiek znak od kogoś, który wpakował go w te całe tarapaty. Powinien mu się teraz sowicie za to odpłacić, ale na tę chwilę jakby zapomniał, że ostatnie wolne od pracy spędził w więziennej klitce. Może nie torturowany na ciele, ale jego psychika względnie na tym ucierpiała. W końcu spotkania z dziwacznymi blond kobietami oblepionymi obskurnymi tatuażami, które znęcają się nad biednymi uczuciami ćpuna ledwo pociągającego na głodzie i roztrzaskanego na milion drobnych kawałeczków, czyli krótko ujmując – kupą emocjonalną, nie sprzyjają dobremu rozwojowi i powrotowi do normalnego i spokojnego. Tym bardziej nachalni i brutalni Naczelnicy lubujący się w młodych i jurnych chłopcach. Rozkosznie. Wspomnienia wprost z wakacji, szkoda że i zdjęć brakuje.
Z degustacją przyglądał się jak Frans zapala zawinięty zwitek papieru i słuchał tego, co ów jegomość chciał mu przekazać, a z jego twarzy nie schodziła ta kwaśna i wyrażająca niezadowolenie mina. Nie wiedział, o co chodziło, a zastanawiało go to, naprawdę, niezwykle go to interesowało i gdyby mógł, to od razu zajrzałby do środka i rozerwał tę paczkę na dwoje, aby dorwać się do upragnionego podarunku. A szkoda, już myślał, że to prezent dla niego, bo dla kogóż innego? Czyżby młody biznesmen miał kochankę w Dzielnicy? Nawet jeśli to czy przekazanie jej paczki wymagałoby tyle zachodu? Urocze wręcz, jak rozmówca wszystko zaplanował, szkoda, że nie wziął pod uwagę tego, że le Brun nie lubi być przesadnie wykorzystywany.
-Schowaj to– rzucił krótko i na temat, uśmiechnął się szeroko, przechylił się nad stołem w stronę mężczyzny – Nie zmarnuję tej działki, więc albo wciągniesz, albo się pakuj i zapierdalaj do swojego odbiorcy sam – urwał na moment prostując się, krzyżując ręce na klatce piersiowej, uśmiech nieco zrzedł – Ale, chwila! Przecież… och!, nie potrafisz, jesteś, kurwa, pieprzoną księżniczką – jego głos z litościwie teatralnego spoważniał – Więc negocjujesz jakąś sowitą zapłatę LUB niuchasz i lecimy dalej… kochanie – i znów się wyszczerzył, ażeby nie było nudno - He he.
I co ty teraz poczniesz bez psiego zaprzęgu, Frans?
Powrót do góry Go down
the civilian
Frans Lyytikäinen
Frans Lyytikäinen
https://panem.forumpl.net/t1955-frans-lyytikainen
https://panem.forumpl.net/t3422-relacje-fransa
https://panem.forumpl.net/t1264-frans-lyytikainen
https://panem.forumpl.net/t853-frans-violator
https://panem.forumpl.net/f68-violator
Wiek : 34
Zawód : właściciel VIolatora, sutener
Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy
Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyNie Kwi 27, 2014 9:01 am

Psi zaprzęg się buntował, a Frans nie potrzebował teraz sprzeciwu. Statek na którym siedzieli wymagał zarówno mózgu, jak i serca, jeżeli więc serce chciało robić inaczej – zaczynało robić się bardzo, ale to bardzo problematycznie. Lyytikäinen nie mógł dostarczyć tej paczki osobiście, no chyba że miałby odegrać genialnego psychopatę i dać się złapać przez Strażników. Wtedy jednak cały plan chaosu w Dzielnicy Rebeliantów kompletnie by jebnął. Tylko, że nie chodziło wyłącznie o destrukcję, zamęt, zniszczenie. Przede wszystkim chodziło o najbardziej buntowniczego, ale jednocześnie wiernego mu pieska, który zaczął się buntować. Psia krew, chyba tylko kelnerki w Violatorze go słuchały. Zazwyczaj też przyjmował niewybredne zachowania, jakimi posługiwał się Mathias – miał wrażenie, że taki po prostu jest już jego charakter. A teraz? To już nie był sposób zachowania się. To była rebelia, jawny sprzeciw.

Mimo wszystko nie mógł zachować się bardzo niemiło. Był przecież w Dzielnicy, na przepustce i miał do czynienia z le Brunem, którego mimo wszystko szanował i traktował niemalże jak własną krew (nie mówiąc już o jako takim podobieństwie zewnętrznym). Jak miał wyjść z tej sytuacji? Jak miał przekonać upartego pieska, że tak należy zrobić i żeby ten nie buntował się już nigdy więcej? Przyglądał mu się, z istnym spokojem jak gdyby wymalowanym na twarzy. Nie myślał racjonalnie, nie zachowywał się racjonalnie, był w swoim psychopatycznym transie. Normalnie zacząłby się oburzać, czerwienić, marszczyć czoło. Obecnie wyglądało to wszystko na walkę wyszczerzy zębnych. Pomachał nogami pod stołem, a następnie oparł swoją jedną nogę na krześle Mathiasa, przyciskają przednią podeszwę glanów do jego krocza.

Pieprzona księżniczka niuchnie, a jeleń wykona zadanie, inaczej pewnego najbardziej szczęśliwego dnia w swoim życiu straci coś, co popędza go do kopulacji. I nie tylko. Jeleń rozumie? – Frans wyciągnął rękę po kolejną rurkę do niuchania, bo przecież jako księżniczka nie mógł nagle zacząć tarzać się twarzą po stole w narkotykach. Wszystko musiało wyglądać niemalże na perfecto, ślicznie, piekraśnie.
Powrót do góry Go down
the civilian
Sabriel Kent
Sabriel Kent
Wiek : 15
Zawód : bezrobotna
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk, fałszywy dowód, nóż

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyNie Kwi 27, 2014 9:44 am

Poszły razem z Cordelią do SPA. Całe szczęście, że jeden z ulubionych jej takich przybytków jeszcze stał. Kiedyś bardzo szokował społeczność Kapitolu, ponieważ na obsługę składali się również awoksi. Oczywiście przechodzili specjalną selekcję, ale dla wielu Kapitolińczyków fakt, że ich ciał mieliby dotykać „dzikusi“, był gorszący. Sabriel doceniała za to wprawę z jaką dłonie milczących awoksów przesuwały się po jej ciele. No i miało to jeszcze jedną zaletę - niemowy nie mogły wyjawić sekretów omawianych w alkowie. Chociaż Rebelia wyzwoliła Kapitol, w SPA nadal pracowali awoksi, tyle, że teraz robili to na własny rachunek, nie zaś pod nadzorem Kapitolińczyków.
Przez cały czas trwania zabiegów Sab nosiła się z zamiarem powiedzenia Cordelii o ciąży, ale nie potrafiła się jakoś na to zdobyć. Potrzebowała przyjaciółki, ale była boleśnie świadoma tego, że nie ma pojęcia jak zareagowałaby blondynka na takie informacje. A nuż chciałaby natychmiast pobiec do Odaira i wszystko mu wyśpiewać? Albo co gorsza uznałaby to za dobry towar przetargowy i szantażowała potem Finnicka, albo sprzedała tą informację w zamian za jakąś inną? Zbyt wiele miała teraz do stracenia, żeby to ryzykować. Śmiała się więc i komentowała głośno jak bardzo jej zdaniem zmienił się Kapitol, przytakiwała i wtrącała swoje uwagi do rozmów. Co innego mogła zrobić?
Kiedy były już cudownie pachnące i odświeżone, Sab stanęła przed wielkim lustrem, przyglądając się przyjemnie lekko opalonej blondynce o zielonych oczach, która stała przed nią. Właściwie na upartego mogła uchodzić za jakąś daleką kuzynkę Cord. Odruchowo położyła dłoń na brzuchu. Czy to było już widać? Niemożliwe, jeszcze nie teraz! Ten płód w jej ciele... Musiała się tego pozbyć zanim ktokolwiek cokolwiek zauważy.
- Znasz jakiegoś dobrego ginekologa? - zapytała mimochodem w którymś momencie, zupełnie nonszalancko.
Sab myślała, że po SPA wrócą do domu, ale Cord najwidoczniej miała inne plany. Chciała się ZABAWIĆ. Zaciągnęła więc Sab do jakiegoś klubu, którego dziewczyna nie pamiętała... A może po prostu jakimś trafem nigdy w nim nie była? Chichocząc Sab weszła do środka jako pierwsza. Puściła oko do jakiegoś przechodzącego mężczyzny i ruszyła w stronę baru...
Zatrzymała się jak wryta pośrodku sali.
ON! I ON! Zauważyła ich kątem oka i bała się odwrócić głowę w ich stronę, ale to z pewnością byli oni. Nawet jeśli, niczym książę i żebrak, zamienili się na stroje - bo biznesmen wyglądał dużo gorzej niż jego dawny przydupas - to nie dało się ich nie rozpoznać. Nie po tym, jak widywało się ich twarze codziennie, dzień w dzień, uśmiechnięte kiedy była grzeczna i rozczarowane, kiedy nie wykonywała odpowiednio swojej pracy. Zacisnęła ręce w pięści i odwróciła się na pięcie, tak że stanęła twarzą do Cord.
- Wychodzę. - wycedziła bardzo cicho, przez zaciśnięte zęby, wiedząc znakomicie, że panna Snow zaaranżowała to spotkanie, a nawet jeśli nie to chociaż domyślała się kogo tu spotka.
A potem ją olśniło. Przecież była okrąglejsza, opalona, miała blond włosy i inny kolor oczu, a do tego nie ubrała się jak zwykle w Violatorze - miała na sobie obcisłe, cekinkowe jeansy i czarny, też cekinkowy topik nie najgorszej jakości a na to lekki, ciemny płaszczyk. Na nogach miała czarne czółenka na niewielkich obcasach. Była umalowana o wiele delikatniej i ogólnie zupełnie wyglądała jak nie ona. Przecież nie mogli jej rozpoznać!
- Pogadamy potem. - dodała tak samo cicho, cedząc słowa, po czym z uśmiechem na twarzy odwróciła się snów i poczekała aż Cord pójdzie pierwsza, po czym podążyła za nią, kołyszącym, pewnym siebie krokiem, do stolika dwóch panów.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cordelia Snow
Cordelia Snow
https://panem.forumpl.net/t273-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t3572-cordelia
https://panem.forumpl.net/t1280-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t1611-the-capitol-s-sweetheart
https://panem.forumpl.net/t1369-cord
https://panem.forumpl.net/t1911-cordelia-snow
Wiek : siedemnaście
Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon.
Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you?
Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyNie Kwi 27, 2014 2:05 pm

