Wiek : 23 lata Zawód : technik w hotelu Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille) Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy
Temat: Tyler Dawson Nie Lip 27, 2014 10:26 pm
Tyler Dawson
ft. Evan Peters
data i miejsce urodzenia
3 styczeń 2260r., Kapitol
miejsce zamieszkania
Dzielnica Rebeliantów
zatrudnienie
mechanik samochodowy, drobny konstruktor oraz technik
Rodzina
W technice, tak jak w życiu, wszystko jest istotne – każda, nawet najmniejsza śruba pełni określoną funkcję, ma swoje wybrane miejsce, dzięki któremu może łączyć się z innymi elementami, pracować i w końcu tworzyć coś większego. Jeśli coś jest nie tak, brakuje choćby zwykłej nakrętki lub jeden z mechanizmów nie działa poprawnie, cały wysiłek tworzenia idzie na marne. Wielka maszyna, dzieło twoich własnych rąk nagle staje lub popada w całkowitą ruinę, jednocześnie niszcząc wszelkie związane z nią marzenia. Gdy dobrze się przyjrzysz, zobaczysz, że tak samo funkcjonuje Panem, Kapitol oraz dystrykty, a w szczególności zamieszkujące je rodziny. W pewien sposób wszyscy są od siebie uzależnieni, muszą współpracować, pomagać sobie, aby przetrwać. Jednak jeśli którekolwiek wyłamie się, przestanie poprawnie funkcjonować, najzwyczajniej pociąga za sobą resztę. Skąd prosty mechanik wie o takich rzeczach? Miał szczęście oglądać je na własne oczy.
Ojciec, Theodore, wielki wynalazca, szanowany konstruktor i jeden z najpogodniejszych mieszkańców Kapitolu, jakich udało mi się poznać, po swojej Życiowej Klęsce i Największej Głupocie Ostatnich Lat, jak zwykł mawiać, stał się szarym robotnikiem w podrzędnej fabryce produkującej najtańsze sprzęty elektroniczne. Ten upadek szczególnie mocno udzielał się nam, kiedy dzień w dzień zamykał się w swoim gabinecie i nie opuszczał go do rana, aż w końcu wogóle przestał otwierać jego drzwi, nie wspominając o jakiejkolwiek reakcji na próby wyciągnięcia go na zewnątrz. Stracił kontakt z rzeczywistością, cały czas przesiadując z dala od rodziny i reszty ludzi, czytając stale te same książki, przeklinając ciągle to samo zdarzenie. Kolejna była matka, Shirley, skrzypaczka, której kariera rozpoczęła się w Filharmonii, a zakończyła w orkiestrze występującej na rodzinnych imprezach. Porzuciła sławę oraz marzenia na rzecz rozpadającej się rodziny oraz męża zapadłego na depresję, co przyniosło jedynie napiętą atmosferę i jej własne załamanie. Nie była w stanie naprawić pogarszającej się sytuacji, więc szukała pomocy w lekach, które jako jedyne potrafiły ukoić jej nerwy. W końcu i ona dała sobie spokój z przywróceniem porządku w domu, spędzając resztę życia na snuciu się z kąta w kąt, unikając spojrzenia własnych dzieci. A skoro jesteśmy przy tym temacie – nie byłem jedynakiem, choć przez większość czasu tak właśnie się czułem. Mój, starszy o całe osiem lat, brat – Marcus - zawsze uchodził za lepszego. Pierworodny syn, grzeczny, pomocny, inteligentny, utalentowany, ten, który nigdy nie przyniósł rodzicom wstydu. I tym samym nigdy nie zyskał szacunku w oczach młodszego rodzeństwa. Nie chciałem tak jak on poświęcać całego czasu na naukę czy rozwijanie swoich umiejętności. Wydawało mi się, że nie tylko to liczy się w życiu. Z czasem też zacząłem widzieć w nim następcę ojca, który pewnego dnia również zwariuje, straci kontakt z ludźmi, aby na koniec porzucić swoją rodziną na łaskę i niełaskę Losu. Jednak to wszystko zmieniło się, gdy miałem szesnaście lat. Marcus wyciągnął mnie z dołu, postawił na nogi, pomógł postawić pierwszy krok, a potem kropkę nad „i”. Okazał się zupełnie inny niż do tamtej pory myślałem. Potem wszystko wyglądało już o wiele lepiej.
