IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Lobby i sala główna

 

 Lobby i sala główna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyNie Wrz 14, 2014 1:58 pm

Kapitolińska Galeria Sztuki to pierwszy budynek na zniszczonych obrzeżach, który został odbudowany po rebelii. Utrzymany w nieco innym stylu niż jego poprzednik, mieści w sobie kilkanaście przestronnych, przeznaczonych na cyklicznie zmieniające się ekspozycje sal oraz restaurację dla odwiedzających. Ponieważ prace nad jego odrestaurowaniem trzymane były w tajemnicy, uczestnicy bankietu mogą zobaczyć go w całej okazałości jako pierwsi.




Lobby utrzymane jest w jasnej kolorystyce i w sposób otwarty połączone z pierwszą, największą salą. Głównym i stałym elementem wystroju jest płytki, podświetlony basen. W dzień bankietu, okrągłe lampki na dnie wraz ze świecami przy stolikach, stanowią jedyne oświetlenie pomieszczenia; pozostałe lampy są mocno przyciemnione.




Motywem przewodnim aktualnych ekspozycji są - rzecz jasna - Głodowe Igrzyska. Ogromny, metalowy szkielet, znajdujący się w sali głównej, to w rzeczywistości replika szkieletu największego stworzenia, jakie pojawiło się do tej pory na Arenie: gigantycznego węża morskiego, bohatera Trzydziestych Piątych Głodowych Igrzysk. W okrągłych otworach z boku sali znajdują się wszystkie szczęśliwe talizmany, które trybuci przez lata zabierali ze sobą z rodzinnych dystryktów. A przynajmniej te, które udało się odzyskać.




Przestrzeń pomiędzy ekspozycją, a basenem, zazwyczaj jest pusta, jednak na czas bankietu rozstawiono na niej okrągłe oraz prostokątne stoliki dla gości. Usadzenie nie jest z góry rozplanowane, panuje w tym względzie pełna dowolność. Uprasza się jednak, żeby nie zmieniać swoich miejsc w trakcie trwania przyjęcia, chyba że za aprobatą innych osób przy stoliku.




Oprócz stolików, w lobby znajduje się w pełni wyposażony bar. Muzyka płynie z głośników, gdyż zrezygnowano z udziału orkiestry. Wokół stolików, oprócz kelnerów, kręcą się przedstawiciele Organizatorów Głodowych Igrzysk, u których chętni sponsorzy mogą zostawiać czeki wypisane na nazwiska poszczególnych trybutów.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyNie Wrz 14, 2014 9:11 pm

Podróż limuzynami trwa około pół godziny, po której uczestnicy bankietu orientują się, ze znaleźli się... na obrzeżach. Eleganckie samochody podjeżdżają pod nowoczesny, lśniący budynek, dosyć wyraźnie odcinający się od reszty zniszczonych rebelią zabudowań. Niektórzy z dawnych mieszkańców stolicy, jeśli przyjrzą się dokładnie, będą w stanie rozpoznać w nim niegdysiejszą galerię sztuki.

Limuzyny wysadzają gości przed wejściem, skąd czeka ich krótka droga po czerwonym dywanie do środka. Tym razem brakuje tłumu reporterów, ponieważ miejsce bankietu zostało utrzymane w tajemnicy; jedynymi "mediami" są wynajęci przez Organizatorów operatorzy kamer i fotografowie, którzy zachowują się profesjonalnie i nie nagabują żadnego z uczestników przyjęcia.

Kiedy już wszyscy znajdują się w środku i zajmują miejsca przy stolikach, na podwyższeniu, doskonale widocznym z każdego miejsca sali, pojawia się hologram prezydent Panem, Almy Coin. Kobieta, ubrana w charakterystyczny dla siebie mundur, obejmuje wzrokiem zgromadzonych (których zapewne ma okazję obserwować na ekranie monitora w swojej siedzibie) i odzywa się. - Witajcie! - mówi, wyciągając ręce do tłumu, jakby chciała go objąć. - Nawet nie wiecie, jak żałuję, że nie mogę czynnie uczestniczyć w bankiecie - obowiązki zatrzymały mnie na posterunku. Mam jednak nadzieję, że zabawa okaże się pierwszorzędna, oraz że wielu z was z chęcią wesprze tegorocznych trybutów. - Przerywa, robiąc krótką pauzę. - Wesołych Głodowych Igrzysk i niech Los zawsze wam sprzyja! - dodaje na koniec, po czym hologram znika, a z głośników rozlega się muzyka, oficjalnie rozpoczynając przyjęcie.


Od teraz macie pełną swobodę w grze. Możecie przemieszczać się po budynku i wchodzić w interakcje. Mistrz Gry póki co pozostaje uśpiony, bacznie obserwując i reagując spontanicznie od czasu do czasu, chociaż mentorzy przez cały czas mogą cieszyć się wyjątkową uwagą. Nie bójcie się jednak, że będziecie się nudzić - Siła Wyższa jeszcze się pojawi zanim ten wieczór dobiegnie końca. :>
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyNie Wrz 14, 2014 9:30 pm

Powietrze w limuzynie przyjemnie chłodziło jej ciało i odkryte ramiona pokryły się od razu gęsią skórką, chociaż równie dobrze mógł być to wynik poddenerwowania i bliskości Gerarda. Eleganckiego, zdystansowanego, odległego o pięć centymetrów, chociaż równie dobrze mogli znajdywać się na wyspach, oddzielonych kilometrami oceanu. Nie mogła go dotknąć tak, jak powinna - czyż nie zbliżała się właśnie pora kolacji? - nie mogła wpatrywać się w jego oczy i nie mogła odczytywać niepewnych znaczeń prosto z ruchu jego warg na swojej skórze. Ta niemoc bolała niemalże fizycznie i dlatego korzystała z ostatnich sekund ich względnej samotności, próbując nadrobić stracony wśród ludzi czas. Bezskutecznie; kiedy ominął jej usta, wykrzywiła wargi w odruchową, niemalże dziecięcą podkówkę, uspokajając się jednak natychmiastowo, kiedy poczuła na szyi jego ciepły język. Ten bodziec uderzył jej system nerwowy bardziej niż pewna dłoń wędrująca pod sukienką; uwielbiała jego oddech na tym wrażliwym miejscu tuż przy szyi i odruchowo rozchyliła nogi, podnosząc głowę znów w jego stronę, gotowa na karę albo... Towarzystwo. Niechciane, nagłe, niechętne; z trudem pohamowała jęk zawodu albo czystej irytacji, tak cudownie niezgranej z charakterem posłusznej córki. Trzymała się jednak w ryzach perfekcyjnie, szybko łącząc kolana i wpatrując się w elegancką kobietę z lekkim...niepokojem. Gdyby nie powitanie, jakie Gerard zaserwował nieznajomej, pewnie byłoby to raczej niewinne zaciekawienie, ale kiedy zobaczyła jak muska ustami jej czerwone wargi aż wbiła paznokcie w wygodne obicie siedzeń, biorąc nieco świszczący oddech przez zaciśnięte usta. Także czerwone; szkoda, że nie odebrała normalnego, nastoletniego wychowania, bo mogłaby urządzić pretensjonalną awanturę o pojawienie się na imprezie w podobnych, czerwonych sukienkach. Tak się jednak nie działo, chociaż w ciągu sekundy Scarlett stała się w oczach Maisie zagrożeniem. Wyglądała o niebo lepiej; Mai wpatrywała się w jej kobiecą sylwetkę, wielkie, jasne oczy i wspaniale ułożone włosy, jednak prawdziwa siła - i przekleństwo dla kogoś tak przeciętnego jak Maisie - kryło się w jej aurze, pełnej nonszalanckiej i wręcz kpiącej siły. Wysysanej z panienki Ginsberg nawet podczas niemalże przyjacielskiego uścisku, w jakim nie odnajdywała się kompletnie, sztywniejąc tak, jakby blondynka miała zaraz wbić jej wypielęgnowane paznokcie w szyję. Najchętniej odepchnęłaby ją od siebie, powstrzymała jednak histeryczny odruch i po chwili po prostu wbiła się w kanapę obok Gerarda, wpatrując się w Scarlett jak autystyczne dziecko. Nie znała jej, chociaż wielokrotnie słyszała z ust Ginsberga imię drogiej...przyjaciółki? Kochanki? Wszystko zapętlało się w głowie Maisie i sprawiało, że spinała wszystkie mięśnie jeszcze mocniej, niemalże wibrując pod lekkim dotykiem Gerarda. Platonicznym, wystarczającym jednak do utrzymania jej w ryzach. Nie odezwała się jednak ani słowem, dalej uporczywie spoglądając na piękną twarz kobiety (wręcz nienaturalnie piękną), w ogóle nie przysłuchując się rozmowie. Nauczono ją ignorowania dyskusji osób mądrzejszych i tak też robiła, uznając sprawę narzeczeństwa za zakończoną już w chwili, w której Gerard obiecał jej wyłączność. Od obrączki, ale czy od innych kobiet? Od Scarlett? Ta myśl stała się nagle tak nieznośna, że w końcu odwróciła wzrok od blondynki, wpatrując się bez słowa w szybę limuzyny, nawet nie zauważając, że samochód ruszył. Była zbyt skupiona na opanowywaniu głupich wizji i reakcji godnych durnej, zazdrosnej nastolatki. Co wydawało się sukcesem, bo przez całą wesołą przejażdżkę nie odezwała się nawet słowem, dopiero po zatrzymaniu powracając wzrokiem do Scarlett. Nie potrafiła udawać ani manipulować, chociaż starała się ukryć palącą niechęć pod lekkim uśmiechem. Potrzebowała jednak bliskości Gerarda i znów złapała jego ramię, dając się mu podprowadzić do wejścia budynku. Znów skupiając się na równych krokach i nie podłożeniu Scarlett nogi, z ciężkim sercem przeczuwając, że teraz już nie uniknie tłumu i konfrontacji z ludźmi.
Powrót do góry Go down
the victim
Alex Morrigan
Alex Morrigan
Wiek : 36
Zawód : ex-mentorka|bezrobotna

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyNie Wrz 14, 2014 9:47 pm

|Nędzny post z telefonu. Mam problemy z internetem. Wybaczcie.|
Nie wdawałam się w rozmowy z towarzystwem z limuzyny. Miałam zbyt paskudny humor, którym nie chciałam dzielić się z innymi ludźmi. Mimo wszystko coś tam normalnego w sobie miałam, co nie pozwalało mi na dręczenie i tak wyraźnie przybitych osób. Poza tym miałam w swoim przyjściu inny cel, który powstrzymywał mnie przed robieniem głupstw. Poprzedniego wieczoru przecież poproszono mnie o ingerencję w coś, co nie powinno nigdy zaistnieć a czego prawowita osoba nie mogła powstrzymać, bo przecież była martwa. Paskudna sprawa i dołująca również.
Nie bawiłam się dobrze i wątpiłam w to, że to jeszcze się zmieni. Najchętniej wyniosłabym się z tej sali i ogólnie z całej Galerii, w którą z pewnością władowano aż za dużo forsy, ale ta jedna drobnostka, która liczyła się dla kogoś innego kto z kolei był dla mnie ważny. To przez nią rozglądałam się po pomieszczeniu i usiłowałam namierzyć wzrokiem mój cel, którego jak na złość nie było.
Byłam pewna, że nie pomyliłam się w mojej ocenie. Osobnik miał się zjawić. To była tylko kwestia czasu. Uciekającego mi coraz szybciej i tego, którego raczej nie miałam. Zresztą nieważne. Kogo to obchodziło, jak nie mnie samą? Nikogo. Koniec historii felernej kobietki na okropnym bankiecie zadedykowanym osobom mającym niedługo umrzeć i tak.
Tym razem bum nie wchodziło w grę, więc sytuacja trybutów przypominała tylko marny kabaret. Wielkich aktów przed areną i niszczenia ich na niej. Jedna wielka porażka, w której nie brałam już udziału jako mentorka i dobrze. Za bardzo mnie to wszystko dołowało. Wolałam odpoczywać przez większość czasu a pojawiać się tylko w najważniejszych chwilach. Jak ta. Pytanie tylko, gdzie był mój cel?
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyNie Wrz 14, 2014 11:06 pm

Nie zauważał zdenerwowania Maisie. Być może powinien być wobec niej bardziej opiekuńczy, zwłaszcza w jej stanie, ale był przekonany, że w życiu zniosła już naprawdę wiele (i niejednokrotnie błagała o więcej, budząc w nim jeszcze bardziej prymitywne potrzeby niż to samcze wpychanie dłoni między jej uda); więc przejażdżka wygodną limuzyną w towarzystwie sympatycznej Scarlett nie będzie dla niej wyzwaniem. Byłby głupcem, gdyby nie zauważył jednak, że jego przyjaciółka grywa wyjątkowo za czysto, kłamiąc z nut i to w najbardziej schematyczny sposób, ale nie przeszkadzało mu to wcale.
Gdyby byli sami (oczywiście miał na myśli ten rozkoszny trójkąt), to pewnie zapytałby wprost, co sądzi o jego... seksualnej niewolnicy i dumie - krew z krwi - ale nie zamierzał wdawać się w żadne dyskusje przy osobach, które prędko zasiliły wnętrze limuzyny. Nie witał nawet panienki Snow, która zapewne miała ochotę wydrapać mu oczy długimi paznokciami i nawet nie przypuszczała, jak bardzo głęboko zna jej kuzynkę, której i tak nie zamierzał sponsorować. Wolał skupić się na jeździe bez trzymanki, przekazując jedynie najdroższej przyjaciółce (nigdy nie łączył pożądania z interesami) kieliszek szampana za zdrowie swojej ukochanej narzeczonej. Wiedział, że zrozumie go bez słów i już zacznie obmyślać skuteczne sposoby na krwawe pozbycie się jej z ich wspólnego życia. We trójkę?
Szybko zmieniał punkt widzenia, dołączając swobodnie kolejną osobę do układanki. Nie chodziło o wielkie zaufanie, tego nie łączył z pasją,która powodowała, że z każdym przelotnym dotykiem Maisie płonął; ale nie zamierzał jej też wykluczać z naturalnego krwiobiegu, w którym aż tliła się potrzeba zemsty na niewiernej narzeczonej. Musiał wyplątać się z tego dobrego politycznie układu, więc nie dziwnego, że te właśnie myśli zajmowały jego uwagę. Odsuwając Igrzyska na dalszy plan, zresztą, poza jakże wdzięcznym, pokornym i sprawnym w pewnych dziedzinach Evenem nie miałby kogo sponsorować. Nie cenił przeszłych zabawek, w nowe nie zamierzał inwestować w ciemno, więc pojawiał się tutaj tylko, by zaprezentować całemu światu swoją córkę.
Wiedział, że w tym świecie jakiekolwiek koligacje rodzinne są poczytywane za słabość i że przed rokiem zrobił naprawdę wiele, by pozbyć się wszelkich naleciałości uczuciowych ze swojego życia (Ralph był tylko kundlem, który zabiegał o jego uwagę); ale odrzucenie Maisie z punktu widzenia biologii byłoby głupie. Była jego córką i genetyczną niespodzianką od losu, wprawdzie jeszcze niedoskonałą - na pewno poprosi Scarlett o pomoc w doborze odpowiedniego chirurga plastycznego dla swojej latorośli - ale już noszącą jego dziedzica. Przez co należało jej się miejsce u jego boku, nawet jeśli miało to znaczyć jeszcze większe prześladowanie z jego strony. Przecież garbiła się niesamowicie, więc naprostował to delikatnym ściągnięciem jej łopatek, kiedy już wchodzili do sali. Sztuka, rozumiał jej wpływ na cywilizację, poznawał architekturę jako młodzieniec, który szuka odpowiedzi, ale nigdy nie był nią zafascynowany na tyle, by poświęcać jej uwagę. Dlatego wolał skupić uwagę na wielkim szkielecie, który sprawił, że uśmiechnął się szeroko. Być może tak nazywało się zdobywanie natchnienia na kolejne spotkania z więźniami... bądź byłą narzeczoną, ale pogładził palcami w rękawiczkach to znalezisko, czując się niemal nostalgiczne na samo wspomnienie tego święta.
Już nieistotnym było to, że Alma Coin postanowiła zrezygnować - czyżby jakieś plotki o zamachu czy zwykłe środki ostrożności (?) - a obok niego znajdują się dwie krwiste boginie, mierzące się nienawistnymi spojrzeniami - liczyło się tylko to, że znowu znalazł się w otoczeniu gości, czując na sobie wszystkie spojrzenia, kiedy zdejmował rękawiczki i odrzucał jej do tyłu, nie troszcząc się o to, czy nie złapie ich jakaś zaplątana wsza z Kwartału. Uśmiechnął się szeroko, biorąc z tacy kelnera szampana.
- Wodę dla pani - wskazał na Maisie, jeszcze nie do końca brzemienną w widocznym aspekcie, ale przecież cała trójka wiedziała, że kobieta nie dostanie ani grama alkoholu, który teraz podawał Scarlett, decydując, że wąż morski musi stanąć w bibliotece Ginsbergów. Zaczekał, aż i jego córka dostanie kieliszek, który sprawdził szybko wzrokiem i wzniósł toast.
- Za spełnienie naszych planów - dodał porozumiewawczo w stronę swojej cudownej przyjaciółki, która komponowała się z tym wnętrzem tak bardzo, że nagle zrozumiał, że nie potrzebują pani prezydent.
Już ją mieli, stała ramię w ramię ze swoim wspólnikiem, obserwując zapewne równie badawczo towarzystwo, które nagle zaczęło przypominać mu sentymentalne czasy Starego Kapitolu, który ożywał w każdym brzęku naczynia (ach, ci nieudolni kelnerzy!), westchnięciu starszej pani i szeregu jęków, które miały wznieść się w niebo jak modlitwa, kiedy minie już północ i obudzą się dawne demony. Starał się nie patrzeć na Maisie, a mimo wszystko w myślach rozebrał już ją całą, prowadząc do gości na smyczy - wielka szkoda, że tylko metaforycznej. Chętnie założyłby jej obrożę na dzisiejszy wieczór, zwłaszcza dostrzegając w tłumie Malcolma, który zapewne już bacznie ich obserwował.
Niepotrzebnie, dziś był tylko grzecznym ojcem, który oblizuje wargi dokładnie z szampana i obmyśla odpowiednią chwilę, by zaciągnąć ją wśród świateł do najbliższego miejsca odosobnienia, jak przystało za dawnych kapitolińskich czasów, których był niewątpliwie królem. Nic dziwnego, że tu czuł się równie dobrze, milknąc wśród muzyki, która tylko czekała na to, by się w niej zatracić.
Uwielbiał tracić zmysły - bywał wówczas ludzki równie mocno jak wtedy, kiedy przyszło mu obdzierać ze skóry. Niesamowite, że właśnie za to wznosił kolejny toast, patrząc prosto w oczy Nicole. Już czuł, że to będzie olśniewający wieczór, kiedy chwytał swoje obie damy pod rękę, prowadząc do stolika. Wiedział, że nie przypałęta się tu nikt niepożądany, nie zamierzał wymieniać swoich wrogów na nowych, przywiązywał się do starych (czy to jego ojciec wszedł na salę?) i zawsze umiał znaleźć drobną przyjemność w planach, które zwykłemu śmiertelnikowi spędzały sen z powiek.
Ale Ginsberg miał się za boga i wcale się tego nie wstydził.


