IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Aleja Czasu - Page 4

 

 Aleja Czasu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
AutorWiadomość
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyPią Maj 03, 2013 7:16 pm

First topic message reminder :



Długa i dosyć nietypowa aleja, stanowi fragment tej bardziej artystycznej części Kapitolu. W ciepłe dni urządzane są tu wystawy i wernisaże; w zimie lepiej unikać śliskiej posadzki, można skręcić kostkę.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyCzw Sie 14, 2014 10:23 am

To doprawdy zabawne, że ludzie postrzegali ustrój panujący w Panem jako ten, który zapewniał Rebeliantów szczęśliwe i długie życie oraz skazywał na powolną zgniliznę Kapitolińczyków, których oddzielono od części miasta murem. Całkiem niezły psikus historii i pstryczek w stronę ludzi z Trzynastki, którzy brzydzili się przecież postępowania Snowa, a jednocześnie zachowywali się całkiem podobnie, będąc rasistami, którzy z pogardą patrzyli w stronę getta. Gdyby był moralistą, to zapewne uraczyłby ją komentarzem w stosunku do tej sytuacji, ale każdy w Kapitolu wiedział, że Ginsberg nie potrzebuje powodów do nienawiści. Robił to automatycznie, zupełnie jakby był zaprogramowany na to jedno uczucie, które zwykle rozpalało go do czerwoności i sprawiało, że zaczynał traktować ludzi z mniejszą pogardą (paradoksalnie!) jak dotychczas. Musiał zgiąć się przecież do ich poziomu, ugiąć kark i spojrzeć na robaka, którego zwykle rozdeptałby jednym ruchem; by wiedzieć o nich jak najwięcej, by w ostateczności zadać jeden cios. Na tyle celny, że ofiara nie mogła zareagować. Ogłupiała i plącząca się we własnych sieciach bywała urocza.
Podobnie jak córka Randalla - tak, to była jej cała wina, o której Libby nie mogła mieć najmniejszego pojęcia, ale ciążyła na niej i przynosiła przekleństwo - która próbowała znaleźć racjonalne wytłumaczenie tej całej sytuacji i odwołała się do instytucji, która wydawała się jej stabilna i pewna. Mgliste pojęcie o polityce Panem zawdzięczała zapewne braku rodziców. Przez sekundę, może dwie zastanowił się, jakby wyglądała rzeczywistość, w której ta brunetka byłaby jego córką zamiast Maisie. Nie w znaczeniu przeszłości, ta nie zwykła zaprzątać mu głowy, ale... Nic nie stało na przeszkodzie, żeby zabrać ją do siebie i wychować od nowa, dbając o zasady, które już wpoił swojej ukochanej pierworodnej. Z lekkim podkreśleniem kary śmierci, która spotka ją za ucieczkę.
- Nie tym tonem - odpowiedział spokojnie, wyginając jej ręce do tyłu jednym ruchem. - Jestem przedstawicielem prawa i zostało ono złamane - zauważył, zaciskając kajdanki na jej nadgarstkach. Znała swoje prawa? Cudownie, Ginsberg za to doskonale orientował się w obowiązkach, a jednym z nich było pilnowanie, by w mieście nie dochodziło do kolejnych rozruchów.
Mógł zatem potraktować to jako przejaw buntu i dopisać do listy przewinień, spośród których na prowadzenie wysuwało się stawianie oporu. Uśmiechnął się podekscytowany jak chłopiec, który dosłownie trzyma w ręku nową zabawkę - marną pociechę po starej - i rusza z nią, by wypróbować jej funkcje w praktyce.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyCzw Sie 14, 2014 11:34 am

Stwierdzenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia było najbardziej wygodnym uzasadnieniem różnić w racjach rebeliantów oraz Kapitolu. Wiadomo, że łatwiej jest być po stronie lepszych, ale często zdarzało się, że wartości się zmieniły i po chwili stawałeś się tym złym. Libby nie była głupia. Początkowo rozumiała cenę rebelii – zniszczone dystrykty, Kapitol, a przede wszystkim śmierć ludzi – ale przecież chodziło o wyzwolenie. Trzeba było coś poświęcić, aby stworzyć nowe państwo. Niestety już po kilku tygodniach od zakończenia walk zaczęło ono odbiegać od utopijnych marzeń. Z czasem było tylko gorzej, ale właściwie, co mogła zrobić? Odwrócić się, zamieszkać w gettcie i tam zacząć organizować drobne akcje dywersyjne? Nie, to nie było w jej stylu. Wolała, jak każdy, przymykać na to oko i zajmować się swoim życiem, bo dopóki coś nie dotyczyło bezpośrednio jej, nie zamierzała się wtrącać. Samolubna postawa, ale wielokrotnie powtarzana przez innych. Co do bezpieczeństwa bywało różnie – Dzielnica też miała swoje ciemne strony, ale przecież nigdy nie spodziewałaby się ataku ze strony Rządu, prawda? Ludzie bywają różni, jednak chciała wierzyć, że Strażnicy Pokoju i reszta tej otoczki są po to, aby zapewnić chociażby namiastkę bezpieczeństwa.
To spotkanie było dla niej lekkim szokiem, ale ktoś kiedyś i tak wyprowadziłby ją z błędu. Padło na Ginsberga i oczywiście robił to w dość ostry sposób. Mogła sobie mówić, że nie powinna teraz reagować nerwowo, ale czy ktokolwiek byłby w stanie patrzeć spokojnie, jak zakuwają cię w kajdanki? Nie szarpała się, bo wiedziała, że nie miałaby z nim szans, ale też nie uśmiechało się  jej to. Do tego doszły słowa Gerarda, przez które poczuła się jak nastolatka pyskująca do ojca, z tym, że Charles nigdy nie dożył tej chwili. Może faktycznie nie powinna tego robić, lecz ona już o tym nie myślała. Naczelnik usiłował wcisnąć Randall, że złamała prawo. Gdyby nie miała krzty zdrowego rozsądku zatrzymałaby się znów i go wyśmiała. Zdążyła jednak zauważyć, iż mężczyzna nie zamierzał wdawać się z nią w dyskusje. Nie chciał jej niczego powiedzieć, ale za to bardzo spieszyło mu się na posterunek. Libby była świadoma, że będzie chciał udowodnić jakąś winę, a do tego potrzeba dowodów. Czyżby naprawdę coś na nią miał? Zdawał się naprawdę pewny swego.
Z jednej strony nie miała już siły się z nim spierać, wiedząc, że i tak nie zamierza niczego powiedzieć. Do tego jeszcze pojawiła się myśl, aby nie robić przedstawienia w centrum Dzielnicy oraz że właściwie nie ma nic do ukrycia. No i przecież zapiął kajdanki na jej nadgarstkach. Dała sobie spokój z mówieniem i pozwoliła się zaprowadzić tam, gdzie chciał. Marzyła już tylko, żeby ta cała sprawa zakończyła się jak najszybciej.

zt x 2 ?
Powrót do góry Go down
the leader
Søren James Royce
Søren James Royce
https://panem.forumpl.net/t2625-sren-james-royce
https://panem.forumpl.net/t2632-kawal-swira-czyli-sren-royce
https://panem.forumpl.net/t2644-s-j-royce#39028
Wiek : 33
Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin
Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości
Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyNie Sie 24, 2014 6:58 pm

Początek!

Padał deszcz. Wcześniej wyglądał przez szyby w swoim pokoju, w siedzibie Coin i obserwował pojedyncze krople deszczu spływające po szkle. Niektóre łączyły się w jedną większą i tak szybciej spływały w dół. W budynku nie było nikogo interesującego. Alma, zajęta poważnymi sprawami, od dłuższego czasu nie miała ochoty już na jego towarzystwo. Czuł się zresztą trochę jak błazen - zabawka, kiedy próbowała wciągać go w jakieś rokująco-przewidujące dyskusje. Nie był taki. Nie nadawał się do tego. On od zawsze działał na linii impuls-cel-działanie. Nie myślał o konsekwencjach. Od tego miał Scarlett, której swoją drogą dzisiaj też nigdzie nie było. Wszyscy poszaleli z powodu Igrzysk. Wielkie mu co. Ludzie umierają codziennie, a wszyscy szaleją, kiedy nagle ktoś ginie w świetle telewizyjnych kamer. Przecież to... Ktoś trzasnął drzwiami. Potem otworzył je znowu i przeciąg przymknął okno w pokoju Sorena. Tym samym kropla, którą obserwował tak uparcie, spłynęła zbyt szybko. Royce wściekł się i wymierzył cios pięścią prosto w szybę, która roztrzaskała się na setki małych kawałków. On sam opierał się teraz pięściami o parapet i dyszał zbyt płytko i szybko. Kontrolowanie złości tak? To o tym ostatnim razem wspominała mu Coin? Zanim postanowiła wymordować trochę dzieciaków?
Przemył rękę wodą, owinął na chwilę ręcznikiem, ale dłoń nie krwawiła, chociaż widać było na jej zewnętrznej stronie kilka ranek. Zarzucił kurtkę na ramiona i wyszedł z budynku. Potrzebował rozrywki, zmiany otoczenia, czegokolwiek. Był na głodzie. Potrzebował z a j ę c i a.
Kiedy znalazł się w centrum miasta nie śpieszył się, mimo deszczu, który spłoszył połowę przechodniów. Rozglądał się dookoła i przyglądał mijającym go ludziom. Wszyscy byli tak skrajnie nieinteresujący. Nie byłby nawet odrobinę zainteresowany ich życiem. Nie tylko w przenośni. Zaczynał się irytować. Że nic nie przykuwa jego uwagi, że wszystko jest tak...
Zatrzymał się, kiedy gdzieś z przodu mignęła mu jakaś rudość pod ciemnym parasolem. Nigdy nie spotkał kogoś o tak pięknym kolorze włosów. Ani tak pięknej kobiety w ogóle. Nie mógł się pomylić. Obserwował ją swojego czasu tak wiele razy. Przyklejając nos do szyby w jej łazience, kiedy ta brała prysznic. Najbardziej na świecie nienawidził wtedy pary wodnej, która skraplała się na oknach powodując, że obraz nagiej Mallory Hearst stawał się tak bardzo niewyraźny, jak tylko Soren Royce życzyłby sobie tego najmniej. Lubił jej paplaninę, chociaż gubił się w tej gęstwinie słów. Jej obecność sprawiała mu przyjemność. Tego był pewien. Ruszył więc za stukaniem obcasów po betonowych chodnikach. On, w skórzanej kurtce z kapturem od ciemnej bluzy wsuniętym na głowę, jak zwykle niepozorny i jak zwykle niezauważalny. Mallory, Mally, jak zwykł zwracać się do niej jej ślubny małżonek. Podążając za nią odtwarzał w pamięci wszystko, co się z nią wiązało. Wszystko, o czym wiedział. I czego ona nigdy nie była świadoma.
Powrót do góry Go down
the leader
Mallory Hearst
Mallory Hearst
https://panem.forumpl.net/t2222-mallory-hearst#30141
https://panem.forumpl.net/t2223-mallory#30160
https://panem.forumpl.net/t2226-mallory-hearst#30163
https://panem.forumpl.net/t2224-papieros-kawa-ja#30161
https://panem.forumpl.net/t2225-mally#30162
Wiek : 42 lata
Zawód : redaktor naczelna OUTFLOW
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, latop

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyNie Sie 24, 2014 8:36 pm

Zapewne lało jak z cebra, być może gęste chmury osiadały nad miastem i zamiast wyczekiwanej pogody, błyskawice przecinały niebo, powodując kolejne małe katastrofy w Kapitolu. Mallory Hearst nie zdążyła jednak czegoś takiego zauważyć, była tak szalenie zajęta życiem, że zwróciłaby uwagę na warunki astronomiczne tylko wówczas, kiedy piorun uderzyłby prosto w jej telefon, którego nie zdążyła oderwać od ucha przez ostatnią dobę. Wszyscy mówili jej, że kierowanie redakcją pisma będzie czymś w rodzaju katorgi na dalekiej i nieistniejącej już Syberii. Nie dowierzała, o wszystkim musiała przekonać się na własnej bladej skórze i obecnie tak właśnie robiła, czując się jak ostatnia wywłoka. W domu nie była od tygodnia, z mężem pozostawała w kontakcie telefonicznym, który i tak był skąpy. Nie mogła sobie pozwolić na to, by zawalić, więc pracowała we troję, nadal zbierając cały personel. Podejrzewała, że będzie miała trudności z zebraniem całego składu redakcyjnego - nikt o zdrowych zmysłach nie postawiłby w ciemno na to pismo - ale sądziła, że przynajmniej dostanie więcej czasu na kolejne roszady personale.
Marzenie ściętej głowy, działo się zbyt wiele, by pozwolić sobie na jakikolwiek zastój. Złapali najlepszą chwilę na debiut, więc teraz nie mogli tego zaprzepaścić. Dlatego na bok poszły jej zobowiązania względem rządu - rezygnacja dla Coin już czekała na biurku - i własna rodzina, za którą tęskniła niesamowicie.
To, co obecnie się liczyło było zamknięte w Ośrodku Szkoleniowym, który stał się jej drugim domem. To tak obecnie skupiało się życie całego miasta i nawet jeśli jej sumienie odrzucało to święto z całą mocą, to nadal pozostawała świeżo upieczoną dziennikarką, która musiała informować świat o poczynaniach trybutów. Nauczyła się walczyć z odruchem prośby o ucieczkę albo o protest, nadal krzywiła się na widok treningów, ale tego chciała, prawda? Bezstronność i obojętność to była cena, którą płaciła po raz pierwszy w życiu, ale nie zamierzała rozliczać się ze swojego postępowania.
Nie teraz, kiedy rozpadało się na dobre, a ona ledwo utrzymywała parasol, czując, że i tak moknie i że jest bardzo głodna. Cały dzień na nogach uczynił z niej niemal robota, ale ludzie odruchy powracały jak bumerang, zwłaszcza kiedy narastał w niej dziwny niepokój. Rzadko czuła się śledziona czy w niebezpieczeństwie - może była zbyt odważna, ale życie nauczyło ją, że tych najgorszych katastrof (jak romans Franka) nie jest w stanie przewidzieć, więc pewnie dlatego była tak beztroska, kiedy odwracała się na sekundę i zderzała wzrokiem z... Kimś, kogo znała jeszcze za czasów Trzynastki. Być może powinna lepiej go pamiętać, ale urwanie głowy nie sprzyjało nostalgicznych spotkaniom, więc na sekundę odłożyła telefon, kiwając mu głową. Jak przystało na dobrą Mallory Hearst, którą przestawała być już dawno.
Powrót do góry Go down
the leader
Søren James Royce
Søren James Royce
https://panem.forumpl.net/t2625-sren-james-royce
https://panem.forumpl.net/t2632-kawal-swira-czyli-sren-royce
https://panem.forumpl.net/t2644-s-j-royce#39028
Wiek : 33
Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin
Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości
Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyNie Sie 24, 2014 9:23 pm

Przyglądał się temu, jak deszcz moczy jej sukienkę, jak szukała czegoś w torebce z wyraźnym zapotrzebowaniem na trzecią rękę. Wiecznie przeglądała coś w telefonie, ledwo unikając innych ludzi mijających ją na chodniku.  Wyminął ją i stanął niedaleko przed nią. Myślał, że go nie zauważy. Ale też nie przywiązywał do tego zbyt wielkiej uwagi. Był nieuważny, co nie zdarzało mu się już przez tyle lat. Tak bardzo chciał ją zobaczyć z bliska, że nie wziął pod uwagę przesłanek zdrowego umysłu, że ona nie powinna zobaczyć jego. Stop. Zdrowego umysłu?
Podeszła bliżej, właściwie to prawie na niego weszła rzucając mu tylko przelotne spojrzenie. Dopiero po chwili wróciła z nim z powrotem udając, że go rozpoznała. Bzdura. Mallory Hearst jak widać nie zmieniła się tak bardzo, jakby sobie tego życzyła. Nadal udawała, że wszystko jest w najlepszym porządku, nawet gdyby cały świat sypał się dookoła niej.  Idealna żona, matka, sąsiadka, pracownik, kobieta, człowiek... Miała bladą skórę i przekrwione oczy. Układanie włosów też nie zajęło jej dziś zbyt wiele czasu, chociaż nie można było zarzucić jej niechlujnego wyglądu. Nie nocowała dziś w domu. Royce poszedłby o zakład, że w ogóle dziś nie spała. Nie przywiązywała uwagi do mało sprzyjającej aury pogody, wyglądała na rozkojarzoną...
Nie ruszył się z miejsca. Wciąż dzieliło ich kilka metrów, jak wtedy, kiedy za wcześnie przyszedł do jej mieszkania. Zabiegana  próbowała w biegu zmienić bluzkę, którą najwyraźniej zalała jej czymś niespełna czteroletnia wtedy Claire. Zapamiętał to, jak piękny miały wtedy kolor jej piersi i jak zauważywszy go w odbiciu lustra wcale nie krzyknęła i nie zasłoniła się z piskiem, ale powoli założyła bluzkę i pozwoliła mu zniknąć. Chociaż czy nie powinien uznać, że właściwie to pozwoliła mu.. patrzeć? Patrzył więc i teraz. Z większą śmiałością i lekkim uśmiechem na ustach. Przez lata nauczył się rozmawiać z ludźmi. Docenił, jak kontakty z nimi mogą być pomocne w zachowaniu pozorów normalnego życia. Kobiece ciało wciąż było dla niego zagadką i czymś z pogranicza marzeń sennych... Ale nauczył się zachowywać w ich towarzystwie. No, prawie.
-Mallory Hearst. Mąż wreszcie wypuścił Cię z domu? - mruknął, kiedy niemal się z nim zrównała. Dobrze wiedział, że pracuje. Już od dłuższego czasu. Uznał jednak, że nie powinien posiadać o niej innych informacji niż te, na których skończył w Trzynastce. Jak już mówiłam, uczył się jak postępować z ludźmi.
Powrót do góry Go down
the leader
Mallory Hearst
Mallory Hearst
https://panem.forumpl.net/t2222-mallory-hearst#30141
https://panem.forumpl.net/t2223-mallory#30160
https://panem.forumpl.net/t2226-mallory-hearst#30163
https://panem.forumpl.net/t2224-papieros-kawa-ja#30161
https://panem.forumpl.net/t2225-mally#30162
Wiek : 42 lata
Zawód : redaktor naczelna OUTFLOW
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, latop

