IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Na zewnątrz - Page 2

 

 Na zewnątrz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyNie Paź 26, 2014 12:32 pm

First topic message reminder :

Na zewnątrz - Page 2 South-front-darcy-image-695x350

Dom, w którym znajduje się Arena, stoi na Ziemiach Niczyich (zaraz pod literą "E" w słowie "NICZYJE" na mapie Kapitolu), otoczony półkolistym polem siłowym, które czyni go niewidocznym z zewnątrz. Pole siłowe zasilane jest z rozstawionych dookoła dwunastu generatorów; wyłączenie co najmniej połowy skutkuje przełamaniem pola siłowego. Wokół Areny nie ma strażników, ale jest monitoring, więc w razie naruszenia strefy powietrznej/lądowej, siły Kapitolu zjawią się w ciągu kilkunastu minut.

Główne wejście prowadzi do Sali Głównej
.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptySob Lis 01, 2014 10:17 pm

Słowa pani prezydent również nie robiły na nim wielkiego wrażenia. W tej chwili jedynym, co jej pozostało było mówienie, więc zapewne próbowała przez to zyskać jakąkolwiek kontrolę nad sytuacją. Szkoda, że tym razem nie było to aż takie proste. Tyler, mimo że nie opuścił broni, faktycznie rozluźnił nieco uścisk. Może i naprawdę nie chciał mieć na rękach krwi kolejnej osoby, a może sprawiła to świadomość, że nie powinien zabijać Coin ze względu na jej wartość. W tamtej chwili nie zastanawiał się nad tym. Pozwolił Henry’emu przejąć kontrolę nad sytuacją, odsuwając się nieco na bok. Tym razem stał się biernym obserwatorem, wodząc wzrokiem od kobiety do Winstona i wysłuchując ich krótkiej wymiany zdań. Również jej nie ufał – to niemożliwe, aby tak po prostu zgodziła się im pomóc. Czuł, że kryje się za tym coś więcej, dlatego bez słowa podał Henry’emu telefon. Było to jedyne rozsądne rozwiązanie, biorąc pod uwagę fakt, że nikt nie miał prawda przekroczyć próg tego poduszkowca. Jednak kiedy mężczyzna podsuwał Almie komórkę, spotkała ich kolejna niespodzianka. Znów głos, również kobiecy, ale też inny niż na początku, rozbrzmiał we wnętrzu maszyny. Odwrócił się do okna, gdzie zauważył kolejną białą sylwetką majaczącą na tle ruin areny. Westchnął cicho, zastanawiając się, jak wiele osób jeszcze z nimi było. Czy już otoczyli ten teren? Chowali się w pobliżu, tylko czekając aż oni wyjdą ze swojej kryjówki? Nie wiedział, a ta niewiedza powodowała, że czuł się coraz mniej komfortowo. Panował nad sobą, ale w tamtym momencie, gdy oceniał ich realne szanse w starciu ze Strażnikami, musiał przyznać, że sytuacja nie wyglądała za ciekawie.
A to był dopiero początek.
Coin najwyraźniej coś kombinowała, cały czas zmieniając zdanie i próbując namówić ich na grę według swoich reguł. Jednak nie tylko ona nie była taka głupia. Jako pierwszy zareagował Hugh. Tyler obserwował jak zbliża się do kobiety i spokojnie oraz racjonalnie próbuje wytłumaczyć jej, że nikt nie zamierza się stąd ruszyć, nie wspominając o wyjściu na zewnątrz. W duchu Dawson przytakiwał mu. Potrzebowali racjonalnych i przemyślanych działań, a nie porywania się z motyką na słońce. Słuchał kolejnych słów, mając nadzieję, że chociaż to przyniesie oczekiwany efekt. I faktycznie przez chwilę wydawało mu się, że naprawdę wszystko zmierza ku końcowi. Alma wzięła telefon, wykręciła numer córki, ale to, co już po chwili padło z jej ust, nie było tym, czego oczekiwali.
Już przy pierwszych słowach zamarł. Tryby w jego głowie przekręcały się z zawrotną prędkością, przetwarzając informację i przesyłając ją do mózgu. Tam chwilę trawił ją, jakby kompletnie nie zrozumiał sensu zdania i próbował uchwycić go dzięki wielokrotnemu przetwarzaniu. Jednak to był dosłownie moment. Już po chwili cały proces ustał, a on, nie myśląc, co robi, podbiegł do pani prezydent i wyrwał jej komórkę.
- STOP – warknął nerwowo, w duchu błagając, żeby nie było jeszcze za późno i żeby osoba po drugiej stronie nie rozłączyła się. – Nie strzelajcie! Będziemy negocjować – powiedział, znów zerkając w stronę okna, celowo omijając wzrokiem pozostałą dwójkę i Coin. Przecież nie mógł pozwolić, żeby teraz to wszystko poszło na marne. – Za chwilę wyjdę, ale chciałbym mieć pewność, że jeśli tylko przekroczę próg, nie dostanę kulki w głowę. Ani żaden z trybutów. Nie zabieram ze sobą żadnej broni – dodał szybko, czekając na odpowiedź.
Powrót do góry Go down
the leader
Christina Annesley
Christina Annesley
https://panem.forumpl.net/t2559-christina-annesley#36692
https://panem.forumpl.net/t2560-chris#36725
https://panem.forumpl.net/t2561-christina-annesley#36727
https://panem.forumpl.net/t2562-przebieg-sluzby-utajniony#36728
https://panem.forumpl.net/t2577-chris#37024
https://panem.forumpl.net/t2564-christina-annesley
Wiek : 29 lat
Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer}
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptySob Lis 01, 2014 10:38 pm

Odetchnęła bardzo głęboko. Bardzo. Tak głęboko, jak tylko mogła. Odpięła też broń - tak, wcześniej tego nie robiła, ale teraz był już najwyższy czas - ułożyła wygodnie w dłoniach, odbezpieczyła. Mdliło ją. Kurewsko ją mdliło i naprawdę, gotowa była zerwać hełm i wyrzygać się gdzieś w krzakach tak, jak z pewnością nie wypadało dowódcy. Nie była na to wszystko gotowa. Nie była gotowa decydować o czyimś życiu, nie była... Och, bogowie, mogła po prostu siedzieć na dupie w koszarach i robić to, co przedtem. Użerać się z rekrutami, majstrować przy poduszkowcach.
Pierdol się, Ginsberg.
Zawsze potrzeba choćby metaforycznego kozła ofiarnego, kogoś winnego, prawda?
Usłyszała słowa Coin. Usłyszała słowa jednego z buntowników. Miała też gotowe rozkazy, z tym że... Cóż. Ruchem głowy nakazała Melanie zakrycie głośnika telefonu. Przepraszam bardzo, rozmowa prywatna. Po raz kolejny odetchnęła głęboko. Nie zastrzelili Almy. Fajnie. Ale to przecież niewiele w tej chwili znaczyło.
- Pilnujcie trybutów. - Powiedziała ze spokojem, tak cholernie nienaturalnym spokojem, do Strażników. To było dla niej zbyt wiele. Naprawdę. Nie jej miejsce, nie jej mundur, nie jej pieprzona odpowiedzialność. Tylko że była profesjonalistką. A profesjonaliści nie dają dupy tylko dlatego, że coś ich przerasta. - Nie zabijajcie ich. Łapcie, pacyfikujcie, jeśli będzie trzeba, ale nie zabijajcie. Zobaczę kolejnego zastrzelonego dzieciaka, a urwę jaja każdemu, który to zrobił. Dosłownie. Melanie, bierzesz za dzieciaki odpowiedzialność. - Wiedziała, że dzieciaki mogą kombinować. Mogą próbować wykorzystywać sytuację, mogą... Cokolwiek. A ona po prostu nie zamierzała im na nic podobnego pozwolić.
Swoją drogą, to nie była scena z filmu, a ona nie była aktorką. Nie było przerw budujących napięcie, nie było czasu na przetrawienie jej słów. Tylko w hollywoodzkich produkcjach podobne sytuacje rozwlekały się do pół godziny, dając miliard okazji na interwencję. W prawdziwym życiu to tak nie wyglądało. W prawdziwym życiu było znacznie mniej przyjemnie, znacznie mniej sympatycznie.
- Nie strzelajcie - kontynuowała więc niemal od razu, jednym ciągiem, wiedząc, że i tak pojmą, że to już kolejna kwestia, kolejny temat. Wiele miała do zarzucenia Strażnikom Pokoju. Byli prymitywni, byli brutalni, byli zdegenerowani. Musiała im jednak przyznać, że umieli pracować. Umieli robić to, co się im każe... Cóż, przynajmniej zazwyczaj. Miała nadzieję, że tego dnia nie napotka sytuacji, z jaką musiała się zmierzyć jej poprzedniczka.
- Pozwolicie mu wyjść, pozwolicie mu mówić. Póki będzie normalnie, normalnie pozostanie. - Nie pytała, czy rozumieją. Nie pytała ich o zdanie. Mieli po prostu przyjąć do wiadomości, nic ponadto. To nie była demokracja, to było pieprzone samowładztwo.
A potem po prostu pozwoliła odkryć słuchawkę telefonu.
- Zapraszamy - rzuciła oschle. Umiała - umiała i lubiła - byś sympatyczną, ale nie teraz. Nie teraz, kiedy żółć podchodziła jej do gardła, nie teraz, kiedy wiedziała, że w końcu pęknie. Była tylko człowiekiem. Wiedziała, że tę rozgrywkę przegra - niekoniecznie dosłownie, z buntownikami, ale z samą sobą. - Zostawiasz broń, zabierasz ze sobą prezydent. Wtedy porozmawiamy. - Tu też nie proponowała. Żądała. W obecnej sytuacji postawa złej (choć w gruncie rzeczy - wyrozumiałej) policjantki przychodziła jej znacznie łatwiej, niż silenie się na bycie uroczą.
Oczywiście, niczego nie tłumaczyła. W gruncie rzeczy - czyż to nie było oczywiste? Mogli negocjować, ale nie wtedy, gdy Coin pozostanie w rękach rebeliantów. Musiała mieć pewność, że w trakcie ewentualnych rozmów nikt Almy nie zastrzeli. Proste? Proste.
A czy ona sama dawała jakąś gwarancję? Powiedzmy. Nie mogła ręczyć za wszystkich swoich podwładnych, mogła jedynie oferować stosowne konsekwencje wobec tych, którym zamarzyłoby się jej nie słuchać. Ale nie, nie mogła zagwarantować, że żaden ze Strażników się nie pospieszy, że nie wyjdzie przed szereg. Zresztą... Przecież im i tak się nie wierzy, nie? Nikomu, kto nosi biały mundur, nie warto ufać, tak powszechnie twierdzono. A ona przecież paradowała w bieli jak wszyscy, którzy stali za nią.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptySob Lis 01, 2014 11:00 pm

Melanie nie była zachwycona poleceniami Christiny i gdyby nie miała na sobie zasłaniającego ją hełmu, kobieta z pewnością mogłaby zauważyć rozlewający się po twarzy prezydenckiej córki grymas. Przez chwilę nie ruszyła się z miejsca, jakby miała zamiar zaprotestować, ale w końcu chyba zrozumiała, że pokrewieństwo w tym wypadku liczyło się mniej od stołka. Kiwnęła tylko głową, tłumiąc odruch splunięcia dowódcy pod nogi i kierując się w stronę trybutów, razem z kilkoma Strażnikami Pokoju, którzy wyszli z ukrycia, przerywając krąg w kilku miejscach, ale też zbliżając się do wyjścia z budynku.
- Nikt nie rusza się z miejsca! - krzyknęła Melanie rozkazująco. - Wszystkie pistolety, mieczyki, dmuchawki i widelce rzucić na ziemię! A wy - zwróciła się do przebranych członków Kolczatki - ściągnąć hełmy, koniec balu przebierańców. - Jakby dla zademonstrowania (czy może dodatkowego efektu) sama zsunęła z głowy białe nakrycie, odrzucając na plecy falę jasnych włosów.


