|
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Aleja Czasu Czw Mar 20, 2014 6:50 pm | |
| Traktowanie kobiet jak kurewki było czymś naturalnym, koleją rzeczy, której taki podrzędny obywatel jak le Brun nie mógł się sprzeciwiać – kolejne jasne jak słońce wytłumaczenie, czyli prawda według Mathiasowej logiki ćpuna. Oczywiście kwestią sporną było to, czy kobiety uznają taki niechlubny stan społeczny, chociaż jego chyba niewiele to obchodziło, bo nawet jeśli zajmował sobie tym myśli, to nie miał już czasu, aby martwić się podobnymi głupotami. Wiele kobiet czuło się zaszczyconych, w ten naiwny dziwkarski sposób, zafascynowanych i podnieconych, innym było wręcz przykro lub bały się, a wywnioskować to można z tego, że zawsze nerwowo owijały swoimi łachmankami i uciekały. Na samym szarym końcu pozostawały te, które na swój sposób unosiły się dumą, odmawiały, wiecznie zaprzeczały. Zawsze go to bawiło, w pewien sposób zastanawiało jak dziewczę porzucone na pastwę Kwartału zdobywa się jeszcze na resztki iluzorycznego honoru. Cnotki niewidki, niby wymagające szacunku, ale często po prostu budzące litość. Zapewne, gdyby poruszył ów temat, choć pewnie nie chciałoby mu się nawet kłopotać z czymś tak męczącym, powołałyby się na godność lub coś równie błahego. I przy okazji wyzwały go od najgorszych. A on nie słyszałby nic prócz odpowiedzi, bo nauczył się już dawno eliminować niepotrzebne i zbędne dlań informacje. Dlatego obelgi ociekały po nim jak deszczowa woda, czego co prawda nie widać, bo zawsze się oburza, jeśli tego wymaga sytuacja. Innym razem po prostu idzie dalej, przed siebie, bo ci ludzie nie mają wpływu na jego zdruzgotane już życie. I kończąc tenże niesamowity poemat o prawdziwe na temat kobiet i ich dziwacznej, pokręconej i banalnej naturze wracamy do świata rzeczywistości, czyli momentu, w którym Minko śmie powiedzieć coś, co zapewne oburzyłoby go, gdyby rzeczywiście zależało mu na tym lodzie/obciąganiu/dodajcie sobie odpowiedni synonim. Gdyby rzeczywiście podszedł do niej z tym zamiarem. Teraz owszem, skupił uwagę na niej, ale wcześniej interesował go tylko koń, któremu nadal się przyglądał, jakby w obawie, że zwierze postanowi go nagle zaatakować. Nie bał się, nie aż tak, ale czuł niepokój, narastający i nieprzyjemny. -Ja też zawodowo nie robię niektórych rzeczy, ale gdyby mnie poprosiła taka ładna dziewczynka jak ty… - zmarszczył brwi -…zastanowiłbym się. Nie wiedział, dlaczego nadal drąży ten temat, skoro i tak nie miał zamiaru, aby do czegokolwiek doszło. Nie stał się nagle z dnia na dzień przykładnym i dobrym obywatelem, ale wątpił, by była pełnoletnia. A tak naprawdę rzeczywistość była bardziej smutna – trudno, aby na haju wzięła go ochota na coś tak kreatywnego, na coś, co wymagałoby jakiegokolwiek wysiłku, nawet najdrobniejszego. Z największą chęcią odrzucał te podpunkty, które zdawały mu się pochłaniać zbyt wiele energii, co oznacza, że jego każdy normalny dzień sprowadza się do spania, picia lub szlajania się po wspaniałym, bogatym, zaludnionym Kapitolu. -Ja mam dwójkę dzieci z moją matką, lubię chude czarnowłose dziewczynki, w kartotece widnieję głównie pod rubryką „pedofil”, chwila, zapomniałbym, preferuję zdjęcia golasów z gołymi pupciami – znów się uśmiechnął, jak zwykle, głupkowato, szczerze, bo tak miał w nawyku – Jak chcesz, to oprowadzę cię po mojej rezydencji, hm? Zamówię coś smacznego do jedzenia, skusisz się na wieczór z kazirodcą pedofilem?
|
| | | Wiek : 18 Zawód : Płatny zabójca, kurier Przy sobie : przy sobie: zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), zwiększenie szansy na skuteczną obronę (kości), idealna celność, zdobiony sztylet W plecaku: nóż ceramiczny niewykrywalny dla detektorów metalu, paczka zapałek, noktowizor, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka pierwszej pomocy, zapas jedzenia
| Temat: Re: Aleja Czasu Czw Mar 20, 2014 7:52 pm | |
| Zaprzeczanie było częścią przekornej natury Minko - prawdopodobnie gdyby urodziła się w innym czasie, w innych warunkach, gdyby nie musiała martwić się o to, co włożyć do ust przed snem pewnie byłaby jedną z tych nowobogackich, słodkich z pozoru, ale pyskatych dusz towarzystwa, dziewczynek, które w jakiś tajemny sposób sposób wielu prowokowały samym uśmiechem, potem odkrywały przed nimi swoje cnoty, aby koniec końców uchodzić za grzeczne, posłuszne i nienaruszone. Z tym, że czasy oraz liczne sploty okoliczności sprawiły, że Leonard rzeczywiście była nienaruszona. Może i pyskata, może nawet zdolna jednym uśmiechem dać nadzieję, mówić nie, jednak pozwalać przyciągać się bliżej i bliżej - tego nie wiedział jeszcze nikt, nawet ona sama, zbyt zajęta walką o przetrwanie, nie odkryła większości tajemnic życia. Gdyby nieznajomy poruszył temat jej nietykalności, zbyt wielkiej względem marnego wyglądu, jej wcześniejszych rumieńców złości zapewne jedynie sprowokowałby kolejną ripostę. Tak się jednakże nie stało, nie wiedzieć nawet dlaczego. -Ja też bym się zastanowiła- posłała mu niewinny uśmieszek, lekko kokieteryjny mimo woli. Właściwie nie miała nawet pojęcia, że potrafi operować czymś takim jak kokieteryjne uśmiechy. Ostatnie, o co mogła się podejrzewać to nawet cień umiejętności flirtu. -Gdybyś był ładnym chłopcem oczywiście- dodała po krótkiej pauzie, która mogła być odczytana jako: "a może jednak umoczę?". Zapięła od niechcenia suwak kurtki, tym samym sprawiając, że jedynie twarz oraz część szyi nie były opięte czarną skórą - można było ją uznać za nieśmiałą lub zakompleksioną. Patrząc na jej lekki uśmiech i przekorny błysk oka dochodziło się jednak do wniosku, że bliżej jej było do głodnej dziewczynki, która rozminęła się z zawodem, który mogła spokojnie uprawiać za dużo częstsze wypłaty nie wymagające babrania się w cudzej krwi. Spokojnie mogła by użyczać swoich kobiecych atutów w przeliczeniu na godziny bądź sposoby, zamiast biegać nocą po dachach, włamywać się przez piwniczne okienka do domów w ucieczce przed stróżami prawa, wymachiwać sztyletami i głodować. Być może i była materiałem na kurewkę, ale została zabójcą. Może niewłaściwie? Myśląc w ten sposób miała ochotę parsknąć śmiechem - nie widziała się w roli czyjejś poddanej, fragmentarycznie wynajętej dla czyjejś przyjemności. Będąc zabójcą może miała sterczące żebra, jednakże była też wolna. Robiła co i kiedy chciała. Propozycja kolacji - jaki mógł być haczyk, jaka była oczekiwana zapłata za jedzenie? Dziewczyna zmrużyła nieufnie oczy, uśmiech zniknął z twarzy jak wzór na lekcji matematyki wypisany kredą gdy przeciągnąć po nim wilgotną gąbką. Zaciskając palce na wodzach zwróciła się ku nieznajomemu. -Skusiłabym się, ale czego oczekujesz w zamian?- chciała grać w otwarte karty, chciała mieć szansę przemyślenia ceny za ten posiłek. Nie wierzyła, żeby ktoś mógł zapraszać z dobrej woli albo chociaż z powodu niezdrowej ciekawości bezdomne osiemnastolatki na kolacje w swoich domach. Czasem daje się takim pannom parę dolców, po prostu wciska im się je w dłonie, jednak na ogół w ogóle nie zwraca się na nie uwagi, o ile... O ile nie ma się z tego pożytku. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Aleja Czasu Czw Mar 20, 2014 11:48 pm | |
