|
| Ruiny Pałacu Sprawiedliwości | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Czw Maj 02, 2013 9:48 pm | |
| First topic message reminder :
Niegdyś jedna z najwspanialszych budowli w Kapitolu, w trakcie rebelii niemal doszczętnie zniszczona, dziś stanowi jedynie sypiący się postrach, w każdej chwili grożący zawaleniem. Mieszkańcy getta opowiadają, że w środku straszy i raczej nie zapuszczają się do środka. SCENARIUSZ #3 Legenda:A - wejście, przedsionek B - stanowiska, miejsce wymiany odzieży (wyjście od podwórza jest zamknięte)C - puste pomieszczenie, składowisko starych mebli, spróchniałych desek itp. D - stołówka polowa E - punkt rejestracyjny F - stanowiska, miejsce wymiany elektroniki G - punkt organizacyjny Strażników Pokoju Nieoznaczone pomieszczenia są niedostępne, trwają w nich prace remontowe.Bardzo prosimy o informowanie, w którym pomieszczeniu znajduje się Wasza postać (jako info na początku każdego postu lub pogrubiony tekst). |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Pon Cze 22, 2015 9:04 pm | |
| - Co to ma znaczyć?! Zatrzymajcie ich natychmiast, nie pozwólcie im się rozejść! Wrzask, jaki podniosła dowódczyni Strażników Pokoju, oznaczał tylko jedno – komuś się co nieco ostro popieprzyło. Albo Christina była ślepa i potrzebowała okularów, albo wymachiwała pistoletem pod wpływem nadmiaru emocji, menstruacji, zbyt długiej abstynencji seksualnej… A może głupoty? Wystarczyło jednak, żeby rozzłościć Vivian, która w tej felernej chwili zajęta była wycieraniem jakąś znalezioną w kieszeni płaszcza chusteczką twarzy Farrie; wcześniej zdążyła pobieżnie otrzeć samą siebie; najwidoczniej nie na tyle dobrze, by członkini rządu mogła rozpoznać swoich. - Zwariowała? – mruknęła w stronę Farrah, marszcząc brwi. Nie dane było jednak jej powiedzieć cokolwiek więcej, bowiem natychmiast znalazło się przy nich dwóch Strażników. Z kajdankami. Vivian przypomniało to o jej nie do końca radosnej randce z Ginsbergiem, która była nagrodą za to, że pomogła Ethanowi. - Delikatnie. – rzuciła w kierunku Strażnika. – Mógłby mi pan wytłumaczyć, jakim prawem i w oparciu o jakie rozkazy naruszacie wolność nie tylko Wolnych Obywateli, ale i członków rządu? Spojrzała w stronę Farrie, również zakutej, po czym zmierzyła wzrokiem drugiego mundurowego. - Vivian Darkbloom – wymówiła swoje nazwisko powoli i wyraźnie, powstrzymując się z trudem od wrzaśnięcia na człowieka, który wykonywał polecenia. – Architekt z ramienia rządu. W lewej kieszeni mojego płaszcza są dokumenty, gdyby pan nie wierzył. A koleżanka – skinęła głową ku Farrie. – Jest asystentką pana Sawyera Mendeza. Póki co, mówiła spokojnie. Ale mimo wszystko nie mogła ręczyć za siebie; jeśli rozeźlą ją bardziej, skończy się nie tylko na pisemnej skardze, ale i na urwaniu głowy Annesley.
|
| | | Wiek : 20 lat Zawód : asystentka Mendeza; KRESowiczka Przy sobie : laptop, pendrive, telefon komórkowy, inhalator, przepustka do siedziby rządu Znaki szczególne : orli nos; znoszona, dużo za duża szara bluza z kapturem
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Pon Cze 22, 2015 9:05 pm | |
| Bliskość Vivian w normalnych warunkach peszyłaby Farrie niesamowicie. Oczywiście blondynka uwielbiała bliskość i niefrasobliwie przekraczała wszelkie strefy komfortu nowo poznanych osób, to jednak z kobietami trzymała się raczej na dystans. Zwłaszcza z tymi zajętymi, które traktowała jako szczęśliwe zakochane mumie magicznego plemienia, do którego Risley nigdy nie miała dołączyć. Wolała więc separować się zawczasu, żeby uniknąć niemiłego porównywania się i samotnego przebywania w kącie podczas podwójnych randek. Nie, żeby była w jakikolwiek sposób akurat do panny Darkbloom uprzedzona - po prostu kierowała się nieco naiwnym tokiem myślenia, za którym nie do końca szły odpowiednie gesty. Bo przecież przyjęła jej pomoc, uspokajała ją, a teraz trzymała ją za rękę, przecierając twarz rękawem brudnej bluzy i wpatrując się z niedowierzaniem w rozgrywające się tuż obok nich sceny. Pałac płonął coraz wyraźniej, zmierzch zapadał coraz szybciej i Risley czuła się jak w jakimś tanim kinie akcji. Z niezwykle rozbudowanymi efektami sześć-de. Lewa kostka zaczynała boleć ją mocniej, tak samo jak nadwyrężone szybkim kuśtykaniem mięśnie. W chwili, w której mogła swobodnie odetchnąć świeżym powietrzem i usiąść na murku, napływ adrenaliny przestał blokować dyskomfort. Trzymała się jednak całkiem nieźle, kiwnięciem głowy przyjmując decyzję Vivian. Uśmiechnęła się do niej nieco słabo i już-już miała zapaść w względnie regenerujący letarg, czekając na karetkę, gdyby nie nagłe zamieszanie, związane z napływem osób ze środka Pałacu i reakcją Annesley. Farrah z niedowierzaniem obserwowała działania strażników, pewna, że to jakiś głupiutki żart, ale kiedy kajdanki trzasnęły tuż przy jej nadgarstkach, zerwała się (prawie) na równe nogi, zginając jednak w kolanie tą kontuzjowaną. - To jakaś kompletna pomyłka. Jestem asystentką Mendeza w KRESie - powiedziała głośno, buntowniczo, choć ochryple i pewnie nieco słabiej niż w swoich wyobrażeniach. - Farrah Risley. - powtórzyła za Vivian przesadnie dokładnie, zerkając na Vivian z zdezorientowaniem. Nic się nie układało tak, jak powinno, i Farrie znów odseparowała się od moralnych niesnasek, obrzucając strażników bardzo krytycznym spojrzeniem i znów powracając wzrokiem do rudowłosej. |
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Pon Cze 22, 2015 10:08 pm | |
| Zapewne byłem kretynem i matka wraz Julką opieprzyłyby mnie za tę myśl, ale ogień... Czyż on nie lizał tego wszystkiego tak pięknie, z finezją, wyczuciem, smakiem? Czyż nie rozgrzewał mego serca swoim morderczym urokiem? Pstrykał i parzył, zawalał i niszczył. Pochłaniał. I nie, to nie był koniec. Przywodził też wspomnienie, które miało miejsce jeszcze w tym roku, gdy to niespodziewanie zostałem ranny po służbie na terenie KOLCa i gdy trafiłem na... Tabithę. – Conrad! Dzięki losowi! Prędko! – Pospieszyłem go, zabierając od razu od niego dziecko. Puściłem go przodem, sam zaś szedłem krok za nim przez to piekło. Te piękne jeszcze przed chwilą płomienie, zostawały teraz komplementowane jedynie przekleństwami z mojej strony. Sprawiły, że cały byłem spocony, bo było tu, w środku, jak w przeklętym piecu, oraz poparzony. Przecież nie mogły sobie odpuścić tej maskarady. Odetchnąłem dopiero w punkcie rejestracyjnym, w którym to nie mogliśmy za długo zostać. Złapałem za jedną z porzuconych butelek wody, odkręciłem i wcisnąłem w rękę dzieciaka. – Całe – rzuciłem, stwierdzając, że chodziło mu o dwie kobiety, które zgłosiły informację o kłopotach Dellingera. – Chodźmy, prędko. Ta rudera nie wytrzyma za długo – dodałem od razu, nie musząc nawet podawać jakichkolwiek argumentów przeciwko bezpieczeństwu w tym miejscu. Pełno dymu, który mieszał się z tumanami kurzu sypiącego się z sufitu i wzbijanego z podłogi, trzeszczało i słychać było jak pokój obok się zawala. Czym prędzej popchnąłem Conrada w kierunku przejścia do pomieszczenia F. Intuicyjnie wiedziałem, w której części pokoju się znajdują. Niejednokrotnie przeglądałem plany budynku i niejednokrotnie też robiłem dziś tu obchód. Z F do B raczej już łatwiej miało pójść, a w B... Praktycznie bylibyśmy już na zewnątrz. |
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Pon Cze 22, 2015 11:04 pm | |
| Miała dziką nadzieję na odrobinę akcji, na jakąś niebezpieczną zagrywkę; coś, co podniosłoby poziom adrenaliny krążącej w jej młodziutkim ciele. Kto wie, może gdyby Strażnik zaatakował jako pierwszy, nie miałaby żadnych oporów przed zabiciem go na oczach tłumu. Działanie w obronie własnej, nawet w stosunku do członka rządu, było działaniem koniecznym dla usiłowania ochronienia swojego życia – czy jakkolwiek tłumaczyli jej to kiedyś ludzie doradzający byłemu prezydentowi. Zdarzało się nawet, że celowo podpuszczano jej ofiary, by zaatakowały pierwsze; Catrice dawała się wtedy zranić, za każdym razem czując tylko lekkie rozbawienie. A potem puszczały hamulce, traciła poczucie rzeczywistości i działała jak w amoku, w szale zabijając na każdy sposób, jaki nagle pojawiał się w jej umyśle. Dopiero potem pojawiało się otrzeźwienie – zazwyczaj w momencie, kiedy trup ścielał się po marmurowej posadzce, a kilka kropel krwi lśniło na jej twarzy. Teraz jednak zmuszona była grzecznie stać i panować nad sobą. Tym bardziej, że Wolni Obywatele zaczęli naciskać na Strażników, żądać, by mieszkańców getta traktować na równi z nimi samymi; zapewne powinna czuć wdzięczność za ich czyny, ale nie miała ochoty na sentymenty. Powoli ludzie wydostawali się na zewnątrz, ci lepsi i ci gorsi, mieszając się w jeden tłum, w którym miejsce zamieszkania nie grało roli. Pałac Sprawiedliwości sprawiał wrażenie, jakby miał się zaraz zapaść, dlatego też Cat przekroczyła tę magiczną granicę i znalazła się na zewnątrz. Z czystym sumieniem odetchnęła świeżym powietrzem, nie zanieczyszczonym jeszcze smrodem spalenizny, którą przesiąkli chyba wszyscy ludzie obecni na wesolutkim festynie. Który najwidoczniej nie skończył się tak, jak planowali organizatorzy – wystarczyło tylko jedno spojrzenie, by ogarnąć chaos, który widziała przed sobą. Strażnicy Pokoju zdawali się zakuwać w kajdanki zupełnie przypadkowe osoby, co było zarówno śmieszne, jak i drażniące. Losie, czy ta dowodząca nimi wychudzona sępia istota nie posiadała mózgu? Odwróciła się, patrząc na ostatnich ludzi, którzy wychodzili z płonącego budynku. Nie widziała wśród nich jednej osoby, której zawdzięczała życie. No, dalej, panie strażniku Angelini, wychodź stamtąd.
