IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Cornucopia Café - Page 2

 

 Cornucopia Café

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyPią Maj 03, 2013 2:35 pm

First topic message reminder :



W tej inspirowanej Głodowymi Igrzyskami kawiarence możecie znaleźć takie przysmaki jak Lodowa Głoskułka, Zmieszane Cappuccino i Przysmak Sponsora. Specjalnością szefa kuchni jest rzecz jasna Róg Obfitości, ale jeśli jesteś ciekaw, czymże on jest, musisz przekonać się na własnej skórze i złożyć zamówienie.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the civilian
Annie Cresta
Annie Cresta
https://panem.forumpl.net/t3355-annie-cresta#53302
https://panem.forumpl.net/t3357-swieze-relacyjki#53305
https://panem.forumpl.net/t3358-annie-cresta#53308
Wiek : 23 lata
Zawód : kawiarka
Przy sobie : aparat fotograficzny, leki przeciwbólowe

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyNie Paź 20, 2013 2:09 pm

Czy kiedykolwiek będzie lepiej?
Czy kiedykolwiek było dobrze, Annie Cresto?
Tak, kiedyś tak. Do czasu wylosowania Finna na Igrzyskach moje życie było piękne, i jeśli bardzo się postaram, wciąż mogę sobie je przypomnieć. Złoty piasek, pryskający spod bosych stóp, kiedy wraz z resztą dzieciarni Czwartego Dystryktu ścigaliśmy się nawzajem po plaży. Delikatna, morska bryza, która nadała słony smak pierwszemu pocałunkowi, który skradł mi Finn na plaży, kiedy wieczór łagodnie nakrył świat płaszczem granatu i gwiazd. Słodki smak owoców i zup przyrządzanych przez matkę, kochaną, drobną matkę, z twarzą pooraną zmarszczkami od śmiechu. Mocny zapach alg i bawełny, kiedy ojciec tulił mnie w swoich silnych od kierowania łodzią ramionach. Ciepłe pocałunki słońca, zostawiające na skórze brązowawą opaleniznę. Miękki dotyk dłoni Finnicka na moich włosach, kiedy spędzaliśmy na klifie całe popołudnia, oddychając sobą nawzajem. To wszystko tworzyło mozaikę kolorowych kawałków szkła, ostrych, nierównych, kruchych, ale stanowiących najsilniejsze oparcie, kiedy brakowało mi sił.
A zdarzało się to tak często.
Przyglądałam się Cypriane i zastanawiałam w głębi ducha, czy ona też kiedyś była szczęśliwa. Tak, na pewno tak. Mogę przypomnieć sobie jej piegowatą twarzyczkę rumianą od śmiechu, kiedy w dzieciństwie kotłowała się z bratem na plaży. On też się zmienił, jej brat. Igrzyska zmieniały wszystkich, a ja sama przecież byłam tego sztandarowym przykładem. Ludzie lubili mi o tym przypominać. Wytykali palcami jak dziwoląga w zoo, a ja przecież wciąż byłam człowiekiem.
Wyciągnęłam rękę, dotykając lekko dłoni Cypriane. Nie wiedziałam, czy to da jej jakieś wsparcie, ale przecież mogłam spróbować. Delikatnie pogładziłam ją po nadgarstku, a potem cofnęłam rękę.
Może mam szansę stać się człowiekiem w jej oczach.
-,,Lepiej'' to pojęcie względne.- Zaczęłam ostrożnie.- Zależy, co chcesz przez to powiedzieć. Czy będzie lepiej, jeśli pogodzisz się z Noah? Tak, na pewno tak. Jest dla Ciebie dużym oparciem. I wiesz? Jestem pewna, że tak się stanie. Zawsze traktowałam Was trochę jak rodzeństwo, które często się kłóci, ale mimo tego nie potrafi bez siebie żyć. Czy będzie lepiej, jeśli wrócimy do Czwórki? Sama zaczynam w to wątpić. Boję się, że fale nie potrafią zmyć tego wszystkiego, o czym nie chcę pamiętać. Czy będzie lepiej, jeśli przestaniesz widywać tą osobę, o którą pokłóciłaś się z Noah?
Zapytałam na końcu, pauzując na chwilę i łapiąc oddech.
-Tego nie wiem, Cypriane. Ale jesteś silna, pamiętasz, być może silniejsza, niż Ci się wydaje.- Dodałam na końcu, zaskoczona własnymi słowami i zawartym w nich spokojem. Czy to myśl o Czwórce dawała mi takie wsparcie, czy po raz kolejny sięgnęłam po mozaikę?.. Tego nie wiedziałam, i być może nie chciałam wiedzieć.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyCzw Paź 24, 2013 7:39 pm

To samo pytanie, które zadałam przed chwilą Annie, rozbrzmiewa głośnym echem w mojej głowie, powodując lawinę innych pytań, w większości pozbawionych odpowiedzi. Chciałabym mieć chociażby to złudne uczucie, którym karmią się głupcy, że przynajmniej nie może być już gorzej, lecz i Annie, i ja sama nie zaliczamy się do nich. Ktoś mądry powiedziałby zapewne, żeby nie tracić nadziei. Właśnie to ociekające kłamstwem zdanie przez siedemdziesiąt cztery lata słyszeli od siebie mieszkańcy dystryktów, a gdy już zdawało się, że jednak tkwi w nim chociaż część prawdy, znów wyszli na głupców. Przez ponad pół wieku jedynie wzajemnie się oszukiwali. Nie chcę, by tak stało się też w moim przypadku. Nie chcę po raz kolejny okłamywać swojego życia, aby potem znów się rozczarować. Jednak mimo to nie potrafię zaprzeczyć, że kłamstwo zawsze było jego nieodłącznym elementem, towarzyszyło mi w każdym momencie, kiedy rozpaczliwie zapewniałam się, że wszystko jest w porządku, wszystko idzie po mojej myśli, podczas gdy nic tak naprawdę nie szło. Tak samo jak nie mogę zapomnieć o przeszłości, nie powinnam również liczyć na to, że zdołam naprawić zawczasu przyszłość. Ale z drugiej strony - co innego mi pozostało?
Pogrążona w myślach, prawie nie zauważam, gdy Annie ostrożnie wyciąga rękę i gładzi mnie po nadgarstku. Być może gdybyśmy nie spotkały się tutaj, gdybym postanowiła zmagać się ze swymi myślami w innym miejscu, nasze drogi by się skrzyżowały. I nigdy nie pomyślałabym o tym, że dziewczyna, którą wszyscy nazywają wariatką, mogłaby okazać mi tyle otuchy i zrozumienia. Nie podnoszę jednak uparcie głowy, nieświadomie czerpiąc siłę z jej gestu, gdy każde kolejne słowo Annie rzuca trochę światła lub pozostawia w ciemnościach to, z czym ciągle się zmagam.
Czy będzie lepiej, jeśli przestaniesz widywać tą osobę, o którą pokłóciłaś się z Noah?
Nie będzie. Nigdy. Choć przez chwilę udało mi się odciągnąć myśli od Willa, te za sprawą Annie natychmiast do niego wracają. Na wspomnienie naszego pocałunku na moście i obietnic, których nie powinniśmy ani zawierać, ani łamać, czuję się prawie winna. Uparcie nie chcę usunąć ze swojego życia osoby, która na dobrą sprawę nie powinna w nim istnieć, a być zaledwie cieniem, wyblakłym wspomnieniem. Jednak nic nie zmieni faktu, że pewnych rzeczy nie da się już cofnąć.
- To nic nie zmieni - odzywam się w końcu zgodnie ze swoimi myślami, starając się zapanować nad głosem - a sprawi jedynie, że będzie gorzej i tylko gorzej, a najbardziej ucierpi na tym ta osoba, nie wspominając już o mnie. Czy mogę poświęcić jedno dla drugiego? Nie, nie mogę. Pomimo wszystkiego, co powiedziałaś, jestem na to za słaba. Ale Noah nie wybaczy mi, jeśli nie naprawię tego, co on uważa za najgorszy z moich błędów. O ile jego ego będzie w nastroju do wybaczania.
Gorzki ton mojego głosu uświadamia mi tylko, ile spraw skomplikował jeden jedyny spacer wzdłuż muru KOLCa.
- A tego nie potrafię i nie chcę naprawić - dodaję cicho, myśląc o Willu.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyCzw Paź 24, 2013 8:01 pm

    | Ogarniam czasoprzestrzeń. <3 Jak coś to gram już po przeskoku. xD
Zmęczenie fizyczne wydawało się być niczym w porównaniu do tego, gorszego, zupełnie wykończającego zmęczenia psychicznego. To ono sprawiało, że chcieliśmy krzyczeć, a jakaś niewidzialna siła zatrzymywała cały głos w gardle. Wtedy pragnęliśmy zaszyć si w domu, pod ciepłym kocem i nie wychylać nawet spod niego nosa. Jednak życie toczyło się dalej, nasza obecność zdecydowanie była potrzeba. Praca, dom, bankiety, jeszcze więcej pracy, Igrzyska, wieczny mórz, kontrola redakcji.
Choć może to nie codzienna monotonia, wstawanie do pracy i picie kawy stało się problemem Chaza… Zimowa chandra? Też nie. Może to coś do czego sam, szanowny Charles Lowell nie chciał się przyznać.
W końcu ta pieprzona zima dobiega końca.
Oby.
Paradoks wszystkich pór roku. Na początku każdy cieszył się z nadejścia zimy. Pierwszy śnieg, wesołe krzyki dzieci w parkach, bałwany, bitwy na śnieżki, trochę wolnego. Następnie przychodziły święta, Nowy Rok…Połowa lutego, a to wszystko zaczynało go irytować. Jego i znaczną część mieszkańców Kapitolu. Przecież, ile może być tak perfidnie zimno? Dodatkowo czuł się zmęczony. Faktycznie, uwielbiał pisać, jednak w ostatnim czasie Nick... Ujmując sprawę dość delikatnie, był niedysponowany. Charles nie rozmawiał z nim od momentu wyprawy do getta. Telefony, czy wizyty na nie za dużo się zdały.
Odetchnął głośno i popchnął drzwi kawiarni. W środku było jak zwykle przyjemnie ciepło. Wszędzie unosił się zapach świeżej kawy oraz świeżego ciasta,  a pojedyncze osoby wymieniały się niezbyt zażarcie zdaniem. Rozpiął płaszcz i podszedł do baru. Uśmiechnął się promiennie w stronę szatynki, która zazwyczaj pełniła tutaj ranną zamianę. Ostatnio bywał w Cornucopia Café całkiem często. Praca poza redakcją wydawała się go nieco odrysowywać.
- Dzień dobry, Alice. To co zwykle, dużą czarną. - Zastukał palcami lewej ręki w blat. Jeszcze niedawno średnio szło mu robienie tego z gipsem, ale wczoraj, na całe szczęście, pozbył się tego ustrojstwa. A raczej „uroczego prezentu po wyprawie do KOLCa”. Niepewnie przeniósł wzrok na ciasta. - I duży kawałek czegoś z kremem… - Przedpołudnie to przecież idealny czas na pierwsze śniadania… zdrowe śniadanie, oczywiście. - Ewentualnie dwa, przy zapewnieniu, że zmieszczę się w swoje spodnie. - Oboje zaśmiali się, a już po chwili zamówienie stało przed jego rękoma.
- Smacznego, Charles. - Uśmiechnęła się promiennie, a mężczyzna miał rozpocząć już rozmowę, gdyby nie to, że do basistki podszedł kolejny klient.
- Miłego dnia. - Wypowiedział jedynie i wraz z torbą, dużą kawą oraz ciastem powędrował w stronę wolnego stolika niemalże na samym końcu sali.
Przed zdjęciem płaszcza zachłannie pożarł pierwszy kęs ciasta. Świetne, jak zwykle. Za to lubił to miejsce. Następnie wyjął laptopa i powodzeniem otworzył stronę z wydarzeniami. Natomiast już z mniejszym zaangażowaniem zalogował się na pocztę. W zamiarze miał za moment zabrać się za pracę… za momencik. Zatopił usta w czarnym płynie i przepłukał nim wnętrze jamy gębowej.
Dobra kawa. To było to, czego potrzebował.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptySob Paź 26, 2013 11:40 am

