|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Zalana ulica Pią Maj 03, 2013 12:39 am | |
|
Kiedy rebelianci zniszczyli tamę na jeziorze w Kapitolu, część terenów przylegających do stolicy znalazła się pod wodą. Przykładem jest ta ulica - poziom brudnej, zatęchłej wody utrzymuje się tu w okolicach metra, wymywając z opuszczonych budynków nie tylko lżejsze meble i wyposażenie, ale też różne chemikalia. W zimie całość zamarza. |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Zalana ulica Pią Cze 12, 2015 11:20 pm | |
| | Po ucieczce i znalezieniu się na Ziemiach Niczyich | Udało jej się. Tak. Nadal nie potrafiła w to uwierzyć, była szczęśliwa mimo że po pierwsze była cała brudna, a jej zeszyt był w podobnym stanie, nie raz najadła się strachu, wędrując podziemiami wraz ze swoją towarzyszką, którą zgubiła, po prostu jej sylwetka zniknęła z jej pola widzenia. Można by uznać, że zaatakowały ją zmiechy, jednak Ewangelia wiedziałaby o tym, słysząc wszystko co działo się w podziemnym korytarzu, gdzie wszechobecna cisza przyprawiała ją nieustannie o ciarki na plecach. Po drugie, niewykluczone że rząd wraz ze Strażnikami Pokoju poszukują szesnastolatkę, więc musiała się mieć na baczności. Dobrze, że potrafiła szybko biegać... jednak jej bieg mógł być zbyt wolny, gdyby napotkał na jakiegoś o wiele szybszego Strażnika. Wiedziała, że są ubrani na biało, więc w razie czego na pewno zauważy, jeżeli niebezpieczeństwo będzie zbyt blisko. Nie pomyślała, że mogą być odziani tak, jak cywile, by zwiększyć swoje szanse na schwytanie młodej skrzypaczki. Przycisnęła zeszyt do piersi jak najmocniej się dało, chcąc tym nieznacznym gestem dodać sobie nieco otuchy, jak to miała w zwyczaju, a co teraz pomogło o wiele bardziej, niż w innych przypadkach z dalszej czy tam bliższej przeszłości. Nie było to jednak ważne. Najważniejsze, że najwidoczniej Bóg, w którym Ewangelina pokłada zdecydowaną większość swoich nadziei, o ile wszystkie, postanowił jej pomóc. Nie da się ukryć, jej podróż przez podziemne korytarze była długa, nieprzyjemna, jednak przede wszystkim trudna. Dobrze, że miała kompankę. Co prawda musiała być jej oczami, ale dla szesnastolatki było to wielka radością. Lubi pomagać innym. A tym bardziej, kiedy ma z tego jakieś korzyści i zaiste, tak właśnie w tym przypadku było. Szła, aż nagle... poczuła mokro w butach. Wilgoć to niezbyt przyjemne doznanie, a zwłaszcza w takim miejscu. Wnet zorientowała się, że tereny, na które przybyła raczej nieświadomie, są zalane wodą... no, prawie. Znalazła pewne suche skrawki ziemi, więc skakała po nich, by tylko nie wpaść ponownie w wodę. Miała szczęście. Idąc, znalazła... zapalniczkę. Ucieszyła się, wreszcie będzie miała czym podpalać papierosy, których, mimo iż zdobyła szmat czasu temu, było w paczce naprawdę wiele. Nie była nałogowcem. Każdy rozsądny człowiek stwierdziłby, że to dobrze. Ale nie Ewangelina, która chciała się uzależnić od tego specyfiku. Kto wie, może chciała przez to uchodzić za fajną? Luzacką? A po co jej to? Zwłaszcza na takich opuszczonych terenach, jak ziemie niczyje. Ponadto jej głównym celem było przeżycie. Żeby jej nie złapali i nie wsadzili do Dystryktu Dwunastego. Mimo, że panienka Stirling była nieco głupiutka, zdawała sobie sprawę z zagrożenia. Jej bezpieczeństwo, zdrowie, a może nawet życie zwisały na włosku. Po raz pierwszy zrozumiała powagę swojej sytuacji, mimo że świadomość brutalności świata, zwłaszcza w zaistniałych realiach, niekoniecznie zawsze trzymała się ich myśli. Żyła, oddalona od tych realiów za sprawą rodzicielki, która robiła wszystko, by dziewczynie żyło się jak najlepiej. I co z tego, że była wpadką? To nie zmienia nic. Czas mija, a ona ma już szesnaście lat. Trochę jej głupio, że zostawiła matkę getcie, którą czekała wywózka. Mimo, że matka zapewniała ją, że i ona ucieknie. Jak głupia (przecież taka właśnie była) wierzyła jej, więc pewnego dnia spotkała pewną blondynkę i weszła z nią do podziemnych korytarzy. Szła dalej, i trzeba przyznać że miała szczęście. Po raz drugi znalazła coś, co z pewnością jej się przyda, nóż ceramiczny. Mogła do użyć w samoobronie. Albo...zastosować go wobec samej siebie, jeżeli miałaby dosyć życia, przecież wolała zginąć z własnej ręki, niż z inicjatywy kogoś, kto stoi po stronie rządu. Wiele ludzi w takim wypadku zaszywa sobie w skrawku odzienia jakąś truciznę, jednak dziewczyna nie mogła o tym wiedzieć. Podniosła "broń", obejrzała wnikliwie ze wszystkich stron, by po chwili przejechać po nim palcem i rozkoszować się zimnem ostrza. Zrobiła zaledwie kilka kolejnych kroków, aż na ziemi zobaczyła coś innego. Apteczka. Ewangelina nie potrafiła uwierzyć we własne szczęście! Nie otwierała apteczki, wierząc że jest tam wszystko, co powinno się w niej znajdować. Jedynie potrząsnęła opakowaniem, by dowieść samej sobie, że coś tam jest. Ponadto nie sprawdzała również dlatego, że nawet gdyby napotkała się na braki, i tak tego nie zmieni. Chyba że... znajdzie jakieś bandaże czy też tego typu przedmioty po wznowieniu swojej wędrówki. Idąc dalej, znalazła... latarkę. Ewangelina uznała, że coś tu nie gra. Możliwe, że to jakiś podstęp. Że ktoś zwabił ją tutaj, a idąc dalej w poszukiwaniu kolejnych "przypadkowych" przedmiotów za chwilę stanie twarzą w twarz z jakimś Strażnikiem. Wszystkie te przedmioty schowała do starej, wysłużonej płóciennej torby. Jednak nie zrobiła tego samego z zeszytem, nie wiadomo zresztą dlaczego, jednak sama dziewczyna również nie zdawała sobie z tego sprawy. Szła dalej, jednak przez dłuższy czas nie znalazła nic, co mogło mieć jakiekolwiek znaczenie dla uciekinierki, więc zaprzestała dalszym poszukiwaniom. Odetchnęła z ulgą. Dzięki tym przedmiotom pewnikiem poradzi sobie na Ziemiach Niczyich... a przynajmniej przez jakiś czas. Nie wiadomo, jak długo tutaj jeszcze zabawi. Może to się skończyć w każdej chwili z powodów naprawdę różnych, a jednocześnie niewykluczone, że będzie skazana na tułaczkę po tych terenach do końca swoich dni. Nędznych chwil pewnej szesnastolatki, chorej na zanik pamięci, której przyjaciel kiedyś uciekł rebeliantom zostawiając Ewangelinę samą. No, niekoniecznie samą, przecież miała mamę... ale nie wiedziała, że już nigdy więcej się nie zobaczą. Chyba. Kto wie, co przyniesie los, w postaci kolejnych nieodgadnionych dni. Zaczęła chodzić po mokrych terenach. Zaprzestała szukaniu suchych skrawków ziemi. Była zbyt otumaniona. Czym? No właśnie, czym? Chyba przez to, że nie potrafiła uwierzyć w swoje szczęście. Dziękuję Ci, Boże, za te wszystkie przedmioty. - pomodliła się, szepcąc owe słowa. |
| | | Wiek : 27 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, broń palna, magazynek z 15 nabojami, zezwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Zalana ulica Sro Cze 17, 2015 8:53 pm | |
| |kilka dni po spotkaniu z Leo Victor nigdy nie spodziewał się, że w jego życiu może jeszcze nastąpić jakaś diametralna zmiana, która wywróciłaby jego świat do góry nogami. Oczywiście, dobrze wiedział, a przynajmniej miał nadzieję, że czeka go jeszcze wiele wspaniałych doświadczeń, które bez wątpienia w mniejszym lub większym stopniu się na nim odbiją, jednak nie przypuszczał, aby cokolwiek mogło aż tak bardzo wybić go z codziennego rytmu. Powiedzenie, iż przez ostatnie dni nie do końca był sobą, byłoby zdecydowanie zbyt wielką przesadą, jednak bez wątpienia coś o wiele za mocno zaprzątało jego umysł. A właściwie ktoś. Jedno imię, siedem liter i twarz, której nie potrafił wyrzucić ze swojej pamięci. Tylko to wystarczyło, aby chodził pogrążony w dziwnym amoku z głową w chmurach, swoje obowiązki wykonując niemalże machinalnie i porzucając wszystkie inne myśli, które nie wiązały się z Leonardem Maddenem. Człowiekiem, który chyba w pewien sposób odmienił jego życie. Musiał przyznać, iż dotychczas nie myślał o nim za wiele. To wspomnienie, podobnie jak wiele innych, łączących się z pozostawioną w tyle przeszłości, było zbyt bolesne. Przypominało o tym, co utracił i czego prawdopodobnie nie będzie już w stanie odzyskać. Owszem, od czasu do czasu to imię przelatywało mu przez umysł, zatrzymując się na chwilę i pozwalając na powrót do tych czasów, w których wydawał się być całkiem szczęśliwy, pomimo tego wszystkiego, co zdążyło się już wydarzyć. Poprzez jeden z najczarniejszych okresów swojego życia trafił w miejsce, które udowodniło mu, że nie zawsze musi być aż tak źle. Nigdy jednak nie wspominał ich pożegnania. Nie wyrzucił go z pamięci, nie zamiótł pod dywan ani nie wyparł się tego, co wydarzyło się na tamtym wzgórzu, ale jednocześnie nie próbował także analizować wszystkich skutków, postanawiając pozostawić to niczym niedokończoną sentencję. Wypowiedź urwaną w pół wyrazu i pozostawioną do samoistnej egzystencji gdzieś w przestrzeni jego umysłu, do której na szczęście tylko on miał dostęp. Teraz miał na to czas i, co więcej, odczuwał naprawdę silną potrzebę odkopania tych kart własnej historii i spojrzenia wstecz, aby zapewnić samego siebie, że jest gotowy na nadchodzącą właśnie przyszłość. Doskonale pamiętał, jak się poznali. Do tego momentu wolał raczej nie wracać, zwłaszcza że później pojawiło się o wiele więcej wartych zapamiętania chwil. Trochę alkoholu, kiepskie wspomnienia i twarda pięść wymierzająca raz po raz ciosy w twarz człowieka, który najwyraźniej został mu przeznaczony na przyjaciela, a nie kolejną ofiarę rozjuszonego, niestabilnego emocjonalnie nastolatka, który być może potrafił uciec od kary, ale nie umiał uwolnić się od własnych myśli i uczuć, które wtedy jeszcze nachodziły go falami, zwalając z nóg i popychając do czynienia rzeczy, których nigdy wcześniej nie odważyłby się uczynić. Być może po części właśnie dlatego, pod naporem grupki niezbyt przyjemnych, miejscowych chłopaków, sięgnął po butelkę obrzydliwego i mocnego trunku – chcąc po prostu oddalić od siebie kolejne bolesne wspomnienie do kolekcji. Niestety, stało się tak, iż