|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Izba przyjęć Pią Maj 03, 2013 5:59 pm | |
|
To tu przyjmowane są zgłoszenia do szpitala oraz wydawane skierowania do specjalistów. A jeśli przyszedłeś jedynie w odwiedzinach, nie martw się - przeszkolone recepcjonistki na pewno chętnie Ci pomogą. |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Izba przyjęć Nie Sie 04, 2013 6:20 pm | |
| | Gabinet redaktora naczelnego. Całe szczęście, że Charles nie wylądował na żadnym drzewie prowadząc swoje auto. Ale w sumie to nie skończyłoby się tak źle. Powiedzmy. Miał pogotowie przed sobą. Lepiej w takich okolicznościach, niż innych - bez natychmiastowej pomocy. Jechał dokładnie za karetką, aż w końcu dostrzegł mury budynku szpitala. Wdech i wydech. Musiał nad tym popracować, szczególnie w sytuacjach bardzo kryzysowych. Jeszcze mocniej zacisnął palce na kierownicy. Zaparkował czarne auto na średniej wielkości parkingu i popędził w stronę wejścia. Dominc już był w środku. Najpewniej przewieziono go na jakieś badania, czy cokolwiek, co robiło się po zabraniu przez pogotowie nieprzytomnej osoby. Za ladą w sali przyjęć ujrzał młodą, uśmiechniętą kobietę. Wyglądała naprawdę sympatycznie i ożywiła się na widok mężczyzny. Włosy w ocienia palonej kawy nadawały jej oczu jeszcze bardziej przyjaznego wyrazu. Powolnym krokiem Chaz podszedł do lady. Cóż za kunszt aktorki. Naprawdę to miał ochotę na nich nakrzyczeć, wszystkich. - Dzień dobry, przepraszam. Czy już wiadomo, co z Dominickiem Terrainem? - Zapytał spokojnie i uśmiechnął się. Może gra na urok osobisty coś mogła dać? - Dzień dobry. A jest pan z rodziny? - Odwzajemniła uśmiech i spojrzała mu w oczy. - Nie… Tak… Nie wiem… - Wydukał z przerwami. - Być może… Czy to coś zmienia?- Zasadniczo du… - Nie udało jej się dokończyć, ponieważ kobieta po czterdziestce ubrana w biały fartuch, wpadła na pustą izbę przyjęć. Najwidoczniej to ona przejęła Nicka - Dzień dobry, nabywam się Irma Rosenight. To pan zadzwonił na pogotowie, czy mógłby pan opowiedzieć mi na kilka pytań. Oczywiście, jeśli będzie pan w stanie. Zajmuję się panem Terrainem. Wiedza jaką uzyskam może okazać się niezbędna. - Poinstruowała mężczyznę. Widać było, że należała do profesjonalistek, jednak jakaś nutka w jej głosie brzmiała pocieszająco i dodając otuchy bliskim pacjentów. - Czy na coś choruje? Choroby przewlekłe? - Nie mam bladego pojęcia. Nie wiem, czy na coś choruje. Na pewno nie cukrzyca. - Odpowiedział na pytanie. Nigdy o tym nie rozmawiali. Lowell nie miał nawet pojęcia, czy jego chłopak miał wysokie, czy niskie ciśnienie… a może w normie. - Czy ostatnio skarżył się na jakiekolwiek bóle, złe samopoczucie? - Zadała kolejne pytanie notując coś na karcie z wypisanymi danymi. - Przepraszam, ale ostatnio nie mieliśmy kontaktu. Wszyscy zajęci są Igrzyskami. Rozumie pani, Igrzyska dla mediów to duże wyzwanie. - Odpowiedział, ale robił się wściekły, nie na doktor Rosenight, ale na samego siebie. Nie wiedział praktycznie nic o Nicku, a ostatnio nawet o niczym z nim nie rozmawiał. Idealnie okropny partner. Przecież dla Chaza związek opierał się na rozmowach, a tymczasem wcale nie wymieniali słów… - Czy zażywa jakieś leki? - Wyrwała go z zamyślenia i uśmiechnęła się delikatnie. Lowell zawsze ich podziwiał, ich - lekarzy. Byli lub tylko udawali opanowanych i robili wszystko żeby pomóc drugiemu człowiekowi. - Nie. Z tego co mi wiadomo to nie, chyba, że tak dobrze to przede mną ukrywał. - Ukrywanie, kłamstwa? Ciekawe do czego jeszcze mógł się posunąć w tym dialogu. - Czy wie pan w jakich okolicznościach utracił przytomność i ile czasu mogło minąć do przybycia pogotowia? - Znów zahaczała coś na karcie, domyślał się, że to było coś ułatwiające diagnozę. - Nie, nie mam pojęcia. Kiedy wszedłem do gabinetu Dominic był już nieprzytomny. To samo tyczy się czasu, ale sądzę, że nie dużo. Dziś znów było udawanie głowy. U niego zawsze jest ruch. - Odpowiedział marszcząc brwi i czekając na kolejne pytania. - Dziękuję. Jeśli przypomniałoby się panu coś jeszcze, proszę do mnie zadzwonić albo szukać mnie w szpitalu - Podała mu swoją wizytówkę. - Irma Rosenight. - Przypomniała swoje nazwisko i odwróciła się na pięcie. - Czy mógłbym się czegoś dowiedzieć? - Ton głosu Charlesa był bardziej błagalny niżeli ciekawski i pytający. - Niestety… - Odwróciła swoją głowę. - Nie mogę panu na razie nic powiedzieć. - Szybkim krokiem podążyła w stronę drzwi i zniknęła za nimi. Lowell pogrążony w zupełnej beznadziejności, oparł łokcie na blacie i założył ręce na kark. W palcach kurczowo ściskał wizytówkę. Prostymi literami zostało na niej nadrukowane imię i nazwisko, numer telefonu, e-mail, specjalizacja i adres prywatnego gabinetu. - Przepraszam… - Zaczęła powoli dziewczyna z recepcji. - Sądzę, że powinien pan pójść do domu. Nie ma sensu tutaj siedzieć. To mu nie pomoże, a myślę, że w tej sytuacji odpoczynek będzie odpowiedni. - Uprzedziła jego słowa. - Tak, poinformujemy pana jeśli się obudzi. I proszę się nie martwić, doktor Rodenight to świetny specjalista. - Uśmiechnęła się i pokiwała delikatnie głową. To był chyba dobry pomysł, a przynajmniej jeden z najlepszych na ten moment. Ktoś musiał reprezentować Capitol’s ze strony dowodzącej na bankiecie. Jego ochota na uczestnictwo spadła do zera, a nawet poniżej. Przykre-nie przykre, ale obowiązkowe. - Tylko proszę, powiedzcie mu, że tutaj byłem i, że… Poinformujcie mnie, jak się obudzi. - Poprosił i schował wizytówkę do kieszeni. [b]- Do widzenia, udanego wieczoru.[/n] - Odwrócił się i pewnym krokiem wyszedł z budynku. |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Izba przyjęć Czw Sie 08, 2013 6:04 pm | |
