|
| Prywatny gabinet psychiatryczny | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 30 Zawód : psychiatra Przy sobie : fajeczki, zapalara, gaz pieprzowy Obrażenia : cudze płuca
| Temat: Prywatny gabinet psychiatryczny Pon Wrz 08, 2014 10:41 pm | |
| [center]
Ostatnio zmieniony przez Erica Lyytikäinen dnia Nie Lis 09, 2014 9:29 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 33 Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Pon Wrz 08, 2014 11:27 pm | |
| Był wściekły, że musiał tu przyjść. Niezadowolony i rozżalony jak mały chłopiec, który musi przełknąć coś wybitnie niesmacznego. Dzięcięco-koszmarowym szpinakiem czy inną brukselką jawił mu się pobyt u nowego psychiatry. Z nazwiskiem na ustach, które mimo szczerych prób, do tej pory nie przeszło mu przez gardło, wcisnął do kieszeni przepustkę do Kolca i w wyjątkowo pochmurnym nastroju opuścił siedzibę Coin. Zanim jednak przekroczył próg tego psychopatycznego przybytku, miał nadzieję, że znajdzie się w jakimś przyjemnie ciemnym i spokojnym miejscu, gdzie przyjmie go pokręcony dziadek z przydużym brzuchem a w przymałej koszuli, że może dostanie jakieś kolejne psychotropy i z głowy. Pierwszym, co go rozzłościło jeszcze bardziej był wystrój wnętrza. Czego innego jednak miałby się spodziewać po Kapitolińczykach? Jasność i przestrzeń początkowo sprawiła, że chciał trzasnąć drzwiami i wyjść, ale nie zwykł zawodzić swojego pracodawcy. Alma dbała o to, żeby mu zwyczajnie rzecz ujmując bardziej nie odbiło. Nie mógł jednak nikomu powiedzieć o tym skąd wzięły się u niego ostatnio te stany nadmiernej ekscytacji i mniejszej kontroli samego siebie. Nikt nie mógł wiedzieć, że chodzi za Mallory Hearst po mieście jak ostatni świr. Nie, jeśli nie była jego zleceniem. Nie, jeśli miała pozostać jego sekretem a on z ścigającego nie miał stać się ściganym. Odetchnął głęboko i mijając bez słowa recepcjonistkę (wystarczy tych wyzwań społecznych jak na jeden dzień - i tak uznał, że linka przy rolecie lepiej wyglądałaby opleciona wokół jej szyi) podążył w kierunku gabinetu. Dlaczego akurat to miejsce? W czym ten facet E. LYYTIKÄINEN, jak mówiła tabliczka na drzwiach, miał być lepszy od wszystkich poprzednich? Bardziej dyskretny? Bardziej na rękę rządowi, który zapragnął (wy)leczyć swojego świra? Otworzył drzwi i wszedł do środka zdziwiony widokiem kobiety. Nie skomentował wystroju wnętrza, nie zmusił się do nienaturalnego żartu, nie zamierzał poświęcać jakiejś asystentce swojej uwagi. Musiał rozpisać schemat postępowania swojego nowego lekarza, dostać prochy i zmykać na miasto. -Dobra... Wołaj swojego szefuńcia, odbębnimy ten cyrk, wam wpłynie pieniądz za uratowanego świra, a ja ze wzruszeniem opowiem, że czuję się lepiej... - mruknął siadając na krześle przy biurku. A do tego tik nerwowy i nie raz, ale przynajmniej dwa, solidnie szarpnął jego powieką.
|
| | | Wiek : 30 Zawód : psychiatra Przy sobie : fajeczki, zapalara, gaz pieprzowy Obrażenia : cudze płuca
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Wto Wrz 09, 2014 12:00 am | |
| Porozmawiajmy zatem o wściekłości, ten wymuskany frazes drażnił jej wyuzdane połączenia nerwowe z taką częstotliwością, że każdego kolejnego pacjenta, który byłby oskarżany o bezpodstawne napady z siekierą na teściową, sprowadziłaby prosto na dywanik, każąc łasić się jej do nóg i udawać, że to bardzo medyczny punkt widzenia, a sama Erica nie pozostanie w stanie odbiegającym od normy. Tak przecież było - to nieprawda, że właśnie dziś przekroczyła wszelkie limity przyzwoitości, zwalniając recepcjonistkę w ciąży (zachciało jej się bachora, to niech teraz idzie pod most, ewentualnie wróci po aborcji) i narażając się na gniew związków zawodowych, z którymi przyszło jej zadrzeć jeszcze za czasów niespokojnych dziadka Snowa, który nie popierałby szeptania do uszka o fetyszach Kapitolińczyków, zresztą. Może ktoś inny o choćby odrobinie wrażliwości bądź czułości ekstremalnej, które objawiła się w postaci łez ciężko zranionej kobiety, wzruszyłby się nad jej losem, ale młodą panią psychiatrę wprawiło to w niepotrzebne zakłopotanie. Nienawidziła czuć się tak niekomfortowo. Ta stara baba z ogromnym brzuchem zawadzała jej w przejściu pod kanapkę, więc zanim przyszło się jej zorientować, że może wyjątkowo nie ma racji i nie powinna wzywać ochrony, to już wędrowała na posterunek. Gdzie oczywiście, każdy zorientował z kim]ma do czynienia i mogła odejść z tego przeklętego grajdołka w trampkach, które miały zdartą gumę i ślady użytkowania kwartalnego. Czyli w skrócie, Erica była przekonana, że ktoś usiłował je przeżuć, kiedy zdjęła je przypadkiem, zawadzając o mur i próbując przez niego przebiec. Tak codziennie przez kilkanaście dni, czego się nie robiło dla miłości szalonej - po francusku (bardzo dosłownie i perwersyjnie), dla papierosów z ust do ust jakby były niegrzecznymi studentkami w beretach i dla świętego spokoju tego gabinetu, który wydawał się jeszcze jednym chorym kaprysem byłej pani na włościach. Nienawidziła tych pasteli, tego światła i najchętniej już teraz wyniosłaby meble, ale zamiast pacjentów z prawdziwego zdarzenia dostawała samych wymoczków, którzy nijak się mieli do jej dziewczyńskich wyobrażeń, kiedy porzucała rolę fizycznej panny do towarzystwa dla bardziej zaszczytnego w społeczeństwie zawodu duchowej prostytutki, która równie dobrze działała na umysł jak jej starsza i potępiona koleżanka w wierze. Najwyraźniej jednak rzeczywistość (chwilowo parująca tak bardzo, że rozpięła guzik za dużej - bo po Rakel - koszuli i odpaliła szaleńczego papierosa nr 23 dzisiejszego dnia) potrafiła dokopać jej tak zawzięcie jak ona swojej asystentce, która pewnie właśnie wydalała gdzieś na przedmieściach bachora, bo zamiast jakiegoś seksownego bruneta - drwala z brodą do ziemi i z mordem w oczach, dostawała jakąś rządową karykaturę, która wymagała od niej podpisania jakiegoś papierka... Chwila, to coś odezwało się i nie zamierzało skojarzyć jej z psychiatrą, czyli było szowinistyczną świnią. Urocze. Erica odstawiła papierosa do popielniczki, witając gościa uśmiechem bardzo niemrawej asystentki samej siebie, spuszczając niewinne oczęta wprost na wielki dywan z oryginalnego włosia wymarłego już niedźwiedzia brunatnego - z biologii też nie była dobra, jeśli nie chodziło o rozmnażanie - i pociągnęła nosem. - Bo on powiedział, że jestem ładna i że mnie przerżnie od tyłu, jak wróci.Ma tak małego, że nie nic nie poczuje. Czy ty wiesz, jakie to przykre? Wyglądasz na takiego, który wie, kiedy wkładasz... Tak... Tutaj - wskazała na pulchne pośladki, podnosząc się i siadając na biurku, spuszczając nogi w kierunku swojego nowego pacjenta. Tylko po to, by pokazać mu całkiem udaną sztukę z rekwizytami w postaci swoich trampek, które wymierzyły mu cios prosto w bokserki, które zapewne teraz mogły być rozerwane, gdyby tylko Erica założyła szpilki, ale nie zamierzała udawać kogoś, kim nie była. Już wystarczająco się dobrze bawiła jako siostrzenica Coin. - Erica Lyytikäinen, twój nowy psychiatra - dokończyła przedstawienia, zabierając się za papierosa, to właśnie nim spaliła niebezpieczny papierek w dłoni swojego świeżo nabytego wariata. |
| | | Wiek : 33 Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Wto Wrz 09, 2014 1:12 am | |
| Jej biuro nie było przystosowane do przyjmowania prawdziwych świrów. Frajerów z depresją i życiowym znudzeniem może owszem, ale na pewno nie kogoś, kto miał poważne zaburzenia gdzieś w środku swojej mózgoczaszki. Potraktował ją, jak i całe to odrealnione miejsce, utartym schematem, który wybrał już po postawieniu pierwszego kroku przez próg drzwi wejściowe. Jego błąd. Jednak już od czasu, kiedy wypowiedział swoje fatalne pierwsze zdanie był pewien, że źle ją ocenił. Obserwował z uwagą zachowanie Eriki, i przyszło mu przez moment do głowy, że wreszcie świr siedzi po właściwej stronie stołu. Oczywiście do momentu aż na nim nie usiadła, zachowując się przy tym tak irracjonalnie, że Soren (oczywiście do momentu aż nie oberwał) przyglądał jej się z zainteresowaniem młodego psiaka. Normalny facet zapewne zaśliniłby się, czy też nawet zawstydził jej bezczelnością po tysiąckroć, ale... Ale Royce szczerze powiedziawszy nie miał pojęcia o czym ta kobieta do niego mówi. Wpatrywał się w nią więc z ciekawością, ale absolutnie beznamiętnie, aż do momentu, kiedy jej zabawa nie zabrnęła o włos (a raczej o cios) za daleko. Zwinął się przez moment z bólu, jednak szybko odzyskał rezon zrywając się z krzesła i przyciskając ją do tego nieszczęsnego biurka. Zablokował ją tak, by nie mogła się ruszyć (lata praktyki) a jedna z jego dłoni