|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Główna ulica Czw Maj 02, 2013 9:34 pm | |
| First topic message reminder :
Niegdyś kolorowa i tętniące życiem, po rebelii całkowicie zniszczała. Wystawowe szyby w większości wybito, asfalt pokrył się błotem i kurzem, z murów odpada tynk, a ulice zaścielone są śmieciami. W zaułkach łatwo można spotkać handlarzy kontrabandą; jak na ironię, jest to jedno z miejsc najczęściej patrolowanych przez Strażników Pokoju. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Główna ulica Czw Sie 01, 2013 9:07 am | |
| Kłopoty. O ile ciąg wydarzeń zmierzających twardo ku nieszczęśliwemu i tragicznemu zakończeniu można nazwać utrudnieniem lub właśnie - kłopotami. Czasami miał ochotę, zwłaszcza tego dnia, śmiać się z komizmu całego tego wydarzenia. To niemożliwe, to wręcz absurdalne i zabawne w swym dosadnym okrucieństwie. Jakim cudem ciąg strasznych, zapewne tylko z jego perspektywy, zdarzeń może śmieszyć? Chyba w zsypie częściej śmiał się niż płakał. O ile mu się to wówczas zdarzyło, bo jeśli nawet tak, to nie pamięta tej chwili słabości. No i więzienie. Tak, tego lepiej nie wspominać. Nie ze względu na ból czy inne aspekty spędzonego tam czasu a po prostu powód, dla którego się tam znalazł. Mógł równie dobrze pchnąć na niego Ashe, uderzyć go i zwiać, ale chyba, według niego, najrozsądniejszym wyjściem było po prostu zabrać broń. Jakim cudem jej wtedy ze sobą nie wziął? Naprawdę - głupota przekroczyła w tamtym momencie swą szczytową granicę. Koniec. Co prawda potem wydarzyło się kilka zabawnych... Naprawdę zabawnych sytuacji. Znalazł Connora i Atenę, i Frobishera. Naprawdę? Prawie o tym zapomniał, ale kiedy mężczyzna ponownie wrócił do jego i tak już zmieszanych w jedną nielogiczną całość myśli, Mathias uznał, ze to kolejny żart losu. Czyżby proponował zamianę? Idiotyczne spostrzeżenie, ale wciąż... Propozycja: w zamian za siostrę, bo przecież czemu nie? To tylko głupi bachor, nie będziesz musiał się nim męczyć i go karmić, dostaniesz swojego byłego chłopaka. Kochałeś go. Ponoć. Teraz jesteś po prostu zły i prawdę mówiąc - nie masz czasu, aby o nim myśleć. Ha. Jak na złość ów pan mieszka po drugiej stronie muru i zapewne jest jakimś znanym pianistą, kimś poważnym o znaczącym stanowisku. A TY? Obdarty dzieciak próbujący zarobić jakoś na życie kradnąc oraz sprzedając narkotyki. Nie wspominając już o tym, ze sam wiele bierze. Chyba czas, aby niedługo umrzeć.
Nie myślał nigdy o swojej śmierci. Ale zapewne będzie miała ona miejsce w momencie całkowicie niespodziewanym lub wręcz przeciwnie. Nie wyobraża sobie inaczej niż zginąć od kuli pistoletu lub bata strażnika, lub po prostu z przedawkowania. I chętnie teraz wziąłby nieco więcej, dużo więcej... Ale wiedział, że dostawa czyli Alec tak szybko się teraz nie pojawi. To spostrzeżenia niegodne człowieka, kogoś, kto chce być coś wart. Ale to chyba nie jest jeden z priorytetów życiowych tego chłopaka, bo nie dąży do doskonałości a uparcie tkwi przy swoich słabościach oraz błędach. Może dlatego odbiega od ideału, bardzo. Ale jego celem jest życie, niespokojne, nieszczęśliwe (nie musi takie być), po prostu normalne. Choć sam nie był pewien czy tego chce... Czy gdyby miał wybór, zdecydował się na zmianę matki oraz ojca, oraz Katy, oraz... barykady. Chyba wciąż byłby sobą, takim którego wychowała ulica. I jakim cudem in jeszcze żyje? Z takim podejściem i pomysłem, że dobry uliczny bałagan nie jest zły, a ucieczki tym bardziej. Zresztą pozostaje pytanie czy taki wykolejeniec jak on powinien zaśmiecać środowisko głupotą oraz lekkomyślnością. No cóż... Tym razem nie potrzebował pomocy. Nie chciał jej. Albo w ten sposób tłumił w sobie emocje, bo wiedział, ze gdyby ponownie zaczął myśleć o sobie w kategorii słabego, mógłby się rozkleić. A to najgorsze, naprawdę, i najbardziej żałosne, co mogłoby go teraz dopaść. W tej zatem chwili, kiedy Michelle go przytuliła, jego naturalną reakcją miało być odepchnięcie, ale mimo drżenia rąk objął jej kruche ciało. Rzadko okazywał komuś emocje w ten sposób, bo przytulanie dziwek oraz kobiet, które dziwnym trafem znajdowały się w jego łóżku nie zaliczało się do niczego pocieszającego. W tym momencie ostatnie o czym myślał, to powrót do burdelu i powrót do starego porządku rzeczy. Chyba będzie musiał ponownie przerzucić się z stanu użalania się nad sobą do swobodnego ćpania, picia i ruchania. Brutalnie to brzmi, ale wtedy wszystkie smutki uciekały na boki i nie wyglądały z za swoich kryjówek. To swoista ucieczka od prawdy. Ale teraz musiał się z nią zmierzyć, z tym co mówiła Michelle, a nie miała racji. Katy zginie. Wiedział o tym. Czuł to. Nie miała szans i zapewne chęci. Miała natomiast tyle w głowie, co jej braciszek. Czyli była sprytna? Ale życiowo naiwna i głupia. Choć trudno powiedzieć, żeby i on wykazywał się dziecięcą łatwowiernością.
-Ona. Zginie - wydał z siebie dziwne odgłosy. Ni to szloch, ni to jęk, ni to warczenie, a coś pomiędzy. Puściła go i choć przyjął to z bólem, odsunął się i wciąż zmagając się z cholernym bólem głowy oraz światłem, które uparcie raziło go w oczy, spojrzał na nią z przekonaniem i swojego rodzaju smutkiem - Nie jestem idiotą. Nauczyłem, się że ludzie... U-MIE-RA-JĄ. Chociaż tego trzeba doświadczyć... Zobaczyć - pochylił się nad nią ujmując jej twarz w swoje dłonie, spojrzał jej prosto w oczy - Poczuć. Zdjąć z sufitu ciało zaćpanej znienawidzonej matki i zakopać ją, chociaż... - jego głos zmiękł, a wypowiadane dotąd na jednym wydechu słowa zamieniły się w szept. Ciągle na nią patrzył, dotykał szorstkimi dłońmi jej policzków, aby nie odwróciła wzroku - chciałem ją wyrzucić. Skopać. Rozrzucić jej wnętrzności po ulicy niczym kurna konfetti, ale... - zmarszczył brwi cofając się raptownie. Mówił jej to wszystko. Nie powinien. Nie chciał, aby wiedziała. Ale czy ta znajomość miałaby sens, gdyby ukrywał swoje prawdziwe uczucia względem matki? Gdyby... - Nie wiem, czy chciałbym cię tym obarczać - wyjaśnił w końcu beznamiętnie. Pragnął dodać - "nie myśl o mnie źle, nie tak źle...", ale stał w miejscu upatrując się w nią zbolałym wzrokiem. |
| | | Wiek : 22 lata Zawód : Brak
| Temat: Re: Główna ulica Czw Sie 01, 2013 12:38 pm | |
| Zadziwia mnie to, że gdy odzywa się, wydaje się być bardziej pewny swego niż ja. A to prawdopodobnie znaczy, że już zdążył uodpornić się na błahe zapewnienia pod tytułem „będzie dobrze” czy „wszystko jakoś samo się ułoży” i nic nimi nie zdziałam. Słyszę, w jaki sposób mówi o śmierci, a w mojej głowie eksploduje fala wspomnień. Dożynki przed 61. Głodowymi Igrzyskami. Jack zgłaszający się na ochotnika, a potem krzyk przeszywający wszystko wokół. Mój krzyk. Łzy żłobiące ślady na policzkach i niedowierzanie. Potworne głosy w głowie przepowiadające nadchodzącą śmierć brata. Chore wizje, obrazy, które same stawały jej przed oczami. Zakrwawione ciało, które…. Niespodziewanie czyjeś dłonie sięgają po moją twarz. Chyba tylko dzięki temu dotykowi udaje mi się choć na chwilę odegnać wspomnienia i powrócić do Kwartału, na główną ulicę. Znów widzę Mathiasa patrzącego prosto w moje oczy i kontynuującego swoją wypowiedź. Słysząc jego kolejne słowa, czuję, jak ciarki przechodzą mi po plecach. Przez chwilę chciałam odwrócić wzrok, ale on nadal mnie trzyma, więc staram się unieść to wszystko, co mówi. Chodź nie przychodzi mi to łatwo, słucham go dalej. W pewnej chwili cofa się ze zmarszczonymi brwiami, jakby zdając sobie sprawę, co zrobił. Nie mam mu tego za złe. Chcę mu pomóc, wysłuchać, a potem chociaż spróbować zrozumieć. Dlatego nie przerywałam mu ani przez chwilę, czekając aż w końcu da mi znak, że teraz moja kolej. Jednak, gdy ona nadchodzi, przez chwilę się waham. Nie wiem, czy chcę poznać resztę historii. A jeśli będą one o wiele gorsze od tego, co mówił teraz? Czy dam radę tego tak spokojnie wysłuchać? Nie. Nie mogę tak zrobić. Przecież to Mathias. Ile razy to on musiał znosić mnie, pomagać? Nie odmawiał mi niczego. Teraz, gdy to on ma problem, mam tak po prostu od niego uciec? To niesprawiedliwe i on na to nie zasługuje. – Nie mów tak. Po prostu powiedz – odpowiadam z całą pewnością, jaką mam w sobie. Nie chcę, żeby myślał, że się waham, bo jeszcze byłby gotów stwierdzić, że nie jestem na to gotowa. A przecież w końcu jestem, a przynajmniej tak mi się wydaje. – Ale, zaczekaj. – W ostatniej chwili decyduje się dodać coś jeszcze. – Wiem i widzę, że nie jest ci łatwo z powodu Katy, ale naprawdę zaufaj mi. Nigdy nie trać nadziei, choćby nie wiem, co się stało. Nie możesz. – Na chwilę przerywam, żeby spojrzeć mu w oczy. Chcę, żeby zrozumiał, o co mi chodzi, bo przechodziłam to samo. – Inaczej zatracisz siebie bez powrotnie. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Główna ulica Czw Sie 01, 2013 4:25 pm | |
