IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4

 

 Redakcja 'Capitol's Voice'

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptyPią Maj 03, 2013 6:26 pm

First topic message reminder :



Hol główny to miejsce, które zauważasz bezpośrednio po tym, jak przekraczasz próg redakcji. Na lewo można zauważyć kilka stanowisk pracy, a także salę konferencyjną. W prawej części pomieszczenia znajduje się za to miejsce, gdzie w spokoju można spędzić przerwę w pracy, jedząc drugie śniadanie czy oglądając telewizję na nowoczesnym telewizorze.




Jeden z najważniejszych działów w gazecie. To stąd pochodzą wszelkie informacje dotyczące polityki i życia Panem, ciekawostki, ogłoszenia oraz wszystko, co interesuje mieszkańców Kapitolu. Zarówno wiadomości sprawdzone, jak i te niepewne. Pierwsze źródło wiedzy o rzeczach wywołujące skrajne emocje.




Redaktorzy tego działu dbają, aby zdobyte informacje nie wprowadziły nikogo w błąd ani żeby nie obrażały Nowego Kapitolu. To niezwykle odpowiedzialna praca, bo chyba nikt nie chce, aby w którymś z artykułów w imieniu prezydent Coin wystąpił błąd, prawda? Szczególnie, że Capitol's Voice jest jedną z najchętniej czytanych gazet w całym mieście.




Tutaj powstają artykuły na temat wszystkich nowinek technicznych, poradniki co do wyboru holograficznych telewizorów czy działających telepatycznie telefonów komórkowych. Także ten dział odpowiada za krzyżówki, zagadki i rebusy, rozrysowane na ostatniej stronie gazety. To miejsce dla popisu techników, którzy często sprawiają, że po poprawnym rozwiązaniu zagadki pojawiają się różne ciekawe, holograficzne nagrody.




Miejsce pracy najlepszych techników w Kapitolu, którzy kontrolują pracę innych ludzi na niższych stanowiskach. Tak naprawdę tylko od nich zależy, co pojawi się w dziale technologii w kolejnych numerach, jako że naczelny zupełnie nie zna się na tych wszystkich nowinkach.




W redakcji nie ma wind. Choć niektórzy uważają to za szczyt głupoty, inni twierdzą, że klatka schodowa jest najlepszym miejscem na pogaduchy i spotkania ze znajomymi, pracującymi na innych piętrach. Główną funkcją schodów jest jednak... wchodzenie po nich, oczywiście.




Jedne z drzwi na korytarzu prowadzą do gabinetu tych, którzy mają za zadanie pilnować, aby wszystkie artykuły były ciekawe i żeby pomysł z noszeniem pieluszek na głowie nie przeszedł. Tu pracują najlepsi z najlepszych, którzy z materiałów dostarczonych przez zwykłych pracowników muszą wybrać to, co trafi do rąk redaktora naczelnego.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptyNie Kwi 06, 2014 2:41 am

    | Gra kilka godzin po wyjściu Cordelii. :>
Odwiedziny bywały nadzwyczaj słodkie lub nadzwyczaj gorzkie. Charles w całym swoim dotychczasowym życiu doświadczył obu przypadków. Ha, nawet mieszaki obu lub tych najnudniejszych z ogromu możliwych - wizyt nie pozostawiających po sobie żadnych śladów. Takich, które należało odbyć, żeby zachować pracę lub bez żadnego ważniejszego calu. Najzwyczajniejsze w świecie nudy.
Po opuszczeniu gabinetu przez Cordelię Snow zastanawiał się do jakiego kanonu mógłby zaliczyć rozmowę, a co zapewne ciekawsze: osobiste poznanie, tej młodej osoby.  Na niektórych zapewne odbiłoby to swego rodzaju ślad, pozostawiłoby po sobie bliznę na długi czas, jednak mężczyzna dzięki rebelii przywyknął już do podobnych… osobistości. Dość ekscentrycznych i awangardowych, swoją drogą. W końcu ludzie pojawiający się na ekranach telewizorów; ci, o których pisano w gazetach i książkach bądź drukowano ich zdjęcia w możliwych miejscach na świecie, naprawdę istnieli.
Po życiu w realiach bycia zastępcą redaktora naczelnego można było przywyknąć, że wszystkie gwiazdy, bynajmniej nie te jaśniejące na niebie, egzystowały na ulicach Kapitolu, spały w swoich przestronnych mieszkaniach z przeszklonymi stołami. Bo cała ta gra mediów to nie propaganda, a w znacznej część osobowości odnajdywano ziarna prawdy.
Wszystko nie było tylko wytworem wyobraźni kilku, może kilkunastu osób, napędzających zgrabne, dwuwyrazowe przedstawienie z niesamowitą charakteryzacją, rekwizytami oraz oświetleniem, nazywanego „życiem publicznym”. Zabawne, prawda?
Mianowicie… konfrontacja z wnuczką poprzedniego prezydenta Panem nie wywarła na Lowellu większego wrażenia. Pozostawiło jedynie w zmysłach słodki posmak o zapachu identycznym, co jej perfumy. Chociaż po spożytkowaniu całej przeznaczonej porcji udawanych uśmiechów, cichych dialogów i postanowień… zdawać się mogło, że posmak na języku, w samych kubkach był raczej gorzki.
A cała społeczność, jaki i wybrana jednostka doskonale zdawała sobie sprawę, że gorzko smakowały rzeczy zepsute tudzież wybitnie trujące. Aczkolwiek niektóre śmiercionośne związki  nie miały w ogóle smaku ani zapachu.
Najlepszy przykład - arszenik.
Niedługo po opuszczeniu przez pannę Snow redakcji Capitol’s Voice, przez krótki spacer i dwa, może trzy telefony, wiedział już wszystko, co ciekawiło dziewczynę. Cały komplet informacji, o który prosiła leżał wydrukowany w szufladzie jego biurka. Czarna teczka z nazwiskami, liczbami a także pozostałymi, istotnymi informacjami.
Mimo niesamowitego nieszczęścia jakie spadło na OUTFLOW dziewczyna mogła bardzo dużo zdziałać. Jeśli wiedziałaby, jak działać. Naczelny, znany, szanowany jeszcze rok, dwa temu, zaginął. Bliżsi współpracownicy z redakcji zakładali, że tuż po rozpoczęciu jawnych działań zbrojnych rozpłynął się w powietrzu, trochę jakby zdawał sobie ze wszystkiego sprawę, jednakże dalsi i średniobliscy powtarzali wielokrotnie, że został zesłany do KOLCa, to właśnie tam poddaje się łasce lub niełasce losu. Co oczywiście stało się z bardzo dużą częścią dziennikarzy, wizażystów, fotografów pracujących w branż modowej… i nie tylko tej.
Formalnie magazyn nie istniał, więc do jego reaktywacji potrzeba była tylko odpowiednia osoba i mały, ale bardzo pracowity zespół.
Po załatwieniu spraw wybitnie niedotyczących interesu gazety na Charlesa spadły dość chłodne a ponadto nieprzyjemne wieści. Beztroską atmosferę otoczoną aurą perfum młodych dam przerwał jeden telefon z informacją o wybitnie źle prognozujących informacjach dla najbliższego numeru.
Sam, co jasne, nie mógł pozwolić, by do czegoś takiego dopuścić. Pierwsze tygodnie, pierwsze kroki na stanowisku redaktora naczelnego i tak ogromna kompromitacja? W żadnym wypadku nie mógł dopuścić, aby numer ukazał się ze zubożałym działem albo, odpukać w niemalowane drewno i splunąć za siebie przez lewe (a nawet prawe) tamię, bez którejkolwiek ze stałych części.
Kompromitacja i nieprofesjonalne zachowanie nie wchodziło w grę. Chaz od momentu otrzymania jakże radosnej wiadomości z ostatniej chwili zabrał się do pracy. Klawiatury w dłoń i myszy na drogę… albo coś takiego!
Stukanie klawiszy przerwało pukanie do drzwi.
Pieprzone pukanie.
Nie miał pojęcia, kto stał po drugiej stronie drzwi, ale ktokolwiek tego nie robił, był bez żadnego wyjątku niechcianym gościem. Czy jego szanowni (współ)pracownicy nie zdawali sobie sprawy, że mają całkiem spory kryzys w gazecie?
- Proszę - walnął głośno lekko podirytowanym tonem, który był jak zakupy włożone w papierową torbę. Po jej przedarciu wszystko wysypywało się na chodnik, odsłaniając prawdziwą zawartość. W tamtym wypadku właściwe emocje kryjące się za irytacją określało wybornie jedno słowo.
Wściekłość.
Może powinien był otruć ich wszystkich arszenikiem, bo przecież i tak, prędzej lub później, umrą. Przynajmniej daliby mu chwilę wytchnienia otrzymując spokój… święty spokój.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptyCzw Kwi 10, 2014 2:09 pm

