|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Opuszczony szpital Pią Maj 03, 2013 1:01 pm | |
|
Podobnie jak reszta budynków na Ziemiach Niczyich, i szpital został porządnie nadgryziony przez rebelię i czas. Lewe skrzydło zapadło się niemal całkowicie, a prawe jest mocno zniszczone. W stanie nienaruszonym ocalało jedynie kilka sal i garstka sprzętu. To, co dało się wynieść, zostało wyniesione już dawno - lekarstwa zapewne sprzedano za kilkakrotnie wyższą cenę, podobnie jak noże, prześcieradła, koce i inne przedmioty codziennego użytku. |
| | | Wiek : 24 Zawód : pielęgniarka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Nie Sty 26, 2014 4:56 pm | |
| Głośno dysząc wbiegła do opuszczonego, walącego się wręcz budynku. Teraz nie liczyło się czy umrze pod gruzami, ale by uciec od Strażników Pokoju. Dzień jak co dzień i jak podczas każdego wieczoru ulokowała się przy wyrwie w murze, gdzie przez małą dziurę przemycała jedzenie dla biednych z Getta. Niestety tym razem została zauważona i musiała uciekać. Wciąż ucieka marząc by to rumowisko skryło ją w swych ciemnościach. Zaszyła się na drugim piętrze w, jak uznała na wstępie, dawnej sali operacyjnej. Idealnie - pomyślała i ukryła się za dwiema przewróconymi szafkami. Było cicho, przez myśl jej przeszło nawet "błogo", ale to po chwili wyrzuciła z głowy. Otuliła się ciaśniej starą, skórzaną kurtką, dzięki czemu usnęła. Nie wiedząc dlaczego po niedługim czasie się obudziła. Na zewnątrz wciąż było ciemno i wietrznie. |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Opuszczony szpital Czw Maj 01, 2014 8:52 pm | |
| /kontynuacja TEGOUciekali. Tak, z całą pewnością przemknęli przy kolejnych regałach i przez chwilę wydawało mu się, że są bezpieczni. Rzeczywistość szybko jednak sprowadziła go na ziemię. Usłyszał wystrzał i dosłownie kilka mikrosekund później piekący ból przeszył jego prawe ramię. Dostał! Nigdy wcześniej nie był postrzelony i pomimo tego, że ciągle żył w cieniu takiej możliwości to nigdy nie brał jej pod uwagę. To zawsze było czymś, co przydarzało się innym, ale nie mu. Do dzisiaj. Na szczęście rana go nie spowolniła. Z zaskoczeniem odkrył, że wcale nie biegnie mu się gorzej - wręcz przeciwnie. Nagły zastrzyk adrenaliny stłumił ból dodając mu w nogach sił. Wyrównał kroku z Maisie, która dość brutalnym pchnięciem skierowała go w jakieś boczne drzwi i chwilę później razem opuścili muzeum. Znów złapała go za ramię ściągając z niego plecak. Odurzenie pochodzące od przypływu adrenaliny zaczęło ustępować miejsca tępemu bólowi. Szedł z przodu prowadzony przez Maisie w tylko jej znanym kierunku. Trzeba przyznać, że znała tutejsze zaułki dużo lepiej od niego, ale nie było w tym nic dziwnego - w końcu spędziła na Ziemiach Niczyich znacznie więcej czasu niż Charlie. Dobrze też znała samego chłopaka, w idealnym momencie zaciskając mu usta dłonią. Ciężko powiedzieć co miało wydobyć się z jego gardła - jakiś jęk, pomruk niezadowolenia, czy okrzyk. Ginsberg skutecznie to udaremniła. W głowie tkwiła mu tylko jedna myśl: uciec jak najdalej, do jakiegoś bezpiecznego miejsca, gdzie będzie mógł w końcu się położyć. Wraz z ustępującym działaniem adrenaliny Charlie coraz bardziej bladł, a jeszcze do niedawna całkiem sprawna dłoń zaczęła odmawiać mu posłuszeństwa. Kolejne ruchy sprawiały coraz więcej bólu. Zacisnął zęby i szedł dalej. Jeszcze tylko kilka kroków. Musiał być dzielny! Gdy znaleźli się w opuszczonym szpitalu poczuł, że są bezpieczni. Nie wiedział na jak długo, ale to nie było teraz ważne. W jego ramieniu tkwiła kula, której trzeba było się pozbyć! Dyszał ciężko, a na jego coraz bledszej twarzy malowało się przerażenie. Nie był dzielny. |
| | | Wiek : 24 Zawód : pielęgniarka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Czw Maj 01, 2014 9:08 pm | |
| Usłyszała dźwięki, odgłosy nie nastrajające dobrze. Znaleźli ją? pytanie zadawała sobie wielokrotnie. Pochwyciła w dłoń metalowy pręt leżący obok i powoli, nie wydając z siebie żadnego dźwięku, ledwie oddychając podniosła się z zakurzonej podłogi. Była pokryta kurzem i brudem, który maskował jej czerwoną, spłowiałą bluzę. Odchyliła drzwi i rozejrzała się po korytarzu. Głosy dochodziły z najniższego piętra. Powoli zeszła na klatkę schodową. Niczym kot gotowy do ataku. Głosy się od siebie różniły. Skryła się ponownie za za czymś co kiedyś było komodą szpitalną i nasłuchiwała. Co prawda na jedno ucho, ale nie była całkiem głucha. Lepiej być przygłuchym niż martwym - pomyślała o swoim braciszku. Nagle przeniosła się ze szpitala do dawnego miejsca. Ciepłego (w miarę) i jedynego w swoim rodzaju - do domu. Zapomniała o zagrożeniu i na sekundę straciła równowagę. Metalowy pręt pociągnął ją w stronę środka wejściowego korytarza, po czym upadła na kolana doszczętnie tracąc grunt pod nogami. Wiedziała, że obcy są blisko, wydawało jej się nawet, że zauważyła postać...Nie to nie może być prawda. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Opuszczony szpital Czw Maj 01, 2014 9:43 pm | |
| Działanie w pojedynkę przyniosłoby pewnie więcej korzyści - w tej jednej, konkretnej sytuacji. Nie musiałaby się troszczyć o rannego towarzysza, porwałaby ze sobą pewnie cały plecak i już dawno zakładałaby czyste buty pod znajomym drzewem przy tajemnym przejściu, prowadzącym do cywilizowanej części stolicy. Same plusy, z których doskonale zdawała sobie sprawę, kiedy popychała przed sobą Charliego jak dość nieporadną i obolałą kukłę, stawiającą coraz bardziej chwiejne kroki. Nie myślała jednak nawet przez sekundę o zostawieniu go tutaj - co wpłynęło na nią niezwykle uspokajająco, normując rozkołatany rytm serca, ostatnio nie przywykłego do takiego wysiłku. Widocznie nie było z nią tak źle, resztki człowieczeństwa zostały uratowane. Co prawda wyłącznie ze względu na wręcz rodzinne więzy - naprawdę utożsamiała Charliego ze swoim zaginionym rodzeństwem, które prawdopodobnie nie żyło - a nie prawdziwie głębokie miłosierdzie dawnych zakonnic. Gdyby obok niej biegł ktokolwiek inny pewnie sama postrzeliłaby go szybciej niż ten samotny strażnik i odebrała mu cenny plecak, zastanawiając się za ile sprzeda dobry aparat. Pragmatyzm i egoizm - tylko te dwie postawy przynosiły profity w dzisiejszym świecie; silniejsza była tylko złośliwa genetyka albo rodzina urojona. Kolejny syndrom do psychicznej kolekcji Maisie, przelewającej wszystkie pozytywne uczucia na jedyną osobę na świecie, będącą zarazem doskonałym surwiwalowym kompanem, młodszym bratem, kuzynem i utraconym dzieckiem. Doskonały materiał dla wymagającego psychologa. W którego gabinecie Ginsberg nigdy się nie pojawi; była zbyt rzeczowa, żeby pozwolić sobie na zauważanie u siebie niepokojących objawów. Blakły przecież przy wydarzeniach naprawdę istotnych, pełnych krwi, spływającej po koszuli Charliego. Na szczęście czerwona maź wsiąkała w ubranie i nie zostawiali za sobą widocznych śladów, nawet na względnie czystej podłodze szpitala. Maisie wielokrotnie przychodziła tutaj w poszukiwaniu leków, ale oprócz starych nieprzydatnych narzędzi nie zostało w budynku nic ciekawego. Zawsze jednak było to jakieś schronienie przed ewentualnym pościgiem, na który jednak się nie zapowiadało; zmrok jeszcze nie zapadał i widocznie ich niebezpieczna przygoda trwała zaledwie kilkanaście minut. Słońce dalej barwiło białe płytki na intensywne kolory, ale Mai nie zwracała na to uwagi, popychając kolejne drzwi na końcu długiego korytarza i niemalże wepchnęła tam Charliego, sadzając go od razu na zardzewiałej i niezbyt wygodnej kozetce. - Dostałeś tylko raz, prawda? - upewniła się od razu, oszczędzając sobie dziękczynnych mówek o tym, jakie mieli szczęście, że przeżyli i nie zostali złapani. Z całym kradzionym asortymentem, który zostawili przy nieznajomej. Teraz pewnie już martwej, ale myśl o niej nie zajmowała Maisie ani przez sekundę. Musiała działać, zsunęła więc plecak Charliego i swoją torbę nieopodal kozetki i znów podeszła do chłopaka, zabierając się za rozpinanie jego koszuli. Bez większej refleksji nad tym, że może powinna spytać o pozwolenie przy wykonywaniu tego typu striptizu dla ubogich. W smutnych okolicznościach. Patrzyła przecież na Charliego jak na młodsze rodzeństwo, którego nigdy nie miała. Zdjęła więc ostrożnie koszulę i przyjrzała się uważnie jego plecom, dotykając ostrożnie brzegu rany. - Musimy wyjąć kulę. Najlepiej zrobić to tutaj, chyba, że chcesz iść do szpitala w Dzielnicy - poinformowała go, zachowując całkowity spokój nie do końca profesjonalnej pielęgniarki. Kiedy już przyjrzała się dokładnie ranie znów przeszła przed Charliego, posyłając mu lekki uśmiech, identyczny z tym na początku ich dzisiejszego spotkania. Czuły, opiekuńczy, stęskniony, nie pozbawiony jednak odrobiny dystansu małego dzikusa, jakim przecież była mimo wszystko. - To nic takiego, wierz mi. Kula nie utkwiła głęboko, zatrzymała się przy kości - dodała, czochrając mu znów włosy i przyglądając mu się bez jakichkolwiek oznak niepokoju. Właściwie takowego już nie czuła; w chwilach kryzysowych zachowywała się racjonalniej niż w atmosferze smętnych porywów niekoniecznie moralnych uczuć |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Opuszczony szpital Czw Maj 01, 2014 10:18 pm | |
