|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Główna ulica Czw Maj 02, 2013 9:34 pm | |
| First topic message reminder :
Niegdyś kolorowa i tętniące życiem, po rebelii całkowicie zniszczała. Wystawowe szyby w większości wybito, asfalt pokrył się błotem i kurzem, z murów odpada tynk, a ulice zaścielone są śmieciami. W zaułkach łatwo można spotkać handlarzy kontrabandą; jak na ironię, jest to jedno z miejsc najczęściej patrolowanych przez Strażników Pokoju. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Główna ulica Sob Cze 08, 2013 12:16 am | |
| - Idę, idę - mruknęła, czekając cierpliwie, aż powiększający się płomyczek strawi w całości nieszczęsny formularz. Jako że był wykonany z cienkiego, prawie przezroczystego papieru, na którym zazwyczaj drukowało się faktury, czy inne pisma wymagające kopii, nie trwało to długo. W końcu ruszyła za Fransem, stwierdzając, że właściwie nie jest to taki zły pomysł. I tak na chwilę obecną nie miała dokąd pójść, bo klucze także należały do tej grupy przedmiotów, których Ashe nie nosiła ze sobą. Rzadko zresztą mieszkała gdzieś dłużej niż kilka tygodni, najczęściej więc nie było potrzeby (ani możliwości) przejmowania się czymś tak błahym jak zabezpieczanie swojego znikomego dobytku. - Może i mniej chodzenia, ale za to ile adrenaliny się traci - rzuciła, zrównując się z mężczyzną, tak że szła teraz obok niego ramię w ramię. To jest - głowa w ramię, bo przy niecałych stu sześćdziesięciu centymetrach wzrostu, raczej nie miała co marzyć o dorównaniu wzrostem... komukolwiek, kto miał więcej niż trzynaście lat. - Właśnie, F., jest sprawa - dodała, przypominając sobie o czymś, o czym myślała, zanim spotkała Eve pod Pałacem Sprawiedliwości, które to spotkanie skończyło się... w wiadomy sposób. - Nie masz namiarów na kogoś, kto robi dobre fałszywki? Nie chodzi mi o dokumenty, raczej o... przepustkę. Dałoby się? - zapytała, chowając ręce do kieszeni. Wspomnienie szaleńczego biegu powoli znikało z jej organizmu, zastępowane przez falę wszechobecnego zimna.
|
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Główna ulica Sob Cze 08, 2013 9:10 am | |
| Lubił płomienie, ale w tym przypadku miał nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczy tego typu papierka u żadnej osoby, którą zna i która jest mu potrzebna (w mniejszym lub większym stopniu) do życia. Jednak ten jeden papier i tak nie rozwiązywał wszelkich kłopotów. Na pewno były dane zapasowe na komputerach i kopie. I tu zaczynał się problem, o którym w tym momencie miło by było zapomnieć. Za niedługo zaczną się jakieś głupie poszukiwania. Właśnie… Mathias uciekł przed okazaniem dowodu, więc go także zaczną ścigać. Przerąbane… Należałoby coś z tym zrobić. Jak oni dwaj dadzą się Strażnikom, to kto wie czy nie trzepną całe układy? A jak tak by było… „Kurwa”, soczyste przekleństwo przeszło przez mózg Fransa, który zaczął za dużo myśleć i kombinować.
– Chyba kilogramy – mruknął w odpowiedzi, jak gdyby w tym momencie w ogóle nie główkował, a nawet nie myślał o czymś naprawdę poważnie. W tym momencie wydawał się mieć nawet dobry humor, chociaż nie koniecznie musiał go mieć.
Dopiero pytanie Ashe oderwało go nieco od swojej ukrytej powagi. Zerknął na dziewczynę z delikatnym zdziwieniem. Po co jej fałszywa przepustka? Na cholerę jej coś takiego? No, chyba że chciała uciec z getta lub całego miasta… ale to byłoby aż nadto ryzykowne. Zastanowił się jeszcze.
– Wiesz… – zaczął niepewnie. – Znałem takiego kogoś, ale został aresztowany i kto ci wie, co się z nim stało… – urwał nagle i podrapał się po czole. – Ale słyszałem kiedyś o czymś interesującym, pomijając to, że nie wiem gdzie jest wejście. – Dodał uśmiechając się nieco jak szaleniec, który wpadł na jakiś chory plan.
Objął dziewczynę ramieniem i nieco przycisnął do siebie, idąc dalej w stronę swojego kochanej knajpy i burdelu w jednym.
/Kuchnia w Violatorze
|
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Główna ulica Sob Cze 08, 2013 10:40 am | |
| Objęta przez Fransa, skrzywiła się nieco, ale się nie odsunęła. Naruszanie jej prywatnej strefy było jedną z rzeczy, których od jakiegoś czasu wprost nie znosiła. Teraz jednak było jej cieplej, a poza tym zwróciła się do niego z prośbą, , więc korzyści znacznie przewyższały straty. Czy jakoś tak. - Wejście do czego? - podchwyciła, naciągając niżej rękawy kurtki, żeby ogrzać dłonie i jednocześnie uciszając odzywający się gdzieś zza zamkniętych drzwi, głos rozsądku. Doświadczenie podpowiadało jej, że znów zamiast siedzieć cicho, zaczyna kombinować, ale istniała myśl, która nie dawała jej spać już od kilku dni. Musiała, po prostu musiała coś sprawdzić. Choćby od tego miało zależeć jej życie. A zapewne - zależało. - Muszę coś sprawdzić - podążyła za własnymi myślami, nie do końca świadoma, że wypowiada je na głos. To był jej kolejny problem. Jej umysł, kiedyś chłodny i wyważony, bez problemu analizujący wszystkie fakty i łączący je w logiczną całość, zaczynał ostatnio szwankować. Choć już przed wojną stwierdzono u niej ChAD (do czego nigdy w życiu by się nie przyznała), to dopiero teraz, po odstawieniu leków, zaczęła tak naprawdę odczuwać jej skutki. Często, zdecydowanie zbyt często dawała się ponieść emocjom, które zdawały się zmieniać jak wyjątkowo pokręcona sinusoida, czy może raczej - zwariowany rollercoaster. Pokręciła głową. To nie była pora na tego typu rozważania. |
| | | Wiek : 54 Zawód : Były biolog
| Temat: Re: Główna ulica Nie Cze 30, 2013 12:58 am | |
| //Violator? Ale to teoretycznie, w praktyce chyba centrum Kwartału
Wszystko działo się w zbyt dużym natężeniu, aby nadążył za tym – co prawda genialny, ale równie zmęczony – umysł Avery’ego. W jednej chwili podpierał się o ramię trajkoczącego od rzeczy Fransa, który ciągnął go z szaleńczym błyskiem w oku w stronę Violatora, a w następnej krawędzie stołu wbijały się już w jego łokcie, gdy wpatrywał się z pożądaniem w zbliżającą się w jego kierunku… nie, nie dziwkę, a porcję bliżej nieokreślonego, ciepłego czegoś. W końcu wylądowała z łoskotem na stole, a stary Levittoux, nie przejmując się jej kolorem, który przypominał coś pomiędzy soczystą zielenią trawy, żółcią zaćpanego słońca, które nie mogło trafić do KOLCa, a ciepłym odcieniem psiego gówna, rzucił się na ową potrawkę o smaku równie zachwycającym, co jej barwa. Łykowata ciapa – bo tak najlepiej było to określić – przemykała mu między zębami, by popieścić gardło i spłynąć wzdłuż przełyku razem z błogosławionym uczuciem rozchodzącego się po organizmie ciepła. A potem już wychodził w te pędy z Violatora, przeczuwając, że wkrótce stanie się coś złego. Widok zakrwawionego ciała nie wyglądał jednak na najprzyjemniejszy, więc postanowił oszczędzić sobie tej wątpliwej przyjemności, wybierając prawie-że-świeże powietrze i biel śniegu, na który wystarczyło