IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Główna ulica - Page 5

 

 Główna ulica

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptySro Wrz 11, 2013 10:22 pm

First topic message reminder :



Szeroka, kilkupasowa arteria, przebiegająca przez całe miasto. Nie obowiązują tu ograniczenia prędkości, w związku z czym nietrudno tu o stłuczkę czy nawet poważniejszy wypadek. Jeśli podróżujesz jednak po Kapitolu, trudno będzie Ci uniknąć tego miejsca.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptySro Maj 07, 2014 2:26 am

Mogłoby się wydawać, że był szczęśliwy, że widok krwi rozlanej majestatycznie na twarzy kogoś, komu wielokrotnie ratował tyłek i kto wielokrotnie ratował tyłek jemu, wprawił go w niesamowicie dobry nastrój. Być może i tak było, być może wcale nie był zły, nie nienawidził jednocześnie tego przeklętego chuja jak i siebie, bo nie potrafił zrozumieć, po jaką cholerę wziął tę paczkę, skoro nie miał najmniejszej ochoty kolejny raz mu usługiwać, kolejny raz z miliona razy, które przydarzyły mu się w przeciągu tych kilku miesięcy ich znajomości. To było chore i nieprawidłowe, przynajmniej według systemu, nie miary ich obydwu, kiedy jednak mieszka się wśród ludzi pokroju prostego i schematycznego zaczyna się dostrzegać anomalie, które do tej pory występowały w pseudo życiu, człowieka będącego ofiarą samego siebie, jedynego demona, który może go dopaść, zniszczyć i skutecznie pogrzebać w dole wykopanym przez niego samego. To pociągało za sobą kolejne konsekwencje, kolejne kreatury sytuacji, uczuć, które nie towarzyszyły nigdy ludziom normalnym i po prostu… zwyczajnym, takim których mógłby spokojnie naśladować, gdyby kiedyś los dał mu tę możliwość. Ale teraz jest nieco za późno na powrót, nie ma czasu i drogi, którą mógłby spokojnie wycofać się do punktu wyjścia, który zniknął za horyzontem wówczas, gdy na świecie pojawiła się jedna mała duszyczka, wirus w najczystszej postaci, pasożyt zatruwający jego życie coraz bardziej z każdym kolejnym dniem. Z początku tego nie dostrzegał, traktował to owszem jako przekleństwo, ale potem przywykł, pokochał jako coś swojego, pozwolił aby odebrało jego serce, przygarnęło je do siebie i nie oddało, aby w końcu pokroić i podać na jeden z ostatnich posiłków. Nienawidził a jednocześnie uwielbiał, pragnął uciec a jednocześnie nie pozwoliłby sobie na to, nie ze wzgląd na nią a samego siebie, bo była jak tlen, należała do uzależniającej heroinowej mieszaniny.
I mowa tu nie tylko o jednej czarnej czuprynie, ale o jednym sercu. Czas się zdecydować, kto lepiej się nim zajmie, prawda? Albo rozerwać na pół i dać każdej po skrawku, ale to chyba mało satysfakcjonujące dla kogokolwiek, a zwłaszcza dla dwóch wybrednych i kapryśnych dam, które w jakiś sposób, jeszcze nie wiedział jaki, ale musiał zadowolić.
Dopiero obecność czyjeś dłoni go nieco uspokoiła, westchnął w końcu, zwolnił kroku i obejrzał się na chwilę za siebie, aby spojrzeć na twarz nieznajomej-znajomej dziewczyny. Zmarszczył brwi wpatrując się w nią nieco rozkojarzony próbując wyprzeć z umysłu ogłupiającego umysł uczucia i skupić się na twarzy, którą bądź co bądź skądś znał i próbował dociec, skąd właściwie. W półmroku nie dostrzegał szczegółów, które zauważył teraz, a był pewien, że to nie przypadek, zbieg kilku cech, które podpowiadały mu, że ma do czynienia z kimś, kogo już widział, a czysty i prosty fakt, któremu jednak wolał się oprzeć, oddać analizie, bo to odganiała go od niechcianych przemyśleń, przynajmniej tyle.
Zanim jednak doszedł do wniosku, że Sabriel to Sabriel i zanim zdążył zadać pytanie, jak ma na imię, potrącił ramieniem jakąś biedną kobietę, którą należałoby przeprosić – cóż to za nagła potrzeba uspołeczniania się. Nauka dobrych manier? Toż ci dopiero zabawa! Kto tym razem padnie ofiarą mathiasowych kaprysów?
-Tak, zawsze wiesz, kiedy jest odpowiednia pora, aby spaść z nieba – wyobraźcie sobie, że wystarczy wyjąć z pozoru niewinną kwestię i oblać ją sarkazmem, tak, tak też potem wygląda efekt. Albo brzmi? Zanim jednak Rose, której widok go ucieszył i jednocześnie zirytował, bo nie lubił, gdy ktoś go zaskakiwał w takich momentach, zdążyła zaśpiewać wymyśloną dlań balladę/wygłosić wiersz miłosny, który dla niego napisała/rzucić się w jego ramiona i głęboko ucałować, rozluźnił nieco uścisk na nadgarstku znajomo-nieznajomej dziewczyny i objął w ramionach, aby stanęła twarzą do czarnowłosej cziku-linki-pani-chinki i dodał– Poznaj moją nową koleżankę, ma na imię ‘niewiemkurwajak”, wybacz koleżanko, ale… - znów zwrócił się do Rose - czy nie wydaje ci się znajoma? Dam sobie nogę uciąć, że gdzieś ją widziałem, hej, a tym mnie widziałaś? – tym razem spojrzał na Sabriel, aby znieruchomieć na krótką chwilkę i powiedzieć – A niech mnie! – tym razem złapał ją za ramiona, odwrócił twarz w stronę Garroway, tę twarz, która wyrażała jednocześnie szczęście jak i zdziwienie, oczywiście brwi musiały wykonać podróż w górę i w dół akcentując brak powagi sytuacji – Czy to nie jest… - do tej pory prawie krzyczał, ale kiedy znów zwrócił wzrok na Pannę Kent, zniżył nieco ton głosu – Sabriel Kent, nasza słynna uciekinierka? – teraz szeptał.
Z wrażenia i kolejnej fali irytacji, która próbowała nim zawładnąć, prawie wypuścił pakunek spod pachy, więc aby nie pozwolić na jego rychły upadek, cofnął się i niezgrabnie złapał za paczkę zanim ta wylądowała niezgrabnie na ziemi wypuszczając przy tym ze swych objęć dziewczynę.
Powrót do góry Go down
the civilian
Sabriel Kent
Sabriel Kent
Wiek : 15
Zawód : bezrobotna
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk, fałszywy dowód, nóż

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyCzw Maj 08, 2014 4:36 pm

Była tak zdziwiona nagłym porwaniem jej z klubu przez Mathiasa, że nawet jej przez myśl nie przeszło, żeby zaprotestować. Dała się ciągnąć przez miasto, niepewna o co mu właściwie chodzi i co chce z nią zrobić. Czyżby rozszyfrował jej tożsamość? Cóż, to nie było takie dziwne. W końcu kiedyś dzielili całkiem intymne chwile wspólnie i po takim czymś człowiek chyba ma prawo poznać drugiego człowieka nawet pomimo przefarbowanych włosów i soczewek w oczach. Raz czy dwa szarpnęła się, próbując wyrwać ale na to nie było opcji, a potem Mathias się zatrzymał i zaczął coś pieprzyć trzy po trzy do jakiejś kobiety, obejmując ją.
Nie wiedziała kim jest ta kobieta, ale skoro spadła mu z nieba, to pewnie nie jego konsultantką podatkową.
A ponieważ była na niego trochę wkurzona, więc postanowiła grać. Objęła go w pasie, zwieszając się na nim ze słodkim uśmiechem.
- Och, Matty... - mruknęła, wpatrując się w niego. - To było tak przenikliwe. Szczególnie, że dobrze wiesz kim jestem... Idziemy się zabawić, czy nie? Bo chyba nie zapłaciłeś mi, za rozmowy z przygodnymi kobietami na środku ulicy. - Tutaj obrzuciła Rose spojrzeniem, jakim można zaszczycić ewentualnie karalucha. Po czym przyciągnęła go do siebie mocniej i ucałowała jego szyję. Brzydziło ją to i wiedziała, że pewnie będzie musiała potem przepłukać usta kretem albo Ace Blue, ale zemsta była słodka. Poza tym ta zabawa była nawet lepsza niż odwiedzenie SPA z Cordelią. Wreszcie znów coś się działo!
Spojrzała znów na dziewczynę i roześmiała się.
- Tak, to ja. W pełnej krasie i znowu w najstarszym zawodzie świata. - oznajmiła, nie przejmując się specjalnie przechodniami. Intrygowało ją kim była ta panna dla le Bruna. Czyżby potwora wreszcie znalazła swojego amatora?
Powrót do góry Go down
Rosemary Garroway
Rosemary Garroway
https://panem.forumpl.net/t1921-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1019-we-walk-a-thin-line-between-hope-and-despair
https://panem.forumpl.net/t1305-rosemary-garroway
https://panem.forumpl.net/t1020-rosemary
https://panem.forumpl.net/t1046-rosemary-garroway
Wiek : 25 lat
Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi
Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy.
Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna.
Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptySob Maj 10, 2014 4:59 pm

