|
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 29 lat Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer} Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Czw Sie 14, 2014 12:36 pm | |
| Zawsze siadała dopiero wtedy, gdy jej na to zezwolono. Nigdy nie prosiła, nigdy nie pytała - zawsze czekała. Robiła, co do niej należało najlepiej, jak potrafiła, nie popadając przy tym w pracoholizm i skrajny fanatyzm. Wkładając mundur, nie zaczynała pałać rządzą krwi. Zachowywała rozsądek, ale także świadomość swych obowiązków. Nie dyskutowała, nie zgadzając się z czymś, słowa dozowała ostrożnie. Nie upierała się przy przegranych sprawach. Żołnierz idealny? Podwładny idealny? Miała nadzieję, że nie. Podczas gdy samo uznanie za dokonania w służbie przyjęłaby z otwartymi ramionami, tak niczego nie starała się unikać bardziej, jak metki pupilka, stworzenia nie umiejącego myśleć samodzielnie. Prawda była bowiem taka, że Annesley myślała dużo, tylko miała na tyle instynktu samozachowawczego, by swe przemyślenia zachowywać wyłącznie dla siebie. Niezależnie od czasów, tak zawsze było bezpieczniej. Zająwszy wskazane miejsce, przez krótką chwilę starała się domyślić, do czego ma prowadzić pytanie Almy. Jeszcze w Trzynastce nauczyła się, że Coin nie wdaje się w bezproduktywne dyskusje. Każde jej słowo ma jakiś określony cel, do którego ma wieść. O co więc chodziło teraz? - Rzeczywiście, byłam - przyznała powoli, mrużąc oczy. Nie byłaby sobą, gdyby w pytaniu o poglądy na tę sprawę nie dopatrywała się pułapki. Ale musiała odpowiedzieć, prawda? Posłusznie jak zawsze, ostrożnie jak zawsze. - Strażnicy są nieustannie przygotowywani do takich sytuacji, a jednak zawiedli. Jeśli jako powodu nie można wskazać braku odpowiedniego przeszkolenia - a moim zdaniem faktycznie nie można - to podejrzenie niestabilnej pozycji Dowódcy nasuwa się samo przez się. - Nie chciała niczego insynuować, nikogo osądzać. Nie w jej gestii było wytykanie błędów komuś, kogo nawet dobrze nie znała. Ale oczekiwano od niej odpowiedzi, więc ją udzielała, starannie dobierając słowa, ale jednocześnie przekazując swe faktyczne poglądy. - Być może chodziło o młody wiek Dowódcy, a może o jej krótką kadencję. Trudno było jednak przeoczyć zdegustowanie towarzyszące wtedy Strażnikom. Nie każdemu podobała się najwyraźniej konieczność podlegania swej przełożonej. W obliczu takiej niechęci zwykle mało kto potrafi wciąż ponad nią przedłożyć wspólny cel. |
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Pią Sie 22, 2014 2:41 pm | |
| Z każdym kolejnym słowem kobiety, uśmiech Almy poszerzał się nieznacznie, ale nie można było nic przezeń wyczytać: czy to drwina czy wręcz przeciwnie i była zadowolona. W końcu opuściła wzrok, na koniec wypowiedzi, i wbiła go w notatki leżące na blacie. Nie była pewna. To tylko niespełna o dziesięć lat starsza dziewczyna, nie chciała popełnić tego błędu co poprzednim razem, nie chciała pozwolić zatonąć swemu statku, skoro nadal trwała bitwa lub ta dopiero miała się rozpętać, czas na przybicie do brzegu nadejdzie niebawem, póki co musiała trwać w gotowości. I podejmować jak najlepsze decyzje. -W istocie tak było, Oficer Ruen jest zdolnym żołnierzem, ale nie sprostała powierzonemu jej obowiązkowi - podniosła wzrok dodając - Została zdegradowana, jej miejsce ma zająć ktoś inny, bardziej doświadczony, posiadający autorytet. Zastanawiałam się nad tym dość długo, Oficerze Annesley i z czystym sumieniem mogę rzec, że osoba odpowiednia na to stanowisko siedzi naprzeciwko mnie - urwała, jej uśmiech nieco zbladł, gdy wpatrywała się intensywnie w kobietę czekając na jej reakcję. |
