|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Prawy brzeg rzeki Pią Maj 03, 2013 3:13 pm | |
| First topic message reminder :
Prawy, łagodniejszy brzeg rzeki, usiany jest niewielkimi, kamienistymi plażami. Znajduje się na nim również kilka maleńkich, prywatnych przystani, a na drugą stronę prowadzą mosty samochodowe i kładka dla pieszych. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Nie Gru 22, 2013 3:06 pm | |
| Ana wybrała się na wieczorny spacer. Od dłuższego czasu nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie miała pojęcia czym chce się zająć, wiedziała jednak, że chce być szczęśliwa i wolna. Czym jest wolność? Ojciec mówił jej, że poczuje to, gdy wygrają rebelię, a Anarhold mu wierzyła. Jednak było całkiem inaczej. Wiedziała o więzionej ludności, wiedziała o zbrodniach ich nowego rządu. Czy właśnie o to im wszystkim chodziło? Obalić jednego tyrana, żeby potem zrobić władcą drugiego? Pokręciła głową patrząc na rzekę, która odzwierciedlała jej samopoczucie. Była niespokojna, szybka...dużo nie brakuje aby wylała. Tak samo było z szatynką. Na powierzchni spokój. Nie dało się wyczytać z jej twarzy, zachowania żadnych emocji. Starała się grać zawsze miłą, grzeczną, posłuszną córeczkę współpracownika Coin. Jednak w jej wnętrzu wrzało, czuła iż lada chwila wszystko w niej wybuchnie. Wszystkie emocje się uzewnętrznią i znowu dojdzie do jakiejś wielkiej kłótni. No co ona miała poradzić, że nie potrafiła się dostosować i często przekraczała dopuszczalne granice. Była jak taki kot...chadzający wiecznie własnymi ścieżkami. Przysiadła przy brzegu obserwując tworzące się fale... w trzynastym dystrykcie nie miała ku temu sposobności. Uśmiechnęła się pod nosem,w sumie zawsze mogła mieć gorzej... ale nie pogodzi się z taką sytuacją nigdy. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Nie Gru 22, 2013 5:56 pm | |
| // z mieszkania Josepha.
Od małego, ilekroć szukała spokoju, biegła nad rzekę. Widok spokojnie płynącej wody uspokajał, sprawiał, że wszelkie negatywne odczucia odpuszczały, odchodziły gdzieś w mrok i czekały na inny czas. Gdy już podrosła, a Snow wziął ją pod swoje skrzydła, to w jego ogrodzie odpoczywała i uspokajała swój umysł. Otoczona różami, nie zważała uwagi na ich chemicznie zmodyfikowany wygląd i duszący zapach. Po prostu zamykała oczy i siedziała spokojnie, póki nie czuła się lepiej. Ogród Snowa już nie istniał, ale zawsze była Moon River, której spokojna toń i czysta, klarowna woda były doskonałym remedium na zmartwienia i utrapienia dziewiętnastolatki. Chociaż, co zauważyła z niejakim rozbawieniem, coraz częściej lądowała nad rzeką w towarzystwie nieoczekiwanych wydarzeń. Zejście do kanałów. Spotkanie Cilii i urocza bójka z dwoma napastnikami, których trupy pływały gdzieś w rzece. Ot, zwykły cykl życia małej morderczyni, nic specjalnego, prawda? - Nuda – rzuciła cicho na głos, idąc powoli brzegiem rzeki. Myślami co rusz wracała do pewnej kolacji, która miała miejsce jakiś czas temu. Nawet gdyby chciała, nie mogła zapomnieć spojrzenia Josepha, kiedy zerkał na nią pomiędzy wcinaniem kolejnych potraw. Wodził wzrokiem po jej ciele w sposób, który wywoływał na jej ustach lekki uśmiech, przywodzący na myśl zachętę. Mogli poddać się chwili, mogli skorzystać z okazji, spędzić razem noc, co pewnie byłoby czynnikiem mającym wpływ na lekką zmianę ich relacji… Z tym, że Salinger był prawdziwym dżentelmenem. Otwierał wino, pomagał jej zdjąć płaszcz, niekiedy zbliżał się bardzo blisko… Jednak nie na tyle blisko, by wpić się w jej usta i pozwolić sobie na coś więcej, niż tylko przysłowiową grzeczność. Z cichym westchnieniem oparła się o barierkę i zamknęła na sekundę oczy, wyciszając się. Minęła chwila, może dwie, gdy zorientowała się, że nie jest sama. Naprzeciw niej stała jakaś dziewczyna. Jeden rzut oka wystarczył, by stwierdzić, że jest nieuzbrojona. A z nieuzbrojonymi ludźmi rozmawia się najlepiej, czyż nie?
|
| | |
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Nie Gru 22, 2013 11:52 pm | |
| Ciekawa była, czy tylko ona miewa takie dni kiedy bierze ją na rozmyślania. W sumie według jej rodziców powinna spotykać się z przyjaciółmi i "korzystać z szansy jaką dało jej życie". Westchnęła cicho na tę myśl, gdy usłyszała czyjeś kroki. Instynktownie odwróciła się w tamtą stronę i ujrzała dziewczynę. Miała bardzo ładną twarz, w sumie wydawała się być miłą. Jednak Ana nie wiedziała, czego może się po niej spodziewać. Najpierw orientacyjnie rozejrzała się naokoło... szukając w razie czego drogi ucieczki. Od zawsze tak robiła, nie wiedziała skąd jej się to wzięło. Możliwe, że takie były czasy i tak działał jej instynkt samozachowawczy. Wstała i schowała ręce do kieszeni. Jej dłoń dotknęła dobrze znanego jej przedmiotu. Ze swoją mp3 nie rozstawała się prawie nigdy, uwielbiała muzykę i nie wyobrażała sobie bez niej życia. Każde wyjście bez tego urządzenia lub bez towarzystwa było dla dziewczyny udręką. Popatrzyła w oczy dziewczynie stojącej obok i się lekko uśmiechnęła. -Widzę, że nie tylko ja wybrałam się na spacer...- W sumie nie wiedziała jak ma zacząć rozmowę. Nic nie wiedziała o dziewczynie, która stała koło niej. Nie była świadoma co robiła, co przeżyła i co ją w życiu spotkało. Stwierdziła, że sztywne przedstawienie się byłoby... sztywne. Przecież ona taka nie była. A jaka Ana była? Niereformowalna... chyba to słowo byłoby odpowiednie. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pon Gru 23, 2013 1:30 am | |
| Nie trzeba było dwa razy powtarzać, żeby zrozumiała aluzję. Kiwnęła głową na znak, że i dla niej rozmowa jest skończona. - W porządku - powiedziała zdawkowo, otrzepując dłonie z okruchów i wkładając je do kieszeni płaszcza. Odebrała informację. Teraz pozostawało jej jedynie przekazać ją dalej. Obejrzała się za siebie. - Ktoś skontaktuje się z panem w najbliższym czasie. - Poprawiła kołnierz, jednocześnie osłaniając się od wiatru i ciekawskich spojrzeń, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła powolnym krokiem w stronę przeciwną do tej, z której przyszła. Zupełnie, jak gdyby nigdy nie zatrzymała się przy brzegu. Nie wysiliła się też na 'do zobaczenia' - kwestia tego, czy przyjdzie jej kiedykolwiek jeszcze zobaczyć mężczyznę, wydawała się wątpliwa.