| Charlie powinien dziękować losowi za to, że była przy nim Maisie. Sam pewnie nie uszedłby z tego zdarzenia cało, a w najlepszym wypadku skończyłby z przestrzelonym ramieniem, z którego nie miałby kto mu wyjąć kuli. Próby uczynienia tego w pojedynkę spełzłyby na niczym, rozgrzebałby tylko ranę pogarszając jej stan, na koniec wdałaby się w nią gangrena i umarłby w swoim magazynie. Wizja niezwykle ponura, ale prawdziwa, gdyby nie towarzystwo starszej siostry, która naprawdę wiele dla Charliego uczyniła. Był jej za to ogromnie wdzięczny i pewnie nigdy nie będzie w stanie jej za to odpowiednio podziękować. Musiał jednak przyznać, że pozostawienie go tutaj samego i ucieczka byłaby z punktu widzenia samej Maisie rozwiązaniem niezwykle rozsądnym. Narażała się niepotrzebnie chcąc mu po raz kolejny pomóc. Próbowałby wymusić na niej takie działanie, ale nie był w tej chwili w stanie tego uczynić. Jedyne co zaprzątało mu głowę to piekący ból prawego ramienia, który teraz stawał się już ciężki do wytrzymania. Zaciskał zęby i uśmiechał się blado, co wyglądało dość komicznie. Nie było mu jednak do śmiechu. Krew sączyła się powoli z rany, jakby od niechcenia, wsiąkając w materiał podkoszulka i bluzy, które miał na sobie. Zawsze sądził, że przy postrzale jest jej znacznie więcej. Widział przecież kilka egzekucji i za każdym razem czerwona maź wystrzeliwała z ciał zabijanych zalewając wszystko dookoła. Na anatomii się nie znał, ale taki stan rzeczy uznał za dobry objaw. Widocznie kula nie uszkodziła mu żadnego ważnego organu, czy tętnicy. Może przeżyje. Jeżeli chodzi o sam szpital, to był w tym miejscu już wcześniej, ale nigdy nie sądził, że zawita tu jako pacjent. Ponure korytarze opuszczonego miejsca zdawały się aż krzyczeć. Przerażające pomieszczenia, których odwiedzanie po zmroku mogłoby budzić w człowieku lęk. Ale z pewnością ani Charlie, ani Maisie nie należeli do osób, które lękałyby się pustego budynku. Oboje dobrze wiedzieli, że w życiu są dużo gorsze rzeczy. Wszystko to, co działo się, gdy znaleźli się już w środku z jego perspektywy odbywało się jakby za mgłą. Nie był pewien jak długo szli korytarzem, ani jak wiele drzwi pokonali. Docierały do niego jakieś rozmazane obrazy. Poczuł kolejne pchnięcie i znalazł się na kozetce. Dopiero wówczas nieco oprzytomniał. - Co? - spojrzał na Maisie - Tak, raz - potwierdził tuż po wzięciu głębokiego oddechu. Zapach stęchlizny uderzył go w nozdrza, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. - W ramię - stwierdził oczywiste, gdy dziewczyna zaczęła rozpinać jego koszulę. Przez chwilę poczuł się trochę nieswojo. Uważał Maisie za siostrę, ale była też dziewczyną. Niezwykle piękną, a w dodatku pierwszą, która rozpinała mu bluzkę. Przełknął ślinę odwracając głowę i krzywiąc się nieco z bólu. W głowie wciąż gdzieś tkwiła mu myśl, że powinien być dzielny i męski. Przecież to zwykły postrzał! Syknął, gdy dotknęła brzegu rany. - Dzielnicy? - w jego oczach pojawiło się przerażenie na samą myśl, że mógłby pojawić się w tamtejszym szpitalu z raną postrzałową. Byłoby to niezwykle niebezpieczne zarówno dla niego, jak i dla samej Maisie. - Nie - zaprzeczył szybko - Dasz radę to zrobić, prawda? - spojrzał na nią błagalnie. Musiała. Nie mieli innego wyjścia. Jej uśmiech dodał mu trochę otuchy. - Zrób to szybko - poprosił cicho znów spuszczając wzrok. Wiedział, że tylko go pociesza - spodziewał się, że wyjmowanie kuli będzie przeżyciem niezwykle bolesnym, ale jednocześnie wiedział, że koniecznym. - Mam w plecaku scyzoryk - nie był pewien, co może przydać się do wyjmowania kuli, ale coś kazało mu ją o tym poinformować. Nawet, jeśli nie miała zamiaru wykorzystać tej informacji. |
| | | Wiek : 24 Zawód : pielęgniarka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Czw Maj 01, 2014 10:36 pm | |
| Zebrała się szybko i nie rozstając się ze swoim przyjacielem - metalowym prętem, ruszyła przed siebie. Rozróżniała dwa głosy. Bała się. Nigdy nie była nazbyt odważna, a w szczególności w sytuacjach jeden na dwóch. Rozprostowała plecy zarzuciła na głowę kaptur i podeszła na tyle blisko by móc walczyć z obcymi. Czuła się zagrożona, przytłoczona. To moja kryjówka - powtarzała w myślach - moja. Napięła mięśnie. W ledwie widzialnym świetle mignęła jej zakrwawiona koszula. Miała ochotę uciec, ale nie postrzeżenie nie miała najmniejszych szans. Walka nie wchodziła w rachubę, ale myśl o dobrze wyposażonych obcych kusiła z każdą chwilą mocniej.Podniosła wysoko pręt nad głowę stojąc za kobiecą postacią. W oczach jarzył się ogień, ale coś ją wciąż powstrzymywało przed wyjściem z cienia. No wiesz może są uzbrojeni? A ty porywasz się na nich z patykiem - karciła sama siebie w myślach. Na słowo scyzoryk niemal pobladła z zazdrości. Myśl, że ranny ma broń, którą może świetnie władać dotknęła ją do żywego. Wsłuchała się w ciszę tego miejsca, w którym za chwilę mogło rozpętać się piekło. Nie musiała zabijać, wystarczyło unieszkodliwić. I narobić sobie więcej wrogów? - podświadomość jak zawsze nie zastąpiona w takich chwilach pogłębiała wątpliwości dziewczyny. Nie...musi to zrobić...potrzebuje broni...jedzenia... - Co tutaj robicie? - zapytała najgroźniejszym głosem na jaki mogła się zdobyć. Wyszła z cienia i tym samym przygotowała metalowy patyk do akcji. Bała się. Jak cholera się bała, ale jakoś musiała żyć - Kim wy jesteście? - następne pytanie zadała łagodniej, mimo to wciąż stała za jedna z postaci w półmroku. Odważyła się. Podeszła bliżej i zobaczyła krew, poczuła jej smród i narastającą wilgoć. Przez otwarta ranę sączyła się krew. Wiedziała, że chłopak jest ranny...ale nie sądziła, że aż tak. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Opuszczony szpital Czw Maj 01, 2014 11:07 pm | |
