|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Prawy brzeg rzeki Pią Maj 03, 2013 3:13 pm | |
| First topic message reminder :
Prawy, łagodniejszy brzeg rzeki, usiany jest niewielkimi, kamienistymi plażami. Znajduje się na nim również kilka maleńkich, prywatnych przystani, a na drugą stronę prowadzą mosty samochodowe i kładka dla pieszych. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Czw Gru 26, 2013 1:29 pm | |
| Ile ta dziewczyna mogła mieć lat? Wyglądała na mniej niż dwadzieścia i już mentorka. Ale jak? Jakim cudem? Przecież to musi być duża odpowiedzialność... chyba. Była ciekawa czy Catrice brała udział w Igrzyskach. Jeśli tak i przeżyła była bardzo niebezpieczna. -A brałaś udział w Igrzyskach?-zapytała mrużąc lekko oczy. W sumie było to w tym momencie bez znaczenia. To była czysta, wrodzona ciekawość dziewczyny. Jakoś nigdy nie interesowały jej igrzyska. Przecież przez bardzo długi czas nie wiedziała, że coś takiego istniało. Żyła w słodkiej nieświadomości o niedoli ludzkiej na powierzchni. Ludzie potrafili być okrutni, o czym przekonała się podczas Rebelii. A czy będzie lepiej? -Nie wiem...-odpowiedziała. Nie była ostatnio niczego pewna, jednak miała wrażenie , że z roku na rok będzie coraz gorzej. Poza tym zdawało jej się, że wszystko wracało do tego, co było. Teraz jednak nie Snow, a Coin zacznie robić najpierw małe zawody, a potem wielkie Igrzyska. Zabawne... ludzie tak długo walczyli o odzyskanie wolności, o lepsze życie, o pewność bezpieczeństwa. A co teraz mieli? Nic. Ona sama czuła, że nie może być spokojna o swoje jutro, mimo że jej rodzice twierdzili inaczej. Widziała więcej niż wszystkim się wydawało. Żyć długo i szczęśliwie to można sobie w bajce. Rzeczywistość rysowała się całkiem inaczej. Ana jednak uśmiechnęła się... miała w sumie miłe towarzystwo... i jeszcze zauważyła Ethana. Właśnie dzięki niemu zaczęła mieć całkiem inne spojrzenie na życie i świat. Gdyby nie on, dziewczyna pewnie dalej żyła by w hermetycznym świecie ułożonym przez jej rodziców. Była mu za to wdzięczna. -Cześć Ethan...- powiedziała szerzej się uśmiechając. Rozejrzała się znów... z minuty na minuty, z sekundy na sekundę zbierało się coraz więcej ludzi. Chłopak mógł mieć dużo racji, jednak miała nadzieję, że nie będzie kłopotów. -W sumie... małe szanse na spokój... - mówiąc to Ana podeszła do kosza pełnego jabłek, wybrała jedno. Było duże, krwistoczerwone...wręczyła je przybyłemu. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Czw Gru 26, 2013 9:59 pm | |
| Słowa Any przypomniały jej o życiu przed rebelią. O życiu przed tym, jak w Dwójce pojawił się jeden z pracowników Snowa i zaprowadził do pociągu dwunastoletnią Catrice, wioząc ją w nieznane, do Kapitolu, gdzie czekał na nią test. Test wierności władzy, za oblanie którego ucierpiałaby cała jej rodzina. Dzięki swojemu instynktowi, a także odwadze, zdała. I od tamtej pory nigdy nie naraziła najbliższych na niebezpieczeństwo. Zrobili to sami… Zabiła przed dwunastymi urodzinami, a gdy nadeszły, z radością przyjęła fakt, że wreszcie może zgłosić się na Dożynkach. Jako zawodowiec i pupilka Snowa, miałaby ogromne szanse na zwycięstwo. Miałaby sponsorów. Wróciłaby do domu w chwale, a rok po zwycięstwie opiekowałaby się kolejnymi trybutami, których doprowadziłaby do glorii. - Nie. – usłyszała nagle swój głos. Zorientowała się, że patrzy na rzekę z wysoko uniesioną brodą, co zawsze robiła w czasie rozmów z prezydentem. – Wychowałam się w Dwójce, gdzie moi rodzice szkolili trybutów. Ale nigdy mnie nie wylosowano, nigdy też nie zgłosiłam się na ochotnika, lub raczej – dziewczyna, którą chciałam zastąpić, nie dała mi szansy. Uśmiechnęła się do Any lekko, łagodnie, nieco niepewnie. Nigdy nie wzięła udziału w Głodowych Igrzyskach, ale gdy miała szesnaście lat, zrozumiała, że nie dba o to, czy ją wybiorą. Prezydent Snow otworzył przed nią o wiele szersze możliwości, dał jej narzędzia do walki i wyszkolił, z niewinnego podlotka uczynił mordercę… Z jej rozmyślań wyrwał ją głos obcego mężczyzny… Jednak czy na pewno? Skądś znała te oczy… Znała jego ojca… Tylko skąd…?
|
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Czw Gru 26, 2013 11:29 pm | |
| //Bilokacja z sali przesłuchań.
Mrok, mrok i jeszcze więcej mroku, który rozpalany był przez wielkie, czerwone łuny, zwiastujące rozpoczęcie święta. Już dawno brzegi rzeki nie były tak zaludnione. Działo się to co roku, cholerne obchody. Tak wielu ludzi ich nienawidziło, a jednak zawsze znalazły się elementy, które miały w tych swoich ciepłych sercach nadzieję i myśleli, że coś uda im się zmienić na tym świecie. Otóż nie, drodzy państwo, bo jeśli nawet taka najmniejsza iskierka nadziei i szczęścia pojawiłaby się w ciemności i nikt nie miałby zamiaru z nią czegokolwiek zrobić, to Melanie Coin z pewnością skutecznie by się tym zajęła, nie tylko gasząc to światełko, ale depcząc je, by zniknęło gdzieś głęboko pod ziemią i nie miało zamiaru wrócić. Spoglądając na ludzi można było dostrzec uśmiechy, inni mieli te swoje maski z marmurowych, nieruchomych twarzy, udając niewzruszonych, jeszcze inni poddali się wspomnieniom, czy próbom pojednania dla nowego początku. To wszystko wydawało się tak zabawne, jak scena wyjęta prosto z teatru. Spektakl, który miał trwać parę godzin, by na koniec wrzucić wszystkich do lodowatej wody i oświadczyć, że czas wracać do rzeczywistości. Tak naprawdę to Święto było już od dawna nic nie warte, przypominało jedynie tradycję. Coin bardzo dobrze wiedziała, że w duszy każdego człowieka w tym państwie, nawet jeśli był tak odważny, że aż gotowy na śmierć, wylęgał się strach. U niektórych był on malutkim zalążkiem, u innych zdominował całe życie, stając się pasożytem, czekającym na śmierć żywiciela. Nie było od tego wyjątków, czy to Getto czy Nowy Kapitol, wszyscy powinni i czuli tak samo. Strach już dawno zdominował to państwo. Młoda Coin również zaszczyciła Święto swoją obecnością. Szła przez tłum dumnie wyprostowana. Ubrana była w kremowy, niezbyt długi płaszcz i wysokie kozaki na obcasie. Usta miała pomalowane na krwistoczerwony kolor i jak się można było spodziewać jej mina była wysoce pokpiwająca ze zgromadzenia. Co jakiś czas oblizywała prawie niewidocznie usta, rozglądając się po okolicy. W końcu upatrzyła sobie jeden z płomieni, przy którym akurat w tym momencie nikt nie stał i podeszła bliżej. Wraz z trzymanymi w kieszeniach płaszcza dłońmi, wyjęła jakieś skrawki papieru. Jak się okazało były to wycięte kawałki kilku najświeższych gazet, a właściwie zdjęcia ludzi. Wszystkie były przypadkowe i przedstawiały osoby żyjące i mające się jak najbardziej dobrze, może nawet byli tutaj, gdzieś niedaleko koło niej, kto wie. Z arogancją i nieskazitelną, odpychającą jak i zarówno nieprzyjazną aurą, zaczęła wrzucać kawałki papieru do ognia. Pod nosem cicho nuciła jakąś piosenkę, dało się z niej wyłapać słowa takie jak 'śmiech, zabawa, ogień, śmierć, strach, głupcy, krew, czerwień'. Nie należała ona oczywiście do zbytnio przyjemnych, a co kilka słów potrafiło pojawić się jakieś nazwisko lub przekleństwo, zwiastujące jeszcze większe rozradowanie. Oczywiście nie wyglądała na szaloną, nie było z nią aż tak źle, jedynie widocznie kpiła sobie z tych wszystkich zebranych ludzi, wprost pod ich nosami, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś zainteresuje się jej osobą bardziej lub mniej niż powinien. W końcu w jej dłoniach został tylko jeden kawałek papieru, który ułożyła sobie na czubkach palców i z gracją wdmuchnęła w płomienie. |
