|
Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Pon Gru 23, 2013 2:19 pm | |
| Na nieszczęście Katy nagle na pulpicie pokazała się informacja, że bateria wynosi tylko 4% i jeżeli laptop szybko nie zostanie podłączony do zasilacza, jego praca zostanie przerwana, jak również pobieranie danych. Problem tkwił jednak w tym, że odpowiedni kabel znajdował się najpewniej pod biurkiem, na dodatek w nie wyglądającej zbyt zachęcająco plątaninie innych. |
| | |
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Sob Gru 28, 2013 8:29 pm | |
| Miałyśmy problem i to poważny, ale nie chciałam się tak łatwo poddać. Inaczej po co w ogóle zaczynałabym coś takiego robić? Spojrzałam na podłogę i wzrokiem, w plątaninie kabli odnalazłam ten który wydał mi się właściwy. Cały czas gotowa byłam odskoczyć zza biurka gdyby ktoś otworzył drzwi. W końcu dałam szybkiego susa pod biurko po kabel i spróbowałam włożyć go do wtyczki komputera, modląc się by to był ten właściwy. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Nie Gru 29, 2013 12:12 am | |
| Los widocznie sprzyjał Katy, gdyż po chwili na pulpicie pokazał się komunikat o ładowaniu baterii. Jednocześnie dziewczyna mogła zauważyć, że pasek pobierania dobiegł już stu procent. Dane zostały skopiowane na pendrive'a, jednak le Brun musiała spieszyć, ponieważ z oddali dało się słyszeć szybkie kroki zmierzające ku gabinetowi. |
| | |
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Sob Sty 04, 2014 2:11 pm | |
| Katy zamknęła okno pobierania i przywróciła na pulpit poprzednie okno, po czym wyciągnęła z komputera kabel i przesiadła się na miejsce petenta. Hihihihihih! zaśmiewała się Plaga. Katy poczuła lekki, odległy lecz pulsujący ból, który miał się stać zalążkiem migreny. Ostatecznie, nie przywykła do dzielenia swojej świadomości z Plagą. Dziewczynka czasem zdawała się znajdować gdzieś w pokoju, a czasem w niej samej. Jej głos dobiegał zewsząd i nigdzie nie było przed nią ucieczki. Gdyby to tylko od Katy zależało, zamknęłaby się w pokoju, przykryła kołdrą i czekała na śmierć. Ale tam byłaby Plaga, ze swymi jadowitymi słowami, które sączyłaby w serce dziewczyny. Więc Katy wolała się poddać od razu, ostatecznie nie ma ucieczki przed samym sobą a dziewczyna miała niejasne odczucie, że Plaga w jakiś sposób powstała dzięki niej, nawet jeśli nie do końca była to świadoma kreacja a bardziej paniczny i instnktowny odruch. |
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Sob Sty 04, 2014 3:41 pm | |
| Moment po tym, jak Katy zajęła miejsce w swoim fotelu, do gabinetu ponownie weszła Alma Coin. Kierując się w stronę biurka, obrzuciła uważnym spojrzeniem dziewczynę, po czym zajęła swoje miejsce i zerknęła przelotnie na monitor. Le Brun widocznie miała wiele szczęścia, ponieważ nic nie wskazywało na to, aby prezydent Coin dostrzegła jakąkolwiek zmianę. - Nie mam już nic do dodania, nasze spotkanie dobiegło końca - powiedziała po chwili, splatając ze sobą dłonie na blacie biurka. - Chyba nie masz więcej pytań co do obecnego stanu rzeczy? |
| | |
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Pią Sty 10, 2014 9:41 pm | |
| - Nie, proszę pani. - odparłam, wstając z uprzejmym i niewinnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam, oczywiście eskortowana przez Strażnika. Kiedy dojechaliśmy pod dom pożegnałam go grzecznie, pomachałam mu a potem skierowałam swoje kroki w zupełnie inną stronę. z/t |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Nie Maj 04, 2014 2:47 pm | |
| | korytarz Ledwo Catrice przekazała mu dyktafon i odeszła, aby poinformować Melanie o wszystkim, czego się dowiedziała, drzwi biura pani prezydent otworzyły się, a Blaise został wreszcie poproszony do środka. Zdążył jeszcze wysłać wiadomość do Melanie, choć nie spodziewał się szybkiej odpowiedzi. Wiedział, że kobieta podczas przesłuchania skupia się wyłącznie na swoim zadaniu i była to jedna z tych rzeczy, które bardzo w niej cenił. Poprawił kołnierz koszuli, wyprostował się i wszedł dostojnym krokiem, zatrzymując się dopiero przed biurkiem, znad którego spoglądała na niego Alma Coin we własnej osobie. Przywitał się krótko, wpatrując w oczy pani prezydent, a gdy ta wskazała mu krzesło, czym prędzej zajął miejsce i postanowił nie czekać na specjalne zaproszenie do sprawozdania z misji. Dyktafon położył na biurku, a później oparł się wygodnie i zaczął opowiadać. Utrata łączności z Betą, zmiechy w obozie, morderstwo pilota, odnalezienie cmentarzyska... to był tylko początek całej historii, którą zakończył dopiero kilkanaście minut później, nie pomijając niczego, ale unikając wplatania własnych opinii. Włączył dyktafon i zaprezentował pani prezydent to, co chwilę wcześniej przekazała mu panna Tudor. - Dyktafon:
Dwudziesty ósmy grudnia dwa tysiące dwieście osiemdziesiątego drugiego roku. Trzy dni od ostatniego bombardowania. Rozpoczęliśmy ocenę stanu zniszczeń. Poziom szpitalny nie nadaje się do odbudowy, w kwaterach mieszkalnych obowiązuje stan szczególnej ostrożności. Pozostałe sektory wykazują stan przeciętny lub dobry. Szacuje się, że na terenie dystryktu wciąż pozostaje około dwustu ludzi, żywych lub martwych. Łączność z Kapitolem została utracona i nadal nie udało się jej przywrócić. Dwudziesty dziewiąty grudnia dwa tysiące dwieście osiemdziesiątego drugiego roku. Kończymy wynosić ciała, składujemy je na wrzosowisku przy północnym wejściu do dystryktu. Ziemia jest zbyt zmarznięta, żeby podjąć próbę zakopania zwłok. Ostateczna liczba zabitych wyniosła osiemdziesiąt cztery, nie wiemy jednak, ilu wciąż przebywa pod gruzami. Odkryliśmy też radioaktywny wyciek w zbrojowni, stężenie szkodliwych pierwiastków dziesięciokrotnie przewyższa bezpieczną dla człowieka dawkę. Przygotowujemy się do ewakuacji. Trzydziesty grudnia dwa tysiące dwieście osiemdziesiątego drugiego roku. Czterdzieści osób wyruszyło w stronę Dwunastego Dystryktu w poszukiwaniu schronienia. Niosą ze sobą większość lekarstw i zapasów, które udało nam się wydobyć. Broń i to, czego nie będziemy w stanie zabrać ze sobą, ukryliśmy, żeby nikt niepowołany ich nie odnalazł. Wymarsz pozostałych w schronie planujemy na pierwszego stycznia. Mamy nadz...