Ostatnio zmieniony przez Gerard Ginsberg dnia Pon Wrz 15, 2014 11:20 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyPon Wrz 15, 2014 12:03 am

/z dachu ośrodka, gdzie w sumie nic się nie zadziało

suknia

Pewne rzeczy pozostają oczywiste. Jak to, że należy się pokazać na balu sponsorów. Reiven wzbudzała sensację już wchodząc do podstawionej limuzyny. Niektórzy pierwszy raz widzieli ją w nowej fryzurze, poza tym wyglądała zjawiskowo, w długiej spódnicy z długim rozcięciem i biełej, krótkiej bluzce. Do tego szpilki, coś czego Reiven Ruen nie nosiła na co dzień a nawet od święta. Nie uśmiechała się do fotografów, ale pozowała do zdjęć. Wyraz jej twarzy był chłodny, jak wtedy kiedy mieszkała w Kapitolu jako zwycięzca Igrzysk.
W limuzynie milczała i wyglądała przez okno, próbując jakoś się nastawić na kolejną serię zdjęć i szeptów wymienianych za jej plecami.
"Nieobecna mentorka", "tajemnicze zniknięcie Reiven Ruen, czy przechodzi załamanie nerwowe?", "Dawna gwiazda Kapitolu, była szefowa strażników pokoju wraca do stolicy po kilkudniowej nieobecności i zachwyca nowym wizerunkiem". Słyszała te komentarze rzucane przez dziennikarzy, czuła na sobie spojrzenia obcych ludzi.
W lobby powoli zbierali się ludzie, pani prezydent nie raczyła do nich dołączyć, może to i lepiej. Uwaga Reiven padła niemal od razu na duet z piekła rodem. Gerard i Scarlett. Czyli ta dwójka się znała i wyglądała na pozostającą w dobrej komitywie. Cenna obserwacja. Ominęła ich nie zaszczycając spojrzeniem. Zdążyła wcześniej ustalić gdzie stoją i jak patrzeć by nie musieć na nich zerknąć, a jednocześnie nie wejść wprost na nich. Podeszła do baru i zamówiła kieliszek szampana. Kiedyś nie piła wcale, ale po swojej... hmm.. przygodzie z Drake'iem wiedziała, że ma mocniejszą głowę niż by się mogło wydawać.
Spod baru po raz kolejny rozejrzała się po sali, szukając spojrzeniem kogoś kogo mogłaby nazwać sojusznikiem, bądź przyjacielem. Finnick jeszcze nie dojechał, Rosemary też nie i Rei nie wiedziała czy w ogóle planuje się zjawić. Michaela z oczywistych względów nie było i jego nawet wolała nie szukać, bo ciężko by było pozostawać obojętną. Miała nadzieję, że nie przyjdzie jej spędzić tego wieczora samotnie. Samotność groziła niepożądanymi konwersacjami z ludźmi pokroju Ginsberga. Wzdrygnęła się na samą myśl. Oparła łokieć o blat baru i popijała szampana czujnie zerkając na boki.
Powrót do góry Go down
the civilian
Scarlett Ashworth
Scarlett Ashworth
https://panem.forumpl.net/t2152-scarlett-ashworth
https://panem.forumpl.net/t2158-szkarlatne-relacje
https://panem.forumpl.net/t2157-scarlett-ashworth
https://panem.forumpl.net/t2201-scarlett
https://panem.forumpl.net/t3205-scarlett-ashworth
Wiek : 38
Zawód : wzgardzony rządowiec, wykładowca ekonomii na uniwersytecie
Przy sobie : gaz pieprzowy, laptop, telefon komórkowy, prawo jazdy
Znaki szczególne : brak pigmentu w skórze
Obrażenia : urażona duma

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyPon Wrz 15, 2014 2:57 pm

Chciałaby, żeby miejsce bankietu było dla niej takim samym zaskoczeniem, jak dla większości wysiadających z limuzyn mieszkańców Kapitolu. Nie rebeliantów; nie było sensu się oszukiwać, wszyscy doskonale wiedzieli, że co najmniej połowa obecnych swego czasu trwała, mniej lub bardziej wiernie, u boku poczciwego Coriolanusa. Taka była kolej rzeczy, a sama Scarlett nie widziała w tym fakcie niczego złego. Wprost przeciwnie; to, że wyszli z rebelii obronną ręką świadczyło jedynie o ich inteligencji i umiejętnościach strategicznych. Inaczej sprawa miała się z faktycznymi zwolennikami Coin, którzy stanowili tutaj element zbędny, odcinając się od wspaniale urządzonych ekspozycji i marszcząc szare czółka w brzydkim grymasie. Pogardliwym? Pełnym obrzydzenia? Głupcy; Scarlett chwilami szczerze współczuła im ignorancji i naiwnych przekonań, które kazały odrzucić im otrzymany od losu prezent. Na rzecz czego? Przyglądała im się z wyższością, omal nie roniąc samotnej łzy (radości) na myśl o czekającej ich wkrótce porażce, którą nowa władza zaserwuje im na ich własne zamówienie. Nie zasługiwali na przebywanie w tych pomieszczeniach, nie będąc w stanie właściwie docenić ich piękna i symboliki, do którego sama Ashworth przyłożyła rękę. A nawet obie ręce, gdy przedzierała na pół kolejne projekty, odrzucając wciąż i wciąż tak samo nudne pomysły ekspozycji. To, co finalnie znalazło się w budynku, również nie satysfakcjonowało jej w pełni, ale przy przyćmionych światłach i w towarzystwie tak... wyborowym, była w stanie uznać za znośne.
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie zauważała niechętnych spojrzeń ze strony Maisie. Jej awersję wyczuła jeszcze w limuzynie; tę samą, która teraz wyciekała z każdego pora jej skóry, gdy zaborczo chwytała za ramię tatusia strzelając naokoło wzrokiem przerażonej sarenki. Żałosne; jeszcze jej nie znała, skoro nie zdawała sobie sprawy, że gdyby chciała odebrać jej cokolwiek, to nic nie stanęłoby jej na drodze. Wystarczyłby kaprys i nie zawahałaby się przed rozluźnieniem owego dramatycznego uścisku chudych palców brunetki, nawet gdyby musiała zrobić to siłą, odrywając je od jej bezwładnego ciała.
Gdyby; młoda Ginsbergówna, na swoje szczęście, znajdowała się póki co daleko poza obszarem zainteresowań Scarlett, dzisiejszego wieczoru stanowiąc dla niej jedynie nieco ekstrawagancki gadżet, który jej drogi przyjaciel postanowił zabrać ze sobą. Z niezrozumiałego dla niej powodu; nie zwykła jednak podważać jego decyzji, przezornie uznając, że nie warto - przynajmniej dopóki nie godziły w nią samą. Obserwowanie wijącej się poddańczo dziewczyny było na krótką metę nawet zabawne, choć znudziło ją szybko. Alma nie zdążyła jeszcze wirtualnie pojawić się w sali, a Maisie już zamieniła się w jej mniemaniu w jeden z licznych elementów wystroju.
Uśmiechnęła się do Gerarda, biorąc od niego kieliszek szampana. Nie zamierzała bynajmniej spędzać w tym rodzinnym gronie całego wieczoru, gdyż lista jej osobistych zadań była wystarczająco długa, ale póki co wciąż nie potrafiła odmówić sobie dzikiej radości, jaką dawało jej obserwowanie milczącej agonii szatynki. Fakt, że była w ciąży niczego nie zmieniał; Scarlett nigdy nie mogła pochwalić się czymś tak bezsensownym jak bezwarunkowy szacunek. W jej mniemaniu należał on do jednej z niewielu naprawdę realnych wartości i był zbyt cenny, żeby można było pozwolić sobie na obdarowywanie się nim nawzajem tak po prostu. A Maisie póki co nie zrobiła niczego, żeby zaskarbić chociaż jego cząstkę.
- Niechybne - odpowiedziała krótko, z uśmiechem satysfakcji na krwistoczerwonych ustach, uciekając wzrokiem w stronę strojącego na wodzie szkieletu i wyobrażając sobie na jego miejscu wysoki podest z dwoma zdobionymi krzesłami. Naprawdę wierzyła, że prędzej czy później ona i Gerard skończą na tronie; to również była oczywista kolej rzeczy, która dzisiaj, w blasku bankietowych lamp, nigdy jeszcze nie wydawała się tak bardzo w zasięgu ręki. Oboje weszli już tak wysoko, że pokonanie ostatniego, złotego szczebla wydawało się dziecinnie proste, a liczba osób, którą mieli strącić po drodze, malała w zadowalającym tempie.
Odchyliła się na krześle, sącząc powoli szampana i dając sobie chwilę na nieskrępowaną obserwację zgromadzonych przy stolikach osobistości, zastanawiając się, ilu z nich wydrapałoby jej oczy, gdyby tylko nadarzyła im się taka okazja. W jej jasnych tęczówkach tańczyły nieodgadnione ogniki, mrugając złowieszczo do rytmu wydobywającej się z głośników muzyki. Instrumentalnej, klasycznej; idealnego podkładu do dzisiejszego wydarzenia, któremu już teraz w myślach nadała miano znaczącego. Bo oto w jednej sali zebrali się wszyscy - zwolennicy i przeciwnicy Głodowych Igrzysk, jedni z zadowoleniem, drudzy z hipokryzją, łącząc się w jeden bogaty tłum, ostatecznie rozstrzygający kwestię głupiego oporu wobec tradycji, jaką przecież był ten turniej. Szampan rozlewał się do kieliszków, i w tamtej jednej chwili nikomu nie przeszkadzało, że już za kilkanaście godzin tak samo obficie poleje się trybucia krew, kiedy gong oznajmi początek rzezi.
- Jacyś ulubieńcy wśród trybutów? - zapytała lekko, pozornie kierując pytanie do obojga Ginsbergów, choć każda jednostka szczycąca się chociaż zalążkiem inteligencji odczytałaby z jej spojrzenia personalia prawdziwego adresata słów. Naprawdę była ciekawa, kogo jej przyjaciel uznawał za najbardziej wartego ocalenia. Osobiście uważała, że Igrzyska nie powinny mieć żywego zwycięzcy, a ostatniego stojącego zawodnika należało odstrzelić zaraz po zdobyciu przez niego nieśmiertelnej sławy. Do tego jednak póki co nie udało jej się nakłonić Coin (zresztą - nawet nie próbowała, zachowując tę nowelizację na własne rządy), więc łapała się czasami na odnajdywaniu grzesznej rozrywki w śledzeniu poczynań rzuconych na pożarcie dzieciaków. Zwłaszcza, kiedy osoba, którą na samym początku okrzyknęła przyszłym triumfatorem, naprawdę wygrywała.
A to zdarzało się całkiem często; koniec końców, zwyciężanie było czymś, na czym znała się jak nikt.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyPon Wrz 15, 2014 5:50 pm