// czasoprzestrzeń. <3

Nigdy nie przypuszczałam, że dziecięce wózki są tak cholernie ciężkie.
Ani nie przewidziałam tego, że popychanie jednego z nich przez nierówne, pokryte cienką warstwą lodu ulice nie będzie ani najłatwiejszym, ani najprzyjemniejszym zadaniem.
Mimo tego wszystkiego jednak cierpliwie brnęłam przez zaspy, starając się ignorować otaczające mnie spojrzenia. Każde z nich zatrzymywało się na mojej twarzy, dopasowując imię do osoby, a potem przenosiło się na wózek. Kiedy ponownie powracało na moją twarz, było ciężkie od niedowierzania i pogardy.
Chyba powinnam przywyczaić się do tego, że moje życie nie należało do najłatwiejszych.
Odebrałam Sansę ze szpitala dokładnie dwa dni po rozmowie z Nickiem i Vivian. Pielęgniarki wydawały się dość zdziwione, ale skrzętnie ukrywały to pod uroczym półuśmieszkiem. Kiedy dopełniłam wszystkich formalności i wręczyli mi do rąk na szczęście śpiące niemowlę, od razu do oczu rzuciło mi się jego podobieństwo do rodziców. Miała kasztanowe włosy ojca i delikatne, różane usta Colette. I była piękna. Ale nie była moja, i każdy, kto na nią spojrzał, mógł to zrozumieć. Jednak nie obchodziło mnie zdanie innych, już nie. Najgorsza była świadomość, że kiedyś ta mała, krucha istotka dorośnie i, kiedy nauczy się już patrzeć w lustro i zachwycać swoim odbiciem, zrozumie, że nie jesteśmy podobne. Co miałam jej wtedy powiedzieć? Jak wyjaśnić to, że została sierotą już kwadrans po swoich narodzinach?
Trudno, zadecydowałam jednak ze znużeniem, popychając wózek, który mozolnie zapierał się na zakrętach. Może nie stanę się jej matką, ale zawsze mogę spróbować. Po tygodniu spędzonym w domu, opiekując się małą, miałam już serdecznie dość. Już pierwszego dnia pożegnałam się z gazetami, telewizją i książkami, każdą wolną chwilę spędzając na spaniu w najdziwniejszych miejscach domu. Kiedy zaś upłynął tydzień i lekarz uprzejmie pozwolił mi spacerować z Sansą, zdecydowałam, że muszę wyrwać się z czterech ścian, które powoli zaczynały przypominać mi więzienie. Miałam zamiar udać się do jakiegoś spokojnego, cichego miejsca, jednak po dziesięciu minutach popychania tego cholernego wózka puściły mi nerwy i skręciłam desperacko, uchylając pierwsze drzwi, pod jakimi się znalazłam. Natychmiast uderzył mnie aromat kawy, imbiru i czekolady, a także przyjemna fala ciepła. Sansa natychmiast przestała płakać, jakby oszołomiona przyjemną atmosferą tego miejsca. Spod sterty koców, w jaką ją opatuliłam, widać było tylko parę błękitnych, mokrych od łez oczu, które natychmiast zaczęły czujnie rozglądać się po pomieszczeniu. Szybko pozbyłam się płaszcza i zamówiłam cappucino, jednocześnie szukając miejsca, w którym mogłabym spokojnie przycupnąć. Puste stoliki, kilka randomowych osób, aż wreszcie...
Charles.
Uśmiechnęłam się mimowolnie, nie kryjąc radości ze spotkania. Przynajmniej jednego z moich przyjaciół mogłam zobaczyć całego i zdrowego, co sprawiło mi niepomierną radość. W kilku krokach przemierzyłam dzielącą nas odległość, ciągnąc za sobą zgrabny, mały wózek. Byłam dumna, że zdecydowałam się na tak smukły model, który jakimś cudem mieścił się między stolikami.
-Charles!- zawołałam cicho, kiedy byłam byłyśmy w odległości dwóch kroków od niego. Uśmiechnęłam się, starając wyglądać jak zawsze, a nie jak młoda matka z przypadku. Miałam nadzieję, że chociaż on zdoła to zaakceptować.
-Dobrze Cię widzieć. Strasznie długo nas nie odwiedzałeś, czyżby początki pracoholizmu?- Zapytałam z lekką nutą rozbawienia, rozpaczliwie próbując ukryć szargające mną nerwy. Głową nieśmiało skinęłam na wolne krzesło naprzeciwko niego.- Pozwolisz..?
Zapytałam cicho, kurczowo zaciskając rękę na krawędzi wózka.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyNie Paź 27, 2013 2:32 am

Rytmiczne stukanie i pojedyncze przerwy na łyk kawy lub kęs ciasta. Praca i śniadanie - idealnie spożytkowany czas. Na nie do końca czystym ekranie laptopa po kilku minutach widniał e-mail. Chaz prześledził ostrożnie treść wiadomości, a po chwili bezsensownego namysłu nacisnął przycisk wyślij. Prawdę mówiąc, nie miał większego wyboru, a z tym artykułem zwlekł wystarczająco długo. Ostatni moment przed koronacją zwycięzców i uwolnieniem jednej osoby z KOLCa, kiedy emocje były nadal na tyle wysokie i świeże, że ludzie chwytali każdą wiadomość, każdą plotkę jak kawałek świeżego mięsa… A tylko dobra gazeta mogła czegoś takiego dostarczyć.
Jedynym pocieszenie to fakt, że niejaki Finnick Odair nie wydawał się być głupim chłopcem z wodą zamiast mózgu wpatrzonym w siebie. Może mieli szansę się dogadać i skończyć to dużo szybciej, niż oboje przewidywali. O ile, w ogóle mógł dziś znaleźć dla niego czas oraz na cały ten… wywiad.
Nagle ktoś wypowiedział głośno jego imię. Jakiś kobiecy głos pełen optymizmu. Momentalnie oderwał wzrok od ekranu komputera i odwrócił głowę w stronę, z którego dochodził. Nie bez przyczyny wydawał mu się być znajomy. Stał przed nie kto inny, a Jasmine Snow.
Mimowolnie się uśmiechnął, bo każde jej słowo wydawało się być wypełnione jakaś pozytywną energią. Była trochę jak perpetuum mobile lub tylko sprawiała wrażenie takie niezłamanej, młodej kobiety.
- Pracoholizm… - Zaśmiał się cicho pod nosem. Raczej w niczym nie przypomniał ludzi dotkniętych tym schorzeniem.
Dla nich liczyła się tylko i wyłącznie praca, byli obłąkani na jej punkcie. Harowali jak woły w miejscu, w którym wykonywali swoje obowiązki według umowy, a cześć zadań zabierali ze sobą do domu. Widmo szefostwa wiecznie wisiało im nad głowami, sen wymienili na dużą porcję kawy. Nie myśleli o założeniu rodziny, związkach, bo najważniejsze było zrobienie kariery, wybicie się. Wybierali życie w samotności, bez pasji. Pogoń za pieniędzmi zabierała im całą ilość wolnego czasu. Porzucali wszytko w imię… Czego? Właśnie czego? Pracy? Pieniędzy?
Przecież i tak byli tylko ludźmi. Posiadali jedno życie do przejścia, nie dwa, nie pięć, a jedno. Bądź co bądź z krótkim czasem trwania. Oni najzwyczajniej w świecie je marnowali.
Chaz raczej nie przypomniał takiego typu człowieka. Mimo wszystko starał się nie zapominać o rzeczach ważniejszych niż te ważne. Starał się zostawiać pracę gdzieś na drugim planie, by nie zjadała go w całość. Chociaż ostatnio udawało mu się to… z różnym skutkiem. Wyglądanie jak zombie tuż po posiłku nie wpływało na jego korzyść.
- Jasne. - Odpowiedział natychmiast na gest Jazzy. Przyciągnął do siebie laptopa przy okazji zamykając go i upijając łyk kawy.
- Raczej staram się, by wszystko stało na nogach i się nie przewróciło. - Poprawił nie najnowszy już sweter. - Niestety z różnym skutkiem. Nic pasjonującego. - Zaśmiał się i zaczął bawić się czerwoną serwetką leżącą na stole.
- A co u ciebie? - Skierował na nią wzrok i dopiero teraz skupił się na wózku. - Widzę, że bawisz się w opiekunkę. - Wskazał podbródkiem wózek i uśmiechnął się do Jasmine. - Koleżanki, czy nowy potomek rodziny? Może to Nick ma dziecko, tylko nigdy nic mi nie powiedział? - Ostatnie słowo wypowiedział niczym aktor w taniej komedii i zaczął przyglądać się ciemnym włosom niemowlaka.
Czemu ludzie, często dużo młodsi niż on decydowali się na dziecko? Czemu nigdy nie myślał poważnie chociażby o adopcji? Faktycznie w jego historii może nie było miejsca na potomka, ale w czasie ostatnich kilku lat żył całkiem spokojnie. Osieroconych dzieci, jednak nadal nie brakowało, więc dlaczego nie. Nie zaliczał się już do najmłodszych… cóż dwa lata temu stracił już wiek dwudziestokilkuletni.
Odpowiedź zdawała się być całkiem prosta. Chyba był jeszcze zbyt niedojrzały… albo nigdy nie spotkał nikogo, z kim chciałby wspólnie wychować dziecko. Nie był gotowy na dziecko.
Czy ktokolwiek jest gotowy na dziecko?
Przełknął głośno ślinę.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyNie Paź 27, 2013 6:39 pm

Kiedy zobaczyłam na jego twarz coś na kształt autentycznej radości, poczułam, jak wszystkie nerwy (jeszcze przed chwilą napięte jak postronki) momentalnie rozluźniają się, a na moją twarz wpełza uśmiech. Tym razem szczery i wyjątkowo niepodszyty strachem.
-Dziękuję- mruknęłam na tyle cicho, że nie byłam pewna, czy właściwie mnie usłyszał. Następnie, walcząc z blokującym się o każde cholerstwo wózkiem, jakimś cudem dotarłam do wolnego krzesła i opadłam na nie z westchnieniem ulgi. Po chwili pojawiła się też niska kelnerka o delikatnym uśmiechu i postawiła przede mną aromatyczne cappucino. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, a następnie usiadłam wygodniej, odrzucając włosy na ramiona.
-Raczej staram się, by wszystko stało na nogach i się nie przewróciło. Niestety z różnym skutkiem. Nic pasjonującego.
Uniosłam lekko jedną brew, nie kryjąc rozbawienia, a potem sięgnęłam po filiżankę. Gorące powietrze przesiąknięte mocnym zapachem przyjemnie owiało mi twarz, jako przedsmak celebracji picia kawy. W takich momentach moje uzależnienie sprzed roku wydawało się czymś jak najbardziej zrozumiałym. Upiłam łyk, nie bacząc na tym, że ciecz była gorąca i parzyła podniebienie, żeby zaraz odpowiedzieć:
-Najwyraźniej jednak coś w tym jest, skoro targasz ze sobą komputer nawet do kawiarni.- Potem padły kolejne dwa pytania. Drgnęłam, zupełnie nieprzygotowana na to, że nadejdą tak szybko, i bezmyślnie szarpnęłam ręką w bok, a kilka kropel gorącej kawy popłynęło mi po dłoni. Syknęłam cicho i natychmiast odstawiłam filiżankę, przytykając piekącą dłoń do czystej serwerki, która zaraz nabrała brunatnego zabarwienia.
-Tak to się kończy, kiedy próbuję zachowywać się jak cywilizowany człowiek.- Rzuciłam, przewracając oczami i próbując opanować galopujące ciśnienie.
Może mogłabyś skłamać? Ten jeden, jedyny raz?
Pokręciłam lekko głową do własnych myśli. Nie, nie mogłam. Nie jego. Poza tym chyba nadszedł najwyższy czas, żebym przestała wstydzić się samej siebie, nawet, jeśli miałam powody.
Bo takowe istniały, zakotwiczone gdzieś bardzo głęboko w mojej podświadomości, ale z pewnością nie powinno należeć do nich dziecko. To tylko Sansa, mała, krucha Sansa, która przecież nie wyrządziła mi żadnej krzywdy... Prawda?
-Cóż, też od dłuższego czasu podejrzewałam, że Nick coś przede mną ukrywa- rzuciłam, wzdychając teatralnie, ale zaraz po tym uśmiechnęłam się dzielnie. No. No już. JUŻ!- Ale nawet, jeśli chodziło o dziecko, to na pewno nie o to. Hm, cóż, chyba czas najwyższy, żebyście się poznali. Sansa, to Charles. Charles, to Sansa, moje tak jakby... dziecko.
Jestem w tym beznadziejna.
Szybko zamachałam rękami, jakby chcąc odwrócić to, co powiedziałam, chociaż przecież nie mogłam tego zrobić.
-To znaczy nie do końca moje. Adoptowane. Dziecko mojej kuzynki, zmarła tuż po porodzie.- Wyrzuciłam z siebie nieskładnie.- Ale chyba po prostu nie miałam innej opcji. Cóż, jest jakiś plus, bycie matką bezboleśnie i właściwie z dnia na dzień, na zasadzie niespodzianki, wiesz.
Tak. Zdecydowanie jestem w tym beznadziejna.
Mój telefon zawibrował cicho, uśmiechnęłam się przepraszająco i wyciągnęłam go z torebki, szybko wklepując kilka słów. Nie mogłam... a może nie miałam chęci teraz spotykać się z Jacksonem, chociaż przecież był moim przyjacielem. Tak, to oczywiste, że prawie umierałam ze zmartwienia, ale póki co miałam wystarczająco dużo swoich, żeby pomóc komuś innemu z jego problemami. Poza tym musiał mieć jeszcze kogoś, prawda? Może i chciałam tylko usprawiedliwić się sama przed sobą, ale nie potrafiłam mu pomóc, nie w tym stanie.
Po wysłaniu wsunęłam telefon do kieszeni.
-Wybacz, mój przyjaciel miał wypadek i wolę się upewnić, że już wszystko z nim w porządku. No tak, pewnie masz teraz dużo na głowie, prawda? Ta cała akcja z mostem.
Dodałam już cicho, mając nadzieję, że nie wyłapie w moim głosie skierowanej w stosunku do Coin furii.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyNie Paź 27, 2013 7:45 pm

