|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Sala przesłuchań #1 Nie Paź 27, 2013 7:08 pm | |
|
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sob Lis 15, 2014 9:43 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Nie Paź 27, 2013 9:24 pm | |
| Casper został wprowadzony do sali przy pomocy trójki Strażników, którzy przykuli go do krzesła niedelikatnie i wyszli. Chłopak na moment został sam, tylko on, biurko i naprzeciwległa ściana. Minęło kilka minut zanim do pomieszczenia weszła szczupła, starsza, prawdopodobnie w wieku lat czterdziestu kobieta o pociągłej twarzy i czarnych upiętych w ciasnego koka włosach. Ubrana była oficjalnie: wąska spódnica do kolan oraz biała koszula włożona pod pasek. Usiadła na krześle przed chłopakiem i otworzyła akta na biurku. Nie spojrzawszy nawet na niego, wyrecytowała: -Casper Hastings, lat dziewiętnaście, urodzony 29 kwietnia 2264, zawód nieznany, rodzice: Philippa i Richard Hastings oraz siostra Sonea Hastings, z dopiskiem "zamieszkana w Dzielnicy Rebeliantów" - wzięła głęboki wdech dodała oschłym wybiórczym tonem - Zarzuty: zdrada wagi państwowej, zabójstwo, spiskowanie, narażenie życia oraz zdrowia obywateli oraz naruszanie porządku publicznego - znów urwała i tym razem na niego spojrzała - Grozi Ci szubienica Hastings, umrzesz, zgnijesz w zbiorowej mogile, nic cię już nie uchroni. Ale ta śmierć może być bezbolesna, jeśli powiesz mi co wiesz o dniu zakończenia Igrzysk, wszyściuteńko i ze szczegółami, jeśli łaska. |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : płatny zabójca Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Nie Paź 27, 2013 11:19 pm | |
| Tydzień nudów, potem przyszedł jakiś frajer, który chyba był na jakiś prochach skoro uśmiechał się jakby przed chwilą dostał podwyżkę. A może dostał? Cholera tam wie co ta Coin sobie wymyśliła. Zamieszanie w sali trwało krótko. Casper nawet się nie zorientował kiedy go odpięli od łóżka i wyciągnęli z sali, by za chwilę posadzić na niewygodnym krześle i zakuć w kajdany ponownie. - Serio? - Mruknął obserwując jak go zakuwają. Więcej się do nich nie odezwał, a gdy wyszli ze spokojem począł obserwować salę w której będzie przesłuchiwany już niebawem. Kobieta, która przybyła nie kazała na siebie zbyt długo czekać. Casp przeniósł swój wzrok z pewnego punktu na ścianie na kobietę. Kimkolwiek była nie kojarzył jej jakoś specjalnie. -Casper Hastings, lat dziewiętnaście, urodzony 29 kwietnia 2264, zawód nieznany, rodzice: Philippa i Richard Hastings oraz siostra Sonea Hastings, z dopiskiem "zamieszkana w Dzielnicy Rebeliantów" - Gdy to mówiła Cas tylko kiwał głową zniecierpliwiony i w miarę możliwości kiwał ręką, by ją ponaglić. - Darujmy sobie ten wstęp. Wszyscy wiedzą kim jestem. Ci za szybką również. - Powiedział zniecierpliwiony. Na cholerę ona mówiła to? Żeby mu przypomnieć kiedy się urodził, ile ma lat, imiona rodziców oraz siostry? Najgorsze było, że mu przypomniała, że ową siostrę posiada, a to było trudne dla niego. W tej chwili nie mógł o niej myśleć. To i tak nic by nie dało, więc skupił się na sobie. Miał tylko nadzieję, że żyje. Tyle. - Zarzuty: zdrada wagi państwowej, zabójstwo, spiskowanie, narażenie życia oraz zdrowia obywateli oraz naruszanie porządku publicznego. - Na te słowa uśmiechnął się i zaczął kiwać głową jak gdyby nie wierzył w to co słyszy. - Grozi Ci szubienica Hastings, umrzesz, zgnijesz w zbiorowej mogile, nic cię już nie uchroni. Ale ta śmierć może być bezbolesna, jeśli powiesz mi co wiesz o dniu zakończenia Igrzysk, wszyściuteńko i ze szczegółami, jeśli łaska. Chłopak podniósł głowę i spojrzał na kobietę chłodnym spojrzeniem. - Zanim przejdziemy do rzeczy... O które zabójstwo konkretnie chodzi? Z tego co kojarzę to nikogo tam nie zabiłem, a jedynie groziłem jednemu z tych kapitolińskich ścierw. - Powiedział ze spokojem wygodnie siedząc na krześle jak gdyby był na pogawędce o pogodzie, a nie na przesłuchaniu. Nie raz i nie dwa był przesłuchiwany. Zresztą co miał do stracenia skoro i tak umrze? Ano nic. Nic nie miał, więc mógł teraz pogrywać z życiem sobie. - O zakończeniu Igrzysk nie wiem nic. To Coin je zakończyła. Nie ja. Co do zdrady wagi państwowej... Śmiem wątpić w te zarzuty. Alma doskonale zdaje sobie sprawę, że moja praca wymaga ode mnie pewnych ofiar. - Jakże on teraz by sobie zapalił. Korciło go. W sumie mógłby zapytać, ale na razie wolał nic nie mówić na ten temat. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Pią Lis 01, 2013 5:08 pm | |
| Kobieta nawet na niego nie spojrzała, wydęła usta i notowała coś w aktach, przeglądała kartki i dopiero, gdy nastała długa przerwa i była pewna, że to koniec tego, nawet dla niej, długiego wywodu, jedna z jej brwi uniosła się nieco do góry, kiedy podniosła wzrok. -Nie mam zamiaru się z tobą patyczkować, mamy konkretne rozkazy i jeśli nie uzyskamy tego, co chcemy, przejdziemy do kolejnej fazy przesłuchania - rzekła sucho bez cienia emocji, który choćby śmiał wtargnąć się do jej wyćwiczonego tonu, który był twardy i nieustępliwy. Teraz Casper powinien domyślić się, że nie ma do czynienia z osobą, która będzie z nim polemizować - Powtórzę pytanie: co wiesz o dniu zakończenia Igrzysk, a także przygotowaniach zamachu? Raz dwa chłopcze, nie mamy całej wieczności. |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : płatny zabójca Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Sro Lis 13, 2013 9:37 pm | |
| Generalnie rozmowa polega na tym, by nie tracić kontaktu wzrokowego z rozmówcą. W przypadku przesłuchać tym bardziej osoba, która kogoś przesłuchuje powinna patrzeć. Casper uniósł brwi. Kobieta w ogóle nie słuchała co mówił. Nic, a nic. - Nie mam zamiaru powtarzać dwa razy tego samego. Jeśli pani jest na tyle bezczelna, by w ogóle mnie nie słuchać to po jaką cholerę to przesłuchanie? - Słowa wypowiedział ze stoickim spokojem jak gdyby wyczytywał z kartki obecność zgromadzonych. Nie bał się śmierci. Wręcz jej pragnął. Może i był przesłuchiwany. Może i był oskarżany o rzeczy wyssane z palca. Miał to głęboko w dupie. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Pią Lis 15, 2013 11:04 pm | |
| Na jej twarzy pojawił się tylko uśmiech, spojrzała na chłopaka spod zmarszczonych brwi z lekkim podziwem dochodząc do wniosku, że pomimo swej bezsensownie buntowniczej i bezmyślnej podstawy użył zwrotu grzecznościowego. Wyprostowała się znów zaraz po tym, kiedy zanotowała coś w zeszycie. -To nie ty tu dyktujesz zasady, pamiętaj, tylko ja - uniosła na moment brwi o milimetr - Zatem wypada, abyś sprostował kwestie, które poruszyłeś, ponieważ, jak wspominałam, czeka mnie więcej przesłuchań i nie mogę przeznaczyć dla ciebie całego dnia. Zatem opowiedz co działo się w dniu Zakończenia Igrzysk i zaznaczam, że zawsze mile widziane są nazwiska, prawda? |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : płatny zabójca Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Nie Lis 17, 2013 5:43 pm | |
| Przewrócił teatralnie oczyma na jej słowa. - Chyba raczej Coin dyktuje zasady... - Mruknął pod nosem. Przez chwilę obserwował twarz kobiety jak gdyby próbował wyszukać jakiś informacji, ale darował sobie to kilka minut później. - Nazwiska, tak? Proszę bardzo! le Brun. Nie ta trybutka, ale jej brat. Z tego co widziałem to strzelał do ludzi. Jak mu było... Mathias. Pracuje w Violatorze i ma całkiem bliskie relacje z właścicielem baru, więc wnioskuję, że on też jest w to wmieszany. Frans Lyytikäinen. - Powiedział z niemałą satysfakcją w głosie. le Bruna mógł uznać za swojego wroga po tym jak do niego celował. Nie wiedział, że ten chłoptaś jest chłopakiem jego siostry. Szkoda. - Mathiasa możecie zlikwidować zaraz po tym jak go przesłuchacie. Z przyjemnością się bym tym zajął. - Uśmiechnął się pod nosem. - Widziałem jeszcze Evelyn Noel wśród mieszkańców Kwartału. Rozmawiała z nimi. Zapewne też brała w tym udział. Tyle wiem. Pojawiłem się na moście, gdy już cały ten ich plan się zaczął. Nie wiem, kto miał władzę nad resztą. Nie moi ludzie. - Powiedział. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Nie Lis 17, 2013 10:09 pm | |
| Słysząc jego słowa, uśmiechnęła się kwaśno i oparła nonszalancko o oparcie krzesła zakładając nogę na nogę w jednej ręce dzierżąc dyktafon. Czekała aż skończy swój wywód i przytaknęła bez przekonania. Nie okazywała tego, ale czuła ulgę z powodu braku jakichkolwiek przeszkód. Współpracował - dobrze i dla niej, i dla niego. Obustronna korzyść prawda? -W porządku - przytaknęła i na moment zamilkła wpatrując się w mężczyznę jakby z zastanowieniem, kiedy westchnęła i wyjąwszy z szuflady dokument, podstawiła mu go pod nos - Rozumiem, że współpracujemy - mając na względzie Twój obecny zawód, myślę, że to Ci wiele ułatwi. Wóz albo przewóz, podpisujesz? |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : płatny zabójca Przy sobie : kamizelka kuloodporna, broń, pozwolenie na broń, motocykl
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Nie Lis 17, 2013 10:32 pm | |
| Casper spojrzał na dokument, który wyciągnęła kobieta. Pochylił się, by przeczytać co tam jest napisane po czym uśmiechnął się cwanie. - Rozumiem, że współpracujemy. Mając na względzie Twój obecny zawód, myślę, że to Ci wiele ułatwi. Wóz albo przewóz, podpisujesz? - Nie od dziś współpracuję z Coin. Jasne, że podpisuję. - Powiedział po czym wyciągnął rękę, by ktoś mu z łaski swojej dostarczył długopis oraz rozkuł, bo przecież nie podpisze się za pomocą myśli. W końcu jego małe żądanie zostało spełnione i już po chwili jego wolna ręka mogła chwycić za długopis i podpisać się na dokumencie. - Czego ode mnie oczekujecie? Tego co ostatnio, czy coś nowego mnie czeka? - Zapytał poważnym tonem głosu. - Mam nadzieję, że dostarczycie mi wszelkie niezbędne sprzęty. - Dodał po chwili z uśmiechem na ustach. Bynajmniej nie miał na myśli długopisów, ulotek do rozdania i innych bzdetów. Chciał się wyrwać. Chciał wreszcie zacząć porządnie działać ze swoim gangiem. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Pon Lis 18, 2013 10:22 pm | |
| Kobieta podała mu długopis i wskazała Strażnikom, aby odpięli chłopaka. Gdy podpisał dokument, wstała, skinęła mu sztywno głową i wyszła bez słowa pozostawiając go na łasce dwóch potężnych panów, którzy znów skuli go i wyprowadzili, tym razem prawdopodobnie w bardziej wygodne i dobre miejsce. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Pon Lis 25, 2013 7:41 pm | |
| Do sali został wprowadzony chłopak, Strażnicy bez słowa rozkuli go i siłą posadzili na krześle przy stole chwilę potem ponownie więżąc jego nadgarstki w kajdankach utwierdzonych przy oparciach. A potem po prostu odwrócili się i odeszli. Nastała cisza. Nikt nie wszedł, żaden magiczny głos nie wydobył się z głośników.
