|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Cele Sro Paź 23, 2013 5:02 pm | |
| First topic message reminder :Cele położone są wzdłuż wąskiego korytarza. Na wyposażenie każdej z nich składają się: łóżko piętrowe, toaleta oraz umywalka.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sob Lis 15, 2014 9:48 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Cele Pon Gru 30, 2013 7:14 pm | |
| /Asiu, nie Rosemery, tylko Rosemary xDDD
Siedziała taka skulona w rogu łóżka, wbijając paznokcie w kolano, jakby to miało zabrać całe poczucie strachu i to dziwne mniemanie, że coś z kimś jest nie tak. To odczucie, że powinna być całkiem gdzie indziej, że powinna być dla kogoś ostoją. Myśl, że nie powinna być samotna. Tak, tak na prawdę chodziło o nią. Odkąd strażnicy zabrali Mathiasa sprzed jej oczu siedziała wbita w ścianę z zamglonymi od łez oczyma, martwiąc się o niego i nie do końca rozumiejąc, co się właściwie stało. Wiedziała, że jego oświadczyny były żartem, takie mamrotanie podduszonego głodem ćpuna. Ale to tylko pogłębiło fakt, że mogliby się dalej świetnie bawić, śmiać z głupot i ogólnie rozmyślać nad tą popierdoloną egzystencją, a jego tu już nie ma oraz czyha nad ich dwojgiem smutne pasmo śmierci. Może jeszcze żyje, na pewno żyje, ale jest daleko. Może parę drzwi dalej, ale daleko. A Rose się wydawało, że to wszystko z jej winy. Jeśli istnieje piekło, to pewnie ma już tam pościelone łóżko. I nagrzany kociołek na jakże rozgrzewającą kąpiel. Z ponurych przemyśleń wyrwał ją dźwięk kroków, stukot obcasów zza drzwi. Ktoś ewidentnie zmierzał w stronę jej celi i sumie się nie dziwiła - doskonale zdawała sobie sprawę, że skoro zabrali Matha, to niedługo przyjdzie czas i na nią. Jednak nie ruszyła się, jedynie otarła nieistniejące łzy, jakby martwiła się, że ktokolwiek zobaczy jej smutek. Drzwi otworzyły się, a Rose powoli podniosła wzrok na osoby wchodzące do środka. Jakiś podrzędny strażnik i Reiven. No proszę, świat jest taki mały. I pełny niespodzianek. - Dla kogo dobry, dla tego dobry. - wysyczała przez zaciśnięte zęby, lecz nie zaciskała ich ze złości, a z bólu, gdyż w trakcie postanowiła podnieść się z łóżka. Powoli zsunęła się z pryczy, starając się, by kostka sprawiała jej jak najmniejszy ból, lecz słabo jej to szło. Niepewnym krokiem podeszła do stolika i usiadła ostrożnie na krześle, jakby bała się, że zaraz zamkną się na niej jakieś kajdany i nagle włączy się prąd. Spojrzała na zupę i uśmiechnęła się ponuro, jakby z nutką kpiny. Boże, ale śmiesznie. - Widzę, że w tym hotelu full service, jestem traktowana jak Jezus. Ostatnia Wieczerza i w ogóle. - mruknęła ni to do siebie, ni to do Rei - Niestety, idąc tym tropem, ktoś z "kumpli" sprzedał mnie za trzydzieści srebrników. - skwitowała, podnosząc głowę i uśmiechnęła się blado do Rei. Po chwili jednak uśmiech znikł, a Rose zaczęła grzebać w zupie łyżką, niczym małe dziecko bez apetytu. Kto do cholery w takiej chwili miałby apetyt? |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Cele Pon Gru 30, 2013 8:37 pm | |
| /Wiem, zauważyłam już jak napisałam i nie chciało mi się poprawiać
Rei czasem myślała, że tego typu rozkazy, jak przesłuchiwanie przyjaciół Coin specjalnie jej zlecała, by przypomnieć kto tak na prawdę ma władzę nad jej życiem. Przesłuchania w Kapitolu i w Panem rzadko oznaczały rozmowę, najczęściej były połączone z torturami czy to fizycznymi, czy to psychicznymi, ale jednak torturami. Reiven miała nadzieję, że nie będzie musiała sprawiać Rose bólu. Jak potem spojrzałaby jej w oczy? Obowiązki obowiązkami, ale człowiekiem nie można było przestać być. Nie chciała być jak Dante. Nawet nie wiem czy w Panem ktoś wiedział o kimś takim jak Jezus. Tak czy siak Rei puściła tą uwagę mimo uszu i przyglądała się spokojnie Rosemary jak ta grzebie w zupie. - Kluczy tam nie znajdziesz. Możesz mi jednak wierzyć, że jest smaczna i pożywna. Taką samą dostali dziś wszyscy Strażnicy Pokoju. - na prawdę wolała, żeby Rose się najadła, bo kto wie kiedy przyniosą jej kolejny posiłek. Odczekała dłuższą chwilę i w końcu odezwała się spokojnie. - Właściwie to jestem tu w kwestii "kumpli". Nie wnikam dlaczego akurat Ciebie tu wsadzono. Ale mogę pomóc Ci stąd wyjść. Potrzebuję nazwiska osób odpowiedzialnych za zamach na most i moi przełożeni są przekonani, że Ty jakieś znasz. - sięgnęła do kieszeni munduru i wyjęła kartkę i ołówek. - Możemy to zrobić bezboleśnie, a możemy pobawić się w przesłuchanie rodem z Kapitolu. Wiesz, że potrafię zadawać ból - Napisała na karteczce kilka słów, być może nawet napisała je kodem, obawiając się, że mogą być nie tylko podsłuchiwane, ale też podglądane. Karteczkę przykryła dłonią i przysunęła ją do Rose, by mogła ją odczytać. Po odszyfrowaniu słów (szyfr Rose zapewne znała), można było odczytać: "Nie zamierzam Cię krzywdzić. Musimy Cię jakoś stąd wyciągnąć." |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Cele Wto Gru 31, 2013 11:40 am | |
| Każdy dyktator, bo przecież nimi byli Snow i Coin, uwielbiał pokazywać, że to on ma władzę nad twoim życiem. Nieważne jakim sposobem, ważne, żebyś zauważył i żeby cię to przeraziło. Ma cię to wystraszyć tak bardzo, aż zaczniesz uważać na swój każdy najmniejszy ruch, na ilość dosypywanego cukru do porannej kawy, na każde podrapanie się po włosach. Aż będziesz uważać, byle mu tylko nie pokrzyżować szyków. Rose nie miała z tym problemów, co będzie, to będzie. Śmieszne, że ktoś próbował przejąć władzę nad jej życiem, skoro nawet ona sama nie potrafiła tego zrobić. Nie przejmowała się, że Coin miała na nią wiele argumentów, wiele dowodów przeciw niej. Nie bała się jej. - Nawet jeżeli byłyby tu klucze, po co mi one? Po co mi przepustka do złudnej wolności, skoro gdybym tylko wyszła za te drzwi, od razu dostałabym kulkę w łeb? - zapytała, posyłając jej chytry, lekko wypełniony kpiną uśmiech, jakby chciała wywołać na niej poczucie winy. Gdzieś tam w głębi duszy miała za złe Reiven, że miała pracę taką, a nie inną, ale to jej życie i nie mogła nic z tym zrobić. Odwróciła wzrok, z jej twarzy zniknął uśmiech, a w jego miejsce weszła ponura mina, mówiąca "jest mi wszystko jedno". Słodki "tumiwisizm". - Smacznego. - mruknęła pod nosem i zaczęła jeść zupę, bo przymulenie głodem wcale nie wspomaga trzeźwości umysłu, a właśnie ona jest jej teraz najbardziej potrzebna. W końcu ostatnią rzeczą, jaką mogła teraz zrobić, było palnięcie jakiejś głupoty. Tu nie chodzi o jej życie, pal licho i tak nic dobrego z jej egzystencji nie wynikło, ale o życie innych. Wolała nie powiększać listy zmarłych z jej powodu osób. - W sumie to żadni z nich kumple, bo ludzi nie znam - stwierdziła, przerywając jedzenie. - Nie mam tendencji do zapamiętywania nazwisk. I nie mówię tak, bo chcę komuś uratować dupę, bo jedyna dupa jaka mnie obecne interesuje jest w moim posiadaniu i siedzi na krześle. - dobre kłamstwo nie jest złe - Po prostu mój socjopatyczny charakter wyłapuje tylko najważniejsze osoby. A żadnej z nich na moście nie było. Przyszłam tam, bo coś mi się od tego jebanego życia należy. Nie moja wina, że ktoś sobie stroił głupa i wpadł na strzelanie do przypadkowych osób. Ja tego nie robiłam. Ja nie wydałam rozkazu wypierdzielenia mostu w powietrze, choć ciekawi mnie kto ma taki chory mózg, żeby to zrobić. Nie robiłam tam nic, oprócz stania i picia alkoholu oraz spławiania facetów, którzy ofiarowali się do mnie z chamskim podrywem. A to, że miałam broń to moja osobista sprawa, bo mam na nią pozwolenie. - dużo było w tym prawdy, choć kłamstwa też sporo. Ale co prawda, to prawda - nie strzeliła do nikogo, nie rozkazywała, bo jest pizdą a nie dowódcą. - I tak, doskonale sobie zdaję sprawę, że potrafisz zadawać ból. Każdy potrafi. Ale chyba zbyt wiele razy mnie w życiu zraniono, by miało mnie to teraz ruszyć. - skwitowała obojętnie wzruszając ramionami i wróciła do jedzenia, jak gdyby nigdy nic. Nie miała zamiaru się nad sobą użalać, nie miała zamiaru niczego powiedzieć. Nie zrobi Coin tej satysfakcji. Niech ją zapierdolą jak psa, ale ona niczego nie piśnie. Spojrzała na przysuniętą kartkę. Tak myślała, Rei nie należy do osób, które potrafiłyby ranić przyjaciół. Ucieszyło ją to, ale wolała tego nie pokazywać. Podniosła wzrok na blondynkę i uniosła brwi, jakby chciała zapytać "niby jak?". Odpisanie jej na kartce nie miało sensu, bo wątpliwy był fakt, że Reiven rozczytałaby się z pisma Garroway. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Cele Sro Sty 01, 2014 9:43 pm | |