| To nie było dobre. Stał przed nią, ten sam co zwykle, z mętlikiem w głowie, z bólem głowy oraz żołądka, oraz... słońce wciąż doprowadzało go do szału. Światło. Czekał aż to ustanie i nie myślał o wcześniejszym dniu i tym, co się wtedy wydarzyło. Jak mógł... Cholera, rozumiem, przestraszyć się. Ale... Rozpłakać? Jak miałby, o ile nie zacznie omijać jej szerokim łukiem, spojrzeć teraz Ashe w oczy bez wspomnień oraz złych skojarzeń. Był sobą... I dlatego, jako ze każdego, kto się z nim zadawał staczał na samo dno, powinien dać sobie spokój. Michelle była miła, bardzo miła i gdyby le Brun nie był dupkiem zapewne dodałby takie określenie jak "kochana". Pomagał jej ale nie dlatego, że mogła wzbudzić w nim litość. Tego rodzaju chwyty na niego nie działały. Był odporny na dziecięcy płacz, na błagania czy żałosne prośby matek. Gdyby bowiem wszystkim ulegał już teraz byłby bez grosza przy duszy i pracowałby na obcy żołądek. Nie oznacza to jednak, że szlajał się po Kwartale z interesem obejmującym tylko jego własny tyłek. Nie mówi się o tym głośno, ale w Violatorze obsługa lub... obsługa niższej klasy wspiera się. Przynajmniej Fred, Mathias i Frans mogą śmiało powiedzieć, że gdyby zaszła potrzeba - pomogą sobie. Rzecz jasna nigdy z ust jakiegokolwiek z nich nie ulotni się chociaż jedno miłe słowo na temat drugiego. To chora zależność, finansowa oraz powiedzianoby że i mentalna. Fred zawsze gotował i dodawał do swoich potraw sera, często także palił garnki. To należało już do codziennego lub chociaż często powtarzanego się rytuału. I kto by pomyślał, że i taka sentymentalność dotknie Mathiasa le Brun. Chociaż kto wie, czy to nie jest tylko złudne określenie przyzwyczajenia, kto wie, czy naprawdę mu zależy. Pamiętał też Sabriel. Potrzebowała pieniędzy. Postanowił, sam z siebie, zaoferować jej małą kwotę. Potem mu się ładnie odpłaciła, chicago ostatnimi czasy zdążył dojść do wniosku, że nie jest z tego powodu dumny. Z drugiej strony to była zwykła transakcja, która przerodziła się w coś, czego żadne z nich nie oczekiwało.
Tym razem jednak miał do czynienia z Michelle. Uroczą dziewczyną, którą, gdyby mógł, zapewne tuliłby i ściskał każdego dnia i prywatnych każdym spotkaniu. Drobna i delikatna, całkowite przeciwieństwo Katy, ale wciąż potrafił obdarzyć ją zaufaniem, choć... posiadała zawodnicży, w jego ciekawym mniemaniu, charakter. Unikał ludzi uprzejmych i miłych, troskliwych oraz nadzwyczaj pozytywnie nastawionych do świata. Czasem jednak musiał, nawet na siłę, oderwać się od ponurej rzeczywistości, spotkać się z dziewczyną, która jest dla niego wcieleniem niewinności oraz wszystkich pozytywnych cech tego świata. Teraz, choć te słowa go irytowały, dodawały także otuchy. Ten głos i uśmiech, to spojrzenie. Nie ciekawskie, nie uważne jak u Katy, a zwyczajne. I tego potrzebował: dotknąć czasami świata, który nigdy nie będzie do niego należał. Ale nie fizycznie, nie rękoma. Chciałby pomarzyć, chociaż raz poczucić logikę oraz ostrożność. Jednak bał się o nią, bo nie wiedział, czy tego chce. Jego życie było czasami zbyt okrutne, nawet dla niego, aby opowiadać o nim rozmówcy. Och tak, oczywiście, dalej się nad sobą użalajmy. To takie MĘSKIE, Mathy.
-Nie wiem czy to rozumiesz, ale... - nawet nie wiedział, czy to co chce powiedzieć jest prawidłowe. Jest dobre... Nie stłamsi jej i nie rzuci w wir przekleństw oraz komarów. Chciał, aby pozostała taka, jaką jest do tej pory, żeby się nie zmieniała i wciąż potrafiła uśmiechać. To samolubne z jednej strony, bo stanowiła dla niego azyl, odskocznię od rutyny i strachu. Była po prostu sobą. Może dlatego nie chciał jej opuszczać, stracić. Potrzebował równowagi. Żałował, że jest od czegoś w ten sposób uzależniony, że jest w ten sposób uzależniony od KOGOŚ - nie chcę, żeby wracała. Bo jeśli wróci - znowu urwał jakby dławiąc się własnym językiem - to nie będzie Katy. Koniec. Wyrzucił to z siebie. W końcu. Igrzyska. Osobisty koszmar Mathiasa le Brun. Ilekroć wyobrażał sobie swoją siostrę jako triumfatorkę, dochodził do wniosku, że jest złym bratem, że byłby... -Jak to będzie świadczyć o mnie? Będę, jak rasowy pudel na sprzedaż, będę żył z piętnem. Bo to ja ją wychowałem - w końcu udało mu się zyskać stracony rezon i głos chłopaka, jak sobie to w myślach ładnie zaplanował, pozostawał obojętny - Wątpię, żebyś chciała słuchać o brawurowej ucieczce zsypem lub otruciu metanolem, a jeśli tak... Zastanów się. Wiesz, że nie musisz - ale chcesz - Ale to właśnie, chyba to... Co teraz odczuwam, sprawia, że jestem, ja, ty, jesteśmy silniejsi. Uczymy się żyć i radzić sobie, pokonujemy coraz wyższe poprzeczki. Naprawdę chcesz z tego zrezygnować? |
| | | Wiek : 22 lata Zawód : Brak
| Temat: Re: Główna ulica Czw Sie 01, 2013 10:54 pm | |
| Jeśli wydawało mi się, że początek tej rozmowy nie należał do najłatwiejszych, teraz dopiero w mojej głowie panuje prawdziwy mętlik. Nie dlatego, że nie rozumiem czy zaczynam się gubić w jego słowach. Chyba po prostu powoli kończą mi się pomysły. Z jednej strony wiem, co ma na myśli. Zaczynam iść jego tokiem rozumowania i… aż ciężko jest nie przyznać mu racji. Pewnie nawet byłabym w stanie to zrobić, gdyby nie to, że przecież w pewien sposób życzył śmierci swojej siostrze. A z tym zgodzić się nie mogę. Zawsze uważałam, że bez względu na to, jak zły może być człowiek, nie zasługuje na to, żeby umrzeć na Igrzyskach. Dlatego tak uparcie mówiłam mu to wszystko. Ale teraz? Co mogę powiedzieć? Nie wiem, czy są jakiekolwiek odpowiednie słowa nadające się na coś takiego, ale być może najzwyczajniej nie mogę ich teraz znaleźć. Milczę dłuższą chwilę przygnieciona świadomością, że nic nie mogę dla niego zrobić. Widzę, że to wszystko go boli, tworzy kolejne rany w i tak nadszarpniętej psychice, a ja nie potrafię temu zaradzić. To takie frustrujące. Bezradność. – Math, cokolwiek się stanie… – Boję się spojrzeć mu w oczy. Boję się zobaczyć ten smutek, ale i tak podnoszę na niego wzrok. Zaciskam palce na jego ramieniu i jednocześnie chwytam się ostatniej myśli, jaka przychodzi mi teraz do głowy. – Oni nie mają prawa Cię oceniać. Nikt nie wie, ile musiałeś przejść razem z Kathy. Nie zrozumieją tego, dopóki sami czegoś takiego nie przeżyją. – Kiedy widzę bielejące knykcie, puszczam go. Nie wiem, co mam jeszcze dodać. Chyba nic innego nie nadaje się już do powiedzenia w tej sprawie. Zdaje sobie sprawę, że nikogo nie będzie obchodzić, czy powinni go oceniać czy nie. Po prostu chciałam, żeby wiedział, że ich opinie nie są niczego warte. Kiedy tylko wspomina o ucieczce zsypem czy jakimś otruciu, odruchowo się wzdrygam. Do tego oczywiście próbuję odwieść mnie od pomysłu wyciągnięcia z niego reszty informacji na temat tamtejszych wydarzeń. Znów czuję, że wszystko mi się myli. Wątpię, czy jest sens dalej naciskać. W końcu tylko krótko wzdycham i kiwam głową. – W porządku. O nic już nie pytam. Ale jeśli ty będziesz chciał mi opowiedzieć o czymkolwiek, zawsze cię wysłucham. Może nawet spróbuję pomóc. – Przy ostatnich słowach uśmiecham się kwaśno, a potem postanawiam zmienić temat. – No dobrze. Więc gdzie teraz zamierzałeś pójść? Masz jakieś konkretne plany? |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Główna ulica Pią Sie 02, 2013 9:01 am | |