W rozmowie pierwszeństwo ma teraz ekipa poduszkowca, trybuci i Kolczatka mogą pisać - póki co - niezależnie od przebiegu pertraktacji.
Powrót do góry Go down
the victim
Henry Winston
Henry Winston
https://panem.forumpl.net/t2541-henry-winston-ralph-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t2543-ginsberg-w-przebraniu#36440
https://panem.forumpl.net/t2544-henry-winston-ralph-ginsberg#36443
https://panem.forumpl.net/t2545-mary-z-przeszlosci#36444
https://panem.forumpl.net/t2546-henry-ego#36445
Wiek : 30 lat
Zawód : ścigany
Przy sobie : szkicownik, paczka papierosów
Obrażenia : rana na plecach

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyNie Lis 02, 2014 2:16 pm

Wielu z obywateli cudownego Panem - tyle było w tym sformułowaniu ironii i niedostrzegalnego sarkazmu - nienawidziło Almy Coin. Nie pamiętał, kiedy zaczęła się ta nagonka i z kobiety, która niosła wolność dla dystryktów, stała się jedynie kolejnym wcieleniem Snowa, ale Winston wiedział, że jego niechęć jest innego kalibru. Być może dlatego, że przybył do Trzynastki znacznie wcześniej, kiedy nie mógł już sobie poradzić z ojcem i palącym pożądaniem, które rozdzierało ich rodzinę. W podziemnej społeczności odnalazł siebie, przeżył pierwsze uniesienia z dala od Ginsbergów i nauczył się życia na własny rachunek.
Potem Gerard przybył do Trzynastki wraz z Maisie i znowu powracał do tego samego zaklętego koła, ale nadal pokładał nadzieję w Coin, która miała im przynieść wolność i jego nowe życie. Zakończone zanim tak naprawdę się rozpoczęło. Wystarczył tylko jeden podpis, jeden donos, a życie Ralpha - blonwłosego, przystojnego chłopca z gronem przyjaciół i ukochanym mężczyzną u boku - rozpadało się na części pierwsze, kiedy sygnowała swoim nazwiskiem przerażającą rzeczywistość.
A raczej jej brak, kiedy stał na podeście i żegnał ojca. Nic dziwnego, że nienawidził ją tak personalnie i dotkliwie, więc nie wahałby się z naciśnięciem spustu i uczynieniem z niej tylko wspomnienia dawnej prezydent Panem. Nie mógł jednak pozwolić sobie na ten ruch - nie, kiedy odnalazł Maisie i mógł odpowiedzieć na apel, który dotyczył ich dziecka. Tylko z tego powodu cały czas jeszcze podtrzymywał ją przy życiu.
Nie interesowali go trybuci, towarzysze broni, nawet sama Melanie Coin, która mogła pożegnać matkę. Nic nie było istotne i dlatego na jej telefon reagował ze stoickim spokojem, wręczając pistolet Randallowi, a samemu kneblując ją. Nie potrzebowali jej kolejnych złotych rad, zwłaszcza kiedy Tyler schodził negocjować. Miał wrażenie, że już przegrali, ale trzymał fason, by w razie czego, odpłacić się Almie pięknym za nadobne, nawet jeśli to miałaby być ostatnia rzecz, jaką dokona w tym życiu.
Powrót do góry Go down
the pariah
Hugh Randall
Hugh Randall
https://panem.forumpl.net/t1998-hugh-randall
https://panem.forumpl.net/t3568-hugh-2-0#56041
https://panem.forumpl.net/t3567-hugh-randall#56040
Wiek : 34
Zawód : Poszukiwany
Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy
Obrażenia : anemia

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyNie Lis 02, 2014 6:54 pm

Randall miał wrażenie, że zamienia się w jakieś cholerne medium, które potrafi przyszłość. Może nie dokładnie, szczegół po szczególe, ale jednak. Alma Coin nie zamierzała tak po prostu ulec. Widział ją wiele razy, obserwował jej zachowanie zbyt często, aby uwierzyć, że może tak po prostu obwieścić wolność trybutów. To samo tyczyło się słów mężczyzny. Chyba wypowiedział je bardziej dla zaspokojenia własnego sumienia, niż aby wywarły jakikolwiek wpływ na tej zimnej i bezwzględnej kobiecie. Nie mógł więc stwierdzić, że ich oszukała. No, a przynajmniej nie jego. Dlatego, co mogło być dziwne, na jego twarz nie wskoczył strach, kiedy usłyszał pięciowyrazowe obwieszczenie, które wypłynęło z ust pani prezydent. Zanim zdążył też w jakikolwiek sposób zareagować, Tyler porwał słuchawkę i zrobił coś, na co męska duma Hugh nigdy by mu nie pozwoliła.
Mężczyzna nigdy jeszcze się nie poddał. Nawet przy swoim pierwszym zamachu nie uniósł rąk w górę, nie wystawił białej flagi, a jedynie ulotnił się z miejsca zdarzenia. Co prawda od tamtego czasu musiał na siebie uważać, ale przynajmniej nie uchylił czoła przed Almą Coin i jej rządem. Tyler jednak zrobił coś, do czego on by się nie posunął. Może więc nie zależało mu na całej sprawie aż tak mocno. Zgodził się negocjować. Postanowił wyjść do tych ludzi, uzbrojonych i o wiele potężniejszych i ulec. Dla Randalla było to prawie jak poddanie się, ale w tamtej chwili nie potrafił wymyślić innego rozwiązania. Rzucił mu tylko przelotne spojrzenie, po czym cofnął się kawałek i czekając, aż chłopak opuści poduszkowiec.
Kiedy drzwi zamknęły się za nim, na pokładzie zapanowała głucha cisza przerywana jedynie ich równomiernymi oddechami. Przyglądał się, jak Henry knebluje prezydent Panem. Czy to był już koniec? Czy właśnie w tamtym momencie upadali? Czy za chwilę wojska Coin spróbują sforsować wejście do poduszkowca, chcąc ich aresztować aby potem orzec o karze śmierci, która wisi nad ich głowami.
Podszedł pod ścianę, pod którą siedziała Alma i usiadł obok, jednak nie za blisko. Ugiął nogi w kolanach i oparł o nie wyprostowane ręce, splatając ze sobą dłonie.
- Popełniasz błąd – rzucił spokojnym tonem, nie patrząc na nią, ale przed siebie - Wciąż jednak możesz zmienić zdanie – dobrze wiedział, że kobieta i tak mu nie odpowie. Ukrył twarz w dłoniach, zamykając oczy i myśląc o tym, co być może właśnie ucieka mu sprzed nosa. Szansa na szczęśliwe i spełnione życie. To wszystko, o czym marzył, ale nigdy nie miał. Pozostało mu jedynie czekać i choć jeszcze nie wszystko było przesądzone miał wrażenie, że poznał już wyrok.
Powrót do góry Go down
the odds
Kolczatka
Kolczatka

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyNie Lis 02, 2014 7:01 pm

Członkowie Kolczatki opuścili pomieszczenie wraz z wyprowadzanymi przez nich trybutami, zatrzymując się w bezpiecznej odległości od Areny. Pojawienie się osoby, której zdecydowanie nie powinno tam być, wywarło na nich wrażenie, jednak wciąż stali wśród trybutów, przyglądając się przebiegowi całej akcji z wyraźnym zaskoczeniem wymalowanym na twarzach ukrytych pod hełmami. Nie reagowali, nie za bardzo wiedząc, co powinni w tej sytuacji uczynić. Wiedzieli jednak, że coś poszło nie tak i to, co jakiś czas temu wydawało się tak oczywiste i proste, nagle się skomplikowało.
Kiedy Melanie wydała swoje polecenie mężczyźni, wymieniając zaniepokojone spojrzenia, z lekkim ociąganiem zdjęli hełmy i odłożyli broń na ziemię, zachęcając do tego samego trybutów. Ukazanie się córki Almy Coin nie świadczyło za dobrze i chyba za bardzo zależało im na życiu, aby w jakikolwiek sposób zaprzeczać jej rozkazom.

Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyNie Lis 02, 2014 7:26 pm

Mimo tego, że podczas tej krótkiej chwili udało mu się zachować kamienną twarz, w środku czuł jak każdy mięsień napina się. Nie wstrzymywał oddechu, nie spacerował nerwowo po poduszkowcu. Stał twardo w miejscu, w myślach odliczając kolejne sekundy ciszy. Dlatego właśnie tak wielka była jego ulga, kiedy uslyszał głos po drugiej stronie. Powstrzymał się przed jakimikolwiek oznakami radości i tylko cicho westchnął. Ani przez moment nie zastanawiał się, czy polecenie Almy zostanie spełnione. Nie było na to miejsca ani czasu. Grunt, że zareagował szybko i sprawa nie była jeszcze stracona.
Wysłuchał kobiety po drugiej stronie, ale nic już nie odpowiedział. Wyglądało na to, że wcale nie pójdzie tak łatwo. Oddał telefon Henry'emu i sam zerknął na Coin. Gdyby teraz zabrał ją ze sobą, prawdopodobnie straciliby jakiekolwiek szanse na uzyskanie sensownego porozumienia. Tak jak powiedziała - była ich kartą przetargową i dopóki pozostawała w poduszkowcu, była jeszcze jakaś nadzieja.
Pochwycił spojrzenie Hugh, ale był to tylko moment. Zbyt krótki, aby móc je odczytać. Czuł, że Randall nie do końca popiera jego decyzję. Milczenie Henry'ego też mu nie pomagało. Przez chwilę jeszcze się zastanawiał. Czy było inne wyjście? Być może, ale w tej chwili żaden z nich nie potrafiło go znaleźć. Klamka zapadła. Zresztą nie zamierzał poświęcać tych, dla których to wszystko zostało zorganizowane. Nie potrzebują większej ilości trupów.
Broń i tak trzymał już Henry. Przeszukał jeszcze swoje kieszenie i podał Hugh nóż i scyzoryk. Tak na wszelki wypadek.
Kiedy wychodził na zewnątrz, czuł się jakby grał w kiepskim filmie o kolonizacji planety. Był wyobcowany, to wszystko stanowiło dla niego nowy, a zarazem dziwaczny obraz. Ci ludzie, stroje, otoczenie i on pośrodku - wystawiony jak na tacy. Zastanawiał się, czy i ile osób celuje do niego w tej chwili. Z pewnością gdyby mogli, zdmuchnęliby go z tego świata w ułamku sekundy. Zostałaby z niego pokraczna i podziurawiona masa, zepsuta lalka, nienadająca się już do niczego. Stłumił smutny uśmiech i minął próg.
Nie podniósł rąk do góry, nie miał ze sobą białej flagi. Szedł wyprostowany, prosto przed siebie, dokładnie widząc miejsce, do którego powinien dotrzeć. Zatrzymał się parę kroków przed kobietą, przyglądając się jej tylko pobieżnie. W tamtym momencie niczym nie różniła się od przeciętnego Strażnika Pokoju. Zastanawiał się tylko, jak wysoko musi stać w hierarchii, skoro odsunęła od dowodzenia samą Melanie Coin. Niestety uznał, że nie ma czasu na jakiekolwiek konwenanse i podarował sobie przdstawienie się, pytanie o stopień i tak dalej, jednocześnie przechodząc od razu na "ty".
- Sprawa jest prosta. Każda ze stron ma coś, czego potrzebuje druga - zaczął, patrząc prosto w oczy kobiety. - Dokonajmy wymiany. Dostaniecie Almę, kiedy Rząd zagwarantuje bezpieczeństwo żyjącym trybutom. I to, że zaraz potem nie zawisnę razem z resztą przed Waszą siedzibą. - Był spokojny, znów utrzymywał nerwy na wodzy. Miał tylko nadzieję, że Strażniczka nie będzie zbyt długo wdawać się z nim w dyskusje.
Rzucił jeszce krótkie spojrzenie ponad jej ramieniem, upewniając się, że z resztą wszystko w porządku i że Maya nadal jest wśród nich.
Powrót do góry Go down
the leader
Christina Annesley
Christina Annesley
https://panem.forumpl.net/t2559-christina-annesley#36692
https://panem.forumpl.net/t2560-chris#36725
https://panem.forumpl.net/t2561-christina-annesley#36727
https://panem.forumpl.net/t2562-przebieg-sluzby-utajniony#36728
https://panem.forumpl.net/t2577-chris#37024
https://panem.forumpl.net/t2564-christina-annesley
Wiek : 29 lat
Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer}
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyNie Lis 02, 2014 7:58 pm