| -Słusznie, jestem mężczyzną. Nie uszło jego uwadze, że się uśmiechnęła, nawet jeśli to były tylko kąciki, słabe rozbawienie. Niemniej jednak ten jeden gest zwrócił jego uwagę na dobrych kilka sekund, kiedy oto wpatrywał się w dziewczęce usteczka oczekując, że zaraz rozszerzą się odsłaniając rząd śnieżnobiałych ząbków. Przeszło mu przez myśl, jakby w narkotykowym transie, że gdyby rzeczywiście takie były: równie, czyściutkie, to kontrastowałyby idealnie z czarnymi niczym smoła i, co zauważył dopiero teraz, lekko wilgotnymi włosami. Ta wizja w dziwny sposób go zafascynowała. Wsiąkła w jego umysł niczym woda w grabkę i jakkolwiek by ją wypychał, tkwił tam naturalistyczny obraz dziewczyny o bladej trupiej cerze, wręcz wychudzonej, z czarnymi włosami i równie ciemnymi oczami. Ta dziewczyna się uśmiechała, ale tym razem odsłoniła ząbki, a one były czyściutkie i idealne. Choć ten pesymistyczny rozsądek podszeptywał mu ciągle, że owe biedne dziewczę, choć śliczne w główce, to zmizerniałe i biedne, gdyby spojrzał na nią ponownie, nie przez pryzmat własnych myśli, które daleko odbiegały od niektórych rzeczywistości, ani nie przez pryzmat zachcianek, które brały górę nad słusznością. Co prawdo samo słowo „słuszność” według słownika Mathiasa ma całkiem inne znaczenie od tego właściwego, ale nadal symbolizowało trzeźwość umysłu, a tego jemu brakowało przez ostatnie… kilka lat, podajże. A zegar tyka. Tik tak, tik tak. Jeśli nie porwała go szalona polityka Coin, czego go śmierć z fizycznego wyczerpania organizmu lub ze znanego wszystkim złotego strzału. To tylko jedna z tysiąca możliwości. Każda kolejna jeszcze ciekawsza, bo to Panem, bo to Kapitol. Tutaj nikt nie może czuć się bezpieczny. Zawsze był dobrym obserwatorem, zapewne byłby lepszym, gdyby nie ćpał, widziałby rzeczy takimi, jakimi naprawdę są, nie postrzegałby ich przez pryzmat zaburzonej rzeczywistości, zdeformowanej prawdy. Ona zapięła kurtkę, on wpatrywał się w kościste obojczyki, obojczyki niczym kość słoniowa. Strzeliste, kształtne, przysłonięte przez poły kurtki, co jego umysł, który czerpał z tego widoku swego rodzaju przyjemność, widok kurtki przyjął z rozczarowaniem. Nie musiała się ukrywać, nie według niego. Nie przyjął tego jako świadectwa nieśmiałości, ta myśl pojawiła się gdzieś w otchłani, ale zaraz zniknęła w szalonym toku myśli. Nie zrozumiałby tego, nawet jeśli powiedziałaby mu o tym w twarz. Sam nie posiadał kompleksów, a przynajmniej nie dostrzegał w swoje fizyczności żadnych wad, co oczywiście nie oznacza, że ich nie było. Wychowany przez ulicę lub pseudo matkę ćpunkę prostytutkę nie zwracał nigdy uwagi na takie rzeczy, świat nie stanowił dla niego wizualnego obrazu, był jedynie plątaniną kształtów i barw, które wspólnie łączyły się w twarze, dłonie, postury grubsze lub chudsze. Nie dostrzegał ludzi jako pięknych czy brzydkich, nie miał czasu, aby oceniać czy mierzyć. Dla siebie było po prostu Mathiasem, który czasem zaglądał w lustro, ale nie zbyt często, żeby nie przekroczyć limitu zachwytów na miesiąc. Człowiek to jednostka, to zlepek przeróżnego rodzaju sprzeczności, które tworzą harmonijną całość, choć czasami mogłoby zdawać się inaczej. Teraz powinien coś zaproponować, zażądać czegoś w zamian za coś tak błahego jak jeden posiłek. W ciągu miesiąca nie potrafił przywyknąć, że wszystko przychodzi tak łatwo, że telewizor działa o każdej porze dnia i nocy, więc nawet jeśli leciały propagandowe programy, wpatrywał się tępo w ekran, chłonął kolorowy obraz, napawał się widokiem nieznanego. Prysznice były nowoczesne, ręczniki olbrzymie i miękkie, łóżka wygodne, dlatego spał na podłodze nieprzyzwyczajony do materaca zapadającego się pod jego ciężarem. Było przyjemnie, ale to uczucie budziło niepokój. Sam fakt, że to wszystkie, co otrzymali jest idealne, piękne, niesamowite, kiedyś nieosiągalne sprawiał, że wolał trzymać się od nasiąkniętych zepsutym bogactwem przedmiotów. -Mogłabyś powstrzymać się przed zamordowaniem mojej siostry, jest niestabilna emocjonalnie – mało powiedziane – Zresztą, kurwa, proponuję Ci kolację i seks w wannie przy świecach, jak długo masz zamiar jeszcze się zastanawiać?
|
| | | Wiek : 18 Zawód : Płatny zabójca, kurier Przy sobie : przy sobie: zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), zwiększenie szansy na skuteczną obronę (kości), idealna celność, zdobiony sztylet W plecaku: nóż ceramiczny niewykrywalny dla detektorów metalu, paczka zapałek, noktowizor, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka pierwszej pomocy, zapas jedzenia
| Temat: Re: Aleja Czasu Pią Mar 21, 2014 1:33 pm | |
| Mężczyzną, który zaczepia pierwsze lepsze panienki na ulicy i proponuje im, żeby mu obciągnęły - rzeczywiście, zachowanie godne mężczyzny. Tak, jasne. Dziewczyna uniosła jeden kącik ust wyżej myśląc, że jego zachowanie jednak przeczy słowom, przekonaniu o własnej dojrzałości. Z drugiej strony mógł być zbyt doświadczony przez los, aby uświadomić sobie, że to właśnie chłopcy, nie mężczyźni, są nierozsądni i nieodpowiedzialni. Jej zęby może nie były idealnie białe, jednakże czyste - znalazła kiedyś opuszczoną w pośpiechu aptekę, z której zabrała to i owo, dawno temu. Między tym i owym znajdował się karton pełen przeterminowanej pasty do zębów, zapewne spakowanej do odesłania fabryce. Do tej pory, oszczędnie, używała tamtego uśmiechu fortuny, aby jej własny uśmiech nie straszył. Białość jednak też nie stała na najgorszym poziomie, a genetyka obdarzyła dziewczątko zgrabnym, prostym zgryzem ząbków jak rzędy perełek. Jasny, mocny kościec, któremu zawdzięczała także brak jakichkolwiek złamań na przestrzeni całego swojego osiemnastoletniego życia. Minko po prostu nie lubiła się uśmiechać szeroko, z ząbków okazaniem. Ona także nigdy nie rozpatrywała siebie w kategoriach brzydka-normalna-ładna-piękna. Podpadała w swojej kategorii raczej pod rubryki o sprawności, zdrowiu, głodzie tak jak bywa to u ludzi na krawędzi przetrwania. Być może kiedyś właśnie Minko będzie sprawcą śmierci swojego aktualnego rozmówcy? Im większej ilości ludzi podpadasz, tym więcej z nich może chcieć wynająć zabójcę za odłożone na czarną godzinę zaskórniaki, aby sprawiedliwości w ich pojmowaniu stała się zadość. Dziewczyna pachniała wodą rzeczną, skórę miała suchą, nie znającą kremów czy innych kobiecych udogodnień. Koń, spokojniejszy już, zaczynał przeżuwać końcówki jednego z pasm jej ciemnobrązowych, falujących się niczym morze marszczone wiatrem, połyskujących w słońcu włosów. Nawet nie zwróciła na Psa uwagi, przyzwyczajona do podobnie okazywanej czułości - to lekko chapnie za ramię lub pośladek, to przeżuje włosy czy rękaw swetra na barku. Nic niezwykłego czy nowego. Nie ufała natomiast obcemu nie znając jego intencji, jednak propozycja posiłku zagłuszała jej odwieczną czujność, zbyt kusząca do odrzucenia - oczywiście, jeszcze trochę się poprzekomarza, jeszcze przez parę minut uda jej się udawać niezdecydowaną, skłonną odrzucić propozycję. Jednak już wiadome było, że, koniec końców, przyjmie ofertę, nawet gdyby miała potem zapłacić ciałem zamiast oferować je przez własną, może czymś rozbudzoną, rządzę. Czym było użyczenie krocza na parę chwil wobec potencjalnego osłabienia spowodowanego głodem, uniemożliwiającego podjęcie pracy która mogłaby uciszyć warczący z niedożywienia żołądek. -Ani chwili dłużej, o ile przemyślimy jeszcze po drodze ten kawałek o seksie w wannie- odparła z uśmiechem w którym, inaczej niż zwykle, ukazała górny łuk równych ząbków. Zdjęła z końskiego grzbietu siodło, podpięła wodze, aby koń nie zaplątał się przez nie w krzaki. -Do domu- wydała Psu polecenie, odwracając się ku rozmówcy z rękoma wypełnionymi kulbaką. -Prowadź, nieznajomy- zwróciła się doń z uśmiechem. Musiała zabrać siodło ze sobą. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Aleja Czasu Pią Mar 21, 2014 3:58 pm | |
| Dni mijały jeden za drugim, nieznośnie powoli. Panem nadal trzymało się na swoich jakże kruchych, mozolnie umacnianych posadach w postaci dystryktów; tymczasowo ubogich, choć to zapewne miało się zmienić. Dni mijały, przyszła wiosna… A panna Tudor była tak znudzona, że oddałaby wiele choćby za najdrobniejsze zlecenie. Ciepło, około siedemnastu, może osiemnastu stopni. Wzdłuż Alei Czasu przechadzali się ludzie, rozprawiający o jakichś błahostkach w stylu czy widziałeś ostatnio naczelnego „Capitol’s Voice”? Podobno zaginął! Nuda, po prostu nuda. Jedyną zaletą pogody był fakt, że można było się ubierać w lżejsze ciuszki. Moda wracała do łask, podobnie jak sprzedawane na ulicach przysmaki. Tęskniła za Kapitolem w czasach dawnej świetności… I za Snowem też tęskniła, odrobinkę. Catrice przechadzała się w tę i z powrotem, zastanawiając się nad tym, gdzie w okolicach Kapitolu mogłaby upolować jakąś zwierzynę. Nie ufała wyrobom garmażeryjnym, niepewna tego, co tak naprawdę kryje się w ochłapach, szumnie nazywanych mięsem. Były prezydent nadzwyczaj często żądał obecności swojej uroczej protegowanej na polowaniach. Catrice mogła uganiać się za zwierzyną, jednocześnie zwracając uwagę na ludzi, których jej wskazywano. Potem, gdy kucharze szykowali kolację, miała czas na rozmawianie ze Snowem, i wtedy wspólnie wybierali, kogo dziewczyna ma wyeliminować. Raz używała trucizny, innym razem broni… A wszystko to ku uciesze człowieka, który po trupach doszedł do władzy. Aleja Czasu. Gdzieś nieopodal mieszkał Elijah. Westchnęła i oparła się o jakąś kolumnę, kombinując, czy dałaby radę wyrwać się na kilka dni poza Kapitol, a potem przygotować Salingerowi kolejną miłą kolację złożoną z kilku dań.
