|
| Redakcja 'Capitol's Voice' | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Redakcja 'Capitol's Voice' Pią Maj 03, 2013 6:26 pm | |
|
Hol główny to miejsce, które zauważasz bezpośrednio po tym, jak przekraczasz próg redakcji. Na lewo można zauważyć kilka stanowisk pracy, a także salę konferencyjną. W prawej części pomieszczenia znajduje się za to miejsce, gdzie w spokoju można spędzić przerwę w pracy, jedząc drugie śniadanie czy oglądając telewizję na nowoczesnym telewizorze.
Jeden z najważniejszych działów w gazecie. To stąd pochodzą wszelkie informacje dotyczące polityki i życia Panem, ciekawostki, ogłoszenia oraz wszystko, co interesuje mieszkańców Kapitolu. Zarówno wiadomości sprawdzone, jak i te niepewne. Pierwsze źródło wiedzy o rzeczach wywołujące skrajne emocje.
Redaktorzy tego działu dbają, aby zdobyte informacje nie wprowadziły nikogo w błąd ani żeby nie obrażały Nowego Kapitolu. To niezwykle odpowiedzialna praca, bo chyba nikt nie chce, aby w którymś z artykułów w imieniu prezydent Coin wystąpił błąd, prawda? Szczególnie, że Capitol's Voice jest jedną z najchętniej czytanych gazet w całym mieście.
Tutaj powstają artykuły na temat wszystkich nowinek technicznych, poradniki co do wyboru holograficznych telewizorów czy działających telepatycznie telefonów komórkowych. Także ten dział odpowiada za krzyżówki, zagadki i rebusy, rozrysowane na ostatniej stronie gazety. To miejsce dla popisu techników, którzy często sprawiają, że po poprawnym rozwiązaniu zagadki pojawiają się różne ciekawe, holograficzne nagrody.
Miejsce pracy najlepszych techników w Kapitolu, którzy kontrolują pracę innych ludzi na niższych stanowiskach. Tak naprawdę tylko od nich zależy, co pojawi się w dziale technologii w kolejnych numerach, jako że naczelny zupełnie nie zna się na tych wszystkich nowinkach.
W redakcji nie ma wind. Choć niektórzy uważają to za szczyt głupoty, inni twierdzą, że klatka schodowa jest najlepszym miejscem na pogaduchy i spotkania ze znajomymi, pracującymi na innych piętrach. Główną funkcją schodów jest jednak... wchodzenie po nich, oczywiście.
Jedne z drzwi na korytarzu prowadzą do gabinetu tych, którzy mają za zadanie pilnować, aby wszystkie artykuły były ciekawe i żeby pomysł z noszeniem pieluszek na głowie nie przeszedł. Tu pracują najlepsi z najlepszych, którzy z materiałów dostarczonych przez zwykłych pracowników muszą wybrać to, co trafi do rąk redaktora naczelnego. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Nie Cze 16, 2013 8:46 pm | |
| Wiedziała, że nic z tego. Wiedziała to już w momencie, kiedy strażnik oderwał wzrok od leżącej w śniegu karty i leniwie przeniósł go z powrotem na nią. Zacisnęła usta, czując jak wali jej serce i odmierzając sekundy, dzielące ją od śmierci. Jej dłoń powędrowała do niewielkiej kieszonki po wewnętrznej stronie kurtki, a palce zacisnęły się na okrągłej kapsułce. Nie miała zamiaru pozwolić na aresztowanie, nie tym razem. Obróciła maleńki przedmiot w dłoni, wzięła głęboki oddech i... Zamrugała niemrawo, kiedy w jej polu widzenia pojawiła się pięść Mathiasa i z nieprzyjemnym chrzęstem uderzyła w szczękę strażnika. Więcej nie było jej potrzeba. Zerwała się z miejsca, odzyskując nagle władzę nad własnym ciałem i rzuciła się do ucieczki. Czy miała wyrzuty sumienia, że zostawia mężczyznę na niemal pewną śmierć? W tamtej chwili - żadnych. Miały nadejść później, owszem, wiedziała to. Ale tak prawdę mówiąc - co by to dało, gdyby została? Podeszwy jej butów ślizgały się na mokrym śniegu, ale nie miała czasu, żeby się tym przejmować. Wciąż słysząc niespokojne bicie swojego serca, wpatrywała się w pierwsze, widoczne na końcu ulicy zabudowania, które były jej jedyną szansą na przeżycie. Była mniej więcej w połowie drogi, gdy rozległy się dwa wystrzały. Odruchowo obejrzała się przez ramię, ani na chwilę jednak nie zwalniając biegu. Mathias leżał na śniegu, trzymając się za brzuch - i to było wszystko, co zdążyła zobaczyć. Odwróciła się z powrotem, kryjówka była coraz bliżej. Gdzieś obok jej lewego ucha świsnęła kula, więc zwiększyła tempo, mając wrażenie, że mięśnie jej nóg płoną. Drugi raz w ciągu czterdziestu ośmiu godzin uciekała przed strażnikiem. Chyba zanosiło się na jakiś pieprzony rekord. W końcu udało jej się dobiec do niewielkiej uliczki, ale nie zwolniła. Gdzieś podskórnie wyczuwała, że nie jest ścigana, nie miała jednak zamiaru podejmować ryzyka. Jej myśli pędziły jak szalone, starając się dorównać krokom. Gdzie teraz? Mogła spróbować dostać się z powrotem do KOLCa, przejść przez dziurę i zaszyć się w mieszkaniu, ale czuła, ze nie jest to najlepszy pomysł. Strażnicy mogli się ze sobą komunikować, więc wejście do Kwartału jest już z pewnością obstawione. Gdyby tam pobiegła, wpadłaby prosto w zasadzkę. Poza tym, nie potrafiła tak po prostu zostawić Mathiasa. Jakby nie było, uratował jej tyłek własnym kosztem, a ona nie lubiła mieć długów. Myśl Ashe, myśl.Zatrzymała się gwałtownie, opierając się jedną ręką o mur i dysząc ciężko. Znajdowała się w ślepym zaułku, schowana za sporym śmietnikiem, który śmierdział niemiłosiernie, ale przynajmniej stanowił całkiem niezłą kryjówkę. Potrzebowała telefonu. Musiała zadzwonić do kogoś, kto mógłby mu pomóc. Skąd jednak wytrzasnąć teraz telefon? W normalnych okolicznościach pomyślałaby: ukraść, ale w tej chwili nie mogła sobie pozwolić na zwracanie na siebie dodatkowej uwagi. A gdyby tak... Wyprostowała się nagle. Pomysł, który wpadł jej do głowy był kompletnie szalony i nierealny, ale może właśnie dlatego miał szansę na powodzenie. Przycisnęła dłoń do klatki piersiowej, pozwalając sobie na jeszcze dokładnie pięć oddechów, po czym ruszyła ponownie. Wyjrzała ze ślepego zaułka, orientując się w swoim położeniu i stwierdzając, że tym razem ma szczęście. Jeśli dobrze pamiętała, miała do przejścia niecały kilometr. Truchtając powoli i starając się przez cały czas trzymać bocznych przejść, ruszyła w doskonale znanym kierunku, modląc się jednocześnie, żeby w budynku redakcji nie było nikogo. Wejście wyglądało dokładnie tak, jak zapamiętała. Pojedyncze, nierzucające się w oczy drzwi, rzecz jasna... zamknięte. Rozejrzała się nerwowo dookoła, zanim wyciągnęła z kieszeni wytrych. Dłonie trzęsły jej się jak na głodzie narkotykowym, ale po kilkunastu sekundach nerwowego majstrowania, usłyszała charakterystyczne kliknięcie. Z tłumionym jeszcze westchnieniem ulgi, pchnęła drzwi i wsunęła się do środka, zamykając je delikatnie za sobą. Wspomnienia uderzyły w nią nową falą. Wnętrze redakcji prawie się nie zmieniło - było tak samo czyste, sterylne i urządzone w dobrym guście, jak przed rebelią. Spojrzała na klatkę schodową, wyobrażając sobie, że widzi na niej Dominika, który wpatruje się w nią zaskoczonym wzrokiem. Gardło ścisnęła jej niewidzialna dłoń. Uspokój się, przykazała sobie stanowczo. Potrząsnęła głową, próbując przywrócić się do rzeczywistości i niemal zmuszając mięśnie do pracy. Ruszyła do góry, doskonale znanym sobie szlakiem, wbiegła po schodach, na które klęła miliony razy. Przed dwuskrzydłowymi, przeszklonymi drzwiami do gabinetu Nicka zawahała się na sekundę, ale wtedy przypomniał jej się Mathias, pchnęła je więc i weszła do środka, modląc się, żeby telefon także znajdował się tam gdzie zawsze. I owszem, był tam. Na biurku, odłożony na miejsce zaledwie kilka godzin temu. Podniosła słuchawkę, wybrała dobrze znany sobie numer i bębniąc nerwowo palcami w blat stolika, czekała, aż ktoś po drugiej stronie odbierze. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Nie Cze 16, 2013 11:00 pm | |
| /początek
Ogłoszenie Głodowych Igrzysk było prawdziwą sensacją, katastrofą, ulgą (niepotrzebne skreślić), ale z dziennikarskiego punktu widzenia było przede wszystkim zapowiedzią ciężkiej harówy. Nakreślenie sylwetek trybutów, wysłanie kogoś na ich paradę, zamontowanie pluskwy w ośrodku... to i jeszcze więcej roboty czekało na Rory oraz jej kolegów. Panna Carter miała oczywiście w planach rzetelne śledztwo w tej sprawie, prześwietlenie planów Almy i naskrobanie niekoniecznie pochlebnego artykułu, który miał wielką szansę trafić... do kosza. Nie żeby naczelny był ślepo oddanym poplecznikiem Coin, ale to nie była jakaś podziemna gazetka, w której Rory mogła wypisywać co tylko chce. Pani Prezydent bacznie przyglądała się działalności Capitol's Voice, a rudowłosa wolała pozostać na wolności niż zgnić w więzieniu. I miała nadzieję, że to samo wybiorą jej koledzy z pracy. Poza redakcją mogli sobie knuć ile wlezie. Dlaczego właściwie znalazła się w budynku o tak podejrzanej politycznie porze? Mogła to zwalić tylko i wyłącznie na własne roztrzepanie, zostawiła bowiem aparat na biurku w swoim boksie. Zauważyła, że główne drzwi nie były zamkniete na klucz, jednak wcale jej to nie zdziwiło. Widocznie Nick postanowił udać się ze szpitala prosto do pracy, to było tak bardzo w jego stylu. Spokojnym krokiem wspinała się po schodach, nucąc pod nosem jakąś zasłyszaną niedawno melodię. Gdy znalazła się w głównym pomieszczeniu skierowała się w stronę swojego biurka, jednak coś kazało jej się zatrzymać w pół kroku. Z gabinetu redaktora naczelnego dobiegał czyjś głos... i nie był to głos Dominica Terraina. Rory zareagowała błyskawicznie, lata szkolenia w Trzynastce robiły w końcu swoje. Sięgnęła do torebki, wyciągnęła z niej pistolet* i na palcach, bezszelestnie podeszła pod drzwi gabinetu swojego szefa. Przezorny zawsze ubezpieczony, prawda? W dzisiejszych czasach ta maksyma wyjątkowo zyskiwała na aktualności. -Odłóż telefon i unieś ręce - powiedziała pewnym głosem do intruza, sekundę po tym jak wkroczyła do pomieszczenia - I lepiej nie próbuj żadnych sztuczek. Spostrzegła, że włamywaczem jest dziewczyna, chuda blondynka, która wyglądała jakby doskonale wiedziała, co gdzie się znajduje. Gabinet nie wyglądał na zdemolowany, na pierwszy rzut oka wszystko było na swoim miejscu. Czego wiec tu szukała?