| | | Wiek : 32 Zawód : Żołnierz Przy sobie : noktowizor, tabletki do uzdatniania wody, broń palna, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, para kastetów
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pią Gru 27, 2013 12:28 am | |
| Tego dnia nie miałem na sobie munduru. Mój dyżur skończył się parę godzin temu, zdążyłem się więc ogarnąć i zjeść coś nim wyruszyłem nad brzeg rzeki. A, przede wszystkim, zdążyłem się przebrać. Święto w końcu wypadało spędzić w spokoju, bez powracania myślami do pracy, bez doszukiwania się zbędnych szczegółów. Wypadało je również spędzać w towarzystwie rodziny, jednakże dzisiaj było to poza zasięgiem moich możliwości. Wędrowałem wzdłuż brzegu przyglądając się ludziom dookoła, pogwizdując pod nosem radosne melodie, zajmując sobie czas rozmyślaniem nad ich historiami. Zastanawiając się jak wyglądało ich życie, co zmieniło się podczas rebelii w nich, w ich otoczeniu w ich trybie życia. Miałem nadzieje, że większość z tych rzeczy miała pozytywny aspekt. W końcu dostrzegłem znajomą postać, stała samotnie przy jednym z ognisk, co wcale mnie nie zdziwiło, nie spodziewałbym się ujrzeć gdzieś tutaj Almy Coin, takie miejsce zdawało się zbyt niebezpieczne dla naszej pani prezydent. Niestety byli tacy ludzie, którzy uważali, że panujący tu porządek wypadało by zmienić. A chcieli to osiągnąć poprzez zabicie właśnie głowy państwa. Podszedłem do Melanie spokojnie i zatrzymałem się u jej boku w ciszy, patrząc jak posyła w ogień kawałek papieru. Pochłaniające go płomienie oczarowały mnie na chwilę. - Samotność w święto nie jest dobra - odezwałem się w końcu i uśmiechnąłem przyjaźnie. Wyciągnąłem w stronę kobiety dłoń z jabłkiem. - Niesie ze sobą zbyt wiele smutku. Nie byłem do końca pewien czy dziewczyna przyjmie owoc, choć w sumie niezbyt bym się przejął, gdyby nie wzięła. Wiedziałem, że nigdy nie miała tak optymistycznego nastawienia do życia jak ja, tym bardziej, że nie miała wcale łatwiej ode mnie, wręcz przeciwnie. - To jednak zawsze można zmienić - kontynuowałem, uśmiechając się jeszcze szerzej i zachęcająco wskazując jabłko. W końcu do niczego jej nie zobowiązywało. |
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pią Gru 27, 2013 1:17 am | |
| Według niej ogień nie powinien wywoływać pozytywnych emocji. Gorąca czerwień powinna kojarzyć się jedynie z nieszczęściem i złowrogimi przeczuciami. Takie właśnie było przeznaczenie zdjęć, które wrzucała w ogień. Nie spokój, nie zapomnienie, a czysta, rekreacyjna porcja diabolicznej otoczki, jaka zawsze otaczała kobietę. Ludzie powiadali, że nigdy z nikim się nie dzieli, więc teraz gdy chciała im podarować odrobinę swej zachłanności, nie powinni się sprzeciwiać, a przyjąć ją z pokorą. Alma Coin to kobieta zawsze i wiecznie zajęta. Zresztą to stare święto nie było jej sprawką, więc nie musiała tu przybywać. A co do powszedniej rodzinności, to nie udałoby się jej wywołać wśród Coinów. Jeszcze można by to uznać nawet za przejaw obopólnej zgody, co całkowicie kreowało tą sytuację na niemożliwą do spełnienia. Po zdmuchnięciu ostatniego zdjęcia z dłoni spojrzała na mężczyznę, który obok niej stanął. Zmierzyła go wzrokiem, jak miała to w zwyczaju i wbrew pozorom na twarzy Melanie pojawił się nadzwyczaj szczery uśmiech z dużą domieszką szykany. -Samotność powiadasz, James'ie. -odezwała się cicho swoim charakterystycznym, szeleszczącym głosem i nie można w tym było wyczuć negatywnych emocji, ale po drodze wyrastał wysoki na pięć metrów szary, ponury mur, od którego odbijało się wszystko, co miało na zamiarze dotrzeć do Melanie i zmienić jej nastawienie. Smutek... smutek już dawno porzuciła, o ile w ogóle takowy przy niej był. W cieniu zawsze czaiły się negatywne emocje, by z czasem urosnąć do miary aury, lecz nigdy nie dostrzegła w tym osamotnienia. A może była na tyle do niego przyzwyczajona, że uważała za codzienność? Uznając go za swojego demona, który stał się sprzymierzeńcem i niemym towarzyszem losu. Któż to mógł wiedzieć lepiej jak nie ona sama, lecz by rozgryzł to ktoś inny, o to już było ciężej. Wzrokiem sunęła za każdą reakcją starszego mężczyzny, choć na wiek w tej chwili zwracała najmniejszą uwagę, o ile kiedykolwiek na takowy zwracała, ale to teraz nie ważne. -Ten uśmiech... jest irytujący. -mruknęła nieco zniesmaczona, ale w tej samej chwili, co dziwne, wzięła jabłko z jego dłoni i podrzuciła je lekko do góry, by zaraz złapać. -Tylko nie myśl zbyt wiele po tym geście, Wollner. -dodała zaraz zjadliwie, przeczuwając, że zamiast go unieszczęśliwić tym, co wcześniej powiedziała, on tym bardziej będzie się szczerzył po tym, jak wzięła owoc. Chwilę później nie patrząc na towarzysza, zrobiła kilka kroków do tyłu, obracając się na pięcie i usiadła na ławeczce, która znajdowała się właśnie za nimi, zakładając nogę na nogę. -Także co takiego można zmienić? -spytała po chwili, bez większego celu. Jeśli już chciał dotrzymywać jej towarzystwa, to trzeba było utrzymać jakąś rozmowę, a kto wie, może okazać się ona dość interesująca, nawet na wymagania młodej Coin. |
| | | Wiek : 30 Zawód : Pracownik w "Almie" Przy sobie : dokumenty, obrączka na łańcuszku, scyzoryk
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pią Gru 27, 2013 2:28 pm | |
| Uśmiechnął się na powitanie do obu towarzyszek. W sumie... małe szanse na spokój... No tak. Wpuszczenie ludzi z Kwartału może skończyć się źle, ale się zobaczy. Może akurat postanowili na chwile sobie odpuścić. Oby. W sumie i tak ci, którzy głownie zajmowali się poprzednią akcją siedzą aktualnie w więzieniu. Siedza, leżą, pływają, wiszą, są zakopani. Cokolwiek. Siedziba Coin to chyba najlepiej strzeżony budynek i jej największa tajemnica. Nikt nie wie co tam jst, a ci, którzy wiedzą, nie puszczą pary, bo za bardzo boją się tam trafić. Nie wiadomo nawet, czy współpracownicy Coin nie boją się jej bardziej, niż więźniowie. Ci drudzy chyba dośc szybko godzą się z tym, ze nie wyjdą. A jak wyjdą, będą oczami i uszami Coin, które odetnie sobie, jeśli zrobią coś źle, albo przestaną być potrzebni. Witamy w Panem i neich los ci sprzyja na tyle, żebyś nie musiał się bratać z władzą. -Dzieki. – poiedział do Any biorąc jabłko do lewej ręki. -W ogóle, to jestem Ethan Cavendish. – Powiedział tym razem do towarzyszki Any podając jej rekę z lekkim uśmiechem. Wciąż nie mógł sobie przypomnieć skąd ją kojarzy i dlaczego. Może wdział ją kiedyś w Trzynastce, bo nie wyglądała na osobę z Kwartału. Zbyt elegancki ubiór. Chyba, że znowu kwartał atakuje incognito w ciuchach, w których nikt by ich nie podejrzewał. Nie, wiedziałby o tym. Z resztą w Kwartale bardzo szybko rozchodziły się wszelkie informacje i pomysły. Wystarczyło posiedzieć od czasu do czasu w Violatorze i wiedziało się wszystko. Dosłownie. Magia alkoholu. I nie tylko |