Przyznał, że wydał Catrice polecenie odebrania leku i przekazania go do laboratorium, wspomniał o dziecku i przesłuchaniu. Dopiero, gdy obiektywności stało się zadość, zdecydował, że wtrąci swoje trzy grosze. - Treści z dyktafonu wyjaśniają większość niedogodności, na które natknęliśmy się po drodze. Sugerowałbym wysłanie kolejnej ekspedycji do Trzynastki, aby pomogła rozwiązać pewne kwestie do końca - ludzie, których napotkali na rzekomo opuszczonych terenach, nie pałali sympatią dla władzy. Choć było ich niewielu, mieli broń, zapasy i wszelkie możliwości do założenia społeczności na opustoszałym terenie. Ile czasu minie, nim zaczną podburzać Dystrykty do buntu przeciwko rządowi? Rok, pięć lat, dziesięć? Dlatego rozwiązanie Argenta było proste - zlikwidować problem już w zarodku. - Co się tyczy Terodiego... - zaczął powoli, gdy zauważył, że prezydent Coin chce wysłuchać go do końca, a dopiero później przemówić - Nie znaleźliśmy przy nim noża, jedynie pistolet. Podczas trwania misji dość ostentacyjnie dawał znać, że sam nie wie, skąd się na niej wziął. On nie jest głupi, nie zachowywałby się tak, gdyby miał w planach sabotaż. Dlatego uważam - pozwolił sobie na krótką pauzę, ku chwale dramatyzmu sytuacji - że ktoś go wrobił.Zamilkł, przyglądając się uważnie swojej przełożonej i czekając na pierwsze reakcje i słowa, które już za chwile miały paść z jej ust. Nie oczekiwał pochwał, ale nie spodziewał się też żadnej kary. Znaleźli lek, odkryli bomby w podziemiach. Jeśli to wszystko wymagało ofiar, Argent miał przeczucie, że zostanie mu wybaczone. |
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Sob Maj 10, 2014 11:08 pm | |
| Alma Coin spodziewała się wizyty podwładnego, dlatego kiedy wszedł, siedziała już w jak zawsze starannie wystudiowanej pozycji. Wyglądała surowo i perfekcyjnie, ale choć fryzura była jak zwykle starannie ułożona, to nic nie mogło zakryć nowych zmarszczek, które pojawiły się na bladej twarzy przez ostatni rok. Zachowanie bynajmniej nie uległo zmianie; kiedy Blaise mówił, zachowała skupiony, ale względnie obojętny wyraz, jakby żadna z informacji, które jej podawał, nie potrafiła jej zaskoczyć. Jedynie na wieść o znalezionych w podziemiach bombach jej usta zacisnęły się nieco mocniej, trudno było jednak odczytać znaczenie tego gestu. Podczas monologu mężczyzny, nie przerwała mu ani razu. Zaczekała cierpliwie, aż skończy, wysłuchała nagrania z dyktafonu, a kiedy zapadła cisza, milczała jeszcze przez równe pół minuty, po czym w końcu kiwnęła sztywno głową. - Doskonale - powiedziała sucho, bez emocji, tak, że trudno było się domyślić, do czego właściwie się odnosi. Złożyła szczupłe dłonie razem. - Jutro oczekuję raportu z przesłuchania na moim biurku. Co do sabotażu, doceniam twoje uwagi, ale ta sprawa nie należy już do twoich zmartwień. Postępowanie zostanie wszczęte, a wszystkie nieścisłości dokładnie sprawdzone. - Wzięła do ręki dyktafon, przyjrzała mu się przez sekundę, po czym starannie umieściła w szufladzie biurka. - Wszyscy, którzy byli narażeni na bezpośredni kontakt z promieniowaniem mają zgłosić się do szpitala, ale informacja o radioaktywności powinna pozostać w jak najwęższym kręgu. - Jedna z jej cienkich, jasnych brwi, podskoczyła wyżej. Odezwała się ponownie dopiero po krótkim milczeniu. - Jeśli nie masz nic więcej do dodania, jesteś wolny. - Zawahała się na moment. - Poza tym, gratuluję. Dobra robota... biorąc pod uwagę okoliczności - dodała, wciąż tym samym, pozbawionym emocji tonem. Przez ułamek sekundy wydawało się, że kącik jej ust drgnął o milimetr w górę, ale ponieważ oczy pozostały chłodne, równie dobrze mogła to być gra światła. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Sob Maj 10, 2014 11:55 pm | |
| Dostąpienie zaszczytu obcowania z panią prezydent sprawiało mu taką samą satysfakcję, co jeszcze kilka miesięcy temu. Lubił czuć się ważny, lubił wiedzieć, że to, co robi, ma dla niej jakiekolwiek znaczenie. Nie torował sobie drogi na szczyt, nie potrzebował tego. Nie dbał o bycie w świetle reflektorów, pracował wytrwale na swoją pozycję w nowym rządzie, solidną i niepodważalną i póki co, był z siebie zadowolony. Skoro gratulowała mu sama Alma Coin (do poziomu emocji w ich rozmowach już się przyzwyczaił), musiał spisać się co najmniej nieźle. - Dostarczę raport z samego rana – przytaknął, wysłuchawszy wszystkiego, co miała mu do powiedzenia. Nie poczuł się odsunięty od śledztwa, wręcz przeciwnie. Odebrał to jako oficjalne zezwolenie