* kupiłam, ale chyba jeszcze nie mam w ekwipunku |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Nie Cze 16, 2013 11:23 pm | |
| Frans odebrał po drugim sygnale. - Słuchaj mnie uważnie i daruj sobie zbędną gadkę, bo nie wiem ile mam czasu - wyrzuciła z siebie Ashe, zanim jej rozmówca zdążył jeszcze powiedzieć "Halo?". Jej palce wciąż z zawrotną prędkością bębniły o blat biurka, wystukując jakąś dziwną, marszową melodię. Redakcja wydawała się pusta, ale nie mogła być pewna, czy Nick nie zainstalował alarmu, czy czegoś w tym stylu. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia, ale jeśli wojna zmieniła ją - to dlaczego nie jego? - Mathiasa złapali strażnicy, czy raczej strażnik. Jestem pewna, że postrzelił go przynajmniej raz. Nie w... - Urwała nagle. Jej palce znieruchomiały i zamilkła, nasłuchując, prawie pewna, że usłyszała skrzypnięcie drzwi na dole. Chwilę później na schodach rozległy się ciche kroki. Cholera. - Nie wiem, gdzie go zabrali - dokończyła. Serce znowu jej przyspieszyło. Jak tak dalej pójdzie, padnie na atak serca, zanim ktokolwiek zdąży ją schwytać. Usłyszała, jak Frans coś mówi, ale nie miała czasu mu odpowiedzieć, bo w wejściu pojawiła się jakaś nieznana jej, ruda dziewczyna, mierząca do niej z aż nazbyt prawdziwie wyglądającego pistoletu. Czy wszyscy w tym cholernym kraju noszą przy sobie broń? - Odłóż telefon i unieś ręce. I lepiej nie próbuj żadnych sztuczek. - Świetnie - mruknęła do siebie, zbyt cicho, by mógł usłyszeć ją ktokolwiek poza nią samą. Westchnęła bezgłośnie. Przez moment pomyślała o wciąż tkwiącej w jej kieszeni kapsułce z cyjankiem, ale nie było mowy, żeby udało jej się teraz tam sięgnąć. Powoli i ostrożnie odłożyła telefon z powrotem na biurko, zerkając jeszcze na wyświetlacz i zauważając, że połączenie zostało przerwane. Czyli nawet nie dowiedzą się, jak skończyła. Może to i lepiej. Wyprostowała się, patrząc dziewczynie w oczy i w geście kapitulacji uniosła ręce nad głowę. Zacisnęła usta, zastanawiając się, czy powinna coś powiedzieć. Nie mogła dopuścić do sytuacji, w której dziewczyna zadzwoni po strażników. Z dwojga złego wolałaby, żeby wpakowała jej kulkę w łeb. - Śmiało, strzelaj - powiedziała, całe zapasy silnej woli wkładając w to, żeby nie zadrżał jej głos.
|
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pon Cze 17, 2013 8:53 am | |
| Gdy dziewczyna wyprostowała się i wykonała jej polecenie, teoretycznie nic już nie stało na przeszkodzie by sięgnąć po telefon i zadzwonić po strażników. Blondynka nie wyglądała na typową mieszkankę dzielnicy rebeliantów, Rory mogłaby się nawet założyć, że całkiem niedawno zwiała z KOLCa. Ale skąd znała to miejsce i czego tu szukała? Skoro to rabunek, dlaczego nie przetrząsnęła gabinetu tylko skorzystała z telefonu? Za dużo pytań pozostawało bez odpowiedzi, a sprawa robiła się coraz bardziej skomplikowana. -Pozwól, że jeszcze się z tym wstrzymam - syknęła, wciąż trzymając dziewczynę na muszce - Co tu robisz? Nie pytała, jak się tu znalazła, bo drzwi na dole mówiły same za siebie. Widocznie miała talent do otwierania zamków. Rory weszła głębiej do gabinetu i bliżej przyjrzała się dziewczynie. Miała dziwne wrażenie, że powinna ją kojarzyć, jednak za nic nie mogła sobie przypomnieć z kim mogłaby mieć do czynienia. Podchodząc bliżej i ciągle pilnując jej wzrokiem, jedną ręką sięgnęła po telefon i wybrała ostatni numer z jakim nastąpiło połączenie. Przyłożyła słuchawkę do ucha, nie spuszczając ani wzroku ani muszki z dziewczyny. Długo czekała na pierwszy sygnał, a czas zdawał się dłużyć w nieskończoność. Wreszcie jednak po drugiej stronie odezwała się jakaś kobieta, która wypowiedziała standardową formułkę, dodając jedną nazwę, którą Rory przecież znała. Violator. Przecież to tam pracował Fred, a to miejsce było... -Burdel? - zapytała z niedowierzaniem - Mój naczelny nie będzie zadowolony z tego połączenia wychodzącego. Czyżby blondynka była zbiegłą panią do towarzystwa i teraz chwaliła się, że udało jej się wydostać z KOLCa? Nie, nikt rozsądny by tego nie zrobił. Cokolwiek ta dziewczyna miała do przekazania komuś z Violatora i kimkolwiek była, sprawa zaczęła coraz bardziej intrygować rudowłosą. -Możemy zrobić tak, że albo siadamy sobie wygodnie na kanapie i opowiadasz mi wszystko, co powinnam wiedzieć o twojej obecności tutaj, albo teraz ja sobie zadzwonię, ale to niekoniecznie skończy się dla ciebie przyjemnie. Uniosła do góry jedną brew, czekając na odpowiedź dziewczyny.
|
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pon Cze 17, 2013 1:19 pm | |
| Czasami przychodzi taki moment, że człowiek po prostu zaczyna mieć dość. Życie w ciągłym strachu i stałe zachowywanie ostrożności go męczy, wypruwając flaki i zatruwając każdą sekundę dnia i nocy. Kłamstwa, powtarzane w kółko i uparcie, zaczynają mieszać się z rzeczywistością, sprawiając, że zaczynamy gubić się we własnej czasoprzestrzeni. Nikomu nie ufamy, więc z nikim nie możemy porozmawiać, żeby przypadkiem nie odkryć przed nim jakiegoś słabego punktu, a wszystkie uczucia i emocje tłumimy w sobie, gromadząc je jedne na drugich, aż przestajemy odróżniać je od siebie. Jak długo można tak funkcjonować? Tydzień, miesiąc, pięć lat? Nieważne, ile to trwa, zawsze przychodzi moment, kiedy zwyczajnie się odpuszcza. Nagle zaczyna być człowiekowi wszystko jedno - przestaje planować i pozwala wydarzeniom obrać swój własny bieg. Tak jak teraz. Ashe przyglądała się poczynaniom dziewczyny, a narastające poczucie bezsilności i kapitulacji, powoli obejmowało całe jej jestestwo. Opuściła nieco ręce, mając nadzieję, że rudowłosa nie postanowi dopingować jej do trzymania ich w górze strzałem w kolano. Wyglądało jednak na to, że ta zaabsorbowana była bardziej sprawdzaniem ostatnio wykonanego połączenia. Blondynka przewróciła oczami, chociaż na wzmiankę o naczelnym drgnęła lekko. Na usta aż cisnęło jej się pytanie o Dominika, ale przykazała sobie milczeć. Nie wiedziała, czy dziewczynie można ufać, a nie miała zamiaru ściągać kłopotów na przyjaciela. - Nie da się ukryć - mruknęła tylko, bo Nick dzwoniący do burdelu był mniej więcej tak samo realny, jak Coin odwołująca Igrzyska i rozdająca cukierki w stroju wróżki. Czyli nie za bardzo. Druga część wypowiedzi na chwilę zbiła ją z tropu. Była pewna, że dziewczyna bez wahania wezwie strażników, wyglądało jednak na to, że oferowała jej coś w rodzaju alternatywy. Oczywiście równie dobrze mogło być tak, że miała zamiar najpierw dowiedzieć się wszystkiego od niej, a dopiero potem posłać ją do stu diabłów, ale nawet jeśli - co to była za różnica? Ashe była w, kolokwialnie mówiąc, dupie. Udawanie czegokolwiek nie miało już najmniejszego sensu, poza tym, wcale jej się nie chciało. Było jej absolutnie i niezaprzeczalnie wszystko jedno. Westchnęła cicho. - A mogę najpierw opuścić ręce? - rzuciła, po czym, nie czekając na pozwolenie, skrzyżowała je na klatce piersiowej, plecami opierając się o biurko. Zawahała się tylko na moment, po czym kontynuowała głosem, który przy odrobinie dobrej woli mógłby być uznany za znudzony. - Ashe Cradlewood. Lat dwadzieścia jeden. Miejsce zamieszkania: Kwartał Ochrony Ludności Cywilnej. Dokumentów ci nie pokażę, bo nie mam. Przyszłam tu, bo potrzebowałam zadzwonić. W jakim celu - to już moja sprawa. Wiedziałam, jak otworzyć drzwi, bo kiedyś tu pracowałam i notorycznie zapominałam kluczy. - Urwała, zerkając na twarz rudowłosej. - Numer buta i wyniki ostatniego badania krwi też ci podać?
|
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pon Cze 17, 2013 9:37 pm | |
| Dziewczyna była bezczelna, ale Rory lubiła bawić się w takie gierki. Tak się jakoś złożyło, że ostatnio miała więcej czasu, mogła więc poświęcić chwilę na przerzucanie się sarkastycznymi tekstami z włamywaczką. No i warto dodać, że trzymając pistolet w ręku była na wygranej pozycji. Carter miała przeczucie, że blondynkę coś gryzie, ale prędzej połknie własny język, niż jej to powie. Zresztą, nie miała ochoty na wysłuchiwanie zwierzeń jakiejś zbiegłej z KOLCa istoty. Mogła ją tam albo z powrotem odstawić... zaraz, czy aby na pewno? Getto uważała za poroniony pomysł już od samego początku jego istnienia i bywając tam dosyć często, wyrobiła sobie jedną opinię: nawet najgorszemu wrogowi nie życzyła takiego życia. Odłożyła telefon na miejsce i ponowne przyjrzała się dziewczynie. Ashe nie wyglądała na dwadzieścia jeden lat, ale takie już były efekty przebywania w Kwartale. Rory spodziewała się jakiejś niezwykłej historyjki a dostała tylko krótki fragment, który na dodatek wydał jej się dziwnie...prawdziwy. No, może z tą pracą w redakcji wyglądało to trochę inaczej. A gdyby tak ją sprawdzić? -Numer buta bardzo chętnie, może coś ci podrzucę, gdy już wrócisz tam, skąd przyszłaś - warknęła, ale była to groźba bez pokrycia. Cokolwiek zrobi z tą dziewczyną, na pewno nie będzie to oddelegowanie jej do getta. - Mówisz, że tutaj pracowałaś, tak? W takim razie odpowiedz mi na małe pytanie kontrolne. Jak się wabią koty naczelnego? Spojrzała na nią podejrzliwym wzrokiem i opuściła lekko dłoń z pistoletem. Wciąż jednak pozostawała czujna. Celowanie do kogoś nie było najlepszym sposobem wyciągania informacji, ale w tej sytuacji na pewno najbezpieczniejszym. Jeśli okazałoby się, że Ashe naprawdę była w przeszłości związana z Capitol's Voice, wtedy, no cóż, Rory pewnie zadzwoniłaby do Nicka żeby ten pomógł jej jakoś ogarnąć tę przedziwną sytuację. Może znał rodzinę Cradlewood, wiedział gdzie najlepiej ją odstawić?