zacisnęła się na jej szczupłej szyi. -Ktokolwiek i cokolwiek wsadza Ci w pośladki nie jest moim przedmiotem zainteresowania. Pozwól, że tym razem ja zaoferuję Ci lekcję... - wycedził przez zęby tak wściekły, jak dawno mu się już to nie zdarzyło. Może nie był przystojnym drwalem (w końcu zacięcia do rżnięcia nigdy nie było w nim absolutnie) ale mord i wściekłość w jego oczach niemalże kroiły ją na kawałki. -Jesteś moim nowym psychiatrą. Zamiast prowokować odrabiaj pracę domową - zerknął w kierunku papierów, do których zapewne nawet nie zajrzała. Nawet jeśli nie było tam za dużo informacji. Nie był kolejnym wypalonym zawodowo pracownikiem rządu, lub kimś kto chciał porządnie i bezpiecznie przyćpać od czasu do czasu. Odbierał jej dostęp do tlenu z niesamowitą przyjemnością. Odsunął wcześniej od zasięgu jej rąk wszelkie przedmioty, leżała przyciśnięta do blatu od złej strony, by mogła sięgnąć do którejkolwiek z szuflad. Przed odebraniem jej życia powstrzymał go fakt, że wcale mu się to nie podobało. Był zły. Zero przyjemności, zero odprężenia. Poza tym czuł znajomy zapach, którego nie mógł zaklasyfikować w żaden sposób. Pewnie jednak gdyby wiedział czyją koszulę ma na sobie Erika i o seksie z kim rozmyślała wcześniej - nie zawahałby się ani chwili. Rozluźnił jednak uścisk pozwalając jej znów oddychać. -Søren Royce, twój nowy pacjent - mruknął odsuwając się od niej na krok. Miał więcej siły i mniej skrupułów. Ale do póki nie znał zasad jej postępowania... Była o krok przed nim, niepasująca do znanych mu schematów. Zerknął tylko na dogasającego na biurku papierosa. Zgubne nałogi. |
| | | Wiek : 30 Zawód : psychiatra Przy sobie : fajeczki, zapalara, gaz pieprzowy Obrażenia : cudze płuca
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Wto Wrz 09, 2014 1:40 pm | |
| Ależ oczywiście, że nie było, bo zadaniem Eriki było wysyłanie ich prosto w objęcia kliniki psychiatrycznej. Przynajmniej tak przeczytała w którymś z podręczników akademickich i była jedna z niewielu lektur, które przyswoiła w toku swoich studiów. Egzaminy zdawała jednak szalenie… śpiewająco, jeśli już trzeba było jakimś określeniem opisać przebieg swojej kariery, która doprowadziła ją do pastelowego gabineciku luster, który zapewne powodował u prawdziwych, mrocznych psychopatów chęć zadźgania podmiotu w postaci małego dziewczątka w trampkach i w za dużej koszuli, ale tak naprawdę nie interesowało ją to szczególnie. Każdy miał jakieś odchyły, ale tak naprawdę niewielu mogło zainteresować panią psychiatrę. Nie z powodu skuteczności w swoich działaniach – telefon o czwartej rano z dokładnym opisem rozkrojenia na kawałeczki ciała swojej piętnastoletniej córeczki nawet na kimś tak bezuczuciowym i pragmatycznym jak Erica, musiał robić wrażenie – ale dlatego, że motywy działania były przeraźliwie schematyczne i nudne. Być może wszystko wzięło się stąd, że w Kwartale bawiła się znacznie lepiej i Dzielnica Rebeliantów przywitała ją nudą i kolejnymi rządowymi, którym nagle skończyła się morfa lina, odezwały się wyrzuty sumienia, bądź przypomniała się im mamusia. Nic dziwnego, że była taka zblazowana, nawet wówczas, gdy każdy włosek na jej ciele (a ich nie miała za wiele, grunt to depilacja!) jeżył, ostrzegając ją przed tym człowiekiem. Ktoś, kto jednak toczył walkę o kromkę chleba w egipskich ciemnościach z drabem, który chętnie zrobiłby jej z włosów bransoletki, był nader odporny na takie wystąpienia. Podejrzewała, że tak właśnie czują się matki, które są zwoływane na apel z okazji… Jakiegoś durnego święta narodowego i muszą zachwycać się własnym dzieckiem, któremu brak koordynacji, wdzięku i wygląda w kostiumie biedronki tak żałośnie, że resztką sił zmuszają się do oklasków, które są równie skąpe, jak ich matczyne uczucia, bo hormony odpowiedzialne za opiekę nad dzieckiem wyparowują gdzieś w pierwszym roku. Obserwowała to dobrze przy Rakel i mogłaby przysiąc, że czuła podobną irytację także wtedy, gdy to jej ułomne dziecko próbowało ją wzruszyć. Nie wykonała żadnego ruchu, nie wierzgała nogami ani nie zaczęła się spowiadać ze swoich czynności seksualnych (pewnie zajęłoby to jej kilka lat) próbując opanować drżenie dłoni i zakończyć ten pokaz na tyle dorośle, by po prostu nie przywalić mu po raz kolejny czymś ciężkim w głowę i nie odesłać go do szpitala na napaść na swojego lekarza. Może Sorenowi się wydawało, że jest pierwszym psychopatą, który grozi jej natychmiastową śmiercią, ale takich przykładów było całkiem sporo. Poprzednią mieszkankę tego gabinetu zadźgała anorektyczka, bo powiedziała jej, że jest gruba. Erica powinna brać z niej przykład i nie zachowywać się jak wyuzdana lolitka, ale nadal pozostawała śmiertelnie znudzona i kiedy już przestał się bawić w złego chłopca, odeszła od niego na kilkanaście kroków. - Inspirujące – przyznała z kpiną. – I tak czytałam, ale znudziło mnie, że nie ma szczegółów. Wiesz, same liczby… i o jejku, jestem mordercą, odbieram życie z przyjemnością. Zaskakujące – westchnęła, nadal grając z nim na całego, sugerując wzrokiem, by jednak się nie zbliżał, skoro są na jej terytorium i to ona dba o jego karierę zawodową. – Te statystyki bywają przerażające jednakowe dla wszystkich psychopatów. Czemu to właśnie ty miałbyś zostać moim pacjentem? – zapytała, o tak, mili państwo, odbywał się wielki casting na wariata roku, a jury znajdowała się tylko ona i teraz całkiem serio przeprowadzała wywiad, by potem ogłosić werdykt i skłonić się przed publicznością. Której tutaj nie było, miała serdecznie dość rozmów sam na sam z patologicznymi jednostkami, ale podobno jej praca wymagała dyskrecji. |
| | | Wiek : 33 Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Sro Wrz 10, 2014 6:27 pm | |
| Uspokoił się. Nigdy nie krzyczał wszem i wobec obwieszczając całemu światu, że ma problemy z głową. Sam też nie uważał się za wariata. Czasem miał po prostu trudności ze zrozumieniem jak wszystko wokół niego funkcjonuje. Obcy był dla niego ciąg przyczynowo-skutkowy, nie mógł pojąć dlaczego ludzie zachowują się w taki a nie inny sposób, na przykład: dlaczego kobiety płaczą zarówno wtedy, kiedy jest im przykro jak i wtedy, gdy mocno się z czegoś cieszą? I to nie jest tak, że Royce nie ma uczuć, że nie potrafi mu być przykro, nie umie obdarzyć kogoś sympatią, nie ma poczucia humoru... Nie umie tylko tego wszystkiego okazywać we właściwy sposób - dlatego wypracował sobie system schematów, wedle których łatwiej jest mu wejść w jakąś rolę. Z rozbawieniem odkrył w końcu, że większość ludzkich zachowań właśnie na tym polega - na odgrywaniu czegoś. Udajemy coś chcąc przyćmić swoje prawdziwe reakcje i tym sposobem, nie jesteśmy w stanie odgadnąć, że ktoś może maską zakrywać pustkę. I jedyny problem polegał na tym, że ów pustkę wypełniał kolejnymi trupami. Soren przeciągnął się na krześle, na którym usiadł zaraz po tym, jak puścił swoją nową panią psychiatrę. Zachował się jak stereotypowy świr, checked. Uznała go za nudnego i typowego, checked. Rozzłościł się, pokazał ząbki, uspokoił, teraz powinien dostać receptę. Checked? -Nie jestem mordercą- westchnął przeciągle -Tam...-pokręcił palcem nad rozwalonymi na biurku dokumentami- Tam jest też napisane, że cierpię na rozdwojenie jaźni, że mam siostrę w Czwórce, że mój ojciec był doradcą Snowa, potem, że był operatorem maszyn i kamerzystą w telewizji... Najwyraźniej lubię ściemniać - oznajmił a na jego ustach wymalowało się coś na kształt uśmiechu. -Mogę być kim zechcesz. Tylko trzymaj swoje ręce i NOGI przy sobie - dodał jeszcze. Po chwili wyciągnął papierosa z wewnętrznej kieszeni kurtki i nie czekając na jej pozwolenie, czy zakaz odpalił go zaciągając się szarym dymem głęboko do płuc. -Dziś mogę zostać ochroniarzem Coin z depresją, lękami i nerwicą, Ty przepiszesz mi kolorowe pastylki a na odchodne uściskamy sobie ręce. TAK to właśnie funkcjonowało dotychczas... - jego głos był równie znudzony. Nie zamierzał przed nią nikogo odgrywać, sprawiać wrażenie interesującego i jakże intrygującego wariata. Nie był taki. Był chory, nieprzystosowany do życia w społeczeństwie i przerażający, ale bardzo dobrze potrafił to zamaskować. I skoro odpowiedni kamuflaż i stworzenie osobowości z niczego zajęło mu ponad 15 lat życia nie zamierzał tego marnować na napaloną i narwaną panią psychiatrę. Zanim wszedł do gabinetu miał inny plan. Chciał podać się za wypalonego zawodowo Strażnika Pokoju. Szybko domyślił się, że to nie przejdzie. Teraz wystarczyło, żeby uwierzyła, że jest narwanym cwaniakiem nad którym ma przewagę swojej olbrzymiej inteligencji. Przynajmniej do póki jej nie rozłoży na czynniki pierwsze.
