IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Laura Ginsberg

 

 Laura Ginsberg

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the pariah
Laura Ginsberg
Laura Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t2891-laura-ginsberg#45691
https://panem.forumpl.net/t2903-laura#45693
https://panem.forumpl.net/t2904-laura-ginsberg#45694
Wiek : 30 lat
Przy sobie : zestaw pierwszej pomocy, wytrych, gaz pieprzowy, zdobiony sztylet

Laura Ginsberg  Empty
PisanieTemat: Laura Ginsberg    Laura Ginsberg  EmptyCzw Lis 06, 2014 7:20 pm


Laura Ginsberg
ft. Sarah Warnaar
data i miejsce urodzenia
9 sierpień 2253r., Dystrykt Czwarty
miejsce zamieszkania
Ziemie Niczyje
zatrudnienie
Aktualnie brak
Rodzina


In some sense every parent does love their children. But some parents are too broken to love them well& others are barely able to love them at all

Rodzina. Z tym jednym słowem i siedmioma literami wiąże się naprawdę wiele… innych słów, wspomnień, obrazów, dźwięków i uczuć. To jedno słowo łączy w sobie o wiele więcej, niż można by się po nim spodziewać. To słowo jest nadzieją, pragnieniem, bólem i grzechem. To słowo jest…
… Rufusem Ginsbergiem, czyli ojcem. Do niego także pasuje niezliczenie wiele słów. W moich oczach był silny i zdecydowany. Był spoiwem, trzymał naszą rodzinę w ryzach, choć chyba nigdy nie miała powodów, aby się rozpaść. Urodził się w Kapitolu i z tego, co wiem, nie byłam jego pierwszym dzieckiem, a moja matka nie była jego pierwszą żoną. Nie miało to jednak większego znaczenia, skoro później byłyśmy już tylko my.
… Madeleine Ginsberg, czyli matką. Ta kobieta dała mi życie i, pomimo wszystkiego, co mi ono przyniosło, jestem jej niezmiernie wdzięczna za to, że obdarzyła mnie tym darem. Była triumfatorką, zwyciężczynią. Często zastanawiałam się, czy to właśnie dlatego mój ojciec zapragnął ją poślubić. Nigdy jednak nie zdobyłam się na to, aby zapytać. Była od niego znacznie młodsza, a mimo to było między nimi coś… czego wciąż nie potrafię wyjaśnić. Pochodziła z Szóstki, więc życie w dystrykcie nie było jej obce. Zginęła na moich oczach, ale o tym później.
… Gavinem Annesley’em, czyli moim mężem. Zastanawia mnie jednak, czy wciąż mam prawo, aby tak go nazywać. Jego historię zostawmy więc na później.