Rose naprawdę nie znosiła być zaczepiana na ulicy, zwłaszcza, kiedy jej się spieszyło. Może nie mówiła o tym głośno, jednak wprowadzało ją to w stan wewnętrznej agresji, która uwalniała się potem stopniowo, o ile jej rozmówca jakoś jej nie zniwelował. A nie zapowiadało się na to, by Mathias ze swoją koleżanką ukoili jej nerwy. Wręcz przeciwnie. Rosemary stała tam, zaciskając palce na uchwycie torebki i patrzyła na nich, jakby zaraz po wysłuchaniu ich gadania, miała się odwrócić i po prostu pójść. Nie obchodziła ją ani ucieczka Sabriel, ani ona sama, ledwo obchodził ją los jej przyjaciół, a co dopiero jakiejś randomowej dziewczyny, która jest znana tylko dlatego, że Finnick się nad nią zlitował i postanowił pomóc jej w ucieczce przed Igrzyskami.
Nie odpowiedziała nic na zaczepkę o spadaniu z nieba, z reguły ignorowała takie wypowiedzi. Nie poruszyła się w jego stronę, jedynie wcześniej odwróciła się lekko w ich kierunku, co by nie stać do nich plecami. Nie była osobą wylewną, sympatyczną czy jakąś towarzyską, a zwłaszcza w miejscach publicznych. Gdyby dodać do tego fakt, że miała bardzo dziwny humor i rozwalone myśli, należy się jej wdzięczność za sam fakt, że się zatrzymała.
- Mathias, zupełnie mnie nie obchodzi, kto to jest. - skwitowała stanowczym tonem, patrząc na chłopaka poważnym wzrokiem. Była trochę zła, że zaczepia ją tylko po to, by poznać ją z jakąś tam, która jeszcze bezczelnie nazywa ją przygodną kobietą. Kiedy usłyszała ten epitet, coś w niej drgnęło i nie było to wcale ukłucie zazdrości. Po prostu nie znosiła hipokrytek, które wyzywały kogoś od siakich i owakich, a same były identyczne.
- Słodziutka, uwierz mi, z autopsji wiem, że im częściej Mathias kogoś rucha, tym mniej ma do niego szacunku. Więc bierz go ile wlezie, to nawet lepiej, przynajmniej będę spokojniejsza. - odezwała się do dziewczyny, uśmiechając się najbardziej życzliwie jak potrafiła. W jej oczach niestety już tej życzliwości nie było. Tam można było dojrzeć jedynie nieukrywane poczucie wyższości, bo Rose doskonale wiedziała, od kogo jest lepsza. I naprawdę miała gdzieś, czy Mathias z nią spał, czy co tam się robi teraz z dziwkami, bo jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić, że le Brun rzuciłby wszystko dla piętnastoletniej gówniary. Co jak co, ale Mathias nie wygląda na pedofila.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyPon Cze 23, 2014 5:01 pm

pewnie bilokacja, jakoś po wydarzeniach na stacji ._.

To był jeden z tych późnomajowych dni, gdy właściwie wszystko pachnie już gorącym czerwcem. Pogoda sprzyjała długim spacerom w słońcu, ale jednocześnie nie było jeszcze dużych upałów. Po prostu idealna pora, aby w końcu pooddychać latem.
Nic też dziwnego, że popołudniu główna ulica w Kapitolu była przepełniona przechodniami spieszącymi w obie strony. Część z nich goniła jeszcze za pracą i innymi pilnymi sprawami, a reszta, tak jak Libby, delektowała się lenistwem oraz pięknem otaczającego świata. Tak, pogoda była czynnikiem, który wyjątkowo mocno oddziaływał na jej nastrój. Pod tym względem była trochę jak zwierzęta. Zimą całymi dniami była w stanie snuć się z kąta w kąt, aby tylko przeczekać te parę godzin między rankiem i wieczorem. Z kolei z przyjściem lata odzyskiwała wszystkie siły, a już przede wszystkim zmieniało się jej nastawienia do życia.
Decyzja o wyjściu była spontaniczna i wcześniej nie wiedziała nawet, gdzie chce iść. Na początku miał to być  tylko spacer przed siebie, potem stwierdziła, że przejdzie się do biblioteki. Wracając stamtąd poszła jeszcze na małe zakupy, które właściwie trwały o kilka godzin dłużej nie miały. Odłożyła rzeczy do domu, ale nadal było jej mało, więc skończyło się na tym, że znów wyszła, tym razem z nadzieją, że może spotka kogoś bliskiego, z kim mogłaby jeszcze spędzić kilka kolejnych godzin. Tym sposobem trafiła właśnie tutaj, na główną ulicę.
Poruszała się wyjątkowo powoli jak na siebie, nie skupiając wzroku na niczym konkretnym. Właściwie to zamiast rozglądać się dookoła, balansowała gdzieś na granicy jawy i snu, uśmiechając się pod nosem. W tamtej chwili lubiła swoje nudne życie. W końcu czuła, że znów może czerpać z niego garściami, jednocześnie nie przemierzając przestworza. Może sobie przebywać na ziemi i również czuć się dobrze, spełniona czy cokolwiek innego. Chyba, że był to tylko efekt uboczny tego, że powoli zapominała, jak to jest latać. Z wrażenia musiała się zatrzymać. Jednak w miejscu publicznym, a szczególnie o tej porze, nie był to dobry pomysł.
W tej samej chwili poczuła, że ktoś idący za nią uderza ją w plecy i choć nie sprawiło jej to bólu, gwałtownie została ściągnięta na ziemię. Oczywiście zareagowała od razu, odwracając się. Obawiała się, że to ona mogła sprawić komuś krzywdę, choć to raczej mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę fakt, iż wyglądało to raczej na zwykłe wpadnięcie na siebie.
- Przepraszam. – Odparła widząc młodą, rudowłosą dziewczynę tuż za sobą. Po chwili posłała jej delikatny uśmiech, coś między kolejnymi przeprosinami a zakłopotaniem. – Chyba wszystko w porządku? – zapytała dla pewności. Widziała, że dziewczynie nic nie jest, a już tym bardziej nie z jej winy. Libby było zwyczajnie głupio i usiłowała ukryć swoje zażenowanie własnym zachowaniem.


Ostatnio zmieniony przez Libby Randall dnia Wto Cze 24, 2014 11:30 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyPon Cze 23, 2014 5:47 pm

Ostatnimi czasy życie rudowłosej istoty, noszącej nazwisko Darkbloom, przebiegało jednostajnym, spokojnym rytmem. Poranek; pobudka; pies; kawa; śniadanie (w tym czasie jej uroczy zwierzyniec dostawał swoją porcję jedzenia, starannie wydzielonego w miseczkach, potem zaś następowała poranna toaleta i rytuał mycia sobie łapek i przecierania oczu); szklanka wody; praca; powrót; szybki obiad; praca w domu; spacer; prysznic; praca przed snem; sen. Potem znów pobudka, kolejny dzień, chmury, ustępujące słońcu i letniemu wietrzykowi, wysokie temperatury, lżejsze ubrania i tysiąc małych zmartwień.
Spokój.
Dzień po dniu, godzina po godzinie, Viv odkrywała, że jest…lepiej. Nie lepiej, kiedy dostrzegasz sens w wykonywaniu jakiejś czynności – bo przecież z tym nie miała problemów, ale po prostu… Lepiej, jak gdyby znienacka to jedno, zaledwie sześcioliterowe słowo nabrało szczególnego wydźwięku, znanego tylko jej umysłowi.
Tego słonecznego dnia, w popołudniowych godzinach, przez jej głowę przemknęła myśl. Prosta i ulotna, zaledwie nikłe przypomnienie (w jej głowie rozbrzmiewające raczej jak jakiś dzwon alarmowy) o zakupach i umówieniu wizyty u weterynarza dla jednego z niesfornych pupilków. Czyszczenie ząbków i szczepienie, cudownie, myślała, wracając z przychodni dla zwierząt. Najprościej było przejść się główną ulicą w Kapitolu, zaczerpnąć tchu, nim wróci do domu. Uśmiechnęła się do siebie. Dzień był piękny i całkiem przyjemny, zlecenie, które dostała od prezydent Coin ( lub też raczej zarys, który otrzymała w wyjątkowo zwięzłej formie, okraszonej – jak zwykle – stalowym spojrzeniem), nie było wybitnie trudne i mogła poświęcić na nie więcej czasu, wreszcie nawet gwar rozmów mijających ją ludzi – wszystko to sprawiało, że dziewczyna miała naprawdę dobry humor.
Ale nawet na każdej idealnej powierzchni czasem zdarza się drobna ryska, coś, co sprawia, że w mgnieniu oka uśmiech gaśnie. Nick.
Vivian myślała o kuzynie przez większość czasu, kiedy tylko odstawiała projekty. Idąc gdziekolwiek, czujnie rozglądała się dookoła, poszukując znajomej twarzy. Nikt w Dzielnicy Rebeliantów go nie widział; Jasmine wspomniała kiedyś, że nie było go w domu od dawna, co było… Dziwne. Niezależnie od całej tej sytuacji z dzieckiem (odnotowała w myślach, by zadzwonić do Jazz i dowiedzieć się, co u niej i u Sansy), Nick nie opuszczał przyjaciół… I Daisy. Na moment odwróciła wzrok, jakby chcąc ukryć lekkie rozdrażnienie. Może powinna przedostać się do Kwartału pod nosem Gerarda i znaleźć Ashe…?
Zderzenie, które nastąpiło, było spowodowane zwykłym zamyśleniem. Vivian, która przyśpieszyła kroku, myśląc o rozmowie z Ashe, najzwyczajniej w świecie wpadła na kogoś idącego przed nią.
- Jezu, przepraszam! – powiedziała, zaniepokojona. Po raz pierwszy od dawna zwróciła uwagi na to, że jest w tłumie osób, co zaowocowało takim właśnie wypadkiem. Gdy idąca przed nią dziewczyna odwróciła się i zaczęła przepraszać, posyłając jej delikatne uśmiechy, Darkbloom zrobiło się głupio, że przez własną nieuwagę zakłóciła zapewne czyjeś rozmyślania.
- Nie, nie, nie, to ja przepraszam – uśmiechnęła się. – Powinnam patrzeć pod nogi, zamiast gonić z głową w chmurach. Wszystko w porządku, mam nadzieję?
Nieomal zaśmiała się, gdy nieznajoma zadała prawie identycznie brzmiące pytanie.
- Vivian – wyciągnęła dłoń w stronę brunetki, zastanawiając się nad zaproszeniem jej na jakąś kawę w ramach przeprosin za to, że nie patrzyła, jak idzie.
Powrót do góry Go down
Libby Randall
Libby Randall
https://panem.forumpl.net/t2028-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2030-libby
https://panem.forumpl.net/t2029-libby-randall
https://panem.forumpl.net/t2046-libby
Wiek : 26 lat
Zawód : poszukiwana
Przy sobie : scyzoryk, telefon komórkowy, fałszywy dowód tożsamości
Znaki szczególne : niewielki wzrost, ciepły uśmiech