|
| | | Wiek : 30 Zawód : psychiatra Przy sobie : fajeczki, zapalara, gaz pieprzowy Obrażenia : cudze płuca
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Sro Wrz 10, 2014 6:52 pm | |
| Z ich dwojga od diagnozowania wariatów była ona. Oczywiście wielu uczonych ludzi (nadętych bufonów, dla których zakuwała do kolejnych egzaminów) odradzało nazywanie większości społeczeństwa psycholami i świrami, używając poprawnie politycznych określeń, ale Erica nie byłaby sobą, gdyby przyszło jej owijać w bawełnę. Dla niej jej pacjenci byli zazwyczaj pojebusami, którzy powinni założyć twarzowy fartuszek na ręce i dać jej pole do manewru. Nie odczuwała żadnej satysfakcji w tym, że miała słuchać ich wynurzeń o tematyce dowolnej, ale gabinet zapewniał jej spore zyski i mogła pochwalić się zarobki przed obecnym mężem czy byłą żoną. Kolejność dowolna, naprawdę głęboko gdzieś miała fakt, że łamie serca z równą łatwością jak etykę lekarską, skoro tych dwoje (Scarlett i Frans) tak destrukcyjnie wpłynęło na jej życie, usiłując ją wpędzić na wieś (ona) albo zamknąć na wieki w Kwartale (on). Nic dziwnego, że z czasem - tak sobie wmawiała - stała się nieczułą suką, która teraz machała nóżkami jak mała dziewczynka, wysłuchując opowieści pacjenta, którego powinna się śmiertelnie bać. Trudno, najwyżej będzie się rozkładać pięknie w śmieciach. Powinna chyba rzucić mu wskazówkę, żeby zakupił odpowiednio dużą zamrażalkę na jej zwłoki, ale przypuszczała, że pewnie i tak zrobiłby na przekór. Wariaci mieli to do siebie, że źle znosili krytykę metod ich pracy. Ostatni morderca pociął ze złości od linijki zwłoki, kiedy zarzuciła mu brak symetrii. Kompletnie się nie zrozumieli, ale przynajmniej policja także należała do średnio inteligentnych. - Czyli ta twoja druga jaźń jest mordercą? - doprecyzowała. - Pozdrów ją i powiedz, że na terapii ma siedzieć spokojnie, bo ja nie dzielę swojej osobowości i ta jedyna, którą posiadam jest w stanie wbić ci pilniczek do oka, jeśli jeszcze raz podniesiesz na mnie rękę - odwzajemniła uśmiech, przemawiając do niego jak do rozkosznego bobaska, mało brakowałoby, a zaczęłaby mu robić puci-puci, by potem ukręcić mu kark. Jak każdemu dzidziusiowi, z którym miała kiedykolwiek do czynienia. Wywróciła oczami na jego sugestię. Jej gabinet, jej zasady, może trzymać nogi nawet na żyrandolu, a on ewentualnie może potrzymać jej szpilki. Nie zamierzała słuchać jego wywodów ani chwili dłużej... i być może zwolniłaby go do domu i stałby się cud niepamięci, ale zamiast tego musiał się odezwać. Nienawidziła, kiedy mężczyzna mówił. Jak każda kobieta uważała, że jego usta są stworzone do bardziej przyziemnych i praktycznych celów, więc przerwała mu w połowie jego szaleńczą wypowiedź o kolorowych tabletkach, kładąc dłoń na jego czole. - Czy ty kurwa masz gorączkę? A może ta twoja druga osobowość domaga się uwagi? NIE ZAMIERZAM CI NICZEGO PRZEPISAĆ BEZ WIZYT! - wydarła się uroczo, niemal literując słowo po słowie i wyczyniając językiem takie rzeczy, że całe szczęście, że jej pacjent był aseksualnym zerem, który właśnie awansował w hierarchii na jej pacjenta. Sukces, który przypieczętowała szalonym uśmiechem i wystrzeleniem guzika od koszuli w jego oko. Oczywiście, to nie było specjalnie, to tylko Erica brała potężny i głęboki oddech oraz wypływała na szerokie wody... Terapii. |
| | | Wiek : 33 Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Sro Wrz 10, 2014 7:12 pm | |
| Miał o wiele lepsze rzeczy do roboty niż wysiadywanie w pastelowym, słodkim gabineciku wariatki. Jednak to prawda, że żaden psychiatra nie może być normalny po takich dawkach absurdu i psychozy, jaki dostarczają im pacjenci przez całe dnie. Mimo iż irytowała go swoją nadpobudliwością Søren przyglądał się Erice z lekkim zainteresowaniem. Był ciekaw, czy za moment nie ucieknie przez okno, nie rozbierze się i nie zacznie huśtać na żyrandolu, czy na przykład nie zacznie wydzierać wniebogłosy z grubsza bez przyczyny. Miał wrażenie, że jeśli chodzi i opanowanego lekarza i świra- oszołoma to w ich parze dole zdecydowanie się odwróciły. Bujnął się na krześle. -Nie wiem czy jesteś bardziej głupia czy nieustraszona, ale jedną nauczkę za ocenianie po pozorach mam już chyba za sobą, hm? -- mruknął z kwaśnym uśmiechem. W ostatniej chwili przestał kołysać krzesłem i postawił stopy na podłodze podchwycając jej spojrzenie. Nie da się naiwnie przewrócić. Może i pobijała go na głowę bystrością i ciętością swoich komentarzy, ale wystudiowany refleks to jego domena. Że też musiał trafić do tak rąbniętego i nadpobudliwego babska zamiast do kolejnego, przyjemnego, łysiejącego grubaska w przyciasnej marynarce. Z takimi radził swoje w parę minut, Erika stanowiła dla niego wyzwanie, którego zamierzał się podjąć. I nie chodzi tu wcale o cotygodniowe drzemki na kozetce. Zainteresowała go jej nieszablonowość. Kolejna do kolekcji po Mallory i Rakel. Złapał ją za nadgarstek żelaznym uściskiem i odciągnął dość boleśnie jej rękę od swojego czoła. Czy on aby na pewno nie wspominał już dziś o ZAPRZESTANIU DOTYKANIA? Na szczęście, nie mógł oskarżyć jej o napastowanie, bowiem w jego osobistym słowniku coś takiego nawet nie istniało. Kobieta mogłaby się przed nim rozebrać, oblizywać po całej twarzy czy prowokować w mniej lub bardziej wymyślny sposób... A on i tak by się tym nie zainteresował. Rozmasował powiekę kompletnie nie zwracając uwagi na aktualną niewłaściwość stroju swojego lekarza i rozsiadł się na krześle bardziej poufale. -To od czego zaczynamy? - mruknął przechylając głowę w bok niczym znudzony gimnazjalista na matematyce. |
| | | Wiek : 30 Zawód : psychiatra Przy sobie : fajeczki, zapalara, gaz pieprzowy Obrażenia : cudze płuca
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Sro Wrz 10, 2014 7:34 pm | |
| Jasne, że miał. Erica zdawała sobie sprawę, że lizanie jej cioci zajmuje większość uwagi rządowców i ogromnym problemem jest znalezienie im czasu na inne przyjemności. Takie jak rozmowa z piękną i niepokorną kobietą, na przykład. Dlatego musiała czasami wymuszać obecność wysoko postawionych urzędników państwowych - nie była głupia, wiedziała, że ich pomoc prędzej czy później się przyda, kiedy Frans ją odnajdzie - w jej sali t... gabinecie odnowy psychicznej, który przypominał raczej słodkie klimaty pensjonarki, która postanowiła założyć sobie klub psychopatów. Właśnie w nim Royce wykupił sobie członkostwo i mógł już tylko modlić się do nieistniejącego Boga, by zabrał go jak najszybciej ze świata, który miała mu poprzestawiać Erica. Nic gorszego, włączając w to wcielenie do Kwartału i ciężką pracę fizyczną w Jedenastce, nie mogło go spotkać. - Słuchaj, mały - nadal nie ustępowała w swoich zdrobnieniach, akcentując zwracanie się do niego uśmiechem czarownicy i zaraz diablicy. - Nie interesuje mnie to, że w laurce masz wpisane sporo. Nie wierzę w historie, które ktoś ci spisał. Równie dobrze możesz być znudzonym transem, który przebiera się za Kubusia Puchatka i gwałci Prosiaczka. Mam to gdzieś - wygłosiła bardzo spokojnie, zabierając długopis, którym zaczęła wściekle kreślić litery. Taki już miała charakter, nikt nie umiał sklasyfikować jej do jakiejkolwiek grupy społecznej kobiet, bo blisko jej było do świętej (ile ona się w życiu naklęczała!), jak i do grzesznicy (bo lubiła również od tyłu), więc nie był pierwszym pacjentem, który mógł się gubić w jej zmianach nastroju, które Rakel wytrącały z równowagi tak często, że zaliczyły już wszystkie możliwe typy kłótni, włączając w to niecelne rzucanie do siebie ekspresem do kawy. przestała pisać, zaczęła go dotykać i znowu została złapana na gorącym uczynku, z którego usiłowała się wyrwać. Nienawidziła dominacji mężczyzn, więc ją deptała z delikatnością walca, który rozjeżdżał ludzi na drodze. Dlatego teraz nie wahała się ani chwili, by wbić mu długopis w udo, żeby ją puścił. Ona tu pracowała, a ta czynność była święta, nawet jeśli wyglądała jak młodsza i ładniejsza wersja historycznej Grey. - Ty mówisz, ja udaję, że cię słucham. Jeśli zacznę, to wygrywasz - stwierdziła poufale, nieprofesjonalnie i w ogóle bardzo nie jak pani doktor, ale przecież dopiero zaczynali zabawę w lekarza. |
| | | Wiek : 33 Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Czw Wrz 11, 2014 1:46 am | |
| -Jestem znudzonym transem... - przewrócił oczami wodząc za nią spojrzeniem, ale finalnie i tak nie udało mu się dojść do słowa. Tym razem to on musiał wysłuchać monologu kobiety, która nienawidzi mężczyzn. Nie przypuszczał jednakże jak bardzo miał w przyszłości pożałować tej znajomości. I właściwie do kogo ona prowadzi... Rozbawiła go jednakże ustawicznym zwracaniem się do niego zdrobnieniami i miał już ochotę powiedzieć jej, że jego problemy z głową nie polegają na tym, że jest upośledzony... Ale w końcu odpuścił. Może dlatego, że rozproszyła jego uwagę, odwdzięczając się za zmiażdżenie nadgarstka długopisem wbitym w jego udo. Zacisnął na moment usta, nie wydobywając z siebie absolutnie żadnego dźwięku. Bardzo powoli przesunął dłoń nad ten sprzęt biurowy tkwiący w jego tkankach, wyciągnął go i oddał do ręki Erice. Nie dość, że ma zmarnowany dzień to i spodnie też nadają się do wyrzucenia. No i nie wtopi się w tłum z zakrwawionymi portkami, więc będzie musiał jeszcze wrócić do swojego pokoju, zanim nie wyruszy na dzisiejszy spacer śladami Mallory. Może powinien zacząć rozglądać się za jakąś ukrytą kamerą? -Zawsze chciałem śmierci mojego ojca. Nie nadawał się na głowę rodziny. Nienawidził mojej matki, mnie. Każdego wieczora fantazjowałem więc o tym jak płaci za to wszystko największą karę. I stało się. Ktoś go zastrzelił. Od tego czasu nie śpię po nocach, jestem nerwowy i porywczy, nie mogę skupić się na pracy. Myślę, że to wszystko przez to, że podświadomie boję się zostać takim człowiekiem jak on. Dlatego potrzebuję tych leków, żeby pomóc sobie odnaleźć wewnętrzny spokój... - wyrecytował jak dziecko wierszyk w podstawówce. Bez zająknięcia, ale też bez większej intonacji lub wczucia w opowiadaną przez siebie historyjkę. Przez cały ten czas wpatrywał się w swoją panią psychiatrę. -Dwa zdania są prawdziwe, taka wykreślanka. - mruknął. I zarzucił nogę na nogę tak, że aktualnie opierał stopę o swoje kolano. Ściągnął brwi i czekał na jej reakcję. Rzuci czymś w niego, wyrzuci go za drzwi, rozpocznie niekończącą się pogadankę, czy może jednak spodoba się jej zabawa? Szkoda, że nie wiedział jak ten zacięty wyraz twarzy idealnie naśladuje jego córka. Z której istnienia nawet nie zdawał sobie sprawy.