/czasoprzestrzeń po grze z Gerardem

Byłam wściekła. Moje nerwy były zszargane do granic możliwości. Ciężko było bym czuła coś innego, kiedy - po raz kolejny - dorobek mojego życia został mi odebrany. Niczego ze swoich rzeczy nie ceniłam tak jak aparatu. Ani laptopa, ani broni, która niezaprzeczalnie dawała mi większe poczucie bezpieczeństwa, ani nawet przepustki do KOLCa, która dawała mi większe możliwości. To nie był moje narzędzia pracy, nie dawały mi one możliwości wyrażenia mojej opinii na świat, pokazania prawdy. Bez aparatu czułam się zadziwiająco bezradna, niezdolna do robienia tego co właściwe i konieczne.
A na moje samopoczucie wcale nie wpłynął dobrze fakt, iż musiałam iść zgłosić wiadomość, że zdjęcia które robiłam do artykułu będą ostatnimi, które stworzyłam dzięki temu sprzętowi.
Do redakcji dotarłam niemal godzinę po całym zajściu. Potrzebowałam czasu by ochłonąć, by pogodzić się z myślą o stracie, na tyle, by nie zacząć krzyczeć od wejścia do pracy. W końcu gdyby nie to głupie zlecenie, gdyby nie żądanie uwiecznienia naczelnika na zdjęciu byłbym dla niego tylko kolejnym szarym przechodniem, który kiedyś, najwyżej, będzie mógł trafić do niego na przesłuchanie. Nie osobą, którą znienawidził za zmuszanie go do uśmiechu i sfotografowanie w takiej sytuacji. Cios poniżej pasa, dla obydwu stron.
Bez słowa skierowałam się w stronę pokoju naczelnika, po drodze skinąwszy tylko głową mijanym współpracownikom. Zapukałam cicho, aczkolwiek natarczywie, a kiedy usłyszałam potwierdzenie weszłam do pokoju uśmiechając się krzywo w stronę mężczyzny.
- Dzień dobry - rzuciłam, po czym podeszłam do biurka redaktora. Bez słowa położyłam na blacie plecak i wyciągnęłam z niego zniszczony aparat. Zmiażdżony obiektyw, popękana obudowa, grzechoczący w środku pryzmat, to wszystko tworzyło obraz dość nieszczęśliwy, uderzający - przynajmniej mnie - dogłębnie. Musnęłam palcem przyrząd i westchnęłam cicho. - To jest koszt waszego pomysłu - zaczęłam kwaśnym tonem. - Miałam uwiecznić Ginsberga uśmiechniętego i zrobiłam to, ale jemu się nie spodobał takowy zamysł. I wyraźnie dał mi to do zrozumienia podczas naszego, przypadkowego, spotkania na mieście - dodałam. Nic nie mogłam poradzić na to, że w moim głosie zaczęło pojawiać się oskarżenie, że zrobił się on niski od tłumionego gniewu.

//no i wyszła kupa *sigh*
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptyNie Kwi 13, 2014 12:12 am

Współpracując z ludźmi dłużej niż dwie, trzy godzinny dziennie zauważało się w nich zdecydowanie najgorszą cechę. Była wybitnie perfidna, zła i utrudniająca pozytywne lub trzeźwe myślenie odbiorcy. Jednostki, zespoły, właściwe to całe społeczeństwo… Wszyscy po tym czasie stawali się wybitnie irytujący, w pakiecie przynosząc złe wieści.
Ewentualnie tylko to sobie uroił, bo rzeczywistości wszystko było w porządku. Ptaszki śpiewały, słońce świeciło, w oddali słyszalny zdawał się być śmiech. Tylko ludzie w jego pokroju wymyślali sobie podobny problem. Ten oraz pukanie w drzwi o trzy tony za głośno. Lowellowi odbierał to jako coś okropnego, prawie rozsadzającego czaszkę. Przecież mogli nie robić tego w ogóle. Szczególnie, jeśli skierowało się uwagę na wydarzenia popołudniowe a także obecny, przeuroczy nastrój redaktora naczelnego.
Zdecydowanie była to najgorsza pora na odwiedziny. Charles miał stanąć przed pustą ścianą i krzyczeć. Gapić się na wszechobecną biel przez chwilę, jakby szukając w niej czegoś niesamowitego, po czym znów otworzyć usta. W jego głowie wydawało mu się to wspaniałą drogą na wyrzucenie z siebie negatywnych emocji. Zupełne oczyszczenie i odreagowanie. Zdawało mu się, że nic oprócz dużego, pustego pomieszczenia, gdzie mógłby krzyczeć do woli w skutek czego miały zniknąć niechciane emocje, wszystkie problemy rozwiązać się, nie kosztowało więcej. Zbawcze kilkadziesiąt metrów sześciennych, w których zamknąłby się, wyrzucony na powierzchnię ziemi dźwięk całej agresji… oraz goryczy, smutku?
Zaraz, skąd jego w życiu znalazł się czas na takie metafizyczne problemy? Chociaż to może było też paradoksem ówczesnego świata. Ci zapracowani zarywali część nocy, podczas gdy zmęczeni kochankowie spali obok, oni rozmyślali o swoim życiu, śmierci, tym, czy mogli spodziewać się czegoś po niej, ludziach, relacjach, uczuciach, przyszłości, teraźniejszości, przeszłości.
Zdawało mi się, że za części takich myśli, oprócz części literackiego usposobienia, odpowiadały niektóre osobniki. Ze zdecydowanym naciskiem na niektóre. Niektóre niestabilne, chcące rzucić się z mostu osobniki, z którymi nie powinno się nigdy całować.
Myśl przerwała mu, odwiedzająca gabinet Nicole Kendith. Przez moment żywił jeszcze nadzieję, ze przynosiła ze sobą zbawcze, dobre wiadomości, jednak szybo zatracił takowy pomysł. Ostatnim czasem spotkali się, kiedy ukradziono jej aparat. Ciekawe w świetle jakich tragicznych wydarzeń pojawiła się tamtego dnia.
- Był dobry do słonecznego jak cholera popołudnia - odpowiedział jej montowanym tonem, prostując się na fotelu. Zapiął guzik marynarki, czekał na jej historię jak rasowy psycholog albo psychiatra. Może powinien był zmienić branżę w obliczu ostatnich praktyk? Charles Lowell - właściciel kliniki psychiatrycznej „Tańczący Móżdżek” zaprasza na terapię.
W ostateczności dla niego wydarzenia przedstawione przez pannę Kendith mogły być smutne. Tak, mogły być smutne. Może nawet bardziej trawiłyby do Chaza.
Wskazał jej podbródkiem miejsce naprzeciwko, w tym samym czasie uderzył kilkukrotnie w klawiaturę komputera i zmarszczył nieco brwi. Zamknął przeglądarkę. Przecież musiał oddać się fascynującej opowieści swojej aktualnej współpracownicy a przyszłej klientce, Nici.
Zdrabnianie imion działało na jego korzyść. Człowiek stawał się bardziej bliższy swojemu rozmówcy, budził w nim pozytywne emocje, lekarz budował zaufanie, mentalną więż z pacjentem. Całkiem nieźle pamiętał artykuł na ten temat. Co prawda dotyczył pozwania nowych osób, jednak…
Skórzany fotel przypomniał prawie kozetkę, a on wyrabiał sobie doświadczenie zawodowe. Wtedy nikt nie mógł sobie pozwolić na spokojne sparowanie władzy, zasiadanie na swoim stanowisku. Każdego dnia wymieniano ludzi na nowszy, hipotetycznie lepszy model. Nikt nie wiedział, kiedy miała szanse przyjść kolej i na naczelnego.
Idealnie.
Idealna opcja, gdy Coin postanowiłaby go powiesić. Pobawi się w psychiatrę bez kwalifikacji - witamy w Panem, gdzie każdy ma jakieś problemy, a jeśli ich nie ma, to niebawem będzie mieć!
- Co? - zapytał, ponieważ to powstrzymało go od wybuchu histerycznym śmiechem. Bynajmniej nie z powodu swoich wcześniejszych myśli, ale z powodu tragizmu sytuacji, który zdawał się szybko przeradzać w komizm. Znał Ginsberga za czasów przed rebelią i był to dość… ciekawy i intrygujący człowiek. Niemniej Nicole nie miała za zadanie przeprowadzić z nim wywiadu, uwodzić go lub dopuścić się innych niemalże niewykonalnych rzeczy.
Miała zrobić mu zdjęcia. Zrobić mu zdjęcia równało się jej codziennej pracy.
- Masz jakiś problem z utrzymaniem aparatów w całości? No nie wiem, syndrom „gubię aparaty fotograficzne, bo przecież nic mi nie zrobią” albo „mogę psuć aparaty fotograficzne, bo przecież rosną na drzewach”. - Z jego ust wylewała się niemalże ironia, poziom irytacji stale rósł. - Otóż, rozczaruję cię, ale aparaty nie rosną na drzewach i będąc fotografem Capitol’s Voice nie możesz ich gubić, psuć i strach pomyśleć, co jeszcze z nimi robisz - spojrzał jej prosto w oczy.
Pomiędzy słowa wpychała się jedna, powiązana ze wcześniejszymi myśl. Za otworzeniem własnej kliniki przemawiał jeszcze jedne fakt - wszyscy chcieli przeżyć romans z lekarzami. Może nawet dorobiłby się fartucha. Razem z jego uśmiechem stanowiliby nierozłączną parę. Ideał do kwadratu… albo sześcianu. W sumie to, raz się żyło.
Tylko chyba musiałby nauczyć się nieasertywnie okazywać swoje emocje.
- Najdroższa Nicole, więc jak chcesz załatwić sprawę? Ginsberg w tym momencie gówno mnie interesuje. To twoja kolejna niesubordynacja. Nie masz aparatu, co jest równoznaczne z brakiem możliwości wykonywania swojego zawodu. Natomiast to… Doskonale wiesz, jakie niesie to za sobą konsekwencje.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptySob Kwi 19, 2014 11:10 pm