popatrzeć, żeby zrobiło się zimno. Woń potu wbita w barowe powietrze dalej drażniła błony śluzowe jego nosa, nie mówiąc o unoszącym się tam, nieprzyjemnym zapachu starego, niezdrapanego nawet brudu, który powoli doprowadzał go do szaleństwa. Do wielu rzeczy był przyzwyczajony, ale z każdym dniem – paradoksalnie, bo w Kwartale trudno o ład – stawał się coraz bardziej pedantycznym perfekcjonistą, u którego nieporządek włączał przypadkowe tryby. Tryb: zniszczyć, i po pięciu minutach wszystko błyszczało. Tryb: złość, i po kilku sekundach coś zostało połamane, ktoś okrzyczany. Tryb: strach, i nagle Avery znikał szybciej, niż można by się tego spodziewać po człowieku, który przeżył ponad pół wieku. Wróćmy jednak do momentu, kiedy czmychał między zaspami w tempie takim, na jakie tylko pozwalało jego obolałe ciało. Marzył o powrocie do domu, jak ostatnio nazywał stare, rozpadające się mieszkanko w centrum, które tymczasowo zajął, chociaż wiedział, że wkrótce będzie musiał przenieść gdzie indziej swój koczowniczy tyłek. Nikt nie był już nigdzie bezpieczny. A wtedy poczuł, że na coś wpada. |
| | | Wiek : 17 Zawód : brak jakichkolwiek perspektyw
| Temat: Re: Główna ulica Czw Lip 04, 2013 3:26 pm | |
| Teodora wyczołgała się ze swojego domu, do którego z każdym dniem i każdą chwilą odczuwała coraz większą nienawiść. Działało to chyba na takiej zasadzie, że właśnie swoje cztery ściany, a nie coś/kogoś innego obwiniała za to, że jest jej cholernie zimno, za to, że nęka ją coraz więcej cieni i koszmarów, które z każdą chwilą wydają się jej niebezpieczniejsze, za to, że jest głodna, no i generalnie za wszystko. W końcu po co komu logika? Użycie słowa "wyczołgała" nie było przypadkowe. Panna Teds wyszła nisko pochylona, jedną ręką zasłaniając i tak zaciśnięte oczy, a drugą podpierając się co kilka kroków o podłogę, albo chwytając się najbliższej ściany, dla utrzymania równowagi. W końcu poczuła szczypiące lodowate powietrze. Chociaż nie był to jakiś szok dla organizmu, wszak w samym domu również przesadnie ciepło nie było. Pojawienie się na ulicy i opuszczenie domu przyniosło rozpłynięcie się wszystkich złych widm, które niszczyły jej dzień za dniem. Otuliwszy się cieplej kocem, blondynka nieco chwiejnie ruszyła przed siebie, chcąc odejść jak najdalej od swojego domu. Nagle coś dużego, czarnego otarło się o jej nogę. Szybko ją podniosła (och, ryzykowne przy tak słabej koordynacji ruchowej), doszukując się rzeczonego stworzenia, które było już znacznie dalej, wciąż zawzięcie przebierając odnóżami. Zaintrygowana dziwnym czymś, co przypominało tarantulę, lub innego pajęczakowego czorta, co wydawało się irracjonalne, zaczęła przyspieszonym krokiem gonić te tajemnicze coś, walcząc z prawem grawitacji. Kiedy tak sobie biegła, koc uroczo za nią powiewał, niczym pelerynka czerwonego kapturka. No ale mniejsza. Przecież i tak wiemy, że jest urocza. Kiedy zbliżyła się do zwierzątka, które postanowiło przystanąć, padła na ziemię, by móc się mu przyjrzeć. Tak, to była tarantula. Przez chwilę oczy Teodory spotkały się ze czterema parami oczu zwierzęcia. Po chwili wpatrywania, pająk zaczął dziwnie przebierać nogami. To nie wszystko! Zaczął dziwnie mienić się kolorami, drażniącymi oczy Teodory. Dziewczyna cofnęła się nieco i zmrużyła oczy. Tańczący pajęczak wykorzystał to i przerwał pokaz, uciekając gdzieś między budynkami. Teodora próbowała jakoś go złapać, nie podnosząc się, tylko czołgając i tłukąc dłońmi o chodnik, licząc, że złapie chociaż jego jedne odnóże. Gorzkie niepowodzenie. Wtedy poczuła, że ktoś się o nią potknął. Oczywiście, to już nie można spokojnie leżeć sobie na środku głównej ulicy, bo zaraz na ciebie upadają?! Zirytowana i zasmucona nie schwytaniem urojonego pająka (o jego urojoności nie miała oczywiście pojęcia), podniosła się nieco, podpierając dłońmi i przyjrzała się człowiekowi, który bezczelnie na nią wpadł. |
| | | Wiek : 54 Zawód : Były biolog
| Temat: Re: Główna ulica Czw Lip 04, 2013 4:51 pm | |
| Coś pod nogami zaczęło perfidnie się ruszać, tym samym pokazując, że nie było tylko przypadkową paczuszką ot tak leżącą na środku drogi czy okrytym narzutą stosem gruzu. Owe Coś, jak po chwili zauważył Avery, miało nie tylko puszysty, ciepły tułów schowany w kocu, ale także burzę chaotycznie poukładanych, jasnych włosów i okalaną przez nie twarz, z której patrzyły na niego dwa lekko świecące punkciki, znane potocznie jako zielonkawe oczy. Levittoux popatrzył na nią z jednoczesnym strachem i zdziwieniem, szczególnie, kiedy coś-czyli-ona zaczęła się podnosić, pomagając sobie dłońmi, służącymi za swojego rodzaju podporę. Resztki jego dobrego wychowania i wewnętrznego głosu sumienia podpowiedziały mu, że wypadałoby zapytać się, czy z właścicielką zielonych ocząt jest wszystko w porządku, choć już pierwszy rzut oka starczył mu, aby uznał, że zdecydowanie nic nie jest w porządku. Bo kto w końcu, tłumaczył sobie, tarza się po środku drogi w Kwartale, przeszkadzając spokojnie zmierzającym do domu ludziom w wykonywaniu ich zadań i powinności? - Przepraszam! – powiedział jednak tylko, kiedy doszedł do wniosku, że odrobina uprzejmości – nawet wobec robakopodobnej dziewczyny – nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Po raz kolejny zmierzył ją spojrzeniem, z utęsknieniem wpatrując się w ciepły koc, jakim była owinięta. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, żeby go zabrać… ale co wtedy? Miał odbiec na swoich wiecznie bolących i skrzypiących nogach o strzelających kolanach? Pochwalić umiejętnościami sztuki walki przed zapewne sprawną fizycznie kobietą, a może nawet nastolatką? Jej twarz wyglądała na młodą, ale w tych czasach nie można było już być pewnym absolutnie niczego. - Nic się nie stało? – upewnił się i najpewniej kucnąłby przy cosiu-czyli-niej, gdyby nie to, że wiedział, iż w wypadku obniżenia się prawdopodobnie nie znalazłby siły i wewnętrznej mobilizacji do tego, aby ponownie wstać. Chciał po prostu odejść i zapomnieć o zaistniałej sytuacji, w końcu wpadanie na ludzi nie jest niczym, czym można się pochwalić, ale uruchomiły się w nim pokłady dobrego wujka Avery’ego. Albo dziadka. Jak kto woli. |
| | | Wiek : 17 Zawód : brak jakichkolwiek perspektyw
| Temat: Re: Główna ulica Czw Lip 04, 2013 10:01 pm | |