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyNie Sie 24, 2014 11:34 pm

Być może powinna być bardziej ostrożna jako matka i żona, ale Mallory, która wprawdzie zachowywała się zgodnie z konsensami - elegancja i wrodzony takt nie były jej obce - czuła się wybita z rytmu swojej własnej osoby. Wiedziała, że szkodzi jej wyraźnie pobyt poza domem, ale nie mogła tego zmienić, więc jak w malignie starała się zrobić wszystko w możliwie jak najkrótszym czasie, by móc wrócić do męża i do córki. Zdawała sobie doskonale sprawę, że Claire będzie jej potrzebować wyjątkowo mocno, choć matczyna intuicja podpowiadała jej całkiem złe scenariusze.
Nie skupiała jednak na nich uwagi, kiedy spotykała się twarzą w twarzą z kimś, kogo powinna znać lepiej. Nie umiała powiedzieć, czy czuje się rozczarowana czy zaskoczona - jedno było pewne, Los ostatnio nie szczędził jej spotkań z dawnego świata. Najpierw zatrudniła przyszłą żonę swojego niedoszłego kochanka i przyjaciela jej syna (brzmiało to niedorzeczne w samych myślach), a obecnie lustrowała wzrokiem kogoś, kogo musiała kojarzyć lepiej. Meandry pamięci i bezsenność na tyle jednak dawały się jej we znaki, że nie umiała powiązać oczywistych faktów. Do chwili, kiedy nie poczuła ciepłej kropli deszczu, która spłynęła na jej miękkie loki.
Człowiek, którego dostrzegła w lustrze, kiedy była nago. Chłopak, który pomagał jej w pracach domowych, jedna z osób, które wzbudzały u niej paraliżujący strach, choć tak naprawdę nie znała jego przyczyny. Podglądał to. Zapewne, gdyby była młodsza i gdyby seks stanowił dla niej wiedzę tajemną, to zareagowałaby wzburzeniem albo szybkim nakryciem ciała, ale wówczas Mallory już znała męskie instynkty na tyle dobrze, że sklasyfikowała to zachowanie jako niegrzeczne i bardzo samcze, ale nie przeraziło ją. Może połechtało odrobinę jej kobiecą dumą, która wkrótce miała się rozpaść przez zdrady Franka. Który teraz został wspomniany przez tego chłopca, miał na imię Søren, nareszcie to do niej dotarło i sprawiło, że poprawiła trencz, niby w obawie przed chłodem.
- Dlaczego miałby nie? - zapytała, jeszcze nie dostrzegając niebezpiecznych błysków w jego oku. - Nie wiedziałam, że jesteś w mieście. Jak ci się układa w życiu? - zapytała grzecznie i bardzo sztywno, na próżno przyśpieszając kroku.
Nie uciekała, śpieszyła się, bo życie nagle zaczynało być nieznośne.
Powrót do góry Go down
the leader
Søren James Royce
Søren James Royce
https://panem.forumpl.net/t2625-sren-james-royce
https://panem.forumpl.net/t2632-kawal-swira-czyli-sren-royce
https://panem.forumpl.net/t2644-s-j-royce#39028
Wiek : 33
Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin
Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości
Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyPon Sie 25, 2014 1:19 am

Może powinien ją wtedy zabić? Wtedy kiedy jawiła mu się jako tak piękna, tak idealna i przede wszystkim tak radosna. Teraz nie wyglądała równie szczęśliwie jak kilkanaście lat temu. Powinien mieć ją obok, na wyciągnięcie ręki. Setki razy, przez niezliczone, bezsenne noce fantazjował niegdyś o tym, jakby to było mieć jej życie w swoich rękach. Dopiero później, jakimś dziwnym trafem, może przez jej nieokiełznaną paplaninę, może przez jej niewątpliwy urok, może przez częste przebywanie w jej towarzystwie, może właśnie przez tą ilość życia, jaka wypełniała nie tylko ją, ale i cały jej dom, dopiero po tym wszystkim zaczął myśleć o jej ciele. To chyba właśnie dlatego stała się dla niego aż tak interesująca. Przestała jednak tak ochoczo z nim rozmawiać a później także zabrakło także prac domowych, które mógłby wykonywać w domu Hearstów. Kiedy ostatecznie zamknęła mu drzwi przed nosem, łaził za nią po mieście jeszcze trochę, zanim odpuścił. Pierwszy i ostatni raz pozwolił komuś żyć bez chociażby odciśnięcia na tym życiu jakiegoś piętna.
Rozpoznała go i... zawiodła się na tym wspomnieniu. Zauważył to w jej spojrzeniu i zapragnął zapaść się pod ziemię. Bała się go? Na wszelki wypadek on także nie patrzył w jej oczy, gdyby miał tam znaleźć to, czego pożądał w każdym innym spojrzeniu oprócz tego. Przez jego głowę przebiegło właśnie jakieś tysiąc myśli. Czuł, że tonie i nie miał pojęcia czego się trzymać. Co powiedzieć. Jak zachowałby się normalny człowiek? Co mężczyźni mówią w takich sytuacjach? Czy ktoś mu opowiadał już kiedyś o czymś podobnym? Instynktownie złapał ją za przedramię. Nie mocno, jego palce ledwie zacisnęły się na jej płaszczu, szybko też cofnął dłoń. Chciał ją tylko zatrzymać.
-Mallory, w zasadzie, Pani Hearst... - mruknął zsuwając kaptur z głowy. Właściwie przestało padać, deszcz już tylko lekko kropił, co nie robiło mu żadnej różnicy.
- Ja... - powstrzymywał się już z trudem od darcia się wniebogłosy. Nie był szalony. Tylko za. dużo. myśli. na raz. Grzeczny chłopiec szarpał się w jego głowie z tym, który zaciągnąłby ją w najmroczniejszą ulicę tego miasta i zatrzymał jej bieg już na zawsze. Dopiero po kilku sekundach dłonie przestały mu drżeć a on podniósł spojrzenie i wlepił je prosto w rudowłosą. Z lekkim uśmiechem. Potraktuje to wszystko, to, że na jego widok ciasto okrywa się płaszczem jako anegdotkę z przeszłości, tak robią normalni ludzie.
-Może powinienem przeprosić za swoją smarkatą ciekawość lata temu... Naprawdę, przepraszam, miałem wtedy 18 lat i perspektywa tego, że na mój widok najchętniej zamieniłabyś swoją elegancką kieckę na obszerny golf jest... No nie marzysz o tym spotykając po latach tak piękną, dawną sąsiadkę. - zabrzmiał przekonująco? Odsunął się od niej o krok dając jej tym samym więcej przestrzeni. Po to psychopaci obserwują ludzi - powielają ich zachowania z nadzieją, że wtopią się w społeczeństwo. Że zaprezentują się normalnie. Właśnie. Przy Mallory Hearst stał teraz dorosły nastolatek z sąsiedztwa czy mężczyzna z rozdwojeniem jaźni, którzy ponad 1/3 swojego życia spędził w zakładach psychiatrycznych?
Powrót do góry Go down
the leader
Mallory Hearst
Mallory Hearst
https://panem.forumpl.net/t2222-mallory-hearst#30141
https://panem.forumpl.net/t2223-mallory#30160
https://panem.forumpl.net/t2226-mallory-hearst#30163
https://panem.forumpl.net/t2224-papieros-kawa-ja#30161
https://panem.forumpl.net/t2225-mally#30162
Wiek : 42 lata
Zawód : redaktor naczelna OUTFLOW
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, latop

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyPon Sie 25, 2014 4:44 pm

Fantomowo wyczuwała czas, który właśnie przeciekał jej przez długie jasne palce, którymi odgarniała niesforne włosy, które za nic nie chciały jej się ułożyć. Zanosiło się na burzę stulecia - nie tylko tę atmosferyczną, która nadciągała nad ich głowami, ale tę przede wszystkim domową, kiedy jakimś cudem doczołga się do mieszkania Hearstów i nie padnie po drodze ze zmęczenia. Przynajmniej tak podpowiadał jej racjonalny umysł, który jak zwykle doradzał dbanie o siebie - Mally, masz dzieci i... cudownego męża - na przekór podszeptom serca, które wyrywało się do spełnienia idealistycznych ambicji. Które nijak się miały do spotkania z kimś, kto już dawno zniknął z jej życia. Nie chodziło o to, że spotykała się z kimś, kto niegdyś sprawił jej przykrość - aż tak wrażliwa i łatwopalna nie była - po prostu nie miała czasu na rozmowy z KIMKOLWIEK i podejrzewała, że z równą zawziętością odsunęłaby od siebie teraz Blaise'a, którego nie minęła jeszcze od czasu spotkania w windzie.
Dlatego teraz trzęsła się lekko i niepokoju, który paraliżował jej ciało. Mogła usprawiedliwić tę dziwną, fizyczną niedyspozycję faktem, że najwyraźniej jej organizm tak zapętlił się w ruchu, że każdą zmianę pozycji upatrywał jako atak. Coś jak przyśpieszona ewolucja, wszak była żoną doktora i czytywała o podobnych bzdurach wielokrotnie, próbując choćby częściowo sprostać zainteresowaniach Franka. Podobnie jak i on słuchał cierpliwie o bohomazach na ścianie... Nie rozumiała, czemu nie opowiedziała mu przed laty o tym wydarzeniu i z tego też powodu teraz drgnęła niespokojnie, kiedy ręka innego mężczyzny wylądowała na jej płaszczu.
Kogoś, kto oglądał ją nago.
Zatrzymała się jednak, obejrzała za siebie, nadal nie mogła utrzymać parasola, który łamał się z powodu gigantycznego wiatru, a jej oczy były czujne i chciałaby uznać, że spogląda na niego wyrozumiale, ale chyba była zbyt temperamentna.
- Mallory - wpadła w jego wypowiedź, poprawiając go. Dobrze pamiętała ich rozmowy, które przyszło toczyć im przy kawie pod dachami Trzynastki oraz jego nieocenioną pomoc, która sprawiała, że czuła się mniej samotna. To był zapewne pierwszy i ostatni raz, kiedy pozwoliła się komukolwiek do siebie zbliżyć i nie był ktoś, z kim dzieliła potem małżeńskie łoże. Nie rozumiała, dlaczego miałaby zapłacić za to jak za zbrodnię. Być może dlatego dała się nabrać na jego przeprosiny, które skwitowała pobłażliwym uśmiechem wiekowej matrony, która i tak nie wzbudza szybszego bicia serca, bo czasy największej świętości ma już za sobą.
- Nie powinieneś mnie przepraszać. Zdarza się - odpowiedziała spokojnie, obdarzając go dłuższym spojrzeniem i starając się nie zdawać sobie sprawy, że ten dawny chłoptaś był już mężczyzną, całkiem przystojnym, zresztą.
Powrót do góry Go down
the leader
Søren James Royce
Søren James Royce
https://panem.forumpl.net/t2625-sren-james-royce
https://panem.forumpl.net/t2632-kawal-swira-czyli-sren-royce
https://panem.forumpl.net/t2644-s-j-royce#39028
Wiek : 33
Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin
Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości
Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyWto Sie 26, 2014 6:35 pm

Nienawidził tych kurtuazyjnych zdań, które kobiety często wstawiają do swoich wypowiedzi. Nie powinien przepraszać? Powiedziała to naprawdę czy tak wypadało? Zaczął powoli szaleć, ale nie pokazywał tego. Nie było dobrej odpowiedzi na to, dlaczego właściwie ją zatrzymał. Gdyby pozwolił rudowłosej Mallory przejść obok siebie...
-Zdarza się? - powtórzył za nią siląc się na delikatny uśmiech. Zdarza się? Najpierw cała aż sztywnieje, kiedy tylko dotyka jej płaszcza, albo na nią patrzy a teraz się zdarza?! Gdyby tylko mógł zaśmiałby się histerycznie. Może dlatego właśnie Hearst tak na niego działała? W szary dzień można było ją wypatrzyć chyba z każdego miejsca na ziemi. Tak bardzo nie wpisywała się w każdy schemat, jaki przyszło mu poznać. Wspomnienia podpowiadały mu, że przy niej rozumiał wszystko lepiej. Potrafiła opowiadać, miała dar, niewątpliwe. Nie zdziwił się wobec tego, że pracuje jako redaktor naczelna Outflow. (Zasada numer jeden: wiesz więcej, jesteś o krok przed kimś).
Wzorowe małżeństwo Hearstów - żona nie mówi o podglądającym ją chłopcu, mąż nie mówi, że tego samego chłopca sprał po ryju, kiedy zauważył, że kręci się nader często w otoczeniu jego rodziny. Kontrolowany przepływ informacji.
Przejął od niej parasol i ustawił go pod kątem wiatru lepiej, tak, żeby przestał się w końcu wyginać i szarpać jej ręką.
-Doceniam to, że nie doniosłaś na podglądającego Cię gnojka Lou. Znając jej podejście do życia zapewne zostałbym zesłany na jakieś ciężkie roboty w jej syfiastym domu, morzony głodem iii nabawiłbym się urazu do kobiecych piersi na całe życie... - zaśmiał się. Był jak gąbka i chłonął z otoczenia różne tendencje. Ostatnio za dużo czasu przebywał z chłopcami ochraniającymi siedzibę Coin, przesiąkł im poczuciem humoru i chociaż gardził nim (i nimi w zasadzie też) tak mocno jak tylko się dało, postanowił zrobić z tego użytek. Kolejny żart w ciągu ostatnich dni, niebawem wykorzysta roczny przydział. Ale nie miał pomysłu kim mógłby się w tej sytuacji posłużyć. Ostatnio widywał tylko enigmatycznego i jakże lakonicznego Gingsberga, Franka Hearsta nigdy nie poznał zbyt dobrze, by móc odwzorowywać jego zachowanie a nie miał pojęcia kto inny przyciągnąłby uwagę Mally. Szkoda, że nie wiedział jeszcze o Blaise'ie, na przyszłość na pewno zwróci uwagę.
-Ok, to było żałosne...- westchnął bardziej w komentarzu do swoich szalejących w głowie myśli, niż tego co przed chwilą wypowiedział w kierunku kobiety.
-Mallory, pozwól, że Cię odprowadzę i nigdy więcej nie wrócę już do tego tematu, co powstrzyma mnie przed rozsmarowaniem swojego męskiego ego na tym mokrym betonie... - mruknął już bardziej w 'swoim' stylu. W jednej chwili wyobraził sobie ją w kałuży krwi, czy jej piękna skóra mogłaby być jeszcze bardziej blada? Zamrugał oczami wyrywając się z ułamkosekundowego otępienia. Myślał o morderstwie Mallory Hearst? Starał się zagłuszyć w sobie wszystkie takie myśli. Nie mógł pozwolić im się pochłonąć. Nie, do momentu, kiedy nie wsadzi jej do taksówki, autobusu czy czegokolwiek takiego. Nie może myśleć o nim jak o świrze. Nie ona.
Powrót do góry Go down
the leader
Mallory Hearst
Mallory Hearst
https://panem.forumpl.net/t2222-mallory-hearst#30141
https://panem.forumpl.net/t2223-mallory#30160
https://panem.forumpl.net/t2226-mallory-hearst#30163
https://panem.forumpl.net/t2224-papieros-kawa-ja#30161
https://panem.forumpl.net/t2225-mally#30162
Wiek : 42 lata
Zawód : redaktor naczelna OUTFLOW
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, latop