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyWto Cze 24, 2014 4:59 pm

Widząc reakcję rudowłosej, Randall również się roześmiała. Przynajmniej nie trafiła na jakąś zrzędliwą staruszkę, która zaraz zaczęłaby na nią krzyczeć albo, nie daj Boże, okładać laską. Emocje już trochę opadły i poczuła się o wiele swobodniej niż na początku. – Dobrze wiedzieć, że nie tylko na mnie tak działa ta pogoda – stwierdziła. Przecież wina była również po jej stronie. A co do wpływu słońca na częstotliwość jej zamyślania się to raczej nie odgrywało ono wielkiej roli. Równie dobrze mógłby padać deszcz, a jedyną zauważalną różnicą byłaby spowolniona reakcja. Ale już nie ważne, grunt, że nic się nie stało, a dziewczyna nie była na nią zła.
- Libby – odpowiedziała, ściskając dłoń Vivian. Szybko przyjrzała się nowopoznanej, po czym stwierdziła, że wydaje się w porządku. A już szczególnie przypadł jej do gustu fakt, że zamiast uciec i zapomnieć o całej sprawie, nawiązała z nią kontakt. W sumie rzadko kiedy spotyka się takie zachowanie, ale, według niej, było to miłe. – Śliczny kolor – odparła wesoło ni stąd ni zowąd, nadal nie mogąc oderwać wzroku od włosów dziewczyny. – Naturalny czy farbowałaś?
Panna Randall od dziecka marzyła, żeby być ruda. Niestety natura obdarzyła ją ciemnymi kosmykami, które uważała za zwyczajne i nudne. Przynajmniej trochę się falowały i zawsze mogła coś z nimi zrobić: wyprostować, zakręcić lub zwyczajnie związać. Jednak nigdy nie zdecydowała się, aby zmienić ich barwę czy nawet zrobić kilka pasemek. Takie zabiegi kojarzyły jej się raczej z Kapitolem, za którym wtedy nieszczególnie przepadała. No i tym o to sposobem została przy tym, co miała. Z czasem przyzwyczaiła się do ich przeciętności. Teraz już nie grało to dla niej aż tak dużej roli, ale nadal podobała jej się ta barwa u innych.
Właściwie to całkiem dobrze czuła się w towarzystwie Viv. Wyszła z nadzieją, że spotka kogoś znajomego, a tu proszę: poznała kogoś nowego. I kto powiedział, że jej życie jest nudne? Wystarczyło wyjść z domu, rozruszać się trochę. A skoro o tym mowa, pomyślała, że chętnie porozmawiałaby dłużej z nową znajomą. Zastanawiała się, czy nie zaprosić ją na jakąś kawę. W końcu i tak na nią wpadła. Nie wiedziała tylko, czy tamta nie ma planów. W końcu szła gdzieś główną ulicą. Z drugiej strony mogła zwyczajnie spacerować tak jak Libby. – Spieszysz się gdzieś? Bo mogłybyśmy dokończyć rozmowę przy kawie. I przy okazji wynagrodziłabym ci jakąś swoją nieuwagę.
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyWto Cze 24, 2014 9:37 pm

Patrząc na brunetkę, Vivian uświadomiła sobie, że oto po raz pierwszy od dość dawna, wpada na kogoś na ulicy i nie słyszy tego ostrzegawczego, przepełnionego podejrzliwością warknięcia, jakie czasami wydawali z siebie zniecierpliwieni ludzie. Większość z nich zapewne myślała, że rudowłosa dziewczyna potyka się lub styka z ludźmi, gdyż jest pod wpływem alkoholu, lub – co zapewne było jeszcze gorsze – morfaliny. O ile to pierwsze było nałogiem, który społeczeństwo było w stanie zrozumieć (choć nie wszyscy, naczelni wrogowie alkoholu zdarzali się tak naprawdę na każdym kroku, wystarczyło się przyjrzeć twarzom w tłumie, gdy wchodziło się do jakiegokolwiek baru), to morfalina wzbudzała w ludziach sprzeczne uczucia. Silny środek przeciwbólowy, wstrzyknięty odmiejscowo, powodował natychmiastową ulgę i otępienie zarówno komórek nerwowych, jak i umysłu; w małych ilościach pomagał, jednak najgorsze zaczynało się, gdy dawki stawały się większe i większe, aż w końcu nie można było bez tego żyć…
Podobno wielu zwycięzców Głodowych Igrzysk odeszło z tego świata dzięki ampułkom z tym klarownym płynem.
- Fakt, pogoda jest niesamowita. Chociaż ostatnio słyszałam pogłoski, że może padać, ale wątpię – z uśmiechem zerknęła na płynące po niebie obłoki. – Jest ślicznie.
Libby. To imię skojarzyło się Vivian z jakimś przyjemnym górskim potokiem, szemrzącym wesoło, gdy świat budzi się do życia. Nawet ton jej głosu, ta lekkość i śpiewność sprawiały, że nie można było stać w jej towarzystwie ze smutną miną. Poza tym… Jak można nie uśmiechać się do osoby, która nie tylko nie złości się, gdy wpadniesz na nią na ulicy, ale i wygląda na zadowoloną z nawiązania kontaktu?
- Naturalny – zaśmiała się, widząc, jak brunetka przygląda się jej włosom. – Ale mają paskudną tendencję do samoistnego rozjaśniania się, wyglądam wtedy, jakbym miała słomę na głowie. Zawsze chciałam być brunetką – mrugnęła lekko, wskazując wzrokiem na piękny, nasycony kolor włosów dziewczyny. – To najpiękniejszy odcień włosów na świecie.
Odnosiła wrażenie, że Libby nie przepada zbytnio za kolorem swoich włosów. Nawet przemknęło jej przez myśl, że mogłyby zamienić się na moment – Libby byłaby uroczym rudzielcem, Vivian zaś brunetką. Niby żyły w Kapitolu, mieście, gdzie zmiana koloru włosów nie była niczym wielce problematycznym (zmiana koloru włosów, dodanie kwiatowych ozdóbek, może dodanie ozdóbek, których ułożenie zarysuje jakiś wzór? A może ułożenie sobie wykwintnej, patroszonej ryby na głowie? Wszystko było możliwe), ale naturalny kolor włosów brunetki wyglądał naprawdę pięknie, zwłaszcza w świetle dziennym.
- To ja powinnam wynagrodzić Ci nieuwagę. Ja na Ciebie wpadłam, nie na odwrót. – roześmiała się. – A kawa brzmi świetnie.
Posłała dziewczynie szeroki uśmiech i poprawiła torbę na ramieniu. Cieszyła się z propozycji dokończenia rozmowy – w końcu jak można byłoby odmówić komuś, kto jest tak miły?
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptySob Cze 28, 2014 8:41 pm

To niezwykle zabawne, że nagle przestało go to bawić, aby za chwilę znów poprawił mu się nastrój i mógł uśmiechnąć się lekko, bo świat nadal stał na głowie. Może nie stał, a chwiał się i starał utrzymać równowagę, aby przez nieszczęśliwy przypadek nie przewrócił się i roztrzaskał na miliony kawałeczków. A jednak to wizja nie do końca daleka, bo wszystko póki co dążyło w kierunku chaosu, który, gdy w końcu przekroczą tę niesamowitą magiczną granicę, zakończy erę świetności ludzkości. Marzeniem Mathiasa byłoby to, aby w końcu glony objęły władzę na świecie, takim jego skromnym zdaniem, czym bierniej tym lepiej, bo szkód mało i kłótni także niewiele. Chyba że w tym przypadku mielibyśmy do czynienia z jakimś zmutowanym gatunkiem, który okazałby się w swej naturze nadpobudliwy i niespokojny. Ale to tylko spekulacje, idiotyczne rozważania nad egzystencją, a trzeba przypomnieć, bo może któryś z czytelników nie zdążył zauważyć, ale siedzimy w gorącym kotle zwanym umysłem ćpuna. A tu reakcje zachodzą z lekkim opóźnieniem, nie wspominając o tym, że są one błędnie i z reguły niezrozumiałe.
Lubił ją, przestał, aby w końcu uznać, że właściwie to ma to w głębokim poważaniu, więc zajął myśli czymś bardziej interesującym. Coś jak dziecko szarpiące spódnicę (długą i różową, nie cierpiał różowego) jakiejś kobiety. Punkt pierwszy poświęcony był roli owej istoty w życiu malca, ale zaraz pojawił się kolejny punkt zaczepienia. Gdyby to pulchne i brzydkie coś pociągnęło odrobinę mocniej, może udałoby mu się zerwać długi materiał z bioder kobiety. Potem pomyślał, że to Kapitol, więc odpowiedź powinna go zaskoczyć i na siłę starał się jej szukać. Przez jego głowę przemknęła wizja spódnicy przyszytej bezpośrednio do skóry kobiety, co automatycznie uznał za obrzydliwe ale prawdopodobne i zanim zdążył dojść do jakiegokolwiek wniosku, kobieta wraz z maluchem zniknęła, a on powrócił do miejsca, gdzie jakaś nastolatka wisiała na szyi pewnego młodzieńca. Niestety tym młodzieńcem był on, a ową potencjalną dusicielką, bo już odczuwał dyskomfort, Sabriel Kent. Sabriel, dziewczyna z Violatora, słynna uciekinierka. To na pewno ona? Chciałby zostawić to za sobą, nie interesować się, ale los dał mu kolejny znak, a przynajmniej tak zinterpretował to ciekawe spotkanie, że powinien coś zrobić. Ale chwila, chwila, spójrzmy na to ze strony, która podpowiada nam, żebyśmy odwrócili się i sobie poszli, bo następny dzień ma być pełen niespodzianek.
Tak, to dobre wyjście.
Na szczęście paczka była na swoim miejscu w odróżnieniu od jej zawartości, ale o tym jeszcze nie wiedział. Ale o tym dowie się (lub nie), kiedy otworzy pierwszy prowizoryczny pancerz chroniący owy skarb, tylko problem polegał na tym, że tym razem miał ochotę bardziej wyżyć się na kimś nie czymś. Cel był sprecyzowany i prosty – człowiek, który kolejny raz zakpił sobie z niego, który wbił kolejną szpileczkę. Ale znieczulenie zwane heroiną matką niebios działało. Póki co, póki rano nie wstanie, nie chwyci go potrzeba kolejnej działki i nie przypomni sobie poprzedniego dnia. Miał nadzieję, że to nie nastąpi w ogóle.
-Rozmowa zeszła na niezwykle interesujący tor, lubię rozmawiać o sobie, czemu nie?, ale mam do załatwienia pewną ważną, hm, sprawę – zmarszczył brwi zerkając na obie – Muszę się napić – na koniec oczywiście uśmiechnął się tylko, odwrócił i postarał się zniknąć jak najszybciej, ale zapewne jeszcze przez chwilę miały ten zaszczyt przyglądania się jego oddalającym plecom, dopóki nie zniknęły w tłumie spieszących się donikąd ludzi. I tak kiedyś umrą. I chuj im w dupę. Tylko niektórzy wolą mieć to za sobą, przeżywanie życia wbrew pozorom to trudna sztuka, trzeba mieć wielkie szczęście, aby finalnie wyjść z tego na czysto.