Historia


In the land of Gods & Monsters,
I was an angel, livin' in the garden of evil

Znacie ten moment, kiedy słońce dopiero co wznosi się ponad horyzont? Siadacie nad wodą, słysząc szum fal obijających się o brzeg, czując delikatną bryzę na swojej twarzy i wdychając do płuc słone powietrze. Przed wami tworzy się nowy dzień, ale za wami wciąż panuje noc, a ciemne niebo usłane jest milionami gwiazd. Jesteście na granicy, między nocą a dniem. Jednak tylko przez kilka minut, już za chwilę to słońce wzniesie się wysoko na sklepienie niebieskie, a noc pozostanie jedynie wspomnieniem… Zawsze to uwielbiałam. Niebo przede mną miało cudowny odcień – jasny błękit łączył się z delikatnym różem tam, gdzie na drogę słońca wchodziły chmury. Czułam się taka spokojna i wyciszona. Za każdym razem, gdy potrzebowałam chwili dla siebie, przychodziłam w to jedno miejsce, zawsze w to samo i zawsze sama. Czasem nawet wyobrażałam sobie, że to właśnie w takich okolicznościach przyrody tknięto we mnie życie.
To Czwórka była moim domem i nigdy nie potrafiłam sobie wyobrazić, aby mogło być inaczej. W duchu dziękowałam rodzicom, że to właśnie ten dystrykt wybrali na miejsce zamieszkania. Co mogłabym powiedzieć? Kochałam go. Czułam się tam jak w raju i, w pewnym sensie, był dla mnie rajem. Oczywiście  do czasu, gdy na krótkie chwile zamienił się w istne piekło. Przez większość czasu jednak było mi tam wspaniale i nigdy nie chciałam mieszkać w żadnym innym miejscu. Pozostałe dystrykty wydawały się szare i ponure, każdy z nich był gorszy od mojego. A Kapitol? Kapitol wydawał się zbyt odległy, aby mógł być w ogóle prawdziwy. Był jak fatamorgana majacząca gdzieś w oddali.
Sierpień roku 2253 był naprawdę piękny. A przynajmniej tak sądziłam, przeżywając już 29 tych miesięcy. Poza tym lubiłam myśleć o tym, że to właśnie poranne słońce oświetliło mnie po raz pierwszy w życiu.  Często zastanawiam się, jak powinnam opisać swoje dzieciństwo. Było szczęśliwe, a przynajmniej ja widziałam je w różowym kolorze. Miałam wszystko, co mogłam mieć w dystrykcie i choć nie było tego za wiele, nigdy nie pragnęłam więcej. Miałam morze, które pokochałam od pierwszej chwili, w której matka postanowiła mi je pokazać. Miałam piasek, w który zapadały się moje stopy. Latem ciepły, nagrzany promieniami słońca, zimą chłodny, ale wciąż nie mniej przyjemny. Miałam swoje wschody i zachody. Była to jedyna rzecz, z którą z nikim nie zamierzałam się dzielić. Ulotne chwile miały być tylko moje. Chciałam je chwytać, napawać się nimi, podziwiać i uśmiechać obserwując zmiany, które działy się na moich oczach. Miałam wówczas wrażenie, że jestem bliżej natury, bliżej wszystkiego, co człowiek od stuleci pragnie poznać i zbadać.
Z wczesnego dzieciństwa nie pamiętam zbyt wiele. Chyba nie jest to dziwne, w końcu jak wiele dzieci pamięta pierwsze miesiące czy nawet lata swojego życia? Obrazy, które zaczynają się pojawiać po jakimś czasie są lekko zamazane, barwy jakby jaśniejsze a dźwięki przyciszone. Zawsze jednak pojawiają się w nich te same twarze. Twarze rodziców, których naprawdę kochałam i dla których byłabym skłonna zrobić wszystko. Bez względu na to, jacy by nie byli i tak wyrażałabym się o nich w ten sam sposób. Dali mi życie. Byli główną przyczyną tego, że stąpałam po tej ziemi i mogłam oglądać wszystko, co mi ona oferowała.
Muszę przyznać, że naprawdę cieszyłam się życiem. Potrafiłam docenić jego piękno. I, choć patrząc na to z perspektywy czasu widzę, jak szybko przeleciało mi przez palce i jak wiele bólu ze sobą przyniosło, dalej uważam tak samo. Życie jest zbyt krótkie, aby marnować je na zamartwianie wszystkim dookoła, chociaż nie zaprzeczę, że i ja przeżywałam taki okres. Ale o tym później.
Do pewnego momentu lata, które przyszło mi spędzić w Czwórce, nie cechowały się niczym specjalnym. Miałam swoje rutyny, obowiązki i przyjemności. Nie byłam pedantycznym dzieckiem i chyba rodzice nigdy nie starali się mnie tak wychowywać. Mimo wszystko lubiłam snuć plany, wiedzieć, że w moim życiu jest coś stałego, na czym mogłam się oprzeć w razie nagłego załamania. Na szczęście wtedy do niego nie doszło. Byłam zbyt młoda, aby rozumieć niektóre rzeczy. Zbyt niewinna i nieświadoma, prowadząca beztroskie, dziecięce życie wśród ukochanej rodziny, grupy oddanych przyjaciół i marzeń, które też posiadałam. Jak każdy. Chodziłam do szkoły i wydawało mi się, że największym wyzwaniem, jakie mogłam napotkać na swojej drodze było pokonanie morskich fal wpław nie pozwalając się zatopić czy uniknięcie kary za zbyt późny powrót do domu. Niestety, to nie były problemy i życie dość boleśnie miało mi to uświadomić. Podobno terapia szokowa jest najlepsza, jednak ja wolałabym nigdy jej nie doświadczyć. Czasem wciąż marzę o tym, aby ponownie zagłębić się w ten błogi stan nieświadomości, nie wiedzieć o niektórych rzeczach. Pozostać ślepą na ludzi, którzy mnie otaczali i to, co robili.
Może się to wydać dziwne, ale uwielbiałam chodzić do szkoły. Każdego wieczora kładłam się spać podekscytowana, a rankiem budziłam rześka i pełna zapału do przeżycia następnego dnia. Nie wiem, czy rzeczywiście było to spowodowane szkołą czy faktem, iż zaraz przed nią wyruszałam oglądać wschód słońca. Było to niezwykle łatwe zimą, kiedy ten nadchodził wyjątkowo późno. Latem jednak wstawałam zdecydowanie za wcześnie tylko po to, aby przez krótką chwilę radować się ulotnością i wzniosłością wydarzenia, na którym opierałam swoją egzystencję. Nauka szła mi zaskakująco dobrze. Choć może nie zaskakująco? Może cały mój intelekt odziedziczyłam po ojcu, który w moich oczach swoją wiedzą przewyższał nawet największych filozofów, jakich znał ten świat? Tak czy owak rodzice nigdy nie musieli się martwić o to, że w jakikolwiek sposób splamię nazwisko Ginsbergów czy ośmieszę ich w oczach innych mieszkańców. Chciałam, aby byli ze mnie dumni i moją największą ambicją nie były wysokie stopnie a świadomość, że Rufus i Madeleine mieli powód, aby uśmiechać się na mój widok. Że kochali mnie za to, jaka byłam i jeszcze bardziej przez to, że byłam taką, jaką mnie chcieli. Co więcej,  nigdy też nie odczuwałam żadnej presji z tego powodu. Wszystko, co robiłam, robiłam zgodnie z własną wolą, a przypadki, w których zmuszano mnie do czegokolwiek mogłabym wyliczyć na palcach jednej ręki.
Okres błogiego szczęścia musiał się kiedyś skończyć. Zaczęłam dorastać a to przynosiło więcej i więcej problemów których, o ironio, byłam zupełnie świadoma. Ponadto nie chciałam ich. Burzyły moją idealną wizję świata, w której wszystko posuwało się wraz z jakimś mistycznym planem, którego ja byłam samym środkiem. Wiedziałam, że nie wszystko na zawsze pozostanie idealne, ale nie chciałam, aby mój świat zaczął się burzyć i budować na nowo. Zaczynałam być zmęczona tym, jak wiele razy musiałam składać swoje serce wciąż i wciąż, jakby było złożone z puzzli, które można szybko rozsypać, ale nie można tak szybko poskładać. Chciałam spokoju, powrotu do życia, które miałam, zanim poznałam prawdziwe znaczenie słowa miłość.
Mówi się, że historia lubi zataczać krąg. W wieku 19 lat miałam przekonać się, że jeden przypadek jest początkiem innych przypadków i zbiegów okoliczności, które za dziesięć lat postawią mnie w miejscu, w którym jestem teraz.