Odnosiło się wrażenie, że nikt tu nie znał Annesley i... Hej, to chyba było całkiem zgodne z prawdą. W szeregach Strażników była nowa, bardziej jednak liczył się sam fakt, że Chris zwyczajnie nie dawała się poznać. Choćby w białym mundurze odsłużyła już lata, było równie prawdopodobne, że nawet wtedy nikt nie byłby w stanie przewidzieć jej zachowania tak, jak nie mogli tego uczynić i teraz. I nie, nie mówimy w tym przypadku o nieprzewidywalności znanej po pozostałych Strażnikach - tej, która kazała w każdej chwili spodziewać się silnego uderzenia na odlew opancerzoną dłonią czy niezapowiedzianego strzału w głowę kogoś, kto niczym tak naprawdę nie zawinił. Nie, Chris nie była nieprzewidywalna w ten sposób.
Nie była na tyle głupią, by śladem młodej Coin zdejmować hełm. Zasadę ograniczonego zaufania przyswoiła najwyraźniej znacznie, znacznie lepiej i nie zamierzała ryzykować. Paranoja? Nie, po prostu świadomość mentalności rebeliantów. Ostatecznie sama też była kimś takim - kiedyś, przedtem. Wszyscy byli. Na dobrą sprawę każdy tu powinien więc wiedzieć, co się może zdarzyć. To znaczy - wszystko. Mogli negocjować. Mogli rozmawiać grzecznie, jak handlowcy. I co z tego, skoro w każdej chwili mogli też chwycić po broń? Wszystkie przewroty świata wygrywało się słodkimi słówkami maskującymi faktyczne plany.
Bezpośredniość negocjatora nie przeszkadzała jej. Każda inna postawa byłaby sztuczna i drażniła ją jeszcze bardziej niż fakt nieprzyprowadzenia Almy. Bo tak, jasnym było, że nie zamierzała skakać z radości, kiedy to jej stawiali warunki - kiedy warunki stawiał jej ktoś, kto nie miał do tego najmniejszego prawa. Jasne, Chris była wyrozumiała. Tolerancyjna. Z pewnością bardziej otwarta na negocjacje niż ktokolwiek inny noszący biały mundur. Może jednak też bardziej niż inni nie lubiła - nie tolerowała - gdy ktoś robił ją w chuja.
- Zdawało mi się, że wyrażam się dość jasno - rzuciła zimno. Była skłonna iść na ugodę. Naprawdę. Ba, gotowa też była poświęcić Coin - jedną i drugą, w gruncie rzeczy - gdyby dzięki temu miała cokolwiek osiągnąć. Gdyby to całe spotkanie rozpoczęło się inaczej, gdyby buntownicy mieli trochę rozsądku, wtedy... Tak, naprawdę niewykluczone, że by im przyklasnęła, stanęła u ich boku, pomogła im. Nie była przywiązana do Almy na stołku prezydenta. Tak, zawsze była wobec niej lojalna, ale to trochę zaczęło się zmieniać. Takie otwarcie oczu, jakiego doświadczała na sobie Chris, nazywało się chyba dorastaniem. Więc nie, nie była już tą dziewczynką, która w Coin zapatrzona była jak w obrazek. Tak, zawdzięczała jej względne bezpieczeństwo, dostatnie życie i to, że jej nazwisko mogło coś znaczyć. Dzięki niej przelatała setki godzin poduszkowcem, dzięki niej w ciągu swego życia usyfiła się smarem wszelkich latadeł bardziej, niż to wypadało damie. Tak, nie ulegało wątpliwości, że w dużej mierze to dzięki niej była tym, kim była.
Tyle, że była też sobą. Z własną wolą, własnymi poglądami na świat i swoimi osądami, które zapewne Almie by się nie spodobały. Cóż. Dobrze, że przynajmniej z zamachowcami zgadzała się w jednej kwestii. To - przynajmniej w teorii - sporo ułatwiało.
- Dzieciakom nic się nie stanie, zakładając, że nie dacie mi powodu, żeby było inaczej - stwierdziła ze spokojem, mierząc negocjatora uważnym spojrzeniem, spojrzeniem skrytym za hełmem. - A w tym momencie dokładnie to robicie. Radzę wziąć przykład ze swoich mądrzejszych kolegów... - Ruchem głowy wskazała członków Kolczatki, którzy potulnie podporządkowali się Melanie. Jasne, to mogła być zmyłka (Chris nigdy nie ufała i nigdy nie była optymistką), ale przynajmniej na ten moment było w porządku. Może tyle wystarczy.
- ...i współpracować. Wyprowadzisz teraz Coin, a zastanowimy się nad jakimś układem. Zastanowimy się we trójkę. Na ten moment nie mamy o czym rozmawiać. - Ostatecznie czym innym było bycie wyrozumiałą i gotową na rozmowy, a czym innym - poddaństwo i żałosna uległość wobec nie mających prawa do stawiania warunków rebeliantów. Poza tym... Wciąż jeszcze bardziej opłacało jej się być lojalną wobec aktualnej prezydent. W tej chwili nic nie ugrałaby samozwańczym przejmowaniem jakiejkolwiek władzy, prawa do reprezentowania rządu. Nie była pewną nikogo, kto stał za jej plecami, nie była pewna też nikogo, kto tkwił teraz w szeregach przydupasów Almy stacjonujących w jej siedzibie. Gdyby zdecydowała się na nieplanowaną dotąd szarżę po uprawnienia, których nie miała, popełniłaby wielki błąd - jeszcze większy niż zamachowcy, gdy zdecydowali się na porwanie Coin.
Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyNie Lis 02, 2014 8:38 pm

A jednak zamierzała dyskutować. Założył ramiona na wysokości klatki piersiowej, jednocześnie tłumiąc chęć przewrócenia oczami. Była tylko jedna osoba, której nienawidził bardziej niż samą Coin - Strażnik Pokoju. A kiedy kobieta była Strażnikiem Pokoju to już w ogóle był jakiś cyrk na kółkach. Swoimi pierwszymi słowami tylko potwierdziła jego odczucia, sprawiając, że na chwilę musiał zacisnąć dłonie w pięści, żeby się uspokoić. Resztę wypowiedzi przyjął już spokojniej, będąc przygotowanym na ewentualne zarzuty.
Od początku wiedział, że zacznie od braku Almy. W końcu o to rozbijało się to wszystko, o kochaną panią prezydent, którą w gruncie rzeczy nie interesował się żaden organ z wyjątkiem Rządu. W sumie ostatnio zauważył, że część rządowców też ma jej dość. Miała już chyba na tyle nadszarpnięty autorytet, że wystarczyłyby jedn ruch, aby skutecznie zrzucić ją ze stołka. Miał nadzieję, że już niedługo to właśnie się stanie.
Wracając do Christiny - nie bagatelizował jej groźby, ale też wiedział, że nie może działać pochopnie. Nie bez powodu zdecydował się na ten krok. - Uwierz, że gdybym mógł, wydałbym Ci ją już dawno. Problem jednak tkwi w tym, że jeśli zrobię to teraz, nie będę miał żadnej gwarancji, że ktoś naprawdę sporządzi ten dokument. Będziecie mogli zrobić z nimi i nami wszystko, bo nie będzie nic, co mogłoby Was ograniczyć - wytłumaczył. W jego mniemaniu ta sytuacja doskonale świadczyła o intencjach Rządu. Te głupie propozycje to tylko kolejne kłamstwa. Chodzi tylko o to, żeby osiągnąć swój cel, bez względu na to, jak wiele się traci. A ten sposób postępowania pogrążył Almę.- Nigdzie się nie wybiorę dopóki ktoś nie zadzwoni do odpowiedniej osoby i nie poprosi o przygotowanie tego dokumentu - powiedział stanowczo. - Moglibyście chociaż raz pomyśleć samodzielnie i ujrzeć absurd tej sytuacji. Życie jednej osoby jest dla Was cenniejsze niż ósemki? Cholera jasna to tylko dzieciaki, które nic nikomu nie zrobiły. Chciały tylko być wolne. - Może nie powinien był tego mówić. Może nie powinien dopuszczać do siebie żadnych emocji, ake twardo stać przy zdrowym rozsądku. Jednak nie potrafił. Nie potrafił funkcjonować w pełni normalnie, kiedy ciężar czyjegoś życia spadł na jego ramiona.
Powrót do góry Go down
the leader
Christina Annesley
Christina Annesley
https://panem.forumpl.net/t2559-christina-annesley#36692
https://panem.forumpl.net/t2560-chris#36725
https://panem.forumpl.net/t2561-christina-annesley#36727
https://panem.forumpl.net/t2562-przebieg-sluzby-utajniony#36728
https://panem.forumpl.net/t2577-chris#37024
https://panem.forumpl.net/t2564-christina-annesley
Wiek : 29 lat
Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer}
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyNie Lis 02, 2014 9:04 pm

- Chyba nie rozumiesz, o co tu toczy się gra.
Wbrew temu, co próbowała pokazać, Chris daleka była od miłośniczki dyplomacji. To znaczy, jeśli ktoś miał rozmawiać za nią - w porządku, droga wolna. Ona sama jednak zwyczajnie nie potrafiła być tak chłodną, tak zdystansowaną, jak powinien być każdy szanujący się dyplomata. Zawsze była od działania, od czarnej roboty, jak z pewnością nazwałaby to część społeczeństwa. Lubiła jasne sytuacje - rozkaz z góry, konkretne zadanie do wykonania, potem szybki raport i zasłużona kolacja w stołówce. To, co działo się teraz, było czymś zupełnie, zupełnie innym. Nagle musiała stanąć w miejscu, do którego nie pasowała, wziąć na siebie rolę, której nigdy nie powinna przyjąć i...
Do cholery, Chris, może po prostu pozostań człowiekiem.
O to wszystko się rozbijało. O to, że wciąż balansowała, próbując znaleźć złoty środek, korzystne rozwiązanie dla... Cóż, niekoniecznie dla Almy. Raczej dla siebie. I dzieciaków. Bo do tego jednego nie trzeba jej było przekonywać - od początku twierdziła przecież, że pomysł kolejnych Igrzysk był psu o dupę potłuc. Gdyby zamiast dowódcą Strażników była specem od PRu Almy, zakneblowałaby ją i przykuła do kaloryfera nim ta obwieściła kolejne rozgrywki. Prawda była taka, że ogłaszając Igrzyska Coin strzeliła sobie w stopę i... Chyba musiała o tym wiedzieć, co? Annesley naprawdę łudziła się, że obecna prezydent chociaż w jednym przebłysku uświadomiła sobie swój błąd.
- Jedyna osoba, która może sporządzić wam podobny papier, jest w waszych rękach - wzruszyła lekko ramionami. - Co z tego, że napisze go ktokolwiek inny, skoro po dotrzymaniu umowy - gdy uwolnicie Coin - akt i tak straci swą moc? Chociaż nie, nie straci. On po prostu nigdy nie będzie jej miał.
Męczyło ją to. Męczyły ją te rozgrywki, konieczność tłumaczenia, to przerzucanie się słowami. Niech to się już skończy, proszę.
To, że nie pokazywała po sobie rezygnacji, było skutkiem tylko i wyłącznie odpowiedniego przeszkolenia oraz pewnego prania mózgu, jakiego doświadczał każdy żołnierz. Każdego rekruta odzierano z jego ludzkich zwyczajów po to, by w podobnych sytuacjach nie dał się swym słabościom. By odchorował je później lub, w przypadku tych bardziej udanych służbistów, nie odchorowywał w ogóle.
Annesley nie była udana. Gdy po tym wszystkim opuści Arenę, znajdzie ciemny, ciasny kąt i będzie dygotać jak zaszczute zwierzę, którym może w istocie była.
- Dzieciakom nic się nie stanie - powtórzyła tymczasem spokojnie. Tego była pewna. To mogła zagwarantować... No, a przynajmniej tyle, że się postara. Że sama nigdy nie zrobi im krzywdy i uczyni wszystko, by nic złego nie spotkało ich także ze strony kogokolwiek innego. Bo w tej kwestii jakiekolwiek rozkazy - Coin czy kogokolwiek innego - były dla niej gówno warte. - Gdy cały ten cyrk wreszcie się skończy, wrócą do domu. Całe i zdrowe. Żywe - zaakcentowała ostatnie słowo, wiedząc, że w dzisiejszych czasach to nie musiało być tak oczywiste, jak powinno.
Kusiło ją, by zdjąć ten pieprzony hełm. By spojrzeć chłopakowi prosto w oczy, by... Po prostu żeby zrozumiał. To, że nie była z nimi, nie znaczyło, że była przeciw nim. Na pewno by to dostrzegł, gdyby tylko mu na to pozwoliła. Ale nie, nie zrobiła tego. Tkwiła w pełnym pancerzu i z trudem przełykała gorycz, jaka osadzała jej się na języku. Bo była na służbie. Pieprzonej służbie Strażnika Pokoju.
Kątem oka zerknęła kontrolnie ku Melanie i jej Strażnikom, potem znów spoglądając na negocjatora. Była spokojna. Daleko jej była do furii i prymitywizmu, który zwykł charakteryzować służby policyjne Kapitolu. Nie zmieniało to jednak faktu, że w oczach buntowników wciąż stała po przeciwnej stronie barykady.
Szkoda. Mogło być zupełnie inaczej. Mogłoby...
Zmarszczyła brwi. Może mogłaby coś zrobić. Może mogłaby coś zaryzykować.
Tylko czy na pewno tego chciała?
Nie odezwała się, spoglądając z uwagą na chłopaka.
Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyNie Lis 02, 2014 10:53 pm