Nie przejmowałam się jego humorami. Ani problemami. Nie w tym momencie. Teraz moje oczy zasłaniała rosnąca mgła zdenerwowania, myślami szarpał gniew. Fakt, ten dzień był dobry, i w sumie zgadzałoby się, że do słonecznego popołudnia, które przyniosło ze sobą jedynie spotkanie z tym psychopatą, człowiekiem, którego nos nie powinien wysunąć się nigdy poza teren więzienia, jego chłodne i ponure mury. Gdyby nie on wszystko skończyłoby się idealnie, wykonałabym swoje zadanie, oddałabym zdjęcia i miała wolny dzień, spokojny, bez żadnych zbędnych wrażeń, niepotrzebnych emocji.
Zamiast tego jednak stałam w biurze Charlesa Lowella, ledwo sobie radząc z natłokiem emocji, które wręcz żądały gwałtownego uwolnienia. Jednak starałam się je powstrzymać, przynajmniej do czasu, gdy usłyszałam kolejne słowa mężczyzny obecnego w pomieszczeniu.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze, a moje oczy rozbłysły od nietłumionej już wściekłości. Co on sobie myślał?! Siedział w tym pieprzonym pomieszczeniu, nie musząc się użerać z ludźmi innymi niż współpracownicy czy nieliczni petenci i naprawdę sądził, że z wysokości swojego głupiego stołka może oceniać pracę ludzi wychodzących w teren?!
- Niesubordynacja? Czyli rozumiem, że w dzisiejszych czasach fakt, iż zostało się okradzionym czy też, iż ktoś zniszczył twoją własność podciągany jest już pod niewypełnianie rozkazów - rzuciłam szyderczym tonem. Mój głos zadrżał wręcz od furii. - Och, Lowell, doskonale wiem czym kończy się niemożliwość wykonywania pracy. Wiem również, zdecydowanie lepiej od ciebie, jaką wartość ma leżący przede mną sprzęt. I, w przeciwieństwie do ciebie, to ja straciłam wszystkie moje oszczędności by jak najszybciej móc wrócić do wykonywania zawodu. Więc, jeśli masz zamiar mnie wyrzucić, proszę bardzo, rób to teraz, ale licz się z tym, że w tej kwestii nie mam zamiaru odpuścić. Tutaj leży równowartość mojej -co najmniej - półrocznej pensji i to wyłącznie dlatego, że zażądaliście by on uśmiechał się na tym pieprzonym zdjęciu.
Odetchnęłam głębiej, po czym wyprostowałam się i wygładziłam ciuchy, próbując nie dopuszczać do siebie myśli o możliwych konsekwencjach mojego zachowania. Bo to teraz zdecydowanie było niesubordynacją. Odetchnęłam głębiej.
- Zatem, czekam na twoją decyzję, szefie. - Kolejna dawka ironii.
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptyPon Kwi 21, 2014 5:44 pm

Czy praca w reakcji Capitol’s Vocie była łatwiejsza od tej, podczas której tabuny dziennikarzy, dziennikarek, fotografów, informatorów musiały wchodzić w miasto, rozmawiać z ludźmi, zapuszczać w rejony, gdzie na pewno nie wybraliby się z własnej woli, zbierać informacje lub robić zdjęcia. Bez znaczenia czy z uśmiechem, czy też bez niego.
Czy naprawdę edytorzy, graficy, sekretarki oraz on, mieli łatwiej?
Charles polemizowałby.
Idealnym przykładem zdawała się być wizyta Nicole. Przyszła w najgorszym z najgorszych momentów, przynosząc wieści, które raczej powodowały niezadowolenie i wyprowadziły lekko z równowagi mężczyznę. A przecież powinien był szaleć ze szczęścia, uśmiechać się szczerze, najszerzej jak potrafił i pogładzić swoją najulubieńszą, najlepszą pod słońcem fotografkę po głowie… Jeszcze mówiąc do niej „Nic się nie stało, kochanie. Wszystko będzie dobrze.”, po co się odgraniczać! Zawsze mógł pogratulować jej tak owocnej pracy, podnieść pensję i dorzucić do tego premię.
Przede wszystkim nie pokazywać się z szeroko rozumianej, nieprzyjemnej strony.
Słuchał wywodu Nicole, balansując na bardzo cienkiej linii zawieszonej bardzo wysoko nad bardzo głęboką przepaścią. Starał się nie wybuchnąć wściekłością, nie pozwolić jej ogarnąć jego całej duszy i ciała, ponieważ wpadłoby to dość nieprofesjonalnie. A byłoby także mało efektywne. Co z tego, że sobie pokrzyczy, skoro nie otrzyma zdjęć?
Stawiał kolejne kroki na brązowej, starej linie, zastanawiając się, kto oprócz myśli i, kiedy mógł ją skutecznie zerwać lub rozciąć. Niestety ta osoba siedziała naprzeciwko niego, irytując go z każdym słowem coraz bardziej.
- Wyjdź - wypowiedział, gdy skończyła, podnosząc się z krzesła.
Najbardziej nieznośnym aspektem bycia przełożonym wydawał się być fakt, że wszystkie niedociągnięcia, zdarzenia losowe, niesubordynację odbijały się głównie na tej osobie. Sam nie wzywał poszczególnych jednostek, a opiekunów działów. Jasne, istniała możliwość wyciągnięcia konsekwencja swoich pracownikach, chociaż ucięcie premii, nagana bądź zrobienie im innych, „poważnych” problemów nie równało się z tym, jak wypadał w oczach prezes, naczelny, właściciel. Jemu wcale nie musiały grozić negatywne, finansowe rezultaty. Wystarczało, że raz, dwa razy pokazał opinii publicznej, w wypadku gazety byli to niemal wszyscy mieszkańcy Nowego Kapitolu, część getta, siebie jako osobę niekompletną i nienadającą się do wykonywania wybitnie prostej pracy.  
Zupełnie zapomniał o wcześniejszej roli psychoterapeuty. Nie miał zamiaru bawić się w to po ilości ironii pomazanej z jadem, którą dziewczyna wylała sobie bez żadnego zawahania na jego głowę. Tak nie zachowywały się młode damy potrzebujące pomocy, więc nie miał zupełnie zamiaru jej udzielać.
Pierwszym korkiem do podjęcia terapii była chęć pacjenta. Nic na siłę, bo ani on, ani nie ona nie otrzymają pożądanych rezultatów. A raczej to ona zręcznie rozcięła linę, powodując to, że Charles pogrążyłby się otchłani poirytowania, wściekłości oraz agresji… zapominając o jakimś poszanowaniu dla jej osoby.
Ups! Czyżby ktoś się zachwiał na swojej cienkiej linie, na jej samym środku, gdzie do końca i początku zostawało tylko samo miejsca? Chyba  nadszedł czas, w którym zaczął stawiać swoje kroki coraz drobniej, z dużo większą ostrożnością.
Zdawało mu się, że zaszokował dziewczynę. Nie powrócił na wcześniejszą pozycję, nadal stojąc nieugięcie. Twarz nie wyrażała absolutnie żadnych emocji.
- Mam nadzieję, że to nie jest zbyt skomplikowane słowo. Wyjdź - powtórzył chłodnym tonem. - Nie pojawiaj się w redakcji przez najbliższe dni. Jeśli spotkam Cię jej obrębię, to nie będzie aż tak miło. Do widzenia.
Pomyślał o osobie szanownego Ginsberga.  Chętnie bądź mniej, musiał skontaktować się i tak, by przypadkiem nie postanowił szepnąć gdzieniegdzie czegoś niesympatycznego.
Swoją drogą… jaki on budził respekt w pracujących dla gazety?
Czas wprowadzić terror i pobawić się w despotę.
Powrót do góry Go down
the pariah
Nicole Kendith
Nicole Kendith
https://panem.forumpl.net/t1130-nicole-kendith
https://panem.forumpl.net/t3565-nicky#56034
https://panem.forumpl.net/t3564-nicole-kendith#56033
https://panem.forumpl.net/t1136-to-co-bylo-jest-i-bedzie#11701
https://panem.forumpl.net/t3566-nicky#56037
Wiek : 24 lata
Zawód : Uciekinierka
Przy sobie : pistolet, naboje, butelka alkoholu, kapsułka z wyciągiem z łykołaków, telefon komórkowy, laptop, pieniądze upchane po kieszeniach, przetarty plecak, aparat, leki przeciwbólowe
Znaki szczególne : nieufne spojrzenie, utyka na lewą nogę
Obrażenia : złamane serce, martwica nerwów w lewej nodze (nie wszystkich, prawda?)