|
| | |
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pon Gru 23, 2013 12:53 pm | |
| Spojrzał po raz kolejny na kobietę. Ich rozmowa wydawała się zakończona. Pokiwał jedynie głową, tak odruchowo, nie wskazując na nic konkretnego. Sam również milczał, nie musiał mówić nic więcej, niż było to potrzebne. Patrzył chwilę za odchodzącą kobietą, lecz zaraz odwrócił wzrok na wodę. Poprawił kaptur kurtki na głowie, tak by zasłaniał część jego twarzy i powolnym krokiem skierował się chodnikiem w stronę z której przyszedł. Jedyne co mu pozostało, to czekać na dalsze informacje.
zt Czerwony |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Wto Gru 24, 2013 10:04 pm | |
| Wraz z zapadnięciem zmroku nad brzegiem rzeki zapłonęło olbrzymie ognisko. Drewno ułożono w miejscu, w którym kamienista plaża łagodnie schodziła do wody, dzięki czemu możliwe było rozmieszczenie długich, niskich ławeczek dookoła ognia. Kilka metrów dalej wniesiono niewielką przystań, przy której przycumowały maleńkie łódeczki, leniwie kołyszące się na wodzie, z której dopiero kilka dni temu zniknął cały lód. Co jakiś czas na brzegu można było spotkać również kosze z jabłkami. Na miejscu powoli gromadzili się ludzie. Niektórzy pojedynczo, inni parami, siadali przy ognisku, wrzucali do niego drobne przedmioty albo listy, inni kierowali się prosto do przystani, puszczając na wodę pierwsze żaglówki, które po chwili znikały w ciemniejącym powietrzu, unosząc ze sobą wszystko, czym tylko je obarczono.
Tak więc oficjalnie rozpoczynamy świąteczny event. Zachęcamy do licznego udziału i do wchodzenia w spontanicznie interakcje. Jeśli przychodzicie sami, bez umówionej rozgrywki - umieście odpowiednią adnotację w poście, żeby inni wiedzieli, że mogą do Was podejść. Mistrz Gry także będzie łączył Was w pary, jeśli zobaczy, że kilka osób stoi samotnie. Zachęcamy też, żeby w razie jakichś jego interwencji, podejmować wyzwania - mamy święta, obiecujemy więc, że nikt nie zostanie poważnie uszkodzony, a niespodzianki będą tylko pozytywne. (:
Ana i Cat - możecie spokojnie dokończyć swoją grę uznając, że ma miejsce w innej czasoprzestrzeni. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Sro Gru 25, 2013 1:32 am | |
| ups, chyba wplotłam naszą rozgrywkę w event xD
Podejrzliwość leżała w naturze Cat,, która przeszła wiele, a to, czego doświadczyła, na osobie o słabej psychice zostawiłyby trwały ślad, niszcząc duszę i wszelkie dobro, jakie istniało w człowieku. I gdyby nie fakt, że rodzice wychowali ją właśnie w ten sposób, kształtując w niej mordercze instynkty, być może teraz leżałaby na łóżku, kuląc się ze strachu przed nieznanym. Ale mała, bojaźliwa Catrice zaginęła w momencie, gdy niespełna dwunastoletnia dziewczynka usłuchała rozkazu i skręciła kark zupełnie obcej kobiecie. - To chyba najlepsza pora na spacery – uśmiechnęła się, spoglądając na dziewczynę, która nieoczekiwanie odezwała się pierwsza. Wyglądała na miłą, a rozglądanie się dookoła było całkowicie normalne. Były przecież w Kapitolu, który w szczególności po rebelii nie był bezpiecznym miejscem. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, takie jak bankiet na moście, urozmaicony buntem i piękną listą ofiar śmiertelnych, nawet dzisiejsze święto nie mogło przejść bez echa. Dzień Nowego Początku. Nieopodal stał kosz pełen jabłek. Wybrała dwa dorodne i jedno z nich podała dziewczynie, mimowolnie zachwycając się jego piękną, czerwoną barwą, która kojarzyła jej się z… no, mniejsza. - Jestem Catrice – uśmiechnęła się szeroko i zatopiła zęby w jabłku.
|
| | |
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Sro Gru 25, 2013 10:27 pm | |
| Czy to była najlepsza pora na spacery? Nie wiedziała... Możliwe. Ana wiedziała, że potrzebowała chwili spokoju. Momentu tylko dla siebie...Tutaj właśnie to miała. Kiedy dziewczyna wręczyła jej jabłko, szatynka uśmiechnęła się lekko. No tak...jak mogła zapomnieć o tradycyjnym święcie. Przecież naokoło były ogniska i ludzie zaczęli się zbierać. Mogła wybrać inne miejsce, czasu nie cofnie i w sumie źle nie jest. Miała w końcu towarzystwo. -Ana...dziękuję.- powiedziała krótko i również skosztowała owocu. Był twardy i kwaśny, właśnie taki jaki dziewczyna lubiła. Catrice wybrała idealny owoc, sama wydawała się być taka. Bez żadnej skazy... piękna i jakaś taka niebezpieczna. Nie wiedziała skąd Tempest miała takie wrażenie. Może to jej wrodzona intuicja, jednak mimo tego czuła się dobrze w jej towarzystwie i nie zamierzała na razie z niego rezygnować. -Czym zajmujesz się w Kapitolu albo Dzielnicy. Na kogoś z Kolca to mi nie wyglądasz.- powiedziała szczerze przenosząc wzrok na bijący niedaleko ogień. Biło od niego wielkie ciepło, więc Ana rozpięła swoją kurtkę. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Czw Gru 26, 2013 11:32 am | |
| Trzymała jabłko w dłoni, delikatnie wodząc palcami po gładkiej skórce. Jabłka. Strasznie lubiła jabłka, ale ostatnimi czasy zajmowała się gotowaniem bardziej wykwintnych dań. Poza tym, o tej porze roku ciężko było dostać naprawdę smaczne owoce. Uniosła rękę i bez zastanowienia ugryzła jabłko, zadowolona, gdy poczuła kwaskowaty, nieco cierpki smak. Jabłko idealne, bez modyfikacji genetycznych, mniam. - Jestem trenerką i mentorką – odezwała się, patrząc na rozmówczynię. – Zastąpiłam Chantelle Troy w jej obowiązkach, jakiś czas temu, teraz z innymi mentorami sprawuję opiekę nad Zwycięzcami. Przekrzywiła nieco głowę, oczekując reakcji. Wiele osób, słysząc, że dziewiętnastolatka, która nigdy nie brała udziału w Igrzyskach, jest mentorką, kręciło głowami i wyrażało nie do końca pochlebne opinie. Ale ups, niedoświadczona pannica opiekowała się Zwyciężczynią, którą wcześniej szkoliła na treningach. Ironia losu? - Dzień Nowego Początku. – powiedziała, akcentując dobitnie każde słowo. – Wierzysz w ten cały nowy początek? W to, że będzie lepiej, że Kwartał nigdy więcej się nie zbuntuje i wszyscy będziemy żyli długo i szczęśliwie? Uśmiech, który posłała Anie, był jednocześnie zapraszający i nieco radosny. Idąc za jej przykładem, rozpięła kurtkę, ale nie do końca, wiedziała bowiem, że widok tego, co miała pod kurtką, byłby dla nowo poznanej osoby wielkim szokiem. Delikatnie wygładziła bok kurtki, czując pod spodem chłód metalu. Nóż o trzech ostrzach był jedną z ostatnich rzeczy, jakie wypożyczyła sobie z arsenału Coin, ale nie miała ochoty nim zabijać. Raczej spędzała chwile na szkicowaniu go i notowaniu poszczególnych myśli, jakie wpadły jej do głowy. - Myslisz, że będzie tu spokojnie? – zapytała, wskazując na zgromadzonych ludzi i znów gryząc jabłko. Miała ochotę wziąć kilka do domu, żeby wykorzystać je do kolejnej uroczej kolacji. |