|
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Pon Lis 25, 2013 9:12 pm | |
| Cisza szturmująca uszy trwała jakiś czas, gdy w którymś momencie została przerwana przez stukot butów w korytarzu przed salą przesłuchań. Odgłosy te dochodziło od średniej wielkości blondynki, której widoczne dziesięć centymetrów dodawały czarne szpilki, jakie miała na stopach. Najwyraźniej nie przeszkadzało jej, że znajduje się w więzieniu, bo dumnie kroczyła przed siebie. Jej nogi obciskały ciemne jeansy, a piersi uwydatnione były przez dopasowaną białą bokserkę. Na pierwszy rzut oka można było dostrzec wiele tatuaży, jak i również przymocowaną na pasku broń, która z gracją i majestatycznie obijała się o tyłek kobiety. W momencie w którym dotarła do swojego celu, przystanęła na chwilę i spojrzała na strażników, pilnujących sali przesłuchań. Widocznie od razu ją rozpoznali, ponieważ nie spytali o nic, kiwnęli jedynie głowami i nie czekając na nic, jeden z nich pociągnął za klamkę otwierając przed nią drzwi pomieszczenia znajdującego się za nimi. Melanie, bo to właśnie ona była omawianą blondynką, nawet nie spojrzała na mężczyzn na służbie. Wzrok miała niewzruszony, tak samo jak jej twarz była zupełnie beznamiętna. Ignorując strażników weszła do sali. Jej spojrzenie z miejsca skierowało się na sprawcę jej pojawienia się tutaj. Zmierzyła go wzrokiem, co trwało zaledwie kilka sekund, przy czym nie zatrzymując się, skierowała się do stołu, przy którym siedział więzień i usiadła naprzeciw niego. Nie miała przy sobie żadnych dokumentów. Nic co wskazywałoby na to, że przyszła tutaj w sprawie przesłuchania, a już zwłaszcza jej ubiór. Jedynie notatnik wielkości zeszytu, który niedbale rzuciła na stół. Osoba, która przed nią siedziała z miejsca nie wydała jej się zbyt ciekawą osobowością. Może dlatego nadal nie wydawała się zaciekawiona sprawą. W momencie w którym została powiadomiona, iż poprowadzi przesłuchanie jednego z inicjatorów niedawnych zdarzeń na moście, oczekiwała czegoś więcej. Z drugiej strony pozory mogą mylić, więc nie zamierzała niczego osądzać pochopnie. Minęła minuta, może dwie zanim Melanie podjęła jakąkolwiek czynność. Nigdzie jej się nie spieszyło. Postanowiła obserwować zachowanie mężczyzny, dlatego też od jakiegoś czasu patrzyła się na niego nieustannie, choć nie natarczywie. Nie było w tym też obrzydzenia, lecz można było się doszukać złowrogiego podniecenia czy swego rodzaju niechęci. Odsunęła krzesło wraz z sobą na dosłownie kilka centymetrów dalej od stołu, by założyć nogę na nogę, po czym oparła łokcie na blacie, pochylając się w stronę przesłuchiwanego. -Mathias le Brun. -odezwała się w końcu, a jej głos był dziwnie szeleszczący, przy czym każdy człon jego mienia przeciągnęła z nutą nacisku na każdą sylabę. Nie musiała się przedstawiać. Prawdę mówiąc nie musiała mu nic mówić. W tej chwili nie posiadał żadnych praw i był skazany na jej towarzystwo, przy czym tego pierwszego mógł być nie do końca świadom. -Zacznijmy od tego, czy zamierzasz dobrowolnie przyznać się do swoich czynów i złożyć zeznania mniej lub bardziej obciążające twoją osobę? Zaczęła spokojnie, bez zbędnych wcześniejszych przedstawień. Mogła jedynie zastanawiać się nad tym, czy przesłuchiwany dostarczy jej tego dnia jakiejś rozrywki, czy może wszystko pójdzie zbyt prosto. Nie podejrzewała jednak tej drugiej opcji, lecz zawsze warto było spytać. A nuż pobyt w więzieniu zdołał źle na niego wpłynąć. Każda jednak taka myśl pozostawała w strefie domysłów, dopóki Mathias nie przedstawi swojego nastawienia względem sprawy, o ile w ogóle takową chęć wykaże. -Jaki był twój udział w sprawie? Nazwiska, motywy, hierarchia. Wszystko. -dawała mu szansę, jakiej nie zwykła darowywać przy innych przesłuchaniach, a może po prostu chciała się pobawić, bo w końcu wiedziała wiele więcej, czytała sprawozdania innych przesłuchań i orientowała się w sytuacji jak nikt inny. Może chciała być świadkiem tego jak pląta się we własnych zeznaniach, gubiąc egzystencję, by w efekcie utracić sens własnych słów. Wszystko to nadal pozostawało w sferze domysłów i umyśle Melanie, bo tak naprawdę tylko ona wiedziała, co tak naprawdę chce osiągnąć. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Pon Lis 25, 2013 11:14 pm | |
| Miało być tak pięknie, tak cudownie. Planowali tego wieczora usiąść pod ścianą i wpatrywać się w coraz to ciemniejsze niebo, oczywiście najpierw wielobarwne, spowite smugami uciekającego za horyzont światła. A potem pozostałaby czerń, pusta ciemność. I oni sami. Wizja końca, a zarazem początku, bo chyba właśnie tak chciał to zakończyć, ze świadomością i z gotowością, że rankiem będzie musiał zderzyć się z rzeczywistością. Mogłoby być tak symbolicznie i zarazem romantycznie, ale cóż, le Brun nie był mistrzem w tworzeniu uroczych atmosfer sprzyjających kwitnięciu jakichkolwiek pozytywnych uczuć. Zwłaszcza podczas zgniatającego jego wewnętrzne sumienie, jego wewnętrzną energię głodu, który z każdym dniem doprowadzał go do coraz większej furii, wręcz szaleństwa, że nie może zedrzeć z siebie tego dyskomfortu, że nie może wypchnąć z myśli pokrętnych pragnień, które wciąż nękają jego biedny umysł. Obca wola, obce głosy – nęci, kusi, a jednocześnie uświadamia chłopaka w jego okrutnym położeniu, zamyka w szczelnej klatce, z której nie może się wydostać. W jego własnej głowie, jego własnym więzieniu. To idiotyczne, ale do tej pory myślał, że jest wolny, że decyzje które podejmuje należą tylko do niego, są jego własne, że życie, które wiedzie jest zależne tylko od decyzji tegoż właśni chłopaka – jego samego. Ale to była tylko obłuda, to tylko pusta iluzja, kłamstwo, nieprawda, bo z każdym dniem, z każdym kolejnym stopniem na sam dół, na dno, z którego zapewne nie będzie mu już dane się wdrapać wyżej, uzależnia się. Takie proste i bezpośrednie słowo, tak dobrze mu znane ale wciąż źle interpretowane. To tylko narkotyki, zwyczajne… …narkotyki. To tylko kolejny odurzający produkt, kolejna szansa na chwile zapomnienia, na odsunięcie od siebie problemów i trosk, które wydają się uciążliwe. W rzeczywistości to one są prawdziwe, to one należą do świata, a nie czysty spokój i harmonia, która według niego była dobra. I teraz, kiedy poczuł silne ręce na swoich ramionach i pozwolił, aby podnieśli go z klęczek, czuł się beznadziejnie. Nieświadomy wciąż tego, że już dawno przekroczył granicę. Niepokój – niezidentyfikowany, drążący dziurę w brzuchu powinien dać mu do myślenia, ale on w ostatnim akcie pokuty czy zadośćuczynienia rzucił w przestrzeń za sobą, w kierunku Rose, jak sądził, dalej tam siedziała: -Będę czekać na ślubnym kobiercu przed ołtarzem szatana. I nawet już na nią nie spojrzał, bo tak naprawdę nie widział niczego. Nie próbował sobie nigdy wyobrażać więzienia, nie pragnął znaleźć się w takowym także, zatem po prostu przymknął powieki i pozwolił, aby Strażnicy prowadzili go utartą zapewne ścieżką do miejsca, które mimowolnie budziło ciekawość chłopaka. Miejsca, które miało być celem i końcem jego wędrówki – co prawda w umyśle Mathiasa le Brun ów koniec nie istniał naprawdę, bo zapewne nigdy nie pogodzi się z przygnębiającą świadomością śmierci, poczuciem, że stoi się naprzeciwko niej, a jednocześnie często godził się na takie wyjście, godził się na nią. Co nie oznacza, że chciałby żyć. Dalej. Wciąż. Nieprzerwanie. Co prawda teraz to była tylko chora ambicja, aby przetrwać, wciąż brnąć przed siebie. Dla samej pustej egzystencji, dla samego istnienia – choćby jałowego i bezcelowego obarczonego licznymi potknięciami i upadkami. Cóż z tego, że podnosimy się, idziemy dalej włócząc nogami spoglądając przed siebie w stronę nieistniejącego i zamazanego celu. Wcześniej jeszcze miał jedno dziwne i pokraczne marzenie – wychować siostrę. Nawet w jego myślach brzmiało to naiwnie i wręcz kretyńsko, ale pozwolił sobie wierzyć, że jakoś dobrnie, choćby