| //…gdzieś. bodajże gabinet redaktora naczelnegoPierwszy raz obudziłem się już po paru godzinach. Nie bawiąc się w poematy, zrzygałem się i znowu straciłem przytomność. Do tej pory nie jestem pewien, czy sam z siebie, czy może ktoś mi w tym pomógł. Gdy ponownie otworzyłem oczy, za oknem było prawie całkowicie ciemno. Podbiegła do mnie jakaś kobieta, wbiła coś w zgięcie prawego łokcia i kazała się odprężyć. Nie wiedziałem, czy śmiać się czy płakać, więc po prostu zamknąłem oczy i czekałem, aż środki przeciwbólowe przestaną działać. Żeby było jasne – nie umierałem z bólu ani nie krzywiłem się wraz z każdym gestem. W porównaniu z wczorajszym dniem, dziś byłem w siódmym niebie, ale wierzyłem, że niewielka dawka morfiny na pewno nie sprawi, że będzie gorzej. Naiwnie wierzyłem, że uda mi się szybko wyjść ze szpitala, ale dobitnie dano mi znać, że chociaż siedzę tu już od ponad dwudziestu czterech godzin, przez następne dwanaście nie mam nawet po co próbować podnieść się z łóżka, bo zostanę zaatakowany środkami usypiającymi czy innymi paralizatorami, zupełnie jakbym nie był chory na ciele, a na umyśle. Niech bóg im w dzieciach wynagrodzi, że pomogli mi chemicznie usnąć, a ja nawet nie musiałem im wypominać, że bez tego w życiu nie zmrużyłbym ani na chwilę oka. Gdzieś w okolicach południa otworzyły się drzwi od mojej sali i automatycznie uśmiechnąłem się, dla odmiany szczerze. To nie było tak, że uderzyły mnie jakieś wspomnienia i automatycznie przed oczy wpłynęły wizje z przeszłości. Nie zacząłem rozpamiętywać godzin, które – teoretycznie – parę miesięcy temu były dla mnie bardzo ważne. A przynajmniej tak zostało zanotowane w raportach. - No proszę, proszę.Ona również się uśmiechnęła, a może jej usta tylko drgnęły, tknięte jakimś niewyraźnym grymasem. Wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętałem. Blade, szczupłe policzki, rozwichrzone, ciemne włosy sięgające ramion i spódniczka pieszcząca krańcem materiału jej chude kolana. - Nie mam jak nalać ci wody, wybacz. *** Dopiero gdy nadszedł wieczór, a ja ostatni raz pozbyłem się zawartości swojego żołądka, która została stamtąd wywabiona wraz z ubocznymi skutkami działań leków, których nie chciałem, pozwolili mi wyjść ze szpitala. - Proszę się zgłosić za tydzień albo i wcześniej, jeśli będą występować jakieś objawy – mruknęła jednym tonem siedząca za ladą kobieta, ani na chwilę nie odwracając wzroku od stosów papierów, które męczyła i przyduszała mocnymi (i głośnymi) uderzeniami pieczątki. – Co do leczenia… mogę pana umówić na konsultacje dopiero już po zakończeniu Igrzysk. Nie będzie to problemem? - Oczywiście, że nie, dziękuję – odpowiedziałem z entuzjazmem niewiele większym od mojej rozmówczyni, powstrzymując się od powiedzenia, że leczenie mało mnie obchodziło. Jeszcze tego brakowało, abym wyjątkowo często zostawał unieruchomiony na sali szpitalnej i katowany lekami, które mogły nawet nie działać. //samochód Nicka, so funny |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : Lekarz
| Temat: Re: Izba przyjęć Czw Sie 22, 2013 9:53 pm | |
| / KOLC
Dni mijały powoli. Nawet bardzo powoli. Sigyn była przybita. Sądziła, że po powrocie jakoś ułoży sobie życie. Planowała co innego, a wyszło jak wyszło. Mogła nie wracać do Kapitolu, tylko zostać w Dwójce i nie wyściubiać nosa poza granicę dawnego dystryktu. Miała dwa tygodnie, by załatwić wszystkie sprawy. Ostatni raz porozmawia z tymi, którzy jeszcze niedawno byli martwi. Potem się ostatecznie zwolni. Dyrektorowi już to się nie podoba co dał do zrozumienia tym jak się zwraca do niej. Trudno. Sig miała w planach żyć w Dwójce i tylko tam. Nie będzie miała nic przeciwko jeśli ktoś ją odwiedzi, ale ona sama już nie chciała nigdzie wyjeżdżać. Przybyła do szpitala, by wyrobić normę i skończyć leczenie swoich pacjentów. Na sali przyjęć był tłok jak zawsze o tej porze. Sig zajęła się pracą. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Izba przyjęć Czw Sie 22, 2013 10:20 pm | |
| Pogrążoną w pracy Sigyn zaalarmował cichy, bliżej niezidentyfikowany odgłos. Gdy lekarka uniosła głowę, zobaczyła dość... Niecodzienny widok. Cato Hadley, z pożądliwym uśmiechem na ustach, bukietem pięknych, czerwonych róż, w rozpiętej koszuli... Idący ku niej, szepczący jej imię tak delikatnie, jakby od samego brzmienia zależało jego życie... Obejmujący ją i całujący czule jej usta... Cato Hadley, który wtulił twarz w aksamitnie miękkie, srebrzystobiałe włosy Sigyn, szepcząc, że kocha ją nad życie...