Zawsze myślałam, że miłość to naprawdę potężne uczucie. Nie wiem czy to, co łączyło moich rodziców było tym, co sobie wyobrażałam, ale jednego byłam pewna - chciałam to poczuć. Będąc zaledwie małą dziewczynką marzyłam o księciu z bajki, który pokaże mi świat, jakiego nie znałam i zabierze w miejsca piękniejsze od mojego skrawka plaży. Marzyłam o tym wszystkim, o czym tak naprawdę nie miałam pojęcia. Snułam plany, układałam w głowie niezliczone ilości scenariuszy. Czas leciał i leciał, a w moim życiu nic nie ulegało zmianie. Dom, rodzina, szkoła, morze; te rzeczy nieustannie przeplatały się ze sobą i zdawało mi się, że nie ma już miejsca na nic więcej. Pogrążałam się w pracy w lokalnym sklepiku, oddawałam codziennym przyjemnościom i wydłużającymi się z każdym dniem spacerami zakończonymi zachodem słońca. Nie zauważałam nawet, że zaczyna tam czegoś przybywać. A właściwie kogoś.
Hector był synem  mężczyzny, u którego pracowałam. Tak naprawdę znałam go chyba od dzieciństwa, przez całe życie traktując bardziej jak brata, którego nigdy nie przyszło mi mieć. Wiem, jak banalnie to brzmi, ale dogadywaliśmy się świetnie i po jakimś czasie zupełnie przestałam zważać na jego obecność. Stał się częścią mojego życia, pewnym kawałkiem układanki prowadzącej do nieplanowanego ideału. Chciałabym powiedzieć, że wydarzyło się coś szczególnego co sprawiło, że wzajemnie wpadliśmy sobie w ramiona i wyznaliśmy młodzieńczą miłość, ale tak nie było. Nie patrzyłam na niego w tych kategoriach, nigdy nawet nie pomyślałam o tym, aby to on mógł być tym księciem.
Kiedy trochę dorośliśmy to on zaczął zauważać, że poza wspólnymi rozmowami i nic nieznaczącymi spacerami są też inne rzeczy, które moglibyśmy robić. Wciąż zastanawiam się, dlaczego wybrał akurat mnie. Kiedy pocałował mnie po raz pierwszy – i nasz i mój osobisty, miałam wrażenie, że doświadczam czegoś nieziemskiego. Kiedy nasze wargi zetknęły się ze sobą, na początku nieśmiało, później już coraz odważniej, czułam się tak, jakbym na to czekała całe życie. Jego usta smakowały zaskakująco słodko i nie chciałam, aby ta chwila się kończyła. Byłam tak naiwna i głupia. Szybko uwierzyłam, że to właśnie on może być tym jedynym i bez zastanowienia oddałam mu się cała. Byłam jego i tylko jego. Nikt mnie tego nie nauczył. Nikt nie powiedział, że wszystko wygląda tak jak w bajkach i  że na tą jedyną, prawdziwą miłość, trzeba czasem naprawdę długo czekać. Więc zrobiłam to, co podpowiadało mi serce. A może tylko ciało?
Szybko odkryłam, że uczucie to nie jest takie, jakim je sobie wymarzyłam. Po paru cudownych pocałunkach, kilku długich nocach, niezliczonych spojrzeniach i nie tak przypadkowych zetknięciach dłoni przejrzałam na oczy. Sądzę, że początkowe oniemienie, które ogarnęło mnie z chwilą, gdy doświadczałam tak wielu nowych rzeczy jednocześnie wreszcie opadło, a ja zaczęłam widzieć to, co wcześniej zasłaniała mi ściana emocji. To nie mogło się udać. Nie mogliśmy być razem, bo kiedy nasze ciała wreszcie odrywały się od siebie, usta zamykały już na zawsze i nie było możliwości, aby jakiekolwiek słowo mogło z nich wypłynąć. Znaliśmy siebie zbyt dobrze i po jakimś czasie odkryłam, że nie chcę takiego życia. Oddalaliśmy się i chociaż ja ciągle starałam się walczyć w końcu zrozumiałam, że tracę już nie tylko kochanka, ale i najlepszego przyjaciela. Z biegiem czasu dzieląca nas przepaść stawała się coraz większa, a ja nie miałam już więcej siły. Jednak to nie ja pierwsza zakończyłam ten związek. Nie była to też nasza wspólna decyzja – pewnego dnia Hector przyszedł i powiedział, że to wszystko nie ma większego sensu. Musiałam przyznać mu rację, jednak nie zamierzałam wypowiadać jej na głos. Nie czułam tego, co czuje każdy normalny człowiek kiedy traci coś, co przez tyle czasu było większą częścią jego życia. Miesiąc później Hector popełnił samobójstwo i dopiero kiedy jego twarzy zabrakło w tłumie sąsiadów zrozumiałam, że pomimo wszystko wywarł na mnie istotny wpływ. Nie mogę powiedzieć, że jego śmierć w połączeniu z tym, co razem przeszliśmy, w żaden sposób mnie nie poruszyła. Pomimo wszystkiego był moim przyjacielem i nawet jeśli nigdy nie kochałam go w ten romantyczny, wzniosły sposób, zajmował istotne miejsce w moim sercu. Ponadto nawet gdy się rozstaliśmy nasz kontakt nie urwał się całkowicie i chyba to najbardziej uderzyło mnie w informacji o jego samobójstwie. Jak mogłam nic nie zauważyć? Nie dostrzec, że dzieje się z nim coś złego? Powinnam była mu pomóc, gdybym wiedziała dałabym radę odwieść go od tego. Wylałam więc trochę łez, obwiniając się o jego śmierć, zanim nie dotarło do mnie, że nikt nie mógł mi pomóc. To nie była wina ani moja ani nikogo innego.
Śmierć Hectora była tym momentem, w którym zaczynałam się zmieniać. Nie było to nic drastycznego – z miłej osoby nie przeistoczyłam się nagle w odizolowaną od społeczeństwa dziewczynę, nie potrafiącą znaleźć swojego miejsca na świecie. Ja doskonale je znałam, miałam swoje plany i ambicje i nawet tak, wydawałoby się, poważny incydent nie zaprzepaścił szansy na ich spełnienie. Zrozumiałam jednak, że życie ludzkie nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. Uczucie nie wystarczy do tego, aby żyć, a wcześniej właśnie takie odnosiłam wrażenie. Sądziłam, że tak długo, jak mam moją rodzinę i przyjaciela wszystko będzie w porządku. Śmierć uświadomiła mi, że przez długi czas miałam klapki na oczach i to na ich zdjęciu polegała cała zmiana. Nie chciałam już dłużej siedzieć w miejscu, jak dziecko żyjąc jedynie marzeniami i nie robiąc nic, aby je spełnić. Jeśli wcześniej świat poza Czwórką nie miał dla mnie znaczenia, wtedy właśnie go nabrał.
Szansa na nowe, lepsze i, przede wszystkim samodzielne, życie miała nadarzyć się szybciej, niż przypuszczałam. A może tylko miałam takie wrażenie, zauważając, że czas znów pędzi jak szalony, a ja mozolnie wlekę się w tyle, próbując zrobić cokolwiek co sprawiłoby, że byłoby odrobinę ciekawiej. Nie chodzi o to, że miałam dosyć bycia tą miłą i pogodną osobą. Owszem, zawsze podziwiałam ludzi o silnym charakterze, zawsze chciałam być jedną z nich, potrafiącą postawić się innym. Analizując jednak swoje życie od początku zaczynam zauważać, że nigdy nie miałam na to okazji. Nie byłam rozpieszczona, a jako jedynaczka właśnie taką mogłabym się wydawać. Życie jednak zawsze szło mi na rękę i tak naprawdę nigdy nie postawiło na mojej drodze zbyt wielu problemów. Jasne, nie prosiłam się o nie, nie pragnęłam tego, aby nagle wydarzyło się wielkie nieszczęście, które zmiotłoby całe moje idee i marzenia z powierzchni ziemi.  Od śmierci Hectora minęły trzy lata, a ja w tym czasie odkryłam u siebie nową pasję, którą skutecznie wprowadzałam w życie. Magia słów wydała mi się niezwykle porywająca. Kiedy na zewnątrz nie  miałam okazji pokazać swoich pragnień i tego, jaka chciałabym być, kartka papieru i pióro sprawiały, że mogłam wcielić się w każdego. Było to piękne nie tylko dlatego, iż pozwalało mi przelać wszystkie swoje emocje na pergamin. Zauważyłam, jak łatwo można dzięki nim tworzyć, ale jednocześnie, jeśli umiało się nimi dobrze operować, słowa były narzędziem, które potrafiło niszczyć. Tej drugiej strony miałam doświadczyć już wkrótce.