| | | Wiek : 29 lat Zawód : dowódca Strażników Pokoju, oficer szkoleniowy, pilot {starszy oficer} Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, scyzoryk wielofunkcyjny, leki przeciwbólowe, broń palna + magazynek, zezwolenie na posiadanie broni, przepustka do KOLCa, telefon komórkowy i, zależnie od sytuacji, pełne umundurowanie
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Pią Sie 22, 2014 11:05 pm | |
| Uśmiech Coin zawsze ją niepokoił, bo też nigdy nie był uśmiechem, któremu można by w pełni zaufać. Był bardziej jak kolejna maska mogąca mieć setki znaczeń, z których tylko jedno było prawidłowe. Czy jednak rzeczywistym przesłaniem była faktyczna sympatia i uznanie, czy wręcz przeciwnie - pogarda i niechęć, tego nie sposób było dojść... Cóż, przynajmniej Annesley nigdy tego nie potrafiła. Pomimo dziesięcioletniej kariery w armii zawodowej i dodatkowych dwóch poprzedzających ją latach spędzonych na realizowaniu wszelkich możliwych kursów przygotowawczych, wciąż przed obliczem Almy czuła się tak samo nieswojo, jak przy pierwszym spotkaniu. Tak samo źle. Oczywiście, nijak nie wpływało to na jej lojalność wobec pani prezydent, ale... To nie było komfortowe. Niepewność, co twoja przełożona tak naprawdę o tobie sądzi, nie wpływała dobrze na morale. Tym bardziej ostrożnie starała się więc podchodzić do słów Coin. Słuchać ich z uwagą i, przynajmniej na ten moment, nie dopatrywać się w nich drugiego dna. I tak by go nie dostrzegła, a zamiast tego mogłaby przeoczyć coś istotnego z samego wierzchu. Skrajnie skoncentrowana, spoglądała spokojnie na Almę i... - Ja? - Nie ugryzła się w język wystarczająco szybko, nie zapanowała nad swą mimiką wystarczająco szybko, spoglądając teraz na kobietę z wyraźnym, zupełnie nieprofesjonalnym zdumieniem. Tylko że... autorytet? Ona? W porządku, może i ustawiła sobie kolegów-pilotów, może udowodniła, że naprawdę nie warto traktować jej jako laluni, która w kamaszach znalazła się przypadkiem, może potrafiła też ogarnąć nawet najbardziej niezdyscyplinowanych rekrutów, ale... Autorytet? Nigdy nie patrzyła na to w ten sposób. Co nie było jednak wystarczającym usprawiedliwieniem dla tak wyraźnej utraty kontroli nad sobą. Przecież była oficerem, to do czegoś zobowiązuje. Opanowała się szybko. Chrząknęła cicho, odetchnęła powoli. - Nie w mej gestii jest samą siebie oceniać - powiedziała ostrożnie. - Jeśli życzy sobie pani, bym przejęła dowództwo nad Strażnikami, to oczywiście to zrobię. - Już kilka lat temu pozbyła się maniery dodawania z największą przyjemnością czy to dla mnie zaszczyt przy rozmowach z przełożonymi. W chwili, kiedy zrzucają ci na barki dodatkowe obowiązki, kiedy stawiają cię przed cholernie trudnym wyzwaniem - cóż, w takim momencie nikt nie uwierzy w podobnie lizidupcze zwroty. No dobrze, a teraz - gdzie entuzjazm? Poczucie wyróżnienia, satysfakcja? Nigdzie. Dokładnie nigdzie. Jedynym, co mogło teraz Chris towarzyszyć, to zimne dreszcze na plecach. Była oficerem, tak. Dowodziła już, oczywiście. Ale tu chodziło o Strażników Pokoju, całą cholerną organizację mającą odpowiadać za bezpieczeństwo nie tylko Kapitolu, ale właściwie - całego Panem. Byłaby głupia, gdyby nie pojmowała ogromu odpowiedzialności... i ryzyka, z jakim wiązało się piastowanie tej funkcji. Bogowie, czym sobie zasłużyłam na taką karę?