jedynie przysporzył sobie nowego, które zagościło w jego sercu odrobinę dłużej i z odrobinę lepszym skutkiem. Leonard był inny. Teraz nie potrafiłby powiedzieć, co dokładnie miało oznaczać to określenie, jako że dla niego był już jedynie Leonardem, człowiekiem, którego znał, szanował i chyba nawet kochał, tak jak można kochać brata i przyjaciela, osobę która wybaczyła i pokazała lepszą drogę, możliwość obudzenia się z koszmaru codzienności i stanięcia na nogi, rozpoczynając wspaniałą i świetlaną przyszłoś. Przez cały czas obawiał się, że to wszystko wygaśnie, że każde wspomnienie zamaże się, uczucia znikną i pozostanie jedynie skrawek papieru z wypisanym na nim, wyblakłym imieniem, które mówić będzie niewiele więcej poza nazwą dystryktu i przypływem ciepła, oznaczającym, iż cokolwiek to było, było dobre i przyjemne. Nie potrafił zliczyć jak często od opuszczenia Jedenastki wyobrażał sobie moment ich ponownego spotkania. Chciał, aby wszystko było jak dawniej, aby stanęli naprzeciw siebie i znów rozumieli się bez słów, jakby upływ czasu nie miał najmniejszego znaczenia. Wtedy jednak nie miał pojęcia, iż kolejne spotkanie odbędzie się po blisko dziesięciu latach, gdy zapewne każdy z nich już dawno porzucił nadzieję na spotkanie tego drugiego. Odnosił wrażenie, iż zareagował źle. W całej tej rozmowie było dla niego za mało radości, zbyt mało euforii na widok najlepszego przyjaciela, który tego ze wspomnień zaczął przypominać dopiero po chwili, gdy wszystkie potrzebne słowa zostały wypowiedziane, a oni postawieni byli pod faktem dokonanym. I nic, zupełnie nic, nie działo się jak w scenariuszu. Każda kolejna sekunda była zupełną improwizacją i Victor czuł, nie że odegrał swej roli najlepiej. Jego umysł chyba zatrzymał się na chwilę, w zwolnionym tempie przetwarzając każdą informację, którą otrzymał w ciągu ostatnich kilku sekund. Jego mięśnie przestały działać, więc nie mógł unieść kącików ust w górę ani zrobić kroku bliżej czy chociażby unieść dłoni. W efekcie wyglądał pewnie na głęboko zszokowanego, pozbawionego uczuć i zbitego z tropu Strażnika Pokoju, choć w rzeczywistości całe jego wnętrze rozpierała niemożliwa do opisania radość. Mocniej cieszyłby się zapewne tylko w wypadku, gdyby jego siostra nagle zapukała do drzwi jego mieszkania po tak długim czasie odkąd słuch o niej zaginął. Blythe nigdy nie miał problemów z okazywaniem emocji, nigdy nie starał się specjalnie ukrywać tego, co czuje, zwłaszcza w momentach takich jak ten. Wtedy jednak nie był na to przygotowany. W ciągu jednej sekundy rozmawiał z zupełnie obcym mężczyzną, a w następnej ów nieznajomy był jego przyjacielem. Pamiętał, że gdy odchodził, odwracając się przez ramię i rzucając te dwa słowa, które miał nadzieję przekażą mu każdą cząstkę tego, jak bardzo się cieszy z ponownego spotkania, znów był sobą –dawnym Vicotrem, który wręcz nie mógł doczekać się ponownego spotkania na wzgórzu w Jedenastym Dystrykcie. Jednocześni poczuł się głupio. Odszedł tak nagle, jakby rozmowa z Leo sama w sobie go przerażała, jak gdyby nie potrafił, po tych wszystkich latach, stanąć z nim twarzą w twarz. Minęło kilka dni i nie było chwili, w której nie zerkałby na wyświetlacz swojego telefonu mając nadzieję, iż znajdzie tam jakąkolwiek wiadomość, propozycję kolejnego spotkania, na którym mogliby powspominać stare, dobre czasy i nakierować swoją znajomość na dawne tory. To samo robił przemierzając z bronią na ramieniu tereny Ziem Niczyich, nie potrafiąc za bardzo skupić się na pracy, myślami błądząc po złotych polach, błękitnym niebie, zielonym wzgórzu i twarzy Leonarda, która nie jawiła mu się jedynie jako twarz nastolatka, ale także dorosłego mężczyzny. Obcego, ale przecież to nie stanowiło najmniejszego problemu. Jego uwagę przyciągnął ruch w miejscu, w którym nie spodziewał się go zobaczyć. Na tych terenach obecność kogokolwiek, kto nie ma uprawnień do opuszczenia Kapitolu bywa naprawdę rzadka, jednak nie niemożliwa, biorąc pod uwagę fakt, iż patrole Strażników Pokoju wciąż są tam wysyłane aby poszukiwać zbiegów i poszukiwanych, bezprawnie zamieszkujących te tereny. Zatrzymał się, nie sięgając jeszcze po broń, póki nie stanowiło to konieczności i podszedł bliżej, aby dokładniej przyjrzeć się twarzy młodej, jak mu się wydawało, dziewczyny. - Stój i nie ruszaj się – krzyknął trochę zbyt agresywnym tonem, machinalnie wyrzucając z siebie wszystkie wspomnienia i uczucia, którego mogłyby go w jakiś sposób rozproszyć. Samotne patrole były idealną okazją do głębokich przemyśleń, jednak gdy przychodziło co do czego Victor doskonale radził sobie z oddzieleniem życia prywatnego od pracy.
|
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Zalana ulica Czw Cze 18, 2015 10:56 pm | |
| Wyszeptała jeszcze kilka innych słów modlitwy. Modląc się, miała w zwyczaju poruszać w rozmowie z Bogiem wiele kwestii. Nie, nie tylko te, przez które w danym momencie rozpoczęła swe modły. Nie, nie. Zawsze wylewnie dziękowała Bogu za wszystko, mimo że ten nie zawsze stoi po jej stronie. Ktoś obiektywny stwierdziłby, że jest naiwna: a co, jeżeli ten jej cały Pan i Stwórca to tylko wymysł człowieka, który musi w życiu do czegoś dążyć, potrzebuje wzoru do naśladowania, chce mieć wytyczne jak żyć, jak kroczyć po tym świecie, człowieka który musi w czymś pokładać wszystkie swe nadzieje? Niewykluczone, acz Ewangelina nawet nie chciała o czymś takim słyszeć! Nie pomyślała nawet, że to swego rodzaju efekt placebo, że sam Bóg to twór urojony, a że ludzie boją się zaprzeczenia istnienia Kogoś, kto wszystko stworzył i kocha każdego, stworzyli wiele pseudo-dowodów, jak na przykład cuda wywołane modlitwą. Stoją za kreacją świata przedstawionego w biblii, słów w Piśmie Świętym, czyli pod pewnym względem zbioru praw, jak żyć, jak się zachowywać, jak myśleć, co w ogóle robić, by życie ziemskie nie było zmarnowane. Niewykluczone, że ziemska egzystencja jest jedynym przystankiem w całym bycie. Nie można tego wykluczyć, mimo wiele pseudo-powodów na to, że to jedynie wstęp, swego rodzaju trening duchowy przed Końcem Świata, kiedy wszyscy ludzie staną naprzeciwko Stwórcy i zostaną skazani na jeden ze światów: niebo, czyściec bądź piekło. Ewangelina szczerze wierzyła, że tak właśnie będzie. Uznała, że jej tutejsze trudy zostaną kiedyś docenione. Że tam, gdzie trafi, nie będzie żadnych chorób, takich jak jej zanik pamięci, nie będzie skazana na żaden zeszyt. To będzie miejsce idealne, gdzie będzie się czuć niezaprzeczalną miłość Boską, a prawa fizyki nie będą miały miejsca. Nie będzie odczuwalne przemijanie czasu... bo po prostu go nie będzie. Wieczność to pojęcie dość abstrakcyjne. Ewangelina wierzyła, że piekło jest tylko dla tych, którzy całkowicie odsunęli się od Niego. Czyściec będzie miejscem pobytu dla tych, którzy wierzą go i kochają, jego prawa nie były dla nich obojętne, jednak niestety, byli wielkimi grzesznikami. Niebo? To coś dla osób najlepiej sprawujących swoje ziemskie powinności. Powinności związane, rzecz jasna, z życiem według dyktatury Boga. "Dyktatury". Nie, dziewczyna woli nie używać tego słowa. Dla niej życie według Dekalogu, ale nie tylko, jest czystą przyjemnością. Nie widzi w takim życiu niczego ciężkiego. Rozumie jednak tych, którzy sądzą inaczej. Wie, że ziarno miłosierdzia, jakie zostało przez Niego zasiane w każdym ludzkim sercu, jest małe, więc nie każdy je znajduje, a w takim wypadku nie sposób je podlewać. Ani wyrywać chwastów. Ewangelina skończyła modlitwę, czyniąc znak krzyża. Zrobiła to dość śmiało, uważając że jest tutaj sama. Myliła się. Ale o tym już za chwilę. Przechadzała się, dzierżąc zeszyt w objęciach swoich wychudzonych ramion. Co jakiś czas jej dłoń wędrowała do boku, kładła ją na materiale dość wielkiej torby, by upewnić się, czy oby na pewno wszystkie nabyte przedmioty są na swoim miejscu. Odetchnęła z wielką ulgą. W sytuacjach stresowych, takich jak ta, dość często nawiedzały ją wszelkiej maści nerwice natręctw. Nie można jednak stwierdzić, że cierpi na owo zaburzenie. Po prostu w chwilach największego napięcia emocjonalnego zaczyna nerwowo wszystko sprawdzać, jest zmuszona stawiać równe kroki, musi połykać ślinę w identycznych odstępach czasu... miała jeszcze wiele innych dziwactw. Nie będziemy jednak wszystkich wymieniać, szanujemy czas odbiorców. Poza tym nie jest to aż tak ważne. A przynajmniej nie tak, jak mogło się wydawać. Stanęła i wytężyła słuch. Coś wisiało w powietrzu. Coś złowrogiego. Usłyszała czyjeś kroki, na tę chwilę dość odległe, jednak zmieniało się to z każdą narastającą sekundą. Serce zaczęło jej mocniej bić. Chciała uciec, zanim ten ktoś ją zauważy, za sprawą dziwnego uczucia, przez które jej nogi zostały jakby przyklejone do podłogi. Nie mogła się ruszyć. Mogła jedynie analizować zaistniałą sytuację. Minął zaledwie ułamek sekundy, a nieznajomy, który okazał się mężczyzną, był już obok niej. Nie miała pewności, czy oby na pewno miał wobec niej złe zamiary. Jednak jej przeczucia potwierdziły się, kiedy wypowiedział następujące słowa. "Stój i nie ruszaj się". Zrobiła tak, jak rozkazał. Bała się, więc nawet gdyby postąpiła inaczej, ten człowiek pewnikiem by ją dogonił. A potem skończyłby z nią. Tak, to było więcej niż pewne. Ściskała zeszyt jak najmocniej się dało, wciąż wpatrując się w oblicze człowieka. Miała szansę, by dokładniej przestudiować jego aparycję. Był to mężczyzna, najprawdopodobniej jakoś przed trzydziestką. Raczej dobrze mu z oczu patrzyło, jednak to tylko wrażenie. Mimo swojej bezkresnej naiwności, Ewangelina wiedziała że może się jej wydawać. Dlatego postanowiła mieć się na baczności. Nie była w stanie wydobyć z krtani żadnego słowa. W sumie, co mogłaby powiedzieć? "Witam"? "Czy coś jest nie tak?" "Dość zimno, prawda?" Wszystko, co mogła powiedzieć, równie dobrze mogłoby zostać kiedyś użyte przeciwko niej. Nawet, jeżeli nie byłoby podstaw,by tak sądzić. Jednak na tym świecie jest wiele nieporozumień. Sama kiedyś mogła tego doświadczyć. Została aresztowana za niewinność, a ktoś z rządu uznał, że jej zeszyt został napisany jakimś specjalnym kodem, że Ewangelina zakodowała w ten sposób nazwiska jakichś zdrajców Panem. Jednak sama poszkodowana nie wiedziała o tym. Zemdlała w celi aresztu na skutek szaleńczego walenia głową o ścianę. Została brutalnie obudzona. Jednak nie wiedziała o tym w ogóle. Że była bita i przesłuchiwana. Niby w jaki sposób, skoro nie opisała tamtych wydarzeń w zeszycie? Nadal milczała, wpatrując się w jego oblicze w niemałym strachem w oczach. Czego oczekiwała? Że zaraz wyjmie pistolet, by ją nieco postraszyć, a po pociągnięciu za spust z lufy wyfrunie confetti oraz długa wstążka z napisem "prima aprrilis", a potem wszyscy rozejdą się do domów? Miała jednak nadzieję, że kiedy zada jej jakieś pytanie, jej mentalna blokada przed otworzeniem ust zostanie usunięta i będzie w stanie odpowiedzieć. Nawet, jeżeli będzie musiała uciec się do kłamstwa. Czasami było to koniecznie. I nie da się tego zmienić. Ten świat jest cały zakłamany. |