| Wyczuwała zdenerwowanie Charliego instynktownie i przez sekundę widziała w jego przerażonej i zbolałej twarzy jakieś refleksy dawnej siebie, skulonej i zakrwawionej, próbującej zachować resztki godności i kłamliwej odwagi. Mało przyjemna perspektywa, chociaż była daleka od użalania się nad sobą i wyciągania na światło dzienne skrzętnie skrywanych brudów. Nie mówiła przecież nikomu o tym, co działo się w Jedenastce, podziemnym dystrykcie i w końcu tutaj, w Kapitolu, przynoszącym jej wiele nieszczęść. Zrzucała je właśnie na konto stolicy a nie bezbronnego w gruncie rzeczy chłopca, patrzącego na nią wielkimi oczami i odpowiadającego ułamkami słów, jakby każdy oddech sprawiał mu ból. Całkiem prawdopodobne, kość utkwiła w takim miejscu, że każde poruszenie pleców musiało wywołać kolejną falę cierpienia. Chciała oszczędzić go Charliemu jak najszybciej i przez chwilę wahała się nad wykonaniem niezłego prawego sierpowego, ale zanim zdążyła podjąć tą łaskawą decyzję usłyszała ciężkie kroki i dziwne stukanie, dobiegające z korytarza za jej plecami. Nie odwróciła się od razu, chociaż wyostrzyła wszystkie zmysły, kiwając tylko na pytanie Charliego. Miała teraz na głowie dwa problemy; krwawiącego młodszego brata i kolejnego kompana, chcącego widocznie towarzyszyć im w tej niewinnej zabawie w doktora. Dziwne, kiedy przebywała na Ziemiach Niczyich spotkanie kogoś obcego było rzadkością a teraz w ciągu zaledwie trzydziestu minut razem ze Smithem mieli wątpliwą przyjemność poznawania coraz to nowych, niespokojnych dusz, błąkających się po opustoszałych budynkach. Słyszała dziwnie głośne kroki coraz wyraźniej, zamarła więc bez ruchu, już nawet nie fatygując się do zaciskania Charliemu ust. Widziała w jego oczach pełne zrozumienie i...kolejną porcję przestraszenia, jakby właśnie ktoś wchodził przez otwarte drzwi, jeszcze skąpane w blasku zachodzącego słońca. Dzięki temu niewerbalnemu znakowi Maisie miała kilkanaście cennych sekund przewagi; odwróciła się jeszcze zanim nieznajoma dziewczyna uniosła pręt do góry. W jednoznacznym geście; to nie był więc czas na dyskusje. Ginsberg odsunęła się odruchowo do tyłu, popychając za sobą kozetkę, poruszającą się na zgrzytliwych, zardzewiałych, ale widocznie działających kółkach, dzięki czemu obydwoje znaleźli się poza zasięgiem niepokojącej dziewczyny. Przynajmniej chwilowo. - Spokojnie - powiedziała głośno i stanowczo Maisie, wpatrując się prosto w oczy zabiedzonej dziewczyny. Nie wyglądała na strażniczkę ani na seryjnego mordercę; raczej na uciekinierkę z KOLCa albo osobę długo żyjącą na Ziemiach Niczyich. - Nie zrobimy ci krzywdy - dodała, odruchowo przesuwając plecak nieco za Charliego; dalej jednak stała wyprostowana, nie okazując zdenerwowania. Nie znosiła kontaktu z ludźmi, ale chodziło raczej o tych wyfiokowanych i z wyższych sfer a nie tych na pierwszy rzut oka dzielących podobne historie. Oszczędziła więc sobie ryzykowanie gwałtownymi ruchami i po prostu wpatrywała się w nieznajomą, zastanawiając się jednocześnie, czy ktoś jeszcze wpadnie na urokliwy podwieczorek na Ziemiach Niczyich. |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Opuszczony szpital Czw Maj 01, 2014 11:31 pm | |
| Charlie nie zniósłby chyba ciężaru cierpień, które musiała codziennie na barkach nosić Maisie. Wydawało mu się, że jest silny, ale w gruncie rzeczy jego demony były niczym w porównaniu z tym, z czym ona zmagała się codziennie. Może to i lepiej, że nie znał tej części jej życia, bo pewnie starałby się to wszystko jakoś naprawić, a swoimi nędznymi próbami tylko pogorszyłby to, co już i tak jest straszne. Zdecydowanie nie był gotowy na dorosłość i obojętnie jak bardzo by temu zaprzeczał, to był dzieckiem. W tej chwili kompletnie bezbronnym i zdanym na łaskę przyszywanej siostry, która na szczęście nie życzyła mu źle. Z każdą minutą z jego ramieniem było coraz gorzej. O ile jeszcze przed dostaniem się do szpitala mógł funkcjonować, to teraz nawet zwykłe przekręcenie głowy w niezrozumiały dla niego sposób wywoływało ból. Przestał już nawet ukrywać, że nie jest dobrze. Teraz już tylko liczył na to, że dziewczyna dość sprawnie i szybko wyjmie kulę, która miejmy nadzieję, nie tkwiła zbyt głęboko. Jego złudne nadzieje na szczęśliwe rozwiązanie tego problemu prysnęły w chwili, gdy gdzieś na korytarzu rozległy się jakieś dźwięki. W opuszczonym miejscu jakiekolwiek odgłosy były zwiastunem tego, że za chwilę może być źle. Znieruchomiał nasłuchując i czekając na to, co miało się za chwilę wydarzyć. Pierwszy ujrzał zarys postaci za plecami starszej siostry. Nic jednak nie powiedział, spojrzał tylko na nią przerażony. Ale nie w sposób, jaki patrzył na nią jeszcze minutę temu. To był inny rodzaj strachu, który dziewczyna dobrze znała. Znaleźli się w bardzo niekomfortowej sytuacji. Był zbyt słaby, by sam w jakiś sposób zareagować - próby zrobienia czegokolwiek skończyłyby się pewnie głośnym upadkiem na podłogę, czym niezbyt pomógłby sobie i Maisie. Po raz kolejny siostra miała mu uratować tyłek. Dopiero, gdy nieznajoma stanęła w promieniach zachodzącego słońca, zauważył, że nie była żołnierzem. Wyglądała raczej na kogoś takiego jak on, czy Grinsberg. Chociaż nie można było wykluczyć, że to tylko kamuflaż i za chwilę nie wyskoczą zza jej pleców jej towarzysze. Wysunął się nieco przed plecak zdając sobie sprawę z tego, że muszą go chronić. Jeżeli dziewczyna dorwie się do jego zawartości to oboje źle skończą. Pręt w jej rękach wyglądał groźnie, ale nie był bronią. Musiałaby się porządnie postarać, by ich nim zabić. W dodatku mieli liczbową przewagę. Nawet jeśli zdecyduje się zaatakować Maisie, to Charlie będzie w stanie sięgnąć do plecaka. Dla dobra ich wszystkich należało rozwiązać sytuację w sposób pokojowy. Nie rozmyślał nawet o tym, że wyjątkowo ruchliwie zrobiło się pomiędzy ruinami na Ziemiach Niczyich. Jedyne co tkwiło mu w głowie to chęć przeżycia i wyjścia z tego impasu cało. Patrzył mętnym wzrokiem na napastniczkę coraz bledszy na twarz, ale wciąż siląc się na to, by zachować pewność siebie. |
| | | Wiek : 24 Zawód : pielęgniarka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 8:46 am | |
| Wyczuła narastające napięcie wpatrując się w kobiecą postać. Mówiła spokojnie acz na tyle rzeczowo by wiedzieć, że jest to forma obrony. Co chwila zerkała na twarz chłopca, teraz gdy czasem się mu przyglądała, zauważyła, że chłopak jest prawdopodobnie jej rówieśnikiem. Miała ochotę coś powiedzieć, ale nie była pewna ani siebie ani obcych. Mimo braku zaufania natychmiastowo poczuła ogromny szacunek dla dziewczyny, która wiedziała jak rozwiązuje się konflikty, zwłaszcza gdy obok leży ranny. Może to jej brat? Może chłopak? Przynajmniej mają siebie. - zauważyła trafnie podświadomość, co na chwile wyłączyło Mary z rozgrywki między nimi. - Jesteście z Ziemi Niczyich ? . Dziwnie widziała w nich siebie, chodź Mary była o wiele chudsza. Niegdyś piękna, porcelanowa cera, teraz przybrała kolor brudnej szarości. Czy to od wygłodzenia czy od wszechobecnego kurzu, było w każdym razie widoczną oznaką długiego uciekania. Oczy z soczystej zieleni wyblakły do namiastki oliwkowego odcienia. Zastanawiała się kto ich ścigał. Chłopak sam się nie postrzelił. Może Strażnicy? Rana wyglądała nie groźnie, ale widząc co się dzieje z czarnowłosym chłopakiem, jej złość i chęć walki ulotniła się. Musiała pomóc. Nie ufała im, ale cokolwiek by nie mówili, ma obowiązek pomóc. Rozejrzała się po opuszczonym budynku. Dzięki Bogu byli w opuszczonym szpitalu, jest szansa by coś przydatnego znaleźć. Punkt następny jakoś trzeba będzie wszystko oczyścić. O wodzie nie wspominając bo skąd, na zupełnie wyschniętym odludziu. W jej myślach najodpowiedniejsza była by wódka do odkażania. Bo odkazić to trzeba. Czymkolwiek...potrzebny alkohol, który wiedziała nawet skąd załatwić. Podeszła o krok bliżej obniżając pręt. Chłopak był ledwie przytomny, ale gdzieś na twarzy był gotowy bronić całego swego dobytku. - Nie...ja nie kradnę...- ledwie z siebie wykrztusiła - Mogę za to pomóc... - spojrzała znacząco na okropnie wyglądającą ranę chłopaka. - Byłam kiedyś pielęgniarką. - dopowiedziała by nie było wątpliwości że chce go skrzywdzić. To pierwsi ludzie od paru tygodni, których spotykasz. Bądź miła! - wmawiała sobie w myślach. Przez chwilę starała się uśmiechnąć, ale zastane mięśnie ledwie pozwalały mówić. Ze względu na prowadzony styl życia/ucieczki usta były wykorzystywane jedynie do jedzenia resztek zdatnych do spożycia. Czekała w napięciu na decyzje nie mając odwagi się jeszcze bardziej zbliżyć. Mimo dobrych zamiarów trzymany w rękach pręt nie wyglądał najprzyjaźniej, dlatego powoli odłożyła go obok siebie, by w razie czego mieć się czym bronić. Nie mogła im ufać, chodź jak na wszystko co przeżyła, jej łatwowierność zawsze była zgubą. Zwłaszcza gdy tygodniami była sama. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 11:09 am | |