Historia
Pierwszy znany mi miesiąc nowego roku wydawał się ciepły, niemal tak jak czerwiec. Małe dzieci chyba w ten właśnie sposób działają na rodziców – jak iskry rozpalają ogień w ich sercach. Tak więc było jasno, cicho, lecz pogodnie, jakby przez chwilę zapomniano o Głodowych Igrzyskach, o zakłamanym rządzie i niesprawiedliwości panującej w państwie. W takiej właśnie atmosferze nawet płacz dziecka zdawał się brzmieć jak śmiech, a przynajmniej tak właśnie twierdzili rodzice, gdy kiedyś zapytałem, jak wyglądały moje narodziny. Oczywiście była to odpowiedź dobra, taka, jaką chciałby usłyszeć każdy człowiek. W końcu nikomu nie byłoby miło, gdyby pewnego pięknego dnia okazał się tym niechcianym, przyjętym z braku lepszych opcji noworodkiem, prawda? Kolejne stycznie były różne – mniej lub bardziej wyraźne, raz chłodniejsze, raz pełne słońca. Zdarzył się też jeden deszczowy. Jednak nie ważne, co akurat się działo, nigdy nie byłem sam. Ten okres zalicza się jeszcze do czasów, gdy ojciec miał swoją świetną posadę, tym samym utrzymując w ryzach nie tylko własną psychikę, ale też całą rodzinę. Wszystko w gruncie rzeczy wyglądało niczym z obrazka – bezchmurne niebo, duży dom wypełniony śmiechem i szerokie uśmiechy domowników wyrysowane dziecięcą ręką. Nie brakowało nam niczego. Byliśmy idealną, kochającą się grupą, w której nikt nigdy nie miał przed sobą nawet najmniejszych sekretów. Zdawało się, że każdy z nas zrobiłby wszystko, byle tylko móc uszczęśliwić resztę. Pozory. Kruchość tej rodziny wyszła na jaw, gdy nadeszła szósta z kolei zima. Któregoś wieczoru tata przyszedł wyjątkowo zmarznięty i mokry od padającego śniegu. Nie tryskał słynnym kapitolińskim optymizmem, minął nas szybko, a potem zamknął się w swoim gabinecie i nie wychodził do następnego dnia. Początkowo nie rozumiałem, co się dzieje. Miałem za mało lat i głowę zbyt zajętą własnym sprawami. Wydawało się, że lada chwila sytuacja zostanie wyklarowana. Tłumaczyłem sobie, że każdy może mieć gorszy dzień, ewentualnie, dwa, pięć, tydzień… Tak naprawdę próbowałem jedynie oddalić myśl, że coś jest nie w porządku. Jednak zanim w pełni zorientowałem się w nieprzyjemnej sytuacji, zauważyłem, że matka zaczęła bywać w domu częściej niż powinna. Wieczorami przez cienkie ściany sąsiadujących sypialni podsłuchiwałem jej rozmowy z mężem, które z czasem przerodziły się w błagania, potem monologi, aż w końcu krzyk i płacz. Tylko i wyłącznie dzięki nim dowiedziałem się, o co tak naprawdę chodziło. Nikt inny nie podejmował tego tematu. Marcus zaszywał się w swoim pokoju, najwyraźniej znajdując ukojenie w książkach, a Shirley nie potrafiła nawet spojrzeć prosto w moje oczy, gdy pytałem, co dzieje się z tatą. Wstyd wywołany słabością tego, który miał być głową rodziną czy własną porażką? Nigdy się tego nie dowiedziałem, bo problem, jakim była rozmowa w końcu całkowicie zniknął z naszego życia. Był już tylko on – całymi dniami nerwowo szepczący do siebie niezrozumiałe słowa, ona wydająca fortunę na kolejne recepty, starszy brat żyjący we własnym świecie i ja – wyrzutek pozostawiony samemu sobie. Nie byłem nikomu potrzebny, często wręcz zawadzałem reszcie, próbując zbliżyć ich do siebie, przywrócić