Przepraszam za ten gniot, jeszcze tylko jutro i wolność... |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pon Cze 17, 2013 10:16 pm | |
| Gdyby nie była kompletnie wykończona, z pewnością doceniłaby cięty język swojej rozmówczyni i z nieskrywaną satysfakcją wymieniła kilka złośliwych uwag. Ale była. Dzisiejszy dzień zaczął się parszywie, miał parszywy środek i zapowiadało się, że będzie miał jeszcze bardziej parszywe zakończenie. W dodatku była niewyspana, zmęczona biegiem, ucieczką i przytłaczającymi wiadomościami. Było jej wszystko jedno, czy ruda postanowi ją zastrzelić tu i teraz, czy tylko nieznacznie opóźni egzekucję, wzywając strażników. - Trzydzieści siedem, dzięki - warknęła, wlewając w te trzy wyrazy tyle sarkazmu, ile tylko mogły pomieścić. Odwróciła głowę, zaciskając ze złością usta i czyniąc w myślach postanowienie, że więcej się nie odezwie, kiedy kolejne pytanie ponownie zwróciło jej uwagę. Przez sekundę patrzyła na dziewczynę zaskoczona, ale po chwili z powrotem przybrała na twarz maskę obojętności. Nie miała pojęcia, do czego zmierza rudowłosa, ale fakt, że znała Dominika - i wyglądało na to, że do tego całkiem nieźle - wystarczył, żeby zdobyć zainteresowanie Ashe. - Nick ma jednego kota, Daisy - powiedziała machinalnie, właściwie do końca nie zdając sobie z tego sprawy. Trochę się dziwiła, że jej mózg nie wyparł jeszcze z pamięci takich durnych, nieistotnych szczegółów z dawnego życia. - No chyba, że Stephenowi wyrosło futro, ostatnio nie jestem na czasie - dodała, wciąż tym samym, pełnym sarkazmu głosem. Towarzystwo dziewczyny zaczynało ją irytować, tak samo jak jej dziwne pytania. W dodatku aż ją skręcało, żeby zadzwonić do Violatora raz jeszcze i sprawdzić, czy Frans ma jakieś informacje o Mathiasie. Bo niestety - mogła zaprzeczać, ile chciała, ale gdzieś w środku niej zaczynały już powoli kiełkować małe, złośliwe wyrzuty sumienia.
Rozumiem lepiej, niż myślisz. ;_; |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Cze 18, 2013 11:48 am | |
| Dobra odpowiedź wcale jej nie zaskoczyła, gdzieś tam w głowie cały czas kołatała się myśl, że dziewczyna od samego początku nie wyglądała na żadną bezduszną włamywaczkę. Rory nie była z tych, którzy gotowi byli uwierzyć we wszystko, tylko nie w prawdę. Wierzyła w ludzi, mimo wszystko, a choć taka naiwność mogła przysporzyć jej kłopotów, dotychczas nie dostała za to po głowie. No dobra, może raz. Rudowłosa zwróciła też uwagę na to, że Ashe użyła skrótu 'Nick', co było ostatnim pasującym elementem w jej układance. Opuściła rękę, zabezpieczyła pistolet i schowała go do torby. Wiedziała, że dziewczyna może wykorzystać to jako szanse na ucieczkę, nie zamierzała jednak dalej jej grozić. Wyglądało na to, że naprawdę znała Nicka i w tej chwili wydała się on jedyną osobą, która mogłaby pomóc blondynce. -Postaram się do niego dodzwonić, ale może mieć wyłączony telefon - zaczęła, po czym znowu chwyciła wyjęła z torby swoją komórkę i zaczęła z pamięci wybierać numer - Brał ostatnio udział w naprawdę bombowej imprezie i swoje odsiedział w szpitalu. Przystawiła telefon do ucha i oczekiwała na sygnał, a gdy ten wreszcie się pojawił, zaczęła odliczać. Po sześciu miała już się rozłączyć, gdy usłyszała wreszcie głos swojego naczelnego. -Cześć, tu Rory. I jak zwykle mam sprawę. Jestem teraz w redakcji, nie pytaj co tu robię o tej porze. W każdym razie, mam tu nieoczekiwanego gościa, który mówi, że cię zna i naprawdę na to wygląda - spojrzała na dziewczynę, próbując jakoś opisać ją swojemu rozmówcy - Nazywa się Ashe Cradlewood, ale nie ma papierów, więc nie mam jak sprawdzić. Chuda blondynka, numer buta trzydzieści siedem, ocieka sarkazmem i właśnie nawiała z KOLCa. Wie też o Stephenie i Daisy, więc uznałam, że jednak zadzwonię do Ciebie i powiesz mi, co mam robić. Rory była w stanie przegadać każdego i rozmowy telefoniczne często tak się toczyły: ona trajkotała, a ktoś po drugiej stronie tylko przytakiwał. Miała to szczęście, że wcześniej sprawdziła swój telefon na wszelkie możliwe sposoby i oddała go do podrasowania komu trzeba, więc żaden podsłuch jej nie groził *. Co by było, gdyby o uciekinierce z KOLCa dowiedziały się niepowołane osoby? Teraz jednak wiernie czekała na jakieś wskazówki od Nicka, mając nadzieję, że sprawa dziewczyny jakoś się rozwiąże. Nagle przyszło jej na myśl, że przecież Ashe i jej naczelny mogli się znać, owszem, ale skąd przyszło jej do głowy, że się lubili? A co jeśli Terrain zaraz ją wyśmieje? Albo gorzej, sam zadzwoni po strażników i karze odprowadzić blondynkę do getta? Carter zamrugała i skarciła się w duchu za swoją głupotę. Wciąż wpatrywała się w Ashe, ale przeczucie mówiło jej, że jednak się nie pomyliła. Doczekała się wreszcie odpowiedzi Nicka, który był wyraźnie poruszony informacją, jaką mu przekazała. - Ashe...? Nie róbcie nic, za moment tam będę. - Okej, to czekamy. Do zobaczenia! - pożegnała się i rozłączyła, a potem odezwała do swojej towarzyszki - Zaraz tu będzie. Z uśmiechem na ustach okrążyła biurko i usiadła na wygodnym fotelu naczelnego. A co, dziś mogła sobie na to pozwolić!
* zaraz to kupię ;3 |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Cze 18, 2013 4:44 pm | |
| Zaraz tu będzie. Trzy słowa. Pięć sylab. Trzynaście liter. Kilka dźwięków, fala, wprawiająca powietrze w drganie. Nic więcej, prawda? A jednak. Ashe przymknęła na moment oczy, nie wiedząc, co powinna zrobić. Spróbować ucieczki? Rzuciła szybkie spojrzenie w stronę rudowłosej dziewczyny, która usiadła wygodnie w fotelu, najwidoczniej stwierdzając, że włamywaczka nie ma jednak złych zamiarów. Czy pobiegłaby za nią, gdyby rzuciła się do drzwi? Szczerze w to wątpiła. Inna sprawa, że tak właściwie nie chciała uciekać. Po pierwsze, nie miała dokąd. Mur mógł nadal być obstawiony i najbezpieczniej byłoby zaszyć się gdzieś i przeczekać kilka dni. Najistotniejsze było jednak to, że na samą myśl, że zobaczy Dominika żywego i zdrowego, miała ochotę jednocześnie się roześmiać i rozpłakać. Serce zaczęło bić jej niespokojnie. A co, jeśli on wcale nie chciał jej widzieć? Może dotarły do niego pogłoski o jej pracy dla Snowa i także uznał ją za zdrajcę? Przygryzła nerwowo wargę i zaczęła odruchowo szarpać wystającą z kurtki nitkę. Jej mózg powoli analizował każde słowo, wypowiedziane przez Rory - zarówno do Nicka, jak i do niej. W końcu zdecydowała się przerwać ciszę. Odwróciła się do dziewczyny i zadała pierwsze pytanie, które nie dawało jej spokoju. - Co się... - Urwała, słysząc, jak zachrypnięty ma głos. Chyba biegi przełajowe na dwudziestostopniowym mrozie niespecjalnie jej służyły. Odchrząknęła cicho. - Co się stało Nickowi? - zapytała, mając na myśli wspomnienie o szpitalu. Od czasów pamiętnej akcji z Devi, ten przybytek nie kojarzył jej się najlepiej. - Wszystko z nim w porządku? - Zamilkła, wpatrując się w rudowłosą i z jeszcze większym zaangażowaniem szarpiąc wystającą nitkę. Oczywiście, nie miała obowiązku jej odpowiadać. Była tylko intruzem, w dodatku zbiegiem i sama jej obecność tutaj groziła w najlepszym wypadku aresztowaniem wszystkich, z którymi rozmawiała. Nie próbowała nawet protestować, kiedy Rory wspomniała o jej domniemanej ucieczce z KOLCa. Trzeba byłoby być ślepym i doszczętnie głupim, żeby nie zauważyć, że nie była stąd. Co ona sobie myślała, wychodząc w ogóle z getta? Jej myśli ponownie wróciły do Mathiasa. Zastanawiała się, czy mężczyzna jeszcze żyje i czy jeśli nie uciekłaby od strażnika, miałaby jakiekolwiek szanse, żeby mu pomóc. Szczerze w to wątpiła, ale i tak nie potrafiła powstrzymać się od zadawania sobie pytania, co by było, gdyby. |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Cze 18, 2013 7:42 pm | |
| //Główna przystań
- A on wtedy wziął tą małą i przeszli peron razem, wie pan? Mruknąłem coś w odpowiedzi, jednocześnie dostrzegając, że wreszcie zbliżaliśmy się do redakcji. Zgrabnie zignorowałem kolejną uwagę brodatego kierowcy, zbyt zajęty błaganiem w myślach o pojawienie się w końcu zielonego światła, razem z którym chwilę później samochód po raz kolejny ruszył, wjeżdżając na ostatnią prostą przed parkingiem redakcji. Wsunąłem w dłoń mężczyzny być może kosmiczną kwotę, po czym bez zbędnych grzecznościowych słów trzasnąłem drzwiczkami taksówki, kierując się w stronę budynku i słysząc jednocześnie warczenie silnika odjeżdżającego pojazdu. Pokonałem szybko odległość dzielącą mnie od wejścia, po czym popchnąłem mocno szklane drzwi. Owiało mnie ciepło wnętrza, więc paroma automatycznymi ruchami dłoni rozpiąłem płaszcz, pozwalając mu luźno wisieć na ramionach. Nie mogłem sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej byłem w pracy w zwykłym, białym podkoszulku, jednak w tamtej chwili straciło to jakiekolwiek znaczenie. Zdecydowanym krokiem przemierzyłem główny hol, mimowolnie rozglądając się na boki, chociaż nikogo nie mogło być w szklanych boksach. Odruchowo zapaliłem światła, bez problemu znajdując włącznik i z większą niż zwykle delikatnością go naciskając. Zacząłem wspinać się po schodach, z każdym jednak schodkiem moje z początku szybkie kroki stawały się coraz wolniejsze, mniej