Jednak gdy lekarka zamrugała, nie było przy niej nikogo. |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : Lekarz
| Temat: Re: Izba przyjęć Czw Sie 22, 2013 11:40 pm | |
| Praca, to było coś co interesowało pannę Stark. Przyjmowała pacjentów, wypisywał innych oraz wykonywała papierkową robotę. Zwykle stała przy blacie, bo nie lubiła siedzieć w szpitalu. Trzymała stosik segregatorów z kartami pacjentów, gdy usłyszała jakieś dziwne odgłosy. Uniosła głowę, by sprawdzić co się dzieje. Chwilę później słychać było odgłos spadających segregatorów, a Sigyn stała jak słup soli i wpatrywała się niczym zahipnotyzowana osoba w jeden punkt w przestrzeni. Widok osoby tak bliskiej jej sercu sprawił, że jej puls przyspieszył gwałtownie, a do oczu napłynęły łzy. ŻYJE! ON ŻYJE! MOJE NIEBO I SŁOŃCE ŻYJE! - jej umysł wręcz krzyczał z radości, ale ciało jakby zastygło. Nie mogła się ruszyć, jakby ktoś ją unieruchomił. Po chwili poczuła jak Cato ją obejmuje. Natychmiast odnalazła spokój i poczuła się bezpieczna. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu. Poczuła słodki pocałunek na ustach. Tak bardzo tęskniła za tym. Czuła, że wtula swą twarz w jej włosy. Słowa, które szeptał koiły umysł Sigyn. Czuła się jak ktoś sparaliżowany odzyskujący nagle sprawność. Nie potrafiła dokładnie opisać szczęścia jakie przeżywała w tej chwili. Zamrugała i... czar prysł. Zniknął Cato i równie szybko zniknęło szczęście Sigyn. Co się stało? Czyżby miała halucynacje. Może z przepracowania. Nie spała ponad 36 godzin i w dodatku była w ciągłym biegu. Tym bardziej powinna rzucić tę robotę, wrócić do Dwójki i tam hodować marchew. Ewentualnie leczyć ludzi tam. W końcu się ocknęła i rozejrzała się po sali. Niektóre pielęgniarki patrzyły na nią. Sig pokręciła głową i wróciła do pracy, potem poszła się zdrzemnąć w pokoju dla chirurgów.
/ zt, jeszcze nie wiem dokąd pójdzie |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Izba przyjęć Pią Sie 23, 2013 8:06 pm | |
| //Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Miała dwa wyjścia, mogła podążyć albo do kwartałowego szpitala, czy też lecznicy, jak go w myślach nazywała, albo ryzykować transport do Dzielnicy Rebeliantów. Uznała drugą opcję za bezpieczniejszą zważywszy na to, że miała zamiar wyjść do domu na obu nogach i nie, nie nogami do przodu. Przerażony taksówkarz niemal wniósł ją do szpitala, a kiedy upewnił się, że jest w otoczeniu lekarzy wybiegł tak szybko, że nie zabrał nawet pieniędzy. Cóż, przynajmniej zaoszczędziła mniej więcej na nowe buty. Stopa trochę jej odmarzała i dziewczyna zaczynała się o nią poważnie obawiać. Powstrzymała się od pisku, kiedy wylądowała całym ciężarem na lewej nodze. Delikatnie mówiąc, zabolało. W głowie dziewczyny pojawiła się kolejna wiązanka. Taksówkarz musiał mieć ładną kałużę na dywaniku. Tym gorzej dla niego, nie tylko nie zarobił, ale będzie musiał porządnie posprzątać. - Dzień dobry, czy może ktoś do mnie podejść zanim się wykrwawię - warknęła, kiedy minęła ją trzecia z kolei pielęgniarka. Nie miała nawet siły doskoczyć do kozetki, nie spała od czterdziestu ośmiu godzin, więc czuła się co najmniej słabo. W dodatku nie jadła niczego od czasu kanapki w sklepie. Co dziwne, zachowywała się przytomnie, nie zniknął nawet cięty język. Sprawdziła kieszenie. Nie miała telefonu, fakt, zabrali go. Znalazła portfel, dokumenty, papierosy, zapalniczkę i klucze. Za paskiem dżinsów spokojnie spoczywał nóż, który przełożyła teraz dyskretnie do kieszeni. Przynajmniej znała imię chłopaka, któremu dała pękatą torbę. Aaron zachowywał się, jakby znał się na rzeczy, co z tego, że wiedziała wszystko sama o kilka minut wcześniej. Spuściła wzrok, zauważając kolejną kałużę pod nogą. - Zaraz się ktoś na tym poślizgnie - powiedziała pod nosem, a potem stłumiła kolejny jęk bólu. Proszę o wybaczenie. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Izba przyjęć Pią Sie 23, 2013 8:15 pm | |
| Po paru minutach do Lophii podbiegła wysoka kobieta o dość młodej twarzy i kroczący koło niej pielęgniarz, pchający wózek, na który została posadzona wkrótce Breefling. - Jak się pani nazywa? - rzuciła kobieta z wymagającym wyrazem twarzy. Gdy uzyskała odpowiedź na pytanie, kontynuowała. - Jaki dzisiaj miesiąc? Dzień? Proszę starać się nie zamykać oczu, jedziemy na salę operacyjną. No z drogi! - krzyknęła lekarka w stronę jakichś pielęgniarek, wiozących starszą panią o siwych włosach i miłym uśmiechu przez sam środek korytarza. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Izba przyjęć Pią Sie 23, 2013 8:30 pm | |
| - Jak się pani nazywa? - zapytała w reszcie jakaś lekarka. Lophia niemal przewróciła oczami. Szybko. - Lophia Breefling, postrzał w stopę, jak widać. Założyłam opatrunek uciskowy, pocisk utknął w ranie, ale go nie widać - powiedziała najzwięźlej jak umiała. To wiedziała, nie widziała rany wylotowej, więc sprawa była w miarę jasna. - Jaki dzisiaj miesiąc? Dzień? Proszę starać się nie zamykać oczu, jedziemy na salę operacyjną. No z drogi! - Luty, dwudziesty czwarty. Nie uderzyłam się w głowę - odpowiedziała, kiedy wózek ruszył popychana przez pielęgniarza. Potrzebowała tylko wyjęcia żelastwa, kilku szwów i leków przeciwbólowych. Swoją drogą, wzięła jedną tabletkę, która trochę pomogła. Dlatego mówiła. Nie mniej jednak poczuła ulgę, kiedy mogła wreszcie usiąść. Nie tylko z powodu nogi, ale też zmęczenia. Żałowała, że nie ma telefonu, potrzebowała kilku rzeczy, a mama nie wchodziła w grę. Pierwszą osobą, o jakiej pomyślała była Jasmine, ale ona także nie miała pojęcia o jej zajęciu po godzinach. Na razie wiedziała tylko Vivian. O ironio, jej numer nadal miała schowany w kieszonce płaszcza po ostatniej wizycie w szpitalu. Jak na razie była jedyną osobą, która mogła jej pomóc. Poradzę sobie sama - powiedziała do siebie. Zawsze dawała radę, dlaczego teraz miałoby być inaczej? Może dlatego, że znowu tak cholernie boli? Zacisnęła zęby i pięści i wzięła kilka głębokich wdechów. W międzyczasie jeszcze ugryzła się w język, żeby nie wydawać personelowi poleceń. W swojej "karierze" bardzo często miała do czynienia z ranami postrzałowymi wszelkiego rodzaju. U siebie także, w końcu walczyła w czasie rebelii. Pamiątką była blizna na lewym udzie. Pocisk przeszedł stycznie do ciała, pozostawiając silne poparzenie. Wiedziała, że wytrzyma. //zt (?) |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Izba przyjęć Pią Sie 23, 2013 8:45 pm | |