| | | Wiek : 30 Zawód : Pracownik w "Almie" Przy sobie : dokumenty, obrączka na łańcuszku, scyzoryk
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Czw Gru 26, 2013 1:11 pm | |
| | z memoriału xd
Zwinął się z mostu tak szybko, jak mógł. Nie chciało mu się stać i marznąć tylko dla uroczej atmosfery. A starzy kumple w większości omijali go szerokim łukiem. Nikt nie lubi biednego Ethana, żal, rozpacz, ból, cierpienie normalnie. I chociaż miał serdecznie dość starych kolegów to zdecydował, że pójdzie na imprezę z okazji dnia nowego początku. Chyba głupszego święta nie było, ale nie jego sprawa. Alyssa zawsze go ciągnęła na ogniska, cieszyła się wręcz jak niemowlę z tego święta. Sam do końca nie wiedział dlaczego, nigdy nie pytał. Za to wiedział jakie było jej wieczne życzenie, które wrzucała do ognia. Żeby być szczęśliwą. Jedno życzenie, które się niestety nie spełniło. Przynajmniej nie do końca. W każdym bądź razie po raz kolejny przemierzał Dzielnicę, żeby dotrzeć nad Moon River. Cudowną rzeczkę, która ostatnio pochłonęła spora ilość ciał. Nakarmiła się chyba na długi czas. Ciekawe, czy tej nocy ktoś będzie chciał ją jeszcze bardziej dokarmić. Prawy brzeg rzeki był chyba odrobinę mniej zaludniony, więc była mniejsza szansa na bombę, strzelaninę czy inne niespodzianki ze strony sfrustrowanych współmieszkańców Kwartału. Owijając się szczelniej kurtką ruszył brzegiem, przyglądając się ludziom wokoło. Niektórych znał, innych kojarzył tylko z widzenia, a niektórych w ogóle nie mógl sobie przypomnieć. Jednak jego uwagę zwróciła Ana, dziewczyna z trzynastki, tak bardzo chroniona przed światem zewnętrznym przez rodziców, że musiał tłumaczyć jej wszystko od podstaw. Jak się żyje na powierzchni. Według niego państwo Tempest popełniali duży błąd izolując dziewczynę od tego, jak brutalny jest świat. Przechodząc obok niej i jej towarzyszki usłyszał tylko końcówkę rozmowy. Myślisz, że będzie tu spokojnie?. Może nie powinien się wtrącać, ale odezwał się zanim pomyślał. -Za dużo ludzi z Kwartału, nie ma szans. – Stwierdził przystając i patrząc się na towarzyszkę Any, która chyba skądś kojarzył, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. |
| | |
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Czw Gru 26, 2013 1:29 pm | |
| Ile ta dziewczyna mogła mieć lat? Wyglądała na mniej niż dwadzieścia i już mentorka. Ale jak? Jakim cudem? Przecież to musi być duża odpowiedzialność... chyba. Była ciekawa czy Catrice brała udział w Igrzyskach. Jeśli tak i przeżyła była bardzo niebezpieczna. -A brałaś udział w Igrzyskach?-zapytała mrużąc lekko oczy. W sumie było to w tym momencie bez znaczenia. To była czysta, wrodzona ciekawość dziewczyny. Jakoś nigdy nie interesowały jej igrzyska. Przecież przez bardzo długi czas nie wiedziała, że coś takiego istniało. Żyła w słodkiej nieświadomości o niedoli ludzkiej na powierzchni. Ludzie potrafili być okrutni, o czym przekonała się podczas Rebelii. A czy będzie lepiej? -Nie wiem...-odpowiedziała. Nie była ostatnio niczego pewna, jednak miała wrażenie , że z roku na rok będzie coraz gorzej. Poza tym zdawało jej się, że wszystko wracało do tego, co było. Teraz jednak nie Snow, a Coin zacznie robić najpierw małe zawody, a potem wielkie Igrzyska. Zabawne... ludzie tak długo walczyli o odzyskanie wolności, o lepsze życie, o pewność bezpieczeństwa. A co teraz mieli? Nic. Ona sama czuła, że nie może być spokojna o swoje jutro, mimo że jej rodzice twierdzili inaczej. Widziała więcej niż wszystkim się wydawało. Żyć długo i szczęśliwie to można sobie w bajce. Rzeczywistość rysowała się całkiem inaczej. Ana jednak uśmiechnęła się... miała w sumie miłe towarzystwo... i jeszcze zauważyła Ethana. Właśnie dzięki niemu zaczęła mieć całkiem inne spojrzenie na życie i świat. Gdyby nie on, dziewczyna pewnie dalej żyła by w hermetycznym świecie ułożonym przez jej rodziców. Była mu za to wdzięczna. -Cześć Ethan...- powiedziała szerzej się uśmiechając. Rozejrzała się znów... z minuty na minuty, z sekundy na sekundę zbierało się coraz więcej ludzi. Chłopak mógł mieć dużo racji, jednak miała nadzieję, że nie będzie kłopotów. -W sumie... małe szanse na spokój... - mówiąc to Ana podeszła do kosza pełnego jabłek, wybrała jedno. Było duże, krwistoczerwone...wręczyła je przybyłemu. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Czw Gru 26, 2013 9:59 pm | |
| Słowa Any przypomniały jej o życiu przed rebelią. O życiu przed tym, jak w Dwójce pojawił się jeden z pracowników Snowa i zaprowadził do pociągu dwunastoletnią Catrice, wioząc ją w nieznane, do Kapitolu, gdzie czekał na nią test. Test wierności władzy, za oblanie którego ucierpiałaby cała jej rodzina. Dzięki swojemu instynktowi, a także odwadze, zdała. I od tamtej pory nigdy nie naraziła najbliższych na niebezpieczeństwo. Zrobili to sami… Zabiła przed dwunastymi urodzinami, a gdy nadeszły, z radością przyjęła fakt, że wreszcie może zgłosić się na Dożynkach. Jako zawodowiec i pupilka Snowa, miałaby ogromne szanse na zwycięstwo. Miałaby sponsorów. Wróciłaby do domu w chwale, a rok po zwycięstwie opiekowałaby się kolejnymi trybutami, których doprowadziłaby do glorii. - Nie. – usłyszała nagle swój głos. Zorientowała się, że patrzy na rzekę z wysoko uniesioną brodą, co zawsze robiła w czasie rozmów z prezydentem. – Wychowałam się w Dwójce, gdzie moi rodzice szkolili trybutów. Ale nigdy mnie nie wylosowano, nigdy też nie zgłosiłam się na ochotnika, lub raczej – dziewczyna, którą chciałam zastąpić, nie dała mi szansy. Uśmiechnęła się do Any lekko, łagodnie, nieco niepewnie. Nigdy nie wzięła udziału w Głodowych Igrzyskach, ale gdy miała szesnaście lat, zrozumiała, że nie dba o to, czy ją wybiorą. Prezydent Snow otworzył przed nią o wiele szersze możliwości, dał jej narzędzia do walki i wyszkolił, z niewinnego podlotka uczynił mordercę… Z jej rozmyślań wyrwał ją głos obcego mężczyzny… Jednak czy na pewno? Skądś znała te oczy… Znała jego ojca… Tylko skąd…?
|
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Czw Gru 26, 2013 11:29 pm | |
| //Bilokacja z sali przesłuchań.
