|
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 42 Zawód : Główny strateg i dowódca wojsk w Kapitolu
| Temat: Re: Aleja Czasu Wto Wrz 10, 2013 7:15 pm | |
| Na wojnie. Te słowa utwierdziły go w przekonaniu, że nie tylko on uważał, że najgorsze jeszcze przed nimi. Wszystko przyszło im zbyt łatwo. Nagła, uczynna pomoc Trzynastki i kapitulacja Kapitolu. Dopiero teraz ukazały się schody, które prowadzą do pokoju. Tego naturalnego i niezachwianego. Niestety, wielu uważa, iż literackie "schody" oznaczają broń i terror. Przed jego oczyma nadal migotały obrazy z podziemia. Kolorowe twarze, na których ujawniał się groteskowy smutek - tak bardzo niepasujący do ich uosobienia. Zapamiętał ich jako ludzi zdrowych i szczęśliwych. Posiadali wszystko o czym sobie zamarzyli. Tak przynajmniej mu się kiedyś wydawało. Istnieją jednak wartości, których nie da się zakupić na straganie czy w sklepach. Ten, które nie znajdziesz za dekoracyjnych, sklepowymi wystawami. Wolność, wiara, nadzieja i bezpieczeństwo. To wszystko niegdyś łączyło mieszkańców dystryktów, lecz wraz z napływem przyziemskich dobrodziejstw - wszystko to pękło jak bańka mydlana. Zdawała się otaczać ich jedynie złudna klatka wolności. Złudna i ulotna. Brzydził się jej, unikał jej, lecz ona zdawała się do niego przylgnąć. Tak, jakby był na nią skazany. Tutaj musiał się zgodzić z kobietą. Najbardziej pożądany zawód podczas trwających wojen i rebelii to chirurg. Zdaje się być jedyną kompetentną osobą, która potrafi zdziałać prawdziwe cuda na ludzkim ciele. - Jestem głównym dowództwom i strategiem w Kapitolu, ogólnie przesiaduję w koszarach, lecz coraz częściej przy Coin - odpowiedział, rzucając peta na podświetlany chodnik. Nie za bardzo widział siebie w takiej roli. Powodem było to, iż bycie giermkiem Prezydent nie do końca mu leżało. Uśmiechnął się i dodał :- lecz to chyba nie jest najciekawszy temat, moja pani.
Przepraszam, że tak krótko, lecz chciałam ci odpisać - a zbyt nie mam teraz czasu :) |
| | | Wiek : 33 Zawód : Chirurg Plastyk, Urazowy.
| Temat: Re: Aleja Czasu Czw Wrz 12, 2013 11:22 am | |
| Wolność w Kapitolu. Swoboda wyrażania się, oczywiście w pewnym zakresie, poruszania, tańca, dryfowania, wykonywania legalnego zawodu. Bądź uznanego za legalny przez odpowiednie służby... Ktoś mądry rzekł niegdyś, że wolność jednego człowieka kończy się tam gdzie zaczyna się wolność drugiego. To prawidło nigdy nie miało realnego zastosowania w Panem, ale też niewielu potrafiło wpisać je w utarty schemat. Dystrykty były Abrahamem prowadzącym na śmierć swego syna Izaaka, Dystrykt 13 dociekliwym, ale odległym aniołem, a Kapitol samym wszechmogącym Bogiem. Jakże teraz zmieniły się zasady tej gry, gdy Izaak bezmyślnie pławił się w boskich luksusach, Abraham leżał w grobie, a anioł więził Boga w ciernistej klatce? Pies ugryzł rękę człowieka, który nigdy nie miał prawa być jego panem. Wolność to stan umysłu. Wiara zawsze była naszą mocną stroną - gorąco chcieliśmy wierzyć w kłamstwa, które wprost do ucha szeptał nam rząd. Żarliwie modliliśmy się do cyfrowego bóstwa o powrót naszych skazanych na śmierć ulubieńców z Areny. Z otwartymi ustami chłonęliśmy informacje serwowane nam przez skorumpowane media. Codziennie wysłuchiwaliśmy smutnych słów lekarzy, którzy nie uratowali naszych krewnych, gdyż ktoś zapłacił więcej. Być może wyobraźnia i wiara nie mogą bez siebie istnieć bo mają wspólną istotę - nie wymagają dowodu. Zawsze chowaliśmy w sercach nadzieję, że następny dzień okaże się lepszy od poprzedniego. W pracy szef będzie dla nas miły, kreacje od ulubionego projektanta zostaną przecenione, a kucharz włoży całe swe serce w przyrządzenie posiłku. Tak jak wiara była naszą autystyczną córką, tak nadzieja pozostawała od wieku wieków matką. Ci którzy nigdy jej nie utracili mogli zwać się szczęśliwcami, rajskimi ptakami w skrych piórach z ignorancji. Nadzieja szemrze cicho w każdym naszym oddechu, z wiarą wypowiadanym słowie i czai się w delikatnym ruchu przyzwalającej dłoni. Trzyma się nas tak mocno jak my sami życia. Czym byłoby życie bez nadziei? Iskrą odrywającą się od rozpalonego węgla i gasnącą natychmiast. Bezpieczeństwo nigdy nie było prawdą. Zawsze klasyfikiwaliśmy je jako stabilną ułudę. Kryształowa kopuła runęła jednak w końcu na nasze porcelanowe głowy. Przypłaciliśmy to załamaniem nerwowym, paroma wrzodami żołądka, a czasem śmiercią. Nikt nie prowadzi jednak statystyki samobójców, którzy nie potrafili pogodzić się z zawrotami głowy realizmu. Teraz już wiemy, że nigdy nie byliśmy - a najprawdopodobniej nigdy nie będziemy - bezpieczni. Straciło znaczenie nasze nazwisko, zawód, stan posiadania i miejsce zamieszkania. Wszyscy byliśmy tak samo narażeni na atak anioła zemsty. Poczucie bezpieczeństwa, nawet najbardziej usprawiedliwione, jest złym doradcą. Oto stoimy tu przed wami - obdarci z wolności, wiary, nadziei i bezpieczeństwa. Bogaci żebracy minionej epoki dostatku. Zdrajcy własnego losu, którzy bardziej nad moralność cenili politykę i własne istnienie.
Słodki panie Larousse, wygrał pan w życie. Jakaś gorycz odbiła się w moich oczach. Kim pan był? Co kryło się za ujmującym imieniem, zręcznym nazwiskiem i rozsądnym podejściem? Czy był pan akrobatą tańczącym wokół władczego spojrzenia Almy Coin? Czy też jedną z bezwolnych marionetek w jej kolekcji? Widzisz, Anthony, taki miałam problem, że nie wiedziałam o Tobie zbyt wiele, a owa niewiedza wzbudzała we mnie strach. Nie byłeś kolejną pielęgniarką, którą mogłam skrytykować, nie byłeś też pełnym ideii kochankiem, który ubierał co rusz to inne kreacje. Byłeś głównym dowódcą i strategiem. Koszmarem bez twarzy, który nawiedza podobnych mi we snach. Na moment zesztywniałam, ale zamknęłam oczy i zaciągnęłam się głęboko resztkami papierosa, które tliły się między moimi palcami. Z tym momentem nadeszło też stopniowe rozluźnienie. Dostałam ciekawy temat do przemyśleń nad zmienną naturą ludzką i doskonałą sztuką kamuflażu. - Odważę się stwierdzić, że znalazłabym parę innych co najmniej równie fasynujących - słowa skierowane na łagodny ton. W głowie miałam mętlik, ale nie śmiałam tego nawet okazać. Czy potrafilibyśmy zatańczyć razem ten jeden taniec zbudowany z prostych słów? - Czy jednak dałby się pan skusić na rozwinięcie tej kwestii przy kieliszku wina? Masz pod stopami bardzo kruchy lód, panno Crane, i biegniesz po nim w stalowych szpilkach. Ile czasu minie nim załamie się pod Twoim ciężarem, tak jak w przypadku zaginionego bez śladu Seneki? Rzuciłam resztki papierosa, by zetrzeć je na pył podeszwą buta. Teraz, gdy miałam obie ręce wolne, mogłam złączyć je przed sobą, by kciukiem prawej pogładzić prawie niewidoczny szew na tej lewej. Drażnił mnie, wytrącał z równowagi. Zdawał się wyrywać cząstki życia z mojej ręki, jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało. Chciałam jednocześnie jak najwcześniej się go pozbyć i kontynuować rozmowę z tym nieznajomym. Czy jemu jednak ta myśl przypadnie do gustu?... Oh, nie było to oczywiście aż tak dramatyczne, bo i doskonale potrafiłam sobue sama radzić, a jednak zdradzałam dziwną ochotę na zatrzymanie przy sobie jego obecności. Być mrocznym samotnym nerwowo-wzrocznym obserwatorem Wirującego diamentu świata. |
| | | Wiek : 42 Zawód : Główny strateg i dowódca wojsk w Kapitolu
| Temat: Re: Aleja Czasu Pią Wrz 13, 2013 9:53 pm | |