| | | Wiek : 32 Zawód : Żołnierz Przy sobie : noktowizor, tabletki do uzdatniania wody, broń palna, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, para kastetów
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Nie Gru 29, 2013 1:25 am | |
| Ogień był jednym z najcudowniejszych żywiołów. Zawsze go podziwiałem, potrafiłem spędzać godziny wpatrzony w płomienie, zafascynowany ich tańcem, śpiewem, ich dziką, trudną do pojęcia naturą. Godzinami rozmyślałem nad tym, jak coś tak cudownego może być, zarazem, tak niszczycielskie. Może to właśnie dlatego, gdy byłem dzieckiem, tak łatwo uwierzyłem w istnienie smoków. Może dlatego nadal marzyłem w skrytości ducha, że kiedyś przekonam się, że takie monstra chociaż istniały. Stworzenia, które władały ogniem musiałby być potężne i groźne, a przy tym niesamowicie majestatyczne. Wzbudzały by szacunek, lęk, podziw. A każdy kto by je okiełznał, kto by nawiązał z nimi nić porozumienia, stałby się kimś ważnym, potrzebnym, respektowanym pod każdym względem. Jednak one nie istniały. I musiałem się z tym pogodzić. Nie przejąłem się szykaną widoczną w uśmiechu młodej Coin, wręcz przeciwnie, doceniłem to, że jej usta wygięły w się w jakimkolwiek uśmiechu, tym bardziej, iż ten wydawał się najzupełniej szczery. Pokiwałem głową w odpowiedzi na jej słowa, przeskakując spojrzeniem z ogniska na twarz młodszej ode mnie kobiety. Spodziewałem się bardziej chłodnej reakcji. - Samotność - przyznałem. - Można do niej przywyknąć, ale ona nie zniknie. Nie sama z siebie - dodałem i uśmiechnąłem się, jakby pocieszająco. Melanie spokojnie mogła od niej uciec. Byłem niemal na sto procent pewien, że znalazłyby się osoby, które chętnie dotrzymały by jej towarzystwa. Jednakże... ona zdawała się tego nie chcieć. Kolejną uwagę towarzyski skwitowałem lekko uniesioną do góry brwią i spojrzeniem pełnym rozbawienia. Ten typ tak ma, zupełnie nie zraziło mnie jej podejście czy też zniesmaczony, a później, wręcz zjadliwy, ton. Ciężko było mnie zrazić do czegokolwiek. Wychodziłem z założenia, że optymizm jest najlepszą bronią wobec świata i tego, co chce mi zepsuć życie. Działając na przekór złemu nigdy jeszcze niczego nie straciłem, widać więc, jednak, tam metoda miała swoje plusy. - Ani mi sie myśli szukać tu czegoś więcej - zapewniłem i wyszczerzyłem się rozbawiony. Przez chwilę jeszcze stałem, patrząc się w ogień, walcząc z szaloną pokusą włożenia dłoni prosto w płomienie. Bywałem szalony, ale nie aż tak. W końcu westchnąłem cicho i podążyłem za towarzyszką na ławkę. Nim odpowiedziałem na jej pytanie rozejrzałem się jeszcze po okolicy. Ludzi przybywało. - Wszystko co chcesz. Swoje podejście do sprawy, sposób w jaki odbierasz świat... Decyzja należy do ciebie. Wzruszyłem ramionami i zapatrzyłem się w przestrzeń. |
| | |
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Nie Gru 29, 2013 3:58 pm | |
| Ana popatrzyła z ciekawością na Cat. Dziewczyna musiała być naprawdę dobra w tym, co robiła skoro w tak młodym wieku została trenerką. W sumie jednak nie ma co się dziwić była z dwójki, a na dodatek wpływ rodziców. Zawsze ją ciekawiło życie w innych dystryktach. Pamiętała, że akurat ten był jednym z bogatszych, najbardziej podporządkowany Kapitolowi. Tempest miała swoje poglądy na niektóre sprawy związane z władzą, jednak stwierdziła, że na razie nie będzie się nimi z dziewczyną dzieliła. Przecież nie znała jej na tyle dobrze i nie wiedziała na ile może sobie pozwolić. Brała możliwość, że była zwolenniczką "kochanej" pani prezydent, a jakoś więzienie jej się nie marzyło. Uśmiechnęła, więc się tylko do obecnej dwójki. Wydawało jej się, że się znają...albo przynajmniej kojarzą. Ciekawa sprawa. Ethan przecież był też przez jakiś czas u nich w trzynastce, a tam wydawał jej się niezwykle zdystansowany do obcych. Może po prostu miała takie wrażenie... no nic. -No to cóż moi drodzy... trzeba jakoś zacząć świętować. Coś proponujecie?-zapytała patrząc na nich już weselej. W końcu nie będą stali jak te słupy soli, bez słowa czy jakiegokolwiek gestu czy zajęcia. Poza tym dziewczyna miała w sobie bardzo dużo energii. W sumie bez powodu matka nie mówiłaby jej, że wszędzie jej pełno. Dosłownie rzecz ujmując. |
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Nie Gru 29, 2013 7:36 pm | |
| W dzieciństwie zastanawiała się czasami nad istnieniem różnych nadnaturalnych tworów. Na przykład takich wróżek, lecz niestety szara i brutalna rzeczywistość, która otaczała ją od dzieciństwa, potrafiła szybko sprowadzić na burą płaszczyznę życia, w której nie było miejsca na takie wybryki. Prawdę jednak mówiąc, Melanie przyjęła otaczające ją realia takimi, jakie dostała. Czy był to zły czy dobry wybór to oczywiście dużo dłuższa historia, w którą wnikanie i chęć poznania wprawiłoby w całkowitą melancholię, więc pozostanie przy tej powierzchownej wersji w takiej sytuacji wystarczy. -Z czasem można ją nawet polubić. -skwitowała. Czy właśnie otwarcie przyznała się do swojej samotności? Otóż każdy powinien zrozumieć to na własny sposób. Tak naprawdę wiedziała, że od tych uczuć jest ucieczka, lecz nigdy nie chciała wybrać tej drogi. W pewien sposób uważała, że takie życie było jej dane. Ludzie nie od dziś ją opuszczali, czy twierdzili, że jest zdana sama na siebie. Słysząc nazwisko Coin odwracali się na pięcie lub próbowali wykorzystać do własnych celów. Przez to stała się taka jaka jest teraz. I czy było to dziwne? W żadnym razie. Do tej pory przy jej boku pozostali ludzie z wojska, którzy byli poddani prezydent, w większości z przymusu, nie własnej nieprzymuszonej woli, inni dla korzyści. Podobno niektórzy uważali nawet, że przespanie się z Melanie było czymś w rodzaju osiągnięcia. Tak denne i idiotyczne, że mogło jedynie wprowadzać jeszcze jedną kroplę goryczy do całości. Uśmiechnęła się sama do siebie na jego kolejne słowa, odpowiadając mu jedynie w myślach ciche Brawo... Przez chwilę podążała za nim wzrokiem, właściwie przyglądając się jego twarzy. To optymistyczne nastawienie było tak duże, że Mel aż czuła tą aurę, którą próbował zarazić ludzi. -A jeśli nie chcę nic zmieniać? Jeśli uważam je za jak najbardziej słuszne. To podejście, spojrzenie... Nie wszystko zmienisz siłą woli. -odpowiedziała po chwili ciszy, jaka między nimi zapadła. Nie minęło kilka sekund, jak zaśmiała się, lecz bardzo cicho, a śmiech ten zawierał ogromną dawkę goryczy. Nie patrzyła na mężczyznę, który siedział teraz koło niej na ławce, wzrok umieściła gdzieś daleko, przy czym wydawał się dziwnie pusty i beznamiętny. -Nie jest ci trudno z tym wiecznym optymizmem? Ciekawiło ją to, jak można żyć w wiecznej otoczce szczęścia, które choć czasami musiało być wymuszone. Nikt do końca nie mógł być przecież wiecznie uśmiechnięty, nawet on, choć prawie go nie znała.
edit: Odpowiedź była jedna. Trzeba być naprawdę głupim lub nierozważnym. W końcu ta ślepa wiara doprowadzi do nieszczęścia, a za nim jak domino nastąpią kolejne. Jeśli coś się zmieni to z pewnością nie teraz. I tak zbyt długo przebywała w jednym miejscu. Spojrzała srogo w stronę towarzysza ostatni raz i bez słowa się oddaliła.
zt.