| | | Wiek : 27 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, broń palna, magazynek z 15 nabojami, zezwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Zalana ulica Pon Cze 22, 2015 7:31 pm | |
| Blythe nigdy specjalnie nie przepadał za patrolem poza granicami miasta. Nie żeby obawiał się napotkania groźnego zbiega, za którym rząd wystawił list gończy licząc, iż schwyta go w swoje lepkie ręce i ukarze za konieczność ukrywania się ze względu na poglądy, które odbiegały od tych reprezentowanych przez ludzi u władzy. Wiedział, że potrafiłby sobie z nimi poradzić, choć oczywiście specjalnie nie zależało mu na łapaniu wyjętych spod prawa przestępców. Nigdy nie przyznawał się do tego głośno, ale nie wszystkie decyzje podejmowane przez rząd Panem, bez względu na to, kto piastował obecnie stanowisko prezydenta, były przez niego w pełni akceptowane. Sam czasem spotykał się z tym, iż patrząc w lustro dziwi się, dlaczego wciąż nosi na sobie ten mundur, posiada tak wiele przywilejów, broń i wolność, której pragnęło tak wiele ludzi zamkniętych za murami getta. Po zakończeniu rebelii, kiedy popiół opadł na ziemię, odsłonił straty w ludziach i budynkach, wprowadzając jednocześnie nowy porządek i prawa, które nie spotkały się z aprobatą wszystkich obywateli, on był tym, który mógł cieszyć się wolnością. Drobna, pozornie nic nieznacząca pomoc dla rebeliantów sprawiła, że mógł spać spokojnie, mając zapewniony bezpieczny powrót do domu, miejsce pośród Strażników Pokoju oraz dom, który jakimś cudem nie został zniszczony w wyniku toczonych w Kapitolu walk. Przez długi okres czasu starał się o dyżury w Kwartale, aby tam przyglądać się twarzom ludzi, których niegdyś mijał na ulicy, w sklepach, korytarzach uczelni czy pobliskich kawiarniach, szukając w śród nich podobnych do jego oczu, tak samo jak jego ciemnych włosów i znajomego uśmiechu, który w długi czas po tym, jak nadzieja stała się jedynie marnym szeptem w jego głowie umarła, każąc jednocześnie pogodzić się z niemożliwą do odwrócenia stratą, zostawiając uczucie pustki, poczucia winy i wspomnienia prześladujące go niczym jego własny cień. Chyba jednak nauczył się już z tym żyć. Zbyt wiele wartych zapamiętania osób pojawiło się i zniknęło z jego życia, zabierając ze sobą fragment jego serca, aby i tym razem zatrzymał się na moment pogrążony w głębokim żalu. Życie jest za krótkie, aby przez cały czas oglądać się za siebie, roztkliwiając się nad każdym błędem, którego skutków przecież nie można cofnąć. Pamięć to jedno, ale ciągłe rozkładanie przeszłości na czynniki pierwsze jeszcze nigdy nie przyczyniło się do niczego dobrego i Victor był tego w pełni świadomy. Kluczem do wybaczenia innym było wybaczenie samemu sobie. Wszystko to brzmiało tak pięknie. Potrafił siedzieć na kanapie z kubkiem herbaty w dłoni, patrzeć w błękitne niebo nad Kapitolem czy słuchając hipnotyzującego odgłosu kropel deszczu które uderzały o szyby jego mieszkania, myśląc o tym, jak niewiele trzeba, aby czuć się w pełni szczęśliwym. Wtedy też miał wrażenie, że jego życie jest idealne, a wszystko układa się tak, jak powinno. Bywały jednak momenty, kiedy nawet on, człowiek przepełniony pozytywną energią, dobry, ciepły, cierpliwy i prawy, przypominał sobie każdą chwilę swojego życia, w której cierpiał lub narażał na cierpienie innych. I choć wiedział, jak zwalczyć tego koszmary, jak wypędzić bolące myśli ze swojej głowy i pozbyć się okropnego uczucia rozdzierającego jego serce na miliony drobnych kawałeczków, praktyka nie była tak prosta i łatwa, jak mu się wydawało. Jedyne co mógł zrobić to czekać. Musiał przyznać, iż bycie Strażnikiem Pokoju miało wiele zalet, o których nikt zapewne nawet by nie pomyślał, a które Victor powoli zaczynał doceniać, przemierzając spokojnym krokiem ciche i puste obszary Ziem Niczyich. Potrzebował ciszy i spokoju, aby dać upust własnym myślom, oderwać się od tłoku i gwaru miasta, ciekawskich spojrzeń, żartów kolegów oraz kolejnej zupełnie przypadkowej okazji wpadnięcia na kogoś, kto jeszcze do niedawna pozostawał jedynie przyjemnym wspomnieniem zakopanej pod gruzami przeszłości. Jedynym, co towarzyszyło mu w wykonywaniu obowiązków, był jego własny oddech, lekko przyspieszone bicie serca spowodowane wydarzeniami ostatnich dni i szum listopadowego wiatru. Wodził spokojnym wzrokiem po ruinach budynków, po szarym niebie czy brudnej ziemi i jedyne, o czym potrafił myśleć, to słońce oświetlające swoimi promieniami pola pszenicy w Jedenastym Dystrykcie. Był taki moment, kiedy mężczyzna znajdował się już na skraju zapomnienia. Wystarczyło zrobić jeden krok wprzód, aby oddzielić się grubą ścianą od wspomnień z dzieciństwa, zamknąć to wszystko na klucz w blaszanej skrzyni i nie wracać nigdy więcej. Rozpocząć nowe życie z dala od wszystkiego, co choć przyprawiało go o przyjemne uczucie ciepła, jednocześnie sprawiało ból i tęsknotę za utraconymi chwilami błogości, gdy świat dookoła nie miał najmniejszego znaczenia. Nie chodziło już jedynie o Leonarda. Jego powrót, nagłe pojawienie się w jego życiu i przywołanie na myśl tysięcy pytań, nad którymi kontemplację porzucił już dawno temu sądząc, iż nigdy nie uda mu się poznać na nie odpowiedzi, sprawił iż zaczął się cieszyć tym, iż nie zapomniał, powstrzymał się od kuszącego rzucenia się w ten wir i cofnął do tyłu, dając sobie szansę. Dając im szansę. Nie potrafił myśleć o ich pożegnaniu. Ilekroć próbował myślami zbliżyć się do tamtej chwili, przywołać obraz przyjaciela, gdy informował go swoim wyjeździe, w umyśle pojawiała się ciemna plama, jakby sam sobie nie pozwalał odczuć tego, na co wtedy nie miał czasu. Z doświadczenia wiedział jak bolesne bywają rozstania i nie chciał, nie potrafił po raz kolejny przeżywać tego samego. Przedłużania pędzących sekund dzielących go od opuszczenia dystryktu, usilnych prób zatrzymania czasu, które jedyne co zatrzymywały to jego serce, pragnące pozostać na zawsze w miejscu, w którym udało mu się na nowo odkryć samego siebie. Zerwać maskę nienawiści i goryczy, pokazać prawdziwą twarz, którą zgubił gdzieś w czasie tej długiej podróży – tej rzeczywistej, z rodziną przez całe Panem jak i mentalnej, przez własne uczucia, niejednokrotnie stanowiące dla niego niemożliwą do rozwiązania zagadkę. Wiedział, że był w pracy, ale przecież nikt nie rozliczał go z jego własnych myśli. Był czujny, cały system działał jak powinien ale musiał wykorzystać tę chwilę, ten jeden moment spokoju w miejscu, w którym czas chyba naprawdę się zatrzymał, aby na nowo przyjrzeć się samemu sobie, przygotować na kolejne spotkanie, kolejną rozmowę, kolejny raz, kiedy będzie mógł spojrzeć w twarz jedynego prawdziwego przyjaciela i zobaczyć, jak wiele uległo zmianie odkąd widzieli się po raz ostatni i czy wszystko to, co zaszło między nimi, mogło mieć jakieś znaczenie. Czy chciał, aby miało? Tego nie potrafił powiedzieć i zapewne nie umiałby nawet wtedy, gdyby miało się powtórzyć. Póki co nie był nawet w stanie nazwać tej rzeczy po imieniu. Nie miał odruchu sięgania po broń przy każdej okazji, która pozornie mogła tego wymagać, dlatego nie mierzył w stronę dziewczyny, narażając jej na, jak mniemał, jeszcze większy stres który i tak wywołało jego nagłe zjawienie się w tej okolicy. Mogła się tego spodziewać, ale on nie zjawił się tam, aby rozliczać ją ze wszystkiego, co uczyniła. Nie miał pojęcia kim była, poza faktem, iż zdecydowanie nie powinna znajdować się w miejscu, w którym stała. Czy widział jej twarz w gazetach czy w telewizji? Była za daleko, aby ocenić, czy mógł kiedyś ujrzeć jej twarz gdziekolwiek, ale już wkrótce miało się to zmienić. Pewnym krokiem zmniejszył dzielącą ich odległość, uważniej przyglądając się przestraszonej dziewczynie i niemalże mając już pewność, iż jest naprawdę młoda. I wtedy przypomniał sobie, że była jedną z tych, którzy uciekli z getta, kiedy rząd wyznaczył ich do wywózki do Dystryktu Dwunastego. Ale czy to miało jakiekolwiek znaczeni? Gdyby znalazła się w Kapitolu nikt nie pytałby o jej winy, nie udzielił jej rozgrzeszenia ani nie interesował się, jakie miała motywy. Zostałaby potraktowana jak nic nieznaczące zwierzę przeznaczone na ubój, pozbawione prawa głosu i skazane tylko i wyłącznie na jedno – śmierć. Victor nie zamierzał zniżać się do tego poziomu i choć bez wątpienia mógłby pożałować swojej decyzji, nie wiele obchodziła go kara. Chcąc zmienić świat należy zacząć od siebie. - Co tutaj robisz? – zapytał milszym niż poprzednio głosem, zatrzymując się aby zachować pewną odległość, na wypadek gdyby ona nie była tak pokojowo do niego nastawiona. Mogła wykorzystać fakt, iż w dłoni nie dzierżył pistoletu, ale nawet ta świadomość nie skłoniła go do sięgnięcia po broń. Wiedział, że to tylko powoduje problemy – Jak się nazywasz? – dodał kolejne pytanie nie zrażając się tym, iż początkowo dziewczyna milczała.