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptySro Sie 27, 2014 2:12 pm

Dobrze znała swoją największą wadę, a zarazem siłę, która sprawiała, że ciężko było wytrącić ją z równowagi - Mallory zawsze wiedziała, co powiedzieć i zrobić, a chwilowe zawahanie się czy niepewność odczytywała u siebie jako słabość, którą należy przezwyciężać.
Pokiwała głową na jego pytanie, wybierając jednak tym razem szczerość, a nie kurtuazję, która nakazywała jej delikatny uśmiech i wyminięcie go tak, by już za nią nie kroczył. Jasne, że miała prawo czuć się poniżona i zawstydzona, a w innych okolicznościach zapewne spoliczkowałaby go dotkliwie, ale nie zamierzała tego teraz roztrząsać. Mogłaby urządzić mu piekło na tej ulicy, stwierdzić, że jest zboczeńcem, który nie ma prawa stąpać po tej ziemi, ale... Takie historie się zdarzały i jako dorosła kobieta mogła tylko modlić się do nieistniejącego Boga, żeby jej córka nigdy nie spotykała takich ludzi na swojej drodze.
Była jednak szalenie naiwna, skoro swoje dziecko chroniłaby przed tego rodzaju incydentami, a samą siebie traktowała jako niezniszczalną, stojąc oko w oko ze swoim prześladowcą z lat młodzieńczych.
Nie wyczuwała zagrożenia w ogóle, najwyraźniej wojskowy rygor w domu i w Trzynastce nie wyplenił z niej tej głupiej odwagi, która sprawiała, że pozwalała mu na przelotny dotyk.
- Myślę, że Lou nie miałaby nic przeciwko, gdybyś ją podglądał, ale faktycznie to musiałaby być trauma na całe życie. Chyba wtedy bym ci wybaczyła - odpowiedziała ze śmiechem, znowu bardziej prawdziwym niż wymuszonym. Miała wrażenie, że chłopak nadal się jej wstydzi, co było naturalne, biorąc pod uwagę jej wiek i pozycję społeczną. Starała się przypomnieć, czym się zajmuje, ale w głowie nadal miała pustkę. Może i ona powinna poprosić swoją asystentkę o lepsze informacje? Obecnie jednak potrzebowała kofeiny i chyba męskiego ramienia, by dotrzeć do Ośrodka Szkoleniowego.
W którym już postara się przycisnąć Bergsteina w kwestii wyjaśnienia jej tego męskiego i kompletnie niezrozumiałego dla niej zachowania.
- Nadal nie odpowiedziałeś mi na kilka pytań - zauważyła, przypominając mu delikatnie. W zasadzie mógł uznać wcześniejsze jej wypowiedzi za kokieterię lub zestaw zachowania dla każdego dawno niewidzianego znajomego, ale przecież interesowało ją to, czym się zajmuje. Nie była to kwestia wiodąca w jej życiu, ale skoro już się spotkali... Przyśpieszyła tempa, wskazując mu na kierunek, w którym mieli się udać.
Miała pożałować tego kontaktu z nim, ale Hearst zawsze brała byka za rogi, nawet jeśli to było tak szalenie niefortunne przedsięwzięcie.
Powrót do góry Go down
the leader
Søren James Royce
Søren James Royce
https://panem.forumpl.net/t2625-sren-james-royce
https://panem.forumpl.net/t2632-kawal-swira-czyli-sren-royce
https://panem.forumpl.net/t2644-s-j-royce#39028
Wiek : 33
Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin
Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości
Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyCzw Sie 28, 2014 1:57 am

Nie dotknąłby jej. Wtedy, jako zafascynowany nią do granic możliwości (i bólu lędźwi) nastolatek nie tknąłby jej w żaden możliwy sposób. Nie patrzył te na nią wtedy, kiedy mogła to zauważyć. To, że spotkał ją przebierającą się we własnym mieszkaniu było czystym przypadkiem, ale jego pokręcona natura nie pozwoliła mu wyjść. Ba, nie pozwoliła mu nawet opuścić lub odwrócić na moment spojrzenia. I chłonął widok, który utkwił mu w głowie na tyle lat.
Na dźwięk jej słów skrzywił się znacznie i dziękował opatrzności, że nie potrafił sobie tego wyobrazić, bo sama już myśl o tym solidnie nim wzdrygnęła.
-Chryste, Mallory. Nie wiedziałem, że przez lata nabrałaś tyle złośliwości... -mruknął i chwilę później uśmiechnął. się. Zapomniał, że tak by wypadało. Że to pasuje do słów, które wypowiada.
-Mimo wszystko, mam nadzieję, że inaczej zapracuję na Twoje wybaczenie... - dorzucił błyskawicznie. Krępowało go to, że nie potrafi zachować się w jej towarzystwie. Z Catrice, czy niegdyś Rakel to wszystko było prostsze - nie trzeba było udawać. Przed Hearst próbował odegrać jakąś rolę, swoiste przedstawienie, które pomogłoby mu się do niej zbliżyć nie tylko tego dziwnego popołudnia. Każde zdanie wypływające z jego ust było więc rozpaczliwą próbą przekonania jej do siebie. Stąd te płytkie i stereotypowe dialogi. Wrócił mu też tik nerwowy, który raz po raz zamykał jego powiekę.
-Te pytania to zawodowy nałóg? - mruknął zrównując się w nią w kroku. Wyciągnął papierosa z kieszeni i zatrzymał się na moment, by go odpalić. Przestało lać, więc złożył też parasol i oddał go Mallory. Zaciągnął się mocno papierosem. Zanim schował paczkę do kieszeni wyciągnął ją w kierunku rudowłosej. Pamiętał, że kiedyś paliła. Otwierała okno i wachlowała dłońmi tak długo, jakby miało to pomóc w rozgonieniu dymu. I to wtedy bardziej nie mógł oderwać od niej swojego spojrzenia, kiedy przyczajony obserwował ją z okien swojego pokoju. Szybko wrócili też do szybkiego marszu w kierunu znanym tylko kobiecie.
-[]Pytałaś, co robię? [/b]- mruknął grając na czas, tym samym dał sobie kilka sekund na wybranie jednej ze swoich życiowych opcji.
-Prowadziłem swój biznes w jednym z dystryktów, wspólnik się wycofał... Minął jakiś czas i jestem znów tutaj. Ot, cała big story... - oznajmił i w zasadzie nie minął się z prawdą. Jedynie opuścił kilka ustępów w tej opowieści - na przykład, że biznesem był burdel, wspólnikiem kobieta, która przez kilka lat udawała jego siostrę, potem żonę a potem ich seks uznała za gwałt z jego strony, zafundowała mu roczny pobyt w psychiatryku i zapadła się pod ziemię. Życie Royce'a pisze tak barwne scenariusze, ale jego opowieści nigdy nie są równie inspirujące.
Powrót do góry Go down
the leader
Mallory Hearst
Mallory Hearst
https://panem.forumpl.net/t2222-mallory-hearst#30141
https://panem.forumpl.net/t2223-mallory#30160
https://panem.forumpl.net/t2226-mallory-hearst#30163
https://panem.forumpl.net/t2224-papieros-kawa-ja#30161
https://panem.forumpl.net/t2225-mally#30162
Wiek : 42 lata
Zawód : redaktor naczelna OUTFLOW
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, latop

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyCzw Sie 28, 2014 11:26 am

Być może całkiem dobrze, że krępowały ją terminy, które sprawiały, że przestępowała z nogi na nogę, bo nie skupiała się wcale na tym wydarzeniu. Musiała patrzeć w przyszłość, która wprawdzie jawiła się jej w samych świetlistych barwach i była na wyciągnięcie ręki (już bladej i chłodnej od deszczu), ale wymagała od niej sporo i dlatego nie mogła zatrzymywać się na wspomnieniach z Trzynastki.
Jednocześnie pięknych i bolesnych, jeśli wziąć pod uwagę pół roku samotności, którą próbowała sobie zafundować po zdradzie Franka.
Nic dziwnego, że pragnęła odpuścić mu jego winy i zamknąć ten temat, który przez laty był bolesny, a teraz powodował u niej coś w rodzaju chwilowego dreszczu - może to przez ten deszcz (?) - który sprawiał, że machnęłaby rękę na wszystko, byle tylko zapomnieć.
- Po co ci moje wybaczenie? - zapytała jednak zaskoczona i nieco zbita z tropu. Wybrała całkiem rozsądną opcję z dopraszaniem się o jego odpowiedź, nawet jeśli przestawała wychodzić z roli cudownej damy, która zawsze zachowuje się grzecznie na rzecz bardziej temperamentnej Mallory, która czasami nie wahała się przed spraniem po mordzie natrętnych wielbicieli. Nie zamierzała jednak prowadzić tej gry teraz, kiedy śpieszyła się do trybutów i już widziała w oczach swojej starszej córki zawód. Ciągle musiała wybierać i powoli już dostawała szału, ale nie mogła przecież inaczej.
Hearst była uwięziona i chyba dlatego na widok jego papierosa, nie wytrzymała, dosłownie zabierając mu go z ust i zaciągając się głęboko, jakby znowu miała piętnaście lat i chcieli ją ukarać za ten niezdrowy nałóg, którego nie dzieliła z nikim. Właściwie nadal tak było - jej mąż nienawidził jej palenia, kłócili się o to namiętnie i tak teraz wydmuchiwała dym, nie lekceważąc kolejnego fałszywego kroku u mężczyzny.
- Skąd wiesz, że pracuję jak dziennikarka? - oddała mu papieros, już mniej ufna i mniej szalona, kiedy kierowali się w stronę miejsca kaźni młodych niewiniątek, a zmierzch zapadał niesamowicie szybko. To pewnie przez ten deszcz, który właśnie przestał padać i moczyć jej fryzurę, i tak w szaleńczym nieładzie - ostatnio była śmiesznie niepoukładana w swoim życiowym perfekcjonizmie, który właśnie rozkładał na czynniki pierwsze słowa mężczyzny.
Chyba zadowalające, bo kiwnęła głową, przysięgając sobie jednak solennie, że to sprawdzi. Nie byłaby sobą, gdyby nie usiłowała wszystkiego kontrolować.
- Idę do Ośrodka Szkoleniowego, więc... - nie dodała: nie chcę cię tutaj, ale to było chyba jasne.
Nie mogła przecież pokazać się z kimkolwiek w tej krainie śmierci i mroku, made by Coin.
Powrót do góry Go down
the leader
Søren James Royce
Søren James Royce
https://panem.forumpl.net/t2625-sren-james-royce
https://panem.forumpl.net/t2632-kawal-swira-czyli-sren-royce
https://panem.forumpl.net/t2644-s-j-royce#39028
Wiek : 33
Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin
Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości
Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyWto Wrz 02, 2014 12:39 am

Zadziwił ją. I nie tym, że zrobił coś niezwykłego. Raczej chodziło o to, że jego zachowanie wydało jej  się dziwne. Fałszywy ruch, o który by się nie podejrzewał. Przez chwilę więc wpatrywał się w nią równie zdziwionym spojrzeniem. Mallory Hearst swoimi reakcjami odbiegała od schematu, który zdążył w sobie wypracować. Przyglądał się jak papieros z jego ust wędruje do jej dłoni a potem także do czerwonych warg. Wiedział, że gdyby kroczył po linie rozpiętej nad Wielkim Kanionem już dawno spadłby w przepaść. Nie mógł odżałować chybionego kroku.. Nabrał powietrza w płuca i odebrał od niej papierosa.
-Takie czasy. Nikt nie chce mieć wrogów... -mruknął poważnie i zaciągnął się szlugiem. Mocno i porządnie, jak gdyby ten dym wypełniający jego płuca miał mu w czymś pomóc. Na przykład - pomóc wyrwać się z uzależnienia od rudowłosej Hearst.
Wiecznie czujna i wiecznie uważna. On, seryjny morderca i człowiek o dziwnych skrupułach manewrował w gęstwinie jej myśli i spostrzeżeń jak słoń w składzie porcelany. Dość nieudolnie.
-Ludzie obejmujący stołki redaktorów naczelnych nie są raczej tymi o których się nie mówi, lub nie pamięta. Powinnaś być zdziwiona gdybym nie wiedział... - oznajmił i zgasił papierosa na dachu taksówki. Wiedział, że kiedy wyciągnie rękę w kierunku klamki, żeby otworzyć jej drzwi, będzie musiał zrobić krok w jej stronę i znaleźć się przez to aż nazbyt blisko. Przestrzeń osobista naruszona po tysiąckroć. Zaplanował ten ruch. Tym samym stała w takiej odległości od niego, że mógł poczuć delikatny zapach jej perfum, to jak pachniały jej włosy, mógł też zobaczyć, że jej szminka jest lekko rozmazana. Skrócił ten dystans z nieskrywaną przyjemnością - pozwolił sobie nawet na lekko bezczelny uśmiech. To wszystko trwało zaś ułamki sekund zanim ponownie odsunął się i otworzył drzwi auta.
-Tak... Śpieszysz się pisać o mordowaniu? - mruknął czując, jak rodzi się w nim ekscytacja - Dziennikarzy kręci śmierć na arenie, czy piszą i mówią o niej w ramach swoich publicznych obowiązków? -zapytał. Śmierć nie była dla niego tematem tabu. Mógł nauczyć się jak postępować w relacjach z kobietami, czy w czasie rozmowy lub kontaktu z kimkolwiek, ale nie potrafił powstrzymać swoich instynktów. Nie wpadłby na to, że rozmowa o zabijaniu nie jest najlepszą opcją pogawędki z dawną znajomą. Tylko, że... No dalej Mallory, naprawdę jesteś taką grzeczną dziewczynką?
Powrót do góry Go down
the leader
Mallory Hearst
Mallory Hearst
https://panem.forumpl.net/t2222-mallory-hearst#30141
https://panem.forumpl.net/t2223-mallory#30160
https://panem.forumpl.net/t2226-mallory-hearst#30163
https://panem.forumpl.net/t2224-papieros-kawa-ja#30161
https://panem.forumpl.net/t2225-mally#30162
Wiek : 42 lata
Zawód : redaktor naczelna OUTFLOW
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, latop

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptySro Wrz 03, 2014 5:14 pm

Być może była kiepską opiekunką domową ogniska, skoro tak śmiało poczynała sobie z mężczyzną, przed którym powinna zamykać na cztery spusty swoje domostwo, ale jak zwykle, zwyciężyła kobieca pycha i chęć widzenia w każdym dobra - od pewnego czasu była osłabiona - która sprawiała, że konwersowała z nim sobie swobodnie, a także wymieniała (całkiem platonicznie) z nim ślinę, nie przejmując się zarazkami, byciem spóźnioną o całe pięć minut i faktem, że niegdyś widział ją nago. Całkiem niezła mieszanka do punktu zapalnego, gdyby Mallory była jedną z tych złych kobiet, które swojemu mężowi odpłacają pięknym za nadobne.
Ale przecież nie była, nadal znajdowała się w strefie czysto platonicznej, nie zauważając wcale, że mężczyzna stojący przed nią jest przystojny i że wlepia w nią spojrzenia, które zdecydowanie nie są pozbawione chemii czy szczątkowej fascynacji.
- Jeśli nie masz wrogów, to oznacza, że nie stawiasz się nikomu. Smutny obraz, Royce - podzieliła się z nią szczerą refleksją, obserwując przez kilka sekund palce jego dłoni, kiedy trzymał w nich papierosa. Zupełnie nowy widok dla kogoś, kto dorastał i miłował (obecnie) w obszarze beznikotynowym.
Szybko jednak powróciła na ziemię - mokrą i śliską, wymagającą kontaktu ich ciał, kiedy taksówka już czekała na nią, a jej dawny znajomy kłamał w żywe oczy, sugerując, że tajemnicą poliszynela jest jej awans. Znała Lowella o rok za długo, by uwierzyć w podobne bajki, zresztą Mallory już była całkiem dużą dziewczynką, więc wolała usłyszeć nawet najokrutniejszą z prawd niż to oszustów, które miało służyć... Nie, nie zamierzała dopytywać o to, kiedy usłyszała nawiązanie do Igrzysk. Setne w ciągu tygodnia.
Oparła palce o dach taksówki i spojrzała mu prosto w oczy, wyczuwając te dziwne wibracje, choć ich nie podzielając.
- Jak kogokolwiek - zaznaczyła dobitnie, w oczach ogień i zimny lód jednocześnie - może fascynować śmierć dzieci? Naprawdę uważasz mnie za takiego potwora? Gratulacje, nie ty pierwszy! - wrzasnęła nagle zirytowana do reszty.
Nie oczekiwała na tłumaczenia bądź potwierdzenie, trzasnęły drzwiczki i Mallory Hearst odjechała w strony, który zapewne wkrótce zaczną śnić jej się po nocy.

zt
Powrót do góry Go down
the leader
Kristian Almstedt
Kristian Almstedt
https://panem.forumpl.net/t2817-kristian-almstedt#43356
https://panem.forumpl.net/t2818-kristian-almstedt#43357
https://panem.forumpl.net/t2819-kristian-almstedt#43358
Wiek : 33 lata
Zawód : Generał

