|
| [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki Sob Gru 06, 2014 1:13 am | |
|
Duża, prosta jadalnia, wyposażona w metalowe stoliki i ławki. Umieszczone na środkowej kolumnie ekrany nastawione są na odbieranie kapitolińskiej telewizji. Wyjście prowadzi bezpośrednio do głównego korytarza, a mniejsze, umiejscowione w tylnej części sali drzwi, do przyległej kuchni. Kolczatka nie zainwestowała jeszcze w kucharza, ale ukrywający się w siedzibie poszukiwani i zbiegowie z Kwartału, zazwyczaj wymieniają się w obowiązkach. Kiedy nie pełni funkcji jadalni, sala ta jest wykorzystywana na wspólne narady, bo jako jedyna jest w stanie pomieścić wszystkich jednocześnie.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Nie Paź 11, 2015 4:28 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki Sob Gru 06, 2014 1:18 am | |
| Na kilkanaście minut przed dwudziestą, w stołówce zaczęli gromadzić się ludzie. Niektórzy w milczeniu, inni rozmawiając dosyć swobodnie, zajmowali miejsca przy stolikach, od czasu do czasu rozglądając się dookoła. Ponieważ nie była to pora posiłku, blaty stały puste, a ekrany na kolumnach i ścianach zostały wyłączone.
Póki co nigdzie nie było widać dowódcy, który zwołał spotkanie.
Wydarzenie uznaje się za otwarte, można już dodawać posty i gromadzić się w sali. Post Malcolma otwierający zebranie pojawi się jutro. |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki Sob Gru 06, 2014 1:32 pm | |
| // wygląda na to, że bilokacja!
Czułam się jeszcze dość niepewnie, przekraczając progi jadalni, do której trafiłam śladami innych powoli zbierających się członków Kolczatki. Starałam się rozglądać jak najdyskretniej w poszukiwaniu kogoś znajomego. Znałam już Lophię, Malcolma, wreszcie Hugh. Kogo jeszcze miałam rozpoznać w tłumie opozycjonistów? Wmieszałam się w szemrzącą cicho ludzką masę, nieco rozpaczliwie starając się nie rzucać innym w oczy. Nigdy nie lubiłam przyciągać uwagi, do tego dochodził jeszcze rodzący się z braku zaufania stres. Lata okłamywania wszystkich dookoła pozostawiły po sobie czerwoną lampkę, która w chwilach możliwości zdemaskowania zaczynała pulsować czerwonym światełkiem. A w chwili wejścia do jadalni wyła jak syrena alarmowa, powodując głuche łupanie w skroniach. Miałam wrażenie, że wszyscy dookoła byli w stanie to usłyszeć, dlatego przy pierwszej nadarzającej się okazji ostro skręciłam w bok i usiadłam przy pierwszym wolnym stoliku, starając się uspokoić oddech i myśleć, że wszystko miało być dobrze. Musiałam ich zaufać, jeśli moja praca w Kolczatce miała odnieść jakikolwiek sukces. Odetchnęłam głęboko i usiadłam wygodniej, dopiero wtedy pozwalając sobie na dokładniejsze oględziny. Pomieszczenie wyglądało dość zwyczajnie, jasne i czyste, wpasowujące się w wizerunek bunkra. Część stolików była już zajęta przez milczących w powadze lub szepczących cicho ludzi, tak, jakby głośniejszy odgłos był tu niepożądany. Ekrany były gładkie i ciemne, blaty stolików puste, a ławeczki dookoła nich proste i raczej wygodne. Zabawne, samo centrum największej opozycyjnej organizacji właściwie nie wyglądało jak takowe. Chociaż w pewnym sensie uznawałam to za plus, podobieństwo do początków dawnej Trzynastki koiło zszargane od długiego czasu nerwy, przesyłając do mózgu raczej pozytywne, a nie negatywne wspomnienia. Jeszcze raz rzuciłam tęskne spojrzenie w stronę wejścia, ale w zwartej masie ludzi nadal nie dojrzałam nikogo znajomego, więc westchnęłam cicho i oparłam się o blat stolika, cierpliwie oczekując rozpoczęcia zebrania. |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : asystentka Mendeza; KRESowiczka Przy sobie : laptop, pendrive, telefon komórkowy, inhalator, przepustka do siedziby rządu Znaki szczególne : orli nos; znoszona, dużo za duża szara bluza z kapturem
| Temat: Re: [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki Sob Gru 06, 2014 2:04 pm | |
| Zazwyczaj o dwudziestej Farrie już myłaby zęby i przebierała się w wygodną piżamkę. Nie, nie czekała na żadną dobranockę ani nie kładła się grzecznie do łóżka – tak szykowała się na całonocny maraton gier i wcinania pizzy. Dziwne, że przy tak niezdrowym trybie życia zachowała swoją szczupłą figurę i bujną blond czuprynę, ale widocznie w perfekcyjnie dobranych genach odziedziczyła szybki metabolizm. I wrodzony urok, jakim zjednywała sobie kompanów północnych igraszek. To nic, że często nie znała ich imion: bawiła się z nimi doskonale. Dziś także miała w planach jakiś wirtualny napad na bank albo poszatkowanie wrogów, musiała jednak przełożyć swoje militarne wojaże. Szykowała się przecież gra bardziej realna, w otoczeniu znanych ludzi i przy prawdziwym sprzęcie wojskowym. A