I jego powoli to męczyło. To ciągłe zachowywanie spokoju, obmyślanie każdego kroku, niepewność. Jego słowa nie przyniosły żadnej zmiany sytuacji – nadal trwali na etapie, kto ma wykonać pierwszy ruch. Czas niestety też nie był po jego stronie. Obawiał się, że gdy tylko cierpliwość Strażników się skończy, zaczną powoli eliminować swoich zakładników. Musiał na chwilę zerknąć w stronę poduszkowca, aby choć przez moment odwrócić myśli od tego, co stanie się, jeśli mu się nie uda. Oczywiście nie oczekiwał, że rozwiązanie przyjdzie samo albo ktoś po prostu mu je podrzuci. Był w tej chwili sam i sam musiał sobie z tym poradzić. Sam. Sam.
Kobieta nie do końca miała rację. W końcu Alma od początku nie chciała wydać im tego aktu, ale zamierzała porozumieć się z kimś, kto zrobi to za nią. Jednak nie mógł nie zgodzić się z drugą częścią. Znów nic nie odpowiedział, dalej obserwując ją w ciszy. Po raz kolejny pomyślał, że to wszystko nie jest na jego nerwy. Może i na zewnątrz zachowywał pozory spokoju, ale w środku nadal czuł to dziwne napięcie. – Jeśli nikt inny poza Almą nie może przygotować dokumentu, tak samo nikt inny poza nią nie może zagwarantować bezpieczeństwa trybutom. – Wzruszył ramionami. Wychodziło na to, że oboje są w kropce. Żadne nie może zrobić kroku do przodu ani w tył. Przegra ten, kto odpuści jako pierwszy i ustąpi drugiemu. Tyler oczywiście nie zamierzał tego robić. A przynajmniej tak długo, jak trybuci byli bezpieczni. Nie wiedział, co stanie się potem.
Jej kolejne słowa zdziwiły go. Nie wiedział, czy było to szczere czy może stanowiło tylko kolejny element gry, jaki prowadziła. Miał sporo do stracenia i chyba nie chciałby rozstrzygać, czy mówiła prawdę. Zdążył przyzwyczaić się do bezwzględności i zakłamania, którymi Rząd karmił na co dzień swoich obywateli, a mimo to nie potrafił zatrzymać wątpliwości. Chciałby uwierzyć, ale jednocześnie wiedział, że nie byłby w stanie.
Zacisnął usta, kiedy coś przyszło mu do głowy. Może będzie to tylko złudne wydłużanie tych pertraktacji? A może w końcu do czegoś dojdą? – W porządku. Zrobimy tak: pójdziesz ze mną do poduszkowca i porozmawiamy z Coin o dokumencie. Ale na tych samych warunkach, co ja: sama i bez broni. Może wtedy dojdziemy do jakiegoś porozumienia?
Powrót do góry Go down
the leader
Christina Annesley
Christina Annesley
https://panem.forumpl.net/t2559-christina-annesley#36692
https://panem.forumpl.net/t2560-chris#36725
https://panem.forumpl.net/t2561-christina-annesley#36727
https://panem.forumpl.net/t2562-przebieg-sluzby-utajniony#36728
https://panem.forumpl.net/t2577-chris#37024
https://panem.forumpl.net/t2564-christina-annesley
Wiek : 29 lat
Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer}
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyPon Lis 03, 2014 9:17 am

Mylił się, a przynajmniej Chris chciała wierzyć, że w tej jednej kwestii chłopak się myli. Bezpieczeństwo trybutów. W tej chwili nie zależało od Coin czy jej przydupasów a od zachowania Strażników, wojska. Wszystko sprowadzało się do tego, za kim pójdą mundurowi. Za Almą? Za Melanie? Czy może jednak za Chris? Nie miała prawa być pewną, że to właśnie jej posłuchają. Nie miała prawa zakładać, że cokolwiek zdecyduje, zostaną lojalni wobec niej. Powinna wręcz trwać w przekonaniu, że gdy przyjdzie co do czego, zostanie sama. I faktycznie ich nie uratuje.
Zapewne właśnie dlatego pokręciła spokojnie głową na propozycję chłopaka. Tak, zrobiłaby to. Poszłaby z nimi, żeby wszystko przedyskutować. Nie wiedziała, czy dałaby się rozbroić - pewnie nie - ale gotowa była pójść prosto w ręce buntowników, by tam dojść do porozumienia. Tylko, że... Nie. Nie mogła tego zrobić. Dlaczego? Dla niej to było oczywiste, ale negocjatorowi może należało wyjaśnić.
- Pójdę z wami, a trybuci zostaną rozstrzelani pod byle pretekstem. - Było słychać, że to nie jest groźba z jej strony. Po prostu stwierdzała fakt. Póki Strażnicy mieli ją w zasięgu wzroku, mogła jeszcze liczyć na to, że w razie czego ich utemperuje. Że złapie za łapę, zatrzyma, ostatecznie - odstrzeli najbardziej problematycznych. Gdy zniknie za drzwiami poduszkowca, na nic nie będzie miała wpływu. Skoro ona miała w pamięci niedawne rozkazy Almy, mieli je i inni. Chris była przekonana, że gdy odejdzie na rozmowy, Melanie nie będzie miała najmniejszych oporów i bez trudu przekona pozostałych Strażników nie tylko do konieczności wypełnienia woli swej matki, ale także do tego, że Annesley jest zdrajcą. Naprawdę powinno się na to pozwolić?
- Dobrze wiesz, że ona... - Lekkim ruchem głowy wskazała młodą Coin. - Nie będzie miała żadnych oporów przed wykorzystaniem sytuacji. Będzie czekała na pretekst lub nie. - Och, tak, przecież Melanie taka była. Wystrzelałaby dzieci jak kaczki a potem stwierdziła, że ją do tego zmusiły. Żałosne.
Mimo to musieli dojść do jakiegoś porozumienia. Nie mogli stać tu wiecznie, bo kiedyś, w którymś momencie, któraś strona będzie miała dość - a Chris miała wrażenie, że stroną tą będą jej chłopcy. Każda chwila zwłoki to krok w kierunku rozlewu krwi zainicjowanego przez białych. Rozlewu krwi, którego zapewne nie byłaby w stanie powstrzymać.
Odetchnęła głęboko, spoglądając z uwagą na negocjatora. Z jej perspektywy pozostawało tylko jedno rozwiązanie.
- Wyjdźcie wszyscy. Możecie być uzbrojeni, jeśli wam to pomoże. Zabierzcie Coin. Porozmawiamy tu, na zewnątrz.
Ryzykuje? Szczerze mówiąc, wątpiła. Wciąż miała za sobą Strażników, którzy, póki co, robili to, co należało. Czyli nic. Czekali. Miała nadzieję, że jeszcze wytrzymają.
Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyPon Lis 03, 2014 5:11 pm

Może nigdy nie miał anielskiej cierpliwości, ale jego granica i tak ustalona była wystarczająco daleko. Jeśli dobrze mu się wydawało, to od początku rozmowy zdążył podać dwie propozycje, które w gruncie rzeczy nie były trudne do wykonania i, jak myślał, mogłyby usatysfakcjonować obie strony. Widać albo nie potrafił zrozumieć położenia władzy albo zwyczajnie robili oni wszystko, żeby nie dogadać się z przeciwną stroną, bo zawsze potrafili znaleźć jakieś „ale”. W tamtej chwili był już nie tylko zmęczony, lecz także zły. Ile można siedzieć nad jedną sprawą? Bo nadal tkwili na etapie oddania Almy, który oczywiście był dla niego nie do zrealizowania. Jasne, Strażniczka mogła tłumaczyć mu swoje racje, mógł się z nimi zgadzać, ale jednocześnie brał też pod uwagę ich sytuację, a ona stanowczo zabraniała mu godzić się na ten krok. Jak długo miał jeszcze to powtarzać? Naprawdę mogliby spożytkować ten czas na jakieś bardziej sensowne rozmowy. – Z tego, co pamiętam to miały być negocjacje, ale jak na razie nie potraficie odpuścić nawet na krok. Jaki jest sens kontynuowania tej rozmowy? – zapytał, wzdychając. Naprawdę miał już po dziurki w nosie tego miejsca, ludzi, poduszkowca, a przede wszystkim Almy Coin, która nadal bezpiecznie tkwiła sobie zabarykadowana w maszynie, kiedy cały spór krążył wokół niej. Powinni już dawno potraktować ją kulką, może wtedy byłaby bardziej skora do pomocy i teraz on nie musiałby stać tutaj i udawać, że zamierza cokolwiek zdziałać. Widział już sytuację w całej jej objętości – byli na przegranej pozycji. Cokolwiek zrobią, tamci i tak ich zatrzymają. Po prostu nie było możliwości wybrnięcia z tego w jednym kawałku.
Zrezygnował. Zamierzał skapitulować i wrócić do poduszkowca. Już odwracał się, kiedy nagle uderzyła go jeszcze inna myśl. Zatrzymał się w pół kroku, analizując to, co przyszło mu do głowy, a potem jeszcze raz i jeszcze raz. – No dobrze. To jest moja ostatnia propozycja. Jeden z nas przyprowadzi Wam Almę, ale stanie się to w chwili, gdy ostatni trybut minie próg poduszkowca. Dokończymy negocjacje, kiedy każda strona będzie miała swoich zakładników. Tym samym obie strony zyskają pewność, że zakładnicy są bezpieczni, a jednocześnie zostaną spełnione zarówno Wasze jak i nasze warunki – powiedział. To była ostatnia nadzieja. Miał nadzieję, że w końcu dotrze to do Strażniczki. Dłuższe przerzucanie się nie miałoby sensu.
Czekał w ciszy, obserwując kobietę. Nie miał więcej pomysłów i chyba nawet nie chciał ich mieć. To był ostatni i chwycił się go jak tonący brzytwy. Jeśli odrzuci i ten, po prostu wróci do poduszkowca i wyjaśni reszcie, że Rząd tak naprawdę nie zamiaru się z nimi dogadać.
Powrót do góry Go down
the leader
Christina Annesley
Christina Annesley
https://panem.forumpl.net/t2559-christina-annesley#36692
https://panem.forumpl.net/t2560-chris#36725
https://panem.forumpl.net/t2561-christina-annesley#36727
https://panem.forumpl.net/t2562-przebieg-sluzby-utajniony#36728
https://panem.forumpl.net/t2577-chris#37024
https://panem.forumpl.net/t2564-christina-annesley
Wiek : 29 lat
Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer}
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyPon Lis 03, 2014 6:44 pm