| Lekarka wysłuchała spokojnie jej odpowiedzi, patrząc jednocześnie z uwagą na źrenice oczu Lophii. - Nigdy nie wiadomo... zresztą nie należy zapominać o działaniu szoku - odparła w końcu, a nikt nie mógł być pewien, czy powiedziała to do pacjentki, czy tak naprawdę do samej siebie. - Ale w porządku. Z tego wszystkiego się nie przedstawiłam - nazywam się Regina Taydol. Przez korytarz przechodził akurat szybkim krokiem jakiś ciemnoskóry mężczyzna z jasnymi włosami, odziany w sterylnie biały fartuch. W dłoni dzierżył kilka teczek, a z jednej z nich powoli wysuwały się kartki. Ten jednak nie zwrócił na to uwagi. - Falbey! - zawołała lekarka, unosząc rękę. - Sto dwudziestka piątka jest wolna, tak? Mężczyzna odpowiedział jej skinięciem głowy, a chwilę później grupa ratunkowa niczym ta superbohaterów wtargnęła na salę operacyjną. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Izba przyjęć Wto Wrz 03, 2013 6:27 pm | |
| /kolczasta brama
Odstawiła uprzednio Sunny pod wyznaczony adres. A potem ruszyła z Pippinem do szpitala. Milczała. Teraz był zbyt słaby na tyradę z cyklu "co sobie myślałeś łażąc po KOLCu bez mojej wiedzy". Cóż... mogła ją wygłosić tylko jako kapitan. Gdyby to był Michael to by była to tyrada żony, czyli sto razy gorsza. Tak więc Pippin nie był w najgorszej możliwej sytuacji. A propos Michaela, Rei zaczynała się niepokoić gdzież to się małżonek podział. Ostatnio często znikał bez wieści i Rei nie wiedziała czy już się powinna zacząć martwić, czy uznać, że popada w lekką paranoję i sobie darować zmartwienia. Podjechała pod izbę przyjęć i zawołała pielęgniarzy by pomogli Pippinowi wyjść z samochodu. Został zabrany na oględziny lekarza. Rei postanowiła poczekać, aż coś będzie wiadomo na temat jego stanu i ewentualnie odwiezie go do domu, lub nawrzeszczy do niego tak, żeby mu przeszło szlajanie się po KOLCu. A może szlajał się tam ze względu na tą Sunny... Zastanawiała się kim była ta dziewczyna. Pippin musiał jej ufać na tyle, by ją zabrać ze sobą do samochodu Rei. Wiedział, że Reiven musi uważać, jak zresztą każdy w dzisiejszych czasach. Nalała sobie z automatu ohydnej kawy i czekała. |
| | | Wiek : 24 Zawód : Żołnierz; Oddział Reiven Przy sobie : przy sobie: zapalniczka, prawo jazdy, latarka, pistolet, zestaw pierwszej pomocy
| Temat: Re: Izba przyjęć Pią Wrz 06, 2013 10:17 am | |
| /kolczatka
Całą drogę milczałem, bo wiedziałem, że przy Rei w takim nastroju lepiej nie pogarszać swojej sytuacji. Kiedy Sunny wysiadła, uśmiechnąłem się tylko do niej i rzuciłem "Spoko, nic mi nie będzie" zanim moja szefowa dodała gazu i odjechaliśmy. Ból cały czas promieniował z klatki piersiowej na resztę ciała, ale nie był już taki ostry i dotkliwy a raczej przytępiony. Kiedy zostaliśmy sami, atmosfera w aucie zgęstniała. Bałem się odezwać, żeby nie dostać ochrzanu, ale... Musiałem coś zrobić. - Dziękuję Rei. Kiedyś ci się odwdzięczę. - powiedziałem, a potem już definitywnie zamilkłem. Transport z samochodu do sali przyjęć zniosłem dość dobrze. Widziałem, że kobieta martwi się moim stanem, choć byłem pewien, że to tylko zmartwienie dowódcy o los swojego szeregowego. Ale czy napewno? Reiven wydawała się być o wiele bardziej poddenerwowana teraz, niż wtedy kiedy zarobiłem tym odpryskiem w plecy i moja sytuacja była bardziej niepewna. Wtedy zarządziła szybko pomoc, wydawała rozkazy, wrzeszczała na kolegów i mobilizowała mnie, żebym się trzymał. Teraz była na tyle roztrzęsiona, że nie strofowała mnie. A może po prostu czekała, aż wszystko będzie okey? |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Izba przyjęć Pią Wrz 06, 2013 10:37 am | |
| Martwiła się o niego. Mimo wszystko. Ale była też zła. Zła, że musiała znów ryzykować. Nie mogła nadużywać stanowiska, bo w końcu zwróci to czyjąś uwagę. - Nie musisz. Wystarczy, że będziesz ze mną szczery. – odpowiedziała. Nie spuszczała wzroku z drogi. W końcu była zima i było ślisko. Kawa w szpitalu była chyba najgorszym w smaku napojem jaki w życiu piła. Wolała nie wiedzieć co wchodziło w skład tej kawy. Ale była zmęczona, może nie tyle fizycznie co psychicznie. Tak dużo rzeczy zwaliło się na głowę jej w jednym czasie. Zerknęła nerwowo na telefon, brak wiadomości od Michaela, brak wiadomości od Finnicka. - Faceci. – wywróciła oczami. W tym momencie pielęgniarka powiedziała, że można już wejść do Pippina. Leżał na Sali, gdzie było kilka łóżek i to nawet nie była sala, tylko część izby przyjęć (jak w Ostrym Dyżurze, tak za zasłonką stał rząd łóżek… tak to sobie wyobrażam). Jeszcze przed wejściem za zasłonkę wyrzuciła kubek z niedopitą kawą. Na widok Pippina skrzyżowała ręce na piersi. - I co ja mam z Tobą zrobić? Chyba to ja Ci nogi z dupy wyrwę, a nie Michael. – zmrużyła gniewnie oczy. Ale nie gniewała się tak naprawdę. Po prostu chciała, by miał świadomość, że jego niesubordynacja została zauważona i że Rei jej nie pochwala. – Kim jest Sunny? – zapytała siadając na taborecie obok łóżka Pippina.