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyNie Paź 19, 2014 6:39 pm

Wszystko się zjebało! Tak można w jednym zdaniu podsumować dzisiejszy dzień, który z pewnością nie należał do udanych. Nie dość, że nie udało mu się dzisiaj dołączyć do żadnej grupy szeregowych, nie mógł na nikogo na krzyczeć, na zewnątrz było gorąco jak cholera, a jakby tego było mało, to spotkał jeszcze swoją byłą, która wprost uciekła mu z ołtarza. Zajebisty dzień Almstedt, naprawdę! Nic więc dziwnego, że mężczyzna wyglądał dzisiaj niczym czołg, a nie generał. Parł do przodu z diabłem wymalowanym na twarzy i oczyma rozbieganymi jak u narkomana. Denerwowało go wszystko, irytował go każdy. Tylko czekał na to, aż podejdzie do niego jakiś żebrak lub akwizytor, bo przynajmniej miałby na kim wyładować swoją złość. Jednak los bywa przewrotny i o tak późnej, wieczornej godzinie na Alei Czasu nie było prawie nikogo. Miejsce, które zazwyczaj jest zapełnione teraz stało praktycznie puste. A może ludzie po prostu uciekli czując już z daleka mordercza aurę, która roztaczała się dookoła mężczyzny?
A ten wyglądał naprawdę strasznie! No... Ten kubek z napojem i słomką w prawej ręce na pewno trochę łagodził jego wizerunek, ale rozbiegane oczy nadal pozostały. Często w filmach widzi się jak najważniejszy czarny charakter zmierza w otchłań, a za nim gasną wszystkie światła. Tutaj było podobnie tylko, że sam Almstedt zmierzał w stronę czarnej pustki, którą najwyraźniej spowodowała awaria świateł.
- Kurwa. - warknął jeszcze, przeglądając listę kontaktów w telefonie. Szukał jednego numeru, z którym teraz powinien się skontaktować. W końcu jeśli ma się zachlać, to nie może robić tego do lustra. Jednocześnie nie może być to ktoś, z kim pracuje. Wizja pijanego generała mogłaby podważyć jego autorytet, a tego nie chciał. Nie tak działa wojsko. - No gdzie kurwa jesteś? O! - dodał zaraz, rzucają kubek z napojem do kosza. Teraz tylko trafić w te literki na ekranie. Almstedt był pewien, że ten kto wymyślił dotykowe telefony musiał być szatanem. Z drugiej strony nigdzie nie mógł dostać normalnego, a nawet gdy już go dorwał, to niestety nie działał najlepiej. Kolejna zmora mężczyzny, która dzisiaj niezmiernie go prześladowała.
Podsumowując Aleja Czasu miała teraz dość nietypowego gościa. Nie dość, że w razie zbrojenia czegoś niedobrego ma i tak plecy, to jeszcze jest nieźle rozjuszony. Uderza w swój telefon tak, jakby chciał zabić jakiegoś robaka znajdującego się w środku, a na dodatek nie patrzy przed siebie, więc niezwykle łatwo będzie na niego wpaść. Dodając do tego, ze jest dość ciemno, a oświetlenie nad nim powoli dogorywa, to bitka może być murowanym wyjściem z tej sytuacji. Oczywiście o ile ktoś dąży do otwartej konfrontacji. Sęk w tym, że lepiej teraz do niego nie podchodzić, bo gryzie. Jak wampir.
Powrót do góry Go down
the pariah
Gwen Arrington
Gwen Arrington
https://panem.forumpl.net/t2645-gwen-arrington
https://panem.forumpl.net/t3561-gwendolyn-arrington#55954
Wiek : 28 lat
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, pendrive, laptop, telefon komórkowy, nóż ceramiczny

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyNie Paź 19, 2014 7:27 pm

|wieczór w dzień oddania planów
Wmawiała sobie, że powodem, dla którego znalazła się tam, gdzie się znalazła, był zwykły przypadek. No cóż, nastawienie to nie odbiegało od prawdy tak bardzo, jak można by się tego spodziewać. A przynajmniej pierwsza część dość pospolitej historii, która opowiedziana dobrze (jak na prawdziwą opowieść przystało – z odrobiną romansu, kryminału i wartkiej akcji) doprowadziłaby nas do miejsca, w którym stała Gwen Arrington. A może, jeżeli pociągnęlibyśmy ją trochę dalej, pokazałaby jeszcze więcej. Szkoda tylko, że brunetka nie była osobą, o której opowieści chciałoby się snuć.
Po wyjściu od Henry’ego zamierzała wrócić do mieszkania, zaszyć się w swoich czterech ścianach i błagać Los o to, aby z korytarza nie dobiegły jej żadne niepokojące krzyki mogące świadczyć o tym, iż jej względna wolność (tak właśnie, względna, bo w większości czuła się jak pies uwiązany na smyczy) zostanie wkrótce ograniczona. Powoli zapadał wieczór, a im bliżej siedziby się znajdowała tym bardziej zwalniała kroku, odkrywając, że tak naprawdę nie ma wcale ochoty tam wracać. W ten właśnie sposób, wciąż w letniej sukience, zaczęła spacerować po cichnących z każdą minutą ulicach. Widok był dość magiczny, widząc, jak miasto pustoszeje, a jego mieszkańcy wracają do ciepłych mieszkań, aby odpocząć po ciężkim dniu i przygotować się na to, co przyniesie następny wschód słońca. A to właśnie zachodziło, gdy stała nad rzeką i obserwowała, jak ognista kula chowa się za horyzontem, oświetlając szklane budynki, w których odbijały się jego ostatnie promienie. Woda falowała łagodnie i już wkrótce zalśniła blaskiem księżyca, a kobieta zrozumiała, dlaczego nosi właśnie taką nazwę.
Chociaż spodziewała się, że Kapitol ucichnie, nie zaskoczyło ją to, co zastała po powrocie do centrum. Mimo że ulice były stosunkowo puste, muzyka i głosy dochodzące z pootwieranych barów pokazywały, że to miasto nigdy nie śpi. Podobnie jak część jego mieszkańców, którzy wybrali tą drogę  nie bez powodu. Zastanawiało ją, co skłania ludzi do zalewania organizmu litrami alkoholu. Każdy ma problemy, ona także, jednak nigdy jeszcze nie spadła tak nisko. Kto jednak wie, co przyniesie przyszłość…
Nie było zimo, nie wiał także wiatr, przez co wieczór można było uznać za całkiem przyjemny, gdyby nie stojące powietrze i duchota. Rzuciła przelotne spojrzenie na wyświetlacz telefonu stwierdzając, że zdecydowanie powinna już wrócić do domu. Robiło się coraz później, na niebie pojawiały się już gwiazdy i gdyby nie światła budynków i blask księżyca zapewne pogrążyłaby się w mroku miasta, które kochała i którego jednocześnie nienawidziła. Wtedy jednak dostrzegła coś, a właściwie kogoś. Zatrzymała się, starając się dostrzec twarz mężczyzny, jak poznała po sylwetce. Światło pobliskiej latarni ułatwiało jej to zadanie w znacznym stopniu pomagając stwierdzić, iż tak bardzo się nie pomyliła.
Do tamtej chwili twierdziła, że wyleczyła się z tej dziwnej i niczym nieuzasadnionej obsesji. Nie, to nie była obsesja. Obsesję można mieć na punkcie swoich włosów, czegoś, co jest dla nas ważne. To była czysta ciekawość. Chęć poznania bliżej ludzkiej natury i czynników, które warunkują niektóre zachowania. Nie była psychologiem, nigdy też bliżej nie interesowała się z tymi sprawami. Jednak tamten dzień, w którym cztery trupy robiły za hołd oddany osobie, która robiła za wroga numer jeden sprawił, że zapragnęła zbadać dogłębniej umysł tego mężczyzny, którego nazwisko wciąż napawało ją obrzydzeniem. Po tak długim czasie poddawania go psychoanalizie, zbierania informacji na jego temat i w końcu wyrzucenia wszystkiego do śmieci gdy stwierdziła, że jest po prostu zwykłym dupkiem chcącym umościć sobie wygodne miejsce u boku Coin sądziła, iż nigdy więcej do tego nie wróci. I szczerze mówiąc nie wróciła, wtedy też nie zamierzała. Coś jednak sprawiło, że ruszyła za nim, utrzymując bezpieczną odległość i starając się wyglądać jak najmniej podejrzanie. To z kolei nie było takie trudne – skoro najbliżsi ludzie Coin jeszcze w Trzynastce nie odkryli, jak często robiła za ich cień, czemu on miałby to zrobić.
Zadawała sobie tylko jedno pytanie… Na co właściwie liczy? Przejdzie całą Aleję, poobserwuje jak on robi to samo, przypomni sobie, jak bardzo nienawidzi go za zabicie tych osób tylko po to, by później jak pies lizać stopy swojej pani i wróci do domu. Nie było niczego, co chciałaby ukryć. Żadnych innych powodów, dla których szła, wkraczając w nieoświetloną część Alei ze świadomością, że mężczyzna który wzbudzał w niej odruch wymiotny idzie przed nią. Nie ukrywała też, że jest to osoba, której życiorys zna niemal tak dobrze jak swój własny… I gdyby musiała, umiałaby to wykorzystać.
Było zaskakująco cicho. Szczerze powiedziawszy nie wiedziała, czy jej to przeszkadza czy też nie. W gwarze ludzi łatwiej było się ukryć, a świadomość, że była tam sama (no prawie) nie była też specjalnie zniechęcająca. Czasem dobrze było pobyć z własnymi myślami. Po chwili ciszę przeszył odgłos czegoś, co uderzyło o metalowe wnętrze śmietnika. Dźwięk jeszcze chwilę rozbrzmiewał w jej uszach, gdy zatrzymała się na chwilę starając się przebić wzrokiem mrok, po czym ruszała dalej, nie mając konkretnego celu.
Nie przejmowała się ciemnością. Teraz nie przerażała jej tak jak wtedy, gdy zapoznawała się z nią po raz pierwszy. Kiedy silne dłonie wciągały ją z powrotem pod ziemię, do dziury, niszcząc marzenia i budząc ze snu, który przez kilka sekund wydawał się być naprawdę piękny. Nie bała się tych dłoni, nie wierzyła, aby znów mogły ją za sobą pociągnąć.
Powrót do góry Go down
the leader
Kristian Almstedt
Kristian Almstedt
https://panem.forumpl.net/t2817-kristian-almstedt#43356
https://panem.forumpl.net/t2818-kristian-almstedt#43357
https://panem.forumpl.net/t2819-kristian-almstedt#43358
Wiek : 33 lata
Zawód : Generał

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyNie Paź 19, 2014 8:34 pm

No tak, to bardzo typowe. Nie odzywają się do siebie tygodniami, a gdy jeden napisze do drugiego to i tak drugie tyle czekają na odpowiedź. Kristian spoglądał na swój telefon tak, jakby zaraz miało na niego przyjść potwierdzenie przelewu na kilkadziesiąt milionów. Ten niestety nie przychodził i nie zanosiło się na to, żeby miał w ciągu kilku najbliższych minut nadejść. Almstedt już dawno temu zapowiedział sobie, że nigdy nie będzie pił w samotności. Nie po ostatnim razie, kiedy trójka chłopa zbierało go z podłogi, a on i tak się rzucał. Swoją drogą ciekawe, że nawet po litrach alkoholu nadal umiał się bronić tak, jak nauczono go w wojsku. Co prawda może trochę bardziej niezdarnie, ale podstawy zostały zachowane.
Jedynym co w tej chwili przeszkadzało wojskowemu była ta wszechobecna cisza. Gdzie by nie poszedł, tam nie było praktycznie żadnej żywej duszy. Z tego wszystkiego Kristian zaczął nawet przeglądać stare smsy, żeby zająć czymś umysł, wszedł praktycznie w każde ustawienia komórki, ale to w niczym nie pomogło. Od kiedy zaczął tak bardzo polegać na ludziach? Przecież od najmłodszych lat wystarczyły mu jedynie magazyny, ćwiczenia i zajęcia w szkole. Kolegów czy przyjaciół nie miał prawie wcale, a jedyną jego rozrywką było godzinne oglądanie telewizji. I to raz na dwa dni, bo na więcej mu niestety nie pozwalano. I to wystarczało. Almstedt miał swój mały świat, swoje karabiny i strzelby, które wypełniał nabojami. Czego mu trzeba było więcej? Dopiero po osiągnięciu stopnia oficera został wciągnięty w ten cały świat znajomości, układów i rozmów, które musiał utrzymywać pomimo własnej niechęci. Ta jednak dość szybko zniknęła i mężczyzna zaczął się czuć w tym podejrzanym półświatku jak ryba w wodzie. Później wystarczyło jedynie parę miesięcy, żeby nie mógł już bez niego żyć. Wystarczyła krótka chwila nieuwagi, żeby z samotnego żołnierza stał się jak reszta kapitolińczyków, która cały czas wymaga uwagi, zrozumienia czy po prostu gęby do rozmowy. Tego sobie nigdy nie mógł wybaczyć, ale wiedział też, że to nieuniknione. Bez tego wszystkiego, co zrobił do tej pory nie siedziałby na tak wysokim stanowisku.
Z głębokich myśli wyrwał go za to dziwny, metalowy odgłos. Nie było to coś normalnego na takim moście/terenie jak Aleja Czasu. Tutaj jednak odezwał się wrodzony instynkt Kristiana, który nie pozwolił mu się odwrócić. Jeśli faktycznie ktoś za nim podąża, a na to wskazują usłyszane teraz kroki, to najlepiej będzie rozwiązać to w dość prosty sposób. Telefon nadal trzymał w ręce, więc nic nie stało na drodze, żeby go wykorzystał. W tym momencie cieszył się jednak, że posiada model bez klawiatury przez co naturalnie ma również większy ekran. Wyświetlacz oczywiście został wyłączony, a sam telefon skierowany na wysokość twarzy mężczyzny tak, jakby się w nim przeglądał. Oczywiście dla niektórych mogło wydawać się to dziwne, ale czy Gwen idąca kilkanaście metrów za nim aby na pewno mogła to wszystko dobrze ocenić? Oh, skąd wiedział, że kilkanaście metrów? Wszystko było doskonale widoczne w wyświetlaczu, który przy braku świateł robił za idealne lustro.
- A to zdzira. Zobaczymy. - szepnął sobie pod nosem, chcąc sprawdzić czy aby na pewno go śledzi. Właśnie w tym celu delikatnie przyspieszył kroku, oczekując na jej reakcję. I... Jest! Również przyspieszyła, co było dość oczywiste. W tym momencie na twarzy Almstedta pojawił się dziki, nieokiełznany uśmiech. Wreszcie rzucono mu w szpony kogoś, z kim może się zabawić. Więc panience zachciało się tropić człowieka, który bez żadnych skrupułów zabił cztery osoby i przywiózł je prawie obwiązane w kokardce? W dodatku mężczyzna ten miał jeden z najwyższych stopni w wojskowej hierarchii. Ciekawe czy ten mały szpieg za jego plecami miał tyle samo doświadczenia? Mogła się pochwalić tak długim stażem służby? Była oficjalnie w wojsku od 14 lat? Wątpię, wątpię i jeszcze raz wątpię, więc to mogła być jego przewaga. Teraz pozostało tylko wybrać jak to wszystko rozegrać. Oczywiście można było się bawić w podchody, ale czy to da jakiś efekt? Zwykła kobieta naprzeciwko zaprawionego wojskowego. Bukmacherzy nie mieliby większych wątpliwości przy obstawianiu zakładów.
- Halo? No cześć Jacob. - najstarszy z najstarszych chwytów! W zasadzie taki fundament. Jak łatwo zmienić kierunek spaceru albo nie spoglądać na osoby, z którymi nie chce się rozmawiać? Udawać, że właśnie rozmawia się przez telefon i nie zwracać uwagi na otaczający świat - Gdzie? Stary, to po drugiej stronie. Czekaj tam! Już do Ciebie idę. - kolejne kilka zdań, ale wypowiedzianych z taką pewnością siebie i naturalnością, że w zasadzie można by w nie uwierzyć. No i przede wszystkim te kilka słów wystarczyło do tego, żeby odwrócić się zgrabnie na pięcie i stanąć oko w oko z Gwen. Oczywiście tylko pozornie, bowiem wzrok generała jedynie przez moment spoczął na jej sylwetce, aby następnie wbić spojrzenie w przestrzeń przed sobą. Dwadzieścia metrów, piętnaście... Dziesięć? Wystarczyło zaczekać tylko na odpowiedni moment i reakcję panny Arrington. Wszystko w swoim czasie.
Powrót do góry Go down
the pariah
Gwen Arrington
Gwen Arrington
https://panem.forumpl.net/t2645-gwen-arrington
https://panem.forumpl.net/t3561-gwendolyn-arrington#55954
Wiek : 28 lat
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, pendrive, laptop, telefon komórkowy, nóż ceramiczny