| Rei nie o siebie się martwiła, ale o Michaela, Joffa, Jazz, Finna i resztę. To dla ich bezpieczeństwa była posłuszna Coin. Coin tak jak i Snow wiedziała, że słabością ludzi są inni ludzie, bliscy, rodzina. Życie najbliższych Reiven było najważniejsze. Nawet teraz kiedy nie była żoną Mike'a, nie zaryzykowałaby jego bezpieczeństwa. Dlatego póki istniał ktoś na kim jej zależało i istniała Coin, Rei nie mogła mieć stuprocentowej kontroli nad swoim życiem. Nie odpowiedziała na komentarz dotyczący kluczy. Ze spokojem jedynie wpatrywała się w Rose, z ulgą zauważając, że ta zdecydowała się jeść. Nie wiadomo kiedy uda się Rei po raz kolejny załatwić dla Rose ciepły, pożywny posiłek, a w każdej chwili może potrzebować pełni sił. - Czyli przyznajesz, że są ludzie którzy zorganizowali atak na most? - wiedziała, że z wypowiedzi Rose nie uda jej się wyciągnąć nic, co by usatysfakcjonowało potencjalnego sędziego czy kata, który zwolniłby Rose z kary. Reiven potrzebowała czegoś, co będzie choć na pozór przydatne i satysfakcjonujące. - Obawiam się, że jeśli stąd wyjdziesz, to już bez pozwolenia na broń. - przyznała zgodnie z tym, co było wielce prawdopodobne, według jej przypuszczeń. - No dobrze, nie znasz nazwisk i nie Ty wydałaś rozkaz zniszczenia mostu. Powiedz mi w takim wypadku coś więcej o Mathiasie LeBrunie. - spojrzała na nazwisko w aktach. Na jej spojrzenie odpowiedziała wzruszeniem ramion. Nie miała pojęcia jak to zrobić, ale skoro udało jej się wyciągnąć przyjaciół z więzienia Snowa, to stąd też jej się uda. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Cele Sro Sty 01, 2014 10:23 pm | |
| Rose nigdy nie pokazywała, na kim jej zależy. Nie chciała doprowadzić do patowej sytuacji, w której ktoś mógłby ją szantażować i kontrolować. Snow miał tylko jeden jedyny argument - była to jej matka. Ale trudno było ukryć przywiązanie do matki, w końcu jakiemu dziecku na matce nie zależy. Teraz Coin w sumie mogła robić to samo, jednak Rose nie miała żadnej pewności, że jej rodzicielka jeszcze żyje, toteż mogła grać na zwłokę. Zresztą, co ma być, to będzie. Jeżeli ma umrzeć to umrze, jeśli przeżyć to przeżyje. Garroway wierzyła, że jej los jest zapisany z góry i nie do zmiany, więc poddawała się jego osądom. Mimo wszystko, choć głową muru nie przebijesz, zawsze warto próbować. - Trudno powiedzieć, że paru randomów zebrało się na ulicy jakże cudownego Kwartału i wpadło na pomysł "Ej, chodźmy na most strzelać do ludzi, będzie fajnie!" - udała reakcję tłumu z nieukrywanym rozbawieniem, bo w jej wyobraźni wyglądało to prześmiesznie. - Ktoś to na pewno organizował. Niestety, choć chciałabym wiedzieć - i wiem, ale przecież ci nie powiem - kto to zrobił, wróżką nie jestem i ci nie powiem. Zresztą to mógł być ktokolwiek - w KOLCu od ogłoszenia mściwych Igrzysk było mnóstwo powstań. Może się mylę, ale coś źle wam idzie rządzenie. - stwierdziła, po czym wróciła do jedzenia zupy. Nie był to cud kulinariów, ale jednak o niebo to było lepsze od tego, co im przynosili na co dzień. Bierz, co dają, jak to mówią. - Dlaczego bez? Użyłam jej choćby raz? To nie fair wobec mnie. - zapytała, nawet nie unosząc głowy znad miski. Broń jej? Jej. Użyta? Nie. Więc Coin i jej przydupasy niech wezmą od jej pistoletu łapy precz, bo jeszcze im je ktoś utrąci. - Le Brun? - zapytała, jakby pierwszy raz słyszała nazwisko. Coś w środku niej, prawdopodobnie te kurwne uczucia, które chcą dojść do głosu w najgłupszych momentach, mówiło jej, żeby wykrzyczeć wszystko. Wymusić od Reiven informacje gdzie on jest i co mu robią, dlaczego oraz co mu grozi. Ale zdrowy rozsądek miał chyba dzisiaj lepszy dzień niż serce. - Coś dzwoni, ale nie wiem, w którym kościele. - wymruczała, po czym odsunęła miskę od siebie i kiwnęła Rei głową w ramach podziękowania za posiłek. - Ach, wiem. Brat trybutki od palców? Taki dzieciak, ćpun. Czasem się plącze po ulicach, ponoć często trafiał do więzienia. - powiedziała to spokojnym tonem, zakładając ręce pod piersiami - Nie wyglądał na takiego, co ma zapędy powstańcze. Choć buntownicze owszem. Ale raczej nie jest szkodliwy. Ot, zwykły zagubiony chłopak, poddany w pełni nałogom. Ale kto wie, co bierze ludzi, gdy ich rodzina trafia na arenę. - powiedziała to ciszej, jakby stłumiona emocjami i spojrzała znacząco na blondynkę. Doskonale wiedziały, jak można się czuć. Współpraca ze Snowem czy Coin to jedna wielka arena. - Macie go? Nie wiedziałam, że był na moście. Skubany... - zdziwiła się po mistrzowsku, zgrywanie głupa było trenowane przez lata. Gdyby była sam na sam, w bezpiecznym miejscu z Reiven, powiedziałaby jej prawdę. Ale nie tutaj, nie w gnieździe samego zła. Kiedy Ruen ruszyła ramionami, Rose spojrzała jej w oczy i szybko, ledwie widocznie uśmiechnęła się blado, posyłając jej w tym samym momencie proszące spojrzenie. Ale nie prosiła ją o możliwość wolności. Chciała, żeby nic nie stało się reszcie. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Cele Czw Sty 02, 2014 6:05 pm | |
| To co Coin miała, lub nie miała na Rose było słodką tajemnicą Coin. Reiven była pewna, że Alma ma na każdego z nich więcej niż by się mogło wydawać. Wszak miała obecnie dostęp do akt pozbieranych i przez Snowa i przez siebie. Dlatego im szybciej się jej pozbędą tym lepiej. Rei musiała mieć jednak pewność, że jej bliskim nie stanie się krzywda. Tylko to ją powstrzymywało od zamachu. Słuchała Rose trochę jakby znudzona. Jej myśli co chwila odpływały gdzie indziej, daleko od więzienia. Dopiero pytanie o pozwolenie na broń ją otrzeźwiło. - A chociażby dlatego, żeby nie było ryzyka, że ją użyjesz choć raz. Osoby karane nie powinny mieć broni. - odpowiedziała z chłodnym spokojem. Rei tylko prychnęła. W końcu były na pewno podsłuchiwane i być może obserwowane. - Czyli nie wiesz jak nazywa się Twój... narzeczony? Myślę, że tak mogę go nazywać skoro się oświadczył. Bardzo brzydko się wypierać ukochanego. - głos Rei był ostrzejszy niż zwykle. - Widzisz... Mathias Le Brun przyznał się do winy. Potwierdził wszystkie stawiane mu zarzuty. Zostanie dziś skazany. Myślę, że będzie to kara śmierci. Rodziny ofiar ataku na most żądne są krwi, a skoro ktoś podaje się jak na tacy, to po co szukać innych winnych. Jakby jednak padły jakieś nazwiska... osoby które można by skazać zamiast niego, albo... hmmm przedłużyć jego proces, dając mu więcej czasu... na na przykład ślub... - wzruszyła nonszalancko ramionami. Coin powinna być zadowolona z Rei, jeśli tego słucha. Wykorzystywać ludzkie uczucia przeciwko nim, bardzo w jej stylu. Rei czuła do siebie wstręt. Ale miała nadzieję, że Rose ocali i siebie i swojego ukochanego. Wystarczyłoby jedno nazwisko... |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Cele Czw Sty 02, 2014 6:43 pm | |
