|
| Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Pią Cze 12, 2015 8:24 pm | |
| Urządzając mieszkanie, jako osoba dosyć mało wymagająca, Helen nie szukała zbyt wielkich luksusów. Wystarczyło jej więc mieszkanie nad kawiarnią, w której pracuje. Składa się ono kolejno z: Niezbyt wielkiego salonu niejako połączonego z jadalnią, o ile można nią nazwać stół z kilkoma krzesłami - na którym bardzo często zalegają wszelakiej maści książki i czasopisma, gdzie śpi sama Favley. Kuchnię, w której cudem mieści się jedna osoba. No, może jedna i pół osoby, jeśli gabaryty są odpowiednio nieduże. Niegdysiejszego pokoiku Helen, który teraz nieustannie przechodzi zmiany wystroju, by dopasować się do potrzeb młodego chłopaczka, choć nadal zapewne zdawać się może nieco zbyt kobiecy. To zaś ze względu na jednak niewielkie zarobki właścicielki mieszkania i powolne kupno nowych sprzętów. Swoistego ogrodu na dachu, który jakimś cudem udało się stworzyć i który przypominać może gęstą dżunglę, choć zdecydowanie nią nie jest. Rosną tam jednak bluszcze, kwiatki w donicach wpuszczonych w podłogę tak, by wyglądało to jak najbardziej naturalnie oraz innego rodzaju dziwy. Oraz łazienki, która jest... Cóż, typową niedużą łazienką. Nic specjalnego czy godnego uwagi. |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Sob Cze 13, 2015 10:31 pm | |
| /przed festynem
Minął już jakiś czas od nieprzyjemnego spotkania na moście Moon River, po którym nadzwyczaj ciężko było jej się pozbierać do kupy. Co dopiero mówić o fizycznych aspektach bliższego spotkania z przeraźliwie lodowatą wodą w rzece, do jakiej musiała skoczyć, by uwolnić się w jakiś sposób od oprawców. Wyjątkowo mocne przeziębienie, jakie szybko przerodziło się w zapalenie płuc oraz utrata głosu na dłuższy czas… To wszystko sprawiło, że w tamtym czasie nie była zbyt dobrą opiekunką dla młodego chłopaczka, który niespodziewanie pojawił się w jej życiu trochę wcześniej niż skutki skoku do rzeki. Oczywiście, nie to, by porównywała go z chorobą. Niech Los broni! Młody Alois nie miał praktycznie żadnego związku z wodą, od której stronił w wyjątkowo uparty sposób. Aż nazbyt uparty, jak na jej oko, co skutkowało… Drobnymi spięciami na linii on – kąpiele. Sama Helen nie miała zaś zbytniego pojęcia, jak można to rozwiązać. Prawdę mówiąc, po raz pierwszy miała na dłuższą metę do czynienia z dzieckiem, nawet wchodzącym w jakże poważny wiek nastoletni, więc nie umiała wcielać się w rolę wybitnie odpowiedzialnej opiekunki. Autorytet też był z niej raczej marny, bowiem bliżej Favley było już do milusińskiego króliczka. Nie potrafiła podnieść głosu, nie umiała postawić twardo na swoim… Wychowanie…? Miała wrażenie, że robi to źle, będąc zbyt mocno przyjaciółką, a zbyt mało dorosłą. Nie zamierzała się jednak aż tak łatwo poddawać, o nie! Skoro już powierzono jej tak ważne zadanie, miała zamiar się z niego wywiązać i dopilnować Owena aż do pojawienia się kogoś, kto miałby prawdziwe prawa do opieki nad nim. Mimo wszystko, bardzo polubiła tego dzieciaka. Może nawet aż za bardzo, bo nie umiała sobie wyobrazić momentu, w którym mianoby go od niej odsunąć. I choć wiedziała, że niedostatecznie spełnia swoje rodzicielskie obowiązki, pragnienie dobra Aloisa wygrywało nawet z poczuciem winy. Za nic w świecie nie pozwoliłaby nikomu zrobić mu krzywdy. Wiedziała o tym nawet wtedy, gdy leżała z gorączką w łóżku. Nawet wtedy w pewnym sensie martwiła się o to, co młody może zbroić. Bo pomysłowy to on był, nie mogła zaprzeczyć. Teraz wreszcie opuściła pościel, kiedy pierwsze promienie słońca wpadły do pomieszczenia. Zakładając szlafrok, przeczłapała powoli do czajnika, by zrobić sobie kubek gorącej herbaty i usiąść przy stole, włączając przy tym telewizor w celu obejrzenia porannych wiadomości. Nie wyglądało na to, by Owen już wstał, a jeśli faktycznie to zrobił, musiał być wyjątkowo cicho. W takich chwilach była bardziej niż skłonna nazwać go Złotym Dzieckiem. |
| | | Wiek : 12 lat Przy sobie : tablet, rower, gaz pieprzowy, aparat fotograficzny, telefon komórkowy, karty do gry, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : Wybujała wyobraźnia, znakomity mówca
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Nie Cze 14, 2015 1:06 pm | |
| - Ah, zapomniałem - Alois spojrzał wymownie na swoją opiekunkę. - Nie wiem, jak się do ciebie zwracać... Pani? Ciocia? Matka? Helen? - wymienił kilka innych możliwych nazw, jakimi mógł ją określać. Jednak te ostatnie nie były zbyt trafne, dlatego nie wymieniliśmy ich. Wypowiedział te słowa, kiedy zjawił się w pomieszczeniu, gdzie Helen szykowała herbatę. Miał na sobie pidżamę, zdecydowanie zbyt dużą, jakąś skombinowała mu Favley, jednak dzięki ściągaczom cudem zapobiegały spadnięciu odzienia z chłopaka. Jego włosy były rozczochrane, twarz niemrawa. W sumie zawsze tak wyglądał po porannym opuszczeniu łóżka. A zwłaszcza, jeżeli minioną noc można zaliczyć do spokojnie przespanych. Ostatnimi czasy Helen była chora, o czym Alois doskonale wiedział, dlatego robił wszystko co w jego mocy, by pomóc jej wrócić do zdrowia. Chociażby przynosił jej lekarstwa do łóżka, wcześniej zdobyte na zaś przez opiekunkę. Alois nadal boi się wyjść na zewnątrz. Uznał, że ONI nadal go poszukują, że czyhają z każdego rogu, z każdej niezbyt dobrze oświetlonej uliczki. Z każdego miejsca. Uznał, że musi jeszcze minąć nieco czasu, zanim przejdzie się na spacer. Przecież lubił chłód, jaki panuje aktualnie na dworze. Musi uśpić ICH czujność. Jednak najlepiej by było, żeby na pierwszy spacer wybrał się z Helen, która jako osoba starsza (i co z tego, że kobieta?) może go uratować, gdyby ktoś go napadł. Wnet przypomniał sobie, że ma przy sobie gaz pieprzowy, który na pewno pomoże mu w razie ewentualnego ataku na jego osobę. Miał też moce. Nie wiedział jednak, czy Helen zdaje sobie z tego sprawę. Tak czy owak, coś czuł, że ta dowie się. Prędzej czy później. Wypowiedziawszy te słowa, w oczekiwaniu na odpowiedź zajął miejsce przy stole, naprzeciwko kobiety. Wpatrywał się w nią przez dłuższy czas, bez pytań, bez słowa wyjaśnienia. Nie wiedział, że nie wypada tego robić, w końcu pod pewnymi względami nie był zbyt dobrze wychowany. Do tego należy dodać jego nigdy nie znikający z jego oblicza uśmiech, przyozdobiony od czasu do czasu śmiechem, który wydobywał się w jego krtani przede wszystkim w sytuacjach, momentach kiedy najzwyczajniej w świecie nie wypadało tego robić. Ale co zrobić? Można jedynie próbować go wychować. Tak więc, Alos badał wzrokiem jej oblicze z kwitnącym uśmiechem. Zastanawiała go jej osoba. Kim ona właściwie jest? Czym się interesuje? Jakie bariery życiowe przeszła, a jakie są jeszcze przed nią? Zaiste, miał przed sobą zadanie. Mimo, że wydaje się trudne, dla Aloisa będzie to wielka przygoda. Lubił poznawać nowych ludzi, a zwłaszcza bardziej wnikliwie niż wypada. Helen włączyła telewizor, jednak chłopak niezbyt interesował się tym, o czym prawią w wiadomościach. To nie w jego stylu. Przecież musiał się dowiedzieć, co dzieje się ze śledztwem w sprawie Owenów. Jednak na tę chwilę jego umysł zaprzątały inne myśli. O, jak chociażby tęskne wyglądanie przez okno. Tak, tęskne, bo bardzo chciał wyjść z tego mieszkania, by nacieszyć się aktualną pogodą. O, albo zachodzenie w głowę, kim właściwie jest jego aktualna opiekunka. W sumie tej starej, która odesłała go w miejsce jego narodzin, również nie zdążył zbyt wnikliwie poznać, o ile nie w ogóle. A bardzo tego chciał. Wiele jej zawdzięczał. Naprawdę wiele. Pewnego dnia nie wróciła na noc, młody Owen przestraszył się nie na żarty, jednak jego strach został nieznacznie ukojony. Kiedy Helen przybyła do jego mieszkania, przytulając chłopaka i wyjaśniając mu, że teraz to ona będzie się nim opiekowała. Potem musieli pójść do jej miejsca zamieszkania. Podczas podróży chłopak nie przestawał rozglądać się nieustannie wokół siebie, bojąc się... nie będziemy pisać, czego, bo doskonale o tym wiemy. Okazało się jednak, że nic się nie stało, więc zaraz po przybyciu Helen pokazała mu pokój, który będzie uchodzić za jego sypialnię. Podziękował jej wylewnie. Przebrawszy się szybko i natychmiast rzucił się do łóżka, bo był bardzo zmęczony. O myciu nie było nawet mowy. Nienawidził kąpieli i zawsze był z siebie dumny, kiedy udawało mu się tego ominąć. I tamtego wieczora miał wymówkę – zwyczajne zmęczenie. Żywił wielkie nadzieje, że nie będzie musiał się myć ani dzisiaj, ani jutro. Nagle Alois poczuł wielką, narastającą potrzebę, a może raczej powinność, odnalezienia tej kobiety. Chciał jej pomóc, jednak nie zdawał sobie sprawy, że to dość trudne zadanie. Uważał, że jest najbardziej bystrą osobą w całej Dzielnicy, więc, w parze z jego mocami uda mu się to zrobić. Wkrótce potem zapomniał o tym, acz tylko częściowo, ale na tyle, żeby tego myśli przestały go dręczyć i mógł normalnie funkcjonować. Wsłuchiwał się bezmyślnie w szum czajnika. Oderwał wzrok z oblicza swojej opiekunki, kontemplując wystrój wnętrza, dość nienaganny. Alois czuł się tutaj bardzo dobrze, a za parę dni będzie czuł się o wiele lepiej, o wiele pewniej, co na pewno dobrze mu zrobi. Zamyślił się jeszcze na chwilę, by powrócić całym sobą do rzeczywistości. Woda zagotowała się, więc zapytał się Helen, czy ma jakąś owocową herbatę. Uwielbiał takie. I to najlepiej bez cukru, że aż skręca człowieka już po pierwszym łyku. Większość osób w jego wieku uwielbia cukier. Ale nie on. Był pod tym względem nietypowy, zwłaszcza że niezbyt lubował się w czekoladzie, nie wiedząc, co ludzie w niej widzą. Przecież jest ohydna. Miał jeszcze kilka innych dziwactw (a może nie do końca dziwactw?), które, kumulując się i składając na osobowość Aloisa, tworzyły z niego ciekawą personę. Sam doskonale o tym wiedział. Uważał przecież, że jest doskonały, co oczywiście nie było prawdą. Czy Helen dowie się o tym i trochę nad nim popracuje? Kto wie. Mieli dla siebie wiele czasu. Tamta kobieta z Kolczatki dość długo szukała zastępczego opiekuna dla chłopca (tak na zaś, w wypadku nagłego aresztowania, co oczywiście miało miejsce), gdyż nikt nie chciał zabrać go pod swoje skrzydła. Aż wreszcie napotkała na Helen. Co za szczęście... Piszemy o tym wszystkim, by pokazać, że Alois zabawi tutaj pewnie nie na pół roku, nie na rok, a dłużej, o wiele dłużej. Chyba, że dwudziestolatka wyrzeknie się go... jednak taka myśl nie postała na dłużej w jego młodym umyśle. |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Czw Cze 18, 2015 9:12 pm | |