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyPon Paź 20, 2014 12:31 am

Szczerze powiedziawszy Gwen zaczynała się nudzić. Podejrzenia, które dotychczas snuła na temat osoby Kristiana Almstedta zaczynały się sprawdzać, choć do przymiotników, którymi go opisywała dochodził jeszcze jeden. Nie oczekiwała niczego wielkiego, ale zwykły spacer po Alei nie był tym, czego oczekiwała. Wpatrywała się uparcie w jego plecy podświadomie błagając o to, żeby się odwrócił. Żeby wreszcie coś zaczęło się dziać. Nie miała pojęcia, czemu tak jej na tym zależy. Chyba po części brakowało jej tych rozrywkowych dni w Trzynastce, spędzanych na treningach z bronią i walki wręcz. Bądź na planowaniu ucieczki… Nie, to nie były dobre czasy i nie dlatego Gwen przywołała je w swojej pamięci. Potrzebowała czegoś, co zajęłoby jej myśli choćby na krótką chwilę… To chyba jednak nie był odpowiedni tor. Czuła się tak, jakby odtwarzała stary i dość przygnębiający film.
Nie była osobą, która trzyma swoje urazy długo, ale nie ukrywała, że potrafi szybko zapomnieć. Wybaczyć owszem, to przychodziło jej dość łatwo, ale pamięć miała zbyt dobrą, aby tak po prostu wymazać z niej wszystko to, co kiedykolwiek jej dotknęło. Może właśnie dlatego postanowiła podążyć za tym mężczyzną, bo nie zapomniała i ta dawna ciekawość zgłębienia tajników tego psychopaty (czy mogła go tak określić, zupełnie prywatnie?) wzięła górę nad rozsądkiem, który z kolei teraz miał dość dużo do powiedzenia. Zaczynała wchodzić w fazę, w której czyniła sobie wyrzuty, iż dała podkusić się własnym, dość pokręconym i nieracjonalnym rządzą. Była już bliska przyznania się do tego, iż popełniła błąd i z opuszczoną głową udania się w drogę powrotną, kiedy sylwetka przed nią znacznie przyspieszyła. Lekko skonsternowana zatrzymała się na chwilę, starając się przebić wzrokiem ciemność i znaleźć powód, dla którego Almstedt tak nagle zmienił tępo swojego chodu. Nie byłaby sobą, gdyby nie wyciągnęła z tego jednego wniosku – zauważył ją. Ni e była też do końca pewna, czy powinna się z tego cieszyć, czy też może od razu odwrócić się i odejść udając, że jego osoba tak naprawdę jej nie interesuje. Nie po to jednak przeszła taki kawał drogi, rezygnując z wyspania się we własnym łóżku, aby nie chwycić w garść szansy, którą otrzymała od Losu (a może głównego zainteresowanego?)
Przyspieszyła więc kroku, oddychając spokojnie i będąc świadomą, iż popełnia właśnie największą gafę w historii śledzenia osób. Gdyby istniały złote zasady jedna z nich brzmiałaby „Nie przyspieszaj wraz z osobą, którą śledzisz”. Jednak czy naprawdę zależało jej na tym, aby pozostać dalej anonimowym cieniem? Czy może zupełnie świadomie pchała się tam, gdzie nie powinna i przekraczała granicę, której tak naprawdę nikt nie wyznaczył?
Gdy on przyspieszał, ona wydłużała swoje kroki, wciąż jednak starając się zachować tą samą odległość. Z trudem dostrzegała sylwetkę mężczyzny na tle… nicości i zaczynała obawiać się, iż jeśli naprawdę ją zauważył, zaraz wyłoni się z mroku wprost przed nią.
Szczerze powiedziawszy, jeśli tego naprawdę chciała, to można by powiedzieć, iż szczęście zaczynało jej sprzyjać. Po chwili, kilku kolejnych metrach i słowach, które odrobinę (ale tylko trochę) wprowadziły ją w rozbawienie, zauważyła, że odległość między nimi diametralnie się zmniejsza. Miała wielką ochotę teatralnie uderzyć swoją dłonią w twarz zdając sobie sprawę, jak wielki błąd popełniła. Śledzenie osób w labiryncie korytarzy i pokoi, do których można było się schować, było i łatwiejsze i bezpieczniejsze. Nie przewidziała tego, dając się porwać chwili i po prostu wkraczając za nim na otwartą przestrzeń. Przekonywała samą siebie, że nie zamierza się wycofywać, jednak kiedy odległość zaczynała być niebezpiecznie bliska (nie była pewna, czy była spowodowana jej obecnością), delikatnie i zupełnie niewinnie skręciła w bok. Nie wyjęła telefonu, nie zamierzała udawać, że jest zajęta rozmową. Zamiast tego spokojnie podeszła do jednego z filarów, z których normalnie zapewne wydobywało by się światło oświetlające fragment Alei. Nie dążyła także do udawania, że nie zauważyła obecności mężczyzny. Robiła więc dokładne przeciwieństwo tego, co zrobiłaby inna osoba złapana na gorącym uczynku… Ale czy aby a pewno?
Nie zatrzymała się. Szła wciąż przed siebie, w myślach odliczając metry, które pozostały do ich spotkania. Nie zaprzeczała, że serce zabiło jej trochę mocniej, a oddech przyspieszył. Nie miała pojęcia, czego może się spodziewać, jeśli w ogóle czegokolwiek powinna.
Powrót do góry Go down
the leader
Kristian Almstedt
Kristian Almstedt
https://panem.forumpl.net/t2817-kristian-almstedt#43356
https://panem.forumpl.net/t2818-kristian-almstedt#43357
https://panem.forumpl.net/t2819-kristian-almstedt#43358
Wiek : 33 lata
Zawód : Generał

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyPon Paź 20, 2014 4:07 am

Wbrew wszystkim opowiastkom i plotkom krążącym po Kapitolu, Kristian wcale nie był takim tyranem. Owszem, miał swoje zachcianki i spojrzenie na świat, ale narzucał je tylko podwładnym. Nigdy nie wyobrażał sobie używania swojego autorytetu do celów innych, aniżeli służbowe. W końcu we wszystkim innym potrafił poradzić sobie jako człowiek, a nie generał, więc wydawało się to bezcelowe. Być może właśnie dlatego Kristian wydawał się śledzącej taki zwyczajny. Oczekiwała, że zacznie strzelać do ludzi? A może będzie ich zwyczajnie torturował na ulicy ku uciesze swojego połechtanego ego? Nic z tych rzeczy. Może i robił rzeczy nietypowe, ale to dlatego, że w jednej osobie skupiony był normalny człowiek i żołnierz. Te dwie profesje należało od siebie odróżnić tak samo, jak odsiewa je od siebie Almstedt zajmując określone stanowisko. Nie miesza się pracy z życiem prywatnym i odwrotnie.
Gwen popełniła tutaj błąd już wcześniej. Nie zauważyła, że Kristian się jej przygląda. Już w tym momencie mężczyzna nabrał stosownych podejrzeń, a dalsze akcje miały na celu tylko zwiększenie prawdopodobieństwa, że to właśnie ona go śledzi. Przyspieszenie kroku było zawsze najprostszą, ale jednocześnie najbardziej oczywistą metodą. Ono nie tylko demaskuje ewentualnego śledzącego, ale przede wszystkim pokazuje, że śledzony zdaje sobie sprawę z obecności cudzego wzroku na swoich plecach. Sprawa była jednak taka, że Almstedt w żadnym razie nie rozpatrywał obecności Gwen na Alei Czasu jako zagrożenia. Bo była kobietą? Bo niezbyt dobrze go śledziła? W zasadzie sam nie wiedział dlaczego, ale czuł się po prostu pewnie.
No i masz Ci los! Najwyraźniej bystra panienka próbująca bawić się w szpiega dostrzegła jego dziwne zachowanie i próbowała się ewakuować. Jednak dopiero teraz? Kristian uśmiechnął się pod nosem w dowód uznania jej próżnych nadziei. Jeśli myślała, że uda się jej przejść tak po prostu obok niego, a następnie udać się w swoją stronę to grubo się myliła. Zresztą Almstedt tego nie zakładał. Wprost ją przeceniał! Przyjął, że zorientowała się już w momencie kiedy próbował dojrzeć jej w ekranie telefonu komórkowego, ale nie porzuciła misji z innych względów. Doceniał jej oddanie sprawie, ale tutaj chodziło o jego własne dupsko, które zamierzał chronić. Kobieta czy też nie, w tej chwili była zwyczajnie jego wrogiem i nie zamierzał spoglądać na różnice płci pod kątem innym niż ten, który miał mu dać przewagę w całej konfrontacji.
- Jak to musisz kończyć? - zapytał jeszcze, kontynuując tym samym fikcyjną rozmowę. Właśnie w tym momencie znalazł się na wysokości panny Arrington, która mijała go po jego lewej. Jeden krok, drugi i telefon już zmierzał w stronę podłoża, przyciągany do niego bezlitosną siłą grawitacji. Kristian tymczasem sprawnie się obrócił i wystrzelił w kierunku Gwen. W tym momencie zrobiłaby lepiej, gdyby od razu rzuciła się w pościg, bowiem z takiej odległości nie miała zbyt wiele do gadania. Jedna ręką żołnierza chwyciła ją mocno w pasie przy okazji zakleszczając jej własne ręce przy talii, a druga skierowała się na jej usta, szczelnie je zakrywając. Teraz wystarczyło ją zaciągnąć, a będąc dokładniejszym, przenieść za filar tak, żeby normalny przechodzień zwyczajnie ich nie widział. Almstedt ustawił swoją ofiarę tak, że ta ustawiona była twarzą do chłodnego filaru, po czym docisnął ją całym swoim ciałem.
- Krzyknij, piśnij, a skręcę Ci kark. - warknął jej prosto do ucha, wcale nie żartując. Zresztą Gwen powinna się w tym orientować najlepiej, bo jako jedna z nielicznych widział jaki piękny prezent dostała Alma Coin. Tamci co prawda byli podziurawieni, ale nadal martwi. Dlaczego więc ona miałaby skończyć inaczej? Jednak wracając do najważniejszego, to taka pozycja była niezbyt wygodna do przesłuchiwania. Właśnie dlatego Kristian pozwolił sobie na zdjęcie ręki z jej ust, a następnie delikatne poluzowanie uścisku, żeby zaraz zamienić go w dźwignię założoną na lewą rękę dziewczyny. Ta została brutalnie wygięta za plecami tak, że nawet najmniejszy ruch ciałem powinien sprawiać ból. jakby tego było mało, to generał postarał się o to, żeby widzieć twarz swojej małej zdobyczy. W tej chwili Gwen powinna być przyciśnięta prawym policzkiem do filaru, co też nie było komfortowe. Noga wojskowego rozsunęła natomiast stopy kobiety, samemu wkradając się pomiędzy nie, ale na pewno nie w celach rozrywkowych. W ten sposób zabezpieczył się przed niepożądanym kopnięciem w krocze.
- Lubisz śledzić ludzi , ptaszyno? Dla kogo? Po co? Kim jesteś? - głos Kristiana był dość spokojny, ale po serii pytań nacisk na łokieć Arrington stał się mocniejszy, co powinno wydobyć z jej gardła jakże piękny jęk. Może i Almstedt nie był jakimś sadystą, ale dawno nie miał okazji do działania w terenie. Teraz do tego wszystkiego dochodziło jeszcze zirytowanie wcześniejszą rozmową z blondynką i biedna Gwen ma to, czego tak naprawdę chciała. Trafiła na moment, w którym generałem targało kilka dość silnych emocji i zwyczajnie musiał je na kimś wyładować.
- Trafiłaś na mnie, ale mogę Cię oddać żołnierzom, którzy w koszarach nie widzieli przez parę miesięcy kobiety innej, niż ta na plakacie. Odpowiesz czy idziemy się z nimi przywitać? - zagroził całkiem poważnie, chociaż do takiej sytuacji nigdy by nie dopuścił. Oczywiście nie wyklucza to przesłuchania przez kobiety pracujące w wojsku, które nierzadko są jeszcze bardziej brutalne niż mężczyźni. Ci jeszcze mają jakieś hamulce gdy mają siłą wydobywać informacje z płci przeciwnej, ale w stosunkach kobieta - kobieta taki kodeks raczej nie obowiązuje.
Powrót do góry Go down
the pariah
Gwen Arrington
Gwen Arrington
https://panem.forumpl.net/t2645-gwen-arrington
https://panem.forumpl.net/t3561-gwendolyn-arrington#55954
Wiek : 28 lat
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, pendrive, laptop, telefon komórkowy, nóż ceramiczny

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyPon Paź 20, 2014 11:51 pm

Robiąc krok na bok Gwen doskonale wiedziała, na co się zanosi. Miała pełną świadomość tego, że już wkrótce stanie twarzą w twarz z Kristianem i szczerze mówiąc nawet się z tego cieszyła. Może wreszcie uda jej się uwolnić na zawsze od tego nazwiska. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy odległość między nimi stała się niemalże zerowa. Wciąż szła przed siebie, z kącikami ust wykrzywionymi lekko w górą. Przy takich warunkach mężczyzna raczej nie mógł tego dostrzec. Jeszcze. Musiała przyznać, że przez chwilę poczuła się naprawdę głupio. Trochę jak głupiutka nastolatka biegająca za obiektem swoich westchnień, chcąca poznać każdy szczegół z jego życia. Z tą drobną różnicą, że ona nie wzdychała do tego mężczyzny i była pewna, że nigdy nie będzie. Nie myślała o błędach, które popełniła tego wieczora. Ich lista mogłaby ciągnąć się w nieskończoność, a część z nich na pewno nie była spowodowana osobą generała. Po głębszych przemyśleniach dochodziła jednak do wniosku, że to, co na początku wydawało się fatalną pomyłką mogącą sprawić, że cały ten wieczór będzie iście nieprzyjemny, teraz zmieniało się w błogosławieństwo, dzięki któremu choć trochę umili sobie życie. Choć nie wątpiła też, że przyniesie to ze sobą kilka przykrości.
Nie rzuciła mu żadnego spojrzenia, gdy ich sylwetki zrównały się ze sobą. Nie miała po co, wiedziała, że niedługo stanie z nim twarzą w twarz. Nie musiała też długo czekać – już po chwili usłyszała trzask czegoś, zapewne telefonu, który niedawno tkwił w dłoni mężczyzny, po czym poczuła, jak chwyta ją w pasie jednocześnie zakrywając dłonią twarz. Nim zdążyła się obejrzeć stała przygwożdżona ciężarem ciała Almstedta do chłodnego filaru, czując jego gładką fakturę na swojej twarzy. Nawet się nie broniła, nie próbowała z nim walczyć, bo najzwyczajniej była ciekawa, jak to wszystko się potoczy.
Ktoś kiedyś powiedział jej, że zbyt często wtyka nos w nie swoje sprawy. I że zdecydowanie zbyt często posuwa się w poczynaniach dalej, niż powinna, chcąc sięgnąć po to, co nie jest dla niej dostępne. Niestety nie pamiętała, kim była owa osoba, jednak w tamtym momencie musiała przyznać jej rację.
Słysząc jego warknięcie prosto w swoich uchu jej uśmiech, choć wciąż przykryty dłonią, powiększył się odrobinę. Miała jednak pewność, że już za chwilę jego dłoń puści jej twarz, bo przecież nie mógłby tak po prostu stać, nie zapytawszy jej w jakże gentelmeński sposób, dlaczego właściwie za nim szła. Dlatego czekała cierpliwie i już po chwili jej przewidywania zostały spełnione. Niestety, nie skończyło się tylko na uwolnieniu jej ust. Chwilowo poluźniony uścisk szybko zamienił się w chwyt, który dobrze znała i który de facto sama kiedyś ćwiczyła. Lewa ręka dość boleśnie wygięta została do tyłu, a Gwen nie mogła powstrzymać odruchowego syknięcia, które ten ruch pociągnął za sobą. Jej twarz zaś, zamiast w całości stykać się z filarem, obrócona została w bok tak, że teraz jedynie jeden policzek czuł pod sobą chłód materiału. Nie wątpiła, że pan generał chciał widzieć jej twarz, gdy będzie dawała mu wyczerpującą odpowiedź na pytania, które na pewno się pojawią.
Kobieta dobrze wiedziała, co chciała mu powiedzieć. I przede wszystkim wiedziała także, jak ma to zrobić, aby znowu nie stawać się osobą, którą tak naprawdę nie była. Nienawidziła udawać kogoś innego, przybierać masek tylko po to, aby nie dać po sobie poznać, jak wiele ciekawych rzeczy znajduje się zarówno w jej sercu, jak i w umyśle. Tym razem, chociaż miała do czynienia z osobą, w jej mniemaniu, dość mocno popierającą działania Almy Coin, nie musiała grać. Mogła zachowywać się naturalnie wiedząc, że jej zachowanie jeszcze bardziej wyprowadzi mężczyznę z równowagi. A przynajmniej na to liczyła; nie ze złośliwości, z jej wieloletnich obserwacji wiedziała jednak, że zdenerwowany człowiek pokazuje swoją prawdziwą naturę i o to jej właśnie chodziło. Chciała prawdy, bo to ona była jedną z ważniejszych wartości w jej życiu.
Ktoś mógłby zapytać się, dlaczego przedstawicielka płci pięknej w tak niefortunnym położeniu ani na chwilę nie poczuła strachu. W końcu znajdowała się sam na sam z silnym i najwyraźniej dość temperamentnym mężczyzną, w miejscu, w którym poza nimi nie było żadnej żywej duszy. Ani światła, które mogłoby o wiele ułatwić całą sytuację. Jednak dla niej, osoby, która otarła się o śmierć, była poniżana przez dużą część swojego życia, a każdego dnia musiała gryźć się w język, aby zapewnić sobie przeżycie, nie było to wiele. Doświadczyła już strachu i nawet jeśli jej serce biło odrobinę mocniej niż powinno, oddech i umysł były spokojne. Ufała swojej sile, zarówno tej psychicznej jak i fizycznej. Ufała sobie, ale nie koniecznie ufała jemu.
Musiała przyznać, że mężczyzna wiedział, jak zabezpieczyć się przed jej obroną. Chociaż nie zamierzała na razie wyrządzać mu krzywdy fizycznej (szczerze mówiąc dość skutecznie pozbawił ją tej możliwości), Almstedt z niezwykłą precyzją zadbał o to, aby najmniejszy ruch sprawił jej ból. Nie mając więc wyboru czekała cierpliwie, aż posypią się pytania, na które odpowiedzi mogłaby dać mu już wcześniej.
Kiedy wreszcie skończył mówić (po jednej z wypowiedzi wymagając od niej gardłowego jęku, który starała się zdusić jak najbardziej) odchyliła lekko głowę do tyłu nie chcąc, aby jej głos został zniekształcony przez połowiczne zgniecenie twarzy. Następnie westchnęła, może trochę zbyt teatralnie, zanim przystąpiła do zasypania mu informacjami. To, które będą dla niego przydane, zależało tylko i wyłącznie od samego zainteresowanego.
- No tak, jak ja śmiałam popełnić takie faux pas, nie podając na tacy dowodu osobistego – zaczęła, dodając do tego lekko zawiedziony głos – Przecież to nie leży w zwyczaju mężczyzny przedstawiać się jako pierwszy. Ale spokojnie, niech się pan nie martwi, panie Almstedt, oszczędzimy sobie tego drobnego uszczerbku na pańskim ego – dokończyła swoją wypowiedź, wciąż jednak nie podając mu konkretnych informacji. Choć, jeśli był dobry w czytaniu między wierszami, zauważyłby, że w istocie nie znalazła się tam przez przypadek – Ktoś najwyraźniej ma zbyt wysokie mniemanie o sobie sądząc, iż każda osoba znajdująca się w odległości mniejszej niż pięćset metrów jest osobą śledzącą – odezwała się po chwili przerwy, wciąż nie ściągając z ust uprzejmego uśmiechu. Po tej wypowiedzi zrobiła chwilę przerwy, starając się odpowiednio dobrać słowa – Ale cóż, przyznaję się b e z b i c i a – podkreśliła ostatnie dwa słowa, po czym roześmiała się cicho i zdecydowanie zbyt uroczo, jak na sytuację, w której się znajdowała – Taka moja słabość. Widzi pan, jedni lubią śledzić ludzi, a inni… przyciskać obce kobiety do poziomych powierzchni płaskich. Ale nie wnikam, przecież każdy skrywa w sobie jakieś grzeszne przyjemności, nieprawdaż? – ostatnie kilka słów wypowiedziała wolniej, a uśmiech na jej twarzy trochę zelżał. Gdyby nie fakt, iż była pozbawiona możliwości jakiegokolwiek ruchu, powiedziałaby, że czuła się naprawdę swobodnie. Naprawdę sobą, a przynajmniej tak jej się zdawało. Chociaż po niemalże całym życiu udawania kogoś, kim nie była i być nie chciała ciężko było jej stwierdzić, jaka była w rzeczywistości. Może jedna osoba skrywała więcej, niż mogłoby się zdawać?
Powrót do góry Go down
the leader
Kristian Almstedt
Kristian Almstedt
https://panem.forumpl.net/t2817-kristian-almstedt#43356
https://panem.forumpl.net/t2818-kristian-almstedt#43357
https://panem.forumpl.net/t2819-kristian-almstedt#43358
Wiek : 33 lata
Zawód : Generał