co najważniejsze – z namacalnym obiektem jej nieśmiałych westchnień. Niezmiernie cieszyła się z kolejnego spotkania z Malcolmem, traktując poważną naradę niemalże jako randkę. Niemalże sam na sam, była przecież pewna, że Randall będzie kierował swoje płomienne przemówienia (albo nudne regulaminy) wyłącznie do niej. Nawet w myślach Farrah brzmiało to niezwykle głupkowato, a wizja takiego spojrzeniowego połączenia przy akompaniamencie muzyki klasycznej (powinna wynająć kogoś, kto przygrywałby Malcolmowi na skrzypkach) rozbawiła ją do reszty. Dlatego też wchodziła do już zapełnionej stołówki z szerokim uśmiechem na twarzy, ledwo tłumiąc zażenowany swoimi wizjami chichocik. Tłumiła go jednak dość sprawnie, przeciskając się pomiędzy ludźmi i w końcu zajmując honorowe miejsce na blacie stolika, na jakim to usadowiła się wygodnie, ściągając z głowy kaptur dużej bluzy. Rozejrzała się dookoła, ale na razie nie zobaczyła nikogo jej znajomego. Mogła więc zacząć rozmyślać o poważniejszych tematach – np. wyciągania ludzi z getta; bardzo nie chciała żegnać się z Gavinem, zresztą, nie wyobrażała go sobie hasającego z kilofem albo siekierą. Nie, to nie było jego miejsce i zamierzała włączać się w dyskusję o ewentualnych bohaterskich wydarzeniach za murami byłego Kwartału. Na razie jednak siedziała w milczeniu – wyjątkowe! – wypatrując w tłumie Malcolma. Albo innej, przyjacielskiej duszy. Gdzie też podziewał się Jerry? Miała nadzieję, że nie wykorzysta zebrania do jakichś grupowych oświadczyn. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki Sob Gru 06, 2014 2:27 pm | |
| | z mieszkania
Spacery późną porą i zebranie Kolczatki nie mogły dopomóc w ukojeniu nerwów czy wyciszeniu się, kto wie, czy nie miały także pogorszyć sytuacji, jednak Rory nie mogła się nie pojawić. Kilka poprzednich dni spędziła na przekonywaniu siebie samej, że nie powinna poddawać się tak łatwo, to był jej ruch oporu i niczyja obecność nie powinna wpływać na chęć jej dalszej przynależności, inaczej rudowłosa wyszłaby na bardzo dziecinną i płytką osobę. Nie chciała spotykać się z Jackiem, ale przecież nie musiała tego robić, z powodzeniem mogła ignorować go przez cały czas zebrania, swoją uwagę poświęcając tym, którzy na to zasłużyli. W siedzibie pojawiła się więc w towarzystwie Nicky, przeżywającej ostatnio problemy natury związkowej, a więc częściowo utożsamiającej się z dylematami, które przechodziła sama Rory. Nawet tak małe babskie spotkanie podniosło Carter na duchu, miała obok siebie kogoś zaufanego i nie musiała nawet na głos wyrażać swoich obaw, aby odczytać z twarzy przyjaciółki, że ta doskonale ją rozumie i we wszystkim wspiera. Ubrana w luźną tunikę i skórzaną kurtkę nie zwracała na siebie żadnej uwagi, przemykając pomiędzy zebranymi w jadalni członkami Kolczatki. Lekkim uśmiechem pozdrawiała znajomych, jednak nie przystawała na żadne rozmowy czy drobne wymiany uprzejmości. Chciała usiąść, wysłuchać Malcolma, zgłosić się do jakiegoś zadania i czym prędzej udać do domu. Wspieranie opozycji na odległość było teraz bezpieczniejsze ze względu na stan jej zdrowia i… umysłu, choć to ostatnie można by było nazwać zwyczajną zachcianką. Nie mogła decydować, kto zasłużył na członkostwo, a kto nie, jednak gdyby ktoś zapytał ją o zdanie, chętnie by je wygłosiła. Rozpoznając w tłumie twarz Sonei, niewidzianą jeszcze w siedzibie, Rory uśmiechnęła się nieco szerzej i podeszła do koleżanki, prowadząc ze sobą Nicky. Automatycznie ucieszyła się z tego, że widzi pannę Hastings w szeregach opozycjonistów, choć ta decyzja musiała zapaść chyba stosunkowo niedawno. - Hej! Cieszę się, że jesteś z nami - zagadnęła wesoło, odpychając czarne myśli gdzieś do tyłu głowy, a skupiając się wyłącznie na niespodziewanym , lecz niewątpliwie miłym spotkaniu. Pozwoliła Nicole usiąść tuż obok czarnowłosej, a sama zajęła miejsce obok przyjaciółki, umiejscawiając ją w tym przypadku po środku. Z kieszeni kurtki wyciągnęła komórkę i szybko sprawdziła godzinę – Malcolm powinien pojawić się już lada chwila, do rozpoczęcia zebrania pozostawało kilka minut. Rory nie zamierzała rozglądać się po jadalni, schowała telefon i ułożyła dłonie na stole, oczekując na atrakcję wieczoru. Miała nadzieję, że wśród poruszanych kwestii znajdzie się zadanie do wykonania i dla niej, bowiem bardzo chciałaby się wreszcie komuś przydać. |
| | | Wiek : 18 Zawód : chodzący kłopot (?) Przy sobie : nóż ceramiczny, butelka z wodą Znaki szczególne : ciąża i bijąca-z-twarzy-cholernie-świetlistym-światłem pogarda do świata, z którą to dumnie obnosi się panna Morgan Obrażenia : blizna na lewej dłoni, drobne blizny poparzeniowe na ciele i... psychiczne? Hohoho.