| Kiedy już dotarło do niej to, że jednak młody zwlókł się z łóżka, była dosyć zdziwiona. Zawsze, chyba dosyć głupio, sądziła, że osoby w jego wieku wręcz uwielbiają dłużej pospać – sama szczerze to kochała i wykorzystywała zazwyczaj podobne okazje. Ha!, pewnie i tego dnia nadal by drzemała na swojej kanapie przerobionej w łóżko, gdyby nie przeleżała na niej stanowczo zbyt wielu godzin podczas choroby. Ta sprawiła bowiem, że już wcale nie tak przyjemnie patrzyło się Helen na pościel, którą musiała jeszcze złożyć przed rozpoczęciem reszty zajęć. Tego dnia nie szła do pracy, więc postanowiła zrobić wreszcie należyty porządek, uzupełnić lodówkę o te wszystkie produkty, jakie tajemniczo znikały z półek w iście zastraszającym tempie, no i wreszcie załatwić coś może z młodziakiem, który teoretycznie mieszkał już u niej przecież nie od wczoraj, a w praktyce nadal nie dał się jeszcze poznać od wszystkich stron. Chwilowo wiedziała tylko tyle, że jego wyobraźnia znacznie przewyższała jej własną, a przecież mogła się pochwalić czymś wyjątkowo rozwiniętym. I kwestia nazywania… Całkowicie o niej zapomniała, mając na głowie dużo ważniejszych spraw – jak na przykład prawie-że-umieranie w łóżku na zapalenie płuc, i jakoś wszystko samo szło bez jakichkolwiek rozmów na ten temat. Jak już sobie wcześniej wspominała, miała dosyć kiepskie doświadczenie w opiece nad dziećmi czy też nastolatkami. Na wychowaniu praktycznie się nie znała, sama często popełniała różnego typu faux pas, była raczej dosyć dziecinna i beztroska, więc szczerze by się nie zdziwiła, gdyby sam chłopiec umiał lepiej się sobą zająć. A jednak to ona otrzymała przypadkiem taką rolę i powinna była coś robić. Coś… Dokładnie, coś. - Umm… Tak… – Zawiesiła się na moment, patrząc w przestrzeń wzrokiem, w jakim dało się wyczuć pewnego rodzaju bezradność. Po chwili jednak na powrót spojrzała na młodego gościa, który stawał się już pełnoprawnym mieszkańcem tego niewielkiego mieszkania, rozkładając ręce i wzruszając ramionami. - Nie mam bladego pojęcia, tak prawdę mówiąc. Chyba najlepiej będzie, byś mi mówił tak jak chcesz. Może być Helen, może cokolwiek innego. Byle nie ta-stara-jędza. – Przy ostatnich słowach uśmiechnęła się szerzej, mrugając do niego jednym okiem. Może i nie wiedziała zbyt wielu rzeczy o mieszkaniu z kimś w jego wieku, ale jakieś tam podejście z pewnością miała. Nie mogła nazwać się ostatnim laikiem w temacie kontaktów międzyludzkich, choć czasem wydawało jej się, że takie młodziaki tak naprawdę pochodzą z całkowicie innej planety. Może i nie miało to zbytniego związku, jeszcze, z samym Aloisem, ale z pewnością zdążyła już dosyć dobrze to zauważyć. Te wszystkie rodziny z dziećmi, jakie wpadały do kawiarni na coś słodkiego do zjedzenia lub do picia… Zdążyła im się już naprzyglądać. I choć był to miły widok, na który rozpromieniała się w uśmiechach, czasami niektóre zachowania młodszego pokolenia szczerze ją przerażały. Całe szczęście!, z Owenem nie miała jeszcze takich przeżyć i mogła za to powiedzieć, że chłopiec przejawiał nadzwyczaj dużą odpowiedzialność przy pewnych kwestiach, że momentami zachowywał się o wiele bardziej dojrzale niż przeciętna osoba w tym wieku. Pomagał jej, dotrzymywał towarzystwa, może z czasem miał też stworzyć z nią całkiem niezłą kompanię. Chwilowo jednak należało się zająć podstawowymi sprawami związanymi ze wspólnym dzieleniem przestrzeni, co dla niej – typowej marzycielki i młodej kobiety najchętniej spędzającej dwadzieścia cztery godziny na dobę z głową w obłokach, cóż, nie było zbyt łatwym zadaniem. Herbata… Tak, zaczęła od herbaty, o którą spytał i którą po chwili postawiła przed nim. - Proszę bardzo. Masz ochotę na coś jeszcze? – Spytała, czochrając palcami grzywkę, gdy po raz kolejny złapała się na tym, że kompletnie nie wie, co ma robić. Co ma robić… Dobre pytanie. – Chcesz dzisiaj zrobić coś specjalnego? |
| | | Wiek : 12 lat Przy sobie : tablet, rower, gaz pieprzowy, aparat fotograficzny, telefon komórkowy, karty do gry, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : Wybujała wyobraźnia, znakomity mówca
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Sob Cze 20, 2015 7:17 pm | |
| - W porządku - wpatrywał się w nią z dość intensywną odmianą uśmiechu - więc dla mnie będziesz od dzisiaj po prostu Helen. - Zignorował jej drobny żarcik. Alois zazwyczaj olewał to, co nie jest zbyt istotne. Już taki był. Ale to nie jedyna jego cecha, na której jego opiekunka powinna się poznać. Jest ich wiele, doprawdy wiele, jednak tak samo jak czasu, jaki mogą spędzić ze sobą, by bliżej się poznać. Było to na pewno wskazane, zwłaszcza że muszą mieszkać razem. Był pewien, że nieraz się o coś pokłócą, czasami o jakąś drobnostkę, czasami o coś bardziej znaczącego. Taki urok współlokatorów. Wie o tym każdy, nawet ten, kto nie był, nie jest i raczej nie będzie w podobnej sytuacji, bo kłócenie się to takie ludzkie. Każde zachowanie, nawet z pozoru dziwaczne, wchodzi w skład życiorysu pewnych osób. - A ty co będziesz jadła na śniadanie? Dostosuję się. - naprawdę nie wiedział, na co ma ochotę. Wiedział tylko tyle, że nie zje niczego z chociażby najmniejszą ilością czekolady. Zdawał sobie sprawę też, że jest głodny. Złapał kubek w objęcia swych dłoni i upił mały łyczek. Skrzywił się połykając. Była niezdatna do picia przez jej ciepło. Dlatego odczekał pięć minut i ponowił czynność. Rozkoszował się smakiem naparu. To niesamowite doznanie: gorący napój z samego rana. Orzeźwia i smakuje. Dlatego Alois delektował się nią, więc opróżniał szklaną postać dość powoli. Brał jeden łyczek, połykając dopiero po jakimś czasie. Wzdychał, odstawiał kubek na blat stołu, by zaraz potem ponownie upić mały łyczek. I tak w kółko, aż wypił wszystko. Zamknął oczy, opierając się na oparciu siedziska. Teraz czuł się o wiele cudowniej - ciepło naparu ogarnęło całe młode ciało. Szkoda, że ten stan utrzymuje się tak krótko... W jego głowie zaczęły rodzić się absurdalne wizje. Początkowo zdawał sobie z tego sprawę, acz już po kilku sekundach uwierzył w nie całym sobą. - Pamiętam, jak wynalazłem z kolegą nowy typ herbaty. Stworzyliśmy przeznaczoną na tę produkcję, dość sporawą fabrykę. A smak? Było to połączenie imbiru, jabłka i mleka. Może brzmi niezbyt zachęcająco, jednak mówię ci , niebo w gębie! - zawahał się, mimo że nie było to raczej w jego stylu. A najszczególniej wtedy, gdy wymyślał bądź dzielił się z kimś swoimi chorobliwymi kłamstwami. - a może już próbowałaś - puścił do niej oczko. Z jego twarzy można było wyczytać całkowitą pewność siebie, przez co trudno uwierzyć, że zmyśla, nawet jeżeli jego słowa wydają się aż nazbyt absurdalne. Alois zaczynał czuć się tutaj jak w swoim domu. W końcu o to chodziło, powinien czuć się tutaj najswobodniej, jak tylko się dało. Uważał, że Helen to dobra kobieta. Dlatego od jakiegoś czasu (czego nie robił przez pierwsze kilka dni, był nieco onieśmielony) dość regularnie sam opróżniał jej lodówkę. Nie ruszał oczywiście górnej szuflady, gdzie znajdowały się czekoladowe "przysmaki", Uwydatniliśmy ostatnie słowo - wiadomo przecież, że Alois na pewno nie użyłby takiego określenia, nienawidzi czekolady. Gardzi każdym rodzajem, a swoją nienawiść kierował głównie w stronę mlecznej odmiany tego specyfiku. Wciąż wpatrywał się w jej oblicze, nie zważając na to, że to niezbyt grzeczne, i dopiero teraz uświadomił sobie, jaka ona piękna. Tamta osoba z Kolczatki wyglądała zupełnie inaczej, mimo jej młodego wieku, jej włosy były matowe, oczy wyłupiaste i jakby zamglone, sama była trochę przy kości. Jednak Alois był dość duży by pojąć, że to nie szata zdobi człowieka. Zrozumiał to, kiedy poznał się na jej nieprzeciętnej inteligencji. No i miał wobec niej nieopisany dług wdzięczności. A Helen? To zupełnie przeciwieństwo tamtej delikwentki. Ciemne włosy, blada cera oraz przenikliwe spojrzenie. Studiując wnikliwie jej aparycję, wnet przypomniał sobie o tym długu. Ponownie odczuł wielką potrzebę i powinność odnalezienia tamtej kobiety i udzielenia jej pomocy, bo coś czuł - przeczucia były trafne - że coś jej się stało. I coś chyba niezbyt dobrego. W sumie poznałby się na tym nawet największy idiota. Przecież nie wróciła do domu, nie wyjaśniając niczym tej nieobecności. Nieobecności, która stała się głównym powodem napędzającym aktualne uczucia Aloisa. Helen poprosiła chłopaka o propozycję do co spędzenia tego dnia. Już chciał zaproponować spacer, jednak wnet przypomniał sobie, że przecież jego opiekunka musi pracować, więc bez owijania w bawełnę zadał jej pytanie, na którą godzinę musi udać się do roboty. Nie czekał jednak zbyt długo na jej odpowiedź. Było bowiem coś, co musiał dorzucić. Zarzucił temat tamtej kobiety z Kolczatki. - Dziwi mnie, że się rozpłynęła, zapadła pod ziemię... - mimo ewidentnego smutku, jego uśmiech nadal kwitł na jego twarzy. Aktualny stan ducha nastolatka mógł być odczytywany tylko przez oczy, które zdradzały wszystko. Dużo, a jednocześnie niewiele. - nie uprzedziła mnie. A potem do jej mieszkania wchodzisz ty... wyjaśnisz mi, co tu w ogóle się dzieje? - w tym momencie powinien wykreować w swoich myślach kolejne kłamstwa, którymi zaspokoiłby swoją nadmierną ciekawość. Nadmierną? Czy oby na pewno? Ciekawość to co prawda pierwszy stopień do piekła, a jednocześnie jest bardzo ludzka. Kto nie jest ciekaw czegokolwiek, ten nie jest człowiekiem. Jedynie jakąś odmianą, z wypranymi uczuciami. O, albo rodem z pracowni dr. Frankensteina. Wszystko jedno. Mimo różności charakterów, wzór przeciętnego zjadacza chleba jest dość oczywisty. Mieści w sobie przede wszystkim powinność odczuwania pewnych spraw, emocji. Wiatr nagle zawiał mocniej, zagwizdał w oknach, jednak Akinori nie zwrócił na to uwagi. Mimo, że powinien się cieszyć z tej pogody. Po prostu był zbyt ciekawski, co odpowie mu Helen. Mogła przemilczeć (w takim przypadku naciskałby na nią, by odpowiedziała), skłamać bądź powiedzieć prawdę. Dwunastolatek wierzył szczerze w tę ostatnią opcję. Ewentualnie nie miała zielonego pojęcia. |
| | | Wiek : 23 lata Zawód : kawiarka Przy sobie : aparat fotograficzny, leki przeciwbólowe
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Pią Cze 26, 2015 7:32 pm | |
| //hey, miśki, czas wstać!