Ostatnio zmieniony przez Melanie Coin dnia Pon Mar 10, 2014 6:46 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Nie Gru 29, 2013 11:40 pm | |
| /z odmętów czasu wyłonił się Ben
Z rękoma w kieszeniach, licząc sam nie wiedział na co, przyszedł nad rzekę. Dobra, wiedział na co liczy. Na spotkanie z Jasmine. Pamiętał ją już aż nazbyt dobrze. Pamiętał każdą chwilę z nią spędzoną, pamiętał swoje życie, życie Benjamina Levitta, a nie Maxa. To nie było tak, że codziennie budził się jako Ben. Czasem mieszało mu się to wszystko ze sobą, a czasem po prostu wydawało mu się, że bycie Benem mu się przyśniło. Ale coraz częściej był Benem. Dni kiedy budził się sobą były dziwne. Wiedział wtedy kim jest i kim był. Pamiętał życie Bena i życie Maxa. Był wtedy cichy i wycofany. Chodził po Kwartale i milczał, albo szedł do szkoły i robił swoje. Starał sobie znajdywać zajęcia by nie myśleć o niej, o Jazz. Widział ją na moście w towarzystwie jakiegoś faceta i zrozumiał, że stracił ją bezpowrotnie. A jednak wciąż miał nadzieję, że będą razem. Teraz kiedy wiedział kim był mógł chociaż spróbować jej wszystko zrekompensować. Ale był zamknięty w KOLCu, dzieliła go od niej ściana muru i strażników pokoju. Dlatego dziś tu przyszedł. Bo mur przestał być przeszkodą. Mógł ją chociaż jeszcze raz zobaczyć. Czy z jego wiadomości odczytała, że wróciła mu pamięć? Miał nadzieję, że tak. Już wtedy na moście starał się jej dać to do zrozumienia. Niestety jego umysł bywał zawodny i nie mógł ufać sam sobie. W każdej chwili wszystko mógł utracić. Dlatego tylko czekał, czekał i wpatrywał się w ogień który zapłonął dla uczczenia czegoś, czego już nikt nie pamiętał. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pon Gru 30, 2013 10:22 am | |
| Chwilę zajęło jej dojście do tego, skąd kojarzyła mężczyznę o imieniu Ethan. To musiało być… Trzy, może cztery lata przed rebelią. Snow wydał w swoim pięknym pałacu ekskluzywne przyjęcie z okazji rozpoczęcia jesieni, w trakcie którego elity Kapitolu mogły raczyć się setkami niezwykłych potraw i niemalże taką samą ilością gatunków wybornych win, wprost w najprzedniejszych winnic w kraju. - Znałam Twojego ojca - powiedziała, uśmiechając się lekko do Ethana. W tym uśmiechu kryło się wszystko – fakt, że nie słyszała za wiele dobrego odnośnie Roberta, który całymi dniami przebywał poza domem, nie przejmując się synem, to, że wiązał z nim pewne nadzieje, które nie do końca udało się zrealizować. Przez moment rozmyślała, czy aby Cavendish senior nigdy nie wspomniał synkowi o tym, że Snow ma uroczą pupilkę, która mordowała ludzi. – Z bankietów u Snowa. – dodała nieco wymijająco. - Mogłeś mnie tam kiedyś zauważyć, nazywam się Catrice Tudor. Zaczęła się zastanawiać, czy aby przypadkiem nie zabiła któregoś z jego rodziców w trakcie rebelii. Walczyła wtedy… No cóż, po obu stronach barykady, wypełniając polecenia zarówno prezydenta, jak i rebeliantów Almy Coin. Ktoś mógłby powiedzieć, że była marionetką, ale – czy marionetki dostają w prezencie zestawy broni i prywatne strzelnice do dyspozycji, czy mają prawo głosu i chęć do walki? Nie, są rzucane w kąt. A Catrice Tudor nigdy nie pozwoliła sobie na to, żeby ktoś rozstawiał ją po kątach. Nawet ktoś tak władczy, jak były prezydent czy jego obecna następczyni. - To zależy od tego, na co macie ochotę – rozłożyła ręce w geście oznaczającym, że się dostosuje. – Możemy tu zostać, możemy się gdzieś przejść, możemy się napić. Co tylko chcecie, hm? Uśmiechając się do Any i Ethana, czuła chłodny metal i kojący ciężar noża. Niezależnie od wszystkiego, w Kapitolu czuła się najlepiej tylko wtedy, gdy była uzbrojona. |
| | | Wiek : 18 lat Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Wto Gru 31, 2013 3:54 pm | |
| // bilokacja, no bo event. <33 Po spotkaniu z Jacksonem.
Jedna wiadomość. Sześć słów. Dwadzieścia osiem liter. Tylko dwadzieścia osiem liter, albo aż tyle dzieliło mnie od szczęścia. W pierwszych chwilach nawet nie byłam w stanie w nie uwierzyć. Przycupnięta na skraju własnego łóżka, z ramionami przyciśniętymi do boków wpatrywałam się w ekran telefonu lśniącymi i pełnymi niedowierzania oczami. Czytałam dwa krótkie zdania dziesięć, sto, tysiąc razy, szczypiąc się w ręce i w policzki, ale nie zniknęły. Byłam oszołomiona. Byłam pijana, pijana szczęściem i niedowierzaniem, ale też... strachem. Strachem, że znowu coś miało pójść nie tak. Bałam się, że zaprosił mnie po to, żeby się pożegnać, żeby życzyć mi szczęścia z kimś innym, a to złamałoby mi serce. Mimo tego wiedziałam, że musiałam pójść. Jeśli nie dla samej rozmowy, to dla całej oprawy. Dla święta, które mogliśmy wspólnie celebrować, zarówno rebelianci jak i mieszkańcy Kwartału, chociaż nie lubiłam używać tego podziału nawet we własnych myślach. Wyszłam z domu około godziny po otrzymaniu wiadomości. Z ulgą powitałam powiew świeżego powietrza, które delikatnie pogładziło mnie po twarzy i pomogło nieco poukładać mętlik w głowie. Ulice były niemalże puste, cała ludność nowego i starego Kapitolu zebrała się w okolicach mostu. Po znalezieniu się na miejscu przechadzałam się w tłumie w pełnej zadumy ciszy. To to szczęście, to właśnie ono sprawiało, że czułam się nieswojo. Jak długo trwała ta ulotna, fałszywa namiastka wesołości, która miała zniknąć wraz ze zjedzeniem ostatniego jabłka? Z namysłem obróciłam w dłoniach czerwony owoc ze lśniącą skórką, który wcisnęła mi uśmiechnięta, przechodząca koło mnie kobieta. Jej uśmiech wydawał się szczery, iskierki w jej oczach też, więc to może tylko mój bagaż nieszczęść i zapobiegliwości ciągle ciągnął mnie w dół, nie pozwalając cieszyć się panującą wokół radosną atmosferą? Mijając kolejnych uśmiechniętych przechodniów, sama uśmiechnęłam się delikatnie, ot, na próbę, i kiedy jeden z nich odwzajemnił mój uśmiech, wiedziałam, że to była dobra decyzja. I właśnie wtedy go zobaczyłam; stał w tłumie, zamyślony, odległy i tak samo wspaniały, jak zawsze. Wszystkie rozmowy, które tak starannie układałam w głowie całą drogę do mostu uleciały mi z myśli, pozostawiając cichą, miękką pustkę. Mimowolnie przyspieszyłam kroku, czując, jak serce przyspieszyło mi znacznie, wyrywając się ku chłopakowi, którego być może nigdy nie miało już odzyskać. Blask płomieni odbijał się w jego oczach i rozświetlał jedwabiste, ciemne włosy, opadające mu na czoło. Podeszłam cicho, nie przestając się uśmiechać i na wyciągniętej dłoni podsunęłam mu jabłko. -Jesteś.- Rzuciłam z ulgą, o jakiej samej siebie nie podejrzewałam, i tylko siłą woli powstrzymałam się od rzucenia mu na szyję i udawania, że nigdy nic się nie wydarzyło. Nie chciałam go wystraszyć, nie chciałam, żeby odszedł. Nie ponownie. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Sro Sty 01, 2014 10:01 pm | |