po górach, do końca i dopilnuje, aby dziewczynka dorosła w miarę przyzwoitych warunkach i aby mógł kiedyś przyznać przed sobą bez obłudy, że to jedyna rzecz, która mu się w życiu udała. Że to jedyne prawdziwe marzenie, które się spełniło i które zostało zdruzgotane, zmiażdżone przez łakome zemsty palce Coin, przez jej chorą ambicję i sprawy, która wydawała się dla niej wciąż niedokończona. Do tamtej pory było mu obojętne – kto siedzi za biurkiem i uśmiecha się do kamer rzucając słodkimi obietnicami. Teraz jednak był wściekły, zirytowany i gdyby mógł, własnoręcznie udusiłby tą kobietę. Nieważne. Zabiłby ją. Nie w ramach zemsty, nie z okrucieństwem, po prostu, aby jego siostra wróciła, aby jej ofiara została w jakiś sposób nagrodzona. I to marzenie, niespełnione zresztą, doprowadziło go do tej konkretnej sali, w której musiał znosić towarzystwo opancerzonej w dziwaczne tatuaże kobiety. Od razu uśmiechnął się, jakby nerwowo, jakby z zadowoleniem. -Ładna – powiedział bez przekonania, zawiesił wzrok na piersiach kobiety, aby potem dodać – Ładna broń – podniósł oczy na twarz, a jego uśmiech zniknął – Jak mi ją dasz, to zrobię Ci kolejną dziurkę. A potem padło to dziwaczne pytanie, na dźwięk którego miał ochotę się uśmiechnąć, ale jego twarz wciąż pozostawała ponura, a podkrążone one wbite w twarz kobiety. W końcu westchnął i podniósł prawą dłoń na maksymalną wysokość kierując palec wskazujący do góry, w prostym geście na zasadzie „o tak, coś mi przyszło do głowy”, nawet się uśmiechnął: -W tej sprawie jest tylko jedno rozwiązanie – zaczął, jakby z przejęciem – Ni chuja, nie wiem kiedy to było, ale istniał taki poczciwy kraj zwany Spartą, w którym ułomne, niezdrowe i słabe dzieci porzucano w górach, aby w przyszłości jakieś pojeby przypadkiem nie objęły władzy. I nie chwalę tych metod, ale sądzę, że w przypadku Coin mogliście zrobić jakiś naprawdę świetny wyjątek, dla dobra ludzkości lub czegoś równie szczytnego. Kontynuowałby, ale na sam koniec jego uśmiech poszerzył się i rzucił: -Więc nic Ci kurwa nie powiem, możesz pocałować mnie w dupę albo najwyżej popieścić. |
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Wto Lis 26, 2013 12:47 am | |
| Gdyby ktoś kiedykolwiek podarował Melanie w prezencie umiejętność czytania w myślach, śmiałaby się teraz tym wszystkim bezradnym ludziom w twarz. Nigdy nie żałowała zabitych i poświęconych w sprawie, a zwłaszcza tego typu, który bardzo często się powtarzał -zazdrośników. Ludzie myślą, że mogą osiągnąć wszystko, a tak nie jest. Każdy ma wyznaczony tor i dokładnie ta droga kieruje cię według własnych zasad. Równoznaczne z tym jest, że tylko jednostki mogą sprawować władzę i były to osoby wybitne, inaczej na tej pozycji nigdy by się nie znalazły. Inna sprawa jeśli chodzi o tych wszystkich szarych osobników. Otóż jest to brudna, szara masa, z której jedynie niektórzy mogli coś osiągnąć i to niezbyt wiele. Ostatnim szczeblem są natomiast ludzie, o ile ludźmi nadal zwać ich można, uzależnieni. Można mieć tu na myśli alkoholików, narkomanów i wszelakie tego typu osobliwości. W tej sytuacji najbardziej zabawne jest to, że ich nałogi sprowadzały ich na dno. Nie ważne jak bardzo wierzyli w cokolwiek innego. Dodatkowo, gdy już każdy z nich uświadamia sobie, że jego poczynania były schodami w dół, nie ma pojęcia o tym, że gdy po raz pierwszy zrobił krok w nieodpowiednią stronę, to potknął się i bez kontroli stoczył w dół, nawet o tym nie wiedząc. Dalej już nie miał nawet wyboru, mógł krążyć po ciemnym dnie, szukając wyjścia z otchłani, by nigdy nie pomyśleć, że powinien spojrzeć w górę. Społeczeństwo samo w sobie nie wydaje się dziwne czy wykraczające poza granice normalności, jednak jeśli podzielić je na grupy lub jednostki, sprawa ma się inaczej. Z takiego toku myślenia można prosto wywnioskować, że poważanie dla ludzi ostatniego szczebla było bardziej niż śmieszne i takim wzorem kierowała się blondynka i robi to nadal. Nie wiedziała o nim wszystkiego, a jednak na tyle dużo, by móc go zaliczyć do jednej ze swoich kategorii i zaszufladkować, zamykając w tym miejscu na wieczność. Jeśli miałaby dodać coś więcej, to z pewnością, że mogłaby stwierdzić brak perspektyw czy głębszego dna w tym zachowaniu. Złudne nadzieje, które przepełnione są starymi wspomnieniami, przeżartymi na wylot przez truciznę. Znała wielu takich ludzi. W życiu pozostawała im zazwyczaj zemsta lub chęć zrobienia czegoś, czegokolwiek. Niestety na koniec zawsze z przykrością lub i bez niej stwierdzała, że ich żywot jest skazany na najbliższe zakończenie lub trwanie w ich puste. Urozmaiceniem mogło być to, że Melanie do tej pustki była wstanie sprezentować szczyptę cierpienia. I dokładnie to wszystko sprowadzało ich teraz do tej sali, by w taki czy inny sposób spędzić najbliższy czas na zatruwaniu sobie nawzajem życia własnymi racjami. Dostrzegła jego uśmiech, choć nie do końca wiedziała, co wyraża, przy czym podążała za jego wzrokiem. Natomiast same słowa mężczyzny były dla niej dość zabawne, choć oczywiście się nie śmiała. Jedynie jeden kącik jej ust uniósł się do góry, by zaraz opaść. Chciał zabawki do rozrywki, spokojnie, na to przyjdzie jeszcze czas. W końcu jej szare, chłodne tęczówki zawiesiła w jednym punkcie, czyli wprost na oczach Mathias'a, ignorując jego słowa, jakby to co powiedział przed chwilą, zupełnie się nie wydarzyło. W dodatku aura kobiety była miarowo nieprzystępna i niezrozumiała, zupełnie odpychająca, co mogło się wydawać ignorancją, a nawet wyśmianiem sytuacji. Stuknęła kilka razy obcasem o podłoże, wsłuchując się w jego słowa, by wbrew oczekiwaniom, gdy zakończył swą wypowiedź, na twarzy Melanie pojawił się otwarty uśmiech zadowolenia, który zwłaszcza było widać w momencie wspomnienia jej nazwiska. Zupełnie jakby była pewna, że usłyszy właśnie takie słowa z jego strony lub po prostu miała na to nadzieję. Takie sytuacje nigdy nie były proste. Z jednej strony chciało się jak najszybciej zakończyć podobne sprawy, z drugiej zabawy i przekomarzanie jeszcze podobno nikomu nigdy nie zaszkodziły. Jak dla Coin, siedzącej teraz wygodnie na krześle, cała ta sytuacja miała nieco absurdalne podłoże. Jeśli okazało się, że ktoś jest winny, przy czym sam nie chciał się przyznać do winy, jednak wszystkie dowody wskazywały na niego, zasługiwał na karę. Częste cackanie się i słowa nie przynosiły największego skutku. Cóż jednak poradzić, jeśli już tu siedzieli, trzeba było to przedstawienie kontynuować. -A wiesz ja słyszałam wersję, w której to dzieci były zabijane, by później takie niedorobione osobniki nie wpływały źle na funkcjonowanie wojska, ale podobno system idealny nie istnieje i zawsze znajdzie się jakaś czarna owca. -była aż nazbyt stoicko spokojna, wręcz zbliżała się do swojego wyrachowania, spoglądając znacząco na mężczyznę, jakby właśnie na niego chciała wskazać swoimi słowami, a równocześnie zachowywała się jak na pogawędce, prowadząc luźną rozmowę. Uwielbiała, a może wręcz kochała to, gdy ktoś próbował udowodnić jej swoją rację lub wmówić swoją opinię. Zwłaszcza ten uśmiech, który oznajmiał jej, że zadanie wyprowadzenia go z równowagi drogą ignorancji może być łatwe, choć niekoniecznie planowała, tak do końca droczyć się z nim w dany sposób. -Myślisz, że zostałeś pojmany bezpodstawnie i nic na ciebie nie mamy? Że jestem tu w celu umilenia ci zdychania w ciasnej klitce, zwanej celą? -spytała tranquillo, choć z widoczną nutą aktorskiej narracji, jakby chciała dla swojej zachcianki uwydatnić własne słowa. Wciąż daleko jej było do głównego tematu. Krążyła po kątach, chcąc zorientować się w jakiej jest sytuacji i jak ma to wszystko oceniać. Pod pewnym względem podchodziła do sprawy z dozą powagi, choć na daną chwilę wcale nie było tego widać, gdyż kobieta jak zwykle próbowała ustawić sytuację całkowicie pod siebie. -Otóż prawdę mówiąc, twoja obecna sytuacja jest