| W sumie, może to i prawda. Mogła mieć więcej niż Rose się wydawało, jednak Garroway była zbytnio zadufana w sobie, by zainteresować się kimkolwiek poza sobą. Może tylko swoją matką... Ale poza tym to tyle. Ktoś umrze, bo nie będzie mogła go uratować? Trudno! Poboli, łzy popłyną, ale czas zagoi rany. To nie tak, że nie miała zamiaru próbować, od razu zostawiając daną osobę na pastwę losu. Ale Rosemary wiedziała, że nie jest wszechmogąca i nie podstawi się za kogoś innego. Nie jest głupia. To okrutne? Świat też taki jest, a właśnie na nim wszyscy żyjemy. - Czyli jeżeli rzuci się na mnie wariat z nożem, bo w Kwartale to codzienność, mam mu pozwolić sobie przerżnąć aortę na pół? Nawet mnie, kurwa, nie rozśmieszaj. - absurd na absurdzie, a fakt, że te słowa płynęły z ust nikogo innego jak Reiven wcale nie zmieniał niczego. Miała ochotę wstać i wywrócić do góry nogami stół, a potem połamać kogoś krzesłem. Na pytanie Ruen parsknęła śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Naprawdę? Tak właśnie myślała? - Doprawdy, Reiven. - powiedziała, ledwo blokując śmiech. -Ty serio wzięłaś na poważnie oświadczyny chłopaka, który od tygodnia nic nie ćpał, a narkotyki są dla niego jak powietrze? Nawet nic nie jadł. Tak, to z pewnością było prawdziwe i z miłości! - śmiała się dalej, opierając się łokciami o stół, po czym położyła na dłoniach głowę. - O w życiu, nie spodziewałam się, że jesteś blondynką z powołania. Kiedy wyznała jej, że Mathias się przyznał. Spojrzała na nią wrednym spojrzeniem, tak samo się uśmiechając. Nagle jakoś noga przestała ją boleć. Powoli podciągając się na dłoniach opartych na stole wstała, po czym zbliżyła się do niej, lecz zostawiła między nimi odległość. Zaplotła ręce pod piersiami i głośno westchnęła. Czas na potok kłamstw i udawanie, że Rose wcale nie dostała nożem w serce. - Spójrz na moją twarz. Ale tak dokładnie. - zaczęła spokojnym, bezuczuciowym tonem. - Skup się na każdej części mojej twarzy. Dobrze widzisz? Okej. - stwierdziła, po czym wskazała palcem na swój obojętny wyraz twarzy - A teraz. Czy ja kurwa wyglądam, jakby mnie to obchodziło? - zapytała z kpiną w głosie, po czym parsknęła lekko takim samym śmiechem. - Serio. Mam wypisane na gębie, jak bardzo na to leję. Nie kocham Mathiasa. Nie wyjdę za niego. A ty teraz jesteś ostatnią osobą, Reiven, która powinna mi mówić o ślubie. - powiedziała pewnie, wskazując głową na jej dłoń. - Gdzie twoja obrączka, Levittoux? Och, a może Ruen? - wysyczała twardym tonem, patrząc przeszywającym wzrokiem prosto w jej oczy. Była dumna ze swojego okrucieństwa, w końcu mogła pokazać jaka jest naprawdę. Bezwzględna. Rose nie nadawała się do życia w społeczeństwie, do posiadania przyjaciół. Ale do ranienia ludzi i mordowania już tak. - Mam ci powiedzieć nazwiska? Och, z chęcią. Ale musiałabym najpierw je sama poznać. Skończ te śmieszne gierki, bo i tak nic nie wskórasz. Z pustego nawet Salomon nie naleje. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Cele Czw Sty 02, 2014 7:10 pm | |
| - Cóż... Gdybyś współpracowała, może nie musiałabyś wracać do Kwartału. - odpowiedziała, wciąż tym samym znudzonym, pozbawionym emocji głosem. - Poza tym w Kolcu żyją ludzie bez broni i jakoś żyją. I tak, wiem co mówię. Zapewne gdyby zrobiła choć jeden agresywny gest Rei musiałaby ją unieruchomić i pokazać, kto tu jest silniejszą stroną i kto dyktuje warunki. Na szczęście na razie nie musiała demonstrować siły. - Nie ważne czy ja je wzięłam na poważnie. Ważne co Ty o nich pomyślałaś. - była niewzruszona. Znów czuła się jak za czasów gdy mieszkała w Kapitolu. Pamiętała siebie z tamtych dni. Na przyjęciach na których była główną atrakcją, udawała zimną i wyrachowaną. Gdy ktoś wspominał o śmierci dzieciaków na Arenie, tylko wzruszała ramionami i mówiła "Jak są słabi, to niech giną. Naturalna selekcja". Nie lubiła tego, ale pokazywanie uczuć czy emocji, mogło ją zgubić. Teraz znów przywdziała wyćwiczoną maskę i sprawiała wrażenie obojętnej. - Owszem. Nie wyjdziesz, bo za kilka dni zostanie stracony. - nawet nie mrugnęła słysząc pytanie o swoją obrączkę. Wyjęła ją zza kołnierza munduru. Na srebrnym łańcuszku. - Nie chciałam jej zachlapać krwią. - odpowiedziała. Teraz to ona się uśmiechnęła wrednie. I jak tu mieć normalne relacje z przyjaciółmi. Wstała ze swojego krzesła, spokojnie, powoli, jakby cała agresja Rose jej nie obchodziła. - Czyli podsumowując. Nic nie wiesz i nic nie jesteś w stanie powiedzieć, co mogłoby uratować życie Mathiasa Le Bruna. Wygląda na to, że nawet jest Ci on obojętny. Dlatego zapraszam na jego egzekucję. Miejsca w pierwszym rzędzie. - dała znak ręką, że zaraz będzie wychodzić. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Cele Czw Sty 02, 2014 10:01 pm | |
| - Miałabym zamieszkać w Dzielnicy Wielkich Wybawicieli a.k.a Rebeliantów? Dziękuję, postoję. - prędzej umrze, niż postawi tam nogę bez nienawiści w oczach i zostanie na dłużej. Drugi raz nie popełni tego błędu, nie wejdzie w gniazdo pełne żmij. Tylko głupiec popełnia dwa razy ten sam błąd. - Może żyją. Ale żyją w całymi dniami w strachu, a wystawienie głowy za drzwi jest jak wkroczenie do pokoju pełnego psychopatów. Doprawdy, pożyj tam choć tydzień, zmienisz nastawienie. Mogłaby pokazać. Ale Rose też nie jest taka bezsilna, w wieku czternastu lat była silniejsza od niejednego faceta. Teraz wcale nie jest gorsza, wręcz przeciwnie. Choć była osłabiona i mogłaby nie wygrać długiej walki, postawiłaby dostateczny opór. - Co ja o tym pomyślałam? Było zabawnie. I jak chcesz, to twoje oświadczyny również przyjmę. - mruknęła, wykrzywiając się kpiąco. - Nie biorę życia zbyt poważnie. I tak nie wyjdę z niego żywa. - stwierdziła, po czym oparła się o ramę piętrowego łóżka, nie spuszczając wzroku z Reiven. Za czasów starego Kapitolu Rose nie była jakaś inna, choć zasadniczą różnicą był fakt, że nie reagowała na powiedzonka o arenie. Wszystko zbywała uroczym uśmiechem i uwodzicielskim spojrzeniem, po czym znikała. Nie miała zamiaru tkwić w tej farsie, wolała ją ominąć. Jeśli nie wiesz, co powiedzieć, nie mów nic. A Rose nie wiedziała - na myśl przychodziło jej tylko to, by rzucić się na daną osobę i rozszarpać jej gardło. Wzruszyła bezwiednie ramionami i spojrzała na zawieszoną obrączkę. Nie wierzyła jej ni w ząb, to nie trzymało się zbytnio kupy. - Oczywiście. W takim razie, gdzie ta krew? - zapytała, rozkładając ramiona i odwracając się naprzeciw niej, odsłaniając się całkowicie. - No gdzie? - zapytała znowu, po czym opuściła ręce. - Rei, nie oszukujmy się. Jesteś tylko wytworem Igrzysk. Jak ja. Jak Odair. Jak dzieciaki, które dopiero co zeszły z areny. - powiedziała, po czym podeszła jeszcze bliżej, nie ruszając rąk od bioder. - On cię zostawił, czy ty jego? - zapytała ciszej, jakby nie chciała, żeby ktokolwiek ich usłyszał. Spojrzała jej w oczy, normalnie, jak przyjaciółka. Nie obchodził ją jakiś jebany podsłuch Coin. Westchnęła głośno i przeczesała palcami włosy. To było dla niej trudne, cholernie trudne. Łzy mimowolnie cisnęły jej się do oczu, ale z trudem udawało jej się je powstrzymywać. Bądź silną dziewczynką, zawsze byłaś, Rose. Byłaś. - Ostatnio mam takie postanowienie: ograniczam styczność z morderstwami. Idzie mi chujowo, no ale. Toteż nie chcę patrzeć jak zarzynacie biednego chłopaczynę, więc dam ci jedno nazwisko, które kojarzę. Nie wiem, co zrobiła, ale była na moście, cały czas się gdzieś kręciła. Minęłam ją. - uśmiechnęła się blado, ściszając swój głos - Noel. Nie wiem jak jej na imię, chyba wołają na nią Evelyn. - w końcu zbliżyła się do ucha Rei i szeptem, szybko powiedziała - Ale Mathiasa to wy zostawcie w spokoju.