|
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Pon Cze 22, 2015 11:17 pm | |
| Nimi mieliśmy się stać. Cieniami z Dwunastki! W sumie już nimi byliśmy. Jedni się z nas śmiali, inni nam współczuli. I, cholera, od kiedy byłam z nimi?! Z tym kapitolińskim ścierwem, które oglądało moje i wszystkie Igrzyska, które oglądało to z radością, z poczuciem rozrywki, funu. Zaliczyłam samą siebie do tego getta, zauważając w nich coś... ludzkiego i na co? Byli jedynie szarymi ludźmi, do których nic nie docierało! Nic nie robili ze swoim życiem! Nie buntowali się! Ja za to jak zwykle miałam być pozostawiona sama sobie, aresztowana i podręczona przez Strażników za solowy występ. Już byłam karana. – ŁAPY PRECZ! – wydarłam się, szarpiąc się, jak gdybym mogła mieć choć cień szansy z bardziej wyżywionymi i w większości wysportowanymi Strażnikami, którzy to na dodatek byli mężczyznami. Moja walka była już skończona, nim w sumie zdążyła się zacząć. Ręce natychmiastowo zostały mi wykręcone i skute. Nie patrzyli na to, że byłam kobietą, że mogli połamać te chude łapki. Brutalni jak zwykle. – JEBANI STRAŻNICY! JEBANE GETTO! GNIJCIE TU! WSZYSCY ZDYCHAJCIE JAK WAM TAK MIŁO! – krzyknęłam, nadal się szarpiąc, póki nie otrzymałam ciosu prosto w brzuch. Pozbawiło mnie to powietrza na sporą chwilkę, ale to i tak nic w porównaniu z bólem, który rozszedł się po całym moim ciele. Ciężko było mi złapać powietrze, ale gdy oddech wrócił... Po prostu wiedzieli jak uciszyć człowieka. Nienawidziłam tych skurwysynów. Myśleli, że są panami świata, że robią wielce dobrze! Nic nie robili dobrze! Najgorsze z tego wszystko jednak było chyba to, że u boku większości z tych typków walczyłam w trakcie rebelii. Walczyłam i w tej chwili żałowałam, że nie wycięłam wtedy swoich. Przynajmniej teraz nie musiałabym się zwijać z bólu w ich zdradzieckich łapach. Nawet jeden z moich najlepszych przyjaciół był gdzieś wśród nich i robił to, co oni. Nie zrezygnował z tego. Nadal to robił. Jebani Strażnicy! I jebany Finnick! I Adler! Miałam ochotę im wszystkim... Normalnie! Losie! Jaja powyrywam jak chwasty! |
| | | Wiek : 27 lat Zawód : menadżer 'Vanillove' oraz działacz społeczny Przy sobie : dowód, telefon, prawo jazdy Znaki szczególne : nieobecne spojrzenie, lekko powiększona tarczyca Obrażenia : problemy z tarczycą
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Wto Cze 23, 2015 7:47 pm | |
| Gdyby ktoś wcześniej powiedział mu, że jest taki wpływowy, na pewno nie poszedłby na tę przeklętą ekonomię. Z miejsca wybrałby się na politologię, a teraz być może grzałby już stołek u Adlera jako zastępca jakiegoś tam ministra, robiłby mądrą minę i obiecywał wszystkim wokół dobrobyt. Od czasu do czasu pewnie musiałby coś zrobić, ale przynajmniej w tej chwili nie tkwiłby w przejściu do kolejnego pomieszczenia najwyraźniej palącego się Pałacu Sprawiedliwości. Naprawdę nie spodziewał się, że ktokolwiek weźmie jego słowa na serio. Był przecież tylko mrówką w morzu owadów (ewentualnie stawonogów) krzyczącą dość cicho w porównaniu do takiej Johanny Mason, na przykład. Do tego bał się. Prawdopodobieństwo, że czekając w tej kolejce, umrze zdawało się rosnąć w oczach, ale mimo to powiedział, co powiedział i nawet zwrócił na siebie uwagę paru osób. Z bijącym sercem czekał na jakąkolwiek reakcję, gdy nagle zawołała go ta blondynka, która jeszcze parę minut temu tak dziwnie gapiła się na niego oraz Helen, i zaczęła ciągnąć go za koszule. Otworzył szerzej oczy ze zdziwienia, w duchu zastanawiając się już, czy dziewczyna zamierza go wziąć za zakładnika czy raczej zrobić z niego żywą tarczę, którą utoruje sobie drogę do przejścia, podczas gdy ona chciała go tylko poprosić o pomoc. Czuł się skonsternowany dwa razy bardziej niż piętnaście sekund temu i w sumie nie wiedział, co powiedzieć. Widząc złość i determinację wymalowane na jej twarzy odsunął się nieco, a wtedy do akcji wkroczyła Helen. W samą porę. Wsparła go słowami, świeżością umysłu i zabrała rozwścieczoną dziewczynę, dzięki czemu szczególnie mocno mu ulżyło. W sumie atmosfera i tak była napięta, ale tym razem nie obawiał się o swoje życie w tak dużym stopniu. Potem wszystko poszło jak z górki. Do głosu dziewczyny przyłączyły się też inne i wszyscy chcieli najpierw przepuścić mieszkańców getta. Chyba nie będzie przesadą nazwanie tego wydarzenia cudem w gettcie? Potworni oraz ohydni mieszkańcy dzielnicy przepuścili rdzennych Kapitolińczyków. Nawet Leo nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Chciał, aby zrobić to na zmianę –raz szli jedni, potem drudzy - ale przecież nie będzie teraz protestował. I tak znów czuł się jak bohater i mimo zbliżającego się niebezpieczeństwa, to uczucie było bardzo przyjemne. Może jak dalej tak pójdzie ktoś kiedyś wybuduje mu pomnik? Czekał na swoją kolej lekko zniecierpliwiony, chcąc jak najszybciej opuścić pomieszczenie. Niestety zapowiedział, że wyjdzie ostatni, więc musiał dotrzymać danego słowa.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Sro Cze 24, 2015 7:36 pm | |
| Nieporadność starszej oficer Annesley dawała się we znaki nie tylko jej podwładnym, cierpiała na tym zwłaszcza zgromadzona przed Pałacem Sprawiedliwości ludność. Vivian i Farrie, choć uprzednio skute, zdołały dojść do porozumienia ze Strażnikami Pokoju, którzy sprawdzili dokumenty kobiet i szybko przeprosili za swoją pomyłkę, pospiesznie i delikatnie zdejmując im kajdanki. Christina zignorowała własny błąd i pobiegła dalej, by już po chwili zająć się decydowaniem, komu należy się miejsce w pierwszych karetkach. Johanna została siłą odprowadzona na posterunek, gdzie miała spędzić noc. Nazwiska Calanthe i Catrice zostały zanotowane, jednak nie podjęto wobec nich żadnych działań, dziewczyny mogły więc spokojnie wracać do domu. Ostatnie osoby wybiegały z Pałacu, oglądając się rozpaczliwie za siebie. Dym nad budynkiem był już doskonale widoczny, nikt nie wiedział, ile jeszcze wytrzyma konstrukcja, która stała przecież w stolicy latami. W końcu także Leonard i Helen znaleźli się na podwórku, skąd Strażnicy przekierowywali ludność na jedną z bocznych uliczek. Madden i Favley otrzymywali po drodze wiele ciepłych spojrzeń i podziękowań, a ich odważna interwencja miała zostać zapamiętana na dłużej. Wspólnymi siłami, Conrad i Valerius zdołali uratować chłopca i przedostać się przez zadymione pomieszczenia na podwórko. Dosłownie chwilę później dało się słyszeć przeraźliwy hałas, a kopuła Pałacu Sprawiedliwości zawaliła się do środka budynku, wzniecając dookoła niego tumany kurzu. Niektóre miejsca wciąż jeszcze płonęły - już teraz wiadomo było, że kilka osób straciło życie pod gruzami w przedsionku, a liczba ofiar mogła się jeszcze powiększyć. Sprawcy podpalenia wciąż pozostawali nieznani, jednak już teraz można się było spodziewać śledztwa w tej sprawie. Mimo wszystko wyglądało na to, że pierwotny cel festynu został osiągnięty - dawno już nie widziano mieszkańców getta i Dzielnicy w tak dobrej komitywie. Ich nieprzychylne spojrzenia obracały się teraz jednocześnie w stronę mundurowych i rządu. Dziękujemy za udział w wydarzeniu, możecie dokończyć swoje rozgrywki bądź uznać, że Wasze postacie opuściły podwórko. Punkty za udział w Scenariuszu zostaną rozdane już niebawem! ;) Farrah - skręcona kostka będzie dokuczać Ci jeszcze przez jedną fabularną rozgrywkę. Conrad - oparzenia na rękach powinny zagoić się po następnej grze. Johanna - nie musisz rozgrywać fabuły na posterunku, pamiątką po pobycie w tym uroczym miejscu niech pozostaną siniaki na nadgarstkach, ponieważ kajdanek nie zdjęto Ci do rana. |
