|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Klub "Buggying Snow" Sro Mar 26, 2014 9:24 pm | |
| First topic message reminder :Jeden z bogatszych i bardziej luksusowych klubów w Kapitolu, przeznaczony głównie dla klientów, którzy nie zawahają się zostawić tam grubych pieniędzy w ciągu jednego wieczora. Oczywiście nikt nie sprawdza przy wejściu stanu Twojej karty kredytowej, ale w lokalu obowiązuje formalny dress code. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 25 lat Zawód : myślę Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Klub "Buggying Snow" Sob Lip 26, 2014 11:46 pm | |
| To było na swój sposób zabawne i jednocześnie irytujące. Przypomniał sobie Czwórkę, znajdowała się daleko za innymi wspomnieniami, ale nadal momentami wracała, aby o sobie przypomnieć. Zwłaszcza o jeszcze żywych i jakże intensywnych chwilach spędzonych z Sabriel. Tym razem nie widział dokładnie jej, może cieszyłby się, jakby to co odpychał, nie pozostawiałoby pustki. Jedna z dziwnych odmian masochizmu. Ale to wszystko, tak należy sądzić, w imię wyższego celu, który, miejmy nadzieję, spał teraz smacznie i nie miał pojęcia o tym, co działo się po drugiej stronie miasta w Buggying Snow i na jaki temat toczy się rozmowa. Znów pozwolił sobie na to, aby wróciła i zadała kolejny cios prosto w serce. Oskarżenie. Teraz zdrada. Na samym szarym końcu śmierć. Choć te wspomnienia były szczęśliwe, powinny cieszyć, zaganiać do kąta błogości i pozwolić na moment oddać się im, jakoby miały być przecież bezpieczne. Dzieciństwo, ta odległa i nierzeczywista młodość wydawała się beztroska, nieprawdziwa i ulizoryczna. Wówczas kłotnie były czymś naturalnym, swego rodzaju codziennością. Uśmiechy, kąpiele w zimnej czasami nawet lodowatej wodzie. Pamiętał, gdy spierali się, to były piskliwe wrzaski, czasem kończyło chmurnie, ktoś odchodził, ale kolejnego dnia wracał. Było ich wiele. Ale wtedy nikt tego nie liczył, nikt się nie martwił, że każdy kolejny świt może być ostatnim. "Słyszysz Odair? Pippin ma rację!" Pamiętał, jak go irytowało. "Czyli postanowione! Jutro idę z wami na ryby!" Pamiętał, jak bardzie się cieszył, kiedy nastepowało to "jutro". Pamiętał rywalizację, złość i łzy, kiedy wracał do domu cały poobijany, bo Pippin kolejny raz kładł go na matę raz za razem, a przecież Annie często przychodziła, aby popatrzeć. Za każdym razem wyjątkowo bolało, zwłaszcza ten jeden raz, kiedy uświadomił sobie, że przegrał po raz ostatni. Dożynki. Jego kartka w puli. Nie potrafił wówczas na niego spojrzeć, nie potrafił pogodzić się z tym, że to on musi umrzeć, zostawić Annie i Pippina samych sobie. Jakby cały świat obrócił się przeciw niemu. A przecież to był tylko przypadek. -No tak - wszystko zaraz miało zlać się w jedną toksyczną całość, choć już teraz wszystko wydawało się niezwykle skomplikowane - Dlatego nigdy nic się nie udało i nigdy nic się nie uda. Annie. Ładnie brzmi? Zapamiętaj, bo tylko dlatego nigdy cię nie zostawię. Nie stracę. Nie opuszczę. To chore, to takie okrutne, jak mało prawdy było w tym, co oferował, jak niewiele z tego, co chciał dać, posiadać. Wiarygodność gdzieś przepadła. Wolna wola została zastąpiona przez dwa słowa, które uwiązały go do jednej posługi i misji, którą należy spełnić. Nic i nikt na drodze nie miał znaczenia, ludzie nie liczyli się, bo mogli być tyle