|
| | | Wiek : 31 Zawód : Prowadzę kasyno Przy sobie : karty do gry, zapałki, prawo jazdy
| Temat: Re: Aleja Czasu Pią Mar 21, 2014 5:26 pm | |
| [Rozdział III - start]
Po Igrzyskach nastąpił czas pracy organicznej, dążącej do odbudowy Kapitolu i powolnej regeneracji po wielu aferach z nimi związanymi. Od miesiąca nie zaznaliśmy wielkich wieści, dopiero dzisiaj media podają informacje o nadchodzącej koronacji zwycięskich Trybutów. Znacznie lepiej żyje się w takim tempie, niż w nieprzerwanym niepokoju. Koronacja. To moja szansa na spotkanie Cordelii. A na pewno dzięki niej dowiem się nieco o Daisy. Pomimo, że teraz Straż Kwartału zwiększyła swoją czujność, będę musiał wydostać ją stamtąd. Jeśli nie teraz, potem może być już tylko za późno. Kolorowowłosa dziewczyna znad Moon River. Po wydarzeniach na moście już jej nie widziałem. To tak, jakby wyparowała. Blaise mówi, że nie zna nikogo o podobnym wyglądzie, pomimo że w swojej pracy miał do czynienia z wieloma aktami personalnymi. Była taka odmienna, jak nie z tej planety. Ona nie jest taka jak wszyscy. I dlatego jest taka... interesująca. Aleja Czasu. Dzięki oświetleniu nocą ta okolica jest przyjemna dla oka. Idealne miejsce na spacer lub spotkanie, taki jak tego dnia. Przede mną piękny zachód słońca, a z długich promieni wyłania się powoli idąca sylwetka. Co to za osoba? Widzę tylko ciemnoszatynowe włosy i jakieś lekkie ubranie. Postać się zbliża, i w końcu widać ją w pełnej okazałości. Piękna kobieta, o jasnej cerze i szatynowych włosach. A potem nogi już same zaczęły iść w jedynym właściwym kierunku. - Witam panią - po dżentelmeńsku przywitałem się z dziewczyną - Dokąd się pani wybiera takiego pięknego, wiosennego wieczoru? |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Aleja Czasu Pią Mar 21, 2014 6:12 pm | |
| Rozmyślająca nad koncepcją posiłków dla Salingera Catrice nawet nie zwróciła uwagi na to, że zachodzi słońce, a ona błądzi po Alei Czasu, co jakiś czas przystając. Ludzie zapewne musieli myśleć, że jest niespełna rozumu, ale nie, ona po prostu tak miała. Lubiła spacery. Lubiła walkę. Czasem chciała żyć chwilą, umrzeć szybko, najchętniej w walce. Igrzyska i udział w nich były jej niespełnionym marzeniem; zamiast uczestnictwa w krwawej rzezi i glorii chwały, tytułu zwycięzcy, miała niesforną, cudowną Cordelię Snow, wnuczkę jej mentora, osóbkę intrygującą i fascynującą zarazem. Urodzoną władczynię, która, gdyby to było możliwe, mogłaby rzucić Panem na kolana. Nawet z zamkniętymi oczyma mogła wyczuć, że ktoś się zbliża. Kroki nie tak lekkie, jak u młodej dziewczyny, więc mężczyzna. Spokojny, równy oddech. Zapewne elegancki. Otworzyła oczy. Bingo. Ujrzała miłą twarz o wyjątkowo przyjemnych dla oczu rysach, i jeszcze przyjemniejszym spojrzeniu. Szedł w jej stronę, mogła więc uśmiechnąć się delikatnie, zastanawiając jednocześnie, kim jest. - Dzień dobry... Lub dobry wieczór – jej oczy napotkały jego; miały nieco inną barwę dzięki zachodzącemu słońcu, które rzucało na Aleję przepiękną, łagodną poświatę. Przystojny. Dobrze ubrany. Prosta, wyrazista postawa. Nie żołnierz, nie zwykły uliczny handlarz. Ktoś z klasą, chociaż nie kojarzyła jego twarzy z siedziby. Zresztą… Czy będąc w siedzibie Coin, zwracała uwagę na przebywających tam ludzi? Niekiedy. Larousse, Coin, jej mała, ruda marionetka od areny. Twarze rozmywały się w biegu, gdy gnała przez korytarze małej enklawy pani prezydent, która odcięła się od mieszkańców Kapitolu, zajmując budynek na wysepce. Odgarnęła włosy do tyłu i uśmiechnęła się znowu. Delikatnie, nie kusząco. - Szukam inspiracji… A pan? Miał ujmujący uśmiech. Niesamowicie ujmujący.
|
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Aleja Czasu Pią Mar 21, 2014 11:48 pm | |
| Oczywiście, że był dojrzały! Dojrzały, odpowiedzialny, niesamowicie słowny – idealny kandydat na przyszłego narzeczonego, który po kilku latach małżeństwa popadnie w alkoholizm i zniszczy życie Twoje oraz Twoich dzieci. W jego przypadku scenariusz maluje się nieco inaczej. O ile ktokolwiek byłby na tyle szalony, aby związać się z nim prawnie, to zapewne po roku lub pół ucieszyłby się niemiłosiernie, bo nawet jeśli on nie liczył, to jego zegar wciąż tykał, taki nieprzebłagany, bezczelny wręcz, bo nigdy nie robił sobie należnych przerw. W tym mathiasowym przypadku można mówić o nierozwiniętej prawidłowo płaszczyźnie odpowiadającej za emocje, czyli można to ująć w ten sposób: zatrzymał się na etapie dziesięcioletniego, przestraszonego życiem, ale wmawiającego sobie, że wcale tak nie jest, chłopca, który miewał kiedyś tak okrutne kaprysy i takie złośliwości przychodziły mu do głowy, że wyrywał z dłoń swojej matki ostatnie działki, zamykał drzwi jej pokoju na klucz. Za każdym razem błagał siły najwyższe, które nie istniały, ale kiedyś myślał, że może jednak, aby w akcje desperacji wyskoczyła z czwartego piętra i przy okazji umarła, przepadła, zniknęła po prostu, bo nawet nie zszedłby na dół, aby zebrać ciało. Do tej pory miał o niej to samo zdanie, choć nienawidził tamtych chwil, które czasami znajdowały się tak blisko teraźniejszości i jego samego, że wręcz mógł dotknąć tych wspomnień, sięgnąć po nie głową i mentalnie przytulić się doń, aby ponownie przeżyć to, co przeżywał dawno temu. Nie usprawiedliwiał się, nie poszukiwał wybaczenia, traktował ją jak sukę i pogrzebał w ziemi tylko dlatego, że Katy tego chciała. Nie musiała się wieszać i robić bałaganu w domu, mogła oszczędzić wszystkim roboty i zabić się w jakimś ustronnym miejscu, gdzie nikt by jej nie szukał. I jeśli już mówimy o szerokich uśmiechach, to ten należący do Mathiasa był nadzwyczaj szeroki i szczery, niesamowicie otwarty, że chłopak na tą jedną chwilę sprawiał wrażenie, jakby mógł zostać jej najlepszym przyjacielem. Chociaż mina nieco mu zrzedła, gdy zobaczył konia żującego włosy dziewczyny, nie mógł odeprzeć od siebie wrażenie, że zwierzę zamierza ją zjeść i tej dziwacznej wizji krwiożerczego zwierzęcia połykającego drobną dziewczynę w całości. Po chwili ta myśl okazała się nieracjonalna, gdy bardziej skupił się na jej osobie, w pewien sposób uszczęśliwiony, że pomimo uprzedzeń, które zdążyła już nabyć, zgodziła się. Ale to tylko chwilowa satysfakcja, bo tym generalnie należy żyć, prawda? Chwilą, chociaż zaraz przeminie, ale ile z tego radości. -Jeśli preferujesz prysznice, nie ma sprawy – wzruszył ramionami z tonem iście poważnym, jakby to co mówił ani trochę nie odbiegało od jego własnych