Mrok, mrok i jeszcze więcej mroku, który rozpalany był przez wielkie, czerwone łuny, zwiastujące rozpoczęcie święta. Już dawno brzegi rzeki nie były tak zaludnione. Działo się to co roku, cholerne obchody. Tak wielu ludzi ich nienawidziło, a jednak zawsze znalazły się elementy, które miały w tych swoich ciepłych sercach nadzieję i myśleli, że coś uda im się zmienić na tym świecie. Otóż nie, drodzy państwo, bo jeśli nawet taka najmniejsza iskierka nadziei i szczęścia pojawiłaby się w ciemności i nikt nie miałby zamiaru z nią czegokolwiek zrobić, to Melanie Coin z pewnością skutecznie by się tym zajęła, nie tylko gasząc to światełko, ale depcząc je, by zniknęło gdzieś głęboko pod ziemią i nie miało zamiaru wrócić. Spoglądając na ludzi można było dostrzec uśmiechy, inni mieli te swoje maski z marmurowych, nieruchomych twarzy, udając niewzruszonych, jeszcze inni poddali się wspomnieniom, czy próbom pojednania dla nowego początku. To wszystko wydawało się tak zabawne, jak scena wyjęta prosto z teatru. Spektakl, który miał trwać parę godzin, by na koniec wrzucić wszystkich do lodowatej wody i oświadczyć, że czas wracać do rzeczywistości. Tak naprawdę to Święto było już od dawna nic nie warte, przypominało jedynie tradycję. Coin bardzo dobrze wiedziała, że w duszy każdego człowieka w tym państwie, nawet jeśli był tak odważny, że aż gotowy na śmierć, wylęgał się strach. U niektórych był on malutkim zalążkiem, u innych zdominował całe życie, stając się pasożytem, czekającym na śmierć żywiciela. Nie było od tego wyjątków, czy to Getto czy Nowy Kapitol, wszyscy powinni i czuli tak samo. Strach już dawno zdominował to państwo. Młoda Coin również zaszczyciła Święto swoją obecnością. Szła przez tłum dumnie wyprostowana. Ubrana była w kremowy, niezbyt długi płaszcz i wysokie kozaki na obcasie. Usta miała pomalowane na krwistoczerwony kolor i jak się można było spodziewać jej mina była wysoce pokpiwająca ze zgromadzenia. Co jakiś czas oblizywała prawie niewidocznie usta, rozglądając się po okolicy. W końcu upatrzyła sobie jeden z płomieni, przy którym akurat w tym momencie nikt nie stał i podeszła bliżej. Wraz z trzymanymi w kieszeniach płaszcza dłońmi, wyjęła jakieś skrawki papieru. Jak się okazało były to wycięte kawałki kilku najświeższych gazet, a właściwie zdjęcia ludzi. Wszystkie były przypadkowe i przedstawiały osoby żyjące i mające się jak najbardziej dobrze, może nawet byli tutaj, gdzieś niedaleko koło niej, kto wie. Z arogancją i nieskazitelną, odpychającą jak i zarówno nieprzyjazną aurą, zaczęła wrzucać kawałki papieru do ognia. Pod nosem cicho nuciła jakąś piosenkę, dało się z niej wyłapać słowa takie jak 'śmiech, zabawa, ogień, śmierć, strach, głupcy, krew, czerwień'. Nie należała ona oczywiście do zbytnio przyjemnych, a co kilka słów potrafiło pojawić się jakieś nazwisko lub przekleństwo, zwiastujące jeszcze większe rozradowanie. Oczywiście nie wyglądała na szaloną, nie było z nią aż tak źle, jedynie widocznie kpiła sobie z tych wszystkich zebranych ludzi, wprost pod ich nosami, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś zainteresuje się jej osobą bardziej lub mniej niż powinien. W końcu w jej dłoniach został tylko jeden kawałek papieru, który ułożyła sobie na czubkach palców i z gracją wdmuchnęła w płomienie. |
| | | Wiek : 32 Zawód : Żołnierz Przy sobie : noktowizor, tabletki do uzdatniania wody, broń palna, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, para kastetów
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pią Gru 27, 2013 12:28 am | |
| Tego dnia nie miałem na sobie munduru. Mój dyżur skończył się parę godzin temu, zdążyłem się więc ogarnąć i zjeść coś nim wyruszyłem nad brzeg rzeki. A, przede wszystkim, zdążyłem się przebrać. Święto w końcu wypadało spędzić w spokoju, bez powracania myślami do pracy, bez doszukiwania się zbędnych szczegółów. Wypadało je również spędzać w towarzystwie rodziny, jednakże dzisiaj było to poza zasięgiem moich możliwości. Wędrowałem wzdłuż brzegu przyglądając się ludziom dookoła, pogwizdując pod nosem radosne melodie, zajmując sobie czas rozmyślaniem nad ich historiami. Zastanawiając się jak wyglądało ich życie, co zmieniło się podczas rebelii w nich, w ich otoczeniu w ich trybie życia. Miałem nadzieje, że większość z tych rzeczy miała pozytywny aspekt. W końcu dostrzegłem znajomą postać, stała samotnie przy jednym z ognisk, co wcale mnie nie zdziwiło, nie spodziewałbym się ujrzeć gdzieś tutaj Almy Coin, takie miejsce zdawało się zbyt niebezpieczne dla naszej pani prezydent. Niestety byli tacy ludzie, którzy uważali, że panujący tu porządek wypadało by zmienić. A chcieli to osiągnąć poprzez zabicie właśnie głowy państwa. Podszedłem do Melanie spokojnie i zatrzymałem się u jej boku w ciszy, patrząc jak posyła w ogień kawałek papieru. Pochłaniające go płomienie oczarowały mnie na chwilę. - Samotność w święto nie jest dobra - odezwałem się w końcu i uśmiechnąłem przyjaźnie. Wyciągnąłem w stronę kobiety dłoń z jabłkiem. - Niesie ze sobą zbyt wiele smutku. Nie byłem do końca pewien czy dziewczyna przyjmie owoc, choć w sumie niezbyt bym się przejął, gdyby nie wzięła. Wiedziałem, że nigdy nie miała tak optymistycznego nastawienia do życia jak ja, tym bardziej, że nie miała wcale łatwiej ode mnie, wręcz przeciwnie. - To jednak zawsze można zmienić - kontynuowałem, uśmiechając się jeszcze szerzej i zachęcająco wskazując jabłko. W końcu do niczego jej nie zobowiązywało. |
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pią Gru 27, 2013 1:17 am | |