|
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Zalana ulica Wto Cze 23, 2015 11:21 pm | |
| Nadal stała. Nadal nie była w stanie się ruszyć. Natrętne myśli, pod postacią obaw, ogarnęły jej umysł i przeszkadzały w racjonalnej analizie tego, co się tutaj wydarzyło. A raczej - co ma się wydarzyć. Co prawda Ewangelina nie mogła przewidzieć, acz podejrzewała, co będzie potem. Nawet, jeżeli jej domysły nie miały zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością, uważała inaczej i nawet przez głowę jej nie przeszło, że może się mylić. Człowiek, którego spotkała, starszy od niej o jakieś dziesięć lat, nie zachowywał się tak, jakby chciał jej coś zrobić. Aresztować, zabić, zgwałcić... wachlarz opcji był doprawdy obszerny. Tak, nie zachowywał się, chociaż jego słowa sugerowały coś innego. Nie wiedziała, kim jest. Przestała sądzić, że naprzeciwko niej stoi Strażnik Pokoju. Gdyby był, już dawno siedziałaby w jakimś poduszkowcu kierującym się w stronę Rządu, zakuta w kajdanki. Ewentualnie jej mózg ozdabiałby swoją intensywną czerwienią suche skrawki zalanej ulicy. Ewentualnie krew wymieszałaby się z wodą i nabrała nieco jaśniejszego odcieniu, a metaliczna woń ogarnęłaby zmysły tego człowieka, który byłby z całą pewnością zadowolony z takiego obrotu spraw. A jednak żyła. I nic - przynajmniej jak na tę chwilę - nie wskazywało, że ma si to w najbliższej chwili zmienić. Pomodliła się w duchu, tym razem nie wybierając indywidualnej modlitwy. Po prostu nie wiedziała, jak ułożyć swoje myśli w słowa, była w niemałym szoku. Dlatego uciekła się do Pod Twoją Obronę. Mocno ściskała naszyjnik z malutkim krzyżem - prezent od matki. Otrzymała go, zanim opuściła dom rodzinny na zawsze, nie wiedząc jednak, że widzi swoją rodzicielkę po raz ostatni. Sama Molly doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ale nie jej córka, wpadka po jakiejś imprezie, gdzie było wiele alkoholu i odrobinkę za dużo pigułek gwałtu, była trochę głupiutka. Oraz naiwna, jednak nie odziedziczyła tych cech po mamie. Może po ojcu, którego żadna z nich nie zna? Niby w jaki sposób? Stać się ojcem jest łatwo - trudniej jest nim być. Ewangelina, mimo że go nie znała, żywiła do niego nieukrytą odrazę. I niechęć. I wiele innych odczuć, których jest naprawdę wiele, a które okalały całą czaszkę dziewczyny i przyprawiając ją o niemiłosierny ból skroni. Zazwyczaj w podobnej sytuacji oddychała spokojnie i głęboko, a ten rodzaj fizycznego cierpienia zazwyczaj ulatywał i znikał na dłuższy czas. Tak jednak tym razem nie było. Ból był coraz to mocniejszy, była to tak ostra migrena, że czuła wstręt do światła, nawet tak nieznacznego, ze względu na taką a nie inną pogodę, zbierało jej się na wymioty. Mimo iż starała się ograniczać natłok myśli do niezbędnego minimum, by ból chociaż trochę zelżał w swej sile, i tak starania te kończyły się fiaskiem. Ponownie zaczęła analizować swoją - na domiar tego niezbyt ciekawą - sytuację. Mogło się wydarzyć wszystko, naprawdę wszystko, jednak Ewangelina uznawała tylko jedną ewentualność: jej koniec zbliża się, powolnymi krokami, jednak los je przyspiesza, by w najkrótszym możliwym czasie dojść do tego, co sam zapisał w naszych scenariuszach. A zapisał na pewno wiele, nawet jeżeli dana osoba nie ma zbyt ciekawego życia. Pozory mylą. Ewangelina nie raz i nie dwa razy miała szansę się o tym przekonać, mimo jej choroby, która znacząco utrudnia jej codzienne funkcjonowanie, więc wiele dałaby, by pewnego dnia obudzić się i pamiętać. Wszystko. Nie tylko tych kilka faktów, których jest naprawdę mało, które zawsze siedzą w jej głowie, po postacią wspomnień, niezależnie od tego, że stan dziewczyny po prostu się pogarsza. Stirling czasami była tego świadoma, a czasami nie. Jednak nie tylko ze względu na jej problemy z pamięcią. Tak więc, pewna szesnastolatka stała jak zaczarowana na terenie przynależącym do zalanej ulicy. Brudna, śmierdząca, z zeszytem w dłoni oraz przewieszoną przez ramię, starą torbą, która cudem trzymała się jeszcze na dość zepsutym i obdartym pasku. Niedługo zostanie z niego cieniutka wstążeczka. Ale nieważne. Ważniejsze jest to, co tutaj się dzieje. Ewangelina nie wiedziała, czy kiedykolwiek, w dalszej albo wczesnej przeszłości, znalazła się w podobnej sytuacji. Mogła się jedynie domyślać, obserwując na swojej skórze liczne siniaki oraz zakrzepłą krew. Kiedy spytała się matki o pochodzenie tych obrażeń, ta odpowiedziała, że Ewa powinna o tym zapomnieć. Molly sama nie wiedziała, kto tak pobił jej córkę. Nie miała pojęcia, że kiedyś została aresztowana. Za niewinność! Słowa mężczyzny dotarły do niej dopiero po jakimś czasie. Musiało upłynąć kilka długich sekund, by Strażnik wreszcie usłyszał jej słowa. - C-c-o tutaj robię? - kilka głębokich wdechów i wydechów. Uspokój się, dziewczyno! Nie możesz pokazać po sobie strachu... chyba, że chcesz, aby ten człowiek zaczął coś podejrzewać. A tego nie chcesz. - przechadzam się, ot tak. A to źle? - ostatnie słowa udało jej się wypowiedzieć z większą dawką pewności siebie, bez najmniejszego zająknięcia. Jednak ton ten nie odzwierciedlał jej stanu ducha. Była przerażona. Co prawda usłyszała drugie pytanie, jednak nie wiedziała, co powiedzieć. Skłamać czy zdradzić swoją tożsamość? Zastanawiała się tak długo, że uznała iż lepiej udawać, że nie usłyszała prośby o zdradzenie nazwiska. Prośby? Raczej nie. Rozkazu? Też raczej nie. Pewnie coś spomiędzy. Przytuliła ponownie zeszyt do piersi. Bała się. A ból głowy minął... jak ręką odjął. |
| | | Wiek : 27 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, broń palna, magazynek z 15 nabojami, zezwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Zalana ulica Sro Cze 24, 2015 3:51 pm | |
| Dylematy, towarzyszyły i towarzyszyć będą zawsze, każdemu człowiekowi, poczynając od tych najlżejszych i najbanalniejszych, a na tych najtrudniejszych kończąc. Wypić kawę czy herbatę? Iść piechotą, czy jechać samochodem? Każdy człowiek prędzej czy później postawiony zostaje w, wydawałoby się, sytuacji bez wyjścia, kiedy to żadne rozwiązanie nie będzie wystarczająco dobre. Niestety jednak, tak działa świat i Victor już dawno nauczył się, że jego niesprawiedliwości nie da się zwalczyć. Kiedyś, tak dawno, że obrazy z tamtych okresów powoli zaczynały się zamazywać, Victor był zaledwie nastolatkiem będącym przekonanym o tym, iż żadne zło tego świata nie jest w stanie go dosięgnąć tak długo, jak jest szczęśliwy. Dotychczas wszystko zdawało się iść po jego myśli i nie byłoby na jego drodze przeszkody, której nie umiałby pokonać, a i życie było dla niego wyjątkowo łaskawe. Przemierzał całe Panem krok po kroku ucząc się sztuki życia w świecie, który najwyraźniej nijak miał się do smutnej rzeczywistości, której codziennie musieli doświadczać mieszkańcy dystryktów. Nie było też jednak tak kolorowe jak to, które porzucili jego rodzice jakiś czas wcześniej, wybierając swoją własną, indywidualną drogę wyznaczoną przez odciski kół samochodu na piachu. Nie było problemów, które uderzyłyby go w twarz z niewyobrażalną siłą, pokazując, iż w rzeczywistości nic nie jest takie, jakim się wydaje. A później niebo przykryły czarne chmury. Brzmi to jak popularna historia opisana w średniego rodzaju książce, jednak dla Victora zdecydowanie nie stanowiła rozrywki. Przyzwyczaił się już do przyjaźni, które kończyły się po kilku dniach czy tygodniach, wraz z jego wyjazdem z danego dystryktu. W Czwórce wraz z siostrą zostawili człowieka, który pokazał mu zupełnie nowy świat, zdjął z dziesięcioletnich oczu klapki, ukazując piękno, które kryje w sobie cała Ziemia, a teraz znów, po 7 latach miał stanąć przed koniecznością pożegnania osoby, która wryła się w jego serce na dłużej, niż by tego zapragnął. Podróżowanie bywało męczące. Choć zazwyczaj wspominał to wszystko z uśmiechem na ustach, nie roztrząsając tych chwil, w których chciał jedynie uciec od swojej rodziny, znaleźć własne miejsce na ziemi, które stałoby się jego domem, doskonale pamiętał o tych nielicznych momentach, gdy rzeczywistość naprawdę dawała mu w kość. Przyzwyczajanie się do co rusz to nowych miejsc i ludzi, podziwianie przewijających się za szybą krajobrazów i pożegnania, na które po jakimś czasie stał się odporny sprawiały, że zaczął marzyć o miejscu, do którego mógłby wracać po szkole, w którym odczułby prawdziwe, rodzinne ciepło. Pragnął stołu, do którego mogliby zasiąść we czwórkę jedząc wspólny posiłek, własnego dużego łóżka z widokiem na zachodzące słońce, psa biegającego po podwórku i braku konieczności zastanawiania się nad tym, co będzie dalej. Gdzie zatrzymają się za parę miesięcy? W jakim miejscu spędzą zimę, czy kiedykolwiek jeszcze ujrzy znajome twarze, czy może nigdy już nie powróci w te miejsca, z których tak brutalnie został wyrwany? Jedno tylko imię kojarzyło mu się z domem, choć tak naprawdę był zbyt młody, aby myśleć o założeniu rodziny. Nie chodziło jednak o jego dom a jej, otwarty na gości, przyjazny i ciepły, w którym zawsze czuł się mile widzianym. Uwielbiał spędzać tam czas, siadać z jej rodziną przy stole, jeść wspólny obiad, rozmawiać i śmiać się. Opowiadał im o miejscach, w których był, o rzeczach, które widział i ludziach, którzy poznał, a oni wydawali się szczerze zafascynowani, całe życie spędziwszy w tym samym miejscu bez możliwości poznania świata. Traktowali go niemalże jak syna i bez względu na to, jak bardzo kochał własnych rodziców i siostrę, chwile spędzone z rodziną Grace wydawały mu się najlepszymi, jakich przyszło mu wtedy doświadczyć. Żadne z nich nie przypuszczało, że już wkrótce ten śmiech zamrze im na ustach i nie wydobędzie się nigdy więcej. Patrząc na stojącą naprzeciw niego przerażoną dziewczynę zastanawiał się, ile może mieć lat. Wyglądała mniej więcej na tyle ile miała Grace, kiedy podczas dożynek została wyrwana z rodzinnego ciepła, spod objęć płaczącej matki i oszołomionego ojca, niemogących uwierzyć w to, co spotkało ich córkę. Pochodzili z Jedynki, ale w przeciwieństwie do większości nie byli gotowi utracić ukochane dziecko tak wcześnie, zanim naprawdę zdoła zgłębić tajemnice świata i doświadczyć tego, co życie ma jej do zaoferowania. Czy wtedy się bała? Kiedy stała pośród ciemności sama, choć obserwowana przez miliony ciekawskich oczu robiących między sobą zakłady o to, jak długo przetrwa na Arenie, w miejscu, gdzie nie panowały żadne zasady. Czy myślała wtedy o nim, siedemnastoletnim chłopcu z ciemnymi włosami, któremu obiecała, że wróci? Który z zawzięcie wpatrywał się w ekran telewizora, pozwalając, aby jej matka wypłakiwała oczy na jego ramieniu, bojąc się tego, co przyniesie każda kolejna sekunda. Jak czuła się wtedy, gdy umierała, gdy patrzyła w oczy osoby, którą znała tak dobrze ze szkoły, którą każdego dnia mijała na ulicy i która, ogarnięta rządzą zwycięstwa, z niemalże chirurgiczną precyzją podrzynała jej gardło, mocząc dłonie w ciepłej i lepkiej krwi. Obserwując tą drobną istotę przypomniał sobie o własnym bólu, o życiu uciekającym z ciała ukochanej, o brutalniej zemście, której dopuścił się później i o wszystkich tych dylematach, którym musiał stawić czoła. Teraz też stał przed jednym. Jego zawód i obowiązki nakazywały mu zabrać dziewczynę do Kapitolu aby tam ukarana została za swoje przewinienia. Sprawiedliwości musi stać się zadość. Ale czym zawiniła? Jakie poważne przestępstwo względem całego kraju popełniła, aby traktować ją tak brutalnie i tak nieludzko? Wybór pomiędzy prawem a własnym sumieniem zawsze był ciężki i Victor, podejmując się wykonywania obowiązków Strażnika Pokoju był w pełni świadomy, że nie zawsze wszystko musiało iść po jego myśli. Czasem musiał zachować się tak, jak sam uważał za słuszne, bez względu na to, czy było to zgodne z prawem czy nie. - Źle? – zapytał, nie mogąc uwierzyć, że ta dziewczyna nie próbuje nawet walczyć o swoje życie. Im dużej się jej przyglądał, tym bardziej przypominał sobie te wszystkie twarze i nazwiska poszukiwanych, w tym także jej – Ewangelina Stirling, poszukiwana oskarżona o niestawienie się w dniu wywózki do Dystryktu Dwunastego oraz ucieczkę z getta, nieprawdaż? – powiedział, robiąc jeszcze jeden krok – Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale znajdujesz się na Ziemiach Niczyich. Nie jest tu najbezpieczniej, a szczególnie nie wtedy, gdy za twoją osobę wyznaczono nagrodę – pouczył ją trochę ostrzejszym głosem, czując się w obowiązku choć w części wypełnić swoje zadanie, skoro i tak zamierzał nagiąć przepisy – Zamierzasz coś uczynić z tym faktem? – wiedział, jak bardzo się boi, ale nie mógł po prostu puścić jej wolno wiedząc, że jeśli dalej będzie zachowywać się w podobny sposób narazi samą siebie na jeszcze większe niebezpieczeństwo w postaci spotkania z kimś, kto nie nazywał się Victor Blythe. |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Zalana ulica Sro Cze 24, 2015 10:42 pm | |
| ...Przytuliła ponownie zeszyt do piersi. Bała się. A ból głowy minął... jak ręką odjął.