jakąkolwiek równowagę w domu. Ale przecież co mogłem wiedzieć o nich, o ich problemach? Wszyscy woleli myśleć, że i tak niczego nie zrozumiem, dlatego nawet nie warto próbować wyjaśnić tej sytuacji. W ten właśnie sposób z trudem dotarłem do trzynastego stycznia w swoim życiu. Wówczas wszelkie problemy zamiast się nawarstwiać, po raz pierwszy od dawna zdawały się znikać za horyzontem. Spotkałem się z zupełnie nowym, innym światem, miejscem, gdzie nie ma ustalonej godziny powrotu, gdzie nie istnieją granice, władza i panuje pełna swoboda wyboru. Na początku nie byłem do tego przekonany. Pochodziłem z dobrej rodziny, od zawsze wpajano mi, że to niewłaściwe zachowanie. Jednak gdy osoby stanowiące dla mnie autorytet zaczęły powoli tracić na wiarygodności, zapomniałem o dawnych regułach. Poznałem też ludzi żyjących w ten sposób, a dzięki nim całkowicie wciągnąłem się w towarzystwo. Zdawało się, że po tych wszystkich nieprzyjemnościach może być już tylko lepiej. Wolność i niezależność stały się moimi własnymi uzależnieniami. Nie wyobrażałem sobie, że kiedyś byłem tak bardzo ograniczony. Postanowiłem całkowicie porzucić poprzednie życie, zapomnieć o ojcu, matce oraz bracie. Od tamtej pory liczyła się jedynie dobra zabawa oraz to, aby nie dać się nikomu złapać. W końcu pijany czternastolatek nie był zbyt powszechnym widokiem w Kapitolu, a przez to wielokrotnie zdarzało mi się uciekać przed strażnikami. Właściwie nie miałem też niczego innego do robienia. Do szkoły nie chodziłem, bo nie chciałem, a potem zostałem wyrzucony. W domu jedynie nocowałem. Nie traciłem więc żadnej chwili na użalanie się nad sobą, a w zamian starałem czerpać z życia garściami. Jednocześnie była to tylko cisza przed burzą, bo nowa życiowa ścieżka w końcu przestała mi wystarczać. Posunąłem się o krok dalej, sięgając po narkotyki, które okazały się równie dobre, co poprzednie używki. Z tą różnicą, że dzięki nim całkowicie zapominałem o otaczającym mnie świecie, nie musiałem zbyt wiele myśleć, roztrząsać przeszłość i chyba właśnie to sprawiło, że w tak krótkim czasie uzależniłem się niemalże całkowicie. To był szczyt. Ale nie ten, którym teraz mógłbym się pochwalić. Raczej szczyt lodowej góry, z której zaraz potem spadłem, zapadając się coraz niżej w mule własnej głupoty. Właśnie w tamtej chwili powinienem był zginąć, udusić się chociażby ilością trucizn, które na raz znajdowały się w moim organizmie. Zdałem sobie sprawę, że byłem równie słaby jak ojciec. Zasługiwałem na śmierć, a jednak ktoś wyciągnął do mnie rękę i była to osoba, po której najmniej mógłbym się tego spodziewać. Kiedy to było? Jakieś trzy lata później. Marcus odnalazł mnie na skraju życia oraz śmierci, zaopiekował się, doprowadził do względnego porządku, a potem jeszcze wysłał do ludzi jako kompletnie nową, inną osobę. Dalej byłem tylko głupim dzieciakiem, które nie potrafi się sobą zająć, a jedyne, czego potrzebuje to uwaga. Która nareszcie została mu okazana. Z radością przyjąłem wiadomość, że pozwolił mi wyprowadzić się do swojego nowego mieszkania. Uznałem to za punkt zwrotny. Rozpocząłem powolny proces resocjalizacji, wyzbywając się dawnych nawyków, chodząc na odwyk, wracając do szkoły i znajdując