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptyWto Maj 06, 2014 3:18 pm

Może pozwoliłam sobie na zbyt wiele? Może trochę za szybko dopuściłam emocję do głosu. Bo kiedy właśnie stałam tak w chwilowej ciszy, oczekując na wyrok niczym skazaniec, powoli zaczęło do mnie docierać, że faktycznie mogę stracić tę pracę. A bez aparatu i bez jakiegokolwiek finansowego wsparcia w postaci pensji nie miałam szansy z wyjściem na prostą. I ta myśl była na tyle przerażająca, bym poczuła narastający wewnątrz mnie zalążek paniki. Nie dość, iż dorobiłam się wroga tam, na wśród spacerującego tłumu, tracąc mój najważniejszy skarb, teraz jeszcze wpakowałam się wprost do jamy lwa drażniąc go i prowokując. I, mimo iż nadal czułam tą wściekłość, nadal wewnątrz mnie szalały emocje, które z chęcią wypchnęłyby mi na język kolejne słowa, ostre jak brzytwa, skierowane wprost w stojącego przede mną Charlsea Lowella, zdrowy rozsądek, który właśnie się uruchomił, kazał trzymać je za zębami.
I czekać.
Kiedy więc padło to jedno słowo, tak krótko po tym jak zamilkłam, zamrugałam najpierw, po czym wypuściłam powoli powietrze i zebrałam z blatu biurka zniszczony sprzęt. Czułam niemal fizyczny ból, a już na pewno zrobiło mi się niedobrze, kiedy usłyszałam grzechoczące w środku, zniszczone części, nie powiedziałam już jednak nic, nie skomentowałam tego w żaden sposób. Jedynie pośpiesznie zapięłam suwak plecaka i wyprostowałam się sztywno, starając się nie przejmować chłodem, który towarzyszył kolejnym słowom. Bo choć byłam nadal wściekła widmo rysującej się teraz przede mną przyszłości było nieciekawe.
Pięknie to załatwiłaś, naprawdę.
Westchnęłam w duchu.
- Do widzenia. - Mój głos zabrzmiał bardziej oficjalnie niż mogłabym się tego spodziewać. Trochę ciężko, jakby zdradzając po trochu ciężar kryjących się za nim emocji.
A potem, powoli, wycofałam się w gabinetu, w myślach kalkulując wszelkie możliwości. Obawiałam się tego, że muszę być gotowa na szukanie nowych ofert pracy. I to w dość szybkim tempie. Choć ostatnie słowa redaktora naczelnego dawały swego rodzaju nadzieję.

[zt x2]
Powrót do góry Go down
the leader
Mallory Hearst
Mallory Hearst
https://panem.forumpl.net/t2222-mallory-hearst#30141
https://panem.forumpl.net/t2223-mallory#30160
https://panem.forumpl.net/t2226-mallory-hearst#30163
https://panem.forumpl.net/t2224-papieros-kawa-ja#30161
https://panem.forumpl.net/t2225-mally#30162
Wiek : 42 lata
Zawód : redaktor naczelna OUTFLOW
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, latop

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptyWto Lip 29, 2014 12:35 am

Lato sprawiało, że budziło się w niej coś nieposkromionego, coś co z trudem próbowała okiełznać grzeczną sukienką do kolan i miedzianymi włosami, które nieposłusznie wypadały jej z wielkiego koka. Wędrowała wówczas po Kapitolu jak urzeczona, przypominając sobie dom i twarze rodziców, na zawsze odciśnięte w jej pamięci. Nie z nostalgią czy żalem - jak zawsze podjęli najlepszą z możliwych decyzji - ale z radością, że była świadkiem czegoś tak mistycznego jak szczęśliwa rodzina. Nic dziwnego, że pani (już) Hearst te same ideały próbowała ożywić w swoim domu, pozostając jednak kobietą z krwi i kości.
Która może i biegała na niebotycznych szpilkach, próbując nadążyć za życiem, które od Igrzysk zaczęło przeciekać jej przez palce (nadal ta nieuzasadniona obawa o Claire); ale zamiast pójść za radę męża, odpalała jednego za drugim, czując się w stu procentach przekonaną, że prędzej czy później gorzko zapłaci za swoją niesubordynację. Nie chodziło już o bunt przeciwko Frankowi, który z trudem znosił każdą jej większą aktywność zawodową (zazdrosny? zaniepokojony?) czy o próbę wyszarpania z czasu wolnego dla rodziny jeszcze jednego skrawka niezależności. Chodziło o Kwartał, który zapalał w niej dziwne poczucie niesprawiedliwości, które zawsze sprawiało, że Mallory przestawała być grzeczną dziewczynką.
Mogła zrozumieć decyzję rodziców o oddaniu ukochanej córki i ochronie jej życia; mogła z trudem pojąć, czemu mąż ją zdradzał przed laty; nawet motywacja Claire była dla niej przejrzysta; ale kiedy sprawa tyczyła się polityki państwowej, to Hearst powoli stawała się bezsilna. Co ujawniało się w sposób abstrakcyjny - każda inna kobieta już dawno siedziałaby i płakałaby z papierosem w dłoni, a Mally czuła chęć działania i metamorfozy świata tak znamiennej, że niemal siłowała się z całym światem. Przede wszystkim, z samą sobą, z kobietą, która powinna siedzieć w domu albo przynajmniej zajmować się tym za co jej płaci (nie mało), a nie łamać sobie nóg, zapalniczek (kolejny papieros wylądował w studzience ściekowej), poszukując spotkania z przedstawicielem gazety.
Propagandy, chętnie wyłożyłaby mu wszystkie argumenty za pomocą swoich karminowych ust, które nie blakły nawet pod wpływem słońca, ale szanowała Lowella jako człowieka i przyjaciela. Tych nadal nie miewała za dużo, wszystkich we znaki dawała się jej pewność siebie i opanowanie, które aż biło od niewielkiego rozmiaru sylwetki, która właśnie zbliżała się do redaktora naczelnego. Stukot szpilek, uniesiona głowa i ostatni papieros, który lądował przepisowo w koszu, wprost na spotkanie na szczycie, które przecież nie dotyczyło jej wcale.
To Cordelia miała być przyszłą gwiazdą, a Mallory chętnie oddałby jej tę schedę, gdyby nie to, że ktoś właśnie mile połechtał jej ego i wykrzywiała usta w uśmiechu zupełnie szczerym i magicznym.
- Czy wszystko z tobą w porządku, Charles? Słyszałam o śmierci twojej siostry - dopytywała z niepokojem, siedząc już naprzeciwko i czekając na rozporządzenia, które powinny być jej przekazane w ciągu dwudziestu minut. Tyle mu poświęciła i za tyle powinien być wdzięczna, zwłaszcza że sięgała do tematów osobistych, choć wszystko w niej krzyczało w sprawie tajemniczych wiadomości z ostatniego tygodnia.
Mallory załapała bakcyla dziennikarskiego, może nareszcie poczuła wiatr w żagle i tylko dobre maniery chroniły ją od wyszarpnięcia zębami tego, co miał przekazać jej dobrowolnie. Nadal była niecierpliwa jak mała dziewczynka.
'
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptySro Lip 30, 2014 1:52 am

