|
| Redakcja 'Capitol's Voice' | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Redakcja 'Capitol's Voice' Pią Maj 03, 2013 6:26 pm | |
| First topic message reminder :
Hol główny to miejsce, które zauważasz bezpośrednio po tym, jak przekraczasz próg redakcji. Na lewo można zauważyć kilka stanowisk pracy, a także salę konferencyjną. W prawej części pomieszczenia znajduje się za to miejsce, gdzie w spokoju można spędzić przerwę w pracy, jedząc drugie śniadanie czy oglądając telewizję na nowoczesnym telewizorze.
Jeden z najważniejszych działów w gazecie. To stąd pochodzą wszelkie informacje dotyczące polityki i życia Panem, ciekawostki, ogłoszenia oraz wszystko, co interesuje mieszkańców Kapitolu. Zarówno wiadomości sprawdzone, jak i te niepewne. Pierwsze źródło wiedzy o rzeczach wywołujące skrajne emocje.
Redaktorzy tego działu dbają, aby zdobyte informacje nie wprowadziły nikogo w błąd ani żeby nie obrażały Nowego Kapitolu. To niezwykle odpowiedzialna praca, bo chyba nikt nie chce, aby w którymś z artykułów w imieniu prezydent Coin wystąpił błąd, prawda? Szczególnie, że Capitol's Voice jest jedną z najchętniej czytanych gazet w całym mieście.
Tutaj powstają artykuły na temat wszystkich nowinek technicznych, poradniki co do wyboru holograficznych telewizorów czy działających telepatycznie telefonów komórkowych. Także ten dział odpowiada za krzyżówki, zagadki i rebusy, rozrysowane na ostatniej stronie gazety. To miejsce dla popisu techników, którzy często sprawiają, że po poprawnym rozwiązaniu zagadki pojawiają się różne ciekawe, holograficzne nagrody.
Miejsce pracy najlepszych techników w Kapitolu, którzy kontrolują pracę innych ludzi na niższych stanowiskach. Tak naprawdę tylko od nich zależy, co pojawi się w dziale technologii w kolejnych numerach, jako że naczelny zupełnie nie zna się na tych wszystkich nowinkach.
W redakcji nie ma wind. Choć niektórzy uważają to za szczyt głupoty, inni twierdzą, że klatka schodowa jest najlepszym miejscem na pogaduchy i spotkania ze znajomymi, pracującymi na innych piętrach. Główną funkcją schodów jest jednak... wchodzenie po nich, oczywiście.
Jedne z drzwi na korytarzu prowadzą do gabinetu tych, którzy mają za zadanie pilnować, aby wszystkie artykuły były ciekawe i żeby pomysł z noszeniem pieluszek na głowie nie przeszedł. Tu pracują najlepsi z najlepszych, którzy z materiałów dostarczonych przez zwykłych pracowników muszą wybrać to, co trafi do rąk redaktora naczelnego. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Cze 25, 2013 6:28 pm | |
| - Nic się stało. A ze mną wszystko w porządku. - Chaz usłyszał odpowiedź na zadane mu pytanie, jednak to nie ona go aż tak… zaszokowała? Chyba to nie odpowiednie słowo, ale inaczej nie sposób nazwać mieszankę uczuć w jego organizmie. - Wybacz, nie mam siły, czasu ani ochoty rozmawiać - dorzucił zdanie, które spowodowała właśnie taką reakcję. Wszystko jest w porządku. Powtórzył w myślach te zabawne słowa. Każdy tak mówił, gdy nie chciał rozmawiać lub nie miał o czym rozmawiać. Jedna z najbardziej sandrowych odpowiedzi na pytanie „jak się masz, co u ciebie?”. Jednak Chaz nie mógł się temu dziwić, bo przecież nie jest normalną rzeczą, gdy członek rodziny ląduje w środku bratobójczej walki. Jasne, przecież każdemu losują siostrę w Igrzyskach, których nie planowano. Wróć, na pewno planowano, ale nie było o nich mowy publicznie. Przecież to chleb codzienny. Chociaż nie, to jedną z najbardziej chorych sytuacji jakie istniały i istnieją. To jednak było uderzenie w cały naród. Rebelia. Teraz to takie puste słowo. Rebelianci walczyła o lepsze życie. Igrzyska przecież były iskrą, która wznieciła pożar. A tymczasem zamiast lepszego życia ci ludzie, fakt otrzymali ciepłe posadki, jednak ludzie w KOLCu głodują i nadeszła siedemdziesiąta piąta z kolei wielka rzeź. Ostatnia? Być może, chociaż teraz Charles miał mętlik w głowie, nie wiedział co o tym wszystkim myśleć… jednak na pewno mniejszy niż Nick. Lowell starał się to zrozumieć, czy może jakoś racjonalnie wytłumaczyć w swoim umyśle. Chyba każdy chciałby zostać sam w takiej sytuacji i może powinien przestać… Głośny kaszel przerwał jego rozmyślania. …I może powinienem przestać się narzucać. Nadal stał na schodach, niemal nie zmieniając swojego położenia. Nie zdążył zdjąć płaszcza, przez zrobiło mu się trochę gorąco. Tkwił w grubym swetrze, płaszczu i szaliku w środku budynku, gdzie wszędzie spokojnie było koło dwudziestu stopni. No może z wyjątkiem lodówki, tam zdecydowanie było chłodniej. Odwrócił się żeby złapać pana redaktora naczelnego. Bynajmniej nie dlatego żeby na siłę go przytrzymywać i zmuszać do rozmowy. Właściwe to zmniejszył dystans między nimi bez żadnego większego powodu. Właściwe to mógł powiedzieć „do zobaczenia”, tyle. - Nick, jeśli coś się będzie działo daj znać. Nieważne o jakiej porze… - wyrzucił z siebie. Tak, na tyle go było wtedy stać. Słowa niezbyt ambitne i błyskotliwe. Po prostu nie wiedział co ma powiedzieć. Czasem zasada głosząca, że milczenie jest złotem jest najprawdziwszą prawdą. Nie oszukując się, wolał zostawić Dominica samego. Przemyśli sobie wszystko. Mimo, że znali się dość długo nadal odkrywał cechy jego charakteru, nawet jego samego. To jedna z tych rzeczy, która czyniła związki niezwykłymi, nadal czyni. I nie tylko związki, wszystkie relacje międzyludzkie. - Do zobaczenia. - Rzucił jeszcze, ale tak cicho, że on lewie usłyszał to pożegnanie. Przyjęło to dość oschły ton, nawet bardzo oschły. |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Cze 25, 2013 7:09 pm | |
| Czy musiał tak stać, dokładając do mojej już przepełniającej się od wyrzutów sumienia czarki goryczy kolejną porcję szepczących z tyłu głowy głosów? "Może powinieneś zainteresować się Chazem? A co, jeśli z nim też nie było najlepiej, podczas gdy ty zupełnie zamknąłeś się w swoim opakowanym w kolorowy papier pudełko, nieumiejętnie udając, że wszystko z tobą w porządku, jednocześnie nie interesując się nikim ani niczym dookoła?" Z wyjątkiem Amandy i Ashe. Potrzebowałem porozmawiać o ostatnich paru dniach, głośno to z siebie wyrzucić. Wiadomość o wznowieniu kontaktu ze starą przyjaciółką powinna jednak pozostać wyłącznie między nami, szczególnie że nie miałem się nawet z kim nią bezpiecznie podzielić. Charles mimo wszystko wciąż był tylko pracownikiem Coin, któremu nigdy nie mogłem w zupełności zaufać, jako że nie wiedziałem, na ile frontów grał. Jasmine przeżywała swoje własne, igrzyskowe dramaty i nietaktem byłoby zwalenie na nią kolejnych, w dodatku zupełnie jej niedotyczących. A, prawdę mówiąc, na tym kończyła się przykrótka lista bliskich mi osób. Równie dobrze mogła się ona ograniczać tylko do jednej pozycji: Ashe. A z nią przyszło mi się niedawno po raz kolejny pożegnać. Pożegnania to paskudna sprawa, w końcu ile razy można łapczywie chwytać ostatnie spojrzenia owej odchodzącej osoby, a jak wiele dozobaczeń, kochamciów i trzymajsiejów, w ekstremalnej wersji jużzatobątęskniejów, mogło bezpiecznie paść w trakcie minuty, aby nie zostało to uznane za natrętne? Wszystko ma swój koniec, a co najbardziej banalne, oczywiste i przerażające jednocześnie – również życie. A po tym trzeba umieć spalić stare kartki z kalendarza, zgasić wspomnieniożerny ogień i ruszyć dalej. Dzieje się. Dzieje się, naprawdę coś się dzieje, ale nie mogę z tobą rozmawiać, chociaż tego potrzebuję, bo powiedziałbym coś, czego później będę żałować. Nie jesteś odpowiednią osobą. Nikt nie jest – cisnęło mi się na usta, jednak zamiast tego po prostu odszedłem, ani na sekundę nie spoglądając przez ramię. Poczułem dziwny rodzaj bólu w brzuchu, jakby umieszczona w nim pięść rozwierała się i zaciskała, dając wyraźnie znać, że coś się właśnie skończyło, chociaż nie umiałem sobie uświadomić, co.