tłem, bo mogli należeć do odrębnego świata. Istniał tylko jeden. Zamknięty w czterech ścianach, skromnym i przytulnym mieszkanku niedaleko centrum. Kiedy Pippin wpadł do lokalu, Finnick zerknął na Rose i jakby się uśmiechnął. Ale to nic. Zero zazdrości, bo przyszedł się upewnić, tylko nasuwające się pytanie "Po co?". I w ten oto sposób doszedł do wniosku, że jednak jego obecność wcale mu nie odpowiada. Ale na szczęście kelner przyniósł whisky i Odair obiecał sobie dzisiaj pozwolić na ciche zapomnienie. Nic jej nie jest, a teraz odejdź. To niewłaściwe i nieprawidłowe, niemożliwe, jak bardzo wszystko się zmieniło. Jak bardzo nienawidził go wówczas, jak bardzo zależy mu na nim dzisiaj, jak bardzo kiedyś nie potrafił wyjść bez niego na ryby. Ale wszystko się zmieniło i czasem miał wrażenie, że albo on, albo Pippin nie jest częścią całej tej maskarady. Albo oboje powinni poszukać innych miejsc, rozejść się jak było im od początku pisane. -Świetnie, krzesło, na którym mógłbyś osiąść także, więc może oszczędzimy sobie kolejnych czułych przywitań i się napijemy? |
| | | Wiek : 24 Zawód : Żołnierz; Oddział Reiven Przy sobie : przy sobie: zapalniczka, prawo jazdy, latarka, pistolet, zestaw pierwszej pomocy
| Temat: Re: Klub "Buggying Snow" Pon Lip 28, 2014 9:56 pm | |
| Zauważyłem dobry nastrój w jaki wprawiłem towarzyszkę Reiven i całkowicie go rozumiałem. Naprawdę, w dzisiejszych czasach tak często widywano mordy, krew i łzy, że śmiech był zdecydowanie w deficycie, więc cieszyłem się, że mogłem go ja wywołać. Niemniej musiałem przyznać, że czułem się nieco zakłopotany, bo sytuacja była co najmniej nietypowa. Przeniosłem wzrok z niej na Reiven, kiedy nas przedstawiała. Musiałem przyznać, że w momencie kiedy przeszła do tytułowania mnie, poczułem mocne ukłucie bólu zostając nazwany "członkiem starego oddziału". Nigdy nie słyszałem o tamtej kobiecie, o Rosemary, a jednak Rei nazywała ją przyjaciółką. Dlaczego więc ja nie zasługiwałem na takie miano? A może po prostu doszukiwałem się ukrytych znaczeń tam gdzie ich nie było? - Bardzo miło mi poznać. Przyjaciele Rei...Pani Kapitan są też moimi przyjaciółmi. - uśmiechnąłem się. Słysząc słowa Finnicka spojrzałem na niego nieco zdziwiony. Jego słowa brzmiały zdecydowanie zbyt cynicznie jak na niego. No, może jak na trzeźwego niego, bo skądinąd wiedziałem, że Finnick kiedy już się upił stawał się bardzo mądrym cynikiem. I potrafił bardzo przykro wyłożyć danej osobie prawdę o tym, kim jest. Usiadłem na krześle, spoglądając na Finnicka a potem na Reiven. Posłałem jej nieśmiały uśmiech, po czym spojrzałem na kieliszek postawiony właśnie na stole przez kelnera. Poczekałem aż ten naleje wszystkim kolejkę burbona, a tymczasem spojrzałem znów na przyjaciela. Nie widzieliśmy się dosyć dawno i musiałem przyznać, że niewiele już zostało w nim z dawnego Finnicka, którego znałem. Tliła się w nim jeszcze jakaś iskierka, ale jeśli po przebywaniu w Kapitolu był złamany i zmęczony, to tak naprawdę Rebelia do końca go zmieniła i wyniszczyła. Choć musiałem przyznać, że Finnick zawsze był silniejszy ode mnie. Może nie fizycznie, ale psychicznie. Ostatecznie, przetrwał Arenę podczas gdy ja w tym samym czasie odchodziłem od zmysłów po prostu patrząc na jego zmagania w zaciszu własnego domu. Potrafił też oddać wszystko co najlepszego miał w życiu po