|
| | | Wiek : 29 lat Zawód : Lekarz
| Temat: Re: Izba przyjęć Pią Wrz 06, 2013 11:42 am | |
| // korytarz
Sigyn dalej chodziła jak jakiś zombiak. Przemierzała korytarze powoli. Jak gdyby żegnała się ze ścianami, salami, pokojami i innymi pomieszczeniami szpitala. W końcu dotarła do sali przyjęć. Podeszła do lady. - Włóż to do mojej karty badań. Nie chcę już na to patrzeć. - Powiedziała łamiącym się głosem. Po szpitalu już się rozniosło na co chora jest Annelise Harding. Z kieszeni fartucha wyciągnęła kartkę zgiętą na pół. - To moje wypowiedzenie z pracy. Musicie znaleźć nowego lekarza na moje miejsce. Od teraz mogę jedynie udzielać informacji. Żadnych operacji. - Dodała po chwili poważniejszym głosem. Umrze. Po prostu umrze. Tyle lat cierpienia i ani chwili prawdziwego szczęścia. Chwile z Cato zawsze były owiane nieznaną przyszłością i choć były to jej najszczęśliwsze chwile to pełni szczęścia nigdy nie osiągnęły. Dalej miała halucynacje. Cato całą drogę szedł za nią i trzymał ją mocno za rękę. Teraz obejmował ją od tyłu i wdychał zapach jej włosów. Sigyn uspokoiła się dzięki temu. Kompletnie nie zauważyła Reiven i jej kompana, kimkolwiek był ten mężczyzna... |
| | | Wiek : 24 Zawód : Żołnierz; Oddział Reiven Przy sobie : przy sobie: zapalniczka, prawo jazdy, latarka, pistolet, zestaw pierwszej pomocy
| Temat: Re: Izba przyjęć Sro Wrz 11, 2013 12:23 pm | |
| Dałem się przebadać pielęgniarzom. Milczałem kiedy zabrali mnie na rentgen klatki piersiowej, a także kiedy wróciłem spowrotem na swoje miejsce, a tam nadal siedziała Reiven. Ale za to cały czas się uśmiechałem. Udało mi się zaprosić Sunny na bal, a co więcej przy szpitalnym łóżku siedziała teraz moja seksowna pani kapitan. Nie żebym miał do niej cokolwiek, bo wiedziałem, że jest mężatką, ale musicie przyznać, że dwie piękne kobiety, które zwracają na ciebie uwagę jednego dnia to niezły wynik. Kiedy już podłączono mnie spowrotem do kroplówki i mieliśmy chwilę spokoju, Rei zapytała o Sunny, a mój uśmiech nieco zrzedł. No tak. I co odpowiedzieć, kiedy jedna piękna kobieta pyta o drugą? - Sunny to... Psycholog wojskowy. Właściwie dziwi mnie, że jej nie znasz. Jest z trzynastki. - oznajmiłem, nie bardzo wiedząc co jeszcze mogę o niej powiedzieć. Że jej włosy pięknie skrzą sie w słońcu, że jej serce jest jak wulkan, który bucha na wszystkich wokół dobrocią i ciepłem? A może, że wie o mnie praktycznie wszystko, włącznie z bardzo wstydliwymi sprawami z dzieciństwa? Nie, to nie były dobre odpowiedzi. - Powinnaś już iść. Michael będzie się o ciebie martwił. - zauważyłem, nie mogąc powtrzymać minimalnej nutki goryczy w swoim głosie, kiedy wypowiadałem jego imię. Nie rozumiałem, dlaczego tak mnie irytowało, że za parę chwil zostanę tu sam. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Izba przyjęć Sro Wrz 11, 2013 12:58 pm | |
| Słuchała Peregrina zastanawiając się co powinna z tym fantem zrobić. Powinna była go ukarać... chociażby dla przykładu. W końcu wymykanie się do KOLCa bez rozkazu było wykroczeniem. Ale Rei nie umiała ukarać Pippina. Nie umiała, bo sama się wymykała do KOLCa. Hipokryzją byłoby więc karanie go za to, co sama robi. Karę zresztą już miał wymierzoną... leżał poobijany w szpitalu. - Nie miałam przyjemności jej poznać. W Trzynastce... hmmm w Trzynastce byłam stosunkowo krótko. - wbiła spojrzenie w swoje dłonie. Wspomnienie tego co się działo... serum i zdrady... tak wyraźnie pamiętała twarze strażników których zabiła by zademonstrować po czyjej jest... była wtedy stronie. Odepchnęła od siebie tamten obraz. - Mam nadzieję, że nikt nikomu nie przyjdzie do głowy sprawdzanie, czy ona faktycznie jest w oddziale. Bo wtedy będzie musiała się zaciągnąć... nawet na tydzień, ale jednak. - miała nadzieję, że Pippin rozumie powagę sytuacji. Ryzykowali wiele... dzień jak co dzień, ale w końcu noga się komuś powinie i będzie problem. - Pippin... musisz zrozumieć, że dziś wszyscy sporo zaryzykowaliśmy. Rozumiem, że ta dziewczyna jest dla Ciebie ważna. Ale musisz być na przyszłość ostrożniejszy. Dla dobra wszystkich. Możesz na mnie liczyć, pomogę Ci jeśli będzie trzeba. Ale musisz być ze mną szczery. - zmrużyła oczy, chcąc wyglądać na bardziej zagniewaną niż była. Westchnęła, ale kiwnęła głową. - Tak... zapewne nawet nie zauważył, że mnie nie ma. Ostatnio jest dziwnie zabiegany. - w sumie mówiła bardziej do siebie, niż do Pippina, Michael znikał zawsze, miał te swoje zlecenia, ale ostatnio znikał częściej i na dłużej. Ostatnie zniknięcie skończyło się aresztem. - Ale fakt, powinnam się zbierać. Potrzebujesz czegoś, żeby Ci przywieźć? Ubranie na zmianę? Ulubionego misia? Sunny? - teraz się uśmiechnęła. Kontem oka zauważyła znajomą postać. Sig? zmrużyła oczy. Dziewczyna ostatnio pisała jej coś o zamiarze wyjechania z Kapitolu. Było to dość niepokojące. - Spróbuję załatwić Ci normalną salę. Pewnie kilka dni tu poleżysz. |