// Emerald Park? |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Gabinet zastępcy redaktora naczelnego Pon Lip 15, 2013 12:59 am | |
| Przytulny i jakże uroczy gabinet, który można określić w jednym słowem. Chaos. Sterty notatek, niewydane artykuły, jutrzejsze numery, spisy i opisy ważniejszych wydarzeń. Tutaj znajdziesz w wszystko. Dosłownie wszystko, tylko nie utoń w notatkach. Aż dziw, że Chaz się tutaj odnajduje, bałagan w szufladach, na ścianie i biurku. Czysta poezja! Choć jest tego jedna zaleta, tutaj na pewno jest to czego szukasz. Gdzie? Gdzieś blisko! Wśród notatek można dostrzec miejsce dla niezliczonej ilości kubków po kawie, a te są akurat regularnie wyrzucane, a co. No i jeszcze są kwiatki. Cud, że jeszcze żyją, pani od sprzątania jest na tyle miła, że je podlewa. Wyjście na mały balkon, gdzie z najwyższego piętra widok nie jest zapierający dech w piersiach, ale... inspirujący, powiedzmy. Wygodna, zielona sofa, a nad nią obrazy. One akurat są beznadziejne, ale ciągle trwa proces zmian, bo Charles nie może znaleźć nic dobrego.
|
| | | Wiek : 28 lat Zawód : dziennikarka
| | | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Sro Lip 17, 2013 2:18 pm | |
| Dwie cholerne noce przespane w swetrze na kanapie w gabinecie. Wszędzie pudełka po jedzeniu na wynos i kubki po kawie. Sprawdzanie wszystkiego i nadzorowanie pracy całej gazety. To chyba najgorszy okres, w którym coś mogło nie wypalić. Boże, uchowaj od takich myśli. Pomijając już wścieka Almę Coin… jak zareagowaliby ludzie? Chaz nie miał pojęcia, czy odbiorcy kupują po dwa numery, czy może każdy chcę mieć swój własny, ale 2 Igrzyska sprzedaż rosła tak bardzo jakby gazety czytał cały Kapitol, a nawet półtora. Grunt to dostać redakcję na swoje barki podczas Igrzysk. Grunt to nie pracować tutaj nawet rok i przejąć całą odpowiedzialność. Dominic był na pewno bardziej rozeznany w tych sprawach. Przeżył kilka takich gorących okresów. Tyle, że miał swój własny, potworny „gorący okres”, którego jakby to powiedzieć… nie było wyjścia, ani możliwości zapanowania nad nim. Amanda mogła jedynie wygrać. Chaz przechodził przez Igrzyska w Capitol’s pierwszy raz, ale prawdziwy dziennikarz niczego się nie boi. Głowa, z włosami niemytymi od kilku dni, do góry i jakoś wszystko można przetrwać. Tym bardziej, że ktoś mu zaufał i nie mógł wystawić do wiatru swoich pracowników… mniejsza, którą częścią swojego ciała. W tym świecie nie pokazuje się swoich słabości. Wczoraj kolejny numer został oddany do druku, teraz znajdował się w każdym salonie z prasą i w wersji elektronicznej. Na pewno teraz wszyscy mieszkańcy Kapitolu z ciekawością wertują strony oraz pochłaniają starannie wydrukowane czarnym atramentem słowa. Dziś. Dziś na razie było spokojnie. Czas szkolenia to tylko spekulacje, co do życia trybutów i areny oraz kolejne przeglądy z parady. Nic porywającego, jakby wzajemne mordowanie się dzieci było fascynujące. Bardzo porywające. Po raz kolejny zakaszlał. Grypa, czy czymkolwiek było to coś, co się do niego przyczepiło, nieco ustąpiło. Przecież na chorobę trzeba mieć czas, a Charles starał się robić wszystko żeby wydłużyć dobę. Jeśli jeden dzień miałby w sobie dwa to może udałoby się posegregować wszechświat. Może nawet byłby czas żeby zrobić w gabinecie porządek. Wizyta u lekarza? Proszę… Dlaczego nie? Lekarze to dupki, w większości. Myślą, że jeśli skończyli ciężkie studia mogą nic nie robić i odprawiać każdego pacjenta z receptą na to samo… A po drugie oznaczałoby to stracenie jakieś godziny z doby. Dwadzieścia trzy godziny to już stanowczo za mało. Chcemy wydłużać, a nie skracać. Po trzecie, co najgorsze, jeszcze okazałoby się, że trzeba wypoczywać i zostawić pracę. Wracając do okresu oczekiwania na nowe wiadomości. Przecież wszystko co znajdowało się wczoraj w gazecie miało być przepisane inną formą do jutrzejszego wydania. Wszystko… czyli przynajmniej to, co mówiło o 75. Głodowych Igrzyskach. Nie mają nowych informacji, faktów. Jedynie wydarzenia, sport, czy pogoda powiedzą co innego. Choć może pogoda niekoniecznie.Za oknem nadal leżał śnieg i nie wyglądało na to żeby mórz ustąpił. Połowa lutego, a zima nadal trwała w najlepsze. Charles lubił zimę, ale nie jeśli trwała więcej niż potencjalny człowiek może ją znieść. Grudzień, styczeń, luty… ewentualnie marzec, czy tam druga połowa listopada. Potrzebujemy czegoś nowego.Kto był świetny w znajdywaniu informacji, gdzie potencjalna osoba nie potrafiłaby ich znaleźć? Redaktorka działu zajmującego się kulturą. Savannah Vernon. Zastępca naczelnego lubił Sisi, poniekąd byli na siebie skazani przez bliską współpracę, jednak kobieta miała w sobie coś takiego, że miało ochotę się z nią współpracować. |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Sro Lip 17, 2013 2:47 pm | |
| | Gabinet zastępcy redaktora naczelnego. Pytanie numer jeden - jak powiedzieć Vernon, że ma za zadanie wybrać się do Ośrodka szkoleniowego i włóczyć się po hali, bufetach żeby zdobyć informację. Tak, wspaniała fucha dla osoby, która ma sensację podaną na talerzu. Kto, gdzie, kiedy z kim, a najważniejsze… dlaczego? Za czasów panowania Snowa ten dział w Capitol’s cieszył się wielkim uznaniem. Teraz wiele się nie zmieniło. Miejmy nadzieję, że nie skończy się kłótnią i mężczyzna nie będzie musiał używać swoich możliwości, jako zastępca naczelnego. W pomieszczeniu, gdzie pracowali wszyscy dzięki, którym powstawał dział kultura, było tłoczne. Ale nie w taki sposób, że nie można było się ruszyć. Tłok powodowały telefony, głośne rozmowy i stukanie klawiatury. Wszystko promieniowało wręcz pozytywną energią. Charles ruszył w stronę drzwi gabinetu. Zapukał w nie i nie czekając na odpowiedź wpadł do środka. Może kawa byłaby dobrym sposobem na przekupstwo? Cholera, dopiero teraz o tym pomyślał. - Dzień dobry Sisi - Chaz przywitał ją ciepło. - Mam do ciebie pewną sprawę… - wciągnął głęboko powietrze. - Chodzi o Igrzyska. - Uśmiechnął się kładąc rękę na karku. - Wiem, że to jakby średnio należy do twojego działu, ale potrzebuję kogoś, kto potrafi zdobywać informacje. - Oczywiście panie Lowell, trochę cukru nie zaszkodzi. - Boję się, że jutrzejsze wydanie Capitol’s będzie najnudniejszym numerem w tym roku. Wiesz co mam na myśli - znów ukazał swoje zęby czekając na odpowiedź. - Wiem, że ty jesteś w stanie napisać coś dobrego.Przeniósł wzrok na regał, gdzie stały książki. Kilka z tych tytułów dobrze znał. - Jeśli nie chcesz się zgodzić potraktuj to jako polecenie służbowe, a nie luźną propozycję - zaśmiał się. Taki lekki, niezobowiązujący żart, a dawał do zrozumienia, że nie ma innej możliwości niż przytakniecie. - Najlepiej żeby zająć się tym zaraz. Powinni cię wpuścić, jak zabierzesz przepustkę, a jeśli nie to dzwoń. Załatwię ci wejście - nieco zmarszczył brwi. Kilka słów zamienianych z Coin, coś o wspaniałomyślnej pani prezydent i pół redakcji najpewniej bez problemu mogłoby tam pracować. Raczej w gazecie pani prezydent nie chciałaby robić sobie wrogów. - Co u ciebie? Dawno nie mieliśmy czasu żeby pozamawiać prywatnie. Właściwe to od dwóch dni nie wychodzę z gabinetu… Nie zaważajmy na to jak wyglądam. - Lekko podkrążone oczy, wygniecione spodnie. Charles marzył o swojej łazience. Ciepłe strumienie ody, które delikatnie uderzały jego ciało. Prysznic i chwila zdała od redakcji, tak to było to. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : dziennikarka
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Sro Lip 17, 2013 3:01 pm | |
| Uwaga Asia próbuje pisać w pierwszej osobie