| Według niej ogień nie powinien wywoływać pozytywnych emocji. Gorąca czerwień powinna kojarzyć się jedynie z nieszczęściem i złowrogimi przeczuciami. Takie właśnie było przeznaczenie zdjęć, które wrzucała w ogień. Nie spokój, nie zapomnienie, a czysta, rekreacyjna porcja diabolicznej otoczki, jaka zawsze otaczała kobietę. Ludzie powiadali, że nigdy z nikim się nie dzieli, więc teraz gdy chciała im podarować odrobinę swej zachłanności, nie powinni się sprzeciwiać, a przyjąć ją z pokorą. Alma Coin to kobieta zawsze i wiecznie zajęta. Zresztą to stare święto nie było jej sprawką, więc nie musiała tu przybywać. A co do powszedniej rodzinności, to nie udałoby się jej wywołać wśród Coinów. Jeszcze można by to uznać nawet za przejaw obopólnej zgody, co całkowicie kreowało tą sytuację na niemożliwą do spełnienia. Po zdmuchnięciu ostatniego zdjęcia z dłoni spojrzała na mężczyznę, który obok niej stanął. Zmierzyła go wzrokiem, jak miała to w zwyczaju i wbrew pozorom na twarzy Melanie pojawił się nadzwyczaj szczery uśmiech z dużą domieszką szykany. -Samotność powiadasz, James'ie. -odezwała się cicho swoim charakterystycznym, szeleszczącym głosem i nie można w tym było wyczuć negatywnych emocji, ale po drodze wyrastał wysoki na pięć metrów szary, ponury mur, od którego odbijało się wszystko, co miało na zamiarze dotrzeć do Melanie i zmienić jej nastawienie. Smutek... smutek już dawno porzuciła, o ile w ogóle takowy przy niej był. W cieniu zawsze czaiły się negatywne emocje, by z czasem urosnąć do miary aury, lecz nigdy nie dostrzegła w tym osamotnienia. A może była na tyle do niego przyzwyczajona, że uważała za codzienność? Uznając go za swojego demona, który stał się sprzymierzeńcem i niemym towarzyszem losu. Któż to mógł wiedzieć lepiej jak nie ona sama, lecz by rozgryzł to ktoś inny, o to już było ciężej. Wzrokiem sunęła za każdą reakcją starszego mężczyzny, choć na wiek w tej chwili zwracała najmniejszą uwagę, o ile kiedykolwiek na takowy zwracała, ale to teraz nie ważne. -Ten uśmiech... jest irytujący. -mruknęła nieco zniesmaczona, ale w tej samej chwili, co dziwne, wzięła jabłko z jego dłoni i podrzuciła je lekko do góry, by zaraz złapać. -Tylko nie myśl zbyt wiele po tym geście, Wollner. -dodała zaraz zjadliwie, przeczuwając, że zamiast go unieszczęśliwić tym, co wcześniej powiedziała, on tym bardziej będzie się szczerzył po tym, jak wzięła owoc. Chwilę później nie patrząc na towarzysza, zrobiła kilka kroków do tyłu, obracając się na pięcie i usiadła na ławeczce, która znajdowała się właśnie za nimi, zakładając nogę na nogę. -Także co takiego można zmienić? -spytała po chwili, bez większego celu. Jeśli już chciał dotrzymywać jej towarzystwa, to trzeba było utrzymać jakąś rozmowę, a kto wie, może okazać się ona dość interesująca, nawet na wymagania młodej Coin. |
| | | Wiek : 30 Zawód : Pracownik w "Almie" Przy sobie : dokumenty, obrączka na łańcuszku, scyzoryk
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pią Gru 27, 2013 2:28 pm | |
| Uśmiechnął się na powitanie do obu towarzyszek. W sumie... małe szanse na spokój... No tak. Wpuszczenie ludzi z Kwartału może skończyć się źle, ale się zobaczy. Może akurat postanowili na chwile sobie odpuścić. Oby. W sumie i tak ci, którzy głownie zajmowali się poprzednią akcją siedzą aktualnie w więzieniu. Siedza, leżą, pływają, wiszą, są zakopani. Cokolwiek. Siedziba Coin to chyba najlepiej strzeżony budynek i jej największa tajemnica. Nikt nie wie co tam jst, a ci, którzy wiedzą, nie puszczą pary, bo za bardzo boją się tam trafić. Nie wiadomo nawet, czy współpracownicy Coin nie boją się jej bardziej, niż więźniowie. Ci drudzy chyba dośc szybko godzą się z tym, ze nie wyjdą. A jak wyjdą, będą oczami i uszami Coin, które odetnie sobie, jeśli zrobią coś źle, albo przestaną być potrzebni. Witamy w Panem i neich los ci sprzyja na tyle, żebyś nie musiał się bratać z władzą. -Dzieki. – poiedział do Any biorąc jabłko do lewej ręki. -W ogóle, to jestem Ethan Cavendish. – Powiedział tym razem do towarzyszki Any podając jej rekę z lekkim uśmiechem. Wciąż nie mógł sobie przypomnieć skąd ją kojarzy i dlaczego. Może wdział ją kiedyś w Trzynastce, bo nie wyglądała na osobę z Kwartału. Zbyt elegancki ubiór. Chyba, że znowu kwartał atakuje incognito w ciuchach, w których nikt by ich nie podejrzewał. Nie, wiedziałby o tym. Z resztą w Kwartale bardzo szybko rozchodziły się wszelkie informacje i pomysły. Wystarczyło posiedzieć od czasu do czasu w Violatorze i wiedziało się wszystko. Dosłownie. Magia alkoholu. I nie tylko |
| | | Wiek : 32 Zawód : Żołnierz Przy sobie : noktowizor, tabletki do uzdatniania wody, broń palna, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, para kastetów
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Nie Gru 29, 2013 1:25 am | |
| Ogień był jednym z najcudowniejszych żywiołów. Zawsze go podziwiałem, potrafiłem spędzać godziny wpatrzony w płomienie, zafascynowany ich tańcem, śpiewem, ich dziką, trudną do pojęcia naturą. Godzinami rozmyślałem nad tym, jak coś tak cudownego może być, zarazem, tak niszczycielskie. Może to właśnie dlatego, gdy byłem dzieckiem, tak łatwo uwierzyłem w istnienie smoków. Może dlatego nadal marzyłem w skrytości ducha, że kiedyś przekonam się, że takie monstra chociaż istniały. Stworzenia, które władały ogniem musiałby być potężne i groźne, a przy tym niesamowicie majestatyczne. Wzbudzały by szacunek, lęk, podziw. A każdy kto by je okiełznał, kto by nawiązał z nimi nić porozumienia, stałby się kimś ważnym, potrzebnym, respektowanym pod każdym względem. Jednak one nie istniały. I musiałem się z tym pogodzić. Nie przejąłem się szykaną widoczną w uśmiechu młodej Coin, wręcz przeciwnie, doceniłem to, że jej usta wygięły w się w jakimkolwiek uśmiechu, tym bardziej, iż ten wydawał się najzupełniej szczery. Pokiwałem głową w odpowiedzi na jej słowa, przeskakując spojrzeniem z ogniska na twarz młodszej ode mnie