Wiek : 30 lat Zawód : ścigany Przy sobie : szkicownik, paczka papierosów Obrażenia : rana na plecach
Temat: Henry Winston (Ralph Ginsberg) Sob Sie 09, 2014 2:02 pm
Henry Winston (Ralph Ginsberg)
ft. harry treadaway*
data i miejsce urodzenia
09.09.2253 r., Kapitol
miejsce zamieszkania
Dzielnica Rebeliantów
zatrudnienie
projektant mody
Rodzina
Nie mam pojęcia, kto był moim prawdziwym ojcem. Matką była młoda narkomanka, która zaraz po urodzeniu upuściła mnie na bruk. Przygarnął mnie sierociniec, do którego pewnego dnia zawitała Beatrice Ginsberg. Nie, nie była mi matką, ale jej męża, Gerarda szybko zacząłem traktować jako mentora, opiekuna, kochanka i ojca. Wielka szkoda, że on nie podzielał moich uczuć i prędko spróbował się mnie pozbyć na rzecz siostry - Maisie Ginsberg. Chwilowo jestem więc sierotą i nie staram się tego zmienić. Posiadam psa, ale mam wrażenie, że prędzej czy później zagryzie mnie na śmierć, dołączając do grona istot, które obdarzyłem ufnością, a one to wykorzystały.
Historia
Najwcześniejsze moje wspomnienie? Dystryktowe szaleństwo - doprawdy nie wiem, z którego obszaru Panem pochodziłem - i zawierucha, która rozpoczęła się buntem po Dożynkach, a skończyła na zamykających nas Strażnikach Pokoju. Mówili, że byłem ciekawskim chłopcem, artystą, który nie daje sobie w kaszę dmuchać, choć żyje pod ścianą, bo jego matka wybrała morfalinę. Zespół dziecka uzależnionego wydawał mi się tylko przykrą mrzonką, ale podobno zasypiałem jedynie w pozycji embrionalnej. Tak właśnie powiedziała mi ona, chwilę przed tym, kiedy skręciłem jej kark, upijając się do nieprzytomności. Dwadzieścia lat później upewniała dalej w tym, że byłem dzieckiem niechcianym i zrodzonym przypadkowo podczas zbiorów. Nic dziwnego, że w sierocińcu robiłem wszystko, by ktoś się we mnie zakochał. Kapitol mógł być rajem na ziemi, ale tylko wówczas, gdybym znalazł pełną rodzinę. Nie będę zanudzać nikogo opowieściami o dzieciach, które walczą o każdą zabawkę i wdychają odrzucenie, śniąc o tym, że pewnego dnia otworzą się jakieś tajemne drzwi, za którymi będzie stała matka. Banały? Też przystawałem, uważając, że z moimi niebieskimi oczami jest coś na rzeczy i ktoś musi mnie zabrać. Byłbym w stanie lizać ślady po jego podłodze, by poczuć się częścią czegoś... rodzinnego? A potem młodsze dzieci płakały, uspokajali je po swojemu, włączając przygotowania do Igrzysk. Za każdym razem, kiedy ginął trybut, zazdrościłem mu. Miał rodzinę, ktoś za nim płakał, a ja przepadałem na całe dnie na strychu, próbując rysować. Delikatne nawiązanie do mojej przyszłej pracy (od)twórczej. Chyba to sprawiło, że mnie zabrała. Nie, to złe słowo - Beatrice Ginsberg uwiązała mnie na smyczy, przewiązując wielką czerwoną kokardką i wprowadzając do swojego dworu. Bez niepotrzebnych słów - nie było szkolenia, że w jego obecności raczej się nie mówi, że śpię na podłodze i że będę jego ulubionym zwierzątkiem - po prostu mnie rozbierała, chwaląc moją skórę (jasna, gładka) i brak mutacji (naprawdę się w tobie zakocha). Miałem dwanaście lat. Pewnie w moim wieku rozumiało się więcej, ale ja zamykałem oczy. Nie rysowałem świata w ciemnych barwach, miałem kogoś, kto sprawiał, że czułem się potrzebny. Wykorzystywany, molestowany? To tylko puste słowa, bolało jak diabli, każda pręga płonęła przez wiele miesięcy, bo nienawidził, gdy osiągałem coś w rodzaju fizycznego ukojenia. Największym wyzwaniem dla chirurgów plastycznych było usunięcie poparzeń, które były karą za nazwanie go tatą. Pamiętam jego irytację - ręce w ogniu płonęły, a on zdejmował ubranie ze mnie przy dopingu swojej żony. Nienawidziłem ją najbardziej na świecie - kochał ją, a mi pozostawał ochłapy, którymi karmiłem się przed długie żałosne miesiące. Ulubiony piesek, który łasi się, niezależnie od tego, ile razy zostanie skopany. Ich rozstanie i ucieczkę