Przez chwilę miała wrażenie, że panna Kent nosi się z powiedzeniem jej czegoś ważnego, ze zwierzeniem się, jednak chwilę później odrzuciła tę myśl. Nie były w końcu przyjaciółkami, w ich relacje mogło więc wkraść się coś takiego jak niezręczna cisza lub lekki dyskomfort. Połączyła je kolcowa niedola, a przemienianie takiej znajomości w coś pozytywnego wymagało czasu. Cordelia nie mogła jednak zaprzeczyć, że czas w SPA spędziła bardzo miło, plotkując się i śmiejąc, czyli robiąc to, co normalna nastolatka powinna teraz robić. A jednak awoksy wciąż przypominały jej, gdzie się znajduje, nie mogła pozbyć się wrażenia, że choć władzę dzierżył teraz ktoś inny, tak naprawdę niewiele się zmieniło. I co z tego, że otrzymywali wynagrodzenie za swoją pracę, skoro wciąż pozostawali na marginesie społeczeństwa? Technologia i medycyna były przecież tak bardzo rozwinięte, skoro Daisy mogła mieć dłuższe nogi, dlaczego oni nie mogli odzyskać mowy? Widocznie prezydent Coin nie interesowały potrzeby kogoś takiego.
- Znasz jakiegoś dobrego ginekologa?
Pytanie Sabriel wyrwało Cordelię z zamyślenia, przyjrzała się koleżance nieco podejrzliwie, ale nie czekała z odpowiedzią.
- W Kapitolu miałam świetnego, ale zmarło mu się w getcie - rzuciła jakby od niechcenia, choć tak naprawdę była to kolejna rzecz, za którą chciała odpłacić nowej władzy - Nie jestem pewna, czy ktoś z obecnych naprawdę zna się na rzeczy, ale mogę popytać.
Wzruszyła ramionami. Domyślała się, że cokolwiek panna Kent zamierzała zrobić, będzie jej zależało na dyskrecji. Informacja o poszukiwaniu ginekologa mogła być błahostką, a mogła być tylko zalążkiem jakiegoś większego zamieszania, tego Cordelia jeszcze nie wiedziała. Ale póki co, nie zamierzała się tym też specjalnie przejmować.
Dobra zabawa w SPA szybko dobiegła końca, ale Snow miała przeogromną ochotę na większą dawkę rozrywki, więc wprost zaciągnęła Sabriel do klubu o wdzięcznej nazwie Buggying Snow. Przed wejściem uśmiechnęła się tylko i pokręciła głową, a gdy zobaczyła koleżankę puszczającą oczko do obcego mężczyzny... no cóż, pomyślała wtedy, że wieczór może być naprawdę przyjemny.
Ruszyły w stronę baru, a wtedy Kent stanęła jak wryta i natychmiast odwróciła się twarzą do towarzyszki.
- O czym ty... - zaczęła blondynka, ale szybko zauważyła co, a raczej kogo, ma na myśli Sab.
Ponad jej ramieniem, przy jednym ze stolików, dojrzała Fransa i tego jego kolegę, Mathiasa, nachylonych w swoim kierunku, najprawdopodobniej konspirujących w najlepsze. Mina panny Snow wyrażała tak szczere zdziwienie, że Kent po prostu musiała zorientować się, że to spotkanie nie było starannie zaaranżowane przez Cordelię.
- Pogadamy potem.
Blondynka skinęła głową, a potem przywołała na twarz uroczy uśmiech, poprawiła koszulkę, odsłaniającą pępek, a potem pociągnęła koleżankę do stolika, przy którym siedzieli mężczyźni. Jej serce dziwnie przyspieszyło, ale nie zawahała się przed bezczelnym dołączeniem do nich, podeszła bez słowa, odsunęła krzesło i usiadła obok Fransa, spoglądając na niego, a później na Mathiasa.
- Cześć - powiedziała w końcu, gdy Sabriel zajęła miejsce na przeciwko niej - Nie macie chyba nic przeciwko towarzystwu? - zapytała, jakby wcale nie zauważyła białego proszku i rurki w ręku Lyytikäinena - Co słychać u Katy?
Oparła się wygodnie i przyglądała towarzyszom z niewinną miną.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyPon Kwi 28, 2014 10:01 pm