dość humorystyczna, ale to tylko na własne życzenie. -zaczęła swobodnie, by zaraz wrócić do swojego naturalnego, średnio przyjemnego tonu głosu: -A teraz zapytam otwarcie, Mathias le Brun i Rosemary Garroway, które z was było głównym prowokatorem? Daję ci szansę byś się bronił. Jeśli to ona jest główną winną, twoja sytuacja się polepszy. To jak to było? Oczywiście obiecywanie czegokolwiek musiało leżeć w tej sytuacji, choć prawdę mówiąc w sytuacji mężczyzny nie widziała zbyt wielu wyjść, jednak kto to wie. Melanie po swoich słowach odchyliła się w tył, ściągając łokcie ze stoły, by oprzeć się plecami na tyle krzesła, po czym zaczęła sunąć dłonią po stole, by zaraz zacząć wystukiwać nań nieskładne dźwięki paznokciami. Miała już całkowitą podstawę sytuacji. Te kilka minut z nim spędzone pozwoliło ocenić nie tylko jego postawę, ale i część osobowości, co stanowiło krok w przód w prowadzonej sprawie. Tymczasowo kierowała się standardami, powolną drogą parcia wprzód lub stania w miejscu. Nie powinna, a nawet nie chciała przedstawiać sytuacji na jego całkowitą niekorzyść, ponieważ dalsze poczynanie miałoby mniejszy aplauz, a fajerwerki nie wydały się tak ciekawe jak powinny. Szczęście w nieszczęściu, jedno od drugiego zależy, jeśli patrzeć z różnych stron stołu, czy to, że mogła innego człowieka traktować tak, jak tylko tego zapragnęła i inni nie mieli na to wpływu, będzie napędem do rozwinięcia sytuacji w jakiej się znaleźli, a raczej wszystko zależało teraz od wyborów jakie będzie dokonywał przesłuchiwany. W momencie, gdy podejmował złą decyzję, w jego głowie powinna pojawiać się czerwona lampka i krzyk rozdzierać głowę, oznajmiając, by swoimi decyzjami nie pogrążył się w jeszcze czarniejszej otchłani. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Sob Lis 30, 2013 12:09 am | |
| Narkotyki to cichy kłamca, który nocami szepce do ucha nieprawdziwe historie o raju, o życiu bez obaw oraz problemów. Zostaną one odepchnięte, znikną, a udręczeni w ich łasce przestaną krążyć wokół obłędu, wydostaną się na powierzchnię i w końcu odetchną Świerzym i zdrowym powietrzem, czystym od smutku i żalu wciąż dręczącego serce, dusze, dręczącego ciało. Bo kiedyś każdy dzień mógł być katorgą, każdy dzień mógł oznaczać kolejny stopień na dno, kolejny dzień był upadkiem, z którego nie można było się podnieść. I każdego z tych kolejnych dni otrzymywało się kolejne policzki w twarz, aby piekące przypominały o tym, że nigdy nie ma ucieczki. Bo co tak naprawdę może wyciągnąć człowieka spod wachlarza wspomnień? Spod ich mocy i siły, z jaką działają, wpędzają w najgorsze zakamarki naszych umysłów, chwytają w objęcia i nie wypuszczają. Czasami to są wyrzuty sumienia, innym razem smutne i bolesne wspomnienia z wydarzeń, o których istnieniu wolelibyśmy po prostu zapomnieć. Ale taki jest urok ludzkich myśli, zmysłów, które rejestrują, zapisują, aby następnie wykorzystać to przeciwko nam. W końcu przychodzi ukojenie, zazwyczaj w postaci, w zaskoczeniu, ale i tak poddajemy się, bo taka jest natura ludzka. Puste obietnice przyjmują z otwartymi ramionami, zawsze dziecięco naiwni oraz bezgranicznie ufni losowi, bo przecież – nadzieja wciąż życie w ich sercach, nadzieja jest motorem, który napędza ich do walki. Tylko pomiędzy walką, a zwyczajnym poddaństwem jednemu z kolejnych nienamacalnych bożków ludzkiego umysłu znajduje się bardzo cienka granica, którą można przekroczyć w oszałamiająco prosty sposób. Sięgając po najprostsze z wyjść, po alkohol, który ponoć pomaga, czy papierosy, często jednak, jak w tym smutnym przypadku, trafiają się narkotyki. Oczywiście jeśli chodzi o krótkotrwałą ulgą, otrzymują ją. Kilka pierwszych razów wydaje się niesamowitych i wciągających, kiedy obca substancja zalewa żyły i przyprawia o zobojętnienie, o dziwaczną ponurą wesołość, która mimo wszystko przynosi swego rodzaju ukojenie. Potem pojawiają się problemy, problemy z samym sobą. Trzynaście lat, kiedy pierwszy raz sięgnął po haszysz. Marihuana. LSD. Jego życie obracało się wokół ciągłej gonitwy za życiem, za coraz to doskonalszymi receptami na życie, które nie istniały, a obywało mu tylko siły. I zapału. I dziwnego młodzieńczego entuzjazmu. A życie to jedno wielkie bagno. Cokolwiek zrobisz, czegokolwiek wypróbujesz – i tak pójdziesz na dno. W przekonaniu Mathiasa le Brun oczywiście egzystencja człowieka zawsze kończy w tym samym ustalonym od wieków punkcie – miejscu porażki oraz przegranych. Według niego ludziom jedynie wydaje się, że kroczą właściwą ścieżką, ale jaki ona ma sens: ich czyny i decyzje, skoro w końcu i tak umrą pożarci następnie przez czas i zapomniani. Jak każdy z tych wielkich, którzy pragnęli sławy, majątku i szczęścia. I tutaj pojawia się pytanie – czym tak naprawdę ono jest? To pragnienie, za którym dążą masy, za jednym niepotwierdzonym przez nikogo twierdzeniem, słowem niezawierającym żadnego namacalnego dowodu, za spełnieniem w życiu, bo to ono ponoć jest najważniejsze. Bo to ono jest szczęściem. Stan długotrwały? Chwilowy, pojedynczy epizod, coś miłego, przyprawiającego o uśmiech, kiedy przychodzi na myśl? A może to sam koniec, może to stan, do którego trzeba dotrzeć, który trzeba osiągnąć przemierzając koślawe drogi oraz góry, podjąć się niebezpiecznej wędrówki pomiędzy smutnymi przypadkami losowymi i sprostać wszelkim wyzwaniom. Bo przecież za ten niewyobrażalny trud i walkę ze swoimi słabościami musi istnieć jakaś nagroda, być może znajdująca się na wyciągniecie ręki, być może wciąż nieuchwytna, daleka i nieosiągalna. Ale gdzieś tam jest, to właśnie to szczęście, cholernie nieprawdziwe, cholernie kłamliwe. Bo Mathias tyle razy czuł się szczęśliwy, ale kiedy euforia mijała, a jego ciałem zaczęły wstrząsać drgawki, czuł gorycz oraz rozczarowanie. Często ześlizgiwał się z łóżka bez siły i chwytał za kolejną działkę. I tak w kółko. Bez ustanku. Bo to jest wieczny maraton, niekończąca się gra. To tak jakby utknąć w jednym momencie w swoim własnym żuciu i ciągle go powtarzać. Tak teraz zatrzasnął się pomiędzy dzieciństwem, którego nie miał, a dorosłością. Miotał się i próbował uwolnić, zaczerpnąć nieco powietrza Chociaż trochę. Ale to życie, ono jest okrutne. Nie pozwoli. Nie da odetchnąć. W tym jednak momencie, kiedy od kilku dni znajdował się na okrutnym głodzie, ledwo powstrzymywał się, aby nie rzucić w kierunku swojej uroczej rozmówczyni wściekłej wiązanki i zerwać się, ale chłód metalu na nadgarstkach ciągle przypominały mu o kajdankach, które uniemożliwiały jakiekolwiek ruchy. A rzucenie się przez stół na tą kobietę – cudowna wizja. Szkoda, że taka daleka i niedostępna, nie tym razem. -Mów sobie dalej – rzucił w końcu po wszystkim, jakby trochę ostro, zmrużył oczy w bił ich ciemne spojrzenie w jakiś nieokreślony punkt nad głową kobiety – Nie wiem czy jesteś tak bardzo przyjebana czy tylko udajesz, bo jeśli mam coś powiedzieć, powtórzyć czy coś dodać, to posłuchaj jeszcze raz: stałem tam, napierdalałem w te biedne owieczki na moście ze mojego wystrzałowego pistoletu niczym zawodowy kosiarz, ale nie kazałem niczego burzyć ani detonować. Na moment w jego głowie pojawiła się przedziwna myśl, że nie on, ale Rose odpowiadała za większość rzeczy, ale nie odważyłby się o tym powiedzieć, chociażby wspomnieć w myślach o tym, że ta kobieta mogłaby kazać wysadzić most, na którym znajdowało się tylu ludzi. -Ale jeśli pozwolisz mi władować sobie trochę hery, opowiem Ci wymyśloną historię o Mathiasie le Brun, który dowodził całej operacji i na samym smutnym końcu wydał rozkaz, aby zburzyć most nad Moon River. Znajdziecie swojego winowajcę, a wina nie spadnie na Coin, bo kto kurwa inny mógłby kazać wysadzić TEN PIEPRZONY MOST? – nie poznawał swojego własnego głosu, własnego ochrypniętego krzyku. Dlatego umilkł i dodał nieco ciszej – Jedna działka, a taka bogata relacja. Jedna – podniósł palec do góry – działka. To jak?