To ciągle był jeden wielki rachunek zysków i strat, rachunek, w którym Alma wcale nie była najważniejszą kartą. Trybuci, oni byli ważni. Pozycja rządu jako takiego, nie pozycja Coin. I, chyba przede wszystkim, własny zysk. Annesley nie chodziło o żaden wymiar władzy, nigdy o nic podobnego nie walczyła, ale o poczucie bezpieczeństwa. To się dla niej liczyło, a mając tak określony cel, nie mogła przestać kalkulować.
Teraz zaś z rachunków wychodziło jej, że propozycja negocjatora jest nie do przyjęcia - nie dlatego, że nie zależało jej na uwolnieniu dzieci (bo zależało), ale dlatego, że za wiele mogła w ten sposób stracić. Tak przedstawiona oferta była śmieszna - dawała rebeliantom zbyt duże pole manewru, gdyby chcieli podjąć jakiekolwiek próby ucieczki czy oporu w momencie, gdy za ostatnim trybutem zamkną się drzwi. Zaufanie? Nie, pomimo szczerych chęci o niczym takim nie mogło być mowy.
Wciąż jednak nie chciała zrywać tych rozmów. Wciąż jeszcze... Cóż, propozycja ostatniego kompromisu. Ostatniego. Jeśli się nie zgodzą, dalsze dyskusje nie będą miały sensu - najwyraźniej po prostu się nie dogadają. Wciąż będzie starała się ochronić trybutów, ale buntownicy...
Naprawdę trudno było dziwić się Annesley. Od kilkunastu lat całe jej życie było ściśle związane z obecnym rządem. I nawet, jeśli była pozytywnie nastawiona do zmian w szeregach władz, to niekoniecznie chodziło o totalną czystkę. Alma, tak. Z Almą pożegnałaby się bez bólu. Pozycja rządu nie mogła jednak zostać zachwiana a ewentualny nowy lider nie miał prawa być kimś zupełnie nowym.
Właśnie dlatego nie mogła z radosnym uśmiechem wypuścić trybutów z rąk. Właśnie dlatego nie mogła pozwolić, by Kolczatka tak po prostu tryumfowała. Kalkulacja. Rachunek zysków i strat.
- Jeden trybut na każdego z was - odpowiedziała więc spokojnie, wiedząc, że to koniec. Taki lub inny, ale koniec. Nie zamierzała udawać, że im ufa - tym bardziej nie zamierzała im ufać naprawdę. Nie wierzyła, że nie będą kombinować. Nie wierzyła, że mając trybutów w swych rękach, faktycznie puszczą Almę i przystąpią do jakichkolwiek rozmów. - Wy wychodzicie, dzieci wchodzą. Pojedynczo. Alma może wyjść na końcu. Jeśli jest was mniej niż trybutów, i tak uwolnimy ich wszystkich, wcześniej sprawdzając poduszkowiec, czy aby na pewno nie próbowaliście być cwańsi. - Nie wzruszyła ramionami, choć mogła. Nie była jednak bezczelna. Teraz.... Teraz czuła się raczej bezsilna, zwyczajnie zmęczona, choć jasnym było, że nie pokazała tego po sobie nawet przez chwilę. - Trybuci zaczekają w poduszkowcu, a my porozmawiamy.
Na nic innego nie mogła się zgodzić. Po prostu nie mogła. To wciąż nie była chwila, w której opłacałoby jej się stanąć po stronie buntowników. To wciąż nie był zryw, do którego gotowa byłaby się przyłączyć całym sercem.
Powrót do góry Go down
Tyler Dawson
Tyler Dawson
https://panem.forumpl.net/t2393-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2409-tyler
https://panem.forumpl.net/t2408-tyler-dawson
https://panem.forumpl.net/t2422-tyler
https://panem.forumpl.net/t3244-clara-fairbain-frederick-rivendelle
Wiek : 23 lata
Zawód : technik w hotelu
Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille)
Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyPon Lis 03, 2014 7:50 pm

Nareszcie.
Już tylko to rozbrzmiewało w jego głowie. Gdyby był w innej sytuacji, na pewno pozwoliłby sobie na uśmiech, odetchnienie czy jakąkolwiek inną reakcję, która dałaby upust temu całemu napięciu, które ogarnęło go, kiedy czekał na odpowiedź. Jednak to był dopiero początek. Początek najważniejszego etapu, gdy w końcu zapewnią bezpieczeństwo trybutom. – Dobrze. Więc teraz wracam do poduszkowca, mówię, jak wygląda sytuacja i zaraz potem wychodzę z resztą – rzucił, tym razem odwracając się całkowicie. Po tych wszystkim nie chciało mu się wierzyć, że wreszcie coś udało się osiągnąć. Mały sukces okupiony trudem i nerwami, ale przecież był tego wart.
Nie chciał być przesadnym w swoim optymizmie. W końcu jeszcze nic się nie wydarzyło, w każdej chwili sytuacja mogła się odwrócić, ktoś mógł nagle zmienić zdanie. Ludzie z natury są nieprzewidywalni i nigdy nie powinno się ufać im do końca. Właśnie przez to starał się być ostrożny w swoich uczuciach i w razie czego być gotowym na najgorsze. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że tylko parę minut dzieliło go od błogiego stanu obojętności, kiedy w końcu przestanie tak bardzo przejmować się tym wszystkim. W pewnym sensie miał dosyć całej tej akcji i problemów, jakie zwaliły mu się na głowę. Chciał pozbyć się jej ze swojej głowy tak szybko jak się da.
Szybko przeszedł odległość dzielącą go do poduszkowca, a gdy tylko wszedł do środka, od razu zaczął mówić. – Ogólnie jesteśmy w dupie, ale to jest do naprawienia – pocieszył ich na dobry początek. – Z nami tak czy tam koniec, za to dla trybutów jest szansa, nawet spora. Mamy wyjść z poduszkowca i gdy jedna osoba od nas to zrobi, oni wypuszczą jednego z zakładników, żeby mógł wejść na pokład. Potem pozostają negocjacje odnośnie warunków ochrony trybutów i to pewnie będzie na tyle. – Uśmiechnął się smutno. Skończą marnie na szubienicy albo zgniją w więzieniu. Wielcy bohaterowie chyba nie mogliby wymarzyć sobie lepszego końca. – Cokolwiek się wydarzy, chyba odnieśliśmy jakiś tak sukces. Na pewno udowodniliśmy bezradność pani prezydent – dodał jeszcze na koniec. Uwolnił Coin, a następnie pomógł jej wstać. Dopiero potem wybrał ludzi do wymiany: Henry, Hugh, Libby i szóstka członków Kolczatki, którzy lecieli z nimi od siedziby Coin. Nie zostawił w środku nikogo. Jedynie przed poduszkowcem stanęła dwójka mężczyzn, gdyż potrzebowali jedynie osiem osób.
Wyszedł jako pierwszy, wracając na swoje stare miejsce, a za nim wybrańcy i Alma na końcu. Stanął naprzeciw Strażniczki, tym razem uśmiechając się. – Proszę bardzo. Teraz trybuci, tak? Może zacznijmy od kogoś z brzegu. Na przykład ta ciemnowłosa. – Spojrzał prosto na Mayę, żeby nie było wątpliwości, o kogo chodzi.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyPon Lis 03, 2014 8:34 pm

(od razu uprzedzam, że w tych wypocinach nie ma nic ważnego - podsumowanie wszystkiego, co działo się od wyjścia z Areny do chwili obecnej z punktu widzenia Mayi c:)

Czy to był koniec? Tylko to jedno pytanie pojawiło się w głowie Griffin, kiedy wraz z Emrysem, Daisy i dwójką Strażników uciekała z walącego się budynku, goniona przez chmarę much. Czy to był koniec? Czegoś na pewno. W końcu zawsze coś musi mieć swój kres, aby zacząć się mogło coś innego. To na pewno był koniec Areny. Zaraz miała się zawalić, na szczęście już za ich plecami. Miała runąć na ziemię, pogrzebać wszystko to, co terroryzowało ich przez te… cztery dni? Tylko tyle, a zarazem aż tyle.
Wychodząc na zewnątrz nie mogła uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. Przyjemnie było poczuć ciepło promieni słonecznych na twarzy. Zobaczyć to wszystko, co dotychczas przemykało gdzieś za oknami pomieszczeń. Chociaż nigdy dotąd nie doceniała tego, co daje jej natura, tym razem cieszyło ją wszystko, co widziała przed sobą.
Rozejrzała się dookoła, przeliczając trybutów. Dziewiątka, dokładnie osiem dziewięć, które zdołały ujść z życiem. Ale czy aby na pewno? Choć była przekonana, że ostatnie wydarzenia nie były sprawką Organizatorów, nie mogła być pewna, czy nie postanowią ich jeszcze dobić. Antybiotyk wzięty jeszcze w pokoju chyba zaczynał działać, bo zawroty głowy powoli ustawały, a obrzęk jakby się zmniejszył. To jednak było nie ważne. Ważne było to, że teraz nic jej nie ograniczało. Jeszcze.
- Chciałabym – odpowiedziała, patrząc uważnie na Emrysa i wykrzywiając lekko kąciki ust. Szybko jednak uśmiech zszedł z jej twarzy, kiedy zobaczyła grupę innych Strażników, otaczających ich dookoła i kolejnego, chyba kobietę, mówiącego przez mikrofon. Wręczyła chłopakowi nóż, który zabrała razem z resztą dobytku, jednocześnie wyciągając swój. Czyżby znowu zmuszona była do walki?
Dziewczyna nie miała zielonego pojęcia, o co chodzi. Kto porwałby się na to, aby ich uratować? Kto byłby na tyle odważny, aby zaryzykować własne życie życiem grupki dzieciaków, którzy walczyli na śmierć i życie, nie zamierzając poddać się tak szybko? Ktokolwiek by to nie był, jego plan chyba właśnie się walił, wraz ze słowami wypowiadanymi przez nieznaną kobietę. Zdawało się, że skierowane były do stojącego nieopodal poduszkowca. Ale kto ukrywał się w jego wnętrzu?
Nie musiała czekać długo aby przekonać się, że przed Areną zaczynają tworzyć się dwa obozy. Kiedy z poduszkowca wypadło martwe, jak sądziła, ciało dość otyłego mężczyzny zdała sobie sprawę, że chodzi o wiele więcej, niż uwolnienie ich spod jarzma Almy Coin. Wciąż jednak nie wiedziała, co tak naprawdę zaczyna się dziać. Nagle kobieta (słysząc jej głos już dwukrotnie była tego niemalże pewna) wyjęła pistolet i wycelowała go w stronę Royce’a, trybuta, który jakiś czas temu sam próbował ich zaatakować. Wystrzeliła, a kula trafiła prosto w jego głowę. Maya odskoczyła na bok, przypadkowo wpadając na chłopaka i w niepohamowanym odruchu uczepiła się jego ręki, starając się złapać równowagę. Nie zdążyła jednak uciec przed strumieniem krwi, który wypłyną z rozwalonej głowy chłopaka i obryzgał zarówno ją jak i Everharta. Stojąc już pewnie na nogach od razu go puściła, ocierając twarz i krzywiąc się. Teraz poza brudną od krwi sukienką, czerwona maź pokrywała jej twarz, włosy i ramiona.
- Cudowny koniec – burknęła niezadowolona, tym razem ścierając krew z powiek. Wciąż obserwowała uważnie okolice poduszkowca i owej kobiety, która przed chwilą dokonała egzekucji na jednym z trybutów. Została więc ich ósemka i Maya wolałaby, aby tego dnia nikt więcej już nie padł.
Po kolejnych kilku minutach pojawiła się kolejna postać i Griffin zaczęła podejrzewać, że to wszystko nie skończy się tak szybko i przyjemnie, jak by sobie tego zamarzyła. Nie słyszała, o czym rozmawiano. Nie wiedziała, o co chodzi, wciąż jednak trzymała w dłoni nóż, jakby sam fakt posiadania broni budował wokół niej swego rodzaju tarczę ochronną.
Minuty mijały. Nic się nie działo, a ona tylko stała, nie starając się nawet nawiązywać z nikim kontaktu. Chciała się umyć. Chciała coś zjeść. Chciała położyć się spać, pogłaskać swojego kota (miała wielką nadzieję, że Tyler nie zapomniał o tym, aby go karmić). Po chwili w ich stronę podeszła pierwsza z postaci, wraz z dwójką Strażników Pokoju. Słysząc polecenie dziewczyna zmierzyła ją wzrokiem, wypuszczając z dłoni nóż, który ostrzem wbił się w ziemię. Najchętniej jednak umieściłaby go w sercu tej kobiety, która śmiałą wydawać im jakiekolwiek polecenia. Następnie, powoli i mozolnie, odpięła pasek, który wraz z nożami z brzękiem upadł na trawę. To samo uczyniła z plecakiem, jednocześnie zaplatając dłonie na piersi i patrząc po swoich towarzyszach niedoli. Kobieta utwierdziła ją jednak w jednym przekonaniu – mężczyźni, którzy ich uwolnili, nie znaleźli się tam z polecenia rządu. A to oznaczało, że mogą mieć problemy.
Kiedy podniosła wzrok krajobraz przed nią uległ drobnej zmianie. Przybyła osoba, której sylwetka wydawała się zbyt znajoma. Wytężyła wzrok, chcąc się upewnić w tym, że się nie myli i wtedy była już niemal zupełnie pewna. Tyler. Stał tam, wyszedł z poduszkowca, rozmawiał z tamtą kobietą i, póki co, był cały i zdrowy. Zamarła, nie mogąc uwierzyć, aby to on stał za tym wszystkim. Czy naprawdę porwał się na coś takiego tylko po to, aby ją uratować? Nabrała w płuca powietrza, kiedy zdała sobie sprawę, że przez te kilka dni zupełnie zapomniała, jak to było go kochać, nawet jeśli trwało to jeszcze krócej niż jej pobyt na Arenie. Nie była pewna, czy jeśli przeżyją, będzie umiała obdarzyć go tym samym uczuciem, choć niezaprzeczalnie widok znajomej twarzy sprawił, że poczuła się odrobinę lepiej. Ale tylko troszeczkę, blond włosa kobieta wciąż tam stała, zapewne gotowa roztrzaskać jej głowę.
I wtedy Tyler na chwilę zwrócił twarz w jej stronę. Zaraz po tym, gdy z wnętrza poduszkowca wyszła grupka osób… z Almą Coin zamykającą pochód. Czy to naprawdę był koniec?
Powrót do góry Go down
the leader
Christina Annesley
Christina Annesley
https://panem.forumpl.net/t2559-christina-annesley#36692
https://panem.forumpl.net/t2560-chris#36725
https://panem.forumpl.net/t2561-christina-annesley#36727
https://panem.forumpl.net/t2562-przebieg-sluzby-utajniony#36728
https://panem.forumpl.net/t2577-chris#37024
https://panem.forumpl.net/t2564-christina-annesley
Wiek : 29 lat
Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer}
Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyPon Lis 03, 2014 8:38 pm