[zt]
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyNie Sie 24, 2014 1:15 am

| Czasoprzestrzeń

Nie miałam co ze sobą zrobić, naprawdę nie miałam, mimo iż starałam się pracować za dwóch, wyrobić więcej niż zwyczajową normę, tak bardzo przywykłam do nowości w moim rozkładzie dnia, że ponowne zmiany sprawiły, iż zupełnie straciłam grunt pod nogami. Co prawda nie na długo, ale… nadal nie mogłam pozbyć się swoistego uczucia pustki związanego z przygotowaniami do Igrzysk, aktywnego udziału Malcolma w nich, a przede wszystkim związanego z tym pewnego ograniczenia naszych kontaktów. Obydwoje mieliśmy dla siebie mniej czasu, a ja nawet nie potrafiłabym wcześniej przypuszczać jak mocno może mi to doskwierać.
Starając się jednak poradzić sobie z negatywnymi emocjami oraz z tęsknotą wynajdowałam sobie coraz to nowsze zajęcia, a w tym i popołudniowe długie spacery z Shadowem. Kocur powoli zaczynał się przyzwyczajać do puszorka na swoim grzbiecie i przypiętej do niego smyczy, poruszał się w nich coraz swobodniej, nie oznaczało to jednak, że przy byle okazji nie próbował wymknąć się i pomknąć kawałek w dal, by po chwili przysiąść i miauknąć obrażonym, patrząc na mnie z wyrzutem. W dziewięciu na dziesięć przypadków udawało mu się osiągnąć to co chciał, cały sprzęt lądował w moim plecaku, zaś ja brałam uparciucha na ręce i dalszą drogę niosłam już go przy sobie, z bliska obserwując pyszczek i wypisane na nim zadowolenie. Cwana bestia z niego. Zazwyczaj.
Dzisiaj jednak, jak na złość Shadow absolutnie nie chciał iść na ugodę i w chwilę po wymknięciu się ze skórzanego więzienia pobiegł o wiele dalej i parsknął w moją stronę, strosząc ogon jakbym była winna całemu złu świata. Nie pomogły pokojowe nawołania, pokazywanie przysmaków, próby łapania… Z każdym moim krokiem zwierzę odsuwało się o dwa swoje, fukając, podskakując, na wszelkie sposoby unikając moich dłoni. I, chociaż zwykle to nie było możliwe, powoli zaczęłam tracić cierpliwość.
- Shadow, dość żartów, chodź tutaj – burknęłam, ruszając w jego stronę szybkim krokiem.
Dopiero po chwili orientując się, iż wystarczył jeden krok by kot znalazł się na krawężniku. I kolejny, by wyskoczył na ulicę.
A potem był już tylko pisk opon, plątanina dźwięków, z której żaden nie zabrzmiał przyjemnie i przeraźliwe miauknięcie odrzuconego o pół metra zwierza, leżącego z nienaturalnie wykręconą łapą.
Potrzebowałam dobrej chwili by połączyć te wszystkie fakty w umyśle dochodząc do oczywistego wniosku. Shadow został potrącony.
Ktoś wjechał w mojego kota.
I ja byłam temu winna.
Rzuciłam się do przodu, nie wydając z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Padłam na kolana obok leżącego zwierzaka, który nie reagował ani na dotyk, ani na nic co działo się w otoczeniu, miał nieprzytomne, zamglone spojrzenie. Spanikowana pochyliłam się nad zwierzakiem, delikatnie sprawdzając mu kości czaski. Wydawały się całe.
- Ej, mały, nie zostawiaj mnie – wyszeptałam rozdygotanym głosem, głaszcząc zwierzaka najdelikatniej jak to było możliwe po karku, bojąc się ruszyć go w jakikolwiek sposób.
Borze, on nie mógł umrzeć. Nie mógł!
Powrót do góry Go down
the pariah
Hugh Randall
Hugh Randall
https://panem.forumpl.net/t1998-hugh-randall
https://panem.forumpl.net/t3568-hugh-2-0#56041
https://panem.forumpl.net/t3567-hugh-randall#56040
Wiek : 34
Zawód : Poszukiwany
Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy
Obrażenia : anemia

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyNie Sie 24, 2014 10:00 pm

|dzień po spotkaniu z Christiną - bilokacja
Ostatnimi czasy życie Hugh wiodło się nadzwyczaj dobrze. No, może pomijając fakt, że nos, w który uderzyła twarda pięć Mervina wciąż trochę go bolał, spał jak zwykle mało i nawet kawa przestała pomagać. Ale jeśli spojrzeć na jego samopoczucie, czuł się wyśmienicie. Uśmiech wykwitał na jego twarzy z każdym wschodem słońca i choć może nie powinien tam gościć, biorąc pod uwagę zbliżający się coraz szybciej moment wpuszczenia trybutów na arenę, nie mógł sobie tego odmówić. Był zbyt wesoły, jak na samego siebie i zaczął to zauważać. Ale czy naprawdę było to takie złe? Przecież śmiech to zdrowie, a jemu trochę by się go przydało. Praca, choć można by pomyśleć, że monotonna, sprawiała mu naprawdę wielką frajdę. Chociaż był już chyba w każdym zakamarku Kapitolu, wciąż nie mógł nadziwić się obserwując coraz dobrze znane mu budynki. Nie myślał już o tym, że właśnie to miasto sprawiło, iż czuł się tak okropnie przez ostatnie miesiące. Jakkolwiek bardzo chciałby go nienawidzić, nie potrafił. Patrząc na rzekę, na gwiazdy na nocnym niebie, słońce górujące nad wieżowcami - to wszystko było zbyt piękne, aby mogło wzbudzać w nim nienawiść, a on zbyt bardzo się tym delektował. Pierwszy raz od dawna czuł się ważny i potrzebny i cieszył się tym.
Kolejny dzień nie zapowiadał się wcale nadzwyczajnie. Rozpoczął go, tradycyjnie, od kawy. Później była następna, kupiona już w kawiarni, w której chyba znali go tak dobrze, że podawali mu zamówienie gdy tylko pojawił się przy kasie. Następnie samochód, jeszcze przetrze szyby, przewietrzy w środku i jest gotowy, aby rozpocząć kolejne godziny pracy. Nic specjalnego, można wręcz rzec, iż monotonnego, lecz dla Randalla był to kolejny cudowny dzień, chociaż już od rana deszcz bębnił o szyby, pozostawiając na nich mokre smugi. Dawniej, czyli jeszcze niecały miesiąc temu, w taką pogodę siedziałby w domu, wpatrując się w okno i popijając whisky. Jednak nie teraz, zbyt dużo zrobił, aby zmienić stare przyzwyczajenia, aby tak po prostu do nich wrócić.
Jechał właśnie główną ulicą, wycieraczki zgarniały stare krople deszczu mając szczęście, iż choć na chwilę przestało padać, a on wytężał wzrok, starając się dojrzeć każdy, nawet najmniejszy ruch. Szyba była już sucha, widoczność się polepszyła, gdy nagle na drogę wyskoczył mu jakiś bliżej nieokreślony kształt, będący zapewne zwierzęciem. Niemal natychmiast wcisnął hamulec, jednak nawierzchnia była zbyt śliska, a droga hamowania zbyt długa, by uniknąć zderzenia. Pomimo zapiętych pasów, wyrzuciło go odrobinę w przód tak, że kierownica boleśnie wbiła mu się w pierś. Nic poważnego jednak mu się nie stało i bardziej przejął się tym, co stało się z jego ofiarą. Gdy tylko samochód się zatrzymał wypadł na zewnątrz, zauważając klęczącą przy zwierzaku młodą kobietę, zapewne właścicielkę. Serce zabiło mu mocniej z przerażenia mając przed sobą wizję siebie jako mordercy niewinnego, jak się okazało, biało-rudego kota. Szybkim krokiem podszedł do kobiety, kucając obok niej. Miał wielką ochotę przeklinać samego siebie za to, co zrobił, chociaż w gruncie rzeczy to kot pojawił się niespodziewanie na środku jezdni. Mimo to czuł się cholernie winny całemu zdarzeniu, bo w pewnym sensie odpowiedzialność leżała także po jego stronie.
- Strasznie panią przepraszam - powiedział, wpatrując się tępo w ciało zwierzaka. Błagam cię, kocie, nie bądź martwy. Randall chyba by sobie nie wybaczył, gdyby okazało się, że zwierzę zmarło zaraz po tym, jak wpadło prosto pod koła jego taksówki. Słowa, które skierował w jej stronę wydawały się błahe, zupełnie nieodpowiednie do całej sytuacji, jednak co miał powiedzieć? Wiedział, że nic nie mogłoby zastąpić straty zwierzęcia, jeżeli ten już wyzionął ducha. Wciąż jednak pozostawała szansa, iż żyje i właśnie tej myśli postanowił się uczepić – Naprawdę, zauważyłem go w ostatniej chwili… - zaczął się tłumaczyć – Droga była zbyt śliska, aby samochód zatrzymał się w odpowiednim momencie. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło – był roztrzęsiony, pewnie niemal w tym samym stopniu, co właścicielka kocura. I panikował, nie wiadomo czemu. Spojrzał na kobietę, nie mogąc znaleźć żadnych innych słów, które mogłyby wyrazić jak strasznie czuje się w tym momencie. Nie zwracał uwagi nawet na trąbienie samochodów, które musiały wymijać ich jak i jego pojazd, blokujący całą ulicę – Może… Powinniśmy go zabrać do weterynarza? – zasugerował, chcąc w jakikolwiek sposób zadośćuczynić w związku z całą sytuacją.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyPon Sie 25, 2014 1:52 am