| Teodora, wreszcie dojrzała, co też za osoba bezczelnie zakłóciła jej miotanie się na środku ulicy. Owa osoba również nie okazała się przedmiotem martwym, np. workiem ziemniaków, którym ktoś z niewiadomego powodu miałby rzucić w Teodorę, tylko żywym człowiekiem. Więc skoro należy do istot rozumnych - dlaczego tak trudno jest mu patrzeć pod nogi? - przewinęło się przez głowę rozdrażnionej Teo. Nic jednak na razie nie mówiła, bo musiała myślowo ogarnąć sytuację, wpatrując się w mężczyznę. A myślenie u Teds, jak myślenie dziecka - zajmuje trochę czasu. Jednak zamiast niewinnego spojrzenia okrągłych ślepiów, którym zwykle raczyła wszystkich wokół, pan Levittoux mógł w tym momencie dostrzec w zagubionych oczach nieufność i niepewność. Teodora z trudem skupiała wzrok na twarzy mężczyzny, łypiąc na niego coraz bardziej podejrzliwie. Chyba każdy używałby spojrzenia o właśnie takim charakterze, na jej miejscu. Dlaczego? Otóż dlatego, że niespodziewanie mężczyzna zaczął w oczach Teodory dziwnie i irracjonalnie falować, jakby dzieliło ich gorące powietrze, takie jakie możemy obserwować chociażby nad ogniskiem. Mruganie tu nic nie dawało. Istne delirium! Pokiwała ospale głową, słysząc przeprosiny i wciąż nie spuszczając wzroku z rozmytych oczu, tego dziwnego człowieka. Szczerze mówiąc już nie pamiętała co stało się przed chwilą i za co też on teraz przeprasza. Kurde, on FALOWAŁ! Wraz z dziwnymi dreszczami i niespodziewanie nasilającym się bólem głowy utraciła nieco i tak słabą zdolność koncentracji. No właśnie, co się dzieje? Szybciej, nerwowo oddychając, owinęła się szczelniej kocem, nie mogąc powstrzymać chwiejnego kiwania się na boki, jakby utrzymanie równowagi wciąż sprawiało jej kłopot. Na kolejne pytanie falującego mężczyzny, odpowiedziała automatycznie kiwając głową, nie poświęcając nawet pojedynczej myśli, na rozważenie, czy komunikat zostanie zrozumiany. Tak to już jest z tymi przeczeniami w pytaniu! Nigdy nic nie wiadomo. W pewnym momencie Teodora zakryła usta dłonią, wdzięcznie chichocząc. Nagle falujący pan Avery wydał jej się przeokropnie zabawny. Bo grunt to myśleć pozytywnie, nawet w obliczu silnej, wykańczającej gorączki. Chociaż... to mógł być po prostu objaw gorączki. |
| | | Wiek : 54 Zawód : Były biolog
| Temat: Re: Główna ulica Czw Lip 04, 2013 10:46 pm | |
| Są ludzie o dziwnych zwyczajach. Są ludzie, którzy swoimi nietypowymi zachowaniami pragną wyróżniać się tle szarej normy, są też tacy, którzy ekstrawagancko się ubierają, noszą sukienki z mięsa, ananasy na głowie i pokrywają (a raczej pokrywali, bo jak jeden byk wszyscy wylądowali w KOLCu, Brud jeden) swoje ciała milionem tatuaży, mające udokumentować nie tylko swoje więzienne ekscesy, jak to było setki lat temu, ale również przeżycia typu "haha, kupiłem sobie nowy samochód, czas na tatuaż z rejestracją na prawym pośladku!" czy "urodziła mi się córka, dorobię sobie kolejną gwiazdkę na czole". Są też tacy ludzie jak Teodora, którzy - być może przez swoje zaburzenia, a może to coś więcej - przyciągają uwagę innych i nie pozwalają, aby przeszli obok nich bez zauważenia ich bytu, nietypowych zachowań, a może po prostu mądrości w oczach, która skrywała się pod tymi grubymi warstwami paranoi i lęków. Dostrzegł, że coś-czyli-ona patrzyła na niego uważnie, z mieszanką nieufności i niepewności, czyli zapewne tym samym, czym on darzył ją. Badał uważnie każdy jej ruch, zastanawiał się naiwnie, czy jest człowiekiem, czy fatamorganą spowodowaną dla odmiany zimnem lub nawet zjawą zesłaną przez kosmitów, która miała sprawdzić, czy rzeczywiście był takim geniuszem, za jakiego go uważano. Kiedyś nawet oglądał film z tym motywem. Chociaż "oglądał" to może za dużo powiedziane, skoro po kilkunastu minutach seansu jego przemęczony chemikaliami mózg postanowił się zdrzemnąć. Gdy otuliła się szczelniej kocem, wyczyniając cuda, wianki i inne wygibasy, zwątpił. A już całkowicie zląkł się, kiedy zaczęła kiwać głową, bo z tego wszystkiego zdążył zapomnieć, jakie zadał je pytanie. - Po-potrzebujesz pomocy? - rzucił tonem jednocześnie przestraszonego i zaciekawionego dzieciaka, od którego był gdzieś o czterdzieści osiem lat starszy. Coś jednak jest w tych naukowcach, być może zgubna ciekawość, która sprawia, że do ich zachowań wdziera się infantylność, a słów - naiwność i bezgraniczna wiara w coś, co inni zbywają milczeniem. Gdy zaczęła chichotać, i on parsknął śmiechem, a potem przestraszył się swojej reakcji i natychmiastowo zamilkł. Zwariował? Wreszcie zwariował, po tylu latach utrzymywania jako-takiej trzeźwości umysłu? Wszechświat miał stracić taki mózg? Taki mózg? Geniusz, chodzącego truciciela, kogoś, kogo powołaniem było doprowadzić do destrukcji? Potrząsnął głową, próbując doprowadzić się do ładu, po czym w końcu zaryzykował i kucnął koło Panny Cosiowej. W najgorszym wypadku już nie wstanie. - Czy ugryziesz mnie, kiedy będę próbował cię stąd zabrać? - zapytał najgrzeczniej, jak tylko potrafił. - Albo na mnie naszczekasz? Zarazisz wścieklizną? Okrzyczysz? Zabijesz? Obrabujesz? Odchrząknął, patrząc na drobne ciało dziewczyny, które nagle zaczęło mu się zdawać żałośnie biedne i potrzebujące opieki. - Pozwolisz sobie pomóc? |
| | | Wiek : 17 Zawód : brak jakichkolwiek perspektyw
| Temat: Re: Główna ulica Pią Lip 05, 2013 8:28 pm | |
| Kiedy po krótszej obserwacji falujący człowiek przemówił - jego pytanie okazało się bardzo trudne. Pomocy właściwie Teodora Teds potrzebowała dość często i wiele razy była zmuszona przez los, biec ze zwieszonym językiem do kogokolwiek by ją otrzymać. Zmarszczyła brwi, jakby z wysiłkiem próbowała wykalkulować, czy też pomocy potrzebuje czy nie. Trudne zagadnienie. Właściwie nie potrzebowałaby, gdyby jakimś cudem udało jej się stanąć na nogi i z pomocą ściany dla utrzymania równowagi skierować się do domu, ale... Ale tu nastąpiła niepewność, dezorientacja i myśli w stylu ej, ale gdzie jest mój dom? Czyli jednak były przeszkody. Zaczęła się nerwowo rozglądać, ale obie strony uliczki były równie chaotycznie rozmyte. A w głowie pustka. Zupełnie nie pamiętała z której strony przyszła i nawet nie miała siły by dociekać dlaczego. - Nie wiem gdzie mieszkam - odpowiedziała więc bez gródek, drżącym głosem, spowodowanym ciągłym trzęsieniem się chudego ciała. Może nieznajomy jej jakoś pomoże znaleźć dom, pod warunkiem, że jej nie zabije... chociaż właściwie jej to nie obchodziło. Może ten dziwny stan to początek śmiertelnej choroby, która jest krokiem w stronę jej siostry w niebie, czy tam piekle? Podkuliła nogi, czując jeszcze większą, męczącą mieszaninę zewnętrznego zimna i wewnętrznego rozpalenia. Żeby odpowiedzieć falującemu mężczyźnie na całą serię pytań, pochyliła w przód do niego, czując jak kręci jej się w głowie od takich wygibasów. - Ja nie, ale ten tęczowy, wielki pająk chyba może - zdradziła uprzejmie, czując konieczność uprzedzenia go o możliwym niebezpieczeństwie. W końcu nie chciała mieć nikogo na sumieniu, nawet kogoś kto mało jej nie podeptał. Zrobiła pauzę, próbując z trudem wymyślić kilka kolejnych słów, które złożyłyby się na opis ów stworzenia. - Ten co tańczy - ciągnęła dalej, zignorowawszy kolejne pytanie falującego człowieka, licząc, że ilość szczegółów zmniejszy prawdopodobieństwo tego, że mężczyzna pomyli pająki i da się przez tego konkretnego zaatakować. - Ale nie widziałam piany przy szczękoczułkach.