Podwójna karmelowa latte... źródło energii na cały dzień. Lepsze niż Knoppers. No dobra, może nie dużo lepsze, ale batoników to miałam tu jak na lekarstwo. Umierałam z nudów. Nowi Kapitolińczycy, czyli ex-rebelianci byli nudni jak flaki z olejem. Nie umieli się bawić. Gdzie fety z okazji Igrzysk? Gdzie miasto które nigdy nie śpi? Gdzie skandale towarzyskie? Zero! Nic! Moja praca wydawała się być obecnie całkowicie bez sensu. Czy w ogóle ktoś w tym mieście czytał mój dział? Zaczynałam wątpić. Nowe Igrzyska dały mi szansę trochę się odkuć. Ale musiałabym dostać wejściówkę do ośrodka i trochę popytać tu i ówdzie, zagadać jednego czy drugiego trybuta, podgrzać atmosferę sztucznym skandalem. No co? Tak to się robi, nie ma co tu się doszukiwać zła. To samo życie... że tak powiem. Miałam napisać piękną, kolorową recenzję Parady Trybutów, upstrzoną zdjęciami wysokiej jakości. Ale ktoś zjebał... no dobra, nie ktoś. To co było słuszne w moim życiu prywatnym, namieszało w życiu zawodowym. Bo oto zamiast w dziale kulturalnym, artykuł o paradzie trafił do newsów i wiadomości politycznych. Bezmyślne stukanie w klawiaturę skończyło się złamaniem paznokcia. Zdusiłam przekleństwo. Perfekcyjny manicure diabli wzięli. Środkowy paznokieć... pięknie. W akcie desperacji zaczęłam szukać po szufladach biurka pilniczka. Niestety próby ratowania paznokcia sprawiły, że był krótszy od pozostałych. Głowa pękała mi od stukotu po drugiej stronie szklanych drzwi. O czym do cholery oni tak piszą? Tu się nic nie działo. Kapitol był najnudniejszym miastem świata... choć konkurencję miał raczej niezbyt liczną. Łyk kawy i mój wzrok padł na paprotkę. Sztuczną paprotkę. Żywej bym nie dała rady utrzymać w takim kolorze. Podlewanie raz na dwa dni mnie przerastało. Od takich rzeczy ma się służbę, tak mówiła moja matka. Coś w tym jest. Skubanie plastikowych listków przerwało mi wparowanie do gabinetu jednego z moich szefów. Swoją drogą ich relacje byłyby niezłym tematem do artykułu... nie, nie mogłabym im tego zrobić. Jak mnie kiedyś wkurzą, to się nie powstrzymam. Teraz postanowiłam dać na wstrzymanie. Automatycznie wyprostowałam się na krześle i przestałam torturować biedną plastikową roślinkę. Ledwo powstrzymałam uśmiech chcący wpełznąć na moją twarz. W końcu jakaś robota. I przepustka do ośrodka, genialnie. Ale nie zamierzałam dać Charlsowi poczuć, że się nudziłam, nie za nudzenie mi płacą. Wyjęłam mój organizer i zaczęłam przeglądać terminy. - Hmmm... cóż. Myślę, że powinnam dać radę wcisnąć to zadanie gdzieś pomiędzy uroczystą premierą nowego filmu Stivena, a wywiadem z Cassianem. No i dziś mam luźniejsze popołudnie. - zamknęłam kalendarz. - Tylko wiesz, jeśli to ma pójść w tym dziale, to raczej będę szukała romantycznych powiązań między trybutami, a nie tego jak im idzie na szkoleniu. Na tym się zupełnie nie znam. - och cóż za kłamstwo. Ale lepiej, żeby Charles miał mnie za bezbronną blondynkę, niż żeby zaczął podejrzewać, że mam konszachty z "tą trzecią stroną". Wstałam z krzesła i podeszłam do Charlesa. Nowiuśkie szpilki zastukały na podłodze. Ach, kochałam ten dźwięk. - Złamałam paznokieć. - wzruszyłam ramionami - Ale przynajmniej nie wyglądam jak wrak człowieka. Powinieneś wziąć prysznic. - skrzywiłam się demonstrując co mam na myśli. - Co sobie pomyślą o Tobie Twoi pracownicy. Niedługo zaczniesz śmierdzieć jak jakiś menel.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pon Lip 22, 2013 6:22 pm | |
| //dom Nicka
Strzepnąłem śnieg z butów równo trzema tupnięciami. Poczułem dziwne wyrzuty sumienia, kiedy uświadomiłem sobie, że z każdym tygodniem spędzałem w redakcji coraz mniej czasu – może zostało to zauważone i góra zwana potocznie ludźmi Coin postanowiła coś zrobić? Z drugiej strony nie byłoby wtedy potrzeby angażowania w to niezaplątanych w redakcyjne sprawy urzędników; od pilnowania zarówno mnie jak i wydań gazety był przecież Charles, który mimo wszystko wciąż śledził każdy mój ruch i nie wzbudzał pełnego zaufania, na które powinienem móc sobie pozwolić. Zanim wspiąłem się po schodach na pierwsze piętro, udałem się do szatni dla pracowników. Z reguły nie oblegałem tego miejsca, rzucając beztrosko płaszcz na kanapę lub któreś z siedzeń dla gości, ale tym razem musiałem zadbać o pełen profesjonalizm. Poprawiłem szybko fryzurę, po czym skrzywiłem się do swojego lustrzanego odbicia, udekorowanego sinymi worami pod oczami i tak-bladą-że-aż-szarą cerą. Jeśli mogliby mnie obalić ze stanowiska za sam wygląd, mieliby doskonałą wymówkę, żeby to zrobić. W pierwszej chwili chciałem od razu udać się do gabinetu, aby uspokoić się i oczekiwać na gościa (gości?), ale zamiast tego skierowałem się prosto do pomieszczenia, w którym zazwyczaj pracował Chaz. Zapukałem czterokrotnie, pokusiwszy się o jedno stuknięcie więcej niż zwykle, po czym nacisnąłem klamkę, jednak drzwi nie ustąpiły. Westchnąłem i poszedłem do pokoju zajętego przez sekretarkę. - Jeszcze szybko coś załatwię i pędzę do gabinetu – rzuciłem, wychylając głowę przez szparę w drzwiach, po czym wycofałem się, ale tylko po to, aby zaraz znowu się odezwać. - O, i dzięki za informację, pewnie ratujesz mi życie. Rozważę tę podwyżkę! – dokończyłem jeszcze przed ponownym odejściem.
//dział kulturalny, na chwilkę |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pon Lip 22, 2013 6:28 pm | |
| //hol główny (nie martwcie się, wpadam tylko przelotem, nie przeszkadzajcie sobie xD)
Tym razem zapukałem trzykrotnie, a gdy drzwi otworzyły się w momencie, w którym nacisnąłem na klamkę, przywołałem na twarz słaby uśmiech. Tak na wszelki wypadek. - Mam sprawę, Sava… O, Charles! Szukałem cię w gabinecie, w sumie dobrze, że tu jesteś, załatwię dwie sprawy naraz. Mamy na karku człowieka z góry, trzeba zachowywać się ostrożnie, plus… Charles, jak ty wyglądasz? Albo się ogarnij, albo gdzieś zabarykaduj i już nie wychodź, nie chcę wiedzieć, ile czasu spędziłeś w redakcji. Zachowujemy się profesjonalnie, to musimy mieć też dobrze wyglądających pracowników, taki image raczej nie sprawi, że pomyślą o nas lepiej. Tak więc… w razie czego róbcie co trzeba, miejmy nadzieję, że to rutynowa kontrola, na którą znając życie jestem już spóźniony. Dobra, więc nie wysadźcie niczego, nikogo nie zabijcie i nie uprawiajcie seksu na biurku, tak na wszelki wypadek, jakby ktoś wszedł, jasne? Jeśli przeżyję, to dam wszystkim znać, jak poszło i o co chodziło, a jeśli to mnie zabije, to zapłaćcie za mój pogrzeb. Już chciałem odejść i rozpocząć szaleńczy bieg w stronę gabinetu, ale przypomniałem sobie coś, co raczej nie powinno być odłożone na ostatnią chwilę. - Jeszcze jedno – rzuciłem szybko. - Nie widzieliście może ostatnio Rory? Rory Carter? Nie odzywała się od dłuższego czasu… Charles, jeśli dasz radę, postarasz się z nią skontaktować? – Spojrzałem na mężczyznę stricte służbowym wzrokiem, starając się nie pokazywać, ile miałem przed nim do ukrycia i jak źle się z tym czułem. - Przydałaby mi się jej obecność. I pomoc. Z góry dzięki i już nie przeszkadzam! Po tych słowach posłałem im kolejny wymuszony uśmiech, wysunąłem się z gabinetu i zamknąłem za sobą drzwi. Musiałem normalnie funkcjonować, nie pozwalać na to, żeby zawładnęły mną emocje. Tak, Amanda wyląduje na arenie i najpewniej zginie, ale pełniłem zbyt ważną funkcję, żeby pozwolić na to, by to mnie unieruchomiło i nie pozwoliło pracować. Wziąłem głęboki oddech, próbując zagłuszyć wojnę, jaka rozgrywała się w mojej głowie, ale nieszczególnie mi to wychodziło. Czy uderzenie głową w ścianę w czymś by pomogło? Albo wymierzenie sobie policzka? Uszczypnięcie skóry na przedramieniu? Szczerze wątpiłem, więc skoncentrowałem się na powolnym oddychaniu przez kolejne dziesięć sekund, po czym ostatecznie ruszyłem w kierunku gabinetu.