| Czasem ukojeniem dla bólu serca i zmęczonych oczu była wyobraźnia. Ta sama, którą posiada czteroletnie dziecko, które z różowiutkich rumieńcem układa kolejne kostki. Wyobraża sobie wtedy, iż jest słynnym architektem, a owa budowla jego kolejnym, wielkim dziełem. Niestety, Anthony nie posiadał takiej wyobraźni. Nie potrafił wyobrazić sobie czegoś, czego nie ma. Widział jedynie ruiny i śmierć. Szaroburą postać, która zbierała swoje żniwa wśród młodych uczniów czy dorosłych rzemieślników. W jej ręku tkwiła wielka kosa, która tym razem służyła mu jako drogowskaz. Śmierć nawiedzała go w snach. Parzyła na niego swoimi pustymi oczami, tak, jakby oczekiwała na niego. Wysuwała ku niemu rękę, lecz wtedy sen się urywał. To co różniło go od innych mieszkańców neonowego miasta to brak strachu względem śmierci. To źle, to cholernie źle! Starał się wierzyć, że gdzieś daleko stąd istnieje lepszy świat. Wypełniony słodyczą i dobrocią. To tam właśnie znalazła się Sophie i Melissa. Ludzie lokują raj w niebie, lecz mężczyzna się z tym nie zgadzał. Sądzi, że jest on umiejscowiony gdzieś niedaleko nas. Tak, aby zmarli mogli nas obserwować. Zaglądać w każdy aspekt naszego życia, ciesząc się z naszych zwycięstw i pocieszając przy porażkach. Żyją tak blisko nas, jednak my zagubieni w pędzie życia codziennego nie zauważamy ich. Zdecydowanie tak wolał myśleć. Cały czas nawoływać wyobraźnią obrazy z zburzonego dystryktu. Stał wtedy w deszczu, przykryty czarnym płaszczem. Co parę minut szum przerywały błyskawice, które rozrywały ponure niebo. Wszędzie znajdowały się zsiniałe ciała ludzkie i małe kałuże krwi. W jego ręku tlił się papieros, a oczy sycił widokiem zagłady. Wtedy uważał, że jego koniec jest bliski... lecz żyje. Burmistrz Czwórki wyszedł cało - jeśli można tak to ująć. Zdrowie psychiczne jest ważniejsze niż to cielesne... niestety. Kłamstwem jest, iż czas zamazuje rany. Alkohol, narkotyki - one skutecznie, lecz chwilowo dają wytchnienie. Zagłuszają uczucie osamotnienia i żalu. Pozwalają zapomnieć wszystko co złe, by powoli umknąć z duchem czasu. Choć nadal bolą zadane rany, Anthony doskonale oponował sztukę ignorowania ich. Nie rozdrapuje się ran, ponieważ zostaną blizny. Tak głębokie i bolesne, że każdy ruch będzie sprawiał mu niemiłosierne cierpienie. Wolał od tego odpocząć. Tak po prostu - tak po ludzku. Ile można było patrzeć na jedno zdjęcie zastanawiając się co by było gdyby. Gdyby nie wziął udziału w Igrzyskach? Gdyby żyła Sophie? Gdyby nie zawarł układu z Snow'nem? Gdyby nie zmarła Melissa? No i ostatnie gdyby... gdzie do cholery podziewa się jego córka. Ta żyjąca. Tą, którą mógł dotknąć i uścisnąć. Dlaczego właśnie on? Odetchnął głośno, obserwując każdy ruch pięknej nieznajomej. Jej propozycja wydawała się mu nazbyt nierealna. To on pierwszy powinien zaprosić Seyę na wino. Smakowity, czerwony narkotyk... jednak pozostały w nim pewne opory. Czyżby blondynka nie miała u swego boku ukochanego, jeśli woli spędzić tą noc z "młodym bogiem"? - Oczywiście - odrzekł bez głębszego zastanowienia. - Jednak obawiam się co o tym myśli twój wybranek... - odpowiedź na to banalne pytanie była dla niego jak małe źródło światła podczas ciemnej nocy. Pewną nadzieją na lepszy wieczór? W takim towarzystwie nawet wino powinno smakować lepiej. - Znasz jakieś miejsce godne polecenia? - Spytał, ponieważ wszystkie knajpy i bary w stolicy były mu obce. Częściej obcował w domu niż na mieście. Unikał miejsc publicznych, szczególnie ze względu na swój zawód czy uosobienie. Taki już miał charakter... trudno mu się dziwić. |
| | | Wiek : 33 Zawód : Chirurg Plastyk, Urazowy.
| Temat: Re: Aleja Czasu Sob Wrz 14, 2013 2:03 pm | |
| Czy byłam dobrą osobą? Pytam się zupełnie poważnie. W swoich myślach zawsze pozostawałam wolna, wiarę utraciłam dawno temu, nadzieja tliła się we mnie w trosce o rzeczy drobne, a bezpieczeństwo starałam się zdobywać płacąc za nie swoimi usługami. Nigdy jednak nie zastanawiałam się czy to co robię jest etyczne, w jakiś sposób zgodne z zasadami honoru, które powinien w końcu posiadać każdy z nas. Gdy rebelianci wkroczyli do miasta byłam w szpitalu. Razem z innymi lekarzami czekałam na żołnierzy Coin w wielkim holu. Nikt z nas się nie odzywał - część personelu opuściła budynek wcześniej, by ratować swój dobytek i rodziny. My jednak pozostaliśmy. Jeśli mieliśmy dzięki temu uratować życie to jakie to w gruncie rzeczy miało znaczenie czy leczymy Strażników Pokoju Snow'a, czy ich trzynastkowe odpowiedniki? Każdy z nas zabrał z domu najcenniejsze, a jednocześnie stosunkowo małe przedmioty. W moim przypadku był to Chloroform i parę drobiazgów. Kot siedział zamknięty w moim gabinecie. Bardzo się o niego bałam. Prawie tak bardzo jak o Senekę. Dla niego jednak nic nie mogłam wtedy zrobić, tak samo jak dla Sawyera. Nasz ordynator parę godzin wcześniej strzelił sobie w łeb - miał na tyle przyzwoitości, że zrobił to w kostnicy. Wepchnęliśmy jego ciało do lodówki z zamiarem rozwiązania tego problemu gdy wszystko się uspokoi. W praktyce jego pogrzeb odbył się dopiero dwa miesiące później. Nie dyskutowaliśmy o tym co się stało, na czele ludzi z bloku chirurgicznego stanęłam ja. Tylko tymczasowo, bo i potem odmówiłam przyjęcia pozycji ordynatora. Nie chciałam wiązać się z tym miejscem, niosło zbyt wiele negatywnych wspomnień. To zadziwiające o czym myśli człowiek oczekujący nieuniknionego - czy zakręciłam wodę w kranie? Czy wyłączyłam światło? Czy jeśli odetną prąd to jedzenie w lodówce zepsuje się prawie od razu? Ani słowa o tym ilu moich znajomych zginie, co zastanę gdy opuszczę szpital, czy dożyję pierwszej rocznicy tego zdarzenia. Mam wrażenie, że gdybym wtedy pogrążyła sie w takich rozmyślaniach to poszłabym w ślady naszego ordynatora. Tego nie wybaczyłby mi ani brat, ani ja sama. Nie mogłam poddać się bez walki. Tak po prostu skapitulować. Musiałam znaleźć lepsze rozwiązanie. I zrobiłam to. Przetrwałam, na nowo ułożyłam sobie życie i uratowałam kota. Zapłaciłam za to jednak o wiele wyższą cenę niż się spodziewałam. Miałam parokrotnie przedłużany dyżur, teraz nie potrafię już nawet powiedzieć ile dni spędziłam na nogach. Operowałam same ciężkie i beznadziejne przypadki. Nigdy nie straciłam tylu pacjentów w ciągu jednego dnia co wtedy. Gdy zabierano ze stołu jedno ciało, błyskawicznie pojawiało się drugie, a w międzyczasie krążyłam po korytarzu i bez słowa pomagałam kolegom pracującym w bardziej polowych warunkach. Te parę pierwszych dni zabiło cząstkę mnie. Wszystko to jednak było dawno temu i nieprawda. A przynajmniej sama tak się przekonywałam. Nic nie zabija skuteczniej niż wspomnienia. Wspomnienia i pękający tętniak tętnic mózgowych. Niezawodnie. - Wyśmienicie - zadowolona z jego reakcji uśmiechnęłam się doń nieznacznie, acz czarująco. - Nie mam nikogo, kto by na mnie czekał, panie Anthony. Ręką wykonałam krótki, zapraszający gest wskazujący kierunek, w którym mieliśmy się udać, nim sama ruszyłam się z miejsca. Ruch rozgrzewa, a tego na mrozie było mi trzeba. - Myślałam o Escape Venue, choć dawno tam nie byłam. W taką noc nie powinno znajdować się tam zbyt wiele osób - co się ceni, niemalże dodałam. Nie byłam tak rozpoznawalna jak moi bracia, czy nawet ojciec, ale samo wyszeptane nazwisko potrafiło czasem zdziałać cuda. Niekoniecznie pozytywne cuda. Takie czasy. Nie dodałam jedynie, że jako jeden z nielicznych lokali miał to co chciałam i lubiłam. Nie chciałam zabierać go w pierwsze lepsze miejsce, miałam na to nieco zbyt wiele dobrego smaku. Poza tym nie chciałam wypaść przed nim źle. Może to naiwne z mojej strony bo w większości przypadków nie obchodziła mnie opinia innych. Ta syruacja była jednak odmienna. Część mnie chciała po prostu wrócić do domu i przytulić kota, ale reszta wolała w tym czasie zająć się czymś zgoła odmiennym.