|
| | | Wiek : 54 Zawód : Były biolog
| Temat: Re: Główna ulica Pią Lip 05, 2013 9:27 pm | |
| Zmarszczył brwi, próbując mimo wszystko zachować dość przyjazny wyraz twarzy. Myślał, że to, jak zachowywała się dziewczyna, milcząc, było już szczytem dziwów nad dziwami, jednak nie przewidział tego, że jej słowa mogą być o wiele bardziej... hm, intrygujące. Zaskakujące. Szalone. Podejrzane. Powodujące rozkojarzenie oraz uruchamiające pokłady empatii i chęci do niesienia pomocy wszystkiemu, co patrzyło na niego wielkimi oczami, wyrażającymi za dużo sprzecznych emocji naraz. I przypominało nieco dżdżownicę. - Uhm - odburknął niezrozumiale, czując się tak zmieszany, jak to tylko możliwe. - A czy jest ktoś, kto wie, gdzie mieszkasz? Mogę cię do niego odprowadzić. I mieć cię z głowy - dopowiedział sobie w myślach, chociaż nie chciał już robić tego głośno. Zachowywanie się niemiło mijało się z dobrym wychowaniem, którego krztynka może ostała się jeszcze w jego elastycznym kręgosłupie moralnym. - Tęczowy, wielki pająk? - W chwili, gdy dziewczyna nachyliła się szybko w jego stronę, mimowolnie mocno się odsunął. Obdarzył ją wtedy nic nierozumiejącym spojrzeniem, aż w końcu wziął głęboki, szykując się do improwizacji jego życia. - Jestem naukowcem, już wiele lat temu wymyśliłem szczepienie, które likwiduje skutki ugryzień wielkich, tęczowych pająków. Nic mi nie będzie, chociaż ty powinnaś już się podnieść, zanim zrobi ci krzywdę. Taktyka o wdzięcznej nazwie "zachowuj się, jakby nigdy nic, zupełnie jak wtedy, gdy mówisz do dziecka" nie wychodziła mu najlepiej, ale starał się, jak tylko mógł. Przełamał swoją pielęgnowaną przez lata aspołeczność, bo mimo wszystko - nawet tych krzywd, jakie wyrządził innym przez ostatnie lata, w końcu to on spowodował epidemię w Trzynastce i truł swego czasu trybutów na arenie - nie mógł pozwolić, aby tej owiniętej w koc dziewczynie coś się stało. - Wielkie, tęczowe pająki nie są chyba wybitnie wściekłe. Ani nie mają jadu, chociaż ten może być wyjątkiem - dodał naukowym tonem, choć tak naprawdę nigdy nie słyszał nic na temat kolorowych pająków, które, jak stwierdził, musiały być wymysłem jasnowłosej. - Ale martwiłbym się o nogogłaszczki, te stworzenia mogą mieć ostre pazury. Zawahał się chwilę, po czym wyciągnął w jej stronę dłoń, postanawiając pomóc jej wstać. |
| | | Wiek : 17 Zawód : brak jakichkolwiek perspektyw
| Temat: Re: Główna ulica Pią Lip 05, 2013 11:05 pm | |
| Dziewczyna zastanowiła się chwilę, wytężając umysł w poszukiwaniu jakiejkolwiek znajomej osoby, która była kiedyś u niej w domu. Był w ogóle ktoś taki? - Nie wiem - stwierdziła bezradnie, czując się okropnie winna. Ktoś chce jej pomóc, a ona tak bezczelnie nic nie wie, bo nawet nie wiedziałaby jak dojść do tego kogoś, kto mógłby pomóc jej w odnalezieniu domostwa. Po prostu straciła zupełnie orientację zarówno w miejscu, czasie jak i w ludziach. Zdarza się. Kiedy mężczyzna, przedstawiający się jako naukowiec, co sprawiło że momentalnie stał się bardziej wiarygodny, uspokoił ją, mówiąc o szczepieniu, ta poczuła ulgę. - To dobrze, dobrze - pokiwała delikatnie głową. Zaraz jednak zwrócił jej uwagę, że pająk może wrócić i zaatakować właśnie ją - prawdziwie się przejęła. Dotychczas myślała, że skoro nie udało jej się go chwycić w ręce, to na pewno do niej nie wróci. A tu okazuje się, że nic bardziej mylnego! - Słu-u-usznie! Po ujrzeniu odmalowanego na Teodorowej buzi strachu, naukowiec ujrzał coś jakby próby szybkiego, ale bardzo chwiejnego podniesienia się dziewczyny. Nie miała jak utrzymać równowagi, bo zaraz złapała się rękami za pękającą od środka głowę i ogólnie odniosła niepowodzenie, czyli powróciła na miejsce. Właściwie mogła sobie posiedzieć. Tak, przynajmniej, kiedy była skulona, kocyk lepiej spisywał się w okrywaniu zziębniętej. Nie było tak źle. Kiedy przed Teodorą pojawiła się dłoń, należąca do już nieco mniej falującego mężczyzny (!), ta po krótkim zawahaniu, w końcu się jej złapała i z małą pomocą, podniosła się, wydając z siebie bolesny syk. Oparła się o naukowca. - Jest pan pewien, że ostre pazury nie ścierają się w dzikim tańcu? - upewniła się, przejęta sprawą pająka bardziej, niż swoim stanem zdrowia. |
| | | Wiek : 54 Zawód : Były biolog
| Temat: Re: Główna ulica Pią Lip 05, 2013 11:44 pm | |
| Stary Levittoux zawahał się, jednocześnie zastanawiając, jak sformułować kolejne pytanie, aby otrzymać od dziewczyny bardziej naprowadzającą na trop odpowiedź. - A nie możesz przypomnieć sobie czegokolwiek? Ulicy, na której mieszkasz? Nie przemknął tamtędy żaden tęczowy pająk lub nie przeleciała futerkowa ważka? - wyrzucał z siebie szybko pytania, uważnie obserwując reakcje dziewczyny. Wysłał jej mobilizująco-pocieszający uśmiech, a już chwilę potem zrzedła mu mina, gdy śledził wzrokiem spektakularny powrót dziewczyny do pozycji siedząco-leżąco-dyndającej. Chciał znów zapytać, czy nic się nie stało, ale te słowa, połączone w ów nadużywany ciąg, wydawały mu się beznadziejne i oklepane, przez co nie spodobałyby się pewnie dziewczynie. Dlatego milczał, zastanawiając się, jak może jej pomóc, ale wtedy już chwyciła się jego dłoni, podciągając do góry. Od również wstał, czemu akompaniowało niezbyt przyjemne dla ucha, głośnie strzyknięcie nierozruszanych i przeciążonych kolan. Pozwolił się o siebie oprzeć, krzywiąc się z niezadowoleniem, kiedy usłyszał bolesny nawet dla niego syk. - O, tego akurat nie wiem. Będziesz musiała mi pomóc w badaniach, Władczyni Pająków. Ale to później, kiedy będziesz w lepszym stanie. Złapiesz dla mnie kolorowego pająka i zmusimy go, aby tańczył, póki nie zedrze swoich pazurów - odpowiedział, dziwiąc się, że tak łatwo przyszło mu zmusić słowa do wypadania z jego ust. Na swój sposób odczuwał, że dziewczyna jest godnym rozmówcą, a w jej wypowiedziach automatycznie wyszukiwał drugiego dna. Teraz pozostawał problem, co zrobić z dziewczyną. Do Violatora razem z nią nie wróci, nie było też sensu zabierać jej do miejsca swojego chwilowego zamieszkania. Najwidoczniej czekała go wędrówka po ulicach KOLCa w poszukiwaniu jej domu. |
| | | Wiek : 17 Zawód : brak jakichkolwiek perspektyw
| Temat: Re: Główna ulica Sob Lip 06, 2013 1:38 pm | |
| Teodora uważnie wysłuchała pytania naukowca. Przegryzła spierzchniętą wargę i milczała chwilę namyślając się. Teoretycznie nie była tak daleko od domu, ale tak to jest, kiedy idąc, całą swoją uwagę skupia się wyłącznie na chodniku, izolując ją od całej reszty. Dochodzi do tego brak orientacji w terenie i paskudne, otępiające zawroty głowy. Spojrzała na mężczyznę ze szczerą skruchą. Tak chciała mu pomóc w niesieniu pomocy, ale nie do końca była w stanie, mimo, że bardzo się starała. - Pamiętam... - zaczęła w końcu triumfalnie, wraz z pierwszym przejaśnieniem w bardzo poplątanych myślach i zrobiła pauzę. Chyba jednak nie pamiętała. Westchnęła ciężko łapiąc się za czoło. Już nie wytrzymywała. - Pamiętam tylko że był tam pająk, tak przy ścianie, bo go tu goniłam aż dotąd- dokończyła żałośniej, czując z żalem, że to bardzo niepomocna wskazówka. W gwoli ścisłości - chodzi o pająka tęczowego. Kiedy już stała się namacalnym balastem, dla ramienia naukowca, poczuła się tak trochę stabilniej w tej swojej niestabilności. Poprawiła kocyk, który odkrywał jej gołe nogi od kolan w dół, bo i dotąd sięgała jej stara spódnica. Na szczęście rozmowa z naukowcem o tęczowych owadach, w którą zdążyła się już zaangażować, skutecznie odciągała jej myśli od zimna. - Na prawdę? Będę mogła pomóc? - spytała z dziecięcym zachwytem. Nigdy wcześniej nie myślała, że mogłaby uczestniczyć w prawdziwych badaniach! Hortensia byłaby z niej taka dumna! Ba, zazdrościłaby jej! - Będę go wszędzie szukać - obiecała z przejęciem. Musiała w końcu jakoś odwdzięczyć się mężczyźnie, za zaangażowanie ją do swoich badań. |
| | | Wiek : 54 Zawód : Były biolog
| Temat: Re: Główna ulica Sob Lip 06, 2013 1:53 pm | |
| Nie sposób opisać uczucia ulgi, jakie zawładnęło Averym, kiedy udało mu się nawiązać całkowity kontakt z dziewczyną. No, może nie całkowity. Ale bliski perfekcji, na szczęście. - To poszukamy tej ściany, co ty na to? - powiedział, zauważając, że stawianie kroków z uwieszoną u ramienia dziewczyną było trudniejsze, niż to przewidział. - Nie może być daleko. Zależy jeszcze, jak długo szłaś. Wyciągnął rękę, by pomóc dziewczynie opatulić się kocem, ale w ostatniej chwili zadecydował, że nie będzie się wtrącał, więc ją cofnął. - Chcesz moją kurtkę? - zapytał cicho. - Może nie jest jakaś wybitnie gruba, ale będzie ci trochę cieplej. Zdawał sobie sprawę, że w momencie oddania kurtki może jej już nigdy nie odzyskać plus prawdopodobnie zamarznie, jako że pod spodem miał tylko stary polar, który również lata świetności miał już dawno za sobą. Prawdopodobne, że był już w wieku samego Levittouxa, bo wyglądał, jakby miał się zaraz rozlecieć. Ale śmierć z powodu zamarznięcia ponoć była najprzyjemniejsza, zapadnięcie w sen, hibernację, z której nigdy nie mamy się obudzić. Ale nie boli. Może i jest zimno jak jasna cholera, ale nie ma czasu na to, żeby cierpieć. Serce po prostu staje. - Jasne, poeksperymentujemy razem. Pokażę ci, jak robi się najprostsze wirusy... oczywiście jeśli będą warunki, może znajdziemy jakieś stare laboratorium, tu, w KOLCu, jest chyba wszystko - zaczął. - Ale to dopiero jak znajdziemy twój dom. Wypoczniesz, a potem będziemy razem tworzyć, zostaniesz moją uczennicą. I ponownie z całych sił próbował zmobilizować dziewczynę do współpracy, chociaż nie wiedział, czy cokolwiek to zdziała. - Tylko najpierw zaprowadź nas do domu, to mój warunek. Pokaż ścieżkę, która coś ci przypomina, może razem odnajdziemy twoje mieszkanie - skończył z nadzieją, ruszając do przodu.