Zwycięstwie, w zamian za bezpieczeństwo Annie. I nawet kiedy to się nie udało, on był z nią przed Igrzyskami i po nich. Wtedy, kiedy była już Szaloną Annie Crestą, a u mnie strach przed kim kim się stała przezwyciężył miłość do osoby, którą była. Kiedy kelner nas opuścił, uniosłem lekko szklankę. - Proponuję wzniesienie małego toastu. Za byłych, obecnych i przyszłych Zwycięzców Igrzysk. - oznajmiłem, po czym nie czekając nawet czy ktoś dołączy wychyliłem zawartość szklanki kilkoma szybkimi łykami. Zakrztusiłem się lekko, nieprzyzwyczajony do przyjmowania alkoholu w takich ilościach, ale już po chwili rozkoszne ciepło rozlało się po moich wnętrznościach. - Jeśli przeszkodziłem w rozmowie, to możecie kontynuować. - dodałem. - No chyba, że to tajne. - uśmiechnąłem się na myśl, o tym, że moi znajomi... Moi przyjaciele, mogli by się okazać spiskowcami przeciwko Coin. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Klub "Buggying Snow" Sro Lip 30, 2014 8:19 pm | |
| Zrozumiała słowa Reiven, ale nie odpowiedziała na nie, jedynie się kwaśno uśmiechnęła i przystawiła szklankę do ust. Zapomnieć kim się jest? Może właśnie tego chciała? Co jest fajnego w byciu życiowym przegrańcem? Rose to tylko zagubiona sierota, która nie jest na tyle odważna, by powiedzieć komukolwiek, że jest jej ciężko. Dlaczego miałaby chcieć być sobą? W jej oczach nie była nikim wyjątkowym, choć oczywiście nie mogła odmówić sobie charakterystyczności. - Reiven, nieważne jakbyś nas nie błagała, nie uciekniemy, kiedy będziesz mieć kłopoty. - sama nie wierzyła, że powiedziała coś takiego na głos, może to alkohol rozwiązał jej język? Nigdy się nie uzewnętrzniała jeśli chodzi o troskę o innych. Była z tych, co pomagają przyjaciołom swoją ponurą obecnością, nie słowem, bo z pewnością nie umiała pocieszać. Nie była uczuciowa, przynajmniej nie publicznie. Nie powiedziała nic więcej, zacisnęła jedynie palce na szklance tak mocno, że mogłoby się wydawać, że chce ją zgnieść. Jej pobielałe kłykcie drżały niespokojnie, dopóki nie uniosła jej ze stołu i nie upiła łyku. - Nie nazwałabyś mnie socjopatką? - zapytała, o mało nie krztusząc się napojem, kiedy usłyszała jej słowa. - A jak nazwałabyś osobę, która wybitnie nienawidzi rodzaju ludzkiego i jedyne, do czego zdolna jest go wykorzystać to swoje potrzeby? Jak nazwiesz osobę, która nie czuje się odpowiedzialna za nikogo, która potrafi zabić bez mrugnięcia okiem, chyba, że akurat tam prysnęła krew? To jest socjopatia, Reiven, i wbrew pozorom jest mi z tym zajebiście dobrze. - alkohol sprawiał, że naprawdę coraz bardziej się otwierała na innych, choć niekoniecznie w sposób pożądany. Prędzej czy później powie co myśli, a jest wyjątkowo paskudną mizantropką i pesymistką. Nie chciała zepsuć tego spotkania, ale nikczemnie irytowało ją to głaskanie po główce i udawanie, że wcale nie jest taka zła. Rosemary doskonale zdawała sobie sprawę, że piekło już na nią czeka i że nie jest więcej warta niż Coin, bo gdyby to ona miała rządzić teraz Panem, byłaby jej młodszą wersją. Osoby z zawyżonym ego okazywały się bardzo znanymi dyktatorami. Mimo iż Peregrin był bardzo dobrym przyjacielem obydwojga, pierwszy raz o nim słyszała. Dotarło do niej, że zaniedbuje swoje przyjaźnie, ale tylko przez chwilę zajmowało to jej myśli, bo zaraz spłynęło to po niej jak po kaczce. Sumienie czasem