// Escape Venue, I guess. C: |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Aleja Czasu Pon Paź 21, 2013 10:16 pm | |
| Aleja czasu. Cóż za kolejne cudowne miejsce, które zaliczała w swoje mury Dzielnica Rebeliantów. Ten punkt mijał niezbyt często, bowiem nie było ono po drodze do jego większości celów. Czemu znalazł się tu tym razem? A to dobre pytanie, choć nie wypadało się nad tym zastanawiać tym, co ich to interesować nie powinno. Jeśli przyjrzeć się mężczyźnie, widocznie nigdzie mu się nie spieszyło. Nie krążył oczywiście dookoła niczym sęp, ale po prostu jego ruchy były powolne, a mimika wskazywała na znudzenie. Możliwe, że na kogoś czekał lub po prostu był jednym z wielu szarych ludzi, którzy poszukiwali spokoju nie w czterech ścianach, a na świeżym powietrzu, o ile można je było takim nazwać. Jav miewał czasami tak, jak i wiele innych osób, że lubił tak wyjść i myśleć, myśleć, myśleć. Zdawało się to taką naturalną odskocznią od rzeczywistości. Jakby przez mgłę obserwował wszystko, co działo się w jego otoczeniu. A gdyby miał być szczery, nie interesowało go w tej chwili nic poza nim samym. Każdy lubił poczuć się choć przez kilka chwil panem własnego świata i kimś ważnym, nawet jeśli wiedziało o tym tylko własne ja i nikt więcej. Oczywiście Hughes nie był całkowitym egoistą nic z tych rzeczy, bo to trochę śmieszne. Fakt, że bywał zadufanym w sobie dupkiem, ale to inna sprawa. Nuda i takie błędne koło obowiązków potrafiło człowieka dobić. Tym razem na tyle, by taki właśnie człowiek wybrał się na spacer, w którym celem nie było nic konkretnego, a nogi zaprowadziły w to miejsce. W końcu przystanął w mniej oświetlonym punkcie, by oprzeć się o jedną z niewielu poręczy w tym miejscu i po prostu zapatrzeć przed siebie z niemrawym wyrazem na twarzy. Nawet nie zorientował się, że dotarł prawie w drugi koniec alei, gdzie stąd było bardzo niedaleko do centrum i tym podobnych przybytków, a i równiez nieopodal malowała się mała gęstwina krzaków w którą teraz był wpatrzony. Zapewne dlatego iż poruszało się w niej coś delikatnie. Może jakieś dziwne dzikie zwierzę, choć instynkt podpowiadał mu o jakimś zagnionym kocie, przez dźwięki jakie wydawał, choć tego nie był pewny i pozostał biernym obserwatorem, który nie specjalnie był zainteresowany sytuacją. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Paź 23, 2013 4:41 pm | |
| // Mieszkanie Lo Gdyby tygodzień temu ktoś powiedział jej, że znajdzie się grupka szaleńców, którzy zechcą wysadzić ośrodek szkoleniowy, most i zakończyć igrzyska wcześniej, popukałaby się w głowę, ale w głębi duszy uznała, że może wreszcie koszmar się skończy. Minęło siedem dni, a sytuacja nie przedstawiała się ani trochę lepiej. Co z tego, że teoretycznie panował spokój? Co z tego, że Lophia wróciła do sklepu i pracowała nadal. Jak gdyby nigdy nic? Właśnie. Mama zaczęła znikać. Na noc. Na dwa dni. Nie mówiła, gdzie była, nie wyglądało nawet, żeby miała z tego powodu szczególne wyrzuty sumienia. Nie zareagowała nawet złością na powrót córki do domu po tygodniu. Tyle potrzebowała na względnie wyleczenie stopy. Dla niepoznaki. Praktycznie nie rozmawiały, a dziewczyna zaczęła zastanawiać się, gdzie podziała się pani Breefling. Wyparowała, rozpłynęła się, pozostawiając marny cień. Lophia wzruszyła ramionami i opuściła mieszkanie. Puste. Instynktownie skierowała się do sklepu, ale po kilkunastu metrach zawróciła. Potrzebowała spaceru, a nie pracy. Skończyła zmianę. Maszerowała powoli, zawinięta w nowy szalik, ubrana w nowe kozaki i nowy płaszcz. Tamte ubrania wylądowały w koszu na śmieci przed szpitalem. Lophia nie miała do tej pory okazji wrócić do KOLC-a, ale zaczynała już zbierać zapasy. Co do zapasów... Kilka dni wcześniej otrzymała dziwną przesyłkę, a w niej mnóstwo materiałów wybuchowych. Otworzyła szeroko oczy po czym ukryła je w skrytce pod podłogą pod łóżkiem. Trochę mocowała się ze wszystkim, ale po pół godzinie wyglądało jak gdyby nigdy nic. Musiała się zastanowić, co dalej. Nie mogła przecież tego tam trzymać. Do tego obok zapasu papierosów i zapalniczki, groziło wybuchem połowy kamienicy. Rozejrzała się dookoła, wracając myślami do chwili obecnej. Wystawiła twarz do słońca i spróbowała się uśmiechnąć. Marzec. Niedługo kolejne urodziny. Kolejny stracony rok... Jej uwagę przykuła szczupła, ale nie wychudzona sylwetka. Ktoś w pewien sposób znajomy. Ktoś, kto śnił jej się przez kilka poprzednich nocy. - Proszę proszę, kogo my tu mamy? - odezwała się, podchodząc do Javiera. Tym razem z lekko krzywym, aczkolwiek szczerym uśmiechem na twarzy. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Paź 23, 2013 6:47 pm | |
| Od zdarzeń na moście Hughes wydawał się być bardzo spokojny. Wciąż i wszędzie chodził dziwnie opanowany, a i przy okazji czuł dziwnie samotny. Od jakiegoś czasu również przebywał z dala od swojego mieszkania lub bywał tam sporadycznie. Jego nowa profesja, o ile tak można było nazwać wstąpienie do wojska, pochłaniała cały wolny czas. Mimo to wcale mu to nie przeszkadzało, a i nie zamierzał się tym wszystkim chwalić całemu światu. Tym razem sytuacja była nieco spokojniejsza, mógł po cywilnemu wyjść i sam nie wiedział, dlaczego znalazł się w tym miejscu. Chyba odzwyczaił się od tego, że każdy człowiek ma czas na przemyślenia, a Javier'owi od dłuższego czasu było to potrzebne. Podczas nowych okoliczności również i jego poglądy bardzo się zmieniły. Sam rząd stał się dla niego priorytetem, a buntownicy dziwnie obcy. W końcu oskarżał ich o to całe zamieszanie i przerwane igrzyska. Bardzo łatwo było przekonać mężczyznę do własnych racji, a i przy okazji sam doszedł do pewnych wniosków. W głowie powoli wszystko zaczęło się układać, lecz dziwne było to, że w momencie gdy wkroczył na obecną ścieżkę, stał się tak bardzo obcy dla swojego starego ja. Z pewnością zadręczałby się tym dalej, gdyby nie głos, który był mu znany i przeniknął przez umysł niczym grom z jasnego nieba. Dopiero chwilę później uświadomił sobie, że to nie było przesłyszenie, a przed jego oczami stała Lophia, którą poznał jakiś czas temu. Nie miał dobrej pamięci, a może po prostu był zbyt zajęty własnymi sprawami, by móc skojarzyć wszystkie fakty. Uniósł wzrok na twarz Breefling, obserwując jej mimikę, po czym sam po dłuższej chwili uśmiechnął się niemrawo, choć równie szczerze jak ona, na wspomnienie o tym jak się poznali.
-Czyżbyś niezbyt cieszyła się na mój widok? -spytał nieco zaciekawiony, co zabrzmiało przy okazji bardzo poważnie, w między czasie witając się kiwnięciem głowy. Nie wiedział czemu, ale gdy tylko ją zobaczył, otoczyło go dziwne ciepło, może coś jak tarcza, która oderwała go od wcześniejszych przemyśleń albo wspomnienie o normalności tego świata.