|
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Nie Gru 01, 2013 11:59 pm | |
| Puste pragnienia, nigdy nie potwierdzone racje, miliony niedopowiedzianych słów, które zostały pochłonięte przez gniew, złość i głód. Ciche podchody, w których próbujesz wzbić się ponad tłum, a w efekcie tylko wydaje ci się, że jesteś wysoko ponad nimi, by obudzić się trzy metry niżej, niż byłeś wcześniej. I tak za każdym razem, gdy uczucia rozrywają człowieka od środka. Emocje i nasilenie tej wewnętrznej walki jest inne dla każdego, każdy postrzega to inaczej. Weźmy na uwagę narkomanów. Myślą, że chwila ukojenia da im zbawienie, a okazuje się, że pogrążają się jeszcze bardziej i w momencie przebudzenia, gdy otwierają powieki, by znów móc widzieć świat w szarych barwach, czują jak bardzo się zgubili. Spadli niżej niż reszta. Nie mogą już wtedy dążyć nawet do tej nudnej masy, w której każda pojedyncza jednostka chce osiągnąć cel, ponieważ znajdują się zbyt daleko od nich. W takich chwilach słychać tylko wewnętrzny krzyk, błaganie o pomoc lub kolejną działkę. Czasami pojawia się jak ta spadająca gwiazda z nieba -nadzieja, lecz jest ona znikoma. Nikt nie pragnie, by tacy osobnicy powracali do rzeczywistości. Najlepszym wyjściem jest pozostawić ich swojemu losowi lub ukrócić żywot, zadając starannie wymierzone ciosy. Niestety takich ludzi była i jest nieskończona ilość. Zaczynali brać z różnych powodów, można ich spotkać w sklepie, na ulicy. Już tak jest gdy wyrwiesz jeden chwast, a na jego miejsce pojawi się następny w tym czy innym sezonie. Dlatego też efektem tego wszystkiego było kontynuowanie tej nużącej drogi i urozmaicanie sobie wypleniania chwastów, poprzez wymyślanie różnych sposobów na ich niszczenie. Nie tylko w tej kategorii istniał taki tok myślenia, tyczyło się to większości ludzi, lecz nie o tym teraz mowa. Sala, kajdanki, frustracja i niemożliwość zrobienia tego co się chciało, idealnie pasowało do sytuacji, by móc stwierdzić, że całe wcześniejsze przemyślenia nie poszły na marne. Przysłuchiwała się każdemu słowu, które padało z ust mężczyzny, temu jak nieświadomie lub świadomie wbijał sobie gwóźdź do trumny. Z jednej strony mu się nie dziwiła, bo niby co mu w życiu zostało? Sam zapędził się w to miejsce, gdzie był teraz. Zniewolony, porzucony przez wszystkich, zdany na pastwę losu, jaki zgotuje mu rząd. -To pierwsze już wiemy. Przyznasz się świadomie do tego ostatniego. Zresztą - Jej głos urwał się nagle, a na twarzy pojawił się prawie niewidoczny uśmieszek. Zamierzała wysłuchać do końca tego, co miał do powiedzenia, przy okazji nie zwracając uwagi na opinię Mathias'a skierowaną w jej osobę. W końcu nie o to chodziło, a i nie pierwszy raz słyszała takie czy inne słowa, więc jeśli próbował ją podburzyć czy podsumować w swojej głowie w ten sposób, proszę bardzo, nikt mu w tym nie przeszkadzał. Zaśmiała się, choć dosyć cicho i oschle, gdy skończył swoją wypowiedź. Naprawdę? Naprawdę uważał, że to mu wyjdzie? -Jest jeden problem. -odpowiedziała zaraz z nutą rozbawienia i jednoczesnego współczucia, tak spontanicznego i naiwnego zachowania mężczyzny. -Musisz być w pełni świadom tego co mówisz. -dodała zaraz, jakby recytując jakąś formułkę. Nie chciała bajek, nie tym razem, choć bardzo chętnie mogła się z nim droczyć dalej, lecz tylko na własnych zasadach. -Przy okazji, temat Coin radzę pozostawić w spokoju. -dodała zaraz pełnym spokoju głosem, patrząc mu w twarz i nadal nie zmieniając pozycji siedzącej. Dopiero po chwili nachyliła się w stronę stołu, a na jej twarz wpłynął zasadniczy, trochę nieodgadniony uśmieszek. Zsunęła rękę ze stołu, by sięgnąć do tylnej kieszeni spodni i wyciągając z niej małą, białą kopertę. Najwyraźniej nie była całkowicie nieprzygotowana, jak to się na początku wydawało. Okręcała w dłoniach przez chwilę swoją własność, po czym siadła na wprost przesłuchiwanego, opierając się na stole jak wcześniej i przechylając w jego stronę, lecz bardzo minimalnie. Chciał coś dostać, bo miał puste ręce. Głód mu przeszkadzał, więc mogła to zmienić, lecz na jego nieszczęście nie w taki sposób, jak tego oczekiwał. Już chwilę później kobieta otworzyła kopertę i wyciągnęła z niej... zdjęcie. Było zwykłego, małego formatu. Popatrzyła na nie chwilę, po czym położyła przodem do Mathiasa, przysuwając w jego stronę. -Poznajesz? -spytała, a jej uśmiech przejawił się w bardziej zainteresowany i nieubłagany, niż był wcześniej. Fotografia przedstawiała Rosemary Garroway. Bez słowa, choć dopiero po chwili przerwy nastąpiło to samo i w ręce Melanie pojawiło się kolejna, urocza fotografia. Znów przedstawiała dziewczynę, młodą, brązowowłosą trybutkę. Katy Le Brun. Również i ono wylądowało koło pierwszego. -Zależy ci na nich. Na obu. -przerwała na chwilę, spoglądając na mężczyznę i dając mu chwilę na zastanowienie, po czym zaczęła mówić dalej, choć jej głos zmienił się na nieco obojętny, choć z drugiej strony, czuć było w nim odrobinę ironii i wyższości. Miała oczywiście na myśli te żyjące dwie istoty. -Nie chcesz chyba żeby którejś z nich, przydarzyło się coś przykrego? -zapytała tym swoim dziwnym głosem, po czym sięgnęła po drugie zdjęcie - siostry Mathias'a. Popatrzyła na nie, po czym odwróciła w stronę mężczyzny przodem. -Biedaczka, marnie by skończyła, gdyby nie pewne komplikacje. Na szczęście nadal przebywa w naszym ośrodku pod pilnym nadzorem. -powiedziała z szarmancją i na pokaz unosząc delikatnie dłonie wzruszyła ramionami w obojętności na jej los, po czym odłożyła zdjęcie przed twarz mężczyzny. -Zmieniłeś zdanie czy potrzebujesz czasu na zastanowienie? Tylko pamiętaj, czas ucieka, a los każdej z nich jest w naszych rękach. -tym razem jej słowa zabrzmiały bardzo poważnie, nawet jeśliby tego nie chciała. Może dlatego wyprostowała się na krześle i westchnęła cicho, przekładając nogę na nogę i kładąc ręce niedbale na kolanie. -Kto jest wszystkiemu winny? Ty? Garroway? A może jest ktoś jeszcze oprócz Was? No śmiało Le Brun! -ostatnie słowa pospieszała z fałszywą fascynacją, prosząc się o kolejną dawkę jego naiwnej paplaniny lub czekając na moment w którym wybuchnie. Powolne, znane metody i czas, przy czym ten ostatni był teraz największym wrogiem mężczyzny. Presja zmieszana z głodem mogła być całkiem humorystyczna w efekcie, jaki miała przynieść, dlatego to wszystko wyglądało tak a nie inaczej. Nikt nie miał u młodej Coin specjalnych względów. Wszyscy byli taką samą pustką, pionkami na ogromnej szachownicy, które przesuwało się z łatwością lub większym oporem, a przeszkody usuwało, niszcząc je wszelkimi dostępnymi środkami. Wokół nich trwała niepozorna gra, toczona przez rząd i resztę społeczeństwa. Wyimaginowana zabawka, w której tylko nieliczni znali prawdę, jednocześnie pragnąć więcej i więcej, nawet jeśli reszta okazałaby się sztuczną furtką, utworzoną dla zabawy. Ścieżkami w labiryncie, na których końcu znajdujesz ślepy zaułek lub poszukiwaną nagrodę. W takim świecie musieli być wyrachowani, również Coin. W końcu odziedziczyła to po matce.. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Nie Gru 29, 2013 10:28 pm | |
| Pierwsza działka. Było okej, był szczęśliwy, choć tysiąca razy mijał rozkładające się trupy leżące po równie bladymi jak oni ścianami, zawsze jego oczy przykuwały strzykawki na zawsze utkwione w zgięciach łokci. I zawsze powtarzał w myślach to magiczne i kłamliwe stwierdzenie, które sprowadziło go na parter. Ilekroć słyszał jakieś pouczenie, oczywiście uśmiechał się i stwierdzał, że jak to, on? Mógłby przestać. Tu i teraz, jutro, pojutrze, kiedykolwiek. Ale oczywisty problem polegał na tym, że on nie chciał, że przynosiło mu to ukojenie, że jego zmarnowana i zbolała psychika w końcu znalazła balsam na swoje zmartwienia, że już się nie bał, że się nie martwił. Bo strach zniknął, całkowicie, już nie obawiał się matki, jej śmierci, nie obawiał się klientów, którzy przychodzili, czasami podnosili na niego ręce, już się niczego nie bał, w końcu mógł stawić czoła problemom, moment… czemu? Problemom? Ykhm, przepraszam, czemu? PROBLEMOM? Jakim problemom? One nie istniały, tak samo jak lęk, ulotniły się i nieodwracalnie zniknęły z jego życia. Teraz już nie musiał się niczym martwić, nie chciał, nie musiał, ale to że dla niego już nie było niczego, to nie oznacza, że one rzeczywiście zniknęły. I gdzieś tam były; nierozwiązane, bierne, wiecznie gnębiące jego nieczułą osobowość. To tak jakby dostał znieczulenie, jakby ból, który miałby teraz odczuwać, zelżał. Ale to tylko iluzja. On wciąż gdzieś tam tkwił. I pojawiał się, ze zdwojoną siłą, w koszmarach i snach, w momentach, kiedy