|
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Opuszczony teatr Pon Lis 10, 2014 2:33 pm | |
| Panem właśnie przechodziło kryzys. Był na tyle wytrawnym politykiem – według własnej opinii – że nie wahał się poszukać analogii między wydarzeniami w państwie (gorączka ogarniała wszystkich), a stanem zdrowia Almy Coin. Kiedy pani prezydent zawisła na granicy życia i śmierci, Kapitol przewracał się do góry nogami, a w kuluarach rządowych dało się odnotować lekkie zaniepokojenie. Nikt nie wiedział, czego ma się spodziewać po nowym rządzącym i to sprawiało, że wszyscy skupiali swoją uwagę na szpitalu, w którym przebywała ich dawna przywódczyni. Umarł król, niech żyje król? Ginsberg był pierwszym do przywitania Adlera w mało gościnnych, kapitolińskich progach. Jak przystało na męża stanu – a chyba nikt nie wątpił, że nim jest – musiał skupiać się na narodzie, pozostawiając swoje osobiste uczucia gdzieś pod warstwą nieprzeniknionego oblicza. Musiał pogratulować sobie podążania za Markiem Aureliuszem. Nie wykazał żadnych niepotrzebnych emocji od czasu informacji o śmierci swojej narzeczonej. Nie dał poznać nikomu, że odczuwa niesamowitą ulgę, kiedy Melanie nareszcie znajdowała się martwa, na stole w prosektorium. Powitał ją z honorami - naprawdę ciężko było oprzeć się pokusie jej ciała i nie zgwałcić ją po raz pierwszy i ostatni – spoglądając na zaręczynowy pierścionek z tkliwością świeżo porzuconego narzeczonego. Odgrywał ten teatrzyk indywidualnie, boleść po stracie ukochanej była tak wielka, że nie pozwolił nikomu ingerować w ich pożegnanie. Bawił się w najlepsze tą sytuacją, będąc przekonanym, że szykują się zmiany. Nie przeszkodziło mu to ani trochę. Szanował się na tyle, by nie wpadać w niepotrzebny gniew. Wszak nie był wcale taki młody. A jednak to on wygrał i o tym myślał, kiedy spoglądał na tatuaże swojej wybranki i kiedy dotykał jej zimnych warg, składając symboliczny pocałunek zdrady. Mógł być razem z nią i tłumić bunt trybutów, ale to nie przeszło mu nawet przez myśl. Kiedy wszyscy umierali i chwiało się to imperium z kart, Gerard pozostawał niezmienny, nieco wieczny. Przynajmniej tak widział się tamtego dusznego dnia lata, kiedy oddawał ostatni pokłon swojej przyszłej, martwej już żonie i wydawał dyspozycje, które dotyczyły jej pochowku. Nie chodziło o to, czy Melanie zasłużyła czy nie – po zdradzie powinna zostać rozszarpana na kawałeczki i wrzucona do Moon River, by jej dusza nigdy nie zaznała ukojenia – ale była prezydencką córką i jego wybranką (to ważniejsze), więc należał jej się szacunek. Podobnie jak Gerardowi należało się zorientowanie w sytuacji, która nagle stawała się coraz bardziej zagadkowa. Nie dał się jednak omamić tym, którzy już zaczynali wieszczyć nagły krach i monstrualne zmiany. Wiedział, że cokolwiek się z nim stanie (a scenariusze doprawdy były czarne), przetrwa. Nie był człowiekiem, który kiedykolwiek się poddaje. Musiał więc tylko skupić się na teraźniejszości, dalekiej od ideału (powinien dostać trybutów i policzyć się z nimi po swojemu), ale przynajmniej napawającej go chęcią do działania. Wszystko z powodu jednego telefonu. Zwątpił już w słuszność wyboru swojego informatora, który na Ziemiach Niczyich znajdował się już od czasu jego spotkania z ojcem, ale najwyraźniej po raz kolejny miał szczęście. Zapewne ktokolwiek inny poczekałby na bardziej sprzyjający termin, ale Gerard wiedział, że takich okazji nie wypuszcza się z rąk. Była mu potrzebna, więc musiał ją dorwać, nawet jeśli właśnie jego czas skurczył się do minimum, a Ziemie Niczyje obecnie nie były najbezpieczniejszym rejonem miasta. Nie o tej absurdalnej porze. Późno skończył rozmowę ze Scarlett, która potrafiła niewerbalnie wyczuć wszystkie emocje, związane ze śmiercią Melanie i stanem krytycznym jej matki; więc na miejsce wyznaczone przez szpiega docierał późno, zapalając papierosa w ciemności. Spodziewał się, że jeśli ktokolwiek jeszcze czai się w tym opustoszałym teatrze i zechce go zabić, to doprowadzi do ataku właśnie teraz. Nie miał czasu na zabijanie i maltretowanie podczas próby poznania własnej siostry. Wiedział, że to ona zajmie jego myśli… i ręce. Był ciekaw? Właściwie czuł się lekko znużony dniem dzisiejszym i żegnał go z przytupem, wędrując po Ziemiach Niczyich w białej koszuli (elegancja nade wszystko) i wojskowych butach, które świetnie nadawały się do pogoni za króliczkiem. Tym właśnie była Laura – śliczna blondyneczka, która już raz uciekła przed ręką sprawiedliwością Gerarda Ginsberga, przeżywając piekło, które jej zgotował. Wiedział, że nawet obecnie, w tej cholernie trudnej sytuacji, nie zawaha się przed ekstremalnym rozwiązaniem, jeśli oczywiście, zostanie do tego zmuszony. Jeszcze nie zdecydował, czy chce się nią pobawić czy może ukoić żal na jej skórze po stracie narzeczonej, ale przypuszczał, że żaden z tych scenariuszy nie przyniesie jej wybawienia. Cóż, witamy w Kapitolu, pani Ginsberg. - Widzę cię – stwierdził, nadal trzymając papieros między zębami, który dziwnie zlał się z obrazem spokojnego, rudowłosego mężczyzny, który mierzył spojrzeniem leżącą na podłodze blondynkę i orzekał w myślach w sprawie jej pokrewieństwa. Uroczy obraz. Uwielbiał górować nad kobietami, zwykle jednak przygniatał je butem (pomyślał z rozczuleniem o swojej ciężarnej córce), ale dziś miał szczęście do uległych z natury istot. Szkoda, że Melanie dopiero po śmierci przywdziała szatę prawdziwej samicy. Miał nadzieję, że Laura (o ile to ona) nie popełni tego samego błędu.
|
| | | Wiek : 30 lat Przy sobie : zestaw pierwszej pomocy, wytrych, gaz pieprzowy, zdobiony sztylet
| Temat: Re: Opuszczony teatr Pon Lis 10, 2014 9:33 pm | |
| W pewnym momencie Laura zaczęła sądzić, że byłaby w stanie zasnąć na tej podłodze. Na zewnątrz zaczynało już robić się coraz ciemniej i niestety nikt nie pomyślał o tym, aby wyposażyć Ziemie Niczyje w kilka lamp. Wnętrze, w którym się znajdowała wypełniało się coraz większym mrokiem i zaczynała mieć wrażenie, że jeszcze trochę a zatopi się w nim całkowicie. Nawet delikatne, srebrzyste światło powoli pojawiającego się na niebie księżyca nie było w stanie oświetlić jej wystarczająco. Nie znaczyło to jednak, że pośród ciemności czuła się nieswojo. Nawet kiedyś, w tych dawnych i dobrych czasach, zachód słońca był tym, na co czekała, a nadchodząca noc przepełniała ją fascynacją. Z biegiem czasu zrozumiała, że ciemność może być jej jedynym, prawdziwym przyjacielem. Gdyby słońce nagle zniknęło, to właśnie ona zapanowałaby nad światem. W mroku nie było widać tego wszystkiego, co światło dzienne podkreślało aż nazbyt wyraźnie. Z wciąż zamkniętymi oczyma zaczęła zastanawiać się, nie po raz pierwszy, gdzie byłaby teraz, gdyby nie obrała drogi, którą poszła. Odpowiedź znów nasunęła się zbyt szybko. Prawdopodobnie byłaby martwa, a jej ciało przysypane byłoby gruzami i popiołem gdzieś w zbombardowanej Czwórce. Wiedziała o tym, życie poza Kapitolem nie oznaczało dla niej całkowitego wykluczenia oraz izolacji od tego, co działo się obok niej. Byłaby martwa, czyli taka, za jaką uważał ją ojciec. Za jaką, prawdopodobnie, miał ją Gavin, jeśli jeszcze żył. Może powinna sądzić, że tak w istocie byłoby lepiej, że oszczędziłaby sobie całego cierpienia, przez które przeszła… Ale tak nie było. Nigdy nie chciała umierać, nie po to walczyła, aby teraz żałować tego, że jej serce wciąż pompuje krew a płuca pozwalają oddychać. Wszystko to, czego musiała doświadczyć, nauczyło ją (a może wręcz przeciwnie) wielu wartości, których wcześniej po prostu nie zauważała. Miała wrażenie, że żyła jak księżniczka uwięziona w wieży, czekająca na księcia, który uwolni ją spod jarzma smoka. W istocie książę okazał się smokiem, który poza kompletnym zniewoleniem spalił wszystko, co posiadała. Dziwiło ją, że po takim czasie wspomnienie tego mężczyzny wciąż przynosi pewien smutek. Jakby na samą myśl w jej sercu otwierała się szufladka wypełniona przygnębieniem, wypuszczając to uczucie aby zalało cały jej organizm niczym powódź. W rzeczywistości nie było tak źle, jak kiedyś. Może nie nauczyła się nad tym panować, bo gdyby tak było do takich momentów nie dochodziłoby w ogóle, ale coraz lepiej szła jej zmiana toru myśli na coś o wiele przyjemniejszego i bardziej przyjemnego. Tym razem padło na ostatnie spotkanie z czworonogim przyjacielem, który przybłąkał się do niej pewnej nocy. Pies prezentował sobą naprawdę tragiczny widok i kobieta miała wrażenie, że gdyby udało się graficznie przedstawić