| Temat: Re: [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki Sob Gru 06, 2014 6:28 pm | |
| /coś mi się zdaje, że przed supermarketem; wcinam się bez zapisu, bo nie zdążyłam, a dojrzałam, że Di też związana z Kolczatką xD
Okej, wyjaśnijmy coś sobie. Nie to, że była trochę wątpliwie zaangażowana w to wszystko, co działo się w tej, jakże tajemnej! przecież nikt niepowołany nie wiedział o jej istnieniu! niepodważalnie!, organizacji. Ona tylko... Dobra, może faktycznie niezbyt obchodziły ją losy tego czegoś i tych wszystkich, którzy może i ocalili jej niewdzięczną dupę, ale jednocześnie również przyczynili się do przyczepienia jej tej łatki, przez którą nie mogła teraz pozwolić sobie na powrót do gnicia we własnym towarzystwie i we własnym domu. Gdziekolwiek by on miał się po Igrzyskach znajdować... No i gdzie też miała, a właściwie - faktycznie się znajdowała, być jej wierna sunia, która niegdyś nie odstępowała jej nawet na krok, gdy tylko Delilah tego potrzebowała. A tak chyba właśnie było podczas tego całego zdrowo porypanego okresu. Nie na tym jednak powinna się w tej chwili skupiać i wiedziała to nawet nazbyt dobrze. Zdając sobie sprawę również z tego, że mimo całego tego popapraństwa dookoła, cóż, coś tam jednak zawdzięczała tym okrutnie nieporadnym działaniom ludzi z Kolczatki. Oczywiście, jednocześnie raczej nie będąc osobą gotową do poświęceń mających w jakiś sposób oddać dług, jaki to rzekomo u nich zaciągnęła. Ona sama nie miała bowiem tego wewnętrznego wrażenia, które zazwyczaj mieli ludzie angażujący się w coś mającego spłacić pewien rodzaj pożyczki, typowego dla czyjejś dłużniczki. Z pewnością jednak można było uznać, że coś tam odczuwała, okazując na tyle wdzięczności, by pojawić się na zebraniu. Kit z tym, że był to ten rodzaj spotkania, na którym raczej powinna być obecna, bo dyskusje miały się obracać wokół tematu istotnego dla niej i jej dalszych losów. Tego pod uwagę brać nie chciała, gdyż usilnie próbowała wygrzebać chyba coś, co uspokoiłoby resztki jej sumienia. Tak, dokładnie tak. Nawet osoba taka jak ona, panna-morderczyni co noc przeżywająca tę jedną scenę z Igrzysk, ten jeden moment, który dosłownie roztrzaskał jej życie na miliardy drobnych kawałeczków nie do pozbierania, po tym wszystkim miała w sobie jeszcze coś, co dało się podciągnąć pod definicję sumienia. Mrużąc wyraźnie jedno i drugie oko, a właściwie to już będąc zmuszonym do wykorzystywania umiejętności odczytywania alfabetu Braille’a, jednak faktycznie uznając, że wewnętrzny głosik sprawiedliwości gdzieś tam w niej tkwił. Z pewnością nadzwyczaj głęboko, gdyż na co dzień daleko mu było do ujawniania się, lecz nie na tyle, by go nie odczuwała. Co teoretycznie zaliczało się do rzeczy jak najlepszych, w końcu dzięki temu miała w sobie człowieczeństwo – choć przez znaczną większość czasu i tak zachowywała się niczym wściekłe zwierzę wepchnięte siłą do ciasnej klatki, ale tylko dla osób przebywających w jej towarzystwie. Zaś sama Morgan… Cierpiała… Wewnętrznie, bo szlochanie w czyjś rękaw zdecydowanie nie było w jej stylu i prędzej by potem komuś takiemu potem struny głosowe wyrwała i palce poucinała, byleby tylko chwila jej słabości nie wyszła na jaw oraz by mogła dalej w spokoju zachowywać pozory bezdusznej zdziry. Na zewnątrz pozwalając sobie tylko na wyładowanie gniewu, który był już teraz jej wiernym towarzyszem dnia codziennego, bowiem on nie ukazywał nikomu tego, jak słabą istotą była naprawdę. A była… Żałosna. Uciekająca w swój własny świat, prychająca na ludzi i obdarzająca ich gniewnymi spojrzeniami pełnymi nienawiści dla świata, chodząca tylko sobie znanymi ścieżkami, które to w znacznej większości prowadziły ją ku wyjściu na wolność. To zaś uruchamiało tryb odpowiadający za szwendanie się poza bezpiecznymi terenami, co… Dobrze, wystarczało chyba stwierdzenie, że się izolowała, nie mając już siły na to, by słuchać tej całej paplaniny osób dookoła niej. Ich dobrych rad, współczujących bądź też czysto wzgardliwych spojrzeń, w tym wypadku ujrzenie samej obojętności było jej największym marzeniem, czy też ogólnie bycia świadkiem działań mających coś poprawić. To nie działało, ona była chodzącą stertą zebranych w kupę, może nawet dosłowną, problemów zmieszanych z żałością i… I tyle… Nie potrzebowała niczego więcej, by czuć się fatalnie. Tego spotkania również. A jednak pojawiła się na nim, stając gdzieś pod ścianą w ciemnym kącie. Wbrew pozorom – ciemność nie była dla niej czymś przerażającym i zostawała przez nią uznawana za coś dobrego, pomagającego w skrywaniu się przed ludźmi. I stała tak, nie odzywając się nawet słowem. Patrząc tylko pustym wzrokiem na ludzi zbierających się w sali. Porażka. Jedna wielka porażka. |
| | | Wiek : 34 Zawód : Poszukiwany Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy Obrażenia : anemia