Czyżby pracujący Charles był taki zabawny? Nie, to na pewno nie to… Niemożliwe, by Jasmine się z niego śmiała. Ba, by śmiała się z jego pracy. Przetarł teatralnie czubek nosa, a jego spojrzenie ewidentnie wyrażało „już jestem czysty, mamo?”. Zaśmiał się chicho. Potrzebował takich momentów. Szczególnie w ostatnim czasie, kiedy popadał w otchłań beznadziei, a jego nastrój był porównywalny do brudnego, nieco stopniałego śniegu. Właściwie… to idealna metafora.
Brudny, topniejący bałwan stojący gdzieś na perypetiach miasta Kapitolu.
Parsknął cicho pod nosem i upił łyk gorzkiego napoju. Idealna wizja. Idealne określenie jego odczuć wewnętrznych, wszystkiego tego, co się w nim kotłowało i nie chciało uciec.
- To raczej desperacka próba, by nie siedzieć ciągle w gabinecie. - Wetchnął ciężko. Wolał nie wspominać Jazzy o tym, że zabiera komputer nie tylko do kawiarni. Ostatnio zdecydowanie zwiększył ilość miejsc, w których przeciętny człowiek nie używa komputera. Nie, wcale nie chodziło o toaletę, czy leżenie na podłodze z laptopem na brzuchu. To akurat miał już dawno za sobą. Teraz potrafił włączyć go w parku albo autobusie i wszyscy musieli uznawać za zupełnie normalne... Bo nie było w tym nic dziwnego, chyba. Przynajmniej dla niego.
- Nie przejmuj się. Mi idzie gorzej z widelcem. - Palcem wskazującym pobił sztuciec opierający się o jasny, nieco już wysłużony talerz. - Coś nas łączy. - Dorzucił i starał się powstrzymać śmiech z niezbyt pożądanym skutkiem. - Kiedyś założymy zespół. Przed nami wielka kariera. - Wybuchnął śmiechem i zastukał paręnaście razy w talerzyk, skutecznie szarpiąc rytm. Jeśli w ogóle go wygrywał.
- Snow i Lowell… Estrady są nasze. - Ona grająca na kubkach, on na talerzach. Ówczesna widownia na pewno by ich pokochała. Duet idealny.
Sięgnął po kawę i niemalże się zakrztusił. Wydarzyło się to gdzieś pomiędzy słowami moje, a dziecko.
- Rozmnażasz się przez fragmentację? - Zapytał szybko i wypadł śmiertelnie poważnie. Jasmine w żadnym momencie swojego życia nie wyglądała na kobietę w ciąży, bynajmniej nie w ostatnich dziewięciu miesiącach. Ale kto wie, może dostatecznie dobrze to ukrywała… Co raczej było niemożliwe.
Jednak następne zdania rozwiały jego wątpliwości i dodatkowo go zasmuciły. Nie ze względu, że to nie było jej dziecko. Tylko zastanowił się, czy on mógłby się zaopiekować taką małą istotą. Nie dorywczo, na godzinę bądź dwie. Stworzyć mu rodzinę, tak nagle, bez żadnych zapowiedzi, przegotowań. Posiadanie dziecka to nie decyzja taka jak - które spodnie kupić. Wymagała dojrzałości, pewnej dekrementacji i samozaparcia.
Charles podziwiał Jazzy. Była dużo młodsza i zdecydowała się na to, w tak parszywych okolicznościach.
- Jesteś niesamowita. - Wyszeptał gapiąc się jej prosto w oczy. Nim zdążyła coś powiedzieć, dorzucił. - Poważnie. Podziwiam cię. - Był to chyba pierwszy moment w ich dzisiejszym spotkaniu, gdy mówił tak poważnie. O ile nie był to taki pierwszy moment w ich całej znajomości. Przeniósł wzrok na córkę panny Snow.
Jak abstrakcyjnie to brzmi.
Sansa bardzo różniła się od dziewczyny. Bardzo, bardzo, a nawet były zdecydowanymi przeciwnościami. Rysy twarzy, czy kolor włosów. Wszystko było zupełnie inne, aż dziwne, że w rodzinie Snowów znajdował się ktoś taki.
- Ładne imię... - Urwał w kawałku, ponieważ miał już powiedzieć coś, co nie zgadzałoby się z jego przekonaniami.
- Chyba powinienem ci złożyć najszczersze kondolencje, ale tego nie zrobię. - Spojrzał tuż ponad jej głowę. - Nie umiem wypowiadać się o kimś kogo nie znam. Tym bardziej o kimś kto nie żyje. - Wciągnął głośno powietrze ustani i wypuścił je nosem. Delikatnie się uśmiechnął. Szkoda, że mała nie będzie znała swoje prawdziwej matki.
Ponownie sięgnął po kubek z kawą i przepłukał nim usta.
- Sprawa na moście nie należy do naszych kręgów. My musimy informować mniej więcej o ustalonych danych, przebiegu dochodzenia. Ale przyznaję rację, parszywa sprawa. - Zerknął na jej telefon. - Jeśli chcesz mogę cię podrzucić do szpitala.
Nie czekał na odpowiedź i odruchowo wyrzucił z siebie to, co chodziło mu po głowie od samego początku ich przypadkowe spotkania.
- Wiesz może co u Nicka? - Zapytał ciszej, ale gdy w końcu to zrobił poczuł swego rodzaju ulgę. Jakby ciężki balast spadł z jego ramion… Obawiał się tylko tego, że inny, znacznie cięższy, mógłby go przygnieść.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyPon Paź 28, 2013 8:05 pm

Praca.
Wbrew wszystkim opiniom, wciąż miałam tylko siedemnaście lat i formalnie państwo nie mogło mnie obarczyć żadnym zawodem. W praktyce? Pieprzenie. Jakby na to nie patrzeć, obarczyłam się nim sama, dobrowolnie trzaskając o biurko urzędniczki w siedzibie prezydent Coin błękitną teczką z kilkoma dokumentami i podaniem o możliwość wykonywania pracy nauczycielki w Kwartale Ochrony Ludności Cywilnej. Podanie powróciło po kilku dniach drogą pocztową z krótkim dopiskiem, stemplem i identyfikatorem. Najwyraźniej woleli załatwić spotkania ze mną jak najszybciej. Ale, szczerze mówiąc, byłam z tego powodu całkiem szczęśliwa. Im mniej kontaktu z rządem, tym lepiej. Im mniej miał powodów do kontrolowania mnie, tym lepiej. Nie tylko dla mnie, ale też dla dzieciaków, które uczyłam, i którym dobrowolnie szmuglowałam trochę artykułów pierwszej potrzeby, nic specjalnego, ale czasem sprawiało to, że ktoś mógł przeżyć kilka dni więcej. Życie to najcenniejszy dar i byłam dumna z tego, że mogłam je komuś podarować, jednak duma ściśle wiązała się ze smutkiem.
-To raczej desperacka próba, by nie siedzieć ciągle w gabinecie.
-Słusznie.- Zadecydowałam, szczerząc się w uśmiechu, jeszcze zanim dodałam.- Zaczynasz się robić aspołeczny, panie Lowell. Wiesz, przestrzeń, ruch, świat, istnieje jeszcze coś takiego. Warto zwiedzić.
Dorzuciłam jeszcze, nie kryjąc uśmiechu, który szybko przekształcił się w parsknięcie cichym śmiechem, kiedy Chaz zaczął używać sztućców do wygrywania melodii.
-Snow i Lowell… Estrady są nasze.
Spontanicznie złapałam za leżącą najbliżej łyżeczkę i szybko zaczęłam wybijać na niej rytm.
-Widzisz? Mam już niezłe umiejętności. Lepiej podszkol swoje, bo jeśli zawiedziesz, to bez problemu mogę zostać solistką.- Oświadczyłam z samozadowoleniem, wciąż wystukując cichy rytm. Przestałam to robić dopiero wtedy, kiedy niepokojąco zaczynał przypominać śpiewaną Sansie kołysankę, i odłożyłam łyżeczkę. Zrobiłam to, jak się okazało, w jak najbardziej odpowiednim momencie; kiedy Charles wypalił o fragmentacji, niechybnie zgięłabym ją albo upuściła z głośnym trzaskiem. Przez chwilę obserwowałam go jeszcze z nieskrywanym zdziwieniem, które w rekordowym tempie przerodziło się w rozbawienie, i wreszcie parsknęłam śmiechem tak głośnym, że musiałam zakryć sobie usta, żeby stłumić go chociaż odrobinę. Brakowało mi takich chwil, w których mogłam po prostu się śmiać i udawać, że oprócz tego nic nie jest ważne, jednak po chwili chichot przerodził się w krótki szloch i wreszcie zamilkłam. Otarłam kciukami spływające mi z oczu łzy, co do których nie byłam pewna, czy spowodowało je rozbawienie czy smutek.
Spuściłam wzrok i wbiłam go w kubek, który jeszcze kilkadziesiąt sekund temu posłużył mi jako niezgorszy instrument.
-Nie jestem.- Odparłam cicho, ledwo poruszając ustami.- Jestem tylko smutną, małą dziewczynką, która próbuje sobie radzić najlepiej, jak może.
Odczekałam jeszcze chwilę, lekko kiwając głową, kiedy wspomniał o Colette. Rozumiałam go, i byłam mu wdzięczna, że jako jedyny zrozumiał, ile znaczyła dla mnie żałoba i jej poszanowanie. Wolałam szczere milczenie od fałszywych słów współczucia ludzi, którzy nawet nie wiedzieli, jak fantastyczną i ciepłą osobą była, i jak wiele znaczyła w moim życiu. Nikt nie wiedział. Byłam z tym ciężarem sama, ale jeśli tak właśnie miało pozostać, to postanowiłam się do tego przyzwyczaić.
-Może z czasem stanę się jej matką.- Zadecydowałam, lekko bujając wózkiem. Na ustach przewinął mi się cień uśmiechu, kiedy zobaczyłam, że Sansa zdołała zasnąć pomimo dzikich pokazów naszego muzycznego geniuszu.- Możesz zostać ojcem chrzestnym, jeśli chcesz. Wiesz, skoro Sansa jest księżniczką, to oprócz dobrej matki potrzebuje też dobrej wróżki chrzestnej, ale z powodu jej nieobecności dobry wróż chrzestny też może się sprawdzić.
Dodałam, próbując ponownie przywołać na twarz uśmiech. Udało mi się.
Kiedy zaproponował mi podwózkę do szpitala, pokręciłam głową, może nawet zbyt mocno.
-Jesteś kochany, ale nie, dziękuję. To może, albo nawet musi poczekać.- Odparłam stanowczo. Potem zapadła cisza trwająca może nawet mniej, niż sekundę, zanim wypalił:
-Wiesz może co u Nicka?
Coś zakłuło mnie w środku. Co miałam mu powiedzieć? Skłamać? Powiedzieć prawdę? Nie mogłam zdecydować, co byłoby bardziej bolesne.
-Amanda.- Odparłam krótko, jakby to jedno słowo miało starczyć za całą odpowiedź. Szybko jednak zreflektowałam się i wygodniej rozparłam na krześle, szykując się na poważniejszą rozmowę.- Cóż. Kocham Nicka, jest moim braciszkiem i wiesz, że zagryzę każdego, kto ośmieli się powiedzieć na jego temat złe słowo, ale... wiesz, że wszystko ciężko przeżywa. Że wszystko przyjmuje trochę zbyt emocjonalnie. Co nie zmienia faktu, że powinieneś z nim pogadać, Chaz. Takie zwlekanie nie załatwi sprawy. Nie chcę być wścibska, ale ostatnio nie widuję Was razem, i...- Dodałam niepewnie, na koniec na chwilę opuszczając wzrok.
-Widziałeś transmisję z Igrzysk? Jej śmierć była dość... bolesna.- Rzuciłam ostrożnie, wiedząc, że dotykam drażliwego tematu.- Cholernie mi go żal. Wiem, jak to jest tracić rodzeństwo. A Ty masz kogoś? Siostrę, brata? Albo miałeś.
Zreflektowałam się szybko, łapiąc się tego tematu jak tonący brzytwy, bo mógł sprawić, że ten poważniejszy- temat Nicka- szybko zginie gdzieś, przytłoczony tym nowym.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyPią Lis 01, 2013 3:04 am

Przestrzeń to nieodłączny element wszechświata. Dzięki niej nigdy nie istniała pustka. Był to najzwyczajniej w świecie trójwymiarowy obszar, gdzie dochodziło do wszystkich procesów fizycznych, definitywnie nieograniczony bądź ściśle określony jakimiś granicami… Ale wtedy wcale nie chodziło o wymienione znaczenia, czy nawet o odległość między dwom wybranymi punktami. Zgrabnie zastępowała brzydkie i niezbyt miłe określenie pustki. Istniała przestrzeń… nawet jeśli nie oznaczała tego samego, co ból związany z uczuciem pustki. Ludzie dokleili do tego tak samo ładną etykietkę… jak do wszystkiego innego. O to mu chodziło.
Przestrzeń, przestronność, przestronna… „przestrzeniować”?
Nie, tworzyć przestrzeń.