Drzwi trzasnęły. Nie przepadałam za tym momentem. Finnick poszedł do pracy, ja zaś zostałam sama w pustym mieszkaniu i nadal zbierałam się powolnie do Vanillove. Miałam jeszcze dużo czasu, więc słyszałam bardzo wyraźnie natrętne tykanie zegara, gdy piłam herbatkę w kuchni. Za oknem było jeszcze ciemno... Nie przepadałam za zimą. Lubiłam inne pory roku, gdy mojemu śniadaniu towarzyszyło budzące się słońce i gdy Finnick nie musiał wcześniej wyjeżdżać do pracy, by się nie spóźnić. Tak, takie lato było porą, którą bardzo lubiłam. Nie dość, że słoneczko tak mile rzucało swe promienie na moją twarz, gdy siedziałam na balkonie, to w dodatku dłużej miałam dla siebie Finnicka, a on był największym darem, jakim obdarzył mnie los. Jego osoba, jego uśmiech, śmiech, ton głosu... Te blond włosy, a przede wszystkim miłość, którą widziałam w jego oczach i w każdym jego geście. Uwielbiałam, jak mnie przytulał. Mogłabym tonąć... Mogłabym spędzić całe życie w jego uścisku. Niestety, gdy nagle znikał z mojego życia, robiło mi się pusto. Jak teraz choćby. Siedziałam, słyszałam ten zegar, swoje siorbanie, oddech i... jakoś nie miałam ochoty sięgać po kolejną książkę, zwłaszcza że wczoraj skończyłam czytać ostatnią i nadal pozostawały we mnie silne emocje po jej zakończeniu. I dodatkowa pustka... Z początku głupio było mi wpadać do Helen przed pracą, ale to jakoś minęło. Teraz jedynie miałam wyrzuty sumienia, gdy ściągać ją z łóżka. Chociaż przeważnie była rannym ptaszkiem. Miałam nadzieję, ze to nie z mojego powodu. Nie chciałam być niczyim ciężarem. Helen należała do grupy bardzo miłych i sympatycznych ludzi, dlatego też z czasem poczułam się w jej towarzystwie swojo i już nie płoszyłam się, gdy schodziła ze swojego mieszkania do kawiarni. W sumie teraz częściej razem schodziłyśmy z góry, by otworzyć kawiarnię, bo jakoś nie potrafiłam znieść tej ciszy we własnym mieszkaniu. Bałam się, że znów przypomni mi się... No, że spanikuję znów i będę się bała jeszcze bardziej. Przypuszczałam więc, że nie będzie zaskoczona nagłym pukaniem do drzwi. Zrobiłam to cicho, więc jeśli jeszcze spała, to miała prawdopodobnie tego nie usłyszeć, zaś ja mogłam czmychnąć gdzieś na spacer lub posiedzieć na schodach, patrząc na wschód słońca. Zawsze lepsza alternatywa od tego pustego mieszkania, w którym przez kilka godzin nie można było uświadczyć obecności Odaira.
|
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Pią Cze 26, 2015 8:42 pm | |
| /kompletnie nie mam na to weny, przepraszam ;__; Alois był dosyć… Niezwykły. Nawet jak dla samej Helen, która przecież zupełną normalnością nie grzeszyła. Fakt faktem, że może niektórych dziwactw nie robiła specjalnie, ot – wychodziły one tylko w wyniku całkowitego przypadku, ale przecież nie mogła też zarzucić tego chłopcu. Zwłaszcza przy tym, że przecież nie była z niej osoba nadzwyczaj skłonna do oceniania i przypinania łatek. Słysząc coraz to większe dziwy z ust swego podopiecznego, starała się jakoś je sobie wyobrazić, choć z każdą chwilą było to bardziej trudne do wykonania. W pewne rzeczy mogła uwierzyć, oczywiście, ale nawet ona sama miała jakąś granicę totalnej naiwności. Inną od większości znanych jej ludzi, ale jednak mimo wszystko. Milczała zatem, bowiem zdecydowanie nie chciała urazić młodego, chociaż wiedziała, że coś odpowiedzieć musi. - Niestety nie próbowałam. Jakoś nie było takiej okazji. W przyszłości trzeba to będzie naprawić, prawda…? Skoro mówisz, że to takie wspaniałe. – Rozjaśniła się w uśmiechu, wewnątrz wzdychając bezgłośnie z ulgi, bo udało jej się jakoś dyskretnie wyjść z niezręcznej sytuacji. Chyba właśnie zaczęła domyślać się, jak mogą się czuć osoby w jej własnym towarzystwie, kiedy robi dziwne rzeczy. To ją nieco zmieszało, choć starała się nie dać tego po sobie poznać. Zamiast więc skupiać się na podobnych rozmyślaniach, przypomniała sobie, że najwyraźniej pominęła jedno drobne, lecz niesamowicie istotne pytanie. Śniadanie… Tak, zdecydowanie był to temat godny poruszenia. Zwłaszcza dla kogoś, kto niewątpliwie lubił sobie podjeść, choć też raczej nie słodko. Praca w kawiarni zdecydowanie za bardzo osładzała rzeczywistość Helen. Nie potrzebowała więc więcej słodkiego. - Może zrobię jakieś kiełbaski? Jajecznicę? Tosty? Surówkę? Jakoś nie mam ochoty na słodkie rzeczy, a ty? Zresztą… Sprawdzę może, co jeszcze ostało się w lodówce. – Zakończyła z szerokim uśmiechem, wstając ze swojego miejsca i kierując się w stronę szafek kuchennych, co było raczej dosyć dobrym pomysłem, patrząc choćby na to, w jakim tempie niektóre składniki z nich znikały. Zastraszającym, jakby karmiła pułk wojska, nie zaś tylko dwie osoby. - Ja… – Jakby na moment się zacięła, trzymając rękę na drzwiczkach jednej z szafek, kiedy nagle Alois poruszył temat, który nawet dla niej samej był mało zrozumiały. Czuła się przy tym jeszcze bardziej zdezorientowana niż była wcześniej. To zaś już zaliczało się do rzeczy niewątpliwie mocnych. – Nie mam pojęcia, Alois, przepraszam. Wiem pewnie jeszcze mniej od ciebie. Owszem, pracowała ze mną przez chwilę i to właśnie tak się poznałyśmy, ale była bardzo tajemnicza. Czasami nawet aż za bardzo, co było dosyć podejrzane. A potem nagle nie zjawiła się w kawiarni na swojej zmianie, zostawiając mi tylko świstek kartki, który bardzo mało mówił. Rozmawiałyśmy o tobie kilka razy, przyznam szczerze, jednak nigdy nie pomyślałam, że mogłaby mnie prosić o coś takiego. Tymczasem zwyczajnie sama zapadła się pod ziemię, a my zostaliśmy razem. Coś musiało być w tym jej zachowaniu… Coś bardzo złego i pewnie prędzej czy później sami się jakoś dowiemy. Chyba nie warto w tym grzebać, choć jestem ciekawa, ale to… To pewnie nie jest takie proste… Mam kiełbaski, jajka, płatki owsiane, sałatę, pomidory, kilka jogurtów naturalnych, jakiś jeden wiśniowy i jeszcze odrobinę mleka, chyba będzie coś koło szklanki… Co chcesz do jedzenia? – Niewygodny temat…? Chyba jakoś mimowolnie z niego zeszła, chociaż w głębi duszy nadal czuła niepokój i zastanowienie. W tym faktycznie było coś zdrowo nie tak. Rozmyślania przerwało jej jednak pukanie do drzwi. - Możesz otworzyć? – Spytała, jakby odległym i zamyślonym głosem, szukając talerza. – Kto może zjawiać się tak wcześnie rano…? – Tego dnia nie szła do pracy, o czym poinformowała swojego małego gościa, więc teoretycznie nikt nie miał jej przypominać o zaległej zmianie. Chyba nie, prawda?