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyWto Paź 21, 2014 2:56 am

Dobrze, że Kristian nie zauważył tego uśmiechu, który przez chwilę pojawił się na twarzy Gwen, bo inaczej pomyślałby sobie, że nie wszystko z nią w porządku. Czy ta dziewczyna naprawdę lubiła tak brutalne akcje? Almstedt wiedział, że niektóre przedstawicielki płci pięknej wolą agresywniejsze osobniki, ale nie aż do tego stopnia. Zresztą w chwili obecnej było to niezbyt ważne, bo sam generał nie postrzegał urodziwej brunetki w kategoriach obiektu seksualnego. W tej chwili była jego wrogiem, szpiegiem, który chciał wykraść informacje i jednocześnie natrętną muchą, która nie chciała go opuścić za żadne skarby. Co było w nim takiego ciekawego, że się go czepiła?
Kristian za to nawet przez moment się nie uśmiechał. Irytowało go to. Jej postawa, to, że jest zbyt cicho, jej nieustępliwość i przede wszystkim coś, czego nie umiał wytłumaczyć. Wielokrotnie podczas swojej kariery doświadczył uczucia, które buzowało w zatrzymanych przez niego osobach. Pewien rodzaj wewnętrznej siły, nieziemskiego buntu pchającego ich do działania i stawiania jeszcze większego oporu. To jednak nie było w tym wszystkim najgorsze. O wiele bardziej nieznośnym był moment, gdzie pomimo tej siły osobnik nadal nie zamierzał walczyć ze swoim agresorem. Wtedy cały opór wyrażały jedynie oczy. I tak też było w tym przypadku. Pomimo tego, że została przyparta do muru, pomimo tego, że mógł jej w każdym momencie zwyczajnie złamać rękę, skręcić kark , pobić do nieprzytomności, to te jej cholerne oczy nie chciały ulec. Widział w nich delikatny płomyk, który jednak był silniejszy od tysiąca świec. Dlaczego tak bardzo zależało jej na tym, żeby nie pokazać przed nim żadnej słabości? Czy zdawała sobie sprawę, że Almstedt jest takim typem człowieka, który uwielbia niszczyć? W tym momencie powstrzymywał się niemiłosiernie przed tym, żeby nie połamać za bardzo Arrington. Mimo wszystko nie znajdowali się w koszarach, nie była ona jeńcem, nie została o nic oskarżona. Każdy jego czyn zostałby potraktowany jako samowolka, z której i tak by się wydostał, ale mimo wszystko powstrzymywał się. Zamiast tego zaciskał mocniej swoje palce na jej ręce tak, że z pewnością powstaną tam siniaki i sam mierzył ją wzrokiem, z którego dało się wyczytać jedno - nie zadzieraj ze mną.
Tymczasem rzeczniczka zignorowała wszelkie znaki pojawiające się na niebie i twarzy swego tymczasowego oprawcy. Nie dość, że teatralnie westchnęła, to miała czelność wypowiadać się jeszcze lekceważącym tonem, który z pewnością nie powinien wypłynąć z jej ust. I proszę, proszę! Nawet znała jego nazwisko, czym jednak mu nie zaimponowała. W dobie takiego przepływu informacji naprawdę nie jest ciężko się dowiedzieć kto zajmuje jakie pozycje w państwie. Zresztą Kristian nigdy nie ukrywał tego, że jest generałem, co sprawę ułatwiało jeszcze bardziej. Był jednak jeden problem, z którym mężczyzna pogodzić się nie mógł. Zadał kilka pytań z czego trzy były dość ważne. Co tymczasem zrobiła Gwen? Nic. Zignorowała wszystkie trzy, co nie napawało go radością. Gdyby była mężczyzną, to w tym momencie leżałaby już na ziemi ze złamaną ręką i głową pokiereszowaną od spotkania z kamiennym filarem znajdującym się teraz przy jej policzku. Długie włosy sprawiałyby tylko, ze chwyt byłby pewniejszy i tym samy jeszcze bardziej pomogły oprawcy. A skoro jest kobietą? Postanowił się trochę zabawić.
- Kobieta skrywa w sobie akurat dość znane grzeszne przyjemności. - odpowiedział spokojniejszym głosem, niż na samym początku i wolną rękę umieścił na jej udzie. Nigdzie się nie spiesząc zaczął ją przesuwać w górę, przez moment zatrzymując ją na pośladku kobiety. - Chcesz mi powiedzieć, że w nie też mam nie wnikać? - kolejne pytanie, chociaż akurat na to odpowiedzi nie oczekiwał. Tymczasem na tym nie zamierzał przestać, bowiem swoją dłoń skierował na talię Gwen, aby następnie przesunąć ją na brzuch i zahaczając o jej pierś, umieścić ją w końcu na żuchwie małego szpiega. Oczywiście, żeby to zrobić musiał zmniejszyć nacisk kładziony na jej ciało, co zrekompensował sobie mocniejszym wykręceniem ręki. Może i teraz miała większą swobodę ruchów, ale czy opłacało się ryzykować?
- Widzisz... Mam taką paskudną naturę. - rzekł przyciszonym, lekko zachrypniętym głosem i w tym samym momencie ścisnął mocniej szczękę kobiety, zmuszając ją do spojrzenia prosto na swoją twarz - Nie cierpię sytuacji, w których muszę się powtarzać. - dodał teraz z szelmowskim uśmieszkiem i swoją rękę umiejscowił na gardle Gwen, powoli aczkolwiek coraz mocniej ją zaciskając. O ile z początku brunetka mogła odczuwać jedynie drobny dyskomfort, tak z każdą sekundą palce coraz mocniej wbijały się w jej skórę. Almstedt zdawał sobie jednak nic z tego nie robić. Kiedy zaczynał kolejny monolog, Arrington powinna już łapczywie łapać powietrze i zaczynać się dusić.
- Jesteś najwyraźniej idiotką jeśli sądzisz, że przeoczyłem śledzenie mnie parę razy wcześniej. Wtedy robiłaś to jednak na tyle umiejętnie, że nie mogłem Cię zlokalizować. Mam nadzieję, że świetnie się bawiłaś zbierając informacje. - wyszeptał praktycznie do jej ucha, wciąż nie zwalniając uścisku. Ciekawiło go jak wiele będzie z tego wszystkiego pamiętała. Mózg skupi się na rozpaczliwym krzyku o tlen czy też przetwarzaniu informacji, które znowu nie były aż tak mało istotne, jakby się mogło zdawać - Jak teraz tak patrzę, to Twoja buźka wydaje się znajoma. - oświadczył jeszcze i szeroko się uśmiechnął, czego niestety Gwen nie mogła ujrzeć - Nie jesteś czasem jednym z salonowych piesków Coin? - zapytał, wypowiadając jednocześnie magiczne nazwisko, które tak bardzo powinno zainteresować Arrington. Z tego jednak sprawy sobie za żadne skarby nie zdawał. Zresztą nigdy nie ukrywał się za specjalnie ze swoimi poglądami na temat służby zwierzchnikom.
Teraz puścił już biedaczkę, która przez moment mogła złapać oddech, aby zaraz znowu poczuć uścisk żołnierza, ale tym razem na swoich nadgarstkach. Ponownie znajdowała się również pod ścianą, ale poza złapanymi rękoma miała pełną swobodę swoich ruchów.
- Kim jesteś? Po co mnie śledzisz? Dla kogo to robisz? - dał jej jeszcze jedną, jedyną szansę na udzielenie poprawnych odpowiedzi. Czyż nie ostrzegał najpierw, że nie lubi się powtarzać? Gwen powinna poczuć się wyjątkowa, że dla niej złamał swoją złotą zasadę. Jednocześnie lepiej, żeby zastanowiła się nad swoimi następnymi krokami, od których naprawdę wiele zależy. Wspólnie mogą sprawić, że całe spotkanie przejdzie na milsze tory, bowiem w podświadomości Almstedta pojawiło się małe, słabe światełko chwalące Arrington za to, że była odważniejsza i wytrzymalsza niż niejeden szeregowy po kilku latach służby. Ten mały promyczek nadal był jednak skutecznie przysłoniony przez irytację i złość ogarniającą ciało generała. Zresztą to było doskonale widoczne w jego ślepiach, które teraz z niewielkiej, kilkucentymetrowej odległości dokładnie spoglądały w źrenice rzeczniczki. Jeśli faktycznie mogła skrywać w sobie więcej niż na początku mogło się wydawać, to niech lepiej odsłoni teraz karty.
Powrót do góry Go down
the pariah
Gwen Arrington
Gwen Arrington
https://panem.forumpl.net/t2645-gwen-arrington
https://panem.forumpl.net/t3561-gwendolyn-arrington#55954
Wiek : 28 lat
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, pendrive, laptop, telefon komórkowy, nóż ceramiczny