//gabinet redaktora naczelnego, a jak |
| | | Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pon Lip 22, 2013 9:00 pm | |
| Smukła postać pojawiła się w redakcji tym samym wywołując zamieszanie wśród pracowników. Na zewnątrz, w furgonetce, znajdowali się żołnierze czekając na jakikolwiek sygnał od przełożonej z zezwoleniem na wkroczenie do budynku. Takie jednak w dalszym ciągu nie nadeszło. Kobiecie towarzyszyło dwóch mundurowych, którzy posłusznie stali po obu stronach framugi drzwi. Ona natomiast rozsiadła się na stanowisku Nicka i zapewne, gdyby szuflady biurka nie były zamknięte na klucz, przeglądałaby w tym momencie dokumenty oraz, jeśli trafiłaby na takie, osobiste zapiski. Czekała na kogoś i nie była cierpliwa. |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pon Lip 22, 2013 9:37 pm | |
| //dział kulturalny
Wszedłem z uśmiechem, ale zamarł on na mojej twarzy niemal tak szybko i niespodziewanie, jak się na niej pojawił. Najpierw zauważyłem osobę siedzącą beztrosko na moim fotelu, MOIM FOTELU, a potem automatycznie dostrzegłem dwóch strażników, którzy najprawdopodobniej czekali tylko na mój zły ruch, aby posłać mi kulkę w łeb albo chociaż dostać pozwolenie na bestialskie wrzucenie mnie do celi. Urocza perspektywa. Przyjrzałem się własnemu biurku i porozrzucanym po nim papierom, chcąc dostrzec, które z nich zostały choćby ruszone opuszkiem palców. - Chciałem zaproponować, żeby pani usiadła, ale, jak widzę, poradziła sobie z tym pani sama – rzuciłem na powitanie ni to chłodnym, ni wesołym głosem, jednocześnie życzliwym i ociekającym sarkazmem. Odnowiłem uśmiech, który zaginął we wcześniejszym wyrazie zdziwienia i zaskoczenia. - I przepraszam za spóźnienie. Wie pani, chwilowo przytłoczyły mnie i całkiem pochłonęły zajęcia redaktora naczelnego. Ale do rzeczy - w czym mogę pomóc? Zerknąłem - wydawałoby się, że machinalnie – na sterczących tuż za mną Strażników Pokoju. Wystarczył ułamek sekundy, żeby dostrzec to, co w danej chwili było dla mnie najważniejsze – ich broń. Nie przyszli tu po to, żeby być straszakami, a nawet jeśli, to bawili się w to bardzo skutecznie. Ich uzbrojenie z pewnością nie pomogłoby mi w otworzeniu się na prośby odwiedzającej mnie kobiety, ale i tak zdawałem się wyglądać, jakby średnio mnie to obeszło. Schowałem niepewność pod maską umiarkowanie dobrego samopoczucia, godnego osoby, która nie miała zupełnie nic do ukrycia. Podszedłem nieco bliżej, wciąż jednak nie siadając ani nie spuszczając spojrzenia z kobiety spoczywającej na, pragnę przypomnieć, moim fotelu. Miałem ochotę parsknąć śmiechem z naiwnym pytaniem „czy to jakiś żart?”. Nikt normalny nie przychodzi na kontrolę z uzbrojonymi żołnierzami. Ani nie siada bezczelnie w fotelu redaktora naczelnego. Sprawa musiała sięgać zdecydowanie głębiej. - Napije się pani czegoś? |
| | | Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pon Lip 22, 2013 11:10 pm | |
| Kiedy Nick wszedł do środka, kobieta podniosła wzrok na chłopaka i uśmiechnęła się nader uprzejmie. Wskazała mu bez słowa miejsce naprzeciw niej niespecjalnie przysłuchując się jego słowo i kiedy, podejrzewała, tłumaczył się ze swojego spóźnienia, ona notowała coś w zeszycie. -Usiądź, proszę - poleciła względnie miło i gdy, a przypuszczała, że na pewno to uczyni, zajął miejsce naprzeciw niej, spojrzała na niego prostując się na swoim miejscu. W tym samym momencie dwójka Strażników wyszła zamykając za sobą drzwi - Margareth O'Donell z zarządu Bezpieczeństwa Krajowego - przedstawiła się oschle obserwując chłopaka z uwagą - Pragnę zawiadomić Pana o podsłuchu, który znaleźliśmy w Pańskim gabinecie, nie należał do nas, dlatego też został niezwłocznie usunięty, a źródło odbioru namierzone. Na przyszłość radziłabym zachować większą ostrożność, teraz jednak... - westchnęła głośno na chwilę odrywając spojrzenie jasnych oczu od Dominica na przewrócone w swoim zeszycie kartki - Sprawa wygląda następująco: po ostatnich wydarzeniach wizerunek Nowego Panem znacznie ucierpiał i, co najgorsze, mieszkańcy Kwartału poczęli budzić współczucie wśród Kapitolczyków. Dlatego także wszyscy staramy się zapobiec dalszemu rozwojowi zakłamań oraz iluzji. W tej kwestii podjęto już odpowiednie środki na tle medialnym, dlatego ufam, że rządowa współpraca z Capitol Voice nie będzie dla Pana problemem. Od razu zastrzegam, że Pańska zgoda nie jest niezbędna, lecz udział persony... mógłby znacznie wpłynąć na spojrzenie Kapitolczyków. Jako ważny udziałowiec oraz wpływowy Rebeliant posiada Pan wypracowaną oraz perfekcyjną opinię publiczną, co upoważnia do współudziału w naszym projekcie. |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Lip 23, 2013 1:39 am | |
| Drgnąłem już na jej pierwsze słowa, a gdy poprosiła mnie o zajęcie fotela, zawahałem się. Dopiero po chwili zareagowałem, nie kryję, że w pewną, wystarczająco dużą dawką niechęci. W końcu wykonałem pierwszy, niepewny krok i usiadłem, nie pozwalając sobie na odwrócenie wzroku od kobiety nawet na chwilę. Usłyszałem kroki i trzaśnięcie drzwiami, ale tym razem nie obdarzyłem wychodzących strażników najkrótszym spojrzeniem, wbijając je w dziwne oczy kobiety, której zamiary chciałem odszyfrować. Na pierwszą wzmiankę o podsłuchu poczułem, jak robi mi się gorąco, a powietrze ucieka, nie pozwalając mi wziąć spokojnego oddechu. W tym gabinecie działo się zbyt wiele rzeczy, aby mogło to dojść do czyichkolwiek uszu. Dlatego też kolejne zdania spływające z jej ust wcale mnie nie pocieszyły. Przestało mnie obchodzić, do kogo należał podsłuch – rozpocząłem tak skomplikowaną grę, że nie mogłem pozwolić sobie na rozszyfrowanie przed spektakularnym zakończeniem, będącym do prawda w fazie projektowania, ale każda sekunda stanowiła element zbliżający do zakończenia układania puzzli. Pytanie pozostało jedno. - Przepraszam, nie rozumiem – zacząłem niespodziewanie. - Kto miałby w takim razie zamontować ten podsłuch? Oprócz mnie i ludzi z rządu, jak teraz pani, raczej nie pojawia się tu zbyt wiele… Chwila. Ashe? Niedoczekanie, Ashe nie zamontowałaby u mnie podsłuchu… prawda? - Mówiono mi, że gabinet nie jest na podsłuchu, więc mam nadzieję, że rzeczywiście nie był to podsłuch pochodzący z… góry – dodałem, mając oczywiście na myśli ludzi Coin. Starałem się zatuszować niepewność i swego rodzaju zwątpienie w głosie. - Niemniej jednak, oczywiście w miarę możliwości, prosiłbym o udzielenie mi informacji o źródle nadajnika. Wsłuchiwałem się w jej kolejne słowa, które wbijały się we mnie jak szpilki, ale w dalszym ciągu pozostawały niezrozumiałe. To jasne, nie chciałem ich przyswoić, ale otwierało się przede mną wiele perspektyw, prowadzących w nieznane dróg, a wybranie dowolnej z nich wydawało się niezwykle ryzykowne; najgorsze jednak było to, że musiałem to zrobić, a decyzja miała zdecydować o wszystkim. - Zapewne pani wie, że nie współpracuję w rządem. Nie bezpośrednio. I bynajmniej nie popieram żadnej ze stron. – Słowa gładko spływały po moich ustach i zawisły w powietrzu, a ja badałem najmniejszy nawet grymas jej twarzy, chcąc sprawdzić, jak bardzo została wtajemniczona. Bo, widzicie, to, co powiedziałem, nie było całkiem prawdą (w sumie nawet blisko niej nie leżało), chociaż wiedzieli o tym tylko ci, którzy wiedzieć powinni. Zrobiłem dłuższą pauzę. - Nie wiem też, czy przyszłoby mi to z łatwością, czy byłbym… ba, czy chciałbym być wiarygodny. Moja siostra jest na arenie, popieranie prezydent nie pomoże mi w ocaleniu jej. Ani w zapewnieniu ochrony bliskim. I kolejna przerwa, podkreślona dwoma stylizowanymi na spokojne oddechy. - Co dałaby mi współpraca? Może i pytanie było bezczelne, jednak nikt nie powiedział, że w Panem wszyscy mamy grać całkowicie fair. Nie, jeśli stawka jest duża i dotyczy zarówno ludzkiego życia, jak i o wiele większych, globalnych spraw. - Ale proszę kontynuować, pani O'Donell – uśmiechnąłem się delikatnie z zachętą błąkającą po ustach, odkrywając w sobie nowe zdolności negocjatorskie. |
| | | Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Lip 23, 2013 10:22 am | |
| Kobieta słuchała redaktora z dozą ciekawości co chwila spoglądając do swojego zeszytu. Kiedy umilkł, przytaknęła zapisując coś leniwie w swoich notatkach. Najwyraźniej nie spieszyło jej się z udzieleniem odpowiedzi. -Capitol Voice to rządowa instytucja, podległa całkowicie obecnie funkcjonującej władzy, o czym świadczy cenzura oraz kontrola, jaką jest objęta, także Pańskie wytłumaczenie mogę zinterpretować tylko jako otwarty sprzeciw obecnie funkcjonującemu systemowi - na jej twarzy pojawił się blady uśmiech, a słowa pozbawione były jakichkolwiek emocji: służbowe i pewne, niczym wyrecytowane z podręcznika - Czy muszę przypominać, z czym wiąże się bunt przeciwko władzy? Pobudki, owszem, rozumiem, ale nie mogą one Pana w żaden sposób usprawiedliwić. Nie znajdujemy się na targu, a kwestionowanie decyzji rządu, z jakichkolwiek choć najszczerszych powodów, uznawane jest w dalszym ciągu za złamanie prawa, a odmowa pomocy narodowi w tak trudnych dla niego chwilach zwątpienia jest albo głupotą, albo najwyższą z możliwych wiar w to, co nigdy nie powstanie. Ustrój, który panuje jest najlepszym z możliwych, nikt nie powiedział, że idealnym, ale naszym zadaniem, obywateli Panem, jest służenie dobru ogółu - cały czas spoglądała na chłopaka, ale w tamtym momencie spuściła wzrok - Wóz albo przewóz Dominicu Terrain. Nie zamierzała wgłębiać go w szczegóły, dopóki nie postanowi wziąć udziału w przedsięwzięciu - to oczywiste. |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Lip 23, 2013 11:48 am | |