|
| | | Wiek : 12 lat Przy sobie : tablet, rower, gaz pieprzowy, aparat fotograficzny, telefon komórkowy, karty do gry, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : Wybujała wyobraźnia, znakomity mówca
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Pią Cze 26, 2015 11:28 pm | |
| - Nie! Niczego słodkiego, błagam. - Alois przywołał na swoją twarz grymas udawanego żalu.- Obawiam się, że mam cukrofobię. Znałem kiedyś taką osobę. - spojrzał na jej twarz, uprzednio wędrując wzrokiem po pomieszczeniu. - jak tworzyliśmy tę herbatę, dodawaliśmy zdecydowanie zbyt wiele cukru. Aż wylewał się z garnków. Posłodziliśmy ją z myślą o tych, których nie stać na najtańszy woreczek cukru. Wkrótce potem pożałowaliśmy swoich czynów, dopiero wtedy uświadamiając sobie, że nie wszyscy smakosze herbaty lubią cukier. - zawahał się na moment, co nie było w jego stylu. - w tym ja. Nie interesował się tylko i wyłącznie jej słowami. Obserwował każdy ruch, zwłaszcza kiedy wstała, by po chwili stanąć przy szafkach. Wysłuchał tego, co miała do powiedzenia, z najwyższą uwagą, dbałością o zrozumienie każdej frazy, słowa, zdania, gdyż te mogą okazać się aż nazbyt istotne, jeżeli Alois chce poznać prawdę. Gołą prawdę, bez żadnych ozdobników, czyli taką, jakiej on sam nigdy nie głosił, z czego niekoniecznie zdawał sobie sprawę. Wiedział, że to co mówi, jest kłamstwem tylko na chwilę przed przeobrażeniem ich na słowo mówione. Kiedy zaczynał przemawiać, zaczynał naiwnie wierzyć, że to, co opowiada, jest największą prawdą. Tak właśnie granica między rzeczywistością a fantazją w jego oczach została zburzona. A przynajmniej w przeważającej większości. Pytanie Helen, zwiastujące koniec monologu, przywróciło Aloisa do otaczanej ich rzeczywistości, od której uciekł, trawiąc każde usłyszane słowo, analizując staranny (a może nie) dobór słów, za pomocą których kobieta wyjawiła chłopaczkowi wszystko, co wie, za co podopieczny panienki Favley był jej dozgonnie wdzięczny. Dzięki temu wiedział nieco więcej. Jak przyjmie do siebie te wszystkie fakty, składające się niezbyt znaną na co dzień Aloisowi prawdę - to już jego sprawa. A może wręcz odwrotnie? Może jego zdziwaczały umysł sam zajął się przetrawianiem tego samemu, rozumieniem wszystkiego w zupełnie innym świetle, samemu wyznaczają sobie, co jest prawdą, a co nie. - Mogą być płatki. Z mlekiem. - mimo wciąż trwającego na jego młodej twarzy uśmiechu, tym razem wyszczerzył się o wiele bardziej, o wiele pewniej. - jakie to płatki? Oby nie czekoladowe. Inne rodzaje wciągnę w minutę, jestem bardzo głodny. Jeszcze nigdy nie odczuwałem głodu tak bardzo, jak teraz. - zaśmiał się krótko. - dziwne, nie? Zawsze jak się obudzę, mam wstręt do jedzenia. Wiedział, dlaczego. Te jego nocne pielgrzymki do kuchni. Kroki kierujące się ku lodówce, chłopięce dłonie chwytające rączkę. Silne (jak na takiego młodzieniaszka), krótkie szarpnięcie i ten chłód, w którym Owen bardzo się lubował. Widok tych wszystkich jogurtów, żółtych serów, szynek, masła, ketchupu i wielu innych produktów które lubił, sprawiał, że był szczęśliwy. Robienie sobie tuzin kanapek i wciąganie ich za jednym kęsem. To wszystko sprawiało, że rano nigdy nie był głodny. Ba, nawet nieco go mdliło. Czemu tak się obżerał? I to po północy? Może chciał nadrobić zaległości? Najeść się za wszystkie czasy, korzystając, że w Dzielnicy miał większe szanse na zaspokojenie głodu, czego nie można było powiedzieć o jego poprzednim miejscu zamieszkania, gdzie zostali brutalnie "wrzuceni" - on i jego najbliższa rodzina - jednak powody owego przeniesienia są tak odmienne od osobistych fantazji chłopaka na ten temat... Ale czemu się dziwić. Ah ten Alois. Puk, puk. Alois natychmiast zbladł, usłyszawszy pukanie do drzwi wejściowych. Wspomnienia natychmiast przybyły do jego głowy. Ta trauma po tym, jak Strażnicy Pokoju bez pukania wtargnęli do mieszkania Owenów w getcie. Człowiek potrafił przypomnieć sobie wiele jedynie za sprawą odczucia, doświadczenia czegoś, co chociażby w najmniejszym stopniu przypominało dawne wydarzenia, tworząc coś na wzór traumy. Nie da się przed nią uciec. Można jedynie czekać żyjąc dalej, z nadzieją, że złe wspomnienia przeminą. Czas leczy rany, jak powiadają. Poprosiła, by otworzył. Już chciał odmówić, jednak uznawszy, że musi walczyć, wstał niechętnie i, garbiąc się, ruszył w kierunku przedpokoju. Na początku wyjrzał oczywiście przez okieneczko judasza. Nie zauważył nic, oprócz pustki, więc uznał że gość musiał stać nieco z boku. Może był to zamierzony efekt, a może nie, jednak Akinori nie mógł tego wiedzieć. Niezależnie od tego, co zrodzi mu się w głowie. Otworzył powoli drzwi. I.. jego oczom ukazała się jakaś kobieta. Ruda piękność, na pewno starsza o wiele od Aloisa mimo, że i tak wyglądała młodo. Stał tak i zatracał się głębią tych pięknych oczu nieznajomej. Nie był w stanie powiedzieć niczego, a może po prostu zdawał sobie sprawę, że cokolwiek powie, może być źle odebrane przez gościa. Uznał, że to pewnie jakaś znajoma Helen. Nie wołał jednak swojej opiekunki, uznawszy że zaraz sama tu przyjdzie, zdając sobie sprawę, że Owen już otworzył drzwi, acz mogło ją zdziwić to milczenie, brak jakichkolwiek słów wydobywających się z przedpokoju. Sam chłopiec nie zastanawiał się nad tym. Jego uwagę całkowicie przykuł wygląd przybyłej. Alois nie powiedział nic, żadnego "dzień dobry' uznając, że rudowłosa sama to zrobi. Stał więc tak i zachwycał się jej aparycją. Cóż innego mógł robić? Przecież nie wróci do kuchni. Przecież nie zacznie krzyczeć. Przecież nie powie nic, po prostu niczego, bo sam tak postanowił. |
| | | Wiek : 23 lata Zawód : kawiarka Przy sobie : aparat fotograficzny, leki przeciwbólowe
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Pon Cze 29, 2015 9:27 pm | |
| //sorka za zamulenie:c Nie zauważyłam odpisu ^ ^”
Zawahałam się nim zapukałam do drzwi. Do mojej głowy jak zwykle wkradła się myśl, czy przypadkiem nie będę jej przeszkadzała. Co, jeśli Helen jeszcze spała? Albo jeśli chciała spokojnie zjeść swoje śniadanie? Wiedziałam z książek, że niektórzy lubili święty spokój na początek dnia. Ja zaś... Po prostu nie chciałam być intruzem, dla którego jest tak bajecznie miła, bo po prostu jest zawsze najcudowniejszym człowiekiem pod słońcem, mimo że w głębi serca wolałaby spokój i milusie śpiochowanie rano. Stałam jednak już pod jej drzwiami, więc powrót do własnego mieszkania byłby bezsensowny. Co jak co, ale znów musiałabym się tłuc przez pół miasta, by zaraz tu wracać, bo praca. Bezsensowne by to było i nawet nie warte świeczki, więc po prostu zapukałam cichutko i czekałam, wiercąc się i skacząc z nogi na nogę. Zawsze miałam wrażenie, że ludzie podchodzą do tych drzwi godzinami, nim je otworzą. Choć też musiałam przyznać, że czułam się jak intruz, pragnący zwiać daaaleko stąd. Na szczęście byłam bardziej odważna niż myślałam.A może to zasługa otwierających się drzwi? – Cze... Ohh! – zamilkłam, widząc w drzwiach nieznajomego ktosia. Nie przypuszczałam, że o tak wczesnej porze, ktoś inny mógłby otworzyć drzwi Helen. Właściwie... Chyba nigdy nikogo u niej nie widziałam i to trochę mnie zaskoczyło. Trochę bardzo. Nie byłam na to przygotowana. – Eee... Cześć – powtórzyłam więc, uśmiechając się najmilej jak potrafiłam. Miałam nadzieję, że w moim oczach nie można było dostrzec jawnej paniki. – Jest Helen? – zapytałam po chwili bardziej z grzeczności. Stwierdziłam, że raczej nie zostawiłaby nikogo samego w swoim mieszkaniu, samej idąc sobie gdzieś. Była na to aż zanadto dobrą osóbką, by kogoś zostawiać samemu sobie. Choć z drugiej strony... Mogła skoczyć do sklepu lub do kawiarni. Potrafiła być nieodpowiedzialna w swoich uczynkach przez bezinteresowność. – Annie... Annie Cresta – przedstawiłam się zmieszana, starając się unikać gapienia się na niego, gdyż chłopak, który otworzył drzwi, stał i patrzył na mnie bez słowa. Warto wspomnieć, że uważnie patrzył. Choć wyglądał mi, na pierwszy rzut oka, na równie milusiego co główna gospodyni przybytku. Ostatecznie stałam sobie w progu, nerwowo przeskakując z nogi na nogę i starając się wywiercić dziurę w podłodze. Właściwie nie chciałam jej zrobić. To było mieszkanie Helen, zaś na dole miała miejsce kawiarnia, w której pracowałam. Poza tym byłoby to złe. Po prostu wpatrywałam się onieśmielona w podłogę, co jakiś czas wpadając na te ciemne oczka. |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Pon Cze 29, 2015 10:58 pm | |
| /maksymalny skrót, przepraszam, ale padam na nos :c