| Michelle gubi się w myślach Mathiasa le Brun? Chyba to żadna anomalia życiowa, gdyż ten chłopak kieruje się swoją własną pokrętną logiką. Zatem Michelle nie była jedyna, bo chyba tylko jedna osoba na tym przeklętym świecie potrafiła go zrozumieć jak nikt inny - Katy. Będąc przy niej irytował się, wkurzał, wpadał w szał, kiedy odpłacała mu piękną ripostą na jakieś durne pytanie, które miało być tylko oznaką braterskiej troski. Wredna, nieczuła i nieostrożna. Nigdy nie zważała na swoje zdrowie, chciała brać z życia więcej i więcej, całymi garściami można by rzec. W pewnym sensie była nim, tylko nieco bardziej zadbaną młodszą i dziewczęcą wersją. Nie powinien jej się dziwić, on już wtedy brał, okazjonalnie, ale powoli popadał w uzależnienie. Urocze. Dlaczego wciąż żyje? Fizycznie rzecz biorąc - bo z ciałem człowieka mamy tu do czynienia - powinien dawno gryźć kwiatki pod spodem, a nie pałętać się po ponurych ulicach Kwartały popalając co chwilę jakieś uspokajające ziółko. Jednak teraz był całkowicie trzeźwy, jego umysł nie został struty żadnymi obcymi substancjami i myślał, na ile to było w jego przypadku możliwe, z sensem i na temat. Tylko, przed podjęciem wszelakich mądrych decyzji wciąż wstrzymywała go głupota oraz skłonność do chodzenia okrężnymi drogami. Tym razem próbował jednak dotrzeć prosto do celu, po trupach i tego rodzaju sprawach, tylko, że tamten okazuje się być coraz bardziej odległy i nieosiągalny. Katy. Cholera. Chciał, żeby tu była, chciał, żeby chociaż mogła się z nim pożegnać. Wyzwać go, rzucić kilka przekleństw o jego bezmyślności oraz ćpuństwie, a potem odwrócić się i zgodnością odejść. Taka była, nie była Michelle, nie była balsamem, była otrzeźwiającym cięciem brzytwy, który zawsze doprowadzał go do porządku. Ale mimo to potrzebował ją zobaczyć, dotknąć i nienawidził siebie za to, że tamtego dnia nie poszedł na te Dożynki, bo gdyby postanowił się pojawić jednak da Dworcu, może wszystko potoczyłoby się inaczej. Może uniknąłby więzienia i kilku kompromitacji, może teraz nie miałby długu u Ashe i być może tamtego pięknego cholernego dnia nie napiłby się metanolu, nie stracił wzroku na kilka godzin, nie ośmieszył się i najzwyczajniej rozkleił nad swoim marnym losem. Czas się chyba jednak otrząsnąć, porzucić złudne i ponure myśli, spojrzeć prawdzie w oczy... mphm, choć lepiej tego jednak unikajmy, bo żadna z opcji poznania siebie bliżej i wytargania za kudły wszystkich brudów le Brun nie jest zbyt optymistyczna, ha, a żeby dało się to zliczyć i zrelacjonować. Chyba tylko on sam, a nawet nie, bo do tej pory i wciąż uważa siebie za kogoś znajdującego ponad wszelkimi ideałami. -Nie boję się ich oceny, a swojego własnego rachunku sumienia - brzmiała odpowiedź. Uśmiechnął się do niej koślawo, jakby to czyjaś ręka poprowadziła jego kąciki ust ku górze - Nie wiem co zrobię, kiedy umrze - wyznał w końcu, ni to z trudem, ni to z rezygnacją, podniósł wzrok na niego mrużąc oczy od promieniującego z niego światła. Bolało, ale mówiąc to i okazując kolejną słabość, nie chciał patrzeć w jej oczy - Chyba zwariuję - dodał po chwili wierząc całkowicie w to, co mówi. Ba, nie myślał o tym, nie wyobrażał sobie do tej pory, co się stanie, kiedy jej zabraknie. Już teraz w jego sercu zalęgła się pustka, której nijak nie potrafił zapełnić. Bał się pomyśleć, co byłoby, gdyby stracił ją na zawsze, bo póki co jego organizm oraz umysł wytwarzały tarczę ochronną przyjmując nieobecność Katy za tymczasowe. Podświadomie wierzył, że ona wróci, chciał w to wierzyć i coś podpowiadało mu, jak głos Michelle, aby poddał się nadziei, ale jednak zdrowy rozsądek, niczym sędzia na rozprawie, uciszał szemrający tłumek jednym stuknięciem młotka. Koniec. To nieprawda, ona nie wróci - i wtedy serce mu się krajało, bo najbardziej na świecie pragnął, aby była przy nim i mógł się nią opiekować. Na arenie jej nie obroni, będzie sama, zdana tylko na siebie. A on, jej starszy i odpowiedzialny za nią brat będzie mógł się tylko przyglądać. -W porządku - oznajmij słysząc jej miłe i ciepłe słowa, które jednak w żaden sposób nie dodawały mu otuchy. Tym razem uśmiechnął się, ale tym razem nieco weselej. Na następne pytanie przyszło mu na myśl, że ma ochotę się napić lub po prostu wziąć działkę i był bliski zaproponowania tego, kiedy doszło do niego, że Michelle była jedną z tych osób, których nie należała skalać, nie zniósłby potem myśli, że przez niego wpadła w jakiś nałóg. Za dużo tego wszystkiego - Bez celu szukając celu, tak to się nazywa - trawienie czasu. Ale mógłbym, mimo wszystko, zaproponować coś... - zerknął z ukosa na otoczenie i ludzie ich mijających - konstruktywnego. Ha, zależy z jakiej perspektywy się na to spojrzy - ujął ją za dłoń i ruszył przed siebie szybko, jakby się gdzieś spieszył. Miał nadzieję i był tego wręcz pewien, że ruszy za nim, bo zaciskał mocno palce na jej drobnym nadgarstek - Naprawdę aż tak dobrze chcesz mnie znać? - pędził przed siebie zdając sobie sprawę z tego, że może za nim nie nadążać, w końcu raptownie zatrzymał się i odwrócił w jej kierunku - Przez ostatnie dni zdążyłem zostać postrzelony, torturowany, ba, byłem nawet ślepy przez kilka godzin, wyjebane uczucie, wiesz? Mam ochotę komuś... - spojrzał wymownie na mijających go ludzi - coś rozwalić. Co robisz, kiedy jesteś zła? |
| | | Wiek : 22 lata Zawód : Brak
| Temat: Re: Główna ulica Pią Sie 02, 2013 12:07 pm | |
| No dobrze, jeśli jest jakaś rzecz, której nie można zarzucić Mathiasowi to na pewno nie jest to fakt, że mimo wszystko nie kocha swojej siostry. Chociaż kilka minut temu zwątpiłam w to kilka razy, chyba wreszcie rozumiem, co tak naprawdę miał na myśli. Ewentualnie tylko wydaje mi się, tak jak może już ze dwa razy w ciągu tego wszystkiego. No, ale dobrze. Sytuacje też niewątpliwie polepsza fakt, że chociaż trochę się uspokoił i można z nim inaczej porozmawiać. Gdy mówi, że boi się swojego rachunku sumienia, mam ochotę powiedzieć, iż wychowywał ją na tyle, na ile potrafił. To nie jego wina, ale tych, którzy opiekowali się nim. Jednak wolę już o tym nie wspominać. Znów ugrzęźlibyśmy przy temacie jego matki, a to mogłoby spowodować kolejną falę bólu. Kolejne jego zdanie znów przypomina mi moje życie w Jedynce, lecz tym razem od razu odsuwam od siebie te wspomnienia. Niby chodzi o to samo, ale w jego przypadku śmierć Katy może być kolejnym gwoździem do trumny. Stracił matkę i teraz ma też stracić siostrę? I co ja mam powiedzieć? Do tej pory (i mam nadzieję, że jeszcze długo) nie straciłam nikogo, chociaż byłam tego bliska. Wydaje mi się, że lepiej będzie znów nic nie odpowiadać. Ale wtedy on mówi, że chyba zwariuje. Wówczas zakładam ramiona na klatce piersiowej i w duchu modlę się, żeby nawet nie drgnąć. To właśnie miałam na myśli, kiedy mówiłam, że zatraci siebie. Przecież coś takiego dotknęło mnie. Szkoda tylko, że nie powstrzymałam się z tym całym cyrkiem za nim Jack powrócił cały i żywy do domu. Mathy z kolei twierdzi, że nastąpi to po śmierci Katy…? Jeśli miałby zwariować, już by to zrobił. Normalny człowiek na jego miejscu już dawno zostałby zamknięty w szpitalu psychiatrycznym. Na szczęście nie mówię tego na głos. Nie mam na myśli niczego złego. W końcu on też jest człowiekiem, a żeby oszaleć wystarczy złamać pewną granicę. Być może dla niego siostra jest tą granicę? – Obiecuję, że nie pozwolę Ci na to – staram się mówić poł żartem pół serio. Nie chcę go obrazić, ale też nie sugerować, że mu do tego blisko… BOŻE. Już kończę ten temat. Opuszczam dłonie wzdłuż ciała, choć i tak czuję, że co kilka minut zaciskam je w pięści, a po chwili rozkurczam. Naprawdę nie powinnam już katować się takimi myślami. Dlatego znów skupiam się Mathiasie, na którego usta po raz pierwszy dziś wstępuje szczery uśmiech. Kiedy to zauważam, uspokajam się trochę i czekam na resztę jego wypowiedzi. Zastanawiam, co tak chodzi mu po głowie. Próbuję podążyć za jego wzrokiem, ale wtedy chwyta mnie za rękę i wyrywa do przodu. Czując jak zaciska palce, od razu ruszyłam za nim. Gdy pyta mnie, czy na pewno aż tak dobrze chcę go znać, chcę odpowiedzieć, że oczywiście, lecz wtedy on odwraca się w moją stronę, więc tylko kiwam głową. Nie wiem, do czego to wszystko ma prowadzić, ale gdy zaczyna wymieniać mi, co działo się z nim w ciągu tych ostatnich kilku dni, coś mi zaczyna świtać. Ale zaraz. Był postrzelony, torturowany?! Chcę o to zapytać, ale on jest szybszy. – Sprzątam albo zajmuje się jakąś pracą ręczną. – Wzruszam ramionami, coraz bardziej skonsternowana. Już i tak pominęłam fakt, że to i tak raczej w wypadku napadów strachu, lecz… – Co chcesz zniszczyć? – pytam, bo jakoś tak nie jestem do końca przekonana do tego wszystkiego. Z drugiej strony, jeśli ma to pomóc to może lepiej… gdybym poszła? Wzdycham po raz kolejny. – Nie ważne. Mów dalej, prowadź, cokolwiek.