Ewangelina nie znała trosk tego człowieka. Nawet nie pomyślała, że może on je mieć. W sumie niewiele obchodziła ją jego osoba, jednak to miało się już wkrótce zmienić. Po jakimś czasie zacznie się zastanawiać nad pewnymi kwestiami, dotyczącymi stojącego tutaj mężczyzny. Bo początkowo nie pomyślała, że i ów delikwent posiada własne pragnienia, marzenia... można by tak wymieniać w nieskończoność. Jednym słowem: posiadał duszę. Nieważne, jak bardzo skażoną. Po prostu ją miał. Dzięki temu zachował na pewno odrobinę człowieczeństwa, namiastkę podstawowych uczuć. Początkowo mogło się zdawać, iż wie jedno: nigdy nie zrozumie pobudek ludzi, którzy pracują dla rządu. Którzy ślepo wykonują swoje obowiązki. W imię czego? Jakiejś zasranej sprawiedliwości? Bezpieczeństwa? Phi. Co ona zawiniła, że została wraz z matką zamknięta za murami miejsca zwanego gettem? Co ona zawiniła, że zachorowała? Za jakie grzechy zapłaciła utratą drugiej najważniejszej osoby w jej życiu, przyjaciela, któremu udało się uciec rebeliantom? Za co to wszystko? Urodziła się pod nieszczęśliwą gwiazdą. A ona... chciała po prostu żyć. Może ukończyć jakąś szkołę artystyczną, jak jej matka. Potem mogłaby nawet żyć tylko i wyłącznie na ulicy, sprzedając swoje obrazy. Wszystko jedno. Mogła być nawet biedna. Byle mieć przyjaciela. I ojca. Brzydziła się myślą, że jej matkę zapłodnił jakiś chuj, który tylko zabawił się rodzicielką dziewczyny, zanim ta osiągnęła pełnoletność. Skazał ją na trudy samotnego wychowania córki. Nie dość, że była zdana tylko na siebie, musiała się uczyć. Nie, nie porzuciła nauki, uważała, że wykształcenie to podstawa w realiach dzisiejszego świata. Chciała tę prawdę przekazać Ewangelinie, swojemu jedynemu dziecku. Jednak zrobiła pewien błąd - zasłoniła jej oczy na sadyzm tego świata. Chciała wychować córkę na normalnego człowieka. Taki miała zamiar. Niestety, skutki okazały się być inne od zamierzonych. Ewangelina stała się osobą bardzo naiwną. Całe szczęście, że powoli zaczyna uczyć się życia. Pobyt na Ziemiach Niczyich to początek otwierania oczu dziewczynie na brutalność świata. Jednak został zapoczątkowany już w getcie, acz nieznacznie, subtelnie, prawie niewidocznie. Zanim spotkała Iliyę, była jeszcze bardzo głupiutka. Była taka, kiedy weszły razem do kanałów. Jest głupia nawet teraz, kiedy stoi tak przed tym mężczyzną (tak, była już pewna, że to Strażnik Pokoju, a utwierdziła się w tym przekonaniu jeszcze bardziej, kiedy wypowiedział późniejsze słowa), drży cała, ściskając zeszyt. Młoda, naiwna, głupia. Nie zna życia... Jednak z każdym momentem zaczyna je poznawać, smakować tę gorzkość. Szkoda, że nie pamięta, jak została kiedyś aresztowana i brutalnie pobita. Gdyby nie jej choroba, z pewnością zapamiętałaby to wydarzenie, a takie wspomnienie nieustannie przypominałoby jej o brutalności świata. O brutalności Stwórcy, w którym pokłada wszystkie swoje nadzieje. Wierzysz w Niego, a on wyrządził Ci tyle szkód. Nie umiesz wyciągać wniosków, Ewangelino, ktoś mógłby powiedzieć. Sama dziewczyna na pewno nie przejęłaby się takimi słowami. I raczej nie weźmie ich do siebie nawet, jeżeli pozna ten świat dość wnikliwie, uważając zapewne, że Bóg ma swój plan, w którym wszystko zostało uwzględnione. Mężczyzna przyglądał się jej wnikliwie, przez co szesnastolatka straciła ostatnią namiastkę pewności siebie. W jego oczach błysnęło coś... nieodgadnionego. A to, co powiedział, sprawiło, że poczuła się słabo i nieomal upadła. O kurwa. Tylko tyle była w stanie pomyśleć, jednak już po chwili jej umysł został zaatakowany przez dość sporawy i silny zespół myśli. A jednak miała rację! Jest poszukiwana. Jej obawy znalazły ujście w rzeczywistości. Nie myliła się. Ani trochę. A ten człowiek najwidoczniej znał listę poszukiwanych, więc poznał ją po zdjęciu. Jak widać, rząd posiadał jej fotografię tak wyraźną, że ów Strażnik od razu skojarzył rysy twarzy. Może po prostu miał świetną pamięć fotograficzną. Jego zdolność była przekleństwem dla Ewangeliny, a przynajmniej w tej chwili. Niewiele myśląc, wyciągnęła z torby uprzednio znaleziony nóż ceramiczny. Mierząc nim w swojego wroga, wycedziła przez zęby: - Spróbuj do mnie podejść, spróbuj mi cokolwiek zrobić, a wytnę ci te śliczne oczka. - w jej oku dał się zauważyć błysk szaleństwa. - chętnie wyrżnę ci brzuszek i zawiążę jelita w kokardkę. Zaskoczyła samą siebie. Nigdy nie posądziłaby samej siebie o taką pewność siebie, nie pomyślała, że kiedykolwiek może być autorką podobnych słów. A jednak, adrenalina potrafiła z człowiekiem zrobić naprawdę wiele. Tak, zaistniała sytuacja okazała się dla Ewangeliny niezłą szkołą życia. Powoli zaczynała rozumieć, że świat jest brutalny. Powoli traciła pewność siebie. Wciąż trzymając ostrze wymierzone w oblicze mężczyzny, zrobiła kilka kroków do tyłu, ale... potknęła się o jakiś kamień i upadła do tyłu, zanurzając się całkowicie w wielkiej kałuży. Całe szczęście, że zeszyt nie uległ zniszczeniu: wypadł jej z dłoni i upadł na suchy teren. Czym prędzej wstała, ociekając wodą. Złapała czym prędzej notatnik i zaczęła biec. Na oślep. Byle najdalej od tego człowieka... jednak pech chciał, że ponownie upadła, tym razem na twarz. Tym razem jednak były to tereny suche. Podniosła się lekko i wypluła piach. Nie miała siły wstać całkowicie. Nie miała sił na nic... |
| | | Wiek : 27 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, broń palna, magazynek z 15 nabojami, zezwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: Zalana ulica Sob Cze 27, 2015 9:53 pm | |
| Jeszcze nigdy nie przyszło Victorowi na myśl że to, co robi, nie ma sensu. Był idealistą i wierzył w to, co chciał osiągnąć dlatego nigdy też nie rozmyślał o porzuceniu swoich zamiarów. Nie przerażały go żadne problemy, które napotykał na drodze, nie raziły go opinie ludzi czy oporność tych, którzy byli ważną częścią jego małego projektu. Wbrew wszystkiemu w tym jego uporze nie chodziło jedynie o utarcia nosa tym, którzy rzucali mu kłody pod nogi i pokazaniu, jak bardzo się mylili sądząc, iż nie uda mu się nic osiągnąć. Najzwyczajniej kochał to, co robił i codziennie budził się z uśmiechem na ustach, myśląc o kolejnym dniu spędzonym na realizowaniu swoich planów przez choćby tak małe gesty jak uśmiech w stronę strudzonego mieszkańca getta, podanie dziecku piłki, która przypadkowo wylądowała u jego stóp czy darowanie jakiegoś przewinienia aby udowodnić, iż nie każde spotkanie twarzą w twarz ze Strażnikiem Pokoju musi się skończyć w niemiłych okolicznościach. Czasem jednak robiło mu się przykro, szczególnie wtedy, gdy to, co robił, spotykało się z nazbyt agresywną reakcją osoby, której mimo wszystko usiłował pomóc. Oczywiście, nie oczekiwał, że ludzie będą rzucać mu się w ramiona i dziękować za to, że coś robi inaczej, że jego pogląd na świat odbiega od tego, do którego zostali przyzwyczajeni. On też nie zawsze miał siłę demonstrować to wszystko, a kiedy już to robił, zazwyczaj nie było to celowe. Taki już był, tak wyglądał jego styl życia. Nie potrafił reagować agresją w stosunku do kogoś, kto nie zrobił nic, co mogłoby w jakiś sposób zagrozić jemu czy ludziom dookoła. Dopiero kiedy dostrzegł i nauczył się, że jego podejście nie koniecznie równa się podejściu innych ludzi postanowił to wykorzystać. Nie lubił stosować przemocy i zapewne ci, którzy znali go bliżej, nie potrafili wyobrazić sobie Victora z pistoletem w dłoni, z kamiennym i pozbawionym emocji wyrazem twarzy wymierzając komuś śmiertelny cios w sam środek głowy. Nie pasowało to do niego tak samo jak do Adlera nagłe ogłoszenie likwidacji getta i wypuszczenie wszystkich jego mieszkańców do dzielnicy, aby mogli powrócić do poprzedniego życia i z czasem zapomnieć o krzywdach, które zostały im wyrządzone. Nie dało się jednak ukryć, iż w jego zawodzie nie dało się uniknąć radykalnych metod. Czy łamało mu się serce, gdy jego pięść spotykała się z twarzą agresywnego i pijanego mężczyzny, który rzucał się w jego stronę z nożem w zaciśniętej dłoni? Czy ronił łzy, gdy wystrzeliwał kulę w nogę kobiety, która usiłowała uciec przez bramę getta licząc, iż jakimś cudem nie zostanie zauważona? Nie, ponieważ Blythe doskonale potrafił oddzielić te dwie sfery życia, zawodową i emocjonalną. Nie był jednak aż tak bezwzględny. Odczuwał w stosunku do nich współczucie, było mu przykro, że musi wyrządzić im krzywdę ze względu na ich głupotę oraz fakt, iż nie pozwalali mu sobie pomóc. Zastanawiał się wtedy, co tkwiło w ich głowach. Rozumiał, iż wszystko to, co się wydarzyło, nie może zostać odwrócone jedynie jednym uśmiechem czy uprzejmym słowem, ale nie widział także powodów, aby obracać się przeciwko niemu. Nigdy jednak, odkąd przeprowadził się do Kapitolu i rozpoczął nową pracę, nie zabił nikogo, nie ważne jak bardzo na to zasłużył. Bez względu na wszystko, śmierć i przemoc sama w sobie nie stanowiły odpowiedniego rozwiązania. Chciał resocjalizować przestępców, pomagać im odnaleźć odpowiednią drogę, odkryć dobro, które na pewno tkwiło głęboko w ich sercach. Victor usilnie wierzył w to, iż nikt nie był tylko zły i czy tylko dobry, w pewnym momencie swojego życia człowiek decydował, w którą stronę chce się zwrócić, świadomie bądź nie, swoimi czynami czy myślami, stawiał stopę na jednej z dwóch ścieżek, zduszając w sobie ten drugi pierwiastek, który mógłby pomóc utrzymać równowagę, balansując na zdecydowanie zbyt cienkiej krawędzi. Teraz stał, patrząc w oczy biednej, samotnej i przerażonej dziewczyny myśląc o tym, iż mógłby jej pomóc. Byłby w stanie zrobić tak wiele rzeczy, by sprawić, aby jej życie choć w małym stopniu było odrobinę lepsze. Widział, że nie powinien, że łamał zasady, że robił to, czemu wyraźnie sprzeciwiał się rząd, ale nie mógł zapomnieć o Grace i o tym, że na pewno się bała, gdy pod osłoną nocy drżała w zakamarkach Areny myśląc o tym, iż za jakiś czas to wszystko może się skończyć. Co w tamtym momencie myślała tamta dziewczyna? Czy także miała przed sobą wizję końca? Pożarcia przez bezkresną otchłań Ziem Niczyich, gdzie nie było największej szansy na jakąkolwiek pomoc, mogącą odwrócić bieg rzeczy, wymazać przeszłość i sprawić, że przyszłość będzie się jawić w o wiele jaśniejszych barwach. Mógł się spodziewać reakcji dziewczyny. Był obcym, wkraczającym w jej świat. Potencjalnie niebezpieczny, w białym mundurze z bronią za paskiem. Był zagrożeniem, stojącym tak blisko niej. Był zwiastunem niebezpieczeństwa i bez względu na to, jak bardzo się starał, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie myślał w ten sposób. Może więc powinien przez te wszystkie lata nauczyć się, że bez wsparcia kogoś o większych możliwościach nie uda mu się zmienić rzeczywistości? Może