| Benjamin Levitt... Człowiek który miał w życiu delikatnie mówiąc przesrane. No ale po kolei. Jego matka umarła jak był tak malutki, że jej nie pamięta. Żył w cieniu brata, który w końcu został wylosowany w Głodowych Igrzyskach. Ben wraz z ojcem trafił do Trzynastego Dystryktu, gdzie jego ojciec zmarł. Zakochał się w ukochanej brata. Pokłócił się z bratem i nigdy się z nim już nie pogodził. Daniel zaginął i zginął gdzieś podczas rebelii, a Ben oberwał w głowę i stracił pamięć. Trafił do Kapitolu gdzie został pomylony z Kapitolińskim żołnierzem i trafił do KOLCa, choć przecież był rebeliantem. Jego dziewczyna zakochała się we właścicielu burdelu. A gdy w końcu Ben sobie przypomniał kim jest, zobaczył miłość swojego życia w objęciach innego. Ponadto od dłuższego czasu niedojadał i wkrótce miał się dowiedzieć, że jego brat nie żyje. Na dodatek czasami budził się i znów myślał, że jest Maxem. Ben oczywiście nie wiedział, że Jackson jest tylko przyjacielem Jasmine. Widział to co widział i pomyślał, że Jasmine wybrała innego. Zapytacie więc po kiego grzyba się chciał z Jasmine spotkać. Otóż Ben miał w sobie coś z masochisty. I masochistycznie chciał usłyszeć od Jasmine, że jest szczęśliwa z kimś innym. Wtedy mógłby sobie z życiem ruszyć do przodu. Na jej widok się rozpromienił, a uśmiech sam wypłynął mu na usta. Była śliczna, zawsze była, jest i będzie. Tym bardziej poczuł ukłucie smutku, że wybrała innego. Uśmiechnął się widząc, jak podaje mu jabłko. - Wybacz... nie mam nic dla Ciebie. - wywinął sobie na drugą stronę kieszenie płaszcza. Nie było w nich nawet papierka po cukierku. - Ale jestem. I dziękuję, że przyszłaś. Wiesz... z moją pamięcią jest już trochę lepiej i pomyślałem, że powinniśmy uporządkować kilka spraw. - wyjaśnił. Oczywiście tak na prawdę chciał ją po prostu zobaczyć. - Jak się czujesz? - zapytał. |
| | | Wiek : 30 Zawód : Pracownik w "Almie" Przy sobie : dokumenty, obrączka na łańcuszku, scyzoryk
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Czw Sty 02, 2014 6:08 pm | |
| „Znałam twojego ojca”. Doprawdy? Spora część Kapitolu go znała, więc ta informacja nie zmieniła zycia Ethana. Ba, znajdie się duże grono ludzi, z którymi Robert spędzał więcej czasu niż z rodzonym synem. Nawet na cmentarzu, u Shae, bywał częściej, niż w pokoju syna. Ethan nawet nie był pewien, czy ojciec wiedział, jaki kolor mają ściany w owym pokoju. Ale cóż, Robert nie żyje, raczej ta wiedza mu nie jest potrzebna, chociaż można pomyśleć, że za życia też mu nie była. Liczyły się dane, statystyki i, oczywiście, pieniądze, które jakoś go nie uchroniły od śmierci. Ani jego, ani Felici. A Ethana nie uchroniły od Kwartału. Catrice Tudor. Nazwisko nie powiedziało mu w którym dzwoni kościele. Trudno. -Chyba nie miałem tej przyjemności… – Odpowiedział uśmiechając się do Cat. Dość szeroko. W tym momencie odezwała się Ana. A potem Catrice. Szczerze, to był najbardziej zainteresowany ostatnią opcją, ale postanowił, że będzie, ekhem, dżentelmenem i pozwoli towarzyszkom wybrać co też chcą robić. -Mi to obojętne. – Powiedział rozglądając się wokoło. Ludzi było cholernie dużo, powoli zaczynał się, no cóż, bać, że cos się stanie. Ale zobaczymy, a nuż wszystko będzie pięknie i cudownie. Hahaha, taki zarcik rodem z Kwartału. Dla Ethana raczej skończył się cas, kiedy wszystko było dobrze i wszystko się udawało. W Kwartale się nigdy nic nie uda, nikt tam nie ma prawa być szczęśliwym. No ale takie uroki Nowego Kapitolu.
|
| | | Wiek : 18 lat Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Czw Sty 09, 2014 7:41 pm | |
| Wybacz poślizg. ;__;
Depresja. Jedno słowo, a potem tysiąc innych, równie pustych i bezwartościowych. Depresja, więc przypadłość. Przypadłość, więc trzeba było jakoś przywrócić mnie do pionu. Słuchałam uważnie z grzecznym uśmiechem, a potem powoli, zdecydowanie kiwałam głową na znak zgody, chociaż czułam tylko dojmującą pustkę, w której ich słowa nie miały najmniejszego znaczenia. Mówili, że to właściwie nic dziwnego, że wiele przeszłam, i to naturalna reakcja mojej psychiki, wycofanie się do wewnątrz i zamknięcie na kłódkę. Powtarzali, że to można zmienić, że to przez wojnę, przez Trzynastkę, przez prześladowanie w domu rodzinnym. Tamtego popołudnia powiedzieli mi jeszcze wiele rzeczy, i żadna z nich nie była prawdą. Nigdy nie powiedziałam im o Benie. Nigdy. Samo przyznanie się do tego, że go straciłam, było takie... ostateczne. Jak przyznanie się do faktu albo do porażki. Jak założenie, że to już koniec, że go straciłam. A ja nie chciałam się poddać. Kiedy pytali mnie o chłopaka, uparcie twierdziłam, że nie miałam czasu na miłość, a oni uwierzyli. Sama mogłabym sobie uwierzyć, gdyby nie to, że z każdym kłamstwem coraz wyraźniej widziałam przed oczami jego twarz i parę głębokich, ciepłych oczu o spojrzeniu pełnym uczucia. Przypisali mi więc antydepresanty i zalecenie- miałam się całkowicie odciąć od przeszłości. Ale nie potrafiłam. Szukałam go i tęskniłam w każdej sekundzie życia, więc gdy widziałam go po tak długim czasie miałam ochotę po prostu rzucić mu się na szyję i czuć jego usta na swoich, jak obietnicę, że już na zawsze mieliśmy zostać razem. Tymczasem on ledwo pamiętał, jak miałam na imię. -Nie szkodzi- odparłam nieśmiało, kiedy pokazał mi puste kieszenie. Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się najszczerzej, jak umiałam.- Twoja obecność to największy prezent. Dodałam po chwili, i natychmiast poczułam pieczenie policzków. Głupia, skarciłam się histerycznie w myślach. -U mnie wszystko w porządku. Naprawdę.- Odparłam zdecydowanie, żeby zaraz potem zapytać.- A... u Ciebie? I jakie sprawy masz na myśli? Chociaż chyba przecież już wiem, dodałam cicho w myślach, błagając, żeby jego następne słowa nie złamały mi serca, nie po raz kolejny.