|
| | | Wiek : 28 lat Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, pendrive, laptop, telefon komórkowy, nóż ceramiczny
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Nie Paź 12, 2014 2:25 pm | |
| |Trochę po spotkaniu z Avery, dzień po rozmowie z Henrym Cały ten pomysł wydawał jej się kompletnie bezsensowny. Nie znała szczegółów, miała uczestniczyć jedynie w niewielkim procencie zapewnie większej całości, która miała na celu coś... Coś. Dokładnie. Wiedziała, o co chodzi, ale wciąż uważała, że jest to dość idiotyczne. Bo przecież to nie mogło się powieść, nie było szans, aby zdarzyło się to bez żadnych konsekwencji, którymi ona sama zostanie obarczona. Nie chodziło o to, że była pesymistką, po prostu nie potrafiła sobie wyobrazić, aby to wszystko było takie... łatwe. A mimo to wciąż zamierzała pomóc z kilku powodów, które znane były tylko jej. Nienawidziła rządu. Czuła odrazę do niemalże każdej osoby, która jak wierny piesek leciała za panią prezydent wykonywać każde jej żądanie. Każdej, która wyraziła chociażby niemą zgodę na krzywdzenie tych biednych dzieciaków. W tamtym momencie czuła się jak cholerna hipokrytka, ale siebie też nienawidziła. Ona też nie zaoponowała, kiedy doszły ją słuchy o organizacji kolejnych Igrzysk. A milczenie jest zgodą, którą ona też wyraziła. Oparła łokcie o blat biurka i skryła twarz w dłoniach, zamykając oczy. Bała się, dobrze wiedziała, co może ją czekać, gdyby ktoś przyłapał ją na grzebaniu w papierach Almy Coin. Wiedziała za dobrze, co mogłoby się wydarzyć, gdyby zrobiła cokolwiek niezgodnego z prawem. Odetchnęła głęboko i wstała, patrząc na drzwi. Tym razem była ubrana zupełnie inaczej niż wtedy, gdy niespodziewaną wizytę złożyła jej rodzona siostra. Zniknęła elegancja, buty na obcasie i prosta sukienka. Ubrana w najzwyklejsze jeansy i białą koszulę, z płaskimi butami na stopach czuła się naprawdę dobrze, a mimo to miała wrażenie, że zwymiotuje. Chyba już wyszła z wprawy, tyle czasu minęło odkąd ostatnim razem śledziła kogokolwiek. Kiedyś była dobra, naprawdę dobra i większość osób dalej nie wie, ile rzeczy widziała i ile słyszała. Podeszła powoli do drzwi, zabierając ze sobą teczkę wypełnioną ostatnimi wydaniami gazet z podkreśleniem artykułów, które zawierały w sobie choćby najmniejszą wzmiankę o obecnym rządze czy też o samej prezydent Panem. Musiała mieć wymówkę, gdyby drzwi otworzyły się nagle lub, co więcej, gdyby gabinet nie był pusty. Poza tym to właśnie tam zamieści kopię planów. Odetchnęła głęboko i wyszła na korytarz. Było cicho, pusto i spokojnie. Wiedziała, że tak będzie. Po roku obserwacji potrafiła przewidzieć, kiedy w Siedzibie panuje najmniejszy ruch, dlatego wybrała porę, gdy pracownicy wrócili do swoich domów w Dzielnicy a ci, którzy tak jak ona zamieszkiwali tam na stałe zazwyczaj spędzali czas w mieszkaniach, starając się jakimś cudem oddzielić pracę od życia prywatnego. Zamknęła drzwi na klucz, wyciszyła telefon sprawdzając kilka razy, czy aby na pewno nie wyda żadnego dźwięku (można powiedzieć, że ma swego rodzaju chorobę, która każe jej sprawdzać wszystka kilkakrotnie) po czym udała się w stronę dobrze jej znanego gabinetu. Kroki nie niosły się echem po posadzce, ale sama nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle. Panująca dookoła cisza była niezwykle nienaturalna i miała wrażenie, że jedynym słyszalnym odgłosem jest bicie jej serca