| Temat: Re: [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki Sob Gru 06, 2014 8:22 pm | |
| |z... sama nie wiem skąd Coś wreszcie zaczynało się dziać. A przynajmniej Hugh miał taką nadzieję, kiedy usłyszał o zebraniu. Wierzył, że cokolwiek Malcolm miał im do powiedzenia, w jakikolwiek sposób zajmie jego myśli czymś innym niż bezsensownym roztkliwianiem się nad przeszłością. Miał jednak wrażenie, patrząc z perspektywy kilku ostatnich tygodni, że czuje się odrobinę lepiej. Nawet jeśli wciąż doskwierała mu nuda, brak całkowitej wolności i świadomość, że kładł się spać z ochotą przespania reszty swojego życia, jeśli miałoby ono wyglądać właśnie w ten sposób i budził się rano z myślą, że czeka go kolejny dzień spędzony na błądzeniu korytarzami bunkra i spacerze po okolicy, którą znał już niemalże na pamięć. Czasem myślał o tym, jakby to było zabrać tą nieliczną ilość swoich rzeczy i po prostu odejść, w stronę któregoś z dystryktów. Zaczynało go ogarniać to samo uczucie, którego doświadczył przed laty, gdy wbrew własnej woli wyrwany został z Kapitolu i zmuszony do wędrówki do domu, która tak naprawdę nigdy się nie zakończyła. Może mógłby dojść do Dziewiątki? Wiedział, że prawdopodobnie nie zastanie tam nic godnego uwagi, ale wspomnienia, te dobre, mogłyby stać się wówczas wyraźniejsze. Nigdy wcześniej nawet nie zastanawiał się nad swoim dawnym domem, od roku Kapitol był miejscem, które określał tym słowem, nawet jeśli nie do końca spełniało wszelkie ku temu kryteria. W każdym bądź razie ostatnimi czasy zaczął przypominać sobie, jak wyglądało tam życie. Zupełnie inaczej od tego, które prowadził jeszcze do niedawna. Zauważył też, że mimo iż minęło tyle lat, odkąd jego stopa przekroczyła granicę dystryktu aby już nigdy tam nie powrócić, nagle zatęsknił za tamtym miejscem, które kojarzyło się z rodzinnym ciepłem, radością lat dziecięcych i beztroską, która im towarzyszyła. Nawet jeśli później wszystko się zmieniło, a tamto miejsce było pierwszą stacją na drodze do destrukcji wszystkiego, co Hugh w życiu posiadał, wciąż czuł, że część jego serca tam pozostała. I uaktywniała się w chwili, w której jego umysł wyszukiwał nawet najbanalniejszych tematów, aby zająć go czymkolwiek. Czy, idąc do jadalni, liczył na coś wielkiego? Nagłe wybawienie, cudowny pomysł, który pozwoliłby mu wrócić do miasta bez konieczności ukrywania się w cieniu budynków i mroku nocy? Bez zagrożenia aresztowaniem i publiczną egzekucją, która miała na celu utrwalenie władzy Adlera? Jeśli zamierzał ich zabić, jego metody nie odchodziły tak bardzo od tych, które stosowała Coin. A Randall odnosił wrażenie, że nowy prezydent chce zmienić nastawienie obywateli do władzy, której autorytet ostatnimi czasy został zdeptany i stłamszony. Jemu jednak nic do tego, cokolwiek by się nie działo on nie mógł nic zrobić, nie miał wpływu na to, co dzieje się w mieście a informacje, które otrzymywał, nie zawsze były kompletne. Czuł, że musi zapalić. Niestety, dziwnym zbiegiem okoliczności zapas trucizny w postaci papierosów został wyczerpany. Pewnie to właśnie było powodem markotności uzależnionego od nikotyny poszukiwanego, który przemierzając pozbawione wyrazu korytarze wpychał dłonie do kieszeni licząc, że jakimś cudem znajdzie tam chociażby jednego papierosa, którego mógłby wypalić przed wejściem do jadalni. Niestety, zapalniczka i pusta paczka była wszystkim, co miał i, nie licząc ubrań, broni, telefonu i dokumentów był to jego jedyny dobytek. W tamtej chwili cenniejszy niż wszystko inne. Westchnął ciężko, wchodząc do pomieszczenia z nudów i potrzeby zajęcia czymś dłoni, bawiąc się zapalniczką. Stanął pod jedną ze ścian opierając się o nią i przelatując wzrokiem po głowach i twarzach zgromadzonych osób. Rozpoznawał wśród nich zarówno znajomych ale i ludzi, których widział pierwszy raz w życiu. Nigdzie nie widział jednak starszego brata i domyślił się, że ten nie zjawił się jeszcze na zebraniu. Co oznaczało, że będzie musiał jeszcze trochę poczekać. Nawet i lepiej, im dłużej to wszystko potrwa tym mniej czasu pozostanie mu na wymyślanie sobie nowej rozrywki. Póki co jednak naprawdę potrzebował zapalić i nic innego nie było w stanie oderwać go od tej jednej myśli. Nie ważne, że pobijał sam siebie w ilości wypalanych dziennie papierosów, nie ważne, że coraz głębiej popadał w nałóg. W końcu musiał cieszyć się tymi drobnymi przyjemnościami, które mu jeszcze w życiu pozostały. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki Sob Gru 06, 2014 8:57 pm | |
| | w sumie chyba z mieszkania Rory