Kiedyś, jeszcze przed odkryciem magii pióra Chaz dobrze, a niemalże idealnie kreśli projekty budników. Po za tym samym szło, stawał z przestrzenią na co dzień twarzą w twarz, jednak, kiedy stanęła przed nim pustka… Nie umiał otworzyć jej drzwi, zaprosić do środka. Nadal nie umiał.
- Tak, słyszałem, że jest inspirująca. - Wymamrotał jedynie w odpowiedzi, ponieważ zastanawiał się jeszcze nad czymś zupełnie innym.
Jeszcze nigdy nie był w stanie nieważkości. Nie dziwiło go to, bo przecież nie każdy miał z tym styczność. Jednak brak jakichkolwiek dokładniejszych wiadomości nie przeszkadzał mu w intensywnym myśleniu. Wdychiwał się w metal obijający się o kanty porcelany. Pochłaniało go rozważanie dotyczące stanu nieważkości.
Braku ograniczeń, uwolnieniu od grawitacji, najważniejsze… Loty bez żadnego strachu. Loty w pełnym zadowoleniu. Loty po wolność. Sam fakt lotu. .
- Jesteś. Może ty tego nie widzisz. Może jeszcze nie teraz, ale jesteś. - Uśmiechnął się do niej. Starał się wypaść naturalnie i pozytywnie, jednak jego kąciki ust uniosły się tylko nieznacznie. Lowell wyglądał bardziej na osobę, która mimo powtarzającego się „wszystko będzie dobrze” w to nie wierzyła, nadal smuciła się, izolowała ze wszystkich rzeczy.
Przecież i tak nigdy nie miało być wystarczająco dobro, prawda? Po co ten wysiłek…
- Brzmi całkiem nieźle. - Zatrzymał się na chwilę i parsknął pod nosem. - Charles Andrew Lowell - wróżek chrzestny. Awansowałem. - Wyszczerzył swoje zęby w stronę rozmówczyni i pliku sekundach je ukrył. - A mógłbym być ojcem chrzestnym bardziej na zasadzie tych cholernie starych filmów o mafii? - Zaśmiał się pod nosem. Jeśli popracowałby nad znajomościami i umiejętnościami perswazji… szantażu, to miałby szanse w tym biznesie.
- Jasmine, nie wiem, czy jestem odpowiednim materiałem na ojca chrzestnego. - Spojrzał jej prosto w oczy, a następnie przeniósł wzrok na stolik. - Jakiegokolwiek ojca… Jednakże specjalnie dla ciebie się zastanowię.
W odpowiedzi na kolejne zdania dotyczące podwózki do przyjaciela Jazzy, mężczyzna jedynie pokiwał głową. Skoro miała poczekać, to zaprawne nie bez powodu. Nie pytał, ani nie oczekiwał wyjaśnień. Istniały rzeczy, o których on także nie chciał rozmawiać.
Sytuacja, w której się znalazł za bardzo go bawiła. Oczywiście, nie ze względu na tragiczne wydarzenia, bo śmierć Amanda nie należała do najgorszych scen z tegorocznej areny. Niezmiernie bawił go fakt głupiej, naiwnej prostej natury, wiecznie szukającej lepszego wyjścia. Udowodnił sobie, jak łatwo próbować się okłamać, udawać, że czegoś niema i wskazywać na coś prawdziwego.
Auć.
Kolejne słowa wypowiadane przez świeżo upieczoną mamę Snow. Dlaczego spędzali ze sobą tak mało czasu. Dlaczego Chaz unikał Nicka? Dlaczego ich drogi w jakiś pokręcony sposób, zamiast się coraz bardziej schodzić, coraz bardziej się rozchodziły?
Co miał jej powiedzieć?
Och, nie. Nie jesteś wścibska. Nie odzywam się do Nicka, bo pocałowała mnie Rory… ZAPOMNIAŁBYM! Poszedłem na ten nudny bankiet z okazji rozpoczęcia Igrzysk z dziewczyną z KOLCa. Świetnie , prawda? Nie wiem, czy będzie tak nadal, jeśli dowiesz się, że przemyciłem ją w bagażniku. Następnie spędziliśmy noc na pustej i ciemnej małej sali bankietowej. Pocałowała mnie. Co gorsza ja ją też…
Nie. Wcale nie co gorsza.
Podobało mi się.

Przełknął głośno ślinę i po raz kolein tego dnia odpędził swoje myśli od Ashe. Milczał. Milczał jakby zabrakło mu jeżyka w gębie. Bał się reakcji Jazzy. Bał się reakcji Nicka, ale najbardziej…
Bał się swoich uczuć.
- Posiadanie to rzecz bardzo krucha. - Westchnął pod nosem i przywoła w pamięci obraz siostry. Kochał ją, to było pewne. Co prawda, gdy nie mieszkali razem zmniejszyli ilość godzin spędzanych razem, jednak nadal o sobie pamiętali. Chaza zawsze bawiło to zjawisko. W końcu w domu nikt nie stawiał na wartości w rodzinne, socjalizację, a oni nadal trzymali ze sobą…
- Mam siostrę. Młodszą. Jest trochę starsza od ciebie… Mam nadzieję, że nadal będę ją mieć. Wiesz… po części rozumiem Nicka… Jeśli jej coś się stało byłym w szoku, oszalałbym. - Spuścił wzrok na podłogę. Przyglądał się łączeniom poszczególnych elementów. Pewnie wcale się tak nie zachował. - Właściwe, to nie wiem, co bym zrobił. Wszystko jest odpowiednie?
Niekomfortowe uczucie wydawało się napierać na każdą z komórek. Co jakby to właśnie jego siostra, jego siostra z krwi i kości zginęła by na arenie? Co jeśliby zginęła w jakikolwiek inny sposób dzięki ingerencji władze?
Nagle przerwał wszystkie myśli, ponieważ mieszając się z wspomnieniami o tamtym dniu, nie pomagały.
- Właściwe, to ja też nic nie wiem, o twojej rodzinie… Oprócz tych wszystkich plotek z gazet i internetu. - Do głowy wpadła mu jeszcze jedna myśl. - Wiesz kogo uwolni Cordelia? Widziałaś się już z nią? - Uśmiechnął się do niej, tajemniczo zerkając z ukosa. Ostrożnie podniósł kubek z kawą do ust. Może jego dziennikarska ciekawość zostanie zaspokojona przed oficjalnymi wieśćmy.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jasmine Snow
Jasmine Snow
https://panem.forumpl.net/t1974-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t251-jasmine-snow
https://panem.forumpl.net/t560-jazz
Wiek : 18 lat
Znaki szczególne : farbowane na rudo włosy, jedenastkowa opalenizna

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptySob Lis 02, 2013 3:42 pm

Uśmiechając się do Charlesa, w pierwszym momencie nawet nie zwróciłam uwagi na dochodzące z wózka cichutkie kwilenie.
-Tak, słyszałem, że jest inspirująca.- Obiło mi się o uszy, ale tylko pokiwałam lekko głową, ledwo zauważając świat, gdy ogarnęło mnie trudne do opisania przerażenie. Tylko nie płacz. Tylko nie płacz, proszę. Wstałam z krzesła i złapałam za rączkę wózka, po czym zaczęłam nim delikatnie kołysać, w nadziei, że to zdoła zażegnać burzę w zarodku. Nic z tego. Cichy dźwięk zaczął jedynie przybierać na sile, a jedna czy dwie ciekawskie głowy zaczęły odwracać się w moim kierunku. Przygryzłam wargę. Czułam się zupełnie zdezorientowana, pochylając się nad tą małą, bezbronną istotką w wózeczku, jakbym to robiła pierwszy raz w życiu, chociaż może istotnie tak właśnie było. Spod sterty kocyków obserwowała mnie czujnie para lśniących od łez oczu. Wołała o pomoc, a ja tkwiłam pośrodku tego szaleństwa i nie miałam najmniejszego pomysłu, jak jej udzielić. Dawno temu sama miałam matkę. Była piękna, delikatna i krucha, miała uśmiech Mona Lisy i włosy jasne jak u anioła. Miała też imię, nazywała się Isis. Ku jej własnemu przekleństwu- Isis Snow. Może właśnie to tak szybko mi ją zabrało. Pozostało tylko kilka wyblakłych wspomnień, jak przetarte, z pogardą rzucone mi fotografie, jakby te kilka chwil miało zastąpić mi matkę. Roześmiana kobieta tuląca mnie do biodra, ze spokojem i zadumą grająca na pianinie smutne, słodkie melodie, które nigdy nie miały końca, krótki pocałunek, jaki złożyła na moim czole, zanim odeszła. Kocham Cię, Jazz, powiedziała wtedy, ale nie byłam pewna, czy jej uwierzyłam.
Jak ktoś, kto tak naprawdę nigdy nie miał matki, miał się nią stać z dnia na dzień?
Kwilenie przemieniło się w ciche łkanie, wreszcie wyrywając mnie z odrętwienia. Pochyliłam się nad wózkiem, nie zastanawiając się dłużej nad tym, co chciałam zrobić, i ostrożnie wzięłam Sansę na ręce. Była lekka i krucha, jak porcelanowa figurka. Przytuliłam ją do siebie, ostrożnie, powoli, nie chcąc zrobić jej krzywdy, a wtedy wtuliła główkę w miękki materiał mojego swetra i ucichła nagle, spokojnie zamykając oczy.
Dobranoc, córeczko.
Ostrożnie, najciszej, jak to było możliwe, wróciłam na swoje krzesło. Na ustach błąkał mi się półuśmiech zrodzony... no właśnie, z czego? Z dumy, czy może z miłości?
-Mógłbyś.- Odparłam miękko, z uśmiechem odrywając wzrok od ciemnych pukli na głowie Sansy i przenosząc go na Chaza.- Właściwie to nie widzę przeszkód, moglibyśmy założyć mafię, pół Panem i tak podejrzewa mnie o jakieś konszachty, więc nawet nie zdziwiliby się, gdyby okazało się, że naprawdę je mam.
W odpowiedzi na jego następne słowa poczułam trudną do ukrycia ulgę.
-Jasne, nie śpiesz się. Mam jeszcze mnóstwo rzeczy na głowie, więc o chrzcie pomyślę może za jakiś miesiąc. Ale mam cholerną nadzieję, że się zgodzisz, wiesz? Bo przecież ,,wujek Chaz'' brzmi strasznie uroczo, nie sądzisz?- Odparłam z samozadowoleniem, uśmiechając się do siedzącego naprzeciwko mnie mężczyzny.
A potem... potem wróciliśmy do Nicka, i mimo tego, że bardzo starał się to ukryć, w oczach Charlesa i tak przez chwilę dojrzałam smutek.
Wzruszyłam lekko ramionami, niepewna odpowiedzi. Na dobrą sprawę sama jej nie znałam.
-Ja też miałam kiedyś rodzeństwo.- Odparłam cicho, wbijając wzrok w blat stolika.- Brata. Starszego. Ma... Miał na imię Drake. Nigdy nie byliśmy wzorcowym rodzeństwem, zresztą w naszej małej, pokręconej rodzince nic nie było wzorcowe. Kiedyś próbował mnie udusić, ale tego nie zrobił. Nie dokończył. Nie byłam pewna, czy go kochałam, aż do momentu, w którym umarł.
Wyrzuciłam z siebie szybko, próbując odepchnąć napływające wspomnienia o tych czarnych, pełnych rozpaczy miesiącach, jakie przeżyłam po jego śmierci, o antydepresantach i łzach, które spijałam w ciszy w ilości większej od zwykłej wody.
-Człowiek w rozpaczy zachowuje się różnie. A Nick zamknął się gdzieś głęboko sam w sobie, i nie wiem, co może mu pomóc na nowo się otworzyć.- Rzuciłam ostrożnie, żeby zaraz dodać.- Ale miałam nadzieję, że to mógłbyś być Ty.
Potem Charles zmienił temat i chyba byłam mu za to wdzięczna. Uśmiechnęłam się lekko, kołysząc śpiącą w moich ramionach Sansę.
-Nie. Jeszcze nie. Ostatnio rozmawiałam z nią, kiedy zadzwoniła do mnie przed Igrzyskami. Ale chyba mam kilku kandydatów.- Dodałam, myśląc o jej rodzicach, chociaż coś w mojej głowie skandowało głośno imię Bena.- Nigdy nie byłyśmy w najlepszych stosunkach, wiesz? Jesteśmy od siebie cholernie różnie, ale wydaje mi się, że Igrzyska coś zmieniły. Albo mogą coś zmienić.
Dodałam jeszcze stanowczo, bo sama chciałam w to uwierzyć.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyCzw Gru 26, 2013 3:25 am