Ona natomiast pozwoliła sobie odetchnąć cicho, wiedząc, że hełm to stłumi. Świetnie, jakiś progres. Sukces? Nie, raczej o takie stwierdzenie by się nie pokusiła. Ale postęp. A postęp pozwala wysuwać ostrożny wniosek, że może jednak się dogadają. Jakkolwiek. Że może nie poleje się tyle krwi, ile by mogło, że może... Nie, przepraszam, twierdzenie, że nie poleje się w ogóle byłoby chyba zanadto optymistyczne.
Spoglądając kontrolnie na swych Strażników - i chyba szczególnie na Melanie - nakazała przyprowadzenie trybutów bliżej i ustawienie ich jeden za drugim, oczywiście po uprzednim rozbrojeniu z widelców, szczypczyków, noży, proc, czegokolwiek, co mogli posiadać. Nie miało dla niej znaczenia, w jakiej kolejności będą wchodzić, więc widząc, kogo ma na myśli negocjator, ruchem głowy nakazała wskazanej dziewczynie wejście do poduszkowca. Jednocześnie, spoglądając znacząco na swoich, czujnie lustrowała buntowników. Wrodzona nieufność kazała jej węszyć podstęp i czuć się źle, cholernie źle.
Odchoruje to. Bogowie, po tym wszystkim, jeśli to przetrwa, będzie innym, skopanym w dupę człowiekiem.
Przy całej tej wymianie miała oczy dookoła głowy. Naprawdę. Pilnowała tych z Kolczatki, którzy przedtem byli z trybutami (choć w tym mogła zdać się też trochę na Melanie - robiła na buntownikach wrażenie, była więc chyba najlepszym wyborem do ich pilnowania), pilnowała wypuszczanych pojedynczo dzieci, wreszcie - przejmowanych zamachowców.
Tym ostatnim, jak już wspomniała, nie ufała zupełnie. Nawet po zleconym w międzyczasie przeszukaniu poduszkowca i upewnieniu się, że nikogo więcej tam nie ma, nie ufała. To dlatego właśnie nie zamierzała rozluźniać kręgu utworzonego przez Strażników, to dlatego do przejęcia wychodzących z latadła wyznaczyła część z tych, którzy przedtem pilnowali wraz z Melanie dzieci, a teraz znaleźli się wystarczająco blisko, by mieć oko na obie grupy.
- Rozbroicie się sami czy wam pomóc? - Cóż, prawda była taka, że... Nie mogła pozwolić im zachować broni. Miała swoją rolę. Miała swoją pozycję i pewne wytyczne. Nie przestrzegała wszystkich, jasne, że nie, ale regułki dotyczącej rozbrajania przeciwnika akurat zamierzała pilnować - szczególnie w obecności Almy.
Niezależnie od tego, czy rebelianci rozbroili się sami, czy też pomogli im w tym Strażnicy Pokoju, wreszcie doszło do sytuacji, w której mogli o czymkolwiek rozmawiać. Trybuci znaleźli się w poduszkowcu (swoją drogą, za uwolnienie dzieciaków Chris ani myślała kajać się przed Coin), Kolczatka - w rękach wojska, Alma Coin u swoich przybocznych.
A teraz?
Teraz być może przyszedł czas na konsekwencje. Ostatecznie dzieciaki uwolniła na własną rękę, podobnie jak zaoferowała negocjacje. Negocjacje, których mogło nie być. Nie miała pojęcia. Wiedziała, do czego sama dąży, tego, co planuje Coin, mogła się tylko domyślać.
Największą niewiadomą była natomiast lojalność Strażników Pokoju. Na Melanie nie liczyła zupełnie, ale reszta? Jeśli dojdzie do odmiennych rozkazów - a to przecież wciąż było możliwe - kogo posłuchają?
Teraz jednak nic się nie działo. Jeszcze nic się nie działo. Chris zdecydowała się wreszcie zdjąć hełm i przypiąć go do pasa, spojrzała też uważnie na Coin (pytanie pani prezydent o samopoczucie nie było tym, co zamierzała robić, bo po prostu w takich sytuacjach podobnych pytań się nie zadaje - zanadto uszczuplałoby to dobre imię lidera), by wreszcie, stojąc u jej boku, odetchnąć głęboko.
Zrobiła, co do niej należało. Uwolniła prezydent, uwolniła dzieciaki (zapewne wbrew woli przełożonej, ale to akurat gówno ją obchodziło). Miała też w ręku Kolczatkę (a przynajmniej część z nich, w tym... taksówkarza?). O tym, co teraz, raczej nie ona miała decydować.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyPon Lis 03, 2014 9:52 pm

Wyglądało na to, że zarówno zamachowcy i strona rządowa byli na dobrej drodze do uzyskania porozumienia, jednak wciąż istniała co najmniej jedna osoba, której owo porozumienie niespecjalnie odpowiadało. Melanie, do tej pory potulnie wykonująca rozkazy i pilnująca trybutów, tylko czekała aż jej matka opuści poduszkowiec, by szybko porozumieć się z nią wzrokowo. Kilka sekund wymiany spojrzeń, ledwie zauważalne kiwnięcie i blondynka już wychodziła przed szereg, z uśmiechem samozadowolenia wymalowanym na szkarłatnie pomalowanych wargach. Wyciągnęła przed siebie dłonie, klaskając powoli i patrząc zarówno po Strażnikach, jak i zamachowcach. - Brawo! - krzyknęła, a jej głos poniósł się echem po Ziemiach Niczyich. - Widowiskowe zignorowanie rozkazu prezydenta, pewnie jesteście teraz z siebie niesamowicie zadowoleni? - Niespiesznym krokiem podeszła do Almy Coin, zajmując miejsce po jej prawej stronie. - Chociaż w jednym ci muszę przyznać rację, Annesley, doskonałe negocjacje. Szkoda, że nic z tego. Trybuci nie ruszą się stąd, a na pewno nie tym poduszkowcem. A co zaś się tyczy zam... - głos zamarł jej w gardle, zastąpiony falą kaszlu, kiedy kobieta cofała się w tył, z niemym zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Czerwona, rozszerzająca się plama krwi na jej białym mundurze stała się widoczna dopiero po chwili, kiedy Melanie oparła się plecami o metalowe wejście do poduszkowca, jej lewa ręka powędrowała do rany postrzałowej na szyi, a z jej ust również zaczęła wydobywać się krew.
Żadna ze zgromadzonych osób nie była w stanie jednoznacznie stwierdzić, skąd właściwie padł strzał, ale wyglądało na to, że był on kroplą, która przelała czarę napiętej atmosfery. Młoda Coin, osuwając się powoli na trawę, zdołała wyciągnąć jeszcze zza paska broń, z której wystrzeliła dokładnie trzy razy, niestety - całkowicie na oślep, jako że wciąż była wstrząsana krwawym kaszlem. Tylko jedna z jej kul chybiła; jeden z członków Kolczatki osunął się bezgłośnie na ziemię, trafiony w czaszkę, a Libby mogła poczuć rozdzierający ból na wysokości obojczyka.
To wystarczyło, by przed Areną wytworzył się chaos; stojący najbliżej Strażnicy Pokoju rzucili się odruchowo, by chronić Coin, a kilku z nich wyciągnęło już broń, większość jednak niespecjalnie wiedziała, co robić - czy słuchać wykrzykiwanych przez panią prezydent rozkazów i natychmiast spacyfikować zarówno zamachowców, jak i trybutów, czy ratować prezydencką córkę, czy może czekać na rozkaz dowódcy? W efekcie rozbiegli się dosyć nerwowo, a na kilka minut sytuacja zupełnie wymknęła się spod kontroli.
Może to dobra okazja do zamachu na głowę państwa albo ucieczki? W końcu najbliższe wejście do podziemi, znane jedynie przez członków Kolczatki, znajdowało się zaledwie półtora kilometra stąd...


Od teraz KAŻDY obecny w temacie może napisać dokładnie jeden post z reakcją. Mistrz Gry czeka na posty przez 24 godziny; postacie, które nic nie napiszą, zostaną pokierowane przez niego.
Powrót do góry Go down
the odds
Kolczatka
Kolczatka

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyPon Lis 03, 2014 10:16 pm

Członkowie Kolczatki, wciąż znajdujący się w pobliżu trybutów, mogli jedynie wyglądać na zdezorientowanych. Po odłożeniu broni i zdjęciu hełmów wciąż jednak bacznie obserwowali wydarzenia przy poduszkowcu, czekając na moment, w którym będą musieli zareagować.
Obserwowali więc rozmowę Tylera z wyprowadzenie Almy Coin, w dalszym ciągu nie ruszając się ze swojego miejsca. Kiedy jednak Melanie została postrzelona i wśród wszystkich zapanował chaos, jak na rozkaz na powrót chwycili po hełmy i bronie, stając się anonimowymi Strażnikami Pokoju.
- Do poduszkowca, szybko – krzyknął jeden z nich, kierując trybutów wraz ze swoimi kolegami do pojazdu, w którym dzieci byłyby już bezpieczne – Ruchy, ruchy! – poganiali ich, korzystając z zamieszania, które utworzyło się wokół prezydenckiej córki. Sami jednak nie weszli do środka, a jedynie wmieszali się w tłum prawdziwych Strażników, tym samym pozostając niezauważalnymi i nierozpoznawalnymi. Dwóch z nich ustawiło się w okolicy wejścia do pojazdu, na aby na wszelki wypadek ochronić znajdujących się wewnątrz trybutów.