//to, dokąd idziemy, zależy już od Ciebie i drogi wyznaczonej przez Teodorę. :3 |
| | | Wiek : 17 Zawód : brak jakichkolwiek perspektyw
| Temat: Re: Główna ulica Nie Lip 07, 2013 11:52 pm | |
| Teodora przyjęła do świadomości, że teraz trzeba znaleźć jej ścianę. Zdecydowanie miała do czynienia z niezwykłym naukowcem, skoro tyle już mądrych mądrości dziś usłyszała. Poczucie spokoju, związane z powierzeniem swojego losu osobie bardziej odpowiedzialnej, spływało po niej błogo, kiedy kroczyła sobie tak beztrosko, na ów osobie uwieszona. - Nie jestem pewna jak długo szłam, bo właściwie biegłam – przyznała smutno. - Nie wiem o ile moje biegnięcie jest szybsze od chodu i na jaki czas i drogę to się przelicza – wyznała ze skruchą. Może tym powinna się zająć po powrotu do domu i zdrowia? Chociaż nie zamierzała się w najbliższym czasie gubić... Tyle lat przeżyła bez świadomości czasu swojego biegu i chodu, więc kolejne siedemnaście też powinno minąć bez problemów. No, nie licząc dzisiejszego. - Podziękuję, na przykład tamten pan stoi w samej koszuli i jakoś daje radę – powiedziała, wskazując na ciemny odstęp między dwoma domkami. Dla Avery’ego zapewne pusty, ale w oczach Teodory stał tam mężczyzna w kapeluszu, opierający się nonszalancko o jedną ze ścian, a w ręce dzierżąc marynarkę. Chyba ich obserwował, ciężko stwierdzić, bo pokrywał go czarny cień. Zresztą, co za różnica skoro nie istniał? – Ja też dam – dodała entuzjastycznie, po czym zadrżała, czując znów atak zimnych dreszczy. Niespecjalnie jednak przejęła się objawami gorączki, które przypomniały o sobie pulsującym bólem głowy, bo jej towarzysz-naukowiec powiedział, że razem w przyszłości POEKSPERYMENTUJĄ! - Och wirusy, jak wspaniale! – oj, w jej tonie nie dało się dostrzec tego, w jak kiepskim staniem była. Wirusy kojarzyły jej się z groźnymi chorobami, więc mamy związek ze śmiercią, więc mamy i głośną aprobatę panny Teds – No to szukajmy, szukajmy! – dodała podekscytowana wizją bycia uczennicą wciąż nieznajomego z imienia mężczyzny. Przystanęła i rozejrzała się jeszcze raz, na spokojnie, wciąż z pustką w głowie. Kierując się wyłącznie myślową wyliczanką, wyciągnęła rękę w jedną ze stron. – Spróbujmy tędy! //zt. i teraz zapraszam ło tu :3 |
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Główna ulica Nie Lip 28, 2013 2:45 pm | |
| Violator <3
Pare sprzeczek z klientami i współpracownikami później nadszedł koniec jej zmiany. Bogu dzięki. Ev miała dość całego świata i najchętniej wyzabijałby wszystkich wokoło wzrokiem. Lucy ajk wsyzął tak się nie pojawiła do końca zmiany Ev, co w sumie jej nie dziwiło. Pewnie postanowiła jej unikac. Z cichym westchnienim zarzuciła na sibie płaszcz i wyszła na zimne, Kwartałowe powietrze. Z przykrością stwierdziła, że na ramieniu płaszcz się rozdarł. Super. Opatuliła się cieplej i ruszyła szraymi ulicami getta. Ocieplało się. Jakiś plus o jest. Mały, ale zawsze jakiś. Chociaż dla Ev czas w Kwartale płynął wolniej niż za jego murami. Gdzieś tam Kapitol hula tańczy i śpiewa ciesząc się nadchodzącymi Igrzyskami Głodowymi. Teraz Ev pożałowała, że zepsuła do końca swój telewizor. Chociaż może tak będzie lepiej dla niej i dla jej otoczenia, które mogłoby znacznie ucierpieć gdyby wpadła w zły nastrój. Nie chodziło nawet o Bookera, chodziło o sam fakt Igrzysk. Nigdy nie była zapartą zwolenniczką rzezi, ale też nie przeciwstawiała się temu wszystkiemu. Teraz widzi to wszystko z innej perspektywy. Za niedługo zapewne straci kolejną osobe, do której się przywiązała. Rebelia powoli zabiera jej wszystkich. I co ma niby na to poradzić? Nie ucieknie, bo znajdą ją, zabiją i zjedzą, jeżeli okaże się, ze nie ma żadnych plonów. Bo skąd miałyby być niby? Połowa Panem jest zjadana, zniszczona, a na dodatek w dystryktach nie ma życia. Za to mają prywatny chlew w którym trzymają świnie aka starzy mieszkańcy Kapitolu. Smacznego. Udławcie się własną żądzą władzy. Eve wzięła trochę śniegu w ręce i ulepiła z niego kulkę tylko po to, żeby podrzucać ją w kółko i rozglądać się po przechodniach. Niektórzy patrzyli na nią jakby była obłąkana, inni mieli to gdzieś. Jednak chwilę później na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech spowodowany widokiem wojownika, czyli naszego kochanego, obłąkanego wyznawcy Odyna. Panie i panowie, oto i burdelowy kucharz Fred! Chwilę później nasz Fredzio dostał śniegiem w głowę, a Ev nawet nie raczyła udawac niewiniątka. Dopiero po chwili zdała sobię sprawę, ze to nie są te czasy, w których na taki zart zareagowałoby się śmiechem. Że wszystko się zmieniło i, w najlepszym razie, Fred zaraz przyjdzie i zacznie ją przeklinać na Odyna czy coś takiego. Mina jej zrzedła, ale wciąż się nie ruszyła z miejsca. Ludzie pukali się w głowę, ale miała to gdzieś. Czemu mają sobie odpuszczać tą odrobinę radości?
|
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Główna ulica Nie Lip 28, 2013 3:23 pm | |
| //Skądś tam...
Zaraz... Moment... CO?! Wyznawca Odyna – w porządku. Burdelowy kucharz – fakt... Ale... Obłąkany? Przecież Fred jest całkowicie normalny! Dobrze, że nie znał opinii Evelyn, bo usłyszana akurat tego dnia mogła okazać się metaforyczną płachtą na byka. Wszystko byłoby dobrze... Ba, byłoby wspaniale! Gdyby nikt nie krzyżował mu planów. Nie da się ukryć, że najprostszym sposobem by wyprowadzić Freda z równowagi jest po prostu mu przeszkodzić. Miał zamiar wrócić do Violatora, ugotować kilka posiłków, przeczytać książkę o drugiej wojnie światowej po czym zasnąć i śnić o Odynie. Wszystkie te czynności wykonywałby samotnie, z narzuconymi sobie dyscypliną i spokojem. Oczywiście, że nie! Jakże to tak? Niemożliwe!
Dowiedziawszy się, że został właściwie okradziony, stał chwilę, morderczym spojrzeniem patrząc przed siebie. Zastanawiał się wówczas co robił wcześniej. Violator, spacer... Gdzie był na spacerze? Głównie włóczył się ulicami... Ulicami, ulicami... Mruknął pod nosem stare, fińskie przekleństwo i wrócił z powrotem, rozglądając się za mężczyzną w szaro-czarnym płaszczu. Gdzieś chyba go widział, był pewien... Zacisnął dłonie w pięści, zamierzając skierować sie w tym kierunku, kiedy oberwał śnieżką. Ludzie się dziś na niego sprzysięgli? Żeby być wojownikiem, nie trzeba mieć armii. Nie trzeba walczyć na wojnie. Wystarczy żyć sobie spokojnie i odstawać trochę od reszty społeczeństwa. Fred jest prawdziwym wikingiem.
Odwrócił się momentalnie, szukając wzrokiem sprawcy. Czy może raczej – sprawczyni, jak przekonał się wyłapując spojrzenie Evelyn. Chyba Evelyn, jeszcze myliły mu się imiona. Zmrużył oczy w swojej złości i postąpił krok w jej kierunku. Jego postawa wyraźnie wskazywała na to, że ma ochotę jej coś zrobić. Jakby nie patrzeć... Celowała w głowę... Analogicznie do tego... Celowała we włosy... A skoro celowała we włosy...