zt dla Mathiasa i Michelle ? |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : Lekarz
| Temat: Re: Główna ulica Czw Sie 08, 2013 11:09 am | |
| // Violator
Sigyn szła powoli przez ulice KOLCa z walizeczką w ręku. Mijała nędzne domy i ludzi wpatrzeni w nią jakby mogli ją upiec i zjeść. Dość nieprzyjemne uczucie. Naprawdę. Musiała się dostać do bramy głównej, by wyjść z tego miejsca i znaleźć się w bezpiecznym szpitalu w Dzielnicy Rebeliantów. Nawet w tutejszym szpitalu bezpieczniej się czuła niż na ulicy. Dobrze, że miała przy sobie broń. Palną jak i białą. Ostatnio specjalnie z niej nie korzystała, ale kto wie, czy nie będzie jej potrzebna nagle. W końcu trafiła na większy tłum ludzi i co jakiś czas się zderzała z innymi, ale ignorowała ich i udawała, że jest jedną z nich. Tak jak kiedyś w Kapitolu udawała jedną z nich tak teraz w KOLCu robiła dokładnie to samo. Nauka bycia kameleonem się opłaciła. Nie wyglądała jakby była z Dzielnicy. Potargane włosy w kłosie, trochę brudna twarz i fartuch. Reszta ciała czysta jak łza, ale reszty nikt nie widział, więc się nie musiała tym przejmować. |
| | | Wiek : 18 lat Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna
| Temat: Re: Główna ulica Czw Sie 08, 2013 5:28 pm | |
| //Niewiemjaksiętostałoaletujestem
Po wyjątkowo krótkim urlopie powrót do pracy w KOLCu był pewnego rodzaju ukojeniem. Przede wszystkim ukojeniem rozszalałych myśli, które przez większą część mojego czasu wolnego kotłowały mi się w czaszce, grożąc natychmiastowym wybuchem. O czym myślałam? Pewnie nikogo nie zaskoczy to, że na pierwszy plan jak zwykle wysuwała się postać Bena, albo też Maxa, jak kto woli. Szczególnie od czasu spotkania przy ruinach Pałacu Sprawiedliwości cała jego osoba nie dawała mi spokojnie zasnąć. Rozważałam każdy gest, dziesięć razy rozpatrywałam każde słowo, szukając podtekstu albo czegoś, co dałoby mi nadzieję na to, że jednak mnie pamięta. I wiecie co? Nic z tego. Pozostawał jeszcze problem Cordelii, która zadzwoniła do mnie wczorajszego wieczoru. Wciąż miałam w pamięci jej szloch, głuchy szloch osoby, którą uważałam za niemal nieugiętą. I chyba bolała mnie ta nagła zmiana w jej zachowaniu. Po raz kolejny moje przekonania i moja wiedza kruszyły się tuż u podstaw. Tak czy inaczej, postanowiłam szybciej wrócić do pracy i wyszło mi to na dobre. Kiedy po skończonym dniu opuściłam wkońcu budynek szkoły i udałam się na główną ulicę, czułam dziwny niepokój, zwykle towarzyszący mi przed wielkopomnymi wydarzeniami. Nie podobało mi się to. Miałam zdecydowanie dość wielkopomnych wydarzeń od czasu Bena i... ... platynowe włosy, związane w potarganego nieco kłosa, drobna, lecz dumna sylwetka i delikatny profil. -Sigyn- wyrwało mi się, zanim zdążyłam chociaż spróbować się opanować. Od nadmiaru nagłych emocji zakręciło mi się w głowie. Żal, radość, wściekłość, że się do mnie nie odzywała, ale najbardziej euforia, euforia, bo wciąż żyła, bo miała się dobrze, bo była na wyciągnięcie mojej ręki. I tym razem nie zamierzałam pozwolić jej odejść. Rzuciłam się sprintem, po twarzy popłynęły mi łzy radości, a potem zawisłam jej na szyi. -Sig, tak się cieszę, że Cię widzę- zaszlochałam, nie przejmując się tym, że pewnie zyskałyśmy widownię. Kolejna osoba z przeszłości, którą odnalazłam w KOLCu. Ale teraz to nie było ważne, ważna była tylko moja przyjaciółka, tylko to, że ją odnalazłam. |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : Lekarz
| Temat: Re: Główna ulica Czw Sie 08, 2013 6:13 pm | |
| Sigyn szła powoli przez ulicę niczego nieświadoma. Nie miała pojęcia, że ktoś ją zauważył. Że ktoś ją rozpoznał i właśnie pędził w jej stronę. Nagle poczuła, że ktoś na nią wpada impetem i zawisa na jej szyi. Sig natychmiast zesztywniała i chwyciła już za sztylet, by bronić się przed osobą o blond włosach... Chwila. Ona znała tą osobę. To... Jasmine Snow! Ona żyje? - Sig, tak się cieszę, że Cię widzę. Kobieta natychmiast zamknęła buzię Jazz. Zapomniała nawet o tym, że dźga ją w brzuch sztyletem. - Nie jestem Sig... - Wysyczała cicho do dziewczyny jakby z jadem w głosie. - Jestem Annelise Harding. - Puściła twarz Jasmine. Jej głos stał się normalny, tak jak dawniej. Tak jak przed rebelią. Schowała też sztylet o którym sobie przypomniała chwilę później. Widownia... - Co się gapicie. - Spojrzała na ludzi, którzy natychmiast wrócili do swoich zajęć. Unikali jej wzroku jak gdyby mogła być ich śmiertelnym zagrożeniem. Chyba się zorientowali kim jest, gdy wyjawiła swoje pseudo imię i nazwisko. Kojarzyli ją ze szpitala. Wiele robiła, by uratować niektórych z nich, więc pewnie się rozeszła plotka, że białowłosa lekarka paraduje czasem po KOLCu, choć w nim nie mieszka. Po kilku minutach nikt już nie zwracał na nie uwagi. Ludzie się pozmieniali. Tamci sprzed kilku minut gdzieś poszli i zostali zastąpieni przez kolejnych, którzy nie byli świadkami szlochu Jazz. Sig spojrzała na dawną przyjaciółkę. Dopiero teraz na jej twarzy pojawiło się zdziwienie z powodu spotkania. - Myślałam, że nie żyjesz. W Trzynastce Ciebie nie widziałam... - Powiedziała łamiącym się lekko głosem. Wciąż sprawiała wrażenie twardej i zimnej. Jak na umarlaka przystało. W końcu ona była uznawana za martwą, więc dlaczego nie mogłaby być taka jaka teraz jest? |
| | | Wiek : 18 lat Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna
| Temat: Re: Główna ulica Pią Sie 09, 2013 7:41 pm | |
| Od czasu wojny mało rzeczy było w stanie mnie zaskoczyć. Ale, oczywiście, wyjątek potwierdza regułę. Jak Ben, czy też Max. Nawet nie wiedziałam, jak mam go nazywać we własnych myślach, co było dość frapujące i... bolesne. Bo do osoby, którą się stał, nie pasowało żadne z tych imion. Albo Igrzyska. Budzące w sercu gorycz, złość i żal, ale jednak najbardziej- zaskoczenie. Po tej całej mieszance wybuchowej naprawdę zaczynałam myśleć, że Los wyczerpał w stosunku do mnie wszelkie niespodzianki, i cieszyła mnie ta wizja. Ale dźgająca mnie sztyletem w brzuch Sig zdecydowanie zasługuje na miejsce na podium rzeczy, które zadziwiły mnie najbardziej. -Nie jestem Sig... Jestem Annelise Harding. Przez to, że zasłoniła mi ręką usta, nie mogłam odpowiedzieć, więc tylko otworzyłam szerzej w oczy w wyrazie czystego zdziwienia, a z ich kącików niemalże momentalnie przestały płynąć łzy, kiedy euforię w moim sercu zastąpiło zaskoczenie i strach. -Co się gapicie. Kiedy Sig... a może Annelise, kolejna osoba, którą tylko myślałam, że znałam, wkońcu puściła moją twarz, niepewnie odsunęłam się o krok, a raczej o pół kroku. Ociekające jadem słowa niemal zbiły mnie z nóg. Kiedy Sig, a może raczej Annelise, ponownie na mnie spojrzała, dostrzegłam na jej twarzy coś na kształt zdumienia. -Myślałam, że nie żyjesz. W Trzynastce Ciebie nie widziałam... -To samo mogłabym powiedzieć o Tobie- wyrzuciłam z siebie wkońcu stłumionym, niepewnym głosem. Przetarłam dłonią twarz, pozbywając się śladu łez, a jednocześnie dając sobie chwilę na doprowadzenie mimiki do względnego porządku. -Gdzie byłaś, Sig... Annelise? Szukałam Cię, zresztą nie tylko ja. Wszyscy Cię szukaliśmy- zaczęłam cichym głosem, w którym zabrzmiała wręcz błagalna nuta. Miałam nadzieję, że kobieta zaraz zrzuci lodowatą maskę, roześmieje się i przytuli mnie, a potem będzie jak dawniej... ale zapadła cisza. Dojmująca, bolesna, zimna, drżąca cisza. Aż dziwne, że czas ciągle płynął. Niepewnie przestąpiłam jeszcze jeden chwiejny krok, nie odrywając spojrzenia od twarzy Sig. |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : Lekarz