Ostatnie tygodnie nie były szczytem moich marzeń. Kłótnia, którą odbyliśmy z Malcolmem wciąż z uporem obijała mi się po umyśle, choć przecież pogodziliśmy się już jakiś czas temu. Jednakże, musiałabym być ślepcem by nie zauważyć drobnych zmian, napięcia, które wciąż czaiło się na horyzoncie. Z jednej strony, wszystko było dobrze, z drugiej – nic nie było w stanie cofnąć naszych słów i świadomości odmienności postrzegania pewnych kluczowych kwestii. Może właśnie dlatego bardziej zaangażowałam się własne działania, zacieśniłam współpracę z Jeżykiem, samym Pansym, wymieniając się z nim zdobytymi informacjami, ba, nawet aktywnie działając w terenie. Nie były to wielkie akcje, w zasadzie niewiele różniły się od tych Kolczatkowych, a jednak... miały pewne znamiona, których nie mogłabym uświadczyć działając z ramienia organizacji. Poświęciłam temu sporo czasu i energii, starając się odrzucać na bok wszelkie nieprzyjemne myśli i obawy związane z ostatnim miesiącem, w sumie zatopiłam się w tej pracy. Dzięki temu czułam się w miarę swobodnie. Dzisiaj odpuściłam sobie jednak, po zakończonym dyżurze w Capitol's Voice swoje kroki kierując w stronę mieszkania Rory razem z przyjaciółką, poświęcając czas na dyskusję z nią, nadrabianie ostatnich kilku dni, wspieranie jej i w końcu, wspólną wyprawę do Kwatery. Zgodnie z dawno zaistniałą, niespisaną umową z Malcolmem staraliśmy się wyciszać wszelkie nasze relacje podczas obecności wśród członków organizacji, oddzielając grubą kreską życie prywatne od tego w konspiracji. On był dowódcą, ja zwykłym współpracownikiem Kolczatki, nie chciałam więc by ktoś pomyślał, że mogę mieć wpływ na jego decyzję, szczególnie podczas takich spotkań jak te, dlatego też, wolałam usiąść dalej, w towarzystwie osoby, której – poza Malcolmem – najbardziej tutaj ufałam. Wiedziałam, że przyjaciółka jest spięta, wręcz zaniepokojona, domyślałam się również co było źródłem jej niepokoju. W wakacje szeregi organizacji poszerzył mężczyzna, który w dość bezpośredni sposób zniszczył Rory życie; od czasu, gdy udało mu się wyślizgnąć z Kwartału (ponownie, oczywiście, jakby nie mógł zostać tam gdzie był jeszcze w maju) mieszkał w bunkrze, przez co każdorazowe pojawienie się tutaj narażało kobietę na spotkanie z nim. A doskonale zdawałam sobie sprawę z tego jak bardzo chciałaby uniknąć takiej sytuacji. Ścisnęłam na chwilę delikatnie jej ramię i uśmiechnęłam się do niej pocieszająco. Cokolwiek by się nie działo nie zamierzałam pozwolić na to by zbędnie się denerwowała, w najgorszym wypadku wynajdując jakiś nawet banalny pretekst na wyciągnięcie jej z sali. Nie zdążyłam jej jednak tego oznajmić, bo już po chwili znalazłyśmy się przy stoliku, a moje spojrzenie zatrzymało się na młodszej od nas Sonei Hastings. Otworzyłam oczy szerzej, w pierwszej chwili zaskoczona obecnością tutaj dziewczyny, w końcu jednak otrząsnęłam się i przysiadłam obok niej szybko, uśmiechając się promiennie w jej stronę. - Sonea! Nie spodziewałam się ciebie tutaj – rzuciłam wesoło, ściskając koleżankę i całując ją w policzek na powitanie. - Od dawna z nami jesteś? - spytałam jeszcze, rozsiadając się wygodniej. |
| | | Wiek : 21 lat Zawód : trenuje rekrutów na żołnierzy Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, para kastetów Znaki szczególne : tatuaż (kluczyk) na karku, złoty medalion na szyi, wojskowy chód Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki Sob Gru 06, 2014 10:39 pm | |
| Nie sądziłam, że ktoś w ogóle miał zamiar do mnie dołączyć. Nie stawiałam się na pozycji ofiary, po prostu zwyczajnie wątpiłam, że w jadalni znajdował się ktoś, kogo znałam na tyle dobrze. Podczas przymusowego skakania między Dzielnicą a Kwartałem niezbyt świadomie odrzucałam od siebie ludzi, mając coraz mniej czasu dla tych, których kiedyś zwykłam nazywać przyjaciółmi. Pozostała mi Lophia, nasza relacja nie ucierpiała zbytnio poprzez mój brak czasu i wrażliwości, ale nie mogłam dostrzeć wśród tłumu fali czarnych włosów i uśmiechniętej twarzy. Wyprostowałam się na swoim miejscu, już odrobinę niecierpliwie bębniąc palcami o odziane w ciemne dżinsy kolana. Nie umiałam się wyciszyć od chwili przemknięcia przez wejście do bunkra. Pomimo czasu, który zdążyłam już spędzić w siedzibie od oficjalnego przyjęcia, wszystko wciąż pozostawało dla mnie takim nowym. Trochę obcym i niepokojącym, dopóki nie przyswoiłam sobie jeszcze wszystkich zasad, mapy i imion oraz nazwisk nowych współpracowników. Nie lubiłam stać na niepewnym gruncie, odkąd tak boleśnie sparzyłam się z Kwartałem. Każda niejasna sytuacja budziła we mnie odruch ucieczki, a do takich z pewnością mogłam zaliczyć powoli zbierającą się masę ludzi. Chociaż wiedziałam, że było to irracjonalne, nie mogłam przestać myśleć katastroficznie. Byłam bezbronna, w kieszeni miałam tylko paczkę papierosów i dokumenty. Nic, czym mogłabym się obronić, jeśli nagle rozpętałoby się jakieś zamieszanie. Poza tym nie było przy mnie nikogo, komu mogłabym w takiej sytuacji zaufać, zresztą istniało naprawdę niewiele takich osób. Jeszcze raz zlustrowałam rosnący z każdą chwilą tłum, jakimś cudem odnajdując w masie ludzi jedną znajomą twarz, na której widok mimowolnie się uśmiechnęłam. Oczywiście, że przyszedł, chociaż podejrzewałam, że nie był do tego wszystkiego zbyt entuzjastycznie nastawiony. I chyba nie mogłam się dziwić; oszalałabym, gdyby ktoś zamknął mnie pod ziemią, z dala od świeżego powietrza i odległego światła dnia. Przez chwilę zastanawiałam się nawet nad zawołaniem Hugh, ale równie szybko zrozumiałam, że to był zły pomysł. Nie chciałam zwracać uwagi pozostałych członków Kolczatki, poza tym nie chciałam też zakłócać jego spokoju. Należało mu się przynajmniej tyle. Sekundę po tym, jak odwróciłam wzrok, usłyszałam znajomy, dźwięczny głos. -Hej! Cieszę się, że jesteś z nami.