| | | Wiek : 24 Zawód : Szeregowy Przy sobie : bron palna z magazynkiem, przepustki, latarka, prawo jazdy, telefon, scyzoryk i zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże: jeden nad lewym nadgarstkiem i jeden na plecach Obrażenia : ogólne osłabienie
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Czw Cze 25, 2015 10:39 pm | |
| Udało mi się perfekcyjnie wręcz odnaleźć drzwi, choć szedłem na ślepo poprzez te chmury dymu. Utrudniały oddychanie, a ja, z dzieckiem, nie miałem za bardzo jak chronić swojego organizmu przed tym diabelstwem, dlatego też założyłem, że lepiej jak najszybciej stąd czmychnąć, zamiast bawić w zatykanie ust czy coś. Pomieszczenie niebawem miało się zawalić, zaś dziecko udusić, jeśli dłużej tu zostanie. Podobnie było z oficerem Dellingerem. Moje zmysły mnie nie zawiodły. Już po chwili byliśmy przed wyjściem, przeciskaliśmy się między tłumami gettowiczów, by w końcu przestąpić próg i znaleźć się na zewnątrz. Mieliśmy farta, gdyż chwilę później dało się słyszeć zawalające się kolejne części budynku i spanikowanych ludzi, którzy jeszcze wychodzili z budynku. Niestety, nie wszyscy zdążyli tego zrobić nim budynek kompletnie się zasypał. Wiedziałem, co to oznacza. – Cholera! - zakląłem pod nosem, bo zawiodłem. Powierzono mi tak błahe zadanie i zawiodłem, zaś teraz pewnie miało mi się nieźle za to oberwać. Jeśli nie chciałem zaprzepaścić swojej kariery, powinienem teraz skupić się na tropieniu zuchwalców, którzy byli odpowiedzialni za dzisiejszy atak, a przede wszystkim jakoś się ogarnąć. Cały byłem czarny od dymu. Przetarłem twarz ręką, szukając wzrokiem Annesley. Niestety była wyższa ode mnie rangą, więc nie mogłem zarzucić jej ociągania się. Mniemałem jednak, że cała operacja poszłaby sprawniej, gdyby znalazła się szybciej przed Pałacem, zaś teraz... Cóż, teraz pewnie wszelkie zarzuty skierowane pod adresem akcji Strażników w Pałacu miały spadać na moje barki. Jebana Christine! – Ja spadam – rzuciłem do Dellingera, klepnąwszy go po ramieniu. Musiałem się odświeżyć, bo mało mi brakowało do osiągnięcia marginalnej kurwicy. Parsknąłem, widząc ludzi przysłanych przez moją szefową. [z/t, o ile nikt nie chce pogadać ; )] |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Pią Cze 26, 2015 12:32 pm | |
| Dwa rzucone w powietrze nazwiska, poparte sprawdzeniem dokumentów i srogim spojrzeniem Vivian, odniosły rezultaty. Po dłuższej chwili speszeni Strażnicy Pokoju zdjęli kajdanki, które krępowały nadgarstki Farrie i rudowłosej. - Wszystko w porządku? – rudowłosa ostrożnie obejrzała ręce Farrah, nie potrafiąc przestać wrogiego zerkania na mundurowych. - Coś jeszcze? – warknęła. – Jeśli nie, to będą panowie łaskaw zająć się sprawdzaniem, czy nikomu ze zgromadzonych tutaj nic się nie stało, to powinien być Wasz priorytet – nie skuwanie każdego obywatela, którą wskazuje niekompetentna osoba. Strażnicy odeszli w końcu, pozostawiając je same sobie; wszędzie dookoła tłoczyli się ludzie, było ich zbyt wielu, by mogła wyłowić wzrokiem Conrada. Gdzieś mignęła jej Johanna Mason, odprowadzana przez kilku mundurowych w kajdankach – co się stało? Nie wiedziała nawet, że jej znajoma jest w getcie, że wybrała się na festyn – tym bardziej nie mogła przewidzieć tego, że ujrzy Zwyciężczynię Igrzysk w kajdankach. Odnotowała w pamięci, by dowiedzieć się co nieco o tej sprawie. Nic jednak nie równało się uldze, jaką poczuła, widząc Conrada, wyłaniającego się z budynku. Który dosłownie walił się na oczach zgromadzonych ludzi, powodując u Vivian cichy, gorzki śmiech. W końcu wraz z Corinne zadbały o to, by Pałac Sprawiedliwości uznano za zabytek, wręcz wywalczyły to we dwie, zajmując się również aspektami finansowymi. Tymczasem jednak ona stała na placu, ramię w ramię z asystentką Mendeza, obserwując, jak ruina zawala się, grzebiąc pod sobą ludzi, przedmioty… i ogrom jej czasu. - Niech to szlag – powiedziała jedynie, obejmując Risley ramieniem. Minął je właśnie Strażnik, któremu Conrad zawdzięczał życie; zatrzymała go na chwilę i podziękowała, ściskając jego dłoń. Nie znała jeszcze jego imienia, mimo to wiedziała, że będzie osobą, którą należałoby chwalić przed przełożonymi – w przeciwieństwie do tej kretynki, Annesley. Wciąż tuliła Farrie, gdy pojawił się Dillinger. Bez słowa puściła blondynkę, upewniwszy się, że nic jej nie grozi, i wyszła mu naprzeciw. Nie próbując nawet ocierać łez, objęła go delikatnie, gładząc długie włosy; w milczeniu, wiedziała bowiem, że nie potrzebują teraz słów. Podobnie, jak zrobiła to z Farrie, ujęła ostrożnie poparzone dłonie, oceniając obrażenia i donośnym głosem żądając obecności medyka. Który zjawił się po chwili, zajmując się jej towarzyszami; Vivian mogła obserwować, jak sprawdza kostkę blondynki i nakłada opatrunek na rany Conrada. Gdy odwrócił się w jej stronę, Darkbloom pokręciła głową. Ona jedna spośród tej trójki nie odniosła żadnych obrażeń, co w mniemaniu kobiety zakrawało na ironię losu. Wiedząc, że ma coś jeszcze do roboty, zabrała Farrie i Conrada do siebie, by odpoczęli. Sama wiedziała, iż nie wróci tak prędko.
zt dla całej trójki c: |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Pon Cze 29, 2015 11:59 am | |
| Prze cały następny dzień na miejscu tragedii trwały prace porządkowe, szacowany straty i starano się dotrzeć do zwłok, pogrzebanych pod gruzami. Okolice dawnego Pałacu zostały odgrodzone, co prawda zwykłą taśmą, jednak olbrzymia tabliczka z napisem Zakaz Wstępu była dla wszystkich doskonale widoczna. Wieczorem następnego dnia pojawiła się kolejna, mniejsza i nie krzykliwo-żółta - znalazły się na niej nazwiska wszystkich sześciu osób, które poległy pod gruzami. Arwen Lazar Cancer Leander Christine Turner Cilia Loem Dylan Sharpe Emma Swan Póki co, nie było wiadomo, czy miejsce zostanie uprzątnięte, plany zagospodarowania terenu znali tylko nieliczni. Do patrolowania okolic zostali wyznaczeni Strażnicy Pokoju, którzy potraktowali ten obowiązek bardzo poważnie, ponieważ rozkaz nie pochodził od zwolnionej Christiny Annesley, a samego prezydenta Adlera. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Pon Cze 29, 2015 2:31 pm | |
| /po spotkaniu z Valerie, po wesołym festynie, takie tam.