| Tak jak myślałem. Z trudem powstrzymałem się od teatralnego przewrócenia oczami, które miałoby z zamiarze podkreślić mój stosunek do jej słów, ale zamiast tego dalej patrzyłem w jej oczy, próbując dostrzec cokolwiek oprócz chłodnej maski profesjonalizmu i głosu pozbawionego jakichkolwiek ekscesów w zmianach tonacji czy melodii słów, teraz trajkoczącej zupełnie niczym starodawny pociąg obijający się o metalowe tory w identycznych odstępach czasowych. - Panie Dominiku Terrainie*, jeśli łaska - poprawiłem jakby odruchowo, nie gasząc delikatnego uśmiechu na twarzy, który jakby mówił, że mam wszystko pod kontrolą, chociaż było to pojęcie wyjątkowo względne. Eksperymentowałem. Nie wiedziałem, jak grać, nie byłem nawet pewien, z kim tak naprawdę miałem do czynienia, a jako że na każdą osobą działała inna taktyka, musiałem błądzić, badać grunt, popełniać szybkie błędy lub faux pas, sprawdzając, czy warto dalej w to brnąć, czy tylko kiwać ochoczo głową, a i tak koniec końców zrobić to, co sam uważałem za słuszne. - Czysto hipotetyczne pytanie - rzuciłem z delikatnym wzruszeniem ramion, jako próbę wytłumaczenia lub pokaz zwykłej ignorancji, do zdefiniowania przez rozmówcę. - Ale trudno pisać się na cokolwiek, nie mając o tym najmniejszego pojęcia. Nasz system... jak to pani już zauważyła, nie jest systemem idealnym, pełnym luk, które pozwalają władzy być zawsze o parę kroków do przodu, a nie jest chyba tajemnicą, że rząd zaplanował ich już co najmniej kilkanaście. Chcę więc wiedzieć, czy w wypadku współpracy i tak nie skończy się to dla mnie zawiśnięciem koło najgorszych przestępców, oraz czy nie zostaną w to zamieszane osoby trzecie, jak łatwo się domyślić, ci, na których mi zależy. Oparłem dłonie o stół, wcześniej odsuwając na bok jakąś leżącą na blacie teczkę, wypełnioną nic niemówiącymi niepracującemu tu człowiekowi słowami. - Było wiele przypadków, kiedy władza odwróciła się od swoich ludzi, nie podając większych powodów. Raczej nie muszę przypominać, że do tej pory można znaleźć w KOLCu zapomnianych rebeliantów, o których działaniach już nikt nie pamięta. Jak może się pani domyślić, zmierzam do jednego - jakie skutki będzie nieść za sobą podjęta decyzja? Jeśli ma to być tylko odsunięciem egzekucji w czasie, to nie brzmi zbyt zachęcająco. Tę krótką chwilę ciszy pomiędzy moimi słowami, a tymi pochodzącymi z ust kobiety, wypełniłem znaczącym spojrzeniem mówiącym naraz zdecydowanie zbyt wiele rzeczy.
*cholera wie, jak to się odmienia, ale ćśśś |
| | | Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Lip 23, 2013 10:34 pm | |
| Miała ochotę westchnąć, ale profesjonalizm jej na to nie pozwalał, dlatego ponownie się uśmiechnęła, nieco szerzej. Lecz ten uśmiech nie dosięgał oczu, które wciąż wpatrywały się w Nicka z niemym zainteresowaniem. -Panie Dominicu Terrain, mogę Pana zapewnić, że... - odłożyła notes pochylając się nad biurkiem w kierunku chłopaka, podparła brodę na łokciach, a jej uśmiech zbladł - ...jeśli zgodzi się Pan współpracować, nikomu z Pańskich bliskich oraz Panu nie stanie się krzywda i mogę nawet rzec, że sama tego przypilnuję. Ale nie ma Pan obowiązku ufać moim zapewnieniom, w pełni to rozumiem. Jednak nie mogę dać nic więcej oraz nic więcej obiecać - a może jednak? - Zdaje Pan sobie sprawę z faktu, jak bardzo wynik Pańskiej pracy wpłynie na losy Amandy Terrain? Myślę, że rząd spojrzy przychylniej na ów trybutkę, jeśli jej brat otwarcie poprze obecny system, ba, jestem tego nawet pewna! - miała ochotę klasnąć w dłonie, ale jedynie wyprostowała się w fotelu z rozpromienioną twarzą - To jak, Panie Dominicku Terrain? Czy możemy przejść do konkretów? |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Lip 23, 2013 11:46 pm | |
| Na całe szczęście Sisi przystała na propozycję. Lowell domyślał się, że tylko udawała, jak ten pomysł ją średnio obchodził. To była gratka dla dziennikarza, przynajmniej w tym dziale. Tutaj żyło się ploteczkami, pół ploteczkami, gorącymi faktami. - To świetnie. - Odpowiedział z lekkim uśmiechem na ustach. To oznaczało wolne. Wolne. Kilka godzin daleko od redakcji. Ha, może nawet spanie w domu. - Rozumiem. Tylko błagam cię… w miarę realnie. - Akurat plotki obchodziły Chaza tyle co… nic. Jednak, żeby nie było, wiedział co się dzieje w Capitol’s. Przynajmniej starał się być na bieżąco, bo czasem nie udawało się być. Cóż, w dużej firmie dużo się działo. Do tego kreatywni pracownicy. - Przy okazji, spróbuj zanotować też coś do wydarzeń. Będę wdzięczny. Zredagować może to ktoś zupełnie inny. Tylko kilka suchych faktów. Nasi czytelnicy stawiają na różne działy i wszystkie muszą być na równym poziomie. - Dorzucił, a to co powiedział absolutnie zgadzało z prawdą. Gazety nie różniły się zbytnio od innych sfer życia. Niektórzy lubią popatrzeć na obrazki, inni przeczytać wydarzenia, a jeszcze kolejni poczytać najświeższe plotki. Voice musiał być przygotowany na wszystko, odpowiednio dla każdego i pod każdym kątem. To gigant. Złamany paznokieć to naprawdę trauma. Charles puścił ten fakt mimo uszu, jednak kolejna wypowiedź rozbawiła go niemiłosiernie. Wrak człowieka. Od razu pomyślał o studiach. To w tamtym okresie był wrakiem człowieka. Delikatnie rzec ujmując, oczywiście. Zycie od jednej paczki leków do drugiej, czy od jednej butelki do drugiej… Ciekawe, co w wtedy powiedziałaby Sisi. Menel? Daj Boże, żeby tylko. Ale jak widać, życie to zawodnik, o którym nic nie wiadomo. Wywraca wszystko do góry nogami, kiedy tylko chce. Zaśmiał się głośno. - Gdybym wiedział, co się dzieje we wszechświecie pewnie sam bym się tym zajął, ale mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia. - Spojrzał na wyświetlacz w telefonie. - Dzięki za radę. Jest aż tak okropnie? - Nie, wcale nie. Jeśli włosy Chaza niedługo po tym ożyły i przejęły panowanie nad Panem to nie byłoby niczym zaskakującym. Zupełnie i absolutnie przewidywalne. Ich dialog przerwało pukanie do drzwi. A kto się w nich pojawił? Nikt inny jak pan naczelny. - Cześć. - Rzucił bez emocji jego zastępca. - Ile nie wychodziłem? Jakie dwie doby, plus minus. Ktoś zostawił mi cała redakcję. - Wrzucił z siebie i uśmiechnął się sarkastycznie. Być może Chaz powinien był wybrać się na to spotkanie, ale wyglądał jak bezdomny, ale ktoś kto urwał się z KOLCa. W sumie, rutynowa kontrola tożsamości mogła być zabawna. Na przekór wszystkim - miejsce zamieszkania, Dzielnica rebeliantów, a nazwisko, Lowell. No istna komedia. - Mhm. Rory, jasne. Zadzwonię do niej potem. - Jedynie przytaknął, a Nick wypadł z gabinetu szybciej niż się w nim pojawił. Zapracowany Pan Naczelny. Powinni wymyślić na to jakaś nazwę.Chyba coś w stylu „UDAJĘ, ŻE PRACUJĘ” byłoby odpowiednie, nie? Chociaż nie przesadzajmy, redakcja jeszcze stała na miejscu, Capitol’s Voice egzystował. Pełnia szczęścia… nigdy nie wiadomo, jak długo. - Sisi, zbieram się. Teraz i tak się na dużo nie zdam. Przynajmniej w tym stanie. - Powolnym krokiem podszedł w stronę drzwi. - W razie jakichkolwiek problemów, dzwoń. Do zobaczenia i miłej pracy. Uśmiechnął się przelotnie i przed wejściem na klatkę schodową zwrócił się do pracowników działu zajmującego się kulturą. - Nie uprawiacie seksu na biurkach, polecenie odgórne. Życzę owocnej pracy.Po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł. W międzyczasie wysłał jedną wiadomość tekstową. Wsiadł w swoje auto. W końcu odwiedzi łazienkę. Alleluja. | Mieszkanie Chaza. Choć bardziej nieokreślone miejsce spotkania z Flo. |
| | | Wiek : 28 lat Zawód : dziennikarka
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Sro Lip 24, 2013 1:19 am | |
| /krótko, żeby tylko wyprowadzić Sisi
Wywróciłam oczami. No oczywiście, niech inni korzystają z mojej ciężkiej pracy. Co ja jestem, chłopiec na posyłki? Służąca? Raczej nie! Ale mus to mus. Nie omieszkałam jednak posłać Charlesowi spojrzenia spod zmrużonych powiek, spojrzenia które mogłoby zabić, jakby spojrzenia zabijały. - Krzyżówka też? - rzuciłam ciut złośliwie. No co? Nie oczekujcie ode mnie, że będę miła wtedy kiedy mam odwalać robotę za innych. Do biura wpadł drugi z ukochanych szefów wyrzucając z siebie słowa jak karabin maszynowy pociski. W końcu nie wiedziałam jaką sprawę do mnie miał, bo skupił się na kwestii estetyki w wyglądzie redakcji i Charlesa. Moja estetyka pozostawała nienaganna. Czasami ich nie ogarniałam, ani jednego, ani drugiego. Gdy Dominick wyszedł musiałam zagryźć wargi, żeby się nie roześmiać. Było coś komicznego w tej sytuacji. - Uuu, łopoty w raju? - szturchnęłam delikatnie Charlesa łokciem. - Okej, do zobaczenia. Ja idę zapalić i zająć się trybutami. - pożegnałam szefa i niedługo później już jechałam taksówką (na koszt firmy oczywiście) do Ośrodka szkoleniowego.