z Kapitolu przypłaciłem podobnie jak inne dzieci przy rozwodzie rodziców - płakałem rzewnymi łzami i błagałem go, żeby się z nią pogodził. Masochizm stosowany? Jedenastka wydawała mi się ziemią jałową (tak, dosłownie zaczepił we mnie miłość do książek), na którym padnę z upału i wysiłku ponad miarę. Ale byliśmy tam szczęśliwi. Pamiętam, że pozwalał mi spać ze sobą w łóżku i całował mnie wolno, kiedy zachodziło słońce. Uwierzyłem, że to dowód miłości - nadal bywałem niej spragniony tak bardzo, że zacząłem się zastanawiać, czy matka przypadkiem nie przekazała mi jakiegoś pokręconego syndromu odrzucenia. Jednak nie, to była świadoma potrzeba zwrócenia na siebie starszego mężczyzny, który czasami dla zabawy kopał mnie, obserwując, czy równo puchnie. Kochałem go tak bardzo, że wszystko inne - otoczenie, Strażnicy, ciężka praca - znajdowało się poza horyzontem. Także ona, dołączająca do naszego duetu któregoś z dusznych popołudni. Maisie - od razu zauważyłem, że przybyła mi rywalka w walce o jego względy i robiłem wszystko, by się jej pozbyć. Im bardziej ojciec (dla niej, dla mnie wciąż Gerard) ją odrzucał, tym bardziej ja triumfowałem. Szala przeważała się na moją stronę, kiedy ją bił i planował szesnaste urodziny z rozmachem. Chyba dlatego zaraz po skończeniu pełnoletności postarałem się o chatkę. Nie chciałem uczestniczyć w rytuale wtajemniczenia. Okazała się za słaba, przybiegła do mnie... Nie zapomnę uczucia wstydu, kiedy zdałem sobie sprawę, że przyjemność sprawia mi rozdzieranie jej koszulki przy jego aprobacie. Upodobniłem się do niego, wsiąknąłem w jego charakter i zwyczaje tak bardzo, że kiedy ruszałem do Trzynastki, miałem tylko jeden cel. Wysłali mnie do Kapitolu bardzo szybko (mogłem poszerzać swoje umiejętności w szkicowaniu i szpiegować tych podłych ludzi), a ja...kupiłem jej morfalinę, wziąłem papierosy i pamiętam tylko tyle, że obudziłem się, a ona pływała. Z dziwnie ułożonym ciałem. Pewnie to był efekt złamania karku, ale skoro zapomniałem o zabiciu matki to pewnie zrobił to ktoś inny. Nie przeszkadzało mi to w ukryciu jej ciała i dorobienia sobie do tego teorii cyklicznej. Skoro ona zapomniała mnie usunąć to ja fundowałem jej eutanazję w wieku lat czterdziestu ośmiu, z wyglądem staruszki, której wątroba rozpada się, zakonserwowana jakimś cudem w toksycznych substancjach. To niesamowite, że akurat to wydarzenie podźwignęło mnie na nogi. Potem niektórzy stwierdzą, że zaprzedałem duszę diabłu, niech im będzie; ja wiedziałem, że szatan ma na imię Gerard i sprawia, że zaczynam sam się biczować, by przywołać najsłodsze wspomnienia. Zjawił się po kilku latach z lepszą wersją córeczki, która się szamotała, kiedy początkowo ją gwałcił. Stare dzieje, teraz Maisie wydawała się cudownie uformowaną dziwką, którą próbowałem unikać. Z dobrym skutkiem, rebelię witaliśmy razem z moim adoptowanym ojcem bez udziału młodszej siostrzyczki, która przejrzała na oczy i uciekła. Dlaczego nie zrobiłem tego razem z nią? Miałem go na własność, planowaliśmy zamieszkanie razem, rościłem sobie prawa do zostania jego mężem (w nowym porządku świata)... i pamiętam tylko, że obudziłem się w szpitalu. Powinienem zawisnąć, błagałem o szybką śmierć, która raz na dobre położyłaby kres mojego życia, ale zamiast tego dostałem nową szansę. Na dziesięć miesięcy po egzekucji wracam do Kapitolu jako projektant mody, z nową tożsamością i nowym wyglądem, który zawdzięczam chirurgowi plastycznemu Beatrice. Chciała się zemścić na mężu? Nie umiem tego określić - wiem, że kiedyś nazywałem się Ralph Ginsberg i byłem synem Gerarda Ginsberga. Teraz... Właściwie bez niego rozpadłem się już dawno na części pierwsze i oprócz pragnienia, by zobaczyć na własne oczy jego śmierć, nie pozostało mi już nic. Powinien być ze mnie dumny, skoro już rok żyje w jego świecie i nie dałem się złapać.