myśli, które teraz oceniały jedno z oddalonych i ciemnych już drzew. On jednak, jak zwykle, skupiał się na rzeczach mało istotnych i nieważnych, drobiazgach, których nie dostrzegają inne oczy, które wypatrzyć może jedynie ćpun, dla którego niesamowite i wspaniałe doznania nie są czymś całkowicie nowy i nie uzupełniające całego myślowego zapasu energii. -I co, teraz twój koń odleci do Ponylandii? Ambitne – mruknął zabierając od niej siodło, ruszył przed siebie i nawet nie odwrócił, bo skoro nie miała nawet na jedzenie, to takiego ładnego skarbu stracić też nie mogła. Choć on na jej miejscu sprzedałby tego konia w cholerę, ale zacznijmy od tego, że nigdy nie znalazłby się w podobnej sytuacji. Zawsze albo kradł, albo bawił się w zakłady, albo znajdował jakiś prosty i banalny sposób, żeby zarobić nieco gotówki. Siodło znalazło się z przodu motocyklu na baku, on sam przerzucił nogę przez siedzenie i czekał, aż jego urocza towarzyszka się dołączy. Chwilę potem zacharczał starszy już silnik. Czemu nie wyrzucisz tego złomu, co le Brun? Bo taki mam, kurwa mać, kaprys, lubię ten motor. [zt x2, MIESZKANIE, ZARAZ SIĘ POJAWI]
|
| | | Wiek : 31 Zawód : Prowadzę kasyno Przy sobie : karty do gry, zapałki, prawo jazdy
| Temat: Re: Aleja Czasu Nie Mar 23, 2014 12:25 pm | |
| Nie umiem pisać >.<
Jej spojrzenie. Takie subtelne, kobiece, dokładne, pasujące do damy. Zupełnie jak jej delikatne kroki. Nie była taka jak przeciętna Kapitolinka, z fikuśnym makijażem, wymyślnymi dodatkami i zakręconą peruką, była naturalna. Wydawało się, że ma dziką duszę. Niezależna kocica, która kroczy samotnymi ścieżkami. Piękne miała oczy. Jak głęboki, czysty ocean, nieskalany ludźmi. A pewnego dnia, na oceanie pojawił się marynarz. - Dzień dobry... Lub dobry wieczór - z przebłyskiem zadowolenia piękność przywitała mnie. Miała dojrzały głos, nie to, co ta kolorowa... zresztą, dlaczego o niej myślę, przecież się nawet nie znamy - Szukam inspiracji… A pan? Nieznajoma wciąż nosiła na twarzy promienisty uśmiech, który wyglądał tajemniczo przy promieniach zachodu. Tymczasem coraz więcej osób opuszczało Aleję Czasu. Zaczynało się robić późno, a wyglądało na to, że zbliżał się wieczór. Całkiem przyjemny dla niektórych. - Czy ja jestem dla Ciebie dobrą inspiracją? - z przekąsem zapytałem szatynkę. Wraz z dziewczyną zacząłem iść w kierunku przeciwnym do widoku zachodu. Możliwe że za kilka chwil przed nami ukaże się świecąca aura księżyca. I tak miałem już wracać, a kasyno było właśnie w tym kierunku. Zastanawiało mnie, czy ktoś taki jak ona nie jest już z kimś trwale związany. Z jednej strony wygląda na niezależną, a z drugiej na wierną. Fascynuje mnie jej tajemniczość. - W nocy żebyś lepiej nie chodziła samotnie - nie chciałem sugerować, że jest słaba, bo wiedziałem, że tak nie jest. Raczej chodziło mi o dotrzymanie towarzystwa. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Aleja Czasu Nie Mar 23, 2014 4:12 pm | |
| Są ludzie, którzy nie lubią, gdy na ulicy podchodzi do nich ktoś obcy. W dziewięćdziesięciu procentach przypadków są to ludzie, którzy czegoś chcą. Pieniędzy, kanapki, pomocy, ukraść portfel. Dziesięć procent to podobno ludzie, którzy są znajomymi, przyjaciółmi, rodziną. Kim był ten obcy mężczyzna i czy wpasowywał się w te dziewięćdziesiąt procent? Nie, definitywnie nie. Miał w oczach dziwną łagodność, która jej się podobała. I to spojrzenie. Ciepłe, zachęcające do rozmowy. Intrygujące, jakby miał w sobie jakąś tajemnicę. - O, tak. Jesteś idealną inspiracją – posłała mu kolejny uśmiech, równie uroczy, jak poprzedni. Gra warta świeczki, bo w tych pięknych oczach błysnęło zadowolenie. – Rozumiem więc, że mogę się inspirować…? Ruszyli razem w tę samą stronę, ramię w ramię. Zostawiali za sobą zachodzące słońce, idąc w przeciwnym kierunku. Catrice obróciła się, i rzuciła ku zachodowi ostatnie, nieco tęskne spojrzenie. Piękny widok, będący zapowiedzią ciekawego wieczoru, mężczyzna tuż obok… Robiło się ciekawie. - W nocy lepiej żebyś nie chodziła samotnie – usłyszała. Spojrzała w oczy, które były niesamowicie fascynujące i niemalże zamruczała: - Przecież nie jestem sama, prawda? To prawda. Nie była sama. Wszystkie myśli odnośnie Josepha i kolacji gdzieś zniknęły, a Catrice nie miała ochoty do nich wracać. Nie teraz. |
| | | Wiek : 31 Zawód : Prowadzę kasyno Przy sobie : karty do gry, zapałki, prawo jazdy
| Temat: Re: Aleja Czasu Pon Mar 24, 2014 6:53 pm | |
| Cały czas wydawało mi się, że za chwilę dziewczyna parsknie śmiechem i, jak w wielu przypadkach, odejdzie. Wbrew pozorom, wydaje się odmienna. Nie taka, jak kolejna cegłówka w murze. Skoro przez cały ten czas jeszcze nie odwróciła się i nie poszła, chyba zmierzamy w dobrym kierunku. I miejmy nadzieję, że tak pozostanie. - O, tak. Jesteś idealną inspiracją - powiedziała, przerywając uprzejmym uśmiechem - Rozumiem więc, że mogę się inspirować…? - Do woli - odpowiedziałem, krótko i treściwie. Czas płynie powoli i przyjemnie. Jak na długim, leniwym rejsie , gdzieś daleko od kapitolińskiego przepychu, poróżnień których nie brakuje na co dzień, i rządowej konspiracji na każdym kroku. Wyjątkowo myślami nie odchodzę nigdzie indziej; ciekawe, dlaczego. Koniec końców, dawno ostatnio nigdzie nie ruszałem się spoza pracy. To miła odmiana. Zwłaszcza biorąc pod uwagę takie wyborowe i przemiłe towarzystwo. Ale... wciąż nie znam nawet jej imienia. - Więc, jak się nazywasz? - rzekłem do kobiety z przebłyskiem przyjaznego uśmiechu. Nareszcie - Chyba, że jest to jakaś tajemnica. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Aleja Czasu Pon Mar 24, 2014 11:07 pm | |
| I Ty uważasz, że nie umiesz pisać... ><
Spacerowali powoli, nieśpiesznie, idąc w kierunku, który najwidoczniej odpowiadał towarzyszowi Catrice. Nie był jak inni mężczyźni, nie gadał natrętnie, nie gapił się otwarcie na jej nogi czy pośladki, był taki spokojny i cudownie nieskomplikowany, przynajmniej na razie. Uśmiechnęła się lekko. Obcy mężczyzna, w dodatku przystojny, chce być jej inspiracją. Nozdrza Catrice rozszerzyły się leciutko, gdy wyczuła jego zapach, zmieszany z łagodnym, lekkim zapachem. Pachniał przyjemnie, bardzo przyjemnie. Zamknęła oczy na sekundę. O tak, podobał jej się coraz bardziej. - Cat. Catrice – powiedziała, po raz kolejny zerkając na zachód słońca. Z kimś tak wyjątkowym, był jeszcze piękniejszy. – A pan…? Czy może to tajemnica? – spytała, uśmiechając się przekornie. Zastanawiała się, czy skojarzy imię i twarz z Igrzyskami.