się odzywało, ale przegrywało w starciu z tumiwisizmem Rose zanim zdążyło się rozkręcić. - Żeby zostać moim przyjacielem trzeba sobie zasłużyć. - mruknęła do Pippina, uśmiechając się wrednie, co chyba sprawiło, że weszła na ten sam poziom cynizmu co Finnick. Pociągnęła jeszcze jeden łyk alkoholu, po czym odstawiła pustą szklankę przed siebie. Jak widać szybko poszło jej opróżnienie jej, w końcu miała doświadczenie. Sekretne, ale miała. - Czy przeszkodziłeś, to nie wiem - zaczęła, wzruszając ramionami - Ale to, że Reiven ma raczej przejebane, raczej nie jest teraz tajne. - dodała i przysunęła się bliżej Finnicka, słyszalnie szurając krzesłem po ziemi. Celowo podzieliła ich na dwa obozy, na gołąbeczki i cyników, którzy chętnie się upiją, a potem wyjdą, by wrócić do swoich ponurych żyć. Uśmiechnęła się nieznacznie do Odaira i zawołała kelnera po kolejną dolewkę alkoholu, bo o jednej szklance tego raczej nie przetrwa. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Klub "Buggying Snow" Sro Lip 30, 2014 8:50 pm | |
| Uśmiechnęła się smutno do Rose. - Może i jesteś socjopatką. Dla mnie jesteś przyjaciółką. To co lubisz robić w wolnym czasie to nie moja sprawa. - szturchnęła ją leciutko w bok. - Mam wrażenie, że czasem zapominasz, jak ważna dla mnie jesteś. I nie tylko dla mnie. 0 chyba nigdy nie było za wcześnie, by powiedzieć ludziom dla ciebie ważnym jak ważni faktycznie dla ciebie są. A jeśli kolejny dzień miał być tym ostatnim, to tym ważniejsze było powiedzenie tego na głos. Zagryzła wargi słuchając Finnicka. A wydawać by się mogło, że wyjaśnili już sobie to co między nimi było. Ale widocznie to nie było coś, co można było wyjaśnić, przegadać i zapomnieć. To zawsze będzie między nimi, "co by było gdyby". Chwyciła przyjaciela za rękę i popatrzyła mu głęboko w oczy. Sama miała ochotę się rozpłakać. Może nawet lekko jej oczy zabłyszczały od łez. - Właśnie dlatego, zrobisz to, o co Cię proszę Finn. - czy myśleli o tym samym? Pewnie tak. Czy ją posłucha? Pewnie nie. Pojawienie się Pippina wcale nie pomagało. Finnick i Rose zaczęli rzucać kąśliwe uwagi, a Peregrin starał się być miły, choć pewnie wiedział aż nazbyt dobrze, że tu nie pasuje. - Dzięki Rose. To było urocze. - wywróciła oczami - Wybacz Pippin. Nie mam nastroju na toasty. Poza tym... żebyś nie powiedział w złą godzine. (wszak nie wiedzieli jeszcze o Igrzyskach). - odstawiła swojego w połowie wypitego drinka na stoli i wstała. - Mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia, więc wybaczcie. - okrążyła stolik i pocałowała Rose w policzek. - Dzięki. - uśmiechnęła się do przyjaciółki i podeszła do Finnicka. Chwyciła go pod brodę i zmusiła by spojrzał jej w oczy. - Nie siedź zbyt długo i pozdrów Annie. - pochyliła się by go przytulić - Kocham Cię Odair. Nie zrób nic głupiego. - szepnęła mu do ucha i pocałowała go w czoło. Do Peregrina wyciągnęła dłoń by się pożegnać. Wolała nie mieszać mu w głowie buziakami. I tak go wystarczająco zraniła, nawet jeśli nie miał jeszcze o tym zielonego pojęcia. - Dzięki, że przyszedłeś. Pozdrów Ellie.] - posłała mu delikatny uśmiech i odwróciła się do pozostałych towarzyszy- Trzymajcie jutro kciuki. Jak będzie już coś wiadomo, to dam Wam znać. - pomachała im i skierowała się ku wyjściu z lokalu. Po drodze zapłaciła całość rachunku. A niech napiją się na jej koszt.