| | | Wiek : 24 Zawód : Żołnierz; Oddział Reiven Przy sobie : przy sobie: zapalniczka, prawo jazdy, latarka, pistolet, zestaw pierwszej pomocy
| Temat: Re: Izba przyjęć Sro Wrz 11, 2013 4:53 pm | |
| Wysłuchałem jej spokojnie. Wiedziałem, że ma dobre powody do tego żeby być złą i zaniepokojona. Ratowanie mi tyłka... W takiej sytuacji mogło być przedstawiane jako wykroczenie. A w obliczu tego co, jak doszły mnie plotki, działo się z ludźmi którzy pomagali kapitolińczykom... Mogło również być bardzo niebezpieczne. - Rei... Dziękuję. Jesteś nie tylko moim Kapitanem, ale i przyjaciółką. Przysięgam, że zawsze byłem, jestem i będę z tobą szczery, bo ufam ci bezgranicznie. Ty sama mnie tego zaufania nauczyłaś, więc nie martw się. - odparłem, biorąc jej dłoń w swoją. Na chwilę, na krótki moment, ale jednak. Puściłem ją, kiedy zaczęła mówić o mężu. Obrączka na jej ręce wyglądała bardzo dumnie. - Nie, nie potrzebuję niczego... - zacząłem, ale nagle przypomniałem sobie o siostrze, która została sama w domu. - Ale Ellie. Co prawda sąsiadka się nią zajmuje. Gotuje jej i sprząta trochę. No i mnie często nie ma w domu. Eee... Nie, to lepiej... To był głupi pomysł, poradzę sobie. - zrozumiałem że proszenie jej o taką przysługę było nie na miejscu. W dodatku nie bardzo chciałem żeby Rei wkroczyła do mojego domu. Zbyt dużo tam było osobistych dla mnie rzeczy. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Izba przyjęć Sro Wrz 11, 2013 5:15 pm | |
| Uśmiechnęła się do niego ciepło. - Też uważam Cię za przyjaciela. - spojrzała na ich dłonie. Poczuła się dziwnie... bardzo dziwnie. Pokręciła głową. - Jak chcesz mogę sprawdzić co z nią. Albo zaprosić do siebie. To nie problem. Chyba lepiej, żeby wiedziała co się z Tobą dzieje. Przywiozę ją jutro. - nie przyjmowała odmowy. Czuła tą dziwaczną i może irracjonalną potrzebę pomagania ludziom jej bliskim. Martwiła się o ludzi, których kochała. Joffery już przestał z tym walczyć. Po prostu wiedział, że Rei będzie mu wypominać zbyt dużą ilość kawy a zbyt małą ilość snu i, że będzie starała się jakoś mu pomóc. Finnick też pewnie wiedział, że Rei się o niego martwiła. Że nie bez przyczyny zerkała co jakiś czas na telefon sprawdzając czy przyjaciel łaskawie odpisał. O Michaela martwiła się najbardziej na świecie. Wstrzymywała się w wieloma działaniami, żeby on był bezpieczny. Nie mogli jej mieć tego za złe. To nie chodziło o chęć kontrolowania wszystkiego i wszystkich. Ona się po prostu martwiła i troszczyła o rodzinę. A rodzina to dla niej byli również przyjaciele. |
| | | Wiek : 24 Zawód : Żołnierz; Oddział Reiven Przy sobie : przy sobie: zapalniczka, prawo jazdy, latarka, pistolet, zestaw pierwszej pomocy
| Temat: Re: Izba przyjęć Sro Wrz 11, 2013 9:08 pm | |
| Uśmiechnąłem się z wdzięcznością. Potrafiłem wyczuć w głosie dowódcy rozkaz, nawet jeśli Rei mówiła to po służbie i słowa pasowały bardziej do propozycji. Martwiłem się o Ellie. Była nad wyraz dojrzałym dzieckiem i odkąd przyjechała do Kapitolu radziła sobie praktycznie sama. Byłem dla niej pełen podziwu, bo przecież zaledwie rok temu straciła matkę w bombardowaniu. Nigdy nie znała swojego ojca. Jej brat i starsza siostra zniknęli chyba jeszcze zanim zdążyła ich dobrze poznać. Miała tylko mnie i mamę. I Adrie, którą mała wyjątkowo lubiła. A potem sprowadziłem ją do Kapitolu, tuż przed bombardowaniem. I zostaliśmy sami. Myślałem, że zupełnie się ode mnie uzależni, ale ona całymi dniami zostawała sama w domu, robiła zakupy, gotowała, sprzątała po mnie, i jak do tej pory ani razu nie wpakowała się w kłopoty. - Będę wdzięczny. Ona nie jest kłopotliwa. To bardzo samodzielne dziecko. - tłumaczyłem się. Wpadło mi do głowy, że Rei może być ciężko zająć się moją siostrą, bo może to jej przypomni, że ona sama nie może mieć dzieci? Nie wiedziałem i wolałem nawet o tym nie wspominać. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Izba przyjęć Sro Wrz 11, 2013 9:20 pm | |