Powrót do góry Go down
Alexander Amitiel
Alexander Amitiel
https://panem.forumpl.net/t2166-alexander-amitiel#28951
https://panem.forumpl.net/t2173-mlody-gniewny#29048
https://panem.forumpl.net/t2174-alexander-amitiel#28990
https://panem.forumpl.net/t2182-prawie-buszujacy-w-zbozu#29049
https://panem.forumpl.net/t2176-alex#28993
Wiek : 19 lat
Zawód : naczelny pechowiec
Przy sobie : ŚWIECZNIK, zestaw zatrutych strzałek (zostały 3). jodyna, latarka, ręcznik, przyprawy,pusta butelka, zwój liny, antybiotyk, połówka chleba, trzy mandarynki, dwa pączki, wieprzowina ze stołu, pół bochenka chleba,2 banany, zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości)
Znaki szczególne : brak
Obrażenia : fizycznie trzyma się nieźle

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyWto Lis 04, 2014 1:57 pm

Wszystko działo się tak szybko, że wszelkie próby zajęcia się samodzielnie sytuacją i spieprzenia w siną dal wraz z ukochaną dziewczyną (...i przyjaciółką, przyjacielem, byłym chłopakiem, jego wybranką serca, koleżanką własnej dziewczyny...- ta wyliczanka zaczęła go przerażać) były niemożliwe. Musiał dostosować się do reszty i to było najtrudniejsze doświadczenie w trakcie Igrzysk. Sądził, że przebicie flaków świeczników to najbardziej traumatyczne wspomnienie, ale nic nie mogło się równać temu, że przyszło im czekać na śmierć. Pokorne owieczki, które obie strony pędziły w nieznanym kierunku.
Nie mógł powstrzymać krótkiego śmiechu podczas negocjacji, kiedy okazywało się, że są obecnie dziećmi - już nie trybutami, którzy mają walczyć do ostatniego żywego (?) - i że przejmują się ich dobrem. Mało brakowałoby, a zapłakałby rzewnymi łzami, tuląc do siebie swoją ukochaną dziewczynę. Już nie w ramach hipotetycznej ochrony, zwyczajnie chciał ją powstrzymać przed rzucaniem się na Almę, kiedy już nadarzyła się ku temu okazja.
- Miło panią poznać! - rzucił z uśmiechem, patrząc na nią TYM wzrokiem, choć zapewne nie zwróciła uwagi na wysokiego bruneta, który niegdyś jeszcze malował w Kapitolu hasła wyzwoleńcze, a obecnie stał jako jeden z tych, którzy idą na śmierć. Tak czy inaczej. Już dawno przestał wierzyć, że ma szansę na szczęśliwy koniec i dzieci z Daisy. Być może nawet mogła być w ciąży, o zabezpieczeniu zapomniał w ferworze przekonywania siebie, że da radę i że to nic nie znaczy, że mógł ją czuć tak blisko tylko raz w życiu. Mógłby naprawdę przeżywać to bardziej, skłaniać się do ratowania trybutów za wszelką cenę, ale.... Amitiel odpuścił.
Mówili, że kiedyś nadejdzie taka pora, kiedy przestanie się buntować bez powodu. Zawsze myślał, że nastąpi to w chwili, kiedy pozna ojca i zapyta go, dlaczego nie chciał mieć z nim nic wspólnego (wcale mu się nie dziwił), ale Alexander zrozumiał, że to jest zależne tylko od niego. I stało to właśnie podczas tej całej krzątaniny rozkazów, przy dźwięku wystrzałów, kiedy jacyś nieznani ludzie pchali go do poduszkowca wraz z resztą.
Daisy była blisko, Emrys i Pandora również, najwyraźniej nadal stanowili rodzinę i to mu wystarczyło, kiedy czekał na rozwiązanie tej sytuacji wewnątrz. Tamten chaos już przestał go interesować, może jeszcze chciałby zobaczyć Almę, ale nie można mieć wszystkiego, prawda?
Powrót do góry Go down
the victim
Henry Winston
Henry Winston
https://panem.forumpl.net/t2541-henry-winston-ralph-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t2543-ginsberg-w-przebraniu#36440
https://panem.forumpl.net/t2544-henry-winston-ralph-ginsberg#36443
https://panem.forumpl.net/t2545-mary-z-przeszlosci#36444
https://panem.forumpl.net/t2546-henry-ego#36445
Wiek : 30 lat
Zawód : ścigany
Przy sobie : szkicownik, paczka papierosów
Obrażenia : rana na plecach

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyWto Lis 04, 2014 4:06 pm

Nauczył się w takich sytuacjach zachowywać zimną krew, choć tak naprawdę tłum przeszkadzał mu niesamowicie. Miał w sobie jeszcze dużo z autystycznego dziecka - niedosłownie, oczywiście - które potrafiło całymi dniami kołysać się na łóżku, przypominając sobie pijanego ojca i zataczającą się matkę, która była uzależniona od morfaliny. Dobrze pamiętał ułożenie jej ciała, kiedy składał ją do grobu, przyrzekając sobie, że następna jego ofiara nie sprawi, że zapłacze. Był kiepskim synem jego ojca, ciągle usiłował wyrwać się z tej matni i wpadał w nią instynktownie, podejmując walkę z systemem. Reprezentowanym przez nikogo innego jak Gerard Ginsberg, którego duch unosił się w powietrzu. Jakie to biblijne.
Zaśmiał się gardłowo, spoglądając na Almę Coin z uśmiechem na wąskich wargach. Który nie zniknął nawet wówczas, gdy zostali wezwani do uczestniczenia w negocjacjach. Mógł zgodzić się na taką zamianę, właściwie nie zależało mu już na niczym, więc oddałby się im od razu, ale zaczynało go to bawić. Całkiem miła odmiana po szeregu bolesnych operacji i szkicownika ze strojami trybutów, który trzymał teraz w kieszeni.
Nie miał w sobie za wiele z artysty. Nie był delikatny, nie wyczuwał estetycznego piękna w tym, że Melanie Coin zalewa się czerwienią krwi, która sączy się po jej białym uniformie. zwiastując koniec epoki terroru. Uchwycił to uczucie ulgi, które jednak po chwili zamieniło się w czystą grozę. Negocjacje runęły jak domek z kart, wszędzie pojawiała się broń, a Alma Coin stała niedaleko...
Spojrzał na Tylera, próbując przekazać mu bezgłośnie to, co obaj doskonale wiedzieli. Musieli uciekać, musieli zabrać szybowiec i wbić się w powietrze, zanim rozpęta się tutaj piekło. Nie zamierzał zastanawiać się ani chwili dłużej, podbiegł do pani prezydent i uchwycił ją w stalowym uścisku, korzystając z zamieszania. Tak właśnie dusił matkę, choć niestety, w tym wypadku musiał obejść się smakiem i skupić się na wciągnięciu jej na pokład szybowca.
Razem z Tylerem, któremu przecież i tak głównie zależało na trybutce. Znajdowała się już w środku, więc im też pozostawało dołączenie do nich.
- Ruszajmy! - wydał sygnał do odlotu, wiedząc, że nie mają już nic do stracenia.
Powrót do góry Go down
the pariah
Hugh Randall
Hugh Randall
https://panem.forumpl.net/t1998-hugh-randall
https://panem.forumpl.net/t3568-hugh-2-0#56041
https://panem.forumpl.net/t3567-hugh-randall#56040
Wiek : 34
Zawód : Poszukiwany
Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy
Obrażenia : anemia

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyWto Lis 04, 2014 6:06 pm

Czyli jednak wszystko miało skończyć się dokładnie tak, jak podejrzewał. Kiedy widział Tylera wracającego do poduszkowca wiedział, że nie wszystko poszło po ich myśli. Szczerze mówiąc wiedział o tym z chwilą, w której Melanie Coin (teraz już wiedział, kim była owa kobieta) wypowiedziała przez megafon pierwsze słowa. Wstał z ziemi, gdy tamten zaczął mówić, wzdychając cicho, trochę bezsilnie. Nie ufał tym ludziom, nie wierzył, że uwolnią trybutów i, tym bardziej, ich. Wreszcie zaczęło być jasnym, że jego przeznaczeniem jest jednak zawiśnięcie przed siedzibą rządu w walce o wolność. Buntownik i rebeliant miał skończyć tak, jak powinien. Czemu więc mu to przeszkadzało, skoro pozornie wszystko było na swoim miejscu?
Nie odezwał się ani słowem, po prostu wyszedł z poduszkowca, z dogasającym już płomykiem nadziei w sercu. Spojrzał na te biedne dzieci, które też miało niedługo dosięgnąć przeznaczenie. Spojrzał na Strażników i nie mógł nadziwić się, że z taką łatwością przychodzi im wykonywanie rozkazów. Pozostało tylko czekać.
Więc czekał. Wszyscy czekali, bo co innego mieliby niby robić? Wtedy też, podczas przerwanej przez prezydencką córkę ciszy, wydarzyło się coś, co być może mogło zawrócić cały ich plan na odpowiedni tor. Bo aktualnie siedzieli w pociągu, który z każdą chwilą wykolejał się coraz bardziej.
Pojedynczy strzał. Tylko tyle wystarczyło, aby Hugh dobył własnej broni, której jeszcze nie zdążył złożyć w geście kapitulacji. Tylko tyle, jeden odgłos, który powalił na ziemię pannę Coin. Obserwował, jak dookoła powoli powstaje chaos i przez ułamek sekundy potrafił w nim dostrzec prawdziwe piękno. To była ich szansa, drugą którą otrzymali i którą musieli wykorzystać. A później usłyszał kolejny strzał. I kolejny. I kolejny. W sumie trzy, a podczas jednego z nich osoba, o którą może powinien zatroszczyć się bardziej, upadła na ziemię. Przez chwilę zamarł, aby zaraz potem klęknąć obok ukochanej siostry patrząc na jej ranę. Mieli szczęście, a właściwie ona miała, gdyż kula utkwiła w ranie, tamując chwilowo krew. A on nie zamierzał jej wyciągać. Jedynym, co chciał zrobić, było zabranie jej do poduszkowca śladem Henry’ego i Tylera, którzy prowadzili już tam panią prezydent (zapewne dla jej własnego dobra!) i trybutów, którzy właśnie znikali w jego wnętrzu. Wiedział, że więcej osób będzie potrzebnych i choć jednego przed chwilą stracili (druga z kul Melanie trafiła prosto w jego głowę), wciąż mieli spore wsparcie. Nie zastanawiając się dłużej położył rękę dziewczyny na swoim karku, uginając jej nogi w kolanach i sprawnym ruchem wsuwając pod nie swoje ramię. Sekundę później stał już na dwóch nogach, trzymając Libby w swoich ramionach. Było prawie jak kiedyś. Wtedy, za starych dobrych czasów, też nosił ją w swoich rękach, nigdy jednak nie musiał jej ratować. Nie zastanawiając się dłużej wszedł na pokład mając nadzieję, że drzwi zamkną się w odpowiednim momencie i pozwolą odlecieć im bezpiecznie do siedziby Kolczatki. Stracili jednak pilota, musieli więc polegać na własnych, raczej nikłych umiejętnościach i autopilocie modląc się o to, że doprowadzi ich na miejsce. Przecież wcale nie było daleko…
Posadził dziewczynę na ziemi, sięgając po apteczkę, która leżała w tym samym miejscu, w którym zostawił ją po ocuceniu pani prezydent. Wyjął bandaże, które aktualnie musiały im wystarczyć, rozdarł kawałek ubrania, aby mieć wygodniejszy dostęp do rany i zaczął owijać jej delikatne ciało bandażem.
- Będzie dobrze – rzucił, uśmiechając się do niej. Przecież nie umierała, to tylko mała rana – Zamierzamy stać w miejscu, czy może wolimy przeżyć? – krzyknął za siebie sugerując jednocześnie, że ktoś z nich powinien zająć się odpaleniem maszyny. On przecież był zajęty, nie zamierzał zostawić swojej małej siostrzyczki.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maya Griffin
Maya Griffin
https://panem.forumpl.net/t2379-maya-griffin
https://panem.forumpl.net/t2405-maya
https://panem.forumpl.net/f140-skrzynki-kontaktowe
https://panem.forumpl.net/t2429-maya#34760
Wiek : 19 lat
Przy sobie :
Znaki szczególne : krótsze włosy (tak do ramion), ciemnobrązowe soczewki kontaktowe