– POŻAŁUJESZ TEGO, DZIEWKO. – wrzasnął, wyciągając przed siebie rękę z wystawionym w geście groźby palcem. Zaraz potem schylił się, biorąc do rąk trochę śniegu, z którego ulepił zgrabną kulkę. Wziął dosyć spory zamach (wszak ma ją to boleć, tak jak jego bolą włosy, prawda?) i wycelował w dziewczynę. Dumny z siebie, że nawet udało mu się trafić uśmiechnął się. Zemsta się dokonała, choć oznaczało to wojnę. – I SPRÓBUJ TYLKO JESZCZE RAZ DOTKNĄĆ MOICH WŁOSÓW NAWET NIEBEZPOŚREDNIO... ODYN CIĘ UKARZE, DZIEWKO. – dodał, odwracając się w poszukiwaniu mężczyzny w płaszczu. O ile wcześniej był wzburzony, teraz nakazał sobie spokój.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Główna ulica Nie Lip 28, 2013 4:10 pm | |
| Odwracając się, Fred nastąpił prawą nogą na taflę lodu i poślizgnął się. Stracił nagle równowagę i upadł, łamiąc kości w prawej nodze. Gdy spojrzał na zranioną kończynę, mógł dostrzec niewielką wypukłość, w której kość przebiła skórę.
|
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Główna ulica Nie Lip 28, 2013 8:33 pm | |
| Pożałujesz tego, dziewko. Nie, Ev nie powiem nawet co usłyszała, ale przełożyła to na język Freda i uspokoiła odruch nawrzeszczenia na niego. Uśmiechnęła się tylko szerze. I SPRÓBUJ TYLKO JESZCZE RAZ DOTKNĄĆ MOICH WŁOSÓW NAWET NIEBEZPOŚREDNIO... ODYN CIĘ UKARZE, DZIEWKO. Po chwili poczuła smak zemsty. Tak moi drodzy, smak. Dlaczego? Dlatego że nasz Fredzio trafił ją centralnie w twarz. Otarła puch z twarzy i zaczeła się głośno śmiać. Niech sobie ludzie myslą co chcą, śmiech pewnie słyszą pierwszy raz od paru miesięcy. Co tam. Niech się pukają po czole. Miała dość narzuconej zasady „nie śmiejemy się, bo nie”. Czemu nie iść na przekór? Czemu nie śmiac się Coin prosto w twarz i doprowadzać ją do szału tym, że jest dobrze. Jest cholernie dobrze pomijając smród, bróg, ubóstwo, morderstwa i milion innych problemów atakujących Kwartał? Miała ochotę krzyczeć, płakac ze śmiechu… Po prostu odreagować od szarej codzienności. Przeszkodziła jej w tym cudowna bariera o nazwie rzeczywistość. Ponoć jak człowiek ma farta, to się w łyżce wody utopi. Fred zrobił krok w tył, a chwilę później leżał na ziemi z nogą pod nienaturalnym kątem. Tak nienaturalnym, że Ev się w pierwszym momencie zrobiło niedobrze. Po chwili się uspokoiła i ostrożnie podbiegła do niego. Powstrzymała się od rzucenia tekstem typu „nic ci nie jest?”, bo jak najbardziej mu było. -Cholera, stary…Mruknęła kucając przy nim i w próbując pomóc mu wstać na ta jedną nogę. Wiedziała, ze boli jak cholera, ale tutaj na opiekę medyczną nie ma co liczyć. – Kurde, trzeba gdzieś iść… Do szpitala? W violatorze jest teraz lekarka, może by ci pomogła? – Ev powoli zaczynała panikowac. Kompletnie nie wiedziała jak pomóc Fredowi. I gdzie ten jego Odyn, co?
|
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Kucharz
| Temat: Re: Główna ulica Nie Lip 28, 2013 8:55 pm | |
| On się tylko odwracał... Inna sprawa, że zrobił to dość gwałtownie. I po co? Po co Ci to, Fredzie, było? Nigdy by się nie przyznał, że na jego twarzy zagościł niemal uśmiech kiedy usłyszał śmiech dziewczyny, bo to było takie... miłe, że ktoś może się śmiać PRZEZ niego, a nie Z niego. Poza tym, było też przerażające. Chęć zakończenia tej chwili własną ignorancją i zerwaniem kontaktu chociażby wzrokowego z Evelyn musiała być najwyraźniej dosyć silna, że nasz na ogół opanowany Fred teraz leżał jak długi na ziemi w lekkim szoku. Co się stało? Co z jego nogą? Zaraz...
Podniósł się na rękach, rzucając spojrzenie swojej prawej kończynie. Wtedy też obraz się rozmazał, a on sam poczuł okropny ból. Zmarszczył nos, a na jego twarzy pojawił się grymas cierpienia kiedy syknął właściwie odsłaniając całe swoje uzębienie. Położył się z powrotem na śniegu, na chwilę zamykając oczy. Ból był przeokropny, a on nie wiedział jeszcze dokładnie co się stało. Powtarzał w myślach kilka wyuczonych na pamięć punktów z Kodeksu Wojownika. Gdyby chcieć powiedzieć czego dotyczyły ogólnie, dotyczyły spokoju. Ból nie może być silniejszy. Fred, spokojnie...
Ponownie podniósł się by usiąść, z zaciśniętymi zębami układając nogę przed sobą tak, by móc ją wyraźnie widzieć. Owszem, łza spłynęła po jego policzku, jednak nie była to ani trochę reakcja emocjonalna. Podwinął nogawkę, czując się jakby był coraz bardziej pijany. Ból powoli tępił jego zmysły tak, że dotykając rany dla upewnienia, nie mógł dokładnie dojrzeć jej formy. Dotyk zaś równał się z kolejnym wewnętrznym wstrząsem. To dosyć zabawne, ale Fred zawsze był dosyć delikatny jeśli chodzi o jego organizm. Każde uderzenie bolało nieco mocniej, przez to nieco mocniej chciał się zemścić. No, nieco!
Wrzasnął i opadł z powrotem na śnieg.
– Perkele! – warknął sam do siebie, biorąc głęboki wdech. Dlaczego?, pytał sam siebie. Odpowiedź nadeszła dosyć szybko, kiedy ból zaczął nad nim wygrywać, krew powoli spływała po lodzie, a on sam miał wrażenie, że z nieba spadają pióra. Pióra były koloru czarnego. Jedno musnęło jego policzek, przez co nie mógł powstrzymać uśmiechu. Jak to dlaczego? To próba! Próba jego sił psychicznych i fizycznych! Prawdziwy wojownik nie może się poddawać! Odyn chce go po prostu sprawdzić! Zmrużył oczy, jakby próbował coś dojrzeć w oddali. Broda... Hełm... On zna ten hełm... Uporczywy ból nie pozwalał mu się skoncentrować i obraz powoli się rozmazywał. Podniósł się znowu do siadu. – Prawdziwy... Wojownik... Musi... Zwyciężać każdy... ból... – wystękał, kładąc rękę na jej ramieniu. Trudno orzec co znaczyło to w jego przekładzie. Najprawdopodobniej „Daj spokój, nic mi nie jest, chodźmy na grzyby” czy coś równie idiotycznego. Jakby nie patrzeć, teraz wszystko co dotyczyło ogólnego sensu jakim jest „wszystko ok!” było czystą głupotą.
|
| | | Wiek : 23 Przy sobie : dokumenty, klucze, telefon
| Temat: Re: Główna ulica Pon Lip 29, 2013 8:33 am | |
| Prawdziwy... Wojownik... Musi... Zwyciężać każdy... ból... No nie… Akurat teraz Fred musiał zacząc odstawiać cyrk z wojownikiem. Jeśli zacznie opowiadać dziwne historyjki o Odynie, to Ev po prostu go zostawi na łaske gapiów, których się zebrało wokoło nie mało. Oczywiście na pomoc nie było co liczyć. Ludie przychodzili, patrzyli, kręcili głową i szli dalej do swoich obowiązków. Wielu z nich nosiło jeszcze na sobie ślady po starym Kapitolu, głównie w postaci kolorowych włosów czy tatuaży. Chociaż niektórzy pozbywali się wspomnień najszybciej jak mogli. Dziewczyny ścinały się wręcz na łyso. Ba, nie tylko dziewczyny. Nie chcieli przypominać sobie czasów Snowa. Nie chcieli otwierać świeżo zabliźnionych ran wspomnieniami luksusu i zabawy. Ubrania tak czy siak zrobiły się już szaro-bure z delikatnymi odzieniami pierwotnych kolorów, więc nie musiał nikt ich wyrzucać. Możnaby było pomyśleć, ze ludzie wyrzucają ze swojego życia kolory. - Tak, tak, jasne… – Mruknęła kiedy Fred już stał. Nie chciała patrzeć n jego prawą nogę, bo obawiała się odruchu wymiotnego. Po jaką cholerę podnosił ta nogawkę, co? Jakby ciężko było się domyślić, że jeśli noga sterczy pod dziwnym kontem to znaczy że jest złamana. Musiał się jeszcze upewnić. Aktualnie Ev bała się tylko, że jeśli Fredzio się na niej oprze zbyt mocno, to obaj złapia dwa, piękne, tłuste zające. Ale, dzięki Bogu (czy tam Odynowi, jak kto woli) jakimś cudem nic się nie stało. Teraz zaczyna się impreza, bo szpital jest niezły kawał drogi stąd. Nigdy więcej rzucania się śnieżkami. Zapamiętaj, Ev. NIGDY.
zt dla Ev i Fredzia <3
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Główna ulica Sro Lip 31, 2013 7:41 am | |
| Violator.