-Jak tam mijają ci ostatnie dni? -zapytał przy okazji przywitania, o ile takie było, wpatrując się w nią, przy czym stał nieruchomo. Wydawało się jakby nadal był trochę nieobcny. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Paź 23, 2013 7:04 pm | |
| Można powiedzieć, że zakłopotanie było jej obce. Gdyby nie to, zapewne lekko by się zarumieniła. Ten człowiek był w jej myślach zdecydowanie za często (przeplatany z troską o Jasmine, Soneę, Rufusa...), żeby tak po prostu o nim zapomnieć. Ale można powiedzieć, że Lo też się zmieniła. Od wybuchu na moście stała się jeszcze bardziej zatwardziała w swoich antyrządowych poglądach. Wiedziała, że każda rewolucja musi pochłonąć ofiary, na razie padło na nich. Wierzyła, że karta się odwróci. Wierzyła, że jej znajomi z KOLC-a będą mogli żyć jak zwykli, szczęśliwi obywatele. Utopijna wizja świata pojawiła się nagle, zupełnie niespodziewanie i ku wielkiemu zdziwieniu kobiety. Zapomniała już o beztroskim szczęściu. A może ktoś miał jej o nim przypomnieć? - Czyżbyś celowo zakłócał mój samotny spacer? - zaśmiała się, unosząc lekko brew. Stwierdziła, że lubi się z nim droczyć. Dokładnie w tym konkretnym momencie. Kolejne uczucie, które pojawiło się nagle, jak uderzenie obuchem. Ogarnij się, dziewczynko, nie masz piętnastu lat. A poza tym w wieku piętnastu lat byłaś śmierdzącą ćpunką. Cieszyła się, naprawdę się cieszyła, widząc znajomą twarz. Ostatni tydzień spędziła w samotności, co zaczęło jej trochę doskwierać. Można powiedzieć, że odezwała się towarzyska dusza prawdziwej Kapitolinki (?). Minęły cudownie, na ukrywaniu się w mieszkaniu przyjaciółki, bo jakaś menda w Kwartale mnie postrzeliła i nie mogłam w takim stanie pokazać się matce. - Zrobiłam sobie mały urlop po wizycie w... - zawahała się. Zaufać obcemu mężczyźnie, czy zachować zwykły, chłodny dystans? Jak długo można tak żyć? Jak długo można żyć, mogąc zaufać trzem osobom? - Miałam epizod z wizytą w szpitalu, a później wolne - dokończyła powoli, wypuszczając nadmiar zgromadzonego w płucach powietrza. Nie spuszczała z jego twarzy badawczego spojrzenia. Odgarnęła przydługie włosy z twarzy i przekrzywiła głowę. - A jak tobie minęły ostatnie tygodnie? - odparła grzecznościowo. Rozmawiali, jak gdyby w Kapitolu nic się nie stało. Jak dwie osoby wyrwane z szarej rzeczywistości. A może po prostu bali się wypowiedzieć swoje przemyślenia na głos? |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Paź 23, 2013 7:50 pm | |
| Trzeźwe spojrzenie na tą sytuację rozbawiłoby osobę, która wszystko oceniała. A to dlatego, że ta sztuczna otoczka w jakiej właśnie przebywali, była sytuacją w której dwoje ludzie, którzy aż nazbyt odczuwali skutki ostatnich wydarzeń, zachowywała się i rozmawiała ze sobą jak zwykli znajomi, którzy spotkali się prowadząc luźne spotkanie. Wszystko to było na tyle surrealistyczne, że Javier nie chciał od tego uciekać. Jeśli choć jeszcze raz mógł zamknąć się w bańce i na parę minut odciąć od całego tego zgiełku obecnego świata, to postanowił skorzystać z okazji. W dodatku mając taką towarzyszkę jak Lophia, te parę minut mogłoby przedłużyć się w godziny. Nie mógł zrozumieć własnego zachowania, tego, że nie martwił się przez ostatnie dni o nikogo, wydawał się tak daleki od rzeczywistości, a teraz gdy ją zobaczył to się ucieszył i poczuł wyraźnie lepiej, a troska wróciła do łask. Właśnie to oznaczało to ciepło, które poczuł, co zrozumiał dopiero w tej chwili. Najwyraźniej wojsko uczyło zimnych manier i to bardzo skutecznie, jednak życie przywracało wszystko do normy. -Naprawdę miło cię widzieć. -odpowiedział na jej przekomarzanie się. Nie chciał dalej kontynuować pierwszego wątku, ponieważ powiedziałby coś nazbyt zawstydzającego i rozmowa przeistoczyłaby się w niezręczną. Obdarzył dziewczynę przyjaznym, jakże szczerym acz krótkim uśmiechem, który zniknął tak szybko jak się pojawił. Tak jak ona przyglądała się jemu, tak i on jej. Czuł się jakby uważnie sprawdzali swoje zaufanie lub próbowali nawiązać jakąś niewerbalną więź, choć nie umiał określić, która opcja była prawdziwa. Na jej słowa poczuł jakieś dziwne ukłucie, uświadamiając sobie, że przez cały ten czas nie miał pojęcia co działo się z osobami, które znał, na których zależało mu w mniejszym lub większym stopniu, a jak właśnie sobie uzmysłowił od czasu, gdy po raz pierwszy Lophię zobaczył, zdarzało mu się przywoływać w pamięci jej twarz więcej razy, niż sam by sobie tego życzył. -A jak się czujesz na tą chwilę? -zapytał i bardzo głęboko czuł, że ta rozmowa stacza się na zbyt oficjalny tor, bo wgłębi krzyczał o to, by nachalnie zrobić coś czego nie powinien lub chociażby okazać więcej troski, niż zrobił to przed chwilą, zadając standardowe pytanie. -Moje życie kręci się wokół pracy. -stwierdził zdawkowo, wzruszając ramionami. Nie skłamał, bo i nie chciał tego robić, ale i nie wdawał się w szczegóły i nie mówił o tym, że to właśnie jego oddział był wplątany we wszystkie zdarzenia, które nastąpiły po wydarzeniach na Moon River. Spuścił nieco wzrok, lecz zaraz się zreflektował i założył ręce za głowę, spoglądając w nadzwyczaj czyste niebo z dziwną zadumą. -Lophie... co o tym wszystkim myślisz? -spytał luźno, choć widać było jego spięcie na twarzy. Nie mówił tego głośno, ale odkąd stanął po stronie barykady, którą zaczął uważać nie tyle słuszną, ale odpowiednią dla jego poglądów, wiele ludzi mogło się od niego odwrócić. W końcu większość osób, które znał miały jasno określone poglądy -rząd jest złem, Coin jest złem. A on chciał tylko wiedzieć, czy było w tym coś złego? |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Paź 23, 2013 8:27 pm | |
| Ciebie też, Javier. Przez moment zapomniała. Przez chwilę była zwyczajną, młodą kobietą. Nie byłą rebeliantką, nie przyszłą rebeliantką. Po prostu dziewczyną, rozmawiającą ze znajomym w ładnym miejscu. Tylko tyle. Tylko i aż. Bo przez chwilę poczuła się naprawdę wolna, nie myślała o strachu i ciągłym napięciu. Przez chwilę... - Nieźle, nie narzekam - odpowiedziała takim samym tonem. Mogłaby tu zostać. Wyrwać się ze świata. Ale znała swoją rolę, znała swoje aktualne miejsce. Były osoby, które jej potrzebowały. - Pracoholizm? - zapytała z przekąsem, przypominając sobie długie godziny za ladą. Nie miałą nic przeciwko temu, ale siedzenie w samotności bywało nużące jak nic innego. A potem padło zdecydowanie za trudne, za ciężkie pytanie. Jak na ten piękny dzień, porę, sytuację. Loph nie należała do tchórzy, więc nie unikała odpowiedzi. Zaufała mu. Tak samo jak niedawno Vivian. Zaufała człowiekowi, którego widziała drugi raz w swoim życiu. - Co myślę? Myślę, że zginie jeszcze wielu ludzi i, że rozegra się coś wielkiego. Coś, co zmieni losy Panem. A przynajmniej taką mam nadzieję - odparła, patrząc mu prosto w twarz. Nie znała go. Miała jednak pewność, że równie dobrze może być zamaskowanym agentem, który zaraz odstrzeli jej głowę. Cóż... Zaufała. - Nie przejmuj się, że gadam jak naćpana - dodała. Przecież jesteś ćpunką, tylko NA RAZIE się trzymasz... - A ty? Po której jesteś stronie, Javier? Mogę ci zaufać? Miałam prawo to zrobić? Nieme pytania można było wyczytać z jej spojrzenia. Nie kłamała. Czekała. Chociaż... Może nie powinni tak otwarcie rozmawiać na ulicy. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Paź 23, 2013 9:06 pm | |
| To nie było łatwe nie mówić o tym co się działo w państwie. Pewnie dlatego spytał i obrócił ich rozmowę w polityczną debatę, co dało odczucie przyziemności. Miał tylko nadzieję, że uda mu się z tego wybrnąć, jakkolwiek ta rozmowa daleko zajdzie. Z drugiej jednak strony nadal pamiętał dziewczynę zza lady o poranku, która poczęstowała go kawą i choć było to bardzo przyjemne wspomnienie, to przysłonione przez wiele innych obecnych. Na jej pytanie uśmiechnął się, choć ten uśmiech wbrew pozorom nie był bardzo szczęśliwy, raczej pełen niemej przestrogi przed tym, co miało się kryć pod odpowiedzią lub prawdziwej twarzy jaką mógłby jej teraz ukazać. -Nazwałbym to obowiązkami, które muszę wypełniać niezależnie od sytuacji. -przy czym nie narzekał, pasowało mu to, bo niby co miał do stracenia? Zdrowie? Życie? Czy coś z tego tak naprawdę się liczyło? Te pytania były zbyt trudne na tą chwilę i nieodpowiednie do sytuacji. Widział to, widział bardzo dobrze jak dużym zaufaniem postanowiła go obdarzyć, choć nie miał pojęcia dlaczego. Na dobrą sprawę nic o sobie nie wiedzieli. A gdyby on jej zaufał, gdyby powiedział wszystko? Po wysłuchaniu jej słów zadał sobie bardzo ważne pytanie, bo choć dzieliło ich wiele, to czuł że Lophia jest dobrą osobą, pomimo że nikt nie jest idealny. Samo pytanie tyczyło się tego, czy jeśli powiedziałby jej o swoich aktualnych poglądach, tym, że pracuje dla Coin, to czy osóbka stojąca przed nim wyśmiała by go prosto w twarz, a może odwróciła sie na pięcie i po prostu odeszła, zniknęła, jak to wiele osób w jego życiu. W czym na to ostatnie nie chciał się godzić. Nie teraz, gdy jego środowisko było tak bardzo ograniczone. Czuł, że na tym poziomie się różnią. Myślał o tym przez chwilę, a między nimi zaległa cisza, przerywana odgłosami z otoczenia. Postanowił się jednak przyznać, może przez to, że mu zaufała, a może dlatego, że była tak szczera i nie chciał się odwdzięczać czymś gorszym. Kto wie. -Gdy wspomniałem o pracy... Wstąpiłem do wojska i określając to bardzo ogólnie, pracuję dla rządu. -był zdecydowany w tym co mówił, a jednak jego głos był wciąż cichy, jakby obawiał się, że każda ściana, każde miejsce ma uszy. Miała rację, to nie było miejsce odpowiednie na rozmowy, jednak teraz nie tym się przejmował. Patrzył jej teraz prosto w oczy prosząco, a może nawet wręcz błagająco, jakby zastanawiając się, jak Lophia zareaguje na jego słowa. To było właśnie zło obecnego świata, który dzielił ludzi na barykady, lecz wypowiedzianych słów nie da się zmienić, a karty zostały wyłożone na stół. Dopiero po paru sekundach uświadomił sobie to, jak bardzo zależało mu na tym, by osoba przed nim stojąca nie odwróciła się do niego plecami, by znaleźć u niej zrozumienie. Przy czym nawet jeszcze nie wiedział, dlaczego tak bardzo się tym przejmuje, a może nawet denerwuje, nieświadomie wykrzywiając usta w dość dziwny sposób, jakby sam myśląc o tym, dlaczego tak bardzo mu zależy. -I prędzej pomyślisz, że ja tu jestem naćpany, niż ty sama. -dodał jakby chcąc pocieszyć samego siebie w obecnej chwili. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Paź 23, 2013 9:34 pm | |