jej wnętrze było by zniszczone w tym samym stopniu co ona. Mimo wszystko postanowiła go nie odrzucać, dzieląc się z nim ostatnią porcją jedzenia i pozwalając spędzić noc w budynku, w którym akurat nocowała. Nie miała pojęcia, dlaczego musiała pomyśleć akurat o tym, niezwykle banalnym i dość żałosnym epizodzie. Może przez to, że gdy się obudziła po zwierzaku jak i jedzeniu, które zamierzała zjeść na śniadanie, nie było żadnego śladu. Miała wówczas ochotę śmiać się w głos nad ironią, jaka zaczyna spotykać ją na tym świecie i to samo zrobiła wtedy. Odgłos znów poniósł się echem, a gdy na chwilę uchyliła powieki wydało jej się, że pośród ciemności jej śmiech był jeszcze głośniejszy. Dziwnym wydawać by się mogło, jak tak małe i nic nieznaczące wydarzenia życia codziennego sprawiają, że Laura na powrót wraca do rozmyślań nad własną egzystencją. Czasami miała wrażenie, że przez zbyt długą samotność powraca do tego z nudów, nie mając niczego innego, czym mogłaby się zająć w momentach takich jak tamten. O dziwo tematy nigdy się nie kończyły i choć wydawało jej się, że niektóre schematy zaczynają się powtarzać, za każdym razem odkrywała w nich coś nowego. Szczegóły, których nie zauważyła wcześniej. Nie umiała prostu wyłączyć myślenia, na jakiś czas odpocząć od tego, co zagnało ją w to miejsce. Westchnęła cicho, zaciskając mocniej oczy, kiedy dobiegł ją męski głos. Otworzyła powieki, wpatrując się w ten sam, zniszczony i zdewastowany sufit, z zaskoczeniem odkrywając, że zrobiło się jaśniej. Słońce musiało schować się za horyzontem już całkowicie i to księżyc objął główną rolę, wznosząc się coraz wyżej i zaszczycając swoim blaskiem to skromne pomieszczenie, tak bardzo błagające o uwagę. Usiadła powoli, starając się wyłapać wzrokiem człowieka, który wypowiedział te słowa. - Nie wątpię – odpowiedziała, mając wrażenie, że jej głos nie był skierowany do nikogo konkretnego. Po chwili jednak zatrzymała spojrzenie na mężczyźnie, który najwyraźniej nie był mieszkańcem Ziem Niczyich. Zbyt czysta koszula i papieros w zębach nie kwalifikowały go do bycia takim jak ona. Tym bardziej więc na jej twarzy pojawiło się zdziwienie dobrze wiedząc, że odwiedziny Kapitolińczyków nie bywały zbyt częste. Wstała powoli, nie ruszając się jednak ani w przód ani w tył – Nie starałam się specjalnie ukryć – dodała po dłuższej ciszy, w której starała się dociec, jakim cudem ktoś postanowił zjawić się właśnie w tym miejscu. I, tym bardziej, dlaczego miałby jej przerwać ten fascynujący wieczór.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Opuszczony teatr Wto Lis 11, 2014 1:58 pm | |
| Miał ściśle określone zdanie na temat ludzi, którym przyszło zamieszkiwać ten teren. Wprawdzie nic nie równało się nienawiści, którą odczuwał w stosunku do tych kwartalnych wszy, ale i mieszkańcy Ziem Niczyich nie byli darzeni przez niego zbytnią atencją. Eufemistycznie rzecz ujmując. Trudno było znaleźć przecież człowieka, który u Ginsberga zasłużył na coś więcej niż tylko kruchą obojętność - to było najlepsze, co go mogło spotkać – a już sympatia czy zwykły szacunek graniczyły niemal z cudem. To samo tyczyło się społeczności, która po Rebelii zaczęła ukrywać się na zdewastowanych terenach miejskich. Być może powinien odczuwać w stosunku do nich lekką ciekawość – wszak tu chowała się jego ukochana córka – ale przeważało uczucie zwykłej pogardy dla tchórzy, którym przyszło uciekać od niesprzyjających warunków politycznych. Nawet obecna sytuacja w państwie, w której musiał zabezpieczyć swój byt i upewnić się, że nic mu nie grozi, nie skłoniła go do zmiany poglądów. Nadal uważał, że ktokolwiek decyduje się na całkowicie wycofanie się z areny życia publicznego powinien być traktowany jak szczur. Nie mógł nigdy doprosić się środków na deratyzację tych terenów, które powinny zostać odpowiednio wygospodarowane i oddane w ręce państwa… albo Ginsbergów, którzy nadal przecież byli jedną z najbardziej zamożnych rodzin. Tak się jednak nie stało, a Ziemie Niczyje stały się enklawą ukrywających się, pogardzanych i pragnących rozpocząć życie na nowo. Mrzonki wariatów, którzy wierzyli, że przeszłość jest tylko zbędnym kurzem, który można wtłoczyć pod dywan i który potem nie doprowadzi do potężnej alergii. Ginsberg nie był już lekkomyślnym dzieciakiem, by wierzyć w podobne bajki na dobranoc. Mógł lekceważyć wspomnienia, dawać im mało zaszczytne miejsce w archiwum swojego życia, ale to nie znaczyło, że minione dni nie wnosiły niczego do jego życia. Wręcz przeciwnie, przeczuwał, że jego dzieje zapisałaby się na kartach Panem w zupełnie inny sposób, gdyby nie matka i ucieczka z Kapitolu do Jedenastki. Wiedział, że rodzina jest najważniejsza, więc witał siostrę z wszystkimi honorami, obserwując ją zimnym wzrokiem jasnych tęczówek, w których odbijało się na równi zaintrygowanie i gniew. Nie powinna przeżyć. Pamiętał, że kiedy rok temu dowiadywał się o nowym życiu swojego ojca, czuł się dumny. Nie z powodu tego, że nie udało mu się pogrążyć do reszty własnego rodzica i mógł nawet błagać niebiosa o odkupienie, ale dlatego, że miał szansę jeszcze raz pokazać mu, że bywa pamiętliwy i że wybaczenie w tej rodzinie graniczy z obłędem. Gerard był zbyt przytomny, by dać się zwieść tej uroczej bajce o nowym starcie Rufusa. Jego ojciec powinien wiedzieć, że nie ma szansy na powtórzenie tej sceny, w innym teatrze i z innymi bohaterami (rekwizytami). Już odegrał przedstawienie idealnej, kapitolińskiej rodziny i nie powinien dostać szansy na bis. Tak nie działał świat, w którym przyszło mu egzystować. Dlatego jego syn uświadamiał mu to dotkliwie, wyświadczając ostatnią przysługę staremu prezydentowi i dając mu na tacy swojego… Nie, zabójstwo ojca cudzymi rękami go nie podniecało. Wiedział, że jeśli kiedykolwiek dopełni się (a tego kielicha nie mógł od siebie odsunąć), zrobi to sam, własnoręcznie. Mógł tylko dokonać żywota jego żony za sprawą kilku marionetek, których sznurki zaplątały się w jego palce. Urocza zależność, z której nawet oprawcy nie zdawali sobie sprawy, kiedy przepoławiali jego macochę i… kiedy darowali życie jej małej córeczce. Mógł się zdenerwować. Poszło nie po jego myśli, ale Ginsberg nie wpadał w gniew. Nie z tak błahych powodów jak odłożenie egzekucji. Uznał, że najwyraźniej wolą bogów (bądź szatana) jest to, żeby on sam wymierzył jej cios. W końcu była jego rodziną. Przynajmniej tak sądził, kiedy przyglądał się jej cały czas, ufając swojemu instynktowi. Skażonemu przez urodę swojej małej siostrzyczki. Tak niewinną, że zadrżały mu wargi na myśl o tym, że będzie krzywiła tę delikatną twarzyczkę i próbowała się mu wyrwać tymi delikatnymi rączkami. Uwielbiał takie ofiary. Pogrywał z nimi w najlepsze, a teraz miał szerokie pole manewru, bo byli tutaj sami i tylko Gerard wiedział, co myśli, kiedy jego przystojną (acz nieco niepokojącą) powierzchowność rozpogadzał marzycielski uśmiech, z którym częstował nieznajomą papierosem. Chętnie już włożyłby jej głęboko do gardła wraz z lufą pistoletu, by przekonać się, czy ojciec nauczył ją dobrego obciągania (pewne domowe tradycje musiały zostać zachowane), ale jeszcze nie doszło do mitologicznego rozpoznania. Jak na razie oboje tkwili na rozstaju dróg, czekając aż złośliwe fatum popchnie ich sobie w ramiona. Roześmiał się na tę myśl, Edyp był z niego żaden, jego matka była zbyt świadoma, a on nie zamierzał się oślepiać i błagać o wybaczenie. Wolał napawać się widokiem pięknem, które już zdeptał swoją obecnością. – Laura Ginsberg – to nie było pytanie, nigdy ich nie zadawał, uważał, że ludzie nie znają prawidłowych odpowiedzi, a on nie wierzył wcale w ich przypuszczenia. – Wyglądasz nieznośnie apetycznie jak na trupa, który od roku powinien się rozkładać w morzu Czwórki – wygłosił swoją opinię z cynicznym uśmiechem, zajmując miejsce obok niej i skracając dystans do minimum. Niech zacznie uciekać, dawno już nikogo nie gonił, a polowanie na własną siostrę, która wyglądała jak spełnienie jego chłopięcych marzeń byłoby całkiem cennym doświadczeniem w jego życiu. Składającym się wszak z podobnych porywów namiętności, która teraz napełniała jego płuca wraz z nikotyną, wieszcząc dla Laury tragedię. W kilku aktach, nie był aż tak niecierpliwy, by przyśpieszać nieuniknione, a zabawa tylko zaostrzała apetyt. |
| | | Wiek : 30 lat Przy sobie : zestaw pierwszej pomocy, wytrych, gaz pieprzowy, zdobiony sztylet
| Temat: Re: Opuszczony teatr Wto Lis 11, 2014 5:15 pm | |