| Limit pecha powinien zostać wyczerpany już przy spotkaniu z przygniecioną kobietą, ale widocznie za każde potknięcie przychodziła podwójna kara i zamiast zająć się spokojnym (względnie) wyciąganiem z rany kuli, musiała próbować ogarnąć nowy chaos. Pojawiający się w postaci dziewczyny z prętem - Maisie skrzywiła się nieznacznie, kiedy metal uderzył o podłogę; za dużo ckliwych wspomnień - ale poza tym nie wykonywała żadnych gwałtownych ruchów, mogących przestraszyć nieznajomą bądź skłonić ją do roztrzaskania jej czaszki. Co zapewne stałoby się, gdyby była bardziej ostrożna i nie hałasowała tak przez cały korytarz. Cóż, Ginsberg mogła być tylko wdzięczna za ten uśmiech losu. Co nie oznaczało, że zrelaksowała się zupełnie i zaczęła uśmiechać się jak najęta do nowej znajomej. Ostrożność przede wszystkim, pamiętała o tym zawsze i właściwie ufała wyłącznie Charliemu. Jedna, jedyna osoba, do której mogła odwrócić się plecami i mieć pewność, że nie znajdzie tam po chwili noża. Albo siekiery, pręta, cokolwiek; od dziecka była zaznajomiona z przeróżnymi narzędziami i jej wyobraźnia podsuwała nieco przerażające obrazki. Migające gdzieś w tyle głowy; to nie było ważne, liczyła się chwila obecna i chwilowe ocieplenie atmosfery. O ile można tak w ogóle powiedzieć o sytuacji, w jakiej się znaleźli. Zmrok zapadał powoli, ale jednak nieustannie i Mai wiedziała, że musi odejść z Ziem jak najszybciej, jeśli nie chce trafić na liczniejszy patrol. Nie zerkała jednak nerwowo na zegarek (inna sprawa, że takowego nie posiadała), dalej wpatrując się intensywnie w młodą dziewczynę. O ochrypłym głosie. - Tak. - odparła tylko krótko na jej pierwsze pytanie, kątem oka obserwując zapobiegliwość Charliego; kolejny plus dla chłopca, który widocznie nie stracił jeszcze przytomności. Zuch; chętnie przyklasnęłaby młodszemu bratu, ale to nie był czas na serwowanie pretensjonalnych gestów. - Charlie został postrzelony, muszę go opatrzyć. Nie będziemy tutaj długo - dodała, wnioskując, że pewnie opuszczony szpital jest tymczasowym schronieniem nieznajomej i stąd ta początkowa agresja. Rozumiała ją doskonale, gdy ktokolwiek obcy pojawiał się w jej muzeum postępowała podobnie. Dawne czasy, od których odwykła, ale dalej czuła większą więź z wyrzutkami z Ziem niż wymuskanymi pracownikami rządu. Postanowiła więc dać dziewczynie kredyt zaufania - głównie przez jej kolejne słowa o wykonywanym zawodzie. Mogła pomóc; w tej chwili liczyło się tylko zdrowie Charliego i Maisie musiała odrobinę nadstawić karku, bo najchętniej znów przeniosłaby się do innego pustego budynku. Na to nie było szans, krwi było coraz mniej, co oznaczało, że rana się zasklepiała a przecież musiała wyciągnąć stamtąd kulę. - Przydałaby mi się pomoc - zgodziła się więc, próbując przybrać przyjaźniejszy wyraz twarzy chociaż chyba odzwyczaiła się od takiej kurtuazji. Na to też nie było czasu; z ciężkim sercem odwróciła się więc przodem do Charliego, przesuwając przez sekundę uspokajająco dłonią po jego policzku. - Za chwilę będzie po wszystkim, nie martw się - powiedziała pewnie, po czym przeszła w kierunku powywracanych szafek, szukając przydatnych narzędzi i jednocześnie rzuciła za siebie w miarę sympatyczne pytanie. - Jak masz na imię? - spytała nieznajomą, otwierając kolejne drzwiczki i nie znajdując w nich nic przydatnego. Zacisnęła mocno usta; to oznaczało, że musi pobawić się w wyciąganie kuli nożem, a to nie będzie przyjemne. Nie miała innego wyjścia; podeszła do swojej torby i wyjęła z niej uprzednio schowany kuchenne ostrze, po czym wygrzebała z plecaka Charliego zapalniczkę, którą zaczęła opalać nóż. Jedyna metoda dezynfekcji jaką posiadała. Podniosła przy okazji wzrok na nieznajomą. - Wiesz może, czy znajdziemy tutaj gdzieś wodę utlenioną? Spirytus? Alkohol, cokolwiek? - spytała, jednocześnie czując potężny żal, że nie wyjęła z wielkiego plecaka nieszczęśniczki z muzeum morfaliny. Na pewno pomogłaby Charliemu, ale...trudno, musieli radzić sobie w spartańskich warunkach. Od których - na szczęście - jeszcze się nie odzwyczaiła. |
| | | Wiek : 24 Zawód : pielęgniarka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 11:35 am | |
| Rozluźniła się. Na tyle ile pozwalała jej sytuacja. To są moi - powtarzała sobie w myślach. - Mary - wydukała ledwie pamiętając czy kiedykolwiek ktoś tak do niej mówił. Gdy dziewczyna przeszukiwała szafki podeszła do chłopaka, by przyjrzeć się ranie. - Na szczęście nie jest głęboka, kula zatrzymała się przed kością...hej jak macie na imię?- wywnioskowała na głos i starała się zagaić tak, by oboje byli zaangażowani. Zwłaszcza ranny chłopak, ze względu na jego stan musiał być przytomny i świadomy. - Nóż kuchenny? - wyrwało jej się gdy spojrzała na dziewczynę. - Może będzie coś na górze. Byłam w sali operacyjnej tam było pełno różnych szpejów. A alkoholu nie mam, nie mam nawet jedzenia, ale wiem kto go ma. - powiedziała pewnie po czym znikła w korytarzu, z którego przyszła. Biegła tak długo aż dostała się do starej sali operacyjnej. Szafki były tam zamknięte na klucz, dlatego musiała najpierw pozbyć się odłamkiem szkła zawiasów. Poszło łatwo - uśmiechnęła się do siebie, ale uśmiech zrzedł gdy jedyne co tam zobaczyła to przeterminowana woda utleniona, pleśniejące gaziki i bandaż. - To lepsze niż nic - powiedziała do siebie po czym tą sama drogą wróciła do nowych znajomych. - Mam tylko to, ale na nie wiele się zda. Mam znajomą, mieszka w KOLCU, ale alkoholu ma w bród. Obawiam się, że nie zdążymy...- mówiła rzeczowo robiąc z bandaża opaskę uciskową. Z reszty bandaża robiła twardy rulon, by chłopak podczas wszystkiego mógł gryźć z bólu. - ...nie możesz krzyczeć - mówi smutno kucając obok nich - Strażnicy pojawiają się w tych okolicach co pół lub co godzinę. I oczywiście...trzeba będzie go zabrać jak wypocznie. - starała się być najbardziej pomocna jak tylko mogła. Ściągnęła bluzę i przykryła nią klatkę piersiową chłopca by nie wyziębić zbytnio organizmu. Po chwili uwijając się ze skrytym profesjonalizmem mierzyła mu puls. - Za chwile będziemy mogli zaczynać... - obejrzała się na dziewczynę i odkręciła nakrętkę wody utlenionej po czym spojrzała na kompankę. |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 11:43 am | |
| Przy Charliem nie istniało takie pojęcie jak 'limit pecha', mogło go być tylko więcej, chociaż nikt tego jeszcze głośno nie powiedział. Dziwne, że Maisie dotąd tego nie zauważyła. Wystarczyło jedno spotkanie po kilku tygodniach i już tyle nieprzyjemnych zdarzeń. Nie chciała tego widzieć, albo po prostu nie miała czasu, by się nad tym porządnie zastanowić. Ale zrobi to, gdy już wróci za mur, gdzie czekał na nią ojciec. Dobrze, że jeszcze nie powiedziała mu o swoim kochanym ojczulku, bo Charlie zaślepiony braterską miłością byłby jeszcze gotów chwycić za znalezioną broń i popędzić na spotkanie panu naczelnikowi więzienia. Krążyły o nim legendy i żadna z nich nie miała przyjemnego zakończenia. Tak, można być pewnym, że kierowany uczuciami Smith mógłby zrobić coś głupiego. Naprawdę głupiego, co wpłynęłoby nie tylko na jego przyszłe życie, ale także na żywot samej Maisie. Dziewczyna chyba przeczuwała jak takie wyznania mogłyby się skończyć i chwała jej za to, że milczała. Gdyby nie postrzał, który znacznie ograniczał jego zdolności manualne i myślowe, pewnie w tej chwili zachowywałby się tak samo jak jego starsza siostra. Gotowy do odparcia ataku uważnie obserwowałby ruchy nieznajomej, ale teraz zdolny był tylko do trzymania głowy w górze i przypatrywania się dziewczynie wciąż nieco nieobecnym wzrokiem. Z każdą chwilą tracił kolejne porcje krwi, która teraz nie mając gdzie wsiąkać spływała leniwie strużką po jego plecach lądując na skrzypiącej kozetce. W końcu jednak wokół rany zaczął tworzyć się skrzep, a samej krwi było zdecydowanie mniej. To chyba dobrze, prawda? Przysłuchiwał się wymianie zdań pomiędzy obiema paniami, choć dochodziły do niego już tylko jakieś urywki. Cholera! To zwykła powierzchowna rana, nic wielkiego, a on zaraz tutaj straci przytomność! Nie był przecież takim mięczakiem! Resztkami sił skupił się na tym, by pozostać świadomym. Nic więcej. Uśmiechnął się słabo do Maisie, która znów próbowała go uspokoić, po czym pokiwał jej lekko głową. Będzie źle. Krzyczeć?! Odwrócił gwałtownie głowę w kierunku nieznajomej, co nie było zbyt mądrym pomysłem. Syknął z bólu, a obraz przed oczami znów nieco mu się rozmazał. Przez cały ten czas spodziewał się, że wyjmowanie kuli będzie procesem bolesnym, ale dopiero teraz, gdy ktoś powiedział to na głos, zdał sobie z tego sprawę. W jego oczach pojawiła się kolejna porcja przerażenia. Rzucił szybkie spojrzenie na Maisie jakby szukając u niej kolejnego, nawet fałszywego, zapewnienia, że nie będzie aż tak strasznie. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 12:07 pm | |