Miał wrażenie, że to zły sen. To się nie dzieje, prawda? Nic mu się nie stało, tłamsi go koszmar, a on nie potrafi się w nim rozpoznać. Wtedy chciał jak najprędzej zniknąć z tamtego pokoju, ponoć jego własnego, ale przez nadmiar ludzi obcego oraz przytłaczającego. Słyszał głosy, czuł dotyk czyjegoś ciała i prawdę powiedziawszy - nie podobało mu się to. Zresztą... Nie byłoby problemu, gdyby wszystko było jasno na białym, gdyby obraz istniał i nie był tylko wyimaginowanym w jego wyobraźni zlepkiem kilku postaci - nietrwałych i nieprawdziwych. Mimo wszystko był jej wdzięczny. Ashe. Gdy wprowadzała go z pokoju, zastanawiał się, co mógłby jej powiedzieć, ale milczał dochodząc do wniosku, że to nie byłoby nic, co pozbawiłoby go godności związanej z jego brakiem respektu do innych ludzi. Dlatego milczał, przywarł do któryś z drzwi i przeszedł przez nie. Pusto. Nikogo nie było w środku. Od razu zakręcił zamek ciesząc się błogą ciszą i chwilą spokoju. Chciał odpocząć, nie myśleć o otchłani, która go otaczała. Chciał po prostu pójść spać, bo głowa, jak na złość, wciąż go bolała a żołądek doskwierał okrutnie w swych skurczach. Dlatego rzucił się nie łóżko, owinął ciepłą kołdrą próbując poczuć się trochę bezpiecznej. Chwilę potem zasnął.
Chyba nie muszę w tej kwestii rozpisywać się na fazy snu chłopaka, chociaż mogę wspomnieć, że gdy wstał, nic nie pamiętał. Ale każdy śni, tylko niektórzy zapamiętują. Jednak pierwszą myślą Mathiasa le Brun była irytacja dokuczliwym waleniem w drzwi. Podniósł się powoli na łóżku spoglądając w ich kierunku i słuchając. Jakaś kobieta, chyba poznawał ten głos, próbowała wejść do środka. Tłumaczyła się jakimś odbieraniem zamówienia czy czymś o równie niewinnej nazwie, ale tak naprawdę po prostu chciała się pieprzyć za pieniądze. Dopiero po chwili, kiedy kto go już wygonił i zdążył kilka razy zaskarżyć się na bóle głowy, stwierdził z zaskoczeniem, że coś jest nie tak. Otóż... Widział. Co zresztą odbiega znacznie od jego pokrętnej logiki, bo jakim cudem miałby z dnia na dzień wyzdrowieć? Oczywiście szczęście i niepokojąca satysfakcja - to ku towarzyszyło. I powróciło to ślepe przekonanie o swojej doskonałości i niejakiej nieśmiertelności. Tak, oczywiście, był kimś komu zawsze los pozwalał wykaraskać się z niemałych problemów, ale wciąż do cholery noego pojmowal - Jak? A trzeba przyznać, że zaczynał mieć z tym drobny problem, z myśleniem rzecz jasna, bo światło straszliwie raziło go w oczy.
Ale nawet jeśli czuł się jak na rocznym kacu, postanowił doprowadzić siebie do porządku i wyjść na zewnątrz. Wciąż był niespokojny. Nie wiedział nawet, jak miałby to nazwać. Ale nie myślał w tamtej chwili o sobie, o Katy, o niespotykanej dotąd pomocy Ashe i jego zachwianym poczuciu własnej wartości. Ciągle jednak, dążąc przed siebie, zadawał pytanie: co ja tu robię? Rzecz jasna... W jego sprawiedliwym rozumowaniu powinien teraz wąchać kwiatki od spodu, ale on wciąż, niczym grecki bóg, pnie do przodu i wygląda na to, że na razie szczęście się do niego uśmiecha. Dlatego chwycił za potrzebne rzeczy, przerzucił przez ramię torbę i wyszedł z Violatora. Potem wrócił... Po jakieś okulary Fransa. Znowu coś mu ukradł. Bezczelne. Najpierw płaszcz, teraz okulary. Ale to bogacz Kwartału. Przeżyje kilka drobnych strat na swoim pokaźnym majątku. A zresztą... Czy Frans byłby zły na Mathiasa po tym co... TAK. BYŁBY. Dlatego nie lepiej wchodzić mu w drogę. Mathias postanowił ponownie nadrobić to, co brutalnie go ominęło i idąc poboczem ulicy i mijając przechodni miał nadzieję, że żadna przykrość go tego dnia nie spotka. I chętnie zapaliłby, ale to miejsce publiczne. Nie można. |
| | | Wiek : 22 lata Zawód : Brak
| Temat: Re: Główna ulica Sro Lip 31, 2013 11:40 am | |
| / bilokacja; dom Michelle/ Ciągle padający śnieg, wiatr przejmujący chłodem aż po kości, temperatura dobrze poniżej zera oraz zgubione rękawiczki nie byłyby dobrą perspektywą na spędzenie kolejnego popołudnia w Kwartale. A jednak wyszłam. Dlaczego? Chyba dlatego, że tak właśnie karze lekarz. Oczywiście nie chodzi o to, żebym dostała zapalenia płuc czy innej poważnej choroby. Gdyby tak było, tamten mężczyzna nie mógłby używać swojego tytułu. Doskonale zdaje sobie sprawę, że wirusy i bakterie czyhające w mroźnym powietrzu są niczym w porównaniu z tym, czego nie może wyleczyć samymi tabletkami. I chodź wie, że sporo ryzykuje, wybrał mniejsze zło. Odruchowo głębiej chowam dłonie w kieszeniach kurtki. Nie lubię o tym myśleć, chociaż wiem, że to w pewien sposób część mnie, która tylko dopełnia całość. Trudno mi ją zaakceptować, ale czy bez niej byłabym tą samą osobą? Kiedyś, dawno temu, żyłam bez niej, a teraz? Nie potrafię się jej pozbyć, więc, przyzwyczajona do jej obecności, starałam się dostosować, przez co to już chyba na zawsze będzie tworzyć kawałek mnie samej. Trochę to dołujące. Wzdycham, a wtedy z moich ust wydobywa się jasny obłoczek, który przez chwilę wiruje na powietrzu, który zaraz potem znika. Wtedy zdaję sobie sprawę, że znowu spaceruję ze wzrokiem wbitym w swoje buty, więc unoszę głowę. Nawet nie zauważyłam, kiedy tak szybko znalazłam się w zupełnie innej części Kwartału. Po otoczeniu rozpoznaję, że to główna ulica. A jeśli jest główna, znaczy, że przechodzi tędy dużo osób. Cóż za dedukcja, Sherlocku – uśmiecham się do siebie w myślach i idę dalej. Staram się stawiać pewne kroki, cały czas trzymając prosto. Jeśli już wyszłam, powinnam zachowywać się normalnie, tak jak mówił lekarz. Jednak to wcale nie takie proste. Umykam spojrzeniem za każdym razem, gdy ktoś, pewnie nawet przypadkowo, zwróci na mnie uwagę. Nie lubię być obiektem ciekawskich spojrzeń. Nie lubię, gdy ktoś nieznajomy wlepia wzrok, zastanawiając się, skąd mnie kojarzy, dlatego najchętniej uciekłabym stąd i spacerowała tylko między wąskimi uliczkami, gdzie jest o wiele mniej osób, ale nie zrobiłam tego, bo podobno przebywanie wśród ludzi może mi pomóc. Na chwilę zapominam o całej sprawie, gdy zauważam jakąś postać idącą poboczem. Przez chwilę przyglądam się jej z daleka, próbując domyślić się, kto to. Jestem niemalże pewna, że ją znam. Dopiero po kilku minutach, gdy odległość między nami maleje, doznaję olśnienia. Mathias! Odwracam się w jego stronę, ale jeszcze nie podchodzę. Uśmiecham się do niego, lecz zdaje się mnie nie zauważać. Wówczas udaje mi się przemóc wewnętrzny opór i robię kilka kroków w jego stronę, jednak z każdym moja pewność siebie maleje. Coś chyba jest nie tak. Albo mi się wydaje albo nie jest dziś w nastroju. Teraz już jest za późno, żeby się wycofać. Chyba mnie zauważył, a może tylko mi się wydaje. Podchodzę bliżej z uśmiechem, ale już nie tak pewnym jak wcześniej. – Dawno się nie wiedzieliśmy – zaczynam ostrożnie. – Gdzie tak ostatnio znikasz? |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Główna ulica Sro Lip 31, 2013 7:51 pm | |
| To było nieprawdziwe, nierzeczywiste. Jakim prawem człowiek, choćby tak cudowny i szczery jak on, z dnia na dzień traci wzrok, a następnego jeszcze dnia go odzyskuje? O ile to pierwsze można logicznie wytłumaczyć, druga kwestia pozostaje bez wyjaśnienia. Prawdę zna tylko Ashe i magiczny etanol, bo i ten nie potrafi zdziałać takich cudów. Niemniej jednak... to życie, tak się dzieje. Raz los rzuca ci pod nogi kłody zaraz potem podnosząc się w ramionach Archanioła Michala, abyś mógł z powrotem stanąć twardo na ziemi. Inna kwestia, że tak dzieje się prawie codziennie, prawie zawsze. Cały czas. Nie narzekał jednak na monotonność w swoim życiu, która objawiała się w najmniej oczekiwanych momentach. Tylekroć razy wpadał w gorsze tarapaty, choć nie, te należały do jednych z najbardziej traumatycznych przeżyć, więc można je śmiało zaliczyć do naj-gor-szych, i udawało mu się wykaraskać z nich cało. Jakoś... teoria ów spisku jest taka, że Mathias le Brun jest szczęśliwym dzieckiem z nieszczęśliwymi myślami i niestabilną psychiką - na pewno. Dlaczego więc nikt nigdy nie powierzał mu żadnych odpowiedzialnych zadań? Na pewno jego matka, gdyby była zdrowa na umyśle, nie zostawiłaby Katy sam na sam z tym wariatem, który wychował ją na małego diabła. Czasami sam nie wierzył w słowa, które padały z jej ust, słowa, które wydawały się być bardzo prawdziwe i dosadne, których nawet on bałby się wymówić, albo po prostu nie przyszły mu do głowy. Czy myślał negatywnie? Jak postrzegał świat? Jako zło konieczne...? Tak by się mogło wydawać, bo każde jego zdanie świadczyło o znudzeniu, irytacji bądź chorej fascynacji. Czasami mogłoby się zdawać, że jest schematyczny, że można przewidzieć, co powie, że jego zachowanie nie ma sensu, ale jest odgórnie ustalone. Prawda? Nieprawda? Trudno rozszyfrować to, co krąży po jego głowie, trudno rozłożyć aspekty jego psychiki na części pierwsze. Często reagował inaczej, niż założono, sam siebie zaskakiwał, potrafił krzyknąć, uderzyć lub wręcz przeciwnie - uspokoić się się momentalnie, wyprzeć z głowy złe myśli i odejść. Ale one w nim siedziały dopóty dopóki ich nie wyładował.