/Ośrodek |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Czw Lip 25, 2013 1:45 pm | |
| A już myślałem, że nie dojdziemy do porozumienia. Oczywiście, że nie wiedziałem, czy jej słowa nie były tylko pustymi i z lekkością rzuconymi na wiatr obietnicami. Mogłem jej uwierzyć, mogłem dalej wymuszać kolejne zapewnienia, mogłem też bez dalszych kombinacji zgodzić się na propozycję kobiety, jakakolwiek by nie była. Prawdę mówiąc, średnio wierzyłem w ten immunitet, a już na pewno dotyczący przebywającej na arenie siostry. Już od dłuższego czasu próbowałem oswoić się z ewentualną myślą o jej śmierci; to jasne, że nie mogłem na to pozwolić, ale z drugiej strony – jaki miałem wpływ? Nawet gdybym zasponsorował jej najdroższą broń, najlepsze leki i najwspanialsze trucizny, pierwszy lepszy trybut lub sojusznik mógłby zaskoczyć ją w trakcie snu i poderżnąć jej jednym, szybkim ruchem gardło, a w tym samym momencie przestałoby się liczyć wszystko inne. Nie mogłem przecież zatruwać się złudnymi bajkami. Nie pomogę jej, będzie musiała radzić sobie tak naprawdę sama, chociaż odmowa rządowi nie sprawi, że będzie żyło jej się lepiej. Ryzyk-fizyk. Na pewno to nie zaszkodzi, chociaż odpowiedź na pytanie, czy cokolwiek oprócz tego da, jest tematem do długiego polemizowania. Mimo tego, że kobieta pochyliła się w moim kierunku, nawet nie drgnąłem. Używałem całej swojej silnej woli, aby mięśnie nie zaczęły mimowolnie skakać, żeby mimika mojej twarzy w dalszym ciągu była opanowana. Nie dało się jednak zaprzeczyć, że uciążliwy organ wewnętrzny zwany potocznie sercem postanowił rytmicznie i zarazem szybciej niż zwykle stukotać, co między innymi sprawiło, że robiło mi się na zmianę gorąco i lodowato. - Śmiało – rzuciłem krótko, przechylając delikatnie głowę na znak, że kobieta może kontynuować. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Wywiadu na żywo? Dodatkowych zapewnień na łamach Capitol’s Voice? Obowiązku odtańczenia efektownego paso doble w centrum Kapitolu, z jednoczesnym poleceniem rapowania pochwał dotyczących sposobu aktualnego kierowania państwem? |
| | | Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Czw Lip 25, 2013 9:16 pm | |
| Wygrana? Tak to można nazwać? Kobieta uśmiechnęła się nieznacznie. Nie, to tylko kolejny krok w drodze do sukcesu. To Panem, to rząd, on Ci może wiele odebrać, czasami więc jednak lepiej podjąć współpracę i nic nie zyskać, niż stracić na najdroższym. -Jak już wspominałam ostatnimi dniami wiele się zmieniło. Jeden bzdurny wybryk Rebeliantów wzbudził zwątpienie, a chyba - Margareth przez chwilę wyglądała na zirytowaną - nie chcemy, aby zapoczątkowało to bunt? Nie, tego nie chcemy! - uderzyła otartą dłonią w blat stołu - Zatem zamierzamy ukazać Kapitolczyków w najgorszym świetle, ukazać ich, powiedzmy sobie wprost, nie takich jakimi są naprawdę, a wciąż trzymających się swoich zasad i buntujących się. Dlatego mam zamiar wysłać w głąb KOLCa dziennikarzy, oczywiście pod właściwą ochroną, aby zbadali kilka spraw, obeznali teren, zredagowali artykuły na konkretne tematy oraz publicznie wypowiedzieli się na temat panujących tam warunków. Proponuję dwa, góra trzy dni, niech Pan zbierze kilkuosobową ekipę, która będzie gotowa podjąć się tego zadania. Urwała marszcząc brwi i uśmiechając się jeszcze szerzej, bardzo profesjonalnie można by rzec. -Kwestia zakwaterowania oraz ochrony zostanie dokładnie opracowana, bez obaw, zamierzamy dbać o swoich obywateli, a szczególnie o tych, którzy służą dobru Państwa. I oczywiście... wynagrodzenie także będzie w pełni zadowalające oraz wdzięczność, oczywiście wdzięczność, która potęguje, jak może sobie Pan wyobrazić, wieloma korzyściami - skończyła swą przejmującą przemowę i spojrzała wyczekująco na Dominica, jakby spodziewała się dodatkowych pytań. Miała ochotę jednak dodać "Niech pan pomyśli o swojej siostrze, Panie Terrain". |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pią Lip 26, 2013 11:17 am | |
| Byłem przygotowany na wiele. W moim umyśle narodziły się idee godne przedstawiciela w nurcie awangardy czy chociaż wybitnie kreatywnego osobnika o pomysłach, których nie powstydziłby się zdobywca pierwszego miejsca w konkursie "największe dziwolągi Kapitolu". Koncepcje rzeźbiące się w mojej głowie nie przypadłyby zwykłemu śmiertelnikowi do gustu, bo ten nawet nie umiałby poruszać się myślami po danym, specyficznym torze myślowym. Jak łatwo więc się domyślić, przygotowałem sobie kilkanaście (-dziesiąt?) kontrastujących pod każdym względem scenariuszy, gotów na najbardziej paradoksalne i nietypowe rozwiązania, ale w czym to pomogło? W niczym, bo akurat myśl o tym, co stało się następnie, nie zdążyła nawet zakiełkować w moich myślach. Kwartał. Miejsce, do którego obiecałem sobie pod żadnym pozorem nie wchodzić, ostoja skażonych ludzi, z którymi nie miałem nawet rozmawiać. To właśnie tam ukrywała się, głodowała i pewnie umierała część moich znajomych, jeśli wierzyć okrutnym zapewnieniom tych, którzy pracowali tam legalnie. Brud, smród, krew i pot wwiercający się w powietrze, potęgi ludzkiego cierpienia, podane na porcelanowym talerzyku, kradzieże, gwałty i morderstwa na porządku dziennym, a jeśli tygodniowo nie zginie co najmniej 20 osób, to ogłasza się wewnętrzne święto narodowe. Znajomi. Wszyscy. W KOLCu. Ashe. Taka okazja może się już nie powtórzyć. - Czyli, krótko mówiąc - zacząłem, smakując słowa - mamy stwarzać pozory, a koniec końców to wy powiecie, co mamy napisać? Cenzura cenzurą, ale gdybym mógł pozwolić sobie na sprzeciw, w życiu nie zgodziłbym się na takie jawne pogwałcenie wolnych mediów. Pozostaje jednak niesmak w ustach i wymalowane na języku pytanie: czy kiedykolwiek były one wolne? Snow teoretycznie również śledził każdy mój ruch i pilnował, czy nie będziemy wypisywać głupstw, ale nigdy nie dostałem polecenia w stylu "wydurniaj się i udawaj, że zbierasz materiały, a od nas dostaniesz sieczkę, którą trzeba wepchać na papier, a pośrednio - do głów tępych i nierozumiejących niczego obywateli, którzy chcieli po prostu poczytać gazetę." Zdusiłem gulę, która urosła mi w gardle. - Nie wiem, czy muszę to mówić głośno, skoro oczywistością jest fakt, że nie mam wyboru. - Stłumiłem westchnięcie. - Tak, zgadzam się, ale mam jeden warunek. Zrobię wszystko, o co mnie prosicie - a jestem gotów na wiele - ale do czasu, aż Ashe Cradlewood stanie się najmniejsza choćby krzywda. W tym momencie polecenia rządu przestaną mieć dla mnie znaczenie, a współpracę możemy uznać za zakończoną. Wypuściłem z siebie powoli powietrze, ale to i tak nie przyniosło mi żadnej ulgi. - To wszystko? Całe zamieszanie o nic, tylko tyle miało być mi przekazane? I ten podsłuch... zwykły pretekst, czy był tu naprawdę?