Nie zwróciłam uwagi na to, że wbiegając na ulicę natychmiast zablokowałam ruch na niej. Nie zwróciłam również na to, że w każdej chwili sama mogłabym zostać potrącona, gdyby tylko kierowca taksówki postanowił mnie wyminąć i pojechać dalej stałabym się łatwym celem. W zasadzie nie obchodziło mnie teraz nic poza małym, kruchym ciałkiem leżącym na mokrym asfalcie, poza drobnymi plamkami krwi zdobiącymi pyszczek zwierzaka. Przeczesałam futerko na jego karku, zanurzając w nie palce tak delikatnie, jakby Shadow mógł się rozpaść od zbyt natarczywego dotyku, od nieodpowiedniego drgnięcia dłoni. Łzy za szczypały mnie w oczy, gdy patrzyłam na unoszącą się w nierównym rytmie drobną klatkę piersiową, tak nienaturalny, tak bardzo niepodobnym do normalnego tempa, do którego przywykłam.
Nie zauważyłam również momentu w którym mężczyzna wysiadł z samochodu, ani tego jak przykucnął obok. Jego słowa przepłynęły obok mnie, gdy gorączkowo szukałam rozwiązania, próbowałam zdecydować co teraz mam zrobić, jak pomóc zwierzęciu, jak uratować go nie robiąc mu przypadkiem dodatkowej krzywdy. Przecież nie wiedziałam czy nie ma złamanego czegoś więcej, czy któryś z jego kręgów nie przemieści się w momencie, gdy poruszę jego drobnym ciałem. Przeniosłam drżące dłonie nad jego żebra, wpatrując się tempo w zwierzę, w końcu jednak moją uwagę przykuł znajdujący się tuż obok mężczyzna. A może nie tyle co on, a jedno wypowiedziane przez niego słowo. Weterynarz. Tak, tak, tam powinniśmy trafić.
Ten maluch nie mógł mnie zostawić, nie po tym ile razy przeszliśmy. Był pierwszą istotą w Kapitolu przez którą na mojej twarzy pojawił uśmiech.
Niepewnie skinęłam głową wbijając zrozpaczone spojrzenie w oczy kierowcy. Zdawać by się winowajcy, sprawcy całego incydentu. Jednak nie mogłam go winić. Nie czułam nawet cienia złości patrząc na jego spiętą twarz. I to nie tylko dlatego, że zdawałam sobie sprawę, iż kot znalazł się na ulicy tylko i wyłącznie z mojej winy. Byłam zbyt przytłoczona przez strach i roztrzęsienie by dopuścić do siebie jakieś inne emocje.
- Czy… Czy będzie pan w stanie mnie tam zabrać?
Głos łamał mi się przy każdym wypowiadanym słowie, wyciśnięcie z gardła sensownego zdania kosztowało mnie więcej niż mogłabym przypuszczać. W moim umyśle panował chaos podobny do tego, który uświadczyłam jeszcze na początku rebelii, wtedy patrzenie na śmierć, krew i łzy ludzi dookoła wywoływało we mnie podobne odczucia. Zwinięty w kulkę żołądek, lodowatą bryłę w gardle zaciśniętym przez chłodne palce… Paniki. Panikowałam i miałam tego pełną świadomość. Ale nic nie potrafiłam z tym zrobić.
Przez chwilę jeszcze biłam się z myślami, bałam się zadziałać, tym więcej, gdy ponownie przeniosłam wzrok na Shadowa. Podejmując jednak ostateczną decyzję wsunęłam dłonie pod kruche, nieprzytomne ciałko i delikatnie uniosłam kota w powietrze, powoli się podnosząc. To jak nienaturalnie wisiał mi na rękach z tą okropnie wykrzywioną łapką sprawiło, że niemal natychmiast poczułam narastające mdłości.
- Bardzo pana proszę – wyszeptałam, znów skupiając się na moim towarzyszu.
Powrót do góry Go down
the pariah
Hugh Randall
Hugh Randall
https://panem.forumpl.net/t1998-hugh-randall
https://panem.forumpl.net/t3568-hugh-2-0#56041
https://panem.forumpl.net/t3567-hugh-randall#56040
Wiek : 34
Zawód : Poszukiwany
Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy
Obrażenia : anemia

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyPon Sie 25, 2014 10:13 am

Mężczyzna czuł się kompletnie otumaniony. Nie tylko dlatego, że pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji. Obserwował kobietę, na której jego słowa nie zrobiły zbytniego wrażenia i nie dziwił się jej. Widział i był świadomy tego, iż ona w pewien sposób cierpi. Przez chwilę w jego głowie pojawiła się niechciana myśl, że znowu kogoś skrzywdził. Szybko jednak odsunął ją od siebie. Jeszcze nie wszystko stracone.
Nie śmiał nawet dotykać zwierzaka, choć na początku przeszło mu to przez myśl. Widząc jednak delikatne ruchy właścicielki stwierdził, że mógłby tylko pogorszyć sprawę. Dlatego po prostu czekał cierpliwie, trochę zdenerwowany i przybity, aż ona w końcu będzie w stanie zwrócić na niego uwagę.
Kiedy wreszcie obróciła głowę i spojrzała na niego, poczucie winy uderzyło jeszcze boleśniej niż dotychczas, gdy widział ból i panikę wypisaną na jej twarzy. Pewnie gdyby był człowiekiem, który przyjmuje wszystko dookoła z obojętnością, teraz byłoby mu łatwiej. Niestety, Hugh aż za bardzo przejmował się wszystkimi rzeczami, które choćby w małym stopniu go dotyczą i tak samo było w przypadku tego biednego kota. Podobnie jak w wypadku klientów, tym razem także nie obchodziło go, po której stronie barykady znajduje się kobieta. Mogła być jedną z osób, które bezpośrednio przyczyniły się do organizacji Igrzysk, a on i tak czułby potrzebę pomocy.
Słysząc jej łamiący się głos, coś w sercu ukuło go boleśnie. Poczuł, że nie mają już więcej czasu, że powinni się spieszyć, zanim będzie za późno.
- Oczywiście – rzucił automatycznie, trochę oszołomiony, nie wyobrażając sobie innej możliwości. Obserwował chwilę jej twarz i kiedy znów przeniosła spojrzenie na kot, zrobił to samo. Patrząc z boku cała ta scena mogła wyglądać dość zabawnie, aczkolwiek dobrze wiedział, że nie ma w tym nic śmiesznego. A przynajmniej nie dla niego, osoby, która już wkrótce mogła stać się mordercą kotów, jakkolwiek absurdalnie to brzmi.
Klęcząc na tej mokrej ziemi i czując, jak woda przesiąka mu przez spodnie, przypomniał sobie uczucie, które towarzyszyło mu po zamachu, gdy wpatrywał się w Victorię wydającą ostatnie, w jego mniemaniu, tchnienie. Oczywiście, te dwie sytuacje znacznie się różniły. Nie wiedział jednak, czy ten kot nie jest jedyną szczęśliwą rzeczą, jaka przytrafiła się w życiu tej kobiety i czy, podobnie jak w przypadku jego ukochanej, także najbliższą. Potrafił wyobrazić sobie tą stratę i okropne uczucie pustki, później wściekłości aż w końcu smutku i rozgoryczenia, gdy traci się kogoś, na kim naprawdę nam zależy. Przeżył to na własnej skórze i głównie dlatego znalazł się na tej ulicy. Gdyby nie zamach, długotrwała depresja aż w końcu determinacja do działania i poprawy własnego życia, nie byłoby go tam. Wciąż tkwiłby w domu, ubrany w dres, z podkrążonymi oczyma zastanawiając się, jaki jest sens jego istnienia. Czy po raz kolejny mógłby zasłonić się przeznaczeniem, które wrzuciło go właśnie w to miejsce, w tym czasie i które kazało niewinnemu zwierzęciu wbiec pod jego koła? O tym będzie mógł przekonać się wkrótce, wydać odpowiednie sądy i zobaczyć, dokąd zaprowadzi go droga, po której stąpa. Obecnie wolał skupić się na uratowaniu życia. Jakby świadomość, że gdy pomoże temu kotu, w pewien sposób znajdzie się o krok bliżej od wybaczenia samemu sobie wszystkiego, co zrobił w życiu. Jak gdyby ten wypadek, tragiczny i nieszczęsny, był jednocześnie przepustką do uwolnienia się z więzów przeszłości.
Podniósł się powoli z ziemi, niemal w tym samym momencie, w którym uczyniła to kobieta, trzymając na rękach bezwładne ciało kota. Widział wymalowane na jej twarzy błaganie o pomoc, gdy jeszcze raz ponawiała swoją prośbę.
- Jasne, że panią zabiorę – powiedział, trochę bardziej przytomnym i twardym głosem, uśmiechając się pocieszająco i mając nadzieję, że choć trochę podniesie ją to na duchu. Otworzył drzwi żółtej taksówki, czekając aż kobieta wsunie się do środka, po czym sam zajął swoje miejsce i nie zważając na dalsze klaksony włączył się do ruchu, kierując się w stronę kliniki weterynaryjnej.
|zt – do weterynarza
Powrót do góry Go down
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyWto Kwi 21, 2015 12:25 pm

czasoprzestrzeń!