nikt nie jest taki romantyczny jak Rose, nikt kurde. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Cele Pią Sty 03, 2014 2:43 am | |
| Rei żyła w strachu przed psychopatami. Ale jej psychopaci mieli o wiele większą siłę rażenia i większe możliwości. Może nie groził jej atak ćpuna na głodzie, ale w każdej chwili ktoś mógł posłużyć się nią lub jej rodziną. Nawet już to zrobiono, ale tego nie wiedziała. - Przynajmniej w Dzielnicy nie ma pcheł. - spojrzała na Rose z udawaną pogardą, jakby sama była taką właśnie pchłą. - Nie jesteś w moim typie. - dla obserwatora nie znającego sytuacji zapewne wyglądało, jakby się szczerze nienawidziły. Rei miała nadzieję, że Rose wie, że Ruen nie robi tego po złości. Były rozkazy którym nie można było się sprzeciwić. Zresztą dla Rose na prawdę było lepiej, że trafiła na Rei. - Rosemary na prawdę sądzisz, że tylko Ty jesteś dziś na mojej liście? Teraz krwi może nie ma, ale nie jest powiedziane, że dziś nie będzie. A jak dalej będziesz się zachowywać w ten sposób, to może być to nawet Twoja krew. Nie porównuj siebie do mnie czy do Finnicka. Ty jesteś nic niewartym śmieciem. Wystarczy spojrzeć na to gdzie mieszkasz. - słowa wypowiedziane przez Rose bolały, ale te skierowane pod jej adresem paliły gardło Reiven. Bała się, że nigdy jej tego nie zrekompensuje. Gdy padło nazwisko, na korytarzu dało się słyszeć kroki. Zapewne już wkrótce ktoś sprawdzi Evelyn Noel. Rei jednak bardziej skupiła się na tym co wyszeptała przyjaciółka. Czyli nie był jej obojętny. Rei miała rację. Zadziałała szybko. Chwyciła nadgarstek brunetki i wykręciła go tak, że Rose musiała stanąć tuż przy Rei, plecami do niej.Wyglądało tak, jakby Rei chciała jej zagrozić. Zrobiła to jednak na tyle delikatnie, by nie zrobić brunetce krzywdy. - Mathias na prawdę się przyznał do winy. Wydaje mi się, że on chce Cię chronić. Postaram się jakoś przeciągnąć w czasie egzekucję. Ale nie mogę tego odwlekać w nieskończoność. Wpiszę w raport, że przysłużyłaś się śledztwu, a z braku dowodów Twojej winy powinnaś zostać wypuszczona. Stąd mu nie pomożesz. - mówiła szeptem i cicho... bardzo cicho, ale usta miała tuż przy uchu Rose. - Co do Mike'a... pogadamy kiedy indziej. Nie jestem jeszcze gotowa. - dodała smutno. By zatuszować tą rozmowę syknęła głośniej - I szmato zapamiętaj, że nie pozwolę, żeby ktoś taki jak Ty mi ubliżał. - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Puściła ją i odepchnęła od siebie. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Cele Nie Sty 05, 2014 9:06 pm | |
| Na każdego czyhały jakieś strachy, nawet jeżeli to były potwory spod łóżka. Nie można było polemizować, kto czego boi się bardziej, bo to kwestia psychiki. Jedyne, co było pewne, to, że obydwie nie miały łatwo i mieć nie będą. Takie jest już życie i raczej nikt tego nie zmieni. Jest jak jest, raz na wozie a raz pod. - O pchły się nie martwię, wystarczy się umyć. - stwierdziła, posyłając jej uroczy uśmiech w odwecie na to jej pełne pogardy spojrzenie i odrzuciła włosy za siebie, jakby naprawdę nic ją nie ruszała ta cała sytuacja. No bo w sumie trochę tak było. Było tak, dopóki nie pomyślała o Mathiasie. - A ty jesteś dla mnie trochę za młoda. - odparła na wzmiankę o małżeństwie, po czym zajęła się oglądaniem swoich paznokci, których cudem nie udało jej się jeszcze połamać. Jedynie lakier odprysnął tu i tam, ale to się naprawi. Dla osoby trzeciej ich nienawiść mogłaby być rzeczą oczywistą, ale to tylko oznacza, że są świetnymi aktorkami. Zresztą tym cechowali się głównie zawodowcy - zawsze przybieraj dobrą minę do złej gry, nie pozwól pokazać, żeby coś poszło nie po twojej myśli. - Miejsce zamieszkania nie pokazuje jaki jest człowiek. Mam schludne mieszkanie, tynk ze ścian nie odpada. Nie jestem Kapitolinką i nigdy nie będę żadną z tych świrusek. Jestem z drugiego dystryktu, wygrałam igrzyska, pobijając przy tym rekord zabójstw, a także zostałam lekarzem. Hmmm, myślę, że jednak jestem kimś. - powiedziała, jakby analizowała poszczególnie każdą z opcji, choć w sumie to była tylko gra, byle nie pokazać, że nie jest zdolna odpyskować Reiven. Nie chciała jej ranić, ale mus to mus. Starała się wybierać jak najłagodniejsze odpowiedzi. Nie opierała się, gdy blondynka wykręcała jej rękę, wręcz przeciwnie ułatwiła jej to. Kiedy już skończyła udała, że próbuje się wyszarpać, ale było to raczej anemiczne szarpnięcie w akompaniamencie ledwie słyszalnego chichotu. W końcu stanęła i umilkła słuchając Rei. Nie wiedziała, co Mathias kombinował, ale na pewno próbował chronić ją, Fransa i całą resztę. Nigdy nie myślała, że chłopak jest aż tak honorowy. Szkoda tylko, że wystawia się w ten sposób na niechybną śmierć. Musiała działać, jak najszybciej, o ile Frans już tego nie robi. Zresztą cholera wie, co oni ten tydzień tam wszyscy robią. W każdym bądź razie, Garroway chciała jak najszybciej się stąd wyewakuować, a dalsza polemika z Ruen jej w tym nie pomoże. Na komentarz o Mike'u kiwnęła ze zrozumieniem głową, a gdy ją odepchnęła delikatnie zatrzymała się kawałek dalej i odwróciła w jej stronę. - Porozmawiamy o ubliżaniu jak dorośniesz. Póki co, czyniłam ci delikatne uwagi. - stwierdziła, posyłając jej uśmiech, trochę znaczący, trochę ironiczny, po czym puszczając oczko, wróciła na swoje poprzednie miejsce w rogu łóżka. |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Cele Wto Sty 07, 2014 1:01 am | |
| - Umyć, albo wylizać. - prychnęła patrząc na Rose pogardliwie. Czasami trudno było przewidzieć dokąd zaprowadzi nas życie. Na przykład kto mógł przewidzieć, że dwie przyjaciółki będą sobie ubliżać i to nie po złości, ale by się wzajemnie chronić. Reiven stokroć bardziej wolałaby normalnie móc z Rose porozmawiać i zaplanować z nią jakiś sposób na uwolnienie jej z więzienia. Rei czuła się bezsilna. Wiedziała, że tak na dobrą sprawę nie może zrobić być dużo. Nie w jej gestii leżało uwalnianie więźniów. Ona do więzienia mogła ludzi wsadzać, a nie ich uwalniać. Przesrana robota. - Taaa... Twoje tak zwane Igrzyska. Nie prowadzę co prawda statystyk, ale myślę, że dawno pobiłam Twój rekord. I wow... lekarz... Że nie boją się dawać Ci skalpela do rąk. Ja bym w życiu do Ciebie nie poszła na konsultację... nawet z katarem. I poprawka, byłaś z drugiego dystyktu. Teraz jesteś Brudem z Kolca. - zmrużyła oczy i uśmiechnęła się wrednie. Pora była kończyć ten show. Rose na szczęście wiedziała co planuje zrobić Rei. Doskonale wcieliła się w swoją rolę. Teraz tylko należało napisać odpowiedni raport i postarać się wyciągnąć Rose z celi. Reiven miała nadzieję, że ich scenka upewniła wszystkich o tym, że dziewczyny nie mają interesu w pomaganiu sobie. - Jak dorosnę... No tak, starucha się odezwała. Niedługo sobie będziesz musiała co nieco naciągnąć, bo już Ci się worki pod oczami robią. - machnęła na nią pogardliwie ręką i skierowała się do drzwi. Wychodząc posłała jeszcze Rose porozumiewawcze spojrzenie. A potem znikła w ciemnym korytarzu.