kobiety. Spodziewałem się bardziej chłodnej reakcji. - Samotność - przyznałem. - Można do niej przywyknąć, ale ona nie zniknie. Nie sama z siebie - dodałem i uśmiechnąłem się, jakby pocieszająco. Melanie spokojnie mogła od niej uciec. Byłem niemal na sto procent pewien, że znalazłyby się osoby, które chętnie dotrzymały by jej towarzystwa. Jednakże... ona zdawała się tego nie chcieć. Kolejną uwagę towarzyski skwitowałem lekko uniesioną do góry brwią i spojrzeniem pełnym rozbawienia. Ten typ tak ma, zupełnie nie zraziło mnie jej podejście czy też zniesmaczony, a później, wręcz zjadliwy, ton. Ciężko było mnie zrazić do czegokolwiek. Wychodziłem z założenia, że optymizm jest najlepszą bronią wobec świata i tego, co chce mi zepsuć życie. Działając na przekór złemu nigdy jeszcze niczego nie straciłem, widać więc, jednak, tam metoda miała swoje plusy. - Ani mi sie myśli szukać tu czegoś więcej - zapewniłem i wyszczerzyłem się rozbawiony. Przez chwilę jeszcze stałem, patrząc się w ogień, walcząc z szaloną pokusą włożenia dłoni prosto w płomienie. Bywałem szalony, ale nie aż tak. W końcu westchnąłem cicho i podążyłem za towarzyszką na ławkę. Nim odpowiedziałem na jej pytanie rozejrzałem się jeszcze po okolicy. Ludzi przybywało. - Wszystko co chcesz. Swoje podejście do sprawy, sposób w jaki odbierasz świat... Decyzja należy do ciebie. Wzruszyłem ramionami i zapatrzyłem się w przestrzeń. |
| | |
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Nie Gru 29, 2013 3:58 pm | |
| Ana popatrzyła z ciekawością na Cat. Dziewczyna musiała być naprawdę dobra w tym, co robiła skoro w tak młodym wieku została trenerką. W sumie jednak nie ma co się dziwić była z dwójki, a na dodatek wpływ rodziców. Zawsze ją ciekawiło życie w innych dystryktach. Pamiętała, że akurat ten był jednym z bogatszych, najbardziej podporządkowany Kapitolowi. Tempest miała swoje poglądy na niektóre sprawy związane z władzą, jednak stwierdziła, że na razie nie będzie się nimi z dziewczyną dzieliła. Przecież nie znała jej na tyle dobrze i nie wiedziała na ile może sobie pozwolić. Brała możliwość, że była zwolenniczką "kochanej" pani prezydent, a jakoś więzienie jej się nie marzyło. Uśmiechnęła, więc się tylko do obecnej dwójki. Wydawało jej się, że się znają...albo przynajmniej kojarzą. Ciekawa sprawa. Ethan przecież był też przez jakiś czas u nich w trzynastce, a tam wydawał jej się niezwykle zdystansowany do obcych. Może po prostu miała takie wrażenie... no nic. -No to cóż moi drodzy... trzeba jakoś zacząć świętować. Coś proponujecie?-zapytała patrząc na nich już weselej. W końcu nie będą stali jak te słupy soli, bez słowa czy jakiegokolwiek gestu czy zajęcia. Poza tym dziewczyna miała w sobie bardzo dużo energii. W sumie bez powodu matka nie mówiłaby jej, że wszędzie jej pełno. Dosłownie rzecz ujmując. |
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Nie Gru 29, 2013 7:36 pm | |
| W dzieciństwie zastanawiała się czasami nad istnieniem różnych nadnaturalnych tworów. Na przykład takich wróżek, lecz niestety szara i brutalna rzeczywistość, która otaczała ją od dzieciństwa, potrafiła szybko sprowadzić na burą płaszczyznę życia, w której nie było miejsca na takie wybryki. Prawdę jednak mówiąc, Melanie przyjęła otaczające ją realia takimi, jakie dostała. Czy był to zły czy dobry wybór to oczywiście dużo dłuższa historia, w którą wnikanie i chęć poznania wprawiłoby w całkowitą melancholię, więc pozostanie przy tej powierzchownej wersji w takiej sytuacji wystarczy. -Z czasem można ją nawet polubić. -skwitowała. Czy właśnie otwarcie przyznała się do swojej samotności? Otóż każdy powinien zrozumieć to na własny sposób. Tak naprawdę wiedziała, że od tych uczuć jest ucieczka, lecz nigdy nie chciała wybrać tej drogi. W pewien sposób uważała, że takie życie było jej dane. Ludzie nie od dziś ją opuszczali, czy twierdzili, że jest zdana sama na siebie. Słysząc nazwisko Coin odwracali się na pięcie lub próbowali wykorzystać do własnych celów. Przez to stała się taka jaka jest teraz. I czy było to dziwne? W żadnym razie. Do tej pory przy jej boku pozostali ludzie z wojska, którzy byli poddani prezydent, w większości z przymusu, nie własnej nieprzymuszonej woli, inni dla korzyści. Podobno niektórzy uważali nawet, że przespanie się z Melanie było czymś w rodzaju osiągnięcia. Tak denne i idiotyczne, że mogło jedynie wprowadzać jeszcze jedną kroplę goryczy do całości. Uśmiechnęła się sama do siebie na jego kolejne słowa, odpowiadając mu jedynie w myślach ciche Brawo... Przez chwilę podążała za nim wzrokiem, właściwie przyglądając się jego twarzy. To optymistyczne nastawienie było tak duże, że Mel aż czuła tą aurę, którą próbował zarazić ludzi. -A jeśli nie chcę nic zmieniać? Jeśli uważam je za jak najbardziej słuszne. To podejście, spojrzenie... Nie wszystko zmienisz siłą woli. -odpowiedziała po chwili ciszy, jaka między nimi zapadła. Nie minęło kilka sekund, jak zaśmiała się, lecz bardzo cicho, a śmiech ten zawierał ogromną dawkę goryczy. Nie patrzyła na mężczyznę, który siedział teraz koło niej na ławce, wzrok umieściła gdzieś daleko, przy czym wydawał się dziwnie pusty i beznamiętny. -Nie jest ci trudno z tym wiecznym optymizmem? Ciekawiło ją to, jak można żyć w wiecznej otoczce szczęścia, które choć czasami musiało być wymuszone. Nikt do końca nie mógł być przecież wiecznie uśmiechnięty, nawet on, choć prawie go nie znała.
edit: Odpowiedź była jedna. Trzeba być naprawdę głupim lub nierozważnym. W końcu ta ślepa wiara doprowadzi do nieszczęścia, a za nim jak domino nastąpią kolejne. Jeśli coś się zmieni to z pewnością nie teraz. I tak zbyt długo przebywała w jednym miejscu. Spojrzała srogo w stronę towarzysza ostatni raz i bez słowa się oddaliła.
zt.