| Bardzo nie podobało jej się milczenie Charliego. Zazwyczaj był - przynajmniej w jej towarzystwie - niezwykle rozmowny. Po pierwszych, typowych dla dzikusów, podchodach dogadywali się naprawdę doskonale; lubiła słuchać jego głosu (dobrze, że przeszedł już mutację) i teraz ciężka cisza jaka zapadła w pomieszczeniu, kiedy nieznajoma zniknęła za drzwiami wydawała się nieznośnie ciężka nawet dla takiego milczka jak Maisie, wychowanego w ciszy. Podniosła więc wzrok na Charliego znad płonącej zapalniczki, której płomień lizał ostrze noża. - Mamy pecha, prawda? - rzuciła nieco sztucznym tonem niezobowiązującej pogawędki. Nigdy nie wiązała nieszczęść z osobą Charliego i nawet nie podejrzewała, że chłopak oskarża się o wszystkie tragedie tego świata. Każdy płacił za swoje błędy i nie miało to nic wspólnego z kapryśnym Losem. Chyba, że chodziło o przeznaczenie: Maisie wierzyła w fatum, posiadające ciało, umysł i mocne dłonie Gerarda, przyciągającego ją do siebie niezależnie od odległości i wydarzeń dookoła. Nie mogła pozbyć się go z głowy nawet teraz, w opuszczonym szpitalu, wpatrując się ponad płomieniem w przerażoną twarz swojego młodszego brata. Bez słowa, nie zamierzała go okłamywać, że zabieg przebiegnie bezboleśnie i że po wszystkim będzie rozchichotany i radosny. Będzie bolało, sam chłopak doskonale o tym wiedział, ostrzeżony przez powracającą Mary. Przynoszącą przydatne rzeczy; może jednak Los się odmienił? Po raz pierwszy uśmiechnęła się do nieznajomej, przyglądając się jej w miarę profesjonalnemu przygotowaniu i na razie nie zdradzając swojego imienia, całkowicie skupiona na dokładnym wybiciu bakterii na nożu. Rozgrzanym niemalże do czerwoności; odsunęła więc zapalniczkę i dała mu wystygnąć, podchodząc do Smitha i delikatnie kładąc go na brzuchu na kozetce, żeby zminimalizować jego poruszanie się. Kiwnęła tylko głową na informację o strażnikach; dobrze wiedzieć, nie chciałaby znowu mieć do czynienia z bronią palną. - Mary, przytrzymaj jego ramiona - poprosiła, jednocześnie dziękując w duchu, że dziewczyna zadbała o jedność języka Charliego z ciałem dzięki zwiniętemu rulonowi, który trafił między zęby chłopaka, nad którym stała niczym wyjątkowo elegancki (ciągle ten pretensjonalny strój sekretarki) kat, wbijający nóż w plecy przyjaciela. - To zajmie kilkanaście sekund. Mogło być gorzej, Charlie - zaczęła swobodnie, znów nienaturalnie spokojna, gładząc go jedną dłonią po odkrytych ramionach. - Odliczę do dziesięciu, w porządku? - kontynuowała wręcz pogodnie, zerkając na Mary i powoli licząc...do trzech, element zaskoczenia powinien oszczędzić chłopcu początkowej fali bólu. Wsunęła więc delikatnie ostrze noża do rany. Płytkiej, na całe szczęście; nie wsłuchiwała się w stłumione przez bandaż krzyki chłopaka tylko metodycznie chociaż nie bez trudu usunęła kulę, która wyślizgnęła się jej z rąk pełnych krwi i sturlała się na miękki materiał kozetki. Chwyciła ją od razu, oglądając dokładnie. Zero odprysków, usunęła więc całość ciała obcego - wielka ulga, gdyby materiał rozerwał się na strzępy mogło by być naprawdę nieprzyjemnie. |
| | | Wiek : 24 Zawód : pielęgniarka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 12:33 pm | |
| Gdy wciąż bezimienna dziewczyna poprosiła ją o asystę nie zająknąwszy się stanęła wygodnie na rozszerzonych nogach i mocno docisnęła ramiona chłopaka do kozetki. Był bardzo silny, więc nie było łatwo utrzymać go w jednej pozycji. Po chwili gdy zobaczyła kulę odetchnęła z ulgą i rozpoczęła przygotowywanie jak najlepszego opatrunku na ranę. Najczystszy gazik nasączyła wodą utlenioną, która pełniła właściwie tylko funkcję zmiękczającą. zabandażowała ranę i uśmiechnęła się do chłopaka. Musiała odwieść biedaka od myśli o bólu dlatego spokojnie go uciszała. - Ale byłeś dzielny- nie wiedząc dlaczego tylko to jej przyszło do głowy - Posłuchaj, to - rzuciła wzrokiem na bandaż zwinięty w rulon - być może uratowało nam życie, teraz. Tylko spokojnie wyjmę go, ale ty możesz mówić tylko szeptem. Dobrze? Najlepiej nic nie mów. Strażnicy za jakiś czas tu będą. Rzadko wchodzą do środka, ale trzeba uważać. Potrzebujemy go nawodnić...- szukała wsparcia u starszej dziewczyny wyjmując z ust rulon bandażu.. Jej dłonie, które w stresie zalewa rzeka potu, teraz były wyjątkowo suche i przygotowane do pracy. Cieszyła się, że jest ktoś obok i starała się robić wszystko by nie być dla dwójki znajomych tylko pechowym zdarzeniem. Oczywiście, że jeszcze im nie ufała, to normalne, ale teraz nie miało najmniejszego zdarzenia. Czuła się z obowiązana by uratować chłopaka, skoro nie udało się uratować brata. Alan, twarz młodego chłopca o lokowanych włosach przemknęła jej przez myśli. Myślała, jak tylko uspokoić chłopaka, o czym opowiedzieć by tym się zajął. Nie myślała o upodobaniach chłopaka, bo w głowie miała tylko braciszka. - Macie rodzinę? - zagaiła - Ja miałam. - zrobiła pauzę - Miałam braciszka...- po chwili przerwała jakby wyznanie było zbyt intymne i zajęła się woda utlenioną sprawdzając jej wartość na swoich poranionych dłoniach. Zamknęła się w sobie. Wiedziała, że teraz nie na to pora. Żeby im pomóc muszą jej ufać. Dlaczego to jest takie trudne? - zapytała sama siebie po czym postanowiła kontynuować - Mieszkaliśmy w Dwunastce, w takim małym górniczym domku, który był cały ozdobiony jego malowidłami. Tata czasem mu przynosił kawałek węgla...-westchnęła- A on rysował....tylko rysował...póki...znaczy gdyby... - znów blokada. To nieznajomi! ZAMKNIJ SIĘ! - krzyczał rozum, ale miała nadzieję, że chociaż chłopak na chwilę oderwał myśli od zimnego opuszczonego szpitala. Skarciła się samą i rzuciła coś o poszukaniu wody. |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 1:44 pm | |
| Wspomnieniem o pechu zdołała przywołać uśmiech na jego zmęczoną tym wszystkim twarz. - I to jeszcze jakiego... - westchnął, po czym skierował wzrok na płomień, w którym ku własnemu zaskoczeniu odnalazł chwilę wytchnienia. Języki ognia tak zgrabnie omiatały nóż, który za chwilę miał znaleźć się w jego ramieniu. Ale nie myślał teraz o tym. Skupił całą uwagę na tym wątłym płomyku, którego blask ginął w świetle zachodzącego słońca. Robiło się ciemno. Gdyby był bardziej przytomny kazałby się Maisie zbierać i pędzić tam, skąd przyszła. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że po zmroku patrole się nasilają i powrót na tamtą stronę będzie znacznie trudniejszy. Znowu się dla niego narażała. Być może w tej chwili ważyła się cała jej przyszłość - jeżeli ktoś ją tu znajdzie, to może pożegnać się z mieszkaniem i posadą. Była to ostatnia rzecz, jakiej Charlie sobie życzył, już zwłaszcza, że miałoby to nastąpił przez niego. W tej chwili mogła zrobić z nim co chciała - przypominał raczej bezwiedną teatralną kukłę niż żywego nastolatka, który zręcznie ucieka przed żołnierzami pomiędzy zawalonymi budynkami. Bez słowa sprzeciwu (choć ze zduszonym jękiem) położył się na kozetce plecami do góry. Czyli za chwilę zacznie się ta naprawdę nieprzyjemna część tego całego spotkania? Wcisnęły mu w zęby kawałek materiału, czy czegoś podobnego. Było całkiem miękkie i gdyby nie myśl, że znalazło się to w jego ustach, by stłumić krzyki, to stwierdziłby, że mu całkiem wygodnie. Tkanina całkowicie uniemożliwiała mu mowę, toteż wydał z siebie jakiś pomruk na znak, że rozumie i jest gotowy. Niech robią co trzeba. Wytrzyma. Dziesięć? W myślach odliczał kolejne cyfry, gdy nagle jego ciało przeszył ostry ból. TRZY! DOLICZYŁA DO TRZECH! Przyciśnięte do kozetki