powinien pracować tak, jak każdy inny Strażnik, żyć tak, jak każdy normalny człowiek? Gdy w dłoni Ewangeliny pojawił się nóż, Victor zadziałał mechanicznie. Jego dłoń powędrowała do broni, która w jednej sekundzie znalazła się wycelowana w jej stronę, prosto w serce. Jeden ruch, delikatne zaciśnięcie ręki, a wszystko mogłoby się zakończyć. Nie zamierzał jednak strzelać widząc, że dziewczyna cofa się krok po kroku. - Naprawdę nie chciałbym musieć cię krzywdzić – powiedział spokojnie, także postępując o kilka kroków do przodu – Odłóż więc nóż i zatrzymaj się, a nikomu nic się nie stanie – dodał stanowczym tonem, jednak w połowie jego wypowiedzi dziewczyna runęła do tyłu, zanurzając się w brudną kałużę. Mężczyzna przyspieszył kroku, jednak ona zerwała się na nogi i zaczęła uciekać. Zatrzymał się i bez wahania nacisnął spust. Kula wystrzeliła, przelatując o kilka centymetrów od głowy uciekinierki. Nie przez przypadek, ale celowo, aby ją nastraszyć i pokazać, że nie warto uciekać. Nie miał pojęcia, czy zadziałało, czy to, co się wydarzyło było jedynie zbiegiem okoliczności, jednak po chwili dziewczyna ponownie znalazła się na ziemi, nie podnosząc się ponownie. Podszedł, stając nad nią i schylając się, aby wyjąć jej z dłoni nóż. Przez chwilę jeszcze mierzył w jej stronę, po czym schował broń i podniósł dziewczynę z ziemi. - Nie jestem taki jak wszyscy – powiedział, sam nie wiedząc dlaczego. Nie musiał się jej tłumaczyć z tego, co robi – A ty nie musiałaś uciekać – dodał, odsuwając się kawałek, aby utrzymać bezpieczną i stosowną odległość. Przyglądał się jej uważnie, zastanawiając się, co powinien z nią zrobić. Była mokra i brudna, ale on sam nie miał zbyt wielu możliwości. Nie miał niczego, co mógłby jej dać, nie mógł także zabrać jej ze sobą do miasta. Westchnął ciężko, wyciągając z niewielkiej kieszeni kanapkę, którą zamierzał zjeść na drugie śniadanie. Wetknął ją w jej rękę, czyniąc podobnie z nożem, którym jeszcze przed chwilą próbowała się bronić – Idź – powiedział tylko odwracając się i wracając w stronę Kapitolu – Powodzenia, Ewangelino – rzucił jeszcze przez ramię, po czym przyspieszył kroku mając nadzieję, iż nie będzie na tyle bezmyślna, aby podążać za nim. |zt |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Zalana ulica Nie Lip 12, 2015 8:41 pm | |
| Na jego słowa zareagowała tak, jakby spłynęły po niej jak po kaczce. Nie było to prawdą. Pewna poszukiwana uciekinierka - tak, teraz Ewangelina była już pewna tego pierwszego słowa - przyjęła je do siebie, co innego że nie zareagowała na usłyszane wyrazy w odpowiedni sposób. Nie odłożyła noża, a po wypowiedzianym zdaniu wciąż celowała do Strażnika Pokoju swoją uprzednio znalezioną bronią ceramiczną. Dyszała ciężko, ale co się dziwić przerażonej nastolatce? Jeszcze nigdy jak dotąd nie znalazła się w podobnej sytuacji... przynajmniej sama tak uważała, mogła się mylić, ze względu na zanik pamięci. Przecież nie była w stanie opisać w swoim zeszycie, bo straciła w celi przytomność, a sama została pozbawiona tego przedmiotu. Gdyby tylko wiedziała... na pewno myśl, że jakiś człowiek postawiony wyżej uznał, że zapisała tam jakimś szyfrem jakieś nazwiska, przyprawiałaby ją nie tylko o śmiech, ale również grozę. Wiemy już, że Ewangelina nieraz zastanawiała się nad tą sprawą, widząc na swoim młodym ciele wiele siniaków. No ale nieważne. Dziewczyna uznała, że nie warto o tym rozmyślać, a przynajmniej nie teraz. Teraz miała inne priorytety. Biegła ile sił w tych chudych nogach. Nie obchodziło jej to, że ten człowiek może ją teraz zabić jednym strzałem - co prawda biegała dość szybko, jednak on, jako Strażnik, z całą pewnością potrafił strzelać do nawet dość odległego celu. Nawet takiego ruchomego. Usłyszała strzał, i mimo iż uznała że nadszedł jej koniec, biegła dalej. Ale co się dzieje... żyje nadal! Kula minęła jej głowę. Nie wiedziała, czy to przez jego nieudolność, a może to był celowy zabieg? Nie zastanawiała się nad tym, nie miała czasu. Upadła ponownie, nie znajdując chociażby namiastki sił, by wstać i kontynuować ucieczkę. Ucieczkę przed tym mężczyzną. Usłyszała jego kroki i serce podskoczyło jej do gardła. Zapadła chwile milczenia, chwila w której mogło się wydarzyć wszystko, naprawdę wszystko i tym samym ta cisza wprowadzała nastrój grozy, napięcia, nastrój, w którego okolicznościach można znaleźć różne wyjścia z zaistniałej sytuacji. Jednak... czy rzeczywiście istniało jakieś wyjście? Dla Ewangeliny nie. A przynajmniej tak jej się wydawało. Leżąc, do jej uszu dotarły słowa, których raczej nie spodziewała się po Strażniku. "Nie jestem tacy jak wszyscy". - co to mogło oznaczać? Przez chwilę zastanawiała się nad ich sensem, wnet uznawszy, że go podpuszcza. Żeby się go nie bała, a wtedy prawidłowo spełni swoje obowiązki, zawożąc ją do siedziby rządu. Stara Ewangelina na pewno nie byłaby taka czujna. uznałaby z pewnością, że jego intencje są dobre, co oczywiście nie odbiegało od prawdy. Tak, napisaliśmy "stara Ewangelina". Dziewczyna z całą pewnością ja na chwilę obecną była o wiele bardziej odporna na sadyzm tego świata, niż jeszcze parę chwil temu, chociaż fakt faktem, proces ten był stopniowy. Przebywając na Ziemiach Niczyich jako osoba poszukiwana, z całą pewnością już wkrótce będzie kimś, w kim nie została chociażby odrobinka naiwności. Zwłaszcza, że zbliża się mroźna zima, a ona zabrała z domu, oprócz zeszytu, długopisu i torby, jedynie cienki płaszcz. Uznała, że mus ponownie zacząć się rozglądać, może poszczęści się jej tak, jak wcześniej, i znajdzie coś, co ochroni ją przed nadciągającym zimnem? Koc, śpiwór, kurtkę, płaszcz.... wszystko jedno. Oby zatrzymywało ciepło, bo co jak co, ale umierać z mrozu nie zamierzała. Mimo zanikającej naiwności. wciąż żywiła wielkie nadzieje, że uda jej się przetrwać tyle czasu, aż rząd zaniecha dalszych poszukiwań uznając, że Ewangelina nie dopuściła się żadnej strasznej zbrodni, działała tylko tak, jak normalny człowiek. A przecież pan prezydent również na pewno zachował chociażby odrobinkę człowieczeństwa. Panienka Stirling marzyła, że jego podejście do sprawy ulegnie przeobrażeniu. Pomodliła się nawet krótko w duchu, czyniąc znak krzyża. Nie mogła w to uwierzyć. Strażnik dał jej kanapkę, wypowiedział kilka zdań, których na pewno nie spodziewała się po osobie takiej a nie innej funkcji... i odszedł. Siedziała na jakimś skrawku suchej gleby, co w tutejszym miejscu nieomal graniczyło z cudem, zaraz po tym, jak mężczyzna pomógł jej wstać. Zaciskała pięść na kanapce i bez zastanowienia, nie myśląc nawet co jest w środku (przecież mógł chcieć ją otruć!), zatopiła swoje ząbki w bułce z serem. Nie minęło pól minuty, a po kanapce nie było śladu. Nie jadła nic od rana, więc nic dziwnego, że wchłonęła posiłek tak szybko. Usłyszała dokuczliwe burczenie w brzuchu. Tak, po zjedzeniu bułki rozbudziła w sobie apetyt. Wnet pożałowała, mogła zostawić sobie połowę na późniejszą chwilę. Nie pomyślała, więc tym oto sposobem ponownie została bez żadnej żywności. Dawna Ewangelina dała o sobie znać, więc tym sposobem załkała cichutko, dając upust swoim emocjom. Uznała, że jest tutaj sama - mężczyzna już dawno zniknął z jej pola widzenia - więc pomyślała, iż może robić, co jej się żywnie podoba. Rozglądała się wokoło i uznała, że woda - o zgrozo - wciąż utrzymuje ten sam wysoki poziom. A to dziwne, ostatnio nie padało... stop. Nie padało w getcie, a Ziemie Niczyje to zupełnie inna bajka. |
| | |
| Temat: Re: Zalana ulica Pon Wrz 21, 2015 1:58 pm | |
| Patrol składał się z dwóch młodych mężczyzn, na pierwszy rzut oka wyglądali na nieuzbrojonych, ale tylko oni sami wiedzieli, jak było naprawdę. Otrzymali wyraźny rozkaz od dowództwa - przeszukać Ziemie Niczyje pod względem ukrywających się tam ludzi. Uciekinierzy z getta lub przybysze z Dystryktów, to było bez znaczenia. Ważne, aby nikt nie pozostawał na zewnątrz podczas tak mroźnej i groźnej zimy. No i żeby nikt przypadkiem nie podejrzał przemykających się członków Kolczatki, a później nie doniósł na nich władzy. Mężczyźni wyłonili się zza budynku i powoli zdecydowali się na wkroczenie na lód. Warstwa wydawała się gruba, nic nie skrzypiało pod ich nogami i obaj mieli nadzieję, że nie wpadną nagle do wody; brudnej i śmierdzącej. Rozglądali się uważnie, ale nie robili tego ostentacyjnie. |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Zalana ulica Sro Wrz 23, 2015 11:04 am | |
| Burczenie w brzuchu nastolatki z pewnością przeszkadzało Ewangelinie w racjonalnym rozumowaniu. Powinna opracować jakiś plan. Może postara się znaleźć Iliyę? Czy jest to wykonalne? Jeżeli spotkają się po raz kolejny, będą mogły ponownie złączyć siły, walcząc o życie. Co dwie głowy to nie jedna, jak zwykła mówić matka dziewczyny. Molly Stirling. Artystka obyta w sztukach plastycznych, absolwentka kapitolińskiej Akademii Sztuk Pięknych. W głowie uciekinierki nagromadziło się wiele wspomnień, dotyczących tej kobiety, którą opuściła by uciec z getta, sądząc naiwnie, że i ona zdoła się uratować. Wspomnienia. Niektóre z nich poznała za sprawą lektury własnych notatek, niektóre tkwiły w umyśle nastolatki nieustannie mimo że nie powinna ich pamiętać. To zdecydowanie nie była typowa amnezja, którą można nazwać dysocjacyjną, jednak nawet ta nazwa nie określała dokładnie problemu. Jej problemu, z którym zmaga się już przez wiele lat, jednak panienka Stirling nie odczuwała tej różnicy czasu, ze względów dość oczywistych, jasnych - zwłaszcza dla osób, które znają tajemnicę jej zeszytu, z którym w ogóle się nie rozstaje. Siedząc, zjadła kanapkę i przez dłuższą chwilę wpatrywała się w dal, nie rejestrując jednak we własnym umyśle kompletnie niczego. Co prawda widziała wyrastające drzewa, zniszczone budynki, nawet lód na większej części ulicy, ale nie docierało do niej sens rejestrowanych obrazów. Może była otępiała z głodu, odwodnienia i przemęczenia? Bardzo prawdopodobne. Zeszyt wraz z wetkniętym długopisem spoczywał obok niej, podobnie było ze starą wysłużoną torbą, w której trzymała w większości przedmioty znalezione na tych terenach z czystego przypadku, zaledwie pół godziny temu. Miała szczęście. Miała już okazję skorzystania z jednego z nich, noża ceramicznego, chcąc ochronić własną skórę, obawiając się napotkanego Strażnika. Nadal nie potrafiła w to uwierzyć... darował jej życie. Nie zgarnął jej, by postawić ją przed przedstawicielami władzy. Co prawda znalazła się w dość kłopotliwych warunkach, ale nie rezygnowała z walki o życie. Chciała żyć, była młoda i z cała pewnością przeżyje jeszcze wiele. Na pewno jaszcz nie raz i nie dwa razy znajdzie się w dość kłopotliwej sytuacji, zazna szczęścia, a może nawet... odwzajemnionej