    | Fabularny czerwiec. Jakiś czas po biciu Blejza.
Złośliwość rzecz martwych była jedną z tych wielu sytuacji, których nie lubił nikt. Absolutnie nie znosił jej nikt. Urwany uchwyt od ulubionego kubka, ułamek sekund - ceramiczne części leżały na posadzce; ważne spotkanie - samochód nie odpala lub psuje się na środku ulicy; oczekiwanie na ważny telefon - koniec bateria została wyczerpana. Który z (nie)szczęśliwców nie byłby zadowolony z takiego obrotu wydarzeń, przecież wszechświat wszystkich kochał i każdą, ale to każdą pojedynczą jednostkę traktował tak samo… dlatego należy mu dziękować, wierząc w jego wyłącznie dobre intencje. Przecież zawsze kubek mógł nam wypaść z dłoni, tworząc poparzenie; mogliśmy nie dotrzeć na tę oraz już żadną inną rozmowę, gdyż uleglibyśmy śmiertelnemu wypadkowi w karambolu dziesięciolecia; komórka natomiast wyładowała się w świetnym momencie, ponieważ takie informacje jak te powinno się przekazywać osobiście.
Dzięki, Wszechświecie! Równy z Ciebie gość.
Niestety w przypadku Charlesa idealna teza o wpływie niezrozumiałej, nadprzyrodzonej siły nie miały zastosowania. Kiedy pisał, właściwie powoli kończył jeden z dłuższych artkułów do jutrzejszego numeru Capitol’s Vocie dotyczący poprzednich edycji Days of Street Fashion (całą ideę imprezy wypadałoby przytoczy części widowni, która miała znaleźć się tam po raz pierwszy, ale także rodowici mieszkańcy Kapitolu lubili sobie powspominać), system zaciął się. Jedyna nadzieja w autozapisie… a jak świetnie wiadomo nadzieja umierała ostatnia.
I nazywano są także matką głupich, tak przy okazji.
Natomiast wszechświat nienawidził wszystkich tak samo. Emanował niczym niezabrudzoną emocją do wszechobecnej egzystencji. Pluł i poniewierał.
- Kurwa! - krzyknął na cały, nie za duży gabinet. Jeśli ktokolwiek stałby nieopodal drzwi, bez żadnego trudu zarejestrowałby przekleństwo jako ryk rozwścieczonego zwierzęcia, w ogóle się nie pomylił. Uderzył kilkukrotnie w blat biurka, po którym walały się papiery, kilka arkuszy spadło na podłogę, jednak redaktor naczelny był zbyt zajęty powtarzaniem wcześniej wykrzyczanego słowa pod nosem jakby miało w czymś pomóc, nagle stać się magicznym zaklęciem na… wszystko.
Gwałtownie podniósł się ze skórzanego fotela, sprężystymi krokami podchodząc do okien. Jedno z nich otworzył na oścież, spoglądając na auta oddalone aż o dwa skrzyżowania, znikające za monstrualnym, przeszklonym budynkiem. Z dużym trudem przychodziło mu niewyrzucenie komputera z tej wysokości na jezdnię, wykrzykując przy tym wiele obraźliwych słów pod adresem redakcji oraz… kilku innych rzeczy.
Naprawdę, ciężko mu było się przed tym hamować. Biorąc pod uwagę, że w myślach zrobił to do tej pory przynajmniej dwa razy.
Po kilku minutach medytacji przed prawie otwartą przestrzenią, wrócił do swojego fotela, nie robiąc jeszcze niczego głupiego, wcisnął guzik restartu. Rozejrzał się po miejscu pracy, w poszukiwaniu bliżej nieokreślonej rzeczy. W tej samej chwili drzwi otworzyły się delikatnym ruchem. Akurat to czego potrzebował było zdecydowanie przedmiotem, martwą naturą, materią nieożywioną.
Jak zwał, tak zwał.
W równolegle ustawionym fotelu szybko znalazła się Mallory. Chaz poznał ją już jakiś czas temu, niedługo po rebelii. Sprawy kultury często kolidowały ze sprawami gazety. Natomiast starsza o dekadę pani Hearst okazała się być całkiem przyjemnym stworzeniem.
Spostrzeżenie: nowy, ulubiony temat znajomych po zaginięciu Dominica - śmierć siostry. Wybornie!
Jednakże w tym przypadku nie musiał udzielać ciętej odpowiedzi. Przecież dwójkę siedzących w tych pomieszczeniu ludzi łączyły całkiem prawdziwe przyjazne kontakty. Zupełnie inny typ znajomości jak między jego ostatnim, rudym przyjacielem Josephem… miedzy te przymiotniki powinno się jeszcze wpisać MARTWYM.
- Wiesz, nie obraziłbym się, gdybyś zaczęła od no nie wiem… „dzień dobry/cześć/witaj, świetnie wyglądasz, bardzo się za tobą stęskniłam!”. - Posłał jej rozbawiony uśmiech, zerkając na włosy związane w koka. - Jeśli cię to naprawdę obchodzi, to jest całkiem w porządku. Minęła już jakaś chwila.
Krótka cisza, mała pauza między zdaniami. Lowell doskonale zdawał sobie sprawę, że ta pani nie wpadała tutaj na pogawędkę, gdyż to mogli zrobić w dobrej restauracji, ciasnym barze.
- Co sprowadza szanowną Mallory Hearst w skromne progi Capitol’s Voice? Co lepsza, w skromne progi mojego gabinetu?
Powrót do góry Go down
the leader
Mallory Hearst
Mallory Hearst
https://panem.forumpl.net/t2222-mallory-hearst#30141
https://panem.forumpl.net/t2223-mallory#30160
https://panem.forumpl.net/t2226-mallory-hearst#30163
https://panem.forumpl.net/t2224-papieros-kawa-ja#30161
https://panem.forumpl.net/t2225-mally#30162
Wiek : 42 lata
Zawód : redaktor naczelna OUTFLOW
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, latop

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptySro Lip 30, 2014 4:13 pm


Mallory Hearst mogła uważać się za szczęściarę, której Los nieodmiennie od czterech dekad (naprawdę już tyle wiosen przeżyła?) zawsze sprzyjał. Nie trafiła na arenę, choć w snach zawsze zabijała każdego z trybutów w fantazyjny, ale elegancki (bez rozprysku krwi) sposób, zapewniając sobie dostatnie życie. Nie pożegnała męża podczas wielokrotnych nalotów na Trzynastkę, a przecież był czas, kiedy życzyła mu śmierci przez zaciśnięte zęby, przeżywając zdradę (nie)doskonałą. Wreszcie jej dzieci zdawały się być największą dumą matki, nawet jeśli Claire popalała papierosy i podkradała przedmioty, a Frederick wydawał się być jeszcze błądzić w świecie, który nie wybaczał żadnych pomyłek.
Pani opiekun sztuki (niegdyś nazwałby siebie mentorem, ale to nie było chyba najtrafniejsze skojarzenie) mogła więc powiedzieć, że jest osobą nagrodzoną przez Los , niemal rozpieszczoną przez jego śmiałe posunięcia, które sprowadziły na nią w Trzynastce Franka i miejsce swojej pracy, w której spełniała się w stu procentach.
Mally doskonale jednak wiedziała, że to pewnego rodzaju wyzwanie. Nie miała pojęcia, co przyniesie następny dzień, a pamiętała z historii świata, że bóstwa nie lubią się powtarzać i karta tarota również odwraca się w zaskakującym tempie, rozpoczynając destrukcję domku o najbardziej stabilnych fundamentach. Z tego też powodu zabezpieczała się jak tylko mogła przed ewentualnymi potknięciami, dbając o to, by w razie upadku być na tyle silną, by podnieść się od razu.
Dlatego też zjawiała się tutaj, jak zawsze elegancka i przygotowana do działania, które rozpalało płomień w jej szmaragdowych oczach, rozszerzając źrenice tak, jakby wiecznie była na haju. Sporo było w tym racji - często wpadała w szał twórczy jak jej podopieczni, przynosząc jednak w rezultacie nie dzieła sztuki (bohomazy, jak mawiali niektórzy), a gotowe plany działania, w których nie było miejsca na jakąkolwiek lukę.
Tę słabość do perfekcji odziedziczyła po wujku, który do reszty starł jej wychowanie przez rozpieszczających ją na każdym kroku rodziców, ucząc uporządkowania i przewidywania przyszłości. Co też robiła, zanim jeszcze instynktownie i spontanicznie przekroczyła progi tego gabinetu. Mogła udawać swobodną, bo była świetnie przygotowana i pewna siebie tak bardzo, że omal nie zaczęła podskakiwać jak mała dziewczynka, rozmawiając bądź co bądź o śmierci siostry przyjaciela.
Lowell wyjątkowo prędko (jak na jej standardy) zyskał jej uznanie i mogła czuć się tu wyjątkowo dobrze, załatwiając przecież (niemalże) sprawy życia i śmierci, postawione na ostrzu noża, który został skierowany w jej stronę po mało subtelnym pytaniu. I tak była taktowna, ale i to skończyło się bezpowrotnie, kiedy zdała sobie z czegoś sprawę i powstrzymała nagły śmiech szaleńca. Ironia losu bywała jedną wielką groteską, która teraz podkreślała, stukając palcami o krawędź biurka.
- Wszyscy twoi przyjaciele giną, chyba muszę zmienić obóz - podzieliła się prędką opinią, jakby czytając w jego myślach. - Nie lubię kłamać, więc wybacz, ale przejdę do meritum - wskazała na teczkę, którą umieściła na swoich kolanach. Nie mogła pozwolić sobie na marnotrawienie swojego i jego cennego czasu.
- Podobno - zrobiła palcami cytat, nie spuszczając z niego wzroku - masz pewne informacje, którymi miałeś podzielić ze Snow - zaczęła, nie czekając na jego reakcję. - Wiem wszystko, dużo mówi się na korytarzach w siedzibie Coin, o ile umie się słuchać. Nie muszę ci mówić, czego chcę? - zapytała nareszcie, jakby przypominając sobie, że Charles siedzi za biurkiem i jakby nie było, jest przełożonym pisma, które mogło mieć niedługo niezłą konkurencję.
Właściwie niepotrzebnie używała czasu niedokonanego, była pewna w stu procentach, że Outflow będzie wielkim sukcesem wydawniczym, skoro to ona zanurzała w tym swoje białe dłonie. Lubiła doprowadzać rzeczy do stanu idealnego, to była kolejna z jej ciągot, tak silna, że niemal zapomniała o tym, że właśnie wyłudza zakazane informacje od sojusznika Pani Prezydent.
Bez ryzyka nie ma zabawy?
Powrót do góry Go down
the civilian
Charles Lowell
Charles Lowell
https://panem.forumpl.net/t307-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t371-charles
https://panem.forumpl.net/t1302-charles-lowell
https://panem.forumpl.net/t562-chaz
Wiek : 31
Zawód : redaktor naczelny CV
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa
Obrażenia : tylko psychiczne