na odpuszczenie, na zdjęcie kolejnego ciężaru z barek. Oczywiście, że miał zamiar interesować się losem Terodiego, ale nie kierował już całym przedsięwzięciem. - Odpowiednie osoby zostały już poinformowane, powinny być właśnie w drodze do szpitala – oznajmił spokojnie, chociaż jego także dotyczyła ta nieprzyjemna sytuacja – Jest nas w sumie czwórka i zadbam, by to grono nie powiększyło się. Skinął głową, gdy usłyszał, że jest już wolny. Chłodna postawa pani prezydent ani na chwilę go nie zmyliła, wydawało mu się też, że dostrzega cień uśmiechu na jej twarzy. Cóż mogło być lepsze po tak wątpliwej w ocenie misji? Blaise podniósł się z fotela i zanim odszedł, zdążył jeszcze odebrać ostatnie wyrazy uznania. - Dziękuję – niewiele brakowało do szczerego wzruszenia – Cieszę się, że mogłem się przysłużyć. Jestem do Pani dyspozycji, gdy tylko zajdzie potrzeba. Obdarzył panią prezydent jednym ze swoich firmowych uśmiechów, skinął głową po raz ostatni i energicznym krokiem opuścił pomieszczenie. Chociaż czekała go jeszcze wizyta w szpitalu, misja w Trzynastce oficjalnie dobiegła końca.
| zt |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Nie Lip 27, 2014 5:43 pm | |
| Praca, praca, praca. Widział, co działo się z jego podwładnymi, którzy ostatnio padali jak muchy, próbując poradzić sobie z wszechobecnym chaosem, który sprawiał, że ludzie mało odporni na stres zachowywali się irracjonalnie. Na nic się zdawały jego groźby, które obiecał spełnić po Igrzyskach - nie mógł pracować z byle motłochem - i próby uspokojenia pracowników jeszcze gorszymi sankcjami; ludzie wariowali, próbując opanować panikę, która była związana ze strzelaniną. Gerard pozostawał za to oazą spokoju. Naprawdę niewiele rzeczy potrafiło wyprowadzić tego człowieka na manowce chorobliwej obawy o własne (lub bliskich) życie, więc z trudem przychodziło mu zrozumienie sytuacji, w której się znalazł. Dla wielu patowej, on za to czuł się wreszcie zaintrygowany i podniecony, z uśmiechem wspominając poprzednie Dożynki, które i tak według niego miały zbyt łagodny charakter. On najchętniej ukręciłby głowę im wszystkich, więc nie pojmował kompletnie, o co się rozchodzi tym, którzy tak ochoczo protestowali przeciwko organizacji kolejnych Igrzysk. Na próżno, kości zostały rzucone i machina przygotowań ruszyła pełną parą, która zapewne byłaby nieznośna dla wielu jego równolatków. Ginsberg pozostawał jednak nadal fizycznie niedościgniony, jakby cierpienie i ból na twarzy młodziutkich przeciwników Coin, przynosiły mu w darze wieczną młodość i werwę, którą zachęcał (łagodnie rzecz ujmując) współpracowników do działania. Wszak nie często ma się do czynienia z tak wzniosłym świętem, które zabierze na łono Abrahama (w Styksie sam by ich potopił) dwadzieścia trzy kwartalne wszy, które wyrastały na (nie)godnych obywateli. Ostatnią (typował dziewczynkę) przerżnie sam, dopełniając w ten sposób tradycji Ginsbergów. Z takimi wesołymi myślami przemierzał właśnie korytarze świętego przybytku w Panem, zdejmując rękawiczki dopiero przed progiem świątyni, do której zapukał skromnie. Był przecież oczekiwany, wezwanie od Pani Prezydent (a prywatnie przyszłej babki jego dzieci) zastało go na samym końcu zmiany, ale na myśl mu nie przeszło przekładanie go na inny dzień tygodnia. Pewnych zaproszeń się nie lekceważy, więc i to przyjął z radością, otwierając drzwi dopiero po pozwoleniu. - Wzywała...ś mnie - nigdy nie przyszło mu do głowy, że tytułował ją "mamo", być może z powodu roku różnicy, który ich dzielił, a może z powodu szacunku - tak bardzo dostrzegalnego w pochyleniu głowy - który miał do swojej zwierzchniczki. Nie było to jednak ślepe oddanie, stał dalej wyprostowany i zbyt pewny swojego poparcia. Nawet jeśli uśmiechał się lekko i wyjątkowo czekał na ruch kobiety, która właśnie rozdać kolejne instrukcje. |
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Nie Lip 27, 2014 5:52 pm | |
| Alma Coin uniosła głowę i spojrzała na stojącego przed biurkiem Ginsberga, obdarzając go chłodnym spojrzeniem. Stanowczym ruchem odsunęła dokumenty, które uważnie studiowała, i złożyła dłonie na blacie. - Ginsberg - powiedziała spokojnie, nie przerywając kontaktu wzrokowego. - Jak poszły przesłuchania sektoru medialnego, jakieś konkretne informacje? Jakieś podejrzenia? Wskazała mu krzesło, stojące przed biurkiem, by mógł usiąść i wbiła w niego stalowe spojrzenie, oczekując konkretnych i rzetelnych informacji. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Nie Lip 27, 2014 6:06 pm | |