i oddech. Poruszała się powoli, a zdenerwowanie i strach powoli ustępowały miejsce czemuś innemu... Podnieceniu? Ekscytacji? Tak, zdecydowanie, wreszcie zaczynała być w swoim żywiole. Wracały wspomnienia i choć wtedy nie przyniosło jej to niczego dobrego, teraz mogło być inaczej. Wiedziała co robić, żeby było dobrze, wiedziała jak to robić. A przede wszystkim miała świadomość, dlaczego to robi i właśnie dlatego czuła się lepiej z każdą chwilą. Większe dobro, właśnie to było jej celem. Dłoń Almy Coin zgładziła już zbyt wiele niewinnych osób i Gwen nie zamierzała pozwolić, aby tym razem było tak samo. Serce znów zabiło jej mocniej, tym razem jednak z nagłego przypływu adrenaliny, który sprawił, że przyspieszyła kroku. Na plecach czuła lekkie uwieranie ceramicznego nożyka, nigdy go jeszcze nie używała i prawdopodobnie nie byłaby w stanie użyć go aby zranić inną osobę, ale mógł być bardzo przydatny do innych celów. Stanęła pod drzwiami gabinetu mając wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie, jeśli nie przyspieszy całej akcji. Czas był jej sprzymierzeńcem, ale mógł też sprowadzić na nią śmiertelne zagrożenie. Bo tym razem nie uniknęłaby egzekucji, jej martwe ciało wystawione zostałoby na publiczny pokaz i ludzie, którzy pragnęli tego już dawno mieliby wreszcie satysfakcję. Na czele z Avery, która mogłaby tryumfować, że ktoś wreszcie porządnie utarł nosa jej siostrze. A nawet więcej. Zacisnęła dłonie na teczce i uniosła dłoń, pukając na tyle głośno, aby było to słyszalne z drugiej strony. Zbliżyła twarz do drzwi nasłuchując przez chwilę, czy nie dobywa się stamtąd znajomy damski głos ani cokolwiek innego, mogącego wskazywać na czyjąś obecność. Przez chwilę miała wrażenie, że słyszy kroki. Wstrzymała powietrze, jednak kiedy nic się nie wydarzyło, położyła dłoń na klamce, w tym samym momencie słysząc kroki dochodzące z jej lewej strony. Obróciła się gwałtownie patrząc jednego z pracowników. Uśmiechnęła się lekko, kiwając głową na powitanie i starając się zachowywać jak najbardziej naturalnie. Odczekała, aż zniknie za rogiem i wypuściła powoli powietrze. Popadła w chwilową paranoję, starała się uspokoić, kiedy jej dłoń sięgnęła ponownie do chłodnej klamki. Drzwi były zamknięta, oczywiście, że tak. Nawet nie spodziewała się, aby mogło jej pójść tak łatwo, ale i tak trochę ją to... sfrustrowało. Musiała zmarnować czas na otwarcie drzwi nie mając nawet pewności, czy będzie w stanie to zrobić. Wyjęła dwie wsuwki z włosów, spuszczając je jednocześnie na swoje plecy i pochyliła się, rzucając jeszcze spojrzenie w obie strony korytarza. Zagryzła wargę i rozprostowała wsuwki, jedną z nich wsuwając w dziurkę od klucza. Drugą włożyła obok i zaczęła kręcić w obie strony nasłuchując kliknięcia, które byłoby zbawieniem. Niestety, nic takie się nie wydarzyło. Wyprostowała się, przecierając twarz dłońmi. Czas uciekał, właścicielka mogła wrócić w każdej chwili, a drzwi ciągle były zamknięte. Pochyliła się znowu, tym razem robiąc to uważniej i wolniej, jednak i tym razem zamek nie wydał żadnego dźwięku wywołując ciche warknięcie dobywające się z gardła brunetki. Strach powrócił, dłonie zaczęły jej się trząść. Do trzech razy sztuka, Gwen... Próbowała jeszcze 3 kolejne razy i każdy z nich przynosił taki sam efekt, czyli w gruncie rzeczy nie przynosił żadnego. Zamknęła oczy i spojrzała groźnie na drzwi, jakby to one były powodem