pewne, chcące zawrócić. Jeszcze kilkanaście, może kilkadziesiąt kroków, naciśnięcie klamki drzwi i tym samym miała otworzyć się, poetycznie i ckliwie mówiąc, furtka do przeszłości. Nie pamiętałem nawet, kiedy ostatnio widziałem Ashe, i to nie w snach jako trupa, pochowanego bez mojej obecności na pogrzebie. Albo bez obecności pogrzebu, bo czymże jest pełne szacunku pożegnanie się ze zmarłym, gdy można go beztrosko wrzucić do rowu, jak wiele ciał przed i po nim? Zawsze gryzłem się z myślami, drżałem, że to w ten sposób słuch o niej zaginie. Historia mojej przeglądarki internetowej wykrzykiwała jej imię, wpisywane wszędzie, gdzie się dało, gdy szukałem czegoś, co miało utwierdzić mnie w przekonaniu, że się myliłem, że kobieta dalej żyła i miała się dobrze, jeśli tak można było powiedzieć o żywocie kogoś umieszczonego w KOLCu. Aż w końcu musiał zrobić to zwykły, pozbawiony większych emocji telefon, chociaż tę chwilę wyobrażałem sobie jako spowitą we wszechobecne confetti, radosne uśmiechy, wspólne, szczęśliwe płacze i rzucanie się sobie w ramiona. Nie umiałem jednak nawet dopuścić do siebie myśli, że zaraz ujrzę osobę, która przez tyle lat była mi bliższa niż ktokolwiek inny – i to tylko po to, aby rozdzieliła nas bezsensowna polityka i rebelia, której wybuch wprowadził wielkie pokłady chaosu, ale tylko odwrócił szachownicę i ruchem dłoni naiwnego dziecka z grubym pędzlem między palcami próbował zamienić kolorami czarne oraz białe pionki. Wsunąłem się do gabinetu z szybciej bijącym sercem i w pierwszej chwili ogarnęło mnie poczucie rozczarowania, gdy dostrzegłem małą, wychudzoną i nieznaną mi blondynkę. Wbiłem w nią wzrok, gotów do zarzucenia jej bezczelnego podszywania się pod bliską mi niegdyś osobę i dopiero wtedy jej się przyjrzałem, w postawie i zmienionych, ale wciąż tych samych rysach rozpoznając Ashe. Ashe Cradlewood, moją najlepszą przyjaciółkę. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Cze 18, 2013 9:07 pm | |
| Mama kiedyś powiedziała małej Rory, że w samym spojrzeniu można zawrzeć więcej, niż w najbardziej wyszukanych słowach. Nie okazało się to lekiem na jej gadulstwo, ale sprawiło, że w tej chwili aż zaniemówiła. To jak Nick i Ashe patrzyli na siebie, wyrażało więcej, niż tysiąc słów. Oni nie tylko się znali, ich więź była wyczuwalna i jakoś tak cholernie... intymna. Carter odwróciła wzrok, bo poczuła się nagle jak intruz, a bynajmniej nie ona nim tu była. Zamrugała szybko, po poczuła, że oczy zaczynają ją piec tak, jakby zaraz miały zacząć łzawić. No co jest, nie rozklejaj się. Rory nie miała pojęcia, co tak naprawdę ich łączyło, ale stwierdziła, że na wszelkie pytania przyjdzie czas później. Nie wyobrażała sobie teraz siebie wypytującej Nicka i Ashe jak długo się znają, dlaczego wyglądają, jakby nie widzieli się szmat czasu, co teraz zrobią. Była pewna, że wszystkiego i tak dowie się w swoim czasie. Przeczuwała też, że nie jest to jej ostatnie spotkanie z tą dziewczyną. Powoli podniosła się z fotela i wreszcie zdecydowała się coś powiedzieć, bo cisza zaczynała powoli robić się dla niej niezręczna. -No, to misja wykonana, nic tu po mnie - oznajmiła wesoło, salutując do Nicka i skierowała się w stronę drzwi. - Polecam się na przyszłość. W ostatniej chwili przypomniała sobie także o Violatorze, Fredzie i wszystkich innych z KOLCa, których znała i którym próbowała jakoś pomóc. Dlaczego blondynka dzwoniła akurat do burdelu? Czy coś się tam stało? Wiedziała, że od panny Cradlewood szybko się tego nie dowie. Dziewczyna chyba nie miała zamiaru wracać do getta, a telefonowanie tam mogło się wydawać podejrzane. No i zapewne w burdelu mieli podsłuch. Postanowiła więc zadziałać sama. -W najbliższym czasie postaram się zajrzeć do Violatora - mruknęła jakby od niechcenia, spoglądając na Ashe - Jak dowiem się czegoś interesującego, dam znać. Wiesz, gdzie mnie znaleźć. Pozdrowiła ich gestem dłoni i energicznym krokiem opuściła gabinet. Będąc w głównej sali obejrzała się jeszcze za siebie, po czym pokręciła głową i z lekkim uśmiechem pod nosem opuściła redakcję Capitol's Voice.
/zt |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Cze 18, 2013 10:06 pm | |
| Im więcej czasu mijało, tym sytuacja wydawała się bardziej nierealna. Ashe stała przy biurku, przestępując nerwowo z nogi na nogę i czując się jak w szczególnym rodzaju snu, w którym człowiek znajduje się w dobrze znanym miejscu, z tym że pełniącym rolę zupełnie inną niż w rzeczywistości. Całe jej otoczenie - znajomy gabinet, postać Rory, nawet charakterystyczne tykanie wiszącego na ścianie zegara - zdawało się być tworem chorej wyobraźni, zmęczonej ciągłym zagrożeniem i szukającej chociażby chwilowej ucieczki. Przeszłość nie była już niewyraźnym echem, jak na brzegu Moon River. Wspomnienia krzyczały i drapały, aż w końcu przebiły się na powierzchnię, a już za kilka minut miały na dobre zmieszać się z teraźniejszością. Pod pozornie szczelne mury, które budowała przez ostatnie osiem miesięcy, podłożono ładunki wybuchowe i wystarczyłby jeden sygnał - w tym wypadku oznaczający naciśnięcie klamki do drzwi gabinetu - i wybuchłyby, zmiatając konstrukcję z powierzchni ziemi i obracając w pył mozolnie wznoszoną barykadę. Tak po prostu. W jednej chwili stałaby, nienaruszona i groźna, a w następnej nie zostałby po niej ślad. Drgnęła na dźwięk otwieranych na parterze drzwi. Serce przyspieszyło jej nagle, a sekundę później zamarło, jakby wstrzymując oddech razem z właścicielką. Zerknęła nerwowo na Rory, szukając... właściwie sama nie wiedziała czego, po czym musiała złapać się kurczowo blatu biurka, żeby powstrzymać nagłą chęć ucieczki. W tym wypadku - przez okno. Zęby, które od dłuższego czasu nerwowo przygryzały dolną wagę, zacisnęły się tak mocno, że miała wrażenie, że za moment poczuje w ustach metaliczny smak krwi. Sama do końca nie wiedziała, dlaczego niechybne spotkanie budzi w niej tak sprzeczne emocje i co je powoduje. Strach, że jej nie rozpozna? Obawa, że przejdzie obok niej obojętnie i każe wracać, skąd przyszła? To, i jeszcze milion innych myśli, pozytywnych i negatywnych, wymieszanych ze sobą i wstrząśniętych, tworzących mieszankę, lada chwila mającą wybuchnąć. W korytarzu na dole pstryknęło światło, kroki na schodach przybliżyły się, zgrywając się idealnie z łomotem serca. Prawie widziała w wyobraźni buty, stawiające kolejne kroki i odliczała stopnie. Jeden, drugi, trzeci, ósmy, półpiętro i dalej, dziewiąty, dziesiąty... A później skrzypnięcie drzwi i postać Dominika, pojawiająca się w gabinecie, jak gdyby nigdy nic, zupełnie jakby wciąż był czerwiec, a ona czekałaby na niego z dwoma kubkami kawy i gotowym do sprawdzenia artykułem. Gdyby nie to, że oboje się zmienili, że na twarzy i ramionach mężczyzny widniały świeże zadrapania, a w oczach czaiła się nabyta przez ostatnie miesiące gorycz, mogłaby udawać, że wojny w ogóle nie było. Że nigdy nie przekazała Mammonowi planów centrum dowodzenia, areny nie rozbito, rebelia nie wybuchła, Trzynastka nie zajęła Kapitolu. Ślady jednak były i jak uciążliwe, obijające się o szybę muchy, przypominały o niepodważalnych faktach. Kątem oka zauważyła poruszenie, a następnie w polu jej widzenia pojawiła się Rory. Odwróciła na moment wzrok i uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością, chociaż jeszcze kilkanaście minut temu ta sama dziewczyna celowała do niej z nabitej broni, grożąc, że wezwie strażników. Odprowadziła ją spojrzeniem, po czym przeniosła je znów na Nicka. Jej Nicka, jej najlepszego przyjaciela, jedyną osobę, przed którą nie czuła potrzeby udawania czegokolwiek. Otworzyła usta, chcąc powiedzieć mu jednocześnie wszystko, co leżało jej na sercu, w efekcie czego nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. W końcu, po kilku sekundach takiej bezgłośnej walki, wzruszyła po prostu z kapitulacją ramionami i cichym, wciąż tak samo zachrypniętym głosem, wyszeptała: - Hej, Nick.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Cze 18, 2013 11:16 pm | |