- Drgnęłam odruchowo, po czym odszukałam wzrokiem rudowłosą kobietę. Uśmiechnęłam się na jej widok, w duchu wzdychając z ulgą. Lubiłam Carter, i naprawdę dobrze było mieć ją po swojej stronie. -Ja też się cieszę, Rory.- Zdążyłam rzucić, zanim ktoś opadł na ławkę tuż obok, po czym uściskał mnie i pocałował w policzek. -Sonea! Nie spodziewałam się ciebie tutaj. Od dawna z nami jesteś? Nie mogłam się nie roześmiać i nie oddać uścisku. Powinnam była się domyślić, że miałam spotkać Nicky w szeregach Kolczatki. O antypatię do obecnych rządów podejrzewałam ją już od początku naszej znajomości, co nie zmieniło jednak faktu, że szalenie ucieszyłam się na widok znajomej i przyjaznej mi twarzy, jak i tego, że Rory usiadła na ławce razem z nami. Mając przy sobie dwie osoby, które lubiłam, zdecydowanie łatwiej było mi się uspokoić. -Dawno Cię nie widziałam, Nicole. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że tu jesteś. Zaczynałam się bać, że przesiedzę całe spotkanie sama. Chyba Los mi sprzyja- uśmiechnęłam się promiennie, skupiając się na poprzednich słowach brunetki. Wzruszyłam lekko ramionami w odpowiedzi na jej pytanie.- Właściwie to nie, wciąż zdarza mi się tu gubić, ale... gdybym miała decydować jeszcze raz, zdecydowanie zrobiłabym to samo. A Ty? Jak dawno temu dołączyłaś? Zapytałam jeszcze z autentyczną ciekawością, na chwilę odrywając się od ponurego oczekiwania na rozpoczęcie zebrania. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki Nie Gru 07, 2014 1:16 am | |
| Wszedł do stołówki kilka minut spóźniony, jak zwykle z jakimś milczącym zdziwieniem witając liczbę osób, zgromadzonych w środku. Tylko w takich chwilach uświadamiał sobie, jak bardzo rozrosła się Kolczatka i ilu tak naprawdę członków liczyła. Na co dzień, gdy mijał niektórych z nich na korytarzach bunkra, jakoś rozmywali się na tle szarych ścian; ale tamtego wieczoru zgromadzili się niemal wszyscy, wypełniając pomieszczenie przyciszonymi głosami. Przeszedł na drugą stronę jadalni, pozdrawiając po drodze kilka mijanych osób, które akurat odwróciły głowy w jego stronę. Kątem oka zauważył ciemne włosy Sonei, siedzącej zaraz obok Nicole i żołądek ścisnął mu się nieprzyjemnie - tak jak robił to za każdym razem, gdy przypominał sobie o swoich podejrzeniach, które zdążyły już nabrać znamion faktów. Chociaż od czasu, kiedy oprowadził ją po bunkrze, minęło kilka dni, nie czuł się ani trochę swobodniej z myślą, że najprawdopodobniej (na pewno?) był dla niej kimś więcej, niż tylko dowódcą. Kimś więcej. Słowo ojciec nadal nie było w stanie przemknąć mu nawet przez myśli, nie mówiąc już o wypowiedzeniu go na głos. Niezauważalnie potrząsnął głową, otrząsając się z nękających go myśli; teraz nie było na nie czasu. Przyszedł tutaj w konkretnym celu i dziesiątki osób czekały właśnie na to, co miał do powiedzenia. Czy się denerwował? W pewnym sensie na pewno; mimo że organizacja kończyła właśnie dziewięć miesięcy, chyba nigdy nie miał przywyknąć do odpowiedzialności za taką rzeszę ludzi, którzy z jakiegoś powodu decydowali się go słuchać. Nauczył się już jednak zamykać emocje za szczelnymi drzwiami - a przynajmniej robił to na czas spotkań. Zatrzymał się przy pustym stoliku mniej więcej na środku stołówki, ale zamiast usiąść na ławce, przysiadł na blacie. Chciał być zarówno widoczny, jak i dobrze słyszalny przez wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu, co, biorąc pod uwagę warunki panujące w podziemnej jadalni, było trudne do osiągnięcia. Odchrząknął jednak głośno, czekając cierpliwie, aż rozmowy ucichną i uwaga skupi się na jego osobie. Dziwne uczucie. Zamrugał, na ułamek sekundy zbity z tropu dziesiątkami wpatrujących się w niego par oczu, ale już chwilę później przypomniał sobie, po co tu przyszedł. - Witajcie - powiedział donośnie, obejmując wzrokiem salę. Głos miał czysty i pewny; starannie zadbał, żeby targające nim ostatnio emocje nie odbiły się w żaden sposób na wydźwięku wypowiadanych słów. - I dziękuję wam za przybycie. Wiem, że pewnie większość z was ma ciekawsze sposoby na spędzenie wieczoru - dodał lekko, wykorzystując wtrącenie na przestawienie myślenia na odpowiednie tory. - Chciałem jednak zebrać wszystkich w jednym miejscu, bo Kolczatka ma kilka ważnych