jej niepowodzenia. - Co z wami jest? - powiedziała cichym, ale wyraźnie sfrustrowanym głosem. Miała wrażenie, że minęły wieki, od kiedy stanęła pod nimi po raz pierwszy - Ostatni raz... Ostatni - Powtórzyła całą procedurę po raz siódmy z rzędu i kiedy myślała, że znowu nic z tego nie będzie (czasem naprawdę zdarzało jej się dramatyzować) usłyszała kliknięcie. To, na co czekała od kilku minut. Nie zwlekając dłużej weszła do gabinetu zamykając za sobą drzwi. Stanęła na środku czarnego, bezbarwnego pomieszczenia. Przyszedł czas na najgorsze. Zaczęła od wyłożenia gazet na biurko. Ułożyła je równiutko na środku, po czym obrzuciła wzrokiem całe pomieszczenie. Nie liczyła nawet, że znajdzie tam cokolwiek. Wydawało jej się bezsensownym to, żeby tak ważne dokumenty Alma Coin trzymała w swoim gabinecie (którego wcale nie było łatwo otworzyć). Obiecała Henry’emu, że spróbuje i właśnie zamierzała to zrobić. Zaczęła otwierać wszystkie szafki, przeglądać papiery, teczki, segregatory. Obmacała doszczętnie biurko poszukując jakiś tajnych skrytek, przycisków czegokolwiek, co wskazywałoby na obecność sejfu czy też innego miejsca odpowiedniego do ukrycia planów Areny. Zanim zabrała się za wszystko nałożyła na dłonie cienkie rękawiczki, uważając, aby gołymi dłońmi dotknąć jedynie klamki i gazet. Niemalże słyszała w swojej głowie tykanie zegara, czas uciekał, a ona nie mogła znaleźć nic. Zaczynała się poddawać, odsuwała jeszcze książki licząc, że znajdzie coś za nimi, włączyła komputer przeszukując foldery, jednak nic nie wskazywało na tym, aby to właśnie w tym niewielkim pomieszczeniu znajdowała się pożądana przez nią rzecz. Odeszła od szafy, pisząc jeszcze krótką notatkę odnośnie zostawionych materiałów i już miała wyjść, kiedy nagle doznała chwilowego olśnienia. Podeszła do biurka i spojrzała na jedyną szafkę, do której nie zaglądała. Była zamknięta i właśnie dlatego Gwen nawet do niej nie podchodziła. Przykucnęła, badając dłońmi w rękawiczkach zamek. Spróbowała tej samej sztuczki z wsuwkami, jednak był inny, pancerny, jakby ktoś przewidział, że inna osoba mogłaby chcieć tam zajrzeć. Wyjęła więc nóż, wsuwając go w szpary i chwilę siłowała się, nie zważają nawet na to, iż pozostawi po sobie ślady. Było jej naprawdę wszystko jedno, zależało jej tylko i wyłącznie na planach. Po kilku minutach zamek wyłamał się, a drzwiczki zaczęły chybotać na zawiasach. W środku nie było wiele, kilka teczek, ale to jej wystarczyło. Chwyciła je i szybkim ruchem zaczęła je wertować. I wtedy, kiedy nadzieja znów odeszła daleko, jej oczom ukazał się pożądany widok - plany. Nie zastanawiała sie długo, wsunęła je do torebki, nagle zmieniając koncepcję. Wcześniej wykonała jeszcze fotografię telefonem, zatrzasnęła drzwi licząc, że Coin nie zauważy nic na pierwszy rzut oka, chwyciła własną teczkę i rzuciła się w stronę drzwi. Chciała się stamtąd zmyć, jak najszybciej. |zt |
| | | Wiek : 28 lat Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, pendrive, laptop, telefon komórkowy, nóż ceramiczny
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Sob Paź 25, 2014 10:35 pm | |