|
| | | Wiek : 30 Zawód : psychiatra Przy sobie : fajeczki, zapalara, gaz pieprzowy Obrażenia : cudze płuca
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Czw Wrz 11, 2014 2:41 pm | |
| - Nie udawaj, że nadążasz. Masz z tym problem - westchnęła, zupełnie jakby zapominając, że w jakże cudnych żółtych papierach swojego klienta może odnaleźć powód jego wrodzonej ułomności, która sprawiała, że miała ochotę naprawdę go zacmokać... na śmierć - długą i bolesną, ale nie zawsze dostawała to, czego chciała. Te rażące wyjątki od prawdziwej reguły w jej życiu odbijały się rykoszetem na jej charakterze, który bywał bardzo zacięty. Można było powiedzieć sporo o tej domorosłej feministce z cyckami na wierzchu, ale na pewno nie to, że dawała sobie w kaszę dmuchać. Kwartał był niezłą szkołę przetrwania, zwłaszcza jeśli trafiło się na szerokie pole wrodzonej socjopatii. Nic dziwnego, że Erica odnalazła się perfekcyjnie w tym świecie. Uśmiechając się promiennie na widok długopisu, który oblizała bardzo dokładnie z każdej kropli krwi, próbując nie zwracać uwagi na pierwszy monolog swojego świeżo nabytego wariata, próbującego jej zaimponować. Zawsze miała wrażenie, że mężczyźni rozwijają się do piątego roku życia, potem już tylko zdarza się im rosnąć i wymieniać zabawki, niektórzy dostają pierdolca z ich powodu i lądują w gabinecie u pani doktor, usiłując wplątać ją w swoją opowieść. Bardzo wzruszyła ją jego historia, niemal tak samo mocno jak uszkodzony lakier na paznokciach. Tym razem jednak nie klepała go po główce (bądź innej części ciała) ani nie klaskała w szczupłe dłonie, próbując bawić się z nim w zgadywankę. - Zastrzeliłeś tatusia? Słodkie - skwitowała dalej w wyśmienitym humorze, zabierając się za uzupełnianie danych, które tańczyły jej przed oczami, a dzisiaj wyjątkowo witała go na trzeźwo. Uniosła brwi, czekając na dalszy ciąg wyznań seryjnego mordercy, czując się absolutnie rozczarowaną. Naprawdę był nudnym, rządowym mordercą na zlecenie? Coin chyba serio brakowało dobrego lizania, skoro ograniczała się do takich elementów w swoim rządzie. |
| | | Wiek : 33 Zawód : morduje za pieniądze, na razie dla Coin Przy sobie : broń palna, zezwolenie na posiadanie broni i laptop, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, nóż ceramiczny , fałszywy dowód tożsamości Obrażenia : Trwałe porażenie nerwu przy powiece - stąd tik nerwowy
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Sro Wrz 17, 2014 5:43 pm | |
| Przewrócił oczami słysząc jej docinający komentarz. Oczywiście, że nadążał. Od ponad roku na stabilnych prochach, nie miał napadów lęku, nic nie przejmowało kontroli nad jego myślami, ogarniał rzeczywistość i z grubsza swoje życie. Było dobrze. Musiał nadążać, ba - musiał starać się być o krok przed swoim rozmówcą, w końcu to on reguły miał o wiele więcej do ukrycia. Ludzie opowiadali mu o swoich kolekcjach antyków a on z wystudiowanym uśmiechem potakiwał i oznajmiał, że on niestety niczego nie zbiera, w myślach przeliczając ilość fiolek z ludzką krwią, które przetrzymywał jako swoiste trofeum. Tak samo więc zbył i uwagę Eriki - lekkim drgnięciem kącika ust. Jej reakcja na długopis przyprawiła go o porządne zdziwienie, jego brew poszybowała lekko ku górze a on sam zastanawiał się jaki jest w tym wszystkim cel kobiety i ile osób powiesiło się po wizycie u niej - nie przez to, że im się pogorszyło, ale w obawie, że mogliby się spotkać z Ericą Lyytikäinen ponownie. Wypuścił głośno powietrze przez nozdrza i przyłożył na moment palce do kącików oka i przesunął nimi wzdłuż zatok, byleby tylko się nie roześmiać. Powinien być jej za to wdzięczny, że go nie dotykała. -Mój ojciec zginął, to prawda. - odpowiedział nie precyzując niczego więcej. W zasadzie do tej pory miał w sobie odrobinę żalu, że to nie on, a Catrice załatwił go w czasie rebelii. Beż żadnych kompleksów Edypa (absolutnie nic nie miał do własnej matki) ale przez wzgląd na swój los, jako dziecka wychowującego się w psychiatryku a potem zdanego na parszywość losu i łaskę jego przybranej matki - za to wszystko z chęcią on sam ukręciłby mu łeb. W ramach aprobaty tej myśli aż uderzył poruszył nerwowo dłońmi dotykając palcami o palce. -Erica...- mruknął wychylając się, by dojrzeć jej imię i nazwisko stojące na plakietce na biurku. Nazwiska nadal nie był w stanie wypowiedzieć -Im dłużej mnie tu będziesz trzymać tym większa będzie Twoja frustracja i nasze wspólne znudzenie. Nie stanę się ciekawszy. Obstawiam, że za drzwiami czeka na Ciebie więcej interesujących świrów, którzy opowiedzą Ci o tym jak nie akceptują swojego nosa, nogi, cycków, głowy, jak jakiś głos każe im spać tylko na lewym boku a facetom o zgrozo zaczesywa łysinę. Nie ma szans, żebym nagle wykrzesał z siebie coś, czego tam nie ma... ALE - uwinął się zanim ponownie poirytował ją długością swojej wypowiedzi- Ale jeśli uważasz, że to konieczne to stawię się tu pojutrze, za tydzień, za dwa, aż znudzisz się mną tak, że nie będziesz mogła na mnie patrzeć... - uśmiechnął się lekko.