nowych znajomych. Stałem się może nieco szarym, ale porządnym chłopakiem. Podobno tylko rutyna mogła mi pomóc. Potrzebowałem stale zapełnionego grafiku, aby odwrócić myśli od wspomnień oraz nauczyć się panować nad dawnymi odruchami. Jednocześnie zaczął się okres, gdy ruszyłem śladami ojca oraz brata i zainteresowałem się otaczającą mnie techniką. Skończyłem też szkołę, dostałem się na wyższą uczelnię, na kierunek, który skończył Marcus i chyba ostatecznie wróciłem na właściwą drogę. Ostatnim przystankiem był pogrzeb matki, która zginęła z przedawkowania leków. W styczniu. Wtedy też ostatni raz widziałem ojca. Normalność, o której wspominałem, skończyła się kilka lat później, podczas 74. Głodowych Igrzysk. Już wtedy Marcus znajdował się bardzo blisko Snowa – pomagał przy projektowaniu aren dla trybutów. Dlatego właśnie tak dużym zaskoczeniem dla wszystkich wokół było, gdy po wybuchu rebelii, opowiedział się po stronie Coin. Lada dzień uznano go za zdrajcę i przygotowano list gończy. On jednak nie miał czasu się tym przejmować – razem ze mną był już w drodze do Trzynastki. Na miejscu przyjęto nas bardzo ciepło, ale prawdopodobnie było to spowodowane wyłącznie sławą, jaką zyskał swoimi umiejętnościami oraz spektakularną ucieczką. W końcu dalej byliśmy mieszkańcami okropnego Kapitolu, które niczym szczury uciekły z tonącego okrętu. Ja jednak nie przejmowałem się tym. Polubiłem Trzynastkę oraz jej mieszkańców. Podobało mi się, że każdy z nas stanowił część czegoś większego i że tylko współpracując, byliśmy w stanie coś osiągnąć. Przy tym nie interesowałem się szczególnie polityką. Szczerze mówiąc trochę było mi obojętne, po której stronie stoję. Nie wiedziałem też, kogo wolałbym ujrzeć na fotelu prezydenta Panem. Snow zdecydowanie nie należał do dobrych władców, a o Almie chodziło wiele nieprzyjemnych plotek, nawet wśród jej najbliższych współpracowników. Zwykle unikałem tego tematu, robiąc po prostu to, co mi kazano. Jednak już w krótce okazało się, że nie była to najlepsza strategia. Czas przyjaznych uśmiechów oraz wspólnej pracy skończył się bezpowrotnie miesiąc później. Okazało się, że mój brat sabotował wszystkie działania od środka, przesyłając tajne informacje, które posiadał, prosto do biur w Kapitolu. Oczywiście wykorzystywał też moje umiejętności, pomysły oraz raporty, które przygotowywałem dla kierownika zespołu, będąc nieświadomym, że cały czas działam na szkodę rebeliantów. Dopiero, gdy obu nas zamknięto w więzieniu, wyjawił mi całą prawdę. Początkowo byłem wściekły, że robił to wszystko nie pytając nawet o moje zdanie. Nie chodziło jednak o to, że wcale nie chciałem, aby to Kapitol wygrał rebelię, ale zwyczajnie czułem się oszukany i wykorzystany. Mimo to dwa dni później zapomniałem o całej sprawie. Zrozumiałem w końcu, że nie chciał niepotrzebnie mnie narażać i uznałem, że w takich okolicznościach raczej nie warto tracić czasu i sił na kłótnie, bo, jak się okazało, tego było coraz mniej. Już dwa dni później przygotowano i przedstawiono zarzuty oraz wyrok: Marcus został skazany na śmierć przez powieszenie. Moja sprawa była wówczas w toku, ponieważ nikt nie był w stanie znaleźć wystarczających dowodów świadczących o