But love the one you hold
And I'll be your goal
To have and to hold
A lover of the light

W moim życiu pojawił się kolejny mężczyzna. Był przeciwieństwem Hectora i coś w nim sprawiało, że nie mogłam oderwać od niego myśli. Nie, nie pisałam miłosnych wierszy ani listów. Po prostu obserwowałam, przez jakiś czas nie mogąc zdobyć się na odwagę, aby poznać go bliżej. Na szczęście (a może nieszczęście?) on zrobił to za mnie i do dziś nie wiem, czy powinnam mu za to dziękować, czy może przeklinać.
Na początku było cudownie. Ale początki chyba właśnie to mają do siebie, jakkolwiek ciężkie by nie były i tak wspominamy je z uśmiechem na ustach. Pomyślałam, że Gavin Annesley mógłby być moim księciem i jakkolwiek infantylnie czy banalnie by to nie brzmiało, naprawdę w to wierzyłam. Może nie tak jak w dzieciństwie – byłam w końcu bardziej świadoma wszystkiego, co może się zdarzyć, jednak wizja spełnionego marzenia chwilami przyćmiewała ten rozsądek. W gruncie rzeczy nim nie był, był raczej kowalem, który najpierw skuł moje serce w żeliwne kajdany, a następnie uderzył w nie młotem, rozwalając na miliony kawałeczków. Wtedy jednak nie wiedziałam tego, co wiem teraz, a on miał w sobie coś, co działało na mnie jak magnes. Nie miałam bagażu doświadczeń, na którym mogłabym się oprzeć. Związek z Hectorem pokazał mi jedynie, że nie wszystko jest tak kolorowe, ale to by było na tyle. W dalszym ciągu chciałam odkryć, czym jest prawdziwa miłość, a w twarzy tego mężczyzny widziałam, że mógłby mi to pokazać.
Po jakimś czasie wykonał ruch, którego naprawdę się nie spodziewałam. Poprosił mnie o rękę, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę byliśmy już na tyle blisko. Czy chciałam tego? Wyjazdu do Kapitolu, zostawienia za sobą wszystkiego co znałam i kochałam? Oczywiście, była to szansa, której szukałam od kilku lat. Okazja na odkrycie tego, co jeszcze ma do zaoferowania świat, przeżycia wreszcie czegoś nowego, co wykraczałoby poza granice Czwórki. Możliwość odkrycia samej siebie, doświadczenia tego, czego dom nie mógł mi zaoferować. Mimo wszystko odezwała się we mnie ta przezorność, strach przed zranieniem. Wymówki były różne i było ich wiele – tak wiele, jak wiele razy Gavin decydował się prosić. Może robiłam to tylko dlatego, aby przekonać się, czy naprawdę mu zależy? Może od początku zamierzałam się zgodzić, ale wrodzona ostrożność kazała mi wystawić jego uczucie na próbę? Był nieugięty, uparty i wyglądało na to, że naprawdę mnie pragnął. A ja pragnęłam jego. Odkryłam to, gdy pewnego ranka zabrałam go na plażę. Był pierwszą i ostatnią osobą, z którą podzieliłam się tym miejscem. Dla mnie było to jak przekazanie mu własnego serca. Oddanie mu samej siebie na złotej tacy.

You saw my pain, washed out in the rain
Broken glass, saw the blood run from my veins
But you saw no fault, no cracks in my heart
And you kneel beside my hope torn apart