Minęły dwa dni od wydarzeń na festynie, kiedy Victor dostał informację o tym, iż skierowano go na patrol. Nie byle jaki – miał przechadzać się w okolicach ruin Pałacu Sprawiedliwości, zapewne w celu ogarnięcia, czy ktoś nie myszkował po gruzowisku. Robota jak każda inna, mus to mus. Miał towarzyszyć Previi, co przyjął z lekkim uśmiechem; gdyby natrafił na jakiegoś faceta, z zadowoleniem zaproponowałby obalenie flaszki z okazji zwolnienia Annesley. Naprawdę, chyba nie on jeden nie przepadał za Chris, nazywając ją szkapą – oczywiście, było to wypowiadane zawsze z czułością. Ale kto wie, może i z Benner dadzą radę świętować przez moment? Ostatnim razem szło całkiem nieźle… Na chwilę przed godziną piętnastą, Sean pojawił się na miejscu, wpatrzony w gruzowisko. Jeśli dobrze pamiętał, do tej pory wyciągnięto już ciała i rozstawiono prowizoryczny płotek, złożony głównie z taśmy i wesołej tabliczki informującej o zakazie wstępu. Przywitał się z Benner, kontemplując w głowie to, jak pięknie wyglądała w tej chwili, gdy zachodziło słońce. - Annesley odpadła… Myślisz, że awansujesz? – zapytał z uśmiechem, podciągając do góry taśmę, by mogła przejść.
|
| | | Wiek : 30 lat Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Pon Cze 29, 2015 10:22 pm | |
| No, nie bardzo potrafię się pozbierać. Wieczór spędzam w pobliskim, podrzędnym barze, baraku skleconym z blachy falistej, i popijam kolejne - mętne jak moje wspomnienia - nikczemne piwo. Łykam drugi ibuprofen, bo ból nie ma zamiaru tak łatwo opuścić mojej czaszki. Wentylator z wysiłkiem miesi gęste od dymu powietrze, perkalowa zasłonka w drzwiach nawet nie drgnie trącona przelotnym podmuchem, smętnie opada w dół. Stary tranzystor ryczy wesołą piosenkę, a tłusta baba, rozległa jak baobab, Matka Ocean, bogini płodności, kiwa się sennie za kontuarem. Kilku mieszkańców getta rozmawia cicho, pochylonych nad stolikiem. Kędzierzawe głowy niemal się stykają. Widać sprawa jest poważna. Znów nikt – pozornie - nie zwraca na mnie uwagi. Jestem tu, a jednocześnie nie jestem nigdzie. Podobno Kapitol to zręby naszej państwowości. Ale wcale nie czuję, jakbym wróciła do dziecinnego pokoju Matki Przyrody. Czasu nie da się cofnąć. To nie jest już moje miasto, choć pozornie nic się nie zmieniło. Oprócz mnie. Od momentu przyjęcia zlecenia z rąk samego prezydenta, otaczająca mnie rzeczywistość była jak wywar z halucynogennych grzybków. Wystarczy spróbować raz, a potem nic już nie da się zrobić. Co, do cholery, jeszcze może się zdarzyć strasznego? Kolejny kufel tego paskudnego, ciągnącego zaskrońcem piwa z jakiejś pieprzonej palmy? Kilka (dwanaście) godzin później wyległam, z wyraźnym trudem, na ulicę, o tej porze dnia zatłoczoną, gwarną, żyjącą – jakby tłum w połączeniu z infrastrukturą miasta stanowił jakiś na poły tylko biologiczny organizm. Wirus wynajmował dla niego wciąż nowe mieszkania w różnych częściach miasta i na różne nazwiska. Nawet tutaj, w getcie, panowała zadziwiająca niewspółmierność: jednolitość i swojskość – w najgorszym tego słowa znaczeniu – architektoniczna wgryzała się w obce środowisko, szalała niemal nieustanna kolizja estetyczna. Tyle miesięcy minęło od rebelii, a dysonans pomiędzy Kwartałem a Dzielnicą wciąż był odczuwalny - w oddali, na granicy horyzontu, wznosiły się obłe, powykręcane pod dziwnymi kątami kształty muru okalającego getto. Nie pasował ani do środowiska, ani do stołecznej architektury – wybudowany? wyhodowany? – jakby wapienna, choć znacznie od wapiennych wytrzymalsza struktura. Zgroza. Przed patrolem nie sprawdziłam skuteczności wymyślonej na własny użytek kuracji odprężającej (alkohol, środki przeciwbólowe, kawa na otrzeźwienie). Mimo wszystko wciąż za wysoko ceniłam sobie dyscyplinę. Poza tym – nie oszukujmy się – nic nie nastrajało do życia tak pozytywnie, jak huczna degradacja Annesley. Jednego dnia ptaszek wesoło ćwierka na samym czubeczku szumiącej wierzby, a kolejnego… … pożera go szalony kot z Cheshire, w obecnej chwili niemal pomrukujący z zadowolenia. Żegnaj, Alicjo! I witaj, Victorze. Uśmiecham się mimowolnie do Seana, demonstrując rząd równych, pobłyskujących jak u drapieżnika zębów. Humoru obecnie nie potrafią mi popsuć nawet gruzy, ponurym całunem rozciągające się tam, gdzie swego czasu dumnie wznosił się Pałac Sprawiedliwości. Jakież to wymowne. - W obecnej chwili myślę wyłącznie o tym, jak uczcić jej bolesny upadek. Alkohol, półnagie dziwki, może przypadkowy seks w zaułku. – nie sądziłam, że to możliwe, ale uśmiech stał się jeszcze szerszy, dosięgając podkrążonych ze zmęczenia oczu – prześlizgnęłam się pod uniesioną przez Victora taśmą, niemal natychmiast brudząc połyskującą biel obuwia. - Musisz przyznać, że to zabawne, Sean. – zerknęłam przez ramię na Strażnika, pokonując zaledwie kilka kroków – nie minęła chwila, a już obracałam się w stronę Victora, opierając dłoń na biodrze w geście najwyższego triumfu. – Annesley od początku dawała dupy, w przenośni i dosłownie, a teraz… - uniosłam delikatnie brwi, mrużąc oczy z kocim zadowoleniem nasyconego dachowca. - … system ją wyruchał. Wybitny przykład ironii sytuacyjnej, przynajmniej to jej się udało! Mogłam niemal podskakiwać z radości, klaskać niczym uradowane dziecko obdarowane paczką cukierków, wyć do księżyca w wyrazie najwyższej euforii – w pysznej beczce miodu tkwiła jednak mała, malutka łyżeczka dziegciu. Strażnicy Pokoju zostali bez mózgu operacji akurat w momencie, w którym potrzebowałam jego zwojów. Hipokamp organizacji został odcięty, a korpus bez głowy, kolos na glinianych nogach mógł grozić upadkiem. Póki co ktoś trzymał burdel w garści i nie pozwolił kurtyzanom na rozkładanie ud przed fallusem przestępczości, o czym świadczył dzisiejszy patrol na gruzach Pałacu Sprawiedliwości – pytanie brzmiało jednak Jak długo zdołamy trzymać porządek za mordę? |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Pon Cze 29, 2015 11:44 pm | |
| Po chwili spaceru dwójka Strażników mogła przekonać się, że na gruzach ktoś już chyba myszkował. Czy miało to miejsce pomiędzy zmianą ostatnią zmianą patroli, czy znacznie wcześniej? To nie było w tej chwili istotne, choć w późniejszych tłumaczeniach i wyjaśnieniach na pewno odegra swoją rolę. Póki co, Previa i Victor mogli zauważyć, że ktoś zadał sobie wyjątkowo dużo trudu, by ułożyć w równym rzędzie rozkruszone cegły, kawałki ścian i kolumn, formując z tego niewielki murek, który stał pod jedną z ocalałych ścian i wyglądał co najmniej dziwnie. Konstrukcja sięgała metra, a okolica wyglądała na zbyt czystą i wychodzoną, by nie podejrzewać, że jeszcze chwilę temu ktoś się tutaj kręcił. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Wto Cze 30, 2015 1:00 am | |