Dalsza podróż minęła zadziwiająco spokojnie i nawet nie zauważyłam, kiedy te trzydzieści minut zleciało. Siedziałam w ciszy, co jakiś czas zerkając w okno samochodu i obserwując oddalające się budynki i mijane ulice z dość dużą dozą obojętności, przynajmniej dopóki nie dotarliśmy na same obrzeża miasta, a we mnie nie zakwitła dość irracjonalna myśl, że faktycznie możemy być owieczkami prowadzonymi na rzeź. W końcu, po co wywoziliby nas na to pustkowie? Na obszary, gdzie nie ma niczego co mogłoby być właściwym miejscem na zorganizowanie bankietu. Byłam o tym święcie przekonana.
Dopóki samochody nie zatrzymały się wreszcie, a nam nie przyszło wysiąść wprost naprzeciwko nowego, zdecydowanie robiącego wrażenie budynku. Zamrugałam zaskoczona rzucając zdziwione spojrzenie w stronę Malcolma, unosząc brwi nieznacznie w górę. Skoro do Capitol’s Voice nie dotarło nawet słowo o działaniach związanych z tym terenem, planach budowy czy też rekonstrukcji, Organizatorzy musieli naprawdę postarać się przy zacieraniu wszelkich tropów. Albo tak mocno ściskali w garści redaktora naczelnego, iż ten nie pozwolił na to by nawet najmniejsza plotka rozniosła się po otoczeniu. Nie byłam pewna, która z opcji wydawała mi się bardziej prawdopodobna, jednak wiedziałam, że obydwie możliwości wydawały się równie groźne. Skoro rząd coraz lepiej radził sobie z manipulacją ludźmi…
Nawet nie chciałam myśleć o konsekwencjach tego faktu.
Uśmiechnęłam się niepewnie do Malcolma, po czym uchwyciłam go pod ramię kierując się w stronę wejścia. Wnętrze budynku robiło jeszcze większe wrażenie niż początkowe oględziny, z zafascynowaniem przyglądałam się wielkiemu szkieletowi węża, powstrzymując w sobie chęć wyciągnięcia ręki i pogładzenia metalowych zdobień, dotknięcia końcówki błyszczącego w sztucznym świetle kła. Byłam ciekawa jak bardzo twórca zadbał o autentyczność wykonania szczegółów i czy faktycznie zębiska repliki gada były tak ostre jak według opowiadań te u żywego stwora.
Chłonęłam wzrokiem całą tą świetność, która mimo pojawiającego się obrzydzenia wzbudzała we mnie również pewną fascynację. Nie przywykłam do czegoś takiego, nie serwowanego w takiej formie. To prawda, że jako fotograf nie raz znajdowałam się w miejscach luksusowych, jednak nigdy jako gość, nigdy nie miałam czasu na to by przyjrzeć się temu wszystkiemu uważnie, by skorzystać z oferowanych przez to możliwości. Fakt, iż tym razem było inaczej sprawił, że poczułam się przy tym dziwnie mała i musiałam wziąć kilka głębszych oddechów by zapanować nad mętlikiem w głowie i sprzecznymi myślami. I zachować względny spokój, kiedy zasiedliśmy przy jednym ze stolików.
- Nie zaprzeczę, jestem pod wrażeniem – odezwałam się w końcu do Malcolma, układając usta w lekko rozbawionym półuśmiechu. Gestem przywołałam jednego z przechodzących kelnerów niosących tace pełną kieliszków szampana i sięgnęłam po dwa z nich. Postawiłam przed nami naczynia i już chciałam nawet zaoferować jakiś mini toast, gdy mój wzrok – nadal błądzący po tłumie - zatrzymał się na Ginsbergu.
Nie umknęło mi oczywiście jak spogląda, zdawać by się mogło, prosto w moje oczy, unosząc swój kieliszek w geście toastu. Niewiele myśląc nad tym co robię podniosłam się powoli posyłając Malcolmowi przepraszający uśmiech.
- Przepraszam na chwilę.
Wsunęłam krzesło na miejsce, uchwyciłam w dłoń kieliszek, po czym ruszyłam w stronę stolika przez zajmowanego przez mężczyznę i dwie inne kobiety. I może to powinno mnie powstrzymać, jednak za późno zorientowałam się kim jest młodsza z nich. Zwalczyłam w sobie ochotę gwałtownego zatrzymania się i odwrócenia na pięcie, gdy dotarło do mnie, iż mój wzrok prześlizguje się po twarzy Maisie, siostry Malcolma, morderczyni matki Rory, tej samej kobiety, która została porwana przez bojowników z Kolczatki. Przełknęłam rodzącą się w gardle gulę strachu, wmawiając sobie, że gdyby Ginsberg zdawał sobie z mojego udziału w działalności podziemi nie miałabym szansy stąpać swobodnie po parkiecie tej sali.
Choć wcale nie potrafiłam uwierzyć, że dziewczyna nie przekazała informacji na temat tego co się działo w Kwaterze swojemu ojcu.
- Dobry wieczór – odezwałam się cicho i kulturalnie, uśmiechając się w stronę siedzących osób, zatrzymując o krok od wolnego stolika. – Mam nadzieję, że nie przeszkodzi wam, jeśli chwilę dotrzymam wam towarzystwa – dodałam dbając o to by w mój głos nie przelała się nawet krztyna ironii tak mocno sączącej się do mojego umysłu. Prawdę powiedziawszy miałam ochotę parsknąć śmiechem przyglądając się tej całej trójce, znęcającemu się nad ludźmi naczelnikowi więzienia, jego zastraszonej córce-morderczyni i kobiecie, która w dziwny sposób emanowała pewnością siebie wzbudzającą wręcz nieprzyjemne dreszcze. Święta, a raczej nie-święta trójca. – Nicole Kendith – przedstawiłam się, uśmiechając się uprzejmie i wyciągając dłoń w stronę nieznajomej kobiety.
Palce lewej dłoni zacisnęłam pewniej na kieliszku, który szybko wrócił do właściwej dłoni. Zerknęłam w dół na płyn nieznacznie jeszcze obijający się o ścianki naczynia, w duchu zastanawiając się jak bardzo nierozważnie teraz działam.
- Gerardzie, wybacz moje śmiałe zachowanie – zaczęłam po chwili podnosząc wzrok i skupiając uwagę ponownie na mężczyźnie – chciałam jedynie zaoferować Ci wzniesienie drobnego toastu – dodałam, unosząc na chwilę kieliszek.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyPon Wrz 15, 2014 5:58 pm

Kapitol iskrzył się dziś królewskimi kolorami - sam nie wiedział dokładnie, czy bardziej tęskni dziś za tymi nostalgicznymi czasami, kiedy mógł mimo wszystko bardziej swobodnie odgrywać swoje przedstawienia dla dorosłych widzów, dziś odbywające się tylko za kulisami czy wygląda niecierpliwie przyszłości, która miała przebiec pod znakiem powrotu do przeszłości. Nie miał wcale tu na myśli Panem i rządów swojego ukochanego (choć już byłego) prezydenta - Ginsberg raczej przeglądał stare annały w poszukiwaniu jeszcze bardziej inspirujących dla niego czasów. Odnalazł je z łatwością i teraz mógł upajać się tym, co zaserwowała im Scarlett w dziedzinie scenografii. Przepysznej, symbolicznej i wymagające. Podzielał jej zdanie, że tylko nielicznym przyjdzie tu odnaleźć siebie, cała reszta może poczuć się zdezorientowana, ale nigdy nie żałował ignorantów i prostaków. Uważał, że nie bez przyczyny, występuje w przyrodzie selekcja naturalna i ludzie stali się barbarzyńcami, wyrzekając się jej z szeroko rozwiniętej cywilizacji. Mógłby przysiąc, że i jego przyjaciółka podziela jego myśli, dzieląc zebranych tu gości na użytecznych i tych których pozbędą się po pierwszej elekcji. Nikt nie wątpił chyba, że ich ojczyzna była gotowa na zmiany, które miały zostać wprowadzone już wkrótce. Zwykła ostrożność, na pewno nie skromność i pokora, nakazywała mu trzymać w ryzach swoje śmiałe plany, które były widoczne tylko dla jednej osoby w tej sali. Cała reszta była natomiast przekonana, że Gerard pozostaje wierny Almie Coin i jej nieobecnej córce, której palec zdobił pierścień rodu Ginsbergów. Będzie musiał zwrócić uwagę przy pozbywaniu się jej palców na ten bezcenny klejnot - rubiny na zawsze miały kojarzyć się mu się czyjąś śmiercią i własnym zmartwychwstaniem, które dokonywało się także dzisiaj, kiedy oddychał pełną piersią tym samym powietrzem, które niegdyś rozpalało go do czerwoności.
W takich też okolicznościach poznawał swoją ulubioną mężatkę. Bywały i chwile, kiedy rozmyślał całkiem sensownie na sprowadzeniu jej do roli swojej kochanki - wiedział doskonale, że i w tej dziedzinie dopełniliby się bez reszty, tworząc niezwyciężony duet - ale każda namiętność niosła za sobą ograniczone ryzyko. Mógł je podejmować, jeśli chodziło o coś tak nieznaczącego jak opinia publiczna (naprawdę bywały dni, kiedy pragnął przenieść się z Maisie do któregoś z odległych dystryktów), ale w kwestiach politycznych pozostawał pragmatykiem, który nie zamierzał zaprzepaścić czegoś tak istotnego jak władza (jego ukochany afrodyzjak) na rzecz własnej przyjemności.
Na której brak nie narzekał - był zapalczywym hedonistą, który nawet w siedzeniu i sączeniu szampana potrafił dostrzec tę niesamowitą rozkosz, która sprawiała, że wszystkie zmysły oszalały. Wystarczyło tylko dopuścić do głosu nieograniczoną wyobraźnię, która już rozsadzała gości według jego bilansu zysków i strat - tych drugich było znacznie więcej - i według swojego instynktu łowcy, który widział większość przybyłych w aurze igrzysk. Nie tych, które miały rozpocząć się za kilka dni - rozrywanie dzieci przez inne dzieci obrażało jego inteligencję i niezaspokojone nigdy potrzeby; miał na myśli własne rzymskie święto, może jakiś pochód triumfatora, który będzie wzbudzał tylko i wyłącznie strach wśród poddanych. Niepotrzebnie zgadzał się na ten nudny pochód śmierci, który może i rozpaliłby jego fantazje, ale pozostawał nadal wydarzeniem odległym, nie mógł przecież nacieszyć nozdrzy odorem śmierci, nie będzie dane mu nasycić się smakiem potu wprost z ramion biednego trybuta, w którego się wgryzie; nie dotknie tej zmarłej Mayi z treningu, zamykając jej oczy na wieczność - te ograniczenia nie przypadały mu do gustu wcale, więc na pytanie Scarlett zamieniał się w zblazowanego Kapitolińczyka, który zawsze domagał się więcej.
Spojrzał przelotnie na Maisie, upewniając się, że wszystko w porządku (nie spodziewał się histerii po jego ostrych pouczeniach z domu) i oparł się wygodniej o krzesło, obserwując świat iluzji, z którym stykał się codziennie. Większość tych ludzi zapewne knuła za jego plecami, ale Ginsberg nie przejmował się pomówieniami. Wiedział doskonale, że jego przewagą jest reputacja, która sprawiała, że mogli go nienawidzić i przeklinać po wielokroć, ale żadne z nich nie decydowało się na śmiertelny atak. To byłoby zupełnie jak świętokradztwo, a wiedział, że jego ulubiona publika bywa dość... konserwatywna. To dlatego przestał utrzymywać obecnie jakikolwiek kontakt fizyczny ze swoją ukochaną córką, która milczała, zgodnie z jego rozkazami.
Idealne towarzystwo - śliczne, milczące i oszczędne w swoich opiniach, o których nie mogła mieć pojęcia. Szlifowała w pocie czoła inne, praktyczne umiejętności, które sprawiały, że umiała go zadowolić i coraz trudniej przychodziło mu skupienie się na rozmowie ze swoją wieloletnią przyjaciółką, która zapewne również znała się na tych naukach, choć to nadal pozostawało w strefie domysłów Gerarda. Jak i jej ofiara wśród trybutów, mógłby zgadywać na kogo postawi swoje pieniądze, ale o wiele zabawniej było dać jej wolną rękę i obserwować potem, jak zmienia układ całej gry. To było inspirujące doświadczenie, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę to, że oboje przekładali tę dziecinną (niemal) zabawę na politykę.
- Pytasz o to którego poznałem bliżej? - zadał pytanie retoryczne, patrząc prosto w oczy Astworth, był jedną z niewielu osób, które potrafiły bez przerażenia wpatrywać w te niebieskie, nienaturalne tęczówki, które zapewne u pozostałych znajomych (choć wątpił, czy posiadała takowych) budziły same negatywne odczucia. On dostrzegał w nich rozbawienie i pewną radość z powodu odkrycia, że pasują tu jak ulał. - Irving. Chcę, żeby ich wszystkich wypatroszył na Arenie i porozwieszał jak świnie - nachylił się do niej w czułym geście poprawienia jej zabłąkanego kosmyka włosów, który powędrował za jej ucho. Nie tylko dlatego, że nienawidził perfekcji, ale musieli pozostawać dyskretni. - A potem ja zrobię mu to samo, patrząc jak to biedactwo będzie skomleć o litość - dodał szeptem, niemal jak czuły kochanek, który opowiadał jej bardzo niemoralne bajki dla dorosłych słuchaczy.
Wyprostował się jednak bardzo szybko, może za sprawą Kendith, która właśnie przekroczyła niebezpieczną linię. Nie wiedział, czy chodziło o toast, który w jej ustach zabrzmiał dość prowokacyjnie czy może o zachowanie Maisie, które zapewne dla większości byłoby nic nieznaczące, ale nikt nie znał jej lepiej niż własny ojciec, więc dla Gerarda oczywistym stało się to, że panie się znają. Mógłby zaklaskać z uzasadnionej radości – do tej pory miał tylko poszlaki, teraz odnajdywał dowody i sycił się nimi, powracając wzrokiem do Scarlett.
- Rezerwuj mi tango i zajmij się moją znajomą wskazał na Kendith zupełnie tak, jakby oddawał do zębów swojej prawdziwej partnerce zwierzątko, na które polował długo, prosząc, by się z nim rozprawiła ostatecznie. – Nicole… - zabrał kieliszek ze stołu i stuknął się z nią szkłem – wypijmy za nasze kontakty, które zaczynają nabierać nowego wymiaru, mniej duchowego – dodał z zapałem, kryjąc w tych słowach ukrytą groźbę, która pewnie nie byłaby odczuwalna, gdyby nie jego przeszywające spojrzenie i triumf w oczach.
Muzyka zaczęła grać walca, wsłuchał się w rytm, który nagle sprawił, że uśmiechnął się szeroko, spełniając toast i jednocześnie unosząc się z miejsca, by wyciągnąć rękę do swojej ukochanej córki.
- Zatańczysz? – zapytał, ale tylko ktoś, kto nie znał go tak dobrze jak Nicole, mógł w tym pytaniu odnaleźć echa dżentelmena, który liczy się ze zdaniem damy. Cała reszta stolikowego towarzystwa widziała w tym pytaniu natomiast czysty rozkaz, który przyszło spełnić Maisie z łatwością, a on już mógł upajać się jej perfumami i smakiem zemsty, który wkrótce miał smakować z jej ust.
Par nie było sporo – dobrze znał przyczynę, która sprawiała, że rebelianci chowali się za stolikami, obserwując tylko śmiałków na parkiecie; ci wychowani w Trzynastce barbarzyńcy nie mieli pojęcia o prawdziwych namiętnościach, więc i taniec był tylko dla nich zbędną plątaniną ciał, w których Gerard odnajdywał bezustannie czyste pożądanie, które mąciło mu zmysły znacznie łatwiej niż szampan. Obecność Maisie u jego boku – dla postronnego obserwatora tak bardzo platoniczna i rodzinna – rozpalała go tak bardzo, że już zapomniał o subtelnych wizjach dzieci idących na śmierć, nie liczyło się nic, kiedy trzymał w ramionach swoją własność i rozporządzał nią wedle własnych reguł, nie myląc przy tym ani kroków, ani drogowskazów, które nakazywały mu trzymać ją w słusznym oddaleniu od siebie. Ojcowski taniec, pełen niespodziewanej namiętności, która finał miał w szepcie, którego i tak nie miała prawa nikt usłyszeć poza nimi.
- Chcę rozerwać te twoje krwistoczerwone usta, a potem je oblizywać bez końca. Teraz wygłosił jasny i prosty rozkaz, który miał skutkować oddaleniem się z parkietu, na którym i tak mógł być królem, choć to nie taniec sprawiał, że był tak szalenie głodny ciała swojej córki. Chodziło tylko o niebezpieczeństwo – o chęć posiadania jej wśród tłumu, który zapewne posądziłby ich o brak moralności.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyPon Wrz 15, 2014 6:07 pm