|
| | | Wiek : 31 Zawód : Prowadzę kasyno Przy sobie : karty do gry, zapałki, prawo jazdy
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Mar 26, 2014 11:11 pm | |
| Lepiej nie będę na nią jakoś dogłębnie spoglądał, przynajmniej nie teraz. Jeśli będzie skrępowana, to tylko wyjdzie mi na złe, a do wszystkiego trzeba przechodzić stopniowo. Nie jestem przecież pochopnym typem. Po chwili, idąc, zauważyłem, że dziewczyna lekko przymyka oczy i nad czymś się rozmarza. Może odpowiada jej dzisiejsza pogoda, albo cieszy się jutrzejszym dniem. Albo po prostu w końcu się zainspirowała. Ale chyba nie pójdzie sobie tylko przez to, prawda? Po dłuższej chwili rozmarzenia, szatynka dodała - Cat. Catrice - Faktycznie, kocica. - A pan...? Czy może to tajemnica? - wciąż zamyślona i jakby w innym, odgrodzonym niewidzialną powłoką świecie, rozwinęła. - Moje imię... - chwila zawahania. Wydaje mi się, że powinienem przedstawić się jej drugim imieniem, tym dla osób bliskich. Z drugiej strony nie wiem, czy powinienem ufać jej do końca. Mimo wszystko, fundamentalną wartością jest ostrożność - Tak. Widzisz, moje imię jest tajemnicą. Poznasz je, kiedy będziesz gotowa.Skarciłem się w myślach za pokrętną alternatywę, którą wymyśliłem. Na zewnątrz zachowywałem pogodny, kamienny uśmiech, a w środku było coś typu 'co ja teraz zrobię'. Ale to zawsze jakieś wyjście. Mam tylko nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli. Po kilkunastu minutach dalszej wędrówki przez betonową autostradę Alei Czasu natrafiliśmy na jej koniec. Było już dosyć ciemno, latarnie uliczne rozpoczynały wykonywanie swoich obowiązków, jedna po drugiej. Pozostały dwie opcje: iść razem dalej lub wracać do domu. Wynik głosowania: 1:0. Kobiety nie mają prawa głosu (tym razem). - Słuchaj, co powiesz na pójście o tam? - przybliżyłem się do perspektywy Catrice i praktycznie z jej punktu widzenia wskazałem gestem dłoni nowopowstały dokładniej godzinę temu, trololo klub. Wyglądało na to, że w środku coś się dzieje. Zza okien biły delikatne lasery, silne światła oraz bicie muzyki typu easy listening. Do niczego jej przecież nie zmuszałem, więc jako dżentelmen pozostawiłem to jako luźną propozycję, a decyzję zostawiłem jej. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Aleja Czasu Pią Mar 28, 2014 10:22 am | |
| W spojrzeniu nieznajomego mężczyzny, którego spotkała, było coś niezwykłego. Nuta żalu, obleczona lekkim błyskiem, może jakiś nieokreślony smutek, a może po prostu ciekawość, pomieszana z milionem innych uczuć? Cat nie uważała się nigdy za wybitnie uczuciową osobę – a regularne wizyty w rezydencji Snowa upewniały ją, że uczucia to czysta destrukcja – ale niekiedy nie umiała oprzeć się emocjom. Z małymi wyjątkami, takimi jak Cordelia, Hope czy Joseph, nie bardzo interesowała się długotrwałymi relacjami z ludźmi. To zapewne oznaczałoby przejmowanie się jakimiś konwenansami, tak dobrze znanymi jej z bankietów u zdetronizowanego prezydenta. Ach, tamte czasy! Śliczne sukienki, urocze przyjęcia, trucizny, tortury, zgony… Niekiedy za tym tęskniła, chociaż pomieszkiwanie kątem u Salingera, robienie mu obiadów i te słodkie smsy, które jej niekiedy wysyłał, sprawiały, że czuła się bardziej… ludzka. Wróćmy jednak do tematu pana, który szedł obok. Słysząc jego niejednoznaczną odpowiedź, uśmiechnęła się kusząco. Zapadał zmrok, ona czuła się wyjątkowo dobrze, pomijając brak jakiegoś ciekawego zlecenia, a przystojny facet chciał towarzyszyć jej tego wieczoru. - Nie mogę się doczekać – odparła, mrugając do niego. Kiedy przybliżył się, Cat przeszedł leciutki dreszcz ekscytacji. - Brzmi interesująco… - zerknęła w stronę, którą wskazał. „Buggying Snow”. Klub, muzyka, tańce… Brzmiało bardzo, bardzo kusząco. – Chodźmy.
/zt dla obojga c:
|
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Aleja Czasu Czw Kwi 10, 2014 2:17 pm | |
| / z Cave
Ginsberg. Dziwnym trafem, wszyscy ludzie, którzy słyszeli to nazwisko, zdawali się mieć przedziwnie spaczone pojęcie o tym człowieku. Czy był jakiś dwulicowym gościem, który sadyzm chował za maską „wujaszka dobra rada”? Niewątpliwie, skoro Bert, jeszcze nim wyszli z Cave, zwrócił uwagę na nazwisko, które padło w zdaniu wypowiedzianym niewątpliwie w stronę Mathiasa. - Tak, chodzi o Gerarda. – posłała nieco karcące, a i zarazem rozbawione spojrzenie w stronę bruneta; wystarczające do tego, by zaznaczyć, że średnio ma ochotę rozmawiać o tym incydencie. Zresztą, co kogo obchodziło, co robiła w Kwartale i za co podpadła kolejnemu pieskowi pokojowemu Almy Coin? Zaraz jednak zaprzestała tych myśli, gdyż zjawił się jej towarzysz i oznajmił, że mogą już iść. Wyszli na zewnątrz; zapadł zmrok, i po ulicach nie przechadzały się tłumy ludzi. Vivian skierowała się ku Alei Czasu, nieopodal której mieszkała. Lubiła to miejsce; kojarzyło jej się ze spokojem i bezpieczeństwem. Jednak mimo wszystko nie ufała już życiu w Kapitolu, gdyby mogła, chętnie przeniosłaby się do jakiegoś dystryktu. Może do Czwórki? Albo do Siódemki? Kto wie, może tam żyłoby się lepiej. Powiał mocny wiatr, porywając pasma jej długich, rudych włosów. Chociaż nadal odczuwała ból, uśmiechnęła się lekko do siebie – i do idącego obok niej Bertrama. - Lubię wiatr. – stwierdziła mimochodem, chcąc przerwać panującą ciszę. Nie do końca wiedziała, jak ma się zachować. Oto bowiem szła ramię w ramię z mężczyzną, który jakąś dłuższą chwilę temu podrywał jej najlepszą przyjaciółkę; zresztą, Vivian mogła się założyć, że Carter nie miała nic przeciwko. Była urocza, inteligentna i przebojowa, a cięty język tylko dodawał jej charyzmy, która czyniła Rory wyjątkową. Może właśnie dlatego Darkbloom tak uwielbiała dziennikarkę – była jedną z niewielu osób, które potrafiły naprawdę dotrzeć do sedna sprawy, umiały argumentować i przede wszystkim – były godne zaufania. Patrząc na Rory w klubie, nie miała ochoty jej oceniać. Chciała, by przyjaciółka była szczęśliwa. Nic dziwnego, że zainteresowała się Bertramem. Przystojny, ładny uśmiech, postawny i zbudowany nad wyraz proporcjonalnie, wydawał się być dobrym kompanem na wieczór. Rudowłosa uśmiechnęła się po raz kolejny, ignorując ból nozdrzy. Wiatr stawał się coraz silniejszy, a Viv – coraz bardziej świadoma tego, że ma na sobie tylko cienki sweter. Było jej zimno do tego stopnia, że zaczęła lekko drżeć.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Aleja Czasu Czw Kwi 10, 2014 4:03 pm | |
| Bo może i tak faktycznie było. Bertram jakoś nigdy nie dochodził do tego czym zajmuje się Ginsberg i vice versa. Dobrze im się rozmawiało, fajnie piło razem piwo i oceniało kobiety w barze, ale nic poza tym. Istniała cicha zasada, że nikt nie wspomina o swoim zyciu osobistym i pracy, co chyba im pasowało. A gdyby jeszcze Gerard dowiedział się o podejściu Gravewortha do Coin! Uhuhuh. Dopiero by się działo. Zabawa w kotka i myszkę. - Niepokojące. - tylko tyle odpowiedział, bowiem nie miał zamiaru ciągnąć tematu, który nie pasuje jednej stronie. Co prawda był ciekawy co takiego robił Ginsberg i dlaczego akurat okaleczył Vivian. W końcu to kobieta i nie wydawała się jakaś szczególnie groźna, żeby musiał się przed nią bronić. Może i przy następnym spotkaniu poruszy ten temat i zdoła wyciągnąć od niego trochę więcej informacji, ale to daleka przyszłość. Nie było potrzeby za bardzo się nad nią rozwodzić, czyż nie? Na zewnątrz panował już mrok, co tylko dodawało uroku Alei Czasu. Jednak Bertram czuł, ze kierunek, w którym się udają, był mu jakoś dziwnie znajomy.. Zupełnie tak, jakby szli do jego mieszkania! A może ta kobieta była niebezpieczna, wiedziała gdzie mieszka Graveworth, chciała go tam zaciągnąć, zgwałcić i okraść? Wszystko jest możliwe, ale przy ostatniej rzeczy Bertram będzie stawiał opór, dzielnie broniąc swojego dobytku! Reszta jest dyskusyjna i zależy od sposobu przeprowadzenia poszczególnych punktów. - Wiatr? A co w nim takiego pięknego? - zapytał, ale zaraz kontynuował - Nie żebym go nie lubił w letnie, gorące popołudnie, ale skąd taka nagła fascynacja? - dodał jeszcze, ale w jego głosie nie bylo ani nutki złośliwości. Zwyczajne ciepło, które miało zachęcić do dalszej rozmowy. W końcu Graveworth nie