Szczęście – tylko tego od zawsze pragnęłam. Najpierw jego synonimem była Czwórka, później Hector a na końcu, a przynajmniej tak mi się wydawało, stał się nim Gavin. Kiedy wypowiadałam to jedno słowo, które miało nas połączyć nie tylko więzią emocjonalną ale i formalną, zaczęłam je wreszcie odczuwać. Wszystko było tak, jak sobie zaplanowałam czy wymarzyłam. Wyrwałam się z domu, odkryłam kawałek świata poza dystryktem i wreszcie miałam kogoś, kto na stałe miał się wbić w moje życie. Czego więcej mogłam pragnąć, poza stworzeniem pełnej rodziny u jego boku?
Choć początkowo Kapitol trochę mnie przytłaczał, starałam się przyzwyczaić.  Nie tylko dla niego, w końcu byłam zwykłą dziewczyną z Dystryktu, ale też dla siebie. Chociaż brakowało mi tego, czego miałam pod dostatkiem w Czwórce, szybko zaczęłam odkrywać zalety mieszkania w Kapitolu. Nie chodziło tylko o bogactwo. Odkryłam piękno nowoczesnej architektury, dostatku książek, które mogłam pochłaniać całymi dniami, spacerów nad rzeką i tętniących życiem ulic. Problemy, które kiedyś zdawały się być codziennością, wtedy zupełnie straciły na znaczeniu. Tęskniłam za domem, ale nie na tyle, aby ta tęsknota pochłonęła mnie do reszty i zaprzepaściła szansę na spełnienie własnych marzeń i ambicji, które zdawały się rosnąć z każdą chwilą. Przede wszystkim jednak zaczęłam odkrywać moc uczucia, którego pragnie doświadczyć chyba każda kobieta.
Gavin nie był ideałem. Zauważyłam to po jakimś czasie, chociaż przyznam, że od początku naszej znajomości nie widziałam jedynie dobrych stron jego duszy. Kiedy jednak spędza się z kimś niemalże cały swój czas, doświadcza go kawałek po kawałku, wady zaczynają być coraz bardziej widoczne. Nie obwiniałam go jednak – był tylko człowiekiem, ja też nim byłam i też nie byłam idealna. Ba, było mi do takiej daleko i choć starałam się jak najmocniej, na niektóre rzeczy nic nie mogłam poradzić. Dlatego byłam wyrozumiała – może nawet za bardzo? Nie przyćmiewała mnie bezgraniczna miłość, ale nie potrafiłam też okazywać swojej złości której, z każdą chwilą, przybywało coraz więcej. Tolerowałam wszystko, co sobą reprezentował. Byłam cierpliwa za każdym razem, kiedy przychodził do domu pijany czy kiedy był pod wpływem narkotyków. Zaciskałam szczękę i twardo brnęłam przed siebie, jednak tak naprawdę wewnątrz mnie wszystko gotowało się z poczucia bezsilności i strachu przed rozpadem naszego małżeństwa. Kochałam go i wydawało mi się, że nawet najgorszy wyskok nie mógłby tego zmienić. Przeliczyłam się, bo chyba nie podejrzewałam, że zrobiłby coś takiego.
Nie pamiętam, jak się o tym dowiedziałam. Ale to nie jest istotne – liczy się to, co wydarzyło się później. Coś we mnie pękło i ten jeden epizod dopełnił czarę złości, którą tłumiłam w sobie przez tyle czasu. Informacja o tym, iż posiada drugą żonę sprawiła, że nie potrafiłam spojrzeć na niego w ten sam sposób. Byłam wściekła, czułam się poniżona i zdeptana jak nic niewarty robak. W tamtej chwili, kiedy stanęłam z nim twarzą w twarz, krzyżując dłonie na piersi i marszcząc oczy w wyraźnym geście oburzenia nie liczyło się nic poza tym, co mi uczynił. W moich oczach był już stracony – zniszczył wszystko, na co tak długo pracowałam. Wszystkie marzenia, które miały się ziścić obrócił w proch, a każde kolejne słowa, które wypowiadał, były jedynie stertą kłamstw, na których najwyraźniej opierał się ten związek.
Nie zamierzałam dać mu się poniżać bardziej. Nie zamierzałam pokazać, jak bardzo mnie zranił i jak bardzo z tego powodu cierpiałam. De facto wówczas o tym nie myślałam. Serce było jedynie mięśniem pompującym krew i utrzymującym mnie przy życiu. Może właśnie dlatego zachowałam się w sposób, którego później miałam żałować.
Nie bałam się patrzeć mu prosto w oczy, kiedy pierwszy raz w życiu wygarniałam mu wszystko to, co zrobił podczas naszego małżeństwa. Poczynając od alkoholu i narkotyków na drugiej żonie kończąc. To wtedy właśnie niszczycielska moc słów wzięła górę, choć tak naprawdę ja już nie niszczyłam, A jedynie dobijałam to, co tak skutecznie Gavin obrócił w proch. Spokój i opanowanie były pojęciami, których wówczas nie znałam. Tak samo jak powody, dla których w ogóle się w nim zakochałam. Wypluwałam z siebie zarzuty jeden po drugim, kładąc mu dłonie na piersi i odpychając od siebie. Wtedy nie wiedziałam, że po tym wszystkim moje życie na krótki okres stanie się piekłem. Miałam wreszcie okazję być taką, jaką zawsze chciałam – silną, zdecydowaną i stanowczą.
Nie wiem, ile to wszystko trwało. Nie pamiętam, czy próbował zrobić cokolwiek, kiedy pakowałam walizkę i zabierałam swoje rzeczy. Nie mam pojęcia, czy jakkolwiek obeszło go moje odejście i tym bardziej mnie to nie obchodziło. Nie chciałam uciekać. Ucieczka równała się słabości, a ja nie byłam słaba. Nie potrafiłam jednak na niego patrzeć, twarz Gavina wzbudzała we mnie obrzydzenie a myśl, że przez tyle czasu musiałam go dzielić z inną kobietą… Miał być moimi wschodami i zachodami, tylko i wyłącznie mój.

Oh Lord, Oh Lord, what have I done?
I’ve fallen in love with a man on the run

Wiedziałam, dokąd chcę cię udać. Nogi same niosły mnie do przodu. Nie zawahałam się ani chwilę, nie odwróciłam się za siebie. Napięcie, które czułam jeszcze w mieszkaniu powoli ustępowało, a jego miejsce wypełniała chwilowa pustka. Gdybym więc spojrzała za siebie, na to wszystko, co z premedytacją postanowiłam zostawić, mogłabym mieć wątpliwości. Chciałam wrócić do domu, do miejsca, w którym czułam się najlepiej i do którego należałam, pragnąc jednocześnie zawrócić, przylgnąć do niego i uwierzyć, że wszystko będzie w porządku. Musiałam jednak odpocząć, przemyśleć to wszystko. Dać sobie czas aby zrozumieć, odczuć to wszystko i, co więcej, nauczyć się, jak sobie z tym poradzić.
Czwórka nie powitała mnie hucznie, ale tak naprawdę wcale tego nie oczekiwałam. Nie obeszło się jednak bez pytań, na które coraz ciężej było mi odpowiadać. Rzeczywistość uderzyła mnie boleśnie i prawie zwaliła z nóg, uświadamiając mi, że część mojego serca pozostała w Kapitolu. Wciąż przy moim mężu, złączona z nim aż za mocno. Potrzebowałam samotności. Tylko to mogło mi pomóc przejść przez to wszystko i zrozumieć, dlaczego moje życie musiało potoczyć się właśnie w ten sposób. Musiałam się odizolować. Obecność ludzi, uczucie ich spojrzenia na sobie sprawiało, że nie mogłam się skupić. A ja potrzebowałam skupienia, aby pozbierać się jak najszybciej. Podnieść się z dołka, do którego wpadłam z chwilą, kiedy moje stopy ponownie dotknęły ziemi Czwórki.
Nie chciałam cierpieć – cierpienie oznaczało słabość, a wszystko co słabe mnie odpychało. Udało mi się mu postawić. Wtedy nie uroniłam ani jednej łzy, choć siedząc z powrotem na plaży miałam wrażenie, że piasek staje się od nich mokry. Wtedy jednak, w mieszkaniu, które mieliśmy ze sobą dzielić, nie zamierzałam mu tego pokazywać. Nie zasługiwał aby widzieć ból, który mi sprawił. Ja sama nie chciałam go widzieć, chciałam się go pozbyć jak najszybciej. Było to trudne. O wiele trudniejsze, niż się spodziewałam. Wydawało mi się, że uda mi się to przyjąć tak, jak to było ze śmiercią Hectora – po kilku dniach znów wrócę do siebie i zacznę na żyć z nowymi ambicjami. Tak się jednak nie stało. Nieustannie miałam wrażenie, że dryfuję na powierzchni, nie mogąc ani zatonąć ani kompletnie wynurzyć się z wody. Pustka powoli wypełniała się emocjami, na które wtedy nie było czasu ani miejsca. Zrozumiałam jedną istotną rzecz. Naprawdę pokochałam tego mężczyznę i pomimo wszystkiego to uczucie trwało nadal, a ja nie mogłam go zwalczyć.
Nawet kiedy łzy przestały płynąć, na co nie musiałam długo czekać, wciąż nie wyrzuciłam go ani z umysłu ani z serca. Zamieszkał tam na zawsze, rozleniwił się jak pasożyt, jednocześnie dając mi siłę. Wiem, jak paradoksalnie to brzmi, ale kiedy myślałam o tym, że został tam zupełnie sam (a przynajmniej taką miałam nadzieję) podnosiłam się w górę. Jakby świadomość tego, że on także mógł cierpieć, karmiła mnie i dawała siłę do przeżycia kolejnego dnia. Nie byłam już dłużej tą grzeczną i uprzejmą Laurą, którą poznał kilka lat temu. Ta pobłażliwość i dobro nie zaprowadziły mnie w miejsca, których pragnęłam, więc nie zamierzałam dłużej w nich trwać. To byłoby jak zawieszenie pomiędzy życiem a śmiercią.