| Naprawdę wielce żałował tego, że Melanie nie odziedziczyła po niej zbyt wiele. Jej chłód i opanowanie mogłyby sprawić, że byliby świetnymi następcami Almy. Takie marzenia jednak natychmiast legły w gruzach, z chwilą, kiedy zdał sobie sprawę, że córka Coin nie buntuje się. Ona po prostu była krańcowo różna od matki i z tego też powodu nie mógł dalej kontynuować tej szopki z narzeczeństwem. Nie zamierzał jednak przekazywać tych wieści matce, która zdawała się być zafrasowana czymś innym. Nikt nie ukrywał, że Panem zaczynało chwiać się na boki i był tego świadkiem podczas ostatniego zamachu. Usiadł naprzeciwko, patrząc jej w oczy i podsumowując akcję, która była tylko fasadą. Każdy wiedział, że to nie dziennikarze strzelali, a w Kwartale działo się źle. Igrzyska były przewietrzeniem magazynów z dóbr ludzkich, które już dawno przestały robić na nim wrażenie, więc uśmiechnął się na sekundę. - Sektor medialny? Owszem istnieje podejrzenie, że mają tam kogoś zaufanego. Vérité coraz częściej ujawnia w sobie cechy dziennikarza, nasze systemy nie mogą jej namierzyć, więc jest to osoba zapoznana z najnowszą techniką i głośno nawołuje do buntu, więc zdaje sobie sprawę z istnienia grupy opozycyjnej, która przecież miała tylko mrzonką ludzi z Kwartału - odetchnął głęboko. - Nie ma najmniejszych wątpliwości, że ktoś usiłuje nas sabotować, bo zdobywa informacje w zastraszającym tempie jak tą dotyczącą naszego ślubu z Melanie, która miała być tajna do czasu oficjalnych zaręczyn. Wszyscy jednak nabrali wody w usta, a z historii wiem, że zatrzymanie kilkudziesięciu wolnych - uczynił niewidzialny akcent w powietrzu - dziennikarzy nie poprawiłoby naszych notowań. Zaleciłem obserwację kilku podejrzanych, oczywiście raporty będą lądować tutaj - zakończył swój najdłuższy w karierze, ale mało kwiecisty monolog, nie przestając wpatrywać się w jej twarz. Niedościgły ideał, jeśli chodzi o ukrywanie emocji.
|
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Nie Lip 27, 2014 6:19 pm | |
| Coin wysłuchała Gerarda, nie mrugając ani razu; jednak mężczyzna mógł zauważyć lekkie, niewidoczne wręcz trzepotanie powiek w chwili, gdy wspomniał o zaręczynach. Gdy skończył mówić, prezydent Panem spojrzała na niego znacząco. - Cieszę się, że już obserwujesz ludzi, którzy wydają się być podejrzani. Mam też nadzieję, że raporty będą jak najbardziej szczegółowe, z uwzględnieniem nazwisk każdej osoby, której zachowanie wygląda na... Niewłaściwe. Niech ktoś obserwuje też ludzi, którzy mają jakieś związki z technologiami lub hakerstwem. Spojrzała na Gerarda znacząco. - W związku z tym, że organizujemy Głodowe Igrzyska, mam dla Ciebie kolejne zadania. - podała mu jedną z teczek z aktami osobowymi. - Vivian Darkbloom po raz drugi otrzyma zlecenie zaprojektowania areny, w związku z czym musi być pod kontrolą. Nikt, powtarzam, nikt, nie może wiedzieć, jak wygląda projekt, dziewczyna jest zobowiązowana do milczenia. Niemniej jednak... W razie czego nie miej oporów przed przypomnieniem jej, dla kogo pracuje, i czym grozi brak lojalności. - kolejne chłodne, pełne opanowania spojrzenie. - Obejmiesz też posadę jednego z trenerów w czasie szkoleń dla trybutów. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Nie Lip 27, 2014 7:05 pm | |
| Nigdy nie dopytywał o to, co Coin sądzi o wyborze córki. Wiedział, że nawet w obecnych, szalenie wyzwolonych czasach może martwić ją różnica wieku między narzeczonymi (Gerard mógłby być spokojnie ojcem dziewczyny), ale że docenia fakt posiadania przez niego sporego majątku i zasłużenia dla kraju, któremu poświęciła swoje życie. Pewnie mógłby ją nawet za to podziwiać (heroizm był mu obcy), ale wiedział, że nikt nie lubi płaszczenia się i pokory, którą w tym gabinecie widywał często. Dlatego siedział tu zupełnie swobodnie, nie czując się zbyt onieśmielony czy przerażony, rozmawiając z kobietą, która była jak najbardziej pełnokrwista, nawet jeśli z twarzy przypominała robota, który nie zwraca uwagi na nic innego niż rozkazy. Sam uśmiechał się dość często, kiwając głową na jej polecenia. - Już zleciłem ich obserwację - odparł nieco znużony oczywistościami, to było jasne, że nie da spać Nicole i całej reszty przesłuchanych, którzy właśnie rozpoczynali pochód w stronę domu i mitycznej sielanki. Chętnie im pokaże, jak bardzo złudne było ich przekonanie, że tak naprawdę dał im odetchnąć. Nadal przypominało mu to tylko i wyłącznie wytrawne polowanie, w którym