|
| | | Zawód : studia nad uprzykrzaniem życia postaciom Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pią Lip 26, 2013 9:40 pm | |
| Zanotowała coś w notesie, kiedy Dominic wymienił imię i nazwisko kobiety, której dane być może obiły jej się o uszy. Przytaknęła. -Dobrze, wszystkie Pańskie warunki zostaną wzięte pod uwagę i... jeszcze tylko formalności - uśmiechnęła się szeroko i triumfalnie wykładając przed chłopakiem teczkę z dokumentami - Proszę uzupełnić listę z danymi Pańskich współpracowników, których powoła Pan do tego zadania. Zatwierdzenie o milczeniu, także, proszę, och i zapomniałabym...! - miała ochotę zaklaskać w dłonie - I chyba nie muszę Panu mówić, że w razie kłopotów oraz wszelkich niedomówień Pańska osoba może okazać się zbędna? Czasami wystarczy tylko nazwisko i niewinny podpis, więc mimo wszystko prosiłabym o nieco rozsądku i zachowanie niektórych uwag dla siebie - wstała powoli obciągając spódnicę i wyszła z za biurka - Dzisiaj zostanie podesłana Panu godzina stawiennictwa, także liczę na lekką i ugodową współpracę - wydawałoby się, że ma w zamiarze podać mu dłoń, ale cofnęła się niepewnie i w momencie, kiedy miała już zmierzyć ku drzwiom, zawahała się i dodała - Podsłuch rządowy, dlatego radzę, naprawdę radzę Panu dobrze spełnić się w roli maskotki, nawet jeśli w Pańskim mniemaniu to upadlające i okrutne. Państwo ma wiele powodów, aby Pana aresztować i mogę poradzić jedynie jako człowiek człowiekowi, żeby naprawdę nie sprawiał Pan kłopotów, to może tylko pogorszyć sprawę - na końcu uśmiechnęła się profesjonalnie i ruszyła ku drzwiom, kiedy je otworzyła, odwróciła się na chwilę i rzuciła protekcjonalnym tonem - Do zobaczenia Panie Dominicu Terrain i niech weźmie Pan sobie do serca to, co powiedziałam. Drzwi zamknęły się, a Margareth zniknęła. Kto wie, czy na dobre.
Wszelakie dodatkowe informacje odnośnie zadania zostaną dostarczone na PW. Trzymaj się dzielnie. C: |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pią Lip 26, 2013 11:43 pm | |
| Ta sytuacja za kilkadziesiąt lat będzie pokazywana jako mało zabawny skecz średnio znanego kabaretu prosto ze świętej pamięci Dwunastego Dystryktu. Komizm nieprzerwanie wzrastający od ostatnich parunastu (parudziesięciu? naprawdę nie wiedziałem, ile tu tkwiłem) minut osiągnął epickie apogeum, jednak jako ciało zachwiane nad umowną granicą pomiędzy chorobliwą rzeczywistością, a rozhisteryzowanym żartem, który mógł śmieszyć wszystkich oprócz mnie, mógł w każdej chwili upaść i zamienić się w krwawą jatkę bezsensowną jak każdy horror, w którym występuje. Tak jak nakazał mi umysł, jakby po odłączeniu się od mojego organizmu, kiedy to już nie ja podejmowałem decyzje, a samoistniejący i rządzący się własnymi prawami, samodzielny organ, chwyciłem podane mi teczki, nie zawracając sobie głowy sprawdzeniem ich zawartości czy innymi przyziemnymi sprawami. Zbytnio byłem zajęty tłumieniem echa, które złośliwie obijało się to o moją potylicę, to o czoło, to o skroń, to o czubek głowy, wraz z hukiem, do złudzenia przypominającym okrzyk głucho powtarzający kolejne słowa kobiety, która przed chwilą wyszła. Trzasnęły drzwi, kurtyna opadła, ale aktorzy dalej jak ostatni idioci recytowali swoje kwestie, starając się grać tak wiarygodnie, że wyglądało to typowo teatralnie, sztucznie. A przedstawienie musi trwać, tak jak podsłuch nie wyparuje z mojego gabinetu, a także - kto wie, co wymyślili - z mojego samochodu, domu, ba, może ktoś wstrzyknął mi go pod skórę, kiedy jakiś czas temu leżałem w szpitalu. Kolejnym dźwiękiem, jaki się rozległ, był huko-stukoto-brzdęk, spowodowany gwałtownym spotkaniem mojego czoła wraz z chłodnym blatem biurka. Miałem ochotę trzepnąć tym głupim łbem jeszcze raz, i jeszcze, ale w czym by to pomogło? Nie łudziłem się nawet, że jestem panem tej sytuacji, rząd ślicznie owinął wokół moich kończyn sznurki i podrygiwał nimi, nawet niekoniecznie w rytm muzyki. Oczywiście, że mogłem próbować je zerwać. Nitki były cienkie, wystarczyłby mocniejszy gest, niekontrolowany ruch dłonią, ale wiedziałem, że nie powinienem tego robić. Linka pęka, pęka tež życie bliskiej mi osoby, równanie jest proste. Ja drygam, jak mi każą, to wszyscy żyją i teoretycznie mają się dobrze. Mogę być zdrajcą, szują, naiwniakiem, durniem, kablem, wyrzutkiem, osobą znienawidzoną nawet przez najbliższych, ale dopóki są bezpieczni, niech myślą o mnie najgorsze rzeczy. Straciłem już zbyt wiele tych, których kochałem. W co ja się wplątałem...