Umiejętność czerpania intelektualnej satysfakcji z estetycznej stymulacji dotyczyła wyłącznie ludzi wyrafinowanych, nic więc dziwnego, że Maisie praktycznie nie zwracała uwagi na otaczające ją wnętrza. Równie dobrze podłoga mogłaby być wyłożona arcydziełami sztuki a w kryształowe gabloty drogocennymi eksponatami sprzed wieków - minęłaby je z taką samą obojętnością. Nie wystudiowaną, nie była przecież aktorką ze spalonego teatru; po prostu nie odnajdywała się w świecie marmurów, długich sukni i zbyt jasnych świateł, odbijających się od czerwonego materiału jej ubrania. Żałowała teraz, że zgodziła się na taką ekstrawagancję - miała wrażenie, że każdy bacznie się jej przygląda i te intensywne spojrzenia niemalże kleiły się do jej ciała, otaczając ramiona nieprzyjemną warstwą. Startą opuszkami palców Gerarda, kiedy upomniał ją po swojemu. Wyprostowała się w jednej chwili, w myślach karcąc się za sekundową niesubordynację. Wolała już ciężkie polowania, długie piesze trasy i całodobową pracę niż cierpienia sztywnego bankietu. Źle czuła się w sukience, w tym pięknym wnętrzu i w towarzystwie swobodnej Scarlett, w porównaniu z którą prezentowała się zapewne jak głupiutki kocmołuch, wepchnięty na siłę do niechętnego jej świata. Niechętnego z wzajemnością; naprawdę z trudem utrzymywała na ustach uprzejmy, niemalże usłużny uśmiech, jakim obdarowała także kelnera, odbierając od niego kieliszek z wodą. Nie, nie zamierzała wznosić przyjacielskiego toastu, nie wnikała też w skomplikowane plany Gerarda i kapitolińskiej piękności, będąc tak niezorientowaną w politycznych gierkach jak to tylko możliwe. Powinna dowiadywać się o zainteresowaniach swojego opiekuna, jednak te informacje pozostawały daleko poza zasięgiem jej głupiutkiego umysłu, niezdolnego do pojęcia wysublimowanej sztuki bezkrwawej walki o wygodne fotele za dębowymi biurkami. Totalna abstrakcja, ignorowana przez Maisie tak samo jak nieco pogardliwe spojrzenia Scarlett. Którą omiatała beznamiętnym wzrokiem, dbając o to, by na jej twarzy gościł uprzejmy uśmiech i by nie zacząć bezgłośnie wrzeszczeć. Nie tylko z zazdrości; czuła w sobie narastającą, pulsującą frustrację, podsycaną tylko coraz większą ilością ludzi, głośną muzyką i tymi pełnymi zrozumienia spojrzeniami, jakie Gerard wymieniał ze Scarlett. Na nią nigdy nie patrzył w ten sposób i jej usta wypełniły się gorzkim posmakiem...porażki? Degradacji? Przecież uwielbiała poniżenie, ale to smakowało zupełnie inaczej. Trująco; przechyliła więc kieliszek i wypiła wodę do dna, nieelegancko, jakby cierpiała z pragnienia przez wieki i teraz mogła je zaspokoić. Z słyszalnym trzaskiem odstawiła kieliszek na stolik, zaciskając palce do białości na delikatnej nóżce, w którą wpatrywała się dość beznadziejnie, podnosząc głowę dopiero na odgłos czyjegoś głosu. Znajomego, chociaż z trudem rozpoznała w eleganckiej kobiecie tamtą bojową dziewczynę z podziemi. To była jednak ona i najchętniej znów splunęłaby jej pod nogi. Powstrzymała się jednak, traktując brunetkę z tą samą niechętną obojętnością co Scarlett...chociaż Scarlett przynajmniej miała klasę. I olśniewającą urodę, co stawiało ją piętro wyżej w ginsbergowej klasyfikacji. Nicole stanowiła natomiast ostatnie, podziemne, stadium ewentualnej rywalki i Maisie zacisnęła tylko usta w wąską linię, od razu podejmując dłoń, zaoferowaną jej przez Gerarda. Atmosfera przy stoliku stawała się nie do zniesienia i z ulgą ruszyła za mężczyzną na parkiet, mając nadzieję, że nie zapomniała wszystkich lekcji. Na brudnej podłodze ich maleńkiej chatki, nijak mającej się do ogromu sali bankietowej. Poczuła się jednak - o dziwo - o wiele lepiej i na odpowiednim miejscu, chociaż najchętniej przylgnęłaby do jego ciała a nie utrzymywała walcowy dystans. Początkowo lekko nie nadążała za rytmem, ale po kilku taktach wsłuchała się w płynącą powoli muzykę i odetchnęła w końcu spokojniej, wpatrując się w złote oczy Gerarda z mieszaniną niepokoju i niemego pytania. Bez odpowiedzi; ona też nie ułożyła ust w równie pożądliwe słowa. Dała się prowadzić w milczeniu, oblizując tylko powoli usta, utrzymując nieprzerwany kontakt wzrokowy. Mówiący naprawdę wiele; o jej uczuciu, o zazdrości, o niechęci do tych wszystkich ludzi i o tym, że najchętniej zatrzasnęłaby za nimi drzwi ich mieszkania.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyPon Wrz 15, 2014 6:36 pm

Regres cywilizacji przyniósł też upadek w zachwycaniu się tak prozaiczną sztuką jak umiejętne poruszenie własnym ciałem przy udziale partnera. Zapewne większość rebeliantów mogłoby uznać go za sadystę i człowieka pozbawionego zupełnie uczuć, ale Ginsberg mógł to samo powiedzieć o nich, kiedy nie umieli nadążyć za rytmem bądź nie narażali się w ogóle na tę ewentualność, obserwując z dalekiej perspektywy swojego ulubionego kata, który tańczył ze swoją jedyną córką. Nic nie mógł poradzić na to, że ta rozrywka dla elit znalazła się w preferowanych przez niego, bo stanowiła najpełniejsze echo przeszłości, która powoli zamierała i nie zmieniła tego nawet celebracja święta, które niegdyś było jego ulubionym.
Wydawało mu się, że to tylko fasada, umiejętna dekoracja, która miała na celu podkreślić ich zdolność do zatracenia się w przeszłości, ale Gerard był zbyt krytyczny, by pozwolić sobie na wiarę w to, że faktycznie większość ludzi pragnie powrotu do starych i osławionych tradycji. Był zbyt niespokojny, wyczuwał, że za łatwo doszło do zatwierdzenia tego święta i że równie dobrze bańka mydlana, w której znajdował się za sprawą układów, pozycji i pieniędzy, może pęknąć, zabierając wszystko, co… stanowiło dla niego jakąkolwiek wartość. Nie musiał używać wielkich słów, właściwie nadal pozostawał człowiekiem milczącym i nieskłonnym do wyznań - zwłaszcza, że nikt nie chciał słuchać o jego chorych fantazjach, dopóki nie stawał się ich ofiarą – więc tylko przyciskał Maisie do siebie, skracając tak bardzo konieczny dystans.
Ktoś mu kiedyś powiedział, że taniec jest odzwierciedleniem jego seksualnej energii i chociaż minęło od tego faktu gdzieś około trzydziestu lat ( zdał sobie sprawę, że wówczas jego córki nie było na świecie, choć nie takie słowa usłyszał od jej przerażonej matki, kiedy rżnął ją od tyłu, kończąc swoje dzieło stworzenia), to nadal był przekonany o słuszności tych słów. Dla postronnych przecież zapraszał do tańca swoje jedyne dziecko – ot, chwytający za serce obrazek wzruszonego ojca, który obserwuje swoje maleństwo, które po drodze zamieniło się w łabędzia – i całkiem aseksualnie przybliża je do siebie, bojąc się o nią szczególnie mocno w tych niespokojnych czasach, ale Ginsberg wiedział, że ludzie bywają niesamowicie ślepi.
Tak naprawdę na parkiecie rozgrywał się taniec niezaspokojonych kochanków, które ledwo pilnowali kroków, kiedy stykali się rozpalonymi ciałami. Miał wrażenie, że przy Maisie jego ciało znajduje się w stanie wiecznej gorączki – to musiało być jakieś pradawne przekleństwo bądź niebezpieczne zaklęcie, bo nie był w stanie racjonalnie myśleć, czując bliskość dziewczyny, która prowokowała go zwykle do najbardziej chorych zachcianek.
Już wiedział, że po powrocie z bankietu włączy kamerę, że znowu staną się aktorami niemego filmu o cierpieniu, które zwykle wykrzywiało jej twarzyczkę w malowniczy sposób, a teraz sprawiało, że nie mogła oderwać od niego spojrzenia. Nie chodziło o to, kim był – czy dobrze tańczył i wyglądał, porywając bezwiednie za sobą tłumy z czystego kaprysu – ale o to, że przywiązał ją do siebie bólem, ucząc Maisie tego, że nikt nie zapewni jej tego, co on sam.
To była taka bardzo wyrafinowana sztuka manipulacji, że czasami sam zaczynał wątpić w szczerość jej uczuć – nie była przecież wolną i niezależną istotą, która zostałaby wyposażona w zdolność do samodzielnego postrzegania, ale bezwolną lalką, którą mógł prowadzić nie tylko w tańcu, ale i w życiu.
Pamiętał doskonale, że uczył ją tego, jeszcze wówczas nie byli tak… blisko związani, ale każdy jej błąd, który kończył się w jego ramionach, powodował u niego tę samą gamę uczuć, która teraz sprawiała, że wariował, szepcząc jej do ucha wszystko to, co zamierzał z nią zrobić po powrocie do domu. Nie liczył na odpowiedzi, chodziło o niedostrzegalny dla obcych grymas jej ust, które układają się jak do pocałunku – nie zamierzał przecież zatracać swojej kariery politycznej i dobrego imienia podczas tego tańca, a i tak między nimi przechodziły takie wyładowania elektryczne, że coraz trudniej znosił jej sekundowe oddalenia, które kwitował mocniejszym zaciśnięciem palców na jej nadgarstków, podczas gdy wsłuchiwał się w takt muzyki.
Był przekonany, że za łatwo może dopuścić się do fałszywego kroku, a ten będzie kosztował ich oboje życie. Czy mogło być coś bardziej podniecającego niż ta świadomość, kiedy nachylał się nad nią i łamał wszystkie reguły, ustalając potajemną schadzkę.
- W bibliotece – z podobną czułością jak w przypadku Scarlett, odgarniał jej gęste włosy, dając jej do zrozumienia wzrokiem, że to nie propozycja, a żądanie, które sprawiało, że kolejne minuty trwały dla niego wiecznie i po raz pierwszy od dawna zatracił się w czymś innym niż polityka i spiski, które miały obalić jego ukochaną władzę – fundującą mu tak dobre przyjęcie, zupełnie jak za czasów Starego Kapitolu, choć na złożenie ciała w ofierze musiał poczekać.
Przynajmniej wiedział doskonale, kto nią będzie… i za to też mógł podziękować tylko swojej ukochanej córce, najlepiej podczas jej ulubionego festiwalu podwieszania pod sufitem, kiedy już stanie się matką, a nie ciężarną ozdobą jego ramienia, nietykalną pod względem fizycznym, z całkowicie zrujnowaną psychiką jego autorstwa. W końcu została stworzona na jego obraz i podobieństwo.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyPon Wrz 15, 2014 6:38 pm

limuzyna

Podróż limuzyną zdaje się niepokojąco przeciągać, a każda minuta, którą poświęcam na bezmyślne wpatrywanie się w mijane za oknem budynki, coraz boleśniej uświadamia mi, że od tego wszystkiego nie ma już odwrotu - od sztucznych uśmiechów, szelestu sukni, błysku fleszy i od mocnego zapachu szampana. Limuzyna nie zawróci nagle i nie odwiezie mnie do domu; nie spędzę tego wieczora, zakopana pod dziesięcioma kocami na wysłużonej kanapie w salonie - o tym mogę tylko pomarzyć. Nawet cisza, którą próbuję się teraz nacieszyć, już niedługo stanie się niemal nieosiągalnym luksusem, zastąpiona przez głośną muzykę, śmiech i gwar rozmów. Na samą myśl o zbliżających się nieubłaganie godzinach tłumię w sobie jęk i ze znużeniem opieram czoło o chłodną szybę. Nie mam pojęcia, jak długo dam radę rozdawać wszystkim uśmiechy i udawać, że świetnie się bawię, w duchu jednak błagając, by bankiet jak najszybciej się skończył. Nie jestem dobrą aktorką, a cała determinacja, jaką zdołałam zgromadzić, wsiadając do limuzyny, powoli zaczyna uciekać ze mnie niczym powietrze z przedziurawionego balonika. Mogę tylko modlić się, by zostało mi jej choć trochę, kiedy dotrzemy na miejsce.
Przez moment mam ochotę zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że wcale mnie tu nie ma - i jestem tego nawet bliska, lecz w porę się powstrzymuję. Nie chcę, by siedzący obok mnie Noah myślał, że już się poddałam, choć może rzeczywiście tak jest. Z westchnieniem wbijam więc wzrok w zbłąkane promienie zachodzącego słońca, które odbijają się od szyby, tworząc świetliste smugi. Obserwuję je przez dłuższy czas, aż w końcu jeden po drugim znikają, i dopiero wtedy zauważam, gdzie się znajdujemy.
Dotąd myślałam, że bankiet będzie miał miejsce w jednym z eleganckich wieżowców w centrum miasta, jednak ponure, rozsypujące się budynki mówią co innego. Marszcząc lekko brwi, przechylam głowę nieco w bok, chcąc zobaczyć więcej szczegółów. Gdy limuzyna pokonuje kolejny zakręt, w polu widzenia pojawia się lśniący, nowoczesny budynek, do którego bez wątpienia zmierzamy.
Odruchowo wygładzam sukienkę i zakładam za ucho luźny kosmyk włosów. Serce bije mi szybko, a z nerwów bawię się pierścionkiem, nie wiedząc, czego boję się bardziej - utraty równowagi i upadku czy tłumu ludzi, w którym znów będę się czuła mała. Mimo wszystko mam nadzieję, że w razie tego pierwszego mogę liczyć na Noah.
Kiedy limuzyna zatrzymuje się, wysiadamy i szybko docieramy na wejścia, przy którym na szczęście zamiast tłumu dziennikarzy kręcą się tylko operatorzy kamer i fotografowie. Wchodząc do środka, rozglądam się z ciekawością po okazałym wnętrzu, choć nie trwa to zbyt długo. Gdy spostrzegam olbrzymi szkielet węża morskiego i przez dłuższą chwilę skupiam wzrok na przedmiotach kryjących się w otworach z boku sali, nie mogę powstrzymać się od zmarszczenia brwi i zaciśnięcia ust w wąską linię. Organizatorzy bardzo dosłownie potraktowali tematykę bankietu.
Nie czekając na Noah, zajmuję miejsce przy najbliższym pustym stoliku, nie mając wątpliwości, że to właśnie tutaj spędzę kolejne godziny, błagając w myślach, by Atterbury'emu nie zabrakło w pewnym momencie cierpliwości do mnie. W tej samej chwili na podwyższeniu pojawia się hologram Almy Coin i mimo że staram się jej nie słuchać, wykrzywiam lekko usta, kiedy kobieta kończy przemówienie. W sali natychmiast rozbrzmiewa muzyka.
- Podekscytowany? - rzucam z przekąsem w stronę przyjaciela, kładąc dłonie na oparciach krzesła. - Ja nawet bardzo.
Powrót do góry Go down
the civilian
Sonea Hastings
Sonea Hastings
https://panem.forumpl.net/t1975-sonea-hastings
https://panem.forumpl.net/t3571-heart-breaker-dream-maker
https://panem.forumpl.net/t3573-sonea-hastings#56065
https://panem.forumpl.net/t1166-she-will-be-loved
https://panem.forumpl.net/t3574-sonea#56066
Wiek : 21 lat
Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów
Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód
Obrażenia : częste bóle brzucha