| Laura nie unikała ludzi specjalnie, choć czasami odnosiła wrażenie, że nieświadomie tak właśnie czyni. Nie miała żadnych większych powodów ku temu, aby izolować się od nielicznego społeczeństwa mieszkańców ziem poza Kapitolem. Mimo wszystko jednak kilka miesięcy temu podjęła decyzję aby stanąć na niepewnym gruncie i zostawić ludzi, którzy uratowała życie. Którym wciąż była coś winna za to, że wzięli ją pod swoje skrzydła zamiast zostawić na środku pustkowia i pozwolić umrzeć. Nie starała się jednak omijać innych żywych istot szerokim łukiem dalej uważając, że najlepiej czułaby się pośród nich. Faktem było jednak iż zdążyła już na tyle obeznać się w mieszkańcach tych ziem aby zauważyć, że nie każdemu powinna ufać i nie z każdym powinna się zadawać. Może początkowo była zbyt ufna, wychodząc do nich bez żadnej broni czy zostawiając swój niewielki dobytek na wierchu, nie będąc przyzwyczajoną do tego, iż od jakiegoś czasu jest jednostką. Ufa sobie i tylko sobie, trzymając wszystkich innych na dystans. Kiedy jednak dostała parę razy w twarz, ukradziono jej jedzenie czy próbowano wyrządzić jakąś jeszcze, o wiele mniej przyjemną krzywdę, nauczyła się, kogo powinna omijać szerokim łukiem. Niestety tyczyło się to jedynie do osób, które już zdążyła poznać. Do obcych podchodziła z o wiele większym zaufaniem, może nie koniecznie rzucając się im na szyje i obdarzając szerokimi uśmiechami, ale jednak. Jedynymi wyjątkami byli mężczyźni. Nie chodziło o samo unikanie ale o pewną nowo nabytą zasadę, która kazała jej nie wdawać się z nimi w żadne bliższe kontakty. I choć, o dziwo, jej kapitoliński pomocnik był mężczyzną, stanowił jedynie wyjątek od tej nieco dziwnej reguły, której z wielką pasją i determinacją starała się trzymać. Powodów było wiele i jeśli nie tyle chodziło o zranienie to o fakt, że Gavina wciąż kochała i kochać będzie, bez względu na to, czy, gdzie, z kim i w jakim stanie teraz przebywał. Dobrze wiedziała, że nawet jeśli jego serce gdzieś tam ciągle bije, ona prawdopodobnie nie ma już szansy nawet jeśli jemu już dawno wybaczyła. A błagać na kolanach nie zamierzała. Życie zbyt często pokazało Laurze, że nie świat kieruje się swoimi własnymi zasadami. Nie zważał na to, czego pragną ludzie, nie obchodziło, że wyrządził więcej bólu niż radości i że z każdym dniem ubywa żyć, które nie potrafią znieść ani jednej sekundy pośród wszystkiego, co ich spotyka. Kobieta była tego aż za bardzo świadoma jednak wciąż uparcie trzymała się tego, że świat w swoim okropieństwie jest piękny i nie ma nic cenniejszego niż regularne bicie serca, które świadczyło o życiu. Z uśmiechem na ustach czekała na moment, w którym ktoś wyleje jej kubeł zimnej wody na głowę i uświadomi, że w końcu powinna wynieść jakąś większą nauczkę poza tym, że miłość bywa bolesna a życie każdego człowieka dąży do jednego tylko celu, którym jest śmierć. Mogło się wydać zabawnym to, że trzymała się tego przekonania niczym koła ratunkowego, ale w rzeczywistości było to tragicznie i niebywale kiedyś postawi ją w miejscu, w którym takie myślenie w niczym nie pomoże. Kobieta zawsze chciała wrócić do Kapitolu. Miasto, odkąd przez chwilę miała okazję poznać jego sekrety oraz smak wygodnego życia, wabiło ją do siebie syrenim śpiewem, kiedy bez zastanowienia opuszczała jego mury i wracała tam, gdzie przed laty naprawdę biło jej serce. Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek po tym, co przyniosła jej stolica Panem, będzie pragnęła znów usłyszeć gwar głosów oraz samochodów, przejść się po ulicach czy wspiąć na najwyższy budynek aby stamtąd obserwować krwistoczerwony zachód słońca. O dziwo chciała tego bardziej niż powrotu do Czwórki, może przez wzgląd na to, iż dystrykt ten praktycznie już nie istniał. Mogła tam wrócić, aby obserwować zawalone budynki, które runęły tak szybko jak jej niektóre nadzieje. Nie powstały jednak z popiołów i prawdopodobnie to nie miało się już nigdy wydarzyć. Po jakimś czasie przemykanie pod osłoną nocy, w cieniu budynków i z dala od ludzi zaczęło ją nużyć. Wolałaby być częścią miasta, a nie kawałkiem, który w ogóle do niego nie pasuje. Pojawienie się mężczyzny skutecznie odwróciło jej myśli od wszystkiego i jeśli zależało mu na jej całkowitej uwadze to właśnie ją zdobył. Pytań rodzących się w jej głowie przybywało, a cisza najwyraźniej nie sprzyjała poznawaniu na nie odpowiedzi. Nie czuła się dziwnie czując na sobie jego spojrzenie i obdarzając go tym samym, trochę zdziwionym i zaciekawionym, chcąc wiedzieć czym zasłużyła sobie na jego wizytę. Pod warunkiem, że nie zjawił się tam zupełnie przypadkiem, choć w to zjawisko Laura przestała wierzyć już dawno. Póki jednak stał w sporej odległości zatruwając powietrze dymem z papierosa nie zamierzała robić nic więcej poza delikatnym dojściem do tego, z kim ma przyjemność rozmawiać. Słysząc swoje nazwisko, które opuściło jego usta zamarła na chwilę, zaciskając szczękę i nie bardzo wiedząc, jak powinna zareagować. Niewielu je znało bo tam, gdzie się znajdowała, podawała wyłącznie imię i to nie zawsze prawdziwe. Ci zaś, którzy je znali albo nie żyli albo myśleli, że ona nie żyje i raczej nie mieli okazji używać go za często. On jednak zdawał się nie kwalifikować do żadnej z tych grup, bez żadnego skrępowania wypowiadając następne zdanie, po którym Laura z całą pewnością mogła już stwierdzić, że jego obecność w żadnym calu nie jest przypadkowa. Cofnęła się o krok, gdy on zmniejszył dzielącą ich odległość. Dość instynktownie, właściwie nie zastanawiając się nad swoim ruchem, chcąc jedynie czuć się swobodniej gdy miała wrażenie, że jej przestrzeń osobista, nie tylko fizyczna ale i psychiczna, została nagle naruszona i że ta mała odległość dość mocno wpływała na sposób funkcjonowania jej mózgu. - Staram się – minęła chwila, zanim udało jej się znaleźć odpowiedź, która i tak nie była niczym wielkim. Zresztą co miałaby mu powiedzieć, skoro najwyraźniej wiedział dużo (a nawet jeszcze więcej niż powinien)? – Powinnam pytać, kim ty jesteś? – dodała po kolejnej chwili myślenia, w ciągu której jej umysł pracował jeszcze intensywniej niż zwykle. Zastanawiała się, kto jeszcze spośród wszystkich Kapitolińczyków o niej wie. Skoro po roku dowiadywała się, że zupełnie obca osoba nie tylko potrafi ją rozpoznać ale i stwierdzić, że udała własną śmierć nie mogła mieć pewności, że ktoś jeszcze może taką wiedzę posiadać.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Opuszczony teatr Wto Lis 11, 2014 11:30 pm | |
| Wbrew pozorom – a pewnie wydawał się człowiekiem o zerowej empatii – Gerard potrafił zrozumieć chęć schowania się przed całym światem. Uważał to za skrajne tchórzostwo i pogardzał tym jak każdą słabością (nie przywykł do występowania takowych w jego burzliwym życiu), ale sam niegdyś opuścił ukochane miasto. Wprawdzie jego motywacja była różna od tej, którą przedstawił sobie sam, analizując profil psychologiczny Laury – nie szedłby przecież na spotkanie z siostrą nieprzygotowany – ale i tak potrafił wyczuć pulsującą tęsknotę, którą odznaczała się ta kobieta. Nie znał wprawdzie od kuchni małżeństwa jednego z bardziej znanych chirurgów plastycznych (z których usług korzystał jeszcze przed Rebelią), ale podejrzewał, że nie było ono usłane różami. Według kobiety, bo zapewne Ginsberg nie znalazłby uznania dla jej pretensji, tak szalenie obecnych u każdej głupiej samicy. Podejrzewał nawet, że to ma uwarunkowanie biologiczne. Chętnie podzieliłby się już wtedy własną opinią i pomógł przyrodniej siostrze tak jak tylko on to potrafił, ale obowiązki szpiega nakazywały mu się trzymać z daleka. Wprawdzie nigdy nie respektował jakichkolwiek rozkazów, ale zemsta, którą wówczas już smakował na języku, wymagała trzymania się z dala od swojej małej i głupiej podopiecznej. Właściwie powinien czuć się dumny, bo usiłował rozwiązać jej problemy małżeńskie. Widok pokoju skąpanego we krwi skutecznie wyleczył jej męża z wszelkich wad i teraz mógł w zadumie wspominać jej śmierć w specjalnie przeznaczonym do tego miejscu. Był niemalże dumny, że wyeliminował z życia Laury męża i ojca, pozostawiając w nim za to przestrzeń dla dawno niewidzianego brata. Który równie dobrze mógłby być jej rodzicem. Obserwował w skupieniu jej profil, jakby potrzebował jeszcze uzupełnić akta, które rzuciłyby na nią ostateczne światło. Nie chodziło przecież o dogłębne poznanie jej i pozostawienie tej wiedzy w spokoju. Nawet taki hedonista jak Gerard, rzadko posuwał się do czynów tak bezbrzeżnie bezcelowych. Laura stanowiła dla niego