Lista powodów, dla których nie znosiłam Kapitolu, zawsze była długa, ale dzisiaj musiałam powiększyć ją o jeszcze jedną pozycję – deszcz. Nie chodziło jednak o ten deszcz, który tak uwielbiałam, gdy mieszkałam jeszcze w Czwórce; szarobure krople i kałuże pełne opakowań po papierosach czy innych śmieci nie miały wiele wspólnego z lustrzanymi sadzawkami, w które zaglądałam jako dziecko, pewna, że gdzieś głęboko w nich znajduje się inny świat, a ja muszę tylko patrzeć uważnie, żeby go dostrzec. Tamten deszcz był dla mnie czymś niezwykłym. Kochałam przyglądać się milionom kropel uderzających we wzburzone morze czy śledzić kręte ścieżki, jakie wyznaczały, ześlizgując się po szybie i ścigając ze sobą. Uwielbiałam wsłuchiwać się w ich raz głośne, a raz ciche bębnienie o dach; nie mogłam się doczekać, by wyjść na dwór i poczuć charakterystyczny zapach ulewy, która zniknęła dosłownie przed chwilą, pozostawiając w powietrzu mieszankę różnych woni – mokrego drewna, piasku, soli czy ziemi. Były to nieliczne zapachy, jakie udawało mi się wyróżnić. Pozostałym nie umiałam znaleźć nazw – albo zbyt szybko rozwiewał je wiatr, albo nie istniały słowa, które mogłyby w pełni oddać ich znaczenie. Pozostały więc zapachami.
Najgorsze dla kilkuletniej wersji mnie było jednak to, że wystarczyło kilka godzin słońca, a znalezienie jakichkolwiek śladów ulewy graniczyło już z cudem. Mimo to zawsze czekałam cierpliwie na kolejną.
I oddałabym naprawdę wiele, by deszcz taki jak w Czwórce chociaż raz spadł w Kapitolu. Przedzierając się przez zimne strugi lejące się z pochmurnego nieba, obserwowałam, jak burza zmieniała stolicę w gąszcz brudnych budynków i ulic, którymi płynęły strumienie unoszące pojedyncze śmieci czy opadłe liście. Kiedyś myślałam, że każde miejsce nabiera w deszczu uroku, ale Kapitol stanowił chyba wyjątek. Nie po raz pierwszy czułam się w nim jak w klatce, gdy spoglądałam na tonące w burzowych chmurach wieżowce, które otaczały mnie ze wszystkich stron. Sprawiało to, że jeszcze bardziej tęskniłam za Dystryktem Czwartym, gdzie wzburzone morze zawsze kojarzyło mi się w pewnym stopniu z wolnością.
Gdzieś niedaleko grzmiało, lecz prawie nie zwracałam na to uwagi, wbijając zmęczone spojrzenie w chodnik. Miałam wrażenie, że każdy kolejny krok kosztował mnie coraz więcej wysiłku. Było mi też przeraźliwie zimno, niezależnie od tego, ile razy próbowałam rozgrzać zmarznięte dłonie lub owinąć się ciaśniej płaszczem. Temperatura zdawała się nieubłaganie spadać, a ciepło uciekało z mojego ciała niczym powietrze z przekłutego balonika. Momentami nie mogłam pozbyć się myśli, że zabłądziłam, choć pokonywałam tę drogę każdego dnia, gdy wracałam z pracy. Zdawałam sobie sprawę z tego, że rozsądna osoba przeczekałaby ulewę w jakimś suchym miejscu, ale nie miałam w planach postępowania rozsądnie; chciałam po prostu jak najszybciej znaleźć się w domu. W rzeczywistości zaczynałam powoli żałować swojego uporu. Nie miałam pojęcia, co bawiło mnie bardziej – to, że zapomniałam z Sunflower portfela, czy to, że świecił on pustkami. Mogłam więc tylko pomarzyć o ciepłym wnętrzu taksówki, która w kilka minut zawiozłaby mnie pod sam dom.
Kątem oka śledziłam swoje odbicie w sklepowych witrynach. Stanowiłam nieco żałosny widok – moje ubranie było całkowicie przemoczone, a wilgotne włosy co chwila przyklejały się do twarzy. Już się nie oszukiwałam, najprawdopodobniej żaden skrawek mojego ciała nie miał pozostać suchy. Starałam się tym jednak nie przejmować, skupiając myśli na wizji olbrzymiego kubka gorącej herbaty i kilku koców, w które planowałam się owinąć tuż po powrocie do domu.
Powrót do góry Go down
the leader
Victor Sean
Victor Sean
https://panem.forumpl.net/t2295-victor-sean#31792
https://panem.forumpl.net/t2297-victor-sean#31798
https://panem.forumpl.net/t2296-victor-sean#31797
https://panem.forumpl.net/t2298-victor-sean#31799
Wiek : 22
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta
Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela
Obrażenia : zrastający się złamany nos.

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyWto Kwi 21, 2015 2:02 pm

/proszę państwa, jesteśmy po misji!

Prowadzenie samochodu odprężało Victora.
Był już po patrolu, który minął spokojnie i bez większych szaleństw; nie trafił mu się nikt, kto chciałby zakłócić ten deszczowy wieczór. Mieszkańcy miasta, w tym getta, przemykali błyskawicznie po ulicach, by skryć się w swoich domach lub kwaterach, jakie im przydzielono. Najwidoczniej nie każdy lubił deszcz.
Gdy byli dziećmi, często zdarzało im się siadać obok siebie i patrzeć na spadające z nieba krople. Cypriane spoglądała na nie z zachwytem wymalowanym na buzi; niekiedy nawet zdarzało jej się opierać dłonie o szybę okienną i tulić do niej swój dziecięcy policzek, by być bliżej deszczu. Victor siadał wtedy obok siostry i wraz z nią patrzył, jak krople spływają po szybach, zachwycając się ścieżkami, jakie obierały.
Teraz, gdy patrzył na szarugę w Kapitolu, na ten smutny, nieprzyjemny, brzydki wręcz deszcz, jeszcze bardziej tęsknił za radosnym dzieciństwem w Czwórce. Ulewy w rodzinnym dystrykcie były bardziej… Pogodne? Być może to było właśnie takie dobre określenie, coś, co oddawało tamte deszcze, krople chłodnej wody, zraszające plażę i zieleń, bębniące o dachy domów i wpadające do słonych wód morza. W tym mieście było zupełnie inaczej – nie było magii i świeżej woni ozonu, wdychanej wraz z powietrzem, nie było cudownie mokrego piasku pod stopami, nie było delikatnych kropel na liściach, błyszczących w słońcu, wynurzającym się zza chmur. Tu było szaro. Tak… bez magii.
Sean ostrożnie prowadził auto, pilnując, by nie jechać ani za wolno, ani za szybko. Gdyby ktoś teraz niespodziewanie wbiegł na ulicę, wprost pod koła, skończyłoby się na szybkim hamowaniu i lekkim poturbowaniu delikwenta. Na szczęście jednak ulice były puste, a samo miasto sprawiało wrażenie pogrążonego w jakimś smutnym letargu.
Nagle ujrzał sylwetkę idącej powoli osoby. Kimkolwiek była, szła skulona, jakby niezadowolona z powodu pogody, która jej towarzyszyła. Victor uśmiechnął się sam do siebie i zatrąbił lekko, jakby dając znać, że ma zamiar udzielić pomocy.
Miał nadzieję, że ta osóbka, spacerująca samotnie w szarugę, nie będzie miała mu za złe tej chęci pomagania.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyWto Kwi 21, 2015 11:50 pm

Im dłużej wędrowałam ulicami Kapitolu, tym bardziej odgłosy miasta i deszczu zlewały się ze sobą, tworząc szum, w którym odróżnienie jednego dźwięku od drugiego stanowiło pewną trudność. Od czasu do czasu rozlegał się grzmot, a zasnute ciężkimi burzowymi chmurami niebo przeszywała błyskawica, co na ułamek sekundy wyrywało mnie z zamyślenia, po czym znów w moich uszach rozbrzmiewał nierównomierny szum. Bardzo szybko traciłam w nim poczucie czasu. Ulewa zawsze sprawiała, że minuty zdawały się zwalniać i gubić w ciężkich kroplach spadających z nieba. To, ile razy zerkałam na zegarek, nie miało najmniejszego znaczenia; wskazówki wędrujące powoli po tarczy nie pasowały do rzeczywistości. Z każdą chwilą rosło we mnie uczucie, że odkąd wyszłam z Sunflower, minęło co najmniej kilka godzin.
Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek dotrę do domu, czy będę błąkać się po Kapitolu w nieskończoność.
Druga opcja wydawała się być bliższa prawdy.
Nie chciałam marnować czasu na omijanie szerokich, brudnych kałuż, które zdobiły chodnik, więc w krótkim czasie woda zaczęła nieprzyjemnie chlupotać mi w butach. W rezultacie było mi jeszcze zimniej, choć uparcie starałam się ignorować przenikający moje ciało chłód. Skupiałam się przede wszystkim na drodze, jednak z sekundy na sekundę odnosiłam coraz większe wrażenie, że czas faktycznie stanął w miejscu, nie pozwalając mi odnaleźć wzrokiem ani jednego znajomego zakrętu. Nieustannie mrużyłam oczy, próbując dostrzec coś więcej niż najbliższe budynki. Nie przynosiło to większych efektów – deszcz był niczym gęsta mgła, w której każdy krok stawiałam z pewnym wahaniem.
Dopiero gdy dźwięk klaksonu z pewnym trudem przebił się przez moje myśli, wszystko zyskało nagle ostrość. Drgnęłam gwałtownie i zerknęłam w bok, czując, jak (paradoksalnie) oblewa mnie fala przenikliwego zimna. Zamrugałam kilkakrotnie, ale charakterystyczne auto, którym poruszali się po mieście Strażnicy Pokoju, nie zniknęło, więc nie mógł to być wytwór mojej wyobraźni. Przez krótką chwilę łudziłam się, że kierowca nie próbuje mnie zatrzymać – może chodziło o kogoś innego? - jednak ulica była wyludniona, a samochód zaczynał zwalniać. Przygryzłam nerwowo wargę, wciąż się nie zatrzymując. Nie miałam niczego na sumieniu, przynajmniej w tym momencie, ale spotkanie ze Strażnikami Pokoju znajdowało się na końcu mojej aktualnej listy życzeń i wolałam odwlec je w czasie choćby o te kilkanaście sekund.
W końcu zebrałam w sobie resztkę sił, po czym zatrzymałam się, czekając, aż kierowca zrobi to samo. Wbiłam spojrzenie w smaganą deszczem szybę po jego stronie i nagle uświadomiłam sobie, na kogo patrzę.
Mimo deszczu bez trudu poznałam Victora – twarzy znienawidzonego brata nie mogłabym pomylić z żadną inną. Bezwiednie zacisnęłam zmarznięte dłonie w pięści, nie odrywając wzroku od szyby. Odkąd widziałam Victora po raz ostatni, minęło kilka miesięcy. Za mało, żebym zdołała zapomnieć o całym gniewie, który czułam, gdy zobaczyłam brata tamtego czerwcowego dnia w Ośrodku Szkoleniowym. Wspomnienia zawirowały w mojej głowie, sprawiając, że mimowolnie zrobiłam krok w tył i natychmiast wpadłam w głęboką kałużę. Lodowata woda ochlapała mi nogi. Z moich ust wydostała się wiązanka przekleństw, które szybko utonęły w szumie deszczu i napierających ze wszystkich stron myśli. Nie miałam pojęcia, czego chciał Victor, ale jeśli nie był głupi, mógł się domyślić, że to nie był odpowiedni moment na rozmowę. Zirytowana, gwałtownym ruchem odgarnęłam z twarzy mokre włosy, rzuciłam mu zimne spojrzenie, po czym ruszyłam przed siebie żwawym krokiem. Mógł trąbić, ile tylko chciał. Nie miałam zamiaru się zatrzymać.
Powrót do góry Go down
the leader
Victor Sean
Victor Sean
https://panem.forumpl.net/t2295-victor-sean#31792
https://panem.forumpl.net/t2297-victor-sean#31798
https://panem.forumpl.net/t2296-victor-sean#31797
https://panem.forumpl.net/t2298-victor-sean#31799
Wiek : 22
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta
Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela
Obrażenia : zrastający się złamany nos.