| Zachodzące słońce, ciemne chmury, idealne usta Previi, wykrzywiające się w nieco zmysłowym, lekko ironicznym uśmiechu, gdy napotkał jej spojrzenie. Idealna atmosfera do flirtu; jej kocie ruchy zdradzały, iż nie ma nic naprzeciwko odrobinie pikanterii. Ich ostatnia noc była niezła, można by rzec – bardzo, bardzo dobra. Bez trudu dostrzegał rozbawienie kobiety, które szybko udzieliło się Victorowi, powodując cichy śmiech. - Popatrz, tak się składa, że mam przy sobie coś na rozgrzewkę – rzucił zaczepnie, nie mogąc oderwać wzroku od jej pośladków. – Półnagie dziwki możemy zawsze zgarnąć, ale jeśli chcesz czegoś więcej, możemy się pobawić. Lekka aluzja? Benner zawsze sprawiała wrażenie gotowej do miłosnych igraszek, a mimo to wydawało mu się, że dostrzega odrobinę zmęczenia, malującą się na jej obliczu. - Nasza szkapa dawała dupy na prawo i lewo, z tego, co słyszałem, w różnych okolicznościach. Nie wiem, nie miałem okazji do tej jakże wątpliwej przyjemności… Ale czy będzie nam jej brakowało? – wywrócił oczami. – Sądzę, że raczej wszyscy zrobimy sobie wielką imprezę w jakiejś knajpie i przez tydzień będziemy łazić na gigantycznym kacu. Tak, to była łatwa i przyjemna myśl; był niemal święcie przekonany, że większość Strażników wzniosłaby toast za Adlera, któremu zawdzięczali degradację Christiny. Widać pan prezydent miał łeb na karku i chciał jak najlepiej rządzić krajem. Wszyscy byli ciekawi, co z tego wyjdzie. Przechadzali się powoli, uważnie obserwując okolicę. Pod gruzami z pewnością znajdowały się jakieś rzeczy, które wolni obywatele przynieśli na festyn; kto wie, może jacyś śmiałkowie mieli zamiar zanurzyć się w tych ruinach i szukać szczęścia? Albo przynajmniej fantów, które mogliby sprzedać. - Benner, popatrz na to. Na pewno ktoś poruszał się po tym terenie. Co ciekawsze, pod jedną z tych niewielu ścian, które przetrwały w stanie niemalże nienaruszonym, ktoś ustawił… Murek? Jakieś ogrodzenie? Jakkolwiek by tego nie nazwać, to było dzieło rąk ludzkich, nadzwyczaj staranne i świadczące o tym, że szlajali się tutaj ludzie. Pomimo próśb o zachowanie ostrożności i nakazów, pomimo tabliczek i taśmy, jakieś osobniki raczyły wleźć do totalnie zrujnowanego Pałacu Sprawiedliwości. Szkoda, że nic na nich nie spadło. - Wygląda na to, że mamy małą zagadkę. Ktoś chciał pobawić się w murarza i oczyścić teren, jak myślisz? – zapytał Previi, podchodząc bliżej owego zjawiska i przyglądając się ziemi w poszukiwaniu jakichś śladów.
|
| | | Wiek : 30 lat Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Wto Cze 30, 2015 9:30 pm | |
| Atmosfera getta we właściwy sposób sieje w moim umyśle defetyzm – czubek buta smaga karnie jeden z niezliczonych okruchów Sprawiedliwości, posyłając nierówną bryłkę gruzu pośród setki jej bękarcich sióstr. Paradoksalna przewrotność świata nadprzyrodzonego: wszystko musi być dziwacznie i nieprzewidywalnie, bo sacrum straciłoby na tajemniczości. Kobiecy instynkt (zakładając, że moja wewnętrzna bogini wciąż dysponuje jego szczątkami) podpowiadał mi, że daję sobie robić wodę z mózgu. Przez bezsenność, przez omamy, przez Adlera, przez gazetowe wnikliwe komentarze, przez Victora, tę smutną kretynkę Annesley i pieprzonego Edgara Hesslera. To wszystko ich wina. Oni mnie w to wpędzili. Zaburzyli na amen moją wewnętrzną energię chi. Teraz krąży biedna pod prąd, utyka w ślepych uliczkach, zawraca od głowy do wątroby, albo jeszcze inaczej, popłakuje zgubiona gdzieś między grasicą i dwunastnicą. Jestem labiryntem dla drżącej, wytrąconej z równowagi energii chi. A powinnam być autostradą – zwłaszcza teraz, kiedy nie mogłam pozwolić, by śledztwo w sprawie Kolczatki pokryło się mchem i naroślą. Lecz tymczasem roboty drogowe i ograniczenia. Zmiana organizacji ruchu. Przepraszamy za utrudnienia na trasie. Przepraszamy za wszystko i proszę nie mieć nam za złe. No to cześć! - Alkohol na służbie, Sean? – wystarczyło lekkie zmrużenie powiek, by posłać w stronę Victora rozbawione spojrzenie, całkowicie przeczące przesyconemu powagą głosowi; pomimo całej sympatii żywionej do zwycięzcy Siedemdziesiątych Pierwszych Igrzysk, mniej bądź bardziej wyraźnym znakom cielesnej rozwiązłości i całej tej romantycznej otoczki skąpanej w świetle zachodzącego słońca, nie uśmiechało mi się jawne naginanie patrolowego regulaminu – jak to zresztą na świetne wytresowanego psa bojowego przystało. - I do tego trójkąty ci w głowie? Czworokąty? Sekstet elektronowy, wiązanie peptydowe? – zatrzymałam się gwałtownie, zrównując tym samym z Victorem i odbierając mu niewątpliwą przyjemność podziwiania moich pleców (żeby tylko). – Sean, ty zwyrolu. Krótkie, zwięzłe, poniekąd trafne podsumowanie – jak każdy zwycięzca, Victor niemal po uszy siedział w orgiastycznym szambie poigrzyskowych bankietów, które toczyły się wedle utartego przez dziesiątki lat schematu. Zastraszająca ilość marnującej się żywności, morze alkoholu, hektolitry potu, śliny, spermy. Swego czasu tonęliśmy w tym wspólnie, swego czasu było to przyjemne, swego czasu odnajdywałam w Seanie koło ratunkowe, które utrzymywało mnie na powierzchni. A później wszystko sakramencko pierdolnęło… i z tamtych czasów pozostały nam jedynie rozmazane, cuchnące obcymi ciałami wspomnienia, brzemię bólu, niechciane koszmary, emocjonalne wypaczenie. I śmiech, który jako jedyny czynił nas ludźmi. - Annesley trafiła na pechowy stołek, stanowisko Dowódcy Strażników jest jak olbrzymie dildo... – brwi podskoczyły nieznacznie do góry, kiedy – rechotając w duchu z własnych słów – dostrzegłam wyraz twarzy Seana. - … trzeba być wystarczająco odważnym, żeby na nim usiąść. – zakończyłam uniwersalną puentą magistra seksuologii, któremu nie są obce żadne narządy (i przyrządy) cielesnej rozkoszy. Zwłaszcza, jeśli stanowią równie barwne porównania dotyczące rządowego stanowiska. Od równie barwnych dywagacji odciągnęły mnie dopiero słowa Victora – natychmiast podążyłam wzrokiem za jego spojrzeniem, po krótkiej chwili rejestrując nietypowe dla chaotycznych gruzów zjawisko. Owoc pracy ludzkiej rozciągał się przed nami niczym ponury cień historii (odległego przecież) dwudziestego wieku bądź dziejów znacznie bliższych naszym sercom… bo trwających obecnie – wysoki na niecały metr murek mógł być miniaturką molocha, który otaczał Kwartał kamiennym pierścieniem i w żaden sposób nie kreował pozytywnych konotacji. Zwłaszcza w świetle zakazu wstępu na penetrowany przez nas teren. - Ktoś postanowił złamać prawo i najpewniej przyciągnąć naszą uwagę, Sean. – porzuciłam w dłoni ciężki hełm Strażnika, po zaskakująco krótkiej chwili namysłu nasadzając go na głowę – od dobrych kilkunastu lat wyznawałam zasadę, iż zawsze należy się zabezpieczać, co było prawdą przydatną… i uniwersalną. - Nie za blisko, Vic. Stary dowcip mówi, że murarze mają najbardziej krzywo pod sufitem… więc nie zdziwiłby mnie ładunek wybuchowy, uzbrojony w strzykawkę ćpun albo bojowy kogut skryty za konstrukcją. – wspaniałomyślna, przewrażliwiona Benner, która widziała w życiu zbyt wiele masakr, by ignorować jakiekolwiek anomalia. Do diabła. To nie żadne odkrycie, ale powiem wam, że lepiej głupio myśleć i robić dobrze niż odwrotnie. Transmitor w hełmie zaskrzeczał nieznośnie, kiedy nastawiłam odbiornik, mimowolnie przenosząc dłoń na uchwyt broni kusząco wychylający się z kabury – dopiero po dokonaniu formalności przeczesałam spojrzeniem najbliższą okolicę, oddalając się od Victora na nie więcej niż dziesięć metrów; brak żywej duszy w zasięgu wzroku, niecodzienne dzieło anonimowego artysty i katastrofa sprzed dwóch tygodni pozwalały przypuszczać, że ten patrol nie będzie należał do szczególnie przyjemnych… ale przecież mogłam się mylić. Prawda? Prawda. - U mnie cisza, Sean, możesz ściągać spodnie. – starałam się, by brzmiało poważnie – i najpewniej tak by było, gdyby nie uśmiech zagarniający usta na własność, jak bezwzględny oprawca, wrogi najeźdźca, podstępny przeciwnik, który notorycznie krzyżuje wszystkie przedsięwzięte plany. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Wto Cze 30, 2015 9:43 pm | |