| Obowiązki. Jej własne obowiązki, które zaniedbała przez pobyt w szpitalu. Przez chwilę chciała uciec. Tak po prostu. Równowaga w jej życiu nagle się zachwiała, a ona nie lubiła nie wiedzieć, na czym stoi. Po prostu patrzyła mu w oczy, próbując wyczytać z nich cokolwiek. Przyjaciel czy wróg? A może niebezpieczny człowiek? Nic o nim nie wiedziała oprócz tego, że nie lubił zwierząt, za to lubił kawę. Mało. Zdecydowanie za mało. Przeraziło ją to, że chciała go poznać. Naprawdę. Odczuwała to niemal jak wewnętrzną potrzebę. Chociaż nie wierzyła w przeznaczenie, fatum, los. Niemal modliła się w myślach, żeby byli po jednej stronie. Straciła za dużo osób za murem. Straciła za dużo bliskich. Ten obcy mężczyzna poruszył ją bardziej niż zachowanie własnej matki. Przestraszyła się własnych reakcji. Odwróciła na chwilę głowę. Wokół było pełno ludzi. Potencjalnych wrogów lub sprzymierzeńców. To sytuacja zmuszała do takich ocen. A co z ideałami wolności, równości i braterstwa? Co z jednością i solidarnością? Co z humanitaryzmem? Prawami człowieka? - Gdy wspomniałem o pracy... Wstąpiłem do wojska i określając to bardzo ogólnie, pracuję dla rządu. Przełknęła ślinę. Mogła się tego spodziewać. Mogła spodziewać się, że źle trafiła. Nie ten adres. A on miał teraz możliwość doniesienia na nią. Aresztowania jej. Pozostawało pytanie: czy Lophia Breefling przejęła się własnym losem? Czy kiedykolwiek o tym myślała? Otóż, cóż za zaskoczenie, nie! Największą przykrość sprawiło jej tylko rozczarowanie. Na kogoś innego spojrzałabym z odrazą. Zwyzywała, uciekła. Ale nie na niego. To, jak na nią patrzył, jak błagał, żeby go zrozumiała, nie odtrąciła... Chciała coś powiedzieć, ale nie zdołała wykrztusić słowa. Żadne nie byłyby odpowiednie. Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła dłoni mężczyzny, jakby w geście otuchy. Otworzyła szeroko oczy, zadziwiona swym zachowaniem. Schowała rękę do kieszeni i przestąpiła z nogi na nogę. - I prędzej pomyślisz, że ja tu jestem naćpany, niż ty sama. Uśmiechnęła się i pokręciła głową. Jakie miało znaczenie jego zajęcie? Jakie jej własne? Czy nie liczyło się tu co innego? Zrozumienie, kontakt... Przecież to nie średniowiecze. Nie, to Panem. - Usiądźmy gdzieś, potrzebuję kofeiny - odezwała się wreszcie, nie do końca świadoma, że proponuje mniej przypadkowe spotkanie. Czuła się lekko niezręcznie, więc wyciągnęła z kieszeni papierosa, odsunęła się o pół kroku, żeby nie dmuchać Javierowi dymem w twarz i spojrzała w czyste, przejrzyste niebo. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : Uciekinier Przy sobie : mapa podziemnych tuneli, broń palna, zapalniczka, telefon komórkowy, dwa magazynki z piętnastoma nabojami.
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Paź 23, 2013 11:21 pm | |
| Naprawdę już dawno zapomniał, jak odczuwać pragnienia takie jak czyjeś zaufanie czy szczerość. Może dlatego teraz, gdy sobie o tym przypomniał i poczuł na nowo, było to tak nasilone. Niewiele było osób, które potrafiły u niego wywołać takie emocje, a szczerze powiedziawszy od pewnego czasu ich liczba była coraz mniejsza przez jego ciągły brak czasu na cokolwiek. W dzieciństwie zawsze mu powtarzali, że człowiek człowiekowi jest nierówny, ale czy to rzeczywiście zgodne z prawdą? Javier do pewnego stopnia wierzył w te słowa, ale w momencie w którym otwarcie umiał się przyznać do swoich przemyśleń, to wszystko schodziło na drugi plan. Zwłaszcza w ich obecnej sytuacji, w której gdy patrzył na twarz dziewczyny, gdy tak myślał nad tym w jakiej byli sytuacji, to nie umiał sobie wyobrazić tego, by coś mogło im przeszkodzić. Od czasu kiedy ją spotkał, od kiedy powiedziała mu o swojej postawie wobec obecnego ustroju, nawet przez sekundę nie pomyślał o możliwości aresztowania jej, choć miał do tego pełne prawo. Może nie był do tego zdolny, czuł, że coś powstrzymywało go od środka, by chociażby o tym pomyśleć. Milczenie Lophii wydało mu się o niebo lepsze niż ucieczka lub obelga w jego stronę. Nie od razu, jednak wdzięczność wymalowała się na jego twarzy, mimo, że nic nie powiedziała. Czuł jakby wewnętrznie próbowała go zrozumieć, choć to wcale nie musiało być zgodne z prawdą. Liczyło się dla niego to, że postanowiła być, choć wcale nie była do tego niczym zobowiązana. Wręcz przeciwnie, mogła już być dawno gdzieś daleko stąd. Chwila w której dotknęła jego ręki, sam gest, oznaczał jako taką akceptację, na co jedynie zdążył delikatnie dotknąć końcami palców jej dłoni, zanim zdążyła ją zabrać, choć wzrok miał przy tym niezdecydowany, widząc, że Lophia szybko wycofała się z sytuacji. Chwilę później na jego twarzy pojawił się prawie niewidoczny uśmiech zadowolenia i otuchy, po czym przytakując kiwnął głową na jej słowa. Zerknął jeszcze na papierosa, którego odpaliła po czym z cichym, niesłyszalnym pomrukiem wskazał jej stronę w którą zamierzał pójść.
// zt x2 |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : lekarz ogólny (specjalizacja: pediatra, ginekolog) Przy sobie : Przy sobie: zapalniczka, butelka wody, latarka, lokalizator, nóż, scyzoryk, torba lekarska, medalik z ampułką cyjanku, . | W plecaku: butelka wody, śpiwór, apteczka pierwszej pomocy, jedzenie. generator prądu.
| Temat: Re: Aleja Czasu Pią Sty 03, 2014 9:46 pm | |
| // Po wydarzeniach z salonu Ellie
Wolne. Jakim cudem Arthur dostał wolne? Cuda na kiju normalnie. A tak naprawdę to ordynator uznał, że mężczyzna wypracował już tyle godzin, że wręcz musi mieć jeden dzień dla siebie. Akurat się wstrzelił w moment, gdy wysłał do domu ostatniego swojego pacjenta. Pacjentki w ciąży miały dalekie terminy porodów, więc... Więc w skrócie był wolny jak ptak i... nie miał co robić. Ostatnimi czasy jego życie kręciło się według trzech rzeczy. Szpital, siostra, dom... Szpital, siostra, dom... Nie pamiętał nawet kiedy mógł sobie pochodzić po ulicy i pogapić się na zwyczajnych ludzi. W dawnym Kapitolu chyba ostatni raz chodził bezmyślnie po drodze. Dzisiaj postanowił przejść się Aleją Czasu. To było jego ulubione miejsce. Idealne wręcz, bowiem uwielbiał styl tej Alei. Kwadraty, prostokąty, paski... Jego ulubione wzornictwo. Żadnych durnych kropek, ani dziwnych esów i floresów, których nie rozumiał. Nawet jego obrazy w mieszkaniu przedstawiały kwadraty, prostokąty i paski. |
| | |
| Temat: Re: Aleja Czasu Sob Sty 04, 2014 2:41 pm | |
| Wyrzucili mnie ze szpitala, ale nie tak, że straciłam pracę. Po prostu powiedzieli mi, że leczę za dużo osób czy coś... no nabijam im w końcu statystyki, nie? Ale i tak... mieli zbyt dużo pacjentów, więc nie miałam co robić. Nie lubię takich niespodziewanych wakacji, ale przecież nie będę się skarżyć. Założyłam swój plecaczek i wyszłam z oddziału żegnając wszystkich i posyłając im sympatyczny uśmiech. Co ja mam ze sobą zrobić? Nie chce mi się wracać do domu, bo będę siedzieć sama z Tedkiem i pewnie skończę oglądając jakieś filmy i obżerając się. Do KOLCa już nie pojadę, bo nie mam wystarczających zapasów leków, żeby w jakikolwiek sposób pomóc ludziom z getta, a do Arthura nie pójdę, bo dzisiaj miał pracować. Westchnęłam cicho i wybrałam najlepszą możliwą opcję, czyli spacer. Poprawiłam plecak i ruszyłam w stronę Alei Czasu. Nie wiem dlaczego akurat ten kierunek, po prostu... tak wyszło. Bardzo dużo rzeczy w moim życiu nie ma sensu, a własnie przez nie dzieją się najwspanialsze rzeczy. No i jeden z 'cudów' zdarzył się dziś. Kiedy znalazłam się we wspomnianym miejscu aż mi się trochę zakręciło w głowie od geometryczności wszystkich łuków, które nie były łukami, bo miały kształt prostokąta. No ale wracając, zakręciło mi się w głowie pewnie przez to, że ostatnio nie dosypiam, jednakże trzymajmy się wersji, że po prostu byłam zauroczona pięknem architektury. I nagle coś albo ktoś wpadł na moje plecy. Odwróciłam się, żeby zobaczyć czy wszystko w porządku, a tam... Arthur. Od razu na mojej twarzy zawitał piękny, szeroki uśmiech i poczekałam aż i on zda sobie sprawę kto przed nim stoi. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : lekarz ogólny (specjalizacja: pediatra, ginekolog) Przy sobie : Przy sobie: zapalniczka, butelka wody, latarka, lokalizator, nóż, scyzoryk, torba lekarska, medalik z ampułką cyjanku, . | W plecaku: butelka wody, śpiwór, apteczka pierwszej pomocy, jedzenie. generator prądu.