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptySro Kwi 22, 2015 11:01 pm

Ostatni raz widział ją w czerwcu, w niemalże bezpłciowym i sterylnym budynku Ośrodka Szkoleniowego.
Jej oczy były wtedy zimne, wręcz nienawistne, przepełnione obrzydzeniem od źrenic aż po skraj tęczówek. Miała wszelkie powody, by go nienawidzić, w końcu to on – niegdyś kochany, starszy braciszek – zniszczył jej część życia… lub raczej całe życie, biorąc pod uwagę piętno, jakie na Zwycięzcach odciskają Głodowe Igrzyska.
Przez te kilka chwil, gdy zahamował, i gdy patrzyli na siebie przez kuloodporną szybę pojazdu Strażników Pokoju (nie wiedzieć czemu, niektórzy żartobliwie mówili o nim Pimpuś Zdrowe Sadełko), Sean widział w oczach siostry pogardę, której nawet nie starała się ukryć. Mógłby nawet pokusić się o stwierdzenie, że Cypriane wyglądała tak, jakby…
Chciała go zabić. Zupełnie tak, jakby był zmiechem, mieszańcem, mutantem, przeciwnikiem, stworzeniem poczętym drogą nauki, czymś, co należy zniszczyć, wyeliminować, poddać kompletnej i nieodwracalnej destrukcji. Miał smutne odczucie, że oto stoją na arenie, dwoje ostatnich zawodników, brat przeciwko siostrze. Zwycięzca przeciwko Zwyciężczyni.
Czy byłaby w stanie go zabić?
Z pewnością. Mógł to wyczytać z postawy jej ciała, początkowo skulonego jakby pod ciężarem spadających kropel deszczu. Mógł spostrzec to w jej ustach, zaciśniętych tak mocno, że przypominały wąziutką kreseczkę. Dostrzegał to nawet w jej dłoniach, w pozie, jaką przybrała.
Cypriane Sean całym swoim istnieniem mówiła bratu, żeby po prostu spieprzał.
Nie na głos; przez szybę nie usłyszał stłumionych przekleństw, które były jej reakcją na spotkanie z kałużą. Wiedział, że siostrzyczka nie ma zamiaru z nim rozmawiać, oczekiwał nawet tego, że wyciągnie skądś broń i przestrzeli mu wszystkie opony. Zamiast tego, gdy wytężył wzrok, zobaczył pogardliwe spojrzenie Cypriane i – po kilku sekundach – jej plecy.
Oczywiście, cała Cypriane, nawet pomóc sobie nie da.
Victor zaklął w myślach, sięgnął po leżącą na siedzeniu obok kurtkę i wysiadł z auta, po czym szybkim krokiem podszedł do siostry i zarzucił na jej plecy ciepłe okrycie, po czym stanął przed nią.
- Podwieźć się nie dasz, to wiem. Rozmawiać nie będziemy, nie ma sprawy – spojrzał na nią ze smutkiem. – Ale chociaż weź to, w czym dasz radę wrócić do domu, proszę.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyCzw Kwi 23, 2015 3:03 pm

Odkąd wojna dobiegła końca, a moje życie znalazło się na drodze trochę mniej krętej niż pozostałe, marzyłam o tym, by sięgnąć myślą w przeszłość i chociaż raz nie napotkać w niej bariery w postaci wspomnień o Victorze. Nie umiałam tak jak inni iść naprzód, zostawiając za sobą dawne życie, ale liczyłam chociaż na to, że zdołam wykreślić z niego wszystkie gorsze momenty i zastąpić je lepszymi, tak jakby te pierwsze nigdy nie istniały. To wydawało się proste, przynajmniej na początku. Bardzo chciałam przypisać szesnastu latom spędzonym w Dystrykcie Czwartym same dobre wspomnienia; stworzyć z nich dom, do którego w każdej chwili mogłabym wrócić, choć mój prawdziwy dom już dawno nie istniał. Głęboko wierzyłam, że uda mi się to zrobić, póki nie nadszedł szereg porażek. Moje nadzieje w mgnieniu oka stopniały, a ja sama zrozumiałam pewną rzecz – po prostu nie byłam w stanie uciec od prawdy; niemal każde wspomnienie z rodzinnego dystryktu naznaczone było strachem, zwątpieniem i długo tłumioną w sobie nienawiścią do brata, który najpierw mnie kochał, a później zmusił do porzucenia wszystkich wartości, jakie miały dla mnie znaczenie. Udawanie, że Victor nigdy nie istniał, przestało mieć więc jakikolwiek sens i chociaż na przestrzeni lat zyskałam sporą wprawę we wmawianiu sobie pewnych rzeczy, to ten jeden fakt musiałam zaakceptować.
A teraz zaczynałam wiedzieć pewną analogię.
Od kilku miesięcy żyłam w przeświadczeniu, że tamten jeden dzień, gdy stanęłam z bratem twarzą w twarz, wystarczył, bym już nigdy nie miała się z nim spotkać. Mimowolnie zrobiłam to, co dotąd uważałam za niemożliwe – pozwoliłam swojemu życiu się toczyć. Przestałam myśleć o Victorze; moją uwagę pochłaniał każdy inny drobiazg, tylko nie brat. Może miało to pewne zalety, w końcu zawsze pragnęłam umieć nie oglądać się za siebie, ale wciąż czułam ciężar wspomnień. Był to dla mnie znak, że nigdy nie uda mi się zupełnie wyrzucić Victora z pamięci.
Teraz, za wszelką cenę próbując uniknąć konfrontacji z bratem, zaczęłam dostrzegać coś więcej.
Nie potrafiłam wymazać Victora z przyszłości.
Byłam wyjątkowo naiwna, sądząc, że więcej się nie spotkamy. Świat nie działał w ten sposób. Mogłam kryć się przed bratem w Kapitolu, tak jak kiedyś na siłę próbowałam ukryć wspomnienia o nim, lecz w obu przypadkach czekało mnie rozczarowanie, którego właśnie doświadczałam. Z każdą chwilą narastał we mnie gniew, ale już nie na Victora. Byłam zła na siebie.
Zacisnęłam nerwowo usta, przechodząc przez kolejną kałużę i rozpryskując na wszystkie strony wodę. Czułam się pokonana. Deszcz, mokre ubranie i chłód usunęły się na dalszy plan. Prawie nie zwracałam uwagi na zimne krople spływające po moich policzkach, choć gdyby nie to, że były one lodowate, pewnie wzięłabym je za łzy. Nie mogłam sobie na nie pozwolić.
Nagle kątem oka dostrzegłam jakiś ruch tuż obok siebie, a sekundę później ktoś zarzucił mi coś ciepłego na ramiona. Chwyciłam materiał, zanim zdążył się z nich zsunąć, po czym napotkałam spojrzenie Victora. Zanim zdołałam warknąć, czego ode mnie chce, brat odezwał się pierwszy.
- Jesteś taki troskliwy – rzuciłam z ironią, posyłając mu krzywy, niedowierzający uśmieszek. Jego smutne spojrzenie tylko podsycało mój gniew. - To do ciebie niepodobne, chyba zaczynam się martwić.
Zawahałam się, zdejmując z ramion jego kurtkę. Z jednej strony przez tę krótką chwilę zrobiło mi się nieznacznie cieplej, a z drugiej czułam opór przed przyjmowaniem czegokolwiek od Victora. Dług wdzięczności wobec niego był ostatnim, czego chciałam. Wyciągnęłam więc kurtkę w stronę brata, czekając, aż weźmie ją z powrotem. Miałam nadzieję, że nie dostrzegł mojego wahania.
- Możesz ją sobie wziąć – odezwałam się ponownie, tym razem nieco spokojniej. Nie miałam ochoty na awanturę, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że każdy szczegół mógł ją wywołać. - Wydaje mi się, że trochę dzisiaj za ciepło na takie kurtki.
Powrót do góry Go down
the leader
Victor Sean
Victor Sean
https://panem.forumpl.net/t2295-victor-sean#31792
https://panem.forumpl.net/t2297-victor-sean#31798
https://panem.forumpl.net/t2296-victor-sean#31797
https://panem.forumpl.net/t2298-victor-sean#31799
Wiek : 22
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta
Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela
Obrażenia : zrastający się złamany nos.