| Strażnicy rozejrzeli się po okolicy, ale nie natrafili na żywą duszę ani nawet nic podobnie dziwacznego, co sam ułożony przed nimi murek. Ot, ślady stóp, dwóch różnych par butów i uprzątniętą kupkę gruzów. Ktokolwiek buszował tutaj wcześniej, musiał już dawno się oddalić lub... doskonale schować. W momencie, w którym Previa i Victor zamierzali się oddalić, mogli usłyszeć przytłumione odgłosy rozmowy, dochodzące jakby zza ściany. Czyżby w budynku ktoś jednak się ukrywał? A może to ceglany murek nie był tym, czym na początku się wydawał i może warto byłoby sprawdzić, czy jest tylko zwyczajną konstrukcją? |
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Sro Lip 01, 2015 2:24 am | |
| - Benner, nie krzyw się tak. Mogę mieć przy sobie flaszkę, bo jestem w nastroju na picie, ale to nastąpi dopiero wtedy, kiedy opuścimy ten jakże radosny przybytek – rzucił uspokajająco Victor, patrząc z rozbawieniem na twarz kobiety. Miał ochotę jęknąć, wywracając oczyma, kiedy zrównała się razem z nim, pozbawiając go możliwości oglądania tego ślicznego tyłeczka –chociaż lepiej wyglądałaby bez tego munduru. - Hej, nie przesadzaj, to Ty zaczęłaś. Wszyscy jesteśmy w nastroju na radosne świętowanie. Dlatego właśnie lubił patrole w jej towarzystwie, niezależnie od tego, czy wyżywała się na biednych, niemalże ślepych dziewczątkach (ciekawe, czy Aris przeżyła; najwidoczniej tak, skoro dostała status osoby poszukiwanej) czy rzuca uwagami, wywołującymi szok publiczności, dawali radę. Mogli się pośmiać, czasem zdarzało się wspominanie starych, dobrych czasów (a właściwie paru bankietów, na których wymykali się na szybkie, gorące numerki), czasem prześcigali się w jakże słodkich aluzjach… Ale dziś to Benner rządziła, dzięki jej słowom - a raczej epickiemu porównaniu – na twarzy Victora wykwitł piękny rumieniec, niemalże idealnie przeczący jego wszelkim doświadczeniom. - Coś mi mówi, że spośród wszystkich kobiet w szeregach Strażników Pokoju tylko Ty dałabyś radę dobrze… Ujeżdżać tę posadę. Zwłaszcza, jeśli jest tak narowista, jak mówisz. Posłał jej znaczący uśmiech. O, tak, doskonale wiedział co nieco o jej zdolnościach w zakresie dominacji, niejeden raz przecież zaciskał dłonie na tych cudownych biodrach, kiedy go dosiadała. Dziko i bez zahamowań, o czym świadczyło kilka drobnych szram, jakie mu podarowała, ledwie zauważalnych gołym okiem, ale istniejących. Dzika, piękna niebezpieczna Benner, którą miał w tej chwili ochotę strzelić w ten piękny tyłek za jej cudownie irytujące aluzje. - Ktoś się nie bał i wpieprzył łapki, gdzie nie trzeba. – skwitował, podążając za nią. Uprzątnięte gruzy nie wróżyły niczego dobrego; ciężko było mu uwierzyć, że to idealnie dziwne zjawisko było dziełem przypadku. Jeśli mieszkańcy getta zignorowali zakaz, to mogło to być powodowane dwiema rzeczami. Pierwsza to próba odzyskania jakichś dóbr, przyniesionych przez wolnych obywateli – ale po chuj stawiać takie cudaczne gówno w ruinach? Drugą zaś było coś, co należało chronić przed rządowcami. - Bojowy kogut brzmi nieźle, w końcu mamy w tym cyrku małą morderczynię, ale nie sądzę, żeby dziewczynie się śpieszyło do wybijania rządowców – fakt o tym, że jakaś podopieczna Coin trafiła do getta za kasowanie ludzi nie był dla Seana niczym szokującym; doskonale wiedział, że dziadziuś Snow miał swoje za uszami i nie zawsze wykonywał robotę osobiście. Zapewne miał przynajmniej kilka osób do brudnej roboty, do tak zwanego sprzątania, jednak Vic nigdy nie miał okazji (wątpliwej) do poznania tych jakże wybitnych osobistości. – Zresztą, gówniara siedzi cicho jak mysz pod miotłą, cały czas pod nadzorem. Podejrzewam, że jakieś elementy getta zapragnęły dorobić się nowych ciuszków i ubrań, może nawet żarcia? Obserwował kocie ruchy Previi, przyznając sam przed sobą, że uwielbiał oglądać ją w akcji. - Zdejmę dla Ciebie spodnie, możesz być pewna, ale potem, kiedy… Słyszałaś to? Być może ten wkurwiający hełm sprawiał, że miał jakieś halucynacje, ale zdawało mu się, że słyszy jakieś echo. Zupełnie tak, jakby ktoś krył się za murkiem, może za najbliższą ścianą, która nie poddała się wybuchowi i płomieniom. Kto wie, może mieli towarzystwo? Tak samo, jak Previa chwilę wcześniej, tak teraz Victor ułożył dłoń w pobliżu broni, gotów w każdej chwili strzelić w kogokolwiek, cokolwiek, co pojawi się znienacka. Jednocześnie bez słowa wskazał jej tę cholerną… konstrukcję? Prymitywne ogrodzenie?, jak to zwał, sugerując, że ostatecznie mogliby się przyjrzeć temu dziwadłu.
|
| | | Wiek : 30 lat Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Czw Lip 02, 2015 7:55 pm | |
| Kto za tym wszystkim stoi? Pytanie rozbłyska w umyśle martwymi neonami zlepków liter, wykreowane najpewniej przygnębiającą atmosferą ruin Pałacu Sprawiedliwości – na poziomie percepcyjnym dotyczyło niedawnej katastrofy i okoliczności dzisiejszego patrolu, w sferze duchowej zaś – od kilkunastu dni – orbitowało wokół sprawy Kolczatki, która dość skutecznie spędzała sen z bennerowych powiek. Kto za tym wszystkim stoi? Niemal ryknęłam śmiechem. Jak to kto? Jakaś cholerna korporacja. Albo spisek. Masoni. Rebelianci. Wszyscy. Jakie to ma znaczenie? Tęsknota za kontrolą rzeczywistości jest stara jak bóg i nawet równie światła (oczywiście) oraz wykształcona (dobre sobie) kobieta jak ja potrafi jej ulec niczym – nie przymierzając – kochankowi z największym drągalem, jakiego widział Kapitol (a widział ich sporo). - Sean, to nie grymas. To moja twarz, urodziłam się z taką, w klinice urody stwierdzili, że nie mogą nic z tym zrobić. – jeden-zero dla dystansu do własnego odbicia w lustrze, Benner. Dwa-zero dla umiejętności obrócenia niemal wszystkiego w ponury dowcip linii dziedziczności oraz wypaczonych genów zakodowanych w zlepkach DNA. Na nic zdałoby się zaprzeczanie słowom Seana – w końcu miał stuprocentową rację. Wszyscy jesteśmy w nastroju do świętowania, niemal rozrzucamy wokół siebie serpentyny i brokat. Pomyśleć, że przyczyną równie radosnej atmosfery była plamiąca honor (stop, nie tak szybko – najpierw należy go mieć) degradacja Annesley. Niewiele brakowało, by po ogłoszeniu tej – jakże niespodziewanej (na pewno?) – nowiny poranny apel Strażników Pokoju zamienił się w masową orgię z dość nikłym udziałem kobiet. Równouprawnienie, dobre sobie. - Jeśli mam być szczera, Sean… a doskonale wiesz, że właśnie to robię przez całe życie, ujeżdżanie metaforycznego dildo nie mieści się na szczycie mojej listy zajęcia na weekend z rodziną. – niewiele brakowało, a dopuściłabym się najbardziej irytującego nawyku ludzkości i przewróciła oczami – na całe szczęście odgrywanie zlasowanej, wyluzowanej panienki również nie plasowało się zbyt wysoko w zestawieniu. Darowałam sobie także snucie emocjonujących przypuszczeń dotyczących nowego Dowódcy – pozostawało jedynie mieć nadzieję, że stołek zajmie ktoś znacznie mniej… … irytujący od Annesley. To zaś nie było szczególnie trudnym zadaniem. Bojowy mars przemknął przez czoło, kiedy – czubkiem buta poruszając miał, który zalegał na śladach stóp – wsłuchiwałam się w słowa Victora. Mocno powątpiewałam w wizję zakutego w kaganiec psa Snowa, myszkującego pośród gruzów Pałacu i, co zabawniejsze, układającego pod jedną z ocalałych ścian wysokie na metr murki. Nie, zbyt dobrze znałam ten typ ludzi (o ile w ogóle można było ich poznać), by posądzać o podobne działania kogoś, kto w przeszłości niemal taplał się we krwi. - Postaw się na