Kiedyś śmiała się nadzwyczaj pogodnie z tego, że ledwo o samą siebie potrafi zadbać. Teraz nie mogła już tak robić, przechodząc za to w fazę lekko panicznych chichotów po kątach, jakie to wybuchy dziwnego humoru spowodowane były prostą myślą - ma problemy z zaopiekowaniem się sobą? Powinna wziąć kogoś jeszcze, o kogo należy zadbać! Co tu może pójść nie tak, prawda...? Oczywiście, że nie była negatywna. Ona nawet nie zaliczała się do twardych realistek, bowiem na to była stanowczo zbyt marzycielska, za mocno optymistyczna. Szła więc za tym naturalnym upodobaniem do wyszukiwania jasnych stron danej sytuacji. Nawet w przypadku takim jak ten obecnym... Przynajmniej miała towarzystwo, nie musiała kisić się sama ze sobą, no i z pewnością przy kimś takim jak Alois odludkiem zostać byłoby jej nadzwyczaj ciężko. Zalety są lepsze od wad, tak? No! W takim wypadku nawet mus robienia większych zakupów dużo częściej i bardziej obficie.. Cóż, tracił na wartości, choć same produkty spożywcze jakby dosyć mocno drożały. Tak czy siak jednak... Przecież zawsze musiał być ten pierwszy raz, czyż nie? Pierwsze posiadanie współlokatora, kogoś takiego, z kim dzieliłaby przestrzeń, choć fakt faktem, że nie spodziewała się, iż będzie to młody chłopiec. Wcześniej, kiedy myślała o tego typu sprawach - bo faktycznie robiła to od czasu do czasu, sądziła, że będzie to jakaś dobra przyjaciółka, może ktoś z pracy lub też mężczyzna, którego uzna za swojego partnera. Kompletnie nie trafiła. Chyba była z niej wyjątkowo beznadziejna wróżka, więc... Kolejny plus na przyszłość - wiedziała już, że w jej przypadku zakładanie się o cokolwiek lub też branie udziału w loterii raczej nie miało wypalić. Uśmiechnęła się sama do siebie, przygotowując powoli śniadanie po tym, kiedy już przekazała Owenowi informację o jak najmniej słodkich płatkach, które jeszcze ostały się w szafce. Dlatego też nagły dźwięk pukania do drzwi niejako wyrwał Helen z zamyślenia związanego z chwilowym zawieszeniem. I pierwsze, o czym pomyślała, to to, by Alois był tak miły i otworzył drzwi za nią. Teoretycznie mogła przecież przerwać wykonywane czynności, aby zrobić to osobiście, jednak zwyczajnie o tym nie pomyślała. Ba!, pewnie sama by nalegała na możliwość przywitania niespodziewanego gościa, gdyby tylko wiedziała, jak bardzo uprzedzony jest do tego chłopiec, którego miała teraz pod opieką. A jednak dotarło do niej, że coś jest z pewnością trochę nie tak, kiedy Owen poszedł na korytarz i zamilkł, choć rozległ się dźwięk przekręcanego zamka wraz z cyknięciem klamki. - Alois, kto to? - Zakrzyknęła ze swojego miejsca, opłukując dłonie i wycierając je w szmatkę. Szybko wyszło jednak, że wcale nie musiała tego robić, bowiem gość sam się odezwał, a na twarzy Favley pojawił się szeroki uśmiech. - Annie! Wejdź! Robię właśnie śniadanie, cudownie się składa! |
| | | Wiek : 12 lat Przy sobie : tablet, rower, gaz pieprzowy, aparat fotograficzny, telefon komórkowy, karty do gry, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : Wybujała wyobraźnia, znakomity mówca
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Wto Cze 30, 2015 6:39 pm | |
| Tak więc, chłopak nadal stał w drzwiach milcząc, mimo że dobre wychowanie nakazywałoby zupełnie inne zachowanie. Alois nie zawsze zachowywał się tak, jak wypada. I tak samo było również w zaistniałej sytuacji. Stojąc tak, zachodził w głowę, kim jest ta kobieta. A może... to jakaś dobra przyjaciółka jego opiekunki? Młody Owen lubił przebywać w centrum uwagi. Jeżeli Helen i rudowłosa zaczną rozmawiać, możliwe, że zupełnie zapomną o jego obecności. Tego nie chciał, więc zasmucił się, jednak to - przynajmniej tak mu się wydawało - nie było widoczne po pierwszym, powierzchownym rzuceniu spojrzenia na jego oblicze. A może było wręcz odwrotnie? Co, jeżeli poczuje wielką potrzebę rozmowy (a raczej opowiedzenia jednej ze swych absurdalnych historyjek, jednak dwunastolatek wolał to nazywać po prostu rozmową, mimo że nie do końca było to prawdą)? Jak każde dziecko, potrzebował trochę uwagi. Ale są dwa ale: Alois prawie już nie był dzieckiem, a jego potrzeba, by ktoś się nim zainteresował była większa niż w przypadku przeciętnego pięciolatka. I co z tego, że się przedstawiła? Chłopiec uznał, że i tak musi się mieć na baczności, nie znał tej rudej kobiety. Gdyby dłużej pomyślał, natychmiast uznałby, że nie ma czego się bać, skoro ta ewidentnie znała Helen, a ton jej głosu oraz to, że zapytała się o właścicielkę mieszkania wymawiając jej imię, potwierdzały teorię. Sprawiały, że nawet największy głupek nie czuły żadnego zagrożenia, albo chociażby jego namiastki. W jego umyśle nadal gościła obawa. Mimo, że bezpodstawna... ale jednak. Nie zmienił swojego zdania ani nastawienia nawet wtedy, gdy Helen wkroczyła do akcji, i powitała przybyłego gościa dość wylewnie. Alois dowiedział się, jak ma na imię. Annie. Uważał, ze imię to jest bardzo pospolite i nijak ma się do tego nietypowego, przykuwającego wzrok wyglądu twarzy. Cudownie się składa... dla ciebie, ale nie dla mnie. Chłopak postanowił. Nie będzie pokazywał po sobie ani tej wielkiej niechęci, ani fałszywej radości z powodu przybycia Annie. Ktoś, kto znałby jego myśli, powiedziałby: Dziecko, a co ona ci zrobiła? Znasz ją w ogóle? No właśnie. Zaiste, najgorsze są uprzedzenia do nieznajomych. To na pewno nie było zbyt uprzejme, zwłaszcza że każdy powinien dostać na starcie jakąś szansę. Nie, nie mówimy tutaj o szacunku. To zupełnie inna sprawa, odrębna kwestia. Zdawało się jednak, że granica między rzeczywistością a fantazją w oczach Aloisa została zaburzona tak samo, jak granica między szacunkiem i gotowością poznania kogokolwiek. Ale co poradzić? Stało się coś dziwnego - młody Owen przestał się uśmiechać! Aż dziw uwierzyć, ale tak właśnie było. Uśmiechał się od ucha do ucha zawsze. Nawet w momentach gorszych od zaistniałej sytuacji. Może Helen to zauważyła, a może nie - nawet gdyby tak się stało, mogła sobie jeszcze nie uświadomić, że jej "podopieczny" uśmiecha się zawsze, bez względu na to, co przeżywa, nawet, jeżeli jego myśli zasnuła ponura, ciemna mgła. Jeżeli Helen zaprosi ją do wnętrza mieszkania... to trudno. Jeżeli usiądzie przy stole... to samo. W razie czego mógł zająć miejsce naprzeciwko gościa. Wlepić swoje natrętne spojrzenie w jej oblicz i trwać tak, aż ta nie zmięknie. Na pewno ją to poruszy, innej opcji nie było. A może... zareaguje słownie? To było możliwe. Jednak fakt faktem, mogła powiedzieć wszytko: upomnieć chłopaka, zacząć prowokować... albo coś zupełnie innego, przykładowo rozpoczynając gadkę o aktualnej pogodzie. Albo polityce, której Alois nad wyraz nie znosił, więc żywił wielkie nadzieje, że nie poruszy tego drażliwego tematu. Stał więc tak i wpatrywał się w gościa, nie myśląc nawet, że sama Helen może w jakiś sposób na to zareagować. Nie chciał tego. Wolał, by nić napięcia łączyła go tylko i wyłącznie z rudowłosą. Tymczasem skupił się również na tykaniu ściennego zegara. Sekundy zdawały się upływać w dziwnie powolnym tempie, i sam nie wiedział, czemu uległ temu złudzeniu. Może dlatego że trwał w oczekiwaniu?... |
| | | Wiek : 23 lata Zawód : kawiarka Przy sobie : aparat fotograficzny, leki przeciwbólowe
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Sro Lip 01, 2015 11:22 pm | |
| Nie sądziłam, że dane mi dziś będzie zaliczyć takie niezbyt miłe spotkanie. Oczywiście „dziś” w sensie, że tak wcześnie rano, bo potrafiłam każdego dnia natrafić na kogoś, kto zachowywał się dziwnie, zazwyczaj niechętnie, względem mojej osoby. Z klientami kawiarni bywało różnie, zwłaszcza, gdy mieli o mnie te wstrętne, medialne mniemanie. Nawiedzona Annie... Nieufność spotykałam wtedy chyba najczęściej, choć to przecież nie moja wina, że miałam te... koszmary na jawie. Nie prosiłam się o nie. Tym razem nie wiedziałam, czy niechęć chłopaka, który właśnie stał przede mną, wychodziła od nawiedzonej Annie, niechęci do kogokolwiek, kto przerywał jego śniadanie z Helen czy może od jeszcze innego czynnika. Zapragnęłam poznać powód takiego, a nie innego zachowania. Nie zamierzałam jednak pytać o niego głośno. Wystarczyło, że widziałam ten nagły zanik uśmiechu, który towarzyszył mu przez chwilę, sprawiając, że wyglądał równie pogodnie co słoneczko na dworze. Teraz zaś mówił miną, że mnie tu nie chce. I pewnie wycofałabym się, mówiąc, że wpadnę innym razem, gdybym nie usłyszała głosu Helen, który pełen wesołości zapraszał mnie do środka. Zrobiłam spanikowaną minę, ale ogarnęłam się, szybciutko, spuszczając kilka pukli na twarz. Nie chciałam zrobić Helen przykrości, czyż nie? Poprawiłam jeszcze swoje włosy i niezbyt pewnie, przygarbiona, przekroczyłam próg, by wyminąć nieznajomego i zatrzymać się jakieś dwa kroki od niego. – Widzę, że przeszkadzam... Może zejdę już do kawiarenki. Posprzątam trochę – rzuciłam naprędce, wiedząc, że jak najszybsze ulotnienie się z tego miejsca będzie najlepszym pomysłem, na jaki mogłabym wpaść. Nie chciałam być intruzem, nie chciałam nikomu psuć humoru swoją obecnością. Nie lubił mnie, to mnie nie lubił. Mogłam zniknąć mu z oczu i przy tym przestać wpadać do dziewczyny o tak wczesnych porach. Z pewnością było to dla niej męczące, zaś mnie nauczyłoby raz i porządnie, że nie powinnam się już więcej do nikogo tak wpraszać, a właściwie wkręcać bez wcześniejszego uprzedzenia. – Wczoraj wspominałam o wyczyszczeniu ekspresu – dodałam, przypominając sobie wczorajszą rozmowę, a przy tym też usprawiedliwiając jakoś swoje nagłe ulotnienie się. |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Pon Lip 06, 2015 8:15 pm | |