| Wielu autorów przytacza w swych dziełach ten moment. Jest ciemno i błądzisz po omacku po schodach, przytulony do ściany, czując bijący od niej, błogosławiony chłód. Może to sen? Może iluzja? Nie wiesz, jedyne, czego jesteś pewien, to to, że musisz się wspinać, pokonać przeszkodę, mijać kolejne zakręty, przeskakiwać schodki. Wbijasz palce w gładką powierzchnię, czując po opuszkami łuszczącą się farbę, odsłaniającą po odpadnięciu chropowatą ścianę. Zafascynowany nią, wykonujesz kolejny krok, twoja stopa prześlizguje się w powietrzu, toruje sobie drogę i w końcu szykuje się do opadnięcia na kolejny schodek, kontynuowanie wspinaczki… …a schodka nie ma. Spadasz. Wiesz, że zaraz znajdziesz oparcie, po odzyskaniu równowagi poczujesz się pewniej, dojrzalej niż przed chwilą – hej, w końcu pokonałeś tę przeszkodę sam, prawda? – ale teraz jesteś bardziej zagubiony niż zwykle, zmieszany, nawet jeśli nikt nie może ujrzeć twojej pomyłki. Lądujesz na podłodze, kaleczysz podbicie, ranisz ścięgna, ale jesteś bogatszy o nowe doświadczenia i choć wiesz, że zaraz sytuacja się powtórzy - w końcu jak światła nie było, tak nie ma; że znowu wpadniesz w panikę, szukając oparcia, będziesz już wiedział, że nawet jeśli go nie widzisz, ono cały czas tam jest, gotowe, aby podać ci ramię do wypłakania. Gdy Rory wyszła z pokoju, zdawało mi się, że znowu kroczę niepewnie przez klatkę schodową, zastanawiając się, czy kiedykolwiek dojdę na górę i ujrzę czekającą na mnie Ashe. Tym razem nie zapaliłem światła, więc moja stopa błąkała się w ciemnościach, gotowa do pewnego upadku, połączonego z jeszcze większym bólem, niż tym przed rozpoczęciem wędrówki. Rozpaczliwie szukałem czegoś, co ponownie da mi oparcie, zupełnie jak krok temu. - Hej, Nick – usłyszałem wtedy i poczułem, że wreszcie natrafiłem na schodek i mogłem kontynuować wspinaczkę. Wysłałem w jej stronę niepewny uśmiech, nie wiedząc, jak bardzo ochłodziły się nasze relacje i na co mogę sobie pozwolić. Nie było mowy o rzuceniu się jej w ramiona i wypłakaniu swoich smutków, bo nawet jeśli sama jej obecność skutecznie podtrzymała mnie na duchu, to wcale nie musiało działać w drugą stronę. Zapragnąłem w jednym momencie powiedzieć jej wszystko, zatopić ją w objęciu i zapomnieć o wszystkim, jednak zamiast tego objąłem się ramionami, udając, że otulam się szczelniej płaszczem, po czym powolnym krokiem ruszyłem w stronę biurka i zacząłem zbierać na kupkę porozrzucane po nim papiery. Artykuł o zakreślonym czerwonym mazakiem tytule „Tajne plany prezydent Coin?” kuł mnie w oczy, kiedy chowałem go do granatowej teczki, na koniec mimochodem strzelając jej gumką, co było gwałtownym dźwiękiem przerywającym bolesną ciszę, rozdzieraną wcześniej tylko cichym szelestem przekładanych kartek. Nie mogąc już dłużej odwracać swojej własnej uwagi, uniosłem głowę i spojrzałem prosto w oczy Ashe z całym przepełniającym mnie bólem, zawierającym w zestawie oczy zaszklone łzami, nieważne, jak bardzo starałem się je powstrzymać. - Przepraszam – wyszeptałem równie cicho, co Ashe przed chwilą, w jednym słowie wyrzucając wszystko to, co przez osiem ostatnich miesięcy nie pozwalało mi spokojnie zasnąć. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Sro Cze 19, 2013 12:05 am | |
| Czekaliście kiedyś na coś tak długo, że przestaliście wierzyć, że Wasze marzenia się ziszczą? Chcieliście czegoś tak bardzo, że miliony razy wyobrażaliście sobie, że w końcu to dostajecie, odtwarzaliście w głowie różne wersje tej samej historii, wymyślaliście reakcje i długie przemowy, które wygłosicie, gdy już los obdaruje Was tym, czego tak desperacko pragnęliście? Bo Ashe owszem. Odkąd tylko Dominic zniknął z Kapitolu, nieznanymi drogami uciekając do podziemnego dystryktu, marzyła o tym, że kiedyś znów się spotkają. Siedząc w więzieniu i czekając na śmierć, śniła o tym, że jej przyjaciel przychodzi do niej, żeby się pożegnać, mimo, że wiedziała, że jest to kompletnie niemożliwe. Miliony razy wydawało jej się, że widzi go, przemykającego ulicami KOLCa, ale za każdym razem, kiedy odwracała głowę, znikał - rozpływał się w śnieżnej zamieci, albo roztapiał w rzucanym przez budynek cieniu. W trakcie swoich upartych prób rozprawienia się z przeszłością, próbowała udawać, że nigdy tak naprawdę się nie znali - że Nick jest tylko i wyłącznie wytworem jej wyobraźni - ale wtedy wspomnienia wracały do niej, napędzane przez bzdurne i na pozór nieistotne wydarzenia. Wywoływał je zgnieciony kubek po kawie, leżący bezczelnie na środku ulicy, niedziałająca winda w rozwalającym się budynku, zapach gorącego kakao. Uparte, złośliwe i wszechobecne detale, czające się w najmniej oczekiwanych miejscach. Dopiero kiedy ruszył się z miejsca, zorientowała się, jak wiele rzeczy dotychczas jej umykało. Znajomy chód i gesty, niby nieco zniekształcone, ale wciąż te same; odruch otulania się ramionami, gdy był zdenerwowany, bezsensowne przekładanie przedmiotów. Podążyła wzrokiem za jego dłońmi, upychającymi do teczki szeleszczące kartki i prawie podskoczyła na dźwięk uderzającej o twardą tekturę gumki. Znieruchomiała, rozpoznając i klasyfikując kolejny rodzaj ciszy. Niezręcznej, uciążliwej, chłodnej i obcej. Nieprzyjemnej. Głuchej. Jest jeszcze jedna rzecz, charakterystyczna dla długo oczekiwanych wydarzeń. Prawie zawsze niosą rozczarowania. Nasza wyobraźnia ma zbyt wiele czasu na dopracowanie i wyidealizowanie szczegółów, żeby rzeczywistość mogła jej później dorównać. W efekcie otrzymujemy co prawda długo wyczekiwaną, ale drastycznie ubogą i skrzywioną formę marzenia - dlatego, że prawda jest zawsze mniej atrakcyjna od fikcji. Czy Ashe wyobrażała sobie, że kiedy wreszcie spotka Dominika, rzucą się sobie z płaczem w ramiona i wszystko będzie jak dawniej? Oczywiście, że nie, odpowiedziałaby od razu. To nierozsądne, dodałby rozum. Ale prawdziwe, szepnęłoby cicho serce. Teraz wpatrywała się w niego, a po klatce piersiowej rozlewał się dziwny, tępy, nieznośny rodzaj bólu. A kiedy wreszcie podniósł wzrok i wypowiedział to jedno, jedyne słowo, które miało wynagrodzić jej osiem miesięcy niewiedzy, najbardziej w świecie zapragnęła zniknąć. Żałowała, że w ogóle zjawiła się w redakcji, bo tęsknota okazała się być tysiąc razy łatwiejsza do zniesienia, niż poczucie, że na zawsze straciła coś cennego. Wyciągnęła rękę, nieśmiało i delikatnie dotykając ramienia przyjaciela, jakby chciała upewnić się, że na pewno jest prawdziwy, zanim się do niego odezwie. Co prawda nie był to żaden dowód, w snach też niejednokrotnie możemy czuć, ale jej wystarczył. - Nie, ja... - zaczęła, czując, jak zdanie, które sekundę wcześniej ułożyła sobie w głowie, rozlatuje się na kawałki i wychodzi w postaci urwanych, nic nie znaczących sylab. Cofnęła rękę, robiąc jednocześnie chwiejny krok w tył. Gardło miała ściśnięte do granic możliwości, a oczy zrobiły się dziwnie wilgotne, mimo, że cały czas wmawiała sobie, że nie pozwoli sobie na płacz. - Nie powinnam była tu przychodzić, przepraszam - wydukała w końcu, po czym odwróciła się na pięcie, a pierwsze słone krople uwolniły się spod kontroli w sekundzie, w której jej twarz zniknęła z zasięgu wzroku mężczyzny. |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Sro Cze 19, 2013 6:36 pm | |
| Uderzyła mnie myśl, że mogłem rozegrać to inaczej. Nie dać się ponieść emocjom, zahamować głupie, spowodowane zdenerwowaniem odruchy. Z uśmiechem radośniejszym, niż ten smutny grymas, na jaki tylko było mnie w tamtej chwili stać, powiedzieć Ashe, jak za nią tęskniłem. Naiwnie stwierdzić, że od teraz wszystko będzie już dobrze, a ja nie pozwolę nikomu jej skrzywdzić. Przytulić ją, przesunąć palcami po włosach, zabrać do mieszkania i po otuleniu wieloma kocami podać jej gorącą herbatę, usiąść obok i przez wiele godzin rozmawiać, wyrzucić z siebie wszystkie lęki. Wyżalić się, wysłuchać o jej dotychczasowym, zapewne niezbyt kolorowym życiu, po czym ukryć ją w otchłaniach Dzielnicy Rebeliantów, nie dopuszczając do tego, aby kiedykolwiek wróciła do Kwartału. Tak pewnie zrobiłby – albo przynajmniej próbował, jako że ta idylliczna wizja i tak nie mogłaby zostać bez niczyjej śmierci lub innej większej szkody wprowadzona w życie - Dominic sprzed roku, ten beztroski człowiek, który wydawał mi się już wyjątkowo obcy, jak nieznajomy minięty na ulicy, do którego z niewiadomych powodów przykułem większą uwagę niż do innych czmychających szybko przez otrąbiane przez zdesperowanych kierowców przejście dla pieszych. Teraz jednak mogłem tylko przesuwać palce po bardziej chropowatym niż zwykle papierze i przekształcać aktualną sytuację w myślach, wciąż nie dając rady wykreować idealnego jej odłamu. - Nie, ja... Nie powinnam była tu przychodzić, przepraszam. Krótka wymiana zdań, zaledwie dziewięć wiszących w powietrzu słów, w tym dwukrotne przeprosiny, być może nawet bardziej bolesne, niż domniemana kłótnia, która mogłaby mieć równie dobrze miejsce. Czy tylko na to było nas stać po tych wszystkich latach? Znieruchomiałem, kiedy Ashe odwróciła się na pięcie i zdecydowanym krokiem zaczęła kierować się ku wyjściu. Tak to miało wyglądać? Parę rzuconych w przestrzeń, beznamiętnych słów? A co z kocem, herbatą, historią? Łzami i utopionymi w nich smutkami? Ja również – nawet nie myśląc o tym, co robiłem - ruszyłem z miejsca, starając się stawiać jeszcze szybsze kroki, aż wreszcie gdzieś w okolicy drzwi od gabinetu udało mi się zacisnąć delikatnie palce wokół nadgarstka blondynki. Dopiero wtedy dotarło do mnie, jaki był kościsty i poczułem dziwne ukłucie w okolicach żołądka. Nie wynagrodziła tego nawet możliwość choćby muśnięcia skóry Ashe, za którym to dotykiem stęskniłem się bardziej, niż byłoby to racjonalne. Przyciągnąłem ją do siebie i – zupełnie tak, jak chciałem to zrobić przed chwilą – objąłem ją, chociaż dość niepewnie. - Nie odchodź już nigdzie – mruknąłem cicho prosto do jej ucha, starając się nie dopuścić do siebie myśli, że kobieta gwałtownie wysunie się z uścisku i ucieknie, od tej chwili utrzymując, że nigdy nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Sro Cze 19, 2013 7:48 pm | |