| Temat: Re: Aleja Czasu Sob Sty 04, 2014 3:04 pm | |
| Przed kim? Przed kim? Przed cudokiem o rudych włosach stoi ot co! Jak to jest, że oboje niby nie są pracoholikami, a wyrzucają ich za nadmiar godzin w ich kartach? Podejrzane. Bardzo podejrzane. W sumie to Arthur nie wpadł na Ellie przypadkiem, a bardziej specjalnie. Chciał sprawdzić, czy się przestraszy, albo chociaż podskoczy, ale figa z makiem. Tej kobiety nie dało się przestraszyć. Szkoda, bo miałby niezły ubaw z jej reakcji, albo przynajmniej miny, a tu nic. - Witaj Ellie. Ciebie też wyrzucili za nadmiar przepracowanych godzin? Bo chyba nie zrobiłaś sobie L4, co? - Zapytał z uśmiechem na twarzy. Mimo tych wszystkich strasznych zdarzeń wokół jego twarz często była uśmiechnięta. Może trochę zbyt często, ale przynajmniej nie zamartwiał się całymi dniami. Był piękny dzień, bezchmurnie i w miarę ciepło zważywszy na temperatury sprzed miesiąca. Arthur lubił taką pogodę. Upały były dla niego zbyt męczące, więc takie przedwiośnie było idealne. Ni to zimno, ni to ciepło. |
| | |
| Temat: Re: Aleja Czasu Sob Sty 04, 2014 6:04 pm | |
| Nie powinnam się bać, bo raczej nikt mnie nie chce zgwałcić, a tylko na mnie wpadł. Poza tym bardziej byłam przejęta tym, czy temu ktosiowi nic się nie stało niż byciem przerażoną. Posłałam mu przyjacielskie spojrzenie, ale chwilę potem rzuciłam się na Arthura. Dosłownie... no prawie, bo 'wyprzytulałam' go za wszystkie czasy, a i pewnie gdzieś po drodze zmierzwiłam mu włosy. Taka jestem kochana. - Wyrzucili mnie, hultaje! - Zrobiłam obrażoną minę, ale długo to nie trwało, bo po kilku sekundach znów zaczęłam się promiennie uśmiechać. - W ogóle, to miałam ochotę do ciebie wpaść, ale miałeś pracować. - Pokiwałam głową, żeby nadać temu wszystkiemu więcej... wiarygodności czy coś. - To co? Chcesz mi potowarzyszyć? Spacer we dwoje to zawsze lepsza opcja niż w samotności. - Złapałam go pod rękę i posłałam urocze spojrzenie. Nie mógł odmówić! |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : lekarz ogólny (specjalizacja: pediatra, ginekolog) Przy sobie : Przy sobie: zapalniczka, butelka wody, latarka, lokalizator, nóż, scyzoryk, torba lekarska, medalik z ampułką cyjanku, . | W plecaku: butelka wody, śpiwór, apteczka pierwszej pomocy, jedzenie. generator prądu.
| Temat: Re: Aleja Czasu Pon Sty 06, 2014 2:02 pm | |
| Przytulenie było miłe. Arthur nie mógł powiedzieć, że tego nie lubi. Lubił ją przytulać, ale odkąd się rozstali każde jej przytulenie kojarzyło mu się z tamtymi przytulaniami, gdy byli jeszcze razem. Ciężkie jest zostanie przyjaciółmi, gdy się było w związku z tą osobą i kochało się z tą osobą. Zmierzwienie jego włosów było sporym błędem. Tego akurat nie lubił, więc sam zrobił małego kuksańca wiewiórze. Uśmiechnął się na widok obrażonej Ellie. - Idź się poskarż dyrektorowi. - Zaśmiał się. - Miałem pracować. - Wzruszył ramionami. - Ale pacjentów nie miałem, a nowych nie przybyło zbytnio. W dodatku wypracowałem już tyle godzin, że mnie zwyczajnie odesłali do domu. - Zacisnął mocno usta. Nie lubił być odsyłany. Lubił być potrzebny, a w szczególności lubił pomagać pacjentom. Po chwili poczuł, że El łapie go za rękę. - Spacer we dwoje. Jak to dwuznacznie brzmi panno Crutcher. - Uśmiechnął się na swoje słowa. Zwykle spacerki we dwoje urządzały sobie pary. Cóż. Oni byli zbyt zwariowani, by się dostosowywać do tych reguł. Zresztą. Czasami łamanie reguł jest fajne. - A może pójdziemy po spacerze na kawę? - Zapytał. - I jakieś ciastko. Chociaż może sami sobie zrobimy coś słodkiego? - Jeszcze bardziej się uśmiechnął. |
| | |
| Temat: Re: Aleja Czasu Sob Sty 11, 2014 8:50 pm | |
| Lubię się przytulać, a Artura kocham... może nie tak jak kobieta mężczyznę, bo traktuję go teraz trochę bezpłciowo. Nie przeszkadzałoby mi pewnie nawet, gdyby okazało się, że jest gejem. No dobra... trochę by było dziwnie, bo najpierw mieszkaliśmy razem i w ogóle, a potem poznałabym jego chłopaka. Ale to się nie zdarzy, przynajmniej mam taką nadzieję. Szybko muszę wymazać to z pamięci, bo to aż boli mój mózg. Próbowałam z nim walczyć, bo ja mogę jemu mierzwić włosy, ale on mi nie. Po pierwsze, jemu ogarnięcie ich zajmie sekundę, a nie pięć minut, jak mi. Po drugie... jestem kobietą, a według ruchu gender, to ja jestem silniejsza. Wystawiłam tylko język śmiejąc się i próbując przywrócić moją rudą szopę na głowie do porządku. Nie będzie to takie łatwe. - Pewnie, że pójdę! - Prychnęłam i wzruszyłam ramionami, jakbyśmy byli w szkole, a ja byłabym kujonem, który skarży na kogoś popularnego. Potem tylko udałam oburzenie, bo co jak co, ale o dwuznaczność nie powinien mnie podejrzewać. To nie ja jestem mężczyzną w tym duecie. - Dwuznacznie? Co, nie wiesz czy w lewo czy w prawo? - Zaśmiałam się lekko i przytaknęłam na propozycję kawy. Ja nie piję, ale na herbatę zawsze się skuszę! - I to niby ja wysuwam jakieś dwuznaczności! - Obruszyłam się po raz kolejny i pacnęłam go w ramię otwartą dłonią. Wiem, wiem, zachowuję się jak małe dziecko, ale kiedyś trzeba uwolnić się od tego zepsutego świata, a jedyną metodą na to, jest właśnie bycie transparentnym jak dzieci, które co myślą, to i robią. Chyba dlatego inni mają mnie za dziwaka, bo nie wstydzę się swojej natury i nie próbuję być kimś, kim nie jestem. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : lekarz ogólny (specjalizacja: pediatra, ginekolog) Przy sobie : Przy sobie: zapalniczka, butelka wody, latarka, lokalizator, nóż, scyzoryk, torba lekarska, medalik z ampułką cyjanku, . | W plecaku: butelka wody, śpiwór, apteczka pierwszej pomocy, jedzenie. generator prądu.
| Temat: Re: Aleja Czasu Wto Lut 18, 2014 9:47 pm | |
| Wycieczka była miła i pełna wspólnych wspomnień. W sumie Arthur czasami żałował, że rozstał się z rudowłosą, ale chwilę później przypominał sobie dlaczego ich związek nie miał kompletnie szans. Traktowali się jak rodzeństwo. Takie prawdziwe rodzeństwo. Seks, który ich połączył był świetny, ale to nie było to. Nie było w nim ognia, nie było w nim namiętności i dzikości, a tego oczekiwał Arthur przynajmniej na początku znajomości. Z Ellie to wyglądało jak czysta formalność. Dlatego pod tym względem nie pasowali do siebie. Pod każdym innym owszem, wręcz idealnie, ale nie w sferze intymnej. Jakąś godzinę później Arthur dostał pilne wezwanie do szpitala. Musiał przeprosić dziewczynę i udać się jak najszybciej do szpitala.