zagadkę, którą pragnął rozwikłać, by móc szczycić się jej rozwiązaniem i wykorzystywać je w przyszłości. Może prawdą było to, że właśnie ostrzył sobie nóż na ojca, ale dziewczyna pozostawała uroczo nieświadoma i to sprawiało, że nie mógł oprzeć się wrażeniu bycia wygranym. A to w jego przypadku bywało cholernie groźnie, bo wówczas nie kontrolował się już wcale. Musiał powstrzymać więc swoje ręce, które najchętniej zacisnąłby na jej szyi, wydobywając z niej znacznie więcej niż podczas tej rozmowy. Niemożliwej do zniesienia, jeśli było się człowiekiem pokroju Ginsberga. Zawsze miał problem z kobietami, które nie rozumiały, że usta służą do czegoś innego niż artykułowanie głosek i że większość pytań, które zadają, są absolutnie zbędne. Najwyraźniej jednak jego siostra była spragniona dyskusji, być może odziedziczyła jakieś dobre cechy po ich wspólnym ojcu, choć nie widział podobieństwa wcale. Wydawała się skórą zdjętą z matki i już przestał żałować, że przed mordem nie przerżnął ją przy Rufusie, pokazując mu dobitnie, że odbierze każdą kobietę, którą kiedykolwiek przyszło mu pokochać. Najwyraźniej Los mu sprzyjał i wynagradzał tamte chwilowe zawahanie w najpiękniejszy z możliwych sposobów, kiedy pozostawał sam na sam ze swoją słodką blondyneczką, która najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, z kim ma do czynienia. Gdyby tak było, reagowałaby zupełnie inaczej. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nadal pozostawał legendą miejską Kapitolu i sam dbał o zachowanie tej okrutnej reputacji, która teraz sprawiała, że ze swobodą poruszał się po teatrze, będąc coraz bardziej przekonanym do tego, że nawet jeśli ktokolwiek odważyłby się tutaj zajrzeć (bywali tacy śmiałkowie?), to i tak uciekliby z krzykiem, pozostawiając Gerarda i jego zabawkę w spokoju. Naczelnik więzienia uwielbiał takie polowania i teraz też poświęcał się mu bez reszty, zapominając, że zapewne Maisie będzie się niepokoić i że w świecie cywilizowanym czeka na niego wielka polityka. Wszak dziś pożegnał swoją narzeczoną, a jego prezydent została malowniczo zawieszona między życiem, a śmiercią. Chętnie popchnąłby ją w odmęty tego drugiego z czystej nudy. Lubił sytuacje nieprzewidywalne. Sprawiały one, że musiał odświeżać swoje poglądy i palić mosty. Uwielbiał to. I kochał też to, że był mężczyzną niezwykle silnym i zwinnym, bo na ucieczkę (jeden krok do tyłu) zareagował zaciśnięciem pięści na jej nadgarstku. Władczo, mocno, nie mogła uciec, nie narażając się na złamanie. Przećwiczył to z córką niejednokrotnie, a nadal uważał to za tylko i wyłącznie lekką pieszczotę, więc Laura nie mogła liczyć na szybkie zwolnienie uścisku. Patrzył na nią z bliska, dostrzegał niewyraźne wcześniej piegi i rozchylenie warg, które zapewne było wywołane chęcią krzyku. - Nie zachowuj się irracjonalnie – poprosił, patrząc prosto w jej oczy. Odważnie, dziko, mówili, że źrenice są zwierciadłem duszy, ale Gerard umiał bawić się w wysokiej klasy manipulację, kiedy tym spokojnym spojrzeniem człowieka wykształconego i racjonalnego wskazywał jej, że jest bezpieczna. Gorszego kłamstwa być nie mogło, ale nauczył się łgać zawodowo, nie wykazując przy tym mrugnięcia. Musiała mu zaufać, bo tego sobie życzył, więc posuwał się w tym jeszcze dalej, pozostając w bliskiej, niemal intymnej relacji ze swoją siostrą, nie wahając się nad udzieleniem jej odpowiedzi. - Nie powinnaś – krótko i bardzo na temat, nie zamierzał przecież opowiadać jej łzawych historyjek o tym, że jest jej bratem i że prędzej czy później ją zgwałci, bo ma taki kaprys. Przy odrobinie szczęścia (i sympatii z jego strony) wyjdzie z tego żywa, choć to i tak chodzi o rozgrywki między ojcem i synem. Cudowna wiadomość, której jej oszczędził. W przeciwieństwie do nacisku na jej ręce, który miał sugerować, że nie jest do końca obcym, ale więcej wskazówek już nie zamierzał jej wręczać.
|
| | | Wiek : 30 lat Przy sobie : zestaw pierwszej pomocy, wytrych, gaz pieprzowy, zdobiony sztylet
| Temat: Re: Opuszczony teatr Sro Lis 12, 2014 10:52 pm | |
| Kobieta z każdą chwilą zaczynała odnosić coraz silniejsze wrażenie, iż cała ta rozmowa zmierza na niezbyt przyjazny grunt. Oczywiście, było to tylko przeczucie, które, jak w większości przypadków, mogło ją zawieść. Nie zamierzała więc za bardzo ufać swojemu instynktowi, który wielokrotnie pokazał jej, iż nie warto jest mu ufać. Tak więc cichy jeszcze, niemalże niesłyszalny, głosik w jej głowie mógłby krzyczeć, iż powinna jak najszybciej zakończyć to przypadkowe (ale czy aby na pewno?) spotkanie, a ona prawdopodobnie i tak postąpiłaby zupełnie odwrotnie. Nie chodziło o to, że była wielką, rządną przygód i ryzyka osobą, która nie mogła ominąć żadnej okazji, w której poziom adrenaliny we krwi miałby jakiekolwiek szanse na wzrost. Była to raczej kwestia tego, iż Laura w swoim życiu zbyt często kierowała się pewnymi standardami, emocjami czy nawet rozsądkiem i w czasie tych kilku epizodów zdążyła się przekonać, że jeśli coś ma się wydarzyć, prawdopodobnie i tak się wydarzy bez względu na to, jak ona by postąpiła. W końcu doszła więc do wniosku, że nie warto uciekać przed przeznaczeniem, bo ono i tak prędzej czy później Cię dopadnie. Mogło to wyglądać na dość wygodnicką i bezpieczną ideologię, a także łatwe wytłumaczenie prawie wszystkiego, co może się w życiu wydarzyć. Tym razem także nie zamierzała uciekać, choć powodem było nie tylko dość świeże jeszcze przekonanie ale i fakt, iż uciekała już zbyt często. Oczywiście nie miała żadnych podstaw aby obawiać się obcego mężczyzny, który był wyraźnie od niej starszy i z pewnością także o wiele silniejszy. Nie czytała też w myślach, a po kilku pierwszych minutach i dokładnym przyjrzeniu się jego sylwetce nie umiała stwierdzić, jakie mógłby mieć wobec niej zamiary. Może dlatego poza zdziwieniem po jej twarzy przemykało zaciekawienie, którego od dawna nie można było tam dostrzec. Znudzona i zmęczona swoim trybem życia nie widziała w nim nic, co byłoby w tanie sprawić, iż pojawiłyby się w niej jakieś emocje poza tymi, które nie odstępowały jej na krok. Widząc go, ubranego tak schludnie i elegancko, zaczęła zastanawiać się, czy naprawdę tak bardzo tęskni za całym bogactwem, które mogło zaoferować jej miasto, czy może ta tęsknota łączy się jedynie z mężczyzną, który do Kapitolu ją sprowadził. Z czasem zaczynała już gubić się w tłoku własnych myśli i podobnie było też teraz, gdy zamyśliła się lekko wpatrując w niego mglistym wzrokiem, przez moment obecna w starym teatrze jedynie ciałem. Owszem, nie pogardziłaby wygodnym łóżkiem, porządnym ubraniem, ciepłym prysznicem i regularnymi posiłkami jedzonymi przy stole, przy którym drugie miejsce zajmowałaby jedna osoba… Zdecydowanie powinna przestać o tym myśleć. Niejednokrotnie już karciła samą siebie w myślach za to, że zbyt często wraca do niego wspomnieniami, później dziwiąc się, że przez rok jeszcze nie udało jej się uwolnić od tego tematu. W rzeczywistości takich momentów jak ten nie było zbyt wielu – życie na tych terenach wymagało wiecznego skupienia na wszystkim dookoła. Może powinna znaleźć sobie też jakieś inne zajęcie poza przeżyciem, wykazać się pomysłowością, niż ciągle uciekać się do tego co łatwe (choć nie koniecznie przyjemne), unikając włożenia odrobiny wysiłku w całkowite odcięcie się od tego, kim była kiedyś. Przecież sama już niejednokrotnie przyznawała, że dawna Laura już dawno umarła. Osoba, którą mężczyzna miał okazję teraz podziwiać może i była jej odbiciem, ale w krzywym zwierciadle. Może miała w sobie jej cień, parę cech które łączyły ją z osobą, którą była przed laty, jednak była w zupełności pewna, że nic w niej nie pozostało takie same. Jeśli więc jej towarzysz z przypadku dziwnym zbiegiem okoliczności miał okazję znać Laurę z przeszłości, raczej z opowieści innych niż bezpośredniego spotkania (była w zupełności pewna, że pamiętałaby ten incydent), mógł się spodziewać, że będzie miała okazję go jeszcze zaskoczyć. A przynajmniej taką miała nadzieję, kiedy czuła niespodziewany ucisk jego dłoni na swoim nadgarstku i wzdrygała się lekko, bardziej zaskoczona niż przestraszona tym gestem. Podniosła na niego wzrok, wreszcie wracając do rzeczywistości i utwierdzając się w przekonaniu, że nie wszystko wygląda tak, jak wyglądać powinno zupełnie niewinne spotkanie obcych sobie osób. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, rzucić drobną uwagę na temat dość niekomfortowej sytuacji, przed którą mężczyzna ją postawił, jednak pod wpływem jego spojrzenia i słów, które usłyszała, porzuciła tą próbę czując się zbita z tropu i bardziej niż lekko skonsternowana. Odetchnęła jedynie, czekając, co przyniesie upływ kolejnych kilku sekund, a gdy odpowiedź na pytanie nie zaskoczyła jej niemalże w żadnym stopniu straciła pewność, czy rzeczywiście kiedyś umiała dogadać się z ludźmi. Teraz bowiem nie miała pojęcia, jak pokierować tą rozmowę aby choć na chwilę poczuć stabilny grunt pod nogami i nie stracić równowagi, gdyby przydarzył jej się niespodziewany upadek. Nie miała pojęcia czym spowodowany był ten nagły zanik wszelkich umiejętności – uciskiem na nadgarstku, bliskości mężczyzny, która wraz z tym pierwszym wyraźnie przekraczała prawie każdą granicę, jaką mimo wszystko starała się utrzymywać w kontaktach z obcymi. Pozostawała też oczywiście niepewność w stosunku do tego, z kim ma do czynienia i czy owa osoba aby na pewno zasługuje na jej zaufanie. Przedłużająca się cisza zaczynała być dla niej nieznośna, czując jak wyraźnie wypełnia każdy jej kawałek. Jeszcze chwila a zupełnie straci kontrolę nad swoimi głosem i to nie ze strachu czy przerażenia, które być może powinny ją powoli ogarniać. - Chyba jednak spróbuję – powiedziała o wiele głośniejszym i, o dziwo, pewniejszym głosem, niż mogłaby się spodziewać. Czyli jednak potrafiła jeszcze zachować trzeźwy umysł w sytuacji zaskoczenia. To dobrze, mogła być z siebie dumna i winszować w myślach, że pomimo dość bezczynnego życia, jakie musiała ostatnio prowadzić, udało jej się nie zapomnieć języka w gębie. Miała jedynie nadzieję, że nie zawiedzie samej siebie, patrząc lekko buntowniczym spojrzeniem na mężczyznę, nie starając się jednak wyrwać dłoni. Mimo wszystko wolała zachować jako taki przepływ krwi.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Opuszczony teatr Czw Lis 13, 2014 8:23 pm | |
| Laura zdawała się być nieświadoma sytuacji, w którą została wplątana wraz z chwilą, kiedy została córką Rufusa Ginsberga. Dzieci nie powinny płacić za grzechy ojców? Gerard jak nikt rozumiał, że jest dokładnie na odwrót. W końcu sam był ojcem – niedługo nim miał zostać ponownie – i wiedział, że tak naprawdę rodzina jest wartością absolutną. To stosunki w tej najmniejszej komórce społecznej wpływały na dalsze życie jednostki. Nikt nie był samotną wyspą i nikt nie mógł uważać, że wyzwolił się spod władzy swoich rodziców. To oni formowali dziecko na swój obraz i podobieństwo, co czasami mogło okazać się krzywdzące. Jeszcze nie rozgryzł jak jest w przypadku jego siostry, ale przecież mieli tego samego ojca. Był zaintrygowany, czy również jej okazywał miłość w tak niecodzienny sposób jak swojemu starszemu synowi. Ginsberg, kiedy myślał o domu rodzinnym – nie zdarzało się mu to często, nie zachował zdjęć ani innych pamiątek – widział swojego ojca w piwnicy, pochylającego się nad ciałem kolejnego trybuta i słuchającego bicia serca. Uciszonego prędko przez matkę, która była doskonałą partnerką każdej zbrodni. Uroczy wzór rodziny, którą usiłował powielać na każdym kroku. Nic dziwnego, że zadźganie kochanki z ręki swojej córki przyjął jako największy dowód miłości i oddania. Lojalność była najważniejsza i to ona sprawiała, że Laura nadal żyła. A raczej oddychała, zachowując funkcje życiowe, bo jej na to pozwolił. Wiedział, że prędzej czy później znudzi mu się obserwowanie jej żywej, ale chwilowo nie znalazł żadnego pożytku z jej śmierci, więc mogła uważać się za szczęściarę. Pragnął dopełnić jej los i sprawić, żeby Rufus ponownie obserwował jej odejście, a maż zalewał się gorzkimi łzami (i spermą, kiedy będzie pieprzył dziewczyny z rozpaczy); ale to byłoby zagranie pozbawione finezji i smaku, a każdy wiedział, że Gerard nie pozwala sobie na takie uchybienia. Jego rozbuchany instynkt domagał się innej kary, czegoś co i jemu przyniesie niesamowitą przyjemność, więc nie mogło być mowy o zwykłym zastrzeleniu jej bądź ponownym wbiciu noża w ciało. Tak się robiło z niewinnymi ofiarami – dwunastolatka przebita rubinowym ostrzem majaczyła mu przed oczami w tle z jego własną matką, która szeptała inkantacje (minęło tak wiele lat) – a Laura nie była do końca bezbronna, choć nie zdawała sobie sprawy z tego, że znalazła się w potrzasku. Owszem, nie wyglądała na szalenie szczęśliwą z jego bliskości i przekraczania granic (doprawdy?), ale to był dopiero początek, w którym Gerard postanowił zamanifestować swoją siłę. Nie było to mądre – mogła przecież się spłoszyć – ale nie umiał powstrzymać odruchów samca alfa, którym był od zawsze. Być może w świecie, w którym mężczyźni zaczynali być dobrymi i wyrozumiałymi partnerami, charakter Ginsberga budził sprzeciw, ale nic sobie z tego nie robił. Właściwie rzadko posuwał się do jakichkolwiek ustępstw, jeśli chodziło o jego zachowanie. Nie przeszkadzało mu to w uzyskiwaniu szacunku wśród społeczeństwa. Zdawał sobie sprawę, że to głównie kwestia strachu, ale wolał wzbudzać respekt i trwogę niż miłość. Wiedział, że ta druga zwykle doprowadza do popisowych zdrad, nigdy, zresztą, nie zależało mu na poklasku ludzi głupszych od siebie. Oceniał tak większość mieszkańców Panem. Kobiety traktował jeszcze gorzej – na palcach jednej ręki mógł policzyć te, które zasłużyły sobie na jego… obojętność, bo poszanowanie i sympatię wzbudzały tylko trzy w całym jego życiu. Nic więc dziwnego, że nigdy nie silił się na wszelkie starania, by zawrzeć jakąkolwiek znajomość. Dlatego Laura była dla niego wyzwaniem. Nie dalej niż pół roku usiłował zmanipulować swoją córkę, ale wówczas wiedział, że trafił na całkiem podatny grunt. Psychika Maisie była rozczłonkowana na drobne kawałeczki i wystarczyła tylko lekko wymierzony cios, by znowu ją doprowadzić do zagubienia. W przypadku jego siostry było inaczej. Przypuszczał, że ojciec nie gwałcił jej tak często (nie wierzył, że wcale) i zapewne nie dorastała ze starszym bratem, któremu przyszło się w niej nieszczęśliwie zakochać. Choćby dlatego, że ów stał przed nią teraz, zwalniając uścisk mocnych dłoni (gdyby tylko wiedziała, ile krwi przelało się przez te palce) i pozwalał jej na ucieczkę. Był jednak przekonany, że jest na tyle zaintrygowana, że nie wykona żadnego fałszywego ruchu. - Każdy coś ukrywa – usiadł na scenie, nie przejmując się wszechobecnym kurzem, brudem i zapewne szczurami, które tylko czekali na okruchy ze stołu. Nie miał problemu z tym, żeby przywyknąć do takich warunków. Jako jeden z niewielu Kapitolińczyków przebywał w Jedenastce, gdzie praca fizyczna była wymogiem przetrwania. Ona i donosicielstwo, które uczyniło z niego podłego człowieka. Sam tak nie uważał, ale wiedział, że większość Rebeliantów widzi w nim wroga numer jeden, bo nie zawahałby się ich zdradzić, gdyby przyniosło to jakieś korzyści. Dla nich był gotowy na wiele, nawet na uroczą pogawędkę, która miała zbliżyć go z kobietą. Irracjonalnie, najbliżej tego gatunku czuł się wówczas, kiedy penetrował ich ciała. Przysunął paczkę z żywnością – całe szczęście, że Laura nie była w Kwartale i mógł ją dożywiać – i papierosy, zachęcając ją do rozgoszczenia się. Bezinteresowny (oczywiście) gest dobrej woli, któremu towarzyszył uśmiech. - Wszyscy myślą, że zginęłaś w tej strasznej rzezi Snowa. Powinnaś być świadoma tego, że dziś władzę objął nowy prezydent. Być może to szansa, żeby ci, którzy sprowadzili na twoją matkę… Tak, znałem ją –kłamstwo czasami zdąży przebiec pół świata, a prawda dopiero zakłada buty. – Ukrywanie się nie jest dobrym wyjściem, Lauro – wypowiedział właśnie o sporo słów za dużo, ale cel zwykle łagodził środki. Uśmiechnął się pogodnie, zachęcając ją raz jeszcze do jedzenia. Pewnie była wycieńczona i głodna, a będzie musiała mu odpłacić za każdy kęs, którym teraz ją kusił, nie uśmiechając się. Wszak rozmawiali o jej nieszczęśliwej i martwej matce, którą Gerard nie zdołał zbezcześcić. Było niewiele rzeczy w życiu, przy których realizacji poniósł sromotną klęskę, ale tę akurat dobrze zapamiętał. Nie zamierzał więc pozwolić, by jego kontakty z siostrą przebiegały równie tragicznie. - Jedz, wyglądasz jak kościotrup, a musisz mieć sporo siły – poprosił łagodnie, wyczuwając w palcach jeszcze fantomowy, przyśpieszony puls jej dłoni. Chętnie powtórzyłby to doświadczenie, ale nawet Ginsberg wiedział, że czasami musi udawać. Całe szczęście, że był tak szalenie obojętny, bo w innym wypadku na pewno dostrzegłaby w nim wilka, który dybie na jej życie… i cnotę. To przecież świadomość kazirodztwa rozpalała go do czerwoności.