ofiara jest tak długo nieświadoma, że w końcu z impetem wpada w zęby drapieżnika, który rozrywa ją z żalem. Nic nie mógł poradzić na to, że złożyłby wszystko na ołtarzu zabawy, którą właśnie rozpoczynał, wypuszczając swoje psy gończe. Miał nadzieję, że jego ukochana blogerka (bloger?) pojmie tę subtelną aluzję, którą od niej przejął. W końcu najlepiej czerpać pełnymi garściami od wrogów, prawda? Spojrzał na nią z rozrzewnieniem, kiedy wspomniała o Igrzyskach. Tak, to był zdecydowanie dobry czas w życiu Gerarda Ginsberga i nic nie zapowiadało rychłej zmiany. Nawet prośba o zbliżenie się do swojej ulubionej popielniczki. - Dopilnuję, żeby trzymała język za zębami - obiecał, nie dodając jednak: bo inaczej go wyszarpię z migdałkami. Wiedział, że Coin nie lubi zbytniego polotu byłych popleczników Snowa w epatowaniu przemocą. Przynajmniej nie za głośno. A tak właśnie rozbrzmiał śmiech Gerarda w tym biurze, pewnie słyszalny jeszcze w piwnicach. On i trener? Jakieś biedne wszy, które będą próbowały dobrać się do życia (na które nie zasłużyli) i on - naczelnik więzienia, który chce ich wszystkich potopić jeszcze przed rozpoczęciem święta. Pokręcił głową zdezorientowany, dając upust emocjom, które jednak szybko skwitował: - Widzę, że nie ma rzeczy, której byś o mnie nie wiedziała. Doskonale zdawał sobie sprawę, że tylko ktoś szalenie poinformowany o jego kapitolińskiej młodości (bogatej w sporty wyczynowe i nie tylko miał na myśli seks w pięciokącie) mógłby zaproponować mu coś tak niedorzecznego. Coin najwyraźniej wiedziała, że kiepski z niego wychowawca dzieci i młodzieży, ale przynajmniej nauczy ich przetrwania. - Oczywiście, to będzie dla mnie zaszczyt szykować ich na śmierć - dodał, kiedy już się uspokoił, będąc nadal mile połechtanym w ego.
|
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Nie Lip 27, 2014 7:17 pm | |
| - Darkbloom jest na tyle cenna, że nie powinna wpaść w żadne większe tarapaty, ani ulec żadnemu wypadkowi, Ginsberg - srogie spojrzenie Coin wyraźnie mówiło, że nie życzy sobie żadnych nieprzewidzianych sytuacji z udziałem architekta areny. - Należy roztoczyć nad nią opiekę, ale i mieć rękę na pulsie. Uniosła lekko brew. - To samo tyczy się trybutów. Mają trafić na arenę cali i zdrowi, bez żadnych uszkodzeń. Twoja rola sprowadza się wyłącznie do szkolenia ich, możesz brać przykład z innych, na przykład Tudor i reszty jej podobnych. Miej też oko na mentorów, być może ktoś z nich coś wie. Władczym ruchem zgarnęła ku sobie dokumetny i zaczęła ponownie je przeglądać, wyraźnie pogrążona we własnych myślach. - To wszystko, jeśli nie masz żadnych pytań, jesteś wolny. Informuj mnie na bieżąco. - oczy Coin ani na moment nie opuściły stronic papieru, co Gerard mógł uznać za koniec rozmowy. |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Nie Lip 27, 2014 7:55 pm | |
| - Czyli mam być niańką? - zmarszczył brwi, niekoniecznie to przypadło mu do gustu, ale wiedział też, że jest jedyną osobą, która może tego dopilnować. Nawet jeśli będzie musiał obejść się bez kategorycznych rozwiązań. Budowa areny kiedyś się kończy, prawda? Uśmiechnął się błogo na tę myśl, nie zamierzając jednak cytować klasyków z "Ojca chrzestnego" o trzymaniu wrogów jak najbliżej siebie. Coin miała rację - Darkbloom (cenił ją tylko za nawiązania do Nabokova) powinna pozostać w nienaruszonym stanie. Do momentu, kiedy będzie mógł już zachować się po swojemu, napuszczając ukochaną panią architekt na swoją krwiożerczą narzeczoną. Takie historie bardzo wzmacniają przyszłe małżeństwa. Był gotów przekonać się na własnej skórze, czy to prawda. - Zadbam o trybutów jak... o własne dzieci - przyrzekł solennie, uśmiechając się do swojego prywatnego żartu i kręcąc stanowczo głową. Nie miał pytań, zresztą dobrze wiedział, że ma prawa ich mieć, więc poderwał się od razu, kiedy Coin sięgnęła po dokumenty. Przejawiał niesamowity szacunek do słowa pisanego, więc nie śmiałby nikogo przerywać. Sam miał zresztą co innego na głowie, a teczka z danymi osobowymi pewnej pani architekt zaczynała mu ciążyć. Był zaintrygowany tym, ile tortur (niestety głównie w jego wyobraźni) może znieść, więc nie trzymał już dłużej swojej zwierzchniczki w gotowości. Zwłaszcza, że oboje aż zacierali rączki (Alma mało dosłownie) na Igrzyska. - Niedługo dostarczę pierwszy raport - dodał i pożegnał się, zastanawiając się, czemu jakieś bóstwo obdarza go urodzajem płodności. Najpierw Maisie, potem Vivian... i dwadzieścia cztery inne wszy kwartalne.