ich miejscu, Sean. Nawet plastikowy nożyk to bezcenna zdobycz. – słowa wyrwały się z ust zanim zdołałam je dokładnie przemyśleć – natychmiast po tym pojawiła się obawa, że Victor uzna mnie za przejętą losem getta hipokrytkę, która jednego dnia niemal rozsmarowuje na bruku Aris (dzisiaj myślę, że powinnam to zrobić, głupia, ślepa suka trafiła na listę poszukiwanych), drugiego zaś dokarmia sierotki cholernymi brownies. Zresztą, pieprzyć to. Znaczna większość zamkniętych tu ludzi miała po prostu pecha, a ci, którzy rzeczywiście powinni siedzieć za murem getta, robili karierę w Nowym Kapitolu lub jakimś cudem znikali z Kwartału, zdobywając nową tożsamość. A ja po prostu wykonuję swoją robotę. Nic więcej. Niewiele brakowało, a rzuciłabym spokojne zgłośmy to do centrali, Sean, niech inni się nad tym głowią, ale wtedy do moich – co prawda starzejących się, ale wciąż spełniających podstawowe funkcje uszu – dotarły strzępki rozmowy. Zamarłam w bezruchu, dopiero po chwili lekkim skinięciem głowy odpowiadając na pytanie Victora – umysł niemal z trzaskiem wskoczył na odpowiednie tory, trybiki machiny zaczęły zgrzytać i piszczeć, boleśnie wytężone zmysły skupiły się na metrowej konstrukcji, zaś instynkt podpowiadał wyłącznie jedno: działać. Ruszać się. Nie stać w miejscu i czekać, aż sytuacja wymknie się spod – i tak widmowej – kontroli. Powoli wysunęłam z kabury broń, natychmiast podejmując wędrówkę ku niewysokiemu murkowi – nawet, jeśli ktoś się za nim ukrywał, musiał być pieprzonym karłem, dzieckiem lub srającym dorosłym, który kucał w najlepsze i tym samym ukrył się przed wzrokiem Strażników. Lekkim skinięciem głowy wskazałam Seanowi lewe skrzydło, sama zaś obrałam prawą stronę terenu, łukiem zbliżając się do konstrukcji. Wystarczyło pokonać kilka metrów, wziąć głęboki oddech, zatrzymać się nie dalej niż kilkadziesiąt centymetrów od murku i… Niektórych nawyków, zwłaszcza tych destrukcyjnych, cholernie ciężko się pozbyć. Czasami ciało decyduje za nas i robi coś, czego żaden rozsądny, dorosły człowiek nigdy by nie wykonał. Postanowiłam swoją reakcję zrzucić na karb podobnych upodobań i – z bronią wciąż wycelowaną w jedną z niewielu ocalałych ścian pałacu – naparłam podeszwą ciężkiego, wojskowego buta na ceglaną ściankę niedawno powstałego muru, zupełnie jak dziecko, które niszczy zamek z piasku. Prawdopodobieństwo urwania kończyny przez minę? Jakieś siedemdziesiąt procent. Cóż, najwyraźniej nigdy nie pozbyłam się uzależnienia od ryzyka. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Czw Lip 02, 2015 10:53 pm | |
| Naruszona konstrukcja posypała się niczym domek z kart, ukazując tym samym zakamuflowane wcześniej piwniczne okienko. Szyba była wybita, a framugi nosiły ślady niedawnego majstrowania - otwór był znacznie powiększony i nie ulegało wątpliwości, że przeciętnego wzrostu człowiek byłby w stanie przecisnąć się do środka. Czy Strażnicy zdecydują się sprawdzić to wejście? Głosy, które wcześniej mogli usłyszeć, urwały się nagle, więc był to albo wytwór ich wyobraźni, albo potwierdzenie iż w piwnicy znajdowali się ludzie, którzy wiedzieli już o patrolu.
Okienko jest dość duże, by Previa i Victor mogli przecisnąć się przez nie w mundurach. Jeśli poświecą latarkami do środka, ich oczom ukaże się piwnica. Mogą też wybrać okrężną drogę i spróbować dotrzeć przez główne wejście i względnie nienaruszone schody w dół, jednak odbierze im to i tak wymykający się z rąk element zaskoczenia. |
| | | Wiek : 30 lat Zawód : Strażnik Pokoju || pani oficer Przy sobie : broń palna, magazynek z piętnastoma nabojami, w pełni skompletowany mundur żołnierza, telefon, paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, krótkofalówka, antybiotyk (3 tabletki) Znaki szczególne : blizny na dłoniach, szaleństwo w oczach, dziura zamiast serca Obrażenia : ogólne osłabienie (boli mnie głowa i nie mogę spać ♫)
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Sro Lip 08, 2015 11:28 pm | |
| Nikt nie śmiał wątpić w skuteczność drastycznych środków – zwłaszcza ja. Nikt nie wątpił również, że te same środki bywają szczególnie ryzykowne. Postrzał, poparzenie, oderwanie jeden, dwóch bądź siedmiu kończyn na wskutek wybuchu – w zawodzie Strażnika Pokoju ryzyko było nieodłącznym elementem codzienności. Wybrać płatki kukurydziane czy z cynamonem? Chleb biały – podobno morderczy – czy pełnoziarnisty, z taką ilością słonecznika, że nawet lekkie uczulenie skończy się nieszczególnie estetyczną śmiercią na wskutek uduszenia? (wierzcie mi, gorzej od asfiksji wygląda jedyne topielec) Strzelić w kolano czy od razu tył głowy? Nieustanne rozterki spotykały strażników prawa i porządku na każdym kroku. Wystarczył jeden błąd, jeden nieprzemyślany ruch, jedna pochopna decyzja, by domek z kart – misternie budowany w trakcie całej kariery – posypał się z szelestem, grzebiąc nas pod swoimi gruzami. Metaforycznymi, oczywiście. Podobnie sprawa miała się z niewielkim, niepozornym murkiem, który stanowił prowizoryczną barykadę przed wzrokiem niepowołanych (w tym mnie). Jeszcze minutę temu w najlepsze pełnił swoją funkcję, chroniąc znajdujących się w piwnicach przed konsekwencjami… a teraz – wraz z cichym i głuchym stukotem sypiących się kamieni – był wyłącznie reliktem przeszłości. Cieniem, w którego mroku nie ukryłaby się nawet wygnana ze swego królestwa mrówka. Winę za zburzenie porządku świata ponosiła, po pierwsze, moja nieposkromiona potrzeba destrukcji, po drugie zaś –zwykła ciekawość, która, zgodnie ze starym powiedzeniem, jest pierwszym stopniem do piekła. W innej sytuacji najpewniej doceniłabym dowcip, wybuchając śmiechem na myśl, że piekło nie składa się z kotłów wrzącej smoły, buchających na osiem metrów wzwyż ogni i diabłów z rogami, których kształt przywodzi na myśl fallusy. Nie, nie. Piekło w obecnej chwili to ciasna, zatęchła piwnica, gdzie – lada moment – uwięzieni zostaną ludzie. Cóż, jeśli nie na wieki… to zapewne na pewien, nieszczególnie miły czas. Jedną z niewielu zalet kariery wojskowej jest fakt, że żołnierze – lub przynajmniej ci ludzie, którzy posiadają podstawowe szkolenia oferowane w każdej budce z hot-dogami i pigułkami na receptę – potrafią porozumiewać się bez słów. Znany od wieków, niewerbalny kod złożony z gestów, kompilacji machnięć, sekwencji całkowitego bezruchu. Unosząc dłoń i rysując w powietrzu krótkie, ale stanowcze półkole, w niemal śmiertelnym milczeniu rozkazałam (nie poprosiłam, nie zasugerowałam, nie uśmiechnęłam się zalotnie, trzepocząc rzęsami) Victorowi, by jak najprędzej zrobił pożytek ze swojej (niejednokrotnie testowanej) kondycji i odnalazł właściwe wejście do… tego, cokolwiek skrywało się pod ich nogami. Wychylanie się w stronę ziejącej w bruku dziury i zaglądanie do środka przy użyciu latarki, która dla tych wewnątrz (bo w fakt, iż ktoś przebywał w środku, nie wątpiłam nawet przez chwilę – najwyżej po raz kolejny wszystko zrzucę na bark głosów w głowie) stanowiłaby wymarzony wyznacznik do oddania nader trafnego strzału, byłoby wysoce ryzykowne. Zwłaszcza dla kogoś, kto wyczerpał limit życiowego szczęścia przed dwunastu laty. Nie zamierzałam jednocześnie truchtać za Victorem potulnie, ograniczając się do osłaniania jego pleców – naprędce sklecony plan działania, najpewniej dziurawy niczym ser z Dziesiątki, nakazywał mi pozostanie na miejscu i… - Musimy znaleźć główne wejście, szybciej! – głośne, wyraźne sylaby niemal wlewają się słodką falą w piwniczne okienko, przynajmniej w części docierając do wnętrza – dopiero wtedy w milczeniu skinęłam głową Seanowi, by, w miarę głośno, odnalazł wejście do piwnicy, sama zaś ograniczyłam się do kilku równie donośnych kroków… które były niczym więcej, jak akustyczną grą – gdyby ktoś na dole wykazał się umiejętnością logicznego myślenia, najpewniej nie zadowoliłby się słowną deklaracją, oczekując oddalających się kroków Strażników. I w rzeczy samej – otrzymał dwie pary nóg, oddalających się od piwnicznego okienka. Prawdziwy problem polegał na tym, że jedna z tych par – moja, cicha, nawykła do skradania się, niemal zakochana w bezszelestnych ruchach – powróciła na poprzednie miejsce. Wraz z rękoma wycelowanymi prosto w okienko – teraz wszystko zależało od Victora, którego szanse wynosiły szlachetne pięćdziesiąt procent. Albo odnalazł zejście na dół albo nie. Albo zdążył… albo nie. Zabawne, ale prawdziwe – czasem całe życie Strażników Pokoju było wyłącznie rachunkiem prawdopodobieństwa. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Czw Lip 09, 2015 7:40 am | |
| /możecie mnie zabić za zapłon, przepraszam tak bardzo Przez moment zastanawiał się, co byłoby, gdyby jego towarzystwo stanowił ktoś inny, niż Previa. Och, nie byłoby tak zabawnie, z pewnością. Raczej nudno… Raczej nudno, to na pewno. Niemniej jednak, rzucający się co rusz na różne patrole Victor odczuwał lekkie znużenie. Ciekawe, jak było z Benner, czy ona też myślała czasem o rzuceniu wszystkiego w cholerę i udaniu się na wakacje do wesołego dystryktu? Zawsze mogli wyskoczyć gdzieś razem, tak na kilka dni. Seks, plaża i wakacje – o ile wzięliby pod uwagę magiczne zakątki Dystryktu Czwartego. A może wolała Siódemkę? Może kiedyś się dowie. No i jak zwykle, Victor Sean po prostu MUSIAŁ wykazać się tym, że potrafi zamyślić się w nieodpowiednim momencie. Podczas gdy jego myśli oscylowały dookoła niebezpiecznych tematów, Benner dała radę rozwalić murek, ukazując piękne, małe… Okienko piwniczne? Przez chwilę miał ochotę się zaśmiać – w końcu tyle zapieprzania, żeby zobaczyć sobie takie oto okienko, przeciętne, z rozbitą szybką… Ale nieco większe. Och. Wyglądało na to, że było to jakieś małe gówienko w stałym użyciu – bo nie ukrywajmy, czy ktoś przy nim nie majstrował? Victor spojrzał na Benner, która niemo wydała mu rozkaz, i rzucił się pędem, by znaleźć główne wejście do piwnicy, schronu – cokolwiek na nich czekało (obstawiał to pierwsze). Najwyżej mu się nie uda, i Previa Benner zamorduje ponownie jego stygnącego trupa. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Czw Lip 09, 2015 11:07 am | |
| Już po chwili oczom Previi ukazała się wypchana, podróżna torba, wyrzucona przez okienko. Zaraz za nią pojawiła się dziewczęca głowa, a jej właścicielka przecisnęła się na zewnątrz bardzo sprawnie, jakby robiła to już wcześniej - drobna, chuda, ubrana w zdecydowanie za duży, brudny i szary zimowy płaszcz. W pierwszej chwili nie zauważyła Strażniczki i gdy tylko podniosła się z ziemi, chwyciła torbę z zamiarem jak najszybszego opuszczenia ruin Pałacu. Odwróciła głowę i lekki uśmiech zszedł jej z twarzy, a ona sama zastygła w bezruchu, wpatrując się w lufę pistoletu ze strachem. Nie puściła jednak torby, dłonie mocniej zacisnęła na rączce; nerwowe zerknięcie w stronę okienka zdradziło, że nie była tu sama. Gdyby Previa chciała ją wylegitymować, dokumenty w kieszeni płaszcza dziewczyny wystawiono na nazwisko Sophie Palin.
Victor odnalazł główne wejście i jakimś cudem zdążył się pojawić w piwnicy, zanim zbiegła z niej druga osoba. Wspólnikiem Sophie okazał się być wysoki, postawny mężczyzna, ubrany w podobnie zaniedbane zimowe nakrycie. W chwili, w której Sean wbiegł do pomieszczenia, ten podnosił akurat właz, najprawdopodobniej prowadzący do kanałów. Czyżby dwoje Strażników odkryło wreszcie, którędy przedostawali się z Dzielnicy przemytnicy? Mężczyzna jednak nie okazał się tak potulny, jak jego koleżanka. Na widok białego munduru czym prędzej odrzucił właz i zaczął schodzić po drabince, najwyraźniej usiłując uciec.
|
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Czw Lip 09, 2015 10:14 pm | |
| Odnalezienie głównego wejścia? Da się zrobić, wystarczy pobiegać i logicznie pomyśleć – tak w skrócie brzmiałyby zasady, których Sean mógłby użyć do stworzenia skrótowego poradnika dla dobrych i wzorowych Strażników Pokoju. I chociaż brzmiało to zabawnie, to było to określenie, na którym w tej chwili nie chciał się zastanawiać. Znalazł się w piwnicy, omiatając ją szybko wzrokiem. Co ciekawe, był w niej jakiś gość, który na jego widok nie był zachwycony (w sumie ciężko, żeby ktoś odsuwający właz ucieszył się na widok mundurowego)… Zaraz, zaraz, właz? W głowie Seana zaświtała pewna myśl, i gdyby zapewne miał chwilę czasu, spróbowałby przypomnieć sobie wesołe bankieciki u dziadziusia Cordelii, rozważając – a może miał kiedyś okazję przechodzić obok tego włazu i nawet nie wiedział, co to za mały skarb? Obcy człowiek – przemytnik? Mieszkaniec getta? – dał radę odrzucić właz i zaczął złazić w dół. Victor, niewiele myśląc, wyszarpnął broń z kabury i wycelował w uciekiniera. - Zatrzymaj się, albo to będzie ostatnie szlajanie się w Twoim życiu. – powiedział spokojnie, wcale nie myśląc o tym, że najchętniej rozpieprzyłby gościowi łeb.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Sro Lip 15, 2015 10:31 pm | |
| Uciekinier miał Victora w głębokim poważaniu, jego jedyną reakcją na wyciągnięcie broni było przyspieszenie swoich ruchów, w związku z czym jego głowa miała już po chwili zniknąć w tunelu. Postawił wszystko na jedną kartę i nie zamierzał udzielać pomocy swojej wspólniczce, jeśli więc Sean nie chciał gonić za nim po kanałach, miał ostatnią szansę na reakcję. Jeśli zdecydujesz się strzelić, wybierz opcję rzutu kostką z sześcioma oczkami: 1, 6 - kula chybiła, trafiając w ścianę, tuż ponad znikającą w tunelu głową mężczyzny 2 - kula trafiła w głowę i przeszyła czaszkę na wylot, mężczyzna poniósł śmierć na miejscu, a górna połowa ciała wciąż znajduje się na wysokości podłogi 3 - kula musnęła szyję mężczyzny, jest ranny, ale stara się uciekać dalej i właśnie udało mu się zejść z drabinki do kanałów 4 - rykoszet, pocisk odbił się od uchylonego włazu i trafił Victora w lewe kolano 5 - kula trafiła, ale Victor nie był w stanie zobaczyć, czy przeciwnik poniósł śmierć, bowiem ciało mężczyzny zniknęło zbyt szybko z pola widzenia, najprawdopodobniej spadając z drabinki
Jeśli nie strzelisz lub wylosujesz 1, 3, 5 lub 6 i zadecydujesz, że Victor schodzi do kanałów, możesz pisać tutaj. |
| | | Wiek : 22 Zawód : Strażnik Pokoju Przy sobie : broń palna, ampułka leku przeciwbólowego, magazynek z piętnastoma nabojami, kamizelka kuloodporna, latarka, telefon, zapałki, zapalniczka, piersiówka z alkoholem, przepustka do getta Znaki szczególne : zmierzwiona czupryna, wzrok spaniela Obrażenia : zrastający się złamany nos.
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości Sro Lip 15, 2015 11:05 pm | |
| Losie, miej litość... (edit po rzucie?) Edit: Za pozwoleniem, post pojawi się tutaj.
Ostatnio zmieniony przez Victor Sean dnia Sro Lip 15, 2015 11:06 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
| Temat: Re: Ruiny Pałacu Sprawiedliwości | |
| |
| | | | Ruiny Pałacu Sprawiedliwości | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|