ciało zaprotestowało spazmem - wyglądał jak ryba, która wyciągnięta z wody miota się po podłodze próbując ocalić życie. Na szczęście uścisk Mary był na tyle silny, że Maisie mogła spokojnie dokończyć to, co zaczęła. Łzy napłynęły mu do oczu, a z gardła wyrywały się kolejne zduszone okrzyki. Bandaż najwyraźniej spełniał swoje zadanie. Wyjęcie zwitka materiału spomiędzy zębów przyjął z ulgą. Mógł w końcu zaczerpnąć powietrza. Cisnęło mu się na usta wiele słów, ale zgodnie z prośbą nowej znajomej nic nie powiedział. Nie chciał narażać siostry jeszcze bardziej. Milczał patrząc na nie szklącymi się od łez oczyma, których nie był w tej chwili sam w stanie sobie otrzeć. Wyglądał jak zbity psiak. Nie był chyba dzielny... Ale już się tym nie przejmował. Dzielny, czy nie. Męski, czy dziecinny. To naprawdę nie było teraz ważne. Leżał w opuszczonym szpitalu na kozetce z raną po kuli w ramieniu całkowicie wyprany z wszelkich sił, by być zdolny zrobić cokolwiek. Kto by pomyślał, że wyjmowanie kuli może tak męczyć? Jedno pozwalało mu zachować przytomność - była przy nim Maisie. W jej obecności czuł się naprawdę bezpieczny. Ułożył głowę na kozetce i przymknął oczy. Wciąż ciężko dyszał, ale już nie krzyczał. Było po wszystkim. Niewiele docierało do niego ze słów Mary, ale jej głos działał całkiem kojąco. Nieważne co mówiła. Mógł odpocząć i przestać martwić się tym, jak wiele bólu przysporzy mu wyjmowanie pocisku. Choć trzeba przyznać, że Maisie uczyniła to niezwykle zręcznie i szybko, za co był jej wdzięczny. Powie jej o tym, gdy już odpocznie. - Przepraszam - odparł w pewnym momencie. |
| | | Wiek : 24 Zawód : pielęgniarka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 2:04 pm | |
| Już miała wychodzić z sali by poszukać wody. Może znów by się poszczęściło? Spojrzała przekornie na podłogę z uśmiechem, którego nikomu nie ujawniła. Poczuła się już zbędna. Zadanie wykonane. Już nic więcej nie może zrobić. Tylko ponownie zniknąć. Może dla nich byłam pechem, ale ich pojawienie się dla mnie wybawieniem - mówiła do siebie w myślach, ale muszą odejść. Tak ma być i koniec. Znów samotnie biegać pod getto by coś zjeść, znów walka o przetrwanie i jako takie poczucie bezpieczeństwa jakie może dać opuszczony szpital. Był jej kryjówka, znała tu każdy kąt, ale miała nadzieje, że złudzenie że jest tu po raz pierwszy dało się utrzymać. W swojej głowie zlokalizowała butelkę, dokładnie wiedziała w jakim skrzydle szpitala ukryła skrzętnie pół litra jej ostatniego ratunku, który teraz był potrzebny. Skrzydło nie było oddalone. Wystarczyło skręcić na klatkę schodową i tam za półką na gaśnicę wdzięcznie czekało wybawienie. Pobiegła po nią szybko i wróciła jeszcze szybciej. Dziewczyna spojrzała na chłopaka i usłyszała owe "przepraszam". Stanęła jak wryta i patrzyła to na chłopca to na dziewczynę. Czuła, że przeszkadza. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 2:06 pm | |
| Przyglądała się kuli jeszcze przez chwilę, po czym odłożyła ją delikatnie na parapet, nie chcąc wywołać głośnego dźwięku przez upuszczenie jej na podłogę. Już wystarczająco nahałasowali na Ziemiach Niczyich, chociaż musiała przyznać, że Charlie był wyjątkowo cichy. Albo była to zasługa zapobiegliwości Mary, odkneblowującej go teraz delikatnie. Podejrzewała, że chłopak i tak nie będzie miał siły na jakieś głębokie rozmowy. Bądź wyrzuty, że Maisie przeprowadziła wesołą operację nieprofesjonalnie i boleśnie. Trudno, nie miała innego wyjścia i czuła się teraz już zupełnie spokojna, tylko przez sekundę walcząc z złymi wspomnieniami. Już kiedyś miała ręce pełne krwi; w innym towarzystwie, w innych, szczęśliwszych czasach, kiedy stała z nożem nad ciałem pierwszej upolowanej sarny. Lekkie przebłyski, czerwone promienie zachodzącego słońca i ciepła, bordowa substancja, spływająca jej już po nadgarstku. Na szczęście nie sięgnęła ołówkowej spódnicy ani bluzki; wytarła dłonie od razu w bluzę Charliego, wsłuchując się w racjonalne słowa dziewczyny. No tak, woda i odpoczynek, to na pewno było w tej chwili najbardziej niezbędne poszkodowanemu i dziękowała swojej przezorności, nakazującej zabranie z mieszkania prowiantu do schowania w kryjówce. Głupi pomysł, prowadzący do nieprzyjemnych zdarzeń, ale przynajmniej mogła w jakiś sposób pomóc chłopcu. I dziewczynie też; sięgnęła do swojej torby i wyjęła z niej małą butelkę soku, po czym podsunęła ją Charliemu, rzucając jednocześnie Mary paczkę suchych krakersów. Miała jeszcze puszki z jedzeniem, ale rozpalanie ogniska byłoby w tej sytuacji skrajną głupotą. - Za co przepraszasz? - spytała natomiast Charliego, przyglądając mu się z ukrytym niepokojem. Nie mogła zabrać go ze sobą do Dzielnicy; nie wyobrażała sobie sytuacji w której Gerard dowiedziałby się o jej wycieczkach na Ziemie Niczyje w celu przygotowań ewentualnej ucieczki. Podwójne samobójstwo; na razie ryzykowała tylko na swoje konto, łamiąc zasady ojca. - Nie mogę cię zaprowadzić do siebie, Charlie - rzuciła w końcu cicho, przysiadając na czystej części kozetki i pojąc półleżącego chłopca wodą, którą przyniosła Mary, jednocześnie wpatrując się w dziwnie roztrzęsioną dziewczynę. Jeszcze przed chwilą zachowywała się profesjonalnie, ale teraz jej głos wyraźnie drżał...wspominając coś o rodzinie? Maisie odruchowo zdrętwiała, na sekundę, co mógł poczuć tylko Charlie. Chwilowe zaciśnięcie warg, które zniknęło równie szybko, co się pojawiło. - Mam trójkę rodzeństwa. Nie wiem, czy żyją - odparła po chwili beznamiętnie; opowiadanie o sobie nie było rozsądne, ale podskórnie czuła, że Mary nie stanowi już niebezpieczeństwa. Pomogła im i bez jej obecności tutaj cała procedura pozbywania się kuli pewnie skończyłaby się dużo boleśniej i niebezpieczniej. Dzięki niej rana była zabezpieczona i teraz Charlie musiał tylko uważać, by jej nie zabrudzić. |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 2:46 pm | |
| Najchętniej zasnąłby teraz, nawet w tej niezbyt wygodnej pozycji, ale podsunięta mu przez Maisie butelka soku nieco go oprzytomniła. No, może niekoniecznie samego Charliego, co jego pusty żołądek. Przez to wszystko zapomniał całkiem, że ostatni posiłek zjadł wczoraj z rana. Niewielki, suchy ziemniak upieczony nad ogniskiem. Całkiem pożywny, zważywszy na warunki, które tu panowały, ale nie na tyle, by wystarczyło mu na dwa dni. Na szczęście rozmowa zagłuszyła ciche burczenie dobiegające z wnętrza jego żołądka. Sam jakoś niezbyt też się tym przejął - przywykł już do zasypiania bez posiłku. Rana wciąż nieco go piekła, ale przysparzała zdecydowanie mniej bólu niż wtedy, gdy tkwiła w niej kula. - Co? - zapytał spoglądając zaskoczony na Maisie. Nie był chyba świadomy, że za coś przepraszał, widać jego świadomość nadal była nieco przyćmiona tym, co przed chwilą się wydarzyło. Może to i lepiej? Oszczędzi im to rozmowy, której Charlie zdecydowanie wolałby nie przeprowadzać. Wiedział, że ma za co przepraszać, ale naprawdę dla wszystkich będzie lepiej, gdy zostawi to wszystko dla siebie. I przyjaciela, do którego pisywał listy. Jego dziennik powinien być wsunięty pomiędzy podszewkę, a tylną część plecaka. Bezpieczny, ukryty przed wzrokiem postronnych. W zasadzie to Charlie w tej chwili znajdował się w podobnej sytuacji - bezpieczny i ukryty przed żołnierzami patrolującymi Ziemie Niczyje. Wypita woda nieco go wzmocniła, dzięki czemu mógł zacząć w bardziej aktywny sposób uczestniczyć w rozmowie, choć nie bardzo wiedział o czym dziewczyny dyskutują. - Nie prosiłem o to - odparł uśmiechając się do Maisie - Tu mi dobrze - dodał chcąc brzmieć stanowczo, choć głos wciąż miał jeszcze słaby. Nigdy nie pozwoliłby sobie, by prosić ją o coś takiego. Nie był aż tak głupi - doskonale zdawał sobie sprawę, że tam byłby tylko kulą u nogi, która pociągnęłaby dziewczynę z powrotem na samo dno. A dnem tym były właśnie Ziemie Niczyje. Cieszył się jej szczęściem i nie chciał tego niszczyć. Po chwili posłał ciepły uśmiech w kierunku Mary. Może się nie znali, ale pomogła przy wyjmowaniu kuli, sama nie wiedząc komu tak naprawdę pomaga. Był jej za to wdzięczny. |