zt |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Sro Lip 30, 2014 9:40 pm | |
| /dzień po ogłoszeniu Igrzysk
Nie miała pojęcia, czy to dobra decyzja. Wiedziała, że odcięcie się od Kwartału postawi ją przed nieuniknionym wyborem, w końcu nie mogła całe życie być totalnie neutralna. Zmiana strony muru zmuszała ją do zmiany poparcia. A ponieważ Rose ostatnimi czasy miała wyjebane na wszystko poza sobą, postanowiła, że ustawi się tak, by to jej było dobrze. Inni mogą jej nagwizdać, jeżeli nie będzie im pasować jej decyzja. To ona była panem swojego losu i nikt nie mógł powiedzieć jej, co ma robić. Nikt jej nie rozkazywał i nie była od nikogo zależna, co dawało jej znaczną przewagę nad większością, która tak usilnie próbowała zmienić świat i nawracać tych, którzy w ich mniemaniu grzeszą. Rose popełniała złe uczynki i czuła się bardzo dobrze. Gdy robiła coś dobrego, czuła się bardzo źle. Więc starała się czuć neutralnie lub dobrze, co stawiało ją w niezbyt kolorowym świetle. Starała się dzisiaj wyglądać najbardziej morderczo i poważnie jak mogła. Założyła czarną sukienkę i skórzaną kurtkę, chociaż na zewnątrz było raczej ciepło. Włożyła obcasy, pomalowała na czerwono usta. Mogli ją postrzegać jako kwiat, zwykłą kobietę, ale ona była różą, a ta roślina ma kolce. Trzeba uważać, żeby się nie przeciąć. Nawet zdobyła się na spięcie włosów w kok, co prawda luźny, ale naprawdę należał jej się szacunek, że zrobiła cokolwiek z włosami. Zależało jej na pokazaniu Coin, że nie jest kimś, kogo pani prezydent powinna mieć w gronie wrogów. Rose może nie interesowała się zbytnio, ale gdyby chciała, mogłaby stanowić dla niej zagrożenie. Zapukała stanowczo w drzwi gabinetu, starając się dłużej nie zastanawiać, czy jej wybór okaże się pomyślny. Wczoraj ogłoszone Igrzyska popchnęły ją do podjęcia takiej decyzji, nie chciała, by jej przyszła rodzina, domniemane dzieci, uczestniczyły w tym co ona. Można powiedzieć, że skąd niby wie, że ktoś z jej bliskich mógłby trafić na arenę? Stąd, że historia lubi się powtarzać, a los lubuje się w kpinach. Po usłyszeniu zaproszenia, nacisnęła klamkę i popchnęła drzwi. Weszła cicho do środka, zamykając za sobą. Podeszła trochę bliżej, jednak zatrzymała się na środku pomieszczenia. - Dzień dobry. - powiedziała z kamienną twarzą, patrząc na Coin. Nie była jej wrogiem, nie była wrogiem Snowa. Była neutralna. Dlatego była ciekawa jak na nią zareaguje. - Przepraszam, jeżeli przeszkadzam. |
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Pią Sie 01, 2014 12:21 am | |
| Czekała na nią z utęsknieniem. Prawdziwym, szczerym i wręcz matczynym, jakoby zaraz po ujrzeniu jej pragnęła wtulić ją we własną pierś, a następnie zdusić resztki tlącego się życia. Nie poczuła zawodu, wręcz przeciwnie - chorą satysfakcję na myśl, że desperacja dosięgła zenitu. Że Rosemary Garroway nie ma nic poza marnym wizerunkiem, żadnego argumentu, żadnej broni, którą mogłaby się posłużyć. -Nie przepraszaj, na nic się to nie zda - stwierdziła uprzejmie, może na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, ale to była gra świateł, bo nic takiego nie miało miejsca. Wskazała krzesło. Wygodne. Rzeźbione. Nie liczyła na wiele, na początku warunkiem miała być współpraca. Miała tylko nadzieję, że Garroway rozumiała - z jamy węża wyjdzie tylko przy jego szczerym zadowoleniu - Myślę, że powinnaś wyjaśnić mi cel swej wizyty, skoro poświęcam na nią czas - oświadczyła w końcu, przez moment wpatrywała się w Triumfatorkę Igrzysk, aby znów powrócić wzrokiem do okładki książki, której chropowatą powierzchnię muskała czule opuszkami palców, jakby oczekiwała, że ta w odpowiedzi zamruczy. Liczyła sekundy, które traciła - miała tylko nadzieję, że to nieprawda. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Pią Sie 01, 2014 2:06 pm | |
| Ona wcale nie była zdesperowana. Mogła dalej pracować po drugiej stronie muru, nadal mogła udawać, że jest po czyjejś stronie. Po prostu chciała pokazać, że się zmienia. Naprawdę zależało jej na udowodnieniu pewnym osobom, że wcale nie musi przy nich być, że wszędzie się odnajdzie. Pragnęła dać wszystkim do zrozumienia, że może żyć jak jej się tylko podoba, bo wszędzie się dopasuje. Nie pomyślała, że w oczach pewnych osób może stać się dwulicowa i zdradziecka, ale nawet gdyby przeszło jej to przez myśl, nie przejęłaby się tym. Zbyt długo przejmowała się wszystkimi dookoła, zdecydowanie za wiele poświęciła opinii publicznej. Teraz może się dziać co chce, Rose zaczęła dbać o siebie i o swoje dobro. Prędzej czy później i tak by to zrobiła. - Cóż, wiele osób tak robi - zaczęła, podchodząc do krzesła - Więc pomyślałam, że dobry zwyczaj. - jej słowa zabrzmiały tak, jakby naprawdę nie była człowiekiem i tylko uczyła się ich zachowań za zasadzie obserwacji, kopiowania. Garroway naprawdę czasami czuła się jak maszyna, każdy wie do czego stworzona, ale była wadliwa, bo czasem miewała poczucie winy oraz odczuwała inne prozaiczne rzeczy, zwane uczuciami. Jednakże z dnia na dzień coraz lepiej jej szło odcinanie się od tych weselszych, więc kwestią czasu pozostała cała reszta. - Nie będę owijać w bawełnę. Chcę pracować dla rządu. - powiedziała, kiedy już usiadła na krześle. Nie oparła się jednak, bo nie zapowiadało się na to, by jej pobyt miał długo trwać. - Jako morderca. - dodała bez mrugnięcia okiem, jakby to była rozmowa o pracę jako opiekunka nad jej dziećmi. Co to za różnica dla kogo będzie się pozbywać ludzi? To samo robiła we Violatorze, chociaż nie musiała. Skoro ktoś tam na górze chciał, by to robiła, dłużej już nie będzie się mu przeciwstawiać. |