decyzji do podjęcia - decyzji, które będą dotyczyć nas wszystkich. - Zrobił pauzę, pozwalając, by echo jego słów przebrzmiało, po czym kontynuował. - Nigdy nie byłem dobry w publicznych wystąpieniach, więc musicie mi wybaczyć, że przejdę od razu do konkretów. - Odchrząknął. Nieco nerwowo? - Pierwszą kwestią, która wydaje mi się w tej chwili najpilniejsza, jest status poszukiwanych, który ciąży na kilku osobach obecnych w tym pomieszczeniu. - Jego spojrzenie przesunęło się pobieżnie po twarzy Hugh, Libby, Gwen, Tylera, byłych trybutów; ludzi, którzy przez ostatnie tygodnie zaprzątali jego myśli nienaturalnie często. Zdawał sobie sprawę, że najbezpieczniej byłoby trzymać ich pod kluczem, ale z drugiej strony czuł się źle, odbierając im wolność, którą próbowali sobie (i innym) wywalczyć. Dlatego przymykał oko na wycieczki poza bunkier, namiętnie i ostentacyjnie udając ślepca - bo tylko tyle mógł zrobić. A jednocześnie umierał ze strachu, że któregoś dnia któreś z nich nie wróci, trafiając w ręce władzy i zmuszając Kolczatkę do kolejnych przenosin. Gdzie tym razem? Wolał się nad tym nie zastanawiać. - Do tej pory udzielaliśmy wszystkim zbiegom azylu i nadal będziemy to robić, jednak chyba wszyscy się zgodzą, że jakiekolwiek rozwiązanie by to nie było, jest jedynie tymczasowe. Czy jedyne? Może nie. Wygląda na to, że pojawiła się nowa szansa. - Szansa była chyba określeniem nieco na wyrost, ale nie miał zamiaru zwracać na to uwagi słuchaczy. Wyprostował się, unosząc głowę nieco wyżej i biorąc głębszy oddech. - Sawyer Mendez, szef KRESu i jedna z większych szuj, jakie widział Kapitol, szuka asystenta bądź asystentki. Normalnie nie zawracalibyśmy sobie tym głowy, ale mamy całkiem uzasadnione powody, żeby przypuszczać, że pan Mendez zbiera obecnie fundusze na nową nieruchomość w Pierwszym Dystrykcie i w związku z tym jest bardziej niż zwykle skory do pozytywnego rozpatrywania wniosków za dodatkową opłatą. Prościej mówiąc - ma odpowiednią pozycję, żeby dostarczyć poszukiwanym nową tożsamość. My musimy się postarać, żeby miał i chęci. A posiadanie naszego człowieka w roli jego osobistego asystenta na pewno by nam w tych staraniach nie przeszkodziło. - Zrobił krótką pauzę, dając sobie chwilę na zaczerpnięcie oddechu i ogarniając wzrokiem salę. - Ktoś z obecnych ma ochotę na nową posadę? - zapytał, po czym umilkł, rozglądając się po pomieszczeniu i czekając na jakikolwiek odzew. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki Sro Gru 24, 2014 10:48 am | |
| Wyłoniła się z nicości... Z przeprosinami za karygodne opóźnienia. Kolczatka. Ostatnimi czasy jej nowy dom. Miejsce, w którym od niedawna pracowała grupa jej starych znajomych, przyjaciół, do której przynależała jak do rodziny od czasu, kiedy straciła jej kolejny element. Od kiedy Javier przebywał w getcie jako zdrajca. Pomachała dłonią Sonei Hastings, być może jednej z niewielu osób, którym ufała w tej chwili bezgranicznie. Teraz siedziały w tym całym interesie razem. Kolczatka. Jej nowe środowisko, środowisko, które szanowało ją nie tylko ze względu na pozycję, ale także jej własną osobę. Nie wiedziała, że to wszystko zadziała w taki, a nie inny sposób, kiedy zgodziła się przyjść na pierwsze spotkanie z Malcolmem. A teraz krążyła po Kwaterze jak po własnym mieszkaniu, żeby zabić ostatnich kilka minut przed rozpoczęciem spotkania. Zerkała na zegarek, jednocześnie obserwując nowy narybek. Chyba powinni zorganizować jakieś małe spotkanie integracyjne z zapamiętywaniem imion i hobby, bo Kolczatka coraz bardziej poszerzała swoje szeregi. potrzebowali nowych członków, musieli być silni, aby odnaleźć się w nowej rzeczywistości politycznej podupadającego państwa. Cóż, na razie nazywano ich terrorystami. Zerknęła kontem oka na Rory. Prawie nie rozmawiały, od pamiętnego spotkania w mieszkaniu Loph. Dziewczyna przeprosiła, a na kolana padać nie zamierzała. Nie zrobiła niczego złego. Próbowała jedynie pomóc przyjacielowi, a kilka niewinnych żarcików sprawiło niestety, że prawdopodobnie zniszczyła ich relację. Była świadkiem jednej z "rozmów" i musiała przyznać, że tak chłodnej wymiany zdań nie obserwowała jeszcze nigdy wcześniej. Zauważyła, jak Malcolm przysiada na blacie stołu, ruszyła więc w jego kierunku i wsunęła się na ławkę obok. Spotkanie nie wyglądało na nadzwyczaj oficjalne, jednak musieli omówić kilka istotnych kwestii. A Loph... Cóż, jednak czuła się odpowiedzialna za tę bandę tutaj. Słuchała pewnej wypowiedzi Malcolma, nie miała niczego do dodania, a nie zamierzała rozwalać mu przygotowanej mowy. Randall był najlepszym przywódcą, jakiego kiedykolwiek widziała, była pewna, że nigdy nie zapomni, jak bardzo pomógł jej wziąć się w garść po udanym zamachu na Iris Rochester, zamachu, który jeszcze bardziej rozsierdził władze. No, nie tak bardzo, jak rozwalenie areny. Powiodła wzrokiem po zebranych, dostrzegając tych, których musieli chronić teraz najbardziej. Miała nadzieję, że żadne z nich nie uzna, że byłoby świetną sekretarką dla rządowej szychy. Bardzo liczyła jednak na kilka innych, zaufanych osób. Zgłosiłaby się sama, gdyby nie fakt, że przestała być wiarygodna dla władz w momencie, w którym jej matkę uznano winną jednego z zamachów. Miała pokręconą, rebeliancką rodzinkę. |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : Uciekinierka Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)