| Jak duża może być odległość od biurka do drzwi w przeciętnym gabinecie? Półtora metra? Dwa? Rzadko kiedy więcej. Jak to więc możliwe, że tych kilkaset centymetrów parkietu wydało jej się nagle trasą nie do przebycia? Zrobiła krok, najpierw jeden, potem kolejne, a przeszklone drzwi nie chciały się przybliżyć. I nawet bezgłośne łkanie nie było w stanie przenieść jej magicznie na drugą stronę, oddzielić niewidzialną barierą od bolesnych wspomnień i utraconych nadziei. Może dlatego, że tak naprawdę wcale tego nie chciała. Że w głębi ducha pragnęła odwrócić się do przyjaciela, przytulić się do niego i wypłakać mu w ramię te wszystkie sprawy, które ją dręczyły. Na samą myśl, że przyjdzie jej wrócić do Kwartału i żyć tak, jak dotychczas, miała ochotę wybuchnąć płaczem. Przypomniało jej się, dlaczego właściwie unikała nagłych powrotów do przeszłości. Nie dlatego, że bała się, że nie da rady się z nią zmierzyć, ale dlatego, że wiedziała, że nie będzie w stanie się z nią drugi raz pożegnać. Zrobiła kolejny krok, i następny, klamka znalazła się praktycznie w zasięgu ręki. Wyciągnęła ją, prawie widząc już oczami wyobraźni jak jej palce zaciskają się na chłodnym metalu, ale wtedy poczuła coś innego. Ciepły dotyk innej dłoni, łapiącej ją za nadgarstek i zatrzymującej w miejscu. Obróciła się chwiejnie, lądując tam, gdzie od wielu miesięcy chciała wylądować - w objęciach Dominika. Z początku znieruchomiała, nie wiedząc, jak się zachować, odzwyczajona od czyjegokolwiek dotyku. Słowa wypowiedziane do ucha dźwięczały jej w głowie i chociaż chciała na nie odpowiedzieć, miała wrażenie, że w gardle wyrosła jej wielka gula. Zacisnęła powieki, przyciskając czoło do koszulki przyjaciela, po czym... rozpłakała się jak dziecko. To już nie były pojedyncze łzy, bezgłośnie spływające po policzkach, a histeryczny, nieprzerwany szloch, od którego brakowało jej powietrza. Ganiła się w myśli, przykazując sobie natychmiastowe uspokojenie, ale nie zdawało się to na nic - własne emocje wymknęły się jej spod kontroli, więc przez dobrych kilka minut po prostu zanosiła się niekontrolowanym płaczem, wylewając gromadzone przez ostatnie pół roku pokłady żalu. Opanowała się dopiero jakiś czas później, chociaż sama nie wiedziała, czy były to dwie minuty, czy pół godziny. - Prze... praszam - wyszeptała cicho, wciąż nerwowo łapiąc niespokojny oddech. Było jej wstyd za samą siebie, ale ten wybuch, oprócz tego, że wywołał zażenowanie, zadziałał także oczyszczająco. Miała wrażenie, że kłębiące się w środku niej toksyny wydostały się na zewnątrz, pozostawiając ją dziwnie pustą, ale i... lekką i spokojną. Odsunęła się nieznacznie, wycierając wierzchem dłoni zapuchnięte policzki. - Jest... tyle rze...rzeczy, które chciałabym ci powiedzieć, a czuję, że nie mamy czasu. - Podniosła na niego wzrok, zdając sobie doskonale sprawę, jak żałośnie musi właśnie wyglądać. - Bo wiesz, że muszę wrócić, prawda? Oczywiście, że musiała. I nie chodziło nawet o to, że przebywając w Dzielnicy Rebeliantów ryzykowała własnym życiem, ale o to, że narażała także Dominika, Rory, i wszystkie osoby, które prędzej bądź później zdecydowałyby się jej pomóc. |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Sro Cze 19, 2013 11:30 pm | |
| Poczułem się jak fragment naczynia połączonego. Chwila zdziwienia, spowodowana reakcją Ashe, szybko została zmieniona w wybuchową mieszanką szczęścia i smutku. W momencie, w którym usłyszałem jej łkanie, wszelkie rozsadzające mnie uczucia również znalazły ujście w nadwyrężaniu kanalików łzowych, więc już po chwili poczułem, że moje oczy jeszcze mocniej się zaszkliły. Sytuacja była jednak tak abstrakcyjna, że i moje odreagowanie musiało być równie… specyficzne. Stanowiący pierwszy odruch płacz zastąpił wydobywający się z nie-wiadomo-skąd śmiech, którego spodziewałem się wtedy najmniej. Kto zdrowy psychicznie przytula niewidzianą od paru długich miesięcy przyjaciółkę, jednocześnie czując łzy wędrujące po policzkach i z ulgą, może również lekką histerią się śmiejąc? Wolałem nie wiedzieć, co sądziłby o nas przypadkowy przechodzień, który w jakiś magiczny sposób minąłby akurat okno mojego gabinetu, spadając po rzuceniu się z wyższego piętra budynku lub wybrawszy się na podniebny spacer w świeżo zaprojektowanych przez jakiegoś mieszkańca Kapitolu butach do wędrówki po chmurach. Rozjaśniłem twarz w uśmiechu, nie mogąc sobie wyobrazić, że wkrótce miał on ponownie zgasnąć, na prawdopodobnie nie najkrótszy czas. Pocałowałem Ashe w czubek głowy, po raz kolejny szukając namacalnego dowodu na to, że jej wizyta nie była tylko wytworem mojej chorej i zmęczonej wyobraźni. Oplotłem ją dokładniej ramionami, po czym oparłem brodę na czubku jej głowy, dalej uśmiechając się przez łzy jak wariat. - Póki co nigdzie się nie wybieram. Ani ty – rzuciłem, wiedząc, że zbędne zwroty pod tytułem „wszystko będzie dobrze” są tylko depresyjnym, zakamuflowanym okrzykiem „haha, nic nie będzie dobrze, widzisz?!”. - To nie jest ostatni raz, kiedy się widzimy, obiecuję – dokończyłem, ale być może te słowa zginęły gdzieś w jej włosach. Pierwszy wybuch radości minął tak szybko, jak się pojawił, więc złagodziłem uszczęśliwiony grymas na twarzy i rozejrzałem się po gabinecie. Raczej nie mogliśmy tu zostać, chociaż z drugiej strony przypomnienie sobie jakiegoś bezpiecznego miejsca sprawiło mi wielką trudność. Ha, czym jest teraz „bezpieczeństwo”? Co w ogóle oznacza to słowo? Powoli z powrotem przyzwyczajałem się do obecności przyjaciółki, więc wróciły do mnie wcześniejsze cierpienia, ale teraz miałem już z kim się nimi podzielić. Amanda, konflikty ze wszystkimi w promieniu kilometra, choroba. To wszystko zaczynało buzować w moim wnętrzu, szykując się do wybuchu i zmuszając tym samym do podzielenia się lękami z kimś bliskim. - Nie jestem pewien, czy tu jest bezpiecznie – wyszeptałem Ashe do ucha, chociaż jeśli byłby tu podsłuch, najpewniej już dawno do gabinetu zdążyłaby wtargnąć cała zgraja uzbrojonych po zęby strażników. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Czw Cze 20, 2013 7:31 am | |
| Miała ochotę zaprotestować. Powinna była zaprotestować. Odsunąć się od niego, powiedzieć, że musi wracać. Tak należało zrobić i to było właściwe. Z tym że Ashe raczej nie słynęła z podejmowania słusznych decyzji. Dlatego kiedy Dominic przytulił ją mocniej do siebie i stwierdził, że żadne z nich nigdzie się nie wybiera, po prostu kiwnęła głową. Nie wiedziała, co miał na myśli, ale mu ufała. Ufała mu do tego stopnia, że gotowa była zgodzić się na wszystko, idąc w ciemno tam, gdzie ją zaprowadził. To było nierozsądne i kompletnie irracjonalne - pokładać całe swoje życie w jednym człowieku, człowieku, którego nie widziało się od ośmiu długich miesięcy i który mógł w tym czasie diametralnie się zmienić. Ale stojąc tam, przy drzwiach gabinetu, schowana w jego ramionach, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu czuła się bezpiecznie. Uświadomiwszy sobie ten fakt, parsknęła śmiechem. To było głupie i bez sensu, bo jak kilkanaście centymetrów mięśni i skóry mogło ochronić ją przed czymkolwiek? Pierwsza lepsza kula przebiłaby się przez ten wątły mur, a wybuch bomby rozerwałby go na strzępy. Wzdrygnęła się na samą myśl, przymykając oczy i starając się odegnać obraz, jakim poczęstowała ją właśnie jej własna wyobraźnia. Prawda była taka, że Dominic nie tylko nie był dla niej żadną ochroną, ale dodatkowo czynił ją słabszą - tak jak robiła to każda osoba, na której zależało jej bardziej niż na niej samej. - Nie możesz mi tego obiecać - mruknęła, gdzieś w materiał jego koszulki. Nie wiedzieli, co przyniesie jutro. Ludzie wychodzili do sklepu i już nie wracali, szli ulicą, mijali zakręt, po czym znikali tajemniczo, tak jakby nigdy ich nie było. - Ale nie odchodź więcej bez pożegnania - dodała, przypominając sobie ich ostatnią rozmowę telefoniczną sprzed ucieczki Dominika do Trzynastki, tę, w której powiedział jej, że wszystko będzie dobrze i że niedługo wszystko zrozumie. Pół godziny później do jej mieszkania wtargnęli Strażnicy Pokoju. - Nie jestem pewien, czy tu jest bezpiecznie - usłyszała, zaraz przy swoim uchu. Roześmiała się cicho, chociaż ten dźwięk przypominał w równym stopniu szloch, co śmiech. - A gdzie jest? Bo nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek w życiu trafiła do bezpiecznego miejsca - mruknęła. W jej głosie nie było sarkazmu ani żalu, było to zwyczajne stwierdzenie faktu. Hej, mieszkamy w Panem, o jakim bezpieczeństwie mowa? Po tych słowach uspokoiła się na dobre. Amok wywołany nagłym spotkaniem minął i znów zaczęła dostrzegać wszystkie aspekty sytuacji. Nie mogła zostać w Dzielnicy Rebeliantów na zawsze, to było jasne. Nawet gdyby nie zagrażała w ten sposób sobie i Dominikowi, czuła jakiś wewnętrzny obowiązek podjęcia chociażby próby pomocy Mathiasowi. Na samą myśl, że wkrótce będzie musiała znów zostawić przyjaciela, ponownie zebrało jej się na płacz, ale tym razem potrząsnęła głową, powstrzymując cisnące się do oczu łzy. - A tak poza tym, przydałoby ci się wymienić zamek na dole. Ten, który masz obecnie, rozpracowałby pięciolatek, uzbrojony w ćwierćdolarówkę.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Czw Cze 20, 2013 8:46 pm | |