|
| | | Wiek : 30 lat Przy sobie : zestaw pierwszej pomocy, wytrych, gaz pieprzowy, zdobiony sztylet
| Temat: Re: Opuszczony teatr Pią Lis 14, 2014 9:05 pm | |
| Uczucie, które jeszcze chwilę temu zdawało się być zaledwie wrażeniem, teraz zaczynało przybierać na sile. Chociaż, będąc szczerym, Laura nie za bardzo potrafiła rozeznać się w całej sytuacji. Kiedyś wydawało jej się, że dość dobrze zna się na ludziach. Może w rzeczywistości nie miała na czym się znać skoro ludzie sami do niej lgnęli, a część z nich była nawet skora uczynić wszystko, czego sobie zażyczyła (choć oczywiście wtedy nie była tego świadoma). Wyglądało więc na to, że to nie ona znała się na ludziach, ale oni tańczyli do muzyki, którą im zagrała. Tym razem było zupełnie inaczej. Nigdy nie sądziła, że posiadała jakiś niesamowity urok osobisty i nigdy też specjalnie go nie używała. Było jednak ciemno, mężczyzna stał zdecydowanie za blisko i minęło trochę czasu, kiedy miała okazję być dawną sobą, rozdającą uśmiechy jak cukierki i pomagającą innym zupełnie bezinteresownie. Chyba powinna mu podziękować, bo gdy stała skonsternowana, na początku samą jego obecnością, a później faktem, że zna jej personalia uświadomiła sobie, że jej życie nigdy nie będzie takie samo. Do niedawna wierzyła jeszcze, że gdyby naprawdę się postarała mogłaby znów zacząć wszystko od nowa (który to już raz?), jeśli nie z Gavinem to chociażby sama, w normalnych i cywilizowanych warunkach, a nie takich, które godne są pożałowania. Może nie miało to tak naprawdę większego związku z nieznajomym, ale w momencie w którym starała się zrozumieć cokolwiek, jej myśli znów zawędrowały w drugą stronę pokazując coś, czego wcześniej nie była świadoma. Musiała przyznać, że to nagłe oświecenie nie bolało tak, jak się spodziewała. Wciąż przecież mogła próbować, starać się i walczyć, będąc jednak pewną tego, że nawet jeśli udałoby jej się przenieść do Kapitolu, z drobną pomocą znaleźć pracę i mieszkanie a nawet, co graniczyłoby chyba z cudem, odnaleźć męża (pod warunkiem że znajdował się w stanie, w którym mógłby i chciałby z nią rozmawiać) jej psychika nie wróciłaby już do dawnej formy z czasów świetności, kiedy miała wrażenie, że nawet największe zło można pokonać jednym, drobnym gestem. Nie żeby tęskniła z tymi czasami. Owszem, czasem marzył jej się powrót do błogiego dzieciństwa czy stanu zakochania w mężczyźnie, który bez wyraźnego (jak na jej gust) skrępowania posiadał drugą żonę. Myśląc o tym zastanawiała się, czy jej też powtarzał, że ją kocha i czy jej ręka znaczyła dla niego tyle sam, co Laury. Dawniej, a dokładniej zaraz po opuszczeniu stolicy, na samym myśl o tym i robiło jej się niedobrze, a srebrzyste łzy pojawiały się w jej oczach, aby zaraz spłynąć po policzkach i wsiąknąć w ziemię. Z czasem nauczyła się nad tym panować i, szczerze mówiąc, w starym teatrze zachciało jej się śmiać na samo przypomnienie tego, jak naiwnie postąpiła ufając jego słowom. Pewnie gdyby wydała z siebie ten odgłos byłby przepełniony goryczą i bólem, których w dalszym ciągu nie mogła wyrzucić z umysłu czy serca. Gdy mężczyzna zbliżył się do niej, chwytając jej rękę tak, jakby zamierzała mu uciec (wtedy tego nie planowała, ale jego posunięcie sprawiło iż pomyślała, że najwyraźniej może mieć ku temu powody), mogła sądzić, że wcale jej to nie ruszyło. Poza zdziwieniem, spowodowanym taką śmiałością nieznajomego, na jej twarzy nie można było dostrzec nic więcej. Wewnątrz jednak jej serce minimalnie przyspieszyło – nie była bowiem przyzwyczajona do tak niespodziewanych spotkań oraz kierunków, które one obierały. Mimo to trwała w tej samej pozycji, licząc nie tyle na puszczenie jej dłoni (choć wcale by nie pogardziła) ile na odpowiedź na pytanie. Na tym zależało jej najbardziej. Szczerze mówiąc nigdy nie należała do osób, które zadają dużo pytań na raz, jednak tym razem z każdą chwilą nasuwało jej się ich coraz więcej, a ona miała wrażenie, iż jeśli się nie pospieszy szanse na dowiedzenie się czegokolwiek spadną do minimum. Ciekawe, ile niespodzianek szykuje dla niej ten wieczór. Najwyraźniej był on nimi przesączony i jak przez wiele dni nie działo się nic szczególnego, jedna noc miała to wszystko nadrobić. Oczywiście nie chodziło o żadne wielkie przełomy, a jedynie o drobne incydenty, których najzwyczajniej się nie spodziewała. Poczuła, jak jej krew znów krąży normalnie, a nadgarstek zostaje uwolniony. Nie miała pojęcia, co to oznacza, ani jak powinna to wykorzystać. Mimo wszystko jednak nie odeszła, obserwując jak mężczyzna siada na scenie. Sama wciąż stała w miejscu, wpatrując się w jego plecy i w najbliższej przyszłości nie zamierzając postępować ani kroku w przód. Słuchając jego słów na myśl przychodziły jej miliony pytań oraz odpowiedzi, które mogłaby w tamtej chwili wypowiedzieć. Zignorowała paczkę z jedzeniem, wciąż analizując każdy pojedynczy dźwięk, który wydobywał się z jego ust. Nie był tam przypadkiem – była tego pewna i nic nie mogłoby tego zmienić. Wiedział o jej rzekomej śmierci, o tym, kto postanowił zabawić się kosztem jej i matki. Miliony kłamstw odnośnie tego, że przecież się nie ukrywa. Bo przecież tego nie robiła – po prostu nie mogła się przemóc, aby ujawnić swoją tożsamość. Owszem, czuła głód, ale nie zamierzała jeść. Nawet nie patrzyła na to, co jej przyniósł. Obchodziła ją tylko i wyłącznie jedna rzecz. - Kto jeszcze wie? – niezliczona ilość pytań, być może o wiele ważniejszych, setki słów, prób obrony samej siebie i zaprzeczenia jego opiniom i propozycjom, a wypowiedziała tylko jedno. Trzy słowa, które zdawały się w tamtej chwili znaczyć o wiele więcej, niż jego tożsamość, powód, dla którego tam przyszedł czy nawet źródło wszystkiego, co wie o niej i o jej matce. Bo skoro on wiedział, mógł wiedzieć ktoś jeszcze. Nie pokazała po głosie, jak bardzo to dla niej ważne. Słowa wyszły z jej ust szybko i prosto, pozostawiając po sobie pewien chłód. Nie miała czasu ani siły na wkładanie w nie emocji i zastanawianie się, jakim tonem je wypowiedzieć. Chciała po prostu odpowiedź, w którą byłaby skłonna uwierzyć.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Opuszczony teatr Sob Lis 15, 2014 12:48 pm | |
| Rozgrywka przeniesiona do retrospekcji. Następujący po niej przeskok czasowy przenosi nas do pierwszej połowy września 2283. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Opuszczony teatr Wto Sie 25, 2015 8:22 pm | |
| | zapewne dzień po spotkaniu przy nieczynnym basenie
Zawsze mimo wszystko wolała opery od teatrów, choć nie do końca wiedziała dlaczego. Może przez to, że tak szczególnym uczuciem darzyła wszystko, co związane było z muzyką poważną? A może, dzięki nieco innemu nastrojowi towarzyszącemu jej podczas uczestniczenia w tych pierwszych? W końcu nie każdy potrafił docenić ich piękno i wymowność. Tylko niektórzy, według niej szczególnie wrażliwi ludzie, rozumieli ten rodzaj artyzmu. Dziś jednak szykowała się na przedstawienie specjalne, które, jak miała nadzieję, już na zawsze będzie należeć do jej ulubionych. Ciepła, nieprzemakalna, nieograniczająca ruchy kurtka, wygodne spodnie oraz buty, lekki szal i włosy związane ciasno na karku – Avery zawsze stawiała przede wszystkim na praktyczność w kwestii ubioru, jednak wybierając się na spektakl, nie mogła zapomnieć, aby nie wyglądać przy tym dobrze. Wyspana, zrelaksowana z przypiętą do paska bronią (której mimo wszystko wolałaby dzisiaj nie używać) czekała już przed umówionym miejscem. Jak zwykle odrobinę przed czasem – w jej słowniku nie funkcjonowało pojęcie „spóźnienia” – zerkała co pewien czas na swój zegarek oraz na drogę. Fakt, że pracowała z inną osobą nie był dla niej niczym nowym i wierzyła, że odnajdzie się w duecie ze strażnikiem pokoju bez większych problemów. W końcu obiecano przydzielić jej najlepszych, prawda? Warunki pogodowe średnio sprzyjały podobnym wyprawom (jak zresztą większości zwykłych czynności), ale na szczęście mieli szukać w środku, a nie na zewnątrz. Miała więc tylko nadzieję, że dach w środku nie zapadł się przez te wszystkie miesiące, a na scenie czy pomiędzy siedzeniami nie powstała przez to ślizgawka. Ewentualny pościg mógłby być wówczas odrobinę utrudniony, ale przecież nie w takich warunkach odnosiła już sukcesy. Zresztą dzieciakom na pewno też nie byłoby to na rękę, a nie przeszli przecież żadnego przeszkolenia. Oprócz igrzysk śmierci, oczywiście. Ostatni raz zdążyła zerknąć na czasomierz, aż w końcu zauważyła na drodze postać. – Dzień dobry, Victorze Sean – przywitała się, gdy już przemierzył dzielący ich dystans. Nie szczędziła mu przy tym swojego słynnego, uważnego, chłodnego spojrzenia, którym obdarzała wszystkie napotykane osoby. Prawdopodobnie wyuczenie się go było wpisane w jej profesję. – Avery Arrington. – Chyba nie mieli jeszcze okazji poznać się oficjalnie? - Bardzo cieszę się, że będziemy mieli okazję współpracować – powiedziała, wyciągając w jego stronę dłoń. Całkiem sporo słyszała o sukcesach jego i paru innych strażników i na pewno nie mogła odmówić żadnemu z nich umiejętności. - Myślisz, że lepiej będzie zaczekać na nich w środku? – zapytała po uścisku, od razu przechodząc do konkretów, tym samym nie chcąc marnować czasu na niepotrzebne pogawędki. Typowa Avery.