/zt. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : myślę Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Klub "Buggying Snow" Sob Sie 02, 2014 6:33 pm | |
| Kilka śmiechów, kilka kolejnych łuków. A może nikt się nie śmiał? A nawet jeśli - nie przy stoliku, przy którym siedział. śmiechy były obce, dalekie, przymglone głosami, które wydawały mu się bardziej realne, ale nie starał się rozszyfrować treści zdań, która uciekała, gdy starał się zbliżyć czy skupić. W końcu ktoś wstał, nawet nie podniósł głowy, żeby zorientować się, że to Reiven. Pożegnał ich. Nie słyszał, ale zgadł. Coś mu nie pasowało w tej rzeczywistości, mogłaby nie istnieć, a poza tym tylko on i kieliszek przezroczystego płynu. I ten pan, który przychodził w magicznej chwili, gdy naczynie było już puste i de facto bezwartościowe. Gdyby potrafił powiedzieć czasami więcej, gdyby nie starał się wołać o pomoc sylabami, być może nie topiłby smutków w tak prymitywnym pomocniku jak alkohol. Oboje nie musieliby tego robić. To chore, ale pomyślał całkowicie o tym samym. Nie przetrwa tego wieczoru bez jeszcze kilku drinków. I całej wieczności, jeśli będzie dane do niej przetrwać, bo życie w Panem było o tyle kłopotliwe, że nigdy nie było wiadomo, kiedy nastąpi koniec wędrówki. Wypadki losowe nie musiały już bawić się w wyliczankę, powoli pałeczkę po losie przejmowała Alma, która stawiała krzyżyki przy poszczególnych nazwiskach. Miał nadzieję, że to stanie się prędzej czy później, jeśli ma się stać w ogóle, bo kara śmierci była o tyle kłopotliwa, że starano się ukrócić okres oczekiwania na egzekucję. Alma była mniej delikatna i bardziej perfidna. Lubiła przyglądać się owieczkom, które słała na rzeź, gdy szamotały się w więzach bezsilności oraz oczekiwania. -Uwielbiam, gdy się starasz, ale nadal brzmisz, jakbyś chciała kogoś zabić. To wzrusza - mruknął bez przekonania, jego wzrok padł na Pippina, do którego się uśmiechnął. Po prostu. To nie było nic wymagającego, jedna z niewielu rzeczy, na jaką był zdolny w stanie nostalgii i uśpienia - Nie idź, napij się z nami - nie prosił, zabrzmiał uprzejmie, jakby rzeczywiście chciał, aby został, choć... ...gdyby był trzeźwy, zapewne przypomniałby sobie o Annie i postanowił do niej wrócić. Ale jeszcze nie był tak pijany, aby zupełnie o niej zapomnieć. -Za to, ykhym, żeby żadne inne Igrzyska... żeby ich nie było, po prostu. |
| | | Wiek : 24 Zawód : Żołnierz; Oddział Reiven Przy sobie : przy sobie: zapalniczka, prawo jazdy, latarka, pistolet, zestaw pierwszej pomocy
| Temat: Re: Klub "Buggying Snow" Wto Sie 05, 2014 10:11 pm | |
| Poniekąd moje dzieciństwo było szczęśliwe. Poniekąd, bo straciłem przecież ojca jako młody chłopak i musiałem szybko wydorośleć i zająć się całą rodziną. Ale dzięki temu, że moja matka sprzedała (nadal miał problem z używaniem tego słowa) swoją najmłodszą córkę, nie żyło nam się tak biednie jak wielu innym mieszkańcom Czwórki. Wystarczyła rozważność w wydawaniu pieniędzy, oraz trochę zaradności. Jasne, nie raz kładłem się spać z plecami palącymi ogniem po całym dniu łowienia ryb. Jasne, zdarzało mi się spędzić cały dzień o kromce chleba. Jasne, w zimie nasz dom przeciekał zaś w rogach ścian pojawiał się grzyb. Ale przecież przypadł mi w udziale los o niebo lepszy niż Finnickowi i Annie. I może dlatego Finnick miał pełne prawo z tego czy innego powodu być na mnie zły. Może dlatego