We set fire to our homes,
Walking barefoot in the snow

Kolejne dni mijały, a ja czułam się coraz lepiej. Uśmiech znów wkradał się nieśmiało na moje wargi, dawne przyjemności na powrót zyskały moje względy, jednak ja sama czułam się zupełnie inna. Każdy dzień wydawał się być piękniejszy, chociaż imię męża dalej wzbudzało tą samą reakcję, którą wywoływało na początku. Mimo to ciemne chmury już dawno zniknęły. Wyszło zza nich słońce i choć świeciło nieśmiało, na początek tyle mi wystarczyło. Miałam świadomość, że nic nie będzie już takie jak dawniej. Zostałam skrzywdzona, w moim sercu brakowało kawałka, ale nie był to powód, aby upadać na dno z każdym kolejnym wschodem. Chciałam walczyć, bo tylko ta walka mogła utrzymać mnie przy zdrowych zmysłach, a przynajmniej taką miałam nadzieję.
Z biegiem czasu zaczęłam sądzić, że moim przeznaczeniem było spokojne życie w Czwórce. Urodzić się i umrzeć w jednym, tym samym miejscu. Wszystkie znaki na niebie i ziemi dawały mi to jasno do zrozumienia, a ja nie zamierzałam się sprzeciwiać. Jedyna próba ucieczki zakończyła się trwałym uszczerbkiem w sercu i choć wcześniej nie była przesądna, wolałam chyba zachować ostrożność. Nic nie wskazywało, aby w ciągu kilku godzin wszystko na powrót miało się zmienić o 180 stopni, a jednak. Jeden dzień miał być początkiem, pytanie tylko czego. Krew była dosłownie wszędzie. Czułam się tak, jakbym trafiłam w sam środek piekła. Szkarłat pokrywał każdy fragment naszego salonu, ale ja nie zamierzałam się poddawać. Widziałam jak ci mężczyźni zabijają matkę. Umierała na moich oczach, a ja patrzyłam prosto w jej twarz widząc, jak dusza powoli opuszcza jej ciało. Martwe ślepia wpatrywały się we mnie, nieczułe i pozbawione wyrazu, niezdolne do uronienia chociażby ostatniej łzy. Nie chciałam, aby to był koniec. Życie wciąż miało mi za wiele do zaoferowania. Wciąż miałam marzenia i ambicje. Nie chciałam umierać, nie byłam na to gotowa. Dlatego po raz kolejny zamierzałam przeciwstawić się oprawcom.
Było ich o wiele więcej, a ja byłam jedynie kobietą. To nie przeszkodziło mi jednak przed chwyceniem żeliwnego pogrzebacza i uderzenia jednego z mężczyzn prosto w głowę. Trafiłam w skroń i już po paru sekundach sztywne ciało przewróciło się na ziemię, pustym wzrokiem patrząc prosto w sufit. To jednak nie był koniec. Wciąż pozostało 3 napastników, którzy najwyraźniej nie zamierzali dać się załatwić i już po chwili przywiązali mnie do krzesła, krępując mi kończyny i bijąc. Nie mam pojęcia, jak udało mi się wyjść z tego żywą. Kiedy się jednak ocknęłam całe moje ciało przeszył przeraźliwy ból, a ja leżałam na podłodze w kałuży krwi – mojej, matki i mężczyzny, którego zabiłam. Po ciele nie było jednak śladu, tak samo jak po nowych znajomych. Wola walki pomogła mi przeżyć, inaczej nie mogłam tego wytłumaczyć. Wzdłuż kręgosłupa przebiegała długa i wąska rana, czułam ból w żebrach, a każdy fragment mojego ciała pokryty był siniakiem. I wtedy właśnie do głowy wpadł mi pomysł. Wydawał się być idealny. Chciałam zacząć nowe życie? To była doskonała okazja do tego, aby spalić za sobą mosty i zniknąć, odcinając się od wszystkiego. Niby znów uciekałam, jednak tym razem było inaczej. Wyplątałam się z poluzowanych więzów i z wielkim trudem wyszłam na zewnątrz, wdychając rześkie, nocne powietrze. Księżyc świecił niesamowicie jasno, jakby zamierzał oświetlić mi drogę ku przeznaczeniu. Doskonale wiedziałam, że ojciec pomyśli, iż umarłam. Byłam też pewna, że powiadomi o tym Gavina i chyba to o niego chodziło mi najbardziej.
Mijały dni, a ja byłam coraz słabsza. Nie psychicznie, a fizycznie. Nadzieja już nie wystarczała. Potrzebowałam więcej niż wody, którą udało mi się wypić z niewielkiego strumyka i roślin, które znalazłam w mijanych lasach. Moje ciało potrzebowało pomocy, której ja nie mogłam sobie zapewnić. Nie zamierzałam umrzeć, zbyt wiele przeszłam, aby tak po prostu się poddać.
Ci ludzie byli dla mnie zbawieniem. Nie mam pojęcia, jak znaleźli się na mojej drodze. Nie mam pojęcia, ile czasu szłam. Dni zaczynały mi umykać, utrata świadomości była zdecydowanie zbyt częsta. Podczas jednego z tych incydentów, który wydawał się być końcem wszystkiego, miałam wrażenie, że widzę anioły. Nigdy w życiu nie wyznawałam żadnej religii, jednak te postaci były oświetlone zdecydowanie zbyt jasno, aby mogły pochodzić z Ziemi. Kiedy się obudziłam, nie leżałam na chłodnym gruncie. Obskurny budynek pachniał stęchlizną, a podłoga, na której się znajdowałam, wyłożona była czymś miękkim. Słyszałam głosy dochodzące gdzieś z oddali, ale kiedy próbowałam się podnieść, moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Byłam sfrustrowana. Tak bardzo chciałam być niezależna, walczyć sama o siebie, a i tak skończyłam w jakimś budynku z ludźmi, którzy równie dobrze mogli chcieć mnie zabić. Moje ego (które ostatnimi czasy zdecydowanie urosło) nie pozwalało mi przyjąć tego ze spokojem.
Nie zabili mnie. Wręcz przeciwnie, potraktowali jak rodzinę i choć na początku byłam dla nich oschła, później zaczęłam traktować ich tak samo. Uratowali mnie, wciąż pamiętam wszystko to, co opowiadali mi o stanie, w którym się znajdowałam. Moje ciało było wychudzone i odwodnione. W ranę wdało się zakażenie, ale znaleźli mnie w porę, aby jeszcze je zniwelować. Majaczyłam i miałam gorączkę. Otarłam się o śmierć, a oni na powrót postawili mnie na nogi. Przeżyłam, bo podświadomie walczyłam o każdy kolejny oddech. Pamiętam, że którejś nocy, we śnie albo na jawie, widziałam twarz Gavina.