| Temat: Re: Główna ulica Pią Sie 09, 2013 9:30 pm | |
| Sig widziała w oczach dawnej przyjaciółki strach. Nawet, gdy próbowała go ukryć to Sig widziała, że się jej boi. - Nie zrobię Tobie krzywdy. Następnym razem po prostu nie pojawiaj się znikąd... - Powiedziała spokojniejszym głosem. Niemalże była bliska głosu sprzed dwóch lat. Głosu dawnej Sigyn. - Gdzie byłaś, Sig... Annelise? Szukałam Cię, zresztą nie tylko ja. Wszyscy Cię szukaliśmy. Kobieta obserwowała dziewczynę czujnym spojrzeniem. Nie potrafiła już zrzucać maski. Nie potrafiła już przytulać kogoś, ani śmiać się szczerze. Zauważyła, że Jazz odsunęła się od niej. - Umarłam. - Odpowiedziała cicho. - Gdzie byłam? Dalego poza granicami Panem, ale to nie rozmowa na środku głównej ulicy Jasmine. - Odparła poważnym tonem głosu. Tak. Opowiadanie o tym co się z nią działo oraz dlaczego wróciła nie było dla obcych uszu. Najlepiej byłoby, gdyby pojechały do Dwójki, do jej domu. Tam wszystko by opowiedziała. Ze szczegółami nawet mogłaby. - Co ty robisz w Kwartale? Chyba nie postanowiła Ciebie tu wysłać ze względu na nazwisko? - Miała na myśli oczywiście Coin. Po chwili złapała delikatnie dłoń panny Snow i zamknęła ją w swoich dłoniach. Był to delikatny gest w jej stronę, ale w tej chwili tylko na to było ją stać. Nie potrafiła przytulić. W szczególności po tym jak uśmierciła swego kata. Patrzyła na Jasmine z lekką troską na twarzy, przebijającą się przez maskę zrobioną z lodu i stali. |
| | | Wiek : 18 lat Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna
| Temat: Re: Główna ulica Pon Sie 12, 2013 8:18 pm | |
| Przepraszam, że dopiero teraz ;_;.
-Nie zrobię Tobie krzywdy. Następnym razem po prostu nie pojawiaj się znikąd... A więc zauważyła moją spanikowaną reakcję. Natychmiast ostro skarciłam się w myślach. Oczywiście, że nie zrobiłaby mi krzywdy, to przecież moja Sig. Moja przyjaciółka. Moja siostrzyczka. Postąpiłam głupio, a, co gorsze, nie miałam teraz żadnego mądrego pomysłu co do zgrabnego wyjścia z sytuacji. Zanim jednak zdążyłam się odezwać albo, co gorsza, jeszcze bardziej zrujnować sytuację, ponownie odezwała się Sigyn. Annelise. -Umarłam. Gdzie byłam? Dalego poza granicami Panem, ale to nie rozmowa na środku głównej ulicy Jasmine. A więc dotarła dalej ode mnie, skwitowałam w myślach, obdarzając przyjaciółkę zaniepokojonym, troskliwym spojrzeniem. Strach zniknął, pozostawiając po sobie tylko poczucie winy. Zmiana, która w niej zaszła, musiała być skutkiem tego, co przeżyła i zobaczyła. Więc raczej mogłam uznać, że jej życie poza granicami Panem nie było kolorowe. Pragnęłam jak najszybciej dowiedzieć się, co konkretnie się stało i pomóc Sig, pocieszyć ją... ale miała rację i nie mogłam temu zaprzeczyć. To nie była rozmowa na środek ulicy KOLCa. -Jasne, to nie najlepsze miejsce- mruknęłam pod nosem zmartwionym głosem.- Może byśmy się spotkały? Co ja mówię, MUSIMY się spotkać. Już teraz nie pozwolę Ci zniknąć, nie ma mowy. -Co ty robisz w Kwartale? Chyba nie postanowiła Ciebie tu wysłać ze względu na nazwisko? Dziewczyna ujęła moją dłoń, a na jej twarzy chyba przez chwilę błysnęło coś na kształt troski. Uśmiechnęłam się lekko, ale smutno, i ścisnęłam lekko jej dłoń. -Nie, nie, nie martw się. Pracuję tutaj, konkretnie w tutejszej szkole. Staram się pomagać najlepiej, jak umiem... jeśli rozumiesz- dodałam z naciskiem, myśląc o przemycanym na lekcje jedzeniu i kilku ubraniach czy też kocach. Następnie westchnęłam i odegnałam od siebie wizję szkoły, zbyt ściśle wiązała się ona z Benem. Czy też Maxem. -A Ty?- zapytałam ostrożnie, łagodnie, uśmiechając się do przyjaciółki. |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : Lekarz
| Temat: Re: Główna ulica Sro Sie 14, 2013 2:51 pm | |
| // sorki, że tak długo. Koncert i przygotowania do niego <3
- Rozumiem. - Odpowiedziała na słowa o pomocy w szkole. Obserwowała minę Jasmine. Chciała się dowiedzieć jakie myśli krążą jej w głowie. Mimo wszystko dalej darzyła ją tą samą sympatią co dawniej z tym, że... teraz ona sama nie potrafiła okazywać emocji, czy przywiązania. - Ja? Leczę ludzi. Jak dawniej... - Odpowiedziała na pytanie Jazz. Rozejrzała się po okolicy. Miała skupioną minę jak gdyby szukała niebezpieczeństwa. Nie czuła się bezpiecznie. Nigdy nie czuła się bezpiecznie. Chyba, że była w swoim domu, gdzie czekał na nią ukochany pies. Tam czuła się bezpiecznie. Schowana w lesie, nie nękana przez nikogo, broniona przez kudłatego psa. Poza domem jednak żyła w ciągłym stresie. Ciągle martwiła się o własne bezpieczeństwo, a mimo tego wychodziła i dalej leczyła ludzi. Musiała czymś zająć ręce. Była ćpunką. Nie potrafiła wytrzymać dnia bez leczenia ludzi. Uświadomiła to sobie w lesie, gdy nie było Cadena obok niej... gdy była całkiem sama, zdana na własne umiejętności przetrwania. - Spotkać. Tylko gdzie? Wszędzie są podsłuchy... - Mruknęła niezadowolonym tonem głosu. Nie żeby pomysł spotkania jej się nie podobał. Bardziej ją wnerwiało to, że nie będzie mogła szczerze porozmawiać. Co prawda i tak pewnie nie będzie mogła przez blokadę emocjonalną, ale przynajmniej nie będzie znerwicowana i nie będzie zaglądać do każdego miejsca w poszukiwaniu podsłuchu. - U mnie może... - Dodała po chwili zdziwiona, że w ogóle zaproponowała swoje miejsce zamieszkania jako miejsce spotkania. |
| | | Wiek : 18 lat Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna
| Temat: Re: Główna ulica Czw Sie 15, 2013 7:47 pm | |
| Nie ma sprawy. <3
Natychmiast podchwyciłam temat. -U Ciebie? Brzmi świetnie- skwitowałam z uśmiechem, odgarniając z czoła jasne kosmyki włosów, które zdążyły już wysunąć mi się spod czapki i zacisku wstążki. Nie mogłam ukryć jednak niepokoju, który zalęgnął się we mnie przy pierwszym spojrzeniu na twarz Sig. Oczywiście, pozostała piękna i młoda jak zawsze, ale mimo wszystko zmiana, która w niej zaszła, nie przestawała mnie martwić. Oczy już nie błyszczały jej jak dawniej, pozbawione pewnej prostej i bezinteresownej radości, którą obdzielała kiedyś wszystkich ludzi dookoła, nie uśmiechała się też, a cerę miała dziwnie pobladłą. I do tego te słowa... Miałam złe przeczucie i nie mogłam się doczekać naszej rozmowy. Mimo całego bagna, które teraz przechodziłam, byłam gotowa jej wysłuchać i pomóc na tyle, na ile to było możliwe. Byłam jej to winna. -Powiedz mi tylko, gdzie i kiedy- dodałam z uśmiechem.