Mathias troszczył się o swoich przyjaciół i nie kłamał ich, jeśli według jego zdania lub opinii groziło im niebezpieczeństwo, dlatego w jego mniemaniu grzechem byłoby przemilczeć tak istotny aspekt ich dzisiejszej konwersacji – końcem końców zakończyć może się nieszczęśliwie dla jednego z nich i na pewno nietrudno domyślić się, którego. Dlatego z najwyższą rozkoszą przyglądał się Fransowi uświadomionego w tym, że wierny piesek urwał się ze smyczy i uciekł za podwórko. Niestety znajdowali się na terytorium Mathiasa i to oczywiste, który tym razem ma przewagę i względną władzę, jeśli więc cokolwiek miałoby się wydarzyć, owy pan będzie zależny tylko od niego. Co nie oznacza znów, że le Brun ponownie nie postanowiłby w heroicznym czynie uratować ich obu. Ale to chyba jasne, bo prezent prezentem, ale chciał jeszcze jakiś czas nacieszyć się wolnością, skoro udało mu się ją ugrać, przez krew i pot, nie tylko jego własny, a także pokrewny, bo siostrzany, ale jednak: był tu. Swoboda, życie bez granic, życie bez barier w postaci namacalnego grubego muru odgradzającego go od reszty świata i ludzi, którzy okładaliby go pałkami czy łaskotali czule paralizatorami. Nie musiał martwić się o kolejny dzień, o jedzenie, którego mieli pod dostatkiem, o ciepłą wodę czy chociażby prąd. Korzystał z tego, co dziwota, z umiarem, jakby traktując te ulgi jak zakazane, brudne, nieprzysługujące komuś takiemu jak on. Poczucie gorszości zakiełkowało w jego podświadomości lata temu i trudno, nawet pomimo wszelakich wygód, wyplenić złośliwą i dokuczliwą roślinę z oswojonego już umysłu. Ale to był tylko naturalny odruch, bronił się przed kolejnym zawodem czy poniżeniem, bo nie wątpił, aby miał tę przyjemność, żeby spotkać się z nimi twarzą w twarz jeszcze raz. Dziś może. Lub jutro. A może za kilka lat. Każdego w końcu dopada starość, każdego w końcu dopada jedyna prawdziwość zwana śmiercią.
I właśnie dlatego na myśl o niej czuł się spokojny. Nie traktował tego jak ucieczki, a jako stałego bywalca, któremu nadal udawało się wymknąć, choć ten nachodził go już wielokrotnie.
-Nie przypudruj sobie tylko noska – wyciągną w jego kierunku kolejną rurkę, jakby od niechcenia, odsuwając się nieznacznie na krześle od niechcianego ciężaru w bardzo wrażliwym miejscu. Uśmiechnął przy tym tak ślicznie jak tylko potrafił, ale nie do niego, a dwójki znajomych lub mniej dziewczyn, które kiedyś widział lub nie, ale nieważne. Nazwisko znał. Jedno na pewno. Snow. Cornelia? Cordelia? Jeden chuj. Na drugiej skupił mniejszą uwagę, choć właśnie jej miał ochotę się przyjrzeć, jednak od tego jawnego zainteresowania, które miał ochotę ukazać, bardziej interesujące wydawało się imię, które padło z ust blondowłosej triumfatorki Igrzysk.
Zastanowił się przez chwilę czy ma ochotę na to, aby z wdziękiem przewrócić jej krzesło, ale uznał, że to nie daje pewności szybkiego zgonu. Prostszym i bardziej efektownym sposobem byłoby naciśnięcie spustu i przyglądanie się krwawej breji lepiącej się do każdego kolejnego gościa siedzącego przy ich stoiku. Niemniej jednak doszedł do bardzo rozsądnego wniosku, że rękę ma zbyt ciężką, myśli trochę poplątanie i nie ma ani ochoty dopisywać do swojej niewidzialnej listy przypadkowo/ych wkurwiających ofiar kolejne nazwisko. Na czas przypomniał sobie, że teraz ma zacząć przykładne i sprawiedliwe życie mieszkańca Dzielnicy Rebeliantów.
W takim razie – co on tutaj robi? I w tym momencie powinniśmy się zatrzymać, bo podążając wskazanym tropem doszlibyśmy do nieciekawych wnioskach przemawiających przeciwko mathiasowej stalowej sile woli, która kolejny raz ugięła się pod fransowym czarem i namową, bo jak to jak – opuścić go w potrzebie? Przecież to ta czarna sierotka, która bez swoich żołnierzyków nie potrafi nawet podetrzeć sobie tyłka.
-Oczywiście, że nie, uwielbiamy niespodzianki w środku poważnych i dojrzałych negocjacji – odpowiedział wzruszając ramionami, jakby opowiadał o pogodzie – Nie wiem, wejście do jej pokoju grozi kalectwem – dodał po chwili, rzucając jej nieco zagadkowe spojrzenie, ale jednocześnie zwalczając ponowną pokusę, a do całej ich listy doszła jeszcze niewiarygodna chęć powstania od stolika i oddalenia się w spokojniejsze i bardziej ustronne miejsce.
Ale to chyba tylko kwestia tęsknoty za ukochaną.
-Macie ochotę napić się drinka? Frans stawia.
Powrót do góry Go down
the civilian
Frans Lyytikäinen
Frans Lyytikäinen
https://panem.forumpl.net/t1955-frans-lyytikainen
https://panem.forumpl.net/t3422-relacje-fransa
https://panem.forumpl.net/t1264-frans-lyytikainen
https://panem.forumpl.net/t853-frans-violator
https://panem.forumpl.net/f68-violator
Wiek : 34
Zawód : właściciel VIolatora, sutener
Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy
Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptySob Maj 03, 2014 7:17 pm

Pies urwał się ze smyczy i w dodatku pozwalał sobie szczekać. To zwyczajnie zaliczało się do zachowań, które wysoce nie podobały się Fransowi. To on chronił dupy ludziom swoim imieniem, to on zrobił z Violatora przytułek dla najbardziej zasłużonych i jedyne czego oczekiwał to wdzięczności w postaci odrobiny pracy, współpracy. Co właśnie otrzymywał od Mathiasa? Klaps w policzek i to tym bardziej bolesny, że w nim pokładał najwięcej zaufania. To bolało, bardzo. Najcięższy cios, jaki mógł otrzymać od czasu, kiedy znalazł się w KOLCu. Tylko co mógł zrobić? Nie należał do osób, które chciały pokazać swoją siłę zaraz, natychmiast. Starał więc przyjąć to wszystko „na klatę”. Ot, stało się. Niewierny piesek znalazł lukę i uciekł tam, gdzie jest lepiej. Trudno, jego sprawa. Mógłby przynajmniej okazać chęć współpracy.

Czuł się tym gorzej, kiedy rurka znowu wylądowała w jego ręce. Miał rzucić to gówno, miał zacząć myśleć trzeźwo, racjonalnie, kalkulować wszystko dookoła. Takie zachowania zdecydowanie by mu się przydały w jego obecnym położeniu. Było ciężej, a on musiał mocniej się wysilić, widzieć rzeczy bardziej klarownie, a narkotyki mu w tym nie pomagały – tym bardziej nie pomagało mu jego uzależnienie, te kilka lat spędzonych na hulankach i zabawach. Obrócił rurkę jeszcze parę razy w dłoni, myśląc nad wszystkim. Wahał się. Wiedział, że skończy się to źle, a nie mogło.

Potem pojawiły się dziewczyny. Pojawiła się Cordelia i Sabriel, której nie poznał. Wszystko przedstawiało się tak, jakby szczęście go opuszczało. Nie potrzebował przy takich rozmowach właśnie ich, ŚWIADKÓW. I w dodatku panny Snow. Dlaczego miał teraz takiego pecha? Starał się nie patrzeć na nie, unikał kontaktu wzrokowego z obydwiema, był zajęty sprawą zniszczenia Coin, bo to ona była teraz jego największym celem… nie, największym celem było zrujnowanie jej i uzyskanie chwilowej, ale ogromnej satysfakcji z tego powodu. Wpierw musiał jednak zmusić le Bruna do współpracy i to według swoich zasad. Żaden pionek w jego grze nie mógł się wymykać.

W takim razie znajdę kogoś bardziej odpowiedniego do tego zadania – mruknął podnosząc się i chwytając za paczkę, jakby chciał zasygnalizować, że nie potrzebuje pomocy Mathiasa w tym przypadku, skoro jego zachowanie jest skandaliczne, a sam on ceni się jak nigdy. Nie podobało mu się to, że le Brun panoszył się jak gdyby nie wiadomo kim był i prawdopodobnie tylko z tego powodu, że teraz miał luksus, komfort i mógł imprezować ile tylko chciał. Nie podobało mu się to, że piesek wyrwał się ze smyczy i zaczął swawolę o jakiej prawdopodobnie ciągle marzył. A może zazdrościł mu? Nie, to był jakiś ból, ból tego, że teraz nic go nie obchodziło. Jego stare znajomości były już za bardzo passe.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptySro Maj 07, 2014 1:28 am