jego umysł był wolny od niszczącej jego organizm trucizny, kiedy myślał logicznie, kiedy nic go nie przytłaczało, nic nie tłumiło ludzkich odruchów. Wtedy jednak budził się zlany potem, szedł rankiem na dworzec i tam na początku wciągał potem już ładował sobie kolejną działkę. Był wolny, wolny od trosk, od ciężaru życia aż do momentu, kiedy obudził się rankiem w dreszczami, z kurczami mięśni łydek oraz bólem żołądka, a gdy spojrzał wtedy w lustro, jego źrenice były wielkie jak spodki. Był wolny, dopóki nie dopadł go głód. Ona coś mówiła, wymawiała słowa, które nie miały znaczenia, bo od momentu, kiedy oświadczyła, że nici z jego genialnego planu wyrwania się z uwięzi i zaczerpnięcia choć odrobiny powietrza zwanego heroiną, jego nastrój nieco spochmurniał, nieznacznie, ale do gamy smutków i niepokojów oraz tych poodwykowych lęków wrzucono kolejny ciągnik, który tylko pogłębiał jego wewnętrzne przygnębienie. Był głodny, był zły, bo po trzech dniach spędzonych w celi na wgryzaniu się w poduszki, płakaniu do jasnej pościeli, wciskaniu nóg pod pryczę, aby w końcu ustały i kulenia się w jakimś kącie z bólami żołądka miał ochotę wyrwać się na zewnątrz i naprawdę niewiele brakowało, aby wpadł w tę furię, furę wytworzoną bez zwyczajną bezradność i wściekłość na swój idiotyzm, który doprowadził go aż tutaj. I co teraz? Niech go do cholery jasnej poćwiartują, zabawią się w wesołych katów, wtedy może ten cichy głosik, który go gnębi ustanie, bo w tym momencie tylko ból jakiejkolwiek innej maści niż psychiczny mógłby uwolnić go z tych pęt. A ona dalej tam była, dalej wymawiała pojedyncze słowa, niesklejone w spójną całość, nielogiczne, ale one wciąż brzmiały, wciąż docierały od jego uszu i gnębiły, wywoływały szum, plątaninę liter, bezładu, przyczyniały się do bałaganu, który panował w jego głowie. Kolejne marne informacje, kolejne wiadomości, które przyswaja, ale on i tak wylatują. Kolejne spokojne słowa, które go ranią, spokojne, ostre niczym ostrza. - Alma Coin… - wymruczał pod nosem próbując złączył dłonie, ale zetknął jedynie opuszki palców, bo kajdanki skutecznie hamowały jego ruchy, nie patrzył się już na nią jakoś dziwnie zrażony, ciemne oczy miał wbite we własne ręce, którymi poruszał nerwowo, jakby w tiku - …Coin, Coin stoi nad dołkiem, gwoździe do jej trumny przybijemy młotkiem, będzie wesoło, będzie zabawnie, muzyki i ciastek nie zabraknie. Tańczyć będziemy nad jej mogiłą, przedtem zarżnę ją piłą i to jest koniec tej opowiastki, zafundujemy jej powrót do rodzimej trzynastki – w końcu podniósł wzrok na kobietę, potem patrzył bezbarwnie na te zdjęcia, a cała nonszalancja wyparowała. Wpatrywał się i wpatrywał, słuchał i analizował, a zresztą, cóż to były za przemyślenia, cóż za refleksje – tak, piękna i prosta ironia, bo nawet nie skupił się nazbyt na twarzach tych kobiet, bo moment, jak to leciało. On ledwo trzymał się na nogach, stał w drzwiach trzymając się trzęsącymi rękoma framugi. O tej porze naturalnie miała być cisza, przy barze miały siedzieć poszczególni niewyżyci i czekający w dalszym ciągu na swoją wymarzoną kolej. Może to ostatnia noc w ich życiu, może to kolejna; pełna rozkoszy i zbawienia. I gdyby był na tyle trzeźwy, aby w siedzącej niedaleko przy pustym stoliku dziewczynie poznać Rosemary Garroway, zapewne nie rozpocząłby ballady: - Znam Chinkę, cziku cziku linkę i jej matkę, cziku cziku lotkę. Koniec wszystkim znany, ale w tym konkretnym momencie nawet nie zorientował się, że wymówił te słowa na głos, niby to do siebie, niby to do zdjęcia, w które się wpatrywał. I te myśli: sprzeczne, dwa fronty, Frans, Rosemary, wszyscy inni, każdy inny i ten naprzeciwko, jeden pionek, a tak niebezpieczny – mała Katy. Jego Katy. Dziewczynka, która nadała jego życiu taki a nie inny charakter, wyznaczyła jakiś cel, którym miałby się potem kierować. A Sonia? Przemknęła w jego myślach, ale tylko ukradkiem, bo nie znajdowała się w morzu walki, a jedynie daleko poza, a pozostaje od tego pytanie czy ona jeszcze żyje. Jednak w każdym słowie tej kobiety mógłby się utopić, każde mógłby podważyć, każde sprawiało, że odczuwał coraz większą niechęć do jej osoby, coraz większy niepokój i ostrożność. I nic poza tym, poza marzeniami, którymi kierowały tylko prymitywne instynkty, te same i nieodłączne od jego charakteru, osobowości. Odpowiedź była prosta, bo pomiędzy walczącymi znajdował się jeszcze jeden pionek, taki niepozorny, nieznajdujący się po żadnej ze stron. I chyba czas było odwrócisz szalę, bo musiał sobie w końcu zadać pytanie egzystencjalne, to jedno, to konkretne. Ona umrze, którakolwiek. On także, jutro, dziś, pojutrze, a jeśli nie, jeśli go wypuszczą, to zdechnie w jednej z tych cuchnących ulic Kwartału. - Garroway to tylko kolejna pierdolnięta świruska, kolejny wytwór Igrzysk, socjopatka – mówił dalej i tym razem patrzył na Melanie – super ale taka trochę nieruchawa, jak ty – uśmiech, niby nonszalancki, ale chyba nie miał siły, aby zmusić siebie do czegoś bardziej przekonującego – Znam ludzi, wielu ludzi, miałem motyw, bo czemu by nie, moja siostra to jedyne co mi pozostało. Ale taka z tego życia chujnia, że… - szarpnął niepewnie kajdanki, jakby chciał je sprawdzić – Zarżnijcie mnie, bo kochałem swoją siostrę, tyle, zarżnijcie mnie, bo miałem kontakty, zarżnijcie mnie, bo załatwiłem mapy podziemi, no dalej, masz winnego, to ja, ja, ja… - mówił coraz szybciej, już bez zbędnego przejęcia – To ja, kto? Mathias le Brun! To ja! – urwał i znowu się uśmiechnął – Oczywiście, że ja, ja. KTO? M. A. T. H. I. A. S. L. E. B. R. U. N. Mam to powtórzyć, napisać, zaśpiewać, zatańczyć? No dalej złociutka. [przepraszam, że tak długo długo długo ] |
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Pon Sty 20, 2014 12:59 pm | |
| Oczywiście, że to wszystko nie było takie łatwe jak myślał. Nikt, a z pewnością nie Melanie Coin, nie pozwoliłby mu na szybką, bezbolesną śmierć. Kobieta nie przejmowała się tym jak bardzo był winny, a może nie był wcale. Jej wystarczyło to, że był moment w życiu mężczyzny, kiedy jego ścieżka przecięła się z polityczną wojną psychologów, podłych szczurów i niekończącego się, zachłannego śmiechu, który drwił z poczynań każdego człowieka. Melanie zazwyczaj nie stała bezczynnie, bo to ona dodatkowo nakręcała tą maszynę do dalszego działania, nie odpuszczając nikomu, kto był w to wszystko, choć trochę, wplątany. Mathias le Brun miał niestety tego pecha, że tego feralnego dnia, wyciągnięto go z celi i przekazano w ręce tej a nie innej kobiety. Ona na nieszczęście widziała wokół siebie wielu zdrajców, choć nie była pewna ich winy. Wiedziała, że są, dlatego takie sprawy brała w swoje ręce. W końcu niektórzy uważali, że była najbliżej głowy państwa, więc i to dawało swoje w tej całej ferajnie. Ku jej rozbawieniu mężczyzna dalej kontynuował swoje wywody. Nie było się czym irytować, właściwie z pewnej strony było to śmieszne, widzieć tak bardzo przegranego człowieka. Narkoman, wrak człowieka, który przez brak białego proszku zaczyna tracić zmysły. Powoli zaczynała się tym brzydzić, nie wiedziała jak ludzie mogą na niego patrzeć przez dłuższy czas. Zastanawiało ją tylko, czy w tej chwili będzie zdolny poznać swoja siostrę, czy gdyby przytargała ją tu teraz za włosy i zaczęła okaleczać delikatną skórę, czy by się zorientował i zaprotestował, a może uznał to wszystko za kolejne przedstawienie. Krok jeden, drugi, trzeci. Każdy kolejny coraz ostrożniejszy, każdy tak samo mały. Wszystko to miało doprowadzić do jeszcze większego bólu psychicznego ofiary. Na razie nikt się nad nikim nie znęcał, były to dalekie domysły. Fizyczność została odstawiona na bok, a została mimika i niemy przekaz o bezradności drugiej strony. Nie od dziś zwano Melanie ciemiężyciel losu ludzi jej oddanych pod sprawunek. Dygresja, która wprowadziła do wątku trochę zainteresowania, bo bez tego byłoby w życiu nudno. Bum. Wybuchł, a każde słowo było warte przemyślenia. Pogrążał się w swoim śmiesznym życiu. Upadał, choć już dawno powinien być na dnie. Jeśli wierzył w piekło, już niedługo powinien tam zawitać, choć patrząc z innej perspektywy, mógł być jeszcze przydatny. Na twarz Melanie wpełzł zadowolony uśmiech. Wężowaty, chciwy. Sięgnęła ręką na stół, gdzie leżały zdjęcia, lecz zabrała tylko jedno. Rosemary. -To drugie na pamiątkę, żebyś miał co wspominać. -głos miała cichy, szepczący, niczym wieszcz oznajmiający coś złowrogiego, co miało zdarzyć się później. Jednak dalej nadeszła tylko cisza. Nie pytała o nic więcej. Najwyraźniej była wystarczająco usatysfakcjonowana. Równie dobrze mogła wiedzieć, że wyciągnięcie