zawsze starałem się ich wspierać i nie walczyłem o Annie - bo należało się im obojgu trochę szczęścia. Kiedy Reiven wyszła, spojrzałem za nią nieco tęsknie żegnając się. Nie zamierzałem nigdzie wychodzić, toteż słowa Finnicka przyjąłem ze spokojem. Wypiłem drugą kolejkę. - Co tam u Annie? - zapytałem, bardziej z obowiązku niż z prawdziwego zainteresowania. Nie mogłem wiedzieć, że właśnie o niej Finn próbuje zapomnieć. Trochę dziwnie czułem się w obecności tej nowo poznanej dziewczyny - Rose, ale skoro znała moich znajomych to chyba czas najwyższy bym i ja ją poznał. Wlepiłem więc w nią swój wzrok, może nieco bezwstydnie, ale alkohol działał na mnie dosyć szybo a ja za bardzo poczułem się urażony spławieniem mojej osoby przez Reiven, żeby się przejmować. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Klub "Buggying Snow" Sro Sie 06, 2014 2:53 pm | |
| Alkohol działał lepiej niż leki przeciwbólowe, chociaż zbyt wielka ilość obydwu działała bardzo szkodliwie na organizm. Rose próbowała każdej z wyżej wymienionych rzeczy, ale tabletki dawały jedynie długi sen bez żadnych obrazów, nic poza tym. Gdy tylko otwierała oczy wszystko wracało, a to było jeszcze gorsze niż życie z nimi. W końcu przywykła, że nie ten świat nie jest dla niej, nie był dla nikogo, kto liczył na to, że kierowanie się sercem cokolwiek da. Czasy były ciężkie, życie było niepewne, każdy krok mógł przybliżyć nas zarówno do zwycięstwa jak i do porażki. Rosemary stąpała po kruchym lodzie, uczucia kierowały ją w złym kierunku, a to razem dawało raczej wiadomy wynik, który z pewnością nie zalicza się do tych przyjemnych. - Wcale się nie staram, naprawdę chcę kogoś zabić. - powiedziała, nie przejmując się, że ktoś z osób postronnych mógł ją usłyszeć, serio miała gdzieś, co sobie o niej pomyślą inni. Niech się dzieje co chce, wiele razy próbowała dbać o swój wizerunek w oczach innych i oto dokąd ją to zaprowadziła. - Mylne wrażenie może sprawiać fakt, że jeszcze nie wiem kogo. - ostatnio miała naprawdę ogromny pociąg w stronę uwalniania swojego gniewu za pomocą przemocy fizycznej i nie wiedziała, czy zawsze była taka agresywna, czy to przez alkohol. Może obydwa. Wizja bycia starą, zgorzkniałą panną strzelającą do każdego, kto chociaż spojrzy na jej dom, a nie daj Boże podejdzie lub co gorsza otworzy usta, stawała się coraz bardziej realna i Rose rozważała ją, bo koniec końców nie była aż taka zła. Przynajmniej wydawała się lepsza niż jej obecne życie. Nie sprzeciwiła się propozycji Finnicka, nie obchodziło ją z kim pije, ważne było, że w ogóle piła. Nie stawiało jej to w dobrym świetle, ale nie była to jedyna taka rzecz. Kiwnęła głową, aprobując zaproszenie, ale wątpiła, by to miało jakoś zaważyć na decyzji Peregrina. - Niech będzie nawet z pięć kolejnych, gówno mnie to obchodzi. - mruknęła do siebie, nie wiedziała czy ją usłyszeli; taka była prawda, miała gdzieś ile jeszcze Igrzysk się odbędzie, ona już swoją rolę odegrała w tym systemie i chociaż pod tym względem ma pozorny spokój. Dopóki nie zapędzą jej tam jeszcze raz, będzie mieć wszystko gdzieś. Zauważyła wzrok Pippina i wcale ją to nie speszyło. Nie należała do osób posiadających wstyd, dlatego również wbiła w niego spojrzenie. Jej wzrok był super znudzony, jak zwykle, a cały efekt dopełniała budowa jej oczu, która sprawiała, że nie musiała często mrugać, więc nie robiła tego praktycznie wcale. Mogła tak godzinami, toteż nie odwracając wzroku wróciła do picia. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : myślę Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Klub "Buggying Snow" Pią Sie 08, 2014 2:22 am | |