|
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Opuszczony teatr Wto Sie 25, 2015 9:25 pm | |
| /z migdałkami usunęli mi mózg, przepraszam :<
Za każdym razem, kiedy dostawał zlecenie, odczuwał lekki niepokój, zmieszany z podekscytowaniem, które zalewało jego umysł niczym fala endorfin. Ryzyko utraty życia, związane z byciem Strażnikiem Pokoju, potrafiło zapewnić mężczyźnie prawdziwy zastrzyk adrenaliny, niejednokrotnie przydający się podczas różnych akcji. Tak jak i tym razem, wierzył w to, że owy mały zastrzyk, leciutka dawka czegoś pobudzającego organizm, będzie przydatna. Pamiętał ten teatr z czasów, gdy wystawiano tu różne spektakle, niejednokrotnie przypominające do złudzenia mydlane opery, puszczane w telewizji raz na jakiś czas. Ba, żeby tylko! – Victor miał nawet okazję widzieć spektakl oparty na jednych z najbardziej krwawych Igrzysk, wyjątkowo realistycznie odwzorowanych. Z jednej strony przerażające, z drugiej zaś piękne; gra aktorska przewyższała wtedy wszystkie możliwe poziomy. Rozmyślając, zbliżał się do postaci, którą spodziewał się tutaj ujrzeć. Dostrzegłszy zerkanie na zegarek, ogarnął go lekki niepokój, czyżby się spóźnił? Jeśli tak, powinien sobie napluć w brodę, ale niestety – papierkowa robota go potrzebowała. - Dzień dobry, pani Arrington – uśmiechnął się na powitanie, ściskając dłoń kobiety, którą następnie subtelnie uniósł i pocałował. Wyczuwając przy tym, jak wspaniale grały jej mięśnie pod skórą. – Ja również się cieszę, że mogę się przydać i Pani pomóc. Przyjrzał się Avery, darzącej go chłodnym, lustrującym spojrzeniem. Słyszał o niej wiele, i był ciekawy, czy te cicho szeptane pogłoski o jej kompetencjach i zdolnościach (szeptane zawsze z nabożnym podziwem) są zgodne z prawdą. - Tak, sądzę, że powinniśmy poczekać w środku. Proszę… – uchylił przed nią lekko rozpadające się drzwi, po czym wszedł za Avery do środka.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Opuszczony teatr Sro Sie 26, 2015 8:24 pm | |
| Teatr sprawiał wrażenie opuszczonego, a przynajmniej z perspektywy szatni i holu, gdzie walały się kupy gruzów, a połamane krzesła i wieszaki oraz zerwane zasłony były jedynym, względnie malowniczym dodatkiem. W środku panowała cisza, przerywana przez świst wiatru, który czasem wpadał przez zabite jedynie deskami okna. Spękane szyby leżały nieuprzątnięte na podłodze, a warstwa kurzu mogłaby świadczyć o tym, że w budynku dawno już nie było ani jednego widza. Jednak gdyby Avery i Victor rozejrzeli się uważnie, mogliby zauważyć przetartą ścieżkę, prowadzącą w stronę wielkich, dwuskrzydłowych drzwi, za którymi znajdowała się Sala Główna. Ślady składały się z odcisków różnych rodzajów butów i smugi, wyglądającej tak, jakby ktoś ciągnął za sobą sporych rozmiarów worek. Jak dawno temu ktoś tędy przechodził? To było ciężkie do stwierdzenia, ale zawsze istniała możliwość zaryzykowania i... otworzenia drzwi. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Opuszczony teatr Pią Sie 28, 2015 9:19 pm | |
| Formułka „pani” czasem sprawiała, że czuła się nieco starzej. Może nie do tego stopnia, aby zaczęła doszukiwać się pierwszych zmarszczek na swojej skórze (już i tak tam były, miała tego świadomość) czy żeby wpadała w ponure nastroje czy rozmyślenia, ale na tyle, aby zdała sobie sprawę, że spora część życia już jej minęła. Wiek trzydziestu lat nie był jakoś szczególnie przerażający – wręcz przeciwnie, życie podobno się zaczynało – ale świadomość, że taki okres czasu umknął nie wiadomo kiedy, odbierała już nieco inaczej. Mimo to nie zamierzała poprawiać Victora. W końcu obydwoje byli w pracy, a on zapewne miał na uwadze dzielącą ich różnicę lat, a nie to, że dla niego mogła już uchodzić za starą. A nawet jeżeli, to na pewno musiałby przyznać, że trzymała się wręcz idealnie. Żywym krokiem przekroczyła więc próg teatru, odważnie zagłębiając się w jego opuszczone wnętrze. Na pierwszy rzut oka można by spokojnie uznać, że nie był odwiedzany od paru dobrych miesięcy. Nie trzeba było być jakoś bardzo inteligentnym, aby zauważać te wszystkie znaki upływającego czasu porozrzucane po całym pomieszczeniu. Kto by pomyślał, że jeszcze rok temu to miejsce uznawane było za jedną z bardziej prestiżowych w Kapitolu? Że to tutaj swoje role odgrywali jedni z najsłynniejszych aktorów zamieszkujących Panem? Obeszła salę dookoła, próbując wypatrzeć jakiekolwiek ślady świadczące o tym, że mężczyzna spotkany przy basenie nie okłamał jej. Albo że przynajmniej nie dała się wciągnąć w jakąś amatorską pułapkę. Chyba jednak mieli trochę szczęścia. Wytarta ścieżka i parę śladów mogły świadczyć, że opuszczony teatr wcale nie był taki opuszczony. Drzwi Sali Głównej, do której prowadziły, niestety pozostawały zamknięte i trzeba było szybko podjąć decyzję o kolejnych krokach. – Myślę, że nie ma sensu czekać, powinniśmy je otworzyć – zaproponowała Victorowi, czekając na jego zdanie. Sama też mogła to zrobić, ale przecież zawsze dobrze jest mieć ze sobą kogoś, kto stoi po twojej stronie.
|
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Opuszczony teatr Pon Sie 31, 2015 8:21 am | |
| Victor omiótł kątem oka postać Avery, z rozwagą kontemplując kobiecą mądrość i wszystkie te inne cechy, które mógł odczytać z jej twarzy. Twarzy członkini rządu, osoby poważanej i wysoce kompetentnej – od kiedy po raz pierwszy usłyszał jej nazwisko, nigdy nie zdarzyło się, by towarzyszyło mu jakieś niemiłe wydarzenie. Pochwały? Wyrazy podziwu? Zawsze. Można byłoby powiedzieć, że Arrington była kolejnym dowodem na to, że w istocie kobiety skrycie rządzą światem, powoli udowadniając, iż mężczyźni nadawali się najwyżej na wojskowych. Podobnie jak kobieta, Vic rozejrzał się uważnie po starym teatrze, zastanawiając się nad tym, że wraz z upadkiem rządów Snowa, upadła i kultura. Czy to wszystko nie prowadziło wręcz do upadku cywilizacji? Jego wzrok spoczął na śladach, jakie znaczyły zakurzoną podłogę. Dosyć świeże, sugerujące, że ktoś mógł niedawno tędy przechodzić. - Oczywiście – Sean uśmiechnął się na sugestię Avery i ruszył do drzwi z zamiarem otworzenia ich. Mocował się chwilę z zamkiem, jednak udało mu się i mogli już zajrzeć do Sali Głównej.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Opuszczony teatr Nie Wrz 06, 2015 5:46 pm | |
| Opuszczony teatr nie był wcale taki opuszczony - gdy tylko Victor uchylił drzwi do Głównej Sali, śledczy mogli zauważyć Alexandra Amitiela we własnej osobie, jak gdyby nigdy nic rozłożonego na fotelach i czytającego książkę. Wyglądał na zmizerniałego, jeszcze chudszego, niż zapamiętali go z Areny, ale na jego ustach wciąż błąkał się ten złośliwy grymas. Podniósł głowę, zaskoczony tą wizytą, ale nie stracił na czujności, dlatego już po chwili zerwał się na równe nogi, odrzucił książkę i zaczął biec w kierunku sceny. Nie dźwigał ze sobą żadnego innego ekwipunku, wyglądało więc na to, że nie miał przy sobie za wiele lub... dobrze wszystko ukrył. Miał tę przewagę, że najwyraźniej dobrze znał budynek, w przeciwieństwie do Avery i Victora. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Opuszczony teatr Sro Wrz 09, 2015 6:25 pm | |
| Kto miał szczęście? Zdecydowanie Avery. Jak zawsze zresztą. To, że urodziła się pod szczęśliwą gwiazdą mówiła jej matka od najmłodszych lat. Zdobywanie, spełnianie marzeń, sięganie po pozornie niedostępne od zawsze było jej przeznaczone, a przeznaczenia nie można przecież ignorować, prawda? Po otwarciu drzwi przez Victora i ujrzeniu jakże spokojnie wyciągniętego na fotelach Alexandra Amitiela we własnej osobie, uśmiechnęła się lekko. A jednak nie została oszukana – podana lokacja była prawdziwa, a zbieg najwyraźniej czuł się w teatrze niemalże tak swobodnie (lub bezpiecznie?) jak we własnym domu. Teraz miała już pewność, że bywał tu dość często. Jednak nie oznaczało to, że w kwestii drugiej lokacji Mads mówił prawdę. Dopiero jeśli poszukiwania dwójki strażników powiodą się, Arrington będzie myśleć o jego nagrodzie. Ledwie zdążyła otworzyć usta, a poszukiwany, najwyraźniej rozumiejąc, co się dzieje, poderwał się i zaczął uciekać. Avery jednak nie zamierzała dać mu szansy na ucieczkę. Co prawda użycie broni w tej chwili dobrym pomysłem nie było, (w końcu potrzebowali go żywego), ale gdy tylko zaczął wyraźnie skręcać w stronę sceny, pobiegła za nim. Miała nadzieję, że Victor również coś zrobi. Może gdyby znali budynek lepiej, mogliby jakoś spróbować przeciąć jego drogę ucieczki – niestety w tamtej chwili musieli zdać się tylko na własny instynkt. – Amitiel, lepiej dla ciebie byłoby, gdybyś nie uciekał – powiedziała głośno, starając się dogonić chłopaka, a gdyby tylko zrobiło się nieco więcej miejsca, zapewne spróbowałaby gonić go z lewej lub prawej strony, żeby potem w wygodny sposób uniemożliwić dalszy ruch.