| |kiedyś tam skądś tam - bilokejszyn Nadszedł ten dzień. Gwen musiała przyznać, że te słowa kołatały jej 4 raz w życiu, jednak i tym razem wywoływały to samo uczucie ekscytacji, podniecenia i może strachu. Czyli zupełnie znajome, a jednak sprawiające, że kobieta od rana chodziła podenerwowana. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Jakimś cudem nikt nie wpadł na pomysł, że to ona mogła być sprawcą zniknięcia tych planów. A może po prostu nikt nie zauważył? Ważne było to, że wciąż była wolna i mogła pomóc. I właśnie zamierzała to zrobić. Nie mogła ukryć, że się denerwuje. Dłonie odrobinę jej się trzęsły, ale szczerze mówiąc nie wiedziała, czy był to efekt stresu czy zniecierpliwienia. Dobrze wiedziała, że machina ruszyła już dawno. Pewnie w tym momencie dwójka osób, które w ogóle nie powinny tam przebywać, czekała przy jednym z rządowych poduszkowców. A ona była tak oddana prezydent, że nawet nie zawróciła sobie głowy aby coś zrobić z tą informacją. Medalu za uczciwość i oddanie ojczyźnie i tak by nie otrzymała, dlaczego więc nie mogła pozwolić sobie na małe odejście od standardów? Zwłaszcza, że nie robiła tego dla siebie i chorej rządzy skupienia w swoich drobnych dłoniach władzy w Panem. Chciała tylko pomóc, uratować kilka tych biednych żyć, których było jej naprawdę szkoda. Chciała dać im szansę, bez względu na to, jaki będzie to miało wpływ na jej los. Zerkając nerwowo na zegarek dopiła łyk zimnej już zielonej herbaty, po czym wstała i zabierając jedynie klucze wyszła, zamykając za sobą drzwi. Ruszyła wydeptanym i dobrze sobie znanym korytarzem w stronę pomieszczenia, z którego drzwiami jeszcze kilka dni temu prowadziła wojnę. Szła wolno, miała jeszcze czas, nie musiała się speszyć. Ta część nie wymagała sztywnych ram czasowych, a to co będzie później nie należało już do jej zadania. Miała po prostu zwabić ich ofiarę w sieć. Strasznie żałowała, że nie może lecieć dalej. Naprawdę chciała zaangażować się w to jeszcze mocniej, co jednak miała poradzić? To dziwne, że jej życie w tamtej chwili nie miało już większego znaczenia. Zastanawiała się, jakie zostaną wyciągnięte w stosunku do nich konsekwencje. Zastanawiała się, czy po tym wszystkim znajdzie się jeszcze możliwość porozmawiania z Henrym. Nie mogłaby wyobrazić sobie że zaraz po tym, jak powstał przed nią ze zmarłych miał ponownie zniknąć, tym razem już na zawsze. Westchnęła cicho, stając przed ciemnymi drzwiami i chwilę jeszcze wpatrując się w drewno, starając się uspokoić oddech. Musiała się opanować, wyglądać tak jak zwykle. Profesjonalnie i bezuczuciowo. Jak farbę zmyła z twarzy wszelkie oznaki emocji, które jeszcze przed chwilą nią targały, po czym uniosła dłoń i zapukała do drzwi, nasłuchując pozwolenia na wejście. Gra się rozpoczęła. Kości zostały rzucone. Alea iacta est! Post sponsoruje Juliusz Gajusz Cezar Inc.
|
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Sob Paź 25, 2014 11:04 pm | |
| Siedząca za biurkiem Alma Coin podniosła głowę znad dokumentów, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Blade usta zacisnęły się w wąską kreskę; nie miała dzisiaj ochoty na wysłuchiwanie kolejnych złych wiadomości. Wbrew temu, co spekulowała Gwen, brak planów Areny nie przeszedł niezauważony, jednak pani prezydent nie była na tyle głupia, żeby fakt ten zgłosić odpowiednim służbom. Już i tak zarzucano jej, że nie potrafi upilnować własnych ludzi - informacja o zaginięciu tajnych dokumentów wprost z jej biura tylko dolałaby oliwy do ognia. - Proszę - powiedziała cierpko, prostując się w fotelu i splatając ręce na blacie biurka. Oczekując na wejście czekającego za drzwiami gościa, już układała w myślach ewentualną odmowę.