miłości? Szczerze powątpiewała. Uważała się za osobę niezbyt atrakcyjną, a co dopiero mówić o jej schorzeniu, które w związku może okazać się bardziej kłopotliwe, niż się wydaje. Co prawda, niewykluczone, że rozkocha w sobie czyjeś młodzieńcze serce, ale nie widziała żadnych perspektyw na szczęśliwy i długotrwały związek. W sumie, nie tym teraz powinna się martwić. Powinna znaleźć jakąś żywność oraz pitną wodę. I powinna odpocząć. Zaczęła rozglądać się wokół siebie, chcąc znaleźć jakiś większy, nie skuty lodem fragment ziemi. Zdołała dojść do siebie, zaczęła prawidłowo rejestrować w mózgu doznania poznane za pomocą zmysłów. Chłód zajmowanej gleby, mróz przyprawiający jej policzki o dość intensywne rumieńce, zapach... którego nie potrafiła bliżej określić. Rozglądała się i rozglądała, aż kątem oka zauważyła jakieś sylwetki. Przerażona Ewangelina czym prędzej zgarnęła zeszyt, torbę przewiesiła przez ramię i cichutko pobiegła w kierunku jednego z obecnych, znacząco zniszczonych budynków, by po chwili schować się za jego murem. Wychylała jedynie głowę zza ceglanej konstrukcji by obserwować nieznajomych, a kiedy myślała że patrzą w jego kierunku, natychmiast chowała i ją, z bijącym szybko sercem. Zauważyła, że mężczyźni nie wyglądali na starych. Nie mieli również żadnej broni (a może było wręcz odwrotnie?). Kroczyli ostrożnie. Kim oni mogą być?, zastanawiała się. Pomyślała, że tamten Strażnik pokoju, ten sam który okazał jej łaskę, zawiadomił swoich współpracowników, by zniewolić nastolatkę. Nie puszczając zeszytu, sięgnęła o torby i wyjęła nóż ceramiczny. Mogą ją zauważyć w każdej chwili i choć nie uśmiechało jej się zabijać nikogo, wiedziała że w ostateczności nie będzie miała wyboru. Zacisnęła mocno powieki i oczami duszy zobaczyła dość nieprzyjemną scenę: Ewangelina dźgająca potencjalnych strażników. Tak, była więcej niż pewna. Tamten człowiek z pewnością wezwał posiłki. Udawał tylko takiego dobrodusznego, żeby zyskać jej zaufanie. A może... po prostu bawił się jej kosztem? Uznała, że jeżeli ją zauważą, będzie musiała uciekać. W okolicy było sporo innych budynków, może ukryć się praktycznie za każdym. O ile nie zostanie zastrzelona podczas biegu między zabudowaniami. Uznała, że powinna zacząć szukać Iliyi. O ile przetrwa... było jej zimno, ale to nie był jej jedyny problem. Stała za budynkiem, z zeszytem pod pachą, torbą na ramieniu oraz ostrym nożem trzymanym w trzęsącej się dłoni, wymierzonym ostrzem w kierunku nieznajomych, młodych mężczyzn. Wiedziała, że musi zachowywać się cicho, jednak nie potrafiła uspokoić własnego oddechu. Świst wdychanego i wydychanego powietrza mógł ją zdradzić w każdej chwili. Tak bardzo nie chciała ich zabijać... na dodatek czuła się bardzo słaba, przed jej oczami czasami pojawiały się mroczki, odczuwała wielki dyskomfort, utrzymując się na własnych kończynach. Ale dawała radę. Jakoś. Jeszcze. Ściskała rączkę noża tak mocno, że poczuła ból w palcach. |
| | |
| Temat: Re: Zalana ulica Sob Wrz 26, 2015 3:22 pm | |
| Patrol Kolczatki nie zauważył ruchu pomiędzy budynkami, więc Ewangelina zdecydowanie zyskała na czasie i mogła podjąć decyzję odnośnie dalszych kroków. Uciekać, atakować, czy czekać? Wybrała trzecią opcję, a trzymany w dłoni nóż miał pomóc jej się z tego wykaraskać. W razie czego, bo nie mogła przecież z góry założyć, co zrobią mężczyźni, choć oczywiście jej tok rozumowania był sensowny, biorąc pod uwagę to, ile wcześniej przeszła. Minuty spędzone w ciszy musiały dłużyć jej się niemiłosiernie, ale w końcu i tuż obok niej rozległy się kroki, a po chwili mogła ujrzeć profil jednego z mężczyzn, wychodzącego właśnie zza rogu. Odskoczył natychmiast, gdy tylko zobaczył ją z nożem w ręku, a jego towarzysz od razu pojawił się u jego boku. Stali teraz naprzeciwko panny Stirling, uważnie mierząc ją wzrokiem. - Nie zrobimy Ci krzywdy - zapewnił wyższy, unosząc dłonie w pokojowym geście - Kim jesteś? - zapytał, bo przecież także nie wiedział, z kim ma do czynienia. Drugi z członków Kolczatki rozglądał się uważnie po najbliższej okolicy, jakby podejrzewał, że Ewangelina może nie być tu sama. |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Zalana ulica Nie Wrz 27, 2015 3:20 pm | |
| Mimo zjedzonej niedawno kanapki, wciąż odczuwała głód. Pewnie tym oto sposobem rozbudziła w sobie apetyt? Mimo tego, nadal dzielnie trzymała się na nogach. Nadal dzierżyła w dłoni nóż, ale... nie będąc ani trochę przygotowaną na użycie go. Próbowała sobie wmówić, że jest odwrotnie. Usiłowała stłumić w sobie świadomość tego, jak naprawdę sprawy się mają. Ah, Ewangelina dość często oszukiwała samą siebie. Czy należy ją za to winić? Poniekąd tak, ale nie w pełni. Wiadomo, że to metody wychowawcze naszych opiekunów mają największy wpływ na ukształtowanie się naszej osobowości, oraz podejścia do świata. Opadała z sił stopniowo, było gorzej z każdą kolejną minutą, a nawet sekudną. Oby tylko nie zemdleć, oby tylko nie... – powtarzała sobie w myślach. Najchętniej położyłaby się teraz na ziemi i przespała chociażby parę godzin, wiedząc jednocześnie, że nie powinna tego robić, a przynajmniej nie teraz, kiedy w okolicy grasuje dwóch młodzieńców, najpewniej współpracowników tamtego Strażnika. Na dodatek, z rozbudzonym apetytem nie potrafiłaby popaść w objęcia Morfeusza. Zaczęła uważnie rozglądać się na boki, robiąc to jakby niespokojnie, nerwowo, chcąc znaleźć w pobliżu coś, czym mogłaby sobie pomóc. Odwróciła się znowu w kierunku, gzie ostatnio widziała mężczyzn. Ku swojemu zdziwieniu, nie mogła ich dostrzec. Nawet nie pomyślała, że ci mogli przez ten czas przemierzyć dość znaczącą liczbę kroków. Mimo tego, do jej uszu wciąż docierał ten sam odgłos. Ale coś było nie tak. Ten dźwięk był teraz o wiele bardziej głośny i wyrazisty. To mogło oznaczać tylko jedno... Wpadła. Zaisnęła jedynie ręce na zeszycie jeszcze mocniej, niż to było do tej pory, nie puszczając jednak noża. Wiemy już, że nierzadko dodawało jej to otuchy, ale tym razem nie odczuła żadnej ulgi. Wpatrywała się tępo w jednego z mężczyzn, nie potrafiąc wydusić z siebie żadnego dźwięku, a zwłaszcza słowa, więc stała tak dłuższą chwilę, wpatrując się w nieznajomego. Nawet nie zauważyła, jak nóż wyślizgnął się z palców i upadł. Obił się ostrzem o jakiś kamień: dał się złyszeć nieprzyjemny zgrzyt. Co było najzabawniejsze, Ewangelina nawet o tym nie wiedziała. Miała mętlik w głowie, głównie za sprawą sporawej ilości (poniekąd sprzecznych) emocji. Zaczęła nawet myśleć, że mężczyźni chcą jej pomóc, szybko jednak zgasiła w sobie to przeczucie, nie wierząc w ich dobre intencje. W słowa jednego z nich. Mimo swojej naiwności (po której pewnie już wkrótce nie będzie śladu, to chyba jedyny pozytyw jej tragicznej sytuacji: otworzenie oczu na świat), jakoś nie chciała wierzyć temu wyższemu. Zwłaszcza, gdy zauważyła wzrok drugiego, rozbiegany po innych częściach okolicy, w której się znaleźli. Kto wie, o co mu mogło chodzić. Ewangelina stwierdziła, że nie ma dobrych intencji. Podobnymi uprzedzeniami darzyła jego kolegę. Zadano jej pytanie, a ona nie odpowiedziała. Nie reagowała tak, jak powinna. Ścisnęła zeszyt jeszcze mocniej. Czasami jej się wydawało, że to, co się wydarzyło od znalezienia się na Ziemiach Niczyich, to jakiś sen, z którego obudzi się z wielkim krzykiem. Nie, nie, to musiała być rzeczywstość. Jak inaczej wyjaśnić, że w tym stanie wszystko zdawało się być logiczne? Mogła się mylić, w końcu nie od dzisiaj wiadomo, że sprawę z absurdalności snu zdajemy sobie dopiero po przebudzeniu się, nierzadko dopiero po wielu godzinach. Albo w ogóle tego nie pamiętamy. Tak właśnie miała Ewangelina Stirling, o czym świadczył jej stary zeszyt. Stała tak i stała, z twarzą i cienkimi jak na obecną porę roku ubraniami pokrytymi grubą warstwą brudu oraz zeszytem ściskanym w wychudzonych ramionach. Patrzyła na nich z wielkim przerażeniem, kórego nie udało jej się zamaskować. Coś tam bąkała, ale nie dało się wykryć sensu słów, które chciała wypowiedzieć. Może to nawet dobrze? - Ew...ewa... - z czystego przyzwyczajenia, chciała się przedstawić, jednocześnie odpowiadając na pytanie. Przerwała, myśląc że jeżeli poznają jej tożsamość, dowiedzą się, kim naprawdę jest panienka Stirling. A to oznaczałoby jej zgubę. Wnet zostałaby aresztowana... a może, w późniejszym terminie, nawet zabita? Dziewczyna sama nie wiedziałaby, czy wolała żyć, ciągle patrząc do tyłu, czy zginąć, dając świadectwo własnej „waleczności”. Lepszy honor, czy dalsze życie? Nie wiedziała. Postanowiła nic więcej nie mówić. Najlepiej dla niej będzie poczekać na ich kolejny krok. Próbowała się uspokoić, jednak strach aż emanował z całej jej osoby, więc trudno było starać się o normalny wyraz twarzy. Ale nie tylko: trzęsła się niczym dopiero co złowiona ryba, stała na baczność, bojąc się poruszyć. Bała się mówić. Bała się... ah, czego ona się nie bała? W sumie, poniekąd wyjdzie jej to na dobre. Nie można żyć ciągle w stanie czysto dziecinnej naiwności. Tak się nie da, zwłaszcza dla osoby takiej jak Ewangelina, osoby która już nie jest dzieckiem (nadal pozostając młodą), osoby, która teraz musi dzielnie walczyć o życie. Przetrwanie w tak trudnych warunkach. Nie wiedziała, że najpewniej jej cierpienia wkrótce przeminą, chociażby w najmniejszym stopniu, chociażby na najkrótszą chwilę, co oczywiście niekoniecznie musiało pokrywać się z prawdą |
| | |
| Temat: Re: Zalana ulica Nie Wrz 27, 2015 9:59 pm | |
| - Nie bój się, nic ci nie zrobimy - zapewnił ją po raz kolejny ten sam młody mężczyzna, próbując na dodatek uśmiechnąć się pokrzepiająco - Jestem Thomas, a to Jacob. Patrolujemy okolice, ale daleko nam do białych mundurów. To prawda, nie mieli na sobie kombinezonów Strażników Pokoju, ale czy to wystarczyłoby podejrzliwej Ewangelinie? Niższy z nich, ten, który wcześniej rozglądał się dookoła, postanowił tym razem zapytać wprost: - Jesteś sama? Niebezpiecznie jest włóczyć się tu po zmroku. Możemy ci pomóc, ale musimy wzajemnie sobie zaufać. Żaden z nich nie wykonywał gwałtownych ruchów, obaj stali spokojnie na swoich miejscach, uważnie przyglądając się swojemu 'znalezisku'. |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Zalana ulica Pon Wrz 28, 2015 6:37 pm | |