| Igrzyska, kamery, akcja. I ryk tłumu, uradowany i aprobujący, gdy po raz kolejny uśmiechał się do niewidocznych obiektywów lub gładko i bez oporów przeszywał ciała trybutów. Ile ich było? Kilku na pewno, teraz nie pamiętał, choć jeszcze jakiś czas wcześniej byłby w stanie wyliczyć ich, podać dane personalne i opowiedzieć krótką historię o ich rodzinie i zwyczajach, nad którymi uparcie studiował, katując się wieczorami świadomością, że każdemu z nich odebrał to, na co pracowali. Przyszłość. Marzenia. Wizje. I ten śmiech, te krzyki. Kamera na każdym rogu, nieosiągalni kapitolinczycy, słyszał ich uradowane głosy, podekscytowane szepty i widział uśmiechy, gdy zamykał oczy, te szpetne szerokie uśmiechy obite rzędem perełek i oczy, tak złudnie roześmiane, chciwe i łakome na to, co miał do zaoferowania. Zawsze ciekawskie i na swój sposób naiwne, o czym było dane przekonać się potem. To farsa, to nie powinno było się wydarzyć, żadna śmierć, żaden pocałunek, uśmiech, żadne to czułe słowo, które z podekscytowaniem recytował do dziewczęcego ucha. Nad tym ubolewał, nad tym myślał, to go trawiło tego wieczoru, choć niewątpliwie następnego będzie to nic innego jak zwyczajny kac. Coś realnego, a nie puste wspomnienia, które już niczego nie wniosą, a rozszarpują jedynie ledwo zabliźnione rany. To był dziwny wieczór, mogliby się śmiać, mogliby śpiewać, tańczyć, mogliby zasnąć pod stołem z rozanielonymi gładkimi wyrazami twarzy. Minęło kilkanaście następnych minut, świat wirował, ludzie wstawali i odchodzili, pojawiali się nowi, a oni trwali nadal czy to w ciszy, czy to odbijając piłeczkę od jednego do drugiego, a potem znów w ciszy, bo ta była najwspanialsza, gdy każdy mógł na moment zapomnieć o drugiej osobie, oddać się swoim problemom i zastanowić się nad tym, jak daleko mogłyby jeszcze zajść, jeśli to rzeczywiście nie jest ich koniec. Może nie powinien był tego robić, może w ogóle nie powinien był zgadzać się na to spotkanie, bo jeśli wróci do domu o własnych siłach, to Annie nie będzie o tyle zmartwiona i zatroskana jak z pewnością zła. A może to tylko iluzja, może mu się wydaje, może już śpi, on i ona, oboje w łóżku. Chciałby. Pijacki bełkot w pewnym momencie ustąpił, gdy resztki rozsądku podpowiedziały mu nieśmiało, że jednak tej nocy winien wrócić jakoś do domu. Jakiś czas zajęło mu uświadomienie sobie, że ledwo trzyma się na nogach, więc i z prowadzeniem auta byłby problem. Poza tym jako bohater wszech czasów, który częściej myśli o potrzebach innych niż swoich, przejął się, że oto ci biedni ludzie zwani jego przyjaciółmi także nie mają transportu. Zadzwonił więc po taksówkę, albo i nie, może mu się śniło. Ale do kogoś napisał na pewno, to już nie był sen. Świat wirował, a on razem z nim, kiedy wychodził z lokalu, nie podpierał się ścian, to nie było konieczne, na tyle, bo kilka razy prawie legł na podłogę. Miał wrażenie, jakby minęła wieczność od momentu, gdy wstał od stolika. A potem była już tylko wędrówka.
[zt x3, macie pijacki posteł, niech któreś napisze w aucie Jo, ładnieproszę] |
| | |
| Temat: Re: Klub "Buggying Snow" | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|