| | | Wiek : 24 Zawód : pielęgniarka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 3:10 pm | |
| Podając im wodę wróciła się na stertę desek, które w tej chwili idealnie imitowały krzesło. Po chwili w jej kierunku coś leciało. Podążający przez salę obiekt okazał się paczką krakersów. Mary zrobiła wielkie oczy i spojrzała na dziewczynę stojącą przy chłopaku. Nie wierzyła swoim oczom. Ostatnio jadła...na wpół surowe mięso psa. Coś jeść musiała. Krakersy w porównaniu z psem były rarytasem. Uśmiechnęła się szeroko mówiąc tym dziękuję, ale nie miała ochoty jeść ich sama. rozdarła paczkę i położyła przy kozetce tak by każdy mógł sięgnąć po jednego. - Trójkę? To znaczy jeśli nie chcesz to nie mów. Wiem jak jest. - powiedziała ponownie siląc się na lekki uśmiech. Spojrzała na chłopaka, wyglądał lepiej. - Pij, pij - popędzała go patrząc na sok - Musisz nabrać siły teraz. - na jego uśmiech poczuła ciepło w środku. Dawno nie czuła się tak zmęczona, głodna i rozkojarzona ale szczęśliwa. Odwzajemniła uśmiech po czym dotknęła jego przedramienia by zmierzyć puls. Ręka była wciąż zimna, ale nie tak jak przed zabiegiem. Dokładnie liczyła i w końcu uśmiechnęła się lekko ponownie - Puls wraca powoli do normy. Masz szczęście! Gratulacje Pani Doktor - zażartowała patrząc na dziewczynę. Ale po chwili przywołała do siebie ich rozmowę "nie mogę cię zabrać do siebie". To co z nim będzie? Gdzie go...Mogłabym się nim zaopiekować, ale czy to nie wyglądało by po prostu dziwnie? - zadała sobie nurtujące ją pytanie. Wciąż nie znała nawet imion przybyszy, ale zrozumiała, że ta nie wiedza zapewnia im w jakiś sposób bezpieczeństwo. Po za tym, to nie było aż tak ważne. Teraz liczyło się jedzenie i czekanie na skutki uboczne za dużej ilości adrenaliny we krwi. Pochwyciła następnego krakersa w zęby i cicho go przygryzła. Zbliżał się czas patrolu żołnierzy. - Posłuchajcie...lepiej by było ukryć się na górze, wiem co mówię. Tu jesteśmy na odstrzale, na trzecie piętro nigdy nie chce im się wchodzić - uśmiechnęła się lekko, wciąż zastanawiając się co będzie z chłopakiem. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : córeczka tatusia Znaki szczególne : po-ciążowa sylwetka, szaleństwo w oczach
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 3:41 pm | |
| Nigdy nie czuła się za nikogo odpowiedzialna; została wepchnięta w tak pokręconą rodzinną relację, że nie mogła zaopiekować się nikim, zależna tylko od jednej osoby. I przez nią w pewien sposób rozpieszczona; nie miała nigdy żadnego zwierzątka, świętej pamięci Azazel został jej brutalnie odebrany i pewnie dlatego teraz całą nadopiekuńczość przelewała na Charliego. Bladego, zmęczonego, drżącego i spoconego. Najchętniej nakryłaby go kocem, zrobiła ciepłej herbaty i poopowiadała mu dawne bajki. Oczywiście te cenzuralne, nie te, którymi częstował ją na dobranoc Gerard, powoli wsączając w jej psychikę wieczny niepokój i chore przywiązanie. Nakazujące jej powrót do domu. Jak najszybciej; nie ruszała się jednak na razie z miejsca, poprawiając rozczochrane włosy Smitha i w końcu odbierając mu butelkę i wypijając ją do końca. Z ulgą odstawiła ją na brzeg kozetki, poprawiając w końcu podwinięte rękawy koszuli i uśmiechając się lekko na słowa dziewczyny. Nie przez dość dumne określenie, ale przez pocieszającą diagnozę. Widocznie wszystko miało szansę się ułożyć i mogła z czystym sumieniem zostawić Charliego tutaj...samego? To nie dawało jej spokoju, wiedziała, że ranny nie znajdzie jedzenia i nie obroni się przed ewentualnymi rabusiami. Nie miała jednak wyjścia, zwłaszcza, że czas gonił. Wstała więc z kozetki i schyliła się do plecaka Charliego, wkładając tam przyniesione puszki z jedzeniem i przy okazji upewniając się, że pistolet i naboje są na miejscu. Były, tak samo jak szara teczka, którą otworzyła, podejrzewając, że znajdzie tam same śmieci. Niezależnie od tego, co znajdowało się w teczce, zamknęła ją i schowała do swojej torebki, zapinając zamek i odwracając się do kompanów w nieszczęściu, jednocześnie łapiąc w dłoń ciężki plecak. - Dobrze. Przejdziemy na poddasze. Tam was zostawię i...potem będę musiała zniknąć - zaczęła, powoli rysując sobie w głowie chwiejny plan. - Macie jedzenie, powinno wystarczyć na trzy dni. - dodała, bez pytania zakładając, że dziewczyna zostanie przy Charliem. Może postępowała znów naiwnie, ale wydawało się jej, że lepsza nieznajoma towarzyszka niż samotne noce w opustoszałym muzeum. Podeszła więc do Charliego i pomogła mu wstać, kierując się w stronę drzwi. - Nie wiem, kiedy się zobaczymy. W razie czego - korzystaj z tego, co dzisiaj znaleźliśmy - powiedziała mu cicho. - Gdybyś zmieniał lokalizację, zostaw mi tutaj jakąś wiadomość, dobrze? I uważaj na siebie - zakończyła, uśmiechając się ponad jego ramieniem do Mary i wskazując głową drzwi. Przez które zapewne wyjdą na schody i na bezpieczne poddasze. prosiłabym MG o udzielenie informacji odnośnie dokumentów/śmieci znalezionych w teczce i o dopisanie do ekwipunku Charliego broni i amunicji, jednocześnie dziękując za miłą rozgrywkę Mary, Charlie, chyba możecie jeszcze odpisać po jednym poście i kończymy? ;> |
| | | Wiek : 18 Zawód : drobny złodziejaszek Przy sobie : aparat fotograficzny, zapalniczka, tygodniowy zapas kawy, scyzoryk wielofunkcyjny, latarka z wytrzymałą baterią, wytrych Znaki szczególne : nieodparty urok Obrażenia : niezagojona rana postrzałowa prawego barku, obtarte wnętrze prawej dłoni
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 4:46 pm | |
| Wizja leżenia pod kocem z kubkiem gorącej herbaty w ręku i Masie opowiadająca mu bajki była dla niego tak abstrakcyjna, jak to, że kiedykolwiek skończy swoją tułaczkę. Oczywiście, właśnie czegoś takiego pragnął, ale był realistą (a może raczej pesymistą?), który dobrze wiedział, że nie ma czegoś takiego jak szczęśliwe zakończenia. Jest tylko ponura rzeczywistość i instynkt, który sprawiał, że jeszcze żyli. Kto wie? Sekunda zawahania w muzeum i może leżałby teraz martwy? Lub co gorsza martwa byłaby Maisie. Właśnie wtedy, gdy zaczęło jej się jakoś układać (przynajmniej w wyobrażeniach Charliego, któremu znacznie łatwiej przychodziło wyobrażanie sobie szczęścia innych niż jego własnego). Nie miał jej za złe, że musiała iść. Doskonale to rozumiał, choć w głębi serca chciał, by została tu z nim na zawsze. Nie był jednak egoistą - skoro chociaż jej udało się stąd wyrwać, to powinna z tego korzystać. I nie zawracać sobie głowy małym, brudnym chłopakiem. Uśmiechnął się po raz kolejny, po czym spróbował poderwać się z kozetki, ale próba ta zakończyła się tylko zduszonym jęknięciem. Znów potrzebował pomocy... Uśmiech tkwiący na jego twarzy rozpłynął się w momencie, gdy wspomniała o odejściu. Spochmurniał nieco, ale szybko zamaskował niezadowolenie jakimś grymasem, który to miał się niby pojawić z powodu bólu. - Nie musisz tego zostawiać - stwierdził widząc, jak Maisie chowa mu do plecaka jedzenie. Wciąż nie mógł przyzwyczaić się do myśli, że dziewczyna nie musi teraz walczyć o każdy posiłek. W głowie cały czas tkwiła mu wizja tego, że oddaje im swoje zapasy, nie zostawiając nic dla siebie samej. - Dziękuję - odparł, gdy do niego podeszła. Z jej pomocą podźwignął się z kozetki i wciąż opierając się o jej ramię ruszył w kierunku drzwi prowadzących na korytarz. Pokiwał głową. Wprawdzie nie planował wykorzystywać broni, bo ta w jego rękach była większym niebezpieczeństwem dla niego samego niż innych, ale łatwiej będzie mu żyć ze świadomością, że może jej użyć. Poza tym - strzelanie przyciągało zbyt wiele uwagi, tutaj zdecydowanie lepiej było działać po cichu. - Dam sobie radę - zapewnił. Zawsze dawał. Spędził w końcu ostatnie dwa miesiące w kompletnej samotności i wciąż żył. Chociaż nie odbiło to się najlepiej na jego zdrowiu psychicznym. Ale teraz miał towarzyszkę. Mary wydawała się naprawdę miła, choć pozory potrafią często zakończyć się tutaj dość bolesną pomyłką. - Nie powinnaś tu wracać - ale zignorowała chyba jego słowa. Wszyscy troje opuścili salę.