| Powinna uciekać? Powinna zostać? Powinna ich zaatakować? Wybrała jedynie tę drugą opcję. Jeżeli kłamali, mając złe intencje, podczas jej ucieczki mogli ją zabić. Co prawda Ewangelinie nie wydawało się, żeby mężczyźni posiadali jakąkolwiek broń, ale mogła się mylić. Byli dość dobrze ubrani czego wymagała aktualna pora roku, mogli skrywać pistolety, albo inny rodzaj broni, pod każdą warstwą odzienia, a jeżeli są odpowiednio wyszkoleni to cóż, wyciągnięcie broni i tak kosztowałoby ich ułamek sekundy. Kiedy jeden z nich zapewniał ją o pokojowych zamiarach, zlustrowała ich wzrokiem jeszcze uważniej, niż było do tej pory. Nie mieli białych mundurów, to fakt, ale mógł to być kamuflaż, a ich słowa, dotyczące ubrania jedynie rozbudziły w dziewczynie niepokój i nieufność. Czemu podkreślali ten fakt aż tak wymownie? Najpewniej chcieli zdobyć jej zaufanie. Ah, dobra, choć utarta metoda. I to przedstawienie się... Ewangelina nie chciała im zaufać. Przynajmniej jeszcze nie teraz. - Kim jesteście? - spytała bez ogródek drżącym głosem. Ukucnęła powoli, chwytając ponownie rączkę noża i w równie ślimaczym tempie schowała go do swojej torby. Dziwne, mimo jej stanu, ta wciąż dobrze trzymała się na jej ramieniu. Zrobiła to dość umiejętnie: nawet na chwilę nie opuściła zeszytu. Długopis również tkwił posłusznie na swoim miejscu, gdzieś pomiędzy środkowymi stronicami. Należałoby jeszcze zaznaczyć, że drżenie ciała Ewangeliny nie zostało spowodowane jedynie jej bezgranicznym strachem. Bezlitosny mróz dawał jej się we znaki, a na sobie miała jedynie spodnie, sweter i jakiś cienki płaszcz, kompletnie nienadający się na zimę. Ah, zakładając go w domu, nie pomyślała nawet, że powinna się lepiej przygotować. Może nie była w pełni świadoma tego, co ją czeka? Może nie w pełni zdawała sobie sprawę, że prawdopodobnie już nigdy nie wróci do domu. Przeklęła w myślach. Ewangelina dość często żałuje swoich czynów. Zazwyczaj zamartwia się nimi przez dłuższy czas, do chwili ponownej utraty pamięci. To dlatego jej choroba nie jest tylko przekleństwem. Jest również błogosławieństwem. Dwie strony medalu, jak powiadają. Tak, nie chciała pokazywać po sobie strachu, co wychodziło jej dość nieudolnie, ale o tym już wiemy. Nie wiemy za to, jak zareaguje dwójka mężczyzn. Czy ich reakcje będą do siebie identyczne, podobne, a może każdy z nich powie co innego, również mając w głowie różne od siebie intencje? Ewangelina oddałaby wiele, by poznać ich myśli. Wtedy wiedziałaby, że jej ostrożność i podejrzliwość były zbędne. Zrobiło jej się tak słabo, że była zmuszona usiąść na jakimś kamieniu. Nie dbała o to, jaki był brudny. Nie obchodziło jej, co pomyślą, a może nawet powiedzą jej aktualni towarzysze. Może powinna? Siedziała tak, wyprostowała nogi, przytuliła zeszyt jeszcze mocniej, i westchnęła głęboko, by zaraz potem ponownie utkwić spojrzenie w dwóch młodzieńców. Wciąż mogli widzieć jej strach. Nic dziwnego, nie uspokoiła się nawet na chwilę, ale jej głos zdawał się być jakby bardziej opanowany. Niestety, ona sama nie była opanowana. - Patrolujecie ulice... w jakim celu? - w jej głosie dała się zauważyć nutka czegoś, co było trudne do opisania. - no dobrze, to zaufajmy – nawet nie myślała, że ton, w jakim wypowiedziała ostatnie zdanie, nie należał do najgrzeczniejszych. Dość szybko posłała im przepraszające spojrzenie. Bała się, ale udawała opanowaną (z marnym skutkiem), udawała osobę, która chce współpracować, pragnie zaufać, by w podzięce otrzymać to samo. Właściwie to jakiś cud sprawił, że była autorką podobnych słów – świadczących o pewności siebie. Dziwne, Ewangelina ani trochę tego nie odczuwała. Poczuła czyiś, dość natrętny, wzrok umiejscowiony na jej osobie. Tak, to ci mężczyźni wciąż ją obserwują, a może nawet: pilnują? Ostatnie słowo było dość dwuznaczne, a przynajmniej teraz. Mogło oznaczać jednocześnie chęć pomocy, jak i to, że w razie ucieczki ci natychmiast ją dorwą, ale wtedy już nie wszystko byłoby takie, jak na początku spotkania dwóch młodzieńców z wychudzoną nastolatką na jednym z miejsc przynależących do Ziem Niczyich. Czuła się bardzo głodna i osłabiona. Czuła się przerażona, niepewna, nawet zszokowana. |
| | |
| Temat: Re: Zalana ulica Pią Paź 02, 2015 3:39 pm | |
| Obaj mężczyźni wiedzieli, że nie było sensu w opowiadaniu bajek tej dziewczynie, na pewno musiała już słyszeć o Kolczatce, przecież wyglądała na taką, która swoje już przeżyła. Kto wie, może nawet była jedną z uciekinierek getta, na co wskazywałby jej strój i niewielki ekwipunek? Czy w takim razie chciałaby ich pomocy, a może odrzuciłaby ją kompletnie? Nie było czasu na rozważania, należało spróbować. - Jesteśmy z Kolczatki - powiedział jeden z nich, narażając się na ostre spojrzenie drugiego - Słyszałaś o nas, wiesz, kim jesteśmy? Pomagamy tym wszystkim, których zawiodło państwo. Jeśli chcesz, możemy pomóc i tobie. Po ich minach nie było widać, że osądzają jej zachowanie, choć na pewno siadanie na kamieniu u kulenie się nie było dobrym wyjściem w tak mroźny dzień. - Zaufałem ci, opowiedziałem Ci o nas. Teraz Ty nam zaufaj, opowiedz coś o sobie i jeśli chcesz, możemy zaprowadzić Cię do naszej siedziby, gdzie najesz się i odpoczniesz- wyższy z nich nie dodał już, że Ewangelina najprawdopodobniej będzie musiała mieć związane oczy, a jeśli nie zdecyduje się do nich dołączyć... cóż, nie mogli przecież jej tak tu zostawić. |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : Poszukiwana uciekinierka... o ile to jest zawód Przy sobie : zeszyt, długopis, telefon, paczka papierosów, nóż ceramiczny, apteczka, latarka z wytrzymałą baterią, zapalniczka Znaki szczególne : Problemy z pamięcią Obrażenia : siniaki po biciu w więzieniu
| Temat: Re: Zalana ulica Pon Paź 05, 2015 6:36 pm | |
| Wciąż czuła się tak samo. Mętlik w głowie, strach, niepewność, a nade wszystko pilna potrzeba posilenia się, zaspokojenia pragnienia i odpoczynku – to wszystko sprawiało, że nie wiedziała do końca, co robić. A opcji miała kilka. Postanowiła nadal zachowywać się tak, jak to było do tej pory. Słowa spotkanych mężczyzn co prawda brzmiały sensownie, ale Ewangelina wiedziała, że i tak powinna mieć się na baczności. Mimo jej naiwności, ale zaraz... czy ta wciąż była jej cechą? Wciąż czuła ich wzrok na sobie, na dodatek z wzajemnością. Były to sekundy, ale dłużyły się nastolatce niemiłosiernie, jeszcze nigdy nie odczuwała czegoś podobnego... a przynajmniej o tym nie pamięta. Nie należy jej się dziwić, zważywszy na jej problem. Odczuwanie czasu nie jest czymś, co można w łatwy sposób opisać za pomocą słowa pisanego. Podobnie jest ze słowem mówionym. To coś, co można zrozumieć tylko za sprawą osobistego doświadczenia. Podobnie było z wieloma innymi sprawami, jak chociażby uczucia kierowane do innej osoby. Nie wystarczy napisać „lubię go, nie lubię jej”, to trzeba poczuć, tak, poczuć całym sobą. Słowo to tylko słowo. Ma za zadanie jak najlepiej opisać coś, co chcemy zapamiętać bądź przekazać innym, nie osiągając w całości pożądanego efektu. Co prawda Ewangelina wynalazła dobry sposób, jak radzić sobie z chorobą, ale i on nie był idealny. Czuła się paskudnie. Tyle potrzeb i brak szansy na ich zaspokojenie... zastanawiała się, czy oni jej pomogą. Oczywiście wykluczając fakt, że, być może, tych dwóch ludzi pracuje dla rządu. Nie, nie można go wykluczyć. Należy wziąć pod uwagę wszystko. Każdą opcję, każde kolejne słowa, jakie padną z ich ust, każde, chociażby z pozoru błahe posunięcie. Wciąż powtarzała sobie, żeby uważać. Ale – czy na pewno chciała to robić? Coraz bardziej pragnęła całkowicie poddać się tej dwójce. Pragnęła im w pełni zaufać. Dość nierozsądne posunięcie, ale prawda była taka, że Ewangelina powoli zaczynała mieć w dupie rozsądek. Coraz bardziej pragnęła zaufać na ślepo, nie zastanawiać się nad groźnymi konsekwencjami. Mimo tego, wyraz jej twarzy nie uległ zmianie, co już za chwilę miało się zmienić... Słuchając kolejnych słów, zastanawiała się, czym jest Kolczatka. Nie brzmiało dość przyjemnie, dlatego obawy powróciły, a sama Ewangelina zaczęła powoli cofać się do tyłu. Mało brakowało, a upadłaby, potykając się o jakiś niewielki głaz, który wyrósł tuż za nią ot tak. Nastolatka nawet nie pomyślała, że ten najprawdopodobniej stał od początku w tym samym miejscu, a ona musiała go nie zauważyć. Przez jej twarz przeszło wiele emocji. Właściwie nie wiedziała już niczego. Kompletnie niczego. Przestała snuć własne obawy, pragnienie zaufania również ulotniło się z jej umysłu. I to miało się już wkrótce zmienić. Słuchając kolejnych słów, na jej wargach rozkwitł uśmiech. Taki lekki, mimo że poczuła się naprawdę szczęśliwa. Powinna wciąż uważać, ale po raz kolejny uznała, że lepiej będzie zaufać w pełni, licząc, że mężczyźni mówią prawdę. Możemy pomóc i tobie. Lekki uśmiech, mimo wielkiego zmęczenia Ewangeliny, ustąpił miejsca szerokiemu. Zatrzymując się, zaczęła kroczyć w ich kierunku, zwiększając znacząco tempo ostatnich kroków, by... po prostu rzucić się na szyję jednemu z nich. Zachowanie niezbyt grzeczne, na dodatek dość infantylne, prawda? Nawet nie zastanawiała się, jak wypadła na oczach członków Kolczatki, organizacji, której po prostu nie pamiętała. Wiemy już, że dla Ewangeliny słowo to nie brzmiało zbyt przyjaźnie, ale - teraz - to jedynie podsyciło jej ufność. Zdawała sobie sprawę, że źli zazwyczaj określają siebie jakąś przywołującą miłe myśli frazą. Działało to też w drugą stronę. Ah, skąd ona to niby miała wiedzieć? Dziwne, bardzo dziwne. Wisiała na szyi wyższego przez parę ułamków sekundy, by po chwili znów stanąć na pewnym gruncie. Była szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa. Spojrzała mu w oczy, potem drugiemu, pokazując po sobie niewiele więcej poza wdzięcznością i ulgą. Nie potrafiła niczego zmazać ze swojej twarzy. - W porządku – wciąż ciężko trzymała się na nogach, ale radziła sobie doskonale – w porządku, nazywam się... Eeee... - otworzyła pospiesznie zeszyt, by wbić swój wzrok w informacje z wewnętrznej części okładki. - Ewangelina Stirling. Tak. Ewangelina. - podniosła wzrok znad lektury, by wbić go ponownie w oblicza dwóch mężczyzn. Dziwne, zazwyczaj pamiętała swoją tożsamość przez cały dzień. Tym razem tak nie było, nastolatka cierpiała na nietypową amnezję, potrafiła zapomnieć o czymś istotnym w każdej chwili, zwłaszcza, jeżeli emocjonowała się odrobinkę bardziej, niż potrzeba. - opowiem wam o sobie. Obiecuję. Tylko... proszę... - wysapała z trudem – proszę, pomóżcie mi! Opowiem... wam... wszystko. Tylko... proszę. – i tak właśnie planowała zrobić. Chciała im w pełni zaufać, chciała dać sobie pomóc, nie myśląc już w ogóle, że spotkana para młodzieńców mogła mieć zupełnie inne intencje. A jednak, Ewangelina nadal była naiwna. Na dodatek była taka osłabiona, że i tak nie dałaby im niczego więcej opowiedzieć. Najpierw powinna coś zjeść i odpocząć, chociaż godzinkę. Czy dadzą jej taką możliwość, nie żądając od razu zdania całej relacji? Powinni ją zrozumieć... a jeżeli nie, wyjaśni im krótko, że może zemdleć w każdej chwili. |
| | |
| Temat: Re: Zalana ulica | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|