/zt |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Cele Sob Sty 25, 2014 1:52 pm | |
| Z czasem noga Rose zdążyła już nieco wyzdrowieć, opuchlizna jednak zeszła, choć ból czasami dokuczał. W momencie, kiedy Strażnicy mieli przynieść śniadanie, pojawili się owszem, ale skuli kobietę i niedelikatnie wyprowadzili z celi. Rose, zostajesz przekierowana tutaj, po poście MG, będziesz mogła pisać. |
| | |
| Temat: Re: Cele Sob Sty 25, 2014 8:54 pm | |
| |KOLC
Jeden kot, dwa koty, trzy koty… co? Jej kroki były pozornie bezcelowe. Ot błądziła ścieżkami pośród budynków, a jej myśli odpływały daleko, daleko. Miała ochotę na wołowinę w sezamie. Koniecznie z ryżem. Miała w domu takie ładne, malowane pałeczki, które bardzo chętnie by spożytkowała... Ale jadła już przecież obiad. to takie bezcelowe. Westchnęła więc cichutko pod nosem i wróciła do kontemplacji zabudowań. Nie oferowały sobą metafizycznych zawirowań pośród zachwytów nad bryłą, a jednak były jej sercu bliskie. Na swój sposób przypominały jej Trzynastkę – surowe, praktyczne z wyraźną nutą defensywną przesyconą szeptaną groźbą. Gdyby jakiekolwiek miejsce mogła traktować jako dom to właśnie takie by wybrała. Zazdrościła tegorocznym trybutom ich niewiarygodnemu szczęściu – miasto było jej polem działania, wszechstronnym poligonem. Zupełnie zdawała sobie myśli nie przejmować, że mijała kolejne jednostki żywe, zagłębiała się w mechanizm przepustek, nieprzychylnych spojrzeń i coraz surowszych mundurów. Służba więzienna nigdy nie oferowała nic specjalnie ciekawego w kwestii ubrań. Nawet nie mieli szalików, cóż za potwarz. Abi, z pewną melancholią, uniosła dłoń do szyi i pogładziła miękki materiał muślinowej chustki, która czule otulała jej skórę. - Dzień dobry – z rozmarzeniem uśmiechnęła się do wartownika mającego swe miejsce w czasie i przestrzeni przed jedną z sal przesłuchań i wyminęła go, by udać się dalej. Cele, kratki, pręty, więźniowie. Gdzieś tu to wszystko powinno być. Gdzieś tu to wszystko było. I tak to się w tym skomplikowanym świecie zdarzało, że zazwyczaj te będące gdzieś rzeczy brunetka potrafiła odnajdywać. Schowała więc dłonie do kiszeni spodni i kontemplowała swe znalezisko. Cele. Piękna rzecz. Ludzie się nie gubią i zawsze wiadomo gdzie ich znaleźć. Niechętnie ruszyła wzdłuż tych szacownych pomieszczeń, krok za krokiem. Stuk, stuk, stuk. Praktycznie nie miała obcasów, a one i tak wydawały z siebie ten irytujący dźwięk. Stuku stuk. Zawsze słyszalny, niegasnący. Stuk stik stak. A spojrzenie trochę błędne prześlizgiwało się po celach. Czy tu ktoś jest? Czy kogoś zastała? Ojej, czy wszyscy byli w domach? |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Cele Wto Sty 28, 2014 6:32 pm | |
| Wyszła. Usłyszał jej głos, przytłumiony przez szamoczące się myśli, wrzeszczące i skomlące, każde starające się wzbudzić na siebie uwagę chłopaka. Kim była Sonea? Czego chciała, że co róż migała w kolejnym obrazie. Most, tłum ludzi. Krzyk wydzierający się z ciszy. Jej niebieskie oczy skierowane wprost na niego, zimne niczym woda Moon River. Wybuch i prośby, błagania o pomoc otaczające go ze wszystkich stron. Choć wokół panowała jedynie cisza, a przed oczami widniała tylko otchłań, choć czasami przez szczeliny przebijało się niewyraźne światło, pojedyncze promienie. Po drodze znajdowała się cela, dwa wycięte z życia. Wrzućcie szczura do klatki i polejcie wrzątkiem, tak mniej więcej to wyglądało. Rozmowy wieczorne, które miały dodać otuchy. Wątpliwości niewypowiedziane na głos. Dowcipy, niezrozumiałe i nielogiczne, jakby nieprawidłowe, nieśmieszne, ale zawsze wywoływały choć uśmiech, a może jedynie wymuszony grymas, który miał go zastąpić. Nikły dowód na to, że wszystko w porządku. Odganianie od siebie świadomości, że symboliczna egzekucja zbliża się nieubłaganie, z każdą kolejną godziną znajduje się coraz bliżej. Skrada się i ukrywa, niezauważone przeznaczenie, któremu tym razem nie da się uciec. Nic poza tym. Może nadzieja zakopana kilka metrów pod ziemią, wymarła, karmiona marnymi zapasami siły, która im pozostała. Zanim jednak zdążył znaleźć się w tym szarym pomieszczeniu, przykuty do krzesła i unieruchomiony, powiedział za dużo, znowu uległ dziwacznej pokusie pęknięcia, które w następnej fazie towarzyszy jedynie poczucie upokorzenia przed swoim własnym diabłem, którym w tym momencie naśmiewa się z niego, już szykuje miejsce w piekle, przy stole, w miękkim aksamitnym rubinowym łóżku, gorącym i płonącym. I teraz miał nawet przez chwilę wrażenie, że nie żyje, bo kiedy opuściła go chwilowa euforia, a jego wzrok napotkał na obraz… Niebieskie oczy. Czarne włosy. Jasna cera. Katy le Brun. Imię i nazwisko niby znajome, bliskie i jednocześnie obce, brzmiące nieprzyjemne dla ucha i rwącej się w dziwacznej katordze duszy. Coś jednak pozostawało nie tak. I dopóki nie dowie się, co, ból nie da mu spokoju. Może jednak czas się z nim pogodzić, wniknąć weń i pozostać tam, na dnie, w samym centrum, poznać od środka i w końcu zrozumieć. Wnioski jednak mogą być zbyt bolesne, a strach przed prawdą paraliżujący, wyganiający wszelakie resztki heroizmu z jego głowy. Koniec go na dziś, chyba wystarczy. Dotknął śliskiej powierzchni, zdjęcie ścisnął w dłoni, kiedy wyprowadzali go. Nie opierał się, chyba nie należało. Jakie to teraz miało zresztą znaczenie? Podniósł jeszcze raz wzrok z podłogi, aby pochwycić wzrokiem jasnowłosą kobietę, ale zniknęła. Wtedy też uznał, że przyglądanie się klatkom o zewnątrz jest ciekawym zajęciem. Zgadywał kto w której się znajduje, co zrobił i jak wygląda. Naiwne zajęcie, ale odciągające od ponurych i przytłaczających myśli. Podejrzewał, że kolejne dni spędzi właśnie na takowych konstruktywnych tyle co bezczynne grzanie pryczy grach. I wtedy jego wzrok pochwycił czyjąś postać, z początku ją zignorował oznaczając jako dokuczliwe znajdujące się na tle symetrycznych drzwi zjawisko. Do momentu, kiedy znowu pochwycił jej twarz i rozpoznał. -Hej - jego głos był szeptem, chrapliwym i ledwo zrozumiałym, odchrząknął. Minął ją. O nie, prowadzili go tam. Z powrotem. Nie chciał tam wracać. Nie teraz. Nie, nie, nie. -HEJ, TY! – krzyknął w kierunku kobiety, aby zwrócić na siebie uwagę. Choć na chwilę, zanim wraz ze skutymi z tyłu rękoma wepchną go do celi, a tajemnicza (nie)znajoma zniknie. W momencie kiedy ponownie znalazł się w klatce, rzucił ponownie na zamknięte już drzwi. Przywarł do ich zimnej otrzeźwiającej powierzchni – Słyszysz mnie? – znów krzyk – Jesteś tam? – kolejny, a potem wyzuta energii ostatnia kwestia – Nie odchodź.