| To nie miało sensu; nasze bolesne spotkanie, zakończone jeszcze boleśniejszym rozstaniem, powinno rzeczywiście nie mieć miejsca. Jednak jak mogłem spojrzeć w oczy zapłakanej Ashe i jej to powiedzieć? Albo inaczej – jak mógłbym spojrzeć na swoje lustrzane odbicie i wyszeptać cztery nieznaczące nic słowa, które po połączeniu w całość raniły bardziej niż… no właśnie. Z pewnością nie bardziej niż nóż, nie bardziej niż pocisk, nie bardziej niż ostrze. Zresztą to nie była odpowiednia chwila, żeby zastanawiać się nad bólem, który swoją drogą najłatwiej po prostu wyprzeć z życia, nawet jeśli wydaje się to niewykonalne. Tym razem Ashe parsknęła śmiechem, a ja z ulgą przyjąłem to, że przynajmniej nie zanosiła się już od płaczu. Wypowiedziała tych parę nieprzyjemnych, aż za prawdziwych słów, których nie chciałem wtedy usłyszeć, chociaż wiedziałem, że prędzej czy później musiały między nami paść. Tyle dobrego, że to nie mi przyszło zmuszenie się do wypowiedzenia ich, bo to pewnie równałoby się nadejściu kolejnych łez. Nie ma Ashe. Puf. Ashe się pojawia. Pstrykasz palcami. Znowu jej nie ma, nie wiesz, kiedy wróci. I czy kiedykolwiek jeszcze ją zobaczysz. Nie odpowiedziałem. Co miałem rzec? Krzyknąć, że nie ode mnie to zależy? Rzucić kolejną obietnicę, chociaż nie byłem pewien, czy uda mi się spełnić nawet wcześniejszą? Karmić przyjaciółkę – i przede wszystkim samego siebie – słodką iluzją, która po dokładniejszym przyjrzeniu się nabierała goryczy? Zamknąłem oczy, chcąc odgonić od siebie wszystkie niepokojące mnie myśli, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiłem w pełni zatonąć w momencie, cieszyć się zobaczeniem jednej z najważniejszych dla mnie osób. Być może dlatego, że druga taka osoba w tamtej chwili niebezpiecznie szybko zmierzała w stronę wyroczni, która miała skazać ją na śmierć. - Zawsze możemy udawać, że jesteśmy całkiem bezpieczni. Że nie ma Igrzysk, nikt nie chce nas ani... naszych bliskich zabić, a życie jest tak beztroskie, jakim wydawało mi się jeszcze parę lat temu. Czcze gadanie, wiedziałem, że byłaby to jedynie zabawa w chowanego, nastawiona mimo wszystko na to, że osoba szukająca na końcu znajduje swoją ofiarę, czując podwojone czy potrojone uczucie spełnienia i chorej satysfakcji. Dłużej goniący kotek jest bardziej zadowolony ze złapanej, upartej myszki, nawet jeśli byłaby najbrzydszą, najmniejszą i najmniej ruchliwą na świecie. Uśmiechnąłem się krótko. - Zawsze muszę zostawić dla ciebie jakąś otwartą furtkę – odparłem krótko, po czym złapałem Ashe za rękę i pociągnąłem ją w stronę kanapy, sadzając koło siebie i wciąż nie luzując zamkniętych w uścisku palców. Po coś to robiłem, prawda? Żeby wesprzeć. Pytanie tylko, czy spoczywającą koło mnie blondynkę, czy jej towarzysza, męczonego przez mętlik w głowie. |
| | | Wiek : 21 Przy sobie : czarna, skórzana torba, a w niej: fałszywy dowód tożsamości, mapa podziemnych tuneli, wytrych, medalik z kapsułką cyjanku, nóż ceramiczny, zapalniczka, paczka papierosów, leki przeciwbólowe, latarka z wytrzymałą baterią Obrażenia : złamane serce
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pią Cze 21, 2013 9:42 am | |
| Wyglądało na to, że wrócili do początku, chociaż równocześnie oboje zdawali sobie sprawę, że taki powrót nie jest możliwy. Siedzieli dokładnie w tym samym miejscu, co osiem miesięcy temu. Wtedy Dominic ze zgrozą śledził Igrzyska Sama, tym razem, miał zmierzyć się z turniejem, w którym udział brała Amanda. Historia zatoczyła krwawe koło, na świecie było o kilka osób mniej, kilka innych miało się wkrótce na nim pojawić. Wtedy bali się Snowa, dzisiaj drżeli przed Coin. Zmieniło się wszystko, a jednocześnie nie zmieniło się nic. Ashe przyciągnęła nogi do siebie i oparła głowę na ramieniu przyjaciela. Cieszyła się tą krótką chwilą, wyrwaną siłą przewrotnemu losowi, za którą najprawdopodobniej wkrótce miało jej przyjść słono zapłacić. Nie wiedziała, jak właściwie wróci do Kwartału, bo na myśl o choćby zbliżeniu się do dziury w murze zaledwie kilkanaście godzin po tym, jak strażnicy schwytali Mathiasa, dostawała gęsiej skórki. W ciągu ostatnich dwóch dni uciekła przed nimi dwukrotnie, jakie więc było prawdopodobieństwo, że udałoby jej się to po raz trzeci? Z zamyślenia wyrwał ją cichy głos Dominika, mówiący o zostawianiu dla niej otwartej furtki. Zastanowiła się nad tym, bo może na tym właśnie polegał jego błąd. Może powinna była schować swój egoizm do kieszeni i pozostawić go samemu sobie. To, że ściągała na ludzi nieszczęścia, było wiadome nie od dzisiaj. O ile prostsze byłoby już i tak pokręcone życie tego mężczyzny, gdyby nie musiał przejmować się pakującą się w każde możliwe kłopoty przyjaciółką? - Może nie powinieneś - szepnęła, zanim zdążyła ugryźć się w język. Nie patrzyła mu w oczy, zamiast tego wbijając wzrok we wzór, jakie tworzył zmarszczony materiał jego podkoszulka. Oczami wyobraźni widziała wbiegających do redakcji, uzbrojonych po zęby strażników, powalających ich na ziemię i oskarżających Dominika o pomoc uciekinierce z KOLCa, ale była zbyt samolubna, żeby tak po prostu wstać i zniknąć. I nienawidziła się za to. Przymknęła oczy, zastanawiając się, czy wypada jej zadać pytanie, które właśnie cisnęło jej się na usta. W życiu jej przyjaciela było mnóstwo luk, które chciała wypełnić, nie wiedziała tylko, czy wciąż potrafią rozmawiać ze sobą o wszystkim. - Nick? - zaczęła, ważąc słowa i wahając się, jak dokończyć to zdanie, aż w końcu wybrała chyba najgorszą możliwą opcję. - Jak się czujesz... z tym wszystkim? - Zrobiła krótką pauzę, po czym dodała, chociaż pewnie niepotrzebnie. - Oglądałam relację z Dożynek.
Wybacz mi za to coś, napisałam to na kolanie, między jednym zadankiem z gruntów, a drugim. Dosłownie na kolanie. ;_; |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Pią Cze 21, 2013 9:38 pm | |
| Ponownie oparłem delikatnie brodę na czubku głowy wtulonej we mnie Ashe, zamykając jednocześnie oczy. „Może nie powinieneś”, prosto, wydawałoby się, że bez większego wysiłku powiedziane słowa. Kiedy marzyłem o tym spotkaniu, przynosiło ono bezgraniczną ulgą, zduszało w zarodku problemy i sprawiało, że wszystko wróciło do normy. Ha, „do normy”. Istnieje coś takiego, jak norma? Po raz kolejny odtworzyłem w myśli słowa Ashe. Nie, nigdy nie było bezpiecznie, chociaż kiedyś stanowisko redaktora naczelnego i prawie-że-zaufanie Snowa sprawiały, że mogłem żywić się substytutem tego uczucia. Teraz gdzieś głęboko czułem, że Coin ostrzyła na moją obojętność wobec polityki zęby. Wylosowanie Amandy być może było nawet ostrzeżeniem, że jeśli jej nie poprę, zginą wszyscy moi bliscy. Na pierwszy ogień poszła Amanda, potem nabierze chrapki na Jasmine. Charlesa, co z tego, że był jej współpracownikiem. I, co najważniejsze i najgorsze, Ashe. Przyrzekłem sobie w duchu, że nie pozwolę Coin dowiedzieć się, jak bardzo zależało mi na mojej przyjaciółce, i bez tego miała zdecydowanie zbyt wiele problemów. Obietnice, obietnice. Coś ostatnio ich nadużywałem. Przyjrzałem się Ashe, skupiając na powoli unoszących się i opadających w rytm branych oddechów ramionach. Zdecydowanie dramatyzowałem, byli przecież ludzie, których prezydent darzyła większą, bezczelną nienawiścią, to wszystko pewnie działo się tylko w mojej głowie. Ale dalej nie mogłem wyzbyć się obawy, że ktoś ważny dla mnie przez to ucierpi. - Nie byłbym sobą – odparłem tylko bez zastanowienia. - Zmieniłem się, ale chyba nie aż tak. Wbiłem wzrok w nieokreślony punkt na jednej z jasnych ścian, czekając na cud. Ten objawił się dość szybko i to pod postacią słów przyjaciółki. Zareagowałem krótkim i cichym „hm?” na dźwięk mojego imienia, po czym zamarłem, zastanawiając się, jak powinienem ująć wszystko w parę słów. Jak się czuję? Jak gówno. Wymięta i opluta kulka emocji, wcześniej przydeptana i wyśmiana przez kogoś, kto powinien być litościwy czy miłosierny. Jakby chciał się na mnie wyżyć, wbijając powoli cieniutkie igły w skórę, potem w mięśnie, tworząc niby nie aż takie bolesne, ale przy większej ilości prowadzące do szaleństwa rany. A wszelkie delikatne tortury prowadzone były tylko po to, by zaraz potem dobić mnie gorącymi odłamkami wbitymi w skórę. Tak, właśnie tymi, po których pamiątkę wciąż mogli oglądać wszyscy dookoła. Chyba wreszcie znalazłem odpowiednie porównanie. Czułem się jak w momencie wybuchu, w pierwszym momencie skołowany, potem zagubiony w oparach paniki, by poczuć ból tak wielki, że przestałem rozumieć, co działo się dookoła mnie. - Nie wiem, chyba nie najlepiej – odparłem zamiast tego, dalej starając się nie pokazać moich słabości. A potem chyba przełamałem się i zacząłem opowiadać. Zacząłem o Amandzie, przeszedłem na Trzynasty Dystrykt, by znowu zagłębić się w otchłaniach Kapitolu i opowiadać o Coin, Charlesie, szpitalach i badaniach, Capitol’s Voice, mieszkających ze mną Jasmine i Faith. Zatoczyłem koło, streszczając kłótnię z Samem i wreszcie wracając do Igrzysk. Nie wiem, ile rozmawialiśmy, jednak każda minuta płynęła zdecydowanie za szybko, zbliżając nas do momentu niechybnego rozstania. A najgorsze było to, że nie mogłem już Ashe na żaden sposób pomóc.