współudziale. Widać parę osób wierzyło, że stanowiłem jedynie narzędzie w rękach brata. Mimo to zostałem zmuszony oglądać jego śmierć. Nikt nie powiedział tego wprost, lecz wiedziałem, że ma być to przestroga – głównie dla mnie, ale także dla każdego, kto odważyłby się przeciwstawić Coin. Co stało się potem? Równo z końcem rebelii zostałem wypuszczony, a śledztwo umorzono. Jednak cały ten szum, który wywołano wokół dochodzenia, zrobił swoje. Mimo że formalnie potwierdzono, iż nie miałem nic wspólnego z sabotażem, moje nazwisko zdecydowanie nie kojarzyło się dobrze mieszkańcom nowego Kapitolu. Nieoficjalnie przylgnęło do mnie parę łatek, przez które jeszcze przez parę miesięcy nie mogłem znaleźć pracy. W końcu, gdy sprawa trochę przycichła, zdecydowałem się otworzyć własny warsztat samochodowy, znalazłem porządne mieszkanie. Od tamtej pory jest tylko lepiej. Staram się prowadzić normalne życie, jednocześnie nie zachodząc nikomu za skórę. Czekam na kolejny styczeń i mam nadzieję, że znów będzie jedynie kolejnym ciepłym miesiącem.
X Jest osobą bardzo precyzyjną i rzadko kiedy porzuca to, za co się zabiera. X Na lewym obojczyku ma bliznę po cięciu nożem, którą nabył podczas jednej z dawnych, ulicznych walk, o których dzisiaj już prawie nie pamięta. X Bardzo dobrze zna się na technice, choć raczej zajmuje się nią po godzinach i bardziej dla własnych potrzeb (ewentualnie dla zainteresowanych). Wcześniej chciał pracować jako konstruktor, ale z wiadomych powodów nie dopuszczono do takiej sytuacji. X Jest oburęczny. X Od osiemnastego roku życia unika szpitali i zwykle leczy się na własną rękę z różnymi skutkami. X Kiedyś potrafił grać na pianinie i wszyscy oczekiwali, że pójdzie w ślady matki, choć tak się nie stało. Dzisiaj prawdopodobnie nie zagrałby nawet najprostszej melodii. X Lubi grać w karty i obstawiać zakłady, choć musi przyznać, że kilka lat temu szło mu o wiele lepiej. X Zawsze chowa rzeczy po kieszeniach: od telefonu, przez dokumenty, klucze, śrubki, chusteczki, gumy do żucia po scyzoryki oraz mini lasery do cięcia metali. X Oprócz zainteresowań typowo technicznych, bardzo dobrze zna się też na… geografii Europy. Jako dziecko wpadło mu w ręce parę książek na ten temat, długo się w nich zaczytywał i do tej pory sporo pamięta. Szkoda tylko, że do niczego mu się to nie przyda.
Ostatnio zmieniony przez Tyler Dawson dnia Pią Lip 17, 2015 11:51 pm, w całości zmieniany 3 razy
Tyler Dawson
Wiek : 23 lata Zawód : technik w hotelu Przy sobie : telefon, klucze, fałszywe dokumenty (Frederic Ravendille) Znaki szczególne : często okulary-zerówki, skórzana kurtka, krótsze włosy
Temat: Re: Tyler Dawson Wto Lip 29, 2014 9:34 pm
Done. <3
Mathias le Brun
Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
Temat: Re: Tyler Dawson Wto Lip 29, 2014 10:40 pm
Karta zaakceptowana!
Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz scyzoryk wielofunkcyjny, śpiwór i leki przeciwbólowe. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym vademecum.
Uwagi: Widzę mechanika i Evana Petersa, czuję AHS, aww. NO JEDNAKŻE... karta mi się podoba, widzę potencjał, to ten - miłej gry, daję innym możliwość porywania cię do niej. Byleby Cię tylko nie rozerwali.