Przez moment zastanowił się nad tym, czy wypada dokonywać rozlewu krwi przy tej dwójce młodych miłych dziewczyn, póki twarz Fransa była jeszcze względnie piękna i gładka, a przynajmniej, co jest bardzo istotne, taka jak kilka chwil przed, a to już niesamowity sukces w dziedzinie samokontroli. Niestety kolejny wniosek, nieprzychylny wobec sutenera a wręcz działający jawnie przeciwko niemu, podpowiadał chytrze i bezwzględnie, że zapomniał o jednym istotnym szczególe. To już nie damy, a przynajmniej jedna z nich – kto wie jakiego rodzaju nożami obrzuca swoją własną podobiznę Coin Cordelia Snow. Taki przywilej dzieci Igrzysk, a le Brun coś o tym wie, a przynajmniej tak mu się zdaje, że wie, bo obecnie jego siostra jest siostrą na tyle, na ile połączeni są więzami krwi, więc tylko ten ledwo trzymający go w ryzach fakt powstrzymuje przed rozpierdoleniem tego ładnego czarnego łebka o balustradę balkonu i zrzuceniem drobnego ciałka z ostatniego piętra budynku. Czyli końcem końców musimy zadowolić się faktem, a przynajmniej przywyknąć do smutnej prawdy, że mamy do czynienia z kolejną anomalią ludzką, czyli przypadkiem niewyleczalnym dziecka z rozbitą psychiką, należy więc oddalić się pospiesznie, schować honor do małego pudełeczka zwanego „nigdy więcej tam nie zajrzę” i zapomnieć, bo po co pamiętać, po co przypominać sobie coś, co było dobre, ale się skończyło, co mogłoby trwać, gdyby nie czas i zdarzenia, krzywdy i wyrzuty, zuchwalstwo i manipulacja.
Nie był zirytowany, jego wściekłość osiągnęła apogeum, gdy w głowie zawdzięczały jeszcze raz te przykre dla duszy słowa, sprawiające swego rodzaju ból, a jednocześnie doprowadzające do istniej furii. A tą całą gamę sprzecznych uczuć połączonych także z niewyjaśnioną tęsknotą oraz wyrzutami dopełniał jeden bardzo znaczący brak – brak powietrza, heroinowego powietrza. Co za tym idzie? Wystarczy sobie zadać pytanie: wolicie czyste pole pełne stokrotek czy podminowane powojenne zasieki?
Mathias spojrzał ze swojego uroczego miejsca siedzącego na podnoszącego się Fransa, wpatrywał się więc w niego przez krótką chwilę, bo to uznał za stosowne. I dobrze że w tym czasie nikt się nie odezwał, bo to zaburzyłoby doprowadzanie swojej psychiki do porządku, ha, czyli przygotowywanie się do skumulowanego ataku na bezbronnego biednego człowieka-ofiarę nieprzemyślanych decyzji wariata. Le Brun także się podniósł, spokojnie, opierając o blat stolika knykciami. Nie spuszczał wzroku z Fransa uśmiechając się leciutko do siebie, nie do niego, więc proszę brać na to poprawkę, to wcale nie oznacza, że mu wybaczył, a nawet jeśli… hahaha, nie, chociaż łatwiej prosić o wybaczenie niż o pozwolenie, prawda?
W tym przypadku ta zasada nie zobowiązuje. Uczmy się na błędach moi mili.
-Muszę ci przyznać rację przyjacielu – wyprostował się i zrobił krok do tyłu, jakby zamierzał odejść, chwycił za poręcz krzesła i bez wahania, jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie, wskoczył na nie, aby chwilę potem znaleźć się na stoliku, pięknym widoku, gdzie podziwiać go mogli obywatele szanownego Panem, a przynajmniej Fransa, który widowiskowo oberwał ciężkim butem po twarzy. Chłopak zeskoczył ze stołu, choć owy moment, naprawdę, przywołał te miłe urocze wspomnienia z poprzedniego życia, choć krwawego, to o wiele spokojniejszego i mniej stresowego jak na mathiasowy gust. Czyli jesteśmy w domu i barowych bijatyk ciąg dalszy.
Gdzieś tam po drodze le Brun pchnął kumpla na ziemię dopomagając mu tylko w historycznym zgonie - używając przy tym swojego buta, a jakże, i odbierając mu przedtem pakunek, aby w odpowiednim momencie się odsunąć i porwać kolejny łup, który też tego wieczoru należeć mógłby do Fransa, ale będzie musiał pogodzić się z jego stratą. Sabriel nie miała wyboru, to znaczy, ykhym, teoretycznie każdy ma wybór, mimo to chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą dając mało opcji, z których mogłaby skorzystać, jeśli nie chciała ucierpieć na interwencji z Strażników lub przy kolejnym ataku rozpieszczonego urażonego dzieciątka. Przy wyjściu, a znajdowało się ono niedaleko, odwrócił się i rzucił rozweselonym tonem:
-Do wesela się zagoi, albo twojego pogrzebu, księżniczko!
I tyle go widzieli.

[zt x2]
Powrót do góry Go down
the civilian
Cordelia Snow
Cordelia Snow
https://panem.forumpl.net/t273-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t3572-cordelia
https://panem.forumpl.net/t1280-cordelia-snow
https://panem.forumpl.net/t1611-the-capitol-s-sweetheart
https://panem.forumpl.net/t1369-cord
https://panem.forumpl.net/t1911-cordelia-snow
Wiek : siedemnaście
Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon.
Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you?
Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyPon Maj 12, 2014 10:11 pm

Domyśliła się, że przeszkadzają w interesach, nie była przecież idiotką z klapkami na oczach, no doprawdy. Ironia le Bruna była tak oczywista, że prawie namacalna, ale Cordelia oczywiście miała to gdzieś. Skoro już przyszły tu z Sabriel, spotkały tych dwóch mężczyzn i bezczelnie dołączyły do ich stolika, gra musiała toczyć się dalej. Obyło się bez pytających spojrzeń i zgrabnych podchodów – Snow niekoniecznie chciała wiedzieć, co dokładnie zastała w klubie, którego częścią składową nazwy było jej nazwisko. Liczyło się to, co mogła osiągnąć spotykając Fransa.
Nie widzieli się już ile… prawie dwa miesiące? Po pamiętnym spotkaniu zostały już tylko wspomnienia, zresztą bardzo miłe. Cordelia chciała wiedzieć, co u niego słychać, jak idą interesy, miała też zamiar wyciągnąć trochę kolcowych ploteczek, ale póki co nie za bardzo wiedziała, jaką taktykę ma objąć, by nie zdenerwować mężczyznę swoją osobą. Na szczęście to le Brun okazał się być tym, który zadecydował o dalszym przebiegu wieczoru. Ani się obejrzeli, a już wskoczył na stół i nokautował Fransa i powalił go na ziemię, a potem porwał Sabriel za rękę i tyle go widzieli.
Za dużo abstrakcji jak na jeden wieczór, Snow nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać, ale stwierdziła, że jeśli szybko czegoś nie zrobią, sytuacja w klubie może przywołać nie tylko jego właściciela, ale także Strażników Pokoju, a tego chyba wszyscy woleliby uniknąć? Nie miała w plecaczku niczego, co mogłaby przyłożyć do (zapewne nieźle obolałej) twarzy Fransa, a pstrykanie palcami na kelnera, który przyniósłby lód… złe miejsce, zły czas.
- Chodź, zmywamy się stąd – powiedziała tylko, nachylając się nad mężczyzną i sprawdzając, czy wszystko jest we względnym porządku.
Czyż nie obiecał jej kiedyś spotkania w hotelu? Teraz wszystko wskazywało na to, że ten scenariusz mógł się sprawdzić – do Kwartału szmat drogi, a przecież zaproszenie kogokolwiek do domu Cordelii równało się inwigilacji całkowitej, a tego chciała Fransowi oszczędzić. Jeśli dobrze pójdzie, zdążą wstąpić do sklepu po coś zimnego, a później zaszyją się w jakimś pokoju i… porozmawiają, spokojnie. Taki był przynajmniej wstępny plan.

| zt x2
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyWto Lip 22, 2014 8:23 pm

/z placu zagłady... znaczy zwycięstwa

Wywróciła oczami.
- Dobrze wiesz, że Finnick nie jest Strażnikiem Pokoju. Ja też. Nienawidziliśmy ich od zawsze. A teraz po prostu udajemy kimś kim nie jesteśmy. - taka była prawda. Brutalna, ale prawdziwa. - Znam kilka osób które bardzo chciałoby nimi dowodzić. Nawet mnie by powiesili byle tylko zdobyć tą pracę. - westchnęła. Ginsberg pewnie z rozkoszą pójdzie na skargę do Coin. Catrice też. Ułożą się u jej stóp i będą słodko ćwierkać o tym jak Ruen dała ciała. - Dzięki. - w sumie to był komplement.
Uśmiechnęła się i dała się wyciągnąć Rose z placu. Po drodze Rose zadzwoniła do Finnicka i Rei poczuła jak straszliwie tęskni za przyjacielem. I jak straszliwie trudno jej będzie mu spojrzeć w oczy bez mówienia mu, że ma u siebie w mieszkaniu matkę jego nienarodzonego dziecka. Ale nie mogła mu o tym powiedzieć. Już dawno uznała, że to decyzja Finnicka czy się będzie chciał dowiedzieć czy nie. A to znaczyło, że w grę wchodził co najwyżej list.
Cieszyła się jednak, że się z nim zobaczy. Będzie jak za starych "dobrych" czasów.
Poszły do Buggying Snow. Jednego z klubów w Kapitolu jakich pełno było nawet po rewolucji.
- W tym mundurze pasuję tu jak wół do Cordelii Snow. - skrzywiła się. Jej ubiór raczej budził panikę a nie zainteresowanie. Nie dość, że była w mundurze, to jeszcze umazanym miejscami krwią.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyWto Lip 22, 2014 10:04 pm