| W najbliższym czasie zdecydowanie nie spodziewała się jakichkolwiek gości. Nie ze względu na to, że nie miała wystarczającej ilości znajomych, aby faktycznie któryś z nich mógł pojawić się u niej w domu, o nie!, tych miała bowiem wystarczająco i nawet więcej. W tym wypadku chodziło głównie o to, że dopiero przyszło jej ukończyć całkowity remont po nieprzyjemnych wydarzeniach związanych z powodzią sprzed kilku miesięcy, dlaczego nie wcześniej - lepiej nie pytać, i nie poinformowała jeszcze o tym wszystkich. Ci zatem byli jeszcze przekonani o marnym wyglądzie helenowego królestwa, co było dla niej dobre i złe jednocześnie. Przynajmniej mogła powiedzieć, że nikt niezbyt mile widziany jej nie nachodzi, ale ci kochani... Oni też jeszcze chwilowo się nie zjawiali. Zwłaszcza przy jej niedawnej chorobie, kiedy to tylko dostawała kartki i kwiatki przez posłańca. Nikt nie chciał się zarazić i nikt nie chciał wprawiać jej w zakłopotanie. Nic więc dziwnego, że niezmiernie ucieszyła się z odwiedzin kogoś takiego jak Annie Cresta. Wbrew temu, co jej koleżanka z pracy mogła sobie pomyśleć, dziewczyna była w tym miejscu bardziej niż mile widziana. Nie tylko ze względu na wspólną pracę, lecz także i łączone zainteresowania czy też bardziej podobny charakter. Choć rudowłosa była chyba dużo milsza i bardziej... Eteryczna od samej Favley. Kiedy ta druga potrafiła dosyć ostro się zirytować i raczej słabo szło jej wtedy bycie aż tak odpowiednio profesjonalną, Annie... Cóż, momentami Helen miała ją za dosłowne wcielenie jednego z tych spokojnych mnichów. Szczerze jej tego zazdrościła, choć później mówiła sobie, że raczej nie powinna. Obie miały w końcu swoje problemy i traumy, a te panienki Cresty wygrywały wszystko. Tego jej współczuła z całego serca, chociaż zapewne nie widziała jeszcze nawet połowy z nich. Tak czy siak, zdecydowanie nie myślała o tym, by kogokolwiek z obecnych wyganiać z mieszkania. A już zdecydowanie nie miała zamiaru robić tego bez śniadania. Lubiła gotować, najlepiej dosyć obficie i dostatnio, więc zdecydowanie potrzebowała także smakoszy tych potraw. Nawet najprostszych deserów i sałatek, nawet zwykłych porannych posiłków. Wszystkiego. - Alois! Annie! Chodźcie, no, śmiało! - Zakrzyknęła raz jeszcze, wyłaniając się z części kuchennej ze ścierką w swoich jasnych dłoniach. Akurat w momencie, kiedy para jej kompanów mierzyła się wzrokiem. Helen zmarszczyła brwi. - O co chodzi? Stało się coś...? Wchodź, Annie, śmiało. Chyba nie będziesz tak stać w drzwiach, a bez śniadania cię nie puszczę. Zwłaszcza do tak paskudnej roboty, jaka czeka na nas w kawiarni. Albo na spacer po zimnie. Rozchorujesz się i zostanę sama z naszymi przeraźliwie dziwacznymi klientami. O nie! Co to, to w życiu. Do salonu. Migiem! Ty też, Alois. Nie zjecie się chyba, co? - Uśmiechnęła się szeroko, mrugjąc jednym okiem. |
| | | Wiek : 12 lat Przy sobie : tablet, rower, gaz pieprzowy, aparat fotograficzny, telefon komórkowy, karty do gry, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : Wybujała wyobraźnia, znakomity mówca
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Sro Lip 08, 2015 3:49 pm | |
| Mimika chłopaka nie zmieniła się w ogóle od przybycia gościa. Jego twarz wciąż ukazywała wielką niechęć w stosunku do rudowłosej. Nastawienie młodego Owena było wciąż takie same. Nieważne, że nie wypada mieć uprzedzenia do osób dopiero co poznanych... a najszczególniej wobec nieznajomych. Do której kategorii zaliczymy rzekomą Annie? Obie były prawdziwe, Akinori znał ją jedynie z wyglądu i imienia. Zachowywał się co najmniej bezczelnie. Takie natrętne świdrowanie niewinnej istoty nie należało do dobrego zachowania, jednak chłopak niezbyt się tym przejmował. Ucieszył się słysząc, że gość chce się ulotnić. Był z siebie dumny, że przyprawił ją o nutkę zakłopotania. Że zrozumiała, iż - przynajmniej według chłopaka - nie jest tutaj mile widzianym gościem. Co innego Helen, która najwidoczniej ucieszyła się z jej przybycia. Na krótką chwilę w jego umyśle zagościła myśl, że może okazać się dobrą kompanką do rozmów (a wiemy już, że Alois swoje rozległe, pełne absurdu monologi nazywa właśnie konwersacją), która zainteresuje się (a przynajmniej bardziej niż Helen) jego opowieściami, wykaże ochotę na słuchanie tego, co ma do powiedzenia. Na krótką chwilę na jego oblicze znów wyskoczył uśmiech, taki szczery, z kategorii tych, jakie najczęściej można poznać po wykrzywieniu warg mitomana. Portret przybyłej w jego oczach został przystrojony o pozytywne cechy, których oczywiście nie znał, acz żywił wielkie nadzieje, że już wkrótce się w pełni na tym pozna. Chwila pozytywnego nastawienia nie trwała jednak długo. Do głosu doszły ponownie jego uprzedzenia. Słyszał, jak jego opiekunka tryska radością i optymizmem, zwracając się do Annie oraz niego samego, prosząc o przybycie do zajmowanego przez panią Favley pomieszczenia. Ruszył przodem i zajął miejsce przy stoliku, czekając na śniadanie. Miał zamiar nadal przysparzać gościa o dezorientację, więc nie spuszczał jej z oka. Studiował każdy jej - uważał, że nieśmiały - ruch. Upajał się jej zmieszaniem. Takiego Owena jeszcze nie poznaliśmy. Złego, podstępnego chłopczyka, zadowolonego z czyjegoś bez komfortu. Alois bynajmniej nie należał do ludzi cieszących się z takich czy też podobnych powodów. A jednak, zaistniała sytuacja pokazywała, że również Owen potrafił zmieniać skórę. Nie tylko osoby z reguły zmienne. Wpadł na iście diabelski plan, zaraz przed tym, jak ułożył w myślach słowa, które już po chwili uwolnił ze swej krtani. Wypowiedziane zdanie z całą pewnością nie należało do grzecznych. - Helen - podrapał się znacząco po przedziałku, unosząc nieznacznie brew do góry - co dzisiaj robimy? Przejdziemy się na jakiś spacer? Jeżeli Annie była chociaż trochę inteligentna, zrozumiała na pewno, że w wypowiedzianych zdaniach chłopiec całkowicie zignorował jej osobę. O to mu właśnie chodziło - by wiedziała, iż ma ją głęboko w wysokim poważaniu i jedyną osobą z którą (przynajmniej jak na chwilę obecną) chciał teraz się zadawać, rozmawiać, po prostu obcować, jest właścicielka mieszkania. Nie jakieś rudzielce, które bez zaproszenia pukają do drzwi (Helen na pewno nie zaprosiła jej wcześniej, co wynikało z jej zaskoczenia). Alois nie chciał okazywać bezpośrednio swojej niechęci. Będzie to robił pośrednio, słowami naszpikowanymi zagadkami. Ot, by się trudziła. Miał nadzieję, że pozna się na przesłaniu jego słów, jednak nie chciał, by dotarło to do niej na samym początku zabawy. Tak, Alois zaistniałą sytuację nazwał w myślach zabawą, bo jak inaczej ją nazwać, zwłaszcza z perspektywy chłopaczka? Bolało go jeszcze jedno. Słowa Helen: "Ty też, Alois", co dla niego świadczyło, że jego opiekunka bardziej przejmowała się rudowłosą, niż samym swym wychowankiem. Dla normalnego, dojrzałego człowieka nie było w tym nic dziwnego, każdy wie, że gościem trzeba się zająć, nieraz na bok odkładając inne sprawy. Albo osoby, ja tam wolicie. Alois wszystko odbierał inaczej, niż powinien. Za tym idzie nieumiejętność wpasowania się w ogólne normy, więc tym samym w zaistniałej sytuacji dał się poznać kobietom z nieco innej perspektywy. Nie był tego świadom, więc tym samym nadal zachowywał się tak, jak nie wypada. Uśmiechnął się nikczemnie pod nosem, patrząc wciąż na przybyłą. O tak. Niech poczuje się paskudnie. Niech ulotni się z tego miejsca, z tego mieszkania. Chociaż?... po jakimś czasie Alois zdał sobie sprawę, że zaistniała sytuacja po prostu zaczyn a go bawić. Nie kontrolując tego, wybuchnął niepohamowanym śmiechem bynajmniej nie zdając sobie sprawy, że to niegrzeczne. Nie zaprzątał sobie również głowy, tym, jak kobiety mogą zareagować. Ah ten Alois... |
| | | Wiek : 23 lata Zawód : kawiarka Przy sobie : aparat fotograficzny, leki przeciwbólowe
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Czw Lip 09, 2015 1:00 am | |
| Moja dłoń uniosła się, by wskazać na drzwi. Pragnęłam powiedzieć Helen, że nie zamierzam jednak nigdzie wychodzić na spacer w tak chłodny poranek i że po prostu zejdę na dół, do kawiarni. Nie groziło to przeziębieniem, zaś miało mi zapewnić brak Aloisa, którego spojrzenie non stop na sobie czułam. Wwiercało się ono we mnie, tworząc coś jakby... Po prostu nie czułam się z tym zbyt dobrze. Opuściłam jednak dłoń, splatając z nią nerwowo drugą. Zaczęłam się nimi zestresowana bawić, nie mając pojęcia, co teraz zrobić. Z jednej strony nie chciałam się czuć intruzem w tym mieszkanku i psuć humoru nieznajomemu, którego imię dopiero poznałam poprzez wyłapanie z wypowiedzi gospodyni przybytku, z drugiej zaś nie chciałam robić przykrości gościnnej Helen, która od pierwszego dnia w pracy była dla mnie miła. Nie wiedziałam, czy wynikało to z faktu, że nie pamiętała mnie z mediów przez amnezję, czy dlatego, że po prostu była tak bardzo tolerancyjną i miłą osóbką. Z uprzejmości zakładałam to drugie, obawy jednak nie pozwalały mi zapomnieć o ewentualnym pierwszym powodzie jej sympatii względem mnie. Uśmiechnęłam się nieznacznie do niej i ruszyłam w kierunku jadalni. Dosyć szybko mogłam się przekonać, że Alois postanowił tam dojść szybciej ode mnie, mając gdzieś mnie, grzeczność i cokolwiek, co mogłoby być oznaką pozytywnych uczuć do mojej osoby. Dlatego dalszą drogę pokonałam, jeszcze bardziej natrętnie poprawiając włosy. Starałam się, by zakryły jak najwięcej twarzy i dały mi schronienie. – Ja właściwie... już jadłam. Śniadanie – odparłam cicho, gdy Helen zdążyła odpowiedzieć na pytanie zadane przez chłopaka. – Wy się nie krępujcie – dodałam, będąc pewną, że Alois miał gdzieś jakieś przyzwolenia z mojej strony. Niegrzecznie, że byłam taka pewna, ale nie potrafiłam tak nie myśleć, gdy jego oczy non stop skierowane były w moim kierunku. Miałam ochotę zniknąć, zapaść się pod ziemię czy coś. Choć... Może mogłam jakoś sprawić, by Alois nie miał mnie za wroga? Nie znał mnie. – Eee... Alois, chodzisz do szkoły, prawda? – wyrzuciłam niepewnie pierwsze pytanie, jakie wpadło mi do głowy. Kompletnie nie miałam pojęcia, o co mogłabym zapytać nieznanego sobie chłopca. Mimo to wykrzesałam z siebie miły uśmiech, bo na to zasługiwał przynajmniej z mojej strony. Nic mi złego nie zrobił. Ja jedynie tak to odbierałam... Mógł być nieśmiały i jednocześnie... natrętnie ciekawski? |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Pią Lip 17, 2015 2:01 am | |