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyWto Lis 04, 2014 6:25 pm

Znowu czuła się jak w cholernym cyrku. Wszystko nabierało tępa i jak na początku nie bardzo wiedziała, co dokładnie się dzieje, w ciągu następnych paru minut zupełnie straciła orientację. Równie dobrze ziemia mogłaby się teraz walić pod jej stopami, a ona i tak stałaby w jednym miejscu śledząc wzrokiem swojego ukochanego. Tak, chyba go kochała, chociaż to „chyba” znacznie osłabiało znaczenie miłości. Albo innego, równie pokręconego uczucia, którym go darzyła. Nie zastanawiała się, nie miała nawet kiedy. Wszystko zdarzyło się zdecydowanie za szybko, to co było przed Igrzyskami szybko odeszło w zapomnienie ustępując miejsca woli przeżycia, ale teraz… Teraz na powrót miała mętlik w głowie, a kiedy przez chwilę odwrócił głowę w jej stronę znów doszła do wniosku, że być może jednak go kocha. To było zbyt skomplikowane, nawet dla niej, choć nigdy nie miała z myśleniem większych problemów. Ale kiedy chodziło o serce, Griffin naprawdę zaczynała się gubić.
Pilnująca ich kobieta odeszła, a brunetka odetchnęła z ulgą mając nadzieję, że już nie wróci. I nie pomyliła się. Blondynka nie była w stanie do nich powrócić, bo zaraz potem pojedynczy strzał trafił prosto w jej ciało sprawiając, że głos zamarł w gardle. Następne były trzy strzały, ale Mayi już to nie obchodziło. Ważne były głosy mężczyzn, którzy prowadzili ich do poduszkowca. Kazali uciekać, a trybutka (a może już nie?) nie miała wątpliwości, że powinna się ich posłuchać. W odruchu z Areny zabrała swoje rzeczy (kto wie, czy może jeszcze się nie przydadzą), jeden z noży zostawiając w dłoni i wraz z pozostałą ósemką skierowała się do pojazdu, który miał ich zawieść… do domu? Nie ważne, byle jak najdalej od tego miejsca, byle jak najdalej od Areny, krwi i śmierci.
W środku panował przyjemny chłód i choć dobrze wiedziała, że na zewnątrz panuje chaos, naprawdę jej to nie obchodziło. Była zmęczona i pierwszym co zrobiła, było osunięcie się na chłodną podłogę i oparcie głowy o ścianę. Może powinna wstać i wypatrywać Tylera, albo martwić się, że jednak nie znajdzie się razem z nią na pokładzie, ale nagle uszły z niej wszelkie siły. Chociaż nie miałaby nic przeciwko, gdyby sam postanowił do niej podejść.
Powrót do góry Go down
Emrys Everhart
Emrys Everhart
https://panem.forumpl.net/t2555-emrys-everhart
https://panem.forumpl.net/t2557-emrysa#36607
https://panem.forumpl.net/t2556-emrys-everhart
Wiek : 19 lat
Zawód : trybut
Przy sobie : nóż, biały proszek w saszetce, latarka, ząbkowany nóż, zapałki, butelka wody utlenionej, dwie pieczenie, dwa jabłka, banan, nóż do krojenia, widelczyk do ciasta, dwa widelce
Obrażenia : 2 ukąszenia gończych os - na szyi i na policzku

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyWto Lis 04, 2014 8:11 pm

Opuszczenie Areny naturalnie nie mogło być takie proste. Nie polegało przecież tylko i wyłącznie na wyjściu z budynku. Ucieczka z pola bitwy to jedno, przeżycie poza nim, gdzie wszystko i tak zależało od kaprysu Almy Coin, to zupełnie inna sprawa. Jego myślenie potwierdził wystrzał z pistoletu i kilkanaście kropli krwi, jakie wylądowały na nim, kiedy kula zabiła jednego z trybutów. I jakie to dawało im szanse na przeżycie? Mogli chyba tylko liczyć na zdolności negocjacyjne i siłę karty przetargowej tajemniczych wybawicieli. Porywanie Almy Coin to naprawdę głupi pomysł, gwarantujący szybką, albo i nie, śmierć w razie niepowodzenia, ale z drugiej jeśli mieli dostać pewność, że nie zostaną zabici później, to chyba faktycznie tylko szanowna pani prezydent mogła im w tym pomóc. Emrys zastanawiał się jeszcze, co takiego skłoniło grupę ludzi do tak samobójczej misji i kto za nią stał.
Alexandrowi posłał lekki uśmiech, który poszerzył się, kiedy zobaczył przyklejoną do przyjaciela Daisy. Ostatnie chwile na świecie w objęciach osoby, którą się kocha? Całkiem romantycznie. I coś, czego mógł pozazdrość, bo obecnie Emrysowi trudno było skupić się na myśleniu o czymś innym niż o ojcu i o tym, czy będzie miał szansę jeszcze go zobaczyć.
Marzenie to już wkrótce stało się o wiele bardziej możliwe do spełnienia. Sytuacja zmieniała się bardzo szybko, a zrobiła się już kompletnym chaosem, kiedy kobieta, która wcześniej zabiła Royce’a, została postrzelona w szyję i najwyraźniej się wykrwawiała. Mężczyźni w mundurach Strażników Pokoju, którzy wyprowadzili ich z Areny i którzy do tej pory przy nich stali, popędzili ich w stronę poduszkowca. Nie protestował.
W środku poczuł przyjemny chłód, względną ciszę i złudne poczucie bezpieczeństwa. Przecież to jeszcze nie koniec i nie powinien tak się wyluzowywać. Rzucił spojrzenie w stronę siedzącej pod ścianą Mayi, stojącego nieopodal Alexandra i reszty trybutów. Nie zdążył dokładniej zorientować się, kto przeżył i kiedy ujrzał kolorowe włosy Lucy, uśmiechnął się lekko. Następnie skierował spojrzenie w kierunku kobiety, którą udało się postrzelić jednej z dowódczyń, tej umierającej, Strażników Pokoju. Zdaje się, że dostała w obojczyk. Chwilę później już znajdował się przy niej i mężczyźnie, który próbował ją opatrzyć.
Nie bądź taki delikatny, zatrzymaj krwawienie. Takie owijanie bandażem nic nie da – pouczył go, klękając przy poszkodowanej i przyglądając się jej ranie. Kula nie przeszła na wylot, więc trzeba będzie ją wyciągnąć. Lepiej by było, gdyby mogła otrzymać odpowiednią pomoc jak najszybciej.
Powrót do góry Go down
the pariah
Delilah Morgan
Delilah Morgan
https://panem.forumpl.net/t2389-delilah-morgan#33936
https://panem.forumpl.net/t2394-when-you-pee-all-over-my-chippendale-suite-delilah-delilah#33971
https://panem.forumpl.net/t2392-delilah-morgan
https://panem.forumpl.net/t2761-morgan#41745
Wiek : 18
Zawód : chodzący kłopot (?)
Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą
Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan
Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 EmptyWto Lis 04, 2014 8:29 pm

Z początku było zadziwienie. Nieogarnięcie połączone z niezrozumieniem. Ciemność i jasność, woda i ogień, choć te... Moment... Te akurat należały chyba do przeciwności, zaś jej chodziło o... Sama nie miała dokładnie pojęcia, o co. Czuła się zagubiona w tym wszystkim, co działo się dookoła, uświadamiając sobie już chyba w pełni, a przynajmniej - na ile pełnię świadomości mogła osiągnąć osóbka wielkimi krokami zbliżająca się do zupełnego szaleństwa i na dodatek już w tym momencie mająca najzwyklejsze w świecie omamy słuchowo-wzrokowe, że jej oderwanie od świata nie miało miejsca w tym momencie czy też chwilę temu, zaś już całkiem dawno. W jej swoistej umysłowej odległej galaktyce, lata świetlne wstecz, innym życiu lub jak to tam szło inaczej nazwać.
Po zadziwieniu nadeszła zaś najwyższa pora na to, co dało się określić jako niezidentyfikowany kłujący ból w tym miejscu, w którym chyba powinno być serce. Dokładnie tak, powinno być, bowiem już znacznie wcześniej czuła się zupełnie tak jakby jej je wydarto żywcem z piersi. Wydarto, podeptano, zmiażdżono, nakłuto igłami jałowca, wytaplano w majeranku, posypano solą wprost na jedno wielkie zranienie, jakim zdecydowanie po tym było, przemielono, następnie smażąc i rzucając dzikim zwierzętom na pożarcie. Obrazowe, nie? A jakże niezapomniane było to uczucie...
Tak czy siak, po tym wszystkim naprawdę już mało co ją obchodziło. Mało co, które nie miałoby związku z jej własnym urojonym światkiem, kolorowymi ptakami w nim obecnymi, ich przedstawicielem - Ptaśkiem grzebiącym coś w krzakach, czyżby był to jakiś radośnie martwy trybut?, wszelkimi tymi wielce twórczymi rozmowami z kimś, kogo tak naprawdę wcale przy niej nie było...
Zupełny brak zainteresowania kolejnymi rozróbami i rozlewem krwi sprawił tylko, że znaczną większość czasu przesiedziała w kuckach na ziemi, spoglądając tylko na to wszystko z niezdrowo rozszerzonymi oczami, przechylając się tylko nieznacznie w tył pod ciężarem swego arenowego ekwipunku, z którego to grzecznie wyleciała znaczna większość broni, gdy to rozbroić się im nakazano. Znaczna, bowiem pewnych rzeczy, mało groźnych, ale już, oddać nie chciała, poza tym spoczywały one na samym dnie jej bagażu, więc miały raczej pozostać niezauważone... Cóż...
I tak wyglądało na to, że zarówno jedni, jak i drudzy członkowie przeciwnych sobie, załapała?, grup mają znacznie więcej do roboty niż tylko pilnowanie bandy trybutów, dosłownie bandy, przez co nie musiała przynajmniej obawiać się tego, że ktoś się nią nagle zainteresuje. Dokładnie tak. Brak zainteresowania był dobry. Dobry... Dobry i bezpieczny... Z dala od nieprzyjaznych oczu...
Które teraz nieźle rozrabiały, jednak nie ganiła ich, Ptasiek też tego nie robił, choć widziała, że miał na to niesamowitą ochotę. Był w końcu głodny, nie? Głodny, zniesmaczony, choć też po części mający tych wszystkich ludzi gdzieś głęboko w... Piórach. Dokładnie tak, w piórach na swym kuprze, którym to się do nich odwracał. Barwny kuper wystający z krzaków. Aż nie mogła się nie uśmiechnąć.
Już po chwili jednak przestając, bowiem chaos, jaki się rozpętał, nie wyglądał już tak kolorowo jak wcześniej. I zdecydowanie potrzebował zainteresowania, skupienia, tego zaś nie chciała mu dawać. Nie pragnęła myśleć logicznie, bo wtedy... Zwyczajnie czuła, że wtedy musiałaby mierzyć się z czymś, co by jej nie pomogło, z czym nie chciała mieć do czynienia. Choć w tym momencie nie miała nawet bladego pojęcia, czym mogłoby to być.
Z pewnością jednak nie zapędzaniem jej do zimnego wnętrza pojazdu niczym jakiejś kury, choć to akurat... akurat... a-kura-t..., kolejny dziwaczny uśmiech ze strony Delilah, ...to akurat chyba było dobre. Bezpieczniejsze od wystawiania się na to wszystko, co działo się poza bezpiecznymi ścianami. Przycupnęła więc cicho w kąciku, podciągając kolana pod brodę i patrząc w przestrzeń pustym wzrokiem. Laleczka, nie człowiek.


Ostatnio zmieniony przez Delilah Morgan dnia Wto Lis 04, 2014 8:53 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Na zewnątrz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Na zewnątrz   Na zewnątrz - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Na zewnątrz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: 2. arena-