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyPon Wrz 15, 2014 7:55 pm

// limuzyna

Po dość krótkiej podróży limuzyną uspokoiłam się nieco. Podróżowanie w towarzystwie Cypriane i Noah, których znałam jako tegorocznych mentorów, minęło mi dość przyjemnie. Przywitałam się z nimi jedynie delikatnym uśmiechem i skinieniem głowy, następnie odwróciłam głowę, grzecznie powstrzymując się od słuchania ich wymiany zdań. Oparłam policzek o miękkie siedzenie, wdychając zapach jego chemicznej czystości i małymi łyczkami wychyliłam kolejny kieliszek szampana. Ręką mimowolnie sięgnęłam w stronę ukrytej w małej, czarnej torebce paczki papierosów, ale natychmiast skarciłam się w myślach. Nie powinnam palić publicznie, w limuzynie i już na pewno nie w takich ilościach. Zastukałam pomalowanym ciemnoczerwonym lakierem paznokciem o szklaną ściankę kieliszka i jednym haustem wypijłam resztę znajdującego się w nim płynu, wznosząc toast z samą sobą.
Wrócenie z bankietu na trzeźwo, z do połowy pełną paczką papierosów i wszystkimi kończynami na swoim miejscu mogło się okazać nie lada wyczynem.
Wysiadając z limuzyny, dyskretnie rozejrzałam się dookoła i delikatnie zmarszczyłam brwi. To już nie był Kapitol, chyba że... Otoczenie przypominało mi Ziemie Niczyje, na których zwykłam się pojawiać od czasu od czasu, ale byłam pewna, że na ich terenie nie istniało miejsce sprzyjające wyprawianiu bankietów. Wzruszyłam jedynie ramionami i wraz za tłumem skierowałam się do imponującego budynku, który okazał się być galerią sztuki. Spróbowałam się nie wzdrygnąć na widok ogromnego szkieletu, automatycznie odwróciłam wzrok od wystawy talizmanów, próbując wmówić sobie, że byłam tam tylko i wyłącznie przez przypadek.
Niełatwo jest okłamać samego siebie.
Nie przestając się uśmiechać wysłuchałam przemówienia Coin, nie pozwoliłam sobie na grymas obrzydzenia, kiedy wykonała przypominający objęcie gest. Po zakończeniu emitowania hologramu jedynie parsknęłam pod nosem.
-Niech los zawsze Wam sprzyja- wymamrotałam cicho, kierując się w stronę baru i zajmując pierwszy lepszy stołek. Jeśli musiałam znieść cały bankiet z w miarę wiarygodnym uśmiechem na twarzy, potrzebowałam alkoholu, i to w trybie natychmiastowym.- Co za ironia.
Przyjęłam podany przez barmana kieliszek i bezmyślnie zaczęłam zakreślać palcem małe okręgi na szkle. Ostrożnie rozejrzałam się na boki, zahaczając wzrokiem o drobną blondynkę, która również nie wyglądała na entuzjastkę przyjęć. Gdzieś w myślach tłukło mi się nazwisko Ruen, jednak nie miałam pewności, czy należało ono do siedzącej obok kobiety.
-Cóż za uroczo makabryczne miejsce- rzuciłam przyjaznym tonem w jej stronę, a potem soczyście zaklęłam w myślach. MALOWNICZE, DO CHOLERY, MIAŁAŚ POWIEDZIEĆ MALOWNICZE! Zamrugałam szybko, próbując nie okazać nagłego ataku paniki i uśmiechnęłam się drżącymi ustami.- Przynajmniej mają dobrego szampana.
Dodałam najpewniej, jak tylko potrafiłam, i lekko uniosłam swój kieliszek w geście toastu. Następnie upiłam spory łyk, topiąc w napoju wszystkie przekleństwa, jakie tylko przyszły mi na myśl.
Powrót do góry Go down
the civilian
Maisie Ginsberg
Maisie Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1951-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t3200-drown-them-in-charity-lend-them-comfort-for-sorrow#49982
https://panem.forumpl.net/t1798-maisie-ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1800-paradise-circus
https://panem.forumpl.net/t2192-maisie
Wiek : 25 lat
Zawód : córeczka tatusia
Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyWto Wrz 16, 2014 11:03 am

Kiedy wirowali w tańcu, Maisie w końcu przestała czuć się przytłoczona i niepewna, jakby z każdym krokiem przypominała swojemu organizmowi jak należy oddychać. Muzyka nadawała rytm jej płucom i sercu, ale nie miała wątpliwości, że tak naprawdę steruje nimi Gerard. Na odległość; mimo wszystko ich twarze dzieliło kilkanaście centymetrów, nieznośnych dla kogoś, kto przywykł do bliskości ekstremalnej. Do przenikania się, dosłownie i w przenośni, chociaż teraz musiała zadowolić się telepatyczną osmozą. Mógł opowiadać jej szeptem bajki o wilgotnym języku i szorstkich dłoniach, jednak odbierała to raczej jako przekaz bezpośrednio do mózgu, nakręcający jej ciało do szybkiej pracy. Nagle spokojny walc wydał się jej bezbrzeżnie nudny i nieodpowiednio czysty; najchętniej przylgnęłaby do jego smokingu całym swoim ciałem, dając mu poczuć niewygodny pas do pończoch i koronkowy materiał, drażniący jej nagą skórę na równi z jego słowami. Bardzo plastycznymi: niemalże wbiła paznokcie w jasną skórę jego nadgarstka, zapominając kompletnie o zagrożeniu ze strony Scarlett i o pojawieniu się nie-znajomej. Stawały się kompletnie nieważne; w końcu to przed nią rysował zmysłowy finał tego wieczoru. W ich mieszkaniu, w ich łóżku, z jej ciałem w roli głównej. Ciało wariowało od wyobrażeń, ale umysł w końcu nieco przystopował w autodestrukcyjnych dążeniach, skupiając się wyłącznie na kreowaniu fantomowej przyjemności. Wyciszającej lęki i niesnaski; dawała się więc prowadzić mu swobodnie, nie myląc kroków, przywołując na twarzy lekki uśmiech, jakby ukochany opiekun serwował jej komplementy z najwyższej półki i planował szybkie wydanie za mąż. Cóż, ta opcja wydawała się tak niedorzeczna, że Maisie tylko roześmiała się cicho, w końcu wpadając w rytm radosnej córki. W jej przypadku paranoję mogły ukoić tylko ekstremalne bodźce...albo ich zapowiedź, wtłaczająca do żył Mai czysty spokój. Tego właśnie zabrakło w Trzynastce, gdzie wpadła w kompletną histerię i depresję; nie musieli jednak wracać do tamtych czasów, teraz pisał dla niej całkiem inną historię i zamierzała idealnie trzymać się scenariusza. Uśmiechnęła się więc szerzej na jego ostatnią wskazówkę, a w momencie, w którym muzyka przestała grać i także oni się zatrzymali, stanęła na palcach i pocałowała Gerarda w policzek. Dziękczynnie, za ojcowskie ramię podczas tańca, opierając się jednak o jego ciało przez sekundę tak mocno, że mógł wyczuć pas do pończoch i niewygodną klamrę przy biustonoszu. Nigdy wcześniej nie miała na sobie tak niewygodnej bielizny, ale przecież to nie ona miała być z niej zadowolona. Odsunęła się więc od Gerarda, już nie trzymając się jego ramienia i klasnęła kilka razy orkiestrze, ciągle mając pod powiekami obrazy, jakie wymalował jej szeptem. Specjalnie; wiedział, co uspokoi jej zwierzęce poddenerwowanie i sprawi, że zacznie lepiej spełniać się w roli milczącej, radosnej marionetki, wepchniętej do luksusowego domku dla lalek. Zbudowanego jednak wyłącznie dla niej.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyWto Wrz 16, 2014 12:33 pm

Przepraszam za zapłon.

Wystawny bankiet, urządzony w ukrytym przed wzrokiem mas miejscu, do samego końca trzymanym w tajemnicy, tak bardzo przypominał mu czasy przed rebelią, że aż zaśmiał się gorzko, obejmując wzrokiem przestronne lobby. Jedno musiał Almie przyznać - uczyła się niezwykle szybko, błyskawicznie opanowując sztuczki, którymi jej poprzednik przez lata podbijał serca tłumów. Nie dziwiło go to; już sam fakt, że otoczyła się ludźmi ze starej, prezydenckiej świty Snowa, pozwalał na wysunięcie oczywistych wniosków. Trudno było jednak pogodzić się ze stale rosnącym, społecznym przyzwoleniem, zdobywanym właśnie takimi, tanimi chwytami i były momenty, w których Malcolm miał ochotę metaforycznie rozedrzeć szaty i krzyknąć do coraz bardziej pijanego tłumu: czy to o to walczyliście?
Hipokryzja? Może częściowo, w końcu swego czasu sam zabawiał się na podwórku u Coriolanusa; a przynajmniej dopóki nie zobaczył jak całość wyglądała od kuchni. Dzisiaj jednak nie mógł znieść patrzenia na zgromadzone w ekspozycji pamiątki po corocznych rzeziach, które bogato ubrani goście mijali beznamiętnie, albo nie zauważając ich wcale, albo - co gorsza - zachwycając się ich twórczym przesłaniem. Zrobiło mu się niedobrze, kiedy przyjmował kieliszek od Nicole. Wszystkie eksponaty w tym budynku cuchnęły przelaną krwią i przez chwilę spodziewał się nawet, że to siwy staruszek będzie tą osobą, która ukaże im się na hologramie, ale nie - Alma jak zwykle nie zawiodła, dopilnowując, by żaden z gości nie zapomniał, na czyj rachunek się bawi.
Upił łyk przezroczystego płynu, niemal natychmiast stwierdzając, że jeśli ma przetrwać dzisiejszy wieczór, będzie potrzebował czegoś ze znacznie wyższym stężeniem alkoholu niż rozcieńczony szampan. Nieco nieprzytomnie kiwnął głową, gdy Nicole wstała od stolika. Nie podążył za nią wzrokiem, spodziewając się, że wyszła do łazienki lub jednego ze stanowisk z przekąskami; gdyby dostrzegł jej prawdziwy cel, z pewnością przyciągnąłby ją z powrotem, zanim zdążyłaby choć zbliżyć się do Ginsberga.
W chwili obecnej pozostał jednak błogo nieświadomy, podnosząc kryształowy kieliszek do ust i odnajdując spojrzeniem umiejscowiony w głębi sali bar. Podniósł się z miejsca, bez wahania ruszając w tamtym kierunku. Nie miał zamiaru spędzić tam rzecz jasna całego wieczoru, ale podejrzewał, że szklanka czegoś mocniejszego pomoże dotrwać do końca bankietu zarówno jemu, jak i Nicole.
Oparł się łokciami o ladę, dopiero w tamtym momencie zauważając, kim była stojąca obok kobieta, na którą początkowo nie zwrócił nawet uwagi. Reiven Ruen, była zwierzchniczka Strażników Pokoju i mentorka, pojawiająca się ponownie po tajemniczej nieobecności. Zawahał się przez sekundę; jej nazwisko ostatnio zbyt często przewijało mu się przed oczami, czy to w telewizyjnych relacjach, czy padające z ust jego podwładnych. Wciąż pamiętał swoją niedawną rozmowę z Lophią, w której to właśnie Ruen była rozważana jako ewentualna sojuszniczka. Od tamtej pory postać mentorki zaprzątała mu myśli wielokrotnie, nigdy jednak nie zdecydował się osobiście wybadać jej nastawienia do władzy.
Kiedy jeśli nie teraz? Zrobił krok w jej stronę, pozornie spontanicznie kiwając jej głową i póki co ignorując elegancko ubranego barmana. - Reiven, jak za starych dobrych czasów - przywitał się, uśmiechając się dosyć zdawkowo i przywołując w pamięci nieliczne bankiety, na których oboje mieli okazję się pojawić. - Pogratulowałbym nowego stanowiska, ale nie jestem pewien, czy wypada. Jak ci się podoba wystrój? - dodał, teraz już z wyraźnie dźwięczącą w głosie, gorzką ironią.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyWto Wrz 16, 2014 1:00 pm

Walc był pozornie tańcem mało kontaktowym. Z czasów młodości (a to było zaledwie wczoraj) pamiętał mało subtelne ocieranie się spoconych ciał w przyśpieszonego rytmu serca, kiedy każda niemal obecność fizyczna wywoływała ciarki, które wędrowały układem nerwowym wprost do mózgu. Ten natomiast projektował jakieś chore uzależnienia, które kończyły się szybkim zetknięciem się w przerwie między zabawą i potężną amnezją nad ranem. Pamiętał dobrze, że od samego początku nie miał najmniejszych problemów z takim traktowaniem przyjęć. Kiedy inni przeżywali wzniosłe dylematy i rozterki moralne, Gerard brylował wśród towarzystwa, czując się jak u siebie. Uwielbiał przecież uwodzić, osaczać, wodzić na pokuszenie, obiecując samym spojrzeniem orgazmowe niebo, a potem spychał ofiary prosto do piekła, lekceważąc oczywiste konsekwencje. Być może bywał ryzykantem, ale miał wrażenie, że nawet orkiestra została zaprogramowana właśnie tak, by mógł spełniać swoje chore fantazje - nic dziwnego więc, że nie robił niczego, by powstrzymać ten pochód śmierci nad ranem, kiedy już trzeba było rozliczać się z towarzyskich katastrof w świetle ostrego, kapitolińskiego słońca, które przedzierało się przez niezbyt gęste firanki.
Te migawki tamtego człowieka i epoki powracały do niego nawet teraz, kiedy tańczył ten z pozoru łagodny i senny taniec, czekając tylko na przelotne muśnięcie jej perfum na swojej skórze, która już cała była pokryta gęsią skórką. Nie bywał erotomanem - nazwałby to raczej dużą wrażliwością na doznania zmysłowe, które nakazywały mu dostrzegać jej poruszenie z każdym wypowiedzianym przez niego słowem, które wędrowało aż na koniuszek języka. Zupełnie tak, jakby już tam ją pieścił, umiejętnie wibrując głosem, by podkreślić najważniejsze informacje.
Być może to była jakaś ekstremalna czułość w jego wykonaniu - przecież nie topił jej przy tych szalonych obietnicach, nie wypalił też na niej żadnego cygara ani nie rozbił jej głowy podczas tych oralnych pieszczot - ale Ginsberg działał też ze sporym rozmysłem. Nie zamierzał pozwolić sobie na jakiekolwiek podejrzenia ze strony jej brata, który zapewne ich obserwował bardzo uważnie. Maisie musiała być zrelaksowana i roześmiana, bo tylko wtedy mogła odgrywać perfekcyjnie rolę szczęśliwej córki (pomimo tego rozdzierającego gwałtu, który...nadal się dokonywał) i z zachwytem zauważał, że przestaje się spinać i znika gdzieś ta aura wycofanej dziewczynki, która jeszcze przed kilkoma minutami rozczarowała Scarlett. Nie zamierzał (jeszcze) jej za to karać, byli wzorcowym przykładem rodziny idealnej, która kończy taniec zdawkowym buziakiem w pomarszczony policzek ojca.
Dla postronnych, tylko on mógł wyczuć tę symfonię połączenia ciał, kiedy dobrze wyczuwał materiały, z których przyjdzie mu ją rozebrać wkrótce - obietnica, która uderzyła mu do głowy zbyt stanowczo, by została zlekceważona.
Przytrzymał ją za nadgarstek, spoglądając jej prosto w oczy - mogła dostrzec, że jest głodny i nieobliczalny, ten sam wzrok witał ją podczas szesnastych urodzin, kiedy traciła swoją wolną wolę na wieki.
- Musisz zobaczyć książki - powiedział głośno, na tyle, by wszyscy słyszeli, że nie wychodzi z roli dumnego ojca, który chce rzucić córce cały świat pod stopy, choć tak naprawdę nadal pozostawał tylko sobą i to on rozdawał karty, kiedy bez czekania na jej odpowiedź zabierał ją do innego wymiaru, gdzie przynajmniej mógł przypadkowo otrzeć się o nią swoim niezaspokojonym ciałem.
To było trudniejsze niż przypuszczał.