Charakter
Ulepszony, zmodyfikowany, uformowany na nowo. Niewiele już pozostało z wesołego chłopca, który rok temu zdobywał Kapitol wraz z Rebeliantami, świętując zwycięstwo Coin, by kilka dni potem ginąć popisowo na placu egzekucją najgorszych zdrajców. Pamięć o nim została zatarta i musi przyznać ojcu, że miał niesamowitą charyzmę, skoro po kilku dniach Ralph przeszedł do historii. Tylko przypadek sprawił, że odrodził się na nowo. jak feniks z popiołów, próbując wmawiać sobie, że jest dobrym człowiekiem. Nieodrodny syn własnego (adoptowanego) ojca, który odziedziczył po nim skłonność do socjopatycznego zachowania, logikę myślenia i talent do zabawy ludźmi. Szkoda tylko, że nie jest taki prostacki - wręcz przeciwnie, na pierwszy rzut oka to przecież artysta, który uśmiecha się pobłażliwie, zdejmując rękawiczki i przystępując do dzieła. Nikt przecież nie ma pojęcia, że i jego uśmiech to efekt kilku operacji plastycznych, które sprawiły, że zatracił całkowicie mimikę twarzy, stając się męskim manekinem.Zabójczym, jest dżentelmenem, jakich mało w tym zwariowanym świecie. Nie podniesie ręki na kobietę, nie znęca się fizycznie nad dziećmi, a nękanie zwierząt budzi w nim potwora. Powinien być może bardziej serdeczny dla ludzi, wśród których na nowo zaczyna się obracać (w końcu już niedługo ubierze idących na śmierć), ale zatracił gdzieś zaufanie do kogokolwiek, stając się zgryźliwym tetrykiem w wieku trzydziestu lat. Bywa nieznośny i kapryśny, zwłaszcza kiedy nękają go nieuzasadnione pokłady weny (a może lęki z przeszłości?), ale najczęściej jest wycofany w swojej uprzejmości, która może być zgubna dla ludzi. Nie jest przecież aniołkiem, który wyciągnie rękę, poklepie po plecach i opowie cudowną historię o tym, co czuje dziecko molestowane przez tatusia. Jest raczej oschły, mało wylewny i przerażający w swoim makabrycznym poczuciu humoru. Płonie rzadko, jeśli już, to nieuzasadnioną zemstą, która sprawia, że jeszcze jakoś funkcjonuje. W tym celu bywa też manipulantem, bywa miły, jeśli osiąga przez to zamierzony cel. Bywa absolutnie uroczy, jeśli widzi w tym interes. Nie uważa się lepszego, on doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jest. W kilku słowach? Wygrana karykatura człowieka, który pogubił się już dawno temu. I nie zamierza odnaleźć się już nigdy.
Ciekawostki
- oficjalnie uznany za zmarłego, więc zdobywa Kapitol z nową tożsamością i wyglądem zewnętrznym, jedynie kolor jego oczu pozostał bez zmian; - zgodnie z powyższym, absolutnie nikt nie zdaje sobie sprawy, że ma cokolwiek wspólnego z Gerardem Ginsbergiem; - nie czuje... zapachów. Brak zmysłu powonienia towarzyszy mu od dziecka; - politycznie niepoprawny, wspiera działania Kolczatki, nie ukrywając, ze jego głównym celem jest zamach na naczelnika więzienia; - uczuciowo... nie istnieje, całe swoje dorosłe życie spędził zakochany w jednej osobie, więc teraz poświęca się do reszty projektom i modelom; - artysta doskonały, jeśli kogoś nie przeraża jego nagła furia i kapryśność; - uśmiecha się CIĄGLE, efekt chirurgii plastycznej; - wolny czas? musi uważać na ręce, więc wybiera prozaiczne czynności jak czytanie czy zagłębianie się w satanizm; - typ starego dżentelmena, całuje kobiety w rękę, przepuszcza w drzwiach, NIGDY nie uderzyłby żadnej dziewczynki; - przeraża go myśl o posiadaniu dziecka, jako jedyny był świadomy poronień Maisie za czasów Jedenastki; - nadal go kocha, ale już dawno nauczył się z tym żyć.
Ashe Cradlewood
Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
Temat: Re: Henry Winston (Ralph Ginsberg) Sob Sie 09, 2014 3:18 pm
Karta zaakceptowana!
Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz 1 gram morfaliny, laptop i leki przeciwbólowe. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym vademecum.
Uwagi: To będzie tylko formalność, no ale witam kolejnego Ginsberga - Nieginsberga. <3 Karta jest w porządku, gdzieś tam mi się zaplątały jakieś literówki, ale już teraz nie wiem gdzie. xD Cieszę się, że Henry - Ralph jednak powstał z martwych, no i czekam na dramy w fabule, baw się dobrze!