| Zdecydowanie nie musiała być żadną mistrzynią zmyślności i fanką teorii spiskowych, by domyślać się, że coś było między jej gościem i aktualnym współlokatorem, o ile tak właśnie dało się nazwać Aloisa. Nie potrzebowała także przeprowadzania wywiadu środowiskowego, aby wiedzieć, że nie można było tego nazwać niczym przyjemnym. Atmosfera, jaka nagle zapanowała w jej ciasnym mieszkanku, stała się tak gęsta, że zapewne mogłaby ją kroić nożem, gdyby tylko chciała to zrobić. Chwilowo jednak nie wieszała żadnej siekiery ani też nie bawiła się w rzeźniczkę powietrza, a tylko stała w miejscu, obserwując i próbując dociec, dlaczego właśnie to wszystko miało miejsce. Nie widziała przecież ani jednej przyczyny, jaką mogłaby uznać za coś na tyle złego, by było w stanie poróżnić jej towarzyszy. Dała im w końcu tylko chwilę czasu, nim ogarnęła się przy lodówce i przyszła, aby sprawdzić, kto też postanowił odwiedzić mieszkanie. Gdyby to było dziesięć minut, może jeszcze dałoby się podciągnąć te niezrozumiałą niechęć pod wynik jakiejś cichej kłótni, ale nie… Minuta, góra dwie, podczas których przebywali w jednym pomieszczeniu sami, a potem już do nich przydreptała. No i, dobry Losie!, przecież nie miała do czynienia z dwoma mściwymi dresami, lecz tylko z młodym chłopcem i całkowicie niewinną, delikatną jak piórko Annie Crestą. Zadziwiające… Oczywiście, bardzo możliwe, że zwyczajnie spotkali się już kiedyś w przeszłości i stało się wtedy coś, o czym ona zupełnie nie miała pojęcia, a co było znaczące dla nich obojga. Taka opcja także wchodziła w grę, zwłaszcza przy fakcie, że jednak niezbyt wiele wiedziała zarówno o samym Aloisie, jak i o Annie. Mimo wszystko jednak… Cóż, nie zmieniało to przecież tego, kim byli. Ponownie – młodym chłopcem o nieco nazbyt wybujałej wyobraźni, lecz również i z dużą słodkością oraz, jak stwierdziła podczas choroby, wielkim sercem ze słota… I kochanej, nadzwyczajnie pomocnej, cichej, równie dobrotliwej i godnej zaufania dziewczyny. Jakże coś paskudnego mogło być między takimi ludźmi…? Helen… Była ciekawskim człowiekiem, oj, zdecydowanie tak, toteż praktycznie w jednej sekundzie postanowiła podjąć się wybadania tego, co tam sobie wisiało na rzeczy. Z jak największą możliwą dyskrecją, oczywiście, bowiem w naturze panny Favley nie szło wbijanie się z buciorami w czyjekolwiek życie, jednak tak czy siak, pomysł już zagościł w głowie szatynki i nic nie miało prawa go stamtąd pognać. Ani nic, ani nikt, ani cokolwiek by innego. A jako że jej młody podopieczny przepięknie wszystko koloryzował, na pierwszą ofiarę swej dociekliwości… Cóż, Helen wybrała rudowłosą. - Tak…? – Uniosła brew, przyglądając się uważnie Annie. Nie chciała wyciągać z niej czegokolwiek przy pustym brzuchu, a jakoś szczerze wątpiła w to, by o tej porze jej towarzyszka zjadła w domu nieco więcej niż niewielki wróbelek. Zresztą, widziała mniej więcej kilka razy to, ile Cresta dziobała na lunch jakieś okruszki. To zdecydowanie nie było w porządku, by tak nie dojadała z powodu zmartwień, stresów lub jakichś innych paskudnych przyczyn. – Jest jeszcze strasznie wcześnie, wiesz? Poza tym pewnie spaliłaś większość kalorii z tego, co zjadłaś, kiedy tak przemykałaś tu zimnymi ulicami. Nie pozwól się namawiać. Nie otruję cię. – Zakończyła z uśmiechem, już po chwili zwracając swoje spojrzenie w stronę Aloisa, który ni stąd, ni zowąd zadał jej pytanie. - Jeśli masz ochotę na wyjście… Przy okazji moglibyśmy wstąpić gdzieś do sklepu i zrobić jakieś większe zakupy, bo nie chce mi się, prawdę mówiąc, wyskakiwać non stop po jedną rzecz do sklepu. – Zmrużyła oczy, kładąc sobie palec na brodzie i po chwili ponownie powracając do rzeczywistości. – Ale wpierw śniadanie. Nie pozjadajcie się, jest coś lepszego.
|
| | | Wiek : 12 lat Przy sobie : tablet, rower, gaz pieprzowy, aparat fotograficzny, telefon komórkowy, karty do gry, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : Wybujała wyobraźnia, znakomity mówca
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Sob Lip 18, 2015 12:43 pm | |
| Można dobrze domyślić się tego, jak dalej zachowywał się Alois. Tak samo, wciąż niezbyt grzecznie patrzył się na gościa. Ucieszył się, kiedy stwierdziła, że jadła śniadanie. Uznał, że w ten sposób rudowłosa już wkrótce może ulotnić się z mieszkania Helen. Przybytku, którym mieszka od pewnego czasu, miejsca, gdzie zdążył się zadomowić, co zdecydowanie dobrze wpływało na jego relacje z panną Favley. Tak, czuł się jak u siebie w domu. Było to najszczególniej widać po jego nocnych pielgrzymkach do lodówki. Nawet nie myślał, że sprawia jej tym sporo kłopotów pieniężnych, jednak niekoniecznie musiało tak być. - Tak - odparł z chłodem w wypowiadanych słowach. - chodzę do szkoły, a co? - uśmiechnął się przebiegle - chodzę, mimo że wszyscy nauczyciele wiedzą, że jestem najinteligentniejszym uczniem w całej szkole i równie dobrze mógłbym przeskoczyć kilka klas i w tej chwili przygotowywać się do matury. - spojrzał na gościa ponownie, tym razem jednak nieco bardziej dobitniej, natrętniej... Usłyszał słowa Helen, skierowane do Annie. "Nie otruję cię". Alois uznał, że dobrze by było, gdyby podała jej jakąś truciznę. Przynajmniej miałby ją z głowy. Jak on może życzyć tak źle osobom dopiero co poznanym?! To zdecydowanie nie było w porządku, jednak sam chłopak nie zdawał sobie z tego sprawy. Ewentualnie wiedział, jednak odpychał daleko od siebie wyrzuty sumienia, które powinny zaatakować go ze zdwojoną siłą, uświadamiając go, że zachowuje się co najmniej niegrzecznie. Był ciekaw dalszego obrotu spraw: czy gość zrozumie, że nie jest mile widziany przez Owena? Co powie Helen? Jak na to wszystko zareaguje? Helen, która najwidoczniej miała Annie za przyjaciółkę, co mu się zdecydowanie nie podobało. Co poradzić? Mógł jedynie starać się zmienić tok rozumowania swojej opiekunki, nie zdając sobie sprawy z tego, że to będzie zadanie trudne, nieomal niewykonalne. Był zły, słysząc jak bardzo Helen zatroskana jest o rudowłosą. Poczuł złość, a może nawet... coś na wzór zazdrości? Mimo że usiłował sobie wmówić, że tak nie było, nie potrafił uciec od tej świadomości, jako dzieciak, który zachowuje się tak jakby miał jakieś siedem lat mniej. Co więcej, odczuwał wielki, mitomański głód, który rozrastał się w jego głowie, mimo że zdążył już dzisiaj opowiedzieć kilka kłamstw. Co prawda, było ich niewiele, ale... lepsze to niż nic. Ucieszył się, kiedy Helen zwróciła się do chłopca. Tak. Bezpośrednio! Poczuł wielką dumę, Favley nie była jednak całkowicie zaślepiona wizytą gościa. Wciąż się uśmiechał, jednak tym razem jego uśmiech stał się szerszy i jakby... nieco bardziej przebiegły. - W porządku - odpowiedział - możemy zrobić większe zakupy, z chęcią ci pomogę. Spojrzał znacząco na Annie ciekaw, co teraz maluje się na jej obliczu. Był ciekaw, czy Helen zgani go za te nietypowe zachowanie względem jej przyjaciółki. Sam nie wiedział, czego chciał. Gdyby zwróciła mu uwagę, byłoby ciekawie, a jeżeli nie, oszczędziłaby mu kłopotów. Atmosfera nadal byłaby nieznacznie napięta, naszpikowana tajemnicą. I Alois miał nadzieję, że Annie już wkrótce w pełni ją rozwiąże. Albo... już to zrobiła, nie do końca dając tego po sobie poznać. Owszem, zdawał sobie sprawę z tego, że ona wie iż nastolatek nie żywi do niej żadnych pozytywnych uczuć. Mogło to się oczywiście zmienić, co jednak było mało prawdopodobne. |
| | | Wiek : 23 lata Zawód : kawiarka Przy sobie : aparat fotograficzny, leki przeciwbólowe
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Pią Lip 24, 2015 12:50 am | |
| Miałam już się wyszczerzyć zadowolona z siebie, gdy Alois zaczął odpowiadać na moje pytanie, jednakże pomysł ten zniknął kompletnie, gdy wzniosłam oczy ze stołu, dosłownie na moment, na niego. Pałał do mnie non stop tą samą nienawiścią i nawet uśmiechał się nieprzyjemnie, widząc, że jego nastawienie sprawia mi ból. Nie mogłam tego znieść. Nie rozumiałam, jak mogą żyć na świecie tacy ludzie, tacy, którym sprawia przyjemność ból innych. Alois należał to tej grupki i postanowił za swą ofiarę obrać sobie mnie... Nie moja wina, że Oni mnie prześladowali, że nie zawsze dawałam sobie radę z tymi okrutnymi wizjami... Wcale nie byłam oszalała i dziwna. Zagryzłam wargę, natrętnie patrząc w stół. Nie podnosiłam oczu. Starałam się udawać zamyślenie, choć nie potrafiłam nie zareagować na słowa Helen skierowane pod moim adresem. Zagryzłam wargę mocniej i podniosłam na nią spanikowany wzrok. – Nie! Ja... Znaczy, ja jadłam i nie chcę już... Wystarczy. Nie jestem głodna. Właściwie... Pójdę już. Muszę tę kawę... – rzuciłam, pokracznie wstając od stołu. Bałam się, że Oni znów zakłócą mój dzień, a, na domiar złego, również dzień Finnicka. Nie chciałam go wyrywać z pracy. Mógł ją stracić przeze mnie, a to nie byłoby w porządku. Czułabym się z tym potem źle. – Przepraszam, ale muszę się przewietrzyć. I... Właśnie, sklepu! Przypomniało mi się, że miałam skoczyć jeszcze do apteki! Zrobię to przed pracą. Szybciej będę w domu – zauważyłam, uśmiechając się do niej, choć musiało to wyjść sztucznie. Dopiero teraz udało mi się wstać, wsunąć wcześniej zajmowane krzesełko i... się żegnać. – Smacznego wam życzę – mruknęłam jeszcze, nie patrząc już na Aloisa. Po prostu nie byłam gotowa na to, co zobaczę... Jaki wyraz jego twarzy... – Do zobaczenia potem. – Kiwnęłam głową na do widzenia i ruszyłam do drzwi. Nie potrafiłam również spojrzeć Helen prosto w twarz. [z/t, o ile jej nikt nie zatrzymuje ] |