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Pią Sie 01, 2014 7:11 pm | |
| Jej palce przestały spacerować po okładce, kiedy usłyszała propozycję Rose. Brwi drgnęły lekko, broda powędrowała do góry, wzrok padł na znajomą twarz - oczy miała spokojne, jakby zamyślone, na swój sposób dociekliwe, może chciały wyczytać z gładkiej twarzy Zwyciężczyni odpowiedź na pytania, które ją dręczyły. Mogłaby zadać je na głos, ale były one jednymi z tych, które właściwie byłoby zatrzymać dla siebie. Nie była zaskoczona. Tego oczekiwała. -Sądziłam, że pewnego dnia się zobaczymy i nie wątpiłam, że w końcu usłyszę te propozycję - odparła bez satysfakcji, a wręcz tak, jakby rzeczywiście tak myślała - Muszę przyznać, że popełniliśmy swego czasu kardynalny błąd, przeoczyliśmy jeden z cenniejszych diamentów na planie ofiar Snowa, to nie powinno było się wydarzyć, zarówno jak nie powinnaś była... - urwała na setną sekundy, aby kontynuować -... była działać dla złej sprawy. Teraz to się zmieniło, już wiesz, gdzie powinnaś być, muszę tylko wiedzieć, ile Ciebie pozostało tam i co jesteś w stanie poświęcić dla wolnego Panem. Dłoń dalej trwała na okładce, jakby zamarła w oczekiwaniu na słowa Rosemary Garroway. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Sob Sie 02, 2014 11:59 am | |
| Rose zdawała sobie sprawę, że mogła robić dokładnie to, czego Coin teraz chciała. Doskonale wiedziała, że była jednym z nielicznych zwycięzców, którzy stanęli przeciw nowemu Panem lub przynajmniej na takich wyglądali. Ofiary reżimu Snowa były cenne, w końcu co może bardziej poprzeć słuszność rewolucji, niż zwycięzcy przeciwko swojemu oprawcy? Chociaż Garroway nie przyszła tu w tym celu, bo szczerze powiedziawszy, miała w dupie wolne Panem, (przecież i tak nigdy takie nie będzie), tak właśnie mogło to wszystko wyglądać. Ale jak to mówią, liczą się pozory, więc postanowiła zachować dla siebie prawdziwe powody jej decyzji. - To co należy do przeszłości, powinno w niej pozostać. - podsumowała wywód Coin, w końcu siadając wygodniej w krześle. Założyła nogę na nogę i westchnęła cicho, po czym znowu zwróciła swój wzrok na prezydent. - Nie działałam dla złej sprawy celowo, po prostu robiłam to, za co mi płacili. Ludzie robią różne rzeczy, żeby przetrwać, prawda? Jednak teraz to nieważne, jestem tutaj by to zmienić. - uśmiechnęła się lekko, ale jej uśmiech znikł tak samo szybko, jak się pojawił. - Jedyne co pozostało po mnie w Kwartale to praca, którą niebawem rzucę, oraz mieszkanie. Przyjaciół nie mam, po co przywiązywać się do ludzi, z których nie ma korzyści? - sama nie wiedziała, czy kłamała, czy mówiła to, co miała na sercu. Jedno było pewne, Rose nie potrafiła nawiązywać przyjaźni, bo ludzie przychodzą i odchodzą, a ona ma dosyć strat i zawodów. Mogła brzmieć teraz strasznie okrutnie i dwulicowo, ale Coin to się raczej spodoba, po co jej morderca z uczuciami. - I nie wiem, co jestem w stanie poświęcić dla wolnego Panem. Ale możemy się przekonać. |
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Sob Sie 02, 2014 4:00 pm | |
| Oboje znały prawdę, bo świat był zbyt prosty, aby mógł być idealny, nawet ludzie, którzy zdają się tacy być, kłamią prosto w oczy. Dlatego nie wątpiła, że ten z pozoru idealny na jej popleczniczkę materiał, wcale nim nie jest. Kiedyś to się skończy, wierzyła w to nadal, iluzja opadnie odsłaniając tych, których działania nie współgrały z prawdziwymi intencjami. -Podczas takich czasów jak te, nie powinno się kierować uczuciami, dlatego nie leży w moim interesie słuchanie wywodów o Twoich sympatiach lub ich braku - westchnęła odkładając książkę, prostując się na krześle jeszcze bardziej, na moment odwróciła wzrok, ale gdy z jej ust padły kolejne słowa, znów wpatrywała się w Rose, a jej głos zdawał się ostrzejszy, gładki - Nie interesuje mnie prywatne życie moich pracowników, ważne jednak aby nie przysłaniało ono prawdziwego celu, jakim jest walka o wspólne dobro - chrząknęła - To nie jest ciepła posadka, to balans nad urwiskiem, więc jeśli się potkniesz, nie miej wątpliwości, że nikt nie omieszka Cię zepchnąć w przepaść - chwila ciszy, jakby zastanawiała się nad tym, czy chciałaby jeszcze coś powiedzieć - Kiedy zamkniesz wszystkie sprawy, oczekuj wiadomości, teraz możesz odejść - kiwnęła w jej stronę głową, dłoń znów spoczęła na okładce, wzrok padł na przewrócone przed chwilą kartki - Do zobaczenia, Rose - rzuciła na koniec uprzejmie nie patrząc już w jej stronę, ale dziewczyna nie mogła zauważyć, że uśmiechnęła się do siebie. W takich cynicznych dowcipach gustowała. Rzeczywiście. Dobra książka. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : Pani doktor w Kwartale, która wszystkich nienawidzi Przy sobie : Kapsułka cyjanku, broń palna, dokumenty, portfel, telefon oraz inne osobiste rzeczy. Znaki szczególne : Ona cała jest szczególna. Obrażenia : Rysa na psychice głęboka jak jezioro w Dwójce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Sob Sie 02, 2014 8:50 pm | |
| Tak długo jak rozkazy są wypełniane, nikogo nie obchodzi w jaki sposób się to dzieje. Dopóki wszystko szło po myśli, nikt nie zagłębiał się w to, szukając czy to aby właściwie. Najważniejsze były pozory i ułuda, iluzja bezpieczeństwa oraz ładu. Za nieposłuszeństwo czekała kara, której Rose cudem uniknęła. Nie miała zamiaru dać się przyłapać po raz kolejny, więc tym razem kłamała tak, by nie dało jej się tego udowodnić. Słuchając słów Coin coraz bardziej miała wrażenie, że gdzieś już słyszała ten wywód o nieprzydatności uczuć. Z każdą chwilą coraz bardziej rozumiała, czemu Gerard dzierży tak wysokie stanowisko, na którym tak świetnie mu idzie. Bierze przykład z pani prezydent i idzie mu wręcz idealnie. - Wiem, z jakim ryzykiem wiąże się taka praca. Nie obchodzi mnie to, złego diabli nie biorą. - wzruszyła ramionami, pokazując, że ma gdzieś, co jej grozi. Wiele razy ocierała się o śmierć, więc co to za różnica, jeżeli zrobi to jeszcze parę razy? Może w końcu spotka się z nią twarzą w twarz i wpadnie w jej objęcia. Gardziła samobójcami, bo szli na łatwiznę, ale nie miała niczego do opuszczenia tego świata. - I tak nieważne co robimy, wszyscy kroczymy cienką linią pomiędzy nadzieją a rozpaczą. Do widzenia. - dodała jakby od niechcenia, po czym podniosła się z fotela. Rozmowa była zakończona, obydwie osiągnęły to co chciały. Zagadką było, której z nich wyjdzie do na dobre, a która będzie tego żałować. Nieznane są wyroki boskie, w końcu fortuna kołem się toczy. Ten kto dziś jest górą, niedługo może nie móc podnieść się z dna. Czas pokaże, co z tego wyniknie. W końcu ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.
z/t |
| | | Wiek : 19 Zawód : Prywatny ochroniarz Przy sobie : Komórka, nóż ceramiczny, dowód tożsamości, klucze do mieszkania Obrażenia : Implant w prawej nodze, częściowa amnezja - obrażenie trwałe.
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Sob Sie 02, 2014 9:19 pm | |
| /dnia następnego po wizycie u Majeczka - bilokacja
Rano dość długo stała przed szafą zastanawiając się co powinna na siebie włożyć na taką… hmm… okazję. Mundur, garnitur, garsonka? Dżinsy raczej odpadały. Sukienka też nie była adekwatna do sytuacji. Wybrała w końcu garsonkę z wąską spódnicą do kolan w grafitowym kolorze. Kogoś z trzynastki nie powinien ten kolor razić, więc dobrze jest. Do tego buty na niewysokim obcasiku, włosy związane w luźny, ale elegancki warkocz. Denerwował ją stukot obcasów o posadzkę. Na spojrzenia mijanych strażników starała się nie zwracać uwagi. Szła wyprostowana. Nie zrobiła nic złego. Po prostu wyszło to, co wszyscy do tej pory szeptali za jej plecami – była za młoda. W dłoni trzymała mocno teczkę z pismem w którym prosiła o zwolnienie ją ze stanowiska szefa strażników pokoju. W głowie miała już nawet pomysł na następcę, tak w razie gdyby Coin zapytała ją o zdanie na temat jej potencjalnego następcy. Na dole poprosiła recepcjonistkę o zapowiedzenie jej. Nie chciała przeszkadzać Almie w sprawach pilnych. Odczekała swoje. Nie wiedziała, że czeka przez Rose. Musiały się minąć tak, że jedna drugiej nie zauważyła. Wzięła głęboki wdech, zapukała do drzwi i nacisnęła klamkę. - Dzień dobry Pani prezydent. Mogę wejść? – starała się brzmieć pewnie. W końcu nie robiła nic złego. Ani dziś, ani wczoraj. Nie było powodów by ją aresztować…
|
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Pon Sie 04, 2014 10:24 pm | |
| Kolejne z tych pięknych pytań, na które nie potrafiła znaleźć na tyle prostej odpowiedzi, aby osoba, które je zadała, potrafiła zrozumieć, co właściwie miała na myśli. Dlatego ponownie podniosła wzrok, Kiwnęła głową dając jasny i cierpliwy jeszcze znak, aby weszła, usiadła i rozgościła się. -Proszę, usiądź - powiedziała to w taki sposób, jakby Reiven należało tłumaczyć wszystko po kolei - Teraz powiedz mi, co Cię tutaj sprowadza, ale prędko - dodała po chwili zadzierając brodę nieco wyżej, marszcząc nieprzyjemnie brwi. Chciała to wszystko zakończyć i przejść do finału tego wieczoru. Chciała zakończyć to marne przedstawienie. |
| | |
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|