Maisie i Gerard zt, do sali książek
Powrót do góry Go down
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyWto Wrz 16, 2014 2:29 pm


    z limuzyny


Kolejne i kolejne białe pasy odmierzały kilometry, znikając pod podwoziem limuzyny i wyłaniając się po chwili, kiedy nie mogłem ich już dostrzec. Jeszcze w poprzednim życiu, w Czwórce odległej o setki mil świetlnych, uwielbiałem się w nie wpatrywać, jeżdżąc bez celu po obrzeżach dystryktu w deszczowe wieczory. Zdawały się przemijać tak szybko, że kiedy tylko zawiesiło się wzrok na jednej, w tej samej chwili była już daleko za nami, i przez cały ten czas chciałem, żeby moje życie też kiedyś nabrało takiej prędkości. Zamiast tego wydaje mi się, że zatrzymałem się w miejscu już całą wieczność temu i nie istniał żaden kierunek, w którym mógłbym ruszyć.
Ze znudzeniem i chyba śladowym rozczarowaniem, podniosłem wzrok znad białych linii, uświadamiających mnie, jak daleko do domu się znalazłem. Nawet tego w stolicy.
Zrujnowane przedmieścia Kapitolu nie były miejscem, które typowałbym na lokalizację tegorocznego bankietu, ale jedyne, co przeszkadzało mi w tym, był fakt, że cały czas liczyłem, na to, że w pewnym momencie przyjęcia uda mi się wyślizgnąć na zewnątrz i wciągu paru chwil wrócić do mieszkania, kiedy tylko impreza stanie się zbyt głośna, a goście zbyt pijani. Zamiast tego wydawało się, że byłem zmuszony do zostania aż do końca wieczoru - całkiem przemyślany ruch ze strony Pani Prezydent.
Nie mam pojęcia, kiedy tak bardzo zacząłem unikać tłumów, bo odkąd przeprowadziłem się do Kapitolu mam wrażenie, że cała moja czasoprzestrzeń uległa autodestrukcji, a razem z nią dni, tygodnie i miesiące, które miały pomagać w odmierzaniu upływającego czasu - ale wydawało mi się, że trwałem w tym stanie od całych wieków, nie dostrzegając w tym żadnego problemu; przynajmniej tak długo, jak nie musiałem wyjść do świata.
Teraz chyba do końca liczyłem jeszcze, że kiedy znajdę się na bankiecie, moje nastawienie cudownie ulegnie zmianie i błyskające jeszcze chwilę temu światło fleszy, w jakiś sposób wkradnie się też do mojego wnętrza - ale już kiedy wysiadałem z limuzyny całkowicie zdawałem sobie sprawę, że wciąż jestem tak samo zgaszony jak wcześniej.
Podałem wysiadającej z limuzyny Cypri dłoń i jak najszybciej weszliśmy do budynku galerii, chcąc schronić się przed kolejną grupą dziennikarzy i kamerzystów.
Dopiero znajdując się w środku budynku przystanąłem na chwilę, zawieszając wzrok na wystroju, nie będąc pewnym, czy powinienem skupić się na ogromnym szkielecie węża morskiego, który teraz wydawał się raczej groteskowy, czy może na pamiątkach trybutów, przyozdabiających wszystkie ściany; i opacznie przywołujących raczej żal, niż szacunek.
Skrzywiłem się lekko, z ulgą stwierdzając po chwili, że Cypri zostawiła mnie już w tyle i przynajmniej zaoszczędziłem sobie charakterystycznych przytyków.
Dogoniłem ją po chwili, opadając na znajdujące się obok krzesło, przy pustym stoliku i pierwszy raz od dłuższego czasu czując nieprzyjemne ukłucie w żołądku; bo nawet jeżeli najchętniej przez resztę wieczoru trzymałbym się wyłącznie u boku przyjaciółki, to w pewien sposób nasze wyobcowanie na tej sali było przykre.
Jednak moje dopominające się o uwagę uczucie zostało przerwane, kiedy hologram Almy Coin wyświetlił się na podwyższeniu, a ja odruchowo sięgnąłem po roznoszone przez kelnerów kieliszki szampana i umoczyłem z nim usta, przestając pić dopiero, kiedy kobieta zniknęła, zostawiając nas z charakterystycznymi dla niej słowami.
- Oczywiście - odparłem po chwili, przenosząc wzrok na blondynkę. - Długo na to czekałem - uśmiechnąłem się lekko z ironią w kącikach ust. - Chcesz może pozwiedzać, czy zostajemy tutaj, gdzie nie kończy się alkohol?


Ostatnio zmieniony przez Noah Atterbury dnia Sro Wrz 17, 2014 11:57 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
the civilian
Scarlett Ashworth
Scarlett Ashworth
https://panem.forumpl.net/t2152-scarlett-ashworth
https://panem.forumpl.net/t2158-szkarlatne-relacje
https://panem.forumpl.net/t2157-scarlett-ashworth
https://panem.forumpl.net/t2201-scarlett
https://panem.forumpl.net/t3205-scarlett-ashworth
Wiek : 38
Zawód : wzgardzony rządowiec, wykładowca ekonomii na uniwersytecie
Przy sobie : gaz pieprzowy, laptop, telefon komórkowy, prawo jazdy
Znaki szczególne : brak pigmentu w skórze
Obrażenia : urażona duma

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyWto Wrz 16, 2014 3:13 pm

Jedną z najważniejszych umiejętności, jaka umożliwiła Scarlett konsekwentną wspinaczkę w górę politycznego łańcucha pokarmowego, była nieludzka wręcz wrażliwość na przepływające między ludźmi emocje. Dosłownie; sama zazwyczaj chłodna i obojętna niczym perfekcyjna woskowa figura, niewrażliwa na porywy serca i wręcz niezdolna do porzucenia zasłony opanowania, była uzdolnioną obserwatorką. Być może miało to coś wspólnego z brakiem większości normalnych dla człowieka uczuć, które dzięki temu nie były w stanie zakłócić jej odbioru; z drugiej strony, bardziej prawdopodobny był fakt, że wychwytywanie prawdy z ledwie zauważalnych zmian w mimice stanowiło nawyk wyuczony w trakcie ciotecznego wychowania... bądź odziedziczony. Po matce? Wzdrygała się na samą myśl, że mogła zawdzięczać cokolwiek owej karykaturze kobiety, której jedynym życiowym sukcesem było pomyślne zakończenie i tak przydługiej egzystencji, jednak trudno było się nie zgodzić z faktem, że owa wrażliwość miała w sobie coś z artyzmu. Swoją drogą ciekawe, czy właśnie dlatego uaktywniła się z całą mocą teraz, pobudzona oddziaływaniem poświęconego sztuce otoczenia?
Uśmiechnęła się niemal z fascynacją, kiedy nieznajoma jej kobieta podeszła do ich stolika, powodując natychmiastową zmianę atmosfery. Stwierdzenie, że nieciekawa szatynka o pospolitej urodzie była znajoma zarówno Gerardowi, jak i Maisie, zajęło jej sekundę; kolejną poświęciła na wychwycenie oczywistej niechęci, promieniującej wręcz od obydwu kobiet, i - o dziwo! - skierowanej nie tylko w stronę Scarlett, ale również kotłującej się między nimi. Oczy jej rozbłysły jak u drapieżnika, który wyczuł nadchodzącą zwierzynę, zanim jeszcze ich nowe towarzystwo zdążyło otworzyć usta. Nieco niezręczna atmosfera w żadnym stopniu jej nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie; należała do tego nielicznego grona ludzi, które żywiły się wszelkimi negatywnymi emocjami, wchłaniając je jak gąbka. Złość, nienawiść, gniew, pragnienie zemsty i wszystko, co szeroko pojętemu ogółowi kojarzyło się z nieszczęściem i chaosem, dla niej stanowiło najlepszą z używek i tak naprawdę jedyną, od której była prawdziwie uzależniona. W środowisku toksycznym, tworzonym przez wzajemnych wrogów, posyłających sobie fałszywe uśmiechy i knujących, jak wbić najwięcej noży w nieosłonięte plecy, czuła się jak ryba w wodzie i najprawdopodobniej właśnie temu zawdzięczała swoją niezbyt pochlebną opinię. Dla innych; jej samej każde nieprzychylne spojrzenie prawdziwie schlebiało, choć niejednokrotnie czuła wewnętrzną, pogardliwą litość dla tych wszystkich prymitywnych stworzeń, które w swojej niedoskonałości pozostawały ślepe na płynące z brzydoty piękno. Litość, która sprawiała, że z chęcią zezwoliłaby każdemu z nich na łaskę eutanazji; jedynego rozwiązania, mogącego uwolnić świat od plagi, jaką stanowili.
Póki co musiała jednak udawać, dlatego z uprzejmym uśmiechem wyciągnęła rękę do Nicole, powstrzymując chęć wbicia w nią srebrnego widelca, który spoczywał zaraz obok jej własnego kieliszka. Przez przypadek, czy na wszelki wypadek? Nic z tych rzeczy, dzisiaj była co prawda w niecodziennym wręcz nastroju do mordu, nie jednak tak nieciekawego i bezsensownego. Ścisnęła palce kobiety, przybierając maskę autentycznej życzliwości; zupełnie jakby jej pojawienie się powodowało u niej radość, a nie chłodne pragnienie ukarania jej za przerwanie rozmowy osób znajdujących się o kilka kondygnacji wyżej od niej samej. - Scarlett Ashworth - przedstawiła się słodko, rzucając ukradkowe spojrzenie w stronę przyjaciela, dręczona palącą ochotą puszczenia mu oka. Którą zdusiła w zarodku, była przecież profesjonalistką. - Znajomi Gerarda są zawsze mile widziani, prawda? - rzuciła wesoło, przytrzymując dłoń Kendith nieco dłużej, niż było to konieczne i dopiero wtedy cofając własną.
Odchyliła się do tyłu, opierając się wygodniej i pociągając kolejny łyk szampana. Niespieszny; wieczór dopiero się zaczynał, a na nią czekało jeszcze sporo atrakcji, które nie smakowałyby tak samo, gdyby przyjmowała je z przytępionymi zmysłami. Podążyła wzrokiem za Ginsbergiem, gdy wstał, proponując taniec córce. Kąciki jej ust drgnęły odruchowo w górę, jakby rozczulał ją obrazek opiekuńczego ojca, wyciągającego na parkiet swoją młodą, piękną latorośl, podczas gdy w rzeczywistości po prostu czerpała niemałą satysfakcję z faktu, że jako jedna z niewielu osób w pomieszczeniu zdawała sobie sprawę z istnienia drugiego dna, przewijającego się przez każdy gest tej dwójki. Zaczynała rozumieć motywy mężczyzny oraz doceniać subtelność tego prywatnego teatrzyku, który oboje odgrywali, gładko wchodząc w przyjęte role.
- Zatańcz z córką - odpowiedziała, ponownie przenosząc spojrzenie na Maisie i zatrzymując je na jej oczach nieco zbyt długo, by następnie gładko przejść do swojej nowej znajomej. Trochę żałowała, że nie miała na jej temat więcej informacji; zazwyczaj dogłębnie przeglądała teczki ludzi, z którymi miała w przyszłości zamienić choćby zdanie. Dzisiaj była niedopuszczalnie wręcz nieprzygotowana, co miało uczynić najbliższe minuty jeszcze bardziej interesującymi. - Jestem pewna, że poradzimy sobie z Nicole - dodała konspiracyjnie, uśmiechając się jeszcze szerzej i dosyć zgrabnie maskując płynącą z jej słów ironię tak, by była wyczuwalna jedynie dla Gerarda. Nie od dzisiaj w końcu rozumieli się bez słów.
Odprowadziła go spojrzeniem, bezwiednie gładząc krawędź kieliszka opuszkiem palca i czekając, aż Nicole usiądzie przy stoliku. Po części żałowała, że nie potrafiła prześwietlić jej myśli; z drugiej strony powolne ich odczytywanie, odłupywanie skrywającej ich warstewki kawałek po kawałku było tym, co czyniły rozmowy fascynującymi. Ludzie byli jak gry - jedne nudzące się już po kilku minutach, inne potrafiące zapewnić rozrywkę na długie miesiące. Rozpracowanie każdej przynosiło jednak swoistą satysfakcję i Scarlett nie mogła się doczekać, kiedy rozda kobiecie pierwszy zestaw kart.
- Długo się znacie? - zapytała swobodnie, pozornie próbując jedynie zagaić rozmowę, choć w rzeczywistości wykonywała właśnie pierwszy splot w nowej siatce podstępów i intryg.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyWto Wrz 16, 2014 3:37 pm

/z góry przepaszam za pisownię - tablet
Ile przyjęć temu miałam swój towarzyski debiut? Kapryśna pamięć nie umiała tego zliczyć. Zapewne było to przyjęcie związane z moimi, że się tak wyrażę, Igrzyskami. Bal na moją cześć, w nagrodę za to, że zabiłam, lub przyczyniłam się do śmierci dwudziestu trzecg osób. Brawo Reiven, jesteś bohaterką. Taka piękna. Nigdy bym na nią nie stawiał, bo takaj jest droba, a tu proszę. Toż to prawdziwa amazonka, a nie jakaś zwykła dziewczyna. Pamiętam te głosy, te szepty. Po zachwycie przyszła fascynacja, często niezdrowa... I propozycje... Rózne propzycje. Nie chciałam im oddać siebie w stu procentach, owiałam się mgłą tajemnicy i rozpuściłam plotkę, że czekam na "tegojedynego". Kapitolinki słynące z zamiłowania tanimi romansami, strzegły mej cnoty niczym cerbery u wrót piekieł. Nie ma jednak nic za darmo, w zamian za to musiałam bywać na ich przyjęciach, pozawać ich synów i tańczyć z nimi walca. Każda z nich chciała mnie zeswatać ze swoim rozpieszczonym synalkiem. Aż śmiać mi się chcę ilekroć uświadamiam sobie, że wyszłam za mężczyznę pochodzącego z Kapitolu, któryrównie dobrze mógł być jednym z tych synalków. Coś mnie ściska w środkuna myśl o Michaelu. Przyjęcia te, na które chcąc nie chcąc musiałam chodzić, nauczyły mnie obojętności na tą tandetę, na ten zbędny przepych, dzięki czemu dziś mogłam stać obojętenie i tylko wodzić spojrzeniem po sali czy przypadkiem nie zbliża się do mnie ktoś kogo powinnam się obawiać.

Szampan smakował jak to szampan, ni to gorzko, ni to słodko. Gdyby miała w zwyczaju pić mocniejsze trunki, pewnie piłaby coś innego. Ale poza czasem spędzonymz Drakiem unikała mocnych alkoholi. Wolała mieć całgczas trzeźwy umysł i panować nad tym co robi i co mówi. Miała swoje sposoby na zapomnienie o tymjak nudne jest dane przyjęcie. Obserwowała, obserwowała otoczenie, jakby nieprzerwanie cały czas knuła intrygi i plany. Jej uwadze nie uszedł więc taniec Gerarda z córką, nawet jeśli z pozoru niewinny, to przywodzący na myśl dance macabre, taniec ze śmiercią, kto tu jednak był śmiercią... Uśmiechnęła się pod nosem słysząc przejęzyczenie dziewczyny. Uniosła kieliszek do góry, przyjmując toast.
- Za makabrycznie piękno kapitolińskich przyjęć. - upiła łyk szampana. Zmieniając przejęzyczenie dziewczyny w coś niewinnego mogła dać jej do zrozumienia, że nie spotka ją za nie nic złego.
Kolejnego towarzysza się nie spodziewała. Choć tak jak i ona był Zwycięzcą, to raczej obracali się w innych kręgach. Ona uważała go za za bardzo prokapitolińskiego jak na jej standardy, zwłaszcza przed rebelią, a on ją za... Nawet nie próbowała zgadywać. Jednak między Zwycięzcami istniał niepisany i nigdy niewypowiedziany na głos sojusz... Przeżyli to samo, nikt ich nie rozumiał tak dobrze jak inni Zwycięzcy, zwłaszcza ci, którzy brali udział w Igrzyskach przed Rebelią. Kolejne dwa, a obecnie trzy wydania były zupełnie inne. Poprzednie, bo skończyły się bez wyłonienia zwycięzców, a te z zimy - bo zwycięzców było czterech i pochodziło z Kapitolu. Skinęła Malcolmowi głową.
- Aż ma się wrażenie, że to już było, że Rebeilia nigdy nie miała miejsca. - odparła z melancholią w głosie. - Wypada. Zważywszy na to, że według niektórych nie nadawałam się na swoje poprzednie. Słyszałam, że zapłacę głową za wydarzenia na placu, więc mam powód do radości. - Uśmiechnęła się lekko, nie mogąc się powstrzymać, szczerze nieznosiła bycia szefem strażników pokoju, dlatego cieszyła się, że miała pretekst do rezygnacji.
- Wystrój? Miał być chyba melanholijny... Może powinnam poszukać też szkieletów zmiechów z moich Igrzysk. Zastanawiam się, czy ciała trybutów też wystawią na widok publiczny. - skrzywiła się. Może powinna była ugryźć się w język, ale jakoś nie sądziła by akurat Malcolm był pieskiem na przeszpiegi Coin. Ale może właśnie dlatego powinna była milczeć.
-Słyszałam, że masz wyjątkowo niepokorną trybutkę w tym roku. - zmieniła temat gdy ktoś ich minął i zamówił u barmana brandy.
Powrót do góry Go down
the civilian
Sonea Hastings
Sonea Hastings
https://panem.forumpl.net/t1975-sonea-hastings
https://panem.forumpl.net/t3571-heart-breaker-dream-maker
https://panem.forumpl.net/t3573-sonea-hastings#56065
https://panem.forumpl.net/t1166-she-will-be-loved
https://panem.forumpl.net/t3574-sonea#56066
Wiek : 21 lat
Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów
Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód
Obrażenia : częste bóle brzucha