Rzadko podnosił wzrok i trzymał się cienia budynku. Mimo olbrzymiej chęci, aby założyć na nos przeciwsłoneczne okulary Fransa uznał, że noszenie ich w zimie mogłoby wydawać się podejrzane, a przecież nie chciał, żeby jakikolwiek Strażnik poprosił go o dowód tożsamości, bo najzwyczajniej... go nie posiadał. Zjadł. Na to wspomnienie chciało mu się śmiać i płakać jednocześnie. W tym momencie wszystko wydawało mu się absurdalne i niemożliwe, zlepek kilku zdarzeń łączyły się w jedno, w te kilka cholernych dni, ciąg samych nieszczęść. Wolał nie myśleć o Katy, zbyt długo się nią przejmował, zbyt wiele razy poświęcił się dla niej. Dosyć. Umrze, to koniec. Usłyszał czyiś wzrok i dopiero wtedy zorientował się, że to Michelle. I być może to głupota - o tym wspominać. Wyszedłby w końcu na idiotę, po raz kolejny w swoim marnym życiu, ale zapomniał o niej, nie przeszła mu nawet przez myśl w ciągu tych kilku ostatnich dni. Zrobiło mu się strasznie głupio, ale stłumił w sobie te emocje, bo nie wpływały dobrze na jego ego. -Nigdzie nie... - spojrzał na nią i automatycznie odwrócił twarz od słabego przebijającego się przez chmury słońca. Okrążył ją ostrożnie i zwrócił ku sobie za ramiona - Ja nie wiem... - rozejrzał się bez przekonania po ludziach, którzy ich mijali i przywarł jeszcze bardziej do zimnego muru - Trochę się wydarzyło, między innymi... - zaśmiał się gardło - przynajmniej nie będę musiał wydawać pieniędzy na siostrę, prawda? Może nawet, kiedy zarżną ją na arenie, rzucą mi jakimiś groszami w ramach zadośćuczynienia - znowu śmiech, znowu ten historyczny mający zagłuszyć braterskie uczucia śmiech. I pomyślał, że wypada na złego człowieka mówiąc takie rzeczy. Ale to życie, to prawda, tak się wychował. Szkoda tylko, że wcześniej nie miał okazji wyzbyć się tego ciężaru. Tak sobie to tłumaczył. |
| | | Wiek : 22 lata Zawód : Brak
| Temat: Re: Główna ulica Sro Lip 31, 2013 9:14 pm | |
| Jeśli wydawało mi się, że coś jest nie tak to najwyraźniej miałam rację. Przez jedną sekundę na jego twarzy odcisnęło się jakieś uczucie, którego nawet nie zdążyłam odczytać. Złość? Wyrzuty sumienia? Nie mam pojęcia, ale na pewno nie było to nic dobrego. Kolejne słowa tylko to potwierdziły. I to jego dziwne zachowanie, jakby się kogoś obawiał, a może nawet uciekał? Z tego, co słyszałam, i kilka razy sama miałam okazję zobaczyć, Mathias wpadał w kłopoty częściej niż przeciętny mieszkaniec Kwartału. Mimo to nigdy jeszcze nie widziałam go aż tak przygnębionego. Może też odrobinę wystraszonego. Jakby ktoś wyprał go z wszystkich chęci do życia, jakie w sobie posiadał. Do tego dochodzi jeszcze ta reakcja na… No właśnie. Kiedy już odwrócił mnie w swoją stronę, odruchowo obejrzałam się za siebie. Oczywiście nie było tam nikogo ani nic szczególnego, ale może po prostu czegoś nie dostrzegam, bo o czymś nie wiem? Jeśli tak bardzo się do tego obawia to zaczynam zastanawiać się, czy chcę wiedzieć, co to. Jednak zanim jakkolwiek zdążę na to zareagować, on kontynuuje swoją wypowiedź. Wydaje mi się, że skoro znów używa pełnych zdań, w końcu dowiem się, co się dzieje. Ale tym razem się pomyliłam. Słysząc jego kolejne słowa, czuję jak coś we mnie wzbiera. Wręcz zalewa ciało, rozprowadzany razem z krwią. Współczucie? Nie to chyba smutek z odrobiną bezradności. Jego gorzkie słowa, a potem histeryczny śmiech uderzają mnie z ogromną siłą. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Katy le Brun. Młodsza siostra Mathiasa, którą wysłano na kolejne igrzyska. Dlaczego, gdy o tym słyszałam, nigdy nie przeszło mi przez myśl, jak on musi się czuć. Robi mi się głupio. Chcę coś powiedzieć, ale w moich uszach nadal słyszę echo jego śmiechu. Próbuję się od tego odgrodzić, ale nie mogę. To częściowo i moja wina, a przynajmniej tak twierdzi sumienie. Czuję, że muszę to naprawić. Wówczas pęka jakaś wewnętrzna blokada. Moje ciało zaczyna żyć własnym życiem i nawet nie orientuję się, kiedy zamykam Mathiasa w mocnym uścisku. Przez chwilę boję się, że może źle robię i zaraz mnie odepchnie. Jednak, gdy czuję jego plecy pod swoimi dłońmi i klatkę piersiową przy głowie, uspokajam się. Zamykam oczy. – Nie możesz tak mówić – szepczę, starając się opanować szargające mną emocje. – Musisz do końca wierzyć, że jej się uda. Doskonale wiesz, że stać ją na wiele. Radziła sobie tutaj, więc poradzi i na arenie. Może i nie możesz dla niej teraz zbyt wiele zrobić, ale musisz mieć nadzieję. Słyszysz, Mathias? Kto jej pozostał? Jeśli nie ty, do kogo ma wracać? Nie poddawaj się, rozumiesz? Chwilę jeszcze trwamy tak, aż w końcu go wypuszczam, uważnie się mu przyglądając. Sama po sobie nie spodziewałabym się takiej nagłej wylewności, ale tym razem chyba było to potrzebne. Przez kilka minut nic nie mówię, a potem spuszczam wzrok, ale od razu go podnoszę. – Zrób to, a zobaczysz, że będzie dobrze – obiecuję, choć sama nie jestem przekonana. Nie mogę zagwarantować mu czegoś, na co nie mam wpływu, jednak w tej chwili wiem, że potrzebuje takich słów. – Jest coś jeszcze, co chciałbyś mi powiedzieć? Wiesz, że możesz na mnie liczyć. |
| | |
| Temat: Re: Główna ulica | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|