- Ja bym się tym nie przejmowała. Wielu mnie chciało powiesić i póki co, to oni wiszą. - skwitowała, nie odwołując się do żadnej konkretnej osoby, choć w istocie paru jej wrogów naprawdę skończyło źle, a ona wcale nie musiała zbyt wiele robić. Po prostu była sobą, a resztę uczyniła słodka karma, która pojawia się w najbardziej ironicznych momentach.
Rose po drodze zdążyła się opanować, można powiedzieć, że się uspokoiła nawet, dlatego wróciła do swojej miny w stylu "mam was wszystkich w dupie" i nie uśmiechała się już jak psychopatka. W ogóle jakoś poziom adrenaliny jej spadł i wrócił do tego, który nazywała tumiwisizmem. Ostatnio ciągle bujała się na huśtawce nastrojów, a to było najlepszym tego przykładem. Najwyraźniej w sytuacjach zagrożenia życia dostawała jakiegoś zastrzyku energii i robiła się dziwnie wesoła, a to naprawdę było podejrzane. Gerard miał rację, Rose naprawdę jest pomylona.
Nie widziała się z Finnickiem cholernie długo i również tęskniła, ale nie była taka przekonana do tych "starych dobrych czasów". Rose bardzo się zmieniła, z każdym dniem coraz bardziej przestawała przypominać dawną siebie i obawiała się, że teraz była zupełnie inną osobą, a o dawnym ja dawała znak rzadko i losowo. Jak na przykład na placu.
Weszła do środka i zajęła stolik jak najdalej, w totalnej głębi. Lubiła nie zwracać na siebie uwagi, bo nikt nie powinien się obchodzić, co ona robi w takim, a nie innym miejscu. Ponura Rose wraca do akcji, łuuuuhuuu.
- Jak dla mnie zawsze wyglądasz ślicznie. Jeżeli komuś nie pasuje twoje ubranie, to niech ci to powie w twarz, ciekawe czy się odważy w mojej obecności. - mruknęła, posyłając jej sarkastyczny uśmieszek, po czym oparła łokcie na blacie i oparła na dłoniach brodę. - Zamawiamy coś, czy czekamy na Finna?
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyWto Lip 22, 2014 10:21 pm

Zagryzła wargi.
- Jeśli ci którzy chcą mojej śmierci umrą, to wtedy Panem czekają wielkie zmiany. - na szczycie listy chcących śmierci Reiven z pewnością znajdowała się Coin. Chociaż ostatnio może kilka osób ją wyprzedziło. Ze swoją wrogością już się nawet nie kryli. A śmierć była teraz bardzo blisko. Rei niemal czuła jej oddech na plecach. Umiała go rozpoznać, bo to nie pierwszy już raz. Stanowczo zbyt wiele razy otarła się o śmierć swoją własną i widziała śmierć innych.
Szaleństwo było czasem kuszącą drogą ucieczki od rzeczywistości. Trochę zazdrościła szaleńcom. Nie pojmowali rzeczywistości tak jak ludzie "normalni". Bez względu na to jaka Rose była, czy pokręcona, czy smutna, czy jakakolwiek inna, była przyjaciółką Reiven i tak jak wszyscy jej przyjaciele, miała szczególne miejsce w sercu blondynki. Mogło to brzmieć patetycznie, ale Rei uczepiała się życia tylko po to, by móc bronić przyjaciół, lub im pomagać. Chciała powiedzieć Rose o Michaelu, o tym, że ten rozwód to wielka ściema, że może na początku nie wiedziała, ale teraz mogli śmiać się w twarz całemu systemowi. Ale w tej chwili ich związek był jak tajna misja, nikt nie mógł wiedzieć, sama bała się wiedzieć, bo mogła coś powiedzieć, uśmiechnąć się za mocno, rozmarzyć...
Spojrzała na Rosemary jak na wariatkę.
- Błagam! Sama w to nie wierzysz. Poza tym to ja budzę większą grozę... przynajmniej oficjalnie. - zachichotała. - Wiesz, że Odair ma specyficzne podejście do punktualności. - machnęła ręką, jakby faktycznie wybrały się na ploteczki towarzyskie, a nie dopiero co uczestniczyły w zamachu i zbiorowej panice - Wypijemy po drinku, a potem się zobaczy. - tak rzadko piła alkohol, że nawet nie wiedziała co zamówić. Zawsze unikała topienia smutków i żali w alkoholu. Piła lampkę szampana na przyjęciu i tyle. Wolała zawsze móc trzeźwo ocenić sytuację. Ale od kiedy była pieprzonym szefem Strażników Iluzji pokoju, czasem pozwalała sobie na drinka, czy kieliszek wina. Daleko jej było do przeciętnego Kapitolińczyka, a do alkoholika jeszcze dalej. Okazało się nawet, że miała dość mocną głowę... a może po prostu potrafiła w odpowiednim momencie powiedzieć "dość".
Powrót do góry Go down
Finnick Odair
Finnick Odair
Wiek : 25 lat
Zawód : myślę
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptySro Lip 23, 2014 12:54 am

Wiedział, jak to się skończy. Dlatego miał nadzieję, że zanim wszystko się zaczęło, ona już spała. Zresztą o to właśnie ją prosił. Aby wcześnie się położyła. Zastrzegł także, że wróci późno. To kolejny powód, dla którego zapewne wcale go nie posłuchała. Choć nadal karmił się nadzieją, że nie ma racji. Że Annie zasnęła stosunkowo wcześnie, rano obudzi się koło niego, wówczas postanowi zrobić mu śniadanie, a potem poczeka na niego w kuchni. Oczywiście nie obudzi go, nie mogłaby. Lecz jeśli została na tyle długo, aby obejrzeć relację na żywo z uroczystości, był niemal pewien, że będzie czuwać w pokoju do momentu, w którym Odair nie przekroczy progu drzwi. Ona rzuci mu się na szyję i zaprowadzi go prosto do łóżka. Przecież powinien odpoczywać - tak wtedy powie, tak wyjaśni, zapomni o swoim własnym odpoczynku, zostanie jeszcze na chwilę przy nim, ale niedługą chwilę, bo Finnick zaśnie prędko. Wtedy będzie mogła z czystym sumieniem zrobić to samo.
Skręcił w wąską ale elegancką uliczkę, aby zatrzymać się pod jednym z najnowszych i najsolidniejszych Kapitolinskich budowli. Kobieta wygramoliła się z tylnego siedzenia na powietrze, on także wysiadł, odprowadził panią pod windę, aby następnie potowarzyszyć jej do samych drzwi. Dopiero wówczas, gdy była już stosunkowo bezpieczna, bo w Panem nikt nigdy nie może być prawdziwie spokojny o swoje życie, wrócił na dół i wówczas otrzymał wiadomość od Reiven. O ile wcześniejsze sms'y mógłby jakkolwiek zignorować, ha, gdyby machnął ręką na ten wieczór, nic nie musiałoby się stać, a Annie, jeśli rzeczywiście nie spała i przeczucie go nie myliło, mogłaby zasnąć w końcu spokojnie, bez obaw o ich wspólną przyszłość.
To brzmiało bardzo ładnie, kiedy się nad tym zastanawiał, ale jednocześnie nierealnie i zagadkowo, jakby to, co ma się niedługo wydarzyć, to tylko czar złej królowej, bańka iluzji zaraz pryśnie, a do jego życia znów wtrąci się czyjaś niechciana karząca dłoń.
Lokal ten kojarzył dosyć dobrze, nazwę mu nadano dosyć charakterystyczną, więc trafił bez problemu. Wyszedł z auta i przemknął przez wejście, jakby gonił go tabun Strażników, przecisnął się przez podejrzanie przeludnione stoliki i opadł na krzesło tuż obok znajomych kobiet, jakby rzeczywiście bardzo się spieszył, a to co przeczytał, nie wzbudziło jego troski, a lekką irytację. Wtedy być może był nieco zaniepokojony, ale gdy dojrzał, że wszystko jest w najlepszym porządku: Rose jest z Reiven, Reiven jest Rose, co więc złego mogło się wydarzyć?, miał ochotę wstać, wsiąść na powrót do auta i wrócić do domu, do Annie.
-Jestem a mój pot pachnie fiołkami, więc kręcę z niego perfumy dla nastolatek- ale zawsze piękny, doskonały, nie, kurwa, dziś styrany, zaniepokojony i zniecierpliwiony - Myślałem, że coś się stało - o ile jego wcześniejszy ton był przesycony sarkazmem, tym razem odezwał się nieco spokojniej zerkając na Reiven, jakby do niej kierował te słowa, bo nikt inny jak ona, wysłał jej niepokojącą dramatyczną wiadomość, na której wydźwięk musiał się przecież stawić. I oto był.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptySro Lip 23, 2014 3:33 pm