był jakimś dzikusem, który by jedynie bluźnił na lewo i prawo, w przeciwieństwie do niektórych. Wiatr jednak przybierał na sile i oczywistym było to, ze przez jego działalność temperatura odczuwalna była znacznie niższa od faktycznej. I najwidoczniej Vivian była tego doskonałym przykładem, bo zaczęła lekko drzeć. Nie było mowy o tym, żeby Bert przeoczył tak ważny szczegół! W mgnieniu oka zdjął swoja marynarkę i delikatnie okrył nią plecy Darkbloom. - Chłód jest równie niebezpieczny co potencjalni opryszkowie. - zagadnął z uśmiechem - Nazywam się Bertram Graveworth, bo chyba nie przedstawiłem się wcześniej przez to całe zamieszanie. - dodał, dalej dziarsko idąc przed siebie. Ta okolica naprawdę mu coś przypominała! Może jednak faktycznie idą do jego domu? To byłoby ciekawe! No, ale jeszcze jedna kwestia go nurtowała i to dość poważnie. Musiał się czegoś dowiedzieć o tym troglodycie, który ledwo co sklejał kolejne zdania. Doprawdy dziwne, ze wtedy mu się ten język nie poplątał, a do tego również dojść mogło! - Znacz tego całego... Jacka? Jak się nazywa? Chciałbym coś wiedzieć o facecie, który stara się mnie pobić. - zapytał bez jakiejś złości w głosie. Nie miał mu za złego tego uderzenia, bo nawet dobrze go nie poczuł. Musiał znać jednak jego dane, bo to było kluczowym elementem. Niespodzianka! |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Aleja Czasu Czw Kwi 10, 2014 11:58 pm | |
| Czasami wystarczy spojrzeć na człowieka, by odgadnąć, jakie było jego życie. Kilka ukradkowych spojrzeń może zdziałać więcej niż najbardziej dociekliwe pytania. A, jak wszyscy wiemy, istnieją pytania, których nie należy zadawać. Jaki był idący obok niej mężczyzna? Z pewnością pochodził z dobrego domu, chociaż nie umiała oszacować, gdzie mieszkał i z jakiego dystryktu się wywodził. Jego głosowi nie towarzyszył pretensjonalny kapitoliński akcent. Wysoki, elegancko ubrany, kulturalny… Mogła założyć się, że był dość wpływowy. I do tego wyraźnie zaciekawiony jej miłością do wiatru. - Ciężko to wyjaśnić – stwierdziła, z wdzięcznością przyjmując od niego okrycie. – Może dlatego, że większość swojego życia spędziłam w Trzynastce i dopiero od niedawna mam okazję zaznajamiać się ze światem. Westchnęła. Jak naprawdę wyjawić mu tę pasję? Jak oddać uczucia, by zrozumiał, że dziewczyna kochała ten żywioł, uwielbiała jego siłę i potęgę, czuła się wolna i niezależna, nieskrępowana więzami swojej pracy i zawodu? Nie sądziła, żeby zrozumiał. Nie, na pewno nie. Znając życie, dzieciństwo spędził na powierzchni, uczony przez matkę i ojca, zafascynowany światem, jaki poznawał. - Vivian Darkbloom – odwdzięczyła się pięknym za nadobne, ofiarując brunetowi swoje imię i nazwisko. Brawo, niech teraz jeszcze dopasuje imię i nazwisko do areny 75 Głodowych Igrzysk i bęc!, będzie wiedział, z kim ma do czynienia. Szli obok siebie; Vivian, zerkając w niebo, dostrzegła kilka gwiazd. Uśmiechnęła się lekko, ale gdy dostrzegła spojrzenie Bertrama, zasępiła się nieco. Co, jeśli miała do czynienia z jakimś psychopatą, który ją skrzywdzi? Czemu rozglądał się tak po Alei, jak gdyby kogoś szukał? - Wiem, że ma na imię Jack i że Rory przedstawiła mi go jako swojego kuzyna jakiś czas temu. – doprawdy, pytania o kumpla Rory, który być może wcale nie był jej kuzynem, były nadzwyczaj ciekawe. Do tego stopnia, że alkohol zaczął umykać z jej organizmu, a ona sama przystanęła i przeciągnęła się leniwie. Powoli, bardzo powoli, robiła się senna. - Już niedaleko – powiedziała, uśmiechając się do Bertrama.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : Producent broni Przy sobie : Scyzoryk, paczka zapałek, telefon.
| Temat: Re: Aleja Czasu Nie Kwi 13, 2014 9:57 pm | |
| Najwidoczniej Bertram takiego daru nie posiadał, bowiem według niego życie było zbyt zawiłe, żeby po samym wyglądzie ocenić wszystkie perypetia człowieka. W końcu równie dobrze Graveworth mógł być żebrakiem, który dopiero wspiął się na szczyt dzięki znajomościom lub też nieczystym zagrywkom. Wszystko jest możliwe! Tym bardziej, że w młodzieńczych latach Bercio z pewnością nie wyglądał jak dzieciak z dobrego domu. Ręce w smarze, ubrania niezbyt gustowne, wiecznie spracowane lico. Na wszystko co teraz ma musiał zapracować, bo inaczej ojciec oddałby majątek komuś innemu. Prosta zasada - nie pracujesz, nie jesz. Wpływy zresztą też przychodzą z czasem. A tu sprzeda się komuś broń, a to znajdzie się na kogoś haka, a jeszcze innemu się pomoże. Zawsze można też przespać się kilkukrotnie z córką prezydent, ale to już jest tajne! - W trzynastce? To trochę daleko, ale wyjaśniałoby jak się tutaj znalazłaś. - odpowiedział spokojnie, doskonale wiedząc jaką role odgrywała Trzynastka w całej rebelii. Ciężko, żeby był tego nieświadomy skoro widział kwitki, faktury i zapiski, z których jasno wynikało kto otrzymywał nieoznakowaną broń i od kogo. Ale czy przez to Graveworth miał krew na rękach? Oczywiście, ze nie! Gdyby tak rozumować., to piekarz powinien być winny tego, że jedna osoba zabiła drugą czerstwą bagietką, a tak jednak się nie dzieje. A jeśli chodzi o żywioły, to Bertram zdecydowanie bardziej wolał wodę. Cicha, spokojna i niepozorna, ale przede wszystkim stanowcza. Kiedy wpadnie w furię, to nie ma nikogo, kto mógłby się jej przeciwstawić. Daje życie i życie też odbiera. Jest źródłem i końcem wszystkiego, co ma miejsce na ziemi. Prawdziwa arche, bez której nie zaistniałoby nic. Właśnie taką wodą chciał być i miał nadzieję, ze kiedyś dopnie swego. Na razie znajduje się za tamą, ale kiedy tylko ta puści, to zaleje chronione miasto i będzie na samym szczycie. Tylko czekajcie! - Vivian? Ciekawe imię. Dźwięczne, zwiewne. Na pewno zapada w pamięć. - skwitował swobodnie, wcale nie kojarząc tej Pani. Niestety Bertram igrzyskami sie nie interesował. Uważał je za zwyczajne pokazy dla barbarzyńców. Osobiście nie popierał takich przedsięwzięć, ale już oficjalnie nie miał nic przeciwko. W końcu człowiek musi nauczyć się odróżniania życia prywatnego do pracy, ale z powodu swojej niechęci Graveworth ograniczał do minimum swoje zainteresowanie głodowymi igrzyskami tak, jakby ich wcale nie było. O wiele lepiej w ten sposób zachować twarz. - Jack, Jack... No nic! - mruknął, a zaraz za tym imieniem podążył uśmiech. Bertram miał już w głowie swój mały plan, a wszystko to, co się zdarzyło w barze sprawiało, że miał i pretekst do jego wykonania. Należy tylko czekać na odpowiednią chwilę, a następnie zwyczajnie umyć ręce i nie przyznawać się do niczego. Taka z niego cwana bestia! - Naprawdę? Sam mieszkam w okolicy. Może jesteśmy sąsiadami? - zażartowął, wcale nie przeczuwając, że może być to prawda. Niespodzianka, Panie Graveworth! |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Aleja Czasu Nie Kwi 13, 2014 10:48 pm | |
| Chociaż wywodziła się z Trzynastki, Vivian coraz częściej zastanawiała się nad tym, jak mogła żyć pod ziemią. Dopiero teraz, po kilku miesiącach mieszkania w Kapitolu, widziała dokładne różnice, jakie dzieliły mieszkańców podziemnego dystryktu od tych, którzy zamieszkiwali większość terenów Panem. I nie, nie chodziło tutaj o bardzo podstawową różnicę, jaką było mieszkanie pod powierzchnią i na powierzchni. Ilekroć spotykała dawnych współmieszkańców, dostrzegała, że – podobnie jak ona – niekiedy zachłystywali się otaczającym ich światem, a źrenice rozszerzały się lub kurczyły ze zdumienia, gdy oczy napotykały coś dotąd nieznanego. Ludzie z Trzynastki byli za pan brat ze ścisłymi regułami, niekiedy bardziej żelaznymi, niż te, jakie okalały zniewolone dystrykty. Ale czasy się zmieniły, złamano reżim dawnych władz, Trzynastka już nie istniała, a jej mieszkańcy swobodnie przechadzali się po miastach. Jedynie zmora w postaci Igrzysk pozostała. - Pierwsza rzecz, którą o sobie wiemy, poza naszymi imionami – rzuciła swobodnie, odrzucając włosy do tyłu. – Ja wychowałam się na ziemi, Pan natomiast na jej powierzchni. Uśmiechnęła się, nieco rozbawiona. Kto w takiej sytuacji miał gorzej? Oczywiście, nie wiedziała, skąd pochodził jej towarzysz, nie mogła więc założyć, jakie było jego dotychczasowe życie. Umiała jednak obserwować; na takiej podstawie rudowłosa zorientowała