Ostatnio zmieniony przez Melanie Coin dnia Pon Mar 10, 2014 6:46 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Nie Gru 29, 2013 11:40 pm | |
| /z odmętów czasu wyłonił się Ben
Z rękoma w kieszeniach, licząc sam nie wiedział na co, przyszedł nad rzekę. Dobra, wiedział na co liczy. Na spotkanie z Jasmine. Pamiętał ją już aż nazbyt dobrze. Pamiętał każdą chwilę z nią spędzoną, pamiętał swoje życie, życie Benjamina Levitta, a nie Maxa. To nie było tak, że codziennie budził się jako Ben. Czasem mieszało mu się to wszystko ze sobą, a czasem po prostu wydawało mu się, że bycie Benem mu się przyśniło. Ale coraz częściej był Benem. Dni kiedy budził się sobą były dziwne. Wiedział wtedy kim jest i kim był. Pamiętał życie Bena i życie Maxa. Był wtedy cichy i wycofany. Chodził po Kwartale i milczał, albo szedł do szkoły i robił swoje. Starał sobie znajdywać zajęcia by nie myśleć o niej, o Jazz. Widział ją na moście w towarzystwie jakiegoś faceta i zrozumiał, że stracił ją bezpowrotnie. A jednak wciąż miał nadzieję, że będą razem. Teraz kiedy wiedział kim był mógł chociaż spróbować jej wszystko zrekompensować. Ale był zamknięty w KOLCu, dzieliła go od niej ściana muru i strażników pokoju. Dlatego dziś tu przyszedł. Bo mur przestał być przeszkodą. Mógł ją chociaż jeszcze raz zobaczyć. Czy z jego wiadomości odczytała, że wróciła mu pamięć? Miał nadzieję, że tak. Już wtedy na moście starał się jej dać to do zrozumienia. Niestety jego umysł bywał zawodny i nie mógł ufać sam sobie. W każdej chwili wszystko mógł utracić. Dlatego tylko czekał, czekał i wpatrywał się w ogień który zapłonął dla uczczenia czegoś, czego już nikt nie pamiętał. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Pon Gru 30, 2013 10:22 am | |
| Chwilę zajęło jej dojście do tego, skąd kojarzyła mężczyznę o imieniu Ethan. To musiało być… Trzy, może cztery lata przed rebelią. Snow wydał w swoim pięknym pałacu ekskluzywne przyjęcie z okazji rozpoczęcia jesieni, w trakcie którego elity Kapitolu mogły raczyć się setkami niezwykłych potraw i niemalże taką samą ilością gatunków wybornych win, wprost w najprzedniejszych winnic w kraju. - Znałam Twojego ojca - powiedziała, uśmiechając się lekko do Ethana. W tym uśmiechu kryło się wszystko – fakt, że nie słyszała za wiele dobrego odnośnie Roberta, który całymi dniami przebywał poza domem, nie przejmując się synem, to, że wiązał z nim pewne nadzieje, które nie do końca udało się zrealizować. Przez moment rozmyślała, czy aby Cavendish senior nigdy nie wspomniał synkowi o tym, że Snow ma uroczą pupilkę, która mordowała ludzi. – Z bankietów u Snowa. – dodała nieco wymijająco. - Mogłeś mnie tam kiedyś zauważyć, nazywam się Catrice Tudor. Zaczęła się zastanawiać, czy aby przypadkiem nie zabiła któregoś z jego rodziców w trakcie rebelii. Walczyła wtedy… No cóż, po obu stronach barykady, wypełniając polecenia zarówno prezydenta, jak i rebeliantów Almy Coin. Ktoś mógłby powiedzieć, że była marionetką, ale – czy marionetki dostają w prezencie zestawy broni i prywatne strzelnice do dyspozycji, czy mają prawo głosu i chęć do walki? Nie, są rzucane w kąt. A Catrice Tudor nigdy nie pozwoliła sobie na to, żeby ktoś rozstawiał ją po kątach. Nawet ktoś tak władczy, jak były prezydent czy jego obecna następczyni. - To zależy od tego, na co macie ochotę – rozłożyła ręce w geście oznaczającym, że się dostosuje. – Możemy tu zostać, możemy się gdzieś przejść, możemy się napić. Co tylko chcecie, hm? Uśmiechając się do Any i Ethana, czuła chłodny metal i kojący ciężar noża. Niezależnie od wszystkiego, w Kapitolu czuła się najlepiej tylko wtedy, gdy była uzbrojona. |
| | | Wiek : 18 lat Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Wto Gru 31, 2013 3:54 pm | |
| // bilokacja, no bo event. <33 Po spotkaniu z Jacksonem.
Jedna wiadomość. Sześć słów. Dwadzieścia osiem liter. Tylko dwadzieścia osiem liter, albo aż tyle dzieliło mnie od szczęścia. W pierwszych chwilach nawet nie byłam w stanie w nie uwierzyć. Przycupnięta na skraju własnego łóżka, z ramionami przyciśniętymi do boków wpatrywałam się w ekran telefonu lśniącymi i pełnymi niedowierzania oczami. Czytałam dwa krótkie zdania dziesięć, sto, tysiąc razy, szczypiąc się w ręce i w policzki, ale nie zniknęły. Byłam oszołomiona. Byłam pijana, pijana szczęściem i niedowierzaniem, ale też... strachem. Strachem, że znowu coś miało pójść nie tak. Bałam się, że zaprosił mnie po to, żeby się pożegnać, żeby życzyć mi szczęścia z kimś innym, a to złamałoby mi serce. Mimo tego wiedziałam, że musiałam pójść. Jeśli nie dla samej rozmowy, to dla całej oprawy. Dla święta, które mogliśmy wspólnie celebrować, zarówno rebelianci jak i mieszkańcy Kwartału, chociaż nie lubiłam używać tego podziału nawet we własnych myślach. Wyszłam z domu około godziny po otrzymaniu wiadomości. Z ulgą powitałam powiew świeżego powietrza, które delikatnie pogładziło mnie po twarzy i pomogło nieco poukładać mętlik w głowie. Ulice były niemalże puste, cała ludność nowego i starego Kapitolu zebrała się w okolicach mostu. Po znalezieniu się na miejscu przechadzałam się w tłumie w pełnej zadumy ciszy. To to szczęście, to właśnie ono sprawiało, że czułam się nieswojo. Jak długo trwała ta ulotna, fałszywa namiastka wesołości, która miała zniknąć wraz ze zjedzeniem ostatniego jabłka? Z namysłem obróciłam w dłoniach czerwony owoc ze lśniącą skórką, który wcisnęła mi uśmiechnięta, przechodząca koło mnie kobieta. Jej uśmiech wydawał się szczery, iskierki w jej oczach też, więc to może tylko mój bagaż nieszczęść i zapobiegliwości ciągle ciągnął mnie w dół, nie pozwalając cieszyć się panującą wokół radosną atmosferą? Mijając kolejnych uśmiechniętych przechodniów, sama uśmiechnęłam się delikatnie, ot, na próbę, i kiedy jeden z nich odwzajemnił mój uśmiech, wiedziałam, że to była dobra decyzja. I właśnie wtedy go zobaczyłam; stał w tłumie, zamyślony, odległy i tak samo wspaniały, jak zawsze. Wszystkie rozmowy, które tak starannie układałam w głowie całą drogę do mostu uleciały mi z myśli, pozostawiając cichą, miękką pustkę. Mimowolnie przyspieszyłam kroku, czując, jak serce przyspieszyło mi znacznie, wyrywając się ku chłopakowi, którego być może nigdy nie miało już odzyskać. Blask płomieni odbijał się w jego oczach i rozświetlał jedwabiste, ciemne włosy, opadające mu na czoło. Podeszłam cicho, nie przestając się uśmiechać i na wyciągniętej dłoni podsunęłam mu jabłko. -Jesteś.- Rzuciłam z ulgą, o jakiej samej siebie nie podejrzewałam, i tylko siłą woli powstrzymałam się od rzucenia mu na szyję i udawania, że nigdy nic się nie wydarzyło. Nie chciałam go wystraszyć, nie chciałam, żeby odszedł. Nie ponownie. |