Przepraszam za beznadziejność tego posta, ale cudem dorwałam się do klawiatury i piszę na czas ._.. |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : Lekarz
| Temat: Re: Główna ulica Czw Sie 15, 2013 9:40 pm | |
| Sig podeszła niebezpiecznie blisko do Jasmine i pochyliła się, by szepnąć jej do ucha. - Przyjedź do Dwójki. Odnajdę Ciebie tam. Urlop mam po bankiecie z okazji Igrzysk. Odsunęła się i spojrzała na dziewczynę. Dalej miała blond włosy. Dalej była młoda i piękna, ale tak samo jak Sigyn miała zmartwienia na głowie, które było widać. Sig postanowiła wypytać ją o to, gdy ta tylko się pojawi w jej domu. - Mam nadzieję, że przyjdziesz. - Dodała po chwili. Co prawda mało przekonującym tonem, ale po oczach było widać, że naprawdę ma nadzieję, że Jazz przybędzie do Dwójki. Zależało jej na tym. Coś czuła, że będzie jej potrzebowała. Jej towarzystwa. Miała takie przeczucie, że coś się na bankiecie wydarzy. Tam za każdym razem coś się działo. Może to dlatego, że ona się tam pojawia. Możliwe... Uścisnęła dłonie Jasmine mocno, ale nie za mocno. Po prostu doskonale czuła nacisk na nich, ale nie odczuwała bólu. No chyba, że się zrobiła nadwrażliwa, ale Sig nie dopatrzyła się jakiś szczególnych zmian. - Nic się nie zmieniłaś. - Powiedziała siląc się na kolejny tego dnia uśmiech. |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Główna ulica Sob Sie 17, 2013 11:14 pm | |
| //brama główna
Grzeczności odeszły, została awangarda w straży, kiedy to człek nie tak znowu radośnie gapiący się na nasze dokumenty postanowił nie przeciągać w nieskończoność procedur, a dość szybko puścił nas przed śmiertelną Czarną Bramę, która przybliżała mi się w oczach, ogólnie świat postanowił nie stać równo w swych posadach i zechciał jakby nagle wywrócić się do góry nogami, tym razem w sensie przeklęcie dosłownym. Na twarz wkroczył mi średnio zadowolony wyraz, ale trzykrotnie nerwowo mrugnąłem, poprawiłem zwisającą z ramienia torbę i wziąłem głęboki oddech, po czym ostatni raz w Dzielnicy obróciłem się do moich towarzyszów. - Komu w drogę temu czas lub coś w ten deseń – powiedziałem, nie mogąc ukryć już tej dozy niepewności, która wpędzała mnie w mini szaleństwo. A co, jeśli mieszka tam kompania głodujących kanibali, którzy rzucą się na mnie z rozgrzanymi do czerwoności widłami i wepchną mnie do gorącego kotła, aby z moich trzewi ugotować aromatyczną zupę? Brama z dziwnym stukoto-łoskotem uniosła się, ukazując swe piękne wdzięki, na które nie chciałem nawet patrzeć. Po chwili ostatecznego zawahania ruszyłem się z miejsca, może nieco zataczając, może spowolniony przez próby przełamania głupich barier, które powstrzymywały mnie przez postawieniem kolejnego kroku. Na początku zobaczyłem drogę. Zwykła droga, bardziej przypominająca opuszczoną ścieżkę gdzieś na wschodnich obrzeżach starego Kapitolu, kiedy jeszcze nikt barbarzyńsko nie podzielił go na dzielnice, dzielące bardziej nie bezimienną ziemię, a jakby łamiąc podstawowe rozbicie na niebo i piekło. Oba mogły być wszędzie. Albo nigdzie, tak jak teraz. Potem w oczy rzuciły mi się domy. A może ich prawidłową nazwą były „rudery”? Walące się budynki, dziurawe dachy, sypiące elewacje. Coś wywróciło mi się w żołądku, jakby upierdliwy koń kopnął mnie złośliwie kopytem prosto w brzuch, zmuszając do zgięcia w pół i trwania tak, od stóp do kolan w śniegu, dygocząc na zimnie, przełykając natrętne łzy i czekając na pomoc. Ale ja nie zatrzymałem się ani na chwilę, krocząc z dumnie podniesioną głową (a przynajmniej się starałem!) i nie spoglądając nawet na ludzi, którzy żałośnie majaczyli się na horyzoncie. Co tam budynki. Co tam głód. Co tam zniszczenie. Co tam brud. Co tam śmierć. I chociaż czułem się, jakby ktoś porządnie przywalił mi w czerep, to szedłem dalej, do przodu, nie wiedząc nawet, gdzie mogą ponieść mnie nogi. Że też nie miałem przy sobie mapy! Ani kompasu. GPSa. Czegokolwiek. - Pytanie, co teraz – rzuciłem w przestrzeń, wiedząc jednak, że ktoś z moich towarzyszy usłyszy owe haniebne słowa, w idiotycznie dobitny sposób pokazujący, że do zostania przewodnikiem szkolnych wycieczek nadawałem się jak jasna cholera. Czyli w ogóle. Powstrzymując się od podenerwowanego westchnięcia, odwróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni.- Dobra, trzeba się chyba wtopić w tłum, więc nie powinniśmy chodzić wielką grupą. Ahoj, ludzie najdrożsi! Niech ktoś mi udzieli dobrowolnie wywiadu. Nie chcę przecież być nachalny. Ani błagać na kolanach. Czy zmuszać. Grozić Strażnikami Pokoju. Nie, wtedy wywiady nie będą wiarygodne, a to o tą wiarygodność chodzi, nieważne, że i tak słowa naszych rozmówców zostaną mocno zmienione, przekształcone w papkę pełną nienawiści i braku szacunku czy wdzięczności wobec naszej jakże wspaniałej i miłosiernej władzy. A niech szlag ją trafi. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Główna ulica Nie Sie 18, 2013 12:11 pm | |
| | Brama Główna
Chociaż stałą przepustkę otrzymała dopiero z okazji tej misji, zdarzało jej się już bywać w Kwartale kilka razy. Czasem przechodziła na piękne oczy, innym razem na zwykłą legitymację dziennikarską, ale od czasu zaostrzenia przepisów, nie mogła już liczyć na takie ulgi. Chyba, że w okolicy znajdował się akurat Charles, który wciskał Strażnikom jakąś bajeczkę o wyciąganiu konsekwencji z nieposłuszeństwa podwładnych. O tak, już się nie mogła doczekać tej bury. Z lekkim uśmiechem na ustach pomaszerowała za Nickiem, trzymając Vivian pod ramię. Nie zapomniała o tym, że to przyjaciółka była jedną z osób, które pomogły jej wydostać się z Kwartału ostatnim razem. Dziś zdecydowała więc, że będzie się jej trzymać, dla bezpieczeństwa i zdecydowanie dla przyjemności. Miały do nadrobienia kilka tematów. Dołączyła do nich Lana, z którą przecież także znały się z Trzynastki. Dawno nie widziała tej dziewczyny, więc posłała jej tylko ciepły uśmiech i zanotowała sobie w pamięci, że jeśli będą nocować w tym samym miejscu, na pewno wpadnie do niej na wieczorną herbatkę. -Co z naszym noclegiem? Mamy wynajętą jakąś uroczą kwaterkę, czy zajmiemy się tym dopiero teraz? - zapytała, a jej myśli, nie wiedzieć czemu, pogalopowały w kierunku Violatora. Przecież nie będą tam nocować. Prawda? Rozejrzała się dookoła, lecz na razie nie wyłapała żadnych potencjalnych rozmówców. Odruchowo dotknęła swojej torby, w której miała schowane wszystkie potrzebne narzędzia do wywiadów, dyktafon, notes i kilka długopisów. Wolała nie zabierać laptopa do Kwartału, stałaby się jeszcze lepszym celem dla złodziejów. -To co, my z Viv może pójdziemy tamtędy? - wskazała na jakąś uliczkę między podejrzanymi sklepami, która zakręcała potem w znanym Rory kierunku.
| Vivian, możesz nas już przenieść po Twoim poście? |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : Lekarz
| Temat: Re: Główna ulica Nie Sie 18, 2013 12:58 pm | |
| Sigyn kątem oka zauważyła znajomą twarz. Dominic Terrain. Potem zauważyła Rory Carter, a jeszcze później Vivian. Coś się działo, ale Sigyn nie miała w planach sprawdzać o co chodzi. Spojrzała na Jasmine i lekko się uśmiechnęła. - To zobaczymy się w Dwójce za jakiś czas. - Powiedziała po czym włożyła w dłoń Jazz karteczkę z numerem telefonu. - Muszę już iść. - Dodała po chwili po czym ruszyła przed siebie w stronę Głównej Bramy, by wyjść z KOLCa.