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyCzw Kwi 23, 2015 10:19 pm

Kiedy oboje stali w rzęsistej ulewie, która zraszała całe miasto, Victor Sean poczuł nagłą tęsknotę za ich dzieciństwem w domu. Przypomniał sobie te momenty, gdy malutka Cypriane nie chciała jeść zupki lub wypić herbatki na bóle brzuszka, i rodzice wołali go, by przekonał rozkoszną dziewczynkę o dużych oczkach do posłuszeństwa. Uśmiechał się wtedy i robił śmieszne miny, wywalał język, robił zeza i udawał różne zwierzątka, byleby tylko siostrzyczka zjadła lub wypiła to, co trzeba. Początkowo mała Cypri reagowała na to bezzębnym uśmiechem kilkumiesięcznego dziecka, potem już, ilekroć Victor nosił się z zamiarem nakarmienia jej, cieszyła się i gaworzyła, by potem nakłaniać brata do zabawy. Od maleńkości miała w sobie jakiś ujmujący upór, który wzbudzał w Victorze sentyment, niezależnie od tego, co owy upór powodowało.
Upór towarzyszył jej nawet teraz, kiedy w niewerbalny sposób mówiła mu spadaj na szczaw, i tak łatwo odrzucała jego pomoc. Gdyby chodziło o kogokolwiek innego, bez większej filozofii wzruszyłby ramionami, wsiadł do auta i odjechał w stronę koszar lub do siebie. Gdyby chodziło o kumpla z patrolu, o mieszkańca getta, o jakiegokolwiek bezimiennego Kapitolińczyka czy mieszkańca dystryktów, rządowca czy bumelanta, nie miałby oporów przed odejściem.
Jednak to Cypriane stała obok, a nie jakikolwiek inny człowiek. Cypriane, która w pierwszym odruchu chwyciła kurtkę, by nie spadła, a dopiero potem zdjęła ją z ramion. Widział mimo ulewy, że jego siostra marznie, być może jest nawet zziębnięta, jej ubrania są przemoczone – to w konsekwencji mogło zaowocować katarem, gorączką… nawet zapaleniem płuc. Victor przeszedł tę chorobę kilka razy w dzieciństwie, i nie wspominał tego najlepiej; a już tym bardziej – nikomu tego nie życzył. Zwłaszcza członkom własnej rodziny. Rodziny, w której zostało już tylko dwoje członków.
Spojrzał w oczy swojej siostry, pilnując się, by jego spojrzenie nie przypominało smutnych oczu bernardyna. Wiedział, że takie zachowanie nic nie da, być może powinien po prostu potraktować ją jako człowieka, nie siostrę, i zamiast usiłować przekonać ją o tym, że się zmienił, po prostu to pokazać?
- Zatrzymaj ją, proszę. Nie wiem, jak daleko masz do domu, ale leje tak, że szkoda gadać – powiedział spokojnie. – Przemokniesz do suchej nitki, a tak to przynajmniej będzie Ci nieco lepiej znieść tę ulewę.
Na końcu języka miał lekką uwagę o tym, co ich matka mówiła o moknięciu na deszczu, powstrzymał się jednak od wypowiedzenia jej, licząc na to, że Cypriane przyjmie chociaż kurtkę, skoro gardzi darmową taksówką.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyPią Kwi 24, 2015 11:44 pm

Niewielka część mnie chyba w pewnym stopniu podziwiała Victora.
Zamiast odejść, co wydawało się być najrozsądniejszym wyjściem, nadal stał w miejscu, moknąc i wysłuchując gorzkich słów, jakie bez przerwy spadały z moich ust. Byłam przekonana, że tym razem będzie miał ich dość i w końcu zobaczę na jego twarzy czystą nienawiść oraz pogardę, których doświadczyłam ze strony brata już tyle razy, że nie mogłabym ich pomylić z żadnym innym uczuciem. Ze wszystkich sił pragnęłam, by zdradziło go choć jedno słowo, grymas czy gest – i chciałam móc czerpać z tego satysfakcję. Świdrowałam więc Victora wzrokiem, próbując wymusić na nim, żeby przestał udawać smutnego i skruszonego, jednak moje wysiłki nic nie dawały. Zachowywał się tak jak kilka miesięcy temu; większość ludzi na miejscu mojego brata zapewne już dawno wpadłaby w gniew, lecz złość ani na na moment nie pojawiła się w jego oczach, nawet jeśli faktycznie ją czuł. Nie mogłam uwierzyć w malujący się na twarzy Victora spokój. Jego cierpliwość na przemian wzbudzała moją irytację i zadziwiała mnie, choć do tego drugiego uczucia zdecydowanie wolałam się nie przyznawać. Mimo wszystko nie znajdowałam się nawet o krok bliżej, by rozważyć wybaczenie mu. Sama myśl o tym sprawiała, że czułam się nieswojo.
W moim życiu istniało niewiele rzeczy, których byłam pewna, ale odkąd zobaczyłam Victora w Ośrodku Szkoleniowym, wiedziałam, że nigdy nie będę w stanie zapomnieć o wszystkim, co mi zrobił, a tym samym wybaczyć mu. Jego żal mógł być prawdziwy, jednak w ostatecznym rozrachunku nic dla mnie nie znaczył. Swoją cierpliwością nie miał szans oddać mi tych wszystkich lat, które wcześniej zabrał, zastępując każdy dzień upokorzeniem. Nie istniała żadna pokuta i od samego początku próbowałam wbić to Victorowi do głowy. Czy naprawdę nie rozumiał, że gdyby nie on, Głodowe Igrzyska prawdopodobnie nie związałyby się z moim życiem w tak bolesny sposób, nie przyniosłyby mi tylu strat i tylu wylanych łez?
Gdyby nie on, byłabym znacznie szczęśliwsza. Ani przez chwilę w to nie wątpiłam.
Wielokrotnie zastanawiałam się, czy mogłam tęsknić za czymś, czego nigdy nie miałam, ale każda sekunda w towarzystwie brata boleśnie uświadamiała mi, że było to możliwe. Desperacko pragnęłam móc cofnąć czas i zmienić wszystko to, co poszło źle; otrzymać od Losu drugą szansę na życie, w którym nikt nie kazałby mi porzucić samej siebie.
Tak bardzo pogrążyłam się w myślach, że słowa Victora ledwo do mnie dotarły. Spojrzałam na niego z lekkim roztargnieniem. O dziwo prawie nie czułam już złości, tylko napływające falami zmęczenie i chłód. Miałam dość rozmowy z bratem – im dłużej na niego patrzyłam, tym bardziej chciałam po prostu odwrócić się i odejść bez słowa, chociaż zaledwie przed chwilą byłam gotowa powiedzieć ich całe mnóstwo.
- Weź tę kurtkę z powrotem – powtórzyłam. Mój głos po raz pierwszy brzmiał zupełnie normalnie. - Nie mam daleko do domu i nic mi się nie stanie, jeżeli zmoknę. Jedyne, czego od ciebie chcę, to żebyś nie próbował ingerować w moje życie. Chyba oboje się zgodzimy, że poprzednim razem nie wyszło ci to najlepiej, prawda? Po prostu żyjmy tak, jakbyśmy się nie znali. Tylko o to cię proszę.
Nie zmierzyłam go wściekłym wzrokiem. Nie wygięłam ust w ironicznym uśmiechu. Po prostu popatrzyłam na niego przez chwilę, po czym ruszyłam w stronę domu.

zt
Powrót do góry Go down
the leader
Victor Sean
Victor Sean
https://panem.forumpl.net/t2295-victor-sean#31792
https://panem.forumpl.net/t2297-victor-sean#31798
https://panem.forumpl.net/t2296-victor-sean#31797
https://panem.forumpl.net/t2298-victor-sean#31799
Wiek : 22
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta
Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela
Obrażenia : zrastający się złamany nos.

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 EmptyPon Kwi 27, 2015 11:25 am

Odkąd zakończyła się rebelia i zamieszkał w Kapitolu, w deszczowe dni Victor siadał przy zamkniętym oknie w swoim mieszkaniu i czasami obserwował to, co działo się na zewnątrz. Patrzył na ludzi i zwierzęta, usiłujących ukryć się przed ulewą, próbujących zrobić wszystko, byleby tylko nie przemoknąć. Ilekroć siadał przy oknie, zdarzało mu się myśleć o ludziach, których znał, o własnej siostrze. Czy wśród tych rozmazanych przez deszcz sylwetek mogła mu gdzieś mignąć ta jedna, postać blondynki, której zniszczył życie?
Patrzył na swoją siostrę i nie wiedział, co właściwie powinien powiedzieć.
Czy powinien błagać ją o wybaczenie, prosić o to, by spróbowali żyć jak rodzina? To byłoby głupie, w końcu Cypriane kolejny raz zaznaczyła, że nie życzy sobie kontaktu z bratem. To bolało, bolało jak diabli, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu. Chciał to naprawić. Chciał zrobić cokolwiek, byleby naprawić tę sytuację, ponownie mieć siostrę, pozwolić, by życie potoczyło się swoim torem… Nikt poza nim nie wiedział, ile Victor był w stanie oddać, by tylko odzyskać osobę, którą stracił przez własną głupotę.
Mógłby to zrobić choćby i za cenę własnego życia.
Spojrzał w jej oczy i skinął głową, niezdolny do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa. Tak bardzo chciał powiedzieć Cypriane, że żałuje, ale czy ona w to uwierzy…?
- Możesz na mnie liczyć, jeśli będziesz potrzebować pomocy – wydusił z siebie, odbierając od niej kurtkę.
Po chwili odjeżdżał, nie mogąc przestać myśleć o tym, że kolejny raz poczuł się jak ścierwo.

zt
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Główna ulica - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Główna ulica   Główna ulica - Page 5 Empty

Powrót do góry Go down
 

Główna ulica

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 5 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5

 Similar topics

-
» Główna Ulica
» Główna ulica
» Główna ulica
» Zalana ulica
» Zalana ulica

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Centrum miasta-