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyWto Wrz 16, 2014 5:57 pm

Z niepokojem obserwowałam twarz kobiety, w myślach cały czas przeklinając swoją nieuwagę. Przecież znałam zasady tej gry od dawna, poznałam je jeszcze przed rebelią i doskonale wiedziałam, co oznaczało ich złamanie. Z każdą sekundą odnajdowałam w twarzy blondynki nowe fragmenty układanki, które składały się w dość przerażającą całość. Jasne włosy, dość blada cera, delikatne rysy twarzy i drobna sylwetka, zupełnie nie pasująca do kogoś, kto przez jakiś czas piastował stanowisko zwierzchniczki Strażników Pokoju.
Poczułam nagłe mdłości.
No, to pięknie.
W pełnej napięcia ciszy ujrzałam w końcu delikatny uśmiech, który wykwitł na twarzy Reiven. Odwzajemniłam go, starannie kryjąc ulgę i lekko kiwając jej głową w niemym podziękowaniu. Zrozumiała, a nawet, jeśli nie, to zgrabnie przemilczała moją pomyłkę, jedynie wznosząc toast. Upiłam kolejny łyk szampana, czując, jak bąbelki delikatnie załaskotały mnie w usta. Skrzywiłam się na widok nieeleganckiego śladu czerwonej szminki na szkle, i dyskretnie przetarłam je palcem, przywracając mu dawny blask.
Ponownie odwróciłam głowę w stronę Ruen, chcąc kontynuować rozmowę i chociaż spróbować zatrzeć złe wrażenie, jakie po sobie pozostawiłam, ale przeszkodziło mi nadejście wysokiego mężczyzny. Zmarszczyłam lekko brwi, próbując uporządkować natłok myśli, który pojawił się w mojej głowie wraz z jego nadejściem. Ostrożnie, dyskretnie przesunęłam wzrokiem po jego twarzy i sylwetce, nabierając niejasnych podejrzeń, które rozjaśniły się wraz z jego pierwszymi słowami.
Znajomy głos, głęboki i spokojny, znajoma twarz o wyrazistych rysach, znajomy chód. Musiałam się tego uczyć przy każdym z żołnierzy. Znanie ich zwyczajów, wad i zalet stanowiło część mojego zawodu, która pomagała mi niemalże bezbłędnie ich klasyfikować i układać program szkolenia, mniej lub bardziej rygorystyczny. Uśmiechnęłam się lekko i skinęłam mężczyźnie głową. Jeden z niewielu Zwycięzców, do których od zawsze żywiłam szacunek.
-Malcolm Randall, wciąż tak elegancki jak kiedyś- rzuciłam cicho w jego stronę, niepewna, czy jeszcze mnie pamiętał. Minęło wiele lat, zdarzyło się nawet więcej, niż chciałabym pamiętać, zresztą po zakończeniu rebelii nie mieliśmy już kontaktu. Delikatnie zakołysałam kieliszek, słuchając chlupotu uderzającego o ścianki płynu, który upiłam jednym haustem, gotowa odstawić naczynie i odejść od baru. Wiedziałam z doświadczenia, że spotkania po latach często obfitują w długie i prywatne rozmowy, którym nie należy się przysłuchiwać nawet przypadkowo.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rakel Fauke
Rakel Fauke
Wiek : 35 lat
Zawód : patolog sądowy

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyWto Wrz 16, 2014 6:21 pm

Cicho. Było cicho. Cicho jak w grobie. Ale to tylko twój umysł. I te koszmary... koszmarne szkielety, oddychające witki, to ta krucha wijąca się konstrukcja, paradoksalnie żywa, ale tylko tam, dokąd docierają myśli Rakel. I obrazy, milion obrazów, tysiące złych skojarzeń i niepokój przed pochylającymi się ku niej bestiami. Odruchowo błądziła dłonią w powietrzu mając nadzieję, że omyłkowo trafi na lodowatą rękę Erici, ale zabierała jedynie powietrze w szczupłe dłonie, aby zaraz potem nerwowo poprawić futro, pancerz ochronny, który przygotowała na ten specjalny dzień. Nerwowo, ale nie pozwoliła, by ktoś się zorientował, że tak jest, pogładziła fałdy prostej srebrnej sukienki sięgającej do kolan. Wówczas, w limuzynie, nie czuła ekscytacji, nie była wcale taka ciekawa, jej serce nie rwało ku przyszłości, a zamarło w miejscu oczekując, że wręcz przeciwnie, czas się cofnie lub zatrzyma, aby mogła nabrać trochę powietrza w płuca, odpocząć, bo to wszystko działo się za szybko. Samochody za szybko znalazły się na miejscu, ludzie za szybko wyciągnęli ją na zewnątrz i zmusili, aby niezgrabnie przebrnęła przez tłum, niezauważona na szczęście, szara w tle poświęconym mentorom oraz świetnym organizatorom Igrzysk. Oni także nie byli dobrzy, dobrzy dla niej, zbyt zachłanni i energiczni, ceniła sobie spokój i rezerwę, nienawidziła lepiących się ciał i oblizywanych z niemą rozkoszą ust, nienawidziła uśmiechów, które oślepiały ją blaskiem śnieżnych zębów, chociaż często wysyłała podobny do swojego odbicia, gdy miała poczuć się lepiej. Nienawidziła tłumów, żywych i gnających do przodu, niszczących wszystko na swojej drodze tłumów głodnych lub wściekłych ludzi, nienawidziła skrajności – samotność wyżerała ją od środka, pozwalała aby zamykała się w sobie jeszcze bardziej, aby malała sama w sobie. I taka właśnie była, obronna, nieco niższa, opatulona ciepłym futrem, choć przecież wiedziała, że nic jej nie grozi. Nie była rozbitą w naiwnych marzeniach nastolatką, nie szukała pocieszenia w bólu i zapracowaniu, potrzebowała i miała to, czego potrzebowała, bo potrafiła odebrać to innym, ale koszmarnie się bała, że zgubi się, tym razem mogła się zgubić.
Poczuła delikatnie szarpnięcie, ktoś otarł się o jej ramię, odwróciła się jedynie, obejrzała za niezgrabną sylwetką i westchnęła ciężko, ale na tyle głęboko, że irytacja nie pojawiła się na jej gładkim i wypranym z emocji licu. Tylko oczy, jak zwykle szerokie, dziecinne, obróciły się na Ericę, by ręka, tym razem świadomie, uścisnęła jej, ale nie silnie, delikatnie, zachęcająco. Nie wymuszała swojej woli, to była luźna propozycja, której jeszcze nie wypowiedziała, choć jej usta formowały się w te dziwaczne, nieprzyjemne słowa, które wypłynęły i brzmiały inaczej, odmiennie od tego, co rozgrywało się w jej umyśle.
-Usiądźmy, chcę się napić.
Była cicha, chciała być cicho, ale nie zdradzała jej sekretu, nie proponowała upojnej nocy, choć wiedziała, że ostateczny finał tego wieczoru zadowoli je obie. Zawsze było dobrze, było wspaniale, ale czasem potrzebowała czegoś jeszcze i to było za mało, za mało emocji i uczuć, za mało łez i uśmiechów. I nie wierzyła samej sobie, przeklinała swoje ciało, że zachowuje się tak nieodpowiedzialnie, że umysł roztrząsa tak błahe sprawy, tak nieistotne dla jej istnienia kwestie. Ale nadal trzymała ją za dłoń, prowadziła, jak do tańca i puściła dopiero wówczas, gdy znalazły się przy stoliku pewna, że gdyby Erica starała się umknąć, dopadłaby ją w mgnieniu oka i nie pozwoliła uciec, tego wieczoru nie. Każdego innego owszem, nie miała na to wpływu, tak wiele rzeczy nie zależało od niej, a jednak to nie przeszkadzało. Nauczyła się tolerować przeciwności, bo wtedy łatwiej było je znieść, nauczyła się znosić upokorzenie, bo wtedy wsiąkało gdzieś w miękki dywan jak przelana dziesiątki razy krew. Zastygało na wieczność w cienkim i lekkim umyśle, ale kruchym, bo tak miało być, człowiek jest do tego istotnie przeznaczony. Do życia. A ono nigdy nie gładzi po policzku.
-Burbon – wydusiła jedynie z siebie, gdy światło zasłoniło dziwaczne i powykrzywiane ciało kelnera, potem umilkła, poczekała, aż ten zniknie z jej oczu i odezwała się, chyba do siebie, nie wiedziała, ale usta same układały się w słowa – Takie... miejsca mnie męczą.
Ciebie zapewne rozpraszają.
-I nie mam ulubieńca, chociaż nikt się mnie o to nie pytał, ale i tak... jakby ich tu nie było. Chociaż to przykre, że tak się to rozwinęło, przykro mi z powodu dzieci – parsknęła śmiechem, odgarnęła za ucho kosmyk włosa, oparła się o blat spoglądając na nią z zainteresowaniem – Ale tobie jest przykro, bo ten przystojny mundurowy siedzi tylko kilka stolików dalej, tak daleko – ostatnie słowa prawie wymruczała wypuszczając ze świstem powietrze.
Powrót do góry Go down
Malcolm Randall
Malcolm Randall
https://panem.forumpl.net/t1898-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1374-malcolm
https://panem.forumpl.net/t1373-malcolm-randall
https://panem.forumpl.net/t1796-malcolm
Wiek : 39 lat
Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyWto Wrz 16, 2014 7:03 pm

Słuchając odpowiedzi Reiven, dał sobie kilkanaście sekund na uporządkowanie faktów. Początkowo nie był pewien, po co w ogóle do niej podszedł, ale cel rozmowy stawał się coraz bardziej wyraźny, choć wcale nie mniej ryzykowny niż wtedy, gdy tylko mgliście majaczył na krawędzi świadomości. Od jak dawna? Nie był pewien, ale co najmniej od chwili, w której Lophia przywołała jej nazwisko. W podziemiach Kwatery Głównej, zaraz po masakrze w Dzień Wyzwolenia. Tej samej, którą pośrednio spowodowali, i tej samej, przez którą stojąca przed nim kobieta straciła stołek.
Odstawił ostrożnie naczynie, nie tylko przysłuchując się uważnie jej słowom, ale z taką samą uwagą śledząc zmiany w mimice drobnej, dziewczęcej jeszcze twarzy. Wchodził właśnie na warstwę cienkiego lodu, w dodatku nie będąc pewnym, dokąd doprowadzi go trasa, którą obrał.
- W takim razie z czystym sumieniem gratuluję - powiedział, ponownie unosząc kieliszek z szampanem i upijając łyk napoju. Musiał porządnie się postarać, żeby nie drgnął mu przy tym ani mięsień, zwłaszcza kiedy Reiven wspomniała o wydarzeniach na placu. Cóż, jakby nie było - to on ponosił za nie częściową odpowiedzialność, więc fakt, że konsekwencje skupiły się na niej, niczego nie ułatwiał. - Ustępowanie ze stanowisk nie jest takie złe. Też chętnie oddałbym swoje - dodał, ściszając głos, tonem ni to poważnym, ni żartobliwym. Gdyby nie miał do czynienia ze Zwycięzcą, z pewnością o wiele bardziej uważałby na słowa; wiedział jednak, że dzielenie z nią tego wątpliwego... zaszczytu, dawało mu prawo do nieco większej poufałości. Poza tym, różne elementy układanki powoli łączyły się w jego umyśle, tworząc spójną całość, która uparcie przekonywała go, że lojalność Ruen wobec Coin nie była tak szczera i autentyczna, jak wydawało się na pierwszy rzut oka. Z luźnej obserwacji wywnioskował, że kobieta nie tylko nie trzymała się z resztą rządowców, ale też nie mogła liczyć z ich strony na zbytnie wsparcie. Trudno z kolei pozostawać wiernym komuś, kto tylko czeka na twoje potknięcie, żeby móc kopnąć cię w żebra.
- Może to zrobili, nie sprawdziłem jeszcze innych sal, ale nie jestem pewien, czy mam ochotę przekonać się na własne oczy, ile trupów kryje się w tutejszych szafach - powiedział, unosząc znacząco brew, kiedy kolejne słowa Reiven utwierdziły go w jego przekonaniu. Mówił jednak szczerze; nie miał pojęcia, co takiego Organizatorzy postanowili umieścić w tej uroczej ekspozycji, a w trakcie swojej kariery jako mentor pogrzebał zbyt wiele zwłok, żeby bawić się w ich odkopywanie. O wiele więcej, niż jego rozmówczyni. - Czyli dotarła do ciebie sława Amandy? - mruknął, krzywiąc się lekko, chociaż nie ze względu na wspomnienie o wyczynach trybutki. Zdanie wypowiedziane przez kobietę przypomniało mu boleśnie, że ta pełna życia dziewczyna już jutro może zamienić się w bezwładną masę poszarpanego mięsa i ta wizja sprawiła, że żołądek podszedł mu do gardła. Nieistotne, jak wiele przekleństw padło z jego ust pod jej adresem, zdążył ją polubić. - Tak, tegoroczne mentorowanie kosztowało mnie kilka nieprzyjemnych rozmów, ale przynajmniej śledzionę mam na swoim miejscu - dodał, zastanawiając się jednocześnie, czy i ten szczegół dotarł już do uszu Reiven. Nie zdążył jednak o to zapytać, bo inny głos odwrócił jego uwagę.
Wychylił się do przodu, zatrzymując wzrok na dziewczynie stojącej po drugiej stronie blondynki, której po prostu wcześniej nie zauważył. Zmarszczył brwi, kiedy zwróciła się do niego z imienia i nazwiska, bo połączenie jej twarzy z odległymi wspomnieniami zajęło mu dobrą chwilę, ale w końcu się rozpogodził. - Sonea Hastings - przywitał się, posyłając jej szczery uśmiech, kiedy umysł podsunął mu obraz wojskowych koszar. Chociaż nie widział jej już od kilku lat, kojarzyła się mu raczej dobrze. - Nie rozpoznałem cię bez munduru. Pięknie wyglądasz. Choć muszę przyznać, nie spodziewałem się zobaczyć cię tutaj - dodał, zastanawiając się, jaką rolę mogła pełnić w igrzyskowej machinie, bo raczej nie wyglądała na osobę, która przybyła w celu sponsorowania ulubionego trybuta.
Powrót do góry Go down
the civilian
Erica Lyytikäinen
Erica Lyytikäinen
https://panem.forumpl.net/t2648-erica-lyytikainen#39465
https://panem.forumpl.net/t2649-cale-zycie-z-wariatami#39478
https://panem.forumpl.net/t2650-erica-lyytikainen#39480
https://panem.forumpl.net/t2652-ghost#39487
https://panem.forumpl.net/t2651-erica#39486
Wiek : 30
Zawód : psychiatra
Przy sobie : fajeczki, zapalara, gaz pieprzowy
Obrażenia : cudze płuca