|
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Opuszczony teatr Pią Wrz 11, 2015 7:34 am | |
| Widok rozciągniętego na fotelu młodego chłopaka, którym okazał się być Alexander Amitiel, nagle przypomniał Seanowi o Raphaelu Grancie, trybucie, którego dzięki Coin dostał pod opiekę. W trakcie tych Igrzysk, które wygrała Cordlia, Strażnikowi udało się wywinąć od chwalebnej roli mentora (troszkę szkoda, chociaż musiał przyznać, że po odejściu Troy panna Snow trafiła na całkiem zdolną mentorkę, która niby nie była zwyciężczynią, ale miała… potencjał.), niemniej jednak przy drugich miał już to wątpliwe szczęście. Raphael Grant i Carly Coin. Amitiel zerwał się na równe nogi, co spowodowało u Victora obudzenie instynktu łowcy, jaki odczuł po raz pierwszy w czasie Igrzysk. Rzucił Avery pogodne spojrzenie i zaczął biec za chłopakiem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie ma najmniejszej ochoty strzelać mu w głowę, pod warunkiem, iż ten nie zrobi nic głupiego.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Opuszczony teatr Sob Wrz 19, 2015 8:41 pm | |
| Dobra rada Avery nie poskutkowała, młody chłopak nawet się nie odwrócił, biegł skupiony przed siebie wiedząc doskonale, że tylko w ten sposób ma szansę na ucieczkę. Jednak jego przewaga malała z każdą chwilą, bo rządowcy próbowali dorwać go z dwóch stron. Gdy udało mu się dobiec do sceny, natychmiast sięgnął po dźwignię, dzięki której uruchomił zapadnię - jego placem było najwyraźniej zniknięcie pod deskami i wydostanie się z teatru drogą, o której nie wiedzieli Avery i Victor. Mechanizm jednak nie poruszał się tak szybko, jak życzyłby sobie tego uciekinier, więc Amitiel wskoczył za kotarę i po chwili wyrzucił zza niej coś, co do złudzenia przypominało granat. Obiekt wylądował pomiędzy fotelami - kolejno pięć i dziesięć metrów od miejsca, w którym znajdowali się rządowcy, mający teraz tylko kilka sekund na reakcję. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Opuszczony teatr Czw Wrz 24, 2015 9:11 pm | |
| Można powiedzieć, że adrenalina dopiero zaczynała płynąć w żyłach kobiety. Z chwilą rozpoczęcia biegu, wszystko zaczęło nabierać obrotów. Jednak najwyraźniej nie na długo – Amitiel, prawdopodobnie dostrzegając malejącą przewagę, zdecydował się przerwać ucieczkę. Widząc zapadnię, Arrington od razu domyśliła się, co zamierza zrobić i z tego też powodu przyspieszyła jeszcze bardziej. Na szczęście mechanizm musiał być tak stary lub zniszczony, że chłopak opadał w dół wyjątkowo długo, tym samym mając ostatecznie zaprzepaścić szansę na skuteczną ucieczkę. Czy kiedykolwiek naprawdę wierzył, że mogłaby się ona powieść? Był tak naiwny i nie doceniał dwójki dorosłych, wyjątkowo utalentowanych śledczych? Nawet jeśli, prawdopodobnie już lada moment będzie musiał zmienić swoje zdanie. W swojej głowie Avery widziała już scenę aresztowania i doprowadzenia do celi (którą przygotowała specjalnie dla byłych trybutów). Pewna zwycięstwa mijała kolejne siedzenia, gdy niespodziewanie zbieg skoczył zza kotarę i zaraz potem wyrzucił zza niej coś, co w locie przypominało granat. Brunetka szybko w myślach oceniła, jak duże było prawdopodobieństwo, że chłopak mógł mieć broń. Skoro uwolniła go Kolczatka, może też zechciała zapewnić „wszelkie środki bezpieczeństwa”? Decyzja została podjęta szybko – asekuracyjnie odskoczyła na bok, najdalej jak dała radę od miejsca, gdzie leżał niezidentyfikowany przedmiot, krzycząc przy tym – Sean! – i mając nadzieję, że mężczyzna zrozumie, o co chodzi. O ile swoim życiem mogłaby zaryzykować, tak nie zamierzała brać odpowiedzialności za innych. Tym bardziej, że Victor ostatnimi czasy stał się nieodzownym członkiem zarówno wojska jak i strażników pokoju. Kucnęła, osłaniając przy tym głowę i czekając chwilę na ewentualny wybuch. Gdyby ten nie pojawił się po pięciu sekundach, podniosła się.
Ostatnio zmieniony przez Avery Arrington dnia Czw Wrz 24, 2015 11:22 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Opuszczony teatr Czw Wrz 24, 2015 9:34 pm | |
| Dopiero w momencie, w którym zaczął ścigać Alexandra, w umyśle Victora zaczęło zradzać się niesamowicie wiele scenariuszy odnośnie wydarzeń będących następstwem pościgu. Chłopak mógł się potknąć, mógł też uciec i zniknąć w jednym z zakamarków, nieznanych szeregowemu Seanowi i Avery. Mógł zaatakować ich, używając jakiejkolwiek broni… Ale opcja najweselsza, czyli poddanie się, była tą najmniej prawdopodobną. Najwidoczniej Alexander musiał nosić się z jakimiś dziwnymi zamiarami, bowiem już po sekundzie pomiędzy Victorem a jego przeuroczą towarzyszką wylądował jakiś dziwny przedmiot… Czyżby granat? Strażnik usłyszał jeszcze podniesiony głos Avery, kątem oka dostrzegł, że kobieta się kuli… Instynktownie padł na ziemię, gotów na wybuch; zasłoniwszy głowę dłońmi, oczekiwał na wybuch.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Opuszczony teatr Sob Wrz 26, 2015 2:36 pm | |
| Wybuch nie nastąpił - granat okazał się być tylko atrapą, zmyłką, którą Alexander zamierzał wykorzystać do kupienia sobie czasu. I rzeczywiście, gdy rządowcy podnieśli głowy, chłopak znikał już pod sceną. Mechanizm opadał powoli, ale Avery i Victor nie zdążyliby nawet wystrzelić w jego stronę, a co dopiero dobiec. Wyglądało na to, że szanse na złapanie uciekiniera zostały stracone, jednak wtedy spomiędzy desek dało się słyszeć krzyki co najmniej kilku osób. Czyżby Amitiel nie był tutaj sam? Arrington i Sean mieli kilka opcji: mogli sami skorzystać z zapadni i zjechać pod scenę, mogli też opuścić pomieszczenie główne i poszukać drugiego wyjścia stamtąd lub po prostu wrócić tam, sąd przyszli i liczyć na cud. Na cokolwiek by się nie zdecydowali, czas uciekał, a do krzyków dołączył także tupot kilku par stóp. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : naczelnik więzienia oraz przewodnicząca sztabu wyborczego Francisa Hargrove'a Przy sobie : paczka papierosów, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, zapalniczka, telefon komórkowy Znaki szczególne : krótkie włosy, piegi, wyprostowana sylwetka, idealna fryzura, chłód Obrażenia : lekkie osłabienie
| Temat: Re: Opuszczony teatr Nie Paź 04, 2015 2:12 pm | |
| Pomyłki się zdarzają i trzeba je akceptować. Jednak w przypadku spraw poważnych, jak schwytanie poszukiwanych, nie było miejsca na takie rzeczy. Gdy wybuch nie nastąpił, Arrington szybkim ruchem podniosła się, lecz było już za późno. Zadowolony Amitiel właśnie znikał pod sceną. Pomimo braku choćby cienia szansy, że zdołałaby go dogonić, pobiegła w stronę zapadni. Podirytowana własną porażką, westchnęła, opierając dłonie na biodrach, ale nie skomentowała jej na głos. Dopóki Sean niczego nie mówił, ona również nie zamierzała tego robić. Nie lubiła tłumaczyć się ze źle podjętych decyzji. Widać jednak los uśmiechnął się do nich po raz kolejny, bo już po chwili zza desek można było usłyszeć krzyki kilku osób. Ulżyło jej odrobinę, ale zamiast podzielić się tym ze swoim partnerem, postanowiła kontynuować poszukiwania. – Poszukam drugiego wyjścia – oznajmiła nieco ciszej, rozglądając się już uważnie po ogromnym pomieszczeniu, swobodnie przemieszczając się po nim i przyglądając miejscom, które mogłyby stanowić drogę ucieczki byłego trybuta oraz jego towarzyszy. Odczuwała palącą potrzebę naprawienia błędu. W końcu utrzymanie dobrego mienia jest ważne, aby utrzymać szacunek, którego do tej pory jej nie odmawiano. Głupio byłoby stracić to przez pomylenie zabawki z granatem.
|
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Opuszczony teatr Pon Paź 05, 2015 10:30 pm | |
| No tak, to byłoby zbyt piękne, żeby być prawdziwym. Tak, dostał polecenie służbowe, by towarzyszyć Arrington. Tak, udało im się odnaleźć jednego z trybutów, którzy zagrali na nosie cudownej Almie Coin i który ukrywał się od momentu odbicia uczestników Igrzysk z areny. I… tak, granat okazał się być wredną atrapą, dzięki czemu Victor poczuł się jak debil, kiedy szczeniak uciekł. To było tak logiczne, że dziwił się sobie, iż oboje uwierzyli w ten granat. Uniósł się i posłał Avery przepraszające spojrzenie, podchodząc do zapadni. Ostrożnie zbadał mechanizm i posłał jej uśmiech, po czym spojrzeniem wskazał zapadnię, dając kobiecie do zrozumienia, że on zjedzie na dół. Co zresztą zrobił już po chwili.
|
| | |
| Temat: Re: Opuszczony teatr | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|