jakichkolwiek wiarygodnych informacji mogłoby skończyć się fiaskiem. Na szczęście do swojej satysfakcji nie potrzebowała niczego więcej. Informacje płynące z ust ćpuna były niczym żałosny śpiew skrzywdzonego ptaka, nic niewarte. Jedyne co chciała to by po tym spotkaniu w jego umyśle narodziła się nowa, dręcząca myśl o siostrze i jej losie. Jeśli jednak by się tak nie stało, to innym tematem pozostawały narkotyki, a raczej ich brak, co równie dobrze będzie go wykańczało, a przecież o to chodziło. Nikt nigdy nie powiedział, że wszyscy będą bezpieczni, a on dostanie wyrok krótkiej śmierci. Cierpienie było nieodłączną częścią egzystencji życia ludzkiego. -Dziękuję Mathiasie le Brun za to piękne przedstawienie. -stwierdziła w końcu po chwili dłuższej ciszy. Nie musiała nic więcej dopowiadać. Jeśli ktoś będzie chciał od niego wyciągnąć inne informacje, droga wolna, lecz taki wrak człowieka spełnił i tak zbyt dużą rolę w tym całym przedstawieniu. Coin uniosła się w końcu z krzesła, odrzucając blond włosy do tyłu. Nachyliła się przez stół nad mężczyzną i szarpnęła go za podbródek, by mniej lub bardziej trzeźwo na nią spojrzał. -Twoja siostra jest w dobrych rękach. Nie masz się o co martwić. -nie dało się nie zauważyć, że zdania były przepełnione szyderstwem i prowokacją. Wzrok blondynki przeszył mężczyznę na wylot, jakby chciała coś jeszcze dostrzec, ale trwało to zaledwie ułamki sekund. Tak szybko jak się przybliżyła, tak szybko oddaliła. Mimo, że miał kajdanki, nie miała przyjemności mieć styczności z narkomanem bliżej, niż było to potrzebne. Uśmiechnęła się bardzo niewinnie w jego stronę i jakby dla przekory puściła oczko. Jedyne co po sobie pozostawiła to zdjęcie i obietnice. Kto wie czy miała zamiar je spełnić, może jedynie chciała wpłynąć na jego psychikę. Zdjęcie Rosemary schowała do kieszeni spodni, by zaraz bez słów pożegnania czy innych niepotrzebnych odzywek, skierować się do drzwi. Otworzyli strażnicy, których wcześniej minęła. Tam dało się słyszeć jedynie -Odprowadzić go do celi i nie cackajcie się z nim za bardzo. Po czym uchylone drzwi się zatrzasnęły, zostawiając mężczyznę samemu sobie, a po korytarzu rozszedł się dźwięk stukotu szpilek, który po jakimś czasie całkowicie ucichł.
zt. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Sob Sty 25, 2014 2:31 pm | |
| Kiedy rozkaz Melanie Coin został wydany, Strażnicy ponownie weszli do środka. Dłonie mężczyzny na moment zostały uwolnione, aby chwilę potem skuto je za plecami. Więźnia wyprowadzono. Mathias, możesz pisać tutaj. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Sro Kwi 23, 2014 6:37 pm | |
| /Poduszkowiec
W trakcie lotu Rei starała się jakoś przygotować Di na to, że będą z nią chcieli porozmawiać różni ludzie. Trzymała ją za drobne rączki i tłumaczyła jak to będzie wyglądać, że będzie cały czas z nią i, że będą jej zadawać różne pytania. Po lądowaniu nie spuszczała dziewczynki z oczu. Zabawne, że tak zaaferowano się przesłuchaniem, że zawieziono je od razu na miejsce, zamiast zawieźć do szpitala, by Rei mogła przekazać lek. Szpital ogólnie by się przydał, bo jednak Rei miała na ręce dość prowizoryczny opatrunek. Wszak jeszcze niedawno robiła za szyszkę na drzewie. Odwiezione zostały do siedziby Coin i zostały zaprowadzone do sali. Obskurna jak wszystkie sale przesłuchań i zupełnie nieprzystosowana do potrzeb dzieci. Nóżki Di zapewne zwisały z za dużego krzesła, a drobnej twarzyczki pewnie nie było widać zza biurka. - Nie martw się Di. Cały czas tu będę. Potem pojedziemy na chwilę do szpitala, żeby zawieźć im lekarstwo. A potem pojedziemy do mnie i pokażę Ci Twój pokój. Dobrze? Jesteś bardzo dzielna. - pogłaskała ją po włosach. Chciała, żeby było już po wszystkim. Przysięgła sobie w myślach, że nie da skrzywdzić dziewczynki. Przychodziły jej do głowy różne nierozsądne scenariusze. Żaden jednak nie mógł jej przygotować na to, kto będzie prowadzić przesłuchanie. |
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Pon Kwi 28, 2014 11:50 pm | |
| /Czasoprzestrzeń po spotkaniu z Jasmine
Znów musiała pojawić się w tym miejscu i na dobrą sprawę nie sprawiało jej to wielkiej przykrości, a wszystko zawdzięczała Argentowi, który uraczył ją nadgodzinami w pracy. Wiadomość o powrocie członków misji, a przynajmniej ich części szybko dobiegła do jej uszu. Również fakt o nieproszonym gościu na pokładzie poduszkowca stał się nowinką numer jeden. A dodatkowo Melanie ucieszyła się, gdy dowiedziała się, że to właśnie jej będzie dotyczyło przesłuchanie -nieletniej dziewczynki z terenów niezamieszkanej Trzynastki. Na miejsce przybyła z minimalnym opóźnieniem kilku minut, czytając po drodze streszczony raport misji i wypytując Strażnika o jakieś szczegóły. Nie był w stanie powiedzieć zbyt dużo, więc Coin opryskliwie rozkazała zaprowadzić się do sali przesłuchań. Wyjątkowo tego dnia nie wyglądała odstraszająco. Miała na sobie krwisto-czerwoną koszulę, spodnie i wojskowe buty, które bardzo lubiła. Zwłaszcza gdy chodziło o łamanie nimi palców ofiar przesłuchań. Kiedy Strażnik wpuścił ją do pomieszczenia, jej chłodne spojrzenie padło na Reiven, o której obecności została wcześniej powiadomiona. Obejrzała się za siebie i zmierzyła mężczyznę, który ją przyprowadził, linczującym wzrokiem, każąc pospiesznie zamknąć drzwi. Zrobiła kilka kroków w stronę dziewczynki i kobiety, z czego tą drugą minęła nawet na nią nie patrząc. -Reiven Ruen. -powiedziała jedynie przechodząc obok, dosyć normalnym tonem głosu, ale dało się w nim wyczuć lekceważenie. Szare tęczówki umieściła na twarzyczce dziewczynki, patrząc na nią z dziwnym, niezbyt miłym pożądaniem. Stanęła przed nią, odgradzając Di od jej niańki i złapała za podbródek, wbijając paznokcie w skórę, zmuszając do spojrzenia sobie w twarz. Trwało to krótko, bo zaraz ją puściła. Z drugiego końca stołu zabrała krzesło i postawiła je przed dziewczynką, obracając ją na jej własnym siedzisku w swoją stronę. Stół był zbędny i nic nie powinno ich dzielić. -Imię, nazwisko, wiek. -zaczęła od podstaw, choć to było najmniej ważne. Może dlatego spojrzała na Reiven, która mogła pomóc wystraszonej dziewczynce i z łaski swojej podać jej dane. |
| | |
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Pią Maj 02, 2014 2:12 am | |
| Start, yeah. Na razie ćwiczę więc jak zmienię nagle osobę, to nie bijcie. < 3
Kapitol wydawał się porządku, choć ludzie zaczynali już przerażać, ale to chyba dlatego, że byli po prostu nowi, nie niemili czy nieprzyjaźni, tacy się mogli wydawać. Choć wszyscy byli ubrani sztywno, inaczej niż w Trzynastce, ale nadal urzędowo i oficjalnie. Dopiero po jakimś czasie wpadłam na myśl, że znajduje się w jakimś ważnym miejscu, dlatego ci wszyscy nieznajomi wydają się poważni i zdystansowani. Nie uśmiechali się, mnie traktowali zimno i bez uśmiechu, nawet nie starali się w jakikolwiek sposób zrobić dobrego wrażenia. Nikt, choćby ktokolwiek, nie, oni wszyscy byli tacy sami. Prości, chłodni, nietykalni. Dlatego omijałam wszystkich szerokim łukiem, zwłaszcza odzianych w białe kombinezony ludzi, którzy często patrzyli na mnie uważnie, chyba jako jedyni zwracali uwagę, ale nie odzywali się bezpośrednio do mnie, a do Reiven, witali ją, pytali o rzeczy, z pozoru istotne, ale nie wiem, nie słuchałam. To chyba nie jest takie ważne, prawda? Nie byli przyjaźni, nie próbowali, choć to tylko wrażenie, moje wrażenie. Miewam różne, może to jest nietrafione. Ale mogę się mylić. W końcu pozwoliłam sobie na chwilę odpoczynku, tak myślałam, zresztą chciałam oderwać się choć na chwilę od niemiłych spojrzeń, ciekawskich i lustrujących, chciałam zniknąć na chwilę z pola widzenia i tak się stało, ale zaraz potem uświadomiłam sobie, że wolałabym jednak zostać na korytarzu niż schodzić schodami prosto na dół, a następnie wejść do pomieszczenia, które w żadnej z części nie było przyjazne. I znów to słowo. Proste ale tak przejrzyste. Ta pani też nie była przyjazna. Szkoda bo starałam się uśmiechnąć, ale chyba jej się to nie spodobało. Choć, pomyślałam, czy cokolwiek mogłoby się jej spodobać? -Di. Tak brzmiała odpowiedź, choć miałam ochotę dodać, ażeby mnie puściła, bo tak wypadałoby, prawda? Nie musiała wbijać paznokci w brodę, to nieprzyjemne, zdecydowanie nieprzyjemne. Ale nic nie powiedziałam, po prostu milczałam, bo zapewne, gdybym próbowała kontynuować, język plątałby mi się niesamowicie. Nie tyle co ze strachu jak po prostu ze zmęczenia. Obietnica Reiven wydawała się kusząca, nawet jeśli, zanim miałabym się zjawić w mieszkaniu, musiałaby przetrwać przesłuchanie. To nic w porównaniu z wizją ciepłego łóżka i kąpieli.