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptyCzw Lip 31, 2014 5:11 pm

Przyjaciele Charlesa - sformułowanie jednocześnie tak bliskie, a tak surrealistyczne i irracjonalne, że z ogromnym trudem nie parsknął śmiechem. Wszyscy ludzie, których w ostatnim czasie znał, lubił, szanował, zamykali się w trzech grupach. Pierwszą stanowiły trupy (losie, jak wesoło!), osoby zmarłe od czasów nowego porządku, na przykład jego siostra Morri, Florence, Joseph; druga, już znacznie skromniejsza składała się z zaginionych jednostek - głównie odosobniony Dominic, choć nie wiadomo, kiedy sytuacja mogła się zmienić.. oraz trzecia z mianem pozostali, gdzie lądowały relacje, lekko mówiąc, skomplikowane - pocałunki z Ashe, powrót Gerarda, uderzenie Argenta, Jasmine zajęta swoim życiem z adoptowanym dzieckiem… a także pozostali.
Nie tworząc czwartego zbioru ludzi w życiu Lowella, nowopoznane jednostki takie jak wnuczka samego prezydenta Snowa także tam trafiały.
Jeszcze chwilę wrócił myślami do wyimaginowanego worka z numerkiem 1, wyciągając z niego nazwisko samego Salingera, a wspomnienia wypłynęły na wierzch niemal w identycznym tempie, co kawałek drewna ciśnięty w morze. Krótka rozmowa zupełnie nie psująca do zbiorowego uczczenia pamięci ofiar lub przypadkowe męskie spotkanie w toalecie, sprawiły, iż miał poczucie istnienia kogoś, kto nie miał nigdy oporów przed zdrową rozmową wypełniona po brzeg pucharu ironią. Nawet zrobiło mu się trochę przykro, bo przecież pod tymi rudymi kłakami skrywał się tęgi umysł a zaraz za nim stały usta, potrafiące wypowiadać, nie tylko idealnie dozowany sarkazm, a i słowa tak perswazyjnie, że nawet Alma Coin była w stanie uwierzyć w nie aż tak wielki kryzys gospodarczy.
Na domiar złego nigdy nie miał uświadczyć obiecanej jakiś czas temu kolacji… ze śniadaniem, co jasne.
Wszystko to wypadało wystarczająco, aby potępiać jego nagły zgon oraz personę, która do niego doprowadziła.
- Lojalnie radziłbym zrobić to całkiem szybko - urwał na kilka sekund - albo wybrać odpowiednie kwiatki na pogrzeb. Do twarzy byłoby ci w chabrach. - Zaśmiał się przyjaźnie, próbując ogarnąć sterty papierów jedną ręką.
Niespodziewanie odczuł na własnej skórze jak nastrój rozmowy, z ciepłego, pełnego zainteresowania, może nawet zrozumienia, skręcił na biznesowy tor, wypełniony po brzegi oczekiwaniami Mallory. Wypowiedziane słowa dobrej znajomej przypomniały mu, jeszcze do niedawna trwającą złość na postępowanie pewnej młodej damy.
„Za tydzień w ruinach Pałacu Sprawiedliwości?” Co za pieprzone kłamstwo.
Podczas ponad godzinnej eksploracji, snucia się po Kwartale wraz ze wszystkimi informacjami, danami ludzi, numerami kontaktowymi, adresami zamieszkania, wykresami zysków magazynu OUTFLOW, oczekujących tak żarliwie przez dziewczynę, nie spotkał nikogo. Nawet przyjaciela specjalnie przesłanego po odbiór, więc… dlaczego wtedy próbowała ponownie?
Sytuacja nie mogła być podpuchą z dwóch prostych powodów. Charles robił to zgrabnie za plecami władz sprawującymi pieczę na takimi informacji oraz rudowłosa nie trwoniłaby własnego czasu, aby wyspać naczelnego. Zamiast niej pojawiliby się w progu Strażnicy, zapraszając na komisariat w celu wyjaśnień. Oczywiście, bez problemu mógłby się wybronić - takie dane można było uzyskać z większym lub mniejszym powodzeniem.
W dobrych porywach dostałby nawet spore zdjęcie we własnej gazecie, okrzyknięte mianem gorących informacji z ostatniej chwili.
Ciekawie się dostosowujesz, Cord.
Pstryknął długopisem w kant biurka.
- Być może - humorystycznie zakreślił w powietrzu cudzysłów, przedrzeźniając tym samym swoją rozmówczyni - jestem w posiadaniu… pewny informacji, którymi miałem podzielić się ze Snow. Jednak przed tym powiedz mi, jak szesnastolatka jest w stanie owinąć sobie Mallory Hearst wokół palca? Właściwie zrobić z niej swoją prywatną asystentkę-gosposię. - Przyciągnął obracany fotel bliżej drewnianego blatu, już zawczasu szukając czarnej teczki wzrokiem.
Powrót do góry Go down
the leader
Mallory Hearst
Mallory Hearst
https://panem.forumpl.net/t2222-mallory-hearst#30141
https://panem.forumpl.net/t2223-mallory#30160
https://panem.forumpl.net/t2226-mallory-hearst#30163
https://panem.forumpl.net/t2224-papieros-kawa-ja#30161
https://panem.forumpl.net/t2225-mally#30162
Wiek : 42 lata
Zawód : redaktor naczelna OUTFLOW
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, latop