się, że Bertram z pewnością miał nieco lepiej niż jego towarzysze z dzieciństwa. Być może nie znacznie lepiej, ale odrobinkę, tego nie mogła wykluczyć. Zresztą, czy to było ważne? Podobno teraz, po rebelii, ludziom miało wieść się lepiej. Podobno wszyscy mieli być szczęśliwi. Podobno miało już nie być Igrzysk. Zauważyliście, że tylko część zdań, rozpoczynających się od tego słowa, jest prawdą rzeczywistą? Pozostałe to tylko puste zdania, zintensyfikowane, by podnieść rangę słów, jakże często kłamliwych. Ale tak naprawdę to jedno słowo, „podobno”, jest ludziom potrzebne do życia. - Imię… Jak imię. Normalne. Typowe. – o mały włos, a palnęłaby, że jej imię jest wyjątkowo schematyczne. Podobno (znów to słowo!) niejedna kobieta w jej rodzinie miała nadane imię Alayne bądź Vivian. Tak samo, jak jej ojciec nie był jedynym Thomasem. I na pewno był też jakiś Dominic, poza jej kuzynem. Nick… Na myśl o nim rudowłosa poczuła silne ukłucie bólu, gdzieś w okolicy mostka, silne i nieprzyjemne. Nick, gdzie jesteś? Co się z Tobą dzieje…? Odetchnęła z ulgą. Jej nazwisko najwidoczniej nic mu nie mówiło, zresztą wzajemnie. Ale być może to kwestia tego, że Vivian za krótko przebywała w Kapitolu, by znać wszystkich. Nawet, jeśli dla niektórych ludzi – w tym, jak podejrzewała, zniewolonych w Kwartale Kapitolińczyków, którzy z dnia na dzień zdawali się być coraz bardziej buntowniczy – jej nazwisko było powszechnie znane, cieszyła się, że Graveworth nie kojarzył jej z areną i Igrzyskami. Przynajmniej przy jednej osobie mogła czuć się anonimowa. Zupełnie tak, jakby była kolejną rebeliantką, która ma względny spokój; co nie było do końca prawdą, nadal bowiem była zatrudniona w rządzie Almy Coin, zarówno jako architekt z ramienia rządu, jak i archiwistka. - Rozumiem, że jesteś na niego wściekły – stwierdziła, ze spokojem okręcając pasmo włosów na palcu. Dzięki okładowi i kostce lodu, którą przedtem ssała, zranienia nie bolały tak bardzo. Przez moment zastanawiała się, czy Bertram oberwał równie mocno, jak ona. Ale ta wiedza nie była fascynująca na tyle, by chciała ją z niego wydobyć. - Prawdę mówiąc, mieszkam tutaj – wskazała palcem na jeden z budynków przy końcu alei. – W zasadzie od niedawna. Zignorowała jego wzmiankę o tym, że mogli być sąsiadami; obdarzyła go jednak długim spojrzeniem i lekkim przygryzieniem wargi. Jeśli chcesz flirtu, postaraj się bardziej.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Aleja Czasu Nie Kwi 20, 2014 3:43 pm | |
| Wątek Bertrama i Vivian zostaje przeniesiony do tego tematu. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : poszukiwana Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech
| Temat: Re: Aleja Czasu Wto Sie 12, 2014 4:07 pm | |
| Jakiś czas po spotkaniu z Rory
Wrażenie, że nieustannie coś jej umyka pojawiło się dosyć niedawno. Co prawda nie towarzyszyło Libby cały czas. Właściwie, biorąc pod uwagę codzienność, odczuwała je rzadko, a jeśli nawet, dotyczyło raczej błahych spraw, którymi nie miała czasu zaprzątać sobie głowy. Niestety, gdy zaczynało dziać się coś większego, zwykle okazywało się, że o czymś zapomniała lub zauważyła to w ostatniej chwili. I o ile każdy normalny człowiek, nie szczególnie przejmował się takimi sprawami, ona musiała. Pewnie miała też na to wpływ ilość wolnego czasu dziewczyny, która sprzyjała przesadnym rozmyślaniom. Jednak ostatnimi razy zaczęło ją to irytować. Na przykład doskonale wiedziała o zbliżających się Igrzyskach. Właściwie wszędzie było o tym głośno: w gazetach, telewizji, a także wśród ulicznych rozmów przypadkowych osób. Trudno było nie być na bieżąco w związku z ich organizacją. Mimo to o tym, że Malcolm został mentorem dowiedziała się całkiem niedawno. Ktoś mógłby zapytać, co z niej za siostra? Pewnie miałby sporo racji zadając to pytanie. Ona sama też nie była z siebie dumna. Wszyscy wokół od dawna zachwycali się, ekscytowali. Randall stała oniemiała, oglądając to całe widowisko i w duchu złorzecząc odpowiedzialnym za zniszczenie Dnia Wyzwolenia. Oczywiście była na siebie wściekła, więc pierwsze, co zrobiła to zadzwoniła do brata. Co prawda ten telefon nie uspokoił kobiety, nie przyniósł też wyzwolenia od wyrzutów sumienia, ale przynajmniej sprawił, że znów się uśmiechnęła. A jak znalazła się w Alei Czasu? Właściwie był to przypadek. Wyszła z domu z zamiarem zrobienia małych zakupów i akurat przechodziła niedaleko. Rzeźba przedstawiała dwa ramiona wznoszące się kilka metrów nad chodnikiem. Co prawda nie łączyły się, ale stwarzały wrażenie, jakby próbowały zamknąć przechodniów, którzy akurat szli pod nimi. Libby zatrzymała się i podeszła bliżej. Już nie raz mijała to miejsce, lecz właściwie nigdy się nie zastanawiała nad jego historią. W tej chwili przypomniały jej się bańki mydlane, które widziała w dzieciństwie. Mniej więcej od zakończenia rebelii miała wrażenie, że została w takiej zamknięta. Hm, raczej sama się zamknęła. Choć na początku czuła się w niej bezpiecznie, z czasem Randall zaczęła doskwierać samotność. Podczas ostatniego spotkania z Rory miała nadzieję, że w końcu zaczęła się z niej wydostawać. Tymczasem chyba znów coś usiłowało wpędzić ją do środka. Być może tym, co całkowicie mogło zniszczyć bańkę było wrócenie do służby. W zamyśleniu dotknęła chłodnej stali i spojrzała do góry, mrużąc oczy przed słońcem.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Aleja Czasu Wto Sie 12, 2014 5:31 pm | |
| po wizycie w Ośrodku Szkoleniowym
Miał nadzieję, że prędko zapadnie zmrok i gorąco-wilgotne powietrze zamieni się w krystaliczną ciecz, która będzie obmywać ulice Kapitolu z krwi, która wkrótce miała popłynąć. Igrzyska zbliżały się nieuchronnie - czuł ich słodki oddech na swoim karku, kiedy wracał już wprost z domu rozkoszy, odbierając trybutom ostatnią szansę na przetrwanie. Nie zamierzał przecież zadawać im recepty na (nie)śmiertelność, ta i dla niego była niebezpieczną zagadką, która frapowała go bezustannie za czasów szumnej młodości. Teraz jednak odpływała gładko w stronę myślenia o kimś, kto miał przedłużyć jego ziemski żywot. Nie były to jednak spokojne myśli starca, który wybiera się na zawodową emeryturę - wręcz przeciwnie, Ginsberg już dawno nie był tak żywotny jak tego dnia, kiedy wędrował znajomymi zakątkami, zastanawiając się, gdzie podziała się jego córka i czy powinien już zgłosić oficjalnie jej zaginięcie. Na wszelkie pytania tego typu miał jedną odpowiedź - nie działo się nic alarmującego, nic takiego, czym należałoby zawracać głowę Almie Coin, więc mógł jedynie marnotrawić czas na czekanie, co przynosiło opłakane efekty w jego przypadku. Nie wyżywał się wcale w potyczkach z trybutami, ci młodzi ludzie byli absolutnie przekonani, że są już zwycięzcami i że rząd oszczędzi ich biedne dusze. Przez chwilę zastanawiał się, czy jasne wytłumaczenie im przebiegu Igrzysk ma jakiś sens i czy nie powinien zatroszczyć się o odpowiedniego chłopca, któremu na własnej skórze pokaże, co czeka go po wygranej, ale chyba starzał się niesamowicie, bo oczekiwał na telefon w napięciu. Nie zadzwonił, nie odezwał się od wczoraj i powoli zaczynał uświadamiać sobie, że Maisie nie została porwana, a z własnej i nieprzymuszonej woli odeszła od niego. Właśnie wtedy, gdy oczekiwała ich dziecka - pewnie ktoś inny na jego miejscu zacząłby wyrywać sobie włosy z głowy, ale Gerard odczuwał jedynie potężny głód, który narastał z każdą chwilą, którą tu spędzał. Mógł poczekać, aż nadejdzie chłodny wieczór i powoli mu w półmroku zapolować na kogoś odpowiedniego, ale przecież nadal pozostawał zaufanym człowiekiem Coin. Widzącym siostrę swojej ukochanej córki, która opala się w pełnym słońcu. Chętnie zdarłby jej skórę, tylko po to, by wręczyć Maisie rękawiczki po powrocie i szepnąć jej na ucho, że pochodzą z Libby i to kara, ale był przekonany, że na tak wyrafinowane tortury nie może sobie pozwolić. Na wszelkie inne? Czemu nie, podszedł bliżej, wyjmując rządową legitymację. - Dokumenty. Proszę - dwa słowa, niespotykane tutaj za często, ale każdy powód był dobry, by ustrzelić kolejnego Randalla. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : poszukiwana Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech
| Temat: Re: Aleja Czasu Wto Sie 12, 2014 11:32 pm | |
| Patrząc na rzeźbę, zastanawiała się, co takiego w niej widziano. Właściwie nie należała do szczególnie ładnych, nic oryginalnego. Ot dwa połączone ze sobą prostopadłościany, pomalowane na czerwono i podświetlone. Nie trzeba być artystą, aby wpaść na coś takiego, a mimo to przyciągała wiele osób. Wielkie ramiona zdawały się aż prosić, aby pod nimi przejść. Libby oparła się tej pokusie, postanawiając, że popatrzy na innych. W pewnym sensie rozumiała ich. Głupia potrzeba izolacji, sprawiała, że robiąc to, mogli poczuć się bezpieczniej. W pewnym sensie odgrodzeni od ciekawskich spojrzeń i ludzi wtykających nos w nieswoje sprawy. Czy to między innymi nie dlatego powstawały pierwsze budynki? Potem każdy musiał mieć swoje własne pomieszczenie. Z czasem w budowlach powstawały kolejne. Ludzie zrobiliby wszystko, aby zachować choć odrobinę prywatności, a tym czasem ona próbowała wydostać się ze swojej. Być może bańka, którą stworzyła była zbyt ciasna i za mało przezroczysta, aby swobodnie oglądać z niej resztę świata. A może po prostu dusiła się w niej, bo nie była w stanie brać czynnego udziału w życiu? Pozostawała obserwatorem czubka swojego nosa, po czasie dowiadując się o tym, co działo się tuż za nim. Może jednak warto wrócić do służby? Z zamyślenia wybudził ją czyjś głos. Sens słów dotarł do niej, gdy w końcu odwróciła się i ujrzała przed sobą postać. Rzuciła okiem na jego legitymację. Aha, Gerard Ginsberg we własnej osobie. Chyba nie mieli okazji poznać się wcześniej. Powoli sięgnęła po torebkę i jeszcze przez chwilę grzebała w niej, obserwując wnętrze. Potem najspokojniej w świecie podała mężczyźnie zażądany dokument. – Proszę – odparła. Zaraz, zaraz. Dlaczego właściwie ją o to prosił? Nie słyszała, żeby powiedział cokolwiek na ten temat. Czyżby zwykła, rutynowa kontrola? A może naczelnik więzienia nie był w nastroju i szukał kogoś, do kogo mógłby się przyczepić i wtrącić do więzienia? Jeśli to drugie to źle trafił. Libby należała do przykładnych obywateli. Nie łamała prawa, nie pomstowała publicznie na władzę i unikała wszelkich problemów. Przeniosła wzrok za Ginsberga. Przecież miała iść na zakupy. Nie będzie o nic pytać, bo cała ta głupia procedura zajmie im więcej czasu. Już wystarczająco dużo go tu zmarnowała i jeszcze teraz musiała wpaść na kontrolę dokumentów. Gdyby miała zegarek, pewnie w tej chwili by na niego spojrzała, ale skończyło się na głośnym westchnięciu.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Sie 13, 2014 5:33 pm | |
| Był daleki od podobnych myśli małego architekta, choć przecież powinien doszkalać się obecnie w zaciszu własnego domowego gabinetu z tej dziedziny, biorąc pod uwagę zadania rządowe, które zostały mu powierzone przez samą Almę Coin. Już nie myślał o niej jako o swojej teściowej - postać Melanie rozmyła się krwawą smugą na horyzoncie - co nie znaczyło jednak, że przestał ją szanować czy zaczął lekceważyć. Nie był samobójcą, preferował przetrwanie za wszelką cenę i łapał się życia pazurami, nie przejmując się zupełnie, kogo przyjdzie mu zgnieść po drodze. Dziwne, że ostatnio coraz częściej zaczynały wracać do niego myśli o jego ukochanym synu, który stanowił kropkę nad i w jego bogatym życiorysie krzywd wszelakich. Nie, Ginsberg nie zaczął odczuwać wyrzutów sumienia, te zdawały się być dla niego niedostępne - ot, towar deficytowy w jego pokręconej psychice, która obecnie domagała się czegoś bardziej popisowego niż zwykły spacer do pustego domu. Powoli zaczynał żałować, że nie oddał się we władanie Violatora, ale nie zamierzał płacić za możliwość zbicia przypadkowej dziwki. Wyuczone gesty i emocje nie dawały mu nigdy satysfakcji, więc musiał sam zadbać o swoją rozrywkę. Robił to po swojemu. Wyłaniając się nagle z mroku, nie dbając o zdjęcie rękawiczek ze szczupłych palców - tak elegancko mógł wyglądać tylko diabeł, który spoglądał na jedną z Randallów (uwielbiał to prostackie nazwisko) z poczuciem wyższości i obrzydzenia. Nie tknąłby ją nawet wówczas, kiedy by mu za to zapłacono lub Coin rozszerzyła swoją działalność o sutenerstwo. Absurdalne wizje, które towarzyszyły sprawdzaniu dokumentów były jego specjalnością. Libby nie mogła wiedzieć, że Ginsberg nie bywa osobą, którą interesuje łamanie prawa. Nigdy nie zajmował się szczególnie rewizjami, on raczej zbierał ofiary, próbując wycisnąć z ich informacje; chyba że nudził się niesamowicie - właśnie ta ostateczność sprowadziła go do roli porządnego stróża prawa, który nagle uśmiecha się rozbawiony na widok napisu na niedalekim murze. Świeżego, doskonała wymówka, by złapać za łokieć dziewczynę i porwać ją do swojego królestwa. W ręku zadźwięczały mu kajdanki. - Wiem, że to ty. Nie stawiaj oporu - wytłumaczył jej czule do ucha, próbując uzmysłowić jej tym szatańskim szeptem, że to ta pora, w której powinna zacząć się bać. Albo uciekać, chętnie zapolowałby na tę dziewczynkę według własnych zasad. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : poszukiwana Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech
| Temat: Re: Aleja Czasu Sro Sie 13, 2014 10:22 pm | |
| Nie pamiętała, kiedy ostatni raz jakiś rządowiec kazał jej pokazywać dokumenty. Odkąd zamieszkała w Dzielnicy, odnosiła wrażenie, że częściej takie rzeczy wydarzają się w Kwartale. W końcu z założenia w lepszej części stolicy mieli mieszkać ci „sprawiedliwi” lub osoby, które podczas rebelii wiedziały, po której stronie należy stanąć. Libby w tej kwestii była przekonana o swojej przynależności, do tych pierwszych. Należała do jednych z najlepszych i najbardziej pracowitych pilotów – brała udział w podniebnych starciach, bombardowała tereny przeciwników, przetransportowywała ludzi oraz broń. Stawiała się na każde wezwanie, nawet nie mrugając okiem. Mimo że chwilowo usunęła się w kąt, nadal czuła się pełnoprawną obywatelką nowego Panem. Co prawda niedocenioną, ale jednak. Dlatego właśnie Ginsber odrobinę najechał na dumę kobiety, chcąc ją wylegitymować i nie podając żadnego konkretnego powodu. Nie była kryminalistką. Fakt, że akurat się spieszyła przesądził tę sprawę i nie pozwolił Randall wypytywać o szczegóły kontroli. Dopiero po chwili zorientowała się, że był to duży błąd. Co prawda zerknął na podane dokumenty, ale zdaje się, że go nie usatysfakcjonowały. Chyba nie oczekiwał, że nie będzie ich miała przy sobie? Nie, oczywiście. Daleko było jej do poznania motywów Gerarda. Nigdy nawet nie mieli okazji się poznać. Widziała go zaledwie parę razy w życiu i słyszała kilka plotek. Żadna z nich nie była wystarczająca, aby mogła wyrobić sobie o nim jakąkolwiek opinię, co dopiero poznać tok rozumowania czy zamiary. Jedno było pewne – na pewno nie zyskiwał w oczach Libby. Nie zdążyła zareagować, a dłoń mężczyzny błyskawicznie wylądowała na jej łokciu. Zaraz potem zaczął ją gdzieś ciągnąć. W pierwszej chwili tylko wytrzeszczyła oczy. Musiała minąć kolejna minuta, aby wreszcie odzyskała rezon i przystanęła. Gwałtownie odsunęła się, kiedy zaczął szeptać słowa, których sens był dla niej niezrozumiały. - Co pan wyprawia?! – warknęła, obserwując go uważnie. Oczywiście została przy formułce „pan”, ale raczej ze względu na różnicę wieku między nimi. – Chyba musiał się pan pomylić. Nie rozumiem, o czym pan mówi i nie podoba mi się, że traktuje mnie w ten sposób – powiedziała od razu, jeszcze odrobinę zwiększając odległość między nimi. – Mam prawo wiedzieć, dlaczego pan to robi. – No tak. Znała swoje prawa i nie wahała się z nich korzystać. Randall wzięła głęboki oddech. Jeszcze nikt się tak wobec niej nie zachował. Musiała się uspokoić, zachować trzeźwość myślenia. Tę sytuację na pewno dałoby się wyjaśnić, ale trzeba podejść do niej powoli, racjonalnie, wytłumaczyć naczelnikowi, że nie zrobiła nic złego. Przez jej głowę przemknęła jeszcze myśl o ucieczce, ale od razu ją odrzuciła. Nie była głupia. Gdyby odważyła się na taki krok, mógłby pomyśleć, że jest winna i wtedy miałby podstawy, aby zabrać ją na przesłuchanie. Nie zamierzała dać mu tej satysfakcji.
|
| | |
| Temat: Re: Aleja Czasu | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|