| | | Wiek : 20 Zawód : pracownica kawiarni 'Vanillove' Przy sobie : dowód tożsamości [Helen Favley], breloczek z kluczami, gotówka, okulary przeciwsłoneczne -> wszystko w przepastnej torbie Znaki szczególne : potrójna blizna (jak po szponach) w kolorze malinowym na lewym boku szyi Obrażenia : amnezja (bardzo ciekawe "obrażenie" xD)
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Czw Sie 06, 2015 12:02 am | |
| Jedną z największych wad Helen było to, że nieustannie chciała zbawiać cały świat. Dokładnie tak - jedną z wad. Gdyby bowiem chodziło o kogoś innego, jakąś osobę, która mniej by ją przypominała, podobne pragnienia może i miałyby nieco inny wydźwięk. Bardziej pozytywny, godny. W przypadku panienki Favley wszystko to było jednak tylko czczym marzeniem naiwnego dziecka, jakie miała w swoim wnętrzu i które stanowczo zbyt często brało nad nią górę. To nie była jej wina, przynajmniej nie do końca, lecz później musiała brać całą odpowiedzialność za swoje czyny tudzież nierozsądnie wypowiedziane słowa. Normalna osoba na jej miejscu zamknęłaby się przez to w sobie, stała kimś małomównym, ale... Cóż, ona i pod tym względem była dosyć nieschematyczna. Momentami, choć niezbyt często, czyniła nawet zalety ze swoich nieciekawych przymiotów. Jak i teraz, kiedy to codzienne roztrzepanie pozwalało jej dalej zgrywać w pełni rozluźnioną, chociaż wyraźnie odczuwała ciężką atmosferę, jaka zapanowała nagle w mieszkaniu. I, co chyba w tym wszystkim najlepsze z najgorszego, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co też było tego przyczyną. Co, a właściwie - kto. Alois... I Annie... Dwie najniewinniejsze, najmilsze osoby, które niespodziewanie kompletnie nie przypadły sobie do gustu. Dalsze przyczyny nie były jej znane. A przecież nie dało się ot tak zapałać do kogoś aż tak straszną niechęcią, by objawiała się ona w taki wyraźny sposób, prawda? Najwyraźniej się przy tym myliła. Dlatego też, usiłując rozgryźć ten problem i przy tym uniknąć jakiegoś słownego starcia - w końcu i to najwyraźniej stało się możliwe, nie zwróciła nawet uwagi na mocno kolorową odpowiedź Aloisa w sprawie szkoły. Cóż, zaczęła przyzwyczajać się do tego, co też potrafiło mu wpaść do głowy. Ten tekst nie był przy tym niczym strasznie wyjątkowym, spotkała się z bardziej niezwykłymi historiami w wykonaniu jej podopiecznego - jak choćby nawet ta o słynnej herbacie, więc spadł gdzieś na dalszy plan... Na który za to wysunął się chłód dominujący w całej rozmowie między towarzyszami Helen. Przez niego sama miała dreszcze, dalej udając całkowitą normalność. I szczerze się nie zdziwiła, kiedy Annie nagle postanowiła wyrzucić z siebie kilka pospiesznych słów, aby chcieć opuścić lodową krainę, w jaką zmieniło się przytulne mieszkanko. Po jakimś czasie sama by to pewnie zrobiła. Fakt faktem, że zrobiło jej się jednak dosyć głupio, a następnie dodatkowo... Przykro...? Ignorując chwilowo słowa chłopca, zrobiła kilka kroków w stronę gościa, by wreszcie gwałtownie się zatrzymać i potargać końcówki swoich włosów, wzdychając przy tym ciężko. - Annie... - Pokręciła głową, mrużąc oczy. - Jasne. Rozumiem. - Bujda, wcale nie chciała zrozumieć, dlaczego ludzie zaczęli od niej uciekać. - Do zobaczenia. |
| | | Wiek : 12 lat Przy sobie : tablet, rower, gaz pieprzowy, aparat fotograficzny, telefon komórkowy, karty do gry, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : Wybujała wyobraźnia, znakomity mówca
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen Pią Sie 07, 2015 2:10 pm | |
| Chłopak nie potrafił uwierzyć we własne szczęście. Najwyraźniej jego modły zostały wysłuchane, gdyż wszystko wskazywało na to, że Annie ma zamiar opuścić mieszkanie. Na krótką chwilę w jego głowie zamajaczyła myśl, że był wobec niej okrutny. Jednak już po tym uwolnił się od wyrzutów sumienia, uznając że postąpił słusznie. Nie można było mu się dziwić, zważywszy na to, jaki jest, kim jest. Mimo, że wkroczył już w wiek nastoletni, jego myślenie i postępowanie dość często cechowało się infantylnością, taką która charakteryzuje raczej osoby nieco młodsze od niego. Dla Aloisa jej niepewny i okazujący zmieszanie głos był niczym balsam dla uszu. Brał z tego niesłychanie wielką przyjemność. Pożegnała się grzecznie, życząc smacznego i czym prędzej ulotniła się z mieszkania, dokładnie zamykając za sobą drzwi. Alois usłyszał cichy skrzyp nienaoliwionych drzwi. Odetchnął z niewyobrażalną ulgą, co było zdecydowanie zauważalnie. Zignorował fakt, że Helen mogła to zauważyć i posypie się wiele szczegółowych pytań co do zachowania jej podopiecznego. Opiekunka chłopaka z całą pewnością musiała zauważyć, że między nim a Annie zadziało się coś złego, o czym świadczyły niektóre wypowiedziane przez nią słowa: "Nie pozjadajcie się, jest coś lepszego" - o,, to był chyba najlepszy przykład, że Alois nie mylił się co do tego, że panienka Favley poczuła te napięcie. Nie chciał tego, by się dowiedziała, o co mu chodziło. A może było wręcz odwrotnie? Może gdzieś w jego wnętrzu tliła się nadzieja, by prawda wyszła na jaw? Gdyby tak się stało, co by jej powiedział? Prawdę? A może... wykreowałby kolejne kłamstewko? Przecież umiał kłamać. I to bardzo dobrze, na dodatek przystrajając swoje mitomańskie opowieści ciekawym zabarwieniem tonu własnego głosu, dzięki czemu gdyby nie absurdalność jego słów, można by od razu uwierzyć w to, co on wygaduje. Już taki był i chyba trudno to zmienić, pseudologia fantastica (chociaż lekarze mają wiele wątpliwości co do tej diagnozy) to coś, co ogarnia człowieka w całości. Nie da się na to nic poradzić. A jakaś terapia? Byłaby zbędna, gdyby w ostateczności okazałoby się, że Alois tak naprawdę nie ma żadnych zaburzeń psychicznych. Wszystko mogło się zdarzyć. Ucieszył się ponownie, słysząc słowa Helen, która najwidoczniej nie próbowała zatrzymać - w opinii chłopca dość natrętnego - gościa. Tak! Tak było dobrze. Opiekunka mitomana najwidoczniej nie będzie biec za Annie, próbując dojść do jakiegoś porozumienia. Alois, siedząc przy stole, założył nogę na nogę, dłonie wsuwając za głowę i odchylając się nieznacznie na krześle. Nie bał się, że się przewróci. Doszedł do pewnej wprawy, więc doskonale potrafił zachować równowagę. W końcu usiadł prosto, dłonie opierając na blacie. Uśmiechał się. Jedną z tych najgorszych odmian uśmiechu. Nie odzywał się, postanowił że pozwoli Helen odezwać się jako pierwsza. Był ciekaw, jakie słowa wydobędą się z jej ust. Mogła zareagować na każdy możliwy sposób; zganić go, zapytać co się stało, albo milczeć (w co akurat powątpiewał) bądź zacząć jakiś inny temat, zdecydowanie odbiegający od tego, co miało miejsce tu i teraz. A raczej... zanim Annie opuściła mieszkanie, sprawiając że Alois poczuł się o niebo lepiej, chociaż trzeba przyznać, że w jego wnętrzu tliła się jakaś osobliwa tęsknota za znienawidzoną już od początku osobą. Nie miał już kogo dręczyć tym swoim natrętnym spojrzeniem, a nie mógł tego robić w stosunku do Helen z powodów dość oczywistych, po prostu nie chciał mieć w niej wroga. Lubił ją i wiele jej zawdzięczał. Pracuje ciężko, by stworzyć Aloisowi dobre warunki mieszkalne. Gwarantuje dobre wyżywienie, a chłopakowi nawet nie było głupio, że je za dwóch. A powinien to zmienić, po prostu przeczuwał iż Helen jest zbyt dobrą i raczej mało asertywną osobą, by zwrócić mu uwagę. W sumie, co mogła powiedzieć, "Alois, proszę, nie jedz tyle"? A może "nie jest tyle w nocy, bo to niezdrowe i przytyjesz"? Wiedział - a może się mylił? - że kobieta raczej nigdy nie wypowie takich słów. Musiała go lubić, nie mógł zaprzeczyć. I on lubił ją. Była dla niego jakby drugą matką. Alois przypomniał sobie swoją rodzicielkę, która zawsze mówiła mu, że to, co opowiada, to kompletne bzdury. Nienawidził jej za to, a jednocześnie kochał. Nie ma w tym nic dziwnego, żadnej sprzeczności zważywszy że przeciwnością miłości nie jest nienawiść, a obojętność, chociaż na świecie jest mnóstwo ludzi, którzy uważają inaczej. Alois doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Tak więc, siedział przy stole, niezwykle z siebie zadowolony. Po jakimś czasie oparł łokcie na stole i oparł głowę na rozłożonych dłoniach. Nie pozostało mu nic poza czekaniem. Wolał nic nie mówić, żeby niczego - broń Boże - nie zepsuć. |
| | |
| Temat: Re: Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen | |
| |
| | | | Helen Favley i (od jakiegoś czasu) Alois Owen | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|