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptyPią Sie 01, 2014 3:51 pm

Nie był jedynym człowiekiem, który miał problem z przyjaciółmi. Mallory wiedziała, że należy do tego trudnego gatunku ludzi, którzy nie potrafią przywiązywać się, ot tak. Pewnie dlatego kiepsko wychodziło jej nawiązywanie relacji w Trzynastce, gdzie została od razu uznana za jedną z bardziej charakterystycznych osób. Burza rudych włosów i opiekun - gej, który próbował bezskutecznie odnaleźć zagubioną miłość dawały jej gwarancję rozpoznawalności. Nie znaczyło to jednak, że przystosuje się do nowych realiów i zacznie traktować ludzi z ufnością.
Było wręcz przeciwnie. Im bardziej ktoś próbował się do niej zbliżyć, tym bardziej zamykała się w sobie, wymykając się na pokojowego papierosa i lekceważąc zakazy, które wydawały jej się niedorzeczne.
Wielką ironią losu było to, że w końcu otworzyła się całkowicie przed lekarzem wojskowym, który potrafił wydawać jedynie rozkazy. Inna sprawa, że był jedną z niewielu osób, które naprawdę starały się do dotrzeć do pani Hearst. Zajętej zwykle wszystkim innym i koniecznym niż samą sobą. Mogła dyskutować zawzięcie o polityce, sztuce, o seksie, odpalając jednego papierosa za drugim, ale kiedy ktoś interesował się nią, uznawała to za niedorzeczną nachalność i cofała się o krok w tył, dbając o zachowanie pozorów elegancji. Do czasu, przecież nie była taka święta, broniąc skutecznie swojej rodziny i własnych racji, które sprawiły, że siedziała naprzeciwko swojego przyjaciela.
Jednego z niewielu mężczyzn, których dopuściła tak blisko, pewnie z powodu delikatnych przypuszczeń o seksualności Charlesa. Gdyby nie one, to mogłaby naprawdę bardzo poważnie obawiać się powtórki historii z milczącym Finnickiem, który zawieruszył się gdzieś podczas rebelii.
Właściwie powinna sprawdzić, co się z nim działo przez te duszne miesiące, ale wolała trzymać się z daleka od tej historii, jeszcze bardziej odsuwając się od każdego, kto zaczynał ją traktować z większym zaufaniem. Nie umiała być na tyle czuła i beztroska, żeby nie podejrzewać w tym jakiegoś pokrętnego interesu. Który i tak sama uskuteczniała, zjawiając się tutaj w jasnym celu. Na razie jednak brnęła w inną grę słów, wyginając krwiste usta w zdawkowym uśmiechu. Trwającym nawet wówczas, kiedy dowiedziała się, że jakaś małolata (konkretnie: Cordelia) w wieku jej córki próbuje okręcić ją sobie wokół palca. Milczała jednak nadal, podnosząc się i rozglądając po biurze - kapitolińskim - w którym znalazło się też wino. Nalała sobie sporo do kieliszka i już powróciła do niego, nie siadając jednak na fotelu jak grzeczna uczennica (nie była nią) i nie wiercąc Lowellowi dziury w czaszce kolejnym ostrym spojrzeniem.
Zastanawiała się tylko, czy powinna być wobec niego całkowicie szczera i jak roczna znajomość (niemalże raczkująca w perspektywie lat) może być wiążąca. Pewnie inna kobieta prędko dołożyłaby do tego zestawu intuicję, ale Mally ufała rozumowi i logicznemu osądowi sytuacji, więc powróciła do niego wzrokiem, wówczas gdy była już pewna tego, co frapowało jej umysł.
- W chabrach? Myślałam o czymś niedorzecznie drogim, o czymś, co godnie będzie reprezentować byłą redaktor naczelną - wygłosiła spokojnie, cicho, ale bardzo dobitnie, patrząc na czarną teczkę z wyrazem dumy. Niemal matczynej, bo zdawała sobie sprawę, że OUTLOW będzie jej kolejnym dzieckiem. Dlatego mogła pominąć jego uszczypliwe wstawki. - Kiedyś będziesz ojcem i zobaczysz, że z małolatami trzeba postępować tak, by były przekonane, że same wpadły na cudowny pomysł, który już dawno znajdował się w sferze realizacji - spojrzała na niego wyczekująco, podając mu swoje materiały. Do kolejnego numeru, nie musiała przecież objaśniać mu polityki wydawniczej, na której Capitol's Voice mógł tylko zyskać. Patronat czegoś tak absurdalnego prestiżowego, ale niezwiązanego z polityką mógł przysporzyć mu tylko samych korzyści.
Wiedziała również, że Lowell ją zna i wie, że jej wrodzony perfekcjonizm doskonale sprawdzi się w objęciu pieczy nad tego typu przedsięwzięciem. Pewnie ktokolwiek inny odczuwałby niemożliwy strach, ale Mallory naprawdę czuła się coraz bardziej podekscytowana i nawet jeśli nie okazywała tego zbyt żarliwie, to była już całkowicie kupiona tym pomysłem. Cordelia tylko dołożyła do pieca, w którym od dawna tlił się słaby ogień.
Niektórzy marnotrawili swój temperament w relacjach międzyludzkich, wdając się w kolejne romanse; Hearst wolała bardziej przyziemne zadania, które miały przynieść korzyści im wszystkim.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptySob Lis 15, 2014 2:02 am

Przeskok czasowy przenosi nas do pierwszej połowy września 2283.
Rozgrywka może zostać dokończona w retrospekcjach.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptyPią Wrz 18, 2015 8:30 pm

|z eteru
outfit much Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 108288635


Dobiegała godzina siedemnasta, gdy w końcu zatrzymałem się w okolicach redakcji Capitol's Voice, wypuszczając w powietrze obłoczek dymu, wymieszany z parującym oddechem. Było chłodno, zima zdążyła się już na dobre rozgościć w stolicy, przynoszące ze sobą wcześnie nastający zmierzch i mroźne dni, a także jeszcze chłodniejsze noce. Ulice już w tym momencie zalane były sztucznym światłem latarni, choć przecież godzina nie była jeszcze późna, wręcz przeciwnie. Mimo iż po okolicy kręciło się wiele osób wracających właśnie z pracy, miałem wrażenie, że teraz jest ich zdecydowanie mniej niż jeszcze miesiąc temu. Wiele ludzi wybierało komunikacje miejską czy podróż własnym samochodem zamiast spacerów i przebijania się przez śnieżne zaspy, nie wszędzie jeszcze uprzątnięte. Mnie jednak taka pogoda nie przeszkadzała, chłód nigdy nie był czymś, co  bardzo utrudniało by mi życie - przy aktualnych minus dziesięciu stopniach nie miałem nadal na rękach rękawiczek, ani też żadnej czapki - byłem raczej dość odporny na jego działanie, poza tym zdecydowanie lubiłem takie dni jak ten dzisiejszy, kiedy na każdym kroku nie napotykałem kolejnej to osoby. Mimo mojej dużej skłonności do imprezowania nigdy nie byłem za specjalnie towarzyską osobą.
Lubiłem zimę jeszcze z jednego powodu, tego, który sprawił, że po wcześniejszym niż dotychczas opuszczeniu magazynu, w którym pracowałem nie zawędrowałem od razu do domu, wręcz przeciwnie. Z upchniętą w kieszeni płaszcza dniówką skierowałem się szybkim krokiem do najbliższego sklepu, gdzie wśród półek odszukałem właściwe składniki potrzebne do zrobienia napoju, którego przeszło dwa lata nie miałem w ustach, jednakże nadal doskonale pamiętałem na niego przepis. Prawdziwa gorąca czekolada z rumem była jedną z nielicznych rzeczy, które tak mocno wpiły mi się w pamięć z okresu dzieciństwa. Moja babcia, póki jeszcze żyła, przygotowywała ją w pierwszy dzień prawdziwej zimy, by potem regularnie serwować ją do końca mrozów. Oczywiście, w tamtych czasach dostawałem o wiele delikatniejszą wersje napoju niż ta, którą dziś planowałem przygotować, nie zmieniało to jednak faktu, iż niesamowicie ją pokochałem. I zostało mi to na długie lata, parujący kubek był jednym z najprzyjemniejszych symboli zbliżających się świąt.
Zakupy zajęły mi o wiele więcej czasu niż przypuszczałem, kiedy więc opuszczając sklep zerknąłem na zegarek ponownie postanowiłem odroczyć powrót do mieszkania. Traf chciał, że znajdowałem się dość niedaleko miejsca redakcji Rory, a ona miała kończyć pracę za niecałe pół godziny. Nie namyślając się więc wiele ruszyłem w tamtą stronę.
Stałem po drugiej stronie ulicy mając doskonały widok na drzwi prowadzące do budynku. Zaciągając się w spokoju dymem czekałem aż w końcu wybije konkretna godzina, a gdy w końcu znajoma kobieca sylwetka pojawiła się na horyzoncie wyrzuciłem niedopałek by następnie ruszyć żwawym krokiem w stronę towarzyszki.
- Hej, Kocie - przywitałem się, gdy tylko ją dogoniłem uśmiechając się w jej stronę. Zdusiłem w sobie chęć pocałowania jej pamiętając, że nadal oficjalnie byłem jej kuzynem, zamiast tego wyciągnąłem na chwilę dłoń i krótko uścisnąłem jej palce. - Jak było w pracy?
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptyNie Wrz 20, 2015 12:09 am