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyWto Wrz 16, 2014 8:44 pm

Rzadko kiedy pozwalała sobie na komfort grzebania w psychice Rakel. Pewnie dlatego, że uważała to za lekko niehigieniczne, choć musiała przyznać przed samą sobą - nie, jej w życiu by tego nie powiedziała - że przez pierwsze tygodnie kobieta stanowiła wdzięczny obiekt badań młodej pani psychiatry, która powracała z hukiem do swojego pierwotnego zawodu. Nic dziwnego, że akurat zdecydowała się skorzystać z osoby, która stała się jej najbliższa. Oględnie rzecz ujmując, Erica nie uważała za stosowne brnąć w labirynty uczuć z kimkolwiek, nawet jeśli patolog na tyle zawróciła jej w głowie, że Kwartał się tylko dusznym wspomnieniem, czymś w rodzaju absolutnej groteski, w sam raz do opowiedzenia wnukom o tym, że babcia przeżyła getto i nie poddała się - oczywiście, o ile tylko spóźniłaby się z aborcją albo na skutek porodu i hormonów szczęścia (słyszała o wydzielaniu takich podczas ciąży) zaprzestałaby prób uduszenia niemowlaka słodką podusią z Disneya - oraz że zrobiła to dla wielkiej miłości. Niespełnionej na tyle, że stała przed reflektorami sama, nie zauważając wyciągniętej dłoni w jej stronę przez swoją psychiczną dziewczynę. Nie wiedziała, czemu znalazły się tutaj. Żadna z nich nie zamierzała sponsorować kogokolwiek, wprawdzie Erica opływała w niespełnione luksusy za sprawą byłego męża, ale nie zamierzała przeznaczać ich na ginące dzieciaki. Nie uważała, żeby żadne z nich zasłużyło na przetrwanie, więc wolała skupić się na tym własnym, które wymagało od niej zachowania pozorów. W końcu cała jej niesamowita ucieczka była sukcesem tylko i wyłącznie dzięki konszachtom z Coin, które własnoręcznie sobie nakreśliła, próbując wkupić się do jej rodziny i zająć w niej uprzywilejowaną pozycję. Kiedy tak się stało, mogła już brylować na takich uroczystościach, rozdając
wszystkim firmowe uśmiechy i zastanawiając się, kiedy noga jej odpadnie w wysokich szpilkach, które i tak nie mogły sprawić, że ludzie przestaną zwracać uwagę na jej włosy - tym razem była platynową, niespełnioną blondynką, która uśmiechała się do fotografów z wrodzoną gracją urodzonej w świetle gwiazd.
Przecież tak właśnie było, Kapitol był jej domem i nie zamierzała dać się porwać Rebelii ani wówczas, kiedy przyszło im toczyć walkę (zniszczyli wszystko, co kochała) ani teraz, kiedy usiłowali obalić jej ciotkę (kochała Almę miłością szczerą), bo należała do tego starego obrządku świata, który rozpadał się za każdym razem, kiedy wpychali ich do limuzyn i starali się
przywrócić splendor chwili. Nie zwracała na nich już uwagi, była zbyt chłonna bodźców i analizowaniem psychiki pozostałych gości, którym przyszło dzielić z nimi powietrze, więc wyjątkowo (jak na nią) zamilkła, dając swojej kobiecie w futrze niemal nienaturalny odpoczynek od słów, które zwykle płynęły równym torem. Wraz z nożami i innymi sztućcami, którymi usiłowała przekonać swoją Rakel do większego zaangażowania.
Tym razem to ona pozostawała wycofana, jakby bez reszty przybrała barwy żałoby ze swojej koronkowej sukienki, na którą powinna uważać dzisiejszego wieczoru. Łatwo było zaciągnąć tak kunsztowny materiał, a nie wątpiła, że czeka ich wieczór pełen spotkań z ludźmi, których starała się unikać od lat. Być może Kwartał nie był wcale takim złym rozwiązaniem, zwłaszcza kiedy poczuła delikatną dłoń swojej dziewczyny, która miała zasygnalizować jej zapewne jakiś niepokój albo inne delikatne odczucia, które dla Erici były niedostępne. W sferze ludzkiej psychiki poruszała się jak słoń w składzie porcelany i nawet jej zawód nie mógł tego zmienić.
- Masz wychodne, mamusiu? - zadrwiła, nie zamierzając jednak kopać leżącego - wystarczyło tylko raz spojrzeć w oczy Rakel, żeby wiedzieć, że ma problem z własnym dzieckiem i jego ojcem, który zniknął gdzieś na horyzoncie, bo był zbyt psychiczny. Najwyraźniej w guście patolog leżało interesowanie się osobnikami, które miały bardzo dużo wzorów pod sufitem, nawet jeśli prowadziły wytworny gabinet terapeutyczny (w myślach Erica ochrzciła go znacznie gorzej) i byli pozdrawiani przez wielu gości. Zachwyconych jakimś truposzami, zapewne Rakel znowu nie będzie mogła spać w nocy, poczuła jakąś autentyczną czułość, z którą położyła rękę na kolanie, obserwując cień kelnera.
- Powinnaś to lubić. Przecież kości to prawie rozkład - zauważyła bystrze i bardzo czujnie, próbując uśmiechnąć się do niej, ale zamiast swojej dziewczyny, która zwykle wywoływała u niej dreszcze podniecenia bądź wściekłości, napotykała wzrok kogoś, kto miał być martwy. Przynajmniej, jeśli Erica byłaby dobra w klęczeniu i jej modlitwy zostałaby wysłuchane. Obserwowała kobietę bez słowa, wbiła tylko widelec w stół, po chwili spostrzegając, że omal nie trafiła w nadgarstek Rakel, która mamrotała coś o dzieciach. Znowu.
- Nie zaczynaj ataku swojej paranoicznej zazdrości. To nie sprawi, że zacznie ci na mnie zależeć - wysyczała, mocując się ze sztućcem, który utkwił w drewnie. - A tam siedzi moja żona - dodała w ramach wyjaśnienia, wyjmując ostatkiem sił widelec i własną dumę.
W końcu rzadko kiedy Erica przyznała się do porażki, a tym było małżeństwo ze Scarlett.
Powrót do góry Go down
the civilian
Reiven Ruen
Reiven Ruen
https://panem.forumpl.net/t1939-reiven-ruen#24596
https://panem.forumpl.net/t262-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t1296-reiven-levittoux
https://panem.forumpl.net/t277-osobisty-dziennik-reiven-ruen
https://panem.forumpl.net/t564-reiven
Wiek : 19
Zawód : Prywatny ochroniarz
Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania
Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyWto Wrz 16, 2014 8:46 pm

Nie pamiętam kiedy i w jakich okolicznościach poznałam Malcolma Radnalla. W tamtych czasach wydawał się być chłodnym i zadowolonym z siebie człowiekiem. Nie pamiętam, żebym widziała go trzeźwego. Joffery chyba mu nie ufał bo nie wtajemniczył go w plan odbicia trybutów i przyłączenia się do formuującej się wtedy rebelii. Znikł mi z oczu na jakiś czas, by potem się pojawić w Kapitolu już po wszystkim. Nie rozmawiałam z nim od dawna. Może dlatego fakt, że do mnie zagadał, jakbyśmy byli starymi znajomymi, tak bardzo mnie zdziwił. A jednak sprawiał wrażenie pozytywnie do mnie nastawionego, co tym bardziej dziwiło, że sam mnie miał pewnie za smarkulę pławiącą się w chwale zwycięzcy. Na dodatek zawodowca. Dzieciaki z innych dystryktów widziały w zawodowcach oszustów, szkoleni od maleńkości pod kątem Igrzysk, nie losowani, lecz zgłaszający się sami. Malcolm był z dziewiątki, jeśli dobrze pamiętałam, a jednak wygrał. Nawet nie wiem kto wtedy eprezentował Jedynkę. Nie wiem też czy w roku w którym zwyciężyłam Malcolm był mentorem i czy zabiłam kogoś z jego podopiecznych. Nie mogłam teraz tego odnaleźć w pamięci, choć bardzo możliwe, że tak właśnie było. Teraz widziałam, że Malcolm Randall był inny niż cały czas myślałam. Nie było to zaskakujące, w końcu każdy z nas nosił jakąś maskę gdy rządził Snow. Problem tkwił w tym, że trzeba ją było wyciągnąć z kufra i przywdziać na nowo.

Widziała niepokój na twarzy dziewczyny. Znała ją. Nie znała może jej imienia, ale wiedziała że szkoliła nowych żołnierzy. Sama nie miała z nią bezpośrednien styczności, nawet gdy była ledwie kapitanem oddziału. Jej ludzie byli już jako tako przeszkoleni, a jak już wolała osobiście ich trenować. Pewnie dlatego drogi jej i Sonei się nie skrzyżowały. Ostrożność i niepweność malująca się na twarzy dziewczyny kazała przypuszczać, że Reiven nadal uważana jest za zwolennika Coin. Z jednej strony dobrze, z drugiej... chciałaby móc już przestać udawać. Przełom wisiał w powietrzu, w którą stronę jednak miał przechylić to wahadło... Miała nadzieję, że Sonea zrozumiała, że Reiven nie ma zamiaru w żaden sposób karać jej za jej słowa, nawet jeśli powinna. Każdemu się moż zdarzyć. Sama musiała gryźć się w język niejednokrotnie.
Nic więcej jednak nie dane im byłopowiedzieć, gdyż uwaga Rei skupiła się na Randallu. Malcolm uniósł kieliszek, więc i ona powtórzyła gest. Upiłała łyk szampana. Kolejna rzecz do której musiała się przyzwyczaić w tym mieście.
- Czym się właściwie teraz zajmujesz? Poza mentorowaniem oczywiście - dotarło do niej, że nie wie co porabia obecnie Randall. Mógł być każdym i nikim, to akurat się zmieniło po rebelii... zawody i profesje niektórych osób. Choć akuratci będący blisko władzy nadal byli jej blisko, choć to powinno było się zmienić w pierwszej kolejności. Pomyślała o Scarlett... Aż dziwne, że Coin ją zostawiła nie tylko na stanowisku ale i przy życiu. Zdradzieckie nasienie.
- Wystroj jest na tyle klasyczny, że spodziewam się dosłownie wszystkiego. Nawet występu zmiechów przebranych za baletnice, tańcząych Jezioro Łabędzie. Przebiłoby to bal sprzed dwóch lat, kiedy przebrali awoksów za trybutów i kazali im trzymać broń, a na koniec były te mini Igrzyska. Co to wtedy walczyło... chomiki? - próbowała sobie przypomnieć jedno z najbardziej absurdalnych show jakie widziała. - Przegrałam wtedy zakład. - wzruszyła ramionami. Odbywając taką rozmowę człowiek powinien być radosny lubmelancholijny. Opowiadać z przejęciem o starych dobrych czasach. Tymczasem Rei była zniesmaczona inawet tego nie ukrywała. Słowa mówiły jedno, lecz jej twarz i ruchy zupełnie co innego. Wewnętrzny smutek i zmęczenie palily Reiven od środka i widać to było w jej oczach, choć nie każdy umiał to dostrzec.
- Śledzionę? A o tym akurat nie słyszałam. Wróciłam do Kapitolu ledwie wczoraj, więc dopiero nadrabiam ploteczki. Zmarł mój ojciec. Byłam w domu, by go pochować. - Wyjaśniła szybko, nim pojawiły się pytania. Nawet nie zauważyła, że zamiast "w Pierszym Dystrykcie" powiedziała "w domu". Choć to miejsce już dawno przestalo być jej domem na papierze i w świadomosci wielu ludzi, to ona właśnie Jedynkę uważała za dom, ten prawdziwy. Zerknęła na Soneę przez ramię, gdy ta się odezwała.
- Miło mi poznać imię towarzyszki od oryginalnych toastów. - uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny - Reiven Ruen - przedstawiła się, wyciągając dłoń w stronę dziewczyny.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna EmptyWto Wrz 16, 2014 9:37 pm

Zabawne, że kiedyś marzyłam, by znaleźć się w miejscu takim jak to.
Wodząc wzrokiem po elegancko nakrytych stolikach, napływającej wciąż fali gości i lawirujących między tłumem kelnerach, powracam myślami do tych wszystkich chwil - a było ich zdecydowanie za dużo - kiedy wyobrażałam sobie życie po wygranej w Głodowych Igrzyskach. Miałam wówczas niezachwianą pewność, że wszystko, co w nim czeka, jest na wyciągnięcie ręki, a gdy tylko zamykałam na chwilę oczy, mogłam z łatwością ujrzeć tłumy fanów, bogaty dom i stosy zaproszeń na bankiety organizowane przez najsłynniejsze osoby w Kapitolu. Byłam przekonana, że pobyt na arenie nie potrwa dłużej niż mrugnięcie okiem - i nic ani nikt nie był w stanie pozbawić mnie tej pewności. Tamto życie miało mieć prosty schemat, jakiego zawsze pragnęłam i nadal w pewnym sensie pragnę - choć teraz bogactwo i fani to ostatnie, czego potrzebuję. Jednak był czas, kiedy nawet nie myślałam o tym, że coś mogłoby nie pójść po mojej myśli. Wolałam trzymać się marzeń, które nigdy nie miały się spełnić, za co wciąż zresztą płacę ogromną cenę. Nie mam pojęcia, ile godzin spędziłam przed lustrem, ćwicząc uśmiechy oraz gesty i wirując w starej sukience na czubkach palców, jakbym tańczyła na jednym z wystawnych bankietów. W moich głupich fantazjach wcale nie różnił się on od tego, który staram się właśnie przetrwać, zirytowana myślą, że nie miałam innych, lepszych marzeń, zamiast tych, gdzie nieustannie widziałam siebie jako współczesną wersję Kopciuszka. Z tą jednak różnicą, że mój bal miał trwać wiecznie.
Posyłam w przestrzeń krzywy uśmiech, zastanawiając się, który to już z kolei i czy po dzisiejszym wieczorze na twarzy nie zostanie mi na stałe ironiczny grymas. Wbrew pozorom to chyba całkiem możliwe.
Wiem, że od momentu, gdy hologram prezydent Coin zniknął z podwyższenia, minęło zaledwie kilka minut, a jednak czuję się, jakbym siedziała przy stoliku już długie godziny. Lekko wybijam palcami rytm na oparciu krzesła, drugą ręką podpierając policzek i od niechcenia przyglądając się przechodzącym obok nas gościom. Mam wrażenie, że albo rzeczywiście całkiem dobrze się bawią, albo są doskonałymi aktorami. Jednak niezależnie od tego, jaka jest prawda, zazdroszczę im w obydwu aspektach. Próby wykrzesania z siebie choć odrobiny entuzjazmu nie kończą się w moim przypadku zbyt pomyślnie, więc z westchnieniem idę w ślady Noah i sięgam po kieliszek szampana. Upijam łyk, po czym przejeżdżam bezmyślnie palcami po gładkim szkle, dopiero po chwili podnosząc wzrok i napotykając ironiczny uśmiech Noah.
- Byłabym za tą drugą opcją - odpowiadam szybko, słysząc jego pytanie. - Nigdy nie miałam cierpliwości do zwiedzania i tym razem zdecydowanie mi jej brakuje - przerywam na moment, a mój wzrok odruchowo podąża w stronę szkieletu węża morskiego. Wolę nie myśleć, jak wiele wysiłku musiałabym włożyć w to, by ukryć swoją irytację przy zwiedzaniu innych części budynku. - Poza tym goście honorowi chyba nie powinni nigdzie znikać, prawda?
Uśmiecham się lekko i stroję dumną, pełną wyższości minę, choć nie do końca mi się to udaje. Spoglądając na wolne krzesła przy naszym stoliku i na ludzi, którzy mijają nas bez najmniejszego zainteresowania, dochodzę do wniosku, że raczej nie możemy czuć się oblegani.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Lobby i sala główna Empty
PisanieTemat: Re: Lobby i sala główna   Lobby i sala główna Empty

Powrót do góry Go down
 

Lobby i sala główna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next

 Similar topics

-
» Sala główna
» Sala Główna i Róg Obfitości
» Brama główna
» Główna Ulica
» Główna ulica

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Kapitol :: Dzielnica Zachodnia :: Kapitolińska Galeria Sztuki-