|
| | | Wiek : 25 lat Zawód : anestezjolog, z-ca ordynatora OIOMu Przy sobie : zestaw pierwszej pomocy, zapalniczka, papierosy, telefon komórkowy, leki przeciwbólowe, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Pon Paź 27, 2014 7:21 pm | |
| Teoretycznie się nie zapisywała. Teoretycznie nie szła na terapię. Teoretycznie miała inny, bardzo dobry powód, by pojawić się w królestwie Eriki. Miała niestabilnego pacjenta, miała opinie szpitalnych psychologów, których kompetencjom nie ufała za grosz... Dobra była w teorii, co? Po raz pierwszy od co najmniej kilku miesięcy wyrwała się ze szpitala przed czasem. Wykorzystując kolejne nasilenie odruchów socjopatycznych zoperowanego tydzień temu pacjenta, zeszła z dyżuru - wypisując się oficjalnie, za zgodą dyrektora, żeby nikt nie kombinował zrzucić na nią jakiejkolwiek dodatkowej odpowiedzialności - i uzbrojona w argument niezbędnej konsultacji u niezależnego psychiatry, pomaszerowała przez miasto. Dokładnie przez miasta pół, bo tyle dzieliło ją od prywatnego gabinetu Eriki. Tak, szybciej byłoby taksówką. Tak, miała co najmniej pięć okazji, by którąś zatrzymać, wsiąść i za stosowną opłatą zawieźć dupę do znajomej. Nie, nic podobnego nie zrobiła. Nie zrobiła, bo to był chyba jeden z tych nielicznych dni, kiedy chciała pomyśleć. Merry generalnie myślała dużo i namiętnie, ale zwykle nie wtedy, kiedy chciała i nie tak, jakby chciała. Głównie o robocie, trochę mniej o życiu, ogółem na tematy średnio przyjemne, za to aż zanadto absorbujące. Szczerze mówiąc, mogła bez bicia przyznać, że myślenie męczy - mając z nim takie doświadczenia, czuła się zwyczajnie wyczerpana. Cóż więc stało za tym dzisiejszym cudem? Cóż spowodowało, że Ainsworth zupełnie świadomie zdecydowała się dać sobie trochę czasu na to, by się pozastanawiać? Cóż, powód był prozaiczny, ten sam od kilku dni. Miał na imię Kristian i był generałem. Lecz choć na zmagania z tematem dała sobie niemal godzinę, gdy stanęła w końcu na progu gabinetu Eriki, nie czuła się lepiej. Nie była ani trochę bardziej uświadomioną, ani bardziej pogodzoną, w skrócie - nie była bardziej na żadnym polu. No, może tylko zirytowała się bardziej, na tyle, by do gabinetu wejść bez szczególnego zaproszenia, otwierając przy tym drzwi na oścież. - Erika, jak dobrze cię widzieć - rzuciła rozkosznie, tonem, który w jej przypadku nigdy nie zwiastował niczego dobrego. - Potrzebuję konsultacji. - Pomachała do siedzącej za biurkiem kobiety plikiem papierów, które już w kolejnej chwili miotnęła na blat mebla, podsuwając znajomej pod nos. Pacjent? Właśnie, to była kwestia warta uwagi. Przecież tu mógł być jakiś pacjent. Był? Nie było. No i świetnie, nie było żadnego problemu. Doszedłszy prędko do takiego wniosku, bez pytania rozsiadła się na fotelu naprzeciw Eriki i założyła ręce na piersi. - Nasi twierdzą, że ma odchyły, dokładniej... Masz w papierach - rzuciła, lekceważąco wskazując na teczkę. Psychologia czy psychiatria to nie jej branża, poetycko brzmiące nazwy zboczeń także nie. - Ale że ja im nie wierzę, to wolę usłyszeć twoje teorie. Zabije siebie czy zabije nas? - Do subtelnych aluzji także nie miała dziś głowy. Liczył się konkret, stąd ostatnie, bardzo jasne i zrozumiałe pytanie. - Och, gdybyś chciała sobie z tym przeuroczym człowiekiem porozmawiać, będzie do dyspozycji. Odkąd musieliśmy przypiąć go do łóżka ma, powiedzmy, bardzo ograniczone możliwości podróżowania. - Wzruszyła lekko ramionami, potem już tylko spoglądając na kobietę z uwagą. Czy w sposobie swojego nadejścia i powitania (było jakieś powitanie?) widziała coś złego? Nie bądźmy śmieszni - oczywiście, że nie. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Pon Paź 27, 2014 9:52 pm | |
| /hahahahahaha, kogo to obchodzi
Poprzysięgła sobie, że więcej nie pisze z Mathiasem, a jeżeli już, to będzie czytać każdą wiadomość siedem razy, zanim ją wyśle. Wkopała się, naprawdę się wkopała i nie za bardzo wiedziała co z tym zrobić. Miała trzy wyjścia - skłamać po raz kolejny, doprowadzając ich relację do absolutnej ruiny, powiedzieć prawdę, doprowadzając ich związek do arcyruiny, oraz nie przyjść do niego w ogóle. Co również doprowadziłoby do sytuacji, w której ich śmieszne zaufanie legnie w gruzach, ale w znacznie wolniejszym tempie. Ostatnia propozycja wydawała się niezwykle kusząca, gdyby nie fakt, że le Brun miał to do siebie, że budził w niej dużo uczuć, nawet tych zapomnianych przez czas. Jak na przykład poczucie winy. Nie miała kogo spytać o radę, co jeszcze bardziej ją dobiło, bo zorientowała się, że nie ma w gronie swoich "przyjaciół" ani jednej na tyle zaufanej osoby. Mogła się tego spodziewać, w końcu sama nie jest osobą, której się ufa... Ale jednak. Nawet ci najgorsi ludzie mają swoich wspólników zbrodni, z którymi dzielą się swoimi niecnymi planami. A Rose? Knowania z krzesłem byłyby w sumie super, ono by jej nie krytykowało, ale przedmioty mają to do siebie, że nie są za bardzo rozmowne. Zresztą gdyby przyłapano ją na takich pogaduszkach, nie mogłaby dłużej ukrywać, że jest prawdziwą wariatką z własną, jakże pokaźną kartoteką u psychiatry. Właśnie, od czego są lekarze. Wiecie co jest fajne w lekarzach? Nie, nie cycki. Tajemnica jaka ich obowiązuje. Możesz powiedzieć swojemu szamanowi, że właśnie zajebałeś kota sąsiadki i ugotowałeś na nim bigos, a lekarz nic! Ni słówka! Czy to nie jest wyborna okazja dla Rose do wygadania się na dręczący ją problem? Pomińmy fakt, że po każdej wizycie u Eriki wychodzi bardziej spaczona niż była, ale to ma też swoje korzyści. Garroway jest lżej na sercu, a jakby przyszło co do czego, to na podstawie historii leczenia jej choroby dwubiegunowej może załatwić sobie wariacką rentę i żółte papiery. Trzeba patrzeć w przyszłość! - Eri, jak powiedzieć swojemu facetowi, że być może kiedyś zajebiesz mu wszystkich przyjaciół? - wycedziła wprost (tak, dobrze zgadujecie, nie jest do końca trzeźwa!), wchodząc do gabinetu. Miała dalej kontynuować historię swojego życia sprzed paru godzin, jednak na widok Meredith się zamknęła. Jej nie obowiązywała zmowa milczenia, co przeklęła w myślach, więc musiała się pilnować. Naprawdę musiała. - Nie wiedziałam, że masz gościa, nie umiem patrzeć przez ściany. Ale mogę poczekać. - dodała, patrząc na Ericę niepewnie, gotowa zawrócić i wyjść. Czasem trzeba poczekać na swoją kolej. Zwłaszcza u psychiatry - ostatnio coraz więcej świrów na tym świecie. |
| | | Wiek : 30 Zawód : psychiatra Przy sobie : fajeczki, zapalara, gaz pieprzowy Obrażenia : cudze płuca
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Pon Paź 27, 2014 11:18 pm | |
| Życie było jakieś niemrawe, miałkie i niezadowalające ją w żadnym aspekcie. Pewnie jakiś filozof powiedziałby, że dawno nie była dobrze... zaspokajana, ale Erica czuła się regularnie ruchana przez swojego męża (nadal byli formalnie związani) i przez swoją byłą żonę, która przypadkiem wpadła w jej życie. Pozostając w relacjach platonicznych z nią, co wcale nie przypadło jej do gustu. Nawet Rakel biegała gdzieś i bywały chwile, w których zaczęła się zastanawiać, czy przywiązanie jej do łózka to odruch czułości czy już wyuczona metoda radzenia sobie z rzeczywistością, którą najbardziej normalną osobą w pomieszczeniu jest pani psychiatra. Która siedziała na krześle, wykładając swoje czerwone i bardzo oryginalne szpilki na dębowy stół i próbując nie oblizywać ołówka. Zbyt wiele rzeczy kojarzyło jej się z seksem, zazwyczaj za pomocą jednego skojarzenia dochodziła do wcale nieoczywistych rezultatów, które tworzyły malowniczą gęsią skórkę na ramionach. Ta zaś zamieniała się w chęć wypróbowania swoich fantazji w praktyce. Potem zdradzała swoją dziewczynę, ta dowiadywała się (bo miała wtyki u wszystkich trupów w mieście) i zanim się zdążyła zorientować, już przerabiały scenariusz les-dramy z kiepską muzyką w głośnikach i obietnicą, że udadzą się na terapię. Ciekawe do kogo, skoro psychiatrzy w zastraszającym tempie opuszczali Kapitol, bo już nie mogli podołać inwazji wariatów, która rozpoczęła się wraz z rządami Almy Coin. Ludzie zazwyczaj mieli problem z tym, że ktoś ich ruchał bez ich zgody (oprócz Eriki), a szanowna Pani Prezydent była jak modliszka, która po wszystkim urwała głowę i zjadała ją przy dźwiękach zachwyconego tłumu. Nic dziwnego, że Erica odczuwała absolutną fascynację i była o krok od wpychania sobie palców pod spódnicę w rytm jej przemówień. Właściwie, poprawka: miała to w planach, ale zanim zdążyła sobie uświadomić, co się dzieje, już jej gabinet stał się przytułkiem dla ludzi umysłowo chorych. Blondynka i brunetka, obie mówiły coś w niezrozumiałym dla śmiertelnika języku, a pani psychiatra mogła tylko żałować, że nie przyprowadziły ze sobą rudej. Całkiem udana wizja rozhulała się w jej głowie i postanowiła wprowadzić ją w życie. W tym celu zamknęła drzwi za Rose zdecydowanym kopniakiem. - Zamknąć się! Obie! - wrzasnęła, opierając się o drewno i spoglądając na nie wzrokiem drapieżcy, nie terapeutki, którą przecież nie była. Zdecydowanie za mało obchodziły ją problemy innych ludzi, ale miała butelkę w szufladzie. - Zrobimy sobie terapię grupową - wskazała na podłogę. - Kto nie pije, ten ściąga ciuchy - wyjaśniła poważnie zasady. Zupełnie jakby były na jakiejś dziewczyńskiej, pijackiej piżama-party, a nie na poważnym spotkaniu z psychiatrą. Właściwie, skoro Alma ich ruchała równo, to wypadałoby wziąć odwet, prawda? |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : anestezjolog, z-ca ordynatora OIOMu Przy sobie : zestaw pierwszej pomocy, zapalniczka, papierosy, telefon komórkowy, leki przeciwbólowe, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Wto Paź 28, 2014 9:14 pm | |