|
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Czw Sty 09, 2014 8:04 pm | |
| Powoli uniósł dłoń, chcąc ją dotknąć, ale zaraz cofnął rękę i wsadził ją do kieszeni. Nie mógł jej nic zaoferować. Ich związek nie miał sensu, on w KOLCu, ona w Kwartale. Największa niesprawiedliwość jaka go spotkała. Poświęcił swoje życie rebelii, a musiał żyć w KOLCu, razem z wrogami wolnego Panem. Ale nie narzekał. Może dlatego, że wcześniej nie wiedział kim jest i nie dostrzegał tej niesprawiedliwości. Ale teraz... - U mnie wszystko w porządku. Naprawdę. - no tak. Skoro była znów zakochana, to musiało być w porządku. - Mam nadzieję, że on Cię dobrze traktuje. Jak nie to go zabiję. - ścisnął dłonie w pięści. - Sprawy... no wiesz... Mam wrażenie, że przez ostatnie kilka miesięcy wszystko co się działo, działo się poza moją świadomością. Nie mam pojęcia co z Danielem. Słyszałem, że zaginął... że prawdopodobnie nie żyje. Ale muszę się dowiedzieć prawdy. A z KOLCa nic nie mogę zrobić. Pomyślałem, że może Ty wiesz coś więcej... Poza tym... - tu głos mu się załamał - chciałem Cię przeprosić, za to, że mnie nie było przy Tobie. I, że nie mogę przy Tobie być. - jakby to był jego wybór - Nadal czasami się budzę i myślę, że mam na imię Max i, że pochodzę z Kapitolu, ale to jest coraz rzadziej. Nawet nie wiem jak to się stało, że to się we mnie odblokowało... Chciałem Ci to powiedzieć na memoriale, że już pamiętam, że wiem kim jestem... Ale zobaczyłem Cię z tamtym gościem i chcę, żebyś wiedziała, że nie mam żalu... Nie zasługuję na Ciebie. - wpatrywał się w swoje stopy nie śmiąc na nią spojrzeć. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : pianista i kompozytor.
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pon Sty 13, 2014 1:27 am | |
| // pojazd masoński
Rufus był typem człowieka, który tupnie nogą dopiero kiedy coś naprawdę przestanie mu odpowiadać. Potrafi dusić coś w sobie, nawet naprawdę długo, jednak niektóre sprawy... Po prostu mają granice. Kiedy ojcowi było wstyd za syna, bo ten nie ograniczał się tylko do dziewcząt, był gotów tupnąć. Właściwie to wiele razy był gotów tupnąć, choć może nie wypinał przy tym dumnie piersi i nie unosił brody tak, jakby chciał aby wszyscy lepiej przyjrzeli się jego szyi. Często podnosił wtedy głos, był wtedy arogancki, ale raczej wydawał się bardziej przygaszony pomimo wyprostowanej sylwetki, ogłaszającej wszem i wobec, że nie, nie żałuje. Inna sprawa, że czasem kulił się w sobie, nie chcąc do tego kompletnie przyznać. O nie, nie, pan Frobisher był zbyt dumny. Jego ego niestety nie pozwalało mu na pokazywanie się z innej strony niż silnego młodzieńca, którego nie powstrzyma byle co. Przecież jest wielkim kompozytorem, mającym dopiero dwadzieścia cztery lata. Zdąży jeszcze stać się największym muzykiem wszech czasów. Ot, takie małe marzenie.
- Powinna panna mieć na czole napis "nie pytaj co u mnie, to pole minowe". - skomentował z nieco drwiącym uśmieszkiem, nie mając jednak złych intencji. On rzadko kiedy ma złe intencje. No proszę, może mimo wszystko całkiem dobry z niego chłopak? Pomimo wszelkich skoków w bok, zapatrzenia w siebie i takich tam różnych... Spojrzał przez szybę dokąd jaką, jednak nie komentował, grzecznie siedząc na miejscu. Dopiero gdy się zatrzymali wysiadł i poprawił płaszcz, całkiem mimowolnie rozglądając się po okolicy.
- Środkami niedozwolonymi? - powtórzył, marszcząc lekko brwi. - A nie wrzucanie cię do ogniska jeszcze rozważę. Być może trzaskanie płomieni mogłoby być dla mnie idealnym natchnieniem. Utwór zaczynałby się od nadających napięcia bębnów. - skomentował jakże miło. |
| | | Wiek : 18 lat Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pią Sty 17, 2014 5:19 pm | |
| Przepraszam za poślizg, znowu. ;____;
-Mam nadzieję, że on Cię dobrze traktuje. Jak nie to go zabiję. I znowu, znowu te same myśli, te same obrazy, te same poważne, smutne oczy Jacksona, któremu nie mogłam zaproponować niczego poza przyjaźnią. Te oczy po prostu nie były tymi, których potrzebowałam. Brakowało im tej energicznej zieleni i miękkiego, spokojnego błękitu, które dawno temu odnalazłam w innych oczach. Był innej postury, miał inny kolor włosów i pachniał inaczej. Wszystko było nie tak, wszystkie różnice jaskrawo rzucały mi się w oczy, chociaż wiedziałam, jak strasznie niesprawiedliwe to było. Nie miałam prawa porównywać go do Bena, nigdy nie powinnam była nawet próbować porównywać go do kogoś, do kogo nawet nie miał prawa być podobny. Bo liczył się tylko Ben, zawsze. Nie wiedziałam, co właściwie skruszyło mur, który tak rozpaczliwymi gestami próbowałam między nami zbudować i co skłoniło mnie do wyciągnięcia ręki. Był... tak blisko. Tak idealny i cudowny jak zawsze, z mądrymi oczami i smutnym uśmiechem. Mój. Należałam do niego od zawsze, nawet wtedy, kiedy sama nie miałam o tym pojęcia. Złapałam go za dłoń, wciąż nie mogąc nadziwić się temu, jak idealnie pasowała do mojej dłoni. Wysłuchałam do końca tego, co mówił, chociaż przy każdym słowie okruch lodu zagłębiał się w moim sercu dalej i dalej, jak nieznośny klin, mimo tego nie przerwałam mu i nawet nie próbowałam zaprzeczać, dopóki nie zwiesił głowy i nie skończył. Dopiero wtedy wzięłam głęboki wdech, jak ktoś, kto zaraz ma skoczyć w odmęty wody, i zaczęłam mówić. -Ben, posłuchaj. Wiem, że to, co teraz powiem, może Ci się wydać niedorzeczne, ale... ja tak dłużej nie potrafię. Kocham Cię, rozumiesz? Mogę temu zaprzeczać sto albo i tysiąc lat, ale to niczego nie zmieni, nigdy. Kochałam Cię od pierwszej chwili, w której Cię zobaczyłam, i nigdy nie przestałam. Ten chłopak, z którym widziałeś mnie wtedy, na moście, ma na imię Jackson. I jest dla mnie bardzo ważny... ale nie tak, jak myślisz. Jak brat, jak przyjaciel. I nie musisz mnie za nic przepraszać, to ja zawiodłam. To ja powinnam przy Tobie być tam, na froncie. To ja nie powinnam pozwolić, żebyś kiedykolwiek znalazł się w Kwartale. To ja nie powinnam przychodzić i nalegać, żebyś wrócił do bycia Benem, jeśli wolałeś być Maxem. Po prostu znaczysz i zawsze znaczyłeś dla mnie dużo, może za dużo, i nie potrafiłam się poddać. Zrozumiem, jeśli nie zechcesz mnie więcej zobaczyć. Po prostu powiedz, że niczego już do mnie nie czujesz, i wtedy dam Ci spokój. Tylko powiedz.- Ostatnie słowa wykrztusiłam już niemalże szeptem. Dotyk jego dłoni był znajomy i kojący, i napawałam się nim ze wszystkich sił, wiedząc, że być może ostatni raz mam ku temu okazję. Nadszedł Nowy Początek dla Kapitolu i dla mnie... dla nas? Być może. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pią Sty 17, 2014 7:52 pm | |