Dzieci najlepiej pokazywały, jak bardzo i, jak szybko wszystko się zmieniało. Czas biegł nieustannie do przodu, przemijaliśmy. Pory roku, kolejne daty w kalendarzu - do tego przywykaliśmy, ale zawsze pozostała pewna zaduma nad dziećmi. Podczas oglądania zdjęć ze świąt i tym podobnych…
Chaz patrzył na „tak jakby dziecko” Jasmine. Sansa faktycznie różniła się od swojej zastępczej matki niemalże wszystkim, ale nie to zajmowało mu już głowy, ani to, dlaczego Snow zdecydowała się na tak dojrzałą decyzję. Teraz jego myśli krążyły wokół małej istotki. Zastanawiał się, co gotowało dla niej życie. Czy los, który w założeniu miał sprzyjać nam wszystkim, chciał sprzyjać jej. Na początku swojego życia została pokrzywdzona, ale szybko znalazła opiekę u Jazzy. Miłość pewnie też. Czyżby nie był aż taki zły i szykował coś dla niej dobrego? Może jeszcze nie wtedy, w pierwszych miesiącach, jednak potem. Zastanawiał się, jak miała wyglądać za pięć lat, następnie za dziesięć, piętnaście, dwadzieścia.  Myślał o tym, czy będzie mógł jeszcze okazję ją zobaczyć za kilkanaście lat, zobaczyć czym się zajmowała. Od tak, najzwyczajniej sprawdzić, co przyniosło jej życie i jak się czuła.
Najbardziej trzymał w sercu tylko cichą nadzieje, że Jasmine będzie mogła być z niej dumna. Ale chyba wszystkie matki były dumne ze swoich dzieci. Niezależnie do tego, czym się zajmowały i jak wyglądały. No może prawie wszystkie.
- Spalimy siedzibę Coin i urządzimy własną politykę, co? Snow już raz był u władzy. Wielki powrót? - Uśmiechnął się półgębkiem, starając się wsypać na poważnego. Nijak mu się to udało. Sięgnął po kubek z kawą i upił kolejny łyk cudownego, prawie leczniczego napoju.
- „Wujek Chaz” brzmi nieco staro. Chociaż i tak lepiej niż „dziadek Chaz”. - Zaśmiał się pod nosem.
Uważał, że prośba dziewczyny jest całkiem miła. Nie twierdził, że Lowell to idealny materiał na wuja, ale i tak zdawało się mu być przyjemnie. Starał się uśmiechnąć i wypaść przy tym szczerze… Niestety, chwilowy, dobry humor zginął gdzieś między jego słowami bądź podniesieniem kubka do ust. Szara rzeczywistość i wybitne samopoczucia powitało go ponownie.
Czasem tak się zdarzało, że dobry humor z ładnością zostawał rozdmuchany.
Kolejne zdania składane przez rozmówczynię nie sprawiły, że poczuł się lepiej. Panna Snow, wnuczka prezydenta, której życie na pozór powinno było być idealne, zdawało się mieć sobie więcej rys niż „okrutna” egzystencja niejednej z jej rówieśniczek. Dziewczyny płakały za chłopcami, wzdychał do aktorów i piosenkarzy, natomiast ona… Ona straciła kogoś bliskiego. Kogoś bardzo bliskiego, nawet jeśli się nie dogadywali… Nic nie zmieniało faktu, że straciła brata. Umarł i już nigdy nie mieli się spotkać, zobaczyć, nakrzyczeć na siebie.
Posłał jej ciepły uśmiech, bo tylko na tyle było go stać. Wstanie z miejsca i przytulenie blondynki zadawało się przekraczać możliwości najsilniejszych ludzi, a Charles na pewno do nich nie należał.
- Jesmine, chyba jestem ostatnią osobą, która mogłaby mu pomóc. Ty rozumiesz go lepiej. - Odetchnął głośno. - Wszyscy rozumieją go lepiej niż ja. Ostatnio… ostatnio jest inaczej. Ze wszystkim.
Mówił, by zatrzymać kolejny wpływ wspomnień do mózgu. Myśli, które nie należały do przyjemnych i wygodnych… I jeszcze jedno, jedno jedyne sensowne rozwiązanie. Niestety nic nie było w stanie zabrać nieprzyjemnego uczucia, które postanowiło obrać sobie za cel jego klatkę piersiową i bezczelnie kłuć go w serce. Tak, czy siak - musiał porozmawiać ze swoim chłopakiem.
- To chyba dobrze… - Powiedział pod nosem, bo jego myśli krążyły w koło jednego punktu, jakim był Dominic.
- Wyjść z z areny pewnie nie jest łatwo. - Podniósł go ust kawałek ciasta, by nie musieć niczego w tamtej sekundzie powiedzieć. Po prostu, nie potrafił. Jakaś niewidzialna moc odebrała mu wszystkie siły.
Nagle ekran komputera rozjaśnił się oraz pojawiło się na nim sporych rozmiarów przypomnienie. Omiótł je wzrokiem raz. Potem jeszcze raz… i jeszcze raz.
- Kurwa mać. - Walnął głośno. Chyba przy dzieciach nie powinno było się bluźnić, ale… [/b]- Kurwa mać.[/b] - …I tak wszyscy mieli do zapisane gdzieś w środku, nabieranie złych obyczajów. Lepiej zacząć wcześniej, prawda? Ktoś musiał być złym wujkiem.
Szybkimi i nie do końca zgrabnymi ruchami zamknął laptopa i wrzucił go do torby. Resztę kartek, długopisów i innych niezbędnych przedmiotów zgarnął w nieforemną bryłę i wrzucił obok komputera.
- Jazzy, przepraszam cię bardzo, ale zapomniałem… - Zaczął sprawdzać wzrokiem, czy wszystko, co miał zalazł się w jego, skórzanej torbie. - Cholera jasna. - Zawołał do jakieś nieznanej siły. - Zapomniałem, że mam dziś spotkanie z opiekunami działów. Totalna rutyna, nowe pomysły i… zapomniałem. Nick jest lekko niedyspozycyjny, więc wszystko na mojej głowie. - Prawie odchodził od stolika, jednak cmoknął pannę Snow w policzek.
- Pewnego dnia zabiorę się na jakiś spokojny spacer i kawę, ale to jeszcze nie jest dziś. Obiecuję się poprawić. Lecę. Trzymaj się. - Stał już niemalże w połowie Cornucopia Café.
Złapał płaszcz z wieszaka, niebadane zarzucił szalik jasnobrązowy na kark. Wybiegł na ulicę trzymając komórkę tuż przy uchu i postarzając coś w kółko. Niestety nie było to żadne zaklęcie, bo „kurwa” wcale nie brzmiało magicznie. Najwidoczniej wszyscy mieli go znienawidzić. Co poradzić?
    | Zt.
Powrót do góry Go down
the pariah
Hugh Randall
Hugh Randall
https://panem.forumpl.net/t1998-hugh-randall
https://panem.forumpl.net/t3568-hugh-2-0#56041
https://panem.forumpl.net/t3567-hugh-randall#56040
Wiek : 34
Zawód : Poszukiwany
Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy
Obrażenia : anemia

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyWto Mar 25, 2014 10:14 pm

Aaaaa pierwszy post <3
Ubrany w granatowo-białą koszulę, brązową marynarkę i ciemne jeansy mężczyzna wszedł do kawiarni i rozejrzał się po sali. Zauważył jeden z niewielu pustych stolików i szybkim krokiem podszedł do niego, aby zająć miejsce. Żadna z osób widocznych w tym miejscu nie wyglądała jak ta, której się spodziewał. Nie miał dokładnego opisu owej postaci, kobiety, członka świty Coin. Z kieszeni marynarki wyjął paczkę papierosów i jednego z nich wsadził do ust. Kiedy już zamierzał go zapalić, jego wzrok przykuła tabliczka mówiąca 'Zakaz palenia'. Schował więc go z powrotem i oparł się wygodnie, obserwując wejście do kawiarni.
- Dzień dobry, czy mogę coś panu podać? - usłyszał głos i zwrócił swoje spojrzenie w stronę kelnera.
- Poproszę dużą czarną kawę, bez cukru - powiedział chłodno i powrócił wzrokiem na drzwi. Nie miał stuprocentowej pewności, czy jego plan się powiedzie. W takich przypadkach nigdy nie można mieć pewności. Może nie przebywał w Kapitolu długo, ale wystarczająco aby przekonać się, że planując zamachy na prezydentów trzeba być wyjątkowo ostrożnym. Kiedy kelner przyniósł jego kawę upił łyk i zmierzwił lekko włosy. Poprawił czarną muszkę i zerknął na zegarek. Zostało pięć minut do spotkania. Odetchnął głęboko. Zamknął na chwilę oczy, zastanawiając się nad tym, co właśnie zamierza zrobić. Spotyka się twarzą w twarz z pracownikiem Coin tylko po to, aby zapewne usłyszeć te same suche fakty, które zna już na pamięć. Gdyby ktoś obudził go w środku nocy i zapytał o te najogólniejsze informacje na temat Pani Prezydent, wyrecytował by je płynniej niż własne nazwisko. Przetarł oczy pod okularami, które spoczywały na jego nosie i rozejrzał się uważnie. Nie miał pojęcia, czego może się spodziewać. A już na pewno nie spodziewał się tego, co zobaczył.
- Co do... - mruknął, kiedy do kawiarni weszła młoda, na oko 17-letnia dziewczyna i skierowała się w jego stronę. W życiu nie podejrzewałby, że to z nią miał się spotkać. Nawet kiedy podeszła do jego stolika miał ku temu spore... wątpliwości. Nigdy nie pomyślałby, że Coin może zatrudniać tak... niedoświadczone, w jego mniemaniu, osoby. Z grzeczności wstał jednak i odsunął nowo przybyłej krzesło.
- Witam, jestem Olivier Sparks - przedstawił się Hugh fałszywym nazwiskiem, podając dziewczynie dłoń -Cieszę się, że pani przyszła. Osobiście wiele dla mnie znaczy ta rozmowa - powiedział, uśmiechając się - Napije się pani czegoś? - zapytał, przyglądając jej się uważnie i starając się odgadnąć, z kim ma do czynienia. Wyglądała tak... niewinnie. Młoda, ładna dziewczyna, zapewne tak bardzo zepsuta przez Coin i jej chore poglądy. Patrząc na nią,  z jednej strony było mu jej szkoda. Z drugiej jednak wiedział, że stoją po dwóch zupełnie różnych stronach barykady. Dzisiaj jednak miał grać kogoś zupełnie innego. Przyszedł tu z tą myślą i w taką rolę zamierzał się teraz wcielić. Dlatego właśnie wykrzywił usta w najbardziej oszałamiającym uśmiechu, na jaki było go stać. Nie było to łatwe, bo chciał, aby wyglądał jak najbardziej realistycznie.
- Mam nadzieję, że nie miała pani kłopotów z dotarciem tu? - spytał grzecznie i upił kolejny łyk swojej kawy modląc się w duszy, aby wszystko poszło po jego myśli. Dasz radę, H. Nie takie rzeczy już robiłeś...
Eh, ale krótko ;c Jednak ból gardła i lekka gorączka robią swoje... ;c
Powrót do góry Go down
the leader
Teri Beaverbrook
Teri Beaverbrook
https://panem.forumpl.net/t2002-teri-beaverbrook#25428
https://panem.forumpl.net/t2004-teriowe#25438
https://panem.forumpl.net/t2003-teri-beaverbrook#25430
https://panem.forumpl.net/t2056-teri#26164
Wiek : 17
Zawód : Agentka wywiadu
Przy sobie : morfina, telefon komórkowy, broń palna, fałszywy dowód tożsamości, medalik z małą ampułką cyjanku, klucze od mieszkania

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptySro Mar 26, 2014 6:09 pm

Nie zdążyła nawet wejść do środka kawiarni, a już odurzył ją zapach ukochanej, mocnej kawy. Jednym ruchem odgarnęła długie, brązowe fale z ramion i podążyła w stronę stolików. Jedne co wiedziała o swoim tajnym kontakcie to, że jest to mężczyzna grubo po czterdziestce. Jak na złość nikogo takiego tutaj nie było, lecz inny, zdecydowanie młodszy gentleman idealnie wstrzelał się w jej wyobrażenie. Już na samym początku ciekawsko się w nią wpatrywał, jak gdyby szukał cech świadczących o jej zawodzie.
Teri postanowiła zaryzykować i podeszła kilka kroków w jego kierunku. Bardzo się zdziwiła kiedy podał jej dłoń oraz odsunął krzesło, aby usiadła. To przejaw uprzejmości, na który mało kogo było stać w dzisiejszych czasach. W jego ruchach było coś naturalnego, nie musiał udawać, ponieważ zdawał się być tego nauczony już wieki temu. Mimo to stale pozostawał w napięciu; nawet jego szczęka była mocno zaciśnięta.
Przedstawił się jako Olivier Sparks, a jego wygląd był równie nienaganny co zachowanie. Teri smutno stwierdziła, że wypada przy nim wyjątkowo blado. Czarne spodnie, skórzana kurtka tego samego koloru oraz granatowa koszula nie mogły się równać z elegancką marynarką i niezwykle gustownie dobranymi dodatkami.
- Astrid Ellison - nie ważne jak miły by był i tak musiała skłamać. Robiła to mechanicznie, czasem nawet i nieświadomie, lecz wszystko to miało na celu zabezpieczenie jej prawdziwej tożsamości.
-Cieszę się, że pani przyszła. Osobiście wiele dla mnie znaczy ta rozmowa - uśmiechnęła się nieznacznie. Dziewczynę bawiło nazywanie ją "panią". - Napije się pani czegoś?
Pociągał już pierwsze łyki ciemnego, parującego płynu. Olivierowi najwidoczniej zależało na dłuższej rozmowie niż sama przewidywała. Teri rozsiadła się nieco wygodniej i posłała mężczyźnie jeszcze jeden niewinny uśmiech.
- Z chęcią. Widzę, że zdążył pan już zasmakować tutejszej kawy. Osobiście uważam, że to jedna z najlepszych kawiarni w naszej dzielnicy. - zaczęła dość niewinnie, nie spieszyła się zbytnio z przejściem do sedna sprawy. Kontakt okazał się na tyle ciekawą osobą, że gdyby poznali się w innych okolicznościach dziewczyna zadbałaby o to, aby to spotkanie nie było ich ostatnim.
Próbowała jeszcze długo doszukać się jakiś fałszywych intencji, być może niecodziennych gestów - sama nie była pewna czego szuka, lecz jeśli Olivier był wobec niej nie fair doskonale potrafił się maskować.
- Mam nadzieję, że nie miała pani kłopotów z dotarciem tu?
Miał ładne oczy, Teri od razu one urzekły, ale nie zdobyła się na odwagę, aby jawnie je skomplementować. Nie bała się czysto formalnej wymiany zdań; nie znosiła jednak niedomówień oraz podtekstów jakie kryły się w rozmowach naszpikowanych emocjami między dwójką ludzi dlatego zawsze przed nimi uciekała.
- Skądże, wszystko było w jak najlepszym porządku - nie zadawała pytań, ciekawiło ją na jakie tory posunie ich rozmowę Olivier.
Powrót do góry Go down
the pariah
Hugh Randall
Hugh Randall
https://panem.forumpl.net/t1998-hugh-randall
https://panem.forumpl.net/t3568-hugh-2-0#56041
https://panem.forumpl.net/t3567-hugh-randall#56040
Wiek : 34
Zawód : Poszukiwany
Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy
Obrażenia : anemia