| czasoprzestrzeń
outfit

Zima kojarzyła jej się ze zmniejszonym przydziałem żywności i… właściwie tylko z tym. Trzynastka nie przeżywała typowych problemów związanych z mrozem, ale ominął ją także zachwyt nad śniegiem i cała ta komercyjna otoczka zbliżającej się gwiazdki. Kolacja, życzenia i do spania – tak rudowłosa świętowała przez lata, dopiero rok temu stawiając czoła prawdziwej, kapitolińskiej zimie. A ta nie podobała się jej ani trochę, bo wiązała się ze ślizgawkami na chodnikach, wyższymi opłatami mieszkaniowymi i gryzącymi swetrami. Miała tylu znajomych, ale jakoś żaden nie miał okazji nauczyć jej czerpania radości z nadchodzących miesięcy. I kiedy już myślała, że to się nie zmieni, na jej drodze stanął Jack.
Jack, który jak dziecko cieszył się z nastałej pory roku, chociażby nie wiadomo jak skrzętnie to ukrywał. Rory widziała jego ukradkowe spojrzenia przez okno i uśmieszek pojawiający się na twarzy zawsze wtedy, gdy na stolicę spadały kolejne płatki śniegu. Nieprzypadkowo zaoferował jej randkę na lodowisku (którą do dziś mu wypominała), mógł być też wdzięczny zimie za kolejną rzecz – z powodu srogich opadów, jego wędrówki do bunkra Kolczatki nie były bezpiecznie, musiał więc coraz częściej nocować w centrum miasta. A gdzie byłoby mu wygodniej, jak u własnej, prywatnej dziewczyny?
Carter musiała przyznać, że ten powód mógł sprawić, że polubiłaby zimę choć trochę bardziej. Lubiła się budzić, mając go przy sobie, a jeszcze bardziej lubiła pyszne obiady, które jej przyrządzał. Gdyby nie wizyty na siłowni, przytyłaby zapewne już kilka kilo, odkąd Jack niemalże na stałe wprowadził się do jej kuchni, czyniąc ją swoim królestwem. Rudowłosa poddała ją bez walki, z szerokim uśmiechem na ustach i obietnicą nadchodzących pyszności.
Właśnie o tych pysznościach myślała, gdy przyszło jej zamknąć laptop i zakończyć pracę na dziś. Okres gwiazdki i Nowego Roku obfitował w podsumowania, w redakcji wrzało więc jak w ulu, a każdy chciał przygotować jak najlepszy materiał, który znalazłby się na stronie internetowej oraz powędrował do druku. Rory nie musiała się o to martwić, w zanadrzu miała coś specjalnego, coś wielkiego, choć nie nazwałaby tego noworoczną bombą. Jednak naczelny będzie musiał jeszcze trochę na to poczekać, bowiem kobieta nie zamierzała zostawać po godzinach. Spakowała torbę, zapięła szczelnie płaszcz i opatuliła się szalikiem, po czym pożegnała się ze współpracownikami i opuściła budynek redakcji, kierując się w stronę domu.
Wtedy właśnie dogonił ją Jack, a uśmiech na piegowatej twarzy zrobił się jeszcze bardziej uroczy i szeroki. Palił, wyczuła to od razu, ale bardziej była zainteresowana zawartością jego reklamówki. No dobra, może nie aż tak bardzo, bo najpierw oczywiście dała się przywitać.
- Co tam niesiesz? – zapytała, gdy tylko odwzajemniła uścisk palców, ubolewając nad tym, że nie może po prostu wejść w jego rozpostarte ramiona i pocałować go na powitanie, głęboko i gorąco.
Jednak na papierze i w systemie wciąż pozostawał jej kuzynem, nie mogła więc wypaść z roli dla własnego widzimisię i chwilowej przyjemności, choćby nie wiadomo jak mocnej. Lokalizacja także im nie sprzyjała, dlatego rudowłosa zaczęła iść przed siebie, oglądając się za Jackiem przez ramię.
- Cudownie, prawdziwe urwanie głowy, niektórym puszczają już nerwy, inni puszczają się na biurku, ale nie mów nikomu, że ci to powiedziałam, bo Melody by mnie z a b i ł a – odpowiedziała wesoło, naciągając rękawiczki na dłonie i z fałszywą naganą spoglądając na mężczyznę, gdy okazało się, że on swoich nie założył – Przez ten mróz zrobią ci się takie straszne ręce, że o dotknięciu mnie nimi będziesz mógł tylko pomarzyć – pogroziła mu palcem, choć mina ją zdradzała.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 EmptyPon Wrz 21, 2015 12:43 am

Właściwie, to było zastanawiające, czemu tak mocno uczepiłem się wspomnień w czesnych lat dziecięcych. Czemu zima do tej pory kojarzyła mi się z parującym kubkiem czekolady z rumem, czy też grzańcami, które były kolejną specjalnością mojej babci, czemu wydawała się tak przyjemnym okresem. Przecież od tego czasu minęło wiele lat, pojawiło się wiele nowych doświadczeń, niekoniecznie miłych, a jednak nic nie było na tyle silne by zatrzeć w mojej głowie te przyjemne wspomnienia. Nic nie zabiło mojej radości na widok białego puchu, nie przygasiło radosnych myśli, które plątały mi się po głowie, gdy tylko zbliżały się święta, choć tym przez ostatnie lata było daleko do ideału.
I może właśnie też to był powód, który sprawiał, że w tym roku tym bardziej oczekiwałem na Gwiazdkę. Po raz pierwszy od dawna mogłem mieć większy wpływ na to jak będą wyglądać te dni, miałem spędzić je w towarzystwie osoby, na której naprawdę mi zależało nie obawiając się, że powietrze będzie aż gęste od niezręczności i niewypowiedzianych nigdy na głos zarzutów. Byłem pewien, że nie ważne co by się nie działo te święta będą jednymi z lepszych, a to przekonanie sprawiało, że coraz częściej na mojej twarzy gościł uśmiech, a w myślach pojawiało się coraz więcej pomysłów na nadchodzący czas. Po raz pierwszy miałem prawdziwą ochotę wpuścić kogoś z zewnątrz  do mojego świata w tej kwestii, podzielić się swoimi przyzwyczajeniami. Wszystko jednak zamierzałem robić stopniowo, samemu ucząc się od początku tej otwartości. Małymi krokami parłem do przodu, zaczynając od takich drobnostek jak sama czekolada.
Ucieszyłem się na widok Rory wychodzącej wreszcie z redakcji, jednakże w takie dni jak ten potrafiłem zapałać przy tym szczerą nienawiścią do  faktu, iż oficjalnie byłem po prostu jej kuzynem, że nie mogłem wziąć jej w ramiona, przywitać tak jak chciałem. Irytowało mnie to niezmiernie, tak jak fakt, iż uścisk naszych palców mógł trwać krótko, by nie wzbudzić w nikim podejrzenia. Kurwa, nigdy wcześniej nie przypuszczałbym, że tak bardzo będzie brakować mi drobnych gestów, które kiedyś przecież wydawały mi się zupełnie niepotrzebne. Teraz jednak, kiedy odmówiono mi prawa do ich wykonywania, fakt ten zaczął dokuczać mi równie uporczywie, co drzazga wbita pod paznokieć. Był niby drobny, niezauważalny niemalże na tle innych spraw, a jednak, nie dał o sobie zapomnieć. Starałem się jednak o tym nie myśleć, obiecując sobie, że odbiję to wszystko po powrocie do mieszkania. Teraz pozostało mi jedynie cieszenie się wspólnym spacerem.
Zaciekawione spojrzenie kobiety i jej pytanie skomentowałem jedynie pełnym zadowolenia uśmiechem. Zawartość reklamówki miała pozostać niespodzianką tak długo jak to było możliwe, dlatego też zamiast jej odpowiedzieć zatrzymałem się na chwilę, w milczeniu ściągnąłem plecak i schowałem do niego zakupy. Dopiero gdy upewniłem się, że wszystko jest szczelnie zamknięte ruszyłem przed siebie wydłużając kroku by dogonić towarzyszkę.
- Chyba wszędzie powoli zaczyna się przedświąteczne urwanie głowy - odpowiedziałem na jej wyznanie, przypominając sobie jak wyglądały ostatnie dni na magazynie. Mimo iż kierownik zatrudnił z okazji zbliżających się świąt dodatkowych pracowników, często ledwo wyrabialiśmy się z przygotowaniem towaru na czas. Wyjątkiem był dzisiejszy dzień.
Kolejną uwagę kobiety skomentowałem cichym westchnieniem, by następnie wywrócić oczami. Nie miałem zamiaru wdawać się z nią w zbędną dyskusję i tłumaczyć jej, że na dobrą sprawę jest mi ciepło w dłonie. Zresztą, sama mogła się o tym przekonać w chwili, w której uchwyciłem ją za ręce, moje palce zdecydowanie nie były zmarznięte.  I co, po chwili namysłu, zrobiłem ponownie, pierdoląc wszelkie zasady. Złapałem pewnie jej dłoń posyłając jej stanowcze spojrzenie. Byliśmy już wystarczająco daleko od budynku redakcji, a Ci, którzy poruszali się po ulicach i tak byli bardziej skupieni na drodze niż na innych osobach.
- Nikt nie zwróci na to uwagi - zapewniłem ją jeszcze z uśmiechem, po czym zachęcającym ruchem głowy wskazałem w stronę parku. Przejście nim oznaczało lekkie nadłożenie drogi, ale i większy spokój. - A tam już na pewno zaginiemy na tle innych - dodałem jeszcze, zadowolony z pomysłu, po czym pociągnąłem ją w stronę drzew.
[zt x2]
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice'   Redakcja 'Capitol's Voice' - Page 4 Empty

Powrót do góry Go down
 

Redakcja 'Capitol's Voice'

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 4Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4

 Similar topics

-
» Redakcja Capitol's Voice
» Redakcja Capitol's Voice - Violator
» Capitol's Voice
» Capitol's Voice News

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Lokacje :: Dzielnica Wolnych Obywateli :: Centrum miasta-