| - Spokojnie. Myślę, że się dogadamy. Chyba jeszcze mnie pamięta. Co prawda widziała mnie może raz... - miała nadzieję, że dziewczynka się nie wystraszy, jak zobaczy obcą kobietę mówiącą, że jej brat jest w szpitalu i najbliższe dni spędzi u niej w domu. Nie pomyślała o tym, że nie może mieć dzieci... nie wiązała zajmowania się dziewczynką z własną... ułomnością. Rei lubiła dzieci. Dlatego chętnie odwiedzała Hope i Blue. Na wspomnienie dziewczynek aż serce ją zabolało. Hope radziła sobie dzielnie na Arenie. Ale Blue... Reiven wciąż miała przed oczami wybuch rozrywający Blue w drobny mak. Szybka śmierć, ale taka niepotrzebna. Rei tak bardzo chciała się móc opiekować bliźniaczkami. - Przywiozę ją jutro. - uśmiechnęła się. Sama nie wiedziała co nią kieruje ale pochyliła się nad Pippinem i pocałowała go w czoło. - Leń się póki możesz. Jak stąd wyjdziesz odpokutujesz ten KOLeC. - nie pytała więcej o Sunny. Zerknęła na telefon słysząc dźwięk wiadomości. Michael. Uśmiechnęła się widząc wiadomość. - Na mnie pora. [edit] Z westchnięciem oddaliła się od Pippina. Miała nadzieję, że uda jej się dogonić Sigyn. Wolała nie wołać przez cały szpital za nią, bo to jednak mogło przeszkadzać pacjentom. Poza tym pamiętała, że tutaj nie miała na imię Sig. Rei przyspieszyła kroku. - Pani doktor!- zawołała widząc jej plecy. Za nic nie umiała sobie przypomnieć jak miała się zwracać do dziewczyny. |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : Lekarz
| Temat: Re: Izba przyjęć Czw Wrz 12, 2013 12:57 am | |
| Sigyn była spokojna. Wyjątkowo się uspokoiła dzięki obecności Catona, a raczej jego halucynacji. Wiedziała, że nie jest prawdziwy, choć bardzo tego pragnęła. Wręcz wierzyła w to, że jednak nie ma złudzeń, a on naprawę ją obejmuje delikatnie jak gdyby była porcelanową lalką, która może się stłuc w każdej chwili. Czy się bała śmierci? Owszem. To naturalny odruch ludzki, że się bała śmierci. Z drugiej strony poczuła, że chyba szykowała się na śmierć od dłuższego czasu. Chyba jeszcze wtedy, gdy była w Trzynastce... Uzupełniła karty pacjentów i wypisała tych, którzy mogli już wyjść ze szpitala. Będzie musiała uzupełnić porządnie karty tych, których czeka jeszcze długie leczenie, by lekarze, którzy przejmą jej pacjentów wiedzieli o wszystkim. Sig nie zawsze pisała o wszystkim. Miała pamięć fotograficzną, więc pamiętała każdego pacjenta. Pamiętała imię, nazwisko, historię choroby, cały wywiad, objawy choroby, przyczyny, leki, uczulenia, grupę krwi... Wszystko. Będzie miała sporo roboty, by to wypisać. Oddała po jakimś czasie teczki i segregatory pielęgniarkom, które miały opiekować się pacjentami podczas jej nieobecności. Przez cały ten czas Cato był obok. Obserwował ją w milczeniu. Czasem dotknął jej dłoni, czasem pogłaskał po policzku, a czasem objął delikatnie. Jego obecność dodawała Sigyn otuchy. Ruszyła w kierunku pacjentów, by ostatni raz sprawdzić ich stan oraz poinformować ich o zmianie lekarza prowadzącego. Czekały ją nieprzyjemne rozmowy i pytania "dlaczego?" "ale ja chcę panią za lekarza"... Po chwili usłyszała wołanie. Z początku zdawało jej się, że ma znowu mocniejszy atak halucynacji. Spojrzała wtedy na Catona, ale on tylko wzruszył ramionami dając jej do zrozumienia, że chyba jednak nie ma zwidów. - Pani doktor! Teraz słyszała już głośniej głos. Znajomy głos. Bodajże należał do Reiven Ruen, znaczy się Reiven Levittoux. Dla Sig dalej pozostanie Ruen. Odwróciła się i spojrzała na Reiven. Cato objął ją ramieniem i przyglądał się Reiven. - Uważaj... - Szepnął cicho. - Wiem Cato... - Odpowiedziała mu. Obserwowała jak Rei się do niej zbliża. - Witaj Rei. - Powiedziała trochę chłodnym tonem. - Co słychać? - Zapytała trochę przyjemniejszym tonem niż poprzednio. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Izba przyjęć Czw Wrz 12, 2013 1:17 am | |
| Trochę była zdyszana gdy w końcu dogoniła Sigyn. Nie oszukujmy się, była osłabiona. Niewiele jadła, niewiele spała, a jeszcze była po porannym treningu. Nic więc dziwnego, że zmęczenie ją zaczynało atakować. - Sigyn. Już się bałam, że Ciebie nie dogonię. O co chodzi z tym żegnaniem się? Dlaczego wyjeżdżasz? - nie rozumiała dlaczego Sig chce teraz zniknąć z jej życia, z życia tych wszystkich ludzi, którzy byli przekonani, że Sig nie żyje, a którzy się cieszyli z jej powrotu - Mówiłaś Jasmine? - wlepiła w jasnowłosą przenikliwe spojrzenie. Jasmine była jeszcze bardziej związana z Sigyn niż Rei. Były dla siebie jak siostry. To będzie dla panny Snow cios, gdy Sig znów wyjedzie. - Nie jedź. - poprosiła. Nie umiała teraz znaleźć dobrych argumentów, zwłaszcza, że sama miała coraz mniej czasu. Dwa tygodnie... a jeszcze nie rozmawiała z Averym... nawet nie wiedziała, czy dożyje wiosny. Była sobie sama winna, niepotrzebnie niszczyła zapasy serum. Ale złość i frustracja narastały w niej od dawna. Pękła. Nie mogła się jednak przyznać Sigyn do tego co zrobiła i dlaczego. Nie chciała jej niepotrzebnie martwić. Już i tak zbyt wiele osób wiedziało. |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : Lekarz
| Temat: Re: Izba przyjęć Czw Wrz 12, 2013 1:54 am | |