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptySro Mar 26, 2014 7:29 pm

- Astrid Ellison - przedstawiła się dziewczyna. Podejrzewał, że nie jest to jej prawdziwe nazwisko. Pracownicy rządu, zwłaszcza ci z niższych stanowisk, w kontaktach z obcymi nie podają prawdziwych nazwisk... a przynajmniej ci, których spotkał. Hugh patrzył na nią jakby dalej nie mógł uwierzyć, że pracuje ona dla Coin. Ciekawiło go, ile ma lat. Na pewno nie więcej niż 20. Jednak zadanie tego pytania byłoby nietaktowne, a on chciał zachować pozory uprzejmości, ale i grzecznego dystansu.
- Z chęcią. Widzę, że zdążył pan już zasmakować tutejszej kawy. Osobiście uważam, że to jedna z najlepszych kawiarni w naszej dzielnicy.
- Tak, to prawda - odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się lekko. Kłamał jej prosto w twarz. Był w tej kawiarni drugi raz w swoim życiu i drugi raz było to spotkanie czysto 'biznesowe'. I osobiście uważa, że kawę mają okropną. Podniósł rękę i kiwnął na kelnera, który zjawił się w ułamku sekundy - Na co ma pani ochotę, panno Ellison? - zapytał. Kiedy dziewczyna złożyła zamówienie, spojrzał na kelnera - Proszę to dopisać do mojego rachunku - rzucił i zwrócił swój wzrok w stronę rozmówczyni. Zastanawiał się, od czego ma zacząć rozmowę. Wpatrywał się chwilę w Astird, uprzejmie i nie natarczywie, z lekką ciekawością i zdumieniem. Była ładna, tak jak wiele innych ładnych dziewcząt i kobiet, które Hugh spotykał w swoim życiu. Nigdy jednak nie zdecydował się na żaden poważny związek... poza jednym, jedynym razem, którego bardzo żałuje. Żałuje, że kiedykolwiek poznał tą dziewczynę, że postanowił ofiarować jej swoje zaufanie i... miłość. I to nie dlatego, że go porzuciła czy zdradziła, ale dlatego, że nie żyje. A przynajmniej on tak sądzi... Był to jedyny raz po stracie rodziny i odejściu przyjaciela kiedy postanowił zbliżyć się do kogoś. Teraz jednak nie chce się rozpraszać, ma zadanie do wykonania i tylko na tym mu zależy. Patrzy więc na dziewczynę, jednak jej wygląd nie robi na nim wrażenia. Nie sprawia, że czuje się w jej towarzystwie mniej swobodnie. No i poza tym - jest prawdopodobnie dwa razy młodsza od niego...
- Więc, panno Ellison - zaczął powoli, jakby zastanawiając się nad każdym słowem, które wychodzi z jego ust. Nie chciał od razu przechodzić do sedna sprawy. Chciał wybadać ją, sprawdzić, z kim ma do czynienia - Kiedy pani tu weszła wydawała się być lekko zdziwiona moim widokiem. Mogę zapytać, co było tego przyczyną? Czy mój wygląd w jakikolwiek sposób panią... rozczarował? - kącik jego ust uniósł się w lekkim rozbawieniu na dźwięk jego własnych słów. Jak cudownie było stać się wreszcie kimś innym... Co jak co, ale takie akcje pozwalają człowiekowi się trochę rozerwać, bez względu na to, co mają na celu. Zdjął swoją marynarkę i powiesił ją na oparciu swojego krzesła, wcześniej wyjmując z jednej z kieszeni małą, bordową chusteczkę. Podwinął rękawy swojej koszuli, zdjął okulary i zaczął przecierać ich szkła. Widział, że wiele osób dziwi się, dlaczego wciąż je nosi, skoro mógłby kupić sobie soczewki. Okulary są przecież mało poręczne, łatwe do zniszczenia i wyglądają staro. On jednak lubił je. Owszem, czasem zakładał soczewki, kiedy naprawdę tego potrzebował. Rozpoczynając czyszczenie szkieł wciąż nie odrywał wzroku od Astrid. W między czasie popijał łyki kawy, która z każdą chwilą stawała się coraz chłodniejsza i traciła swój aromat. Zastanawiał się, co dziewczyna zamierza mu powiedzieć.
Powrót do góry Go down
the leader
Teri Beaverbrook
Teri Beaverbrook
https://panem.forumpl.net/t2002-teri-beaverbrook#25428
https://panem.forumpl.net/t2004-teriowe#25438
https://panem.forumpl.net/t2003-teri-beaverbrook#25430
https://panem.forumpl.net/t2056-teri#26164
Wiek : 17
Zawód : Agentka wywiadu
Przy sobie : morfina, telefon komórkowy, broń palna, fałszywy dowód tożsamości, medalik z małą ampułką cyjanku, klucze od mieszkania

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptySro Mar 26, 2014 8:36 pm

Zdradzał się, z każdą chwilą perfidnie się zdradzał, lecz Teri w niezrozumiały dla niej sposób odrzucała wszelkie te myśli. Za dużo już było tych uśmieszków i uprzejmości. Olivier, co chwilę dokładnie ją lustrował, aby zaraz potem pogrążyć się w przemyśleniach. Wiedziała, że musi zmienić taktykę.  Miała dwie główne opcje - nadal udawać słodką idiotkę, lub stać się bezwzględną jędzą. Owszem, była i trzecia, ale jak na razie wolała z niej nie korzystać.
- Kiedy pani tu weszła wydawała się być lekko zdziwiona moim widokiem. Mogę zapytać, co było tego przyczyną? Czy mój wygląd w jakikolwiek sposób panią... rozczarował? - Tak, kompletnie nie wyglądasz jak mój kontakt. Ciśnie się jej na usta. Powiedzenie tego wprost byłoby na tyle niedorzeczne, że równie dobrze bez słów mogłaby przystawić mu lufę pistoletu do skroni, a reszty sam by się domyślił. Ta gra była jednak znacznie bardziej skomplikowana, ponieważ dziewczyna przez cały czas musiała zachować pozory zupełnej niewiedzy.
Teri była na szczęście jak woda - przystosowywała się do każdego naczynia, ale była zdolna zniszczyć skałę. Jako agentka nie walczyła tylko dla Coin, przede wszystkim walczyła o lepsze jutro dla siebie. W wieku siedemnastu lat została podstawiona pod ścianą; nie gryź ręki, która Cię karmi.
Po rebelii nie odnalazła ojczyma i doskonale wie, że za jego zaginięciem stoi Alma, która za wszelką cenę chciała zatrzymać na własność wiedzę jaką dysponowała Teri, więc posunęła się do najbardziej drastycznych kroków. Dziewczyna, nastolatka, prawie dziecko bez żadnego opiekuna musiało przyjąć pracę agentki, aby móc przeżyć.
- Oczywiście, że nie - zaprzeczyła. - Proszę nie brać tego do siebie, ale nie sądziłam, że mój kontakt będzie tak wyglądał. - mówiła z lekkim rozbawieniem w głosie starając się zatuszować narastające napięcie mimo tylu, coraz to sztuczniejszych uprzejmości.
Morfina. Nagle dziewczynę ogarnęła niewypowiedzialna chęć na odrobinę morfiny. Wiedziała, że będzie musiała za chwilę zażyć, choć małą dawkę, tylko po to, aby nie zaczęła "dziwnie" się zachowywać. O ile furię i nadpobudliwość można zaliczyć do dziwnego typu zachowań. Dodatkowa, specjalnie doszyta w celu przenoszenia morfiny kieszeń spodni zdawała się wypalać dziurę w nodze Teri.
- Proszę... Nie udawajmy, że spotkaliśmy się tu na zwykłą pogawędkę. - musiała przyśpieszyć ciąg wydarzeń, ponieważ była bliska szaleństwa.
Powrót do góry Go down
the pariah
Hugh Randall
Hugh Randall
https://panem.forumpl.net/t1998-hugh-randall
https://panem.forumpl.net/t3568-hugh-2-0#56041
https://panem.forumpl.net/t3567-hugh-randall#56040
Wiek : 34
Zawód : Poszukiwany
Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy
Obrażenia : anemia

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptySro Mar 26, 2014 9:15 pm

- Oczywiście, że nie. Proszę nie brać tego do siebie, ale nie sądziłam, że mój kontakt będzie tak wyglądał - odpowiedziała dziewczyna. Mina Hugh stężała, jakby nad czymś się zastanawiał. Nałożył ponownie okulary, a złożoną chusteczkę położył na stoliku.
- Ah, no tak - powiedział, jakby przypomniał sobie o czymś oczywistym. Jego głos był chłodniejszy niż wcześniej i bardziej oficjalny. Czyli w sumie - prawdziwy Hugh, taki, jakim zna go większość - Przepraszam, że tak wyszło. Zupełnie o tym zapomniałem... - w tym momencie urwał, bo do ich stolika ponownie podszedł kelner.
- Czy podać coś jeszcze? - zapytał mężczyzna.
- Poproszę wodę z cytryną i lodem - odrzekł Hugh i poczekał, aż mężczyzna odejdzie. Milczał przez chwilę, do czasu, kiedy kelner nie powrócił ze szklanką. Kiedy ostatecznie się oddalił upił łyk chłodnego napoju, odchrząknął i spojrzał na dziewczynę.
- Jeszcze raz przepraszam. Zapomniałem o najważniejszej rzeczy, o której powinienem powiedzieć na początku - mówił uprzejmie, jednak z jego twarzy znikł uśmiech. Astrid wyglądała na zaskoczoną jego słowami, jakby spodziewała się czegoś innego - Wiem, że oczekiwała pani spotkać kogoś innego. Jednak mój znajomy niestety nie mógł przyjść. Wyznaczył mnie i może pani mieć pewność, że mam jego pełne zaufanie i chciałbym, aby pani również mogła mi zaufać. Wyszło jak wyszło, to już niestety nie jest moja wina i nic na to nie poradzę. Jeszcze raz przepraszam za zamieszanie, wiem, że mogła się poczuć pani niezręcznie - mówił swobodnie, jakby wszystkie jego słowa były szczerzą prawdą. Jego powieka nawet nie drgnęła, dłonie nie drgały, nawet w głębi duszy był spokojny, niczym nie ruszony. Był jak spokojne morze, bez żadnej fali. Jak czyste, bezchmurne niebo. Zmienił swoje spojrzenie i teraz patrzył na dziewczynę swobodnie, jakby rozmawiał ze starym przyjacielem. Z członkiem rodziny. Jakby było to zwykłe, towarzyskie spotkanie, a nie poważna rozmowa na poważne tematy.
- Proszę... Nie udawajmy, że spotkaliśmy się tu na zwykłą pogawędkę - powiedziała dziewczyna. Hugh skinął głową, przekrzywiając ją lekko na bok.
- Ma pani całkowitą rację. To nie jest zwykła pogawędka, a my nie jesteśmy zwykłymi ludźmi - odpowiedział, zachowując powagę. Gdzieś głęboko w sobie wyczuwał strach przed zdemaskowaniem. Mężczyzna, za którego znajomego się podawał, siedzi teraz zamknięty w jego mieszkaniu, pilnowany przez kilku znajomych. A on w każdej chwili może zostać zdemaskowany i wsadzony do więzienia, KOLCa, bądź nawet zabity za działalność przeciwko prezydent Coin. To jak najbardziej nie jest zwykła sprawa.
Powrót do góry Go down
the leader
Teri Beaverbrook
Teri Beaverbrook
https://panem.forumpl.net/t2002-teri-beaverbrook#25428
https://panem.forumpl.net/t2004-teriowe#25438
https://panem.forumpl.net/t2003-teri-beaverbrook#25430
https://panem.forumpl.net/t2056-teri#26164
Wiek : 17
Zawód : Agentka wywiadu
Przy sobie : morfina, telefon komórkowy, broń palna, fałszywy dowód tożsamości, medalik z małą ampułką cyjanku, klucze od mieszkania

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyPią Mar 28, 2014 7:39 pm

Niespodziewany zwrot akcji wbił dziewczynę z potoku myśli. Olivier nieco się rozluźnił jakby uszło z niego całe kłębiące się gdzieś wewnątrz napięcie i zaczął powoli, lecz już całkiem swobodnie tłumaczyć Teri powód zdawałoby się niewielkiej zmiany. Była ona jednak na tyle znacząca, że zmusiła ją do podjęcia decyzji o pozostawieniu ważnych informacji dla siebie. Być może pan Sparks nie kłamał, być może to dziewczyna była zbytnio wyczulona na wszelkie zmiany, lecz ta sprawa była zbyt ważna, aby móc nie mieć stuprocentowego zaufania do swojego kontaktu.
Teri musiała obmyślić plan natychmiastowego wycofania się z kawiarni i zaszycia się gdzieś w bezpiecznym miejscu. Owszem, mogła tu i teraz powiedzieć Olivierowi w twarz, że zdemaskowała go (oczywiście wtedy byłby to blef) i zawezwać strażników, a posłuszne pieski Coin zaprowadziłby tu w oka mgnieniu porządek. Dziewczyna jednak musiała zostać w pełnej anonimowości - jej dane osobowe oraz wygląd musiały być całkowicie nieskalane zapiskami o jakichkolwiek tajnych działaniach bez uprzedniego poinformowania władz.
- To rzeczywiście wiele komplikuje... - zamyśliła się upijając łyk chłodnej kawy. Poprowadziła dłoń w kierunku dobrze ukrytego opakowania z morfiną i zaczęła wybijać o nie nerwowy rytm. Była na jak to sama nazwała "głodzie".
- Ma pani całkowitą rację. To nie jest zwykła pogawędka, a my nie jesteśmy zwykłymi ludźmi. - Zaczął znacznie więcej mówić zachowując przy tym nadzwyczajną powagę. Teri nie do końca wiedziała, co ma na myśli Olivier, ale puściła to mimo uszu; najwidoczniej zaczął uzewnętrzniać jeden ze swych wywodów. Przedtem napomniał coś o tym, że mogła poczuć się niezręcznie i owszem, dokładnie tak się teraz czuła.
- Bardzo mi przykro, ale nie mogę... - przez chwilę się zacięła jak gdyby coś stanęło jej w gardle. - Proszę mnie zrozumieć.
Powrót do góry Go down
the pariah
Hugh Randall
Hugh Randall
https://panem.forumpl.net/t1998-hugh-randall
https://panem.forumpl.net/t3568-hugh-2-0#56041
https://panem.forumpl.net/t3567-hugh-randall#56040
Wiek : 34
Zawód : Poszukiwany
Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy
Obrażenia : anemia