Śmierć urzędników Coin i tak nic nie da, oni są jak mrówki, jeżeli zabijesz jedną, na jej miejsce i tak pojawi się parę kolejnych. Byli uciążliwi jak wszy, a Rose wątpiła, czy zabicie kogokolwiek tu pomoże. Nawet zniknięcie Coin nic by nie zmieniło, w końcu wiele osób z powodzeniem mogłoby obrać rolę dyktatora. To nie jest sztuka, robić co się żywnie podoba, każdy by temu podołał. Wystarczy dodać do tego siłę psychiczną i mamy kolejnego świra pokroju Snowa czy Almy. To prostsze niż się wydaje.
- Jakie nie byłyby to zmiany, temu krajowi już nic nie pomoże. Z wyjątkiem bomby atomowej. - rozłożyła bezradnie ręce, wtórując miną "nic nie zrobisz". Rose nie należała do optymistek, raczej zgrabnie balansowała na granicy pesymizmu i realizmu. Ale nie była jedyną taką, wiele osób twierdziło, że Panem nie zasługuje na nic więcej niż na gniew boży, tak jak Sodoma i Gomora. Nie znała żadnej sprawiedliwej osoby, takiej bez winy i krwi na rękach. Może nie każdy kogoś zabił, ale z pewnością każdy życzył komuś śmierci, a to już karygodny grzech.
- Ależ wierzę. - w jej opinii nie brakowało Reiven niczego, a plamy krwi na mundurze wyglądają uroczo. Gdyby Rose miała pozbywać się każdego ubrania, na którym była kiedyś krew, to nie miałaby pewnie w czym chodzić. - Tak, każdy boi się dziewiętnastoletniej blondyneczki. Tak sobie wmawiaj. - powiedziała, wybuchając gromkim śmiechem. - Ale no cóż, mnie się nie boją, bo ja morduję po cichu. - dodała półgłosem, a przed jej oczyma wylądował obraz pięciu strażników, którzy niedawno zginęli za bezmyślną próbę gwałtu. Słodkie tajemnice Violatora. Naprawdę ciekawiło ją, co Frans zrobił z tym ostatnim. A raczej z jego organami.
- Skoro pijemy "drinki"... - zaczęła, a na jej twarzy wymalowała się nieciekawa mina - To ja chcę wódkę z wódką. I z parasolką. - bez ozdób to nie byłby raczej drink. Wątpiła, że jakiś drink jej teraz pomoże, zwłaszcza, że coraz bardziej zaczynała ją boleć głowa. Zresztą nie tylko głowa ją bolała.
Podniosła głowę z rąk, kiedy usłyszała upadek na krzesło obok niej. Uśmiechnęła się lekko na przywitanie Finnicka, ale jakoś nie miała ochoty na normalny śmiech. Jak zwykle. Dni, w których Rosemary miała nastrój można było policzyć na palcach jednej ręki, bo kilkunastominutowe przejawy się do tego nie zaliczają.
- Finnick. Czy moja twarz wygląda jakby nic się nie stało? - w rzeczywistości, gdyby dobrze się przyjrzeć Rose, to wyglądała na cholernie zmęczoną życiem, wręcz nim zdegustowaną. Jeszcze dodając do tego grymas spowodowany narastającym bólem głowy, który pojawił się, gdy spadła jej adrenalina, na pewno nie wyglądała kwitnąco. - Czy zmęczona Rei w swoim zakrwawionym mundurze wygląda jakby się nic nie stało? Nie myśl chłopie, bo ci nie idzie. - powiedziała, po czym z powrotem schowała twarz w dłoniach i oparła się łokciami o stół, licząc, że ból głowy przejdzie sam od siebie, a jej niezrównoważenie psychiczne odezwie się jakoś później, bo teraz nie było mile widziane.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptySro Lip 23, 2014 6:23 pm

- Mam jednak nadzieję, że coś pomoże. Zakładając wersję optymistyczną, że dożyję trzydziestki, to chciałabym w końcu nacieszyć się życiem. - banalne marzenie. Mieć święty spokój. Zamieszkać z Michaelem w domu z wielkim ogrodem, mieć trójkę dzieci i psa i rybki i cholera wie co jeszcze. Siedzieć w bujanym fotelu na werandzie i trzymać się za rękę oglądając zachód słońca nad spokojnym Panem. Z przyjaciółmi spotykać się tylko na ploteczki, urodziny i wesela i nie martwić się czy ktoś nie zechce cię rozstrzelać bo tak.
- To masz inne podejście do mody niż ja. - zachichotała. Nadal nie czuła się zbyt komfortowo i starała się ignorować wszelkie spojrzenia jeśli się takowe pojawiały. - Jestem groźniejsza niż Ci się wydaje. - zmrużyła oczy robiąc udawaną groźną minę. Oczywiście na nic się to nie zdało, bo to były wygłupy a jak się człowiek wygłupia to nie potrafi być groźny.
- Wiesz, że ja to raczej nie piję. Ale pij co chcesz. Ja stawiam. - trzeba było korzystać póki miała pieniądze. - Wyglądasz na przemęczoną. - zauważyła z troską w głosie. Położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki jakby to coś mogło pomóc. Wtedy zjawił się Finnick i uśmiech sam wykwitł na twarzy Reiven. Miała kilka osób wyjątkowych, które były dla niej ważniejsze od wszystkiego innego, od niej samej. Finnick był jedną z nich. Drugą był Michael.
- Skromny jak zawsze. - wywróciła oczami. Wstała ze swojego miejsca i przytuliła Finnicka, mocno, tak jakby to był ostatni raz. Może bała się, że faktycznie to może być ostatni raz. Westchnęła. Pocałowała go delikatnie w policzek i wróciła na swoje miejsce. - Przepraszam, że Cię tu ściągnęłyśmy. I przeproś ode mnie Annie. Muszę Ci jednak o czymś powiedzieć - było jej głupio, że odciąga Finna od narzeczonej. Zniżyła jednak zaraz głos do prawie szeptu. - Słyszałeś o incydencie na placu? Dwóch rządowców nie żyje. Nie wiem ile cywilów jest rannych. I obawiam się... że zostanę oskarżona przynajmniej o część z tego co się stało. Zupełnie nie zapanowałam nad sytuacją. A Gerard Ginsberg tylko czeka na to aż się potknę. No i się doczekał. Planuję złożyć jutro dymisję. Poproszę o przywrócenie mnie na stanowisko kapitana mojego oddziału. Jednak... Coin mnie nie lubi. Obawiam się, że w najlepszym wypadku zdegraduje mnie zupełnie. Ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, może się skończyć rozkazem aresztowania.... - zawiesiła głos i zagryzła wargi. - Musicie mi coś obiecać. Nie będziecie mnie ratować. Nie będziecie się narażać. - popatrzyła w oczy Finnickowi. Bała się, że mógłby popełnić coś głupiego, żeby była bezpieczna. Ona by to pewnie zrobiła.
Powrót do góry Go down
Finnick Odair
Finnick Odair
Wiek : 25 lat
Zawód : myślę
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptySro Lip 23, 2014 8:38 pm