I walked across an empty land
I knew the pathway like the back of my hand

O zachodzie słońca wyszłam z ukrycia, stając w tym samym punkcie i patrząc na miasto, które kiedyś miało być moim drugim domem. Zastanawiałam się, czy on wciąż tam jest. Czy w ogóle żyje. Czy czasem wciąż o mnie myśli, wspominając te dobre chwile, w których naprawdę byliśmy szczęśliwi. Dlaczego po prostu nie mogłam zapomnieć? Dlaczego moje serce za każdym razem musiało bić mocniej, kiedy jego imię na nowo kiełkowało w mojej głowie? Minęło tyle czasu – wystarczająco, aby uporać się z duchami przeszłości. Chociaż nie cierpiałam tak jak kiedyś, myśl o nim wciąż przynosiła ze sobą pewną nostalgię. Tego dnia słońce rzucało na Kapitol krwawą poświatę. Tak bardzo chciałam tam wejść, przekroczyć bramy miasta, odnaleźć go i powiedzieć, że wciąż go kocham. Że chyba mu wybaczyłam. Nic innego się nie liczyło, wszystko to, co spotkało mnie od chwili opuszczenia jego mieszkania nie miało znaczenia. Oni wszyscy pokazali mi, że na tym świecie jest tylko jedno miejsce, do którego należę. I choć sprawili mi ból, ten wyrządzony przez Gavina był większy, bo uderzył nie w ciało, a w serce.
Kiedy zapadł zmrok uniosłam głowę i patrząc na gwiazdy, które powoli pojawiały się na niebie. Kolejny dzień dobiegł końca. Kolejny, w którym nie potrafiłam podjąć żadnej konkretnej decyzji. Kolejny, kolejny, kolejny…


Charakter


You're not as brave as you were at the start
Rate yourself and rake yourself,
Take all the courage you have left
Wasted on fixing all the problems
That you made in your own head

Laura Ginsberg. Imię i nazwisko, trzynaście liter, 4 sylaby i niezliczona ilość cech, które ukrywają się w jednym ciele. Spędziła zdecydowanie zbyt wiele czas nad porównywanie tego, jaka jest, jaką była i jaką chciałaby być. Zbyt wiele czasu zmarnowała nad analizowaniem własnego usposobienia, przyłączając każdą cechę do wydarzeń, które zrzuciły ją do miejsca, a którym przyszło jej żyć.
Nigdy nie była typem samotnika. Pośród ludzi żyło jej się wspaniale i choć, jak każdy, miewała momenty, w których marzyła jedynie o spokoju i ciszy, nigdy nie chciała porzucać życia w społeczeństwie. Widziała w ludziach dobro, ofiarując im to samo, bezinteresownie. Wystarczyła krótka rozmowa, jeden uśmiech czy uścisk dłoni, aby złapać się w sidła jej uroku osobistego. W rzeczywistości nie robiła nic specjalnego, ale z tej skromności i naturalności biło niesamowite światło, które sprawiało, że rozmowa wprowadzała na twarze rozmówców uśmiechy. Była niezwykle delikatna, jak płatki kwiatów, które wplatała między swoje włosy. Do każdego wyciągała pomocną dłoń, nie potrafiła przejść obojętnie obok krzywdy dziejącej się jakiejkolwiek żywej istocie. Było w niej wszystkiego za dużo – dobra, empatii, wrażliwości. Nie trzeba chyba mówić, że nie przyniosło jej to nic dobrego.
Musiała się zmienić. Każdy się zmienia, życie jest zbyt długie i przynosi ze sobą zbyt wiele, aby przez cały czas pozostawać takim samym. Laura żyła w bajce, ale w końcu musiała się ocknąć. Życie nie jest tylko opowieścią ze szczęśliwym zakończeniem, chociaż to jej jeszcze do końca nie nadeszło. Tak czy owak zmiany wchodziły w nią krok po kroku, wolno i stopniowo, a ona przez jakiś czas nie była ich w żadnym stopniu świadoma. Ludzie wciąż uśmiechali się do niej tak, jakby była jedyną rzeczą mogącą poprawić jej humor, a ona ciągle odwzajemniała te uśmiechy biorąc na ręce małe dzieci i ściskając ciepłe dłonie staruszkom. Lubiła to i choć zawsze marzyła o sile i potężnym autorytecie nie mogła wyobrazić sobie porzucenia tego, z czym czuła się tak swobodnie. Przyszedł jednak czas, kiedy zrozumiała, że nie może przez całe życie trwać w zawieszeniu. Gdy zapragnęła czegoś nowego, gdy poszerzyła swoje horyzonty i gdy w końcu dostała możliwość wypróbowania samej siebie w życiu poza szklaną bajką odkryła stronę, o którą nigdy by siebie nie podejrzewała. Potrafiła być wściekła, potrafiła tą wściekłość okazać i, co więcej, na jakiś czas potrafiła zupełnie odłożyć na bok wszystko inne skupiając się tylko i wyłącznie na wściekłości. Patrząc jednak na jeden konkretny przykład, później przychodziły wyrzuty sumienia wymieszane z poczuciem, że postąpiła dobrze.
Wszystko to, co przeżyła i to, jak zachowywała się w danych sytuacjach powinno więc mówić samo za siebie. Potrafi być naprawdę urocza i uprzejma i to właśnie tą stronę chciałaby pokazywać najczęściej. Otarcie się o śmierć, złamane serce i kilka miesięcy spędzonych w samotności sprawiły jednak, że nie potrafi patrzeć na wszystko aż tak pozytywnie. Nauczyła się bronić, nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Spotykała różnych ludzi, którzy wpoili jej, jak wyjść obronną ręką z wielu sytuacji. Brzmi jak ideał, silna ale delikatna zarazem? Wręcz przeciwnie. Ta siła zaczyna ją przewyższać. Nie potrafi zmienić swojego serca, przestawić go na tryb krzywdzący i po prostu ugodzić w kogoś słowem. To wciąż jest dla niej budulcem, dziełem do tworzenia, a nie niszczenia. Kłamstwem byłoby powiedzenie, że tchórzy, bo stara się tego nie robić. Często jednak robi coś wbrew sobie, zaciskając zęby i pięści powstrzymuje się przed uśmiechem i słowem pocieszenia. Ponadto jest zmęczona wszystkim tym, co każdego dnia musi przeżywać od nowa. Nie potrafi poradzić sobie ze świadomością, że prawdopodobnie żyje tak blisko od jedynej osoby, którą w życiu naprawdę kochała. Wciąż bowiem nie wyrzuciła męża ze swojej pamięci, a tym bardziej z serca i czasem, gdy pomyśli o tym, że może już nie żyć, ogarnia ją strach. Nie ważne, jak bardzo pragnie trzymać się w ryzach, miewa dni, kiedy to wszystko ją przytłacza.
W tym wszystkim jest niezdecydowana. Chciałaby być silna, ale jednocześnie tęskni za tym, kim była kiedyś. Chciałaby odnaleźć męża, ale za każdym razem gdy wkracza na ulicę miasta robi wszystko, aby o tym zapomnieć. Nigdy nie była odważna, teraz jednak zbyt często ucieka od podejmowania ważnych decyzji oszukując się, że ma dużo czasu. Dużo czasu, to pojęcie w ogóle nie powinno istnieć w jej słowniku.
Życie chyba nie nauczyło jej zbyt wiele, biorąc pod uwagę fakt, z jakąś łatwością wciąż nawiązuje nowe kontakty z ludźmi. Zbyt szybko potrafi zaufać i chociaż odkąd uciekła z Czwórki jeszcze nie wpadła przez to w kłopoty kwestią czasu jest, kiedy będzie musiała za to zapłacić. Fatalnie radzi sobie ze stresem oraz strachem. Może nie dochodzi do ataków paniki i omdleń, aczkolwiek nie potrafi wówczas skupić się na niczym innym, będąc za bardzo rozkojarzoną.
Chce się zmienić – każdy chce. Chce znów czuć stabilność, mieć plany i ambicje inne niż przetrwanie kolejnego dnia.