/zt |
| | | Wiek : 18 Zawód : Płatny zabójca, kurier Przy sobie : przy sobie: zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), zwiększenie szansy na skuteczną obronę (kości), idealna celność, zdobiony sztylet W plecaku: nóż ceramiczny niewykrywalny dla detektorów metalu, paczka zapałek, noktowizor, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka pierwszej pomocy, zapas jedzenia
| Temat: Re: Aleja Czasu Pon Mar 17, 2014 7:40 pm | |
| //blaszany barak
Oj, Minko, Minko. Anonimowe dziecko wolności mieszkające na Ziemiach Niczyich. Dlaczego chudniesz? Czyżby szczury były niewystarczającym źródłem pożywienia? Czyżby zaczęło ci się źle powodzić? Nie masz już klientów żądnych krwi swoich bliźnich, którą mogłabyś przelać? Oj, Minko, czy żałujesz? Podkrążone oczy, plecy dumnie proste, choć życie wygnańca pomieszkującego wśród ruin nie było proste, nie napawało też dumą. Nie pozwalało nawet rano przebudzić się z uśmiechem na twarzy i myślą: nie jestem zmarznięta na kość, nie bolą mnie od cienkiego posłania plecy oraz biodra, a moje ramię wcale nie zdrętwiało przez zastępowanie mi przez pół nocy poduszki. Kary koń także marniał - choć codziennie jadał lepiej oraz więcej niż swoja pani, coraz wyraźniej pod jego skórą odznaczały się mięśnie oraz kości i to bynajmniej nie od nadmiaru ćwiczeń. Brakowało tej parce wszystkiego: ciepłego kąta, łóżka o grubym, miękkim materacu, puchowej kołdry, wielkiej poduszki; treściwej paszy dla konia, czystych, nowych ubrań dla Leonarda. Ciepłego posiłku co wieczór, kanapki z rana. Przynajmniej oboje mieli dach nad głową, za co dziewczę dziękowało własnemu sprytowi, umiejętności przystosowania się do wielu sytuacji. Zmysł przetrwania. Wysoko unosiła brodę, choć kolanami ledwie trzymała konia w ryzach. Pracowała ospale biodrami, kierując karym rumakiem o bystrym spojrzeniu, dużo mniej zmizerniałym niż jego jeździec. Lejce trzymała jedną dłonią, powstrzymując się od snu. Noc spędziła czatując przy jednej z ulic na handlowca, którego miała okraść za bochen chleba. Łup został przekazany, chleb zjedzony do połowy, gdy druga jego część schła na słońcu przy drzwiach do ich baraku, aby Minko mogła dać ją Psu. -Może wróćmy do domu, w dzicz?- zadała koniowi ciche pytanie, zmęczona już kurzem i brudem smutnego miasta. Spodnie z czarnej skóry opinały ściśle zgrabne, nieco zbyt szczupłe nogi, podkreślały wysokim stanem zbyt cienką talię. Wpuszczona weń niezbyt czysta, choć nie śmierdząca potem czy nieczystością, podkoszulka luźnym objęciem owiewała ciało osiemnastolatki. Włosy, związane w luźny węzeł nad karkiem, wydawały się być wilgotne i nieuczesane - wcześniej tego ranka umyła głowę i resztę ciała popiołem z paleniska w rzeczce, znad której właśnie wracała konno. Poły czarnej kurtki lekki wiatr rozwiewał na boki i tylko ręce, opięte aż po koniuszki palców skórą, nie cierpły od chłodu wiosennego poranka. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Aleja Czasu Pon Mar 17, 2014 11:11 pm | |
| Czyli mam rozumieć, że jesteśmy teraz dla siebie obcy? Mam rozumieć, że to już koniec? Jeśli kiedykolwiek coś było, jeśli kiedykolwiek którekolwiek robiło sobie nadzieję, że coś z tego wyjdzie. To nie jest złamane serce, to nie jest smutek po utraconej przeszłości, a zwyczajna gorycz i dźwięczący, jakże irytujący głosik „a nie mówiłam?”. Nie wiedząc jednak, którego z jego licznych błędów dotyczyła ta kwestia, postanowił, jak to le Brun miał w swym uroczym zwyczaju, odrzucić od siebie wszelakie troski i pozwolić, aby otuliła go miła, heroinowa i ciepło chłodna kołderka. Nic obcego, nic nadzwyczajnego, świat nawet wydawał się lepszy, spokojniejszy, a ludzie, którzy zazwyczaj doprowadzali go do stanu maksymalnego wkurwienia, teraz jedynie go irytowali. To tak, jakby odróżnić białe od czarnego. Kapitolinczycy i Rebelianci. Rebelianci i Kapitolinczycy. Czarny i biały. Biały i czarny. Pierwsi i drudzy. Drudzy i pierwsi. Jego niepokorny umysł nadal stawiał na nich śmiertelne krzyżyki, a instynkt samozachowawczy, gdyby żył choć jego drobny skrawek, bębniłby od drzwi świadomości i alarmował o niebezpieczeństwie. Jednak fakt, że niebezpieczni, nie oznaczał, że ciekawi. Ciekawa była kobieta na koniu. Pojawiła się znikąd, jakby wyrosła przed nim, nagle i niepostrzeżenie. Nie potrafił odeprzeć wrażenia, że patrzy w głupiutkie ślepia śmierci, że kostucha przybyła na swym zbiedniałym wierzchowcu, by w końcu zakończyć życie kolejnego nieudacznika. Ale oczywiście tym razem to nie będzie on, także, to nie to miejsce, nie ta chwila. I nie osoba. I tak, z głupoty miał ochotę się zaśmiać, ale uznał, że nie wypada lub po prostu, bo musiał znaleźć dobre i logiczne wytłumaczenie, nie miał ochoty. Całą jego uwagę pochłonęła szczupła i koścista postać konia, wysoka i mimo wszystko fascynująca w swej niestabilnej posturze, sprawiająca wrażenie, jakby za moment miała runąć pod ciężarek równie lekkiego piórka, jakim miał być jeździec. Witaj, jak masz na imię? Ja chętnie Ci wyjebię, bo mam dobry dzień. A potem dziwisz się le Brun, że nie masz przyjaciół, a popołudnie spędzasz w swej samotni zwanej dowolną pustą uliczką. Każdy kolejny poranek to perspektywa wspaniale spędzonego dnia, bo w końcu nikt się nie wtrąca, nikt nie przykuwa Cię do krzesła. Jesteś wolny. Proszę bardzo, masz czego chciałeś, a teraz duś się rebelianckimi śmieciowymi oparami, dobrze ci? -Pogłaskałbym Twojego jurnego rumaka, ale pewnie odgryzie mi dłoń, to… - urwał na moment, z dłonią zamarłą w połowie drogi do pyska zwierzęcia – Tobie też nic nie brakuje, chudzinko – uśmiechnął się przenosząc czarne oczy na dziewczynę – Możesz mi zrobić loda, jak chcesz, lepiej mieć w ustach to niż nic. Znaj łaskę pana.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : Płatny zabójca, kurier Przy sobie : przy sobie: zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), zwiększenie szansy na skuteczną obronę (kości), idealna celność, zdobiony sztylet W plecaku: nóż ceramiczny niewykrywalny dla detektorów metalu, paczka zapałek, noktowizor, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka pierwszej pomocy, zapas jedzenia
| Temat: Re: Aleja Czasu Pon Mar 17, 2014 11:42 pm | |
| Zaczęła się wiosna - niedługo będzie na tyle ciepło, że noc pod gołym niebem nie będzie wydawała się kompletnym szaleństwem. Być może zapuszczą się razem, Minko i Pies, w leśne ostępy poza ziemiami stolicy, poza dystryktami? Wiosenno-letnia wycieczka w strony, które zapamiętała z dzieciństwa. Wciąż, gdzieś w tyle głowy, miała wyrzuty sumienia, że nie pochowała ciał swoich towarzyszy. Usprawiedliwiała się przed sobą, że była zbyt roztrzęsiona, pod wpływem zbyt wielkiego szoku, by w ogóle o tym myśleć. Zatopiona w myślach wyczuwała jedynie pysk konia na wodzach skróconych do kontaktu i powolny rytm stępa. Poruszała biodrami, korzystała hojnie z naturalnych pomocy jeździeckich, dając zwierzęciu sygnały udami, łydkami, naciskiem pośladków. Mimo zamyślenia pozostawała odruchowo czujna na drobne sygnały: poczuła w dłoniach ruch wodzy, ich lekkie rozluźnienie, gdy koń spiął szyję unosząc wyżej łeb. Dostrzegła jak jej kochany, kary Pies strzyże bacznie uszami. Uniosła spojrzenie na drogę przed sobą: dość przystojny mężczyzna o poranku, na drodze w dzielnicy rebeliantów. Pospieszyła nieznacznie konia próbując jednocześnie jeszcze dumniej, jeszcze dzielniej unieść ciemną główkę. Przełożyła wodze w lewą dłoń, gdy prawą położyła na rękojeści sztyletu, lekko mrużąc wdzięcznie błyszczące się podejrzliwością oczy. Wstrzymała wierzchowca usztywnieniem bioder, szarpnięciem wodzy ku sobie. Mężczyzna zbliżył się zanadto, lekko zacisnęła palce na sztylecie w pochwie uczepionej pasa. Bez słowa przyglądała mu się, jak chce dotknąć kładącego po sobie uszy Psa, drobiącego lekko w miejscu w strachu przed tym konkretnym obcym. Ściągnęła mocniej wodze ściskając zwierzę łydkami. Chciała szepnąć mu na czarne uszko: spokojnie, koniku, wszystko będzie dobrze. Zaraz pojedziemy dalej. Jednakże chciała wydawać się bardziej bezwzględna niż była w rzeczywistości, choć... Czy można o płatnej zabójczyni przed dwudziestką mówić, że nie jest bezwzględna? Cóż, problem był taki, że obcy nie miał szans wiedzieć, że niesławny, znany w niektórych środowiskach Leonard to właśnie ona, drobna chudzinka o dziecięco bezpośrednim spojrzeniu. Zamarła, czujna, pod spojrzeniem ciemnych oczu mężczyzny. Uniosła pogardliwie jeden kącik ust na ten komplement kurwiarza. -Loda, powiadasz? Na ogół biorę dolca od cala- przerwała na chwilę, aby bardzo wyraźnie zmierzyć go spojrzeniem, zlustrować przedmiotowo, jak gdyby oceniała wartość informacyjną brukowca sprzed tygodnia -a dla dwóch dolarów z konia mi się zsiadać nie chce- dokończyła, uspakajając znów zwierzę niespokojne przez tak niedużą odległość dzielącą go od nieznajomego. Pies drobił, zaczynał lekko zarzucać głową. Wrogo kładł po sobie uszy, błyskał ku obcemu białkami oczu. Rozpoczynał pod jeźdźcem koński taniec nerwów. Syknęła nań: "Spokój", ściskając go nogami. Miała ochotę go przytulić, podrapać po grzebieniu grzywy, zabrać daleko. Tak, chyba wyjadą na lato poza miasta. Będą żyć w lesie, jak jeszcze parę lat wcześniej... |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Aleja Czasu Czw Mar 20, 2014 12:06 am | |