| | | Wiek : 19 lat Zawód : nauczyciel
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Sro Sty 01, 2014 10:01 pm | |
| Benjamin Levitt... Człowiek który miał w życiu delikatnie mówiąc przesrane. No ale po kolei. Jego matka umarła jak był tak malutki, że jej nie pamięta. Żył w cieniu brata, który w końcu został wylosowany w Głodowych Igrzyskach. Ben wraz z ojcem trafił do Trzynastego Dystryktu, gdzie jego ojciec zmarł. Zakochał się w ukochanej brata. Pokłócił się z bratem i nigdy się z nim już nie pogodził. Daniel zaginął i zginął gdzieś podczas rebelii, a Ben oberwał w głowę i stracił pamięć. Trafił do Kapitolu gdzie został pomylony z Kapitolińskim żołnierzem i trafił do KOLCa, choć przecież był rebeliantem. Jego dziewczyna zakochała się we właścicielu burdelu. A gdy w końcu Ben sobie przypomniał kim jest, zobaczył miłość swojego życia w objęciach innego. Ponadto od dłuższego czasu niedojadał i wkrótce miał się dowiedzieć, że jego brat nie żyje. Na dodatek czasami budził się i znów myślał, że jest Maxem. Ben oczywiście nie wiedział, że Jackson jest tylko przyjacielem Jasmine. Widział to co widział i pomyślał, że Jasmine wybrała innego. Zapytacie więc po kiego grzyba się chciał z Jasmine spotkać. Otóż Ben miał w sobie coś z masochisty. I masochistycznie chciał usłyszeć od Jasmine, że jest szczęśliwa z kimś innym. Wtedy mógłby sobie z życiem ruszyć do przodu. Na jej widok się rozpromienił, a uśmiech sam wypłynął mu na usta. Była śliczna, zawsze była, jest i będzie. Tym bardziej poczuł ukłucie smutku, że wybrała innego. Uśmiechnął się widząc, jak podaje mu jabłko. - Wybacz... nie mam nic dla Ciebie. - wywinął sobie na drugą stronę kieszenie płaszcza. Nie było w nich nawet papierka po cukierku. - Ale jestem. I dziękuję, że przyszłaś. Wiesz... z moją pamięcią jest już trochę lepiej i pomyślałem, że powinniśmy uporządkować kilka spraw. - wyjaśnił. Oczywiście tak na prawdę chciał ją po prostu zobaczyć. - Jak się czujesz? - zapytał. |
| | | Wiek : 30 Zawód : Pracownik w "Almie" Przy sobie : dokumenty, obrączka na łańcuszku, scyzoryk
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Czw Sty 02, 2014 6:08 pm | |
| „Znałam twojego ojca”. Doprawdy? Spora część Kapitolu go znała, więc ta informacja nie zmieniła zycia Ethana. Ba, znajdie się duże grono ludzi, z którymi Robert spędzał więcej czasu niż z rodzonym synem. Nawet na cmentarzu, u Shae, bywał częściej, niż w pokoju syna. Ethan nawet nie był pewien, czy ojciec wiedział, jaki kolor mają ściany w owym pokoju. Ale cóż, Robert nie żyje, raczej ta wiedza mu nie jest potrzebna, chociaż można pomyśleć, że za życia też mu nie była. Liczyły się dane, statystyki i, oczywiście, pieniądze, które jakoś go nie uchroniły od śmierci. Ani jego, ani Felici. A Ethana nie uchroniły od Kwartału. Catrice Tudor. Nazwisko nie powiedziało mu w którym dzwoni kościele. Trudno. -Chyba nie miałem tej przyjemności… – Odpowiedział uśmiechając się do Cat. Dość szeroko. W tym momencie odezwała się Ana. A potem Catrice. Szczerze, to był najbardziej zainteresowany ostatnią opcją, ale postanowił, że będzie, ekhem, dżentelmenem i pozwoli towarzyszkom wybrać co też chcą robić. -Mi to obojętne. – Powiedział rozglądając się wokoło. Ludzi było cholernie dużo, powoli zaczynał się, no cóż, bać, że cos się stanie. Ale zobaczymy, a nuż wszystko będzie pięknie i cudownie. Hahaha, taki zarcik rodem z Kwartału. Dla Ethana raczej skończył się cas, kiedy wszystko było dobrze i wszystko się udawało. W Kwartale się nigdy nic nie uda, nikt tam nie ma prawa być szczęśliwym. No ale takie uroki Nowego Kapitolu.
|
| | | Wiek : 18 lat Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki Czw Sty 09, 2014 7:41 pm | |
| Wybacz poślizg. ;__;
Depresja. Jedno słowo, a potem tysiąc innych, równie pustych i bezwartościowych. Depresja, więc przypadłość. Przypadłość, więc trzeba było jakoś przywrócić mnie do pionu. Słuchałam uważnie z grzecznym uśmiechem, a potem powoli, zdecydowanie kiwałam głową na znak zgody, chociaż czułam tylko dojmującą pustkę, w której ich słowa nie miały najmniejszego znaczenia. Mówili, że to właściwie nic dziwnego, że wiele przeszłam, i to naturalna reakcja mojej psychiki, wycofanie się do wewnątrz i zamknięcie na kłódkę. Powtarzali, że to można zmienić, że to przez wojnę, przez Trzynastkę, przez prześladowanie w domu rodzinnym. Tamtego popołudnia powiedzieli mi jeszcze wiele rzeczy, i żadna z nich nie była prawdą. Nigdy nie powiedziałam im o Benie. Nigdy. Samo przyznanie się do tego, że go straciłam, było takie... ostateczne. Jak przyznanie się do faktu albo do porażki. Jak założenie, że to już koniec, że go straciłam. A ja nie chciałam się poddać. Kiedy pytali mnie o chłopaka, uparcie twierdziłam, że nie miałam czasu na miłość, a oni uwierzyli. Sama mogłabym sobie uwierzyć, gdyby nie to, że z każdym kłamstwem coraz wyraźniej widziałam przed oczami jego twarz i parę głębokich, ciepłych oczu o spojrzeniu pełnym uczucia. Przypisali mi więc antydepresanty i zalecenie- miałam się całkowicie odciąć od przeszłości. Ale nie potrafiłam. Szukałam go i tęskniłam w każdej sekundzie życia, więc gdy widziałam go po tak długim czasie miałam ochotę po prostu rzucić mu się na szyję i czuć jego usta na swoich, jak obietnicę, że już na zawsze mieliśmy zostać razem. Tymczasem on ledwo pamiętał, jak miałam na imię. -Nie szkodzi- odparłam nieśmiało, kiedy pokazał mi puste kieszenie. Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się najszczerzej, jak umiałam.- Twoja obecność to największy prezent. Dodałam po chwili, i natychmiast poczułam pieczenie policzków. Głupia, skarciłam się histerycznie w myślach. -U mnie wszystko w porządku. Naprawdę.- Odparłam zdecydowanie, żeby zaraz potem zapytać.- A... u Ciebie? I jakie sprawy masz na myśli? Chociaż chyba przecież już wiem, dodałam cicho w myślach, błagając, żeby jego następne słowa nie złamały mi serca, nie po raz kolejny.
|
| | |
| Temat: Re: Prawy brzeg rzeki | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|