| Eee... Co? Jak jeszcze nadejście tej drugiej dziewczyny, którą kojarzyła, zdaje się, ze szpitalnego korytarza, potrafiła zrozumieć - jasna sprawa, Erica mogła być z kimś umówiona - tak już miotanie się samej Lyytikäinen przekraczało zdolności poznawcze Merry. Tak, wiedziała, że jej znajoma ma odchyły. Tak, wielu rzeczy mogłaby się po niej spodziewać, ale no... Naprawdę? Terapia grupowa? Jakkolwiek by ją rozumiał, Ainswoth nie była do końca przekonana, czy jej się to podoba. - Ochujałaś już do reszty - podsumowała więc Ericę profesjonalnie, lustrując kobietę uważnym spojrzeniem. Po kilkunastu wspólnie zjedzonych, dalekich od doskonałości obiadach na szpitalnej stołówce nie uznawała się za jej przyjaciółkę, ale nie sądziła też, by takie szczególne uprawnienia były jej faktycznie potrzebne. Umiała przecież osądzać i bez nich, to w gruncie rzeczy nie takie trudne. Nawet jednak ferowanie podobnych opinii o pani wcale-nie-terapeutce nie przeszkadzało jej, by po krótkim spoglądaniu na nią jak na ułomną wstać z zajmowanego krzesła i klapnąć na tyłek na podłodze, jak gdyby nigdy nic. Chociaż nie, wcale nie tak od razu. Po drodze jeszcze się przedstawiła - ostatecznie znanie się z korytarza to nie to samo, co znanie się w ogólnym tego słowa znaczeniu. Zanim więc usadziła tyłek na dywanie, wyciągnęła rękę do tej drugiej, po męsku, a nie jakoś tam wiotko, żałośnie. - Meredith Ainsworth, skoro już znalazłyśmy się razem w tej sympatycznej sytuacji - parsknęła cicho i kręcąc głową z rozbawieniem, wreszcie umościła się na podłodze, krzyżując nogi po turecku. Wiecie, to nie tak, że była entuzjastką podobnych rozgrywek, tylko... Cóż, z Merry to w ogóle była zabawna sprawa. Ona i jej tok rozumowania to materiał na potężną monografię, masywne studium zboczeń i odchyłów ludzkich. Piątka rozmów z Ainsworth wystarczyłaby, by unieść brwi z niedowierzaniem, a dziesiątka, by w twarz roześmiał jej się największy profesjonalista spośród psychologów. Może dlatego więc Merry nie rozmawiała. Może dlatego wolała podobną zagrywkę Eriki od faktycznie fachowej uwagi w stylu: coś cię gnębi, moja droga? Wszyscy wiedzą, że podobnie podniosłe pytania ciągną za sobą stek zupełnie niepotrzebnych analiz, godziny rozkrajania włosa na czworo i drążenia tego, co nigdy nie powinno być drążone. Tak, zdecydowanie więc wolała tę dziwną propozycję pani doktor od jakiegokolwiek bardziej profesjonalnego podejścia. Zresztą... Tak, faktycznie zamierzała skonsultować tego socjopatycznego pacjenta. Z drugiej jednak strony musiała brać pod uwagę, że przyniesiona ze sobą teka to tylko pretekst, by móc spędzić chwilę w bardzo, bardzo swoistej, przesiąkniętej erotyzmem aurze Eriki. Nie, Merry nie miała pojęcia, że jej znajoma jest nimfomanką. Tak, etap przyznania, że Lyytikäinen jest chodzącym seksem, miała już za sobą. Cóż. - To co pijemy? - zapytała beztrosko, opierając się plecami o brzeg biurka, przy którym siedziała. Bezczelnie rozprostowując przed sobą nogi, założyła ręce na piersi i uśmiechnęła się wyzywająco. Nie, ani myślała się rozbierać, ale napić... Cóż, picie w jej przypadku to zawsze była oddzielna, nie tak łatwa do wyjaśnienia historia. Kiedyś piła dla odwagi. Potem dla pewnej ręki. Jeszcze później dla ratunku przed niechcianymi myślami. Teraz zaś chyba wreszcie tylko dla przyjemności. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Wto Paź 28, 2014 9:57 pm | |
| Tyle razy już była w tym gabinecie, a nadal nie przywykła do faktu, że Erica miała prawie tak nierówno pod sufitem jak jej pacjenci. Czasem niewiele brakowało, żeby Rose zaczęła sobie imaginować ją siedzącą w kącie, patrzącą obłąkanym wzrokiem i wpieprzającą szczury. Jednak nie miała zamiaru jej winić - ponoć z kim się zadajesz, takim się stajesz. A styczności ze świrami nie można było obejść, gdy pełniło się taki, a nie inny zawód. Taki już jej urok, cóż poradzić? Może właśnie dla tego nie zareagowała jakoś specjalnie na jej wybryki. Widywała gorsze cyrki i chyba nic nie może jej już zaskoczyć. Ale nigdy nic nie wiadomo, Panem to kraj pełen dziwaków, aż dziw, że nie wydzielono jakiegoś rezerwatu dla tych okazalszych. - Próbujesz nas tu zdominować, wystraszyć, czy to po prostu PMS? - zapytała, wzdychając ciężko. To będzie ciekawe spotkanie i jeżeli nie pozostawi rysy na jej naprawdę zszarganej psychice, to będzie cudownie. Ale to niemożliwe, byłoby zbyt piękne, by mogło się wydarzyć. Choć trzeba przyznać, że nie miała zamiaru głośno protestować. Alkohol ostatnimi czasy stanowił dla niej lek przeciwbólowy na wszelkie rodzaje cierpienia - zarówno fizycznego jak i duchowego. Oczywiście nie piła w pracy, za bardzo ceniła swoją pozycję, więc tam mogła wydawać się skrajnie nieprzyjemna i aspołeczna. Przemykała przez korytarze jak huragan, wściekle omiatając każdą żywą istotę morderczym spojrzeniem, które zdawało się mieć zdolność do zabijania na miejscu. Może dlatego wszyscy unikali jej jak ognia, a kontakty ograniczali do niezbędnego minimum? Nie można powiedzieć, że Garroway się to nie podobało... Była szalenie dumna z faktu, że nikt jej nie chce podskoczyć w obawie przed prawym sierpowym prosto w swój ciekawski pysk. W istocie nie była tak agresywna, czasy ognistego dojrzewania już minęły, ale opinia pozostała, a przecież liczy się tylko to, co myślą inni. Jak cię widzą, tak cię piszą, a plotki roznoszą się w zastraszającym tempie. Prawie tak szybkim, jak nagły obrót spraw z terapii w picie na podłodze. - Garroway. Rosemary Garroway, znaczy się. - powiedziała, odwzajemniając uścisk.Nazwisko przylgnęło do niej prawie jak pierwsze imię, więc nie ruszało ją zupełnie, gdy ktoś na nią tak wołał. Wręcz przeciwnie, lubiła to, bo jej imię było tak delikatne, że aż gryzło się z jej wizerunkiem. Chociaż w sumie... Ponoć róże są piękne, ale każda z nich ma kolce, żeby poharatać łapy temu, kto je pcha, co przecież się zgadzało. Nieważne. I tak przecież było jej z tego powodu bardzo wszystko jedno. Osunęła się powoli na ziemię, patrząc czy aby nie siada w brudnym miejscu. Cierpiała na dziwny, wręcz obsesyjny perfekcjonizm - skoro wewnątrz niej szalała burza, rozwalając jej psychikę i uczucia w drobny mak, to chociaż na zewnątrz wszystko musiało być w jak najlepszym porządku. Albo przynajmniej na takie wyglądać. W końcu jednak usiadła, podciągając nogi do swojej klatki piersiowej i oplatając je rękoma. Prawie że pozycja embrionalna. Oparła brodę na kolanach i omiotła pomieszczenie wzrokiem, zupełnie tak, jakby była super znudzona swoim pobytem w tym miejscu. - Wątpię, że taka zabawa zmusi nas do pokazania ci cycek, Eri. - mruknęła, nie kwapiąc się, by podnieść głowę z kolan. Każdy, kto spędził z nią chociaż godzinę, doskonale wiedział jaka była Lyytikäinen i naprawdę nie zdziwiłaby się, gdyby tylko o to jej w tym wszystkim chodziło. Chociaż, kto wie - psychiatrzy mają sposoby na podejście człowieka. Taka ich robota. |
| | | Wiek : 30 Zawód : psychiatra Przy sobie : fajeczki, zapalara, gaz pieprzowy Obrażenia : cudze płuca
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Sro Paź 29, 2014 2:38 pm | |