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyPią Mar 28, 2014 8:14 pm

- To rzeczywiście wiele komplikuje... - odparła dziewczyna, upijając łyk swojej kawy. Na twarzy Hugh pojawiło się lekkie zdziwienie, jakby nie do końca zrozumiał, w czym tkwi problem. Odruchowo podniósł dłoń do swoich włosów i zmierzwił je lekko. Zerknął na zegarek, po czym znów przeniósł wzrok na dziewczynę. Wydawała się wyraźnie zmieszana i jakby lekko poddenerwowana. Kiwnął lekko głową, jakby na potwierdzenie jej słów.
- Bardzo mi przykro, ale nie mogę... - dodała po chwili. Hugh wysłuchiwał jej uważnie, przyglądając się ze spokojem i zrozumieniem. Domyślał się, że ma ona obawy. Została postawiona w trudnej sytuacji, której się nie spodziewała. Spotkała się z kimś, o kim nigdy w życiu nie słyszała i kto nie był tym, za kogo się podawał. Hugh to rozumiał bo sam często miał takie obawy. Jeśli dziewczyna była wyjątkowo sprytna mogła się domyślić, że kłamie. Dlatego może lepszym wyjściem byłoby zakończenie tego spotkania? Znalezienie kogoś innego, kto mógłby mu 'pomóc'?
- Proszę mnie zrozumieć - dokończyła wcześniejszą myśl cicho, jakby niepewnie. Mężczyzna odchylił się do tyłu na krześle i założył ręce za głowę.
- Oczywiście, rozumiem - powiedział, uśmiechając się pokrzepiająco - Domyślam się, że może mieć pani wątpliwości, to oczywiste. W tych czasach nigdy nie wiadomo, z kim się ma do czynienia - przerwał, zastanawiając się nad tym, co może jej jeszcze powiedzieć - Zrozumiem, jeśli zechce mnie pani teraz opuścić. Jeśli tak się stanie może mieć pani pewność, że przekażę mojemu znajomemu iż spotkanie nie doszło do skutku, a on sam wkrótce się z panią skontaktuje i umówi osobiście, jeśli uważa pani, że tak będzie lepiej - patrzył na nią ze spokojem zastanawiając się, jak zareaguje na ten wywód. Przypuszczał, że postanowi odejść, a on sam nie chciał nalegać, bo to mogłoby wydać się podejrzane. A przecież nie chciał niepotrzebnego zamieszania ze strony Strażników. Jednak jego uległość... - Jeżeli jednak zmieniłaby pani zdanie mogę zapewnić, że to, o czym będziemy rozmawiać pozostanie tylko między nami. Zaufanie jest podstawą funkcjonowania w społeczeństwie, czyż nie? Nie chcę jednak naciskać, to wszystko zależy tylko i wyłącznie od pani i tego, co uważa za słuszne - uśmiechnął się ponowie, miło, ciepło i przyjaźnie. Sięgnął po szklankę, w której lód roztopił się już do końca i upił łyk wody. Przyjemny chłód rozlał się po jego ciele, gasząc pragnienie i dając uczucie odświeżenia. Przyglądał się swojej rozmówczyni pragnąc aby dała mu jakąś wyraźną odpowiedź. W tym świecie nie ma 'może'. Wszystko jest albo białe albo czarne, a dodatkowa gra i cała ta otoczka nie są potrzebne. Szczerość przede wszystkim.
Powrót do góry Go down
the leader
Teri Beaverbrook
Teri Beaverbrook
https://panem.forumpl.net/t2002-teri-beaverbrook#25428
https://panem.forumpl.net/t2004-teriowe#25438
https://panem.forumpl.net/t2003-teri-beaverbrook#25430
https://panem.forumpl.net/t2056-teri#26164
Wiek : 17
Zawód : Agentka wywiadu
Przy sobie : morfina, telefon komórkowy, broń palna, fałszywy dowód tożsamości, medalik z małą ampułką cyjanku, klucze od mieszkania

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptySob Mar 29, 2014 9:53 am

Nie, nie, nie, nie. Miała zbyt wiele wątpliwości. Musiała uciąć to spotkanie.
- Wiesz... - przeszła z Olivierem na ty. - Nie mogę Ci powiedzieć całej prawdy, ale jest coś o czym zdecydowanie powinieneś wiedzieć - dziewczyna postawiła wszystko na jedną kartę, blef często bywał najlepszym wyjściem z opresji. - Nie wiem kim jesteś, być może planujesz jakiś zamach, być może zbierasz informacje dla kogoś innego, lecz jedno mogę ci powiedzieć - wstała i musnęła wargami jego ucho bardzo cicho przy tym szepcząc. - Pani Prezydent siedzi na szklanym tronie, który ostatnimi czasy jest wyjątkowo kruchy. Wystarczyłby jeden celny strzał, aby rozpadł się on na milion kawałków. -  posłała mu tajemniczy uśmiech mając nadzieję, że Olivier jest na tyle bystrym, aby zrozumieć aluzję nawiązania niepewnej sytuacji w kręgach Coin do szklanego tronu.
Teri wyszła z kawiarni pewnym krokiem i założyła okulary przeciwsłoneczne. Teraz jedne, co musiała to uśmierzyć głód.
Powrót do góry Go down
the pariah
Hugh Randall
Hugh Randall
https://panem.forumpl.net/t1998-hugh-randall
https://panem.forumpl.net/t3568-hugh-2-0#56041
https://panem.forumpl.net/t3567-hugh-randall#56040
Wiek : 34
Zawód : Poszukiwany
Przy sobie : scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, niezarejestrowana broń palna, zapalniczka,zdobiony sztylet, fałszywy dowód tożsamości, telefon komórkowy
Obrażenia : anemia

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptySob Mar 29, 2014 2:28 pm

- Wiesz... - To my nagle przeszliśmy na 'ty'? - Nie mogę Ci powiedzieć całej prawdy, ale jest coś o czym zdecydowanie powinieneś wiedzieć - Hugh przekrzywił lekko głowę patrząc na nią ze zdziwieniem. Zapowiadało się na to, że dziewczyna zamierza jednak odejść. Nie miał jednak pojęcia, co chce mu powiedzieć.
- Nie wiem kim jesteś, być może planujesz jakiś zamach, być może zbierasz informacje dla kogoś innego, lecz jedno mogę ci powiedzieć - jej słowa nie zrobiły na nim wrażenia. Wręcz przeciwnie - spodziewał się, że może coś takiego podejrzewać. Teraz ludzie bywali ostrożni - czasem zbyt ostrożni. On sam zresztą jej nie ufał - miał niemal stuprocentową pewność, że dziewczyna nie jest tą, za jaką się podaje.
- Pani Prezydent siedzi na szklanym tronie, który ostatnimi czasy jest wyjątkowo kruchy. Wystarczyłby jeden celny strzał, aby rozpadł się on na milion kawałków - dodała, a on starał się powstrzymać zdziwienie i zaskoczenie, które wywołały jej słowa. Patrzył przez chwilę zastanawiając się, dlaczego mu to mówi. Gdzieś w głębi jego umysłu czuł, że kłamie. Że to tylko blef chcący go zmylić. Ale nie zdziwiłby się też, gdyby była to prawda. Wiedział, że w Kapitolu działa wiele osób, które zrobią wszystko, aby zniszczyć Coin. I wiedział, że jej autorytet z każdym dniem słabnie. Sam był jedną z tych osób, a oprócz sprzeciwu wobec rządów kierowała nim jeszcze żądza zemsty. Mimo że wiele razy obiecywał sobie, że to, co wydarzyło się w przeszłości jest już dawno za nim wiedział, że tylko sobie to wmawiał. Tak naprawdę nie potrafił pozbyć się uczucia pustki i złości. Upychał wspomnienia i uczucia w małej, pancernej szafie w jego mózgu, kumulując je w sobie i starając się żyć teraźniejszością. Jednak z każdym dniem zbliżał się do autodestrukcji. Człowiek nie może tłumić swoich myśli zbyt długo, w końcu to wszystko wybuchnie, zniszczy go od środka. Sprawi, że stanie się zupełnie innym człowiekiem. Jakby Hugh było to potrzebne. Zajęło mu chwilę zanim powrócił do miejsca, w którym się znajdował. Spojrzał na Astrid - jeśli w ogóle tak miała na imię, a pewnie nie, i starał przypomnieć sobie jej słowa. Kiedy dotarło do niego to, co powiedziała, uśmiechnął się blado.
- Dziękuję za spotkanie. Przekażę, że wiele z tego nie wyszło - powiedział i uśmiechnął się, a kiedy dziewczyna wstała aby odejść, on z grzeczności zrobił to samo. Obserwował ją, kiedy wychodziła  z kawiarni. Stał jeszcze chwilę zastanawiając się nad całym tym spotkaniem, po czym wyjął z kieszeni spodni banknot, rzucił go na stolik i poszedł w ślady Astrid. Teraz miał jeszcze jedno spotkanie do odbębnienia, tego jednak wyczekiwał już od dawna zastanawiając się, kto dokładnie mógłby chcieć się z nim spotkać, bo same dane niczego mu nie mówiły.
KOLC brama główna (zahaczając o hacjendę w celu zabrania paru rzeczy)
Powrót do góry Go down
the leader
James Dariety
James Dariety
https://panem.forumpl.net/t2169-james-dariety
https://panem.forumpl.net/t2171-dariety#28970
https://panem.forumpl.net/t2170-james-dariety
Wiek : 25
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : tygodniowy zapas kawy, paralizator, wytrych, broń palna z pełnym magazynkiem, zezwolenie na posiadanie broni, mundur żołnierza, kamizelka kuloodporna

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyCzw Maj 01, 2014 7:55 pm

W środku kawiarni panował przyjemny chłodek, co James powitał z wielką radością. Po drodze zatrzymali się na chwilę pod jego mieszkaniem, gdzie w trzy minuty przebrał mundur na zwykłe ubrania. Dziwnie by wyglądał w uniformie na parkiecie załóżmy. Miał ze sobą prostą skórzaną torbę, która w zamierzeniu była stworzona do przenoszenia laptopów. Jako że James takiego nie posiadał, wykorzystywał ją do noszenia broni i wszelkich dziwnych dokumentów i przepustek bez wzbudzania podejrzeń. Paralizator miał zawsze przypięty do paska i zasłonięty koszulką lub, tak jak dzisiaj, czarną skórzaną kurtką. Życie nauczyło go ostrożności. - Też mam nadzieję, że nie będę musiał używać broni. Proszę się wobec tego zachowywać przyzwoicie i nie rzucać się na mnie więcej. - uśmiechnął się sympatycznie.
- Skoro przeszliśmy na mniej oficjalne tony, może przejdziemy na 'ty'? - zaproponował. - Wybacz, zawsze miałem problem z tym. Niby savoir vivre nie ma dla mnie tajemnic, wiem którym widelcem zjem pasztecik a którym kurczaka, ale to kto się pierwszy wita lub proponuje przejście na mniej oficjalne zwracanie się do siebie mnie myli. - przyznał się, wpuszczając panią przodem. Dżentelmeni nie wymarli. Feministki co prawda robiły co mogły, ale podczas wojny jednak nasunął się wniosek, że kobiety same sobie nie poradzą, gdy trzeba było rozbroić minę albo zabić gigantyczne pająki. Ze strzelaniem do ludzi problemu nie było, insekty powodowały zamieszanie w szeregach. - Niby to ma być osoba starsza i jak jest dwóch facetów, nie ma sprawy. Ale jak szef jest od ciebie młodszy? A jak szef jest młodszy i jest kobietą? Zagmatwane. - Dotarli do wolnego stolika gdzieś pośrodku sali. Jak zwykle popołudniami kawiarnie i wszelkie inne miejsca serwujące przyjemności cielesne były dość zatłoczone. Z przesadną szarmancją odsunął towarzyszce krzesło. - Ale za to wiem, że to kobieta powinna się pierwsza przedstawić. - tak naprawdę wcale tego nie wiedział, strzelał tylko. Jako że nikt nie zwracał na takie niuanse uwagi, uznał, że przejdzie takie zainicjowanie interakcji. - Dwie kawy ze śmietanką i dwa ciasta jagodowe proszę. - zamówił u kelnera, który zadziwiająco szybko się pojawił przy ich stoliku. Obsługujący nawet się nie krył ze swoimi obserwacjami dziewczyny, co James skwitował zdegustowaną miną i przewróceniem oczami. - Więcej klasy, gościu... - mruknął z przekąsem.
Powrót do góry Go down
the civilian
Mona Cline
Mona Cline
https://panem.forumpl.net/t2143-mona-cline
https://panem.forumpl.net/t2146-panna-cline#28612
https://panem.forumpl.net/t2145-mona-cline#28609
https://panem.forumpl.net/t2147-komorka-mony#28613
Wiek : 24
Zawód : Pielęgniarka
Przy sobie : Fotografia swych braci i bratanków, trochę drobnych, woda mineralna, notes z ciemnym obiciem, leki przeciwbólowe, komórka, gaz pieprzowy, jednorazowa przepustka.