przepraszam za tego posta-kupę, jutro go poprawię ;___; |
| | | Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Nie Lip 28, 2013 6:21 pm | |
| Istnieje, albo istniało – tym gorzej dla mnie – niepisane prawo, mówiące o nietykalności posłańca. Ale jak było w praktyce, raczej wszyscy możemy się domyślić. Nie było zbytnio przestrzegane. I chociaż w moim przypadku nie można mówić o żadnych poważnych konsekwencjach, ani nawet dopuścić takiej myśli, czuję się co najmniej dziwnie. W głowie po raz kolejny odtwarzałem słowa Diany - wiadomość, którą zobowiązałem się przekazać Dominikowi. Wszystkie słowa, układały się w dźwięczne kłamstwo rozbrzmiewające echem w mojej głowie. Białe, ale wciąż kłamstwo. I chociaż przez cały ten czas starałem się przybierać dobrą minę do złej gry, to kiedy wszystkie emocje opadły, nie mogłem znaleźć żadnego potwierdzenia, ani marnego usprawiedliwienia dla swoich słów, kiedy obiecywałem jej, że jeszcze się zobaczymy. Do tej pory mogło wydarzyć się wszystko, łącznie z egzekucją, dlatego tym gorzej będę się czuł przekazując tą wiadomość, w głowie tymczasem mając ogrom czarno-białych scenariuszy stojących za moimi słowami, i nijak je potwierdzających. A przed sobą mając zadowoloną twarz, niczego nieświadomego Dominika. Obraz, który za niecały kwadrans mógł stać się rzeczywistością kolejny raz wymalował się przed moimi oczami, co mogło być, oznaką kolejnej nieprzespanej nocy, na co zresztą to zrzuciłem. Tym razem jednak nie był to skutek nieodłącznej, od czasów rebelii bezsenności, a najzwyczajniej stresu. Coś czego właściwie nie przeżywałem od dłuższego czasu. Teraz jednak od przynajmniej tygodnia wydawało mi się, jakbym był pod ciągłym napięciem, jednocześnie jedynie czekając na jeden decydując bodziec, dzięki któremu wybuchnąłbym. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że do rozładowania atmosfery doszło już w więzieniu, ale niewiele ono pomogło. Westchnąłem ciężko, a mroźne powietrze po raz kolejny wypełniło moje płuca, jakby wbijając w nie setki małych szpileczek. Wiedziałem, że prędzej czy później przypłacę zdrowiem odwieczny brak szalika, o czapce nie wspominając, ale w tym momencie była to ostatnia rzecz, jaka mogłaby zaprzątać moją głowę. A na listę rzeczy, które miałem do zrobienia, nie została nawet wpisana. Co znajdowało się pod pierwszą pozycją? Wycieczka do siedziby Capitol’s Voice, jakby inaczej. Mogłem już dostrzec wierzchołek wieżowca, co jedynie informowało mnie, że nawet na piechotę, dojście tam zajmie mi nie więcej niż pięć minut. Zwolniłem więc kroku, chociaż mimowolnie i tak spojrzałem na zegarek, aby skontrolować godzinę. Chcąc czy nie, nie powinienem był się spóźnić. Wskazówki zegarka nad wyraz szybko zbliżały się do swojego celu, zbiegając nad nadszarpniętą zębem czasu ósemką. Zdawałem sobie sprawę, że godziny otwarcia żadnej redakcji nie są aż tak długie, ale jeżeli moje nazwisko mogło zdziałać coś jeszcze na moją korzyść i otworzyć jakieś drzwi, to zrobiło to właśnie teraz. Niezbyt sympatyczna sekretarka na jego dźwięk od razu wyćwierkotała, że nie ma żadnego problemu, abym jeszcze tego samego dnia zobaczył się z jej przełożonym i ku mojemu niezadowoleniu wcisnęła mnie na sam koniec jego grafiku. I tym sposobem, mając dobre intencje wyświadczyła mi niedźwiedzią przysługę, a ja nie mogłem jej winić. Zwolniłem kroku, dopiero wtedy uświadamiając sobie, że cały czas wałkując słowa Diany nie zastanowiłem się nawet, co mógłbym powiedzieć mężczyźnie. Za wyjątkiem powtórzenia jej wiadomości, którą mogłem przysiąc – znałem już na pamięć. Co jednak z innymi pytaniami, które mogły paść? Jak się spotkaliśmy? Dlaczego akurat mi przekazała tą wiadomość? Przeszły mnie dreszcze, a fakt, że wiedziałem, że nawet gdybym cofnął się do momentu składania obietnicy, nie zmieniłbym swojej odpowiedzi, wcale nie podniósł mnie na duchu. Rozejrzałem się za ławką, aby chociaż na krótki moment usiąść i poukładać myśli, ale żadnej nie mogłem dostrzec, jakby świat chciał mi dać do zrozumienia, że nie mogę odkładać tej rozmowy w nieskończoność. Przygryzłem nerwowo wargę i skręciłem w następną przecznicę, a wskazówki zegarka na pobliskiej wieży kościelnej niebezpiecznie przesunęły się w stronę ‘godziny zero’, czemu towarzyszyło głośnie tykanie zdające się odbijać echem od murów pobliskich kamieniczek - mogłem przysiąc, że nie było to jedynie wytworem mojej wyobraźni. Przyspieszyłem kroku, chociaż moje nogi zdawały się buntować i wreszcie wbiegłem po schodach redakcji do jej wnętrza. Skinąłem głową na powitanie i uśmiechnąłem się lekko do kobiety siedzącej za biurkiem, z którą to zapewne rozmawiałem parę godzin wcześniej przez telefon. A w ramach powitania rzuciła parę słów, w skrócie mówiących, że coś wypadło jej przełożonemu i musiałem poczekać. Wzrokiem omiotłem ściany, znajdując plan budynku, z oznaczonym gabinetem redaktora naczelnego. Przy okazji szukając - nie chcąc jednak go znaleźć - znaku mówiącego o zakazie palenia. Sięgnąłem więc dłonią do kieszeni kurtki szukając pudełka, ale moja ręka natrafiła jedynie na niemalże pustkę - nieco zgniecione pudełko zapałek i pomięty banknot pięćdziesięciodolarowy. Co praktycznie stanowiło cały mój dobytek. Dopiero w tym momencie przypomniałem sobie, co stało się ze zgubą, co na krótką chwilę wprowadziło na moją twarz cień uśmiechu, jeżeli o uśmiechu w tej sytuacji można było mówić. Wydawał mi się irracjonalny, ale wspomnienie dało mi jakieś śladowe poczucie otuchy. Co właściwie wcale nie wydawało się mądrzejsze, więc szybko zganiłem się w myślach i zacisnąłem usta w wąską kreskę, aby się go pozbyć. Zaraz zresztą miało to nastąpić samoczynnie, kiedy nawet nie orientując się kiedy (co wydawało się jeszcze bardziej martwiące), pokonałem parę pięter, w końcu stając naprzeciwko drzwi z napisem ‘Dominic Terrain, redaktor naczelny’. Przełknąłem głośno ślinę, w myślach modląc się aby wszystko poszło zgodnie z planem, którego na dobrą sprawę nie miałem. Oparłem się o ścianę, wzorkiem śledząc teraz wlokące się wskazówki. Nie zdążyły one jednak przebiec więcej, niż pięciu minut, kiedy drzwi otwarły się za jakąś kobietą, i równie szybko zamknęły. Zapukałem, a po krótkim ‘proszę’, albo raczej już w momencie, kiedy je usłyszałem, kierowany podenerwowaniem nacisnąłem klamkę. - Pan Terrain? – wyrzuciłem z siebie, jakbym nie mógł powiedzieć niczego głupszego. – Dzień dobry. – dodałem szybko ściskając jego dłoń. – Noah Atterbury. I... przepraszam za to nagłe najście, to zajmie tylko chwilę. – a przynajmniej miałem taką nadzieję. – Ale moglibyśmy usiąść? |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pon Lip 29, 2013 5:40 pm | |
| Jedynym plusem całej sytuacji był fakt, że biurko emanowało przyjemnym chłodem. Spędziłem tak raptem kilkanaście sekund, próbując zapomnieć o tym, co właśnie się stało. Wyrzucenie z głowy wspomnień – może nie tak świeżych, ale zawsze – swojego czasu przyszło mi ze zdecydowanie zbyt wielką łatwością, dlaczego teraz nie mogło być tak samo? Starcie pumeksem informacji, że jestem marionetką w rękach rządu nie powinno być takie trudne; raczej przypominałoby ścieranie zrogowaciałego naskórka na piętach, chociaż może byłoby to także okupowane bólem i domieszką krwi, zupełnie jakby nie atakowało się stopy, a żywy, gładki mięsień, próbując zetrzeć go na proch. Wtedy przyjemną ciszę przerwał, jak mi się zdawało, okropnie piskliwy dźwięk dzwoniącego telefonu. Gwałtownie oderwałem głowę od blatu, dłonią szukając już telefonu. Zamiast tego trafiłem tylko potylicą prosto w wystającą półkę, co skomentowałem soczystym przekleństwem, które samo wypełzło z moich ust. Skrzywiłem się i delikatnie rozmasowałem tył głowy, jednak nie miałem zbyt wiele czasu na użalanie się nad sobą, bo telefon trąbił i trąbił, a ja – chcąc jak najszybciej go uciszyć – przyłożyłem słuchawkę do ucha, odzywając się dość nieprzyjemnie brzmiącym głosem. - Dominic Terrain, słucham? – wyrzuciłem z siebie, ponownie wracając dłonią do poszkodowanej części czaszki. Przez chwilę milczałem, słuchając szczebioczącego głosu w uchu, po czym wypuściłem z siebie powoli powietrze, tłumiąc westchnięcie. - Jasne, jasne, ale to… Rozległo się pukanie, wybijając mnie już z równowagi. - Przepraszam, proszę zadzwonić później – mruknąłem pośpiesznie do słuchawki, ciesząc się, że wreszcie mogę zakończyć niekoniecznie oczekiwaną czy przyjemno-towarzyską rozmowę. Odłożyłem słuchawkę i szybko zrzuciłem na podłogę koło biurka część papierów i teczek, próbując chociaż udawać, że mam porządek i jestem profesjonalny. Odchrząknąłem. - Proszę! – rzuciłem już trochę głośniej i jeszcze szybko włożyłem do zapchanej luźnymi kartkami i drobnymi pieniędzmi szuflady papierowy kubek po kawie sprzed paru dni, wcześniej szybko zgniatając go w lewej dłoni i czując resztki kawy ściekające pojedynczym torem po dłoni. Jak widać, tego dnia absolutnie nic nie szło po mojej myśli. - Pan Terrain? – usłyszałem i zobaczyłem w drzwiach piegowatego, na pewno młodszego ode mnie o parę lat chłopaka. Otworzyłem usta, chcąc coś odpowiedzieć, ale ten odezwał się znowu, co przyjąłem z ulgą. Znając siebie i swoje chwilowe podenerwowanie, powiedziałbym pewnie „nie, pieprzony święty Mikołaj, jestem przelotem i to dosłownie, nie widziałeś moich reniferów?”. – Dzień dobry. Noah Atterbury. Podniosłem się i szybko podałem mu dłoń. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, skąd znałem jego twarz. Noah Atterbury. Zeszłoroczny trybut, którego twarz wciąż patrzyła na nas z wielu plakatów, zdjęć i starych wydań gazet, o nagraniach nie mówiąc, które stały się propagandowymi filmami, mającymi nawrócić swojego czasu ludność. No proszę, proszę. Czy będzie mi dane poznać wszystkich ocalałych z 74. Głodowych Igrzysk? - Dzień dobry. – Spróbowałem się uśmiechnąć, ale jak zwykle mi to nie wyszło. - I... przepraszam za to nagłe najście, to zajmie tylko chwilę. Ale moglibyśmy usiąść? - W porządku, nic się nie stało, proszę usiąść. – Wskazałem dłonią obrotowy fotel naprzeciwko biurka, po czym opadłem na swój. - Więc… jaką ma pan sprawę? |
| | |
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' | |
| |
| | | | Redakcja 'Capitol's Voice' | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|