|
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Pią Maj 02, 2014 2:25 am | |
| Na widok osoby wchodzącej do pomieszczenia drgnęła niespokojnie i wyprostowała się. No pięknie. Blaise załatwił jej samo dziecię diabła. Oj pośle mu w ramach podziękowań bukiet kwiatów... może głodnych rosiczek. - Melanie Coin. - odpowiedziała tym samym bezbarwnym tonem. Obiecała sobie w duchu, że prędzej skręci kark młodej Coin, niż da skrzywdzić dziewczynkę. To miała być rozmowa, a nie tortury. Zacisnęła dłonie w pięści, ale na razie nie dawała się wyprowadzić z równowagi. Di musiała być i tak wystarczająco przerażona, nie trzeba było jej krzywdzić. Gdy dziewczynka nie odpowiedziała na całe pytanie Rei podeszła do niej. - Musisz przedstawić się pełnym imieniem i nazwiskiem. I powiedzieć ile masz lat. - wzięła dziewczynkę za rękę i przykucnęła przy niej. Spojrzała na Melanie. Być może diabelskie nasienie nie wiedziało jak rozmawiać z dziećmi. - Pamiętaj, że to dziecko i może pewnych rzeczy nie rozumieć. - przypomniała Mel. Ach jak kuszące było chwycenie za tą szyjkę i skręcenie karku pannie Coin. Jeden problem mniej na świecie. Ale wtedy pewnie Rei nie wyszłaby stąd żywa. - Poza tym musimy jeszcze odwiedzić szpital. Wiesz... lek i te sprawy. - dodała. Nie mogła dać po sobie poznać, że Melanie jest złym, złym człowiekiem. Nie chciała straszyć Di. Chciała ją zabrać do domu i pomóc jej rozpocząć nowe życie. Przecież to było tylko dziecko, dziecko które pewnie nawet nie wiedziało jak ma na nazwisko. Traumatyczne przeżycia mogły pewne rzeczy z dziecięcej główki wymazać. |
| | | Wiek : 27 lat Przy sobie : Licencja na broń palną, broń palna, para kastetów, idealna celność, fałszywy dowód tożsamości, kamera, magazynek z piętnastoma nabojami, telefon komórkowy, nóż wojskowy
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Pią Maj 02, 2014 11:10 am | |
| To nie było tak, że nie umiała obchodzić się z dziećmi. Po prostu ich nie znosiła i nie zamierzała traktować inaczej, niż każdego innego człowieka. Nic nie budziło w niej matczynego instynktu i nie zrobiłoby to chyba nawet własne dziecko. Opierała swoje zasady na prostym poglądzie -każdy musi kiedyś dorosnąć. Nie obchodziło jej w jakim będzie to momencie, ale czas na dziewczynkę z Trzynastki powinien nadejść jak najszybciej. Lekceważyła Reiven i jej podejście, które było godne matki rodzicielki, bo jak inaczej to nazwać. Gdyby jej tu nie było, dziecko z pewnością skończyłoby źle, ale zaraz... Przecież Melanie Coin nie przejmowała się nikim. Trzeba tylko było zwalczyć niepotrzebne przeszkody, a teraz takową stanowiła Reiven Ruen, dowódca SP. Jeżeli coś pójdzie nie pomyśli młodej Coin, mogła się spodziewać utraty stanowiska. O tym postanowiła jej jednak głośno nie uświadamiać. -Di. -mruknęła pod nosem, powtarzając słowo dziewczynki i kręcąc głową z niezadowoleniem. Na chwilę przerzuciła wzrok na kobietę, która podeszła obok. Melanie uniosła brew na jej słowa i skwitowała je ironicznym uśmiechem. Na chwilę w pomieszczeniu zapadła cisza. -Reiven Ruen. -ponownie zwróciła się do niej oficjalnie. -Jeśli chcesz, by to przesłuchanie zakończyło się szybko lub nie chcesz opuszczać tej sali, to wstań i stań pod ścianą. Jesteś tu jako tymczasowy opiekun nieletniej i obserwator. Jeśli twoje zachowanie będzie ingerowało w proces przesłuchania, zostaniesz pozbawiona tych praw, a twoje miejsce zajmie ktoś inny. na przykład Gerard Ginsberg. -dodała w myślach, a wszystko choć mówiła bardzo spokojnie, to w głosie dało się wyczuć nutę wrogości. Dobrze wiedziała, że to ona zajmowała tu nadrzędne miejsce. Chłodna sala była jej tak znana, że wywoływała zawsze te same, na swój sposób pozytywne, emocje. -Jeszcze raz. Imię, nazwisko, wiek i co stało się z twoimi prawowitymi opiekunami. -zwróciła się ponownie do dziewczynki, odwracając w jej stronę głowę i ignorując kapitan. Postanowiła zachować początkową cierpliwość. Zrozumiała, że to dziecko? Nie, ona wiedziała to od początku, tylko podejście było różnorodne. Potrzebowała podstaw, by coś zrobić. Dlatego nadal grzecznie trzymała rączki przy sobie i patrzyła przeszywającym wzrokiem na Di. Czy naprawdę była aż tak zła? Nasienie diabła musiało się jeszcze nie obudzić. |
| | |
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 Pią Maj 02, 2014 12:35 pm | |
| Pełne imię i nazwisko. Ile masz lat, Droga Di? Przypomniała sobie ewakuację, krzyki rozpaczy przebijające się przez piski metalu, zgrzyty przeszywające powietrze i ból, ból głowy, bo dźwięk był za wysoki, bo ciężkie fale powietrza nacierały po raz za sobą. Potem gdzieś może był koniec, ale nie pamiętała. Ciemność przyszła szybko, ululała ją do snu, a gdy obudziła się, twarz skierowaną miała w stronę słońca, które raziło, nieprzyjemnie paliło twarz. Przez chwilę myślała, że to właśnie był koniec, ale szybko przekonała się, że to dopiero początek. Dlatego nie chciała tego zostawiać, wymazywać z pamięci jak ostatnie wspomnienia Trzynastki, bo to były straszne ale prawdziwe dni, które były jej bardziej znajome niż lata spędzone w sterylnej prostej kwaterze, gdzie ją zamknięto. Tak to rozumiała, tak ją nauczono, bo nie miała już nic i przyjęła to, co dano jej pod nos, dlatego nie chciałaby wracać do Holly Holland, dziewczynki z Trzynastki, która umarła długi czas temu, nie chciała wracać do matki, której praktycznie nie znała i tym łatwiej zapomniała jej imię. Zakopała na podwórku za domem dziesięć metrów pod ziemią, zalała betonem i zostawiła, i nic, nawet wzbudzające niewyjaśniony lęk spojrzenie jasnowłosej kobiety nie mogło jej zmusić, aby zdradziła to, co stworzyła przez ostatni rok. Nie potrafiła nazwać tego przywiązania, ale nie chciała się z nim rozstawać, nie chciała się rozstawać z Di, a wyjawienie, ba, wymówienie swojego dawnego imienia i nazwiska byłoby aktem powrotu. -Jestem Di, mam dziewięć lat, moja mama zginęła podczas bombardowania Trzynastki – wyjaśniła pokrótce uśmiechając się bladziutko, jakby mając nadzieję, że na twarzy kobiety także zakwitnie uśmiech. Proszę? Wolałaby jednak, żeby Reiven nie odchodziła, ani nie odsuwała się, ani jej nie puszczała. I była przy.
|
| | |
| Temat: Re: Sala przesłuchań #1 | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|