| Jej słowa były jak miód na jego spękane serce. Czyli ten facet nie był jej nowym narzeczonym, nikt mu jej nie odebrał. Z jego twarzy można było wyczytać bezgraniczne szczęście. Trzymała go za rękę... jej dotyk wywoływał przyjemne dreszcze. Tak dawno tego nie czuł, tak bardzo za nią tęsknił. Przepraszała go? O nie! To nie była jej wina. - Wiesz, że nie pozwoliłbym Ci ryzykować. - uśmiechnął się. Była gotowa odejść? On jej nie pozwoli. Skorzystał z tego, ze trzymali się za ręce i przyciągnął ją do siebie, przytulając ją mocno, chłonąc jej bliskość, ciepło, zapach jej włosów. Pocałował ją we włosy. - Jesteś dla mnie wszystkim Jasmine Snow. Zostałaś mi tylko Ty na tym świecie. Jesteś moim słońcem i księżycem, moim życiem, moim zbawieniem i przekleństwem. Zrobiłbym dla Ciebie wszystko. Wszystko! Myślałem, że Cię straciłem, że odeszłaś do innego... Ale już nie popełnię tego błędu, nie pozwolę Ci odejść. Wyjdź za mnie Jasmine Snow. Uczyń mi ten zaszczyt i zostań moją żoną. Wiem... będzie cholernie trudno, bo ja w KOLCu, Ty w Dzielnicy... na dodatek moje problemy z pamięcią... Ale jesteś moim przeznaczeniem, nawet jeśli miałbym pełzać do Ciebie kanałami, to zrobię wszystko by być z Tobą. Kocham Cię. - rozgadał się chłopczyna. Musiał się jeszcze Jasmine przyznać do romansu z Cordelią, ale to kiedy indziej. |
| | | Wiek : 18 lat Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Sob Sty 18, 2014 8:24 pm | |
| Kiedy przytulił mnie do siebie, w myślach prosiłam go, żeby już nigdy mnie nie puszczał. Ukryłam zastygłą w wyrazie zdumienia w twarz w jego ramieniu i napawałam się kojącym, znajomym zapachem, którego nie zapomniałam nawet po tak długim czasie rozłąki. Słyszałam głośne, miarowe bicie jego serca i czułam dotyk znajomych dłoni na moich plecach. Kiedy dodatkowo pocałował mnie we włosy, poczułam rozchodzące się po moim ciele gorąco i mimowolnie mocniej wtuliłam się w jego ramiona, rozpaczliwie czerpiąc garściami każdą sekundę, którą mogliśmy spędzić tak, jakby nic nigdy nas nie rozdzieliło. I nawet, kiedy pomyślałam, że to wszystko było jednym wielkim szaleństwem, to wcale nie miałam ochoty go przerywać. I wtedy się odezwał. -Jesteś dla mnie wszystkim Jasmine Snow. Zostałaś mi tylko Ty na tym świecie. Jesteś moim słońcem i księżycem, moim życiem, moim zbawieniem i przekleństwem. Zrobiłbym dla Ciebie wszystko. Wszystko! Myślałem, że Cię straciłem, że odeszłaś do innego... Ale już nie popełnię tego błędu, nie pozwolę Ci odejść. Wyjdź za mnie Jasmine Snow. Uczyń mi ten zaszczyt i zostań moją żoną. Wiem... będzie cholernie trudno, bo ja w KOLCu, Ty w Dzielnicy... na dodatek moje problemy z pamięcią... Ale jesteś moim przeznaczeniem, nawet jeśli miałbym pełzać do Ciebie kanałami, to zrobię wszystko by być z Tobą. Kocham Cię. Zadrżałam, a z oczu poleciały mi łzy, natychmiast wsiąkając w materiał jego ubrania. Czułam szczęście, nie- czułam euforię, rozpierającą mnie jak strumień niesamowitej energii, podrywającej do działania, skłaniającej do zarówno histerycznego śmiechu, jak do napadu rozpaczliwego płaczu. Zawsze miałam nadzieję, że kiedyś zamierzał mnie o to poprosić. Odkąd tylko poznałam Bena, nie marzyłam i nie chciałam nikogo innego. Jeśli kiedykolwiek wyobrażałam sobie swoją przyszłość, to on był jej głównym elementem, fragmentem, wokół którego skupiała się cała reszta. I kiedy już zupełnie straciłam nadzieję, kiedy zniknął i wrócił, zupełnie mnie nie pamiętając, nagle usłyszałam te słowa, o których zawsze marzyłam. Z trudem oderwałam się od niego, żeby ze łzami w oczach odpowiedzieć. -To Ty uczynisz mi zaszczyt, zgadzając się zostać moim mężem. Tak się bałam, Ben, tak się bałam, że Cię straciłam... Nie pozwolę Ci odejść, nie znowu. Ja też Cię kocham. Zawsze Cię kochałam.- Ostatnie słowa wykrztusiłam szeptem, żeby potem rzucić mu się na szyję i zaszlochać głucho.- A moja odpowiedź brzmi: tak. Nowy Początek zapowiadał się jako najpiękniejszy początek, jaki tylko mogłam sobie kiedykolwiek wymarzyć. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Czw Sty 23, 2014 1:55 am | |
| Trzymał ją mocno w objęciach, ale jednocześnie delikatnie, by nie zrobić jej krzywdy. Tylko ona mu została na tym okrutnym świecie. Bał się, że go odrzuci, ale był gotów to przyjąć. Jej szczęście było najważniejsze. Gdy się zgodziła miał wrażenie, że wybuchnie ze szczęścia. Chwycił ją w ramiona, podniósł i okręcił się z nią kilka razy wokół własnej osi, pijany szczęściem. Miał ochotę krzyczeć z radości, ale powstrzymywało go to, że wokół nich byli inni ludzie. W końcu ją postawił na ziemi, chwycił pod brodę by spojrzała mu w oczy. - Nawet nie masz pojęcia jak cholernie się cieszę. - wyszczerzył się w uśmiechu. Ale zaraz przypomniał sobie o rzeczywistości - Myślisz, że prezydent Coin pozwoli nam na ślub? W końcu ja mieszkam w KOLCu, Ty w Dzielnicy... Nie chcę byś musiała się tu przenosić. Gdyby tylko dało się jakoś udowodnić kim byłem i, że to pomyłka... że jestem rebeliantem. - od kiedy wróciła mu pamięć, czuł się pokrzywdzony. Oddał niemalże własne życie dla dobra rebelii, stracił w niej całą rodzinę, a był traktowany jak ten, przeciw którym walczył. Nie chciał by jego małżeństwo z Jasmine było życiem w wiecznej rozłące. Ale nie mógłby prosić jej o zamieszkanie w obskurnym mieszkanku w KOLCu, a sam wiedział, że jemu do Dzielnicy nie pozwolą się wyprowadzić. - Szkoda, że nie mogę powiedzieć o tym Danielowi. - westchnął i zamknął na moment oczy. Tęsknił za bratem. Gdyby chociaż rozstali się w zgodzie. Gdyby chociaż mógł zapalić świeczkę na jego nieistniejącym grobie. Pochylił się i pocałował narzeczoną. - Wybacz. Nie powinienem zakłócać tej radosnej chwili. Lepiej poszukajmy czegoś co posłuży za pierścionek póki nie kupię Ci takiego prawdziwego. |
| | | Wiek : 18 lat Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Sro Sty 29, 2014 9:32 pm | |
| Wirując w jego ramionach, czułam się jak na jednym z tych starych, dawno zapomnianych filmów o miłości. Kiedyś twierdziłam, że te wszystkie miłości, zauroczenia, fascynacje były bzdurne, że radość wynikająca z posiadania kogoś nigdy nie byłaby w stanie być taką wielką, taką pełną... Kiedyś zamykałam oczy i odwracałam głowę na sam widok tych mdląco i nierealnie szczęśliwych par, więc może dlatego tak bardzo uderzył mnie fakt, że byłam w jednej z nich. Ale mimo tego wszystkiego, mimo wszystkich pytających lub rozbawionych spojrzeń wcale nie chciałam, żeby mnie puścił. Chciałam pozostać w jego ramionach jak najdłużej, jak najdłużej odrywać stopy od ziemi w nadziei, że już nigdy na nią nie spadnę. -Nie obchodzi mnie Coin- oświadczyłam zdecydowanie, kiedy w końcu miękko odstawił mnie na ziemię. Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się lekko.- Nikt już nas nie powstrzyma. Pomogę Ci wrócić tam, gdzie Twoje miejsce, Ben. Pomogę Ci wrócić do Dzielnicy. W chwili wypowiadania tych słów w głowie rysowało mi się tysiąc planów, czasem nierzeczywistych i górnolotnych, ale rozwijających całą masę perspektyw na lepszą przyszłość. Wspólną przyszłość. Nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy. Kiedy mnie pocałował, delikatnie pogładziłam go po policzku. -Nie martw się tym teraz. Ani Danielem, ani pierścionkiem. Wszystko się ułoży, a pierścionkiem w ogóle nie musisz się martwić, wystarczy mi Twoje słowo.- Dodałam jeszcze, a potem wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek, czując się niepomiernie, szaleńczo szczęśliwą młodą narzeczoną najwspanialszego mężczyzny na świecie. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pon Lut 17, 2014 7:51 pm | |