| Powinien go dziwić widok wychudzonej dziewczyny przemierzającej konno ulice miasta. Niczym zjawa, cień człowieka, puste odbicie tego, czym kiedyś z pewnością była. Ale to tylko kolejna iluzja, owinięta ciasnym kokonem skórnym istota, drobna postać, jakby zapadnięta, schowana we własnym wnętrzu, ukryta głęboko, gdzieś niedostrzegalnie, zakopana w kuferku na klucz, ciemnym, na samym dnie Rowu Mariańskiego. Nie potrzebował potwierdzenia, być może nawet go nie chciał, bo prawda często wydawała się zbyt skomplikowana i pokrętna, a on nie miał ochoty na kolejny wywód, słowa zmuszające do refleksji, rozmyślań nad celem własnego życia, jego wartością. To co widoczne, nie zawsze bywało prawdziwe. To co silne i twarde z zewnątrz, często okazywało się kruche i słabe. Pozory, takie irytujące. Świat byłby piękniejszy bez nich, idealny, gdyby rzeczy były takimi, jakimi naprawdę są, gdyby kłamstwo było kłamstwem, prawda prawdą, a krucha dziewczynka na koniu rzeczywiście była dziewczynką na koniu, tą samą i prawdziwą, jaką ją widział i jaka siedziała przed nim na swym rumaku. Spodziewał się czegoś, co mógłby nazwać w myślach ripostą, z rozczarowaniem przyjąłby zapewne niezrozumiałe dlań pouczenie czy słowa, które dla każdego logicznie rozumującego człowieka miałyby sens, ale dla Mathiasa tworzyłyby jedynie niewyraźny zlepek pojedynczych słów, które połączone ze sobą nijak tworzą spójną całość, szum. Nic takiego jednak na jego szczęście nie nastąpiło, jego umysł automatycznie znalazł dźwignię, za którą mógłby pociągnąć. Czyli jesteśmy na dobrej drodze do wzajemnego zrozumienia się, prawda? -Ciekawe czy obciągasz tak dobrze, jak blefujesz – odparł lustrując ją uważnie wzrokiem, kątem oka dostrzegł konia, choć słabego, z napiętą na mocnych kościach skórą. Jakikolwiek ruch traktował jako ostrzeżenie, zwierzęta nie były jego przyjaciółmi, ani bliskimi jak ludzie, ani dalekimi jak on sam dla siebie. Bezpieczniej czuł się w towarzystwie kogoś, kogo znał, czyje odruchy potrafił przewidzieć. Nie bał się człowieka, ten był zbyt przewidywalny, kierowały nim proste instynkty, reakcje wyrażane różnorako, ale napędzane tymi samymi bodźcami. Nigdy jednak nie ufał równie wygłodzonym jak on psom, kotom, które usilnie próbowały podczas zimy wepchnąć się przez uchylone drzwi do wnętrza mieszkania. W pewien sposób je rozumiał, ale odczuwał wstręt. Nie wydawały mu się ludzkie, a obce, ślepia czasem zbyt mądre, zbyt spostrzegawcze. Dlatego jego dłoń, którą przed chwilą trzymał wyciągniętą w stronę rumaka, schował teraz do kieszeni – Musisz mieć atrakcyjne odstające żeberka, skoro tylu chętnych się o ciebie zabija, że wybrzydzasz- ni to pogarda, ni to ironia, zwyczajna prosta uwaga, jakby owy temat rzeczywiście go interesował. Oczywiście, temat żeber czarnowłosej chudziny. Fascynujący, niezwykły. Jedyna szkoda to taka, że siedziała na swym bojowym rumaku bez życia i nie mógł porwać tejże ponętnej niewiasty w jakieś pachnące i ładne miejsce, aby w końcu uzupełniła braki w żołądku. Póki co pozostawała jednak poza zasięgiem, bo le Brun ani myślał zbliżyć się choć odrobinę do zwierzęcia, choć i tak uważał, że stoi zdecydowanie za blisko. Co prawda jego chęci pseudo pomocy wynikały jedynie z faktu, że ciekawie byłoby popatrzeć, jak wygłodniała dziewczynka pożera obiad razem z talerzem. -Uciekłaś z Kwartału dziewczynko czy mama Cię nie kocha, głoduje, czeka aż schudniesz tak, że w końcu znikniesz? – czyli drwin ciąg dalszy, tym razem ponownie się uśmiechnął, ale tylko na myśl, która pojawiła się w plątaninie dygresji na tak nielogiczne tematy, że od ich idiotyzmu rozbolałaby głowa każdego człowieka, który zna pojęcia słowa „normalność”. W skrócie: chaos i anarchia. I tym się kierujmy.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : Płatny zabójca, kurier Przy sobie : przy sobie: zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), zwiększenie szansy na skuteczną obronę (kości), idealna celność, zdobiony sztylet W plecaku: nóż ceramiczny niewykrywalny dla detektorów metalu, paczka zapałek, noktowizor, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka pierwszej pomocy, zapas jedzenia
| Temat: Re: Aleja Czasu Czw Mar 20, 2014 1:23 am | |
| Całkowita szczerość, na chwilę, jedną jedyną chwilkę: Minko po raz pierwszy w swoim życiu była traktowana jak kobieta, wszystko jedno jakiego sortu. Uderzyło ją, że ten obcy człowiek, odezwawszy się nie wiadomo dlaczego, spojrzał na nią nie przez pryzmat płatnego zabójcy, okazującego się być zabójczynią, nie był zdziwiony. Traktował ją jak małą kurewkę. Rumieniec złości ozdobił policzki dziewczęcia, które zetknęło się z wulgarnym patriarchalizmem wcześniej nigdy jej nie okazywanym. Mimo sterczących żeberek, matowych włosów, błyszczących głodem ocząt poczuła się urażona - nie doszła jeszcze do momentu, w którym wszystko byłoby jej obojętne. Była twarda, bo tego po niej oczekiwano. Wychowano ją w miłości, ale bardziej jak chłopca niż dziewczynkę. Jak inaczej wychować dziecko w dziczy? Nawet takie o ładnej buzi i ślicznych wtedy jeszcze włoskach? Leonard ściągnęła koniowi wodze, w ostatniej chwili powstrzymując prychnięcie wściekłej kotki. Przeszywała nieprzychylnym spojrzeniem obcego. Dopiero kolejne jego słowa, kolejny bardzo pośledni komplement na temat jej umiejętności blefu, zyskał obcemu nieco jej przychylności. Pomimo woli leciutko uniosła kąciki ust, rozbawiona. Nie wiedzieć właściwie czemu, ale wydało jej się to zabawne. -Ty się raczej o tym nie przekonasz- odparła, wstrzymując wciąż niespokojne zwierzę przed drobieniem w miejscu i zarzucaniu łbem. Wciąż jeszcze nosząca na skórze oraz we włosach ślady wilgoci po krótkiej kąpieli w lodowato zimnej wodzie rzeki obawiała się przeziębienia. Nie miała leków, nie miała nawet koca. Głupie przeziębienie mogłoby doprowadzić do śmierci. Zdecydowała się rozpuścić mokrawe jeszcze włosy dla większej ochrony przed chłodem poranka. Świeże, niedawno przebudzone słonko rzuciło kilka promieni w ciemne pasma opadające zwojem niemal do pasa, delikatnie wyciągając światłem ich ciemny brąz. -Nie wybrzydzam- wzruszyła obojętnie ramionami, przeczesując palcami wolnej dłoni wilgotnawe fale włosów -po prostu zawodowo zajmuję się czymś innym- stwierdziła nieco znudzonym głosem, jak gdyby chciała dodać: "ale wiesz, to nic ciekawego, tylko podrzynam gardła komu popadnie, byle mi potem ktoś za to gardziołko zapłacił". Chcąc ukryć lekkie zmieszanie sytuacją, która pojawiła się tak bez ostrzeżenia i nagle, zeskoczyła zwinnie z grzbietu konia; zwrócona plecami do nieznajomego, wyczulona, z czerwoną lampką ostrzegawczą pulsującą w głowie, zaczęła bawić się puśliskami przy wymęczonym siodle, powoli i dokładnie poluzowała popręg z wodzami przewieszonymi dla bezpieczeństwa przez łokieć bliższy końskiemu pyskowi. Szepnęła cichutką czułostkę swojemu stworzonku, pod pozorem poprawiania czapraka przy przednim łęku podrapała grzebień grzywy Psa tuż przy kłębie. Poklepała go uspakajająco po szyi - obejrzał się na nią tymi swoimi wielkimi, ciemnymi oczyskami w których lśniło bezgraniczne zaufanie. Uśmiechnęła się do niego, pogłaskała po czole. Wysłuchawszy kolejnych pytań nieznajomego obróciła się przez ramię. -Moja cała rodzina od dwóch lat nie żyje, w świetle prawa nie istnieję, a ludzie ostatnio wstrzymują się przed płaceniem za mordowanie- powiedziała z psotnym uśmieszkiem, jak gdyby nie odkrywała właśnie przed obcym więcej niż komukolwiek do tej pory powiedziała. Wzrok mimo wszystko miała poważny. -Wiesz, codzienność- skończyła, znów zwracając się ku koniowi. Zdecydowała się rozpiąć popręg - zarzuciła skórzany pas na siedzisko i ujęła wodze w dłonie. Spacer dobrze jej zrobi. |
| | |
| Temat: Re: Aleja Czasu | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|