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyWto Paź 21, 2014 8:23 pm

Arrington nie raz zastanawiała się, jak inaczej mogłoby potoczyć się jej życie. Być może aktualnie było ono na tyle nudne, że aby wypełnić pustkę rozpatrywała różne drogi, które mogła obrać. Na szczęście nie doszło jeszcze do tego, aby przedstawiała to wszystko graficznie, bo wtedy wskazywałoby to, iż jej życie w istocie nie jest zbyt ciekawe. A przecież działo się wiele, może nie tyle po stronie prywatnej, ale tej zawodowej owszem. Już sam fakt zachowania ciągłej powściągliwości w towarzystwie większości (a właściwie wszystkich) znanych jej osób był wielkim wyzwaniem, bo często miała w zwyczaju mówić to, co myśli. Oczywiście nie jakoś strasznie radykalnie – miała w sobie wielką wrażliwość i jeśli wiedziała, że może skrzywdzić kogoś swoim słowem, po prostu nie otwierała ust i nie pozwalała, aby słowa wydostały się na światło dzienne.
Ten mężczyzna ani nie wyglądał na takiego, którego kilka zgryźliwych uwag mogłoby dotknąć ani nie zasługiwał na doświadczenie jej współczucia. Choć w rzeczywistości i jemu współczuła, obserwując, jak powoli traci cierpliwość. Może naprawdę była za dobra, skoro potrafiła znaleźć w swoim sercu odrobinę żalu nawet dla tych najbardziej znienawidzonych? Naprawdę chciałaby patrzeć  na niego tylko i wyłącznie z perspektywy tego, czego była świadkiem oraz tego, jak zachowywał się w tamtej chwili, jednak jej natura najzwyczajniej w świecie jej na to nie pozwalała. Mimo że już po kilku sekundach bezpośredniego spotkania wiedziała, że nie wyniknie z tego nic dobrego, postanowiła dać mu szansę. Nawet jeśli już za chwilę miała znów brutalnie się zawieść, a cała jej nadzieja miała zostać zmiażdżona. Głównie dlatego, zamiast odpowiadać wprost na pytania powiedziała to, co powiedziała. Bo jak inaczej sprawdzić prawdziwą naturę człowieka jak nie przez zrobienie wszystkiego zupełnie inaczej, niż mógłby tego oczekiwać? Całą sprawę ułatwiał tak, że wszystko, co wypowiedziała było najszczerszą prawdą. Może nie koniecznie tą, którą Kristian chciałby od niej usłyszeć, ale czuła się naturalnie pomimo bólu w wykręcanych rękach i niewygodnej w pozycji, w której przyszło jej prowadzić rozmowę.
Po chwili ciszy, która nastała gdy wypowiedziała ostatnie słowa, nie miała pojęcia, czego może spodziewać się z jego strony. Tak naprawdę mógł zrobić wszystko, a ona starała się być na wszystko przygotowana. Choć akurat najmniej na to, co zrobił. Tym razem to nie słowa zaskoczyły ją bardziej, niż czyny, a wręcz odwrotnie.
Gdy poczuła, jak jego dłoń znajduje miejsce na skórze jej odsłoniętego uda, po ciele przeszedł jej nieprzyjemny dreszcz. Mógł pewnie wyraźnie poczuć, jak Gwen wzdrygnęła się, odnosząc dziwne wrażenie, że miejsce, w którym ją dotknął zaczyna boleśnie płonąć. Napięła wszystkie swoje mięśnie, zdecydowanie zbyt mocno zaciskając zęby i chwilowo wstrzymując powietrze czekając na to, co zrobi dalej. A z każdą sekundą wydawało się być coraz gorzej. Dłoń Almstedta przesuwała się wyżej, zdecydowanie zbyt wolno niż Arrington by tego chciała (zacznijmy od tego, że nie chciała, aby ręka w ogóle się tam znalazła). W końcu, gdy dłoń po niezbyt miłym postoju na jej pośladku, przesunęła się na talię, Gwen ,zmuszona przez swoje ciało i potrzebę oddychania, wypuściła cicho i powoli powietrze, modląc się w myślach o to, aby wreszcie skończył. Nie lubiła takich zagrywek, nie żeby bała się ludzkiego dotyku. Można by wówczas pomyśleć, że ma niezbyt przyjemne doświadczenia z dzieciństwa. U niej jednak było zupełnie odwrotnie i często odnosiła wrażenie, iż przez wielką niechęć jej rodziców do drugiej córki teraz odczuwa potrzebę bliskości z ludźmi, której raczej nie miała. I na pewno nie takiej bliskości, jaką zafundował jej pan generał.
W końcu jednak te nieprzyjemne sekundy się skończyły, a dłoń wylądowała na jej żuchwie, ściskają jeszcze boleśniej niż ona sama przed chwilą. Szczerze mówiąc wolała chyba ten rodzaj tortur, bo ból, który odczuwała, mogła jeszcze pokonać. Wykrzywił jej twarz tak, aby mogła spojrzeć prosto na niego. Nie uciekała więc od spojrzenia prosto w oczy swojemu rozmówcy. Był dość blisko i nawet w ciemności widziała ich lekki błysk. Wciąż jednak otaczający ich mrok był zbyt duży, aby z tych oczu dało się wyczytać coś więcej poza samą ich obecnością. Tym razem się nie uśmiechała, była zbyt zbita z tropu po tym, co wydarzyło się przed chwilą i zbyt zafrasowana tym, co przyjdzie jej jeszcze przeżyć tego wieczora. Chociaż nie wyglądała na przerażoną (bo w istocie nie była) można było dostrzec, że straciła odrobinę na pewności. Almstedt skutecznie wybił ją z rytmu i jeszcze przez chwilę nie mogła się skupić. Słuchała więc jego słów w milczeniu. Ręka mężczyzny znajdowała się już na jej gardle, gdzie zaciskała się boleśnie mocno. Tym razem nie mogła już panować nad swoim ciałem, jej mina wyrażała przelotny strach, gdy starała się nabierać powietrze, oddychać, jednocześnie czując, jak on wzmacnia uścisk, z każdą chwilą pozbawiając ją powietrza. Kiedy szeptał jej do ucha, słowa tak naprawdę nie docierały do mózgu, który powoli pozbawiany był życiodajnego gazu. Zaczęła charczeć, coraz głośniej i głośniej, jednocześnie dostrzegając bezwzględność generała. Nie zamierzał jej odpuścić, musiał wiedzieć, dlaczego się tam znalazła.
Słysząc nazwisko jej szefowej nie dała po sobie znać, że jakkolwiek ją to poruszyło. W końcu słyszała je na co dzień, mieszkała w jej dystrykcie, odbyła kilka prywatnych spotkań. Znała je niemal tak dobrze jak swoje własne. Jednak wkurzyło jej określenie, którego użył. Może wykazywała się tu lekką hipokryzją, bo przecież sama zwykła tak mówić na osoby wierne Coin, ale sądziła, że ona wierna na pewno nie była. A gdyby była plany Areny nie tkwiłyby w dłoniach Henry’ego.
Kiedy uwolnił jej siłę robiła wszystko, aby jej płuca ponownie zaczęły funkcjonować poprawnie. Chwilowe podduszenie sprawiło, że czuła się osłabiona. Dlatego gdy jego dłonie zacisnęły się na jej nadgarstkach, pozostawiając swobodę ruchu innych części jej ciała, ale wciąż pozostając pod jego znaczną kontrolą, opuściła głowę do przodu, opierając ją o chłodny filar. Oddychała tak, jakby powietrza zaraz miało zabraknąć. Szybko i gwałtownie nabierała hausty powietrza, odczuwają lekki ból w płucach, który jednak szybko ustał. Przymknęła oczy, a jej twarz osłonięta została ciemnymi i długimi włosami. Nie poddawała się, jednak przechodziła chwilę słabości. Zaraz się podniesie, zaraz znów zacznie walczyć. Nie pozwoli, aby tak łatwo odniósł zwycięstwo, nie kiedy to ona wytoczyła ten bój. Podniosła powoli głowę, ponownie odchylając ją lekko w tył i obracając w bok.
- Już wiem, dlaczego narzeczona uciekła... - rzuciła ciszej niż poprzednio, wiedząc jednak, że jeśli nie był prawie głuchy (a była niemal pewna, iż z jego słuchem wszystko w porządku) powinien usłyszeć te słowa. Pozostawało pytanie skąd ona, osoba, która przybyła do Kapitolu po zaistniałym fakcie, dobrze wiedziała, co się wydarzyło. Odpowiedź była tak samo prosta jak na wszystkie inne pytania, które padły tego wieczoru. Gwen zadbała o to, aby wyciągnąć niemalże każdy szczegół z życia mężczyzny. Po pół roku w Kapitolu wiedziała już, gdzie pójść i do kogo się uśmiechnąć, aby otrzymać należną pomoc, a po niecałym roku miała już wszystko, czego potrzebowała. I, tak jak przewidziała wcześniej, zamierzała użyć tej wiedzy, przelewając ją w powietrze kawałek po kawałku.
- Szczerze mówiąc, nie dziwię się – powiedziała w końcu odrobinę głośniej, wykrzywiając wargi w lekkim uśmiechu. Nie miała na myśli ucieczki panny młodej, ale to, iż może ją skądś kojarzyć. To, jak mężczyzna odczyta te słowa, nie należało do jej zadania – Oponowałabym jednak nad tym, kto tu jest idiotką. Gdybyś słuchał mnie uważniej znalazłbyś odpowiedź na jedno z pytań – dodała, a jednocześnie do głowy wpadł jej pomysł, który, jeśli oczywiście mężczyzna się zgodzi (nie zapominajmy, że Gwen była człowiekiem wielkiej wiary w takie rzeczy), może zapewnić jej trochę wygody – Odpowiem na wszystkie pytania, grzecznie i szybko, pod jednym warunkiem – zrobiła przerwę, przełykając ślinę i zdejmując uśmiech z twarzy – Nadzwyczajnie nie lubię mówić do ściany – powiedziała, odwracając głowę stronę filaru tak, że nie mogła zobaczyć nic poza ciemną i gładką powierzchnią.
Powrót do góry Go down
the leader
Kristian Almstedt
Kristian Almstedt
https://panem.forumpl.net/t2817-kristian-almstedt#43356
https://panem.forumpl.net/t2818-kristian-almstedt#43357
https://panem.forumpl.net/t2819-kristian-almstedt#43358
Wiek : 33 lata
Zawód : Generał

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptySro Paź 22, 2014 8:10 pm

W takim razie Gwen miała naprawdę dziwne sposoby na wypełnienie pustki i znalezienie własnej drogi. Śledzenie generała armii, która jest przecież filarem panowania prezydent Almy Coin nie jest posunięciem najrozsądniejszym nawet wtedy, gdy samej jest się rzecznikiem prasowym rządu. W każdej chwili mogła zostać oskarżona o zdradę kraju, jego polityki i szpiegowanie armii, co zapewne nie skończyłoby się dla niej dobrze. Jednak czy nuda nie pcha ludzi poza własne limity? Jeśli dojdzie do tego jeszcze poczucie zagubienia w życiu, to wszelkie granice mogą zostać przekroczone. Dopiero czas pokaże czy wybrało się dobrze i czy czasem nie można było rozpatrywać wspomnień w trochę przyjemniejszych miejscach niż to, w którym obecnie się znajdujemy.
Wygląd potrafi zmylić, chociaż faktem było, że Kristian rzadko kiedy przejmował się opinią innych osób. Gdyby brał ją na siebie, to karierę zakończyłby na stanowisku oficera, a jednak dzięki swojej ciężkiej pracy, determinacji i przede wszystkim upartości, wspiął się na głowy swoich kolegów, a następnie odbijając się od każdej z osobna awansował po drabince, jaką jest hierarchia wojskowa. Nie utrzymywał znajomości, nie miał zamiaru się zbytnio spoufalać. On przyszedł do wojska, żeby pracować, a nie zbierać kolejnych przyjaciół do kolekcji, którzy w końcu zamieniliby się w pokemony. Tylko czy warto w takim człowieku pokładać swoje nadzieje? Jak do tej pory wypełnił jedynie wolę ojca i to on mógł być z niego zadowolony. Reszty obietnic albo nie dotrzymał, albo zwyczajnie nawet nie brał ich pod uwagę. Zresztą sam incydent podczas rebelii doskonale pokazuje co się dla niego liczy - wojsko! Dlaczego więc miałby się nagle otwierać przed niewielką, śledzącą go kobietą? Gwen była naprawdę optymistką, jeśli myślała, że wszystko pójdzie po jej myśli i cały plan zwyczajnie wypali.
Kobiety, w przeciwieństwie do przesłuchiwanych mężczyzn, miały jedną słabość. Bicie, kopanie, kaleczenie działało na nie tak samo jak na mężczyzn, ale w obu płciach pojawiały się jednostki, które zdolne były się przeciwstawić temu bólowi. Tymczasem do przedstawicielek płci pięknej mężczyzna mógł zastosować inną strategię, która jednak była ostatecznością. Kristian miał za to nadzieję, że Arrington doskonale zdała sobie z tego sprawę, kiedy wodził ręką po jej ciele. Na razie jest to delikatny dotyk, a co by się stało, gdyby faktycznie zadzwonił po swoich żołnierzy? Już raz jej tym groził, więc wystarczyło tylko wykręcić numer i zaraz zjawiłyby się tutaj ciężarówki z chętnymi panami. Jak widać, nie każda forma bliskości jest na tyle miła, żeby o nią jeszcze prosić. Czasem lepiej parę spraw przemilczeć, czego Gwen też musi się nauczyć.
Ah, ten dźwięk! Almstedt już niemalże zapomniał jak wygląda, a przede wszystkim jak zachowuje się człowiek, który zaraz może zostać uduszony. Łzy w oczach, łapczywe łapanie powietrza i wzrok szukający wszędzie ratunku. Ten jednak nie nadejdzie z każdej strony, a raz zaciśniętą na gardle rękę naprawdę ciężko jest zdjąć. Uchwyt zaciskający się na drogach oddechowych, który z każdą chwilą staje się coraz boleśniejszy. Na ciele człowieka pełno było takich punktów, które mogły go zwyczajnie zabić. W pewnych sytuacjach nawet takie wielkolud jak Kristian (mierzący sobie ponad 1,9m tak nawiasem) padłby jak długi zanim zdążyłby na cokolwiek zareagować. Taka Gwen mogła go skutecznie pozbawić przyjemności, a później życia. Problem był jednak taki, że to właśnie on zaczął zabawę jako pierwszy i teraz to kobieta jest zdana na jego łaskę. Równie dobrze mógł ją tutaj zwyczajnie pozbawić życia, a następnie zabrać jej ciało tam, gdzie nikt nie będzie się czepiał górki ziemi. Jednak czy był na tyle okrutny? Jej śmierć tak naprawdę nic by mu nie dała, a szkoda marnować tak urodziwej kobiety. Paradoksalnie właśnie podczas duszenia jej rzuciła mu się w oczy nieprzeciętna uroda, jaką dysponuje. Może jednak Gwen miała rację i w pewnym sensie Kristian jest psychopatą? Cóż… Najważniejsze jest to, że w końcu ją puścił.
Był nawet na tyle łaskawy, żeby dać jej jeden, krótki moment na złapanie oddechu. Czyż nie pokazał już dosadnie, że wcale nie jest taki zły? A co do Coin… Almstedt tam za nią za szczególnie nie przepadał i doskonale zdawał sobie sprawę, że i tak jest już szpiegowany przez Avery Arrington. Dokładniej pisząc to miał przypuszczenia, ale te graniczyły niemalże z niezachwianą pewnością. Skoro jedna kobieta nie jest na niego wystarczająca, to kochana Alma wysłała druga, która miałaby go doglądać. Szkoda, że nie pośle jeszcze za nim gejszy, aby wyjawił wszystkie sekrety. To zaczynało się powoli robić chore.
Ale zaraz, zaraz, zaraz. Czy właśnie powiedziała coś o jego narzeczonej? Po jaką cholerę wyciągała jego brudy na wierzch? Bardzo dobrze, że teraz nie widziała całkowicie jego twarzy, bo mina mu zrzedła. Jednak nie w ten smutny, zawiedziony sposób. Wargi zostały ściśnięte w złości, a oczy ciskały w nią gromami. Czemu akurat musiała wspomnieć o Merry w tym samym dniu, kiedy ją spotkał? Jeszcze zachowywała się przy tym tak beztrosko, jakby faktycznie przyszła oddać tylko bluzę i mieli się już nigdy więcej nie zobaczyć. Niemniej jednak Almstedt kipiał ze złości, bo Arrington trafiła idealnie w sam środek jego ego. Zostawiła go kobieta, kobieta przed którą otworzył się na tyle, że był gotów zdradzić jej praktycznie wszystkie sekrety, a ta czarnulka przed nim chciała z tego żartować? Jej niedoczekanie! Chociaż wszystko w generale buzowało, to postanowił, że nie da po sobie poznać niczego. No, może dziwne było tylko to, że nie odzywał się dłużej niż zwykle, co też już naprawił.
- Naprawdę? A może jednak chciałabyś się przekonać jak głupia była, że mnie zostawiła? – odwarknął w jej stronę z lekko udawanym triumfem. Oczywiście uśmiech nie zdradzał nawet cienia zwątpienia, które siedziało gdzieś w środku Kristiana, ale nie to jest teraz ważne. Gwen bowiem pogrywała sobie coraz śmielej, tym razem rzucając nawet propozycję. Generał nie miał większego wyboru, jak tylko westchnąć pod nosem i przemyśleć całą sytuację. Jeśli nie spełni jej prośby, to najzwyczajniej mogą siedzieć tutaj do białego rana, a i tak nie osiągną żadnego porozumienia. Oczywiście jeśli wziąć pod uwagę, że nie przyjdzie tutaj Gerard, który znudzony czekaniem w knajpie zacznie szukać swojego przyjaciela i to nie dlatego, że się o niego martwi, a dlatego, żeby opieprzyć go za to, że musiał siedzieć sam w tym barze. No, ale wracając do rzeczniczki to dopięła swego. Jednak zanim jej ręce zostały oswobodzone, mogła jeszcze usłyszeć stłumiony śmiech Almstedta.
- Jesteś ciekawą osobą. Masz szczęście, że dzięki temu skończy się co najwyżej na paru siniakach. – powiedział rozbawiony – Oczywiście o ile dotrzymasz słowa. – dodał jeszcze, żeby nie było żadnych wątpliwości dlaczego ją puścił. Zawsze mogli wrócić do poprzedniej pozycji, a Gwen pozostałoby mieć nadzieję, że tym razem Almstedt nie pozwoli sobie na tak śmiałą wędrówkę rękoma jak przedtem. Oczywiście o ile w ogóle zacznie tak niewinnie. Teraz jednak cały czas ją obserwował i pozwolił sobie na wyjęcie cygara z kieszeni. Odgryzł jeden jego koniec, a drugi wsadził pomiędzy wargi i odpalił go od zapalniczki. Już po chwili w stronę kobiety został posłany piękny, pachnący tytoniem obłok dymu.
- Teraz możesz mówić do mnie. Czekam. – małe ponaglenie nigdy nikomu nie zaszkodziło, a w razie czego rozpalone cygaro można wykorzystać do innych zabaw. Te też całkiem dobrze sprawdzają się podczas przesłuchań, więc może tym razem ulegnie im i Gwen? Jednak byłoby naprawdę miło gdyby generał nie musiał marnować zawijanych liści tytoniu na coś takiego. Szczerze mówiąc są całkiem drogie i nie chciał ich tracić od tak. Wbrew pozorom, kasą znowu tak bardzo nie śmierdzi.
Powrót do góry Go down
the pariah
Gwen Arrington
Gwen Arrington
https://panem.forumpl.net/t2645-gwen-arrington
https://panem.forumpl.net/t3561-gwendolyn-arrington#55954
Wiek : 28 lat
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, pendrive, laptop, telefon komórkowy, nóż ceramiczny