// Główna Brama |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Główna ulica Nie Sie 18, 2013 1:38 pm | |
| Viv uśmiechnęła się do Nicka porozumiewawczo i już odwróciła się do Rory, kiedy nagle jej uśmiech spełzł z twarzy, a ona sama wydęła wargi, uśmiechając się złośliwie. - Suka –rzuciła pod nosem w stronę przechodzącej Sigyn Stark, tak cicho, że tylko Nick i Rory mogli to usłyszeć. Krew znów w niej zawrzała, a ona sama miała ochotę złapać białowłosą i przejechać nią lśniące posadzki w siedzibie Coin i te brudne w Kwartale. Nie była głupia, nie, i przyjrzała się temu zdjęciu. Być może to był fotomontaż… A może i nie. Kiedyś Nick wyjaśnił jej, że prawdziwe zdjęcie można przerobić tak, by wyglądało na zwykłą podróbkę – i ludzie faktycznie dawali temu wiarę. Ale ona nie miała już siły do kłamstw i wszystkiego innego. Nie umiała uwierzyć Sig tak, jak wierzyła kiedyś. Wystarczyło jej tych kłamstw. - Nick, będziemy mogli potem pogadać? – spojrzała na kuzyna błagalnie, jakby chcąc dać mu do zrozumienia, że chodzi jej o sprawę, którą poruszyła w smsie. Była pewna, że on ją zrozumie. Zawsze rozumiał, nawet wtedy, gdy się kłócili. - Rory, ja za tobą pójdę wszędzie – zaśmiała się, ściskając przyjaciółkę. Wiedziała, że jej też powie. Rory mogła ufać tak, jak ufa się najbliższej na świecie osobie.
// uliczka.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Główna ulica Nie Sie 18, 2013 2:52 pm | |
| Wystarczyły mi… cztery sekundy? Cztery sekundy patrzenia na drogę, na domy, na ludzi, którzy traktowali nas jak zło konieczne i atrakcję turystyczną jednocześnie, a chciałem odwrócić się i w podskokach hen przez las wrócić prosto do redakcji, a potem obcałować z tęsknotą biurko i już nigdy nie zgodzić się na zadanie w terenie. Ale, zupełnie jak przed sekundą, brnąłem wbrew sobie w ten brudny śnieg, brudną rzeczywistość, gdzie sumienie schodziło na drugi plan, a liczyło się przetrwanie. Zresztą… chwila, czy dokładnie tak samo nie było również w Dzielnicy, tej lepszej części Kapitolu, pełnej drogich samochodów, fałszywych uśmiechów i ginących w niewyjaśnionych okolicznościach ludzi? Krok. I kolejny krok. Potem czas na zawahanie. Co teraz, która droga zaprowadzi mnie do upragnionego celu? Da to, czego tylko sobie zażyczę? Doprowadzi do końca tęczy? - Co z naszym noclegiem? Mamy wynajętą jakąś uroczą kwaterkę, czy zajmiemy się tym dopiero teraz? Westchnąłem, wytężając umysł. No jak, Terrain? Co z noclegiem? Rzeczywistość KOLCa, a przynajmniej jej pierwsze wrażenie, w końcu nie dałem rady jeszcze się w nią wgłębić, przytłaczała mnie na tyle, że nie dała mi trzeźwo myśleć. Wysilałem te nienaoliwione trybiki w głowie, ruszyłem kołami zębatymi, próbując odtworzyć wiadomość, która zasiliła niedawno żołądek mojej skrzynki odbiorczej. - Ulokowali nas na głównym posterunku. Szczegółów nie znam, więc pozostaje nam modlić się o to, żeby nie zamknęli nas… – zacząłem szybko, ale przerwał mi cichy głos Vivian. - Suka. -…w celach. Popatrzyłem na nią i podążyłem za jej spojrzeniem, wkrótce trafiając na jasne włosy i dumny krok przechodzącej tamtędy osoby. No proszę, czyżby Annelise Harding, zacna lekarka, zadarła z moją kuzynką? Zerknąłem ukradkiem na Viv, próbując uspokoić ją samym wzrokiem, ale zakładam, że zupełnie mi to nie wyszło. - Nick, będziemy mogli potem pogadać? – zapytała zaraz, na co odpowiedziałem skinięciem głowy. - Jasne, jakoś się znajdziemy – rzuciłem. - Dobra, w razie czego zbierzmy się już na posterunku, mam nadzieję że wszyscy chociaż mniej więcej wiedzą, gdzie to jest? Jakby ktoś się pogubił - a wbrew pozorom zakładam, że będę to ja - to pamiętajcie, że mamy telefony. I oszczędzajcie baterie. Oczywiście, że nie byłbym sobą, gdybym parokrotnie nie zapoznał się wcześniej z rozkładem Kwartału. Nie będę naciągał prawdy i mówił, że dzięki temu doskonale znałem to miejsce, ale przynajmniej wiedziałem, jak trafić w dwa miejsca, które odwiedzić musiałem. Uśmiechnąłem się do rozmawiających Vivian i Rory, po czym patrzyłem, jak znikają w cieniu uliczki. - Nie pozabijajcie się – rzuciłem na odchodne do Charlesa i Lany, a prawdę mówiąc tylko Lany, skoro Lowella nie obdarzyłem najmniejszym nawet spojrzeniem. A potem pozostało mi tylko przełożyć zachowaną w pamięci mapę na kwartałowe ulice i modlenie się, żebym dotarł do tego nieszczęsnego miejsca, w którym na pewno kogoś spotkam. Violatorze, nadchodzę.
//Violator <3 |
| | | Wiek : 22 Zawód : Stylistka
| Temat: Re: Główna ulica Nie Sie 18, 2013 8:57 pm | |
| /brama główna Przechodzimy przez bramę, a ja rozglądam się dookoła, pierwszy raz widząc to miejsce. Dominic jak zwykle daje rady, mówi coś o noclegu... słucham jednym uchem, mając nadzieję, że mój partner ma większe doświadczenie. - Nie pozabijajcie się -rzuca Dominic i odchodzi w nieznanym kierunku. Dwie dziewczyny również zniknęły, więc oficjalnie zostałam z facetem, którego nazywają Charles. Patrzę na niego wyczekująco, ale ten jakby mnie nie zauważał. - Mhm... jasne- mruczę i rozglądam się w poszukiwaniu jakiegoś w miarę zatłoczonego miejsca. Mam przeprowadzić jakiś wywiad, tak? Bo jak na razie nie widzę tu nikogo poza Strażnikami Pokoju, którzy nas tu wprowadzili. Charles nie wygląda na miłego, a mimo to postanawiam spróbować. - To... masz jakiś pomysł? - pytam, spogląda na mnie przelotnie i zaraz odwraca wzrok. Genialnie. Chyba zostałam pozostawiona sama sobie... Ruszam więc w którąś ze stron, mając nadzieję, że uda mi się nie zgubić. Nie obchodzi mnie, czy mój 'partner' ruszy za mną czy też nie. Mam zadanie i nie zamierzam go zawalić... Idę przed siebie i do moich uszu docierają różne niepokojąc odgłosy. Czuję zapach, który raczej nie jest często spotykany w środku miasta. Mimo to biorę głęboki wdech i idę przed siebie, starając się nie wyglądać nadzwyczajnie, nie rzucać się w oczy, nie pokazywać, że jestem z Dzielnicy Rebeliantów. Zaciskam w dłoni torebkę i z lekką niepewnością poruszam się szybkim krokiem - mróz i sama obecność tutaj działają na mnie niepokojąco. /Centrum Kwartału |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Główna ulica Pon Sie 19, 2013 7:43 pm | |
| | Bilokacja z bankietu, jestem wszędzie i takie tam. I Chaz wcale nie jest niemiły. :c Kolejny dzień podobno przynosił nowe nadzieje. Z każdym wchodem rodziła się kolejna szansa. Może to właśnie dziś mieliśmy odnaleźć szczęście, wolność, czy prawdziwych siebie. Jednak Chaz nie czuł się jakoś wyjątkowo. Wczorajsze wino wydawało się nie do końca opuścić jego organizm. Kolejna wizyta w Kwartale nie wydała mu się być zachęcająca. Po pierwsze, mieli zostać tam na dłużej, a po drugie, mógł natchnąć się niechcący na Ashe. Pewne rzeczy związane z tamtą nocą chciał ułożyć sobie na spokojnie w myślach. Niektóre sprawy trzeba przemyśleć, przeanalizować. Spróbować uprzątać mętlik emocji, słów i gestów, który panował w jego głowie. Nie wiedział, jak jego umysł zareaguje na ponowne spotkanie… którego hipotetycznie nigdy miało nie być. Hipotetycznie. Nagranie, które zostawił na jego skrzynce głosowej Nick, na pewno tego nie poprawiło. Dodało jedynie kolejnych porozrzucanych faktów do chaosu, który panował w jego umyśle. Co prawda, ostatnio z ich związkiem było krucho. Może to Dominic chciał to zakończyć, by nie ranić Chaza? Albo próbował to ratować… Z lewej kieszeni grubego płaszcza Chaz wyciągnął paczkę papierosów. Zapalił jednego z nich i głęboko wciągnął dym. Skierował wzrok na Viv. Wydawała się być czymś zmartwiona lub poirytowana… może potem pogadają. Wypuścił z płuc powietrze tworząc wokół siebie chmurę szarego dymu, którą natychmiast rozwiał delikatny