|
| | |
| Temat: Re: Cele Sob Lut 01, 2014 1:15 am | |
| Tak ponuro, pięknie, surowo. Aż skaleczyć by się można od samego patrzenia. Miała ochotę coś zanucić, ale o dziwo nic nie wpadało jej do główki. A może to dlatego, że jednak nie był tu tak zupełnie sama? - Mmm... - przeanalizowała ten problem dogłębnie i natychmiast przeszła do innych, ciekawszych kwestii. Ciekawe czy storczyk, stojący na parapecie w jej mieszkaniu, już zakwitł? Była prawie pewna, że powinno to nastąpić całkiem niedługo, a bardzo nie chciałaby tego przegapić. To w końcu bardzo ekscytujący moment... Z drugiej strony nie będzie potrafiła wysiedzieć z nim dłużej niż pół minuty. Jakoś rośliny zawsze wygrywały z nią pojedynki na spojrzenia. Może dlatego, że nie miały oczu? Albo palców u stóp do uderzenia? Nigdy do końca nie była pewna, który z tych dwóch czynników był tu tym decydującym. Zgodnie można było więc uznać, że oba są równie ważkie. Kiwnęła leciutko głową, gratulując sobie w duchu tej skomplikowanej dedukcji. - Mhm. Uniosła jasne spojrzenie w porę, by dostrzec jak przemili panowie strażnicy prowadzą kogoś do celi. I akurat szli jej na spotkanie. Serce dziewczyny zabiło żywiej, oh, czyli jednak dobrze, że tu przyszła. Tak? A ten... gość, na potrzeby redakcyjne nazwijmy go jednak więźniem, a więc nasz więzień odezwał się. Uchylił ust, by upuścić z nich słowo króciutkie. Spojrzała mu na krótki moment w oczy ze szczerym zainteresowaniem i zdziwieniem. My się znamy? Nie, skądże. Pierwszy raz tu tego gościa, dla dramatu opowieści nazywanego jednak więźniem, spotykam. -HEJ, TY! – Zatrzymała się, ale wcale nie obróciła. Po prostu czekała. Stała i czekała aż trzasną zamki w celi. W międzyczasie ze szczerym zainteresowaniem obserwowała nierówności na suficie. Wysoce fascynujące nierówności, należałoby dodać. Gdy jednak ten klikający, słodki dźwięk rozbrzmiał w jej uszach, obróciła się wolno. Splotła dłonie za plecami i krokiem równie niechętnym, co poprzednio, cofnęła się do miejsca. No, prawie do tego miejsca, bo pierw zaczepiła jednego ze strażników. - Mogę dostać... klucze, używacie kluczy, prawda? Wszystko zawsze sprowadza się do kluczy i klamek po jednej stronie - wyrzekła z całą swą niewinnością zawartą w głosie. Mówiła dość cicho, w końcu nie powinien jej tu słyszeć nikt poza tymi przemiłymi panami strażnikami, prawda? Czasem zastanawiała się jak wiele z obecnych strażników, wartowników, służbistów i prostolinijnych morderców wiedziało kim to dziewczę jest. Stoi takie, niezbyt wysokie, dość szczupłe, uśmiecha się zawsze, choć uśmiech ten nigdy nie sięga oczu i... mówi. A zdarza się, że doprawdy przedziwne słów kombinacje jej usta opuszczają. - A najlepiej byśmy na tym wszyscy wyszli, gdybyście tu jeszcze chwileczkę zaczekali. To nie zajmie długo. Teraz dopiero zbliżyła się rzeczywiście do celi, której drzwi tak niedawno trzaskały. Z całą swą uprzejmością uniosła jedną dłoń i zastukała. Zupełnie jakby powiadamiając o swym przybyciu gospodarza, by mógł ją wpuścić. - Ależ jestem - dziwnie tęskne spojrzenie zawieszone na bryle metalu. Przez mózgowie przebiegł jej szereg myśli zupełnie niezwiązanych z chwilą obecną. - Będziesz miał coś przeciwko wpuszczeniu mnie tam? Zachowywała się nie jak gdyby stała właśnie pod więzienną celą, a małym domkiem. Tak, jak gdyby przebywająca w środku jednostka miała jakiekolwiek prawo do decyzji o tym kiedy opuszcza ten padół łez, a kiedy znów do niego wchodzi i kogo ewentualnie tam wpuszcza. I w pewnym sensie miała, prawda? Jeśli tylko nie porzucano jej tu, by zgniła, to mogła wychodzić i wchodzić. Drzwi, metaforycznie, zawsze były otwarte. Zupełnie inną kwestią było to czy wyjście kończyło się byciem zastrzelonym, czy też nie. Szczegóły. |
| | | Wiek : 26 lat Zawód : #Mathias Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki Znaki szczególne : #Mathias Obrażenia : #Mathias
| Temat: Re: Cele Sro Lut 12, 2014 6:01 pm | |
| Zanim zdążył przytulić się ponownie do drzwi ze skutymi z tyłu pleców dłońmi pomyślał, że jest chyba… …owszem, kompletnym durniem. Przez cały ten czas, od każdego wschodu słońca do kolejnego zachodu, przez wszystkie te żmudne pokręcone dni zdążył przeanalizować swoją sytuację i wycisnąć z niej najkwaśniejsze soki, zatem miał doskonały i być może mało też obiektywny pogląd na wszystko, co do tej pory otaczało. Owszem, teraz to jedynie cztery ściany, prycze i sufit, na którym wciąż widnieją wyryte zakrwawionym paznokciem kreski. Każda kolejna na jeden dzień, każda oznacza każdy z nich. Do tej pory nie wiedział, dlaczego to robił. Nigdy nie zależało mu na czasie, który płynął nieubłagalnie wyrywając mu z dłoni kolejne to lata życia i młodości. Gdyby martwił się takimi drobnostkami, dawno mimowolnie porzuciłby wszystko, co go niszczy, a nie mowa tutaj tylko o narkotykach. Wracając jednak do kwestii wiary, nadziei i innych idei, którymi można byłoby podcierać sobie tyłek – to tydzień, może nie, może kiedyś zapomniał wyryć pionową kreskę, może zasnął na dwa dni, a może podczas odwykowych agonii nie miał czasu o tym myśleć, nieważne, bo istotne teraz było to, aby się ogarnąć, przestać płaszczyć na podłodze i wziąć w garść. Co prawda umysł wariował, domagał się swojego niezwykłego skarbu, błagał o więcej. Wyobraźcie sobie pustynię, ha, kilkudniowy pobyt, ale oczywiście bez wody. Tylko ona gdzieś tam była, pod stopami, kilka metrów – ha, czy to coś znaczy? Oczywiście, słyszysz plusk, niewyraźny szmer. Mówi do ciebie, miesza ci w głowie. Pragniesz jej, ale nie możesz dosięgnąć. Choć uwierzcie, gdyby tak wyglądała ów sprawa, Mathias zapewne zakasałby rękawy i przekopał całą Saharę w poszukiwaniu jednej działki heroiny lub chociaż uspokajającego bucha trawki. Oczywiście to tylko poniżenie, nic poza tym, wiele go już doświadczył: upokorzeń, przegranych. Kolejny daremny trud nie byłby mu obcy. Chociaż obawa, że hamulce moralne puszczą i pod presją wydałby najśmielsze sekrety co moment pojawiała się i znikała, jakby odpychana przez samego diabła. Ta kusząco wabiąca myśl, która uświadamiała go, że jest na tyle słaby psychicznie, aby w każdej chwili wyśpiewać o co poproszą, martwiła i wbijała swe pazury w kark, przerzucała przed oczami pluskającej się na podłodze we własnej krwi miazdze zwanej sumieniem. Odeszła? Chwila, moment. Nie. Usłyszał jej głos, ale cichy i przytłumiony, bo znajdujący się za żelazną barierą. Ale jego umysł podpowiadał mu, że jest daleko, chociaż nie mógł jej dotknąć, ujrzeć, a jedynie usłyszeć słowa, które przecież zawsze kłamały. Bo słowa ot same kłamstwa, urocze i łudząco podobne często do prawdy, choć być może tylko do pragnień. Ha, właśnie takie, które spełniały nasze oczekiwania, okazywały się potem kąsającymi żmijami, gniazdem żmij, chmarą krwiopijców-nietoperzy. Ale na co mógł się zdać konający z pragnienia ćpun? Więzień? Zresztą… nie miał chyba siły opierać się swojemu przewrażliwionemu rozsądkowi, który choć dobijał się do bram umysłu, przytłumiony był przez zmęczenie i po prostu wyżerające od środka poczucie przegranej. -Nie, chyba nie – odpowiedział spokojnie wyrzucając ze swojego tonu jakiekolwiek nuty rozpaczy czy prośby, co o dziwo okazało się niezwykle proste, bo wbrew wszelkim pozorom umysł miał niezwykle trzeźwy, a wręcz męcząco zabrudzony przez masę myśli: istotnych, jaskrawych i prawdziwych. Nie odczuwał jedynie spokoju, matowego i niezwykle kuszącego, nie odczuwał jedynie entuzjazmu – rozgarniającego od środka, wyrywającego z piersi śmiech, ani też złości, która czasami pozwalała wyrwać się mięśniom spod kontroli, ale czemu nie? To było łatwiejsze, zawsze prostsze, nie musiał się martwić, mógł odpoczywać i żyć dalej. Bez skrupułów zabijać, męczyć ludzi swoimi obelgami czy irytującym usposobieniem, mógł robić to, co mu się żywnie podoba, a kiedy ktoś przyłożyłby mu lufę do skroni, uśmiechnąłby się tylko, bo czemu nie? Może to kolejny stopień do rozkoszy? Teraz jednak wszystko wydało się inne, jaśniejsze i jakby… gorsze, nieprzyjemne, choć ciągle czuł ciężar, który uświadamiał, że jednak świat jest taki, jakim go teraz widział. Już chyba zdążył zapomnieć, a nie dziwił się też, że tak chętnie od niego uciekał. -Ale nie wpuszczaj ich tu, jasne? – mruknął jeszcze raz do drzwi i odsunął się od nich dźwigając na zmęczonych nogach, aby chwilę potem opaść na niewygodną pryczę. Głos miał inny, zmieniony, nieco obcy. Taki jaki był. Co go niezwykle irytowało, doprowadzało do szwedzkiej pasji. Strzyk zamka, teraz powinno rozbrzmieć skrzypienie, ale to niestety nie Kwartał, hm. Drzwi się uchyliły. -O radości mego życia, że z zsyłasz do mego azylu diabła –mruknął, prawie z entuzjazmem, a potem padło jeszcze jedno zdanie, jakby wyrwane z kontekstu czegokolwiek: myśli, wcześniejszych słów, sytuacji – Głowa mi ciąży, moglibyście ją w końcu odciąć misie.