| Temat: Re: [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki Pon Gru 29, 2014 1:47 am | |
| Najmocniej przepraszam za tę kupę ;___; ta bardzo muszę się rozkręcić z pisaniem : c
Nie spodziewałam się zobaczyć Sonei tutaj, choć, niezaprzeczalnie, jej widok nie był jednak dla mnie aż tak wielkim zaskoczeniem. Od początku obydwie doskonale zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że nie pałamy sympatią do rządu, dało się to dostrzec w drobnych sugestiach wplątanych w rozmowy, czy gestach, które mówiły więcej niż powinny. Żadna z nas nigdy nie odważyła się zagrać w pełni w otwarte karty, jednak wyczuwałyśmy, że nasze poglądy, nastawienie do świata i sytuacji panującej w kraju, są podobne. Nie mogłam więc nie ucieszyć się na widok młodszej koleżanki. Siadając obok niej uśmiechałam się szeroko, zadowolona z faktu, iż zebranie nie zapowiada się już tak ciężko jak myślałam początkowo. Towarzystwo Sonei i Rory działało kojąco, a coś takiego zdecydowanie było mi potrzebne, zresztą, nie tylko mi, a całej naszej trójce. Co łatwo dało się wywnioskować po kolejnych słowach panny Hastings. - Spokojnie, nie pozwolimy Ci na samotne przesiadywanie przy stole. Jeszcze doszłabyś do wniosku, że jesteśmy niegościnni – rzuciłam żartobliwym tonem, puszczając jej przy tym oczko. Doskonale pamiętałam jak stresujące dla mnie było pierwsze zebranie. Siedziałam wtedy obok Rory, usilnie starając się nie pokazać mojego zdenerwowania, przyglądając się innym członkom organizacji, próbując zgadnąć co ich sprowadziło w progi, wtedy jeszcze skrytej wśród kanałów, kwatery, zastanawiając się jakie historie kryły się za ich, nie raz zmęczonymi spojrzeniami. Robiłam wszystko byleby odsunąć od siebie uczucie przytłoczenia, w końcu, tyle miesięcy chowałam przed światem moje prawdziwe emocje, kryłam się ze swoim zdaniem przed innymi, publikując je jedynie w sieci, pod pseudonimem, anonimowo, a potem nagle znalazłam się wśród obcych osób, które wiedziały. Może nie wszystko, w końcu jedynie Malcolm i Rory zdawali sobie sprawę z tego, kto tak naprawdę poszerzył szeregi Kolczatki, jednak wystarczająco wiele, bym poczuła cień paniki. Z czasem to zniknęło, obecność innych przestała być przerażająca, wręcz przeciwnie, stała się zaletą, bo oto zyskałam okazję by głośno mówić to co myślę, jednak nim ten czas nadszedł bywały takie chwilę, gdy po prostu chciałam opuścić sobie. I właśnie wtedy obecność znajomych pomagała mi w radzeniu sobie ze stresem. Wątpiłam by i Sonea przeżywała to wszystko w ten sam sposób, nie zmieniało to jednak faktu, że pierwsze zebranie zawsze wiązało się z silniejszymi emocjami i dobrze było mieć w tym czasie przy sobie jakąś bliską osobę. - Parę miesięcy temu – odpowiedziałam, słysząc pytanie dziewczyny. Zmarszczyłam na chwilę brwi próbując przypomnieć sobie dokładniejszą datę, jednak dni zlewały mi się zbyt mocno, oddzielone jedynie jaśniejszymi przebłyskami intensywniejszych zdarzeń. - Coś koło czterech, jeśli dobrze liczę. Wszystko zleciało bardzo szybko. Ale to może być tylko świadectwem na to, że nie popełniłam błędu zaciągając się w szeregi organizacji. Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się delikatnie w stronę dziewczyny, jednak zanim ponownie zdążyłam się odezwać rozmowy powoli zaczęły cichnąć, a po sali potoczyło się charakterystyczne odchrząknięcie. Uniosłam dłonie w bezradnym geście, niemo przepraszając towarzyszkę za przerwę w rozmowie, po czym odwróciłam się w stronę źródła dźwięku, skupiając się już całkowicie na rozpoczynającej się mowie Malcolma. Choć ostatnimi czasy było między nami dość nieswojo nie mogłam nie poczuć współczucia, gdy obserwowałam jego zmagania. Domyślałam się, że nie było mu najłatwiej. Wysłuchawszy słów mężczyzny zacisnęłam usta i wyprostowałam się sztywno na krześle, kątem oka starając się ogarnąć resztę sali. Byłam ciekawa czy ktokolwiek z obecnych, choćby jedna osoba, wyrazi chęci do tego typu ryzyka. Bo w końcu z tym głównie wiązało się objęcie danego stanowiska. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki Sro Sty 21, 2015 12:16 am | |
| Wszystkich uczestników zebrania proszę o zapoznanie się z tym tematem. |
| | |
| Temat: Re: [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki | |
| |
| | | | [P2] Jadalnia - Zebranie Kolczatki | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|