podmuch powietrza. Ukradkiem zerknął na nieznajomą dziewczynę. Pewnie był to ktoś, kogo Nick znał za czasów, kiedy wszystkim w Kapitolu żyło się dobrze. Jej blond włosy spływały swobodnie na ramiona. Dziewczyna wydawała się być kilka lat od niego młodsza i całkiem sympatyczna. Kolejna wymiana powietrza i przelotne spojrzenie rzucone na plecy Nicka. Chciał z nim porozmawiać, ale nie teraz… bał się, że zobaczy w jego oczach rozżalenie i ono spowoduje nieznośne ukłucie w sercu. No i Rory… Ta sama Rory, która pocałowała go w aucie, kiedy zabierał ją z Violatora. Od tamtego czasu nawet się nie widzieli, a teraz zostali skazani na swoje towarzystwo. Potem miał zamiar ją podręczyć i oddać szalik jej matki. Istniała możliwość, że dziś go nie pocałuje. Chociaż wszystko było możliwe. Przynajmniej mamy dobrą ekipę.Chłopak, z którym nie gadałeś od dawana, jego kuzynka - architekt tegorocznej areny, dziewczyna, której nie znasz i dziewczyna, która w ostatnim czasie cię pocałowała dokładnie wiedząc, że jesteś w związku. Będzie zabawnie.Wszystkie dokumenty się zgadzały i przeszli za mury Kwartału. Charles patrzył na czubki swoich butów. Były nieco podniszczone, jednak rozbawiły go słowa, które wyskoczył z jego umysłu zupełnie niespodziewanie. Dobierasz towarzyszkę, by pasowała do butów…Zaśmiał się cicho pod nosem i z trudem skupił uwagę na czymś innym. Nick powiedział kilka słów o organizacji, które Chaz miał głęboko i z poważaniem. Przecież on nie wiedział nic o KOLCu, tak samo, jak pozostała trójka. Chociaż może niektórzy tutaj bywali… w przeciwieństwie do Nicka. Swoją drogą, wpadł w dziwny humor. Zadanie wydawało mu się być idiotyczne, ponieważ i tak mieli ocenzurować wywiady. Robił to wszystko z czystej formalności, jako zastępca naczelnego i cenzor, a nie z ochoty, czy dziennikarskiej ciekawości. Do olewającego stosunku dołączyła szydercza nutka… Po chwili zostali sami, to znaczy, on i dziewczyna-której-imienia-jeszcze-nie-znał. Zerknął na nią wyczekująco, jednak wydawała się mu być nieco nadpobudliwa… albo po prostu cieszyła się z służbowego wypadu do getta. No cóż… ludzie byli różni. - Nope. - Odpowiedział głośno i wyraźnie na jej pytanie przy okazji kręcąc przecząco głową. Kto chciałby tutaj rozmawiać z rebeliantami? Opowiadać im o własnej sytuacji i odczuciach. Oczywiście, istnieli ludzie, którzy kochali siebie… jednak tutaj, gdzie wszystko było tak bardzo szare, nacyzm musiał ustąpić chęci przetrwania. Przez dłuższą chwilę mężczyzna przyglądał się jakiemuś zniszczonemu budynkowi. Obdrapane ściany i wybite okno nie prezentowały się najlepiej. Odwrócił się, by sprawdzić, czy jego współpracowniczka znajdowała się gdzieś w pobliżu. - Cholera. - Zaklną pod nosem. W końcu był na nią skazany, a ona była skazana na niego. I nie chciał mieć jej na sumieniu. Nie musieli utrudniać sobie współpracy. Jeśli się by się sprężyli, może przeprowadziliby wywiady szybciej i mieli czas z dala od tych idiotycznych obowiązków. Dostrzegł ją spory kawałek od miejsca, w którym stal. Chaz szybkim krokiem ruszył w kierunku, w którym podążała postać blondynki. | Bliżej nieokreślone miejsce… Bo nie wiemy Maryla aka Kieran chce z nami zagrać. Gonię Cię. |
| | |
| Temat: Re: Główna ulica Sro Lut 19, 2014 11:51 pm | |
| Jaki tu spokój, na-na-na-na... Przemierzając główne ulice Emma oceniała swoje szanse na wydostanie się z KOLCa bez przepustki, na którą nie miała środków. Stąd nie mogła zrobić nic w sprawie Aidena, a miesiące bez niego były uciążliwe. Jej dzieciak, jej kochany dzieciak... Ciekawe, czy ktoś mu skrajał skórki z chleba do kanapek? ...Nie, ona tego nie robiła. Aiden sam się nauczył. Mądry chłopak. I samodzielny, więc na pewno dał sobie radę! Poza tym, ładny, po tatusiu - może go przygarnęli? I tak chciałaby go mieć przy sobie. Miałaby motywację, żeby znaleźć prawdziwą pracę i zacząć zarabiać. Może nawet nauczyłaby się piec te cholerne ciasta, które młody szamał jak szalony? - Młody, gdzie jesteś? - Emma zapytała samą siebie, patrząc z powątpiewaniem na mur oddzielający ją od syna. A potem ruszyła wolnym krokiem, posyłając jakiemuś Strażnikowi bardzo niewinny uśmiech. Nic się nie dzieje, na-na-na-na... |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Główna ulica Czw Lut 20, 2014 12:08 am | |
| Spokój, spokój, czy aby na pewno? Drobny, niski, owinięty połatanym płaszczem człowieczek, o nieprzyjemnym wyrazie twarzy i pogardliwym uśmieszku na groteskowo wykrzywionych wargach, poderwał z zaciekawieniem głowę, gdy tylko usłyszał ciche kroki Emmy. Ukryty w cieniu pobliskiej uliczki, pozostawał całkowicie niewidoczny, jednocześnie mając idealny widok na przechadzającą się wzdłuż muru kobietę. Widział, jak przebiegała wzrokiem po odcinających się od reszty zabudowań cegłach, nie umknęło mu również spojrzenie, które rzuciła Strażnikowi Pokoju. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i paskudniej, a kiedy znalazła się w zasięgu słuchu, zacmokał cicho. - Mówimy do siebie, hm? - odezwał się, robiąc krok do przodu i wyłaniając się z najgłębszego cienia, chociaż wciąż przebywając w półmroku. Włożył jedną dłoń do kieszeni, po czym wyciągnął z niej zapalniczkę i pogniecioną paczkę papierosów. Pstryknął niewielki płomień, a następnie powietrze wypełniło się gryzącym dymem. - Kogo to szukasz, blondyneczko? A może - czego? D z i u r y w całym? - Uniósł wyżej krzaczaste, jasne brwi, wskazując podbródkiem na mur i parsknął, śmiejąc się z własnego żartu. - Bo tu jej nie znajdziesz, o nie. Zabłądziłaś w nie ten rejon. - Uśmiechnął się krzywo, odsłaniając kilka pożółkłych zębów. - Ale coś mi się wydaje, że możemy wzajemnie sobie pomóc - dodał po chwili, wyciągając opakowanie papierosów w stronę Emmy. - Co powiesz, blondyneczko?
|
| | |
| Temat: Re: Główna ulica Czw Lut 20, 2014 12:52 am | |
| - O żesz ku... - Emma zatopiona we własnych myślach nie zauważyła jegomościa chowającego się w cieniu, przez co dostała mini-ataku serca. Od razu się napięła, a ręce odruchowo zacisnęły się w pięści, żeby jakby co lać po mordzie. Szybko zlustrowała mężczyznę i zarejestrowała jego zapach. Wzdrygnęła mocniej ramionami, poprawiając czerwoną kurtkę i skinęła facetowi głową. Trochę karykaturalnie wyglądały męskie gesty w jej wykonaniu, z drugiej jednak strony - były tak naturalne, że odejmowało im to jednocześnie śmieszności. Ot, taki paradoks. - E tam, tak myślałam sobie na głos. - Wyjaśniła pokrótce, obserwując uważnie każdy gest mężczyzny. Co mu do jej dziur? Niech sobie własne poszuka! - Niczego nie szukam, dobra? - Powiedziała po chwili, trochę ostrzej. Dopiero co wyszła z aresztu. Jak ten tutaj wkopie ją znów do pierdla, to znów poszukiwania Aidena się opóźnią i będzie w tak zwanej czarnej dupie. Po chwili wahania wyciągnęła rękę po papierosa, w duchu modląc się, żeby nie były to własnoręcznie zwijane, a potem sklejane śliną fajki. Miss Delikatności nie była, ale miała swoje granice. Wymiana płynów ustrojowych przez narządy trzecie z tym facetem było zdecydowanym jej przekroczeniem. Pewnym krokiem weszła w cień uliczki, niedbałym gestem macając tylną kieszeń spodni, sprawdzając, czy nóż ceramiczny siedzi i czeka na użycie. - Czego chcesz? - Zapytała, krzyżując ramiona, dłoń z papierosem zostawiając na wierzchu i zaciągając się nim spokojnie. Wzajemnie pomóc, jasne. Emma nie miała zamiaru pierdolić się z przegniłym staruchem - w dosłownym i metaforycznym tego słowa znaczeniu. Dlatego chciała od razu przejść do konkretów, by nie tracić czasu i nie zostać z niczym. |
| | |
| Temat: Re: Główna ulica | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|