/kończymy ;) |
| | | Wiek : 24 Zawód : pielęgniarka
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pią Maj 02, 2014 5:14 pm | |
| Czyli teraz miała nie być sama? Szła przodem prowadząc pozostałą dwójkę na poddasze. Mijali dwa korytarze, gołębie na nich szukające czegokolwiek do jedzenia. Przykro mi wyczyściłam tu wszystko przed wami - pomyślałam i ponownie weszłam na schody. Im wyżej tym dziwnie zimniej. Między obdrapanymi murami robiło się coraz mroczniej. Co chwila odwracała głowę by mieć pewność, że twarz chłopaka nie blednie jeszcze bardziej. Bała się o jego stan, powinien teraz leżeć, ale to było zbyt niebezpieczne. Nie sama...całe tygodnie była sama, jedna jedyna. Wciąż niepewnie patrzyła na chłopaka, ale jak się okazało jej misja się jeszcze nie skończyła. Teraz miała się opiekować. Nie zawiedzie. Weszła powoli na poddasze Uśmiechnęła się. Jako tako dziewczyna miała do niej zaufanie by zostawić chłopaka pod jej opieką. Bała się, że przez zbytni wysiłek krew znów zacznie płynąc, a nawet przyczyni się do wykrwawienia. Od czasu do czasu uważnie lustrowała twarz chłopaka, nie wyglądał najgorzej, chodź stawał się bledszy i bledszy. - To tutaj - powiedziała kierując ich przez trzecie piętro na sam koniec korytarza. - Gdy się lepiej poczuje i odpocznie, schowamy się na poddaszu, tam będziemy bezpieczni. - uśmiechnęła się kojąco - Dziękujemy za jedzenie. Oczywiście, że się nim zajmę. Za niedługo odzyska, powinien odzyskać siły. Połóż się tutaj. - zadecydowała wskazując stare szpitalne łóżko z nie najgorszym materacem. Odetchnęła z ulgą. Wszystko miało się skończyć dobrze, ale czy tak będzie? Czy się w ogóle dogadają? Muszą. - Jakoś to będzie...- powiedziała na koniec uśmiechając się delikatnie do obojga. / dzięki za dziś było super! |
| | | Wiek : 16 lat Zawód : szabrowniczka Przy sobie : nóż ceramiczny, wytrych, leki przeciwbólowe (6 tabletek), żywność, paczka papierosów, zapalniczka, tabletki do uzdatniania wody, latarka z wytrzymałą baterią, mapa podziemnych tuneli Znaki szczególne : dog Majcher u boku Obrażenia : nieprawidłowo zrośnięty nadgarstek (nie widać tego z zewnątrz, spustoszenie odkryje rentgen) będący źródłem chronicznego bólu
| Temat: Re: Opuszczony szpital Pon Sty 12, 2015 10:26 pm | |
| To jakieś kpiny. Jakiś, kurwa, żart. Najpierw pomyślała, że mogłaby po prostu to wyśmiać. Wiecie, coś w stylu chcecie mnie wywieźć, co? taki chuj i robić swoje. Umiała, nie? Uznali ją za nieprzydatną, bo, hej - chyba faktycznie taką była. Zamiast zarabiać na kawior i ciepłą wodę nieszczęsnych możnowładców, po prostu się ukrywała. Co mogło być więc trudnego w robieniu tego dalej? Przecież nic się nie zmieniało, po prostu teraz miała w ręku list, który podkreślał, jak bardzo musi się starać. Że bardziej, niż dotąd. Że musi przypomnieć sobie, jak zaczynała. Bo, hej, miała list. Skąd? Skąd, do cholery, miała ten pieprzony list? To proste. Od rodziny. Nie, nie wróciła do domu. Nie, nie kontaktowała się z nimi. Pismo dostała przez pośrednictwo jednego ze swych znajomych, którzy mieli na tyle przyzwoitości, by uspokajać czasem jej rodzicieli, że ich córeczka żyje. Jeszcze. Oczywiście, sama Annika o to nie prosiła. Wiecie, jej naprawdę było wszystko jedno, co sobie myślą. Co więcej, sądziła, że pewnie lepiej by było, gdyby stała się martwą. Nikt by za nią nie płakał, naprawdę, a przynajmniej byłby kłopot z głowy. O jedną osobę, wobec której należałoby udawać troskę, mniej. No i nie byłoby podobnych pism, nie? Zmarłych, zdaje się, jeszcze nie zmuszali do emigracji. W każdym razie, dostała list. Wzywamy Panią... Odbudowa Panem... status Wolnego Obywatela... Sratatata. Nie była głupia. Nie aż tak, by dać się na to nabrać. Łykała różne przynęty, ale nie takie. Sorry, mister President. Nie tym razem. Zrobiła to, co umiała najlepiej. Jedyne, co mogła. Zarzuciła nieodłączny plecak na ramię, spuściła Majchra ze smyczy i skorzystała ze swej niezawodnej ścieżki za mur. Miała wprawdzie mapę, mogłaby zejść do podziemi, może przytulić się na chwilę do Kolczatki, ale... Nie dojrzała do tego jeszcze. Wolała spróbować inaczej. Po swojemu. Tak, jak dotychczas. Oczywiście, domyślała się, że nie będzie łatwo. Zbliżająca się wywózka była gwarantem nasilonych patroli. Wymknięcie się za mur mogło być jeszcze stosunkowo proste, ale łap Białych trudno było uniknąć. Wbrew temu, co się mówiło, Ziemie Niczyje nie gwarantowały bezpieczeństwa. Były po prostu nieco innym polem gry, poligonem dającym jakieś szanse. Czy umiała z nich skorzystać? Niewątpliwie niebawem przyjdzie jej to sprawdzić. Wiedziała, że musi być w ruchu. Na najbliższe kilka dni czy tygodni - zanim dadzą sobie spokój, zanim drugi transport wyruszy w świat, zanim wszystko się uspokoi, przyśnie na chwilę - mogła zapomnieć o ciepłym kącie, do którego wracałaby co noc. Nowe zaułki, nowe miejsca, codziennie inne, tylko to dawało jakąkolwiek szansę. Mimo to po powrocie do swego rewiru poszła jedną z bardziej typowych dla niej ścieżek. Cholera. Była przewidywalna, co? Ale z pewnymi rzeczami nie umiała sobie radzić. Miała głód, który wymagał zaspokojenia, a szpitala wciąż przecież nie przejrzała do końca. Oczywiście, mógł to już zrobić ktoś inny - ba! na pewno niejeden przewrócił zapasy opuszczonej kliniki od góry do dołu - ale Lyberg nigdy nie rezygnowała tylko dlatego, że ktoś był przed nią. Ludzie popełniali błędy. Nie zauważali. Zapominali. Ona zaś doskonale potrafiła to wykorzystać. Była ostrożna, jak zawsze. Będąc niemal pewną, że raczej prędzej niż później natknie się albo na konkurencję, albo na mundurowych, uważała bardziej, niż zazwyczaj. Krok, krok, krok, po cichu. Drzwi otwierane ostrożnie, bez skrzypnięcia. Połamane krzesła nie trącane nawet czubkiem buta. Jaki plan? Prosty. W piwnicach był kiedyś magazyn leków. Zostawiła go sobie na koniec. Coś jak wisienka na torcie - spleśniała wprawdzie, nadgryziona, w gruncie rzeczy pestka bardziej niż faktyczny owoc, ale hej, potrzebowała jakichkolwiek symboli. Przekroczenie progu niegdysiejszego skarbca pełnego prochów mogło takim być. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Opuszczony szpital Sro Sty 14, 2015 8:21 pm | |
| Choć Annika stąpała ostrożnie i niemal bezszelestnie, szpital i tak co jakiś czas rozbrzmiewał pojedynczymi dźwiękami - czasem gwizdem wiatru, który wpadł do jednego z pustych pomieszczeń, a czasem skrzypnięciem poruszonej przez niego okiennicy czy tupotem przemykających po zbutwiałej podłodze szczurów. Panował zupełny spokój i zdawało się, że nic nie było w stanie go naruszyć. Dziewczyna znajdowała się właśnie na wąskim, zagraconym korytarzu. Na usłanej papierami, szkłem i wszelkimi drobiazgami podłodze leżał przewrócony wózek inwalidzki, gdzieś indziej nosze na kółkach, a nawet kilka połamanych krzeseł. Na końcu korytarza mieściła się natomiast klatka schodowa, która prowadziła do piwnicy i na piętro wyżej. W pewnym momencie gdzieś w głębi szpitala trzasnęły drzwi. Niewykluczone, że był to po prostu wiatr, ale na Ziemiach Niczyich w takich chwilach nie należało być stuprocentowo pewnym. |
| | |
| Temat: Re: Opuszczony szpital | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|