| Może i obie panie (panny?) były przekonane o jej niepoczytalności, ale wbrew pozorom - a te faktycznie, czasami były dość mylące - Erica była osobą światłą. Do chwili, kiedy nieuzasadniona żądza posiadania kogoś nie przesłaniała jej działania, bywała cholernie dobra w swoim fachu. Czasami tylko miała dość ludzi i projektowała śmiałe wizje zamachu stanu, ale to nie świadczyło wcale o tym, że jest nienormalna. Sądziła, że życie w Panem prędzej czy później wyryje w ludzkim umyśle rów tak głęboki jak ten Mariański i jedynym sposobem na poradzenie sobie z absurdem życia będzie pozostawanie w klinice psychiatrycznej. Z tym, że ona wmawiała wszystkim, że to nieszablonowe metody leczenia, a nie pierwszy etap psychozy, która polegała na rozbieraniu wzrokiem swoich pacjentek. W liczbie dwóch. Doprawdy miała dziś wyjątkowe szczęście. Zwykle pojawiały się pojedynczo, łkając jej o swoich związkowych problemach, na co ona delikatnie kiwała głową, zapisując im nowe proszki, ale po raz pierwszy od dawna miała dość tego typu zachowań. Nienawidziła ludzi, nienawidziła ich nudnych historii, więc zawód psychiatry nie był jej pisany. Nie jej wina jednak, że był cholernie opłacalny i że dzięki niemu mogła utrzymać swoje piękne mieszkanie w Dzielnicy Rebeliantów bez pomocy sutenera, który nawet nie umiał jej pieprzyć, kiedy miał do tego pełne prawo. Bywały dni (i noce?), kiedy żałowała tego bardzo, ale teraz chodziło jej tylko i wyłącznie o dobrą zabawę. Połączyć przyjemne z pożytecznym. Nowe życiowe motto, którego skutki miały poznać obie panie. - Uwielbiam być dominą. Nie mówcie, że wy nie - spojrzała na nie z zaskoczeniem, obserwując z niesmakiem tę ceremonię poznania się. Zupełnie jakby trafiły do kółka gospodyń wiejskich - w Jedenastce takie zakładali - i opowiadały sobie o nowych splotach czy innym chujostwie. Chyba była za młoda na takie rozmowy, więc chwyciła mocno Meredith w ramiona i złożyła na jej ustach zakazany pocałunek. - Lepiej? - zapytała, nie spuszczając z niego wzroku, choć odeszła, zanim ta zdążyła porządnie zareagować. Jej celem było znalezienie alkoholu (dużo!) i papierosów, które już rozsypywały się po podłodze. Nikt tu jeszcze nie umierał na raka płuc, wprawdzie miała nowe płuca, bo tamte nie wytrzymały jej szarżowania ze zdrowiem, ale nie zamierzała z tego powodu się ograniczać. Czuła, że Rakel przeklnie ją na wieki, marynując jej narządy w formalinie, ale nadal bawiła się za dobrze, aby z tego zrezygnować. - Rose, tu jest czysto, a ty miałaś się leczyć z tej fobii - przypomniała karcąco, łapiąc butelkę wódki (nie piła byle czego) i siadając w kręgu. Powinny chwycić się za ręce i odmówić modlitwę do dziadka Snowa? Żeby dał im siłę, by być ruchanym przez Almę z uśmiechem na ustach? Westchnęła, odpinając guzik dekoltu. - Z wami jak z dziećmi - pokręciła głową, naprawdę nie bawiły się w to, będąc małymi niegrzecznymi dziewczynkami? Świat ewidentnie schodził na psy, skoro tak cenne seksualne tradycje pozostawały zatracone. - Każda wypowiada zdanie. Jeśli reszta się zgadza, pije. W sumie potrzebne nam są trzy butelki... - poleciała po kolejne i podała im, nie znosząc sprzeciwu. Lubiła dominować, więc tak naprawdę musiały grać według jej zasad. - Jeśli któraś nie może pić, to po prostu ściąga element garderoby. Gramy do upicia bądź... seksu... i tak, Rose, chcę zobaczyć twoje cycki - westchnęła, siadając po turecku. - Zaczynam...- spojrzała na niego z uśmieszkiem na bladych wargach. Szminkę już zjadła, oblizując się na myśl o innych scenariuszach terapii. - Mój były to psychol - i pociągnęła łyk, czekając na ich reakcję. Co za cudowny sposób spędzania wolnego czasu. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : anestezjolog, z-ca ordynatora OIOMu Przy sobie : zestaw pierwszej pomocy, zapalniczka, papierosy, telefon komórkowy, leki przeciwbólowe, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Czw Paź 30, 2014 7:12 pm | |
| Mogła się albo zdziwić, albo oburzyć, albo zwyczajnie parsknąć śmiechem. Na dobrą sprawę tylko takie sytuacje byłyby adekwatne do nieoczekiwanego w gruncie rzeczy pocałunku, jakim obdarzyła ją Erica - pocałunku, który... No, powiedzmy to sobie szczerze - był po prostu zbyt krótki. Nie zdążyła się jeszcze nacieszyć słodkością warg znajomej, gdy ta najzwyczajniej w świecie cofnęła się. Ale to pewnie celowo, nie? Że niby zapowiedź, jakaś tam namiastka obietnicy... I szczerze? Super. Merry wchodziła w to. Naprawdę. To był jeden z tych dni, kiedy skłonna była szukać remedium na swe zmartwienia wszędzie. W papierosie. W alkoholu. W nagim ciele Eriki czy Rose. A Kristian? Cóż, Kristian... W danej chwili Ainsworth wzruszała ramionami i szczerze mu współczuła, że ominie go tak świetna zabawa. - Powiedzmy - odpowiadając wreszcie na pytanie Eriki, uniosła lekko jedną z brwi i uśmiechnęła się z rozbawieniem. Lepiej? Lepiej. Trochę. Nie po to wprawdzie tu przyszła, ale jakie to miało teraz znaczenie? Biorąc od kobiety butelkę z alkoholem, nie miała żadnych oporów, podobnie jak sięgając po jednego z poniewierających się teraz wszędzie papierosów. Zapalając go, zaciągnęła się głęboko, wydmuchnęła dym przez rozdęte nozdrza i rozsiadła się wygodniej. Czyli co, najpierw chlanie, potem seks, tak? Bo niby był jakiś wybór, że albo się uchleją, albo będą pieprzyć na biurku, ale... Cóż, Merry miała na całą tę sytuację bardzo jasne spojrzenie. Nie będą nic wybierały. Nie będzie albo. Jedyne, co miało szansę się zmienić, to kolejność, ewentualnie. Odstawiając na chwilę butelkę z trunkiem, rozpięła rękawy koszuli i podwinęła je do łokci (tak, Ainsworth nawet latem chodziła często w długim rękawie), rozpięła ze dwa guziki u szyi i już w kolejnej chwili sięgała po odstawione naczynie, upijając porządny łyk. - Nie znam go, ale oni wszyscy są tacy sami, więc... - Wzruszyła ramionami, ocierając przedramieniem wargi, gdy pierwszy łyk pełen roztańczonych procentów sparzył jej gardło. Czyli... Teraz jakieś zdanie. Hm. Mój eks to najlepsza dupa w mieście. Albo może: mój eks to skurwysyn jakich mało, ale szczerze żałuję, że został eks. Albo, z innej strony: jestem bliska puszczenia się z małolatem. Taki wybór! Skoro jednak zaczęły od facetów - tych byłych - to może warto na razie przy nich pozostać. To całkiem przyjemny, neutralny temat na początek, prawda? - Mój były powinien zostać kanonizowany za to, że kiedykolwiek był ze mną w stanie wytrzymać. - Złammy tę zasadę psioczenia na swych eks. W końcu terapia, tak? A Merry problem miała nie z Kristianem, a ze sobą. Utwierdzając się w tym przekonaniu, zaciągnęła się nikotynowym dymem, zapijając go zaraz łykiem alkoholu. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Pią Paź 31, 2014 1:18 pm | |
| Rose również nie była stworzona do roli lekarza. Przynajmniej w pewnej części, bo ciąć i szyć to każdy głupi prędzej czy później się nauczy. Chodziło właśnie o kontakty z ludźmi, których nie dość, że nienawidziła, to jeszcze szły jej marnie. Zawsze mogła zaszyć się gdzieś pod pretekstem jakichś badań, które uczyniłyby przełom w nauce, ale nie była aż tak ambitna i właśnie dlatego nikomu nie wcisnęłaby takiego kitu. Więc chcąc nie chcąc była zmuszona do pracy w szpitalu, jeżeli chciała zachować pozory i mieć za co pić. Bo pieniądze na utrzymanie to pół biedy, po roku w Kwartale była super wyszkolona jeśli chodzi o przetrwanie w betonowej dżungli. - To zależy kiedy. - dominowanie w każdej części życia bywało nudne, choć trzeba przyznać, że posiadanie opinii osoby, której lepiej nie załazić za skórę jest bardzo wygodne. Wielu cieniasów nie podskakuje, bo gdzieś tam zasłyszało, że jak zasadzisz kopniaka, to zrobisz im z dupy garaż. To uczucie, gdy przypadkiem dowiadujesz się, że twoja sąsiadka straszy tobą swoje dzieci - bezcenne! Tego nie da się kupić, słodkiego uczucia przewagi nad większą częścią społeczności. Ale czasem warto jest udać tą słabą, by ktoś otoczył cię opieką, której ponoć potrzebujesz i nadskakiwał ci co krok. Wtedy nie warto dominować, przecież można dostać wszystko nie robiąc nic. - Wiesz ile jest zarazków choćby na twoich rękach? Nie widziałam jak sprzątasz, więc nie przekonasz mnie, że tu jest czysto. - skwitowała, jednak nie miała zamiaru biec po odkurzacz i ogarniać miejsca, w którym usiadła. Jak się nie myśli o zakurzonym tyłku od siedzenia na podłodze, to można to jakoś znieść. Zresztą, Rose nie była divą, która będzie skarżyć się na takie głupoty, była na to zbyt dumna i ,jak to mówił jej ojciec, "dzielna". - Wiem, że chcesz zobaczyć moje cycki. Kto nie chce. To jedna z niewielu rzeczy jaka mi się udała. - powiedziała, podśmiechując się pod nosem i siadając jednak po turecku. Jej wcześniejsza pozycja okazała się na dłuższą metę niezbyt wygodna. W końcu jak pić z butelki, kiedy ma się kolana pod brodą? Jeszcze by to wszystko porozlewała, a przecież to grzech. Dzieci w Kwartale umierają z głodu, nie wolno być samolubnym. - Ja tam lubię Fransa... - mruknęła, odgarniając grzywkę z oczu. - Ale trzeba przyznać, niezbyt równo u niego pod sufitem. - dodała, pociągając łyk z butelki. Była już na takim etapie, w którym nie czuła żadnego dyskomfortu związanego z piciem. Ani nic nie piekło, ani nie trzepało, po prostu szło jak woda mineralna. Może to trochę przerażające, ale póki co na odwyk się wybiera. Przynajmniej tyle, że nie paliła. W końcu jej ciało było świątynią, a rak płuc czy krtani nie wydawał się czymś, co powinno się w niej znajdować. - Mój były... W sumie, nigdy nie byłam w związku. Mam się rozbierać czy pić? - na palcach obu rąk nie zliczyłaby z iloma spała (nie licząc dziewcząt), ale między Bogiem a prawdą - nigdy nie związała się na dłuższą metę. Po prostu nie wyobrażała sobie być przywiązaną do jednej osoby, kiedy można spotykać się z wieloma. Niedobrze jej się robiło na samo wyobrażenie tych aktów zazdrości, wspólnych zakupów, gotowaniu obiadu, całusków na dobranoc... Albo nie dorosła do związku, albo miała dość zanim wszystko się zaczęło. A to wszystko dzięki Snowowi. |
| | | Wiek : 30 Zawód : psychiatra Przy sobie : fajeczki, zapalara, gaz pieprzowy Obrażenia : cudze płuca
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Pon Lis 03, 2014 6:43 pm | |