|
| | |
| Temat: Re: Cele Sro Mar 05, 2014 1:35 pm | |
| Pozwoliła gładkim dłoniom zsunąć się po metalicznym smaku drzwi. Opuszki gładziły je z równą delikatnością co zaginionego kochanka, a paznokcie trzymały się z dala, by nie sfałszować tej czułości zgrzytem i piskiem skazańca. Uniosła jasne spojrzenie na stojących obok strażników i podarowała im kolejny uśmiech. Jeśli w odległej przyszłości nadal będzie żyła to zmarszczki od uśmiechu będą tymi, które przyozdobią jej twarz. Dadzą wyraz temu jakie życie wiodła, choć będą przecież kłamały prosto z twarzy w inną twarz. - Wierzę, że ten uprzejmy pan, którego właśnie zamknęliście, będzie bardzo chętnie ze mną współpracował. A żeby tak nam się ta współpraca gładko układała to chciałabym go przesłuchać w jego środowisku naturalnym, to znaczy w celi. - Cichsze to znów były słowa, do nich kierowane, a nie do tego naszego gościa znajdującego się po drugiej stronie rzeczywistości. Słuchać nie zawsze znaczy słyszeć. - Mówiąc wprost chcę, żebyście mnie tam zamknęli. Odsunęła się i czekała z niezwykłą cierpliwością na ich niepewną wymianę spojrzeń, czy też wkrótce - wykonanie tego polecenia. A może była to prośba? A może rozkaz? Wszystko zależało od tego jakie konsekwencje czekają na nas w przypadku nieposłuszeństwa. A konsekwencje to to, czego misie nie lubią najbardziej. Abigail podzielała tę jedną pasję do unikania wszelakich odpowiedzialności za dokonywane czyny. Przyznawała się do tego, co napawało ją dumą i bezwstydnie uciekała od momentów przepełniających jej zgniłe serduszko wstydem. Nie pozwalała im zabierać głosu w sprawach decydujących, choć musiała przyznać, że czasem pchały się zupełnie nieproszone i próbowały zakłócać jej jasny tok wielopoziomowego myślenia. Cyk, klik i jesteśmy w środku. Mijając strażników złapała jednego za łokieć lecz zaraz puściła. Droczyła się, czy próbowała spoufalać? A może kraść? Może jeszcze ze zwyczajną swobodą matrony traktowała ich jak miłych chłopców na posyłki? Czy to ważne? Zapewne nie, bo już znalazła się w środku i mogła wielkimi oczętami chłonąć ten widok zachwycający. - Nie, nie. Oczywiście, że nie. - Wolnym krokiem odeszła od drzwi i choć przestrzeni nie było wiele to starczyło jej to na wykonanie paru kroków i niechętne zawrócenie. Na dłuższą chwilę uwagę jej przyciągnęły krwiste smugi, wyciągnęła rękę w stronę sufitu, ale była zbyt drobna by dosięgnąć tej kuszącej czerwieni, więc z rezygnacją musiała ją opuścić. I kto teraz rzec się ośmieli, że sklepienia bywają nudne? Nieciekawe? Pewnie z pryczy by sięgnęła, ale tam znajdował się jej gospodarz. Cyk, klik i nie wyjdziemy już. - Jestem aniołem, co spełni Twój sen - uśmiechnęła się, ściągając swe lepkie spojrzenie z wysokich pułapów. Włożyła ręce do kieszeni krótkiej kurtki, by palcami wydobyć zeń cichy szelest. Jest wiele zalet w byciu osobą, której nie zadaje się pytań. Jedną z nich jest fakt, że takiej osoby również się raczej nie przeszukuje. Można ją prześwietlić, czasem nawet poprosić o opróżnienie kieszeni. Jakie jednak są tego konsekwencje?... - Chociaż każdy diabeł był wcześniej aniołem, więc na jedno wychodzi. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Cele Sob Mar 15, 2014 11:52 pm | |
| Diabeł zawitał u progów azylu. Le Burn nie miał nawet pojęcia jak daleko tego stwierdzenia był w przypadku panny Garneau i, jak bardzo nie chciałby przekonać się kto jest właściwym diabłem. Bo oto, chwilę po rozpoczęciu ich rozmowy, do celi wtargnął kierownik zmiany. Zdając się być zupełnie nieświadomy z kim ma do czynienia, dość opryskliwym tonem poprosił Abigail o opuszczenie celi, ostentacyjnie zatrzymując się koło drzwi i posyłając młodej kobiecie wymowne spojrzenie, nie spuszczając wzroku, dopóki ta nie zaniknęła na korytarzu. Wtedy też zamknął za nią drzwi i, przez chwilę, stał w zupełnym bezruchu, nie zwracając najmniejszej uwagi na więźnia i to co działo się dookoła niego. Dopiero, po chwil, odetchnął głębiej i przerzucił rozwścieczone spojrzenie na Mathiasa, do którego podskoczył szybko i uderzył go w brzuch. Mocno, jednak nie na tyle by go uszkodzić, mając na celu jedynie zadanie bólu. Parsknął krótko, uderzył jeszcze raz, prosto w twarz, po czym wycofał się, mrucząc coś pod nosem zdenerwowany i opuścił celę nakazując strażnikom jej ponowne zamknięcie. Miał zły dzień, czemu więc więzień miał mieć lżej? |
| | | Przy sobie : paczka papierosów, scyzoryk wielofunkcyjny, zapalniczka Znaki szczególne : Pocięte żyletkami ręce
| Temat: Re: Cele Pią Sty 16, 2015 2:55 pm | |
| - Dźgnąłeś człowieka nożem, trudno ci się będzie z tego wykręcić nawet zachowując się jak wariat Oto słowa, które odbijały się echem w głowie Murraya. Na początku nie pojmował ich znaczenia, jednak po chwili dotarł go sens tego, co usłyszał. Ale nie rozumiał do końca, bo przecież to już prędzej ONI są wariatami. Bo grają z nim w tę grę, udając, że – głównie przez wymowne milczenie – nie działają razem. Że niby wcale nie próbują mu szkodzić, wchodząc w skład Tej Organizacji. Aresztowanego nie dziwiło to bynajmniej, że zapewne działanie Tej Organizacji nie jest potwierdzona na żadnym dokumencie. Istnieje w słowach, czynach. No i w czytaniu w myślach. Gdyby tak nie było, Oni przecież sporo by ryzykowali! Bo Murray wiedział, że jest sprytny i zapewne wykryłby te świstki papieru. I zaszkodziłby Ich działaniom. Był swoich racji w stu procentach pewien. Liam był w niemałym szoku. Pod względem fizycznym. Czuł, jak boli go każda cząstka jego wątłego ciała. Nie pamiętał, co Ten Szef Organizacji przeciwko Liamowi mu zrobił. Ale domyślał się, że coś złego. W jakiś sposób mu zaszkodził, a chłopak nie zdziwił się temu. Przecież uszkadzane ciała blondyna leżało w Ich Interesie! Między innymi, oczywiście. Podniósł się powoli i rozejrzał po pomieszczeniu, w którym się znalazł. Poczuł, że spadają mu spodnie i odkrył z niemałym zdziwieniem, że nie ma paska. Przytrzymał na sobie tę część garderoby. Zaczął chodzić w te i wewte, wszystko analizując. Jak się tu znalazł? Zapewne przez Organizację Przeciwko Niemu Samemu. Wsadzili go tutaj, by już nie mógł im zaszkodzić, i żeby – zapewne – mogli na spokojnie przeanalizować kolejne kroki postępowania w sprawie blondyna. Jak go unicestwić? Jak mu szkodzić? Co zrobić, by zamienić jego życie w piekło? Liam był w stu procentach pewien, że oto, czym się teraz zajmują. Na pewno stosują do tego jakiś szyfr, chociaż?... zamknęli gi i teraz siedzą gdzieś daleko, z dala od czujnego Liama i mogą na spokojnie planować wszystko przeciwko blondynowi. Znajdował się na dole łóżka piętrowego, zanim wstał i odkrył brak paska. Rozejrzał się, i zobaczył toaletę wraz z umywalką. Kątem oka zerknął na swoje obuwie i odkrył z równie niemałym zdziwieniem, że nie ma w nich sznurówek. Ale nie tym się teraz przejmował. Bardziej tym, co Oni mu wszczepili. Pod skórę, kiedy Szef Organizacji przytrzymał jego ręce, a ten drugi wziął strzykawkę i wykonał zabieg. Patrzył na swoje naznaczone żyletką ręce, ale nie zwracał uwagi na swoje samookaleczenia. Raczej na wielki siniak na jednej z nich. Uznał, że ten zrobił się pod wpływem występowania pod skórą ciała obcego. Wcześniej planował, że wydrapie sobie owo urządzenie. Jak pomyślał, tak zrobił. Zaczął delikatnie, jedynie rysując paznokciami tę część ręki, gdzie znajdował się siniak. Po chwili jednak wbił się mocniej. Wbijał się i bijał, ruszając dłonią, by dostać się do rzekomego sprzętu. Krew leciała ciurkiem po całej ręce, w końcu ta zaplamiła również podłogę. A Liam drapał i drapał, a kałuża czerwonej cieczy była coraz bardziej rozległa. Kiedy dotarł naprawdę głęboko, zdziwił się, że nie znalazł jeszcze tego, co mu wszczepili. Dlatego drapał dalej, a świecąca intensywną barwą wina rana sięgała już od dłoni po łokieć... |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Cele Pią Sty 23, 2015 7:07 pm | |