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyCzw Paź 23, 2014 7:51 pm

Gwen zawsze lubiła wysłuchiwać ludzkich historii. Nigdy nie ukrywała też, że ludzkie cierpienie czy smutek są jej obojętne. Wręcz przeciwnie, najchętniej pomogłaby każdej osobie, która w życiu doświadczyła jakiegokolwiek bólu. Jednak nie tylko te historie, które zawierały w sobie ból, były dla niej ciekawe. Chociaż sama lubiła mówić, słuchanie innych przynosiło jej nieopisaną radość. Cieszyło ją to, że ktoś obdarzał ją zaufaniem, zdradzając chociażby mały fragment własnego serca. Żałowała jednak, że nie miała zbyt wielu okazji, aby pokazać się z tej strony. Aby posłuchać, usiąść z kimś w milczeniu i dowiedzieć się o czymś, o czym nie mówi się na co dzień. W tych czasach nie potrafiła zaufać innym więc nie dziwiła się, że inni też tego nie robią. Jedno złe słowo, nieodpowiedni kontekst i wszystko, co znała czy kochała (choć tego było akurat niewiele) mogło zniknąć, zdmuchnięte przez wiatr czy, nawet gorzej, zamienione w proch i rozrzucone dookoła. Ona sama mogła zamienić się w kupkę szarego popiołu, nigdy więcej nie zobaczywszy upadku Almy Coin.
Nie miała też pojęcia czemu tak bardzo chce, aby ludzie jej ufali, ani czemu pragnie im pomóc, kiedy tego potrzebują. Często nawet odnosiła wrażenie, że ci, którzy przychodzili z prośbą o pomoc, zazwyczaj odmawiali tego jej samej. W końcu więc przestała prosić, wciąż wyciągając do innych pomocną dłoń. Nie mogła jednak powiedzieć, że nie znalazła wytłumaczenia na takie a nie inne zachowanie. Jej usposobienie, łagodne i niewinne, sprawiało, że w każdym człowieku, nawet w Kristianie (choć w tym wypadku jeszcze nie była przekonana) potrafiła znaleźć pierwiastek dobra ukryty gdzieś głęboko. Przez całe swoje życie musiała przejść sama, nie mogąc liczyć na rodziców czy starszą siostrę, więc zależało jej, aby inni nie musieli tego doświadczać. Gdyby więc nie była tym, kim była i nie zajmowała się tym, czym się zajmowała, najpewniej znalazłaby swoje miejsce gdzieś w Kwartale, starając się odkupić winy rebeliantów za to, co zrobili mieszkańcom miasta.
Szczerze mówiąc, gdy wypowiadała prośbę o odwrócenie się twarzą do mężczyzny, nie liczyła za bardzo na to, że ją puści. A przynajmniej nie wyglądał na takiego, który tak po prostu zaryzykowałby jej ucieczką bądź, co gorsza, próbą skrzywdzenia go fizycznie. Nie mógł przecież wiedzieć, czy w torebce nie spoczywa wierny sztylet (którego akurat teraz tam nie było) bądź pistolet, którym Gwen mogłaby bez większego powodu po prostu go zabić. Jeśli sądził, że nie umiała walczyć, to naprawdę się mylił. Lata przymusowych i wyczerpujących treningów sprawiły, że nie była najgorsza. Nie zamierzała jednak tego używać – przemoc traktowała jako konieczność, a nie podstawę kierującą jej życiem. Jeśli więc zamierzałby zrobić coś więcej poza tym, co już udałoby się osiągnąć, kobieta spróbowałaby się bronić. W ostateczności.
Uwagę na temat byłej narzeczonej puściła mimo uszu. Nie chciała się przekonywać, bo była pewna, iż dziewczyna postąpiła słusznie. A przynajmniej jeśli wtedy też był takim człowiekiem jak teraz. Osobiście nie mogła wyobrazić sobie chęci związania się z kimś, kto dla własnej wygody i wpływów poświęca życie ludzi. Oczywiście, nie jej było oceniać, jednak była tylko człowiekiem. A w oczach Arrington Almstedt był osobą niegodną jakiejkolwiek uwagi. Co w sumie można było nazwać mianem drobnego paradoksu, ponieważ przez jakiś czas poświęcała mu całą swoją uwagę. Cóż, wyjątek potwierdza regułę.
Kristianowi udało się ją jednak zaskoczyć, bo kiedy tylko skończył mówić (w reakcji na słowa uniosła brew do góry, słysząc dziwne rozbawienie niezbyt pasujące do całej sytuacji) poczuła, jak jej dłonie zostają puszczone. Chwilę jeszcze stała w miejscu czekając na to, aż inna część jej ciała zostanie wygięta/ściśnięta/skrępowana czy cokolwiek tam chciałby zrobić. Kiedy jednak nic się nie wydarzyło powoli, z niekrytym zdziwieniem wymalowanym na twarzy, obróciła się w jego stronę, tym razem już naprawdę stając twarzą w twarz z tak bardzo znienawidzoną przez siebie osobą. Starała mu się przyjrzeć, jednak pasująca dookoła ciemność skutecznie uniemożliwiała dokonanie głębszej analizy jego twarzy. Nie mogła jednak powiedzieć, że jej nie znała.
Wygładziła sukienkę, zgarnęła długie, ciemne włosy na lewą stronę szyi i zaplotła dłonie na piersi, odchrząkując.
- Strasznie jesteś niecierpliwy – mruknęła pod nosem, po raz kolejny zwlekając z odpowiedzią i odgarniając sprzed twarzy dym z cygara. Tym razem jednak zamierzała już odpowiedzieć na jego pytania poprawnie woląc nie myśleć o tym, co spotkałoby ją za dalsze kłamstwo – Gwen…dolyn Arrington – zaczęła od przedstawienia się swoim pełnym imieniem, którego co prawda nie za bardzo lubiła. Skrót Gwen brzmiał o wiele lepiej, jednak nie byli jeszcze na tym poziome relacji, w której pozwoliłaby zwracać się do siebie krótszą wersją imienia – Jestem rzecznikiem prasowym Almy Coin czyli, jak już zdążyłeś to pięknie ubrać w słowa, salonowym pieskiem – dorzuciła kolejną porcję informacji na swój własny temat. Nie musiała się obwiać przed wyjawieniem ich komukolwiek – jej nazwisko w mediach pojawiało się dość często, podobnież jak twarz, której nie uniknęła pokazywać gdy przyszło jej wypowiadać się przed kamerą w imieniu pani prezydent – Śledzę cię dla zaspokojenia ciekawości na tematy tego, jak funkcjonuje mózg osoby, który zamordował cztery osoby aby wymościć sobie wygodną pozycję niemalże przy samym szczycie drabiny społecznej naszego państwa – zakończyła mówienie prawdy powiedzeniem tego, co w istocie było powodem, dla którego tam teraz stała – Dodatkowo, jakby twój umysł nie zarejestrował, nikt nie kazał mi tego robić – zrobiła chwilę przerwy, starając się przebić wzrokiem mrok i zobaczyć reakcję mężczyzny. W końcu znowu ją przerwała, tym czasem schodząc na temat jego osoby – Ale porozmawiajmy teraz o tobie. Pozwól, że przedstawię cię w twoim imieniu. Kristian Almstedt. Lat trzydzieści trzy , zamieszkały w Dzielnicy Rebeliantów, generał. Urodzony w Kapitolu 27 sierpnia 2251… No, tyle chyba wystarczy – wyrecytowała i uśmiechnęła się, zastanawiając jednocześnie nad tym, czy tak właśnie czuje się Avery przesłuchując świadków. Musiała przyznać, że było to dość miłe uczucie wiedzieć wszystko – Uwierz mi, że wiem o tobie jeszcze więcej – rzuciła, przekrzywiając głowę w niekontrolowanym odruchu – Ale, pozwól, że teraz ja zadam ci pytanie. Dlaczego? Dlaczego tak bardzo zależało ci na tym, żeby dotrzeć na to stanowisko. I dlaczego akurat tak? – była naprawdę ciekawa i nie mogła powstrzymać konieczności zadania tych pytań. Całe życie powstrzymywała się od tego, znajdując odpowiedzi samodzielnie. Teraz chciała usłyszeć je bezpośrednio od źródła.
Powrót do góry Go down
the leader
Kristian Almstedt
Kristian Almstedt
https://panem.forumpl.net/t2817-kristian-almstedt#43356
https://panem.forumpl.net/t2818-kristian-almstedt#43357
https://panem.forumpl.net/t2819-kristian-almstedt#43358
Wiek : 33 lata
Zawód : Generał

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 EmptyPią Paź 24, 2014 9:55 pm

Smutki i zmartwienia innych ludzi są wyłącznie ich problemem. Tak właśnie podchodził do tego Kristian, który nigdy altruistycznie nie zamierzał pomagać obcej osobie, ani tez nigdy takiej pomocy czy ratunku od innych nie wymagał. W stosunku do zaufania było podobnie. Mało kogo nim obdarzał i przez niewielki krąg ludzi był również sam obdarzany. Zresztą ile to już razy zdarzyło mu się, że ktoś zdeptał jego zaufanie, a następnie zaczął po nim skakać? No właśnie. Almstedt był zrażony do ludzi nie tylko przez ich czyny, ale także swoje własne. Wiedział do czego jest zdolny człowiek i nie zamierzał sprawdzać czy trafi w końcu na kogoś, kto wyznaczył sobie jakiekolwiek granice. Nawet gdyby taka osoba stała właśnie przed nim, nawet gdyby była przyciśnięta do filaru, to Kristian i tak ma założone zbyt grube klapki na oczach, żeby ją dostrzec i docenić.
Jednak, jak widać, Arrington miała problem z zaufaniem do ludzi, którzy wykręcają jej ręce i chcą przesłuchać, a przecież mogą okazać się naprawdę miłymi osobami. Weźmy takiego Almstedta, który wypuścił ją zaraz po tym, jak go o to poprosiła. Świadczyło to tylko o tym, że tak naprawdę wcale nie jest takim sukinkotem, za jakiego go uważano. Zwyczajnie był podirytowany, a tutaj ktoś na dodatek go śledził i to w najbardziej bezczelny sposób ze wszystkich możliwych. A co do niebezpieczeństwa ze strony Gwen, to należałoby sobie zadać pytanie czy większe zagrożenie stanowi kobieta z nożem, która kiedyś przechodziła szkolenie, czy też mężczyzna, który regularnie ćwiczy, dba o formę i bierze udział w ćwiczeniach organizowanych dla wojskowych. W przeciwieństwie do swojego małego szpiega, on brał czynny udział w życiu wojska po dzień dzisiejszy. Można powiedzieć, że w interesie siedzi już dwadzieścia lat, jeśli brać pod uwagę młodzieżowe szkółki przygotowawcze. Dlaczego miałby się więc obawiać? Oczywiście w gorszej sytuacji znalazłby się gdyby kobieta wyciągnęła pistolet, ale na to też da się coś poradzić. To sytuacja stresowa, która niestety obniża trochę celność. Nawet gdyby Kristian dostał w nogę lub rękę, to i tak za ten czas dopadłby już do Arrington. Nie jeden raz przerabiał taką sytuację, a nadal żył, więc musi to o czymś świadczyć.
Znowu trzeba zaznaczyć, że Almstedt był zupełnie innym człowiekiem kiedy wykonywał czynności służbowe, a kiedy przebywał z ukochaną osobą. Przecież to mężczyzna i czasem musiał pokazać kto tu rządzi oraz dlaczego to robi. Zresztą czego więcej oczekiwać po samcach? Każdy chciał zaznaczyć jakoś swój teren i pokazac intruzom, że nie mają tutaj czego szukać i powinni wyjść jak najszybciej, nie oglądając się przy tym za siebie. Proste prawa, których nawet cywilizacja nie zdołała całkowicie z natury usunąć. Niestety nieważne jak bardzo zaawansowane będzie społeczeństwo, to nadal znajdziemy w nim pierwotne instynkty, a od niedawna nawet pierwotnych ludzi! Właśnie dlatego ewentualna próba obrony Gwen wydawała mu się tak kusząca. Chciał jej pokazać, kto tutaj tak naprawdę rządzi i kogo powinna się obawiać. Na razie dał jej jednak kolejną szansę, której lepiej nie marnować.
Przy rozważaniu nad narzeczoną Arrington pominęła jednak jedną, bardzo ważną rzecz. W końcu zabicia wojskowych Kristian dopuścił się już paręnaście miesięcy po tym, jak Merry uciekła mu sprzed ołtarza. Równie dobrze mogły nim targać skrajne emocje, które znalazły ujście w tej konkretnej akcji. To jednak na razie pozostaje owiane delikatną mgiełką tajemnicy. Nawet Coin nie wie dokładnie dlaczego przywiózł jej taki prezent. Czyż to nie jest dziwne? Nie pytała go dlaczego, a jedynie poklepała po ramieniu za dobrze wykonaną robotę. Dla niej nie było ważne z jakiego powodu ktoś ginie, a jedynie to, czy nadal oddycha, kiedy tak naprawdę nie powinien. Czy Gwen naprawdę myśli, że sam Almstedt jest człowiekiem tego pokroju? Bądź co bądź jest przecież dumnym wojskowym, a to trochę się ze sobą kłóci, o czym sama w końcu się przekona.
- To Twoja wina, Gwen. – odpowiedział, niemalże od razu przechodząc do stopy koleżeńskiej. Fakt faktem, jej imię było naprawdę długie, a Kristian za takowymi szczególnie nie przepadał. Znaczy, osobiście uważał, że brzmią całkiem ładnie, ale są istną katorgą jeśli chodzi o ich wypowiadanie podczas konwersacji. Właśnie dlatego do Meredith rzadko kiedy mówił pełnym imieniem. Może i Arrington się to mogło nie spodobać, ale chyba nadal lepsze to niż mówienie do niej tak bezpłciowo, po samym nazwisku. O! I nawet dowiedział się kim jest jego szpieg. Tak myślał, że widział kiedyś tę twarz w telewizji. Nie wsłuchiwał się jednak za bardzo w to, co miała do przekazania. Zwyczajnie nie interesowała go sprawa polityki Coin, dopóki ta nie wciskała nosa w sprawy wojskowe. Wtedy siłą rzeczy musiał interweniować w mniejszym lub tez większym stopniu.
- Widzisz? Niewiele się pomyliłem, więc nie wiem po co te nerwy. – zagadnął, uważnie na nią spoglądając. W końcu czy rzecznik prasowy różnił się tak bardzo od salonowego pieska? Musiał mówić co mu kazano, w taki sposób jaki mu kazano i wtedy kiedy mu kazano. Wszystko było uzależnione od władz zwierzchnich i wbrew pozorom pozwalało na o wiele mniejszą swobodę niż ta, która ma miejsce w wojsku. Później zaczęło się jednak robić coraz ciekawiej. Najwidoczniej ptaszyna, która stroszyła teraz przed nim piórka była całkiem nieźle poinformowana. Nie dało się już przeoczyć uśmiechu, który rozpościerał się na twarzy Almstedta. Zadała sobie tyle trudu, żeby zdobyć te wszystkie informacje? Oh! Czuł się naprawdę doceniony. Do tej pory nie wiedział, że ludzie interesują się nim do tego stopnia, żeby grzebać tak głęboko w jego przeszłości. Arrington naprawdę lubiła wszystko wiedzieć, albo generał był jej małą obsesją. Która odpowiedź była prawidłowa? Tego nie wiedział i nie sądził, żeby kiedykolwiek wyjawiono mu prawdę. Mógł jednak strzelać i z tej okazji z chęcią skorzysta.
- Moja pierwsza fanka. Niezmiernie mi miło. – rzekł, kłaniając się delikatnie. Nie zamierzał niczemu zaprzeczać, bo nie miało to najmniejszego sensu. W końcu informacje wyciągnięte przez Gwen nie były znowu jakieś poufne – Oh? Podzielisz się ze mną tą wiedzą? Naprawdę mnie to ciekawi. – spojrzał na nią bystrzejszym wzrokiem, zastanawiając się jakie to tajemnice skrywają przed nim zakątki mózgu Arrington. Czyżby dowiedziała się o innych, niechlubnych aktach z jego przeszłości? O ile oczywiście te miały miejsce, bo Kristianowi nie przychodziły do głowy żadne ważne momenty. No i rąbek tajemnicy został uchylony, kiedy Gwen zadała swoje pytania. Oh? Więc to o to tak naprawdę chodziło? Więc po to musiała go śledzić, zamiast zwyczajnie zapytać? Generał zaciągnął się teraz cygarem, nie spuszczając przy tym wzroku z oczu kobiety.
- Znałaś tych ludzi? Ja ich znałem doskonale. Uwierz mi, że lepiej stało się dla Kapitolu, że to ja właśnie trafiłem na to stanowisko, a oni na tylne siedzenia mojego samochodu z dziurkami w czole. I dlaczego miałoby mi nie zależeć na tym stanowisku? Jeśli mogłem jednocześnie pozbyć się pewnych niewygodnych osób i dostać przy tym posadzkę u wroga, to co mnie miałoby przed tym powstrzymać? – wyjaśnił trochę okrętną drogą, wcale nie ujawniając przy tym całej prawdy. Może i ludzie, których zabił byli źli, ale nie o to w tym wszystkim chodziło. Najwyraźniej Gwen nie dokopała się wystarczająco głęboko, bo nie posiadała wiedzy o trzynastym pułku. Czyżby jej zmysł szpiega został trochę przyćmiony? Może i to było przyczyną, ale teraz miała niepowtarzalną okazję do wyciągnięcia z niego prawdy. Problem jednak leżał w tym, że Kristian nie lubił chwalić się dobrymi uczynkami, a eksponował złe. Nie lubił tego pełnego wdzięczności wzroku i to wszystko działo się właśnie przez tę niechęć.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Aleja Czasu - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Aleja Czasu   Aleja Czasu - Page 4 Empty

Powrót do góry Go down
 

Aleja Czasu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 Similar topics

-
» Aleja Czasu
» Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Centrum miasta-