| /wybacz, że dopiero teraz
Tulił jej delikatne, wątłe ciało w ramionach, pijany szczęściem. Kochał ją. Była dla niego wszystkim. Tylko ona mu została. Nie zasługiwał na nią. Tak wiele jej nie mówił. A przecież powinien był powiedzieć. Nie chciał do końca życia ukrywać przed Jasmine czegokolwiek, również swoich błędów. - O nie! To za duże ryzyko kochanie. - patrzył jej w oczy - Ty mi pomożesz, a potem Ciebie złapią. Wolę to zrobić na własną rękę. Nie zaryzykuję Twojej krzywdy. - pocałował ją w czoło. Szumiało mu w uszach. Chciał pobyć z Jasmine sam na sam. Tulić ją, całować. Obudzić się rano u jej boku. W końcu nie pamiętam czy ustaliłyśmy jak daleko się posunęli w swoim związku. Nie martwić się Danielem? To kolejna z rzeczy których żałował. Że rozstał się z bratem w gniewie. Że nie zdążył go przeprosić. Nawet nie wiedział gdzie był jego grób. Czy ktoś tam chociaż czasem przychodził? A może nigdy nie znaleziono jego ciało i leżał w zbiorczej mogile gdzieś w Panem. Nie umiał o nim nie myśleć. Od kiedy wróciły wspomnienia myślał tylko o Jasmine i Danielu. Chwycił Jasmine za rękę. - Tobie wystarczy. Ale pierścionek odstraszy od Ciebie podrywaczy. Ufam Tobie. Ale jesteś piękna, podobasz się facetom. Wolę pokazać światu, że jesteśmy razem. - objął ją w pasie i ruszył przed siebie. Jeszcze nie miał pomysłu skąd wziąć pierścionek, ale coś wymyśli. |
| | | Wiek : 18 lat Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pią Lut 21, 2014 6:07 pm | |
| Zmarszczyłam lekko brwi, starając się wyglądać poważnie i zdecydowanie, ale nie mogłam powstrzymać mimowolnie wpełzającego mi na usta szerokiego uśmiechu. -Jedyna krzywda to mieszkanie w Dzielnicy z wiedzą, że Ty nadal musisz pozostać w Kwartale. Nie pozwolę na to. Nie znowu. I nawet nie próbuj mnie powstrzymywać, bo chyba wiesz, że i tak postawię na swoim, prawda?- Dodałam, unosząc lekko jedną brew, a potem wyzbyłam się z twarzy resztek sztucznej i zupełnie nie pasującej do sytuacji powagi, żeby znów pozwolić jej na okazanie emocji, które faktycznie czułam. Radość? Raczej euforia, szalone szczęście, ale równocześnie strach, że to wszystko było tylko jednym z wielu snów, w których planowałam najpiękniejsze scenariusze, i które obracały się w pył z nadejściem świtu. Mimowolnie wyciągnęłam rękę i uszczypnęłam się w drugą dłoń, mocno. Syknęłam cicho, a na mojej skórze pojawił się czerwony, piekący ślad. Mimo tego nadal uśmiechałam się jak głupia, możliwie jeszcze szczerzej. W końcu znalazłam potwierdzenie, że najcudowniejszy z moich snów okazał się rzeczywistością. Parsknęłam śmiech na dźwięk jego słów i na chwilę położyłam głowę na jego ramieniu. -Nie istnieją dla mnie inni, przecież wiesz- wymamrotałam cicho, żeby zaraz unieść głowę. Sansa, przemknęło mi przez myśl, ale z wysiłkiem odsunęłam od siebie imię drobnej, kruchej istotki, która czekała na mnie w domu Nicka. Podświadomie czułam, że powinnam powiedzieć o niej Benowi, ale nie w takim momencie. Mieliśmy jeszcze czas, żeby uzupełnić cały ten stracony przez rebelię czas. Póki co po prostu chciałam być szczęśliwa. Spacerowaliśmy, a ja wdychałam jego obecność i delektowałam się każdą wspólną chwilą. Kiedy w końcu nadszedł moment, w którym musieliśmy się rozstać, wspięłam się na palce i ostrożnie, delikatnie pocałowałam go w usta, żeby potem zarzucić mu ręce na szyję i przez chwilę trwać w cudownie znajomym uścisku. -Do zobaczenia, Ben.- Wyszeptałam tylko, a potem rozeszliśmy się w dwie różne strony: on wracał do Kwartału, a ja do Dzielnicy. Jednak nie przygnębiało mnie to, nie w tamtym momencie, w którym świat był dla mnie najwspanialszym miejscem pełnym nadziei. Nareszcie.
// zt. <33 |
| | | Wiek : 33 Zawód : Strażnik Przy sobie : w plecaku: półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, noktowizor, porcja żywności; broń, paczka papierosów i zapałki, zestaw pierwszej pomocy, tabletki do uzdatniania wody, telefon Obrażenia : Lewa strona twarzy pokryta szpetną blizną po pożarze dookoła oka ; Nad prawym policzkiem ma ślad po cięciu nożem.
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pią Kwi 25, 2014 7:11 pm | |
| /Mieszkanie Frani, a w międzyczasie sklep
- Uważaj, kurwa gdzie łazisz! W pysk chcesz?! - Ostre słowa rozniosły się po promenadzie, jaka ciągnęła się wzdłuż prawego brzegu rzeki, kiedy nastolatek wtargnął na wracającego z misji żołnierza. Chłopak łypnął tylko pobieżnie wygląd nieznajomego i zaczął od razu kłaniac się w pas z przeprosinami. Jego wzrok wyłapał najważniejsze szczegóły, a wśród nich otwartą butelkę ostrego trunku, szary mundur żołnierza, twarz naznaczoną bliznami i groźne spojrzenie spod zarośniętej twarzy. Czmyhnął czym prędzej, zostawiając burczącego pod nosem mężczyznę. Charknął niekulturalnie i splunął flegmą za lewe ramię, nie uraczając ów wydzielny nawet krótkim spojrzeniem. Zszedl z chodnika w kierunku spadu prosto do rzeki, do której kopnął kamień. Wpadł z chluptem, ale i to nie interesowało Richarda. Warknął pod nosem, siadając ciężko na zimnym podłożu, ściągając z siebie plecak i podłożył go pod swoją głowę. Zanim się położył, łyknął oczywiście potężnego łyka z butelki. 1/4 była już właściwie w żołądku Strażnika Pokoju, przynajmniej jak juz tutaj dotarł. Wpatrywał się tępo w chmury, pozostawiając umysł na granicy świadomości nieświadomości, nie pozwalając sobie na roztkliwianie się. W końcu o czym mógłby myślec? "Oczywiście, że o niej gnoju." Minęło sporo czasu odkąd stracił ją z oczu i mimo, że nie zastanawiał się co ona robi to jednak, gdzieś tam lubił ją. No bo w końcu jak można długo tylko i wyłącznie nienawidzic kogoś, z kim się uprawia regularny seks? Ostry, bez zobowiązań, bez obaw i bez strachu co pomyśli druga osoba. Właściwie odpowiadała mu sytuacja, w której się znajdowali - ot, bez żadnych definicji, wyznań czy szczerości pojmowanej w granicach związku. Nie widział siebie jako człowieka, który zdolny jest kogokolwiek jeszcze pokochac - a szczególnie jakąś kobietę. "Głupiś, po coś wziął i tą Blondyneczkę przeleciał?" Westchnął do swoich myśli, nie przestając się wpatrywac w niebo, kiedy dźwięk nadchodzącej wiadomości tekstowej przerwał jego rozmyślania. Akurat wtedy, kiedy zaczął rozmyślac o krągłych, jędrnych pośladkach Jolene. I o tym, jak przebijał sie przez jej dziewiczą błonę. Niechętnie sięgnął telefon z kieszeni, a po odczytaniu słów przeklnął szpetnie. "Czy ona nawet czyta mi w myślach?!" Zirytowanie nie ustępowało, mimo że dojrzał słowo "proszę" w wiadomości. Zanim odłożył telefon, odpisał bardzo lakoniczną i krótką wiadomośc. A potem znów sobie łyknął zdrowo z butelki. |
| | |
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|