|
| | | Wiek : 28 lat Przy sobie : medalik z małą ampułką cyjanku w środku, pendrive, laptop, telefon komórkowy, nóż ceramiczny
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Nie Paź 26, 2014 12:04 am | |
| Zza drzwi dobiegł ją znany głos. Gwen przełknęła ślinę, kładąc dłoń na chłodnej klamce. Zamknęła jeszcze oczy, licząc szybko do dziesięciu. Już dawno nie rozmawiała z nią twarzą w twarz. Szczerze mówiąc każdy raz, kiedy musiała to zrobić, przyprawiał ją o nagły skok ciśnienia. W pamięci wciąż miała Trzynastkę i wrażenie, że tak naprawdę nie byłoby jej tam gdyby nie litość Almy Coin. Nie, to nie było wrażenie. To były fakty; ta sama osoba, która skazała ją na śmierć okazała jej łaskę, a Gwen w żadnym calu nie czuła się zobligowana do odwdzięczenia się za to. Była jednak do tego zmuszona. Pracując dla rządu czuła się tak, jakby robiła coś wbrew sobie. Co z kolei nie odbiegało tak bardzo od prawdy. Nie chciała tam pracować i była niemalże pewna, że Coin to wie. Choć Arrington tak naprawdę nigdy nie pokazała, jak wielką niechęć żywi do tej komórki społecznej. Nawet wtedy, wiedząc dobrze, z jakiego powodu się tam znalazła, nie mogła pokazać, dlaczego to robi. Ba, nie mogła dać znać, że robi cokolwiek. Nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi, wchodząc do pokoju, który przyprawiał ją o ciarki. Spojrzał wprost na siedzącą za biurkiem kobietę. Zastanawiała się, czy ona zawsze ma taki sam wyraz twarzy. Chłodny i stanowczy. Zastanawiała się, czy ona czuje cokolwiek. - Dzień dobry - powiedziała spokojnym głosem, nie uśmiechając się ani trochę. Zatrzymała się w za krzesłem stojącym przed biurkiem, nie zamierzając zagościć tam za długo - Dwójka mężczyzn czeka w sali konferencyjnej na rozmowę z panią. Z tego, co mówili, byli umówieni - przeszła prosto do rzeczy, mając wielką nadzieję, że Coin pójdzie z nią. Musiała, nie mogła pozwolić sobie na żaden, nawet najmniejszy błąd. Miała też nadzieję, że kobieta nie będzie przedłużać tej rozmowy. Dziewczyna miała ochotę się stamtąd zmyć. Naprawdę. Nie lubiła przebywać w towarzystwie głowy państwa, za każdym razem mając w głowie niezbyt przyjemne wspomnienia. Wpatrywała się wyczekująco, z wyprostowanymi plecami i spokojnym oddechem. Tak bardzo chciałaby, aby ta kobieta zapłaciła jej za wszystko, co zrobiła.
|
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin Nie Paź 26, 2014 12:47 am | |
| Nie odpowiedziała od razu. Po słowach Gwen w pokoju zapadła przedłużająca się cisza i tylko jasne brwi, które nieznacznie zbiegły się do środka, sygnalizowały, że pani prezydent usłyszała komunikat kobiety. Nie pamiętała o żadnym spotkaniu, ale w żaden sposób nie dała po sobie tego poznać; jej twarz pozostała chłodna i nieodgadniona, a po chwili wygładziła się, kiedy Alma Coin kiwnęła głową. - Tak, tak, faktycznie, dziękuję - potwierdziła, jakby rzeczywiście przypomniała sobie o umówionym spotkaniu, chociaż w tym samym czasie zastanawiała się, kim mogli być owi dwaj mężczyźni. Wstała jednak zza biurka, odruchowo wyrównując jeszcze przeglądane wcześniej dokumenty, po czym ruszyła w stronę drzwi wyjściowych, gotowa od razu przejść za Gwen do sali konferencyjnej.
| zt i nie wiem, czy mam pisać od razu w konferencyjnej, czy czekać na Gwen?
|
| | |
| Temat: Re: Biuro prezydent Coin | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|