//No, tu się chyba kończy cała interakcja (chyba że Asia coś doda!), po niej rozpierzchamy się w nieokreślone miejsca Kapitolu |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Nie Cze 23, 2013 11:39 pm | |
| //Gabinet redaktora naczelnego
Trzeba było się pożegnać. Dziwna kula zatrzymała mi się w gardle, kiedy po długim czasie mówienia praktycznie bez przerwy wreszcie miałem pozwolić jej odejść. Zacisnąłem mocniej palce na jej dłoni, dając do zrozumienia, że nie chciałem, aby odchodziła. Być może był to ostatni raz, kiedy widziałem ją żywą, dlatego ociągałem się przed ostatecznym wycofaniem. - Dbaj o siebie. Nagnijmy czasoprzestrzeń i wyobraźmy sobie, że ta sytuacja została nagrana i puszczona w telewizji tydzień wcześniej, kiedy siedziałem wymęczony z kubkiem kawy w dłoni na kanapie, czekając na jakiś zupełnie nieważny telefon, który według innych miał taką wielką wagę. Zapewne zignorowałbym tę jakże rozczulającą scenę. Albo lepiej, podsumował niekoniecznie miłym komentarzem, parsknął lekceważącym śmiechem i opuścił mieszkanie, znowu zatruwając płuca dymem. Obróciłbym dwukrotnie w dłoni papierosa i już wtedy nie pamiętał o obejrzanym w magicznym pudle pożegnaniu. A gdyby ktoś mi o nim przypomniał, porównałbym je do legendarnych telenoweli z XXI i XXII wieku, z których wciąż naśmiewali się wszyscy współcześni krytycy filmowi. „Proszę państwa, tego się nie robi. Chcecie nakręcić dobry serial? Zróbcie wszystko, żeby nie przypominał ‘Mody na Sukces’, oto nasz przepis na tytułowy sukces, bo jest on w modzie”. Głupkowate komentarze obijałyby mi się po głowie, a ja nie zamierzałbym im zaprzeczać, uważając dokładnie to samo. Co innego, kiedy to my jesteśmy w takiej sytuacji. Odbijają się na nas czysto serialowe rozterki i problemy, dopadają takie krzywdy, jakie spotykały i tamtych bohaterów. Biegamy, płaczemy i rwiemy włosy z głowy, choć wszyscy dookoła uważają, że przesadzamy, marudzimy, zachowujemy jak idioci. Potem klątwa odwraca się i zaklęcie trafia prosto w ich serca, zamieniając role. Teraz my się z nich nabijamy, nie zdając sobie sprawy, że wkrótce historia po raz kolejny zatoczy koło. Wyszedłem z gabinetu, nie wiedząc, na czym skupić myśli. Ich rozerwane szczątki szalały dookoła każdego problemu, z którym przyszło mi się spotkać, po czym zaczęły obijać się z cichym łoskotem po mojej czaszce. Mijałem ludzi, których powinienem znać, a ich anonimowe twarze rozmazywały mi się przed oczami, nawet gdy beztrosko się ze mną witali. Tak, tak, „szanowny pan Terrain” również cieszył się na wasz widok, ale naprawdę moglibyście nie stawać mi już na drodze. Nie, nie odłożyłem dla was żadnej roboty, dajcie mi spokój, czy o tak wiele proszę? Trochę przestrzeni, zjadacze powietrza, oddajcie resztki tlenu, zanim oszaleję, odsuńcie się, zabierzcie artykuły, piskliwe głosy, niskie tony, radosne rysy, wykrzywioną mimikę. Odejdźcie wszyscy. Mijałem kolejne schodki, zastanawiając się, czy kiedykolwiek było ich tak wiele. Uderzało mnie zbyt wiele impulsów naraz, kiedy szturchnęła mnie ramieniem kolejna osoba, aby przez następną minutę wylewnie przepraszać i pewnie modląc się w duchu, abym nie zabrał jej premii. Chciałem zmusić się do wysłania jej uśmiechu, ale jak zwykle coś mi nie wyszło, więc po burknięciu niezidentyfikowanej i bliżej nieokreślonej uwagi oddaliłem się, zsuwając na niższą platformę. Ludzie zdawali mnożyć się w oczach. Było jasne, że po Dożynkach wszyscy się zbiegną, czego się spodziewałem? Trzeba uczcić sensację kolejnymi artykułami, składanymi z uśmiechem na moje biurko. Mogli być dumni! Jakże wielką zasługą było przecież pochwalanie bezsensownych rządów, mordowanie równie bezsensownych dzieci, istnienie bezsensownego państwa. Zatrzymałem się przy jakiejś barierce i przetarłem oczy, kładąc potem dłoń na prawej skroni. Wszystko zdawało się dziać zbyt szybko i w wielkim natężeniu. Jak w słabych telenowelach brazylijskich. Jak one się kończą? Zawsze dobrze. Z reguły. Postarałem się lekko rozpogodzić twarz, mając nadzieję, że mimikę, której nic nie można zarzucić, będę musiał utrzymać jeszcze tylko przez tych parędziesiąt schodków i kilkanaście metrów prowadzących do wyjścia w redakcji. Znowu oddalałem się z gracją, zwalając pracę na wszystkich dookoła. Nie byłem jednak w stanie pracować. Nie wtedy. W najgorszym wypadku pracownicy zbuntują się i obalą mnie z mojego stanowiska. Póki co nie miało to dla mnie zbyt dużego znaczenia. |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Cze 25, 2013 5:00 pm | |
| | Mieszkanie Charlesa, salon. Droga do redakcji minęła mu szybko. Może nawet za szybko, ponieważ nie zdążył obmyślić strategii pt. „Dlaczego od dwóch dni nikt nie widział mnie w pracy?”. Oczywiście Chaz nie obawiał się tego, że go wyleją. Zawsze mógł pracować w domu. Co za kłamstwo. Póki co ubezpieczała go pani prezydent i raczej niewiele miało się zmienić. Szczególnie teraz, gdy ogłosiła Igrzyska i wylosowano już trybutów. Komuś ten plan mógłby się nie spodobać i jeszcze, co gorsza zechciałby o tym napisać. Tak, Coin musi uważać i trzymać swoich ludzi bliżej niż jeszcze wcześniej. Ewentualnie mogą go wywalić innym sposobem. Pracownicy spalą go na stosie jak we wszystkich średniowiecznych opowieściach, czy coś. - Dzień dobry, panie Lowell - przywitał go sympatyczny, damski głos, gdy tylko otworzył drzwi wejściowe do redakcji. - Cześć… - wyłapał z jej identyfikatora. - Niki - dorzucił żywym tonem i uśmiechnął się. Brunetka ubrana w czerwoną spódniczkę, najwidoczniej była stażystką. Charles uwielbiał stażystów. Na początku rozgrywał z nimi pewną grę. Nie żeby się nad nimi jakoś znęcał, czy szczególnie okropnie zachowywał się w ich towarzystwie. Albo w najgorszym wypadku starał się ich wylać za wszelką cenę. Zazwyczaj chodzili zestresowani cały dzień, a rozlanie kawy było dla nich katastrofa największego kalibru. Jeśli coś im nie wyszło czuli się skreśleni i starali się nadrobić wszystkie niedociągnięcia. Przez co stres rósł parokrotnie. Gdy pan Lowell, zastępca redaktora naczelnego (nie zapominajmy), nie siedział w swoim gabinecie stukając coś skrupulatnie w klawiaturę, wychodził właśnie do stażystów. Na początku się im przedstawiał, jednak już przed tym ich ciśnienie rosło, a wyraz twarzy przybierał określoną postać: „co tutaj robi zastępca naczelnego i czy on chce mnie wylać?”. A on wtedy zaczynał żartować i śmiać się, jakby nigdy nic. Raz, czy dwa umyślnie wylał kawę. Po takim spotkaniu czuli się mniej zestresowani i bardziej pewni siebie, choć Chaz nadal z chęcią stwarzał takie sytuacje. To naprawdę powodowało jakaś lepszą atmosferę. No i niesamowicie go bawiło. Cokolwiek się potem z nimi działo, zazwyczaj uważał, że powinni zostać w redakcji. Rzadko kiedy na staż dostawał się ktoś bez ambicji i pomysłów. Ktoś, kto był najzwyczajniej w świecie nudny. Mimo tego, że plotki to rzecz wczorajsza, dzisiejsza i jutrzejsza w Capitol’s Voice pracowali świetni ludzie. Każde środowisko miało w sobie coś charakterystycznego. Ale wracając do ich dalszej dziennikarskiej kariery… Charles wychodził z założenia, że świeża krew zawsze się przyda. Niemal mechanicznie obrał sobie na cel gabinet Nicka. To tam pracował i powinien być o tej godzinie. Chyba, że załatwiał coś w innym miejscu. Gdy zbliżał się do klatki schodowej, upewnił się, ze jego założenia były słuszne. Dominic schodził po schodach i kierował się w jego stronę… to znaczy w stronę, z której przyszedł tutaj Lowell. Obserwacja numer jedne, Terrain żyje… i ma się całkiem dobrze.Pewnym krokiem ruszył przed siebie żeby zmniejszyć dystans, który ich dzielił. Złapał go tuż przy ostatnim stopniu. Dosłownie złapał, za nadgarstek. - Cześć Nick. Wiesz, że czasem odpisuje się na smsy? - powiedział do niego, delikatnie się uśmiechnął. Uśmiech numer pięć w tej sytuacji na pewno nie byłby odpowiedni. - Wybacz, musiałem wyjść wcześniej z wesela. Złapała mnie jakaś cholerna grypa i nadal mnie trzyma… ale mniejsza. Jak ty się czujesz? Znaczy, spodziewam się, że fatalnie... - W końcu puścił jego nadgarstek starając się złapać jego spojrzenie. Bał się co może zobaczyć w jego oczach. Przygnębienie, smutek, lęk? Niczego innego się nie spodziewał. |
| | | Wiek : 26 Zawód : pisarz, pomoc medyczna | nieszkodliwy wariat Przy sobie : paczka papierosów, zapałki, prawo jazdy, scyzoryk, medalik z małą ampułką cyjanku Znaki szczególne : puste oczy, perfekcyjna fryzura Obrażenia : tylko zniszczona psychika
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' Wto Cze 25, 2013 5:34 pm | |
| Ktoś złapał mnie za nadgarstek. W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakaś pomyłka i ów osobnik lada chwila wyrzuci z siebie szybkie „o-mój-najukochańszy-boże-panie-Terrain-ja-nie-chciałem-niech-pan-wybaczy!”, wycedzone z przerażeniem przez zaciśnięte zęby. Odpowiedziałbym na to machnięciem ręki lub nawet jedynie ukradkowym spojrzeniem, mówiącym, że przecież nic się nie stało. Bo nie stało, prawda? Straciłbym na tym jakieś trzydzieści sekund życia, ale jest to niczym przy sześćdziesięciu minutach w godzinie, dwudziestu czterech godzinach w dobie i niezliczonej ilości leniwie przemykających dni w ostatniej ćwierci wieku mojego… hm, dynamicznego żywota, jako że na nudę nigdy nie mogłem narzekać. Jednak zamiast przerażonego, świeżo zatrudnionego pracownika z zaczerwienioną od wstydu twarzą i chaotycznie rozrzuconymi wokół oblicza lokami ujrzałem znajome, lekko zdeformowane przez uśmiech rysy. Szarpnąłem delikatnie ręką, ale stojący schodek czy dwa niżej Charles jej nie puścił. Zwalczyłem potrzebę próby mocniejszego wyrwania dłoni z jego uścisku, w końcu mógłby uznać, że moje zdrowie psychicznie ponownie trafił szlag i zaoferowałby pomoc albo swoją, albo - jeszcze gorzej - terapeuty, a uwaga i zainteresowanie Chaza moją osobą były tym, czego chciałem w tamtej chwili najmniej. W końcu mężczyzna mnie puścił, a ja przyciągnąłem szybko dłoń do siebie i objąłem się ramionami. - Nic się stało. A ze mną wszystko w porządku – powiedziałem szybko od niechcenia. - Wybacz, nie mam siły, czasu ani ochoty rozmawiać. Przygnębienie? Smutek? Lęk? Ha, oczywiście, że nie. Chociaż starałem się to zatuszować, na mojej twarzy gościła tylko wybuchowa mieszanina niechęci, poirytowania i zmęczenia. Tygodniową normę łez, smutków i innych głębszych uczuć wyrobiłem na boleśnie krótkim spotkaniu z Ashe. Unikając kontaktu wzrokowego, wyminąłem mężczyznę i zacząłem pokonywać kolejne schodki, zdecydowanie zbyt szybko, aby nie zostało to uznane za podejrzane i niegrzeczne. Pragnąłem tylko znów być sam, czy to tak wiele? Wysiliłem umysł, próbując przywołać nazwę jakiegoś miejsca, gdzie nikt nie wysyłałby mi zbędnych spojrzeń, ani bez większej potrzeby nie usiłował rozmawiać. Uniosłem dłoń, zasłaniając usta w trakcie krótkiego ataku kaszlu, jednocześnie żałując, że nie miałem przy sobie niczego, co ukryłoby ranki szpecące niemal każdy nieosłonięty fragment mojej skóry. |
| | |
| Temat: Re: Redakcja 'Capitol's Voice' | |
| |
| | | | Redakcja 'Capitol's Voice' | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|