Pocałunek był uroczy. Pocałunki zazwyczaj miałby wzbudzać pozytywne emocje. To nic dziwnego, że znowu się udało. Nie ma jednak nic tak irytującego jak kłopotliwe poczucie obowiązku, obowiązku za kogoś innego i miał wrażenie, że potem odbędzie pokutę przed samym sobą za to, co wówczas poczuł. Oczywiście twarz Annie pojawiła się tak szybko, jak przed momentem zniknęła, żeby znów zadręczać go, poganiać i przypominać, że czas nie autobus miejski, nie czeka na spóźnialskich. Przecież Annie śpi, na pewno. Z pozoru tak banalne, a nie mógł się skupić na niczym innym, nawet zignorował naturalnie sarkastyczny ton Rose, jakby niewiele go to obchodziło. Jakby to, co mówiła Rei, miało niewielkie znaczenie. I za to przez moment znienawidził Annie, za to, że odbiera mu swobodę, zdolność samodzielnego podejmowania decyzji, że znowu nosił na ramionach nie tylko ciężar własnych koszmarów, a także kogoś innego, kogoś kto nieustannie się oddalał, aby potem znów pojawić się oszałamiająco blisko i przypomnieć, jak bardzo jest mu potrzebna. Jak bardzo on jest jej potrzebny.
-Coś gorszego - mruknął bez przejęcia zerkając na Rose tylko kątem oka, nieco krytycznie, jakby zaraz miał wstać i skarcić niewychowane młode dziewczę. To nie byłoby najlepszym wyjściem, ale chyba naszłaby go taka ochota, gdyby w tej konkretnej sekundzie nie obwiniał się za kolejne tysiąc krzywd, które świat wyrządził Annie.
Przeproś Annie? Przecież to on, on sam. Jeśli jego narzeczona rzeczywiście nie śpi, to jego własna wina. Nie musiał tu przyjeżdżać, nie musiał w ogóle odpowiadać, ale mimo to przytaknął głową, jakby rzeczywiście miał zamiar ją przeprosić od niej.
Incydent. Chyba parsknął śmiechem. Albo nie, był tak zajęty martwieniem się o Annie, że zapomniał. Niby słuchał, niby starał się to zrozumieć, wyobrazić, ale nie mógł nic poradzić na to, że skupiał się jedynie na kolorze ścian, takich samych jak koc, którym z uporem okrywa go, gdy tylko uda mu się go zrzucić z łóżka. Potem skończyła. Nie odetchnął z ulgą. Nie zaprzeczał. Ale też nie zgodził się na nic. Jakie to miało teraz znaczenie? Pusta obietnica, o którą następnie miało się oprzeć czyjeś życie. Nie widział sensu, nie rozumiał, dlaczego próbuje wymusić na nim coś podobnego, skoro powinna wiedzieć, że w żadnym wypadku nie zostawiłby Rei samej, gdyby rzeczywiście zagrażało jej niebezpieczeństwo. Kochał ją, więc postępowałby wbrew sobie samemu.
Był na tyle zirytowany tą idiotyczną prośbą, że na moment zapomniał o Annie. A nie, wróciła. Niech ją diabli.
-Nie - nie brzmiał, jakby zamierzał dokańczać. Kelner przystanął przy stoliku, Finnick zamówił whisky razy trzy i ledwo mężczyzna opuścił stolik, dodał - Wiesz dlaczego? - tym razem spojrzał na Reiven, jakby rzeczywiście był ciekaw, co odpowie, ale nie dał jej nawet czasu do namysłu - Ponieważ jesteśmy nietykalni, jesteśmy pieprzonymi gwiazdami Igrzysk, ofiarami reżimu Snowa, więc uważam, że musielibyśmy się naprawdę bardzo postarać, aby mieli poważny powód do aresztu - na samym końcu uśmiechnął się czarująco - a, jak sądzę, piękny uśmiech nie jest jednym z nich.
Zastanowił się, po co zamówił whisky, skoro nie miał zamiaru grzać tego miejsca tak długo, aby kelner zdążył chociaż wrócić z zamówieniem.
Każdy pretekst jest jednak dobry, aby oderwać się od rzeczywistości.
Powrót do góry Go down
the leader
Peregrin Hawkeye
Peregrin Hawkeye
https://panem.forumpl.net/t1925-peregrin-hawkeye
https://panem.forumpl.net/t689-pip-pip-pip
https://panem.forumpl.net/t1331-pippin-hawkeye
https://panem.forumpl.net/t1174-pippin
Wiek : 24
Zawód : Żołnierz; Oddział Reiven
Przy sobie : przy sobie: zapalniczka, prawo jazdy, latarka, pistolet, zestaw pierwszej pomocy

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyPią Lip 25, 2014 3:49 pm

Musiałem przyznać, że ostatnimi czasy byłem ciągle zajęty. Ba, ja byłem ciągle zajęty odkąd pamiętałem. Jako nastolatek opiekowałem się rodziną, potem walczyłem na wojnie, a potem starałem się pogodzić pracę i opiekę nad młodszą siostrzyczką. Nic z tego nie było proste, szczególnie jeśli doliczyć fakt, że byłem zadurzony we własnej szefowej, która w dodatku miała męża. Lub nie. Starałem się jednak dawać sobie radę tak dobrze, jak pozwalała mi na to sytuacja i choć wiedziałem, że wielokrotnie zawiodłem osoby, które kocham, a przede wszystkim zawiodłem siebie, to w duchu musiałem przyznać, że podsumowując wychodzę raczej na zero.
Tylko Reiven była problemem. Nie potrafiłem wyrzucić ją ze swojego serca i głowy, nie ważne jak bardzo próbowałem. Powtarzałem sobie od zawsze, że jest poza moim zasięgiem, ale potem się całowaliśmy, a jej mąż ją zostawił i pozwoliłem sobie mieć nadzieję. Fałszywą nadzieję, bo przecież nie mogłem naprawdę z nią być. Misja w Trzynastce najlepiej mi uświadomiła, że stawiam dobro Ellie ponad wszystko inne, a niestety dobro małej i moje bycie z Reiven były częściami dwóch zupełnie różnych uniwersów. Postanowiłem wyprowadzić się z Ellie do Czwórki. Wróciliśmy do domu. Spędziliśmy tam wspaniałe chwile, wesołe wakacje, choć niestety nasiliły się też koszmary mojej siostry. Zrozumiałem też, że nie możemy tam zostać, że to już nie jest nasz dom. Wróciliśmy więc do Kapitolu, dostałem przydział, ale dzięki kilku dawnym znajomym udało mi się uniknąć spotykania Pani Kapitan (jak nadal nazywałem ją w swoich myślach). Pracowałem w spokoju, opiekowałem się siostrą, było mi dobrze, bo byłem spokojny.
Aż do dzisiaj. Dowiedziałem się o incydencie na Placu z radia Strażników. Ktoś podał personalia Reiven, jako osoby, która była na miejscu całego zdarzenia. Podobno były ofiary śmiertelne. Kiedy to usłyszałem, serce mi stanęło. Nie mogłem uwierzyć, że coś jej jest. Napisałem do Finnicka, jako osoby, która była chyba jedną, która mogłaby coś więcej na ten temat wiedzieć.
"Nic jej nie jest. Chyba. Spotykam się z nią w Buggying Snow." - taką odpowiedź dostałem. Krótką, podejrzanie lakoniczną, ale wywołała ona we mnie niesamowite poczucie ulgi. Załatwiłem sobie z kolegą z patrolu, że dzisiaj skończę wcześniej a on nie powie o tym przełożonym, wsiadłem na motor i pojechałem prosto do klubu, nadal w stroju Strażnika, ściągając tylko kask tuż po tym jak zaparkowałem i zostawiając go w schowku maszyny.
Wpadłem do klubu jak burza, zwracając uwagę kilku osób, które odwróciły głowy od swoich konwersacji, żeby na mnie spojrzeć, ale ja miałem to gdzieś głęboko. Siedziała tam. Przy stole z Finnickiem i jakąś kobietą. Była cała, o ile można tak nazwać kogoś kto mundur miał cały ubrudzony krwią. Podszedłem do nich i zatrzymałem się, nagle zbity z tropu. Co ja tu w ogóle robiłem?! Finnick dał mi znać, że jest cała, ale to przecież wcale nie znaczyło, że miała mnie zobaczyć! Tyle wysiłku włożyłem przecież w to, żeby nie zakłócać jej życia swoją egzystencją.
- Reiven, - wykrztusiłem ni w pięć ni w dziewięć, patrząc na nią z ulgą i szczęściem malującymi się na twarzy. Było warto. Było warto rzucić wszystko i przyjechać tutaj, tylko po to, żeby ją zobaczyć, nawet jeśli zaraz mnie wyrzuci, nawet jeśli sam wyjdę i już nigdy więcej się nie spotkamy. - Jesteś cała. - stwierdziłem tępo, zapewne robiąc z siebie zupełnego idiotę. I jeśli do tej pory Finn jakimś cudem nie zauważył jeszcze jakimi uczuciami darzę Kapitan Ruen, to teraz musiało to dla niego być oczywiste. I dla tej osobliwej, całkiem skądinąd ładnej kobiety również.
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyPią Lip 25, 2014 4:13 pm