| Sigyn zauważyła, że z Rei jest coś nie tak. Trudno było jej ukryć cokolwiek przed lekarką. Zmęczona. Jakby była szczuplejsza. Oho! Tego nie można ignorować. - Rei, dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś miała za chwilę mi tutaj paść z osłabienia. - Zapytała zmartwionym głosem zanim dziewczyna cokolwiek powiedziała. - Sigyn. Już się bałam, że Ciebie nie dogonię. O co chodzi z tym żegnaniem się? Dlaczego wyjeżdżasz? Sigyn westchnęła ciężko. Nie do końca była pewna, czy mówić, że niedługo umrze, czy też po prostu wyjechać. - Mówiłaś Jasmine? "Nie" - pomyślała Sigyn. - Powiedz jej - Szepnął Cato, gdy Sig się zastanawiała nad odpowiedzią. - Powiedz jej. - Och zamknij się Cato! - Mruknęła poirytowana dopiero sekundę później orientując się, że powiedziała to na tyle głośno, że Rei musiała usłyszeć to co powiedziała. Ba! Usłyszeli to nawet pacjenci w pobliżu, którzy natychmiast czmychnęli uznając Sig za wariatkę w kitlu. Sig znowu westchnęła ciężko. Wzięła dłonie Reiven w swoje własne i uścisnęła mocno. - Rei. Umieram. - Powiedziała cicho. Nie miała już wyboru. Chciała to ukrywać i nikomu nic nie mówić, ale nie mogła dopuścić do tego, by uznano ją za osobę psychiczną. Co prawda i tak ją niektórzy tak traktowali. Grunt, by najważniejsze osoby nie stwierdziły, że jest walnięta. - Nie jedź. - Rei... Nie chcę, ale nie zostało mi dużo czasu... Mam guza mózgu. Nieuleczalny, nieoperacyjny. Umieram... - Powiedziała na wydechu szybko, bo czuła, że nie może się już wysłowić od nadmiaru emocji. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Izba przyjęć Czw Wrz 12, 2013 2:11 am | |
| Nie wiedziała co się dzieje. - Ze mną w porządku. Miałam ciężki dzień. To wszystko. - zbyła temat. Przyglądała się bacznie przyjaciółce, a gdy padło imię Cato zaczęła się rozglądać. Coś było bardzo nie tak. Cato zniknął jakiś czas temu... znów zniknął. Rei oczywiście martwiła się o przybranego brata, ale mówiła do niego. Po chwili wszystko stało się jasne. Rei wpatrywała się w Sig nie wierząc w to co słyszy. Jak to umierała? Guz? Oczy Rei zaszkliły się od wstrzymywanych łez. Jakaś egoistyczna cząstka jej miała żal... kolejna strata z którą musiała się zmierzyć... nie potrzebowała tego. Ale Rei nie była egoistką, więc nie pozwoliła by ta myśl w niej zakiełkowała. - Tym bardziej powinnaś zostać. Być wśród przyjaciół. - ścisnęła mocno jej dłonie - Masz omamy tak? Widzisz Cato? - przypomniała sobie gdy po kilku dniach bez serum, jeszcze zanim opracowano antidotum, zaczęła mieć omamy wzrokowe. Nie umiała wtedy rozróżnić co jest prawdziwe a co jej się wydaje. - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, czy mówiłaś Jasmine? Nie możesz po prostu uciec. Pozwól nam być przy Tobie. Pożegnać się... Na prawdę chcesz być z tym sama? - w środku pękała na drobne, ale nie dała po sobie poznać. Musiała być silna. Musiała być oparciem dla Sig. |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : Lekarz
| Temat: Re: Izba przyjęć Czw Wrz 12, 2013 12:01 pm | |
| Sig widziała jak Rei się rozgląda w poszukiwaniu Catona. To trochę było dziwne, skoro Cato nie żyje, a Rei nie wyglądała na nazbyt zdziwioną. Nieważne. Później było gorzej, bo widziała reakcję Reiven na wiadomości wystrzelone wręcz z karabinu. - Tym bardziej powinnaś zostać. Być wśród przyjaciół... Masz omamy, tak? Widzisz Cato? Sigyn znowu westchnęła. - Czy widzę? Słyszę, widzę, czuję. Najpierw pojawiał się nagle i tak samo szybko znikał. - Spojrzała na Catona, który wyszczerzył się wtedy jak gdyby jego pojawianie się wtedy było najlepszą rozrywką. Wróciła wzrokiem do Rei. - Od kilkunastu godzin nie opuszcza mnie... Właśnie obejmuje mnie ramieniem. - Powiedziała czując, że ramię Catona ciąży jej przyjemnie na ramionach i karku. Czuła nawet ciepło jego ciała. Tak jakby prawdziwy Caton tu stał. Oczy jej się zaszkliły, bo tak bardzo chciała, by był prawdziwy, a nie wymyślony. - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, czy mówiłaś Jasmine? Nie możesz po prostu uciec. Pozwól nam być przy Tobie. Pożegnać się... Na prawdę chcesz być z tym sama? Zamrugała szybko, by odgonić łzy. - Nie mówiłam... - Powiedziała spuszczając głowę. - Nie chcę byście widzieli mnie w stanie agonii. Nie chcę byście mnie zapamiętali... Przynajmniej nie w momencie, gdy będę blisko śmierci. - Zaczęła się lekko trząść, bo czuła, że znowu zbierają się w niej emocje, których nie mogła opanować. W tym czasie blondyn objął ją drugą ręką i przytulił do siebie co mogło dziwnie wyglądać, bo Sig stała teraz w nienaturalnej pozycji. Chwyciła prawą rękę Cato jakby chciała, by pozostał tak na zawsze z nią. Zaczęła się uspokajać. |
| | |
| Temat: Re: Izba przyjęć | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|