| Dwa dni później, gdy ręka Liama została już opatrzona a chłopak upilnowany, by nie zrobił sobie większej krzywdy, do drzwi jego celi nagle ktoś zapukał. Już samo to powinno wydać się Murrayowi dziwne, ale śledczy zaplanowali dla niego coś specjalnego. Pukanie powtórzyło się jeszcze dwa razy, aż w końcu drzwi otworzyły się i stanął w nich młody mężczyzna, ubrany po cywilnemu. Nawet jeśli był Strażnikiem Pokoju, nie można było tego rozpoznać. W ręku trzymał tylko kawałek gazety, na pierwszy rzut oka nie miał także przy sobie żadnej broni. - Ty jesteś Liam? - zapytał cichym głosem, oglądając się uważnie za siebie i wchodząc do celi - Nie krzycz, oni nie mogą wiedzieć, że tu jestem! Tajemniczy młodzieniec wyglądał na przestraszonego, odgarnął rude włosy z czoła i spojrzał na swojego towarzysza wyczekująco. Drzwi celi wciąż pozostawały otwarte, ale z korytarza nie dochodziły żadne dźwięki. |
| | | Przy sobie : paczka papierosów, scyzoryk wielofunkcyjny, zapalniczka Znaki szczególne : Pocięte żyletkami ręce
| Temat: Re: Cele Pią Sty 23, 2015 8:21 pm | |
| Liam wpatrywał się uporczywie w swoją zabandażowaną rękę. Rozwiązanie opatrunku stanowiło nie lada wyzwanie. Ale – o zgrozo – udało mu się to! Dlatego czym prędzej schował to, w co zabandażowana była jego ręka, do prawego buta. Uznał bowiem, że jeszcze może mu się to przydać. W akcie desperacji może przecież uformować z tego sznurek i próbować się udusić. Ucieszył się, był z siebie dumny, bo wpadł na ten niesamowity wręcz pomysł. Kiedy tak napawał się swoim małym zwycięstwem, usłyszał pukanie. Zląkł się. Bał się, że przyszli, by mu coś zrobić. Ewentualnie unicestwić. Zamienić jego życie w piekło. Wszystko jedno co, ale Liam czuł, iż jego bezpieczeństwo zawisło na włosku. Dlatego podbiegł do piętrowego łóżka i schował się za nim. Czuł, że przegrał. Czuł, że już nigdzie nie ucieknie. Oni mogą z nim zrobić wszystko w imię tej całej ich Tajemnej Organizacji Przeciwko Liamowi. Po jeszcze kolejnej dawce pukania, drzwi otworzyły się. Liam wyjrzał lekko zza drewna będącego obudową niższego łóżka. W drzwiach stanął mężczyzna. W ręce trzymał jakiś papier. Liam już miał go zaatakować, rzucić się na niego, być pierwszym. Bo nie chciał aby nieznajomy zrobił to pierwszy. Już miał to zrobić, kiedy nagle nieznajomy nazwał go po imieniu. Ty jesteś Liam?' - o, tak dokładnie brzmiały jego słowa. Już miał odpowiedzieć, kiedy nagle ten przerwał mu i przemówił ponownie: - Nie krzycz, oni nie mogą wiedzieć, że tu jestem! Liam uznał, że to nie jest człowiek z Organizacji Przeciwko Niemu Samemu. Uznał, że to człowiek podobny do niego samego w tej kwestii, że i on jest śledzony. Ale nie mógł być pewien, dlatego uznał, że będzie się mieć na baczności. - cholera jasna, to teraz ty krzyczysz, jeżeli o to chodzi – szepnął. - mów cicho, to jest szansa, że Oni nas nie usłyszą. Chyba że Oni potrafią czytać w myślach, no to... no to wtedy jesteśmy zgubieni. Kiedy mężczyzna wszedł głębiej do pomieszczenia, Liam złapał go za odzienie. Kazał jegomościowi schować się za łóżko i uważać. Wytłumaczył nieznajomemu, że powinien się schować, w razie ewentualnego ataku, bo Liam wyznał mu iż on sam jest silniejszy i bardziej inteligentny, więc usiądzie przy drzwiach i będzie wysłuchiwać jakichś dźwięków. Jakichkolwiek. Chociażby odgłosu kroków. - Słuchaj, masz się kryć, rozumiesz? - szepnął – i bądź cicho, na Boga! Jest przecież szansa, że oni nie zaglądają w tym momencie do naszych umysłów. A ja stanę na czatach. Potem się zamienimy. Ale nie oddychaj tak głośno, na litość boską! |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Cele Sob Sty 24, 2015 3:24 pm | |
| Nieznajomy zrobił wszystko tak, jak zapragnął tego Liam. Nie zareagował na złapanie go za koszulę, posłusznie skinął głową i przykucnął przy łóżku, obserwując drzwi. - Nie potrafią czytać w myślach, jeszcze nie. Ale bardzo tego pragną, a my jesteśmy ich królikami doświadczalnymi - wyciągnął ku Murrayowi swoją rękę, ukazując siniaki na przedramieniu. W drugiej dłoni wciąż trzymał zwinięty skrawek gazety, jednak już po chwili położył go na ziemi i dmuchnął tak, by papier przesunął się w stronę Liama. - To oni stoją za tym wszystkim! Gazeta była lipcowym wydaniem Capitol's Voice, ukazującym listę poszukiwanych za pomoc w rozbiciu Areny. Liam mógł dostrzec twarze Libby Randall, Henry'ego Winstona, Gwen Arrington i Tylera Dawsona, reszta została najprawdopodobniej wydarta. - Znasz ich, widziałeś ich kiedyś? Co na Ciebie mają? - młodzieniec kontynuował swoją grę. |
| | | Przy sobie : paczka papierosów, scyzoryk wielofunkcyjny, zapalniczka Znaki szczególne : Pocięte żyletkami ręce
| Temat: Re: Cele Sob Sty 24, 2015 4:58 pm | |
| - Nie potrafią czytać w myślach, jeszcze nie. Ale bardzo tego pragną, a my jesteśmy ich królikami doświadczalnymi. Liam obserwował mężczyznę, jak ten posłusznie chowa się za łóżkiem. Kiedy usłyszał powyższe słowa (ostatnie jakoś nie postało dłużej w jego myślach, po prostu za bardzo się przejął pierwszą informacją), nie wiedział ja zareagować. Ale jednego był pewien. Że ów jegomość na pewno nie należy d tej Tajnej Organizacji Przeciwko panu Murray. Co jak co, ale uważał, że ten prawi bardzo mądrze. Ba, może dzięki temu zyska sobie kompana? Liam był tego w stu procentach pewien. Uznał, że skoro On wie, że Oni jeszcze nie pojęli zdolności czytania w myślach. Uśmiechnął się kącikiem ust, ale kiedy zauważył siniaki zdobiące jego ręce, nie wytrzymał. Musiał zadać to pytanie. - Co Oni ci zrobili? Czy ja będę następny? - zapytał się z dobrze wyczuwalnym w glosie lękiem. Jak Oni mu to zrobili? Nie czekając na odpowiedź, przemówił ponownie, jedną z najcichszych odmian szeptu. - Słuchaj, ja nie chcę umrzeć z Ich rąk. Nie wiem, jaki mają w tym interes. Ale wiem jedno, Oni pragną naszego cierpienia. Dlatego stańmy się wspólnikami. Dowiemy się więcej o Ich Organizacji. Dowiemy się, jakie metody stosują. No i to, jakie moce posiadają. Pod jego nos nieznajomy podsunął świstem papieru. Liam od początku się zastanawiał, co on zawiera. I już za chwilę się dowie. - To oni stoją za tym wszystkim! Liam puścił to mimo uszu. - Wiesz, od zawsze mi się wydawało, że oni śledzą tylko mnie... że jestem jedynym obiektem ich sadystycznych pragnień i fantazji. Myliłem się. Słuchaj, jeżeli mamy współpracować, musisz mi mówić. O wszystkim. O co się ciebie pytali? Co z tobą robili? Wiesz, mi przykładowo wczepili pod skórę jakieś podejrzane urządzenie. Po tej wypowiedzi przyjrzał się papierowi uważniej. Przeczytał zawartość. Dowiedział się o poszukiwanych. Nie znał ich. - Znasz ich, widziałeś ich kiedyś? Co na Ciebie mają? Liamowi zrobiło się słabo, ale już po chwili odzyskał siły. - Czyli... czyli mówisz, ze ci ludzie tutaj opisani... to są Oni? - Liam być może źle zrozumiał pytanie, ale gdyby nawet tak było, to j tak by się zbytnio tym nie przejął. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Cele Pon Sty 26, 2015 10:00 pm | |
| - Lepiej zapytaj, co ja zrobiłem im - młody mężczyzna uśmiechnął się zawadiacko, wychylając się nieco zza łóżka i przybliżając w stronę Liama - Ukradłem klucze temu grubemu Strażnikowi, gdy zasnął na swojej warcie. Zachichotał szaleńczo, nie spuszczając wzroku ze swojego towarzysza. To było łatwiejsze, niż przypuszczał, śledczy mieli całkowitą racje, ta cała sytuacja mogła jeszcze przechylić się na ich korzyść. Na słowo 'wspólnik' pokiwał gorliwie głową. - Oni śledzą takich, jak my, bo wiedzą, że my wiemy! - natarczywy szept nieznajomego dochodził z coraz bliższej odległości, ponieważ ten zbliżał się powoli do Liama - Udawali, że pobierają mi krew, ale nie wiem, co tak naprawdę robili. Wystawił w kierunku chłopaka posiniaczoną rękę i obserwował jego reakcję. - Musimy współpracować. Moi ludzie mogą nas stąd odbić, ale sami musimy pokonać poziom więzienia. Jesteś gotowy? Słysząc pytanie o postacie na zdjęciach, po raz kolejny kiwną głową w potwierdzeniu. - To są Oni. Ci z Nich, którzy działają na mieście, a nie siedzą tutaj, w siedzibie. Musimy się ich pozbyć zanim oni pozbędą się nas - oznajmił poważnym tonem, spoglądając na gazetę z taką odrazą, jakby osoby ze zdjęć miałyby z nich zaraz wyjść i załatwić go na miejscu. |
| | |
| Temat: Re: Cele | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
Similar topics | |
| » Cele
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|