| Nie od razu dotarło do niej, że ma do czynienia z kadrą medyczną. Trzy lekarki w jednym miejscu. Natychmiast pożałowała faktu, że nie kazała im przychodzić na terapię w seksownych uniformach, bo teraz mogłyby urządzić sobie przed nią striptiz, co zapewne rozbudziłoby ją bardziej niż wymiana słodkiego pocałunku - co z tego, że krótki, skoro namiętny - z Meredith. Dobrze wiedziała, że przyjdzie taki dzień, a ambiwalencja uczuć, które kierowała do młodej lekarki, przysporzy jej samych problemów. Co robiła Erica? Brodziła w tym aż po łokcie, nie przejmując się, że bagno wciągnie je obie. Właściwie, była ich już trójka i po raz kolejny przekonywała się, że to boska liczba. Nawet jeśli, jej pacjentki wyglądały raczej jak ofiary zbiorowego gwałtu na psychice, a nie potencjalne gorące laski. Nie rozumiała, czemu Panem zamienia ludzi w zombie, ale najwyraźniej byli ludzie, którzy przejmowali się Igrzyskami. Dlatego też przybiegały do jej gabinetu, a Erica już dostawała orgazmu na myśl o tym, ile im zaśpiewa za tę eksperymentalną i przyjacielską terapię, która zapewne nie doszłaby do skutku, gdyby nie to, że jej recepcjonistka po raz kolejny dostała załamania nerwowego - czyżby jej szefowa bawiła się w mobbing (?) - i nie mogła bawić się w Cerbera, który pilnuje piekielnych wrót do gabinetu znudzonej pani psychiatry. - Zawsze wydawało mi się, że to elfy sprzątają - przyznała szczerze i to była chyba jedyna rzecz, w której nie skłamała. Pochodziła z domu, w którym magicznie (za pomocą gosposi, ale chowali ją przed Ericą) wszystko lśniło czystością, więc sądziła, że i tu tak będzie. Potem przeżywała załamanie nerwowe na widok miliona pyłków, które zaścielały jej wnętrze... Nie, zaraz, to nie ta bajka. Zwykle dbała o to, by nic nie spadło na głowę jej pacjentom, a resztę pozostawiała w rękach nadgorliwych pacjentów, którzy czasami szorowali jej podłogę przy dźwiękach bicza. Kto jak kto, ale Lyytikäinen potrafiła wykorzystywać małe perwersje pacjentów i czerpać z nich zyski. O ile nie przystawiali jej zardzewiałego noża do gardła, próbując ją przekonać, żeby zdjęła koszulkę. Może i powinna wykorzystywać takie metody, ale już widziała oczami wyobraźni swojej reakcję Rose na to, że każe jej pod presją siły zdjąć koszulkę. - Czyli następnym razem, kiedy Mathias zapyta, czemu mordujesz jego przyjaciół.... Pokaż mu cycki - wywnioskowała wielce dorośle, włączając muzykę. Ostatnio miała nienaturalne ciągoty do lat osiemdziesiątych, a zabawa dopiero się rozpoczynała. - Meredith też chce zobaczyć twoje piersi. Moje też, ale tego nie dostanie tak łatwo - mrugnęła do niej zachęcająco, nawet nie próbując wdawać się w dyskusję na temat swojego męża. O zmarłych mówiło się albo dobrze... albo wcale, a Frans był dla niej potwornie oślizgłym trupem, który tylko czekał na mocnego kopa na drugą stronę. Wykona go z radością, kiedy już przyjdzie na to pora. - Racja - przytaknęła obiektu swojej fascynacji (Ainsworth) i brudnych myśli, które napędzały jej palce. Wiedziała, że te dwie oto kobiety powinny raczej zasilić grono jej (o ile Amitiel wykituje) szpitala psychiatrycznego, a nie znajdować się na kozetce, co sprawiało, że bardzo chciała zacieśniać z nimi więzi. - ROZBIERAJ SIĘ! - rzuciła do Rose, wskazując jasno, że zasady zostaną złamane. Wcale jej to nie przeszkadzało. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : anestezjolog, z-ca ordynatora OIOMu Przy sobie : zestaw pierwszej pomocy, zapalniczka, papierosy, telefon komórkowy, leki przeciwbólowe, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Pią Lis 07, 2014 10:25 am | |
| Meredith, powinnaś już iść. Chyba żartujesz. Naprawdę, Meredith, nie powinnaś tego robić. "Tego"? Czyli czego? Dobrze wiesz, czego. Erica. Rosemary. Och, daj spokój. A Kristian? Co Kristian? On nie ma tu nic do rzeczy. Kochasz go. A tych tu nie kochasz. A jakie to ma znaczenie? Wracaj do domu, Meredith. Ani mi się śni. Dyskutując ze sobą tak radośnie, jakby na potwierdzenie swojego wewnętrznego dialogu rozsiadła się wygodniej i zaciągnęła głęboko, bardzo głęboko papierosem. Dopiero po krótkiej chwili, gdy pozbyła się ze swych płuc nadmiernych ilości dymu, mogła spojrzeć na Erikę, unieść znacząco brwi i uśmiechnąć się rozkosznie. - Sądzę, że akurat twoje cycki zobaczę prędzej, niż się spodziewam. - Hej, dajmy spokój jakiemukolwiek udawaniu. Były dorosłe i obie miały świadomość, że gdyby nie dotychczasowy brak szczególnej okazji, skończyłyby w jednym łóżku (albo w jednej szatni, albo pod jednym prysznicem, albo, na upartego, w jednym ciasnym kącie) znacznie wcześniej. To jeden z tych faktów, z którym zwyczajnie nie opłaca się dyskutować, bo i tak niczego to nie wniesie. Merry ciągnęło do Eriki, Ericę do Merry - wszystko jasne i zrozumiałe. Rosemary była zaś bardzo sympatycznym bonusem. Jasne, Meredith generalnie nie planowała kończyć dziś nago w towarzystwie którejkolwiek z nich, ale skoro najwyraźniej do tego zmierzała sytuacja, to nie zamierzała się opierać. Choć jej żyjące jeszcze w zakamarkach jej duszy sumienie i rozsądek uparcie próbowały wyprowadzić ją z gabinetu nim będzie za późno, Ainsworth do perfekcji miała przecież opanowane nie słuchanie tych dobrych duszków. Teraz było to wprawdzie o tyle trudniejsze, że imię Kristian wciąż działało na nią dość intensywnie, tym niemniej potraktowała to jako szczególne wyzwanie. Nie byli razem. Nie mieli zobowiązań. Może więc wystarczy się tylko odkochać i dać sobie spokój? - Rozbieraj się - przytaknęła ochoczo rozkazowi Eriki, usilnie próbując utwierdzić się w swych myślach. Zresztą... Chyba i tak niedługo nie będzie myśleć za dużo. Nawet te ostatnie przebłyski rozsądku będą musiały ustąpić przed znacznie, znacznie przyjemniejszymi elementami dzisiejszego popołudnia. Nie czekając na jakiekolwiek zdanie, z którym mogłaby się zgodzić lub nie, upiła kolejny spory łyk z butelki, przyglądając się z rozbawieniem Rosemary. Cóż. Nie byłaby sobą, gdyby stwierdziła, że kobieca nagość jej nie interesuje. Interesowała. Nawet nie zamierzała tego ukrywać. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Wto Lis 11, 2014 9:51 pm | |
| Rose nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, że w tym momencie powinna być gdzieś indziej. Gdzie? Nieważne, byle z dala od napalonej Eriki. Bo Meredith nie wyglądała na taką, co miałaby się na nią się zaraz rzucić w wiadomych celach. Mówią, że pozory mylą, ale w tym wypadku była bardziej niż pewna, że nie jest tak niewyżyta jak jej psychiatra. Wątpiła, że ktokolwiek był bardziej spaczony. Może to dobrze, im mniej takich tym lepiej. - Niestety nie, elfy nie sprzątają. Chyba, że weźmiesz jakiś dobry towar. - oświadczyła kobiecie, boleśnie wyrywając ją z jej wyimaginowanego świata. Choć w sumie bardzo byłoby miło, gdyby ktoś inny za nią sprzątał. Nie musiałaby spędzać godzin na czyszczeniu swojego mieszkania tylko po to, żeby zaspokoić swoją chorą psychikę. Słodkie OCD, które budzi w tobie dziwne paranoje, jakoby wszystko było brudne. I chociaż wiedziała, że coś jest sterylne, musiała trzy razy sprawdzić, bo bez tego zapewne by zdziczała i trzeba byłoby ją zamknąć. Ale czy to nie czyniło z niej dobrego lekarza? Przynajmniej trzymała się zasad BHP jak nikt inny, to zawsze jakiś plus. Pokazanie cycków Mathiasowi? Na pewno by się ucieszył. Ale niestety Garroway nie należała do osób, które tak łatwo rozbierają się przed mężczyznami. Miała dziwną blokadę, kiedy przychodziło co do czego. Wina jej zajęć za czasów Snowa? Z pewnością. Chętnie zabiłaby tego spróchniałego dziada, niestety nigdy nie miała okazji. Jednak kiedy takowa nadejdzie, z pewnością się nie zawaha. Ten skurwiel nie zasługuje na łaskę, zwłaszcza ze strony Rose. Niech zadławi się własną krwią. - Myślisz, że będzie trudno zerwać z ciebie tę koszulkę? Nie bądź taka pewna siebie. - mruknęła, uśmiechając szelmowsko. Była szalenie przekonana, że jest silniejsza od tych dwóch razem wziętych. Dlatego rozebranie Eriki siłą nie byłoby zbytnim wyzwaniem, przy czym była pewna, że Merry by jej pomogła w tym chwalebnym czynie. Może nie za bardzo przyzwoitym, ale która z nich taka była? - Eh, jak chcecie. - westchnęła, przesuwając ręce w stronę kołnierzyka. Nie za bardzo ruszył ją fakt, że musi coś zdjąć, było ciepło. Ale teraz musiała się pilnować, bo jakoś nie widziało jej się siedzieć tu na golasa. Zaczęła powoli rozpinać guziki swojej koszuli bez rękawów, nie do końca będąc pewną, czy się po prostu opiera, czy podświadomie buduje napięcie. W końcu zdjęła ją z siebie i odłożyła na bok, prezentując się im w samym turkusowym staniku. W którym swoją drogą nie było jej zbytnio do twarzy. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny Sob Lis 15, 2014 1:58 am | |
| Rozgrywka przeniesiona do retrospekcji. Następujący po niej przeskok czasowy przenosi nas do pierwszej połowy września 2283. |
| | |
| Temat: Re: Prywatny gabinet psychiatryczny | |
| |
| | | | Prywatny gabinet psychiatryczny | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|