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyCzw Maj 01, 2014 8:42 pm

Ledwie przestała się czerwienić, na powrót twarz miała niczym piwonia. Uciekła gdzieś wzrokiem i jakoś próbowała nadążyć za mężczyzną. Zaczęło jej przeszkadzać, że jest mniejsza i musi stawiać dwa kroki na jego jeden. Czuła się niekomfortowo dopóki nie poszedł się przebrać w coś innego niż służbowy mundur. Nie ukrywała, że wyglądał całkowicie inaczej w stroju cywila. Bardziej ludzko i przyjaźnie, no i ludzie się tak nie oglądali z pytaniem wymalowanym na twarzy, co to przeskrobała, że idzie obok i to jeszcze bez kajdanek.
- Może być pan o to spokojny. - wydusiła z siebie nieco przytłumionym tonem czując, iż dalej się z niej naśmiewa, że pomyliła strony. Zdarza się każdemu! Szczególnie osobom będącym w głębokim szoku i zdenerwowaniu. Weszli spokojnie do nieznanej jej kawiarni (tym razem zapamiętała, którą drogą szła i ile razy skręcała, tak na zaś), w którym nie było na szczęście tak wielu ludzi. Zarejestrowała kątem oka otwarte okna i uchylone drzwi, a robiła to automatycznie. Odkąd została uwięziona na trzy dni w zawalonym sklepie, chorowała na lęk przed zamkniętymi pomieszczeniami. Tutaj nic nie groziło, co napawało ją spokojem, chociaż do stoicyzmu było jej daleko. Słuchała propozycji Strażnika, który nie był teraz Strażnikiem, a zwykłym obcym (!) jej mężczyzną, jednocześnie siadając na krzesełku. Wolałaby zostać przy "pan/pani", ale uznała, że to tylko skomplikowałoby sprawę. Skoro dała się tu zaprosić w niewiadomym jej celu, pierwszy raz w życiu zgadzając się na wyjście na kawę z osobą nieznaną, powinna wrzucić na luz. Nieco sztywno siedziała przy stoliku i słuchała uważnie wypowiedzi mężczyzny. Uśmiechnęła się doń życzliwie.
- Mona. Miło mi cię poznać. - nie podała nazwiska. Zazwyczaj gdy ktoś słyszał "Cline", jedna połowa krzywiła się, warczała i odchodziła, coby nie robić sobie kłopotów, zaś druga połowa wręcz przeciwnie, nagabywała ją jakoby miała być to wyrównanie rachunków z Richardem. Na dobrą sprawę, mężczyzna mógł ją wylegitymować i dowiedzieć się wszystkiego bez żadnych uprzejmości, jednak Mona żywiła nadzieję, że do tego nie dojdzie. Chciała zaprotestować wobec ciastka jagodowego, bo apetytu nie miała ani trochę. Wciąż ją skręcało w żołądku, a serce łomotało nieco szybciej niż powinno. Nawet nie zdążyła zirytować się na bezczelnego kelnera. Posłała mu jednak litościwe spojrzenie.
- Savoir vivre w tych czasach to coś nadzwyczajnego. Przyznam się panu, że do tej pory mam problem z zapamiętaniem kolejności sztućców do dań. - zagadnęła, chcąc utrzymać przyjazny ton rozmowy i nie zwracać uwagi na to, że dłonie się jej trzęsą pod stołem. Z niecierpliwieniem wyczekiwała kawy. Musi uzupełnić czymś swoją krew, aby w końcu się skupić. Stolik zapewniał przynajmniej, że nikt na nikogo nie wpadnie. Gdyby wiedziała, że Strażnik nosi przy sobie broń nawet przy cywilu... cóż, ona sama miała w kieszeni płaszcza gaz pieprzowy po tym, jak któregoś razu dosyć stanowczo została zaczepiona.
Splotła mocno dłonie na stoliku i pilnowała się, aby na ustach mieć bardziej naturalny uśmiech.
Powrót do góry Go down
the leader
James Dariety
James Dariety
https://panem.forumpl.net/t2169-james-dariety
https://panem.forumpl.net/t2171-dariety#28970
https://panem.forumpl.net/t2170-james-dariety
Wiek : 25
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : tygodniowy zapas kawy, paralizator, wytrych, broń palna z pełnym magazynkiem, zezwolenie na posiadanie broni, mundur żołnierza, kamizelka kuloodporna

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyCzw Maj 01, 2014 9:15 pm

Dziewczyna typowo nie czuła się dobrze w jego towarzystwie. James odbierał to jako swego rodzaju zniewagę a na pewno wyzwanie. Jego dotychczasowe starania nie przynosiły efektu. Niepowodzenia działały na niego różnie. Czasem motywowało go to jeszcze większego nakładu pracy i dojścia do celu po trupach. Przeszkodą w tym sposobie był fakt, że nie wiedział jaki jest jego cel. Cały dzisiejszy wieczór był w sumie dość nieprawdopodobny i trudny do przewidzenia. Innym sposobem rozwiązania sytuacji jest po prostu poddanie się i oddanie pałeczki dyrygenta w inne ręce. Prawdopodobnie właśnie występowanie tego drugiego 'ja', odsuwającego się od spraw powodowało że wciąż był zwykłym szeregowym. Wracając do sprawy Mony, która z oporem się przedstawiła, uznał, że wyłoży karty na stół. Za chwilę.
- Jestem James. - jego nazwisko nic nikomu nie mówiło, więc również zachował je dla siebie jako nieistotny detal. Przy nodze cały czas czuł torbę, sprawiało to że miał wrażenie bezpieczeństwa i potrafił zachowywać się spokojnie. Nie wiedział jak ludzie mogą chodzić kompletnie nieuzbrojeni. Nastroje wcale nie są uspokojone, to tylko marna propaganda mająca na celu... Co? Chyba odnowienie gospodarki i nie sianie zamętu. Nie działało ani jedno, ani drugie. - Mnie również miło. - dodał po chwili milczenia.
- Tak, mama dbała o moje wychowanie. Mądra kobieta. - pokiwał glową - Kiedyś miałem tego dość i uciekałem z jej lekcji, ale teraz widzę swoją głupotę a jej zamiary. A mama mówiła, że zrozumiem jak dorosnę. - zaśmiał się cicho. Obserwował Monę, jej tiki, nerwowe przebieranie rękami, rozbiegany wzrok i kropelki potu występujące na czoło. Miał wrażenie, że odbywa przesłuchanie. - Ok, słuchaj Mona. Nie musisz tu siedzieć. - pochylił się w jej stronę - Nie wiem co się stało. Nikt cię tu nie skrzywdzi. Będzie mi bardzo miło, jeśli wypijesz ze mną tę kawę, jeśli nie, proszę bardzo. Nie będę cię tu zatrzymywał siłą, zmuszał do jedzenia ciasta. - miał dość gierek na dziś. Dobry glina, zły glina... Ok, pracuje dla rządu, ale jest do cholery jasnej człowiekiem! Nie umiał się wczuć w rolę zwyczajnego obywatela. Widział każdą ważną personę 'zza kulis' i wiedział, że oni też chodzą do toalety, mają rozstępy i nie lubią buraków. Mógł być przerażający w pracy, nie po niej. Był przekonany, że zachowanie dziewczyny bierze się z jego winy, nie wpadł na fakt, że nie cały świat kręci się wokół niego i ona ma swoje zmartwienia, w których nie figuruje. James nie umiał pogodzić się z faktem, że mógłby być tylko epizodem.
Powrót do góry Go down
the civilian
Mona Cline
Mona Cline
https://panem.forumpl.net/t2143-mona-cline
https://panem.forumpl.net/t2146-panna-cline#28612
https://panem.forumpl.net/t2145-mona-cline#28609
https://panem.forumpl.net/t2147-komorka-mony#28613
Wiek : 24
Zawód : Pielęgniarka
Przy sobie : Fotografia swych braci i bratanków, trochę drobnych, woda mineralna, notes z ciemnym obiciem, leki przeciwbólowe, komórka, gaz pieprzowy, jednorazowa przepustka.

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyCzw Maj 01, 2014 9:37 pm

Gdyby to James był jej głównym 'problemem', na pewno nie siedziałaby jak na szpilkach. Ba, Mona chciałaby, aby jej problemy były rozmiaru takiego, jak myślał mężczyzna. Były niestety one o wiele, wiele większe. Rano wydawać się mogło, że wiedziała jak potoczy się dzień. Spotka brata, wyściska go, on ją zaprowadzi do swej żony i dwóch synków, pokaże, gdzie mieszka Kevin i rozpoczną nowe życie w innym miejscu na innych zasadach. Wszystko to poszło w diabli z chwilą, gdy rozpoznała jego sylwetkę nad jeziorem. Tym bardziej nie potrafiła już przewidzieć co się stanie w ciągu tego dnia i wieczoru. Wszystko było prawdopodobne. Nawet porozumienie się z Ufo, a nie zrobiłoby to na niej szczególnego wrażenia. Zapisała sobie w głowie imię i twarz mężczyzny, od razu uznając, że jedno do drugiego bardzo pasuje. Zauważyła, że i on nie podał nazwiska,ale czy ludzie przy poznawaniu się podawali pełną godność? Nie mogła mu wyjaśnić swego dystansu. Byli sobie obcy, to musiało póki co wystarczyć.
Uśmiechnęła się do niego, wspominając swoją matkę.
- Rodzice tak mają. Też mnie moja uczyła etykiety, starego francuskiego i manier. Byłam krnąbrnym dzieckiem i wcale nie rozumiem jako osoba dorosła po co te galanterie.  - czy to miało znaczenie, gdy świat pozornie był spokojny? W porównaniu z jej pracą, która wbrew pozorom nie była lekka, wszystkie te balowe, galowe zasady nie miały znaczenia. Matkę potrafiła wspominać, wszak o jej śmierci wiedziała od ponad roku.
Spojrzała smutno prosto w oczy mężczyźnie, gdy ten szczerze powiedział, że jej zachowanie mu nie pasuje. Starała się wyglądać normalnie, ale widocznie to nie wyszło. Słaba była z niej aktorka. Nie potrafiła długo udawać.
- Nie, nie, to nie twoja wina. - zaprzeczyła od razu nieco żywiej i szczerzej. - Naprawdę, nie myśl, że się zmuszam, aby to siedzieć. Po prostu jest mi źle, bo straciłam parę bliskich mi osób. - uśmiechnęła się niewesoło do niego, a jej oczy zaszkliły się nieco. Wzięła zaraz głęboki wdech, aby zachować nerwy na wodzy. - Myślę, że kawa mi pomoże. - podziękowała uprzejmie nieuprzejmemu kelnerowi, gdy ten przyniósł kawy i ciacha, stawiając je na stolik i nieco zwlekając, życzył im smacznego, a potem odszedł. Wyprostowała się i objęła filiżankę parującego, wspaniałego napoju.
- Zawsze chciałeś pracować jako strażnik? - zapytała i wpatrywała się w swojego rozmówce, tym razem pilnując się, aby o niego dbać i nawet niewerbalnie dawać mu do zrozumienia, że jest zaciekawiona jego odpowiedzi. Przyda się jej poznać parę osób na dzielnicy. Skoro postanowiła radzić sobie sama, bez interwencji brata, potrzeba jej znajomych twarzy, by móc się tu odnaleźć. Nawet, jeśli pierwszą osobą będzie strażnik.
Powrót do góry Go down
the leader
James Dariety
James Dariety
https://panem.forumpl.net/t2169-james-dariety
https://panem.forumpl.net/t2171-dariety#28970
https://panem.forumpl.net/t2170-james-dariety
Wiek : 25
Zawód : Strażnik Pokoju
Przy sobie : tygodniowy zapas kawy, paralizator, wytrych, broń palna z pełnym magazynkiem, zezwolenie na posiadanie broni, mundur żołnierza, kamizelka kuloodporna

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 EmptyCzw Maj 01, 2014 10:55 pm

- Jako dorosła nie rozumiesz po co te galanterie? Żeby brylować na salonach i wśród wyższych sfer, rzecz jasna! - powiedział z emfazą - Trzeba się jeszcze nauczyć tańczyć walca wiedeńskiego i angielskiego. - skwitował, nie przyznając się, że i je umie. Dziewczyna miała rację, teraz było to niepotrzebne, ale kto wie. Może jeszcze nastaną takie czasy, że taniec, dystyngowane ruchy i niewinność będą w cenie. Aktualnie wszyscy żyli 'z dnia na dzień', jak głosiło motto KOLCów. Było one odpowiednie niestety nie tylko dla nich, co dało się zauważyć każdemu, kto otworzył oczy na tyle, by wyjrzeć zza zasłony. - Umiesz starofrancuski? - zaciekawił się. Jego automatyczną reakcją, tak jak i połowy społeczeństwa (co najmniej) było 'a powiedz coś w tym języku'. Powstrzymał się jednak w ostatniej chwili. - To jest chyba jedna z tych kompletnie nieprzydatnych umiejętności. Ja umiem kilka słów po starohiszpańsku, ojczym był pasjonatem. - wzruszył ramionami. A to spotkanie ludzi o kompletnie nieprzydatnych talentach!
Na wieść o stracie dziewczyny, prawie się zarumienił. Jednak miała powód, żeby być osowiała. Sam James nie obawiał się takiej straty, z mamą kontaktu nie miał od dawna, chociaż próbował, oswoił się z myślą, że nie żyje. Umarła jednak zapewne z racji wieku, nie w udrękach wojny. Innych krewnych nie miał, a przynajmniej się o nich nie troszczył. Nie powiedział o tym jednak, trafnie uznając to za niestosowny komentarz. - Przykro mi z tego powodu. - odsunął się i lekko przyhamował. W tym momencie, jak Wybawiciel przyszedł kelner z zamówieniem, wciąż popatrując na dziewczynę. - Tak, kawa jest dobra na wszystko. - przyznał, przysuwając ku niej filiżankę - Palisz? - spytał - Mnie to pomaga. - mało kto zwracał już uwagę na zakazy palenia w miejscach publicznych, dlatego też James wyciągnął srebrną papierośnicę i zaoferował dziewczynie.
Czy zawsze chciał pracować jako strażnik? Ciężkie pytanie. - Zawsze chciałem prawa, nie niewolnictwa. Chciałem, by zmieniła się władza, by skończyły się Igrzyska. Teraz pomagam to utrzymać. - najbardziej ogólnikowa odpowiedź, na jaką mógł się zdobyć. Chociaż korciło go, nie wypowiedział wszystkiego co mu na duszy leżało. Brakowało mu przyjaciela, Shai była daleko a on nie miał komu się zwierzyć ze swoich rozterek. - A ty zawsze chciałaś zostać pielęgniarką? Dobra dusza czy okoliczności? - poznawanie się wzajemnie było trudne, szczególnie jeśli trzeba było uważać na każde słowo. Nigdy nie wiadomo było, kto słuchał.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Cornucopia Café - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cornucopia Café   Cornucopia Café - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Cornucopia Café

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next

 Similar topics

-
» Cornucopia Café
» Harbour Cafe

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Centrum miasta-