Cieszyć się życiem. Trzy słowa, które potrafią wzbudzić w Rose taką litość, że aż nie wie, czy ma się zacząć śmiać, czy załamać. Ona nigdy nie cieszyła się życiem i powątpiewała, że kiedykolwiek pozna smak tej czynności. Póki co udawało jej się dokonać cudu, który zwie się "cieszyć się, że się żyje", a i to niekoniecznie, bo z dnia na dzień żałowała tego coraz bardziej. Zazdrościła innym tak optymistycznego podejścia do życia, tej nadziei, czy jak to się tam zwie.
- Jeżeli będziesz uważać na to, co robisz i z kim się zadajesz, dożyjesz. - Rose miała wielu przyjaciół, tych prawdziwych i tych raczej na niby, ale nie dobierała ich sobie tylko i wyłącznie według gustu. Instynkt podpowiadał jej, z kim się zadawać, by przeżyć. Wielu jej znajomość z Ginsbergiem wydawała się podejrzana i niedorzeczna, ale Garroway doskonale wiedziała, że lepiej jest się z nim przyjaźnić niż nienawidzić. Zwłaszcza, że Gerard to człowiek wyjątkowo mściwy i uparty, więc jeżeli zapragnie sobie czegoś, to z pewnością po to sięgnie, nie patrząc na środki.
- Rei, jestem świetną aktorką. Zamaskowałam 90% mojego zmęczenia, to co widzisz, to pikuś. - machnęła ręką, jakby nic się nie stało, po czym spojrzała dziwnie na rękę Rei, spoczywającą na jej ramieniu. Przez ostatni czas doświadczała raczej mało troski o jej osobę, a pocieszającego dotyku już w ogóle, więc poczuła się totalnie nieswojo. Jednak nie skomentowała tego, bo wiedziała, że Rei robi to z dobroci serca. Skąd może wiedzieć, że Rose stała się totalnym odludkiem?
Z każdym następnym słowem czy Finnicka zastanawiała się, czy na pewno dobrze zrobiła zwołując to spotkanie. Była najbardziej pesymistyczną osobą w tym gronie i nie wiedziała, czy cokolwiek jest w stanie ją przekonać, że wygrana w Igrzyskach dziesięć lat temu zapewni jej dozgonne bezpieczeństwo. Nie byli jedynymi zwycięzcami, było jeszcze paru takich, którzy cudem umknęli śmierci. Gdyby jedno zniknęło, w naprawdę niefortunnym "wypadku", nic by się nie stało, polityka Coin toczyłaby się dalej. Nie uwierzy w takie bzdury, nietykalność jest wręcz absurdalna.
Rose zrobiła dosyć niezadowoloną minę, gdy Finnick zamówił whisky, bo w jej mniemaniu za bardzo jej nie pomoże. Ale nie odezwała się ani słowem, bo wolała nie ujawniać się aż tak ze swoim alkoholizmem, liczą się pozory.
- Cóż, ja w trakcie panowania Coin byłam w więzieniu dwa razy, w tym raz cudem uniknęłam wyroku śmierci, więc lepiej mów za siebie. - powiedziała, unosząc dłonie, jakby chciała pokazać, że ona się do jego zdania nie przyłącza. - Jedyne, co przyniosło mi zwycięstwo w Igrzyskach, to problemy psychiczne, przez które jestem ogólnie znaną socjopatką. - opuściła ręce i wbiła wzrok w stół, przygryzając wargi, by nie powiedzieć na ten temat nic więcej i żeby żadne nie wymusiło od niej dalszych wyjaśnień, bo rozmowa o jej problemach w jej mniemaniu obróciłaby się w katastrofę lub atak agresji.
Kiedy usłyszała kolejne rozbijanie się po lokalu, poczuła się jakby doznała deja vu, bo Finnick wpadł tu identycznie, choć może z mniejszym impetem. Czy wszyscy faceci mają to do siebie, że jak wchodzą do baru, to tak, żeby wszyscy zauważyli? Podniosła głowę i spojrzała na gościa, jej nieznajomego, ale z tego co słyszała, Reiven była mu raczej bliska. Na jej twarzy pojawił się uśmieszek, więc oparła łokieć na blacie i schowała usta w dłoni, bo to nie była zabawna sytuacja. Ale Rose miała przeczucie co do mężczyzny i jego relacji z Rei, więc jej dziwne poczucie humoru zaczęło działać. W końcu odchrząknęła i przeniosła swój wzrok na Ruen, z całych sił powstrzymując śmiech.
- Rei, może mi przedstawisz swojego... znajomego? - zapytała, a na jej twarz znowu wpełzł ten dziwny, znaczący uśmieszek. Sama nie rozumiała czemu jej jest do śmiechu.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" EmptyPią Lip 25, 2014 4:57 pm

- Też byłam niezłą aktorką. Ale mam dość grania. Im dłużej się gra tym bardziej się zapomina kim się jest na prawdę. - stwierdziła marszcząc brwi. Rei troszczyła się o innych bardziej niż o sobie. Rose mogła sobie być odludkiem, ale bycie na liście przyjaciół Reiven nijako skazywało ją na troskę Ruen.
Reakcja Finnicka, choć totalnie naiwna, sprawiła, że Rei miała ochotę go uściskać. Sama by tak zareagowała. Ale nie mogła mu pozwolić na zrobienie jakiejś głupoty. Złapała go za nadgarstek i przyciągnęła bliżej do siebie.
- Chciałabym, żeby tak było Finn. Ale Coin mnie nienawidzi. Zbyt wiele razy złamałam jej rozkaz. Myślisz, że wypadek poduszkowca był wypadkiem? Nie. Cud, że nadal żyję. Pora spojrzeć prawdzie w oczy, Coin chce mnie zniszczyć. Zniszczyła moje małżeństwo, to teraz pora na resztę życia. - wymskło jej się. Przecież nikt nie wiedział, że Michael odszedł nie dla innej, ale dla bezpieczeństwa Rei. Przez Coin... - Musisz mi obiecać, że się nie będziesz narażać. Że razem z Annie wyjedziecie gdzieś gdzie jest bezpiecznie. - patrzyła mu w oczy. Mówiła szeptem, ale wydawać by się mogło, że krzyczy, tak stanowcza była. - Zrobię wszystko, żeby jakoś wybrnąć z tej sytuacji, ale lepiej się przygotować na najgorsze, rozumiesz? Już dawno przestaliśmy być postrzegani jako ofiary Snowa. Nie jesteśmy też twarzami rewolucji. Ja jestem małolatą, której powierzono dorosłe zadanie i która nie dała rady. Już raz Coin na mnie nasłała mordercę. Za następnego raczej za mąż nie wyjdę. - prychnęła, przypominając sobie, że Michael przyjechał za nią rok temu do Kapitolu by ją zabić. Zagrali wtedy Coin na nosie i dlatego mieli problemy. A to, że Reiven będąc na serum wygłosiła w telewizji orędzie poniżające Coin, wcale jej nie pomagało. Na pewno pani prezydent wciąż to pamiętała. A jej przydupasy typu Scarlett nie dawały zapomnieć.
Spojrzała na Rose.
- Widzisz Odair? Rose ma rację. - dodała prawie się śmiejąc - Ale nie nazwałabym Ciebie socjopatką.
Rozmowę przerwało wtargnięcie kogoś do klubu. Jakież było zdziwienie Reiven, gdy zauważyła Pippina. Zapomniała o nim. Tak się skupiła na tym, że pogodziła się w tajemnicy z Mikiem, że zapomniała, iż obiecała Pippowi randkę.
- Cześć. - uśmiechnęła się jak gdyby nigdy nic. Lepiej, żeby Peregrin nie wiedział o czym wcześniej rozmawiali - Owszem. Trzeba czegoś więcej niż oszalałego tłumu by mnie zabić.
Zerknęła na Rose prawie mordując ją spojrzeniem. Podśmiechujki sobie dziewczyna urządza.
- Fakt. Pippin, to Rosemary Garroway, moja serdeczna przyjaciółka jeszcze z czasów gdy rządził Snow, a my byliśmy znani jako triumfatorzy Igrzysk. Rose, to Pippin Hawkeye, jeden z członków mojego starego oddziału i kolega Finnicka z dystryktu. - dokonała prezentacji.[/b]
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Klub "Buggying Snow" Empty
PisanieTemat: Re: Klub "Buggying Snow"   Klub "Buggying Snow" Empty

Powrót do góry Go down
 

Klub "Buggying Snow"

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

 Similar topics

-
» Cordelia Snow - Jasmine Snow
» Klub 'Spirit'
» Let it Snow
» Cordelia Snow
» Cordelia Snow

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Centrum miasta-