Ciekawostki

- Wzdłuż jej kręgosłupa biegnie długa blizna – pamiątka po spotkaniu z ludźmi Snowa
>> Naprawdę uwielbia kwiaty różnej maści. Swego czasu miała zwyczaj wplatania ich we włosy
>> Kiedyś naprawdę pragnęła tego, aby mieć pełną rodzinę i zostać matką. Aktualnie jej przeszło i uważa, że wcale tego nie potrzebuje, będąc w zupełności samowystarczalną
>> W ciągu ostatniego roku nauczyła się naprawdę wiele odnośnie przetrwania w trudnych warunkach oraz metodach walki
>> Nie ma pojęcia, co dzieje się z jej ojcem i mężem i nie ukrywa, że chciałaby ich odnaleźć.
>> Ma paniczny lęk wysokości – kiedy znajduje się zbyt wysoko strach paraliżuje ją tak bardzo, że nie potrafi ruszyć się z miejsca i jest to jedyna rzecz, która przeraża ją w tak wielkim stopniu
>> Rebelia ominęła ją bokiem – o wszystkim dowiedziała się od ludzi, którzy uratowali jej życie i szczerze nie żałowała, że nie przyszło jej doświadczyć tego osobiście. W jej czasie zapewne błąkała się po pustkowiach Panem albo starała stanąć na nogach.
>> W związku z powyższym nie ma wyrobionej opinii odnośnie Almy Coin
>> Dość często bywa w Dzielnicy, gdzie otrzymuje pomoc od zaufanych osób. Nigdy jednak nie zdobyła się na to, aby zapytać o swoją rodzinę
>> Kilka miesięcy zajęło jej całkowity powrót do zdrowia, po którym przeniosła się bliżej stolicy. Wciąż jednak jest o wiele chudsza niż powinna.


Powrót do góry Go down
the pariah
Laura Ginsberg
Laura Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t2891-laura-ginsberg#45691
https://panem.forumpl.net/t2903-laura#45693
https://panem.forumpl.net/t2904-laura-ginsberg#45694
Wiek : 30 lat
Przy sobie : zestaw pierwszej pomocy, wytrych, gaz pieprzowy, zdobiony sztylet

Laura Ginsberg  Empty
PisanieTemat: Re: Laura Ginsberg    Laura Ginsberg  EmptyNie Lis 09, 2014 11:18 pm

Gotowe! Laura Ginsberg  1456948586
Powrót do góry Go down
the prophet
Ashe Cradlewood
Ashe Cradlewood
https://panem.forumpl.net/t1888-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t267-ashe
https://panem.forumpl.net/t1278-ashe-cradlewood
https://panem.forumpl.net/t718-the-ashes-of-memories
https://panem.forumpl.net/t3226-ashe-cradlewood
Wiek : 21
Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią
Obrażenia : złamane serce

Laura Ginsberg  Empty
PisanieTemat: Re: Laura Ginsberg    Laura Ginsberg  EmptyPon Lis 10, 2014 12:43 am

Karta zaakceptowana!

Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz zestaw pierwszej pomocy, wytrych i gaz pieprzowy. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym vademecum.

Uwagi: Przepiękna karta. Wydawało mi się, że czytanie historii będzie mi się dłużyło, a tymczasem w pewnym momencie ze zdziwieniem stwierdziłam, że dotarłam do końca. Laura wychodzi z tej biografii taka ciepła, żywa i oddychająca - uwielbiam takie postacie. I napisałabym coś jeszcze, ale i tak podnoszę już stężenie cukru w temacie. <3
I BOŻE, BOŻE, MUMFORDZI, OF MONSERS AND MAN I THE CIVIL WARS, IGA, MY BĘDZIEMY RAZEM CHODZIĆ NA KONCERTY XDD

Powrót do góry Go down
Sponsored content

Laura Ginsberg  Empty
PisanieTemat: Re: Laura Ginsberg    Laura Ginsberg  Empty

Powrót do góry Go down
 

Laura Ginsberg

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Laura Ginsberg
» Laura
» Gerard Ginsberg
» Ginsberg
» Maisie Ginsberg

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Karty Postaci-